Portret hitlerowskiego zbrodniarza w Rozmowach z katem Kazimierza Moczarskiego
Właściwie, jak się głębiej zastanowić, to utwór Kazimierza Moczarskiego Rozmowy z katem ma dwóch głównych bohaterów. Jeden to oczywiście faszystowski zbrodniarz Jürgen Stroop, ale przecież jest w tej ciekawej książce jeszcze jeden niezwykły bohater, rozmówca Stroopa - autor.
K. Moczarski był dziennikarzem, akowcem, uczestnikiem powstania warszawskiego. 11 sierpnia 1945 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim, a następnie skazany na 10 lat za działalność w AK. W 1948 r. jego proces został wznowiony, by w 1952 r. zakończyć się wyrokiem śmierci. W 1953 r. kara śmierci została zamieniona na dożywotnie więzienie, a w 1956 r. Moczarski został zwolniony.
W czasie, gdy proces Moczarskiego został wznowiony, jedną z tortur psychicznych, jakie zastosowano, było osadzenie go w jednej celi ze zbrodniarzem hitlerowskim Jürgenem Stroopem. Stroop należał do osławionych, brutalnych dowódców SS, był katem warszawskiego getta. Z takim człowiekiem w jednej celi umieszczono Moczarskiego. I tę sytuację zniósł Moczarski dzielnie, z godnością, bo postanowił ją wykorzystać. Rozmawiał ze Stroopem i z drugim Niemcem, Gustawem Schielke, poznawał język, obyczaje, słuchał opinii i zwierzeń. Stroop potrzebował słuchaczy, spodziewał się wyroku śmierci, więc chętnie mówił, było to coś w rodzaju spowiedzi. Ta okoliczność pozwoliła dziennikarzowi, jakim był przecież Moczarski, zebrać wiele informacji. Rozmowy były szczere - to też zasługa Moczarskiego, który mimo niechęci do zbrodniarza hitlerowskiego umiał wytworzyć atmosferę wspólnoty losu więźniów. Zamiarem Moczarskiego, podjętym jeszcze w celi, było poznanie kata, rozszyfrowanie go, zgłębienie „jaki mechanizm historyczny, psychologiczny, socjologiczny doprowadził część Niemców do uformowania w zespół ludobójców”. Powstała książka wyjątkowa! Są w niej fakty wyłącznie autentyczne, to pozwala zaliczyć ją do prozy dokumentalnej. Jest w niej wiele dialogów, ale trudno nazwać ją wywiadem. Sposób przedstawienia bohatera czyni z niej powieść psychologiczną i to bardzo ciekawą, bardzo głęboką. Moczarski śledzi dokładnie całe życie Stroopa, czynniki, które go kształtowały, przebieg jego błyskawicznej kariery. Zwraca uwagę na poglądy swego bohatera w najistotniejszych sprawach.
Jürgena Stroopa ukształtowała rodzina, atmosfera miasteczka Detmold w księstwie Lippe i sytuacja Niemiec po I wojnie światowej. Ojciec był policjantem, wpajał synowi posłuszeństwo i kult władzy, matka była typową, ograniczoną niemiecką kobietą. „Jej światopogląd utrwalały od lat: konfesjonał i poduszka na parapecie okna”. Józef (zmienił imię w 1941 r. na Jürgen jako bardziej germańskie) miał dzieciństwo sielskie, ale ubogie, dlatego wcześnie obudziło się w nim pragnienie dóbr doczesnych. Wychowywał się w kulcie munduru, księcia pana i tradycji germańskich. Uczniem był miernym, nie odznaczał się ani inteligencją, ani pamięcią, ale był posłuszny. Gdy wybuchła I wojna światowa zaciągnął się ochotniczo do piechoty. Dzięki wojnie poznał Francję, był w Polsce, na Litwie, Białorusi, Polesiu, w Galicji, ale niewiele na linii frontu. Uwielbiał życie koszarowe. Już wtedy miał ugruntowane poglądy nacjonalistyczne. Zakończył wojnę z poczuciem krzywdy i pragnieniem odwetu. To stanowiło podatny grunt, na który padły hasła NSDAP. Do ugrupowań hitlerowskich wstąpił w 1932 r. Przydał się, bo był systematyczny, wierny i wierzył w każdą podaną odgórnie prawdę. Szybko rosło jego znaczenie, komenderował, rozkazywał i lubił to. Nie wahał się pomóc sukcesowi wyborczemu terrorem, a więc w Lippe hitlerowcy zdobyli najwięcej głosów. Odtąd piął się szybko w górę. został oficerem SS dzięki osobistemu wstawiennictwu Himmlera. Słaby intelekt, nie najtwardszy charakter spowodowały, że sukcesy przewróciły mu w głowie - poczuł się uprzywilejowany. Stał się ważny, przesiąkł propagandowymi sloganami, bo bywał na nazistowskich zjazdach, kursach i szkoleniach partyjnych - z nich czerpał swoją wiedzę, np. o rasach.
Wojna przyspieszyła jego karierę. W Poznaniu był odpowiedzialny za rozstrzelanie wielu osób, na Ukrainie budował autostradę przy użyciu jeńców, we Lwowie „rozwiązywał” problem żydowski. Zawsze poza frontem, zawsze posłusznie wykonywał, co mu zlecono, podlizywał się zwierzchnikom, gardził tymi, co postawieni byli niżej od niego. Następnym jego zadaniem była likwidacja warszawskiego getta. Ze zrozumiałych względów temu fragmentowi kariery Stroopa poświęcił Moczarski najwięcej uwagi. Stroop chętnie opowiada, chwali się sukcesami. W Grossaktion in Warschau Jürgen Stroop „uśmiercił 71 tysięcy Żydów polskich i zamienił dzielnicę mego miasta w pustynię gruzu” - pisze Moczarski.
Nowe zadanie potraktował Stroop jako wielki zaszczyt, był przecież specjalistą od kwestii żydowskiej. O likwidacji getta mówi jak o podniecającym zadaniu, w którym może się sprawdzić i udowodnić zwierzchnikom swoją przydatność. Traktował swe zajęcie tak, jak na przykład pracę w biurze, po której wraca się do domu, bierze kąpiel i zjada ulubione knedle. Nie ma dla niego ginących ludzi, nic nie robi na nim wrażenia. Nie przejawia skruchy, nie ma wyrzutów sumienia, nie ma najmniejszych wątpliwości. Robił tylko to, co musiał, i robił to z przekonaniem. Nawet w więzieniu, po klęsce wojennej Niemiec wierzył święcie w propagandowe slogany, że Żydzi to nie ludzie, że nie mają godności ani honoru. Po działaniach w Warszawie Stroop znalazł się w Grecji, a potem został szefem policji w Wiesbaden. Trwał do końca przy Himmlerze, wierzył w niego i zwycięstwo III Rzeszy. Gdy oskarżono go o wymordowanie lotników amerykańskich, tłumaczył się rozkazem Himmlera. On zupełnie nie miał poczucia odpowiedzialności ani za zbrodnie wojenne, ani za śmierć wielu żołnierzy niemieckich. Czcił wojnę, na której musi się lać krew, twierdził, że generał nie myśli o pojedynczym żołnierzu, a o zwycięstwie. Nie odczuwał też odpowiedzialności za zbrodnie hitlerowskie.
Co za przerażająca sylwetka! Znakomicie uchwycił Kazimierz Moczarski cechy charakteru, osobowości bezwzględnego kata, mordercy. A przecież był to też syn, mąż, ojciec... Rodzina wpoiła mu właściwie tylko posłuszeństwo, kult władzy i siły. Mimo że matka była katoliczką, nie nauczyła go zupełnie zasad moralnych, miłości bliźniego, nie wykształciła w nim wrażliwości, uczuciowości. Jego wychowanie, choć pozornie prawidłowe, było fatalne, bo jednostronne. Nie był ani inteligentny, ani pojętny, nie miał także dobrej pamięci. Nigdy nie nauczył się krytycznie, samodzielnie myśleć, ale chętnie chłonął „mądrości” przekazywane przez innych, szczególnie tych, co mu imponowali, oczywiście siłą, bezwzględnością. Mimo przeciętnych uzdolnień i niskiego wykształcenia był ambitny, pragnął bogactw i władzy. Te przesłanki uczyniły go dobrym materiałem na posłusznego wykonawcę każdego rozkazu, bo nie miał skrupułów moralnych, był głupi, więc łatwo dawał się otumanić propagandowymi hasłami, a łaknął splendorów i zdobyczy materialnych. Takich ludzi lubi każda władza dyktatorska. Stroop i jemu podobni wierzą w każdą bzdurę o wyższości rasowej Niemców, o tym, że Żydzi to podludzie, że Słowianie są brudni, a Francuzi to mieszańcy... Niewiele wiedzą, więc wierzą broszurom propagandowym. Potrzebują przewodników, więc szanują zwierzchników, lubią dryl wojskowy, ustalony porządek, bo nie muszą sami decydować. Zniewolenie umysłów prowadzi do wyrażenia zgody na każdą zbrodnię, bo można ją wytłumaczyć koniecznością dziejową, dobrem narodu lub inną ideologią.
Ma też Stroop świadomość, że tylko taki układ, jaki powstał w Niemczech po dojściu do władzy Hitlera, tylko państwo totalitarne daje mu szansę, okazję zrobienia kariery. W każdym innym systemie byłby tylko przeciętnym, szarym najemnikiem, bo tylko takie predyspozycje posiadał. Systemy dyktatorskie preferują miernoty, bo łatwo się na nich oprzeć, uzależniając je całkowicie. Stroop nawet nie jest odważny, zawsze krył się za plecami innych, odznaczenia i tytuły otrzymywał za działania policyjne przeciw bezbronnym ludziom. Jego posłuszeństwo i szacunek dla hierarchii przybierają nawet śmieszne formy. Ustępuje miejsce na pryczy Moczarskiemu jako przedstawicielowi narodu zwycięzców. Dla niego zwycięzcy mają po prostu rację! Nie łamie regulaminu więziennego i drży ze strachu, gdy robią to inni. Niewiele dowiadujemy się o jego życiu uczuciowym, jest ono bardzo ubogie. Kochał chyba Lonę z Brzeżan, ale zwyciężył w nim nacjonalizm. Trudno powiedzieć czy kocha żonę, choć dba o warunki jej życia. Z dzieci, zwłaszcza syna, jest dumny bardziej niż je kocha. Sprawia wrażenie zimnego, bezdusznego automatu. Można stwierdzić, że Stroop został ukształtowany przez ideologię nacjonalistyczną. Godzien największego podziwu jest K. Moczarski, który potrafił wydobyć to wszystko ze Stroopa i obiektywnie przedstawić. Zadziwia jego chłodny, beznamiętny stosunek do współwięźnia. Traktuje Stroopa jak człowieka, stara się go zrozumieć. Nie wybaczyć, ale znaleźć odpowiedź na pytania: dlaczego jest taki? jak do lego doszło, że stał się mordercą? Patrzy na niego jak na obiekt badań, bez emocji, obiektywnie. Reaguje na jego słowa, czasem ostro, ale nigdy nie wydaje wyroku, pozostawia to sądowi. Godna podziwu szlachetność.