Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.41)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga V -
Przygotowanie do Męki
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
41. JUDASZ
DOSTARCZA SANHEDRYNOWI
OSKARŻENIA PRZECIWKO JEZUSOWI. DWÓCH NIEWIDOMYCH Z JERYCHA
Napisane 17
marca 1947. A, 11027-11034
Świt ledwie
się rozpoczął,
ukazując swą czystość w pierwszej różowości jutrzenki.
Świeżą ciszę pól coraz częściej zastępuje i upiększa świergot
przebudzonych ptaków.
Jezus wychodzi
jako pierwszy z domu Nike,
popycha cicho drzwi i kieruje się w stronę zielonego ogrodu,
gdzie wyśpiewuje swe czyste nuty gajówka czarnołbista i gdzie łagodnym
głosem
śpiewają kosy.
Ale nie
doszedł tam jeszcze,
kiedy wychodzą Mu naprzeciw cztery osoby.
Czterech spośród tych, którzy byli wczoraj w nieznanej grupie i ani
razu nie odkryli twarzy. Kłaniają się do samej
ziemi, po czym Jezus wita ich Swoim pozdrowieniem pokoju:
«Wstańcie!
Czego
chcecie ode Mnie?»
Na ten nakaz i
pytanie, które Jezus im stawia,
wstają i zdejmują płaszcze i lniane nakrycia głowy,
którymi zasłaniali swe twarze jak Beduini.
Rozpoznaję
oblicze blade i szczupłe uczonego w Piśmie
Joela, syna Abiasza, widzianego w wizji z
Sabeą. Innych nie znam, aż do chwili,
gdy wypowiadają swe imiona:
«Ja jestem
Juda z Beteronu, ostatni z prawdziwych asydejczyków,
przyjaciół Matatiasza Asmodejczyka.»
«Ja – Eliel i
mój brat Elkana z Betlejem Judzkiego,
bracia Joanny, Twojej uczennicy, i nie ma dla nas
tytułu większego. Nieobecni, gdy byłeś
mocny, obecni teraz, gdy jesteś prześladowany.»
«Ja – Joel,
syn Abiasza, o
oczach tak długo zaślepionych, ale teraz
otwartych na Twoje Światło.»
«Już was
pożegnałem.
Czego chcecie ode Mnie?»
«Powiedzieć
Ci,
że... że pozostaliśmy zasłonięci nie z
powodu Ciebie, lecz...» – mówi Eliel.
«No,
mówcie!» [– zachęca
Jezus.]
«Bo... Mów ty,
Joelu, bo ty najlepiej wiesz...»
«Panie... To,
co wiem, jest tak... okropne...
że chciałbym, żeby nawet bryły ziemi nie
wiedziały i nie słyszały tego, co mam
powiedzieć...»
«Ziemia
naprawdę zadrży, ale
nie Ja, bo wiem, co chcesz Mi powiedzieć.
Mów jednak...»
«Skoro
wiesz... pozwól, żeby
moje wargi nie drżały mówiąc o tych straszliwych rzeczach. To nie
dlatego, że myślę,
iż Ty kłamiesz, mówiąc,
że wiesz, a mimo to chcesz, abym powiedział,
aby się dowiedzieć, ale naprawdę,
bo...»
«Tak, gdyż to
jest coś,
co krzyczy do Pana. Ale powiem to, aby przekonać
wszystkich, że znam serca ludzkie.
Ty, członek Sanhedrynu, zdobyty dla Prawdy,
odkryłeś coś, czego nie potrafiłeś znieść
sam. To bowiem było zbyt wielkie.
I poszedłeś do nich, prawdziwych Żydów,
którzy mają dobrego ducha, aby ich poprosić
o radę. Dobrze uczyniłeś,
nawet jeśli to, co zrobiłeś,
na nic się nie zda. Ostatni z asydejczyków
gotów był powtórzyć gest swoich ojców,
aby służyć prawdziwemu Wybawicielowi. Nie on jeden.
Jego krewny Barcelaj zrobiłby to także i wielu z nim. I poszliby za nim
bracia Joanny, z miłości do Mnie i do swej
siostry, a nie tylko z miłości do Ojczyzny.
Ale Ja nie odniosę zwycięstwa przy pomocy włóczni i mieczy.
Wejdźcie całkowicie w Prawdę. Mój tryumf
będzie niebieski.
Ty – oto jest
to, co sprawia,
że bledniesz jeszcze bardziej niż zwykle – wiesz,
kto i jakie przedstawił dowody oskarżenia przeciwko Mnie.
Te oskarżenia, chociaż są fałszywe
w duchu, są prawdziwe w opisie rzeczywistych [czynów].
Ja bowiem naprawdę pogwałciłem szabat,
kiedy musiałem uciekać, gdyż Moja godzina
jeszcze nie nadeszła, i kiedy wyrwałem
niewinne dzieci złodziejom. Mógłbym
powiedzieć, że konieczność
usprawiedliwia czyn, jak konieczność
usprawiedliwiła to, że Dawid spożył chleby pokładne.
Rzeczywiście
schroniłem się w Samarii, ale –
ponieważ Moja godzina nadeszła – [kiedy]
otrzymałem propozycję Samarytan pozostania z nimi jako Najwyższy
Kapłan,
odrzuciłem zaszczyty i bezpieczeństwo, aby
pozostać wiernym Prawu, nawet jeśli to
znaczy wydanie Siebie nieprzyjaciołom.
To prawda, że
kocham grzeszników
i grzesznice do tego stopnia, że [chcę]
ich wyrwać z grzechu.
To prawda, że
głoszę upadek
Świątyni, ale Moje słowa to tylko
potwierdzenie przez Mesjasza słów Jego proroków.
Ten, który
dostarcza tych i
innych oskarżeń, i obraca nawet cuda w
oskarżenia, i posłużył się wszystkim,
co jest na ziemi, aby spróbować skłonić Mnie do
grzechu i aby móc dorzucić inne oskarżenia do pierwszych, ten jest
Moim przyjacielem. To również zostało
powiedziane przez króla proroka, od którego
pochodzę przez Moją Matkę: „Ten, który
jadł Mój chleb, podniósł na Mnie swoją
piętę”. Wiem to. Umarłbym dwa razy,
gdybym tylko mógł powstrzymać go od popełnienia zbrodni –
odtąd bowiem... jego wola oddała się Śmierci,
a Bóg nie gwałci woli ludzkiej – ale żeby
on przynajmniej... och! Żeby przynajmniej
wstrząśnięty popełnioną okropnością rzucił się z żalem do stóp Boga...
To dlatego ty,
Judo z Beteronu,
ostrzegłeś wczoraj Manaena, żeby zamilkł,
bo wąż był obecny i mógł wyrządzić szkodę nie tylko Nauczycielowi,
ale też uczniowi. Nie. Tylko Nauczyciel zostanie uderzony.
Nie bójcie się. To nie z powodu Mnie
przyjdą na was troski i nieszczęścia. Ale
to z powodu zbrodni całego narodu będziecie mieli wszyscy to,
co zostało powiedziane przez proroków.
Nieszczęsna, biedna Moja Ojczyzno! Nieszczęśliwa
ziemia, która pozna karę Bożą!
Biedni mieszkańcy i dzieci, które teraz błogosławię
i które chciałbym ocalić, które –
chociaż niewinne – jako dorosłe będą
cierpieć udrękę największego nieszczęścia.
Spójrzcie na waszą ziemię kwitnącą, piękną,
zieloną i ukwieconą jak cudowny dywan, żyzną
jak Eden... Wyryjcie sobie jej piękno w
sercach, a potem... kiedy powrócę tam,
skąd przyszedłem... uciekajcie. Uciekajcie,
dopóki będzie to dla was możliwe, nim się
tu nie rozszerzy jak drapieżnik z piekła, ohyda spustoszenia, bo ona
spadnie, zniszczy, wyjałowi i spali bardziej niż
w Gomorze, bardziej niż w Sodomie...
Tak, bardziej niż tam,
gdzie była tylko szybka śmierć. Tu... Joelu,
przypominasz sobie Sabeę? Ona prorokowała
ostatnio przyszłość Narodu Bożego, który
nie chciał Syna Bożego.»
Czterej
mężczyźni są przerażeni.
Strach przed przyszłością sprawił, że
oniemieli. Wreszcie Eliel mówi: «Radzisz nam?...»
«Tak.
Wyjedźcie.
Tu nie będzie już nic, co by było warte
zatrzymania synów ludu Abrahama. A zresztą,
szczególnie wam, jego osobistościom,
nie pozwoli się... Potężni,
uczynieni więźniami, upiększają tryumf
zwycięzcy.
Świątynia
nowa i nieśmiertelna napełni sobą ziemię i każdy
człowiek, który Mnie szuka, posiądzie
Mnie, bo będę wszędzie,
gdzie jakieś serce Mnie kocha. Odejdźcie.
Zabierzcie stąd wasze żony, dzieci, starców... Wy Mi ofiarowujecie
ocalenie i pomoc. Ja wam udzielam rady ocalającej
i pomagam wam przez tę radę... Nie gardźcie
nią.»
«Ale przecież
teraz...
jak Rzym może nam jeszcze bardziej szkodzić? Panuje nad nami.
Ale chociaż jego prawo jest twarde, to
prawdą jest także, że Rzym odbudował
domy i miasta, i...»
«Zaprawdę,
wiedzcie to,
ani jeden kamień Jerozolimy nie pozostanie nietknięty.
Ogień, tarany, proce i oszczepy zwalą na
ziemię, zniszczą,
wstrząsną każdym domem i Miasto święte stanie się jaskinią i nie tylko
ono... Jaskinią będzie nasza Ojczyzna.
Pastwiskami dzikich osłów i szakali, jak mówią
prorocy, i to nie na jeden rok ani na wiele lat, ani na wieki, lecz na
zawsze. Pustynia, ziemie spalone, jałowość...
Oto los tych ziem! Pole sporów, miejsce udręki,
marzenie odbudowania ciągle niszczone przez bezlitosny wyrok, próby
powstania na nowo – tłumione w zarodku.
Los ziemi, która odrzuciła Zbawiciela i chciała
rosy, która jest ogniem, na grzesznych.»
«Nie będzie
więc już...
nigdy królestwa Izraela? Nie będziemy już nigdy
tym, o czym marzyliśmy?» –
pyta trzech dostojników żydowskich przybitym głosem. Uczony
w Piśmie Joel płacze...
«Czy
przyglądaliście się
kiedyś staremu drzewu, którego rdzeń
niszczy choroba? Przez lata wegetuje z
trudnością, z takim wysiłkiem,
że nie wydaje ani kwiatów, ani owoców.
Tylko kilka nielicznych liści na wyczerpanych gałęziach wskazuje,
że jeszcze nieco soku się wznosi w górę... Nagle, w kwietniu,
kwitnie cudownie i pokrywa się licznymi liśćmi.
Właściciel cieszy się z tego, bo przez
tyle lat troszczył się o nie, nie otrzymując
owoców. Cieszy się myśląc,
że drzewo wyzdrowiało i staje się znowu bujne po tak nędznym stanie...
O, a to jest złudzenie!
Po tak żywiołowym wybuchu życia, oto przychodzi nagła śmierć.
Opadają kwiaty, liście i małe owoce –
które już, jak się wydawało,
zawiązują się na gałęziach i zapowiadają obfity zbiór –
i z nieoczekiwanym łoskotem, drzewo wali się
na ziemię, zepsute u podstawy.
Tak
stanie się z Izraelem. Po wegetowaniu przez wieki
bez dawania owoców, rozproszony, zgromadzi się na
starym pniu i będzie wyglądał jak odbudowany.
W końcu zgromadzi się Lud rozproszony. Zgromadzony otrzyma
przebaczenie. Tak. Bóg poczeka na tę godzinę,
aby zatrzymać bieg wieków. Wtedy nie będzie
już wieków, lecz wieczność.
Błogosławieni ci, którzy otrzymawszy przebaczenie,
będą stanowić przelotne kwitnienie ostatniego Izraela,
który się stanie, po tylu wiekach, własnością
Chrystusa. Umrą oni odkupieni wraz z
wszystkimi ludami ziemi. A z nimi błogosławieni
ci spośród nich, którzy nie tylko poznają
Moje istnienie, ale przyjmą Moje Prawo jako
prawo zbawienia i życia.
Słyszę
głosy Moich apostołów.
Odejdźcie, zanim przybędą...»
«To nie przez
tchórzostwo, Panie,
usiłujemy pozostać nieznanymi, ale aby Ci
służyć, aby móc Ci służyć.
Gdyby wiedziano, że my,
a zwłaszcza ja, przyszliśmy do Ciebie,
zostalibyśmy wykluczeni z obrad...» – mówi Joel.
«Rozumiem. Ale
uważajcie,
bo wąż jest przebiegły. Szczególnie ty, Joelu,
bądź ostrożny...»
«Och, zabiliby
mnie! Ale wolałbym
moją śmierć niż Twoją! I nie widzieć
dni, o których mówisz! Bądź błogosławiony,
Panie, za umocnienie mnie...»
«Błogosławię
was wszystkich
w imię Boga Jedynego w Trójcy, i w imię Słowa,
które wcieliło się po to, aby być
zbawieniem dla ludzi dobrej woli.»
Jezus błogosławi ich wspólnie szerokim gestem,
a potem kładzie
dłoń na pochylonych głowach mężczyzn klęczących u Jego stóp.
Następnie
wstają, zasłaniają
na nowo twarze i ukrywają się między drzewami sadu i za murowanym
ogrodzeniem,
które oddziela grusze od jabłoni, te zaś
od innych drzew. Odchodzą akurat na czas,
bo dwunastu apostołów wychodzi w grupie z domu,
aby zawołać Nauczyciela i wyruszyć w drogę. A Piotr mówi:
«Przed domem,
od strony miasta,
jest tłum ludzi, który z trudem
powstrzymaliśmy, aby pozwolić Ci się
modlić. Chcą iść za Tobą. Nikt z
tych, których odprawiłeś, nie odszedł.
Wielu w dodatku wróciło z powrotem i wielu innych przybyło
niespodziewanie.
Krzyczeliśmy na nich...»
«Dlaczego?
Pozwólcie im iść
za Mną! Żeby tak było ze wszystkimi!
Ruszajmy!»
I Jezus,
poprawiwszy płaszcz,
który Jan Mu podaje, staje na czele Swoich, dochodzi do domu,
przechodzi obok
niego, wchodzi na drogę prowadzącą do Betanii i
intonuje głośno jakiś psalm.
Ludzie,
prawdziwy tłum,
z mężczyznami na czele – za którymi idą
kobiety i dzieci – podążają za Nim ze
śpiewem...
W tyle za nimi
zostaje miasto z
otaczającym go murem zieleni. Na drodze jest wielu pielgrzymów.
Na skraju drogi wielu żebraków lamentuje,
żeby wzbudzić litość tłumu i przeprowadzić dzięki temu owocną zbiórkę
pieniędzy. Kalecy, pozbawieni rąk,
niewidomi... Zwykła nędza, która
w każdym czasie i w każdym kraju, gromadzi
się zwykle tam, gdzie jakieś święto ściąga
tłumy.
Niewidomi
nie widzą Tego, który przechodzi,
inni jednak dostrzegają Go i znając dobroć Nauczyciela wobec ubogich,
krzyczą mocniej niż zwykle, aby przyciągnąć
uwagę Jezusa. Jednak nie proszą o cud,
tylko o jałmużnę. Jezus rozdaje ją.
Jakaś
kobieta, z wyglądu
bogata, zatrzymuje osła. Siedzi w siodle.
Staje blisko potężnego drzewa, rzucającego
cień na rozstaje dróg. Czeka na Jezusa. Kiedy On jest blisko, schodzi
ze zwierzęcia i upada na twarz, nie bez trudu,
gdyż ma w ramionach małe dziecko zupełnie bezwładne.
Podnosi je bez słowa. Błaga tylko
spojrzenie jej udręczonej twarzy. Ale Jezus
jest całkowicie otoczony ludźmi i nie widzi biednej matki klęczącej
na kolanach na skraju drogi. Jakiś mężczyzna i
niewiasta towarzyszą udręczonej matce.
«Nie ma nic
dla nas» – mówi
mężczyzna, potrząsając głową.
A kobieta:
«Pani, On cię nie
widział. Zawołaj Go z wiarą,
a On cię wysłucha.»
Matka
posłusznie krzyczy głośno,
aby pokonać hałas śpiewów i kroków: «Panie,
ulituj się nade mną!»
Jezus, który
jest już o kilka
metrów w przedzie, zatrzymuje się i obraca
się, aby odszukać tego,
kto wołał, a służąca mówi:
«Pani, On cię
szuka.
Wstań i idź do Niego, a Fabia zostanie uzdrowiona.»
Pomaga
jej wstać, aby ją zaprowadzić do Pana, który
mówi:
«Niech ten,
kto Mnie zawołał,
przyjdzie do Mnie. To czas miłosierdzia dla tego,
kto potrafi pokładać w nim ufność.»
Dwie
niewiasty torują sobie drogę.
Służąca idzie przodem, aby zrobić przejście
dla matki, za nią idzie sama matka.
Już dochodzą do Jezusa, kiedy słychać
jakiś donośny głos:
«Moja
bezwładna ręka!
Patrzcie! Błogosławiony Syn Dawida, nasz
prawdziwy Mesjasz, zawsze potężny i święty!»
Powstaje
rozgardiasz, bo wielu
się odwraca i tłum wrze, wywołując ruch przeciwstawnych fal wokół
Jezusa.
Wszyscy chcą się dowiedzieć i zobaczyć...
Stawiają pytania starcowi, który porusza prawym ramieniem,
jakby to była chorągiew, i odpowiada:
«On się
zatrzymał.
Udało mi się chwycić połę Jego płaszcza i okryć się nią i przez moje
martwe ramię przebiegł jakby ogień i życie.
I oto prawa ręka jest jak lewa, tylko dzięki
dotknięciu Jego szaty.»
W tym
czasie Jezus pyta niewiastę: «Czego chcesz?»
Kobieta
podnosi swe dziecko i mówi:
«Ona także ma
prawo do życia.
Jest niewinna. Nie prosiła,
żeby być tu czy w innym miejscu, z tej lub innej krwi. Ja jestem winna.
Dla mnie – kara, nie dla niej.»
«Ufasz, że
miłosierdzie Boże
jest większe niż ludzkie?»
«Ufam, Panie.
Wierzę.
Za moje dziecko i za mnie. Mam nadzieję,
że przywrócisz jej myśl i ruch. Mówi się,
że jesteś Życiem» – płacze.
«Jestem
Życiem, a kto
we Mnie wierzy, będzie miał życie ducha i ciała.
Chcę!»
Jezus
wypowiedział te ostatnie słowa silnym głosem, a
teraz dotyka dłonią bezwładne dziecko. Przebiega je dreszcz,
pojawia się uśmiech i słowo: «Mama!»
«Porusza się!
Uśmiecha! Mówi! Fabiuszu! Pani!»
Dwie
niewiasty śledziły etapy cudu,
oznajmiły je głośno i zawołały ojca.
Utorował sobie drogę pośród ludzi i dochodzi do kobiet,
kiedy już we łzach są u stóp Jezusa. Służąca
mówi:
«Powiedziałam
ci,
że On ma litość nad wszystkimi!»
A matka mówi:
«A teraz wybacz
mi również mój grzech.»
«Czyż Niebo
nie pokazuje ci,
przez udzieloną łaskę, że twój błąd
został przebaczony? Wstań i chodź w nowym
życiu z twoją córką i z mężem, którego
wybrałaś. Idź! Pokój tobie i
tobie, dziewczynko. I tobie, wierna Izraelitko.
Wielki pokój tobie z powodu twej wierności Bogu i córce rodziny,
której służyłaś i twoim sercem utrzymywałaś ją blisko Prawa.
Pokój także tobie, mężu,
który miałeś więcej szacunku wobec Syna Człowieczego niż wielu innych z
Izraela.»
Żegna
się, podczas gdy
tłum, opuściwszy starca,
interesuje się teraz cudem uzdrowienia sparaliżowanej i upośledzonej
dziewczynki. Była chora być może w następstwie
zapalenia opon mózgowych, a teraz skacze radośnie,
wypowiadając jedyne słowa, które zna, te,
które może znała, kiedy zachorowała i
odnajduje je nietknięte w swoim przebudzonym umyśle:
«Ojciec, mama,
Eliza. Piękne słońce!
Kwiaty!...»
[Por.
Mt 20,29nn; Mk
10,46nn; Łk 18,35nn] Jezus
już ma odejść.
Jednak od strony pobliskiego skrzyżowania,
na którym stoją osły pozostawione tam przez ludzi obdarowanych cudem,
dochodzą dwa inne okrzyki, płaczliwe,
z intonacją charakterystyczną dla Hebrajczyków:
«Jezusie,
Panie! Synu Dawida, miej litość
nade mną!»
I jeszcze raz, mocniej, aby przekrzyczeć tłum,
który do
nich woła:
«Zamilknijcie,
pozwólcie odejść
Nauczycielowi. Droga jest długa,
a słońce grzeje coraz silniej. Pozwólcie
Mu dojść do wzgórz przed upałem.»
Oni
jednak krzyczą dalej:
«Jezusie,
Panie! Synu Dawida,
miej litość nade mną!»
Jezus
zatrzymuje się znowu,
mówiąc:
«Idźcie po
tych,
którzy wołają, i przyprowadźcie ich tu.»
Odchodzi kilku
ochotników.
Dochodzą do dwóch niewidomych i mówią im:
«Chodźcie.
On okazał wam litość. Wstańcie,
bo chce was wysłuchać. Posłał nas,
abyśmy was wezwali w Jego imieniu.»
Usiłują
prowadzić dwóch niewidomych przez tłum.
Jeden
pozwala się prowadzić.
Drugi zaś, młodszy i może bardziej wierzący,
uprzedza pragnienie pomocników i idzie naprzód sam, z kijem,
z charakterystycznym uśmiechem i postawą niewidomych,
którzy unoszą głowę, jakby szukali światła...
I wydaje się, że jego anioł go prowadzi,
tak jego chód jest szybki i pewny. Gdyby nie miał
bielma na oczach, nie wyglądałby na
niewidomego. Jako pierwszy dochodzi do Jezusa, który zatrzymuje go,
mówiąc: «Co chcesz, żebym ci uczynił?»
«Żebym
widział,
Nauczycielu. Spraw, o, Panie, żeby się otwarły
moje oczy i oczy mojego towarzysza.»
Drugiemu
niewidomemu, ponieważ
też już przybył, każą uklęknąć
obok jego towarzysza. Jezus kładzie ręce na ich
uniesionych twarzach i mówi:
«Niechaj się
wam stanie to,
o co prosicie. Idźcie!
Wasza wiara was ocaliła!»
Odsuwa
dłonie i dwa okrzyki wychodzą z ust niewidomych:
«Widzę, Urielu!»
«Widzę, Bartymeuszu!»
A potem wołają razem:
«Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana!
Błogosławiony,
który Go posłał! Chwała Bogu! Hosanna Synowi Dawida.»
I obaj upadają z twarzami przy ziemi, aby
ucałować stopy
Jezusa. Potem dwóch niewidomych wstaje i ten, który nazywa się Uriel,
mówi:
«Chcę się pokazać moim rodzicom, a potem
powrócę, by iść
za Tobą, o, Panie.»
Bartymeusz zaś mówi:
«Ja Cię nie opuszczę. Poślę zaraz kogoś, aby
ich
powiadomił, to też będzie radością. Ale odłączyć się od Ciebie, nie. Ty
mi dałeś wzrok, ja Tobie poświęcam moje życie. Miej litość nad
pragnieniem ostatniego z Twoich sług.»
«Pójdź i chodź za Mną. Dobra wola czyni równymi
wszystkie stany i wielki jest jedynie ten, kto potrafi najlepiej służyć
Panu.»
Jezus idzie dalej pośród tłumu wołającego:
«Hosanna!».
Bartymeusz wmieszał się w tłum. Woła z innymi i
mówi:
«Przyszedłem
po chleb, a znalazłem Pana. Byłem biedny,
teraz jestem sługą świętego Króla. Chwała
Panu i Jego Mesjaszowi.»
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
05 (41)05 (41)Wykład 05 Opadanie i fluidyzacjaPrezentacja MG 05 20122011 05 P05 2ei 05 08 s029X 41?ltastorm Tiledei 05 s052więcej podobnych podstron