Kłopoty z Kriszną
Znani są przede wszystkim z tego, że tańczą na ulicach, częstują wegetariańskimi posiłkami. Te z pozoru niewinnie wyglądające akcje to agitacja do zgoła nie niewinnego środowiska.
Na Zachodzie wyznawcy Hare Kriszna byli zaangażowani w handel narkotykami, bronią, wykorzystywanie seksualne nieletnich. W okresie hipisowskim wspierali ich członkowie grupy The Beatles. W Polsce w latach dziewięćdziesiątych pozytywnie rozreklamował ich Jerzy Owsiak. Znani są powszechnie przede wszystkim z tego, że wychodzą na ulice, tańczą, śpiewają, częstują wegetariańskimi posiłkami. Tymczasem te z pozoru niewinnie wyglądające akcje to rodzaj agitacji do zgoła nie niewinnego środowiska.
Pani Jadwiga jest mocno zdenerwowana. Z opasłej teczki wyciąga różne dokumenty z sądów i prokuratury. - Najpierw zabrał nam córkę. Ale ona wróciła, bo nie wytrzymała ciągłego bicia i poniżania przez męża. Teraz on chce nas pozbawić mieszkania i pieniędzy. A przecież tyle już od nas wyciągnął. Mąż przez całe życie pływał na zagranicznych statkach, zarabiał nieźle, a dziś niewiele nam już zostało.
Były zięć pani Jadwigi jest członkiem Hare Kriszna. Przez pewien czas był nawet prezydentem świątyni w Szczecinie. Elę, córkę pani Jadwigi, poznał jeszcze wtedy, gdy studiowała.
Zafascynowana Wschodem
- Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem - wspomina Ela. - Miałam wtedy 22 lata i interesowałam się religią, filozofią. Książki, które dostałam od Mirka o filozofii Wschodu, bardzo mnie zainteresowały. Poznawałam inne osoby z ruchu Hare Kriszna. Początkowo byłam tym wszystkim zafascynowana.
Ela nie traktowała Hare Kriszna jak własnej religii. Wychowała się w katolickiej rodzinie. W Kościele należała nawet do jednej ze wspólnot.
- Któregoś razu Mirek przyszedł po mnie do kościoła. Po mszy przy znajomych uderzył mnie w twarz. Wcześniej mówił, że mam do kościoła nie chodzić. Byłam osłupiała po tym, co zrobił. Wtedy postanowiłam, że to już koniec. Ale po kilku dniach zaczęłam sobie to jakoś tłumaczyć. Po prostu nie miałam wtedy siły odejść.
Po ślubie stosunki pomiędzy Elą a Mirkiem uległy całkowitej zmianie.
- O chodzeniu do kościoła już w ogóle nie było mowy - mówi Ela. - Mąż zabronił mi się spotykać z moimi dotychczasowymi znajomymi. Coraz rzadziej spotykałam się z rodzicami. Gdyby nie to, że dawali mi pieniądze na życie, pewnie w ogóle bym ich nie widywała.
Bicie było rytuałem
W miejsce dawnych przyjaciół mąż przyprowadzał do domu nowych współbraci z Hare Kriszna. Chcąc nie chcąc, Ela coraz bardziej angażowała się w kult Kriszny.
- Codziennie musiałam odmawiać mantry. Mąż mnie kontrolował. Gdy tego nie robiłam, po prostu mnie bił. Po pewnym czasie bicie i poniżanie stało się codziennym rytuałem. Potrafił wylać na mnie jedzenie, które mu nie smakowało. Gdy nie podobało mu się moje zachowanie, pluł na mnie. W ruchu Hare Kriszna kobiety mają niższą pozycję od mężczyzn. Podobnie traktowane były inne dziewczyny, które potem poznałam na ekologicznej farmie Hare Kriszna.
Farma ta znajduje się w Czarnowie koło Jeleniej Góry. Obok świątyni w Mysiadle niedaleko Warszawy i we Wrocławiu, jest to miejsce, gdzie stale mieszka kilkudziesięciu wyznawców i sympatyków Kriszny.
- Na farmę przyjeżdżaliśmy wiele razy. Ja spałam na karimacie w kilkuosobowym pokoju z innymi dziewczynami - opowiada Ela. - Mąż na łóżku w znacznie lepszych warunkach.
Teoretycznie na farmę mógł przyjechać każdy, ale zostawali tylko ci, którzy bezdyskusyjnie wypełniali polecenia guru.
- Przede wszystkim trzeba było 1728 razy dziennie intonować mantrę Hare Kriszna, co zajmowało około dwóch godzin - mówi Ela. - Prócz medytacji trzeba było robić wszystko na farmie. Hierarchowie nie robili nic.
Uzależniona od męża
Ela przerwała studia. To Mirek postanowił, że nie są jej potrzebne. Gdy zaszła w ciążę, nie mogła już spać z mężem w jednym łóżku, musiała przenieść się na podłogę.
- Gdy urodziła się nam córka, mąż zupełnie przestał się nami interesować - wspomina Ela. - Potrafił zamknąć mnie w domu na klucz i wrócić dopiero po dwóch dniach. Nie miałam żadnych pieniędzy - choć rodzice dawali mi na utrzymanie dziecka, wszystko trzymał on. Gdy szłam po zakupy, dawał mi dwadzieścia złotych. Z reszty musiałam się rozliczyć i oddać. Przetrzymywał także moje dokumenty: dowód, paszport, prawo jazdy.
Ela, odcięta od rodziny i przyjaciół, stała się całkowicie uzależniona od męża. Nie była w stanie się sprzeciwić w żadnej sprawie.
- Któregoś razu po raz kolejny pojechaliśmy na farmę - wspomina Ela. - Mąż wymusił na mnie, żebym podpisała akt notarialny, w którym zrzekam się samochodu i połowy mojego mieszkania, które kupili mi rodzice. Gdybym wówczas tego nie zrobiła, pastwiłby się nade mną tak długo, aż wylądowałabym w szpitalu dla wariatów.
Mąż Eli przestrzegał tylko tych zasad Hare Kriszna, z którymi było mu wygodnie.
- Wiele razy dowiadywałam się, że zdradza mnie z innymi kobietami, korzystał z usług agencji towarzyskich - mówi Ela. - Efekt jest taki, że ma drugie dziecko z inną dziewczyną.
Dziś Ela jest już po rozwodzie. Przez pierwsze trzy lata nie dostawała alimentów. Teraz już macha na to ręką. Ułożyła sobie życie z innym mężczyzną.
- Pan Bóg pomógł mi wyjść z tego koszmaru, chciałabym o tym jak najszybciej zapomnieć - uśmiecha się.
Krisznowcy z tej samej klatki
Relacja Sławomira Wrześniaka znajduje się na stronach internetowych dominikańskiego ośrodka ds. nowych ruchów religijnych i sekt. Zaczyna się od słów: "Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Żona urodziła dwoje dzieci, nie
pracowała. Sytuacja zmieniła się, kiedy poznała nowych >> przyjaciół<< , którzy preferowali zdrowy styl życia. W domu pojawili się bracia duchowi z Hare Kriszna. Pod wpływem tych ludzi żona zmieniła się nie do poznania...".
Dziś pokój Sławka przedzielony jest meblościanką na dwie części. W jednej mieszka on, w drugiej czternastoletni syn.
Sąsiedni pokój zajmuje żona i szesnastoletnia córka. W kuchni podobnie. Każdy ma swoje półki w lodówce i szafkach. Małżeństwo od lat żyje w separacji. W sądzie dobiega końca sprawa rozwodowa.
- Zaczęło się dziewięć lat temu - wspomina Sławek. - Do jednego z mieszkań na naszej klatce schodowej wprowadzili się wtedy krisznowcy. Ponieważ żona nie pracuje, to miała dużo czasu, żeby z nimi rozmawiać.
Sławek jest spawaczem w szczecińskim PEC. Z krisznaitami nie rozmawiał, bo nie miał na to czasu. Za to, gdy wracał z pracy, żona opowiadała mu rewelacje, które usłyszała od sąsiadów.
- Przekonywała mnie, że dieta bezmięsna jest zdrowsza, że dzięki niej uda się jej schudnąć. Do dziś nie schudła - macha ręką Sławek. - Potem zaczęła twierdzić, że jestem padlinożercą. Zabroniła jeść mięsa dzieciom.
Między Sławkiem a żoną wyraźnie zaczęło się psuć. Tracili ze sobą kontakt. Żona coraz głębiej wchodziła w kult Kriszny, zamykała się w pokoju i przy kadzidełkach intonowała mantry.
- Któregoś razu zabrała moją całą wypłatę, dzieci i pojechała na farmę - wspomina Sławek. - Wtedy się już na dobre zdenerwowałem. Zrozumiałem, że dla niej ważniejsi są bracia duchowi z Hare Kriszna niż ja.
Sławek szukał kontaktu z ludźmi, którzy mogliby mu pomóc. Tak trafił do stowarzyszenia osób poszkodowanych przez sekty. W stowarzyszeniu poznał Lecha Rugałę z Poznania, którego syn przez kilka lat był w ruchu Hare Kriszna.
- Udało mi się syna wyciągnąć, ale nadal ponosimy skutki oddziaływania tej grupy na niego - mówi Lech Rugała.
Duchowe postępy
Syn pana Rugały związał się z krisznaitami, zanim skończył 18 lat.
- Oczywiście na początku nie wiedziałem, z czym mam do czynienia i byłem zupełnie spokojny - twierdzi Lech Rugała. - Dopiero po jakimś czasie zaczęły się problemy. Syn zaczął wstawać rano i odmawiać mantrę. Przyrządzał osobno jedzenie, wtedy już nas okłamywał, że potrzebuje pieniędzy na szkołę. W rzeczywistości wspierał ruch Hare Kriszna.
Dieta stosowana przez wyznawców Hare Kriszna, odrzucająca m.in. mięso, ryby, jajka, cebulę, grzyby, mleko, zupełnie nie służyła synowi pana Rugały. Rodzice obawiając się o jego zdrowie próbowali rozmawiać z liderami ruchu.
- Usłyszeliśmy, że syn już skończył 18 lat i musimy uszanować jego wybór, bo to jest właściwa droga do postępu duchowego.
Któregoś razu idąc ulicą chłopak zasłabł i upadł, uderzając głową o chodnik. Trafił do szpitala. Był mocno osłabiony. Wrócił do zdrowia po intensywnej terapii. Dopiero po tym wypadku panu Rugale udało się odciągnąć syna od ruchu Hare Kriszna.
- Kiedy stało się nieszczęście, krisznaici zaczęli odwracać kota ogonem. Mówili, że ich kontakty z synem były sporadyczne i on sam narzucił sobie takie ostre reguły.
Rozbijają rodziny
- To, co przede wszystkim budzi nasz niepokój, to kwestie związane z rozbijaniem rodzin przez Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny - mówi ojciec Cezary Jenta OP z dominikańskiego ośrodka ds. nowych ruchów religijnych i sekt w Szczecinie. - Krisznaici znani są powszechnie przede wszystkim z tego, że wychodzą na ulice, tańczą, śpiewają, rozprowadzają swoje książki, częstują wegetariańskimi posiłkami. Tymczasem tak z pozoru niewinnie wyglądające akcje to rodzaj agitacji. Ludzie, których werbują, to osoby przypadkowe, nie przygotowane do uprawiania jakiejś drogi duchowej. Wchodzą do ruchu na zasadzie fascynacji, często łączy się to z jakimś kryzysem, który akurat przeżywają.
Od ZSP do Owsiaka
Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny jest młodym ruchem religijnym. Zarejestrował je w 1966 roku Swami Prabhupada, który rok wcześniej z kilkudziesięcioma napisanymi przez siebie książkami przyjechał do USA. Guru postawił sobie za cel głoszenie nauki o Krisznie - jednym z bogów należących do panteonu bóstw hinduizmu.
Nauki Prabhupady trafiły na podatny grunt. Zyskał wkrótce tysiące zwolenników w środowiskach hipisowskich. W Stanach Zjednoczonych krisznaici zdobyli duży rozgłos po tym, jak z ruchem związali się członkowie zespołu The Beatles. Efektem tej znajomości był wydany singel "Hare Kriszna mantra".
Po śmierci Prabhupady w 1977 roku, ruch dotknął głęboki kryzys związany z brakiem przywództwa. Niektórzy z nauczycieli zostali oskarżeni o handel bronią, narkotykami, nadużycia seksualne. Jako jedno z najczęściej wymienianych miejsc działalności przestępczej wyznawców Kriszny wymienia się farmę Nowe Vrindavan w Wirginii Zachodniej, założoną przez Kirtanananda, ucznia Prabhupady.
Na Zachodzie ruch Hare Kriszna uważany jest za grupę destruktywną. W takim kontekście wymieniany jest we francuskim raporcie Guyarda z 1995 roku i raporcie parlamentu belgijskiego z 1997 roku.
- Dla obiektywizmu należy jednak dodać, że w raportach tych w negatywnym kontekście wymieniane są także niektóre grupy katolickie - mówi ojciec Piotr Jordan Śliwiński OFM z Krakowa, który zajmuje się problematyką sekt.
Pierwsi krisznaici pojawili się w Polsce w 1976 r. w Częstochowie, podczas zjazdu hipisów. Byli to trzej członkowie ruchu z Niemiec. Zalążek towarzystwa powstał we Wrocławiu. Został organizacyjnie wsparty przez miejscowy Związek Studentów Polskich. Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny zarejestrowano w Polsce w 1988 r. jako związek wyznaniowy.
W Polsce w latach dziewięćdziesiątych ogromną reklamę ruchowi Hare Kriszna zrobił Jerzy Owsiak. W 1996 roku zaprosił Towarzystwo na Przystanek Woodstock. Krisznaici wykorzystali okazję - zorganizowali międzynarodowy zlot. Podczas Przystanku krisznaicki ślub wzięło sześć par. W ceremonii brał udział Owsiak, przebrany w krisznaickie szaty.
- Podczas drugiego Przystanku Woodstock Owsiak znów zgodził się na to, aby członkowie ruchu Hare Kriszna mieli swoje centrum, z którego mogli oddziaływać na młodzież - mówi ojciec Piotr Jordan Śliwiński. - Wtedy, jako przeciwwaga, powstał przy Woodstocku Przystanek Jezus. I to się spotkało z dużym oporem Owsiaka.
Według danych GUS wyznawców Kriszny po inicjacji (rodzaju chrztu) jest w Polsce tylko 400, natomiast sympatyków około 5 tys. Wydaje się, że to niedużo. Ale te statystyki nie ujmują takich przypadków jak destrukcja rodziny Eli czy Sławomira.
Tomasz Duklanowski
Artykuł z dziennika Życie nr. z dnia 31.03.2001