PROCESY ZBRODNIARZY HITLEROWSKICH
W NORYMBERDZE 1945-1946
Lex retro non agit
"Prawo nie działa wstecz" - ta słynna prawnicza maksyma stała się podstawą rozważań na temat legalności Procesów Norymberskich. Kontrowersje wzbudzał nie tylko fakt czysto prawniczych zagrywek, ale i samego przedsięwzięcia zwycięskich aliantów. Już na konferencji w Teheranie, w 1943 roku, Wielka Trójka podjęła decyzję o rozpoczęciu przygotowań organizacji wielkiego procesu, w którym osądzeni zostaną zbrodniarze hitlerowscy. Wtedy też zadecydowano o powojennym losie Niemiec, które miały zostać podzielone na strefy okupacyjne, zdemilitaryzowane i w końcu, po okresie denazyfikacji, oddane w ręce demokratycznych władz. Nasuwało się jednak pytanie, kogo, gdzie i w jaki sposób ma sądzić Międzynarodowy Trybunał Wojskowy?
Nie ulegało wątpliwości, iż na ławie oskarżonych zasiąść muszą najwięksi działacze hitlerowscy. Typowaniem byłych bohaterów III Rzeszy alianci zająć się mieli po zakończonej II wojnie światowej, podsumowując ich zaangażowanie i ogrom przestępstw, jakich się dopuścili. Na miejsce procesów wybrano Norymbergę, gdzie rokrocznie odbywały się dumne Parteitagi NSDAP, a w 1935 roku uchwalono ustawę "O ochronie i czystości krwi niemieckiej". To właśnie to niemieckie miasto stało się Mekką hitlerowskiego antysemityzmu, to tam wykluł się holocaust. Dziwnym trafem gmach norymberskiego sądu ocalał w ogniu alianckich nalotów i doskonale nadawał się po zakończeniu działań wojennych na miejsce "procesu tysiąclecia". Pozostawała jeszcze kwestia mocarstw, które mają rozstrzygać o losie niemieckich działaczy. Tutaj natrafiono na spory odnośnie przedstawicieli aliantów. Obok Wielkiej Trójki - Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego - dokooptowano jeszcze Francuzów, choć ich wkład w wojnę był nieporównywalnie mniejszy niż państw sojuszniczych. Tym samym cztery delegacje sądzić miały w imieniu ogółu aliantów. Jak widzimy, wśród mocarstw tych zabrakło Polski. Nie ma się jednak co dziwić, gdyż od początku II wojny światowej Polaków traktowano nieco zbyt obcesowo, spychając ich na dalszy plan. Mimo to nasi rodacy odegrali sporą rolę w Procesach Norymberskich, o czym za chwilę jeszcze powiemy. Kłopoty sprawiał Józef Stalin, który obawiał się pociągnięcia do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, jakich się dopuścił. 4 grudnia 1941 roku rządy polski i radziecki wydały deklarację, w której zapowiadano osądzenie zbrodniarzy hitlerowskich po wojnie. Wkrótce, bo już w styczniu 1942 roku, 9 państw alianckich w Londynie zapowiedziało podobne kroki. Wahania Stalina rozwiały postanowienia reszty aliantów, którzy pragnęli przede wszystkim ukarania Niemców. Dopiero 8 sierpnia 1945 roku, wraz z resztą aliantów, przystąpił do porozumienia. Zastrzegł jednak, iż delegacja sowiecka będzie ściśle kontrolowana przez Kreml. Pozostawała jeszcze kwestia prawa, wobec którego sądzeni będą oskarżeni. Tę kwestię rozstrzygnięto bardzo sprytnie, przyjmując zachodnie modele sądownictwa oraz tworząc nowe paragrafy i zastrzegając brak działania zasady lex retro non agit. Tym samym wykluczono możliwość podważenia aktu oskarżenia przez sądzonych hitlerowców i ich obrońców. Zastrzeżono jeszcze kwestię "działania na rozkaz", co uniemożliwiało wojskowym zasłanianie się bezpośrednim podleganiem przełożonym i przymusem wykonywania ich poleceń. Tak postawiona sprawa rozwiązywała kwestie wielu problemów, na jakie natrafił Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. Wykluczono również poruszanie spraw niezwiązanych z aktem oskarżenia (co było widocznym wybiegiem w stronę Stalina i jego "zasług" na polu ludobójstwa i działań przeciw pokojowi).
Procesy wzbudziły zainteresowanie całego świata,
a wielkie agencje prasowe prześcigały się w komentarzach i relacjach z Norymbergi.
Po ponad pięciu latach działań wojennych następował okres odwilży, słusznego zresztą nawrócenia narodu niemieckiego - starano się wyplenić wartości wpojone przez doktrynę nazizmu i zastąpić je demokratycznymi wartościami samostanowienia się każdego narodu. Proces ten przebiegał w bardzo wielu etapach (wymienić tu należy chociażby "wycieczki" edukacyjne młodych Niemców do byłych obozów koncentracyjnych). Dziwnym jest natomiast beztroska aliantów, którym w głowie się nie mieściło, iż coś może nie pójść po ich myśli. Zachodni model człowieka nie przewidywał zbrojnych napadów grup, które po oficjalnym zawieszeniu broni mogłyby paraliżować pierwsze dni względnego pokoju. Amerykanie i Brytyjczycy zorganizowali nowe Niemcy na wzór własnego kraju, nierozważnie zresztą przesadnie ufając mieszkańcom okupowanych terenów. I tak, gdy prasa grzmiała o istnieniu mitycznego Wehrwolfu, rozprężenie w szeregach wojsk alianckich zadziwiało polskich korespondentów. Nie było kontroli, nie było rewizji - obraz nie do pomyślenia po pięciu latach strasznej okupacji, gdy wychodząc na ulicę człowiek nie był pewien powrotu. Podobnie rzecz się miała z samym gmachem norymberskiego sądu. Choć ochraniali go amerykańscy żołnierze, przepisowo dzierżący w dłoni pałkę (de facto nigdy nie musieli jej użyć), środki, jakie przedsięwzięto, aby zabezpieczyć rozprawę, były naprawdę niewielkie. Do gmachu wejść mógł każdy, legitymując się świstkiem papieru wydanym przez władze okupacyjne. Z tymże świstkiem w podróż do Norymbergi wyprawiła się polska delegacja prasowa, której relacje zapewniają nam ogrom informacji na temat procesu. Polską delegację prawniczą stanowili Stefan Kurowski, Tadeusz Cyprian, Stanisław Piotrowski i Jerzy Sawicki. Tylko determinacji i niezwykłemu szczęściu zawdzięczali oni uzyskanie własnego pomieszczania do pracy. A przecież to oni winni byli rodakom przygotowanie linii oskarżenia za brutalną okupację i terror na terenach Rzeczpospolitej. Obok świetnej znajomości realiów okupacyjnych czwórka wysłanników przywiozła ze sobą ogromną ilość bezcennych dokumentów, jakie uzyskano od uciekających Niemców. Niesamowitym dowodem był "Dziennik Franka", spisany przez byłego Generalnego Gubernatora na 11 000 stron maszynopisu i wydano później w 38 tomach. Ten materiał stał się podstawą do sądzenia hitlerowców za zbrodnie na narodzie polskim. Polacy mogli poczuć się mocno dotknięci aktem oskarżenia, którego opis zaraz zacytuję. Zresztą lekceważono ich na każdym kroku. Agencje prasowe otrzymały zaledwie trzy miejsca w 250-osobowej galerii prasowej i znowu dzięki uporowi Polaków udało się uzyskać kolejne dwa. Skoro jesteśmy przy galerii prasowej, warto wspomnieć o wyglądzie sali rozpraw. Po jednej stronie znajdowały się wspomniane miejsca dla dziennikarzy, naprzeciw umieszczono wielki ekran (wyświetlano tu kluczowe dla procesu filmy archiwalne). Po drugiej stronie (z perspektywy dziennikarzy) siedzieli w dwóch rzędach oskarżeni, a za nimi dbający o bezpieczeństwo zgromadzonych żołnierze. Pod oskarżonymi przebywali obrońcy, również zgrupowani w dwóch rzędach. Z kolei pod galerią prasową znaleźli się prokuratorzy i personel ich wspomagający. Na środku sali zamontowano pulpity dla oskarżycieli, obrońców i świadków. Dodatkowo przebywających na sali wyposażono w słuchawki, z których płynął glos tłumacza. Wybór języka zależał od umiejętności lingwistycznych słuchacza - program zawierał pięć opcji (języki oskarżonych i trybunału oraz język oryginalny). W ten sposób pozbyto się problemu nieporozumień i niezrozumiałości toczącej się rozprawy. Odbiegliśmy nieco od tematu, wróćmy zatem do aktu oskarżenia. O dziwo, nie było w nim słowa o Polsce i Polakach. 6 października opublikowano akt oskarżenia przeciw zgromadzonym 21 przywódcom III Rzeszy. Jak pisze Edmund Osmańczyk:
Najdziwniejszym zaś jest... akt oskarżenia. Akt oskarżenia opracowany jest w sposób zdumiewający... W Akcie oskarżenia nie ma ani słowa o Powstaniu Warszawskim, ani słowa o Palmirach, o terrorze i egzekucjach ulicznych osławionego Kutschery. [...] Ani jednego przykładu z Polski na 'przymusową rekrutację robotników cywilnych', na 'germanizację okupowanych terenów'. Pominięto całkowicie zagładę gett żydowskich.
Jak więc widzimy pośpiech nie sprzyjał Polakom. Dopiero po zawiłej procedurze przed Trybunał trafiały polskie oskarżenia wobec III Rzeszy. Kręta droga dokumentów utrudniała nieco dołączanie ich do materiału dowodowego, jednak dzięki tytanicznej pracy zespołu polskiego udało się przedstawić dowody zbrodni hitlerowskich przywódców w Norymberdze. Tym samym nasza wątła delegacja prawnicza odniosła wielki sukces w wielkim przedsięwzięciu, jakim z pewnością była Norymberga.
Główni bohaterzy procesu
Był maj 1945 roku. Dotychczasowi władcy III Rzeszy uciekali na Zachód, aby tam szukać niewoli u aliantów. Wielu z nich złapano w Berlinie, innych osaczono w różnych miejscach Europy. Wszystkich łączyło jedno - przewodzili III Rzeszy oraz zostali w Norymberdze pociągnięci do odpowiedzialności za własne czyny. Wśród nich zabrakło Adolfa Hitlera, który odebrał sobie życie w berlińskim bunkrze, Heinricha Himmlera, któremu również udało się uniknąć sądu, gdyż przegryzł kapsułkę z cyjankiem po zatrzymaniu przez aliancki patrol, Martina Bormanna, który wyparował w oblężonym Berlinie i Josefa Goebbelsa, który na wzór Hitlera zginął z własnych rąk. Trzech wielkich dygnitarzy i ich przywódca uniknęło Procesów Norymberskich, wybierając przyspieszenie losu, jaki ich z pewnością czekał. Pozostali, a było ich 21, rozpoczęli sądową batalię o własne życie. Przybliżmy zatem ich sylwetki.
1. Karl Dönitz
Wielki Admirał z niewielką karą.
Admirał Kriegsmarine był przekonany, iż na ławie oskarżonych znalazł się przez przypadek. Sam zresztą napisał, odpowiadając na pytanie psychologa G.M Gilberta, odnośnie jego winy: "Żaden z punktów tego oskarżenia nie dotyczy mnie w najmniejszym stopniu. Typowy przykład amerykańskiego humoru." Człowiek ten, wyznaczony przez Hitlera w jego testamencie politycznym na kolejnego kanclerza III Rzeszy, zapominał chyba o organizacji Kriegsmarine i jej działaniach. Zasłaniał się również wykonywaniem rozkazów przełożonych. Zresztą, jak pozostali wojskowi, uważał, iż spełnił swój obowiązek jako dowódcy floty niemieckiej - złożył przecież przysięgę na wierność führerowi. Po obejrzeniu filmu archiwalnego, w którym udokumentowano zbrodnie na terenie Auschwitz, zdecydowanie odcinał się od reszty "zbrodniarzy hitlerowskich". Po części miał rację, ponieważ jako dowódca floty nie mieszał się w pozostałe sprawy państwa. Winą jego jednak, jak przedstawiono to w akcie oskarżenia, były wydane rozkazy o prowadzeniu wojny bezwzględnej, dobijaniu rozbitków, nieudzielaniu pomocy zniszczonym okrętom przeciwnika. Z części zarzutów Dönitz zdołał się wyplątać, za część musiał odpowiedzieć. Nie dziwiła zatem kara 10 lat więzienia. Paradoksalnie Dönitzowi z pomocą przyszli wrogowie. Za admirałem poświadczyli odpowiednicy amerykańscy oraz marynarze sił morskich wroga.
2. Hans Frank
Frank sam sobie strzelił w plecy, pisząc osławiony "Dziennik".
Sprawa Hansa Franka, Generalnego Gubernatora, była stosunkowo jedną z najprostszych. Skrupulatny polityk przez lata spisywał swoje wspomnienia, nazywając je "dokumentem historycznym", na łamach "Dziennika". W 38 tomach, na 11 000 stron maszynopisu, omówił wszystkie "polskie" zagadnienia, okraszając je dodatkowo szerokim komentarzem. Przypadek sprawił, iż jego dzieło nie zostało zniszczone. Buta i ułuda potęgi III Rzeszy doprowadziły do tego, iż Frank zabrał z Krakowa swoje "Dzienniki", aby oddać je bibliotece w Bawarii. Los sprawił, iż oddał je Amerykanom, a ci zrobili z nich świetny użytek, przekazując Stanisławowi Piotrowskiemu.
W więzieniu Frank przeszedł cudowną metamorfozę. Ze zbrodniarza rozpoczął kreowanie własnej postaci na nawróconego chrześcijanina, który pragnie ponieść konsekwencje wszystkich swoich czynów. Tymczasem, podczas procesu, Hans Frank usiłował wmówić Trybunałowi, iż nie jest winien zarzucanych mu czynów. Najpierw opowiadał o "winie Niemiec", rysował straszny los polskich Żydów, aby później szerzyć wizję idealnego państwa, jakie stworzył swoim obywatelom. Opowiadał o edukacji, jaką rzekomo zapewniał Polakom, o świetnych zarobkach i bezrobociu. Mówił o dobrobycie i postępie kulturowym.
Zapomniał jednak, iż sam postępu zakazał, a robotnicy pracowali za marne grosze. Szybka inflacja sprawiła, iż wynagrodzenie to nie pozwalało zaspokoić nawet najskromniejszych potrzeb. Sam "Dziennik" dostarczył tylu dowodów na potwierdzenie winy Franka, iż zeznania świadków nie byłyby potrzebne. Ponadto dokument ten dostarczył niezbitych dowodów na zbrodnie hitlerowskie w Polsce, obciążając również innych oskarżonych. Efektem sądu nad Frankiem był wyrok śmierci. Były Generalny Gubernator zawisnął 16 października 1946 roku na szubienicy, dzieląc los swoich towarzyszy.
3. Wilhelm Frick
Protektor Czech i Moraw oraz Minister Spraw Wewnętrznych Rzeszy.
Protektor Czech i Moraw oraz wcześniejszy Minister Spraw Wewnętrznych Rzeszy odpowiadał za zbrodnie popełnione przeciw ludzkości oraz za zbrodnie przeciw pokojowi. To właśnie Wilhelm Frick odpowiadał za przeprowadzenie Anschlussu Austrii czy zajęcie Sudetów. Był również zaciekłym antysemitą, co sprowadzało się do eksterminacji Żydów na podległych mu terenach. W Norymberdze uważał się za pokrzywdzonego. W ankiecie Gilberta stwierdził: "Całe oskarżenie opiera się na domniemanym spisku". Tymczasem przedstawiony materiał dowodowy umożliwił udowodnienie Frickowi postawionych mu zarzutów i skazanie go na śmierć. Przed śmiercią chciał chyba dać wyraz swojemu rzekomemu patriotyzmowi i powiedział jeszcze: "Niech żyją wieczne Niemcy". Później na jego szyi zacisnął się sznur.
4. Hans Fritzsche
Ciekawe jest, w jaki sposób Fritzsche skomentowałby Proces Norymberski.Hans Fritzsche był w okresie potęgi III Rzeszy szefem propagandy Josefa Goebbelsa. Pracował również jako komentator radiowy, co przysporzyło mu popularności i sympatii społeczeństwa. W Norymberdze nie mógł zrozumieć powodów, dla jakich umieszczono go na ławie oskarżonych. Napisał: "To jest najstraszniejsze oskarżenie wszystkich czasów. Jedna tylko rzecz może być jeszcze gorsza: oskarżenie, które przedłoży naród niemiecki za nadużycie jego idealizmu". Z powodów nieujawnionej winy został uniewinniony.
5. Walther Funk
Drugi po Schachcie ekonomista Rzeszy.
Walther Funk na ławie oskarżonych znalazł się za swoje zasługi na polu ekonomii III Rzeszy. Po Hjalmarze Schachcie zajął miejsce Ministra Gospodarki. Odpowiadał za zbrodnie przeciw pokojowi. Bez poparcia przemysłowców i ekonomistów NSDAP zapewne nigdy nie osiągnęłoby tak dobrych rezultatów, a przecież należy pamiętać, iż naziści do władzy doszli bez krętactw i matactw - o ich wyborze zadecydowali sami Niemcy. W 1939 roku Funk został prezesem Reichsbanku i to właśnie to stanowisko (inkasacja mienia osób prywatnych, rekwirowanie wartości historycznych i kulturowych, które miały jakąkolwiek wartość materialną) stawiało go w nader trudnej sytuacji. Wobec przedstawionych materiałów Funka skazano na karę dożywotniego więzienia. Uciekł jednak smutnemu dla niego losowi, gdyż już w 1957 roku zwolniono go ze względu na zły stan zdrowia.
6. Hermann Göring
Wielki marszałek wolał śmierć z własnej ręki.
Niewątpliwie najciekawszą postacią w Norymberdze był Hermann Göring. Marszałek Rzeszy i dowódca Luftwaffe stanowił idealny temat dla prasy. Sam zresztą chełpił się, iż jest w centrum uwagi. Jego niewiarygodna buta i pycha sprawiły, iż nie zyskał sobie przychylności sędziów. Co więcej, odwróciła się od niego część kolegów, którymi próbował dyrygować za więziennymi kratami. Uważał się za całkowicie niewinnego, twierdząc: "Zwycięzca będzie zawsze sędzią, a pokonany oskarżonym". Gdy zapytano po raz pierwszy, czy przyznaje się do winy, rozpoczął wygłaszanie przemówienia. Jego zapędy szybko przyhamował jeden z prokuratorów. Göring w lot pojął działanie alianckiego systemu sądownictwa i już wkrótce dał się poznać od swej najlepszej strony. Wcześniej jednak był niemałą zagadką dla opiekujących się więźniami psychologów. Marszałek III Rzeszy był bowiem święcie przekonany o własnej wielkości i znaczeniu. Gilbertowi powiedział nawet: "Za 50 lub 60 lat wszędzie w Niemczech będą stały posążki Hermanna Göringa. Może małe posążki, ale w każdym domu". Wypowiedź ta ilustruje nieco wygórowane mniemanie o własnej osobie Hermanna Göringa. W więzieniu okazało się również, iż "gruby Hermann" był uzależniony od narkotyków. Morfina była mu niezbędna do życia. Tym samym nieuzasadnioną była jego wściekłość odnośnie nałogów niektórych współwięźniów. Z pogardą wypowiadał się o Kaltennbrunerze oraz Leyu (któremu udało się powiesić w swojej celi i uniknąć osądzenia). Wspominaliśmy już, że za kratkami utworzył swoisty "klub Göringa", zrzeszający wciąż posłusznych mu byłych hitlerowców. Starał się wpłynąć na zeznania kolegów, aby tym samym oczyścić siebie z zarzutów. Metody, jakie przy tym stosował, szybko zauważyli alianci, wprowadzając oddzielne posiłki więźniów. Göring dał się poznać jako cyniczny, niepozbawiony poczucia humoru arogant. Własne ego przesłaniało mu cały świat. Nadęty i naburmuszony na wszystkich zapewniał o braku swoich win, zwalając całą winę na "psychopatę Himmlera". Jednak nawet Marszałek nie wytrzymał do końca procesu w jedności z ideą nazizmu. Choć przez długi okres czasu pozował na gwiazdora (do furii doprowadzało go przybycie Kaltenbrunnera, który na moment odwrócił uwagę całego świata od Göringa), po miesiącach spędzonych na ławie oskarżonych zmienił nieco linię obrony, potępiając nazizm, a z siebie robiąc pokrzywdzoną osobę. Tymczasem to on miał wielki udział w Anschlussie Austrii oraz utworzeniu systemu obozów koncentracyjnych. Był też najdłużej przesłuchiwanym więźniem Trybunału. Göring cieszył się, iż w roli przesłuchującego wystąpił sam naczelny prokurator Stanów Zjednoczonych. Przez te dziesięć dni, gdy oczy wszystkich reporterów zwrócone były na byłego Marszałka Rzeszy, dał się poznać od drugiej strony. Z niezwykłą inteligencją, sprytem oraz świetnym refleksem odpierał wszystkie ataki prokuratorów. W sumie okres jego przesłuchania był jedną wielką tyradą i przemówieniem na temat doktryny nazizmu. Wtedy też przesłuchiwany wykazał się niezawodną pamięcią, przytaczając fakty, o których nie pamiętali oskarżyciele. Mimo to udało się go złapać na kilku kłamstwach i pomyłkach, gdyż w swoich zeznaniach zaplątał się kilka razy w sprzeczne informacje. Po skazaniu go na karę śmierci - pociągnięto go do odpowiedzialności za bombardowania miast i stosowanie represji wobec ludności - prosił o żołnierską śmierć przez rozstrzelanie. Powieszenie uważał bowiem za hańbę dla "wielkiego dowódcy". Wyroku jednak nie zmieniono, co doprowadziło Göringa do ostatecznego kroku, jakim było samobójstwo. Przegryzł kapsułkę z cyjankiem. Nie wiadomo, skąd ją miał i od kogo otrzymał, do tej pory trwają spekulacje na ten temat, faktem jest jednak, iż Hermann Göring uciekł spod szubienicy dosłownie w ostatniej chwili. Podczas procesu, obok specjalnego wzbudzania sensacji, starał się zwracać uwagę na wszystko, co działo się na sali rozpraw. Wypowiedzi świadków i prokuratorów głośno komentował, natychmiast zgłaszał zacięcie się tłumaczenia, żądając powtórzenia fragmentu, którego nie słyszał. Jego mimika i gesty oraz posyłane co rusz karteczki do obrońców i współoskarżonych zwracały uwagę nie tylko dziennikarzy, ale i sędziów, którzy szybko opanowali temperament Göringa.
7. Rudolf Hess
Obłąkany, czy świetny aktor?
Wielką niewiadomą pozostaje sprawa Rudolfa Hessa. Zastępca Hitlera odpowiadał za zbrodnie przeciw pokojowi, gdyż jeszcze przed wojną uczestniczył w przygotowaniu i wykonaniu planów "Otto" i "Planu Zielonego". W 1941 roku Hess uciekł do Szkocji, gdzie ponoć chciał negocjować warunki pokoju pomiędzy Wielką Brytanią a III Rzeszą. Misja zakończyła się jednak porażką, a sam Hess został uwięziony. W Norymberdze bronił się w wyjątkowo ciekawy sposób. Symulował bowiem chorobę psychiczną połączoną z całkowitą amnezją. Przebadany przez ekspertów z całego świata, nadal utrzymywał zanik pamięci. Eksperci ci zresztą potwierdzili słowa Hessa. Dopiero podczas przesłuchiwania świadka wyszło na jaw, iż udawał obłąkanie (co dla Göringa była fantastycznym żartem). Opowiedział wtedy o swojej roli w kształtowaniu potęgi III Rzeszy, zaskakując sędziów ilością szczegółów. Po złożeniu oświadczeń znowu popadł w stan głębokiej depresji połączonej z rzekomym nawrotem choroby. Po raz kolejny zaczął narzekać na bóle głowy oraz zanik pamięci. Do końca procesu nie było wiadomo, czy Rudolf Hess blefuje i pozoruje dolegliwości, czy też naprawdę cierpi na ciężkie schorzenie. Wobec obciążających go dowodów Trybunał uznał Hessa winnym i skazał na dożywotnie więzienie. Wyrok skazany odsiadywał w Spandau, gdzie w 1987 roku powiesił się. Jego tajemnica do dziś nie została wyjaśniona...
8. Alfred Jodl
Reprezentantował wraz z Keitelem Wehrmacht.
Alfred Jodl odpowiedział przed Trybunałem za zbrodniczą działalność Wehrmachtu. Generał utrzymywał, iż nieznaną sprawą były mu wykroczenia jego żołnierzy. Gilbertowi odpowiedział: "Żałuję, że uzasadnione oskarżenie pomieszano z propagandą polityczną". Dopiero zeznania świadków "odświeżyły pamięć" Jodla, który miał się za całkowicie niewinnego. Odczytany przed Trybunałem raport Jurgena Stroopa o likwidacji warszawskiego getta pogrążył Jodla. Wyszły na jaw zbrodnie Wehrmachtu - Jodl z oburzeniem wykrzyknął: "Brudna, arogancka świnia SS-owska. Jak on śmie pisać na 75 stronach chełpliwy raport o małej wyprawie morderców, gdy wielkie kampanie prowadzone przez żołnierzy przeciw świetnie uzbrojonemu przeciwnikowi zajmowały po parę stron". Nóż w plecy generała wbił zatem oficer SS, z dumą opowiadający o współpracy Wehrmachtu i jego jednostki. Tutaj zasłanianie się działaniem na rozkaz nie pomogło, a sam Jodl został skazany na śmierć. W 1953 roku władze RFN oczyściły go z zarzutów, uznając jego działalność jako niewykraczającą poza ramy działania operacyjnego.
9. Ernst Kaltenbrunner
"Z zawodu prawnik, z wyglądu zbir".
Ernst Kaltenbrunner był stosunkowo najmniej znanym działaczem hitlerowskim. Dopiero Procesy Norymberskie wyciągnęły na światło dzienne mętne fakty z jego życia. Kaltenbrunner był bowiem jednym z najściślejszych współpracowników Heinricha Himmlera. Stanął na czele organizacji SD oraz RSHA. Wspominaliśmy już o tym, iż na krótko stał się główną sensacją procesu. Pojawił się po wyjściu ze szpitala (miał zapalenie opon mózgowych) i szybko zyskał sobie miano "odrażającego". Jego fizjonomia odpychała nawet zasiadających na ławie oskarżonych. Prokuratura przedstawiła mu dowody uczestnictwa w zbrodniach, do jakich dochodziło na terenie obozów koncentracyjnych. Oskarżony wypierał się wszystkiego, nie reagując nawet na okazane materiały, które niezbicie świadczyły o jego udziale w zbrodniczym procederze. Kaltenbrunner podważał również zeznania kluczowych świadków, w tym komendanta Auschwitz Rudolfa Hössa. Były szef RSHA niewzruszenie odpowiadał: "Oświadczam pod przysięgą, że w życiu nie podpisałem ani jednego wyroku, że nie jestem winien ani jednej śmierci". Odbiło się to echem nawet wśród współoskarżonych, którzy postawę Kaltenbrunnera przyjmowali za jawną kpinę i osłabienie ich linii obrony. Komentarze byłych hitlerowców były jednoznaczne - Kaltenbrunner łże, nie mając poczucia wstydu. Trybunał nie wdawał się jednak z zbędne dochodzenie i skazał oskarżonego na karę śmierci. Wobec jego zgonu śmierć tysięcy, do jakiej doprowadził, była śmiesznie małą.
10. Wilhelm Keitel
Kolejny z dowódców Wehrmachtu w Norymberdze.
Mówiliśmy już o Jodlu, przyszedł czas na Wilhelma Keitla. Ten również zasłaniał się "działaniem na rozkaz". W wielokrotnie przytaczanej ankiecie Gilberta stwierdził krótko: "Dla żołnierzy rozkazy są rozkazami!". Tymczasem przed Trybunałem ukazano rozkazy wydane przez... samego Keitla. Jeden z nich dotyczył masowego terroru na ziemiach wschodnich, gdzie feldmarszałek nakazał rozstrzeliwanie 50-100 komunistów za cenę życia jednego żołnierza niemieckiego. Podobnym bestialstwem odznaczały się dyrektywy odnośnie rozstrzeliwania wybranych więźniów obozów koncentracyjnych. W więzieniu Keitel bał się o honor Wehrmachtu, stwarzając pozory wielkiego dowódcy, który dba o dobre imię armii. Prokuratura nie dała się zwieść, wyciągając na światło dzienne ponurą historię Wehrmachtu i dyskredytując tym samym Keitla. Za zbrodnie wojenne feldmarszałek został powieszony.
11. Konstantin von Neurath
Niewinny w norymberdze? Z pewnością nie von Neurath.
Kim był i co zrobił Konstantin von Neurath? Początkowo ten ambitny dyplomata pełnił funkcję Ministra Spraw Zagranicznych, później został protektorem Czech i Moraw. Początkowy okres procesu to dla von Neuratha zaskoczenie, jak sam mówił: "Byłem zawsze przeciwny wymierzaniu kar bez możliwości obrony". Wkrótce ten zagorzały nazista wypierał się jakiejkolwiek działalności zbrodniczej. Postawiono mu jednak zarzut działań przeciw pokojowi, a materiał dowodowy wystarczył, aby skazać go na 15 lat więzienia. Von Neurath nie odsiedział jednak zasłużonej kary, gdyż już w 1954 roku wyszedł na wolność.
12. Franz von Papen
Można powiedzieć, że Papenowi udało się "psim swędem".Von Papen od początku sprawiał wrażenie pozostającego na uboczu. Ten słynny na całym świecie polityk pociągnięty był do odpowiedzialności za jego działalność jeszcze w czasach przedwojennych. W 1938 roku spełnił niemałą rolę w przygotowaniach do Anschlussu Austrii i choć stopniowo odwracał się od Hitlera, jego działania pozostawiły po sobie niezatarty ślad. Dziwnym trafem - albo lepiej: dzięki przychylnym zeznaniom świadków - Papena uniewinniono. Były kanclerz i wicekanclerz w gabinecie Hitlera uniknął zarówno więzienia, jak i kary śmierci.
13. Erich Reader
Wielki Admirał też stanął przez Trybunałem.
Erich Reader od razy zdystansował się od reszty współoskarżonych. Nic dziwnego, jeszcze w niewoli radzieckiej złożył oświadczenie, które ostro potępiało Karla Dönitza, Hermanna Göringa i Wilhelma Keitla.
Wielki Admirał odpowiadał za okres swojego panowania w Kriegsmarine, kiedy to flota niemiecka święciła tryumfy. M.in. rozkazom Readera Kriegsmarine zawdzięczała swe udane akcje i działania. Wielki Admirał był również odpowiedzialny za planowanie wojny, a tym samym za zbrodnie przeciw pokojowi. Niemały udział miał również w napaści III Rzeszy na Danię i Norwegię. Przede wszystkim zaś pociągnięto go do odpowiedzialności za rozkazy, jakie wydawał podwładnym, a które były w niezgodzie z konwencją haską. Za wymienione przewinienia skazano go na karę dożywotniego więzienia. Śmierci za kratkami jednak nie doczekał, gdyż 26 września 1955 roku został zwolniony ze Spandau ze względu na zły stan zdrowia.
14. Joachim von Ribbentrop
Prawdopodobnie jeden z najmniej inteligentnych oskarżonych w Norymberdze.
Jak głosi napis pod zdjęciem, Ribbentrop to jeden z najsłabiej broniących się oskarżonych w Norymberdze. Przypomnijmy, iż podczas wojny pełnił funkcję Ministra Spraw Zagranicznych, a sama pozycja stawiała go na równi ze współoskarżonymi, którym zarzucono działania przeciw pokojowi. W latach władzy okazał się człowiekiem próżnym i aroganckim, co jest dziwną charakterystyką osoby pełniącej tak ważną w państwie funkcję. Uznanie Hitlera zyskał dzięki swoim znajomościom poza granicami III Rzeszy. Wpływy zagraniczne posiadał jeszcze z czasów, gdy jako sprzedawca win podróżował po Europie. Imponował führerowi znajomością świata, choć tak naprawdę był prostakiem i zarozumialcem. W Norymberdze sądzono go za zbrodnie przeciw pokojowi, jakich dopuścił się planując rozpętanie światowego konfliktu i przygotowując aneksję Austrii, Czech oraz Polski. ujawniony częściowo został dokument z sierpnia 1939 roku zwany "Paktem Ribbentrop-Mołotow". Brak inteligencji, niezbędnej przecież na tym stanowisku, okazał się właśnie przy omawianiu tegoż materiału dowodowego. Ribbentrop nie wpadł na to, iż najlepszą obroną w jego przypadku będzie atak. Nie zdecydował się zatem na poruszenie kwestii wspólnej odpowiedzialności Związku Sowieckiego i III Rzeszy. Wzmianka o uczestnictwie w sierpniowych wydarzeniach Wiaczesława Mołotowa na pewno poróżniłaby i tak nieskonsolidowany blok aliancki, doprowadzając do scysji pomiędzy dotychczasowymi sojusznikami. Linia obrony Ribbentropa była zupełnie inna. Postanowił on udawać całkowicie niedoinformowanego, twierdząc, iż o niczym nie miał pojęcia, a wszystkie decyzje zależały od führera. Jednocześnie przyznał się, iż gdyby Hitler stanął teraz przed nim, on, Ribbentrop, usłużnie pospieszyłby, aby znowu pracować dla swojego wodza. Na samo wspomnienie führera Ribbentrop dygotał, a w jego oczach widoczny był paniczny lęk. Obok słabej defensywy Ribbentrop wykazał się również niesfornością wobec własnego obrońcy. Cały czas zmieniał decyzje odnośnie powoływanych świadków, a we własnych zeznaniach motał się i kluczył, często wpadając w sidła własnych kłamstw. Dlatego też nic dziwnego nie było w tym, iż Ribbentropa skazano na karę śmierci.
15. Alfred Rosenberg
Jego linia obrony upadła po opublikowaniu kompromitujących go dowodów.Zimny i wyniosły Alfred Rosenberg pełnił podczas wojny urząd Ministra Rzeszy do spraw Okupowanych Terytoriów Wschodnich. Odpowiadał również za głęboki antysemityzm i działania przeciw Żydom. Mimo iż jego kariera opierała się przecież na podstawach kampanii przeciw Żydom, Rosenberg wypierał się takowej działalności, stwierdzając krótko: "Muszę odrzucić oskarżenie o spisek. Antysemityzm miał charakter obronny". Obok aktywności w działaniach antysemickich naczelny ideolog III Rzeszy wyróżniał się pogardą dla innych narodów. Przyczyną był głęboko zakorzeniony w jego świadomości rasizm i przekonanie o wyższości Niemców, czego dowód dał w rozważaniach pt. "Mit XX wieku". Ta mieszanina założeń rasistowskich z doktryną socjalizmu niemieckiego miała być biblią filozoficzną nazistów. Jednak, jak przyznali inni oskarżeni, odznaczała się zbytnią zawiłością i skomplikowaniem, co czyniło z niej lekturę nie do przebrnięcia. Rosenberga uważa się również za autora pojęcia "Lebensraum". Oskarżono go zatem o popełnienie zbrodni przeciw pokojowi, zbrodni wojennych i przeciw ludzkości. Za wszystkie wyżej wymienione oskarżenia odpowiedział własnym życiem, gdyż skazano go na karę śmierci.
16. Fritz Sauckel
Przymusowe zatrudnienie robotników było codziennym zajęciem Sauckela.
Za ogromną siłę roboczą, jaka napędzała gospodarkę III Rzeszy odpowiadał Fritz Sauckel. W 1942 roku został pełnomocnikiem do spraw zatrudnienia, rozpoczynając proces werbowania do przymusowych robót więźniów z podbitych ziem. Sauckelowi postawiono oczywiście zarzuty zbrodni przeciw ludzkości. Na początku procesu powiedział: "Przepaść między ideałami społecznymi, które propagowałem jako były marynarz i robotnik, a straszliwymi wydarzeniami w obozach koncentracyjnych wstrząsnęła mną głęboko". Sauckel zachowywał się, jakby temat obozów koncentracyjnych (skąd przecież czerpano tysiące przymusowych robotników) był mu całkowicie obcy. Co więcej, podczas wyświetlania filmu dotyczącego obozów drżał na całym ciele. Jego komentarz po prezentacji był następujący: "Zadusiłbym się sam tymi rękami, gdybym wiedział, że mam cokolwiek wspólnego z tymi morderstwami! To hańba! To wstyd dla nas, dla naszych dzieci - i dla ich dzieci!". Sauckel do samego końca zresztą utrzymywał swoją niewinność. A przecież przeciw sobie miał zeznania chociażby Alberta Speera, który doskonale orientował się w sprawach zatrudnienia, kierując pracami przemysłowymi Rzeszy. Speer otwarcie przyznał, iż wiedział o bezwzględnym wykorzystywaniu robotników i przydzielaniu im niemalże niewolniczej pracy. Trybunał skazał za to Sauckela na śmierć. Dumny Niemiec szedł pod szubienicę ze słowami: "Ich sterbe unschuldig, mein Urteil ist ungerecht. Gott beschütze Deutschland!" ("Umieram niewinny, mój wyrok jest niesprawiedliwy. Boże chroń Niemcy!"), pozostając wiernym swoim ideałom aż po ostatnie słowa.
17. Hjalmar Schacht
Czy za sprawą pieniądzy Schachta NSDAP stanęło na nogi?
Jednym z najbardziej precedensowych procesów był proces Hjalmara Schachta - wieloletniego prezesa Banku Rzeszy i wspaniałego przemysłowca. Schacht w rzeczywistości był jednym z najbardziej utalentowanych ekonomistów swojego pokolenia. W latach 20 i 30 osiągał same sukcesy na polu swego działania. W 1937 roku, po zorientowaniu się w celach i koncepcjach polityki Hitlera, podał się do dymisji. Mimo to zapamiętany został jako jeden z głównych motorów napędowych partii NSDAP. Wśród oskarżonych wyróżniał się w pozytywny sposób. Zadbany, elegancki sprawiał wrażenie zupełnie niepasującego do grona, w którym przyszło mu zasiadać. Dr Schacht sam uważał siebie za pokrzywdzonego przymusem znajdowania się w tak bliskiej odległości "opryszków", jak nazywał hitlerowskich przywódców. Akt oskarżenia przeciw sobie uważał za śmieszną pomyłkę, która z biegiem czasu musi się wyjaśnić. Jego słowa: "Zupełnie nie mogę pojąć, dlaczego jestem oskarżony" odzwierciedlały jego uczucia.
Otóż Hjalmar Schacht nie znajdował u siebie żadnej winy, ba, uważał się wręcz za ofiarę nazizmu, gdyż w 1944 roku znalazł się w obozie koncentracyjnym za domniemany spisek na życie Hitlera. Tymczasem szczegóły z jego życia mówiły co innego. Dzięki wsparciu ekonomisty (zaoferował NSDAP 3 miliony marek) partia Adolfa Hitlera mogła przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę kampanię wyborczą, co umożliwiło zwycięstwo w wyborach do parlamentu. Wkrótce po tym naczelny ekonomista III Rzeszy zajął się sprawami militarnymi, organizując finanse w celu dozbrojenia i powiększenia armii. Militaryzacja Reichswehry umożliwiła wkrótce pierwsze podboje III Rzeszy, na czele z zajęciem Austrii i Czechosłowacji. Dr Schacht sprawował również funkcję generalnego pełnomocnika do spraw gospodarki wojennej. W trakcie procesu wyciągano kolejne fakty świadczące niezbicie o winie Schachta, jeśli idzie o planowanie wojny i zbrodnie przeciw pokojowi. Szczególnym zadowoleniem napełniało to Göringa, który nie mógł przeboleć kompromitacji, jaką zafundował mu były prezes Banku Rzeszy. Warto również odnotować, iż podczas wyświetlania filmu o obozach koncentracyjnych Schacht ostentacyjnie odwrócił się plecami do ekranu, zapowiadając, iż nie chce zapoznać się z materiałem. Ostatecznie Schachta uniewinniono, lekceważąc dowody, jakie przedstawiła prokuratura.
18. Baldur von Schirach
Każde małe dziecko w Rzeszy znało Baldura von Schiracha. Baldur von Schirach zajmował szczególne stanowisko w hierarchii III Rzeszy. Ten najmłodszy z oskarżonych w czasie panowania w Niemczech nazistów pełnił rolę przywódcy Hitlerjugend. W 1933 roku otrzymał to stanowisko, mając zaledwie 26 lat. W 1940 roku został Gauleiterem Wiednia. Postawiono mu zarzuty zbrodni przeciw pokojowi oraz przeciw ludzkości. Skupmy się zatem na najważniejszej funkcji, jaką pełnił, a jaka brana była pod uwagę przez przedstawicieli oskarżenia. W ciągu pięciu lat przywództwa Hitlerjugend von Schirach zdołał zgromadzić aż 8 milionów niemieckiej młodzieży.
Jeszcze siedem lat wcześniej liczba ta była 18-krotnie mniejsza! Organizacja ta zrzeszała swego czasu całość młodzieży hitlerowskiej, wpajając jej zasady narodowego socjalizmu. Choć śmieszyć może fakt nauki ideologii w wieku sześciu lat, w III Rzeszy edukacja ta była codziennością. Kilka lat później idola niepełnoletnich obywateli Rzeszy postawiono przed Trybunałem w Norymberdze. Tutaj Schirach skruszał, niedawną butę zastąpił żal za grzechy, jakie popełnił w służbie ojczyzny. Były hitlerowiec wyznał: "Ponoszę winę, za którą odpowiedzieć muszę przed Bogiem i przed narodem niemieckim, za wychowanie młodzieży; za to że chowałem tę młodzież dla człowieka, którego uważałem za wspaniałego wodza i szefa państwa, że kształtowałem tę młodzież, by widziała go takim, jak ja go widziałem. Jest moją winą, że wychowywałem młodzież niemiecką dla człowieka, który popełnił morderstwo milionkrotnie... jeżeli polityka rasowa i antysemityzm mogły doprowadzić do Oświęcimia, to Oświęcim musi się stać końcem polityki rasowej i antysemityzmu". Tak w kilka miesięcy po wojnie powiedział człowiek, który do niedawna rządził młodzieżą III Rzeszy. Jakże zmieniły się jego poglądy i idee. Teraz domagał się ukarania winnych i reedukacji młodych ludzi. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej, gdy był jeszcze czas na zmianę losów naordu niemieckiego? W świetle udowodnionych mu czynów, którym zresztą nie zaprzeczał, skazano go na dwadzieścia lat więzienia.
19. Arthur Seyss-Inquart
Zapewnił Austriakom włączenie do Rzeszy - wątpliwą gwarancję pokoju. Spośród postawionych przed Trybunałem ludzi, którym zarzucono zbrodnie przeciw pokojowi, jeden zasługiwał na to w stu procentach. Arthur Syess-Inquart odpowiedzialny był za przeprowadzenie Anschlussu Austrii, był również komisarzem Rzeszy w Holandii (w międzyczasie sprawował funkcję zastępcy Franka). Od początku procesu uznawał się za pokrzywdzonego, swoje położenie nazywając "aktem tragedii". Mimo to prokuratura szybko wyprowadziła go z błędnego przekonania, przedstawiając mu dowody na planowanie agresji niemieckiej i umożliwienie Hitlerowi osiągnięcia sukcesów na polu austriackim. Dlatego też skazano go na karę śmierci.
20. Albert Speer
Jedyny oskarżony, który wzbudzał sympatię.
Z wszystkich oskarżonych moją sympatię wzbudził jedynie Albert Speer, "nadworny architekt Hitlera". W rządzie hitlerowskich otrzymał on tekę ministra uzbrojenia, zastępując tym samym Fritza Todta oraz zajmując jego miejsce na stanowisku szefa "Organizacji Todta". Na samym początku procesu Speer uznał swoją winę, stwierdzając również, iż do odpowiedzialności zbiorowej powinni być pociągnięci wszyscy dygnitarze III Rzeszy. Speera oskarżono o zbrodnie przeciw ludzkości i przeciw pokojowi. O ogromie jego przewinień niech poświadczy fakt zatrudnienia w jego organizacji aż 14 milionów przymusowych robotników, którzy zmuszeni byli wykonywać niewolniczą pracę na rzecz narodu niemieckiego. Koniec wojny był pasmem udręk dla wszechstronnie wykształconego i utalentowanego architekta. Wiedział on bowiem, iż upadku III Rzeszy nic nie jest w stanie zatrzymać, protestując u Hitlera przeciw niszczeniu zabytków kultury europejskiej i oczekując szybszego zakończenia wojny. Jego inicjatywa w tym kierunku, wobec odmowy rozeźlonego führera, sprowadziła się do wydania rozkazów sprzecznych komendom Hitlera oraz rozpoczęciu przygotowań do zamachu na wodza. Likwidacja Hitlera nie przebiegła jednak zgodnie z planem, choć Speer ambitnie tego próbował. Swoimi teoriami mocno podpadł części współoskarżonych, a szczególnie Göringowi. Marszałkowi nie spodobały się również krytyczne wypowiedzi Speera pod jego adresem, besztające go za wtrącanie się w sprawy, o których nie miał pojęcia oraz przesadny optymizm, mieszający się nieraz z irytującym poczuciem bezpieczeństwa i własnej wyższości. Wypowiedzi Speera obejmowały również szereg rad dla przyszłych pokoleń, zawierając ostrzeżenia przed powtórzeniem terroru II wojny światowej. Pod tym względem Albert Speer poruszył obserwatorów procesu, jednak nie zdołał przekonać do siebie prokuratury. Skazano go na dwadzieścia lat więzienia.
21. Juliusz Streicher
Słynny "żydożerca" pod koniec procesu wszędzie widział już żydowski spisek.
Negatywne opinie wyrażano na sali w stosunku do Juliusa Streichera. Z pewnością był to jeden z najmniej lubianych bohaterów procesu (zarówno przez publikę, jak i współwięźniów). Odznaczał się prymitywizmem i ograniczeniem umysłowym. Ponadto dał się poznać Trybunałowi od strony swoich mrocznych wyczynów w służbie ideologii hitlerowskiej. W III Rzeszy piastował stanowisko wydawcy "Der Stürmer" oraz Gauleitera Frankonii. Był również naczelnym antysemitą niemieckim i promotorem kampanii antyżydowskiej. Sam zresztą powiedział, iż proces ten to wielki tryumf światowego żydostwa. Na początku procesu lekarze stwierdzili, iż antysemityzm Streichera jest wręcz obsesyjny. Sam oskarżony wszędzie widział Żydów i węszył ich spiski. Doszło nawet do tak paranoicznej sytuacji, iż Streicher oskarżał 3 sędziów o pochodzenie żydowskie. W późniejszym okresie widział Żydów już wszędzie - zasiadali w Trybunale, bronili go oraz otaczali. Choroba hitlerowca pogłębiła się dodatkowo wobec ignorancji, jaką okazywali mu na każdym kroku współwięźniowie (jedynie z Leyem miał jako taki kontakt, jednak ten powiesił się zanim obaj mogli się dobrze poznać) oraz okazanych dowodów zbrodni i eksterminacji narodu żydowskiego. Wyrok mógł być tylko jeden - kara śmierci.
22. Martin Bormann (sądzony zaocznie)
Nie znaleziono ciała, dowodów za to aż nadto..
Nie odnaleziono ciała Martina Bormanna, jednak sądzono go za udział w zbrodniczych przedsięwzięciach III Rzeszy. Zaocznie skazano go na karę śmierci.
Trochę statystyk
Proces rozpoczął się 20 listopada 1945 roku, a zakończył 1 października 1946 roku. Wyroki śmierci wykonano 16 października 1946 roku. Trybunał odbył 403 sesje jawne w ciągu 218 dni pracy. Protokół stenograficzny zajął 4 000 000 słów na 16 000 stron. Oskarżyciele przedłożyli 2630 dokumentów, obrona - 2700. W procesie udział wzięło 27 obrońców, którzy do pomocy mieli 54 asystentów i 67 sekretarek. Wykonano 780 000 fotokopii dokumentów. Przebieg rozprawy utrwalono na 27 kilometrach taśmy i 7 tysiącach płyt gramofonowych. Wystąpiło 300 000 świadków, zebrano 300 000 zeznań zaprzysiężonych Relacja z przebiegu procesu wydana została w trzech językach w 42 tomach. Dokumentacja procesu ważyła aż 200 ton
Smutny bilans Norymbergi
Jak więc widzimy w toku procesu 12 oskarżonych skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano jedynie na 10 więźniach, gdyż Martina Bormanna nie odnaleziono, a Hermann Göring zdołał uciec katowi, zażywając cyjanek. Nie wiadomo skąd Marszałek Rzeszy wziął truciznę, najprawdopodobniej ukrywał ją w trudno dostępnym miejscu na jego ciele. Faktem jest, iż w przeddzień ceremonii wykonywania wyroków Göring zmarł. Jego ciało ułożono obok innych, martwych już oskarżonych. 30 września i 1 października 1946 roku Trybunał ogłaszał poszczególne wyroki. W toku postępowania za zbrodnicze uznano organizacje takie jak: SD, SS, Gestapo, RSHA, kierownictwo polityczne NSDAP. Wyrok ten starali się podważyć sędziowie radzieccy, którzy domagali się kary dla wszystkich oskarżonych oraz uznania kierownictwa Wehrmachtu i rządu Rzeszy za organizację o celach zbrodniczych. Niedawno brytyjski historyk David Irving również podważył werdykt Trybunału, stwierdzając, iż oskarżonych dobierano według mylnego i przypadkowego klucza. Winę udowodniono większości więźniów, choć na początku procesu, gdy zapytano ich o przyznanie się do winy, każdy odpowiadał: "Niewinny".
Proces był również wydarzeniem bez precedensu w dziejach ludzkości, będąc największym tego typu przedsięwzięciem. Można powiedzieć, iż przez rok elektryzował cały świat, a doniesienia z Norymbergi były jednym z głównych punktów ramówki każdej gazety. Wielkie zainteresowanie wzbudzali również świadkowie (sensację wywołał płk Friedrich Ahrens, który przedstawił dowody zbrodni Sowietów w Katyniu), jakich powoływano przed Trybunał. Nam, jako przyszłemu pokoleniu, przychodzi ocenić rozmiary procesu w Norymberdze. Zastrzeżenia budzi fakt pominięcia w oskarżeniu wielu znanych osobistości III Rzeszy (choć nie należy zapominać, iż przed sądem stanęła większa ilość zbrodniarzy wojennych, oskarżonych w krajach, w których działali oraz przed podobnym zgromadzeniem norymberskim) oraz brak ukazania winy Sowietów, którzy wspólnie z Niemcami rozpętali II wojnę światową. Pod tym względem Norymberga na zawsze pozostanie niesprawiedliwa, ale, jak stwierdził już Napoleon Bonaparte: "Zwycięzców się nie sądzi"...
16 października między 1.14 a 3.15 wykonano wyroki na wszystkich oskarżonych. Po egzekucji ciała spalono w piecach obozu Dachau i, jak głosi nieoficjalna wersja wydarzeń, prochy wrzucono do rzeki Izery. Osobą, która zajęła się ceremonią wieszania więźniów był kat amerykański sierż. John C. Wood.
"Oskarżeni nie przyznają się do winy" oraz "Niewinni w Norymberdze"
Dzięki obecnym w Norymberdze Polakom czytać dziś możemy fantastyczne relacje z procesu. "Oskarżeni nie przyznają się do winy" to książka polskiego reportera Karola Małcużyńskiego, który świetnie opisuje kulisy procesu oraz oficjalne rozgrywki na ławie oskarżonych. Jego publikacja porusza, czasem może rozśmieszyć, czasem też odraża. Jest jednak idealnym podsumowaniem pracy Trybunału oraz zachowań oskarżonych. Większość cytatów, jakie czytać możecie powyżej, to słowa zaczerpnięte właśnie od Małcużyńskiego. Polecam tę książkę, w celu zapoznania się z faktami, których nie poruszyłem w tym artykule. Z kolei "Niewinni w Norymberdze" to opowieść Seweryny Szmaglewskiej (znanej niektórym z powieści "Czarne Stopy"), która w Norymberdze występowała w roli świadka. Przypomnijmy zatem jej wzruszające wystąpienie przed Trybunałem (mówiła o losach dzieci w obozach koncentracyjnych):
"- Jest pani Polką?
- Tak.
- Kiedy aresztowana przez Gestapo?
- W lipcu 1942 roku.
- Czy w Oświęcimiu pełniła pani jakąś funkcję?
- Pracowałam fizycznie od początku do końca pobytu.
- Zawód pani?
- Byłam studentką w chwili wybuchu wojny.
- Jak świadek może udowodnić, że jest byłym więźniem Oświęcimia?
[...]
- Mam numer, który mi wytatuowano - mówię trochę zażenowana pytaniem.
- Czy była pani naocznym świadkiem sytuacji, kiedy ludzie z formacji SS zabijali dzieci?
- Tak."
Dalej polska pisarka opowiadała o terrorze Oświęcimia, wzruszając i poruszając całą salę. Szczególne wzburzenie wywołał fakt tatuowania również dzieci, tyle że na udach, gdyż rączki były zbyt małe, aby pomieścić pięciocyfrowy numer. Przed Trybunałem zeznawał również Samuel Rajzman, więzień Treblinki. Drugi z przesłuchiwanych mówił o terrorze na miarę Oświęcimia. Wprowadzono tam napisy, pozorujące stację kolejową i miejsca, które naśladowały normalny obóz. "Kasa biletowa", "Telefon", "Telegraf" - to wszystko prowadziło więźniów nie do kontaktu ze światem, lecz do komory gazowej. Trybunałowi przedstawiono również dowód rzeczowy w postaci lampy powleczonej ludzką skórą z tatuażem. Zdjęcie przedmiotu obiegło wkrótce cały świat...