锱紅ytu艂: "Hollywood - piek艂o marze艅"
autor: Vintila Corbul
tekst wklepali: alicja@bilon.miks.uj.edu.pl i dunder@kki.net.pl
Anna zbudzi艂a si臋 w 艣rodku niespokojnego snu erotycznego, kt贸ry j膮 przej膮艂 dreszczem. Macho o wydatnych mi臋艣niach, sobowt贸r Schwarzenegera czy Stallone'a, g艂aska艂 jej piersi. Podnios艂a umalowane powieki, zatrzepota艂a rz臋sami, a 偶e le偶a艂a na wznak, w sufitowym zwierciadle ujrza艂a swe nagie cia艂o na ciemnoniebieskiej po艣cieli obok go艂ego ch艂opaka, 艣pi膮cego r贸wnie偶 na plecach. Obr贸ci艂a si臋 ku niemu z u艣miechem i patrzy艂a na艅 po偶膮dliwie; da艂 jej tej nocy wiele rozkoszy, ponawiaj膮c mi艂osne szturmy a偶 do zupe艂nego wyczerpania. Anna lubi艂a wystawia膰 swych kochank贸w na ci臋偶kie pr贸by, jakby chcia艂a z nich wycisn膮膰 wszystko i upewni膰 si臋, 偶e rywalki nie b臋d膮 mia艂y z nich po偶ytku. Ch艂opak nazywa艂 si臋 Joe. Oddycha艂 cicho, a jego twarz, kt贸rej sen nadawa艂 bezbronny, niemal dziecinny wyraz, wydawa艂a jej si臋 znowu pon臋tna i podniecaj膮ca. Przepada艂a za ch艂opaczkami ledwo wchodz膮cymi w wiek m艂odzie艅czy. Obfito艣膰 luster zdobi膮cych 艣ciany jej sypialni odpowiada艂a modzie lat osiemdziesi膮tych, zmieniaj膮cej wn臋trza mieszkalne w zwierciadlane sale: powiela艂y si臋 w nich niesko艅czenie sylwetki ludzi, kandelabry, obrazy, niskie stoliki w艣r贸d tak przepastnych foteli, 偶e siedzia艂o si臋 w nich niemal na poziomie pod艂ogi. Bardziej wyrafinowani esteci mawiali, 偶e ten nadmiar luster przypomina艂 raczej salony fryzjerskie ani偶eli lustrzane galerie Wersalu. Anna pie艣ci艂a wzrokiem 艂agodny profil nowo pozyskanego kochanka. Wybiera艂a ich sobie na los szcz臋艣cia przy wyj艣ciu z dyskotek. Sobolowe futro, ol艣niewaj膮ce klejnoty, wspania艂a limuzyna budzi艂y podziw wyrostk贸w. Bez namys艂u zbli偶ali si臋 na jej skinienie. Co prawda, zdobywa艂a ich nie tylko swym ostentacyjnym bogactwem. Mimo 偶e przekroczy艂a pi臋膰dziesi膮tk臋, 艣mia艂o mog艂a wytrzyma膰 por贸wnanie z takimi aktorkami jak: Joan Collins, Linda Evans, Morgan Fairchild, Victoria Principal, Jane Fonda i Sybill Shepard, zachowa艂a bowiem wygl膮d i wdzi臋k pi臋knej, niespe艂na trzydziestoletniej kobiety. Ilekro膰 przemierza艂a tr贸jk膮t miasta ograniczony ulicami Wilshire, Santa Monica i Doheny Drive, zatrzymywa艂a swego rollsa, 偶eby wst膮pi膰 do najwspanialszych magazyn贸w. Firmy Courrages, Giorgio, Hermes, Cartier, Battaglia, Cardin i Tiffany otwiera艂y przed ni膮 swe podwoje. Przechodnie odwracali g艂owy, aby popatrze膰 z zachwytem, jak przechodzi艂a w smudze francuskich perfum. Bardziej oblatani wyra偶ali gwizdem sw贸j podziw, pochlebiaj膮cy jej pr贸偶no艣ci. Nie musia艂a si臋 obawia膰, 偶e w艣r贸d jej zdobyczy znajdzie si臋 jaki艣 艂ajdak, zwabiony blaskiem brylant贸w. Zar贸wno kierowca Sam, niegdy艣 zawodowy bokser, jak i liczni s艂u偶膮cy w jej domu gotowi byli zawsze przybiec z pomoc膮. Napawa艂a si臋 teraz widokiem nowego kochanka. Nosi艂 wprawdzie pospolite imi臋, lecz mia艂 dla niej powab m艂odo艣ci i przygody. Jego m臋sko艣膰 w pe艂ni erekcji porannej przyprawia艂a j膮 o zawr贸t g艂owy. Przysun臋艂a si臋 do niego i muska艂a ustami jego tors, brzuch, z艂ote runo. Otworzy艂 oczy, obj膮艂 spojrzeniem Ann臋, lustrzane 艣ciany, kwiaty w porcelanowych wazonach, przepych ca艂ego wn臋trza. Wydawa艂 si臋 zdziwiony, jakby dopiero teraz to wszystko zobaczy艂. Co prawda poprzedniego wieczora gospodyni pocz臋stowa艂a go odurzaj膮cym napojem. U艣miechn膮艂 si臋 na wspomnienie nocy sp臋dzonej w jej ramionach. Ten u艣miech towarzysz膮cy napi臋ciu jego m臋sko艣ci rozogni艂 Ann臋. Przygniot艂a go swoim cia艂em i samochc膮c wbi艂a si臋 na pal poj臋kuj膮c z rozkoszy. Szala艂a za m臋偶czyznami i wcale si臋 z tym nie kry艂a. Ilekro膰 przyjaciele 偶artowali, 偶e jest nimfomank膮, wybucha艂a 艣miechem. - Jestem po prostu normaln膮 kobiet膮, nie znajduj膮c膮 przyjemno艣ci w towarzystwie m臋偶a, kt贸ry si臋 starzeje, opowiada wci膮偶 te same kawa艂y, ziewa ze znudzenia i staje sie powoli niemow膮 na skutek wsp贸艂偶ycia przypominaj膮cego pa艅szczyzn臋. Przyzwyczajenie zabija mi艂o艣膰. Bia艂y rolls Anny nierzadko zatrzymywa艂 si臋 te偶 przed ksi臋garniami, w kt贸rych by艂y stoiska z pras膮. Na oczach klient贸w prosi艂a z wyzywaj膮c膮 min膮 o Playg偶rl, Amer偶ca, Playguy lub inne pisma, skromnie ukryte przed dzie膰mi, zamieszczaj膮ce fotosy nagich efeb贸w. - Umieszczenie ich na indeksie, czego domagaj膮 si臋 rzekomi konformi艣ci, jest tylko odra偶aj膮cym przejawem hipokryzji samczej - twierdzi艂a Anna. - Zakaz ich rozpowszechniania w tym samym czasie, kiedy czasopisma pe艂ne zdj臋膰 nagich kobiet mno偶膮 si臋 bez ograniczenia, jest perfidn膮 zmow膮 m臋偶czyzn. Chc膮 nas powstrzyma膰 od por贸wnywania fotos贸w tych urodziwych m艂odych samc贸w z naszymi m臋偶ami, kt贸rzy po trzydziestce zaczynaj膮 traci膰 lini臋, 艂ysiej膮, nie dbaj膮 o to, 偶e zaczynaj膮 im obwisa膰 policzki i brzuchy, 偶e pojawiaj膮 si臋 im potr贸jne podbr贸dki, albo przeciwnie, 偶e ukrywaj膮 pod szlafrokiem odra偶aj膮c膮 chudo艣膰; widok takich szkielet贸w wywo艂uje skutek wr臋cz odwrotny ni偶 afrodyzjaki. Mamy偶 pogodzi膰 si臋 z tak膮 dyskryminacj膮? Natomiast m臋偶czy藕ni przegl膮daj膮c Playboya, Penthhouse i tym podobne pisma mog膮 nasyci膰 oczy zdj臋ciami wspania艂ych dziewczyn i stwierdzi膰 kontrast mi臋dzy ich urod膮 a niepowabno艣ci膮 swoich ma艂偶onek. Rozpaleni widokiem prowokuj膮cych modelek dobieraj膮 si臋 do swoich sekretarek lub kochanek i wracaj膮 do domu skonani, rzekomo wyczerpani prac膮 zawodow膮. Grymasz膮 przy obiedzie, odpowiadaj膮 p贸艂s艂贸wkami. Ilekro膰 racz膮 u艣cisn膮膰 swe 偶ony lub po艣wi臋ci膰 si臋 i p贸j艣膰 z nimi do 艂贸偶ka, to prawdziwe 艣wi臋to dla biednych, zaniedbywanych kobiet. Z podniesionym czo艂em, z niemym wyzwaniem w oczach Anna opuszcza艂a ksi臋garni臋, unosz膮c pod pach膮 plik czasopism ze zdj臋ciami nagich efeb贸w. Ca艂y ten cyrk by艂 niepotrzebny, gdy偶 wszyscy w Los Angeles wiedzieli, 偶e zabiera艂a do domu nie tylko fotosy, ale i ch艂opak贸w z krwi i ko艣ci. Afiszowa艂a si臋 bezczelnie swymi upodobaniami, 偶eby da膰 nauczk臋 kobietom zbyt potulnym wobec swoich m臋偶贸w. Maj膮c to wszystko w pami臋ci przypatrywa艂a si臋 ch艂opcu i rozczula艂a jego m艂odo艣ci膮. Gdyby Charlie, jej tytularny gigolak, dowiedzia艂 si臋, 偶e sp臋dzi艂a noc w obj臋ciach innego, mo偶e zrobi艂by jej scen臋 zazdro艣ci. Ale by艂aby to jedynie gierka, przyj臋ta przez oboje partner贸w: Mia艂 do艣膰 rozs膮dku, by zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e por贸偶nienie si臋 z Ann膮 pozbawi艂oby go sporych dochod贸w, dzi臋ki kt贸rym m贸g艂 偶y膰 na szerokiej stopie i mie膰 wszystkie dziewcz臋ta, na kt贸re by mu przysz艂a ochota. Pomi臋dzy Ann膮 a jej m臋偶em, Piotrem O'Neillem, wielkim re偶yserem, istnia艂 od dawna pakt nieagresji, zostawiaj膮cy im ca艂kowit膮 swobod臋 seksualn膮. Anna wiedzia艂a, 偶e jej ma艂偶onek, nie wyr贸偶niaj膮cy si臋 fizycznymi walorami, lubi艂 kobiety, lecz zapewne uprawia艂 r贸wnie偶 mi艂o艣膰 greck膮. To upodobanie, aczkolwiek nie potwierdzone w spos贸b oczywisty, bynajmniej jej nie przeszkadza艂o, gdy偶 z kolei ona u偶ywa艂a dla urozmaicenia uciech lesbijskich. M贸wienie z Piotrem o mi艂o艣ci przez du偶e M by艂oby wr臋cz komiczne i ca艂kiem nie na miejscu. W doborze erotycznych atrakcji Anna nie zna艂a granic. Nieraz obna偶a艂a si臋 w obecno艣ci swoich kochank贸w, 偶eby zaszokowa膰 cnotliwe damy i m臋偶czyzn, kt贸rzy g艂osili wierno艣膰 ma艂偶onkom. Towarzystwo hollywoodzkie nie mog艂o poszczyci膰 si臋 zreszt膮 przyk艂adn膮 moralno艣ci膮. Podobnie jak za czas贸w cesarstwa rzymskiego wiele aktorek oblicza艂o sw贸j wiek wedle ilo艣ci rozwod贸w. Niezale偶no艣膰 finansowa pozwala艂a im na luksus zmiany m臋偶a przy pierwszych oznakach znu偶enia lub przesytu. Pewn膮 pow艣ci膮gliwo艣膰 zachowywa艂y ! tylko te kobiety, kt贸re mog艂y si臋 poszczyci膰 jedynie tytu艂em ma艂偶onek wielkich gwiazd filmowych, wszechmocnych producent贸w lub s艂awnych re偶yser贸w zarabiaj膮cych krocie. Dop贸ki by艂y ma艂偶onkami tych znakomito艣ci, cieszy艂y si臋 wzgl臋dn膮 popularno艣ci膮, ja艣nia艂y 艣wiat艂em odbitym. Uczestniczy艂y w wielkich galach urz膮dzanych przez potentat贸w filmowych, by艂y obecne przy wr臋czaniu Oscar贸w, ich wej艣cie do restauracji wywo艂ywa艂o poruszenie na sali, pokazywano je sobie na ulicy, ich ol艣niewaj膮cy zbytek budzi艂 zazdro艣膰. Po rozwodzie zapada艂y w anonimowo艣膰. Mog艂y wprawdzie 偶膮da膰 bajecznych aliment贸w i odszkodowa艅, lecz miliony dolar贸w nie robi艂y w tym 艣wiecie wi臋kszego wra偶enia. Rozwiedzione damy traci艂y swoj膮 pozycj臋 w b艂yskotliwym kr臋gu filmowc贸w. Powi臋ksza艂y liczb臋 kobiet, kt贸re wlok艂y za sob膮 偶al i wspomina艂y cudown膮, na zawsze utracon膮 przesz艂o艣膰. Bezczynne, rozgoryczone, obnosi艂y nud臋 i pi臋kne toalety, nie znajduj膮c na og贸艂 amatora. Niekiedy stawa艂y si臋 艂upem pi臋knego gigolaka, kt贸ry w perfidny spos贸b oskubywa艂 je z maj膮tku, a gdy konto w banku stopnia艂o, ulatnia艂 si臋 pozostawiaj膮c za sob膮 偶al i n臋dz臋. Anna nie obawia艂a si臋 takiego losu, gdy偶 dysponowa艂a wielkim maj膮tkiem osobistym, a jej ma艂偶onek milcz膮co akceptowa艂 wsp贸lny modus vivendi. Ewentualny rozw贸d przyni贸s艂by jej dodatkowe dochody. Poniewa偶 jednak nie zakocha艂a si臋 w 偶adnym ze swych gigolak贸w, nie ryzykowa艂a ruiny maj膮tkowej. Wsp贸lnie z Joe zjad艂a w 艂贸偶ku 艣niadanie podane im przez portoryka艅sk膮 pokoj贸wk臋 Mari臋, m艂od膮 i nader poci膮gaj膮c膮 dziewczyn臋, I, na kt贸r膮 i Joe mia艂by chrapk臋. Przezornie jednak pow艣ci膮gn膮艂 swe zachcianki, obawiaj膮c si臋 gniewu Anny, kt贸ra natychmiast spostrzeg艂a zmieszanie ch艂opaka; rysie oczy i stale czujne zmys艂y bezb艂臋dnie ujawnia艂y jej sekrety ludzi, zw艂aszcza tych, kt贸rzy dzielili z ni膮 艂o偶e. Je艣li kt贸ry艣 z kochank贸w przesypia艂 si臋 z Mari膮, odprawia艂a go i bez 偶alu zast臋powa艂a innym, poniewa偶 Hollywood oferowa艂 jej ca艂膮 chmar臋 wspania艂ych ch艂opak贸w, uganiaj膮cych si臋 za nieosi膮galn膮 karier膮, w oczekiwaniu kt贸rej gotowi byli zrobi膰 wszystko. Kupczenie w艂asnym cia艂em nale偶a艂o do wzgl臋dnie wygodnych, cho膰 nie zawsze przyjemnych sposob贸w utrzymania si臋 na powierzchni. Ale w razie potrzeby nie robi si臋 ceregieli. Rozwody, wiaro艂omstwo, rozpusta, wszelkiego rodzaju prostytucja i seksualne dewiacje czyni艂y z Los Angeles wsp贸艂czesn膮 Sodom臋, kt贸rej, o dziwo, wszechmocny Pan B贸g nie obraca艂 w popi贸艂. Fanatyczni purytanie daremnie wzywali pomsty na grzesznik贸w i gro藕ba osuni臋cia si臋 brzegu wisia艂a nad Kaliforni膮. Zapominali, 偶e w dniu, w kt贸rym miasta i wioski, g贸ry i nadbrze偶ne autostrady, drapacze chmur i parki narodowe, wytw贸rnie film贸w, bary, burdele i banki osun臋艂yby si臋 w g艂膮b oceanu, wody zatopi艂yby zar贸wno ludzi bezecnych jak i cnotliwych. Ale osuwanie si臋 teren贸w powodowa艂o od czasu do czasu tylko takie trz臋sienia ziemi, kt贸re mia艂y przypomnie膰 mieszka艅com Kalifornii, 偶e ruchy tektoniczne istniej膮 i 偶e ten raj ziemski mo偶e zamieni膰 si臋 w piek艂o. Jednak偶e ta ponura perspektywa nie zaprz膮ta艂a my艣li O'Neill贸w. Byli zbyt zaj臋ci oboje: ona gr膮 na strunach mi艂o艣ci, on kr臋ceniem film贸w i zgarnianiem milion贸w.
Peter O'Neill jad膮c rozklekotan膮 taks贸wk膮 - niegdy艣 barwy kanarkowej, obecnie za艣 zielonkawej jak odchody niekt贸rych ptak贸w tropikalnych - patrzy艂 przez szyby na szare ulice Nowego Jorku, po kt贸rych w obu kierunkach mkn臋艂y pod parasolami przygarbione widma t艂ocz膮c si臋 na chodnikach. Szary, ch艂odny deszcz, przesycony czarniawym dymem wygrzanym przez drapacze chmur, si膮pi艂 z r贸wnie szarego nieba. "Upiory to czy kuk艂y poruszane r臋k膮 afryka艅skich czarownik贸w?" Wyobra藕nia re偶ysera i scenarzysty malowa艂a najdziwniejsze obrazy na tle widzianej rzeczywisto艣ci. Ach, gdyby mo偶na by艂o popu艣ci膰 wodzy fantazji, tworzy膰 i 艂膮czy膰 najbardziej zaskakuj膮ce pomys艂y i realizowa膰 filmy, kt贸re sprowadza艂yby widz贸w na z艂udne szlaki pozornie autentycznych prze偶y膰! Za艣mia艂 si臋 do siebie. Nale偶a艂o trzyma膰 w ryzach wyobra藕ni臋. Zachowa膰 jasno艣膰 my艣li. Zw艂aszcza teraz, gdy czeka艂o go spotkanie z cz艂onkami Rady administracyjnej, gigantycznej multinarod贸wki, kt贸ra wch艂on臋艂a r贸wnie偶 jego wytw贸rni臋. "Jego wytw贸rni臋" - to si臋 tylko tak m贸wi. Nigdy nie nale偶a艂a do niego. By艂a jedn膮 z siedmiu ogromnych firm, kt贸re zrealizowa艂y setki film贸w w epoce 艣wietno艣ci Hollywoodu. Ale zmierzch olbrzym贸w nast膮pi艂 ju偶 dawno. Peter przepracowa艂 dwadzie艣cia lat w "swojej wytw贸rni". Dawni w艂adcy ust膮pili miejsca nowym, a wytw贸rni臋 film贸w wepchni臋to do konglomeratu r贸偶nych dobrze prosperuj膮cych przedsi臋biorstw, fabryk produkuj膮cych kie艂baski, napoje orze藕wiaj膮ce, samochody, bro艅 i tysi膮ce innych artyku艂贸w. Przedsi臋biorstwa te, 艣ci艣le powi膮zane z bankami na zachodzie i na antypodach, polowa艂y na rywalizuj膮ce z nimi firmy podobnie jak nasi przodkowie polowali na kr贸liki czy ba偶anty. Peter O'Neill domy艣li艂 si臋 z 艂atwo艣ci膮, dlaczego 偶aden z wys艂annik贸w rady administracyjnej nie przyby艂 s艂u偶bowym samochodem na lotnisko, aby go powita膰. Panowie, kt贸rzy rozsiadali si臋 w mi臋kkich fotelach wok贸艂 ogromnego sto艂u, ci wszyscy 艣wi臋ci 艣wi臋tych multi' narod贸wki, chcieli mu okaza膰, 偶e by艂 dla nich ma艂o znacz膮c膮 osob膮 - aczkolwiek sami go zaprosili do centralnej siedziby w Nowym Jorku. Szefowie konglomeratu, kt贸rzy obracali bilionami i trylionami, patrzyli z lekcewa偶eniem na wytw贸rni臋, przynosz膮c膮 im sporadycznie kilkaset milion贸w, a wi臋c mizerny zysk, zaledwie kompensuj膮cy straty niekiedy do艣膰 powa偶ne. Wszelako konglomerat chcia艂 mie膰 co艣 do powiedzenia i o tej ga艂臋zi produkcji, tym bardziej, 偶e jego w艂asna sie膰 telewizyjna i koncern prasowy mog艂y zrobi膰 filmom g艂o艣n膮 reklam臋, albo te偶 ca艂kowicie je przemilcze膰. Peter O'Neill, znakomito艣膰 w 艣wiecie filmu, by艂by zaledwie kar艂em, gdyby go por贸wnano z tytanami wielkiej finansjery. Nic sobie jednak nie robi艂 z tego lekcewa偶enia, gdy偶 najci臋偶sze ciosy nie mog艂y przebi膰 pancerza jego cynizmu. Sko艅czy艂 dawno pi臋膰dziesi膮tk臋, p臋dzi艂 ju偶 z g贸rki. Osi膮gn膮艂 niew膮tpliwie po艂ow臋, a wi臋c szczyt kariery. Jego filmy przynosi艂y setki milion贸w zysku, ale i deficyty, albowiem gust publiczno艣ci jest kapry艣ny. Wychwala艂a ona pod niebiosa filmy, na kt贸re wytw贸rnia i decydenci patrzyli nieufnym wzrokiem, i stawia艂a pod pr臋gierzem opinii realizacje, uwa偶ane przez ich autor贸w za arcydzie艂a. Bezstronno艣ci s膮du, bezkompromisowo艣ci, awersji Dzi臋ki geniuszowi i dla partactwa, jak r贸wnie偶 dzi臋ki nieugi臋temu, autokratycznemu charakterowi, a tak偶e w艂a艣ciwym sobie sposobom surowego karania winnych niezale偶nie od tego, czy byli to zwykli technicy, czy gwiazdy o 艣wiatowej s艂awie, O'Neill zrealizowa艂 wiele film贸w najwy偶szej klasy, kt贸re wzbudzi艂y podziw jego przyjaci贸艂 i wrog贸w. Co prawda nie nale偶a艂oby tu u偶ywa膰 okre艣lenia "przyjaciele", poniewa偶 ludzie pracuj膮cy u jego boku nigdy nie zdo艂ali naruszy膰 zbroi, jak膮 nak艂ada艂 przed 艣wiatem. Nikogo nie darzy艂 zaufaniem. Wsp贸艂pracownicy podziwiali go i nienawidzili zarazem. Podziwiali przejawy geniuszu, osi膮gni臋cia tw贸rcze i nienawidzili go za niezno艣ny charakter. Wn臋trze taks贸wki cuchn臋艂o st臋chlizn膮 i niedopa艂kami tanich papieros贸w. Na szcz臋艣cie kierowca nie okaza艂 si臋 gadu艂膮. Peter potrzebowa艂 ciszy, 偶eby si臋 skoncentrowa膰, i obmy艣li膰 w艂asne argumenty, kt贸rym nie powinno brakowa膰 zjadliwo艣ci. Atak jest najlepsz膮 obron膮. Wiedzia艂, 偶e w gronie wybitnych osobisto艣ci znajdowali si臋 r贸wnie偶 ludzie, kt贸rzy doceniali jego zalety i kt贸rzy go popr膮. Narazi艂 si臋 jednak dyrektorowi finans贸w tym, 偶e za偶膮da艂 dodatkowej subwencji w wysoko艣ci - bagatelka! - pi臋tnastu milion贸w dolar贸w na film kt贸ry w艂a艣nie kr臋ci艂. Nie po raz pierwszy zreszt膮 przekracza艂 bud偶et u艂o偶ony przez "wielkich". ..I ta kaskada zielonych, czerwonych, niebieskich i 偶贸艂tych 艣wiate艂, kt贸rych odblask pada艂 na twarze widm, id膮cych w deszczu. Gdy tylko z lotniska Kennedy'ego wjecha艂 na autostrad臋, ci膮g samochod贸w posuwaj膮cych si臋 jak karaluchy za czerwonymi 艣wiat艂ami poprzedzaj膮cych je woz贸w, stworzy艂 ruchomy, koj膮cy pejza偶. Ale ulice manhatanu, wt艂oczone pomi臋dzy drapacze chmur, przyprawi艂y go o md艂o艣ci. On, kt贸ry lubi艂 m臋sk膮 wo艅 p艂yn贸w po goleniu, francuskich i w艂oskich after shaves, musia艂 wdycha膰 smrody taks贸wki. Wszystko 艣mierdzia艂o, nawet siedzenia tak zat艂uszczone, 偶e trudno by艂o odgadn膮膰 ich pierwotn膮 barw臋. Dra偶ni艂 go r贸wnie偶 kierowca. Jego t艂usty, bia艂y kark, kt贸rego mleczn膮, chorobliw膮 biel podkre艣la艂y rude w艂osy i brudna czapka, budzi艂 z艂o艣膰 O'Neilla. Od pewnego czasu byle drobiazg wyprowadza艂 go z r贸wnowagi. Odnosi艂 si臋 do ludzi opryskliwie, co prawda nie bez jakiego艣 powodu, ale z gwa艂towno艣ci膮 niewsp贸艂miern膮 do przewinienia. Nale偶a艂oby zasi臋gn膮膰 porady psychiatry, kt贸ry wyja艣ni艂by mu dok艂adnie przyczyny takiego zachowania. Co by mu jednak z tego przysz艂o? Czy m贸g艂by zmieni膰 swoje przeznaczenie, gdyby jaki艣 lekarz, chlubi膮cy si臋 dyplomami w z艂otych ramach, zawieszonymi na 艣cianach gabinetu, zaleci艂 mu przeprowadzenie kuracji, u偶ywaj膮c naukowych, niejasnych i zawi艂ych termin贸w, aby wywrze膰 na nim wra偶enie? Zreszt膮 teraz by艂o ju偶 za p贸藕no. ZA P脫殴NO! Zerkn膮艂 na zegarek. Czy przyb臋dzie w por臋, aby nie kaza膰 im czeka膰 na siebie? Uk艂ada艂 w my艣lach przebieg rozmowy z prezesem Rady i dyrektorem finans贸w. Wiceprezes i dyrektor departamentu "Rozrywek", kt贸ry rozumia艂 r贸wnie偶 mechanizm wytw贸rni, b臋dzie tak偶e obecny. Peter b臋dzie musia艂 zmierzy膰 si臋 z trzema buldogami mog膮cymi rozszarpa膰 go na kawa艂ki. Jedynie prezes zachowa艂by olimpijski spok贸j, 偶eby sw膮 pozycj膮 i osobowo艣ci膮 zmia偶d偶y膰 upokorzonego i zastraszonego petenta. Zapytywa艂 si臋 w duchu, jakby zareagowa艂 ten pewny siebie biznesmen, unosz膮cy si臋 nad multi narod贸wk膮 rozci膮gni臋t膮 jak dywan pod jego stopami, gdyby wiedzia艂 偶e jego 偶ona - kt贸r膮 wyci膮gn膮艂 z lichego kabaretu - by艂a niegdy艣, przed zam膮偶p贸j艣ciem, kochank膮 cz艂owieka, kt贸ry przyby艂, aby prosi膰 go o dodatkowe fundusze? C贸偶 za burzliwy zwi膮zek! Peter by艂 w owych czasach m艂odym studentem z g艂ow膮 pe艂n膮 marze艅! On i ta dziewczyna k艂贸cili si臋 jak dzicy, a p贸藕niej kochali si臋 bez pami臋ci. Gdy Peter j膮; porzuci艂; Margaret zagrozi艂a mu zemst膮. Mimo 偶e by艂a stuprocentow膮 Amerykank膮, urodzon膮 w miasteczku na 艢rodkowym Zachodzie, gdzie tylko w sobot臋 wieczorem wy艣wietlano jaki艣 film, mia艂a gor膮cy, gwa艂towny temperament Hiszpanki. Up艂yn臋艂o wiele lat. Zbli偶a艂a si臋 r贸wnie偶 do sze艣膰dziesi膮tki. Ale chirurgia kosmetyczna s艂u偶膮ca jedynie bogatym kobietom, mog膮cym p艂aci膰 bajo艅skie sumy, zaciera艂a 艣lady czasu. Chirurdzy z pomoc膮 czarodziejskiej r贸偶d偶ki odp臋dzali staro艣膰, kt贸ra zmyka艂a jak wied藕ma na miotle, i przemieniali zrozpaczone utrat膮 m艂odo艣ci matrony w prze艣liczne sylfidy. Mo偶na by je zatrudni膰 jako modelki na pokazach mody. Margaret!
Margaret by艂a taka nami臋tna, tak gwa艂towna, 偶e pewnego dnia w przyp艂ywie zazdro艣ci goni艂a go z no偶em w r臋ku dooko艂a kuchennego sto艂u. C贸偶 to za upokorzenie, 偶e j膮 porzucono! Zawsze sama podejmowa艂a inicjatyw臋 i opuszcza艂a m臋偶czyzn, kt贸rzy przestali si臋 jej podoba膰, wi臋c nie mie艣ci艂o jej si臋 w g艂owie, 偶e jaki艣 smarkacz m贸g艂by mie膰 jej dosy膰. Zreszt膮 wkr贸tce p贸藕niej zdoby艂a sw膮 wulgarn膮 urod膮 Leslie Cartera. Ten cz艂owiek, kt贸ry m贸g艂by otrzyma膰 r臋k臋 najbogatszej, naj艂adniejszej debiutantki z ameryka艅skiego lifeu sta艂 si臋 niewolnikiem podstarza艂ej kelnerki. Po艣lubi艂 j膮. Aby u艣wietni膰 pochodzenie ukochanej suto op艂aci艂 heraldyka, kt贸ry w艣r贸d jej przodk贸w doszuka艂 si臋 paru angielskich lord贸w i niemieckich ksi膮偶膮t. jetset przyj臋艂a to za dobr膮 monet臋. Instytut pi臋kno艣ci poprawi艂 rysy i wygl膮d Margaret, nauczycielka ta艅ca wpoi艂a jej maniery wielkiej damy, a sprowadzony z Anglii profesor nauczy艂 j膮 pi臋knej wymowy z akcentem charakterystycznym dla angielskiej arystokracji. Mimo to wrodzona wulgarno艣膰 niekiedy dawa艂a zna膰 o sobie. Wyrywa艂y si臋 jej mimowoli gwarowe powiedzonka. Jej przyjaci贸艂ki z Pi膮tej Avenue, w ich 偶y艂ach p艂yn臋艂a b艂臋kitna krew, 艣mia艂y si臋 serdecznie z tych eksces贸w i uwa偶a艂y je za kaprys, 艣wiadcz膮cy o cudownej osobowo艣ci.
`Jedynie Peter zna艂 tajemnic臋 Margaret. Niedyskrecja dawnego m臋偶a mog艂a j膮 ca艂kowicie skompromitowa膰. jetset odsun膮艂by si臋 od niej z pogard膮, nie bacz膮c na miliardy Cartera. Snobi nie lubi膮, gdy si臋 ich orydynarnie oszukuje. Peter wszak偶e dowi贸d艂, 偶e potrafi zachowa膰 milczenie. Zazdro艣膰 Margaret nie os艂ab艂a z wiekiem. Jednak偶e Leslie Caner, zbudowa艂 niemal ca艂e imperium dzi臋ki swej pomys艂owo艣ci, wytrwa艂o艣ci, brawurze oraz brakowi skrupu艂贸w, z 艂atwo艣ci膮 znalaz艂 spos贸b u艣pienia jej podejrze艅. Otacza艂a go zawsze armia cieni, niezwykle zr臋cznych ochroniarzy, kt贸rzy tworzyli wok贸艂 niego jakby mg艂臋, czyni膮c go niewidzialnym zar贸wno dla wrog贸w, terroryst贸w, i dla detektyw贸w Margaret. ,O'Neill darzy艂 szczerym podziwem tego cz艂owieka, kt贸ry nie waha艂 si臋 i艣膰 po trupach do celu: Mieli podobne charaktery. Wsp贸lna im by艂a ch臋膰 posiadania w艂adzy, przyjemno艣膰 rozkazywania, jak r贸wnie偶 ch臋膰 realizacji przedsi臋wzi臋膰, kt贸re zaspokoi艂yby najdziwniejsze ludzkie ambicje. Cho膰 si臋 spotykali, odnosili wra偶enie, 偶e przegl膮daj膮 si臋 w lustrze. Podobie艅stwo powinno by ich mo偶e zbli偶y膰, lecz nienawidzili si臋 z racji podobnych cech charakteru. Ogl膮danie w krzywym zwierciadle swoich wad i zalet budzi艂o wprawdzie tylko niejasne uczucia, lecz wywo艂ywa艂o nast臋pstwa wyra藕nie skrystalizowane: Carter wiedzia艂, 偶e nigdy nie zmusi do pos艂usze艅stwa re偶ysera, kt贸ry jest zakuty w stal. I to w tak膮, jakiej nikt nie zdo艂a艂 zgi膮膰. -Jeste艣my na miejscu, prosz臋 pana.
O'Neill drgn膮艂, wyrwany ze swych rozmy艣la艅, zap艂aci艂 kierowcy wysiad艂 przed wej艣ciem r贸wnie szerokim jak wej艣cie do dworca lotniczego, z t膮 r贸偶nic膮, 偶e tutaj wznosi艂a si臋 nad nim wie偶a z prawdziwego szk艂a. Peter wiedzia艂, i偶 szefowie zajmowali najwy偶sze pi臋tra. Uni贸s艂 brod臋 i wypi膮艂 pier艣. Walka by艂a bliska, zbiera艂 si艂y do starcia z nieprzyjaci贸艂mi, ale chcia艂 im odpowiada膰 grzecznie, ukrywaj膮c swe przejednanie. Nawyk艂 do uzyskiwania tego, czego pragn膮艂 i nie ust臋powa膰, cho膰by mia艂 stawi膰 czo艂a radzie administracyjnej w tym sk艂adzie. Wszed艂 do gmachu i skierowa艂 si臋 do biura rejestracji. Dziewcz臋ta, wszystkie pi臋kne, stoj膮ce rz臋dem pozna艂y go, zanim wymieni艂 swe nazwisko. Najbystrzejsza z nich powita艂a go ujmuj膮cym u艣miechem. Mo偶e zwr贸ci na ni膮 uwag臋 i otworzy jej drog臋 do Hollywoodu? To szalona, niemal nierealna nadzieja. Mimo to. . . - Kogo mam powiadomi膰 o pa艅skim przybyciu, mister O Neill? - Samego szefa - odpar艂 z ironiczn膮 uprzejmo艣ci膮.
Jak w otwartej ksi臋dze czyta艂 w my艣lach swej rozm贸wczyni, kt贸ra spiesznie zatelefonowa艂a. Up艂yn臋艂o par臋 chwil, kt贸re wyda艂y mu si臋 zbyt d艂ugie. Nie znosi艂 wyczekiwania. - Pan Carter oczekuje pana, mister O'Neill - oznajmi艂a przymilnym tonem m艂oda panna spogl膮daj膮c na艅 wzrokiem pe艂nym adoracji. - Osiemdziesi膮te 贸sme pi臋tro. 呕yczy pan sobie, 偶ebym pana zaprowadzi艂a? - Dzi臋ki! Znam drog臋.
Wszed艂 do jednej z dwunastu po艣piesznych wind i poczu艂 pustk臋; w do艂ku zanim dojecha艂 do celu. Przemierzy艂 wiele korytarzy o mahoniowych lamperiach; kwiaty ustawione w wazonach przesyca艂y powietrze swym zapachem. Marmurowe popiersia na konsolach 艣wiadczy艂y, 偶e prezes lubi wszystko, co przypomina mu star膮 Angli臋. Peter energicznym krokiem wszed艂 do jego sekretariatu. M艂odziutka dziewczyna powita艂a go rado艣nie. Tak samo, jak dziewcz臋ta w biurze informacji, marzy艂a o karierze filmowej. Niezr臋czne obj臋cia Cartera, sowicie zreszt膮 op艂acane, nie spe艂nia艂y jej marze艅. Peter O'Neill, aczkolwiek ni偶ej stoj膮cy w hierarchii konglomeratu, mia艂 przewag臋 nad "wielkimi". On jeden m贸g艂 spe艂ni膰 jej pragnienia.
- Pan Carter oczekuje pana w sali obrad, w kt贸rej zacz臋to dzi艣 rano posiedzenie. "No prosz臋! - pomy艣la艂 Peter nieco zaskoczony. - Czy偶by zwo艂a艂 Rad臋 umy艣lnie dla mnie? Dlaczego nie wezwa艂 te偶 dyrektora wytw贸rni?" - Prosz臋 za mn膮, mister O'Neill.
Wyprzedzi艂a go i sz艂a lekkim krokiem ko艂ysz膮c kr膮g艂ymi biodrami Ale on my艣la艂 tylko o tym, co go czeka za chwil臋. Przewidywa艂 burz臋 w szklance wody i wcale jej si臋 nie obawia艂. Dziewczyna wiod艂a szerokim korytarzem, wy艣cielonym dywanem, kt贸ry harmonizowa艂 z barw膮 lamperii. Obfito艣膰 kwiat贸w mog艂a wyda膰 si臋 zaskakuj膮ca tym, kt贸rzy spodziewali si臋 znale藕膰 tu surow膮, niemal klasztorn膮 atmosfer臋, w jakiej powinno si臋 za艂atwia膰 powa偶ne interesy. Zdziwi艂oby ich te偶 nowoczesne biuro z setk膮 boks贸w oddzielonych szklanymi 艣cianami.
W ko艅cu korytarza znajdowa艂y si臋 ci臋偶kie, masywne, wysokie drzwi przypominaj膮ce wej艣cie do 艣wi膮tyni. Por贸wnanie by艂o o tyle trafne, 偶e i tutaj oddawano cze艣膰 z艂otu nagromadzonemu w niewyobra偶alnych ilo艣ciach. To, 偶e z艂oto przybiera艂o kszta艂t akcji obligacji, 偶e rodzi艂o si臋 w fabrykach i koncernach prasowych, 偶e zar贸wno potrzebom wojny jak i pokoju, finansowaniu machinacji gie艂dowych i udzielaniu po偶yczek zagranicy - 艣wiadczy艂o o tym, i偶 pieni膮dz nie powinien le偶e膰 bezczynnie oraz 偶e wszelkie transakcje przyczyniaj膮 si臋 do post臋pu ludzko艣ci. - Sekretarka otworzy艂a drzwi i gestem poprosi艂a O'Neilla, 偶eby wszed艂 do ogromnej sali o szerokich oknach, za kt贸rymi widnia艂y pejza偶e chmur Middle Town. D艂ugi hebanowy st贸艂 by艂 tak l艣ni膮cy, 偶e prawem kontrastu przyciemnia艂 twarze trzydziestu m臋偶czyzn siedz膮cych po jego obu stronach na krzes艂ach w stylu chipendale. Peter nie m贸g艂 dojrze膰 twarzy Leslie Cartera, kt贸ry przewodniczy艂 naradzie, by艂 on zwr贸cony plecami do 艣wiat艂a. Powita艂 oboj臋tnie zebranych. Us艂ysza艂 mi艂y g艂os prezesa i ujrza艂 kordialny gest., - To krzes艂o po mojej prawej stronie jest dla pana.
Re偶yser zrozumia艂, 偶e zgromadzenie bra艂o go na cel. Zastanawia艂 si臋 dlaczego Leslie nie przyj膮艂 go w swoim gabinecie. Usiad艂 bez po艣piechu i obj膮艂 spojrzeniem prezesa. Carter mia艂 wygl膮d nobliwy; jego 偶yczliwy u艣miech, spok贸j nieco wynios艂y, jak przysta艂o na szefa, nakazywa艂 szacunek. 艁agodny tembr g艂osu o偶ywia艂 rozmowy i posiedzenia rady, ale te偶 nie zmienia艂 si臋, gdy Carter wydawa艂 polecenia. Z jednakow膮 uprzejmo艣ci膮 m贸g艂 usum膮膰 kogo艣 z zespo艂u, zleci膰 zakupienie jakiego艣 przedsi臋biorstwa nakaza膰 lansowanie akcji, wprawiaj膮c w ruch biliony. Jego nienaganne ubrania pochodzi艂y z Londynu. Krawiec z Saville Row szy艂 mu je na miar臋 i umiej臋tnie dobiera艂 do nich koszule, krawaty, chusteczki do kieszonki i buty. Wszystkie spojrzenia - przyjazne, jawnie wrogie i nieprzenik艂e - skupi艂y si臋 na O'Neillu. Mia艂 twarz poci膮g艂膮, kanciast膮 o wydatnych rysach. Tym, co go wyr贸偶nia艂o, by艂 drwi膮cy u艣miech, grymas i diabelskie ogniki w oczach, wywo艂uj膮ce zmieszanie. W odr贸偶nieniu od nieruchomego jak manekin Cartera, Peter nosi艂 kosztowne garnitury z nonszalancj膮 pasuj膮c膮 do jego swobodnego trybu 偶ycia.
G艂os Cartera zaszemra艂:
- Wezwali艣my pana, 偶eby przedyskutowa膰 koszt
filmu. Cz臋艣膰 naszych partner贸w uwa偶a go za zbyt wyg贸rowany.
Po zjedzeniu 艣niadania w 艂贸偶ku Anna posz艂a jeszcze do 艂azienki prowadz膮c za r臋k臋 kochanka, troch臋 za偶enowanego, na golasa w obecno艣ci pokoj贸wki. K膮pali si臋 pod jednym natryskiem i z rozkosz膮 dope艂nili rytua艂u kt贸ry sprawia艂 Annie wielk膮 przyjemno艣膰. Otar艂szy jej kr膮g艂e piersi, ramiona, g艂adki brzuch, jedwabiste nogi, Joe okry艂 poca艂unkami jej cia艂o, co ich pobudzi艂o. Wskoczyli do basenu z zielonego marmuru, troch臋 popiskuj膮c i powt贸rnie spletli si臋 w obj臋ciach na posadzce. zdobnej w stylizowane kafle. Uszcz臋艣liwiona tym rozkosznym naddatkiem Anna pieszczotliwie ugryz艂a go w ucho i wyszepta艂a: - Wybierzemy si臋 przed po艂udniem na zakupy. - ! Kupi臋 ci z艂otego rolexa. B臋dziesz mi towarzyszy艂 do Car. We藕miesz bia艂e ubranie, kt贸re ci da艂am. Przy mnie musisz si臋 szanowa膰.. Twarz ch艂opca si臋 wyd艂u偶y艂a. Mia艂 j膮 tak dziecinn膮, 偶e przytuli艂a go do piersi w porywie czu艂o艣ci. - Przyszed艂em wczoraj w d偶insach i kraciastej koszuli - powiedzia艂 stropiony. ' - 呕eby mi to by艂o po raz ostatni! P贸jdziesz do siebie! Przebierzesz si臋 i wr贸cisz jako szykowny ch艂opak! Potrzebuj臋 trzech godzin, 偶eby pojecha膰 na moim^ motorze do New Port Beach i wr贸ci膰 stamt膮d. kilometr贸w w obie strony. - Po po艂udniu mam kilka spotka艅. Tylko z rana jest ii wiesz co? We藕 ferrari mojego m臋偶a. Zatelefonuj臋 do !i dano kluczyki od wozu.
- Umiesz poprowadzi膰 ferrari?;
- Jeszcze jak! - Joe dumnie wypi膮艂 pier艣. - Nie
zakurz臋 swego bia艂ego ubrania.
Szybko wci膮gn膮艂 d偶insy i kraciast膮 koszul臋. A;% z rozrzewnieniem, 偶e jego m艂odo艣膰 wcale na tym nie, Odszed艂, ciesz膮c si臋 z g贸ry na dwie rzeczy, kt贸re przedpo艂udnie. Za noc tak zwanej mi艂o艣ci sk膮pc i% najwy偶ej pi臋膰dziesi膮t dolar贸w. Tymczasem Anna e mu dot膮d uczucia. Prawdziwe przywi膮zanie, zw艂aszcza kieego fil z ni膮 przespa艂. . .
z艂a d edgawiwszy argumenty na poparcie zwi臋kszenia bud偶etu, dowaki dl 艂 doko艅czenia filmu, Peter zapali艂 papierosa i z zimn膮 _ a ecyzj i. li pod ven Carr, wiceprezes i dyrektor departamentu finans贸w, poblucji, o g艂os.Zapewne z powodu chorej w膮troby stale by艂 w z艂ym aj膮c膮 e i prawie zawsze wk艂ada艂 kije w szprychy tym,kt贸rzy prosili d艂ugie dze.Patrzy艂 krzywym okien na pracownik贸w wytw贸rni, nys艂y. cent贸w,re偶yser贸w i aktor贸w,kt贸rzy opr贸cz ga偶y mieli udzia艂 no h zy M'ach tak 偶e zarabiali znacznie wi ce ni偶 on i jego h艂op%,p ia艂 za z艂e filmowcom,偶e kupuj膮 cadillaki,rollsy odczas gdy wysocy urz臋dnicy zjednoczenia u偶ywali ford贸w let贸w,najwy偶ej buick贸w.Vi%艣cieka艂 si臋 na ich rozrzutno艣膰 spra艣ci艂 im s艂awy,uwa偶a艂 za niesprawiedliwo艣膰,偶e on,kt贸ry 贸偶 to cza艂 im pienigdzy,mia艂 na zawsze pozosta膰 nieznanym.By艂 wi臋c ezen% rzem i zawistnikiem.Dawno temu przedstawi艂 sw膮 opini臋 owi,domagaj膮c 艣i臋,aby pracownicy wytw贸rni filmowej je藕dzili a iejszymi autami.Carter odpowiedzia艂 mu 艂agodnie: Prosz臋 zrezygnowa膰 ze 藕le poj臋tych oszcz臋dno艣ci.Chcia艂by wie_ 偶eby nas spotka艂o to co Foxa,kiedy Alan Ladd i jego przyjaciele ili starego i za艂o偶yli w艂asn膮 wytw贸rni臋,kt贸ra dzi艣 konkuru e zesz )wi臋kszymi firmanzi? Podobny exodus mia艂 miejsce w Unit e ? ts,kiedy Transamerica,konglomerat,kt贸ry ich poch艂on膮艂,pr贸iicz_ _ , narzuci膰 filmowcom rawa obowi膮zuj膮ce zw k艂 ch 艣miertel.sto .Przytoczy艂em par臋 znanych panu przyk艂ad贸w tylko po to,偶eby pami臋ta艂,co mo偶na i czego nie mo偶na robi膰.Nie chc臋,偶eby nasz Ale omerat ucierpia艂 na skutek polityki oszcz臋dno艣ciowej,kt贸ra y ci si臋 nieskuteczna gdzie indziej. nie nalega艂,mimo i偶 nie podziela艂 opinii szefa.Z Carterem nie nie mowy o dyskusji.Prezes uda艂,偶e go nie dostrzega i udzieli艂 g艂osu urowi Bryantowi,kt贸ry kierowa艂 sieci膮 hoteli.By艂 to osobnik t臋gi, la艂a owaty,jego 艂ysa czaszka przypomina艂a kul臋 bilardow膮. Bud偶et pa艅skiego filmu ustalili艣my na dwadzie艣cia milion贸w ni膰 贸w - zwr贸ci艂 si臋 do O'Neilla.Teraz prosi pan o dodatkowe i艂y a艣cie milion贸w.Jutro za偶膮da pan dalszej podwy偶ki.By艂em ym z pierwszych czytelnik贸w pa艅skiego scenariusza.Od pocz膮tku
IS
- mi si臋 nie podoba艂. Za wiele zbytku. Za wiele klejnot贸w, jacht贸w bilion贸w, kt贸rymi si臋 obraca. Publiczno艣膰 uzna za zniewag臋 taki poka rozwi膮z艂ego 偶ycia bogaczy, kt贸rzy kieruj膮 multinarod贸wkami. Przepo wiadam panu wielk膮 klap臋. Peter zwr贸ci艂 si臋 do niego z pogardliwym u艣miechem. Podj膮 kontratak z gwa艂towno艣ci膮, kt贸ra zaskoczy艂a przeciwnika. - Co by pan powiedzia艂, gdybym wtr膮ca艂 si臋 do administracj% pa艅skich hoteli? Dzi臋ki rozgrywkom multinarod贸wek jest pan w ra dzie administracyjnej, kt贸ra kontrolu%e w tw贸rn% 1 y i臋. Czy zna si臋 pan n sztuce flmowej. Ca艂膮 wiedz臋 czerpie pan chyba z p贸j艣cia czasem d kina w towarzystwie 偶ony. A mo偶e uwa偶a si臋 pan za autorytet w t dziedzinie, poniewa偶 ma pan w domu video i troch臋 kaset? Powi贸d艂 wzrokiem po cz艂onkach rad kt贸rzy zrobili wielkie ocz , 呕aden z nich nie zdoby艂by si臋 na tak ostr膮, tak prowokuj膮c膮 wyp wied藕. Spojrzeli na Cartera czekaj膮c na jego reakcj臋. Ale prez milcza艂. Zachowa艂 nieruchom膮 mask臋 manekina. Peter podj膮艂 ironicznie:
- Wy, ludzie interesu, wspaniali ludzie interesu, gdy偶 tylko ta mog膮 zasiada膰 przy tym stole, bankierzy, przemys艂owczy, konstr torzy, zajmujcie si臋 swoimi problemami i pozw贸lcie nam flmowco j 臋 I za mowa膰 si nasz mi. Chcecie zniszczy膰 w tw贸rni y 臋, ktora moze s si臋 beczk膮 bez dna i przynosi膰 same straty? W takim razie prowad藕c% nieprzemy艣lan膮 polityk臋 oszcz臋dno艣ci, a konsekwencje je zobaczy sami. Znowu spojrza艂 na 艂ys膮 czaszk臋 Bryanta.
y y
- Oskar偶acie mnie, 偶e okazuj臋 zb tek szalone w datki ek trawagancje moich bohater贸w. A przecie偶 scenariusz zosta艂 zaakce towany po burzliwej dyskusji, w kt贸rej uczestniczyli ludzie nie maj膮 nic wsp贸lnego ze 艣wiatem filmu. Negocjacje z agencjami dystrybut r贸w by艂y cierniste i kosztowne, bo ci eksperci umiej膮 pokaza膰 pazu ilekro膰 wchodz膮 w gr臋 interesy ich samych oraz ich klient贸w. Ta seriale jak "Dallas" czy "Dynastia" przynios艂y Aronowi Spellingo
z bog il S raw ar贸w. Twierdzi on, 偶e widzowie uwielbiaj膮 艣mia膰 ia im przyjemno艣膰 stwierdzenie, 偶e miliarderz 偶yj膮 w raju niedost臋pnym dla przeci臋tnego Amerykanina, 偶e r贸 y i ponosz膮 kl臋ski, znajduj膮 si臋 na skraju przepa艣ci, 偶e maj膮 k艂opo sercowe i rozczarowania, 偶e nie mo偶na za pieni膮dze kupi膰 mi艂o艣ci przyja藕ni. Publiczno艣膰 ma ju偶 do艣膰 flm贸w rzedstawiaj膮cych 偶y II e艂ne trosk i daremnych zmaga艅, obraz贸w n臋dzy moralnej i materi
I6
- si臋, 偶e kino jest fabryk膮 sn贸w. To prawda. Jest ca艂ym produkuj膮cym z艂udzenia. Amerykanie o skromnych - t臋skni膮cy za lepszym 偶yciem ogl膮daj膮 na ekranie ludzi, ali od zera, i zarabiaj膮 dzisiaj miliony dzi臋ki pracy, i ch臋ci zrobienia kariery. Tylko parweniusze nie cierpi膮 ht贸re ukazuj膮 ich podejrzane machinacje. - rowokuj膮cym spojrzeniem zgorszonych cz艂onk贸w Rady.
iewam si臋, 偶e nie w艣lizn臋li si臋 tutaj parweniusze. Zapewar%y panowie jeste艣cie potomkami tych, co wysiedli z Mayf brzeg ameryka艅ski. . . Dlaczego mieliby艣ci wstydzi膰 si臋 bogactwa zdobytego dzi臋ki wysi艂kom, sile woli i odrobinie Sk膮d to poczucie winy? Im usilniej skrywacie za zas艂on膮 A 偶ycie sfer uprzywilejowanych, tym wi臋ksz膮 niech臋膰 dla nich w spo艂ecze艅stwie. 'i%c dalej w ten spos贸b Peter zdo艂a艂 przekona膰 zaledwie cz臋艣膰 um. Wielu cz艂onk贸w rady nadal mia艂o powa偶ne w膮tpliwo艣ci. edal zachowywa艂 milczenie. Mo偶na by powiedzie膰, 偶e tylko narad臋 swoj膮 obecno艣ci膮. i艂 zmrok. Sekretarka prezesa bezszelestnie podesz艂a do
Los Angeles prosi pana zaraz do telefonu. Czy mam przynie艣膰 czy woli pan przej艣膰 do s膮siedniego pokoju, gdzie nikt nie dza艂by panu w rozmowie? - irzejd臋 tam - odpar艂 Peter.
'y艂 za dziewczyn膮 i podni贸s艂 s艂uchawk臋.
- Tu kapitan Dobson z policji Los Angeles. Przed kilkoma - mi maleziono pa艅skie ferrari w w膮wozie przy Beverly Hills. uleg艂 zniszczeniu na skutek eksplozji, cia艂o kierowcy zw臋glone. kowo przypuszczano, 偶e to pan pad艂 ofiar膮 zamachu. Mimo dze艅, jakim uleg艂a maszyna, nasi eksperci stwierdzili, 偶e system ania i hamulce zosta艂y umy艣lnie zepsute. Szykowano zamach na Tylko przypadkiem za kierownic膮 znalaz艂 si臋 cz艂owiek upowa偶przez pa艅sk膮 偶on臋. Ustalono ju偶 jego personalia: Joe Shweize ewi臋tna艣cie, bez zawodu. Czekamy na powr贸t pana do Los es. S膮dzimy, 偶e pa艅ska pomoc b臋dzie niezb臋dna dla ustalenia t sprawc膮 zamachu. iniczny u艣miech nie opu艣ci艂 twarzy O'Neilla. M贸g艂 sobie 艂atwo azi膰, co zdarzy艂o sie w ci膮gu ostatnich kilkunas2u godzin. zaj膮c jakiemu艣 艂obuzowi samoch贸d m臋偶a, Anna ocali艂a mu 偶ycie.
piek艂o mane艅
Nie by艂o dla艅 zaskoczeniem, 偶e chciano go zabi膰. Jeden z jego liczn% wrog贸w przeszed艂 od pogr贸偶ek do czynu. 呕eby uszkodzi膰 w贸z trzt si臋 zna膰 na mechanice samochodowej i odwa偶y膰 si臋 na w艣li藕ni臋cie strze偶onego gara偶u. - Musia艂 to zrobi膰 fachowiec - stwierdzi艂 Pe odk艂adaj膮c s艂uchawk臋.
Bryant wykorzysta艂 jego nieobecno艣膰, 偶eby zwr贸ci膰 si臋 wprost d Cartera: - Film, o kt贸rym mowa, przedstawia ujemne strony mult narod贸wki. Ukazuje ciemne si艂y, wp艂yw, jaki wywieraj膮 na rynt 艣wiatowy, nawet na przysz艂o艣膰 艣wiata, kszta艂towan膮 przez kill konglomerat贸w, kt贸re dysponuj膮 ca艂膮 w艂adz膮, wszystkimi przywil jami. Carter odezwa艂 si臋 po raz pierwszy:
- Przeciwnie, m贸j drogi, uwa偶am, 偶e O'Neill stopniowo oswz widz贸w z my艣l膮, 偶e multinar贸d贸wki reprezentuj膮 spo艂ecze艅st% przysz艂o艣ci, w kt贸rej rz膮dy b臋d膮 si臋 zajmowa膰 problemami admini% racji, a prawdziwa w艂adza ekonomiczna b臋dzie nale偶e膰 do ko glomerat贸w. O'Neill toruje nam drog臋. . . - Jest pan zbyt wyrozumia艂y - wtr膮ci艂 Olven Carr.
- Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e dzi臋ki O'Neillowi zarobili艣my setki n lion贸w. - Ale robi艂 te偶 knoty, kt贸re nie spodoba艂y si臋 publiczno艣ci.
- Zyski znacznie przewa偶aj膮. Przyznamy mu te fundusze, o kti
prosi.
Nikt nie o艣mieli艂 si臋 zaprotestowa膰. Niezadowoleni z tej dec5 w milczeniu zwiesili g艂owy. Peter wr贸ci艂 do sali obrad tak spokojny, jakby otrzymana pr: chwil膮 wiadomo艣膰 wcale go nie obesz艂a. Cartier oznajmi艂 mu do' nowin臋 i zapyta艂:
- Zamierza pan zaraz wr贸ci膰 do Los Angeles, czy zatrzyma si臋 pan na kilka dni w Nowym Jorku? O'Neill nie spieszy艂 si臋 z wyjazdem. 艢ledztwo potoczy si臋 bez niego. Ustalenie listy wrog贸w nie zda艂oby si臋 na nic. Mia艂 ich wielu! - Zostan臋 trzy, cztery dni, 偶eby wybra膰 miejsca, w kt贸rych nakr臋c臋 tutaj kilka scen. Carter skin膮艂 na sekretark臋.
zam贸wi膰 w hotelu Plaza apartament dla pana O'Neilla. panu do dyspozycji w贸z s艂u偶bowy. Chce pan mie膰... Wol臋 prowadzi膰 sam.
damy panu cadillaka, do kt贸rego jest pan przyzwyczajony. Po偶egna艂 cz艂onk贸w Rady i uj膮wszy O'Neilla pod rami臋 poci膮gn膮艂 go do okna za kt贸rym roztacza艂 si臋 wspania艂y widok na nocny Nowy York. W g艂臋bokich kanionach ulic mi臋dzy wysoko艣ciowcami p艂yn臋艂y ch i czerwonych 艣wiate艂, posuwaj膮cych si臋 nieprzerwa
- Dile dobrze pami臋tam, akcja pa艅skiego filmu toczy si臋 g艂贸wnie o - powiedzia艂 Leslie. "i'ak. T艂em..Orgii ameryka艅skiej" b臋dzie kolejno Palm Beach, i.flndyn, Monte Carlo, Rzym i Wenecja. Urocza podr贸偶.
- 8臋d臋 tak zaj臋ty, 偶e nie starczy mi czasu na ogl膮danie pejza偶y. 9Pidzia艂em ostatnio film, kt贸rego akcja toczy艂a si臋 w Monte czas niemieckiej okupacji Francji. By艂o to Monte Carlo nie nic wsp贸lnego z tym cudownym miastem. Dekoracje zaim - owane w Meksyku okaza艂y si臋 偶a艂osne. To mnie sk艂oni艂o do ia panu niezb臋dnych funduszy. 艢mier膰 w Wenecji" filmo 藕w enecji. Visconti nie szachrowa艂. Gdyby pan potrzebowa艂 I%gn dofmansowania, prosz臋 zwr贸ci膰 si臋 bezpo艣rednio do mnie. I%z zgod臋 rady. "Neill u艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony. A wi臋c Carter po to tylko 偶owa艂 t臋 ca艂膮 komedi臋, 偶eby mu pokaza膰, i偶 darzy go swoj膮 艂ask膮 wni膰 sobie jego wdzi臋czno艣膰! - spomnia艂em 偶onie o pa艅skim przyje藕dzie do Nowego Jorku. nadziej臋, 偶e zechce pan jutro zje艣膰 z nami obiad?
u艣miechni臋tej twarzy re偶ysera trudno by艂o odgadn膮膰, o czym
Jest pan troch臋 roztargniony, Peter? Co zaprz膮ta pa艅sk膮 uwag臋? Chcia艂bym zaanga偶owa膰 do rnli epizodycznej pewn膮 ko jedn膮 z dawnych gwiazd Hollywoodu, kt贸ra teraz jest zwyk艂膮
trter pokaza艂 w u艣miechu wspaniale utrzymane z臋by.
Nie zna艂em pana jeszcze w roli dobroczy艅cy pomagaj膮cego
nnianvm aktorom.
I9
- Niecz臋sto w tej roli wyst臋puj臋. M贸wi膮c serio, jestem pewien, cz臋艣膰 publiczno艣ci b臋dzie ciekawa, jak wygl膮da dzisiaj Fay Hold% Chc臋 wieczorem zapu艣ci膰 si臋 w Hell s Kitchen na jej poszukiwa艅
- To nie jest dzielnica, kt贸r膮 nale偶a艂oby odwiedza膰 w nocy.
- Kilka scen mego filmu rozegra si臋 w艂a艣nie tam.
- A wi臋c do zobaczenia jutro wieczorem.
- Przyjd臋 z pewno艣ci膮, Leslie. Pozdrowienia dla pa艅skiej m 偶onki.
, 偶e
en.
ae.
II
- lac ko艂ysa艂 si臋 艂agodnie na resorach pokonuj膮c wyboist膮 N臋dzne, odrapane, jednostajne domy po obu stronach ulicy si臋 trzyma膰 ziemi tylko dzi臋ki kamiennym schodkom o 偶elaz%r臋czach. Wspania艂y samoch贸d O'Neilla przyci膮ga艂 uwag臋 urwis贸w i dzieci, kt贸re mimo p贸藕nej pory kr臋ci艂y si臋 na drodze cej zakosami do Hudsonu. dl's Kitchen w ca艂ej swej okaza艂o艣ci" - pomy艣la艂 Peter ttj%c w s艂abym 艣wietle latarni numeru domu, w kt贸rym a Fay Holden. Przypomnia艂 sobie, co m贸wi艂 Carter o tej y. Przychylno艣膰, jak膮 okazywa艂 re偶yserowi, wynika艂a na pewno tycznych pobudek. Mia艂 w tym sw贸j interes, 偶eby mu robi膰 tgi. A czy偶 on sam nie post臋powa艂 podobnie? Ca艂e Los Angeles, neryka b臋dzie wychwala膰 wielkiego O'Neilla za to, 偶e wyrwa艂 t%dzy star膮 aktork臋, dawn膮 gwiazd臋 Hollywoodu, kt贸ra przed estu czy czterdziestu laty podbi艂a publiczno艣膰 sw膮 urod膮, ta膮 i sex aQQealem. Mimo woli powt贸rzy艂 niemodne ju偶 nie: sex aQQeal. Zestarza艂o si臋 wraz z lud藕mi, kt贸rzy je tak u偶ywali. dawno sko艅czonej pi臋膰dziesi膮tki mia艂 wra偶enie, 偶e wieki ca艂e go od Fay Holden, kt贸ra zbli偶a艂a si臋 do lat sze艣膰dziesi臋ciu. y w jej wieku, nie maj膮ce poj臋cia o dobrodziejstwach chirurgii tycznej, siedzia艂y na schodkach przed domami, gadaj膮c o wszyso niczym. Ch艂opcy grali w pi艂k臋 na jezdni, gdy偶 samochody si臋 tutaj zapuszcza艂y. - az艂 wreszcie dom, kt贸rego szuka艂. Zatrzyma艂 w贸z i wysiad艂 na . Zapach nowej sk贸ry i 艣wie偶o艣ci pozosta艂 we wn臋trzu auta, xze na ulicy cuchn臋艂o st臋chlizn膮 i 艣mieciami. Od czasu do czasu
2I
wilgotny powiew dolatywa艂 znad Hudsonu, lecz nie m贸g艂 rozwia膰 smrodu zalegaj膮cego ulic臋. Peter znalaz艂 natur臋 tego zjawiska. Przepe艂nione pojemniki na 艣mieci sta艂y mi臋dzy schodkami dom贸w, dotrzymuj膮c towarzystwa staruszkom i wyrostkom, kt贸rym najwidoczniej nie przeszkadza艂y nieczysto艣ci wysypuj膮ce si臋 na chodnik. Grupka chuligan贸w wpatrywa艂a si臋 w cadillaka. Czarny ch艂opak trzymaj膮cy si臋 z dala od nich gapi艂 si臋 z zachwytem na luksusowy w贸z. By艂 tak przej臋ty nieoczekiwanym pojawieniem si臋 jego w pobli偶u, 偶e nie mia艂 si艂y odej艣膰. - Chcia艂by艣 przypilnowa膰 go do mego powrotu? Masz tu pi臋膰 dolar贸w za fatyg臋. Czarny spojrza艂 zdumiony, jakby si臋 ockn膮艂 ze snu.
- Dobrze, psze pana. Ch臋tnie, psze pana!
Wsun膮艂 do kieszeni zielony banknot. Chcia艂by posiada膰 cadillaka i trzyma膰 go przed swoim domem, 偶eby ol艣ni膰 s膮siad贸w. Wszyscy by m贸wili: oto ch艂opak, kt贸remu si臋 powiod艂o, kt贸ry zarabia kup臋 forsy i ma jedwabne 偶ycie. Peter przecisn膮艂 si臋 mi臋dzy siedz膮cymi na schodkach kumoszkami i wszed艂 do wn臋trza domu. D艂ugi, podarty dywan ci膮gn膮艂 si臋 a偶 do ko艅ca korytarza. Wisia艂a tam skrzynka na listy, lecz na zamkni臋tych wieczkach przegr贸dek nie widnia艂o niczyje nazwisko. Widocznie mieszka艅cy woleli zachowa膰 anonimowo艣膰. Zapuka艂 lekko do drzwi, z kt贸rych 艂uszczy艂a si臋 farba. Bezz臋bna, rozczochrana, ziej膮ca alkoholem kobieta zjawi艂a si臋 na progu. - Czego pan chce? - Pom贸wi膰 z pani膮 Fay Holden. Czy by艂aby pani uprzejma
wskaza膰 mi jej drzwi?
- Aktorka? Na drugim pi臋trze, trzecie z lewej.
Peter podzi臋kowa艂 tak grzecznie, jakby mia艂 do czynienia z prawdziw膮 dam膮. Po stromych, zab艂oconych schodach wszed艂 na g贸r臋 i znalaz艂szy si臋 przed wskazanymi drzwiami ponownie zapuka艂. Omal nie dozna艂 szoku na widok kobiety, kt贸ra mu otworzy艂a. Wspania艂a, zachwycaj膮ca Fay Holden rozty艂a si臋, siatka zmarszczek pojawi艂a si臋 w k膮cikach jej oczu. Usta straci艂y zmys艂owy zarys. Mimo wszystko zachowa艂a jednak 艣lady dawnej urody. - Czego pan sobie 偶yczy?
Nagle co艣 za艣wita艂o w jej m贸zgu. Pozna艂a O'Neilla. Rado艣膰 i za偶enowanie, 偶e znalaz艂 j膮 w takiej dzielnicy, wywo艂a艂y na jej twarzy rumieniec.
22
- Peter, ty tutaj? Wejd藕, ale si臋 nie rozgl膮daj! Bardzo nisko
U艣cisn膮艂 j膮 z udawanym zachwytem i wszed艂 do czego艣 na kszta艂t ieciarni pe艂nej zniszczonych, tandetnych mebli, kt贸re nie znalaz艂ynabywc贸w nawet w艣r贸d najubo偶szych klient贸w pchlego targu. iowa艂 tu okropny zaduch. 艁zy zab艂ys艂y w oczach Fay Holden. Zaszlocha艂a.
- Kto by przypu艣ci艂, 偶e znajd臋 si臋 w takich warunkach!
Odegra艂 wzruszaj膮c膮 scen臋 odnalezienia dawnej przyjaci贸艂ki. - Nie przesta艂a艣 by膰 pi臋kna, Fay! Po prostu dojrza艂a艣. Ot
Przejrza艂a si臋 w porysowanym lustrze. Zrobi艂o jej si臋 wstyd, 偶e ma sobie poplamion膮, pogniecion膮 sukni臋. - Za pieni膮dze, kt贸re wp艂ywa艂y strumieniami na moje konto, dy by艂am u szczytu kariery, mog艂am sobie by艂a kupi膰 pi臋kne eszkanie, zapewni膰 przysz艂o艣膰 (nie wym贸wi艂a s艂owa staro艣膰), spo%n膮 i wygodn膮 egzystencj臋. Ale wyda艂am wszystko. Kupowa艂am 艂dro偶sze suknie, 艣wiecide艂ka, urz膮dza艂am wystawne przyj臋cia wielkiej willi na Beverly Hills, wynajmowanej za zawrotn膮 sum臋. .%艂am ca艂膮 ha艂astr臋 pokoj贸wek, kucharzy, kierowc贸w, w moim ra偶u sta艂y dwa rollsy, cadillac i hispanosuiza, wsz臋dzie by艂o n贸stwo kwiat贸w, uwielbia艂am ich zapach. Wszystkie prezenty 6dawa艂am siostrom i kuzynkom, kt贸rym gorzej si臋 w 偶yciu powiod艂o. E nagle si臋 urwa艂o. Nie wiem dlaczego. Nie odnowiono ze mn膮 ntrakt贸w. Nie zmieni艂am si臋, lecz publiczno艣膰 mia艂a mnie dosy膰. dtn powiedzia艂 mi, 偶e moja popularno艣膰 spada, p贸藕niej 偶yczy艂 mi vodzenia w innych wytw贸rniach. "Z pewno艣ci膮 dadz膮 ci en gement" - stwierdzi艂 odprowadzaj膮c mnie do drzwi. Kiedy zamsn臋艂y si臋 za mn膮, pomy艣la艂am, 偶e to p艂yta grobowca uwi臋zi艂a mnie ciemno艣ciach, co oznacza艂o 艣mier膰. Ca艂kiem straci艂am g艂ow臋. czerpa艂am konto w banku. Potem przysz艂a zupe艂na kl臋ska. Na%dzi艂am moich agent贸w, ale 偶adna wytw贸rnia mnie ju偶 nie chcia艂a. lls by艂 jeszcze nie sp艂acony. Przedtem wsz臋dzie mi kredytowano, zystkie drzwi sta艂y otworem przed wielk膮 Fay Holden. . . Zabrano meble, auta, musia艂am opu艣ci膰 will臋 i przenie艣膰 si臋 do ma艂ego szkanka. Mia艂am troch臋 bi偶uterii, niewiele zreszt膮, sprzeda艂am za grosz, prze偶y艂am za to par臋 lat. A偶 pewnego dnia zosta艂am bez ego centa. Musia艂am szuka膰 pracy, 偶eby zarobi膰 na 偶ycie. Zatrudsi臋 jako kelnerka. Nie w Los Angeles, to by艂oby zbyt upokarzaj膮 23
ce. Wyjecha艂am do ma艂ej mie艣ciny na Middle West. Wiod艂o mi si臋 coraz gorzej. Upadek by艂 powolny, lecz nieunikniony. Wyl膮dowa艂am w Nowym Jorku jak zdech艂y wieloryb na pla偶y. oto jestem 偶utaj. Siadaj, Peter. Nie powiedzia艂a mu, co robi艂a ostatnio. My艂a schody w ma艂ym banku. Peter patrzy艂 na ni膮 z sympati膮 i wyrozumia艂o艣ci膮. - Przysz艂o艣膰 mo偶e otworzy膰 przed tob膮 swoje z艂ote wrota. Dlatego w艂a艣nie sk艂adam ci wizyt臋. Mam dla ciebie engagement w moim nowy filmie. Twarz aktorki nagle poja艣nia艂a. A wi臋c nie zapomniano ca艂kiem o jej uroku, o jej powodzeniu. Szukano jej. Znowu zab艂y艣nie jej talent. Odzyska swoj膮 publiczno艣膰. Swoich wielbicieli. - B臋dzie to rola czaruj膮cej babuni, ukochanej przez wnucz臋ta. Stworzy艂em j膮 umy艣lnie dla ciebie. Czo艂o Fay spos臋pnia艂o. Rado艣膰 jej zgas艂a.
- Babuni? - wykrzykn臋艂a oburzona.
- Katherine Hepburn i Bette Davis bez wahania przyjmuj膮 takie role. Film, w kt贸rym Hepburn gra艂a babci臋, otrzyma艂 Oscara. Poblad艂a twarz aktorki odzyska艂a rumie艅ce. - Masz s艂uszno艣膰. Widzia艂am Bette Davis w roli starej damy, gra艂a razem z Cottenem i Srodim. By艂a fascynuj膮ca. Mog艂abym jednak zagra膰 lepiej. - Ot贸偶 to! - potwierdzi艂 Peter. - Znowu staniesz w 艣wietle jupiter贸w. 艢wiat filmu przyjmie ci臋 z otwartymi ramionami. Dzienniki i prasa filmowa zapowiedz膮 tw贸j powr贸t przed kamery. Podpiszesz kontrakt, kt贸ry ci臋 wyci膮gnie z tarapat贸w. Daj臋 ci za t臋 rol臋 trzydzie艣ci tysi臋cy dolar贸w. - Trzydzie艣ci tysi臋cy? - oburzy艂a si臋 Fay. - Nale偶y do zwyczaju, 偶e aktorzy, kt贸rzy zawieraj膮 nowy kontrakt, zawsze dostaj膮 wi臋cej ni偶 przy poprzednich umowach. Za ostatni film otrzyma艂am pi臋膰set tysi臋cy. - Ale teraz wyst膮pisz tylko w kilku scenach. Powtarzam, to rola epizodyczna. Fay dumnie unios艂a g艂ow臋.
- Wobec tego dwie艣cie tysi臋cy by艂oby nale偶yt膮 ga偶膮.
O'Neill si臋 zniecierpliwi艂.
- Trzydzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy to moja ostatnia propozycja. Dobrze si臋 zastan贸w, zanim mi dasz odpowied藕 negatywn膮. Taka oka2ja wi臋cej si臋 nie powt贸rzy.
24
"Peter wyczu艂, 偶e publiczno艣膰 chcia艂aby mnie zobaczy膰 - pomy艣艂%艂a przebiegle Fay - Nigdy nie post臋powa艂 lekkomy艣lnie" - Dwie艣cie tysi臋cy to moje ostatnie s艂owo - powiedzia艂a kategorycznie. Westchn膮艂 spogl膮daj膮c na ni膮 z ironi膮.
- Wybacz, 偶e ci臋 niepokoi艂em, Fay. Mam spotkanie, z kt贸rego nie mog臋 zrezygnowa膰. Zerkn膮艂 na zegarek.
- Musz臋 ci臋 opu艣ci膰, droga przyjaci贸艂ko. Nie mog臋 si臋 sp贸藕ni膰 na 贸wione spotkanie. Po偶egnali si臋 ch艂odno. Fay nie mog艂a mu wybaczy膰 sk膮pstwa. Chcia艂 wykorzysta膰 moje nazwisko, 偶eby zdoby膰 moich dawnych rielbicieli. Jeszcze tu powr贸ci". Ironiczny u艣miech O'Neilla zabarwi艂 si臋 wsp贸艂czuciem.
"Biedaczka! - pomy艣la艂 - ca艂kiem nie zorientowana w rzeczywism艣ci". - Usiad艂szy za kierownic膮 cadillaka z rozkosz膮 wci膮gn膮艂 zapach elikatnej sk贸ry i perfum. Podzi臋kowa艂 gestem czarnemu ch艂opcu. 贸z ruszy艂 bezszelestnie. Na schodkach nie by艂o ju偶 nikogo. Peter zapu艣ci膰 si臋 w pierwsz膮 przecznic臋, skr臋ci膰 w prawo i jeszcze raz prawo, w stron臋 Central Parku. Jednokierunkowy ruch w Nowym ku troch臋 go denerwowa艂. Nagle stary, jaskrawo pomalowany samoch贸d, pe艂en m艂odych, o艂ych i rozkrzyczanych Murzyn贸w, zjawi艂 si臋 przed nim, jad膮c kierunku sprzecznym z przepisami ruchu drogowego. Kierowca, y ch艂opak o k臋dzierzawych w艂osach, za艣miewa艂 si臋 do rozpuku, wdopodobnie pod wp艂ywem narkotyku. Stara gablota jecha艂a iem jezdni, zderzenie zdawa艂o si臋 nieuchronne. Peter gwa艂townie 臋ci艂 na chodnik, przewr贸ci艂 pojemnik ze 艣mieciami i stan膮艂 tu偶 przy dkach. To cud, 偶e nie zmia偶d偶y艂 ch艂opaka siedz膮cego na najni偶stopniu. ' Peter wyskoczy艂 z auta i podszed艂 do niego, 偶eby stwierdzi膰, czy pak nie dozna艂 obra偶e艅. Odj膮艂 d艂onie, kt贸rymi ch艂opiec os艂ania艂 z, i dygota艂 jeszcze patrz膮c na samoch贸d, kt贸ry omal go nie d偶y艂. Ch艂opak by艂 pi臋kny. Niewiarygodnie pi臋kny. Wprost nie pisania. 艁zy sp艂ywa艂y mu po policzkach. Peter, cyniczny Peter O'Neill, patrzy艂 na艅 ze zdumieniem pe艂nym
- Dlaczego pan p艂acze? Czy pana potr膮ci艂em?
2,j
- Nic mi nie jest - odpar艂 r贸wnie cicho jak Leslie Carter, z t膮 r贸偶nic膮, 偶e w jego 艂agodnym tonie brak by艂o ujarzmiaj膮cej si艂y. Wsta艂. By艂 podobny do rze藕by Praksytelesa. - Musz臋 ju偶 i艣膰. Nie chc臋 sp贸藕ni膰 si臋 na wyst臋p.
- Jest pan aktorem? - zapyta艂 O'Neill z 偶ywym zainteresowaniem. Mia艂 zamiar zaproponowa膰 rol臋 Fay Holden, a oto los zetkn膮艂 go z m艂odym cz艂owiekiem maj膮cym wdzi臋k Jamesa Deana i m艂odzie艅cz膮, promienn膮 urod臋 Roba Lowe. M贸g艂 wzbudzi膰 zachwyt publiczno艣ci wci膮偶 spragnionej nowych idoli. Mimo n臋dznego ubrania - nosi艂 sp艂owia艂e d偶insy i tani膮, kraciast膮 koszul臋, a jego niegdy艣 bia艂e trampki ca艂kiem poszarza艂y - wygl膮da艂 na bogatego ch艂opaka, kt贸rego do Hell's Kitchen sprowadzi艂a chorobliwa ciekawo艣膰. By艂by 艣wietny w roli zrujnowanego w艂oskiego arystokraty, w kt贸rym bez pami臋ci zakochuje si臋 rozkapryszona c贸rka miliardera. - Jestem tancerzem - odpar艂 po chwili, jakby wstydzi艂 si臋 swojego zaj臋cia. - Zawodowym tancerzem, jak s膮dz臋. . .
- Przepraszam pana, doprawdy musz臋 ju偶 i艣膰.
Przy ostatnich s艂owach zaszlocha艂. Wierzchem d艂oni otar艂 艂zy z twarzy. Jego bole艣膰 wzmog艂a ciekawo艣膰 re偶ysera. - Prosz臋 si臋 nie martwi膰, odwioz臋 pana, gdzie pan zechce. Ch艂opak sgojrza艂 na zegarek. Poda艂 adres. W drodze na 42 ulic臋 wyzna艂 z gorycz膮: - Robi臋 striptease dla kobiet, kt贸re co wiecz贸r wypatruj膮 oczy na wygibasy go艂ych ch艂opak贸w, a one. . . im bardziej zale偶y, 偶eby je roznami臋tni膰, ni偶 na ta艅cu. . . Peter zapyta艂 go wprost:
- Nie wola艂by pan gra膰 w flmie?
- Gdyby pan wiedzia艂, ile os贸b mami艂o mnie perspektyw膮 otwarcia drogi do flmu w zamian za pewne. . . uprzejmo艣ci. Ale nikt nie dotrzyma艂 obietnic. Kiedy dostali to, czego chcieli, zapominali o swych przyrzeczeniach. - Je艣li lubi pan kino, mo偶e widzia艂 pan moje nazwisko na ekranie. Nazywam si臋 Peter O'Neill, jestem re偶yserem. Wprawdzie szeroka publiczno艣膰 pami臋ta raczej nazwiska aktor贸w. . . Ch艂opak zrobi艂 wielkie oczy.
- Jest pan Peterem O'Neillem?
26
Re偶yser wyczu艂, 偶e tamten mu nie dowierza. Trzymaj膮c lew膮 r臋k臋 na kierownicy, praw膮 wyj膮艂 wizyt贸wk臋 i poda艂 j膮 swemu towarzyszowi, co wymaga艂o pewnego wysi艂ku, gdy偶 na ulicy ruch wymaga艂 wyt臋偶onej uwagi. M艂ody cz艂owiek odczyta艂 nazwisko i chcia艂 zwr贸ci膰 wizyt贸wk臋. - Niech j膮 pan zatrzyma. Na razie mieszkam tu, w hotelu Plaza. Nie znam jednak pa艅skiego nazwiska. - Bob Flynn, lat dziewi臋tna艣cie.
Nie p艂aka艂 ju偶, lecz od czasu do czasu wyrywa艂o mu si臋 z piersi g艂臋bokie we艣tchnienie. Mimo znacznej r贸偶nicy wieku O'Neill od pocz膮tku zwraca艂 si臋 do ch艂opaka jak do doros艂ego m臋偶czyzny, chc膮c mu da膰 do zrozumienia, 偶e traktuje go powa偶nie i z szacunkiem. - Czy m贸g艂bym dzi艣 zobaczy膰, jak pan ta艅czy? Chcia艂bym oceni膰 pa艅skie zachowanie si臋 na s膰enie. - Sprawi艂oby mi to przyjemno艣膰. Nie wiem tylko, czy pana wpuszcz膮. Prawo wst臋pu maj膮 tylko kobiety powy偶ej lat osiemnastu. Kiedy m艂ody cz艂owiek wysiad艂 z cadillaka w towarzystwie dobrze ubranego starszego pana, kt贸ry wygl膮da艂 na bogatego i powa偶nego cz艂owieka, portier baru mrugn膮艂 porozumiewawczo. "Bob - pomy艣la艂 - z艂apa艂 grub膮 ryb臋". Peter wsun膮艂 mu ukradkiem w 艂ap臋 dwadzie艣cia dolar贸w, kt贸re tamten szybko schowa艂 do kieszeni. - Ryzykuj臋 utrat膮 posady, je艣li pana wpuszcz臋. . .
Drugi banknot o tej samej warto艣ci rozproszy艂 jego skrupu艂y i znniejszy艂 l臋k przed utrat膮 pracy. - - Zaprowadz臋 pana do lo偶y zas艂oni臋tej kotar膮. Obejrzy pan ektakl nie b臋d膮c widziany przez te panie, kt贸re podnios艂yby krzyk aidz膮c, 偶e wchodzi pan do ich sanktuarium. : Peter sta艂 jeszcze przez chwil臋 z Bobem w blasku r贸偶nobarwnych c膮cych 艣wiate艂 bar贸w, witryn sklepowych, kafejek i latarni cznych. - - Spotkamy si臋 po spektaklu, Bob?
e - Tak. . . By膰 mo偶e. . .
Zmienny nastr贸j ch艂opaka znowu da艂 zna膰 o sobie. Opad艂a ze艅 ka zainteresowania, wzbudzonego propozycj膮 O'Neilla. Spos臋pi znikn膮艂 w wej艣ciu dla tancerzy. - Cudowny ch艂opak! - stwierdzi艂 portier zaintrygowany dziwu艣mieszkiem O'Neilla. M贸g艂 sobie 艂atwo wyobrazi膰 zwi膮zki ce Boba z o wiele starszym od niego cz艂owiekiem. Zazwyczaj po
2j
spektaklu tancerze szli gdzie艣 z kobietami lub m臋偶czyznami, kt贸rzy czekali na nich na ulicy. Wiedzia艂, co by艂o p贸藕niej. Otrzymywa艂 zreszt膮 napiwki za przekazywanie li艣cik贸w tancerzom, kt贸rzy powierzali mu pozytywne lub negatywne odpowiedzi. Po艣rednictwo przynosi艂o mu wi臋cej ni偶 pensja. Poprowadzi艂 O'Neilla przez labirynt korytarzy i w膮skich, stromych schod贸w a偶 do kabiny, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 aparat projekcyjny. Obs艂uguj膮cy go zazwyczaj operator zachorowa艂 i nie przyszed艂 do pracy. Z tej wysoko艣ci O'Neill m贸g艂 obj膮膰 wzrokiem zar贸wno scen臋, jak i widowni臋. By艂a to sala 艣redniej wielko艣ci, zastawiona stolikami, przy kt贸rych k艂臋bi艂 si臋 t艂um kobiet krzycz膮cych, 偶eby wreszcie 藕acz臋艂y si臋 wyst臋py. W oczekiwaniu na spektakl popija艂y zdrowo, pali艂y papierosy i komentowa艂y ha艂a艣liwie zalety r贸偶nych tancerzy. Wi臋kszo艣膰 sta艂ych bywalczy艅 zna艂a si臋 ze sob膮. Zabrzmia艂 gong, 艣wiat艂a reflektor贸w pad艂y na scen臋 bez kurtyny. W dziarskim rytmie country wbieg艂 na scen臋 m艂ody cz艂owiek obdarzony urod膮 i t臋偶yzn膮 ftzyczn膮. Muzyka p艂yn臋艂a z wielu g艂o艣nik贸w. Nadawa艂 j膮 disc jockey, uwijaj膮cy si臋 jak diabe艂 w szklanej kabinie. Zahucza艂y oklaski. Tancerz zacz膮艂 swoje ewolucje s艂u偶膮ce za pretekst do stopniowego rozbierania si臋 na oczach admiratorek. W miar臋 jak zdejmowa艂 cz臋艣ci stroju, krzyki przybiera艂y na sile, stawa艂y si臋 og艂uszaj膮ce. Kiedy zrzuci艂 slipy, podniecenie na widowni by艂o prawie histeryczne. Okr膮偶y艂 dumnie scen臋 i zszed艂 mi臋dzy stoliki. Uca艂owa艂 kilka pa艅, innym pozwoli艂 troch臋 si臋 pomaca膰, po czym wr贸ci艂 na scen臋 i przesy艂aj膮c im z daleka ca艂usy znikn膮艂 za kulisami, 偶egnany burz膮 oklask贸w. O'Neill 藕le si臋 czu艂 w zaduchu kabiny, do kt贸rej dociera艂a wo艅 perfum i potu po艂膮czona z przykrym zapachem zakurzonej kotary, os艂aniaj膮cej go przed publiczno艣ci膮. Dobrze zbudowany kelner, przepasany malutkim fanuszkiem - taki zredukowany do minimum uniform nosili wszyscy jego koledzy - na zlecenie portiera przyni贸s艂 re偶yserowi butelk臋 szampana. By艂 wcielon膮 uprzejmo艣ci膮, a jego bystre oczy wyra偶a艂y gotowo艣膰 zaspokojenia wszelkich gragnie艅 klienta. Peter zatrzyma艂 szampan, wr臋czy艂 kelnerowi kr贸lews%i napiwek i zam贸wi艂 sok owocowy. To by艂o wszystko. Kelner dyskretnie si臋 oddali艂, nieco zaskoczony sarkastyczn膮 min膮 go艣cia, kt贸ry rzy艂 go wprawdzie wzrokiem od st贸p do g艂贸w, lecz nie zrobi艂 mu 偶adnej propozycji. Zazwyczaj panowie, kt贸rzy potajemnie bywaii.,tw tym barze, szukali partner贸w w艣r贸d tancerzy i obs艂uguj膮cych. rCszeze nie by艂o za p贸藕no.
28
: ancerze wyst臋powali kolejno, przyjmowani ha艂a艣liwie przez i臋tnione kobiety. - dy re偶yser 艣wiadomie lub nie艣wiadomie zawsze poluje na mog膮ce sta膰 si臋 atrakcj膮 jego film贸w. Gwiazdy u szczytu dzenia nie s膮 przecie偶 nie艣miertelne, a czasem trzeba im zrobi膰 艂 i odm贸wi膰 engagement w贸wczas, gdy ich wymagania finansowe raczaj膮 miar臋. Jednak偶e to, 偶e Peter O'Neill kuli艂 si臋 w kabinie ekcyjnej, aby obejrze膰 wyst臋p m艂odego cz艂owieka, co prawda o pi臋knego, mog艂oby si臋 wydawa膰 dosy膰 dziwne. Bob jeszcze si臋 nie pojawi艂, aczkolwiek wi臋kszo艣膰 jego koleg贸w ju偶 a swoje wyst臋py. Jego zostawiano na koniec, co 艣wiadczy艂o, 偶e ono go najbardziej. Peter ledwo skosztowa艂 soku owocowego. Instynkt, czy te偶 sz贸sty ys艂 m贸wi艂 mu, 偶e zobaczy jedn膮 z tych wyj膮tkowych istot, kt贸natura stwarza tak niewiele. Czy by艂 pod urokiem tego m艂o%i%niaszka? Nie patrzy艂 na艅 wzrokiem pederasty, kt贸ry zakocha艂 si臋 wspania艂ym ch艂opaku, lecz ocenia艂 go jako wytrawny profesjonaJowialny, spocony prezenter zapowiedzia艂 ostatni, najbardziej iany wyst臋p, nie omieszkawszy doda膰 do swych pochwa艂, 偶e Bob nn jest najm艂odszym z wykonawc贸w. Na zako艅czenie przytoczy艂 tt z Cyda, podpowiedziany mu przez klientk臋, kt贸ra uwa偶a艂a si臋 za nowan膮 intelektualistk臋: Aux ames bien nees la valeur n'attend la nombre des annees. Sala zatrz臋s艂a si臋 od oklask贸w i krzyk贸w hwyconych kobiet. 艂Bob wyszed艂 na scen臋. Sceptyczny O'Neill patrzy艂 na艅 z zapartym an. Otoczony kr臋giem 艣wiat艂a przypomina艂 m艂odego boga. W od%eniu do swoich poprzednik贸w, kt贸rzy popisywali si臋 szybkimi 艅cami, a ruchy ich wyra藕nie kojarzy艂y si臋 z kopulacj膮, Bob ta艅czy艂 ao, jakby unosi艂 si臋 nad chmurami. Nie na艣ladowa艂 wulgarnego cowania, lecz ca艂y wciela艂 si臋 w mi艂o艣膰. Poma艂u zdejmowa艂 cz臋艣ci u, a jego pieszczotliwe ruchy by艂y przeznaczone nie dla ca艂ej bwni, lecz dla ka偶dej kobiety z osobna. Hipnotyzowa艂 je jak duski zaklinacz w臋偶y. Widownia ucich艂a. Czeka艂a w napi臋ciu. dega艂a si臋 jedynie muzyka. W zwojach papierosowego dymu, kt贸re a艂y go przejrzyst膮, opalizuj膮c膮 po艣wiat膮, wygl膮da艂 jak nierzeczy% zjawa. Sex stawa艂 si臋 dodatkiem do mi艂o艣ci, do pot臋偶nego cia, do niewidzialnej si艂y, kt贸ra odradza 艣wiat. Ka偶da kobieta 艂aby go mie膰 wy艂膮cznie dla siebie. Na zako艅czenie wyst臋pu sta艂
29
nagi po艣rodku sceny, a snopy 艣wiat艂a kr膮偶y艂y po nim jak po nieruchomym pos膮gu. Cisza przed艂u偶a艂a si臋. Min臋艂o kilka sekund, minuta - mo偶e wiek. Kiedy Bob znikn膮艂, wybuch艂y gromkie oklaski, nie posiadano si臋 z zachwytu. Porwane tajemniczym pr膮dem wielbicielki ogarn膮艂 ocean szcz臋艣cia. O'Neill wsta艂 i ruszy艂 ku wyj艣ciu. Wystarczy艂 mu wyst臋p Boba. Ten ch艂opak prze艣cignie Jamesa Deana. B臋dzie za nim szale膰 ca艂a Ameryka. Wyszed艂 na ulic臋 i czeka艂 w um贸wionym miejscu. Przy wyj艣ciu dla tancerzy skupi艂a si臋 setka roznami臋tnionych kobiet. Przechodnie patrzyli na nie z ciekawo艣ci膮. Czeka艂 d艂ugo. Wychodz膮cych tancerzy witano okrzykami. Ponier podszed艂 do O'Neilla. - Bob wymkn膮艂 si臋 innymi drzwiami. Prawie co wiecz贸r zwodzi tak swoje wielbicielki, kt贸re na niego poluj膮. Fajny ch艂opak ten nasz Bob! "Nasz", to dwuznaczne okre艣lenie do pewnego stopnia czyni艂o O'Neilla wsp贸lnikiem cerbera, kt贸ry w przeciwie艅stwie do swego kolegi z Piekie艂, dawa艂 si臋 艂atwo przekupi膰. Prawie dwadzie艣cia minut up艂yn臋艂o, a Bob nie przyszed艂 na spotkanie. Peter, kt贸ry nie znosi艂 czekania i kt贸ry nie robi艂 tego ani dla decydent贸w, ani dla najwybitniejszych aktor贸w, musia艂 pogodzi膰 si臋 z losem. M艂ody cz艂owiek wymkn膮艂 si臋 bez po偶egnania. Mimo p贸藕nej pory - dochodzi艂a ju偶 trzecia w nocy - ruch bynajmniej nie mala艂. 4z. ulica nie zasypia艂a nigdy. Upokorzony afrontem, jaki go spotka艂, Peter siad艂 za kierownic膮 cadillaka i pomkn膮艂 wprost do hotelu. Zbiera艂o mu si臋 na md艂o艣ci. My艣la艂 z obrzydzeniem o tancerzach, kt贸rzy krokiem zwyci臋zc贸w schodzili ze sceny, 偶eby si臋 pogr膮偶y膰 w t艂umie wielbicielek. Rozdawali im ca艂usy, a one wsuwa艂y im banknoty pod sk膮pe slipy, nie ca艂kiem zas艂aniaj膮ce ich m臋sko艣膰. Zapewne Bob robi艂 to samo, pozwala艂 si臋 dotyka膰 lubie偶nym kobietom. To by艂o nie do zniesienia!
*
* *
Leslie Caner, pozuj膮cy na zblazowanego arystokrat臋 i d偶entelmena okazuj膮cego wszystkim ch艂odn膮 wynios艂o艣膰, by艂 w istocie masochist膮. Nie m贸g艂 doczeka膰 si臋 obiadu z O'Neillem, obiecuj膮c sobie, 偶e nie
3o
oka Margaret i jej dawnego kochanka. Dawno ju偶 dzi臋ki
prywatnych detektyw贸w dowiedzia艂 si臋, 偶e szalona mi艂o艣膰 egdy艣 Margaret i O'Neilla, kt贸ry nieoczekiwanie j膮 porzuci艂. Margaret przerodzi艂y si臋 w nienawi艣膰. Nie ma wi臋kszej dotkliwszej udr臋ki ni偶 zdrada ze strony kogo艣, komu si臋 r艂o ca艂kowicie, ni偶 podeptanie przywi膮zania, pogardzenie . Carter zachowa艂 t臋 wiadomo艣膰 tylko dla siebie, domy艣laj膮c Margaret po艣lubi艂a go po to, by zem艣ci膰 si臋 na O'Neillu 膰, 偶e przesta艂 dla niej istnie膰. Jako 偶ona miliardera by艂a uotem zazdro艣ci w najwy偶szych sferach Nowego Jorku, tym :j 偶e obnosi艂a zawsze u艣miechni臋t膮, zadowolon膮, szcz臋艣liw膮 i%le jej serce pozosta艂o zranione. ter by艂 zbyt inteligentny, zbyt do艣wiadczony, by o tym nie 膰. Sta艂 si臋 dla Margaret ostatni膮 desk膮 ratunku, lecz udawa艂 dostrzega jej oboj臋tno艣ci, bo j膮 kocha艂. Zreszt膮 b艂yszcza艂a u znajomych, a natura obdarzy艂a j膮 wulkanicznym tempera (%ochawszy si臋 w Annie, Peter pr臋dko zapomnia艂 o dawnej
bce. Jego nowy wyb贸r nie okaza艂 si臋 szcz臋艣liwy. Nami臋tno艣膰, gwa艂towna powoli wygas艂a. Teraz sypiali osobno. Dewiz膮 illa by艂o: "Szukaj przyjemno艣ci tam, gdzie j膮 mo偶esz znale藕膰". iczywisto艣ci nie przywi膮zywa艂 wi臋kszego znaczenia ani do uczu膰 i seksu i traktowa艂 swoje partnerki z pogard膮 i arogancj膮, na co y si臋 b膮d藕 z wyrachowania, b膮d藕 przez masochizm. M艂odzie艅czy ju偶 si臋 w nim wypali艂. Nikt nie umia艂 zrozumie膰 pobudek jego iowania, gdy偶 na progu staro艣ci sta艂 si臋 cz艂owiekiem twardym, yst臋pnym i zamkni臋tym w sobie. Filmy zast臋powa艂y mu teraz ych przyjaci贸艂.
- eszcze w pod艂ym nastroju, kiedy zatrzyma艂 cadillaka przed ym wej艣ciem do siedziby Cartera przy Park Avenue. Znikni臋cie zepsu艂o O Neillowi ca艂膮 noc i nast臋pny dzie艅. Straci艂 nawet na szukanie miejsc, w kt贸rych mia艂yby si臋 rozgrywa膰 sceny jego 艣li jego kr膮偶y艂y wok贸艂 Cartera. Dlaczego zaprosi艂 go do siebie? czaj 艣niadania i obiady biznesmen贸w odbywa艂y si臋 w wielkich racjach. Fakt, 偶e Margaret by艂a niegdy艣 jego kochank膮, kom%a艂 sytuacj臋.
31
Czterdziestopi臋trowy gmach, w kt贸rym mieszka艂 Carter, odpowiada艂 jego gustom i pozycji. Marmury, lustra, kwiaty, dywany, Peter mia艂 wra偶enie, 偶e przemierza korytarze szklanej siedziby konglomeratu. W apartamencie zajmuj膮cym trzy pi臋tra, spotyka艂 te same elementy dekoracyjne, a ponadto antyki, zakupione u najs艂awniejszych antykwariuszy Nowego Jorku, Pary偶a, Londynu i Rzymu, a wi臋c w czterech stolicach 艣wiata, jak zwyk艂 by艂 mawia膰 Carter. Ca艂o艣膰 stanowi艂a kunsztown膮 kompozycj臋, wygl膮da艂a elegancko, wyrafinowanie. Wszystko tu by艂o doskona艂e, jak sam Carter, jak jego ubrania, jego spos贸b bycia. Peter po raz pierwszy znalaz艂 si臋 w intymnym mikrokosmosie prezesa. Nie nale偶a艂 do jego 艣wiata. By艂 tylko ma艂ym k贸艂kiem w mechanizmie, kt贸rym kierowa艂 pot臋偶ny Carter. Czarny kamerdyner, ogromny jak wszystko, co posiada艂 prezes, otworzy艂 drzwi. Westybul by艂 tak obszerny, tak imponuj膮cy, jak nawa ko艣cielna. Wra偶enie to pot臋gowa艂y jeszcze pos膮gi 艣wi臋tych z epoki roma艅skiej, umieszczone na piedesta艂ach z szarego kamienia. Kamerdyner przeprowadzi艂 go przez muzeum a偶 do wielkiego salonu. Leslie i Margaret oczekiwali go stoj膮c obok siebie i powitali z najwi臋ksz膮 rado艣ci膮. Byli cz臋艣ci膮 towarzystwa, kt贸re nawet w prywatnym 偶yciu zachowywa艂o si臋 tak, jakby gra艂o role na deskach teatru. Peter stwierdzi艂 ze zdziwieniem, 偶e dawna kelnereczka oddaj膮ca si臋 byle komu, robi艂a teraz wra偶enie wielkiej damy. U艣ciski d艂oni, zdawkowe u艣miechu, stonowana weso艂o艣膰, twarze nie zdradzaj膮ce prawdziwych uczu膰 zamkni臋te na dwa spusty. O'Neill i Carter byli w wieczorowych strojach, Margaret eksponowa艂a pi臋kny dekolt roziskrzony koli膮 brylantow膮. Wygl膮da艂a m艂odziej od dawnego kochanka. Uprzejmy u艣miech na jej zmys艂owych wargach by艂 zimniejszy ni偶 g贸ra lodowa. Leslie Carter chcia艂 postawi膰 tych dwoje twarz膮 w twarz, 偶eby prze艣ledzi膰 ich reakcje. Czy jeszcze si臋 kochali? Czy Peter m贸g艂 by膰 niebezpieczny? Czy nale偶a艂o go usun膮膰? Aby nie wzbudzi膰 ich podejrze艅 w ostatniej chwili zmieni艂 program wieczoru. - Nie mog艂em, m贸j drogi, odm贸wi膰 sobie przyjemno艣ci za
proszenia dwojga os贸b, kt贸re na pewno ci臋 zainteresuj膮. Jedn膮 z nich jest John Hooper, prezes sieci telewizyjnej IRT, druga Lavinia Parker, wsp贸lniczka wielkiej firmy reklamowej Jameson, Irving i Parker. W rzeczywisto艣ci to ona kieruje frm膮. Jeste艣my w trakcie rozm贸w na temat ich wej艣cia do naszego konglomeratu, ale negocjacje nie b臋d膮 艂atwe.
32
boper uchodzi艂 za najbardziej czaruj膮cego samca na Zachodnim rze偶u. Dobiegaj膮c czterdziestki dawno ju偶 zapomnia艂, ile kobiet anal znakomito艣ci w swoim zawodzie - podzieli艂o z nim 艂o偶e. t%o艣nicy twierdzili, 偶e sporz膮dzi艂 spis, a raczej gruby rejestr swoich mych podboj贸w. Nie ma potrzeby, odpowiadali przyjaciele, - ty same chwal膮 si臋, 偶e mia艂y z nim romans. Leslie zaprosi艂 go nie, 偶eby Margaret mog艂a por贸wna膰 z nim dawnego kochanka, przy Hooperze wygl膮da艂 staro i nieatrakcyjnie. becno艣膰 Lavinii mia艂a wzbudzi膰 zazdro艣膰 Margaret. Sprytna slady wiedzia艂a, 偶e Hooper ma opini臋 Don Juana. Sypia艂 tylko ietami, kt贸re nie sko艅czy艂y trzydziestki, i unika艂 jak ognia pa艅 ci臋czaj膮cych swoj膮 m艂odo艣膰 chirurgu kosmetycznej. "Po co Na膰 samoch贸d po remoncie, je艣li mo偶na kupi膰 fabrycznie nowy? awia艂 偶artem - Nie odstrasza mnie dziewictwo, nie mam trzebnych skrupu艂贸w". Blisko czterdziestoletnia Levinia zechce zada膰 k艂am twierdzeniom, 偶e Hooper jest macho, kt贸ry leci ie na m艂ode dziewcz臋ta. Czy to si臋 jej uda? Lavinia zawsze t艂a upragniony cel. i偶de z nich przyby艂o osobno w stroju wieczorowym. Hooper
da艂 wspaniale, zgodnie z opini膮, jak膮 o nim miano.
aperitifach kamerdyner zaanonsowa艂, 偶e podano obiad.
ikrycie sto艂u przypomina艂o wspania艂膮 martw膮 natur臋: kwiaty, , kryszta艂y na tle zielonego marmuru, kt贸rym wy艂o偶ono ogromysok膮 na dwa pi臋tra sal臋 jadaln膮. Pi臋cin czarnych kelner贸w mie podsun臋艂o krzes艂a biesiadnikom. Zacz臋艂a si臋 defilada przei potraw, poczynaj膮c od bielugi i w臋dzonego 艂ososia. ilcz膮cy zazwyczaj Carter tryska艂 humorem i dok艂ada艂 stara艅, by yma膰 rozmow臋 na odpowiednim poziomie. Jego zadziwiaj膮ca o偶ywi艂a go艣ci. Nie szcz臋dzili wysi艂k贸w, 偶eby mu dor贸wna膰. Jako 艣wiatowi wystrzegali si臋 k艂opotliwych temat贸w. Tym razem Lavinia pope艂ni艂a gaf臋 wspominaj膮c o Trumpie, nowym
ierze, kt贸ry naby艂 jacht od Khasoggiego; k艂opoty finansowe e przej艣ciowe - zmusi艂y go do pozbycia si臋 tego niezr贸wnanego u m贸rz. By艂 to przykry temat dla Cartera, gdy偶 nale偶a艂 do j膮cych si臋 o kupno jachtu, lecz Trump pozbawi艂 go szansy aia kosztownego podarunku Margarecie.
oper wszcz膮艂 p贸藕niej z O'Neillem grzeczn膮 wprawdzie, lecz 膮 rozmow臋 o konkurencji, jak膮 jest telewizja dla sal kinowych. a utrzymywa艂a, 偶e walka tych dw贸ch pot臋g r贸wnie uwielbianych
piekto mane艅 33
przez publiczno艣膰 nie prowadzi do niczego. Wsp贸艂praca natomia przynios艂aby ogromne korzy艣ci. - Gdyby po艂膮czy膰 kilka wytw贸rni i sieci telewizyjnych, pozyska% kilkana艣cie wytw贸rni p艂yt i kaset video oraz par臋 stacji radiowych, zadba膰 o reklam臋 i stworzy膰 koncern filmvideosono - wszyscy by na tym zyskali. - Stworzyli艣my ju偶 podstawy takiego konsorcjum - rzek艂 Carter. - Ale wielu producent贸w film贸w ceni sobie niezale偶no艣膰.
- To normalne - wtr膮ci艂 O'Neill. - Tacy ludzie jak wasz Can Olven wr臋cz podkopuj膮 konglomerat. Carter nie podj膮艂 dyskusji. Obserwowa艂 ukradkiem 偶on臋, kt贸r% w milczeniu kiwa艂a g艂ow膮, jakby zgadza艂a si臋 ze zdaniem re偶ysers. Da艂by wiele za to, 偶eby pozna膰 jej my艣li, lecz daremnie o to zabiega艂. Nie m贸g艂 wnikn膮膰 w tajniki jej duszy. Irytowa艂a go jej ch艂odna uprzejmo艣膰, z jak膮 odnosi艂a si臋 do niego. Ca艂a jego fortuna nie mog艂a sprawi膰, 偶eby go pokocha艂a. U艣miecha艂a si臋 do m臋偶a ledwo k膮cikami warg. Nic nie zdo艂a艂o wyrwa膰 jej ze stanu p贸艂odr臋twienia. Przypomnia艂 sobie o nadziejach zwi膮zanych z Lavini膮, kt贸re okaza艂y si臋 czczym pomys艂em. Ogarn臋艂o go wielkie zm臋czenie. Uzna艂 sw贸j obiad za nieudany, gdy偶 nie przyni贸s艂 mu on odpowiedzi na 偶adne z nurtuj膮cych go pyta艅. Go艣cie spostrzegli znu偶enie i rozgoryczenie amfitriona. Tym razem nie potrafi艂 ich ukry膰. O pierwszej po p贸艂nocy po偶egnali wi臋c Carter贸w i rozstali si臋 przed domem wymieniwszy mn贸stwo grzeczno艣ci. Ka偶de z nich wsiad艂o do swego auta. O'Neill odetchn膮艂 z ulg膮. Przesz艂o艣膰 by艂a martwa. Ca艂kiem martwa. Ch臋tnie wypi艂by coctail, aby odzyska膰 jasno艣膰 my艣li. Nie powinien by艂 jednak pi膰 alkoholu. Ledwo znalaz艂 si臋 w hotelu i skierowa艂 do recepcji po klucz, kiedy wyszed艂 mu na spotkanie groom: - Pewien pan%czeka na pana w du偶ym salonie, mister O'Neill. Peter obrzuci艂 go roztargnionym wzrokiem: - Dzi臋kuj臋.
Nagle drgn膮艂. - Czy to mo偶liwe, 偶e. . .
Zawr贸ci艂 na pi臋cie i ruszy艂 do salonu.
Cud si臋 zdarzy艂. W fotelu, na tle przetykanej z艂otem draperu Bob siedzia艂 nieruchomo, wsparty 艂okciami na kolanach, z twarz膮 ukryt膮 w delikatnych d艂oniach. W tej samej pozycji widzia艂 go na schodkach po wizycie u Fay Holden. Cyniczny, amoralny, sceptyczny O'Neill
34
- poczu艂, 偶e unosi go fala 艣wiat艂a, jak surf mkn膮cy ku kalifornijskiej P%'% - Bob!
M艂ody cz艂owiek uni贸s艂 g艂ow臋. Nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem. Peter zrozumia艂 jednak, 偶e zdaje si臋 na jego wol臋. Nosi艂 te same d偶insy i kraciast膮 koszul臋, ca艂kiem nie harmonizuj膮ce ze wspania艂ym, tradyt.yjnym wn臋trzem wielkiego salonu. - Jad艂e艣 ju偶? - zapyta艂 Peter.
L: Ledwo m贸g艂 z艂apa膰 oddech.
- Nie! nie jestem g艂odny. Od wielu dni prawie nic nie jem. odzenie mnie odpycha. - Chod藕my wi臋c do baru! Dobrze ci zrobi szklaneczka szkockiej ! Kilku klient贸w obecnych przy tej niezwyk艂ej scenie spogl膮艂o ze 艣liwym zaciekawieniem na starszego pana w smokingu, wzruszonego spotkaniem pi臋knego nicponia, kt贸rego obecno艣膰 razi艂a w tym otoczeniu. - Jeszcze jeden pedek - szepn膮艂 kto艣 odwracaj膮c si臋 do swego iada. , Czu艂y s艂uch O'Neilla pochwyci艂 to zdanie. Ca艂e napi臋cie nerwowe, jrkie towarzyszy艂o mu tej nocy, odbi艂o si臋 w jego oczach. By艂 tak tfciek艂y, 偶e czeka艂 tylko na niegrzeczn膮 odpowied藕, aby spoliczkowa膰 ajomego. Obrzuci艂 go zaczepnym spojrzeniem. '. - Czy co艣 panu przeszkadza?
Zapytany wymamrota艂 z l臋kiem b艂ahe usprawiedliwienie: - Ale偶 nic! Nie mia艂em wcale zamiaru pana obrazi膰. - O'Neill odwr贸ci艂 si臋 ty艂em.
- 偶 - Bob, chod藕my do baru! Wpierw jednak trzeba co艣 za艂atwi膰. r贸ci艂 do recepcji. 艅M, - Pok贸j dla tego pana - zwr贸ci艂 si臋 do portiera, kt贸ry od%edzia艂 z ugrzecznieniem: - Dobrze, mister O'Neill.
- Je艣li to mo偶liwe, przy moim apanamencie.
- Rozumiem, mister O'Neill. Na czyje nazwisko?
- Roben Flynn, aktor "XXI Century".
- Doskonale, mister O'Neill!
Poda艂 Bobowi klucz, kt贸ry wzi膮艂 go bezwiednie, jak zamroczony. er taktownie nie zapyta艂 go o baga偶e. 艣cie baru, aczkolwiek troch臋 zaszokowani obecno艣ci膮 ch艂opaka, - s膮dz膮c po jego ubraniu - by艂 uciele艣nieniem podejrzanych
35
dzielnic, nie robili 偶adnych komentarzy, tym bardziej 偶e cz臋艣膰 bywalc贸w zna艂a s艂awnego re偶ysera, r贸wnie znakomitego jak Scorsese, Coppola czy Spielberg. Dziwactwa ludzi filmu i teatru nie by艂y ju偶 zaskoczeniem dla nikogo. Peter zaprosi艂 swego protegowanego do ma艂ego stolika. Natychmiast podszed艂 uni偶ony ke艂ner.
- Dobry wiecz贸r, mister O'Neill. Dobry wiecz贸r panu - zwr贸ci艂 si臋 do Boba. - Kart臋! - za偶膮da艂 Peter. - A na przek膮sk臋 kawior i w臋dzonego 艂ososia. Do tego szampan i dla mnie sok owocowy. W膮skie wargi O'Neilla zn贸w wygi臋艂y si臋 w drwi膮cym u艣miechu. Dania podawane u Carter贸w pojawia艂y si臋 teraz przed Bobem Flynnem, przysz艂膮 gwiazd膮 flmow膮. By艂a to dziwna zbie偶no艣膰. Margaret, p贸藕niej Bob. Wiecz贸r obfituj膮cy w powroty. Zaintrygowa艂 go przygn臋biony wygl膮d ch艂opaka. - Martwisz si臋 czym艣, Bob?
- To nic takiego.
- Od tej chwili nie potrzebujesz martwi膰 si臋 o nic. Wyst臋py na scenie brudnego i 艣mierdz膮cego baru zostan膮 tylko smutnym wspomnieniem. Z ca艂膮 cierpliwo艣ci膮 pouczy艂 ch艂opca, jak rozsmarowywa膰 kawior na kawal膮tku bu艂ki, a potem rozkoszowa膰 si臋 jego smakiem. Jednak偶e Bob, mimo 偶e mu kawior smakowa艂, zjad艂 go zaledwie odrobin臋. Wychyli艂 za to trzy kieliszki szampana, jakby chcia艂 si臋 upi膰. - Dlaczego pan robi to wszystko dla mnie, mister O'Neill? Wiedzia艂, 偶e nie otrzymuje si臋 nic za darmo. O co chodzi艂o tamtemu? O jego cia艂o? Bob wstydzi艂 si臋 przyzna膰, 偶e 偶y艂 z prostytucji. W艂a艣ciciel baru marnie p艂aci艂 swoim tancerzom. "B膮d藕cie zadowoleni - mawia艂 - 偶e daj臋 wam sposobno艣膰 spotykania kobiet, kt贸re lubi膮 m艂odych samc贸w". Bob nie odwiedza艂 bar贸w dla homoseksualist贸w. Pozwala艂 si臋 zaczepia膰 na ulicy facetom, kt贸rzy skwapliwie zabiegali o jego wzgl臋dy, dop贸ki im nie uleg艂. Po zaspokojeniu pragnie艅, p艂acili mu i znikali niepostrze偶enie, jakby pope艂nili karygodny wyst臋pek. Kobiety okazywa艂y si臋 bardziej sk膮pe ni偶 m臋偶czy藕ni, ale bardziej 艂ase na powtarzanie pieszczot; przyczepia艂y si臋 do niego jak pijawki i chcia艂y zatrzyma膰 na kilka nocy bez dodatkowej zap艂aty. My艣la艂y, 偶e daj膮c mu pizz臋, kilka plasterk贸w szynki lub puszk臋 konserw uiszcza艂y swe zobowi膮zania i oczekiwa艂y w zamian jeszcze jednej nocy mi艂osnej. Mi艂o艣膰!. . . Poeci j膮 opiewaj膮, powie艣ciopisarze pod niebo wynosz膮, gloryfikuj膮. . . Ale Bob nie zna艂 mi艂o艣ci. Op艂acane wed艂ug le偶enia z osobami, kt贸re budzi艂y w nim obrzydzenie - to ;o rozpusta. Wstr臋tna rozpusta, do kt贸rej zmusza艂y go
- nie Boba by艂o zaskoczeniem dla O'Neilla. On, kt贸ry nigdy u nie pom贸g艂, znajdowa艂 natomiast przyjemno艣膰 w grubia艅skim paniu i upokarzaniu swych wsp贸艂pracownik贸w niezale偶nie od stnowiska, zapragn膮艂 nagle zrobi膰 z tego nicponia gwiazd臋 zej wielko艣ci.
M贸j zaw贸d polega w pewnym stopniu na odkrywaniu talent贸w. tasz talent. - to tylko cz臋艣膰 prawdy. Po chwili dopowiedzia艂 reszt臋.
Mo偶e poci膮gaj膮 mnie twoje k艂opoty. Ja r贸wnie偶 nie jestem
- kiem szcz臋艣liwym.
rraz smutnej ironii pojawi艂 si臋 na jego kanciastej twarzy. Ciesz臋 si臋 s艂aw膮, jestem bogaty, zarabiam ogromne sumy, i;niejsze dziewcz臋ta rzucaj膮 mi si臋 do n贸g, 偶eby otrzyma膰 rol臋, ilmy sprzedaj膮 si臋 na ca艂ym 艣wiecie. Mam w gara偶u trzy rollsy
nbi艂 kr贸tk膮 pauz臋.
Nie, ferrari nale偶y ju偶 do przesz艂o艣ci. Ale mog臋 kupi膰 sobie . Moim 偶yciem jest jednak tylko film. skaza艂 wyszukane dania na stoliku.
M贸g艂bym pozwoli膰 sobie co dzie艅 na wszelkie rozkosze pod
nia. . . Ale jestem zupe艂nie sam. Zapomnia艂em, co to prawdziwa . Nie wiem, czy kiedykolwiek j膮 pozna艂em. Kr贸tko m贸wi膮c, uj臋 na wsp贸艂czucie. Nikt nie darzy mnie nawet szczypt膮 - tii, zrozumienia, uczucia. . . Co prawda, bynajmniej nie szukam t藕ni. . . Pogardzam lud藕mi. . . - chwili podj膮艂 z gorycz膮:
Nie ma nic gorszego ni偶 samotno艣膰.
- nym haustem wypi艂 sok pomara艅czowy.
Jestem stary. Podczas gdy ty jeste艣 m艂ody i 艂adny. Diabelnie . . . My艣l臋, 偶e wielu ludzi wcze艣niej ci to powiedzia艂o. Posiadasz m艂odo艣ci i na dodatek - talent. Widzia艂em ci臋 na ulicy, kiedy e艣 w samotno艣ci, widzia艂em ci臋 na scenie napastowanego przez ntki, widzia艂em ci臋 w wielkim salonie, widz臋 ci臋 teraz przy tym . Nie trzeba zjada膰 ca艂ego ciastka, 偶eby przekona膰 si臋, czy jest ne. . . Te r贸偶ne migawki ukaza艂y mi tw贸j spos贸b my艣lenia,
37
najintymniejsze reakcje. Oswoi艂em si臋 z rysami twojej twarzy, z liniami twego cia艂a. Widzia艂em ci臋 w ubraniu, widzia艂em ci臋 nago. . . Szyderczy 艣miech re偶ysera zbi艂 z tropu ch艂opaka. - Mog艂oby si臋 zdawa膰, 偶e robi臋 ci wyznanie mi艂osne! Po prostu analizuj臋 twoj膮 osobowo艣膰. Znowu spowa偶nia艂.
- Sko艅cz sw贸j kawior, bo przyjd膮 po nim r贸偶ne smako艂yki. Nie musisz zje艣膰 wszystkiego. Zam贸wi艂em dla ciebie butelk臋 wina za 28o dolar贸w. Chc臋 wyczyta膰 z twej twarzy wra偶enie, kiedy umoczysz wargi w tym boskim napoju. Bob westchn膮艂 g艂臋boko.
- Jestem zmieszany. . . Prze偶ywam czarodziejsk膮 bajk臋. . . Co艣 mi si臋 艣ni. . . Wszystko jest takie dziwne! - powiedzia艂 jakim艣 szczeg贸lnym tonem. - A jednocze艣nie smutne. . . Peter zmarszczy艂 brwi.
- Nie powiedzia艂e艣 mi, co ci臋 dr臋czy.
- Powinienem by膰 szcz臋艣liwy, gdy偶 wygra艂em wielki los. Gorzki u艣miech pojawi艂 si臋 na jego pi臋knej twarzy. - Przyjemno艣ci, kt贸re przychodz膮 za p贸藕no, trac膮 warto艣膰. - Takie stwierdzenie by艂oby normalne dla cz艂owieka w moim wieku. Starszy kelner uroczy艣cie wni贸s艂 omszon膮 butelk臋 spoczywaj膮c膮 w koszyczku, jak madame de Recamier na swoim szezlongu. Troskliwie odkorkowa艂 j膮 i wla艂 odrobin臋 wina do kryszta艂owego kieliszka o z艂oconym brzegu. Poda艂 go O'Neillowi. - Dzi臋kuj臋. Chcia艂bym, 偶eby ten m艂ody pan go spr贸bowa艂. Onie艣mielony Bob uj膮艂 kieliszek, podni贸s艂 go do ust i poczu艂 aromat starego wina. Skosztowa艂 go, twarz mu si臋 rozja艣ni艂a, uroda jego rozb艂ys艂a. Nawet kelner by艂 zafascynowany t膮 urocz膮 twarz膮. Wino zabarwi艂o mu policzki i wargi. Bob wygl膮da艂 jak m艂ody Bachus upojony eliksirem bog贸w. - Pan jest znawc膮 - stwierdzi艂 kelner obserwuj膮c gr臋 jego fizjonomii. Pod wp艂ywem alkoholu Bob si臋 o偶ywi艂. By艂 ol艣niewaj膮co
pi臋kny. Peter bacznie 艣ledzi艂 zmieniaj膮cy si臋 wyraz jego twarzy. Widzia艂 go ju偶 w kadrze obiektywu, kiedy reflektory rzucaj膮 pe艂ne 艣wiat艂o. Bob zapomnia艂 o swych zmartwieniach. Jad艂 z apetyteni, kosztuj膮c nieznane mu potrawy, popija艂 winem, p贸藕niej znowu szampanem,
38
- ec wychyli艂 dwa kieliszki likieru Courvoisier. Mamrota艂 co艣 bez 艣mia艂 si臋 bez powodu, wydawa艂 si臋 szcz臋艣liwy. 艣%eter odprowadzi艂 go do jego pokoju, rozebra艂 go i po艂o偶y艂 do 艂贸偶ka ego na noc. Podziwia艂 wspania艂膮 nago艣膰 Boba. - Natura jest doprawdy hojna dla niekt贸rych ludzi" - pomy艣la艂. Bob wyci膮gn膮艂 ku niemu ramiona. Chcia艂by pan si臋 kocha膰? - zapyta艂.
- Teraz jeste艣 zm臋czony. Musisz si臋 wyspa膰. wiedz, 偶e nie iagam niczego ani za obiad, ani za nic, co w przysz艂o艣ci zrobi臋 dla bie. Poca艂owa艂 go w czo艂o i przykry艂. Przeszed艂 do swego apartamentu, kt贸rego drzwi z pokoju Boba zostawiono na wszelki wypadek rarte. Nast臋pnego dnia w towarzystwie Boba obejrza艂 sale recepcyjne elu Pierre, miejsce nad jeziorem w Central Parku, stacj臋 metra, im膮 uliczk臋 i wreszcie Gie艂d臋, gdzie mia艂 filmowa膰 kilka scen. znawa艂 przyjemnego uczucia, 偶e ma przy sobie kogo艣, kto nie jest jego asystentem ani urz臋dnikiem wytw贸rni. Czu艂 oparcie w przyjalu, m艂odym cz艂owieku, zas艂uguj膮cym na jego zaufanie, maj膮cym eli膰 z nim 偶ycie. Aby doj艣膰 do tego wniosku, do tej wsp贸lnoty uczu膰, potrzebowa艂 zamieni膰 ani s艂owa z Bobem. Wszystko 艂膮czy艂o si臋 em naturalnie. - st膮pili te偶 do Di Pinto, luksusowego magazynu z odzie偶膮 m臋sk膮. er wyja艣ni艂 krawcowi, 偶e chcia艂by kupi膰 zestaw ubra艅 dla swego rzysza. - Musz臋 wzi膮膰 miar臋 - rzek艂 w艂a艣ciciel, kt贸ry ich osobi艣cie yj膮艂. - Wyje偶d偶amy jutro do Los Angeles. Niech pan znajdzie ubrania taporter. - irawiec, szczup艂y i uprzejmy, spojrza艂 ponad okularami na ego cz艂owieka i oceni艂 go jak rze藕biarz swego modela, zanim cwszy raz u偶yje d艂uta. - Ma tak doskona艂e proporcje, 偶e m贸g艂bym, oczywi艣cie za pa艅sk膮 d膮, odst膮pia mu ubrania pokazane na ostatniej rewii mody m臋skiej. a b臋dzie wy偶sza, gdy偶 s膮 to pojedyncze egzemplarze. . . - Zgadzam si臋 z g贸ry na pa艅skie ceny. Nie znosz臋 targowania si臋. z prosz臋 o po艣piech. Bardzo si臋 spieszymy. Krawiec wraz z pomocnikiem przedstawili ca艂膮 seri臋 ubra艅 b臋d膮i ostatnim krzykiem mody, kt贸re le偶a艂y na Bobie jak ula艂. Od czasu
39
do czasu ch艂opak rzuca艂 niespokojne spojrzenia na O'Nei艂la taj膮c z tego, 偶e sprzedawcy odeszli na chwil臋, aby pr garnitury, szepn膮艂 dla pewno艣ci: - Chyba pan wie, 偶e nie mam pieni臋dzy na takie ciuch%: - A kt贸偶 ci powiedzia艂, 偶e masz p艂aci膰. To zaliczka n%t przysz艂e ga偶e. ` Bob wyszed艂 z magazynu na czele grupy ekspedient贸vv zapakowali do baga偶nika pud艂a z wyz艂oconym god艂em wiera艂y one garnitury w r贸偶nych kolorach i ubrania s% jedwabne koszule i skarpetki, jak r贸wnie偶 obuwie i bietizn臋. do cadillaka, kt贸ry 艂agodnie ruszy艂. M艂ody cz艂owiek rozgl%膰 obmacywa艂 sk贸rzane siedzenia, patrzy艂 na tablic臋 rozdzide szyby. . . - Co ty robisz?
- Sprawdzam, czy nie umar艂em. . .
- Co za pomys艂!
i - czy nie wst膮pi艂em do raju! Ale ludzie mego pokroju wst臋pu do nieba. - Zrobi艂e艣 dopiero pierwsze kroki na drodze do k otworzy ci wrota do ziemskiego raju. Wielu aktor贸w musiab:% straszne trudno艣ci, 偶eby dosta膰 si臋 do filmu. Ty mi szcz臋艣cia. To wszystko!
Obiad zjedli w "The Quilted Giraffe", luksusowej kt贸r膮 dot膮d Bob ogl膮da艂 jedynie z zewn膮trz, nie wyobra偶% pewnego dnia znajdzie si臋 w艣r贸d go艣ci tego l贸kalu. Przy wszystkim tym ludziom, m艂odym lub starszym, nosz膮c% pi臋tno bogactwa. Kobiety popisywa艂y si臋 swoj膮 bi偶v kosztowa艂a maj膮tek. - Zarezerwowa艂em na wiecz贸r bilety do Metropa
House. Daj膮 tam spektakl baletowy, kt贸ry powini%
Przecie偶 jeste艣 tancerzem. Ja czuj臋 si臋 troch臋 zm臋czony, zmieni膰 scenariusz. Wprowadzi膰 rol臋 dla ciebie i 膰b absolutnie koniecznych poprawek. - Skoro pan nie chce wyj艣膰 wieczorem, dotrz
rzystwa. Nie b臋d臋 panu przeszkadza艂. Obejrz臋 telewi% - Nie! P贸jdziesz na spektakl! Umiesz prowadzi膰% cadillaka.
4o
Nie 艣mia艂bym ryzykowa膰. . . Dopiero przed kilkoma miesi膮cami mi prawo jazdy. W贸z jest ubezpieczony. Je艣li wolisz, poprosz臋 o kierowc臋. Ale to b臋dzie kosztowa艂o kup臋 forsy. . . Zr贸b mi przyjemno艣膰, Bob, i nie m贸w ju偶 o pieni膮dzach.
ody cz艂owiek mia艂 na sobie granatowy garnitur, podobnie jak rzy jego klienci, kt贸rym zazdro艣ci艂 elegancji. Wydawa艂o mu si臋 偶e zmieni艂 szorstkie, po艂atane, sprane i za ciasne ju偶 dla niego gdy偶 ostatnio przyty艂. Nie zdawa艂 sobie sprawy, i偶 przyciasne, spodnie uwydatnia艂y jego m臋sko艣膰, i 偶e to obiecuj膮ce wzd臋cie ga艂o spojrzenia amator贸w. Ilekro膰 przebiega艂 ulice, kobiety wa艂y si臋 we艅 z 偶enuj膮c膮 natarczywo艣ci膮. Wielu przechodni贸w iwa艂o, 偶eby go podziwia膰, budzi艂a si臋 w nich 偶膮dza. Do jego u nale偶a艂o podniecanie, rozpalanie ludzi. Mimo swojej prosto%艣ci wyczuwa艂 prawdziwy sens zainteresowania, jakie wzbudza艂. yk艂 oczarowywa膰 ludzi. - zawszy w lustrach restauracji sw贸j obraz w granatowym, ale skrojonym garniturze, krawat o dyskretnym deseniu, bia艂膮 in膮 koszul臋, a zw艂aszcza nieskaziteln膮 chustk臋 w kieszeni arki, z trudem rozpozna艂 siebie. Podziwia艂 sw膮 elegancj臋, lecz ze艣nie zrobi艂o mu si臋 偶al utraconego dzieci艅stwa. Mia艂 wygl膮d ka doros艂ego, bardzo m艂odego, z pewno艣ci膮, ale kt贸ry przel ju偶 pr贸g m艂odo艣ci. U艣wiadomi艂 sobie up艂yw czasu. Przed uem O'Neilla by艂by przera偶ony, gdy偶 klienci jego woleli h, bardzo m艂odych ch艂opaczk贸w. Im najwi臋cej p艂acono. Po eniu dwudziestu lat ceny spada艂y gwa艂townie. Kiedy m艂odzi ko艅czyli trzydziestk臋, zaczepiali ich tylko na p贸艂 przytomni
t'eraz nie ba艂 si臋 ju偶 przysz艂o艣ci. . . Przysz艂o艣ci. . . Znowu si臋 Qi艂. . . Stara艂 si臋 odsun膮膰 te my艣li. . . - s艂yszawszy g艂os O'Neilla, kt贸ry ze swego apanamentu wo艂a艂, t si臋 pospieszy艂, odpowiedzia艂, 偶e jest got贸w i pobieg艂 do niego. przyjrza艂 mu si臋 bacznie, poprawi艂 w臋ze艂 jego krawata. - Doskonale! Doskonale! Wygl膮dasz jak ksi膮偶臋, kt贸ry wyszed艂 Zito, 偶eby pozna膰 nocne 偶ycie Nowego Jorku. idy weszli do restauracji, do艣wiadczone oko O'Neilla spostrzeg艂o, Uojrzenia wszystkich zwraca艂y si臋 na jego towarzysza. 艁atwo by艂o Nta膰 zazdro艣膰 na twarzach samc贸w. Kobiety kokieteryjnie trzeporz臋sami. To by艂y nieomylne znaki. Zrobi艂 dobry nabytek.
4r
Peter przywo艂a艂 szefa sali i poprosi艂 go o szofera, kt贸ry poprowadzi艂by cadillaka pana Robena Flynna. M艂ody cz艂owiek zadawa艂 sobie pytanie, czy jego protektor nie wystawia go na now膮 pr贸b臋. Rozstali si臋 w holu. - Baw si臋 dobrze, Bob!
Wsun膮艂 mu do kieszeni paczk臋 zielonych banknot贸w. Groom podszed艂 do m艂odego cz艂owieka. - Samoch贸d czeka, mister Flynn - powiedzia艂 z ugrzecznie, niem. Bob lekko oszo艂omiony dotkn膮艂 d艂oni膮 czo艂a. Czu艂, 偶e wci膮ga ga b艂yszcz膮cy wir i ogarn膮艂 go l臋k. - 殴le si臋 pan czuje, mister Flynn? - troskliwie zapyta艂 groon'n - Da膰 panu aspiryn臋? - Dzi臋ki! To nic. Przej艣ciowa niedyspozycja.
Wygalonowany portier skwapliwie otworzy艂 mu podw贸jne krys ta艂owe drzwi. Kierowca w liberii z czapk膮 w r臋ku uchyli艂 tyl%i drzwiczki wozu i siad艂 za kierownic. - Metropolitain Opera House! - rozkaza艂 Bob nieswoim g艂a
sem.
Rozkazywa膰! By艂o to zachowanie jeszcze dla niego obce. - Odnowi艂em zapas trunk贸w, mister Flynn. Szef sali powie mi, 偶e pan lubi Courvoisier. Pozwoli艂em sobie do艂膮czy膰 butelk臋 Napoleon, szkockiej i szampana. - Dzi臋kuj臋. . .
- Fryderyk, do us艂ug.
W Metropolitain House wskazano mu fotel na parterze. Po program. S膮siedni fotel pozosta艂 wolny.
Bob rozgl膮da艂 si臋 zachwycony. Podziwia艂 gobeliny stworzone Chagalla, czerwony dywan wy艣cie艂aj膮cy wielkie schody, kryszte kandelabry, sufit zdobny w z艂ocone li艣cie. Z zaciekawieniem og eleganck膮, na og贸l starszaw膮 publiczno艣膰, ws艂uchiwa艂 si臋 w s rozm贸w, wdycha艂 zapach perfum; nawet wygodny fotel, w kt% siedzia艂, wydawa艂 mu si臋 wan obejrzenia. Ludzie oczarowani urod膮 nie lustrowali go z prowokacyjn膮 natarczywo艣ci膮, jak jego d klienci, lecz spogl膮dali na艅 niby przypadkiem. Pr臋dko przywyk艂 obraca膰 si臋 w艣r贸d ludzi bogatych. Peter z p: mno艣ci膮 spostrzeg艂, 偶e ch艂opak 艂atwo si臋 przystosowuje. - Peter!. . . Peter O'Neill!
42
mia艂 przed oczami jego kanciast膮, poci膮g艂膮 twarz, wprawdzie on膮 wiekiem, lecz mimo to tak drog膮. Ten cz艂owiek b 艂 dla giem. Ani przez chwil臋 nie usi艂owa艂 wsun膮膰 si臋 do 艂贸偶ka oba, iek drzwi mi臋dzy ich sypialniami pozosta艂y otwane. Po raz r kto艣 wydawa艂 na niego pieni膮dze nie po to, by wykorzysta膰 i nacieszy膰 si臋 nim do woli. Niepoj臋te! Ceni艂 O'Neilla za jego stawia艂 go na piedestale. Peter uwa偶a艂 go za cz艂owieka, nie za
i艂o go widowisko baletowe, lecz nie m贸g艂 usiedzie膰 spokojnie nie 艣ledzi膰 ruch贸w tancerzy. Ich pe艂ne wdzi臋ku ewolucje kontrastowa艂y z brutalnymi, ordynarnymi wyst臋pami jego . koleg贸w robi膮cych striptease jedynie po to, by podnieci膰 臋, zwi臋kszy膰 spo偶ycie alkoholu i nape艂ni膰 kieszenie w艂a艣czas pierwszej przerwy opu艣ci艂 teatr. er m贸wi艂 mu o przysz艂o艣ci, o jego karierze. Bob nie chcia艂 e膰, co go czeka. Wystarcza艂o mu 偶ycie chwil膮. Zszed艂 po urowych schodach. Cadillac podjecha艂 po niego. Kierowca zn贸w rZy艂 tylne drzwiczki. C贸偶 za wspania艂e uczucie! Przed wej艣ciem Iiuta Bob obj膮艂 spojrzeniem skrawek gwie藕dzistego nieba mi臋dzy tczami climur w Lincoln Center. Chcia艂by wiedzie膰, co jest tam ko, w niewidzialnej przestrzeni. Do tej pory niebo wydawa艂o mu ogromn膮 czasz膮 z otworami na 偶ar贸wki, podobn膮 do sufitu lbrzymim barze. Czy偶 nie nazywa si臋 tej przestrzeni sklepieniem iios? A wi臋c poza nim jest jaki艣 inny 艣wiat? Mo偶e raj. . . Gdyby t istnia艂, na pewno nie by艂by przeznaczony dla ch艂opak贸w, kt贸rzy bnie jak Bob sprzedawali si臋 za mo偶liwie wysok膮 cen臋. Byli w艣r贸d i Ponoryka艅czycy o s艂odkich oczach i wi艣niowych wargach, li Meksykanie, smukli, k臋dzierzawi W艂osi, dworni Hiszpanie rzejmych ruchach, Amerykanie ze 艣rodkowego Zachodu wy - ni jak wraki na mielizn臋 nowojorsk膮. 呕aden z nich nie prze:y艂 lat dwudziestu. . . Przynajmniej 偶aden z jego najbli偶szych li. Zdarzali si臋 te偶 amatorzy, kt贸rzy sprzedawali swe wdzi臋ki dla anno艣ci, b膮d藕 te偶 chcieli w ten spos贸b okaza膰 bunt przeciw encjom spo艂ecznym i uprzedzeniom puryta艅skich rodzin. Spotyei臋 r贸wnie偶 kelner贸w i "artyst贸w", kt贸rzy podobnie jak on wolno etali si臋 przed publiczno艣ci膮, kolejno zdejmuj膮c cz臋艣ci ubrania, c obrywa si臋 p艂atki r贸偶y, dop贸ki nie zostanie nagi p膮czek na ko艅cu Iaej 艂odygi. Ponadto by艂y cioty, niewie艣ciuchy, znienawidzone
43
i pogardzane przez Boba i jego kompan贸w. M臋偶czyzna musi zosta膰 m臋偶czyzn膮, niezale偶nie od swoich nawyk贸w, defekt贸w, perwersji, przyjemno艣ci. . . Z drugiej strony bariery byli klienci, m艂odzi albo starzy, bogaci albo mniej zamo偶ni. Starzy chcieli wskrzesi膰 swoj膮 utracon膮 m艂odo艣膰. Bob nienawidzi艂 bandzior贸w, kt贸rzy wci膮gali ludzi w ustronne zak膮tki, aby ich ograbi膰. By艂y jeszcze kobiety, targuj膮ce si臋 o ka偶dy grosz, kt贸re po rozpustnej nocy wyskakiwa艂y z 艂贸偶ka, ubiera艂y si臋 i mkn臋艂y do swoich zaj臋膰. . . Mia艂 do czynienia z lud藕mi, kt贸rzy kryli si臋 ze swoim homoseksualizmem, jak r贸wnie偶 z tymi, co go obnosili jak sztandar. Mo偶e i Bob nie wszed艂by do tego zepsutego 艣wiata, gdyby mia艂 do艣膰 pieni臋dzy na utrzymanie. Bieda, bezrobocie i rozleniwienie s膮 najgorszymi doradcami. Przed Metropolitain House jaki艣 ch艂opak, s膮dz膮c z wygl膮du _ Portoryka艅czyk, pi臋kny i smuk艂y jak trzcina, zajrza艂 mu g艂臋boko w oczy rzucaj膮c nieme zaproszenie. Uzna艂 偶e Bob - 艣wietnie ubrany i dysponuj膮cy cadillakiem - by艂by nadzianym klientem. Teraz on nale偶a艂 do bogaczy, mog膮cych spe艂nia膰 wszelkie kaprysy. Ale w tym momencie Bob my艣la艂 z odraz膮 o kopulacji nawet w ma艂偶e艅skim stadle.
Przypomnia艂 sobie pewien epizod z w艂asnego 偶ycia. Bogata kobieta w 艣rednim wieku, dosy膰 nawet poci膮gaj膮ca, zaproponowa艂a, 偶e b臋dzie go utrzymywa膰 pod warunkiem, i偶 po艣wi臋ci si臋 jej ca艂kowicie. Tylko z ni膮 b臋dzie sypia艂, wsz臋dzie jej towarzyszy艂, zawsze b臋dzie na je% us艂ugi. Nieco wcze艣niej Bob widzia艂 film "American Gigolo. Kupcz膮cy swymi wdzi臋kami m臋偶czyzna wszed艂 w podobny uk艂ad z kobiet膮, aby oczy艣ci膰 si臋 z podejrze艅 o nie pope艂nion膮 zbrodni臋. P贸藕niejsza jego mi艂o艣膰 do wspania艂omy艣lnej kobiety, kt贸ra ocali艂a go ryzykuj膮c w艂asn% kompromitacj臋, nie by艂a jednak mi艂o艣ci膮 prawdziw膮, lecz wyrazet% wdzi臋czno艣ci biednego gigolo prowadzonego na smyczy.
Bob kocha艂 wolno艣膰. Odrzuci艂 propozycj臋 poci膮gaj膮cej kobietyr Kierowa艂 si臋 w艂asn膮 moralno艣ci膮. Nic nie wydawa艂o mu si臋 bard%i%~ pod艂e, bardziej odpychaj膮ce, ni偶 by膰 utrzymank膮 dziwki, cho膰 i najbogatszej w 艣wiecie. Nie chcia艂 nikomu niczego zawdzi臋czn膰. innego Peter O'Neill. Podawa艂 mu na talerzu upragnion膮 ka%'i
o jakiej marz膮 wszyscy m艂odzi na 艣wiecie, nie domagaj膮c si臋 nic w zamian. Nawet gdy sam si臋 zaoflarowa艂 po wsp贸lnym obi
w Plaza, Peter nie przyj膮艂 tego daru.
4 ! - rozkaza艂 wsiadaj膮c do swego auta. - Na z. ulic臋 zik i patrzy艂 na przechodni贸w% Opu艣ci艂 szyb臋 nacisn膮wszy tylko gu ' kt贸rzy mijali si臋 na trotuarze. 艁atwo poznawa艂 ch艂opc贸w i dziewcz%t%
44
szukali klient贸w na ulicy. Skin膮艂 na kierowc臋, 偶eby si臋 za - Przejd臋 si臋 troch臋 - powiedzia艂 - pojedzie pan za mn膮? Dobrze, prosz臋 pana. rderyk wiedzia艂, 偶e b臋dzie mu trudno jecha膰 powoli w tym kim ruchu, ale uchybia艂 przepisom, 偶eby dosta膰 suty napiwek. Mo偶e chcia艂by pan odwiedzi膰 bar, gdzie s膮 najpi臋kniejsze 1
Dzi臋ki. Uprzedz臋 pana.
;ysiad艂. Jak zwykle r贸偶norodny t艂um na 4z. ulicy pcha艂 si臋 cony widokiem tej mlecznej drogi, o偶ywiony pon臋tnymi wy% sklep贸w, wci膮gni臋ty w to QerQetuum mobile, gdy偶 ulica ta nie 艂a ni w dzie艅 ni w nocy. Bob da艂 si臋 ponie艣膰 ci偶bie. Trudno i臋 tutaj spieszy膰. T艂ok to uniemo偶liwia艂. Spotka艂 ludzi spaceruj膮%z zaciekawieniem, oszo艂omionych turyst贸w, zakochanych, nar贸w, dziwki, legiony odsprzedawc贸w 艅arkotyk贸w, sutener贸w - ak贸w, w艂贸cz臋g贸w, nocnych kowboj贸w szukaj膮cych forsy, my艣ch w r贸偶nym wieku zastawiaj膮cych sid艂a na zdobycz, pijanych d贸w, kt贸rzy 艣mierdzieli alkoholem. szyscy patrzyli na艅 jak na rzadkiego ptaka, poniewa偶 ludzie tCi, z wyj膮tkiem kilku dziwak贸w, nigdy nie zap臋dzali si臋 pieszo na i%twn膮 w ca艂ym 艣wiecie ulic臋. Przeje偶d偶ali os艂oni臋ci szybami swych Ochod贸w, szybami dok艂adnie zamkni臋tymi, aby nie narazi膰 si臋 na pi臋cie w twarz. Pijani bezdomni w ten spos贸b szukali zemsty na anckich, dobrze ubranych bogaczach. Du偶e, luksusowe auta eymywa艂y si臋 jedynie przed wej艣ciem kilku modnych bar贸w, rionych przez portiera w uniformie z galonami oraz dw贸ch lub ah goryli, kt贸rzy trzymali na odleg艂o艣膰 ciekawskich i k艂aniali si臋 tywilejowanym, kt贸rzy pod obszytym z艂otymi fr臋dzlami baldachip, przemierzali wys艂an膮 czerwonym chodnikiem drog臋 od samo%u do obowi膮zkowo otwartych drzwi wej艣ciowych. Cdawa艂o si臋 kilku ch艂opakom, dawnym kumplom Boba, 偶e go
- li, nie o艣mielili si臋 jednak go zaczepi膰 w obawie, 偶e pomylili go m艣 bogatym pr贸偶niakiem, kt贸ry by艂 do niego podobny. Zw艂asz%e jego ciuchy by艂y ostatnim krzykiem mody i pachnia艂y drog膮, usk膮 wod膮 kolo艅sk膮. 'rzez chwil臋 Bob mia艂 pokus臋, 偶eby wej艣膰 do baru, w kt贸rym jego u koledzy zaczynali w艂a艣nie wyst臋py, i za偶膮da膰 od w艂a艣ciciela ga偶y tatni miesi膮c, nadmieniaj膮c przy tym ch艂odno, 偶e opuszcza na
45
zawsze jego teatrzyk. Pojawi艂by si臋 niby spadaj膮ca gwiazda, kt贸ra 艣wieci przez moment i znika w nico艣ci. . . Doszed艂 jednak do przekonania, 偶e taka wizyta by艂aby nie na miejscu. . . Kiedy przechodzi艂 przed wej艣ciem do baru, portier omal nie os艂upia艂 na jego widok. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 nie wierz膮c w艂asnym oczom. Chc膮c go wprawi膰 w jeszcze wi臋ksze zak艂opotanie Bob udaj膮c, 偶e si臋 nie znaj膮, da艂 znak kierowcy. Fryderyk us艂u偶nie wyskoczy艂 zza kierownicy i otworzy艂 mu drzwiczki. Bob rozsiad艂 si臋 na tylnym siedzeniu. Cadillac ruszy艂. Bob uczyni艂 to nie z pychy, gdy偶 nie zna艂 tego uczucia, lecz raczej dla dziecinnej przyjemno艣ci zrobienia mu psikusa. Ponadto chcia艂 ju偶 wr贸ci膰 do swoich my艣li. Nie m贸g艂 si臋 pozby膰 uczucia, 偶e 艣ni na jawie. Wszed艂 jakby do 艣wietlistego tunelu, z kt贸rego nie m贸g艂 si臋 wycofa膰, musia艂 i艣膰 stale naprz贸d, a偶 do ko艅ca, o kt贸rym wola艂 zapomnie膰. Patrzy艂 na 艣wiat wok贸艂 siebie, 艣wiadomy 偶膮dzy, jak膮 budzi w ludziach, i szcz臋艣cia, kt贸re dotkn臋艂o go swoj膮 czarodziejsk膮 r贸偶d偶k膮. Po przeciwnej stronie by艂a g艂臋bia tunelu, mleczna droga, zamkni臋ta - jeszcze jeden absurd - w wirze, z kt贸rego nie m贸g艂 si臋 wyrwa膰, i kt贸ry popycha艂 go ku czarnej, gigantycznej dziury; przyci膮ga艂a go ona z przemo偶n膮 si艂膮, tak, 偶e pr贸ba uwolnienia si臋 by艂a z g贸ry przegrana. . . Ten kontrast mi臋dzy roziskrzonym 艣wiat艂em i ciemno艣ci膮 przera偶a艂 go i budzi艂 w nim rozpacz. . . Post臋powa艂 t膮 dziwn膮 drog膮 id膮c za w艂asnym losem - zgodnie z wol膮 bogi艅, kt贸re staro偶ytni nazywali Parkami. 艢wiat艂a, zjawiaj膮ce si臋 przed nim w miar臋 jak szed艂 naprz贸d, przypomina艂y mu gwiazdy rozsiane na czarnym tle niesko艅czono艣ci. . . Bob nie mia艂 stopniowo nabytego wykszta艂cenia, jak jego r贸wie艣nicy, ucz臋szczaj膮cy do szk贸艂, kt贸rzy zdobywaj膮 pewien zakres wiedzy i zapominaj膮 wszystko zaraz po otrzymaniu 艣wiadectwa. To fa艂szywy po艂ysk. Wi臋kszo艣膰 uczni贸w staje si臋 patentowanymi 艣redniakami. Nieliczna garstka pog艂臋bia przedmioty, kt贸rych pocz膮tki pozna艂a w szkole. . . Bob spragniony czytania, si臋ga艂 po wszystko, co mu wpad艂o w r臋k臋. Dobr膮 i z艂膮 literatur臋, pisma filmowe i naukowe. Przejrza艂 przypadkiem kilka podr臋cznik贸w astronomii. Wiedzia艂 na przyk艂ad, 偶e niekt贸re cz膮steczki osi膮gaj膮 pr臋dko艣ci znacznie wi臋ksze, ni偶 przewidy% wa艂 Einstein w s艂awnej teorii wzgl臋dno艣ci, lecz nie mia艂 zielonego poj臋cia o mechanizmie ruchu we wszech艣wiecie, ani o energii istniej膮cej w ka偶dej istocie ludzkiej, w ka偶dej mr贸wce. . . Przeczyta艂 "Romea i Juli臋", gdy偶 znalaz艂 t臋 ksi膮偶k臋 w pojemniku na 艣mieci, lecz nie wiedzia艂, kto to by艂 Szekspir. S艂ucha艂 w uniesieniu muzyki Czajkowskiego, lecz gdyby go zapytano o tego kompozytora, wzru 46
ionami. Zachwyca艂 si臋 rze藕bami i obrazami, ale wymyka艂o poj臋cie sztuki. . . M贸wi艂 slangiem nizin spo艂ecznych, lecz y niezwyk艂膮 inteligencj膮 wrodzon膮, umia艂 r贸wnie偶 pos艂ugij臋zykiem poprawnym, gdy偶 z 艂atwo艣ci膮 przyjmowa艂 spos贸b - a si臋 klient贸w, wywodz膮cych si臋 ze 艣rodowisk artystycznych, ch i z najlepszego towarzystwa o szczeg贸lnych upodobaniach. , jak kameleon, dostosowa膰 si臋 艂atwo do okoliczno艣ci. Mo偶e ten wywar艂 wra偶enie na O'Neillu. . . Pojmowa艂 wszech艣wiat ch i miliardach lat 艣wietlnych, lecz nie umia艂 podzieli膰 liczby ej. Bob by艂 niezwyk艂ym fenomenem. Diamentem, nie maj膮cym Gh sobie pod wzgl臋dem wielko艣ci i pi臋kna, lecz diamentem nie avanym przez nikogo. Porzuci艂 przesz艂o艣膰, w kt贸rej chaos 艂膮czy艂 dz膮, aby wej艣膰 do 艣wiata uprzywilejowanych. Bob przeczyta艂 n艣 pi艣mie, 偶e Steve Mc Queen zast臋powa艂 w swych dialogach trudniejsze do wym贸wienia, gdy偶 brak mu by艂o kultury. Takie kody nie istnia艂y dla Boba. Umia艂by upora膰 si臋 z tym bez ai贸w. B臋dzie wielkim aktorem. Peter O'Neill mu to powiedzia艂. nu zwilgotnia艂y ze wzruszenia. Do hotelu! - rozkaza艂 kierowcy.
III
Wiadomo艣膰 o zwi臋kszeniu bud偶etu na "Orgi臋 ame ka艅sk膮" i dotar艂a do Los Angeles przed powrotem O'Neilla z Now Jorku. 9eorge Bryner odczu艂 to jako policzek,gdy偶 normalnie trudne do rozwi膮zania problemy finansowe powinny by艂y i艣膰 drog膮 s艂u偶bow膮 1 by膰 negocjowane na najwy偶szym szczeblu.Ale George by艂 pewien,偶e nie zdo艂a艂by uzyska膰 takiego rezultatu jak O'Neill.Odm贸wiono by mu powo艂uj膮c si臋 na argumenty prawne i finansowe i odprawiono by go z niczym grzecznie acz stanowczo. Jednak偶e on i Peter powinni by si臋 przyja藕ni膰,gdy偶 obaj ujrzeli III% 艣rodk dzienne tego samego roku w tym samym miasteczku na 0wym Zachodzie; jedynie 偶ywop艂ot z g艂ogu dzieli艂 ich dwa domy nale偶膮ce do zamo偶nej sfery mieszcza艅skiej.Od wczesnej m艂odo艣ci 0dsun臋艂a ich od siebie g艂臋boka,niewyt艂umaczalna nienawi艣膰.Obaj byli 1nteligentni,ambitni,dra偶liwi i sk艂onni do k艂贸tni.W szkole wsp贸艂2awodnictwo ich rzerodzi艂贸 si w zaci臋t膮 rywalizac.Ubie ali si i 0 wzgl臋dy tych samych dziewczyn i tak samo wyr贸偶niali si臋 w sporcie. Na uniwersytecie w Yale wybrali t臋 sam膮 specjalno艣膰: fnanse.Przez przypadek,a mo偶e z ch臋ci zatruwania sobie nawzajem 偶ycia,podj臋li prac臋 w tej samej grupie bank贸w,w "Intercontinentalu",kt贸ry p贸藕niej zosta艂 wch艂oni臋ty przez konglomerat "Universal".Byli w贸wczas wa偶nymi osobisto艣ciami i ka偶dy z nich kierowa艂 departamentem. Po d艂ugiej walce George Bryner zosta艂 prezesem wytw贸rni,kt贸ra w owym czasie przynosi艂a coraz wi臋ksze straty.Zdymisjonowano by 9o zapewne,ale mia艂 szcz臋艣cie spotka膰 O'Neilla,kt贸ry zmieni艂 zaw贸d 1 sta艂 si臋 re偶yserem.Po serii flm贸w przeci臋tnych stworzy艂 kilka 艣wietnych,kt贸re przynios艂y wytw贸rni setki milion贸w dolar贸w.George Bryner zosta艂 uratowany.
48
szelako wdzi臋czno艣膰 to potrawa kr贸tko zachowuj膮ca 艣wie
- George nie m贸g艂 艣cierpie膰 my艣li, 偶e zawdzi臋cza cokolwiek Irt1lowi, kt贸ry zrobi艂 zawrotn膮 karier臋. Dowiedzia艂 si臋, i偶 Leslie 膯r chcia艂 go zwolni膰 i zast膮pi膰 O'Neillem, lecz on nie zgodzi艂 si臋 膰 wy偶szego stanowiska w administracji, gdy偶 oderwa艂oby go l robienia film贸w. Czy jednak d艂ugo b臋dzie si臋 opiera艂 pokusie? ju偶 nie m贸g艂by mu przeszkodzi膰, gdyby zechcia艂 sam obj膮膰
er przechadza艂 si臋 tam i z powrotem po gabinecie poch艂oni臋ty ymi my艣lami. Pod wp艂ywem 偶ony i niepomiernej 偶膮dzy zbytku 艂 na raty wspania艂膮, umeblowan膮 will臋 w Beverly Hills, kt贸ra iit kosztowa膰 cztery miliony. Po偶yczy艂 milion sze艣膰set tysi臋cy i%nku Sunderland i musia艂 p艂aci膰 miesi臋cznie sto dwadzie艣cia cy dolar贸w. Za t膮 po偶yczk膮 przysz艂y inne. Na futra, suknie, tioty, kt贸re jego 偶ona Gloria kupowa艂a, 偶eby utrzyma膰 si臋 na iomie - by艂a zreszt膮 miern膮 aktork膮. Rachunki przychodzi艂y jeden irugim. Rolls dla niej, cadillac dla niego,:ferrari dla Chris, jego d, tak偶e aktorki, no i czterocylindrowy mo'tocykl honda dla Herba bch艂on臋艂y prawie pi臋膰set tysi臋cy dolar贸vf%. Pensja George'a i jego iemy ledwo wystarcza艂y na zap艂acenie terminowych nale偶no艣ci. ta posady oznacza艂aby katastrof臋. - o prawda zas艂u偶y艂 sobie na koszmar, kt贸ry nawiedza艂 go nawet otwanych oczach, za dnia, w biurze, na spotkaniach z biznesemi, na obiadach i przyj臋ciach, jakie wydawa艂 co sobota. Po艂akoti臋 na ma艂偶onk臋 o czterdzie艣ci lat m艂odsz膮 od niego. Porzuci艂 s艂odk膮 lan膮 mu Katherine, kt贸ra zestarza艂a si臋 u jego boku, i z kt贸r膮 mia艂 e dzieci: Chris, podobn膮 z charakteru do niego, pi臋kn膮 i samowoldumn膮 i aroganck膮, oraz Herbena, zwanego przez przyjaci贸艂 bem, kt贸ry 艅ie wyr贸偶nia艂 si臋 niczym, pr贸cz zami艂owania do a偶d偶ek i rozr贸bek. iloria, nadzwyczajna w 艂贸偶ku, zawiod艂a pok艂adane w niej nadzieje rtaszczy藕nie zawodowej. Wola艂by, 偶eby zrezygnowa艂a z kariery rskiej i po艣wi臋ci艂a si臋 roli pani domu. Ona jednak odmawia艂a. ki stosunkom m臋偶a zawiera艂a nowe kontrakty, mimo 偶e re偶yserzy e by j膮 omijali. George prze偶ywa艂 dramat Hearsta, kt贸ry za lk膮 cen臋 chcia艂 ze swej kochanki - Marion Davies - uczyni膰
pieklo mane艅 49
gwiazd臋, chocia偶 nie mia艂a za grosz talentu. Niestety, brak mu by艂o pieni臋dzy Hearsta. Dzieci, a zw艂aszcza Chris, nie przebaczy艂y ojcu rozwodu ani i wprowadzenia do domu obcej kobiety, kt贸r膮 znienawidzi艂y. George znosi艂 wszystko, byle utrzyma膰 Glori臋 przy sobie. Dzi臋ki jej zmys艂owej pi臋kno艣ci odzyska艂 m艂odo艣膰 i rado艣膰 偶ycia. Katherine budzi艂a przykre wspomnienia. Czu艂, 偶e starzeje si臋 u jej boku. By艂a to ma艂a kobietka z okr膮g艂膮 g艂贸wk膮, z okr膮g艂ymi oczami, z okr膮g艂ym nosem; piersi, biodra i po艣ladki tak偶e by艂y okr膮g艂e; przypomina艂a pi艂k臋 tenisow膮 przybran膮 w jedwabie i klejnoty. Star膮, mi臋kk膮, nie nadaj膮c膮 si臋 do u偶ytku pi艂k臋. O偶eni艂 si臋 z ni膮 dlatego, 偶e ojciec jej by艂 prezesem multinarod贸wki i m贸g艂 u艂atwi膰 mu karier臋. Niestety, bogaty, hojny i got贸w zrobi膰 wszystko dla c贸rki, kocha% j膮cej m臋偶a do szale艅stwa, cz艂owiek ten zgin膮艂 w wypadku samochodowym. Jego rolls wpad艂 w po艣lizg przy szybko艣ci stu kilometr贸w na godzin臋 i stoczy艂 si臋 do w膮wozu. George roztrwoni艂 posag 偶ony w ryzykownych przedsi臋wzi臋aach. Podczas bezsennej noc% zrobi艂 bilans swego ma艂偶e艅stwa. Istnienie Katherine stawa艂o si臋 ci臋偶arem. Z odraz膮 czu艂 przy sobie w ma艂偶e艅skim 艂o偶u okr膮g艂awe, zwiotcza艂e cia艂o. i' Z艂y sen si臋 jednak urwa艂. Teraz George u艣miecha艂 si臋 z satysfakcj膮, ilekro膰 spogl膮da艂 w lust% ro. Nie wygl膮da艂 na wi臋cej ni偶 czterdzie艣ci lat. Szpakowate skronie by艂y raczej ozdob膮, zmarszczki nie szpeci艂y twarzy, oczy pe艂ne by艂y 偶ywotno艣ci, cia艂o zachowa艂o smuk艂o艣膰. Nie zamawia艂 sobie ubra艅 w Londynie, jak Leslie, lecz jego elegancja przyci膮ga艂a spojrzenia. i A mo偶e tylko si臋 艂udzi艂? Gloria znika艂a z domu na ca艂e dnie, gdy偶 gra艂a drugoplanowe role w filmach kategorii "B". Chris, r贸wnie偶 aktorka, wyst臋powa艂a w filmach O'Neilla. Zastanawiano si臋, czy j膮 zaanga偶owa艂 ze wzgl臋du na jej talent, czy dla tego, 偶e by艂a c贸rk膮 prezesa. George zawsze sprzeciwia艂 si臋 zaanga偶owaniu Chris, tym bardziej 偶e rywalizacja mi臋dzy ni膮 a jej macoch膮 by艂a powodem nieustannych sprzeczek. Chris wyra偶a艂a si臋 lekcewa偶膮co ! o Gloru i wy艣miewa艂a jej zawodow膮 nijako艣膰. Na domiar z艂ego George podejrzewa艂, 偶e jego syn u偶ywa narkotyk贸w. Nie mia艂 dowod贸w, ale cz臋stokro膰 b艂臋dny wzrok ch艂opaka dawa艂 mu wiele do my艣lenia.
Sekretarka oznajmi艂a, 偶e przyszed艂 mister O'Neill. George nie pozwoli艂 mu czeka膰, znaj膮c jego dra偶liwo艣膰.
S%
wprost z lotniska, George. Odes艂a艂em baga偶e do domu
samochodem i wzi膮艂em taks贸wk臋.
pogratulowa艂 mu sukcesu i dorzuci艂 z przesadnym zatros
- Bardzo si臋 przej膮艂em wypadkiem twojego ferrari. Na szcz臋艣cie by艂 kto艣 obcy. - r zapyta艂 si臋 w duchu, po co jego rozm贸wca poruszy艂 t臋 przykr膮 . Zmieni艂 temat, 偶eby okaza膰, 偶e jest mu ca艂kiem oboj臋tna. Po drodze wst膮pi艂em na plan. Jestem zmanwiony. Godwin nie moich oczekiwa艅. To by艂a niemal amatorska robota. Wieczobejrz臋 sceny nakr臋cone podczas mojej nieobecno艣ci. Przypusz偶e trzeba b臋dzie je powt贸rzy膰. t to szach kr贸lowi, gdy偶 Godwin Mason, drugi asystent re偶ysera, l si臋 poparciem prezesa. Na koniec doda艂: Doprawdy 偶a艂uj臋 tej podr贸偶y do Nowego Jorku. M贸g艂by艣
: dobrze za艂atwi膰 t臋 spraw臋.
zcze jedna strza艂a wypuszczona w stron臋 George'a. Peter
- mu jego nieu偶yteczno艣膰, jego fikcyjn膮 rol臋.
b Flynn wiele si臋 nas艂ucha艂 o Kalifornii, o jej bezchmurnym o wiecznym lecie, o pi臋knych zak膮tkach, o bogactwie i egzotyce o niezwyk艂ym 艣wiecie zdominowanym przez przemys艂 filmowy, emowej Dolinie i uskoku 艢wi臋tego Andrzeja. . . O ci膮g艂ym - niu. . . Do tej pory Kalifornia wydawa艂a si臋 Bobowi bardziej galna ni偶 wyprawa balonem. A jednak niepodobie艅stwo stawarzeczywisto艣ci膮. G艂臋boko wzruszony znalaz艂 si臋 na lostnisku Angeles u boku cz艂owieka, kt贸ry jeszcze przed kilkoma dniami niego zupe艂nie obcy. ;e偶ycia te wzbogaci艂y go niew膮tpliwie, lecz tak偶e budzi艂y w nim o m贸g艂 go zapewni膰, 偶e niezwyk艂a przygoda, jaka sta艂a si臋 jego m, nie by艂a jedynie kaprysem O'Neilla, kt贸ry porzuci go go dnia? Zawstydzi艂 si臋 tych podejrze艅. Najgorsze, co mog艂o mu ytraf膰, to powr贸t do dawnych zaj臋膰. Na my艣l o tym a偶 艣ciska艂o lo艂ku. Nie! Peter O'Neill go nie porzuci! 艁膮czy ich wi臋藕 nie ia, lecz silna.
jI
Peter przywi贸z艂 go ze sob膮 do atelier. Wielki O'Neill zosta艂 powitany jak w艂adca przez swych poddanych. Bob dozna艂 zawrotu g艂owy na widok planu w toku pracy. Kamery ustawione na statywach o dziwnych kszta艂tach, o艣lepiaj膮ce reflektory, mn贸stwo pracownik贸w technicznych, aktorzy, niezliczone akcesoria, ca艂y ten kalejdoskop, w kt贸rym zmienia艂a si臋 gra 艣wiate艂, barw i twarzy. Dekoracja przedstawia艂a wsp贸艂czesny salon. Na dany znak rozegra艂a si臋 scena mi艂osna mi臋dzy dziewczyn膮 pi臋kn膮 jak modelki z najlepszych 偶urnali m贸d a m艂odym, bardzo m臋skim cz艂owiekiem. Niestety, dziewczyna by艂a bardzo wysoka, znacznie wy偶sza od swego partnera, musia艂 wi臋c stan膮膰 na sto艂eczku, aby usta ich znalaz艂y si臋 na ednym poziomie i mo偶na by艂o symulowa膰 nami臋tny poca艂unek. S na rozegra艂a si臋 w zupe艂nej ciszy. Dopiero na dany znak wszcz臋to ruch na planie, przygotowuj膮c nast臋pne uj臋cie. M艂ody cz艂owiek zszed艂 ze sto艂eczka.
- Okropno艣膰! - zgrzytn膮艂 z臋bami O Neill. - Musz臋 to wzi膮膰 w swoje r臋ce. Poczekaj tu na mnie - zwr贸ci艂 si臋 do Boba, kt贸remu wszgscy przygl膮dali si臋 z ciekawo艣ci膮. - Pom贸wi臋 z prezesem i zaraz wr贸c臋. Bob rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a. W 艣rodku tego zdumiewaj膮cego 艣wiata, przypominaj膮cego ul, w kt贸rym ludzie pracuj膮 dla jednego celu, i kt贸ry stanowi na poz贸r odr臋bn膮 ca艂o艣膰, czu艂 si臋 obcy, zepc%ni臋ty na ubocze. Przypadek rzuci艂 go pomi臋dzy tw贸rc贸w filmu, kt贸rzy pobudzali Ameryk臋 do marze艅 i sami 偶ywili marzenia. W kinie, siedz膮c na wy艣cie艂anym fotelu, zapomina艂 o swej kondycji, o k艂opotach, o brzydocie 偶ycia; gubi艂 si臋 na szlakach westernu, w艂膮cza艂 do grona go艣ci na 艣wietnym przyj臋ciu, dr偶a艂 ze strachu na widok straszliwych masek. Teraz czu艂 si臋 nieswojo. Wprawdzie zrazu wzbudzi艂 niejak膮 ciekawo艣膰, dy偶 pojawi艂 si臋 tu wraz z O'Neillem, lecz zapomniano o nim, ignorowano jego obecno艣膰, jak gdyby w og贸le nie istnia艂. Nawet ci, co prosili, 偶eby si臋 odsun膮艂, aby mo偶na by艂o ustawi膰 jakie艣 akcesoria, zdawali si臋 patrze膰 poprzez jego cia艂o. Jedynie kobiety rzuca艂y mu niekiedy u艣miech jak dawnemu znajomemu. Czy偶by przecenia艂 sw贸j urok, kt贸remu ulega艂o otoczenie, czy stra ci艂 go zmieniwszy kraciast膮 koszul臋 na szary garnitur od Rinto By艂o te偶 inne wyt艂umaczenie: w Hollywoodzie pi臋kno艣膰 spowszech'; nia艂a. 艂 niebawem, zapyta艂 go, jak
Peter wr贸ci ocenia 艣rodowisko do kt贸rego wkr贸tce b臋dzie nale偶a艂, potem zacz膮艂 wydawa膰 rozkazy
52
膮cym g艂osem i tonem, kt贸rego Bob dot膮d nie zna艂, miota膰 s艂owa .u, okrywa膰 艣mieszno艣ci膮 technik贸w, kt贸rzy pope艂nili najmniej%d. Coraz to nowe strony porywczego, brutalnego, despotyczkapry艣nego, m臋cz膮cego charakteru O'Neilla ukazywa艂y si臋 teraz nym 艣wietle. Zdawa艂o si臋, 偶e reflektory w atelier ujawniaj膮 bniejsze cz膮stki jego istoty. Bob zrozumia艂 teraz, dlaczego nach filmowych podkre艣lano grubia艅stwo re偶ysera, diaboliczn膮 nno艣膰, jak膮 znajdowa艂 w upokarzaniu swych wsp贸艂pracow - lecz tak偶e jego d膮偶enie do osi膮gni臋cia doskona艂o艣ci. Wszyscy w jego otoczeniu akceptowali go takim, jakim by艂, poniewa偶 偶e uczestnicz膮 w stworzeniu nowego arcydzie艂a, czy te偶 mo偶e ali si臋 utraty pracy? W Los Angeles kr臋ci si臋 mn贸stwo bezroboti uganiaj膮cych si臋 za s艂aw膮. Ale wrota wytw贸rni wpuszczaj膮
Po sko艅czeniu szczeg贸lnie trudnej sceny Peter skin膮艂 na Boba. - Teraz zrobimy ma艂膮 pr贸b臋. B臋dzie ona polega艂a na przeczyta%ego tekstu i uzewn臋trznieniu uczu膰, jakie ci si臋 nasuwaj膮 przy turze. G艂os musi je wyrazi膰 w spos贸b przekonywaj膮cy. Nast臋pnie zmawiasz na ten sam temat z do艣wiadczonym aktorem. Nie b贸j l Uwa偶aj, 偶e ca艂a ta sprawa jest tylko zabaw膮 na serio, jak to bywa l%
53
o偶ywi艂y gromadzon膮 latami nienawi艣膰; wybuch s艂贸w, zaci艣ni臋te pi臋艣ci% roziskrzone furi膮 oczy robi艂y takie wra偶enie, 偶e po sko艅czonym dialogu spontaniczne oklaski nagrodzi艂y jego popis. Peter z zadowoleniem przyj膮艂 interpretacj臋 Boba.
- My艣la艂em, 偶e chcia艂e艣 go zabi膰. Uda艂o ci si臋 mnie nabra膰 draniu! Nale偶y ci si臋 dobra rola. Rad jestem, 偶e si臋 nie pomyli艂em. Bob czu艂, jak stru偶ki potu sp艂ywaj膮 mu po plecach. Nie posiada艂 si臋 z rado艣ci. - To po prostu bajka! Czy ja nie 艣ni臋?
- To nie bajka. Zawrzesz dobry kontrakt, Bob.
Zwr贸ci艂 si臋 do swoich wsp贸艂pracownik贸w:
- Przechodzimy do sceny w salonie. z3. sekwencja. Przygotowa艂 j膮 P%<%? Godwin potwierdzi艂 to skwapliwie:
- W najdrobniejszych szczeg贸艂ach, mister O'Neill.
Chuderlawy i 艂ysy asystent wygl膮da艂 na wi臋cej ni偶 jego trzydzie艣ci lat. Jak wi臋kszo艣膰 podw艂adnych nie 艣mia艂 zwraca膰 si臋 do O'Neilla po imieniu; przywilej ten mia艂o kilku starszych aktor贸w i przyjaci贸艂 re偶ysera. - Powt贸rzcie t臋 scen臋 przy mnie.
Usiad艂 na sk艂adanym krzese艂ku, nosz膮cym jego nazwisko na oparciu. Z dialog贸w i zachowania tr贸jki aktor贸w, dw贸ch ch艂opak贸w i dziewczyny - twarze ich by艂y mu dobrze znane - wywnioskowa艂, 偶e mia艂a to by膰 gwa艂towna k艂贸tnia mi臋dzy dwoma bra膰mi rywalizuj膮cymi o wdzi臋ki panny. Peter wyra藕nie niezadowolony podni贸s艂 d艂o艅.
- Przerwa膰! Dialog brzmi fa艂szywie.
M艂odzi aktorzy wymienili obra偶one spojrzenia. Peter m贸wi艂 dalej nie zwa偶aj膮c na ich miny: - Poniewa偶 konflikt jest pierworodnym elementem dialogu, u偶ywa si臋 i nadu偶ywa ha艂a艣liwych utarczek s艂ownych. Przesadne eksponowanie konfliktu sprawi艂o, 偶e publiczno艣膰 jest bardziej wybredna, ni偶 przypuszczacie. Je艣li konflikt wydaje niewiarygodny, efekt jest chybiony i napi臋cie widz贸w spada do zera. Poka偶臋 wam, jak nale偶y zagra膰 t臋 scen臋. - Zagrali艣my mo偶liwie najlepiej, mister O'Neill - powiedzia艂 Perry Grayson, kt贸rego uroda wywo艂ywa艂a furor臋 w艣r贸d wielbicielek
54
,:hta艂o jego pr贸偶no艣膰. On mia艂by otrzymywa膰 pouczenia? To 艂o mu si臋 wr臋cz nie do poj臋cia. r zlekcewa偶y艂 jego odpowied藕. Poprosi艂 o scenopis i wszed艂 aktor贸w. liech pan uwa偶a na moj膮 intonacj臋, Perry. Na pewno pan na
艂 kwestie Perry'ego z cudown膮 si艂膮 ekspresji. Jego
a by艂a bardziej pog艂臋biona, nie trac膮c nic ze swej intenZ ca艂ym uznaniem, mister O'Neill! - powiedzia艂 nieco ironicz%dy aktor. - Powinien pan do艂膮czy膰 do nas. Dobra my艣l! - odpar艂 Peter bez u艣miechu. - Wol臋 jednak
przy moim zawodzie.
- b podpisa艂 kontrakt na rol臋 w flmie "Orgia ameryka艅ska" 贸tce potem otrzyma艂 scenopis z replikami podkre艣lonymi czerm o艂贸wkiem. Jego naj艣mielsze marzenia urzeczywistnia艂y si臋 jak rych flmach muzycznych, w kt贸rych nieznani m艂odzie艅cy po przygodach stawali si臋 s艂awni.
Ker ulokowa艂 go w pawilonie przyjaci贸艂 obok jego rezydencji na ly Hills. B臋dziesz tu mieszka艂, dop贸ki nie znajdziesz sobie odpowiedrnieszkania. Znajdziesz tu wszystko, czego ci trzeba, nawet now膮 k臋 do z臋b贸w. Ca艂y pawilon oddaj臋 do twojej dyspozycji. ziesz w nim dobrze zaopatrzony bar. Mo偶esz za偶膮da膰 ksi膮偶ek, gazet. Polecam ci szczeg贸lnie komentarze s艂awnej Joan Rivers rdzo okrutne, lecz bardzo dowcipne - 偶eby艣 pr臋dzej oswoi艂 zwyczajami tego zwariowanego 艣rodowiska, kt贸re od dzisiaj 6i臋 r贸wnie偶 twoim. Louella Parson i Hedda Hooper by艂y rstkami u boku Joan Rivers. Pewnego dnia poprosz膮 ci臋, 偶eby艣 powiedzia艂 na kilka pyta艅. Jadowite plotki oplot膮 ci臋 g臋st膮 Trzeba, 偶eby艣 umia艂 radzi膰 sobie z nimi. . . Obecny kontrakt nia ci ga偶臋, kt贸ra pozwoli ci bywa膰 w najmodniejszych loka%idzie膰 i by膰 widzianym - to zasada przyj臋ta przez ludzi Nasza agencja prasowa ju偶 zaj臋艂a si臋 tob膮. Sama Lavinia Parker ci臋 lansowa膰. W najbli偶szych dniach zobaczysz swoje zdj臋%tzwisko w massmediach. Ach, 偶ebym nie zapomnia艂! Zanim :%obie odpowiedni w贸z, mo偶esz u偶ywa膰 moich. Kierowca
SS
- i! da ci kluczyki do angielskiego lotusa. Luksusowy samoch贸d 艣wiadczy o pozycji aktora, szybko robi膮cego karier臋. Naucz si臋 dobrze prowadzi膰, bo w Los Angeles jedynie kloszardzi nie maj膮 w艂asnego auta, Nawet bezrobotni je偶d偶膮 gruchotami. B臋dziesz musia艂 codziennie zrobi膰 kilkaset kilometr贸w. Ta stolica ci膮gnie si臋 na przestrzeni i przesz艂o stu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w. Prawdziwy labirynt. . . Powo% dzenia, Bob ! ! Wyszed艂, nie czekaj膮c na podzi臋kowania.
j 臋
z p B b chem w 艂l si wok贸艂 siebie. Paradoksalnie, b 艂 oswojony y u mieszka艅. W艣r贸d klient贸w, kt贸rzy zabierali go do siebie, zdarzali si臋 bogacze, mieszkaj膮cy w prawdziwych pa艂acach. Wn臋trze tego pawilonu tchn臋艂o bogactwem i zbytkiem. Jego protektor musia艂 mie膰 du偶o pieni臋dzy. Peter pozostawa艂 zagadk膮 dla Boba. i Obsypywa艂 go 艂askami, nie domagaj膮c si臋 niczego w zamian. Przez szerokie, otwarte okno wyjrza艂 na miasto le偶膮ce u jego st贸p. Jak okiem si臋gn膮膰 migota艂 ocean 艣wiate艂. Pawilon posiada艂 w艂asny basen i oddzielny ogr贸d. Bob by艂 jeszcze oszo艂omiony. Wszystko, co mu si臋 przydarzy艂o w ci膮gu ostatnich dni przekracza艂o jego najdziwaczniejsze przypuszczenia. Otworzy艂 szafk臋 z napojami, lakowany sekretarzyk z okuciami mebel na pewno autentyczny. Nie umia艂by okre艣li膰 jego stylu. W tym zakresie jego wykszta艂cenie by艂o bardzo ma艂e. Umia艂 t lko wyczu膰 ;i ! r贸偶nic臋 mi臋dzy tym, co pi臋kne, a tym, co go odpycha艂o. Zdawa艂 sobie ` jednak spraw臋, 偶e ten mebel jest bardzo drogi i bardzo pi臋kny. Wybra艂 szkock膮 spo艣r贸d butelek o r贸偶nych nalepkach i wypi艂 dwa kieliszki jeden po drugim. Wzrok jego pad艂 na lustro w z艂ocon ch bo
y, gato rzezbtonych
;i ramach. Wybuchn膮艂 艣miechem widz膮c swe odbicie wzruszenie Po% napi臋cie iecenie
, nerwowe. 艢mia艂 si臋 jak szalony, podczas gdy 艂zy pociek艂y mu po twarzy. Nie s艂ysza艂 by艂 o Pagliacco, lecz mimo woli by艂 jego doskona艂ym wcieleniem. 艢mia艂 si臋 i p艂aka艂 zarazem smagany ws omnieniami szcz 艣liw ch i smutnych, jak偶e smutn ch zdarze艅, kt贸re wype艂ni艂y jego kr贸tkie 偶ycie. Kto艣 zapuka艂 do drzwi.
Bob przesta艂 si臋 艣mia膰 i szybko otar艂 艂zy.
Lokaj w liberii wszed艂 uroczystym krokiem. By艂 m艂ody i przystoj% ny. M贸g艂by z powodzeniem gra膰 w filmie, lecz mimo wszelkich stara艅 z jego strony nikt nie da艂 mu tej szansy. - Mister O'Neill zaprasza pana na obiad. Str贸j wieczorowy.
s6
- b臋dzie podany o dziesi膮tej. Pozwoli pan, 偶e wska偶臋 mu jego Jestem Kim, do us艂ug. 艣lad za lokajem Bob przemierzy艂 d艂ugi korytarz wys艂any
- dnimi dywanami, z kt贸rymi harmonizowa艂y pe艂ne 艣wie偶ych
iw, chi艅skie wazy stoj膮ce d艂ugim szeregiem. Wszed艂 do obszertt z ogromnym, okr膮g艂ym 艂o偶em. Nie brakowa艂o tu niczego, co by mu uprzyjemni膰 pobyt. Wspania艂e meble, dywany i znowu r. Zachwyci艂a go 艂azienka o lustrzanych 艣cianach.
Pozwoli艂em sobie rozpakowa膰 pa艅skie baga偶e i umie艣ci膰 ubraaz rzeczy osobiste w szafach. Czy pan 偶yczy sobie, 偶ebym - towa艂 k膮piel?
Dzi臋ki, wezm臋 natrysk.
VP tym czasie po艂o偶臋 na 艂贸偶ku pa艅skie ubranie.
loni艂 si臋 z godno艣ci膮, obr贸ci艂 na pi臋tach i wyszed艂.
b spojrza艂 na zegarek. Stary zegarek nie pasuj膮cy do jego go wygl膮du. Jutro kupi sobie rolexa. Pozosta艂y mu jeszcze trzy tnse do dyspozycji. Szybko si臋 rozebra艂 i wszed艂 do wielkiej nej kabiny o otwartym dachu i uruchomi艂 natrysk. Z przyjemogl膮da艂 swe pi臋kne cia艂o namydlaj膮c je obficie. Myd艂o mia艂o mny zapach. Tors, biodra, nogi, sex podobne by艂y do mar - ej rze藕by ch艂opca zdobi膮cej alej臋 w Central Parku. By艂 dumny ijego cia艂a, ze swojej urody. Podziwia艂 je, jakby nale偶a艂y do cz艂owieka. Sylwetka jego powiela艂a si臋 w niesko艅czono艣膰 dzi臋ki im lustrom. Stwierdzi艂 z zainteresowaniem, 偶e instalacja do onowania powietrza poch艂ania艂a par臋, aby da膰 k膮pi膮cym si臋 艣膰 ogl膮dania si臋 do woli w lustrach, kt贸re zazwyczaj powleka艂a Przeszed艂 nast臋pnie do umywalni, gdzie na kryszta艂owych h znalaz艂 flakony perfum i inne przybory toaletowe potrzebne ceni膮cym sobie wykwint toaletowy. Ogoli艂 si臋, skropi艂 p艂ynem ave nosz膮cym mark臋 Saint Laurent. Raz jeszcze stwierdzi艂, 偶e Amerykanie lubili jedynie produkty francuskie, b臋d膮ce szczybrego smaku. Pi臋kny jak b贸stwo w艂o偶y艂 szlafrok ze szmaragi jedwabiu i wr贸ci艂 do sypialni. Na 艂贸偶ku czeka艂 ju偶 czarny g z czerwon膮 muszk膮, obok le偶a艂a jedwabna koszula i skarpetki. sta艂y obok na dywanie. Kim nie zapomnia艂 o bieli藕nie cji angielskiej.
- ubra艂 si臋 z nie znan膮 mu dot膮d rozkosz膮, podziwiaj膮c si臋 ich, okrywaj膮cych 艣ciany i suft. Jedwabna koszula pie艣ci艂a jego imoking doskonale uk艂ada艂 si臋 na figurze, muszka, lakierki
57
odmieni艂y go, czyni艂y ze艅 innego cz艂owieka. Tej nocy po raz pierwszy wk艂ada艂 smoking. By艂 szcz臋艣liwy jak dziecko rozpakowuj膮ce pod ga艂臋ziami choinki mn贸stwo podarunk贸w. Schowa艂 zegarek do kieszonki. Pozosta艂o mu jeszcze dziesi臋膰 minut. Nagle fala strachu 艣cisn臋艂a go za gard艂o. Czy b臋dzie umi zachowa膰 si臋 odpowiednio przy obiedzie podanym w takim otoczeniu
*
*
Przy wej艣ciu do okaza艂ej willi O'Neilla zbudowanej przez archit% ta czerpi膮cego natchnienie z harmonijnych i eleganckich linii Pallac kamerdyner Beniamin, kt贸ry nosi艂 z godno艣ci膮 frak i czarn膮 musz sk艂oni艂 si臋 powa偶nie i wprowadzi艂 Boba do livingroomu. Peter i jt i 偶ona czekali ju偶 delektuj膮c si臋 koktajlami. Prawie nie rozmawiali sob膮 i odnosili si臋 do siebie jak obcy ludzie, zmuszeni do mieszke pod jednym dachem i spotykania si臋 przy okazjach, kt贸re wym obecno艣ci ich obojga. Dla Boba, kt贸ry mimo m艂odego wieku na% ! z konieczno艣ci zdolno艣膰 orientowania si臋 w ludziach, Anna by艂a pi%lil ! kobiet膮, starsz膮 ni偶 na to wygl膮da艂a. Dzi臋ki usilnym staran% o zachowanie pozornej m艂odo艣ci, rozwija艂a ca艂膮 kokieteri臋 dla po% kania samc贸w, wzbudzaj膮cych w niej 偶膮dz臋. Staro艣膰 jawi艂a si臋 pr% I% ni膮 jak otch艂a艅 na ko艅cu drogi, kt贸rej niepodobna obej艣膰. IiI ostatecznego upadku desperacko korzysta艂a ze swej pozornej ! i 艣ci, popisuj膮c si臋 ni膮 ostentacyjnie. Od powrotu do Los An eles Peter nie zrobi艂 najmniejszej al wypadku, jakiemu uleg艂o jego ferrari, ani do 艣mierci tego, kto i za kierownic膮. Umiej臋tnie ig艅orowa艂 dzienniki i komentarzC t% ne, kt贸re rozdmuchiwa艂y i mno偶y艂y pikantne aluzje. . . Anna zachowywa艂a si臋 tak, jakby ta sprawa jej nie do - odpowiedzi na pytania policjant贸w, kt贸rzy wtargn臋li do do mo sprzeciwu s艂u偶by, ogranicza艂y si臋 do kilku s艂贸w, wypowiedzianych ze znudzeniem: "Po偶yczono w贸z przyjacielowi domu, kt贸ry w skutek jakiego艣 b艂臋du w prowadzeniu. Tysi膮ce podobnych kolizji zdarza si臋 co dzie艅 na drogach ameryka艅skich. Dla '% cz艂owieka budzi tak膮 sensacj臋?"
Je艣li osobowo艣膰 i zmys艂owo艣膰 Anny wywar艂a wra偶enie na Bobie, to ona dozna艂a niemal szoku na jego widok. Ten ch艂opak by艂 uciele艣nieniem jej nimfoma艅skich wyobra偶e艅. Jednoczy艂 w sobie wszystkie zalety, kt贸re go wyznacza艂y na idealn膮 zdobycz. Wszyscy ie - zar贸wno m臋偶czy藕ni jak i kobiety - skrywaj膮 w g艂臋bi serc ty tak ci臋偶kie do ud藕wigni臋cia, 偶e zostaj膮 pogrzebane na zawsze. o w nocy - sny - albo w ci膮gu dnia - pewne okoliczno艣ci ibywaj膮 je z pod艣wiadomo艣ci i domagaj膮 si臋 uzewn臋trznienia. t by艂a prze藕roczysta jak szyby wspania艂ego auta. Nie mia艂a t贸w do ukrycia. Pop臋dy i nami臋tno艣ci, kt贸re normalna kobieta ij膮ca konwencje spo艂eczne ukrywa艂aby nawet przed najbli偶szymi ami, Anna okazywa艂a bezwstydnie. ob mia艂 sw膮 tajemnic臋 przes艂oni臋t膮 mg艂膮, tajemnic臋, kt贸ra go ia, dr臋czy艂a, pozbawia艂a rado艣ci i osmuca艂a jego serce. cter O'Neill r贸wnie偶 ukrywa艂 swe sekrety. Oczarowanie Bobem ctesowanie ch艂opakiem, kt贸ry noc膮 przemierza艂 ulice Nowego i, wynika艂o z pobudek, kt贸re niewtajemniczeni interpretowali na spos贸b. . . By艂y to interpretacje fa艂szywe, gdy偶 Peter zawzi臋cie 艂 swojej tajemnicy i umia艂 zaciemni膰 wszystkie swe zamiary, ttkie cele. Bob chwyta艂 niekiedy jego nieodgadnione spojrzenia, zatrzymywa艂y si臋 na nim. 呕yczliwe, wyrozumia艂e, protekcyjne post臋powanie O Neilla wzgl臋dem niego wprawia艂o Boba w zak艂opotanie. By艂 wdzi臋czny, a mimo to cz臋sto czu艂 si臋 przy nim nieswojo. W stosunku do 偶ony Peter by艂 uosobieniem oboj臋tno艣ci. W istocie doskonale ukrywa艂 sw膮 gierk臋. 艢ciga艂 j膮 swoj膮 nienawi艣ci膮, gdy偶 z艂o艣ci艂a go sama jej obecno艣膰. Nie pozwala艂a mu swobodnie my艣le膰, mie膰 pomys艂贸w tw贸rczych, wzlatywa膰 ponad przeci臋tno艣膰 zerwa膰 wszelkie p臋ta. Znosi艂 j膮, jak znosi si臋 nieuleczaln膮 chorob臋. - zareagowa艂a na obecno艣膰 Boba zgodnie z przypuszczeniem : Jego przepowiednie, jego plany si臋 spe艂nia艂y i to go zachwyca艂o. Znajdowa艂 potwierdzenie, 偶e jest doskona艂ym ludzkiej natury. ;Zaprosili艣my na dzi艣 kilka os贸b - powiedzia艂 Peter osobi艣cie przy偶膮dzaj膮c koktajl dla Boba. - Prezes wytw贸rni i wiceprezes. Chcia艂em, aby艣 ich pozna艂. Dla Brynera nie jeste艣 ju偶 obc膮 osob膮 - Podpisa艂 tw贸j kontrakt. Ale wiceprezes Neville Holm, kt贸ry si臋 zajmuje produkcj膮, jest dla ciebie kim艣 nowym. Jestem jednak pewien, 偶e go sobie zjednasz, podobnie jak pozyska艂e艣 sobie innych. Wszyscy byli obecni przy twoich pierwszych pr贸bach. Neville jest kt贸remu si臋 zdaje, 偶e bez niego wytw贸rnia by zbank . W rzeczywisto艣ci wszyscy ci szanowni administratorzy s膮
59
' paso偶ytami, kt贸rzy utrzymuj膮 si臋 - bardzo zreszt膮 dobrze - dzii wykorzystywaniu prawdziwych tw贸rc贸w: gwiazd, scenarzyst贸w, re% ser贸w, fotograf贸w i wielu innych pracownik贸w technicznych. Musit wsp贸艂pracowa膰, ale pogardzamy sob膮 nawzajem, zachowuj膮c poz% serdeczno艣ci, branej za dobr膮 monet臋 przez ludzi nie znaj膮cych ku! Wkr贸tce poznasz tak偶e moje dzieci, ale dzisiaj ich tu nie b臋dzie. M% swoich przyjaci贸艂, prowadz膮 w艂asne 偶ycie. Jak wszyscy w nas; rodzinie. Zdawa艂o si臋 Bobowi, 偶e w tych s艂owach kry艂o si臋 wyja艣niei poczynionych mu przez O'Neilla zwierze艅. Zapewne czu艂 si臋 1 samotny w艣r贸d swoich bliskich, 偶e umie艣ci艂 Boba u siebie, aby m .w pobli偶u przyjaciela i powiernika. By膰 mo偶e, i偶 w zam臋cie stw tak偶e nie znajdowa艂 bratniej duszy. Kto wie, czy pod mask膮 dumn% mocnego cz艂owieka nie skrywa艂 nie艣mia艂o艣ci, do kt贸rej nie przyzna艂 si臋 za nic. - Pan i pani Brynerowie - oznajmi艂 kamerdyner.
Peter i Anna powitali go艣ci ze swobod膮, jaka cechuje lui prowadz膮cych 艣wiatowe 偶ycie, cho膰by nie sprawia艂o im to przyjemr 艣ci. Bryner serdecznie u艣cisn膮艂 d艂o艅 Boba. - Jak偶e si臋 ciesz臋! Nie wiedzia艂em, 偶e nale偶y pan do zadomow il; i nych tu os贸b. Peter jest bardzo oddany swoim przyjacio艂om. Bro pana interes贸w niezwykle gor膮co. O'Neill zrozumia艂 z艂o艣liw膮 aluzj臋. Nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, pani Bryner wtr膮ci艂a p贸艂 偶anem p贸艂 serio: - S膮dz臋, 偶e nale偶a艂oby nas inaczej anonsowa膰. Jestem prze i wszystkim aktork膮, a dopiero p贸藕niej 偶on膮 George'a. Lepiej by chy i brzmia艂o: Pani Gloria Bryner i pan George Bryner. Nieprawda偶? Peter u艣miechn膮艂 si臋. Gloria mimo woli zrewan偶owa艂a si臋 za nie ' m臋偶owi. George powiedzia艂 weso艂o z udan膮 pob艂a偶liwo艣ci膮: - Moja 偶ona ma racj臋. Chce skorzysta膰 z przywileju, jaki jej d i uprawianie zawodu. Pa艅stwo Brynerowie odznaczali si臋 elegancj膮 nieco groteskov George by艂 na poz贸r d偶entelmenem w ka偶dym calu. Pragn膮艂 oczai I, wa膰 rozm贸wc贸w, lecz z艂o艣liwe b艂yski oczu wymyka艂y si臋 czasem sp ' jego kontroli. Gloria by艂a zachwycaj膮ca, lecz doskonale umalowa twarz wyra偶a艂a pych臋 nie pozbawion膮 pewnej zgorzknia艂o艣ci. N powodzenia zawodowe doprowadza艂y j膮 do rozpaczy. Wini艂a za i m臋偶a. "Twoi re偶yserzy, kt贸rzy ci臋 nienawidz膮, bior膮 sobie odwet mnie. Jestem twoim koz艂em ofiarnym". . . Gloria nosi艂a suki
6o
d偶et贸w od Chanela, dobran膮 do szmaragd贸w rzadkiej
dla ciebie dobr膮 nowin臋, George - powiedzia艂 Peter
:czno艣ci膮. - Mo偶esz by膰 dumny z Chris, kt贸r膮 wybrano
ek do "Orgii ameryka艅skiej". To wielki sukces dla twojej
: poblad艂, gospodarz z u艣miechem na ustach zada艂 mu cios, dosi臋gn膮膰 Glori臋. Przeklina艂 powodzenie Chris i wyobra偶a艂 i臋, jak膮 mu zrobi Gloria, kiedy zostan膮 tej nocy sami
- dobi艂a pani膮 Bryner.
uszczam, Glorio, 偶e nosisz kopie swych klejnot贸w. W na
ch lepiej jest przechowywa膰 prawdziwe kamienie w kasie
- . Ta kopia jest zachwycaj膮ca.
omal nie zemdla艂a, odpar艂a cierpko:
szmaragdy kosztuj膮 maj膮tek. S膮 prawdziwe. S膮dzi艂am, 偶e
- rborn膮 znawczyni膮. Widocznie si臋 omyli艂am.
- Cz臋艣cie pojawili si臋 pa艅stwo Holm. U艣ciski d艂oni, obj臋cia, Ihenty, zaprawione witriolem. Kim poda艂 koktajle. - r wygl膮da艂 na pastora, g艂osz膮cego najsurowsz膮 moralno艣膰, 膮 dla rozwoju zr贸wnowa偶onego spo艂ecze艅stwa. Nie umia艂 si臋 艃m贸wiono nawet, 偶e m贸g艂by zast膮pi膰 w polu stracha na wr贸ble. 艂l% Isabelle, by艂a bardzo m艂oda i ol艣niewaj膮co pi臋kna. Nie maj膮c tgagement zgodzi艂a si臋 po艣lubi膰 Holma, kt贸ry otworzy艂 jej tudia. W odr贸偶nieniu od Glorii, kt贸ra zmaga艂a si臋 z falami I%o艣ci, Isabelle szybko wysun臋艂a si臋 na czo艂o najlepiej notowa%orek. Szeptano mi臋dzy sob膮, 偶e ma艂偶e艅stwo Holm贸w nie - u偶 d艂ugo. Isabelle patrzy艂a na m臋偶a z coraz wyra藕niejsz膮 Ozi臋b艂o艣膰 偶ony doprowadza艂a go do rozpaczy. Zdawa艂 sobie ze swej nieu偶yteczno艣ci odk膮d Isabelle zawiera艂a kontrakty rdzo korzystne - bez jego pomocy. Ekscentryczne suknie cich dekoltach, kt贸re nosi艂a wbrew opinii m臋偶a, czyni艂y j膮 dania, uwodzicielsk膮, co budzi艂o zazdro艣膰 Holma. M臋偶czy%dali na ni膮 po偶膮dliwie, prowokowani przez jej ostentacyjn膮 . "Isabelle jest wyrafinowan膮 kokietk膮" komentowano - . "Umiej臋tnie wzbudza 偶膮dze m臋偶czyzn, 偶eby dr臋czy膰 bied 偶a". Ma艂偶e艅skie problemy Holm贸w uczyni艂y go po艣miewis
nowego 艣wiata oraz Joan Rivers, kt贸ra obra艂a go sobie za cel
6r
- Madame est serv偶e!
W sali jadalnej przepych sreber, dekoracji kwiatowej i lichtarzy znajdowa艂 odbicie w mn贸stwie luster - O'Neillowie najwidoczniej ulegali modzie. Lustra by艂y wsz臋dzie. Obzazy biesiadnik贸w nak%ada%y si臋 na siebie, tworz膮c surrealistyczn膮 kompozycj臋. Isabelle szczeg贸lnie zaj臋艂a si臋 Bobem, kt贸ry grzecznie odpowiada艂 na jej pytania. Stara艂a si臋 prowadzi膰 z nim rozmow臋 na uboczu, co doprowadza艂o Ann臋 do w艣ciek艂o艣ci. Peter przygl膮da艂 si臋 tej scenie z rozbawieniem, czerpi膮c z niej pomys艂y do przysz艂ych film贸w. Zachowanie ludzi, ca艂a gama uczu膰 uzewn臋trznianych 艣wiadomie a niekiedy nie艣wiadomie wzbogaca艂a jego do艣wiadczenie. Jego oboj臋tne zachowanie, jego ironiczny wyraz twarzy kontrastowa艂y ze wzburzeniem Anny, kt贸ra nie liczy艂a si臋 ju偶 dla niego jako 偶ona. Gra艂a rol臋 parawanu dla jego erotycznych przyg贸d: tylko erotycznych, gdy偶 nigdy nie o偶ywia艂o ich uczucie. Przespanie si臋 z kobiet膮 by艂o dla艅 jedynie odpr臋偶eniem seksualn m okazj膮 do zapomnienia przez chwil臋 o k艂opotach i obowi膮zkach i zawodowych. Wzburzenie wywo艂ane obecno艣ci膮 Boba interesowa艂o go i w najwy偶szym stopniu. Zna艂 tajniki jego maelstromu i z zaciekawiei ' niem oczekiwa艂 jego skutk贸w. "Kariera Boba by艂aby z艂amana, gdyby i zale偶a艂a od Holma" - stwierdzi艂 obserwu c z pogard膮 jego ner, wowo艣膰, jego niekontrolowane gesty. Obra偶ony m臋偶czyzna st艂uk艂% I% i szklank臋 i upu艣ci艂 piecze艅 barani膮 na sukni臋 Glorii, siedz膮cej obok IiI wrza艂a Pete Aw d a艣 d ota艂a z w艣ciek艂o艣ci, krew w niej po prostu ie zia艂, 偶e rozmowa, jak膮 Isabelle prowadzi艂a z Bobem i o wsz stkim i o nicz m mia艂a na celu rozbudzenie zazdro艣ci Anny; Isabelle sypia艂a z O Neillem i jego potencja zaspokaja艂a j膮 w pewnej mierze. Pr贸cz tego, to on dysponowa艂 wszystkimi wielkimi rolami. . . ! Czy Bob naprawd臋 j膮 zainteresowa艂? - zapytywa艂 si臋 w duchu. By艂oby to dziwne, gdy偶 poci膮gali j膮 jedynie m臋偶czy藕ni mog膮cy pom贸c j%j w robieniu kariery. By艂 prze艣wiadczony, 偶e nie darzy艂a go mi艂o艣ci膮; mimo czu艂o艣ci, jak膮 mu okazywa艂a, ilekro膰 byli razem. Bob by艂 podniecony. Znajdowa艂 si臋 w oku cyklonu, kt贸ry szal wok贸艂 niego. Musia艂 dzieli膰 uwag臋 na rozmow臋 z Isabelle i ii, prawid艂owe pos艂ugiwanie si臋 mn贸stwem sztu膰c贸w: do ryby, do os I do homara, do deseru, do sosu, do obierania owoc贸w, do ser贸w; a tego jeszcze ca艂膮 bateri膮 kieliszk贸w kryszta艂owych r贸偶nego kszta艂 i rozmaicie zdobionych; wszystko to na oczach wsp贸艂biesiadnik贸 i i s艂u偶by, lepiej znaj膮cej si臋 na etykiecie ni偶 ich pa艅stwo. Obawia艂 si
62
; 偶eby nie pope艂ni膰 gafy, nie okry膰 si臋 艣mieszno艣ci膮. Na lka obiad贸w zjedzonych w najwspanialszych restauracjach rku nauczy艂o go podstawowych zasad zachowania si臋 przy ia艂, 偶e Peter go obserwuje i to jeszcze zwi臋ksza艂o jego erwowe. Vilci膮偶 zadawa艂 sobie pytanie, czego szuka w艣r贸d , i nie umia艂 na to odpowiedzie膰. fera stawa艂a si臋 niezno艣na. George mia艂 uczucie, 偶e czekano wulkanu, podczas gdy zwodniczy spok贸j rozmowy, jak膮 _ wadzi艂a z Bobem; poprzedza艂 jedynie katastrof臋. Podj膮艂 taki temat, kt贸ry m贸g艂 wci膮gn膮膰 innych do konwersacji. i filmy - oto domena interesuj膮ca wszystkich.
or, chcia艂e艣 obsadzi膰 Schwarzeneggera w jednym z twoich 膮da艂 od Holma dziesi臋膰 milion贸w dolar贸w. Warren Beatty lion贸w. Barbra Streisand i Jane Fonda dosz艂y do pi臋ciu Q% por贸wnaniu z innymi mia艂y skromne wymagania. dziwnego. Je艣li proponuje si臋 Tomowi Selleckowi cztery
reklam臋 p贸艂minutow膮 w telewizji, to normalne, 偶e pierw
aktor wymaga dziesi臋ciu milion贸w za flm dwugodzinny.
pomy艣la艂a z w艣ciek艂o艣ci膮: "Nawet ta dziwka Isabelle dostaje flm. Podczas gdy ja nie mog臋 wytargowa膰 wi臋cej ni偶 i tysi臋cy. Ten idiota George jest do niczego".
wstyd! - wybuchn膮艂 Holm. - Ten smarkacz Prince
dzie艣ci cztery miliony rocznie. Michael Jackson trzydzieylvester Stallone pi臋tna艣cie. Bruce Springsteen dwadzie艣cia ven Spielberg pi臋tna艣cie milion贸w. Larry Hagman - czte we spojrza艂 z ukosa na O'Neilla. Ten ju偶 doszed艂 do jedenastu P rocznie. Podczas gdy on, prezes wytw贸rni, nie m贸g艂 zwi膮za膰 ko艅cem. pdy, o kt贸rych m贸wiono, zawr贸ci艂y Bobowi w g艂owie.
)ego kontrakt zapewnia艂 mu sto tysi臋cy dolar贸w, co uwa偶a艂 za sum臋. Ale 艣ledzi艂 z daleka, z bardzo daleka wielkie gwiazdy zy zdo艂a zbli偶y膰 si臋 do tych wielkich kocur贸w? Czy zd膮偶y? iedzie, kt贸ry wydawa艂 si臋 pa艅szczyzn膮, biesiadnicy przeszli l, gdzie podano im kaw臋 i likiery. Panowie przeszli do sali na partyjk臋 bilardu, a panie zatrzyma艂y przy sobie Boba. h g艂o艣nik贸w p艂yn臋艂a spokojna, relaksuj膮ca muzyka taneczna. lefon do pana, mister O'Neill - powiedzia艂 dyskretnie Kim. i臋ki. Przejd臋 do gabinetu.
63
Przeprosi艂 partner贸w, przeszed艂 przez salon i znikn膮艂 w pokoju pracy. Kiedy wyszed艂 stamt膮d po kilku minutach, Isabelle szyb wsta艂a i podszed艂szy do niego poprosi艂a o ogie艅. Zapalaj膮c jej papiero musia艂 si臋 do niej zbli偶y膰. Muzyka zag艂usza艂a ich rozmow臋. - Daremnie czeka艂am dzi艣 na ciebie po po艂udniu. Je艣li chces% mnie pu艣ci膰 kantem, to mi powiedz. By艂a wr臋cz agresywna.
- Szukasz nowalijek? Kr臋cisz si臋 jak kogut ko艂o Sue. Podnieca ci臋, bo jeszcze pachnie mlekiem? Mo偶e jestem za stara dla 膰iebie? Mam a偶 dwadzie艣cia trzy lata! Nie znosi艂 komplikacji.
- Ale偶, Isabelle, to nie czas i miejsce na tak膮 rozmow臋! - Je艣li mnie porzucisz dla Sue, to ci臋 zabij臋! U艣miechn膮艂 si臋 sarkastycznie i porzuciwszy Isabelle na 艣rodku salonu wr贸ci艂 do sali bilardowej. Ledwo si臋 opanowa艂a czuj膮c wycelowane w siebie spojrzenia Anny i Glorii. Anna u艣miecha艂a si臋 ironiczI nie, Gloria by艂a zaciekawiona. Isabelle zwr贸ci艂a si臋 do Boba. - Zata艅czymy, przyjacielu. Ta muzyka jest czaruj膮ca. Bob zawaha艂 si臋 艣wiadom tego, 偶e atmosfera by艂a naelektryzowana, lecz spe艂ni艂 偶yczenie pi臋knej pani. Anna poblad艂a. Z kolei Isabelle rzuci艂a zwyci臋skie spojrzenie swej rywalce. Przez uchylone drzwi Naville Holm pochylony nad sto艂em bilardowym ujrza艂 偶on臋 ta艅cz膮c膮 na 艣rodku salonu. Bliski rozpaczy wymamrota艂: - Grajcie dalej sami! Jestem troch臋 zm臋czony. . . - Mieli艣my ci臋偶ki dzie艅 - przyzna艂 Bryner. - P贸艂noc dawno min臋艂a. Po tak sutym obiedzie wr贸cimy do domu przejedzeni. Zacz臋to si臋 偶egna膰. Bob u艣cisn膮艂 d艂onie Georgea i Holma wiedz膮c, 偶e ch臋tnie by go udusili. - Szkoda, 偶e musimy wyj艣膰 - powiedzia艂a Isabelle obejmuj膮c Boba obiecuj膮cym spojrzeniem. - Spotkamy si臋 wkr贸tce na planie. Drzwi wej艣ciowe otworzy艂y si臋 z ha艂asem i Robby O'Neill omal nie wpad艂 na wychodz膮cych go艣ci. Nosi艂 sk贸rzan膮 kurtk臋, pod pach膮 trzyma艂 he艂m motocyklisty. By艂 to przystojny, szesnastoletni ch艂opak. - Tak p贸藕no wracasz? - zapyta艂 Peter z irytacj膮. - Sp臋dzi艂em fajny wiecz贸r z kumplami. Herb poszed艂 wprost do !;% siebie, mister Bryner. - Widzia艂e艣 Chris?
- Przelotnie. By艂a ze swoim ch艂opakiem.
64
ao go pu艣ci艂a w tr膮b臋. Teraz chodzi z Kewinem.
westchn膮艂. Wsp贸艂czesna m艂odzie偶 gwa艂townie odpycha
Robby wymienili u艣cisk d艂oni.
mi - powiedzia艂 m艂ody O'Neill.
k艂 spotyka膰 w domu zmieniaj膮cych si臋 cz臋sto przyjaci贸艂
- Zypuszcza艂, 偶e Bob jest jednym z nich.
zobaczenia!
- ostrzeg艂, 偶e ch艂opak by艂 na膰pany. W Nowym Jorku mia艂 do I%it z mn贸stwem ch艂opak贸w, kt贸rzy si臋 narkotyzowali. Niemal kn膮艂 tej zarazy. Nigdy nie uleg艂 pokusie. Nie chcia艂, aby jego trafa艂y do kieszeni handlarzy narkotyk贸w. Wzrok Rob - wiejny ch贸d, spos贸b w jaki przeci膮ga艂 s艂owa, wszystko go . Dla rodzic贸w, kt贸rzy nie umieli zrozumie膰 tych objaw贸w, by艂 tylko przedwcze艣nie wyemancypowanym ch艂opakiem. Arch Boba - Robby w ka偶dej chwili nara偶a艂 si臋 na 艣mier膰
k przedawkowania.
bvo wsiedli do cadillaka, Holmowie zacz臋li si臋 k艂贸ci膰. Ostry g艂os z%g艂usza艂 szepty m臋偶a, kt贸ry chcia艂 zachowa膰 pozory. Jego y艂a do otwartego konfliktu. Dowiod艂aby w s膮dzie, 偶e m膮偶 - a艂 z ni膮 okrutnie.
wn臋trzu daimlera Gloria zapyta艂a z艂o艣liwie swego m臋偶a:
- zy ten ch艂opak jest spadkobierc膮 zmar艂ego?
- kiego zmar艂ego?
- ochanka Anny! A mo偶e jest ch艂optysiem O'Neilla?
'eter uchodzi za kobieciarza. Mimo to w艂a艣nie on przywi贸z艂 go .%o Jorku, on wym贸g艂 na mnie, 偶ebym podpisa艂 z Bobem iy kontrakt, chocia偶 jego protegowany nie nale偶y do zwi膮zku i on wreszcie da艂 mu rol臋 w swoim filmie. 'odejrzane, nieprawda偶?
ilasz 艣wietny zmys艂 obserwacji, Glorio. Otworzy艂a艣 mi oczy. rl贸g艂by艣 u偶y膰 tej broni przeciw niemu. . .
c贸ciwszy do siebie Bob rozebra艂 si臋, niemal zdzieraj膮c z plec贸w k臋 i koszul臋. Ostro偶nie natomiast wyj膮艂 portfel z wewn臋trznej marynarki i po艂o偶y艂 go przy 艂贸偶ku. Szybko wsun膮艂 si臋 mi臋dzy batystowe prze艣cierad艂a, kt贸re pachnia艂y lawend%. Zapali艂
pi%i艂o man%艅 65
lampk臋 nocn膮, otworzy艂 portfel i wyci膮gn膮艂 czek na tysi膮c dolar贸w otrzymany po podpisaniu kontraktu. Pierwszy czek w 偶yciu! Nareszcie b臋dzie mia艂 konto w banku! W艂o偶y艂 czek do portfela, odetchn膮艂 z ulg膮, si臋gn膮艂 po scenariusz i przeczyta艂 go zatrzymuj膮c si臋 i powtarzaj膮c repliki podkre艣lone czerwon膮 kresk膮. Ulatywa艂y one jednak z jego pami臋ci. By艂 zbyt zm臋czony, 偶eby skupi膰 si臋 na lekturze. Za wiele rzeczy zdarzy艂o si臋 ostatnio, 偶eby m贸g艂 odzyska膰 r贸wnowag臋. My艣li jego ulecia艂y ku sze艣ciu jedwabnym pi偶amom le偶膮cym w szafe. Sze艣ciu jedwabnym pi偶amom wybranym przez nowojorskiego krawca. Stanowi膮cym w艂asno艣膰 Boba. Najmniej wart膮 cz膮stk臋 jego w艂asno艣ci. Mimo to przywi膮zywa艂 do nich znaczenie, mia艂y bowiem warto艣膰 symboliczn膮. Sprawia艂y mu niewymown膮 rado艣膰. Nia by艂 ju偶 nicponiem, kt贸ry posiada艂 tylko 艂achy na grzbiecie. Wsta% z 艂贸偶ka i w艂o偶y艂 niebiesk膮 pi偶am臋 w w膮skie bia艂e paski. Wyci膮gn膮艂 si臋 w po艣cieli; z pocz膮tku czu艂 si臋 bardzo dobrze, lecz po chwili by艂o mu za ciep艂o. . . Zdj膮艂 pi偶am臋. Teraz by艂 wolny. Wolny jak ptak, co zrywa si臋 do lotu. . . Wystarcza艂y mu prze艣cierad艂a. Zreszt膮 jego ulubieni aktorz% sypiali nago. Tylekro膰 widzia艂 na ekranie, jak rano zrywali si臋 z 艂贸% nago. Teraz uto偶samia艂 si臋 ze swymi bohaterami. Nie do wiary, lecx jego dawne marzenia splata艂y si臋 dzisziaj z rzeczywisto艣ci膮. r Widzia艂 kiedy艣 w marnym nowojorskim kinie flm, kt贸rego ak rozgrywa艂a si臋 w odleg艂ej przesz艂o艣ci. Rycerze Okr膮g艂ego St walczyli ci臋偶kimi mieczami, z r臋koje艣ci膮 w kszta艂cie krzy偶a. Si 艣mier膰 m艂ynkuj膮c broni膮 o ostrzach l艣ni膮cych jak b艂yskawice. W艣 rycerzy by艂 siwobrody starzec, nazwiskiem Merlin. Mia艂 czarodziej moc i czyni艂 cuda, kt贸re nie zadziwia艂y nikogo. Czary by艂y w贸wc w modzie. Ten legendarny Merlin z pewno艣ci膮 dopom贸g艂 Bobo "Merlinowie, mawiali jego sceptyczni kumple, istniej膮 tylko w mach". Ale Bob spotka艂 Merlina, pot臋偶nego Merlina, kt贸ry w naszy czasach nazywa艂 si臋 O'Neill. . . Merlin. . . By艂 te偶 smok maj膮cy Holma, kt贸ry by艂by go zabi艂 bez wahania, poniewa偶 jego 偶ona pie艣 przy nim Boba. . . Nie zabrak艂o siedmiog艂owego smoka, George Brynera, kt贸ry go nienawidzi艂, gdy偶 Bob znajdowa艂 si臋 pod opi Merlina. . . Podczas gdy tysi膮ce ludzi marz膮cych o filmowej s艂awie opa sobie skrzyd艂a, on, Bob, dzi臋ki Merlinowi pokona艂 wszystkie p szkody na drodze wiod膮cej ku szczytom, ku oblodzonym szc Everestu, bardziej niebezpiecznego ni偶 w Himalajach, Everestu, k zwie si臋 Hollywood. . .
66
ci膮偶y艂y mu coraz bardziej. Zasypia艂, trzymaj膮c w d艂oniach to znowu budzi艂 si臋 przej臋ty dreszczem i zaczyna艂 od nowa
,e us艂ysza艂 skrzyp 偶wiru na 艣cie偶ce przed pawilonem. Skuli艂 si臋 Czy偶by O'Neill szed艂 do niego? Czy chcia艂 otrzyma膰 sw膮 - ?. . . Nas艂uchiwa艂 z bij膮cym sercem.
u si臋 oddali艂y. Bob zgasi艂 nocn膮 lampk臋, wyskoczy艂 z 艂贸偶ka podbieg艂 do okna. Odsun膮艂 zas艂on臋 z ci臋偶kiego jedwabiu :na dw贸r. Przez szyb臋 lekko przymglon膮 jego oddechem ujrza艂 str贸偶a, kt贸ry z niemieckim owrzarkiem obchodzi艂 posiad艂o艣膰. u tragicznej 艣mierci Sharon Tatt, po zab贸jstwie Ramona - i Lennona, po wielu innych napadach i pogr贸偶kach, s艂awni y przedsi臋brali 艣rodki ostro偶no艣ci. ponownie wsun膮艂 si臋 pod prze艣cierad艂o. Nie mia艂 si臋 czego Zawet odwiedzin Merlina. By艂 szcz臋艣liwy. . . szcz臋艣liwy. . . vy. . . 艁zy rado艣ci rozb艂ys艂y na jego powiekach. Wybuchn膮艂 a. Jasne perspektywy zacz臋艂y si臋 艣ciemnia膰. . . mira偶e rysowa艂y ustyni, kt贸ra nik艂a w oddali. . . Za ni膮 wstawa艂a noc. Tajemrrera偶aiaca noc. . .
* *
ijutrz mia艂 na planie odegra膰 scen臋 mi艂osn膮. M艂ody mechanik o贸rk臋 prezesa multinarod贸wki. Bohaterka pod urokiem swego idola zapomnia艂a o narzeczonym, obowi膮zkach rodzinnych, - h moralnych wpojonych jej przez wychowawc贸w, i rzuci艂a si臋 nieznajomemu, kt贸rego spotka艂a przypadkiem. Pocz膮tkowo y艣la艂, 偶eby obsadzi膰 Boba w roli w艂oskiego awanturnika,
- postrachemjetsetu. Obawia艂 si臋 jednak, 偶e jego protegowamia艂by si臋 waeli膰 bez odpowiedniego przygotowania w rol臋 iwanego m艂odego cz艂owieka, dandysa o swobodnych manie
t%cego elegancj臋, dowcip i pysza艂kowato艣膰. Po pewnym czasie lzie m贸g艂 wej艣膰 w sk贸r臋 Pi臋knego Brummela lub arbitra Petroniusza, zrobi to przy tym ca艂kiem naturalnie. Aby to si 膮膰, nale偶a艂o go ukszta艂towa膰, wyrze藕bi膰 jak Hermesa lub , wyku膰 w bryle marmuru. Przed wej艣ciem na plan odci膮g - bok i dok艂adnie mu wyt艂umaczy艂, jak ma si臋 porusza膰, jakim
6%
tonem m贸wi膰, jak panowa膰 nad mimik膮. Podobnych ws
szcz臋dzit zreszt膮 na%wybitniejszym aktorom. Na koniec otuchy m贸wi膮c: - Nie manw si臋! Doskonale sobie poraazisz! `
Wyznaczy艂 miejsca dwojgu aktorom, da艂 ostatnie
kamerzystom i elektrykom, siad艂 na swoim krzese艂ku i da艂 zacz臋to zdj臋cia. Rozleg艂 si臋 swojski klaps. Peter nie bez wzruszenia 艣l aktor贸w. Czy parmerka Boba, Averie Auberon, wspania艂aa% czyna, podobna nieco do Brooks Shild w latach jej m艂odo艣ci,% umia艂a tak post臋powa膰 z Bobem, aby poczu艂 si臋 swobodnie, a% spok贸j i pow艣ci膮gn膮艂 trem臋? Nerwowo艣膰 jego by艂a zrozumia艂a% ', pierwszy kocha艂 si臋 - co prawda na scenie - z tak pi臋kn膮 dzie%i '% W Nowym Jorku dziewcz臋ta, kt贸re mu si臋 podoba艂y i kt贸re go r i pragn臋艂y, oddawa艂y si臋 po d艂ugich, romantycznych flinach, on i pozwala艂 sobie na tak膮 strat臋 czasu. Akcja na planie rozwija艂a si臋 g艂adko. Dialog, zbli偶enia, v m艂odej i bogatej dziewczyny nie budzi艂y 偶adnych zastrze偶e艅. iI poca艂unki Boba ze stulonymi wargami zepsu艂y efekt, mimo i偶 , czyna przyzwalaj膮co rozchyla艂a usta. Przerwano scen臋.
Technicy zacz臋li szepta膰 mi臋dzy sob膮:
- Ten Flynn to pedek!
- Zmarnowa膰 tak膮 sposobno艣膰 poca艂owania seksownej II ! czyny! - Zna艂em prostytutk臋, kt贸ra nie pozwala艂a si臋 ca艂owa膰 kli Re偶yser okaza艂 niezwyk艂膮 wyrozumia艂o艣膰. Poprosi艂 kam I, ! o rozmazanie obrazu, co nada艂o mu wi臋cej zmys艂owo艣ci. Powo艂a艂 technik臋 Hamiltona, mistrza w tym zakresie. Rezultat by艂 zado cy. Peter przeszed艂 do nast臋pnej sceny. Wsp贸艂pracownicy wymienili zdziwione spojrzenia. Przychy艂% O'Neilla dla tego m艂odzieniaszka zdumiewa艂a wszystkich.
Bob czu艂 doko艂a siebie pr膮d zr贸偶nicowanej wrogo艣ci. Za%d nowego rodzaju, odmienn膮 od tej, jak膮 wzbudza艂 w艣r贸d st4 偶a艂osnych rywali nowojorskich. Samcy, technicy, urz臋dnicy, niech臋tnie znosili jego obecno艣膰, dra偶ni艂o ich jego powodzenie u , biet, jego magnetyczna si艂a. Aktorki, kosmetyczki, garderobu
68
ekt贸rzy m臋偶czy藕ni o szczeg贸lnych obyczajach patrzyli na艅 y cud 艣wiata. Obsadzaj膮c go w roli uwodziciela Peter wok贸艂 niego legend臋 podobn膮 do tej, jak膮 osnuto wok贸艂
_ jego s艂awnym "American gigolo"
musi mie膰 偶elazn膮 wol臋, a do tego du偶膮 doz臋 uporu, aby
atrn rodzaj os贸bowo艣ci, kt贸ry przyni贸s艂 mu wielki sukces 贸w jego kariery. Gere na zawsze pozosta艂 typem gigolaka, Niro identyfikowa艂 si臋 na planie z najr贸偶niejszymi po '%ola艂by p贸j艣膰 drog膮 Niro, wyrzec si臋 swego czarn, kt贸ry a艂 mu przesz艂o艣膰. Ale uroda, m艂odo艣膰, wra偶liwo艣膰 zmys艂owo艣膰 skazywa艂y go na role amant贸w. Sta艂 si臋
膮 fgur膮 dla wszystkich m艂odych aktor贸w, gdy偶 mimo
a艂 si臋 ich rywalem zdolnym ich przewy偶sza膰 i odebra膰
role.
opiniom swoich przeciwnik贸w, kt贸rzy go nienawidzili
za jego powierzchowno艣膰 uwodziciela, kt贸remu nikt oprze膰 'mo偶e, jak i za poparcie udzielane mu przez O'Neilla, Bob i臋 przyja藕nie do wszystkich, a jego 偶ycie osobiste by艂o nadal tu. Nie zach臋ca艂 kobiet zbyt przedsi臋biorczych do okazywa%wzgl臋d贸w i by艂 g艂uchy na przym贸wki m臋偶czyzn o dwuznacz - yczajach. O dziwo, jego pow艣ci膮gliwo艣膰 prowokowa艂a z艂o艣liwe mrze. Przebywa艂 od kilku tygodni w Hollywoodzie i nie IlQo o 偶adnym jego uczuciowym zwi膮zku. Ci, co nie o艣mielali si臋 k uwa偶a膰 go za homoseksualist臋, przypisywali mu sk艂onno艣ci czne. Ciekawscy, zaintrygowani jego dyskrecj膮, zastanawiali tutaj przyby艂. Przecie偶 nie spad艂 z ksi臋偶yca. Peter O'Neill a Bob unika艂 reporter贸w. zeczywisto艣ci ucieka艂 od swoich poprzednich do艣wiadcze艅.
zapomnie膰 o zaczepianiu na ulicy, o nocnych eskapadach
ikiwaniu partnera czy p艂ac膮cej mu partnerki. Mia艂 wstrgt do iedzia艂, 偶e nie m贸g艂by jednym poci膮gni臋ciem pi贸ra wyma ;o dotychczasowego 偶ycia, i 偶e pewnego dnia pisma zajmuj膮ce alami opisz膮 pod wielkimi nag艂贸wkami, w jaki spos贸b niegdy艣 na utrzymanie. Czeka艂 na ten dzie艅. . . B臋dzie szuka艂 w贸wczas w obrony. . . B臋dzie walczy艂 bez fa艂szywego wstydu. . . - si臋 - je艣li zajdzie potrzeba - ze sprzysi臋偶onym przeciw wiatem. . . Nie mia艂 nic do stracenia. . . Nic. . . Nic. . .
69
*
艢ledztwo p
tr,w%o n d w s rawie wypa%u, w
gara偶em a al Skinrier, kierowca 艃 m straci艂 偶ycie gigolo Ann zosta艂 zatrzyman eill贸w, kt贸ry
o%q% ao ogrodu ani do will va lego opiek膮. Nikt nie portiera sta贸偶a nocnego, kiero i nie b臋d膮c zauwa偶on Hateher n wc臋 i s艂u偶b臋 do ym prze%
g艂 - w%, wsrod krzew贸w o egzot czn vu pergolami' na kt贸ryc% 8 w艣lizri% Si臋 hieposty ych kwiatach p robota zawodowca, d 偶 rze偶enie do gara偶u. Z p rzez labiry% czyn膮 wl,pa%u by prowadz膮cy 艣ledztw ewno艣ci膮 by艂a zbrodnig, Dep%,t yl 艅 M odzenie hamulc贸w. Po wierdzili, 偶e prz% orderstw rz d niewa呕 pope艂nio tora interweniowa艂 eby rozwik艂a膰 p w zie Generalnego Prokura% z braku zwolmo by艂 przec w od贸w. V%ersja oficjalna p 臋' Skinner zosta艂 Neillowi, kt贸ry odawa艂a, 偶e zaniach skierowar% w Nowl'm Jorku. Hipotez臋 t p a szcz臋艣cie znajdowa艂 si臋 w贸w u偶 . Mimo wysi艂 臋 otwierdza艂 fakt, 偶 ywa艂 ferrari e to on najczg艣 Peter stale odmawia艂 kome 藕 i nie uda艂o si臋 znale藕膰 winne reputacj臋 jego 偶ony i potwierdza艂a 1 y w tej sprawie, kt贸ra pl us藕 z P%asa by艂a mriiej dyskretna pz d nieporozuniieniach mi臋 yp iwych artyku艂贸w, ch臋%ie o艣ci膮 zamie艣zcza艂a mn spragnion膮 mocnych w czytywanych p 8 ra偶eri. rzez publiczn
*
*
*
Bob d s
- 偶eczywi艣cie lubi艂 sw贸j samoch贸d kno z widokiem na L wo% Pok贸j w p - i, smogu w dzieri 1 os geles, na awilonie i s
艂 morze 艣wiate艂 w nocy t
- room, rnarrnurow bb ls%sus w膮 azienk臋, obszerny i wsp niki, wonne ro艣lin aw videosono b - korzystan y% doskona艂e us艂ugi Ki 臋d膮cy szcz;% ia ze wszystkich aut, jalt ma' r贸wnie偶 ie znajdowa艂y si臋 w g%
j0
wa艂 pieni膮dze jedynie na posi艂ki w barach i restauracjach, p `%st臋powa艂, ilekro膰 chcia艂 zmieni膰 otoczenie, gdy偶 w pawilonie mu najwyborniejsze dania i najdro偶sze trunki. Jedyny jaki sobie pozwoli艂, to kupienie z艂otego rolexa.
odwiedza艂 go cz臋sto i dopytywa艂 si臋, czy mu czego nie
: Nigdy nie napomyka艂 o jakimkolwiek rewan偶u ze strony
wsze mu okazywa艂 wzruszaj膮c膮 troskliwo艣膰.
ego dnia Bob wyzna艂 mu swoje skrupu艂y. ie艣膰 si臋 u, nie chc膮c d艂u偶ej korzysta膰 z hojno艣% a. ciastej twarzy O'Neilla b艂膮ka艂 si臋 zwy Jr;%; y u艣mie%o za pomys艂! Wcale mi nie przeszkadz%s% pr%ea%,n%e, Jestem kogo艣 w pawilonie, kt贸ry sta艂by pus%y; gd%by% n, w m - zka艂. Nie mam czasu na goszczenie przyjaa膰%, na ewnianie enuzej atmosfery ani na dostarczanie im%rnzryw%k. . . Moja swoje zaj臋cia, dzieci, kt贸re s膮 w twoim wieku;偶yj膮 pod moim jak obcy ludzie. Nie umieli艣my ich nale偶ycie wychowa膰. Praca i% absorbowa艂a, 偶e nie mia艂em chwili wytchnienia ani czasu dla Zapewniam im komfort, nie sk膮pi臋 im pieni臋dzy i zostawiam it膮 swobod臋. My艣lisz, 偶e okazuj膮 mi cho膰 troch臋 przywi膮zania? a mnie ak na zawalidrog臋 i uwa偶aj膮, 偶e wszystko im si臋 nale偶y. luj臋 ich ca艂yrrii tygodniami. . . Mieszkaj tu nadal i nie martw si臋, iasz mi k艂opotu. Chcia艂bym ci臋 cz臋艣ciej odwiedza膰, pogada膰 tle czas mi na to nie pozwala. Musi mi wystarczy膰 艣wiadomo艣膰 tte艣, 偶e spotkam ci臋 na planie. 艢ledz臋 twoje post臋py i jestem y, 偶e si臋 dobrze czujesz i jeste艣 w pobli偶u mnie.
Ika dni p贸藕niej Bob po powrocie ze studia siedzia艂 w fotelu melodii z filmu "Love story", przy kt贸rej si臋 odpr臋偶a艂. By艂 y,,gdy偶 rola w nowym filmie wymaga艂a od niego du偶ego potr llbow liblm w trzy, cztery miesi膮ce, podczas gdy innx y na to co najmniej p贸艂 roku. Bob musia艂 ca艂膮 z艂o偶ono艣膰 kreowanej przez siebie postaci, tym razem
arystokraty, kt贸ry dla poratowania swego rodu szuka bogateu. Bob, wychowany na za艣mieconej ulicy, mia艂 si臋 uto偶sami膰 kiem b艂臋kitnej krwi, kt贸ry mimo ub贸stwa zachowa艂 dum臋 - honoru. Przychodzi艂o mu to 艂atwiej, zdoby艂 bowiem du偶e zenie
Drzwi living roomu nagle si臋 otworzy艂y i na progu stan臋艂a%_ dzo pi臋kna dziewczyna; czu艂o si臋 w niej jednak arogancj臋, pokonania wszelkich przeszk贸d, ch臋膰 dominowania za wszelk膮 Zmys艂owa, 艣wiadoma doskona艂o艣ci swego cia艂a, znajdowa艂a prz no艣膰 w dr臋czeniu zakochanych w niej m臋偶czyzn, traktuj膮c ich z ja pogard膮. Zlustrowa艂a Boba zaciekawionym wzrokiem i nie podaj膮c mu opad艂a na s膮siedni fotel. Wsta艂 na jej powitanie, ale zaszokowany niew艂a艣ciwym zachowaniem usiad艂 na swoim miejscu. Twarz przybra艂a twardy wyraz. Odwiedzaj膮ca go dziewczyna przypomina艂a mu kobiety z Nowego Jorku, kt贸re mierzy艂y go spojrzeniem, z zaproponowa艂y mu ceri臋 kupna. - Jestem Shirley - powiedzia艂a bez wst臋pu. - C贸rka O'Ne' By艂am ciekawa, kto mieszka w pawilonie dla go艣ci. - znalaz艂a pani jakiego艣 m艂odego cz艂owieka, kt贸ry ledwo s pierwsze kroki w karierze filmowej. Parskn臋艂a 艣miechem. By艂 to 艣miech nieweso艂y, pogardliwy, po ny do wyrazu jej oczu. Sk贸rzany kostiumik i umiej臋tnie rozczo ch na ro偶owo ufarbowane w艂osy nie zdo艂a艂y jej zeszpeci膰.
- Jeste艣 aktorem?
- Dzi臋ki wspania艂omy艣lno艣ci pani ojca - odpar艂, nie prze dz膮c z ni膮 na ty. Wzruszy艂a ramionami.
- Wspania艂omy艣lno艣膰? Ale偶 jeste艣 naiwny, przyjacielu!
By艂 przekonany, 偶e Shirley stara艂a si臋 go poni偶y膰, upokorzy膰. - M贸j ojciec jest g贸r膮 egoizmu. W najdrobniejszych na uczynkach kieruje si臋 wy艂膮cznie w艂asnym interesem..
. Wspani
my艣lno艣膰 Po艣wi ca wsz stko swej pr贸偶no艣ci, egocentryzmowi. talent. To jego jedyna zaleta. Chce narzuci膰 swoje prawo wszystk' kt贸rzy go otaczaj膮. Ale m贸j brat i ja poznali艣my si臋 na tym i stawi mu si臋, 偶eby go rozgniewa膰. . . 呕yj臋 z n臋dznym gangsterem, r贸 przystojnym jak ty, ale tylko po to, 偶eby dokuczy膰 memu ojcu. Wi 偶e m贸j kochanek jest nicponiem. Ale nigdy nie prosi mnie o fors臋. - nazywa si臋 Rix - uwielbia b贸jki, k艂贸tnie, rozr贸by - handl kokain膮, 偶eby sobie napcha膰 kieszenie i przepuszcza膰 potem pieni膮 gdzie si臋 tylko da. Jest sprytny, ale niezbyt inteligentny. Um podziurawiony kulami w jakim艣 pustym zak膮tku. Wie o tym i gwi偶 na to. P贸ki 偶yj臋 - powiada - b臋d臋 偶y艂 jak kr贸l. Po mnie mo偶e b koniec 艣wiata. Ta pogarda dla jutra przejmuje mnie dreszcz
j2
a. . . Ciekawa jestem, Bob, dlaczego ojciec zwr贸ci艂 na ciebie Do czego zmierza? Sypia z tob膮?
- iedy艣 my si臋 ze sob膮 prze艣pimy. Masz w sobie co艣 poci膮gaj膮% Matka nie robi艂a do ciebie s艂odkich oczu? Nie! Widzia艂em j膮 zaledwie raz czy dwa.
- fJwa偶aj ! Jeszcze nie jest za p贸藕no. . . Nie chcia艂abym sypia膰 A mojej matki. Nie jestem i nie b臋d臋 niczyim gigolo! - rzuci艂 ostro Bob. Piem. Jeste艣 aktorem, du偶o zarabiasz, jeste艣 niezale偶n. . Ale
:acy%nie przeszed艂 z ni膮 na ty.
zajmuj si臋 moim dawnym, obecnym ani przysz艂ym 偶yciem !
u艣miechn臋艂a si臋.
- ry jeste艣! Kt贸rej艣 nocy z艂o偶臋 ci wizyt臋.
i j% przy powitaniu tak i teraz nie poda艂a mu r臋ki,
te偶 偶yczy膰 mu dobrej nocy.
wiedzia艂, co o tym my艣le膰. Czy偶by znalaz艂 si臋 w domu
nie wspomnia艂 O'Neillowi o odwiedzinach jego
- cupi艂 sobie okazyjnie kabriolet triumf spitfire, kt贸ry urzek艂 go w膮 lini膮. Zawsze marzy艂 o tym, 偶eby pru膰 przestrze艅 siedz膮c nic膮 jednego z tych bolid贸w, kt贸re rozpalaj膮 nami臋tno艣ci y i wielu doros艂ych. Zap艂aci艂 do艣膰 okr膮g艂膮 sum臋, aczkolwiek czterdzie艣ci tysi臋cy mil przebiegu, a cyfra ta zapewne by艂a ae, gdy偶 defekty silnika cz臋sto si臋 powtarza艂y. Poprzedni i z pewno艣ci膮 nie oszcz臋dza艂 swego wozu. Sprzedawca - 艂 si臋 do p贸艂rocznej gwarancji. Bob sp臋dza艂 niemal ca艂y czas ie, a mechanicy 艂amali sobie g艂ow臋, jak z tej ruiny na k贸艂kach szybki i gotowy do lotu jak strza艂a. 'is remont贸w Bob korzysta艂 z samochod贸w O'Neilla.
- 艣 wieczoru Peter zobaczy艂, 偶e Bob wraca do domu tak
P贸j gruchot jest jeszcze w naprawie? - zapyta艂 ironicznie. reszne, 偶eby艣 hu艣ta艂 si臋 w 艣mierdz膮cych taks贸wkach, kied pe艂en woz贸w.
73
Wyj膮艂 p臋k kluczyk贸w.
- We藕 je! Do bia艂ego lotusa.
- Nie chcia艂bym nadu偶ywa膰. . .
- Znowu? - zgromi艂 go Peter. - Nadu偶ywaj! Koniec i kr pka! Udawana srogo艣膰 podkre艣la艂a jeszcze jego przychylno艣膰. Bob sk艂oni艂 g艂ow臋. Czy mo偶na by艂o oprze膰 si臋 O'Neillowi? Bob wyje偶d偶a艂 prawie co wiecz贸r. B艂膮dzi艂 samochodem po uliM; cach Los Angeles i z przyjemno艣ci膮 ogl膮da艂 nowy dla niego 艣wiat. Nit mia艂 ulubionej dzielnicy. Jednakowo poci膮ga艂y go Santa Monica, Venice, Westwood, Marvista, Century City, .West Los Angeles; Culver City, Alhambra, Monterey City, Monte Bello, a tak偶e wzg贸rza Ladery i Hollywoodu albo g贸ry Santa Monica. Szuka艂 ni znanych, malowniczych zak膮tk贸w. Ka偶da przeja偶d偶ka ko艅czy si臋 na brzegu oceanu. Siada艂 na pla偶y i d艂ugo wpatrywa艂 si臋 w na p艂ywaj膮ce fale i ws艂uchiwa艂 z zachwytem w ich 艣piew. Prz powrotem do domu wst臋powa艂 do baru. Pocz膮tkowo nie ra艂 lokalu, p贸藕niej upodoba艂 sobie "U Angiesa" na bul Wilhshire. Lubi艂 przygl膮da膰 si臋 barmanom, zw艂aszcza pewnemu ch艂opako w tym samym wieku co on, kt贸rzy przygotowywali koktajle, porus j膮c si臋 zr臋cznie i elegancko jak prestidigitatorzy. Pr贸bowa艂 r贸偶ny mieszanin, kt贸rych fantazyjne nazwy go zachwyca艂y. Bob sta艂 si臋 ju偶 znan膮 postaci膮. Ludzie obracali za nim g艂o dziewcz臋ta prosi艂y o autograf. 艢cigali go reporterzy zaintrygo i otaczaj膮c膮 go aur膮 tajemnicy. Kroniki skandaliczne dopytywa艂y o jego dziwn膮 pozycj臋 w domu O'Neill贸w. Otrzymywa艂 wiele lis ! lecz nie chcia艂 odpowiada膰 swoim fanom, mimo nalega艅 swego agen Widz膮c, 偶e nic nie wsk贸ra, agent 贸w zaanga偶owa艂 sekretark臋, k wielbicielom Boba posy艂a艂a jego fotosy z autografem, a entuzjas I!I ! uwa偶aj膮cym go za nast臋pc臋 Jamesa Deana dzi臋kowa艂a w kilku zdan za uznanie. Szukaj膮cy sensacji reporterzy robili przejrzyste aluzje ! rzekomych zwi膮zk贸w uczuciowych 艂膮cz膮cych go z Isabelle Holm, doprowadza艂o do w艣ciek艂o艣ci jej zazdrosnego m臋偶a. Bob lubi艂 samotno艣膰. Unika艂 towarzystwa aktor贸w, kt贸rzy p艂acali mu t膮 sam膮 monet膮. Wola艂 zamieni膰 kilka s艂贸w z barm mile po艂echtani sympati膮, jak膮 im okazywa艂, prze艣cigali si臋 w po _ tarzaniu mu najnowszych pikantnych plotek i opowiadaniu piep nych kawa艂贸w, kt贸re kr膮偶y艂y potajemnie.
74
o do siebie, chc膮c unikn膮膰 koszmar贸w, jakie nawiedza
- ontrast mi臋dzy rozkosznym 偶yciem na jawie i ponurymi
- e 艣nie by艂 nie do 偶niesienia.
razu zasiedziawszy si臋 do p贸藕na w barze wr贸ci艂 alej膮,
- i wspina艂a si臋 przez ogr贸d O'Neilla i prowadzi艂a do
rm Robby, ubrany w czarn膮 sk贸r臋 i got贸w do rozr贸by.
- wionych nogach, z pi臋艣ciami na biodrach, z zaci臋t膮
muj膮cym wzrokiem. Wygl膮da艂 jak typowy Hell's Angel,
a艂 si臋 przed nim i wyskoczy艂 na 偶wirowan膮 艣cie偶k臋.
yta艂 z pretensj膮:
o wzi膮艂 pan lotusa? To nowy w贸z i korzystam z niego,
- dzie fantazja zamieni膰 motor na samoch贸d.
mu si臋 z w艣ciek艂o艣ci. Drugi ch艂opak wyskoczy艂 z cienia. 偶e Robby szuka艂 pretekstu do bitki, przekonany, 偶e - aciela b臋dzie mia艂 przewag臋 nad przeciwnikiem.
- ojciec osobi艣cie powierzy艂 mi kluczyki od lotusa.
- e艅stwie do Shirley, jej brat zwraca艂 si臋 do Boba per pan. fna postawa dawa艂a wiele do zrozumienia. ricj pory zabraniam panu wsiadania do tego auta.
- nie pan O'Neill m贸g艂by mi tego zabroni膰.
lobby'ego spad艂a na brod臋 Boba, kt贸ry odgad艂szy jego
r%.rowa艂 cios i odpowiedzia艂 mu w taki spos贸b, 偶e ch艂opak na ziemi臋. Przyjaciel Robby'ego rzuci艂 si臋 na wsp贸lnego tmia艂 jednak wpraw臋 w takich bitkach. Drugi przeciwnik po 贸bie natarcia wyl膮dowa艂 na masce lotusa, przesun膮艂 si臋 po ! z drugiej strony. wsta艂, podczas gdy Bob zaj膮艂 pozycj臋 obronn膮. Ku jego
ch艂opak obmaca艂 szcz臋k臋 i wybuchn膮艂 艣miechem.
- 艣 twardszy, ni偶 na to wygl膮dasz. My艣la艂em, 偶e ci rozkwasz臋 rzejmuj si臋! Za艂atwimy rzecz polubownie. Nowe ferrari n si臋 wys艂u偶y, zw艂aszcza 偶e ojciec te偶 lubi je藕dzi膰 na
rrku.
n膮艂 do艅 r臋k臋. U艣miech przyda艂 mu nieco wdzi臋ku.
d藕my wypi膰 po szklaneczce szkockiej dla uczczenia nawi膮
ktu. Uwielbiam rozr贸by. A ty sobie dobrze radzisz.
- 贸wi艂 mu ty na znak przyja藕ni.
e wejdziesz do naszej paczki. B臋dziesz si臋 dobrze bawi艂.
nij d艂o艅 Boba! Zakopuje si臋 top贸r wojenny.
7S
IV
Otwieraj膮c przed Bobem drzwi studia, Peter O'Neill ukaza艂 m% otwan膮 puszk臋 Pandory. M艂ody cz艂owiek mia艂 wra偶enie, 偶e z ka偶dym dniem unosi go bardziej zawrotny wir, w kt贸rym nienawi艣膰, 艂ap% czywo艣膰, z艂a wiara, zdrada, hipokryzja i egoizm rozprzestrzeniaj膮 si臋 jak kom贸rki rakowe. Pycha i wzbogacenie wypacza艂y pogl膮dy s艂awnych os贸b, kt贸re wyobra偶a艂y sobie, 偶e podbi艂y 艣wiat i wywar艂y swoje pi臋tno na ca艂ej epoce. Prawd臋 m贸wi膮c, widzowie kochali gwiazdy i tworzyli d艂ugie kolejki przed wej艣ciem do kina, 偶eby te gwiazdy podziwia膰, a wr贸ciwszy do domu wyobra偶ali sobie niestworzone rzeczy - zw艂aszcza w 艂贸偶ku. Obejmuj膮c swoje oci臋偶a艂e, niepoka藕ne 偶ony, imaginowali sobie, 偶e kochaj膮 si臋 z pi臋knymi aktorkami, kt贸re podziwiali na ekranie. Ma艂偶onki stara艂y si臋 zapomnie膰, 偶e dosiadali ich brzuchaci i starszawi m臋偶owie, mniej lub bardziej nudni, ale na pewno uprzykrzeni na skutek d艂ugiego wsp贸艂偶ycia. Ogl膮daj膮c swych idoli na afszach m艂odzi ludzie onanizowali si臋 potajemnie, albo sp贸艂kowali ukradkiem, podnieceni przyk艂adem swoich gwiazd. Nast臋pstwem tego bywa艂y niekiedy nie chciane dzieci lub choroby weneryczne, wymai; rzony raj zamienia艂 si臋 w piek艂o. Bob kr臋ci艂 ju偶 czwarty flm. W tym czasie notowania jego wznosi艂y si臋 jak strza艂a, ga偶e r贸wnie偶. Jego dawni kumple i klienci w Nowym Jorku rozpoznawali go ze zdumieniem i zrozumieli, dlaczego nagle znikn膮艂. Zachwyceni albo zazdro艣ni poczynili zwierzenia dziennika' rzom szukaj膮cym pikantnych nowinek. By艂a to gratka nie lada, czym pr臋dzej wi臋c powiadomili publiczno艣膰 o bardzo bogatej przesz艂o艣ci nowej gwiazdy, rozb艂ys艂ej na frmamencie Hollywoodu. Przypomnieli o pornograficznych filmach, jakie nakr臋ci艂 pi臋tnastoletni Bob, o tym, 偶e by艂 tancerzem w barze maj膮cym z艂膮 s艂aw臋, 偶e sprzedawa艂 swe
76
- l%e rewelacje wywo艂a艂y burz臋. Purytanie, coraz liczniejsi od D azasu, zacz臋li si臋 oburza膰. "Trzeba umoralni膰 Hollywood" - Nale偶y sko艅czy膰 z tolerowaniem nieodpowiedzialnych - Fanowie Boba rozp臋talf natomiast tak膮 tr膮b臋 entuzjazmu a ca艂膮 m艂odzie偶 i wszystkich ameryka艅skich libera艂贸w. Czy nie zacz膮艂 swej b艂yskotliwej kariery r贸wnie偶 od flm贸w porno? c Quenn, Kirk Douglas i tyle innych znakomito艣ci filmowych i%czyna艂o od zera. - rno艣膰 Boba wzros艂a dwukrotnie. Nowe kopie dawnych jego
brno sprzedawano po zawrotnych cenach. Czy偶 Marilyn
i Brooks Shields nie debiutowa艂y pokazuj膮c swe nagie cia艂a? r艂o rozkoszowa膰 si臋 ogl膮daniem Boba Flynna w ubraniu albo go przybli偶a艂o do przeci臋tnych q%eryk%贸w, stwarza艂o u%nzno艣ci. W domach ameryka艅skich przyjmowano go
ez艂onka rodziny. Z dnia na dzie艅 umocni艂 sw膮 pozycj臋 jako cs Dean. . .
- cgo wieczoru, dosy膰 p贸藕no, po obejrzeniu scen nakr臋con ch ie艅, Peter wr贸ci艂 do siebie rollsem, kt贸rego szyb臋 przes 艂y Vy z pistoletu. Z powodu ciemno艣ci nie m贸g艂 rozpozna膰 - ukrytego za g臋stym krzakiem. Zamach mia艂 miejsce na
;Drive przed parkiem otaczaj膮cym nie zamieszkan
- a sprzeda偶 will臋 j
. Polic a wszcz 艂a 艣ledztwo i znalaz艂a ko艂o
dy but贸w na wysokich obcasach - i nic wi臋cej. Dzienniki
- ielki ha艂as, lecz na pr贸偶no. Porucznik Hatcher mimo
s%'a艅 nie znalaz艂 niczego, co pomog艂oby zidentyfikowa膰
Hipoteza p艂atnego mordercy nadal znajdowa艂a obro艅c贸w
a艂a na 偶adnych dowodach.
ukarze zarzucili O Neilla py
,ty faktem, i偶 sta艂 si 偶 t%l%l lecz nie w dawa艂 si臋 im
臋 ywym celem.
pan wrog贸w, kt贸rzy pragn膮 p%skiej 艣mierci?
m% przyjaci贸艂. To wszystko, co mog臋 w
owie
I administracyjny y y byli
:zeni. Winszo w w tw贸rni technicy i aktorz
J wano mu, 偶e uszed艂 z 偶yciem. Kilka g艂os贸w
- 臋p m zag do%,r膰 przynios艂aby miliony innym re偶yse
ast ym. Cz臋艣膰 ludzi zachowa艂a kamienn膮
77
Bob poczu艂 si臋 zawiedziony, kiedy Peter stwierdzi艂, 偶e nie przyjaci贸艂. Niewidoczne wi臋zy, kt贸re ich 艂膮czy艂y, wyp艂ywa艂y z s patii, ze szczerego uczucia, nie opartego ani na stosunkach rodz% gu se alnym. czego anl na poci ksu Dla
wi臋c wyci膮gn膮艂 go z b艂o
la em stworzy艂 mu b艂yskotliw膮 karier臋? Bo przecie偶 Bob by艂 j Przypomnia艂 sobie s艂owa Shirley: "M贸j ojciec jest g贸r膮 egoizmu' Prawdziwy sens tych s艂贸w mu umyka艂. Stoj膮c przed szerokim okn w livingroomie patrzy艂 zamy艣lony na miasto, kt贸re podbi艂 w kr贸tkim czasie. Na d ywanie obok nie o z romadzi艂o si
list贸w, wprawiaj膮cych w zak艂opotanie sekretark臋, kt贸ra cz臋sto mog艂a na wszystkie odpowiedzie膰. Opr贸cz niewinnych pr贸艣b o fot grZe z autografem otrzymywa艂 teraz zaproszenia na mi艂osne schadzk% na orgie. Nie brakowa艂o obelg i pogr贸偶ek. 呕膮dano od niego pieni臋d albo proponowano mu je za jedn膮 noc mi艂o艣ci. Tancerze e o dawt% koledzy, a tak偶e nieznajomi, prosili, 偶eby pom贸g艂 im uzyska膰 er% gagement. Fanowie podnieceni jego przesz艂o艣ci膮 i wdzi臋kiem okazy wali mu sympati臋 na ulicy albo manifestowali przed domem. Dziew% cz臋ta zachwycone jego urod膮 wita艂y owacyjnie jego publiczne wyst臋p, Dwaj uzbrojeni goryle towarzyszyli mu niemal wsz臋dzie, aby g% broni膰 przed napa艣ci膮 szale艅c贸w lub z艂odziei. d B%b ko y 艂 o% idej okazji, 偶eby im si臋 wyn%n膮膰. Wiedzieli a e藕膰 w ci膮gu dnia. Ilekro膰 korzysta艂 z kilku wolnych godzin, odwiedza艂 ksi臋garnie i kupowa艂 stosy ksi膮偶ek o litera. tu藕e, sztuce, muzyce, ta艅cu i historii, nie zapominaj膮c o powie艣ciach y h艣% e mia艂 dl, by nadrobi膰 braki w wykszta艂ceniu, a艅 偶adnego znaczenia. Chcia艂 przede wsz stkim zaj膮膰 czym艣 sw贸 y,
przerw w pracy zam ka艂 s艂 Szuka艂 samotno艣ci, podczas y si臋 w garderobie, powtarza艂 repliki albo j j%< p艂ywacy anu 藕a ni偶 lektur膮 dla przyjemno艣ci. Zag艂臋bia艂 si臋 w nie j膮 si臋 w morzu, pragn膮c czym pr臋dzej straci膰 wszelki kontakt z atmosfer膮 i pogr膮偶a膰 si臋 coraz g艂臋biej, coraz g艂臋biej. . .
*
* *
Bez wzgl臋du na rozliczne zaj臋cia Peter czuwa艂 ak z
zn膮 ew ucj膮 swego protegow
psychic ol j kle nad
anego. Przy czwartym f%ie Bob
o raz pierwszy osi膮gn膮艂 ga偶臋 w wysoko艣ci miliona dolar贸w, w czym
- 8
艂ug臋 mia艂 Peter i do czego przyczynili si臋 te偶 ajenci, eni, 偶e znale藕li kur臋 znosz膮c膮 z艂ote jajka. oczekiwa艂, 偶e Bob b臋dzie ja艣nia艂 rado艣ci膮 i dum膮, jak torzy, kt贸rzy osi膮gn臋li taki poziom zarobk贸w. Ku powszech%wieniu Bob zachowa艂 si臋 oboj臋tnie. Czy to by艂a poza? Czy zarozumia艂o艣ci, wysokiego mniemania o sobie? Jedynie Peter 偶e ma przyczyn臋 takiego zachowania. Bob stopniowo odrywa艂 si臋 tkiego, co go otacza艂o. Na pla艅ie prowadzi艂 inne 偶ycie. w sk贸r臋 kreowanej przez siebie postaci. Re偶yser nie usi艂owa艂 na ten stan rzeczy, wiedz膮c, 偶e to nie odnios艂oby skutku. _c go wyrwa膰 ze zoboj臋tnienia zaprasza艂 go od czasu do czasu do siebie razem z innymi go艣膰mi, albo w gronie rodzinnym. rodzinne! W jego przypadku by艂o to niew艂a艣ciwe okre艣lenie razie pozbawione element贸w uczuciowych. Traktowa艂 sw膮 rodzin臋 jak ma艂y teatrzyk marionetek, kt贸rymi porusza艂 za niewidzialnych sznurk贸w. Stawia艂 je nieraz w skomplikowa%ytuacjach i odczuwa艂 zadowolenie, ilekro膰 post臋powa艂y tak, jak _ uszcza艂. . . Rodzina O'Neill贸w! Nie by艂o mi臋dzy nimi 偶adnych 贸w uczuciowych. Peter zastanawia艂 si臋 cz臋sto, jak m贸g艂 po艣lubi膰 . By艂o to bowiem pocz膮tkowo ma艂偶e艅stwo z mi艂o艣ci. Ale nieomyl'Neill tym razem si臋 pomyli艂. To, co bra艂 za rozpasan膮 nami臋tno艣膰 y, rozbudzon膮 dzi臋ki jego m臋skim walorom, okaza艂o si臋 nimi膮, kt贸ra z czasem tak si臋 spot臋gowa艂a, 偶e ich stosunki ma艂偶e艅skie zupe艂nie. O dziwo, nie odczuwa艂 bynajmniej zazdro艣ci, raczej taj膮c膮 pogard臋. Teraz przygl膮da艂 si臋 偶onie, aby wykorzysta膰 jej charakteru - w r贸偶nych zreszt膮 wariantach - dla ukszta艂ania swoich flmowych bohaterek. ' Ilekro膰 zaprasza艂 Boba na obiad w gronie rodzinnym, stawia艂 sobie 艣lony cel. Analizowanie reakcji Anny w stosunku do tego ch艂opa_ kt贸ry doprowadza艂 j膮 do szale艅stwa, gdy偶 w przeciwie艅stwie do jej lak贸w, zawsze ulegaj膮cych jej zachciankom, Bob okazywa艂 si臋 艣ci膮gliwy i pe艂en rezerwy. Peter zastanawia艂 si臋 r贸wnie偶 nad uczuciami Shirley, kt贸ra nie uszcza艂a obiad贸w, je偶eli zapowiedziano wcze艣niej obecno艣膰 Boba. lcz膮ca krywal acja o偶liwe. Mi臋dzy matk膮 a c贸rk膮 pojawia艂a si臋 j tego samego samca. Spogl膮da艂y czasem na bie jak rozjuszone tygrysice. Ale b艂yski nienawi艣ci szybko gas艂y. "Shirley - my艣la艂 - b臋dzie kobiet膮 z g艂ow膮, kt贸ra dzi臋ki rodzonym zdolno艣ciom i milionom odziedziczonym po ojcu mog艂a 79
II
by zapewni膰 sobie pogodn膮 i wygodn膮 egzystencj臋. Pod warunkiem, 偶e nie stanie si臋 艂upem jakiego gigolaka z nizin spo艂ecznych, kt贸ry by j膮 oskuba艂 z pieni臋dzy. Obecny jej kochanek by艂 tylko handlarzem narkotyk贸w". Peter podejrzewa艂, 偶e Shirley wybra艂a sobie t臋 偶a艂osn膮 kreatur臋, 偶eby przeciwstawi膰 si臋 w艂adzy ojca. By艂aby nader zdziwiona, gdyby si臋 dowiedzia艂a, 偶e jej osobaa jej przysz艂o艣膰 by艂y mu ca艂kiem oboj臋tne. Nie obchodzi艂 go r贸wnie偶 Robby. By艂 to nieudacznik, kt贸rym Peter Pogardza艂, i zapewne narkoman, zmierzaj膮cy bezwiednie ku zgubie. Dlaczego nie ukszta艂towa艂 si臋 w tej samej formie co Bob? Zdolno艣ci zalety Boba budzi艂y jego zazdro艣膰. Mimo braku wykszta艂cenia i rozeznania w skomplikowanym mechanizmie 偶ycia ten ch艂opak mia艂 charyzm臋, kt贸ra poci膮ga艂a t艂umy. Co wi臋cej, da艂 dow贸d przywi膮zania i wdzi臋czno艣ci, kt贸rych zreszt膮 Peter nie ceni艂. Brak charakteru uwa偶a艂 za nieodzowny warunek zrobienia kariery. Bob otrzyma艂 propozycje od innych re偶yser贸w i to najwy偶szej rangi, kt贸rzy chcieli go obsadzi膰 w swoich fil mach, aby wykorzysta膰 jego popularno艣膰 do potro%enia liczby widz贸w. Ale on pozosta艂 lojalny wobec O Neilla, kt贸ry go wylansowa艂. Ajent Boba, zdziwiony takim post臋powaniem, do jakiego nie by艂 _ przyzwyczajony, zapyta艂 Boba: "Czemu odmawia pan wy偶szej ga偶y? Przecie偶 nie podpisa艂 pan umowy o wy艂膮czno艣ci, o ile mi wiadomo! Niech pan rozwinie skrzyd艂a! Mo偶e pan w kr贸tkim czasie podwoi膰 lub potroi膰 dochody!" Ale Bob nie wyobra偶a艂 sobie, jak m贸g艂by zdradzi膰 O'Neilla. ' Niekiedy zaj臋cia zawodowe tak zaprz膮ta艂y O'Neilla, 偶e zapomina艂 o swojej ma艂ej gierce. Napotyka艂 coraz wi臋ksze przeszkody, za;; gra偶aj膮ce jego planom. Trzy ostatnie filmy - mimo du偶 ch k y osztow produkcji - przynios艂y pi臋膰set milion贸w dolar贸w, poka藕n膮 sum臋% kt贸ra wp艂yn臋艂a do kasy wytw贸rni i macierzystej multinarod贸wki.; Wrog贸w omal 偶贸艂膰 nie zala艂a. M贸g艂by nakr臋ci膰 sze艣膰 film贸w rocznie% gdyby negocjacje poprzedzaj膮ce produkcj臋 nie zajmowa艂y tyle czasu Ajenci wszechpot臋偶nej Music Corporation of America, jak r贸wnie偶 mniejszych, lecz r贸wnie bezwzgl臋dnych instytucji, do kt贸rych przy艂膮cza艂y si臋 Screen Actors Guild oraz wiele innych zwi膮zk贸w zawodo wych, narzucali wytw贸rni wymagania dotycz膮ce wszystkich pracow nik贸w niezb臋dnych przy produkcji filmu - scenarzyst贸w, re偶yser贸w ' aktor贸w, kamerzyst贸w, elektryk贸w, dekorator贸w, krawc贸w, fryzjer贸 i tak dalej. Wytw贸rnie wyk艂贸ca艂y si臋 zawzi臋cie o ka偶dy punkt umowy
cie doj艣膰 do porozumienia, kt贸re mog艂y przyj膮膰 obie strony. 艂by 艂atwo osi膮gn膮膰 dochody takie jak Spielberg, Coppola czy Ale nie starcza艂o mu czasu...
W stosunkowo spokojnym okresie zdarzy艂 si臋 wypadek,
ruszy艂 kolponer贸w ulotek. Nowy samoch贸d Robby'ego,
te ferrari, jad膮c dwie艣cie na godzin臋 roztrzaska艂 si臋 o drzewo. " wyszed艂 ca艂o, lecz jego towarzysz, Herb Bryner zmar艂 na ze zmia偶d偶on膮 g艂ow膮. Policja, adwokaci, 艣wiadkowie, ze - wszyscy w艂膮czyli si臋 do gry. W procesie, kt贸ry
fantastyczne sumy, Robby zosta艂 skazany na trzy lata
zeniem. Zosta艂 uznany za nieumy艣lnego sprawc臋 zab贸jstwa. ma艂oletnio艣膰 ochroni艂a go przed wi臋zieniem. Natomiast e Bryner za偶膮da艂 od O'Neilla wysokiego odszkodowania, kt贸re zap艂aci艂 bez wahania. W wytw贸rni m贸wiono o korzy艣ciach alnych, jakie odni贸s艂 ojciec ofiary. Te pieni膮dze mog艂yby Ni膰 jego sytuacj臋 finansow膮, jak m贸wiono. George sp艂aci艂 cz臋艣膰 uejszych d艂ug贸w, czego domagali si臋 bankierzy mimo wi臋z贸w ni 艂膮cz膮cych ich z powa偶nym d艂u偶nikiem. "Biedny Herb umar艂 por臋, 偶eby uratowa膰 ojca od bankructwa" - powiadali
pogrzebie ch艂opca rozegra艂y si臋 przykre sceny. Katherine,
:rine nie zamieni艂a ani s艂owa ze swym by艂ym m臋偶em. Duma oli艂a jej 偶膮da膰 od niego aliment贸w, aczkolwiek to on j膮 艂. Pracowa艂a w supermarkecie, 偶eby zarobi膰 na utrzymanie. ierzy艂 George'owi opiek臋 nad dzie膰mi, poniewa偶 on mia艂 idk贸w na ich wychowanie i m贸g艂 im zapewni膰 wykszta艂cenie czych szko艂ach. ,ym cz艂onkiem rodziny, kt贸ry nie odczuwa艂 偶alu po 艣mierci by艂a Gloria, nienawidz膮ca dzieci z pierwszego ma艂偶e艅stwa . Wola艂aby tylko, 偶eby to Chris, jej rywalka, sta艂a si臋 ofiar膮
picklo mane艅
Robby tak przej膮艂 si臋 艣mierci膮 Herba, 偶e zwi臋kszy艂 dawki narkotyku. Odwiedza艂 Boba, ilekro膰 go zastawa艂 w domu, i rozmawia艂 k%bo艣 wypadku i o swym najlepszym przyjacielu. Pod ji opisywa艂 chorobliwie jego g艂ow臋 roztrzaskan o drzewo, zamienion膮 w miazg臋 nie przypominaj膮c膮 rys贸w cz艂owiek 膮 艁zy sp艂ywa艂y mu spod powiek, na koniec zanosi艂 si臋 p艂aczem. Towarzystwo Boba dzia艂a艂o na艅 uspokajaj膮co. Straci艂 swoj膮 arogancj臋. Znowu sta艂 si臋 wra偶liwym dzieckiem siedemnastu - mimo swych lat
- i szuka艂 pociechy u nowego przyjaciela. Kiedy si臋 uspokaja艂, p艂ywali razem w basenie, skakali, fikali koz艂 si臋 wod膮, urz膮dzali wy艣ci y, opryskiwali ci膮gali si臋 w s艂o艅cu naie偶ak miewali si臋 jak szaleni. Nast臋pnie przyjemnie 艂askota艂a ich sk贸r臋, ach lub po prostu na trawie, kt贸ra Bob zauwa偶y艂 艣lady uk艂u膰 na ramieniu Robby'ego. Pr贸bowa艂 sprowadzi膰 rozmow na temat narkot k贸w ale Robby spochmurnia艂 i pogr膮偶y艂 si臋 w zaci臋tym milczeniu. y Wkr贸tce potem sam podj膮艂 ten temat. Usprawiedliwia艂 otrzeb bo o lem kontaktu z ojcem, przygniataj膮c膮 atmosfer膮 domow膮, j臋 艣ci膮 matki. - Ojciec my艣li tylko o swoich filmach, matka o swoich gi olakac - Ojciec wie, 偶e si臋 szprycujesz? - Nie. Ja dla niego nie istniej臋.
- Daj spokoj czarnym my艣lom! Przyznajesz, 偶e zaj臋ty jest swoj% prac膮. Wydaje miliony na utrzymanie te o domu, na zapewnienie w wspania艂ego 偶ycia, na kupno tych wsz tkich ferrari i czteroc lin rowych motor贸w. zaj臋ty,W la艂bym dr bin臋 uczucia. Taki jest wa偶ny, wielki, t jej obecno艣ci. By艂bym uszcz臋艣liwiony, gdyb i kiedy艣 zapyta艂: "Chcesz statystowa膰 w moim nast臋pnym flmie? Nigdy nie zainteresowa艂 si臋 moimi post臋pami w szkole. - Bo jest przekonany, 偶e jeste艣 pilnym uczniem, chodzisz regul nie do szko艂y i lubisz pracowa膰 jak on. Robby patrzy艂 na Boba swymi dziecinnymi, aksamitnymi ocz By艂 delikatny, za delikatny jak na ch艂opca. - W szkole uwa偶aj膮 mnie za bohatera. To 艣mieszne, ale wypadek zwi臋kszy艂 moj膮 popularno艣膰. Otar艂em si臋 o 艣mier膰, spow wa艂em 艣mier膰 przyjaciela. To jest co艣. Jestem, jak to si臋 m" i prawdziwym m臋偶czyzn膮. Zaszlocha艂.
82
Ojciec bardziej zajmuje si臋 twoj膮 karier膮 ni偶 moj膮 przysz艂o艣ci膮. by mia艂 s艂uszno艣膰. Bob r贸wnie偶 szuka艂 wyja艣nienia dla zagad% post臋powania O'Neilla. Stary re偶yser dok艂ada艂 na planie kich stara艅, korzysta艂 z ca艂ej wiedzy, z ca艂ego do艣wiadczenia, z ca艂ego geniuszu, aby uczyni膰 z Boba gwiazd臋 pierwszej - ci. Skraca艂 etapy, jakby mu brakowa艂o czasu. Pcha艂 go do i. Pr臋dko! Coraz pr臋dzej ! Cz臋sto przygl膮da艂 si臋 twarzy, ruchom, c swego protegowanego. Bob ze zdziwieniem poddawa艂 si臋 tym wym ogl臋dzinom. Peter pyta艂, czy nie czuje si臋 zm臋czony nZaganiami. Sam wk艂ada艂 w prac臋 tyle energii, 偶e budzi艂o to tie wsp贸艂pracownik贸w. Niekiedy - by艂o to nowe zjawisko - wa艂 zadyszki. Wielkie zm臋cznie zmienia艂o jego rysy, lecz mimo nika艂 z twarzy sarkastyczny u艣miech. Peter nadal by艂 dla Boba
*
* *
- 艂ey przysz艂a pewnego ranka, kiedy Bob opala艂 si臋 na le偶aku, od r臋k膮 mro偶on膮 oran偶ad臋. Wyj膮tkowo pi臋kna pogoda po obj膮膰 wzxokiem ca艂e miasto a偶 po brzeg oceanu. Bob dysza艂 ze aia, bo tego dnia du偶o p艂ywa艂, 偶eby utrzyma膰 si臋 w formie. ty usiad艂a obok na le偶aku. Mia艂a na sobie zredukowane do n czarne bikini, ods艂aniaj膮ce pi臋kne biodra i p艂aski brzuch. e n贸g by艂y polakierowane na czerwono. Uroda jej sta艂a si臋 )%ca i jeszcze bardziej zmys艂owa, lecz nie robi艂a na Bobie
, kt贸ry znajdowa艂 czas, aby mu us艂ugiwa膰, nie zaniedbuj膮c k贸w w wielkim domu, przyni贸s艂 koktajl Prince of Ales, za - hirley przepada艂a. Podzi臋kowanie Boba sprawi艂o mu przyjeu艣miech dziewczyny przyj膮艂 z mniejszym entuzjazmem. k duch. By艂 zazdrosny o go艣ci Boba. Wola艂by mie膰 go tylko dla ba膰 o niego, spe艂nia膰 jego wszystkie 偶yczenia. - y umoczy艂a wargi w koktaj lu i oznajmi艂a bezbarwnym tonem x nie 偶yje. Zabito go w jakiej艣 parszywej uliczce. "tykro mi, Shirley.
'zykro?
'zykro z twojego powodu. Ja go przecie偶 osobi艣cie nie zna艂em.
83
- Przewidzia艂am, 偶e tak zginie. Nigdy go nie kocha艂am. Ani on mnie. Ale w 艂贸偶ku by艂 boski. - Po艣r贸d wielu znajomych znajdziesz na pewno kogo艣, kto go: zast膮pi z powodzeniem. - Oni mnie nie obchodz膮. Chcesz ze mn膮 sypia膰? Bob u艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony i za偶enowany zarazem. - Dlaczego mnie wybra艂a艣? - Sama nie wiem. Przyjd臋 dzi艣 w nocy do ciebie. - Sp臋dz臋 wiecz贸r w mie艣cie. Mam si臋 spotka膰 z dziennikarz - Z paroma wielbicielkami r贸wnie偶. Wpadn臋 dopiero po p贸1
nocy.
Nie czekaj膮c na odpowied藕 wsta艂a i odesz艂a, nie doko艅czy% koktajlu. Kim zjawi艂 si臋 jak spod ziemi. Zabra艂 jej szklank臋 ledwo w艣ci膮gaj膮c z艂o艣膰. - Kobiety s膮 natr臋tne, prosz臋 pana.
Bob wr贸ci艂 dobrze po p贸艂nocy. Mia艂 nadziej臋, 偶e Shirley j zrezygnowa艂a z odwiedzin, tym bardziej 偶e, jak m贸wi艂 Kirii, wpad艂a '! ju偶 wcze艣niej. - K膮piel gotowa, prosz臋 pana.
- Dzi臋ki.
Lokaj odszed艂 jakby troch臋 zaniepokojony. Bob wyci膮gn膮艂 z ki szeni pude艂ko i wsun膮艂 je do nocnej szafki. Rozebra艂 si臋 i wszed艂 p natrysk. Cz艂owiek jest zwierz臋ciem pochodz膮cym z wody, my艣L Uwielbia艂 wod臋 perl膮c膮 si臋 na jego ciele, kt贸re odbija艂o si臋 w strach. Kiedy wr贸ci艂 do sypialni, wycieraj膮c mi臋kkim r臋cznikiem faluj% w艂osy, stan膮艂 jak wryty. Shirley r贸wnie偶 naga le偶a艂a na 艂贸偶ku. 艢mi1 si臋 rozTwio i m z wyj艣ci da艂 si臋 jej kawa艂.
Zachowywa艂a si臋 jak klientki, kt贸re narzuca艂y mu swoj膮 obecno% Odrzuci艂 r臋cznik i podszed艂 do 艂贸偶ka. Dziewczyna ogl膮da艂a z chwytem jego nagie cia艂o. Otworzy艂 szuflad臋, bez skr臋powania wyj膮艂 z pude艂ka prezerwa i starannie j膮 naci膮gn膮艂. Shirley przygl膮da艂a si臋 temu, bynajmnie) ura偶ona tym dowodem nieufno艣ci. - Masz racj臋. Nie by艂am jedyn膮 kochank膮 Rixa. Co rus
84
tia艂. Mnie zatrzyma艂 najd艂u偶ej, bo schlebia艂o to jego pr贸偶no艣ci, 偶e y c贸rk臋 wielkiego O'Neilla. - b偶y艂 si臋 przy niej. Pie艣ci艂a z rozkosz膮 jego pier艣, brzuch, j膮dra. tktywno艣ci z jego strony nie zniech臋ca艂 jej, okazywa艂a mu swe e pragnienie, chcia艂a go zdoby膰. By艂a tak podniecona, 偶e szybko 艂a orgazm, ale spostrzeg艂a z 偶alem, 偶e Bob nie pragn膮艂 tego ku. DPsta艂a z westchnieniem i wci膮gn臋艂a na siebie r贸偶ow膮, tyst膮 sukienk臋. Czy mam ci podzi臋kowa膰? - zapyta艂a ch艂odno.
;Ale偶 nie! Ja te偶 mia艂em swoj膮 przyjemno艣膰.
miechn臋艂a si臋 z przymusem.
QPi臋c mog臋 jeszcze przyj艣膰?
Dlaczego nie? Tylko nie zapomnij zapowiedzie膰 swej wizyty. tewczyna pokry艂a 艣miechem swe rozczarowanie. Szkoda!
Czego szkoda?
呕e nie pragniesz mnie tak jak ja ciebie. Traktujesz mnie jak z膮 lepsz膮. Czy przeszkadza ci my艣l o Rixie? Mo偶e twoja to艣rmnie tak podnieca. Nigdy nie traktowano mnie oboj臋tnie. . . Czy ja r贸wnie偶 mam si臋 chwali膰, 偶e zer偶n膮艂em c贸rk臋 wielkiego m?
- cn膮艂 艣miechem.
- iie jeste艣 mi oboj臋tna! Tylko 偶e ja si臋 tym nigdy nie przejmuj臋. r%y ci takie wyja艣nienie? - Ci艂a si臋 na pi臋cie i wysz艂a.
:l Brighton zatrzyma艂 taks贸wk臋 przed bram膮 O'Neilla. Gdyby asta艂 w domu, by艂by w nie lada k艂opocie, gdy偶 nie mia艂 r na powr贸t do 艣r贸dmie艣cia. Musia艂by zjecha膰 do podn贸偶a
iills i tam wysi膮艣膰 z taks贸wki. Dalej trzeba by i艣膰 pieszo. lefonowa艂 do studia, trafi艂 na asystenta re偶ysera, God%Nina tia艂 od dawna. Powiedzia艂 mu on w zaufaniu, 偶e Peter pracuje przerabia scenariusz pod k膮tem francuskiej aktorki, wielkiej kt贸r膮 chcia艂 zaanga偶owa膰. Prosi艂, 偶eby Brighton nie wspo - d ma t臋 informacj臋.
85
Darrel d艂ugo ogl膮da艂 dom, do kt贸rego wej艣cie widnia艂o na ko艅cu alei obrze偶onej krzakami r贸偶 i hibiskus贸w, wysadzanej palmami. Nie po raz pierwszy odwiedza艂 do domostwo. W epoce swojej s艂awy bywa艂 tu cz臋stym go艣ciem na przyj臋ciach. Za艣mia艂 si臋 gorzko. Teraz ju偶 wszyscy o nim zapomnieli. Przybywa艂 tu jako petent. To okropne! Trzeba by艂o jednak wypi膰 ! " do dna ten kielich goryczy. Zadzwoni艂. Uzbrojony, brodaty portier - niegdy艣 mistrz wolnoamerykanki - wyszed艂 z budki i zmierzy艂 go podejrzliwym wzrokiem. Darrel wymieni艂 swe nazwisko i wyja艣ni艂, 偶e chce pom贸wi膰 z panem domu. Cerber zaanonsowa艂 przybysza telefonicznie i d艂ugo czeka艂 na odpowied藕, a tymczasem serce Darrela bi艂o jak m艂otem. U艣miechn膮艂 si臋 i westchn膮艂 z ulg膮, kiedy olbrzym otworzy艂3 偶elazn膮 bram臋 i pozwoli艂 mu wej艣膰. Zwolni艂 taks贸wk臋, ryzykuj膮c, 偶e b臋dzie musia艂 wraca膰 pieszo. Mia%'? jednak nadziej臋, i偶 Peter odda mu do dyspozycji jeden z kilku; samochod贸w. Kamerdyner zaprowadzi艂 go do gabinetu O'Neilla, kt贸r estem wskaza艂 mu fotel. - Ko艅cz臋 w艂a艣nie dialog. Potem b臋d臋 dla ciebie. Darrel rozsiad艂 si臋 wygodnie i czeka艂. Koniec jednak wyra藕nie si臋% wyd艂u偶a艂. Peter, uniesiony natchnieniem zapomnia艂 pocz臋stowa膯 o艣cia akim艣 drinkiem. Darrel przygl膮da艂 si臋 rezyserowi, kt贸ry pisa艂 or czkowo. Bardzo schud艂. Sk贸r a twarzy przypomina艂a pergamin; w艂osy zacz臋艂y si臋 przerzedza膰. Starza艂 si臋, lecz szcz臋艣cie go nie opuszcza艂o. Staro偶ytni wzywali na pomoc dobre geniusze. Peter by wspomagany i przez nie i przez muzy. Mo偶na mu by艂o pozazdro艣ci膰. Spojrza艂 na meble, obrazy, dywany. Za oknem zaczyna艂o ciemnie膰. Nareszcie Peter podni贸s艂 g艂ow臋, u艣miechn膮艂 si臋 i zamkn膮艂 skryp scenariusza. - Wybacz mi, ale jak widzisz, mam zaledwie kilka chwil wolnych% Whisky? - Dzi臋ki.
Peter zadzwoni艂 i Kim poda艂 "scotch on the rocks" dla go艣cia i sok owocowy dla swego pana. - A wi臋c przyszed艂e艣 mnie odwiedzi膰! - stwierdzi艂 Peter. - T mi艂o z twej strony. - Przyszed艂em. . .
Zadzwoni艂 telefon. Peter rozmawia艂 dobre p贸艂 godziny nim od艂o s艂uchawk臋.
86
wsp贸艂pracownicy nie rusz膮 nawet palcem bez mojej zgody.
l podj膮艂 znowu:
imo 偶e jeste艣 tak zaj臋ty, o艣mieli艂em si臋 ci przeszkodzi膰. . . nek telefonu zn贸w mu przerwa艂. Po minucie, kt贸ra trwa艂a kwadrans, Peter przypomnia艂 sobie, 偶e mia艂 zam贸wi膰 jakie艣 e, kt贸re otrzyma艂 nie bez trudno艣ci. Jeszcze dwadzie艣cia iwersacji. Darrel stara艂 si臋 zachowa膰 zimn膮 krew. zerkn膮艂 na zegarek, gwizdn膮艂 zdziwiony i zwr贸ci艂 si臋 do
Powiedz, co ci臋 tu sprowadza! Musz臋 p贸j艣膰 przebra膰 si臋 do I%r艂 i wychyli艂 sw膮 szklank臋. Darrel wsta艂 tak偶e. Potrzebny mi engagement, Peter.
Nie martw si臋, Darrel. Osiemdziesi膮t procent aktor贸w w Hollzie szuka engagement. Co robi tw贸j ajent? Potrz膮艣nij nim
Mam z艂膮 pass臋, Peter. Rozwiod艂em si臋 z 偶on膮 i za偶膮da艂em od dk贸w na utrzymanie. Tak nisko upad艂em. A przecie偶 w przemia艂em kilka pi臋knych r贸l w telewizji i w filmach d艂ugomet~ Co艣 zrobi艂 z t膮 ca艂膮 fors膮? - 呕yj臋 ze wspania艂膮 kobiet膮, kt贸ra zachorowa艂a. Moja dawna 偶ona vno posz艂a do kliniki. Zdaje si臋, 偶e ma raka. Je艣li umrze, aam si臋 z alimentami. - er zdradza艂 oznaki zniecierpliwienia.
arrel nastawa艂:
- Rola w twoim nast臋pnym filmie pozwoli艂aby mi wyj艣膰 z tarapa. Przynajmniej na jaki艣 czas. - yser wzruszy艂 ramionami.
- Mam pe艂n膮 obsad臋. Moja wytw贸rnia zawar艂a umow臋 z MCA.
bym ci臋 poratowa膰. Kilkaset dolar贸w. . .
arrel nie m贸g艂 si臋 d艂u偶ej opanowa膰.
Nie rozumiesz, 偶e jestem w rozpaczy? 呕e tylko kontrakt m贸g艂by uratowa膰? Cz臋sto z tob膮 pracowa艂em. Nigdy nie da艂em ci iu do niezadowolenia.
ter zawaha艂 si臋, po czym odpowiedzia艂 z pewnym za偶enowaniem: Nawet gdybym ci臋 zaproponowa艂, wytw贸rnia by ci臋 odrzuci艂a. nazwisko nic ju偶 nie m贸wi publiczno艣ci. Wiesz o tym tak samo
87
jak ja. Miliony widz贸w w Stanach s膮 bardziej kapry艣ne ni偶 rozpi% czone dzieci. Dzi艣 domagaj膮 si臋 ciebie krzykiem, jutro odrzucaj膮, al! co gorsza, zapominaj膮. . . W tej chwili nic nie mog臋 zrobi膰 dla ciebie D rrel mia%nie, 偶e sufit spad艂 mu na g艂ow臋. Wraca膰 do don p ymi r臋k a my艣l o tym czu艂 si臋 chory. - B艂agam ci臋, Peter! Pom贸偶 mi! Od kilku miesi臋cy nie p艂ac臋 mieszkanie, sprzeda艂em samoch贸d meble, kosztowno艣ci. Zastawi艂e ubrania. . . Zat%rk 艂 ed fon. Peter um 艣lnie tego nie zauwa偶y艂. " mam du偶e wydatki. .niewielk膮 zaliczk臋 bezzwrotn膮. . . Niewielk膮, t Darrel wpad艂 w rozpacz. Nie m贸 艂 u偶 g liczy膰 na O Neil! Wprawdzie zna艂 panuj膮c膮 o nim opini臋, lecz nie wyobra偶a艂 sobie 臋 y - oka偶e si tak nieczu艂 tak pod艂y.
echa. Porzu膰 t臋 chor膮 kochank臋 - doradzi艂 mu Peter. - Przynosi i Darrel uzna艂, 偶e wystarczaj膮co si臋 upokorzy艂. - Wybacz, 偶e ci przeszkodzi艂em. - Zawsze b臋dziesz u mnie mile widziany. Wype艂ni膰 ci czek? - Dzi臋ki, jako艣 sobie poradz臋. Dobranoc, Peter. - Dobranoc. Wierz mi, podzielam twoje zmartwienia. - Jestem tego pewny. Do widzenia. Wyszed艂 kipi膮c gniewem i dopiero na dworze u艣wiadomi艂 sobie, 偶r nie ma przecie偶 samochodu i trudno mu b臋dzie wr贸ci膰 do 艣r贸dmie艣cia Autobusy bardzo rzadko kursowa艂y w eleganckich dzielnicach, gdzie ka偶da rodzina mia艂a kolekcj臋 aut. Przemierzy艂 ogr贸d i wyszed艂 偶e any i pogardliwym uk艂onem uzbrojonego olbrzyma. W Los Angeles zie chodz膮cy pieszo albo s膮 sp艂ukani, albo znale藕li si臋 w zupe艂nej n臋dzy.
*
* *
Niezno艣ny upa艂 przykrywa艂 Los Angeles warstw膮 p艂ynnego o艂owiu. G臋sty smog - dusz膮ca mg艂a - ci膮偶y艂a w powietrzu. Niespokoj, gor膮ca atmosfera nocy by艂a na艂adowana elektryczno艣ci膮. Ka偶dego wieczoru Bob rzuca艂 si臋 do basenu szukaj膮c w nim f och艂ody. Wychodzi艂 z letniej k膮pieli os艂abiony, przybity. Sy ia艂 na o Przy oknie otw artym
na miasto s owite wielobarwn chmur膮. By艂 to
88
niesamowity i przyt艂aczaj膮cy. Zmgczenie stawa艂o si臋 nie do nia. Praca w studiu pogarsza艂a jeszcze z艂e samopoczucie Boba. dz膮c na le偶aku przy basenie wypi艂 dwie szklanki coca coli j mu przez Kima, kt贸ry mimo upa艂u nosi艂 bia艂y dinner jachet i膮 muszk臋. 艢wie偶y i wypocz臋ty ch臋tnie us艂ugiwa艂 swemu
roch臋 po jedenastej Peter przyszed艂 odwiedzi膰 Boba. Spostrzeg艂 enie maluj膮ce si臋 na jego twarzy i poradzi艂 mu, 偶eby si臋 dza艂. Bardzo licz臋 na ciebie w tym filmie. Mamy wsp贸lny cel: sukces. imy go zdoby膰. ypi艂 szklank臋 oran偶ady i odszed艂. Bob mia艂 na sobie tylko bny, przylegaj膮cy do cia艂a szlafrok. Przed p贸艂noc膮 uda艂 si臋 do ni, cisn膮艂 szlafrok na dywan i rzuci艂 si臋 na 艂贸偶ko. Nie nakrywa艂 si臋 a, bo prze艣cierad艂o ci膮偶y艂o mu jak o艂贸w. Z trudem zasn膮艂. mksyzm rozkoszy zbudzi艂 go z erotycznego snu. Anna, r贸wnie偶 k偶a艂a przy nim. Do艣wiadczy艂a najwi臋cej satysfakcji pieszcz膮c Ani cz艂onek Boba. Daremnie broni艂 si臋 przed jej napa艣ci膮, przed tceniem jego intymno艣ci. Anna uosabia艂a jego przesz艂o艣膰 - w nim wstr臋t. Nie bacz膮c na nic przygniot艂a go swym cia艂em ca艂ego do艣wiadczenia rozpustnicy, aby podnieci膰 jego zmys艂y. iem si艂 broni艂 si臋 przed jej po偶膮dliwo艣ci膮: Nie! Nie! Prosz臋 odej艣膰 - szepta艂 nie mog膮c uwolni膰 si臋 z jej cpasana lubie偶no艣膰 zdwoi艂a jej si艂y. Zgniot艂a ustami wargi Boba a go wbrew jego woli.
*
* *
: otwarte okno Peter spostrzeg艂 sylwetk臋 偶ony, kt贸ra bez
e sun臋艂a ku pawilonowi dla go艣ci. Czarne woale jej domowej owa艂y jak skrzyd艂a nietoperza. nie m贸g艂 zasn膮膰 z powodu upa艂u. Mia艂 na sobie tylko s odnie .y, pot perli艂 si臋 na jego nagiej piersi. Czu艂 wstr臋t do b gatych nek, kt贸re kupuj膮 sobie gigolak贸w i trzymaj膮 ich przy sobie i kochank贸w, albo przyznaj膮 im status m臋偶贸w, ale bez y ma艂偶e艅skiej, aby m贸c si臋 ich pozby膰 bez komplikacji
ych, je艣li nami臋tno艣膰 wyga艣nie.
89
Na poci膮g艂ej twarzy o mefistofelicznych rysach znowu pojawi艂 si臋 drwi膮cy u艣miech.Wyobra偶a艂 sobie scen臋,jaka rozgrywa si臋 w sypialni Boba.Odtwarza艂 j膮 w my艣li tak dok艂adnie,jakby rozgrywa艂a si臋 na jego oczach przed kamerami,w 艣wietle reflektor贸w.Czy i ten epizod w艂膮czy艂 do swoich rachunk贸w? Biedny Bob! Pad艂 ofiar膮 nienasyconej Anny. . . M艂odo艣膰 i 艣wie偶o艣膰 tego ch艂opca by艂y dla Anny najbardziej kusz膮c膮 przyn臋t膮...A czy on sam tak偶e go nie kupi艂? Da艂 mu w zamian cudowne 偶ycie...Mimo wszystko czu艂 lekki niepok贸j.Czy偶by on,nieczu艂y Peter O'Neill przywi膮za艂 si臋 do tego ch艂opaka? Czy przypadkiem nie zosta艂 zdrai dzony. Szyderczy u艣miech jeszcze si臋 zaakcentowa艂.Czy偶by mia艂 obci膮偶a膰 swe sumienie drobiazgami? Nic nie dostaje si臋 za darmo.To prawo, kt贸rego domaga si臋 natura. Lilie kwitn膮ce w ogrodzie pachnia艂y osza艂amiaj膮co.膯my lata艂y doko艂a kr膮g艂ych jak pi艂ki futbolowe lamp o艣wietlaj膮cych trawniki, krzewy,fontanny.Rzadko korz sta艂 z wol y nego czasu,z przy%emno艣ci
; oddawania si臋 marzeniom...Nieprzeparta si艂a pcha艂a go ci膮gle naprz贸d,bez chwili wytchnienia.Bieg艂,aby pochwyci膰 czas,kt贸ry ucieka艂,ucieka艂,ucieka艂...By艂 bogaty,s艂awny,tworzy艂 arcydzie艂a... Lecz by艂 g艂臋boko nieszcz臋艣liwy...g艂臋boko nieszcz臋艣liwy. Wdycha艂 dolatuj膮ce z ogrodu zapachy,ws艂uchiwa艂 si臋 w cykanie 艣wierszczy.Przelatuj膮cy nad miastem helikopter policyjny zaburcza艂 jak fantastyczny owad.Przy艂膮czy艂y si臋 do ch贸ru syreny stra偶ackich o w jad膮cych do po偶aru.Nad Century City smog nagle poczer% Peter zobaczy艂 Ann臋,kt贸ra niemal lxegiem wypad艂a z pawilonu dla ! go艣ci.Kiedy zbli偶y艂a si臋 do domu,widzia艂 j膮 wyra藕nie w 艣wietle kulistych lamp.Wygl膮da艂a na zaspokojon膮 i szcz臋艣liw膮. Z艂y grymas wykrzywi艂 twarz O'Neilla.Nie po to sprowadzi艂 Boba 偶eby dostarczy膰 rozkoszy Annie.Chcia艂 si臋 zem艣ci膰...
Nazajutrz rano mi臋dzy dwiema scenami przygotowanymi w studiu i pod kierunkiem Godwina, Bob odszed艂 do O Neilla, kt贸ry jak zwykle powita艂 go ironicznym u艣miechem. - Jak leci, Bob? Jeste艣 dzi艣 nie w sosie?
Pod wp艂ywem wzburzenia Bob jeszcze wypi臋knia艂, sta艂 si臋 bardziej i poci膮gaj膮cy. Nic dziwnego, 偶e kobiety za nim szalej膮" - pomy艣la艂 Peter obejmuj膮c go badawczym, troch臋 zazdrosnym spojrzeniem. Przepraszam pana, mister O'Neill, ale postanowi艂em si臋 wy Ker zauwa偶y艂 maluj膮ce si臋 w jego oczach zmartwienie. Nigdy ie przypu艣ci艂, 偶e nocne naj艣cie Anny mo偶e spowodowa膰 szkody. . . Wi臋cej nawet: takie spustoszenie. Bob by艂 podener
- Czy da艂em ci powody do niezadowolenia? Zawsze okazywa艂em vnteresowanie, serdeczno艣膰. . . - 艂opak spojrza艂 na艅 wzrokiem zbitego psa. Wczorajsza przygoda sn臋艂a nim bardziej ni偶 Peter m贸g艂 przypu艣ci膰. Ogarn膮艂 go scnsowny strach. Czy偶by mia艂 wszystko straci膰, co zbudowa艂 t.i? By艂 bliski rozpaczy, ale ukry艂 swoje uczucia. Wsta艂 z krzes艂a o偶y艂 d艂onie na ramionach Boba. Odczu艂 w tej偶e chwili dziwne eSzanie. Czy偶by Anna zniszczy艂a jego dzie艂o? aNie mog臋 oby膰 si臋 bez ciebie, Bob!
Zabrzmia艂o to niemal jak mi艂osne wyznanie.
- B臋dziemy si臋 spotykali niemal co dzie艅 na planie.
Ale pomi臋dzy kr臋ceniem dw贸ch flm贸w? Kiedy spotkania,
traktacje, narady oddalaj膮 mnie od ciebie? Odczuj臋 twoj膮 nieobec%. Rad jestem wiedz膮c, 偶e kiedy wracam do domu znajd臋 si臋 iz膮cego przy basenie. Bez ciebie poczuj臋 si臋 samotny. Strasznie
u"%., .
- Ma pan rodzin臋, mister O'Neill.
- Ona dla mnie ju偶 nie i艣tnieje!
Spostrzeg艂 nagle, 偶e wzburzenie, kt贸rego nie potraf艂 ukry膰, r贸ci艂o uwag臋 ludzi pracuj膮cych na planie. Zni偶y艂 g艂os: - Wyjd藕my na chwil臋. Brak mi tu powietrza.
Gdy byli blisko drzwi doszed艂 do jego uszu szept: "Mi艂osna rzeczka". Uda艂, 偶e nie dos艂ysza艂 tych ironicznych, brutalnych s艂贸w. caz z Bobem opu艣ci艂 obszerny, gwarny budynek, w kt贸rym sp臋dzi艂 tow臋 偶ycia. Kiedy znale藕li si臋 na dworze pomi臋dzy ogromnymi hangarami, kt贸rych kr臋cono inne flmy, Peter w艂o偶y艂 przejrzysty, niebieski szek nad oczami, kt贸ry nie tylko ochrania艂 je przed o艣lepiaj膮cym at艂em reflektor贸w, lecz tak偶e przed ciekawo艣ci膮 kr臋c膮cych si臋 oko艂a ludzi.
9r
- Ty mi przynosisz szcz臋艣cie i ja ci przynosz臋 szcz臋艣cie, Bob. Dlaczego burzy膰 t臋 doskona艂膮 r贸wnowag臋? Je艣li uciekniesz ode mnie, I wszyscy, kt贸rzy zazdroszcz膮 ci szybkiej kariery, rzuc膮 si臋 na ciebie i po偶r膮. Nie opuszczaj twego pawilonu, Bob! Wydam polecenie nocnym str贸偶om, aby nie wpuszczali do ciebie os贸b niepo偶膮danych. Bob spojrza艂 na艅 badawczo. W jego jasnych oczach pojawi艂a si臋 nieufno艣膰. Zrozumia艂, 偶e Peter wiedzia艂 o nocnej wizycie Anny. Odpowiedzia艂 brutalnie: - Nie chc臋 p艂aci膰 w naturze za mieszkanie. Mo偶e panu ta sytuacja nie przeszkadza, lecz ja jej znie艣膰 nie mog臋. Peter zesztywnia艂. Kusi艂o go, by przypomnie膰 ich spotkanie na schodkach Hell's Kitchen, ale powstrzyma艂 si臋 w por臋. Bob nie by艂 ju偶 dawnym ch艂optysiem. Wymaga艂, by szanowano jego osob臋 i prywatno艣膰. Wizyta Anny wywo艂a艂a w nim obrzydzenie. - Nie musz臋 si臋 ju偶 sprzedawa膰. Dzi臋ki panu, przyznaj臋, zdoby艂em niezale偶no艣膰. Nie chc臋 by膰 uwa偶anym za towar. . . Przez nikogo. Bo nie jestem ju偶 towarem! O'Neill nie odpowiedzia艂. Bob wyczyta艂 w jego oczach niem膮, wzruszaj膮c膮 pro艣b臋. - Lepiej, 偶ebym si臋 wyni贸s艂, mister O'Neill. 呕a艂uj臋 tego, ale tak b臋dzie lepiej. Prosi艂em ju偶 mego ajenta; 偶eby mi wynaj膮艂 umeblowane mieszkanie w Westwood, Century City lub West Los Angeles. W moim domu b臋dzie pan zawsze u siebie - doda艂 艂agodniejszym tonem. - Przyjm臋 pana z otwartymi ramionami. Wiem, ile panu zawdz臋czam. Zreszt膮 jest mi pan bardzo bliski. Chce pan, 偶eby艣my szli jedn膮 drog膮. Zgoda. Tylko obecna sytuacja d艂u偶ej trwa膰 nie mo偶e. Peter gor膮czkowo szuka艂 jakiego艣 rozwi膮zania. Wpad艂 na dobry pomys艂. - Willa, kt贸r膮 tylko jedna nieruchomo艣膰 dzieli od mojej, jest do wynaj臋cia. We藕 j膮. B臋dziesz u siebie. Po co szuka膰 mieszkania w ha艂a艣liwych dzielnicach 艣r贸dmiejskich, skoro mo偶esz mie膰 w艂asn膮 siedzib臋, wygodn膮, eleganck膮, do kt贸rej nikt nie wejdzie bez twojej zgody. - Nie mam tyle pieni臋dzy, 偶eby wynaj膮膰 will臋 na Beverly Hills. Ani 偶eby j膮 umeblowa膰. . . - Wynajmuje si臋 j膮 wraz z meblami. Zreszt膮 twoje zar贸bki na to pozwalaj膮. Twoja obecna sytuacja wymaga 偶ycia na szerokiej stopie. B臋dziesz przyjmowa艂 dziennikarzy, b臋dziesz wydawa艂 przyj臋cia. To konieczne. Nie do pomy艣lenia jest tymczasem 偶ycie w takiej izolacji jak Marlon Brando. Dopiero wspinasz si臋 po zboczu na szczyt, podczas
92
r on ju偶 na nim siedzi. . . Pracuj臋 teraz nad filmem dla ciebie. 贸Mriesz na czo艂贸wce afsza. - Wytw贸rnia zg艂osi zastrze偶enia.
- Bryner i jego urz臋dnicy si臋 nie odwa偶膮. Dzi臋ki mnie wytw贸rnia abia setki milion贸w. Pom贸wig o tej willi z twoim ajentem. Za t臋pny film dostaniesz milion trzysta tysi臋cy dolar贸w. To ci rantuj臋. Wszed艂e艣 ju偶 do klubu aktor贸w milioner贸w. Bob szukaj膮c argument贸w patrzy艂 na t艂um ludzi, kt贸ry przep艂ywa艂 ko艂a. Zn贸w podni贸s艂 wzrok na swego rozm贸wc臋. - Dlaczego pan to wszystko dla mnie robi? Dlaczego?
Re偶yser wybuchn膮艂 艣miechem. Gorzkim, wymuszonym 艣mie
- Powiedzmy, 偶e to by艂o nag艂e ol艣nienie. . . Poznanie si臋 na twoim azcie. . . Niegdy艣 m贸wi艂oby si臋 o egeriach. . . - Co to jest egeria?
- Inspiratorka m臋偶a stanu, pisarza, artysty. . . Twoja obecno艣膰 ue inspiruje. . . Ty mnie inspirujesz. . . Mia艂 przykre wra偶enie, 偶e si臋 poni偶a, 偶e ods艂ania swoj膮 s艂abo艣膰. . . j膮 pi臋t臋 Achillesa. Bob patrzy艂 na艅 zbity z tropu.
- Nie rozumiem.
Peter westchn膮艂.
- Chc臋 ci臋 mie膰 blisko siebie. . . To proste. . . Jutro b臋dziesz m贸g艂 nieszka膰 w swej nowej willi. Jeszcze dwa, trzy flmy - i b臋dziesz g艂 j膮 kupi膰, umeblowa膰 i wstawi膰 do gara偶u kilka samochod贸w. - Nigdy nie 艣ni臋 z otwartymi oczami, prosz臋 pana. - Spr贸buj przypomnie膰 sobie, jak膮 drog臋 przeby艂e艣 od wyjazdu Tnwego Jorku do dzisiaj. - Wiem, ile si臋 panu nale偶y. . .
- Przyjmij wi臋c i t臋 will臋, o kt贸rej ci m贸wi艂em.
Bob podni贸s艂 r臋ce do g贸ry. Podda艂 si臋.
- Zgoda! Zgoda! Czy mog臋 odm贸wi膰?
- Wracajmy wi臋c na plan. Robota czeka.
Washington, nowy kamerdyner Boba, stary, jowialny Murzyn
srebrzystych w艂osach, wysoki, zgrabny i zawsze u艣miechni臋ty, iwem typowy s艂u偶膮cy z wielkich dom贸w, wyst臋puj膮cy w telewizji dla lamy towar贸w u偶ytku domowego - by艂 niewyczerpanym 藕r贸d艂em
93
anegdot o 艣wiatku hollywoodzkim. Pocz膮tkowo Bob oponowa艂 pr; ciwko zatrudnieniu licznej s艂u偶by, lecz Peter uwa偶a艂 to za koniec% dla utrzymania tak du偶ej willi, no i pozycji Boba. Oczywi艣 argumenty O'Neilla przewa偶y艂y. Opr贸cz kamerdynera Bob mia艂 teraz na us艂ugi lokajakierow , kucharza, poztiea i dw贸ch uzbro%onych stza偶nik贸w. Po namy I%, obliczywszy, ile pieni臋dzy poch艂onie taki tryb 偶ycia, Bob wzru; '% ramionami. Po c贸偶 my艣le膰 o przysz艂o艣ci? Co b臋dzie, to b臋dzie! i dawna fatalizm kierowa艂 jego post臋powaniem. Wieczorem, kiedy wraca艂 zm臋czony ze studia i zasiada艂 w g艂臋bol sk贸rzanym fotelu, a kamerdyner podawa艂 mu przed obiadem przy !'% towany przez siebie koktajl zamiast aperitifu, Bob mia艂 oc艂 parskn膮膰 艣miechem. Wydawa艂o mu si臋 艣mieszne, 偶e op艂ywa w t: i dostatki, skoro przez kilka lat polowa艂 co noc na klient贸w id膮cych ulic膮. Pr臋dko przywyk艂 do zbytku, do portfeli wypchanych studol: wymi banknotami, do wspania艂ych wn臋trz, do drogich samochod Lubi艂 s艂ucha膰 g艂臋bokiego basu Washingtona, kt贸ry opowiada艂 i o trudnych pocz膮tkach dawnych i nowych gwiazd, u kt贸rych sh i kt贸rym ka偶dego wieczoru podawa艂 koktajle. Pan Robert Redford - opowiada艂 Washington - praco jako ch艂opak do wszystkiego na stacji Standard Oil, ale zwolniono i bo si臋 nie nadawa艂. Panna Joan Crawford pra艂a bielizn臋. Pan Bron wypruwa艂 sobie flaki w kopalni w臋gla. Pan Kirk Douglas by艂 syr szmaciarza. Pan Maxwell, pi臋kny Maxwell Caulfield, o偶eni艂 z kobiet膮 dwa razy starsz膮 od niego, 偶eby dosta膰 si臋 do 艣wiata fili Washington nigdy nie omieszka艂 poprzedzi膰 nazwiska gwia I ` s艂owem pan lub pani. W taki spos贸b wyra偶a艂 szacunek nie tylko tych, kt贸rzy zwyci臋偶yli przeszkody albo byli wybra艅cami losu, 7 tak偶e dla dawnych aktor贸w, kt贸rzy znale藕li si臋 w n臋dzy. - Bardzo s艂awna pani Lana Turner zadebiutowa艂a jako panie ' do towarzystwa w podrz臋dnym barze. A pan Marlon Brando ! windziarzem, sprzedawc膮 lemoniady i ulicznym gazeciarzem. A Stallone. . . Us艂ugiwa艂em r贸wnie偶 aktorom milionerom, kt贸rzy zo% bez grosza, znale藕li si臋 w przytu艂ku dla starc贸w. . . Wymowr i, przyk艂adem jest pan Stepin Fetchit, czarny aktor, znany kor " Jeszcze pana nie by艂o na 艣wiecie, kiedy pan Fetchit w sw% najlepszych czasach mia艂 wspania艂膮 siedzib臋, dwunastu s艂u偶膮c i szesna艣cie rolls贸w; najbardziej poszukiwane w贸wczas kurtyz ubiega艂y si臋 o jego wzgl臋dy. Sko艅czy艂 w domu dla starych, biedn
II:I'
pan Peter Lawford, szwagier prezydenta Kennedy'ego,
orzenia nawet po 艣mierci: jego popio艂y wsypano do morza obiercy nie chcieli zap艂aci膰 nale偶no艣ci zarz膮dowi cmen - uiszczono nawet rachunku za pogrzeb. Dalej pani Dvorak, aa przez m臋偶a zmar艂a w Honolulu po straszliwej agonii. Ahnnica Lake, podziwiana przez wszystkich pikantna blondyn%y艂a jako barmanka. pani Joan Blondell, i pani Mary Astor, e Raft, i pan Johny Weissmuller, niezapomniany Tarzan - toczyli si臋 na dno n臋dzy. . . By艂a to wstrz膮saj膮ca lekcja dla rtaych aktor贸w, kt贸rzy staraj膮 si臋 od dobr膮 lokat臋 swoich eh dochod贸w. r zamy艣leniu s艂ucha艂 m膮drych s艂贸w Washingtona i nigdy ich atowa艂. Ilekro膰 by艂 w kiepskim nastroju rezygnowa艂 z obiadu f swoirn ferrari do miasta, pilnowany przez dw贸ch goryli za nim mercedesem. Peter przekona艂 go, 偶e to konieczne, tzpiecze艅stwo grozi艂o mu nie tylko ze strony porywaczy dla 艂sjdak贸w z Hell s Angels, lecz r贸wnie偶 ze strony zbyt ych fan贸w, a nawet szale艅c贸w, pragn膮cych ujrze膰 swe
na 艂amach gazet.
- kiwaniu zako艅czenia pertraktacji maj膮cych na celu umiesztwiska Boba na czele obsady, gra艂 on rol臋 studenta w filmie snej m艂odzie偶y. By艂a to komedia muzyczna, Bob ta艅czy艂 iiewa艂. Peter odkry艂 z zachwytem, 偶e jego protegowany nie wrodzone predyspozycje do ta艅ca, lecz obdarzony jest g艂osem. Nauczyciel przepowiada艂 mu wspania艂膮 przy
st膮pi艂 do baru White'a, gdzie zbierali si臋 g艂贸wnie m艂odzi m艂odzi ludzie marz膮cy o aktorskiej karierze. Trzeba by艂o e膰 spore 艣rodki finansowe, 偶eby przekroczy膰 pr贸g tego
ry oferowa艂 swym klientom bajeczne trunki, mi艂膮 atmosfer臋, jsz膮 muzyk臋 i feeryczne efekty 艣wietlne. - ada艂 ze zm臋czenia, gdy偶 Peter wymaga艂 od niego, aby
: od pracy w studiu sp臋dza艂 co dzie艅 godzin臋 lub dwie na
;LA, s艂awnego uniwersytetu kalifornijskiego. Musia艂 oswo
tmosfer膮 uczelni i 偶yciem studenckim. Pozna膰 zaj臋cia
jada膰 niekiedy w studenckiej menzie, bywa膰 na wyk艂adach
膰 zachowanie profesor贸w i student贸w.
95
i W obcym dla siebie 艣rodowisku Bob czu艂 si臋 jak mierny p艂ywak I%,% basenie olimpijskim. W Nowym Jorku jego kontakty z m艂odzie ogranicza艂y si臋 do kr臋gu ch艂opak贸w uprawiaj膮cych ten sam zaw贸d i d% ii b贸jek z 艂ajdakami, kt贸rzy chcieli go okra艣膰. Nie wiedzia艂, co to' prawdziwa przyja藕艅, bo nigdy nie mia艂 przyjaci贸艂. Nie potrafi艂 te偶% okre艣li膰, co w艂a艣ciwie 艂膮czy go z O'Neillem. _ Zetkni臋cie ze studentami bardzo go poruszy艂o. Byli swobodni, i% pe艂ni 偶ycia, skorzy do 偶art贸w, w oczach ich skrzy艂a si臋 z艂o艣liwo艣膰. Uprawiali mi艂o艣膰 nie z wyrachowania, lecz dla przyjemno艣ci, niekiedy nawet pod wp艂ywem poetycznych uczu膰. on nieraz odczuwa艂 poci膮g fizyczny, zw艂aszcza do m艂odych i mi艂ych partnerek, doznawa艂 nawet i satysfakcji, lecz nie nazywa艂 tego mi艂o艣ci膮. Wej艣cie Boba zwr贸ci艂o powszechn膮 uwag臋. Zacz臋to szepta膰 i przy stolikach i przy barze. Ro偶nica mi臋dzy tym lokalem a podobnymi barami w Nowym Jorku polega艂a g艂贸wnie na tym, 偶e tutaj bywa艂y gwiazdy filmowe. Dziewcz臋ta rozbiera艂y Boba wzrokiem zuchwa艂ym i po偶膮dliwym. Dziwki mierzy艂y go spojrzeniem od st贸p do g艂贸w, ale przywyk艂 ju偶 do ich%natarczywo艣ci. Czasami sprawia艂o mu przyjemno艣膰, 偶e jest podziwiany, po偶erany wzrokiem, po偶膮dany. Mo偶e to przesz艂o艣膰 upomina艂a si臋 o swoje prawa, mo偶e sk艂onno艣膰 do poniecha% nych przyzwyczaj e艅 Kilku m艂odych aktor贸w u艣miecha艂o si臋 do niego z udan膮 偶yczliwo艣'' ci膮. Dostrzega艂 te偶 zazdro艣膰 i niech臋膰, jak膮 budzi艂 w艣r贸d rywali. Opar艂 si na ladzie bufetowe i zam贸wi艂 koktajl Southern Island, do kt贸re o barman poda艂 mu talerzyk solonych migda艂贸w. Bob nie przepada艂 za alkoholem, ale tym razem koktajl sprawi艂 mu przyjemno艣膰, rozgrza艂 go i rozproszy艂 czarne my艣li. Nast臋pnie - dla odmiany - poprosi艂 o Huragan, kt贸ry nasuwa艂 mu przyjemne wspomnienia. Poprzedniego dnia w barze uniwersyteckim usiad艂a przy nim dziewczyna i postawi艂a na stole tack臋 z wybranymi przez siebie potrawami. Mia艂a b艂yszcz膮ce, migda艂owe oczy, delikatny owal twarzy, zmys艂owe usta i do艂eczki w policzkach, dzi臋ki kt贸rym u艣miech jej wydawa艂 si臋 cudowny. Zagadn臋艂a go bez skr臋powania, jakby by艂 zwyk艂ym studentem. Jej bezpo艣rednio艣膰 kontrastowa艂a z zachowa% ! niem innych dziewcz膮t, kt贸re przygl膮da艂y mu si臋 gapowato i ledwo mog艂y wyj膮ka膰 pro艣b臋 o autograf. - Wi臋c pan jest s艂awnym Flynnem? Na ekranie wygl膮da pan i' lepiej ni偶 w rzeczywisto艣ci. Niech pan nie bierze tego za nieuprzej%; mo艣膰, niech pan nie s膮dzi, 偶e chc臋 by膰 interesuj膮ca. Po prostu
96
r%wiam si臋 nad mistrzostwem kamerzysty, kt贸ry umia艂 wybra膰 iednie uj臋cie pana twarzy, 偶eby pokaza膰 pana jak najkorzystniej. W jakim filmie widzia艂a mnie pani? - zapyta艂 lekko ura偶ony jej
: "Orgii ameryka艅skiej".
Tylko w tym jednym?
Tak. Inne mnie nie poci膮ga艂y. Nie ze wzgl臋du na pana, lecz ich t贸r膮 opowiadali mi koledzy. Wydawa艂a mi si臋 zbyt naci膮gni臋ta, de w niej by艂o seksu. ybko zjada艂a sw贸j obiad jak ma艂y, delikatny, ruchliwy ptaszek. a na inny temat. M贸wi艂a o 偶yciu uniwersyteckim, uwa偶a艂a je za a stymuluj膮co intelektualnie. By艂a na pierwszym roku studi贸w. li艂a z humorem portrety kilku kole偶anek. Nie przepadam za ch艂opakami, kt贸rzy przypieraj膮 do muru
- aj膮 si臋 do ca艂owania.
- jrzenie jej orzechowych, niewinnych oczu wyda艂o mu si臋
ej podniecaj膮ce ni偶 natarczywe strzelanie oczami. Sko艅czy艂a osi艂ek, wsta艂a, powiedzia艂a do widzenia i odesz艂a odnosz膮c tack臋. osi艂a o autograf, nie poda艂a swego imienia, co Bob uzna艂 za a偶enie, przywyk艂 bowiem wzbudza膰 wi臋ksze zainteresowanie. jak leci, Bob? wr贸ci艂 g艂ow臋 i ujrza艂 za sob膮 Jareda Dahla, m艂odego aktora, o rol臋 studenta w tym samym filmie, co on. Towarzyszy艂o mu innych aktor贸w: Jeffrey Blyth i Raymond Edward Rhys. xl i Blyth znali uniwersytet tylko z zewn膮trz. Jared, dziecko y艂 za biedny, 偶eby studiowa膰. Blyth, jako zawodowy tenisista Inik uprawiaj膮cy wyczynowo p艂ywanie; nie mia艂 czasu na studia; bogaty, 偶eby w karierze uniwersyteckiej upatrywa膰 藕r贸d艂a ania. Jedynie Rhys naprawd臋 studiowa艂. Przyjecha艂 z Camb
Peter O'Neill zaanga偶owa艂 go dlatego, 偶e w scenariuszu by艂a m贸wi膮ca czystym akcentem angielskim. ad i Jeff usiedli na taboretach po lewej stronie Boba. Taboret tj strony by艂 r贸wnie偶 wolny. Raymond uprzejmie zapyta艂, czy D zaj膮膰. - ardzo prosz臋 - burkn膮艂 Bob, kt贸rego grzeczno艣膰 Raya troch臋
,cy trzej ch艂opcy byli przystojni, bo Peter lubi艂 艂adnych "M艂odo艣膰 i uroda - powiada艂 - to zatruty prezent. Nie ;emu.
pieklo marze艅
97
i
Mimo 偶e Jared i Jeff pochodzili z r贸偶nych 艣rodowisk;
najlepszymi przyjaci贸艂mi. Nazywano ich Achillesem i Patrokl _ aczkolwiek znaczenie tej legendy wymyka艂o si臋 nie wtajemniczon Tak samo lubili silne trunki, dziewcz臋ta, marihuan臋 i najl samochody sportowe. Zbytek by艂 dla Jeffa zwyk艂ym atrybutem Dla Jareda natomiast stanowi艂 nowo艣膰 tym bardziej podniecaj膮c膮% - podobnie jak Bob - pozna艂 najgorsz膮 n臋dz臋. Obaj z艂oci m艂od偶i cy, gotowi robi膰 kawa艂y przyjacio艂om lub kolegom ze studia, r贸偶niti bardzo od Anglika. Ray mia艂 ch艂odny, spokojny, flegmatyczny ch ter. Lubi艂 samotno艣膰. Oczy jego by艂y jasne jak pogodne niebo, regularne i arystokratyczne, g艂os mi艂y i koj膮cy, maniery nad grzeczne. "G艂os jego wart jest miliony!" - stwierdzi艂 Peter na niezbyt wylewny. - "A jego wygl膮d jest niemal doskona艂y". Bob by艂 troch臋 zazdrosny o Raya, mimo 偶e sam mia艂 niezachwi
pozycj臋. Ale w obecno艣ci O'Neilla, kt贸ry ostentacyjnie okazywa艂 tyle troskliwo艣ci, niepok贸j jego rozwiewa艂 si臋 jak mg艂a na wietrze. - Dziwi臋 si臋, 偶e mo偶esz wytrzyma膰 we wrz膮cej atmosferze s - o艣wiadczy艂 pewnego dnia Jared, przyja藕nie klepi膮c po rami Rhysa, kt贸ry nie znosi艂 takich poufa艂o艣ci. - Po ciszy waszych ucze musi ci臋 razi膰 zwariowany 艣wiat filmu. Ray u艣miechn膮艂 si臋 偶yczliwie z wyrozumia艂o艣ci膮 dla jego ignoracji;% - Po pierwsze, atmosfera nawet angielskiego uniwersytetu, cho膰 by konserwatywnego i nieco snobistycznego, nie jest bynajmnic%!% wyciszona. Przeciwnie. Rodz膮 si臋 tam najdziwniejsze pomys艂y. Oczy%!' wi艣cie, tak jak we wszystkich uczelniach, spotyka si臋 tam moli ksi膮偶kowych. Ale to mniejszo艣膰. - Jakim cudem dosta艂e艣 si臋 z Cambridge do Hollywoodu?
- Ca艂kiem zwyczajnie. Zawsze poci膮ga艂 mnie teatr. Podczas wakacji towarzyszy艂em w tournee studenckiemu zespo艂owi dramatycznemu, nie maj膮cemu zreszt膮 偶adnego rozg艂osu. P贸藕niej zagra艂em ma艂膮 r贸lk臋 w filmie. M贸g艂bym gra膰 dalej, gdy偶 producent by艂 ze mnie zadowolony. Ale m贸j ojciec, konserwatywny prawnik o raczej ciasnych pogl膮dach by艂 tym oburzony. Pragn膮艂, abym tak jak on zosta艂 godnym powa偶ania s臋dzi膮, podpor膮 spo艂ecze艅stwa brytyjskiego. Tymczasem O'Neill obejrza艂 film, w kt贸rym gra艂em, i poczu艂 do mnie sympati臋, oczywi艣cie zawodow膮. Potrzebowa艂 angielskiego studenta do swego filmu "Ratunku, goni膮 mnie dziewcz臋ta!" Zaofiarowa艂 mi ga偶臋, kt贸ra wystawi艂a na ci臋偶k膮 pr贸b臋 niez艂omno艣膰 mego ojca. Kr贸tko m贸wi膮c, przyj膮艂em. oto jestem z wami.
98
- enawidzi艂 bogatej bur偶uazji, zar贸wno angielskiej, francusfl'% ameryka艅skiej, aczkolwiek dzi臋ki bogactwu Jeffa korzysta艂 u艂atwie艅 w czarnej epoce swojego 偶ycia. Jeff okazywa艂 mu - rOwawszy si臋 na taboretach trzej m艂odzi ludzie zam贸wili ;. Barman nadskakiwa艂 im, wiedz膮c, 偶e zostawiaj膮 du偶e napiwkr贸tce ustawi艂 przed sob膮 sze艣膰 pustych szklanek i po - gz贸st膮, ale Jeff wi臋cej wypi艂. Jared 藕le znosi艂 skutki alkoa脫r% rozbudza艂y w nim pierwotne instynkty, zw艂aszcza gwa艂%a艂 si臋 agresywnie do swego przyjaciela: - 偶my si臋 o tysi膮c dolar贸w, 偶e wypij臋 wi臋cej ni偶 ty.
I%n zmru偶y艂 oczy jak ptak o艣lepiony silnym 艣wiat艂em. Go艣cie e zazwyczaj nie byli ju偶 obs艂ugiwani, a je艣li nie nale偶eli do [ki towarzyskiej, doradzano im po cichu, lecz stanowczo, by kal. Wszelako Jared Dahl nie nale偶a艂 do tej kategorii. Ojciec iA艂 tak siln膮 pozycj臋 w kr臋gach politycznych i finansowych, 偶e potraktowa膰 go bardziej elegancko. W dodatku cieszy艂 si臋 ju偶 popularno艣ci膮, korzysta艂 z w艂asnych przywilej贸w. - kt贸ry pi艂 trzeci膮 szklank臋, patrzy艂 na nich krytycznym ali. Nie lubi艂 eksces贸w, a jego koledzy staczali si臋 ju偶 po Znej pochy艂o艣ci. Go艣cie siedz膮cy przy s膮siednich stolikach bzbawieni t臋 scen臋, niestosown膮 u White'a. Nazajutrz plotki G rozej艣膰 po ca艂ym Hollywoodzie. ly Anglik zachowywa艂 spok贸j, nie chc膮c by膰 zamieszanym
- . Podobnie jak Bob pi艂 dopiero trzeci膮 szklank臋.
l zrobi艂 mu wym贸wk臋:
- y, dlaczego trzymasz si臋 z boku? We藕 udzia艂 w naszej
Razem przyszli艣my do tego kurewskiego baru! A mo偶e
'i臋 za lepszego od nas?
pewno艣ci膮 bym przegra艂. Po c贸偶 wi臋c bra膰 udzia艂?
ste艣 niewie艣ciuchem! - krzykn膮艂 ze z艂o艣ci膮 Jared.
i; poczerwienia艂 i odpowiedzia艂 ostro:
- te艣 tak pijany, 偶e straci艂e艣 g艂ow臋. Nie radz臋 ci mnie
wsta艂 z gro藕n膮 min膮, lecz Bob, kt贸ry siedzia艂 przy nim,
tia艂 go za rami臋.
- taw go! Spi艂e艣 si臋! Wystarczy jeden cios, 偶eby ci臋 wys艂a膰 za
99
I o Jered z w艣ciek艂o艣ci膮 wyrwa艂 si臋 Bobowi, ale Jeff uspokajaj膮a p p 艂 go po plecach. - 艢cigamy si臋, czy b臋dziesz rozrabia艂?
Wrogo艣膰 Jareda zwr贸ci艂a si臋 przeciw Jeffowi:
- Jeszcze jedna szklanka i zwalisz si臋 na ziemi臋. Nie panowa艂 ju偶 nad sob膮. - Przywyk艂e艣 uwa偶a膰 mnie za b艂azna, kt贸rym mo偶esz kierowel jak ci si臋 podoba! Mam do艣膰 twojego pob艂a偶ania, pysza艂kowato' maminsynka! Mam ci臋 gdzie艣! Jednym ruchem r臋ki str膮ci艂 wszystkie puste szklanki, swoje i Jeff i Rozprys艂y si臋 o pod艂og臋 na oczach skonsternowanego barmana. - Chory jestem patrz膮c na ciebie! - Uni贸s艂 si臋 gniewem Jare%; - Mam powy偶ej uszu twoich grymas贸w, twojego ma艂piarstwa, twega nad臋tego pyska! Dosy膰! Nie chc臋 ci臋 wi臋cej widzie膰! Da艂e艣 mi w ko艣 Jeeo ostry, piskliwy g艂os zag艂uszy艂 muzyk臋 i szmer rozm贸w. Jeff sta艂 jak sparali偶owany tym wybuchem nienawi艣ci. - Oszala艂e艣! - wybe艂kota艂. Jared rzuci艂 sto dolar贸w na lad臋 i wyszed艂 trzaskaj膮c drzwiami. Jeff stara艂 si臋 odzyska膰 spok贸j. - Nic sobie z tego nie r贸b! - poradzi艂 mu Bob. - Alkohol i uderzy艂 mu do g艂owy. Wy艣pi si臋 i zapomni o wszystkim. - Ale ja mu nigdy nie zapomn臋 tego wyskoku! Dowiedzia艂em si臋, ile gniewu i 偶贸艂ci ma w sercu. Zawsze uwa偶a艂em go za najlepszego przyjaciela. . . Jeff nie wiedzia艂, jak ma post膮pi膰.
- Wyma偶 wszystko z pami臋ci. Uznaj spraw臋 za nieby艂膮. Gdy go i; jutro spotkasz, n%ie wracaj do nie%. Jeffzam贸wi艂 podw贸jn膮, bardzo mocn膮 kaw臋, 偶eby odzyska膰 jasno艣膰 1; my艣li i rozproszy膰 opary alkoholu. Wypi艂 j膮, zap艂aci艂 i zszed艂 z taboi ! retu. - Do widzenia!
I
- Nie mo偶esz prowadzi膰 w takim stanie! Odwioz臋 ci臋 do domu swoim wozem, a ty jutro przy艣lesz kogo艣, 偶eby si臋 zaj膮艂 twoim. - Dzi臋ki! Jako艣 wybrn臋 sam. Wyszed艂 odprowadzany wzrokiem wszystkich go艣ci. - Godne po偶a艂owania - mrukn膮艂 Rhys. - W Anglii ludzie si臋 nie k艂贸c膮? - zapyta艂 Bob nieco podirytowa , n. - Eksces wasz ch kibic贸w sportowych przerazi艂y ca艂y 艣wiat. - Wsz臋dzie spotyka si臋 艂obuz贸w - odpar艂 艂agodnie Ray.
Ioo
umia艂 zdenerwowanie Boba, kt贸remu by艂o przykro, 偶e jego tak si臋 popisali przed cudzoziemcem. Nie by艂 chyba kseno - Prosz臋 mi wybaczy膰 m贸j ton - powiedzia艂 Bob. 呕a艂owa艂 ju偶, 偶e roch臋 uni贸s艂. U艣miechn膮艂 si臋 do Raya. - Lubi pan Ameryk臋?
- Staram si臋 j膮 zrozumie膰, pozna膰 mentalno艣膰 Amerykan贸w.
- zy krwi zarazem 艂膮cz膮 nas i dziel膮. 艢wiat jest bardzo skomCo pan chce robi膰 po sko艅czeniu flmu? - Wr贸ci膰 do Anglii i kontynuowa膰 studia.
- M贸g艂by je pan kontynuowa膰 na UCLA i gra膰 dalej w filmach. - To mo偶liwe. Zaproponowano mi nowy kontrakt na rol臋 w pa艅s% nast臋pnym filmie. ;%Jared przypuszcza, 偶e pan mu sprz膮tn膮艂 t臋 rol臋.
- Nie moja wina, 偶e to mnie wybra艂 pan O'Neill.
- Cdwo umoczyli wargi w 艣wie偶o przygotowanym koktajlu, bar ka艂 normalny wygl膮d. - Nie czuje si臋 pan samotny? - zapyta艂 Bob. - Nigdy nie
em pana w towarzystwie przyjaci贸艂.
- Nie lubi臋 si臋 narzuca膰 ludziom ani te偶 zawiera膰 bli偶szej no艣ci z byle kim. ~Przecie偶 jest pan ju偶 gwiazd膮. Wiele os贸b chcia艂oby znale藕膰 si臋 iiuta towarzystwie. - Gwiazd膮 - to za wiele powiedziane. . . Jestem samotnikiem. czytam. Od przyjazdu tutaj kupi艂em kilkaset ksi膮偶ek. To moi si i najwierniejsi przyjaciele. Nigdy mnie nie zdradz膮. - Ja tak偶e bardzo lubi臋 ksi膮偶ki.
- ob sprawdzi艂 czas na swoim z艂otym rolexie. W Hollywoodzie ta ca okre艣la艂a pewien status spo艂eczny. - Ju偶 p贸藕no. Jutro mamy kup臋 roboty. O'Neill jest bardzo
ichyli艂 do ostatniej kropli sw贸j koktajl.
Doskona艂a ta mieszanka koniaku i kremu mi臋towego! Zgodnie iariuszem powinni艣my by膰 najpierw przyjaci贸艂mi, a p贸藕niej cowa膰 ze sob膮 o wzgl臋dy dziewczyny. W prywatnym 偶yciu iym zachowa膰 pa艅sk膮 przyja藕艅.
To zaszczyt dla mnie, Bob. Podziwiam pa艅ski talent.
yjemny g艂os Anglika pie艣ci艂 jego s艂uch i nieomal g艂aska艂 sk贸r臋.
IOI
Wyszli po zap艂aceniu rachunku. Ray podszed艂 do kraw臋偶nika i skin膮艂 na taks贸wk臋, kt贸ra min臋艂a ich nie przystaj膮c. - Nie ma pan wozu? - Nie. Gdybym go tu kupi艂 i przetransportowa艂 do Europy, kosztowa艂oby mnie to za wiele. Wzbudzi艂bym podejrzenia brygady antynarkotycznej. Wystarcz膮 mi taks贸wki. - Pozwoli pan, 偶e pana odwioz臋?
- Nie chcia艂bym sprawia膰 k艂opotu.
Bob nie przywyk艂 do takiej wymiany grzeczno艣ci, ale dostosowa艂 si臋 do Anglika. Mo偶e ta gra warta by艂a 艣wieczki. Wsiedli do nowego ferrari, kt贸re nadjecha艂o po chwili, sprowadzone przez grooma.
- Uprzedzam, 偶e mieszkam daleko - powiedzia艂 Rhys. - W Palos Verdes. 呕yj臋 w odosobnieniu. Nie znam nawet moich s膮siad贸w. - B臋dziemy mogli przed艂u偶y膰 t臋 rozmow臋. . . Ja tak偶e szukam samotno艣ci. 艢wiat, kt贸ry mnie otacza, sk艂ada si臋 z ludzi tylko i przypadkiem pracuj膮cych pod tym samym dachem.
W贸z posuwa艂 si臋 z 艂atwo艣ci膮 mimo ruchu do艣膰 jeszcze o偶ywionego o tej p贸藕nej porze. Gdy ferrari zatrzyma艂o si臋 przed domem Raya
- ma艂膮 will膮 nad brzegiem morza - Anglik pomy艣la艂, 偶e mo偶e znalaz艂 i cz艂owieka, kt贸ry by艂by zdolny go zrozumie膰. . .
;%rzerwie mi臋dzy dwoma uj臋ciami Peter pozwoli艂 sobie na chwil臋 Aienia chc膮c ugasi膰 pragnienie sokiem owocowym. Uwielbia艂 .e, aczkolwiek przestrzegano go, 偶e mo偶e zachorowa膰 na - c臋. Ka偶dego popo艂udnia czeka艂 na ciastko, kt贸re przynoszono tualnie o czwartej, i z g贸ry si臋 na nie cieszy艂. Tym razem ra rozmowa, jak膮 w po艂udnie odby艂 z Georgem Brynerem I%z jego nieudolnych urz臋dnik贸w, odebra艂 mu apetyt. Obrady y si臋 w sali konferencyjnej przy drzwiach zamkni臋tych. trer za偶膮da艂 nasilenia reklamy przed premier膮 flmu, nad kt贸rym re pracowa艂 i kt贸ry by艂 bliski uko艅czenia. Zaproponowa艂, aby nie aono si臋 do us艂ug dzia艂u reklamy, lecz zwr贸cono si臋 do - kurencyjnej frmy "Janzeson, Irving i Parker". Prosi艂 r贸wnie偶 Itkowe fundusze na podwojenie reklamy w telewizji. - cy Stone, szef dzia艂u reklamy, zerwa艂 si臋 z fotela jakby za i臋ciem spr臋偶yny. By艂 to 艂ysy czterdziestolatek zmierzaj膮cy do najwy偶szych stanowisk. Tymczasem O'Neill bezczelnie oskaro nieudolno艣膰. Uwa偶a pan, 偶e zaniedbujemy nasze obowi膮zki?
Nie. Uwa偶am tylko, 偶e wasze wyniki s膮 poni偶ej moich oczekiwtr膮ci艂 uprzejmie, ale z pewn膮 doz膮 ironii: cki ostatni film, "艢mier膰 czasu", nie dor贸wna艂 "Orgii
ciej" ani innym pa艅skim arcydzie艂om. Przypisywanie quasi nia dzia艂owi reklamy - to przesada. si niepowodzenia? Ten film kosztowa艂 zaledwie czterdzieN dolar贸w, a przyni贸s艂 dwadzie艣cia pi臋膰 milion贸w czystego
ro3
- Przyzwyczai艂 nas pan do zysk贸w wyra偶aj膮cych si臋 w setk milion贸w - odpar艂 Bryner z r贸wnie fa艂szyw膮 grzeczno艣ci膮. - M pan przyzna膰, 偶e na pierwszy rzut oka spadek dochod贸w wydaje alarmuj膮cy. Neville Holm, pierwszy wiceprezes, wtr膮ci艂 si臋 r贸wnie偶: - Jestem zaszokowany pa艅skim atakiem na Stone'a i jego d reklamy. Praca jego godna jest pochwa艂y. Bryner popar艂 swoich pracownik贸w:
- Neville ma racj臋, m贸j drogi. Rozczarowanie czyni pana sprawiedliwym wobec koleg贸w. Dzi艣 rano by艂em u pana na plani Prowadzi pan wszystkich na pasku, wszystkich pop臋dza, przynag ` wszystkim wymy艣la. . . Podziwia艂em pa艅ski zapa艂. Szczerze go po% dziwia艂em. . . Ale przypomina mi pan Balzaka. Wielkiego Balzaka. Tt% bardzo wierzy艂 w siebie, w sw贸j geniusz, w umiej臋tno艣膰 szybkieg%a uporania si臋 z prac膮, 偶e cz臋sto po prostu knoci艂. U艣mieszek O'Neilla stawa艂 si臋 coraz bardziej zjadliwy.
- Doszed艂 wi臋c pan do wniosku, 偶e knoc臋 filmy?
- Ostatni by艂 sknocony. Prosz臋 mi wybaczy膰 szczero艣膰. Ale to prawda. Smutna prawda. Wprawdzie pa艅ska popularno艣膰 艣ci膮gn臋艂a widz贸w, ale si臋 rozczarowali. Nasz dzia艂 reklamy nie jest temu winien. Percy jest dobrym fachowcem, aktywnym pracownikiem, a jego do艣wiadczenie. . . - Wbrew pa艅skim opiniom - przerwa艂 O'Neill - prosz臋
o skorzystanie z us艂ug firmy "Jameson, Irving i Parker" oraz o nasilenie reklamy w telewizji. John Hoper, kt贸rego znam osobi艣cie, da nam znaczny rabat. . . - Przykro mi, Peter - wtr膮ci艂 Holm. - Nie dysponujemy
funduszami na pokrycie zb臋dnych wydatk贸w.
- Nie dysponujecie funduszami? - ton re偶ysera nagle sta艂 si臋 ostrzejszy. - A gdzie偶 ulecia艂y pieni膮dze, kt贸re moje filmy wam przynios艂y? - Ksi臋gowo艣膰 mog艂aby dostarczy膰 panu wszystkich wyja艣nie艅 - rzek艂 Holm i dorzuci艂 spokojnie: - Powinien nam pan dzi臋kowa膰, 偶e nie zmniejszyli艣my bud偶etu pa艅skiego nast臋pnego filmu. - W艂a艣nie chcia艂em prosi膰 o dodatkowe dziesi臋膰 milion贸w. - Nie ma o tym mowy, Peter - rzek艂 Holm stanowczo. Twarz O'Neilla przypomina艂a dzik膮 besti臋, szykuj膮c膮 si臋 do skoku. - Nie moja wina, je艣li u偶y艂 pan fundusz贸w naszej wytw贸rni
ro4
nieostro偶ny. Wszed艂 pan w podejrzane kombinacje z innymi
- Olm poblad艂. Facet, kt贸ry sypia艂 z jego 偶on膮, o艣miela艂 si臋 podda膰 liwo艣膰 jego zasady moralne! - Niech pan uwa偶a, Peter, prowokuje pan proces o znies艂awienie. Niech go pan wytoczy - odpar艂 O'Neill z lodowatym spokoNiech go pan wytoczy! Ale nie odwa偶y si臋 pan tego zrobi膰. Oskar偶a nas pan o nadu偶ycia? - Jedynie o sprzeniewierzenie funduszy. Spraw膮 s膮du jest stwier%e, czy to by艂a defraudacja. - tych s艂owach zapad艂o ci臋偶kie jak o艂贸w milczenie.
- yner powoli wsta艂.
Zdaje pan sobie spraw臋 z powagi pa艅skich zarzut贸w?
Doskonale. Jestem got贸w m贸wi膰 o nich przy otwartych
ch. Konkluduj膮c, 偶膮dam podpisania umowy z firm膮 "Ja
, Irving i Parker", jak r贸wnie偶 z Johnem Hooperem. Oczekuj臋 odpowiedzi w ci膮gu dwudziestu czterech godzin. W przeciwie zwr贸c臋 si臋 bezpo艣rednio do rady administracyjnej konc臋dnicy wymienili mi臋dzy sob膮 skonsternowane spojrzenia. To szanta偶! - zawo艂a艂 Holm. - ner zachowa艂 spok贸j.
Chce pan wojny, Peter? B臋dzie j膮 pan mia艂. Mog臋 pana zwolni膰. Niech pan to zrobi! - powt贸rzy艂 O'Neill. - Po偶a艂uje pan tego. 呕膮dam satysfakcji! - krzykn膮艂 Holm. raz wsta艂 O'Neill.
K艂aniam si臋 wam, panowie - powiedzia艂 drwi膮co i opu艣ci艂 sal臋.
lj臋to kr臋cenie filmu. Peter odczuwa艂 zdenerwowanie, kt贸re r艂o si臋 aktorom i wp艂ywa艂o na ich gr臋. Isabelle d膮sa艂a si臋 na lecz na planie wchodzi艂a w sk贸r臋 kreowanej przez ni膮 postaci twsze by艂a na wysoko艣ci zadania. Mimo 偶e nienawidzi艂a Sue, m艂odziutkiej rywalki, przed kamerami okazywa艂a jej przywi膮za%wo艣膰 prawdziwej przyjaci贸艂ki, jak tego wymaga艂 scenariusz. Za ni Jared i Jeffrey je偶yli si臋 jak pies z kotem, ale w 艣wietle r贸w odnosili si臋 do siebie jak oddani sobie koledzy z 艂awy c) i boiska. Bob by艂 taki jak zawsze. Mo偶e troch臋 bardziej iony. Raymond Rhys zachowywa艂 angielsk膮 flegm臋.
I Oj
Po tym dniu bardziej m臋cz膮cym ni偶 zwykle Peter wr贸ci艂 do dAal znu偶ony i zirytowany. Kim, kt贸ry mu otworzy艂 drzwi, oznajm% 艂 panna Shirley oczekuje go w bibliotece i pragnie z nim poro Perspektywa rozmowy z c贸rk膮 nie poprawi艂a mu humoru. - Obiad czeka - dorzuci艂 lokaj. - Nie jestem g艂odny. Przynie艣 mi do biblioteki jogurt i owoc贸w. Shirley, kt贸ra ogl膮da艂a spektakl w telewizji, wy艂膮czy艂a a i wsta艂a na powitanie ojca. Peter nie poda艂 jej r臋ki i usiad艂 w fotelu.
- Jestem wyko艅czony - stwierdzi艂.
By艂a to forma uprzedzenia c贸rki, 偶e nie ma dla niej wiele " Shirley nie brakowa艂o jednak ani stanowczo艣ci ani uporu. Odz% czy艂a charakter ojca. - Wybacz mi, papo, 偶e ci przeszkadzam, ale chcia艂abym ci ' pytanie. Jeste艣 cz艂owiekiem z krwi i ko艣ci czy komputerem? - Nie rozumiem, o co ci chodzi - odpar艂 nieufnie. - Nie pozwalasz sobie nawet na chwil臋 odpoczynku. Nigd sp臋dzasz z nami weekendu. Wiem, 偶e praca jest twoj膮 drug膮 nat - S艂uszny wniosek. Daj臋 ci dwie minuty na powiedzenie 1% co masz w sercu. Jestem bardzo zaj臋ty. Musz臋 przejrze膰 propo% mego asystenta dotycz膮ce nast臋pnego filmu. To idiota bez wyobra藕ni. - Dla film贸w zaniedbujesz w艂asn膮 rodzin臋, papo. Jestem t% ! c贸rk膮 i oczekuj臋 wi臋cej zrozumienia dla nas. Kim przyni贸s艂 na srebrnej tacy sk膮py posi艂ek O'Neilla i odsz i w milczeniu. Shirley nalega艂a:
- Robby widuje ci臋 tylko przelotnie, nawet nie raczysz na ni% I' spojrze膰. Jakby艣 nie wiedzia艂, 偶e istnieje. - Wiem dobrze, 偶e istnieje. Wyda艂em maj膮tek, 偶eby mu zapew najlepsz膮 obron臋 w s膮dzie. ' - Ma du偶e trudno艣ci w szkole. Jego wychowawca chce z t% i porozmawia膰. - Niech jego matka p贸jdzie dowiedzie膰 si臋, o co chodzi. M zaj臋cia s膮 tak absorbuj膮ce. . . - M贸g艂by艣 jej doradzi膰, bo ona nie ma o niczym poj臋cia. . . - Mia艂bym z ni膮 rozmawia膰? Twoja matka jest dla mnie man i pochowana. Dlaczego ty nie posz艂aby艣 do szko艂y? Upowa偶niam
ro6
st臋powania w moim imieniu. Je艣li trzeba b臋dzie pieni臋dzy, u臋 ci czek. . . Pieni臋dzy! S膮dzisz, 偶e pieni膮dze za艂atwi膮 wszystko!
Jeill westchn膮艂 wyczerpany.
Dobrze. W ci膮gu najbli偶szych dni wyrw臋 si臋 na par臋 godzin porozmawia膰 z wychowawc膮. . . Teraz ju偶 id藕! Mam robot臋.
* *
- iadomiony o zatargach w wytw贸rni Leslie Carter postanowi艂 do Los Angeles Olvena Carra, kt贸ry jako wiceprezes i dyrektor wy konglomeratu mia艂 nadz贸r nad jej operacjami finansowymi. ied藕 jego przyjazdu wywo艂a艂a wielkie poruszenie. Niepok贸j si臋 najpierw sekretarkom szef贸w, p贸藕niej urz臋dnikom, wreszystkim ludziom, kt贸rzy tworzyli mikrokosmos "XXI Cen Nie dbaj膮c o to, Peter O'Neill nadal kr臋ci艂 film. Mimo pogr贸偶ek er go nie zwolni艂. Kr臋cono w艂a艣nie scen臋 w salonie wielkiego u w stylu kolonialnym. Raymond Rhys z udawan膮 skruch膮 s艂ucha艂 a ciotki, starej, zgorzknia艂ej damy, oburzonej jego wybrykami na iiwersytecie. U st贸p staruszki le偶a艂 wielki, spokojny dog. Ko艅czono w艂a艣nie przygotowania do nast臋pnego uj臋cia. Korzys%c z kr贸tkiej przerwy kelnerka przynios艂a O'Neillowi ciastko tda艂owe zam贸wione na godzin臋 czwart膮. Zbli偶aj膮c si臋 do re偶ysera dcn臋艂a si臋 o le偶膮cy na pod艂odze kabel, straci艂a r贸wnowag臋 i upu艣ci艂a tko. Skorzysta艂 z tego pies, podni贸s艂 si臋 oci臋偶ale, obw膮cha艂 i poliza艂 ttko rozp艂aszczone na ziemi. Peter patrzy艂 ze smutkiem, jak jego ibiony przysmak znika w pysku doga. Nagle pies upad艂, drgawki trz膮sn臋艂y jego cia艂em. W par臋 chwil p贸藕niej zdech艂 z wyci膮gni臋tym kiem i pian膮 s膮cz膮c膮 si臋 z pyska. Zgroza ogarn臋艂a wszystkich. Stara dama omal nie zemdla艂a. Tylko ys zaohowa艂 spok贸j. - Trzeba wezwa膰 policj臋 - powiedzia艂 najzwyczajniej w 艣wiecie.
*
* *
IO%
Olven Carr przyby艂 do Los Angeles w trudnym momencie dl% kierownictwa wytw贸rni. Do konfliktu mi臋dzy O Neillem i administra% c dosz艂a jeszcze nieszcz臋sna pr贸ba otrucia. Bryner i Holm powitali na " 1 tnisku wys艂annika multinarod贸wki. Aby mu si臋 nie narazi膰, wybral% 艂 w gara偶u w贸z najmniej rzucaj膮cy si臋 w oczy; by艂 to stary buick w dobrym stanie. Bryner poleci艂, aby podczas pobytu Carra w Los An eles luksusowe samochody nie wyje偶d偶a艂y z gara偶u.
Poniewa偶 samolot Carra wyl膮dowa艂 po zapadni臋ciu nocy, za% roszono go艣cia na obiad do restauracji. Przyj膮艂 zaproszenie, lecz poprzesta艂 na skromnym menu, sk艂adaj膮cym si臋 z sa艂atki, pieczeni wo艂owej i kawy, co uznano za z艂y znak. Nie chcia艂 zamieszka% w apartamencie, jaki mu zarezerwowano w hotelu Beverly Hil i o艣wiadczy艂, 偶e wystarczy mu zwyk艂y pok贸j.
Pomocnicy Carra przybyli nazajutrz. Zwo艂a艂 on rad臋
tracyjn膮 vW
tw贸rni, do kt贸rej nale偶a艂 r贸wnie偶 O'Neill. Po
dyskusjach wysoki przedstawiciel konglomeratu wraz z asys rze rza艂 dok艂adnie ksi臋gi rachunkowe, dokumenty, stosy rach
y Kontrola trwa艂a pi臋膰 dni. Milcz膮cy
oraz wszelkie umow.
odpowiada艂 p贸艂s艂贸wkami na podst臋pne pytania Brynera. Po z ciu ostatniej teczki z aktami o艣wiadczy艂:
- Wkr贸tce otrzymacie moje wnioski na pi艣mie. Musz臋 je z%i
przed艂o偶y膰 panu Carterowi i radzie administracyjnej konglom Decyzja nale偶y do nich.
Shirley cz臋sto sp臋dza艂a noce u Boba. Pocz膮tkowo jej od tylko w pewne mierze wynika艂y z cielesnych potrzeb. Nie zn% w ot臋pionym p rzez narkotyk bracie ani oparcia, ani rad - s
powiernika w Bobie. Zawiod艂a si臋 na przyjaci贸艂kach, a przynaj tych, kt贸re chcia艂y za przyjaci贸艂ki uchodzi膰. W jej otoczeniu by艂y tak skomplikowane, tak subtelne, grupy i grupki tak ze spl膮tane, 偶e obawia艂a si臋 zwierzy膰 dm艂 olwi艂 zy艂y go z jej Bob cierpliwie jej s艂ucha艂. Wie
interesy, ale te偶 inne, niezrozumia艂e dla niej wi臋zy.
- Cz臋sto miewam uczucie, 偶e unosi mnie pr膮d i wlecz%
wielkich, ostrych g艂azach, kt贸re szarpi膮 cia艂o, 艂ami膮 ko艣ci, mia%
. Z obu stron wznosz膮 si臋 wysokie, strome, g艂adkie 艣ciany; g艂ow臋. . g臋 W 艣膯 z W膮Wozu. .a' 偶e nie mog臋 o nic si臋 zacze i膰, nie mo yj
koszmar, z kt贸rego nie potxafi臋 si臋 wyrwa膰. . . Robby jest nieszC
ro8
i ch艂opakiem, 偶ycie jego to odroczenie wyroku. . . na kr贸tko 膮. . . Ojciec wiedzie szalon膮 egzystencj臋 nad brzegiem przepa艣ci. tce wol臋 nie m贸wi膰. Nie rozumiem, co si臋 z nami dzieje, ale wiem, zuwam, 偶e czekaj膮 nas wielkie nieszcz臋艣cia. 呕e nie zdo艂am ich 膮膰. . . Widz臋, jak si臋 zbli偶aj膮, ale jestem jak sparali偶owana. . . 艣miechn臋艂a si臋 smutno. - Mo偶e przypuszczasz, 偶e jestem szalona. 呕e przepowiadam
nieszcz臋艣cia, jak Kassandra. . . Niekiedy budz臋 si臋 w nocy, patrz臋 iany, na sufit i oczekuj臋 chwili, kiedy run膮 na mnie i pogrzebi膮 偶ywcem, a ja b臋d臋 nadal istnie膰 pod gruzami. . . Czy postrada艂am 艂y? - b pog艂aska艂 jej d艂o艅.
- Staraj si臋 zapomnie膰 o tych udr臋kach! Wiem. . . och, wiem e, jak to trudno! To bardzo trudno. . . Trzeba jednak walczy膰 em, cho膰by艣 wiedzia艂a, 偶e jest silniejszy od ciebie. . . Ale walka N%ymuje na duchu. - iirley wybuch艂a szlochem.
- o偶y艂 poca艂unek na jej czole.
- P艂acz. . Wyp艂acz si臋. . . ale walcz dalej ! Nie poddawaj si臋 nigdy I%zy. Podnie艣 g艂ow臋! P艂acz, ale walcz nadal, cho膰by艣 wiedzia艂a, 偶e ` jest z g贸ry przegrana! Je艣li nie dasz si臋 z艂ama膰, oswoisz si臋 cu z nieszcz臋艣ciem. . . Cierpienie staje si臋 niekiedy przyjacieCo ty wiesz o tym? Nie ty jedna cierpisz, Shirley. . . Nie ty jedna. . . Kiedy cierpienie 臋 twoim jedynym towarzyszem, zaczynasz je rozumie膰, niemal . . . jak kocha si臋 kalekiego brata. . . To mi艂o艣膰 przeciwna naturze, m jedyna pociecha, jak膮 ci ta natura daje. . . kr贸tkim zbli偶eniu Shirley wraca艂a do siebie troch臋 spokojniejopniowo u艣wiadamia艂a sobie, 偶e jej uczucia dla Boba staj膮 si臋 g艂臋bsze. Pocz膮tkowo b艂aha przygoda mi艂osna przerodzi艂a si臋 膰. Dziwne by艂o tylko, 偶e Shirley stwierdzi艂a to tak p贸藕no. tstety, Bob nie odpowiada艂 na jej nie艣mia艂e awanse. Sypiali ze de zaraz potem traktowa艂 j膮 jak kole偶ank臋, jak przyjaci贸艂k臋. Czy mowa艂 jej uczu膰? Nie m贸g艂 jej pokocha膰? Wiedzia艂a, 偶e mia艂 Avo przedsi臋biorczych wielbicielek. Ale m贸wi艂 o nich z pogard%b艂a偶liwo艣ci膮. Jego post臋powanie doprowadza艂o je do sza艂u. tley pogodzi艂a si臋 z tym, 偶e musi 膰zeka膰, a偶 Bob j膮 wezwie si臋, ilekro膰 zechce si臋 z ni膮 kocha膰.
Iog
Bob jakby si臋 zmieni艂. Nie umia艂by okre艣li膰 na czym pole% zmiana. Jedynie widoczn膮 oznak膮 by艂o to, 偶e s艂ucha艂 jej z wi臋kszym roztargnieniem. Niemal偶e spa艂 z otwartymi oczami.1 odpowiada艂 na jej pytania i dziwny u艣miech nadawa艂 szczeg贸lny jego pi臋knej twarzy. Na og贸艂 by艂 milcz膮cy i zamy艣lony. Ale wysl czasem drobiazg, aby czo艂o jego si臋 rozpogodzi艂o, oczy ro2 i 艣miech rozja艣ni艂 jego rysy. Mimo wszelkich wysi艂k贸w Shirley nie zdo艂a艂a dociec, co pov takie zmiany jego nastroju. . .
Obecno艣膰 policjant贸w w cywilu, kt贸rzy przeszukiwali wszy'% i niekiedy przerywali kr臋cenie filmu, 偶eby postawi膰 kilka py1 denerwowa艂a wszystkich. 艢ledztwo by艂o konieczne. Jednak偶e dov% kt贸re pozwoli艂yby odkry膰 winnego, by艂y nadal niewystarc Urz臋dnicy, aktorzy, technicy, pos艂ugacze - wszyscy byli dla pd r贸wnie podejrzani. Najbardziej sprzeczne informacje poch z najr贸偶niejszych 藕r贸de艂. Ale jak oprze膰 si臋 podchwytliwym p prokuratora Gideona Spacka z Departamentu Morderstw? By艂 przysadzisty, za偶ywny m臋偶czyzna o rzadkich w艂osach, okr膮g艂ej tvw i grubych, zawsze wilgotnych wargach, niepozorny, nie wyr贸偶n%tj si臋 niczym szczeg贸lnym. Dobiega艂 czterdziestki i tragicznie odczu up艂yw lat, w ci膮gu kt贸rych nie zdo艂a艂 wybi膰 si臋 spo艣r贸d t艂umu koleg nijakich zast臋pc贸w prokuratora, trzymanych na uboczu. Chcia艂 wybi膰, ujrze膰 swe nazwisko na 艂amach gazet, by膰 podziwiana poszukiwanym przez kobiety, kt贸re odstraszone jego brzydot% zwraca艂y na艅 wcale uwagi. W przeciwie艅stwie do Spacka porucznik Hatcher marzy艂
o przej艣ciu na emerytur臋. Do tej pory wykonywa艂 swe obow% uczciwie, ale bez zapa艂u. Teraz mia艂 uczucie, 偶e g艂owa mu p臋ka: mu odpowiada膰 na pytania reporter贸w, na wym贸wki szef贸w, ktsr wprawdzie nie oskar偶ali go o nieudolno艣膰, ale tak膮 mieli o nim opv musia艂 liczy膰 si臋 ze z艂膮 wol膮 urz臋dnik贸w, kt贸rzy wk艂adali w szprychy 艣ledztwa. Siwow艂osy, nerwowy, zgry藕liwy, nietowarz% ale 偶wawy i gwa艂towny w ruchach, Hatcher nie by艂 typem policj% znanego nam z ekranu, kt贸ry raz dwa wyja艣nia najbardziej plikowane zbrodnie i wychodzi nietkni臋ty z ka偶dej strzelaniny. Prokurator generalny pod wp艂ywem nacisk贸w politycznych pa gla艂 Spacka, kt贸ry uwielbia艂 dawa膰 wyja艣nienia dziennikarzom w
IIO
ach swych kompetencji. Zamierza艂 zdoby膰 s艂aw臋 dzi臋ki ksi膮偶ce aprawie O Neilla. Dysponowa艂 ju偶 obfitym materia艂em; wszystkie etoko艂y 艣ledztwa przechodzi艂y przez jego r臋ce. O'I%Feill najmniej mu dostarczy艂 wiadomo艣ci. Wypytywany przez iacka odpowiada艂 spokojnie, jakby nie dotyczy艂a go burza rozp臋tana k贸艂 jego osoby. Owszem, mia艂 wrog贸w, ale w 艣wiecie filmowym im r偶sz膮 ma si臋 pozycj臋, tym bardziej 艣ci膮ga si臋 na siebie niech臋膰 leg贸w, dla kt贸rych los okaza艂 si臋 mniej 艂askawy. Nazwiska? Podaj膮c m贸g艂by ryzykowa膰, 偶e 艣ledztwo p贸jdzie fa艂szywym tropem, a prawiwi sprawcy pozostan膮 na wolno艣ci. Spack przes艂ucha艂 nast臋pnie Brynera, kt贸ry okaza艂 si臋 trudny we p贸艂pracy. Jego odpowiedzi cechowa艂a pewna agresywno艣膰. Dlaczeprzybiera艂 taki ton wy偶szo艣ci? - zastanawia艂 si臋 Spack. Co rywa艂. Jego syn zgin膮艂 w wypadku spowodowanym przez m艂odego Veilla. Opr贸cz tego, 偶e por贸偶ni艂 si臋 niedawno z re偶yserem, od vna l臋ka艂 si臋, i偶 straci stanowisko prezesa. O'Neill m贸g艂by zosta膰 nast臋pc膮. Te motywy czyni艂y go podejrzanym. Spack nienawidzi艂 nera, podobnie zreszt膮, jak innych filmowc贸w, kt贸rzy pysznili si臋 omnymi dochodami, mieli najdro偶sze samochody, tworzyli zaai臋ty 艣wiat. Z nie ukrywan膮 satysfakcj膮 myszkowa艂 po wytw贸rni, rderobach gwiazd, w gabinetach urz臋dnik贸w, i napawa艂 oczy d膮 sekretarek - b臋d膮cych najcz臋艣ciej kochankami swoich szef贸w m贸wi膮c ju偶 o girlsach i prawie nagich aktorkach, kt贸re spotyka艂 nzdiu. Obecno艣膰 Hatchera i Spacka stawa艂a si臋 doprawdy k艂opot%agle rozesz艂a si臋 wiadomo艣膰, kt贸ra usprawiedliwi艂a w艣cibstwo ejant贸w. W garderobie Isabelle Holm znale藕li oni za lustrem beczk臋 z bia艂ym, bezwonnym proszkiem. S膮dzono pocz膮tkowo, 偶e kaina, lecz analiza chemiczna wykaza艂a, i偶 to arszenik. Na torebce y艂o 偶adnych odcisk贸w palc贸w, ten, kto j膮 tam po艂o偶y艂, zapewne r臋kawiczki. To odkrycie wywo艂a艂o sensacj臋. Isabelle o艣wiadczy艂a 4jnie, nawet nieco bezczelnie, 偶e nie mia艂a poj臋cia o istnieniu tej iki, kt贸r膮 ka偶dy m贸g艂 tam po艂o偶y膰 podczas jej nieobecno艣ci. - Dlaczego mia艂abym pragn膮膰 艣mierci O'Neilla? Jeste艣my dobprzyjaci贸艂mi, zawsze wsp贸艂pracowali艣my w najlepszej komitypack wiedzia艂 o zazdro艣ci, kt贸rej przyczyn膮 by艂a ma艂a Sue Brions ednocze艣nie podejrzenia jego kierowa艂y si臋 w stron臋 Holma. awidzi艂 on przecie偶 kochanka swej 偶ony. 艢mier膰 O'Neilla i oskarIII
偶enie Isabelle by艂yby podw贸jn膮 zemst膮. Ponadto by艂 jeszcze motyw. Re偶yser po艣rednio przyczyni艂 si臋 do wszcz臋cia dochod dotycz膮cego jego dzia艂alno艣ci finansowej. Przes艂uchiwany przez ka Holm broni艂 si臋 z oburzeniem. Dlaczego mia艂by usi艂owa膰 go 艢mier膰 O'Neilla nie rozwi膮za艂aby niczego. Argumenty wiceprezydenta nie wyda艂y si臋 Spackowi zbyt pi nywuj膮ce. Wszak偶e najbardziej logiczne konstrukcje prowadz 艣ledztwo nie s膮 wiele warte, je艣li nie opieraj膮 si臋 na dow% Morderca biednego Joe by艂 widocznie nader zr臋czny i perfidn Spack mia艂 du偶o cierpliwo艣ci. Chcia艂 mie膰 g艂ow臋 winnego i b臋i mia艂. Wszyscy ludzie stoj膮cy blisko O'Neilla zas艂ugiwali na to, 偶t nimi zaj膮膰. Asystent re偶ysera Godwin Mason - przyjaciel i pri wany Brynera - marzy艂 o tym, 偶eby zaj膮膰 miejsce swego mistrz. Brions, m艂odociana aktorka o anielskiej twarzyczce, koc O'Neilla, mia艂a wiele przyg贸d mi艂osnych. Mo偶e kt贸ry艣 z jej lca k贸w chcia艂 si臋 pozby膰 niewygodnego rywala? Gloria Bryner ni% dzi艂a O'Neilla, gdy偶 odmawia艂 jej roli odpowiedniej do jej a% Darrel Brighton 偶ywi艂 podobn膮 nienawi艣膰 do swego dawnego re% kt贸ry nie chcia艂 go ju偶 zatrudni膰. Pi臋kny Flynn - Spack panic% cierpia艂 przystojnych m臋偶czyzn - r贸wnie偶 wydawa艂 mu si臋 Czy przyja藕艅 艂膮cz膮ca m艂odego nicponia, kt贸ry zrobi艂 W
z O'Neillem, nie wynika艂a ze sk艂onno艣ci homoseksualnych re偶ysera? Mo偶e Flynn szanta偶owa艂 go, gro偶膮c ujawnieniem skandalicznych fakt贸w? Oto trop, kt贸ry nale偶a艂o zbada膰. ludzie zatrudnieni przez O'Neilla byli do艅 wrogo nastawieni z p% jego szorstko艣ci, dyktatorskich zap臋d贸w, obra藕liwego wsp贸艂pracownik贸w. Nawet najbli偶sza rodzina nie by艂a po
rzeniami. Napi臋te stosunki mi臋dzy O'Neillem a jego dzie nim a 偶on膮 - nie by艂y dla nikogo tajemnic膮. Na domiar z艂ego Spacek musia艂 pracowa膰 sam. Hatchcr
tylko balast.
* *
Leslie Carter zatelefonowa艂 do Brynera z Nowego J
miaj膮c go, 偶e przyjedzie do Los Angeles w towarzystwie
Ch艂odny, beznami臋tny g艂os prezesa multimi臋dzynaro
II2
ge'a dreszczem. Udaj膮c rado艣膰 z maj膮cego nast膮pi膰 spotkania ai艂 gotowo艣膰 goszczenia ich podczas pobytu w Los Angeles. pr mu podzi臋kowa艂, lecz uchyli艂 si臋 od zaproszenia m贸wi膮c, 偶e nie mu przeszkadza膰. Prosi艂 o zarezerwowanie apartamentu w hotelu ego i 偶ony oraz pokoju dla Carra. Bryner o艣wiadczy艂, 偶e wszyscy nicy wytw贸rni, wszyscy re偶yserzy i aktorzy b臋d膮 szcz臋艣liwi c go przyj膮膰. On by艂 got贸w przedstawi膰 obszerne sprawozdanie t艂alno艣ci i przyj臋膰 wszelkie dyrektywy. ldwiesi艂 s艂uchawk臋 w nieco lepszym nastroju. Obecno艣膰 Margaret er zdawa艂a si臋 艣wiadczy膰 o tym, 偶e sytuacja nie by艂a tak powa偶na, a to wygl膮da艂a. Mimo to strach nadal go dr臋czy艂. Operacje we Holma by艂y przez niego aprobowane; je艣li nawet nie uznano ,h za ca艂kiem uczciwe, nigdy by nie oddano sprawy do s膮du. dnarod贸wki maj膮 w艂asny wymiar sprawiedliwo艣ci, niekiedy bar%surowy ni偶 pa艅stwowy. Nie aplikuj膮 kar pozbawienia wolno艣ci, t sankcje s膮 jeszcze dotkliwsze. Najwy偶szym wymiarem kary jest r膰 cywilna, zawodowa. Wok贸艂 skazanego tworzono kordon sani%. 呕adnych posad, 偶adnych dochod贸w, 偶adnych przywilej贸w. I%arod贸wki s膮 solidarne, je艣li chodzi o z艂odziei w bia艂ych 'zykach. Cz艂owiek mo偶e si臋 uwa偶a膰 za szcz臋艣ciarza, je艣li zostanie I%dniony w ma艂ym przedsi臋biorstwie, poza sfer膮 dzia艂alno艣ci omeratu. Je艣li jednak przewinienie jest bardzo powa偶ne, 艣ciga si臋 wsz臋dzie. Drobny przedsi臋biorca otrzymuje dyskretne - lzenie, w razie niepos艂usze艅stwa stosuje si臋 sankcje. Przest臋pcy zostaje nic innego, jak tylko paln膮膰 sobie w 艂eb. Je艣li wina nie tak wielka, b膮d藕 te偶 ma si臋 poparcie wp艂ywowych os贸b, sprawa zatuszowana po paru ostrze偶eniach i minimalnych sankcjach. er zmobilizowa艂 wszystkich swoich przyjaci贸艂, a szczeg贸lnie Cartera. Wszak偶e jego pozycja by艂a w tej chwili tak mocna, 偶e zdo艂a艂by mu si臋 przeciwstawi膰. - bowy samolot prezesa wyl膮dowa艂 na lotnisku w Los Angeles, ekiwa艂 go Bryner wraz z wszystkimi dygnitarzami wytw贸rni. cadillak贸w i rolls贸w ruszy艂 do hotelu. :Moja 偶ona z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 wr臋czy艂aby osobi艣cie Margaret - powiedzia艂 Bryner - ale zatrzymano j膮 na gdzie w艂a艣nie kr臋c膮 sceny, w kt贸rych wyst臋puje.
ierwszym rollsie uprzejmo艣ci George'a zderza艂y si臋 z lodowazeniem Cartera i Margaret, kt贸ra roztargnionym wzrokiem ocienione palmami ulice. Bryner i Carter byli z sob膮 po
piei;lo marze艅 1 3
imieniu, gdy偶 chodzili do tego sarnego college'u, ale na tym k si臋 ich za偶y艂o艣膰.
Margaret pozosta艂a w hotelu, gdzie r贸wnie偶 umieszczono
po czym ca艂y orszak skierowa艂 si臋 do wytw贸rni.
Nareszcie nadszed艂 czas wyr贸wnania rachunk贸w, kt贸rego
tak si臋 l臋ka艂. Pierwsze s艂owa Cartera spad艂y jak ostrze gilot%
- Jakby nie do艣膰 by艂o sprzeniewierzenia funduszy przea
Usi艂owanie otrucia O'Neilla stawia nasz konglomerat pod pr% opinii publicznej. Kampania prasowa unurza nas w b艂ocie. - Zapewniam ci臋, Leslie, 偶e to tylko nieszcz臋艣liwy zbieg k贸w. - Pom贸wimy o tym w studiu, George. Po to przecie偶 p%
艂em.
Ponownie zag艂臋bi艂 si臋 w milcz膮cym rozmy艣laniu.
- Dzie艅 si臋 藕le zaczyna - stwierdzi艂 Bryner. - Ale ja ntc si臋 zdepta膰.
*
* *
Niepostrze偶enie dla nikogo Rhys przygl膮da艂 si臋 Bob
czeka艂, 偶eby go zawo艂ano na plan. Nieruchomy, blady,
w przestrze艅, Flynn jakby straci艂 ch臋膰 do 偶ycia. Siedz膮c t krze艣le ukrywa艂 chwilami twarz w d艂oniach i ods艂ani%艂 w贸wczas, gdy Tuchman wzywa艂 go na plan. Peter
z niewyczerpan膮 cierpliwo艣ci膮, z wyrozumia艂o艣ci膮, )
innym aktorom. Bob wynagradza艂 brak zapa艂u sw膮 urn%
no艣ci膮 gry. Gdy mija艂y te napady przygn臋bienia, odzyski%
wo艣膰. Weso艂y, sk艂onny do 偶art贸w, przyjacielski, int
w spos贸b ol艣niewaj膮cy, co cieszy艂o re偶ysera i budziio%
podziw. To przej艣cie od smutku do zb tnie weso艂o
nasuwa艂y Rhysowi pytanie, na kt贸re nie znajdow%t`a%
"Aktorzy bywaj膮 przesadni, kapry艣ni, nieobliczalni"
zesem usprawiedliwiano Boba. "Mimo wad jest stk
klasy".
Ray zauwa偶y艂, 偶e w kantynie wytw贸rni Bob ja%i''J%
bylo ju偶 t艂oku, a wszyscy odchodzili z pe艂nymi brzu
to izolowanie si臋 od koleg贸w.
114 "
Przypomnia艂 sobie, 偶e podczas filmowania jakiej艣 sceny Bob Ezeciwi艂 si臋 koncepcji re偶ysera, ura偶onego nieco usamodzielnieniem protegowanego. Mimo to zgodzi艂 si臋 sfilmowa膰 wersj臋 Boba, 偶eby i p贸藕niej wykaza膰 niestosowno艣膰 jego pomys艂u. Wieczorem, przy ekcjonowaniu uj臋膰, Peter stwierdzi艂 ze zdziwieniem, 偶e Bob mia艂 y臋 i 偶e dw贸ch ekspert贸w - re偶yser i kierownik zdj臋膰 - otrzyma艂o iczk臋 od 偶贸艂todzioba. "Masz zadatki na tw贸rc臋 filmowego, synku!" powiedzia艂 mu kierownik, a Peter u艣ciska艂 Boba. Potem ju偶 nie kr臋powa艂 si臋 pyta膰 go o zdanie. Bob, kt贸remu nie tk by艂o zdrowego rozs膮dku, odpowiada艂, 偶e nie 艣mia艂by proponowa膰 ich rozwi膮za艅 najwi臋kszemu wsp贸艂czesnemu re偶yserowi. To, co raz zdarzy艂o, by艂o przypadkiem, kt贸ry nigdy wi臋cej si臋 nie
* *
Pewnego wieczoru u White'a Rhys popija艂 koktajl Far I%est, cjalno艣膰 barmana. Jeff Blyth usiad艂 obok niego udaj膮c, 偶e nie widzi rnego przyjaciela, Jareda Dahla, siedz膮cego przy drugim ko艅cu . Konflikt mi臋dzy nimi nabra艂 takiego rozg艂osu, 偶e coraz bardziej rgo odnosili si臋 do siebie; gdyby znale藕li si臋 twarz膮 w twarz za l贸w gor膮czki z艂ota, z pewno艣ci膮 wyci膮gn臋liby pistolety i pozabijali
ff tylko przez kwadrans dotrzymywa艂 towarzystwa Rhysowi,
Chrys Bryner, z kt贸r膮 by艂 um贸wiony, przysz艂a po niego, nie ij膮c na zazdrosne spojrzenia Jareda. nglik zosta艂 sam, co mu wcale nie sprawia艂o przykro艣ci. PrzyI si臋 oboj臋tnie parom, kt贸re omal nie podusi艂y si臋 w t艂oku na kr臋gu znym. Ta sama ha艂a艣liwa muzyka, ta sama atmosfera p贸艂bohemy nobizmu, ci sami pijaczkowie i narkomani, ci sami aktorzy, przychodzili tu po to, 偶eby zobaczy膰 innych i 偶eby ich zono, s艂owem - normalny wiecz贸r u White'a.
agle wzrok jego zatrzyma艂 si臋 na Bobie, kt贸ry wszed艂 zamy艣prawie nieobecny i siad艂 na taborecie zwolnionym przez Jeffa. auwa偶y艂 obecno艣ci Raya, dop贸ki nie zam贸wi艂 koktajlu Golden
Dobry wiecz贸r - u艣miechn膮艂 si臋 Anglik
rr5
Bob pos臋pnie skin膮艂 g艂ow膮. Twarz mia艂 pochmurn膮.
go taki smutek, 偶e Ray poczu艂 wsp贸艂czucie i tkliwo艣膰,%
j膮c膮 si臋 uzewn臋trznienia. Zawaha艂 si臋, czy powinien do%
gada膰; Bob sprawia艂 wra偶enie, 偶e ca艂膮 uwag臋 skupia na
tajlu.
- Wiem, 偶e to nie moja sprawa, lecz martwi mnie
gn臋bienie. Mo偶e m贸g艂bym co艣 dla ciebie zrobi膰? By艂bym%r
mog膮c ci si臋 czym艣 przys艂u偶y膰.
Bob spojrza艂 na艅 p贸艂przytomnie, jakby by艂 pod dz%
kotyku.
- Nigdy nie widzia艂e艣 ludzi, kt贸rzy maj膮 chandr臋? 艂
Wychyli艂 kieliszek, zap艂aci艂 i ruszy艂 do wyj艣cia. P
odwr贸ci艂 si臋 i uk艂oni艂 Rayowi. Potem znikn膮艂.
Nazajutrz spotkali si臋 na planie. Anglik najwidoc
wczorajszym zachowaniem Boba odpowiedzia艂 ch艂odno
W tej偶e chwili podszed艂 do nich Jeffrey Blythe i odci
Twarz jego promienia艂a.
- Sensacyjna wiadomo艣膰! M贸j agent przekaza艂 n'%
chwil膮. Wszyscy trzej jeste艣my obsadzeni w "Tytan
produkcji O'Neilla.
- Wiem o tym - odpar艂 grzecznie Ray. - Dzi臋kujG;
o mnie. . . i o Bobie - doda艂 oboj臋tnym tonem. 4 `%
- Zachowajcie t臋 wiadomo艣膰 dla siebie. Nie podjp%rl
dealu. Ale mo偶na powiedzie膰, 偶e mamy go w kieszeni.% `
Leslie Carter, wielki kap艂an, przyby艂 do Los Angel
gor膮co.
Asystent wezwa艂 Blytha:
- Niech si臋 pan przygotuje, Jefi? Wchodzi pan na
Blythe poklepa艂 przyjaci贸艂 po plecach.
- Zostawiam was, dzieci, powodzenia!
Ray r贸wnie偶 chcia艂 si臋 oddali膰, lecz Bob zawaha艂 si臋 i n% za rami臋. - Poczekaj, Ray? Wybacz mi wczorajsze chamstwo!
kudn膮 pass臋. Bardzo paskudn膮! Chyba rozumiesz. . .
Mimo zmartwienia rysy jego wyra偶a艂y serdeczno艣膰. .
Ch艂贸d Rhysa stopnia艂 jak kostka lodu wrzucona
Pojednawczy, niemal b艂agalny ton jego przyjaciela m
wra偶enie. Wsp贸艂czucie, lito艣膰, cie艅 uczucia odbi艂y si臋 n% Od pierwszego spotkania czu艂 偶ywy poci膮g do tego dziwn
r I6
szukaj膮cego samotno艣ci, ca艂kiem odmiennego od swoich r贸wie艣nik贸w prze偶ywaj膮cego zapewne jakie艣 bolesne rozterki. - Przeprosiny nie maj膮 sensu mi臋dzy przyjaci贸艂mi. Chcia艂em jedynie, 偶eby艣 otrz膮sn膮艂 si臋 ze swego przygn臋bienia, wyzby艂 si臋 smutku. By艂bym ogromnie szcz臋艣liwy, gdybym m贸g艂 przywr贸ci膰 ci pogod臋 ducha. - Dzi艣 w nocy, po naszym nieco pospiesznym rozstaniu, d艂ugo o tobie my艣la艂em. Wiem, 偶e mi dobrze 偶yczysz. - Wbi艂em sobie do g艂owy, 偶eby ci pom贸c, przynie艣膰 jak膮艣 pociech臋. . . Ale musz臋 mie膰 twoj膮 zgod臋, twoje wsp贸艂dzia艂anie. . . - Doceniam, Ray, twoje mi艂osierdzie. - 殴le mnie zrozumia艂e艣, Bob. To nie mi艂osierdzie. Cnotliwy ltruizm jest po prostu przebranym poczuciem wy偶szo艣ci. Ja chcia艂em ztagodzi膰 twoje troski, rozproszy膰 smutne my艣li. . . Czu艂em, 偶e cierpisz, i nie mog艂em znie艣膰 tej my艣li. - - Nikt nie mo偶e mi pom贸c.
- Mylisz si臋! Spr贸buj臋 zrobi膰 wszystko, 偶eby odsun膮膰 od ciebie 艂opoty, niepokoje. . . 偶eby ci przynie艣膰 ukojenie. . . Oczy jego b艂yszcza艂y. Wzruszenie odmieni艂o jego twarz.
Bob by艂 poruszony zachowaniem Raya. Udzieli艂o mu si臋 jego ztkliwienie. Obaj poczerwienieli, serca bi艂y im szybciej, 偶ywy epok贸j, niezwykle zreszt膮 przyjemny, rozszed艂 si臋 jak ogie艅 po ca艂ym ele. - Ray, niech si臋 pan przygotuje do wej艣cia na plan! - zawo艂a艂
Dopiero w tej chwili obaj zdali sobie spraw臋, 偶e przestali zwraca膰 ag臋 na to, co dzia艂o si臋 dooko艂a. Na krz膮tanin臋 aktor贸w i technik贸w uci膮偶liwe przygotowania do nast臋pnej sceny, na rozkazy O'Neilla. - Ju偶 id臋! - odpar艂 Ray. U艣cisn膮艂 d艂o艅 Boba.
- Jestem bardzo szcz臋艣liwy!
*
* *
Podczas gdy O'Neill g艂o艣no wydawa艂 ostatnie polecenia przed r臋caniem nowej sceny, Barbara West, dawna pi臋kno艣膰, kt贸ra mia艂a epok臋 chwa艂y, lecz doszed艂szy lat pi臋膰dziesi臋ciu nie zdo艂a艂a odkry膰 tajemnicy wiecznej m艂odo艣ci, jak Joan Collins, Morgan Fairchild lub Linda Evans, podesz艂a do niego i, nie panuj膮c nad nerwami, powiedzia艂a: - Chc臋 pom贸wi膰 z tob膮, Peter!
- Teraz? Nie mog艂aby pani znale藕膰 odpowiedniejszego momentu? - odpar艂 zirytowany. - Chcia艂abym wyja艣ni膰 co艣, co dotyczy w艂a艣nie nast臋pnej sceny. Godwin da艂 mi zmieniony scenopis, w kt贸rym moj膮 rol臋 ograniczono do kilku replik bez znaczenia. Sprowadzono mnie do poziomu statystki. - Potrzeby filmu maj膮 pierwsze艅stwo przed wszystkimi innymi wzgl臋dami. - Czy pan nie rozumie - wykrzykn臋艂a zrozpaczona Barbra - 偶e w ten spos贸b pan mnie niszczy? Z g艂贸wnej bogaterki staj臋 si臋 niczym. Tu chodzi o moj膮 karier臋. Publiczno艣膰, prasa, wszyscy dojd膮 do wniosku, 偶e spad艂am do rangi drugorz臋dnych, trzeciorz臋dnych aktor贸w. Moja przysz艂o艣膰. . . - Pani przysz艂o艣膰? Pani jest optymistk膮!
Na twarzy O'Neilla pojawi艂 si臋 drwi膮cy u艣miech, tak bardzo upokarzaj膮cy jego rozm贸wc贸w. - Jak pan 艣mie, Peter. . .
- Je艣li pani potrzebuje czego艣 na uspokojenie, jeden z moich ludzi przyniesie pani. Niepotrzebnie pani si臋 unosi. Je艣li s膮dzi pani, 偶e w takim stanie trudno b臋dzie gra膰, przejdziemy do innej sceny, kt贸ra nie wymaga pani obecno艣ci. Uprzedzam jednak, 偶e ka偶da minuta op贸藕nienia spowodowana przez pani kaprysy odbije si臋 na pani ga偶y. - Jest pan okrutny, Peter! Okrutny i bezwzgl臋dny! Chce mnie pan wymaza膰 z listy aktor贸w. Peter m贸wi艂 dalej z zab贸jcz膮 cierpliwo艣ci膮, jakby zwraca艂 si臋 do dziecka: - Musi pani zrozumie膰, Barbra, 偶e pani spos贸b 偶ycia si臋 sko艅czy艂. Musi pani z rezygnacj膮 przyj膮膰 koniec swej kariery. Nie ma pani klasy Elisabeth Taylor ani Katherin Hepburn, kt贸re zachowuj膮 s艂aw臋. Jako pierwsza naiwna by艂a pani nie do pokonania. Teraz musi pani trze藕wo patrze膰 w przysz艂o艣膰. Czy od艂o偶y艂a pani do艣膰 pieni臋dzy, 偶eby nie prosi膰 p贸藕niej o zasi艂ki opieki spo艂ecznej? Zreszt膮 je艣li nie jest pani zadowolona, je艣li pani uwa偶a, 偶e jestem niesprawiedliwy, prosz臋 poskar偶y膰 si臋 wiceprezesowi wytw贸rni, albo samemy Brynerowi: Teraz zapraszam pani膮 na plan. Niech pani zagra rol臋 zgodnie ze
rr8
riuszem. W przeciwnym razie ob臋d臋 si臋 w przysz艂o艣ci bez pani. znajdzie pani innych re偶yser贸w, kt贸rzy zechc膮 pani膮 zatrudni膰. niew Barbry nagle usta艂. Pewno艣膰 siebie opu艣ci艂a j膮 ca艂kowicie. S膮dzi艂am, 偶e jeste艣my przyjaci贸艂mi, Peter! Traktuje pan gwiaz;ostatni膮 ze statystek! Jeste艣my jeszcze przyjaci贸艂mi. Ale poza wytw贸rni膮. Tutaj ja 臋. Aktorzy nie korzystaj膮 z przywilej贸w, kiedy chodzi o film, ma przynie艣膰 setki milion贸w. pokorzona, ze spuszczon膮 g艂ow膮, Barbra posz艂a na plan. Peter i jeszcze jedn膮 przyjaci贸艂k臋.
* *
b by艂 w si贸dmym niebie. Poczucie zadowolenia, rado艣ci towato mu przez d艂u偶szy czas. Mia艂 szcz臋艣cie, 偶e znalaz艂 punkt a we wrogim 艣wiecie. Od dawna Ray zrobi艂 na nim du偶e ue. Wygl膮d intelektualisty, szlachetna dystynkcja, umy艣lne anie si臋 od ludzi, s艂odycz g艂osu, opanowane ruchy, ca艂e zanie Raya fascynowa艂o dziewcz臋ta i budzi艂o zazdro艣膰 ch艂opak贸w. ie podziela艂 uczucia zazdro艣ci. Ray wydawa艂 mu si臋 postaci膮 planety. Nigdy by nie marzy艂, 偶eby sta膰 si臋 kim艣 takim, jak jego ciel. Dzieli艂o ich wszystko: przesz艂o艣膰, pochodzenie spo艂eczne, wychowanie. nagle ci dwaj m艂odzi ludzie tak r贸偶ni od siebie, tylko jedn膮 wsp贸ln膮 cech臋, pi臋kno艣膰 ftzyczn膮, kt贸ra wynosi艂a nad zwyk艂ych 艣miertelnik贸w, odkrywali wzajemne przyci膮ganie. pory raczej unikali si臋 nawzajem, obawiaj膮c si臋, 偶e ich charakter, cja 偶ycia, rywalizacja, kt贸ra powinna by ich normalnie roz stworz膮 przeszkod臋 nie do pokonania. Zdarzy艂 si臋 cud, albo to, uwa偶a艂 za cud. Mia艂 ochot臋 otworzy膰 swe serce, odkry膰 swe ace, swoje najskrytsze my艣li. - d, b臋d膮cy 艣wiadkiem tej narastaj膮cej za偶y艂o艣ci, o艣wiadcza艂 nie: "Najlepsi dzisiaj przyjaciele b臋d膮 jutro najzawzi臋tszymi mi!" Odnosi艂o si臋 to do Jeffa Blytha, jego dawnego bo偶yszcza. mu dokuczy膰 zacz膮艂 kr膮偶y膰 jak paw wok贸艂 Chrys, kt贸ra nie - wa艂a oboj臋tna na jego umizgi.
iem Raya, kt贸ry nareszcie w przyziemnej atmosferze studia sens swojej egzystencji, sta艂o si臋 rozproszenie smutku i przy
rr9
gn臋bienia Boba, przywr贸cenie mu stosownej dla jego wieku rado艣ci 偶ycia i otwarto艣ci wobec ludzi. Tote偶 ch臋tnie przyjmowa艂 jego zaproszenia i cz臋sto bywa艂 w jego domu. Po m臋cz膮cym dniu pracy siadywali na szezl膮gach przy basenie i popijali koktajle. Pewnego wieczoru Ray spojrza艂 rozmarzony na rozgwie偶d偶one niebo i odezwa艂 si臋 mi艂ym, 艣piewnym g艂osem: - S膮dz臋, 偶e moje miejsce powinno by膰 tam, w艣r贸d gwiazd. Twoja gwiazda b艂yszcza艂aby wiecznie obok mojej. Astronomowie zaznaczyliby je na mapach nieba i wielbiciele pi臋kna podziwialiby je jako ozdob臋 Drogi Mlecznej. Taki spos贸b wyra偶ania uczu膰 by艂 dla Boba zupe艂n膮 nowo艣ci膮. Nie przerywa艂 jednak przyjacielowi, gdy偶 lubi艂 ws艂uchiwa膰 si臋 w jego melodyjny g艂os, nie wg艂臋biaj膮c si臋 w sens s艂贸w. - Schopenhauer utrzymywa艂, 偶e m艂odo艣膰 pozbawiona urody ma zawsze pewien urok, natomiast pi臋kno艣膰 bez m艂odo艣ci ju偶 go nie ma. My艣l臋, 偶e nie mia艂 racji, bo pi臋kno jest nie艣miertelne. Obraz Rembrandta czy symfonia Beethowena, waza florencka czy statuetka z Tanagry przetrwaj膮 tysi膮clecia. Chyba 偶e Schopenhauer mia艂 na my艣li jedynie istoty ludzkie, kt贸rych pi臋kno jest nietrwa艂e, a jego utrata w pewnym wieku jest bolesnym prze偶yciem. 艢lad pi臋kna ma bodaj wi臋ksz膮 warto艣膰 ni偶 wszystkie skarby 艣wiata. Ray wci膮偶 patrzy艂 w g贸r臋, jakby chci%艂 obj膮膰 wzrokiem ogrom niebieskiego sklepienia: - M贸wi si臋, 偶e cz艂owiel% to najpi臋kniejszy tw贸r natury. A przecie偶 pi臋kno艣膰 w ludzkim rozumieniu jest tworem wyobra藕ni. Dla m臋偶a zakochanego w 偶onie jest ona p臋pkiem 艣wiata. Dla innych - osob膮 bez wdzi臋ku. Gdyby tylko naprawd臋 pi臋kne kobiety ekscytowa艂y m臋偶czyzn, ludzko艣膰 stopniowo by wygin臋艂a. Ray czu艂 si臋 wspaniale. Powoli s膮czy艂 koktajl. Obj膮艂 przyjaciela tkliwym spojrzeniem i ci膮gn膮艂 dalej: - W rzeczywisto艣ci mi艂o艣膰 i pi臋kno - to tylko urojenia. Kochankowie przekonani, 偶e znale藕li szcz臋艣cie w mi艂osnym u艣cisku, s膮 jedynie narz臋dziem natury, d膮偶膮cej do przed艂u偶enia gatunku. Pewnego dnia ona znudzi si臋 i po艂o偶y kres ludzko艣ci, tak jak po艂o偶y艂a kres panowaniu dinozaur贸w, kt贸rych nag艂e i tajemnicze znikni臋cie dot膮d pozostaje zagadk膮. - Dzisiaj ciebie nawiedzaj膮 czarne my艣li.
- Wybacz, je艣li ci臋 zanudzam. Niekiedy bywam m臋cz膮cy.
- Jeste艣 wspania艂y, Ray. Ukazujesz mi inny 艣wiat. Wprawdzie
120
yta艂em sporo ksi膮偶ek, ale moja wiedza jest wyrywkowa. Im
ci臋 s艂ucham, tym bardziej podziwiam twoje wykszta艂cenie.
Wykszta艂cenie? - roze艣mia艂 si臋 Ray - na c贸偶 ono potrzebne? vood daje r贸wne szanse kelnerom i maszynistkom, kierowcom dawcom kokainy, nicponiom i maminsynkom, kt贸rzy otrzymali ne wychowanie i maj膮 forsy jak lodu. Sp贸jrz tylko na Jareda Pochodz膮 z odmiennych 艣rodowisk, lecz obaj obracaj膮 si臋 dzi艣 milioner贸w, udzielaj膮 wywiad贸w na prawo i lewo, otrzymuj膮 kwotach z pi臋cioma czy sze艣cioma zerami. Wielbiciele wyrywae ich fotosy. Miliony ludzi sp臋dzaj膮 znaczn膮 cz臋艣膰 偶ycia przed mi. Kino i telewizja wci膮偶 lansuj膮 nowych aktor贸w, bo cho膰 sno艣膰 ma sentyment do dawnych bohater贸w, to szaleje za ti idolami. Tobie si臋 uda艂o zafascynowa膰 widz贸w tak, jak to 艣 zrobi艂 James Dean. - arz Boba nagle spochmurnia艂a.
B臋d臋 偶y艂 r贸wnie kr贸tko jak on.
ys zaprzeczy艂 energicznym gestem.
Ale偶 nie! Bo ja b臋d臋 czuwa艂 nad tob膮. B臋dg twoim anio艂em
o偶y艂 r臋k臋 na ch艂odnej d艂oni Boba.
Martwisz mnie. S膮dzi艂em, 偶e uda艂o mi si臋 rozchmurzy膰 twoje
- 膮艂 Boba i opar艂 policzek na jego ramieniu.
DPysun膮艂e艣 si臋 na czo艂o naszego aktorskiego pokolenia. Nie na moje wykszta艂cenie to ja id臋 w 艣lad za tob膮.
* *
burzliwym posiedzeniu Rady administracyjnej konglomeratu, u przewodniczy艂 Leslie Carter, Neville Holm zosta艂 usuni臋ty ze 艅ska. Znaleziono a偶 za wiele obci膮偶aj膮cych go%illwod贸w, aby t艂owa膰 akt oskar偶enia. Stwierdzono, 偶e fundusze przeznaczone dukcj臋 najkosztowniejszych film贸w zosta艂y sprzeniewierzone. ich cz臋艣膰 trafi艂a do kieszeni Holma. Mimo to Rada po i艂a nie kierowa膰 sprawy do s膮du, aby nie 艣ci膮ga膰 uwagi fiskusa udacje poczynione ze szkod膮 dla niego. - tdano te偶 uwa偶nie dzia艂alno艣膰 Brynera. Obci膮偶anie wy艂膮czn膮 iedzialno艣ci膮 Holma by艂oby po prostu 艣mieszne. Bryner zawini艂
I2I
co najmniej przez brak kontroli i zaniedbywanie obowi膮zk贸w. Cz臋' dokument贸w wskazywa艂a je艣li nie na jego udzia艂 w defraudacji, t% w ka偶dym razie na przymykanie oczu. Szachrajki finansowe, w kt贸ry Holm okaza艂 si臋 mistrzem, kosztowa艂y wytw贸rni臋 oko艂o pig milion贸w dolar贸w. Zwa偶ywszy, 偶e konglomerat obraca艂 bilio defraudacje Holma mog艂y uj艣膰 niezauwa偶one. Wyrok w sprawie Brynera zosta艂 odroczony. Leslie o艣wiadczy艂; ze wzgl臋du na jego stanowisko spraw臋 musi rozpatrzy膰 Rada Adm% tracyjna konglomeratu, gdy偶 tylko ona ma prawo wykluczy膰 kogo艣 swojego grona. Miano go wezwa膰 do Nowego Jorku, aby m przedstawi膰 argumenty na swoj膮 obron臋. S膮dz膮c, 偶e Leslie z przyjemno艣ci膮 przygl膮da si臋 jego ago George stwierdzi艂, i偶 w艂a艣ciwie powinien by艂 napisa膰 list z pro艣 o dymisj臋 i poszuka膰 sobie innego zaj臋cia. Przecie偶 to dzi臋ki j do艣wiadczeniu, zdolno艣ciom, pracy, a zw艂aszcza nowoczesnym k cepcjom, "XXI Century" znajduj膮ca si臋 na kraw臋dzi bankructwa s si臋 kwitn膮cym przedsi臋biorstwem przynosz膮cym du偶e zyski. N' chcia艂 my艣le膰, 偶e sukces ten zawdzi臋cza艂 w du偶ej mierze O'Neillo kt贸ry sam jeden dawa艂 wytw贸rni wi臋cej zysk贸w ni偶 wszyscy ! re偶yserzy razem wzi臋ci. Po wyje藕dzie Cartera, George usi艂owa艂 ch艂odno zastanawia膰 s% nad sytuacj膮. Przecie偶 taki Begelman z "Columbii", kt贸ry sfa艂szo czek Cliffa Robertsona i zainkasowa艂 pieni膮dze za sfa艂szowane ra i chunki w restauracji Grobeau, zosta艂 wprawdzie wyrzucony z wytw . " rni, lecz znalaz艂 lepsz膮 posad臋 w MGM. Ci膮gano go po s膮dach, prawda, lecz w ko艅cu zosta艂 uniewinniony. Ale po ilu przykro艣cia wydatkach, k艂opotach! George nie m贸g艂 sobie pozwoli膰 na zw艂ok臋% Bodaj kilkumiesi臋czna utrata pobor贸w r贸wna艂aby si臋 katastrofe% Wysokie koszty utrzymania domu i rozrzutno艣膰 Glorii zmusi艂y go przyjmowania po偶yczek od Holma, po偶yczek, kt贸rych nigdy mu ni zwraca艂. Z tej to racji, aczkolwiek sam nie robi艂 nadu偶y膰, pozwol Holmowi na defraudacje i podpisa艂 kilka kompromituj膮cych dok ` ment贸w. Znalaz艂 si臋 na skraju przepa艣ci. Czy b臋dzie musia艂 wyrzec w艂adzy? Opu艣ci膰 sw贸j wytworny gabinet? Rozsta膰 si臋 z armi膮 lu pracuj膮cych pod jego rozkazami? Wyobrazi艂 sobie drwi膮ce u艣miesz cz艂onk贸w rady administracyjnej w Nowym Jorku, wielkie nag艂贸w w dziennikach, kt贸re nie omieszkaj膮 rozg艂osi膰 sprawy i rzuci膰 go pastw臋 opinii publicznej.
I22
- Nowy Jork do pana - oznajmi艂a sekretarka. - Mister Carr e m贸wi膰 z panem. "No prosz臋! - westchn膮艂 Bryner. - Carr osobi艣cie chce mnie 膰 na kawa艂ki". Wyobrazi艂 sobie jego tryumfuj膮c膮 min臋. - Po艂膮cz mnie, Delio!
G艂os Carra zabrzmia艂 nader uprzejmie.
~Dzie艅 dobry, George. W 艣rod臋 o dziesi膮tej rano czekamy na e w naszej siedzibie. Rada administracyjna zbierze si臋 w komae. Przygotuj dobrze obron臋. Musisz odeprze膰 zarzuty, 偶e wsp贸艂r艂a艂e艣 z Holmem. Do widzenia, George! Nie da艂 mu nawet czasu na odpowied藕.
*
* *
:ter O'Neill filmowa艂 plenery na dzikim, wspania艂ym brzegu Big Pot臋偶ne fale, okryte zielonkaw膮 pian膮, naciera艂y na wzg贸rza vistych zboczach i z og艂uszaj膮cym hukiem rozpryskiwa艂y si臋 ty. Gwa艂towny przyb贸j wy艂 i rycza艂. u偶a motor贸wka uniesiona przez rozsza艂a艂e, spienione 偶ywio艂y rozbi膰 si臋 na podwodnych rafach i roztrzaskana w drzazgi 膰 w morskich odm臋tach. Sfilmowanie tej sceny nastr臋cza艂o ich trudno艣ci. Kaskaderzy, spece od niezwyk艂ych efekt贸w i kar艣ci stan臋li jednak na wysoko艣ci zadania. Po sfilmowaniu widoniebezpiecznych scen z udzia艂em kaskader贸w, przed kamerami 偶li si臋 Bob, Ray i Isabelle, wszyscy przemoczeni do nitki, ani, jakby tylko co wyszli z wody. Odegrali swoje role w sp贸s贸b vnie naturalny tworz膮c wiarygodne postaci. - eczorem, po zdj臋ciach, Isabelle stanowczym krokiem wesz艂a do coby O'Neilla urz膮dzonej w przyczepie samochodowej. Re偶yser ia艂 z kierownikiem zdj臋膰 plan pracy na dzie艅 nast臋pny. Chcia艂abym pom贸wi膰 z tob膮, Peter. Czy m贸g艂by pan zostawi膰 mych, Frank? Chodzi o sprawy osobiste. Dobrze, dobrze! - kierownik skwapliwie si臋 wycofa艂.
Neill nie wydawa艂 si臋 zaskoczony gwa艂townym wtargni臋ciem
- Otrzyma艂am rozw贸d! - oznajmi艂a zdyszana. Oczy jej b艂ysz; nie potraf艂a opanowa膰 dr偶enia r膮k. - Teraz jestem wolna jak Na co jeszcze czekasz?
123
- Na co czekam?
- Dziwne pytanie. Kiedy rozwiedziesz si臋 z twoj膮 dziwk膮i! Przecie偶 mi to obieca艂e艣! - Sk膮d偶e! Postawmy spraw臋 jasno. Powiedzia艂a艣 mi, 偶e pragniesz odzyska膰 wolno艣膰, abym ja z kolei m贸g艂 si臋 rozwie艣膰 i po艂膮czy膰 si臋 z tob膮 na zawsze, na dobre i z艂e. Je艣li jednak chodzi o mnie, to nie przyrzeka艂em ci niczego. Ty masz dwadzie艣cia kilka lat, ja zbli偶am si臋 do sze艣膰dziesi膮tki. Ludzie pytaliby si臋 w merostwie, czy nie jestern ojcem, prowadz膮cym c贸rk臋 do 艣lubu w oczekiwaniu na przybycie pana m艂odego. - Sko艅cz z 偶artami! M贸wi臋 powa偶nie.
- Nie chc臋 psu膰 ci 偶ycia, Isabelle. Ani sobie. Pewnego dnia mia艂aby艣 do艣膰 starego m臋偶a i wyrzuci艂aby艣 mnie na 艣mietnik. - Wiesz, 偶e dla mnie wiek nie ma znaczenia. Kocham ci臋, Peter! Zawsze ci臋 kocha艂am! Czy nie da艂am ci dowod贸w przywi膮zania, czu艂o艣ci, najszczerszych uczu膰? - Czy tylko mnie jednemu?
- Bezzasadna impertynencja!
- Mi艂o艣膰 jest s艂odsza poza ma艂偶e艅stwem, kochanie. Poczucie posiadania os艂abia nami臋tno艣膰. Nuda ci膮偶y nad po偶yciem ma艂偶e艅skim i zmiena je w pa艅szczyzn臋. Nic tak nie nu偶y jak przyzwyczajenie: Dzieli膰 艂o偶e co noc z t膮 sam膮 osob膮 - to nie do zniesienia. Mi艂o艣e ulatuje, kochanie, pomimo najuroczystszych przysi膮g. Nic nie mo偶e oprze膰 si臋 up艂ywowi czasu! Nic a nic! Odczuwa si臋 jedynie pustk臋% niezno艣n膮 pustk臋, kt贸rej niepodobna zape艂ni膰. . . Jedynym ratunkiem jest znalezienie nowego kochanka czy kochanki, kt贸rzy przynosz% odmian臋, tak upragnion膮 przez ka偶dego cz艂owieka. - Mimo to wolisz zatrzyma膰 przy sobie Ann臋, t臋 wstr臋tn% nimfomank臋, kt贸ra co dzie艅 ozdabia ci czo艂o now膮 par膮 rog贸w. - Wcale tego nie wol臋. Poddaj臋 si臋 tylko, poniewa偶 mam co艣 jeszcze do zrobienia. - To twoje ostatnie s艂owo, Peter?
- Nie! Rzeczy u艂o偶膮 si臋 pr臋dzej, ni偶 my艣lisz.
- M贸w ja艣niej !
- Prosz臋 ci臋 tylko o zw艂ok臋.
- Wci膮偶 m贸wisz o zw艂oce! Mam tego dosy膰!
- Musz臋 jeszcze zrobi膰 kilka film贸w, zadba膰 o dzieci. Gdy tylko sko艅cz臋 to wszystko, pomy艣l臋 o 偶yciu prywatnym, o tobie i o nasze% mi艂o艣ci.
rz4
oczach Isabelle zab艂ys艂y b艂yskawice. Chcia艂a dorzuci膰 kilka i s艂贸w, lecz powstrzyma艂a si臋 i wysz艂a trzaskaj膮c drzwiami. wiacv u艣miech znikn膮艂 z twarzy O'Neilla ust臋puj膮c miejsca rozgoryczeniu.
czasie zdj臋膰 na Big Sur Bob i Ray korzysta)i wsp贸lnie z garderoo艂膮czenie zbytku z komfortem stwarza艂o doskona艂膮 ca艂o艣膰. sk 艂贸偶ka, doskonale wyposa偶ona kuchenka, toaletka o艣wietlona twem 偶ar贸wek i zaopatrzona w arsena艂 niezb臋dny do charak icji, szerokie, niskie fotele - wszystko to razem stwarza艂o ki wysoko cenione przez aktor贸w, kt贸rzy chcie)i odizolowa膰 si臋 esp贸lstwa". ab wzi膮艂 gor膮cy natrysk, gdy偶 trz膮s艂 si臋 z zimna po kr臋ceniu filmu rym ubraniu. Rozsun膮艂 plastikowe zas艂onki, wrzuci艂 na siebie p艂aszcz k膮pielowy i z rozkosz膮 usiad艂 w fotelu. Na stoliczku obok z艂 podw贸jny grog.
a D)a rozgrzewki - powiedzia艂 Ray, kt贸ry szcz臋kaj膮c z臋bami j膮艂 "re z siebie nasi膮kni臋te wod膮 艂achy, rzucaj膮c je kolejno na pod艂og臋. Pomy艣la艂e艣 o zrobieniu dla mnie grogu, kiedy sam jeszcze by艂e艣 'vch ciuchach? - zdziwi艂 si臋 Bob wzruszony tym dowodem w%,%.
By艂o mi ci臋 偶al, kiedy widzia艂em, jak si臋 trz臋siesz. Gor膮cy grog rno dobrze ci zrobi.
b z rozkosz膮 popija艂 paruj膮cy nap贸j; jednocze艣nie patrzy艂 iwytem na pos膮gowe cia艂o Raya, kt贸ry rozbiera艂 si臋 przed em pod natrysk. Pu艣ci艂 obfity strumie艅 ciep艂ej wody, aby pozby膰 iei sk贸rki wywo艂anej zimnem. Dopiero po kwadransie wyszed艂
(;o za rozkosz! Jaka frajda.
zejrza艂 si臋 za p艂aszczem k膮pielowym.
Gdzie, u diab艂a, go po艂o偶y艂em?
b podziwia艂 jego m艂odzie艅cz膮 sylwetk臋.
Staro偶ytny rze藕biarz powiedzia艂by, 偶e twoje cia艂o ma ca艂y rc m艂odo艣ci. y odnalaz艂 wreszcie p艂aszcz k膮pielowy i nieco przesadnym m udrapowa艂 na sobie jego fa艂dy. "%,%S
- Staro偶ytni nie widzieli w nago艣ci nic wstydliwego. Przeciwnie odziwiali pi臋kno cia艂a i uwieczniali je w rze藕bach tak doskona艂ych, 偶e nawet najwstydliwsi z papie偶y pogodzili si臋 z ich obecno艣ci膮 w ogrodach watyka艅skich. - Grog czeka na barku, Ray.
- Chcia艂e艣 mi si臋 zrewan偶owa膰. Dzi臋ki.
Uj膮艂 szklank臋 w obie d艂onie i osun膮艂 si臋 na fotel; po艂y p艂aszcza rozchyli艂y si臋 przy tym ods艂aniaj膮c uda: Zakry艂 je speszony osobliwym spojrzeniem Boba. Powoli wypi艂 grog. - Znakomity! - stwierdzi艂. - Pos艂uchaj, dzi艣 wieczorem Lukullus podejmuje obiadem Lukullusa. Przyrz膮dz臋 koktajl z krewetek zup臋 rybn膮 bouillabaisse, 艂opatk臋 jagni臋c膮 z pietruszk膮 i na des%r puchar Amarena. Trzeba ci wiedzie膰, 偶e jestem prawdziwym Corduri Bleu. - Cordon Bleu?
- Diuk Richelieu, marsza艂ek Francji, by艂 r贸wnie偶 wy艣mienitym kucharzem. To on wymy艣li艂 majonez podczas obl臋偶enia Port Mahon, hiszpa艅skiej twierdzy. A poniewa偶 nosi艂 B艂臋kitn膮 Wst臋g臋 艣w. Ducha najwy偶szy order francuski za czas贸w kr贸lestwa, wesz艂o w zwyczaj przyznawanie na jego pami膮tk臋 tytu艂u Cordon Bleu kucharzom najwy偶szej klasy. - Czy to pan Lukullus nauczy艂 ci臋 sztuki kucharskiej?
- Lukullus by艂 jednym z najbogatszych ludzi w staro偶ytnyml Rzymie i s艂awnym smakoszem. Niemal ka偶dego wieczoru zapras przyjaci贸艂 na uczty, kt贸re zyska艂y nie艣mierteln膮 s艂aw臋. Pewnego dnia; kiedy obiadowa艂 sam, odni贸s艂 wra偶enie, 偶e menu by艂o nie dosy膰 wymy艣lne. Wezwa艂 wi臋c ochmistrza i zrobi艂 mu wym贸wk臋. Ochmistrz odpowiedzia艂, 偶e kucharz s膮dzi艂, i偶 kiedy nie ma go艣ci, menu mo偶e by膰 mniej wyszukane. Na to pan domu stwierdzi艂 wynio艣le: "Dzisiaj Lukullus podejmuje obiadem Lukullusa. Czy to nie dosy膰?" - Kto wi臋c nauczy艂 ci臋 gotowa膰?
Moja babka. 呕y艂a w nieustannym strachu przed komunistami. "Je艣li Rosjanie zawojuj膮 Europ臋, zaw贸d kucharza b臋dzie u偶yteczniejszy ni偶 wszystkie dyplomy z Oxfordu i Cambridge". Takim oto sposobem mog臋 ci臋 zaprosi膰 na obiad przygotowany przeze mnie. - Czy konieczne s膮 stroje wieczorowe? Mam w艂o偶y膰 smoking? - Je艣li chcesz. . . dlaczeg贸偶 by nie. S膮dz臋 jednak, 偶e mo偶em zosta膰 w szlafrokach. - A co ja mam robi膰, kiedy ty b臋dziesz robi艂 wy偶erk臋?
I26
owt贸rz repliki w scenach, kt贸re nakr臋cimy jutro.
- ystarczy mi je przejrze膰 przed wej艣ciem na plan. Nie
ym ci pom贸c? Obiecuj臋, 偶e nie b臋d臋 ci przeszkadza艂. . . Pos艂uszrpe艂ni臋 twoje polecenia. - u艣miechn膮艂 si臋. Lekkie zar贸偶owienie twarzy, spowodowane r natryskiem i porcj膮 grogu, I艣nienie oczu i do艂eczki w policzlodawa艂y mu ch艂opi臋cego wdzi臋ku. Podwin膮艂 r臋kawy, otworzy艂 k臋, wyj膮艂 odpowiednie produkty i zacz膮艂 przygotowywa膰 uczt臋. nie o delikatnych palcach manipulowa艂y zr臋cznie r贸偶nej - a garnkami, patelniami, ro偶nami, rusztami, czajnikami,
- y gazow膮 kuchenk臋 i piecyk. P贸藕niej przyrz膮dzi艂 sa艂atk臋, y, sosy, piecze艅 i doprawi艂 odpowiednio ka偶d膮 potraw臋. Od do czasu prosi艂 Boba o drobne przys艂ugi, kt贸re on stara艂 si臋 jak najlepiej. Kuchenka by艂a w膮ska, wi臋c co chwila ocierali si臋
ly stara艂 si臋 nie tylko jak najsprawniej obiera膰 jarzyny, gotowa膰 [ga膰 w plastry, piec, sma偶y膰, lecz r贸wnie偶 prowadzi膰 rozmow臋, chcia艂 ukry膰 swe zmieszanie. Ilekro膰 urz膮dzam si臋 w tej przyczepie, mam wra偶enie, 偶e p臋dz臋 cyrkowc贸w. Kiedy by艂em dzieckiem, cz臋sto chodzi艂em do cyrku rarzystwie babki, jedynej osoby w rodzinie, kt贸ra znosi艂a te widowiska upi臋kszone przez moj膮 wyobra藕ni臋. 贸wi艂 spokojnym, 艂agodnym g艂osem, ukrywaj膮c wzruszenie 艂atwo tgalne dla Boba, kt贸ry odczuwa艂 najsubtelniejsze odcienie ccenia cielesnego. Pomimo 偶yczliwo艣ci i poci膮gu do m艂odego Ic%, nie wiedzia艂, jak zareagowa膰. - liczki Raya pa艂a艂y. Ciep艂o kuchni, a mo偶e podniecenie budzi艂o i niepok贸j. Stykaj膮c si臋 z nim na skutek ciasnoty Bob wyczuwa艂 rzburzenie, ilekro膰 dr偶膮ce cia艂o Raya ociera艂o si臋 o niego. pewnej chwili Ray po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu Boba, jakby chcia艂 un膮膰, aby m贸c przej艣膰 obok. Ale u艣cisk ten si臋 przed艂u偶y艂. Oczy 臋 spotka艂y. Bob przez mgnienie dozna艂 uczucia wstr臋tu, jaki li w nim podnieceni klienci, kt贸rzy k艂adli r臋ce na jego ciele. a艂 si臋 raptownie i opu艣ci艂 kuchenk臋. talaz艂szy si臋 w pomieszczeniu s艂u偶膮cym za livingroom, po偶a艂oumowolnego odruchu, brutalnego odepchni臋cia swego przyja Ray przekaza艂 mu tylko swoje zmieszanie, sw贸j niepok贸j.
艣艂uchiwa艂 si臋 w odg艂osy dochodz膮ce z kuchenki, stara艂 si臋 rezi膰 nastr贸j Raya, jego za偶enowanie. Bob, uprawiaj膮cy niegdy艣
I2j
prostytucj臋 na 4z. ulicy, uwodzicielski tancerz z baru dla kobiet w rui, zachowa艂 si臋 jak sp艂oszona dziewica wobec przyjaciela, kt贸ry go pragn膮艂. A mo偶e 藕le zrozumia艂 jego zak艂opotanie? Wychyli艂 dwie szklaneczki whisky, 偶eby nieco u艂adzi膰 swe my艣li. w nim wzmaga艂o si臋 podniecenie. Wszystko ich zbli偶a艂o ku sobie: wiek, wsp贸lne sk艂onno艣ci, uroda; ilekro膰 ogl膮dali si臋 z bliska, odnosili wra偶enie, 偶e widz膮 swe odbicie w lustrze. - Obiad gotowy! - rozleg艂 si臋 pozornie rozweselony g艂os Raya. Nie patrz膮c na Boba nakry艂 do sto艂u, zapali艂 艣wiece, kt贸rych ta艅cz膮ce p艂omyki odbija艂y si臋 w srebrnych nakryciach. Przyni贸s艂 szampana i sa艂atk臋 z krewetek. Doprawdy by艂 cordon bleu. Chc膮c przerwa膰 k艂opotliwe milczenie Bob w艂膮czy艂 magnetofon. Zabrzmia艂 niepowtarzalny, pe艂en ekspresji g艂os Michaela Jacksona. - Wspania艂a sa艂atka! - pochwali艂, aby rozproszy膰 dwuznaczny nastr贸j. Wyborny obiad okaza艂 si臋 mimo wszystko fiaskiem. Biesiadnicy ledwo mogli prze艂kn膮膰 wyrafinowane potrawy. Mieli 艣ci艣ni臋te gard艂a. Po deserze Bob zwr贸ci艂 si臋 do przyjaciela: - Teraz ja pozmywam.
Ray nie protestowa艂.
- Je艣li chcesz mi oszcz臋dzi膰 tej roboty, to si臋 po艂o偶臋. Jestem bardzo zm臋czony. My艣l臋, 偶e si臋 przezi臋bi艂em podczas zdj臋膰. By艂oby zreszt膮 lepiej, gdyby艣 i ty si臋 po艂o偶y艂. Jutro s艂u偶膮ca zrobi porz膮dek w kuchni. Dobranoc. 呕ycz臋 ci pi臋knych sn贸w. - Dobranoc, Ray. raz jeszcze dzi臋ki za obiad!
Odwr贸ciwszy si臋 wstydliwie plecami do Boba, Ray przebra艂 si臋 w pi偶am臋 i wsun膮艂 do 艂贸偶ka. Bob by艂 zrozpaczony. Wyrzuca艂 sobie, 偶e opacznie zrozumia艂 przyjaciela i spowodowa艂 rozd藕wi臋k mi臋dzy nimi. Kocha艂 Raya. On, kt贸ry nie mia艂 rodzic贸w ani przyjaci贸艂, cieszy艂 si臋, 偶e wreszcie nie jest sam. A teraz wszystko zepsu艂. Powr贸ci do samotno艣ci, kt贸ra mu wci膮偶 towarzyszy艂a. W艂o偶y艂 pi偶am臋 - wbrew zwyczajom - i wyci膮gn膮艂 si臋 na 艂贸偶ku, visavis Raya. D艂awi艂o go rozgoryczenie. Jedna my艣l chodzi艂a mu wci膮偶 po g艂owie. 呕eby wsun膮膰 si臋 do 艂贸偶ka Raya i zasn膮膰 przy nim. Ale uzna艂 to za niedorzeczno艣膰. Zgasi艂 艣wiat艂o i zamkn膮艂 oczy. Nie zdo艂a艂 jednak zasn膮膰. O 艣wicie jeszcze wpatrywa艂 si臋 w bia艂y suft garderoby. . .
r28
*
rucznik Hatcher otrzyma艂 pilny telefon. Wystraszony Beniamin, dyner O'Neilla, powiadomi艂 policjanta, 偶e re偶yser tylko cudem 艂 uk膮szenia 偶mii zwini臋tej pod poduszk膮 na jego 艂贸偶ku. p贸艂 godziny p贸藕niej porucznik i jego ludzie przybyli do willi illa. Czwarta pr贸ba morderstwa 艣wiadczy艂a o tym, 偶e jego jaciele nie porzucili swojego zamiaru. Dziesi臋膰 minut p贸藕niej n Spack wpad艂 jak tr膮ba powietrzna. Zazwyczaj zjawia艂 si臋 tylko gdzie pope艂niono morderstwo. Ale prokurator generalny domau臋 wykrycia winnych. Nie godzi艂 si臋 z hipotez膮, 偶e m贸g艂by to by膰 y morderca. Ci specjali艣ci u偶ywaj膮 precyzyjnej broni palnej y nie chybiaj膮 celu. O'Neill by艂 napastowany przez amator贸w, ze swego otoczenia: koleg贸w, aktor贸w, technik贸w, scenarzysporzucone lub zazdrosne kobiety. . . Hatcher w obecno艣ci Spacka wypytywa艂 zar贸wno s艂u偶b臋 jak
贸w rodziny, zirytowanych ponownym 艣ledztwem. Spack prosi艂 ie o wyja艣nienia spraw dot膮d niejasnych. oprzedniego dnia, po powrocie z Big Sur, Peter wyda艂 obiad na iii膰 kilku przyjaci贸艂. Przyj臋cie niezbyt o偶ywione przeci膮gn臋艂o si臋 pierwszej po p贸艂nocy, kiedy gospodarz oddali艂 si臋 do swej sy%si. Podczas gdy Beniamin z Kimem sprz膮tali salony i jadalni臋, bieg艂y ich krzyki z pokoju O'Neilla. Zaalarmowani wbiegli na iody przeskakuj膮c po kilka stopni i wpadli do sypialni. Zastali ! O'Neilla w pi偶amie, stoj膮cego po艣rodku pokoju; nie mog膮c Icrztusi膰 s艂owa wskazywa艂 im martw膮 偶mij臋 w swoim 艂贸偶ku. Gtrzaska艂 jej 艂eb lamp膮 o ci臋偶kiej, metalowej podstawie. P贸藕niej, gdy Nska艂 mow臋, wyja艣ni艂 im, 偶e przed po艂o偶eniem si臋 do 艂贸偶ka strzeg艂, i偶 poduszka by艂a nieco przekrzywiona. Podni贸s艂 j膮, aby o偶y膰 j膮 w normalnej pozycji. W贸wczas to ujrza艂 偶mij臋 podnosz膮c膮 kiem tr贸jk膮tn膮 g艂ow臋. Dzi臋ki przytomno艣ci umys艂u oraz szcz臋艣hnu przypadkowi chwyci艂 lampk臋 stoj膮c膮 na nocnym stoliku dnym ciosem zabi艂 gada.
Anna, Robby i Shirley, kt贸rzy r贸wnie偶 nadbiegli do sypialni Jeilla, potwierdzili zeznania s艂u偶膮cych. Porucznik za偶膮da艂 listy oszonych go艣ci i znalaz艂 na niej nazwiska bardzo znane w 艣wiecie iu. Nazajutrz dowiedzia艂 si臋 w studiu, 偶e O'Neill mia艂 do艣膰 t艂towne rozmowy z Barbr膮 West oraz Isabelle. Nale偶a艂o r贸wnie偶
piek艂o marze艅
pami臋ta膰 o sprzeczce wywo艂anej w gabinecie re偶ysera przez Darrela Brightona, kt贸r膮 Kim przypadkiem us艂ysza艂. Tak wi臋c podejrzanych nie brakowa艂o. Spack z sadystyczn膮 przyjemno艣ci膮 przes艂uchiwa艂 aktor贸w i zak艂opotanych urz臋dnik贸w. Oblegaj膮cym go reponerom odpowiada艂 niezmiennie: "呕adnych komentarzy!" W par臋 dni p贸藕niej poda艂 jednak sensacyjn膮 wiadomo艣膰: "Prowadz膮cy 艣ledztwo maj膮 ju偶 pewne dane, kt贸re pozwol膮 im wkr贸tce wy艣wietli膰 tajemnic臋". W rzeczywisto艣ci chcia艂 zastraszy膰 sprawc臋, b膮d藕 sprawc贸w, i zmusi膰 ich do pope艂nienia b艂臋d贸w lub nieostro偶no艣ci. Podst臋p ten jednak okaza艂 si臋 r贸wnie nieskuteczny, jak zawracanie kijem rzeki. Oscar Q%eistein uprzedzi% go, 偶e burmistrz osobi艣cie zainteresowa艂 si臋 t膮 spraw膮, kt贸ra w podejrzanym 艣wietle stawia艂a 艣rodowisko filmowe. - Musz臋 mie膰 wyniki! - nalega艂. - Je艣li nie czuje si臋 pan na si艂ach, powierz臋 spraw臋 komu innemu. Hatcher w porozumieniu ze Spackiem postanowi艂 przydzieli膰 dw贸ch inspektor贸w do 艣ledzenia O'Neilla, bez jego wiedzy oczywi艣cie. Wozy policyjne mia艂y patrolowa膰 okolice jego willi.
VI
iolot pasa偶erski, kt贸ry wystartowa艂 z Los Angeles i mia艂 erzy膰 g i 5 mil w linii prostej przed wyl膮dowaniem w Nowym unosi艂 si臋 nad zbitymi chmurami rozpo艣cieraj膮cymi si臋 a偶 po iryzontu. S艂o艅ce uwydatnia艂o ich ol艣niewaj膮c膮 biel. Zdawa艂o maszyna ledwo posuwa si臋 w przestworzach. Nieskalana ia obfitowa艂a w fantastyczne pejza偶e, w faliste wydmy, rzucaj膮ue strefy cienia na puszysty ocean, kt贸ry unosi艂 si臋 wysoko nad
- orge Bryner patrzy艂 przez okienko na ten cudowny widok, ale 4strzega艂 niczego, zaprz膮tni臋ty chaosem my艣li. Rozpaczliwie si臋 zbudowa膰 skuteczny system obrony, kt贸ry mia艂by go iai膰 od napa艣ci przeciwnik贸w. Wyobra藕nia ukazywa艂a mu d艂ugi, y jak lustro st贸艂 i siedz膮cych wok贸艂 niego ludzi o ponurych, aych twarzach, mi臋czak贸w, kt贸rzy wykonywali 艣lepo rozkazy go szefa. Carter oznajmia艂 swe decyzje bezbarwnym, bardzo jnym g艂osem. Kiedy milcza艂, siedzia艂 艅ieruchomo jak kamienne i zdobi膮ce 艣wi膮tyni臋 w Angkor Vat. Mimo 偶e wygl膮da艂 na istot臋 i niezmiernie eleganck膮, mia艂 serce twarde jak ska艂a. Leslie czeka艂 na to, 偶eby kogo艣 zmia偶d偶y膰. rdczas jego ofcjalnej wizyty w Los Angeles George uczestniczy艂 itkaniu, podczas kt贸rego postawiono Holma pod pr臋gierzem . Spada艂 na niego deszcz oskar偶e艅, roz艂o偶ono przed nim doku%, kt贸re wprawia艂y go w zmieszanie, miano go zniszczy膰, - pa膰 na strz臋py. Nawet jego dawni przyjaciele uwzi臋li si臋 na 偶eby tylko przypodoba膰 si臋 wielkiemu bonzie, kt贸ry oboj臋tnie uchiwa艂 si臋 debacie spl贸t艂szy na stole smuk艂e palce o wymanikiu,ych paznokciach. Delektowa艂 si臋 m臋czarni膮 Holma, aczkolwiek
I3r
'%, nie dawa艂 tego pozna膰 po sobie. "Leslie - my艣la艂 George - jest najokropniejszym sadyst膮". Jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry nie obci膮偶a艂; Holma, by艂 - o paradoksie! - ten, kt贸ry pu艣ci艂 w ruch machin臋 maj膮c膮 go zniszczy膰: Peter O'Neill. Na nie zaj臋tym do tej pory fotelu obok Brynera usiad艂 facet ubrany w nieskazitelny, ciemnoniebieski garnitur. Bia艂a, jedwabna koszula, krawat Comtesse Mara, pantofle z krokodylej sk贸ry, z艂oty zegarek na z艂otej bransoletce, brylantowa szpilka w krawacie i brylantowe spinki w mankietach - wszystko to 艣wiadczy艂o o zami艂owaniu do ostentacyjnego zbytku. Z wykwintem ubraniowym kontrastowa艂a twarz o wulgarnych rysach, znamionuj膮cych twardo艣膰 i okrucie艅stwo drapie偶nego ptaka. Czarna grzywka przes艂ania艂a po艂ow臋 g艂adkiego czo艂a. Oczy i r贸wnie偶 czarne spogl膮da艂y badawczo, przenikliwie, sondowa艂y intencje rozm贸wcy. Na poz贸r zgaszone i bez wyrazu miota艂y niekiedy" okrutne b艂yski. M贸g艂 mie膰 oko艂o czterdziestki. - Dzie艅 dobry, mister Bryner!
George spojrza艂 na艅 ze zdziwieniem.
- Dzie艅 dobry! - odpar艂 oboj臋tnie.
' - Zasiedzia艂em si臋 w barze. Dopiero Nezu Orleans Side Car: przywr贸ci艂 mi rze艣ko艣膰. . . Pan nie wie, kim jestem, ale ja pana znam. - co z tego? - Lubi臋 stawia膰 sprawy jasno. Nie patyczkowa膰 si臋. Wiem, 偶e leci pan do Nowego Jorku, 偶eby z艂o偶y膰 wyja艣nienia przed rad膮, kt贸ra jest wrogo do pana nastawiona. Gotowi s膮 pana rozszarpa膰. Mog臋 jednak obr贸ci膰 sytuacj臋 na pa艅sk膮 korzy艣膰. Zachowa pan stanowisko; prawa i przywileje. Finansowanie wytw贸rni b臋dzie zapewnione.% I% Prosz臋 tylko o to, by pan nie interesowa艂 si臋, z jakiego 藕r贸d艂a pochodz膮 i te fundusze. Nie ma pan wyj艣cia, mister Bryner. Tylko ja mog臋 pana" uratowa膰. Dzi臋ki mnie mo偶e pan wr贸ci膰 do Los Angeles z podniesionym czo艂em. li - Niech pan najpierw powie, kim pan jest?
- Moje nazwisko niczego panu nie wyja艣ni. Nazywam si臋 Angelo Lombardo, mam hotele i kasyna gry w Las Vegas, Atlantic City i na Antylach. Dzi臋ki moim wp艂ywom i za po艣rednictwem kilku przyjaci贸艂, kt贸rzy wchodz膮 w sk艂ad Rady administracyjnej konglomeratu "Uniwersal" zostanie pan oczyszczony ze wszystkich zarzut贸w. Spodziewam si臋, 偶e na najbli偶szym, zwyk艂ym zgromadzeniu og贸lnym akc% jonariuszy spora ich grupa oderwie si臋 od pa艅skiego przyjaciela Leslie% Cartera. Te szczeg贸艂y zreszt膮 tylko po艣rednio pana obchodz膮.
r32
George zrozumia艂 sens z艂o偶onej mu propozycji. Mia艂 wej艣膰 do a, kt贸ra wybiela艂a pieni膮dze. - Fundusze, o kt贸rych m贸wi臋, przejd膮 przez zagmatwany labit, aby nikt nie m贸g艂 odkry膰 ich 藕r贸d艂a. Dosy膰 ju偶 panu powiedzia George ujrza艂 przed sob膮 paj臋cz膮 sie膰, z kt贸rej nigdy ju偶 nie m贸g艂by yrwa膰. Mia艂by s艂u偶y膰 mafi, organizacji zbrodni, jak j膮 oficjalnie ywano, otrzymywa膰 rozkazy od Lombardo i jego wsp贸lnik贸w. zamian za to zyska艂by pot臋偶nego sojusznika. Rozporz膮dza艂by clkimi pieni臋dzmi, pozby艂by si臋 wszystkich d艂ug贸w, wszystkich pot贸w. M贸g艂by spa膰 spokojnie. - Zgoda, mister Lombardo.
- Angelo, dla przyjaci贸艂.
- George, dla pana.
- Doskonale, George. B臋dzie pan mia艂 okazj臋 zobaczy膰, jak Leslie ter straci sw贸j olimpijski spok贸j.
* *
- Ambicje O'Neilla wzrasta艂y przy ka偶dym nast臋pnym flmie. Je艣li ttowa艂 po艣cig za samochodem, musia艂 on by膰 lepszy ni偶 wszystko, co t膮d nakr臋cono. G艂os jego zabrzmia艂 dono艣nie:
- Przechodzimy do nast臋pnej sceny. Klaps!
Akcja rozgrywa艂a si臋 w 艣rodku nocy na ulicach Westwood i West P Angeles. Bob i Ray, niegdy艣 najlepsi przyjaciele, znienawidzili si臋 iertelnie z powodu dziewczyny, kt贸ra kokietowa艂a ich obu i swoj膮 tizo艣ci膮 doprowadzi艂a ich do rozpaczy. Bob siedz膮c za kierownic膮 ka czatowa艂 na Raya pod domem ukochanej; gdy tylko rywal ized艂 z bramy, wpad艂 na艅 z ca艂ym impetem. Teraz Bob pru艂 przestrze艅 uciekaj膮c przed wozami policji, kt贸re wadzili do艣wiadczeni kaskaderzy. Osiem kamer i kilka ekip elekc贸w obs艂uguj膮cych reflektory pracowa艂o pod kierownictwem Jeilla, kt贸ry zwi臋ksza艂 liczb臋 uj臋膰 dla spot臋gowania dramatyzmu i polowania na cz艂owieka. Bob grzecznie, lecz stanowczo odrzuci艂 estie re偶ysera, kt贸ry chcia艂, by kaskader zast膮pi艂 go w sytuacji ceg贸lnie niebezpiecznej.
I33
-
Ryzykujesz 偶ycie w艂asne i operator贸w jad膮cych z tob膮: - Nie chc臋 oszukiwa膰 widz贸w. Na tyle ju偶 opanowa艂em kier n k nic臋, 偶e nie boj臋 si臋 kraksy. Obiecuj臋, 偶e b臋d臋 ostro偶ny. O'Neill s膮dzi艂, 偶e domy艣la si臋 prawdziwych powod贸w taki% decyzji Boba. Ku zdziwieniu swoich wsp贸艂pracownik贸w, znaj膮cyc% jego nieust臋pliwo艣膰, przesta艂 nalega膰. Mimo pewno艣ci siebie, jak膮 popisywa艂 si臋 przed otoczeniem, Boh prowadzi艂 buicka nerwowo. Scena upadku Raya pod ko艂a jego woz% - aczkolwiek tylko zr臋cznie upozorowana - wywar艂a na nim si wra偶enie. Obawia艂 si臋, by dwaj kamerzy艣ci, z kt贸rych jeden siedzia艂 obok niego a drugi w g艂臋bi auta, nie spostrzegli jego prawdziwe wzburzenia, znacznie przewy偶szaj膮cego wymagania roli. Prowadzi艂 z szalon膮 pr臋dko艣ci膮, jakby chcia艂 wyzwa膰 los. 艢mier膰 Raya, przewidziana wprawdzie w scenariuszu, przerazi艂a go, gdy偶 cz臋stokro膰 uto偶samia艂 si臋 z postaciami, w kt贸re si臋 wciela艂. Dopatrywa艂 si臋 w tym z艂ej wr贸偶by. Po przeczytaniu sceny przed stawiaj膮cej 艣mier膰 przyjaciela, p贸藕no w nocy mia艂 sen, w kt贸rym zabija艂 Raya, chocia偶 pragn膮艂 go oszcz臋dzi膰. Ray sta艂 nieruchomo przed buickiem. Bob patrzy艂 na艅 ze zgroz膮. Za wszelk膮 cen臋 pragn膮艂 unikn膮膰 wypadku, lecz kierownica odmawia艂a mu pos艂usze艅stwa, hamulce przesta艂y dziala膰 i buick sun膮艂 wprost na ofiar臋, kt贸ra z rezygnacj膮 oczekiwa艂a 艣mierci. Bob ockn膮艂 si臋 w chwili, gdy w贸z przewraca艂 Raya. Zlany potem zszed艂 z 艂贸偶ka, nala艂 sobie p贸艂 szklanki whisky i wychyli艂 j% jednym haustem. Aczkolwiek zdarzy艂o si臋 to w przeddzie艅, dot膮d jeszcze nie m贸g艂 t przezwyci臋偶y膰 l臋ku ani opanowa膰 emocji. Po niefortunnym obiedzie w garderobie na k贸艂kach stosunki z Rayem przybra艂y przykry obr贸t. Spotykali si臋 podczas kr臋cenia filmu w najdziwniejszych miejscach przewidzianych scenariuszem. Odgrywali swoje role, po czym Ray usuwa艂 si臋 na bok i ze scenariuszem w r臋ku powtarza艂 swoje repliki z nast臋pnej sceny. Jego zachowanic wobec Boba na poz贸r nie zmieni艂o si臋 wcale. Zwraca艂 si臋 do艅 z t膮 sam% 艂agodno艣ci膮, okazywa艂 mu tak膮 sam膮 uprzejmo艣膰. Ale pod t膮 warstw膮 kurtuazji Bob wyczuwa艂 ch艂贸d rani膮cy jego serce. Pragn膮艂 gor膮co rozwia膰 nieporozumienie, kt贸re zniweczy艂o istniej膮c膮 mi臋dzy nimi harmoni臋. Zaprz膮tni臋ty t膮 pl膮tanin膮 uczu膰 Bob prowadzi艂 niemal auto'I matycznie, zapominaj膮c, 偶e p臋dzi艂 z pr臋dko艣ci膮 przesz艂o stu dwudziestu mil na godzin臋. Za jego buickiem wozy policyjne zderza艂y si臋 ze
I34
, wpada艂y w po艣lizg, a wszystko to dzia艂o si臋 w piekiel
' rogu ulicy Bob skr臋ci艂 gwa艂townie, opony zgrzytn臋艂y na ed艂 jednak z po艣lizgu i w ostatniej chwili unikn膮艂 kolizji j膮cymi wzd艂u偶 chodnika. IQrsta siedz膮cy obok niego, 偶eby filmowa膰 go z profilu, niemal sparali偶owany strachem: - e pan prowadzi!
- Z g艂臋bi samochodu dorzuci艂:
- n zapal臋 艣wieczk臋, 偶eby podzi臋kowa膰 Bogu za ocalenie. . . w Los Angeles nauczy艂em si臋 tak obchodzi膰 z kierownic膮 - dzia艂 Bob ze 艣miechem.
' pan szybk膮 jazd臋 jak James Dean. . .
- y艣ci umieszczeni na platformie przyczepy, kt贸ra wyprze%, 偶eby go sfotografowa膰 z przodu, nie posiadali si臋
i b臋dzie dopiero uj臋cie!
n ch艂opak m贸g艂by by膰 kaskaderem!
- dj膮艂 sw贸j ob艂膮ka艅czy kurs. Z zaci艣ni臋tymi z臋bami, z napi臋%niami twarzy, ze wzrokiem utkwionym w ulic臋, kt贸ra si臋 rozwija艂a, p臋dzi艂 na z艂amanie karku. Zmienia艂 biegi, jak ormu艂y pierwszej, i przyciska艂 peda艂 do dechy. Przyspiesza艂 tpami臋taniem, jakby chcia艂 sko艅czy膰 ze wszystkim. - ciach O'Neill pogratulowa艂 mu odwagi.
edy zobaczy艂em, jak p臋dzisz, ciarki przesz艂y mi po grzbiecie. pomy艣la艂, co by si臋 sta艂o, gdyby艣 skaptowa艂? Wypadek, zgin膮艂by g艂贸wny bohater, sta艂by si臋 katastrof膮 dla producenliby艣my odtworzy膰 sceny z tob膮, zast臋puj膮c ciebie jakim艣 艂odym aktorem, a to kosztowa艂oby maj膮tek. Nie m贸wi臋 ju偶 e filmu, kt贸ry by fikn膮艂 koz艂a. Nie powiniene艣 umrze膰, Bob. cy u艣mieszek wykrzywi艂 wargi O'Neilla. nie jest odpowiedni moment, 偶eby przeprawia膰 si臋 przez
- Styks?
i%cby przekroczy膰 bramy piekie艂. Chocia偶 dla takich jak ty 贸w 艣wi臋ty Piotr bywa raczej pob艂a偶liwy i wpuszcza ich do y umr臋, w艣lizn臋 si臋 mi臋dzy m艂odych, kt贸rzy przedwcze艣nie yli 偶ywot, i na艣laduj膮c Ulisessa umkn臋 Polifemowi ukryty pod rcnz barana.
I35
Lombardo si臋 nie przechwala艂. George Bryner powr贸ci艂 z No% Jorku do Los Angeles, aby zaj膮膰 sw贸j prezesowski fotel, kt贸rego o nie straci艂. By艂 to tryumfalny powr贸t, zwykli 艣miertelnicy nie doat lali si臋 nawet, co si臋 za nim kry艂o. Zast膮pienie Holma przez w: prezesa Stephena Nicholasa przesz艂o niezauwa偶one. Pomimo wy k贸w rady wykonawczej, usi艂uj膮cej ukry膰 afer臋, wystarczy艂a cz% niedyskrecja, 偶eby wybuchn膮艂 skandal. Nadu偶ycia Holma i mniej bardziej widoczne wsp贸艂dzia艂anie Brynera zosta艂y jednocze艣nie oi wione w kilku pismach specjalistycznych. Urz臋dnicy udzieli艂i pr wiadomo艣ci, przeczerniaj膮c nadu偶ycia Holma, kt贸ry sta艂 si臋 jedyn koz艂em ofiarnym. Bryner nie m贸g艂 zapomnie膰, 偶e Peter O'Neill spowodowa艂 p% s艂uchanie prawie ca艂ej dyrekcji wytw贸rni. Zwolnienie go na razie wchodzi艂o w gr臋. Ale poczeka na odpowiedni moment, 偶eby to zro Obj膮wszy ponownie ster w艂adzy Bryner zaprosi艂 O'Neilla do sw gabinetu i okazuj膮c mu niezwyk艂膮 uprzejmo艣膰 powiedzia艂: - Jestem bardzo zmartwiony stekiem oszczerstw, kt贸re mies nas z b艂otem.
O'Neill nonszalancko wzruszy艂 ramionami.
- Nie mo偶na by艂o zaprzeczy膰, 偶e Holm okaza艂 si臋 zdeprawowaz偶y i 偶e rozdziela艂 upominki swoim przyjacio艂om. Usuni臋cie go, mimo ?i藕 bez rozg艂osu, odbi艂o si臋 jednak echem w naszym 艣rodowisku. Korupcja, drogi George, jest tak powszechna, 偶e ludzie do niej przywykli. Burza powoli ucichnie. Czy masz mi jeszcze co艣 do powiedzenia? Moja i ekipa czeka na mnie w UCLA. Kr臋c臋 ostatnie sekwencje filmu o 偶yciu studenckim. Chcia艂bym go sko艅czy膰 jak najpr臋dzej, 偶eby zabra膰 si臋 do kr臋cenia "Tytan贸w". Bryner westchn膮艂 z dobrze udanym pob艂a偶aniem.
- Znam scenariusz. Plenery w Nowym Jorku, w Las Vegas, w Europie. Wydatki oko艂o czterdziestu milion贸w. - Ale przynios膮 one zyski trzykrotne.
- Jeste艣 pewien?
- Ca艂kowicie! Trafi艂em na 偶y艂臋 z艂ota. Scenariusz jest wspania艂y! Bryner spojrza艂 na艅 z u艣miechem. - 艢mia艂o, Peter! 艢mia艂o!
Rozstali si臋 wymieniaj膮c u艣cisk d艂oni na poz贸r serdeczny. Po wyj艣ciu O'Neilla Bryner mrukn膮艂 ze z艂o艣ci膮: "To niebezpieczny cz艂owiek! Bardzo niebezpieczny! Pom贸wi臋 o nim z Lombardem".
r36
Iryner dokona艂 pewnych zmian w艣r贸d personelu zgodnie z sugesi protektora, kt贸ry chcia艂 mie膰 wsz臋dzie swoich ludzi. Stwierdzi艂 Dcze艣nie, 偶e drobne nieprawid艂owo艣ci pope艂niano pod mask膮 owania wszelkich przepis贸w. Dochody wytw贸rni wzrasta艂y spek%rnie. W艣r贸d wielu innych sposob贸w Bryner zauwa偶y艂 jeden, r go oszo艂omi艂. Sale kinowe 艣wiec膮ce dot膮d pustkami sprzedawa艂y bilety od rana do wieczora. W rzeczywisto艣ci by艂y to pieni膮dze bardo, kt贸re wchodzi艂y w obieg. Nawet je艣li p艂aci艂 podatki, la艂 fundusze, z kt贸rych ci膮gn膮艂 korzy艣ci inwestuj膮c je we w艂asne si臋biorstwa. Sale kinowe by艂y jego w艂asno艣ci膮, albo pozostawa艂y ego kontrol膮. Bryner zna艂 prawo milczenia. Zatyka艂 uszy, zamyka艂 i usta. W zamian za to uzyskiwa艂 znaczne awanta偶e pieni臋偶ne. Ale a polityka b臋dzie zawsze op艂acalna? Niekiedy budzi艂 si臋 w nocy kojny, udr臋czony sennymi koszmarami. Widzia艂 si臋 ju偶 za ami wi臋zienia.
- iepokoje m臋偶a przeszkadza艂y spa膰 Glorii, kt贸ra m贸wi艂a z irytacj膮: - My艣l臋, 偶e powinni艣my mie膰 oddzielne sypialnie. Im bardziej si臋 jesz, tym bardziej stajesz si臋 uci膮偶liwy.
*
b kr臋ci艂 ko艅cowe sekwencje w UCLA. Mia艂 nadziej臋, 偶e spotka spokojn膮, tak 艂agodn膮 dziewczyn臋, kt贸ra nie poda艂a mu nawet o imienia. Przy niej mo偶e zapomnia艂by o rozczarowaniu, jakie 艂o go, odk膮d och艂odzi艂y si臋 jego stosunki z Rayem. To zerwanie vadzi艂o go do rozpaczy. Nie pojmowa艂 dobrze swoich uczu膰. idali膰 si臋 od niego Ray przebywa艂 wiele w Palos Verdes, gdzie 艂 czas na czytaniu i s艂uchaniu muzyki, broni膮c si臋 przed 膮danymi go艣膰mi: dziewcz臋tami, kt贸re w nim si臋 zakocha艂y, ikarzami, prosz膮cymi o wywiady, kanciarzami, kt贸rzy pr贸bo%艣lizn膮膰 si臋 do jego domu. Gardzi艂 nimi wszystkimi. R贸偶nie towano jego umy艣lne odosobnienie. Kiedy nie pracowa艂 i 偶膮dza d sk艂ania艂a go do wyj艣cia z domu, wsiada艂 do wozu - otwartego - i odbywa艂 samotne przeja偶d偶ki dooko艂a Los Angeles. ia艂 si臋 w tym mie艣cie zatopionym w przepysznej ro艣linno艣ci. t艂y si臋 w niej wszystkie odcienie zieleni od szmaragdowych, ue utrzymanych trawnik贸w do ciemnej zieleni las贸w i rdzawo r37
zielonych nieu偶ytk贸w. Zachwyca艂o go bogactwo kwiat贸w. Czerwc bursztynowe r贸偶e zdobi艂y rabaty, bougainville krwawymi smug kwiecia okrywa艂y fasady wspania艂ych willi na Beverly Hills i Bel, ale r贸wnie偶 rudery na Brooklin Avenue i Watts; hibiskusy o a kowych p艂atkach mieni艂y si臋 mn贸stwem odcieni; orchidee m fantastyczne kszta艂ty ptak贸w o rozpostartych skrzyd艂ach, monst o rozdziawionych pyskach i nieruchomych owad贸w. Podziwia艂 pn jak 艣wiece palmy wzd艂u偶 alei i rozproszone w ogrodach publiczn% a tak偶e tropikalne drzewa okryte kwiatami we wszystkich barw t臋czy. Przed przybyciem do Los Angeles Ray uwa偶a艂, 偶e Anglia krain膮 wspania艂ych park贸w i najpi臋kniejszych na 艣wiecie gazon贸w.. podczas pobytu w Kalifornii wyobra偶a艂 sobie, 偶e B贸g stworzy艂 na zi fli臋 Raju, aby 艣miertelni otrzymali pr贸bk臋 cudowno艣ci nie z t 艣wiata. W艂贸czy艂 si臋 tak偶e po pla偶ach o z艂otym piasku, obmywan przez fale, kt贸re na swych bia艂ych grzywach unosi艂y pi臋knych m艂od m臋偶czyzn, podziwianych przez dziewcz臋ta zgrabne jak najady. Odnajdywa艂 w tym mie艣cie wspania艂e bulwary, mog膮ce by膰 ozd stolic europejskich, drapacze chmur r贸wnie imponuj膮ce jak w Now Jorku, skupiska meksyka艅skie, podobne do wiosek Yucatanu, groi dy murzy艅skie, kt贸re przywodzi艂y na my艣l tajemnice Voodoo i trc kalne lasy Afryki. Podczas tych spacer贸w obraz Boba cz臋sto jawi艂 si臋 przed j oczyma, jakby zmaterializowany cudownym sposobem, ale r贸w i; szybko rozp艂ywa艂 si臋 w nico艣ci. . . Bob nie m贸g艂 odzyska膰 spokoju. Uczulony przez nieobecn Raya, kt贸ry go unika艂, obwinia艂 si臋 o to zerwanie. Wieczorem, powrocie do domu, przemierza艂 wielkimi krokami livingroom, pI chodzi艂 szybko do ogrodu i rzuca艂 si臋 do basenu, aby ugasi膰 ogi kt贸ry go trawi艂. Luksusowa willa o dziesi膮tkach pomieszcze艅 wyda% 艂a mu si臋 okropnie pusta. Shirley odwiedza艂a go coraz rzadziej odk膮d przekona艂a si臋, 偶e sy z ni膮 tylko po to, by uspokoi膰 swe wzburzenie, ca艂kiem niezrozumi '%' dla niej. Cz臋sto wspomina艂a Rixa, kt贸ry traktowa艂 mi艂o艣膰 jak gr臋 1 konsekwencji. Nigdy jej nie bra艂 powa偶nie. Bob pozostawa艂 dla i zagadk膮. Shirley odnosi艂a czasem wra偶enie, 偶e bra艂 j膮 tylko z lito jakby z poczucia obowi膮zku, zapominaj膮c o niej zaraz po stosur cielesnym. Wbrew faktom mia艂a nadziej臋, 偶e pewnego dnia obudzi ze swego transu i 偶e w贸wczas uda jej si臋 zbudzi膰 w nim uczucie.
r38
Cwnej nocy, kiedy Shirley przysz艂a bez uprzedzenia, 偶eby mu niespodziank臋, gdy偶 cz臋sto uskar偶a艂 si臋 na samotno艣膰, znalaz艂a o 艂贸偶ku Isabelle nag膮 jak j膮 Pan Bog stworzy艂. :c zwyk艂ym sobie bezwstydem aktorka poprosi艂a j膮; by si臋 ara艂a i po艂o偶y艂a obok nich dwojga. - Mi艂o艣膰 we tr贸jk臋 jest strasznie podniecaj膮ca! Szkoda tylko, 偶e nie chce nigdy zrezygnowa膰 z prezerwatywy, kt贸ra mi psuje
w b mia艂 min臋 znudzon膮.
hirley uciek艂a bez jednego s艂owa. Po jej ucieczce Isabelle u艣mie% a si臋 z艂o艣liwie. Ta lalunia kocha si臋 w tobie jak szalona. Patrzy艂a na mnie ia艂a. Zatka艂o j膮 z zazdro艣ci. Powiedz, czemu zawsze u偶ywasz rwatyw? Nie urodz臋 ci dziecka. Nie cierpi臋 dzieci! e przelotne stosunki nie sprawia艂y 偶adnej przyjemno艣ci Bobowi, szuka艂 w nich tylko zapomnienia, nie pojmuj膮c, 偶e skutek by艂 przeciwny do jego pragnie艅. 臋sto nie zwa偶aj膮c na zm臋czenie wywo艂ane kr臋ceniem filmu
- 偶d偶a艂 do 艣r贸dmie艣cia, 偶eby w alkoholu i ha艂asie utopi膰 swoj膮 dr臋. Odkry艂 dyskotek臋 "Chippendale" ko艂o Boulevard Venice. wa艂a tam atmosfera mog膮ca zgorszy膰 nawet niezbyt wstydliwych i. W stroboskopicznej grze jaskrawych 艣wiate艂 ch艂opcy i dziewrobili ca艂kowity striptease, gor膮co oklaskiwani przez kobiec膮 liczno艣膰, znacznie ruchliwsz膮 ni偶 m臋偶czy藕ni. Pomi臋dzy numerami teasu na scen臋 wpada艂y pary - cz臋sto tej samej p艂ci kt贸re giwa艂y w rytmie rocka. W艣r贸d go艣ci by艂o wielu aktor贸w. Bob ka艂 Travolt臋, Stallone'a, Roba Lowe, Lorenza Lamasa, Shieldsa, ttassj臋 Kinski, Barbar臋 Carrera i wiele innych modnych par. VPymienia艂 uk艂ony ze znajomymi, lecz nie przy艂膮cza艂 si臋 do 偶adnej Ipy. Siada艂 na wysokim sto艂ku, opiera艂 艂okcie na kontuarze i zamai najbardziej ekscentryczne napoje. - Chc臋 wypr贸bowa膰 wszystkie wasze specjalno艣ci - zwr贸ci艂 si臋 wego ulubionego barmana, Murzyna nazwiskiem Joe Washington Kt贸ry zabawia艂 go 偶arcikami. Jego u艣miechni臋ta g臋ba przypomina艂a Iasa Armstronga. - Aby skosztowa膰 wszystkich, musia艂by pan bywa膰 w barze przez rok i to noc w no膰 - odpar艂 jowialnie Joe. - Dzi艣 proponuj臋 na tek koktajl RollsRoyce. Wybuchowa mieszanka d偶inu, wytrawp wermutu i benedyktynki.
I39
- Dobra! Zaczynajmy od Rollsa.
- Nast臋pnie Ritz Old Fashioned: Bourbon, Grand Marnri maraskino i sok pomara艅czowy. Do tego jeszcze plasterek cytrynj Barman z wdzi臋kiem i elegancj膮 manipulowa艂 butelkami, szkle kami, sokami z owoc贸w i owocami w cukrze, dodaj膮c najr贸偶niej% ingrediencje, stoj膮ce na krzyszta艂owych p贸艂kach w g艂臋bi baru na i r贸偶nokolorowych luster. Bob chcia艂 si臋 upi膰. Wzrok jego niekiedy ucieka艂 ku drzwia wej艣ciowym. Co by to by艂o, gdyby pojawi艂 si臋 w nich Ray? Ale oczekiwanie jego by艂o daremne. Mn贸stwo znanych i ni znanych twarzy przesuwa艂o si臋 nieustannie. Zabra艂 si臋 do drugic koktajlu, kiedy kto艣 przyjacielsko klepn膮艂 go po plecach. Odwr贸 g艂ow臋 i zobaczy艂 Jareda Dahla, kt贸ry usiad艂 na s膮siednim tal1 recie. Barman zaproponowa艂 mu koktajl Barlenga.
- Joe - odpar艂 Jared - pami臋taj, 偶e masz do czynienia i znawc膮. Nie proponuj mi koktajlu dobrego dla starszych pa艅: bu porto z d偶inem. Przygotuj mi Five O'Clock. Ale z potr贸jnym d偶ina bia艂ym rumem i czerwonym wermuthem. - Dobrze, mister Dahl. Ale to, o co pan prosi, to dynamit. - Gdyby艣 m贸g艂 mi da膰 bomb臋 atomow膮, to bym ci pogratulow Bob, nie wiem, czy znasz moj膮 barma艅sk膮 przesz艂o艣膰. Pi臋膰 rozpieszcza艂em wszystkich pijaczk贸w z San Francisco. Obj膮艂 spojrzeniem arcype艂n膮 sal臋. - Nie widz臋 Raya, pa艅skiego przyjaciela. Byli艣cie nieroz艂膮cz i Jak ja i Jeff. Podni贸s艂 szklank臋 podan膮 mu przez Joe.
- Twoje zdrowie, Bob!
Wychyli艂 duszkiem koktajl.
- Znakomity, Joe! Powt贸rka! Zastanawiam si臋, jak barman ma si臋 nazywa膰 Joe Washington. Nie marzy艂e艣 nigdy, 偶eby zos1 prezydentem Stan贸w Zjednoczonych - Nie! Gdybym jednak zosta艂 sta艂ym go艣ciem Bia艂ego Dom utopi艂bym w alkoholu ca艂y kraj. Uszcz臋艣liwi艂bym wszystkich. - Dobry pomys艂. Je艣li Amerykanie obior膮 mnie prezydentt ukradn臋 tw贸j program. . . Bob, zdaje mi si臋, 偶e tw贸j kamerdyn r贸wnie偶 nazywa si臋 Washington! Czy艣 marzy艂 przed czterema c pi臋ciu laty, 偶e b臋dziesz mia艂 kamerdynera na swoje rozkazy i ferrari pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy dolar贸w?
IQO
n艂 potem El Presidente. Kilka koktajli wypitych w rekor%sie zm膮ci艂o jego my艣li. J臋zyk zacz膮艂 mu si臋 pl膮ta膰, powieki ziej mu ci膮偶y艂y. Opuszcza艂 g艂ow臋, jakby go sen morzy艂, podnosi艂, staraj膮c si臋 otrz膮sn膮膰 z letargu. Upija艂 si臋 na
ste艣my dzie膰mi ulicy, Bob. . . Ledwo wyszli艣my z lat dzie. poznali艣my ca艂膮 n臋dz臋. . . wszystkie brudy. . . Bandy. . . w sklepach. . . Brali艣my ci臋gi od policjant贸w, od cz艂onk贸w ang贸w, od machos贸w. . . Kiedy si臋 wraca艂o do domu, to by艂o
偶e Bob nie darzy艂 sympati膮 Jareda, przyznawa艂, 偶e s艂owa jego t% prawd臋. Widzia艂 i siebie w sk贸rze wyrostk贸w odmalowanych aistwem przez Jareda. - bowa艂em r贸偶nych zawod贸w, Bob. . by艂em wyrobnikiem,
i%Zem ulic, zmywa艂em naczynia. . . Zarabia艂em tak ma艂o, praca ia臋偶ka. . . tak 艣mierdz膮ca. . . 偶e rzuca艂em j膮 szybko. . . i wraca艂em 偶ycia. . . Kiedy pewien barman powiedzia艂, 偶e mnie we藕mie locnika, my艣la艂em, 偶e niebo otwar艂o si臋 przede mn膮. . . Musiaunian spe艂nia膰 pewne us艂ugi. . . intymne. . . Kiedy Jeff, ch艂opak .%dny, wykszta艂cony potraktowa艂 mnie jak przyjaciela. . . to mi Ka艂o. . . by艂em mu wdzi臋czny. . . Akceptowa艂em wszystkie jego zaspakaja艂em jego zachcianki. . . Upokarza艂 mnie. . . mo偶e dechc膮cy, podejmuj膮c rozmow臋 na tematy ca艂kiem dla mnie unia艂e. . . M贸wi艂 o s艂awnych ludziach, cytowa艂 ich wypowiebtakiwa艂em z ca艂ym przekonaniem, jakbym wiedzia艂, o co ie chodzi. . . By艂em jego przyjacielem. . . ale przyjacielem biedaNie umia艂em gra膰 ani w golfa, ani w polo, ani w tenisa, nie ju偶 o jachtingu. . . By艂em intruzem w艣r贸d jego przyjaci贸艂. rano mnie pob艂a偶liwie. Odczuwa艂em ich wy偶szo艣膰, pych臋, - o艣ci wszelkiego rodzaju. . . By艂em niewykszta艂cony i 艣wiadoi. Jeff otworzy艂 przede mn膮 drzwi studia dzi臋ki swojej icji, dzi臋ki wp艂ywom swego ojca. . . Chcia艂, 偶ebym by艂 aktorem iku. . . a raczej w jego terenie. M贸wi艂 mi, jak to przyjemnie, jak ue gra膰 przed partnerem pe艂nym entuzjazmu. . . Opowiada艂 mi ci o Molierze, o Sarze Bernard, o Keanie. Dla mnie istnieli orzy, kt贸rych widzia艂em na ekranach kin. przypomnia艂 sobie, 偶e Ray tak偶e w swoich monologach
ia艂 o r贸偶nych s艂awnych postaciach, kt贸re dla niego by艂y
nieznane. Mimo to nie czu艂 si臋 bynajmniej upokorzony.
rgr
Towarzystwo Raya wzbogaca艂o jego umys艂, jego marzenia. . . Ta marzenia. . . Ray odkrywa艂 przed nim niedosi臋偶ne strefy. . . - Jeff pracowa艂 w filmie dla zabawy, ja dla zapewnienia sot 艣rodk贸w utrzymania. . . Otrzymywa艂 lepsze role, poniewa偶 t Blythem. M贸wi艂o si臋 o nim jak o ksi膮偶臋tach, jak o kr贸lach: Jeffer Blyth IV. Dziewczyny lecia艂y na niego, bo ol艣niewa艂 je fors膮 i p chodzeniem. Ja zawsze gra艂em drugie skrzypce, chocia偶 by艂em r贸wx przystojny, r贸wnie m艂ody. . . Wsz臋dzie tam, gdzie bywali艣my raze% w towarzystwie, na planie, na orgiach, zawsze mnie przes艂ania艂, Mia偶d偶y艂 mnie. . . Jak d艂ugo mog艂em z nim wytrzyma膰? Tw贸j Re mond Edward Rhys nosi nazwisko, kt贸re kojarzy si臋 naturaln z bogactwem, z 艂atwym 偶yciem, z przywilejami, jakie daje dob urodzenie. . . Czy on ci臋 pu艣ci艂 w tr膮b臋, czy ty go sp艂awi艂e艣? - Nic z tych rzeczy. Po prostu mamy inne zainteresowania. - Mylisz si臋. Pu艣膰 go kantem nim b臋dzie za p贸藕no. . . Zani dojdzie do otwartego konfliktu, jak mi臋dzy mn膮 a Jeffem. Ka% powinien 偶y膰 w swoim 艣wiecie. Nawet b臋d膮c bogatym zoste hultajem. . . b艂aznem. . . Bogaci przyjmuj膮 nas u siebie, bo jeste艣n s艂awni, przyci膮gamy go艣ci, chc膮cych nas pozna膰 osobi艣cie. . . Wypi艂 jeszcze dwa koktajle zdaj膮c si臋 na wyb贸r barmana. - Co ty wiesz o Los Angeles poza wytw贸rni膮, poza twot pi臋knym domem wzniesionym na Beverly Hills, kogo znasz opra O'Neill贸w i kilku modnych aktor贸w? Wyobra偶asz sobie, 偶e twa obecne 偶ycie pozwoli ci zapomnie膰 o przesz艂o艣ci? O smutnej, n臋dzn przesz艂o艣ci, kt贸ra przylgn臋艂a do ciebie na wieki? Chod藕 ze mn膮. poka偶臋 ci prawdziw膮 twarz Los Angeles. . . Twarz, kt贸ra ci jest bli偶st ni偶 oblicze 艣wietnego towarzystwa, kt贸re ci臋 adoptowa艂o. Je艣li pea nego dnia twoje akcje spadn膮, wszyscy ci eleganccy panowie i wyraf nowane damy wyrzuc膮 ci臋 na 艣mietnik. . . Ale ja. . . ja nigdy nie wr贸i mi臋dzy biedak贸w, kt贸rzy spaprali mi dzieci艅stwo i m艂odo艣膰. B臋膰 zawzi臋cie, nie przebieraj膮c w 艣rodkach, broni艂 mojej pozycji. O偶en si臋 cho膰by z brzydul膮, byle mia艂a fors臋. Po艣lubi臋 nawet matron z czered膮 dzieci, o ile b臋dzie nosi艂a nazwisko Rockefeller czy Vande% bilt. Rzuci艂 na kontuar kilka studolarowych banknot贸w.
- Mister Flynn jest moim go艣ciem. Zachowaj reszt臋, Joe! - Dzi臋kuj臋, mister Dahl. Jared mrugn膮艂 porozumiewawczo.
- S艂usznie opu艣ci艂e艣 Bia艂y Dom dla "Chippendale".
I42
- urzyn wybuchn膮艂 艣miechem.
Zapami臋tam to sobie, mister Dahl.
d zlaz艂 z taboretu i wzi膮艂 Boba pod rami臋.
Chod藕my! Poka偶臋 ci spektakl wart zobaczenia.
- b nie protestowa艂. Sam te偶 sporo wypi艂 i opary alkoholu 贸ci艂y mu w g艂owie. Nawet towarzystwo Jareda by艂o mu milsze ni偶 j膮ca go w domu samotno艣膰. yszli na ulic臋. Nocni go艣cie nadchodzili grupkami i znikali Y%rtej paszczy baru. Groom przyprowadzi艂 lamborghini Dahla. siadaj, Bob! - powiedzia艂 Jared. Mam tu sw贸j w贸z:
- Odwioz臋 ci臋 tutaj za godzin臋.
- Ci膮gn膮艂 Boba na siedzenie obok siebie.
- Czy ty mo偶esz prowadzi膰, Jared?
Jeff da艂 mi dobr膮 szko艂臋 w ci膮gu naszego miodowego miesi膮ca. lom贸w rozweseli nasz膮 eskapad臋. Zreszt膮 nie ma teraz du偶ego Rozs膮dni mieszka艅cy wcze艣nie chodz膮 spa膰. ci艂 w prawo ku Down Town. Przepych wysoko艣ciowc贸w
- ych dzielnic znika艂. Odrapane domostwa i sklepy porno ci膮gn臋艂y esko艅czonym szeregiem. Zamkni臋ty w swej wie偶y z ko艣ci - ej Bob nie zna艂 tej cz臋艣ci miasta. W rzadkich przeja偶d偶kach odowych poznawa艂 malownicze zak膮tki Los Angeles, najch臋t - wiedzane przez turyst贸w.
I%zborghini wjecha艂a na wulgarn膮 Western Avenue. Roi艂o si臋 tu tytutek najni偶szej kategorii, ch艂opaczk贸w szukaj膮cych na(%Ch partner贸w, w艂贸cz臋g贸w, alfons贸w, facet贸w o wisielczych h, ludzi bia艂ych, 偶贸艂tych, czarnych. By艂a to 偶a艂osna kopia 4z. Yr Nowym Jorku. Jaskrawo umalowane ptaki nocne, w kr贸ciut%ach ods艂aniaj膮cych ich sm臋tne wdzi臋ki, robi艂y oko i u艣mie%臋 zalotnie do m艂odych, bogatych pasa偶er贸w lamborghini. kli艣ci w sk贸rzanych ubraniach p臋dzili jak burza. Bandy
- 贸w buszowa艂y w t艂umie poluj膮c na zamo偶niejszych go艣ci,
- byliby dobrym 艂upem. W Los Angeles, bogatym mie艣
bdzie, to ca艂e ta艂atajstwo wygl膮da艂o jakby spad艂o z innej Oto 艣wiat, kt贸ry mnie nie poch艂onie! - wykrzykn膮艂 Jared. Odwie藕 mnie do "Chippendale". Chc臋 zabra膰 w贸z i wr贸ci膰 do ~ powiedzia艂 Bob znudzony tym spektaklem, kt贸ry przypomi - ohydne sceny, zepchni臋te do pod艣wiadomo艣ci.
143
- Jeszcze troch臋 poczekaj! - odpar艂 z uporem Jared. - Zobaczysz Watts, gdzie rywalizuj膮ce ze sob膮 bandy zabijaj膮 si臋 nawzajem, 偶eby popisa膰 si臋 sw膮 si艂膮. Sport jak ka偶dy inny. Zapewnienie sobie monopolu na sprzeda偶 narkotyk贸w sta艂o si臋 gr膮 bardzo niebezpieczn膮. W tej dzielnicy 偶ycie jest bardzo tanie. Lamborghini wjecha艂a w labirynt ulic, uliczek, s艂abo o艣wietlonych skrzy偶owa艅, przy kt贸rych sta艂y ruiny dom贸w, ziej膮ce pustk膮 wypalone, poczernia艂e mury, jakie艣 magazyny bez okien, brudne, ponure czynsz贸wki. Cienie, kt贸re wysz艂y z piek艂a, prze艣lizgiwa艂y si臋 w milczeniu, spotyka艂y, potem inne cienie wy艂ania艂y si臋 zza w臋g艂a dom贸w. Armie cieni pojawia艂y si臋 zewsz膮d jak karaluchy, rzuca艂y si臋 jedne na drugie. Krzyki, strza艂y, w艣ciek艂e wrzaski, rozpaczliwe j臋ki dolatywa艂y z kot艂uj膮cej si臋 ci偶by. - Zawr贸膰! - powiedzia艂 Bob z obrzydzeniem.
Jared wybuchn膮艂 艣miechem.
- Teraz ci臋 pos艂ucham, bo mog膮 nas tu podziurawi膰 zab艂 kule, albo nawet umy艣l艅ie wycelowane w nas pociski, bo Cz bardziej nienawidz膮 Bia艂ych ni偶 diab艂贸w. Zreszt膮 lamborghini nie j dobrze widziana w dzielnicy r贸wnie rasistowskiej jak Cap Town, ty w odwrotnym sensie. Wiem, 偶e niebezpiecznie jest si臋 zapuszc mi臋dzy te spelunki, ale robi mi frajd臋 popisywanie si臋 luksuso wozem przed tymi szmaciarzami. Zdajesz sobie spraw臋, co by si臋 sta艂 gdyby silnik nawali艂 w t艂umie tych hultaj贸w? Wiem, co my艣lisz o mni i 呕e jestem wstr臋tnym dorobkiewiczem. co z tego? Jared wzi膮艂 ostry zakr臋t, opony z piskiem otar艂y si臋 o sp臋kany asf nacisn膮艂 peda艂, skierowa艂 si臋 na p贸艂noc, ku 艣wiat艂om i wie偶owco zuchwale g贸ruj膮cym nad miastem. - Zapomnij o Rhysie! My艣l tylko o sobie! O偶e艅 si臋 z jak膮艣 boga spadkobierczyni膮, albo z bogat膮 wd贸wk膮. Niewa偶ne, czy jest stara lu brzydka. Za parawanem mi艂o艣ci uwijesz sobie ciep艂e gniazdko, zapew nisz schronienie na wypadek, gdyby ci臋 opu艣ci艂o szcz臋艣cie. O偶e艅 si Zostaw sentymentalne igraszki tym, co maj膮 fors臋 albo biedakom kt贸rzy nie maj膮 偶adnych widok贸w na przysz艂o艣膰! Do diab艂a z Blyth i Rhysami! Do diab艂a z przyja藕ni膮! Do diab艂a z marzeniami! Bob milcza艂 uparcie. Nie podziela艂 ani pogl膮d贸w Jareda, an% warunk贸w, kt贸re sk艂ania艂y go do obrania drogi bez powrotu. Wr贸ciwszy do domu Bob wzi膮艂 ciep艂膮 k膮piel, 偶eby uspokoi膰 nerwy Jared Dahl po cz臋艣ci osi膮gn膮艂 sw贸j cel. 艢wiadomie czy nie, przywo艂all upiory przesz艂o艣ci. Jednak偶e cele Jareda by艂y inne. Jared pragn膮%
I44
Bob szuka艂 przyjaciela. Tego, co, jak s膮dzi艂, znalaz艂 u Raya: ralnego, uczucia, czu艂o艣ci braterskiej - w ka偶dym razie za a艂 - gdy偶 nigdy nie mia艂 rodze艅stwa ani prawdziwej Nie zna艂 swego ojca, nie pami臋ta艂 twarzy matki, kt贸ra a go opiece spo艂ecznej, gdy tylko osi膮gn膮艂 wiek, w kt贸rym czyna rozpoznawa膰 otaczaj膮cy je 艣wiat. Zosta艂 adoptowany _ ie mu obce ma艂偶e艅stwo drobnomieszcza艅skie. M臋偶czyz wieczorem tak pijany, 偶e jego odzie偶 by艂a cz臋sto zanieczyszzem i ka艂em. Pada艂 na 艂贸偶ko chrapi膮c, podczas gdy jego 偶ona go i pra艂a stare 艂achy, kt贸re 艣mierdzia艂y w ca艂ym mieszkaniu. jednak lepsze, ni偶 kiedy wraca艂 chwiejnym krokiem, ale by艂 dolny do okrucie艅stwa. Przeklina艂 偶on臋 i bi艂 j膮 nie wzbudzaj膮c t贸w. Musia艂a by膰 masochistk膮, gdy偶 pomimo takiego trakdarzy艂a swego m臋偶a mi艂o艣ci膮. Ilekro膰 Bob s艂ysza艂, jak pijak ci膮 w drzwi, ukrywa艂 si臋 pod 艂贸偶kiem i czeka艂 na dalszy rozw贸j 贸w. Od czasu do czasu dostawa艂 pp g臋bie, "偶eby pami臋ta艂, 偶e _ t prowadzony 偶elazn膮 r臋k膮". Podczas nieobecno艣ci m臋偶a przerywa艂a niekiedy zaj臋cia domowe i ogl膮da艂a Boba od st贸p do "Po kiego licha ci臋 zaadoptowa艂am? Przeszkadzasz mi, mam k艂opot. My艣la艂am, 偶e obecno艣膰 dziecka wyleczy go ze z艂ych w, ale bardzo si臋 pomyli艂am. Nie zrobili艣my dobrego interesu ani ja." interesowa艂a si臋 zbytnio ch艂opczykiem. Ubiera艂a go, dawa艂a 膰 i puszcza艂a go samopas. Wi臋kszo艣膰 czasu Bob sp臋dza艂 wi臋c na w艣%贸d 艂obuziak贸w. Ulica by艂a r贸wnie ponura jak Watts. 艁atwo stosowa艂 do takiego 偶ycia, do swobody; podobnie jak jego icy podziwia艂 wyrostk贸w i doros艂ych, kt贸rzy che艂pili si臋 t臋pstwami, aktami przemocy, rozpust膮 i wynosili pod niebiosa Ikotyki oraz wszelkie dzia艂ania zwi膮zane z ich rozpowszechnianiem. Maj膮c lat dziesi臋膰 uciek艂 z domu przybranych rodzic贸w, ale policja bko go wytropi艂a, udzieli艂a mu nagany i odprowadzi艂a z powrotem. dej艣ciu policjant贸w przybrany ojciec wyci膮gn膮艂 pasek ze spodni bi艂 ch艂opca tak mocno, 偶e krew sp艂ywa艂a mu z po艣ladk贸w. dwunastym roku 偶ycia ponowi艂 pr贸b臋 ucieczki, r贸wnie偶 bez
iodzenia. Kiedy jednak pijak chcia艂 go wych艂osta膰, Bob chwyci艂 .on z kwiatami, kt贸ry nawin膮艂 mu si臋 pod r臋k臋, i cisn膮艂 nim w g艂ow臋 9ego oprawcy, po czym uciek艂. Policja znowu go szuka艂a, pocz膮t%o nawet z zapa艂em, ale 偶e nie mog艂a go odnale藕膰, da艂a za wygran膮. rwencja opieki spo艂ecznej okaza艂a si臋 bezskuteczna. Przyjaciele
piehlo mane艅
Boba ukryli go w dzielnicy Bronx, gdzie by艂o wiele dom贸w zrujnowanych albo w trakcie rozbi贸rki. By艂 to 艣wiat przera偶aj膮cy, krajobraz ksi臋偶ycowy, policja nie odwa偶a艂a si臋 zagl膮da膰 tam po zmierzchu. Na tym Dziedzi艅cu Cud贸w zmartwychwsta艂ym w Nowym Jorku Bob nauczy艂 si臋 dawa膰 sobie rad臋, kra艣膰 przynajmniej tyle, 偶eby napcha膰 sobie brzuch i okry膰 jeszcze w膮t艂e cia艂o. Nicponie chwalili jego tupet i odwag臋. "Dobrze sobie radzi ten 艂obuziak" - m贸wili ze 艣miechem. Jako trzynastolatek zosta艂 zgwa艂cony przez czterech 艂ajdak贸w, kt贸rzy przydybali go w ruinach. Taki by艂 pocz膮tek kariery, kt贸ra mia艂a powi臋kszy膰 liczb臋 m艂odych ch艂opc贸w oddaj膮cych si臋 prostytucji. Za par臋 dolar贸w spe艂niali zachcianki amator贸w o szczeg贸lnych upodobaniach. Byli w艣r贸d nich ojcowie rodzin, homoseksuali艣ci, kt贸rzy nie mogli pozby膰 si臋 dawnych przyzwyczaje艅, inwertycy, kt贸rzy nie kryli swoich sk艂onno艣ci, by艂y te偶 kobiety w pewnym wieku, m臋偶atki albo niezam臋偶ne, szukaj膮ce przygody, kt贸ra pomog艂aby im zapomnie膰 o menopauzie zwiastuj膮cej smutny koniec ich m艂odo艣ci. Sko艅czywszy lat pi臋tna艣cie zacz膮艂 bywa膰 w Greenwich Village, w rejonie ograniczonym przez 42. i 32. ulic臋 oraz I. i 9. Alej臋, a tak偶e na Broadwayu i w Central Parku. Do szczeg贸lnie ucz臋szczanych miejsc nale偶a艂 Times Square, okolice Dworca Centralnego i Madison Square Garden. Nie zdawa艂 sobie jeszcze sprawy ze swej urody. Setki, tysi膮ce ch艂opc贸w, uprawiaj膮cych ten sam zaw贸d, zazdro艣ci艂y mu powodzenia widz膮c, 偶e zgarnia najlepsz膮 klientel臋. Instynkt podpowiada艂 mu, kiedy nale偶y zwiewa膰, zanim pojawi si臋 policja, 偶eby zagarn膮膰 do furgonetek osoby p艂ci obojga trudni膮ce si臋 nierz膮dem. Przetrzymywano je przez noc w areszcie i wypuszczano nazajutrz, je艣li ui艣ci艂y niewielk膮 grzywn臋, ustalon膮 przez s臋dzi贸w nocnych trybuna艂贸w. Str臋czyciele ryzykowali kar臋 wi臋zienia, lecz najbardziej do艣wiadczeni stawali si臋 kapusiami i zyskiwali immunitet. Bob obawia艂 si臋 policji, kt贸ra mog艂a go odes艂a膰 do przybranych rodzic贸w albo umie艣ci膰 w poprawczaku, poniewa偶 by艂 nieletni. Ale bardziej jeszcze przera偶a艂y go bandy m艂odych napastnik贸w, kt贸rzy okradali i klient贸w, i tych, co si臋 prostytuowali. By艂 do艣膰 sprytny, 偶eby nie wpa艣膰 w 艂apy "opiekun贸w", sutener贸w, kt贸rych obawiano si臋 jak d偶umy. Nie mia艂 nigdy przyjaci贸艂 w prawdziwym znaczeniu tego s艂owa. Nie zw膮cha艂 si臋 z kole偶kami, w艣r贸d kt贸rych by艂o wiele mi艂nsnych par, mi艂o艣膰 by艂a dla niego pustym wyrazem. Ilekro膰 klient prowadzi艂 go do
146
- cymi zarobkami za sp贸艂kowanie przed kamer膮 zar贸wno z dziewmi jak i ch艂opakami. To by艂 pierwszy, do艣膰 podejrzany kontakt
tQatrzno艣ciowe spotkanie z O'Neillem spowodowa艂o zasadniczy 6 w 偶yciu Boba. Pod kierunkiem wielkiego re偶ysera wykonawca porno sta艂 si臋 prawdziwym aktorem, kt贸ry wysun膮艂 si臋 na czo艂o o m艂odego pokolenia. Uto偶samia艂 si臋 z kreowan膮 przez siebie i膮, zmienia艂 si臋 jak kameleon zale偶nie od otoczenia. W filmach wdziwej mi艂o艣ci po mistrzowsku udawa艂 nami臋tno艣膰, rozkosz, iecenie, korzystaj膮c z do艣wiadczenia, jakie wyni贸s艂 ze stosunk贸w Iatami o du偶ych wymaganiach, kt贸rzy dobrze p艂acili za z艂udzenie, kochani. - otkanie z dziewczyn膮, kt贸rej imienia nie zna艂, a kt贸ra w sto艂贸wce rsyteckiej traktowa艂a go jak jednego z koleg贸w, wywar艂o na wra偶enie osobliwe. Teraz, kiedy kr臋cono ostatnie sekwencje na e UCLA, nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 pory obiadowej, my艣l膮c, 偶e anie zobaczy j膮 w menzie. Wchodz膮c do wielkiej, gwarnej sali, t艂um student贸w wybiera艂 przy bufecie, smakowicie pachn膮ce ivy, rozgl膮da艂 si臋 za dziewczyn膮, kt贸ra go oczarowa艂a. Niestety, 艂o jej nigdzie. Mo偶e mia艂a przyj艣膰 p贸藕niej. . .
I47
Przysiad艂 si臋 do stolika zaj臋tego przez aktor贸w. Jeff Blyth zajada艂 z apetytem, wymieniaj膮c 偶arciki z kolegami. Tego ranka Jeff i Bob razem wyst臋powali przed kamerami. Raya nie by艂o, gdy偶 po 艣mierci przewidzianej w scenariuszu, swobodnie dysponowa艂 swoim czasem. - Podobno maj膮 wyci膮膰 wszystkie 艣mielsze sceny z naszego filmu - powiedzia艂 Jeff. - Nawet bardziej nami臋tne poca艂unki. Towarzystwa purytan贸w odzyskuj膮 wp艂ywy. Do tej pory na uroczystych premierach nale偶a艂o si臋 pojawia膰 w towarzystwie m艂odej kobiety, cz臋sto wskazanej przez wytw贸rni臋. Teraz nasi fundamentali艣ci domagaj膮 si臋, by aktorzy wst臋powali w zwi膮zki ma艂偶e艅skie i gro偶膮 bojkotem osobom samotnym. Jared skorzysta艂 z okazji i o艣wiadczy艂 si臋 pannie Chrys Bryner. Tym sposobem zapewni sobie pi臋kn膮 karier臋 na przysz艂o艣膰, nie m贸wi膮c ju偶 o posagu zwi臋kszonym po 艣mierci Herba. W dodatku b臋dzie 偶y艂 jak w raju na Beverly Hills. - Zrobi艂 ci kawa艂 - zauwa偶y艂a z艂o艣liwie Averil. - Chodzi艂e艣 przecie偶 z Chrys. By艂a twoj膮 przyjaci贸艂k膮. - Nie przysz艂o mi do g艂owy, 偶eby j膮 po艣lubi膰. Mimo wszelkich nacisk贸w nie o偶eni臋 si臋, nawet gdyby miano mnie pos膮dza膰 o sympatie do ch艂opc贸w. Je艣li pi臋kne dziewczyny same wskakuj膮 do 艂贸偶ka, by艂oby g艂upot膮 zwi膮za膰 si臋 z jedn膮 kobiet膮, kt贸ra pr臋dzej czy p贸藕niej poprosi o rozw贸d i za偶膮da ogromnych aliment贸w. - Dlaczego zaraz my艣le膰 o rozwodzie? - oburzy艂a si臋 Averil. - Bo osiemdziesi膮t procent aktor贸w rozwodzi si臋 po kilku latach wsp贸艂偶ycia - odpar艂 Jeff. - A p贸藕niej p艂ac膮, p艂ac膮, p艂ac膮. . . Haruj膮 jak wo艂y, 偶eby utrzyma膰 swe dawne ma艂偶onki. - Albo ma艂偶onk贸w! - rzuci艂a agresywnie Averil. - Wymownym przyk艂adem jest Joan Collins. nieszcz臋sna ma艂偶onka Darrela Brightona. - Joan ponosi takie konsekwencje, jak wszystkie kobiety, kt贸re kupuj膮 sobie gigolak贸w - wtr膮ci艂 Godwin. - Teraz lata za ch艂opakiem o trzydzie艣ci lat m艂odszym od niej. Ma艂o jej by艂o ostatniej wpadki. Jeff podj膮艂 drwi膮co:
- AIDS bardziej zaszkodzi艂 swobodzie seksualnej ni偶 wszystkie kampanie puryta艅skie od pocz膮tku stulecia. Znowu m贸wi si臋 o Salemie. Na szcz臋艣cie s膮 sposoby, 偶eby unikn膮膰 zara偶enia. Specjalista od niezwyk艂ych efekt贸w, Sidney Ravlings, 艂ysy i brzuchaty 偶artowni艣, powiedzia艂 jowialnie:
r48
- Zapominacie o ryzykantach. AIDS sta艂 si臋 czym艣 takim jak a. 艁apie si臋 go lub nie 艂apie. Niby to strzela si臋 艣lepymi nabojami, w magazynku jest kula. Jak umar艂 Hexum? Co do mnie, brzydota niejsza moje ryzyko. Spotykaj膮c si臋 rzadko z callgirls mam pewne cie bezpiecze艅stwa. . . Averil podj臋艂a z艂o艣liwie:
- A kochany JonEric? Mo偶e sam sko艅czy艂 ze sob膮.
- - To by艂 wypadek.
- ! - Maj膮cy ukry膰 nurtuj膮c膮 go chorob臋. Na przyk艂ad AIDS. Bob spojrza艂 z niech臋ci膮 na Averil. - Dlaczego chcesz splami膰 pami臋膰 wspania艂ego aktora?
- Jeff spowa偶nia艂. Powiedzia艂 z naciskiem:
- t - Choroba mo偶e by膰 艂agodna lub z艂o艣liwa. To jedyna r贸偶nica. szt膮 kobiety tak samo s膮 nosicielkami wirusa jak m臋偶czy藕ni. Nikt t%e jest bezpieczny. Prawda, Bob? - - Chowanie g艂owy w piasek nie zda si臋 na nic - upiera艂a si臋 Averil. DP t J偶e chwili nadbieg艂a Sue Brions. Powiewa艂a gazet膮 jak sztanenz ak zwykle ekscentrycznie ubrana mia艂a teraz na sobie bia艂膮 biuz臋, br膮zow膮 sp贸dniczk臋 i bardzo lu藕ny pulower, noszony ch臋tnie r'zez studentki. Po艂o偶y艂a na stole przed kolegami trzeci膮 stron臋 dziennika z zakre艣informacj膮: "Miss Lavinia Griffin, tancerka kabaretowa, domaga i臋 pi臋膰dziesi臋ciu milion贸w dolar贸w od Robby'ego O'Neilla, kt贸ry lcoby zarazi艂 j膮 herpesem. Adwokaci panny Griffin utrzymuj膮, 偶e li%ntka ich ma wszystkie szanse wygrania procesu. Robby O'Neill jest ynem s艂awnego re偶ysera".
Ca艂e Los Angeles 偶y艂o jak w gor膮czce. Pani Harriet Lamont ttrz膮dza艂a przyj臋cie na cze艣膰 O'Neilla z okazji zako艅czenia prac nad filmem "Zakochani studenci". Niecierpliwie wyczekiwano jej za' prosze艅, gdy偶 ci, kt贸rych nie by艂o na li艣cie go艣ci, uchodzili za osoby dtugoplanowe. Kobiety przypuszcza艂y szturm do luksusowych sklep贸w. Liczy艂y si臋 g艂贸wnie francuskie domy mody: Saint Laurent, Nina Ricci, Giorgio Armani. Elegantki z wy偶szych sfer Los Angeles uwa偶a艂y Pary偶 za stolic臋 mody kobiecej. Peter przyjmowa艂 oboj臋tnie szmer pochlebstw, jakimi go obsypywano. Pracownicy studia, kt贸rzy obejrzeli ostateczn膮 wersj臋 tilmu, pow艣ci膮gliwie uzewn臋trzniali pochlebne oceny, aby nie narazi膰
149
1
si臋 Brynerowi, sk膮pemu w pochwa艂ach. Dla jego wsp贸艂pracownik贸w przywyk艂ych do rozpoznawania wszelkich subtelno艣ci i finezji, b ca艂kiem jasne, 偶e Bryner 藕le znosi艂 sukces O'Neilla, i 偶e tym razem nia potraf艂 zdoby膰 si臋 na udawanie, aczkolwiek by艂o ono jedn膮 z cech e o charakteru. j 8 Prapremiera filmu mia艂a miejsce w Salinas, ma艂ym prowincjonalnym miasteczku; chodzi艂o o wysondowanie opinii widz贸w. Przyj臋li flm brawami podczas spektaklu. Po tym te艣cie mia艂a miejsce gala w Los Angeles z udzia艂em wszystkich znakomito艣ci ze 艣wiata polityki, finans贸w i flmu oraz najlepszego towarzystwa, nie m贸wi膮c ju偶 o t艂umie dziennikarzy. Publiczno艣膰, kt贸ra nie mia艂a szcz臋艣cia otrzyma膰 zaprosze艅, skup si臋 przed wej艣ciem do kina o艣wietlonym feerycznymi girlan lampion贸w. Rozwini臋to czerwony dywan, po kt贸rym go艣cie mi ii w 艣wietle reflektor贸w przej艣膰 od samochodu do drzwi wej艣ciowy i; Kordon policji powstrzymywa艂 t艂um gapi贸w i wielbicieli O'Nei i i jego aktor贸w. D艂ugi rz膮d cadillak贸w, rolls贸w, clenet贸w i jaguar贸w, wszystki cud贸w automobilowego 艣wiata, przesuwa艂 si臋 przed ol艣nionymi w pania艂ch 艅 zaproszonych go艣ci. Kobiety wyst臋powa艂y ach, w futrach, mimo ciep艂ego wieczoru, w kl notach budz膮cych podziw i zazdro艣膰. M臋偶czy藕ni nosili smo rozmaitego kroju i barwy, gdy偶 czer艅 wieczorowych stroj贸w ju偶 opatrzy艂a. Pojawienie si臋 gwiazdy ub贸stwianej przez szerok膮 publicz wywo艂ywa艂o burz臋 oklask贸w i owacji. O Neilla powitano r贸wnie偶 oklaskami, lecz dla masowej public 艣ci re偶yser jest postaci膮 nieomal mityczn膮 i nie budzi entuzj nale偶nego przede wszystkim aktorom. Policjanci w cywilu wmieszali si臋 mi臋dzy widz贸w, kt贸rzy dowali si臋 na dachach i w oknach s膮siednich dom贸w; nal pilnowa膰, aby jaki艣 p艂atny morderca nie pojawi艂 si臋 w naj oczekiwanym miejscu. Porucznik Hatcher nadzorowa艂 swoich i sondowa艂 wzrokiem t艂um wype艂niaj膮cy ulic臋; pozostawiono jed w膮ski pas jezdni dla przejazdu samochod贸w. Nareszcie odet z ulg膮: O'Neill wszed艂 do sali bez 偶adnego incydentu. Trzeba b臋 znowu wzm贸c czujno艣膰 po sko艅czeniu spektaklu. Nie powzi臋to bg tylu 艣rodk贸w ostro偶no艣ci, gdyby by艂 prezydentem Stan贸w Z% noczonych.
ISO
jawienie si臋 Boba Flynna, kt贸ry podawa艂 rami臋 swej flmowej rce Averil Auberon, wywo艂a艂o now膮 fal臋 radosnych okrzyk贸w, i gwizd贸w, 艣wiadcz膮cych o szczeg贸lnym uznaniu. Bob mia艂 na smoking w kolorze starego z艂ota, harmonizuj膮cy z czarnymi ami z jedwabnym galonem. By艂 tak przystojny, 偶e dziewczyny, et dojrza艂e kobiety omdlewa艂y na jego widok. Averil, mimo 偶e i elegancka, przesz艂a niemal nie zauwa偶ona. Moralno艣ci sta艂o do艣膰. Wszyscy aktorzy przybywali parami. :VP sali kinowej wype艂nionej do ostatniego miejsca Gideon Spack _ rozgl膮dali si臋 zafascynowani. - Ka偶da z os贸b, kt贸re si臋 tu znajduj膮, zarabia wi臋cej przez tydzieri ja w ci膮gu roku. Nie m贸wi膮c o tych, kt贸rzy zarabiaj膮 miliony! szepta艂 do ucha Sarah, kr膮glutkiej jak jej ma艂偶onek, wulgarnej ranej jak czupirad艂o. Tr膮ci艂a go 艂okciem.
- Niech ci臋 aby nie us艂ysz膮! - mr%臋艂a. - Czy nie siedzimy z nimi To zaproszenie jest dopiero pocz膮tkiem. Dzi臋ki sprawie eilla mo偶esz sta膰 si臋 s艂awn膮 osobisto艣ci膮. - Musia艂bym zrobi膰 co艣 nadzwyczajnego. Na razie drepcz臋 miejscu. Sporz膮dzi艂em list臋 podejrzanych, ale nie mam namacaldowod贸w. : Ma艂偶onkowie spostrzegli, 偶e osoby zajmuj膮ce fotele, zna艂y si臋 Gdzy sob膮, m贸wi艂y do siebie po imieniu, wymienia艂y 偶arciki omentarze. Gideon i jego po艂owica poczuli si臋 intruzami w tym varzystwie i to ich zdenerwowa艂o. Nie mieli nawet okazji u艣cisn膮膰 bni O'Neilla, gdy偶 siedzieli za daleko. Spack uk艂oni艂 si臋 Isabelle 艅ra ledwo skin臋艂a mu g艂ow膮. Czu艂a si臋 obra偶ona odkryciem ar%niku w jej garderobie i aluzjami pomocnika prokuratora. Z jak膮偶 yjemno艣ci膮 kaza艂by jej za艂o偶y膰 kajdanki! Szmer nagle przeszed艂 po sali.
O'Neill, aktorzy i g艂贸wni wsp贸艂pracownicy weszli na scen臋 powitaburz膮 oklask贸w. Podzi臋kowawszy za nie O'Neill oznajmi艂, 偶e cznie kr臋ci膰 nast臋pny film, "Tytan贸w". Bryner zacisn膮艂 wargi. Neill podejmowa艂 inicjatywy godne po偶a艂owania. Wytw贸rnia jesz. nie podj臋艂a oficjalnej decyzji o kr臋ceniu "Tytan贸w". owinien b 艂 zeka膰, a偶 prezes wytw贸rni pierwszy z艂o偶y o艣wiadczenie w prasie. Po wy艣wietleniu filmu, kt贸ry odni贸s艂 sukces cierpko przyj臋ty przez nera, znaczniejsi go艣cie wzi臋li udzia艂 w bankiecie w danym restauracji "Ma Maison". O'Neill nie wygl膮da艂 na cz艂owieka,
ISI
'' kt贸rego ciesz膮 honory i pochwa艂y. Biesiadnicy spostrzegli, 偶e jad艂 b apetytu i przy ka偶dym toa艣cie zaledwie moczy艂 wargi w s .,%, kieliszku, nie wychylaj膮c go do dna.
Bob siedzia艂 mi臋dzy Averil i Shirley. Przypadek zrz膮dzi艂, i% Ray siedzia艂 visavis. Obaj podpisali ju偶 kontrakty na wyst膮pieni% w "Tytanach" obok wielu aktor贸w pierwszej wielko艣ci. Mian% wkr贸tce zacz膮膰 zdj臋cia w Nowym Jorku, na Gie艂dzie, symbolizuj膮c%j pot臋g臋 bohater贸w tego filmu. Go艣cie zgromadzeni przy stole uwa偶a% O'Neilla za rywala Spielberga i Scorsese, Lucasa i Coppoli. Deszcz pochwa艂 spada艂 r贸wnie偶 na aktor贸w, kt贸rymi kierowa艂, i wi臋kszo艣膰 kt贸rych sam stworzy艂. Mial bowiem dar odkrywania i kszta艂towania; wielkich talent贸w. Typowym przyk艂adem by艂 Bob Flynn, kt贸ry; pojawi艂 si臋 na firmamencie obok gwiazd niby raca na pokazi% sztucznych ogni. - Bob Flynn? Prawdziwy po偶eracz serc! - orzek艂a Harriet Lamont, kt贸ra przyj臋艂a zaproszenie na bankiet; taki honor spotyka艂 tylko niewielu filmowc贸w. - W najbli偶szych latach Hollywood padnie przed nim na kolana, kobiety rzuc膮 si臋 na niego, jak sfora wypuszczona na jelenia. Bob prze艣cignie Deana, Boggarta, Gable a, i Coopera, de Niro. Nigdy dot膮d si臋 nie omyli艂am. Ta wypowied藕 wielkiej damy Los Angeles r贸wna艂a si臋 konsekracji. Pani Lamont potwierdza艂a sukces, wie艅cz膮cy jego kr贸tk膮, lecz b艂yskotliw膮 karier臋. Bob cieszy艂 si臋 r贸wnie偶, gdy gratulacje posypa艂y si臋 na i Raya. Poniewa偶 by艂 Anglikiem, por贸wnywano go z Keanem. Noblesse obl偶ge. Inni aktorzy otrzymali nale偶ne im dowody uznania, lecz Bob pozosta艂 bohaterem dnia. Postawienie go na r贸wni z Jamesem Deanem zrobi艂o na nim du偶e wra偶enie, gdy偶 Dean by艂 symbolem niespokojnej m艂odzie偶y buntuj膮cej si臋 przeciw wszelkim przymusom. W nowojorskim okresie swego 偶ycia Bob wiele razy ogl膮da艂 filmy wy; ci膮gane z archiw贸w przez niekt贸re kina szczeg贸lnie dla m艂odej publiczno艣ci. Dean by艂 wzorem dla poprzedniego pokolenia ! m艂odych; dzisiejsza m艂odzie偶 rozpoznawa艂a si臋 w postaci Boba Flynna. My艣li Boba ulecia艂y ponad gwarem biesiadnik贸w. Czy jego tryumf nie by艂 aby 艂ab臋dzim 艣piewem? Puszka Pandory wkr贸tce mog艂a si臋 otworzy膰. Grzecznie uwolni艂 si臋 od swoich fan贸w i podszed艂 do Raya. Serdecznie u艣cisn膮艂 jego d艂o艅 i pogratulowa艂 mu sukcesu.
I,j2
- - By艂e艣 wspania艂y, Ray! Jestem bardzo szcz臋艣liwy mog膮c praco%t膰 z tob膮. Powodzenie odnie艣li艣my dzigki temu, 偶e zawsze sobie II%aBamy. - Ray u艣miechn膮艂 si臋. Twarz jego znowu przybra艂a 艂agodny wyraz. - Dzi臋kuj臋, Bobie! Ale to wszystko twoja zas艂uga. Mia艂em I%臋艣cie by膰 partnerem prawdziwej gwiazdy. Tw贸j przyk艂ad mnie ulowa艂. - W 艣wietlistych oczach odbija艂a si臋 dziwna gorycz.
- Wybacz mi!
.Ray odszed艂. Bob sta艂 zbity z tropu, lecz nie m贸g艂 pobiec za zyjacielem, gdy偶 otoczono go ko艂em, uwi臋ziono, uniemo偶liwiaj膮c a贸b臋 ucieczki. By艂 wi臋藕niem w艂asnego powodzenia. Dopiero po ym czasie, kt贸ry wy%a艂 mu si臋 niesko艅czenie d艂ugi, zdo艂a艂 si臋 rnlni膰. Rzuci艂 si臋 na poszukiwanie Raya. By艂 przekonany, 偶e dla o ta uroczysto艣膰 musia艂a by膰 艣mienelnie nudna. Nie znalaz艂 go (dzie. Z pewno艣ci膮 wym%膮艂 si臋 dyskretnie. Skupienie si臋 nad sob膮 mym, niech臋膰 do ingerencji z zewn膮trz, ca艂e jego zachowanie maga艂o poszanowania dla jego samotno艣ci. Bob nie czeka艂 na koniec przyj臋cia. Wymkn膮艂 si臋 radkiem, prowadzany spojrzeniami s艂u偶by, przywyk艂ej do kaprys贸w gwiazd, iekaj膮cych przed wielbicielami. Tym niemniej surowo os膮dza艂a ona or贸w. Robili przecie偶 wszystko, 偶eby zdoby膰 publiczno艣膰, 偶eby pi膮膰 si臋 na szczyt s艂awy, a p贸藕niej odwracali si臋 plecami do tych, ny ich ub贸stwiali. S艂u偶膮cy przywykli do kaprys贸w gwiazd a tak偶e ich ma艂ostk贸wo艣ci. Starsi wspominali cz臋sto szczodro艣膰 wielkich r贸w z lat czterdziestych i pi臋膰dziesi膮tych. Nie liczyli si臋 z wydatii, szastali pieni臋dzmi. Nowe pokolenie aktor贸w inkasowa艂o ogroe ga偶e i deponowa艂o je w bankach, stara艂o si臋 pomno偶y膰 kapita艂y. cyscy chcieli jak najpr臋dzej zosta膰 milionerami. Napiwki by艂y coraz lejsze.
Bob siad艂 za kierownic膮 swego nowego rollsa camargue i ruszy艂 o. Wybra艂 si臋 do Palos Verdes. Got贸w by艂 si臋 za艂o偶y膰, 偶e Ray i艂 do siebie. Nie m贸g艂 d艂u偶ej znie艣膰 ha艂a艣liwej atmosfery w "Ma ison". Nagle Bob przypomnia艂 sobie, 偶e pozostawi艂 w restauracji ril. Mia艂 obowi膮zek odwie藕膰 j膮 do jej mieszkania na bulwarze shire. Nie dba艂 o to, jakie komentarze m贸g艂 wywo艂a膰 jego :dwczesny wyjazd po znikni臋ciu Raya. Jednak偶e Ray by艂 d偶enI53
telmenem. Nie porzuci艂by swej partnerki jak wyrzuca si臋 dziurf but. Ze zwieszon膮 g艂ow膮 Bob zawr贸ci艂. Ray mia艂by mu za z艂e
zachowa艂 si臋 jak cham. Wszed艂 do restauracji. Go艣cie ju偶 si臋 r chodzili. Averil rozgl膮da艂a si臋 z zak艂opotaniem dooko艂a i szuk wzrokiem Boba. By艂a tak pi臋kna, tak poci膮gaj膮ca, 偶e ka偶dy z gc got贸w by艂by odwie藕膰 j膮 do domu. Averil nigdy by mu nie wybacz afrontu, jakim by艂o porzucenie jej tu samej. Na widok Boba, kv spieszy艂 ku niej, twarz jej poja艣nia艂a, rysy twarzy si臋 odpr臋偶y艂y. - Zwijamy 偶agle? - zapyta艂 z u艣miechem. - Gotowa jestem i艣膰 z tob膮 na kraj 艣wiata!
呕artowa艂a, lecz w jej figlarnym tonie kry艂a si臋 obietnica. E zarzuci艂 jej na ramiona sobolowe futro. Averil wypi艂a o kilka kieliszk za du偶o i by艂a pod dobr膮 dat膮. Przytuli艂a si臋 do ramienia Boba, kti prowadzi艂 j膮 do auta. - Masz pi臋kny w贸z. Godny ciebie. Widomy znak twego sukce; Portier us艂u偶nie otworzy艂 drzwiczki auta przed Averil. Bob wsm mu suty napiwek i siad艂 za kierownic膮 obok swej towarzyszki, kti opar艂a g艂贸wk臋 na jego ramieniu. Rolls ruszy艂. Averil nastawi艂a rad Pop艂yn臋艂a melodia salsy. - Jaka zmys艂owa muzyka.
Tuli艂a si臋 do Boba jak mrucz膮cy kot.
Bulwar Wilshire by艂 niemal opustosza艂y. Samoch贸d stan膮艂 prz wie偶owcem, w kt贸rym mieszka艂a Averil. Wygalowany portier prz szed艂 pod barwnym daszkiem i otworzy艂 drzwiczki auta. Ave wysiad艂a, czeka艂a na Boba, kt贸ry okr膮偶y艂 w贸z i zbli偶y艂 si臋 do niej. - Nie masz ochoty wst膮pi膰 do mnie na szklaneczk臋? Oczy jej b艂yszcza艂y, u艣miech wyra偶a艂 zaproszenie na bardzi pon臋tne przyjemno艣ci. Bob uca艂owa艂 jej r臋k臋; odk膮d zacz膮艂 pracow w Hollywoodzie przyswoi艂 sobie formy grzeczno艣ciowe, obowi膮zuj膮% w jego nowym otoczeniu. - Innym razem, Averil. Dzi臋kuj臋 ci za uprzejmo艣膰, ale jeste wyko艅czony. Dzie艅 obfitowa艂 w emocje. Zrobi艂a zmartwion膮 mink臋.
- 呕a艂uj臋. Szczerze 偶a艂uj臋.
- Jednego z najbli偶szych dni. . . - powiedzia艂 Bob.
Z niecierpliwo艣ci膮 czeka艂, kiedy Averil wejdzie do swego domi Wsiad艂 do auta i spojrza艂 na zegarek. Ray powinien ju偶 by艂 wr贸ci膰 d siebie. Rolls ruszy艂.
I54
- ob zatrzyma艂 si臋 przy chodniku blisko ma艂ej willi Raya. Noc by艂a i gwie藕dzista. Szum fal podp艂ywaj膮cych na pla偶臋 pie艣ci艂 go niby tna d艂o艅. Ksi臋偶yc rozci膮gn膮艂 nad oceanem d艂ugi, w膮ski dywan any prowadz膮cy w niesko艅czono艣膰. Bob mia艂 ochot臋 rzuci膰 si臋 na dywan i st膮pa膰 po wodzie jak Chrystus. Pogr膮偶y艂by si臋 w nico艣ci spieszaj膮c rozwi膮zanie. Powinien i艣膰 tropem Jamesa Deana i sko艅% tak jak on. - e wn臋trzu willi pali艂y si臋 lampy. Nacisn膮艂 dzwonek u drzwi owych, lecz nikt nie odpowiedzia艂. Nacisn膮艂 klamk臋, drzwi nie zamkni臋te na klucz. Przeszed艂 hol i wszed艂 do living roomu blowanego z gustem i prostot膮. Bez popisywania si臋 zbytkiem stworzy艂 intymn膮, ciep艂膮 atmosfer臋. Kilka wsp贸艂czesnych obw, zielone ro艣liny, wygodne fotele, dywany, kilka przedmiot贸w tycznych, ca艂a kolekcja aparat贸w sonovideo tworzy艂y wyposa偶ewn臋trza. `%Ray! - zawo艂a艂 - Ray!
:Po raz pierwszy wszed艂 do siedziby swego przyjaciela. Cisza oczy艂a go i zaniepokoi艂a. Kilka pokoi ton臋艂o w ciemno艣ciach. _ mnia艂 sobie, 偶e Ray wychodzi艂 noc膮 na pla偶臋, aby unikn膮膰 t艂umu cych si臋 i amator贸w surf%mgu, kt贸ry obejmowa艂 j膮 w posiadanie _ dnia. Otwarte szeroko okna wychodzi艂y na taras nad oceanem. o balustrad臋 bada艂 wzrokiem ciemno艣膰 otulaj膮c膮 pla偶臋. Do艂 sylwetk臋 le偶膮c膮 na piasku wysrebrzonym 艣wiat艂em ksi臋偶yca. oryzuj膮ce fale rozbija艂y si臋 u st贸p Raya. Nosi艂 ciemne slipy j膮ce w膮skie biodra. Ramiona skrzy偶owane pod g艂ow膮, nagi tors mia艂y biel per艂owej masy. Krople wody w blasku ksi臋偶yca l艣ni艂y na jak brylanty. Fala czu艂o艣ci, nieokre艣lone pragnienie ow艂adn臋艂o n. Zszed艂 po drewnianych schodkach, nogi grz臋z艂y mu w piasku. oli zbli偶y艂 si臋 do Raya. Mia艂 przed sob膮 tyle czasu, 偶e nie chcia艂 eczy膰 czaru, kt贸ry roztacza艂 si臋 doko艂a niby magiczny woal. D艂ugo przygl膮da艂 si臋 swemu 艣pi膮cemu przyjacielowi. Bob zdj膮艂 smoking, odrzuci艂 go na piasek wraz z muszk膮. Rozpi膮艂 izul臋 i po艂o偶y艂 si臋 na piasku obok Raya nie budz膮c go ze snu. ystarczy艂o mu podziwia膰 jego twarz i linie jego cia艂a. Czas mija艂 Itczony szumem fal. Ray otworzy艂 oczy. Spojrza艂 na Boba nie zdziwiony jego obecno艣: U艣miechn膮艂 si臋. - Przypominasz ksi臋偶niczk臋 Paulin臋 Borghese opart膮 na 艂okciu ypoczywaj膮c膮 na 艂o偶u. Rze藕b臋 z bia艂ego marmuru.
ISS
- Wiesz, 偶e nie lubi臋 by膰 por贸wnywany do kobiety. Nie cierpi臋 ciot. - Wybacz mi. Jedynie twoja pozycja skojarzy艂a mi si臋 z t% cudown膮 rze藕b膮 w Rzymie. Nie masz w sobie nic kobiecego. P nie! Jeste艣 bardzo m臋ski, dlatego pewno podbi艂e艣 ca艂膮 wsp贸艂 m艂odzie偶. - Ty r贸wnie偶, Ray. Mimo 偶e u艣miechasz si臋 艂agodnie i m cholijnie, ca艂a twoja istota promieniuje si艂膮. szkadzLord Byron by艂 cz艂owiekiem melancholijnym, co nie p umykaj膮. ubi艂 kobiety. . i m臋偶czyzn. Ale subtelno艣ci pewnQ - Dlaczego chcesz okaza膰 si臋 niemi艂y? - zapyta艂 Bob o - Nie przyszed艂em sptzecza膰 si臋 z tob膮. - Dlaczego mieliby艣my si臋 sprzecza膰? Zgadzam si臋 z tob膮. N znosz臋 ciot. Ich 艣mieszne ma艂piarstwa budz膮 we mnie wstr t. W艣r towarzyszy Leonidasa pod Termopilami nie by艂o niewie艣ciuch贸w: Prawdziwa mi艂o艣膰 grecka wyklucza cioty. Ale dajmy temu spok贸j. Umilk艂. Nasta艂a ci臋偶ka, k艂opotliwa cisza. Bob przerwa艂 j膮 poje%awczym tonem.
! - Chcia艂em ci podzi臋kowa膰. Nauczy艂em si臋 od ciebie nie tylko dobrych manier i 艂adnego wyra偶ania si臋, ale i wi elu mnych rzeczy. Steve Mc ueen usuwa艂 ze swoich replik s艂owa zbyt skomplikowane dla niewykszta艂conego cz艂owieka. Bo przyznawa艂 si臋 do swe o braku wykszta艂cenia. Odprowadzi艂em Averil do domu, mimo 偶e tggrzecznie zrobi艂a mi 偶adnej przyjemno艣ci. S膮dz臋, 偶e ty pos%pi艂by艣 tak - Z pewno艣ci膮. - Wiedzia艂e艣, 偶e przyjad臋 do aebie?
T Tak. Ale powiniene艣 by艂 powstrzyma膰 si臋 od tego. ym razem g艂os Raya zabrzmia艂 niezwykle twardo. Gwa艂towno艣膰 tonu zdumia艂a Boba. Nie wiedzia艂 jak zareagowa膰. Prz szed艂 mu na my艣l konflikt mi臋dzy Jaredem i Jeffem. Nie wy obra偶a艂 sobie, 偶e mog艂oby doj艣膰 do tego mi臋dzy nim a Rayem. Westchn膮艂. - Przyjecha艂em, 偶eby sprowokowa膰 wyja艣nienia. Ray nie zmieni艂 pozycji. Samotno艣膰 nocy i oceanu izolowa艂a ich od 艣wiata. Rozmow臋 przerywa艂y chwile milczenia. - Nie prosz臋 ci臋 o wyja艣nienia i nie chc臋 ci niczego y m a艣nia膰. - By艂ob i przykro, gdyby j
akie艣 nieporozumienie zniszczy艂o nasz膮 przyja藕ri. . . Powiniene艣 by艂 mnie zrozumie膰. . . Prowadzi艂em
I56
w kt贸rym ka偶de dotkni臋cie budzi艂o we mnie wstr臋t. . . Wi臋c as, w kuchni, to by艂 z mojej strony zwyk艂y odruch. . . nilk艂. Po艂o偶y艂 si臋 na plecach z r臋koma pod g艂ow膮, tak jak Ray. mplowa艂 niebo, ca艂un nocy usiany 艣wiate艂kami nad Los
By艂bym szcz臋艣liwy, Ray, gdyby艣my powr贸cili do naszej przyjaMam dla ciebie uczucie, jakiego nie dozna艂em nigdy przed a spotkaniem. . . Kocham ci臋, Ray! Nie wiem, czy to mi艂o艣膰 ska, czy te偶 kryje si臋 w tym co艣. . . cielesnego. . . albo te dwa a 艂膮cz膮 si臋 ze sob膮. Potrzebuj臋 ciebie. . . twojej przyja藕ni. . . twojej . . . Jestem cz艂owiekiem nieszcz臋艣liwym, mimo nieoczekiwanecu艂; 偶e Ray po艂o偶y艂 swoj膮 d艂o艅 na jego r臋ce i u艣cisn膮艂 j膮. 艁agodny 艂 jak balsam koj膮cy rozterk臋 Boba. - iedzia艂em o tym. . . Zrozumia艂em to ju偶 dawno. . . ja ciebie n, Bob. . . Kocham ci臋. . .
*
* *
ter O'Neill przyby艂 wraz z 偶on膮 do Harriet Lamont. Sam
dzi艂 rollsa, gdy偶 nie znosi艂 patrzenia na kark kierowcy, kt贸ry zna艂 tkie przygody mi艂osne Anny i m贸g艂 ze znawstwem okre艣li膰 - 膰 jego rog贸w. Podczas jazdy re偶yser ani s艂owem nie odezwa艂 si臋 ny, kt贸ra zachowywa艂a r贸wnie偶 lodowate milczenie. Obecno艣膰 cy nim da艂a mu jednak do my艣lenia. Przypomina艂 sobie, co i艂o, 偶e p艂omienna mi艂o艣膰 przemieni艂a si臋 w dzik膮 nienawi艣膰. 偶 na pocz膮tku ma艂偶e艅stwa kochali si臋, prze艣wiadczeni, 偶e ich ia pozostan膮 r贸wnie gor膮ce. A potem, niemal bez fazy przej艣i, weszli na bezpowrotn膮 drog臋, usian膮 rozdarciami, kt贸re owo s膮czy艂y 偶贸艂膰 zatruwaj膮c膮 ich wzajemne stosunki. Co by艂o iem ca艂kowitego zerwania? Niezgodno艣膰 charakter贸w, czy inne zno艣ci, kt贸rych nie umia艂 zanalizowa膰 w odpowiednim czasie? enosi艂 win臋? On, Anna, czy oboje razem? Ostatnia hipoteza va艂a si臋 najbardziej prawdopodobna. Teraz nie byli ju偶 dwojobcych ludzi 偶yj膮cych pod jednym dachem, ale zawzi臋tymi mi. Pogardza艂 ni膮. Dla O'Neilla nie by艂o r贸偶nicy mi臋dzy Ann膮 rk膮, kt贸ra chodzi艂a co noc po ulicy szukaj膮c klient贸w. . . Anna a go zdradza膰, 偶eby mu zrobi膰 na z艂o艣膰, p贸藕niej polubi艂a t臋
157
zabaw臋. Nie mog艂a si臋 ju偶 oby膰 bez m艂odych ludzi, kt贸rzy dawali j% namiastk臋 mi艂o艣ci w zamian za brz臋cz膮c膮 monet臋. Nie rozwi贸d艂 si 臋, poniewa偶 proces wymaga艂by straty czasu, zb% cennego czasu, 偶eby go marnowa膰 na nieko艅cz膮ce si臋 rozmow z adwokatami, na wyczekiwanie w s膮dzie i przykre rozprawy. W ka偶 dym razie musia艂by p艂aci膰 ogromn膮 pensj臋 alimentacyjn膮 偶onie, kt贸r przesta艂aby ni膮 by膰 formalnie, lecz prowadzi艂aby dalej ten sam tryi 偶ycia. Dzieci, aczkolwiek na tyle doros艂e 偶e nie zaszokowa艂ab id oflcjalna separacja rodzic贸w, nie u艂o偶y艂y sobie jeszcze 偶ycia. Robby 偶y w 艣wiecie swoich marze艅 i w nie艣wiadomo艣ci. 艢mieszny proces, kt贸r mia艂by po艂o偶y膰 kres ich formalnemu ma艂偶e艅stwu, zwi臋kszy艂by jeszc% niepok贸j ch艂opca. 艢mier膰 Herba i jej nast臋pstwa g艂臋boko wyry艂y sir w jego duszy. Robby wci膮偶 by艂 jeszcze dzieckiem, kt贸re 艂atwo zrani膰 Peter l臋ka艂 si臋, by ch艂opak nie zmar艂 na skutek przedawkowania. Ni% m贸g艂 uczyni膰 nic, aby powstrzyma膰 syna od na艂ogu, od niszczenis samego siebie. W ostatnim czasie postanowi艂 umie艣ci膰 o w klinict odwykowej, ale Robby z w艣ciek艂o艣ci膮 odrzuci艂 jego propozycj臋, Pozbawieni go miesi臋cznej pensji, do艣膰 nawet znacznej, po to, 偶eby nie m贸g艂 ku owa膰 trucizny, kt贸ra go zabija艂a, nie zda艂oby si臋 na nic. G艂臋boko uzale偶niony Robby sprzedawa艂by po kryjomu warto艣ciowa przedmioty, kt贸rych by艂o wiele w domu, byle tylko dosta膰 fors臋. Shirley by艂a bardziej zr贸wnowa偶ona ni偶 jej brat, lecz Peter martwi艂 si臋 o jej przysz艂o艣膰. Chcia艂by j膮 przygotowa膰 do kariery 偶yciowej, kt贸r% ; mog艂aby j膮 uchroni膰 od trosk materialn ch. Przy szalon ch wydatka Anny i jej c贸rki ogromna fortuna O'Neill贸w nie wystarczy艂aby n%, ! d艂ugo, gdyby Peter nie dostarcza艂 rodzinie wielkich dochod贸w mu przynosi艂y jego filmy. W jaki% iedzia艂, 偶e nie b臋dzie 偶y艂 w niesko艅% czono艣膰. my艣l o tym go dr臋czy艂a. Bez niego dzieci szybko znalaz艂 b si臋 w tarapatach.
*
* *
Siedziba Harriet Lamont na Beverly Hills by艂a jedn膮 z tych ora y% udowli, kt贸re 艂膮cz膮 w sobie styl maureta艅ski, hiszpa艅sW ws 贸艂czesnej architektury. To po艂膮czenie nie ogranicza艂o si do m偶xtum comQos偶tum, czyli do zwyk艂ego pomieszania styl贸w, lecz osi膮gn臋 kzoba rmondenc zybywaj膮cy tu t艂umnie tury艣ci% kt贸rzy ra y je wielkich gwiazd ekranu, znaj:
IS8
:w kioskach przewodniki dostarczaj膮ce wszelkich upragnionych cji, lecz pomija艂y fakt, 偶e wi臋kszo艣膰 tych willi przesz艂a przez bskich szejk贸w, dysponuj膮cych petrodolarami, miliarder贸w 艂ych z trzeciego 艣wiata, stale niepokojonych miejscowymi jami, a tak偶e bogatych Europejczyk贸w, kt贸rzy chcirli uchroni膰 d skutkami socjalizmu lub - zawsze mo偶liwej - inwazji iej na starym kontynencie.
r艂y m膮偶 pani Harriet Lamont, niegdy艣 prezes multinarod贸wki a艂 budowa膰 dla swej rodziny rezydencji inspirowanej architeku, jak Paul Getty, ani marmurowego pa艂acu o luksusowych _ ch, jak Hearst. Nie przywi贸z艂 z Europy rozebranego na sztuki skiego pa艂acu, kt贸rego ka偶dy kamie艅 umieszczono by w drew_% skrzyni jak w trumnie i przetransportowano przez ocean. s艂 wielki, typowo kalifornijski dom w stylu lat trzydziestych, Hollywood by艂o u szczytu s艂awy. Madame Lamont utrzymywa艂a ie. Bi偶uteria jej kosztowa艂a miliony, w gara偶u sta艂o dziesi臋膰 od贸w, w tym pi臋膰 rolls贸w do jej osobistego u偶ytku. Cieszy艂a si臋 em r贸wnie wysokim jak jej dochody. Nazwisko jej zawsze wa艂o si臋 na czele kroniki towarzyskiej w prasie kalifornijskiej. e lubi膮cy szpera膰 w brudach przesz艂o艣ci twierdzili wprawdzie, 偶e pi臋kna i powszechnie szanowana pani Lamont wiod艂a przed nader burzliwe 偶ycie. Mia艂a lat dwadzie艣cia, kiedy stary _ nt tak si臋 w niej zakocha艂, 偶e po艣lubi艂 j膮 nie bacz膮c na nic. Po ie zdradza艂a go dyskretnie, gdy偶 z trudem m贸g艂 spe艂nia膰 swoje 膮zki ma艂偶e艅skie. Mimo to by艂 szcz臋艣liwy, 偶e ma j膮 przy sobie, 偶P j膮 pie艣ci膰 i wdycha膰 wo艅 jej perfum, 偶e mo偶e gasi膰 swe - enie u 藕r贸d艂a jej m艂odo艣ci. Peter O'Neill w pocz膮tkach swojej w艣lizgiwa艂 si臋 noc膮 przez ukryte drzwi do sypialni Harriet. y jednak p艂omie艅 m艂odo艣ci sta艂 si臋 nocn膮 lampk膮, pozostali i przyjaci贸艂mi. Harriet fetowa艂a filmy O'Neilla, k艂ad膮c kilka eni pod podwaliny jego s艂awy. Ilekro膰 potrzebowa艂 rady, zach臋ty, czu艂ego i pe艂nego zrozumienia arzystwa, przekracza艂 pr贸g domu pani Harriet. : Dzi臋ki usilnym zabiegom i kosztownym operacjom kosmetycznym jej zachowa艂a si臋 doskonale. Peter wygl膮da艂 na jej ojca. Od czasu czasu kochali si臋 jeszcze, 偶eby odnowi膰 wspomnienia przesz艂o艣ci. lodzi i przystojni gigolacy kr膮偶yli ko艂o niej jak doko艂a wszystkich gatych i spragnionych przyjemno艣ci matron w Los Angeles. Ale remionach O Neilla odnajdywa艂a ona wspomnienia prawdziwej
I59
m艂odo艣ci, prawdziwego uczucia. Obecnie 偶ycie uczuciowe ograniacza 艂o si臋 do k艂amstwa, milcz膮co akceptowanego przez ni膮 i jej p艂atnyd partner贸w. Pozorna m艂odo艣膰 Harriet nie mog艂a zmyli膰 nikogo, gd% wszyscy w Hollywoodzie znali jej wiek. Co najwy偶ej podziwiano j% odporno艣膰 na niszcz膮ce dzia艂anie czasu. Otoczenie domu Harriet l艣ni艂o jak ogromna choinka w okresr 艣wi膮t Bo偶ego Narodzenia. Sznury lampion贸w o艣wietla艂y fasad臋 i ogr贸! ozdobiony pos膮gami i dziesi膮tkami tryskaj膮cych fontann. Luksuso samochody przesuwa艂y si臋 przed wej艣ciem, przy kt贸rym stali l贸 w liberii. W wielkim holu go艣cie byli podejmowani przez ca艂膮 chm s艂u偶by o 艣ci艣le okre艣lonych zadaniach. Przyj臋cie upodobnia艂o si臋 pokazu mody, na kt贸rym modelki prezentuj膮 najnowsze kr wielkich projektant贸w. Amatorzy silnych alkoholi mieli do dyspozycji sze艣膰 bar贸w mieszczonych w r贸偶nych salonach i obs艂ugiwanych przez m艂ody fascynuj膮cych barman贸w - wszyscy byli aktorami bez engagem - kt贸rzy przyrz膮dzali skomplikowane koktajle o egzotycznych zwach. Kelnerzy kr膮偶yli w艣r贸d go艣ci roznosz膮c na tacach kieli szampana. Bogato zaopatrzone bufety czeka艂y w salach recepcyjny Orkiestra balowa i zesp贸艂 rockowy zach臋ca艂y do ta艅ca. Oczywi' muzycy ci grali w dw贸ch salach na przeciwleg艂ych kra艅cach domu unikn膮膰 kakofonii. Anna wysiad艂szy z auta czeka艂a chwil臋 na m臋偶a, kt贸ry szuka艂 cze ; w pudle na r臋kawiczki. - Co ty tam robisz? - zapyta艂a ostrym tonem.
- Nie wiem, gdzie podzia艂em zapalniczk臋! A, jest! - wykrzykn Peter wysiad艂 z auta i powierzy艂 je groomowi, kt贸ry mia艂 odprowadzi膰 na parking urz膮dzony z dala od domu na rozleg艂yr% trawniku. Ma艂偶onkowie weszli do willi i przywitali si臋 z Harriet, kt贸r%i oczekiwa艂a go艣ci w holu. U艣cisn臋艂a ch艂odno r臋k臋 Anny, natomias% z widoczn膮 przyjemno艣ci膮 przyj臋艂a O'Neilla, go艣cia honorowego% Spot臋gowa艂o to jeszcze niech臋膰 jego 偶ony, ale u艣miech nie znikn膮艂 z jej i doskonale umalowanej twarzy. Obie kobiety ukradkiem zmierzy艂y si臋 wzrokiem, aby wykry膰 pocz膮tek schy艂ku, kt贸rego w pewnym momencie nie mo偶na ju偶 ukry膰 pomimo wszystkich interwencji chirurgicznych.' Bob przyby艂 troch臋 p贸藕niej w towarzystwie Averil. Reporterz% telewizyjni prezentowali przychodz膮cych widzom ma艂ego ekranu.' Dowcipne komentarze mia艂y rozproszy膰 monotoni臋 wymieniania nazwisk.
r6o
- Oto Bob Flynn, fascynuj膮cy kandydat do Oskara. U jego boku i膮gaj膮ca Averil Auberon, wsp贸艂bohaterka filmu i - jak m贸wi膮 w niedalekiej przysz艂o艣ci wsp贸艂towarzyszka 偶ycia. Oto Gilbert ilend, bohater filmu "City Lights" wraz z ma艂偶onk膮 Leil膮. "M贸j syn toja 偶ona po艂o偶yli kres rozwi膮z艂o艣ci kawalerskiego 偶ycia - powie%艂 nam. - Je艣li chcecie by膰 szcz臋艣liwi - to si臋 o偶e艅cie!" Anna ostentacyjnie opu艣ci艂a m臋偶a i ruszy艂a na poszukiwanie odych ludzi, kt贸rzy daliby si臋 uwie艣膰. Zauwa偶y艂a m艂odziutkiego rmana, kt贸ry najwyra藕niej traktowa艂 t臋 prac臋 tylko jako doxa藕ne IAK`1P - Daiquiri, prosz臋! - zam贸wi艂a obrzucaj膮c go pow艂贸czystym jrzeniem. tSkupi艂 ca艂膮 uwag臋 na odmierzaniu sk艂adnik贸w koktajlu, 偶eby
- rarriet, zamieniaj膮c po kilka uprzejmych zda艅 ze swym
, i go艣膰mi,
- a'owa艂a swe kroki ku O Neillowi, kt贸ry opar艂 si臋 na kontuarze mniej <%szczanego baru, obs艂ugiwanego przez jowialnego Murzyna. Samo/, zamy艣lony i w kiepskim nastroju, z daleka 艣ledzi艂 wzrokiem Boba 5ry nie m贸g艂 si臋 wyrwa膰 z kr臋gu dziewczyn, kt贸re chcia艂y go zagarn膮膰 eszt臋 wieczoru. S艂ucha艂 grzecznie ich szczebiotania i u艣miecha艂 si bawiony. M贸wi艂y wszystkie na raz, parska艂y 艣miechem, 偶artowa艂y, k z tego, 偶e uda艂o im si臋 wy艂uska膰 go z towarzystwa. .Harriet po艂o偶y艂a delikatn膮 d艂o艅 na ramieniu O'Neilla. Delikatne iu zdradza艂y jej wiek. - M贸j biedny przyjacielu! - powiedzia艂a z czu艂o艣ci膮.
Drgn膮艂 i odstawiwszy szklank臋 odwr贸ci艂 si臋 ku niej.
- Jeste艣 prawdziw膮 przyjaci贸艂k膮. Odgadujesz wszystko, co dzie e w mej duszy. j
piek艂o n%ne艅 I6I
I - Wart jeste艣 tego, 偶ebym tak troszczy艂a si臋 o ciebie. Detekty rozproszyli si臋 po ca艂ym domu, 偶eby ciebie chroni膰. Jestem szcz臋艣li mog膮c przys艂u偶y膰 si臋 temu, aby艣 dobrze si臋 poczu艂. . . - Nie zas艂uguj臋 na twoj膮 wielk膮 dobro膰. - Wie艣z, co mnie tak przybli偶a do ciebie? To, 偶e w mojeji obecno艣ci odrzucasz mask臋 pozornego cynizmu. . . Jeste艣 r贸wnie wra偶liwy jak ja. . . M贸j ma艂y paluszek m贸wi mi, 偶e nie czujesz si臋 szcz臋艣liwy. . . Uj膮艂 jej r臋k臋 i uca艂owa艂 ma艂y paluszek.
- To prawda. Ci膮偶y mi samotno艣膰. Ale praca pomaga mi o niej zapomnie膰. - Zeszczupla艂e艣. . .
- Kwestia wieku, Harriet. Jedni na staro艣膰 tyj膮, inni chudn膮. Ty natomiast zawsze jeste艣 bardzo m艂oda. . . - Twoja grzeczno艣膰 jest niezawodna.
艁zy za膰mi艂y jej wzrok.
- Kocham ci臋, Peter! Up艂yw czasu nie os艂abi艂 mojej mi艂o艣ci do% !` ciebie. W moich my艣lach zawsze jeste艣 tym samym m艂odym cz艂owie% kiem, kt贸rego pozna艂am. . . ile to lat temu? Nie, nie liczmy ju偶 lat! Wzrok O'Neilla znowu zatrzyma艂 si臋 na Bobie. Harriet pod膮偶y艂a za jego spojrzeniem. - Tw贸j protegowany jest bardzo pi臋knym ch艂opcem. Gdzie go znalaz艂e艣? - Siedzia艂 na schodkach przed domem na n臋dznej uliczce w Nowym Jorku. Przypadek p艂ata nam najdziwniejsze figle. - Przypadek to wym贸wka hipokryt贸w. Gdyby to nie by艂 Bob Flynn, znalaz艂by艣 innego ch艂opca, r贸wnie pi臋knego i czaruj膮cego jak on. . . W g艂臋bi duszy chcia艂e艣 go spotka膰. - Nie jestem pedkiem.
- Pod艣wiadomo艣膰 okrywa mrokiem ukryte sk艂onno艣ci. . . - Gdybym nim by艂, mo偶esz by膰 pewna, 偶e nie kr臋powa艂bym si臋 do tego przyzna膰. Wielu m艂odym ludziom da艂em szans臋 wybicia si臋. Nie zawsze mia艂em szcz臋艣liw膮 r臋k臋. Ale Raymond Rhys, Jeffrey Blyth, Jared Dahl, a zw艂aszcza Bob Flynn nie zawiedli moich oczekiwa艅. - Bob ma w sobie co艣 szczeg贸lnego. Bardzo szczeg贸lnego. Znam ci臋 zbyt d艂ugo, 偶ebym si臋 mog艂a myli膰. - G艂upstwa. . .
- Nie gniewaj si臋. Nie mam nic przeciwko 藕rebakom. . . Nie
I62
si臋 nigdy, czy w g艂臋bi swych instynkt贸w nie jeste艣
og臋 zada膰 ci to samo pytanie?
臋艂a 艣miechem. Bia艂e, drobne z臋by mia艂y blask pere艂. pr贸bowa艂am wszelkich przyjemno艣ci, Peter. Dozwolonych zwolonych. Spojrzenia, jakimi obrzucasz Boba, zdradzaj膮 ainteresowanie. Podkre艣lam: gor膮ce! Czy mam zdawa膰 rachunek?
Nie wsiadaj na wielkiego konia! Nigdy nie mia艂e艣 przede mn膮 ic. . . Zreszt膮 granica mi臋dzy homoi heteroseksualizmem jest
Jeill zaniepokoi艂 si臋. Czy偶by nie potrafi艂 ukry膰 natury swoich Czy偶by zdradza艂y go w艂asne my艣li? Harriet poda艂a mu ga艂膮zk臋 jak zwykle okaza艂a umiej臋tno艣膰 przechodzenia do porz膮dku udnymi problemami. A zmieszanie O'Neilla naprawd臋 j膮 ,
Wypijmy kieliszek szampana za sukces twego ostatniego arcy_ i zapomnijmy o troskach! Wiecz贸r jest pi臋kny, obsypano ci臋 wa艂ami, honorami. Czego chcesz wi臋cej? Nie ma prawdziwego szcz臋艣cia, Harriet. To tylko z艂udzenie. 偶sze szcz臋艣cie ulatnia si臋 i pozostawia jedynie wielki smutek za Napijmy si臋 i postarajmy zapomnie膰 o przysz艂o艣ci, o dobrych ch niespodziankach, kt贸re nam gotuje. _Bob spostrzeg艂, 偶e pani domu i re偶yser wpatrywali si臋 w niego. By艂 eg贸lnie czu艂y na zainteresowanie, jakie wzbudza艂a jego osoba. y zaw贸d nauczy艂 go czujno艣ci. Notowa艂 w my艣lach wszystko, co 艂o go dotyczy膰. .艢wiergotanie dziewcz膮t, kt贸re cisn臋艂y si臋 dooko艂a niego by艂o mu pj臋tne. Odpowiada艂 monosylabami na ich 偶arciki, na ich zaczepki. Ray pojawi艂 si臋 w drzwiach prowadz膮c Shirley O'Neille. Bob iczu艂 uk艂ucie zazdro艣ci, ale zda艂 sobie spraw臋, 偶e by艂a ca艂kiem 藕podstawna. To, 偶e wybra艂 sobie na partnerk臋 c贸rk臋 swego re偶ysera, poci膮ga艂o 偶adnych konsekwencji. Ray pozostawa艂 jego przyjacien. Nigdy by nie zawi贸d艂 jego zaufania. Od czasu tamtej nocy 臋dzonej obok niego na pla偶y Bob znalaz艂 oparcie i pociech臋. To by艂o otne. . . Ray i Shirley podeszli do Harriet i przeprosili j膮 za sp贸fnienie. Bob pod膮偶a艂 wzrokiem za nimi. Przed spotkaniem Raya samotno艣膰 Los Angeles by艂a dla niego zab贸jcza. Z nadej艣ciem nocy le偶膮c
I63
lIIISamotnie w 艂贸偶ku nieraz wybucha艂 p艂aczem. Coraz bardziej pra st膮d uciec.Pi臋kny dom,niewiarygodna kariera,przysz艂o艣膰,zw艂aSz przysz艂o艣膰 - wszystko budzi艂o w nim l臋k.Podczas przerw w pracy b osamotniony.Nie艣mia艂o艣膰 czy strach uczucia nader niejasn - powstrzymywa艂y go od szukania towarzystwa ludzi,od nawi膮zan% rozmowy.P贸藕niej zbuntowa艂 si臋 przeciwko w艂asnym obawom i w艂a nej inercji.Zerwa艂 wyimaginowane 艂a艅cuchy,zacz膮艂 wyje偶d偶a膰 z dom i wraca膰 p贸藕no w nocy. W ciemnych okularach zas艂aniaj膮cych po艂owg twarzy,w sk贸rzanej kurtce i d偶insach,jakie nosz膮 niemal wszyscy m艂odzi ludzie za' trzymywa艂 sw贸j luksusowy w贸z na rogu ulicy,przechodzi艂 pieszo% kilkadziesi膮t metr贸w i wst臋powa艂 do pierwszego lepszego baru.Lubi艂 J 臋dzne bary,gdy偶 nikt nie m贸g艂by podejrzewa膰,偶e Bob Flynn,czyli James Dean lat osiemdziesi膮tych,zapu艣ci艂by si臋 do takiego szynku. ared o偶ywi艂 jego wspomnienia,otworzy艂 gniazdo 偶mij.K艂ad艂 bia艂e i d艂onie na ladzie i zamawia艂 whisky.Bez wody i bez lodu.Naw k艂 od czasu swego wyniesienia do najdelikatnie sz ch i najdro偶szych t unk贸w mia艂 wra偶enie,偶e barman podawa艂 mu pomyje,kt贸re ledwo zapachem przypomina艂y whisky.Przyzwyczajony w przesz艂o艣ci do namiastek, nawet nie protestowa艂. Niekiedy dziwki - nocne 膰m spe艂 lbo h 偶y k 艅 a p bowali go naci膮gn膮膰,By艂 bliski tego,aby opanowywa艂 si臋 i odsuwa艂 艂agodnie,gdy偶 i rozumia艂 ich samotno艣膰,potrzeb臋 znalezienia kompana na reszt臋 nocy. Seks by艂 tylko pretekstem.. wyj艣膰 bez szwanku z tyc M艂odzi 艂a dac szukali z nim zwady. Umia艂 ozr贸bek,mia艂 bowiem za sob膮 bogate do艣wiadczenie.Aczkolwiek nie cierpia艂 b贸jek bez powodu,od owiada艂 gwa艂t k kt贸ry r 艅ki Niekied nawiedza艂a go pokusa si臋gni臋cia po nark p y by mu zapomnienie,ale jak zawsze opiera艂 si臋
namowom narkoman贸w i ofertom sprzedawc贸w kokainy...Pi艂 pomyje ! i prosi艂,by mu ponownie nape艂niono szklank臋.Nie upija艂 si臋.Wraca艂 dr臋d y艂 go niepok贸jl Do d d rozja艣nia艂 mu si臋 umys艂,n,m bardziej zia艂 si 贸藕 nie%,ze Joan Harlow,"wielka
Harlow",w艂o偶ywszy czarn 臋p
pozwala艂a zaczepia膰 si臋 ni pe%k臋 wychodzi艂a w nocy incognito, eznajomym i sz艂a z nimi do podejrzanych hotelik贸w.Przyk艂ad jej przynosi艂 mu ulg臋.Nie by艂 jedynym cz艂owiekiem,kt贸ry poni偶a艂 si臋 w spelunkach Los Ange艂es... Pewnej nocy wyszed艂szy z pod艂ego baru nie znalaz艂 swojego auta. Kradzie偶 nie wy kr臋ceniem flm 艂a na n 贸g艂 s 贸lne o wra偶enia.Poniewa偶 zaj臋ty b 艂 obie pozwoli膰 na szukanie nowego
164
. Poprosi艂 wi臋c agenta, aby mu kupi艂 ferrari. Agent obieca艂 i膰 polecenie, zwr贸ci艂 mu jednak uwag臋, 偶e wydaje za wiele hi臋dzy. Powinien pomy艣le膰 o przysz艂o艣ci. "W艂a艣nie pomy艣la艂em cj" - odpar艂 Bob. - Niech mi pan kupi ferrari i lamborghini. zeba mi dziesi臋ciu woz贸w, 偶eby zast膮pi膰 te, kt贸re mi ukradn膮. Czy tconuje pana takie rozumowanie? Podczas gdy dziewcz臋ta nadal gada艂y bez przerwy, uwag臋 Boba wci艂a nagle m艂oda studentka o z艂o艣liwych oczach, kt贸r膮 spotka艂 by艂 barze uniwersyteckim. Szuka艂 jej na pr贸偶no i oto drogi ich zy偶owa艂y si臋 ponownie. Przeprosi艂 swoje wielbicielki i wymkn膮艂 si臋 raczej niezr臋cznie. czu艂y si臋 obra偶one jego odej艣ciem. Bob skierowa艂 kroki ku m艂odej najomej, kt贸ra z roztargnieniem s艂ucha艂a subtelnych wywod贸w rcgo antykwariusza na temat amator贸w zachwycaj膮cych si臋 sztuk膮 lat ydziestych. Spostrzeg艂a Boba i u艣miechn臋艂a si臋 do niego jak do
- Niech mi pan wybaczy, ale mamy sobie co艣 do powiedzenia noj膮 przyjaci贸艂k膮. Antykwariusz zapomnia艂 j臋zyka w g臋bie. Bob poprowadzi艂 dziew yn臋 do sali tanecznej, gdzie orkiestra gra艂a "Moonl偶ght Serenade lenna Millera. Pary w pewnym wieku ta艅czy艂y ze staro艣wieckim izi臋kiem na parkiecie w stylizowane kwiaty.
- Stwierdzi艂 pan, 偶e jest moim przyjacielem, nie znaj膮c nawet ojego imienia - powiedzia艂a przekornie. Bob odzyska艂 poczucie humoru:
- Pani podzi臋kowanie jest raczej ch艂odne - odpar艂 weso艂o. U偶ywa艂a delikatnych perfum, kt贸rych zapach wdycha艂 z przyjem%ivuw.t. - To nie moja wina, 偶e pani odlecia艂a jak sp艂oszony ptaszek.
- Sp艂oszony? Dlaczego?
Za艣mia艂a si臋 rado艣nie, z wdzi臋kiem nieskalanej m艂odo艣ci. Niewinno艣膰 tej dziewczyny by艂a dla niego cudownym odkryciem.
- Jestem Laura Lamont. Lorrie dla przyjaci贸艂. Pan uzyska艂 prawo zalicza膰 si臋 do nich.
- Mam na imi臋 Robert. Ale przyjaciele i publiczno艣膰 nazywaj膮 mnie Bob. Robert poszed艂 w zapomnienie. Zdawa艂a si臋 nad czym艣 zastanawia膰.
r6%
- O czym pani my艣li?
- Bob to banalne. Wol臋 imi臋 Robert.
I - Przyjmuj臋 pani wyb贸r.
Ray ukaza艂 si臋 w drugim ko艅cu salonu. Na widok Boba twarz jeg poja艣nia艂a. Kiedy jednak spostrzeg艂 dziewcz n z kt贸r膮 rozmawia znowu czo艂o jego spochmurnia艂o. Zawr贸ci艂 na pi臋cie i odszed艂. Poczt szalon膮 ch臋膰 wypicia czego艣. Opar艂 si臋 艂okciami na pierwszyZ napotkanym barze. Zam贸wi艂 mocny koktajl. Najmocniejszy. - Indiana sp偶lt m贸g艂by zwali膰 z n贸g Statu臋 Wolno艣ci, panie Rhy, Nie zauwa偶 艂 nawet owabne o u艣miechu barmana. Przy drugi% c 艂kontuaru zasiad艂 O Neill. Harriet opu艣ci艂a go z 偶alem, gd% a zaj膮膰 si臋 r贸wnie偶 innymi go艣膰mi. Re偶yser by艂 wyra藕nie zaj swoj膮 towarzyszk膮, Sue Brions, ambitn膮 rywalk膮 Brooks Shiel "Przewy偶sz臋 j膮, bo jestem m艂odsza" - mawia艂a Sue. Peter zachot% k贸艂 dzi zny u艣miech, lecz jego spojrzenie rozsnuwa艂o paj臋cz膮 sid roztacza艂a dczyny. Chcia艂 j膮 zafascynowa膰. 艢wiadoma czaru, jaj% ch li艂 ier ziewczyna poczerwienia艂a, usta jej zmys艂owo si臋 ro% y y, p si unosi艂y si臋 coraz szybciej. Peter skin膮艂 na barmana.
- Jeden Dream of Granada bez alkoholu dla panienki i jeden Eg% !:I Nog dla mnie. - Dlaczego bez alkoholu dla mnie? - zapyta艂a zirytowana Sue% - Nie wolno podawa膰 alkoholu nieletnim. P Ale uwodzi膰 je wolno? - odpar艂a z prowokuj膮c膮 kokieteri膮. bi eter ch臋tnie ust膮pi艂. !'7' - Dwa Egg Nogg, m艂ody cz艂owieku!
- i"; Barman, Irlandczyk o piegowatej twarzy i ognistych w艂osach przyrz膮dza艂 koktajle przyjmuj膮c korzystne pozy, aby O'Neill, odkryw;% ca gwiazd zwr贸ci艂 na艅 uwag臋. Stwierdzi艂 jednak z gorycz膮, 偶e re偶yser wpatrywa艂 si臋 tylko w dziewczyn臋. Zawiedziony postawi艂 szklanki na kontuarze. Peter poda艂 jedn膮 z nich Sue. - Za tw贸j czar! - powiedzia艂 pieszczotliwym tonem. - Za nas oboje! - odpowiedzia艂a akceptuj膮co. Byli w pe艂nej zgodzie.
Isabelle wy艂oni艂a si臋 za ich plecami. Oczy jej ciska艂y b艂yskawice. - Ma艂a dziwko, chcesz zdoby膰 s艂aw臋 pchaj膮c si臋 do 艂贸偶ka re偶ysera? Czar prysn膮艂. Sue i O'Neille odwr贸cili si臋 do wzburzonej aktorki. Dziewczyna patrzy艂a na ni膮 zdr臋twia艂a. Peter pojednawczo uni贸s艂 szklank臋.
I66
woj膮 s艂aw臋, kt贸rej nikt nie mo偶e ci odebra膰.
chc臋 jej dzieli膰 z twoj膮 ladacznic膮!
elle, kochanie, panuj nad j臋zykiem!
acicie mi za to obydwoje!
Raya, podesz艂a do niego i nami臋tnie opar艂a si臋 na jego
zisiaj wszyscy 艣pi膮 ze wszystkimi! Nie chcesz zabra膰 mnie do mo偶e wolisz moje mieszkanie? Mam 艂贸偶ko, kt贸re ko艂ysze si臋 na falach. u艣miechn膮艂 si臋 zak艂opotany.
'艣 wieczorem odprowadzam Shirley do domu. . .
iech j膮 pan pu艣ci sam膮! To tak偶e dziwka. Znajdzie tuzin do ciupciania si臋 z ni膮! pow艣ci膮gaj膮c zdenerwowanie, w艣ciek艂y, 偶e Isabelle o艣mieli艂a 膰 jego c贸rk臋, m贸wi艂 dobrotliwie: :Za du偶o dzi艣 wypi艂a艣. By艂oby lepiej, gdyby艣 wr贸ci艂a do siebie spa膰. Otlcale nie chc臋 spa膰!
: Podw贸jn膮 kaw臋 dla pani! - powiedzia艂 O'Neill do barmana ego t膮 scen膮, kt贸ra przekre艣la艂a jego nadzieje na karier臋 膮. - Mocna kawa przywraca przytomno艣膰. - Starasz si臋 mnie skompromitowa膰!
艣ci艂a rami臋 Raya i spojrza艂a na艅 pogardliwie.
- Ty tak偶e podlizujesz si臋 O'Neillowi!
Idesz艂a troch臋 si臋 zataczaj膮c.
- Isabelle jest dziwaczk膮, Ray! 艁atwo si臋 unosi. Nie przejmuj si臋 Jutro rano, kiedy si臋 wy艣pi, wstanie spokojna i zapomni o tej rdalnej scenie. - Nie mo偶na tego 艂agodniej okre艣li膰! - dorzuci艂a obra偶ona Sue. - Zata艅czmy! - zaproponowa艂 Peter. dstawi艂 puste szklanki na kontuar i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋. Ray nie cza艂 oczu z tej pary, kt贸ra swobodnie porusza艂a si臋 na kr臋gu znym. Peter zapomnia艂 o swoim wieku. - Jeszcze jeden Indiana Spilt, mister Rhys? - zapyta艂 barman. - Tak, poprosz臋. icydent sprowokowany przez Isabelle zaszokowa艂 go tym bar偶e widok Boba zaj臋tego urocz膮 towarzyszk膮 troch臋 go poruszy艂. to ma艂o wa偶ne zdarzenia, lecz pogorszy艂y jeszcze jego samopo
16%
Podni贸s艂 do ust szklank臋, lecz nie zd膮偶y艂 jej wypi膰, kiedy czy% d艂o艅 po艂o偶y艂a si臋 na jego ramieniu. Jeszcze jeden natr臋t zak艂贸caj膮 jego samotno艣膰. - Hallo, Ray! Rad jestem pana widzie膰.
Errol Brent, dobrze ju偶 pijany, chwyci艂 go za rami臋, 偶eby nie upa - Nogi uginaj膮 si臋 pode mn膮. . . Dziwne uczucie, niepraw Dozna艂 go pan kiedy? - Gdy za wiele wypi艂em.
- Od pewnego czasu pij臋 jak smok. . . Pij臋 ze strachu. . . Podw贸j w贸dk臋, prosz臋! Pan nie wie, co to strach, bo pan jest m艂ody. - Ale偶 wiem, mister Brent! Strach w ciemno艣ci, strach prze z艂odziejem, kt贸ry przy艂o偶y艂 mi n贸偶 do gard艂a, strach przed trudnyn% egzaminem na uniwerku. . . Errol dr偶膮c膮 r臋k膮 podni贸s艂 szklank臋 i wychyli艂 jej zawarto艣膰 jednym; haustem. - Jeszcze jedn膮! Czy kiedykolwiek ba艂 si臋 pan przysz艂o艣ci, Ray2 Ba艂 si臋 pan straci膰 wszystko, co zdoby艂 pan w ci膮gu ca艂ego 偶ycia? Ba艂 si臋 pan staro艣ci? Swojego re偶ysera? Czy s艂ysza艂 pan o 艣mierci cywilnej2 艢mier膰 artystyczna ma podobne skutki. Peter mo偶e spowodowa膰 艣mier膰 artystyczn膮. U偶ywa i nadu偶ywa aktor贸w. A gdy uzna, 偶e z nich wszystko wycisn膮艂, wyrzuca ich do 艣mieci. . . W艂a艣nie tak post膮pi艂 z biedn膮 Barbr膮 West. . . Potraktowa艂 j膮 jak szmat臋. . . P艂aka艂a z upokorzenia na moim ramieniu. . . To dlatego si臋 zalewam. 呕eby zapomnie膰 o nadchodz膮cym zmierzchu. . . Ray spr贸bowa艂 podnie艣膰 go na duchu.
- Sam pan wie, 偶e w Hollywoodzie liczy si臋 tylko ostatni flm. A pa艅ski ostatni film by艂 sukcesem. - Sukcesem? Pan mnie roz艣miesza! Marniutki sukces, kt贸ry ani zi臋bi ani grzeje. Chce pan mie膰 dow贸d? U艣cisn膮艂 rami臋 Raya.
- Peter nie zaproponowa艂 mi 偶adnej roli w flmie, kt贸ry zaczyna w Nowym Jorku. . . Barman, jeszcze jedn膮 podw贸jn膮 w贸dk臋! Dwie 艂zy sp艂yn臋艂y mu po obwis艂ych policzkach.
- Jestem cz艂owiekiem sko艅czonym! Wyrzuconym na 艣mietnik przez mego dawnego przyjaciela! Przez mojego kumpla! Wszyscy aktorzy, nawet nagrodzeni Oscarem, s膮 dla niego tylko mi臋sem armatnim, g贸wnem! Powiadaj膮, Ray, 偶e okres dojrzewania to wiek niewdzi臋czny. . . Ale niewdzi臋czny, niebezpieczny wiek przychodzi mi臋dzy czterdziestk膮 a pi臋膰dziesi膮tk膮. W tym okresie cz艂owiek 偶yje bez
r68
zucia stabilno艣ci. Jedna droga wiedzie w g贸r臋, druga w d贸艂. Trzeba 艣膰 na t臋 wst臋puj膮c膮. . . Ale Peter spycha mnie w g贸wno! kiedy ja cz臋 z rozpaczy, on ta艅czy z dziewuszk膮, kt贸ra mog艂aby by膰 jego uczk膮. . . Po przyj臋ciu b臋dzie j膮 ciupcia膰. . . Teraz znalaz艂 sobie nowe baki! M艂ode, 艂adne, gotowe wszystko zrobi膰 dla sukcesu. . . To oni ychaj膮 nas w przepa艣膰! Ray poczu艂 si臋 ura偶ony, lecz nie da艂 tego pozna膰 po sobie. W tej偶e chwili og艂uszaj膮cy huk wprawi艂 w dr偶enie szyby. Orkiestra ailk艂a, tancerze znieruchomieli. Zaskoczenie by艂o tak nag艂e, 偶e ludzie arli. Drugi wybuch nast膮pi艂 w chwil臋 p贸藕niej. Oba mia艂y miejsce ogrodzie. Detektywi wmieszani mi臋dzy go艣ci wybiegli czym pr臋j. Dwaj goryle z rewolwerami w d艂oniach stan臋li przy O'Neillu by go os艂oni膰 przed ewentualn膮 napa艣ci膮. Wywnioskowali, 偶e plozje mia艂y na celu odwr贸cenie uwagi obrony, aby morderca Arzystaj膮c z zamieszania m贸g艂 podej艣膰 do O'Neilla i podziurawi膰 go lami. - Panika ogarn臋艂a wszystkich. Kobiety krzycza艂y albo mdla艂y, m臋偶%y藕ni kr臋cili si臋 i biegali bez celu. T艂uk艂y si臋 szklanki. Wazony pe艂ne iaiat贸w spada艂y na ziemi臋. Harriet stan臋艂a przed starym przyjacielem, jakby chcia艂a os艂oni膰 go w艂asnym cia艂em. Dwaj detektywi powr贸cili z ogrodu i wymownym gestem poprosili o cisz臋. - Niech偶e si臋 pa艅stwo uspokoj膮! Na parkingu jeden rolls si臋 pali艂 i p艂omie艅 rozszed艂 si臋 na dwa s膮siednie wozy. Nie ma zabitych i rannych. Niebezpiecze艅stwo zosta艂o za偶egnane. Go艣cie si臋 uspokoili. Kilka os贸b za偶膮da艂o dodatkowych informacji. - Powiadomimy pa艅stwa, gdy tylko zdob臋dziemy dane, kt贸re pozwol膮 nam wyci膮gn膮膰 s艂uszne wnioski.
Na polecenie pani Lamont, orkiestry znowu zacz臋艂y gra膰 do ta艅ca. Bary by艂y obl臋偶one, gdy偶 strach pobudzi艂 pragnienie. Powiadomieni bezzw艂ocznie porucznik Hatcher i Gideon Spack przybyli na miejsce wypadku; Wkr贸tce potem dowiedziano si臋, 偶e buch zniszczy艂 samoch贸d O Neilla - z pewno艣ci膮 b臋d膮cego celem nachu - i wywo艂a艂 po偶ar dw贸ch innych. Kierowcy, kt贸rzy znaj%ali si臋 na parkingu nie zeznali nic istotnego. Nikt z nich nie widzia艂 ktokolwiek zbli偶a艂 si臋 do zniszczonego rollsa. Spack stwierdzi艂, 偶e buch musia艂 by膰 spowodowany przez bomb臋 zegarow膮, kt贸ra nie buch艂a we w艂a艣ciwym czasie; dlatego te偶 O'Neill wyszed艂 ca艂o
r6g
z kolejnego usi艂owania zamachu. Anna, poblad艂a z przer
o艣wiadczy艂a, 偶e nigdy wi臋cej nie odwa偶y si臋 wsi膮艣膰 razem z m臋偶 auta. Harriet popatrzy艂a na ni膮 z pogardliw膮 lito艣ci膮. Podzi zimn膮 krew O Neilla. - Rzecz膮 policji jest zaj臋cie si臋 t膮 spraw膮. Nie mam tu nic do powiedzenia. Incydent ten zepsu艂 mi艂y nastr贸j przyj臋cia. Go艣cie
- ie
zaszokowani tym przykrym wypadkiem - zacz臋li si臋 rozch
Przebywanie w pobli偶u O'Neilla stawa艂o si臋 niebezpieczne. by艂o wraz z nim wylecie膰 w niesko艅czono艣膰; perspektywa prz j ydai艂a ludzl 艂 byt wra偶liwych. Damy, kt贸re cz臋sto p y艣 a y, czy nie nale偶a艂oby wykre艣li膰 nazwisk N z listy ich sta艂ych go艣ci. 1Iarriet odda艂a swoje auta do dyspozycji tych, kt贸rzy utr w艂asne. Cz臋艣膰 przyjaci贸艂, kt贸rzy chcieli okaza膰 jej swoj膮 solidarno艣r bawi艂a si臋 nadal, pi艂a i ta艅czy艂a, jakby nic nie zasz艂o. - Rad jestem, 偶e nie musimy rozsta膰 si臋 tak pr臋dko - powiedzi: Bob do Lorrie Lamont. - Dopiero co spotkali艣my si臋 ponownie. - Jest pan jeszcze bardzo naiwny mimo s艂awy, jaka pana otacza Nie nale偶y nigdy ujawnia膰 g艂o艣no swoich uczu膰. Je艣li chce pan zdoby dziewczyn臋, powinien pan okazywa膰 wi臋ksz膮 pow艣ci膮gliwo艣膰, tajem niczo艣膰. Co prawda, jest pan w nieco szczeg贸lnej sytuacji. Nie mus pan ugania膰 si臋 za dziewczynami. To one pana napastuj膮. - W pani przypadku to si臋 nie sprawdza.
- Nie cierpi臋 kobietpijawek i unikam m艂odych ludzi zb
poci膮gaj膮cych, gdy偶 powoduj膮 komplikacje. Pi臋kno 艂膮czy si臋 cz臋sta g grikiem rozs膮dku, umiaru. Z grona tych pi臋knisi贸w rekrutuj膮 si臋 Bob spojrza艂 na ni膮 podejrzliwie. Czy偶by robi艂a aluzj臋 do jega przesz艂o艣ci? - Pani r贸wnie偶 jest bardzo pigkna.
- Przykro mi, gdy偶 mimo woli wzbudzam najni偶sze instynkty. - Lubi wi臋c pani brzydot臋? - Wi臋kszo艣膰 ludzi nie wyr贸偶nia si臋 urod膮. Zapomina si臋 o ich warto艣ciach moralnych i intelektualnych. Aby mie膰 powodzeni% u kobiet, musz膮 wykaza膰 si臋 sukcesem, pieni臋dzmi albo 艣wietn膮 inteligencj膮. Dopiero w贸wczas mog膮 sobie pozwoli膰 na kupno te o co pi臋kni otrzymaj膮 darmo.. Zawsze jednak ponosz膮 ryzyko, 偶e s膮 zdradzani. Pan jest dla mnie zbyt przystojny. Gdybym przywi膮za艂a si臋
Ij0
艣w pa艅skim typie, musia艂abym ci膮gle by膰 czujna, gdy偶 y, kt贸re chc膮 uwie艣膰 przyjaci贸艂 swoich znajomych, rzucaj膮 szyj臋 bez 偶enady. Jest pani zbyt surowa.
- Vie boj臋 si臋.
: Coraz lepiej.
- l zbli偶y艂a si臋 do nich.
Przepraszam, chcia艂abym ju偶 wyj艣膰. Mo偶esz odprowadzi膰
, Bob?
ekl膮艂 w duchu sw贸j obowi膮zek. Ze wzgl臋du na Averil musia艂 _ rozsta膰 si臋 z Lorrie. Wprawdzie Averil by艂a od niej pi臋kniejsza, j uroda by艂a zbyt wyszukana, zbyt wyzywaj膮ca. 艢wiadoma tego, a ca艂ej gamy 艣rodk贸w, aby uwodzi膰 ka偶dego, na kim jej zale偶a艂o. alno艣膰 Lonie pot臋gowa艂a jej wdzi臋k. - Jestem wstrz膮艣ni臋ta tym ostatnim zamachem. Biedny Peter! si臋 tak uwzi膮艂 na niego? - rS艂owom Averil towarzyszy艂y wystudiowane, wytworne gesty, !by kamery i reflektory by艂y skierowane na jej cenn膮 osob臋. Bob nie si臋 wym贸wi膰. Protok贸艂 hollywoodzki narzuci艂 mu j膮 jako Gmerk臋 nieodzown膮 dla reklamy.
- Prosz臋 mi wybaczy膰, Lorrie.
- Spe艂nia pan tylko sw贸j obowi膮zek.
Averil unios艂a ko艅ce wyskubanych brwi, okazuj膮c niezadowoObowi膮zek? - zapyta艂a. - S膮dzi艂abym, 偶e to przyjemno艣膰. - Niemal zawsze przyjemno艣膰 splata si臋 z cierpieniem - odpar艂a rme 艂agodnie. - M贸wi pani tajemniczo.
- Powtarzam znan膮 prawd臋. To wszystko.
- Idziemy, Bob, czy mam poprosi膰 Harriet o samoch贸d?
- Id臋 z tob膮, Averil.
- Trzeba si臋 wysypia膰, odpoczywa膰, 偶eby zachowa膰 艣wie偶o艣膰 y - powiedzia艂a Lorrie z艂o艣liwie. - W takim razie pani musi by膰 艣pi膮c膮 kr贸lewn膮 - odpar艂a Averil. Bob stwierdzi艂 z rozbawieniem, 偶e sta艂 si臋 stawk膮 w pojedynku rvnym. Averil i Lorrie przypomina艂y dwie kotki gotowe rzuci膰 si臋 na ie z pazurami. - Chod藕my, Bob! - rzek艂a Averil lodowatym tonem. - Dob
oc, panno Lemont.
Ijl
ie skin 艂a 艂贸wk. Mia艂a drwi c mink. Na艣ladowa艂a z艂o艣li% Lorr g g 膮 u艣miech O Neilla.
- Do widzenia, Lorrie! - rzek艂 Bob.
- Do zobaczenia! prowad藕 rozwa偶nie!
Averil obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i podesz艂a do Harriet, aby podzi臋kowa% jej za "boskie przyj臋cie", o kt贸rym ca艂e Hollywood d艂ugo b臋dzie pami臋ta膰. Bob u艣miechn膮艂 si臋 do Lorrie, jakby raz jeszcze chcia艂 j膮 przeprosi膰 za przedwczesne rozstanie. - Wola艂bym kontynuowa膰 nasz膮 rozmow臋.
- Ja r贸wnie偶. Ale mamy czas. Jeste艣my jeszcze m艂odzi.
- Musz臋 wyjecha膰 do Nowego Jorku. W przysz艂ym tygodniu
zaczn膮 si臋 zdj臋cia.
- Mo偶e spotkamy si臋 w Nowym Jorku.
- Bardzo bym si臋 cieszy艂.
Oddali艂 si臋 ku 偶alowi Lorrie.
Zagadkowy u艣miech b艂膮ka艂 si臋 jeszcze na delikatnie umalowanych wargach dziewczyny. Policja przeszukiwa艂a najdalsze zak膮tki ogrodu, kiedy ferrari Boba ruszy艂o z miejsca. W drodze do domu na bulwarze Wilshire Averil milcza艂a ura偶ona. Przed wyj艣ciem z auta zwr贸ci艂a si臋 do Boba: - Dzi臋ki. Nie wst膮pi艂by艣 napi膰 si臋 czego艣? Jej b艂yszcz膮ce oczy wyra偶a艂y gor臋tsze zaproszenie, kt贸re Bsob zrozumia艂 doskonale. Nie by艂 jednak przygotowany na to, by sp臋dzi膰 noc w 艂贸偶ku Averil. - Wybacz mi, prosz臋, ale musz臋 wcze艣nie si臋 po艂o偶y膰. Jutro o sz贸stej rano odbywam sw贸j codzienny jogging. Averil poczerwienia艂a z gniewu. Bob po raz drugi jej odmawia艂. Zmieni艂a ton: - 呕a艂uj臋 偶e przeszkodzi艂am ci w rozm贸wce, jak膮 na stronie prowadzi艂e艣 z Laur膮 Lamont. Nie patrz膮c na艅 wi臋cej skierowa艂a si臋 do wej艣cia. Bob wyskoczy艂 z auta, 偶eby odprowadzi膰 j膮 do drzwi. Nie odwracaj膮c g艂owy przesz艂a obok m艂odego portiera, kt贸ry uk艂oni艂 si臋 jej i otworzy艂 drzwi do holu. Bob sta艂 chwil臋 zmieszany, a portier si臋 u艣miecha艂. Wyobra偶a艂 sobie w艣ciek艂o艣膰 ulubionej aktorki. Najgor臋tszym jego marzeniem by艂o pochwycenie w ramiona jej nagiego cia艂a. Ale mimo m艂odo艣ci mimo przyjemnego wygl膮du, nie uda艂o mu si臋 nigdy zwr贸ci膰 na siebie jej uwagi. Panna Auberon przechodzi艂a ko艂o niego obojgtnie, z wysoko
Ij2
sion膮 g艂ow膮, jak kr贸lowa. W jego pokoju wszystkie 艣ciany etowane by艂y fotosami Averil wyci臋tymi z pism, kt贸re kupowa艂, taje藕膰 jej zdj臋cie. Mia艂 nawet skarb najcenniejszy z ca艂ej kolekcji, z Playboya, na kt贸rym Averil pozowa艂a nago, z rozchylonymi i, zapraszaj膮c do mi艂o艣ci. Cz臋sto oddawa艂 si臋 samotnym rozm, podczas gdy jego wyobra藕nia stwarza艂a z艂udzenie kopulacji. owa艂 z oczyma wlepionymi w seks Averil. 8ob wr贸ci艂 do samochodu zirytowany u艣miechem portiera. Siad艂 erownic膮 i szybko ruszy艂 z miejsca. Wybiera艂 si臋 tej nocy do Raya. _ mnienie jego twarzy przelecia艂o mu przed oczyma zacieraj膮c ech Lorrie. Dojecha艂 do艣膰 szybko do Palos Verdes dzi臋ki autoie przecinaj膮cej ca艂e miasto. - nalaz艂 przyjaciela jak zwykle le偶膮cego na pla偶y, blisko piasku ego falami, kt贸re przyp艂ywa艂y niemal do jego bosych st贸p. romieniach ksi臋偶yca jego cia艂o wydawa艂o si臋 przezroczyste. Bob 艂 na pla偶臋 i siad艂 obok Raya, kt贸ry mia艂 na sobie k膮piel贸wki. - Wyszed艂e艣 wcze艣niej ni偶 ja - rzek艂 opieraj膮c brod臋 na r臋kach 偶owanych nad kolanami. Wynudzi艂em si臋 po kr贸lewsku. Errol Brent, ten stary pijak czepi艂 si臋 do mnie i wylewa艂 przede mn膮 wszystkie 偶ale. - Szuka艂 instynktownie pocieszenia. Czy wiesz, Ray, 偶e twoja twoje gesty, tw贸j s艂odki, koj膮cy g艂os budz膮 zaufanie, wi臋cej, ie s膮 przekonani, 偶e m贸g艂by艣 spe艂ni膰 ich najtajniejsze 偶yczenia za i臋ciem twej czarodziejskiej r贸偶d偶ki? Poruszasz najczulsze struny iej duszy. . . Unosisz si臋 nad 艣miertelnikami jak anio艂 str贸偶. . . - Nie mog臋 sobie wyobrazi膰, 偶e mia艂bym anielskie skrzyd艂a. . . t, Bob, jaki艣 ty naiwny! r:To ju偶 drugi raz tego wieczoru kto艣 nazywa mnie naiwnym. - Postaraj si臋 zrozumie膰, 偶e to cielesna pow艂oka m艂odych przyci膮mimo woli, 偶e rozbudza 偶膮dze, sk艂ania do nierz膮du. . . A propos ! t艂a Laura Lamont i Averil podnios艂y tarcze i kopie, 偶eby stoczy膰 aebie 艣miertelny pojedynek. - Ach, prosz臋 ci臋. . .
- Dlaczego stroni膰 od prawdy? A ty 艣ledzi艂e艣 ten pojedynek zcz臋ty na ubitej ziemi, wzruszony zu偶yciem energii, jakiej nie z臋dzi艂y, 偶eby ciebie zdoby膰. - Czy偶by艣 by艂 zazdrosny?
- W艂a艣nie o to si臋 pytam. . .
- Dowiedz si臋 zatem, 偶e mam dla Lorrie tylko uczucie przyja藕ni
173
i podziwiam jej szczero艣膰. Nic wi臋cej. Co za艣 do Averil. . . to ko jak wiele innych, kt贸ra mnie wcale nie interesuje. Pociesz si臋, Ray! mi臋dzy nami nie zasz艂o. - Dzisiaj nie. Ale jutro?
Bob u艣miechn膮艂 si臋 gorzko.
- Nie m贸wmy o jutrze.
- Wybacz, je艣li ci臋 zrani艂em.
- Mi臋dzy przyjaci贸艂mi nigdy nie ma mowy o wybaczaniu. Wzrok zagubi艂 si臋 na horyzoncie. - Tej nocy ocean jest wspania艂y. Namawiam ci臋, 偶eby艣 rzuci na fale. . . Bob z艂o偶y艂 swe ubranie na srebrzystym piasku. Zosta艂 w s slipach. - Zdejm je. Kiedy wyjdziesz mokry, jak si臋 ubierzesz nie pl wod膮 ubrania? - To wyzwanie?
Bob zdj膮艂 slipy i stan膮艂 nago przed przyjacielem. Ray mu si臋 przyjrza艂. - Przypominasz mi Dawida, tego pi臋knego ch艂opca wyrz: bionego przez Micha艂a Anio艂a, chlub臋 Florencji. - Kto by艂 jej chlub膮: Micha艂 Anio艂 czy ch艂opak? ! - Obydwaj, je艣li chcesz. . . Bob podbieg艂 do oceanu.
- Nie oddalaj si臋 zbytnio. Fale s膮 zdradzieckie! - zawo艂a艂 R% - Jak syreny. Bob ju偶 go nie us艂ysza艂. Zmierzy艂 si臋 z pierwsz膮 fal膮. Ch艂odna wa orze藕wi艂a jego organizm, wysmaga艂a mi臋艣nie. P艂ywa艂 dobrze i posua ' si臋 coraz dalej od brzegu. Ocean go przyzywa艂. Regularne ruchy n i ramion przybli偶a艂y go do horyzontu. Upojenie p艂ynn膮 r贸wnin膮 br go w posiadanie. Od dawna ju偶 straci艂 grunt pod nogami. Tafle wod rozbija艂y si臋 przechodz膮c mu nad g艂ow膮. Przeciwstawia艂 im energicznie. Posuwa膰 si臋 wci膮偶 dalej ! Coraz dalej ! Kiedy obejrza艂 si臋 siebie, stwierdzi艂 zdziwiony, 偶e brzeg i jego dr偶膮ce 艣wiat艂a bardzo oddali艂y. Pop艂yn膮艂 naprz贸d. Zapomnia艂 o swych l臋kach, o swy troskach. Przep艂yn膮艂 stref臋 rozbijaj膮cych si臋 fal i dotar艂 do miejs w kt贸rym fale ko艂ysz膮 si臋 lekko na powierzchni oceanu. Wspina艂 si臋 p艂ynne wzniesienia i zni偶a艂 w doliny. Nagle ogarn臋艂o go zm臋czen i Ramiona sta艂y si臋 oci臋偶a艂e, nogi by艂y jakby obci膮偶one o艂owi% i ci膮gn臋艂y go na dno. Pomy艣la艂 o otch艂ani, kt贸ra otwiera艂a si臋 pod ni
r74
o rekinach, kt贸re zapuszcza艂y si臋 blisko brzegu. Pomy艣la艂, 偶e mu si艂 na powr贸t. S艂ysza艂, 偶e ludzie ton膮cy prze偶ywaj膮 _ eekund ca艂膮 przesz艂o艣膰. Nie odczuwa艂 jednak strachu. Szed艂 kt贸r膮 mu wyznaczy艂 los: mia艂 zgin膮膰 w g艂臋biach oceanu. To by艂o .. Ledwo utrzymywa艂 si臋 na faluj膮cej powierzchni w贸d. Za_ oczy, kiedy fala przetoczy艂a si臋 nad jego g艂ow膮. "To koniec!" la艂, a偶 tu nagle poczu艂, 偶e czyja艣 r臋ka pochwyci艂a jego rami臋 臋艂a na powierzchni臋. . . Zwr贸ci艂 oczy ku temu nieoczekiwane_ arciu. Nie by艂 zdziwiony, gdy jak przez mg艂臋 zobaczy艂 zatroslecz u艣miechni臋t膮 twarz Raya. Nie b贸j si臋! Starczy mi si艂, 偶eby wyci膮gn膮膰 nas obu z tarapat贸w! gi! By艂em zawodnikiem olimpijskim! b czu艂 blisko艣膰 Raya, znajdowa艂 w nim oparcie. Nie by艂 zdolny dnego ruchu. Po chwilowej utracie przytomno艣ci odzyska艂 膰 my艣li. Zdawa艂 sobie spraw臋 z wysi艂k贸w Raya, kt贸ry broni艂 go zalewem fal. Dop艂yn臋li do brzegu oceanu, tam, gdzie fale skuj膮 si臋 z og艂uszaj膮cym hukiem. Ray przekaza艂 mu cz臋艣膰 swej _%i, gdy偶 Bob zacz膮艂 si臋 porusza膰, 偶eby oszcz臋dzi膰 si艂y swego wcy. Ray uchroni艂 go od niechybnej 艣mierci, wyci膮gn膮艂 go wilowego kryzysu. Zawdzi臋cza艂 mu ocalenie. flotarli na pla偶臋, Ray musia艂 go niemal nie艣膰 na r臋kach, 偶eby mu w wej艣ciu po schodach do willi. Po艂o偶y艂 go ostro偶nie na pie. Znikn膮艂 na chwil臋 w 艂azience i przyni贸s艂 stamt膮d wielki ik. Wytar艂 cia艂o Boba i rozmasowa艂 je silnie, 偶eby przywr贸ci膰 mu _%enie. Ciep艂o ogarn臋艂o go ca艂ego. Poczu艂 si臋 znakomicie, powieki 臋艂y mu ci膮偶y膰. Zasn膮艂, podczas gdy jego przyjaciel powoli masowa艂 mi臋艣nie. Z zamkni臋tymi oczyma, z wyr贸wnanym oddechem, zlu藕nionymi rysami twarzy wygl膮da艂 jak du偶e dziecko.
Ray pos艂a艂 艂贸偶ko w pokoju go艣cinnym, zani贸s艂 tam Boba i po艂o偶y艂 wznak. Po raz ostatni spojrza艂 na pi臋kne, g艂adkie cia艂o, po czym je kry艂, bo noc by艂a ch艂odna. - Skierowa艂 si臋 ku drzwiom, zgasi艂 艣wiat艂o i wyszed艂.
By艂 szcz臋艣liwy. . .
*
* *
i Promienie s艂o艅ca pad艂y na twarz O'Neilla, kt贸ry odwr贸ci艂 g艂ow臋 na wabnej poduszce, aby go nie razi艂o o艣lepiaj膮ce 艣wiat艂o. Dawno si臋 i偶 obudzi艂, lecz nie porusza艂 si臋, aby nie zm膮ci膰 snu dziewczyny
I75
I 艣pi膮cej obok niego. Wylegiwanie si臋 w 艂贸偶ku by艂o dla艅 zbytkiem, i kt贸ry pozwala艂 sobie tylko w przerwach mi臋dzy dwoma filman Spojrza艂 na delikatny, czaruj膮cy profil Sue. Brak do艣wiadcze% w mi艂o艣ci wynagradza艂a m艂odo艣ci膮, ol艣niewaj膮c膮 urod膮, ch臋ci膮 poc% bania si臋 jemu, gotowo艣ci膮 dania mu pe艂nego zadowolenia. N pierwszy raz mu si臋 oddawa艂a. Sceny zazdro艣ci, jakie robi艂a Isabel艂 by艂y uzasadnione. Sue, m艂odsza od niej o sze艣膰 lat, poprawia艂a je% samopoczucie. W jego wieku tylko m艂odo艣膰 partnerek pobudza艂a je% energi臋 i rozpala艂a zmys艂y. Tej nocy stan膮艂 na wysoko艣ci zadan i pe艂nia si艂 przede wszystkim jego zachwyci艂a. Nie oznacza艂o to, mia艂by porzuci膰 Isabelle. Ale wsp贸艂偶ycie z jedn膮 tylko kobiet膮 by nu偶膮ce. Zszed艂 z 艂贸偶ka i ujrza艂 swe odbicie w wielkim, 艣cienny: lustrze. Krytycznym okiem zbada艂 swe nagie cia艂o, stwierdzi艂, !% mi臋艣nie jego zaczyna艂y ju偶 wiotcze膰. W艂o偶y艂 szlafrok, by okry膰 ma powabn膮 nago艣膰. Nie chcia艂, by Sue po przebudzeniu spostrzeg艂a je% fizyczne braki. Co prawda wiedzia艂, 偶e Sue rzuci艂aby si臋 do jego 艂贸% nawet gdyby dobrze przekroczy艂 sze艣膰dziesi膮tk臋, nawet gdyby b brzydki jak Quasimodo i okaza艂 si臋 偶a艂osny w praktykach mi艂osnych. Bo Sue chcia艂a si臋 wybi膰. . . Za wszelk膮 cen臋. . . Maj膮c lat szesna艣c znajdowa艂a si臋 w艣r贸d najlepiej notowanych gwiazd. Peter tworzy艂 d niej role, kt贸re doskonale jej odpowiada艂y. Najpierw remake "Lolity' kt贸r膮 zagra艂a maj膮c lat czterna艣cie, wzbudzaj膮c dreszcz po偶膮dan w艣r贸d widz贸w obojga p艂ci. Wtenczas ju偶 zosta艂a kochank膮 O'Neill P贸藕niej zagra艂a w czterech filmach, teraz za艣 mia艂a wyst膮pi膰 w rc m艂odziutkiej c贸rki wielkiego finansisty, kt贸ry z ni膮 sypia艂; intryF nieco przypomina艂a film Pola艅skiego "Chinatown". Ale kazirodzt% I, by艂o w modzie. Wszelkie ekscesy seksualne, pederastia, mi艂o艣膰 lesbij; ka, nimfomania - znajdowa艂y coraz wi臋ksze wzi臋cie u publiczno艣c pomimo g艂o艣nych protest贸w ze strony purytan贸w, kt贸rzy mie nadziej臋, 偶e za prezydentury Busha zwyci臋偶膮 koncepcje konformist贸v Twierdzili z oburzeniem, 偶e 艣wiat stacza si臋 na skutek perwersj narkotyk贸w, niczym nie uzasadnionej agresji. Wymagano od heterc seksualist贸w, aby mieli nieskaziteln膮 przesz艂o艣膰. Nale偶a艂o wi臋c spu艣ci zas艂on臋 na burzliwe prze偶ycia ojc贸w rodzin, pozostawi膰 w cieniu ic pozama艂偶e艅skie zwi膮zki. Pot臋piano nawet filmy eksponuj膮ce budzeni si臋 uczu膰 erotycznych w艣r贸d m艂odzie偶y, gdy偶 pokazuj膮c ekshibic jonizm podlotk贸w dawa艂y zgubny przyk艂ad i przyczynia艂y si臋 rzekorn do szerzenia si臋 chor贸b wenerycznych, a zw艂aszcza AIDS. Domagan si臋 gloryfikacji najsurowszej moralno艣ci, kt贸ra jest jakoby filarer
r%6
przyj艣cie wielkiego re偶ysera z nadziej膮, 偶e je zobaczy. Je艣li szcz臋艣l% dopisze, mo偶e zwr贸ci na nie uwag臋. Kim zna艂 te sztuczki i korzy% z okazji. Zaczepia艂 je, mami艂 ewentualnym wstawieniem si臋 za n% u swego pana, zaprasza艂 je do siebie. Znalezienie si臋 w willi O'N wydawa艂o im si臋 rzecz膮 niebywa艂膮. Przyjmowa艂y z rado艣ci膮 propozy Kima. Przyszed艂szy do jego sypialni p艂aci艂y haracz w naturze, czeka% na spe艂nienie cudu. Zaspokoiwszy swe pragnienia Kim schodzi艂 i ! gabinetu pana domu, 偶eby - jak twierdzi艂 - wstawi膰 si臋 za petentlq Po odegraniu tej komedii powraca艂 do siebie, ok艂amywa艂 dziewczyt% obiecuj膮c jej kontrakt w przysz艂o艣ci. Prosi艂 o podanie adresu i numei telefonu. Mia艂 j膮 powiadomi膰, kiedy jego pan b臋dzie got贸w j膮 przyj% ! Nast臋pnie odprowadza艂 dziewczyn臋 do bramy, 偶egna艂 przy wyj艣ci i natychmiast o niej zapomina艂. Sue przywyk艂a do obecno艣ci tego lokajaprzedmiotu, kt贸ry pod% wa艂 艣niadanie do 艂贸偶ka za ka偶dym razem, ilekro膰 sp臋dza艂a na z O'Neillem. Je艣li j膮 widzia艂 nag膮, tym lepiej dla niego. Nasyci艂by oc jej widokiem, p贸藕niej zobaczy艂by j膮 we 艣nie i westchn膮艂by z przyjena no艣ci膮. Sue nie wstydzi艂a si臋 swoje o cia艂a. B 艂o tak i kn y p 臋 e, t: - doskona艂e, 偶e obna偶a艂a si臋 z dum膮.
Peter poprosi艂, aby sama zjad艂a 艣niadanie i wszed艂 do 艂azienk% N臋ci艂aby go ciep艂a p艂ywalnia, lecz musia艂 si臋 spieszy膰 na spotkan艂 i z Brynerem. Sko艅czywszy toalet臋 wr贸ci艂 do sypialni i szybko ubra艂 s: przy pomocy Kima, podczas gdy Sue nie spiesz膮c si臋 jad艂a omlet pi du艅sku. W bia艂ym, eleganckim ubraniu Peter wygl膮da艂 m艂odziej, ni偶 by wynika艂o z jego metryki. - Zostawiam ci臋 sam膮, Sue. Bardzo 偶a艂uj臋, ale obowi膮zek.. Przygotuj swoje baga偶e. Juro lecimy do Nowego Jorku. Do widzenia Pos艂a艂a mu poca艂unek na czubkach palc贸w. Opu艣ci艂 pok贸j troch臋 niespokojny o spotkanie, kt贸rego Bryner sii domaga艂.
George Bryner, kt贸ry pracowa艂 w swoim gabinecie, podn g艂ow臋, kiedy sekretarka oznajmi艂a, 偶e przyszed艂 mister O'Neill. M 偶e jego syn zgin膮艂 w wypadku spowodowanym przez Robby'ego, m: 偶e Peter wywo艂a艂 skandal, kt贸ry m贸g艂 by艂 pozbawi膰 Brynera fo przewodnicz膮cego, George utrzymywa艂 poprawne stosunki zawodi z re偶yserem. Panowa艂 nad sob膮, cho膰 go nienawidzi艂. Chcia艂
r%8
, lecz cierpliwie czeka艂 na sprzyjaj膮cy moment, gdy偶 O'Neill e w r臋ku mocne atuty. Nawet Lombardo, nowy utajony _' szanowa艂 i wychwala艂 talent znakomitego re偶ysera. Nazywa艂 go kt贸ra znosi z艂ote jajka". er musia艂 ukrywa膰 swe plany pod pozorami 偶yczliwo艣ci. 'yzja by艂a broni膮, kt贸r膮 pos艂ugiwa艂 si臋 po mistrzowsku. Popro艣 go, niech wejdzie, Lucy! - cro膰 Bryner j膮 wzywa艂, czu艂a 艣ci艣nienie serca. Jego rozkazuj膮cy o surowo艣膰 onie艣miela艂y j膮 i przera偶a艂y. - zes nigdy nie sypia艂 ze swymi sekretarkami ani z bliskimi pracowniczkami, nawet je艣li by艂y poci膮gaj膮ce i rozpala艂y w nim Unika艂 wszelkiej poufa艂o艣ci, aby zachowa膰 niewzruszony autowszed艂, sk艂oni艂 si臋 z drwi膮cym wyrazem twarzy, tak otoczenie, i siad艂 w fotelu visavis Brynera nie czeka c na j膮
Dzie艅 dobry, George! 艁adna pogoda, prawda?
Bryner nie podj膮艂 tego niewinnego tematu. Nawet wobec O'Neilla pozosta膰 prezesem. Starannie i rozwa偶nie dobiera艂 s艂owa. - Wezwa艂em ci臋, 偶eby sfinalizowa膰 razem kilka spraw dotycz膮nast臋pnego filmu. Bryner mia艂 ochot臋 powiedzie膰: "zaprosi艂em ci臋", lecz taki zwrot a艂by ich na r贸wnej p艂aszczy藕nie, czego ju偶 nie tolerowa艂. O Neill zrozumia艂 to, lecz nie da艂 po sobie pozna膰. Nale偶a艂o erw si臋 dowiedzie膰, czego chcia艂 Bryner. 呕e George by艂 mu 臋tny, to nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci. Pod pozorami uprzejmo艣ci czuwa艂 wrogo艣膰. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Bryner knu艂 co艣 eciw niemu. - S艂ucham, George.
- Przeczyta艂em dwukrotnie scenariusz "Tytan贸w". Po przeana.owaniu go doszed艂em do wniosku, 偶e mo偶na zrezygnowa膰 z wielu izod贸w, co skr贸ci艂oby czas kr臋cenia filmu. Zaoszcz臋dziliby艣my oro pieni臋dzy. Wi臋ksza cz臋艣膰 filmu mia艂aby si臋 toczy膰 w Nowym rku, Las Vegas lecz tak偶e na Lazurowym Wybrze偶u we Francji, Rzymie, Wenecji, w Hong Kongu. Czemu藕 by nie rozegra膰 tych n w Atlantic City? To znacznie bli偶ej Nowego Jorku, a s膮 tam avnie luksusowe hotele i kasyna gry, jak w Las Vegas. Wydatki rdzo by si臋 zmniejszy艂y. Mo偶na by zrezygnowa膰 ze scen rozrwaj膮cych si臋 na Lazurowym Wybrze偶u. . .
179
- Czekam na propozycje, 偶eby flmowa膰 sceny w chi艅ski
dzielnicy Nowego Jorku, kt贸rych t艂em powinien by膰 HongKong. - W艂a艣nie tak! Krew zawrza艂a w O'Neillu, lecz pow艣ci膮gn膮艂 gniew.
- Przepraszam, George, lecz nie rozumiem, do czego zmierzasz: Czy to ma by膰 propozycja z twojej strony? - Dyspozycja, m贸j drogi. Ch艂odno rozwa偶y艂em ca艂膮 spraw臋% Zmiany s膮 konieczne. Powiedzia艂bym nawet - niezb臋dne. - Przypominam ci, George, 偶e scenariusz, bud偶et i progr pracy, podobnie jak miejsca, w kt贸rych b臋dziemy robi膰 zdj臋cia,% wszystko ju偶 zosta艂o zatwierdzone. - Zmiany zawsze mog膮 zaj艣膰 w toku realizacji. Musisz td1 zrozumie膰. Najwa偶niejsze s膮 oszcz臋dno艣ci. - Chyba 偶artujesz!
- Wcale nie 偶artuj臋!
- Wobec tego twoje propozycje, czy dyspozycje, je艣li wolisz, s% nie do zrealizowania. Prezes pow艣ci膮gn膮艂 gniew.
W ostatnim filmie zrezygnowa艂e艣 z wielu scen. Barbra West skar偶y艂a mi si臋, 偶e艣 jej rol臋 skr贸ci艂 wr臋cz karykaturalnie. - Dla dobra filmu. Podczas monta偶u skr贸cono kilka sekwencji. Na ko艅cu okaza艂o si臋, 偶e mia艂em s艂uszno艣膰. Zreszt膮 twoja Barbra West ju偶 si臋 sko艅czy艂a. - Dlaczego moja?
- Bo ty艣 mi j膮 narzuci艂.
Bryner nie wpad艂 w pu艂apk臋 zastawion膮 przez re偶ysera. Machni臋ciem r臋ki zako艅czy艂 t臋 dygresj臋. - P贸藕niej pom贸wimy o Barbrze. Teraz chodzi o tw贸j nast臋pny film. O wprowadzenie zmian. Odpowied藕 O'Neilla spad艂a jak ostrze gilotyny:
- Nie ma o tym mowy, George!
- To rozkaz.
- Zapominasz si臋, m贸j drogi. Mo偶esz rozkazywa膰 swoim podw艂adnym, ale nie mnie. Bryner waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂.
- To ty zapominasz, 偶e mog臋 ci臋 zwolni膰.
- Zr贸b to, George. Ale ja ci nie radz臋. Mog艂oby ci臋 to drogo kosztowa膰. Bardzo drogo! Bryner zacisn膮艂 z臋by. Z najwi臋kszym wysi艂kiem opanowa艂 ton g艂osu.
r8o
Nie chcia艂 bym doj艣膰 do pr贸by si艂.
Ani ja. To ty grozisz mi wyrzuceniem.
Got贸w jeste艣 zrobi膰 ci臋cia i zmiany, o kt贸rych m贸wi艂em? Nie! - Odpar艂 O'Neill zrywaj膮c si臋 ze swego fotela. - Nie mego scenariusza. Zabraniam! ner wsta艂 r贸wnie偶 z wypiekami na twarzy. Wybuchn膮艂 gniewem: - Jak 艣miesz! Ja tu jestem prezesem!
Jeste艣 paso偶ytem. Ty i ca艂y tw贸j sztab! Wszyscy jeste艣cie ami! Wszyscy 偶yjecie kosztem tych, kt贸rzy tworz膮 filmy, zy pchaj膮 t臋 ci臋偶k膮 machin臋, jak膮 sta艂a si臋 administracja wytw贸rni. i" tej pory nie mamy sobie nic wi臋cej do powiedzenia. Je艣li ysz艂o艣ci b臋dziesz mia艂 co艣 do zakomunikowania, przeka偶 mi Y%e wspania艂e pomys艂y na pi艣mie! Bryner patrzy艂 na艅 w os艂upieniu. Nigdy dot膮d nikt nie stawia艂 mu i艂a z takim tupetem, z tak膮 pasj膮. - Jeste艣 zwolniony!
- Mam to gdzie艣!
O'Neill wyszed艂 trzaskaj膮c drzwiami. Sekretarka, kt贸ra s艂ysza艂a rozmow臋, dr偶a艂a ze strachu. Bryner chwyci艂 statuetk臋 z br膮zu, kt贸ra zdobi艂a jego biurko, i z w艣ciek艂o艣ci膮 cisn膮艂 j膮 o 艣cian臋. O'Neill nie otrzyma艂 listu zwalniaj膮cego go z jego funkcji. Gro藕by Brymera nie mia艂y 偶adnych nast臋pstw. Ale Bryner nie powiedzia艂 jeszcze ostatniego s艂owa.
VII
Gideon Spack nie m贸g艂 och艂on膮膰 z gniewu. Ostatni zamach na O'Neilla, kt贸ry mia艂 miejsce w Beverly Hills podczas przyj臋cia u Harriet Lamont, doprowadzi艂 go do w艣ciek艂o艣ci. Prokurator okr臋go'' wy ostro mu wymawia艂 brak inicjatywy, brak kompetencji. Czerwony jak rak Weinstein obci膮偶a艂 go odpowiedzialno艣ci膮 za brak post臋p贸w w 艣ledztwie. - Powierzy艂em panu te cholerne akta przekonany, 偶e pan szybko upora si臋 z t膮 spraw膮, zgodnie z pa艅sk膮 wiedz膮 i do艣wiadczeniem. Ale si臋 zawiod艂em. Do diab艂a, czy偶by liczne zamachy na 偶ycie O'Neilla porazi艂y pana? Czy mo偶e o艣lepi艂 pana blask tych gwiazd, kt贸re je偶d偶膮 rollsami i 艣miej膮 si臋 panu w nos? Bo przecie偶 sprawca jest w艣r贸d nich. Mamy jeszcze zab贸jstwo tego gigolaka, kt贸ry zgin膮艂 zamiast O'Neilla. Po偶ar w burdelu! Niech tylko si臋 pan nie o艣mieli powiedzie膰, 偶e umarza pan 艣ledztwo z braku dowod贸w! Przejrza艂em akta i zdumia艂em si臋 widz膮c, ile os贸b mo偶naby podejrzewa膰! Czy pan je nale偶ycie zach臋ci艂 do zezna艅? Jakie pan przedsi臋wzi膮艂 艣rodki? Dzienniki rozpisuj膮 si臋 o ka偶dym nieudanym zamachu na 偶ycie O'Neilla. Nie tylko burmistrz, ale gubernator stanu zmy艂 mi g艂ow臋 tak, 偶e niepr臋dko to zapomn臋. Niech mi pan da wreszcie wyniki 艣ledztwa. Niech pan postawi na nogi t臋 kurewsk膮 policj臋! Jasne? Gideon ze spuszczon膮 g艂ow膮 wyszed艂 z gabinetu prokuratora. Weinstein uni贸s艂 si臋, gdy偶 zbli偶a艂y si臋 wybory i zab贸jstwo s艂awnego re偶ysera zniszczy艂oby jego karier臋. Spack raz jeszcze zacz膮艂 studiowa膰 akta sprawy; strach, 偶e go zwolni膮 z powodu niekompetencji spot臋gowa艂 jego dociekliwo艣膰. Prokurator okr臋gowy nie myli艂 si臋 s膮dz膮c, 偶e Gideon czu艂 si臋 przyt艂oczony 艣wietno艣ci膮 艣rodowiska flmowego. Jednak偶e od tej
r82
- hwili powinien by艂 wyzby膰 si臋 drobnomieszcza艅skiego powa偶ania dla uprzywilejowanych pysza艂k贸w, kt贸rzy s膮 przekonani, 偶e wszystko im wolno! Lecz jak walczy膰 z nimi, skoro policja nie dostarcza艂a mu ych dowod贸w, na podstawie kt贸rych m贸g艂by aresztowa膰 kogokol;: wiek? Ka偶dy sprytny adwokat bez zbytniego wysi艂ku obali艂by jego 偶enie. Uzyska艂by zwolnienie klienta i umorzenie sprawy przez _ iego, po czym 艣mia艂by si臋 w nos Spackowi. - Gideon po艂kn膮艂 niezliczon膮 ilo艣膰 powie艣ci kryminalnych, obejrza艂 i film贸w, 偶eby ukszta艂towa膰 sw贸j spos贸b my艣lenia na systemie umowania ich autor贸w. By艂 zafascynowany ich inwencj膮, subtel''%o艣ci膮, komplikacjami, kt贸re pojawia艂y si臋 co chwila, jak r贸wnie偶 Qomys艂owymi rozwi膮zaniami, kt贸re wprawia艂y go w zachwyt. W ci膮gu wielu lat swojej zawodowej pracy w s膮dzie, mia艂 do czynienia ze 偶ttacznie prostszymi przypadkami. By艂y to zbrodnie pope艂niane z nisiuch pobudek, czasem zab贸jstwa w afekcie, albo ca艂kowicie dowiedzione morderstwa. Adwokaci, kt贸rym stawia艂 czo艂a, starali si臋 uzyska膰 dla swych klient贸w zwolnienie tymczasowe za niewielk膮 kaucj膮, wyg艂aszali 艂zawe tyrady, 偶eby wzruszy膰 s臋dzi贸w, b膮d藕 doszukiwali si臋 b艂臋d贸w proceduralnych, 偶eby oszcz臋dzi膰 wi臋zienia dla najgorszych z艂oczy艅c贸w. Sprawa O'Neilla by艂a doprawdy ponad jego si艂y. Czemu偶 nie by艂 przebieg艂y jak porucznik Colombo, kt贸ry wykrywa艂 zbrodnie pope艂nione przez ludzi na 艣wieczniku, pozornie bez najmniejszej plamki? Aresztowanie winnych nast臋powa艂o po nag艂ym zwrocie sprawy, ca艂kiem nieoczekiwanie. Brakowa艂o mu jednak subtelno艣ci porucznika. Zreszt膮 Colombo by艂 w s艂u偶bie policyjnej, podczas gdy on, Spack, reprezentowa艂 wymiar sprawiedliwo艣ci. Zauwa偶y艂, 偶e prokuratorzy byli raczej 藕le traktowani przez autor贸w powie艣ci kryminalnych i scenarzyst贸w telewizyjnych. Okazywali si臋 zazwyczaj 艣mieszni lub ograniczeni i zawsze przegrywali w starciach z adwokatami tego pokroju co Matlock, albo z tymi, kt贸rzy wyst臋powali w serii "Prawa Los Angeles", detektywi Mike Hammer, Kojak i inni traktowali prokurator贸w jak niedo艂臋g贸w, kt贸rzy tylko gmatwaj膮 sprawy. Sam zreszt膮 zawsze czu艂 si臋 biedny i niepozorny wobec idoli filmowych, zawsze pi臋knych i zgrabnych. Lecz od tej chwili zmieni taktyk臋. Poka偶e tym zaduikom, 偶e nie mo偶na bezkarnie sz%dzi膰 ze sprawiedliwo艣ci. Prostowa艂 sw膮 kr臋p膮 posta膰, wypina艂 pier艣, kt贸ra mimo jego wysi艂k贸w pozostawa艂a w tyle za brzuchem. Ponagla艂 policjant贸w, zwi臋ksza艂 ilo艣膰 przes艂ucha艅, domaga艂 si臋 ponownych
rewizji, tworzy艂 rozmaite hipotezy. Ale poddawszy je szczeg贸艂a rozwa偶aniom, stwierdza艂, 偶e poszed艂 w z艂ym kierunku i ustawa艂. zapa艂 bojowy nagle stygn膮艂. zn贸w podejmowa艂 prac臋 Syzyfa. Niekiedy mia艂 przykre uczucie, 偶e jak pies kr臋ci si臋 za s% ogonem.
* *
Spokojny i oboj臋tny na wszystko O'Neill wsiad艂 na po
samolotu, kt贸ry mia艂 go przenie艣膰 do Nowego Jorku. Ekipa technik i cz臋艣膰 aktor贸w oczekiwa艂a go ju偶 w cieniu Statui Wolno艣ci. Kr臋c _% filmu mia艂o zacz膮膰 si臋 w najbli偶szych dniach. Wybrano miej sporz膮dzono umowy, uprzedzono w艂adze. K艂贸tnia z Brynerem wcale go nie zaszokowa艂a. W przesz艂o' miewa艂 ostre konflikty niemal ze wszystkimi pracownikami wytw贸 Tak zaaran偶owa艂 wszystko, 偶eby podr贸偶owa膰 samotnie; powiedz Sue, 偶e w ostatniej chwili ustali艂 pilne spotkanie w Los Angel Odlecia艂a w towarzystwie Jareda i Chris. Monotonny, r贸wny lot b 偶adnych wstrz膮s贸w pozwala艂 O'Neillowi unikn膮膰 pogaw臋dki z jak% przypadkowym towarzyszem podr贸偶y. Odczuwa艂 potrzeb臋 d艂ugiega rozmy艣lania. Wspomina艂 przesz艂o艣膰, zastanawia艂 si臋 nad tera藕niejszo ci膮, nad nowym filmem, nad pomys艂ami, kt贸re mu przchodzi艂y d% g艂owy. O dalszej przysz艂o艣ci wola艂 nie my艣le膰. Jego samolot m贸gi eksplodowa膰 na skutek zamachu, ryzykowa艂, 偶e wpadnie pod samor ch贸d na rogu ulicy, 偶e trafi go kula podczas jakich艣 porachunk贸 mi臋dzy dwiema rywalizuj膮cymi mi臋dzy sob膮 bandami. Mia艂 tysi膮% wariant贸w i to w kr贸tkim terminie. 呕eby unikn膮膰 czarnych my艣li skoncentrowa艂 si臋 na swoim najbli偶szym filmie. Najpierw powinien by艂 odwiedzi膰 siedzib臋 konglomeratu. Przed odlotem z Los Angeles otrzyma艂 telefoniczne wezwanie od Leslie Cartera, kt贸ry pragn膮艂 go zobaczy膰. Zdziwi艂o go, 偶e wspania艂y Leslie Carter osobi艣cie raczy艂 z nim rozmawia膰. Mo偶e Margaret by艂a tego przyczyn膮. 呕ycie robi艂o czasem 艣mieszne niespodzianki. Przeszed艂 do baru. Mia艂 ju偶 dosy膰 sok贸w owocowych, kt贸re pija艂 codziennie. Mo偶e czysta whisky u艣mierzy t臋py b贸l 偶o艂膮dka. Postanowi艂 zrobi膰 wyj膮tek i napi膰 si臋 troch臋 alkoholu. Co za znaczenie mog艂o mie膰 ma艂e odst臋pstwo od wskaza艅 lekarza. Pr臋dzej czy p贸藕niej dzwon zadzwoni dla wszystkich.
r84
ia taborecie i zam贸wi艂 whisky. Pal膮cy p艂yn ukoi艂 troch臋 jego Poprosi艂 o drugi kieliszek. Poczu艂 czyj膮艣 r臋k臋 na swoim
- llo, O'Neill!
n臋艂o go niedorzeczne rozdra偶nienie. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i ujrza艂 Bryanta, prezesa sieci hoteli, kt贸ry patrzy艂 na艅 z u艣miechem. tem nieco za偶enowanym, Peter przypomnia艂 sobie jego napa艣膰 pami臋tnego zebrania Rady administracyjnej konglomeratu. io艣膰 mi臋dzy okazan膮 w贸wczas wrogo艣ci膮 a obecn膮 uprzejmo艣oo najmniej dziwna. at usadowi艂 si臋 obok niego.
oprosz臋 Barett! - zam贸wi艂. - Nie mog臋 przywykn膮膰 do
艣ci w t艂umie, drogi mister O'Neill.
ser dobrze znaj膮cy natur臋 ludzk膮 zrozumia艂, 偶e pod pozo%roduszno艣ci rozm贸wcy kry艂 si臋 niepok贸j. Bryant por贸w me lato Kalifornii z ch艂odn膮 i deszczow膮 pogod膮 w Nowym
Odwiedzi艂em moje hotele na Zachodnim Wybrze偶u. Zazdroszpracuje pan w Kalifornii. Musz臋 j膮 na pewien czas opu艣ci膰. Kr臋c臋 film w Nowym Jorku. Ma pan do dyspozycji moje hotele w tym mie艣cie. Posiadam ich _ 臋. Od pa艂ac贸w w wielkim stylu do hoteli dost臋pnych dla os贸b o zamo偶nych. Gdzie pan zamieszka? W hotelu Plaza.
Szkoda. By艂oby mi przyjemnie s艂u偶y膰 panu go艣cin膮 w Grand lu. Armosfera retro, przyciszona, luksusowa, przypominaj膮ca wojenny Orient Express. - Bryant opowiada艂 weso艂o o pobycie w San Francisco, o pulchnych iCwczynach, kt贸re da艂y mu niezapomniane rozkosze. - eter s艂ucha艂 znudzony. By艂by go opu艣ci艂 pod pretekstem b贸lu wy, ale chcia艂 wypi膰 jeszcze jedn膮 whisky. Czo艂o Bryanta zas臋pi艂o si臋.
- Carter m贸wi艂 panu o swoich k艂opotach?. . . S膮dz臋, 偶e barak si臋
- Barak?
- Konglomerat. Mi臋dzy sob膮 nazywamy go barakiem. Idzie
az gorzej ! - Nie m贸g艂 powstrzyma膰 si臋 od zwierze艅. - Jeste艣my na w臋dzi przepa艣ci. - Przecie偶 konglomerat przynosi du偶e zyski. Akcje zwy偶kuj膮.
r8%
!I
- To niepokoj膮ce. Rywalizuj膮ca z nami multinarod贸wka chce po艂kn膮膰. Ironiczny u艣miech zn贸w pojawi艂 si臋 na twarzy O'Neilla.
- Wieczna walka mi臋dzy rekinami! M贸j najbli偶szy film doty tego w艂a艣nie tematu. - Nasza walka wzbogaci pana dokumentacj臋. . . Cz臋艣膰 nasz przyjaci贸艂 przesz艂a z broni膮 i taborem do obozu przeciwnika. - Na przyk艂ad George Bryner, prawda? - Co pan o tym wie?
- W Hollywoodzie wszystkie sekrety kr膮偶膮 w ko艅cu po ulica - Zazwyczaj wielkie bitwy finansowe interesuj膮 tylko ki biznesmen贸w. . i akcjonariuszy. W przededniu OPA sprzedaj膮 a1 temu, kto da wi臋cej i uzyskuj膮 znaczne zyski. Bryant spojrza艂 surowiej na swego rozm贸wc臋.
- Nie chcia艂bym, aby nasz konglomerat przeszed艂 w r臋ce m oraz bank贸w, kt贸re j膮 utrzymuj膮. Dzi臋ki wybielonym pieni膮dzom 膰 po艂o偶y膰 艂ap臋 na wielkiej finansjerze i wielkich przedsi臋biorstwacl Peter opr贸偶ni艂 sw贸j kieliszek, zap艂aci艂 i zszed艂 z taboretu. - By艂o mi bardzo mi艂o spotka膰 pana, mister Bryant. - Odchodzi pan? - zapyta艂 z 偶alem Bryant, l臋kaj膮c si臋 san: no艣ci. - Nie czuj臋 si臋 dobrze. Do widzenia!
- Do widzenia! - odpar艂 tamten bezbarwnym g艂osem.
Peter wr贸ci艂 na sw贸j fotel. T臋pe b贸le znowu odezwa艂y si臋 w jego wn臋trzno艣ciach. W tej偶e chwili znalaz艂 dominuj膮c膮 nut臋 swego przysz艂ego filmu: strach. . .
Bob mia艂 koszmarny sen. Szed艂 bez celu 42. ulic膮 w Nowym Jorku 艣wiat艂a kr膮偶y艂y doko艂a niego. W臋偶e 艣wietlne wciska艂y si臋 w t艂um, kt贸ry% zajmowa艂 nie tylko chodniki, lecz i jezdni臋. Wszyscy ludzie porusza si臋 w groteskowych maskach. Nagle oczy t艂umu skierowa艂y si臋 n% niego. "Oto on!" Te dwa s艂owa powtarzane przez tysi膮ce ust ca艂kiem go og艂uszy艂y. Zbiorowe szale艅stwo ogarn臋艂o t艂um. Kobiety bezwstyd% nie zadar艂y sp贸dnice, m臋偶czy藕ni wyci膮gn臋li swe cz艂onki i ca艂a ta r贸偶nobarwna, mrowi膮ca si臋 ci偶ba rzuci艂a si臋 rozpustnie na niego. Zdj臋ty przera偶eniem zacz膮艂 ucieka膰. S艂ysza艂 za sob膮 odg艂os krok贸w na asfalcie, zdyszane oddechy. Rozpasanie ich pali艂o mu cia艂o. . . Bieg艂 wprost przed siebie. Nagle znalaz艂 si臋 w 艣lepym zau艂ku. . . Przed nim
r86
- 臋 wysoki mur. . . Przylgn膮艂 do wilgotnych cegie艂. . . Napadd艂 pod 偶yw膮 mas膮. Czu艂 usta, kt贸re go dotyka艂y, ssa艂y, gryz艂y. jakby go obdzierano ze sk贸ry. . . - lob! Bob! Zbud藕 si臋!
- rzy艂 oczy i ujrza艂 sufit pokoju go艣cinnego w willi na Palos %Ray lekko potrz膮sa艂 jego ramieniem. - lia艂e艣 z艂y sen.
Ddny g艂os Raya stopniowo uciszy艂 jego serce.
\lusisz si臋 ubra膰, Bob! W po艂udnie odlatuje nasz samolot do a Jorku. Jeste艣 ju偶 spakowany? Mamy jeszcze cztery godziny do le czas szybko p艂ynie. 艢niadanie czeka. Chod藕! usiad艂, wci膮偶 jeszcze zdj臋ty strachem. Otar艂 r臋k膮 kroplisty pot
masz racj臋 - szepn膮艂.
- z偶uci艂 okrycie i zosta艂 nagi. Ray pom贸g艂 mu w艂o偶y膰 szlafrok. Odlecie膰 do Nowego Jorku! - wyj膮ka艂 jak automat. li%usznie przeszed艂 za swym przyjacielem do kuchni. Na stole by艂o obfite 艣niadanie. Wypi艂 艂apczywie szklank臋 oran偶ady. Dzi臋kuj臋 ci, Ray, za t臋 noc. . . Ty. . .
Nie m贸wmy ju偶 o tym!
Ty mi uratowa艂e艣 偶ycie. . .
Zrobi艂by艣 to samo.
Ale jak mog艂e艣 zd膮偶y膰 tak szybko?
P艂yn膮艂em za tob膮.
Dlaczego?
Czu艂em, 偶e co艣 jest nie tak.
b u艣miechn膮艂 si臋.
C贸偶 mog臋 jeszcze doda膰?
Nic! Jedz i odzyskaj si艂y. Moje baga偶e s膮 gotowe. Pojedziemy ie. Pomog臋 ci si臋 spakowa膰. b ledwo skosztowa艂 plasterka bekonu.
Nie jeste艣 g艂odny?
Nie.
to偶y艂 sztu膰ce obok talerza.
Boj臋 si臋, Ray.
Czego?
Wyjazdu do Nowego Jorku.
nilk艂. Ray nie przerywa艂 jego milczenia. Przygl膮da艂 mu si臋
r8%
- Wiesz, jakie 偶ycie prowadzi艂em w Nowym Jorku. S _
z lud藕mi za fors臋, pozwala艂em si臋 fotografowa膰 za fors臋. . . J s艂owem prostytuowa艂em si臋 za fors臋. Ray u艣miechn膮艂 si臋 dobrotliwie.
- Ca艂a skandalizuj膮ca prasa odkry艂a twoj膮 przesz艂o艣膰
publiczno艣ci膮. co z tego? W ten czy inny spos贸b wszyscy lu prostytuuj膮. Sprzedaj膮 swoje cia艂a, m艂odo艣膰, inteligencj臋, talenty, geniusz. . . Ja te偶 si臋 sprzedaj臋. Dla pieni臋dzy oddaj臋 siebie. Niczego nie dostaje si臋 za darmo. - Nie b膮d藕 cyniczny, Ray! Nie do twarzy ci z tak膮 poz膮. - To nie poza. M贸wi臋 prawd臋. Nawet najczystsza mi艂o% w rzeczywisto艣ci wymian膮. Daj mi twoje cia艂o, a ja dam ci swoje. bogactwo, kt贸re jedno z ma艂偶onk贸w daje drugiemu, biednemu;; nie jest form膮 kupna? Prostytucj膮 w 艣wi膮tecznym stroju zalegali n膮 przez mera. Miliony ludzi zaprzedaj膮 si臋 swoim patronom. zaprzedaj膮 si臋 bankom. A banki rozsprzedaj膮 si臋 w formie Wielkie, ogromne targowisko. Haniebne b艂臋dne ko艂o. 艢wiat` brudny. Strasznie brudny. Bob powr贸ci艂 do swego niedosz艂ego utoni臋cia.
- Tej nocy. . . si艂y mnie nagle opu艣ci艂y. . . Kiedy wskoczy艂 wody, czu艂em, 偶e mog臋 przep艂yn膮膰 ocean. . . A p贸藕niej p臋k艂em, ch jestem dobrym p艂ywakiem. Ca艂膮 m艂odo艣膰 sp臋dzi艂em na brzegu oc Jego s艂one wody mnie oczyszcza艂y. . . Wczoraj wieczorem czu% potrzeb臋 oczyszczenia. - Podr贸偶 odmieni twoje my艣li. Kiedy opu艣ci艂e艣 Nowy Jork; b% byle jakim ch艂opcem. Poci膮gaj膮cym, oczywi艣cie, lecz niczym wigr Teraz odb臋dziesz wjazd tryumfalny. Jeste艣 s艂awny. . . Jeste艣 gwiaz - Nie przesadzajmy. Bij臋 si臋 o to, 偶eby zdoby膰 s艂aw臋, ale jej osi膮gn臋. - Dlaczego? Jeste艣 jeszcze m艂ody, bardzo m艂ody. Osi膮gzu najwy偶szy poziom w艣r贸d swoich r贸wie艣nik贸w. Jeste艣 r贸wnie dobry Bob Lowe, Tom Cruice, Robby Benson, James Spader. . . - Dosy膰! Dosy膰! Nie m贸wmy ju偶 o tym, Ray! Musimy
pospieszy膰!
Noc zapada艂a nad Nowym Jorkiem, kiedy stewardessa o
pasa偶erom, 偶e maj膮 zapi膮膰 pasy, gdy偶 samolot wyl膮duje na
Kennedy'ego.
I88
zabi艂o 偶ywiej. Wykona艂 polecenie, zacisn膮艂 d艂onie na __ la. Spojrza艂 przez okienko na galaktyk臋 艣wiate艂 nieruruszaj膮cych si臋 z ca艂膮 pr臋dko艣ci膮 pod brzuchem samolopacze chmur na Manhattanie 艣wieci艂y jakby wszystkie eba spad艂y na ziemi臋. Przej膮艂 go wewn臋trzny dreszcz. Raya na swojej. Przekaza艂 mu pr膮d elektryczny i ogrza艂 te cia艂o. Auberon, kt贸ra gniewa艂a si臋 na niego odk膮d ponownie
t膮pienia do niej, spostrzeg艂a ten ruch i zrobi艂a pogardliw膮 ia艂a w tym samym rz臋dzie po drugiej stronie przej艣cia. a艂 na pok艂adzie szesna艣cie wielkich gwiazd Hollywoodu, ych do Nowego Jorku przez O'Neilla. Ich astronomiczne _% 艂y i tak ju偶 przeci膮偶ony bud偶et superflmu. ie lotu kapitan nieustannie czu艂 ci膮偶膮c膮 na nim odpowie. Gdyby wspania艂a maszyna, kt贸r膮 prowadzi艂, rozbi艂a si臋 na adku, jaki zawsze mo偶e si臋 zdarzy膰, 艣wiat filmu poni贸s艂by at臋. Poczucie obowi膮zku przypomina艂o mu o istnieniu ch stu pi臋膰dziedzi臋ciu pasa偶er贸w anonimowych. W razie
_ dzienniki poda艂yby mimochodem ich liczb臋. Ale nazwiska gurowa艂yby co do jednego we wszystkich dziennikach. Byli to przybysze z innej planety, z planety Hollywood. . . Nekrologi i艂yby ca艂e strony gazet. olot 艂agodnie wyl膮dowa艂 na lotnisku.
i Ray wsiedli razem do taks贸wki. Bob pragn膮艂 by膰 pod czyj膮艣 L臋ka艂 si臋 samotno艣ci, stale towarzysz膮cej mu niegdy艣. Samoprzerywanej kr贸tkimi spotkaniami w domach schadzek, w korymetra, w ustronnych zak膮tkach ogrod贸w publicznych. czas trzech lat pracy pod kierunkiem O'Neilla przywyk艂 do wych samochod贸w, do prywatnych samolot贸w i jacht贸w. Ale Nowym Jorku tera藕niejszo艣膰 si臋 zaciera艂a, przesz艂o艣膰 podnosi艂a 艂eb. Odnajdywa艂 dawne, brudne otoczenie. Wn臋trze taks贸wki 臋艂o. Bob odwyk艂 ju偶 od przykrych zapach贸w. Nowy Jork mina艂 mu bied臋, przemoc, upokorzenia, jakich dozna艂 w dzie%wie. Na pr贸偶no stara艂 si臋 zapanowa膰 nad emocjami. "by oderwa膰 go od przykrych my艣li, Ray m贸wi艂 o przysz艂ym
- e, o czekaj膮cej ich pracy, o przyjemno艣ciach, kt贸re stan膮 si臋 ich ua艂em, o popularno艣ci. Przez ca艂y czas jazdy trzyma艂 Boba za r臋k臋. Taks贸wka zatrzyma艂a si臋 na podje藕dzie przed hotelem Plaza na u 6I. ulicy, w eleganckiej cz臋艣ci miasta, kt贸r膮 Bob odwiedza艂
r89
szukaj膮c bogatej klienteli. S艂u偶ba podbieg艂a, 偶eby wnie艣膰 ich ba% Portier us艂u偶nie otworzy艂 drzwi. Rozleg艂y si臋 radosne okrzyki. Re terzy i ekipy telewizyjne rzuci艂y si臋 ku nim. Z obu stron wej艣ci hotelu t艂oczyli si臋 ludzie, jak podczas wielkich premier w Los An% Bob patrzy艂 ze strachem na t臋 ci偶b臋 ludzk膮, kt贸ra naciera艂a, w koszmarnym 艣nie. Pytania dziennikarzy krzy偶owa艂y si臋 ze i zag艂usza艂y wzajemnie, stawa艂y si臋 niezrozumia艂e. Departan reklamy dobrze spe艂ni艂 swoje obowi膮zki. - Nowy Jork oczekiwa艂 pana ze wzruszeniem! - wo艂a艂
podsuwaj膮c Bobowi mikrofon. - Co czuje pan na widok t艂t
wielbicieli?
- Jakie ma pan projekty?
- Jak nazywa si臋 dziewczyna pa艅skich marze艅?
- Czy jest pan zatwardzia艂ym kawalerem?
- Jakimi zasadami kieruje si臋 pan w mi艂o艣ci?
- Ameryka艅skie dziewczyny ub贸stwiaj膮 pana! Prosz臋 przek% dla nich par臋 zda艅! - Jest pan wzorem dla wielu m艂odych ludzi. Co by im
doradzi艂?
- Lubi pan Nowy Jork?
- B艂yskawiczna kariera nie przewr贸ci艂a panu w g艂owie?
- Fotosy, do kt贸rych pozowa艂 pan nago, bardzo 艂adne zreszt膮, kr臋puj膮 teraz pana? - Pa艅ski przyk艂ad 艣wiadczy o tym, 偶e kariera ameryka艅ska to mit, 偶e mo偶na szybko wspi膮膰 si臋 po drabinie spo艂ecznej. Czy to wspania艂e? - Pa艅skie kasety video podbi艂y Nowy Jork. Nie uwa偶a pan teg% bezwstydn膮 reklam臋? - Jak pan sobie radzi z natarczywo艣ci膮 kobiet?
- A z natarczywo艣ci膮 m臋偶czyzn?
Podobne pytania zadawano Rayowi, kt贸ry odpowiada艂 cierplia nie daj膮c si臋 zbi膰 z tropu. Pow艣ci膮gliwo艣膰 aktor贸w nie mia艂a zreszt膮 偶adnego znaczen Dziennikarze i tak mieli rozwin膮膰 ich odpowiedzi, dopasowa膰 je gust贸w publiczno艣ci. Korzystaj膮c z tego, 偶e nadjecha艂a taks贸wka z par膮 innych gwia Ray wyci膮gn膮艂 Boba z otaczaj膮cego ich t艂umu. Powt贸rzy艂y si臋 owa i pytania dziennikarzy. - Wyszli艣my ca艂o! - za艣mia艂 si臋 Ray wchodz膮c do holu.
rgo
- or hotelu, m臋偶czyzna dystyngowany i pe艂en godno艣ci,
prezentuj膮cy si臋 w garniturze od Ceruttiego, osobi艣cie bu aktor贸w. - czymy panom mi艂ego pobytu u nas. Apartamenty s膮 przygoDzisiaj o dziesi膮tej wieczorem odb臋dzie si臋 w Pal Cour wydane przez nasz hotel na cze艣膰 pan贸w i ca艂ej ekipy. Mam 偶e zaszczyc膮 nas panowie swoj膮 obecno艣ci膮. ie odm贸wi艂bym sobie tej przyjemno艣ci - odpar艂 Bob, sil膮c si臋
- wa艂 r贸wnie偶 i spojrzawszy na Boba spostrzeg艂 jego U艣cisn膮艂 przyjacielsko jego rami臋. - 艣 si臋 tak, jakby艣 od urodzenia by艂 wielk膮 gwiazd膮
zedzeni przez dw贸ch s艂u偶膮cych w liberii, kt贸rzy nie艣li klucze partament贸w, skierowali si臋 do windy. Znalaz艂szy si臋 u siebie jrza艂 salon i sypialni臋 umeblowan膮 w stylu Ludwika XVI. idebra艂 baga偶e przywiezione wind膮 dla s艂u偶by, rozwiesi艂 w szafie i umie艣ci艂 przybory toaletowe w 艂azience z zielonego
powoli och艂on膮艂. Atmosfera Plazy przerwa艂a 艂a艅cuch l臋k贸w Nie by艂o r贸偶nicy mi臋dzy przepychem Los Angeles i cieplarnosfer膮 hotelu nowojorskiego. Muzyka taneczna rozbrzmie呕yczy pan sobie w艂o偶y膰 bia艂y smoking? - zapyta艂 lokaj. skin膮艂 g艂ow膮. Wdycha艂 z przyjemno艣ci膮 wo艅 kwiat贸w zdobi膮"%lon i doceni艂 wyborne alkohole i egzotyczne owoce sprezen%e przez dyrek膰j臋 hotelu. - kaj, kt贸ry roz艂o偶y艂 na 艂贸偶ku str贸j wybrany przez Boba, spostjego spojrzenie. - 呕yczy pan sobie, 偶ebym odkorkowa艂 butelk臋 koniaku czy
pana? Pozwalam sobie poleci膰 panu Fine Napoleon. Kieliszek Perignon jest nader wskazany dla zaostrzenia apetytu. . . Nazysi臋 Barnes, prosz臋 pana. - Szampana, Barnes !
- Bardzo prosz臋.
b ubrany w bia艂y smoking od Cardina wszed艂 do s艂awnego Palm w Plazy, udekorowanego jak na wielkie 艣wi臋to. Maitre d'h贸tel
I9I
i !
przyj膮艂 go z szerokim u艣miechem i wr臋czy艂 mu program wiec% Przewidziany by艂 wystawny obiad, kt贸rego menu wraz z list膮 g do艂膮czono do programu. Odruchowo przejrza艂 si臋 w olbrzymim lustrze, jednym z wi kt贸re zdobi艂y sal臋. Urocza twarz i elegancja mog艂y wzbudzi膰 zazd Pi臋knego Brummela. Ray opowiada艂 mu o tej fascynuj膮cej pos1 kt贸ra w swojej epoce tyranizowa艂a towarzystwo uganiaj膮ce sit przyjemno艣ciami. Bob uzna艂, 偶e jego powierzchowno艣膰 dosko% odpowiada艂a wizerunkowi dandysa. Jednak偶e wn臋trze jego isi poddawa艂o si臋 l臋kom i w膮tpliwo艣ciom. Ba艂 si臋 poci膮gu do ohydn 艣wiata, kt贸ry porzuci艂 dzi臋ki O'Neillowi. By艂 to poci膮g chorobli gdy偶 przemieszany z odraz膮. Przybycie do Nowego Jorku wzm< jeszcze te przeciwstawne uczucia. - Jestem szcz臋艣liwy, bardzo szcz臋艣liwy, 偶e pana spotka艂 - powiedzia艂 m艂ody cz艂owiek o zniewie艣cia艂ym sposobie by ubrany w purpurowy smoking. - Nazywam si臋 Fulton. Herb Ful% Fotograf gwiazd. Ulepszone wydanie Cecila Beatona - doda艂 bav si臋 w艂asnym 偶artem. Bob z pogard膮 rozpozna艂 w nim jednego z tych ciot, tak p% ponowanych przez m艂ode pokolenie. - Koronowane g艂owy, cz艂onkowie najznamienitszych ksi膮偶臋c dom贸w, cz艂onkowie najlepszego towarzystwa, s艂awni malarze, mo piosenkarze, gwiazdy filmowe, wszyscy zgodzili si臋 pozowa膰 mi zdj臋膰. Zdziwi艂a go pow艣ci膮gliwo艣膰 Boba. Zna艂 jego przesz艂o艣膰, bo mn< wo plotek kr膮偶y na temat hollywoodzkich gwiazd. Uzna艂, 偶e 1 chcia艂by na tym dobrze zarobi膰. - Oczywi艣cie otrzyma艂by pan odpowiednie wynagrodzenie. P ska twarz by艂aby ozdob膮 mojej kolekcji. Bob nie u艣miechn膮艂 si臋.
- Prosz臋 zwr贸ci膰 si臋 do departamentu reklamy mojej wytw贸% 呕egnam pana. Odwr贸ci艂 si臋 od Fultona zdumionego takim traktowaniem. Ale kr膮g nowojorskich wielbicieli z najlepszego nowojorskiego towarzy wa otoczy艂 Boba. Kr贸tkie b艂yski fleszy o艣lepi艂y rozmawiaj膮cy Kelner podszed艂 z tac膮, na kt贸rej w kryszta艂owych kieliszkach perli艂 szampan. Wzniesiono toast na cze艣膰 m艂odego aktora. Us艂ysza艂 okrz zachwytu: - Jaki偶 on cudowny!
r9z
crzeszony Antinous!
obno jest pedkiem.
kownym w ka偶dym razie.
ch臋 nad臋ty.
dziwnego. Ten ca艂y t艂um wielbicieli ka偶demu przewr贸ci艂by
spostrzeg艂 za偶enowanie przyjaciela, nie m贸g艂 jednak przyj艣膰 moc膮, gdy偶 sam by艂 r贸wnie偶 uwi臋ziony przez uczestnik贸w
- aszczyzna ta trwa艂a przesz艂o p贸艂 godziny. Odpowiadaj膮c lakoni%a pytania i pochwa艂y Bob my艣la艂 o dobrych i z艂ych niespodziant贸re los mu zgotowa艂. Kontrast mi臋dzy przesz艂o艣ci膮 i tera藕niejIr% ujawnia艂 si臋 w ca艂ej pe艂ni i rozja艣nia艂 jego umys艂. Ci wszyscy G, kt贸rzy dzisiaj p艂aszczyli si臋 przed nim, po prostu go nudzili. aj to on schyla艂 kark przed nimi. Jak d艂ugo potrwa ten sen? Jak r%ozostanie o艣rodkiem zainteresowania? Jak d艂ugo b臋dzie wcieleameryka艅skiego mitu? Jamesem Deanem lat osiemdziesi膮tych? ju偶 jutro inny ch艂opak wst膮pi w jego 艣lady. Jutro? Mo偶e jeszcze 艣witaniem. . .
biad odby艂 si臋 w atmosferze przepychu, do kt贸rej Bob si臋 czai艂. Siedzia艂 mi臋dzy Sue a dojrza艂膮 ma艂偶onk膮 jakiego艣 ra. Orkiestra gra艂a achutko, aby u艂atwi膰 rozmowy bez potrzeby oszenia g艂osu. Go艣cie nowojorscy przywykli do przestawania znakomito艣ci - sami zreszt膮 b臋d膮cy znakomito艣ciami - zaali si臋 z tak膮 naturalno艣ci膮, 偶e Bob na poz贸r si臋 uspokoi艂, lwiek w g艂臋bi serca odczuwa艂 wzrastaj膮ce poruszenie, kt贸rego nie rozumia艂. ue patrzy艂a na艅 z dziecinnym podziwem, ukrywaj膮c swe cielesne enia, 偶eby go nie rozgniewa膰. Ma艂偶onka senatora pie艣ci艂a go It%kiem. Rozmawia艂a z nim na niewinne tematy, ale dr偶enie jej g艂osu dza艂o zak艂opotanie. Gotowa by艂aby pope艂ni膰 dla Boba szale艅stwo 偶a艂o jednak znale藕膰 sprzyjaj膮c膮 okazj臋. Ray siedz膮cy przy drugim ko艅cu sto艂u od czasu do czasu rzuca艂 eskane spojrzenie na przyjaciela. Odczuwa艂 na odleg艂o艣膰 jego nerwowanie. Ray chcia艂by go rozpogodzi膰, doda膰 mu otuchy. Tylko mia艂 t臋 w艂adz臋, lecz znajdowa艂 si臋 zbyt daleko, 偶eby mu pom贸c.
piek艂o mane艅 I93
Sue zastanawia艂a si臋, czy Peter, kt贸ry siedzia艂 na honoro miejscu przy obiedzie, mia艂 zamiar sp臋dzi膰 noc w jej towarzystwie, te偶 b臋d膮c woln膮 mog艂aby si臋 w艣lizn膮膰 do apartamentu Boba, zn duj膮cego si臋 visavis jej sypialni. Uczta zbli偶a艂a si臋 ku ko艅cowi. Kawy, likiery, szampan prz p艂ukiwa艂y gard艂a. Pi臋kne przyj臋cie sko艅czy艂o si臋 oko艂o drugiej ranem. Bob wr贸ci艂 do siebie i rozebra艂 si臋 przy pomocy wszechobecne lokaja. Ray zjawi艂 si臋, gdy jego przyjaciel wk艂ada艂 szlafrok. 1 - Chcesz si臋 po艂o偶y膰? - Tak, Ray, jestem bardzo zm臋czony.
- W twoim wieku?
- Mam ju偶 sto lat.
- Szkoda! Chcia艂bym w twoim towarzystwie pobawi膰 si臋 w lo lach. - To znaczy?
- Zakosztowa膰 przyjemno艣ci nocnego 偶ycia w Nowym Jorku, j to czynili niegdy艣 ksi膮偶臋ta rosyjscy. - Jutro wieczorem, Ray.
- Wobec tego musz臋 i艣膰 spa膰, jak ty.
- Nie m贸w, 偶e艣 nie znalaz艂 mi艂ej dziewczyny, z kt贸r膮 m贸g艂by艣 sp臋dzi膰 noc poza hotelem. Ray wzruszy艂 ramionami.
- Do jutra, Bob!
Lokaj powiesi艂 smoking w szafe o rozsuwanych drzwiach; kt贸rych powierzchni臋 okrywa艂y ogromne lustra. - Do jutra, Ray i nie gniewaj si臋.
- Na ciebie?
Wyszed艂 wzruszaj膮c ramionami.
Bob chcia艂 go o co艣 zapyta膰, lecz si臋 powstrzyma艂. Z 艅ieczystym sumieniem, jakby zamierza艂 dopu艣ci膰 si臋 zdrady, zwr贸ci艂 si臋 do lokaja, kiedy drzwi za Rayem si臋 zamkn臋艂y. - Jest pan wolny, Barnes.
- Dzi臋kuj臋, prosz臋 pana.
Kiedy zosta艂 sam, Bob otworzy艂 szaf臋. Przywi贸z艂 ze sob膮, jak trzeba, ubrania na wszelkie okazje. Nawet kurtk臋 i spodnie sk贸rzane zrobione na miar臋 w firmie Battaglia. Jaki艣 mus wewn臋trzny, niem贸偶liwy do okre艣lenia, kaza艂 mu ymkn膮膰 si臋 ze swego apartamentu i odnale藕膰 miejsca, gdzie niegdy艣 uprawia艂 sw贸j zaw贸d. Nocne wypady
I94
- eles by艂y jedynie namiastk膮 tego, co znajdowa艂 w Nowym chcia艂 wszak偶e przekroczy膰 granic wyznaczonych jego - zycj膮. Pragn膮艂 jedynie rzuci膰 okiem na miejsca swoich
przyg贸d. Obejrze膰 je oboj臋tnym wzrokiem osoby nie za
atnej, maj膮cej mn贸stwo forsy, nie potrzebuj膮cej si臋 sprze aj膮c zaproszenie Raya dopu艣ci艂 si臋 nie tylko zdrady, lecz !` ieostro偶no艣膰. Przyjaciel obroni艂by go przed pokusami. . . przeszy艂 jego cia艂o: Dreszcz podniecenia, silniejszy ni偶 ic. . . Chcia艂 przez moment zrezygnowa膰 z nocnej eskapady, lecz dolny oprze膰 si臋 wo艂aniu zmys艂贸w. hinalnie wyj膮艂 z szafy sk贸rzany ubi贸r. Niebieska kraciasta i teksaskie buty dope艂ni艂y szyku. Ujrza艂 w lustrze ch艂opaka, ka艂 si臋 po ulicach Nowego Jorku w poszukiwaniu klient贸w. pi臋kny, tak ol艣niewaj膮cy, 偶e omal nie uwiod艂o go w艂asne Ponownie przeszy艂 go gwa艂towny, nieprzezwyci臋偶alny
wywo艂any tym narcystycznym obrazem. . . Wyj艣cie na miasto stroju nara偶a艂o go na ryzyko. . . Ryzykowa艂, 偶e zostanie 臋ty, skompromitowany. . . Skandal m贸g艂by zniweczy膰 jego
miechn膮艂 si臋 gorzko. Jego kariera. . . My艣le膰 o karierze. . . C贸偶 za tcja, c贸偶 za nie艣wiadomo艣膰. . . Dreszcze napad艂y go znowu, jak kt贸rymi zmaga艂 si臋 w Palos Verdes, kiedy 艣mier膰 zajrza艂a mu y. . . W贸wczas ocali艂a go opatrzno艣ciowa interwencja Raya. mo艣ciowa to niew艂a艣ciwe okre艣lenie, zak艂adaj膮ce element przy, Ray p艂yn膮艂 za nim 艣wiadomy niebezpiecze艅stwa, na jakie 艂 si臋 jego przyjaciel i got贸w by艂 ponosi膰 konsekwencje, jakie faktu mog艂y wynikn膮膰. o偶y艂 okulary o du偶ych, ciemnych szk艂ach, zas艂aniaj膮cych niemal r twarzy. M贸g艂 opu艣ci膰 hotel nie b臋d膮c rozpoznany. Wyszed艂 amentu i skierowa艂 si臋 do windy. Sue, kt贸ra uchyli艂a drzwi, aby 偶y膰 nieoczekiwan膮 wizyt臋, ujrza艂a go wychodz膮cego i cofn臋艂a si臋 rowana. Dobrze si臋 sta艂o, bo w艂a艣nie w tej偶e chwili zadzwoni艂 . O'Neill zaprasza艂 j膮 do siebie. Z udawan膮 rado艣ci膮 Sue a, 偶e czeka艂a na jego wezwanie i 偶e przyjdzie lada chwila. r艂a s艂uchawk臋. Prze偶ywa艂a zaw贸d rybaka, kt贸ry spodziewa si臋 wielk膮 ryb臋, a znajduje na ko艅膰u linki dziurawy portfel. Ale i tak a na Boba. To jedyny m臋偶czyzna, kt贸rego pragn臋艂a i nie mog艂a oi膰 swych pragnie艅.
I95
Tymczasem Bob schodzi艂 ju偶 do wielkiego holu, niemal pu o tej nocnej porze. Mia艂 nadziej臋, 偶e nikt ze s艂u偶by go nie rozp, Mimo ciemnych okular贸w, zar贸wno portier, jak s艂u偶膮cy w li natychmiast go zidentyfkowali, ale rozumiej膮c, 偶e chcia艂 zach% incognito, udali, 偶e go nie spostrzegli. Tu偶 za drzwiami hotelu Bob znalaz艂 si臋 w 艣rodowisku, 1 opu艣ci艂 przed trzema laty. Nowy Jork nigdy nie 艣pi. Sporo przechodni贸w, a ruch pojazd贸w niewiele mniejszy ni偶 w ci膮gu, Prostytutki, str臋czyciele, sprzedawcy narkotyk贸w wychodzili szczury ze swych kryj贸wek. Fasada hotelu wznosi艂a si臋 na wschodnim kra艅cu Central South; tak膮 nazw臋 przyj臋艂a 5g. ulica w s膮siedztwie wspania艂ej, ziel przestrzeni w sercu Manhattanu.
- biciB brca Ch lesne ulsowanie krwi w skroniach i przyspies: 臋tnie wszed艂by do Central Parku. Staw, kt贸ry cz okr膮偶a艂, znajdowa艂 si ca艂ki 臋 em blisko lecz
, nie odwa偶y艂 si臋 zapu w alejki pogr膮偶one w mroku, gdy偶 ga艂臋zie drzew przes艂aniaj膮ce lai elektryczne pozostawia艂 ed nie y 1 y w膮skie wyspy 艣wiat艂a w艣r贸d roz 艂ych plam ciemno艣ci. By艂o to idealne miejsce dla podejrzan spotka艅, ale r贸wnie偶 niebezpiecznych zetkni臋膰 z bandami przesl c贸w, kt贸rzy 艣wietnie w艂adali broni膮 i wypruwali flaki swym ofiar% Gangi Bandidos, Pagans, Outlaws Wanderers Diabolos i w ! innych grasowa艂y tu niemal bezkarnie. Bob ich nie zapomn Obrabowywa艂y przechodni贸w, mordowa艂y ich, gwa艂ci艂. Zastr y asza I ludzi sprawia艂o im rozkosz. By艂a to zbieranina ludzi w zut ch i wszystkiego, kt贸rzy bili si臋 r贸wnie偶 mi臋dzy sob膮, znajduj膮c pry je I no艣膰 w rozlewie krwi, w zadawaniu cierpie艅, w szerzeniu strachu Bob chcia艂 ponownie zobaczy膰 Times Squer, serce Nowego Jor1 przej艣膰 42. ulic膮, zajrze膰 do baruteatrzyku, w kt贸rym wyst臋poi nago przed t艂umem podnieconych kobiet. Zszed艂. Alej膮 do Tin iI Square, roj膮cego si臋 od ludzi. Zdj膮艂 ciemne szk艂a% 艣ci膮ga艂n gdyz zbytnio a siebie uwag臋 nosz膮c je w nocy. Poch艂ania艂 wzrokiem reklaI 艣wietlne, t艂um cisn膮cy si臋 jak na targowisku. - Chcesz si臋 zabawi膰, synku? - zapyta艂a go jaskrawo umalowa prostytutka. M贸g艂by j膮 min膮膰 nie rzucaj膮c na ni膮 spojrzenia.
P Kiedy indziej, 艣licznotko! Dzi艣 jestem zaj臋ty. zwala艂 e zachowa膰 twarz. U艣miechn臋艂a si臋 do nie o. Zacze i go inne. Ch艂opcy w艂膮czyli si臋 do wsp贸艂zawodnictwa. M贸g艂 wybier
r96
膰. Nieletni - wszyscy 艂adni - byli liczniejsi ni偶 dawniej Ziny do starych, kt贸rzy nie zwracali uwagi na ich umizgi. Dla lopaczk贸w wszyscy, kt贸rzy sko艅czyli trzydziestk臋, byli wapi. Prostytutki maj膮ce wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia lat nazywano o emerytkami. Klienci obojga p艂ci szukali krytycznym wzrormer贸w na t臋 noc. Uciekali od samotno艣ci swoich mieszka艅. a艂o si臋 turyst贸w, kt贸rzy zachwyconym wzrokiem ogl膮dali jasno ne witryny, fasady dom贸w, wej艣cia do bar贸w. chcia艂 jak najpr臋dzej zobaczy膰 znowu wszystko, co przypomii przesz艂o艣膰. Czy偶by to by艂o skryte pragnienie powrotu do
daty facet pr贸bowa艂 nam贸wi膰 go na narkotyk, lecz Bob min膮艂 go wie i szed艂 dalej. le kto艣 chwyci艂 go za rami臋.
Bob!
膮艂 i spojrza艂 na m艂odego cz艂owieka, kt贸ry u艣miecha艂 si臋 do . Rozpoznawa艂 mi艂o brzmi膮cy g艂os. Ale twarz o pergaminowej okrywaj膮cej wystaj膮ce ko艣ci nie kojarzy艂a mu si臋 z nikim. To ja, Percy! Percy Barton! By艂em tancerzem, jak ty! Nie _tasz mnie, Bob? pt jego nagle si臋 za艂ama艂.
Nie! Ju偶 mnie nie poznajesz! Jestem oszpecony! Oszpecony! 膮cy trup. . . bu艣miechn膮艂 si臋 i obj膮艂 go ramionami. Percy by艂 tylko szpetnym tamtego pi臋knego ch艂opca, kt贸ry wzbudza艂 po偶膮danie klientek ro艣膰 koleg贸w. Bob nie da艂 pozna膰 po sobie zmieszania i lito艣ci odczuwa艂 dla dawnego kolegi. 呕artujesz! To spotkanie tak mnie zaskoczy艂o, 偶e z pocz膮tku nie em nawet okaza膰 swej rado艣ci. - 艢ledzi艂em twoj膮 pi臋kn膮 karier臋, Bob, i cieszy艂em si臋 z twego cesu. - ybuchn膮艂 szlochem.
Ja jestem cz艂owiekiem sko艅czonym! Mam AIDS.
Bob odni贸s艂 wra偶enie, 偶e kto艣 grzmotn膮艂 go pi臋艣ci膮 w splot aeczny. Percy 艣ciska艂 jego r臋ce z bezsiln膮 pasj膮.
- Mia艂em zapalenie p艂uc. . . W贸wczas stwierdzono, 偶e jestem pozytywny. . . Wyleczy艂em si臋 z tego zapalenia. . . Lecz wiadomo艣膰 Zojej chorobie dotar艂a do teatru. . . Kiedy przyszed艂em do w艂a艣 I97
ciciela, wyp臋dzi艂 mnie z pokoju. Teraz 偶yj臋 z dnia na dzie艅. . . S mego ma艂ego mieszkanka, kt贸re zajmowa艂em dot膮d, za偶膮dali% mnie usuni臋to z domu. . . Bob s艂ucha艂 jak skamienia艂y.
- 呕eby si臋 czym艣 po偶ywi膰, sprzeda艂em ubranie, zegarek, zegarek odziedziczony po ojcu. . . Zreszt膮 nie potrzebuj臋 ju偶 u Wystarczy mi to, co mam na sobie. M臋czy mnie tylko jedna Sypia艂em jedynie z kobietami. Jestem hetero. . . Jak mog艂em AIDS? Bob patrzy艂 przera偶ony na spustoszenie, dokonane przez cho% w jego dawnym koledze. Percy by艂 ruin膮 cz艂owieka. Dr偶膮c膮 r臋k膮 q% kilkaset dolar贸w. - We藕 to, Percy, i daj mi sw贸j adres. B臋d臋 ci regularnie przy% pieni膮dze, 偶eby艣 m贸g艂 si臋 zaj膮膰 leczeniem nie martwi膮c si臋 o codzi% wydatki. Przyjaciele powinni sobie pomaga膰. By艂 poruszony do g艂臋bi, lecz stara艂 si臋 to ukry膰. Oczy Percy'ego zaszkli艂y si臋 艂zami. - Nie jestem 偶ebrakiem!
- Oczywi艣cie! Zwr贸cisz mi pieni膮dze, kiedy si臋 wyleczysz i dziesz mia艂 prac臋. - Wiesz dobrze, 偶e ci, kt贸rych dotkn臋艂a ta choroba, nie mog% wyleczy膰. - We藕 fors臋, Percy! nie m贸w g艂upstw.
Po chwili wahania ch艂opak wsun膮艂 banknoty do kieszeni. Bob mia艂 艣ci艣ni臋te gard艂o. Ledwo m贸g艂 m贸wi膰. - Chod藕m si cze o艣 n i
y 臋 g apic.
- Nie chc臋 ci臋 zatrzymywa膰, Bob!
- Nie mam nic lepszego w programie. Kieliszek alkoholu dob% ci zrobi. Mnie r贸wnie偶. Weszli do baru, siedli na wysokich taboretach i oparli si臋 kontuarze. Bob zam贸wi艂 whisky. - Najlepsz膮, jak膮 macie! - dorzuci艂. - Chvas!
ZJ r i艂 si臋 z u艣miechem do kolegi. Jego wygl膮d budzi艂 przer% i nie ed nie oczy nadal pozosta艂y pi臋kne. flczy o d艂ugich, pa wini臋tych rz臋sach, oczy dziewcz臋ce, kontrastowa艂y z sinoblad膮 cea z jego trupi膮 czaszk膮.
i kielis ek. pl艂 powoli. Wychudzone palce ledwo mog艂y utrzym - Widzia艂em flmy z tob膮, Bob. Nie mog艂em si臋 powstrzym%
ry8
edzie膰 s膮siadom, kt贸rzy siedzieli obok mnie. Obcym lu% Flynn to m贸j kumpel. Wielka gwiazda. Gwiazda pierwszej Pewno pomy艣leli, 偶e si臋 przechwalam. . . jak po d艂ugim, wyczerpuj膮cym biegu.
L7la mnie to dosy膰. Chcia艂bym wr贸ci膰 do siebie. Jestem y. Okropnie zm臋czony. Dzi臋kuj臋 za whisky. zap艂aci艂. Wyszli na ulic臋.
- e藕 taks贸wk臋, Percy. Masz teraz fors臋.
- Jestem tak bardzo rad, 偶e ci臋 spotka艂em. To promie艅 艣wiat艂a ch ciemno艣ciach. Podczas pobytu w Nowym Jorku wpadn臋 jeszcze do ciebie. mieszkasz? - n臋dznym domu. South Bronx. Ko艂o Crotona Park. I69.
'% Numer 75. Ale b臋dzie ci trudno znale藕膰 mnie w tej okropnej cy, zapomnianej przez Boga i ludzi. Nie martw si臋! Dam sobie rad臋. Znam Bronx jak w艂asn膮
- . Nie przyszed艂em na 艣wiat w pi臋knych dzielnicach, Percy. Je艣li esz mnie potrzebowa艂, znajdziesz mnie w hotelu Plaza. osny u艣miech rozja艣ni艂 wychud艂膮 twarz Percy'ego.
- To adres 艂atwy do znalezienia.
U艣cisn臋艂i sobie r臋ce na po偶egnanie.
- ercy odszed艂 pochylony, pow艂贸cz膮c nogami jak starzec.
- Bob zakry艂 twarz r臋koma. Przechodnie potr膮cali go. Opu艣ci艂 6aiona i wszed艂 do baru. Chcia艂 zapomnie膰 o Percym, o jego cz臋艣ciu, o jego bliskiej 艣mierci. Wypi艂 dwa kieliszki whisky yszed艂. Da艂 znak przeje偶d偶aj膮cej taks贸wce.
- Do hotelu Plaza!
Zatrzyma艂 w贸z na rogu 7. Alei i Central P%rk South. Zap艂aci艂, siad艂, popatrzy艂 na gwiazdy 艣wiec膮ce nad drzewami parku. Wci膮gw piersi powietrze przesycone woni膮 kwiat贸w i zieleni. Chcia艂 艂on膮膰 w samotno艣ci, wygna膰 z my艣li obraz Percy'ego. Przeszed艂 臋 i skierowa艂 si臋 do parku. A nu偶 jaki艣 szaleniec wbije mu n贸偶 dzy 艂opatki. Powoli zag艂臋bia艂 si臋 w alej臋. Plamy 艣wiat艂a rzucanego przez tryczne latarne otoczone koronami drzew kontrastowa艂y z g艂臋bok膮 nno艣ci膮 nieo艣wietlonych miejsc. Nie widzia艂 偶ywej duszy, ale do i uszu wci膮偶 dochodzi艂y szmery, b臋d膮ce mieszanin膮 r贸偶nych
I99
d藕wi臋k贸w; podobnie jak w tropikalnym lesie,gdzie za 艣cian膮 prze% nej ro艣linno艣ci wyczuwa si臋 obecno艣膰 niewidocznych zwierz膮t,v p艂az贸w i olbrzymich owad贸w,tak tutaj,w parku,w艣r贸d szelestu i trzasku ga艂膮zek,w艣r贸d ledwo dos艂yszalnych prze艣lizgiwa艅 w g膮s zieleni,mo偶na by艂o wyr贸偶ni膰 j臋ki rozkoszy,st艂umione szepty,r% nie,艣ciszone kroki.Nagle te znajome szmery wzbudzi艂y w obrzydzenie.Zbiera艂o mu si臋 na wymioty.Upragniona samot sta艂a mu si臋 wstr臋tna. Z ciemno艣ci wyszed艂 brodacz oko艂o trzydziestki,muskularny,o z rzwionych w艂osach,w d偶insach i czarnej sk贸rzanej kurtce,podszee Boba i powiedzia艂 tonem,kt贸ry mia艂 zabrzmie膰 przyjacielsko: - Szukasz partnera? W艂a艣nie go znalaz艂e艣! Bob nie odpowiedzia艂 i szed艂 dalej.Wiedzia艂,czego od n oczekiwano,ale w艂a艣nie tego ju偶 nie chcia艂 za nic.Brodacz wzru ramionami i znikn膮艂 w ciemno艣ci jak szczur.Bob poczu艂,偶e nienawi艣ci ogarnia ca艂膮 ego istot臋.Szczury buszuj膮ce noc膮 w Cez Parku wzbudza艂y w nim zgroz臋.Przeb艂ysk 艣wiadomo艣ci rozpra zam臋t panuj膮cy w jego my艣lach.Po co wszed艂 do parku pogr膮偶oI " w ciemno艣ciach? Do tego nocnego piek艂a,kt贸re o 艣wicie przybie ! ! wygl膮d raju? W owalu 艣wiat艂a padaj膮cego na asfaltow膮 dr贸偶k臋 spostrzeg艂 syh i k臋 Raya,kt贸ry niespiesznie si臋 oddala艂.To by艂 on! To jego krok,to , w膮skie biodra.Serce Boba zabi艂o 偶ywiej.Ray stara艂 si臋 go znal Troszczyk iK niego.Uratowa艂 go od utoni臋cia i teraz przybywa艂 na ratun ochany Ray! Pobieg艂 w 艣lad za nim.Dop臋dziwszy go,z niewymown膮 rado chwyci艂 go za ramiona: M臋偶czyzna odwr贸ci艂 g艂ow臋 zaskoczony.Bob sta艂 jak wryty.1\ przed sob膮 obcego cz艂owieka.Ca艂kiem obcego cz艂owieka,kt i mierzy艂 go wzrokiem od st贸p do g艂贸w.By艂 m艂ody,sympatyc2 u艣miechni臋ty. - C贸偶 za niespodzianka - za偶artowa艂 nieznajomy.
- Prosz臋 mi wybaczy膰! - wyj膮ka艂 Bob.Wzi膮艂em pana za ko innego. - Czy nie m贸g艂bym zast膮pi膰 pa艅skiego przyjaciela? Skorz sta% z szansy,ze los nas po艂膮czy艂. Bob zawr贸ci艂 na pi臋cie i odszed艂 szybkim krokiem.Kilka p iI% stytutek pojawi艂o si臋 to tu,to tam wzd艂u偶 alei.Niemal na% 200 II i
_nie porusza艂y piersiami i biodrami. Twarze ich przesadnie przypomina艂y groteskowych klaun贸w. wa艂 si臋 ku wyj艣ciu z parku. Mia艂 jeszcze szmat drogi do S. Alei. D艂awi艂o go obrzydzenie. Przechodzi艂 ko艂o ma艂ego y trzech osobnik贸w o szubienicznych twarzach wy艂oni艂o u i zast膮pi艂o mu drog臋. - pi臋knisiu!
a艂ten rodzaj 艂ajdak贸w. Uskoczy艂 w bok i przemkn膮艂 obok 艂a. Podnieceni jego urod膮 i rozw艣cieczeni odmow膮 rzucili 艅 za nim. Ale Bob zyska艂 ju偶 dobr膮 przewag臋. S艂ysza艂 stuk na asfalcie, ich 艣wiszcz膮ce oddechy, ich przekle艅stwa. doda艂 mu si艂. Nareszcie dostrzeg艂 bram臋 parku. To by艂 Kiedy wybieg艂 w alej臋, po艣cig si臋 zatrzyma艂. wozu policyjnego, kt贸ry patrolowa艂 ulice, sprawi艂 mu wn膮 rado艣膰, aczkolwiek dot膮d uwa偶a艂 policjant贸w za swych a贸艂. Kontury hotelu rysowa艂y si臋 na wygwie偶d偶onym niebie. Plazy doda艂a mu otuchy. W jej 艣cianach schroni艂 si臋 Ray. . . brego oszuka艂. . . Przed poznaniem go nie przysz艂oby mu na Ec mo偶na tak bardzo i wy艂膮cznie przywi膮za膰 si臋 do jednego I%a. Obecnie ca艂y jego system my艣lenia, logika post臋powania gruntownej zmianie. Ta szczera mi艂o艣膰, usprawiedliwiona u przyjaciela, by艂a czym艣 wi臋cej ni偶 egzaltowanym zachwytem. yszy艂 jej wzrastaj膮cy poci膮g fizyczny, kt贸rego nie umia艂 sobie
, studio w Los Angeles, pla偶a w Palos Verdes, bary, kt贸re li razem, nabiera艂y szczeg贸lnej wano艣ci, poniewa偶 艂膮czy艂y si臋 o艣ci膮 Raya. Bob, kt贸ry nigdy nie zazna艂 mi艂o艣ci, mimo 偶e a艂 a偶 za cz臋sto tak zwane mi艂osne stosunki, odkrywa艂 po raz wszy wy艂膮czno艣膰 uczucia, jego intensywno艣膰, nieuchronno艣膰 po艂膮a si臋 z ukochanym. Budynek Plazy uto偶samia艂 si臋 z Rayem, ewa偶 Ray by艂 w jego wn臋trzu.
astanawia艂 si臋 niekiedy, dlaczego mi艂o艣膰 nie wyidealizowa艂a ley, Isabelle, czy innej z wielu dziewczyn, kt贸re rzuca艂y mu si臋 do . Wyt艂umaczy艂 to sobie tym, 偶e one nie oddawa艂y mu si臋 z mi艂o艣ci dla satysfakcji posiadania pi臋knego ch艂opca i oddawania si臋 i艣, kto zosta艂 idolem nie tylko Ameryki, lecz ca艂ego 艣wiata, gdzie istnia艂y ekrany. Kobiety i m臋偶czy藕ni pragn臋li go jednakowo lonymi zmys艂ami. Nawet samcy, kt贸rzy nienawidzili pederasuwielbiali Boba i bezwiednie starali si臋 upodobni膰 do niego.
2o1
i;i Tendencje nar膰ystyczne drzemi膮ce w ka偶dym cz艂owieku budzi艂y s% w jego obecno艣ci. Wszed艂 do holu, tym razem nie bacz膮c na to, czy go ktokolwid rozpozna. Znalaz艂szy si臋 w korytarzu swojego pi臋tra, skierow% najpierw kroki do swego apartamentu, ale zawr贸ci艂 i podszed艂 do drzt% Raya. Ze wzruszenia serce bi艂o mu jak m艂otem. Wej艣膰 do niego o tak niestosownej porze? A czemu偶 by nie? Ray b% dla niego kim艣 wi臋cej ni偶 vyidealizowanym przyjacielem. W stosun kach mi臋dzy nimi zaciera艂a si臋 granica mi dz Ray by艂 dla niego rz stani 臋 y Przy%a藕ni膮 a mi艂o艣ci; n膮. By艂 mu dro i p膮' wybawc膮, istot膮 nieomal nadprzyrodza De i e obh i ga艂k臋, drzwi ust膮pi艂y. W艣lizgn膮艂 si臋 do sk膮pane nu. Przez szpar臋 w drzwiach widzia艂 oswietloru sypialni臋 Raya. Czy偶by zasn膮艂 nie zgasiwszy nocnej lam ki? Bezszeles. tnie zbli偶y艂 si臋, pchn膮艂 dr zwi i obj膮艂 spojrzeniem 艂贸偶ko. ay czyta艂 ksi膮偶k臋. Na widok Boba twarz jego rozja艣ni艂a si臋. G艂o, f!, zabrzmia艂 pieszczotliwie: - Jak偶e si臋 ciesz臋, 偶e艣 przyszed艂, Bob. . .
Spojrzenia ich si臋 spotka艂y.
Ray od艂o偶y艂 ksi膮偶k臋 na nocny stolik. Ocz
wezwanie troch y mu rozb艂ys艂y. Milcz膮ce o% j eskapady? Je%y%Boba. Wi臋c Ray nie mia艂 mu za z艂e u艣miechem rozproszy艂 obawy swego Bob podszed艂 bez s艂owa, pochyli艂 si臋 nad Rayem i u艣cisn膮艂 go tkliwie. By艂a to komunia uczu膰 i nie w znan y 臋tno艣ci.
- Chcia艂em ci臋 u艣ciska膰, zanirn p贸 d臋 spa h narni - Bardzo to sobie ceni B
. . r."a%". . . cwo%e% mi艂o艣ci. . . - Jestem wzruszony, Bob. Wiesz dobrze, 偶e p ocy 'oje
, uczucia. Nie zapomnia艂em tej n odzielam
na pla偶y.
estem tak szcz臋艣liwy, 偶e nie mam s艂贸w, aby ci wyrazi膰, to co czuj臋. . . Zostawiam ci臋 teraz. Nie chc臋 ci przeszkadza膰 w czytaniu. Bob chcia艂b stopi膰 si臋 z cia艂em Raya, zespoli膰 z nim uto偶sami膰 臋j 膮 p 膮 膮 p 贸wadzi艂dn d 藕 le st%,a t. Zdawa艂 sobie spraw 偶e e o nami臋tno艣膰 czola je dWzroku. Ray go kocha艂 膮 przyjaciela. Upaja艂a go piesz8 臋 nape艂niz艂o go szczczuwa艂 t mi艂o艣膰 jak zalewaj膮c膮 o fal 艣wiat艂a i to 臋 em.
202
Ray. Dobranoc.
n膮艂 si臋 z jak偶e cenn膮, jak偶e podnosz膮c膮 na duchu
- oc, Bob. Do jutra.
mu promienne spojrzenie i wyszed艂 na palcach.
*
- 膯 Carter przyj膮艂 O'Neilla w swoim gabinecie, kt贸rego okna 艂y na po艂udniow膮 cz臋艣膰 Manhattanu, Battery Park i Statu臋 d. spania艂y widok, kt贸ry Peter oceni艂 okiem znawcy. M贸g艂 殴 jako t艂o czo艂贸wki jego filmu "Tytani". t% konglomeratu wsta艂 od swego ogromnego biurka, na kt贸rym 艂y si臋 tylko trzy aparaty telefoniczne, interfon i sk贸rzana ic% do pisania. Harmonizowa艂y one barw膮 z fotelami i sk贸rzaaem 艣cian. Powita艂 go艣cia u艣ciskiem d艂oni i wskaza艂 mu jeden stoj膮cych doko艂a niskiego stolika. Ksi膮偶ki o wyz艂oconych i sta艂y rz臋dem na p贸艂kach biblioteki. Dywany i sufit utrzymaw podobnej ciep艂ej tonacji. 艁adna i zgrabna sekretarka ta na tacy dwie kawy. Carter zapyta艂 uprzejmie:
- wolisz, Peter? Koniak, whisky, Martini, koktajl? Moja
;a jest mistrzyni膮 w sztuce przyrz膮dzania koktajli.
wyczaj pijam tylko soki owocowe. Tym razem jednak zrobi臋
ry koniak sprawi mi przyjemno艣膰.
oniaki Hennessy Napoleon, ze specjalnego zam贸wienia!
bieta nacisn臋艂a guzik i cz臋艣膰 艣ciany visavis biblioteki zawiasach, ukazuj膮c du偶y bar dobrze zaopatrzony
- Mafii? To zakrawa na powie艣膰 sensacyjn膮.
Peter nie wspomnia艂 o spotkaniu z Bryantem. Wola艂 pozna膰 wers Cartera. - A jednak to prawda. Wytw贸rnia praktycznie przesz艂a p kontrol臋 mafi. Lombardo, posta膰 dosy膰 podejrzana, gra setk milion贸w, tak jak ty gra艂by艣 w bilard. - Przecie偶 niedawno mafia zosta艂a rozgromiona. Giuliani mkn膮艂 wszystkich szef贸w i wielu podw艂adnych. - Giuliani jest niezwykle upartym i konsekwentnym prokurat rem. Przypomina mi Dewaya swoim nieprzejednaniem i si艂膮 woli. N% m贸g艂 jednak zatrzyma膰 ca艂ego sztabu z艂odziei, kt贸rzy je偶d偶膮 rollsaznt) To zadanie nawet ponad jego si艂y. Nowi maflosi przyj臋li styl bizne% men贸w na poz贸r bardzo poprawnych. Dysponuj膮 olbrzymimi kapit% ami w bankach szwajcarskich: zyski pochodz膮 z handlu narkotykam% ywym towarem, no i oczywi艣cie z ier hazardo g wych. Kontroluj膮 si臋 i hotelow膮, wiele bank贸w, tak zwane uczciwe przedsi臋biorstwa i dyktuj% swoje prawa. Brudne dochody nadal wype艂niaj膮 ich sejfy. To s% miliardy dolar贸w. U偶ywaj膮 skomplikowanej sieci po艣rednik贸w, nieu% czci ch bankier贸w, przeku nych adwokat贸w i policjant贸w, kasyr i urz臋d贸w skarbowych, aby brudne pieni膮dze wymieni膰 na czyste; i Dzi臋ki kapita艂om przenikaj膮 do konglomerat贸w i staj膮 si臋 pan anv i wa偶nych grup finansist贸w. To rak, to AIDS nasze finansjery Dochodzi do tego, 偶e w ko艅cu nie wiadomo, czy ma si臋 do czynienia z uczciwymi lud藕mi, czy z przest臋pcami. S膮 jak wirus y, jak rakowata kom贸rki, mno偶膮ce si臋 w niesko艅czono艣膰, ataku% ce 贸藕 kom贸rki zdr 1膮 P ntej i niszcz膮ce owe. - To a偶 tak powa偶ne?
- Bardziej ni偶 przypuszczasz.
Peter zamy艣li艂 si臋, odm贸wiwszy cygara, kt贸rym Carter go ocz stowa艂. P 臋 - Mo偶emy podj膮膰 ten temat w "Tytanach". Wystarczy wprowadzi膰 kilka zmian. Carter da艂 wyraz swego rozczarowania.
i - W ostamich latach nakr臋cono dziesi膮tki film贸w o mafii. Nie m贸wi臋 ju偶 o "Ojcu chrzestnym" Coppoli, kt贸ry by艂 szczytowym osi膮gni臋ciem. W Stanach Zjednoczon ch unika si nawet s艂owa m " " afia. Twierdzi si臋, 偶e ona nie istnieje. Nic nowego nie mog艂oby zaskoczy膰 publiczno艣ci. - Nie wierz臋. S膮dz膮c z tego, o czym m贸wi艂e艣 przed chwil膮, po
zog
zasz艂o we W艂oszech i nawet tutaj, u nas, w Stanach
nych, nast膮pi艂a du偶a zmiana. Podczas gdy stara mafia p艂onie z jej popio艂贸w rodzi si臋 nowa mafa. dradza si臋 jak ptak Feniks.
- a艣nie. Zdemaskowa膰 ukryte strony tej organizacji na poz贸r j. Postawi膰 j膮 pod pr臋gierzem. . . 膮tpi臋, czy m贸g艂by艣 to zrealizowa膰. . . Natkn膮艂by艣 si臋 na i tym gro藕niejsze si艂y, drogi przyjacielu. raz pierwszy Carter tak w艂a艣nie nazwa艂 O'Neilla, kt贸ry zauwas pewnym rozbawieniem. Bo Carter liczy艂 si臋 z ka偶dym s艂owem. Uwielbiam stawia膰 czo艂a niebezpiecze艅stwu. Przywyk艂em ju偶 b, 偶e jestem celem wielu nieprzyjaci贸艂. Mafia to niewidzialna armia, kt贸ra nie przebacza.
Puzo dobrze sobie z ni膮 poradzi艂.
Jego film po艣rednio zrobi艂 reklam臋 mafosom. Pami臋tasz pana kt贸ry odm贸wi艂 handlu narkotykami? To by艂a niemal apologia Podczas gdy w rzeczywisto艣ci narkotyki s膮 g艂贸wnym 藕r贸d艂em jej
- Teraz, gdy dawni przyw贸dcy znajduj膮 si臋 za kratkami, zmieni艂y zes艂anki dzia艂ania. Lombardo jest archetypem nowej szko艂y. Nie ny艣l臋, 偶eby Bryner zaaprobowa艂 zmiany scenariusza. Ja zwi膮zane r臋ce. Teraz Lombardo jest jego panem. Podejm臋 si臋 tego, Leslie.
Na w艂asne ryzyko i odpowiedzialno艣膰. zekam ze strachem na 偶sze zebranie og贸lne naszych akcjonariuszy. Mafosi potajemnie przez po艣rednik贸w du偶膮 cz臋艣膰 naszych akcji. 呕yj臋 na beczce u. Nie m贸wi臋 ju偶 o niekt贸rych naszych dyrektorach, b臋d膮cych iyra藕nym wp艂ywem mafii. lenerwowany, wypi艂 jednym haustem sw贸j koniak. Nala艂 drugi
Nala膰 ci, Peter?
Dzi臋kuj臋. Ledwie skosztowa艂em. . .
- rter ogrza艂 w d艂oniach p臋katy kieliszek.
- Poprosi艂em ci臋, Peter, nie tylko po to, 偶eby m贸wi膰 o trudno艣, ale r贸wnie偶 po to, 偶eby przed艂o偶y膰 ci pewien projekt, nad si臋 zastanawiam. Stw贸rz now膮 wytw贸rni臋. Dam ci kapita艂, miesz prezesur臋. Jak widzisz, my艣l臋 o przysz艂o艣ci. : O'Neill potrz膮sn膮艂 oboj臋tnie g艂ow膮.
,Ach, przysz艂o艣膰!
20.j
- Dlaczeg贸偶 by nie? Sko艅czy艂em sze艣膰dziesi膮tk臋, lecz nie my艣 dawa膰 za wygran膮. Co s膮dzisz o tym projekcie? Wszystkie talen "XXI Century" pod膮偶膮 za tob膮. Twoje odej艣cie by艂oby dla ni ko艅cem kariery. ; - W Hollywoodzie talenty rodz膮 si臋 na kamieniu. Na pocz膮tk prawie nic nie kosztuj膮. Bryner 艂atwo znajdzie nowe. - Ale na to potrzeba czasu. Lombardo znalaz艂 we mnie nieust臋p liwego przeciwnika. Pomy艣l o mojej propozycji. Nie prosz臋 ci o natychmiastow膮 odpowied藕. O'Neill wsta艂.
- Pomys艂 jest kusz膮cy. Przemy艣l臋 go, zgodnie z twoj膮 rad膮: N razie kr臋cenie "Tytan贸w" zajmie mi ca艂y czas. Chc臋 zrobi膰 arcydzie艂o: Nie wiem, czy publiczno艣膰 mi dopisze jak dawniej, ale zrobi臋 ten film najlepiej, jak potrafi臋. - Publiczno艣膰 zawsze ci dopisze.
- Nigdy nie jestem pewnym jej gust贸w, jej kaprys贸w. Coppol% dozna艂 wielkich niepowodze艅 po ol艣niewaj膮cym sukcesie. Nasz zaw jest nara偶ony na wiele niespodzianek. Knoty nieraz wywo艂a艂y zachwyt% a doskona艂e filmy zrobi艂y klap臋. U艣cisn臋li sobie r臋ce. O'Neill chcia艂 wyj艣膰 przez sekretariat, lecz Carter go powstrzyma艂. - Zjedziesz moj膮 osobist膮 wind膮.
Za naci艣ni臋ciem guzika uchyli艂y si臋 drzwi w 艣cianie ukazuj膮c kabin臋 wy艂o偶on膮 mahoniem. O'Neill podzi臋kowa艂 gospodarzowi za to wyr贸偶nienie, ale drwi膮cy u艣miech nie znikn膮艂 z jego twarzy.
VIII
nie "Tytan贸w" zacz臋艂o si臋 nie bez pewnych niespodzianek. Zie operuj膮c ruchem kamer O'Neill realizowa艂 najsubtelniejItroje i uwydatnia艂 w膮tek dramatycny. Najazdy kamery, travel%l.艅e, boczne i p贸艂koliste pozwala艂y mu na wzbogacenie techniki yjnej. Monta偶e postaci na kr贸tkich, wielkich planach, zmiana nieoczekiwane wstawki, 艣mia艂a gra 艣wiate艂, wszystko to dawa艂o podziwu osi膮gni臋cia formalne i stwarza艂o po偶膮dan膮 atmosfer臋 Suchy trzask klaps贸w, kr贸tkie rozkazy: akcja, ci臋cie, nak艂ada艂y olecenia, kt贸re technicy wykonywali precyzyjnie; instrukcje dla w pada艂y w piekielnym tempie, wymaga艂y wielkiego napi臋cia
odr贸偶nieniu od Scorsesego, kt贸ry dawa艂 protagonistom pewn膮 臋 interpretacji, O'Neill nie dopuszcza艂 nigdy do tego, co a si臋 wsp贸艂prac膮 re偶ysera z jego ak%orami. Sam podejmowa艂 je, kt贸re zawsze okazywa艂y si臋 s艂uszne. cia艂 uko艅czy膰 film we w艂a艣ciwym czasie, przestrzegaj膮c skrupu%e programu zaj臋膰. M臋cz膮ce wymagania, szybko艣膰 pracy, jak膮 inni erzy osi膮gali z wielkim wysi艂kiem, nie przeszkadza艂y mu w kilkaym powtarzaniu scen, z jakich nie by艂 zadowolony. o kilku powt贸rzeniach z Nelly Robins, O'Neill podj膮艂 z ni膮 ow臋 na osobno艣ci. - Nie chcia艂em przy technikach robi膰 uwag aktorce tej miary, co Ale co si臋 z tob膮 dzieje? Szar偶ujesz, brak ci naturalno艣ci. Mylisz si臋. je repliki brzmi膮 fa艂szywie. Wiem, 偶e n%asz pewne problemy. Ale e ma艂偶e艅skie nieporozumienia nie powinny ci przeszkadza膰 w sku%u si臋 na roli. - M贸wi艂 cicho, lecz surowym tonem.
zo%
Nelly z twarz膮 zalan膮 艂zami, odpar艂a szlochaj膮c: - Spodziewa艂am si臋, 偶e b臋dziesz bardziej wyrozumia艂y. . . - Wsp贸艂czuj臋 ci w twoich k艂opotach. Musisz jednak spe艂ni obowi膮zek wobec ekipy, wobec wytw贸rni, wobec tego filmu. nazwisko jest na czo艂贸wce afisza. Wszyscy ludzie, kt贸rzy pracu% wytchnienia, 偶eby dotrzyma膰 termin贸w, czekaj膮 z za艂o偶onymi r臋 na twoje kaprysy. Podpisa艂a艣 kontrakt na p贸艂tora miliona dol Wywi膮偶 si臋 z niego przyzwoicie! Nelly podnios艂a na niego swe pi臋kne oczy. Mimo sko艅 pi臋膰dziesi臋ciu lat nie wygl膮da艂a nawet na trzydziestk臋. Nagle ne ponios艂y. Nie bacz膮c, 偶e wszyscy j膮 s艂ysz膮, zacz臋艂a rozpacz krzycze膰: - Frank p艂aci swym kochankom moimi pieni臋dzmi! Wy% ogromne sumy nie pytaj膮c mnie o zgod臋. Przepuszcza moje dochl nie zarabiaj膮c ani grosza. By艂am szcz臋艣liwa mog膮c go zadowb dostarcza膰 mu 艣rodk贸w, 偶eby si臋 ubiera艂 jak dandys, kupowa艂 sd motor贸wki i bi偶uteri臋. . . spe艂nia艂am jego wszystkie kaprysy! Ironiczna mina O'Neilla doprowadzi艂a j膮 do furii. - Patrzysz na mnie, jakbym ci臋 ok艂amywa艂a! - Ale偶 nie! Gdyby艣 z r贸wn膮 pasj膮 gra艂a swoj膮 rol臋, zadowoli艂a! wszystkich. - Zapominasz, 偶e jestem kobiet膮 nieszcz臋艣liw膮! Frank nie ty sypia ze wszystkimi dziewuchami, kt贸re pobudzaj膮 jego libid% Ilekro膰 robi臋 mu uwagi, traktuje mnie jak szmat臋, kt贸rego艣 dnia m uderzy艂. . . Udaje zazdro艣膰 o Boba, Raya, Jeffa, nawet o Jareda, kt jest 偶onaty. Osuszy艂a nozdrza jedwabn膮 chusteczk膮, nie dotykaj膮c oczu, aby naruszy膰 makija偶u. Ale z艂o ju偶 si臋 dokona艂o. 艁zy pop艂yn臋艂y i 艣l; tuszu pozosta艂y na g艂adkich policzkach. - Popatrz, popsu艂a艣 sobie makija偶! - rzek艂 z irytacj膮. - Mu; i艣膰 go poprawi膰. Peter podejrzewa艂, 偶e Nelly gra komedi臋.
- S艂usznie! Ju偶 id臋! - westchn臋艂a z pokorn膮 mink膮. Zniecierpliwiony O'Neill spojrza艂 na zegarek. Ta rozmowa m: i wiele kosztowa膰.
- Wybacz mi! - dorzuci艂a Nelly spiesz膮c do swojej garder贸 Przed lud藕mi, kt贸rzy patrzyli na ni膮 z ciekawo艣ci膮 i zniecie liwieniem okazywa艂a swe cierpienia i przygn臋bienie. Ledwo jedi znalaz艂a si臋 w garderobie uspokoi艂a si臋 jak za dotkni臋ciem czarodz:
2o8
- r贸偶d偶ki. Narobi艂a tyle szumu, 偶eby zgromadzi膰 korzystne dla zeznania w procesie rozwodowym, kt贸ry mia艂a zamiar wkr贸tce 膰. Prasa publikowa艂a ju偶 artyku艂y dotycz膮ce tego skandalu, e czytywane przez ludzi lubi膮cych plotki. czas gdy specjalistka od makija偶u usuwa艂a spustoszenie spowoe p艂aczem, Nelly my艣la艂a o swoim 偶yciu uczuciowym, tak w r贸偶ne perypetie. Kupi艂a sobie Franka, dwudziestopi臋cio%go m臋偶czyzn臋, tak jak si臋 kupuje sukni臋, kt贸r膮, gdy wyjdzie ra
Sue, w otoczeniu Boba, Raya i Jeffa, kt贸ry si臋 w niej zakocha艂, sz艂a do dyskoteki Limelight na 46. ulicy. Lokal ten urz膮dzono awnym ko艣ciele, co dodawa艂o pikanterii temu siedlisku rozpusty, dzo lubianym przez sta艂ych klient贸w. Bywali tam zar贸wno ludzie towarzystwa, jak znani homoseksuali艣ci, gwiazdy showbiznesu nodelki otrzymuj膮ce ga偶e sze艣cioi siedmiocyfrowe. Wn臋trze ton臋艂o rozproszonym 艣wietle, roz艣wietlanym od czasu do czasu przez ktryczne b艂yskawice i efekty stroboskopowe. Kierownik sali zanwadzi艂 ca艂e towarzystwo do zarezerwowanego stolika przyci膮gaj膮go wzrok wszystkich go艣ci.
Hollywood pieklo manc艅
Sue ol艣niewa艂a urod膮. Towarzystwo przystojnych, elegani koleg贸w budzi艂o w niej uczucie euforii, pobudzenia zmys艂owego. 3 sp臋dzone w 艂贸偶ku O'Neilla, kt贸ry mimo nami臋tno艣ci nie i zaspokoi膰 przedwcze艣nie rozbudzonych zmys艂贸w swej parti
domaga艂y si臋 bardziej urozmaiconych kontakt贸w i to z lu%
w zbli偶onym do niej wieku. Pr贸bowa艂a zdoby膰 Boba, lecz on paa towa艂 j膮 grzecznie ale pow艣ci膮gliwie. Dwa czy trzy razy przespa艂 z Rayem, jednak偶e jego ch艂贸d, w艂a艣ciwy dandysom, kt贸rzy ust臋powa膰 kobietom, bardzo j膮 rozczarowa艂. W rzeczywisto艣ci R% by艂 dandysem, ale nie przywi膮zywa艂 wi臋kszego znaczenia do pr2 nych przyg贸d. Napastowany przez dziewcz臋ta zafascynowane urod膮, przyjmowa艂 ich ho艂dy i pieszczoty, godz膮c si臋 od czasu do c na zbli偶enie bez dalszych nast臋pstw, kt贸re dawa艂o niewielk膮 saty% cj臋. Natomiast Jeff okazywa艂 Sue gor膮ce uczucie, co j膮 zachwy My艣la艂a, 偶e si臋 w niej zakocha艂. Dla niego wszak偶e mi艂o艣膰 by艂a jed zabawn膮 gierk膮. Zapisanie jak najwi臋kszej liczby podboj贸w na ! dawa艂o mu ogromn膮 satysfakcj臋. Por贸wnywa艂 si臋 z Casanov膮; kta pami臋tniki przeczyta艂. Na艣ladowa艂 jego cynizm i spos贸b post臋pr nia. Wierno艣膰; przywi膮zanie, czu艂o艣膰 nie mia艂y dla niego 偶ad znaczenia. Bob jakby nie dostrzega艂, co si臋 wok贸艂 niego d% Zdawa艂o si臋, 偶e 艣pi z otwartymi oczami. Sta艂y cie艅 b艂膮ka艂 si臋 na czole. Ray patrzy艂 na艅 zatroskany, daremnie staraj膮c si臋 odg% pow贸d tak osobliwego zachowania. Przy s膮siednim stoliku usiedli Jared Dahl z 偶on膮, Isabelle i jeden z najmodniejszych fotograf贸w. Jared okazywa艂 wyra藕rt% 艂o艣膰 偶onie, kt贸ra odpowiada艂a mu pi臋knym za nadobne. prezentowa艂a ekscentryczn膮 sukni臋 Giorgio Armaniego i
z firmy Van Cleef i Arpels. Fulton pyszni艂 si臋 smokingiem w starego z艂ota. Chris by艂a jakby znudzona ha艂a艣liw膮 muzyk膮, ta艅cz膮cych i piekieln膮 dynamik膮 艣wiate艂. M膮偶 jej odpowiada艂 sylabami na entuzjastyczne komentarze Fultona, kt贸ry w dy dopatrywa艂 si臋 tw贸rczej atmosfery, podcza gdy Isabelle popis sw膮 pi臋kno艣ci膮 i zbytkiem. Chris mia艂a pow贸d, 偶eby nie czu膰 si臋 najlepiej, Isabelle za j膮 blaskiem urody i elegancj膮, Jared za艣 udawa艂 zaintereso osob膮, chc膮c ukry膰 intymne zwi膮zki z Nelly Robins. Jared - my Chris - nie by艂 dobrym aktorem, gdy偶 jego gra by艂a zbyt przejrz 偶eby mog艂a j膮 oszuka膰. Plotki w Hollywoodzie kr膮偶膮 po ulii Zachowa膰 sekret 偶ycia prywatnego by艂o niepodobie艅stwem,
210
ry rzuca艂y na aktor贸w 艣wiat艂o nie tylko w atelier, lecz r贸wnie偶 u ich dom贸w. Zbyt wielu ludzi kr臋ci艂o si臋 ko艂o nich - s艂u偶ba, ki spo艂eczne, przyjaciele i tak zwani przyjaciele - 偶eby nie o wszystkim, co si臋 dzieje. A 偶e prasa dobrze p艂aci艂a za ce aktor贸w plotki o skandalach, zawsze znajdowa艂a osoby udzieli膰 informacji. u臋dzy stolikami Jareda i Jeffa wznosi艂 si臋 niewidoczny mur, 偶 ich nienawi艣膰 znajdowa艂a odpowiednik w rywalizacji mi臋dzy
- QP Hollywoodzie nie spotyka si臋 prawdziwej mi艂o艣ci, takiej, opiewaj膮 poeci! - twierdzi艂 Fulton podnosz膮c g艂os, aby go o pomimo og艂uszaj膮cej muzyki. - Ludzie zawieraj膮 ma艂偶e艅si臋by uspokoi膰 opini臋 publiczn膮, a p贸藕niej rozwodz膮 si臋 i zmieniaj膮 cr贸w. Wiele kobiet rodzi dzieci tylko po to, 偶eby zatrzyma膰 iw, uczyni膰 z nich swoich niewolnik贸w. Kobiety, kt贸re nie maj膮 tstego maj膮tku, dobrze wiedz膮, 偶e w razie rozwodu strac膮 - tkie przywileje zwi膮zane z pozycj膮 swych m臋偶贸w. Rozw贸dki, t je艣li s膮d przyzna im wysokie alimenty, staj膮 si臋 pariasami. Nie muje si臋 ich w najlepszym towarzystwie. Mog膮 bywa膰 jedna ugiej, wychodzi膰 razem i patrze膰 z melancholi膮 i zazdro艣ci膮 na zdy i ich obecne ma艂偶onki. - r%s uzna艂a, 偶e s艂owa Fultona odnosz膮 si臋 do niej i spiorunowa艂a
- Jeste艣 pedziem, wi臋c nie cierpisz dzieci.
Fulton, kt贸ry nie wiedzia艂, 偶e Chris jest w ci膮偶y, pope艂ni艂 nast臋pn膮 G, zwracaj膮c si臋 do Jareda: - Jestem pewien, 偶e podzielasz moj膮 opini臋, chocia偶 jeste艣 ieciarzem. A propos, mo偶e jednak jeste艣 biseksualist膮? Jared pochwyci艂 pi艂k臋 w locie.
- Nie trzeba uog贸lnia膰. Ale w zasadzie masz racj臋. Co do
- giegiej kwestii: jestem wielbicielem wszystkich pi臋knych kobiet.
- ze wszystkimi got贸w jeste艣 si臋 przespa膰! - rzuci艂a z w艣ciekci膮 Chris. Jared wzruszy艂 ramionami. W sprawie dzieci przy艂膮cza艂 si臋 do irui Fultona. Nie ucieszy艂 si臋 wiadomo艣ci膮, 偶e wkr贸tce zostanie em, gdy偶 Chris sta艂a si臋 ju偶 dla niego ci臋偶arem. Gdy tylko Nelly wiedzie si臋 ze swoim g艂upim m臋偶em, Jared ode艣le Brynerowi Chris vz z dzieckiem. Chris podj臋艂a atak. Zwr贸ci艂a si臋 do Fultona z zapytaniem:
21I
- Dlaczego nie m贸wisz o m臋偶ach nie maj膮cych grosza przy dusz% ani uregulowanej sytuacji materialnej, kt贸rzy niecierpliwie czekaj aby ich bogate 偶ony obdarzy艂y ich dzie膰mi? Je艣li biedaczka umrz szcz臋艣liwy ojciec bachora po艂o偶y 艂ap臋 na rodzinnym maj膮tku. - Jeste艣my wi臋c zgodni co do tego - odpar艂 Fulton w dobrym humorze - i偶 tak czy owak dziecko jest po prostu haczykiem u w臋dki. Od czasu do czasu aktor ze szcz臋艣liwym u艣miechem pokazuje si臋 z dzieckiem na r臋ku w telewizji. Przy jednym ogniu piecze dwie pieczenie. Widzowie, przywi膮zani do swoich rodzin patrz膮 rozczuleni na ulubionego aktora, kt贸ry jednocze艣nie reklamuje bielizn臋 niemow l臋c膮, za co dostaje kup臋 forsy. - Jeste艣 cyniczny, Fultonie! Cyniczny i obrzydliwy! - odpar艂a Chris. - Zakamienia艂y pedzio! - Z tego wzgl臋du nie nara偶am si臋 na zazdro艣膰 Jareda. Jestea zazdrosny, Jared? - Nie cierpi臋 na t臋 chorob臋.
- Pochlebiasz mi, Jared! - powiedzia艂a Chris.
- Przynajmniej jest szczery - wtr膮ci艂a Isabelle nie zmieniaj膮a pozy. - Budzicie we mnie wstr臋t! - wykrzykn臋艂a Chris. W rytmie og艂uszaj膮cej muzyki tancerze ogarni臋ci sza艂em ko艂ysali si臋, kr臋cili, wyginali na boki, pochylali do przodu, przykl臋kiwali, robili skoki i podskoki, wywijali piruety. Wyczyny te by艂y bardziej podobne do konwulsji, spazm贸w i rozdygotanych derwisz贸w ni偶 do ekstrawaganckich ewolucji tanecznych Travolty, Debry Winter czy i Patricka Swayzego. Sue zata艅czy艂a z Jeffem, kt贸ry dysza艂 zmys艂owo艣ci膮. Fulton iI poprosi艂 do ta艅ca Isabelle. Ray zostawszy z Bobem obrzuci艂 go niespokojnym spojrzeniem. - Widz臋 w twych oczach smutek, kt贸ry mnie intryguje. M贸wi膮c szczerze, martwi臋 si臋 o ciebie. Masz wszystko: urod臋, m艂odo艣膰, s艂aw臋, bogactwo. W tej przepe艂nionej sali jeste艣 cz艂owiekiem, kt贸r%mu najbardziej zazdroszcz膮. Sta艂e艣 si臋 idolem. 呕ywym b贸stwem! Czego chcesz wi臋cej? Bob po艂o偶y艂 r臋k臋 na d艂oni Raya.
- 艢wiat jest ohydny! W tym chaosie tylko ty jeste艣 moim przyjacielem, moim jedynym punktem oparcia. Powtarzam ci to, co ju偶 raz powiedzia艂em. Ray u艣miechn膮艂 si臋 z wdzi臋kiem.
212
filozof grecki utrzymywa艂, 偶e gdyby mia艂 punkt oparcia, wzi膮膰 glob ziemski na ramiona. Od jego 艣mierci up艂yn臋艂y e te s艂owa wry艂y si臋 w ludzk膮 pami臋膰. . . Przyja藕艅, prawdziwa jest silniejsza ni偶 mi艂o艣膰. Tak si臋 m贸wi. Ale ja my艣l臋, 偶e 艂膮czy i z mi艂o艣ci膮. Ja r贸wnie偶 si臋 powtarzam. ttieli m贸wi膰 g艂o艣no, 偶eby si臋 us艂ysze膰. By艂 pewien rozd藕wi臋k r tonem jego g艂osu i uzewn臋trznionymi uczuciami. Ale Bob tywa艂 niuanse mimo ha艂asu. Zrozumia艂by Raya bez pomocy - trz膮c mu tylko w oczy.
rceni, zdyszani Sue i Jeff wr贸cili do stolika.
- 贸艂 godziny ta艅ca mog艂oby zast膮pi膰 godzin臋 gimnastyki w ins% wyposa偶onych w najwymy艣lniejsze aparaty - stwierdzi艂 Jeff. wzi臋艂a torebk臋. R臋ce jej troch臋 dr偶a艂y. DDybaczcie. P贸jd臋 do toalety.
殴le si臋 czujesz! Odprowadz臋 ci臋! - Jeff by艂 got贸w do us艂ug. Dzi臋kuj臋. Czuj臋 si臋 艣wietnie. Musz臋 tylko poprawi膰 makija偶. 臋 sobie sama. Nie grozi mi tu zgwa艂cenie - powiedzia艂a
- toalecie wst膮pi艂a do kabiny. Wyj臋艂a z torebki pakiecik kokainy, a zawarto艣膰 na lusterko i podzieli艂a j膮 na dwie cz臋艣ci, kt贸re tio wdycha艂a r贸偶owymi nozdrzami. Samopoczucie jej poprawi艂o itntal natychmiast, opu艣ci艂o j膮 zdenerwowanie. W艂o偶y艂a wszystkie oty do torebki. Zachowa艂a jeszcze jedn膮, niewielk膮 doz臋 dcu jako rezerw臋 na dalsz膮 cz臋艣膰 nocy i umie艣ci艂a j膮 w pude艂eczku !uszu do rz臋s. Od kilku miesi臋cy podwoi艂a codzienn膮 dawk臋 etyku. Wysz艂a z kabiny i spotka艂a w westybulu Isabelle maluj膮c膮 p przed lustrem nad umywalk膮. ntuicja podszepn臋艂a Sue, 偶e rywalka j膮 艣ledzi艂a. Stara Murzynka, a klozetowa siedz膮ca przy wej艣ciu, robi艂a wra偶enie czarownicy. 6uca艂a badawczym wzrokiem klientki, mamrota艂a zakl臋cia, a艂a uroki. 艁okciem wspartym na stoliku wskazywa艂a talerzyk, na k艂adziono kilkadziesi膮t cent贸w albo dolara nie jako napiwek, jako ofiar臋. Nikt nie przypuszcza艂, jak wiele mog艂a opowiedzie膰 inikarzom z Enquirera o klientkach lesbijkach, kt贸re zamysi臋 w kabinach, albo o tych, kt贸re si臋 narkotyzowa艂y. Ile偶 vanych strzykawek znajdowa艂a po wyj艣ciu owych dam, ile pustych eczek, kt贸re zapominano wrzuci膰 do muszli klozetowych przed zczeniem wody! Stara kobieta zna艂a z nazwiska wszystkie s艂awne
2r3
Nie bacz膮c na obecno艣膰 Murzynki, Isabelle stan臋艂a przed z r臋kami na biodrach, z oczami p艂on膮cymi z艂o艣ci膮. - Biedny Peter! - westchn臋艂a. - Gdyby wiedzia艂, 偶e co pe% czas lubisz pofika膰 n贸偶kami z kt贸rym艣 z filmowych amant贸w, by艂by tym uszcz臋艣liwiony. - Nie wiedzia艂am, 偶e prowadzisz rejestr, z kim i kiedy sypi - odpar艂a Sue z pogardliwym u艣miechem. - Chcia艂am pom贸wi膰 z tob膮 o czym艣 innym. Czyta艂a艣 dzisi臋 gazety? - Nie! co z tego?
- Mi艂o mi b臋dzie podzieli膰 si臋 z tob膮 dobr膮 wiadomo艣ci膮. Shii rozg艂asza wsz臋dzie, 偶e to ty dostarczasz narkotyk贸w jej bratu. Ca艂e 1 Angeles to komentuje. Sue poblad艂a.
- Shirley ma mi za z艂e, 偶e ukrad艂em jej ojca. Ty te偶 je% zazdrosna. Przybra艂a wyzywaj膮c膮 min臋.
- Je艣li chodzi o Petera, mo偶esz si臋 z nim ciupcia膰, ile ty zechcesz. Mog臋 ci go nawet ca艂kiem odst膮pi膰. Zreszt膮 wcale z ciebie zrezygnowa艂. Odsun膮艂 ci臋 tylko na drugi plan. - Dziwka!
Isabelle podnios艂a r臋k臋 chc膮c wymierzy膰 policzek dziewczy: lecz ona chwyci艂a j膮 za r臋k臋 i unieruchomi艂a z tak膮 si艂膮, jakiej nikt by po niej nie spodziewa艂. Zawdzi臋cza艂a 膮 uprawianiu body buildin; - Z rado艣ci膮 zobacz臋 ci臋 za kratkami! - powiedzia艂a przez z% Isabelle. Wyrwa艂a r臋k臋 z u艣cisku rywalki. Nag艂y ruch sprawi艂, 偶e toret Sue upad艂a na marmurow膮 posadzk臋 i otworzy艂a si臋, a jej zawarH rozsypa艂a si臋 dooko艂a. Pokrywka pude艂eczka z tuszem odskocz i saszetka z kokain膮 wypad艂a ze schowka. Spostrzeg艂a to zar贸w Isabelle jak i babka klozetowa. Stara nie da艂a tego pozna膰 po sobie, li Isabelle wykrzykn臋艂a z satysfakcj膮: - Shirley m贸wi艂a prawd臋! Handlujesz narkotykami! Sue schyli艂a si臋, by zgarn膮膰 rozrzucone przedmioty do toreb Dr偶a艂a, by艂a bliska nerwowego za艂amania. - B臋dziesz mia艂a na procesie jeszcze dw贸ch 艣wiadk贸w oslu 偶enia. Isabelle nie posiada艂a si臋 z rado艣ci. Zawr贸ci艂a na pi臋cie i wys: z toalety.
zr4
ptawi艂a makija偶 przed lustrem, staraj膮c si臋 odzyska膰 spok贸j. mo艣膰 powt贸rzona przez Isabelle, a p贸藕niej gro藕ba z艂o偶enia ch zezna艅 na ewentualnej rozprawie, zupe艂nie j膮 za艂ama艂a. owa艂by Peter? Czy wyst膮pi艂by w jej obronie? Przyjrza艂a si臋 arzy w lustrze. By艂a pi臋kna. Zachwycaj膮co pi臋kna. Ol艣niewa%lla sw膮 urod膮, rozbudza艂a w nim po偶膮danie bardziej ni偶 e inne dziewcz臋ta, kt贸re p贸siada艂 korzystaj膮c z prawa suwere%m zach臋ci艂 j膮 do wyj艣cia wieczorem, do zabawienia si臋 gdy偶 cowa膰 w nocy z Davidem Sellersem nad zmian膮 scenariusza. 艂 nawet: "Zabierz Boba, Raya i Jeffa, 偶eby bawi膰 si臋 w wi臋k%ptzyjemnym towarzystwie". Czy Peter by艂 zazdrosny? P贸j艣cie u w wi臋kszym towarzystwie narzuca艂o pewn膮 pow艣ci膮gliwo艣膰. a we dwoje by艂aby bardziej niebezpieczna. Je艣li chodzi y'ego, to da艂a mu kilkakrotnie narkotyk, ale za darmo, poniewa偶 go ju偶 wcale i cierpia艂 jak pot臋pieniec. Wyczerpa艂 pieni膮dze, mu co miesi膮c przez ojca, spore zreszt膮, i nie 艣mia艂 go prosi膰 j. Czym to mia艂 usprawiedliwi膰? Zwy偶k膮 cen narkotyku? 艣ci膮 handlarzy, kt贸rzy gwa艂townie podwy偶szyli cen臋?
mia艂a powody do niepokoju. Wprawdzie nie mo偶na jej by艂o _ 膰 o handel narkotykami, jak by tego pragn臋艂y Shirley i Isabelle.
o posiadanie narkotyk贸w by艂o surowo karane. Wielu aktor贸w s艂o przykre konsekwencje. Nawet ci, kt贸rych kariera nie zosta艂a ca艂kiem z艂amana, musieli zgodzi膰 si臋 na pobyt w Instytucie I%rkowym. Przypomnia艂a sobie tragiczny koniec Frances Farmer. nap艂yn臋艂y jej do oczu. Dreszcz przeszy艂 w膮t艂e cia艂o dziewczyny. . . ivnowa艂a jednak nad sob膮. Wr贸ci艂a do kabiny, wrzuci艂a do muszli tbk臋 po kokainie i spu艣ci艂a wod臋. Odt膮d b臋dzie musia艂a by膰 n偶na. Przede wszystkim nie dopu艣ci膰 do tego, aby policja znalaz艂a y niej bodaj minimaln膮 dawk臋 narkotyku. Isabelle mimo woli ta艂a jej cholern膮 przys艂ug臋 uprzedzaj膮c o knowaniach dooko艂a jej fej os贸bki. Upu%ci艂a banknot dziesi臋ciodolarowy na d艂o艅 babki klozetowej chcia艂a, 偶eby wszyscy byli zadowoleni - i powr贸ci艂a na sal臋. iad艂a przy stoliku i rzuciwszy pogardliwe spojrzenie Isabelle rosi艂a Boba do ta艅ca. Instynktownie wyczu艂 zdenerwowanie Sue i jej rywalki. Wprawe nie mia艂 ochoty wej艣膰 na kr膮g taneczny mi臋dzy t艂um ludzi, kt贸rzy cili si臋 w zawrotnym rytmie rocka, lecz nie chcia艂 odm贸wi膰 Sue, kaj膮cej ju偶 na niego.
2I,j
Wsta艂 z trudem.
- Sue, poka偶my tym ludziom, 偶e w por贸wnaniu z nami
Rogers i Fred Astaire wygl膮daliby na debiutant贸w!
*
* *
Scenariusz zmieniony przez Davida Sellersa i O'Neilla
w kilka dni p贸藕niej na biurko Brynera, 偶eby uzyska膰 jego zgod臋. prezes przeczyta艂 now膮 wersj臋, krew uderzy艂a mu do g艂owy. F wienia艂 tak, jakby mu grozi艂 udar m贸zgu. Scenariusz w nowej wprowadza艂 miliardera, kt贸rego przesz艂o艣膰 nik艂a w cieniu. C ogromnymi kapita艂ami, pochodz膮cymi - dowiadywano si臋 o ty koniec flmu - z pieni臋dzy, kt贸re przesz艂y ca艂y cykl zanim tra sejf贸w szacownego szwajcarskiego banku. Bryner zakl膮艂 siarczy艣cie. Przywo艂a艂 sekratark臋.
- Bilet na pierwszy samolot odlatuj膮cy do Nowego
Rezerwacja w hotelu Plaza.
Nowa wi膮zanka przekle艅stw wywo艂a艂a rumieniec na twarzy czyny, kt贸rej r臋ce dr偶a艂y. Nigdy dot膮d nie widzia艂a szefa w stanie. Szybkim krokiem przemierza艂 gabinet od 艣ciany do 艣 wywija艂 ku艂akami w powietrzu i zaciska艂 szcz臋ki, jak dzika spragniona krwi. Chcia艂 zmia偶d偶y膰 O'Neilla i Dawida Sellers powiedzia艂by Lombardo, gdyby wytw贸rnia, kt贸r膮 kontrolowa艂 p mnie, wylansowa艂a flm atakuj膮cy ludzi ocala艂ych po zawz polowaniu, przeprowadzonym przez prokuratora okr臋gowego G niego w艣r贸d przyw贸dc贸w mafii? - Bilet pierwszej klasy i luksusowy apartament?
- Oczywi艣cie. niech czeka na lotnisku wynaj臋ty dla
samoch贸d.
- Z kierowc膮?
- Tak!
- Czy zale偶y panu na jakiej艣 marce samochodu?
Spojrza艂 na ni膮 zdziwiony jej g艂upot膮. Przypomnia艂 sobie, 偶e j nowa pracownica, polecona przez emisariusza Lombarda. Ud; niewini膮tko, ale z pewno艣ci膮 otrzyma艂a polecenie szpiegowania s szefa. - Cadillac lub lincoln! - odpar艂 zdenerwowany. - 呕eby oddziela艂a mnie od kierowcy! To najwa偶niejsze!
2r6
e, prosz臋 pana.
pani powiadomi moj膮 偶on臋, 偶e wyje偶d偶am na kilka dni do
odzin臋 p贸藕niej jego samolot odlatywa艂 do Nowego Jorku.
.nie mia艂 czasu na przygotowanie swego baga偶u. Kupi potrzebrzeczy w Nowym Jorku. 艂by by艂 wprawdzie wezwa膰 obu winnych do siedziby wytw贸
nie chcia艂, by go obwiniono o zak艂贸canie produkcji filmu. Angeles m贸g艂 ich postawi膰 przed rad膮 administracyjn膮, jak 艣%dem. Nie dysponowa艂 jednak czasem niezb臋dnym na tak膮 - ur臋. O'Neill m贸g艂by mu zabi膰 klina w g艂ow臋, ale Bryner
by, jak go usadzi膰. Nie cacka艂by si臋 z nim d艂u偶ej.
c uspokoi膰 nerwy i zmieni膰 tok my艣li kupi艂 stos dziennik贸w pism. Przerzuci艂 kilka gazet, nic z nich nie rozumiej膮c, gdy偶 go rozstroi艂: Nie uspokoi si臋, zanim nie zmusi O'Neilla 偶eby i臋 przed jego wol膮, przed jego w艂adz膮. Wzi膮艂 inny dziennik yli艂 go gwa艂townie. Wzrok jego pad艂 na wiadomo艣膰 z ostatniej bi zamieszczon膮 u do艂u pierwszej strony. obby O'Ne偶ll, syn s艂aunego re偶ysera P. O'Ne偶lla, kt贸rego f偶lmy y zu偶elki sukces, zmar艂 na skutek Qrzedazukoevan偶a hero偶ny. axcko m艂odego O'Neilla Qojazu偶艂o si臋 ju偶 raz zu kron偶ce s膮dozvej. do%ua艂 vyQadek samochodo%vy, kt贸rym strac偶艂 偶yc偶e Herb er, syn Qrezesa evytzu贸rni "XXI Century". N偶edazuno m艂oda rka kabareto%ra wszcz臋艂a Qroces Qrzec偶zuko m艂odemu O'Ne偶llozu偶 偶aj膮c go o to, 偶e zarazi艂j膮 oQryszczk膮. Uderzaj膮cy wzrost liczby rch ludz偶, kt贸rzy zmarl偶 na skutek Qrzedazukozvan偶a narkotyk贸zu, szczeg贸lny n偶eQok贸j oQin偶偶 Qubl偶cznej, ht贸ra domaga si臋. . . ryner by艂 wstrz膮艣ni臋ty. Wiedzia艂, 偶e Chris i Gloria r贸wnie偶 od si臋 narkotyzuj膮. Gro藕ba 艣mierci przez przedawkowanie wisia艂a i nad jego rodzin膮. Na razie jednak zgon Robby'ego sprawi艂 mu i膰. Herb zosta艂 pomszczony. Gorzka to i sp贸藕niona satysfakcja. ly艣li jego poszybowa艂y ku O'Neillowi. 艢mier膰 syna zapewne go zy i os艂abi jego wol臋 walki. Mo偶liwa by艂a jednak i przeciwna ja. Zrozpaczony utrat膮 syna wyleje ca艂膮 gorycz na Brynera. tni jednak b艂臋dy w ocenie sytuacji, poniewa偶 nie b臋dzie mia艂 艣ci rozumowania. - niej si臋 przejmowa艂 scenarzyst膮. Je艣li b臋dzie si臋 opiera艂, to si臋 go ni. Narazi艂by si臋 tym mo偶e na proces. Ale Lombardo umia艂by go ni膰. P艂yn臋li na jednym statku.
zr%
*
Ray potajemnie, lecz 偶arliwie bada艂 charakter Boba. 艢% produktywne okresy euforycznego nastroju, kiedy wszystko wy mu si臋 艂atwe, kiedy nie odstrasza艂 go 偶aden wysi艂ek, ust臋% okresom przygn臋bienia, objawiaj膮c m si z艂 m y 臋 y humorem i de
zupe艂nym brakiem zainteresowania dla wszystkiego, co go ot Symptomy typowe dla cyklotymika, wyra藕ne wzloty i sp A mo偶e inne przyczyny powodowa艂y te zmiany samopoczucia? spostrze偶enia potwierdza艂y domys艂y Raya. Nie przyjmowa艂 ich do wiadomo艣ci, nie chcia艂 ich nawet bra膰 od rozwag臋. . . To, pragn膮艂 wymaza膰 sw膮 przesz艂o艣膰 by艂o ca艂kiem zrozumia艂e. Le jego odraza przekszta艂ca艂a si臋 w zgroz臋, w rozpacz, optymis h po y Raya wali艂y si臋 w gruzy. Pozostawa艂o tylko jedno ienie. . . I Przed kamerami, w 艣wietle reflektor贸w Bob uto偶samia艂 si臋 z terami filmowymi, wciela艂 si臋 w nich po prostu.
utra%cjuszeyt%bh gr y 臋 pi rworodnego syna miliarder narkomanem i nami臋tnym graczem p 藕y z 1 艅y kim i wszyst% stoliku. Nie otwartych konflikt贸w z ojcem, kt贸ry pot臋pia艂 jego post臋poj Zakocha艂 si臋 w tancerce z Atlantic City - t臋 rol臋 O'Neill pow m艂odej Francuzce Giselle Aubry - ona za艣 skontaktowa艂a go z ki nikami kasyna. Ilekro膰 m艂ody cz艂owiek przegrywa艂 wi臋ksze pieni臋dzy w chem偶n de fera lub w ruletk臋, mafiosi udzielal po偶yczki. Opr贸cz nami臋tno艣ci do ier hazardowych bohater fli 艂 dielbia艂 gwa艂towne sporty. Ry藕 ko by艂o jego drug膮 natur膮. zie motorowe rozwijaj膮ce zawrotne pr臋dko艣ci, konne olo, z psami go艅czymi, wy艣cigi formu艂y pierwszej - to by艂y jego 偶y% Bob zazwyczaj 艣wietnie wywi膮zywa艂 si臋 ze swych r贸l i nie d o gniew O Neilla odmawia艂, by kaskaderzy zast臋powali go w sct zbyt niebezpiecznych. Upar艂 si臋, 偶eby go nauczono prowadzen shores, kt贸rymi kierowa艂 z przyjemno艣ci膮 i wpraw膮 zadziwi mistrz贸w tego sportu. O'Neill wzywa艂 go do siebie i przedstawia艂 mu niebezpiecze艅; na jakie si臋 nara偶a艂. Mimo obietnic, 偶e b臋dzie w przysz艂o艣ci ich ur Bob rusza艂 do wy艣cigu, ilekro膰 scenariusz tego wymaga艂, nie bacz: sprzeciwy kaskader贸w.
2i8
ill z wzrastaj膮cym niepokojem 艣ledzi艂 gr臋 Boba. Pokonuj膮c a'udno艣ci znakomicie odtwarza艂 zar贸wno subtelne konilikty mi艂o艣膰 do Giselle, jak i gwa艂towne bijatyki z bandziorami, stwie kt贸rych si臋 obraca艂. Re偶yser by艂 wzruszony jawnym em Boba, 偶eby go zadowoli膰, spe艂ni膰 wszystkie polecenia, na jego pochwa艂y. no w艂a艣nie bal we wspania艂ej siedzibie rodzinnej na Long i Bob ta艅czy艂 z Sue, graj膮c膮 rol臋 c贸rki bogatego nafciarza u, kt贸r膮 ojciec przeznaczy艂 mu na 偶on臋. Powinien by艂 okazywa膰 mie, troch臋 pogardliw膮 wy偶szo艣膰 wobec m艂odziutkiej dziew kt贸ra patrzy艂a na niego z zachwytem. Wszystko sz艂o dobrze, pewnej chwili Bob nie dotkn膮艂 r臋k膮 czo艂a i chwiejnym krokiem dszed艂 do kanapki, omal nie osuwaj膮c si臋 na jej poduszki. deill przerwa艂 kr臋cenie filmu i podbieg艂 do Boba. Na twarzy ca malowa艂 si臋 dziwny wyraz; by艂 jakby mniej zaniepokojony i Boba, ni偶 zaciekawiony symptomami jego niedyspozycji. Po Bob potrz膮sn膮艂 z lekka g艂ow膮. - ezwijcie lekarza! - zawo艂a艂a przestraszona Sue.
Nie trzeba - szepn膮艂 Bob. - Mia艂em lekki zawr贸t g艂owy.
!o mnie 艣wiat艂o reflektora. Ale wszystko przesz艂o. Got贸w jestem przed kamery. usi艂 si臋 do wstania. Aktorzy i staty艣ci podj臋li prac臋. Kamerzy艣ci ycy stan臋li za swoimi aparatami. Travelling mia艂 si臋 nasun膮膰 na
Akcja! - rozkaza艂 O'Neill.
zasn膮艂 klaps. Rozpocz臋to zdj臋cia.
y ze 艣ci艣ni臋tym sercem 艣ledzi艂 niedyspozycj臋 swego przyjaciela. m膮艂 z ulg膮, kiedy Bob wr贸ci艂 na plan. y zacz臋艂y ta艅czy膰 na parkiecie w stylizowane kwiaty.
iczas przygotowa艅 do nast臋pnej sekwencji, kt贸ra mia艂a si臋 w przepysznej bibliotece o 艣cianach zas艂oni臋tych tysi膮cami iale oprawnych ksi膮偶ek, Eddie Tuchman z gazet膮 w r臋ku :sznie podszed艂 do re偶ysera.
Nie lubi臋 by膰 zwiastunem z艂ych wiadomo艣ci - rzek艂 zman
- Ale 偶ycie zmusza nas niekiedy do wype艂niania przykrych
i艂 O'Neillowi dziennik. Kiedy pochyli艂 si臋, aby wskaza膰
wi wzmiank臋 o 艣mierci Robby'ego, prawie ca艂kiem 艂ysa
zal艣ni艂a w blasku reflektora.
zry
O'Neill wzi膮艂 gazet臋 i przeczyta艂 wskazan膮 notatk臋. Ani mi臋sie艅 nie drgn膮艂 w jego twarzy. Oczy jednak przy膰mi艂y si臋 艂zamx skomentowa艂 wiadomo艣ci, zwracaj膮c Tuchmanowi gazet臋. - Moje kondolencje, Peter! - powiedzia艂 niskim g艂osem asy re偶ysera. - Robby by艂 dzielnym ch艂opakiem. - Dzi臋kuj臋, Eddie - odpar艂 O'Neill nie okazuj膮c swoich u Dopiero teraz u艣wiadomi艂 sobie, jak bardzo kocha艂 syna. C winnym jego 艣mierci. Napi臋te stosunki mi臋dzy rodzicami za ci膮偶y艂y na psychice dzieci. Shirley lepiej znosi艂a naelektryzo atmosfer臋 domow膮. Charakter jej by艂 bardziej odporny ni偶 Robby' Mimo 偶e by艂 ch艂opcem, wrodzona wra偶liwo艣膰 wyznacza艂a potencjaln膮 ofiar臋. 艢mier膰 Herba i proces wszcz臋ty przez t臋 kobiet臋 g艂臋boko go dotkn臋艂y. Narkotyzowa艂 si臋, 偶eby zapo o swoich niepokojach, o swojej s艂abo艣ci. O'Neill 偶a艂owa艂 poniewcz% 偶e nie zajmowa艂 si臋 synem, 偶e go porzuci艂, aby po艣wi臋ci膰 si臋 sw% zawodowi, 偶eby zag艂uszy膰 w艂asny strach. Nie by艂 zreszt膮 pierw%l ojcem w 艣wiecie filmowym, kt贸ry traci艂 syna w tak okrop% okoliczno艣ciach. Ale to go nie pociesza艂o. Mimo woli po艣wi Robby'ego i teraz ponosi艂 konsekwencje. Przerwie prac臋 nad filtm tylko na pogrzeb syna. Wkr贸tce zreszt膮 si臋 spotkaj膮. My艣la艂 o maj% jaki zostawi Annie i Shirley. Pierwsza roztrwoni pieni膮dze na uti mank贸w, druga znajdzie m臋偶a, kt贸ry afiszuj膮c si臋 z mi艂o艣ci膮 do 艅 b臋dzie tak偶e na jej utrzymaniu. Nigdy nie umia艂a znale藕膰 koch% godnego siebie. wszystko przeminie z wiatrem. . . A p贸藕niej? Ki sko艅czy si臋 jego w艂asna egzystencja, nic go ju偶 nie b臋dzie obchod Wezwa艂 sekretark臋 i wys艂a艂 j膮 do Los Angeles, aby zaj臋艂a pogrzebem. Gdy wszystko b臋dzie przygotowane, przyjedzie w 艣lai ni膮. Nie zostanie tam d艂u偶ej ni偶 b臋d膮 tego wymaga艂y ceremi pogrzebowe. Wieczorem odleci do Nowego Jorku. Wr贸ci艂 do kr臋cenia filmu. St艂umi艂 swe uczucia. Mimo b贸lu, k1 odczuwa艂, kierowa艂 aktorami z narzuconym sobie spokojem. Wie艣膰 o 艣mierci Robby'ego rozesz艂a si臋 szybko. Wszyscy dok艂 niej ni偶 zwykle wykonywali rozkazy re偶ysera: w ten spos贸b okazy% szacunek dla cz艂owieka, kt贸ry post臋powa艂 tak, jak mu nakazy obowi膮zek. Sue ze zdumieniem i niepokojem przyj臋艂a wiadomo艣膰 o 艣mi Robby'ego. Pog艂oski rozpowszechniane pfzez Shirley i gro藕by Isat z pewno艣ci膮 skonkretyzuj膮 si臋 w najbli偶szej przysz艂o艣ci. Policja we% j膮 na przes艂uchanie. Pocieszaj膮ce by艂o jedynie to, 偶e Sue znajdowa艂%
220
it, kiedy ch艂opcu przydarzy艂o si臋 nieszcz臋艣cie. Nikt nie rzypisa膰 bezpo艣redniego udzia艂u w tej sprawie. Ale na pewno si臋 pojawi. Nie uniknie szkaluj膮cych j膮 lo偶e to zachwia膰 jej karier臋. Z bij膮cym sercem czeka艂a na r艅,r
*
* *
ego dnia Bryner przyby艂 do Nowego Jorku. Nie uda艂 si臋 r臋cenia filmu. Tam, w swoim 偶ywiole, O'Neill traktowa艂%r贸wnego sobie i kaza艂by mu wyczekiwa膰, a偶 sko艅cz膮 si臋 e na ten dzie艅 zaj臋cia. i艂 rozgo艣ci膰 si臋 w swym hotelowym apartamencie i we
- a'a oraz scenarzyst臋, kt贸rzy pope艂nili ci臋偶kie wykroczenie. ich siedz膮c za biurkiem i potraktuje odpowiednio. - zosta艂 poinformowany przez recepcjonist臋 hotelu, 偶e rge Bryner przyby艂 z Los Angeles i chcia艂by z nim - st rozmawia膰. Powinien stawi膰 si臋 w towarzystwie mister ellersa. spojrza艂 na zegarek i odpowiedzia艂:
t siedemnasta. Nie mog臋 przerwa膰 zdj臋膰, kt贸re potrwaj膮 jak dwudziestej drugiej. Znajduj臋 si臋 obecnie na Long Island. y pod uwag臋 odleg艂o艣膰 i ruch uliczny bardzo o偶ywiony , nie b臋d臋 m贸g艂 przyby膰 do Plazy wcze艣niej ni偶 o p贸艂nocy, tm kolacjg. Je艣li mister Bryner zechce zje艣膰 j膮 ze mn膮, rad b臋d臋 ca膰. Dobrze, mister O'Neill. Przeka偶臋 to panu Brynerowi. Prosz臋 5 nasze kondolencje. Byli艣my wszyscy wstrz膮艣ni臋ci tragiczn膮 pa艅skiego syna.
*
miewaz sceny zaprogramowane na reszt臋 dnia wymaga艂y jedynie o艣ci starszych aktor贸w - cz艂onk贸w wy偶szych sfer finansowych, mieli m贸wi膰 o interesach podczas obiadu - m艂odzi wykonawcy wr贸ci膰 do Nowego Jorku przed ko艅cem zdj臋膰. b wsiad艂 do swego ferrari, kt贸re kaza艂 sobie przys艂a膰 poci膮giem Angeles, i opu艣ci艂 Z艂oty Brzeg, szeroki pas na p贸艂nocy Long
221
Island, usiany wspania艂ymi rezydencjami, i skierowa艂 si臋 do tanu, pod膮偶aj膮c drog膮 nr z5. P臋dzi艂 z tak膮 pr臋dko艣ci膮, jakby chcia艂 uciec przed w przeznaczeniem. 艁zy 艣cieka艂y mu po twarzy, osuszane prze% powietrza, nader silny w kabriolecie. Na szcz臋艣cie nie spotka艂 klist贸w z policji drogowej, kt贸rzy ruszyliby za nim w pogo艅,% znacznie przekracza艂 dozwolon膮 pr臋dko艣膰. Wiatr targa艂 jego k rzawe w艂osy, pie艣ci艂 policzki i ch艂odzi艂 odkryt膮 pier艣. Zap zmieni膰 smoking na sk贸rzane ubranie. Zrzuci艂 wi臋c marynark臋 i muszk臋, rozpi膮艂 koszul臋, 偶eby poczu膰 na sk贸rze powiew wiatru. S _ mi臋dzy autami, kt贸re wyprzedza艂, wywo艂ywa艂 protesty kiero kt贸rzy dawali wyraz swemu oburzeniu naciskaj膮c klaksony.: przera偶a艂a go perspektywa 艣miertelnego wypadku. Jedynie szy koi艂a jego nerwy. Konieczno艣膰 skupienia uwagi na prowadzeniu pozwala艂a mu zapomnie膰 o tym, co go czeka艂o. Ogarn膮艂 go szale艅stwa. Czu艂 si臋 wolny. M贸g艂 p臋dzi膰 z pr臋dko艣ci膮 przesz艂o d kilometr贸w na godzin臋, mimo 偶e w miar臋 jak si臋 zbli偶a艂 do No Jorku ruch si臋 nasila艂. M贸g艂 wpa艣膰 na bariery ochronne i skapto aby raz na zawsze sko艅czy膰. . . Przeje偶d偶aj膮c przez most Queensboro zawieszony na mn贸stwi stalowych jak na ogromnej paj臋czynie, czu艂 pokus臋 nag艂ego skr臋 w prawo, tak by ze swym ferrari znale偶膰 si臋 w wodach East Ri Pomy艣la艂 jednak, 偶e najwy偶ej ze艣lizn膮艂by si臋 na brzeg balu艣trady, solidnej, 偶eby j膮 przebi膰. Zaparkowa艂 samoch贸d na miejscu wolnym - chyba tylko dr% zrz膮dzeniu Opatrzno艣ci - przy z. Alei. Wszed艂 do pierwszl napotkanego baru. Niedba艂ym wygl膮dem zwr贸ci艂 uwag臋 kilku go! uderzonych jego urod膮. Tom, m艂ody barman, zara偶ony mikrobem flmu, rozpozna艂 i podszed艂 czym pr臋dzej, aby go obs艂u偶y膰, uradowany, 偶e ma pn sob膮 idola, kt贸ry z nowojorskiego b艂ota wzni贸s艂 si臋 na firmam% flmowych gwiazd. Dlaczeg贸偶 by on, pewnego dnia nie powt贸rzy艂 tt wyczynu? Ameryka by艂a osobliwym 艣wiatem, w kt贸rym wszyst marzenia mog艂y si臋 urzeczywistni膰, wszystkie mo偶liwo艣ci mo% stan膮膰 otworem. - Co mog臋 panu poda膰, mister Flynn? - zapyta艂, u艣miechaj膮c od ucha do ucha. Bob nie zauwa偶y艂, 偶e barman zwr贸ci艂 si臋 do艅 po nazwisku. - Podw贸jn膮 whisky bez lodu i bez wody sodowej.
222
I%u co艣, co mamy najlepszego.
!%utelk臋 Chwas Regal na cze艣膰 klienta, kt贸ry urzeczy%ze marzenia. i艂 kolejno trzy kieliszki i wyci膮gn膮艂 portfel.
臋stunek naszej firmy, mister Flynn! - o艣wiadczy艂
w u艣miechu bia艂e z臋by.
t ze zdziwieniem na pi臋kny wykr贸j jego czerwonych
; 偶e barman zapisywa艂 jego konsumpcj臋 na w艂asny
w艂a艣ciciel baru by艂 nieobecny.
: panu - odpar艂 z u艣miechem. - Jak pan si臋 na
Tom Stockwell do pa艅skich us艂ug, mister Flynn!
el", mister Flynn.
膮 przyjemno艣ci膮 powtarza艂 znane nazwisko.
_ 臋 tu jeszcze kiedy艣.
ie pan zawsze go艣ciem naszej firmy, mister Flynn!
- sn膮艂 mu r臋k臋, czym Tom by艂 doprawdy wzruszony.
- 艣ciu aktora dwie kobiety w ekscentrycznych, bardzo wyde_ ch sukniach podesz艂y do kontuaru.
_o by艂 naprawd臋 Bob Flynn? - zapyta艂a pierwsza.
e w艂asnej osobie! - odpar艂 z dum膮 Tom.
t przystojniejszy ni偶 na ekranie! - stwierdzi艂a druga. _'a艂am go nagiego na video. Jest po prostu boski! am ogromny plakat z Bobem. Wisi w moim pokoju. Patrz臋 d za艣ni臋ciem - podj臋艂a pierwsza kobieta. :%est ubrany czy nagi?
Masz obsesj臋 na punkcie nago艣ci.
A c贸偶 w tym z艂ego?
zamkn膮艂 si臋 w swoim apartamencie i po艂o偶y艂 na kanapie
i za艂o偶onymi pod g艂ow膮. Whisky wypita w barze pobudzi艂a ie krwi, rozja艣ni艂a jego my艣li. Niestety, nie m贸g艂 si臋 upi膰 nawet wypi艂 du偶o alkoholu. Nie u偶ywa艂 dot膮d narkotyk贸w, lecz teraz nie si臋 zastanawi%艂, czy by nie spr贸bowa膰. C贸偶 z tego, 偶e Ywiek si臋 od nich uzale偶nia, 偶e mo偶e umrze膰 z przedawkowania, jak 5by? Nie ma co si臋 martwi膰 o dzie艅 jutrzejszy! Robby! Zazdro艣ci艂 odpoczynku.
Kilka os贸b zapuka艂o do drzwi, lecz nie odpowiedzia艂 nikomu. oeo nie chcia艂 widzie膰. Nikogo!
22j
P贸藕niej poprosi, aby mu podano obiad do pokoju. Obiad krapiany szampanem. Obficie zakrapiany! B臋dzie szasta艂 fors膮 j szalony. . . Zatelefonowa艂 do swego agenta w Los Angeles i za偶膮da艂 lamboi hini, o kt贸rym marzy艂. - Wkr贸tce je pan dostanie. Zapewne w przysz艂ym tygodniu. - Tutaj, w Nowym Jorku? - Tak jak mi pan poleci艂. . . Czy mog臋 powiedzie膰 par臋 s艂贸w? - Prosz臋 bardzo! - Wyrzuca pan pieni膮dze przez okno.
- Niech mi pan nie prawi mora艂贸w, Bruce. Na nic si臋 nie zdad% - Wydaje pan ostatnie rezerwy. - Moje ga偶e zape艂ni膮 pustk臋.
- Ma pan ju偶 ferrari, astonmartin, lagond臋, dwa rolsy, z kt贸ry jeden otwarty, de tomasso i duesberga. Czy to panu nie wystarcz% - Nie! - Wspomina艂em panu o tym biednym Fetchitcie, kt贸ry m
w gara偶u dziesi膮tk臋 rolls贸w i na staro艣膰 umar艂 w bar艂ogu. - M贸j kamerdyner opowiada艂 mi o nim. Got贸w jestem zaryzyk wa膰. Agent westchn膮艂.
- Jak pan sobie 偶yczy.
Bob od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Tylko raz prowadzi艂 swego aston martin Lagond膮 pojecha艂 kiedy艣 na garden party, a de tomasso wzi膮艂 na ja% mecz polo. Limuzyn膮 rolls pojecha艂 kiedy艣 na premier臋. . . Kto艣 znowu zastuka艂 do drzwi. Bob us艂ysza艂 mi艂y, koj膮cy g艂os Ray - Otw贸rz, Bob. Wiem, 偶e tam jeste艣. Dlaczego ukrywasz s przede mn膮? "Dlaczego?" - pomy艣la艂 Bob. Ray mia艂 racj臋, jak zwykle. N nale偶a艂o odpycha膰 jedynego przyjaciela. Zszed艂 z kanapy, odemkn drzwi i zatrzasn膮艂 je za Rayem. - Kieliszek whisky? Albo Martini? Je艣li nie chcesz przypadkie wypi膰 szampana zamiast aperitifu. - Pos艂uchaj, Bob! Nie przyszed艂em do ciebie, 偶eby cokolwii wypi膰 i pogada膰 o byle czym. Usiad艂 w fotelu. Powiedzia艂 z westchnieniem:
- Im wi臋cej my艣l臋 o tobie, tym trudniej mi oceni膰, tym s膮d m staje si臋 mniej pewny. . . - Czy偶bym by艂 dla ciebie tajemnic膮? - za偶artowa艂 Bob.
224
Dzisiaj, kiedy widzia艂em, jak zrobi艂o ci si臋 s艂abo podczas ia flmu, ogarn臋艂a mnie panika. Po c贸偶 tak si臋 martwi膰?
Po co? Dlatego, 偶e jestem do ciebie przywi膮zany wprost sownie, 偶e nie mog臋 si臋 obroni膰 przed tym uczuciem. b zbli偶y艂 si臋 do niego i uj膮艂 jego r臋ce.
Kocham ci臋, Ray. ty mnie tak偶e kochasz.
y wsta艂 i spojrza艂 mu w oczy ze wzruszeniem.
Nie wstydz臋 si臋 tego, 偶e ci臋 kocham. Nie uwa偶am si臋 za peda艂a, dzonego przez spo艂ecze艅stwo, poniewa偶 darz臋 ci臋 takim uczu. Zreszt膮 nic bym sobie nie robi艂, nawet gdyby ludzie traktowali jak zad偶umionego. . . Podobnie jak ty, sypiam z kobietami. Ale nie kaja to w pe艂ni moich zmys艂贸w. . . os jego zabrzmia艂 jeszcze tkliwiej.
Nietzsche zapewnia艂, 偶e prawdziwa przyja藕艅 polega nie tyle ieleniu cierpie艅 z tymi, kt贸rych si臋 kocha, ile na dzieleniu rado艣ci. Jestem wr臋cz przeciwnego zdania. Prawdziwa przyja藕艅 a w m%iejszym stopniu na dzieleniu rado艣ci tego, kogo si臋 bardziej na dzieleniu z nim jego cierpie艅. . . A czuj臋, 偶e ty isz. . . zy zal艣ni艂y na rz臋sach Boba.
` Odk膮d ci臋 pozna艂em, Ray, zrozumia艂em, 偶e przyja藕艅, jak膮 po pierwszy odkry艂em dzi臋ki tobie, rodzi i 偶ywi mi艂o艣膰. . . Powstrzyi%va艂em si臋 wszystkimi si艂ami od wyra偶enia moich uczu膰 dla ciebie. leia艂em ci臋 oszcz臋dzi膰, ochroni膰 od z艂ego. . . Musz臋 ci co艣 wyzna膰, y, cho膰 wiele mnie to kosztuje. . . bardzo wiele. . . Oswobodzi艂 z u艣cisku d艂onie przyjaciela i podszed艂 do okna, chodz膮cego na prze艣wituj膮ce w mroku 艣wiat艂a Central Parku. - Jestem seropozytywny, Ray! Nasta艂a g艂臋boka cisza.
Bob czeka艂, by jego przyjaciel po cichu si臋 oddali艂. Ale Ray ani
- Wiedzia艂em o tym! Intuicyjnie. . .
- Bob obr贸ci艂 si臋 ku niemu.
- nie ba艂e艣 si臋? - krzykn膮艂 zrozpaczony. - Nie unikasz mnie? Ray pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Nie! Ja si臋 nie boj臋.
- Ale musisz rozumie膰, 偶e choroba powoli niszczy m贸j organizm. wkr贸tce umr臋. 呕e m贸g艂bym ci臋 zarazi膰. . .
p;%艂o marini
Ray powt贸rzy艂 tym samym 艂agodnym, lecz stanowczym tonem: - Nie boj臋 si臋! Zostan臋 przy tobie! - Jedynie O'Neill zna moj膮 tajemnic臋.
- Tym bardziej go teraz szanuj臋.
Bob wyrazi艂 gestem sw膮 bezradno艣膰.
- Nie mo偶na walczy膰 z t膮 chorob膮. . .
I po chwili doda艂:
- 呕eby zachowa膰 dobr膮 opini臋 sypia艂em z kilkoma dziewczynami. Ale zachowuj膮c wszelkie mo偶liwe ostro偶no艣ci. Wiesz przecie偶. . . s膮 pewne sposoby. . . Tylko jedna kobieta mnie. . . zgwa艂ci艂a. . . zanim mog艂em jej zapewni膰 bezkarno艣膰. . . To wydaje si臋 艣mieszne, ale jest szczer膮 prawd膮. . . - Anna O'Neill?
- Tak.1 robi臋 sobie wyrzuty. . .
- Dlaczego? "Sam chcia艂e艣, Grzegorzu Dynda艂o. . ." - Nie rozumiem. - Zacytowa艂em replik臋 ze s艂awnej komedii.
Bob rzek艂 w zamy艣leniu:
- Dziewczyny by艂y ura偶one, 偶e nie chcia艂em ich ca艂owa膰 w usta. Wymawia艂y mi, 偶e u偶ywam prezerwatyw, bo psuje im to przyjemno艣膰. . . M贸wi艂y mi, 偶e je obra偶am, podejrzewam o chorob臋 weneryczI n膮. . . Mimo to powraca艂y. . . Coraz wi臋cej ich by艂o. . . Moja odmowa, nawet czasem obra藕liwe dla nich zachowanie jako艣 ich nie zra偶a艂o. . . Pad艂 na fotel, jakby wyzuty z si艂. - Przed poznaniem ciebie, Ray, strach i cierpienie by艂y jedynymi moimi przyjaci贸艂mi. . . Wkr贸tce umr臋. . . Dzisiejsza niedyspozycja jest tylko jednym z wielu sygna艂贸w, zapowiadaj膮cych koniec. . . Jeszcze dzielnie si臋 trzymam, ale nie ma dla mnie ratunku. - Wola walki z chorob膮, wola jej przezwyci臋偶enia mo偶e poprawi膰 tw贸j stan. Czyta艂em artyku艂 o jej dobroczynnej roli w walce z AIDS. Bob u艣miechn膮艂 si臋 gorzko.
- Twoje s艂owa dobrze mi robi膮. To tak, jakbym znajdowa艂 si臋 na ton膮cym statku i nagle opar艂 si臋 o ko艂o ratunkowe. Tym ko艂em jest twoja obecno艣膰. Samotno艣膰 sta艂a si臋 dla mnie niezno艣na. . . Ty mi dodajesz otuchy. . . Pomagasz mi. . . Jeste艣 promieniem s艂o艅ca w otaczaj膮cych mnie ciemno艣ciach. . . Jeste艣. . . Zaszlocha艂.
- Jeste艣. . . moim s艂o艅cem, Ray. . .
226
- stem po prostu twoim przyjacielem. Przyjacielem, kt贸ry ci臋 dp臋d藕my smutek, Bob! Odp臋d藕my ciemno艣ci!
podszed艂 do barku stoj膮cego w k膮cie salonu. Odkorkowa艂
lod贸wki butelk臋 szampana. Nape艂ni艂 kieliszki.
- nasz膮 przyja藕艅, Bob!
zkoda, 偶e to szcz臋艣cie b臋dzie kr贸tkie...
uli toast.
o mojej 艣mierci moje wozy i wszystko, co mam wano艣ciowego, nie tobie - powiedzia艂 Bob. (ie potrzebuj臋 twoich woz贸w! Potrzebuj臋 ciebie! Co by艣
ia艂, 偶eby艣my zjedli razem obiad? Zarezerwowa艂em ju偶 dla nas
ju偶 do艣膰 p贸藕no, kiedy zeszli do restauracji. Stolik ich by艂 tak ony, 偶e mogli wszystkich widzie膰 i sami by膰 widziani. e艂nionej sali wiele spojrze艅 skupi艂o si臋 na nich.
Nasze tete a tete wywo艂a wiele komentarzy - rzek艂 Bob.
Nie obchodz膮 mnie ci ludzie - odpar艂 Ray z prostot膮. - To bym by艂 z tob膮 na bezkresnej pustyni.
belle i Jeff, niepoprawny Casanowa, zatrzymali si臋 przy ich Ray nie poprosi艂, aby si臋 przysiedli. Dzi艣 wiecz贸r - powiedzia艂a Isabelle z czaruj膮cym u艣miechem j臋 przyj臋cie dla kilkorga przyjaci贸艂. Nie chcieliby艣cie do艂膮czy膰? b si臋 wym贸wi艂. Czu艂 si臋 zm臋czony, zapewne na skutek rannej pozycji. Ray, bardziej bezpo艣redni, o艣wiadczy艂, 偶e nudz膮 go zyskie spotkania. - QVol臋 zajmuj膮c膮 lektur臋. Po偶eram teraz powie艣膰, kt贸ra zdoby艂a d臋 Gonocourt贸w. Autor: Dominique Fernandez. Fajny typ. rl贸wi艂 j臋zykiem nieco odbiegaj膮cym od poprawno艣ci, bo m贸wiono w otoczeniu Isabelle i jej m艂odych przyjaci贸艂. - Lepiej by艣 uci膮艂 sobie drzemk臋! "Filmy francuskie i francuska Kura s膮 niestrawne dla umys艂owo艣ci ameryka艅skiej '. Cytat Neilla, kt贸ry natrz膮sa si臋 ze wszystkich nagr贸d Goncoun贸w. 膰ay u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie. - Mimo to zaanga偶owa艂 aktork臋 francusk膮. Co wi臋cej, sporo jej
Giselle? Zapewne dobrze si臋 spisuje w 艂贸偶ku - powiedzia艂a e z pogard膮. To tak偶e sztuka - dorzuci艂 Jeff.
chodz膮c Isabelle sykn臋艂a:
22j
- Bawcie si臋 dobrze we dw贸jk臋, ch艂opaki!
Wybuchn臋艂a 艣miechem. Poci膮gn臋艂a Jeffa, nieco speszone 偶yczeniem; usiedli przy stoliku zarezerwowanym obok orkies - 呕mija! - stwierdzi艂 Bob. - Po prostu zakocha艂a si臋 w tobie. Chcia艂aby ci臋 wodzi膰 za Po obiedzie zakropionym tylko szampanem Bob i Ray w do nastrojach wr贸cili do swoich apartament贸w. Po raz pierwszy Bob pozna艂 wstrz膮saj膮cy wynik testu, 艣piewa艂 pod natryskiem. Po k膮pieli w艂o偶y艂 szlafrok i po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku. Wpat w z艂ocone sztukaterie sufitu wybiega艂 my艣lami do Raya. Z rozma wyrwa艂 go szmer otwieranych drzwi. Na progu sta艂 Ray w niebi jedwabnym szlafroku, harmonizuj膮cym z jego b艂臋kitnymi o i 艂ow czu r n. P膮 Py膮
- Chcia艂bym ci臋 raz jeszcze zobaczy膰 przed spaniem - ril cicho. - Przekona膰 si臋, czy w wszystko w porz膮dku. - W najlepszym porz膮dku dzi臋ki tobie. D艂ugo patrzyli sobie w oczy. Bob poci膮ga艂 go jak kochanek. - Mog臋 po艂o偶y膰 si臋 przy tobie? - Prosz臋 ci臋, Ray.
艁贸偶ko by艂o tak szerokie, 偶e cztery osoby mog艂y na nim wygo% odpocz膮膰. Ray po艂o偶y艂 si臋 na wznak obok Boba. Podobnie jak on przygl% si臋 z艂oconym arabeskom na suficie, jakby widzia艂 w nim co艣 f i cynuj膮cego. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i przykry艂 ni膮 d艂o艅 przyjaciela, kti poczu艂, 偶e dreszcz przenika jego cia艂o. Le偶eli tak nieruchomi jak kamienni rycerze 艣pi膮cy wieczyst snem na sarkofagach.
O'Neill i David Sellers weszli do apartamentu Brynera, kt% oczekiwa艂 ich ponury i gro藕ny. Nie przyj膮艂 zaproszenia na wsp贸 obiad wymawiaj膮c si臋 niedyspozycj膮. Siedz膮c za sto艂em w st Ludwika XVI s艂u偶膮cym mu teraz za biurko, zachowywa艂 milczer Uda艂, 偶e nie wie o 艣mierci Robby'ego, aby nie by膰 zmuszonym z艂o偶enia kondolencji, gdy偶 zak艂贸ci艂oby to atmosfer臋 napastliwo艣ci, j; pragn膮艂 stworzy膰. Wskaza艂 im fotele z drugiej strony sto艂u.
Bez 偶adnego wst臋pu przyst膮pi艂 do sprawy. O艣wiadczy艂 im, odrzuci艂 zmieniony scenariusz, dziwi膮c si臋, jak mogli u艂o偶y膰 ta
228
a. Mafia nie istnieje. Giuliani zniszczy艂 organizacj臋. Niedobita艂atajstwo, nie zas艂uguj膮ce na zainteresowanie. "Je艣li chcecie film o tych pospolitych przest臋pcach, zaproponujcie nowy usz. Got贸w jestem go przeczyta膰, aczkolwiek w膮tpi臋, 偶e m贸g艂by 膰 uwag臋 szerokiej publiczno艣ci. Ale nie ma mowy, 偶eby zmieni膰 y scenariusz". 'Neill podj膮艂 kontratak.
Utrzymujesz wi臋c, George, wbrew oczywisto艣ci, 偶e wielcy arze narkotyk贸w, kt贸rzy utworzyli o艣rodki dzia艂ania w Kolumbii, eli, w Panamie, w Meksyku, a nawet tutaj, w Stanach Zjednych, nie istniej膮? 呕e ci faceci nie pior膮 setek milion贸w, ba, d贸w dolar贸w pochodz膮cych z handlu narkotykami? 艢miesz dzi膰, 偶e znik艂y m贸zgi, decyduj膮ce o wszystkim? 呕e nie manipuluj膮 umi膮 wykonawc贸w, kt贸rzy wykonuj膮 ich rozkazy? Armi膮 dys tor贸w, odsprzedawc贸w i detalist贸w, kt贸rzy handluj膮 narkotykami? zatruwaj膮 m艂odzie偶? Kt贸rzy siej膮 艣mier膰 w艣r贸d naszych dzieci? ryner uzna艂, 偶e nale偶a艂o zmieni膰 taktyk臋. Wspomnie膰 o 艣mierci by'ego. Nie by艂o to lojalne posuni臋cie, lecz Bryner nie mia艂 bpu艂贸w. Westchn膮艂 wyrozumiale. - Przedwczesna 艣mier膰 twego syna, nad kt贸r膮 bolej臋, pog艂臋bia eze twoje b艂臋dne opinie. Musisz zrozumie膰, 偶e mafa ameryka艅ska nie istnieje. Stany Zjednoczone s膮 mo偶e 艣wietnym rynkiem dla ych handlarzy. Co roku kr臋ci si臋 dziesi膮tki film贸w i seriali arkotykach. Co nowego mo偶na jeszcze doda膰? Je艣li chcesz splajva膰 pokazuj膮c publiczno艣ci ograny temat, mo偶esz to zrobi膰, ale nie pieni膮dze naszej wytw贸rni. 呕a艂uj臋, Peter, ale moja decyzja jest odwo艂alna. Nic nie mo偶e jej zmieni膰. O'Neill wsta艂, a za jego przyk艂adem podni贸s艂 si臋 z fotela i Sellers. - O艣wiadczam, George, 偶e nie b臋d臋 si臋 liczy艂 z twoim zdaniem. li ka偶esz przerwa膰 zdj臋cia, zrobisz to na w艂asne ryzyko i odBior臋 to na siebie. Panie Sellers - zwr贸ci艂 si臋 do scenarzysty zwalniam pana. Pa艅ska kariera u nas jest sko艅czona. w膮tpi臋, czy ie wytw贸rnie zechc膮 w przysz艂o艣ci skorzysta膰 z pa艅skich us艂ug. dbam o to, 偶eby je powiadomi膰. - A wi臋c mafia dzia艂a pod wysokim ci艣nieniem - wtr膮ci艂
nicznie O'Neill. - Dzienniki zostan膮 o tym powiadomione.
:ypuszczam, 偶e kroki podj臋te przeciw Sellersowi dotycz膮 r贸wnie偶 jej osoby.
229
- W twojej sprawie wypowie si臋 Rada administracyjna. - Urz臋dnicy tak samo niekompetentni jak ty. Bryner zzielenia艂. Wsta艂 w艣ciek艂y.
- Przekonasz si臋, 偶e nie 偶artuj臋.
O'Neill wybuchn膮艂 艣miechem.
- Weso艂o艣膰 jest nie na miejscu w dzie艅 po 艣mierci syna. Wiem o tym. Ale twoja pysza艂kowato艣膰 mnie roz艣miesza. Powiedz swoim prze艂o偶onym, 偶e nie wykonam twoich rozkaz贸w. Je艣li chcesz wojny, to j膮 b臋dziesz mia艂. . . Hollywood ma czu艂y s艂uch, drogi George. Tw贸j protektor nie b臋dzie zbyt zadowolony, je艣li dojdzie do skandalu. Wyobra藕 sobie, 偶e wiem, jak si臋 nazywa. Chod藕my, Dawidzie! Pozw贸lmy Brynerowi prze偶u膰 gniew w samotno艣ci. Mo偶e jutro rano odzyska pogod臋 ducha. Nie 偶egnaj膮c si臋 z prezesem, O'Neill wyszed艂, a w 艣lad za nim poblad艂y ze strachu Sellers. Kiedy znale藕li si臋 na korytarzu scenarzysta i powiedzia艂 dr偶膮cym g艂osem: - Mia艂em wra偶enie, 偶e wszyscy mafiosi ze Stan贸w Zjednoczonych przemawiali ustami Brynera. Pami臋ta pan scen臋 z "Ojca chrzest; nego", w kt贸rej prezes znajduje w 艂贸偶ku g艂ow臋 swego ulubionego
konia?
- Genialny pomys艂! - stwierdzi艂 O'Neill tonem zawodowca. - Rzeczywisto艣膰 czy wyobra藕nia? - P贸艂 na p贸艂. Id藕 teraz na obiad.
- Po otrzymaniu wym贸wienia straci艂em apetyt.
- W najgorszym razie mo偶esz pracowa膰 dla wytw贸rni, kt贸r膮 za艂o偶臋. - Kto j膮 sfnansuje?
- Na razie to moja rzecz. . . Do jutra na planie!
Przed wyjazdem do Los Angeles na pogrzeb syna, O'Neill odby艂 kr贸tkie spotkanie z Leslie Carterem. Prezes konglomeratu by艂 jak zwykle spokojny i opanowany, lecz tym razem nie wyczuwa艂o si臋 w nim ukrytego podniecenia wywo艂anego zagro偶eniem. Po z艂o偶eniu kondolencji O'Neillowi z powodu 艣mierci jego syna, Carter zrelacjonowa艂 mu do艣膰 burzliw膮 rozmow臋 z Brynerem, kt贸ry mimo kontakt贸w z Lombardem ostatecznie zgodzi艂 si臋 na zmiany poczynione w scenariuszu. - Mo偶na by wyt艂umaczy膰 to ust臋pstwo stanowiskiem samego
z3o
, kt贸ry zapewne nie chce zaostrza膰 sytuacji ani mobilizowa膰 eralnych przeciwko sobie i mafii. Powierzy艂em nasze interesy adwokackiej "Sears, Scovil i Locke", wyspecjalizowanej cjach akcjami. Od sze艣ciu lat p艂ac臋 im s艂one honoraria dywaniu ewentualnej rozgrywki, gdy偶 wol臋 ich mie膰 po stronie. . . Dzi艣 rano odwiedzi艂 mnie w艂a艣nie John Locke, i艣my akta konglomeratu - o艣wiadczy艂 - wasza sytuacja nie e z艂a. Przede wszystkim Lombardo zdo艂a艂 zjedna膰 sobie kilku r贸w z waszej rady administracyjnej. Posiada spory, nawet spory pakiet waszych akcji. Ale zgodnie z waszym statutem odb臋d膮 si臋 dopiero w przysz艂ym roku. A wi臋c tymczasem ma oln膮 r臋k臋, gdy偶 na razie dysponuje pan wi臋kszo艣ci膮. Trzydzie艣ci g艂os贸w na pi臋ciu zwolennik贸w Lombarda. Istnieje kilka sposo%tniemo偶liwienia temu mafoso nabycie dalszych akcji nawet przez awionych ludzi. Pom贸wimy o tym we w艂a艣ciwym czasie". doda艂 e: "Wiem, 偶e trudno jest walczy膰 z miliardami dolar贸w, kt贸re Gy handlarze narkotyk贸w rzucaj膮 na rynek. Stopniowo po艂kn膮 oni anarod贸wki, kt贸re nie potrafi膮 si臋 broni膰 przed lawin膮 brudnych i臋dzy. Na szcz臋艣cie, pan nie jest jeszcze w takiej sytuacji. nigdy nie b臋dzie. Nasza firma postara si臋, 偶eby zamkn膮膰 dzi贸b temu i Lombardo". ;arter powiedzia艂 to z pewn膮 satysfakcj膮.
- Ma pan we mnie oparcie, Peter. Niech pan dr膮偶y g艂臋biej. Mog臋 臋stowa膰 pana kieliszkiem szampana dla uczczenia tego zwyci臋sWygra艂 pan bitw臋, Leslie. Ale wojna jeszcze nie sko艅czona. - Zgoda! Lecz w ci膮gu mej kariery nigdy nie ponios艂em kl臋ski. 臋c kieliszek szampana? - Dzi臋ki. M贸j samolot odlatuje za niespe艂na dwie godziny. - Dobrze! Zobaczymy si臋 po pa艅skim powrocie. . . Przed wyjazn dam panu jedn膮 rad臋. Niech pan b臋dzie ostro偶ny. Mo偶liwe, 偶e i艣 p艂atny morderca we藕mie pana na cel. Wynaj膮艂em dw贸ch goryli, rzy b臋d膮 panu wsz臋dzie towarzyszy膰. Jak cienie. - My艣li pan, 偶e tak mi zale偶y na 偶yciu? - u艣miechn膮艂 si臋 drwi膮co Jeill. - Je艣li zechc膮 mnie sprz膮tn膮膰, goryle nie zdo艂aj膮 temu obiec. Ale dam sobie rad臋 sam. Do widzenia, Leslie, i raz jeszcze rki za dobre intencje. Uradowany przywr贸ceniem go do pracy Sellers uczci艂 je w barze elowym w towarzystwie Jeffa, Raya i Boba. Podniecony kilkoma
231
',';i艃
koktajlami opowiedzia艂 im dok艂adnie burzliw膮 rozmow臋 mi臋dz O'Neillem i Brynerem, nie wymieniaj膮c nazwiska Lombarda. Dziennikarz, kt贸ry przypadkiem gasi艂 pragnienie w pobli偶u Selle sa, nie uroni艂 ani s艂贸wka. Nie posiada艂 si臋 z rado艣ci, gdy偶 zdoby wiadomo艣膰, kt贸ra mog艂a wstrz膮sn膮膰 ca艂ym Hollywoodem. Wspania艂 skandal rysowa艂 si臋 na horyzoncie. Podczas gdy Sellers z werw膮 opowiada艂 dalej, Frank Spade% kierownik zdj臋膰, wszed艂 przygn臋biony z gazet膮 w r臋ku. Sellers zaprosi go do towarzystwa. Skin膮艂 na barmana. - Mocny koktajl dla mister Spade'a!
Spade wdrapa艂 si臋 na wysoki taboret.
- Dzi臋ki, Dawidzie! Doprawdy, musz臋 si臋 napi膰. M贸j stary kumpel, Darrel Brighton, pope艂ni艂 samob贸jstwo. Rzuci艂 dziennik na kontuar.
- Strzeli艂 sobie w 艂eb po 艣mierci swojej eksma艂偶onki, kt贸r膮 wyko艅czy艂 rak. Brighton to by艂 wielki aktor! - Zna艂em go dobrze - stwierdzi艂 Sellers. - Gra艂 w dw贸ch filmach, do kt贸rych zrobi艂em scenariusz. Nie wiem, czym wyt艂umaczy膰 jego samob贸jstwo. Rozwi贸d艂 si臋 przecie偶 z Rose i 偶y艂 z inn膮 kobiet膮. - Mo偶e jego mi艂o艣膰 do Rose nie wygas艂a mimo rozwodu. Darrela zniszczy艂a jego wra偶liwo艣膰. - By艂 wyko艅czony - wtr膮ci艂 Jeff. - Nie m贸g艂 dosta膰 en
gagement.
- Publiczno艣膰 jest kapry艣na - westchn膮艂 Spade. - A urz臋dnicy wytw贸rni s膮 bezwzgl臋dni. Nawet Peter nie chcia艂 mu da膰 roli. . . Biedny Darrel. . .
IX
_eon Spack miota艂 si臋 w Los Angeles jak straceniec. Nie chcia艂 偶e 艣mier膰 Robby'ego by艂a przypadkowa. By艂 przekonany, i偶 si艂膮 zaaplikowa艂 mu zwi臋kszon膮 dawk臋 heroiny, 偶e by艂a to
- a. Prasa, opinia publiczna, gubernator stanu - wszyscy si臋 liwili. Po nieudanym zamachu na ojca zbrodniarze uwzi臋li si臋 syna. Gideon za偶膮da艂 ekspertyzy, a niezadowolony z jej wyniku przeprowadzi膰 ponowne badania. raz z orucznikiem Hatcherem uczestniczy艂 w pogrzebie Rob%o. Oprocz Anny, Petera i Shirley, kt贸rzy unikali si臋 nawzajem, rsz艂o wielu aktor贸w i filmowc贸w, pojawi艂 si臋 te偶 t艂um dzien%zy, reporter贸w TV oraz nieznajomych, powodowanych cho Gw膮 ciekawo艣ci膮. Agenci policji w cywilnych ubraniach rozsiani 贸d 偶a艂obnik贸w szukali wzrokiem podejrzanych, kt贸rzy% mogli i wcisn膮膰 si臋 mi臋dzy setki ludzi zgromadzonych doko艂a groPca O'Neill贸w. Spojrzenia Gideona prze艣lizgiwa艂y si臋 r贸wnie偶 twarzach i cia艂ach m艂odych aktorek. By艂 coraz bardziej podeytowany ich zmys艂owo艣ci膮. Fala lubie偶no艣ci uderza艂a mu do vy, rozp艂omienia艂a zmys艂y. Sprawa O'Neilla da艂a mu sposobno艣膰 vania w tym szczeg贸lnym 艣wiatku, gdzie marzenia rozbudzone ez filmy, a zw艂aszcza ich bohaterki, stawa艂y si臋 namacaln膮 rzeIlekro膰 przes艂uchiwa艂 je dla potrzeb 艣ledztwa, wzrok jego b艂膮dzi艂 adkiem po ich kr膮g艂ych, j臋drnych piersiach i doszukiwa艂 si臋 seksu l obcis艂ymi sukienkami. Zawzi膮艂 si臋, aby i艣膰 tropem, jaki ukaza艂 mu si臋 po 艣mierci ch艂opaka. a艂 teraz do rozwik艂ania tajemnic臋 dw贸ch zbrodni: jedn膮 ofiar膮 by艂 hanek%艂rmy O'Neill, kt贸ry sp艂on膮艂 w szcz膮tkach ferrari znalezio233
nego na dnie w膮wozu, drug膮 Robby O'Neill. Oliwy do ognia dola rewelacje, jakie Sellers poczyni艂 swoim przyjacio艂om. r;: Oscar Weinstein nie odrzuci艂 jego hipotez. - Mnie r贸wnie偶 intryguje 艣mier膰 m艂odego O'Neilla. Zwi膮z mi臋dzy Brynerem a Lombardem s膮 co najmniej podejrzane. Ale mus mie膰 dowody, Gideonie! Przeszukaj studio! Daj臋 ci carte blanc% Zmobilizuj policj臋, kt贸ra moim zdaniem, jest zbyt tolerancyjn Umorzenie tej sprawy wzbudzi艂oby oburzenie opinii spo艂ecznej. - Panie prokuratorze, wkr贸tce b臋dzie mia艂 pan upragnio% dowody. - Mam powy偶ej uszu tych obietnic, z kt贸rych nic nie wyni% Zr贸b wreszcie co艣! to szybko! Gideon wyszed艂 z gabinetu szefa unosz膮c pod pach膮 grube a% sprawy. Uda艂 si臋 do swego pokoju, kt贸ry dzieli艂 z trzema pomocnika prokuratora. Jednym z nich by艂 Will Prentice, facet zniech臋cony wszystkiego i zawsze got贸w si臋 wycofa膰, wielki amator piwa, czekaj% emer tur. Dru im Sam Fuller, typ m艂odego macho, kt贸ry d na y 臋 g ' o form臋 ucz臋szczaj膮c do klub贸w body bu偶ld偶ng. Trzeci膮 osob膮 b nowa pracownica, Sally Mills, adorowana przez wszystkich koleg
Depart b贸jstw
z amentu Za . Gideon nie stanowi艂 wyj膮tku pod t. wzgl臋dem, aczkolwiek by艂 偶onaty i mia艂 dwoje dzieci. Ale serce jE zapl膮ta艂o si臋 w sieci "XXI Century" i 偶ywych wr贸偶ek tej wytw贸z Niezale偶nie od potrzeb 艣ledztwa korzysta艂 z ka偶dego pretekstu, 偶e zapu艣ci膰 si臋 w labirynt atelier. Towarzyszy艂 policjantom, kt贸; odych, b przeprowadzali rewizje, i przesiadywa艂 w garderobach m艂 o% pi臋knych aktorek. Po偶era艂 wzrokiem wspania艂e, ol艣niewaj膮ce kobi i jego m臋sko艣膰 u艣piona u boku ma艂偶onki, raptem si臋 obudzi艂a, kt nap艂ywa艂a mu do g艂owy, czu艂, 偶e seks jego twardnieje, a by艂o uczucie, o jakim prawie zapomnia艂. LT siebie w domu bywa艂 roztargniony, rozlaz艂y, porusza艂 si臋 osp% Prosi艂 偶on臋, 偶eby mu nie przeszkadza艂a, ilekro膰 zamyka艂 si臋 w gabi cie, gdy偶 musi studiowa膰 akta wa偶nych spraw. Sarah mia艂a pe艂ne kszta艂ty Wenus z Willensdorfu. Ogrom ci臋偶kie piersi zwisaj膮ce jak dwa worki zbo偶a, wystaj膮cy brzuch, kt zniekszta艂ca艂 wszystkie suknie, t臋gie biodra trz臋s膮ce si臋 przy ka偶d ruchu niby galareta, i jasne w艂osy, kt贸rym pozwala艂a spada膰 ramiona jak za panie艅skich czas贸w, maj膮c nadziej臋, ie dzi臋ki te: b臋dzie wygl膮da膰 m艂odziej. Gideon 偶ywi艂 dla niej pewne przywi膮zaI by艂a bowiem matk膮 jego dzieci. Czasami przypomina艂 sobie,
234
- odu, kiedy si臋 poznali. Rodzice ich pr臋dko do
ibu, jak to jest w zwyczaju u 呕yd贸w. aczkolwiek teraz ze serdeczna za偶y艂o艣膰, mi艂o艣膰 dawno si臋 ulotni艂a. por贸wnywa艂 偶on臋 ze wspania艂ymi aktorkami, ogar
post臋powaniem m臋偶a Sarah posz艂a wy偶ali膰 si臋 matce. jak ch艂odno traktuje j膮 ma艂偶onek, jak bardzo zmieni艂 si臋 a w sprawie O'Neilla. wa艂y go te dziwki - przepraszam ci臋 za s艂owo. Kt贸rego艣 . 艣ciera艂am kurz z biurka, przypadkiem zrzuci艂am plik akt. bie moje zdziwienie, gdy pod spodem znalaz艂am pisma ze teraz si臋 czerwieni臋 na my艣l o tych 艣wi艅skich fotosach. 臋, 偶eby nie wpad艂y kiedy艣 w r臋ce naszych ch艂opc贸w. si臋 szlochem.
lat ju偶 nie sypia ze mn膮. Dzielimy wsp贸lne 艂贸偶ko, ale
- obie obcy. Odsuwa si臋 ode mnie, jakbym by艂a bry艂膮 lodu. wieczora wesz艂am do 艂azienki bez pukania. Ilekro膰 bierze zam%lca si臋 na klucz. Tym razem zapomnia艂 go przekr臋%i膰. go nagiego. On si臋. . . nie powiem, co robi艂, wstydz臋 si臋 po przed plakatem nagiej aktorki, zawieszonym na 艣cianie. Na k wpad艂 we w艣ciek艂o艣膰. Nazwa艂 mnie szpiegiem, brudasem. . . z p艂aczem. My艣l臋 o rozwodzie. kobieta pog艂aska艂a jej ufarbowane w艂osy.
- Moja ma艂a Saro, w naszej rodzinie nikt si臋 nie rozwodzi艂. si臋 w cierpliwo艣膰. Pewnego dnia wr贸ci z pochylon膮 g艂ow膮 i ci臋 o przebaczenie. Podobnie jak kobiety, niekt贸rzy m臋偶czy% zaburzenia menopauzy. . . Robi膮 szale艅stwa. . . p贸藕niej z wy% sumienia wracaj膮 na 艂ono rodziny. - Za p贸藕no, mamo. Budz臋 w nim wstr臋t. Jestem taka gruba. Mtrzegam surowej diety, 偶eby schudn膮膰. Prawie nic nie jem. tam namiastki cukru. Wszystko na nic. M艂ode i pi臋kne dziewzawr贸ci艂y mu w g艂owie. - Masz nad nimi wielk膮 przewag臋, Sarah. Jeste艣 jego ma艂偶onk膮. . . was dwoje dzieci. My艣lisz, 偶e te m艂ode i pi臋kne dziewczyny i膮 oczarowane jego wygl膮dem? Podobny jest do ropuchy! Och, mamo, jak mo偶esz tak m贸wi膰!
- ra kobieta westchn臋艂a.
Kochasz go jeszcze. Dla ciebie jest przystojny. Przystojny i poa膮: S艂uchaj, Sarah! Tw贸j m膮偶 wr贸ci do owczarni. Wr贸ci, Sarah!
235
*
* *
Gideon budzi艂 antypati臋 Sama, kt贸ry wy艣miewa艂 si臋 z jego 艂ysiny, z okr膮g艂ego brzuszka, z kr贸tkich i krzywych n贸g, a wszystko to w obecno艣ci Sally, kt贸ra parska艂a 艣miechem. Gideon ch臋tnie sprawi艂by ci臋gi swemu koledze, lecz ostro偶no艣膰 nakazywa艂a mu zachowa膰 spok贸j. Gdyby dosz艂o do rozr贸by mi臋dzy nimi, z pewno艣ci膮 ukarano by go na g贸rze. Zirytowany kpinami Sama, Prentice powiedzia艂 wreszcie: - Przesta艅, Sam! Zmie艅 p艂yt臋! Nie m臋cz膮 ci臋 te powt贸rki? Gideon cierpia艂 na kompleks ni偶szo艣ci wobec okrutnego kolegi, kt贸ry g贸rowa艂 nad nim sw膮 m艂odo艣ci膮, 艂adnym wygl膮dem i agresywn膮 m臋sko艣ci膮. Mimo wszystko mia艂 nadziej臋 dor贸wna膰 mu w mi艂osnych wyczynach, o kt贸rych Sam opowiada艂 do znudzenia. Gideon przeczyta艂 s艂awn膮 ksi膮偶k臋 Kraffta Ebinga pod tytu艂em "Psychopatia seksual; na" i kilka tom贸w Havelocka Ellisa, kt贸rzy twierdzili, 偶e najdziwniejsze perwersje mo偶na spotka膰 na ka偶dym kroku. Czaruj膮ce kobiety, dziewczyny o anielskich twarzach, zakochu%膮 si臋 niekiedy w brzydalach, starcach, m臋偶czyznach o wadach wrodzonych. Nawiedza艂y go sny na jawie. Jak膮偶 by wzbudzi艂 sensacj臋, gdyby przyszed艂 do biura" pod r臋k臋 z Fay Dunaway, Meryl Streep albo Jessik膮 Lange. Pewnego dnia zdarzy艂 si臋 cud. Will zosta艂 wezwany przez Weinsteina, Sam reprezentowa艂 Minis terstwo na procesie wszcz臋tym przez Stan Kalifornia przeciwko szalonemu mordercy, kt贸ry zastrzeli艂 siedem os贸b w centrum hand. lowym. Zapytany o pow贸d masakry poprzesta艂 na wzruszeniu ramion% Obrona powo艂ywa艂a si臋 na demencj臋, lecz podczas 艣ledztwa w te` sprawie Sam znalaz艂 艣wiadka, kt贸ry twierdzi艂, 偶e w艣r贸d ofiar znaj% dowa艂a si臋 r贸wnie偶 dawna kochanka mordercy. Tak wi臋c zaburzeni psychiczne by艂y jedynie wykr臋tem, kt贸ry Sam chcia艂 zdemaskowa膰 Z aktami pod pach膮 skierowa艂 si臋 tryumfalnie do wyj艣cia. Prze zamkni臋ciem drzwi za sob膮 wlepi艂 oczy w Sally. - Nikt mi si臋 nie oprze! Ani przekl臋ci zbrodniarze, ani pok膮 adwokaci, ani najbardziej oporne kobiety! Potem zwr贸ci艂 si臋 do Gideona:
- Pilnuj Sally do mego powrotu! b膮d藕 grzeczny, bo si pogniewam! Po jego wyj艣ciu m艂oda kobieta zwr贸ci艂a si臋 do Spacka:
236
pozwalasz Samowi tak ciebie poni偶a膰? Powiniene艣
godno艣ci.
ski instynkt Sally obudzi艂 si臋 na widok pokornej miny
sego znosisz g艂upie 偶arty Sama?
- 艂a na艅 ze wsp贸艂czuciem.
ma艂y Gideonie!
;o zrobi艂y si臋 okr膮g艂e ze zdziwienia.
desz艂a do niego i pog艂aska艂a go po twarzy zaczerwienionej
ira.
pod wra偶eniem tej nieoczekiwanej sceny zdoby艂 si臋 na
uca艂owa艂 r臋k臋 Sally, kt贸ra wr贸ci艂a potem jak gdyby nic do biurka i zag艂臋bi艂a si臋 w c藕ytaniu akt sprawy. y, z zapartym tchem, obrzuca艂 j膮 od czasu do czasu ukrad%ojrzeniem ponad szk艂ami okular贸w. Sally Nlills nie mog艂a 膰 por贸wnania z aktorkami, w kt贸rych potajemnie si臋 kocha艂, o wszystko by艂a przystojn膮 dziewczyn膮. Czy偶by si臋 w nim ? Krafft Ebing i Havelock Ellis nie pletli przecie偶 bzdur. wpad艂 do pokoju w stanie euforii.
M贸j zab贸jca zosta艂 skazany przez s臋dzi贸w na kar臋 g艂贸wn膮
a艂 nie posiadaj膮c si臋 z dumy i rado艣ci. - Dos艂ownie wgniot艂em i臋 obro艅c贸w, dw贸ch specjalist贸w od obchodzenia prawa 'wania s臋dzi贸w. Wyeliminowa艂em z walki tych g贸wniarzy po _ jnym meczu boksu prawniczego. gn膮艂 z艂o艣liwie na Gideona.
A ty wci膮偶 jeszcze drepczesz przy tej pogrzebowej sprawie lla? Nie chc臋 ci臋 zniech臋ca膰, ale mam wra偶enie, 偶e mimo woli zyni艂e艣 si臋 do narobienia tego ba艂aganu - doda艂 drwi膮co. - Je艣li ujesz si臋 na si艂ach, przeka偶 mi t臋 spraw臋. Chcesz, 偶eby pom贸wi膰 z Weinsteinem? ideon nagle wybuchn膮艂 gniewem.
Odpierdol si臋, g贸wniarzu! Ciesz si臋 swoim sukcesem i nie nud藕 e wi臋cej ! - Sazn z wy偶szo艣ci膮 zmierzy艂 go wzrokiem od st贸p do g艂贸w.
- A co mi zrobisz, poczciwino? Mo偶e mnie zdzielisz pi臋艣ci膮 Nie lz臋 ci, kochasiu! Gideon wzi膮艂 no偶yczki, kt贸re mu s艂u偶y艂y do wycinania artyku艂贸w irasy, zawieraj膮cych wzmiank臋 o nim, otworzy艂 je, wsta艂 i wymierzy艂 brzuch Sama.
237
- Wpakuj臋 ci je w tw贸j obrzyd艂y ka艂dun, poczciwino, i zafun ci bezpowrotny bilet na cmentarz przy tej okazji. Rozumiesz, czciwino? 艁ysy, brzuchaty Gideon nabra艂 godno艣ci, co pochlebi艂o Sally raz pierwszy w 偶yciu dwaj samcy starli si臋 ze sob膮 na 艣mier膰 i 偶y, walcz膮c o jej wzgl臋dy. Tak przynajmniej si臋 jej zdawa艂o. Ten wy agresji, m臋skiej zadziorno艣ci i to w gmachu s膮du by艂 ho艂dem z艂o偶on jej kobieco艣ci. Sam zaskoczony w艣ciek艂o艣ci膮 maluj膮c膮 si臋 na kr膮g艂ej tw% Gideona, cofn膮艂 si臋 o krok. - Chcia艂em ci odda膰 przys艂ug臋. Je艣li wolisz babra膰 si臋 w i cholernej sprawie - odpar艂 cofaj膮c si臋 przezornie za swoje biurkodecyzja nale偶y do ciebie. Gideon si臋 odpr臋偶y艂. Rywal jego spu艣ci艂 z tonu. Od艂o偶y艂 no偶ya na biurko, siad艂 i zaj膮艂 si臋 urz臋dow膮 korespondencj膮. W艣r贸d raporti policji znalaz艂 r臋cznie napisan膮 notatk臋, kt贸ra wprawi艂a go w dob humor. Mia艂 dobry dzie艅. Porucznik Hatcher informowa艂 go, 偶e wpad艂 na dwa tropy, kte mog膮 daleko zaprowadzi膰. Znalaz艂 go艅ca, kt贸ry dostarcza艂 narkotyki amatorom z "XXI Century". Od wczoraj poddawa艂 go obr贸b i spodziewa艂 si臋 uzyska膰 wskaz贸wki, dotycz膮ce przyczyny 艣mie% Robby'ego O'Neilla. Ponadto Shirley O'Neill o艣wiadczy艂a wit 艣wiadkom, 偶e Sue Brions dostarcza艂a Robby'emu heroiny. Porucznik Hatcher czu艂 si臋 staro i nie chcia艂 zosta膰 gwiazc Dawa艂y mu si臋 ju偶 we znaki pierwsze symptomy psychiczne i fizycznego zm臋czenia. Prawie co noc 艣ni艂o mu si臋, 偶e do ostatnie tchu goni艂 jakiego艣 z艂oczy艅c臋, kt贸ry nagle stawa艂, wyci膮ga艂 br i wyci膮gn膮wszy rami臋 mierzy艂 do niego z pistoletu. Jednak偶e mimo podesz艂ego wieku nie straci艂 swych zalet go艅czyc Instynkt policyjny podpowiada艂 mu, 偶e ch艂opak przychwycony z n% kotykami m贸g艂 go naprowadzi膰 na interesuj膮cy 艣lad. Stara艂 si臋 wi臋c wszystkich si艂, aby dostarczy膰 prokuratorowi murowane dowody. Gideon wpad艂 jak burza na posterunek policji. Znalaz艂 tam stare porucznika, kt贸ry cierpliwie przes艂uchiwa艂 Billy'ego Temple, ma艂e go艅ca, przera偶onego tym, 偶e znalaz艂 si臋 w r臋kach policji. Gide r贸wnie偶 zacz膮艂 go wypytywa膰, nie daj膮c mu ani chwili do namys艂 W ko艅cu Billy si臋 za艂ama艂. Fred Fisher, urz臋dnik ksi臋gowo艣ci, daa mu torebeczki kokainy i inkasowa艂 nale偶no艣膰 ze sprzeda偶y. Bi dostawa艂 艣mieszne kwoty. Spotykali si臋 w pawilonre ac.lministracyjny
z38
klozetach i tam dokonywali wymiany. Ch艂opak zako艅czy艂 chaj膮c. Przyrzek艂, 偶e nigdy wi臋cej nie b臋dzie handlowa艂
mej nocy Fisher zosta艂 zatrzymany w swoim mieszkaniu.
sk艂adania zezna艅 i za偶膮da艂 obecno艣ci obro艅cy.
ttrz Gideon i Hatcher z艂o偶yli ponown膮 wizyt臋 w wytw贸rni. personalnym powiedziano im, 偶e Fisher zosta艂 zatrudniony Gideon por贸wna艂 daty. Okaza艂o si臋, 偶e Fisher otrzyma艂 ksi臋gowo艣ci po odnowieniu mandatu Brynera na prezesa atury". Od tej pory rozkwit艂 handel narkotykami wewn膮trz
n i Hatcher otrzymali od s臋dziego federalnego pozwolenie na pods艂uchu telefonicznego u Brynera i Lombarda. Nagrano 贸w na niewinne tematy. Prezes cz臋sto sp臋dza艂 weekendy na e jachtu Lombarda, jadali razem obiad raz w tygodniu, a od czasu Bryner bywa艂 go艣ciem w rezydencji nowego przyjaciela. e Lombardo by艂 nieuchwytny. Nie ustalono 偶adnego lu mi臋dzy nim a sprzeda偶膮 narkotyk贸w. Mimo swej mglistej
b艣ci nigdy nie poni贸s艂 ha艅bi膮cej kary. By艂 teraz szanowanym t膮, obracaj膮cym setkami milion贸w dolar贸w. Prywatni agenci I6iali mu bezpiecze艅stwo, chmara adwokat贸w broni艂a jego ww. Pokcja podejrzewa艂a wprawdzie, 偶e jest on wa偶nym cz艂onnafii, lecz nikt, nawet Giuliani, nie potrafi艂 mu tego udowodni膰. tych okoliczno艣ciach Fisher zosta艂 zwolniony za wysok膮 kaucj膮 膮艂 ze sceny. deon natomiast otrzyma艂 do艣膰 nieoczekiwan膮 wiadomo艣膰, 偶e
Auberon zosta艂a kochank膮 Lombarda, kt贸ry sp臋dza艂 czas
dzy Los Angeles a Nowym Jorkiem. Averil gra艂a w filmie
iym przez O'Neilla. Spack mia艂 nadziej臋, 偶e dzi臋ki niej dosi臋gnie arda. Weinstein poprosi艂 policj臋 nowojorsk膮, 偶eby mia艂a na ni膮 eby jej rozmowy telefoniczne by艂y kontrolowane. Wydawa艂o si臋 lobie艅stwem, by nie zna艂a, bodaj cz臋艣ciowo, tajemnych dzia艂a艅
- padki przybra艂y szybszy obr贸t. Fisher wpad艂 w sieci zastawione policj臋 w San Francisco; zatrzymano go i przes艂ano do Los s, gdzie mia艂 czeka膰 na rozpraw臋. Gideon zaproponowa艂 mu Temple pewien uk艂ad. Mia艂 by膰 艣wiadkiem obci膮偶aj膮cym
- a w zamian za zwolnienie. Poniewa偶 by艂 ma艂oletni, mia艂by za膰 niewielki wyrok z zawieszeniem. Billy, szcz臋艣liwy, 偶e
239
wyjdzie z tej afery tanim kosztem, wyrazi艂 zgod臋. Wi臋zienie bu w nim groz臋. Gideon poleci艂, aby kontynuowa艂 sw膮 dzia艂alno艣膰, ! nic si臋 nie zdarzy艂o. My艣la艂, 偶e Billy odegra rol臋 haczyka dla hand narkotyk贸w. By艂 w cudownym nastroju. Wydawa艂o mu si臋 mo偶li ustali powi膮zania mi臋dzy Brynerem a Lombardem, kt贸rzy p dopodobnie byli moralnymi sprawcami zamach贸w na O'Neilla: Jednak偶e w kilka dni po zwolnieniu ma艂ego go艅ca zdarzy艂o si臋 czego nie przewidzia艂 ani Hatcher ani pomocnik prokuratorar codziennych zaj臋ciach Billy wraca艂 do siebie i w艂a艣nie przech przez ulic臋, kiedy z p臋dz膮cego samochodu pad艂a salwa z kara maszynowego. Ch艂opak run膮艂 twarz膮 na asfalt, ka艂u偶a krwi rozla艂 szeroko. Policjanci, kt贸rzy mieli go chroni膰, przybyli za p贸藕no. Za% wyci膮gn臋li pistolety, samoch贸d skr臋ci艂 za rogiem i znikn膮艂 w% p臋dz膮cych aut. Karetka odwioz艂a ch艂opca do szpitala, gdzie wkr% zmar艂. Przygn臋biony Gideon przedstawi艂 sw贸j plan Weinsteinowi.% pierwsze nale偶a艂o upozorowa膰, 偶e Billy uszed艂 z 偶yciem. Po dru% ! trzeba by艂o uda膰 si臋 do Nowego Jorku i przes艂ucha膰 Averil oraz inn% aktor贸w, kt贸rzy mieli zwi膮zek z mafi膮. Prokurator okr臋gowy d艂v medytowa艂, zanim da艂 zielone 艣wiat艂o swemu podw艂adnemu. l\rl pojecha膰 wraz z porucznikiem Hatcherem, kt贸ry wsp贸艂praco% z policj膮 nowojorsk膮. - i%" Wiadomo艣膰 o wyje藕dzie Spacka do Nowego Jorku wywo艂 sensacj臋 w Departamencie Zab贸jstw. Sam zzielenia艂 z zazdro艣ci. Ts podr贸偶 za pa艅stwowe pieni膮dze! To ci gratka! Prentice przy wiadomo艣膰 z filozoficznym spokojem. Sally, kt贸ra por贸wnyw ,1 Gideona z brzuchatymi satyrami, kt贸rzy mieli diabelskie kopytka, nie przeszkadza艂o im ugania膰 si臋 za najadami i kocha膰 si臋 z nit ucieszy艂a si臋, 偶e dano Gideonowi szans臋. Tymczasem m艂ody ch艂opak, nieco podobny do Billy'ego, mieszl zamkni臋ty w pokoju na dwudziestym pi臋trze hotelu w down town p stra偶膮 policjant贸w, kt贸rzy kolejno si臋 zmieniali. Niewielu ludzi b, wprowadzonych w spraw臋, gdy偶 Weinstein l臋ka艂 si臋 niedyskr% przekupionych os贸b. Gideon mia艂 blagowa膰, powo艂uj膮c si臋 na zeznat Billy'ego Temple. Czy mafiosi prze艂kn臋liby tak膮 pigu艂k臋? Trud by艂o z g贸ry przewidzie膰. Gideon i Hatcher odlecieli do Nowego Jorku na pok艂adzie samol tu TWA. Pomocnik prokuratora w艂o偶y艂 na t臋 okazj臋 najpi臋kniejs; stalowoszary garnitur. Na wszelk膮 ewentualno艣膰 wzi膮艂 jeszcze ze sa
z4o
towy. Chcia艂 sprawi膰 dobre wra偶enie na kolegach ze _ Brzegu, kt贸rzy mieli mu pomaga膰. Specjali艣ci z brygady narkotykami r贸wnie偶 mieli mu okaza膰 pomoc. Lombardo - dla wszystkich upragnionym celem.
~n przyby艂 do Nowego Jorku po zapadni臋ciu nocy. Przygl膮da艂 ity艣leniu 艣wiat艂om Manhattanu, zanim samolot wyl膮dowa艂 na Kennedy'ego. Stawia艂 teraz sw膮 karier臋 na jedn膮 kart臋, mia艂 rt bardzo wa偶nym, bardzo niebezpiecznym wrogiem. Koniec by艂 nader wymowny. Ale Gideon chcia艂 wr贸ci膰 do Los okryty s艂aw膮. Zdoby膰 tak膮 popularno艣膰 jak Giuliani.
iwa艂 si臋 tym marzeniom, kiedy stewardesa, pi臋kna i smuk艂a jak oznajmi艂a ciep艂ym szeptem: asa偶erowie s膮 proszeni o zapi臋cie pas贸w. . .
* *
t贸ciwszy do Nowego Jorku, Peter O'Neill zabra艂 si臋 ca艂膮 par膮 do . Wprowadzenie sekwencji, przeciw kt贸rym tak oponowa艂 er, nie zak艂贸ci艂o ustalonego harmonogramu zaj臋膰.
a偶dego ranka O'Neill przypomina艂 aktorom, co maj膮 zrobi膰 dnia i jakie sekwencje przygotowa膰 na najbli偶sz膮 przysz艂o艣膰. a Zgodnie ze scenariuszem mamy pokaza膰 Boba, jak po ostrym nciu z ojcem, b艂膮dzi z rozpalon膮 g艂ow膮 w labiryncie ulic i uliczek ed okropnych ruder i opustosza艂ych plac贸w w South Bronx. simy uwydatni膰 jego rozterk臋, wyrzuty sumienia, jego nieszcz臋艣% mi艂o艣膰 do Flo. Dziewczyna ta nie jest godna jego uczu膰 i na z艂o艣膰 iu oddaje si臋 Rhysowi czyli Walterowi w filmie. Mamy dzi艣 przed kilka mocnych scen. Napad motocyklist贸w z bandy "Diabolo", jstwo w艂贸cz臋gi w zau艂ku Melrose, rozpaczliw膮 walk臋 Boba, kt贸ry fuje uratowa膰 Flo z r膮k gwa艂膰icieli. Musimy te偶 pomy艣le膰 o s艂aw:h wy艣cigach off shores, w kt贸rych Bob i Ray podejm膮 艣mierteln膮 ralizacj臋, aczkolwiek t臋 scen臋 b臋dziemy kr臋ci膰 p贸藕n%ej. Mi臋dzy cnymi scenami damy zebranie Rady administracyjnej multinaroNki; dojdzie na niej do starcia mi臋dzy ojcem Boba i ojcem Raya. Aby iej zrozumie膰 g艂臋bi臋 nienawi艣ci, kt贸ra dzieli oba klany, przypomnijsobie wa艣艅 rodow膮 z "Romea i Julii" Szekspira. U nas ta zawzi臋ta go艣膰 obu rodzin ma swe korzenie w 艣rodkach, jakie zostan膮 u偶yte, y si臋 nawzajem wyko艅czy膰: w czystych pieni膮dzach Talbota
Hollywood pietc艂o marze艅
i brudnej forsie Harmswortha. Niemal zwierz臋ca nienawi艣膰 p rol臋 przeznaczenia, kt贸remu ulega bohater antycznej tragedii. jedyna nie za艣lepiona posta膰, stara si臋 pogodzi膰 obie strony, lecz jest rozdarta jednoczesn膮 mi艂o艣ci膮 do Boba i Raya, nie potrafi do wyboru. Sue i Flo s膮 uosobieniem niszcz膮cego ognia, Bob i - wody, kt贸ra zrywa tamy. Musimy zasugerowa膰 widzom t艂aczaj膮c膮, obsesyjn膮 atmosfer臋. Nienawi艣膰, krew i 艣mier膰. Nast臋pnie re偶yser zwr贸ci艂 si臋 kolejno do ka偶dego z aktor贸w - Bob, do tej pory dobrze wywi膮zywa艂e艣 si臋 ze swojej roli. 偶eby napi臋cie wzrasta艂o stopniowo a偶 do ko艅cowego wybuchu. l odwali艂e艣 kawa艂 艣wietnej roboty, ale od tej chwili musisz psamego siebie. . . Sue, znakomicie pokaza艂a艣, jak czysta; nie dziewczyna mo偶e pope艂ni膰 najwi臋ksze szale艅stwa, gdy w gr臋 we%i u mi艂o艣膰. . . Averil, wcielasz si臋 w rol臋 kobiety nieprzytomnie zakoc艂ty w m臋偶czy藕nie, kt贸ry ciebie nie dostrzega. Chcia艂bym jednak, twoja gra by艂a bardziej wycieniowana, zw艂aszcza gdy dojdzie wyja艣nie艅 mi臋dzy tob膮 a Rayem, gdy plunie ci w twarz z pogai Wygl膮dasz mi na troch臋 spi臋t膮. Dlaczego? Giselle, mimo m艂odzie% urody i dzieci臋cego wdzi臋ku jeste艣 uosobieniem z艂a i wstrz膮艣% i widzami, kt贸rych podnieci艂y Lolitki. Wzbogaci艂a艣 posta膰 Flo o ws9 tkie wyobra偶alne wady. M贸wi臋 "wzbogaci艂a艣", bowiem Flo, ti prostytutka okazuje si臋 w ko艅cu potworem perwersji, co niea% aktorek w twoim wieku potrafi艂oby zagrac. Rad estem, ze za ga偶owa艂em ci臋 do tego filmu. Nast臋pnie obsypa艂 pochwa艂ami wszystkich wielkich aktor贸w, 艂 rzy o偶ywili t臋 superprodukcj臋; dzi臋ki ich talentom b臋dzie ona szcz, wym osi膮gni臋ciem "XXI Century". - Wiem, 偶e wymaga艂em od was nadludzkich wysi艂k贸w, 偶e byl% czasem u kresu wytrzyma艂o艣ci. Przeszli艣cie samych siebie. Du Hoffman, Robert Redford, Meryl Streep, Gene Hackman b臋d膮 a zazdro艣ci膰 osi膮gni臋膰. Zgarniecie wszystkie Oscary, jestem tego wien. Ekipy techniczne zawsze by艂y na wysoko艣ci swoich trudn ! zada艅. Mog臋 im tylko pogratulowa膰. Zwr贸ci艂 si臋 wprost do nich:
- Prosz臋 was o utrzymanie tego szalonego rytmu pracy! Zwyc two b臋dzie nasze! Wybuch艂y oklaski. Wszyscy byli bardzo wzruszeni. O'Neill mi powa偶nym, uroczystym tonem, jak cz艂owiek, kt贸ry po 偶yciu wy% nionym prac膮 o wielkiej warto艣ci, przystaje i pokazuje sw贸j testam
242
pogrzeba艂 sw贸j cynizm, okrutn膮 ironi臋, twarde, ostre s艂owa? o nie wspomnia艂 o przesz艂o艣ci? Dlaczego tak zdumiewaj膮co si臋 Dlaczego? Ludzie spogl膮dali po sobie zaintrygowani.
*
* *
- azajutrz po przybyciu do Nowego Jorku Gideon i Hatcher
..%zali kontakt z policj膮 lokaln膮 i prokuratorem okr臋gu Manhattan. ugiej naradzie ustalili wsp贸lnie obmy艣lony plan walki. Vast臋pnie Spack wraz z koleg膮 postanowili uda膰 si臋 do O Neilla. dz膮c, 偶e pracowa艂 ca艂y dzie艅, zjawili si臋 w Plazy dopiero po tdni臋ciu nocy i czekali w holu na jego przybycie.
- toch臋 po dziesi膮tej O'Neill wszed艂 艣miertelnie znu偶ony, z twarz膮 arza艂膮 ze zm臋czenia. Mimo 偶e zdziwi艂a go ta nocna wizyta, zaprosi艂 do swego apartamentu i spo偶ycia kolacji w jego towarzystwie. m贸wili si臋 twierdz膮c, 偶e ju偶 jedli. Zaproponowa艂 wi臋c drinka.
- Co prawda jeste艣my na s艂u偶bie - powiedzia艂 weso艂o Hatcher. le dzisiaj zrobimy wyj膮tek. Kelner przyni贸s艂 re偶yserowi lekki posi艂ek - sztuk臋 mi臋sa, sa艂at臋 t. Dla go艣ci odkorkowa艂 butelk臋 Courvoisier. O'Neill poprzesta艂 na izie mineralnej. Groom przyni贸s艂 pud艂o banan贸w opatrzone nalepk膮: "Banany
- 艂ote Wybrze偶e".
Twarz re偶ysera powesela艂a, zmarszczki si臋 wyg艂adzi艂y.
- Otw贸rzmy je! Uwielbiam banany. Pasuj膮 nawet do koniaku. Z wyra藕n膮 przyjemno艣ci膮 zdj膮艂 pokrywk臋 i wyj膮艂 wi膮zk臋 per%o偶贸艂tych banan贸w. Oderwa艂 kilka z nich, kelner uroczy艣cie po艂o偶y艂
Nagle O'Neill krzykn膮艂 z przera偶enia i gwa艂townym ruchem
- un膮艂 talerz. Wstr臋tny, czarny paj膮k, d艂ugo艣ci oko艂o trzynastu .%etr贸w, zapl膮ta艂 si臋 w futro bia艂ego nied藕wiedzia le偶膮ce pod kim stolikiem. Hatcher, kt贸ry kilka lat s艂u偶by sp臋dzi艂 na Hawajach, zerwa艂 si臋 bko i rozgni贸t艂 nog膮 paj膮ka. - To czarna wdowa - wyja艣ni艂 nie trac膮c spokoju. - Bardzo owity paj膮k. Zapewne zosta艂a w pudle mi臋dzy bananami, o czym iski dostawca nie wiedzia艂. Ale zastanawiam si臋, czy nie byli艣my iadkami nowego zamachu na pa艅skie 偶ycie.
243
Gideon ze strachem i obrzydzeniem wpatrywa艂 si臋 jak notyzowany w wielkiego owada. Kelner i groom stali nierucho O'Neill odzyska艂 spok贸j. - Cz臋sto zamawiam pud艂a banan贸w.
- Zajm臋 si臋 t膮 spraw膮 - rzek艂 Hatcher. - Ciekaw jestem, cz pud艂o by艂o zam贸wione przez pana, czy przez nieznan膮 osob臋, kt% to偶samo艣膰 spr贸buj臋 ustali膰. O'Neill otar艂 chusteczk膮 czo艂o.
Porucznik skin膮艂 na grooma.
d',%
- Przynie艣 czysty pojemnik na 艣mieci, taki, jakiego zwyl% u偶ywacie do uprz膮tania nieczysto艣ci. Ch艂opak wyszed艂. Po chwili wr贸ci艂 w towarzystwie detekty%l hotelowego i ch艂opca, kt贸ry pomaga艂 mu nie艣膰 pojemnik. Z chowaniem nale偶ytej ostro偶no艣ci, pos艂uguj膮c si臋 szczotk膮, wrzua i podan膮 re偶yserowi potraw臋 na dno pojemnika. Detektyw obie% przeprowadzi膰 dochodzenie; po czym wycofa艂 si臋 wraz ze s艂u偶b ! pojemnikiem na 艣mieci i pud艂em banan贸w. Gdy znale藕li si臋 sami z jeszcze troch臋 zszokowanym O NeilleZ i Gideon i Hatcher ujawnili mu domniemane przyczyny 艣mierci je% ill! " syna. Wszcz臋li rozmow臋 r贸wnie偶 o Averil, co go dosy膰 zdziwi艂o. - Czy nie zauwa偶y艂 pan jakiej艣 zmiany w jej post臋powani - zapyta艂 Hatcher. - Nie. 呕ycie prywatne moich aktor贸w mnie nie interesuje. T ii szczeg贸lnego nie dostrzeg艂em w zachowaniu Averil. Jest troc: ! nerwowa, jak ka偶dy aktor przed wej艣ciem na scen臋. Po prostu trerr - Nerwowo艣膰 jej ma swe przyczyny nie tylko w pracy zawodoa - wtr膮ci艂 Gideon. - My艣l臋, 偶e zna ona przyczyn臋 艣mierci pa艅skie i syna. Jest kochank膮 Lombarda. - Nawet je艣li to prawda, czy s膮dzicie panowie, 偶e informuje o tym, co robi? - By膰 mo偶e. . .
Spack i Hatcher po偶egnali si臋 z re偶yserem. Po wyj艣ciu z hott porucznik stwierdzi艂 ironicznie: - Mieli艣my wiecz贸r do艣膰 urozmaicony.
- Co by to by艂o, gdyby O'Neill zgin膮艂 na naszych oczach! Wci膮gn膮艂 w p艂uca pachn膮ce powietrze, kt贸rego powiew dochod z Central Parku. - S膮dzi艂em, 偶e Nowy Jork jest 艣mierdz膮cym miastem, w kt贸r czuje si臋 tylko zapach spalin, wyziewy metra i smrody 艣ciek贸w. A <
244
lilie nape艂niaj膮 woni膮 powietrze, jak w ogrodzie uniwersyteckim Angeles. To lepsze ni偶 nasz smog. Niech pan poczeka, a偶 zaprowadz臋 pana do Bovery, do Har
do Bronxu. W贸wczas podzieli si臋 pan ze mn膮 swoimi wra偶e
* *
b krzykn膮艂 chrapliwie i ockn膮艂 si臋 z niespokojnego snu. Otworzy艂 r膮偶one, b艂臋dne, rozszerzone strachem oczy i dr偶膮c膮 r臋k臋 zapali艂 lampk臋. Kiedy rozproszy艂a si臋 ciemno艣膰, uspokoi艂 si臋 pod em 艣wiat艂a i znajomego otoczenia. Lecz zaraz przypomnia艂 e, 偶e 艣mier膰 unosi艂a si臋 nad jego g艂ow膮. Ledwo otrz膮sn膮艂 si臋 szmaru: 艣ni艂o mu si臋, 偶e bieg艂 po bezkresnej przestrzeni, zatopionej Yiadym 艣wietle, podczas gdy ogromna, zielona, przejrzysta, naje偶o%olcami kula, toczy艂a si臋 za nim i lada chwila mia艂a go zmia偶d偶y膰. i臋kszony obraz wirusa HIV, kt贸ry atakowa艂 i niszczy艂 bia艂e cia艂ka i unicestwia艂 obron臋 organizmu. Pi臋膰, sze艣膰 lat najwy偶ej. Cz臋sto ier膰 przychodzi艂a wcze艣niej. Dawniej chcia艂 spa膰, by zapomnie膰 o powolnym niszczeniu swego Ia. Sen okrywa艂 woalem niepokoje, kt贸re 艣ciga艂y go na jawie. lnak偶e od pewnego czasu nawet to schronienie zosta艂o mu odebrane. y, w kt贸rych rozpaczliwie pragn膮艂 si臋 pogr膮偶y膰, aby zapomnie膰 mierci, wydobywa艂y z jego pod艣wiadomo艣ci dantejskie; piekielne e, dr臋cz膮ce go w dzie艅 i w nocy. Spotkanie z Percym znowu idzi艂o l臋k, kt贸ry przez jaki艣 czas nie dawa艂 mu si臋 we znaki. Wsta艂 z 艂贸偶ka, narzuci艂 szlafrok na pi偶am臋. On, kt贸ry zazwyczaj 艅a艂 nago, sta艂 si臋 wra偶liwy na zimno. Chwiejnym krokiem podszed艂 barku, wyj膮艂 butelk臋 whisky i nala艂 do szklanki, nie wk艂adaj膮c do j lodu, bo by艂o mu zimno. Wypi艂, ale alkohol nie przyni贸s艂 mu ulgi. b spojrza艂 na zegarek. Po艂o偶y艂 si臋 o wp贸艂 do dwunastej. Zdawa艂o mu 偶e kr贸tki, nawiedzany koszmarami sen trwa艂 ca艂e wieki. Odstawi艂 szklank臋 i podszed艂 do szafy. Gor膮czkowo wdzia艂 na ie sk贸rzane ubranie. Zatelefonowa艂 do gara偶u, 偶eby mu podwiono auto. Znalaz艂 swoje ferrari przed wej艣ciem do hotelu. Siad艂 za kierownic膮 acisn膮艂 peda艂. Musia艂 koniecznie zobaczy膰 Percy'ego. Wyjecha艂 ez Madison Avenue na p贸艂noc, przemierzy艂 Harlem, w kt贸rym
245
r wrza艂o nocne 偶ycie. Czarni obrzucali si臋 wyzwiskami. Skr臋ci艂 w p na Iz3. ulic臋, przemkn膮艂 przez most na 3. Alei i znalaz艂 si臋 w p' South Bronxu. Szeregi ruder o ziej膮cych pustk膮 lub zabitych bl oknach sta艂y w艣r贸d pustych teren贸w, ruin jakich艣 budynk贸w, od nionych, poczernia艂ych mur贸w wypalonych dom贸w. Mieszka艅cy! dzielnicy drwi膮co nazywali ten obszar, w kt贸rym spotyka艂y wszystkie ludzkie nieszcz臋艣cia, "stref膮 zdemilitaryzowan膮", g przypomina艂a ona niemal ca艂kiem zburzone miasto, kt贸re porzu po bombardowaniu, po morderczych walkach. Arterie komunika i prowadz膮ce przez ca艂kiem niezamieszka艂e tereny ukazywa艂y si臋 ty i czerwonym i zielonym 艣wiat艂em na skrzy偶owaniach. Ulica, na kt贸rej mieszka艂 Percy, podobna by艂a do bezz臋bnych Z rzadka wznosi艂 si odosobnione budynki, ca艂kiem ciemne, g i by艂y pozbawione energii elektrycznej, wody i ogrzewania, a wi臋ks lokator贸w ju偶 je opu艣ci艂a; sprawia艂y upiorne wra偶enie w tej pus I Ludzie w 艂achmanach przemykali w艣r贸d ruin. Percy!
Bob, aczkolwiek seropozytywny, 偶ywi艂 nadziej臋, 偶e choroba, j choroba, nie rozwinie si臋 w pe艂ni. 呕e b臋dzie jednym z tych szcz ciarzy, kt贸rzy wymkn膮 si臋 z jej macek. Spotkanie z Percym rozpros
I o w艂asn d p n y Chcia艂 go zobaczy膰, przyjrze膰 mu si臋 i pomy艣l o艣ci. Percy!
Z trudem odnalaz艂 jego adres. Pi臋ciopi臋trowa kamienica opar艂a i buldo偶erom. Brakowa艂o w niej drzwi wej艣ciowych. Bob wszed艂 _ i korytarz potykaj膮c si臋 o dziury w przegni艂ej pod艂odze. Na parter i chyba nikt nie mieszka艂. Po schodach tak trzeszcz膮cych, jakby ! i chwil mia艂 臋 y run膮c, dosta艂 si臋 na pierwsze pi臋tro, gdzie w kilk% pokojach byli jacy艣 mieszka艅cy. Wsz臋dzie czu膰 by艂o smr贸d mocz fekali贸w i zgnilizny. Szczury biega艂y po korytarzu. Bob oswoi艂 si臋 z n臋dz膮. Jego dzieci艅stwo i wczesna m艂odo艣 up艂yn臋艂y w najgorszych cz臋艣ciach Manhattanu, Bronxu i Brooklyn Ale ostatnie lata sp臋dzone w przepychu zatar艂y te straszne wspo% mnienia. Teraz ca艂a przesz艂o艣膰 jawi艂a mu si臋 przed oczyma jak nieboszczyk powsta艂y z grobu. Przej膮艂 go dreszcz zgrozy. W szczelinie pod drzwiami dostrzeg艂 s艂abe 艣wiat艂o. Nacisn膮艂a klamk臋 i wszed艂 do pomieszczenia, kt贸rego 艣ciany cz臋艣ciowo odarte by艂y z tapet. Na taborecie - jedynym meblu w tym pokoju - sta艂a 艣wieca, o艣wietlaj膮ca brudny materac bez prze艣cierad艂a, na kt贸rym le偶a艂
z46
z zamkni臋tymi oczami, z wyn臋dznia艂膮 twarz膮, oddychaj膮c
em. Resztki dziurawego dywanu okrywa艂y cz臋艣膰 jego wychud%ua艂a. Dwa okna by艂y zabite deskami. hNa odg艂os krok贸w Boba otworzy艂 ch艂opi臋ce oczy. Zacharcza艂: wChyba 艣ni臋. . . 艣ni臋. . . Niemal przejrzyste powieki opad艂y zn贸w na oczy.
- To ja, Percy! To ja, Bob! Nie 艣nisz, kochany! Przecie偶
- ca艂em ci, 偶e ci臋 odwiedz臋.
- Rob?. . . To ty?
艂osny u艣miech ods艂oni艂 z臋by podobne do dw贸ch rz臋d贸w pere艂, ki niegdysiejszej urody. - Obok lichtarza Bob ujrza艂 kawa艂ek pizzy i kromk臋 chleba na ym tekturowym talerzu. My艣la艂em najpierw, 偶e to wytw贸r wyobra藕ni. . .
b si臋 zawstydzi艂. W po艣piechu zapomnia艂 kupi膰 co艣 dobrego do ia. Nale偶a艂o to jako艣 odrobi膰. ;Przyszed艂em zabra膰 ci臋 na kolacj臋.
- yniszczona twarz Percy'ego troch臋 si臋 rozja艣ni艂a.
Nie zapomnia艂e艣 o mnie. . .
Jak偶e m贸g艂bym zapomnie膰? Tylko kr臋cenie filmu przeszkodzi% przyj艣膰 wcze艣niej. No, Percy, ubieraj si臋! Jedziemy! - Kiedy ja ledwo si臋 ruszam. . . Chodzenie sprawia mi b贸l. . . - Jestem autem. B臋dziesz mia艂 do przej艣cia tylko kilka krok贸w. og臋 ci. . . Percy dysza艂.
- Nie mam si臋 w co ubra膰. . . Sprzeda艂em wszystko, co si臋 da艂o. . .
- Mia艂e艣 pi臋kne ubrania. By艂e艣 najelegantszy z nas wszystkich. Zdj膮艂 z ramion swoj膮 kosztown膮 kurtk臋. - We藕 j膮 na dzisiejszy wiecz贸r. Twoje d偶insy s膮 jeszcze w dobrym
Percy z trudem uni贸s艂 si臋 na 艂okciu.
- Nie dam rady. . .
- 呕artujesz! Sp臋dzimy szampa艅ski wiecz贸r! A jutro rano p贸jiemy po zakupy, 偶eby艣 mia艂 co powiesi膰 w szafe.
Nadrabia艂 min膮, ale wyniszczenie Percy'ego tak nim wstrz膮sn臋艂o, ledwo powstrzymywa艂 艂zy.
- Ch臋tnie bym ci towarzyszy艂, Bob, ale nie chce mi si臋 je艣膰. ausi艂em si臋, 偶eby prze艂kn膮膰 kawa艂ek pizzy. . . - Zimna pizza jest obrzydliwa. Chod藕my! Pomog臋 ci si臋 ubra膰.
247
Niemal si艂膮 podni贸s艂 Percy'ego z bar艂ogu, przebra艂 go w czy znalezion膮 na pod艂odze bluz臋. Zje艂cza艂y od贸r potu nie budzi艂 wstr臋tu. Wiedzia艂, 偶e ma do czynienia z biednym chorym. Ubr w d偶insy i bluz臋, w艂o偶y艂 mu zniszczone, brudne tenis贸wki. - Poczekaj na mnie! Zbieg艂 do auta po maszynk臋 do golenia, kt贸r膮 na wszelki wy mia艂 w kasetce z r臋kawiczkami. Ogoli艂 Percy'ego, uczesa艂 jego jes 艂adne w艂osy. Nie straci艂 ich do tej pory, jak to bywa艂o u innych cho Dlaczego tak troszczy艂 si臋 o Percy'ego? Czy偶by chcia艂 upi臋k schy艂ek jego 偶ycia? Czy bezwiednie na艣ladowa艂 post臋pow% ! O'Neilla, kt贸ry wzi膮艂 go pod swoj膮 opiek臋, mimo 偶e wiedzia艂, i偶 chory jest na AIDS. Oporz膮dziwszy jako tako Percy'ego, powiedzia艂 z udanym l dziwem: - Znowu jeste艣 艂adnym ch艂opakiem
- Tak my艣lisz? - nie艣mia艂o zapyta艂 jego przyjaciel. - Z pewno艣ci膮! Uj膮艂 go pod rami臋 i podtrzymywa艂 prowadz膮c go do auta. Znala przed domem, gdy偶 z艂odzieje nie zapuszczali si臋 w ruiny, gdzie ju偶 ukra艣膰 nie by艂o mo偶na. Usadowi艂 go na sk贸rzanym siedzeniu i zasiad艂 za kierownic膮. Znowu spojrza艂 na zegarek. - Kt贸ra godzina? - Wp贸艂 do drugiej. Wyjecha艂em z hotelu po p贸艂nocy. Zan% przejecha艂em ten kawa艂 drogi, zanim ci臋 wystroi艂em, min臋艂o sp czasu. - Wi臋kszo艣膰 bar贸w zamyka si臋 o drugiej.
, - Znam jeden na Chelsea, kt贸ry jest otwarty ca艂膮 noc. Ferrari ruszy艂o z miejsca mrucz膮c jak wielki kot. Percy rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a, jakby po raz pierwszy widzia艂 t% 偶a艂osn膮 dzielnic臋. Obrazy przesuwaj膮ce si臋 przed jego oczyma mia艂) jakby inne wymiary w贸wczas, gdy chodzi艂 t臋dy pieszo. Drapaczr chmur o tysi膮cach o艣wietlonych okien rysowa艂y si臋 na horyzoncie ogromne na tle nieba rozja艣nionego smugami reflektor贸w.
- Manhattan!. . - westchn膮艂 Percy. - Kiedy wysiad艂em z auto busu, kt贸ry mnie przywi贸z艂 z mego miasteczka na 艢rodkowyn Zachodzie m 艣la艂em 偶e ra otworz 艂 mi swe wrota. . . P贸藕niej t en ra iera mi si zamieni艂 si臋 w piek艂o. . . Mimo to gdy widz臋 ego swiat艂a, zb na p艂acz. . . Kocham je, cho膰 one mnie zdradzi艂y. . . Wstawa艂er z materaca i patrzy艂em przez szpary w deskach, kt贸rymi zabito moj
z48
ii
,y艂em na dalekie 艣wiat艂a miasta. . . Wyobra偶a艂em sobie, 偶e dziejski dywan przeniesie mnie do tej konstelacji. . . Ale przybywa艂 na ratunek. . . Sta艂em uczepiony iiesek i p艂aka;a艂em w samotno艣ci, gdy偶 nie mia艂em przy sobie nikogo, bym zwierzy膰 si臋 ze smutku. . . To okropne p艂aka膰 w samo' samotno艣ci. . . jeste艣 ju偶 sam.
u艣miech pojawi艂 si臋 na twarzy Percy'ego.
:m ci wdzi臋czny, Bob. . .
zrobi艂em nic szczeg贸lnego. . . Nie zostawia si臋 przyjaciela 艣ci. . . To obowi膮zek. . . 艣wi臋ty obowi膮zek. . . a艂 o Rayu, kt贸ry podtrzymywa艂 go na duchu z zadziwiaj膮.iem i serdeczno艣ci膮. Nie by艂 ju偶 sam. . . Nie! Ju偶 nie by艂
- ry m贸wi艂 dalej. Odczuwa艂 potrzeb臋 podzielenia si臋 z kim艣 aerpieniem. . . swoim wyczerpaniem. . . swoj膮 depresj膮. . . Kiedy przyjecha艂em do Nowego Jorku marzy艂em, 偶e ca艂y 艣wiat i do mnie nale偶a艂. . . 呕e dokonam cud贸w. . . By艂em m艂ody ay. . . Wszyscy u艣miechali si臋 do mnie. . . Patrzyli na mnie ie. . . Nie zdawa艂em sobie sprawy, 偶e kobiety, i dziewcz臋ta mnie . By艂em jak pijany. . . Mog艂em pracowa膰. . . Ale tak 艂atwo by艂o lko dzi臋ki mojemu urokowi. . . Prosi艂y, 偶ebym bra艂 od nich . . Kl臋ka艂y przede mn膮. . . Spada艂 na mnie deszcz pieni臋dzy. . . by艂o wyci膮gn膮膰 r臋k臋, 偶eby pojawi艂y si臋 na niej zielone banknoty. izumia艂em jeszcze, 偶e sprzedaj臋 w艂asn膮 m艂odo艣膰, urod臋, w艂asne Bieg艂em na o艣lep ku samozniszczeniu. . . ku 艣mierci. Sprzeda艂em lko swoje cia艂o, sprzeda艂em 偶ycie. . . P贸藕niej nadszed艂 kres. . . ne odkrycie choroby. . . Mia艂em rolexa, z艂ote 艂a艅cuszki, bran% e zmienia艂em zale偶nie od kaprysu. . . Dysponowa艂em iem, urz膮dzonym dosy膰 elegancko. . . Ta艅czy艂em
!% sprawia艂o przyjemno艣膰. . .
艅miech Percy'ego wyra偶a艂 zniech臋cenie, bezgraniczn膮,
- t%s2a艂e艣, Bob, o upadku anio艂贸w? Moja babka bra艂a mnie
na kolana i m贸wi艂a mi o upadku anio艂贸w. By艂em w贸wczas
:ioletnim smykiem. Czy偶by mia艂a przeczucie tego, co mia艂o iotka膰? Czytywa艂a mi ust臋py z Biblii, s艂ucha艂em ich znudzopadek anio艂贸w. . . Widzia艂e艣 nor臋, w kt贸rej zdycham. . . Kiedy zia艂em si臋, 偶e jestem chory, jakby ziemia rozst膮pi艂a si臋 pode
249
mn膮,偶eby mnie poch艂on膮膰...Nie wiem,w jaki spos
; dowiedzieli si臋,偶e jestem nosicielem wirusa...Uciekali jakbym by艂 zad偶umiony...Dzisiejsz膮 d偶um膮 jest AIDS...% mnie z baru,w kt贸rym ta艅czy艂em,z mieszkania...W艂a艣ciciel mnie na ulic臋,spali艂 meble...Z pocz膮tku by艂em tak z zaszokowany,tak nieszcz臋艣liwy i przera偶ony,偶e przemy 艣cianami,偶eby mnie nie widziano...Kiedy wyczerpa艂em rezerwy, wr贸ci艂em do swego zawodu. U偶ywa艂em prezerwa " nie zarazi膰 klient贸w...By艂em jeszcze 艂adny i przyci膮ga艂 trudu.Niekt贸re z nich robi艂y mi wym贸wki,偶e u偶ywam preze "Boisz si臋,偶e mam opryszczk臋,syfilis,rze偶膮czk臋?" - pyta艂y ne.I odchodzi艂y w艣ciek艂e...Czy mog艂em im powiedzie膰,偶e ch ochroni膰? Na skutek tego straci艂em wiele klientek.P贸藕niej ch objawi艂a...Schud艂em,straci艂em na wadze,przeszed艂em za p艂uc...W szpitalu piel臋gniarki patrzy艂y na mnie z pogard膮 i r wyrzuty: "To z pewno艣ci膮 dlatego,偶e sypia艂e艣 z m臋偶czyz zboczenie drogo ci臋 kosztowa艂o!" Krzycza艂em,偶e nie jestem ho sualist膮 i 偶e t臋 chorob臋 z艂apa艂em od jakiej艣 kobiety...Nie ch wierzy膰,艣mia艂y mi si臋 w nos... Percy umilk艂 wyczerpany tym potokiem s艂贸w,przerywan i, prawda d艂ugimi chwilami milczenia.Jakby chc膮c po艂o偶y膰 kro !;%, i o艣wiadczy艂 dobitnie: - Nie jestem pedziem!
Nagle zrozumia艂,偶e zrobi艂 gaf臋.Za p贸藕no przypomnia艂 sob% ; Bob sypia艂 zar贸wno z kobietami,jak i z m臋偶czyznami. Ale Bob go nawet nie s艂ucha艂. My艣la艂 o w艂asnym ,i o widocznych objawach choroby.Z艂e samopoczucie,s艂abo艣膰,k I niekiedy ogarnia艂a,sprawiaj膮c 偶e nogi ugina艂y si臋 pod nim - wszya te symptomy go przera偶a艂y. - Mam pietra,Bob! Jestem skazany na 艣mier膰 chocia偶 nikogi skrzywdzi艂em.. Bob wzdrygn膮艂 si臋,wyrwany z w艂asnych rozmy艣la艅.
_ - Nie my艣l o przysz艂o艣ci,Percy!
Za艣mia艂 si臋.Ale 艣miech,kt贸ry mia艂 by膰 weso艂y,zabrzmia艂 sz wie. - Nieszcz臋艣cie daje ci szans臋,kt贸rej nie ma wi臋kszo艣膰 艣mie nik贸w. Percy spojrza艂 na艅 ze zdumieniem.Czy偶by Bob straci艂 rozui - Szans臋? 2,j0
s:Ale偶 tak! Pami臋tasz, jak bali艣my si臋 staro艣ci? Spotykali艣my ach艂opak贸w, kt贸rzy zbli偶ali si臋 do trzydziestki, tyli, 艂ysieli, mieli fc% cer臋. Rozpaczliwie szukali klient贸w albo samotnych kobiet. . . ylko pijacy, kt贸rzy nie zdawali sobie sprawy z ich wygl膮du, qali ich za kilka dolar贸w. . . Im bardziej posuwali si臋 w latach, tym si臋 staczali, tym wi臋ksza ogarnia艂a ich rozpacz. Lecz obok tych 臋snych wrak贸w ludzkich s膮 te偶 wybra艅cy losu. Tak zwani a艅cy. Pomy艣l o modelkach, o gwiazdach, o aktorkach, pomy艣l cerzach, dla kt贸rych los wcale nie bywa 艂askawszy. Staro艣膰 z偶era rod臋; zniekszta艂ca niegdy艣 pi臋kne cia艂a, odbiera im ca艂y wdzi臋k. padek jest jeszcze bole艣niejszy w por贸wnaniu z minion膮 s艂aw膮. ykaj膮 si臋 wszyscy na jednej p艂aszczy藕nie degradacji fizycznej rchicznej. M贸wi臋 ze znajomo艣ci膮 rzeczy, bo 偶yj臋 w艣r贸d nich trzegam w ich wzroku l臋k o przysz艂o艣膰, o nieznane, o kres 偶ywota. aj膮 si臋 coraz ni偶ej. Staro艣膰 czyni z nich wraki ludzkie. Ci, co nie 艂ni膮 samob贸jstwa, zostaj膮 kelnerami, pomywaczami naczy艅, 艂niaj膮 przytu艂ki dla starc贸w. . . Podczas gdy ty, Percy, ty sko艅czysz pi臋knie. - Pi臋knie? - zdumia艂 si臋 Percy. - Sp贸jrz tylko na mnie
Jie domy艣la艂 si臋, 偶e Bob przemawia艂 tak偶e we w艂asnej sprawie.
- Wymkniesz si臋 staro艣ci. Okpisz j膮. Wystrychniesz j膮 na dudka. te艂e艣 w prasie, 偶e Joe Weissmuler, pi臋kny, niezr贸wnany Joe ssmuler, sta艂 si臋 na staro艣膰 偶ywym trupem? Wymieniam go dla rk艂adu z tysi臋cy innych. A ty, Percy, mo偶esz sobie pozwoli膰 na us 艣miania si臋 w nos staro艣ci! Mo偶esz patrze膰 na ni膮 i m贸wi膰 tysfakc j膮: "Nie dostaniesz mnie, wstr臋tna wied藕mo! Opuszcz臋 t w kwiecie wieku i zabior臋 ze sob膮 sw贸j najwi臋kszy skarb: do艣膰! Umarli pozostaj膮 m艂odzi. . . By艂e艣 kiedykolwiek na cmenu? Rzuci艂e艣 okiem na napisy i zdj臋cia umieszczone na porcela rych p艂ytkach? Przed grobami m艂odych ludzie przystaj膮, spogij膮 tkliwie, wzdychaj膮. Starzy nie przyci膮gaj膮 niczyjej uwagi. rzy musz膮 umrze膰. To normalne. Tylko m艂odych wspomina z 偶alem. A starych? Niekiedy a偶 dziw bierze, i偶 偶yli tak d艂ugo. yby chocia偶 byli bogaci! Gdy偶 bogactwo sprowadza wszystkich do 艅lneQo mianownika. Bogaci si臋 nie starzej膮, bo mog膮 kupi膰
Bob za艣mia艂 si臋 nieweso艂o.
- Ja r贸wnie偶 umr臋 m艂odo.
- Nie ple膰 g艂upstw!
2,jI
- Tak, tak! Por贸wnuj膮 mnie z Jamesem Deanem! Uto偶s%
9
z nim. Umr臋 r贸wnie m艂odo.
- M贸wi膮c w ten spos贸b 艣ci膮gniesz na siebie nieszcz臋艣cie. - Jestem ponad szcz臋艣ciem i nieszcz臋艣ciem. Korci艂o go, by wyzna膰 Percy'emu, 偶e r贸wnie偶 jest chory na A lecz zabrak艂o mu odwagi. - Kiedy ci, co przybywaj膮 nad Styks, podziemn膮 rzek臋 艣m patrz膮 jak przewodnik Charon zabiera na swoj膮 艂ajb臋 zmar艂ych, h czekaj膮 na brzegu, 偶eby uda膰 si臋 na drug膮 stron臋, na tamten a Starzy wlok膮 si臋 o kulach, albo id膮 na s艂abych, chwiejnych n% i z wielkim wysi艂kiem wsiadaj膮 do 艂odzi, podczas gdy m艂odzi wsic do niej z brzegu jak ptaki, zrywaj膮ce si臋 do lotu. . . - Sk膮d wiesz? - Opowiada艂 mi o tym przyjaciel.
- Szcz臋艣liwy jeste艣, 偶e masz przyjaciela, kt贸ry ci臋 nie opusz% mam tylko AIDS i zmartwienie. . - Powtarzasz si臋! Chorym na AIDS zostaje kilka lat 偶y mog膮 sp臋dzi膰, jak im si臋 podoba. Ilu偶 to ludzi w pe艂ni zdrowi kt贸rymi otwiera si臋 rzekomo obiecuj膮ca przysz艂o艣膰, nagle w wypadkach, od kuli, od no偶a, lub umiera na skutek al% i narkotyk贸w. . . Wierz mi, Percy, w pewnej mierze chorzy na uprzywilejowani. Percy po艂o偶y艂 wychud艂e d艂onie na kolanach.
- Zastanawiam si臋, Bob, czy w tym, co m贸wisz, nie ma odi: szale艅stwa. Bob wybuchn膮艂 nerwowym 艣miechem.
- M贸j przyjaciel m贸wi艂 mi, 偶e pewien filozof, Erazm z R damu, napisa艂 ksi膮偶k臋 o g艂upocie i szale艅stwie. W szale艅stwie i 'i czasem co艣 dobrego. 艢mier膰 umawia si臋 na randk臋 z chorymi na Tym niemniej zjedzmy co艣 i poszalejmy. Bob wiedzia艂, 偶e s艂aby punkt jego rozumowania, oparte sofizmatach, polega艂 na 艣wiadomo艣ci nieuniknionego zbli偶ar 艣mierci. Wszyscy ludzie umieraj膮. Ale termin ko艅ca osnuty Natomiast 艣wiadomo艣膰, 偶e ju偶 wkr贸tce przestanie si臋 istnie m臋czarni膮. Na skrzy偶owaniu ulic, przy kt贸rych sta艂y domy pewno za% ka艂e, gdy偶 na parterach wida膰 by艂o sklepy zabezpieczone mo kratami, ferrari natkn臋艂o si臋 na band臋 motocyklist贸w; na czf sk贸rzanych kurtkach mieli emblematy diab艂a i swastyki. R贸w%
2,j2
zaskoczeni tym spotkaniem mieli zb贸jeckie g臋by. Ich herszt irzanej czapce z trupi膮 czaszk膮 zawo艂a艂: - Opr贸偶nijmy ten gruchot z jego w艂a艣cicieli i we藕my go ze sob膮! b nie czeka艂 na spe艂nienie gro藕by. Motocykli艣ci ju偶 ruszyli jsca, 偶eby go otoczy膰 i przy艂o偶y膰 mu n贸偶 do gard艂a. Da艂 gazu akim p臋dem wpad艂 na dw贸ch motocyklist贸w, 偶e wylecieli - ietrze. Przejecha艂 na czerwonym 艣wietle przewracaj膮c motocykl. i z cz艂onk贸w bandy po艣lizn膮艂 si臋 na dziurawym asfalcie i uderzyw%ow膮 o kraw臋偶nik znieruchomial. - Cholerny szoferak uszkodzi艂 jednego z naszych! - zawy艂
pliwie w艣ciek艂y brodacz. - Zar偶nijmy go jak 艣wini臋!
bb jeszcze przyspieszy艂. Ferrari mkn臋艂o jak rakieta. W par臋 ad przekroczy艂 dwie艣cie kilometr贸w na godzin臋 i pr臋dko艣膰 i;awicznie wzrasta艂a: 25o. . . 3oo. . . 35o. . .
dotocykle, mimo 偶e osi膮gaj膮ce du偶膮 pr臋dko艣膰, nie mog艂y dor贸wna膰 ri wykonanemu na specjalne zam贸wienie, wyposa偶one w silnik a dla rajdowc贸w formu艂y pierwszej. Czerwone, tylne 艣wiat艂a wozu 艂y si臋 coraz bardziej w艣r贸d z艂orzecze艅 i wrzask贸w motocyklist贸w, cych na pe艂nym gazie. Reflektory bolidu i motocykli omiata艂y iurawion膮 jezdni臋. Warkot silnik贸w wprawia艂 w dr偶enie powietrze. bb nie posiada艂 si臋 z rado艣ci. Ogarn臋艂o go podniecenie wy艣cigu. rmnia艂 o chorobie, o czarnych my艣lach. 呕y艂 tera藕niejszo艣ci膮 i to vykle intensywn膮. Czas ograniczy艂 si臋 do tej piekielnej pogoni. usterku widzia艂 艣wiat艂a 艣cigaj膮cych go bandyt贸w. Odleg艂o艣膰 y nimi a ferrari stale si臋 zwi臋ksza艂a. - rcy ockn膮艂 si臋 z odr臋twienia. Gor膮czkowo rozkoszowa艂 si臋 i tryumfu. Dygota艂 w przyp艂ywie nowych si艂. Przypomnia艂y 臋 brawa wielbicielek upojonych pi臋knem jego cia艂a. Prze偶ywa艂 tieniu oka najpi臋kniejsze chwile swego 偶ycia. - V%yda艂em maj膮tek na ten w贸z, ale nie 偶a艂uj臋! - wykrzykn膮艂 przepe艂niony rado艣ci膮. Wyobra偶a艂 sobie zaw贸d pozostawionych napastnik贸w. 贸z policyjny wyjecha艂 z bocznej ulicy. Ale kierowca szybko owa艂 z po艣cigu za samochodem 艂ami膮cym przepisy ruchu wego, gdy tylko ujrza艂 w lusterku sfor臋 motocyklist贸w, kt贸ra d偶a艂a z zawrotn膮 pr臋dko艣ci膮. Patrol policyjny zrozumia艂, o co tu o. Spotkanie w 艣rodku nocy z rozw艣cieczonymi motocyklistami o wcale wskazane. Rozs膮dnie zawr贸cili w prawo ku spokojniej臋艣ci miasta. Fe%rari nie potrzebowa艂o ich pomocy.
253
Za zakr臋tem zaznaczonym ruinami ko艣cio艂a Bob straci艂 z:% 艣cigaj膮cych go bandyt贸w. - Dobrze艣my z tego wyszli, prawda, Percy?
- O tak! - przyzna艂 podniecony ch艂opak.
'; Bob przejecha艂 przez most na 3. Alei, p贸藕niej ruszy艂 z. Alej膮 ! ca艂y prawie Manhattan, 偶eby znale藕膰 si臋 w Chelsea. Musia艂 zr objazd, 偶eby respektowa膰 ruch jednokierunkowy, i zatrzyma艂 w pobli偶u restauracji "Empir Dinner", otwartej ca艂膮 noc. Weszli do przepe艂nionej sali i zbli偶yli si臋 do baru. Gwar ro i wybuchy 艣miechu zag艂usza艂y muzyk臋 p艂yn膮c膮 z ukrytych g艂o艣ni艂 Kierowcy taks贸wek, aktorzy filmowi i teatralni, malarze i nocni g% z najlepszego towarzystwa, modne modelki i luksusowe d% 偶ar艂ocznie jedli i pili. Barman, kt贸ry poda艂 nowo przyby艂ym Yellow Brid - koktajle na bazie rumu - pozna艂 Boba i dyskretniJ zna膰 o tym w艂a艣cicielowi, kt贸ry cho膰 nawyk艂y do obcowania z ga dami, czym pr臋dzej zaprosi艂 go do wolnego stolika, obsypuj膮c plementami. Prosi艂 go o autograf na fotografii, kt贸r膮 obieca艂 opn w ramki i umie艣ci膰 na 艣cianie po艣wi臋conej gwiazdom. Mia艂 si臋 znale藕膰 obok Franka Sinatry, Bette Davis i wielu wsp贸艂czesnych filmowych. Bob ch臋tnie spe艂ni艂 pro艣b臋. Percy spogl膮da艂 na艅 z chwytem, jakby mia艂 przed sob膮 p贸艂boga. Ta adoracja ze st1 dawnego kumpla kr臋powa艂a troch臋 Boba. Zam贸wi艂 kawior, szampana, wszystko, co mieli najlepsze, Miil%' w艂a艣ciciel rozp艂ywaj膮c si臋 w przeprosinach wyja艣ni艂, 偶e podawano t jedynie hamburgery i sandwicze. Jednak偶e dla go艣cia tej rangi m贸% przygotowa膰 specjalne, niezbyt wyszukane menu. Makaron, ciastka i kaw臋. - Mam te偶 kilka butelek szampana Veuve Cliqout dla takich g " jak pan, mister Flynn. Percy b艂agalnym wzrokiem spojrza艂 na przyjaciela. - M贸g艂bym dosta膰 taki koktajl, jaki pili艣my przed chwil膮? - Oczywi艣cie! Dwa Yellow Bird! - zam贸wi艂. W艂a艣ciciel zatar艂 r臋ce z zadowolenia.
- Doskonale. To firma je panom oferuje!
Odszed艂 z promienn膮 min膮.
Dooko艂a baru by艂 t艂ok, jak w metro w godzinie szczytu, z t膮 r贸偶r 偶e ka偶dy trzyma艂 w r臋ku szklank臋. M艂ode i mniej m艂ode kobiety, op na ladzie popija艂y swoje drinki, zagl膮daj膮c g艂臋boko w oczy poci膮g cym samcom.
254
- Sp贸jrz na nie! - powiedzia艂 Percy z odraz膮. - One s膮 gotowe a膰 w g贸rze n贸偶kami. Jedna z takich obrzydliwych szelm zrobi艂a ze durnia, kt贸ry jedn膮 nog膮 stoi w grobie. ob nie znalaz艂 odpowiedniego tematu, 偶eby go rozweseli膰.
odano koktajle i szampana. Percy pi艂 艂apczywie, ale tylko skoszi apetycznie pachn膮cych potraw. - My艣l臋, 偶e szampan pomo偶e mi zapomnie膰, 偶e musz臋 umrze膰. . . n dowiedzia艂em si臋, 偶 z艂apa艂em AIDS, nie my艣la艂em o 艣mierci. y mnie uprzedzono, 偶e wirus w艣lizn膮艂 si臋 do mego cia艂a, 偶e jestem ny, wszystko doko艂a mnie si臋 zawali艂o. - ychyli艂 nast臋pny kieliszek szampana. dalej m贸wi艂 pos臋pnym n: - Kiedy lekarz powiedzia艂 mi, 偶e jestem seropozytywny, szok by艂 lny, 偶e nie zrozumia艂em dobrze tego, co do mnie m贸wi艂. Mia艂em nie, 偶e chodzi艂o o innego cz艂owieka. P贸藕niej u艣wiadomi艂em 偶e to chodzi o mnie. Zdawa艂o mi si臋, 偶e wpad艂em w pu艂apk臋. rz patrzy艂 na mnie okiem zawodowca, ch艂odno, jakby mi oznaj偶e dosta艂em kataru. Udzieli艂 mi kilka wskaz贸wek, kt贸rych nie ni臋ta艂em, taki by艂em wstrz膮艣ni臋ty. . . Po wyj艣ciu ze szpitala m ochot臋 sko艅czy膰 z sob膮. . . rzy s膮siednim stoliku rozleg艂y si臋 艣miechy. Siedzia艂o tam trzech ych ludzi i dziewczyna wygl膮daj膮ca na sekretark臋 z prowincji, .e nie oswojon膮 z nowojorsk膮 atmosfer膮. - Ale nie mia艂em odwagi tego zrobi膰 - ci膮gn膮艂 Percy rzucaj膮c otne spojrzenie na go艣ci, kt贸rzy zak艂贸cali jego spowied藕 swoj膮 liw膮 weso艂o艣ci膮. - Zastanawiam si臋, cay mi臋dzy nimi nie ma adkiem kogo艣 seropozytywnego jak ja, kto jednak nie wie o tym e. - Trzeba mie膰 nadziej臋, 偶e naukowcy wynajd膮 szczepionk臋 - posia艂 Bob bez przekonania. - Mo偶e j膮 odkryj膮, ale po mojej 艣mierci.
- Ale偶, Percy, trzeba by膰 optymist膮! Nauka robi wielkie pospaja艂 si臋 w艂asnymi s艂owami. - S艂ysza艂em, 偶e liczba seropozytywnych podwaja si臋 z ka偶dym m. . . pomy艣le膰, 偶e to ca艂e g贸wno przysz艂o do nas z Afryki. . . ny im dali cywilizacj臋, a oni nam AIDS. . . - b blado si臋 u艣miechn膮艂.
- Czy偶by艣 sta艂 si臋 rasist膮?
2.j,j
- Nienawidz臋 wszystkich,kt贸rzy nios膮 nam 艣mier膰! C bia艂ych albo 偶贸艂tych! Bob spojrza艂 na zegarek.
- Sz贸sta! Musz臋 wr贸ci膰 do Plazy,o wp贸艂 do dziewi膮t% czynamy zdj臋cia. - Wyjd藕my st膮d! Nie chc臋, 偶eby艣 mia艂 przykro艣ci z i powodu.Wr贸c臋 metrem. - Nic podobnego! Zrobisz to,co ci powiem.
Zap艂aci艂 rachunek i wyszed艂 odprowadzany spojrzeniami go艣ci.Percy z trudem pod膮偶a艂 za nim.Bob odwr贸ci艂 si臋 i wzi膮艂 gi r臋k臋.Wyszli w noc.S艂o艅ce dopiero troch臋 poja艣nia艂o na wschc Bob otworzy艂 drzwiczki samochodu. ; ii
- Wsiadaj! - rzek艂 do swego kumpla.
- Stracisz wi臋cej ni偶 godzin臋 odwo偶膮c mnie do domu. - South Bronx przesta艂 by膰 twoim domem.Wsiadaj! Percy spe艂ni艂 polecenie zdziwiony, ale nie protestowa艂. Bob si; i% kierownic膮,w艣lizn膮艂 si臋 w potok samochod贸w,kt贸ry ju偶 p艂yn膮艂 !! i zatrzyma艂 si臋 przed 艣wie偶o pobielonym hotelikiem na 46.ulic - Jest czysty,a ludzie nie za bardzo si臋 przypatruj膮,je艣li da w 艂a Percy zawaha艂 si臋.
- A je艣li si臋 dowiedz膮,偶e mam AIDS?
- Nie dowiedz膮 si臋.Gdyby zasz艂y jakie艣 komplikacje, i: oparcie we mnie. Wysiedli z auta i weszli do przytulnego holu z mn贸s egzotycznych ro艣lin.Portier,cz艂owiek w podesz艂ym wieku,potr I% czony jak mumia,pozna艂 Boba.Oddawa艂 mu przys艂ugi w cza ! I'i kiedy Bob przychodzi艂 w towarzystwie przypadkowych klient贸w Teraz dawny ch艂opak sta艂 si臋 艣wiatow膮 s艂aw膮. - Jaki to zaszczyt dla nas,mister Flynn!
Przed kilkoma laty nazywa艂 go po imieniu.
- Chc臋 mie膰 najlepszy pok贸j dla mego przyjaciela. Wsun膮艂 mu nonszalancko sto dolar贸w. - To dla pana,Mark.Za pok贸j zap艂ac臋 z g贸ry na miesi膮c.; by膰 czek? - Doskonale,mister Flynn.Po艣l臋 ch艂opca po baga偶e tego p% - Bartona.Baga偶e pana Percy'ego Bartona zostan膮 dostar, w ci膮gu dnia. - 艢wietnie!
z%6
in膮艂 na grooma i wr臋czy艂 mu klucz.
Zaprowad藕 mister Bartona do pokoju 34. Okna wychodz膮 na
艁azienka jest 艣wie偶o odnowiona.
Znalaz艂szy si臋 w pokoju 34 Bob odprawi艂 grooma wr臋czywszy mu chojny napiwek. B臋dzie ci tu lepiej - powiedzia艂 Bob weso艂o otwieraj膮c okno. dziesz mia艂 艂adny widok. Zamiast patrze膰 z daleka na 艣wiat艂a ttanu, b臋dziesz mieszka艂 w samym jego 艣rodku. : 艂zami w oczach Percy obj膮艂 spojrzeniem podw贸jne 艂贸偶ko z czyst膮 1%, fotele, szaf臋 z lustrem i 艂azienk臋, do kt贸rej drzwi sta艂y
b uda艂, 偶e nie dostrzega jego wzruszenia.
呕eby usprawiedliwi膰 ch臋膰 pozostawania tutaj w ci膮gu dnia, iesz zamawia艂 posi艂ki, nie zapominaj膮c o du偶ych ilo艣ciach allu. Nie musisz wszystkiego wypija膰. DVylejesz reszt臋 do WC. musisz udawa膰, 偶e jeste艣 wci膮偶 pijany. Mark jest us艂u偶ny i za napiwek b臋dzie ci liza艂 buty. A ten hotel zachowuje pozory oito艣ci. Mark ju偶 nie wynajmuje pokoi na godziny, lecz i robi trudno艣ci klientom, kt贸rzy przyprowadzaj膮 partner贸w ca艂膮 noc. - U艣miechn膮艂 si臋 ironicznie.
- Qtl hotelach pi臋ciogwiazdkowych jedynie go艣cie, kt贸rzy zajmuj膮 rtamenty, maj膮 prawo przyjmowa膰 w salonie tak zwanych przyjait. D%st臋p do pojedynczych pokoi jest zabroniony osobom z zer%trz. Pozory s膮 wi臋c zachowane. Luksusowa hipokryzja. Percy u艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony. Jego twarz jak za dotkni臋ciem trodziejskiej r贸偶d偶ki odzyska艂a sw膮 dawn膮 urod臋. Weso艂o艣膰 zatar艂a zniszczenia wywo艂ane przez chorob臋. Nagle jego u艣miech zamieni艂 si臋 szloch. Wychud艂ymi d艂o艅mi zakry艂 oczy. - Nie chc臋 umiera膰, Bob! Nie chc臋 umiera膰!
Udawany dobry humor nagle opu艣ci艂 Boba. Twarz jego pociemnia艂a tak, jakby spadaj膮ca kurtyna zas艂oni艂a 艣wiat艂a sceny. Percy doda艂 z p艂aczem:
- szyscy lekarze, wszyscy naukowcy kr臋c膮 si臋 w k贸艂ko, jak pies w艂asnym ogonem. . . A 艣mier膰 zbli偶a si臋 do mnie. . . Co noc s艂ysz臋 jej nki. . . Bob chcia艂 krzykn膮膰, 偶e go rozumie, 偶e podziala jego m臋k臋. . . 呕e iczu艂 r贸wnie偶 tchnienie 艣mierci. . . Tamtej nocy w Palos Verdes, i藕niej podczas zdj臋膰 do filmu. . . ci膮gu tej chwilowej niedyspozycji
aou%a p%wo
1 odczu艂 jej obecno艣膰. Kiedy poczu艂 si臋 lepiej, oddali艂a si臋, lecz da艂a znak, 偶e powr贸ci. . . - Jestem ci tak wdzi臋czny za wszystko, co艣 dla mnie zrobi艂, Bol G艂os Percy'ego dr偶a艂 ze strachu. . . - Ten pok贸j hotelowy, kt贸ry by艂 艣wiadkiem tylu scen mi艂osny ~ zobaczy, jak 艣mier膰 mnie obejmie. . . Chce mnie posi膮艣膰, jak wszy% kobiety, kt贸re na mnie lecia艂y. . . Tylko ona we藕mie mnie za darm% 艂 Percy patrzy艂 w pustk臋. Wyobra偶a艂 sobie dam臋 okryt膮 przejrz tymi woalami, przez kt贸re prze艣witywa艂 szary szkielet. - Nie chc臋 umiera膰, Bob. . . Nogi ugi臋艂y si臋 pod nim. Bob podtrzyma艂 go i podprowadzi艂 !i 艂贸偶ka, Percy wyci膮gn膮艂 si臋 na wznak. Bob zaniepokojony uj膮艂 go za r臋k臋.
- Je艣li chcesz, wezw臋 lekarza specjalist臋, albo umieszcz臋 w najdro偶szej klinice nowojorskiej. Percy pokr臋ci艂 g艂ow膮 na znak odmowy.
; - Za nic nie chc臋 lekarzy! Nie chc臋 umiera膰 w bia艂ym po% i szpitalnym! Niechaj nikt nie wie, 偶e jestem chory. . . Przyy艣cie lek% !! wzbudzi艂oby podejrzenia. B臋d臋 rad, je艣li mnie odwiedzisz od czasu czasu. . . Z s膮siedniego pokoju dolecia艂y odg艂osy k艂贸tni. G艂os m臋偶czyz G brzmia艂 silnie, g艂os kobiety by艂 ostry, pe艂en z艂o艣ci. - 呕ycie toczy si臋 dalej - szepn膮艂 Percy. - Tak, ono toczy si臋 dalej - przyzna艂 Bob.
S艂owa pociechy zabrzmia艂y fa艂szywie. K艂amstwa zawsze brzn i i fa艂szywie. Prawda wychodzi na wierzch, jak p臋cherzyki powietrz% stoj膮cych w贸d stawu. Nie by艂 ju偶 zdolny do k艂amstwa, zw艂aszcza i; wiedzia艂, co mia艂o nadej艣膰. Percy by艂 ju偶 bliski kresu, on za艣 m% I% jeszcze poczeka膰, a偶 przyjdzie jego pora. '% " - C;hcesz, 偶eby ci przynie艣li co艣 do picia?
- t%iesz, czego bym chcia艂, Bob? Du偶ej dawki heroiny, kt贸ra mnie szybko zabi艂a, 偶ebym nie musia艂 znosi膰 udr臋ki konania, Bob - Tak, Percy. - Mo偶esz mi przynie艣膰 du偶膮 dawk臋 heroiny?
Spojrza艂 na niego b艂agalnie.
- Bob cofn膮艂 si臋.
- Oskar偶膮 mnie, 偶e pomog艂em ci si臋 zabi膰.
Percy zwiesi艂 g艂ow臋.
- Rozumiem. . . Euta. . . euta. . .
2j8
- Eutanazja.
Tak! Eutanazja jest karalna. Nie chcia艂em ci臋 skrzywdzi膰. ci膰 niewdzi臋czno艣ci膮 za twoj膮 dobro膰. ;%estchnienie wyrwa艂o si臋 z piersi Boba.
Dostaniesz heroin臋! Wkr贸tce si臋 zobaczymy.
- yszed艂 szybko, 偶eby nie okaza膰 wzruszenia i w艂asnej s艂abo艣ci. Po powrocie do hotelu czym pr臋dzej si臋 wyk膮pa艂, ubra艂 i zjechaw艅ia d贸艂 wsiad艂 do auta. Pomkn膮艂 do Bovery, gdzie mia艂 nagra膰 scen臋 go zst膮pienia do piekie艂, spowodowanego przez Flo. Giselle aa艂a si臋 znakomit膮 aktork膮. Mo偶na by przysi膮c, 偶e jest wcieleniem Kiedy kr膮偶y艂a mi臋dzy stolikami uginaj膮cymi si臋 od szklanek unk贸w, go艣cie klepali j膮 po po艣ladkach, robi膮c do niej oko ewiadaj膮c spro艣ne 偶arty, co przyjmowa艂a z prowokuj膮cym u艣miept. Amatorzy bardziej namacalnych przyjemno艣ci zach臋cali j膮 zi臋ciem, aby posz艂a z nimi do latryn. Bar by艂 tak zat艂oczony, erki i w艂a艣ciciele tak zaj臋ci, 偶e nikt by nawet nie zauwa偶y艂 jej becno艣ci. Podobnie zachowywa艂a si臋 p贸藕no w nocy, kiedy Bob ychodzi艂, 偶eby j膮 odprowadzi膰 do domu. Flo mieszka艂a w marnej ee, w marnym domu, w艣r贸d marnych lokator贸w. Bob zaproponojej czyste, wygodne, obszerne mieszkanie, lecz ona odm贸wi艂a mu gard膮. Lubi艂a go upokarza膰, sprawia膰 mu b贸l, wzbudza膰 w nim
owr贸t do Bovery w charakterze s艂awnej i bajecznie zarabiaj膮cej tdy nie stanowi艂 dla Boba rewan偶u nad 偶a艂osn膮 przesz艂o艣ci膮. Ta kt贸ra jak kochanka przyci膮ga艂a nowojorskie m臋ty, by艂a dla niego em, do kt贸rego powraca艂 mimo woli. 艢ni艂o mu si臋 cz臋sto, 偶e ularne ramiona, olbrzymie 艂apy o zakrzywionych palcach wyci膮go z 艂贸偶ka i przenosz膮 do tego 艣rodowiska, w kt贸rym kr膮偶膮 .臋dzy i n臋dzarze, do niedawna jeszcze jego wsp贸艂towarzysze
Poszczeg贸lne sekwencje filmu kr臋cono nie w porz膮dku przewidziaa przez scenariusz, ale w miejscu, gdzie one wszystkie si臋 rozwa艂y, na przyk艂ad we wspania艂ej rezydencji na Long Island, nawet imi臋dzy nimi mia艂y zaj艣膰 inne wydarzenia, wymagaj膮ce przeniesiekamer do innych dzielnic miasta. Dzi臋ki temu oszcz臋dzano czas, a)膮c si臋 uko艅czy膰 zdj臋cia w ustalonym terminie. Kiedy Bob przyby艂 na miejsce, gdzie ca艂a ekipa z O'Neillem na le ju偶 go oczekiwa艂a, stwierdzi艂, 偶e sp贸藕ni艂 si臋 o kwadrans. Peter ci艂 mu karc膮ce spojrzenie, ale powstrzyma艂 si臋 od uwag.
259
u':'
Miano filmowa膰 sekwencj臋, tocz膮c膮 si臋 o 艣wicie w za
Bob i Flo k艂贸cili si臋 wracaj膮c z nocnego baru. W艂贸cz臋dz% kowie, kt贸rzy spali w k膮tach zas艂oni臋tych pud艂ami z karto dzeni g艂o艣n膮 rozmow膮, wstawali jak duchy, otaczali ich, szydz膮c z nich coraz bezczelniej. Kilku oprych贸w nie na op贸r Boba unieruchomi艂o go, podczas gdy ich kumple p kelnerk臋 na kup臋 艣mieci i kolejno j膮 gwa艂cili. Nie broni艂a si臋 rzucaj膮c drwi膮ce spojrzenia Bobowi, kt贸ry nie m贸g艂 si臋 trzyma艂y go silne ramiona, takie, jakie widzia艂 w swym kosz 艣nie. Podczas kr臋cenia filmu s艂u偶by porz膮dkowe powstrzymywa艂y"% gapi贸w, prawdziwych w艂贸cz臋g贸w, kt贸rzy przepychali si臋, 偶eby pf rze膰 si臋 widowisku. Kiedy O'Neill dawa艂 ostatnie instrukcje, zapali艂y si臋 reflehl i kamery umieszczano w odpowiednich miejscach, Bob i Gi% ucharakteryzowani i ubrani zgodnie z wymogami scenariusza, wc dzili do zau艂ka. W艂贸cz臋dzystaty艣ci spali w艣r贸d 艣mieci. Pop臋lc ii asfalt ocieka艂 wod膮. Szczury biega艂y tu i tam. Szczeg贸艂y starar dobrane przez O Neilla ukazywa艂y przera偶aj膮c膮 n臋dz臋. Zacz臋to zdj臋cia. Bob dobrze nauczy艂 si臋 swoich replik. Ale O'r zirytowany przerwa艂 kr臋cenie filmu. - O czym ty my艣lisz, Bob? Zamiast kl膮膰, wyzywa膰 sw膮 partne% okazuj膮c jednocze艣nie zazdro艣膰, doprowadzaj膮c膮 ciebie niemal sza艂u, grasz jakby od niechcenia, w ka偶dym razie bez przekona jakby艣 mia艂 g艂ow臋 w chmurach. Nie spa艂e艣 tej nocy? Co si臋 z t dzieje? Bob przyj膮艂 napomnienie wiedz膮c, 偶e jego interpretacja roli t op艂akana. Wci膮藕 jednak nie m贸g艂 si臋 otrz膮sn膮膰 z wra偶enia, jakie zrol na nim spotkanie z Percym. Gra w filmie, dialog, ruchy statys% i wysi艂ki technik贸w - wszystko wydawa艂o mu si臋 bez znacze w por贸wnaniu z agoni膮 tego cz艂owieka. Zawodowcy pracuj膮cy z nim nie mieli poj臋cia o jego wewn臋trzn, rozterkach. Kiedy O'Neill da艂 znak ponownego rozpocz臋cia zdj臋膰, F skoncentrowa艂 si臋, chc膮c pokona膰 zdenerwowanie i wej艣膰 niej; w sk贸r臋 swej postaci. Ale b艂agalny wzrok Percy'ego, kt贸ry prosi艂 o heroin臋, powr贸ci艂 mu w pami臋ci. Da艂 wi臋c upust ca艂ej rozpaczy, c; w艣ciek艂o艣ci na los, kt贸ry uwzi膮艂 si臋, by zniszczy膰 jego przyjaciela. C sw膮 bole艣膰 i beznadziej臋 przela艂 w s艂owa, kt贸re powinien by艂 povr dzie膰 zgodnie ze scenariuszem.
z6o
si臋 tak patetyczny, tak przekonywuj膮cy, 偶e po sko艅cze
wencji O'Neill, zazwyczaj ch艂odny jak sopel lodu, wsta艂 sk艂adanego krzese艂ka, podszed艂 do Boba i u艣cisn膮艂 go
Jeste艣 wielkim aktorem, Bob! Naprawd臋 wielkim
- 艂aka艂 wyczerpany napi臋ciem nerwowym.
- ze zdziwieniem patrzy艂a na O'Neilla. Od pewnego czasu
- ny, nieugi臋ty re偶ser sta艂 si臋 innym cz艂owiekiem. W jego u dostrzegali wewn臋trzny niepok贸j, niepoj臋ty rozd藕wi臋k tzeczywisto艣ci膮 zewn臋trzn膮 a intymnymi prze偶yciami.
vencja zbiorowego gwa艂tu wymaga艂a ruchliwo艣ci kamer. Zblicmiany plan贸w dooko艂a postaci, k艂臋bi膮cych si臋 nad Flo, - ca艂ej nienawi艣ci i szyderstwa, z jakim owa dziewczyna, a przez 艂ajdak贸w na oczach pogardzanego kochanka spog itkiedy na niego, wydobycie z twarzy 艂otr贸w ich upodlenia eanej nami臋tno艣ci - wszystko to wymaga艂o mxstrzostwa
:臋pnie ca艂a ekipa przenios艂a si臋 do baru na Mulberry Street, lmowano rozwi膮z艂e post臋pki Flo. Bob mia艂 wyst膮pi膰 dopiero uec dnia, tak 偶e zosta艂o mu wiele czasu na rozmy艣lania. Bar, po d艂ugich poszukiwaniach przez O'Neilla, by艂 typowym tej kategorii. Re偶yser zawsze wola艂 robi膰 zdj臋cia w naturalnym sku ani偶eli w dekoracjach filmowych. , ubrany tak samo jak miliony m艂odych ludzi, nosz膮cy d偶incaw膮 koszul臋, sk贸rzan膮 kurtk臋 i grube buty, wprost z planu na Bovery, aby poszuka膰 heroiny dla Percy'ego. Nie bra tu drobnych handlarzy narkotyk贸w. 艁atwo ich by艂o mo偶na
.a膰 w t艂umie. Przemykali pod 艣cianami, zawsze gotowi do
. Rozbieganym wzrokiem szukali klient贸w, spragnionych
- kt贸ry nigdy nie u偶ywa艂 narkotyk贸w i jak d偶umy unika艂
ij膮cych nimi ludzi, nie wiedzia艂, jak si臋 zachowa膰 w tym
- ym 艣wiatku. Torowa艂 sobie drog臋 w t艂umie szukaj膮c okazji. Nie lubi pan pi臋knych sn贸w? szepn膮艂 mu do ucha Por 艅czyk w ciemnych okularach, kt贸ry zauwa偶y艂 je%o manewry.
Heroina! - mrukn膮艂 Bob.
Q% pierwszorz臋dnym gatunku. Niech pan p贸jdzie ze nin.膮 w t臋 . Boj臋 si臋 glin.
26r
Bob z bij膮cym sercem ruszy艂 za nim. Gdyby go przy艂apa艂a to by艂aby katastrofa. Ba艂 si臋 nie tyle skandalu, ile pozb wolno艣ci. Rok wi臋zienia oznacza艂by dla niego wyrok 艣mierci. W艣lizn臋li si臋 w w膮ski, 艣mierdz膮cy i b艂otnisty przesmyk dwoma odrapanymi domami. Przecisn臋li si臋 mi臋dzy pojemnik 艣mieci, pustymi pud艂ami z kartonu, starymi gratami. Nagl% Portoryka艅czycy wsp贸艂dzia艂aj膮cy z przewodnikiem Boba wysz rytarza, rzucili si臋 na niego, pobili, zabrali mu pieni膮dze i ws cenne przedmioty: rolex, z艂ot膮 bransoletk臋 i 艂a艅cuszek. Jeden znalaz艂 w portfelu prawo jazdy. - Zatrzymaj fors臋 i wyrzu膰 portfel ze 艣wistkami! - ro
herszt, barczysty facet o twardym spojrzeniu.
Pomocnik wype艂ni艂 jego polecenie, po czym napastnicy wzi臋li% za pas. Bob le偶a艂, nie mog膮c przyj艣膰 do siebie. Bola艂a go g艂owa, dzieraj膮cy b贸l w okolicach 偶o艂膮dka i w 偶ebrach nie pozwala艂 poruszy膰. Si臋gn膮艂 tylko po portfel le偶膮cy obok niego i rozrzu% dokumenty. Wsun膮艂 je do kieszeni kurtki. Po chwili z trudem a i s艂aniaj膮c si臋 ruszy艂 w kierunku g艂贸wnej ulicy. Znalaz艂 si臋 zn% w faluj膮cym t艂umie, kt贸ry nie zwraca艂 na艅 wcale uwagi. Podbite a stru偶ka krwi ciekn膮ca mu z nosa, ubranie - wszystko pasowa艂o otoczenia. Skin膮艂 na taks贸wk臋, lecz na jego widok kierowca pi spieszy艂 i odjecha艂. Kusztyk, kusztyk, powr贸ci艂 do baru i powl贸k艂 si臋 do pomii czenia, w kt贸rym pracowali charakteryzatorzy. Zdumieni jego 偶a艂 nym wygl膮dem po艂o偶yli do na zaimprowizowanym 艂贸偶ku i otoc opiek膮, przeklinaj膮c t臋 niebezpieczn膮 dzielnic臋. Bob stopniowo uspokoi艂. Zmieniono mu ubranie, zatuszowano siniaki. Mia艂 wkri wej艣膰 na plan. Stosuj膮c wszystkie 艣rodki, jakie by艂y pod r% doprowadzono go do stanu, w jakim m贸g艂 wyst膮pi膰. Tym razem st% si臋 na miejscu bez sp贸藕nienia. My艣la艂, 偶e wyszed艂 z tej przygody obronn膮 r臋k膮. Portoryka艅cz mogli mu wbi膰 n贸偶 w brzuch, jak to ju偶 wesz艂o w zwyczaj. P贸藕nym wieczorem wr贸ci艂 wyczerpany do hotelu. Gor膮cy natr nieco go o偶ywi艂. M贸g艂by zam贸wi膰 sobie obiad do pokoju, ale n jeszcze co艣 do za艂atwienia. W艂o偶y艂 bia艂y smoking, z jedwabn膮 kosz i czarn膮 muszk膮. Poprawi艂 na ile si臋 da艂o sw贸j makija偶 - nauczy艂 tego odk膮d zosta艂 aktorem - i w艂o偶y艂 ciemne okulary, aby zas艂o podbite oczy. Brzuch i 偶ebra wci膮偶 jeszcze by艂y obola艂e.
262
barze spotka艂 Raya w stroju wieczorowym. Wzmacnia艂 si臋 c koktajlem Between the Sheets. Na widok Boba jego twarz u艂a si臋, jakby pad艂 na ni膮 promie艅 s艂o艅ca. Taki sam koktajl dla mister Flynna! - zwr贸ci艂 si臋 do barmana. d adresem Boba: - To wybuchowy nap贸j, kt贸ry pomo偶e ci wiat w r贸偶owych barwach. s gdy barman przygotowywa艂 koktajl, Ray bacznie przyjrza艂
艣 nie w sosie! Co mog臋 zrobi膰, 偶eby艣 odzyska艂 form臋? poda艂 swoje arcydzie艂o. s臋, oto pa艅ski Between the Sheets, mister Flynn. Doskozycja! Bia艂y rum, koniak, Truple Sec i sok cytrynowy. owa szklanka by艂a przybrana kr膮偶kiem cytryny. Bob
Niez艂y.
- diwo艣膰 Boba zaintrygowa艂a jego towarzysza.
Zdaje si臋, 偶e jeste艣 w moralnym ni偶u - za偶artowa艂.
Yrpo chwili wahania opowiedzia艂 o spotkaniu z Percym i o swojej cj przygodzie. Musz臋 mie膰 kilka porcji heroiny. Za wszelk膮 cen臋.
; wspomnia艂 o tym, 偶e Percy mia艂 zamiar sko艅czy膰 ze sob膮. r u艣miechn膮艂 si臋. Odwyk艂e艣 od podejrzanych kontakt贸w. W ci膮gu kwadransa
iesz to, czego chcesz. We wszystkich wielkich hotelach, szt膮 wsz臋dzie, s膮 ludzie - o kt贸rych dodatkowym zaj臋ciu ia zapewne nie wie - kt贸rzy mog膮 ci dostarczy膰 do wyboru: I, callboy, albo najsilniejsze narkotyki. Wystarczy dobrze 膰. Oddam ci t臋 drobn膮 przys艂ug臋. Ale pod jednym warun Zgoda! - wykrzykn膮艂 Bob uradowany.
tP贸jdziesz ze mn膮 dzi艣 wiecz贸r do moich nowojorskich krewdi, kt贸rzy robi膮 mi wyrzuty, 偶e ich zaniedbuj臋. W艂a艣nie mia艂em ttiar wst膮pi膰 do ciebie, 偶eby ci臋 zaprosi膰. Bob obejrza艂 si臋 w lustrze umieszczonym za plecami barmana. - Czy wygl膮dam na spragnionego zabawy? - Ja o tym zdecyduj臋. Dobrze ci zrobi zmiana atmosfery. Kto g艂by ci臋 lepiej zna膰 ni偶 ja? - Jak mog臋 si臋 pokaza膰 na wieczornym przyj臋ciu w przyzwoitym nu maj膮c na nosie s艂oneczne okulary?
263
- Vt%szyscy b臋d膮 patrze膰 na ciebie z uwielbieniem. Ekstrawag% kie s艂awy dostarczaj膮 tyle temat贸w do pasjonuj膮cych rozm贸w.
- Ekstrawaganckie? Zbite po mordzie, to b 艂oby bli偶sze pra% wyja艣nienie. odprowadzi膰 sobie samoch贸d
I P
- Ka偶 p
tym, czego ci potrzeba. Ja tymczasem zajm臋
Dziesi臋膰 minut 贸藕niej ferrari Boba ruszy艂o sprzed hotelu. Mam w kieszeni czter dla ciebie,gdybym y pakieciki heroiny.Nie zdoby艂by
przynajmniej umie 臋 pos艂u偶y艂 chodzi o kogo艣 ci bliskiego.( m narkotykiem? Przedawkowa otworzy艂oby przed nim wrota Hadesu.
- Kto to jest Hades?
- Przyzwoity pari,kt贸ry j
przynajmniej utrzymywali Gre muje si臋 naszymi szcz膮tk%i.T Ukry艂 heroin臋 p od siedzeniem.
- glin. Prowad藕 ostro偶nie,Bob.Nie nale偶y zwraca膰 na siebie uwa estem s eszon - 1
臋 Jrcl'em cz艂o ekowi kt贸 wielkie ryzyko,偶eby zrobi膰 prz: rego nie znasz. by艂by o niem tobi dda膰 przys艂ug臋.Je艣li idzie o Percy'eg, e y,gdybym nie wiedzia艂,偶e stoi na prog 艣mierci.Zreszt膮 nie trzeba przesadza膰.Nie ryzykowa艂em tak wiele. pieni膮dze wszystko mo偶na kupi膰.Hollywood nafaszerowane I i kokain膮 i heroin膮.Z jednym
,% granicy maj膮c przy sobie boda astrze偶eniem: nie wolno przekr%; m c j najmniejsz膮 dawk臋 nar y anie poci膮ga za sob膮 ci臋偶kie nast臋pstwa.U偶ywanie ku.P
1 gro藕ne.
P膮m
Bob zrobi艂 stro ion
in臋.
,%l%vw nIz a,urodzony w艣r贸d ho艂ot Wl%r% zioaziejs przed 艂otrami,kt贸rzy chciel y% Broni艂em si臋 jak strace Ile to ja dosta艂em ci ie wci膮gn膮膰 do handlu bia艂膮 truciz 臋8贸w,bo nie da艂em si臋 zwerbowa膰! Kt贸rej艣 n tak mnie sprali,偶e zostawili
: Znudzi艂o si臋 im wreszcie le bliskiego 艣mierci.Ale nie ust膮pi艂e Percy p ie nagabywa膰. owita艂 ich z rado艣ci膮.Sta艂
,mimo 偶e no i u ina艂y si臋 p
jego ci 偶arem aczkolwiek by艂 to ci臋偶ar zredukowan
u偶
Chcia艂 jednak uhonorowa膰 swoich gb艣ci. y do minim
Przed podaniem mu heroiny Bob zada艂 sobie dramatyczne
Czy mia艂 prawo poda膰 mu 艣mier膰 na tacy?
Odpowiedzia艂 na j
z6g
ua. Lecz Percy postrada艂 ju偶 jasno艣膰 s膮du. By艂 doprowadzony do y cierpieniami, my艣l膮 o zbli偶aj膮cej si臋 艣mierci. Bob omal nie ykn膮艂: "Jestem r贸wnie chory, jak ty! Wszed艂em ju偶 do przedzag艂ady. Dla mnie, tak jak i dla ciebie, nie ma odwrotu. Id臋 tu偶
rcy przyj膮艂 heroin臋 z zachwytem i wdzi臋czno艣ci膮. Nagle zd艂awi艂
Zapomnia艂e艣 o strzykawce!
Nie! - odpar艂 Ray wyjmuj膮c j膮 z kieszeni. - Oto ona!
- b poczu艂 wyrzuty sumienia. Uczyni艂 Raya wsp贸lnikiem swej
rcy przycisn膮艂 do serca narkotyk i strzykawk臋, jakby sta艂 si臋 iaczem nieoszacowanego skarbu. Spojrza艂 z podziwem na obu ch ludzi. Jacy jeste艣cie pi臋kni! Jak anio艂y, kt贸re zst膮pi艂y z nieba. Moje duchy. ib przybity s艂owami Percy'ego pomy艣la艂: "Anio艂owie 艣mierci! owie twojej 艣mierci! Anio艂owie czy diabli?" - y przerwa艂 jego rozmy艣lania.
- Tylko nie przedawkuj, Percy!
- Ale偶 nie! Chc臋 tylko z艂agodzi膰 b贸le. . . 呕ycz臋 wam najwi臋kszych s贸w! Z rado艣ci膮 obejrz臋 wasz nowy film. . . ned odej艣ciem Bob obieca艂 znowu go odwiedzi膰. Percy przyj膮艂 to br膮 monet臋. Po wyj艣ciu go艣ci upad艂 na 艂贸偶ko. Nogi nie mog艂y go tu偶ej utrzyma膰. Odetchn膮艂 z ulg膮. Nareszcie by艂 panem swego Sko艅czy z sob膮. Ale odczeka kilka dni, 偶eby policja nie po艂膮czy艂a mierci na skutek przedawkowania - z odwiedzinami przyja yjedziemy na 5. Alej臋. Adres moich krewnych, o kt贸rych ci i艂em, bliski jest Plazy. iele艅 Central Parku rozsiewa艂a rozkoszn膮 艣wie偶o艣膰. Bob by艂 ce pod wra偶eniem ostatniego spotkania z Percym. VPiedzia艂, 偶e rc ono ostatnim. - Powiniene艣 zna膰 zabawne szczeg贸艂y dotycz膮ce tak zwanego life'u w Nowym Jorku, czyli wytwornego towarzystwa, bardzo ni臋tego i bardzo prze艣wiadczonego o tym, 偶e w 偶y艂ach jego 贸w p艂ynie niebieska krew. - Co takiego? - zapyta艂 Bob wyrwany ze swoich rozmy艣la艅.
- 呕eby艣 czu艂 si臋 swobodniej w tym arystokratycznym 艣wiecie,
265
- powiniene艣 wiedzie膰, 偶e jego pocz膮tki s膮 do艣膰 niepewne. Ci lu dumni ze swej rasy, otrzymali pewien po艂ysk dzi臋ki milionom odziedziczonych po przodkach, z kt贸rych bynajmniej nie odznaczali si臋 uczciwo艣ci膮. Najs艂awniejsze postaci z amery almanachu gotajskiego maj膮 w艣r贸d swoich protoplast贸w wielu k贸w, kt贸rych n臋dza wygna艂a z Europy. Wielkie fortuny nigdy i nie powsta艂y dzi臋ki uczciwym 艣rodkom. Strawestuj臋 maksym臋 ' foucaulda: "Uczciwo艣膰 wielkich rodzin jest niczym innym ni偶 ti udawania uczciwo艣ci". Dzisiejsi spadkobiercy s膮 jedynie bl szacownymi cieniami dawnych awanturnik贸w. Wystarczy prz dzieje naszych wielkich finansist贸w i przemys艂owc贸w XVIl1 wieku, aby zrozumie膰 t臋 smutn膮 prawd臋. Ich bogactwa z tego, co nazywa si臋 dzisiaj pierwotnym kapitalizmem. " - Po co mi m贸wisz to wszystko? - 呕eby艣 nie da艂 si臋 zasugerowa膰 ich wynios艂ym min G kt贸rymi kryj膮 si臋 cz臋sto miernoty. Ale miernoty, kt贸rych zas ! 艣cis艂e podporz膮dkowanie si臋 niepisanym prawom ich osob 艣wiata. Nie b贸j si臋 jednak; przyjm膮 ci臋 z ca艂膮 uprzejmo艣ci膮, gd otacza膰 si臋 s艂awnymi lud藕mi. Snobizm jest dla nich no st臋powania, aczkolwiek temu przecz膮. - S膮dz膮c z tego, co mi przed chwil膮 powiedzia艂e艣, na% w艂a艣nie do tej grupy uprzywilejowanych. - Tak, ale si臋 tym nie chwal臋. Zachowuj臋 poprawne sto% i z tym towarzystwem, kt贸re mnie nudzi. S膮 takimi snobat% mieszka艅cy konserwatywnej 5. Alei unikaj膮 kontakt贸w z parweniit ! mi mieszkaj膮cymi na Park Avenue. Wszyscy ci golden boys, a m艂odzie偶, pochodz膮ca z przedmie艣膰 Nowego Jorku, kt贸ra dorobi艂 fortun na spekulacjach gie艂dowych, kt贸ra dzi臋ki inteligencji i p jak r贸wnie偶 dzi臋ki brakowi skrupu艂贸w, zdo艂a艂a wspi膮膰 si臋 na szt " wielkiej finansjery, to dla moich krewnych i ich znajomych je% dorobkiewicze bez 偶adnej pozycji towarzyskiej. - ty my艣lisz, 偶e b臋d臋 si臋 dobrze czu艂 w艣r贸d tych ludzi? - Wzbogacanie wiadomo艣ci jest przywilejem istoty ludzkie Ray m贸wi艂 to, 偶eby Bob nieco si臋 odpr臋偶y艂. Wyobra偶a艂 sobie przera偶enie, jego l臋k po spotkaniu z Percym. Przypuszczenii zamierza on pope艂ni膰 samob贸jstwo i jemu przysz艂o na my艣l. By艂 r贸 wzburzony jak Bob. . . Powtarza艂 jego imi臋 jak zakl臋cie. . . Bob. . . B% Bob. . . Zapytywa艂 si臋, czy nie lepiej by艂o pozwoli膰 mu uton膮膰 w 1 Verdes, jak Bob na pewno by sobie 偶yczy艂. . . Ale przyja藕艅, ale m
266
- szy rozum
. Uratowa艂 Boba nie my艣l膮c o tym, co nast膮pi.
ln rozpadzie jego cia艂a, kt贸ry b臋dzie si臋 odbywa艂 na jego 偶by uratowa艂 go z pobudek egoistycznych? Bo nie m贸g艂 si臋 zi膰 z my艣l膮, 偶e go straci? 呕e nie b臋dzie go widywa艂, s艂ysza艂 jego wyczuwa艂 bicia jego serca, dotkni臋cia jego sk贸ry. . . - 艂ysza艂 艣miech Boba.
: Zawsze chcia艂e艣 wzbogaci膰 moje wiadomo艣ci. A ja zawsze
- avia艂em, jalt pi臋l%ie m贸wisz.
- Kwestia przyz%Wczajenia.
- dewana weso艂o艣膰 Boba maskowa艂a jego strach. Nie chcia艂 martjaciela swoimi skargami. Ray by艂 wzruszony jego delikatno艣baj uniltali jedynego tematu, kt贸ry w r贸wnej mierze obchodzi艂
Nie przy%'Yczajenia, a1e wykszta艂cenia - odpar艂 Bob z u艣miewadzili zdawkow膮 rozmow臋, jalt ludzie, nie maj膮cy 偶adnych
*
* *
e wspanial% domu, kt贸ry wznosi艂 si臋 h SGAlei 1 Cez
- Parkiem, obrazy Bonnarda i Van Go8 a, g
Pissara i Degasa, Moneta i Matisse'a zdobi艂y 艣ciany obite on% i z艂ot膮 tk%i% Pan tego domu nie nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy
obrazy ze wzgl臋du na ich zawrotne ceny, ale by艂 prawdziwym s%i, wybiera艂 p艂贸tna okre艣lonej szko艂y i to p艂贸tna najpi臋kawid Stafford, gospodarz, i jego 偶ona Clarissa mieli oboje to, co aa si臋 klas膮. Nosili swe ubrania tak, jakby si臋 w nich urodzili. e wieczorowe, kostiumy do konnej jazdy i konnych polowa艅 albo ua rnarynarskie, potrzebne podczas p艂ywan a i hb s ie, le偶a艂y na nich jak ula艂. Elegancja, ' ch problemy pieni臋%ia艂y ich od posp贸lstwa. Nie istnia艂y dla ni
przyj臋aa u nich stanowi艂y atrakcj臋 zar贸wno dla jestset i arystoi, jak i dla s艂awnych ludzi i dla modnej m艂odzie偶y. Klejnoty ne na Place Vend贸me, suknie - ika%e kreacje wielkich - c贸w francuskich i w艂oskich, od niedawna dyktuj%cych mod臋 na towym u - smok% elskiego kroju, wszystko to nada - szczeg贸lny char%ter ca艂o艣ci prezentowanych stroj贸w.
26%
Orkiestra cicho gra艂a przeboje z lat czterdziestych, co r贸 dowodem dobrego smaku. Rozmawiano p贸艂g艂osem, nie rozle wybuchy 艣miechu, jakby zbytnie okazywanie weso艂o艣ci by艂 niestosowne. Bob podziwia艂 swobod臋, z jak膮 Ray obraca艂 si臋 w艣r贸d tych kt贸re mimo uprzejmo艣ci i dobrego nastroju mia艂y w sobie sztywno艣膰. Przyj臋to tutaj Boba z wszelkimi wzgl臋dami, jako jaciela Raya i jako s艂awnego aktora. Otoczy艂y go panie w wieku, nie szcz臋dz膮c mu komplement贸w. Ray obserwowa艂 go z i cieszy艂 si臋 jego powodzeniem. Nie m贸g艂 po艣wi臋ci膰 mu do艣膰 gdy偶 pani domu - jego ciotka - przedstawia艂a go swoim jaci贸艂kom. - Matka Raymonda Edwarda jest z domu SunderlandBeau Maj膮tek, wykszta艂cenie, wygl膮d fizyczny, dzia艂alno艣膰 zaw - wszystko by艂o niczym wobec najwy偶szego argumentu: kratycznego pochodzenia jego matki, kt贸re wycisn臋艂o na nim s pi臋tno. - Raymond Edward - spieszczenia imion nie uznawano - ul moje drogie, czarowni kinematografii. Powi臋kszy艂 liczb臋 akto i re偶yser贸w wywodz膮cych si臋 z arystokracji. Ira von Furstenb% ksi膮偶臋 Visconu, Elissa Landi z Habsburg贸w, obecnie za艣 m贸j sid rzeniec Ray, prawdziwy potomek diuk贸w de Sunderland. i Arystokratki ameryka艅skie, pochodz膮ce z rod贸w, kt贸rych korzd by艂y jeszcze znane, 偶ywi艂y szacunek dla starego szlachectwa Raymo da de Rhys i jego matki, gdy偶 jego przodkowie brali udzia艂 w w prawach krzy偶owych. Otoczony rojem dziewcz膮t Bob spostrzeg艂 stoj膮c膮 na uboczu Lor Lamont, kt贸ra u艣miecha艂a si臋 do niego troch臋 zagadkowo. Zno% poczu艂 poci膮g bardziej intelektualny ni偶 fizyczny do tej dziewczy kt贸ra podbi艂a go od pierwszego wejrzenia. Najwidoczniej Lor znajdowa艂a si臋 w swoim 艣wiecie. Przeprosi艂 rozmawiaj膮ce z nim dziewcz臋ta i utorowa艂 sobie drog臋 do Lorrie. - Pani tutaj? - powiedzia艂 uradowany. - Co za niespodzianka - Pod膮偶a艂am za panem - odpar艂a powa偶nie. - Jestem dziewczyn膮, kt贸ra wie, czego chce i d膮偶y bez wahania do celu. Postanowi艂: po艣lubi膰 pana. Nie nale偶臋 do dziewcz膮t, kt贸re marz膮 o tym, aby kochano dla nich samych, a nie dla ich pieni臋dzy. Jestem bogata i mam dwadzie艣cia milion贸w dolar贸w, kt贸re zostawi艂a mi w spadku matka. Ojciec nie o偶eni艂 si臋 powt贸rnie i kieruje powa偶n膮 firm膮, kt贸ra warta jest oko艂o dziesi臋ciu bilion贸w. Te pieni膮dze tam po jego 艣mierci. - by艂 ca艂kowicie zaskoczony.
Niech pan nie s膮dzi, 偶e sugeruj臋 panu transakcj臋 handlow膮. Pan sne ga偶e i to dosy膰 znaczne. Ale s艂awa aktor贸w nie jest wieczna. mnie zapewni pan sobie przysz艂o艣膰, nawet je艣li pana w艂asne iy si臋 zmniejsz膮. Miliony dziewczyn by艂yby szcz臋艣liwe mog膮c ana za m臋偶a. Kocham pana i mam wra偶enie, 偶e nie jestem panu
bry nastr贸j Boba prysn膮艂 w jednej chwili. Rozwia艂y si臋 jego nia. Lorrie zaproponowa艂a mu, 偶e go kupi! Mia艂 wstr臋t do takich ucji. Chcia艂 zapomnie膰, 偶e niegdy艣 偶y艂 z prostytucji. A czym偶e jest po艣lubienie kobiety znacznie bogatszej od siebie? Lorrie przypomnia艂a mu, co go czeka. By艂o to jak za膰mienie s艂o艅ca, aszystko pogr膮偶a si臋 w mroku. U艣wiadomi艂 sobie raz jeszcze, 偶e zany na 艣mier膰 i korzysta jedynie z odroczenia wyroku. rrie spostrzeg艂a, 偶e twarz Boba nagle si臋 zas臋pi艂a. Powiedzia艂a ze ietn w g艂osie: S膮dz膮c po pa艅skiej reakcji zdaje mi si臋, 偶e wzi臋艂am z艂udzenia za wisto艣膰. Przypuszcza艂am, 偶e pan mnie kocha r贸wnie, jak ja pana. 艂am si臋. Bardzo mi pochlebia pani propozycja, Lorrie - powiedzia艂 na ucieszony. - Ale ma艂偶e艅stwo bywa cz臋sto jedynie przygod膮, 膰le si臋 ko艅czy. Albo po艂膮czeniem interes贸w, co budzi we mnie
- Nie jestem do艣膰 艂adna? Abstrahuj膮c od mego maj膮tku.
- Jest pani bardzo 艂adna.
- Jeste艣my prawie w jednym wieku. Mam oko艂o dwudziestu lat. wiem, co pana powstrzymuje. My艣li pan, 偶e kobiety szybciej si臋 j膮 ni偶 m臋偶czy藕ni. - Ale偶 nie! Pani zawsze b臋dzie doskona艂a.
- Pan kpi ze mnie. . . - stwierdzi艂a z wyrzutem.
- Mylnie pani t艂umaczy sobie moje s艂owa. Ale pewnego dnia unie pani wszystko. owoli przesun臋艂a sznurek pere艂 w szczup艂ych palcach.
- To przykre by膰 odepchni臋t膮. Niech pan uwa偶a moj膮 ofert臋 za l aktualn膮. Noc przynosi dobre rady. Mo偶e jutro pan zatelefonuje eka偶e mi dobr膮 wiadomo艣膰. . . ldzyska艂a swoj膮 pagod臋 ducha.
z6g
- Nie przywyk艂am spotyka膰 si臋 z odmow膮. Nie wymknie mi
pan.
Zmienna jak wiosenny dzie艅 uciek艂a ze 艣miechem. Ray skorzys z jej odej艣cia. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e Lorrie pr贸bowa艂a ci臋 uwie艣膰. By艂aby dot dziewczyn膮, gdyby miliony jej papy nie przewr贸ci艂y jej w g艂owie. Kamerdyner oznajmi艂 z wyra藕nym akcentem angielskim: - Madame est sezwie!
Towarzystwo przesz艂o do ogromnej sali jadalnej z 偶贸艂tego a kowanego marmuru, sprowadzonego umy艣lnie z W艂och. Dziesi okr膮g艂ych sto艂贸w, ka偶dy dla dziesi臋ciu os贸b, rozstawiono mi臋d korynckimi kolumnami i antycznymi pos膮gami. Clarissa uwielbi% sztuk臋 staro偶ytnych Grek贸w i Rzymian, tote偶 kaza艂a swoim archite tom urz膮dzi膰 pompeja艅ski perystyl na wielkie przyj臋cia. Karty o z艂oconych brzegach z nazwiskami go艣ci wskazyw%
ka偶demu jego miejsce. Bob znalaz艂 si臋 mi臋dzy dwiema damami, kt% przebra艂y miar臋 zar贸wno we francuskich perfumach, jak i w ilo klejnot贸w. Stwierdzi艂, 偶e d艂onie jego s膮siadki z prawej strony b% g艂adkie jak ko艣膰 s艂oniowa, natomiast na d艂oniach s膮siadki z lev pojawi艂y si臋 ju偶 brunatne plamki, a 偶y艂y nabrzmia艂y. Chirurgom uda艂o si臋 jeszcze odm艂odzi膰 d艂oni. Obie damy zala艂y Boba potokiem s艂贸w nie pozwalaj膮c doj艣膰 s艂owa. Prze艣ciga艂y si臋 w pochwa艂ach jego talentu i osi膮gni臋膰 artysty! nych. M艂odsza s膮siadka z prawej strony znalaz艂a spos贸b, aby wsu% mu niepostrze偶enie wizyt贸wk臋 do kieszeni, rzucaj膮c przy tym obie4 j膮ce spojrzenia. S膮siadka z lewej, p艂on膮c z ciekawo艣ci, wypytywa艂a go o tysi臋 szczeg贸艂贸w w zwi膮zku z zamachami na 偶ycie O'Neilla. - No c贸偶! - westchn臋艂a - s艂awa i talent wzbudzaj膮 zazdt% i rywalizacj臋. Lorrie siedzia艂a przy stole niedaleko Boba. Rzuca艂a mu od czasuj czasu natr臋tne spojrzenia, kt贸rych stara艂 si臋 nie dostrzega膰. R% siedz膮cy naprzeciwko Lorrie 艣ledzi艂 jej zachowanie z pewnym bawieniem i odrobin膮 pogardy. Lorrie, tak s艂odka, tak poci膮gaj膮ca, delikatna, sta艂aby si臋 niezno艣n膮 偶on膮, trzymaj膮c膮 swego m臋偶tt% smyczy, jak kosztownego pieska. Bobowi mia艂y by膰 oszcz臋d ` starcia i przykro艣ci, kt贸re mog艂aby mu wyrz膮dzi膰 Lorrie. Ten cyrk towarzyski, z jego ma艂ostkami i ub贸stwem my艣li je cze艣nie bawi艂 go i zasmuca艂. Mimo 偶e odnoszono si臋 do
270
- ksz膮 atencj膮 - potomek diuk贸w godzien by艂 wszelkich
- - oboj臋tnie przys艂uchiwa艂 si臋 rozmowom, jakie prowadzono anat. Zaproszono go ju偶 na polowania, na podr贸偶e statkiem, obiad贸w; wym贸wi艂 si臋 od nich m贸wi膮c, 偶e musi doko艅czy膰 do nowego filmu.
y jego cz臋sto zwraca艂y si臋 w stron臋 Boba. Jego rych艂a 艣mier膰 t Rayowi ch臋膰 do 偶ycia. Spostrzeg艂 niech臋tne spojrzenie Nienawidzi艂a go, gdy偶 intuicja kobieca m贸wi艂a jej, 偶e ma w nim to niebezpiecznego rywala, kt贸rego nale偶a艂oby si臋 pozby膰. Ito trzeciej nad ranem przyj臋cie dobieg艂o ko艅ca. Przed rozt si臋 z Bobem Lorrie powiedzia艂a: Bed臋 czeka艂a na pa艅ski telefon. Oczywi艣cie, je艣li nie jest pan ju偶
iznaczny ton jej s艂贸w wywo艂a艂 u艣miech Boba. Zachwycaj膮cy
t, kt贸ry umocni艂 jej ch臋膰 zdobycia go za ka偶d膮 cen臋.
r wej艣ciu do budynku Bob w towarzystwie Raya czeka艂
ie go艣ci, a偶 mu podstawi膮 jego ferrari. Da艂 sowity napiwek mu i usiad艂 za kierownic膮 obok Raya. - e odprowadza艂a wzrokiem odje偶d偶aj膮ce auto, przygryz艂a
po czym wsiad艂a do w艂asnego wozu.
- zatopiony w my艣lach prowadzi艂 jak automat. Ray nie spuszcza艂 zu. Wyczuwa艂 instynktownie, 偶e jego przyjaciel jest cierpi膮cy. e paniki budzi艂o w nim dreszcze. - le Bob zatrzyma艂 w贸z przy chodniku, przy czym zrobi艂 to tak znie, 偶e otar艂 si臋 o dwa stoj膮ce samochody. iycha艂 z trudem.
Si膮d藕 za kierownic膮, Ray! Zn贸w zrobi艂o mi si臋 niedobrze, s艂abo, ii si臋 w g艂owie. . .
- wyskoczy艂 z auta, okr膮偶y艂 je i zaj膮艂 miejsce Boba, kt贸ry m przesun膮艂 si臋, dygocz膮c z zimna.
- zdj膮艂 marynark臋 i okry艂 delikatnie ramiona przyjaciela. Pojed藕my do lekarza! b pokr臋ci艂 g艂ow膮. Szcz臋ka艂 z臋bami.
Nie trzeba. . . Moje zamroczenia s膮. . . coraz cz臋stsze. . . po nich iodzi og贸lna s艂abo艣膰. . . i uczucie przejmuj膮cego zimna. . . sym...cho... - doko艅czy艂 s艂owa: choroby.
Jed藕my do hotelu. . . Prosz臋 ci臋, Ray. . . Jed藕my. . . Lekarz nie v nic zrobi膰. . . absolumie. . . nic. . .
2j I
Poruszony do g艂臋bi Ray ruszy艂 z miejsca.
- Co mog臋 zrobi膰 dla ciebie?
Bob zwiesi艂 g艂ow臋.
- Nic. . . nic. . . Chcia艂bym umrze膰 w 艣wietle. . . reflektord w toku pracy. . . jak ten wielki aktor; o kt贸rym. . . mi m贸wi艂e艣. . . - Molier! - Tak. . . Molier! To 艣mieszne, 偶e ten aktor. . . przychodzi n my艣l. . . - Nie m臋cz si臋! Nie rozmawiaj! Zachowaj si艂y.
Gorzki 艣miech Boba przechodz膮cy w szloch wstrz膮sn膮艂 Ray% - Mam nadziej臋, 偶e starczy mi si艂. . . na sko艅czenie filmu. .% - Nie ple膰 g艂upstw! Twoje zas艂abni臋cia s膮 przej艣ciow膮 nie pozycj膮. Wielu seropozytywnych nie zpada na t臋 chorob臋. studiowa艂em uwa偶nie ksi膮偶ki lekarskie. . . Bob odpowiedzia艂 ledwo s艂yszalnym szeptem:
- M贸wisz tak, jak ja m贸wi艂em. . . jak m贸wi艂em Percy'% K艂ama艂em. . . i on to wiedzia艂. . . Ray mia艂 dziwne, rozpaczliwe uczucie, 偶e czyta powie艣膰, k zako艅czenie ju偶 zna. Nie chcia艂 dopu艣ci膰 do tego, 偶eby Bob umar艂 m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z my艣l膮, 偶e go straci. Odsuwa艂 t臋 my艣l od si mimo 偶e uwa偶a艂 to za niedorzeczno艣膰, gdy偶 walka z losem niepodobie艅stwem. Los 偶膮da艂 unicestwienia Boba. . . Ray by艂 w paczy. Niemo偶no艣膰 uratowania przyjaciela, bardzo drogiego pr ciela, wyczerpywa艂a go nerwowo. Prze偶ywa艂 koszmar. Wsr stawa艂o si臋 nie do zniesienia. . . Ferrari stan臋艂o przed wej艣ciem do Plazy. S艂u偶ba wybieg艂a n spotkanie. Ray nawet nie zwr贸ci艂 na ni膮 uwagi. Pom贸g艂 Bobowi dc si臋 do holu. Blada, ziemista twarz Boba zwr贸ci艂a uwag臋 recepcjonisty. - Mister Flynn 藕le si臋 czuje? Mo偶e potrzeba lekarza? Bob jak przez wat臋 us艂ysza艂 艣miech Raya. - Popili艣my sobie! Ale ja jestem wytrzymalszy ni偶 m贸j przyj Powt贸rzy艂y si臋 w przybli偶eniu okoliczno艣ci towarzysz膮ce um czeniu Percyego w hotelu. - Pom贸c panu, mister Rhys?
- Nie, dzi臋kuj臋.
Wsiedli do windy, weszli do apartamentu Boba. Lokaj pe艂 nocny dy偶ur przyszed艂, aby mu pom贸c w rozbieraniu. - Sam sobie poradz臋 - rzek艂 Ray. - Niech pan idzie spa
2j2
Musz臋 czuwa膰 do 艣witu - odpar艂 s艂u偶膮cy.
Niech pan wyjdzie.
Dobrze, prosz臋 pana. Gdybym by艂 potrzebny, prosz臋 za
- 艂u偶膮cy u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie zamykaj膮c drzwi. Ray zroia艂, 偶e jego post臋powanie zosta艂o mylnie ocenione. W rzeczywisto%a艂 si臋, czy na ciele Boba nie wyst膮pi艂y plamy, co wzbudzi艂oby jrzenia lokaja. froskliwie i delikatnie rozebra艂 Boba. Przeczyta艂 gdzie艣, 偶e w nieych przypadkach AIDS na sk贸rze chorych wyst臋puj膮 brunatne ny. Odetchn膮艂 z ulg膮: cia艂o Boba nie mia艂o jeszcze 偶adnych o臋trznych oznak choroby. Rozwija艂a si臋 ona poza nietkni臋t膮 eze fasad膮. . . Zauwa偶y艂 tylko, 偶e Bob nieco schud艂. 艁zy nap艂yn臋艂y do oczu. Rozumia艂 niech臋膰 Boba do poddania si臋 ogl臋dzinom skim. Uda艂o mu si臋 zachowa膰 tajemnic臋 swej choroby i chcia艂 he膰 nie ujawniwszy jej przed nikim. tTbra艂 Boba w pi偶am臋, okry艂 go troskliwie. D艂ugo mu si臋 przyIla艂, ws艂uchuj膮c si臋 w jego regularny oddech. Uradowany zapciem przyjaciela, przeszed艂 do swego apartamentu i zdj膮艂 smoking. i%艂 natrysk, w艂o偶y艂 szlafrok i powr贸ci艂 do sypialni Boba. Zostawi艂 zapalon膮 lampk臋 na nocnym stoliku, gdy偶 chory ba艂 si臋 dzi膰 w ciemno艣ci. Po艂o偶y艂 si臋 na kanapce, 偶eby odpocz膮膰, ale nie g艂 zmru偶y膰 oka. Sen go nie nachodzi艂. Patrzy艂 z czu艂o艣ci膮 i przywi膮iem na przyjaciela. Kiedy spa艂 i nie dr臋czy艂y go koszmary, twarz a mia艂a dziecinny vWraz. . .
Spack rzuci艂 roztargnione spojrzenie na zegarek. Trzecia rano. " "Cholerny 艣wiat! - pomy艣la艂 rozgoryczony - pieskie 偶ycie. xlziewa艂 si臋, 偶e w Nowym Jorku b臋dzie prowadzi艂 wystawne, wi膮z艂e 偶ycie, w艣r贸d pi臋knych aktorek, kt贸re w Los Angeles budzi艂y jego marzenia. Tymczasem nie mia艂 nawet okazji, 偶eby i偶y膰 sw贸j granatowy garnitur. Zapl膮ta艂 si臋 w to 艣ledztwo i nie tzed艂 do 偶adnych ustale艅. Niemal co noc Spack i Hatcher wraz erbertem Groverem, pomocnikiem prokuratora okr臋gu Manhatt, porucznika Clintona w policji nowojorskiej, Toma Akroyda z FBI Cexem Ingramem z Biura Narkotyk贸w przes艂uchiwali kilometry m magnetofonowych, na kt贸rych zarejestrowane zosta艂y rozmowy rnibarda z jego przyjaci贸艂mi, wsp贸艂pracownikami a zw艂aszcza z Ave 273
ril Auberon, przy czym te ostatnie by艂y do艣膰 pikantne. S臋dz% federalni z Los Angeles i Nowego Jorku dali zezwolenie na pod telefoniczny. Lombardo i Averil z przyjemno艣ci膮 wspominali rozmaite
erotyczne, jakie ju偶 wsp贸lnie wypr贸bowali, jak r贸wnie偶 te, kt贸re wypr贸bowa膰 po powrocie Averil do Los Angeles. Podczas jej nieo no艣ci Lombardo odby艂 b艂yskawiczne podr贸偶e do Las Vegaa Chicago i Miami, sp臋dzi艂 te偶 kilka dni na morzu w towarzy biznesmen贸w i callgirls. Averil w艣cieka艂aby si臋 z pewno艣ci膮, g wiedzia艂a o mi艂osnych wyczynach swojego kochanka. Zar贸wno Spack, jak i jego koledzy, uskar偶ali si臋 na niezno艣ny n% w uszach po wielogodzinnym przes艂uchiwaniu ta艣m, kt贸re nie prz% si艂o 偶adnych informacji. Albo Lombardo by艂 tak ostro偶ny, 偶e mawia艂 jedynie o b艂ahostkach, albo te b艂ahostki mia艂y ukryte znac nie. Jego przyjaciele, zidentyfikowani przez policj臋, bankierzy, pn mys艂owcy, politycy, aktorzy, robili wra偶enie erotoman贸w, gdy偶, temat by艂 najcz臋艣ciej tre艣ci膮 ich rozm贸w. M贸wiono te偶 o interesach; znacznie rzadziej, jakby wszyscy ci ludzie wyrzekli si臋 powa偶n% zaj臋膰 i bawili si臋, jak uczniacy na wakacjach. Ale Spack i cz艂onkoi jego ekipy byli pewni, 偶e w ko艅cu uzyskaj膮 informacje obci膮偶a): Lombarda. Rozmowy telefoniczne Averil z jej przyjaci贸艂mi te偶 mia艂y erotyczny. Umawia艂a si臋 kolejno to z pewnym kaskaderem, to zno z nowojorskim adwokatem, z kt贸rymi dzieli艂a 艂o偶e. Pogaw臋dki Lombarda z jego wsp贸艂pracownikami naszpikowa
by艂y nazwami dzikich i domowych zwierz膮t. Zniecierpliwiony niezrozumia艂膮 gadanin膮 Spack pos艂u偶y艂 si臋 komputerem, 偶eby odk ich ukryte znaczenie. Nazwiska pojawia艂y si臋 rzadko i to w rozmowa na tematy oboj臋tne. Lombardo zam贸wi艂 na przyk艂ad kiedy艣 tu jedwabnych koszul, kiedy indziej jakie艣 cz臋艣ci ubrania. Jednal powtarzanie si臋 tych zam贸wie艅 uczuli艂o policjant贸w. Pewnego dnia Averil okaza艂a si臋 bardziej rozmowna ni偶 zwyl Przeklina艂a O'Neilla, kt贸ry zaanga偶owa艂 Lavini臋 Parker do zrobie reklamy Giselle, "tej dziwki". Kampania reklamowa sk艂ada艂a z artyku艂贸w pochwalnych w wielkich dziennikach, z wywiadi imprez dobroczynnych, kt贸re dowodzi艂y, 偶e Francuzka ma wi wsp贸艂czucia dla chorych i ubogich. - Udusz臋 j膮 w艂asnor臋cznie! - zawo艂a艂a Averil. - Peter j zakochanym idiot膮, cierpliwie przygotowuje dla niej Oscara za n
274
- psz膮 rol臋 kobiec膮 w tym roku, tego Oskara, kt贸rego ja powinnam 4sta膰. Nast臋pnie j臋艂a robi膰 wym贸wki Lombardowi, 偶e nie bierze jej i obron臋, i 偶e trzyma j膮 przy sobie tylko po to, 偶eby si臋 z ni膮 kocha膰. Znudzony gadulstwem i pogr贸偶kami Averil, 偶e go porzuci, zapomia艂 o pow艣ci膮gliwo艣ci w rozmowach telefonicznych, przerwa艂 potok rzekle艅stw i powiedzia艂 swej kochance: - Przy艣l臋 ci Rodrigueza i niech si臋 to raz wreszcie sko艅czy! Spack i jego koledzy nie posiadali si臋 z rado艣ci. Nareszcie mbardo pope艂ni艂 gaf臋! Ca艂a ekipa zaj臋艂a si臋 poszukiwaniem Rodrigueza. Puszczono ruch wszystkie komputery w FBI, w Biurze Narkotyk贸w, w Interlu. Bez rezultatu. 艣r贸d ludzi o tym nazwisku byli z艂odzieje, dlarze broni膮 i narkotykami, sutenerzy, gwa艂ciciele, nie by艂o p艂atnego mordercy. Lombardo u偶ywa艂 zapewne pseudonimu. Postanowiono wi臋c w Los Angeles pos艂u偶y膰 si臋 Fisherem, 偶eby 臋ki niemu dotrze膰 do jego szef贸w. Oznajmiono mu, 偶e wszcz臋to es przeciw niemu i 偶e ma艂y Billy Temple b臋dzie 艣wiadkiem enia. Grozi艂o mu co najmniej dwadzie艣cia lat, gdy偶 zgromadzoprzeciw niemu wielce obci膮偶aj膮ce dowody. Mordercy Billy'ego edzieli, 偶e go trafili, lecz nie mieli informacji o jego 艣mierci. ano j膮 w 艣cis艂ej tajemnicy. Fisher wszystko wy艣piewa艂 i zaponowa艂 transakcj臋, kt贸r膮 prokurator okr臋gowy zaakceptowa艂 bez kusji. Q%yrok skazuj膮cy mia艂 by膰 zmniejszony do dw贸ch lat, je艣li zamian dostarczy wiadomo艣ci, kt贸re mog艂y u艂atwi膰 zniszczenie sieci dlarzy, do kt贸rej nale偶a艂. Fisher poda艂 nazwiska odsprzedawc贸w flawet kilku mniej lub bardziej wa偶nych handlarzy. Ale jego ormacje urywa艂y si臋 na niskim poziomie, gdy偶 organizacja by艂a t'upulatnie poprzedzielana, tak by drobne rybki nie zna艂y nazwisk
To wszystko nie da艂o 偶adnego rezultatu. Poza tajemniczym Rodezem, kt贸ry pozosta艂 postaci膮 mityczn膮, prowadz膮cy 艣ledztwo nie sponowali w艂a艣ciwie 偶adn膮 poszlak膮. Nadzieje z艂owienia Lombarda z艂y na niczym. Spack by艂 w艣ciek艂y. Jego wysi艂ki nie osi膮gn臋艂y skutku. Postanowi艂 i膰 Averil. Cywilni agenci chodzili za ni膮 jak cienie. Mo偶e dzi臋ki u uda艂oby si臋 wpa艣膰 na trop Rodrigueza, a p贸藕niej Lombarda. Raz jeszcze zabrano si臋 do przes艂uchiwania ta艣m. Marzenia deona o wywiadach, fotografiach na pierwszej stronie gazet, o wy
st臋pie w telewizji, zosta艂y od艂o偶one ad calendas grecas, czyli do nieokre艣lonej przysz艂o艣ci. Ilekro膰 przys艂uchiwa艂 si臋 b艂ahym s艂owom Lombarda, kt贸ry drwi艂 sobie z niego, sen morzy艂 Gideona. Zapada艂 w drz Tymczasem 艣wit bieli艂 si臋 ju偶 za oknami. . .
*
* *
Ray nie zmru偶y艂 oka tej nocy. Ilekro膰 zm臋czenie po wyczq puj膮cym dniu sprawi艂o, 偶e powieki zaczyna艂y mu ci膮偶y膰 i cia艂o ogarn% bezw艂ad, my艣l o Bobie przeszywa艂a go dreszczem. Sen natychmiast odchodzi艂, Ray wstawa艂 z kanapki i na palcach podchodz膮c do 艂贸偶ll patrzy艂 ze 艣ci艣ni臋tym sercem na 艣pi膮cego Boba. Ws艂uchiwa艂 si臋 w je% oddech, chwilami nier贸wny, zdyszany, i przeklina艂 swoj膮 bezsilno% nie m贸g艂 ani go uratowa膰, ani nawet ul偶y膰 mu w cierpieniad Po艣wi臋ci艂by dla niego swoje 偶ycie i zdrowie, gdyby cudown膮 ma ocali艂o to Boba. Nie obawia艂 si臋 艣mierci. Tej nocy zrozumia艂, 偶e je%
6! istota zespoli艂a si臋 do tego stopnia z Bobem, i偶 艣mier膰 jego pozostawi%
- b Ra a ak rozbitka w艣r贸d 艣wiata 偶yj膮cych. 艢wiat bez Boba wyda% ? mu si臋 bezkresn膮 pustyni膮. . . Wraca艂 na kanapk臋 i le偶a艂 pogr膮偶ony w my艣lach. Po kilkunas ' minutach, kt贸re ci膮偶y艂y mu jak wieki, ponownie wstawa艂 i bezszele. nie sun膮艂 w stron臋 艂贸偶ka. Z nadej艣ciem 艣witu oddech Boba uspokoi艂 si臋, sen by艂 g艂臋bszy. R d艂ugo mu si臋 przygl膮da艂. Pi臋kna twarz chorego przypomina艂a n iG m艂odzie艅ca wyrze藕bionego przez Fidiasza na fryzie Partenonu. R zgasi艂 lampk臋 i westchn膮艂 z niewymown膮 gorycz膮. Ale 艣wiat艂o rodz膮< , go si臋 poranka przenikaj膮ce przez zas艂ony by艂o tak szare, tak pr
gn臋biaj膮ce, 偶e Ray ponownie zapali艂 lamp臋. Rozb艂ys艂y w mroku oku na meblach w stylu Ludwika XVI. Ray dotkn膮艂 lekko ramienia Boba, kt贸ry otworzy艂 oczy. Na wid u艣miechni臋tej serdecznie twarzy pochylonego nad nim przyjaci r贸wnie偶 si臋 u艣miechn膮艂. - Jestem taki szcz臋艣liwy, 偶e widz臋 ci臋 przy sobie! - Podzielam to szcz臋艣cie, Bob. Mo偶e wola艂by powiedzie膰 mu: "kochanie moje". Ale to wyra偶e tak si臋 spospolitowa艂o! Mi艂o艣膰, prawdziwa mi艂o艣膰 nie uzewn臋trznia w s艂owach. S艂owa odbieraj膮 jej warto艣膰. Najwi臋ksi poeci nie potr: wyrazi膰 ca艂ej g艂臋bi i pi臋kna tego uczucia.
2%6
Jak dobrze nie by膰 samym, Ray! Kiedy czuj臋 twoj膮 obecno艣膰, wra偶enie, 偶e obejmuj膮 mnie promienie s艂o艅ca. Niegdy艣 ma艂em uniesienia mi艂osne nie wiedz膮c, co to mi艂o艣膰. . . Ty艣 mnie y艂, co to jest kocha膰 i by膰 kochanym. . . To najpi臋kniejszy dar, jaki 艢 mi zrobi膰. . . Niestety, nied艂ugo ju偶 b臋d臋 m贸g艂 cieszy膰 si臋 tym
Ray uj膮艂 w d艂onie gor膮c膮 r臋k臋 Boba.
- Cieszmy si臋 dniem dzisiejszym! Zapomnijmy o przysz艂o艣ci! lko chwila obecna si臋 liczy! Wspomnienia nie maj膮 偶adnej warto艣ci. o mo偶na ponownie prze偶y膰 minionych dni. Wspominanie przesz艂ojest takie smutne. . . takie smutne. . . Nawet je艣li by艂a szcz臋艣liwa. To by kto艣 gor膮cym 偶elazem dr膮偶y艂 ran臋. . . Wiadomo艣膰, 偶e nic ju偶 nie ci. Nigdy. Je艣li tera藕niejszo艣膰 jest szcz臋艣liwa, tym lepiej. Gdy偶 ysz艂o艣膰 jest wielk膮 niewiadom膮, kt贸ra nieuchronnie uto偶samia si臋 艣mierci膮. . . Ale do艣膰 filozofowania! Za niespe艂na godzin臋 musimy gotowi. Dzi艣 jest nasz wielki dzie艅! Wy艣cigi motor贸wek.
- Ostatnie sekwencje filmu. Wiesz, nie mia艂em nadziei, 偶e go
Ray zatelefonowa艂, 偶eby 艣niadanie dla dw贸ch os贸b przyniesiono do rtamentu mister Flynna. - Pewno wszyscy s膮dz膮, 偶e sp臋dzili艣my t臋 noc razem - powiea艂 Bob. Ray oboj臋tnie wzruszy艂 ramionami.
- Czy to ci臋 kr臋puje?
Bob uni贸s艂 si臋 na 艂okciu i skrzywi艂 si臋 z b贸lu.
- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 Ray z niepokojem.
- Boli mnie pod pachami. Dziwne, prawda?
Lew膮 d艂oni膮 obmaca艂 praw膮 pach臋.
- W臋z艂y ch艂onne s膮 obola艂e. B贸l jest lekki, ale uporczywy. Ani jeden mi臋sie艅 nie drgn膮艂 na u艣miechni臋tej twarzy Raya. ozumia艂 wprawdzie znaczenie tego objawu choroby. Stan zapalny uczo艂贸w limfatycznych w wielu wypadkach zwiastowa艂 bli偶aj膮cy si臋
mec.
- To pewno skutek jakiej艣 drobnej infekcji. Przed kilku laty ar艂em sobie palec u nogi. Nie zwr贸ci艂em na to uwagi, tym bardziej, 偶e drapanie si臋 zabli藕ni艂o. Ale po jakim艣 czasie poczu艂em b贸l w pachinie. Lekarz mi wyja艣ni艂, 偶e infekcja nadal istnia艂a w moim ciele. zepisa艂 mi kilka 偶astrzyk贸w penicyliny i wszystko przesz艂o. . . Tak st i w twoim przypadku. . . Zapewne manikiurzystka zrani艂a ci臋
277
powierzchownie w palec. Powsta艂 stan zapalny, kt贸rego skutki tr odczuwasz. We藕miesz troch臋 antybiotyk贸w i wszystko wr贸ci normy. . . Teraz id藕 pod natrysk. Szybko! Bob wsta艂 z 艂贸偶ka. Mia艂 na sobie niebiesk膮 pi偶am臋. - Chcesz, 偶ebym dotrzyma艂 ci towarzystwa? Natrysk we dw% jest przyjemniejszy. - Zgoda!
Pod natryskiem 艣miali si臋 i baraszkowali, jak p臋tacy. Ale serce R krwawi艂o. Po 艣niadaniu zadzwoni艂 telefon. O'Neill wrzasn膮艂 z drugiego ko linii: - Co wy tam robicie? Ca艂a ekipa czeka w autobusach. Techn kt贸rzy przygotowuj膮 motor贸wki, od dawna s膮 na Long Isla Pospieszcie si臋, do diab艂a! - Idziemy! - odpar艂 Bob.
Ledwo od艂o偶y艂 s艂uchawk臋, telefon zad藕wi臋cza艂 znowu. Bob u sza艂 zmartwiony g艂os Marka. - Przykro mi, panie Flynn, oznajmi膰 panu z艂膮 wiadomo艣膰. nocy mister Barton umar艂 z przedawkowania heroiny. Karetka zab zw艂oki. Policja przeszukuje pok贸j. Jestem zawsze na pa艅skie us艂i mister Flynn.
* *
S艂o艅ce wznios艂o si臋 ju偶 na b艂臋kitne niebo, przejrzyste jak kopu艂% z kryszta艂u. - Bardzo pi臋kny dzie艅! - stwierdzi艂 O'Neill nadzoruj膮c ostatnia przygotowania. Obra艂 banana i jad艂 go ze smakiem.
- To moje 艣niadanie! - westchn膮艂.
- Nieco za skromne - powiedzia艂 Frank Spade.
- W moim wieku ludzie nie potrzebuj膮 wiele po偶ywienia. Mo偶n% by powiedzie膰, 偶e energia zgromadzona w m艂odo艣ci pomaga im utrzyma膰 si臋 przy 偶yciu. Kierownik zdj臋膰 spojrza艂 na O'Neilla krytycznym, troch臋 zdziwionym wzrokiem. Stwierdzi艂 偶e re偶yser zeszczupla艂. Rysy bladej twarzy si臋 zaostrzy艂y. Postarza艂 si臋. Niezwyk艂a 偶ywotno艣膰 i cierpka ironia rozp艂yn臋艂y si臋 w nico艣ci.
z%8
- Re偶yser odrzuci艂 ze wstr臋tem resztk臋 banana, prze艣lizn膮艂 si臋 jrzeniem po wyspach i kana艂ach wynaj臋tych na ten dzie艅 i niedonych dla publiczno艣ci. Aczkolwiek znik艂y osoby prywatne, to cie艣ninie uwija艂y si臋 stateczki spacerowe prowadzone przez kas% er贸w oraz szybkie kutry wioz膮ce ekipy kamerzyst贸w, kt贸rzy mieli Inowa膰 r贸偶ne fazy zawod贸w. Diabelskich zawod贸w, gdy偶 po艣rodku png Island Sound, w tym rajskim zak膮tku, mi臋dzy zielonymi sepkami, na kt贸rych wznosi艂y si臋 prze艣liczne domostwa, O'Neill cia艂 rozp臋ta膰 piekielne si艂y. Zaci臋ty pojedynek mi臋dzy dwiema off leres, motor贸wkami o wielkiej mocy, prowadzonymi przez Boba aya - dw贸ch rywalizuj膮cych ze sob膮 braci - mia艂 posia膰 panik臋 I%贸d stateczk贸w. Zderzenia, kolizje, eksplozje mia艂y nast臋powa膰 ne po drugich w rytmie osza艂amiaj膮cym. Zaalarmowano kutry icyjne - r贸wnie偶 prowadzone przez kaskader贸w - mia艂y interlaiiowa膰, 偶eb% opanowa膰 zam臋t. Ale dwaj nienawidz膮cy si臋 bracia nie erwaliby ich apokaliptycznego wy艣cigu. Jeden z nich przyp艂aci艂by 偶yciem, tylko tak mog艂aby si臋 sko艅czy膰 ich dzika nienawi艣膰. Za kwadrans miano zacz膮膰 zdj臋cia. " Stoj膮c na nadbrze偶u Bob i Ray przygl膮dali si臋, jak mechanicy I艅cz膮 prac臋 przy ich off shores, kt贸re mia艂y uczestniczy膰 w tej wencji maj膮cej ogromne znaczenie dla filmu. Ten wy艣cig powinien 艂 pokaza膰 ca艂膮 gwa艂towno艣膰 uczu膰, nadaj膮c膮 ton scenariuszowi. oa艂towno艣膰, kt贸ra wyra偶a si臋 nie tylko w ruchach, ile w nienawi艣ci Erywanej przez obu braci; wybucha艂a ona niekiedy, podsycana trygami Flo, kt贸ra znajdowa艂a perwersyjn膮 przyjemno艣膰 w sianiu rzgody mi臋dzy nimi. Atmosfera przemocy dojrzewa艂a za fasad膮 9rafnowanej grzeczno艣ci w klanie Talbot贸w. Widzowie powinni Pli odnosi膰 wra偶enie, 偶e jakie艣 fatum prze艣laduje t臋 rodzin臋. Bob by艂 obecny przy ostatnich przygotowaniach, ale ich w艂a艣ciwie c widzia艂. . . My艣li jego kr膮偶y艂y wok贸艂 Percy'ego. . . Spe艂ni艂 swe agnienie. . . Po艂o偶y艂 kres swym cierpieniom. Przypomnia艂 sobie, co powiedzia艂 Percy przed kilkoma dniami, cdy popijali whisky w barze. "Przeklinam rodzic贸w, kt贸rzy dali mi eie! Nie prosi艂em si臋 na 艣wiat! Oni ponosz膮 odpowiedzialno艣膰 za je m臋cze艅stwo na tej przekl臋tej ziemi! Sp贸jrz na tych ludzi doko艂a s. . . Spokojnie si臋 bawi膮, 艣miej膮, wydaj膮 si臋 przyja藕ni i niegro藕ni. Ale g艂臋bi serca wszyscy s膮 drapie偶nikami. Spekuluj膮 na s艂abych i ubo%h, kupuj膮 za swoje brudne pieni膮dze istoty ludzkie, jakby kupowali wki albo opony do samochod贸w. . . Przeklinam swoich bliskich,
279
przeklinam ca艂y ten t艂um, kt贸ry powinien zgin膮膰 jak grzeszn z Sodomy i Gomory. . ." Bob westchn膮艂. Teraz Percy uwolni艂 si臋 ju偶 od m臋ki. Wiedzia艂; wkr贸tce p贸jdzie za nim. Czarne woale 艣mierci muska艂y go pieszcz liwie. Percy mia艂 odwag臋 wybiec na jej spotkanie i rzuci膰 si臋 w ramiona. Bob tak偶e my艣la艂 o 艣mierci jak o cichej przystani. Zrozpaczony Ray zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e nie m贸g艂 nic uczyn aby rozproszy膰 niepok贸j, ukoi膰 nerwowe roztrz臋sienie, maluj膮ce si臋 艣ci膮gni臋tej twarzy przyjaciela. Czy b臋dzie zdolny do wyt臋偶enia wszy kich si艂 umys艂u, ca艂ej energii, ca艂ej zr臋czno艣ci, aby podo艂a膰 czekaj膮 go pr贸bie? Mistrzowie tego sportu i eksperci nauczyli go szti kierowania motor贸wk膮 wy艣cigow膮. Wci膮gn膮艂 si臋 w tajniki tego nieb% piecznego sportu tak przyk艂adnie, jak grzeczne dziecko. - Mister Flynn, pa艅ska off shore jest gotowa do wyj艣cia w n rze! - oznajmi艂 g艂贸wny mechanik. Asystent re偶ysera, Eddie Tuchman, r贸wnie偶 zauwa偶y艂 zaskaku cy, niespokojny wyraz twarzy Boba. Zbli偶y艂 si臋 do niego i powied% zatroskany. - Zdaje mi si臋, 偶e nie jest pan dzi艣 w najlepszej formie, B, M贸g艂by pana zast膮pi膰 kaska%er. Twarz pana pojawi si臋 na wi kich planach. Mamy swoje sposoby, 偶eby nikt nie spostrzeg艂 te triku. Bob drgn膮艂, jakby wyrwany z transu.
- Nie ma mowy. Nigdy si臋 nie zgadza艂em, 偶eby kaskader odwa za mnie robot臋. Ray 贸mal nie wykrzykn膮艂: "A je艣li nag艂a niedyspozycja
zaskoczy. . ." Nie o艣mieli艂 si臋 jednak wtr膮ca膰 do spraw Boba. - Mister Rhys, pa艅ska off shore mo偶e odcumowa膰! - nale; mechanik. Obaj przyjaciele nosili ubrania sportowe: d偶insy i bluzy: Pr2 odp艂yni臋ciem aktor贸w, kamerzy艣ci pod nadzorem kierown zdj臋膰 zrobili zbli偶enia Raya i Boba, dw贸ch nienawidz膮cych si臋 bra kt贸rzy spogl膮dali sobie w oczy z dzik膮 nienawi艣ci膮; nale偶a艂o zi zumie膰, 偶e stawk膮 w tej walce b臋dzie 艣mier膰 jednego z przeci nik贸w. Policjanci - tym razem autentyczni - przybyli ze Spackiem i je koleg膮 na wybrze偶e Mariana. Specjali艣ci zbadali dok艂adnie wszystl statki, a szczeg贸lnie stateczek O'Neilla. Gideon nie tai艂 swego sceptyzmu.
z8o
- Nasi fachowcy nigdy nie b臋d膮 mogli sprawdzi膰 wszystkich ark贸w tych off shores ani szybkich statk贸w, bo s膮 one bardziej mplikowane ni偶 komputery. O'Neill go pocieszy艂.
- By艂em pewny, 偶e niczego nie znajdziecie. Moi mechanicy
atrolowali wszystko.
- ardziej niepokoi艂 re偶ysera wygl膮d Boba. Przyzwyczajony do ywania najmniejszych nawet zmian w zachowaniu i fizjonomu tir贸w, zauwa偶y艂 jego blado艣膰, wzrok zm臋czony i pe艂en smutku,
owo艣膰 ruch贸w. Wiedzia艂, 偶e Bob miewa艂 chwile z艂ego samopo%rcia, niewyt艂umaczalne dla niewtajemniczonych. Czy偶by zbli偶a艂 si臋 kresu 偶ycia? Cyniczny O'Neill czu艂 niezmiern膮 lito艣膰 dla tego paka, do swojego tworu. Mia艂 poczucie wielkiej blisko艣ci. Zapanowa艂 nad uczuciami i da艂 znak, 偶eby rozpocz臋to zdj臋cia. dy wiedzia艂, co ma robi膰. Dobrze przygotowany zam臋t, kt贸ry mia艂 uchn膮膰 za chwil臋, nie pozwala艂 O'Neillowi by膰 w kilku miejscach ocze艣nie. Kierownik zdj臋膰 dobrze wyszkoli艂 sw贸j personel. Kasy chcieli si臋 wykaza膰 niezwyk艂ymi wyczynami.
- Po raz pierwszy w 偶yciu O'Neill mia艂 uczucie, 偶e jest jakby bcowany z kr臋cenia w艂asnego filmu. Wsiad艂 sam na szybki zek, aby 艣ledzi膰 swobodnie ca艂y wy艣cig. Jego asystenci post膮pili bnie. Uzupe艂ni艂 sw贸j ekwipunek tub膮, lecz przewidywa艂, 偶e ha艂as szy jego rozkazy. osa偶one
flff shores Boba i Raya, cacka w swoim rodzaju, wyp
ulniki turbo - osi膮ga艂y pr臋dko艣膰 I6o mil na godzin臋. Buzzati,
ui.
艣wiata w tej dyscyplinie, by艂 konsultantem O'Neilla; twierdzi艂, u偶ycie tych ultraszybkich jednostek mi臋dzy spacerowymi stateczi mo偶e spowodowa膰 gro藕ne wypadki. Re偶yser odpowiedzia艂, i偶 mechanicy i prowadz膮cy 艂odzie, podobnie jak kaskaderzy, byli trzami w swoich specjalno艣ciach i mo偶na by艂o si臋 obawia膰 tylko ych incydent贸w. Golden Star Boba i Royal Princess Raya zostawia艂y za sob膮 d艂ugie dy pian i wznieca艂y fale, na kt贸rych gwa艂townie ko艂ysa艂y si臋 erowe stateczki. O'Neill ze wzrastaj膮cym zainteresowaniem 艣ledzi艂 wy艣cig. Ogargo podniecenie. - Pr臋dzej ! Pr臋dzej ! - wykrzykiwa艂 wywijaj膮c tub膮 jak sztandarem. Zawrotna szybko艣膰 motor贸wek pobudza艂a jego nerwy. Ju偶 kilka
- ze spokojnymi pasa偶erami zosta艂o wywr贸conych przez gwa艂tow2贸1
ne fale. Jacht regatowy i Chris Craft z silnikiem wykona艂y fa艂szy manewr - przewidziany w scenariuszu - zderzy艂y si臋 ze i eksplodowa艂y. Panika ogarn臋艂a ludzi za偶ywaj膮cych przeja偶d Dobrze przygotowane zderzenia nast臋powa艂y jedno po drugim.
Si艂a wiatru dosz艂a do sze艣ciu stopni Beauforta, ros艂y fale, grzbi ich okrywa艂y si臋 bia艂膮 pian膮 i rozpryskiwa艂y z hukiem. Ray prowadzi艂 swoj膮 off shore z niewys艂owion膮 przyjemnoa Gwa艂towny pr膮d powietrza smaga艂 jego twarz, targa艂 w艂osy, zwi臋k% wydzielanie adrenaliny. Od czasu do czasu spogl膮da艂 na Golden S kt贸ra niemal unosi艂a si臋 nad falami. Odwaga Boba budzi艂a w i zachwyt i l臋k. Promienia艂 z rado艣ci ilekro膰 by艂 艣wiadkiem j wyczyn贸w. My艣la艂, 偶e Bob jest urodzonym zawodnikiem. Ekipy kamerzyst贸w p艂yn臋艂y to za nimi, to ich wyprzedz
szukaj膮c najoryginalniejszych, najpi臋kniejszych uj臋膰.
Bob mia艂 uczucie, 偶e p臋dzi jak bolid. Fale uderza艂y o bi motor贸wki, wyrzucaj膮c j膮 nad powierzchni臋 wody, jak delfina, raj膮cego w swoim 偶ywiole. W tej chwili nic nie liczy艂o si臋 dla Boba F t膮 motor贸wk膮, istnym cudem techniki. Zbudowa艂 j膮 in偶ynier Fi Buzzi na zlecenie O'Neilla, kt贸ry uwielbia艂 sporty wodne i niegdy艣 bra艂 udzia艂 w zawodach. Buzzi wyposa偶y艂 Golden Star w silnik, ki dor贸wnywa艂 moc膮 s艂awnemu Seatekowi; odni贸s艂 on mia偶d偶膮ce zwy stwo na mistrzostwach 艣wiata rozegranych w Key Wes na Flory膰 Motor贸wka z takim silnikiem mog艂a osi膮gn膮膰 pr臋dko艣膰 I9o mi godzin臋, co sprawia艂o rozkosz Bobowi. Wykorzystywa艂 mo偶liw swej motor贸wki do granic szale艅stwa, opanowany 偶膮dz膮 p臋du. dzia艂, 偶e chaos wywo艂any w艣r贸d spacerowych stateczk贸w z% dok艂adnie wyre偶yserowany, aby Bob m贸g艂 swobodnie utorowa膰 s% drog臋. Ostry 艣wist wiatru by艂 bosk膮 muzyk膮 dla jego napi臋tych nera Mo偶e podobna muzyka uwodzi艂a towarzyszy Odyseusza, kt% przemierzali morza. Odyseusz mia艂 wyra藕ny cel: powr贸t do ojcz% i rodziny. Bob wiedzia艂, 偶e na ko艅cu podr贸偶y oczekiwa艂a go 艣rn Mo偶e wzi膮膰 przyk艂ad z Percy'ego i sko艅czy膰 pi臋knie 偶ycie? Ge motor贸wka si臋 wywr贸ci艂a, z jego cia艂a pozosta艂yby tylko okruchy, przy tej szybko艣ci woda stawa艂a si臋 twarda jak powierzchnia okrywaj膮cego Biegun P贸艂nocny. Poniewa偶 kokpit motor贸wki nie os艂ony z pleksiglasu, przej艣cie z 偶ycia w niebyt nast膮pi艂oby b艂yskaa nie. M贸g艂by wpa艣膰 na jeden z wielu jacht贸w, kt贸re p艂ywa艂y po ka Nie dopuszcza艂 jednak my艣li, 偶e na skutek tego kilku kaskad%
2贸2
- ci艂oby 偶ycie. Pozostawa艂a wi臋% jedynie mo偶liwo艣膰 nag艂ego skr臋tu ewo lub prawo. Motor贸wka wywr贸ci艂aby si臋, przekozio艂kowa艂a, t膮pi艂by wybuch. . . Ale z lewej strony p艂yn臋艂a off shore Raya. awej posuwa艂y si臋 wolno stateczki spacerowe. Wpa艣膰 na nie? To oby karygodne! Musia艂 wi臋c p艂yn膮膰 korytarzem, kt贸ry otwiera艂 si臋 przed nim zaraj膮c 艂agodne krzywizny, aby motor贸wki mog艂y skr臋ca膰 bezpiecznie. M贸g艂by wreszcie rzuci膰 si臋 na brzeg jednej z tych zielonych sepek na Long Island Sound - i roztrzaska膰 si臋 w mgnieniu oka. by jednak dotrze膰 do l膮du musia艂by przecisn膮膰 si臋 przez zapor臋 teczk贸w, powa偶nie zagra偶aj膮c ich bezpiecze艅stwu. Nale偶a艂o wi臋c rzuci膰 i t臋 mo偶liwo艣膰. Mkn膮艂 przeto na pok艂adzie Golden Star, kt贸rej niewolnikiem sta艂 mimo woli. . . Nagle si艂y zacz臋艂y go opuszcza膰, s艂abo艣膰 czyni艂a ze艅 bezwoln膮 lzk膮 szmat臋. Zwolni艂 bieg motor贸wki, 偶eby nie straci膰 nad ni膮 atroli i nie wpa艣膰 na kt贸ry艣 z jacht贸w, co sko艅czy艂oby si臋 katastrof膮 tym razem prawdziw膮. Silnik zwolni艂 obroty. . . Ray patrzy艂 na to zdumiony.
Specjali艣ci czuwaj膮cy nad wy艣cigiem wyobrazili sobie, 偶e zosta艂 skodzony nap臋d Golden Star. Nie mogli si臋 domy艣li膰, 偶e to za艂ama艂 kierowca. Bob zaszlocha艂. Jego off shore zatrzyma艂a si臋 po艣rodku kana艂u. igle usta艂o wyre偶yserowane zamieszanie. O'Neill podejrzewa艂 najgorsze. Jego superboat podp艂yn膮艂 do dden Star. To, co ujrza艂, potwierdzi艂o jego obawy. Bob zwiesiwszy w臋 nad kierownic膮 - p艂aka艂. - C:o si臋 dzieje? - zawo艂a艂 O'Neill.
Ch艂opak podni贸s艂 ku niemu twarz zalan膮 艂zami.
- Parali偶uje mnie s艂abo艣膰, kt贸rej nie mog臋 sobie wyt艂umaczy膰. azie jakie艣 kr膮偶膮 dooko艂a mnie. Pan jest jednym z tych cieni. . . Ostatnie zdanie Boba by艂o zastanawiaj膮ce. O'Neill poczu艂 ciarki itbiegaj膮ce mu po sk贸rze. - Szybkie statki kamerzyst贸w podp艂yn臋艂y z kolei do unieruchomio% off shore. Na wszystkich twarzach malowa艂o si臋 zdziwienie. l)%ia sz艂y tak dobrze. . . i nagle ten incydent. . . - szyscy oczekiwali, 偶e O'Neill krzyknie na Boba, 偶e b臋dzie mu i艂 wyrzuty, gdy偶 sekwencja zosta艂a zmarnowana. Lecz re偶yser zawia艂 do niego 艂agodnie:
283
- To przej艣ciowa niedyspozycja, m贸j ma艂y! Ni膰 powa偶n Przesi膮d藕 si臋 na m贸j statek. Zast膮pi ci臋 kaskader. Podejmiemy kr臋c Hlmu w tym miejscu, w jakim zosta艂o przerwane. Bob przesiad艂 si臋 na statek re偶ysera. Usiad艂 na 艂aweczce obok ni% O'Neill g艂adzi艂 go po g艂owie. - Lekarze zajm膮 si臋 tob膮 i szybko ci臋 wylecz膮. Bob trz膮s艂 si臋 z zimna. - Nie, mister O'Neill. Doszed艂em do kresu swej drogi. - Dop贸ki si臋 偶yje, nic nie jest stracone, m贸j ch艂opcze. Zaczyn% zdj臋cia! - zwr贸ci艂 si臋 do kamerzyst贸w. Golden Star odp艂yn臋艂a, prowadzona przez kaskadera, kt贸ry posiada艂 si臋 ze szcz臋艣cia. Nareszcie mia艂 mo偶no艣膰 pokazania swi mo偶liwo艣ci. Ray by艂 skonsternowany. Chcia艂by znale藕膰 si臋 przy Ba pocieszy膰 go, uspokoi膰. Ale musia艂 wpierw sko艅czy膰 ten przek wy艣cig. Ca艂e uniesienie, ca艂y entuzjazm go opu艣ci艂. Podj膮艂 wy niemal automatycznie. Rzuci艂 ostatnie spojrzenie na szybki teczek O'Neilla. Spostrzeg艂 Boba siedz膮cego z twarz膮 ukryt膮 w niach. Kontrolowane zamieszanie zapanowa艂o znowu na wodach kan jak gdyby nic nie zasz艂o. Ponownie zderzy艂y si臋 stateczki. Drob gowo przygotowany chaos trwa艂 na szmaragdowym oceanie. St policyjne - z kaskaderami na pok艂adzie - pojawi艂y si臋 i rus; w pogo艅 za Golden Star i Royal Pr偶ncess. Ray okr膮偶y艂 wysp臋 i dostr; stateczek O'Neilla. Poszuka艂 wzrokiem Boba, pochylonego na weczce. Nagle wybuch rozerwa艂 ich superboat. P艂on膮ce od艂amki wylec w powietrze i spad艂y do wody, kt贸ra je poch艂on臋艂a.
Jak co wiecz贸r asystenci re偶ysera, Mason i Tuchman, dyrekt Spade, producent Santini, scenarzysta Sellers oraz grupka aktori ogl膮dali zdj臋cia zrobione tego dnia. Brakowa艂o tylko re偶ysera i Bo Flynna. Ich nag艂a 艣mier膰 ci膮偶y艂a wszystkim. W ostatnim rz臋dzie s projekcyjnej Ray siedzia艂 sam, przybity, ze 艂zami w oczach. Ilekro膰 ekranie pojawia艂a si臋 twarz Boba, jego przyjaciel nieco si臋 o偶ywia艂, czym zn贸w pogr膮偶a艂 si臋 w rozpaczy. y艣cig motor贸wek, cudowI sfilmowany, 艂ab臋dzi 艣piew O'Neilla, powinien by艂 wywo艂a膰 braa lecz zmar艂ych uczczono cisz膮.
z8 Q
i%Peter by艂by rad widz膮c swoje arcydzie艂o - rzek艂 Spade, d艂u偶ej wsp贸艂pracuj膮cy z O'Neillem. - Jestem przekonany, 偶e film yma wszystkie Oscary. - Mia艂e艣 przywilej bycia jego najlepszym przyjacielem - powieit艂 z艂o艣liwie Mason. iPowiedzmy. . . Ale by艂a to jedynie wzgl臋dna przyja藕艅. Jego ymi przyjaci贸艂mi by艂y filmy. - szyscy wstali.
- Dostali go w swoje 艂apy! - mrukn膮艂 zasmucony Tuchman.
.Co za pech dla Flynna! - rzek艂 Sellers. - M贸g艂 sta膰 si臋 top star ywoodu. g,%y艂o to jedyne epitafium, jakie mu po艣wi臋cono tego wieczoru. kszo艣膰 aktor贸w, zw艂aszcza m艂odych, kt贸rzy zazdro艣cili mu b艂ysIricznej kariery i s艂awy, po cichu si臋 cieszyli. Gwiazda spad艂a. dnego rywala mniej prz% obsadzaniu g艂贸wnych r贸l. "%ay opu艣ci艂 sal臋 projekcyjn膮 nie odzywaj膮c si臋 do nikogo. Mia艂 dzi膰 t臋 noc samotnie w swoim apanamencie. . . Samotnie? Ale偶 nie y sam! Obraz Boba, jego ukochanego, dotrzyma艂by mu towarzysCie艅 Boba b臋dzie spa艂 u jego boku, na jego 艂贸偶ku. To me by艂y nbliwe przywidzenia. Wydawa艂o mu si臋 ca艂kiem naturalne, 偶e b臋dzie tia艂 przy sobie. Dla Raya duch jego przyjaciela mia艂 偶y膰 wiecznie.
:ca艂a prasa 艣wiatowa skomentowa艂a 艣mier膰 O'Neilla i Boba Flynna erfidnie dokonanym zamachu. Filmowcy i 艣wiatlejsi widzowie lewali nad strat膮 wielkiego re偶ysera. Natomiast 艣mier膰 Boba IAo艂a艂a w ca艂ym 艣wiecie poruszeni%, kt贸re mo偶na by por贸wna膰 ynie ze zbiorow膮 histeri膮 po zgonie Rudolfa Valentino, Jamesa nna i Elvisa Presleya. Ciskano gromy na ameryka艅sk膮 policj臋, kt贸ra okaza艂a si臋 bezsilna. atagano si臋 g艂o艣nego ustalenia, kim s膮 ci p艂atni mordercy oraz ich odawcy. Lawina list贸w spad艂a na FBI i na Bia艂y Dom. Wzburzenie nu spo艂ecznej przybra艂o rozmiary niepokoj膮ce dla rz膮du. - lzniesiono pomnik upami臋tniaj膮cy Boba Flynna, idola m艂odzieNikt si臋 nie dowiedzia艂, 偶e by艂 chory na AID S i 偶e tragiczna 艣mier膰 ez臋dzi艂a mu okropnej agonii na 艂贸偶ku szpitalnym.
Zamach dokonany na oczach policjant贸w i pomocnik贸w prokura5w by艂 policzkiem dla s膮du i policji. Tote偶 zar贸wno policja
28%
nowojorska, jak i policja z Los Angeles podj臋艂y zawzi臋cie doch Przes艂uchano ca艂y personel "XXI Century". Przeczesano ca艂y przest臋pczy. Zatrzymano wiele os贸b w areszcie. Ale po jakim艣 wypuszczono wszystkich z braku dowod贸w. _ Prowadz膮cy 艣ledztwo zachodzili w g艂ow臋, jakim cudem mor dowiedzia艂 si臋, 偶e stateczek przeznaczony dla O'Neilla zas innym. Mo偶na to by艂o wyt艂umaczy膰 jedynie niedyskrecj膮 kt贸 z policjant贸w. Spack doszed艂 do wniosku, 偶e nie mo偶na d艂u偶ej dzia艂a膰 w r臋ka. kach. Postanowi艂 zaatakowa膰 wprost Lombarda i jego protegowani% Brynera. Wraz z Hatcherem wr贸ci艂 do Los Angeles. Lombardo by艂 bardzo zdziwiony, kiedy spocony, czerwon% burak Gideon wpad艂 do jego gabinetu razem z porucznikiem Fi cherem. Lombardo przyj膮艂 ich wynio艣le, z irytacj膮 i pogard膮. - Czy moja sekretarka nie uprzedzi艂a pan贸w, 偶e jestem zaj臋ty i przyjmuj臋 nikogo? - zapyta艂 spokojnie. - Zwracam panom uwag% - Dosy膰 k艂amstw, Lombardo! - Spack agresywnie przerwa艂 w p贸艂 zdania.
- Panie Lombardo! - poprawi艂 go finansista. - Macie
zwolenie prze艂o偶onych, 偶eby wchodzi膰 do mnie tak obcesowo? - Mam wszelkie upowa偶nienia, 偶eby pana przes艂ucha膰. Oto o Podpisane przez s臋dziego federalnego. Pytania Spacka spad艂y na Lombarda jak seria z karabinu masz%l wego. Pomocnik prokuratora chcia艂 najpierw zbi膰 go z tropu, nas% nie za艣 zdzieli膰 maczug膮. - Kim jest Rodriguez?
Lombardo u艣miechn膮艂 si臋 z obra藕liw膮 ironi膮.
- Za艂o偶yli艣cie wi臋c pods艂uch telefoniczny?
- Kim jest Rodriguez? - powt贸rzy艂 Spack.
- Rodriguez?. . . To m贸j masa偶ysta. . . Jego masa偶e maj膮 i uspokajania nerw贸w. Powiedzia艂em pannie Auberon, 偶e przy艣l% Rodrigueza, 偶eby poprawi膰 jej samopoczucie. Panna Auberon cI pia艂a na depresj臋 nerwow膮. . . Na razie m贸j masa偶ysta wyje% w odwiedziny do swojej rodziny w Bogocie. - Znajdziemy go, Lombardo, w Bogocie, czy gdziekolai
indziej. Znajdziemy go cho膰by na ko艅cu 艣wiata.
Nast臋pnie Spack d艂ugo wypytywa艂 go o powi膮zania z Bryner% - Wie pan, 偶e odk膮d Bryner ponownie zosta艂 prezesem wytw sta艂a si臋 ona o艣rodkiem handlu narkotykami.
z86
- Nie mam poj臋cia. Zreszt膮 mnie to nie dotyczy.
- Kontroluje pan dzia艂alno艣膰 wytw贸rni za po艣rednictwem Bry - Prosz臋 mi to udowodni膰.
- Nie ma obawy. Przedstawimy panu dowody.
Q%艂膮czenie Lombarda w spraw臋 zab贸jstwa O'Neilla i Boba Flynna wo艂a艂o sensacj臋. Dziennikarzom, kt贸rzy zarzucali go pytaniami, riadczy艂, 偶e jest ofiar膮 kalumnii, 偶e wniesie pozew o znies艂awienie. czymywa艂, 偶e jego kapita艂y s膮 czyste jak woda 藕r贸dlana. Prowadz膮cy 艣ledztwo nie byli na tyle naiwni, by w to wierzy膰, ale pieni膮dze chodzi%y tak kr臋tymi drogami, 偶e 偶aden ekspert nie g艂by si臋 rozezna膰 w tym labiryncie fiskusa i bank贸w, kt贸re ajemnie pra艂y brudne miliony. Lombardo pozby艂 si臋 balastu.
Najpierw Bryner straci艂 prezesur臋 wytw贸rni. Wszyscy
m贸wi膮c o tym g艂o艣no - uwa偶ali go za moralnego sprawc臋 za
chu na O'Neilla. Bliskie stosunki z Lombardem, o kt贸rych roza艂y si臋 dzienniki 偶膮dne sensacji, zniweczy艂y jego presti偶 i zamkn臋艂y ed nim drzwi innych wytw贸rni filmowych. Aczkolwiek nie dowieono mu udzia艂u w zamachu, zbiegi okoliczno艣ci dawa艂y wiele do 艣lenia. Zreszt膮 艣ledztwo trwa艂o i zanosi艂o si臋 na dalsze niespoUtrata pracy spowodowa艂a jego ruin臋 finansow膮. Nie mog膮c p艂aci膰 ncent贸w od zaci膮gni臋tych po偶yczek musia艂 opu艣ci膰 will臋 na Beverly ills, 偶eby bodaj cz臋艣ciowo sp艂aci膰 swe zobowi膮zania wobec bank贸w. rttiewa偶 nie m贸g艂 ju偶 zapewni膰 luksusowego 偶ycia Glorii, posz艂a za zyk艂adem Isabelle i rozwiod艂a si臋 z m臋偶czyzn膮, kt贸ry nie m贸g艂 ju偶 atwi膰 jej kariery. Jared Dahl rozwi贸d艂 si臋 z Chris. Skoro te艣膰 jego sta艂 zrujnowany, Jared nie widzia艂 ju偶 偶adnych korzy艣ci dla siebie tym zwi膮zku. Zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 za korzystniejsz膮 parti膮. Harriet unont, mimo podesz艂ego wieku, lubi艂a z nim sypia膰. Najwa偶niejym argumentem przemawiaj膮cym za po艣lubieniem jej by艂o to, 偶e siada艂a ogromny maj膮tek. Ale gdy Jared poprosi艂 j膮 o r臋k臋, uzna艂a go 艂owc臋 posag贸w i odprawi艂a bez ceregieli. Zwr贸ci艂 si臋 wi臋c do Lorrie, ra go przyj臋艂a, by艂 bowiem przystojny i uroczy. Maj膮tek dziewyny zupe艂nie wystarcza艂 dla nich dwojga. Averil nie znalaz艂a 偶adnego engagement.
W okresie mi臋dzywojennym opinia publiczna godzi艂a si臋 mniej lub trdziej na zwi膮偶ki hollywoodzkich aktorek ze znanymi gangsterami.
28%
S艂awny Siegel zmar艂 podziurawiony kulami w willi swej kc
ki,Wirginii Hill. Sprawca pozosta艂 nieznany. Utrzymywano, 偶e ma Todd i Mario Lanza zostali wyko艅czeni przez mafi臋. St< Franka Sinatry z klanem Gambino nie by艂y dla nikogo tajei W kilkadziesi膮t lat p贸藕niej Amerykanie dowiadywali si臋 ze zd niem, 偶e prezydent John Kennedy dzieli艂 艂o偶e z Judyty Exner z 膰 cz艂onkami mafii: Rosellim i Giancan膮. Ale obyczaje si臋 zmienia艂y. Stowarzyszenia purytan贸w i k watyst贸w odnios艂y zwyci臋stwo. Zwi膮zki uczuciowe aktor贸w z kami mafii by艂y 藕le widziane. Po kampanii prokuratora g< nego przeciwko mafii opinia publiczna zaj臋艂a wrogie stanowisko tych wszystkich przest臋pc贸w w bia艂ych ko艂nierzykach i jedw% koszulach. Averil ponios艂a wszystkie konsekwencje. Znalaz艂a si臋 na in Szcz臋艣ciem dla niej Lombardo utrzymywa艂 j膮 jak kr贸low膮. plotki, 偶e ich zwi膮zek zbli偶a si臋 jednak do ko艅ca. . .
Jeff nigdy si臋 nie o偶eni艂, nic sobie nie robi膮c z oszczerc贸w, pomawiali go o homoseksualizm. 艢mia艂 si臋 beztrosko i kocha艂 i kie m艂ode i 艂adne dziewczyny, kt贸re na niego lecia艂y. Ale jego ir 偶ycie mia艂o swoje ukryte strony, jak ksi臋偶yc.
Anna O'Neill - weso艂a wd贸wka - prowadzi艂a nadal rozw
偶ycie, chrupi膮c odziedziczone po m臋偶u miliony. Shirley po艣h m艂odego adwokata, kt贸ry zrobi艂 jej gromadk臋 dzieci, 偶eby po艂o偶y膰 na ogromnym maj膮tku O'Neill贸w, co mu zreszt膮 nie przeszka膰 sypia膰 ze wszystkimi sekretarkami.
Margaret Carter zgin臋艂a pod ko艂ami samochodu, kiedy przecr 艂a 5. Alej臋. Niepocieszony wdowiec po艣lubi艂 Isabelle, kt贸ra z najlepszy interes w swoim 偶yciu. Nadal gra艂a w filmach i zdoby艂a 艣wiatow膮, otrzyma艂a te偶 Oscara za najlepsz膮 rol臋 kobiec膮. Kr stawiali j膮 na r贸wni z Meryl Streep i Isabelle Adjani.
Sue Brions zdoby艂a r贸wnie偶 s艂aw臋 nie sk膮pi膮c swoich w< wszystkim potentatom filmowym. Sta艂a si臋 typem seksownej i otrzyma艂a bajeczne propozycje z Playboya i Penthouse'a, pra% umie艣ci膰 jej akty na rozk艂ad贸wkach.
288
Marzenia Gideona Spacka nigdy si臋 nie spe艂ni艂y. Aktorki hollywoodzkie ca艂kiem go zignorowa艂y. Ani jego wygl膮d, ani stanowisko pomocnika prokuratora nie mia艂y dla nich nic atrakcyjnego. Zanim wr贸ci艂 do Los Angeies, Sally, jego kole偶anka, kt贸ra zacz臋艂a mu okazywa膰 nieco zainteresowania, zosta艂a przeniesiona do San Francisco. Gideon musia艂 wi臋c zadowoli膰 si臋 swoj膮 t臋g膮 ma艂偶onk膮. Umia艂a ona jednak robi膰 najlepsze koszerne kie艂baski w ca艂ej Kalifornii. Jeden tylko cz艂owiek m贸g艂by da膰 Gideonowi informacj臋, wprawdzie niepewn膮, lecz pomocn膮 w ustaleniu do艣膰 prawdopodobnej hipotezy w zwi膮zku ze 艣mierci膮 O'Neilla i Boba Flynna. Profesor Andrew Robertson, wybitny onkolog i przyjaciel re偶ysera, oznajmi艂 mu po dok艂adnym zbadaniu, 偶e jest chory na raka w膮troby nie nadaj膮cego si臋 do leczenia operacyjnego. Pacjent bez emocji przyj膮艂 werdykt specjalisty.
- Ile czasu pozosta艂o mi do 偶ycia?
- Rok, mo偶e dwa, je艣li b臋dzie si臋 pan stosowa艂 do moich wskaza艅. Uci膮偶liwa kuracja mog艂膮by ewentualnie przed艂u偶y膰 pa艅skie 偶ycie. - Moi wrogowie byliby bardzo radzi, gdyby si臋 dowiedzieli, 偶e m贸j koniec jest bliski. Ale nim umr臋, dam si臋 im we znaki. M贸wi艂 swobodnie, jakby chodzi艂o o inn膮 osob臋. Sarkastyczny u艣miech b艂膮dzi艂 na jego twarzy. - Nikt nie powinien wiedzie膰, 偶e jestem chory. Nikt! Rozumie
- Uszanuj臋 pa艅sk膮 wol臋. Jestem zwi膮zany tajemnic膮 zawodow膮. - Tym lepiej. Po tych s艂owach zaleg艂a d艂uga cisza. Robertson rozumia艂 stan ducha swego przyjaciela. To bolesne dowiedzie膰 si臋, 偶e trzeba umrze膰 w chwili, gdy osi膮gn臋艂o si臋 pe艂ni臋 s艂awy. Dziwny b艂ysk pojawi艂 si臋 w oczach re偶ysera.
- Nie b臋d臋 czeka艂, a偶 umr臋 na 艂贸偶ku szpitalnym.
Po namy艣le dorzuci艂:
- Musz臋 wpierw sko艅czy膰 kilka film贸w. . . Zostawi膰 kilka dzie艂, kt贸re przetrwaj膮. . . Gorzki u艣miech wykrzywi艂 jego usta.
- Kiedy poczuj臋, 偶e moje 偶ycie dobiega ko艅ca, powiem mu: "呕egnaj moja s艂awo!. . . 呕egnaj moje szcz臋艣cie!. . 呕egnaj moja przesz艂o艣ci! t%itaj 艣mierci! Nie dam ci czeka膰 na siebie! Nie chc臋, 偶eby艣 by艂a 艣wiadkiem mej agonii!. . . Chc臋 pi臋knie sko艅czy膰! W trakcie pracy!
Hollywood piok艂o man<艅
Po艣r贸d aktor贸w, moich wsp贸艂pracownik贸w! Wyznam ci co艣, Andr% boj臋 si臋 umrze膰 sam." - Ka偶dy umiera w samotno艣ci.
O'Neill ci膮gn膮艂 dalej nie zwa偶aj膮c na wtr臋t profesora. - Urz膮dz臋 si臋 tak, 偶eby mie膰 przy sobie towarzysza drogi. a - Nie rozumiem pana. Chce pan wprowadzi膰 tu hindusi zwyczaje? Umrze膰 wsp贸lnie z 偶on膮?
O'Neill wybuchn膮艂 艣miechem.
- Z 偶on膮? Obra偶a pan m贸j zdrowy rozs膮dek.
- A wi臋c?
- Poszukam kogo艣, kto znalaz艂 si臋 podobnie jak ja na brza otch艂ani. . . Razem przejdziemy t臋 wielk膮 pr贸b臋. - Plecie pan g艂upstwa.
Re偶yser za艣mia艂 si臋 szyderczo.
- Nic pan nie rozumie, Andrew! Jest pan zbyt przyziem%
Q%iedza przeszkadza panu poj膮膰 poezj臋 偶ycia i 艣mierci.
- sun膮艂 r臋ce do kieszeni marynarki.
- Dtlspomnia艂 pan o Indiach, drogi Andrew. Obyczaj palenia: stosie 偶yj膮cych wd贸w obok zmar艂ego m臋偶a jest przestarza艂ym oby% jem. Po chwili podj膮艂 z dziwnym u艣miechem w k膮cie ust:
- 艢cigany przez 艣mier膰. . .
- S艂ucham?
- Dobry tytu艂 filmu. Jeszcze nie zu偶yty. .
- Wy wszyscy, scenarzy艣ci, pisarze, poeci, re偶yserzy, 偶yje wyobra藕ni膮. . . Rozmowa toczy艂a si臋 swobodnie, jakby jeden z jej uczestnik贸w i dowiedzia艂 si臋 przed chwil膮, 偶e dni jego s膮 policzone. - Albo lepiej: Sodoma i Gomora - powiedzia艂 Peter.
- Jeszcze jeden tytu艂?
- Tak. Czy on nie daje panu do my艣lenia?
- O czym?
- O 偶yciu! O 偶yciu brudnym, marnym i okrutnym, kt贸rt
jednak czepiamy si臋 rozpaczliwie. . . Poniewa偶 l臋kamy si臋 艣mierci. - Prawa natury s膮 niezmienne. O'Neill pu艣ci艂 t臋 uwag臋 mimo uszu.
- 艢mier膰 w obecnej formie jest przera偶aj膮ca.
- Forma wyobra偶ona. . .
- Gdyby zmieni艂a wygl膮d, the look, czy nie by艂aby bardziej
z9o
- gaj膮ca? Sympatyczniejsza? Gdyby pojawi艂a si臋 w postaci pi臋knej biety lub uroczego m艂odzie艅ca? Jak to obiecywa艂 muzu艂manom ielki Mistrz? Jako pi臋tnastoczy szesnastoletni ch艂opak by艂em na aiie do艣膰 dziwnym. . . Nawet bardzo dziwnym. . . 艢mier膰 mia艂a rysy zwykle pi臋knego m艂odzie艅ca. Gra艂 go Frederic March, w贸wczas szczytu swej urody. Pewnego dnia zakocha艂 si臋 w prze艣licznej iewczynie i zapomnia艂 o swoich obowi膮zkach. Ludzie przestali uera膰. Nawet najci臋偶sze wypadki, nieuleczalne choroby, nawet ijny nie dziesi膮tkowa艂y ludzi. Starzy starzeli si臋 coraz bardziej, lecz przebywali Styksu. Ludno艣膰 globu ziemskiego wzrasta艂a zaaszaj膮co! No c贸偶! To by艂 tylko film. Zapali艂 cygaro.
- Zakaza艂 mi pan mi臋dzy innymi alkoholu i tytoniu. To moje atnie cygaro. Z rozkosz膮 zaci膮gn膮艂 si臋 wonnym dymem.
- Dlaczego by nie my艣le膰 o Leonidasie i jego wojownikach leg艂ych pod Termopilami? t%ojownik dojrza艂y i jego kochanek, odziutki 偶o艂nierz umierali razem, zaciekle odpieraj膮c perskich astnik贸w. . . To jest my艣l! - To znaczy co?
- Dziwne. Powiadaj膮, 偶e w obliczu 艣mierci od偶ywaj膮 wspo
- ienia pogrzebane w pod艣wiadomo艣ci. Przypominam sobie pewn膮 ie艣膰, kt贸r膮 czyta艂em za m艂odu. Chcia艂em nawet zrobi膰 film na jej iwie. . . Tytu艂 sugestywny: "Klub samob贸jc贸w". Nie pami臋tam wiska autora. . . Za艣mia艂 si臋 znowu.
- Prosz臋 si臋 nie obawia膰! Nie my艣l臋 o samob贸jstwie. Nie chcia艂n zrezygnowa膰 z pociechy ko艣cio艂a. . . Mefistofeliczny u艣miech przeczy艂 jednak tym zapewnieniom.
Po przeCzytaniu wielu artyku艂贸w dotycz膮cych 艣mierci O'Neilla jego towarzysza, profesor przypomnia艂 sobie s艂owa swojego przyjaiela. S艂ysza艂 nieomal jego g艂os, jakby siedzia艂 obok niego w fotelu, eroruj膮c o 偶yciu i jego zako艅czeniu. "Boj臋 si臋 umrze膰 sam!"
To zdanie wry艂o mu si臋 w pami臋膰. Robenson m贸g艂by je powt贸rzy膰 packowi, kt贸ry prowadzi艂 艣ledztwo w sprawie O'Neilla. By艂 jednak wi膮zany tajemnic膮 zawodow膮.
*
" 1
Ray d艂ugo op艂akiwa艂 swego ukochanego przyjaciela. Nikt op% niego nie wiedzia艂 na pewno, 偶e Bob by艂 chory na AID S. Peter. . Peter ju偶 nie 偶y艂. Teraz tylko on, Ray% zna艂 tajemnic臋, kt贸r膮 zachowa膰 w g艂臋bi duszy. Nagrobek Boba ozdobiony jego popiersiem, arcydzie艂em, z wzruszaj膮c膮 wierno艣ci膮 przypomina艂o jego pi臋kne rysy - w powodzi kwiat贸w. Pielgrzymki jego wielbicieli przychodzi艂y d% w dzie艅. Nowe nar臋cza kwiat贸w k艂adziono na wspania艂ych, gr% n膮cych wi膮zankach z艂o偶onych w dniu poprzednim. Ten pomnik osobliw膮 wymow臋. Pod marmurowymi p艂ytami nie by艂o szcz% Boba, kt贸re rozp艂yn臋艂y si臋 w niebycie, wzbogacaj膮c legend臋. Ray codziennie przychodzi艂, aby kl臋kn膮膰 przed kamieniem i sk艂ada艂 na nim r贸偶臋. Jedn膮, czerwon膮 r贸偶臋, symbol swego Kusi艂o go, 偶eby zerwa膰 kontrakt z "XXI Century", powr% Anglii i podj膮膰 w Cambridge przerwane studia. P贸藕niej por zdro偶ny zamiar. Musia艂by opu艣ci膰 Ameryk臋. Ocean oddzieli艂by miejsca, w kt贸rym Bob zgin膮艂 na jego oczach. Poci膮ga艂y go chorobliwie ulice Nowego Jorku i Los Angeles, k niegdy艣 przemierza艂 jego przyjaciel. Zw艂aszcza ulice Manhatanu, Brooklinu i Bronxu. Ilekro膰 dysponowa艂 czasem, chodzi艂 艣lad Boba, patrzy艂 jego oczami na przechodni贸w, pojazdy, witryny, b skrzesza艂 go, identyfikowa艂 si臋 z jego istot膮. . . Cz臋sto zapon o w艂asnej to偶samo艣ci. A 偶e by艂 m艂ody i przystojny zar贸wno m臋偶c偶 jak i kobiety patrzyli na艅 po偶膮dliwie. Wzbudza艂 ich pragnienia i sa i odczuwa艂. . . Prze偶ywa艂 ponownie ponur膮 przesz艂o艣膰 swego ido odr贸偶nieniu jednak od naiwnej niewinno艣ci Boba, jego ary " kratyczny wygl膮d onie艣miela艂 i powstrzymywa艂 ludzi od wszel propozycji. '" chwilach pe艂nej 艣wiadomo艣ci zapytywa艂 si臋, czy nie pad艂 o: jakiego艣 oczarowania. Czy Bob nie rzuci艂 na艅 uroku? Je艣li przyj膮艂by z rado艣ci膮 to duchowe zniewolenie. Nawet w贸wczas, bra艂 udzia艂 w kr臋ceniu filmu, znajdowa艂 czas, 偶eby zanie艣膰 do Boba swoj膮 czerwon膮 r贸偶臋. QViele biografii Roberta Flynna pojawi艂o si臋 na witrynach. no r贸wnie偶 Raya w艣r贸d paraier贸w tego idola. Pisarze wymy艣lali pika anegdoty i sentymentalne sielanki, aby upi臋kszy膰 swoje opowie艣ci.
292
*
* *
Lavinia Parker, kt贸r膮 O'Neill zaanga偶owa艂 do zareklamowania oich aktor贸w, bardzo ceni艂a Boba za jego talent i urod臋. Pr贸bowa艂a wet go uwie艣膰, ale bez powodzenia. Zatrzymywa艂a si臋 cz臋sto przed grobkiem Boba i powraca艂a my艣lami do jego osoby, do jego s艂awy zcze umocnionej przez tragiczn膮 艣mier膰. Zauwa偶y艂a obecno艣膰 Raya, kt贸ry po z艂o偶eniu czerwonej r贸偶y any艣la艂 ze zwieszon膮 g艂ow膮. Powita艂a go grzecznie i odesz艂a. Stary rodnik, kt贸ry porz膮dkowa艂 bukiety i wie艅ce pozostawione na ibowcu, powiedzia艂 ze wzruszeniem: - Ten m艂ody cz艂owiek codziennie przynosi tu czerwon膮 r贸偶臋, e艣li nie ma nikogo w pobli偶u, kl臋ka i modli si臋. Codziennie!r%t贸rzy艂. - Nigdy czego艣 takiego nie widzia艂em. To aktor, prawda? - Bardzo znany mimo m艂odego wieku. - Tak jak Bob Flynn?
- Prawie. Ale wkr贸tce mu dor贸wna.
- My艣l臋, 偶e by艂 dobrym przyjacielem zmar艂ego.
Lawinia by艂a zaszokowana powiedzeniem "przyjaciel zmar艂ego" - Niekiedy - m贸wi艂 dalej ogrodnik - sam ze sob膮 m贸wi nierci. Naturalnie szeptem. 呕eby mu nie przeszkadza膰, s艂ucham go yty mi臋dzy nagrobkami. . . Wzrusza mnie jego bole艣膰, i jego o艣膰. . . To bardzo rzadkie, prosz臋 pani. . . Lavinia da艂a mu sowity napiwek. Stary ogrodnik wzbudzi艂 w niej awo艣膰. Dostarczy艂 jej wspania艂ej informacji. Lavinia by艂a nader ligentna i umia艂a w lot chwyta膰 okazje, kt贸re wydawa艂y si臋
Nazajutrz zjawi艂a si臋 w wytw贸rni i przeprowadzi艂a dyskretne mowy z aktorami i personelem technicznym, z kt贸rym Bob - 贸艂pracowa艂. Odpowiedzi na jej zr臋czne pytania utwierdzi艂y j膮 omys艂ach. Bob i Ray byli nieroz艂膮czni. Ale jej 艣ledztwo dopiero si臋 s臋艂o. Uda艂a si臋 nast臋pnie do hotelu Plaza. Pod pretekstem napisania i anyku艂贸w o personelu wielkich hoteli nowojorskich, przewadzi艂a rozmowy z lokajami i groomami, kt贸rzy obs艂ugiwali usowe apartamenty. Opowiedzieli jej o wybitnych osobisto艣ciach, iowi膮cych najlepsz膮 klientel臋 hotelu, o ich przyzwyczajeniach. wspomnieli o kilku aktorach, mi臋dzy innymi o Rayu Rhys, kt贸ry to sp臋dza艂 noc w apanamencie Boba Flynna.
293
Lavinia dowiedzia艂a si臋 r贸wnie偶, 偶e opr贸cz ga偶y wyra偶aj膮cej si臋 cyfr膮 o sze艣ciu zerach, Ray dysponowa艂 poka藕nym maj膮tkiem osobistym, 偶e kupi艂 sobie will臋 na Long Island oraz 艂贸d藕 motorow膮, kt贸ra nazywa艂a si臋 Golden Star. Sp臋dza艂 na Long Island ka偶dy weekend i ka偶dy dzie艅 wolny od pracy. Codziennie, o tej godzinie, o kt贸rej stateczek O'Neilla eksplodowa艂, powoduj膮c 艣mier膰 Boba, Ray podje偶d偶a艂 swoj膮 off shore na miejsce katastrofy i rzuca艂 do wody r贸偶臋, tylko jedn膮 czerwon膮 r贸偶臋. Lavinia po kryjomu sfotografowa艂a Raya z r贸偶膮 w d艂oni kl臋cz膮cego pod pomnikiem w Los Angeles. Podobnie post膮pi艂a w Nowym Jorku, fotografuj膮c go, kiedy wrzuca艂 r贸偶臋 do morza na Long Island. To jej wszak偶e nie wystarczy艂o. Nie by艂o niczym szczeg贸lnym, 偶e Bob i Ray utrzymywali osobliwe stosunki. Wiedziano powszechnie, i偶 sypiali r贸wnie偶 z dziewcz臋tami. Biseksualizm rozpowszechnia艂 si臋 w Hollywoodzie. Ten aspekt ich 偶ycia nie by艂 istotny. Przesz艂o艣膰 Boba r贸wnie偶 nie stanowi艂a tajemnicy. Lavinia zacz臋艂a przeszukiwa膰 nowojorskie 艣mieci. Bob nie figurowa艂 w kartotekach policyjnych, mimo 偶e 偶y艂 przez pewien czas z prostytucji i wyst臋powa艂 w filmach porno. Kontynuowa艂a swe poszukiwania i obesz艂a szpitale. By艂o wprost niemo偶liwe, aby Bob nie zarazi艂 si臋 jak膮艣 chorob膮 weneryczn膮. Nie uzyska艂a jednak potwierdzenia swoich przypuszcze艅. Zacz臋艂a okazywa膰 oznaki zniech臋cenia. Zamierza艂a ju偶 wycofa膰 si臋 z walki, kiedy sensacyjne odkrycie doda艂o jej nowych si艂. W jednym ze szpitali na Brooklynie znalaz艂a kart臋 choroby szesnastoletniego ch艂opca nazwiskiem Phil Flynn, kt贸rego wyleczono na zapalenie p艂uc, b臋d膮cego nast臋pstwem AIDS. Ozdrowieniec uciek艂 nie zostawiaj膮c adresu. Piel臋gniarki prowadz膮ce kartotek臋 nigdy si臋 nie domy艣li艂y, 偶e m艂ody ch艂opak z Nowego Jorku jest s艂awn膮 gwiazd膮 Hollywoodu. Dopiero przyjrzawszy si臋 zdj臋ciom wielkiego aktora stwierdzi艂y ze zdumieniem, 偶e Phil i Bob Flynn s膮 jedn膮 i t膮 sam膮 osob膮. Lavinia Parker by艂a niezr贸wnan膮 specjalistk膮 w dziedzinie reklamy. Ksi膮偶ka ujawniaj膮ca tak pilnie strze偶on膮 tajemnic臋 zdoby艂aby olbrzymi rozg艂os i sta艂aby si臋 zapewne bestsellerem. Ale do jej uk艂adanki brakowa艂o jeszcze wa偶nych element贸w. Ilekro膰 chodzi艂o o dobry interes, nie mia艂a najmniejszych skrupu艂贸w. Stworzy艂a ju偶 kilka hipotez dotycz膮cych 艣mierci O'Neilla. Jako osoba odpowiedzialna za reklam臋 nale偶a艂a do jego bliskich wsp贸艂pracownik贸w. Zauwa偶y艂a powolne pogarszanie si臋 jego zdrowia. Na pewno cierpia艂 na powa偶n膮 chorob臋. Czy pod pozorem zamachu nie kry艂o si臋 samob贸jstwo? Lavinia zabiega艂a o pozyskanie zaufania Daisy Nicholls, dawnej sekretarki O'Neilla. Okazywa艂a jej ostentacyjn膮 sympati臋 i chwali艂a jej zalety. Zaprosi艂a j膮 kilkakrotnie na obiad i zaproponowa艂a nawet lepiej p艂atn膮 posad臋 w Agencji "Jameson, Irvong i Parker". Daisy pochlebia艂o serdeczne zachowanie Lavinii, osobisto艣ci znanej w 艣wiecie showbiznesu, zachwyca艂a j膮 perspektywa pi臋knej przysz艂o艣ci, otworzy艂a si臋 wi臋c, jak kwiat egzotyczny, kt贸ry rozchyla kielich, gdy tylko s艂o艅ce uka偶e si臋 na horyzoncie. Lavinia skorzysta艂a z dobrego samopoczucia Daisy, 偶eby z ni膮 melancholijnie pogada膰 o wielkim re偶yserze. - Na kr贸tko przed 艣mierci膮 sta艂 si臋 cieniem energicznego, dynamicznego, pe艂nego inicjatywy cz艂owieka, jakim by艂 niegdy艣. Twarz mia艂 wychud艂膮. . . Sekretarka westchn臋艂a. - Nigdy nie m贸wi艂 o stanie swego zdrowia. Pewnego dnia Spase, jego najlepszy przyjaciel, zwr贸ci艂 uwag臋 na to, 偶e mizernie wygl膮da. "Zeszczupla艂e艣. Kiepsko si臋 czujesz?" Mister O'Neill odpowiedzia艂 mu ze zwyk艂膮 sobie ironi膮: "Pilnuj swego nosa, Frank! W moim wieku nie mog臋 mie膰 pyzatej buzi niemowl臋cia!" Biedaczysko ostatnio pija艂 tylko mleko i 偶ywi艂 si臋 owocami. . . Lekarze budzili w nim l臋k. Mawia艂, 偶e s膮 szarlatanami. - Nie mia艂 w艣r贸d nich kogo艣 zaprzyja藕nionego? - zapyta艂a Lavinia z bij膮cym sercem. Daisy potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z pow膮tpiewaniem.
- Rzadko rozmawia艂 przez telefon z przyjacielem. . . z pewnym lekarzem. . . Robensonem. . . Tak, Robertsonem. . . Andrewem Robertsonem. Chwileczk臋, s膮dz臋, 偶e mam jego numer w notesie. Otworzy艂a torebk臋, wyj臋艂a zniszczony notesik, przekartkowa艂a go i wykrzykn臋艂a tryumfalnie: - Jest! Robenson Andrew.
Lavinia uradowana zanotowa艂a numer.
- Zadzwoni臋 kiedy艣 do niego, 偶eby wymieni膰 nasze wspomnienia o drogim re偶yserze! Po obiedzie wzmocnionym 艣wietnymi winami Lavinia zap艂aci艂a rachunek. - Prosz臋 pami臋ta膰 o posadzie dla mnie w waszej agencji, panno Parker - przypomnia艂a jej nie艣mia艂o sekretarka. - Z pewno艣ci膮, z pewno艣ci膮. B臋dziemy w kontakcie.
Lavinia us艂u偶nie zaproponowa艂a, 偶e odwiezie j膮 swym autem do domu. - Nie chcia艂abym pani sprawi膰 k艂opotu.
- Ale偶 to dla mnie przyjemno艣膰!
Daisy rozkoszowa艂a si臋 nocn膮 przeja偶d偶k膮 siedz膮c obok Lavinii w jej pi臋knym lotusie. Przed domem zaproponowa艂a mistrzyni reklamy, 偶eby wst膮pi艂a do niej na drinka. - Dzi臋kuj臋, ale mam jutro ci臋偶ki dzie艅.
Po偶egna艂y si臋 serdecznie.
Lavinia ruszy艂a z miejsca. Nie posiada艂a si臋 z rado艣ci. Daisy! Jeszcze jeden cenny 艣wiadek. Co za艣 do doktora Robertsona, z pewno艣ci膮 otrzyma od niego klucz do tajemnicy. Nazajutrz zebra艂a wiadomo艣ci o przyjacielu O'Neilla. By艂 profesorem uniwersytetu, znanym onkologiem. U艂o偶y艂a plan dzia艂ania. Zadzwoni艂a do niego, prosz膮c o rendezvous. Sekretarka odpowiedzia艂a szorstko, 偶e profesor jest bardzo zaj臋ty, ale 偶e mog艂aby ustali膰 wizyt臋 za dwa tygodnie, o trzeciej po po艂udniu. W ustalonym terminie Lavinia zjawi艂a si臋 w gabinecie o wp贸艂 do trzeciej. Trzydzie艣ci minut wystarczy艂o, 偶eby pokona膰 wszelkie przeszkody. W razie potrzeby mog艂aby si臋 okaza膰 r贸wnie skuteczna w dzia艂aniu jak tr膮by Jerycha. Sekretarka, stara, brzydka i zgorzknia艂a kobieta poprosi艂a, 偶eby przysz艂a za p贸艂 godziny. Lavinia chcia艂a jednak poczeka膰 na miejscu. P贸藕niej wspomnia艂a, 偶e Peter O'Neill, wsp贸lny przyjaciel, poleci艂 jej doktora Robensona. - Biedny Peter - powiedzia艂a p艂aczliwie. - Wyzna艂 mi kiedy艣, 偶e tylko opieka profesora przed艂u偶y艂a mu 偶ycie. Sekretarka spojrza艂a na ni膮 podejrzliwie.
- Mister O'Neill tak pani powiedzia艂?
- Osobi艣cie! Czy mog艂abym zobaczy膰 dokumentacj臋 mego drogiego, niezapomnianego przyjaciela? Stara panna spojrza艂a na ni膮 oburzona.
- Dokumentacja naszych pacjent贸w okryta jest tajemnic膮 zawodow膮. Profesor zwr贸ci艂 mi szczeg贸ln膮 uwag臋, aby nikomu nie udost臋pnia膰 dokumentacji mister O'Neilla. Ostry ton ucina艂 wszelk膮 dyskusj臋.
W贸wczas Lavinia si臋gn臋艂a po bardziej przekonywuj膮ce argumenty. Wyj臋艂a z torebki paczk臋 dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w. " Sekretarka szeroko otworzy艂a oczy ze zdumienia.
Lavinia umia艂a wyzyska膰 sytuacj臋.
- Dwadzie艣cia tysi臋cy, je艣li mi pani pozwoli sfotografowa膰 dokumenty - Pani chyba 偶artuje! - wyj膮ka艂a stara panna.
Lavinia rzuci艂a na st贸艂 jeszcze dwie paczki banknot贸w.
Twarz starej sekretarki poczerwienia艂a, jakby j膮 mia艂 szlag trafi膰. Ta dziwna osoba - pomy艣la艂a Lavinia - gotowa wzi膮膰 pieni膮dze nazajutrz pope艂ni膰 samob贸jstwo, poniewa偶 pogwa艂ci艂a rozkazy swego szefa. Sekretarka jak zahipnotyzowana wsun臋艂a pieni膮dze do szuflady. Potem, niemal automatycznym ruchem wyj臋艂a metalow膮 kartotek臋, wyci膮gn臋艂a z niej zielon膮 teczk臋, na kt贸rej widnia艂o nazwisko O'Neilla. - Oto one! - powiedzia艂a zmienionym g艂osem. - Ale niech pani robi to szybko. Lavinia pos艂u偶y艂a si臋 swoim male艅kim aparatem fotograficznym. t ci膮gu kilku minut zdj臋cia zosta艂y wykonane. Zwr贸ci艂a teczk臋 z dokumentami. - Dzi臋kuj臋 pani i do widzenia.
- Nie poczeka pani na konsultacj臋?
- Prosz臋 powiedzie膰 doktorowi, 偶e nie zg艂osi艂am si臋 na wizyt臋. Lavinia wysz艂a prze艣wiadczona, 偶e osi膮gn臋艂a bardzo wiele. Wzi臋艂a dwutygodniowy urlop z agencji, zamkn臋艂a si臋 w mieszkaniu i w rekordowym czasie napisa艂a now膮 biografi臋 Boba Flynna, tym razem opart膮 na niepodwa偶alnych dowodach. Z艂o偶y艂a maszynopis wydawcy, kt贸ry go przyj膮艂 z entuzjazmem za milion dolar贸w. By艂 prze艣wiadczony, 偶e ubi艂 z艂oty interes. Wyda艂 pierwszy nak艂ad w wysoko艣ci 500.000 gzemplarzy, kt贸re zosta艂y rozchwytane w ci膮gu doby. Drukarnia pracowa艂a dzie艅 i noc. W czterdzie艣ci osiem godzin p贸藕niej rzucono na rynek nowe wydanie - 2.000.000 egzemplarzy. Ksi膮偶ka, reklamowana wszelkimi sposobami, zosta艂a rozchwytana przez czytelnik贸w. Trzecie wydanie w czterech milionach egzemplarzy zosta艂o skierowane do druku. To by艂 dopiero pocz膮tek. . .
Jeszcze spa艂, kiedy s艂o艅ce wyz艂oci艂o mu powieki. Otworz, p 膮 p silnym wra偶eniem snu, kt贸ry na lataj膮cym dywani rzeni贸s艂 go do Long Island. Prowadzi艂 swoj膮 off shore po szmarag dowym oceanie. Obok niego siedzia艂 Bob na szerokiej, wygo% 艂aw ckt贸 k kr 艂 a yb 艂onie na karku spogl膮da艂 zachwycony n me y eski na bladoniebieskim niebie. Wiat rozwiewa艂 jego w艂osy i pie艣ci艂 odkryty tors. Szeroko rozch lon% koszula ukazywa艂a harmonijnie rozwini臋te mi臋艣nie. Bob nie osi kulturyzmu, kt贸ry deformowa艂 ludzi, czyni艂 z nich gladiator贸a cyrkowych o ma艂ych g艂owach i ogromnych cia艂ach, jakb ich napom. powano jak膮艣 pompk膮 y ,%, si臋 艣mieszne i nieco od Kobiet o datn ch mi 艣niach wydawa艂y mu atletycznych macho. a偶aj膮ce. Traci艂y swoj膮 kobieco艣膰 i ma艂powa艂)I Bob milcza艂. Ilekro膰 czu艂 si臋 szcz臋艣liwy, wola艂 zachowa膰 milczenie. Rozkoszowa艂 si臋 偶yciem, tera藕niejszo艣ci膮, nie my艣l膮c ani o przesz艂o艣cr ani o przysz艂o艣ci. Jego b艂yszcz膮ce oczy zwr贸ci艂y si臋 w stron臋 Raya i przygl膮da艂y mu si臋 z zachwytem. Ray by艂 dumny z tego, 偶e podziwin go p贸艂b贸g, tysi膮c razy pi臋kniejszy od niego. Uroda i talent przynios艂 im obu s艂aw臋, bogactwo i przywilej zaprz膮tania uwagi setek milion贸 widz贸w. Ray r贸wnie偶 milcza艂. Szcz臋艣cie obywa si臋 bez s艂贸w kied dziel膮 ze sob膮 dwie istoty, kt贸re si臋 ro y e zumiej膮, kt贸re s膮 sobie bliskie psychicznie i fizycznie, kt贸re tworz膮 jedno艣膰. Niestety, poranne s艂o艅ce wyrwa艂o Raya z kr贸lestwa sn贸w i rzuci艂o go w sam 艣rodek brutalnej rzeczywisto艣ci. Ray westchn膮艂; wprawdzie Bob nie znajdowa艂 si臋 j g duchowo nigdy go n obok nie o lecz nie b 艂 nieobecny, gdy偶 ie opu艣ci艂. Ray prowadzi艂 jakby podw贸jne 偶ycie. Jedno nale偶a艂o do marze艅 i sn贸w, w kt贸rych Bob istnia艂, i drugie, materialne, z kt贸re o Bob zosta艂 wy艂膮czony. Ray zszed艂 z 艂贸偶ka, w艂o偶y艂 szlafrok i uda艂 si臋 do kuchni. Przygotowa艂 艣niadanie obfte i smaczne dla dw贸ch os贸b, po czym poda艂 je na niskim stoliku w holu. Usiad艂 na krze艣le i wzni贸s艂 szklank 贸rego f Boba, kt otografia w ram na cze艣膰
szcz臋艣liwy Bob b ce sta艂a naprzeciw niego. Roze艣miany, y艂 jego sta艂ym towarzyszem. "Gdyb ho膰by a d藕 elkod% si臋 zachowuj臋, uznaliby mnie za szale艅 iwego 艣wira. Lecz Ray nic sobie nie robi艂 z tego, co ludzie my艣l膮 o nim i jego zwyczajach.
pla P Wy d%i edzen m n la艂 oran偶ad臋 Boba na z艂oty pias ek a schodki przed domem. W艂贸cz臋dzy,
z98
e albo bezpa艅skie psy zjada艂y po偶ywienie. W ten spos贸b karmi艂 dusz臋 oba. Na艣ladowa艂 zwyczaje staro偶ymych Rzymian, kt贸rzy stawiali ofiary z 偶ywno艣ci na domowym o艂tarzyku swoich przodk贸w. - Zamkn膮艂 na klucz drzwi wej艣ciowe, nie znosi艂 bowiem, aby Ziewcz臋ta i koledzy ze studia odwiedzali go w domu bez uprzedzenia. VPzi膮艂 codzienny natrysk, co by艂o jedn膮 z jego nielicznych przyjemno: Ci opr贸cz czytania, s艂uchania muzyki i p艂ywania z piekieln膮 szybko艣ci膮 _ off shore. Wreszcie si臋 ubra艂. Mia艂 zamiar skorzysta膰 z wyj膮tkowo pi臋knego a, gdy偶 nie by艂o smogu, 偶eby uda膰 si臋 do miasta i kupi膰 troch臋 ek. Wykorzystywa艂 sw贸j tydzie艅 urlopu. Posta膰, kt贸r膮 intertowa艂 w komediowym filmie re偶yserowanym przez Tuchmana, nie a udzia艂u w obecnie kr臋conych sekwencjach. Wsiad艂 do auta, pi臋knej i wygodnej lagondy, kt贸ra bynajmniej nie przypomina艂a bolidu i wyruszy艂 z Palos Verdes w kierunku Bulwaru ilshire. Zobaczy艂 swoj膮 twarz na kilku ogromnych plakatach reklamuj膮cych jego nowy film. Nie odczu艂 ani rado艣ci ani dumy. Jego rzeczywiste 偶ycie wydawa艂o mu si臋 md艂e i bez celu. . . Ka偶dego dnia wst臋powa艂 na cmentarz w Los Angeles i k艂ad艂 czerwon膮 r贸偶臋 przed pomnikiem Boba. Ilekro膰 znajdowa艂 si臋 w Nowym Jorku, wrzuca艂 tak膮 r贸偶臋 do wody w Long Island. By艂 to niewa偶ny, ma艂o znacz膮cy dow贸d ho艂du, lecz sta艂 si臋 dla Raya niemal obowi膮zkiem. R贸偶ni reporterzy zadawali mu pytanie: "Dlaczego nie pomy艣li pan y P o zreda owaniu bio,rafi Boba Fl nna Przecie偶 b 艂 a艅skim najlepszym przyjacielem. Ray odpowiada艂 im z u艣miechem: "S艂owa drukowane by艂yby za ubogie, 偶eby odmalowa膰 tak z艂o偶on膮 posta膰: by艂 to wielki artysta i zarazem wielkie dziecko. Mnie wystarcza por贸wnanie z Jamesem Deanem. To tak, jakby mi m贸wiono o bogach olimpijskich. Olimpem naszej wsp贸艂czesno艣ci jest kino". Ray zatrzyma艂 w贸z przed kwiaciarni膮 na Wilshire, gdzie regularnie kupowa艂 swe czerwone r贸偶e. Ekspedientka, kt贸ra zawsze podawa艂a mu kwiaty, zaczerwieni艂a si臋 z rado艣ci na jego widok. Wybra艂a dwie czerwone r贸偶e, najpi臋kniejsze ze wszystkich, i poda艂a je Rayowi. - Czy uwa偶a艂by pan, 偶e jestem zbyt 艣mia艂a, gdybym odwa偶y艂a si臋 poprosi膰 pana o po艂o偶enie w moim imieniu drugiej r贸偶y obok tej, kt贸r膮 sk艂ada pan u st贸p pomnika mister Flynna? - Sk膮d pani wie, gdzie zanosz臋 moje r贸偶e? - zapyta艂 zaszokowany.
299
- Wszyscy to wiedz膮 - odpar艂a nie艣mia艂o.
Ray spochmurnia艂.
- S膮dzi艂em, 偶e sekret jest zachowany.
Dziewczyna chcia艂a okaza膰 si臋 nader uprzejma.
- Nie czyta艂 pan ostatniej ksi膮偶ki o 偶yciu mister Flynna? - Tyle ich napisano! - Mam na my艣li now膮 ksi膮偶k臋 napisan膮 przez Lavini臋 Park Sprzedaje si臋 jak 艣wie偶e bu艂eczki. Uda艂o mi si臋 j膮 zdoby膰 p贸艂godzinnym staniu w kolejce. Poch艂on臋艂am j膮 tej nocy. dorzuci艂a naiwnie: - Podziwia艂am pa艅sk膮 fotografi臋. Przedstawia ona pana sk艂ad% cego r贸偶臋 pod pomnikiem mister Flynna. To prawdziwie przyjaciel gest. - Mnj膮 fotografi臋? - wykrzykn膮艂 Ray w os艂upieniu. - Tak! Pa艅sk膮 fotografi臋! Widzia艂am te偶 zdj臋cie, kt贸re bar mnie wzruszy艂o! Wrzuca pan r贸偶e do oceanu, tam, gdzie statek mi; Flynna eksplodowa艂.
; Zdziwi艂a si臋 bardzo, kiedy Ray wzi膮艂 dwie r贸偶e, zap艂aci艂 nale偶n i i bardzo wzburzony niemal biegiem opu艣ci艂 kwiaciarni臋.
Z bij膮cym sercem, niemal bez tchu wpad艂 do najbli偶szej ksi臋ga Nabywcy t艂oczyli si臋 przed stosem ksi膮偶ek Lavinii Parker. W艂a艣ciciel spostrzeg艂 go i przyj膮艂 rozpromieniony. - Witam pana, mister Rhys! Widzia艂 pan ostatni bestseller o 偶, nieod偶a艂owanego Boba Flynna? - Prosz臋 o egzemplarz! Nie chcia艂bym sta膰 w kolejce w艣r贸d t wszystkich ludzi. - To prawdziwe szale艅stwo, mister Rhys! Ludzie wyrywaj膮 s% t臋 ksi膮偶k臋. Prosz臋 chwilk臋 poczeka膰! Wr贸ci艂 bardzo przej臋ty z ksi膮偶k膮 w d艂oni.
- Dzi臋kuj臋 panu za uprzejmo艣膰 - rzek艂 Ray. - Ile jes winien? - Nic, mister Rhys. Firma j膮 panu ofiarowuje. Zapowied偶 w艂a艣nie ksi膮偶k臋 o pa艅skim 偶yciu jako cz艂owieka i aktora. Mam dziej臋, 偶e gdy si臋 uka偶e, zechce mi pan da膰 sw贸j autograf. - Oczywi艣cie, oczywi艣cie!
Ray niecierpliwie obejrza艂 ok艂adk臋. Bardzo udany portret i poruszy艂 go do g艂臋bi. Poni偶ej, z艂otymi literami tytu艂: "Wie% Bob Flynn". Niewielki podpis Lavinii Parker udawa艂 jej skI no艣膰.
3oo
- Pod wp艂ywem silnego wzruszenia Ray u艣cisn膮艂 d艂o艅 ksi臋garza .yszed艂 na ulic臋. G艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze. Czu艂 bolesny ucisk pd mostkiem. Wsiad艂 do samochodu i nie ruszaj膮c z miejsca otworzy艂 si膮偶k臋. Liczne wielobarwne zdj臋cia Boba dobrane ze smakiem przez awczyni臋 reklamy stanowi艂y doskona艂膮 ikonografi臋 postaci. Zamar艂 dnak ze zdumienia, kiedy ujrza艂 w艂asn膮 fotograf臋, przedstawiaj膮c膮 z r贸偶膮 w d艂oni na cmentarzu w Los Angeles. Zdruzgotany znalaz艂 rozdzia艂, kt贸ry omawia艂 chorob臋 Boba. "Ta ziwka wszystko zbruka艂a!" - wyszepta艂. Podobnie jak ma艂a kwiaciarka poch艂on膮艂 rozdzia艂 omawiaj膮cy ten mat. "Phil Flynn i Bob Flynn to dwie r贸偶ne osoby!" - wykrzykn膮艂 pominaj膮c o tym, 偶e jest sam. Za艣lepi贸ny przez mi艂o艣膰 negowa艂 .eczy oczywiste. By艂 tak poch艂oni臋t,y lektur膮, 偶e drgn膮艂 na widok arzy, kt贸re przylgn臋艂y do szyb jeg贸 auta. Wielbiciele i wielbicielki achali b艂agalnie ksi膮偶kami. - Autograf, mister Rhys!
- Pa艅ski autograf przyda warto艣ci ksi膮偶ce po艣wi臋conej pa艅s%nu przyjacielowi! - Prosz臋 pana, mister Rhys, o autograf?
- Ma艂y podpis, mister Rhys, na tej ksi膮偶ce!
- Autograf! Autograi? Autograf?
Ray prze偶ywa艂 koszmar. Zapu艣ci艂 silnik, 偶eby wymkn膮膰 si臋 swoim rczycielom. By艂 oburzony, w艣ciek艂y. . . Skierowa艂 si臋 najpierw na cmentarz. Ohydny parnQet Lavinii nie ig艂 mu przeszkodzi膰 w spe艂nieniu obowi膮zku. Przybywszy na ejsce ujrza艂 si臋 nagle otoczony przez mn贸stwo reporter贸w, kt贸rzy celowali w niego swoje aparaty. Jego obecno艣膰 z dwiema r贸偶ami r臋ku potwierdza艂a teorie przedstawione przez Lavini臋 Parker. cznie przemiesza艂a zmy艣lenia z rzeczywisto艣ci膮, aby uwiarygodni膰 edstawiane przez siebie dowody. - Wiedzia艂 pan, mister Rhys, 偶e Bob Flynn by艂 chory na AIDS? - My艣li pan, 偶e Peter O'Neill pope艂ni艂 samob贸jstwo powoduj膮c ier膰 pa艅skiego przyjaciela? - Zwi膮zek pana z Bobem Flynnem przypomina legend臋 o Kas
:e i Polluksie! Jak zachowywa艂 si臋 Bob Flynn w bli偶szym wsp贸艂",%
- Czy by艂 wspania艂ym kochankiem?
- Uznaje pan homoseksualizm?
- Jest pan zwolennikiem ca艂kowitej swobody seksualnej?
3o I
! - Bob Flynn by艂 pa艅skim kochankiem?
- Nie my艣li pan o ma艂偶e艅stwie? W ten spos贸b przeci膮艂by wszystkie komentarze. - Czy rzeczywi艣cie by艂 biseksualny?
- Usprawiedliwia pan homoseksualist贸w, kt贸rzy si臋 偶eni膮, 偶t ukry膰 swe zboczenie? - Uwa偶a pan homoseksualizm za co艣 normalnego?
Spada艂 na Raya deszcz pyta艅 coraz ostrzejszych, coraz bard% niedyskretnych. - Nie l臋ka si臋 pan, 偶e z艂apa艂 pan AIDS?
- Nie! - wykrzykn膮艂 Ray z w艣ciek艂o艣ci膮.
- Dlaczego dwie r贸偶e?
- Czy druga r贸偶a ma jakie艣 szczeg贸lne znaczenie? Popychany przez dziennikarzy, kt贸rzy starali si臋 znale藕膰 najbli偶ej niego, Ray zgubi艂 kwiaty, kt贸re natychmiast porwa Napieraj膮cy t艂um podepta艂 je, tak 偶e na 偶wirowej 艣cie偶ce pozost tylko dwie czerwone plamy. Ray wyrwa艂 si臋 rozpaczliwie ze 艣cisku i w otoczeniu dziennikar a tak偶e gapi贸w, dopad艂 swego auta. 呕ywa bariera otoczy艂a ji ? lagond臋. Ale Ray nie ust膮pi艂. Ruszy艂 powoli rozpychaj膮c zderzaki ludzi, kt贸rzy tarasowali mu przejazd i kt贸rzy w ko艅cu zacz臋li si臋 co1 Po raz pierwszy nie m贸g艂 z艂o偶y膰 r贸偶 pod pomnikiem Boba. Serce si臋 kraja艂o. W Palos Verdos nowy t艂um dziennikarzy oczekiwa艂 go przed wej艣ciem do domu. Brutalnie utorowa艂 sobie drog臋 do drzwi, kt贸re otworzy艂. Znowu zacz臋艂y pstryka膰 aparaty fotograficzne, posypa艂y si臋 pytania. - Nie s膮dzi pan, 偶e AIDS przy膰mi pami臋膰 Flynna? To pytanie ugodzi艂o go i zapiek艂o jak pocisk wyrzucony przez miotacz ognia. Uni贸s艂 si臋 gniewem: - Nie ma chor贸b wstydliwych ani chor贸b cnotliwych. Podobnie jak cholera, d偶uma, jak rak, AIDS jest plag膮, kt贸ra nie wybiera sobie ofiar. Pragn膮艂bym, aby uczeni jak najpr臋dzej znale藕li szczepionk臋 dla ratowania ludzko艣ci. Bo ca艂a ludzko艣膰 jest zagro偶ona! Wszed艂 do domu i przekr臋ci艂 klucz w zamku. Odgrodziwszy si臋 od t艂umu upad艂 na fotel i otworzy艂 ksi膮偶k臋. 艁zy ciek艂y mu z oczu.1 odpowiada艂 na stukanie do drzwi ani na dzwonek telefonu, kti w ko艅cu wy艂膮czy艂. Przeczyta艂 ksi膮偶k臋 z oburzeniem, 偶e mo偶na z tak膮 swad膮 i niew pliwym talentem pokazywa膰 najtrudniejsze strony 偶ycia. Uwielt
3o2
Boba, lecz nigdy nie by艂 jego kochankiem, aczkolwiek po偶膮da艂 go ciele艣nie. Mi艂o艣膰 by艂a dla niego ogniem, kt贸ry nigdy nie mia艂 zagasn膮膰. Sypia艂 z kobietami, sypia艂 z m臋偶czyznami. Nikt nie mia艂 prawa wnika膰 w jego intymne 偶ycie. Nikomu nie zamierza艂 zdawa膰 rachunk贸w. Nic sobie nie robi艂 z grom贸w, jakie ciskali duchowni i purytanie. Mi艂o艣膰 nie zna granic ani wierze艅. By艂 zrozpaczony, 偶e Lavinia w poszukiwaniu sensacji podst臋pnie zohydzi艂a pami臋膰 Boba. S膮dzi艂, 偶e jest jedynym i ostatnim depozytariuszem tajemnicy, kt贸ra wymkn臋艂a mu si臋 z r膮k. Dziennikarze upewniwszy si臋, 偶e niczego wi臋cej od Raya nie uzyskaj膮, wycofali si臋 po paru godzinach. Nast臋pnego dnia zam贸wi艂 telefonicznie bilet na pierwszy samolot odlatuj膮cy do Nowego Jorku. Opu艣ci艂 dom bocznymi drzwiami i odjecha艂 samochodem na lotnisko. Nosi艂 du偶e, ciemne szk艂a, 偶eby nie by膰 rozpoznanym. Ksi臋garnie na lotnisku pe艂ne by艂o biografii Boba napisanej przez Lavini臋 Parker. Ray kupi艂 poranne gazety i usiad艂 w samolocie, kt贸ry wkr贸tce odlecia艂. Odetchn膮艂 z ulg膮, gdy偶 uda艂o mu si臋 podr贸偶owa膰 incognito. By艂a to oaza spokoju w oku cyklonu, wywo艂anego ksi膮偶k膮 Lavinii. Przejrza艂 pras臋. Krytyka ju偶 zaj臋艂a si臋 ksi膮偶k膮. R贸偶nica nazwisk Phila i Boba Flynna zosta艂a podkre艣lona przez kilku krytyk贸w, kt贸rzy nie przyjmowali za liter臋 ewangelii hipotez Lavinii. Nie by艂o wa偶ne, czy Bob chorowa艂, czy nie chorowa艂 na AIDS. Wszyscy krytycy przyznawali mu niezwyk艂y talent. Pozycja Rocka Hudsona nie ucierpia艂a z powodu jego choroby. Jego nazwisko i 艣mier膰 pos艂u偶y艂y za odskoczni臋 do bada艅 AIDS, choroby do tamtej pory pomijanej k艂opotliwym milczeniem. Lavinia po艣rednio zdyskredytowa艂a r贸wnie偶 O'Neilla. Przedstawi艂a go jako chorego na raka w ostatnim stadium. Przera偶ony gro偶膮c膮 mu agoni膮 mia艂 jakoby postanowi膰, 偶e sko艅czy ze sob膮. W konsekwencji Lavinia oczyszcza艂a z podejrze艅 Lombarda, Brynera i wszystkich wrog贸w O'Neilla. Kilku recenzent贸w wysun臋艂o tez臋, 偶e miss Parker napisa艂a t臋 biograf臋, aby ukry膰 pewne wysoko postawione osoby, gotowe do poniesienia ofiar pieni臋偶nych, byle wyj艣膰 z k艂opotliwej sytuacji. Im wi臋kszy skandal, tym wi臋cej sprzedawano by ksi膮偶ek. Ray odrzuci艂 gazety z rozczarowaniem. Wypadek spowodowany przez zamachowc贸w, w kt贸rym zgin膮艂 Joe Shwaize, ma艂y gigolo Anny O'Neill, i podejrzana 艣mier膰 Robby'ego O'Neilla zosta艂y zr臋cznie pomini臋te przez Lavini臋.
3o3
Stoj膮c przed basenem ko艂o swojej willi na Long Island Ray patrzy艂 w zamy艣leniu na jasn膮, niebiesk膮 jak dno basenu wod臋. Woda go fascynowa艂a. Podni贸s艂 wzrok i spogl膮da艂 na ocean. Przyci膮ga艂y go rozpryskuj膮ce si臋 fale. My艣li jego ulecia艂y do Boba. Od jego 艣mierci nie mia艂 innych towarzyszy ni偶 b贸l po stracie przyjaciela i coraz ci臋偶szy smutek samotno艣ci. `% Stanowczym krokiem, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, zszed艂 do przystani. Wsiad艂 do swojej off shore, wyruszy艂 w morze. Jego motor贸wka nazywa艂a si臋 Golden Star, tak samo jak 艂贸d藕 Boba. Zmierzch rozpali艂 czerwon膮 艂un臋 na zachodzie. Nieokre艣lone uczucie, nieznana si艂a sk艂ania艂y Raya do zwi臋kszania i pr臋dko艣ci. Naciska艂 akcelerator. . . Ioo mil na godzin臋. . . Iso. . . I8o. . .
200. . .
P艂yn膮艂 wzd艂u偶 brzegu.
Ma艂a, skalista wysepka wznosi艂a si臋 przed nim. Nadchodz膮cy a% wiecz贸r wyp艂oszy艂 z niej spacerowicz贸w. Ostatnie jachty wr贸ci艂y do przystani. Ray mia艂 przed sob膮 woln膮 drog臋.
Wpad艂 na ma艂膮, skalist膮 wysepk臋.
Olbrzymi p艂omie艅 i og艂uszaj膮cy huk wprawi艂y w dr偶enie czyste powietrze wieczoru. Przestraszone mewy zerwa艂y si臋 do lotu.
Golden Star przesta艂a istnie膰.
艢mier膰 Raya Rhysa dorzuci艂a jeszcze jeden dow贸d do argument贸w Lavinu Parker. Miliony egzemplarzy kieszonkowych wyda艅 opublikowano w wielu krajach 艣wiata. Biografi臋 Flynna przet艂umaczono na czterdzie艣ci j臋zyk贸w. Lavinia zgromadzi艂a fortun臋 i z dnia na dzie艅 sta艂a si臋 艣wiatow膮 ! s艂aw膮. Nagroda Pulitzera przynios艂a jej uznanie. Pewien ameryka艅ski wydawca zaproponowa艂 jej milion dolar贸w zaliczki na biografi臋 Raymonda Rhysa, kt贸ra mia艂a by膰 sko艅czona w jak najkr贸tszym terminie. Ksi膮偶ka Lavinii, wzbogacona o liczne dokumenty, wywiady i fotografie dowodowe zosta艂a przeczytana, zbadana i przemy艣lana zar贸wno przez prokuratora Oscara Weinsteina jak i przez jego wsp贸艂pracownik贸w. Weinstein kaza艂 wezwa膰 do siebie r贸wnie偶 Gideona Spacka i porucznika Hatchera. Zmierzy艂 ich pogardliwym spojrzeniem. - Ta dziwka wystawi艂a was do wiatru!
Przedstawiciele FBI, policji z Los Angeles i Nowego Jorku, jak r贸wnie偶 delegaci z departamentu stanu spotkali si臋, by zweryfikowa膰 dane, przedstawione przez Lavini臋 Parker, a dotycz膮ce 艣mierci O'Neilla i Boba Flynna. Zastanawiali si臋 r贸wnie偶 nad materia艂ami w sprawie 艣mierci Joe Shweizego i Robby'ego O'Neilla. Po d艂ugich naradach, podczas kt贸rych okaza艂o si臋, 偶e brak niezbitych dowod贸w, Oscar Weinstein w艂asnor臋cznie napisa艂 w aktach O'Neilla: "Sprawa umorzona"
Dok艂adnie w dziesi臋膰 dni p贸藕niej do biura prokuratora Weinsteina przysz艂a depesza z Interpolu przekazana przez satelit臋: Rodrigez Santos, Qdatny morderca, maj膮cy na s%roim honcie iele ofiar, zosta% uj臋ty Qrzez Qolicj臋 durish膮. Przed ehstradycj膮 do Stan贸%v Zjednoczonych zaQroQono%va%, 偶e ryda materia%y komQromituj膮ce Angela Lombarda i jego rozga%gzion膮, tajn膮 organizacj臋 ru zamian za znaczne zJagodzenie zvyroku. PrzyznaJ, 偶e by% zamieszany ur sQraur臋 O'Neilla. Oscar Weinstein ponownie wszcz膮艂 dochodzenie w sprawie
O'Neilla. Gideon Spack promienia艂.
- Cholerny 艣wiat! - powiedzia艂. - By艂em pewny, 偶e sprawa nie zosta艂a sko艅czona. 偶e ksi膮偶ka tej kurwy sk艂ada si臋 z mieszaniny k艂amstw i zr臋cznie przykrojonej prawdy, a wszystko po to, by utrudni膰 艣ledztwo w sprawie Lombarda i jego kompan贸w. Tym razem ju偶 nam nie ujd膮! Zgniot臋 ich jak pluskwy! Jutro pojedziemy do Nowego Jorku, drogi Hatcherze! Co za frajda po艂o偶y膰 艂ap臋 na przesy艂ce tego Lombarda! B臋d臋 go wreszcie mia艂! B臋d臋 go mia艂! Po up艂ywie czterdziestu o艣miu godzin Rodrigez Santos wysiad艂 na lotnisku Kennedy'ego w eskorcie czterech agent贸w FBI. Kiedy postawi艂 nog臋 na ostatnim schodku, pad艂 strza艂 z karabinu i trafi艂 go w samo serce. Wi臋zie艅 osun膮艂 si臋 na ziemi臋. Morderca, z pewno艣ci膮 zawodowiec, znikn膮艂 jak kamfora. 艢ledztwo podj臋te przez FBI nie da艂o 偶adnych rezultat贸w. . .
KONIEC
DRODZY CZYTELNICY
1992 roku nasza Oficyna Wydawnicza przygotowuje wiele niespodzianek dla sympatyk贸w serii "z serduszkami". tak oto Ju偶 wkr贸tce w sprzeda偶y nowa seria
STARY ROMANS"
B臋d膮 to najciekawsze, najpi臋kniejsze powie艣ci autor贸w polskich obcych z prze艂omu XIX i XX wieku, lektury bardzo cz臋sto ekanizowane, ksi膮偶ki, kt贸re podbi艂y publiczno艣膰 czytelnicz膮 w wielu rajach 艣wiata. Zawsze cz臋艣膰 nak艂adu b臋dzie si臋 ukazywa膰 w twardej oprawie. apewniamy, 偶e b臋d膮 to prawdziwe rarytasy dla tych Czytelnik贸w, t贸rzy kompletuj膮 serie "z serduszkiem", oraz dla b i b 1 i o t e k !
*
* *
W serii "z serduszkami" przewidujemy tak偶e wsp贸艂czesne "hity" ytelnicze z Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Stan贸w Zjednoczo%ch i innych kraj贸w. Dobieraj膮c odpowiednie tytu艂y, starali艣my si臋, y nie by艂a to literatura szablonowa, taka, o kt贸rej zapomina si臋 .tychmiast po od艂o偶eniu tomu na p贸艂k臋. Tote偶 b臋d膮 to ksi膮偶ki, kt贸rych g艂o艣no by艂o w krajach, gdzie ukaza艂y si臋 po raz pierwszy. oto nazwy kilku zaledwie wydawnictw, od kt贸rych nabyli艣my licencje: ercure.de France, Balland, Fixot, Flamme, Gallimard, Fontana/Colis, Zebra Books, Kensington Publishing Corp., A Dell Book.
*
*
Amatorom dobrej ksi膮偶ki polecamy najbli偶sze pozycje
"
Z艁OTEJ SERII AKAPITtJ%
Mark Twain: Prostaczkowie za granic膮 - nigdy dot膮d nie t% na na j臋zyk polski ksi膮偶ka wybitnego ameryka pisarza, dziennikarza, a w og贸le prze艣miewcy.
Romain Gary: Pieszczoszek - kolejna powie艣膰 s艂awnego w
pisarza, laureata nagrody "Goncourt贸w".
W tej serii mo偶ecie si臋 spodziewa膰, Drodzy Czytelnicy,
tytu艂贸w 艣wietnych pisarzy, laureat贸w presti偶owych nagr贸d
*
* *
A inne niespodzianki?
Przemiennie z K膮cikiem kulinarnym "Akapit" proponuje Rozn serdeczne Zuzanny Celmer - psychologa, znanej Pa艅stwu z wysta w audycjach radiowych i na 艂amach prasy, np. "Zwierciad艂a" porady, za艂膮czone do naszych publikacji, z艂o偶膮 si臋 kiedy艣 na m i po偶yteczn膮 ksi膮偶k臋.
Redakcja "Akapitu" dzi臋kuje za listy. Prosimy o dalsze!
Nasz adres: ul. Ligonia 26, 40-950 Katowice
Znak firmowy Ofcyny Wydawniczej "AKAPIT"
i znaki firmowe serii wydawniczych "AKAPITU"
zastrze偶one
ISBN 83-85397-59-0
Tytu艂 orygina艂u: Hollywood, enfer des reves
Copyright by Vintila C;orbul
Copyright Iggz by "g%g%OT% r
- First published in the Pol w R%
by "Akapit" sp. z o
Translation 0 by Danuta Bit艅kow%ka
Projekt ok艂adki i strony tytu艂owej .
Marek Mosi艅ski
Redaktor
El偶bieta Dobrza艅ska
Redaktor techniczny
Lech Dobrza艅ski
Korektor
Magdalena Przybylska
Wydawca: PPU "Akapit" sp. z o.o.
Katowice Iggz
Ark. wyd. 19,0. Ark. druk. 19,25
Papier offset. kl. III, 70 g
Druk z gotowych diapozytyw贸w
Cieszy艅ska Drukarnia Wydawnicza
ul. Pokoju 1, 43-400 Cieszyn
KONIEC
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Przykladowy scenariusz lekcji 11 Marzenna Majchrzak
Hollywood Ending CD1
Pod膮偶aj za marzeniami
w y pieklo pl121 u3kpqweg6y5oj4bkw3noidtrruhaejw5zvpihdi
E book Debbie Macomber Dom z marze艅
w y pieklo pl118 bgnj7w36v2k2gccsgxlx4f6u7wzjuk4dojgf3xq
wassilij grossman pieklo treblinki pierwszy reportaz z roku44
wi臋cej podobnych podstron