Blondynka na Zanzibarze


锱糂EATA
PAWLIKOWSKA
Blondynka na Zanzibarze
NATIONAL GEOGRAPHIC
POLSKA


W膮偶 z Zanzibaru
Przy wej艣ciu do sklepu t艂oczy艂y si臋 maski z wy艂upiastymi oczami, pr臋偶y艂y hebanowe lwy i 偶yrafy. Poczu艂am jak po plecach pod koszul膮 sp艂ywa mi strumyk potu. By艂o gor膮co. Czterdzie艣ci stopni w cieniu. Nawet drewniana zebra na wystawie zdawa艂a si臋 dysze膰 z upa艂u. Wyci膮gn臋艂am g艂ow臋, 偶eby jej si臋 lepiej przyjrze膰. Naprawd臋 wydawa艂a si臋 porusza膰. Paski na jej drewnianej sk贸rze ta艅czy艂y w rytm promyk贸w 艣wiat艂a. A mo偶e to cie艅 stoj膮cych za ni膮 ram do obraz贸w? Dziwne... Przysun臋艂am si臋 jeszcze bli偶ej i nagle zamar艂am. Spomi臋dzy obraz贸w wype艂z艂 w膮偶. Ogromny, czujny, napi臋ty. Gruby jak m臋skie rami臋, jasnobr膮zowy, z wielkimi 艣lepiami.
Wszyscy zacz臋li ucieka膰. Ja te偶, ale im szybciej bieg艂am, tym mocniej czu艂am, 偶e prawie mnie dotyka rozwidlonym, g艂odnym j臋zykiem.
- On ciebie wybra艂! - us艂ysza艂am nagle g艂os. - Nie uciekaj! Zatrzymaj si臋! Pozw贸l mu podej艣膰!
Pos艂usznie stan臋艂am. W膮偶 natychmiast w艣lizgn膮艂 si臋 na moje stopy, a potem zacz膮艂 si臋 okr臋ca膰 i wspina膰 po moim ciele coraz wy偶ej i wy偶ej. Czu艂am na szyi dotyk jego mi臋kkiej, g艂adkiej sk贸ry. Przesuwa艂a si臋 po moim ramieniu, si臋ga艂a policzka. Pr贸bowa艂am si臋 od niego uwolni膰, ale nie by艂am w stanie zdj膮膰 z siebie pot臋偶nych, pulsuj膮cych mi臋艣niami splot贸w.
- Nie musisz z nim walczy膰! - odezwa艂 si臋 zn贸w kto艣. 鈥" Poddaj mu si臋, wtedy odzyskasz spok贸j!
G艂owa w臋偶a znalaz艂a si臋 w艂a艣nie na wysoko艣ci mojej twarzy. Spojrza艂am mu prosto w 偶贸艂te 艣lepia. I wtedy si臋 obudzi艂am.
Noc by艂a ciep艂a i pe艂na 艣piewaj膮cych cykad. W oddali szumia艂 ocean, uderzaj膮c od niechcenia falami o brzeg, tak jakby prowadzi艂 perkusyjn膮 pr贸b臋 orkiestry rozpisanej na wod臋 i piasek. Zamkn臋艂am zn贸w w oczy i zapad艂am w sen.
Zanzibar to niewielka wyspa na Oceanie Indyjskim, kilkadziesi膮t kilometr贸w od wybrze偶y wschodniej Afryki. W przesz艂o艣ci 偶ycie toczy艂o si臋 tam spokojnie. Najpierw przybyli ludzie z plemion Bantu, potem Arabowie z Jemenu. Uprawiali ziemi臋, zbierali owoce i nie mieli potrzeby organizowania si臋 w jednolite pa艅stwo. Dlatego gdy z Europy przybyli Portugalczycy, szybko przej臋li w艂adz臋 na wyspie i og艂osili si臋 jej kr贸lami.
Pewnego dnia do portu przyby艂y 艣mig艂e arabskie 艂odzie o tr贸jk膮tnych 偶aglach. By艂y to czasy, kiedy podr贸偶owano wy艂膮cznie tak, jak chcia艂a natura. 呕eglarze wyruszali na ocean, z trwog膮 wpatruj膮c si臋 w horyzont, a monsunowy wiatr pcha艂 ich w tylko sobie znanym kierunku. Tak w艂a艣nie na wyspie pojawili si臋 poddani su艂tana Omanu.
Nie by艂a to wyspa ogromnie wa偶na czy bogata, mia艂a jednak jedn膮 bardzo powa偶n膮 zalet臋. Posiada艂a fajny port, w kt贸rym mo偶na by艂o si臋 schroni膰 i urz膮dzi膰 w nim baz臋 do wypad贸w na sta艂y l膮d.
Arabowie szybko wi臋c wyp臋dzili Portugalczyk贸w i zaj臋li si臋 niezwyk艂e dochodowym handlem egzotycznymi przyprawami, ko艣ci膮 s艂oniow膮 i niewolnikami.
Gdziekolwiek to by艂o mo偶liwe, zak艂adano plantacje go藕dzik贸w, cynamonu, wanilii, pieprzu i ga艂ki muszkato艂owej. Du偶a cz臋艣膰 wyspy jest jednak nieurodzajna, bo cienka warstwa gleby le偶y na skamienia艂ej rafie koralowej. 艢wiat jeszcze nie zna艂 plastiku, w ogromnej cenie by艂y wi臋c s艂oniowe ciosy, z kt贸rych robiono klawisze do fortepian贸w, kule bilardowe i wiele innych po偶ytecznych i pi臋knych przedmiot贸w.
Trzeci膮 za艣 ga艂臋zi膮 przemys艂u byli niewolnicy. Zanzibar sta艂 si臋 najwi臋kszym portem prze艂adunkowym we wschodniej Afryce. S艂ynny podr贸偶nik i eksplorator David Livingstone by艂 艣wiadkiem wywo偶enia niewolnik贸w z Afryki i z przera偶eniem relacjonowa艂, 偶e do miejsca przeznaczenia 偶ywa dociera jedynie jedna pi膮ta ka偶dego transportu. Niewolnik贸w chwytano podst臋pem. Najcz臋艣ciej bia艂y handlarz dociera艂 do wrogiej wioski i obiecywa艂 nagrod臋 w zamian za je艅c贸w. Bywa艂o te偶 tak, 偶e wodzowie najbiedniejszych osad osobi艣cie sprzedawali cz臋艣膰 swoich obywateli, kt贸rych i tak nie mo偶na by艂o wy偶ywi膰.
Niewolnik贸w zwi膮zanych d艂ugim sznurem prowadzono ku wybrze偶u. Chorych zostawiano po drodze na 艂ask臋 dzikich zwierz膮t. Za brak pos艂usze艅stwa karano 艣mierci膮.
Potem 艂adowano ich na otwarte 艂odzie, gdzie przez wiele dni na zmian臋 pali艂o ich gor膮ce, tropikalne s艂o艅ce, albo siek艂 lodowaty deszcz. Tubylcy z g艂臋bi l膮du, nienawykli do ko艂ysania lodzi na falach, cierpieli na morsk膮 chorob臋. Nie mieli prawie nic do picia ani jedzenia i by艂 to celowy zabieg handlarzy niewolnik贸w, kt贸rzy liczyli na to, 偶e wyczerpanie fizyczne skutecznie zniech臋ci kogokolwiek do pr贸by spisku czy buntu. Je艣li po dop艂yni臋ciu do celu kto艣 by艂 zbyt s艂aby, 偶eby wyj艣膰 z 艂odzi o w艂asnych si艂ach, zostawiano go na pok艂adzie, 偶eby tam umar艂, bo zabranie go na l膮d oznacza艂oby konieczno艣膰 zap艂acenia c艂a.
Przy dobrym wietrze 艂odzie nie zatrzymywa艂y si臋 na Zanzibarze, tylko p艂yn臋艂y dalej, a偶 do stolicy Omanu na P贸艂wyspie Arabskim, gdzie za ka偶dego niewolnika mo偶na by艂o dosta膰 sum臋 pi臋ciokrotnie wy偶sz膮. O ile oczywi艣cie prze偶y艂, bo podr贸偶 trwa艂a ponad miesi膮c.
W艂adc膮 Zanzibaru by艂 wtedy oma艅ski su艂tan Said ibn-Sultan. Od dawna mia艂 s艂abo艣膰 do tej tropikalnej wyspy. By艂 zachwycony, kiedy po raz pierwszy na ni膮 przyby艂. Podczas drugiej podr贸偶y wpad艂 na pomys艂, kt贸ry uda艂o mu si臋 zrealizowa膰 kilka lat p贸藕niej. W 1840 roku Said ibn-Sultan przeni贸s艂 stolic臋 swojego
pa艅stwa z Maskatu na Zanzibar, i czym pr臋dzej osobi艣cie przeprowadzi艂 si臋 na ulubion膮 wysp臋.
I wcale mu si臋 nie dziwi臋. Z samolotu wygl膮da jak nieregularnego kszta艂tu szmaragd rzucony w b艂臋kitn膮 to艅 oceanu. Mia艂am ochot臋 chwyci膰 go w d艂o艅, schowa膰 do kieszeni i zawsze nosi膰 przy sobie.
Nast臋pnego dnia zamilk艂am z zachwytu, kiedy wjechali艣my w Drog臋 Wielu Drzew Mango, czyli Bungi Mwembe Mingi. Codziennie wcze艣nie rano miejscowe dzieci biegn膮 pod mangowce, 偶eby pozbiera膰 owoce, kt贸re spad艂y z nich noc膮. Sprzedaj膮 je potem za grosze, ale dla niekt贸rych rodzin w trudnych czasach jest to jedyne 藕r贸d艂o dochodu. Zgodnie z zanzibarskim prawem, je艣li mango samo spadnie z drzewa, nale偶y do znalazcy.
Ogromne mangowce o w膮skich, b艂yszcz膮cych, ciemnozielonych li艣ciach rosn膮 ciasno po obu stronach drogi przez kilka kilometr贸w. To tam w艂a艣nie pewnego poranka zobaczy艂am wielkiego p艂owego lwa, kt贸ry kry艂 si臋 za jednym z pni. Przetar艂am oczy, przyklei艂am nos do szyby samochodu. Lew? Na Zanzibarze? Kiedy艣
偶y艂 tu kuzyn afryka艅skiego lamparta, kt贸ry w epoce lodowcowej zab艂膮ka艂 si臋 na skraj l膮du, a kiedy ziemia od艂ama艂a si臋 i utworzy艂a wysp臋, zosta艂 odci臋ty od lamparciej rodziny i wyewoluowa艂 w nowy podgatunek zwany lampartem zanzibarskim. Ludzie m贸wi膮, 偶e lamparty na wyspie nie by艂y zwyk艂ymi zwierz臋tami. Podobno znajdowa艂y si臋 na s艂u偶bie miejscowych czarownic i na ich zlecenie po偶era艂y ludzi. Nie ma oficjalnych danych dotycz膮cych tego, jak dzisiaj wygl膮da 艣wiat czarnej magii na Zanzibarze, wiadomo jednak, 偶e wszystkie lamparty na wyspie zosta艂y zabite.
Czy mog艂abym jednak pomyli膰 lamparta z lwem? Ale偶 sk膮d. Lampart ma przecie偶 wyra藕ne ciemne c臋tki, podczas gdy lew ma sk贸r臋 jednolicie p艂ow膮. I rzeczywi艣cie oczy mnie nie zawiod艂y. Ogromne zwierz臋 kryj膮ce si臋 za mangowym drzewem nie posiada艂o c臋tek. Mia艂o g艂adk膮 jasnobr膮zow膮 sk贸r臋, ci臋偶ki 艂eb i niemraw膮 min臋. I by艂o krow膮.
W Kamiennym Mie艣cie jest gor膮co. Zar leje si臋 z nieba i odbija od mur贸w. Nie pomaga nawet ciep艂y, s艂ony wiatr wiej膮cy od oceanu, bo kiedy cz艂owiek wejdzie w labirynt ciasnych zau艂k贸w, ciemnych podw贸rek i niebotycznych 艣cian kamiennych dom贸w, traci poczucie rzeczywisto艣ci.
Gdyby jednak przenie艣膰 si臋 w czasie o sto pi臋膰dziesi膮t lat i zobaczy膰 jak powstawa艂o, zdumienie by艂oby jeszcze wi臋ksze.
Najwa偶niejszym elementem ka偶dego zanzibarskiego domu by艂y drzwi. Nie tylko dlatego, 偶e mo偶na by艂o przez nie wej艣膰 do 艣rodka. Drzwi by艂y symbolem bogactwa i pomy艣lno艣ci, wizyt贸wk膮 ich w艂a艣ciciela. Dlatego najbardziej zamo偶ni Arabowie najpierw zamawiali i stawiali drzwi, a potem dopiero dooko艂a nich budowali sw贸j dom.
Na niekt贸rych, zgodnie z mod膮 przywiezion膮 z Indii, nabijano pot臋偶ne metalowe kolce. W ojczy藕nie maharad偶贸w by艂o to jedyne w pe艂ni skuteczne zabezpieczenie przed w艂amaniem, poniewa偶 sprytni z艂odzieje nie m臋czyli si臋 z robieniem podkop贸w czy u偶ywaniem 艂omu. Wystarczy艂o wsi膮艣膰 na wytresowanego s艂onia, kt贸ry ci臋偶arem swojego cia艂a by艂 w stanie staranowa膰 ka偶d膮 przeszkod臋, 艂膮cznie z najwi臋ksz膮 bram膮 prowadz膮c膮 do pa艂acu.
Jednego jednak s艂o艅 nie lubi艂 - kiedy w sk贸r臋 wbija艂y mu si臋 偶elazne kolce. Dlatego dost臋pu do najbogatszych dom贸w broni艂y drzwi wyposa偶one w kilka rz臋d贸w gro藕nie stercz膮cych, b艂yszcz膮cych w s艂o艅cu bolc贸w. Pocz膮tkowo rzeczywi艣cie by艂a to zapora nie do pokonania. Podczas podr贸偶y po po艂udniowych Indiach us艂ysza艂am jednak o pewnej wojnie prowadzonej w pobli偶u Ad偶anty, gdzie nieprzyjacielskie wojska otrzyma艂y rozkaz zdobycia fortu. Brama oczywi艣cie by艂a naje偶ona mosi臋偶nymi
Sii. 呕aden s艂o艅 nie da艂byjej rady, bo instynktownie cofa艂 si臋 czuj膮c b贸l i ucieka艂 鈥贸ani膮cymi kolcami. 呕o艂nierze wpadli na szata艅ski pomys艂. Przed bram膮 po-wielb艂膮da. Podprowadzili bli偶ej s艂onia, a potem wbili mu w zad wielk膮 ig艂臋,
odcinaj膮c jednocze艣nie mo偶liwo艣膰 odwrotu. S艂o艅 przera偶ony b贸lem pop臋dzi艂 wi臋c przed siebie, taranuj膮c wielb艂膮da, kt贸ry zosta艂 rzucony na drzwi, nabijaj膮c si臋 na stercz膮ce z nich kolce. Cia艂o wielb艂膮da sta艂o si臋 mi臋kk膮 poduszk膮 dla s艂onia, kt贸ry si艂膮 rozp臋du zmia偶d偶y艂 bram臋 i tym samym otworzy艂 drog臋 do wn臋trza fortu.
Drzwi nabijane pot臋偶nymi kolcami sta艂y si臋 wi臋c symbolem bogactwa, poniewa偶 przekazywa艂y prosty komunikat: 鈥艣Posiadam w domu tyle bogactwa, 偶e na pewno kto艣 b臋dzie chcia艂 mi je ukra艣膰. Dlatego musz臋 mie膰 takie pancerne drzwi鈥.
Dlatego wi臋c - mimo 偶e na Zanzibarze s艂onie nie mieszka艂y i nie zmie艣ci艂yby si臋 nawet w wielu kr臋tych uliczkach Kamiennego Miasta - w XIX wieku zapanowa艂a moda na drzwi z kolcami. Do dzisiaj wiele z nich dzielnie strze偶e bezpiecze艅stwa swoich w艂a艣cicieli.
Nast臋pnym 贸wczesnym cudem 艣wiata by艂 pa艂ac 艣wie偶o zbudowany dla nowego su艂tana. Zosta艂 nim Barghash ibn-Said, jeden z trzydzie艣ciorga sze艣ciorga dzieci pierwszego su艂tana, czyli Said ibn-Sultana, o kt贸rym pisa艂am wcze艣niej. Barghash zaraz po wst膮pieniu na tron Zanzibaru zrobi艂 dwie rzeczy, kt贸re wydawa艂y mu si臋 najwa偶niejsze: najpierw wtr膮ci艂 m艂odszego brata do wi臋zienia, gdzie w wilgotnym lochu sp臋dzi艂 trzy lata zakuty w kajdany z 艂a艅cuchami, a potem poleci艂 zbudowa膰 nowy okaza艂y pa艂ac. Mia艂 stan膮膰 w pobli偶u oceanu, tak 偶eby w pa艂acowych komnatach czu艂o si臋 orze藕wiaj膮cy, s艂ony wiatr.
Oba rozkazy niezw艂ocznie wykonano. Brat gni艂 w wi臋zieniu, a pa艂ac sta艂 si臋 najbardziej okaza艂ym budynkiem na wyspie. Mia艂 kilka pi臋ter wysoko艣ci, wiele komnat, balkon贸w i kolumn, zosta艂 te偶 wyposa偶ony w absolutnie nowatorskie i zdumiewaj膮ce wynalazki, takie jak elektryczno艣膰 oraz najprawdziwsza winda. Dlatego mieszka艅cy Zanzibaru natychmiast nazwali ten pa艂ac Beit El Ajaib, czyli Domem Cud贸w, i tak si臋 nazywa do dzi艣.
Nieopodal, przy ulicy Kenyatta, stoi dom, gdzie na 艣wiat przyszed艂 pewien cudowny ch艂opiec, kt贸remu nadano imi臋 Farrokh Bulsara. By艂 5 wrze艣nia 1946 roku. Dziewi臋膰 lat p贸藕niej Farrokh zosta艂 wys艂any do ojczyzny rodzic贸w, czyli do Indii, gdzie w pobli偶u Bombaju rozpocz膮艂 nauk臋 w szkole z internatem. Tam za艂o偶y艂 sw贸j pierwszy zesp贸艂 muzyczny o do艣膰 wiele m贸wi膮cej nazwie The Hectics. I prawdopodobnie w艂a艣nie wtedy Farrokh zacz膮艂 si臋 przedstawia膰 jako Freddie. Kiedy mia艂 siedemna艣cie lat, wraz z ca艂膮 rodzin膮 przeprowadzi艂 si臋 do Anglii. Reszta - jak mawiaj膮 mieszka艅cy tego kraju - jest ju偶 histori膮. Freddie sko艅czy艂 politechnik臋, ale nie widzia艂 siebie w roli in偶yniera. Sprzedawa艂 u偶ywane ubrania na targu w Kensington i zak艂ada艂 kolejne kapele, wymy艣laj膮c im coraz to bardziej osobliwe nazwy. Najpierw by艂 zesp贸艂 Ibex, czyli Kozioro偶ec alpejski, potem Wrak
CMcrft. 5th September 1946
Sbied: 24th November 1991 LONDON
{S^mdd贸e (呕^/^rcf/y,
The flamboyant lead singer of rock group Oueen was born Farok Bulsara on September 5. 1946 in Stone Town. Zanzibar. His father. Borni, worked as a dvil servant for the British Govemment in the House of Wonders and his mothor. Jeri. as a cashier at Zanzibar's High court. His Zoroastrian Parsee parents had emigrated trom Indian to Zanzibar, but were originally of Perslan descmt At the age of nine Freddie was sent to St Peter s boarding school just outside Bombay. in India. His headmaster at the English school Is said to have noticed the youngster's talent for musie, and arranged for hlm to take piano lessons. Freddie excelled both academically and musical艂y. and during his time at St Peter s, formed his first band. called The Hectics. In 1964. the Bulsara family fled political unrest in Zanzibar, settling in Middtesex. England. Freddie studied graphics at Ealing College, where he formed close friendships with three of his fellow students. w ho later become members of the band. Queen. The rock group had numerous hits from the I970's through the 19S0 s such as 鈥橶e are the Champions'. and Another One Bites the Dust鈥. Freddie worked with other well known artists including David Bowie in 'Under Pressure'. and shared the stage with many others during the Live Aid concert in 1985.
Fieddie Mci c贸ry died of AIDS 3t the age of 45 in London, on Notrmbci 24. 1994.
statku \Wreckage), a偶 wreszcie Morze kwa艣nego mleka (Sour milk sea). Koledzy muzycy nie oponowali.
Nast臋pny zesp贸艂 nazywa艂 si臋 Smile, czyli U艣miech, ale Freddie upar艂 si臋, 偶eby jego nazw臋 zmieni膰 na co艣 absolutnie spektakularnego. C贸偶 mo偶e si臋 kojarzy膰 bardziej okazale ni偶 s艂owo Queen - czyli Kr贸lowa?
Wtedy te偶 do imienia Freddie doda艂 wymy艣lone nazwisko Mercury. I tak ju偶 zosta艂o.
Po raz pierwszy przylecia艂am na Zanzibar samolotem z Mombasy. Tego samego dnia po po艂udniu przesz艂am obok Domu Cud贸w, kieruj膮c si臋 w stron臋 tajemniczej bramy. Wydawa艂a si臋 tak samo pe艂na magii, jak drzwi stoj膮ce na granicy mi臋dzy rzeczywisto艣ci膮 a 艣wiatem snu.
Po raz drugi przyp艂yn臋艂am na Zanzibar statkiem z Dar es-Salaam. Ju偶 w porcie natychmiast dostrzeg艂am znajom膮 bram臋 i ruszy艂am w jej kierunku.
Tablica pami膮tkowa na domu przy ulicy Kenyatta, gdzie 5 wrze艣nia na 艣wiat przyszed艂 ch艂opiec, kt贸remu nadano imi臋 Farrokh Bulsara, znany potniej jako Freddy Mercury, wokalista zespo艂u Queen.
Teraz by艂am na Zanzibarze trzeci raz. Przylecia艂am spod Kilimand偶aro. O 艣wicie dotar艂am na puste nabrze偶e, min臋艂am po lewej stronie Dom Cud贸w i zn贸w
zanurzy艂am si臋 w ch艂odny cie艅 bramy, oddzielaj膮cej szerok膮 ulic臋 zalan膮 s艂o艅cem od w膮skich zau艂k贸w miasta przesz艂o艣ci.
Uliczek nie projektowa艂 偶aden architekt. Powsta艂y przypadkiem, przy okazji rozdzielania od siebie mur贸w ciasno st艂oczonych dom贸w. Dlatego biegn膮 czasem ukosem, gwa艂townie zakr臋caj膮, zw臋偶aj膮 si臋 albo ko艅cz膮 na 艣cianie. S膮 nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo dok膮d ci臋 doprowadz膮. Lubi臋 si臋 zgubi膰 w tym labiryncie, w臋druj膮c bez po艣piechu, odnajduj膮c znajome murki, gdzie w w膮skim pasku s艂o艅ca przeciskaj膮cego si臋 mi臋dzy murami le偶y rudy kot. Naprzeciwko dziewczyna w czarnej muzu艂ma艅skiej burce gra w bao z kole偶ank膮.
Bao to jedna z najstarszych gier planszowych 艣wiata. Na pewno grali w 艅i膮 staro偶ytni Egipcjanie, bo znaleziono kamienne plansze do bao w Luksorze, Tebach i w Memfis. Specjalnie zaprojektowana plansza zreszt膮 nie jest konieczna - i dlatego pewnie gra sta艂a si臋 niezwykle popularna najpierw w ca艂ej Afryce, a potem tak偶e poza ni膮. Najwa偶niejszy jest czas, kt贸ry mo偶na grze po艣wi臋ci膰, bo rekwizyty do rozgrywki same si臋 znajd膮. Wystarczy zrobi膰 cztery rz臋dy do艂k贸w w piasku i znale藕膰 48 muszli, ziaren fasoli albo kamyk贸w.
Bao to jedna z najstarszych gier planszowych 艣wiata. Grali w ni膮 ju偶 staro偶ytni Egipcjanie. Gra polega na tym, 偶eby zgodnie z zasadami przesypywa膰 kamyki do kolejnych do艂k贸w, tak aby ostatecznie uzbiera膰 ich najwi臋cej albo uniemo偶liwi膰 przeciwnikowi zrobienie nast臋pnego ruchu.
Na pocz膮tku do prawie wszystkich do艂k贸w wsypuje si臋 po dwa kamyki. Gra polega na tym, 偶eby zgodnie z zasadami przesypywa膰 kamyki do kolejnych do艂k贸w, tak aby ostatecznie uzbiera膰 ich najwi臋cej albo uniemo偶liwi膰 przeciwnikowi zrobienie nast臋pnego ruchu. Ka偶da rozgrywka jest niezwykle wci膮gaj膮ca, a im lepiej si臋 j膮 zna, tym wi臋ksze budzi emocje.
Muzu艂manka w czarnej burce nie zwraca艂a uwagi na to, co dzieje si臋 dooko艂a. To zupe艂nie typowe dla gracza w bao. By艂a tak poch艂oni臋ta kamykami trzymanymi w gar艣ci, 偶e nawet kiedy podesz艂am z aparatem do jej zas艂oni臋tej twarzy, nie oderwa艂a oczu od planszy. Dopiero wtedy u艣wiadomi艂am sobie z zaskoczeniem, 偶e ubrana na czarno muzu艂manka siedzi nad plansz膮 w kszta艂cie chrze艣cija艅skiej ryby, a jej m艂odsza kole偶anka ma na sobie r贸偶owe hinduskie sari. Islam, chrze艣cija艅stwo i hinduizm zjednoczone nad jedn膮 drewnian膮 plansz膮 z do艂kami.
Bao na Zanzibarze to tak偶e dzie艂a sztuki, pi臋knie rze藕bione w hebanowe s艂onie i baobaby, sk艂adane i zamykane jak pude艂ko, 偶eby zawsze i wsz臋dzie mo偶na by艂o mie膰 je ze sob膮. Wtedy wystarczy w wolnej chwili usi膮艣膰 na murku, wsypa膰 kamyki do do艂k贸w w hebanowej planszy i gra膰.
Zatrzyma艂am si臋 przy w贸zku sprzedawcy plastr贸w 艣wie偶ego ananasa. Wydawa艂 si臋 tak samo dziwnie nierealny jak su艂tan w Domu Cudowi I na przek贸r wszystkim rozs膮dnym radom o unikaniu surowych owoc贸w i ulicznych budek z przek膮skami, zjad艂am dwa pyszne kawa艂ki s艂odkiego ananasa. Egzotyczne owoce dojrza艂e w tropikalnym s艂o艅cu i pe艂ne aromatycznego soku to jedna z najwi臋kszych przyjemno艣ci podr贸偶owania. Nigdy ich sobie nie odmawiam.
Za nast臋pnym zakr臋tem tubylec w poplamionej koszuli i bia艂ej muzu艂ma艅skiej czapce na g艂owie sprzedawa艂 pieczone kawa艂ki manioku z rusztu, pakuj膮c je w kartki wyrwane z u偶ywanego zeszytu. Jak pysznie smakowa艂y w gor膮cy zanzi-barski dzie艅!...
Wtopi艂am si臋 w Kamienne Miasto jak jaszczurka, kt贸ra przystaje w bezpiecznej szczelinie mi臋dzy murami przesz艂o艣ci i przysz艂o艣ci, wystawiaj膮c plecy do ciep艂ych promieni s艂o艅ca. Nie my艣la艂am o niczym, zapomnia艂am o reszcie 艣wiata. Sz艂am przed siebie, fotografowa艂am, patrzy艂am, ch艂on臋艂am zapach cienia i d藕wi臋k muzyki.
Nagle stan臋艂am.
Na murku le偶a艂y fragmenty rze藕b. Niedoko艅czone szkatu艂y i skrzynki, chuda zebra bez pask贸w, zakurzone maski. To miejsce wyda艂o mi si臋 znajome. Zanim zd膮偶y艂am sobie u艣wiadomi膰 z czym mi si臋 kojarzy, na ulic臋 wyszed艂 rze藕biarz. Wida膰 by艂o, 偶e w艂a艣nie wsta艂 od pracy. Na r臋kach i ubraniu mia艂 drewniane wi贸rki, a na twarzy wyraz skupienia.
Spojrzeli艣my sobie w oczy i zn贸w odnios艂am dziwne wra偶enie, 偶e gdzie艣 go ju偶 wcze艣niej spotka艂am.
鈥" To jeszcze niegotowe 鈥" odezwa艂 si臋, wskazuj膮c na fragmenty rze藕b.
Pokiwa艂am g艂ow膮, usi艂uj膮c sobie przypomnie膰 sk膮d go znam.
- Ale je艣li chcesz co艣 kupi膰, to zapraszam tutaj - przesun膮艂 si臋 kilka krok贸w do nast臋pnych drzwi, za kt贸rymi t艂oczy艂y si臋 kufry i skrzynie, dziesi膮tki ram do obraz贸w i drewniane zwierz臋ta. Natychmiast dostrzeg艂am czarn膮 b艂yszcz膮c膮 ram臋 z hebanu.
Heban to dziwne drzewo. Na zewn膮trz jasnobr膮zowe, dopiero dwa centymetry pod wierzchni膮 warstw膮 ukrywa si臋 czarny, twardy, ci臋偶ki rdze艅, kt贸ry po wydobyciu na 艣wiat艂o dzienne, oczyszczeniu i wypolerowaniu zaczyna b艂yszcze膰 jak klejnot.
- Ebony - potwierdzi艂 rze藕biarz. - Heban.
Wzi臋艂am ram臋 do r膮k. By艂a ci臋偶ka, rze藕biona w baobaby, s艂onie i nosoro偶ce. Przepi臋kna.
鈥" Tak bardzo mi si臋 podoba, 偶e musz臋 j膮 mie膰 - powiedzia艂am bez namys艂u.
Codziennie oko艂o si贸dmej wieczorem w parku Forodhani Gardens nad oceanem rozpoczyna si臋 nocny targ, na kt贸rym mo偶na zje艣膰 艣wie偶o upieczone ryby, o艣miornice, kraby, krewetki i inne owoce morza.
I prawie od razu uzmys艂owi艂am sobie, 偶e przecie偶 jestem w Tanzanii, gdzie niczego nie kupuje si臋 po pierwszej cenie, bo og贸lnie przyj臋tym zwyczajem dla obu stron jest to, 偶e cen臋 ustala si臋 na drodze d艂ugich negocjacji^
- Naturalnie po stargowaniu ceny - doda艂am wi臋c jak najszybciej.
- Nie u mnie - odrzek艂 r贸wnie szybko rze藕biarz. - U mnie nie ma targowania. Taniej i tak nie kupisz. A je艣li znajdziesz gdzie艣 to samo po ni偶szej cenie, to oddam ci pieni膮dze.
M贸wi艂 rzeczowym tonem, z b艂yskiem humoru w oczach. Wida膰 by艂o, 偶e lubi swoj膮 prac臋 i cieszy si臋 zar贸wno zapachem 艣wie偶ego drewna, jak i nasz膮 rozmow膮.
- A to? - zapyta艂am, bior膮c do r膮k ci臋偶k膮, ciemnopomara艅czow膮 ram臋 rze藕bion膮 w charakterystyczne zanzibarskie motywy stylizowanych palm daktylowych, okr臋towych sznur贸w i winogron.
- Drewno tekowe - -wyja艣ni艂 rze藕biarz, smakuj膮c z przyjemno艣ci膮 te s艂owa. 鈥" Surowe, niemalowane. Bo je艣li pokryje si臋 je warstw膮 specjalnego oleju, b臋dzie ciemne, w kolorze orzecha, jak to 鈥" dotkn膮艂 bogato zdobionej skrzynki na przyprawy.
Podoba艂o mi si臋. Mia艂am ochot臋 nie wypuszcza膰 ju偶 tej rze藕bionej ramy z r膮k. Widzia艂am j膮 w my艣lach na 艣cianie mojego domu. Wybra艂am jeszcze trzy ramy z hebanu, bardzo afryka艅skie, z obrazkami z sawanny.
-1 jaka jest ta twoja najlepsza cena? 鈥" zapyta艂am rze藕biarza mru偶膮c oczy.
- W dolarach czy szylingach?
- W dolarach.
- Czterdzie艣ci pi臋膰 dolar贸w - odrzek艂 bez wahania.
Skin臋艂am g艂ow膮 i wsun臋艂am r臋k臋 do plecaka, gdy nagle wszystko sobie przypomnia艂am, a dziwnie znajomy g艂os, wyraz twarzy i u艣miech b艂膮kaj膮cy si臋 po ustach rze藕biarza zosta艂y zidentyfikowane i przypisane do bardzo szczeg贸lnego miejsca i czasu.
a To ten sklep widzia艂am kilka dni wcze艣niej we 艣nie. To st膮d wynurzy艂 si臋
niespodziewanie ogromny w膮偶 i zacz膮艂 sun膮膰 wprost na mnie, a kiedy ucieka艂am, czuj膮c
wci膮偶 na sobie jego gor膮cy oddech, to rze藕biarz zawo艂a艂, 偶e w膮偶 wybra艂 w艂a艣nie mnie, wi臋c 偶ebym mu si臋 podda艂a. A kiedy stan臋艂am, czuj膮c jak g艂adkie, zwinne cia艂o okr臋ca si臋 wok贸艂 mnie i dotyka mojej szyi, to rze藕biarz zn贸w powiedzia艂, 偶e-J bym si臋 nie ba艂a, tylko podda艂a w臋偶owi, a dzi臋ki temu odzyskam spok贸j.
By艂am pewna, 偶e to by艂 on. Mia艂 na twarzy ten sam dziwny wyraz pomieszania powagi z kpin膮, tak jakby opowiada艂 najbardziej powa偶ny dowcip 艣wiata, sam nie wiedz膮c czy s艂u偶y on do 艣miechu, czy wprost przeciwnie.
Spojrza艂am na niego ukradkiem. Czy on wie, 偶e ja wiem? Czy w og贸le ma 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e sta艂 si臋 bohaterem mojego snu? Czy jest mo偶liwe, 偶eby zrobi艂 to specjalnie?... I co w艂a艣ciwie znaczy艂 ten sen? Niezwykle sugestywny, 偶ywy, pe艂en kolor贸w i zapach贸w, emocji i d藕wi臋k贸w.
Rze藕biarz z pochylon膮 g艂ow膮 szuka艂 dla mnie reszty. Nagle wyprostowa艂 si臋, spojrza艂 mi prosto w oczy i poda艂 pieni膮dze z bia艂膮 wizyt贸wk膮.
- 呕eby艣 wiedzia艂a jak mnie znale藕膰 gdy zn贸w tu przyjedziesz - powiedzia艂 takim tonem, jakby by艂o oczywiste, 偶e by艂am na Zanzibarze wcze艣niej i zn贸w tu przyjad臋.
- Dzi臋kuj臋 鈥" odrzek艂am, odruchowo spogl膮daj膮c na wizyt贸wk臋 i dech mi zapar艂o.
- Masz na imi臋 Mi艂o艣膰??? - zapyta艂am, nie wierz膮c w艂asnym oczom.
Na wizyt贸wce by艂o napisane: Amour Aziz, Zanzibar, Souvenir Shop. Amour to 鈥艣mi艂o艣膰鈥 po francusku.
- Yes - odpar艂.
- Mi艂o艣膰??? - powiedzia艂am jeszcze raz jak automat.


M jak msafiri
Zag艂臋bi艂am si臋 w s艂ynny Jozani Forest, gdzie mieszkaj膮 czerwone gerezy, niespotykane nigdzie indziej ma艂py z gatunku makakowatych. Maj膮 ogni艣cie pomara艅czowy p艂aszcz sier艣ci na plecach i r贸wnie intensywnie rud膮 peruczk臋. Nie艂atwo je wypatrzy膰 na drzewach, ale kiedy to robi艂am, potykaj膮c si臋 zreszt膮 na kawa艂kach wystaj膮cej z ziemi skamienia艂ej rafy koralowej, nagle u艣wiadomi艂am sobie pewien dziwny fakt.
Uwielbiam drzewa. Zawsze by艂y dla mnie niezwyk艂ym dowodem bogactwa natury, symbolem niewzruszonej si艂y i magii.
Dlatego z wielk膮 rado艣ci膮 zawsze wracam do d偶ungli amazo艅skiej, lubi臋 te偶 wszystkie inne bory, puszcze i lasy. Kiedy by艂am ma艂a, prowadzi艂am w zeszycie spis nazw wszystkich drzew 艣wiata i malowa艂am obrazki tych, kt贸re mia艂y najbardziej niezwyk艂e nazwy. Do dzisiaj mam te rysunki i pami臋tam jak wygl膮da艂y moje wyobra偶enia gwajakowca, kornelianu, maraski, murumuru, sasafrasu, kumkwatu, persimonu czy poincjany.
Kiedy wi臋c wesz艂am do lasu Jozani i okaza艂o si臋, 偶e ro艣nie tam sto gatunk贸w r贸偶nych drzew, zacz臋艂am wypatrywa膰 znajomych mi kapokowc贸w, palm, figowc贸w i eukaliptus贸w, pilnie notuj膮c jak nazywaj膮 si臋 w j臋zyku suahili.
- Eukaliptus? - zapyta艂am przewodnika, wskazuj膮c na wysokie drzewo o g艂adkim pniu i strz臋pi膮cej si臋, delikatnej, rudej korze. - Jak si臋 nazywa w suahili?
- Mkaratusi 鈥" odpowiedzia艂 cierpliwie.
- A drzewo chlebowe? - rozpozna艂am je po wielkich, zielonych owocach pokrytych mi臋kkimi kolcami.
- Mfenesi mfuu.
- Kapokowiec?
- Msufi.
zerwona gereza, ma艂pa z gatunku makakowatych. Ma ogni艣cie pomara艅czowy p艂aszcz sier艣ci na p艂ecach i r贸wnie intensywnie rud膮 peruczk臋.
- Nawet palma kokosowa tu ro艣nie?
- Yes. Mnazi - podsun膮艂 przewodnik.
- A palma daktylowa? - zapyta艂am, wskazuj膮c na jej roz艂o偶yste, strz臋piaste li艣cie.
- Mkindu.
-1 palma areka? - domy艣li艂am si臋, bo widzia艂am j膮 niedawno w Indiach, gdzie jedn膮 z ulubionych u偶ywek jest zawini膮tko zrobione z li艣ci z orzechami betelu pochodz膮cymi w艂a艣nie z tej palmy.
- Mpopoo - odrzek艂 przewodnik.
- Hm... - zastanowi艂am si臋, bo w艂a艣nie wtedy skojarzy艂am co艣 zaskakuj膮cego.
- A jak jest tamaryndowiec w j臋zyku suahili?
- Mkwaju.
- Mango to jest mwembe - przypomnia艂am sobie. - Hibiskus to jest mtakawa, a baobab 鈥" mbuyu. Czy u was wszystkie drzewa maj膮 nazwy zaczynaj膮ce si臋 na liter臋 鈥艣m鈥?!...
Przewodnik zamruga艂. Mia艂 taki wyraz twarzy, jakby jego wewn臋trzny system chwilowo si臋 zawiesi艂 i nie by艂 w stanie przetworzy膰 kolejnej informacji.
- A jak jest migda艂owiec w j臋zyku suahili? 鈥" docieka艂am.
- Mkungu - odrzek艂 niezbyt mocnym g艂osem.
- Tak my艣la艂am! - u艣miechn臋艂am si臋 triumfalnie. 鈥" A drzewo oliwne?
- Mlimbo. A to jest mzambarau, czyli czapetka kuminowa 鈥" przewodnik wskaza艂 na drzewo z p臋kami pod艂u偶nych, b艂yszcz膮cych, fioletowych 艣liwek. - A tam ro艣nie mbebeta, po prawej jest mlilana, po lewej mtapatapa, a obok - mfuu...
Popatrzyli艣my sobie w oczy.
- Aha! - stwierdzi艂am i czym pr臋dzej zanotowa艂am nazwy, kt贸re przed chwil膮 us艂ysza艂am.
- Aha - potwierdzi艂 przewodnik.
Mia艂 wci膮偶 na twarzy wyraz g艂臋bokiego zastanowienia, tak jakby i on usi艂owa艂 po艂膮czy膰 pewne niezorganizowane dot膮d fakty.
- Ha! - zatrzyma艂 si臋 niespodziewanie i podni贸s艂 palec.
Stan臋艂am i ja, wypatruj膮c w艣r贸d ro艣lin nieznanego mi drzewa.
- Drzewo neem? - przypomnia艂am sobie nazw臋 艣wi臋tego drzewa z Indii, kt贸re mia艂o tak wiele leczniczych w艂a艣ciwo艣ci, 偶e szybko zosta艂o z Indii przeniesione do innych kraj贸w, 艂膮cznie z Tanzani膮 i Keni膮, gdzie widzia艂am je kilka lat temu.
- Drzewo neem w j臋zyku suahili nazywa si臋 mwarobaini - powiedzia艂 uroczy艣cie przewodnik, ale zanim zd膮偶y艂am wyda膰 odg艂os zadowolenia, doda艂: - Ja mam na imi臋 Mosi.
- Mosi? - powt贸rzy艂am. - Czy to co艣 znaczy?
- Mosi znaczy 鈥艣pierwszy syn鈥. A wiesz kim ty jeste艣?
Zanzibarski baobab.
Z tonu jego g艂osu domy艣li艂am si臋, 偶e ja te偶 mam co艣 wsp贸lnego z liter膮 鈥艣m鈥, ale co? Dziewczyna w j臋zyku suahili to...
- Msichana! 鈥" powiedzia艂am.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Ty jeste艣 msafiri, podr贸偶niczka.
- Asante sana - odrzek艂am odruchowo i poczu艂am ulg臋.
Msafiri udaje si臋 w podr贸偶, czyli safari, podczas kt贸rej mo偶e spotka膰 simk臋 (lwa), twig臋 (偶yraf臋) albo kiboko (hipopotama), mo偶e podr贸偶owa膰 sama albo z rafi-ki, czyli przyjacielem. Rano na niebie za艣wieci dla niej jua, a wieczorem zast膮pi go wielki bia艂y mwezi, kt贸ry b臋dzie jej 偶yczy艂 lala salama na ndoto tamu, czyli dobranoc i s艂odkich sn贸w. Na szcz臋艣cie nie wszystkie s艂owa w j臋zyku suahili zaczynaj膮 si臋 na liter臋 鈥艣m鈥.


Ksi臋偶niczka z Zanzibaru
I 屡毬艢 temu byia sobie ksi臋偶niczka. Mia艂a na imi臋 Sayyida Salme i by艂a c贸rk臋 su艂tana. Lubi艂a je藕dzi膰 konno i zbiera膰 z dziedzi艅ca pa艂acowego strusie jaja, ale fascynowa艂o j膮 te偶 to, co dla dziewczynek by艂o zakazane. W tajemnicy przed wszystkimi nauczy艂a si臋 czyta膰 i pisa膰. W spadku po rodzicach dosta艂a cztery plantacje.
Pewnego dnia w Kamiennym Mie艣cie spotka艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry pochodzi艂 z zupe艂nie innego 艣wiata. By艂 niepodobny do 偶adnego z jej braci, m贸wi艂 dziwnym, twardym j臋zykiem, ale by艂 m艂ody, przystojny i w pewien fascynuj膮cy spos贸b... nieujarzmiony. Mo偶e dlatego, 偶e nie dotyczy艂y go sztywne zasady panuj膮ce na su艂ta艅skim dworze.
Sayyida przygl膮da艂a mu si臋 z oddali, nie mog膮c opanowa膰 dziwnego przyci膮gania, kt贸re wydawa艂o si臋 silniejsze od niej. Kim by艂? Sk膮d przyby艂? Dok膮d zmierza?...
Okaza艂o si臋, 偶e m艂ody Europejczyk nazywa艂 si臋 Rudolf Heinrich Ruete i by艂 handlowym przedstawicielem firmy z Hamburga. Kawaler, cztery lata starszy od niej, ciekaw 艣wiata i tak ujmuj膮cy, 偶e wkr贸tce na su艂ta艅skim dworze bracia ksi臋偶niczki poczuli si臋 bardzo zaniepokojeni.
By艂o ju偶 jednak za p贸藕no.
W wilgotn膮 sierpniow膮 noc ksi臋偶niczka uciek艂a do Europy. Ukry艂a si臋 na brytyjskim statku wojennym i pop艂yn臋艂a do Adenu w Jemenie. Tam przez kilka miesi臋cy mieszka艂a u znajomych Hiszpan贸w, czekaj膮c a偶 niemiecki kochanek zako艅czy wszystkie interesy na Zanzibarze i do艂膮czy do niej. Ksi臋偶niczka przyj臋艂a chrzest i wiar臋 katolick膮, zmieniaj膮c imi臋 na Emily. Kiedy Rudolf przyp艂yn膮艂 w ko艅cu do Adenu, natychmiast wzi臋li 艣lub. A potem pop艂yn臋li dalej do Hamburga.
To prawdziwa historia c贸rki su艂tana, kt贸ra urodzi艂a si臋 w 1844 r. na Zanzibarze i maj膮c 22 lata uciek艂a z Rudolfem do Niemiec. Napisa艂a ksi膮偶k臋 pt. 鈥艣Wspomnienia arabskiej ksi臋偶niczki鈥, oto jej fragment:
Urodzi艂am si臋 w Bet il Mtoni, najstarszym pa艂acu na Zanzibarze. Otacza艂y go wysokie drzewa pomara艅czowe. W ich przyjaznych ga艂臋ziach znajdowali艣my schronienie przed szalenie surow膮 dyrektork膮 szko艂y. Po dziedzi艅cu swobodnie spacerowa艂y gazele, pawie, flamingi, 艣winki morskie, kaczki i g臋si. Czasem udawa艂o nam si臋 znale藕膰 艣wie偶o zniesione jajko. Najbardziej cieszyli艣my si臋 z ogromnych jajek strusi, kt贸re od razu zanosili艣my do pa艂acowego kucharza, w nagrod臋 dostaj膮c s艂odycze.
M贸j ojciec, Seyyid Sald, piastowa艂 jednocze艣nie dwie godno艣ci 鈥" su艂tana Zanzibaru oraz imama Muskatu. Imam to religijny i dziedziczny tytu艂, pierwotnie nale偶膮cy do mojego pradziadka Ahmeda.
By艂am jednym z najm艂odszych dzieci i nigdy nie widzia艂am ojca bez bia艂ej brody. Pami臋tam, 偶e cho膰 na twarzy malowa艂 mu si臋 wyraz dobroci i przyja藕ni, wszyscy traktowali go z najwy偶szym szacunkiem. Kocha艂 wojn臋 i podboje, ale by艂 dla nas wzorem w ka偶dej dziedzinie, zar贸wno jako w艂adca, jak i ojciec. Najwa偶niejsza by艂a dla niego sprawiedliwo艣膰 i wymierza艂j膮 r贸wno bez wzgl臋du na to, czy wyst臋pek zosta艂 pope艂niony przez jedno z jego dzieci, czy przez niewolnika.
M贸j ojciec mia艂 tylko jedn膮 g艂贸wn膮 偶on臋 鈥" i to ona w艂a艣nie by艂a moj膮 matk膮. Od czasu do czasu kupowa艂 pozosta艂e, mniej wa偶ne 偶ony - a mia艂 ich pod koniec 偶ycia dwadzie艣cia siedem .
By艂a to pierwsza autobiograficzna ksi膮偶ka napisana przez Arabk臋. W pa艂acu Beit el-Sahel w Kamiennym Mie艣cie, kt贸ry by艂 ostatni膮 rezydencj膮 su艂tana, jest wystawa po艣wi臋cona ksi臋偶niczce.
2 Emily Ruete - 鈥艣Memoirs of an Arabian Princess鈥, New York: Doubleday, Page and Co., 1907, t艂um. Beata Pawlikowska.


Bagdad wschodniej Afryki
k_zir Henry Morton Stanley by艂 dziennikarzem i podr贸偶nikiem. W 1867 roku zosta艂 korespondentem zagranicznym gazety 鈥艣New York Herald鈥, kt贸ra wys艂a艂a go do Afryki na poszukiwanie zaginionego szkockiego misjonarza i badacza Davida Livingstone鈥檃.
Wypraw臋 rozpocz膮艂 w marcu 1871 roku na Zanzibarze, kt贸ry opisa艂 w taki spos贸b:
Zanzibar jest Bagdadem wschodniej Afryki. To wielki rynek przyci膮gaj膮cy z g艂臋bi kontynentu handlarzy ko艣ci膮 s艂oniow膮. Tutaj tak偶e przybywaj膮 艂adunki cennej 偶ywicy z drzew kopaiba, sk贸ry dzikich zwierz膮t, fioletowy barwnik z mch贸w, drewno, a tak偶e czarni niewolnicy z Afryki. W Bagdadzie na bazarach handlowano jedwabiem, na Zanzibarze 鈥" ko艣ci膮 s艂oniow膮. W Bagdadzie mo偶na by艂o kupi膰 szlachetne kamienie, na Zanzibarze - rzadkie gatunki drewna. Do Stambu艂u przywo偶ono niewolnice z Kaukazu i Gruzji, a na Zanzibar trafiaj膮 czarne pi臋kno艣ci z Uhiyow, Ugindo, Ugogo, Unyam-wezi i gaili3.
Po przep艂yni臋ciu z wyspy na kontynent ekspedycja ruszy艂a w g艂膮b Afryki. Po tygodniu zdech艂 ulubiony ko艅 Stanleya, uk膮szony przez much臋 tse-tse. Mozolna w臋dr贸wka przez tropikaln膮 puszcz臋 by艂a najwi臋kszym koszmarem, jaki mo偶na by艂o sobie wyobrazi膰. Tubylcy zatrudnieni jako tragarze umierali na tropikalne choroby albo uciekali pod os艂on膮 nocy. Przestraszony Stanley rozkaza艂, 偶eby wymierza膰 ch艂ost臋 ka偶dej osobie przy艂apanej na pr贸bie ucieczki. Po kilku miesi膮cach, 27 pa藕dziernika 1871 r. dotar艂 do wioski Ud偶id偶i nad jeziorem Tanganika na terenie dzisiejszej Tanzanii. Przed chat膮 sta艂 wychudzony, brodaty Europejczyk. By艂 to jedyny
3 Henry M. Stanley 鈥艣How I Found Liyingstone鈥, t艂um. Beata Pawlikowska.
Na 艂odzi zwanej dhow, takiej samej, jak arabskie lodzie z tr贸jk膮tnymi 偶aglami, na kt贸rych przyp艂ywali kiedy艣 偶eglarze su艂tana Omanu.
bia艂y cz艂owiek w promieniu wielu kilometr贸w, ale Stanley zachowa艂 si臋 jak angielski d偶entelmen, podchodz膮c i uchylaj膮c kapelusza z uprzejmym zapytaniem:
-Jak mniemam, mam przyjemno艣膰 z dr. Livingstone鈥檈m?
- Tak, i jestem bardzo rad, 偶e pana widz臋 - odrzek艂 Livingstone.
David Livingstone przez sze艣膰 lat b艂膮ka艂 si臋 po Afryce, nie b臋d膮c w stanie nawi膮za膰 kontaktu z reszt膮 艣wiata. Napisa艂 czterdzie艣ci cztery listy, z kt贸rych tylko jeden dotar艂 na Zanzibar. Stamt膮d zosta艂 odes艂any do gazety 鈥艣New York Herald鈥, kt贸ra postanowi艂a rozpocz膮膰 poszukiwania.
Livingstone, mimo 偶e by艂 chory i s艂aby, nie chcia艂 wraca膰 do Europy przed uko艅czeniem swojej misji, czyli ustaleniem 藕r贸d艂a Nilu. Zmar艂 kilkana艣cie miesi臋cy p贸藕niej podczas ataku malarii. Jego serce zakopano pod drzewem w afryka艅skiej ziemi. W anglika艅skim ko艣ciele Chrystusa na Zanzibarze wisi krzy偶 zrobiony z tego drzewa. Cia艂o zosta艂o odes艂ane do Wielkiej Brytanii.



Piek艂o na rajskiej wyspie
/ 呕u艂wie uwielbiaj膮 szpinak. Na widok zielonych li艣ci podnosz膮 g艂owy i z b艂yszcz膮cym z po偶膮dania wzrokiem ruszaj膮 biegiem w najwi臋kszym po艣piechu. Z perspektywy 偶贸艂wiego tempa jest to dziki galop przez 藕d藕b艂a zaskoczonej trawy. Z mojego punktu widzenia wygl膮da艂o to jak film puszczony w zwolnionym tempie, pokazuj膮cy 偶贸艂wia mozolnie przebijaj膮cego si臋 przez powietrze tak g臋ste i oporne ;ak kisiel. B艂oga rado艣膰 maluj膮ca si臋 na jego pysku po dotarciu do celu by艂a czysta i szczera. 呕贸艂w po prostu cieszy艂 si臋 jak dziecko, mimo 偶e mia艂 ju偶 sto lat.
Podesz艂am bli偶ej. Rzadko cz艂owiek stoi twarz膮 w twarz z 偶yw膮 histori膮. 呕贸艂wie pojawi艂y si臋 na Ziemi 250 milion贸w lat temu, czyli mniej wi臋cej w tym samym czasie co dinozaury. Przez prawie dwie艣cie milion贸w lat spokojnie mieszka艂y razem na Ziemi, by膰 mo偶e spotykaj膮c si臋 podczas spacer贸w w poszukiwaniu 艣wie偶ego szpinaku. Potem nagle dinozaury wygin臋艂y, a 偶贸艂wie bez po艣piechu pod膮偶y艂y dalej w przysz艂o艣膰.
Wielkie 艂apy pokryte 艂uskami, ci臋偶ka, wygi臋ta skorupa na plecach i przymru偶one oczy na d艂ugiej szyi, kt贸ra wyci膮ga艂a si臋 w moim kierunku. Je艣li naprawd臋 masz sto lat, ch艂opie - pomy艣la艂am - to pami臋tasz zupe艂nie inny 艣wiat, zanim zdarzy艂y si臋 dwie wielkie wojny 艣wiatowe i zanim w powietrzu zacz臋艂y lata膰 samoloty.
呕贸艂w rzuci艂 mi spojrzenie spod powiek. By艂 najstarszym i najwi臋kszym 偶贸艂wiem na wyspie. Wa偶y艂 ponad dwie艣cie kilogram贸w, czyli z pi臋膰 razy wi臋cej ode mnie, cho膰 gdyby wsta艂 na tylne nogi, byliby艣my mniej wi臋cej tego samego wzrostu. Ciekawe ile zaskakuj膮cych historii mia艂by do opowiedzenia? Wyobra偶acie sobie iak膮 sensacj膮 by艂aby ksi膮偶ka napisana przez stuletniego 偶贸艂wia?...
W oddali rozleg艂 si臋 przeci膮g艂y grzmot, tak jakby Wielki Duch us艂ysza艂 m贸j pomys艂 i zgadza艂 si臋 na jego realizacj臋. Spojrza艂am na niebo zasnute warstw膮 sinych chmur.
- B臋dzie pada膰 - powiedzia艂am mimo woli na g艂os.
- E, nie - odpowiedzia艂 mi tubylec stoj膮cy nieopodal. - Tutaj cz臋sto zbieraj膮 si臋 chmury, z kt贸rych nie ma deszczu.
Ale ja czu艂am g臋stniej膮c膮 wilgo膰 w powietrzu. Podczas w臋dr贸wek po d偶ungli amazo艅skiej nauczy艂am si臋 rozpoznawa膰 takie znaki i przewidywa膰 pogod臋 na podstawie zapach贸w, szumu wiatru albo zachowania zwierz膮t.
- It is going to rain - powt贸rzy艂am uparcie.
呕贸艂w spojrza艂 mi prosto w oczy. Wydawa艂o mi si臋 nawet, 偶e skin膮艂 potakuj膮co g艂ow膮. I rzeczywi艣cie, po chwili na jego suchej skorupie rozbi艂y si臋 pierwsze ci臋偶kie krople tropikalnej ulewy.
Cofn臋艂am si臋 do sza艂asu z li艣ci palmowych. Jeszcze p贸艂 godziny temu p艂yn臋艂am 艂odzi膮 po cudownie b艂臋kitnym oceanie. Fale mi臋kko ugina艂y si臋 pod burtami, migocz膮c tysi膮cami rozb艂ysk贸w s艂o艅ca. Trzeszcza艂 drewniany maszt, a p艂贸cienne 偶agle 艂opota艂y jak chor膮giew. Nic nie zapowiada艂o nadej艣cia burzy.
Ale czy w 偶yciu nie jest tak samo?
Najpi臋kniejsza s艂oneczna pogoda mo偶e si臋 czasem zamieni膰 w czarny huragan, kt贸ry wszystko odmienia. Na Zanzibarze by艂o wielu ludzi, kt贸rzy do艣wiadczali tego w najbardziej bolesny spos贸b. Wychyli艂am si臋 na deszcz, 偶eby popatrze膰 na stuletniego 偶贸艂wia. Zupe艂nie spokojnie sta艂 w deszczu, 偶uj膮c listek szpinaku. My艣l臋, 偶e gdyby rzeczywi艣cie m贸g艂 opowiedzie膰 swoj膮 histori臋, opisa艂by w niej najbardziej zdumiewaj膮ce rzeczy, jakie widzia艂 w艣r贸d ludzi. Autobiografia 偶贸艂wia mog艂aby nosi膰 tytu艂: 鈥艣Piek艂o na rajskiej wyspie鈥.
Pla偶e na Zanzibarze wygl膮daj膮 jak bajka. Bia艂y piasek, szeleszcz膮ce, smuk艂e palmy kokosowe, przejrzysta b艂臋kitna to艅 wody, po kt贸rej magicznym sposobem wydaj膮 si臋 unosi膰 艂odzie. Tutaj przychodzi艂y wielmo偶ne panie i arabskie ksi臋偶niczki, chroni膮c si臋 przed s艂o艅cem pod parasolkami. Tutaj przyp艂ywa艂y te偶 艂odzie wy艂adowane niewolnikami.
By艂y trzy sposoby pozyskiwania czarnych ludzi z g艂臋bi l膮du. Czasem chwytano ich podczas wypraw my艣liwskich organizowanych specjalnie w tym celu. By艂 to jednak spos贸b do艣膰 k艂opotliwy, wymagaj膮cy wysi艂ku, bo trzeba by艂o konno dotrze膰 do wiosek, a potem 艣ciga膰 uciekaj膮cych Murzyn贸w. Wi膮za艂o si臋 to te偶 z konieczno艣ci膮 u偶ycia si艂y, la艂a si臋 krew i 艂atwo mo偶na si臋 by艂o przy tej robocie pobrudzi膰. By艂y jednak prostsze sposoby.
Wystarczy艂o sk艂贸ci膰 ze sob膮 dwa rywalizuj膮ce plemiona. Sprowokowa膰 kilka zdarze艅, podpowiedzie膰 ich fa艂szyw膮 interpretacj臋, zaatakowa膰 pos艂a艅c贸w albo ukra艣膰 zwierz臋ta, zrzucaj膮c win臋 na niezaprzyja藕nionego kacyka. Plemiona w obronie swojej w艂asno艣ci, terytorium albo honoru stawa艂y do walki. Po zako艅czeniu wojny do zwyci臋skiego w艂adcy przychodzili 艂owcy niewolnik贸w i za niewielk膮 cen臋 kupowali je艅c贸w.
Trzeci spos贸b by艂 najbardziej zaskakuj膮cy. 艁owcy niewolnik贸w stawali si臋 dobrymi psychologami, pojawiaj膮cymi si臋 tam, gdzie trwa艂a susza, g艂贸d albo wewn臋trzne niepokoje. Przekonywali lokalnego w艂adc臋, 偶e 艂atwo mo偶na si臋 uwolni膰 od ludzi, kt贸rzy s膮 mu niech臋tni, stanowi膮 zagro偶enie albo balast. Podczas okres贸w wielotygodniowego g艂odu miejscowy kr贸l widzia艂 jak ludzie z jego plemienia staj膮 si臋 coraz s艂absi, s膮 coraz bardziej wychudzeni i zmierzaj膮 prosto do 艣mierci z wycie艅czenia. Dostawa艂 wtedy propozycj臋 nie do odrzucenia: 偶ywno艣膰, dzi臋ki kt贸rej mo偶na uratowa膰 kobiety i dzieci w zamian za 偶ycie m臋偶czyzn. Pozornie by艂a to dobra oferta. W艂adca nie mia艂 przecie偶 poj臋cia, na jaki los skazuje swoich wsp贸艂plemie艅c贸w. By膰 mo偶e 艂owcy obiecywali zwrot wojownik贸w, mo偶e twierdzili, 偶e chc膮 ich tylko wypo偶yczy膰 do wykonania okre艣lonej pracy. Tak czy inaczej, bez konieczno艣ci
u偶ycia si艂y, bez wielkiego wysi艂ku i za cen臋 kilku paczek suszonego mi臋sa i m膮ki odchodzili z nowym nabytkiem, by nigdy ju偶 nie wr贸ci膰 w to miejsce.
Niewolnicy byli potrzebni nie tylko do sprzedania do pracy na zamorskie plantacje. Zanzibar s艂yn膮艂 z doskona艂ej ko艣ci s艂oniowej. Marco Polo w swoich dziennikach opisywa艂 gigantyczne ciosy s艂onia, nazywaj膮c je 鈥艣s艂oniowymi z臋bami鈥 i doda-: 膮c, 偶e ciesz膮 si臋 wielkim popytem. W Europie i Ameryce robiono z nich klawisze do tortepian贸w, kule bilardowe, guziki i ozdobne gad偶ety. 呕adna pani domu zasiadaj膮ca do fortepianu w swoim pi臋knym salonie pewnie nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, ile krwi i cierpienia kosztowa艂 ka偶dy z bia艂ych klawiszy w jej instrumencie.
Karawany niewolnik贸w pod nadzorem wysy艂ano w g艂膮b Afryki na poszukiwanie s艂oni. Rocznie zabijano sto tysi臋cy tych zwierz膮t. Wyrywano im ciosy, reszt臋 cia艂a zostawiaj膮c na sawannie. Zadaniem niewolnik贸w by艂o d藕wiganie cennej zdobyczy podczas w臋dr贸wek trwaj膮cych miesi膮cami przez dzikie pustkowia i d偶ungle. Spi臋ci 艂a艅cuchami, wyg艂odzeni, zmuszani do pracy ponad si艂y, nie wiedzieli co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o i dlaczego 艣wiat, kt贸ry wcze艣niej by艂 przyjazny i przewidywalny, nagle zamieni艂 si臋 w koszmar. Wyobra藕cie sobie cz艂owieka, kt贸ry ma rodzin臋, dzieci i dom, w kt贸rym nagle pojawia si臋 nieznajomy z broni膮 w r臋kach, zarzuca mu sznur na szyj臋 i porywa z wioski. Zakuwa nogi w 艂a艅cuchy, na kark zak艂ada drewniane jarzmo i ka偶e i艣膰 przez spieczon膮 s艂o艅cem ziemi臋 w nieznane. Z pozoru jest te偶 cz艂owiekiem, bo ma taki sam kszta艂t cia艂a, ma nogi, r臋ce i g艂ow臋, ale ma inny kolor sk贸ry i jest chyba te偶 pozbawiony serca i ludzkiego wsp贸艂czucia, bo traktuje schwytanych przez siebie je艅c贸w jak zwierz臋ta, nie daj膮c im 偶adnych
ludzkich praw. Nie wolno by艂o rozmawia膰, skar偶y膰 si臋, prosi膰 ani 偶膮da膰. Nie wolno by艂o zdobywa膰 dodatkowego po偶ywienia, bo stra偶nikom karawany chodzi艂o o to, 偶eby niewolnicy bvli na granicy 艣mierci z g艂odu. Nie mieli wtedy si艂y na bunt i ucieczk臋. Dostawali wi臋c tylko tyle po偶ywienia, 偶eby prze偶y膰. Za pr贸b臋 przemytu kawa艂ka trzciny cukrowej niewolnikowi nak艂adano na twarz 偶elazn膮 mask臋. Taka sama kara czeka艂a ka偶dego, kto pr贸bowa艂by zje艣膰 z g艂odu troch臋 ziemi albo trawy.
Kiedy niewolnica maszeruj膮ca z dzieckiem na plecach nie by艂a w stanie d艂u偶ej nie艣膰 艂adunku ko艣ci s艂oniowej, zabierano jej dziecko, porzucaj膮c je przy drodze. Ci,, kt贸rzy zanadto s艂abli i nie dawali rady i艣膰 dalej, zabijano. Szlak karawany niewolnik贸w 艂atwo by艂o rozpozna膰 po cia艂ach zostawionych na ziemi. Z ka偶dych pi臋ciu porwanych niewolnik贸w tylko jeden mia艂 szans臋 prze偶y膰 wiele miesi臋cy w臋dr贸wki, g艂贸d i z艂e traktowanie.
Ka偶de p贸艂 kilograma ko艣ci s艂oniowej kosztowa艂o 偶ycie jednego cz艂owieka.
Po wielu tygodniach marszu karawana dociera艂a do wybrze偶a, najcz臋艣ciej do jednego z dw贸ch miast: Kilwa albo Bagamoyo. Bagamoyo (Bwaga-Moyo) w j臋zyku
Tylko co pi膮ty niewolnik schwytany na sta艂ym l膮dzie by艂 w stanie prze偶y膰 w臋dr贸wk臋 na wybrze偶e i morsk膮 podr贸偶 na Zanzibar
suahili znaczy dos艂ownie 鈥艣od艂贸偶 swoje serce鈥, a w przeno艣ni 鈥艣porzu膰 wszelk膮 nadziej臋鈥, bo z tego portu nie by艂o ju偶 odwrotu. Tutaj 艂adowano niewolnik贸w na 艂odzie. 呕eby zmie艣ci膰 ich jak najwi臋cej, pod pok艂adem budowano specjalne p贸艂ki
o wysoko艣ci jednego metra. Na te p贸艂ki pakowano ludzi. Nie by艂o miejsca, 偶eby usi膮艣膰 albo si臋 przewr贸ci膰, nie m贸wi膮c ju偶 o wstaniu. Niewolnicy le偶eli 艣ci艣ni臋ci wjednej pozycji, bez jedzenia i picia. Po kilku dniach dop艂ywali do rajskiej wyspy, Zanzibaru. Tam kazano im wsta膰 i zej艣膰 na l膮d.
W艂adca Zanzibaru na艂o偶y艂 specjalny podatek od niewolnik贸w, kt贸ry musia艂 p艂aci膰 ka偶dy handlarz 偶ywym towarem. Wysoko艣膰 podatku zale偶a艂a od liczby przywiezionych niewolnik贸w, dlatego przed wp艂yni臋ciem do portu sprawdzano, kt贸rzy niewolnicy s膮 w stanie prze偶y膰 i w kt贸rych warto zainwestowa膰. S艂abych
chorych wyrzucano za burt臋.
Ludzki towar dowieziony na rajsk膮 wysp臋 s艂abo nadawa艂 si臋 do sprzeda偶y. Ludzie byli brudni, chorzy, wycie艅czeni, przestraszeni, wielu z rozpaczy pr贸bowa艂o odebra膰 sobie 偶ycie, 偶eby d艂u偶ej nie cierpie膰. Z 艂odzi prowadzono ich do loch贸w w pobli偶u targu niewolnik贸w. Tam, st艂oczeni w ciemno艣ci na niewielkiej przestrzeni, chwytaj膮c powietrze wpadaj膮ce przez ma艂e otwory umieszczone ponad powierzchni膮 ziemi, czekali, nie maj膮c poj臋cia co zdarzy si臋 dalej. Wspomnienia dawnego 偶ycia wydawa艂y si臋 pewnie abstrakcj膮. Wolno艣膰, 艣wie偶e powietrze, mi艂o艣膰, 艣miech, zabawa - czy z ich perspektywy te poj臋cia mia艂y jeszcze jakikolwiek sens? Do czego mo偶na je by艂o przypisa膰? Do przesz艂o艣ci, kt贸ra nagle bez 偶adnego zrozumia艂ego powodu zosta艂a uci臋ta i zamieniona w koszmar? A mo偶e to jest normalne, 偶e cz艂owiek traci prawo do wolno艣ci i za 偶ycia trafia do piek艂a?... Ale dlaczego to piek艂o zosta艂o urz膮dzone na najpi臋kniejszej wyspie 艣wiata, gdzie s艂o艅ce rado艣nie pl膮sa po falach oceanu, kt贸re w odpowiedzi z czu艂o艣ci膮 g艂aszcz膮
艣nie偶nobia艂y piasek na brzegu?...
Przed dniem targowym czarni niewolnicy dostawali niespodziewany promyk nadziei. Przynoszono im porz膮dny posi艂ek, byli myci i smarowani oliw膮. Wydawa艂o si臋, 偶e 艣wiat przypomnia艂 sobie o ich losie i pr贸bowa艂 im wynagrodzi膰 tygodnie cierpienia. Tak my艣leli do chwili, kiedy wyprowadzano ich na plac targowy. Handel odbywa艂 si臋 zwykle po po艂udniu. Niewolnik贸w ustawiano wed艂ug wzrostu - od najmniejszych do najwy偶szych. Najpierw szli dooko艂a placu, 偶eby kupcy mogli im si臋 dok艂adnie przyjrze膰. Potem rozpoczynano aukcj臋. Kupiec sprawdza艂 w jakim stanie jest towar - ogl膮daj膮c mu z臋by i oczy, macaj膮c musku艂y, ka偶膮c biec albo podskakiwa膰, 偶eby upewni膰 si臋, 偶e niewolnik ma dosy膰 si艂y do pracy. Po zawarciu transakcji kupiec zabiera艂 swoich niewolnik贸w i albo natychmiast kierowa艂 do pracy na swojej plantacji, albo wysy艂a艂 w dalsz膮 podr贸偶 przez ocean, gdzie mia艂 szans臋 dosta膰 za sw贸j towar wy偶sz膮 cen臋. Francuzi kupowali du偶o niewolnik贸w na Zanzibarze, wysy艂aj膮c ich do pracy na wyspie Mauritius. Za jednego dobrego niewolnika p艂acono dziesi臋膰 dolar贸w.
David Livingstone ze zdumieniem i przera偶eniem obserwowa艂 to zjawisko. W jednym z dziennik贸w napisa艂:
Ogrom z艂a i niesprawiedliwo艣ci, jakiego jestem tutaj 艣wiadkiem, jest trudny do opisania. Onegdaj na drodze znale藕li艣my cia艂o czarnej kobiety, kt贸ra zosta艂a zastrzelona albo zakluta no偶em. Napotkani miejscowi wyja艣nili mi, 偶e zabi艂 j膮 handlarz niewolnik贸w, rozw艣cieczony tym, 偶e straci艂 pieni膮dze, kt贸re za ni膮 zap艂aci艂, bo kobieta nie by艂a w stanie i艣膰 dalej o w艂asnych si艂ach. Nieco dalej zobaczyli艣my inn膮 kobiet臋, przywi膮zan膮 za szyj臋 do drzewa i nie偶yw膮. Widzieli艣my m臋偶czyzn臋, kt贸ry zmar艂 z g艂odu i wycie艅czenia. Najdziwniejsz膮 chorob膮, jaka wyst臋puje w tym kraju, wydaje si臋 by膰 z艂amane serce niegdy艣 wolnych ludzi, kt贸rzy zostali schwytani i zniewoleni.
W XIX wieku do portu na Zanzibarze rocznie przywo偶ono 50 000 niewolnik贸w. Dwa razy tyle gin臋艂o podczas w臋dr贸wki przez Afryk臋 po schwytaniu. Do Nowego 艢wiata, czyli do Ameryki, przywieziono statkami oko艂o dziesi臋ciu milion贸w
Pomnik niewolnik贸w w Kamiennym Mie艣cie tu偶 obok anglika艅skiej katedry zbudowanej w miejscu, gdzie odbywa艂 si臋 targ niewolnik贸w.
David Livingstone &t Horace Waller (Ed): The Last Journals ofDaz艅dLivingstone in CentralAfricafrom 1865 to his Death. John Murray, London, 1874, t艂um. Beata Pawlikowska
niewolnik贸w z Afryki. Je艣li co pi膮ty prze偶ywa艂 t臋 podr贸偶, to znaczy, 偶e z Afryki Zachodniej wywieziono co najmniej 50 milion贸w niewolnik贸w. Drugie tyle zosta艂o zniewolonych we wschodniej Afryce, gdzie g艂贸wnym portem prze艂adunkowym by艂 Zanzibar. St膮d niewolnicy byli wysy艂ani do Omanu i innych kraj贸w Bliskiego Wschodu.
Handel niewolnikami zosta艂 oficjalnie zakazany w 1807 roku, kiedy w Wielkiej Brytanii uchwalono ustaw臋, na mocy kt贸rej ka偶dy kapitan statku przewo偶膮cego niewolnik贸w podlega艂 karze. W 1833 roku wydano ustaw臋 nadaj膮c膮 wolno艣膰 wszystkim niewolnikom na terenie Imperium Brytyjskiego. W teorii niewolnictwo przesta艂o istnie膰. W rzeczywisto艣ci na Zanzibarze handlowano niewolnikami do 1897 roku, czyli do chwili, gdy wyspa dosta艂a si臋 pod protektorat brytyjski.
Handel niewolnikami zosta艂 oficjalnie zakazany w i8oy r., ale istnia艂 nielegalnie na Zanzibarze jeszcze przez prawie sto lat.
Najdziwniejsze jednak jest to, 偶e historia czarnych niewolnik贸w nie ma ko艅ca. Dzisiaj, w XXI wieku na 艣wiecie istnieje 27 milion贸w niewolnik贸w, czyli ludzi zmuszanych do niewolniczej pracy. Nigdy wcze艣niej w historii 艣wiata ta liczba nie by艂a tak wielka. Dziewczynki z Nepalu s膮 sprzedawane do dom贸w publicznych w Indiach, w Chinach w 2007 roku uwolniono niewolnik贸w zmuszanych do pracy w nielegalnej cegielni, w Mauretanii niewolniczo pracuje 600 000 ludzi, czyli 20%
populacji, na plantacjach kakaowca na Wybrze偶u Ko艣ci S艂oniowej pracuje ponad 100 tysi臋cy niewolnik贸w-dzieci, w Iraku niekt贸rzy szejkowie wci膮偶 na dworach trzymaj膮 czarnych niewolnik贸w.
S艂ynna sta艂a si臋 historia Francisa Boka, kt贸ry w 1986 roku jako siedmioletni ch艂opiec zosta艂 porwany z wioski w Sudanie i do艂膮czony do karawany niewolnik贸w i ukradzionego byd艂a, by w ko艅cu trafi膰 do domu, gdzie by艂 niewolnikiem przez dziesi臋膰 lat. Dwa razy pr贸bowa艂 ucieka膰, mimo 偶e grozi艂a za to kara 艣mierci. Uda艂o mu si臋 za trzecim razem. Dotar艂 do Stan贸w Zjednoczonych, gdzie napisa艂 ksi膮偶k臋 o swoich prze偶yciach i dzia艂a na rzecz zniesienia niewolnictwa we wsp贸艂czesnym 艣wiecie.
W dzisiejszym 艣wiecie 偶yje obok nas ponad dwadzie艣cia milion贸w niewolnik贸w. Organizacja Free the Slaves (鈥艣Uwolni膰 niewolnik贸w鈥, www.freetheslaves.net) podaje, 偶e w 2009 roku by艂o ich 29 milion贸w, wi臋cej ni偶 kiedykolwiek wcze艣niej w historii 艣wiata. Jeden niewolnik w XXI wieku kosztuje oko艂o dziewi臋膰dziesi臋ciu dolar贸w.


Marco Polo
Venecjanin Marco Polo by艂 pierwszym Europejczykiem, kt贸ry dotar艂 na Zanzibar w 1295 roku i tak opisa艂 wysp臋 w swoich dziennikach:
Tlanghibar to wielce szlachetna wyspa o obwodzie 2000 mil5. Jej mieszka艅cy to ba艂wochwalcy, czyli poganie. Maj膮 kr贸la, w艂asnyj臋zyk i poniewa偶 nie zale偶膮 od innych w艂adc贸w, nikomu nie musz膮 sk艂ada膰 danin. S膮 wysocy i mocno zbudowani, cho膰 nie tak wysocy, jakby wymaga艂a tego gruboko艣cista budowa cia艂a. Gdyby ich wzrost odpowiada艂 t臋go艣ci, musieliby by膰 absolutnymi gigantami. S膮 bardzo silni. Potrafi膮 d藕wiga膰 za czterech i je艣膰 zapi臋ciu.
Ludzie maj膮 czarn膮 sk贸r臋 i chodz膮 prawie ca艂kowicie nago, okrywaj膮cjedynie swoj膮 wstydliwo艣膰. Ich w艂osy s膮 czarne jak pieprz i tak mocno skr臋cone, 偶e nawet za pomoc膮 wody nie mo偶na ich wyprostowa膰. A usta maj膮 tak wielkie, nosy tak zadarte, wargi takie grube, oczy takie ogromne i nabieg艂e krwi膮, 偶e wygl膮daj膮 jak wcielone diab艂y. S膮 doprawdy tak ohydnie brzydcy, 偶e trudno w 艣wiecie znale藕膰 co艣 okropniejszego...
G艂贸wnym 藕r贸d艂em po偶ywienia jest ry偶, mi臋so, mleko i daktyle. Robi si臋 wino z daktyli z dodatkiem ry偶u, dobrych przypraw i cukru. Ludzie zajmuj膮 si臋 g艂贸wnie handlem, a do portu wci膮偶 przyp艂ywaj膮 nowe statki z zagranicznymi kupcami. Najwa偶niejszym towarem eksportowym na wyspie s膮 z臋by s艂onia, wyst臋puj膮ce tu w wielkiej obfito艣ci. Jest te偶 du偶o ambry6, bo bardzo liczne w okolicy s膮 wieloryby7.
5 2000 mil = 3218 km. Dzisiaj podaj膮c wymiary wyspy nie m贸wi si臋 raczej o jej obwodzie, ale powierzchni, kt贸ra w przypadku Zanzibaru wynosi 2643 km2.
6 Ambra - wydzielina z wn臋trzno艣ci wieloryba, znajduj膮ca si臋 w jego jelitach. Jest u偶ywana do wzmacniana zapachu perfum.
7 The Travels of Marco Polo - Marco Polo, Rustichello da Pisa, t艂um. Beata Pawlikowska


Cynamonowe ptaki
Moja cynamonowa wyprawa rozpocz臋艂a si臋 na niepozornym polu pe艂nym zielonych badyli. Wysiad艂am z samochodu i od razu zakr臋ci艂o mi si臋 w g艂owie. Wok贸艂 unosi艂 si臋 s艂odkawy, tajemniczy, lekko pikantny zapach cynamonu - taki, jaki mo偶na czasem poczu膰 po otwarciu 艣wie偶ej torebki z t膮 przypraw膮. Gdyby wierzy膰 staro偶ytnym filozofom, znajdowa艂am si臋 w samym centrum zaopatrzenia Cynamonowych Ptak贸w. Po chwili w臋dr贸wki przez zaro艣la zobaczy艂am ca艂kiem niepozorne drzewo. Mia艂o nieca艂y metr grubo艣ci i od艂upany kawa艂ek szarobr膮zowej kory, kt贸ra wydziela艂a niezwykle intensywny cynamonowy zapach.
Uwielbiam zapach cynamonu. Kojarzy mi si臋 z marzeniami o dalekich podr贸偶ach, jakie snu艂am w dzieci艅stwie i z cynamonow膮 past膮 do z臋b贸w u偶ywan膮 w Stanach Zjednoczonych. Cynamon by艂 jednym z obiekt贸w po偶膮dania chciwych hiszpa艅skich konkwistador贸w, kt贸rzy w XVI wieku wyruszali za ocean z nadziej膮 na szybkie bogactwo. Zach臋ceni opowie艣ciami tubylc贸w wyruszali do amazo艅skiej d偶ungli, gdzie gin臋li z g艂odu, tropikalnych chor贸b, wyczerpania i w starciach z Indianami.
W 1541 roku Gonzalo Pizarro (przyrodni brat s艂ynnego konkwistadora Fran-cisca Pizarra) zosta艂 gubernatorem Quito. Wkr贸tce potem w mie艣cie pojawi艂y si臋 plotki, 偶e za g贸rami le偶y kraina stokro膰 bogatsza od wszystkich dotychczas podbitych przez Hiszpan贸w. W艂adc膮 tej Z艂otej Krainy jest Z艂oty Kr贸l, czyli El Dorado, kt贸ry codziennie rano pokrywa ca艂e swoje cia艂o z艂otym py艂em, a wieczorem zmywa go w falach jeziora.
Gonzalo Pizarro natychmiast postanowi艂 zorganizowa膰 ekspedycj臋. Mia艂 trzy cele: podbi膰 nowe terytoria i zasiedli膰 je hiszpa艅skimi kolonizatorami, spotka膰 Z艂otego Kr贸la oraz odnale藕膰 La Canel臋 - Krain臋 Cynamonu. W XVI wieku cynamon
by艂 tak drogocenn膮, i rzadk膮 przypraw膮, 偶e nieustannie poszukiwano miejsc, z kt贸rych mo偶na by go sprowadza膰 taniej i w odpowiednio wielkich ilo艣ciach.
Ju偶 w najdawniejszych czasach wiadomo by艂o powszechnie, 偶e cynamon pochodzi od Cynamonowych Ptak贸w. O tych gigantycznych ptakach pisa艂 Herodot i Arystoteles, dodaj膮c, 偶e mieszkaj膮 one w Arabii i maj膮 przedziwny zwyczaj budowania gniazd z drewna cynamonowc贸w, kt贸re przynosz膮 w dziobach z dalekiej i nieznanej krainy. Poniewa偶 Cynamonowe Ptaki (zwane tak偶e Cynnamolgus) by艂y agresywne i niebezpieczne, tubylcy musieli wymy艣li膰 specjalne sposoby na zdobywanie drewna z ich gniazd. Najcz臋艣ciej stosowanym podst臋pem by艂o zar偶ni臋cie wo艂u, kt贸ry w du偶ych kawa艂kach by艂 umieszczany w pobli偶u gniazda.
Cynamonowy Ptak przepada艂 za 艣wie偶ym mi臋sem. Gdy poczu艂 zapach krwi, nadlatywa艂 艂opocz膮c ogromnymi skrzyd艂ami i porywa艂 kawa艂ki mi臋sa, zanosz膮c je w szponach do gniazda. Na to tylko czekali Arabowie. Pod ci臋偶arem mi臋sa wo艂u gniazdo zaczyna艂o dr偶e膰 i rozpada膰 si臋 na kawa艂ki. Fragmenty cynamonowca by艂y skrupulatnie zbierane z ziemi i wysy艂ane na eksport do staro偶ytnego Rzymu, Egiptu i do Europy, gdzie w艂adcy byli gotowi p艂aci膰 za cynamon najwy偶sze ceny. Wed艂ug informacji podanych przez rzymskiego historyka Pliniusza Starszego, 350 gram贸w cynamonu kosztowa艂o tyle samo co 5 kilogram贸w czystego srebra.
Zanzibarskie przysmaki przyrz膮dzane po zmierzchu w kamiennym Mie艣cie.
Dzisiaj ludzie nie 艣cigaj膮 ju偶 Cynamonowych Ptak贸w. Na plantacjach zbiera si臋 cienk膮 warstw臋 wewn臋trznej kory z m艂odych p臋d贸w cynamonowca. Po wyschni臋ciu kora zwija si臋 w charakterystyczne rurki, kt贸re tnie si臋 na kawa艂ki i sprzedaje w postaci ca艂ej lub zmielonej na proszek. Cynamon bywa nie tylko dodatkiem do deser贸w, kawy czy azjatyckich da艅 z kurczaka. Jest stosowany jako lekarstwo na przezi臋bienia, biegunk臋, cukrzyc臋, a nawet artretyzm. Podczas jednego z eksperyment贸w medycznych przeprowadzonych w Kopenhadze pacjentom chorym na artretyzm codziennie rano przed 艣niadaniem podawano 艂y偶k臋 miodu z dodatkiem cynamonu. Po miesi膮cu ust膮pi艂y wszystkie dolegliwo艣ci.


Magiczna ga艂ka
najs艂ynniejszej, staro偶ytnej ksi臋dze po艣wi臋conej czarom pt. 鈥艣Klucz kr贸la Salomona鈥 rozdzia艂 dziesi膮ty jest po艣wi臋cony zapachom, perfumom oraz 鈥艣podobnym rzeczom stosowanym w sztukach magicznych鈥. Autor pisze o r贸偶nych rodzajach kadzide艂, perfum i okadze艅, kt贸re sporz膮dza si臋 w celu ofiarowania duchom, dziel膮c je dwie grupy: s艂odko pachn膮cych zapach贸w dla dobrych duch贸w i brzydko pachn膮cych dla z艂ych demon贸w. Do pierwszej grupy sk艂adnik贸w zaleca stosowa膰 aloes, pi偶mo oraz ga艂k臋 muszkato艂ow膮.
We wsp贸艂czesnej Encyklopedii Substancji Psychoaktywnych (The Encyclopedia ofPsychoactme Substances Richarda Rudgleya, wyd. 1998) informacje o ga艂ce muszkato艂owej s膮 jeszcze bardziej tajemnicze.
S艂ynny jazzman Charlie Parker by艂 pono膰 uzale偶niony od ga艂ki, kt贸r膮 za偶ywa艂 w coli albo mleku. Malcolm X, przyw贸dca ruchu Afroamerykan贸w w Stanach Zjednoczonych, tak opisa艂 swoje do艣wiadczenia: 鈥艣W wi臋zieniu w Charleston za偶ywa艂em ga艂k臋 zamiast marihuany. Podobnie robi艂o stu innych wi臋藕ni贸w, kt贸rzy kupowali od kucharzy ga艂k臋 w zamian za pieni膮dze albo papierosy. Wystarczy艂o j膮 rozmiesza膰 w szklance zimnej wody. Niestety, kiedy w艂adze wi臋zienia zorientowa艂y si臋 dlaczego tak drastycznie wzros艂o zu偶ycie ga艂ki muszkato艂owej, zakazano jej u偶ywania do przyprawiania potraw鈥.
Moje pierwsze spotkanie z ga艂k膮 muszkato艂ow膮 na Zanzibarze te偶 by艂o niezwyk艂e. Kiedy stan臋li艣my pod niepozornym zielonym drzewem, przewodnik po艂o偶y艂 sobie na d艂oni owoc, kt贸ry w 艣rodku by艂 tak pi臋kny, 偶e wszyscy a偶 sapn臋li z zachwytu. W kremowej 艂upinie le偶a艂o pod艂u偶ne nasiono ubrane w ogni艣cie czerwon膮 koronk臋.
- To jest osn贸wka - wyja艣ni艂 przewodnik, delikatnie zdejmuj膮c koronk臋.
Dojrza艂a ga艂ka muszkato艂owa 艣wie偶o zerwana z drzewa.
Z wysuszonej osn贸wki zwanej kwiatem muszkato艂owym robi si臋 przypraw臋 o smaku podobnym do ga艂ki, kt贸ra dzi臋ki intensywnemu barwnikowi nadaje potrawie kolor 偶贸艂ty lub pomara艅czowy.
- A to jest... - przewodnik zawiesi艂 g艂os - .. .ga艂ka muszkato艂owa, kt贸r膮 kiedy艣 w Anglii mo偶na by艂o sprzeda膰 za fortun臋 i dzi臋ki niej mie膰 zapewniony dobrobyt do ko艅ca 偶ycia.
鈥艣Kr贸lewski salon pi臋kno艣ci鈥 w Kamiennym Mie艣cie.
Ostro偶nie popatrzyli艣my na cenne nasiono. W staro偶ytnych czasach ga艂ka muszkato艂owa by艂a znana jedynie Arabom, kt贸rzy stosowali j膮 jako lekarstwo na 偶o艂膮dek i jako afrodyzjak. Zalecano nawet smarowanie olejkiem zrobionym z osn贸wki ga艂ki, co mia艂o da膰 natychmiastowy efekt pobudzenia. W Anglii przez wiele stuleci ga艂ka muszkato艂owa by艂a uwa偶ana za amulet, bez kt贸rego nie wypada艂o wychodzi膰 z domu. Nie tylko chroni艂a przed chorobami, z艂amaniem nogi i innymi wypadkami, pomaga艂a te偶 osobom cierpi膮cym na b贸l plec贸w i reumatyzm oraz hazardzistom. W tym ostatnim przypadku nale偶y opr贸szy膰 ga艂k膮 muszkato艂ow膮 wype艂niony kupon totolotka, pi艂karski lub zak艂ad贸w konnych i schowa膰 na dwadzie艣cia cztery godziny przed jego zarejestrowaniem. Wychodz膮c na spotkanie towarzyskie, ga艂k臋 muszkato艂ow膮 nale偶y sobie umie艣ci膰 pod lew膮 pach膮, co ma gwarantowa膰 wywo艂anie nieodpartego wra偶enia u p艂ci przeciwnej, a co za tym idzie, powodzenie w mi艂o艣ci.
W 艣redniowieczu u偶ywanie ga艂ki muszkato艂owej jako talizmanu przeciw wszelkim przeciwno艣ciom losu by艂o tak powszechne, 偶e rozpocz臋to produkcj臋 sztucznych ga艂ek zrobionych z drewna. By艂y ta艅sze i bardziej trwa艂e, nie trac膮c przy tym swoich magicznych w艂a艣ciwo艣ci.


Pachn膮ce gwo藕dzie
W przydro偶nym barze w Tanzanii zam贸wi艂am najbardziej popularne i tanie danie zwane biryani. Zajadali si臋 nim kierowcy autobusu i inni pasa偶erowie, ja te偶 wi臋c postanowi艂am spr贸bowa膰. Wiedzia艂am, 偶e biryani to danie zrobione na bazie ry偶u z dodatkami. Nie przypuszcza艂am jednak, 偶e b臋dzie to eksplozja orientalnych smak贸w w samym sercu Afryki. Zwyk艂y bia艂y ry偶 z kawa艂kami mi臋sa i warzyw by艂 doprawiony szafranem, kardamonem, cynamonem, imbirem i czosnkiem, nad kt贸rymi unosi艂 si臋 osza艂amiaj膮cy aromat go藕dzik贸w.
By艂a to ulubiona przyprawa s艂ynnej Mumtaz Mahal po艣lubionej su艂tanowi Szahd偶ahanowi, kt贸ry po 艣mierci ukochanej 偶ony poleci艂 zbudowa膰 na jej cze艣膰 jeden z cud贸w 艣wiata - Taj Mahal. Legenda m贸wi, 偶e Mumtaz Mahal pewnego dnia bez zapowiedzi zesz艂a do wojskowych barak贸w. Na widok wychudzonych 偶o艂nierzy kaza艂a codziennie podawa膰 im ry偶 z mi臋sem i przyprawami, czyli biryani. 呕o艂nierze nie tylko odzyskali si艂y i w艂a艣ciw膮 wag臋, przestali te偶 mie膰 k艂opoty z b贸lem z臋b贸w, co zawdzi臋czali obecnym w ich jedzeniu go藕dzikom.
Go藕dziki by艂y kiedy艣 bardzo popularne na dworze chi艅skiego cesarza. W 200 roku p.n.e. u偶ywano ich powszechnie zgodnie z rozkazem cesarza, nakazuj膮cym, aby ka偶da osoba zbli偶aj膮ca si臋 do jego kr贸lewskiego tronu obowi膮zkowo 偶u艂a go藕dziki dla od艣wie偶enia oddechu.
Go藕dziki to w rzeczywisto艣ci wysuszone, niedojrza艂e p膮czki kwiatowe drzewa go藕dzikowego. Z powodu ich podobie艅stwa do ma艂ych gwo藕dzi, nazwa go藕dzik贸w w wielu j臋zykach pochodzi od 艂aci艅skiego s艂owa clavus, czyli 鈥艣gw贸藕d藕鈥. Kiedy艣 ros艂y wy艂膮cznie na Molukach, zwanych Wyspami Korzennymi, le偶膮cymi we wschodniej cz臋艣ci Archipelagu Malajskiego w Indonezji. Tubylcy zgodnie z lokalnym zwyczajem sadzili nowe drzewo go藕dzikowe z okazji narodzin ka偶dego dziecka i nosili naszyjniki z go藕dzik贸w, kt贸re mia艂y odstrasza膰 z艂e moce i chroni膰 przed chorob膮.
Kiedy w pi臋tnastym wieku Portugalczycy zaj臋li te wyspy i przej臋li ca艂kowit膮 kontrol臋 nad handlem go藕dzikami, ich cena wzros艂a do siedmiu gram贸w czystego z艂ota za kilogram. Dwie艣cie lat p贸藕niej w Anglii za go藕dziki trzeba by艂o zap艂aci膰 r贸wnowarto艣膰 ich wagi w z艂ocie. Cena spadla dopiero wtedy, gdy plantacje go藕dzik贸w za艂o偶ono na Karaibach, Mauritiusie, w Brazylii i Gujanie oraz na Zanzibarze, sk膮d pochodzi wi臋kszo艣膰 go藕dzik贸w u偶ywanych we wsp贸艂czesnych kuchniach.
Go藕dziki, czyli wysuszone p膮czki kwiatowe go藕dzikowca.
Najdziwniejsze jest to, 偶e w ojczy藕nie go藕dzik贸w, czyli w Indonezji, nie u偶ywa si臋 ich do przyprawiania jedzenia. Go藕dziki s膮 tam g艂贸wnym sk艂adnikiem miejscowych papieros贸w. Ponad sto lat temu pewien Jawajczyk chory na astm臋 poszed艂 do lekarza, kt贸ry zaleci艂 mu cz臋ste wdychanie olejku go藕dzikowego. Pacjent zacz膮艂 si臋 zastanawia膰 w jaki spos贸b zrobi膰 to naj艂atwiej i z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮, i wpad艂 na pomys艂 sporz膮dzenia papierosa z go藕dzik贸w. Kiedy wie艣膰 o jego cudownym wyzdrowieniu obieg艂a najbli偶sz膮 okolic臋, s膮siedzi tak偶e zacz臋li dodawa膰 go藕dziki do papieros贸w, a po pewnym czasie rozpocz臋to ich masow膮 produkcj臋. Go藕dzikowe papierosy w Indonezji nazywaj膮 si臋 kretek, opr贸cz go藕dzik贸w zawieraj膮 te偶 tyto艅 i dodatkowe przyprawy, kt贸rych nazwy i proporcje s膮 trzymane w naj艣ci艣lejszej tajemnicy.


Na plantacji przypraw
WANILIA - niepozorne, zielone fasolki zwisaj膮ce z pn膮cza nale偶膮cego do rodziny storczykowatych. Nazwa wanilii pochodzi od hiszpa艅skiego s艂owa vainil-la, co oznacza 鈥艣ma艂y str膮czek鈥.
D艂ugo by艂a nieznana w Europie, poniewa偶 oryginalnie pochodzi z Meksyku, gdzie delektowano si臋 ni膮 na dworze kr贸la Aztek贸w. Dopiero w 1528 roku konkwistador Hernan Cortez przywi贸z艂 pierwsze laski wanilii do Hiszpanii.
CYNAMON - drzewo cynamonowca dorasta do pi臋tnastu metr贸w wysoko艣ci.
Przypraw臋 robi si臋 z wewn臋trznej, cienkiej warstwy kory. Po zdj臋ciu z drzewa wilgotna kora szybko zwija si臋 w rurki, kt贸re potem tnie si臋 na kr贸tsze kawa艂ki i dok艂adnie suszy w ciep艂ym i przewiewnym miejscu.
Najwi臋kszym producentem cynamonu na 艣wiecie jest Sri Lanka, sk膮d cynamonowiec pochodzi.
PIEPRZ 鈥" a dok艂adniej m贸wi膮c: PIEPRZ CZARNY, bo tak nazywa si臋 ten gatunek pn膮cza z rodziny pieprzo-watych. R贸偶ne kolory pieprzu pochodz膮 z tej samej ro艣liny, ale zale偶膮 od tego kiedy si臋 go zbiera i co si臋 z nim robi.
Czarny pieprz zrywa si臋 kiedy jest niedojrza艂y, gotuje w gor膮cej wodzie, a potem suszy na s艂o艅cu albo w
specjalnych suszarniach. Wtedy w艂a艣nie 艂upina pieprzu kurczy si臋 i robi si臋 czarna.
Bia艂y pieprz jest pozbawiony zewn臋trznej 艂upiny. Zrywa si臋 tylko bardzo dojrza艂e owoce i moczy si臋 je przez kilka dni w wodzie. Wtedy zewn臋trzna 艂upina (ta, kt贸ra jest pomarszczona i czarna w przypadku czarnego pieprzu) odpada, a pozosta艂e nasiono zostaje wysuszone i zamienia si臋 w bia艂y pieprz.
Zielony pieprz to niedojrza艂e owoce zerwane z krzaka i zakonserwowane tak, 偶eby zachowa艂y zielony kolor. Mo偶na to zrobi膰 za pomoc膮 tlenku siarki, solanki albo mro偶enia.
Czerwony pieprz to dojrza艂e owoce odpowiednio zakonserwowane, najcz臋艣ciej octem albo solank膮.
KURKUMA - ro艣lina z rodziny imbiro-watych, pochodz膮ca z po艂udniowej Azji.
Przypraw臋 robi si臋 z pod艂u偶nych bulw, kt贸re po zebraniu s膮 gotowane, a potem d艂ugo suszone w specjalnych piecach. Po zmieleniu na proszek staj膮 si臋 przypraw膮 o intensywnie pomara艅czowym kolorze i lekko pikantnym smaku.
Kurkuma jest te偶 u偶ywana w medycynie naturalnej jako lek na wiele dolegliwo艣ci, m.in. niestrawno艣膰.
YLANG YLANG - cudownie pachn膮ce kwiaty z drzewa o polskiej nazwie jagodlin wonny. Oryginalna nazwa pochodzi z filipi艅skiego j臋zyka Tagalog i oznacza 鈥艣kwiat kwiat贸w鈥.
Kwiaty maj膮 s艂odki, delikatny i tak pi臋kny zapach, 偶e robi si臋 z nich s艂ynne olejki do aromaterapii i masa偶u.
GO殴DZIKI - to niedojrza艂e p膮czki kwiatowe zerwane z drzewa go藕dzikowego. Gdyby zosta艂y na drzewie, zamieni艂yby si臋 w kwiaty.
Zbiera si臋 je wtedy, gdy z zielonych staj膮 si臋 czerwone, a na wierzcho艂ku wida膰 cztery wypustki, czyli zal膮偶ki p艂atk贸w.
Po wysuszeniu na s艂o艅cu go藕dziki staj膮 si臋 ciemne i aromatyczne.
MIGDA艁 - drzewo migda艂owe pochodzi z Bliskiego Wschodu. Jesieni膮
na jego ga艂臋ziach pojawiaj膮 si臋 zielone
okr膮g艂e owoce z pojedyncz膮 pestk膮. Ta pestka to w艂a艣nie migda艂.
S艂odkie i gorzkie migda艂y pochodz膮 z dw贸ch r贸偶nych odmian migda艂owc贸w.
W medycynie ajurwedyjskiej zaleca
si臋 jedzenie migda艂贸w na wzmocnienie si艂 umys艂u i systemu nerwowego.
GA艁KA MUSZKATO艁OWA -
pochodzi z wysp Banda w Molukach, zwanych kiedy艣 Wyspami Korzennymi. Przypraw臋 robi si臋 z nasion drzewa muszkato艂owca, ale s膮 to nasiona bardzo okaza艂e i niezwyk艂e.
Zielono偶贸艂ty owoc w kszta艂cie pigwy albo gruszki ma oko艂o 5 cm d艂ugo艣ci. Wewn膮trz znajduje si臋 pojedyncze, twarde nasiono podobne do orzecha w krwistoczerwonej siatce.
Przypraw臋 robi si臋 zar贸wno z tej czerwonej os艂onki, jak i samego orzecha.
CURRY (li艣cie) - w Azji ro艣nie niewielkie drzewo o polskiej nazwie mur-raja Koeniga (艂ac. Murraya koenigii). Ma niewielkie, pod艂u偶ne, bardzo mocno pachn膮ce li艣cie, kt贸rych u偶ywa si臋 jako przyprawy, szczeg贸lnie na Sri Lance i w po艂udniowych Indiach. Dodaje si臋 je do gotowania tak jak listki laurowe.
Zupe艂nie czym艣 innym jest proszek b臋d膮cy mieszank膮 r贸偶nych przypraw, kt贸ry tak偶e nazywa si臋 curry i o kt贸rym pisz臋 na nast臋pnej stronie.
CURRY (mieszanka przypraw) 鈥" czerwony, 偶贸艂ty, br膮zowy albo pomara艅czowy proszek zrobiony z po艂膮czenia kilku lub kilkunastu aromatycznych i intensywnych w smaku przypraw.
Ka偶da mieszanka curry - czyli ma-sala - mo偶e zawiera膰 r贸偶ne sk艂adniki w r贸偶nych proporcjach, wi臋c praktycznie ka偶da przyprawa curry mo偶e smakowa膰 odrobin臋 inaczej. Najcz臋艣ciej w sk艂adzie curry znajduj膮 si臋: kolendra, kmin rzymski, kurkuma, kardamon, pieprz, papryka chili, ga艂ka muszkato艂owa, go藕dziki, cynamon.
Przypraw臋 najlepiej dodawa膰 pod koniec gotowania, wtedy nadaje potrawie wyrazisty smak i aromat.


Przez ocean
dnia na Zanzibarze wsiad艂am na 艂贸d藕 i pop艂yn臋艂am przez ocean. W porcie czeka艂o du偶o ludzi. Byli tam sprzedawcy tropikalnych tkanin i rze藕b z hebanu, 偶eglarze, dzieci i wieczni w臋drowcy, kt贸rzy nie maj膮 domu i bezpiecznej
przystani, ale kr膮偶膮 nieustannie po 艣wiecie, w poszukiwaniu czego艣, czego sami nie potrafi膮 nazwa膰. By膰 mo偶e szukaj膮 sensu 偶ycia 鈥" g艂臋bszego i bardziej prawdziwego ni偶 gromadzenie przedmiot贸w i zaj臋cie odpowiedniej pozycji w艣r贸d innych ludzi.
Zatrzyma艂am si臋 na piasku. Lubi臋 takie miejsca - pe艂ne zaskocze艅 i dzikiej wolno艣ci, kt贸ra nie pozwala si臋 okie艂zna膰. Wszystko mo偶esz tu kupi膰 i sprzeda膰, wszystko mo偶esz te偶 straci膰 je艣li trafisz na przest臋pc臋. A je艣li jeste艣 jednym z tych, kt贸rzy w臋druj膮 w poszukiwaniu prawdy, to w艂a艣nie tutaj mo偶esz dozna膰 objawienia
i wreszcie j膮 znale藕膰.
Min臋艂am kosze zielonych banan贸w przygotowanych do za艂adowania.
Tropikalny, ciep艂y wiatr czesa艂 mi w艂osy, pod stopami czu艂am mi臋kko uginaj膮cy si臋 piasek. Napi臋te liny trzymaj膮ce na uwi臋zi kilka ma艂ych 艂贸dek by艂y jak struny czasu, kt贸ry ludzie usi艂uj膮 zamkn膮膰 w ramach kalendarzy i wskaz贸wek zegara. Sprzedawca obraz贸w malowanych na p艂贸tnie, mahoniowych lw贸w i masajskich dzid rzuci艂 mi kr贸tkie spojrzenie. Wsta艂 i ju偶 prawie by艂 got贸w rozpocz膮膰 negocjacje, zach臋ca膰 do obejrzenia towaru, uwodzi膰 mnie suahilskim:
- Jambo\ Hakuna matatal8 Jak si臋 masz! Sk膮d jeste艣? Zobacz, tanio sprzedam!
Tak zrobi na widok ka偶dego przybysza wygl膮daj膮cego na turyst臋. Siedzi tu od rana na pla偶y, 偶eby sprzeda膰 ludziom troch臋 Afryki. Zabior膮 j膮 potem do domu, postawi膮 na p贸艂ce w salonie i za ka偶dym razem, kiedy na ni膮 spojrz膮, poczuj膮 powiew wiatru znad oceanu i zapach kokosowych palm.
8 Jambo - (j. suahili) - Cze艣膰, witaj, dzie艅 dobry! Hakuna matata - Nie martw si臋, nie przejmuj si臋.
Aleja nie by艂am w nastroju do kupowania czegokolwiek. A sprzedawca doskonale o tym wiedzia艂. Podni贸s艂 tylko d艂o艅 w ge艣cie pozdrowienia. U艣miechn臋艂am si臋 i posz艂am dalej, obok dziesi膮tek rze藕bionych s艂oni i portretu lwa. Na mokry piasek g艂askany przez drobne fale i jeszcze dalej, do ciep艂ej, s艂onej wody, po kt贸rej 艣lizga艂o si臋 s艂o艅ce.
Mia艂am ze sob膮 plecak ze sprz臋tem fotograficznym. Unios艂am go nad g艂ow膮 i sz艂am dalej. Woda si臋ga艂a mi do kolan, do bioder, wreszcie do pasa... Ocean by艂 kryszta艂owo czysty. Widzia艂am w艂asne stopy i bia艂e kamyki na dnie. I drewnian膮 drabink臋 spuszczon膮 z burty du偶ej arabskiej 艂odzi.
To by艂 m贸j cel. Podr贸偶 nie musi si臋 ko艅czy膰 w okre艣lonym miejscu. Czasem celem podr贸偶y mo偶e by膰 pocz膮tek nast臋pnej, szczeg贸lnie takiej, kt贸ra odbywa si臋 ponad przestrzeni膮 i ponad czasem.
Usiad艂am pod bia艂ym tr贸jk膮tnym 偶aglem. Wystawi艂am twarz do s艂o艅ca i zapomnia艂am o wszystkim. O 艣wiecie, o Polsce, o pracy, o samolotach i biletach, nawet o planach i marzeniach, bo w tamtej chwili ja by艂am marzeniem. Sta艂am si臋 jedno艣ci膮 ze wszystkim, co mnie otacza. Poczu艂am jak ocean szumi we mnie, a promienie s艂o艅ca ogrzewaj膮 mnie od 艣rodka.
艁贸d藕 p艂yn臋艂a cicho po falach, a ja siedzia艂am na 艂awce i wiedzia艂am, 偶e zn贸w sta艂o si臋 to, co cz臋sto zdarza mi si臋 podczas podr贸偶y. Czuj臋 si臋 wtedy tak, jakbym zatrzyma艂a czas. A raczej jakbym potrafi艂a dostrzec to, 偶e czas w rzeczywisto艣ci nie biegnie i nie ucieka, ale trwa, zawieszony ponad wszystkim, pozbawiony pocz膮tku i ko艅ca, niezmierzalny, ogromny, 艣wietlisty.
Mam wra偶enie, 偶e istniej膮 takie chwile, kiedy cz艂owiek mo偶e tego do艣wiadczy膰, tak jakby by艂 w stanie wysi膮艣膰 z poci膮gu 偶ycia i niespodziewanie przej艣膰 w inny, wy偶szy wymiar. W rzeczywisto艣膰, kt贸ra jest mu niedost臋pna na co dzie艅, bo zajmuje si臋 zbyt wieloma sprawami i nieustannie musi okre艣la膰 swoje stanowisko w jakiej艣 kwestii. Ci膮gle wydaje opinie i ocenia wszystko co widzi, czuje i s艂yszy. Ka偶da napotkana osoba, zjawisko lub rzecz musz膮 zosta膰 natychmiast nazwane i obdarzone przymiotnikami. Wszystko musi by膰 鈥艣jakie艣鈥. Je艣li nie jest s艂odkie, to pewnie jest s艂one, kwa艣ne albo md艂e. Je艣li kto艣 nie jest m膮dry, to pewnie jest g艂upi, przeci臋tny albo nieciekawy. Je艣li na dworze jest lato, to albo gor膮ce, albo ch艂odne, albo suche, albo deszczowe.
Ale czasem udaje si臋 po prostu by膰. Bez oceniania. Bez okre艣lania tego, czy mi si臋 co艣 podoba, czy nie. Bez okre艣lania swojego zdania. Bez wyra偶ania uczu膰. Bez nadawania wszystkiemu nazw i nazywania ich cech.
Po prostu by膰.
I ja tak w艂a艣nie by艂am. By艂am b艂臋kitno-zielonym oceanem i szumem wody rozbryzguj膮cej si臋 o burty statku. By艂am dotkni臋ciem ciep艂ego s艂o艅ca na czole. By艂am ta艅cz膮cymi kosmykami moich w艂os贸w. By艂am niebem i zapachem orzech贸w kokosowych. By艂am sob膮 bez zastanawiania si臋 kim jestem.
Czas stan膮艂 w miejscu, a ja cieszy艂am si臋 tym, co widz臋 dooko艂a. Tym, 偶e oddycham. I tym, 偶e jest taki cudowny dzie艅 na Zanzibarze.


Tajemnica
Obudzi艂am si臋 o 艣wicie w domku na pla偶y nad Oceanem Indyjskim. B艂臋kitniej膮ce 艣wiat艂o wpada艂o do 艣rodka, ostro偶nie k艂ad膮c si臋 na zas艂onach, poduszkach i zebrach biegn膮cych na obrazie. Okno wype艂nia艂o ca艂膮 艣cian臋, od pod艂ogi a偶 po sufit. Mia艂am wra偶enie, 偶e przytula si臋 do brzasku i jest jego cz臋艣ci膮, jak przezroczyste drzwi prowadz膮ce do magicznej krainy zupe艂nie nowego, zaskakuj膮cego 艣wiata.
Ka偶dy nowy dzie艅 jest takim 艣wiatem.
Uwielbiam tropikalne poranki, bo jest w nich esencja szcz臋艣cia. Temperatura +28 stopni i 艣piewaj膮 ptaki. Budz臋 si臋 w wielkim pokoju w ogromnym 艂贸偶ku z baldachimem delikatnym jak welon. Otwieram drzwi i wychodz臋 na werand臋, gdzie stoi drewniana kanapa zarzucona poduszkami. K艂ad臋 si臋 na niej i patrz臋 na ocean. Szumi膮 palmy, wieje ciep艂y s艂ony wiatr, s艂ycha膰 fale uderzaj膮ce o brzeg. Powoli z za艣wiat贸w nadchodzi s艂o艅ce.
Opar艂am si臋 wygodnie na poduszkach. Zamkn臋艂am oczy, ws艂uchuj膮c si臋 w 艣wit. Co sprawia, 偶e cz艂owiek jest szcz臋艣liwy? Przecie偶 nie to, czym si臋 zajmuje, co robi ani czego pragnie. Ani nie miejsce, w kt贸rym si臋 znajduje. Szcz臋艣cie nie bierze si臋 te偶 z posiadania przedmiot贸w, kt贸re wszyscy uwa偶aj膮 za symbole zadowolenia i spe艂nienia.
Sk膮d bierze si臋 szcz臋艣cie?
To pytanie wraca do mnie w najdzikszych zak膮tkach 艣wiata. Kiedy tylko zatrzymuj臋 si臋 i pozwalam moim my艣lom swobodnie w臋drowa膰 w艣r贸d chmur na niebie. Na Amazonce czy na Zanzibarze, zawsze nosz臋 je w sobie i ci膮gle na nowo na nie odpowiadam.
Czy jest co艣 takiego w 偶yciu, co mo偶na zdoby膰 i zagwarantowa膰 sobie wreszcie poczucie spe艂nienia i szcz臋艣cia? Co by to mog艂o by膰? Mi艂o艣膰, dzieci, du偶y dom z basenem, milion na koncie w banku, wielka kariera, s艂awa, wielka przyja藕艅?... Ludzie przez ca艂e 偶ycie kupuj膮 i gromadz膮 nowe rzeczy - ozdoby, gad偶ety, zegarki, komputery, samochody, bilety na samolot. Ci膮gle chc膮 wi臋cej. Zawsze jest co艣 do zdobycia. Nigdy nikt nie m贸wi, 偶e niczego wi臋cej nie potrzebuje, bo ma ju偶 wszystko. Wszystko? Nie istnieje co艣 takiego jak 鈥艣wszystko鈥. Przecie偶 zawsze mo偶na mie膰 wi臋cej.
Ocean szumia艂 g艂o艣no w oddali, jakby przygotowywa艂 hymn na powitanie nowego dnia. Spojrza艂am na niebo przeci臋te r贸偶ow膮 kresk膮 艣witu. U艣miechn臋艂am si臋 do niewidzialnych ptak贸w, kt贸re zach艂ystywa艂y si臋 piosenkami z rado艣ci. Poczu艂am na twarzy ciep艂y dotyk wiatru.
Szcz臋艣cie bierze si臋 z tego, co czujesz.
Nie z tego, co masz, tylko z tego, co czujesz w stosunku do siebie i swojego 偶ycia.
Jestem szcz臋艣liwa nie dlatego, 偶e siedz臋 na werandzie domku nad Oceanem Indyjskim ze szklank膮 zimnego soku z mango w r臋ce.
Jestem szcz臋艣liwa, bo kocham to, co mam.
U艣miechn臋艂am si臋. Przypomnia艂 mi si臋 mail, kt贸ry dosta艂am kilka tygodni wcze艣niej od Magdy. Najpierw napisa艂a czego nie lubi i nie ma w swoim 偶yciu, a na koniec doda艂a: chcia艂abym mie膰 takie zajebiste 偶ycie jak Ty 鈥" tyle podr贸偶owa膰 i mie膰 talent.
Wtedy te偶 si臋 u艣miechn臋艂am i napisa艂am jej: wiesz, zajebiste 偶ycie to tylko kwestia zajebistego my艣lenia.
Nie ma na Ziemi cz艂owieka, kt贸ry mia艂by wszystko. Nie ma osoby, kt贸ra by艂aby w stanie zgromadzi膰 jaki艣 wyimaginowany komplet spraw i przedmiot贸w, koniecznych do osi膮gni臋cia szcz臋艣cia. Je艣li szcz臋艣cie jest uzale偶nione od czego艣, co nale偶y najpierw zdoby膰, to jest tylko z艂udzeniem. Bo zdobywanie kolejnych brakuj膮cych punkt贸w na li艣cie pe艂nego szcz臋艣cia nigdy si臋 nie ko艅czy. Zawsze okazuje si臋, 偶e trzeba do tej listy dopisa膰 co艣 jeszcze. I zn贸w szuka膰, b艂膮dzi膰, walczy膰, stara膰 si臋 i zabiega膰.
Tymczasem szcz臋艣cie bierze si臋 wy艂膮cznie z tego, co ju偶 masz, i tego, w jaki spos贸b my艣lisz o tym i o samym sobie.
W ten cudowny zanzibarski poranek mog艂abym czu膰 pustk臋 i smutek z wielu powod贸w: 偶e nie mam metra osiemdziesi臋ciu wzrostu ani ogrodu z basenem, nie znam arabskiego, nie p艂ywam na jachcie, nie mam prywatnego samolotu ani miliona na koncie.
Wierz臋 w przeznaczenie i w to, 偶e ka偶dy ma je zapisane we w艂asnej duszy. Kiedy wi臋c przychodzi w膮tpliwo艣膰 albo konieczno艣膰 podj臋cia jakiej艣 decyzji, pytam o zdanie swojego serca. I id臋 tam, gdzie dusza mi podpowiada.
I zawsze wybieram my艣lenie pozytywne. Nie my艣l臋 o tym, czego mi brakuje, ale znajduj臋 rado艣膰 w tym, co mam, i dostrzegam, 偶e mam ogromnie du偶o. To jest tajemnica szcz臋艣cia.
I co z tego, 偶e nie mam?...
Zn贸w si臋 u艣miechn臋艂am. Najwa偶niejsze jest to, 偶e wierz臋 w dobro i mi艂o艣膰. Zawsze staram si臋 kierowa膰 dobrymi emocjami i czyni膰 dobro. To jest co艣, co nazywam absolutn膮 prawd膮. To jest najwa偶niejsza rzecz w 偶yciu, kt贸ra istnieje zawsze bez wzgl臋du na wszystko i zawsze mo偶na si臋 do niej odnie艣膰. Prawda absolutna, czyli niepodwa偶alna warto艣膰, kt贸ra nadaje sens wszystkim innym sprawom w 偶yciu.
Samoch贸d wolno wspina艂 si臋 po 艂ona sawanna otoczona b艂臋kitnymi si臋 znajdowa艂am. By艂o p贸藕ne popo: k艂ad艂o si臋 na trawie, paskach zebr i 艂o odzywa艂y si臋 w zaro艣lach, jakby l Panowa艂 wielki, ciep艂y spok贸j.
Nagle zobaczy艂am s艂onia. Nie by艂 w 偶aden spos贸b wyj膮tkowy. Zwyk艂y s艂o艅, taki sam jak dziesi膮tki innych, kt贸re wcze艣niej widzia艂am na sawannie. Pot臋偶ny, szary, zbudowany jak st贸艂. Wygi臋t膮 w 艂uk tr膮b膮 si臋ga艂 po s艂odkie 藕d藕b艂a u swoich st贸p. Lekko porusza艂 uszami, 偶eby si臋 sch艂odzi膰. S艂onie maj膮 genialny system wewn臋trznej klimatyzacji, kt贸rego ch艂odz膮cym czynnikiem s膮 naczynia krwiono艣ne umieszczone pod cienk膮 sk贸r膮 po wewn臋trznej stronie uszu. Kiedy s艂o艅 nimi porusza, ch艂odzi krew, kt贸ra potem jest rozprowadzana po ca艂ym ciele, obni偶aj膮c jego temperatur臋.
S艂o艅 nawet nie drgn膮艂, kiedy przeje偶d偶a艂am obok. Nie uni贸s艂 g艂owy, nie spojrza艂, nie zareagowa艂. A ja pomy艣la艂am, 偶e to jest w艂a艣nie sedno afryka艅sko艣ci i sens tego wszystkiego, co z Afryk膮 si臋 kojarzy. Ten s艂o艅 zostanie tutaj na dnie krateru Ngorongoro i niespiesznie b臋dzie przemierza艂 zielono艣膰 trawy, podczas gdy ja za kilkana艣cie minut wespn臋 si臋 na kraw臋d藕 krateru, a potem pojad臋 dalej w d贸艂 do miasta, 艣piesz膮c si臋, 偶eby zd膮偶y膰 przed zamkni臋ciem bram.
Afryka jest spokojnym trwaniem. Odwiecznym naturalnym cyklem 偶ycia, kt贸re odbywa si臋 bez odniesie艅 do kalendarza, zegar贸w ani budzik贸w. Wszystko dzieje si臋 tak, jak powinno si臋 dzia膰, a ka偶dej 偶ywej istocie wystarczy w艂膮czy膰 si臋 do tego
naturalnego rytmu, 偶eby odnale藕膰 w nim doskona艂膮 r贸wnowag臋 i wszystko wype艂niaj膮cy spok贸j. To jest takie proste, 偶e najcz臋艣ciej bywa absolutnie niewykonalne dla przybysz贸w z Europy. Obserwuj臋 to podczas ka偶dej wyprawy do Afryki.


Spis tre艣ci
W膮偶 z Zanzibaru
M jak msafiri
Ksi臋偶niczka z Zanzibaru
Bagdad wschodniej Afryki
Piek艂o na rajskiej wyspie
Marco Polo
Cynamonowe ptaki
Magiczna ga艂ka
Pachn膮ce gwo藕dzie
Na plantacji przypraw
Przez ocean
Tajemnica

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Beata Pawlikowska Blondynka na Bali id 2157787
Beata Pawlikowska Blondynka na Czarnym Ladzie id
stojac na zanzibarze
Blondynka na Czarnym Ladzie
Beata Pawlikowska Blondynka na Sri Lance id 21577

wi臋cej podobnych podstron