Żywy trup, szakale i hieny - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane poniedziałek, 19, kwietnia 2004
W ostatnim miejscu naszych spotkań
Chodzimy po omacku razem
I unikamy słów
Tu zgromadzeni na tym brzegu
Wezbranej rzeki...
Oto tak kończy się nasz świat,
Oto tak kończy się nasz świat,
Oto tak kończy się nasz świat,
Nie z hukiem tylko ze skowytem".
Słów wprawdzie dzisiaj w Polsce nie unikamy, jak sugeruje w swoim wierszu T. S. Eliot, bo gadają wszyscy, jeden przez drugiego, ale to nie żaden radosny gwar, tylko żałosne lub przymilne skomlenie. Właśnie skowyt. Już dni dzielą nas od Anschlussu. Administrująca dotąd Polską łobuzeria, nie mając już żadnego pomysłu na rządzenie poza postępującym wpędzaniem państwa i obywateli w długi (każde dziecko, które przychodzi w Polsce na świat, rodzi się z długiem 2800 dolarów), namówiła łatwowierny naród, by 8 czerwca ub. roku wyrzekł się niepodległości. Zaktywizowali się wszyscy starzy faryzeusze, co to jeszcze za Stalina wyćwiczyli się w "postawie służebnej" , młode pokolenie jurgieltników, które ze zdrady uczyniło sobie wygodny sposób na życie, no i oczywiście agentura, rozpleniona u nas niczym w czasach saskich. Można bez większej przesady powiedzieć, że to, co uważalibyśmy prostodusznie za linię polityki państwa, jest po prostu stanem chwiejnej równowagi między agenturami różnych państw i zwyczajnymi kryminalnymi mafiami. Teraz, kiedy w niecierpliwym oczekiwaniu na niemiecką inwestyturę, tubylcza łobuzeria podsrywa się nawzajem bez żadnych ceregieli, wychodzi na jaw smutna prawda. Polska była dotąd kierowana przez grupę jakichś kryminalistów. Opowieści pana Wiesława Kaczmarka, należącego zresztą do tego towarzystwa, potwierdzają to w całej rozciągłości, podobnie, jak wyjaśnienia pana premiera Millera. Wynika z nich, że trzeba było ratować państwo przed straszliwym zagrożeniem, bo pan Modrzejewski chciał podpisać kontrakt na wieloletnią dostawę rosyjskiej ropy za pośrednictwem cypryjskiej spółki. Dopiero kiedy nowy prezes Orlenu, pan Wróbel podpisał kontrakt na wieloletnią dostawę rosyjskiej ropy za pośrednictwem cypryjskiej spółki, to straszliwe zagrożenie zostało od państwa odsunięte. Wobec naglącej konieczności zmiany prezesa Orlenu, trzeba było zainscenizować spektakularne aresztowanie przez uzbrojonych po zęby agentów UOP, którzy w pięć samochodów, z piskiem opon, zagrali w tym gangsterskim filmie. Potwierdziło się to, cośmy zawsze podejrzewali, że najgroźniejsza, najbardziej niebezpieczna mafia to po prostu rząd i podległe mu służby. Pan Modrzejewski powiada, że zmiany na stanowisku prezesa Orlenu życzył sobie pan Kulczyk. Aaaa, skoro tak, to i tak dobrze, że jakiś agent UOP z nadgorliwości pana Modrzejewskiego nie zastrzelił. Potem trzeba by tylko podać, że był, dajmy na to, wrogiem ludu, (co zresztą wcale nie musi być kłamstwem), a wszelkie próby dojścia prawdy przez komisję do spraw służb specjalnych, zostałyby skutecznie storpedowane przez posła Lewandowskiego, dawniej ze skorumpowanego SLD, a teraz już ze szlachetnej Socjaldemokracji Polskiej. Zresztą nawet gdyby poseł Lewandowski niczego nie torpedował i Sejm powołał dla wyjaśnienia tej sprawy nadzwyczajną komisję śledczą, to i tak nic by to nie dało. Właśnie komisja śledcza zdecydowała, że najprawdziwszą wersję wydarzeń zawarła w swoim sprawozdaniu pani posłanka Anita Błochowiak, ta od pionowych korytarzy. O korytarzach to ona może i nie wie, ale wie, po co partia skierowała ją na odcinek komisji śledczej. Rzeczywiście, Sejm niczym już chyba nas nie zaskoczy; jeszcze tylko brakuje rewelacji, że posłowie okradają się nawzajem z portfeli i portmonetek, ale spokojnie - kadencja trwa i wszystko przed nami. Trzeba nam bowiem pamiętać, że wyjście na jaw tych "zamysłów serc wielu" jest ubocznym efektem zabiegów polityków tubylczych o uzyskanie inwestytury niemieckiej, która prawie pokrywa się z inwestyturą lichwiarzy. Chodzi o wykazanie się przed jednymi i drugimi, kto lepiej potrafi pilnować ich interesów, które wymagają również bajerowania i trzymania za twarz narodu tubylczego. Nerwowość wzrasta, bo i czasu zostało niewiele. 30 kwietnia ma się odbyć połączone posiedzenie Sejmu i Senatu, na którym wystąpi prezydent Niemiec, pan Johannes Rau. Być może nie ogłosi jeszcze nazwisk swoich faworytów, ale coś przecież nam chyba powie; co Niemcy zamierzają z nami zrobić i w ogóle. Wtedy i nasze elity polityczne będą lepiej wiedziały, czego się trzymać i z jakiego klucza wypada im teraz śpiewać. Sporo zależy także od rezultatu wyborów prezydenckich w Ameryce, które, jak wiadomo, odbędą się w listopadzie. Jeśli wygra kandydat demokratów, pan Kerry, to nie jest wykluczona zmiana polityki amerykańskiej, nie tylko w Iraku, ale w wobec Europy. Być może nawet nastąpi powrót do linii prezydenta Clintona, który podczas swej wizyty w Berlinie zachęcał Niemcy do "wzięcia większej odpowiedzialności za Europę". W przełożeniu na język ludzki oznaczałoby to amerykańską zgodę na urządzanie Europy przez Niemcy po swojemu, a to z kolei gwałtownie zwiększa prawdopodobieństwo zapoczątkowania procesu prowadzącego do zmiany przynależności państwowej jednej trzeciej polskiego terytorium, zwłaszcza, że i w Niemczech władzę przejmie prawdopodobnie chadecja. W takiej sytuacji jest całkiem możliwe, że dla lepszego przypieczętowania pogodzenia Ameryki z Europą, Niemcy, w zamian za amerykańskie desinteressement dla swoich planów zjednoczeniowych, chętnie zgodzą się na zadośćuczynienie żydowskim roszczeniom majątkowym w Polsce i w związku z tym będą preferowały u nas tych polityków tubylczych, którzy na takie rozwiązanie pójdą. Warto w związku z tym zwrócić uwagę na charakterystyczną rolę pana Jerzego Urbana; ministrowie odbywają do nie go pielgrzymki, on sam mentoruje premierowi i prezydentowi, wysłuchuje zwierzeń Lwa Rywina, przypadkowo jest obecny, kiedy Miller przez telefon "naciska" ministra Kaczmarka w sprawie prezesa Orlenu, no, a pan Kaczmarek dopiero teraz pobiegł z donosem akurat do "Gazety Wyborczej".-----------------------------------------------------------