- 1 -
Pół roku temu w Stanach Zjednoczonych rozbił się doszczętnie samolot pasażerski. Zginęło kilkadziesiąt osób, ocalała tylko jedna mała dziewczynka. Fachowcy badający straszny wypadek orzekli, że zawdzięcza swe życie matce, która własnym ciałem ochroniła swe dziecko przed płomieniami i nagłym zderzeniem z ziemią.
Ks. Andrzejewski R., Droga posłuszeństwa wiary, BK 6 /1987/, s. 347
- 2 -
Pewna dziewczynka, której tatuś nie chodził do kościoła, koniecznie chciała, aby ojciec nawrócił się. Ciągle modliła się o nawrócenie taty. Zachorowała na ciężką chorobę, i nie było dla nie ratunku... Przed swoją śmiercią poprosiła do łóżka ojca i powiedział: Tatusiu, czy możesz spełnić ostatnią prośbę? Wiem, że niedługo umrę i proszę cię o jedno; byś w dniu pogrzebu poszedł do kościoła. Modliłam się codziennie o twoje nawrócenie". Kiedy umarła, jej ojciec przystąpił do sakramentów św. i stał się gorliwym chrześcijaninem. Ona ofiarowała Panu Bogu najważniejsze - swoje życie za życie wieczne swego ojca.
Ks. Południak K., Będzie miła Panu ofiara, BK 1-2 /1993/, s. 5
- 3 -
Pani Janina Hertz w swoim zbiorze opowiadań o zwierzętach zawarła opowiadanie o wilkach. Gdy Matka Boża wracała po ofiarowaniu Fana Jezusa w świątyni, popłakiwała trochę, chociaż starała się ukryć to, jak mogła. Proroctwo Symeona - sprawiedliwego staruszka, który oczekiwał na Zbawiciela - przeraziło Ją. Co mogły znaczyć słowa: "A duszę twoją miecz przeniknie". Czyżby miało się stać coś strasznego?
Nagle Maryja zobaczyła na drodze karawanę - gromadę ludzi stojących na środku drogi. I wtem osiołek, na którym jechała, zaparł się nogami i za nic nie chciał iść dalej. Na próżno św. Józef przekonywał kłapoucha, że od jego wysiłku zależy życie Dzieciątka Bożego. Na próżno zdjął z grzbietu zwierzaka tobołki i bagaże, bo myślał, że osłu za ciężko. Osioł stał jak głaz i nie chciał zrobić kroku naprzód. Maryja zeszła z grzbietu upartego zwierzęcia i zaczęła je po swojemu przekonywać o konieczności dalszej drogi.
"Ja się boję - powiedział osiołek - czuję wilki. - "Gdzie tu na drodze mogą być wilki?" - zapytała Maryja. A jednak były. Gdy doszli do zbiegowiska ludzi zauważyli, że w środku stoi starzec, który chwali się wszystkim, że w swoim worku trzyma wilki. Maryja podeszła i zajrzała do worka. Okazało się, że rzeczywiście w worku były małe wilczki. Nagle od strony pobliskiego lasu zaczęła pędzić w stronę zbiegowiska duża szara wilczyca. Biegła nie patrząc na ludzi. Utkwiła swój wzrok w owym worku z wilczkami. Ludzie zaczęli ciskać wilczycę kamieniami, aby ją zabić. Tymczasem wilczyca wyczuła, kto jest jej bliski i jednym susem dopadła płaszcza Matki Bożej. "Oddaj wilka - krzyczeli ludzie. Maryja powiedziała: "Nie oddam wilczycy - ona w obronie swoich dzieci naraziła się na śmierć, pokonała strach przed ludźmi. Gotowa była złożyć w ofierze nawet swoje życie; byleby tylko odzyskać swoje dzieci. Starzec, który trzymał w worku wilczki, nie chciał już słuchać. Zarzucił worek na ramię, ale tak zaplątał się w sznurkach wiążących worek, że się rozwiązały i małe wilczki wydostały się z worka. Czym prędzej pobiegły w kierunku matki - wilczycy, a tą zaczęła je lizać i merdać ogonem bardzo szczęśliwa. Oto otrzymała nagrodę za swoją ofiarę...
Ks. Południak K., Będzie miła Panu ofiara, BK 1-2 /1993/, s. 4
- 4 -
Wojtek z klasy II obiecał Panu Bogu, że będzie codziennie modlił się dodatkowo za grzeszników. Ania z V klasy była wielką łakomczuchą i w dodatku nigdy nie umiała się z nikim podzielić swoimi smakołykami, ale obiecała Bogu w czasie Mszy św., że odtąd będzie zawsze się dzieliła z innymi. Jurek z klasy VII ofiarował Bogu wolę pomocy koledze, który był ciężko chory i przez trzy miesiące leżał w szpitalu. Odtąd często ich widać, jak chodzą po lesie i uczą się wspólnie.
Ks. Południak K., Będzie miła Panu ofiara, BK 1-2 /1993/, s. 5
- 5 -
Dawniej, gdy lutowe mrozy mocno ścisnęły, zgłodniałe wilki zaczęły już dobierać się do biednych chłopskich zagród. Wtedy Maryja z zapaloną gromnicą w ręku wychodziła, by je odpędzić. Ten obraz przez pokolenia był ilustracją do dzisiejszego święta. Ukazywał on dobroć Tej, która jest nasz obroną, która światłem odpędza niebezpieczeństwa czyhające w ciemnościach na człowieka.
W starożytnym Konstantynopolu w dzielnic portowej znajdowała się świątynia ozdobiona obrazem Matki Bożej. Miejscowi nazywali ten obraz Hodegitria czyli Matka Boża wskazująca drogę. Trzymała bowiem na tym obrazie Dziecię Jezus, a drugą ręką wskazywała na Swego Syna, błogosławiony owoc żywota swojego. Nie tylko konstantynopolitańskim portowcom, ale i nam wskazuje drogę, którą mamy kroczyć my - "żeglarze" na morzu czasu narażeni na burze i wichury.
Ks. Krzysztof Ryszka SYNAMI ŚWIATŁOŚCI JESTEŚMY BK 86/5
- 6 -
W frasobliwy sposób niosła światło córeczka pewnego dygnitarza. Najpierw był wierzącym. Potem stał się niewierzącym. Miał ukochaną córeczkę, jedynaczkę. Pewnego dnia w czasie zabawy w piaskownicy chłopak sypnął jej w oczy piaskiem. To dało początek chorobie, tak że dziewczynka mimo wizyt u najlepszych specjalistów traciła wzrok. Gdy lekarze bezradnie rozkładali ręce stwierdzając, że na tym etapie rozwoju medycyny już nic pomóc nie są w stanie, powiedzieli, że tu może dopomóc tylko cud. Chociaż ojciec już nie wierzył w cuda, udał się do Częstochowy, w której przecież działy się już cuda. Po długiej modlitwie przed obrazem Czarnej Madonny pochyla się nad córką i pyta: "Córuś, czy widzisz. - "Nie, tatko, nic nie widzę, ale modlę się za ciebie, abyś uwierzył". - I wrócił do domu z Częstochowy "widzący", że bez Boga życie nie ma głębi, a cierpienie jest trudne do zniesienia.
Ks. Krzysztof Ryszka SYNAMI ŚWIATŁOŚCI JESTEŚMY BK 86/5
- 7 -
Każdy kapłan, który wiele lat przepracował trudząc się w winnicy Pańskiej, może opowiedzieć niejedną historię ludzkiego buntu przeciw Bogu w sytuacji dramatu, który jak miecz przenika serce człowieka. Tak jak niepowtarzalne jest życie każdego człowieka, tak liczne są ludzkie dramaty: od bólu matki po nagłym zgonie dziecka, które w takim trudzie wychowywała przez wiele lat, po pytania młodych ludzi, mających żony, mężów, małe dzieci, które umierają na białaczkę w klinikach hematologii. Od dręczącego pytania, czy mąż zostanie uratowany z zawału w kopalni, po ból ojca patrzącego na swoje sparaliżowane dziecko... Listę ludzkich tragedii można by powiększać w nieskończoność i nie będziemy tego robić.
Jednakże dla wielu z nas takie dramatyczne wydarzenia w naszym życiu stają się początkiem kroczenia po drogach buntu, bo mimo codziennego powtarzania: "bądź wola Twoja", w chwili próby - jak się okazuje - nie potrafimy zrozumieć cierpienia, pogodzić myśli o kochającym Bogu któremu zaufaliśmy - z nieszczęściem, jakie nas dotknęło. Dlaczego nie potrafiliśmy? Sądzę że świadczy to często o naszej duchowej niedojrzałości, o zatrzymaniu się w naszym rozwoju duchowym na etapie małego dziecka, któremu trudno zrozumieć, iż chrześcijaństwo to nie tylko radość zmartwychwstania, lecz to również cierpienie - krzyż.
Ks. Janusz Tereszczuk SI - DROGA POSŁUSZEŃSTWA WIARY BK 87
- 8 -
Ofiarowanie Pańskie. Po marmurowych schodach świątyni jerozolimskiej, bezpieczny w ramionach Matki, wstępuje Jezus przed ołtarz swego Ojca. Ten moment, gdy nazaretańska rodzina posłuszna przepisom prawa ofiarowuje w świątyni swego pierworodnego Syna, szczególnie mocno utkwił w sercach tych, których zafascynował ten bezbronny Boży Syn. Dajemy już od lat wyraz tej pamięci trzymając w dłoniach gromniczne świece, przypisując tej świecy szczególną moc, by rozładowywała przez wiarę wszelkie gromy, które godzą w człowieka. Już dawniej, gdy wilki podchodziły pod zagrody, gdy burza szalała nad domami, przodkowie nasi oddawali się w opiekę Matki Bożej paląc gromnicę.
„MARYJO, WPROWADZAJ JEZUSA DO NASZYCH RODZIN" BK 88
- 9 -
Na Świętej Górze Gostyńskiej wśród wielu próśb i podziękowat5 składanych co środę na Nowennę znalazło się kiedyś wymowne podziękowanie: "Maryjo, 40 lat jesteśmy już małżeństwem. Różne przechodziliśmy czasy, różne koleje losu, ale zawsze byliśmy razem. Zawsze łączyła nas miłość i wiara, że przysięgi złożonej raz wobec siebie i Boga złamać nie wolno".
Z pewnością uniknęłoby się wielu tragedii rodzinnych, uratowałoby się wiele ognisk domowych, gdyby więcej liczono na Boga. Jakoś tak zawsze bywało, że rodzinę polską kojarzono z rodziną katolicką. To była nasza najwspanialsza etykieta. A dzisiaj niektórzy odczuwają niezdrową radość z tego, że to już przeszłość.
„MARYJO, WPROWADZAJ JEZUSA DO NASZYCH RODZIN" BK 88
- 10 -
Pusta ulica wiejska. Słońce coraz bardziej napełnia wszystko ciepłem i światłem. Przy jednym domu oparty o drewniany parkan stoi mężczyzna. Coraz mocniej wychyla swą głowę w jednym kierunku ulicy. Jego smutne oczy wypatrują czegoś lub kogoś. Na ulicy jednak ciągle pusto...
W pewnym momencie żywo poruszył się ów człowiek. Oczy jego zaczęły się niepewnie uśmiechać. Intensywnym patrzeniem sprawdza pojawienie się w dali bliskiej jemu i ukochanej postaci. Tak - to ona. Pozwala swym oczom i sercu na całkowitą pogodę. Dobrze ujrzałem! To moja żona. Idzie moje pocieszenie w samotności choroby. Dobrze ujrzałem! Z radością otwiera jej drzwi.
Ks. Janusz Szajkowski - UJRZEĆ ZBAWIENIE BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2 (136) 1996
- 11 -
Na niejednym westernie można było widzieć scenę, jak ktoś płaci złotą monetą a otrzymujący ja przez nagryzienie zębem sprawdzał jej prawdziwość. Jaka szkoda, że dzisiaj nie ma tak prostego sposobu na rozróżnienie prawdy od fałszu, oryginału od falsyfikatu. Wielu ludzi inwestuje swoje pieniądze a nawet życie, aby później z goryczą dowiedzieć się, że ktoś ich oszukał, że wykorzystał ich łatwowierność... A przypomnijmy sobie ból zadany przez osobę, która mieniła się być naszym przyjacielem, a w chwili, kiedy najbardziej jej potrzebowaliśmy, zawiodła nas...
„O człowieka coraz trudniej". W ten sposób skarży się w piosence jeden z młodzieżowych wykonawców. Można by potraktować ten głos jako jeszcze jeden chwyt, którym chce się kupić dzisiejszą młodzież, gdyby nie fakt, że jest ona rzeczywiście spragniona wszystkiego co prawdziwe. Prawdziwa przyjaźń, prawdziwa miłość, prawdziwość życia - wydaje się, że to towar, na który jest ogromne zapotrzebowanie. Ciekawą rzeczą jest, że pragnienie autentyzmu staje się tym większe, im dłużej człowieka karmi się kłamstwem. Wszyscy się zastanawiają, jak się to dzieje, że w epoce rozdmuchanego tzw. konfliktów pokoleń, siedemdziesięcio kilku letni człowiek w białej sutannie znajduje wspólny język z nastolatkami, których nie próbuje "złapać" różnymi chwytami socjotechnicznymi. Mówią, że głód wyostrza apetyt. Może właśnie taki głód powodował bohaterami dzisiejszej Ewangelii - głód poznania tego, co Prawdziwe.
Ks. Jan Kasztelan - W POSZUKIWANIU PRAWDY BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(138) 1997
- 12 -
Szwajcarski pisarz F. Durrenmatt wyraził takie odczucia w krótkim opowiadaniu pt. Tunel: "Podczas rutynowego kursu na uczęszczanej trasie pociąg zanurza się nagle w nie kończącym się tunelu. Pędzi coraz szybciej w nieprzeniknione ciemności, zjeżdża w dół, jakby zmierzał do środka Ziemi. Pasażerowie zachowują się jednak tak, jak gdyby nic się nie stało. Jedynie pewien student i kierownik pociągu zdają sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ten drugi ma wrażenie, że nie będzie już światła na końcu tunelu, bo nie będzie końca, a jedynie przeciągający się w nieskończoność początek końca..."
...Nie traćmy nigdy nadziei na światło, na jasny dzień po długiej ciemnej nocy! W owym pędzącym w ciemnościach pociągu z opowiadania Durrenmatta nadzieja także nie zgasła. Wyraził ją student, który na rozpaczliwe pytanie kolejarza: "Co robić?" - odpowiedział: "Nic. Bóg każe nam spadać, i tak oto lecimy prosto w Jego ręce".
Ks. Jan Lubiński - ZAPALIŁO SIĘ ŚWIATŁO W CIEMNOŚCI BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2(142) 1999
- 13 -
Pozostawiając specjalistom karrupetentną ocenę treściowych i artystycznych walorów filmowej wersji - "Trędowatej" - Mniskówny, w reżyserii Hoffmana trzeba chyba dostrzec wartościowy przykład postawy ordynata Waldemara Micharowskiego. To jest ta konsekwentna motywacja jego autentycznej oblubieńczej miłości, która się nie załamie wobec miażdżącej przecież krytyki i zachowania sfery, z której pochodził, a do której bezprawie w mniemaniu owej sfery wprowadził swą żonę. Ten szczytowy stopień zaangażowania i postawienia w motywacji życia wszystkiego na jedną kartę - jest bardzo potrzebny. Bo tak naprawdę liczy się Bóg i jego miłość.
Ks. Jerzy Król DOJRZAŁOŚĆ RELIGIJNA Współczesna Ambona - Kielce 1984 Rok XI Nr 1-2
- 14 -
Zapalone świece dzisiejszej uroczystości przypominają nam chrzest, w czasie którego wyrzekliśmy się szatana, a przyjęliśmy Chrystusa.
Szatan, diabeł, demon, zły duch, duch nieczysty - to słowa do niedawna wstydliwe, przestarzałe. Nowoczesny kaznodzieja, rekolekcjonista, misjonarz, unikał ich w imię postulatu nauczania pozytywnego, w imię nowej teologii. Dużo racji miał C.S. Lewis, pisząc z iście angielskim humorem w "Listach starego diabła do młodego", że największym osiągnięciem szatana w XX w. jest wmówienie ludziom, że go nie ma. W ostatnich dwudziestu latach sytuacja zmieniła się diametralnie. Bardzo dużo mówi się i pisze o szatanie i satanistach. W prasie codziennej czyta się o wybrykach satanistów, polegających na profanacji znaków religijnych, grobów, kościołów. Coraz głośniej mówi się o opętaniach. Znudziło się złemu duchowi milczenie o nim, i daje o sobie znać tym, którzy w niego nie wierzyli. Dla wielu jest to szok, przerażanie. Jak to jest z tym szatanem?
Ks. Józef Kudasiewicz - CHRYSTUS - MOCNIEJSZY OD SZATANA Współczesna Ambona 1997
- 15 -
Na koniec naszego rozważania w ten gromniczny dzień niechaj powróci - przywołany wyobraźnią i słowami poetki świat, z którego wyrosła tradycja tego pięknego święta.
"Wyszła Najświętsza Pani z kapliczki pomiędzy lud.
W błękitnym płaszczu niesie Dzieciątko drogą wśród grud.
A droga była śliska, zawiana, dął zimny wiatr.
Borem wał śnieżny zastąpił drogę, złej zimy brat (...)
Nie bój się, Dziecię, szepce Maryja wznieś rączkę tak!...
Nad wierną ziemią, nad wiernym ludem zrób krzyża znak!...
Gnani śnieżycą idą do wioski, do pierwszych drzwi.
- Pozwólcie, ludzie, ogrzać się w izbie, Syn z zimna drży.
Biedni wy, biedni, siądźcie przy piecu. Gość w dom Bóg w dom.
Wrócili potem do swej kapliczki na skrzyżowaniu dróg.
A lud w Gromniczną idąc z kościoła spłaca im dług.
Zapala świece, szepce nabożnie: O dzięki Ci!
Matko ubogich, Patronko wiosek, w gromniczne dni".
(Maria Zientara-Malewska, "Matka Gromniczna z kapliczki" antologia "Intencje serca", Księgarnia św. Wojciecha 1985, s. 368-369)
Ks. Jan Kaczmarek - "PRZYBĘDZIE DO SWEJ ŚWIĄTYNI PAN" (MI 3,1) Współczesna Ambona 1994
- 16 -
W 1980 r. ukazała się we Francji książka Genevieve Duboscq "Et Dieu sauva mon fils" (Bóg ocalił mojego syna). Autorka tej książki mieszka w Normandii. Dom jej znajduje się na pustkowiu. Odsunęła się od ludzi, aby odnaleźć spokój, skupienie i możliwość rozważania wielkich spraw Bożych, jakie dokonały się w jej życiu. A historia jej życia była niezwykle barwna. Jako młoda dziewczyna, w czasie, okupacji niemieckiej, przeżyła wstrząsające wydarzenia. Mieszkała przy przejeździe kolejowym, gdzie ojciec był dróżnikiem. Przejazd znajdował się na wysepce wśród stawów. W nocy 5 czerwca 1944 r. usłyszeli warkot samolotów alianckich. W powietrzu unosiły się tysiące spadochroniarzy. Niemcy zapalili reflektory przeciwlotnicze. Rozpoczęła się straszliwa masakra. Później całą noc razem z ojcem zbierali łodzią ocalałych 350 żołnierzy, przewożąc ich w miejsce bezpieczne. W kilka miesięcy później Genowefa wybrała się ze swym bratem na przechadzkę. Noga brata zaplątała się w druty. Genowefa pociągnęła za drut, by go uwolnić i spowodowała wybuch miny przeciw czołgowej. Brat rozerwany został na kawałki, dla niej rozpoczął się długi okres pobytu w szpitalu. Szpital opuszcza jako inwalidka w 90%, a w jej ciele pozostaje około 400 odłamków miny. Niedługo później wychodzi za mąż. Jej pierwsze dziecko umiera z głodu, bo jego organizm nie przyjmuje żadnego pokarmu. Szóste z kolei dziecko zostało dotknięte tą samą chorobą. Wówczas zrozpaczona matka nad konającym dzieckiem składa dziwny ślub. Obiecuje udać się w pieszej pielgrzymce do Ziemi Świętej, do Jerozolimy, jeżeli Bóg sprawi cud i uratuje jej dziecko. Cud się dokonał. Dziecko (Noel) zostaje uzdrowione. W pięć lat później, dokładnie 13 lipca 1965 r. Genowefa wyrusza samotnie z Normandii, jedynie w towarzystwie osiołka, w kierunku Ziemi Świętej. W ciągu trzech miesięcy przejdzie pieszo 4100 kilometrów. W tym czasie przeżyje różne dramatyczne chwile. Z niebywałą wytrwałością przechodzi przez Szwajcarię, Włochy, Jugosławię, Bułgarię. Dociera do Istambułu w Turcji. Tutaj ostatni odcinek drogi zmuszona jest przebyć autobusem, gdyż zima zamknęła wysokie góry Taurusu. Wreszcie znalazła się w Jerozolimie. W bazylice Grobu Pańskiego Genowefa w czasie dziękczynnej Mszy św. składa w ofierze, a później zapala dużą świecę jako wotum wdzięczności. Płomień spalającej się świecy wyrażał jej głęboką wiarę, miłość ofiarną, nadzieję na światłość życia wiecznego. Trzeba dodać, że pragnąc całkowicie wypełnić swój ślub Genowefa Duboscq w późniejszym terminie odbyła jeszcze dwie pielgrzymki do Lourdes i do La Salette, co odpowiadało odległości z Istambułu do Jerozolimy.
Ks. Wiesław Wilk - OFIARNY PŁOMIEŃ Współczesna Ambona 1991
- 17 -
Człowiek w swoim życiu ma wiele marzeń i planów. Może i wy mieliście jakieś? Może były one podobne do tych, jakie miał Grzesiek? Ciągle marzył, żeby być lotnikiem. Chciał zostać kapitanem samolotu i latać na różne kontynenty. Kiedy uznał, że i bez tego może być na różnych kontynentach i zwiedzać obce kraje, postanowił, że zostanie podróżnikiem i wielkim odkrywcą. Ale i z tego pragnienia zrezygnował, bo co można jeszcze odkrywać, kiedy już wszystko jest znane i nie sposób już dokonać czegoś tak wielkiego, jak w przypadku Krzysztofa Kolumba, odkrywcy Ameryki. Marzeniom Grześka nie było końca. Ostatecznie postanowił, że kiedy dorośnie, będzie w życiu kimś wielkim, niezwykłym.
Ks. Andrzej Kaszycki - SPEŁNIONE MARZENIA Współczesna Ambona 1995
- 18 -
Michel Quoist w książce pt. Rozmowy o miłości tłumaczy, dlaczego wielu ludzi wybiera ciemności: "Niebezpiecznie jest zbliżać się do światła. Doświadczyłem tego w bolesny sposób. Gdy pokój jest w mroku, nie widać w nim nieporządku, ale gdy nastanie dzień, widać kurz na meblach i brud na podłodze". Quoist, pisząc o nieuporządkowanym pokoju, pisze o nieuporządkowanych, zaśmieconych duszach ludzkich, które unikają światłości jak ognia. Wolą nie dostrzegać prawdy, stosując taktykę strusia, co na dłuższą metę oznacza przegraną. Światło Chrystusa pozwala ostro widzieć i odróżniać bałagan od porządku, sens od bezsensu, życie od wegetacji, dobro od zła. Światłość Chrystusa chce człowieka ocalić, obdarzyć pełnią życia.
- 19 -
Przypomina mi się w tym miejscu wspaniałe spostrzeżenie biskupa Tadeusza Pieronka, który z pewną dozą humoru napisał kiedyś: "Siedziałem w konfesjonale i przysłuchiwałem się kazaniu. Ksiądz na ambonie plótł straszne androny i pomyślałem sobie: «Zejdźże człowiecze, bo powypędzasz ludzi z kościoła». Naraz słyszę, że ktoś puka w konfesjonał. «Proszę księdza, pod wpływem tego kazania doszedłem do wniosku, że muszę uporządkować swoje życie». I następuje spowiedź generalna. Pomyślałem sobie wtedy: «Widzisz, Pieronek, jakiś ty jest głupi! Bo ty myślisz, że to jest ten ksiądz. A to nie jest on, tylko narzędzie. I to narzędzie jest w ręku Boga, który potrafi się nim posługiwać, a ty byś chciał, żeby to narzędzie działało tak, jak ty to sobie wyobrażasz»" (Kościół nie boi się wolności).
- 20 -
W biografiach francuskiego pisarza Victora Hugo napotykamy na pewien pozornie drobny, ale budzący wiele refleksji szczegół. Oto pewnego dnia przyszedł do niego jego serdeczny przyjaciel. Zaskoczyło go dziwne zachowanie pisarza. Jak zawsze siedział przy biurku, ale zamyślony i smutny, a w jego oczach odbijał się lęk i niepokój. Zapytał o przyczynę tego stanu rzeczy, a w odpowiedzi usłyszał: "myślę o śmierci". To jakieś nieporozumienie, że ten, który między innymi był autorem powieści Człowiek śmierci, sam nie potrafił przezwyciężyć lęku, jaki go ogarniał na myśl o śmierci. Kontrastuje to z postawą pisarza i nastawieniem współczesnego człowieka postawa starca Symeona, który, jak słyszeliśmy w Ewangelii modli się: "Teraz o Władco pozwól odejść słudze Twemu" (Łk 2,29).
Ks. Jan Siedlarz w Materiały Homiletyczne - Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE - C - Tarnów 2000 Cz.1
- 21 -
Wspaniały jest obraz van Eycka przedstawiający ofiarowanie w świątyni. Na dalszym planie obrazu ukazującego Maryję podającą Chrystusa Symeonowi i towarzyszącego Jej świętego Józefa widać chorych. Dobrze uchwycił sens tej ewangelicznej sceny artysta malarz, jakby chciał wskazać, że człowiekowi znajdującemu się w sytuacji granicznej, stającemu na progu śmierci, a więc staremu, choremu i jakże często wtedy opuszczonemu potrzebny jest ten, którego symbolizuje przynoszona dziś przez wiernych do kościoła świeca, potrzebny jest Ten, który powiedział o sobie: "Ja jestem światłością świata, kto idzie za mną, nic będzie chodził w ciemnościach, lecz będzie miał światło życia" (J 8,12). Po drodze oświetlonej światłem idzie się bezpiecznie. Sędziwy Symeon dostrzegł w Chrystusie "światło na oświecenie" (Łk 2,32) i dlatego modli się: "teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju" (Łk 2,29).
Zawsze jest tak, że człowiek w swoim życiu albo trzyma w swych rękach światło albo ciemność, alba chodzi w świetle, albo w ciemności. Jeśli podda się oddziaływaniu ducha ciemności, trudno mu się wyzwolić ze strachu i lęku, nawet - a może zwłaszcza - wtedy, gdy spotka się z prawdą, gdy staje w obliczu śmierci, gotów jest powiedzieć - nie chcę pojednać się z Bogiem i przyjąć sakramentów świętych, nie chce, mówiąc językiem dzisiejszej Ewangelii, wziąć w swoje ręce Chrystusa - Światła, aby go przeprowadził bezpiecznie przez bramę śmierci.
Ks. Jan Siedlarz w Materiały Homiletyczne - Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE - C - Tarnów 2000 Cz.1
- 22 -
To dlatego w naszej polskiej tradycji dzisiejsze święto nazywamy Świętem Matki Bożej Gromnicznej i poświęcamy świecę nazywaną gromnicą. Podajemy ją konającym, aby im uświadomić obecność Chrystusa i Maryi przy ich śmierci, aby niejako tym światłem oświetlić ich drogę do wieczności.
W jednym z kazań na Uroczystość Matki Boskiej Gromnicznej Kardynał Stefan Wyszyński, nawiązując do tego polskiego zwyczaju, mówił: "Nie idzie o to, aby płonęły świątynie, ale o to, aby płonęły dusze. Nie idzie o to, aby rozgrzały się ogniem mury prastarych świątyń, ale by wasze dusze rozgrzały się miłością ku Bogu. Nie jest ważne to, że żarzą się okna naszych świątyń, ale to, że dusze żarzą się wiarą i nadzieją. Nie idzie o to, aby spaliła się świeca, idzie o to, by spaliła się dusza Bogu na chwałę. Nie idzie o to, aby zanieść do domu płonące świece, ale o to, by wprowadzić w nie świetliste obyczaje. Wraz z poświęconą świecą musi wejść w progi rodzinne domów polskich Światłość Prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, byśmy mogli z ziemi ogniem oczyszczonej, sercami rozpalonymi miłością śpiewać Panu pieśń nową".
Ks. Jan Siedlarz w Materiały Homiletyczne - Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE - C - Tarnów 2000 Cz.1
- 23 -
Kiedyś, miałem wtedy 23 lata, i dużo temperamentu, w Wielki Piątek zamiast modlitwy u grobu Chrystusa zaczęłam po prostu czytać Ewangelię. Pamiętam, że nagle jasno, bez finezyjnych rozważań, scena z Magdaleną przywróciła mi właściwy wymiar i zdrowe spojrzenie na sprawy erotyzmu /Z ankiety pt. „Kim jest dla mnie Jezus Chrystus”, drukowanej w Tygodniku Powszechnym/.
Ks. Poloch L. Światło Chrystusa znakiem pokoju, BK 1(94) /1975/, s. 12
- 24 -
„Oglądałem niedawno fotografię z terenów misyjnych. Na jednej z nich - obok siebie - dwie twarze. Jedna z nich smutna, z oczyma przygaszonymi bólem i żalem, twarz całkowicie pokryta wrzodami i ropiejącymi ranami. To była twarz chłopca z afrykańskich krajów. Obok tej twarzy jest pokazana druga twarz miłego murzynka. Twarz roześmiana i czysta. Wspólny podpis wyjaśnia sytuację. Na tych dwóch fotografiach jest twarz tego samego pięcioletniego Ede Nvaegbo. Jeden zastrzyk penicyliny, podany przez dobrych ludzi z ekipy walczącej z chorobą pian spowodował, iż twarz tego samego chłopca po dziesięciu dniach stała się inna, radosna, czysta, zdrowa, pełna blasku i pokoju.
Ks. Majka E., Światło Chrystusa znakiem pokoju, BK 1(94) /1975/, s. 16
- 25 -
Śmierć was zabrała w dalekich obozach
Na wiekuisty w zaświatach spoczynek
A Polska - Sancta Mater Dołorosa
Płacze za wami w boleści matczynej.
Nad waszą trumną: nad urną popiołów,
Co dla nas, żywych, relikwią są świętą,
Rozbrzmiewa korne Requiem aniołów
W hołdzie przed waszą męką niepojętą.
Za dni gehenny, za bezmiar cierpienia
Odpuść im, Chryste, wszelaką przewinę
I obdarz łaską wiecznego zbawienia:
Requiem aeternam dona eis Domine.
Niech ciężar Krzyża, pod którym padali,
Wstrząśnie Twym sercem, Jezu z Galilei!
Patrz-cały naród gromnice im pali:
Et lux perpetua luceat eis.
(Włodzimierz Wnuk, w: "Suplikacje czasu wojny") Współczesna Ambona - Kielce 1989 Rok XVII Nr 3
- 26 -
Na koniec naszego rozważania w ten gromniczny dzień niechaj powróci - przywołany wyobraźnią i słowami poetki świat, z którego wyrosła tradycja tego pięknego święta.
"Wyszła Najświętsza Pani z kapliczki pomiędzy lud.
W błękitnym płaszczu niesie Dzieciątko drogą wśród grud.
A droga była śliska, zawiana, dął zimny wiatr.
Borem wał śnieżny zastąpił drogę, złej zimy brat (...)
Nie bój się, Dziecię, szepce Maryja wznieś rączkę tak!...
Nad wierną ziemią, nad wiernym ludem zrób krzyża znak!...
Gnani śnieżycą idą do wioski, do pierwszych drzwi.
- Pozwólcie, ludzie, ogrzać się w izbie, Syn z zimna drży.
Biedni wy, biedni, siądźcie przy piecu. Gość w dom Bóg w dom.
Wrócili potem do swej kapliczki na skrzyżowaniu dróg.
A lud w Gromniczną idąc z kościoła spłaca im dług.
Zapala świece, szepce nabożnie: O dzięki Ci!
Matko ubogich, Patronko wiosek, w gromniczne dni".
(Maria Zientara-Malewska, "Matka Gromniczna z kapliczki" antologia "Intencje serca", Księgarnia św. Wojciecha 1985, s. 368-369)
Ks. Jan Kaczmarek - "PRZYBĘDZIE DO SWEJ ŚWIĄTYNI PAN" (MI 3,1) Współczesna Ambona 1994
- 27 -
To dlatego w naszej polskiej tradycji dzisiejsze święto nazywamy Świętem Matki Bożej Gromnicznej i poświęcamy świecę nazywaną gromnicą. Podajemy ją konającym, aby im uświadomić obecność Chrystusa i Maryi przy ich śmierci, aby niejako tym światłem oświetlić ich drogę do wieczności.
W jednym z kazań na Uroczystość Matki Boskiej Gromnicznej Kardynał Stefan Wyszyński, nawiązując do tego polskiego zwyczaju, mówił: "Nie idzie o to, aby płonęły świątynie, ale o to, aby płonęły dusze. Nie idzie o to, aby rozgrzały się ogniem mury prastarych świątyń, ale by wasze dusze rozgrzały się miłością ku Bogu. Nie jest ważne to, że żarzą się okna naszych świątyń, ale to, że dusze żarzą się wiarą i nadzieją. Nie idzie o to, aby spaliła się świeca, idzie o to, by spaliła się dusza Bogu na chwałę. Nie idzie o to, aby zanieść do domu płonące świece, ale o to, by wprowadzić w nie świetliste obyczaje. Wraz z poświęconą świecą musi wejść w progi rodzinne domów polskich Światłość Prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, byśmy mogli z ziemi ogniem oczyszczonej, sercami rozpalonymi miłością śpiewać Panu pieśń nową".
Ks. Jan Siedlarz w Materiały Homiletyczne - Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE - C - Tarnów 2000 Cz.1
- 28 -
Przypomina mi się w tym miejscu wspaniałe spostrzeżenie biskupa Tadeusza Pieronka, który z pewną dozą humoru napisał kiedyś: "Siedziałem w konfesjonale i przysłuchiwałem się kazaniu. Ksiądz na ambonie plótł straszne androny i pomyślałem sobie: «Zejdźże człowiecze, bo powypędzasz ludzi z kościoła». Naraz słyszę, że ktoś puka w konfesjonał. «Proszę księdza, pod wpływem tego kazania doszedłem do wniosku, że muszę uporządkować swoje życie». I następuje spowiedź generalna. Pomyślałem sobie wtedy: «Widzisz, Pieronek, jakiś ty jest głupi! Bo ty myślisz, że to jest ten ksiądz. A to nie jest on, tylko narzędzie. I to narzędzie jest w ręku Boga, który potrafi się nim posługiwać, a ty byś chciał, żeby to narzędzie działało tak, jak ty to sobie wyobrażasz»" (Kościół nie boi się wolności).
Ks. Zygmunt Podlejski - MARYJA Z NAZARETU - Wyd. Ks. Sercanów 2001