VI-23. Władza - zaszczyt, zobowiązanie, siła niszcząca. Do jakich refleksji na ten temat skłania cię literatura i film?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Każdy człowiek stawia sobie jakieś cele w życiu, do czegoś dąży, pragnie coś osiągnąć, do czegoś dojść. Często wśród tych pożądań znajduje się władza i związane z nią zaszczyty. Potrzeba dominacji tkwi w każdym z nas, ale najczęściej ogranicza się ona do najbliższego kręgu rodziny, przyjaciół bądź też nie ujawnia się wcale. Jeśli władza rozumiana jest jako droga do zaszczytów , jeśli zdobywana jest za wszelką cenę, a nawet siłą, wówczas dochodzi do nadużycia władzy. Natomiast z idealną sytuacją mielibyśmy do czynienia wówczas, gdyby władza była traktowana jako powołanie, zobowiązanie wobec tej grupy plemiennej, narodowej, czy społecznej na czele której dany władca stanął.
Z różnego rodzaju nadużyciami władzy spotykamy się w literaturze starożytnej. Kreon antagonista Antygony, tytułowej bohaterki dramatu Sofoklesa zapewne chce traktować swą władzę jako zobowiązanie wobec udręczonego licznymi klęskami, a potem wojna narodu tebańskiego. Dlatego tak surowo postanawia ukarać Polinejkesa, brata Antygony, uznanego za zdrajcę, gdyż w walce o tron tebański sprowadził do kraju obce wojska. Kara jednak nie dotknęła nieżyjącego Polinika, lecz przede wszystkim jego siostrę Antygonę, która postępując zgodnie ze swym sumieniem i nakazami religii za wszelką cenę postanawia pogrzebać brata, wbrew wyraźnemu nakazowi Kreona. Kreon natomiast nie chciał, aby naród tebański oskarżył go o stronniczość wobec Antygony, która była jego siostrzenicą lub posądził o słabość i uległość wobec młodej dziewczyny. Jest to uniwersalny, wciąż aktualny konflikt między jednostką, a władcą. Zbyt rygorystyczne pojmowanie zadań i obowiązków władcy doprowadziło Kreona do tragedii. Nie musiał być tak bezwzględny i okrutny wobec Antygony, a żaden władca nie ma prawa tak ograniczać wolności jednostki, jak czynił to władca Teb.
Do nadużycia władzy w imię własnych, prywatnych interesów doszło też zapewne w starożytnej Troi, gdy król Priam ulegając zachciankom syna Parysa zdecydował się zatrzymać porwaną przez niego żonę króla Menelausa Helenę. Do problemu tego powraca Jan Kochanowski w „Odprawie posłów greckich”. Krytykuje króla Priama, jako władcę nieodpowiedzialnego, chwiejnego, uległego. Jedna z wypowiedzi chóru ma charakter uniwersalny, ponadczasowy, gdyż skierowana jest do każdego władcy, gdziekolwiek i kiedykolwiek powołanego do tak odpowiedzialnej funkcji. Władcy powinni zdawać sobie sprawę z tego, że ponoszą odpowiedzialność za losy narodu, na którego czele stanęli. Nie mogą więc myśleć o swoich prywatnych interesach, lecz o szczęściu obywateli, których poddano pod ich opiekę. Zły nieodpowiedzialny władca nie powinien czuć się bezkarny, bo chociaż na ziemi nie ma zwierzchnika, każdego despotę i tyrana czeka sąd najbardziej sprawiedliwy - sąd boży. Dla tego sędziego nie jest ważne czy stoi przed nim bogaty pan w złoconych szatach, czy chłop w ubogiej siermiędze - wyrok zawsze będzie sprawiedliwy. Końcowy fragment tej wypowiedzi chóru to ostrzeżenie, że złe rządy nieodpowiedzialnych władców wielokrotnie doprowadziły już do upadku państw, czego przykładem jest właśnie starożytna Troja.
Może jednak zdarzyć się, że władca posiadający szereg istotnych zalet nie jest właściwie oceniany przez swych poddanych. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w satyrze Ignacego Krasickiego „Do króla”. Poeta swoje zaszczyty i stanowiska zawdzięcza królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i do czasów rozbiorów należał do najbliższego otoczenia króla, pochwalał jego działalność kulturalną, oświatową i sprawowanie mecenatu nad artystami oraz uczonymi. W niektórych kręgach magnackich dostrzegał jednak nieuzasadnioną niechęć do króla, któremu szlachta nie mogła darować, że przed elekcja był tylko stolnikiem litewskim. Wśród magnatów w opozycji znalazł się potężny ród Czartoryskich, gdyż jego przedstawiciele stronnicy mieli nadzieję, że królem zostanie książę Adam Czartoryski. Poeta ośmieszył konserwatywną szlachtę, a jednocześnie bardzo zręcznie pochwalił samego króla, wymieniając wiele jego istotnych zalet, takich jak polskie i szlacheckie pochodzenie, młody wiek, łagodny sposób rządzenia, sprawowanie opieki nad artystami i uczonymi. Trudno o pochlebniejszą ocenę tego monarchy, za którego panowania dokonano trzech rozbiorów Polski, w wyniku czego Polska na wiele lat utraciła niepodległość.
Prawdziwym dramatem walki o władzę jest utwór Williama Szekspira „Makbet”. Dla tytułowego bohatera władza jest najpierw prawdziwą pokusą, aby w końcu stać się pożądaniem i prawdziwie szaleńczą namiętnością. Makbeta poznajemy jako poddanego szkockiego króla Duncana, dzielnego i odważnego, za zasługi obdarzonego tytułem tana Kawdoru. Pierwsza pokusa pojawia się, gdy czarownice przepowiadają Makbetowi nie tylko te zaszczyty, ale także tron szkocki. Ta żądza potęguje się, nie chce on już czekać na spełnienie się przepowiedni, lecz postanawia pomóc losowi. Kiedy król Duncan gości w zamku Makbeta, żona usilnie nakłania go do dokonania okrutnej zbrodni. Zabójstwo Duncana otwiera Makbetowi drogę do szkockiego tronu. Jednak jedna zbrodnia pociąga za sobą konieczność dokonania następnych, ohydnych, bezsensownych i okrutnych zbrodni. Trzeba zamordować nie tylko króla, ale także jego pokojowców, aby ich obarczyć winą za śmierć króla. Jako król Makbet nie morduje już własnoręcznie, lecz wynajmuje w tym celu morderców. Tak ginie Banko, chociaż ofiarą miał być także jego syn, któremu udało się uciec, w podobny sposób ginie rodzina Makdufa. Makbet ze swą żoną rządzą Szkocją wyjątkowo okrutnie i krwawo. Zdobyta w taki okrutny sposób władza nie daje im satysfakcji, radości ani szczęścia. Pierwsza ugina się pod ciężarem zbrodni Lady Makbet, chociaż oboje małżonków dręczą krwawe wizje popełnionych zbrodni. Lady Makbet popada w coraz większy obłęd, a w końcu umiera. Okrutnego króla także dosięga w końcu ręka sprawiedliwości, chociaż wydawało mu się, że las nigdy nie „dojdzie” do murów jego zamku, ani że nigdy nie stanie do walki z rycerzem nie zrodzonym naturalnie przez kobietę. Jednak obydwie przepowiednie miały się spełnić, gdyż żołnierze, aby być jak najdłużej niezauważeni, posuwali się powoli niosąc przed sobą gałęzie drzew, a Makduf był właśnie tym człowiekiem, który przyszedł na świat w wyniku cesarskiego cięcia. Z jego ręki zgodnie z przepowiednią zginął okrutny król Szkocji, dla którego władza stała się niezwykłą namiętnością, żądzą doprowadzającą do zbrodni.
W podobnie bezwzględny sposób dąży do zdobycia władzy bohater tytułowy mickiewiczowskiego poematu Konrad Wallenrod. Władza ta jednak była mu potrzebna do realizacji szlachetnych planów, związanych z losem ojczyzny - Litwy, bezskutecznie zmagającej się z krzyżacką potęgą. Konrad wychowany wśród Krzyżaków powrócił do młodości do ojczyzny, ożenił się z córką księcia Kiejstuta Aldona, ale opuścił swój kraj, gdyż „szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie”. Postanowił za wszelką cenę zdobyć władzę, aby korzystając z niej doprowadzić zakon do zguby. Podobnie jak Makbet musi mordować i oszukiwać, ale nikt nie traktuje go jak mordercę, gdyż jego stateczny cel jest szlachetny. Konrad dzięki zdobytej władzy częściowo osiągnął swój cel. Jako mistrz krzyżacki doprowadził do załamania potęgi krzyżackiej. Niestety, sam został w końcu zdemaskowany. Aby zaś uniknąć haniebnej śmierci z ręki wroga popełnił samobójstwo. Tym razem władza nie była ani powołaniem, ani namiętnością czy pokusą. Była środkiem prowadzącym do osiągnięcia szlachetnego celu. Ja wiem, że to przykład kontrowersyjny, ale pokazuje w jaki sposób nawet szlachetny cel kierujący zdobywaniem władzy niszczy i degraduje.
W podobnym celu chce zdobyć władzę bohater „Dziadów” cz. III Adama Mickiewicza Konrad. W scenie Wielkiej Improwizacji rozpoczyna najpierw dialog z Bogiem, oskarża Stwórcę o obojętność wobec cierpień polskiego narodu. Jednocześnie w szczytowym momencie improwizacji ogarnia go poczucie wielkiej potęgi i siły, a wówczas żąda od Boga rządu dusz, gdyż twierdzi, że lepiej będzie panował nad światem niż Bóg. Tak więc wszechpotężna władza nad światem potrzebna jest Konradowi po to, aby uczynić swój zniewolony naród szczęśliwym:
„Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył
I większe niźli Ty zrobiłbym dziwo,
Zanuciłbym pieśń szczęśliwą”
Wizerunek cara despoty pojawia się też w wierszu Adama Mickiewicza „Reduta Ordona”. Rosyjski władca panuje nad połową Europy, gdyż każe tysiącom ludzi iść w bój i ginąć za państwo cara, w którym większość obywateli cierpi nędzę i głód:
„Gdzie jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam Nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy ...”
Zdaniem Mickiewicza rządy rosyjskich carów to rządy okrutnych despotów - tyranów, którym nawet los własnego narodu jest zupełnie obojętny, toteż ten uciemiężony naród wielokrotnie występował przeciwko swym władcom, chociaż każdy bunt w carskiej Rosji był krwawo tłumiony.
Inne uciemiężone narody także mogą zwracać przeciwko uzurpatorom. Wokół takiego właśnie wydarzenia rozgrywa się akcja „Kordiana” Juliusza Słowackiego. Wypadki będące tłem wydarzeń tego dramatu rozegrały się w Warszawie w nocy z 24 na 25 maja 1829 roku. Wówczas do stolicy przybył następca cara Aleksandra Mikołaja, aby koronować się na króla Polski. Wtedy niektórzy działacze patriotyczni planowali dokonanie zamachu, uważając, że jednak każdy władca tyran, despota siłą zdobywając władzę nie powinien być pewnym swego jutra.
Rewolucja ukazana w dramacie Krasińskiego jest - według poety - wyrazem walki o władzę, jaka rozegrała się pomiędzy arystokracją a ludem (demokracją). Została ona przedstawiona jako czynnik niszczący, rewolucjoniści zaś - jako żądni krwi, bezwzględni i bezmyślni burzyciele starego, tradycyjnego ładu. Nie mają żadnych ideałów, jedynym motorem ich działania jest chęć krwawego odwetu, mordowania panów za lata ciemiężenia i ucisku. Rewolucjoniści pochodzą prawie wyłącznie z warstw niższych, są brudni, głodni, zaniedbani. Cechuje ich brak poczucia humanitaryzmu i chęć przejęcia jej dawnej pozycji oraz objęcia władzy. Mówiąc o rewolucji Krasiński przedstawia jej złe, ciemne strony. Mówi, iż jest to walka, w której uczestniczą dwie złe strony, iż nie ma tu walki dobra ze złem - walczy to zło ze złem. Twierdzi także, iż rewolucja jest wielkim fałszem, wielkim oszustwem, bowiem głoszone ideały są tylko pretekstem do objęcia władzy. Nowa władza niczym zaś różnić się nie będzie od tej świeżo obalonej. W ten sposób na rewolucji nikt nigdy nie zyska, każda ze stron odniesie porażkę.
Nieodpowiedzialne rzędy mogą doprowadzić nie tylko do klęski państwa, przed czym przestrzegał Jan Kochanowski, ale także do katastrofy osobistej samego władcy. W powieści p.t. „Granica” Zofia Nałkowska ukazała poszczególne szczeble kariery i dochodzenie do stanowiska prezydenta miasta swego bardzo nieodpowiedzialnego bohatera Zenona Ziembiewicza. Został on prezydentem, ale stanowisko to zdobył poprzez rezygnację z własnych ideałów. Po raz pierwszy „sprzedał” się redaktorowi Czechlińskiemu, kiedy rodzice odmówili dalszego finansowania jego studiów w Paryżu. Zenon obiecał wówczas za pomoc finansową przysyłać z Paryża artykuły „na zamówienie”, czyli o żądanej wymowie ideologicznej. Kiedy Zenon sam został redaktorem „Niwy” również podporządkował się miejscowej elicie, zamieszczając w gazecie takie artykuły, jakich sobie życzyli. Obejmując urząd prezydenta Zenon poczynił wiele obietnic, takich jak wybudowanie tanich mieszkań dla robotników, pijalni mleka dla dzieci, ośrodka sportowego. Oczywiście obietnic tych nie dotrzymał, gdyż były one zbyt pochopne. Nie umiał potraktować powierzonej mu władzy z należytym szacunkiem, nie myślał o innych, a jedynie o sobie. Nie zdołał nawet zapobiec tragedii, gdyż w czasie robotniczej manifestacji, wywołanej masowymi zwolnieniami w hucie Hettlera nie wydał kategorycznego zakazu strzelania do tłumu. Całkowita klęska w życiu zawodowym zbiegła się u Zenona z klęską w życiu osobistym, gdyż porzucona kochanka wtargnęła do jego gabinetu, oblewając jego twarz żrącym kwasem. Kiedy skompromitowany całkowicie prezydent dowiedział się, że nigdy nie odzyska wzroku, popełnił samobójstwo.
W konfrontacji z tragicznym losem prezydenta miasta Zenona Ziembiewicz mimo woli przypominają się słowa przestrogi, skierowane pod adresem nieodpowiedzialnych władców przez Czesława Miłosza w wierszu napisanym w roku 1950, a uwiecznionym wiele lat później na pomniku poległych stoczniowców w Gdańsku. Wiersz zaczyna się od następującej przestrogi:
„Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając...
Nie bądź bezpieczny...”
Czesław Miłosz atakuje wszystkie rządy despotyczne, wszelką tyranię. Władca, który otacza się gromadą pochlebców i błaznów, a krzywdzi biednego człowieka, nie może czuć się bezpieczny, chociaż ogarnięci strachem tchórze będą mu się kłaniać, chwalić jego mądrość i wybijać na jego cześć medale, ciesząc się jednocześnie, że udało im się przeżyć jeszcze jeden dzień. Zakończenie wiersza to ostrzeżenie skierowane pod adresem władców tyranów:
„Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić, narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.”
Władza, według Witkacego, przechodzi w coraz to nowe ręce. Każda jej zmiana oznacza inny sposób rządzenia, lecz następcy wcale nie są lepsi od swoich poprzedników, których od władzy odsunęli, myślą o używaniu życia, a nie o żadnych ideach. Brak idei powoduje u nich pustkę, jak u Scurvy'ego. Szewcy pragną władzy, by stworzyć nowy świat i zmienić swoje życie. Gdy szewcy dochodzą do władzy, zaczynają z niej korzystać, chodzą ubrani i ufryzowani, przestają pracować, warsztat szewski zamieniają na śliczny gabinet władcy i zanikają u nich piękne ideały równości, co przewidział wcześniej prokurator mówiąc:
„Szewcy mają idee dopóty, dopóki są po drugiej stronie,
gdy tylko dojdą do władzy, nie staną się lepsi niż ci, których
od niej odsunęli”
Sprawowanie władzy nie przynosi Sajetanowi zadowolenia. Stwierdza on, że lepiej mu było być szewcem, mieć swoje idee i marzyć o ich realizacji, stwierdza on:
„Skończyły się rozkoszne czasy idei - co to wicie, można
było majonezy żreć, a bolszewikiem ideowym być, aby się
w nędzy ostatniej tymiż ideami na glanc pocieszać, że to
niby kimś się, w ekskramentaliach gnijąc, mimo wszystko
jest. Nowej idei nie wymyśli nikt - nowa forma społecznego
bytu sama się wytłamsi...”
Czeladnicy przestraszeni metafizycznymi myślami Sajetana, który zbytnio filozofuje i staje się dla nich zagrożeniem, dokonują na nim egzekucji.
W XX wieku pojawia się w literaturze forma władzy bezosobowej: nie w postaci króla - tyrana lub opiekuna, ale w postaci złożonego, skomplikowanego systemu, krępującego lub wręcz zniewalającego ludzi, oraz jego urzędników. Kim jest Jurgen Stroop? Urzędnikiem w totalitarnym systemie. Mocodawcy uczynili mu zaszczyt, obdarzyli odrobiną władzy, więc stara się zasłużyć na pochwałę, uznanie. Rozumie, że bez nich byłby nikim. Prowadzi luksusowe życie i wypełnia rozkazy. Śmierć, cierpienia tysięcy ludzi nie są dla niego problemem, on osobiście nie zabija, nie czuje się za to odpowiedzialny.
Podobnych funkcjonariuszy spotykamy w obozach koncentracyjnych (kapo, sztubowi), w łagrach sowieckich i za biurkami. W skrajnych przypadkach, są to współwięźniowie, którzy za korzyści w postaci kawałka chleba lub chochli zupę donoszą, biją, maltretują innych. Czasami powoduje nimi także pragnienie poniżenia towarzysza niedoli, pokusa poczucia odrobiny władzy nad innym człowiekiem (traktowanie kobiet przez Turków w „Innym świecie” Gustawa Herlina-Grudzińskiego). Takie same pokusy powodują urzędnikami systemu totalitarnego ukazanymi w groteskowy sposób w „Mistrzu i Małgorzacie” Michaiła Bułhakowa, od kierowników teatrów, administratorów domów, urzędników socjalnych, rozdzielających wczasy czy bloczki do stołówki, aż do cenzorów i milicjantów. Mała władza - małe korzyści, ale i to się liczy w świecie wiecznych braków, a na dodatek można rządzić innymi, poczuć swoją wielkość.
Podobnie ukazują funkcjonariuszy władzy Tadeusz Konwicki w „Małej apokalipsie” i George Orwell w alegorycznej powieści „Folwark zwierzęcy”. Wysokich funkcjonariuszy aparatu władzy spotykamy w tych utworach rzadko. Pisarze opisują świat z pozycji zwykłych ludzi, dla których „władza” jest odległa, wręcz nierzeczywista. Tak jest w powieści Georga Orwella „Rok 1984”, będącej studium funkcjonowania systemu totalitarnego. Bohater spotyka się z małymi donosicielami, niższymi urzędnikami, wreszcie z milicjantami. Wielkiego brata, rządzącego krajem, zna tylko z wiszących wszędzie portretów i wszechobecnych ekranów telewizyjnych. Zastanawia się nawet, czy on w ogóle istnieje. W toku akcji poznaje tylko jednego członka uprzywilejowanej Partii Wewnętrznej, ponieważ grupy społeczne są od siebie izolowane.
W „Małej apokalipsie” Tadeusza Konwickiego także są wszędzie obecne ekrany telewizyjne, a na nich obrady zjazdu partii rządzącej. Przedstawiciele władzy już nawet nie są groźni, wszystko się rozmyło, zdegradowało. Bratają się z opozycją i kolejno rozbierają na trybunie, by dostać się do rządowej kliniki psychiatrycznej. To już nie są rządzący, władzę sprawuje mityczna partia, a oni to tylko urzędnicy na lepiej opłacanych posadach, mający dostęp do klinik rządowych i lepiej zaopatrzonych sklepów. Ważniejsze od ludzi są symbole władzy, np. portrety, transparenty, hasła. W takim systemie portret władcy jest utożsamiany z nim samym. W „Innym Świecie” Gustaw Herlinga-Grudzińskiego człowiek zwany Zabójcą Stalina został osądzony za strzał do portretu jak za zabójstwo. W powieści Marka Hłaski „Następny do raju” Orsaczek także znalazł się w więzieniu, bo zniszczył po pijanemu portret przywódcy narodu.
Dwudziestowieczne sposoby sprawowania władzy charakteryzują się więc bezosobowością. Niscy czy wysocy funkcjonariusze nie czują się odpowiedzialni za rezultaty swej działalności, są tylko trybami lub kółkami w machinie systemu. Pragną władzy, bo łączą się z nią różnego rodzaju korzyści materialne.
Niektórzy pisarze współcześni starają się rozszyfrować i opisać metody i sposoby działania systemu sprawowania władzy. Zajął się tym Jerzy Andrzejewski w swych parabolicznych powieściach „Bramy raju” i „Ciemności kryją ziemię”. W „Bramach raju” ukazał narodziny ideologii i sposób, w jaki ludzie jej ulegają. Ideę dziecięcej krucjaty wymyślił hr. Ludwig, a nie mogąc liczyć na posłuch, natchnął nią młodego, pięknego, kochanego przez wszystkich pasterza Jakuba. Za Jakubem idą dzieci, które go kochają. Nie wiara, nie pragnienie odbicia Grobu Chrystusowego są motorem ich działania, a prywatne uczucia, namiętności i żądze. Andrzejewski głosił, czystość intencji, bezinteresowność, szczerość. Celem realizatorów idei jest wykorzystywanie ludzi, okłamywanie ich, a nawet niszczenie. U podłoża tego rodzaju działań leży pragnienie władzy. Ludzie zaś ulegają ze strachu, bo tak im wygodniej, bo nie chcą lub nie umieją się przeciwstawić.
Pragnienie władzy jest też podłożem działań Wielkiego Inkwizytora z powieści „Ciemności kryją ziemię”. Sprawia mu przyjemność łamanie ludzi, manipulowanie ich świadomością. Nie wystarcza mu, że ludzie go słuchają, że się go boją, mają mu też ślepo wierzyć i ulegać. Toquemada jest fanatykiem idei, którą sam wymyślił, niczego nie żąda dla siebie, nie czerpie ze sprawowanie władzy żadnych korzyści, poza satysfakcją, że umiał całkowicie podporządkować sobie ludzi. Drugi bohater powieści, ojciec Diego, już nie wierzy tak gorąco, ale poczuł potęgę swojej władzy i satysfakcję z tego, iż ludzi budzi lęk. Wiara w ideę nie jest już mu potrzebna, pragnie rządzić.
Ludzi żyjących w latach XX wieku nie jest łatwo podporządkować władzy innego człowieka, dają się natomiast tumanić ideologiom, za którymi też kryją się żadni władzy ludzie. Gdy pochwycą władzę, odrzucają ideę i rządzą w sposób dyktatorski. Mechanizm narodzin dyktatury ukazał Sławomir Mrożek w „Tangu”. Artur nie umiał skłonić rodziny do posłuszeństwa racjonalnymi argumentami, potrzebował idei, która dałaby mu władzę nad innymi, a że wszystkie już kiedyś istniały, już się przejadły i przeżyły, wpadł na pomysł, że jedyną ideą, którą „można stworzyć z niczego” jest władza, panowanie nad życiem i śmiercią innych. Sam nie umie zostać dyktatorem, potrzebuje zbrojnego ramienia w postaci Edka. Jest za słaby, ma skrupuły, łamie go zdrada Ali, dlatego prymitywny Edek zabija go i obejmuje władzę. Mrożek pokazuje mechanizmy prowadzące do dyktatury - gdy upadły wszystkie tradycyjne wartości, a ich miejsce zajmuje cywilizacja anarchii, której przedstawiciele nie kryją się już za żadną ideologią, to liczy się już tylko władza i korzyści z niej płynące.
Literatura, niestety, niezwykle rzadko dostarcza takich portretów władców, dla których władza byłaby zaszczytem ale i zobowiązaniem i powołaniem, dla których dobro kraju byłoby wartością nadrzędną. Najczęściej mówi się o władcach, którzy niegodni są zaszczytu jaki ich spotkał, nadużywają władzy, a nieraz doprowadzają do takich kataklizmów w dziejach ludzkości jakim był faszyzm, hitleryzm i stalinizm.
A jak wygląda ukazanie władzy w filmie? Bardzo podobnie, wręcz tak samo. W kinematografii światowej, jak i w polskiej występuje niesamowicie duża ilość filmów podejmujących ten temat. W Polsce duża ilość filmów o władzy, a szczególnie o władzy totalitarnej w postaci tyrana, ukazała się w czasie komunizmu. Świadomość, że filmy są kontrolowane z taką uwagą, kazała widzom w naszym kraju oglądać je bardzo czujnie i wnikliwie analizować, by móc odpowiedzieć sobie, dlaczego pojawia się ten a nie inny temat, sytuacja lub rekwizyt. Jeden z największych reżyserów filmowych Andrzej Wajda w książce „Magia Kina” powiedział:
„Dzisiaj, gdy patrzę na to wszystko z punktu widzenia dojrzałego człowieka, myślę, że z radością zamieniłbym tych parę symboli narodowych - szablę, białego konia, czerwone maki, jarzębinę - na kilka symboli erotycznych z podręcznika Freuda. Ale ja się nie wychowałem na podręczniku Freuda! Sytuacja moja jest beznadziejna. Dowiedziałem się o tym za późno, żeby móc to spożytkować jako własną siłę. Dzisiaj nie ma żadnego powodu, żebym przemawiał w imieniu całego społeczeństwa. I nie wymagam, aby ono traktowało mnie jako swego rzecznika.”
Znakomitym przykładem przedstawienia władzy w „inny” sposób są dwa filmy Juliusza Machulskiego. Jest to „Seksmisja” i „King size”. Przedstawione jest tam, jak władza potrafi manipulować ludźmi, wpajać im teorie i wiedzę jaka jest dla nich wygodna. W „Seksmisji”, gdzie główne role zagrali: Jerzy Stuhr, Olgier Łukaszewicz i Bożena Stryjkówna, ludność, a w tym przypadku kobiety, zostają przekonane, że znajdują się w jedynej przestrzeni dla nich bezpiecznej, gdyż całe powietrze na zewnątrz jest skażone i niebezpieczne dla zdrowia. Komedia ta była bardzo popularna w latach osiemdziesiątych. Ludzie chodzili na ten film do kina kilka razy, śmiejąc się nieubłaganie, a jednak pod koniec filmu zastanawiając się i uświadamiając sobie to WIELKIE oszustwo. Powodem do głębszego zastanowienia się nad tym filmem jest cytat umieszczony na początku filmu:
„jutro to dziś - tyle, że jutro”
Sławomir Mrożek `81
Innym filmem pokazującym jak można wykorzystać władzę w dobrym celu jest film „Pułkownik Kwiatkowski”, zrobiony już w czasach wolnej Polski przez Kazimierza Kutza. Główne role grali tam: Marek Kondrat w roli doktora Kwiatkowskiego, Zbigniew Zamachowski wcielony w postać Dudka i Renata Dancewicz, jako Krysia, czyli młoda dziewczyna kochająca pana Kwiatkowskiego. Akcja filmu odbywa się w czasach powojennej Polski komunistycznej. Kwiatkowski jest doktorem w wojsku i marzy o odejściu z niego do cywila. Jednak okoliczności mu na to nie pozwalają. Postanawia on wziąć tygodniowy urlop i pojechać z Dudkiem do Warszawy. Tam poznaje Krysię i postanawia spędzić z nią ten tydzień. Zaprasza ją do ekskluzywnej restauracji i tam w sytuacji podbramkowej postanawia podać się za wysokiego rangą pułkownika. Od tego czasu ludzie zaczynają mu podlegać i czuje on władze jaką ma. Nie chce on jednak wykorzystać ją w celach powiększenia swojego majątku. Zbiera grupę młodych ludzi i wraz z nią jak i z Krysią i z Dudkiem postanawia zrobić coś dobrego dla ojczyzny. Jeżdżą oni po Polsce, odwiedzając różne posterunki i uwalniając w sprytny sposób młodych ludzi walczących z komunizmem. Czują się wolni i pełni władzy. Są świadomi tego, że ta zabawa długo nie potrwa, że w każdym momencie może się skończyć. Po pewnym czasie postanawiają już z tym skończyć i żeby uniknąć kary za to oszustwo uciec do Pragi. Jednak im się to nie udaje i zostają złapani i zamknięci w więzieniu. Film ten pokazuje jak wykorzystując władzę można zrobić rzeczy nieprawdopodobne. W pewnym momencie sam Kwiatkowski mówi:
„Widzisz co to znaczy mieć władzę?
Można jednym gestem uratować człowiekowi życie”
Filmem, który pokazuje co można zrobić ze swoją władzą jest „Lista Schindlera” Stevena Spielberga. Pozwolę sobie na dość głębsze wejście w ten film, w jego tematykę, problematykę i historię. Film ten został nakręcony w 1993 roku, duży udział mają w nim Polacy, którzy między innymi współpracowali z reżyserem (Marek Brodzik i Krzysztof Zbieranek), również wszystkie czarno-białe ujęcia zrealizował Janusz Kamiński. Występują tam taż polscy aktorzy jak na przykład: Małgorzata Gebel, Andrzej Seweryn, czy Anna Mucha.
Film ten mówi o zagładzie, o procesie masowej eksterminacji przedstawionym na kanwie autentycznego, choć bardzo niezwykłego, przypadku ludzi, którzy zostali uratowani przez niemieckiego przedsiębiorcy-spekulanta Oskara Schindlera, właściciela fabryki naczyń emaliowanych. Uratował on ponad tysiąc dwustu zatrudnionych tam niedoszłych ofiar Holocaustu. Pokazany jest ich dramatyczny los rozgrywający się w scenerii Krakowa i podkrakowskiego Płaszczowa, jednego z wielu obozów pracy w Generalnej Guberni. Zastrzeżenie powyższe jest potrzebne tylko o tyle, o ile pozwala obronić z natury subiektywną wizję Spielberga przed ewentualnymi zarzutami nieścisłości, niezgodności z faktami itp. Świat przedstawiony w tym filmie, niczym koszmar oglądany na jawie, nieustannie atakuje psychikę widza, emanuje z ekranu wszechogarniającą grozą. Wewnątrz zamkniętej, odrutowanej przestrzeni, z której nie sposób się wyrwać, i w kruchej klepsydrze obozowego czasu, która dla wszystkich więźniów zawsze odmierza ostatnią godzinę, walczą ze sobą na naszych oczach: życie i śmierć, nadzieja i rozpacz, dobro i zło. Mając dość dużą władzę Oskar Schindler wykorzystuje ją, organizując pracę dla dużej ilości więźniów, co pozwala im uniknąć okrutnej śmierci. Należy sobie zadać jednak pytanie: Czy Oskar był osobą dobrą , czy zła? Czy to co robił można określić za rzecz pozytywną i godną naśladowania? Odpowiedzi są różne. Jedni uważają, że uratował on ludzi i przez to należy go chwalić i cieszyć się z takiej postawy człowieka, który posiadając władzę, umiał ją wykorzystać, natomiast inni są zdania że wykorzystał on w okrutny sposób tanią siłę roboczą w swojej fabryce, a tak naprawdę, wewnątrz w sercu w ogóle mu nie zależało na życiu biednych Żydów. Skomplikowany, bogaty w znaczenia, wieloznaczny portret Schindlera sprawia, że nie tyle działa on jako uosobienie dobra, ile dobro działa poprzez niego. Właśnie pierwiastek dobra okazuje się w tej historii fascynująco tajemniczy. Tym głębiej przemawia do nas finałowa katharsis stanowiąca we wszystkich dotychczasowych filmach nieodzowną cząstkę Spielbergowskiego porządku świata.
Podsumowując to wszystko co napisałem można stwierdzić, że władza ma różne oblicza i jest sprawowana przez różnych ludzi. Bardzo często władza niszczy, korumpuje i degraduje człowieka. Nigdy władca nie będzie idealny, a ludzie poddani mu nie będą zadowolenie z jego panowania. Po głębszym zastanowieniu się można zadać sobie pytanie dlaczego tak duża ilość ludzi usilnie dąży do jej zdobycia, do jej posiadania? A co gorsze, gotowa jest zapłacić każdą cenę za jej utrzymanie. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi - myślę, jednak, że smak władzy jest narkotyczny - człowiek uzależnia się na całe życie.