ROZMOWY Z KATEM
Życie Kazimierza Moczarskiego1
Kazimierz Moczarski urodził się w Warszawie w 1907 roku. Po ukończeniu gimnazjum, w wieku 19 lat rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Równocześnie uczył się w Wyższej Szkole Dziennikarskiej. W tym okresie odbył praktykę zagraniczną w paryskim Konsulacie Rzeczpospolitej Polskiej. Dyplom prawniczy otrzymał w 1932 roku. Swą wiedzę jeszcze przez dwa lata uzupełniał w Instytucie Wyższych Studiów Międzynarodowych w stolicy Francji.
W latach 1934-1935 pracował jako dziennikarz w dość radykalnym dwutygodniku społeczno-politycznym „Płoń”. Później objął stanowisko radcy w Wydziale Organizacji i Ochrony Pracy Ministerstwa Opieki Społecznej. W swoim mieszkaniu organizował zebrania nieformalnej grupy działaczy związków zawodowych. W 1937 roku należał do twórców polskiego Klubu Demokratycznego, potem został członkiem Stronnictwa Demokratycznego. W lipcu tego roku Moczarski ożenił się z Zofią Płoską, która pracowała w Ministerstwie Opieki Społecznej.
Gdy wybuchła wojna, ewakuowano go z Warszawy, bowiem był urzędnikiem państwowym. Odmówił jednak opuszczenia kraju i powrócił do stolicy. W czasie okupacji używał fałszywych dokumentów wystawionych na nazwisko Kazimierz Sankowski. Od 1940 roku aktywnie działał w konspiracji. Wstąpił do ZWZ, a potem do AK. Moczarski pracował tam w Wydziale Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej. W tym czasie posługiwał się pseudonimami: Rafał, Wolski a potem Maurycy. Był również kierownikiem działu dochodzeniowo-śledczego (m.in. prowadził procesy o kolaborację) i zastępcą Wydziału Dywersji Osobowej w Okręgowym Kierownictwie Walki Podziemnej. W 1944 roku uczestniczył w akcji oswobodzenia więźniów ze Szpitala Jana Bożego. W tym okresie został również członkiem nowo powstałego, działającego w podziemiu, Zjednoczenia Demokratycznego.
Po wybuchu powstania w stolicy, zajmował się informacją radiową. Pracował w tym charakterze do końca walk. Współredagował także powstańcze gazety. Za swój wkład w działalność polskiego ruchu oporu otrzymał we wrześniu 1944 roku Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami. W październiku uczestniczył w ewakuacji z Warszawy Delegata Rządu RP na Kraj, Jana Stanisława Jankowskiego. Leopold Okulicki mianował Moczarskiego szefem Biura Informacji i Propagandy. Funkcję te pełnił w Częstochowie do rozwiązania Armii Krajowej, a potem (od czerwca 1945) w powstałej Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj.
Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną postulował i nawoływał do zaprzestania walk z Sowietami, dekonspiracji i jawnej pracy na rzecz odbudowy kraju. Mimo to, został aresztowany przez funkcjonariuszy „bezpieki”. Niewiarygodna perfidia Stalina podsunęła mu pomyśl, niepojęty dla ludzi wychowanych w normalnym, demokratycznym świecie. Uznał on za właściwe, by ludzi, którzy w szeregach AK walczyli z hitlerowskimi Niemcami, traktować jako sojuszników nazizmu. Oficjalna propaganda nazywała najlepszych patriotów faszystami i pachołkami Gestapo!
Dnia 18 stycznia 1946 roku Moczarski został skazany na 10 lat więzienia. Sąd na mocy amnestii złagodził ten wyrok o połowę. W czasie pobytu w więzieniu przeprowadzono śledztwo przeciw Moczarskiemu. W jego trakcie był brutalnie torturowany, przez długi czas pozbawiany łączności ze światem zewnętrznym i możliwości odbywania spacerów. Ponieważ [...] był człowiekiem niezłomnego charakteru, dręczono go ze szczególnym okrucieństwem. Oprawcy byli bezsilni wobec jego męstwa [..].3
Drugiego marca 1949 Kazimierz Moczarski został przeniesiony do celi zajmowanej przez niemieckiego zbrodniarza, Jürgena Stroopa. Mieszkał z nim przez 255 dni. Ironia losu sprawiła, że musiał przez ten czas przebywać z człowiekiem, reprezentantem najeźdźcy, z którym walczył podczas okupacji.
W 1952 roku Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy skazał byłego żołnierza Armii Krajowej na śmierć. Stalinowski wymiar „sprawiedliwości” nazwał Moczarskiego zdrajcą narodu. Jedenaście miesięcy później karę śmierci zamieniono na wyrok dożywotniego więzienia. Zainteresowany dowiedział się o tym dopiero 15 stycznia 1955 r. Tak więc przez 25 miesięcy żył ze świadomością, że każdego dnia może odbyć się jego egzekucja.
Gdy w PRL-u nastała polityczna „odwilż” i związana z nią destalinizacja, powrócono do sprawy Moczarskiego. Sąd Najwyższy uchylił poprzedni wyrok. 24 kwietnia 1956 autor Rozmów z katem opuścił więzienne mury, za którymi spędził 11 lat. Został włączony do Centralnego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego. W tym samym roku (11 grudnia) Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy ogłosił uniewinnienie i rehabilitację Kazimierza Moczarskiego. Dwa lata później autor Rozmów... został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Były żołnierz AK podjął kolejny raz w swym życiu pracę dziennikarską. Współredagował „Kurier Polski”, który stanowił organ prasowy SD. Potem (1965) przyjął także posadę zastępcy redaktora naczelnego czasopisma „Walka z Alkoholizmem” (późniejszy tytuł: „Problemy Alkoholizmu”) i pozostał na niej do roku 1974.
Gdy pod koniec lat 60-tych w Polsce nasiliły się postawy antysemickie, Moczarski zajął wobec nich jednoznacznie krytyczne stanowisko, które ówczesna władza nazwała tendencjami antypaństwowymi i w 1967 r. został zmuszony do odejścia z kierowniczych stanowisk w redakcji „Kuriera Polskiego”. Dwa lata później autor Rozmów z katem otrzymał w Londynie Krzyż Armii Krajowej. Po roku od tego wydarzenia skończył czynną pracę zawodową i przeszedł na emeryturę.
Kazimierz Moczarski, człowiek, który nie zmieścił się na „zakręcie” historii, zmarł 27 września 1975 roku.
Geneza i dzieje Rozmów z katem
Gdy Kazimierz Moczarski przybył do celi zajmowanej przez Stroopa i Schielkego, pomyślał: Trudna sytuacja, ale w Mokotowie nieraz łączono w celach więźniów bez zaglądania w rubrykę narodowości. Niemcy. Dzieli mnie od nich wszystko - a więc i ciężar przeszłości, i postawa światopoglądowa (23).4 Niestety, musiał przystosować się do tych warunków, lecz postanowił, że skoro trzeba dzielić ze swymi dawnymi wrogami jedno pomieszczenie, to przynajmniej skorzysta z tego i dowie się, w jaki sposób zostali oni ukształtowani na bezwzględnych morderców innych nacji.
To był pierwszy krok ku napisaniu Rozmów z katem. Moczarski przecież nie musiał rozmawiać ze swymi towarzyszami na tematy drażliwe, a jednak tak czynił. Nikt go także nie zmuszał do dokładnego zapamiętywania słów swoich więziennych towarzyszy, a stało się inaczej. Były żołnierz AK wykorzystał ciężkie położenie i dał nam swą książkę, opis kształtowania się ludzkich charakterów - do końca wiernych zbrodniczej ideologii.
Kazimierz Moczarski powiedział5, że w więzieniu jego zmysły działały zupełnie inaczej niż u człowieka przebywającego na wolności. Wykorzystywał je w stu procentach. Jego umysł pracował jak komputer. Potrafił analizować wypowiedzi Stroopa i potem łączyć je z innymi. Wszystko, co słyszał, zapadało mu głęboko w pamięci. Dlatego też - jak twierdził - po wyjściu z więzienia niczego nie zapomniał i zaraz przystąpił do sporządzania notatek. Zapisał wtedy około tysiąca stron. Oczywiście nie miały one układu chronologicznego, bo i rozmowy ze Stroopem nie były prowadzone według takiego porządku. Moczarski trochę wątpił w szczerość słów likwidatora getta warszawskiego: [...] podejrzewałem [...], że buja i świadomie koloryzuje, choćby po to, aby przedstawić się w korzystniejszym świetle. Dlatego po zakończeniu notowania zacząłem sprawdzać [...]. I stwierdziłem z dużą ulgą, że Stroop jednak nie kłamał. W ten sposób mogła powstać książka oparta na faktach, opowiadanych przez SS-manna (zachowujemy pisownię zgodną z zaproponowaną przez K. Moczarskiego; polskie słowniki ortograficzne propagują formę: esesman), w których autentyczność nie mamy podstaw wątpić.
Po raz pierwszy mały fragment Rozmów z katem ukazał się w „Polityce” w 1968 roku (numer 26). Jednak pisanie znanej nam dziś całości Moczarski rozpoczął w 1971. Publikację swego dzieła zainicjował rok później we wrocławskim czasopiśmie literackim „Odra”, które drukowało je w odcinkach przez kolejne dwa lata. Składanie Rozmów..., jako książki, zostało zakończone już po śmierci autora. Nie śpieszono się jednak z ich wydaniem. Mimo to, opublikowano je, głównie dzięki staraniom bliższych i dalszych znajomych Kazimierza Moczarskiego.7
W 1978 roku Rozmowy z katem ukazały się w języku niemieckim [...], a wydanie to zostało poprzedzone przedmową Andrzeja Szczypiorskiego, który sam przełożył na język niemiecki jej tekst, uzupełniając go informacjami o historii Polski w latach II wojny światowej, niezbędnymi dla Czytelnika zachodniego. Pełny tekst przedmowy do wydania niemieckiego Rozmów z katem po raz pierwszy opublikowano w polskim przekładzie w 1979 roku w numerze 6 pisma „Puls”, wydawanego w podziemiu „nieregularnego kwartalnika literackiego”.8 Książka byłego żołnierza AK została przetłumaczona na kilka jeszcze języków. Wystarczy wymienić chociażby jugosłowiański, hebrajski, francuski czy angielski.
Rozmowy z katem, dzieło wydające się jeszcze niescenicznym, wymagające od aktorów wielkiego talentu, aby nie znudzić widza, zaadaptował dla potrzeb teatru Andrzej Wajda. Prapremiera odbyła się w 1977 roku. Tego wyczynu dokonali nie tylko polscy artyści. Własne przedstawienie według książki Moczarskiego przygotowali również Holendrzy.
Pierwszy raz w pełnej, nieocenzurowanej wersji Rozmowy z katem ukazały się dopiero w 1993 roku. Książka zawiera wstęp pióra Andrzeja Szczypiorskiego, którego twórczość była kiedyś bardzo niewygodna dla władz PRL-u.
Streszczenie książki
Dnia 2 marca 1949 roku Kazimierz Moczarski został przeniesiony do celi, w której przebywał Jürgen Stroop i Gustaw Schielke. Wieczorem więźniowie musieli ustalić, jak będą spali, w pomieszczeniu było bowiem tylko jedno łóżko. Gdy nadchodziła noc, Stroop powiedział do autora książki: Idę na podłogę. Panu przysługuje lotko, ponieważ pan jest członkiem narodu tu rządzącego i zwycięskiego, a więc narodu panów (27). Pierwszy raz w celi ujawnił się niemiecki kult siły i posłuszeństwa wobec tryumfatorów. Moczarski nie zgodził się na taki układ stosunków i wszyscy trzej do końca wspólnej „znajomości” spali na podłodze.
Jürgen Stroop (do 46-go roku życia - Józef) urodził się w 1895 roku w małym księstwie niemieckim Lippe-Detmold. Jego rodzice byli katolikami, ale do religii najmocniej była przywiązana matka, Käthe Stroop. Ojciec - Konrad - piastował stanowisko dowódcy policji w państewku, która liczyła tylko pięciu funkcjonariuszy. Józef nie uskarżał się na swoje dzieciństwo; ojciec był dość surowy i żołnierski, matka może trochę dewocyjnie pobożna, wymagająca posłuszeństwa. Stroop sądził, że rodzice ukształtowali mu prawidłowy charakter i zapobiegli zbytniemu indywidualizmowi. Dlatego też często, nawet w więzieniu, powtarzał maksymę: Befehl ist Befehl! (Rozkaz jest rozkazem!). Ojciec wpajał mu również zasadę, że nieprzyjaciół trzeba bić bez litości. W księstwie Lippe wielkim poważaniem cieszył się mundur. Zjeżdżało się tam wielu weteranów, organizowano rocznicowe uroczystości wojskowe; śpiewano pieśni narodowe, rozważano historię Niemiec. Tak rosło poczucie wspólnoty, której wyrazem stał się pomnik Hermana Cheruska (pokonał on w 9 r.n.e. Rzymian pod wodzą Varusa). Jego budowę rozpoczęto w 1838 r., na górze Grotenberg, niedaleko Detmoldu, gdy wielu opanowała idea wszechgermańska. Opłaty za zwiedzanie monumentu pobierał książę Lippe. W czasie rozmów na ten temat Stroop był oburzony postępowaniem władcy, czerpiącego zyski z patriotycznych uczuć współobywateli.
Józef nie był zdolnym uczniem. Moczarski wywnioskował, iż nie zna on swej ojczystej literatury w stopniu nawet podstawowym. Stroopa od najmłodszych lat pasjonowała siła fizyczna i wojsko, lecz nie był odważny. Ulegał otoczeniu i wpływowi silniejszych (w szkole presji nauczycieli). W 1910 ukończył podstawówkę i zaczął pracować dla księcia. Wykształcenie uzupełniał później jedynie na krótkich kursach mierniczych i partyjnych.
Według Stroopa, I wojna światowa została wywołana przez wrogów Niemiec. Mając 19 lat, zaciągnął się na ochotnika do piechoty i skierowano go na front zachodni. „Poznał” Francję. Gardził Francuzami i Francuzkami, które uważał przede wszystkim za prostytutki. W czasie walk raniono go i kilka miesięcy przebywał na urlopie zdrowotnym. (Za walki we Francji Stroop otrzymał Żelazny Krzyż II Klasy). Odwiedził Detmold i cieszył się tam ogromną sławą. Potem został wysłany na front wschodni. W Polsce poznał Lonę. Mówił, że nawet zamierzał się z nią ożenić, ale przyjaciele z Detmoldu odradzili mu ten związek. Głównym argumentem była różnica kultur. Jeszcze w więzieniu był im za to wdzięczny, bo gdyby miał żonę Polkę, nie mógłby wstąpić do SS. Józef przebywał także na Węgrzech i w Rumunii. Z wojny wrócił jako sierżant. Przyczyną braku awansu na oficera był — według niego - zbyt młody wiek. W rzeczywistości chodziło o niskie wykształcenie. Do domu Stroop przyjechał pełen uczucia zemsty na zwycięzcach i zdrajcach narodu, którzy utworzyli Republikę Weimarską.
W ramach nowego państwa niemieckiego, Lippe-Detmold otrzymało dużą niezależność i demokratyczną konstytucję. Według współwięźnia Moczarskiego, w stolicy landu przybyło komunistów, Żydów i masonów, a Józef nienawidził inteligentów, zaczynających odgrywać w mieście coraz większą rolę. Wzrastało niezadowolenie byłych żołnierzy frontowych.
W kombatancie Stroopie zakochała się córka pastora. Jej ojciec sprzeciwiał się małżeństwu. Jednak szybko zmarł i młodzi się pobrali. Pięć lat po ślubie urodziła się Renata. To imię - mawiał rozmówca żołnierza AK - było niestety za mało germańskie. Ojciec żony przyszłego SS-manna posiadał wspaniałą bibliotekę, zbiór kilku pokoleń rodziny. Z braku miejsca i pieniędzy Stroop sprzedał książki. Moczarski zapytał, czy znajdowały się tam rzadko spotykane pozycje. Ten odpowiedział: [...] Nie znam się na tym. Ale były jakieś religijne czy filozoficzne szpargały z XVII wieku. I starsze również (65). Tak ujawnił się poziom intelektualny kata warszawskiego getta. Domem rządził twardą ręką. Żonie wyznaczył stereotypowe - jak na owe czasy - miejsce: Kirche, Küche und Kinder (kościół, kuchnia i dzieci). Wierny księciu wyznawał zasadę: Ordnung muß sein (Porządek musi być).
Największym osiągnięciem Stroopa z lat 1922-1931 była zmiana religii. Mimo sprzeciwu matki, zaczął się określać mianem Gottglaubig (neopogańska religia oparta na panteonie bogów germańskich). Tak uwolnił się z więzów katolicyzmu.
Pewnego dnia Moczarski został zaskoczony oświadczeniem Stroopa, iż był on kiedyś dziennikarzem. Na stanowisku redaktora prowadził pismo dla kombatantów. Pomagała mu żona. „Poznał” wtedy siłę mediów, gdy opublikował artykuł o swoim dawnym koledze frontowym: Po ukazaniu się reportażu ten kumpel pułkowy przysłał mojej żonie paki z puszkami mięsnymi. Tak, panie, prasa to potęga! (69).
W czasie rozmów na temat organizacji hitlerowskich, SS-mann powiedział, że społeczeństwo potrzebowało takich czystych, niemieckich ruchów. Nie wszystko było jednak idealne, bowiem dowódcę SA określił mianem świni homoseksualistycznej, hańbiącej idee faszystowskie (Ernesta Roehma zamordowano w 1934 r., m.in. pod pretekstem oczyszczania szeregów nacjonalsocjalistycznych). Wtedy do dyskusji włączył się Schielke. Oświadczył, iż w NSDAP pozostawało nadal wielu pederastów i to otaczanych opieką przez elitę hitlerowską (Schielke był w policji obyczajowej).
Stroop bał się zbyt wcześnie wstąpić do partii. Pucz w Monachium zakończył się przecież klęską. Dopiero pierwszego lipca 1932 r. został członkiem SS, a we wrześniu otrzymał legitymację NSDAP. Wobec rozbojów, dokonywanych przez nacjonalistów, służby państwowe pozostawały bierne. Schielke żalił się, że jako stróż porządku musiał patrzeć przez palce na gwałty hitlerowców. Stroop jednak uważał, iż narodowi socjaliści byli, mimo to, zbyt liberalni i łagodni dla swoich przeciwników. To miało później doprowadzić do upadku III Rzeszy.
W 1933 roku w księstwie Lippe przeprowadzono wybory do parlamentu dzielnicowego. W kampanii propagandowej wziął udział sam Adolf Hitler, Goring, Goebbels i Himmler. Mimo zintensyfikowanych działań, które nie wykluczały przemocy, NSDAP otrzymała 39,5%. Wynik ten nabrał decydującego znaczenia w całych Niemczech. Przed wyborami Stroop opowiadał się za radykalnymi metodami walki o głosy. Nazywał to akcjami bezpośrednimi. Między innymi dzięki afiszowemu zwycięstwu w Detmoldzie, 30 stycznia 1933 r. Hitlera mianowano kanclerzem Niemiec. Rozmówca Moczarskiego nie został zapomniany przez kolegów z SS i za swe działania otrzymał awans. Jeszcze żarliwiej przystąpił do walki z opozycją katolicką, komunistyczną, żydowską i masońską w Lippe. Za swe zasługi wspinał się coraz wyżej w hierarchii Sztafet Ochronnych i 1934 roku przeprowadził się do Münster. Tu urodził mu się pierwszy syn, Jürgen, który zmarł po kilku dniach. Jeszcze w celi, po wielu latach, Stroop obwiniał żonę za nieumiejętne urodzenie chłopca. To wydarzenie pomogło mu potem w zmianie imienia Józef na bardziej germańskie.
W nowym mieście udał się na rozmowę do miejscowego biskupa, który zaatakował wyznawców religii starogermańskiej, potępił eutanazję i sterylizację. Mimo to, pochwalił członków partii za patriotyzm i powiedział, że katolicy modlą się za Führera. Na temat chrześcijaństwa Stroop miał własne zdanie, a raczej propagandowy slogan: instytucja powstała z inicjatywy żydowskiej. O Chrystusie zaś mawiał: [...] bardzo mądry człowiek. Filozof, romantyk. Rasowo: półnordyk. Matka jego [...] zaszła w ciążę z jasnowłosym Germaninem [...]. Stąd Chrystus był blondynem i innym psychicznie od Żydów, którzy jego nauki „ufryzowali”, przykroili do swych celów [...] (102-103).
W Münster Stroop przebywał rok. Później przeniósł się do Hamburga. Było to miasto handlu i proletariatu. Tutaj trzeba było szczególnie czuwać nad prawomyślnością obywateli. W okolicy SS wybudowało za wielkie pieniądze półzabytkową świątynie starogermańską. Na tym tle doszło w celi do ostrej wymiany zdań. Schielke zarzucił faszystom marnowanie funduszy dla własnej fantazji, gdy tysiące ludzi z trudem zarabiały na chleb. W Hamburgu urodził się drugi syn rozmówcy Moczarskiego, Olaf.
Stroop opowiadał również o paradzie w Norymberdze, w której maszerował na czele kolumny SS. Policjant obyczajowy nazwał to poddańczym marszem. Dla przyszłego likwidatora getta liczył się jednak twardy, mocny krok: Maszerujemy jak machina! Wszystko musi ustąpić! (114).
Gdy III Rzesza przyłączyła Austrie, Jürgen upił się ze szczęścia. Później przygotowywał się do zajęcia Sudetów czechosłowackich. W tej akcji brał osobisty udział i po niej przeniósł się do Karlovych Varów, znanej miejscowości uzdrowiskowej.
Gdy za więziennym oknem dało się słyszeć pohukiwanie sowy, kat getta opowiedział o swojej podróży z Czech do Poznania. Działo się to już po zakończeniu kampanii w Polsce. Jechał odkrytym autem. Na terenach okupowanej Rzeczpospolitej na głowę Niemca zleciała sowa i poraniła mu twarz. Schielke zinterpretował to jako ostrzeżenie, aby Stroop nigdy już nie przyjeżdżał do tego kraju. W Poznaniu rozmówca Moczarskiego objął dowództwo nad Selbstschutzem (niemiecka samoobrona społeczna), którego działalność policjant obyczajowy określił mianem „półbandyckiej”. Potwierdziły to poniekąd słowa samego Stroopa, który opowiedział, że był kiedyś na miejscu egzekucji, dokonanej przez te organizacje na ludności cywilnej i pobrudził sobie krwią buty. On - jak powiedział - brzydził się tej krwi.
W 1941 roku Stroop został wysłany na front północny. Jego odcinek nie należał do krwawych i wyczerpujących. Mimo to określał on ten okres mianem ciężkich czasów frontowych. Już w październiku opuścił definitywnie tereny walk. Przeniesiono go na Ukrainę, gdzie zapewniał bezpieczeństwo budowie autostrady D4. Z tymi ziemiami wiązał duże nadzieje. Marzył o posiadłości ziemskiej i hodowli koni. Miejscową ludność chciał wyniszczyć przez rozpicie.
Potem „pracował” w południowych miastach Rosji, pozostając w świadomości ich mieszkańców jako człowiek brutalny i bezwzględny.
Jesienią 1943 roku SS-mann przybył do Galicji pod rozkazy gen. Fritza Katzmanna. Moczarski przypuszczał, że Stroop brał udział w mordowaniu tamtejszych Żydów. To miała być wprawka do przyszłego, trudniejszego zadania.
Dopiero po sześciu miesiącach wspólnego pobytu w celi zaczęto rozmawiać o likwidacji getta w Warszawie. Do dawnej stolicy Polski Stroop przybył na rozkaz Himmlera 17 kwietnia 1943. Wysiedlanie dzielnicy żydowskiej von Sammer rozpoczął 19 kwietnia tego roku. Działania prowadził nieudolnie. Kierowanie akcją powierzono w końcu Stroopowi, który od razu zwiększył liczebność i siłę uderzeniową oddziałów w getcie. Pierwszego dnia nie przyniosło to dużych sukcesów. Himmler nazwał te walki dopiero uwerturą do Großaktion.
Podczas akcji Niemcy używali ciężkiej artylerii i miotaczy płomieni. Wysadzano budynki mieszkalne. Żydzi bronili się zaciekle. Stroop stwierdził to z przykrością i przyznał, że nie spodziewał się takiej woli walki ze strony podludzi. Generał angażował coraz większe siły. W oficjalnych raportach zaniżał ich liczebność i straty własne, bo miałoby to niekorzystny wydźwięk propagandowy. Po strome powstańców walczyli mężczyźni, kobiety, czasami nawet dzieci. Fenomenem getta, jak to określił jego likwidator, były dziewczyny, szokujące swą sprawnością bojową. Bardzo mu zaimponowały. Stroopowi nie było żal, często młodego, życia swych ofiar. Mawiał, iż błogosławione jest to, co czyni człowieka twardym.
W czasie niszczenia zamkniętej dzielnicy jeden z niemieckich oprawców zginął podczas próby zdjęcia flag (polskiej i żydowskiej), które wywiesili powstańcy. Schielke był zbulwersowany tym, że generał SS narażał swych ludzi dla tak błahego powodu. Ten zarzucił mu ignorancję i powiedział: Sztandary i kolory narodowe są takim samym instrumentem walki jak szybkostrzelne działo, jak tysiące takich dział (207). Gdy Schielke nazwał SS-mannów likwidujących getto sforą brytanów, oburzony Stroop odpowiedział: To nie psy penetrowały getto, Herr Schielke, lecz żołnierze walczący o wielkość III Rzeszy (217). Wtedy autor książki zapytał, czy Stroop nie sądzi, iż Żydzi nie bili się o życie, ale bronili swej godności. Ten odrzekł: Żydzi nie mają, nie są w stanie mieć poczucia honoru i godności. Przecież Żyd nie jest pełnym człowiekiem (221).
Stroop relacjonował, że kiedyś przyglądał się schwytanym Żydom, oczekującym na wywiezienie z getta. Jeden z nich miał ukrytą broń i otworzył ogień do pilnujących Niemców. Szaleniec oczywiście został natychmiast zabity. Według słów rozmówcy Moczarskiego wyglądał potem jak worek mięsa. Podczas tej relacji byłemu żołnierzowi AK zaschło w ustach, a Schielke wypił duszkiem kubek wody. Przyniesiono obiad. Stroop zjadł ze smakiem swoją porcje.
Walki z powstańcami przeciągały się do maja. Jednak coraz więcej powstańców wpadało w ręce niemieckie. Niektórzy z nich ukrywali broń aż do przesłuchań i dopiero wtedy używali jej przeciw swoim dręczycielom. Po kilku takich wypadkach zaczęto dokładnie rewidować ujętych Żydów. Pod murem getta kazano im rozbierać się do naga. Wtedy SS-manni przeszukiwali ubrania. Nierzadko ci pozbawieni odzienia ludzie byli rozstrzeliwani.
Opowiadając o początkach maja, Stroop mówił, że zbliżał się czas generalnej rozprawy z elitą powstańczą. Przybywali również ochotnicy spoza getta. Wzmocniono kordon ochronny wokół terenów objętych walką. Zmniejszyło to napływ ludzi i broni, ale nie udało się całkowicie odizolować dzielnicy od pomocy zewnętrznej. Największej udzielała Armia Krajowa.
8 maja oddziały niemieckie zdobyły bunkier przy ulicy Miłej, będący główną siedzibą ŻOB-u. Znaleziono tam zwłoki wielu samobójców. Moczarski uświadomił Stroopa, iż wśród nich znajdował się dowódca powstania w getcie, Mordechaj Anielewicz, odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Grunwaldu.
Powstanie powoli zaczęło przygasać. Stroop zdecydował oficjalnie zakończyć Großaktion 16 maja wysadzeniem w powietrze Wielkiej Synagogi przy ul. Tłomackie. Detonacji dokonał osobiście. Według Stroopa, był to piękny widok.
Kazimierz Moczarski zapytał, ilu Żydów ujął Jürgen Stroop do oficjalnego zakończenia likwidacji getta. Odpowiedział on, że 56065 ludzi i dopatrywał się w tej liczbie jakiegoś magicznego znaku. Zauważył bowiem, iż jest ona symetryczna względem cyfry zero. Piątki na początku i końcu miały tworzyć wspaniałą konstelację (piątce Stroop przypisywał szczególne znaczenie). Zero, będące w tym przypadku osią symetrii, symbolizowało słońce, rozrodczość, wieczność. Miał to być układ astrologów pragermańskich. Po tym wywodzie w celi zapadła cisza. Przerwał ją Schielke stwierdzeniem, że tylu zgładzonych to trzysta tysięcy litrów ludzkiej krwi (245). Jednak to nie byli wszyscy wywiezieni i zabici podczas akcji. Pod wpływem sugestii Moczarskiego Stroop przyznał, iż rzeczywista liczba może sięgać nawet 71000 (mowa także o ujętych i zamordowanych po 16 maja 1943, bo rzeczywiste rozwiązywanie „kwestii żydowskiej” w Warszawie trwało do jesieni). Niemieckie oddziały zdobyły w getcie ogromne bogactwo w pieniądzach i kosztownościach. Jednak - według Stroopa - nie tylko to było „korzyścią” akcji w dzielnicy żydowskiej. Nie wolno było bowiem zapomnieć o wielkiej ilości cegieł, metalu i elementów instalacyjnych. Na miejscu getta miało stanąć wspaniałe, niemieckie osiedle willowe. W jego planach przewidywano już przebieg Alei Jürgena Stroopa, odznaczonego za Großaktion Żelaznym Krzyżem I Klasy. Spełniło się jego wielkie marzenie.
Walki w getcie tak naprawdę nie zakończyły się definitywnie. Ich bezpośrednim przebiegiem nie kierował już jednak Stroop, lecz major Bundtke, który zamknął swą działalność dopiero późną jesienią. W celu realizacji budowy dzielnicy, składającej się z domków willowych, zorganizowano w Warszawie obóz koncentracyjny. Umieszczano tam przede wszystkim ocalałych Żydów.
W czasie działań w getcie mordowano również Polaków. Przywożono ich z więzień lub bezpośrednio z łapanek ulicznych. Na taki pomysł wykorzystania walk w dzielnicy żydowskiej wpadł doktor Hahn (podwładny Stroopa), który nie poinformował o tym swego dowódcy. Tak zginął brat autora Rozmów..., aresztowany w kawiarni, a potem rozstrzelany. Stroop, chcąc się usprawiedliwić przed Moczarskim, powiedział, że jest odpowiedzialny tylko za Großaktion i jego rola zakończyła się 16 maja 1943, bo od tej pory wypoczywał.
Moczarski oświadczył, iż wtedy gotów był go zabić, a nawet przedsięwziął pewne kroki zmierzające ku temu. Do planowanego zamachu w Łazienkach nie doszło.
We wrześniu 1943 roku Stroopa mianowano Dowódcą SS i Policji w Grecji. Stąd schwytanych Żydów odsyłał do Warszawy. Mieli oni budować na terenie spacyfikowanego getta niemieckie osiedle. Morderca tysięcy ludzi bardzo zachwycał się krajem mitów. Był wrażliwy na piękno przyrody. Z wielkim zapałem opowiadał swoje wrażenia. To najbardziej uderzyło Moczarskiego: bezwzględny faszysta wspominał greckie krajobrazy z sentymentem i prawie rozrzewnieniem.
Jürgen Stroop opuścił Grecje jako SS-Gruppenführer i generał-leutnant policji. Przeniesiono go do Wiesbaden. Tego dnia, gdy zaczął opowiadać o swoim urzędowaniu w tej miejscowości, otrzymał dużą paczkę od córki z Niemiec. Przesyłka zawierała przede wszystkim artykuły spożywcze, ale były SS-mann nikogo nie częstował. Zdenerwowany tym zachowaniem, chcąc dopiec generałowi, Schielke wtrącił się do rozmowy i rzekł, że Wiesbaden to kurort i pewnie generał więcej tam wypoczywał niż pracował. Stroop miał dość tych docinków i zarzucił swemu niemieckiemu współwięźniowi niekoleżeńskość. Ja niekoleżeński!? - parsknął Schielke [...] - Ja nigdy nie zażerałem się ukradkiem cukierkami holenderskimi z paczki przysłanej przez rodzinę. Kiedy udało mi się czasami „zorganizować” Speck w więzieniu, to zawsze podzieliłem się w celi (296). Po jakimś czasie sytuacja uspokoiła się i zaczęto znów rozmawiać o wiesbadeńskim okresie życia Stroopa. Pochwalił się on wspaniałym ogrodem otaczającym jego ówczesną rezydencję (zamieszkiwał w niej z żoną i dziećmi), o który dbali luksemburscy więźniowie. Pilnował ich ośmioletni syn Jürgena, Olaf, ubrany w mundur SS. Był wyposażony w sztylet i nabity karabin.
Do Wiesbaden nadlatywały alianckie bombowce. Coraz częściej likwidatorowi getta przydawał się schron. Zdarzały się przypadki sabotażu i dywersji. Niektórzy Niemcy pragnęli zakończenia wojny, a aparat partyjny nie potrafił już kierować opinią publiczną. Mimo to, w Bereichu kata warszawskich Żydów rosła produkcja przemysłowa i rolnicza. Działo się to kosztem tysięcy więźniów zmuszanych do morderczej pracy. W Wiesbaden spotkał Stroopa wielki zaszczyt: w jego rezydencji w towarzystwie rodziny zjadł kolacje sam Heinrich Himmler, który później udał się w śródziemnomorską podróż służbową. Jednym z jej celów była „cudowna broń”. O niej zaczęto rozmawiać w celi. Schielke strasznie się śmiał z tzw. Himmlerswunderwaffe. Początkowo Stroop nie chciał ujawnić, o co tak naprawdę chodziło, lecz w końcu opowiedział niewygodną historie, jak to Himmlera oszukał jakiś Włoch czy Szwajcar, który miał z dużych odległości wysadzać niewidzialnymi promieniami składy amunicji. Przeprowadzono nawet kilka prób, potwierdzających rzekome odkrycie. Jednakże wszystko okazało się wielkim oszustwem. „Wynalazca” został rozstrzelany. Nie uchroniło to jednak H. Himmlera od kompromitacji.
W Wiesbaden SS-mann rezydował od listopada 1943 do marca 1945. Był wtedy świadkiem upadku III Rzeszy. Jednym z jego przejawów był zamach na Adolfa Hitlera. Stroop zdecydowanie potępiał spiskowców, a jego wypowiedzi na ten temat były gwałtowne i bardzo emocjonalne. Przywódcę Niemiec uważał za wysłannika bogów germańskich. Wśród zdrajców wymieniał von Stauffenberga, admirała Canarisa (powieszono go na haku rzeźnickim za żebro), gen. Ludwika Becka, a nawet Erwina Rommla, którego wcześniej propaganda wykreowała na jednego z największych generałów niemieckich. Schielke zażądał wyjaśnień. Stroop rzekł, iż generał chciał wymóc na Hitlerze zawarcie pokoju na froncie zachodnim, bo był świadomy, iż nie uda się zbyt długo powstrzymywać aliantów. Według Rommla, należało odsunąć Führera od władzy, gdyby nie zgodził się z tą sugestią. W lipcu 1944 r. generał został ranny. Po nieudanym zamachu na Hitlera poinformowano go, że są dowody na jego współprace ze spiskowcami. Rommel nie chciał stanąć przed sądem, wiec popełnił samobójstwo. Stroop przyznał, że po spisku zamordowano około czterech i pół tysiąca ludzi podejrzanych o branie w nim udziału. Wielu z nich wieszano przy pomocy basowej struny fortepianowej, z której wiązano pętle. Zaciskała się bardzo powoli i śmierć skazańca trwała od 5 do 10 minut. Rozmówca Moczarskiego w toku wymiany zdań wyjawił, że kierował śledztwem przeciw gen. von Kluge, podejrzanemu o współpracę z zamachowcami. Nie znalazł jednak nieodpartych dowodów, a jedynie poszlaki. Po aresztowaniu i przedstawieniu zarzutów Kluge zaczaj się śmiać. W końcu Stroop oświadczył generałowi, że powinien zabić się sam, bo inaczej stanie przed trybunałem ludowym. Nie dał się przekonać, wobec tego został zamordowany, a oficjalnie ogłoszono, iż popełnił samobójstwo.
Zbliżał się koniec wielkiej Rzeszy. Stroop musiał opuścić Wiesbaden 24 marca 1945 roku. Skierował się na południe w kierunku Alp, jednak został wezwany do Berlina. Himmler zaproponował mu wejście do osobistego sztabu i podróż na północ. Kat getta nie zgodził się. Jak sam powiedział, odmowa zdarzyła mu się pierwszy raz. Uważał bowiem, że miejscem centralnego oporu mają być góry. Wtedy SS-Reichsführer zapytał, czy Stroop wierzy w ostateczne zwycięstwo Niemiec. Otrzymał odpowiedź twierdzącą.
Jeszcze w Wiesbaden Jürgen Stroop organizował jednostki Wehrwolfu (sabotażowa organizacja konspiracyjna, stworzona na wypadek okupacji Niemiec). Dowódcą naczelnym był Prützmann - według Stroopa - wzór wierności i patriotyzmu (Schielke stwierdził, że rzeczywiście wzorowo mordował inne nacje oraz wprowadzał niewolnictwo). SS zorganizowały nawet specjalny sztab przeznaczony dla budowy tego tajnego związku. Wehrwolf tworzono za pomocą rozkazów. Dowódcy wyższych szczebli znali swych podwładnych z imienia i nazwiska. Bardzo to rozbawiło Moczarskiego, działacza AK, wiedzącego, iż w ten sposób ruchu oporu budować nie można. W razie aresztowań groziło to rozbiciem całej organizacji.
Uciekając z Wiesbaden, SS-mann nakazał częściową ewakuację podległych mu oddziałów Wehrwolfu w Alpy. W jednej z miejscowości rozpoczęto prace fortyfikacyjne. Jednak Stroop opuścił swych ludzi i dnia 8 maja 1945 roku oddał się do niewoli Amerykanom jako porucznik Wehrmachtu. Prützmanna zatrzymali Anglicy (gdy go rozpoznano, rozgryzł śmiercionośną kapsułkę).W tej samej celi, kilka dni później popełnił samobójstwo Heinrich Himmler. Moczarski zapytał więc swego rozmówcę, dlaczego on nie postąpił identycznie, gdy znalazł się w niewoli. Pogromca Żydów odpowiedział, że się po prostu bał.
Pewnego dnia Jürgen Stroop otrzymał list. Korespondencja w jego przypadku była rzeczą normalną. Często przynoszono mu przesyłki od rodziny. Zawsze bardzo dużo czasu spędzał na studiowaniu tych pism. Tak było i tym razem. W końcu ujawnił, że dostał informację od swojego adwokata i zaczął opowiadać o procesie w Dachau, w wyniku którego skazano go na karę śmierci za nieprzeciwstawianie się samosądom ludności niemieckiej na lotnikach alianckich. W myśl prawa międzynarodowego byli oni jeńcami wojennymi, a traktowano ich jak zbrodniarzy. Współwięzień Moczarskiego stwierdził, że skazano go za czyny, o których nawet nie wiedział. Niżsi rangą SS-manni przyznali się do winy. Przeciwko generałowi prowadzono proces poszlakowy. Schielke słyszał trochę o sprawie z Dachau. Podobno Stroop udawał tam niewinnego i obciążał swymi zeznaniami współoskarżonych. Z tego powodu wielu wymierzono najwyższy wymiar kary, a przecież - według słów byłego policjanta obyczajowego - wszystkie rozkazy pochodziły od Stroopa. W czasie rozpraw generał wynosił się ponad swoich kolegów z SS. Wyrok w jego sprawie zatwierdzono, gdy znajdował się już w rękach Polaków. Podczas uwięzienia przez aliantów Jürgen Stroop przebywał na terenie dawnego obozu koncentracyjnego w Dachau. Mówił, że było tam „fajnie”, miał dobre jedzenie, a nawet cerowano mu skarpetki, bo był generałem.
Stroop nie potrafił zrozumieć postawy tolerancji religijnej, o której dużo mówił Moczarski. Polaków uważał za dziwny naród. Nie umiał pojąć idei demokratycznych w Rzeczpospolitej, która wbrew nazwie była kiedyś monarchią. Wschodni sąsiedzi Niemców są - według niego - wielkimi indywidualistami, chcącymi zbyt dużo wolności. Stroop natomiast zawsze starał się sumiennie wykonywać rozkazy i przestrzegać wszelkich regulaminów, nawet gdy siedział w więzieniu swych wrogów.
Jurgena Stroopa zabrano z celi Moczarskiego 11 listopada 1949 roku. Dopiero w 1951 rozpoczął się jego proces dotyczący zbrodni popełnionych na terenie Polski. Nie był wcale pokazowy i tłumny.
Wyrok ogłoszono 23 lipca. Oskarżony nie przyznał się do winy. Nie przeczył jednak faktom oczywistym, lecz zasłaniał się tym, iż wypełniał tylko polecenia swych przełożonych. W uzasadnieniu wyroku (fragmenty zostały przytoczone w książce) napisano m.in. o „butnej postawie” podsądnego, wykrętnych i sprzecznych wyjaśnieniach oraz o dalszym trwaniu przy hitlerowskim światopoglądzie. Za zbrodnie popełnione w okupowanej Polsce Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy skazał Jürgena Stroopa na karę śmierci.
Autor Rozmów... pisze, że interesował się postawą swego „towarzysza” przed egzekucją. Po wyjściu z więzienia napisał list do Prokuratora Generalnego PRL z prośbą o udostępnienie informacji na ten temat (fragment pisma znajduje się w książce). W odpowiedzi podano, iż wyrok przez powieszenie wykonano dnia 6 marca 1952 roku. Stroop nie spodziewał się tak szybkiego obrotu sprawy, był spokojny, butny i zarozumiały. Na wieść o mającej nastąpić egzekucji powiedział: Teraz nareszcie połączy się mój duch z moją żoną i córką w NRF (397). Śmierci się podobno nie bał. Był do końca posłuszny. Wciąż zachowywał postawę żołnierską i nie ujawnił jakichkolwiek wyrzutów sumienia (pełna treść informacji prokuratury również jest podana w Rozmowach z katem).
Moczarski nie żałuje czasu spędzonego w więzieniu, bo dawało mu ono możliwość jasnego wyboru, bezkompromisowego wyznaczenia swego miejsca w powojennej, komunistycznej Polsce. Za szczególnie wykorzystane uważa 255 dni spędzonych we wspólnej celi z Jürgenem Stroopem i Gustawem Schielke.
Bohaterowie Rozmów z katem
W utworze Kazimierza Moczarskiego mamy trzech bohaterów. Są nimi: sam autor książki, Gustaw Schielke i Jürgen Stroop. Bezsprzecznie ten ostatni jest postacią główną, na której skoncentrowana została uwaga piszącego. To właśnie były SS-mann, likwidator getta, jest tytułowym katem, a zarazem ofiarą machiny totalitarnego państwa. W Rozmowach... Kazimierz Moczarski - jako więzienny towarzysz Stroopa - przyjmuje rolę reportera, próbującego wydrzeć generałowi Sztafet Ochronnych tajemnicę jego życia i charakteru, zresztą z powodzeniem. Gustaw Schielke to „lustro prawdy”, nie pozwalające rozmówcy byłego żołnierza AK na zbyt duże „koloryzowanie” i mijanie się z prawdą.
Jürgen Stroop
Józef Stroop (imię na Jürgen zmienił w 1941 roku) pochodził z rodziny katolickiej. Urodził się w czasach, gdy Niemcy były już państwem zjednoczonym, na którego czele stał cesarz (od 1871). Wychował się w księstwie Lippe, wchodzącym w skład wielkiej Rzeszy. Jego ojciec, mimo że był dowódcą policji, pozostawał nadal niewiele znaczącym urzędnikiem państewka. Ambicje przyszłego SS-manna kazały mu wybić się ponad przeciętność. Chciał coś znaczyć, chociażby w swym rodzinnym Detmoldzie. Niestety, małe predyspozycje intelektualne nie pozwalały mu na karierę na drodze naukowej. Zresztą w Lippe nie poważano pracowników umysłowych. Większego splendoru dodawał wojskowy mundur i siła fizyczna. Cały czas wpajano mu zasady: rozkaz jest rozkazem i porządek musi być.
Tchórzliwy, bojący się zaryzykować swą przyszłość, podporządkowywał wszystko jednemu celowi - osiągnięciu szczytów na drabinie społecznej. Tak więc nigdy nie starał się wychylać w żadną ze stron, natomiast łapał koniunkturę, zawsze szedł z, nigdy pod wiatr. Miał wykształcenie tylko podstawowe, dające mu małe możliwości awansu, ale wiedział, co może się opłacać. Dlatego też do NSDAP Stroop wstąpił, gdy stała się już dość silną partią. Nie lubił indywidualistów - sam nim nie był, więc najlepiej czuł się w dużej grupie, szczególnie jeżeli mogła ona być zwarta i silna. To zapewniały Sztafety Ochronne. Dawały również sposobność szybkiego awansu bez względu na wykształcenie. Podległość przełożonym odciążała „niewygimmastykowany” umysł od myślenia. Służalczość, ślepe posłuszeństwo i wierność były w przypadku Stroopa najlepszą bramą do kariery. Zwykł nawet powtarzać popularny slogan: Meine Ehre heißt Treue (Moim honorem jest wierność).
Jürgen Stroop żył w korzystnym dla niego i jemu podobnych ludzi okresie historii. Budujące się faszystowskie państwo nie potrzebowało bowiem myślicieli. Hitler i jego współpracownicy chcieli mieć w swych szeregach takich, którzy mogliby zawdzięczać wszystko właśnie im, którzy postępowaliby jak maszyny. Późniejszy likwidator warszawskiego getta, jako uczestnik I wojny światowej, z której powrócił z pragnieniem zemsty za „cios w plecy”, jeszcze bardziej ochoczo sprzyjał rewizjonistycznym żądaniom Führera. Poza tym SS to mundur, wysokie, błyszczące, kawaleryjskie buty, to blichtr, wzbudzający podziw w małym Detmoldzie. Stroop był również podatny na wszelkie propagandowe hasła. Bezbłędnie recytował je w więzieniu i do końca wierzył w ich prawdziwość. To spowodowało, iż stał się nie tylko mordercą, ale i ofiarą totalitarnego systemu. Przykładem zmienności, ulegania modom i braku oparcia w tradycyjnych wartościach, przekazywanych przez rodzinę, było odejście Stroopa od katolicyzmu. Przyjął wtedy, za swoją, religię starogermańską, propagowaną w kołach partyjnych. Uważał, iż zmieniając wyznanie na pogańskie, stał się doskonalszym Niemcem, lepszym patriotą, którym zresztą w tamtym rozumieniu rzeczywiście był.
SS-mann nie odróżniał dobra od zła. Moralność i poglądy historyczno-polityczne kształtowały w nim podręczniki NSDAP. Dlatego też, gdy Moczarski powiedział Stroopowi, że był on w czeskich Sudetach kolonialnym gubernatorem, odpowiedział: Sudety kolonią? [...] Pan żartuje [...]. Tam gruba większość autochtonów to Niemcy. Myśmy tylko odebrali naszą historyczną dzielnicę (129-130). Likwidator getta wierzył również w hitlerowską teorię ras. Ich cechy z wielkim zapałem objaśniał Moczarskiemu w więzieniu. Jego ideałem był człowiek wysoki, smukły, jasny, długogłowy, o wąskim czole. I bez włosów na skórze, z wyjątkiem głowy, pach i narządów płciowych. Stroop trochę odbiegał od tego wzorca. Czoło mam za szerokie - wyznał [...] - Ktoś z moich przodków musiał dogonić niecałkowitą „nordyczkę” (121).
Awanse łechtały ambicje Sroopa. Gdy wybuchła wojna, starał się jak najlepiej wykonywać polecenia przełożonych. Myśląc o przyszłych posiadłościach ziemskich i hodowli koni (był zapalonym jeźdźcem) na rozległych terenach Ukrainy, opracował własny plan zniewolenia i wykończenia miejscowej ludności przez pijaństwo.
Więzienny towarzysz Moczarskiego bardzo lubił polowania i chyba właśnie tak traktował walkę z powstańcami w getcie. To była „dzika zwierzyna”. Nie przeszkadzało mu, że mordował prawie bezbronnych ludzi, przeciw którym kierował doborowe jednostki SS. Likwidacja dzielnicy żydowskiej stała się jego największą „przygodą” wojenną. Otoczony kordonem ochrony, z dala od terenów bezpośrednich walk dowodził akcją, zorganizowanym morderstwem na wielką skalę. Wielu niemieckich żołnierzy dostawało nagrody, np. za zastrzelenie jak największej liczby Żydów, którzy skakali z okien płonących domów (tzw. „spadochroniarze”). Stroop - według własnych słów -przyczyniał się do chwały III Rzeszy, a tysiące zgładzonych istnień pozostawały tylko faktami statystycznymi. W gruncie rzeczy generał był wielkim tchórzem, niekonsekwentnym w swych wyborach, nawet religijnych. Jako człowiek wyznający kult starogermańskich bóstw uczynił znak krzyża: Od początku drugiego dnia walki [w getcie] miałem tremę. [...] Przed zejściem do auta [...] przeżegnałem się, jak uczyła mnie Mutti (191). Brak odwagi i honoru uwidocznił się podczas procesu prowadzonego przeciw niemu przez Amerykanów. Obciążał bowiem zeznaniami swoich towarzyszy z SS. Także ze strachu nie popełnił samobójstwa, gdy został wzięty do niewoli przez aliantów. W warszawskim więzieniu chciał zameldować strażnikowi, iż Schielke posiada w celi żyletki - przedmiot zakazany.
Gdy Stroop opowiadał autorowi Rozmów... wydarzenia ze swej przeszłości, przeżywał je od nowa, był podekscytowany. Nie sprawiał wrażenia człowieka czekającego na śmierć. Wciąż pewny słuszności swoich działań, starał się ubierać i zachowywać jak na niemieckiego generała przy stało. Demonstrował sposoby jazdy konnej, maszerował krokiem parad wojskowych, składał się do strzału, mówił o rodzinie i wykładał Moczarskiemu fragmenty doktryny hitlerowskiej, dzięki której stanął ponad milionami. To musiały być dla niego piękne czasy. Oto, co napisał o kwalifikacjach Jürgena Stroopa jego kolega z SS: Dobra żołnierska postawa. Typ raczej zamkniętego w sobie oficera. Duże mniemanie o sobie. Politycznie mniej wyrobiony. Jako dowódca SS i policji w swoim okręgu [...] niezupełnie na swoim miejscu. Jest typowym żołnierzem, który działa według rozkazu. Jako dowódcy politycznemu brakuje mu trochę horyzontów i wyczucia. Stroop wydaje się czymś więcej, niż jest. [...] Ale dobry chłop (259-260).
Gustaw Schielke
O tym drugim, dość wesołym i gadatliwym Niemcu z celi Stroopa, a potem również Moczarskiego, nie wiemy za wiele. W pierwszym rozdziale czytelnik dowiaduje się, że Schielke pomógł autorowi książki w rozpakowaniu jego rzeczy. Potem następuje krótka charakterystyka postaci. Niemiec pochodził z Hanoweru. Przez wiele lat pracował w kryminalnej policji obyczajowej. Wstąpił do SS. W czasie wojny posiadał najniższy stopień oficerski w Sztafetach Ochronnych i zajmował stanowisko archiwisty w krakowskim urzędzie Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Jak widać, Gustaw Schielke nie należał do ludzi mających wpływy w kierowniczych kręgach faszystowskich Niemiec. Był człowiekiem, który umiał nazwać zło i dobro po imieniu, ale nie miał tak dużo siły i uporu, aby przeciwstawić się władzy. W przeciwieństwie do Stroopa, Schielke nie patrzył tak bardzo subiektywnie na historię III Rzeszy. Z dużą rezerwą traktował nazistowskie teorie wpajane mu kiedyś przez niemiecką propagandę. Niejednokrotnie dawał temu wyraz, reagując ostro, czasami z konia, na bezkrytyczne wypowiedzi generała. Były policjant obyczajowy często zmuszał likwidatora warszawskiego getta do mówienia prawdy.
W postaci Schielkego zaskakujące jest jednak to, że - jak sam wyznał — był kiedyś socjaldemokratą. Do NSDAP wstąpił z konieczności, nie z przekonania. Postawiono mu ultimatum: albo przyjmie legitymację, albo będzie musiał odejść z policji. Pracy nie mógł utracić, bowiem miał rodzinę i długi. Sam przyznał, iż wtedy się poddał. Okolicznością usprawiedliwiającą jego decyzję miało być to, że niewielu pozostawało w tych czasach wiernymi swoim ideałom. Schielkego nie udało się więc tak do końca ujarzmić propagandową machiną Goebbelsa. Ugiął się przed groźbą utraty zarobków i wyznał coś charakterystycznego dla mentalności Niemców w ogóle: My nie jesteśmy zdolni do oporu wobec legalnej władzy. Władza jest święta (117). W tym momencie odsłonił swą „piętę Achillesa”, cechującą również cały jego naród, który nie potrafił powiedzieć „nie”. Dlatego też Schielke na kartach Rozmów z katem jest - reprezentatywną dla szerszej grupy - jednostką uwikłaną w historyczne i socjologiczne uwarunkowania każące jej powtarzać magiczną zasadę: Porządek musi być lub: Rozkaz jest rozkazem.
Byłego policjanta obyczajowego stać było w celi na przykre docinki w stosunku do kata warszawskich Żydów. Potrafił mu nawet dokuczać i wytykać jego niekoleżeńskość. Jednak, mimo że w więzieniu nie było już różnicy pomiędzy nim a generałem, który przestał po prostu być jego zwierzchnikiem, to dawało się odczuć w relacji Moczarskiego, że Schielke miał przed Stroopem wielki respekt.
Gustaw Schielke jest świadkiem rozmów Moczarskiego z generałem SS, jest również wspomnianym już „lustrem prawdy”. Wytyka swemu dawnemu przełożonemu, że tak naprawdę nie brał udziału w walkach n wojny światowej, więcej odpoczywał. Przypomina mu, ile krwi ludzkiej przelało się w getcie za jego sprawą. Wreszcie zdradza tajemnicę tchórzostwa Stroopa podczas procesu, prowadzonego przez Amerykanów. Schielke pomaga niejednokrotnie Moczarskiemu ,,wydobyć” od SS-manna informacje, na których autorowi książki szczególnie zależało.
Jedną z płaszczyzn, na których Schielke i Stroop znajdowali całkowite porozumienie, była tęsknota do kraju ojców, niemieckiego Vaterlandu. Chętnie śpiewali pieśni narodowe, jak również popularne piosenki, obydwaj byli Niemcami. Jeden z nich to krwawy generał SS, drugi to człowiek, któremu kiedyś zabrakło odwagi, by powiedzieć to krótkie słowo: NIE.
Kazimierz Moczarski
Moczarski jest współwięźniem, przebywającym w jednej celi ze Stroopem i Gustawem Schielke. Jako były żołnierz AK, musi przez dziewięć miesięcy mieszkać w jednym pomieszczeniu ze zbrodniarzem hitlerowskim, swoim dawnym wrogiem, na którego przygotowywał kiedyś zamach. Został w ten sposób postawiony w bardzo niezręcznej sytuacji. Moczarski nie mógł przecież walczyć z Niemcem, bowiem jako więzień musiał ułożyć sobie jakoś życie w tych niecodziennych warunkach. Dlatego autor książki postanowił traktować Stroopa po prostu jako człowieka, który nie urodził się zbrodniarzem, lecz stał się nim potem. Aby dowiedzieć się, jak do tego doszło, zaczyna z nim rozmawiać na tematy niewygodne dla Stroopa. Moczarski przyjmuje role dociekliwego reportera. Tak się nam objawia na kartach książki i również w toku narracji, pochodzącej od niego. Były żołnierz AK zyskuje sobie zaufanie likwidatora getta i w ten sposób poznaje jego tajemnice.
Kazimierz Moczarski nie pozostaje biernym na opowiadane przez Stroopa fakty. Czasami reaguje bardzo ostro i emocjonalnie. Nierzadko w ten sposób zmusza swego więziennego towarzysza do mówienia prawdy, korygowania i uściślania wypowiedzi. W czasie rozmów również sam „dorzuca” pewne informacje i uzupełnia Stroopa, ukazując przeszłość widzianą oczami aktywnego działacza polskiego podziemia.
Czytając Rozmowy z katem, może ktoś dojść do wniosku, iż Moczarski przyjął w celi postawę konformisty. Nie należy jednak zapominać o tym, że w książce są ukazane sytuacje konfliktowe, wynikające z różnic światopoglądowych, które dzieliły autora i Jürgena Stroopa. Inną rzeczą jest, że Moczarski nie mógł cały czas walczyć z hitlerowskim zbrodniarzem. Stał się on bowiem jego towarzyszem niedoli, człowiekiem tak samo jak on zamkniętym w wiezieniu, dzielącym podobne radości i smutki życia za murami.
Kalendarium życia Jürgena Stroopa
1895 - przychodzi na świat Józef Stroop.
1910 - kończy szkołę podstawową i rozpoczyna prace w inspektoracie katastralnym księstwa Lippe (dział podatkowy, potem mierniczy).
18 VIII 1914 - Stroop zaciąga się do 55 pułku piechoty i wyrusza na front zachodni.
2 XII 1915 - za walki we Francji otrzymuje Żelazny Krzyż II Klasy. Po urlopie zdrowotnym z powodu postrzału zostaje przeniesiony na front wschodni. Przebywa na terytorium polskim, w Rumunii, Galicji, na Litwie, Białorusi i na Węgrzech.
21 XII 1918 - wraca z wojny do rodzinnego Detmoldu. Znów podejmuje prace na rzecz księcia.
5 VII 1923 - bierze ślub z Käthe B.
II 1928 - Stroopowi rodzi się córka Renata.
1932 - wstępuje do agendy NSDAP, Beamtbundu (związek urzędników).
l VII 1932 - zostaje członkiem SS.
l IX 1932 - otrzymuje legitymację partyjną NSDAP.
X 1932 - zaczyna dowodzić Sztafetami Ochronnymi (SS) w Detmoldzie.
XI 1932 - Stroop zostaje mianowany SS-Scharführerem (sierżantem).
15 I 1933 - wybory do Landtagu (parlament dzielnicowy) w okręgu Lippe. NSDAP otrzymuje 39,5%.
15 II 1933 - Jürgen Stroop awansuje w SS do stopnia Truppen-führera (dosł. dowódca).
III-VI 1933 - pełni funkcje dowódcy Policji Pomocniczej landu Lippe.
III 1934 - Himmler mianuje Stroopa SS-Hauptsturmführerem (kapitan).
1934 - przeprowadza się do Münster. Dowodzi miejscowymi Sztafetami Ochronnymi. Tutaj przychodzi na świat syn Jürgen, który umiera kilka dni po urodzeniu.
1935 - awansuje do stopnia SS-Sturmbannführera i zostaje przeniesiony do Hamburga.
1936 - rodzi się syn Olaf. Stroop otrzymuje nominację na SS-Obersturmbannführera (podpułkownik).
1937 - otrzymuje stopień SS-Standartenführera (pułkownik).
l X 1938 - wraz z podległymi mu oddziałami zajmuje czechosłowackie Sudety. Przenosi się z rodziną do willi w Karlovych Varach.
X 1939 - Stroop zostaje oddelegowany do Poznania. Przejmuje dowództwo nad tamtejszym Selbstschutzem (oddziały samoobrony niemieckiej).
1941 - zmienia imię z Józefa na Jürgen i opuszcza Wielkopolskę (Kraj Warty).
7 VII 1941 - Stroop wyjeżdża na pierwszą linię frontu północnego koło jeziora Ilmen.
20 X 1941 - zostaje odwołany do sztabu SS-Reichsführera. Himmler rozkazuje mu przygotować się do funkcji dowódcy SS i policji na Kaukazie (z powodu wojennych niepowodzeń Niemiec nigdy do tego nie doszło).
XII 1941 - SS-mann przyjeżdża na Ukrainę.
I 1942 - nadzoruje budowę niemieckiej autostrady D4 na Ukrainie. Otrzymuje stopień pułkownika policji. Kilka miesięcy później awansuje do stanowiska SS-Brigadeführer (dosł. dowódca brygady), Generalmajor der Polizei i zostaje przeniesiony do miast południowej Rosji. Pod koniec roku Stroop odbywa podróż na Kaukaz.
II 1943 - przybywa do Galicji pod zwierzchnictwo gen. Katzmanna. Przygotowywuje się do likwidacji getta w Warszawie.
17 IV 1943 - Stroop przyjeżdża na terytorium przedwojennej stolicy Polski.
19 IV 1943 - przejmuje dowodzenie nad Großaktion in Warschau (likwidacja dzielnicy żydowskiej).
16 V 1943 - wysadzenie w powietrze warszawskiej Wielkiej Synagogi.
18 VI1943 - Stroop otrzymuje Żelazny Krzyż I Klasy.
29 VI 1943 - zostaje mianowany Dowódcą SS i Policji Dystryktu Warszawa.
13 IX 1943 - przeprowadza się do Grecji na stanowisko dowódcy SS i policji.
XII 1943-24 III 1945 - Stroop pełni funkcję zarządcy Bereichu (jednostka administracyjna) w zachodnich Niemczech z siedzibą w Wiesbaden. Jest również dowódcą SS i policji na tym terytorium. Awansuje do stopnia Generalleutnanta Waffen SS.
8 V 1945 - Jürgen Stroop, ubrany w mundur porucznika piechoty Wehrmachtu, oddaje się w ręce Amerykanów.
21 III 1947 - amerykański sąd wojskowy skazuje SS-manna na karę śmierci.
30 lub 31 V 1947 - Stroop zostaje przekazany oficerom Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie, następnie przewieziony na terytorium Rzeczpospolitej i osadzony w więzieniu.
2 III-11 XI 1949 - likwidator getta zostaje umieszczony w jednej celi z K. Moczarskim.
18 VII 1951 - rozpoczyna się rozprawa przeciw Stroopowi w Wydziale IV Karnym Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy.
23 VII 1951 - Jürgen Stroop zostaje skazany przez polski sąd na karę śmierci przez powieszenie.
6 III 1952 - wyrok na Stroopie został wykonany.
Problematyka i znaczenie utworu
Książka Moczarskiego stała się unikatowym studium tyranii i totalitarnej świadomości. Moczarski próbuje odpowiedzieć na pytanie o motywacje postępowania funkcjonariusza machiny hitlerowskiej, o źródła pogardy wobec słabszych i uwielbiania siły.9 Autor przedstawia całą biografię swego rozmówcy oraz sytuację polityczną, w jakiej przyszło żyć Stroopowi. Od dzieciństwa naznaczonego kompleksem niższości, każącym zrobić karierę za wszelką cenę, przez Großaktion, do śmierci na szubienicy - czytelnik obserwuje ewolucje osobowości faszystowskiego zbrodniarza. Poznaje również mechanizmy działania totalitaryzmu, który ukształtował nową moralność i światopogląd społeczeństwa. Okazuje się, że wielu z nas, zapewne, poddałoby się zmasowanym atakom propagandy i presji siły, zła wyrządzanego w majestacie prawa. Człowieka zaś często kształtują nie indywidualne ideały, lecz postawy ogółu. Nikt nie chce być sam, dlatego w jakimś stopniu podporządkowywuje się presji środowiska, zapominając, że może je formować. Szczególnie łatwo jest się poddać, gdy zmiana wyznawanych wartości pozornie nic nie kosztuje, a przynosi wyraźne korzyści materialne. W tym aspekcie Rozmowy z katem są ostrzeżeniem i przestrogą. Nikt nie przychodzi na świat jako zbrodniarz i nawet, stawszy się nim, nie musi sobie tego uświadamiać: Stroop jest człowiekiem, który dopuścił się zbrodni, choć swoim własnym zdaniem poświęcił życie na zrealizowanie w praktyce idei, w jaką głęboko wierzył.10
Rozmowy z katem są utworem o tyranii w ogóle. Nie wolno odczytywać ich jako dzieła wyłącznie o hitleryzmie. Faszyzm i komunizm to w zasadzie ten sam „towar”, tylko w innym „opakowaniu” ideologicznym. Metody działania są w praktyce identyczne. Moczarski powiedział, iż poznając Stroopa, poznawał również swych stalinowskich dręczycieli.11 Gdy w 1972 roku Rozmowy... zaczęły się ukazywać na łamach „Odry”, odbiorcy czytali nie tylko o faszystowskim mordercy, ale również o przestępcach z „bezpieki”. Dowiadywano się także o totalitaryzmie, który - w łagodniejszej już formie - był nieszczęściem polskiego społeczeństwa.
W dziele Moczarskiego na pierwszy plan wysuwa się, oprócz osobowości SS-manna, tragedia Żydów z warszawskiego getta. Przy milczącym sprzeciwie większości mieszkańców stolicy, za murami trwa walka, której wynik jest z góry przesądzony. Mordowani nie biją się już o życie, lecz o honor. Nie chcą umrzeć bez sprzeciwu. Stroop natomiast kieruje regularną wojną z polskimi Żydami. Zaskoczony postawą tych podludzi, musi kierować przeciw nim coraz większe oddziały swych żołnierzy-oprawców, coraz większe ilości ciężkiego sprzętu. Pojmani i zabici zbliżają go do osobistego, największego zwycięstwa w II wojnie światowej. Bezwzględnie poluje na swoje ofiary, wypełniając „patriotyczny obowiązek”.
Rozmowy z katem mają ogromne znaczenie jako dokument historyczny. Wszystkie przytoczone tu fakty, w opinii fachowców, zgadzają się z rzeczywistością (patrz rozdział Literatura piękna czy...?). Moczarski zwiększa wiarygodność swego utworu przez podawanie dokładnych dat i określonych przestrzeni geograficznych. Padają często nazwiska osób z niższych i wyższych sfer życia politycznego III Rzeszy. Historia hitleryzmu została tu ujęta w unikatowy sposób. Czytelnik poznaje ją nie poprzez suche, podręcznikowe stwierdzenia, że coś wydarzyło się za przyczyną jakiejś postaci w tym lub innym dniu. Odbiorca Rozmów... dowiaduje się o wydarzeniach przez pryzmat życia jednostki. W ten sposób odkrywa, jak bieg dziejów wpływał na konkretne osoby (w tym przypadku chodzi o Stroopa). Historia bowiem to nie fakty i statystyki, lecz przede wszystkim postawa społeczeństwa oraz jego reakcje odnoszące się do zmian i procesów politycznych. Historia to nie ciąg niekończących się dat, historia to życie ludzi, którzy ją kształtowali.
Książka Kazimierza Moczarskiego jest przykładem literatury faktu. Można przypuszczać, że Rozmowy z katem zostaną zaliczane do klasyki tego działu piśmiennictwa. Nie chodzi już o wartość dokumentalną, lecz estetyczną: Nie tylko jednak oddalenie w czasie, nie tylko owa historyczność wszystkich okoliczności, w jakich powstawała książka, sprawiają, że możemy ją czytać jako dzieło dobrej literatury. Myślę, że Rozmowy... zostały zamierzone jako utwór o wielkich wartościach, nie bójmy się tego określenia, artystycznych.12
Oto, co napisano o przyszłości Rozmów z katem: Przypuszczam, te życie tej książki będzie bardzo długie [...].[...] zawsze żywa pozostanie opowieść o tym, jak człowiek staje się zbrodniarzem, i zawsze będzie przemawiać do wyobraźni owa, wydawałoby się, czysto literacka forma rozmów kata z ofiarą, o czym wspomnienie, i to jest może pocieszające, spisała jednak ofiara, a nie kat, jak to zazwyczaj bywa.13
Kompozycja
Budowa tekstu
W latach 1972-1974 Rozmowy z katem ukazywały się na łamach miesięcznika „Odra”, wydawanego we Wrocławiu. Z tym sposobem publikacji związany jest wewnętrzny podział utworu na rozdziały, z których większość liczy po kilkanaście stron (tylko niektóre są dłuższe, np. opowiadające o walkach w getcie warszawskim). Należy również zwrócić uwagę na liczbę jednostek organizujących tekst. Jest ich 25. Odpowiada to mniej więcej periodyczności ukazywania się dzieła przez dwa lata na kartach czasopisma. Również rozdziały zostały podzielone wewnętrznie na krótsze jednostki, poświęcone konkretnym zagadnieniom. Przedstawiają one etapy z życia Stroopa, wydarzenia w celi lub po prostu zamknięte części dyskusji. Nie oznacza to jednak, że pewne elementy nie powracają, nie są przywoływane na nowo i rozpatrywane niejako w innym świetle. Sprawy tylko wspomniane w jednym miejscu, zostały rozwinięte w drugim.
Rozmowy z katem to nie tylko tytułowe dialogi między Stroopem i Moczarskim, rzadziej Schielkem. Książka to również opowiadanie narratora, np. o dzieciństwie SS-manna, przerywane wypowiedziami likwidatora żydowskiej dzielnicy, czy jego dzieje po opuszczeniu wspólnej celi. Dlatego w przypadku tego utworu można mówić o kompozycji zamkniętej. Na jego kartach autor zawarł także osobiste przemyślenia, wnioski i komentarze.
Czas i miejsce akcji
Akcję Rozmów z katem trzeba podzielić na dwie płaszczyzny. Jedną stanowią koleje losu Jürgena Stroopa, ukazane za pomocą opowiadania narratora lub poprzez wypowiedzi współwięźnia Moczarskiego. Jest ona związana z biografią głównego bohatera książki. Ukazuje życie zbrodniarza wojennego od jego urodzenia, przez Großaktion, aż do śmierci na szubienicy w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Miejscem tak pojętej akcji są Niemcy, Francja, Polska, Węgry, Rumunia, Czechosłowacja, Ukraina, Kaukaz i inne tereny związane z działalnością Stroopa. Wszystko to dzieje się wcześniej w stosunku do wydarzeń w celi więziennej (wyjątek stanowi egzekucja).
Drugą - już wcześniej wspomnianą — płaszczyzną akcji jest późniejszy, niż dzieje likwidatora warszawskiego getta, jego pobyt w więzieniu na Mokotowie i rozmowy z autorem książki. Jürgen Stroop i Kazimierz Moczarski zajmowali wspólne pomieszczenie przez 255 dni 1949 roku. Do tego okresu ogranicza się czas drugiego ciągu wydarzeń. W jego skład wchodzi, np. śpiewanie piosenek przez obu Niemców, sprzątanie celi, rewizje, sprzeczki i ostre wymiany zdań pomiędzy bohaterami oraz dyskusje wywołane odmiennością światopoglądową. Właśnie na tej drugiej płaszczyźnie akcji, której miejsce ograniczone jest do więzienia, najbardziej zaznacza się - przeważnie w komentarzach historyczno-literackich pomijana - obecność Gustawa Schielkego.
Narracja
Z omówionym podziałem ciągu wydarzeń związana jest również niejednorodność narracji. Ukazywanie przeszłości Stroopa jest bowiem przerywane wypowiedziami opowiadacza, odnoszącymi się do drugiej płaszczyzny akcji, która ma miejsce w celi. Wyróżnić można też dwa wcielenia tego samego narratora: pierwszo- i trzecioosobowe. Pewnie dlatego Aleksander Małachowski stwierdził: Napisane w pierwszej osobie [...] Rozmowy... sprawiają wrażenie relacji kogoś czwartego. Jakby w tej mokotowskiej celi, prócz Moczarskiego, Stroopa i Schielkego, siedział jeszcze ktoś czwarty. Nie działacz społeczny i żołnierz podziemia antyfaszystowskiego [...], ale rzeczowy dziennikarz, socjolog, psycholog, a nade wszystko wyborny pisarz i obserwator, który poznał wszystkie wydarzenia w celi i w czasie wojny jakby dwa razy. Pierwszy raz w bezpośrednim fizycznym zetknięciu ze Stroopem, drugi raz zaś - siedząc nad stertą dokumentacji [...].14 Narratora jednak cały czas należy kojarzyć z postacią Kazimierza Moczarskiego, który rzeczywiście wiele czasu poświecił sprawdzeniu prawdomówności generała SS. Opowiadacz trzecioosobowy przedstawia dawne koleje losu Jürgena Stroopa oraz wprowadza jego wypowiedzi. Pierwszoosobowy najczęściej odnosi się do tego, co powiedział podczas rozmów sam autor lub jest po prostu głosem jego myśli.
Ta - można rzec - skomplikowana narracja związana jest z tym, że treść Rozmów z katem nie jest fikcją literacką. Kazimierz Moczarski przedstawia w swojej książce również fragment własnego życia, a wiec jest emocjonalnie zaangażowany w to, o czym pisze, ale chce przyjąć także rolę bezstronnego obserwatora. Pomaga mu w tym trzecioosobowy narrator, z drugiej strony konieczny przy opowiadaniu losów i zachowań kogoś innego.
Uściślenia gatunkowe
Po przeczytaniu Rozmów z katem narzuca się stwierdzenie, że utwór należy zakwalifikować do epiki pisanej prozą. Trudności może nastręczać określenie konkretnego gatunku literackiego, bo odpowiednimi mogą się wydawać trzy formy wypowiedzi: wywiad, reportaż i pamiętnik.
Wywiad jest to, najkrócej mówiąc, zapis rozmowy przeprowadzonej ze znaną osobą, przeznaczony do publikacji w prasie lub innych środkach przekazu. Nie wyklucza się również druku w postaci książki. Rozmowy z katem nie spełniają wymogów formalnych tego gatunku. Wywiad bowiem najczęściej ogranicza się do pytań i odpowiedzi, nie posiada więc narratora. Jest to tylko utrwalenie dialogu. W utworze Moczarskiego natomiast z łatwością odnajdujemy opowiadacza, który często sam mówi o losach Stroopa i je komentuje. Przytacza także myśli i ukazuje przeżycia autora książki, wreszcie wprowadza elementy wypowiedzi innych postaci.
Reportaż to gatunek dziennikarsko-literacki, obejmujący utwory będące sprawozdaniami z wydarzeń, które autor bezpośrednio obserwował lub w których uczestniczył.15 Moczarski jednak nie był naocznym świadkiem życia Stroopa, tym bardziej nie uczestniczył w wydarzeniach związanych z jego dziejami. Definicja tej wypowiedzi przystaje jedynie do pewnych fragmentów książki, mówiących o codzienności w celi, w której umieszczono autora, Stroopa i Schielkego, lecz nie może odnosić się do całości.
Rozmowy z katem są więc pamiętnikiem. Potwierdzają to słowa Aleksandra Małachowskiego: W zasadzie jest to porządnie udokumentowany pamiętnik, spełniający [...] wymogi stawiane zazwyczaj źródłom historycznym.16 W tym gatunku zaznacza się dobitnie obecność narratora, który opowiada o pewnych zdarzeniach z dystansu czasowego. Nierzadko wypowiada się on na dwóch płaszczyznach (relacja i komentarz podczas pisania). Narrator-autor ukazuje swój stosunek do omawianych spraw. Rzeczywiście w Rozmowach z katem opowiadacz spełnia jedną z najważniejszych funkcji. Swoją relację buduje również na dwa wyżej wspomniane sposoby (wypowiedzi dodane podczas redagowania tekstu są mniej widoczne, ale istnieją, choćby przy omawianiu sprawy szczerości tego, co powiedział były SS-mann). Moczarski-narrator ujawnia czytelnikowi także swoje poglądy na temat prezentowanych zagadnień. Ponieważ do Rozmów z katem zostały wprowadzone elementy dialogowe, książkę można określić mianem pamiętnika fabularyzowanego.
Literatura piękna czy...?
Rozmowy z katem zostały napisane przez dziennikarza. Nie wolno zapominać, że Moczarski nie był literatem w pełnym tego słowa znaczeniu, nie był pisarzem. Gdyby nie fatalna dla niego sytuacja polityczna w kraju, największe dzieło jego życia, czyli omawiana książka, nie powstałoby. Przecież przyczyną napisania Rozmów... było zamknięcie autora utworu w jednej celi ze zbrodniarzem wojennym. Wszystko, o czym jest mowa, stanowi autentyczną relację ze słów i zachowań Jürgena Stroopa. Potwierdzają to słowa historyka, Franciszka Ryszki: Mogę z cala odpowiedzialnością wyrazić pogląd [...], że Moczarski nie mylił się nawet w drobnych szczegółach co do dat i informacji geograficznych. Jego zapis jest dokładny i sumienny, Zgadza się co do joty z aktualnym stanem wiedzy historycznej.17 Tak więc można powiedzieć, iż Rozmowy z katem nie należą zapewne do literatury pięknej, bowiem nie spełniają jednego z warunków cechującego jej „produkt”, czyli dzieło literackie. Nie ukazują fikcyjnego świata.
Jednak w piśmiennictwie, szczególnie lat powojennych, pojawiały się formy nieczyste, można zaryzykować nawet stwierdzenie, że praktycznie już te klarowne nie istnieją poza idealnymi wzorcami, na których podstawie wprowadzono do nauki pewne terminy i określenia, mające pomagać w kwalifikacji pism. Po drugiej wojnie światowej społeczeństwa doznały szoku, poznawszy zbrodnie faszyzmu i - o tym mówiło się mniej - komunizmu. Wzrastało zapotrzebowanie na prawdę, relacje i komentarze. Z pomocą przychodziły środki masowego przekazu, szczególnie prasa, potem radio i w końcu telewizja. Zastałe i drętwe kanony literatury zaczęły się kruszyć. Czytelnicy oczekiwali już nie tylko rozrywki, przeżyć estetycznych, ale również informacji. Wojna była za dużym przeżyciem, żeby mogła nie wpłynąć także na piśmiennictwo artystyczne i jego twórców. Rozpoczął się odwrót od fikcji, która przestała w końcu odgrywać tak decydującą rolę w klasyfikacji utworów. Rozpatrując pod tym względem Rozmowy z katem, należy więc przyjrzeć się jeszcze pozostałym trzem głównym wyznacznikom dzieła literackiego: strukturalny charakter budowy [...], zapewniający mu spójność, kompletność i samowystarczalność; niezwyczajna wyrazistość organizacji materiału językowego, jak gdyby „nadwyżkowa” w stosunku do poznawczych, ekspresyjnych czy perswazyjnych zadań jakie ma do spełnienia [...]; oryginalność kształtu i sensu — ich jednorazowość i niepowtarzalność na tle tradycji literackiej.18
Rozpatrując pierwszy przytoczony warunek, można bez specjalnej wnikliwości stwierdzić, iż w przypadku Rozmów z katem został on spełniony. Książka ma charakter samowystarczalny. Nie trzeba znać nawet okoliczności powstania dzieła, sytuacji politycznej, aby je zrozumieć. Od czytelnika wymagana jest jedynie elementarna znajomość historii III Rzeszy i II wojny światowej. Utwór Moczarskiego - mimo rozbicia na rozdziały i podrozdziały - jest tworem spójnym wewnętrznie. Integralność zapewnia prowadzony konsekwentnie i chronologicznie główny wątek, czyli relacja o życiu Stroopa, jego zbrodnicza działalność oraz śmierć na szubienicy. Określa to również kompletność dzieła, bo sprawa generała SS została przeprowadzona do końca. Temu podporządkowana jest cała struktura Rozmów... Dlatego też niejako na drugim planie pozostają dialogi prowadzone w celi. Książka Moczarskiego spełnia także warunki konkretnego gatunku literackiego.19
Kazimierz Moczarski nie koncentruje się tylko na wiadomościach uzyskiwanych od Stroopa. Ukazuje nam, trochę jakby w tle, sytuacje jakie miały miejsce w celi. Pisze np. o pogodzie panującej za oknem i z nią wiąże, czy też przez nią wprowadza pewne elementy wypowiedzi współwięźnia (np. rozdział Złowróżbna sowa). Książka jest wzbogacona dwiema płaszczyznami czasu, miejsca i akcji. Również narracja nie stanowi jednorodnej całości. Poza tym autor wprowadza własne komentarze, porównania i niekiedy indywidualizuje język postaci, a przecież mogły to być suche protokoły. Pytanie, odpowiedź, pytanie, odpowiedź. Prawda historyczna nie straciłaby na takiej metodzie. Mogły być to również zupełnie osobiste wspomnienia o wojnie i wspólnym pobycie ze Stroopem w celi, w których na pierwszy plan wysuwałaby się osoba narratora.20 Za spełnieniem przez Rozmowy z katem drugiego, wyżej wspomnianego warunku przemawia więc też uwzględnienie na kartach książki postaci Schielkego, który tak naprawdę, swoimi wypowiedziami, nie wprowadza istotnych szczegółów o znaczeniu poznawczym. Jednak, jako towarzysz więziennej niedoli, współistnieje w utworze na równych prawach z Moczarskim i Jiirgenem Stroopem.21
Należy pamiętać, iż Moczarski nie był jedynym piszącym o wojnie, ludobójstwie, tragedii Żydów. Oryginalność utworu polega na ujęciu tematu. Były żołnierz AK skupił się bowiem na Stroopie, nie tylko jako mordercy, ale także - może przede wszystkim - pisał o człowieku, który został ukształtowany przez społeczeństwo, sytuację polityczną i historyczną. Cała uwaga czytelnika zwrócona jest właśnie na niego. Książka została również niepowtarzalnie zbudowana. Jej struktura jest oparta na współistnieniu dwóch czasów i miejsc akcji oraz nieograniczaniu formy przekazu tylko do wywiadu (omówiono to dokładnie w rozdziale Kompozycja). Poza tym chyba nie istnieją w literaturze, jest ich przynajmniej niewiele, dzieła pozbawione fikcji, których narrator tak dobrze znałby swojego rozmówcę, przestępcę wojennego, odpowiedzialnego za śmierć tysięcy ludzi. Moczarski mieszkał ze Stroopem przez 255 dni. Był pozbawiony kontaktu ze światem zewnętrznym. W ten sposób został niejako skazany na dogłębne poznawanie swego towarzysza z celi. Zyskawszy jego zaufanie, mógł przekazać odbiorcy kompletne i unikatowe studium psychologiczne zbrodniarza.
Rozmów z katem nie można zaliczyć do publicystyki, która traktuje o sprawach bieżących, znanych i współczesnych dla szerokiego ogółu. Prócz tego nie ma ona prawie nigdy cech uniwersalnych, a takie znamiona - choć nie wiemy jak to będzie w przyszłości - nosi książka Kazimierza Moczarskiego. Tak więc, po rozpatrzeniu podstawowych za i przeciw, można stwierdzić, iż omawiana pozycja należy do kręgu dzieł literackich. Wobec niespełnienia przez utwór wymogu fikcji, Rozmowy z katem zaliczane są do literatury faktu, ukazującej rzeczywistość z uwzględnieniem założeń piśmiennictwa artystycznego.22
Rys dziejów getta warszawskiego23
W listopadzie 1939 roku Niemcy wprowadzili dla Żydów obozy „wychowawcze” i pozbawili ich majątków powyżej 2000 złotych na rodzinę. Okupant ograniczał możliwości pracy w wielkim przemyśle, instytucjach publicznych. Starano się odseparować ludność semicką od „aryjskiej”. Przejawem tego było m.in. wprowadzenie 12 listopada obowiązku noszenia przez Żydów opasek z gwiazdą Dawida. Na początku 1940 roku wyznaczono „Seuchenspergebiet” (obszar zagrożony tyfusem). To nie była jeszcze odgrodzona dzielnica, ale poza tym terenem nie wolno było mieszkać prześladowanemu narodowi, który stawał się powoli bezpłatną siłą roboczą.
Getto warszawskie zostało utworzone w nocy z 15 na 16 listopada 1940 roku. Przesiedlono tutaj całą ludność żydowską miasta. Polacy musieli wyprowadzić się z tej zamkniętej dzielnicy, zaś jej mieszkańcom nie wolno już było przebywać w „aryjskiej części”. Z tego powodu wielu utraciło pracę. Za murami rosło bezrobocie i w konsekwencji głód. Odseparowane getto coraz bardziej oddalało się od świata zewnętrznego. Dla wielu podstawową troską stała się kromka chleba. Bogaci i biedni - wszyscy pragnęli po prostu żyć, każdy na swój sposób. Mający pieniądze Żydzi pławili się w dostatku, zapełniali kawiarnie. W tym samym czasie inni żebrali, szukali pożywienia w śmietnikach. Kilkuletnie dzieci przechodziły przez mury, chcąc zdobyć w „tamtym świecie” coś do jedzenia. Wiele z nich ginęło od kuli z karabinu wartownika. Tę kontrastowość życia w getcie Niemcy wykorzystywali w celach propagandowych.
Każdego dnia w godzinach porannych zakłady pogrzebowe zabierały z chodników kilkanaście ciał. Ulicami przesuwały się kolumny wozów załadowanych nagimi trupami. Sytuacja pogorszyła się, gdy do getta zaczęto przywozić Żydów z małych miast i miasteczek. Nie mieli oni po prostu gdzie zamieszkać. Najczęściej umieszczano ich w halach dawnych fabryk. Wielu z nich jadło jeden posiłek dziennie - zupę dostarczaną przez Radę Żydowską. Złe warunki sanitarne i ogromna śmiertelność wywołały epidemię tyfusu plamistego. Miesięcznie umierało nawet 6000 ludzi. Ciała leżały po kilka dni na ulicach, bo nie można było nadążyć z ich grzebaniem. Zdrowi, pozbawieni zajęcia byli wyłapywani na roboty. Próby tworzenia miejsc pracy w getcie nie dawały oczekiwanych rezultatów. Niemcy często strzelali bez żadnych powodów do przygodnych przechodniów. Odruchy samoobrony tamował strach przed odpowiedzialnością zbiorową. Jednak w podziemnych drukarniach wydawano konspiracyjne pisma, rozpowszechniane również za murami.
W lutym 1941 roku do getta nadeszły wiadomości o zagazowywaniu Żydów w Chełmnie. Ludność dzielnicy nie uwierzyła w te informacje, bo nie chciała w nie wierzyć. Także za granicą wątpiono w prawdziwość tych doniesień. Po wybuchu wojny radziecko-niemieckiej rozpoczęło się mordowanie ludności semickiej na zagarniętych przez III Rzeszę terenach. W odpowiedzi na te zatrważające głosy, w styczniu 1942 roku odbyło się w getcie zebranie międzypartyjne. Ustalono ewentualność akcji zbrojnej. 18 kwietnia Gestapo rozstrzelało 50-ciu żydowskich działaczy społecznych. Do 22 lipca Niemcy co noc mordowali kilkunastu ludzi. Tego dnia do siedziby Rady Żydowskiej przyjechali przedstawiciele kierownictwa sztabu do spraw przesiedleń. Wszystkich bezrobotnych czekało wywiezienie na wschód. Judenrat (Rada Żydowska) podpisał zawiadomienie o wysiedleniach, wydając w ten sposób wyrok śmierci na mieszkańców getta. Drugiego dnia akcji - 23 lipca - popełnił samobójstwo prezes Rady, Adam Czerniaków, który nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za tysiące zamordowanych. Wiedział bowiem, co czekało zabranych transportami. Dla sprawdzenia losów ludności opuszczającej getto, wysłano wywiadowcę. Dowiedział się on, że pociąg jeździ do Treblinki i wraca stamtąd pusty. Żywności nie dowożono. Żydzi w getcie nie uwierzyli, żeby Niemcy mordowali tak bez powodu. To było dla nich niemożliwe. Kolejny raz nie chcieli wierzyć. Okupant zaś, aby ułatwić sobie przeprowadzenie akcji „wysiedleńczej”, ogłosił, iż każdemu, zgłaszającemu się na Umschlagplatz, zostaną wydzielone trzy kilogramy chleba i kilogram marmolady. Od tej pory chętnych na śmierć było więcej niż mogły pomieścić wagony. Gdy zabrakło w końcu ochotników, rozpoczęło się opróżnianie mieszkań i domów. Wielu czekało na wywiezienie w straszliwych warunkach nawet kilka dni. Tylko chorzy mogli się uratować od transportu. Dlatego też wielu ludziom lekarze łamali bez znieczulenia kończyny. To była jedna z szans nie na życie, lecz odroczenie śmierci. Potomstwo pomagało umrzeć swym rodzicom jeszcze na Umschlagplatzu. Pielęgniarki podawały dzieciom cyjanek, zapewniający spokojną śmierć.
Po tej wielkiej akcji w getcie, liczącym w czasie największego zatłoczenia 450 tyś. mieszkańców, pozostało około 60 tyś. ludzi, zatrudnionych w niemieckich zakładach pracy. Okupant zbudował nowy mur dla mniejszej już dzielnicy żydowskiej. Starano się ograniczyć również kontakty pomiędzy robotnikami z różnych fabryk. Mimo to, 20 października powstała Żydowska Organizacja Bojowa, której komendantem mianowano Mordechaja Anielewicza. Jeszcze w tym samym miesiącu dokonała ona zamachu na dowódcę policji żydowskiej. W listopadzie wykonała wyrok śmierci na członku Judenratu, kierującego w sztabie przesiedleńczym wywózką ludzi do Treblinki.
Już 18 stycznia 1943 roku getto zostało ponownie zamknięte i zaczęła się druga akcja likwidacyjna. Kilka grup ŻOB-owców broniło dostępu do dzielnicy. To był pierwszy, zbrojny opór skierowany przeciw ludobójczej polityce Niemców, którzy musieli przerwać wykonywanie swoich planów przynajmniej na jakiś czas. Żydzi przekonali się, że można walczyć z gestapowcami. Czyniono przygotowania do zbrojnego oporu na wypadek, gdyby wysiedlenia miały się znów powtórzyć. Produkcją materiałów wybuchowych kierował Michał Klepfisz. Na ulicach zaczęły się ponownie łapanki, bo Niemcy stwierdzili, iż mieszkańcy getta dobrowolnie nie wyjadą. Jednak zatrzymanych odbijała z aresztów i transportów Żydowska Organizacja Bojowa.
Jeszcze w nocy 19 kwietnia sztab ŻOB-u został powiadomiony o planowanym, ostatecznym rozwiązaniu warszawskiego getta. Niemcy wkroczyli za mury. Rozpoczęło się powstanie. Nie zabrakło w nim zwycięstw, ale śmiałkowie musieli ulec doborowej, wyszkolonej i świetnie wyposażonej armii. 8 maja oddziały SS okrążyły Komendę Główną ŻOB. Ci, których jeszcze nie zabito, popełnili samobójstwo. Tak zginął również Mordechaj Anielewicz. Spośród kilkuset powstańców ocalało kilkunastu. Położona w środku miasta zamknięta dzielnica była ostrzeliwana z ciężkiej artylerii. Palono domy, a poza murami tętniło warszawskie życie. Powstanie w getcie upadło. Symbolicznym końcem walk było wysadzenie przez J. Stroopa Wielkiej Synagogi w dniu 16 maja 1943 roku.
Przypisy
Informacje biograficzne zaczerpnięto z: A. K. Kunert, Kalendarium tycia autora, w: K. Moczarski, Rozmowy z katem, Warszawa 1993, s. 404-410.
A. Szczypiorski, O Kazimierzu Moczarskim, w: K. Moczarski, dz. cyt., s. 7.
Tamże, s. 7-8.
Wszystkie cytaty z utworu, zamieszczone w opracowaniu, pochodzą z: K. Moczarski, dz. cyt. Cyfry w nawiasach oznaczają numer strony, z której przytoczono tekst.
M. Orski, Jak powstawały Rozmowy z katem, w: K. Moczarski, dz. cyt, s. 400-403.
Tamże, s. 401-402.
A. Szczypiorski, dz. cyt., s. 9.
Od wydawcy, w: K. Moczarski, dz. cyt., s. 6.
Moczarski Kazimierz, w: T. Miłkowski, J. Termer, Leksykon lektur szkolnych, Warszawa 1993, s. 183.
A. Małachowski, Rozmowy z katem, „Odra” 1978, nr 2.
A. Szczypiorski, dz. cyt., s. 15.
A. Małachowski, dz. cyt.
Tamże.
Tamże.
Reportaż, w: J. Sławiński [red.], Podręczny słownik terminów literackich, Warszawa 1994, s. 211.
A. Małachowski, dz. cyt.
Tamże.
Por. dzieło literackie, w: J. Sławiński [red.], dz. cyt., s. 54.
O strukturze dzieła literackiego, tamże, s. 235-236.
A. Małachowski, dz. cyt.
Por. tamże.
Por. literatura faktu, w: J. Sławiński [red.], dz. cyt., s. 129.
Opracowano według: M. Edelman, Getto walczy, w: Warszawskie getto [praca zbiorowa], Warszawa 1988, s. 19-39.
Spis treści
Życie Kazimierza Moczarskiego
Geneza i dzieje Rozmów z katem
Streszczenie książki
Bohaterowie Rozmów z katem
|
Jürgen Stroop Gustaw Schielke Kazimierz Moczarski |
Kalendarium życia Jürgena Stroopa
Problematyka i znaczenie utworu
Kompozycja
|
Budowa tekstu Czas i miejsce akcji Narracja Uściślenia gatunkowe |
Literatura piękna czy...?
Rys dziejów getta warszawskiego
Przypisy