1. Roman Garii bardzo kochał swoją matkę. Był jej jedynym dzieckiem. Ojca zupełnie nie znał. W czasie ostatniej wojny światowej pani Garii opuszcza Polskę i przenosi się do Francji. Młoda matka pragnęła, aby Roman został kimś sławnym i podziwianym przez innych. Ona sprawia, że syn uczy się gry na fortepianie, poznaje obce języki, wiele podróżuje. Pragnienia mamy częściowo się spełniły. Roman Garii zostanie pisarzem. Jeszcze za jej życia jest ważnym urzędnikiem francuskim i jako zagraniczny wysłannik pracuje w Egipcie. Było mu tam dobrze. Spacerował nad Nilem, podziwiał tamtejsze obyczaje. Na samotne spacery zabierał listy otrzymywane od matki. Listy przychodziły regularnie. Pisała, że jest jej dobrze, jest szczęśliwa i dumna ze swego syna. Od pewnego czasu listy wydawały się jakieś dziwne. "Jeden z nich - napisze potem w książce, którą poświęcił swojej matce - po sto razy odczytywałem od nowa na balkonie nad Nilem. (...) Serce mi się ścisnęło. Coś tu było nie w porządku. Coś tu zostało nie dopowiedziane". Wszystko wyjaśniło się w trzy lata później, kiedy Roman Garii powraca do domu. Kiedy przyjechał do celu, z bijącym sercem oczekiwał spojrzenia oczu swej mamy. Daremnie. Z hotelu "Merma", przed którym kazał zatrzymać swój samochód, nikt nie wyszedł na jego spotkanie. Słyszano coś o jego matce, ale nikt jej nie znał. Upłynęło kilka godzin, nim się dowiedział prawdy. Matka Romana Garii nie żyła już od trzech i pół roku. Umarła niedługo po jego wyjeździe.
Wiedziała, że nadal musi wspierać swego syna. Zabezpieczyła się. W ciągu ostatnich kilku dni napisała około 250 listów, które przekazała swej przyjaciółce do Szwajcarii. Listy miały być regularnie wysyłane Romanowi Garii.
Ks. Beksiński J., Człowiek Synem Bożym, BK 6/1984/, s. 332-333
2. Najbardziej znaną i podziwianą zakonnicą w czasach współczesnych jest Matka Teresa z Kalkuty, opiekunka największej nędzy ludzkiej. Razem ze swoimi współsiostrami zakonnymi, Siostrami Miłości, służy najbardziej nieszczęśliwym, całkowicie opuszczonym ludziom. I to służy nie tylko tam, w dalekich Indiach, w wielomilionowym mieście Kalkucie, ale na wszystkich kontynentach i w dziesiątkach krajów. Takie u nas w Polsce, a od niedawna nawet w Związku Radzieckim.
Czytając żywot Matki Teresy z Kalkuty dowiedziałem się, że w 1969 roku przyjechał do Kalkuty Muggeridge, wybitny dziennikarz, człowiek religijnie obojętny, człowiek kpiący ze wszystkiego i ze wszystkich. Przyjechał do Kalkuty nie po to, żeby podziwiać Matkę Teresę, ale dla ciekawości, może nawet z chęci wyszydzenia jej działalności. Ale był to człowiek uczciwy. Gdy więc długo i odważnie obserwował czyny tej prostej, biednej zakonnicy, gdy widział jej przeogromną miłość i poświęcenie, wtedy ogarnął go podziw, a nawet uwielbienie dla tej skromnej, pokornej niewiasty. Przekonał się, że ona całkowicie, bez reszty, oddała swoje siły, swoje zdolności, swoją energię - po prostu życie Panu Bogu i najbardziej nieszczęśliwym ludziom. Urzeczony jej prawdziwą wielkością, napisał książkę o Matce Teresie. Co więcej, postanowił nakręcić film o jej życiu i działalności. Po pewnym wahaniu Matka Teresa wyraziła na to zgodę. "Dobrze - powiedziała z uśmiechem zrobimy razem coś pięknego dla Boga!"
Ks. Pielatowski K., Zróbcie coś pięknego, BK 5 /1989/, s. 295
3.
W bazylice M.B. Wspomożenia Wiernych w Turynie znajduje się malowidło przedstawiające widzenie św. Jana Bosko, a dotyczące wszystkich wierzących, wszystkich należących do Kościoła. Obraz przedstawia spienione morze. Na falach unoszą się liczne łodzie, a w nich przestraszeni ludzie. Wszystkie łodzie spieszą w kierunku olbrzymiego okrętu, bo na nim tylko można znaleźć ocalenie. Na dziobie okrętu stoi Ojciec święty, przy nim biskupi, kapłani i dalej liczni ludzie. Ów okręt - to Kościół święty, który ratuje ludzi przed potępieniem, a szalejące morze - to zgubne działanie szatana, który pragnie nieszczęścia wszystkich ludzi, pragnie ich potępienia.
Obraz zawiera również odpowiedź na pytanie, dlaczego mimo szalejących fal okręt trwa niewzruszony? Mianowicie okręt jest przymocowany grubymi linami do dwóch potężnych kolumn sięgających wysoko ponad spienione fale. Na szczycie jednej znajduje się monstrancja z Najświętszym Sakramentem, na drugiej figurka Maryi.
Św. Jan Bosko tłumacząc ów obraz mówił, że siła Kościoła, którego szatan nie może zwyciężyć, płynie z czci do Najświętszego Sakramentu i oddania się pod opiekę Matce Bożej. Kto to zaniedbuje, naraża się na potępienie.
Ks. Tomalik K., "Bogurodzica uczestniczy w budowaniu Kościoła przez Eucharystię", BK 5 /1987/, s. 291
4.
Wczoraj przechodziłem koło placu, gdzie chłopcy często grają w piłkę nożną. Patrzę, a tu dwóch chłopców okłada się pięściami. Podchodzę do nich i myślę sobie: "O co im chodzi?" Kiedy zauważyli mnie w sutannie, zaprzestali bójki i zarazem jeden z nich zaczął się tłumaczyć: "Bo on mi ukradł piłkę". - "Ja nie ukradłem" - krzyczy drugi. Patrzę, pod drzewem leży jakaś piłka. - "Czyja to piłka?" - pytam - "Moja!" - No widzisz, trzeba najpierw dobrze poszukać, a nie zaraz kogoś oskarżać i bić. Przeproś teraz kolegę i podaj rękę na zgodę". Zawstydził się, ale podał rękę koledze. Za parę minut można było zobaczyć, jak razem się bawili.
Ks. Glapiak J., Pokój - darem Boga, BK 6 /1985/, s. 325
5.
Piękne świadectwo Matce Bożej dał chłopiec murzyński zatrudniony w porcie przy wyładowaniu statków. Opowiada misjonarz: "Miał zaledwie 12 lat. Któregoś dnia rozładowywano statek francuski. Robotnicy w równym tempie chodzili tam i z powrotem nosząc przywiezione skrzynie. Pracy Murzynów przyglądał się oficer francuski. Na szyi 12-letniego chłopca zauważył medalik. Dlaczego nie rzucisz tego zabobonu do morza? Chłopiec odpowiedział: A pan dlaczego nosi ten mundur i ordery na piersi, dlaczego nie wrzuci ich pan do morza?
- Mój mundur - odrzekł oficer - świadczy, że jestem francuskim oficerem, a moje ordery są dowodem mojej odwagi.
- A mój medalik - odparł chłopiec -jest dowodem, że kocham Maryję, Matkę Chrystusa i wszystkich ludzi. Pan się nie wstydzi swojego munduru i orderów, a ja mam się wstydzić mojej Matki?"
Ks. Iłczyk S., "Czarna Madonno, jak dobrze twym dzieckiem być", BK 5 /1988/, s. 291-292
6.
Wczoraj przechodziłem koło placu, gdzie chłopcy często grają w nożną. Patrzę, a tu dwóch chłopców okłada się pięściami. Podchodzę do i myślę sobie: "O co im chodzi?" Kiedy mnie zauważyli w sutannie, zaprzestali bójki i zaraz jeden z nich zaczął się tłumaczyć: "Bo on mi ukradł piłkę”.
"Ja nie ukradłem" - krzyczy drugi. Patrzę pod drzewem leży jakaś piłka.
- "Czyja to piłka?" - pytam - "Moja!" - "No widzisz, trzeba najpierw dobrze poszukać, a nie zaraz kogoś oskarżać i bić. Przeproś teraz kolegę i podaj rękę na zgodę". Zawstydził się, ale podał rękę koledze. Za parę minut można było zobaczyć, jak razem się bawili.
Pokój - darem Boga BK 85/6
7.
Na ankietę "Znaku" przyszła też taka wypowiedź dotycząca hasła: "Moi Rodzice". Było to w czasie ostatniej wojny. Z modlącego się o ratunek tłumu wybiegła malutka siwa staruszka. Objęła zakurzone buty oficera niemieckiego błagając przez łzy by zwolnili jej syna. Wyobraźcie sobie tę scenę, wśród trzasku palących się domów, dymu, wśród głośnej skargi - modlitwy, u nóg młodego oficera klęczy staruszka i całuje mu buty. Oficer zgodził się. Zwolnił jej syna. Na jego zakurzonych butach zostały ślady ust staruszki...
Wzrusza nas postawa matki, która rzuciła się w proch do nóg oficera, aby błagać za swoim synem. Mogła być odepchnięta, mogła być pokopana, nawet zastrzelona, ale żadne nieszczęście i upokorzenie nie powstrzymało jej kochającego serca, aby się wstawić za swoim synem.
Jeśli tak bywa w życiu jeśli tak postępuje matka ziemska, to co powiedzieć o tej naszej Matce, która za nami wstawia się u Najlepszego naszego Ojca i u Jej najukochańszego Syna. Czy ktoś wątpi, że wszystkie Jej prośby będą wysłuchane?
Ks. Stanisław Tulin COr BÓG BŁOGOSŁAWI I STRZEŻE BK 90
8.
W jednym z przedziałów pociągu podróżowało dwóch mężczyzn. Jeden z nich czytał gazetę, a drugi modlił się z książeczki. Mężczyzna czytający gazetę był ateistą i denerwowało go to, że jego współpasażer się modli. Szukał więc sposobności, aby mu dokuczyć. Wreszcie taka sposobność się natrafiła. Zobaczył w książeczce z której modlił się ten wierzący człowiek, obrazek Matki Najświętszej. Zapytał więc złośliwie. - Dlaczego nosi pan ze sobą ten obrazek, a nie fotografię na przykład swojej matki. Przecież te dwie kobiety, pańska matka i ta kobieta z obrazka (mówił w ten sposób o Matce Najśw. niczym się nie różnią. Ma pan rację - odpowiedział modlący się mężczyzna - rzeczywiście nie ma wielkiej różnicy między moją matką, a Matką Najświętszą. Ale jest bardzo wielka różnica pomiędzy Jej Synem Jezusem, a mną.
KS. BODENKO - ŻYĆ EWANGELIĄ -- A -
9.
W jednym z przedziałów pociągu podróżowało dwóch mężczyzn. Jeden z nich czytał gazetę, a drugi modlił się z książeczki. Mężczyzna czytający gazetę był ateistą i denerwowało go to, że jego współpasażer się modli. Szukał więc sposobności, aby mu dokuczyć. Wreszcie taka sposobność się natrafiła. Zobaczył w książeczce z której modlił się ten wierzący człowiek, obrazek Matki Najświętszej. Zapytał więc złośliwie. - Dlaczego nosi pan ze sobą ten obrazek, a nie fotografię na przykład swojej matki. Przecież te dwie kobiety, pańska matka i ta kobieta z obrazka (mówił w ten sposób o Matce Najświętszej niczym się nie różnią. Ma pan rację - odpowiedział modlący się mężczyzna - rzeczywiście nie ma wielkiej różnicy między moją matką, a Matką Najświętszą. Ale jest bardzo wielka różnica pomiędzy Jej Synem Jezusem, a mną.
KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -
10.
Jednego z moich profesorów skłonny byłem uznać za "barbarzyńcę". Chwalił się, że nie czyta gazet i nie słucha dzienników. Ma jedno, renomowane pismo krajowe z tygodniowym przeglądem wydarzeń i raz w tygodniu słucha panoramy tygodnia w BBC. Przekazywał, że te informacje wystarczą mu do życia i zrozumienia wydarzeń. Nie czyta nekrologów, bo jeśli umrze ktoś bliski, to go powiadomią, a jeśli ktoś ważny, to wszyscy będą o tym mówili. Zauważył, że jakiś poniedziałkowy konflikt, i to w odległym państwie, nie musi być ważny, skoro w środę już o nim nie mówią. Po co więc ma się w niego angażować i zaprzątać nim swój umysł? Czy nie lepiej, zachęcał, byście państwo kodowali w swych umysłach informacje z waszej specjalności i je analizowali? W ten sposób można zgłębić problemy, potem je umiejętnie przekazać, uzasadnić i bronić. A na każdy jego wykład przychodzili wolni słuchacze z innych wydziałów. Dzisiaj widz, że takie podejście do informacji jest rozumnym i prawdziwie ludzkim oglądaniem świata.
Ks. Wojciech Paczkowski - MARYJA NIEWIASTĄ, KTÓRA MILCZY I SŁUCHA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(139) 1997
11.
Państwu Kaczmarkom ma urodzić się dziecko. Są już od roku małżeństwem i bardzo cieszą się, że wkrótce ich rodzina powiększy się o trzecią osobę. Wszystko jest przygotowane na przyjęcie małego człowieczka: łóżeczko, pieluszki, wózek, świeca do chrztu świętego... Jedno tylko pozostaje nieznane - kto to będzie: chłopiec czy dziewczynka? Oraz: jakie będzie nosić imię?
Tatuś mówi: na pewno będzie to chłopczyk, który będzie miał na imię Bartek. Mama twierdzi: to będzie dziewczynka, którą nazwiemy Zuzanna. Babci i dziadkowi obydwa imiona nie podobają się. Woleliby bardziej tradycyjne: Stasiu albo Marysia.
Wreszcie nadchodzi dzień narodzin. W szpitalu położniczym przychodzi na świat piękna dziewczynka! Jest to 26 dzień lipca. Babcia i dziadek orzekają: dzisiaj jest dzień św. Anny, dlatego dziewczynka powinna nosić takie właśnie imię: Ania! Jednak tatuś i mamusia stwierdzają: to jest nasza córeczka i to my powinniśmy zadecydować, jak ma mieć na imię. A ponieważ już wcześniej o tym rozmawialiśmy, dlatego nadamy dziewczynce takie imię, jakie wybraliśmy. Będzie to Zuzanna.
I tak najczęściej bywa - to rodzice nadają imię swojemu dziecku. Zapewne także wasze imiona wybrane są przez waszych rodziców.
Ks. Rafał Czerniejewski - MARYJA NIEWIASTĄ, KTÓRA MILCZY I SŁUCHA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(139) 1997
12.
Warto się spieszyć do ludzi, którzy kochają. Warto się spieszyć do ludzi, którzy mają w swoim domu Jezusa.
Kochani, zobaczcie, że jest wiele takich domów, gdzie rytm życia wyznacza modlitwa, gdzie ludzie ufają Bogu, gdzie rozmawiają ze sobą i słuchają siebie wzajemnie. Gdzie jest cisza i spokój. Są tacy ludzie i są takie domy! Są tacy mężczyźni i są takie kobiety jak Józef i Maryja, którzy noszą w sercu Jezusa. Warto szukać wokół siebie takich ludzi, warto spieszyć się do nich i trzymać się takich właśnie ludzi. Potrzebujemy ich. Nie możemy żyć jako chrześcijanie w pojedynkę. Nie możemy się zamykać w sobie, odcinać się od innych.
Ten pośpiech, który prześladuje nas na co dzień, jest tak naprawdę ucieczką od pustki, która pojawia się w nas, gdy nie ma miłości, gdy nie ma prawdziwej bliskości i zaufania do najbliższych, do Boga. Ten pośpiech ma za zadanie zabić w nas poczucie jałowości życia, które atakuje nas z każdej strony. Dla zabicia czasu bierze się dodatkowe zajęcia, ogląda się telewizję, słucha radia. Dla zabicia czasu idzie się na ryby, albo do baru. Ale czasu nie da się zabić! Czas źle wykorzystany zabija nas. Rzucanie się w wir zajęć jest tylko chwilową ucieczką. Przed czym ludzie uciekają? - Ludzie uciekają najczęściej przed sobą. Wolą nie myśleć o sobie, wolą się nie zastanawiać nad swoim życiem. W końcu nie podejmują żadnej refleksji, tylko uciekają. Jest to pośpiech i ucieczka donikąd...
Dzisiaj możemy poznać bezpieczne miejsce ucieczki. Takim bezpiecznym miejscem ucieczki jest dla nas Boża Rodzicielka, Maryja. Maryja daje nam Jezusa, daje nam Boga, dlatego nazywamy Ją Bożą Matką.
Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998
13.
Najlepiej rozmawiać o Maryi słowami wiersza:
Nagle śnieg
(mówimy z nieba)
na moje rozgrzane ciało
nagle śnieg
i jeszcze Ty dziecko
czy przyjmą Cię wystarczy przecież świat i zabawa
nagle śnieg z Betlejem
mówimy Jezus myślimy szczęście myślimy Maryja
Ks. Jan Sochoń - BOGURODZICA-UKRYTA W MILCZENIU Współczesna Ambona - Kielce 1990 Rok XVIII Nr 1
14.
W Małym Gościu Niedzielnym (S89 str. 5), który pewno czytacie, kiedyś był wydrukowany artykuł pod niebywałym tytułem: "Bajka-niebajka mikołajka zdumiewajka". Brat zakonny, który uczył dzieci religii poprosił by narysowały Matkę Bożą. Wszystkie rysunki były bardzo piękne, kolorowe jak kwiaty na łące w lecie. Ale Matka Boża Sylwka była nietypowa. Sylwek narysował Matkę Bożą z parasolem i walizką. Szła przez zimową pustkę, w której wirowało tysiące płatków śniegu. Brat bardzo się zdziwił, dlaczego Matka Boża idzie w zimie z parasolem i walizką. Zapytał więc małego artysty, dlaczego jej namalował walizkę i to z trzema dziurami "To sekret" - szepnął Sylwek. "Czy nie możesz go zdradzić?" - zapytał ciekawy brat. "Mogę, ale na ucho" powiedział Sylwek, "ale najlepiej niech brat zapyta mojego dziadka". Wybrał się więc brat do dziadków Sylwka. Babcia Sylwka, Pelasia, poczęstowała go od razu herbatą z malinowym sokiem a dziadek, namówiony przez Sylwka, zaczął opowiadać o Znajdusiu. Panie dziejku - mówił, to było parę lat temu w noc sylwestrową. Młodzi ludzie poszli na zabawę, by przywitać Nowy Rok a on z babcią siedzieli w domu, bo już nie byli młodzi i do tego babcia miała nogę w gipsie. Było im trochę smutno, bo byli sami i nie mieli dzieci. I wtedy babcia pomyślała sobie o smutnej, samotnej Matce Bożej, która teraz, w zimie, stała sobie niedaleko przystanku. Poprosiła więc dziadka by zapalił świeczkę i zaniósł Matce Bożej, aby Jej pokazać, że o Niej pamiętają. Dziadkowi się trochę nie chciało, ale w końcu poszedł. Postawił świeczkę i zaczął "Zdrowaś Maryjo", gdy nagle usłyszał płacz dziecka. Co za licho - pomyślał - i nawet się trochę przestraszył, ale wtedy zobaczył obok figury dużą walizkę z trzema dziurami, z której było słychać płacz dziecka. Zabrał ją szybko ze sobą. Z babcią Pelasią otworzyli w domu i zobaczyli w niej malutkie płaczące dziecko. "To prezent od Matki Bożej powiedziała babcia. W walizce był Sylwuś - "cud Matki Bożej" - dokończył dziadek. Duży już Sylwuś pobiegł do pokoju i przytaszczył starą walizkę z trzema dziurami, w której brat mógł zobaczyć dużo obrazków Matki Bożej. Namalował je Sylwek. Nie znał swojej mamy, kochał jednak Matkę Bożą i czuł się Jej dzieckiem. Tak samo zresztą myśleli jego dziadkowie. Był Jej noworocznym prezentem.
Popatrzcie, jakie to cudowne. Wszyscy jesteśmy dziećmi Matki Bożej Matki Jezusa. Ona nas kocha, a Jezus, Jej Syn, jest naszym najlepszym Bratem.
Ks. Tadeusz Śmiech - BOGURODZICA-MATKA JEZUSA I NASZA MATKA Współczesna Ambona - Kielce 1990 Rok XVIII Nr 1
15.
Franek i Marta bardzo się ucieszyli, kiedy usłyszeli od swoich rodziców, że będą mieć nowego braciszka lub siostrzyczkę. Z wielką niecierpliwością oczekiwali na ten dzień. Pewnego razu coś dzieci zaniepokoiło. Mama musiała pojechać do szpitala. Tatuś zadzwonił po karetkę. Kiedy przyjechała, pojechał razem z mamą. Na jego twarzy widać było niepokój i przygnębienie. Dzieci nie rozumiały, co się dzieje. Zostały w domu z babcią. Wieczorem tatuś wrócił do domu. Twarz była inna. Bardzo radosna, uśmiechnięta: "Kochane dzieci, macie braciszka! Będzie miał na imię Staś". "Ale gdzie jest mama?" - pytają dzieci. "Jeszcze musi zostać w szpitalu. Jak dobrze pójdzie, za kilka dni wróci z waszym braciszkiem do domu" - odpowiada tatuś. Można sobie wyobrazić, jaka była radość, gdy mama przyjechała z małym Stasiem do domu. Nie mogli sobie tego do końca wytłumaczyć, jak to się wszystko stało, ale byli już spokojni i bardzo się cieszyli, że jest mama, która ich wszystkich kocha.
Ks. Andrzej Kaszycki - MATKA ZBAWICIELA Współczesna Ambona 1997
16.
Na religii ksiądz katecheta, podejmując temat czwartego przykazania Bożego, zapytał dzieci, jak bardzo kochają swoją mamę. Franio, jak zawsze, pierwszy podniósł rękę. Ksiądz udzielił mu głosu. Franek jednak, zamiast odpowiadać, ku zaskoczeniu wszystkich zadał dziwne pytanie: "Proszę księdza, a o którą mamę chodzi?. Ksiądz, zdziwiony, pyta Franka: "A ile ty masz mam?". Chłopiec z wielką powagą odpowiada: "Ja mam dwie mamy. Jedna mama żyje w niebie. To Mama wszystkich ludzi. Druga mama to ta, która mnie urodziła, a teraz jest w domu i gotuje obiad. I muszę powiedzieć, że obie mamy bardzo kocham". "Jakże wspaniała i pouczająca odpowiedź" - podsumowuje ksiądz. Wszyscy uświadomili sobie tę istniejącą, ale często zapominaną prawdę o dwóch mamach.
Ks. Andrzej Kaszycki - DZIEŃ MATKI Współczesna Ambona 1994
17.
Kiedy więc dziś, w Nowy Rok, rozpoczynamy z łaski Bożej nowy odcinek czasu do przeżycia, zwracamy się ku Niej. Ona, stając się Bożą Rodzicielką, pozwoliła nam zostać dziećmi Bożymi. Dzięki Jej macierzyństwu żyję i ja wspaniałym życiem dziecka Bożego!
Bardzo mocno i żywo tę prawdę odczuwała błogosławiona Laura Vicuna, 13-letnia dziewczyna z południowej Ameryki, która żyła niedawno temu, a wyniesiona została przed rokiem na ołtarze przez Jana Pawła II. Dziecko to bardzo bolało nad sytuacją swej matki, religijnie i moralnie oddalonej od Boga. Laura duchowo cierpiąc z tego powodu ofiarowała swe młode życie za nawrócenie matki. Bóg ofiarę przyjął, zabierając ją do nieba, a matce dając z powrotem łaskę Bożego dziecięctwa.
Ks. Edward Chmura - DZIECI NIEBIESKIEGO OJCA I MATKI... Współczesna Ambona 1991
18.
Ks. Alojzy Dróżdż w "Gościu Niedzielnym" z 5 listopada ubiegłego roku w swoim cotygodniowym felietonie opisuje takie oto wydarzenie: "Jest taki zwyczaj, że rezerwiści wysiadając z pociągów w Krakowie idą na krakowski Rynek. Ostatnim razem zebrała się grupa ponad stu pięćdziesięciu. Szli od dworca podchmieleni, rozbawieni, z chustami na plecach, ludzie usuwali się im z drogi. Na Rynku zachowywali się dość wulgarnie. I tutaj warto by zauważyć jeden szczegół. Z całej tej grupy, nieśmiało - jeden wszedł do Kościoła Mariackiego. Przyklęka przed ołtarzem Matki Bożej. Zdejmuje piękną, wymalowaną chustkę. Składa dokładnie w trójkąt. I kładzie poza kratę w stronę ołtarza. Przeciska też mały bukiet kwiatów, prawdopodobnie kupiony u krakowskich kwiaciarek.
Powstaje pytanie: dlaczego ten jeden przyszedł podziękować za służbę wojskową? Chyba dlatego, że tak wychowano go w domu. Bo gdzie się miał tego nauczyć? A tamci pozostali - czy nie przyjdą, gdy wytrzeźwieją, do kościołów? Co będą przeżywać? Przecież siłą i wulgaryzmem nie można zawsze żyć".
Ktoś powie: "to tylko jeden, czy warto stawiać go za wzór". A jednak żyjemy w czasach takiej demokracji, gdzie głos większości zagłusza mądrość jednostek. Przecież świat zmieniały jednostki. Przez nowe odkrycia decydowały o postępie technicznym i cywilizacyjnym, nawet gdy większość się temu sprzeciwiała (tak było np. w przypadku Kopernika).
Ks. Jan Nowakowski„POKÓJ ZOSTAWIAM WAM” w Materiały Homiletyczne - Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE - C - Tarnów 2000 Cz.1
19.
Do misjonarza w Japonii przybyła dwunastoletnia dziewczynka, a wtedy potoczyła się taka ciekawa rozmowa:
"Ojcze, chcę zapisać nazwisko mego ojca do księgi ochrzczonych. On został ochrzczony przed śmiercią".
"Dobrze, chodź ze mną. - Który z ojców udzielił Chrztu świętego?".
"ja sama ochrzciłam ojca".
Dziewczynka spuściła oczy, jak dziecko, które oczekuje na karę. Gdy spostrzegła, że się nie zanosi na karę, podniosła głowę i zaczęła opowiadać.
"Mój ojciec był bardzo chory. Wiele razy przychodził lekarz. Słyszałam, jak powiedział do mojej matki: „Pozostaje mu trzy lub cztery godziny życia”. Zasmuciłam się, tym bardziej, że mój ojciec nie był katolikiem. Gdy lekarz wyszedł, udałam się do pokoju i zaczęłam cicho rozmawiać z ojcem. Powiedziałam mu: 'Tatusiu, lekarz sądzi, że ty musisz umrzeć. Słyszałam, jak mówił mamie. Tatusiu, ja chcę ci jeszcze raz podziękować za to, że pozwoliłeś mi w lecie przyjąć Chrzest święty. Ty wiesz, jaka jestem szczęśliwa od dnia chrztu. Każdego dnia proszę Dobrego Boga, aby cię uzdrowił. Ale zdaje się, że On pragnie zabrać cię do nieba. Ale do tego jest konieczne, abyś, tatusiu, przyjął chrzest.
A wtedy ojciec powiedział do mnie: „Mów mi jeszcze więcej o niebie”.
Wyjaśniłam mu, czego się nauczyłam z katechizmu, że niebo, to zawsze być z Bogiem; że Jezus Chrystus cierpiał i umarł na krzyżu, aby wszyscy ludzie dostali się do nieba, gdy tylko w Niego uwierzą, gdy za swoje grzechy żałują i ochrzczą się.
Ujrzałam w oczach tatusia łzy. Potem powiedział: „Juriko, gdy widzę cię tak szczęśliwą, tak dobrą dla mnie, to czuję, że pragniesz mojego dobra. Więc pragnę być ochrzczony w twojej wierze”.
Zamknął oczy. Wtedy - mówiło dalej to dziewczę - ja wyszłam z pokoju, by przynieść katechizm. Tatuś spał, a po jakimś czasie zaczął tracić oddech. A wtedy przyniosłam wody i ochrzciłam go... Czy dobrze zrobiłam?".
Podniosła oczy na misjonarza i pytała go tymi oczyma.
Misjonarz odpowiedział: "Moje dziecko, tyś otworzyła twemu ojcu bramy niebios. Nie miej żadnej wątpliwości, to był najpiękniejszy czyn miłości, któryś mogła mu wyświadczyć".
Podobnego czynu dokonał i chłopiec.
15 września 1947 r. szalał tajfun na wybrzeżu jednej z wysp Indonezji. Dwunastoletni Paweł Konno uważał się za opiekuna całej rodziny, gdyż jego ojciec zginął podczas wojny. W domu przebywali: babka, matka i dwie siostry. Wszystkie te osoby uczęszczały na kursy religii katolickiej.
Gdy w nocy tajfun zalał miasto, Paweł powiedział do całej rodziny:
"Módlmy się do Ojca, który jest w niebie. Wzbudźmy żal za grzechy, a ja was ochrzczę".
Pierwsza babka pochyliła głowę i została ochrzczona. Potem kolejno: matka i siostry. - Nazajutrz z wody wydobyto ciała wszystkich, za wyjątkiem chłopca, któremu udało się uratować.
Ks. T. Dusza MSF Jezus Zbawicielem s. 88-89, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty Nr 154
20. W pewnym mieście lekarz miał dokonać operację i języka. Kiedy wszystko było już gotowe do operacji, zwraca się do swojego pacjenta, leżącego na stole operacyjnym:
- Jak panu wiadomo, usunięcie języka jest konieczne. O ile ma pan jeszcze coś do powiedzenia, to bardzo proszę. Przykro nam, ale będą to niestety ostatnie słowa pana w życiu.
W sali operacyjnej nastaje dziwna cisza. Po pewnej chwili rozległy się słowa chorego:
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Przystępujący do operacji lekarz miał łzy w oczach.
Ks. Śliwański J. Szczęść Boże w nowym roku, BK 12/1966/, s. 341
21. Światowej sławy kompozytora austriackiego, twórcę nowoczesnej orkiestry, Józefa Haydna, zapytano jednego razu:
- Czemu pan zawdzięcza swoje osiągnięcia muzyczne?
- W całym życiu przy tworzeniu utworów muzycznych trzymałem się jednego: z Bogiem je zaczynałem i zawsze ze słowami: „chwała Bogu” je kończyłem - odpowiedział wielki kompozytor.
Ks. Śliwiński J., Szczęść Boże w nowym roku, BK 12/1968/, s. 341
22.
Dnia 2 lutego 1840 roku we francuskiej miejscowości Brulon urodził się Emil Grouard. Pan Bóg dał temu chłopcu bardzo żywy temperament. Był kimś w rodzaju dzikiego źrebaka, którego nie można ujarzmić. Już jako starszy człowiek tak wspomina swe młode lata:
"Byłem chłopcem tak swawolnym, że rodzice nie mogli dać sobie ze mną rady. Zamiast iść do szkoły, uciekałem do lasu. Do kościoła również niechętnie i nie zawsze chodziłem. Matka często płakała, gdy sąsiedzi przychodzili ze skargami na mnie. Pewnego razu nauczyciel aż rozchorował się, gdy go mocno zdenerwowałem. Mówił, że takiego ucznia jeszcze nie widział w swym życiu. Mój ojciec stolarz z zawodu - gniewał się na mnie i karał mnie często, ale to nie odnosiło najmniejszego skutku.
Pewnego dnia zamiast pójść do szkoły znów uciekłem w pola. Ojciec znalazł mnie w końcu i zagniewany prowadził mnie do domu, trzymając za rękę. Wiedziałem , co mnie czeka. Spotykani po drodze ludzie zachęcali ojca, by porządnie przetrzepał mi skórę.
Nagle ojciec zawrócił z drogi i skierował się do polnej kapliczki. Gdy znaleźliśmy się u jej wejścia, ojciec pchnął mnie przed ołtarzyk, znad którego uśmiechała się dobrotliwie Matka Boża.
- Klękaj łobuzie! - powiedział, a potem zwracając się do Madonny mówił:
- Matko Boża, weź sobie tego łobuza, bo ja już nie wiem, co z nim począć. Wychowaj Ty go sobie, żeby kiedyś nie skończył na szubienicy.
- Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Czułem się gorzej, niż gdybym oberwał porządne lanie. Równocześnie Maryja z obrazu wciąż uśmiechała się do mnie z dobrocią.
Jeśli ojciec oddał mnie Matce Bożej - myślałem to muszę pokazać, że Ona nawet ze mnie zrobi coś dobrego. Rzeczywiście Matce Bożej udało się to, nawet wspaniale, ale o tym powiemy później.
Dalsze losy Emila. Wspomniany Emil, przy pomocy Matki Bożej, zmienił się nie do poznania. Wstąpił do , Zgromadzenia Księży Oblatów, którzy w szczególny sposób czczą Maryję. Skończył seminarium i został księdzem. Przełożeni wysłali go na misje do Kanady. Żegnając się z ojcem przypomniał mu, że oddał go Matce Bożej na wychowanie. Ojciec odpowiedział mu trochę na wesoło:
- Pamiętam o tym, ale dotąd nadziwić się nie mogę, że Ona przyjęła taki podarunek.
Gdy ksiądz Emil przybył do północnej Kanady, olbrzymia większość mieszkających tam Indian była jeszcze poganami. Pod koniec zaś jego życia prawie wszyscy byli chrześcijanami. Dzięki dobremu zdrowiu, silnej woli i żywemu temperamentowi mógł dokonać wielkich rzeczy. Wybudował wiele kościołów, szkół i domów dla sierot. Wiele podróżował po tej zimnej i śnieżnej części Kanady. Tylko w ciągu dwu lat (1868-1869) przejechał osiem tysięcy kilometrów na nartach albo sankach ciągniętych przez psy. Czasem musiał nocować pod gołym niebem. W początkach pracy nieraz kładł się na spoczynek bez żadnego posiłku.
Za zasługi Stolica Apostolska mianowała go biskupem w 1890 roku. Jako hasło umieścił na swym herbie biskupim: "Tyś Matką moją, a jam Twój syn". W swej pracy apostolskiej zawsze starał się szerzyć cześć Maryi. Przez siedemdziesiąt lat pracował jako misjonarz. Władze cywilne w uznaniu jego zasług nazwały jego nazwiskiem Grouard jedno z miast północnej Kanady.
Tyle, co wspomniany Emil, nie zrobicie z pewnością. Od was jednak również zależy, czy będziecie dobrymi dziećmi Matki Bożej i czy sprawicie Jej radość swym życiem.
Ks. S Klimaszewski MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988