— Nie, to nie jest żaden wirus. To jest... coś bardziej skomplikow
synu. Och, chwileczkę.
Weszła Jo, a zaraz za nią Ben i Claire Romero. Moreland szybko uścisnął dłoń Jo i objął Claire. Obejrzał się w moją stronę i
— Czy możemy dokończyć rozmowę po kolacji?
Jo wydawała się odmieniona — oczy mniej zapuchnięte, głos prawie beztroski, bez przerwy wychwalała jedzenie. Poinformowała wszystkn przy stoie, że zwłoki Lymana dotarły do Stanów i zostały odebrane pr^ rodzinę. Następnie zamachała rękami broniąc się przed kondolencjam i zmieniła temat oświadczając, że jej badania dają wspaniałe efekty.
Niebo stało się ciemnogranatowe, a potem czarne. Chmury deszczowe wyglądały jak szare smugi. Wisiały w tym samym miejscu, w którym widzieliśmy je rano.
Kiedy Jo zakończyła swoją przemowę, Moreland wstał i podszedł do balustrady, po której śmigały żabki. Zatrzymały się i przyglądały mu $i$ z zainteresowaniem. Karmił je z ręki, a potem wrócił do stołu i zaczął przemowę na temat mieszania się gatunków. Wydawało mi się, że unika mego spojrzenia.
Po krótkiej wymianie zdań na błahe tematy przedmiotem zainteresowania stała się Claire Romero, jak to zwykle bywa z nowo przybyłymi.
Mówiła ciekawie, ale bardzo cicho. Urodziła się w Honolulu jako córka dwojga nauczycieli, studiowała grę na skrzypcach, a następnie występowała w kilku zespołach kameralnych i miała zamiar zająć się muzyką profesjonalnie.
Cóż stanęło na przeszkodzie? — spytała Jo, nadgryzając rogalik.
Zabrakło mi talentu — odparła Claire z uśmiechem.
Zdarza się, że nie bywamy najlepszymi sędziami we własnej sprawie.
Jednak w moim przypadku tak właśnie było, pani Picker.
Była bardzo utalentowana — powiedział Ben. — Ożeniłem si« z w
i odciągnąłem od muzyki.
Ben, proszę cię... — powiedziała Claire, wpatrując się w swój talen
Jesteś nieprzeciętnie utalentowana, moja droga — powiedział More
land. — I dawno nam nie grałaś — ostami raz chyba w zeszłym roku-
prawda? Na moje urodziny. Jakiż to był cudowny wieczór.
Od tamtej pory prawie nie grałam. — Zwróciła się do Robin. —
Robiła pani kiedyś skrzypce?
Nie, ale myślałam o tym. Mam trochę starego drewna świerkowego
z Alp i tyrolskiego klonu, które świetnie się na to nadają, ale nie wiem, <#
sobie poradzę.
Dlaczego? — spytała Jo.
Z powodu wymiarów. Nie chciałabym zmarnować starego drewna-
Claire ma wspaniałe stare skrzypce — powiedział Ben. — Francuski*-
„Guersan". Ponad stuletnie. I przypadkowo znajdują się w bagażniku.
Claire spojrzała na niego.
148
ijśmiechnął się do niej z miną niewiniątka, a ona pokiwała głową.
_ Cóż, w takim razie musisz dla nas zagrać — powiedział Moreland, klaszcząc w dłonie.
^ Naprawdę wyszłam z wprawy, doktorze...
^- Chętnie zaryzykuje i posłucham, moja droga.
Claire spojrzała na Bena.
_ Proszę cię, tylko jeden lub dwa utwory.
_^ Ostrzegam was, lepiej przynieście sobie zatyczki do uszu.
_- Zbagatelizujemy to ostrzeżenie. Czy mogłabyś zagrać to samo, co w zeszłym roku? Vivaldiego?
Claire zawahała się. Spojrzała na Bena.
Zauważyłem skrzypce — powiedział. — Leżały w szafie. Powiedziały
„y; „Weź nas ze sobą".
Jeżeli słyszysz głosy, lepiej będzie, jeśli porozmawiasz z doktorem
pelaware.
No więc jak, moja droga? — dopominał się łagodnie Moreland.
Claire skinęła głową.
Dobrze, doktorze.
Grała wspaniale, ale sprawiała wrażenie napiętej. Zaciśnięte usta, przygarbione plecy, podrygiwała do taktu. Muzyka wypełniła cały taras. Kiedy skończyła, rozległy się oklaski.
— Dziękuję za wyrozumiałość. Teraz naprawdę muszę już iść i przygo
tować się do jutrzejszych lekcji.
Moreland odprowadził Claire i Bena do wyjścia. Pam w roztargnieniu bawiła się kawałkiem mango. Robin dotknęła mojej ręki.
— Ładnie grała, prawda, Alex?
— Fantastycznie — powiedziałem, myśląc o A. Tutalo. O jeszcze jednej
zy, o którą zapytam Morelanda, kiedy wróci.
Nie wrócił.
Robin zaproponowała:
— Chodźmy na górę. — Nie oponowałem.
Zamknęliśmy drzwi naszego apartamentu i objęliśmy się. Po chwili tyliśmy w łóżku, całując się i pieszcząc.
Kiedy już było po wszystkim, zapadłem w głęboki, pozbawiony jakich-^Wek wizji sen.
" środku nocy obudziłem się zaniepokojony.
Usiadłem zlany potem.
Jakieś dźwięki... Oszołomiony nie mogłem się zorientować, co to takiego.
Szybkie kroki na korytarzu...
Ktoś biegł?
149