PASYJNE, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE


- 1 -

Z pewnością wielu widziało w telewizji dramatyczny film pt. Niemy krzyk, w którym za pomocą nowoczesnej aparatury sfilmowano śmierć nie narodzonego dziecka zabijanego przez lekarza w tzw. zabiegu przerywania ciąży. Widać było konwulsje tego człowieka i bezlitosną rękę lekarza rozrywającą na strzępy ludzką istotę. Bohater i autor tego filmu, dr Natanson, wspomniał pewnego lekarza, który oglądając tę sfilmowaną śmierć najpierw przerwał oglądanie, następnie wrócił, obejrzał do końca. Kiedy potem wyszedł z sali, był nowym człowiekiem. Ten, którego sumienie było obciążone kilkoma tysiącami ludzkich istnień, stał się bojownikiem o prawo do życia. Brutalny obraz śmierci zabił w nim coś starego, a zrodził nowe.

Ks. Adam Sikora - ROZWAŻANIE MĘKI PAŃSKIEJ - WEZWANIEM I ZOBOWIĄZANIEM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(138) 1997

- 2 -

  Na ścianie jednej z cel w „Bloku śmierci” obozu oświęcimskiego zachował się krzyż, krzyż z postacią Chrystusa, mozolnie wyskrobany paznokciem w tynku przez którąś z ofiar tego „piekła 20-wieku”, przez kogoś, kto na tym miejscu wśród niewypowiedzianych cierpień czekał na nieuchronnie zbliżającą się śmierć. Nie wiemy, kim był ten człowiek. Prochy jego z pewnością wiatr dawno rozwiał na polach Oświęcimia, lecz krzyż - ostatnie dzieło jego życia - zachował się jako znak wiary silniejszej niż zbrodnia i okrucieństwo, silniejszej niż lęk, ból i rozpacz udręczonych i konających, silniejszej niż śmierć.

Ks. Spart A., Śladami Męki Pana, BK 2(114) /1985/, s. 123

- 3 -

  Ofiarę cierpienia ludzi i jego wartość rozumiał arcybiskup Kartaginy, msgr Lemaitre.

„W latach dwudziestych obecnego wieku Ewa Lawalliere /+1929/, artystka, która rezygnowała ze swej kariery i jako zakonnica udała się do Afryki, musiała z powodu choroby opuścić Czarny Ląd i wracać do kraju. Na audiencji pożegnalnej u arcybiskupa Kartaginy żaliła się, że jej misja się kończy. Wtedy on jej powiedział: Przeciwnie, posłannictwo twoje teraz dopiero się zaczyna. Będziesz mogła ze swego łoża boleści połączyć ofiarę twych cierpień ze świętą Ofiarą ołtarza na intencję nawrócenia świata muzułmańskiego.

Ks. Pawłowski A., Dwa kielichy, w Ku nowemu życiu, BK 4(95) /1975/, s. 227-228

- 4 -

  Malcolm Muggeridge w książce poświęconej dziełu Matki Teresy z Kalkuty pt. „Matka Teresa z Kalkuty” pisze:

- Zdarzyło się, że trafiła do najbiedniejszych ulic Kalkuty gdy nagle sobie uświadomiła, że tam właśnie jest jej miejsce, a nie w klasztorze Loretto, z jego pięknym ogrodem, garnącymi się do nauki uczennicami, miłymi koleżankami i wynagradzaną pracą. Gdy otrzymała zgodę swych przełożonych opuściła klasztor z kilkoma rupiami w kieszeni i skierowała się do najbiedniejszej, najnędzniejszej dzielnicy miasta. Znalazła tam jakieś lokum, zgromadziła wokół siebie gromadkę bezdomnych dzieci - i rozpoczęła służbę miłości.

I odtąd opiekuje się bezdomnymi dziećmi, starcami umierającymi na ulicach, trędowatymi.

Pomagają jej w tym założone przez nią Misjonarki Miłości.

Ks. Pawłowski A., Ku nowemu życiu, BK 4(95) /1975/ s. 224

- 5 -

  Chłopiec z poprawczaka pomaga staruszkowi. Widząc jego wdzięczność, poznaje miłość.

Wilno - zakład poprawczy dla chłopców rok 1939. Nalot. Oto jeden z tych, którym odmówiono miłości wychowanek zakładu widzi jakiegoś starego człowieka. Szedł po omacku, coś mówił, coś szeptał. Gdy go dogonił, usłyszał: Jest tu kto? Jest, czemu nie ma być - żartował, on przecież jest młody. Przyjacielu, nie wiem, kim jesteś, ale zrób mi przysługę zaprowadź mnie do jakiegoś schronu. Słyszysz, już znowu lecą. Istotnie, nalot bombowców przybliżał się. Wprowadził niewidomego do bramy, podsunął mu ławkę przewróconą przez uciekających. Nalot był straszny. Trwał przeszło godzinę. W najgorszych chwilach - stary człowiek tulił do siebie chłopca, szukając jego ręki i głaskał po twarzy i szeptał: Co za szczęście, że cię spotkałem. Jakże ci mam dziękować, kochany ty mój. Chłopak nie wstydził się, że łzy płyną mu po twarzy. Drżał cały - nie ze strachu, lecz z jakiegoś nieznanego mu dotąd uczucia, spełnienie się najgorętszego pragnienia - znalazł miłość, której mu kiedyś dwoje ludzi odmówiło. Sam nie zauważył, jak się to stało, że zaczął całować tę starą, pomarszczoną rękę. Tak bardzo cieszył się, że ktoś dał mu garść miłości /Han Ilgiewicz: Nieznośni chłopcy/.

Ks. Walachowicz T. „Na bliskość krzyża”, BK 2-3(101) /1978/, s. 122

- 6 - 

Kilka lat temu do dyrekcji Domu Małego Dziecka w Tarnowie Opolskim wpłynęło następujące podanie. „Zwracam się z uprzejmą prośbą o przyjęcie mego 3-miesięcznego syna Dariusza na czasowy pobyt w zakładzie. Jestem samotną matką i znajduję się w bardzo trudnych warunkach mieszkaniowych i materialnych. Gdy uzyskam odpowiednie mieszkanie i poprawię swoje warunki, zobowiązuję się odebrać dziecko z zakładu”.

Darek został przyjęty, ale przez 4 miesiące matka nie dała znać o sobie, nie odwiedziła go ani razu. Kierowniczka pisze do matki list. Odpowiedzi nie było. Następne listy także nie spowodowały rezonansu. W jednym z nich kierowniczka donosi matce, że jej syn skończył rok, zaczyna mówić, a pierwszym wypowiedzianym słowem było „Mama”. Tak nazwał jedną z pielęgniarek. Kolejny list do mamy Darka brzmiał: „Zawiadamiamy Panią, że sprawa syna zostaje skierowana do sądu i po rozprawie straci Pani wszelkie prawa rodzicielskie do syna. Darek posiada wszelkie dane ku temu, by mieć normalną rodzinę”. Odpowiedź matki: „Nie stawiam żadnych przeszkód w sprawie pozbawienia mnie praw rodzicielskich”.

Gdy Darek skończył dwa lata, do matki wysłano jeszcze jeden list prosząc, by odwiedziła swoje dziecko, w szpitalu, po operacji ortopedycznej. Nadeszła odpowiedź: „Bardzo proszę o zaprzestanie ze mną tej bezsensownej korespondencji, bo drażni mnie to i irytuje. Swój stosunek do syna określiłam już na rozprawie sądowej i uważam się za zwolnioną ze wszystkich zobowiązań. Proszę o zaniechanie niepokojenia mnie wszelkimi listami. Od dwóch lat mam rodzinę i córkę. Dla dobra córki proszę o zostawienie mnie w spokoju. Nie chcę i nie mogę już płacić za popełniony kiedyś w życiu błąd”.

W ostatnim liście kierownictwo Domu Małego Dziecka w Tarnowie Opolskim poinformowało matkę, że Darek przebywa u młodej, bezdzietnej rodziny polskiego pochodzenia w Stanach Zjednoczonych. Dom Dziecka zrobił wszystko, żeby Darek nie dowiedział się nigdy, że był niechcianym, nie kochanym i odtrąconym dzieckiem.

W dniu po wysłaniu tego ostatniego listu, w zakładzie po raz pierwszy zjawiła się matka. Płakała, całowała fotografię dziecka, żebrała o jego adres. Mówiła, że nigdy nie zapomniała o dziecku.

  Ks. Pietrzyk T., Włączeni w śmierć Chrystusa, BK 4(107) /1981/, s. 243-244

- 7 -

  Działo się to 5 sierpnia 1971 roku w jednym z polskich miasteczek. W środku rynku mieścił się dworzec autobusowy. O uliczny łańcuch stał oparty rower, a przy nim siedemnastoletni wyrostek. Z pobliskiego baru mlecznego wyszedł konduktor PKS. Podszedł do roweru, przeprosił młodzieńca i chciał odjechać. Niechcący zaczepił o niego rowerem. Tamten rzucił się na starego człowieka. Uderzył go w głowę. Mężczyzna upadł. Młody chuligan, który się nigdzie nie uczył, ani nie pracował, kopał leżącego na drodze. Kopał go po głowie, w klatkę piersiową. Najokrutniejsze było jednak to, że wokół stał tłum gapiów. Kilku mężczyzn, nawet kolegów - kierowców. Patrzyli, jak na ich oczach maltretuje się człowieka.

Wdowa po zmarłym, na skutek obrażeń ciała, człowieku, opowiada reporterowi: „Pytam, Heniu, a ludzie nie reagowali? Odpowiedział: oj, boli mnie tu w piersiach, okrutnie patrzyli się okrutnie, a on tak mnie bił. Okrutnie patrzyli się”.

Ks. Pietrzk T., Włączeni w śmierć Chrystusa, BK 4(107) /1981/, s. 242

- 8 -

  Przed kilkunastu laty, w jednym z czasopism amerykańskich /„The Michigan Catholic” z dn.l8.X.1970 r./ ukazała się relacja misjonarza ks. Jamesa A. Holoneya z jego podróży misyjnej. Na jednej z wysp Pacyfiku autor spotkał Japonkę, ofiarę trądu, która wywarła na nim niezatarte wrażenie. Kilka lat wcześniej wygrała konkurs piękności. Jej zdjęcia były zamieszczane we wszystkich ilustrowanych czasopismach Japonii. Wyszła za mąż za bogatego i cenionego człowieka. Krótko jednak po weselu jej szczęście prysło. Na swoim ciele odkryła oznaki trądu. Zdając sobie sprawę z nieuniknionych konsekwencji takiego stanu rzeczy, starała się początkowo ukrywać swoją chorobę. Po pewnym czasie musiała jednak podzielić los 15 milionów chorych na tę straszną chorobę. Została odizolowana od społeczeństwa i już nigdy nie widziała ani męża ani swojej rodziny. Jedna z najpiękniejszych kobiet świata wyglądała teraz okropnie. Podczas rozmowy z misjonarzami, wypowiedziała jednak wstrząsające słowa: „Dziękuję Bogu każdego dnia, że siostry znalazły mnie i zabrały tutaj.

Nie mogę cię widzieć, ojcze, ale mogę widzieć Boga i dziękować Mu za tę chorobę. Gdybym nie zachorowała na tę chorobę, nigdy bym się tu nie znalazła i nie uczyła się. Bóg mi dał łaskę wiary - to jest dla mnie wspaniałe wynagrodzenie za moje cierpienie. Straciłam męża i moją rodzinę, ale mam Boga”.

Ks. Pietrzyk T., Włączeni w śmierć Chrystusa, BK 4(107) /1981/, s. 239

- 9 -

W 1978 r., w jednym z czasopism /„Kierunki” 9/78/ ukazał się pamiętnik pacjenta, leczącego się w szpitalu w Otwocku. Szpital ten stwarzał doskonałe warunki. Nie tylko pacjenci mogli wychodzić, ale również od rana do wieczora mogli przyjmować wizyty bez żadnych przeszkód. Ujemną stroną tej swobody było, iż jedni mieli tych wizyt nadmiar, a inni wcale, co jeszcze bardziej pomnażało przykrość i rozgoryczenie. Autor pamiętnika stwierdza, że ludźmi najrzadziej odwiedzanymi byli ludzie starzy, którym najbardziej potrzebna jest troska bliskich i świadomość, że ktoś ich kocha. Wielu z nich nie miało żadnych wizyt, chociaż wychowali po kilkoro dzieci i kilkunastu wnuków.

Jeden z pacjentów, 70-letni człowiek nie kładł się do łóżka, chociaż trapiła go wciąż skacząca temperatura. Zawsze był ubrany i gotów do wyjścia w przekonaniu, że syn lub córka przyjdą go stamtąd zabrać. Syn był lekarzem  aby nie mieć z ojcem kłopotów, „upchał” go na kilka tygodni do szpitala. Stary człowiek wychował czworo dzieci, wszystkie wykształcił. Powodziło im się dobrze, miały samochody. Tylko starym ojcem nikt nie chciał się zająć. Żadne z nich nie znalazło tyle czasu, aby choć raz w ciągu całego miesiąca odwiedzić ojca w szpitalu. Stary nie skarżył się, nie upominał, że mu brak spotkań z najbliższymi. Za to najczęściej opowiadał o tych swoich dawno dorosłych dzieciach, jak się rodziły chowały, uczyły i jak on troszczył się o nie i trudził. Te dzieci były jego dumą, kochaniem, chociaż, prawdę mówiąc, nie wiadomo, czy zasługiwały na to.

  Ks. Pietrzyk T., Włączeni w śmierć Chrystusa, BK 4(107) /1981/, s. 243



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WIELKI PIĄTEK, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MB BOŻEJ RODZICIELKI, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
ROCZNICA WYBUCH WOJNY, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MB GROMNICZNEJ, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MB NIEUSTAJĄCEJ POMOCY, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MB FATIMSKIEJ, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
NIEDZIELA PALMOWA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
TYDZIEŃ MIŁOSIERDZIA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
WIELKA SOBOTA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
ZAKOŃCZENIE ROKU SZKOLNEGO, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
PIERWSZY PIĄTEK, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
ROCZNICA POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MATKI KOŚCIOŁA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
MB NIEPOKALANEGO POCZĘCIA, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
BOŻE CIAŁO, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE
ŚLUBNE, katecheza, UROCZYSTOŚCI i OKOLICZNOŚCIOWE

więcej podobnych podstron