MOJA
OJCZYZNA
Materiały dla nauczycieli przedszkoli
Opracowała: mgr Grażyna Ostrowska
nauczycielka
Przedszkola Samorządowego Nr 6
w Sandomierzu
SYMBOLE
NASZEGO
KRAJU
F l a g a P o l s k i
Godło P o l s k i
H y m n P o l s k i
„Mazurek Dąbrowskiego”
Jeszcze Polska nie zginęła,
Kiedy my żyjemy,
Co nam obca przemoc wzięła,
Szablą odbierzemy.
Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski,
Z ziemi włoskiej do Polski,
Za Twoim przewodem
Złączym się z narodem.
Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,
Będziem Polakami,
Dał nam przykład Bonaparte,
Jak zwyciężać mamy.
Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…
Jak Czarniecki do Poznania
Po szwedzkim zaborze,
Dla Ojczyzny ratowania
Wrócim się przez morze.
Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…
Mówił ojciec do swej Basi,
Cały zapłakany:
"Słuchaj jeno, pono nasi
Biją w tarabany."
Ref.: Marsz, marsz Dąbrowski…
Podział administracyjny Polski
W każdym rejonie geograficznym Polski rozwija się odrębna kultura ludowa. Społeczność lokalna, która tą kulturę tworzy charakteryzuje się specyficznym strojem, działalnością artystyczną oraz obyczajowością.
WYBRANE STROJE
REGIONALNE
Strój łowicki
Strój krakowski
Strój góralski
Strój rzeszowski
Strój kaszubski
Strój lubuski
LEGENDA
POWSTANIU
PAŃSTWA
POLSKIEGO
Legenda O Lechu, Czechu i Rusie
Pierwsze polskie osady
Wygląd grodu z lotu ptaka
WIERSZE
O OJCZYŹNIE
Katechizm polskiego dziecka
W.Bełza
Kto ty jesteś? — Polak mały.
Jaki znak twój? — Orzeł biały.
Gdzie ty mieszkasz? — Między swemi.
W jakim kraju? — W polskiej ziemi.
Czym ta ziemia? — Mą ojczyzną.
Czym zdobyta? — Krwią i blizną.
Czy ją kochasz? — Kocham szczerze.
A w co wierzysz? — W Polskę wierzę.
Coś ty dla niej? — Wdzięczne dziecię.
Coś jej winien? — Oddać życie.
Co to jest Polska?
Czesław Janczarski
Co to jest Polska? -
spytał Jaś w przedszkolu.
Polska - to wieś
i las,
i zboże w polu,
i szosa, którą pędzi
do miasta autobus,
i samolot, co leci
wysoko nad tobą.
Polska - to miasto,
strumień, i rzeka,
i komin fabryczny
co dymi z daleka,
a nawet obłoki,
gdy nad nami mkną -
Polska to jest także
twój rodzinny dom.
A przedszkole?
Tak - i przedszkole,
i róża w ogrodzie,
i książka na stole.
Ojczyzna
Włodzimierz Domaradzki
Wszystko dokoła:
Dom i przedszkole,
Fabryczne dymy, żelazna kolej,
Kwiaty przy oknie,
Klon koło bramy,
Słoneczny uśmiech
Kochanej mamy,
I las, co cieniem
Dzieci zaprasza
Wszystko to Polska -
Ojczyzna nasza.
To jest Polska
Zbigniew Jerzyna
Kiedy nagle las zaszumi,
Mowę sosny gdy zrozumiesz …
To jest Polska.
Gdy zobaczysz gdzieś topole
królujące ponad polem
To jest Polska.
Ujrzysz biały krzyż wycięty,
Hełm i pod nim piasek święty….
To jest Polska.
Piękna jest nasza ziemia
Czesław Janczarski
Piękna jest nasza ziemia,
Przejrzysty nad nią błękit.
piękna jest nasza mowa
i pieśni, i piosenki.
Piękna jest nasza Wisła
Od gór dalekich do morza,
Piękne są nasze dęby,
Topola sosna i brzoza.
Piękna jest nasza szkoła
I piękna zieleń boiska.
Strumień jest piękny i łąka,
I zboża fala złocista.
I piękna jest Warszawa
W blasku neonów i okien,
I szybki lot odrzutowca,
Co ginie pod obłokiem.
Piękny jest Biały Orzeł
Piękna jest biel i czerwień.
Piękna nasza Ojczyzno,
Kochać będziemy cię wiernie!
Barwy Ojczyste
Czesław Janczarski
Powiewa flaga,
Gdy wiatr się zerwie,
A na tej fladze
Biel jest i czerwień.
Czerwień - to miłość,
Biel - serce czyste….
Piękne są nasze barwy ojczyste.
Nasze Polskie ABC
Zygmunt Stawecki
Już w przedszkolu dzieci wiedzą,
Co to Wisła
Co to Bałtyk.
Że na Śląsku mamy węgiel,
A znów góry
To są Tatry.
Taki polski elementarz,
Raz zobaczysz
I pamiętasz.
Kiedy będę taki duży,
Jak na przykład
Są rodzice
Z książek, z kina i z podróży
Poznam kraju okolice.
Jak zakładka
Wisły wstążka,
No a Polska
Jest jak książka.
Nasze polskie ABC
Każde dziecko
o nim wie.
Wchodzi w głowę,
Wchodzi w serce,
jak literka po literce.
Coraz lepiej czytasz je,
Nasze polskie ABC.
Znak
Maria Łuszczuk
Czy ty wiesz, jaki to znak:
W czerwonym polu
Biały ptak?
-wiem-
Odpowiedział Jędrek mały -
To jest znak Polski:
Orzeł Biały.
GNIEZNO
PIERWSZA
STOLICA POLSKI
Herb Gniezna
Gniezno, miasto we wschodniej części województwa wielkopolskiego, w obrębie Pojezierza Gnieźnieńskiego, położone na siedmiu wzgórzach, otoczone jeziorami: Jelonek, Świętokrzyskie, Winiary. Na początku tworzenia się państwa polskiego Gniezno odegrało znaczącą rolę jako stolica państwa Polan. Tutaj rozpoczął się proces łączenia plemion słowiańskich.
Rynek w Gnieźnie
Katedra gnieźnieńska
KRAKÓW
DRUGA
STOLICA POLSKI
Herb Krakowa
Kościół Mariacki
Sukiennice
Zamek Królewski na Wawelu
Dzwon Zygmunta uruchamiany jest ręcznie, przez zespół 8-12 ludzi, rozhuśtanie go wymaga sporo siły i czasu. Przywilej bicia w ten dzwon ma 35 dzwonników. Jest to grono zamknięte. Część dzwonników stowarzyszona jest w Bractwie Dzwonników Zygmunta.
Bicie w dzwon Zygmunta oznajmia tylko święta i uroczystości kościelne i państwowe oraz najważniejsze wydarzenia w życiu Polski lub Kościoła katolickiego.
Lajkonik krakowski
Lajkonik (konik zwierzyniecki, tatarzyn) to jeden z nieoficjalnych symboli Krakowa, mający postać małego konika z siedzącym na nim brodatym jeźdźcem w charakterystycznej spiczastej czapce.
Legenda konika zwierzynieckiego
W 1287 roku horda tatarska zbliżyła się wieczorem do bram miasta. Tatarzy atak odłożyli na rano, postanawiając przenocować nad Wisłą, w pobliżu wsi Zwierzyniec (obecnie dzielnica Krakowa). Zauważyli ich wiślańscy flisacy (tzw. włóczkowie - od tego nazwa jednej z ulic - Ulica Włóczków) z Półwsia Zwierzynieckiego, a pojmawszy Tatarów postanowili zażartować z mieszkańców Krakowa: przebrali się w stroje azjatyckich wojowników i na zdobycznych koniach wjechali do miasta. Szybko jednak mistyfikacja się wydała, ku zadowoleniu krakowian, a burmistrz Krakowa podał do wiadomości, że od tej pory co roku obchodzona będzie tradycja nawiązująca do tego wydarzenia.
LEGENDY
KRAKOWSKIE
Anna Świrszczyńska
Jak Krak zbudował Kraków
Nad Wisłą góra wysoka,
a koło góry pieczara.
W pieczarze błyszczy łeb smoka.
Ach, jaka groźna poczwara!
Jak wygląda ten smok,
można by mówić rok.
Bo on ślepiami błyska
I ostre ma zębiska,
I nietoperze skrzydła
furkoczą u straszydła.
Ogonem macha bez przerwy,
Co może działaś na nerwy,
Na łapach ma łuski jak ryba,
A łap ma dziesięć chyba.
I ciągle nimi rusza,
Że aż truchleje dusza,
i pazury ma przy każdej łapie,
a do tego jeszcze - sapie.
Sapie, syczy,
chrapie, ryczy,
gdy w tej jaskini siedzi,
jak sto wilków albo tuzin niedźwiedzi.
Zbój z tego smoka nie lada.
Na wsie i drogi napada,
Porywa owce, jagnięta,
Porywa chłopców, dziewczęta,
porywa małe dzieci
pasterzy, rybaków, kmieci.
Więc smutno nad brzegiem Wisły,
z niejednych oczu łzy trysły.
Zebrał się naród na wielki wiec.
Każdy tam może swe słowo rzec.
I rzekła cała gromada:
- Czas zabić złego gada.
Ale kto zabić go pójdzie?
- pytają ludzie.
- Ja pójdę, niech zginie, niech!
- myśliwych woła trzech.
Więc lud na lewo i prawo
Bije im brawo.
Pobiegł pierwszy wnet,
Ciął mieczem w smoczy grzbiet .
Lecz smok go pożarł zaraz.
Oj, siłę ma poczwara!
Zginął junak śmiały,
niewiasty płakały.
Biegnie myśliwy drugi,
Ma łuk i oszczep długi.
Chce trafić w szyję smoczą,
tam, gdzie skrzydła furkoczą.
Lecz smok go pożarł zaraz.
Oj, siłę ma poczwara!
I poległ junak śmiały,
niewiasty znów płakały.
Teraz trzeci zuch śpieszy.
Ach, lęk mu serce przeszył,
Lecz gdy patrzy gromada,
cofnąć się nie wypada.
Więc idzie, krok za krokiem,
zginąć w walce ze smokiem.
Dziewczęta leją łzy,
żałują młodej krwi.
Wtedy wybiegł z gromady
pasterz Krak, bardzo blady.
I woła: - Bracie stój!
Kiedy daremny bój,
Cofnąć się nie wstyd.
Tu wygra tylko spryt.
I skoczył Krak
Na jakiś pniak,
Do ludzi wkoło
Mówi tak:
- Słuchajcie, ludzie znad Wisły,
bo dobre mam pomysły.
Smok mocny jest lecz głupi,
na tym chce myśli skupić.
I taka moja rada:
Trza skórę wziąć owieczki,
do środka siarkę wkładać
i smoły wlać pół beczki.
Rzucę smokowi to jadło,
By przed jaskinię padło.
Mówi gromada:
- Mądrze Krak gada. -
No i pobiegli wszyscy szparko,
wypchali owczą skórę siarką.
Ciemną nocą wziął Krak tę skórę,
Skrada się cicho pod smoczą górę.
Słyszy, jak smok przez sen sapie,
Jak syczy i chrapie.
Skórę cichutko kładzie.
- Koniec twój, gadzie. -
Ze strachem czekają ludzie,
Czy wróci żywy Krak.
Powraca żyw! O cudzie!
Do braci mówi tak:
- Dziś rano zginie gad,
Odmieni nam się świat.
Zjadł owcę z siarką smok.
Oj, chwiejny jego krok.
Z pyska mu leci dym
- niedobrze z nim.
Ogonem bije,
Syczy i wyje.
Idzie do Wisły
I wodę pije.
Wypił Wisłę całą
I jeszcze mu mało.
Aż od tego picia
pękł i padł bez życia.
Cieszą się ludziska,
Każdy Kraka ściska.
- Zróbmy księciem Kraka,
Gdy w nim mądrość taka! -
A on pod boki się ujął,
Oczy mu się radują.
Stuka się palcem w czoło,
Mówi wesoło:
- Pamiętaj, ludu znad Wisły,
że grunt - to dobre pomysły.
Jak chcecie - będę księciem,
choć trudne to zajęcie.
Gdy został księciem Krak,
To chodził wkoło po woskach
i mruczał: - Czegoś tu brak. -
I mocno się czymś troskał.
Zaglądał do szałasów
Ubogich w głębi lasów,
do starych lepianek i chat,
Gdzie żyły dzieci
myśliwych, kmieci
w biedzie od lat.
Aż wreszcie zawołał na radę lud
i mówi: - Bracia, Trza stawiać gród.
Gród stanie piękny jak sokół,
Jakiego nie ma wokół.
Gród stanie mocny jak orzeł,
a wkoło - wały i bramy.
Żaden nas smok nie zmoże,
Gdy bramy pozamykamy.
W grodzie moc ulic będzie,
przy każdej - domy w rzędzie.
Domy modrzewia i sosny,
a każdy dom wyniosły,
a każdy jasny i ciepły,
by mieszkać było w nim lepiej
i dzieciom naszym, i nam.
I głowę dam,
że sławny będzie to gród
na zachód i wschód.
Słucha gromada,
Co Krak powiada.
- Oj, masz ty Kraku,
głowę nie lada.
Ludzie nad rzeką Wisłą
radzi są nowym pomysłom.
Lecz to za trudne dla nas,
To rzecz jest niesłychana.
Nasi ojcowie mili
też tego nie robili.
Z garścią chłopów, rybaków,
pasterzy nieboraków
Nie postawisz ty grodu,
książę Kraku.
Krakowi oczy zabłysły
i zaśmiał się szeroko.
- Ej, ludzie, ludzie znad Wisły,
daliśmy radę smokom.
Gdy pięść masz słabą, niebożę,
to rozum ci pomorze.
Pójdę ja w święty las,
co szumi wkoło nas.
W puszczę świętą od wieka,
przyjazną dla człowieka.
Tam leśne dziady żyją,
co się w gęstwinie kryją.
Każdy dziad
ma tysiąc lat,
dobrym ludziom sprzyja rad.
Mądre są, to wiadomo.
Poproszę ich o pomoc.
Idzie nocą w puszcze Krak,
gdzie szumią dęby i sosny.
I na polanie
odwiecznej stanie,
i woła tak
głosem doniosłym:
- Hej, leśne dziady z borów nad Wisłą!
Hej, leśne dziady zielone!
Przychodzę do was z poczciwą myślą,
przychodzę do was z pokłonem.
Chcemy nad Wisłą gród wielki stawiać,
Ten kraj i puszcze nad świat rozsławiać.
Lecz ciężki to jest trud
zbudować gród.
Trza rąbać dęby i sosny,
aby z nich domy wyrosły.
Pomóżcie dziady w tym trudzie.
Proszą was ludzie. -
Słucha leśny dziad,
na gałęzi siadł.
Zielone ramiona
opiera o konar,
zieloną brodę targa mu wiatr.
Oczy lśnią jak u żbika,
a głos ma jak muzyka,
jak szum odwiecznych sosen,
gdy mówi potężnym głosem:
- Pomożemy ci, junaku.
Postaw gród
u Wisły wód
i gród ten nazwij Kraków. -
Idą drwale z toporami,
lecz nie rąbią drzewa sami.
Leśne dziady z nimi wraz
rąbią las.
Daje puszcza na ofiarę s
najpiękniejsze dęby stare.
I sosny, i modrzewie
padają drzewo przy drzewie.
- Junaku, junaku,
zbuduj teraz Kraków. -
Wiozą woły ścięte drzewa,
Ciągną woły, ludzie pchają.
Ludziom oczy pot zalewa,
Gdy domy stawiają.
Chwycił topór Książe Krak,
odrąbuje belkę.
Ciężki topór bije w takt
Sosny twarde, wielkie.
Słony pot mu z czoła ściekł,
Po ramionach spada.
Z księcia Kraka dzielny człek,
Widzi to gromada.
Przeszedł roczek, przeszły dwa,
a robota ciągle trwa.
Przeszedł rok i trzy i pięć,
już do pracy mniejsza chęć.
Słabną siły junaków
Trudno postawić Kraków.
Spuścił głowę książe Krak
i chodzi po mieście.
Myśli sobie tak i siak,
aż wymyślił wreszcie.
- Hej, hej junacy,
Nie ustawać w pracy!
Przyślę wam bez liku
pomocników.
W każdej starej chacie
siedzi skrzat przy skrzacie.
Małych skrzatów sprytny ród
Pomoże nam stawić gród. -
Chodzi po wioskach książę Krak,
Domowe skrzaty woła tak:
- Skrzacie, skrzacie,
co strzeżesz ognia w chacie,
będziesz żyć w nowym domu,
tylko musisz nam pomóć.
Stawiamy gród,
Wielki trud.
Potrzeba nam bez liku
pomocników. -
Mały skrzat
po izbie się kręci rad,
pilnuje ogniska,
drewno w płomień ciska,
kołysze małe dzieci,
zmiata pajęcze sieci,
porządki w izbie czyni,
gdy wyjdzie gospodyni.
Mały skrzat lubi ruch,
bo jest zuch.
Więc na wezwanie księcia
biegnie pełen przejęcia.
On też, niebożę,
Kraków stawiać pomoże.
Pomoże - jeszcze jak!
Bo to mu sprytu brak?
Ach, wesoły to jest widok,
Gdy do grodu skrzaty idą.
Małe toto jak wiewiórka,
a każdy pyzaty.
Tylko im czupryna furka,
Tak się śpieszą skrzaty.
- Kraku, Kraku, masz bez liku
pomocników! -
Jeden skrzat już bieli ściany,
drugi myje próg drewniany.
Ten zatyka belkach szpary
Mchem zielonym albo szarym,
żeby ciepło było dzieciom,
gdy zimowe wichry wlecą.
Tamten śmiałek wlazł na dach,
choć mu pewnie trochę strach,
inny wodę niesie cieśli
i śpiewają wszyscy pieśni.
I śpiewają - jeszcze jak!
Bo to im humoru brak?
- Rośnie, rośnie piękny Kraków,
buduje go stu junaków.
A my biegniem tu jak w dym,
a my pomożemy im.
Długo Kraków budowano
Nad tą falą, nad wiślaną.
Bo to przecież wielki trud,
gdy się stawia taki gród.
Ale jak już stanie wreszcie,
Będziem żyli w sławnym mieście.
I zawoła cały świat:
- Kto to zrobił, ten jest chwat! -
Słuchają pieśni junacy,
znów biorą się do pracy.
Ten i ów topór złapał,
powraca dawny zapał.
Nowe w nich siły
nagle wstąpiły.
A Krak do skrzatów krzyczy:
- Dzielni z was pomocnicy! -
I wkrótce gromada junaków
Skończyła budować Kraków.
Gdy wszystkie domy były gotowe,
raz jeszcze poszli do strych chat
i wzięli z tamtąd na życie nowe
ogień rodzinny, święty od lat.
Szły niewiasty sędziwe,
co miały włosy siwe,
w glinianych dzbanach niosły
nigdy nie gaszony
ogień miły, rodzony,
przy którym dzieci i wnuki ich rosły.
Szły też młode dziewczęta,
Ubrane jak we święta.
Zaś skrzaty biegły obok
drogą.
Cicho, uważnie biegły,
bo w drodze - ognia strzegły.
Już w nowych domach błyszczy żar,
niewiasty obiad warzą.
Siedli junacy
Po ciężkiej pracy,
Jedzą z radosną twarzą.
Chodzi ulicą książe Krak,
Pod oba boki się ujął.
Wesół jest dzisiaj niby ptak,
oczy mu się radują.
- Hej, gromado junaków,
postawiliśmy - Kraków! -
Legenda o krakowskim hejnale
Legenda o stopce królowej Jadwigi
Wawel
Cz.Janczarski
Tu przed wiekami
smok żył potężny.
Tu szewczyk Skuba
smoka zwyciężył.
Tu przed Tatarem
bronił się Kraków.
Stąd szedł Jagiełło
gromić Krzyżaków.
Tu bije Dzwonu
spiżowe serce.
Tu są pamiątki
nasze najszczersze.
Czy to Kraków?
J. Kierat
Z Mariackiej wieży na srebrnej trąbce,
Co to za koncert?
A pod Wawelem do jamy ścieżka.
Kto w jamie mieszka?
Kogut na rynku macha skrzydłami.
Kto jeździł na nim?
Konno z buławą, z brodą do pasa
Któż to tak hasa?
U czapki pióro i wiatr w sukmanie.
Co to za taniec?
Kłębami dymów światła zasnute.
Czy znasz tę Hutę?
Ten Wawel, Rynek, gołębi dwieście,
W jakim to mieście?
Piosenka ludowa
Hej na Krakowskim Rynku
Maki i powoje, maki i powoje,
Chłopcy i dziewczęta, malowane stroje.
Nasz Lajkonik, ten Lajkonik
Po Krakowskim Rynku goni.
Laj, koniku, laj, laj,
Poprzez cały kraj, kraj.
Hej na Krakowskim Rynku
Gołębie wzleciały
I słychać jak grają krakowskie hejnały.
Nasz Lajkonik……..
Piosenka o Krakowie
Kto z was jeszcze nie wie,
No to niech się dowie,
Że dawniej królowie
Mieszkali w Krakowie.
Tysiąc lat ma Kraków.
To wprost nie do wiary,
Że nasz stary Kraków
Jest aż taki stary!
Zagadka
Kto mieszkał w jamie
Tuż nad Wisłą
I zionął ogniem,
Jak ognisko?
SMOK WAWELSKI
WARSZAWA
OBECNA STOLICA
POLSKI
Herb Warszawy
Pałac Kultury i Nauki w Warszawie
Pałac na wodzie - Łazienkowski
Kolumna Zygmunta i Zamek Królewski
Wiślana Syrenka
Tadeusz Kubiak
Wypłynęła z Wisły
Srebrzysta Syrenka
Miała ogon rybi
Ta dziwna panienka.
Nagle zobaczyła
Dom u brzegu Wisły.
- Tutaj będę właśnie mieszkać -
Powiedziała wszystkim.
- Będę was broniła
Tym wiślanym mieczem.
Niech w spokoju rybak łowi,
Piekarz chleby piecze.
I tak zamieszkała
Syrenka w Warszawie.
Wczoraj w parku ją widziałem,
jak tańczyła z pawiem.
Warszawskie Serce
Czesław Janczarski
Niejedną piosenkę
znam o Warszawie
i wiersz niejeden
umiem na pamięć.
Wiem, że to nasza
piękna Stolica,
że pod mostami
płynie tam Wisła.
Wiem, że jest sławna
i bohaterska,
że słyną z męstwa
warszawskie serca.
Że się buduje,
że się rozrasta,
że od neonów
noc tam jest jasna.
Gdy mówię wierszyk,
gdy śpiewam piosnkę -
tobie, Warszawo,
dar ten przynoszę.
Słowa serdeczne,
słowa najszczersze…
Chyba mam także
warszawskie serce!
Piękna jest Warszawa
Maria Terlikowska
Piękna jest Warszawa
przy zimowym słonku,
rozdzwoniona dźwiękiem
tramwajowych dzwonków.
Piękna jest Warszawa
o zimowym zmierzchu,
srebrnobiałym śniegiem
przyprószona z wierzchu.
Piękna jest Warszawa
zimą, wiosną, w lecie-
najpiękniejsza w Polsce
Najpiękniejsza w świecie.
Warszawa
Julian Tuwim
Jaka wielka jest Warszawa!
Ile domów, ile ludzi!
Ile dumy i radości
W sercach nam stolica budzi!
Ile ulic, szkół, ogrodów,
Placów, sklepów, ruchu, gwaru,
Kin, teatrów, samochodów
I spacerów i obszaru!
Aż się stara Wisła cieszy,
Że stolica tak urosła,
Bo pamięta ją maleńką,
A dziś taka jest dorosła.
Wszyscy kochamy stolicę
Czesław Janczarski
Wszyscy kochamy naszą Stolicę,
stare ulice, nowe ulice.
Mosty nad rzeką i fale Wisły,
statek na fali i piach złocisty.
Szerokie place, parki zielone
I tramwajowy srebrzysty dzwonek.
Stado gołębi, co chmurą białą
Nad ulicami szybuje śmiało.
I każdy kamień, drzewo i trawę…
Wszyscy kochamy naszą Warszawę!
Stolica Polski, piękna Warszawa,
to nasza duma, to nasza sława.
W walce o wolność zawsze najpierwsza,
a wiemy o tym z książki i wiersza,
I z opowiadań ojca i mamy.
Wszyscy stolicę naszą kochamy!
LEGENDY
WARSZAWSKIE
Legenda o syrence
Jak głosi legenda dawno, dawno temu do brzegu Bałtyku przypłynęły dwie siostry - syreny, mieszkające w głębinach morza. Były to kobiety-ryby o wielkiej urodzie. Jedna z sióstr postanowiła popłynąć dalej w stronę cieśnin duńskich, gdzie została aż po dzień dzisiejszy. Możemy ją zobaczyć siedzącą na skale u wejścia do portu w Kopenhadze. Druga syrena przypłynęła do nadmorskiego miasteczka Gdańsk, skąd Wisłą popłynęła w górę rzeki. Podobno właśnie u podnóża dzisiejszego Starego Miasta wyszła z wody na piaszczysty brzeg, aby odpocząć, i tak spodobało jej się miejsce, które zobaczyła, że postanowiła tu zostać.
Rybacy, zamieszkujący pobliską osadę zauważyli, że ktoś podczas połowów wzburza fale Wisły, plącze sieci i wypuszcza ryby z więcierzy. Postanowili więc schwytać szkodnika i rozprawić się z nim raz na zawsze. Jednakże, kiedy usłyszeli przepiękny głos syreny, zaniechali swoich zamiarów i szczerze pokochali piękną kobietę-rybę, która od tej pory co wieczór umilała im czas przepięknym śpiewem.
Pewnego dnia zobaczył syrenkę bogaty kupiec przechadzający się brzegiem Wisły. Postanowił schwytać ją i uwięzić, żeby za pieniądze pokazywać na jarmarkach. Jak pomyślał, tak też zrobił. Podstępem ujął syrenę i uwięził w drewnianej szopie.. Skargi syreny usłyszał młody syn rybaka i z pomocą przyjaciół, pod osłoną nocy uwolnił ją. Syrena z wdzięczności za uratowanie życia obiecała im, że zawsze - kiedy tylko będą potrzebowali pomocy, stanie w ich obronie. I odtąd warszawska syrenka, uzbrojona w miecz i tarczę broni miasta i jego mieszkańców.
Legenda o Warsie i Sawie
Z nowej stolicy, Krakowem zwanej, do starego przodków Gniezna dwie, jakże różne wiodły drogi.
Jedna prowadziła lądem, przez dzikie puszcze i knieje, pełne - według twierdzeń naocznych świadków - okrutnych diabłów, paskudnych wiedźm, brzegami jezior, z których wzywały ponętne, kuszące, a jakże zdradliwych panny głębinowe.
Druga wiodła rzeką Wisłą, spod samego krakowskiego Wawelu aż do odległego Płocka, skąd do Gniezna był tylko rzut patykiem, który to dystans najczęściej przemierzano już na wierzchowcach.
Tę drugą drogę obrał król Kazimierz, Odnowicielem zwany, na co rok odbywaną podróż do Gniezna.
Już drugiego dnia wyprawy wielce zatęskniło się królowi do świeżego i pachnącego jedzenia, bo jak każdy Słowianin dobrze jeść lubił, a przygotowane jeszcze w Krakowie na drogę suszone jedzenie do najsmakowitszych nie należało.
I kiedy o świeżym mleku i świeżej rybie tylko pomyślał, ujrzał dym, a za chwilę małą chatę.
Wbrew przestrogom załogi wioślarskiej, król do brzegu przybić kazał i ostrożnie z łukiem w ręku w stronę chaty kroki skierował.
Daleko sam nie uszedł, bo zaraz za nim, jak kot skradał się jego wierny sługa Gniewko, który zarzekał się jeszcze niedawno iż "w ręce zbójów nie polezie".
Kiedy podeszli bliżej, zagroda okazała nie żadną zbójecką siedzibą, tylko zwykłą chatą rybacką.
Gospodyni bardzo serdecznie przywitała niespodziewanych gości, poczęstowała dostojnika świeżym mlekiem, a na rybę poczekać radziła, mąż bowiem - Pietrko Rybak - lada chwila z nocnych połowów miał wrócić.
Na Pietrka długo czekać nie było trzeba. Wkrótce, tak jak przewidziała gospodyni, z pełnymi koszami różnorodnych ryb przybył.
W trakcie spożywania wyśmienicie przyrządzonych ryb, jakich jeszcze król w życiu nie jadł, opowiedział rybak o swojej rodzinie, która w ostatnim czasie powiększyła się o dwoje cudownych bliźniąt.
Niemałe kłopoty mieli rodzice z ochrzczeniem dzieci. Świątyni bowiem w pobliżu nie było, a do pobliskiej wsi Bródno kapłan przybywał rzadko i jako że do bródnowskiej kaplicy tuż przed urodzeniem bliźniąt zawitał, do kolejnych odwiedzin minie sporo czasu.
Król za wspaniały poczęstunek monety złote na stół gospodarzom położył, uznając, że za tak dobre jedzenie się zapłata należy. Jednak zgodnie ze starym ludowym zwyczajem i zasłaniając się przysłowiem "Gość w dom, Bóg w dom" gospodarze zapłaty nijak wziąć nie chcieli.
Tymczasem nie omieszkał król o jeszcze dwie przysługi poprosić: o gościnę w drodze powrotnej z Gniezna i o zaszczyt bycia ojcem chrzestnym bliźniąt na chrzcie, do którego sam miał doprowadzić.
Jak obiecał, za dwa miesiące, we wrześniu przybił do brzegu już nie jedną, ale kilkoma łodziami, jakże oczekiwany przez Pietrka Rybaka i jego żonę.
Przybył jak obiecał z kapłanem, dostojnymi gośćmi, którzy mieli swoją obecnością uświetnić
uroczystość oraz darami dla obydwojga przyszłych królewskich chrześniaków.
Przed przygotowanym na wzgórzu ołtarzem kapłan nadał na życzenie Kazimierza imiona Wars chłopcu, a dziewczynce - Sawa.
Po uroczystości, przy suto zastawionym stole, oświadczył uroczyście król Kazimierz, iż odtąd Pietrko Rybak, Piotrerm Warszem nazywany będzie, królewskim rybakiem, ojcem Warsa i Sawy, właścicielem rozległej dookoła puszczy.
A kiedy wokół zagrody rybackiej osada wyrośnie, swoim rodowym imieniem nazwę jej nada, którą po wieki nosić będzie.
Jednak do dziś uczeni nie są do końca pewni pochodzenia słowa Warszawa. Jedni twierdzą, iż wzięło się od imion legendarnych bliźniąt Warsa i Sawy.
Drudzy, iż od Pietrka Rybaka, któremu król Kazimierz nazwisko zmienił na Piotr Warsz i jak król przewidział, wokół gospodarstwa wyrosła wieś. Wieś Warsza czyli Warszewa. I pod taką nazwą przetrwała Warszewa do czasów Jagiellończyka - Zygmunta Augusta, za którego to panowania sam Jan Kochanowski uraczył nas w swym kunszcie słowotwórczym fraszką "Na most warszewski":
Nieubłagana Wisło, próżno wstrząsasz rogi,
Próżno brzegom gwałt czynisz i hamujesz drogi;
Nalazł fortel król August, jako cię miał pożyć,
A ty musisz tę swoje dobrą myśl położyć,
Bo krom wioseł, krom prumów już dziś suchą nogą
Twój grzbiet nieujeżdżony wszyscy deptać mogą.
Legenda o Bazyliszku
Razu pewnego chłopcy terminujący się u szewca Pomykały na Podwalu zastanawiać się zaczęli, kogo lub czego w Warszawie bać się trzeba bądź należy. Skąd to pytanie się zrodziło? Nie wiadomo. We Franku największy strach wzbudzała miotła pani majstrowej, ciężka ręka pana majstra, która to nie raz spadała na biedną głowę chłopaka. Bać się należy także niejakiego imć pana halabardnika Bartłomieja, który to zaraz za malutkiego psikusa przed ławę rajców ciągnie.
Ale w tym miejscu przypomniało się drugiemu - Jaśkowi - kogóż to jednak rzeczywiście bać się należy.
Jest bowiem przy Krzywym Kole stara, waląca się kamienica, a w niej straszna piwnica. Podobno - wieść niesie - iż tę piwnicę zajął stwór okrutny, wykluty z jaja złożonego przez siedmioletniego koguta, a wysiedziany przez jadowitego węża.
Wielu, jak powiadają, którzy zakradają się do owego smoczego lochu w poszukiwaniu skarbów, których jest tam podobno niezliczona ilość, znika bez wieści. Tak stało się z Kulawym Ziuto i kilkoma innymi złodziejaszkami. Jednak nie zastanawiali się nad tym dalej dwaj przyszli szewczykowie, w żołądkach głód poczuli i na ulicę Miodową na wspaniałe pierniczki się wybrali. Daleko jednak nie uszli, gdy przeraźliwe wołanie o pomoc w okolicach Podwala usłyszeli. Jakieś nieszczęście się stało na Krzywym Kole.
Siedmioletni syn wdowy Smolikowej, bawiąc się nadmuchiwanym pęcherzem świńskim, wpadł za swą zabawką do lochu, w którym okrutny stwór rezydował. Ludzi zebrało się co niemiara, głównie z ciekawości, czy rzeczywiście legendarny potwór istnieje. A znalazł się w tym tłumie tylko jeden bohater, który Piotrusia uratować się odważył i postanowił. Obmyśliwszy plan misterny do kramów na rynek szybko pobiegł i po chwili powrócił cały obwieszany lustrami i z garnkiem na głowie.
Tak się bowiem postanowił zabezpieczyć przed śmiertelnym, jak powiadali, wzrokiem Bazyliszka.
Po kilku minutach grobowej ciszy, jak zapadła gdy Franek zniknął w czeluściach piwnicy bazyliszkowej, powrócił bohater z na poły omdlałym Piotrusiem na rękach.
A potwór? Bazyliszek zginął, jak wyznał Franek, od własnej broni - wzroku, który odbił się od frankowych lusterek. A samym bohaterem postanowiła zająć się rada miejska i co bogatsi mieszkańcy Warszawy.
Wysłać go do szkół postanowiono, ubierać, karmić i strzyc za darmo przez długie lata.
Od owego, pamiętnego dnia, nikt już o Bazyliszku nie słyszał, ale za to jeszcze przez długie lata z ust do ust przekazywano mit o nim. Bardzo jest możliwe, że opowiada się do dziś, przy kawiarnianych stołach "U Dekerta", w "Manekinie" czy w "Bazyliszku", ale ja rozmów nie podsłuchuję.
62
62