- 1 -
W Armenii istniała legenda, według której w XIII wieku kraj ten znalazł się w niebezpieczeństwie. Książę tatarsko-mongolski Kasamus podbił okoliczne plemiona i zbliżał się do Armenii. Dowiedziawszy się jednak o sławnej z piękności córce króla Armenii, wysłał posłów z propozycją oddania mu pięknej córki za żonę i zawarcia przyjaźni. Armenia i jej królewska rodzina była katolicka. Córka królewska, by ratować swą ojczyznę przed gniewem potężnego Mongoła, uczyniła z siebie ofiarę i zgodziła się zostać żoną chana, ale pod warunkiem, że uszanuje jej wiarę i ewentualne potomstwo pozwoli ochrzcić i po katolicku wychować. Kasamus warunek przyjął i piękna armeńska księżniczka została żoną tatarskiego chana. Legenda głosi dalej, że pierwsze dziecko, syn narodzony z tego małżeństwa, urodził się tak potwornie brzydki, że zawiedziony ojciec kazał go utopić. Zrozpaczona matka ochrzciła jednak przedtem dziecko. I oto stało się coś bardzo dziwnego. Dziecko z chwilą przyjęcia chrztu św. tak dziwnie wypiękniało, że chan zostawił je przy życiu...
Tyle legenda, ale kryje ona w sobie wielką treść, którą tchnął w nią katolicki duch Armenii. Zawiera prawdę, że był w naszym życiu dzień, w którym kapłan, zastępca Boży, obleczony wszechmocą Zbawiciela, wypowiedział nad nami te zdumiewające słowa, w pełni prawdziwe i jak najbardziej skuteczne: "Wyjdź z niego, duchu nieczysty, i daj miejsce Duchowi Świętemu". A mocą słów obrzędu chrzcielnego: "Ja ciebie chrzczę", dokonała się przemiana nieprawdopodobna: szatan stracił władzę nad nami, a Duch Święty i cała Trójca Święta weszła tryumfalnie do naszej dziecięcej duszy.
To nie przesada że dzień chrztu św. to największy dzień w naszym życiu!
Ks. Marian Gosa COr - WIGILIA PASCHALNA W WIELKĄ NOC BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 3-4(136) 1996
- 2 -
Zdarzyło mi się kiedyś podczas wizyty duszpasterskiej zapytać wprost panią domu: "Przepraszam, dlaczego pani wlała do talerza nie poświęconą wodę? Jak ja poświęcę pani mieszkanie?" Na twarzy kobiety pojawił się strach. Przeprosiła i skruszona wyznała, że nie miała czasu pójść do kościoła po święconą wodę. "I co teraz będzie?" - zapytała. "Poświęcę pani wodę, tę, tu na talerzu. Będzie pani miała święconą wodę w domu". Pod koniec wizyty, kiedy już trochę "puściły lody", zapytała, skąd ja wiedziałem, że ta woda jest faktycznie prosto z kranu. "To proste - odpowiedziałem - od samego początku wyglądała pani na przestraszoną, jakby coś ukrywała przede mną; nie posiada pani również kropidła (no bo do czego kropidło); podczas modlitwy na dźwięk słów »woda święcona« z lękiem spojrzała pani na talerz z wodą; poza tym obok nie ma żadnej buteleczki z wodą święconą, a na dodatek na całej klatce schodowej nikt, tak jak pani, nie ma święconej wody".
Chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że święcona woda to przeżytek, to taki tradycyjny dodatek w czasie Mszy św. Jakże wielu mówi żartobliwie: "Niech ksiądz go dobrze pokropi, może ten diabeł z niego wyjdzie". Mówią, ale sami w to nie wierzą. Bo funkcjonuje tylko to stare przysłowie: "Boi się, jak diabeł święconej wody".
Ks. Andrzej Ziółkowski - STARA KROPIELNICA Współczesna Ambona 1999
- 3 -
Z pewnością znana nam jest opowieść, jak to pewnego dnia Europejczyk rozmawiał z Arabem na temat religii i Boga. Skąd wiesz, zapytał Araba, że Bóg istnieje, skoro Go nigdy nie widziałeś? Arab rzekł: Popatrz na ten piasek pustyni. Co tutaj widzisz? Europejczyk przyglądnąwszy się, rzekł: Widzę tu ślady jakichś zwierząt i wydaje mi się, że przechodziło ich tędy kilka. Wtedy Arab rzekł: Wie pan, ja nie widziałem zwierząt, które tędy szły, ale ponieważ całe życie prowadzę wielbłądy przez pustynię i znam ją jak własną kieszeń, mogę panu powiedzieć, że szły wielbłądy, i że ich było pięć. Podobnie - mówił dalej Arab - jest z Bogiem. Ja nie widziałem Go wcale, ale wszędzie, gdzie spojrzę, widzę ślady Boga. Toteż mówię sobie: Tędy szedł Bóg.
Są tacy, którzy odnajdują Boga przez filozoficzne dociekania. Takim był zmarły kilka lat temu wybitny filozof austriacki Albert Niedermayer. Urodził się on w rodzinie religijnie obojętnej i nie był nawet ochrzczony. Był jednak człowiekiem niezwykle inteligentnym. W ciągu kilku lat ukończył pięć wydziałów uniwersyteckich: filozofię, medycynę, biologię, teologię, prawo. Ciągle jednak czuł się niezadowolony i wiecznie czegoś szukał. Wreszcie, po długich rozmyślaniach, poprosił o chrzest i przyjął go w katedrze św. Stefana w Wiedniu, w Wigilię Wielkanocy, w trzydziestym roku życia. Po chrzcie powiedział, że dopiero teraz czuje się szczęśliwy.
Ks. H. Kiemona Poszukiwanie Boga s. 100 Materiały Homiletyczne Marzec/Kwiecień nr 156.
- 4 -
Kiedyś nasza telewizja pokazała film polskiej produkcji pt. „Pięciu” ukazuje tragedię pięciu górników zasypanych w kopalni. Uwięzieni pod ziemią górnicy nie dają jednak za wygraną. Rozpoczynają trudną walkę o swoje życie. Najstarszy z nich, doświadczony górnik, podtrzymuje wszystkich na duchu. Nie wolno traci nadziei, trzeba być pewnym wybawienia. Jeden z młodych w chwili załamania wpada w rozpacz. Teraz dopiero doceniają wartość życia. Teraz, może tak, jak nigdy dotąd, każdy z nich zdaje sobie sprawę z tego, że chce żyć. Stary górnik zna dobrze kopalnię, układ przekopów, chodników i starych wyrobisk. Resztą dynamitu wysadza przejście do sąsiedniego chodnika, tam ginie w czasie wystrzału. Umęczeni górnicy resztkami sił rozpoczynają uciążliwą wędrówkę, a w końcu jeden z nich wysoko w górze dostrzega jasność.
Światło! - wyrywa się z jego piersi. Światło - zbawienie!
Ks. Grzesica J., Przez śmierć do życia, BK 2(94) /1975/, s. 89