- 1 -
Jedną z grup apostołów szatana to ci, którzy czyni~ zła za pieniądze, którzy zarabiają na grzechu bliźniego: właściciele i pracownicy instytucji, które służą rozpijaniu, demoralizacji, autorzy i kolporterzy gorszących książek i czasopism, autorzy demoralizujących programów telewizyjnych i twórcy nagrań wideo z gorszącymi filmami. Ci ludzie często również zdziwiliby się i obrazili, gdyby ktoś im powiedział, że służą szatanowi. Oni mówią, że muszą z czegoś żyć, utrzymać rodzinę, że ich nie interesuje, jakie skutki ich działalność wywołuje w życiu tych, którzy z niej korzystają. Bezmyślność, brak refleksji nad własnym życiem sprawia, że ktoś przez całe lata zarabia na demoralizowaniu innych i wcale nie ma wyrzutów sumienia. Co więcej, uważa się, jeśli nie za porządnego katolika, to przynajmniej za porządnego człowieka. Tymczasem demoralizowanie innych, to nie tylko postawa niegodna chrześcijanina, ale niegodna człowieka. Wobec tego rodzaju potrzebne jest zdecydowane napiętnowanie ich działań ze strony środowiska, w którym żyje.
Niestety, często wartość człowieka mierzy się jego sytuacją materialną. Ktoś jest bogaty, więc godny szacunku, jeśli zrobił majątek na rozpijaniu innych i demoralizowaniu młodzieży. Zwłaszcza w Polsce, gdzie pieniądze i kariera są bardzo ponętne i kuszące, istnieje pokusa sądzenia, że posiadanie majątku rozgrzesza człowieka i nobilituje go. Tymczasem godni szacunku są właśnie ci ludzie, którzy wolą żyć w skromnych warunkach, nie zrobić kariery zawodowej, politycznej, artystycznej czy sportowej, byleby pozostać wiernym sumieniu i nie sprzeniewierzyć się zasadom Ewangelii.
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - "NIE LĘKAJCIE SIĘ TYCH, CO ZABIJAJĄ CIAŁO" (Mt 10, 28-33) BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2 (137) 1996
- 2 -
Kiedy pewnego dnia w kościele parafialnym na Mszy św. niedzielnej pojawia się parafianin, który dotychczas nie chodził do kościoła, wspólnota parafialna ma temat
do dyskusji i plotek na cały tydzień. Jedni śmieją się, inni denerwują, inni przypisują mu złe intencje. Ktoś przypomina jego przeszłość i karierę partyjną.
Jak bardzo jesteśmy podobni do faryzeuszy i ich stosunku do celnika Mateusza! Zamiast cieszyć się z nawrócenia bliźniego - gorszymy się, denerwujemy, kpimy. Trzeba pamiętać, że tylko człowiek, który sam jest naprawdę święty, potrafi cieszyć - się z nawrócenia drugiego człowieka. Tylko człowiek, który sam naprawdę kocha Pana Boga, potrafi cieszyć się, że drugi człowiek nareszcie po wielu latach błądzenia po bezdrożach niewiary, obojętności religijnej czy grzechu, powraca do Boga.
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - TEN, KTÓRY Z CELNIKA STAŁ SIĘ APOSTOŁEM (Łk 5, 27-31) BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(138) 1997
- 3 -
Bywa tak, że najbardziej nieufnie do cudzego nawrócenia podchodzi ten, kto sam jest grzeszny. O nieszczere intencje i interesowność nawrócenia posądzają bliźnich najbardziej ci, którzy sami nie do końca czystą miłością, nie do końca bezinteresowną miłością kochają Boga. Trzeba starać się okazać człowiekowi który się nawraca, że cieszymy się z jego nawrócenia. Bywa tak, że ktoś podjął bardzo wielki wysiłek w pracy nad sobą, zerwał z grzechem zmienił swoje postawy, a otoczenie wcale tego nie zauważyło. Bywa tak, że widzimy iż ktoś zmienił się na lepsze, ale nie wierzymy w trwałość tej zmiany i dajemy temu człowiekowi odczuć jakąś nieufność, brak wiary w to, że jego nawrócenie jest trwałe. Trzeba też starać się z człowiekiem nawracającym się postępować jak z rekonwalescentem, stworzyć mu warunki sprzyjające do tego, aby mógł wytrwać. Jeśli wiem, że ktoś po wielu latach nadużywania alkoholu postanowił całkowitą wstrzemięźliwość od napojów alkoholowych, staram się nie częstować go alkoholem, a zwłaszcza nie nalegać, aby wypić choć trochę. Jeśli widzę, że ktoś z moich bliskich pracuje nad przezwyciężaniem swojej nerwowości, staram się go nie denerwować. Jeśli jesteś żoną alkoholika, który postanowił, że nie będzie pił, i złamał postanowienie zamiast krzyczeć i przeklinać, staraj się zachęcić go, aby próbował na nowo podjąć postanowienie wstrzemięźliwości i nie zniechęcał się niepowodzeniami.
Bardzo ważną rzeczą jest, aby człowiekowi nawróconemu nie wypominać ciągle jego przeszłości. Jeśli Bóg mu przebaczył, człowiek nie może być mniej miłosierny od Boga. A Bóg przebacza tak wspaniałomyślnie, że nawet wielkich grzeszników przyjmuje do swojej chwały, jeśli naprawdę nawrócili się i naprawdę żałują. Oczywiście, że nawrócenie może być czasem pozorne, koniunkturalne. W przypadku celnika Mateusza gwarancja autentyzmu nawrócenia było ofiarne życie i męczeńska śmierć. Nie wszyscy są powołani do męczeństwa, dlatego dla większości ludzi dostatecznym dowodem szczerości nawrócenia jest ofiarne życie.
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - TEN, KTÓRY Z CELNIKA STAŁ SIĘ APOSTOŁEM (Łk 5, 27-31) BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(138) 1997
- 4 -
Kościół zanim wyniesie kogoś na ołtarze, przeprowadza dowód heroiczności cnót, to znaczy, że w życiu kandydata na ołtarze szuka dowodów na to, że ten człowiek praktykował cnoty chrześcijańskie: miłość, pokorę, ducha pokuty w stopniu nadzwyczajnym. Właśnie w życiu konwertytów, czyli ludzi, którzy na jakimś etapie życia byli wielkimi grzesznikami i nawrócili się, a potem zostali beatyfikowani czy kanonizowani - widzimy często heroicznego ducha pokuty, którym odznaczali się po nawróceniu. Aby właściwie podchodzić do nawracających się czy nawróconych grzeszników, musimy pamiętać, że sami jesteśmy lub byliśmy grzeszni. Powinniśmy pamiętać również o przestrodze: "Kto stoi, niech baczy, aby nie upadł". Dzisiaj święty, ale nie mam gwarancji, że jutro nie będę gorszy od tego, kogo dzisiaj potępiam, krytykuję, kogo odsądzam od czci i wiary. "Bóg pysznym się sprzeciwia a pokornym daje łaskę". Tylko człowiek naprawdę święty nie potępia grzesznika. Oczywiście nie pochwala jego grzechów, ale ma miłosierdzie dla tego, kto je popełnia.
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - TEN, KTÓRY Z CELNIKA STAŁ SIĘ APOSTOŁEM (Łk 5, 27-31) BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(138) 1997
- 5 -
Matka Teresa z Kalkuty też przez wielu była entuzjastycznie przyjmowana. Jednak niczego nie mówiła ani nie czyniła "pod publiczkę" i była pokorna. Na pytanie dziennikarza od czego należy zacząć reformę współczesnego świata odpowiedziała: "Od ciebie i ode mnie, mój synu".
Prawdziwy święty to człowiek, który nigdy nie spoczywa na laurach, który ciągle się rozwija. Tak ambitny sportowiec, który chce osiągać jeszcze lepsze wyniki, albo artysta, który chce tworzyć jeszcze lepsze dzieła. Ale w każdym dążącym do świętości musi być coś z Norwida. Nie powinien zniechęcać się, że nie będzie zrozumiany przez współczesnych. Zwycięstwo świętych przychodzi często z opóźnieniem... Są odkryci dopiero przez następne epoki. A prawdziwą nagrody odbierają dopiero w niebie. Błogosławiona Siostra Faustyna też nie przez wszystkich była rozumiana i za życia nie przez wszystkich była uważana za świętą...
Dzisiejsza Ewangelia, która rozpoczęła się bardzo dramatycznie opisem próby ukamienowania Jezusa, zakończyła się bardzo optymistycznie: ludzie zaczynają przekonywać się do Jezusa i uznawać Jego świętość.
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - DLACZEGO W DZISIEJSZYCH CZASACH TRUDNO BYĆ ŚWIĘTYM? BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(140) 1998
- 6 -
W sklepie z odzież używaną wielu klientów ogląda towar, nie zawsze obsługa jest w stanie wszystkim patrzeć na ręce. Zdarza się więc, że niektórzy część towaru wynoszą nie płacąc za niego. To samo na targowiskach. To, że sprzedającym jest człowiek zza wschodniej granicy, nie usprawiedliwia tego, że zostanie oszukany. Raczej powiększa winę. Ten człowiek często przyjechał z daleka, aby coś sprzedać i zarobić, bo tam u siebie nie ma pracy i środków do utrzymania. Inni uważaj, że ukraść bogatemu to nie grzech, inni wciąż myślą, że kradzież mienia państwowego, to nie grzech. A przecież przykazanie "Nie kradnij" obowiązuje zarówno wobec ubogich jak bogatych, rodaków i obcych.
Podobnie uczciwość w słowach, w wypowiedziach obowiązuje nie tylko dziennikarzy, pisarzy, twórców programów telewizyjnych, ale zwykłych ludzi w rodzinie i sąsiedztwie. Oszczerstwo rzucone na przeciwnika politycznego, na konkurenta mającego sklep w sąsiedztwie - jest grzechem. Ale grzechem jest także oszczerstwo rzucone na człowieka prywatnego, który mieszka w tej samej klatce schodowej. Cudzołóstwo jest grzechem wobec Boga, ale i nieuczciwością wobec zdradzonego współmałżonka.
Wielu ludzi, dopuszczających się nieuczciwości, liczy na bezkarność. Na bezkarność ze strony ludzkiego wymiaru sprawiedliwości. Chrystus odpowiada im w dzisiejszej Ewangelii, że jest to złudna rachuba: "Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca Swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania". (Mt 16, 28).
Ks. Tadeusz Bańkowski COr - CZY EKONOMIA ZBAWIENIA MUSI PRZEGRYWAĆ Z EKONOMIĄ TEGO ŚWIATA? BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(141) 1998
- 7 -
...Rudolf Hoess jeden z największych zbrodniarzy hitlerowskich, pozostawił listy do rodziny, które są ciekawym świadectwem przemyśleń człowieka, dokonującego rozrachunku z samym sobą i konfrontującego własne postawy z postawami innych ludzi. Komendant oświęcimskiej fabryki śmierci nie może zrozumieć, dlaczego Polacy, którym wyrządził tyle krzywdy, ani w więzieniu, ani na sali sądowej nie kierują się w stosunku do jego osoby nienawiścią, nie znęcają się nad nim, nie mszczą się w sposób brutalny...
Ks. Bańkowski T., Miłosierdzie - dar Boga dla człowieka, BK 1(115) /1985/, s. 24
- 8 -
Obrona czystości obyczajów.
Krystyna Kuchnowska urodziła się dnia 7.XII.1921 r. Będąc piękną, dobrze zbudowaną zwraca na siebie oczy mężczyzn. Bolało ją, gdy jej uśmiech, którym darzyła wszystkich spotkanych ludzi, niektórzy chłopcy uważali za prowokację. Krystyna przyjaźniła się z Bogusławem Zitwinea. Była to miłość czysta. Bolała nad tym, że jej „sympatia” niekiedy zdradzała wady innych młodzieńców. W sierpniu 1941 r. Krystyna rozmawiała ze swą przyjaciółką, Alfredą. W trakcie rozmowy nagle zagadnęła: „Co byś zrobiła, gdyby jakiś mężczyzna na nas napadł i gdyby nam chciał odebrać uczciwość dziewczęcą?” Ja bym uciekała powiedziała Alfreda. A ja bym się broniła - odparła Krysia i pokazała ręce. O, tymi rękami bym go podrapała i obroniłabym się” Wkrótce czynem potwierdziła prawdziwość tych słów. W liście do tejże przyjaciółki odsłoniła całą duszę pisząc: Alfredo, czuję w głębi, że życie moje teraz jest szare, ale zobaczysz, ja długo tak nie wytrzymam, muszę coś uczynić Wielkiego, co zaważy na całym moim życiu. Tak, coś zrobię, że to zmieni wszystko.
Tym wielkim czynem miała niebawem stać się męczeńska śmierć w obronie czystości. Dnia 11.XI.1941 r., w godzinach popołudniowych, Krystyna modliła się przed obrazem Matki Bożej Szkaplerznej w kościele parafialnym w Krasnymstawie. W kościele była jeszcze jedna kobieta, lecz ta wnet wyszła. Do świątyni wszedł podpity mężczyzna, Zauważywszy Krystynę modlącą się w samotności, rzucił się na nią brutalnie. Rozpoczęła się nierówna walka. Krystyna broniła się i podrapała twarz mordercy. Ten nie mogąc nakłonić Krystyny do grzechu, po chwili straszliwej walki, chwycił z ołtarza lichtarz i nim pozbawił Krystynę przytomności. Wtedy dobył kieszonkowego noża i pokrajał jej ciało. Nie to miejsce, by opisywać szczegóły tej makabryczne zbrodni. Po pewnym czasie zjawili się w kościele ludzie, schwytali mordercę i wydali władzom. Te skazały go na śmierć. Na twarzy straszliwie zmasakrowanej dziewczyny widać było dziwny uśmiech. Stwierdzili to naoczni świadkowie.
Dnia 14.XI 1941 r. odbył się pogrzeb Krystyny. Rozmodlony lud wypełnił świątynię po brzegi.
Ks. Szymański S., Błogosławieni czystego serca, BK 5(92) /1974/, s. 306
- 9 -
Misjonarz pisze w liście: „Miasto Puri ma też 644 zarejestrowanych trędowatych, którzy mieszkają we własnej kolonii za miastem. Od dnia 24 listopada 1975r., na prośbę władz cywilnych, kościół w Puri - przejął opiekę nad tym małym miasteczkiem trędowatych. Należę do załogi ruchomego szpitalika" obsługiwanego przez siostry. Jedziemy na kolonię trędowatych 2 razy w tygodniu. Jest to przeżycie, którego nie można zapomnieć. Na przykład: mała lepianka, półtora metra na dwa metry, zajęta przez jednego mieszkańca, 80-letnią staruszkę. Prawie do niedawna sama żebrała i z tego żyła. Poza trądem, a może z powodu trądu, złamała sobie obie ręce. Zostały one bardzo źle leczone. Prawie nie może się ruszać. Żyje z tego, co inni trędowaci-żebracy dają. Prawie w każdej lepiance jest jakaś ukryta, niedomówiona tragedia.
Ks. Białek Cz. TJ, Umożliwiajmy wszystkim mieszkańcom ziemi lepsze warunki życia, BK 2-3(97) /1976/, s. 116
- 10 -
W początkach bieżącego roku toczył się w Poznaniu proces przeciwko młodocianej zbrodniczej grupie z Puszczykowa. Byli w wieku od 14 do 18 lat. A więc już zaawansowani w rozwoju umysłowym. Jedni uczęszczali do szkoły, drudzy już nie. Rekrutowali się z przeciętnych rodzin - nie przestępczych. Szukając urozmaicenia i wrażeń w swoim - jak uważali - nudnym życiu, zabawiali się podpalaniem różnych obiektów. Spalili więc stodołę, budynek gospodarczy, gdzie były zmagazynowane różne wartościowe rzeczy i chlew z 700 kaczkami, następnie dwa domki letnie i inne obiekty, wielokrotnie podpalali ściółkę na terenie Parku Narodowego, a wreszcie spalili dzwonnicę kościelną. Straty szły w setki tysięcy złotych. Starali się od siebie odwrócić uwagę, uczestnicząc w wyjazdach miejscowej ochotniczej straży pożarnej do zaistniałych pożarów. A więc wolność i swoboda za cenę zbrodni.
Ks. Białek Cz. SJ, Abyśmy w cichym i pokornego serca Chrystusie uznali jedynego i prawdziwego wyswobodziciela, BK 5(98) /1977/, s. 248
- 11 -
Młody mężczyzna, dobrze sytuowany wpada stopniowo w nałóg pijaństwa i inne występki przeciwne etyce katolickiej, przestaje zupełnie praktykować. Poznaje dziewczynę, do której budzi się w nim sympatia. Chce z nią postępować tak jak z innymi dziewczynami, z którymi miał do czynienia uprzednio. Ona, konsekwentna katoliczka, nie zgadza się na to. To go zastanawia i pobudza do refleksji. Stwierdza, że uczucie staje się w nim coraz głębsze.
Ona stawia zdecydowane warunki. On zaczyna nad sobą pracować, stopniowo wydobywa się z nałogów i złych przyzwyczajeń - wraca do praktyk religijnych. Ona dopiero po trzech latach pracy i próby decyduje się zostać jego żoną.
Ks. Białek Cz., O aktywne apostolstwo młodzieży, BK 6(98) /1977/, s.287
- 12 -
Jeden ze starszych kapłanów opowiadał kiedyś wydarzenie, które mu się przytrafiło. Działo się to w czasach, kiedy za opowiadanie zakazanych dowcipów można było trafić na kilka lat do więzienia. Pewnego razu, późną nocą, łomotanie do drzwi. "Otwierać! Milicja" - usłyszał przerażony. Następne wydarzenia potoczyły się jak w koszmarnym śnie. Więzienie, sąd, wyrok - 20 lat zsyłki do obozu pracy. Kolejne dni poniewierki w bydlęcych wagonach, wrzaski strażników... wreszcie obóz. Szybko rozeszła się wiadomość - przywieźli księdza. W nocy konspiracyjny szept nieznanego współwięźnia: "Proszę księdza, w sąsiednim baraku umiera człowiek, leży od kilku tygodni i prosi o księdza". Wystraszony kapłan nie wiedząc, czy to prawda, udaje się we wskazanym kierunku. Faktycznie, na barłogu leży strzęp człowieka. Rozpoczyna się spowiedź z kilkudziesięciu lat. I już po spowiedzi wyznanie umierającego: "A jednak matka miała rację". Kapłan zaskoczony pyta o co chodzi i słyszy odpowiedź: "Matka mówiła mi, abym przestrzegał pierwszych piątków miesiąca. Dopóki byłem dzieckiem, robiłem to, później wiodłem życie dalekie od Ewangelii, ale dzisiaj zrozumiałem, że Bóg wywiązuje się z danych obietnic. Teraz mogę spokojnie umrzeć". Na drugi dzień wywieziono jego ciało poza obóz i wrzucono do wspólnej mogiły, a ksiądz został wezwany do komendanta obozu. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy dowiedział się, że właśnie otrzymali wiadomość o pomyłce, która zaszła, i ma się szybko pakować. Wraca do domu.
Powie ktoś: jedna z wielu opowiastek, którymi nas się karmi... Ale czy nie warto zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na nią w świetle dzisiejszej Ewangelii? "Czy śpi, czy czuwa - nasienie rośnie". Wrzucone przed laty nasionko dobra, być może zapomniane, może przywalone bezmiarem grzechu, ale potężne stojącym za nim słowem Bożym, Bożą obietnicą. Bóg nigdy nie zostaje dłużnikiem człowieka, a swoje zobowiązanie zawsze spłaca szczodrą ręką.
Powie ktoś, że więcej jest przykładów na owocowanie zła. Czy więcej - nie wiem, ale na pewno są bardziej nagłaśniane. Może właśnie o to chodzi, aby w nas pojawiło się przekonanie: "Po co czynić dobro, skoro i tak ludzie go nie dostrzegają? Po co w ogóle być dobrym, skoro wokół zwycięża cwaniactwo, skoro opłaca się czasami zapomnieć o Bożych przykazaniach".
Jakże potrzebne jest dzisiaj wielu ludziom wezwanie św. Pawła, skierowane do Koryntian: Postępujemy według tego, w co wierzymy, a nie według tego, co widzimy. Bardzo często wiara staje się jedynym ratunkiem przed bezsensem proponowanym nam przez dzisiejszych włodarzy umysłów.
Ks. Jan Kasztelan - JAK ZIARNO GORCZYCY BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(138) 1997
- 13 -
W pewnej szkole podstawowej nauczycielka kazała dzieciom napisać wypracowanie na temat domu rodzinnego. Jedno z dzieci tak napisało życie rodzinne: „Mamusia wstaje rano, szykuje nam śniadanie, potem budzi nas i pomaga w myciu, ubraniu i wyprawia do szkoły. Potem mamusia idzie po zakupy, gotuje obiad dla nas i tatusia. Mamusia sprząta i pierze. Mamusia nie pracuje. Pracuje tylko tatuś. On jest kierowcą”.
Ks. Białek Cz. SJ, Rozmawiał z kobietą, BK 3-4 /1972/, s.176
- 14 -
Znane jest wydarzenie z życia św. Alojzego który zmarł młodo jako kleryk jezuicki w czasie studiów teologii. Pewnego razu w czasie wypoczynku popołudniowego, czyli tzw. rekreacji Alojzy grał z kolegą w szachy. Pośród gromadki otaczających ich współbraci rozwinęła się dyskusja na temat: Co byś zrobił, gdybyś wiedział że za chwilę masz umrzeć? Jedni mówili, że czym prędzej pobiegliby do spowiedzi, drudzy poszliby pomodlić się do kaplicy, inni pragnęliby szybko uporządkować różne sprawy. Ktoś zapytał Alojzego: A ty, co byś uczynił? „Ja bym grał dalej” odpowiedział spokojnie Alojzy. On się już wyzbył lęku przed śmiercią.
Ks. Białek Cz. SJ, Ludzie oczekujący Pana, BK 2 /1972/, s. 97
- 15 -
By życie było świadectwem, należy je przepoić modlitwą. Modlitwa jednak jest trudna, dlatego wielu z nas ją zaniedbuje. Chciałbym tutaj powiedzieć, że istnieje prosta metoda modlitwy. Każdy może ją z łatwością przyswoić. Zacznijmy od uświadomienia sobie obecności Boga. Ogarnia ona wszystko. W Nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy. Nigdy sami! Myśl więc o Bogu tak, jak myślisz o swojej żonie, o samym mężu, o swych dzieciach, o rodzicach czy przyjacielach. Bóg jest bardziej rzeczywisty i bliższy niż oni. On jest w nas.
Jeśli tak jest, to trzeba uważać, by nie czynić tego, co obrażałoby Jego obecność. Czyste serce jest pierwszym warunkiem dobrej modlitwy. A drugim warunkiem - jest umiejętność zwracania się do Boga we wszystkich sprawach, jak do kogoś bardzo życzliwego i przyjaznego nam. Nie potrzeba słów wyszukanych. Powiedzmy to, co mamy na myśli, przedstawmy Bogu nasze potrzeby, kłopoty i radości. Nie trzeba wielu słów. Wystarczy jedno zdanie, a czasem i słowa nie są potrzebne. Trwać przed Nim - to jest również modlitwa.
Ks. Szymański Z., Potrójny dar, BK 6 /1967/, s. 351
- 16 -
Pod koniec powstania warszawskiego zostaje ranny na Mokotowie ppor. Jerzy Malinowski. Odłamek granatu uderza go w okolice nosa. Traci wzrok, przez powstały otwór wypływa mózg. Pod kulami przybiega do powstańczego szpitala matka rannego. Prosi, błaga lekarzy o pomoc. Czuwa przy rannym synu. Następuje poprawa. Syn odzyskał przytomność, mózg cofnął się w głąb czaszki, a nawet otwór między oczyma pokryła błona, po wojnie matka wyczytała w gazecie, że w USA robi się operacje, które przywracają wzrok. /jeśli nie są uszkodzone nerwy/ Ważne jest tylko, żeby mieć gałkę oczną od człowieka żyjącego, albo, co przed chwilą skonał. Matka pisze list do profesora i prosi o operację dla 23-letniago syna: „O samo oko proszę się nie martwić, bo pan profesor wyjmie moje i przeszczepi synowi aby choć raz mógł oglądać świat Boży!”. - Oto serce matki, pełne miłości u dziecka!
Ks. Białek Cz., Idźcie jesteście posłani, BK 2-3 /1968/, s. 118-119
- 17 -
W powieści Radziejów Kujawski ojciec staruszek miał dwóch synów. Obaj pobudowali sobie obszerne domy i żyli w nich ze swymi rodzinami. Ojciec natomiast mieszkał w starym domu. Była to lepianka częściowo zwalony Rroiacz fmiarci; temu, kto by chciał w niej przebywać. Któregoś dnia lepianka się zawaliła. Dziwnym trafem ojciec ocalał. Stracił jednak schronienie. Gdzie teraz zamieszka? Chyba u któregoś z synów? Ale u synów nie było miejsca. Został chlew dla starego ojca. Została jeszcze stodoła. Cóż, pójdę do stodoły” - powiedział starzec.
Po jakimś czasie ojciec poczuł się gorzej. W stodole było raz chłodniej i przewiewniej. Zbliżała się zima. W końcu nastały mrozy. Starzec okrył się kożuchami, jak mógł, i czekał końca swojego życia. Codziennie jakaś litościwa dusza zajrzała, by podać starcowi trochę jedzenia. Ale synowie nie pomyśleli by zabrać ojca do siebie. Cóż, byłby kłopot. Niech sobie będzie w stodole. Już i tak nic po nim. Sąsiedzi wiedzieli o losie starca ale nie interweniowali. Bali się kłótni i nieporozumień z synami starca.
Aż w końcu chory ojciec poczuł, że nadchodzi śmierć. Prosił o księdza. Ksiądz przybył. Zaszokowany sytuacją, jaką zastał, postawił Najświętszy Sakrament na klepisku stodoły, bo stołu nie było. Wyspowiadał starca, udzielił mu Sakramentu Namaszczenia, a potem interweniował u synów. W końcu jeden z nich z ciężkim sercem zgodził się przyjąć do siebie umierającego ojca. Nie na długo go przyjął, bo po siedmiu godzinach starzec już nie żył.
Ks. Szymański S., Starzec jest także człowiekiem, BK 8-9 /1970/, s. 213
- 18 -
30-letnia staruszka skarżyła się, że nic nie może czytać.
- Jak więc pani wypełnia swoje godziny czy pani się nie przykrzy?
- O nie, gdy nuda i zniechęcenie zaczyna pukać do serca, biorę różaniec i odmawiam.
- Ile pani dziennie potrafi odmówić cząstek różańca?
- Czasem mówię ich dziewięć. Modlę się za wszystkie dzieci moje żyjące i zmarłe.
Ks. Szymański S., Starzec jest także człowiekiem, BK 8-9 /1970/, s. 213
- 19 -
Oto myśli, które w 13 r. zapisał pewien kapłan-więzień: Śmierć - wszystko przypomina, a jednak mało się o niej myśli. Zwiędły kwiat, liść pożółkły, gasnąca żona mówi o kresie życia. Wszystko przemija. Nic się dwa razy nie powtarza. Niby to samo słońce świeci; a tymczasem jego wczorajsze światło na zawsze uleciało. „Gdy ten sam potok szumi, a tymczasem fala unosi twe spojrzenie, cząstkę twego życia. Już za chwilę nigdy nie wróci.
Czy sobie zdajesz sprawę, że twoje życie, podobnie jak potok, płynie rwącymi falami ku wieczności? Biada ci, jeżeli te fale zagarniają tylko brud i męty. Z czym płyniesz do brzegu wieczności? Jedno krótkie życie, a potem wieczność bez kresu. Wszystko zawisło od chwili, jaką przeżywasz. Tę jedną chwilę spędź dobrze, jak najlepiej, a już ci ona nie zginie. Fala życia uniesie jedną perłę więcej.
Żyj ostrożnie, bo nie wiesz ile zdołasz jeszcze wysłać fal załadowanych plonem. Czy wiesz, kiedy ci powiedzą: Już więcej włodarzyć nie będziesz?
Żyj wysiłkiem! Widziałeś, jak ratują przedmioty z płonącego domu? Od sekundy zależy nieraz życie i mienie. Twoje życie jest płonącym domem. Jeszcze go nie zdążyłeś poznać, a już się rozpada. Godząc się, wszedłeś w jego drzwi i stale zbliżasz się ku wyjściu. Czego z sobą nie wziąłeś, przepadło. Nie namyślaj się zatem tylko ratuj, co się da!
Drżyj, byś w tym momencie nie wyszedł ze swego domu biednym pogorzelcem, który niczego nie uratował. W wieczności już cię nikt nie wspomoże. Tam można żyć tylko własnym kapitałem”.
Ks. Szymański S., Starzec jest także człowiekiem, BK 8-9 /1970/, s. 213