William Barclay
LIST DO TYTUSA
Poznań 2002
Tłumaczył: Krzysztof Bednarczyk
Wydanie poprzednie ukazało się nakładem
Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1981 r.
Redakcja: Adam Ciorga
Źródła apostolstwa (1,1-4)
Kiedy Apostoł Paweł wzywa któregoś ze swych ludzi do dzieła, zawsze zaczyna od wyłożenia swojego prawa do przemawiania i od przedstawienia fundamentów Ewangelii. Także ten List rozpoczyna Apostoł od kilku stwierdzeń na temat swego apostolstwa.
1. Apostolstwo umieszcza go w gronie wielkich spadkobierców. Na samym początku nazywa siebie „niewolnikiem (doulos) Boga”. Tytuł ten łączył pokorę z uzasadnioną dumą, oznaczając, że Apostoł Paweł jest bezsporną własnością Boga, że ani jego wola, ani czas nie należą do niego, a jego życie jest całkowicie oddane Bogu. Ale zawiera się w tym tytule również duma. Przecież ten sam tytuł niewolnika, sługi Boga, doulos theou przysługiwał prorokom i wielkim mężom dawnych czasów. Mojżesz był sługą Boga (Joz 1,2), a Jozue, jego następca nie pretendował do żadnego wyższego miana (Joz 24,29). To właśnie prorokom, sługom Boga, Bóg zawsze oznajmia swoją wolę i swoje zamiary (Am 3,7), i swoje sługi, proroków, Bóg ustawicznie posyłał do Izraela na przestrzeni całej historii narodu (Jr 7,25). Tytuł niewolnika Boga, sługi Bożego nadawał Apostołowi Pawłowi prawo stanąć w szeregu wielkich spadkobierców. Jeśli ktoś zostaje przyłączony do Kościoła, nie wchodzi do instytucji, która powstała wczoraj. Kościół ma za sobą stulecia ludzkiej historii, a w myśli i zamiarach Boga powstał przed wiecznością. Jeśli ktoś podejmuje się pracy kaznodziejstwa, nauczania, czy jakichś innych zadań w służbie Kościoła, to nie wkracza w służbę pozbawioną tradycji, ale na teren, po którym stąpali święci. Być w Kościele Bożym, to stanąć w szeregu spadkobierców.
2. Apostolstwo dawało Pawłowi wielką władzę, autorytet. Był on posłem, wysłannikiem Jezusa Chrystusa. Apostoł Paweł nigdy nie uważał swego autorytetu za prawo przysługujące mu ze względu na jego nadzwyczajne zdolności umysłowe, a tym bardziej na moralną doskonałość. To właśnie w mocy i z autorytetem Chrystusa zawsze przemawiał, jak poseł zawsze niesie ze sobą władzę z upoważnienia wysyłającego. Jeśli kaznodzieja Ewangelii Chrystusa, czy nauczyciel prawdy Chrystusowej jest człowiekiem naprawdę szczerze oddanym, nigdy nie będzie wygłaszał swoich opinii, ani przedstawiał swoich wniosków, lecz przybywa z poselstwem Chrystusa i przynosi Słowo Boże. Prawdziwy wysłannik Chrystusa pozostawił poza sobą różne: możliwe, przypuszczalnie, czy gdyby i przemawia z akcentem pewności i autorytetem tego, kto wie.
Ewangelia Apostoła (1,1-4 ciąg dalszy)
Dalej, w rozważanym urywku znajdujemy samą istotę Ewangelii Apostoła i rzeczy podstawowe dla zadania apostolskiego.
1. Całe poselstwo Apostoła oparte jest na nadziei życia wiecznego. Chrześcijańska oferta dotyczy sprawy tak ogromnej, jak nowy rodzaj życia. Wyrażenie życie wieczne wciąż na nowo pojawia się na kartach Nowego Testamentu, przy czym słowo wieczne jest tłumaczeniem greckiego aionios. W ścisłym znaczeniu określenie to przysługuje tylko jednej osobie we Wszechświecie, a tą osobą jest Bóg. Chrześcijańska oferta jest propozycją udziału w życiu Bożym, jest ofertą Bożej mocy dla naszego zniechęcenia, Bożego pokoju dla naszego niepokoju, Bożej prawdy dla naszych przypuszczeń, Bożej dobroci dla naszych moralnych uchybień, Bożej radości dla naszych zmartwień. Ewangelia chrześcijańska nie oferuje człowiekowi na pierwszym miejscu intelektualnego wyznania wiary, czy moralnego zbioru zasad, lecz oferuje życie, udział w życiu samego Boga.
2. Dwie rzeczy są potrzebne, aby umożliwić człowiekowi wkroczenie w to życie, dlatego obowiązkiem apostoła jest przede wszystkim obudzić w człowieku wiarę. U Apostoła Pawła wiara oznacza zawsze to samo: bezwzględne, całkowite zaufanie Bogu. Pierwszym krokiem w życiu chrześcijańskim jest uświadomienie sobie faktu, że niczego nie możemy zrobić, a tylko otrzymać, przyjąć: Tak w każdej dziedzinie życia, bez względu na to, jak wielką, czy jak cenną otrzymalibyśmy propozycję, pozostanie ona bezskuteczna do czasu jej przyjęcia. Pierwszym obowiązkiem chrześcijańskim pozostaje przekonanie innych do przyjęcia Bożej propozycji. Ostatecznie, nigdy nie uda nam się przekonać kogoś do chrześcijaństwa na drodze dyskusji. Jedyne, co możemy, to powiedzieć: „Spróbuj, a przekonasz się!”
3. Drugim obowiązkiem apostoła jest przekazanie innym wiedzy. Chrześcijańska ewangelizacja musi iść w parze z chrześcijańskim nauczaniem. Kaznodzieja chrześcijański musi być równoczośnie nauczycielem chrześcijańskim. Wiara może rozpocząć się jako odpowiedź serca, ale nie może na tym poprzestać, musi stać się własnością umysłu. Ewangelia chrześcijańska musi być nauczana, aby mogła być sprawdzona, wypróbowana. Nikt nie potrafi żyć wiecznie na fali uczucia. Życie chrześcijańskie musi polegać zarówno na codziennym kochaniu Chrystusa, jak i coraz lepszym rozumieniu Go.
4. Wynikiem wiary i wiedzy powinno być prawdziwe religijne życie. Wiara musi zawsze przejawiać się w życiu. Wiedza chrześcijańska nie jest po prostu wiedzą intelektualną, jest to raczej wiedza, jak żyć. Wiele było ludzi, którzy stali się wielkimi uczonymi, których ramiona uginały się od akademickich wyróżnień, ale którzy okazali się bezwartościowymi na terenie życiowych spraw i nieznośni w swoich stosunkach osobistych. Życie prawdziwie religijne, to takie, w którym człowiek żyje we właściwym odniesieniu do Boga, do siebie i do bliźnich, życie, w którym człowiek potrafi stawić czoła zarówno wielkim wydarzeniom, jak i codziennym obowiązkom. Jest to życie, w którym przejawia się życie Jezusa Chrystusa.
Obowiązkiem chrześcijanina jest proponowanie ludziom tego właśnie życia Boga samego, obudzanie wiary w sercach ludzi i pogłębianie wiedzy w ich umysłach, aby ich uzdolnić do takiego życia, w którym inni potrafią dostrzec odbicie samego Mistrza w ich codziennym obejściu i rozmowach.
Boży zamiar i Boży właściwy czas (1,1-4 ciąg dalszy)
Urywek nasz mówi, o Bożym zamiarze i planie wobec człowieka i o Bożym sposobie wykonania tego planu.
1. Bożym celem dla człowieka było zawsze zbawienie. Zanim jeszcze świat powstał już istniała Boża obietnica życia wiecznego. Jest rzeczą znamienną, że w naszym urywku Apostoł Paweł stosuje tytuł Zbawiciel zarówno w odniesieniu do Boga, jak i do Jezusa. Bywa czasami, że w zwiastowaniu Ewangelii czyni się różnicę pomiędzy szlachetnym, miłującym i łaskawym Jezusem, a surowym, nieczułym i groźnym Bogiem. Brzmi to czasami tak, jak gdyby istniał kontrast pomiędzy Jezusem, miłośnikiem dusz, a Bogiem sędzią dusz ludzkich, jak gdyby Jezus dokonał czegoś, co zmieniło nastawienie Boga do człowieka, jak gdyby przekonał Boga, aby Ten odłożył swój gniew i nie karał ludzi. Jednak Nowy Testament nie daje podstaw do tego. Poza całym procesem zbawienia tkwi wieczna, niezmienna miłość Boża i właśnie Jezus przyszedł, aby powiedzieć ludziom o tej miłości. Bóg jest właśnie w swej istocie Bogiem Zbawicielem, Bogiem, który najmniej pragnie potępić człowieka, a najbardziej pragnie go zbawić. Bóg jest Ojcem, który tylko tego pragnie, aby Jego dzieci wróciły do domu i nie po to, aby je ukarać, ale aby móc je przygarnąć do swojej piersi.
2. Ale urywek nasz mówi o czymś jeszcze więcej, aniżeli o odwiecznym Bożym zamiarze: Mówi jeszcze o Bożej metodzie. Oto Bóg wysyła swoje poselstwo we właściwym, przez siebie upatrzonym czasie. Oznacza to z drugiej strony, że cała historia jest przygotowaniem do przyjścia Jezusa. Nie potrafimy przekazać żadnemu człowiekowi jakiejś wiedzy, dopóki nie będzie on przygotowany do jej przyjęcia. Każdy, kto chce się nauczyć, musi przejść przez niższe stopnie nauczania, zanim osiągnie wyższy stopień. We wszelkiej ludzkiej wiedzy musimy zaczynać od początku. Tak i ludzie musieli zostać przygotowani na przyjście Jezusa. Cała historia Starego Testamentu, wszelkie badania i poszukiwania filozofów greckich były przygotowaniem na przyjście Jezusa. Duch Boży pobudzał zarówno jednostki wśród wybranego narodu Izraelskiego, jak i wśród innych ludów, aby byli przygotowani na przyjście Syna Bożego, gdy ten przyjdzie. Nauczanie proroków, poszukiwanie prawdy przez umysły ludzi w różnych narodach, wszystko to było inspirowane przez Boży proces, który miał osiągnąć punkt szczytowy w przyjściu Jezusa z doskonałą prawdą Bożą dla ludzi. Jako dziecko prowadzone jest w okresie nauki szkolnej od jednego stopnia do drugiego, tak cały świat prowadzony był do przyjęcia prawdy Bożej w Synu Jego, gdy Jezus Chrystus miał się objawić. Całą historię powinniśmy widzieć jako Boży proces nauczania ludzkości.
3. Więcej jeszcze, chrześcijaństwo weszło na świat w czasie, gdy jak w żadnym innym jego poselstwo miało warunki rozpowszechnienia. Nie było w całej historii drugiego takiego czasu w Europie, w którym z taką łatwością mogła rozprzestrzeniać się jakaś nauka czy poselstwo. Decydowało o tym następujących pięć elementów:
a) Praktycznie cały świat mówił wtedy po grecku. Nie znaczy to, aby poszczególne narody zapomniały swojego ojczystego języka, ale wszyscy niemal władali greckim oprócz swojego języka, gdyż był to język rzemiosła, handlu i literatury. Kto chciał uczestniczyć w życiu publicznym, prowadzić jakąkolwiek działalność, musiał umieć po grecku. Ludzie byli dwujęzyczni, jak mniejszości narodowe w wielu krajach dzisiaj, gdzie wśród swoich mówi się np. po ukraińsku, czy szkocku, a publicznie po polsku, czy angielsku. Pierwsze wieki chrześcijaństwa były jednymi z niewielu w historii, w których misjonarze nie musieli pokonywać barier językowych.
b) Praktycznie nie było wówczas granic. Imperium Rzymskie pokrywało się z granicami znanego wówczas świata. Gdziekolwiek udał się podróżnik, zawsze pozostawał w granicach państwa. W dzisiejszej Europie, gdyby ktoś chciał ją całą przemierzyć, musi wpierw wyrobić sobie paszport, uzyskać wizy poszczególnych krajów, byłby zatrzymywany na granicach, a do niektórych krajów nie miałby wstępu. Ale w pierwszych wiekach chrześcijaństwa misjonarz mógł bez przeszkód udać się z jednego krańca świata na drugi.
c) Podróżowanie było stosunkowo łatwe. Oczywiście, było ono wolniejsze niż dziś, z powodu braku mechanicznych pojazdów, co zmuszało najczęściej do podróżowania pieszo, z użyciem jucznych zwierząt do noszenia bagażu. Ale z drugiej strony Rzymianie układali swoje słynne rzymskie drogi z kraju do kraju i z kontynentu na kontynent, oczyścili kraj z rabusiów napadających na podróżnych, a morza od piratów tak, że podróżowanie w tamtych czasach było łatwiejsze niż kiedykolwiek.
d) Były to wieki względnego pokoju. Gdyby w całej Europie szalały wówczas wojny, postęp misji okazałby się niemożliwy. Ale wszędzie panował rzymski pokój, Pax Romana tak, że człowiek mógł podróżować bezpiecznie i spokojnie.
e) Był to świat świadomy swoich braków. Załamały się stare wierzenia i systemy religijne, a nowe filozofie przekraczały możliwości pojmowania prostych ludzi. Ludzie, jak pisał Seneka, wyglądali ad salutem, wyglądali zbawienia. Byli świadomi coraz bardziej swojej słabości „w rzeczach koniecznych”. Poszukiwali „ręki wyciągniętej ku nim, aby ich podnieść.” Poszukiwali „pokoju pochodzącego nie od deklaracji cesarza, ale od Boga.” Nigdy jeszcze nie było takiego czasu, w którym serca ludzkie byłyby bardziej otwarte na przyjęcie poselstwa zbawienia, przynoszonego przez misjonarzy chrześcijańskich.
Nie było przypadkiem, że chrześcijaństwo przyszło właśnie wtedy. Przyszło ono w czasie przez Boga wybranym. Cała historia była przygotowaniem i kształceniem ku temu, a okoliczności czasu sprawiły, że otwarły się drogi dla rozprzestrzeniania się zalewu.
Wierny wykonawca (1,1-4 ciąg dalszy)
Bardzo wiele luk jest w naszej wiedzy o Tytusie, do którego skierowany jest ten list, ale z rozproszonych wzmianek o nim wynurza się obraz tego, który musiał być jednym z najbardziej zaufanych i najwartościowszych pomocników Apostoła Pawła. Apostoł nazywa go prawowitym synem, z czego wynika, że prawdopodobnie sam Apostoł Paweł pozyskał go dla Chrystusa, możliwe, że w Ikonium.
Tytus był jego towarzyszem w czasach trudnych i złych. Kiedy Apostoł wybierał się do Jerozolimy do zboru, który był uprzedzony do niego i mógł mu nie ufać i nie lubić go, wziął ze sobą właśnie Tytusa obok Barnaby (Gal 2,1). O Dundasie, słynnym Szkocie, mówiono wśród przyjaciół: „Dundas nie jest mówcą, ale Dundas pójdzie z tobą w każdą pogodę”. Taki był Tytus. Kiedy Apostoł wybierał się na spotkanie przeciwności, Tytus był przy nim.
Tytus był człowiekiem od trudnych poruczeń. Kiedy trudności w Koryncie nabrzmiały do kresu, został tam posłany Tytus z listem najsurowszym może, jaki wyszedł z ręki Apostoła Pawła. (2 Kor 8,16). Widocznie Tytus dysponował siłą umysłu i tężyzną, która umożliwiała mu zajmowanie się trudnymi problemami i rozwiązywanie ich. Pod tym względem bywają dwa rodzaje ludzi: Tacy, którzy potrafią jeszcze pogorszyć złą sytuację, oraz tacy, którzy potrafią wyprowadzić porządek z chaosu i pokój z zamieszek. Tytus nadawał się szczególnie na wysłannika do takich miejsc, które przysparzały kłopotów.
Tytus miał dar praktycznego zarządzania. To właśnie jego wybrał Apostoł Paweł do zorganizowania zbiórki na biednych w zborze Jerozolimy (2 Kor 8,16; 10). Prawdopodobnie nie miał on nadzwyczajnego daru przemawiania, ale był człowiekiem praktyki w zarządzaniu. Kościół powinien dziękować Bogu za tych ludzi, do których może zawsze się zwrócić, kiedy tylko potrzeba wykonać jakieś praktyczne dzieło.
Apostoł Paweł obdarza Tytusa pewnymi wielkimi tytułami.
Nazywa go prawdziwym dzieckiem, lub prawowitym synem. Wynika z tego, że Tytus nawrócił się przez Apostoła Pawła i był jego dzieckiem we wierze (Tt 1,4). Nic w całym świecie nie może dać kaznodziei, lub nauczycielowi więcej radości, niż widok człowieka użytecznego w Kościele, którego przedtem pozyskał. Tytus był takim synem, który przyniósł radość sercu Apostoła, swojego ojca we wierze.
Nazywa go bratem (2 Kor 2,13), oraz swoim towarzyszem i współpracownikiem (2 Kor 8,23). Jest to wielki dzień dla kaznodziei lub nauczyciela, kiedy jego dziecko we wierze staje się jego bratem we wierze, a ten, którego nauczał, ćwiczył i karmił zajmuje teraz miejsce wśród pracowników Kościoła, i to nie jako czeladnik, ale jak równy innym pracownikom.
Pisze, że Tytus postępował w tym samym duchu, co on (2 Kor 12,18). Apostoł Paweł wiedział, że Tytus postąpi w wielu sprawach tak, jak on sam by postąpił. Jakże szczęśliwy jest człowiek posiadający porucznika, któremu może powierzyć swe dzieło z pewnością, że zostanie ono wykonane tak, jak on sam chciał je wykonać.
Apostoł Paweł powierza Tytusowi wielkie zadanie: Posyła go na Kretę, aby stał się wzorem dla wierzących tam zamieszkałych (2,7). Największym zaszczytem, jakim Apostoł obdarzył Tytusa było wysłanie go na Kretę nie tyle w celu przemawiania do nich, jakim powinien być chrześcijanin, ale raczej w celu pokazania tego w praktyce. Nie może już być większego zaszczytu, ani większej odpowiedzialności.
Z tekstów 2 Kor 8,18 i 12,18 wynika nadzwyczaj ciekawy wniosek w związku z wymienionym tam „drugim bratem”, „którego chwalą wszystkie zbory”. Powszechnie utożsamia się go z Łukaszem Ewangelistą i niektórzy sugerują, że Łukasz był bratem Tytusa. Na potwierdzenie tego przytaczają fakt, że Dzieje Apostolskie, napisane przez Łukasza nigdzie nie wspominają jego imienia, natomiast narracja często przechodzi do formy „my”. Czyżby pisząc „my” miał Łukasz na myśli siebie i swego brata, Tytusa? Tego nie potrafimy dziś odgadnąć, ale w każdym razie mieli obaj pokrewne dary praktycznego służenia Kościołowi. Kalendarz zachodni wspomina Tytusa w dniu 4 stycznia, a wschodni 25 sierpnia.
Starszy zboru (1,5-7)
Szczegółowo studiowaliśmy przymioty starszego wyłożone przez Apostoła Pawła w 1 Tm 3,1-7, więc nie ma potrzeby ponownego wgłębiania się w nie.
Było to regularnym obyczajem Pawła Apostoła, aby wkrótce po założeniu zboru ordynować w nim starszych (Dz 14,23). Kreta była wyspą z wielu miastami, Homer nazywał ją „Kretą stu miast”. Zbór chrześcijański potrzebuje właściwej sobie organizacji i przywódców. Zasadą Apostoła Pawła było zachęcanie zborów i ćwiczenie ich w tym kierunku, aby tak szybko, jak to możliwe, stały się samodzielne.
W powtórzonej tu liście kwalifikacji starszego zboru szczególnie podkreślono jedną, a mianowicie tą, że starszym może być człowiek, który swoją własną rodzinę zdołał wychować we wierze. Jak to później sformułował synod w Kartaginie: „Biskupi, starsi i diakoni nie mogą zostać ordynowani na te stanowiska, dopóki wszystkich swoich domowników nie doprowadzą do członkostwa Powszechnego Kościoła”. Chrześcijaństwo zaczyna się w domu. Nie może świadczyć na korzyść człowieka to, że do tego stopnia angażował się w sprawy publiczne, aż zaniedbał swój własny dom. Służba kościelna całego świata nie zadośćuczyni zaniedbaniu własnej rodziny.
Apostoł Paweł posługuje się tu jednym bardzo obrazowym słowem mówiąc, że rodzina starszego zboru nie może stać pod zarzutem rozpusty, co wyraża greckie słowo asotia. Człowiek, który jest asotos nie potrafi oszczędzać; jest rozrzutny, wybujały i wytraca swój majątek na osobiste przyjemności. Tego samego wyrazu użyto w Łk 15,13 na oznaczenie rozpustnego życia syna marnotrawnego. Człowiek, który jest asotos, traci swój majątek i w końcu rujnuje sam siebie. Arystoteles, ten największy z greckich nauczycieli moralności lubiał określać każdą cnotę jako średnią między dwoma skrajnościami. Dla cnoty szczodrości tymi skrajnościami są właśnie z jednej strony skąpstwo, a z drugiej asotia, nieposkromiona i samolubna ekstrawagancja. Dom starszego zboru nigdy nie może być winny dawania takiego złego przykładu rozrzutności i marnotrawstwa dla osobistej przyjemności.
Dalej, domownicy starszego zboru nie mogą być karani. Niczym nie da się zastąpić ojcowskiego nadzoru. Wychowanie dzieci leży ostatecznie w rękach rodziców i dla rodzicielskiej ręki nie zna namiastki. U Falconera czytamy o domu sir Tomasza More'a: „Kieruje swoim domem z taką samą łatwością: Nie ma w nim kłótni, ani dramatów. Jeśli rozpoczyna się dyskusja zostaje właściwie rozstrzygnięta. Cały jego dom tchnie szczęśliwością i nie ma takiego odwiedzającego, który by nie stał się lepszym przez tę wizytę.” Właściwym terenem przygotowania do funkcji starszego zboru jest równie dobrze dom, jak kościół.
Czym nie ma być starszy zboru (1,7)
Jest to suma tego, czym nie ma być starszy zboru, od czego ma być wolne jego życie. Każdy z tych wyrazów jest bardzo plastyczny, więc rozpatrzmy je kolejno.
1. Nie może być samowolny. Grecki wyraz autades oznacza dosłownie zadowolony z siebie. Człowiek, który jest autades opisany jest jako ten, który podoba się sam sobie i nic innego nie może go zadowolić, a on sam nie dba o to, czy się komu podoba. R. G. Trench mówi o takim człowieku, że „uparcie obstaje przy swoim zdaniu, podkreśla swoje prawa, nie dbając o zdania, prawa i interesy innych ludzi”. Greccy pisarze etyki mają wiele do powiedzenia na temat tej wady, zwanej autadeia. Arystoteles stawia na jednym biegunie człowieka, który chce się przypodobać wszystkim (areskos), na drugim tego, który nikomu się nie podoba (autades), aby w środku umieścić cnotę człowieka, którego życie cechuje prawdziwa i właściwa godność (semnos). Autades jest takim człowiekiem, który nie z każdym zechce rozmawiać, lub stowarzyszyć się. U Eudemusa czytamy, że autades, to człowiek, który „układa sobie życie bez oglądania się na innych, odnosząc się do nich pogardliwie.” Eurypides z kolei nazywa tak człowieka, który był „surowy dla swoich współobywateli, a to ze względu na brak kultury.” Filodemus określał charakter takiego człowieka, jako złożony z równych części zarozumialstwa, arogancji i pogardy dla innych. Przez swoje zarozumialstwo myślał o sobie zbyt wysoko, przez pogardę zbyt nisko cenił innych, a arogancja kazała mu postępować zgodnie z tą oceną drugich i siebie samego. Jest jasne, że autades, to nieprzyjemny charakter. Człowiek taki jest nietolerancyjny, potępiający wszystko, czego nie rozumie, upierający się że nie można niczego zrobić inaczej, tylko tak, jak on myśli, że nie ma innej drogi do nieba, tylko jego droga, nie dbający o uczucia innych i pogardzający ich przekonaniami. Takie cechy są, jak mówi Lock, „fatalne dla kierowania innymi ludźmi wolnymi.” Nikt z pogardą i arogancją w swoim charakterze nie nadaje się na nosiciela urzędu zboru.
2. Nie może to być człowiek skory do gniewu, po grecku orgilos. Język grecki dysponuje dwoma słowami na określenie gniewu: tumos, wywodzące się od słowa wrzenie; jest to gniew wybuchający nagle i równie nagle gasnący, jak płonąca słoma. Drugim jest orge, rzeczownik wywodzący się od przymiotnika orgilos, Orgilos - to gniew uporczywy, nałogowy, nie wybuchający jasnym płomieniem, ale podgrzewany nieustannie, aby nie wygasł. Oczywiście, wybuch gniewu jest czymś niedobrym, ale o wiele gorszym jest ten długotrwały, podsycany celowo gniew. Taki człowiek, który pielęgnuje w sercu długotrwały gniew przeciw komukolwiek, nie nadaje się do noszenia urzędu zborowego.
3. Nie może oddawać się pijaństwu i być porywczym. Greckie słowo paroinos dosłownie oznacza oddany nadużywaniu wina, ale z upływem czasu używane było do opisania wszelkiego gwałtownego postępowania, znieważania, czy krzywdzenia kogoś. Słowa tego użyto na określenie postępowania Izraelitów, którzy pojęli żony Madianitki, a w Nowym Testamencie tych, którzy krzyżowali Jezusa. Słowo to opisuje więc charakter człowieka, który nawet na trzeźwo działa bez opanowania i niepoczytalnie, jak pijany.
4. Nie może porywać się do bicia. Słowo plektes oznacza dosłownie bijący, zabijaka. Możliwe, że w pierwszym kościele zdarzali się nadgorliwi biskupi w zborach, którzy fizycznie karali zbłąkane owieczki swej trzody, bo w Kanonach Apostolskich czytamy: „Zarządzamy, aby taki biskup, który uderzy błądzącego wiernego został złożony z urzędu.” Natomiast Pelagiusz pisze: „Nie wolno mu uderzyć nikogo z uczniów tego Chrystusa, który będąc bity, nie oddawał uderzeń.” Grecy następnie rozszerzyli znaczenie tego wyrazu również na oznaczenie gwałtownej mowy tak, że zaczął on oznaczać również pomiatanie kimś i możliwe, że tak właśnie należy tłumaczyć ten wyraz w naszym tekście. Taki człowiek, który zapomina o miłości, i ucieka się do gwałtu w czynach, lub w mowie nie nadaje się do noszenia urzędu chrześcijańskiego.
5. Nie może być chciwy brudnego zysku. Słowo aischrokerdes opisuje człowieka, który nie dba o to, w jaki sposób zdobywa pieniądze, aby tylko je chwycić. Tak się składa, że właśnie Kreteńczycy byli nagminnie obarczeni tym grzechem, gdyż Polibiusz: mówi: „Tak są oddani robieniu pieniędzy na różne niegodne i napastliwe sposoby, że tylko wśród Kreteńczyków spośród wszystkich ludów, żaden zysk, nie uchodzi za brudny”. Plutarch wyrażał się o nich, że lepią się do pieniędzy, jak osy do miodu. Kreteńczycy o wiele wyżej cenili zysk, korzyści materialne, niż cześć i uczciwość, nie zważali, jakim kosztem zdobywają pieniądze. Chrześcijanin wie, że są takie sprawy, które za wiele kosztują, natomiast człowiek, którego jedynym celem w życiu jest zebranie jak największej ilości dóbr materialnych nie jest godny noszenia urzędu zboru chrześcijańskiego.
Jakim ma być starszy zboru (1,8-9)
W poprzednim odcinku czytaliśmy o tym, jakim nie ma być starszy zboru, tutaj odwrotnie, jakim powinien być. Wymagane zalety można podzielić na trzy grupy.
1. Najpierw te zalety, którymi starszy zboru musi się wykazać wobec innych ludzi. A więc musi być gościnny, po grecku filoksenos, co dosłownie oznacza miłośnika gości, przechodniów. W starożytnym świecie zawsze wiele ludzi znajdowało się w podróży. Natomiast gospody starożytności były zazwyczaj drogie, brudne i niemoralne. Było więc bardzo ważne, aby podróżujący chrześcijanie mogli znaleźć otwarte drzwi w domach zborowników chrześcijańskich. I nawet dzisiaj, jeśli ktoś najbardziej potrzebuje społeczności chrześcijańskiej, to właśnie przybysze w obcym mieście, czy kraju. Jako drugie występuje słowo filagatos, oznaczające albo miłośnika dobrych rzeczy, albo miłośnika dobrych ludzi, słowo, którego Arystoteles używa w znaczeniu niesamolubny, innymi słowy miłośnik dobrych czynów. Nawet nie musimy koniecznie wybierać pomiędzy tymi trzema znaczeniami, gdyż wszystkie one zawarte są w naszym słowie. A więc piastujący urząd chrześcijanin musi być człowiekiem, którego serce jest czułe, wrażliwe na dobro w jakiejkolwiek osobie, miejscu, czy działaniu je znajdzie.
2. Następnie występuje grupa określeń tych cnót, które piastujący urząd chrześcijanin musi posiadać w sobie. Musi być roztropny. Eurypides nazywa roztropność „najwspanialszym darem, jaki bogowie dali ludziom”. Ksenofon określa tym słowem ducha, który unika zła nie tylko wówczas, gdy zło może się ujawnić, ale nawet wówczas, gdy nikt go nie dostrzega. Trench objaśnia to słowo jako „całkowite panowanie nad pożądaniami i pragnieniami tak, że nie pozwala się im na więcej, niż prawo i zdrowy rozsądek dopuszczają i pochwalają.” Przymiotnik ten odnosiło się do człowieka, który, jak mawiali Grecy, „myśli myślami zbawiennymi”. Piastujący urząd chrześcijanin musi być człowiekiem, mądrze używającym i panującym nad każdym instynktem i każdym pożądaniem swej osobowości. Musi również być dikaios, czyli sprawiedliwy. Jako sprawiedliwego określali Grecy takiego człowieka, który oddaje bogom i ludziom to, co im się należy. Również chrześcijanin piastujący urząd musi oddawać cześć Bogu, a ludziom szacunek, który im się należy. Oprócz tego musi być pobożny (hosios). To greckie słowo jest bardzo trudne do przetłumaczenia, gdyż określa ono człowieka szanującego podstawowe przyzwoitości życia, które są nadrzędne w stosunku do ludzkich praw i ustaw. Musi też być człowiekiem wstrzemięźliwym, po grecku egkrates, co oznacza człowieka, który zdobył całkowite panowanie nad sobą. Każdy, kto chce służyć drugim, musi wpierw stać się panem samego siebie.
3. Na koniec wymienione są kwalifikacje chrześcijanina piastującego urzędy potrzebne na terenie zboru. Musi być zdolny do zachęcania, podnoszenia na duchu członków zboru. W marynarce wojennej (Wielkiej Brytanii) istnieje przepis zabraniający oficerowi przemawiania do drugiego oficera pełniącego swą służbę w sposób zniechęcający go, odbierający odwagę. Zawsze jest coś nie w porządku w takim kazaniu, nauczaniu, takiej religii, przez które inni tracą ducha. Funkcją prawdziwego chrześcijańskiego nauczyciela i kaznodziei jest podnoszenie człowieka w nadziei, a nie doprowadzenie go do rozpaczy. Musi umieć dawać odpór tym, którzy sprzeciwiają się wierze. Użyte tu greckie słowo elegchein jest bardzo znamienne, oznacza ono napominanie, lub karcenie człowieka w taki sposób, że dochodzi on do zrozumienia i uznania swoich błędnych dróg. Trench pisze o znaczeniu tego słowa: „upominać kogoś przez tak skuteczne władanie zwycięskim orężem wiary, aby doprowadzić go, jeśli nie zawsze do wyznania, to przynajmniej do przeświadczenia grzechu.” Demostenes pisze, że słowo to odnosi się do takiej sytuacji, w której człowiek niepodważalnie udowadnia prawdziwość tego, co powiedział. Dla Arystotelesa oznacza to udowodnienie, że sprawy nie mogą mieć się inaczej, jak tylko w sposób przedstawiony. Upominanie chrześcijańskie jest czymś o wiele więcej, niż udzieleniem nagany, więcej, niż zwyczajne rzucanie gniewnych i potępiających słów na winnego. Oznacza raczej przemawianie w taki sposób, aby dostrzegł jak błędne są jego drogi i zgodził się z prawdą. Nie jest celem napominania chrześcijańskiego upokorzenie człowieka, ale uzdolnienie go do przejrzenia, do uznania powinności, czy prawd, na które był ślepy, lub którym był nieposłuszny.
Fałszywi nauczyciele na Krecie (1,10.11)
Widzimy tu obraz fałszywych nauczycieli powodujących niepokoje na Krecie. Widocznie najgorsi byli Żydzi. Próbowali oni przekonać nowo nawróconych Kreteńczyków o dwóch rzeczach: Że proste opowiadanie o Jezusie i krzyżu nie wystarcza. Aby naprawdę stać się mądrymi muszą poznać te finezyjne opowiadania, długie genealogie i skomplikowane alegorie rabinów żydowskich. Następnie, że sama łaska nie wystarczy. Aby być naprawdę dobrymi, muszą poddać się tym wszystkim regułkom i przepisom dotyczącym jedzenia i obmywań, które były znamienne dla judaizmu. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że ci fałszywi nauczyciele starali się przekonać ludzi, że potrzebują czegoś więcej niż Chrystusa i łaski, aby dostąpić zbawienia. Byli też intelektualistami, dla których prawda Ewangelii była zbyt prosta, aby mogła być prawdą.
Jedne po drugich przewijają się przed nami cechy fałszywych nauczycieli.
Byli oni niekarni, jak krnąbrni żołnierze odmawiający posłuszeństwa słowom rozkazu. Nie uznawali kierownictwa kościoła, wyznania wiary kościoła i kontroli kościoła. I chociaż prawdą jest, że kościół nie dąży do narzucenia ludziom ciasnej jednolitości przekonań, ani wyrzeczenia się swojego rozumu, aby kościół za nich myślał, to jednak są takie prawdy, w które człowiek musi wierzyć, aby być w ogóle chrześcijaninem, a wśród nich prawda o całkowitej wystarczalności Chrystusa. Kiedy człowiek żongluje tymi prawdami, musi zostać uciszony przez kościół. Dyscyplina pozostaje również w kościołach poreformacyjnych.
Byli pustymi gadułami. Słowo mataiologai i pochodzący od niego przymiotnik mataios, pusty, próżny, bezużyteczny używano na określenie nabożeństw pogańskich, które nie powodowały żadnej dobroci w życiu. Odnośni ludzie na Krecie potrafili przemawiać gładko i obszernie, ale cała ta mowa ani na krok nie przybliżała nikogo do dobra. Cynicy mawiali, że wiedza nie przynosząca korzyści dla cnoty jest pusta. Nauczyciel dostarczający swym uczniom tylko terenu dla przyjemnych dyskusji i umysłowych spekulacji uczy na próżno.
Byli zwodzicielami. Zamiast prowadzić ludzi do prawdy, odwodzili ich od prawdy. Zamiast utwierdzać ludzi we wierze, podkopywali stopniowo ich wiarę.
Ich nauka wywracała całe domy. Godne uwagi są tu dwie rzeczy: Po pierwsze, ich nauczanie było z gruntu niszczące. Czasami prawdy wymagają, aby człowiek na nowo przemyślał swoje przekonania. Prawdą jest również, że chrześcijaństwo nie ucieka od pytań i wątpliwości, ale je uczciwie rozpatruje. To prawda, że czasami prawda musi wziąć człowieka intelektualnie za kark i solidnie nim wstrząsnąć, ale również prawdą jest, że nauczanie, którego rezultatem są tylko wątpliwości i pytania jest złym nauczaniem. W prawdziwym nauczaniu z burzy umysłowej wyłania się nowa i większa pewność. Następnie winni byli wywracania domów, inaczej mówiąc, wywierali zgubny wpływ na życie rodzinne. A każda nauka naruszająca całość rodziny jest złą. Kościół chrześcijański zawsze budował się na gruncie rodzin chrześcijańskich.
Ich nauczanie miało im przynosić zyski. Bardziej interesowali się tym, co mogą wyciągnąć od ludzi, aniżeli tym, co dać ludziom. Parry mówił, że jest to główna pokusa każdego zawodowego nauczyciela. Jeśli nauczyciel, czy kaznodzieja widzi w swojej działalności stopień do kariery, do awansu społecznego, lub osobistych korzyści, czy zysków, to jest na niebezpiecznej drodze.
Na koniec zwróćmy uwagę w rozpatrywanym urywku na zalecenie, że tym ludziom trzeba zatkać usta. Nie oznacza to wcale uciszenia przez stosowanie przemocy, czy prześladowanie. Greckie słowo (epistomizein) użyte tutaj znaczy okiełznać, ale stało się normalnie używanym wyrazem na uciszenie kogoś przez wyjaśnienie racji. A więc sposobem na zwalczanie fałszywych nauk jest przedkładanie prawdziwej nauki, a jedną naprawdę niezwalczoną nauką, jest nauka płynąca z życia chrześcijańskiego.
Brzydka opinia (1,12)
Żaden lud nie miał w starożytności gorszej opinii, jak Kreteńczycy. Świat starożytny mówił o trzech najgorszych typach na „C”: Kreteńczykach, Cylicyjczykach i Kappadocyjczykach (W łacińskim alfabecie litera K nie istniała, oddawano tę głoskę przez C). Kreteńczycy słynęli jako pijacy, zuchwalcy, kłamcy, obżartuchy, ludzie na których nie można polegać.
Ich chciwość i skąpstwo były przysłowiowe, jak pisze Polibiusz „Kreteńczycy, przez swoją wrodzoną chciwość, żyją w ustawicznych prywatnych kłótniach, publicznych oszustwach i walkach domowych... trudno znaleźć bardziej podstępnych i fałszywych ludzi, jak pochodzący z Krety.” Dalej opisuje ich następująco: „Tak wysoko cenią pieniądze, że ich posiadanie uważają nie tylko za konieczne, ale wprost za zaszczyt; i rzeczywiście chciwość i sknerstwo tak są wrośnięte w kreteńską glebę, że są chyba jedynymi ludźmi w świecie, wśród których żadna droga do zysku nie hańbi.”
Polibiusz opisuje pewien układ, jaki zdrajca Bolis zawarł z wodzem Kambilusem, również Kreteńczykiem. Bolis zwrócił się do Kambilusa „z całą chytrością Kreteńczyka”. „Zaczęli dyskutować w prawdziwie kreteńskim duchu. Nigdy nie brali pod uwagę bezpieczeństwa zagrożonych osób, ani obowiązku szacunku dla tych, którzy zlecili im przedsięwzięcie, lecz ograniczyli rozmowę całkowicie do zagadnień swoich osobistych korzyści i zabezpieczenia siebie samych. A ponieważ obydwaj byli Kreteńczykami, wkrótce doszli do jednomyślnej zgody.” Z cytowanej wypowiedzi przebija pogarda historyka greckiego do tych Kreteńczyków.
Tak niepoprawni byli Kreteńczycy, że Grecy utworzyli nawet czasownik kretizein, czyli „kretyzować”, kłamać, oszukiwać, a także przysłowiowy zwrot kretizein pros Kreta, czyli „kretyzować przeciwko Kreteńczykowi”, kłamstwo zbijać kłamstwem, „klin klinem”.
Apostoł Paweł posługuje się cytatem z poety greckiego Epimenidesa, który żył ok. 600 lat przed Chrystusem i zaliczany był do siedmiu mędrców Grecji. Pierwsze zdanie: Kreteńczycy zawsze łgarze stało się słynne przez późniejszego, równie dobrze znanego poetę Kallimacha. Na Krecie pokazywano pomnik, zwany Grobowcem Zeusa. Ponieważ było oczywiste, że Zeus jako bóg nie mógł umrzeć i zostać pochowany w grobowcu, Kallimach przytacza to jako doskonały przykład kreteńskiego łgarstwa. W swoim Hymnie do Zeusa pisze:
Kreteńczycy, nałogowi łgarze,
Zbudowali Ci grobowiec, o Królu,
I nazwali Twoim imieniem;
lecz Ty nie umierasz;
Twoje życie trwa wiecznie.
Tak więc Kreteńczycy uchodzili za nałogowych łgarzy, oszustów, obżartuchów i zdrajców.
Ale tu kryje się coś cudownego, bo wiedząc o tym, a nawet doświadczywszy tego, Apostoł Paweł nie pisze do Tytusa: „Zostaw ich, wszyscy wiedzą, że to beznadziejne typy.” lecz raczej: „Są źli, wszyscy wiedzą o tym, więc idź i nawróć ich.” Niewiele jest miejsc Pisma, które tak wyraźnie ukazywałyby Boski optymizm chrześcijańskiego ewangelisty, czy misjonarza, którzy żadnego człowieka nie traktują, jako beznadziejny przypadek. Im większe zło, tym większe wyzwanie. Jednym z pewników chrześcijańskich jest, że nie ma tak wielkiego grzechu, aby łaska Jezusa Chrystusa nie mogła go pokonać.
Czystego serca (1,13-16)
Wyróżniającą cechą religii żydowskiej były tysiące regułek i przepisów. To ta, to znów inna rzecz została uznana i podana do wiadomości jako nieczysta. To jedno, to drugie pożywienie zostało uznane za zakazane. A kiedy judaizm sprzymierzył się z gnostycyzmem, samo ciało stało się nieczyste, a małżeństwo i wszystkie naturalne instynkty uznano za złe. Z tego musiał się zrodzić długi wykaz grzechów. Dotknięcie tego lub tamtego było grzechem, grzechem było zjedzenie tej, lub drugiej potrawy, grzechem stawało się zawarcie małżeństwa i rodzenie dzieci. Rzeczy same w sobie dobre i naturalne stawały się nieczyste i skażone. Z takiego nastawienia umysłu wynikała przemiana nieszkodliwych spraw w grzechy, a im więcej regułek i przepisów tworzono, tym dłuższa stawała się lista grzechów.
Apostoł Paweł występuje więc tutaj z kardynalną zasadą: Dla czystych wszystko jest czyste. To samo wyraził już raz w Rz 14,20. Tym, którzy bez ustanku zajmowali się dyskusjami na temat czystych i nieczystych potraw mówi: „Wszystko jest czyste”. Możliwe, że zwrot ten jest czymś więcej, niż przysłowiem, może stanowić słowa samego Jezusa. Mówiąc na temat niezliczonych regułek żydowskich powiedział: „Nie masz nic na zewnątrz, poza człowiekiem, co by wchodząc w niego mogło go skalać, lecz to, co wychodzi z człowieka, to kala człowieka.” (Mk 7,15).
Wszystko zależy od wewnętrznego człowieka, jego umysłu i serca. Jeśli człowiek jest czysty sercem, wszystko dla niego jest czyste. Jeśli natomiast serce jest nieczyste, potrafi splamić wszystko, o czym myśli, mówi, lub czego dotyka. Tę zasadę głosili już wielcy klasycy. Horacy pisał: „Jeśli naczynie jest nieczyste, zgorzknieje wszystko, cokolwiek się tam włoży”. Podobnie Seneka: „Jeśli żołądek jest chory, zepsuje wszelkie potrawy, które się do niego dostaną; tak i mroczny umysł, zaćmiony zamieni wszystko, co mu powierzysz w brzemię i ruinę. Źli ludzie nie otrzymują niczego, co przynosi im prawdziwą korzyść, więcej nawet, nie otrzymują niczego, co by im nie szkodziło. Wszystko, z czym się stykają zmieniają zgodnie ze swą naturą, a nawet to, co innym przynosi korzyść, dla nich okazuje się zgubne.” A więc człowiek o zbrukanym umyśle wszystko pobrudzi. Potrafi wziąć najpiękniejszą rzecz i zbabrać ją warstwą brudu. Potrafi widzieć nieczystość tam, gdzie nie ma nieczystości. Natomiast człowiek o czystym umyśle wszystko widzi jako czyste. Jak przerażające jest posiadanie tej błony brudu i nieczystości w swoim umyśle!
Tekst mówi, że zarówno umysł tych ludzi, jak i ich sumienie jest brudne. Jeśli pozwoli, aby nieczystość zakaziła jego umysł, będzie oglądał wszystko przez mgłę nieczystości. Podejmując jakieś decyzje, dochodząc do jakichś wniosków, człowiek używa dwu władz duszy: Umysłu, którym ogarnia całość sprawy i sumienia, które nasłuchuje głosu Bożego. Jeśli jednak umysł jest zniekształcony tak, że wszędzie upatruje nieczystość, a sumienie znieczulone i zaciemnione przez ustawiczne przyzwalanie złu, człowiek w ogóle nie jest zdolny do podejmowania dobrych decyzji.
Człowiek powinien utrzymywać białą tarczę swej niewinności niepoplamioną. Zakażony umysł widzi wszystko w oparach nieczystości, zbruka każdą myśl, którą tworzy. Wyobraźnia takiego człowieka zamienia wszystkie powstające w niej obrazy na rozwiązłość. Potrafi błędnie, lub tendencyjnie sądzić każdy motyw, nadawać dwuznaczność każdemu powiedzeniu i nie potrafi patrzeć na świat inaczej, jak przez nieczystości swojego umysłu. Uciec od tej nieczystości możemy tylko do oczyszczającej wszystko obecności Chrystusa Jezusa.
Życie brzydkie i nieużyteczne (1,13-16 ciąg dalszy)
Jeśli człowiek dojdzie do takiego stanu nieczystości, to może znać Boga umysłowo, ale jego życie będzie zaprzeczeniem jego znajomości Boga. O takich ludziach nasz tekst mówi trzy rzeczy.
1. Są obrzydliwi, odpychający. Greckie słowo bdeluktos było używane w szczególności na określenie bałwanów pogańskich i od niego pochodzi rzeczownik bdelugma, obrzydliwość. Jest coś odpychającego w człowieku o wścibskim, obnażającym, nieprzyzwoitym umyśle, stale chichoczącym, robiącym wciąż sugestywne i nieprzyzwoite aluzje. W czystości tkwi zawsze podstawowe piękno, natomiast obecność nieczystego i skażonego wywołuje zawsze niesmak.
2. Są nieposłuszni. Człowiek taki nie potrafi usłuchać woli Bożej. Jego sumienie jest zaćmione. Doprowadził siebie do stanu, w którym nawet trudno mu usłyszeć głos Boży, a co dopiero usłuchać. Uczynił się nieprzydatnym do żadnego dzieła. Nie potrafi wywrzeć wpływu innego, jak tylko zły i zakażający, więc nie nadaje się na narzędzie ręki i celów Bożych.
3. Właśnie nasz tekst określa tych ludzi jako nieprzydatnych. Greckie słowo adokimos używane na określenie podrobionego pieniądza, nie osiągającego przepisowej wagi, stosowano również do tchórzliwych żołnierzy, którzy zawodzą w chwili walki, lub do odrzuconych przez obywateli kandydatów do jakiegoś urzędu, uznanych za bezużytecznych i bezwartościowych, do kamienia odrzuconego przez budowniczych. Kamienie sprowadzone na budowę, które miały jakieś skazy, architekt oznaczał dużą literą A, adokimos i odkładał je na bok, jako nieprzydatne do tej budowy. Użyteczność jest ostatecznym sprawdzianem życia, a człowiek wywierający zawsze wpływ zanieczyszczający jest bezużyteczny dla Boga i bezużyteczny dla ludzi. Zamiast wspierać dzieło Boże w tym świecie, będzie mu przeszkadzał. Za bezużytecznością natomiast zawsze idzie ruina.
Charakter chrześcijański - starsi mężczyźni (2,1-2)
Cały ten rozdział można zatytułować: „Charakter chrześcijański w działaniu.” Wymienia ludzi różnego wieku i różnych stanów, aby pouczyć, jacy powinni być oni w otaczającym świecie. Rozpoczyna od starszych mężczyzn.
Mają być trzeźwi. Słowo nefalios dosłownie oznacza trzeźwy w przeciwieństwie do nałogowca, nadużywającego wina. Człowiek, który osiągnął wiek seniora, powinien już wiedzieć, które przyjemności są godziwe, a które nie. Powinien dojść do prawdziwej skali wartości, aby przykładać odpowiednią miarę wartości do swoich przyjemności. Starsi mężczyźni mogli nauczyć się w ciągu lat życia tego, że przyjemności nadużywane kosztują o wiele więcej, niż są warte.
Mają być poważni. Słowo semnos opisuje takie zachowanie, które jest dostojne i poważne we właściwy sposób. Natomiast nie oznacza ono zachowania sztywnego, gaszącego wszelką radość, lecz takie, które wypływa ze świadomości życia w świetle wieczności tego, który za niedługo opuści ludzką społeczność, aby znaleźć się w społeczności z Bogiem. Człowiek semnos jest taki, który wciąż pamięta o słowach: „Boże, Ty mnie widzisz.”
Mają być roztropni, wstrzemięźliwi. Użyte tu słowo sofron oznacza człowieka, który w pełni panuje nad sobą. Z biegiem lat starszy człowiek musi nabyć takiego oczyszczającego i oszczędnego usposobienia, siły charakteru, przez które potrafi panować nad każdym instynktem i namiętnością tak, że mają one swoje właściwe miejsce i nie wykraczają poza nie.
Wszystkie trzy określenia wzięte razem mówią o seniorach, że powinni nauczyć się powagi życia. Jakaś doza niestałości, zuchowatości i lekkomyślności jest wybaczalna w młodym wieku, ale oczekuje się, że upływające lata wpłyną w kierunku nabrania mądrości. Widok człowieka, który niczego nie nauczył się z wiekiem należy do najtragiczniejszych na świecie.
Z kolei wymienia się trzy wielkie dziedziny, w których seniorzy muszą okazać szczerość (B. T. zdrowie):
Powinni być szczerzy w wierze (odznaczać się zdrową wiarą, B. T.). W człowieku żyjącym rzeczywiście w bliskości Chrystusa upływające lata i doświadczenia życiowe nie tylko nie osłabiają wiary, ale ją umacniają. Chodzi o to, aby upływające lata uczyły nas raczej bardziej ufać Bogu, aniżeli zmniejszać to zaufanie.
Mają być szczerzy w miłości (odznaczać się zdrową miłością B. T.). Zdarza się, że starszym grozi zgryźliwość, krytyczne nastawienie, doszukiwanie się błędów. Z upływem lat ulatnia się współczujące podejście, a człowiek tak skostnieje w swoich drogach, że wszystkie nowe myśli odrzuca, jako złe. A przecież upływające lata powinny przynosić raczej wzrost tolerancyjności, aniżeli coraz większą nietolerancję, powinny sprawiać życzliwe traktowanie poglądów, a nawet błędów innych ludzi.
Mają być szczerzy w cierpliwości, odznaczać się zdrową cierpliwością (B. T.), zdrowym męstwem (przekłady angielskie). Upływające lata powinny hartować człowieka, jak stal tak, że potrafi on coraz więcej znosić i okazywać się zwycięzcą w życiu. Naturalnym biegiem rzeczy nasze ciało staje się coraz słabsze, ale Boskim biegiem rzeczy mamy stawać się coraz silniejsi we wierze, która potrafi sprostać pociskom i strzałom i nie załamać się.
Charakter chrześcijański - starsze kobiety (2,3-5)
Jest oczywiste, że w Pierwszym Kościele starsze kobiety zajmowały zaszczytne i odpowiedzialne stanowiska w zborach. E. F. Brown, który był misjonarzem w Indiach i dobrze znał stare społeczności anglo-indyjskie relacjonuje, że jego przyjaciel spędzający urlop w Anglii został zapytany: „Czego najbardziej życzyłby sobie w Indiach?” Ku zdumieniu słuchających, odpowiedź brzmiała: „Więcej babć. W tych dawnych czasach było bardzo mało starszych kobiet w Indiach, gdyż urzędnicy pracujący w zarządzie i administracji kraju wracali po zakończeniu służby do Anglii jeszcze stosunkowo młodzi. Skutek był taki, że w Anglo-indyjskim społeczeństwie brakowało starszych kobiet, a brak ten przynosił poważne skutki. Jak mówi dalej E. F. Brown: „Starsze kobiety odgrywają w społeczeństwie bardzo ważną rolę, jak ważną, można ocenić dopiero wówczas, gdy sami znajdziemy się w życiu społecznym pozbawionym udziału tych ludzi. Uprzejme babcie i miłosierne starsze panny są naturalnymi doradcami młodzieży obydwu płci.” Jest życiową prawdą, że starsze kobiety, które lata wzbogaciły w spokój, życzliwość i wyrozumiałość mają do odegrania ważną rolę w życiu zboru i społeczeństwa, do którego należą.
W naszym tekście podane są cechy, którymi powinny się one odznaczać. Zachowanie ich powinno odpowiadać osobom zajmującym się świętymi sprawami, jak ktoś powiedział: „W życie codzienne powinny wnosić zachowanie się kapłanek w świątyni.” Klemens Aleksandryjski pisał: „Życie chrześcijanina powinno przebiegać, jakby cały czas przebywał w świętym zgromadzeniu.” Nie trudno dostrzec, jakie to może mieć znaczenie dla pokoju i społeczności w zborze, gdyby wciąż pamiętano o tym na zebraniach komitetów, komisji i przy wszelkiej działalności zborowej, że dotykamy tutaj rzeczy świętych. Ileż zawziętych sporów, obraźliwości i nietolerancji, które często towarzyszą takim zajęciom, znikłoby bez śladu.
Nie mają one być skłonne do obmowy. W plotkach tkwi wiele bezmyślnego okrucieństwa. Natura ludzka, o dziwo, woli raczej słuchać i powtarzać oszczercze historie o ludziach, aniżeli przynoszące im zaszczyt. Nie było by to złe postanowienie, gdybyśmy zdecydowali się raczej nie mówić nic, jeżeli nie możemy znaleźć czegoś dobrego w bliźnim.
Starsze niewiasty mają pouczać młodsze. Oczywiście, są tacy, którzy potrafią wykorzystać swe doświadczenia do zniechęcania innych. Czasami wydaje się, że jedynym darem, jaki doświadczenia przynoszą niektórym ludziom jest dar wylewania zimnej wody na plany i marzenia innych ludzi, że niczego więcej nie nauczyli się z przeżyć, jak tylko ogromnej listy niemożliwości. Obowiązkiem chrześcijanina jest wykorzystanie swego doświadczenia dla kierowania, prowadzenia i zachęcania raczej, niż do tłumienia i zniechęcania.
Charakter chrześcijański - młode kobiety (2,3-5)
Pouczenia te mają po części tylko przejściową ważność, ale wiele z nich zachowuje swą ważność na zawsze.
W starożytnym świecie greckim szanująca się kobieta żyła w zupełnym odosobnieniu. Miała swoje pomieszczenia w domu, które rzadko opuszczała, nawet nie siadając do stołu z męską częścią domowników, do których nie wchodzili żadni mężczyźni oprócz jej męża. Nigdy nie brała udziału w zgromadzeniach, czy zebraniach publicznych, rzadko ukazywała się na ulicach, a jeśli już, to nigdy sama. W istocie, nie było, jak mówiono, żadnego uczciwego, nie przynoszącego ujmy sposobu zarabiania na życie dla kobiety greckiej. Nie było dla niej żadnego rzemiosła, żaden zawód nie był dostępny, jeśli chciała zarabiać, była zmuszona do uprawiania nierządu. Gdyby kobiety starożytnego kościoła odrzuciły nagle wszelkie ograniczenia i bariery zbudowane przez tysiąclecia, mogły tylko zniesławić kościół i stworzyć opinię, że chrześcijaństwo przyczynia się do zepsucia kobiet. Oczywiście nam wydaje się takie życie ciasne i ograniczone, ale trzeba na nie patrzeć na tle ówczesnych warunków, na tle ówczesnego życia wielkich miast. Właśnie te ograniczenia cytowane w naszym tekście mają przejściowy charakter.
Ale jest tutaj miejsce na wartości trwałe, choćby ten prosty fakt, że nie ma na świecie większego zadania, odpowiedzialności i zaszczytu, jak prowadzenie domu. Możliwe, że wiele ludzi, szczególnie kobiet, zaangażowanych w uciążliwe zajęcia związane z wychowaniem dzieci i prowadzeniem domu narzeka: „Gdybym nareszcie mogła się uwolnić od tych obowiązków, aby zacząć prowadzić naprawdę religijne życie.” Tymczasem prawda jest taka, że nigdzie indziej nie można prowadzić tak w pełni religijnego życia, jak właśnie w domu. Utrzymanie i prowadzenie domu jest najwyższą karierą. Iluż to ludzi, którym dane było wywrzeć wpływ na bieg tego świata mogło to osiągnąć tylko dlatego, że był ktoś w domu, kto ich kochał, troszczył się o nich i przygarniał ich. Nieskończenie ważniejszym zadaniem jest dla kobiety, aby w domu ułożyć dzieci do snu i wysłuchać ich modlitwy, aniżeli wziąć udział we wszystkich zebraniach publicznych i kościelnych całego świata.
Ktoś powiedział, że uświęcenie jest tym, co nadaje Boski wymiar codziennej harówce, a przecież nigdzie indziej nie ukazuje się uświęcenie w takiej krasie, jak w obrębie czterech ścian domu. Świat obejdzie się bez swoich posiedzeń komitetów, ale, nigdy nie obejdzie się bez domów. A dom przestaje być domem, gdy brak w nim pani domu.
Charakter chrześcijański - młodzieńcy (2,6)
Obowiązki młodszych mężczyzn ujęte są jednym zdaniem, ale za to brzemiennym w znaczenie. Mają pamiętać o obowiązku roztropności, wstrzemięźliwości. Mówiliśmy już o znaczeniu słowa sofron, określającym te cechy usposobienia, które przyczyniają się do bezpieczeństwa życia. Bezpieczeństwo to wynika z utrzymywania pod kontrolą wszystkiego, co jest w człowieku.
Młodość jest ze swej natury niebezpiecznym okresem życia.
1. Młodość podlega silniejszym pokusom. Krew krąży szybciej, a namiętności narzucają się z większą gwałtownością. strumień życia płynie najgwałtowniejszym prądem w młodości i bywa, że prąd ten grozi zniesieniem młodego człowieka i porwaniem go.
2. W młodości jest więcej okazji zejścia na bezdroża. Młodzi ludzie dostają się w otoczenie w którym pokusy przemawiają z przemożną siłą. Często bywa, że młodzi ludzie uczą się, lub pracują z dala od domu, z dala od wpływów, które mogłyby utrzymać ich na prostej drodze. Młody człowiek jest w większym stopniu indywidualnością, niż starszy. Nie jest jeszcze obciążony odpowiedzialnością za dom i rodzinę, nie wypróbował jeszcze swojego losu, nie posiada jeszcze kotwic, które mogłyby utrzymać go na właściwym kursie przez zwykłe poczucie obowiązku tak, jak to jest u starszych. O wiele większa jest możliwość rozbicia okrętu życia w młodości.
3. Młodość wykazuje wiele nieuzasadnionej ufności, wypływającej z braku doświadczenia. Niemal w każdej dziedzinie życia młody człowiek podchodzi do spraw bardziej nierozważnie, po junacku po prostu ze względu na nieświadomość złych konsekwencji wielu poczynań. Młody kierowca, na przykład, poprowadzi wóz o wiele szybciej, niż starszy, po prostu dlatego, że nie doszedł jeszcze do odkrycia, jak łatwo o spowodowanie wypadku i od jak marnego kawałka żelaza zależy bezpieczeństwo wozu. Młody człowiek bardziej beztrosko weźmie na siebie jakąś odpowiedzialność, bo jeszcze nie zdaje sobie sprawy z trudności wywiązania się z zobowiązań. Doświadczenia nie da się kupić za pieniądze, ono kosztuje całe lata przeżyć. Młodość jest na równi ryzykiem i chwałą.
Właśnie z tych powodów młody człowiek musi przede wszystkim dążyć do samoopanowania. Nikt nie potrafi służyć innym, dopóki nie opanował siebie samego, jak mówią Przypowieści: „kto opanowuje siebie samego więcej znaczy, niż zdobywca miasta.” (16,32). Panowanie nad sobą, dyscyplina wewnętrzna, kontrolowanie siebie nie uchodzą za najbłyskotliwsze z cnót, ale są podstawowym budulcem życia. Kiedy gorliwość młodości łączy się z solidnością panowania nad sobą, wtedy w życie wkracza coś naprawdę wielkiego.
Charakter chrześcijański - przywódca (2,7-8)
Jeśli nauczanie Tytusa ma być skuteczne, musi być poparte świadectwem jego własnego życia. Sam ma być wzorem wszystkiego, czego naucza. Ma przedstawić ludziom wzór postępowania nie tylko w słowach, ale sposobem własnego życia.
1. Muszą być oczywiste jego czyste motywy. Każdy nauczyciel, czy kaznodzieja chrześcijański podlega wciąż pewnym pokusom, wciąż aktualne jest niebezpieczeństwo prezentowania siebie samego, swojej mądrości i wiedzy; niebezpieczeństwo przyciągania uwagi bardziej do swojej osoby, niż do poselstwa Bożego. Istnieje wciąż pokusa sprawowania władzy. Nauczyciel, kaznodzieja, pastor, minister wciąż podlega groźbie przeobrażenia się w dyktatora. Ma on oczywiście być przywódcą, ale nigdy dyktatorem. Musi odkryć, że ludzie pozwalają się prowadzić, ale nie lubią być popychani. Nauczycielowi grozi wciąż niebezpieczeństwo zamiany powołania na karierę. A zarówno nauczycielowi, jak i kaznodziei grozi fałszywa ocena osiągnięć, sukcesu. Tymczasem może się zdarzyć, że w oczach Bożych jest sukcesem życie człowieka, o którym nikt nie słyszał w świecie, a nie tego, którego imię jest na ustach wszystkich ludzi.
2. Musi odznaczać się godnością. Godność nie jest ani wyniosłością, ani pychą, czy arogancją. Godność jest świadomością tej ogromnej odpowiedzialności jaką niesie ze sobą zadanie reprezentantów Chrystusa. Inni ludzie mogą się zniżać do wulgarności, on musi być ponad tym. Inni mogą obnosić się ze swoimi urazami, jemu nie wolno chować goryczy. Inni mogą się obrażać, być czułymi na swoje stanowiska i prestiż, on musi zachować pokorę nie pamiętającą na swoje stanowisko. Inni mogą się denerwować i złościć w czasie sporów, on musi zachować spokój, który nie da się wyprowadzić z równowagi. Nic tak nie szkodzi sprawie Chrystusa, jak tacy przywódcy kościelni i tacy duszpasterze, którzy poniżają się do słów i postępków niegodnych, nie licujących z posłem Chrystusowym.
3. Musi mieć zdrowe poselstwo. Nauczyciel i kaznodzieja chrześcijański musi mieć pewność, że głoszone przez niego myśli są prawdami Ewangelii, a nie jego własnymi pomysłami. Dla kaznodziei i nauczyciela nie ma nic łatwiejszego nad marnotrawienie czasu na sprawy drugorzędne, dlatego jedna modlitwa wciąż jest aktualna dla niego: „Boże, daj mi zrozumienie właściwej miary ważności”. Na właściwe zajmowanie się podstawowymi sprawami wiary nie starczy nawet całego życia, dlatego ten, kto propaguje albo swoje własne pomysły, albo stanowisko sekciarskie przestaje być skutecznym nauczycielem i kaznodzieją Słowa Bożego.
Włożone na Tytusa obowiązki sprowadzają się do ogromnego zadania nie tyle mówienia ludziom o Chrystusie, co ukazywania ludziom Chrystusa, jak mówiono o świątobliwym proboszczu w Chaucer: Nauczał miłości według Chrystusa i Apostołów, ale najpierw sam ich naśladował.
Największą pochwalą nauczyciela może być stwierdzenie, że „najpierw czynił, później uczył”.
Charakter chrześcijański - wierzący robotnicy (2,9-10)
W Pierwszym Kościele powstał bardzo drażliwy problem wierzących robotników. Problem mógł się wywodzić z dwóch źródeł:
Jeśli pan był poganinem, wówczas sługa ponosił bardzo wielką odpowiedzialność, gdyż tylko przez postępowanie sługi mógł ów pan poznać, czym w istocie jest chrześcijaństwo, i właśnie obowiązkiem sługi chrześcijańskiego było pokazać panu, jakim może być chrześcijanin. Ta odpowiedzialność wciąż leży na wierzących, chrześcijańskich pracownikach. Z całą pewnością coraz więcej jest takich ludzi, których noga nie stanie w kościele, nie mogą więc dowiedzieć się w kościele, czym jest chrześcijaństwo, gdyż kościół nie może do nich dotrzeć. Tylko w wyjątkowych wypadkach może dojść do rozmowy między nimi, a pracownikiem kościoła, gdyż po prostu nie chcą słuchać. Jak więc chrześcijaństwo może spotkać się z nimi? Jedynie chyba przez wierzących współpracowników chrześcijańskich mogą ujrzeć czym jest chrześcijaństwo. I jest to chyba jedyny sposób aby im zalecić wartość chrześcijaństwa przez to, że zobaczą jak ono działa w życiu i postępowaniu ludzi. Znane jest opowiadanie o św. Franciszku, kiedy to pewnego dnia rzekł on do jednego z młodszych braci: „Zejdźmy do tej wsi, aby głosić im Ewangelię”. I rzeczywiście poszli tam, ale po drodze zatrzymywali się, spotykając ludzi, aby z nimi pogwarzyć. Zapukali też do kilku drzwi, prosząc o jałmużnę. Franciszek zatrzymywał się, aby pobawić się z dziećmi. Wymieniali też wiele pozdrowień. Wreszcie wracali do domu, ale braciszek zatrzymał się, aby zapytać: „Ależ ojcze, kiedy wreszcie zaczniemy kazać Ewangelię?” „Kazać?” - odpowiedział Franciszek, „Każdy nasz krok każde wypowiedziane słowo, każdy czyn nasz był właśnie kazaniem”. Jedynym kazaniem możliwym do wygłoszenia tym, którzy nie chcą zbliżyć się do kościoła jest chrześcijańskie życie robotnika chrześcijańskiego w codziennej pracy.
Ale problem mógł też mieć drugą stronę. Jeśli pan był wierzącym chrześcijaninem, sługa chrześcijański mógł podlegać odmiennym pokusom, pokusom wygrywania swego położenia. Mógł myśleć, że będąc chrześcijaninem, otrzyma od pana specjalne koncesje, w postaci złagodzonej dyscypliny, że wszystko mu jakoś ujdzie, skoro on i jego pan należą do tego samego zboru. Mógł świadomie, lub nieświadomie próbować swoją gnuśność zasłaniać chrześcijaństwem. Takie wygrywanie swojego chrześcijaństwa przez wierzącego jest zupełnie prawdopodobne i trzeba powiedzieć, że już nie może być gorszej reklamy chrześcijaństwa, jak ta.
Apostoł Paweł wylicza więc cechy wierzącego robotnika: Jest on posłuszny, gdyż chrześcijanin nie może być człowiekiem stojącym ponad wszelkimi rozkazami. Odwrotnie, jego chrześcijaństwo poucza go, jak ma służyć. Jest wydajny, zdecydowany spełnić wymagania. Robotnik wierzący wkłada wszystko w otrzymane zadanie i nie może inaczej. Jest pełen szacunku, nie sądzi, aby jego chrześcijaństwo nadawało mu specjalne przywileje nieposłuszeństwa i odgryzania się. Chrześcijaństwo nie musi przecież zacierać naturalnych granic władzy w świecie handlu, przemysłu i pracy. Dalej, jest uczciwy. Inni mogą zniżać się do drobnych nieuczciwości, których ten świat jest pełen, ale jego ręce muszą pozostawać czyste. I na koniec jest wierny tak, że pan może polegać na nim, na jego służbie i wierności.
Jest bardzo prawdopodobne, że wierzący człowiek, zabierający ze sobą do pracy swoje chrześcijaństwo rychło popadnie w kłopoty, nie mniej pewne jest, że wyjdzie z nich zwycięsko, jeśli będzie wytrwały; i zdobędzie sobie szacunek wszystkich.
E. F. Brown opisuje, co zdarzyło się w Indiach: „Pewien sługa, chrześcijanin, został wysłany przez swego pana z ustnym poleceniem, które miał powtórzyć, ale wiedział, że jest nieprawdziwe. Na tej podstawie odmówił przekazania tego zlecenia. Jego pan wpadł wówczas w wielki gniew, ale później nabrał większego szacunku do tego sługi wiedząc, że może mu ufać w każdej sprawie”.
Zaiste dochodzi do tego, że świat przekonuje się, iż naprawdę warto mieć robotników wierzących. Z jednej strony ciężko jest być chrześcijaninem w naszej pracy, ale z drugiej strony okazuje się to łatwiejsze, niż myśleliśmy, jeśli tylko wkroczymy na tę drogę, bo niczego w świecie tak nie poszukują pracodawcy, jak robotników, którym mogliby zaufać pod względem wierności i wydajności.
Siła moralna słowa, które stało się ciałem (2,11-14)
Tylko niewiele miejsc Nowego Testamentu tak obrazowo przedstawia moralną siłę Wcielenia, jak ten urywek. Cały nacisk kładzie on na moralny wpływ Wcielenia na ludzi, na moralny cud przemiany, której może dokonać Jezus Chrystus.
Ten moralny cud jest tutaj podkreślany wielokrotnie i to w najbardziej znamienny sposób. Swego czasu Izajasz upominał swój naród: „Przestańcie źle czynić, uczcie się dobrze czynić!” (Iz 1,16-17). Najpierw występuje tu negatywna strona dobroci, porzucająca to, co jest złe, wyzwalająca od tego, co niskie, a następnie pozytywna strona dobroci, nabycia wielkich, świecących cnót, opromieniających życie chrześcijańskie.
Najpierw występuje tu wyrzeczenie się wszelkiej bezbożności i światowej pożądliwości. Co chce wyrazić Apostoł Paweł przez światowe pożądliwości? Chryzostom mówił, że świeckie rzeczy to takie, które są niestosowne, aby z nami wejść do nieba, a raczej rozpłyną się wraz z tym światem. Zaiste krótkowzroczny to człowiek, który wkłada całe swoje serce i wkłada całą swą pracę w to, co musi pozostawić rozstając się z tym światem. Jeśli człowiek spędził całe swoje życie na gromadzeniu samych tylko materialnych dóbr nie ma niczego, co mógłby ze sobą zabrać, kiedy ten świat się kończy. Ale może być jeszcze prostsze tłumaczenie określenia pożądliwości świeckie, jako pożądanie tego czego nie moglibyśmy okazać przed Bogiem. Właśnie dziełem Chrystusa jest oczyszczenie nas od pożądań, których wstydzimy się w oczach Bożych. Z tylko Chrystus może sprawić, że nie tylko nasze zewnętrzne życie, ale wnętrze naszego serca również nadaje się do oglądania przez Boga.
Taka jest negatywna strona siły moralnej Wcielenia, a teraz kolej na przedstawienie strony pozytywnej. Jezus Chrystus uzdalnia nas do roztropnego życia, w którym wszystko znajduje się pod doskonałą kontrolą tak, że żadna namiętność, ani pożądanie nie wykracza poza swoje właściwe miejsce; do życia w sprawiedliwości, która uzdalnia do oddawania Bogu i ludziom tego, co im się należy; do życia w pobożności, która sprawia świadomość, że ten świat jest niczym innym, jak świątynią Boga.
Dynamika tego nowego życia polega na oczekiwaniu przyjścia Jezusa Chrystusa. Kiedy oczekuje się przybycia króla, wszystko porządkuje się, sprząta i doprowadza do stanu godnego królewskiego oka. Właśnie chrześcijanin jest człowiekiem zawsze gotowym na przyjście Króla królów.
Na koniec Apostoł Paweł przystępuje do podsumowania tego, co uczynił Jezus Chrystus, i to w identyczny sposób, od strony negatywnej a później pozytywnej. Jezus uwolnił nas od siły bezprawia, od tej mocy, która doprowadza nas do grzechu.
Jezus potrafi nas oczyścić na tyle, że możemy stać się godni miana szczególnego ludu Bożego. Słowo szczególny (periousios) jest bardzo znamienne. Oznacza ono tyle, co oddzielony, zarezerwowany i używano go szczególnie na określenie tej części zdobyczy w bitwie, lub wyprawie wojennej, którą zwycięski król wydzielał dla siebie. Właśnie przez dzieło Jezusa Chrystusa chrześcijanin nadaje się na szczególną własność Boga, staje się na tyle dobry, że może należeć do Boga.
Myśl o moralnej sile zawartej we Wcieleniu jest ogromnej wagi. Chrystus uwalnia nas nie tylko od mocy przeszłych grzechów i kary za nie, ale może nas uzdolnić do życia nacechowanego doskonałością w tym świecie przestrzeni i czasu. Może On ponadto tak nas oczyścić, że nadajemy się na szczególne posiadanie samego Boga.
Potrójne zadanie (2,15)
Apostoł Paweł przedstawia tutaj zwięźle potrójne zadanie chrześcijańskiego kaznodziei, nauczyciela i przywódcy.
Jest to zadanie zwiastowania, ogłaszania. Jest ważne poselstwo wymagające ogłoszenia. Są takie sprawy, co do których nie podobna się spierać, o których dyskusja jest niewłaściwa. Bywają okazje, w których kaznodzieja, czy nauczyciel muszą wołać: „Tak mówi Pan!”
Jest to zadanie napominania. Kaznodzieja, który doprowadza swych słuchaczy do czarnej rozpaczy nie spełnił swego zadania. Ludzi trzeba przekonać o grzechu nie po to, aby odczuli beznadziejność, ale po to, aby przyprowadzić ich do łaski, która jest większa niż wszystkie ich grzechy.
Jest to zadanie strofowania. Trzeba otworzyć oczy grzesznikowi na jego grzech. Trzeba doprowadzić umysły zwiedzionych do uznania swojego błędu. Trzeba otrzeźwić serca niebacznych. Poselstwo chrześcijańskie nie może być narkotykiem usypiającym słuchacza, ukołysaniem go, że wszystko będzie dobrze. Raczej jest to oślepiające światło, ukazujące ludziom, jakimi naprawdę są w oczach Bożych.
Chrześcijański obywatel (3,1-2)
Mamy tu przedstawione obowiązki publiczne chrześcijan, szczególnie dotyczące Kreteńczyków. Byli oni nagminnie kłótliwi, wichrzycielsko usposobieni, nie znoszący władzy nad sobą. Historyk grecki Polibiusz pisze, że nieustannie uwikłani byli w „powstania, morderstwa i wojny domowe”. Nasz tekst wymienia sześć cech dobrego obywatela.
Dobry obywatel jest praworządny, uznaje, że przestrzeganie praw jest konieczne, jeśli życie nie ma zamienić się w chaos. Oddaje należną cześć tym, którzy sprawują władzę i wypełnia ich rozkazy. Chrześcijaństwo nie nalega, aby człowiek przestał być indywidualnością, ale nalega aby pamiętał, że jest również członkiem grupy społecznej. Jak pisał Arystoteles, „człowiek jest zwierzęciem politycznym”. Oznacza to, że człowiek najpełniej wyraża swoją osobowość nie w odizolowanym indywidualizmie, lecz w ramach struktury grupy. Najpełniej odnajduje siebie w towarzystwie innych i w służbie dla nich.
Dobry obywatel jest zaangażowany w służbę. Jest gotowy do każdej pracy, o ile jest ona dobra. Tak charakterystyczna dziś choroba nudy jest wynikiem samolubstwa. Jak długo człowiek żyje na zasadzie: „dlaczego ja? Niech ktoś inny to zrobi”. będzie musiał się nudzić. Smak życia leży w służbie.
Dobry obywatel uważa na to, co mówi. Nie wolno mu nikogo znieważać, ani oczerniać. Nigdy nie powie o innych ludziach, czego nie chce, aby o nim mówiono. Dobry obywatel będzie zważał zarówno na słowa, które wypowiada, jak i na swoje czyny.
Dobry obywatel jest tolerancyjny, nigdy nie jest napastliwy. Słowo greckie amachos oznacza człowieka nie podejmującego walki. Nie znaczy to wcale, że dobry obywatel nie stanie w obronie zasad, które uznaje za słuszne, ale nigdy nie pozwoli sobie na ciasny pogląd, że żadna inna droga, oprócz jego drogi, nie może być słuszna. Pozwoli on innym cieszyć się tymi samymi prawami, które sobie przypisuje.
Dobry obywatel jest uprzejmy. Słowo epieikes opisuje człowieka, który nie stoi na gruncie litery prawa. Arystoteles określił znaczenie tego słowa jako „pobłażliwe traktowanie słabości ludzkich”, które umożliwia człowiekowi „branie pod uwagę nie tylko litery prawa, ale raczej ducha i intencji prawodawcy”. Człowiek, który jest epieikes zawsze będzie gotowy do łagodzenia sprawiedliwości miłosierdziem, aby w ten sposób uniknąć niesprawiedliwości, która często jest skutkiem przegorliwienia w sprawiedliwości.
Dobry obywatel jest łagodny. Słowo praus opisuje człowieka, który zawsze panuje nad swoim temperamentem, człowieka, który zawsze wie, kiedy się gniewać, a kiedy gniew jest niedopuszczalny, który cierpliwie znosi zło doznane przez siebie, ale równocześnie zawsze jest gotów skoczyć na pomoc tym, którzy są krzywdzeni.
Taki zestaw cnót jest możliwy tylko u chrześcijan, bo tylko tam, gdzie Chrystus króluje niepodzielnie mogą one rozkwitnąć. Dobrobyt każdego społeczeństwa zależy od tego, czy mieszkający w nim chrześcijanie potrafią zademonstrować światu szlachectwo obywatelstwa chrześcijańskiego.
Podwójna siła napędowa (3,3-7)
Siła napędowa życia chrześcijańskiego jest podwójna.
Jej źródłem jest najpierw świadomość, że ci nawróceni na chrześcijaństwo nie byli lepsi od swoich pogańskich sąsiadów. Dobroć chrześcijanina nie czyni go dumnym, lecz niezmiernie wdzięcznym. Patrząc na innych, prowadzących życie pogańskie, nie traktuje ich pogardliwie, nie potępia ich swoją arogancją, ale raczej, jak powiedział Whitefield patrząc na przestępcę skazanego na szubienicę: „Gdyby nie łaska Boża, ja musiałbym tam pójść”.
Wynika to z uświadomienia sobie, co Bóg uczynił dla ludzi w Jezusie Chrystusie. Możliwe, że żaden inny urywek Pisma św. nie wyrażał bardziej zwięźle, a jednak w pełni tego dzieła, które Chrystus dokonał dla człowieka. Występuje tu siedem wyróżników dzieła Chrystusa dla ludzi:
1. To, czego Jezus dokonał dla nas sprowadza się do nawiązania nowych stosunków z Bogiem. Zanim Jezus przyszedł, Bóg był Królem, przed którym ludzie stali w trwodze, był Sędzią przed którym ludzie truchleli, majestatycznym Władcą, do którego mogli odnosić się wyłącznie ze strachem. Jezus przyszedł, aby powiedzieć ludziom o Ojcu, którego serce jest otwarte i którego ręce wyciągają się z miłością. Przyszedł, aby powiedzieć ludziom nie o sprawiedliwości, która będzie ich prześladować wiecznie, aż wreszcie ich schwyta, ale o miłości, która nigdy nie pozwoli im odejść.
2. Ta miłość i łaska Boża są darami, których żaden człowiek nigdy nie mógłby zdobyć, ani na nie zasłużyć. Można je jedynie przyjąć w doskonałej ufności i rozbudzonej miłości. Bóg ofiaruje ludziom swą miłość nie ze względu na jakieś uczynki sprawiedliwości, których ludzie dokonali, ale po prostu z wielkiej dobroci swego serca. Chrześcijanin nie zajmuje się myśleniem o tym, na co zasługuje, lecz myśli wyłącznie o tym, co Bóg daje. Dominantą życia chrześcijańskiego powinien zawsze być podziw i pokorna wdzięczność, a nigdy dumne zadowolenie z siebie. Cały ten proces zawdzięczamy dwóm wielkim właściwościom Boga:
Zawdzięczamy Bożej dobroci. Greckie słowo chrestotes oznacza dobrotliwy, uczynny, oznacza tak dobrego i zawsze gotowego do ofiarowania ducha, który nie żałuje niczego, co w danej sytuacji jest konieczne do ofiarowania. Chrestotes - to wszystko obejmująca dobrotliwość, wyrażająca się nie tylko w ciepłych, mglistych uczuciach, ale zawsze w hojnym działaniu.
Zawdzięczamy to Bożej miłości do człowieka. Użyte w tekście słowo, to filantropia, które tłumaczy się jako miłowanie człowieka, jako człowieka. Grecy wiele rozmyślali nad tym wspaniałym słowem. Używali je na oznaczenie dobroci człowieka w stosunku do równych sobie, dobrotliwości króla wobec swoich poddanych, współczucia dobrego człowieka wobec tych, którzy znaleźli się w nieszczęściu, a szczególnie współczucia prowadzącego do złożenia wykupu za kogoś, kto dostał się do niewoli.
U źródeł tych pojęć nie leży żadna zasługa człowieka, lecz dobrotliwa uprzejmość i miłość do człowieka, która jest w sercu Bożym.
3. Ta miłość i łaska Boża przekazywane są ludziom przez kościół. Zawierają się już w sakramencie chrztu, ale przychodzą na wielu innych drogach. Bóg nie ogranicza siebie swoimi sakramentami, raczej chodzi tu o to, że drzwi do miłości i łaski Bożej otwierają się przez kościół. W czasach Pierwszego Kościoła był to chrzest dorosłych, którzy przechodzili z pogaństwa wprost do zboru chrześcijańskiego. Było to świadome porzucenie jednej drogi życia i wkroczenie na inną, nową drogę życia. Tak właśnie Apostoł Paweł pisze do wierzących w Koryncie: „...aleście obmyci, aleście uświęceni, aleście usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa” (1 Kor 6,11). W Liście do Efezjan pisze, że Chrystus umiłował Kościół „aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo” (Ef 5,26). Oczyszczająca i stwarzająca na nowo moc Boża objawia się ludziom w chrzcie.
W związku z tym Apostoł Paweł używa dwóch słów:
Mówi o odrodzeniu (paliggenesia). Słowo to niesie ze sobą wiele skojarzeń. Kiedy Żydzi przyjmowali prozelitę do społeczności, traktowali go po chrzcie jako małe dziecko, jak gdyby narodził się dopiero i życie biegło od nowa. Często używali tego słowa pitagorejczycy, którzy wierzyli w reinkarnację, że człowiek wielokrotnie przychodzi na świat pod różnymi postaciami, dopóki nie będzie gotów do całkowitego opuszczenia życia. Każdy powrót był odrodzeniem. Również stoicy używali tego słowa. Wierzyli oni, że co trzy tysiące lat świat spala się, po czym następuje odrodzenie nowego świata. Również uczestnicy misteriów przechodzili przez „odrodzenie dla wieczności”. Ale w naszym wypadku chodzi o to, że dla człowieka, który przyjmuje Chrystusa jako Zbawiciela i Pana, życie zaczyna się od nowa. Przeżywa „nowość życia”, którą da się wyrazić jedynie nowym narodzeniem.
Mówi o odnowieniu, jak gdyby życie postarzało, „znosiło się” i wyczerpało. Kiedy jednak człowiek pozna Chrystusa, występuje odnowienie, które już nie męczy się i nie zużywa z biegiem czasu, lecz powtarza się każdego dnia.
Przyczyna i skutek (3,3-7 ciąg dalszy)
4. Łaska i miłość Boża dociera do człowieka w ramach kościoła, ale źródłem występującej tu mocy jest Duch Święty. Wszystkie dzieła kościoła, wszystkie słowa kościoła, wszystkie sakramenty kościoła pozostają bezsilne i bezskuteczne, dopóki nie działa Duch Święty. Kościół może być wysoko zorganizowany, może odprawiać wspaniałe obrzędy i dysponować pięknymi budowlami, mieć szczegółowo wypracowaną liturgię, ale bez działania Ducha Świętego wszystko to nie daje właściwych efektów. Im bardziej wczytujemy się w pisma Nowego Testamentu, tym bardziej dochodzimy do wniosku, że dla wierzących w Pierwotnym Kościele Duch i Zmartwychwstały Chrystus oznaczały to samo. Jest to dla nas jednoznaczną lekcją: Przebudzenie w kościele nie pochodzi z bardziej wydajnej organizacji, lecz z oczekiwania na Boga. Nie, żeby sprawność organizacyjna nie była potrzebna, ale żadna, nawet najwyższa sprawność nie potrafi tchnąć życia w ciało, z którego uleciało tchnienie Ducha.
5. Przynosi to potrójny skutek: Przynosi przebaczenie przeszłych grzechów. Bóg w swoim miłosierdziu nie zachowuje naszych grzechów, jako dowód przeciwko nam. Mogąc być grzesznikami, jesteśmy tymi, którym odpuszczono grzechy. Pewien człowiek narzekał gorzko wobec Augustyna na swoje grzechy. „Człowieku”, odpowiedział Augustyn, „odwróć się wreszcie od swoich grzechów i spójrz na Boga”. Nie, żeby człowiek nie miał przez całe swoje życie odczuwać żalu upamiętania za swoje grzechy, ale każde takie wspomnienie grzechów prowadzi go do zdumienia nad przebaczającym miłosierdziem Boga.
6. Ale wszystko to wywiera wpływ już na to, obecne życie. Chrześcijaństwo nie ogranicza się do błogosławieństw, które mają dopiero nadejść, lecz ofiaruje już teraz życie nowe, którego wysoka jakość nigdy dotąd nie była znana. Kiedy Chrystus wkracza w życie człowieka, zaczyna on po raz pierwszy naprawdę żyć.
Potrzeba działania i niebezpieczeństwa dyskusji (3,8-11)
Urywek ten podkreśla potrzebę działania chrześcijańskiego i niebezpieczeństwa pewnego rodzaju dyskusji.
Użyte tutaj słowo celować jest tłumaczeniem greckiego proistastai, oznaczającego dosłownie stać przed czymś, i było używane na przykład wobec kupca stojącego przed swoim sklepem, głośno zachwalającego swe towary. Cały zwrot może tu oznaczać jedną z dwu sytuacji: Może stanowić rozkaz; aby chrześcijanie uczestniczyli jedynie w pożytecznych i uczciwych zajęciach zarobkowych. Były bowiem takie zajęcia, których porzucenie było wymagane przez Pierwotny Kościół przed przystąpieniem do zboru. Ale najprawdopodobniej chodzi tu raczej o szersze znaczenie, że chrześcijanin powinien uczestniczyć w dobrych dziełach, pomocnych i pożytecznych dla ludzi.
Druga część urywka ostrzega przed bezpłodnymi dyskusjami. Greccy filozofowie spędzali czas na roztrząsaniu misternie tkanych problemów. Rabini żydowscy spędzali czas na budowaniu zmyślonych, pouczających genealogii postaci Starego Testamentu. Pisarze żydowscy, uczeni w Piśmie, spędzali długie godziny na dyskutowaniu co wolno, a czego nie wolno w sabat i co czyni człowieka nieczystym. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że człowiek dyskutujący o religii uzna siebie za religijnego. Bywają grupy dyskusyjne dyskutujące dla samych dyskusji. Bywają i takie, które całymi godzinami będą roztrząsały problemy teologiczne. Nawet łatwiej jest dyskutować o teologicznych problemach, aniżeli być czułym, uprzejmym i pomocnym w domu, lub sprawnym, pilnym i uczciwym w pracy. Trawienie czasu na głębokich rozważaniach teologicznych, kiedy czekają na wykonanie podstawowe obowiązki chrześcijańskie nie jest żadną cnotą. Nawet prawdą jest, że dyskusje takie są tylko uchylaniem się od chrześcijańskich obowiązków.
Apostoł Paweł był pewny, że prawdziwe zadanie chrześcijanina polega na działaniu chrześcijańskim, ale to wcale nie oznacza, aby nie były potrzebne chrześcijańskie dyskusje, rozmowy; jeśli jednak dyskusja taka nie kończy się działaniem, zachodzi zwykła strata czasu.
Apostoł Paweł radzi, aby unikać człowieka kłótliwego, o ciasnych poglądach. Dawne tłumaczenia używały wyrazu heretyka, co było tłumaczeniem greckiego hairetikos. Czasownik hairein oznacza wybierać, a pochodzący od niego rzeczownik hairesis oznaczał jakąś partię, szkołę myślenia, sektę i początkowo nie miał żadnego ujemnego znaczenia. Hairesis nie oznaczało herezji, lecz po prostu partię, na którą padał wybór wstępującego do niej zwolennika. Ujemne znaczenie wchodzi w rachubę wówczas, gdy człowiek podnosi swoje prywatne poglądy przeciwko całemu nauczaniu i uzgodnionej tradycji w kościele. Heretykiem jest człowiek, który mniema, że tylko on ma rację, a wszyscy inni się mylą. Apostoł Paweł przestrzega tutaj przed człowiekiem, który swoje pomysły, czy poglądy czyni sprawdzianem i miarą wszelkiej prawdy. Człowiek powinien zaiste bardzo uważać na wszelkie idee, które oddzielają go od społeczności z innymi wierzącymi. Prawdziwa wiara nigdy nie dzieli ludzi, lecz raczej ich łączy.
Pozdrowienia końcowe (3,12-15)
Apostoł Paweł zakańcza list jak zwykle osobistymi pozdrowieniami i poleceniami. Nie wiemy w ogóle niczego o Artemasie. Natomiast Tychik był jednym z najbardziej zaufanych wysłańców Apostoła. To on właśnie był doręczycielem Listów zarówno do Kolosan, jak i do Efezjan (Kol 4,7 Ef 6,21). Miasto Nikopolis leżało w Epirze i było najlepiej nadającym się do pracy misyjnej ośrodkiem rzymskiej Dalmacji. Dobrze jest wiedzieć, że tam właśnie założył później swą szkołę Epiktet, wielki filozof stoicki.
Apollos był dobrze znanym nauczycielem (Dz 18,24), natomiast niczego nie wiemy o Zenasie. Nosi tu przydomek nomikos, co może oznaczać jedną z dwu rzeczy: Nomikos było normalną nazwą uczonego w Piśmie i możliwe, że Zenas był nawróconym rabinem żydowskim. Ale słowo to było regularnie używane przez Greków na oznaczenie prawnika. Jeśli zachodzi tutaj ten wypadek, to Zenas byłby jedynym prawnikiem, o którym wspomina Nowy Testament.
Ostatnią wskazówką Apostoła Pawła Jest obowiązek praktykowania dobrych uczynków przez chrześcijan, aby stali się na tyle niezależni, aby móc pomagać drugim, znajdującym się w potrzebie. Robotnik chrześcijański pracuje nie tylko po to, aby mu wystarczyło dla siebie, ale aby mógł podzielić się z innymi.
Po przesłaniu pozdrowień końcowych, Apostoł Paweł jak zwykle przekazuje życzenia Łaski, jako ostatnie słowo.
SPIS TREŚCI
Źródła apostolstwa (1,1-4)
UWAGA: Wstęp do Listu do Tytusa został zamieszczony razem ze wstępem do Listów do Tymoteusza
123
30