Brown趎 Cyfrowa Twierdza


0x08 graphic

Dan Brown

Cyfrowa Twierdza

DIGITAL FORTRESS

Prze艂o偶y艂: Piotr Amsterdamski

Wydanie polskie: 2004

Wydanie oryginalne: 1998

Moim rodzicom...

moim mentorom i bohaterom.

Jestem wdzi臋czny moim redaktorom z St. Martin's Press - Thomasowi Dunne'owi i wyj膮tkowo utalentowanej Melissie Jacobs, a tak偶e moim nowojorskim agentom: George'owi Wieserowi, Oldze Wieser i Jake'owi Elwellowi. Jestem wdzi臋czny wszystkim, kt贸rzy przeczytali r臋kopis i przyczynili si臋 do jego udoskonalenia. Szczeg贸lnie serdecznie dzi臋kuj臋 mojej 偶onie Blythe za jej entuzjazm i cierpliwo艣膰.

A r贸wnie偶... dyskretnie dzi臋kuj臋 dw贸m nieznanym by艂ym kryptografom z NSA, kt贸rzy s艂u偶yli mi bezcennymi radami za po艣rednictwem anonimowego adresu elektronicznego. Bez ich pomocy nie m贸g艂bym napisa膰 tej ksi膮偶ki.

Prolog

Plaza de Espaa

Sewilla, Hiszpania

11.00 przed po艂udniem

Cz臋sto powiada si臋, 偶e w chwili 艣mierci wszystko staje si臋 jasne. Ensei Tankado wiedzia艂 ju偶, 偶e to prawda. Poczu艂 silny b贸l, przycisn膮艂 r臋k臋 do piersi i upad艂. W tym momencie zrozumia艂, jaki koszmarny pope艂ni艂 b艂膮d.

W jego polu widzenia pojawili si臋 jacy艣 ludzie. Pochylili si臋 nad nim i chcieli pom贸c. Tankado nie pragn膮艂 偶adnej pomocy - by艂o ju偶 za p贸藕no.

Dr偶膮c z wysi艂ku, uni贸s艂 lew膮 r臋k臋 i wyprostowa艂 palce. Sp贸jrzcie na moj膮 d艂o艅! Ludzie wbili wzrok w jego r臋k臋, ale Tankado wiedzia艂, 偶e nic nie rozumieli.

Na palcu Ensei l艣ni艂 z艂oty pier艣cionek. Ostre promienie andaluzyjskiego s艂o艅ca odbi艂y si臋 od wygrawerowanych znak贸w. Ensei Tankado mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e to ostatnie 艣wiat艂o, jakie kiedykolwiek zobaczy.

Rozdzia艂 1

Byli w Smoky Mountains w ich ulubionym pensjonacie. David u艣miecha艂 si臋 do niej. Co powiesz, skarbie? Wyjdziesz za mnie?.

Spojrza艂a na niego. Le偶a艂a na 艂贸偶ku z baldachimem, on patrzy艂 na ni膮 z g贸ry. Wiedzia艂a, 偶e to jej wybraniec. Na zawsze. Gdy wpatrywa艂a si臋 w jego ciemnozielone oczy, gdzie艣 daleko g艂o艣no zadzwoni艂 telefon. David odsun膮艂 si臋. Wyci膮gn臋艂a r臋ce, 偶eby go zatrzyma膰, ale tylko machn臋艂a ramionami w powietrzu.

Dzwonek telefonu przebudzi艂 wreszcie Susan Fletcher ze snu. Usiad艂a na 艂贸偶ku i p贸艂przytomna wymaca艂a s艂uchawk臋.

- Halo?

- Susan, tu David. Czy ci臋 obudzi艂em?

- W艂a艣nie 艣ni艂am o tobie. - U艣miechn臋艂a si臋 i opad艂a na 艂贸偶ko. - Przyjed藕, musimy si臋 zabawi膰.

- Jeszcze ciemno - za艣mia艂 si臋 David.

- Mhm - j臋kn臋艂a zmys艂owo. - Zatem koniecznie przyjed藕. Prze艣pimy si臋, nim ruszymy na p贸艂noc.

- W艂a艣nie dlatego dzwoni臋 - odrzek艂 i ci臋偶ko westchn膮艂. - Chodzi o nasz wyjazd. Musz臋 go prze艂o偶y膰.

- Co takiego?! - Susan nagle oprzytomnia艂a.

- Bardzo przepraszam. Musz臋 wyjecha膰. Jutro wr贸c臋. Mo偶emy uda膰 si臋 tam z samego rana. B臋dziemy mieli jeszcze dwa dni.

- Przecie偶 zarezerwowa艂am pok贸j - odrzek艂a Susan. By艂a ura偶ona. - Zarezerwowa艂am nasz stary pok贸j w Stone Manor.

- Wiem, ale...

- To mia艂 by膰 specjalny wiecz贸r. Min臋艂o sze艣膰 miesi臋cy. Pami臋tasz chyba, 偶e jeste艣my zar臋czeni, prawda?

- Susan... - westchn膮艂 David. - Naprawd臋 nie mog臋 teraz zaczyna膰 dyskusji. Na dole czeka na mnie samoch贸d. Zadzwoni臋 z samolotu i wszystko wyja艣ni臋.

- Z samolotu? - powt贸rzy艂a Susan. - Co jest grane? Dlaczego uniwersytet...

- To nie jest uniwersytecka sprawa. Zatelefonuj臋 p贸藕niej i ci wyja艣ni臋. Naprawd臋 musz臋 i艣膰. Dzwoni膮 po mnie. B臋dziemy w kontakcie. Obiecuj臋.

- David! - krzykn臋艂a. - Co si臋...

Za p贸藕no. David od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Susan Fletcher przez kilka godzin le偶a艂a i czeka艂a na telefon. Na pr贸偶no.

Tego samego dnia po po艂udniu posz艂a si臋 wyk膮pa膰. W ponurym nastroju siedzia艂a w wannie, otoczona pian膮, i stara艂a si臋 nie my艣le膰 o Stone Manor i Smoky Mountains. Gdzie on mo偶e by膰? - zastanawia艂a si臋. Dlaczego nie zatelefonowa艂?

Woda stopniowo zmieni艂a si臋 z gor膮cej w letni膮, a p贸藕niej zimn膮. Susan ju偶 mia艂a wyj艣膰 z wanny, gdy nagle zadzwoni艂 bezprzewodowy telefon. Gwa艂townie wsta艂a, wychlustuj膮c wod臋 na pod艂og臋. Chwyci艂a le偶膮cy na umywalce aparat.

- David?

- Tu Strathmore - us艂ysza艂a g艂os w s艂uchawce.

- Och... - Nie zdo艂a艂a ukry膰 rozczarowania. Usiad艂a na brzegu wanny. - Dobry wiecz贸r, komandorze.

- Mia艂a艣 nadziej臋, 偶e to kto艣 m艂odszy? - zachichota艂 szef.

- Nie, prosz臋 pana - odrzek艂a zak艂opotana Susan. - To wcale nie...

- Oczywi艣cie, 偶e tak - za艣mia艂 si臋 Strathmore. - David Becker to 艣wietny facet. Postaraj si臋 go nie straci膰.

- Dzi臋kuj臋 panu.

- Susan, dzwoni臋 do ciebie, poniewa偶 jeste艣 mi potrzebna - g艂os szefa nagle zabrzmia艂 ostro i powa偶nie. - I to szybko.

- Przecie偶 jest sobota - odpowiedzia艂a, staraj膮c si臋 skupi膰 my艣li. - Zwykle nie pracujemy w weekendy.

- Wiem - odrzek艂 spokojnie. - To sytuacja alarmowa.

Susan wsta艂a. Sytuacja alarmowa? Nigdy nie s艂ysza艂a, by komandor Strathmore wym贸wi艂 takie s艂owa. Sytuacja alarmowa? W Krypto? Nie mog艂a sobie tego wyobrazi膰.

- D... dobrze, prosz臋 pana - powiedzia艂a i urwa艂a na chwil臋. - B臋d臋 tak szybko, jak tylko mi si臋 uda.

- Postaraj si臋 by膰 szybciej.

Strathmore odwiesi艂 s艂uchawk臋.

Susan sta艂a w 艂azience owini臋ta r臋cznikiem. Krople wody spada艂y na starannie u艂o偶one rzeczy, kt贸re poprzedniego wieczoru przygotowa艂a na wyjazd - szorty, sweter na zimne g贸rskie wieczory, now膮 bielizn臋 na noc. Z kwa艣n膮 min膮 podesz艂a do szafy po czyst膮 bluzk臋 i sp贸dnic臋. Sytuacja alarmowa? W Krypto?

Schodz膮c na d贸艂, zastanawia艂a si臋, jakim cudem ten dzie艅 m贸g艂by by膰 jeszcze gorszy.

Wkr贸tce mia艂a si臋 dowiedzie膰.

Rozdzia艂 2

Lecieli na wysoko艣ci dziesi臋ciu tysi臋cy metr贸w nad oceanem. David Becker t臋po gapi艂 si臋 w niewielkie owalne okno learjeta 60. Pilot powiedzia艂 mu, 偶e telefon pok艂adowy jest zepsuty i nie b臋dzie m贸g艂 zadzwoni膰 do Susan.

- Co ja tu robi臋? - mrukn膮艂 do siebie.

Odpowied藕 by艂a 艂atwa: po prostu pewnym ludziom si臋 nie odmawia.

- Panie Becker - zatrzeszcza艂 g艂o艣nik. - B臋dziemy na miejscu za p贸艂 godziny.

Becker ponuro kiwn膮艂 g艂ow膮 w odpowiedzi. Wspaniale. Zaci膮gn膮艂 zas艂on臋 i spr贸bowa艂 si臋 zdrzemn膮膰, ale ca艂y czas my艣la艂 o Susan.

Rozdzia艂 3

Susan nacisn臋艂a na hamulec. Jej volvo sedan zatrzyma艂o si臋 przed bram膮 w ponad trzymetrowym ogrodzeniu z drutu kolczastego. M艂ody wartownik po艂o偶y艂 d艂o艅 na dachu samochodu.

- Poprosz臋 o identyfikator.

Poda艂a mu dokument. Jak zwykle, musia艂a poczeka膰 p贸艂 minuty. Wartownik przesun膮艂 identyfikator przez skaner komputera.

- Dzi臋kuj臋, pani Fletcher - powiedzia艂 wreszcie, unosz膮c g艂ow臋. Niemal niezauwa偶alnym ruchem da艂 znak i brama si臋 rozsun臋艂a.

Nieca艂y kilometr dalej Susan zn贸w si臋 zatrzyma艂a przed r贸wnie imponuj膮cym ogrodzeniem, utrzymywanym pod wysokim napi臋ciem, i ponownie zaliczy艂a t臋 sam膮 procedur臋. Dajcie spok贸j, ch艂opcy... Przeje偶d偶a艂am t臋dy ju偶 chyba milion razy.

Gdy zbli偶a艂a si臋 do ostatniego punktu kontrolnego, mocno zbudowany wartownik, z dwoma owczarkami alzackimi i automatem, tylko spojrza艂 na tablic臋 rejestracyjn膮 samochodu i machn膮艂 r臋k膮, by przejecha艂a. Ruszy艂a Drog膮 Ps贸w, pokonuj膮c jeszcze dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t metr贸w, i skr臋ci艂a na parking C dla pracownik贸w. Niewiarygodne, pomy艣la艂a. Dwadzie艣cia sze艣膰 tysi臋cy pracownik贸w, bud偶et w wysoko艣ci dwunastu miliard贸w dolar贸w rocznie, mogliby chyba jako艣 przetrwa膰 weekend bez mojej pomocy. Wjecha艂a na swoje zarezerwowane miejsce parkingowe i zgasi艂a silnik.

Przeci臋艂a ozdobiony zieleni膮 taras, wesz艂a do g艂贸wnego budynku i sforsowa艂a jeszcze dwa wewn臋trzne punkty kontrolne. Wreszcie dotar艂a do pozbawionego okien tunelu, kt贸ry prowadzi艂 do nowego skrzyd艂a. Zatrzyma艂a si臋 przed zablokowanymi drzwiami sterowanymi g艂osem.

NATIONAL SECURITY AGENCY (NSA)

ODDZIA艁 KRYPTO

OSOBOM NIEUPOWA呕NIONYM WST臉P WZBRONIONY

- Dobry wiecz贸r, pani Fletcher - powita艂 j膮 uzbrojony wartownik.

- Cze艣膰, John. - Susan u艣miechn臋艂a si臋 ze znu偶eniem.

- Nie spodziewa艂em si臋 pani tutaj.

- Te偶 tego nie planowa艂am.

Susan pochyli艂a si臋 nad parabolicznym mikrofonem. Susan Fletcher, powiedzia艂a wyra藕nie. Komputer b艂yskawicznie zanalizowa艂 widmo cz臋stotliwo艣ciowe jej g艂osu i drzwi si臋 otworzy艂y. Wesz艂a do tunelu.

Wartownik odprowadzi艂 j膮 wzrokiem. Wcze艣niej zauwa偶y艂, 偶e jej orzechowe oczy wydaj膮 si臋 jakie艣 puste, ale mia艂a lekko zarumienione policzki, a br膮zowe w艂osy si臋gaj膮ce ramion wygl膮da艂y tak, jakby je przed chwil膮 umy艂a. Pachnia艂a talkiem Johnson's Baby. Wartownik nie odrywa艂 od niej spojrzenia. Szczup艂y tu艂贸w, bia艂a bluzka i niemal niewidoczny zarys stanika, sp贸dnica khaki do kolan, wreszcie nogi... Nogi Susan Fletcher.

- Trudno uwierzy膰, 偶e d藕wigaj膮 umys艂 o ilorazie inteligencji wynosz膮cym sto siedemdziesi膮t - mrukn膮艂 do siebie.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 gapi艂 si臋 za ni膮. Wreszcie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Susan znikn臋艂a w g艂臋bi korytarza.

Dotar艂a do ko艅ca tunelu i zatrzyma艂a si臋 przed okr膮g艂ymi drzwiami, przypominaj膮cymi wej艣cie do skarbca, z napisem sporz膮dzonym ogromnymi literami: KRYPTO.

Westchn臋艂a, wsun臋艂a d艂o艅 do umieszczonego w zag艂臋bieniu pude艂ka z przyciskami i wystuka艂a pi臋ciocyfrowy PIN. Po kilku sekundach dwunastotonowy blok stali zacz膮艂 si臋 obraca膰. Susan stara艂a si臋 skupi膰, ale wci膮偶 wraca艂a my艣lami do Davida.

David Becker. Jedyny m臋偶czyzna, kt贸rego kocha艂a. Najm艂odszy profesor zwyczajny Georgetown University i b艂yskotliwy lingwista; w 艣rodowisku uniwersyteckim uznany za znakomito艣膰. Obdarzony ejdetyczn膮 pami臋ci膮 i upodobaniem do j臋zyk贸w obcych opanowa艂 sze艣膰 dialekt贸w azjatyckich oraz hiszpa艅ski, francuski i w艂oski. Podczas jego wyk艂ad贸w z etymologii i lingwistyki sala by艂a wype艂niona do ostatniego miejsca, a studenci stali pod 艣cianami. Po ka偶dym wyk艂adzie musia艂 jeszcze odpowiada膰 na lawin臋 pyta艅. M贸wi艂 autorytatywnie i z entuzjazmem, pozornie nie zwracaj膮c uwagi na pe艂ne uwielbienia spojrzenia zadurzonych studentek.

Becker by艂 m臋偶czyzn膮 o 艣niadej cerze, zielonych oczach, mocno umi臋艣nionym i bardzo dowcipnym. Mia艂 trzydzie艣ci pi臋膰 lat, ale wydawa艂 si臋 m艂odszy. Jego mocna szcz臋ka i ostre rysy przypomina艂y Susan rze藕b臋 w marmurze. Mia艂 ponad metr osiemdziesi膮t wzrostu i porusza艂 si臋 po korcie do squasha szybciej ni偶 jego kolegom wydawa艂o si臋 to mo偶liwe. Po pokonaniu przeciwnika cz臋sto wsadza艂 g艂ow臋 pod fontann臋 z wod膮 do picia i moczy艂 swoj膮 g臋st膮, czarn膮 grzyw臋. P贸藕niej, gdy woda 艣cieka艂a mu na koszul臋, cz臋stowa艂 partnera owocowym koktajlem i bajglami.

Jak wszyscy m艂odzi profesorowie David dostawa艂 skromn膮 pensj臋. Od czasu do czasu, gdy potrzebowa艂 pieni臋dzy na karnet na korty lub nowy naci膮g do swojej starej rakiety Dunlop, dorabia艂, t艂umacz膮c r贸偶ne teksty na zlecenie rozmaitych agencji rz膮dowych z Waszyngtonu i okolic. W艂a艣nie przy takiej okazji pozna艂 Susan.

To by艂 艂adny, rze艣ki poranek podczas jesiennej przerwy w zaj臋ciach. Gdy Becker wr贸ci艂 do swego trzypokojowego mieszkania po porannym biegu, automatyczna sekretarka wydobywa艂a z siebie regularne piski. Nala艂 sobie p贸艂 litra soku pomara艅czowego i nacisn膮艂 guzik, by ods艂ucha膰 wiadomo艣膰. Nie by艂a to 偶adna sensacja - jaka艣 agencja rz膮dowa chcia艂a, by tego dnia przed po艂udniem wykona艂 dla niej pewn膮 prac臋. Dziwne by艂o tylko to, 偶e Becker nigdy przedtem nie s艂ysza艂 o tej instytucji.

- Jaka艣 Narodowa Agencja Bezpiecze艅stwa. National Security Agency - m贸wi艂, gdy dzwoni艂 do koleg贸w, usi艂uj膮c si臋 czego艣 dowiedzie膰.

- Chyba Rada Bezpiecze艅stwa Narodowego? - wszyscy odpowiadali.

- Nie. Wyra藕nie powiedzieli Agencja. NSA.

- Nigdy o niej nie s艂ysza艂em.

Becker zajrza艂 do ksi膮偶ki telefonicznej z numerami wszystkich instytucji rz膮dowych, ale i tam nie znalaz艂 NSA. Zaintrygowany zatelefonowa艂 do starego kumpla z klubu squasha, by艂ego politycznego analityka, kt贸ry zatrudni艂 si臋 w oddziale poszukiwa艅 Biblioteki Kongresu. Prze偶y艂 szok.

Jak si臋 okaza艂o NSA nie tylko istnieje, ale jest uwa偶ana za jedn膮 z najpot臋偶niejszych organizacji rz膮dowych 艣wiata. Ju偶 od ponad p贸艂 wieku zbiera dane wywiadowcze metodami elektronicznymi i zajmuje si臋 ochron膮 tajemnic Stan贸w Zjednoczonych. Tylko trzy procent Amerykan贸w zdaje sobie spraw臋 z jej istnienia.

- NSA - za偶artowa艂 kolega Davida - oznacza No Such Agency, czyli nie ma takiej agencji.

Becker przyj膮艂 ofert臋 tajemniczej firmy z mieszanymi uczuciami niech臋ci i zaciekawienia. Przejecha艂 sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w, by dotrze膰 do jej g艂贸wnej kwatery, po艂o偶onej na terenie o powierzchni osiemdziesi臋ciu sze艣ciu akr贸w, dyskretnie ukrytej w艣r贸d zalesionych wzg贸rz Fort Meade w stanie Maryland. Po przej艣ciu przez kilka punkt贸w kontroli otrzyma艂 wreszcie przepustk臋 wa偶n膮 na sze艣膰 godzin i zabezpieczon膮 hologramem. Wartownik zaprowadzi艂 go do luksusowo wyposa偶onego o艣rodka badawczego, gdzie - jak mu powiedziano - mia艂 przez ca艂e popo艂udnie zapewnia膰 艣lepe wsparcie pracownikom wydzia艂u kryptoanalizy - elitarnej grupie matematycznych m贸zgowc贸w zajmuj膮cych si臋 艂amaniem szyfr贸w.

Przez pierwsz膮 godzin臋 Becker mia艂 wra偶enie, 偶e kryptoanalitycy nawet nie wiedz膮 o jego obecno艣ci. Wszyscy kr臋cili si臋 wok贸艂 d艂ugiego sto艂u i m贸wili j臋zykiem, kt贸rego nigdy nie s艂ysza艂. Dochodzi艂y do niego takie s艂owa, jak szyfr strumieniowy, protoko艂y z wiedz膮 zerow膮, warianty plecakowe i klucze bie偶膮ce. Obserwowa艂, co si臋 dzieje, ale niewiele z tego rozumia艂. Analitycy wypisywali jakie艣 symbole, wpatrywali si臋 w komputerowe wydruki i stale odwo艂ywali do tekstu na ekranie rzutnika.

0x08 graphic

W ko艅cu kto艣 mu wyja艣ni艂 to, co sam ju偶 zdo艂a艂 odgadn膮膰. Niezrozumia艂y tekst na ekranie to tekst zaszyfrowany, czyli ci膮g liter i cyfr reprezentuj膮cych zaszyfrowane s艂owa. Zadaniem kryptoanalityk贸w by艂o z艂amanie szyfru i odczytanie oryginalnej wiadomo艣ci, czyli tekstu jawnego. NSA wezwa艂a go, poniewa偶 kryptoanalitycy podejrzewali, 偶e wiadomo艣膰 zosta艂a napisana po chi艅sku; mia艂 t艂umaczy膰 odczytane symbole.

Przez dwie godziny Becker pracowa艂 nad nieko艅cz膮cym si臋 strumieniem mandary艅skich znak贸w. Za ka偶dym razem, gdy oddawa艂 kolejny przek艂ad, kryptoanalitycy kr臋cili g艂owami w rozpaczy. Najwyra藕niej nie mogli z艂ama膰 szyfru. W ko艅cu Becker, kt贸ry chcia艂 pom贸c, zwr贸ci艂 im uwag臋, 偶e wszystkie przet艂umaczone ideogramy maj膮 jedn膮 wsp贸ln膮 cech臋 - s膮 znakami kanji. W pokoju nagle zapad艂a cisza.

- Chce pan powiedzie膰, 偶e te symbole maj膮 wiele znacze艅? - spyta艂 z niedowierzaniem szef grupy, szczup艂y m臋偶czyzna, kt贸ry pali艂 jednego papierosa za drugim. Przedstawi艂 si臋 jako Morante.

Becker pokiwa艂 g艂ow膮. Wyja艣ni艂, 偶e kanji to pismo japo艅skie, wykorzystuj膮ce zmodyfikowane znaki chi艅skie. T艂umaczy艂 tekst tak, jakby by艂 napisany po chi艅sku, poniewa偶 tego od niego za偶膮dano.

- Jezu Chryste - westchn膮艂 Morante. - Spr贸bujmy kanji.

Niczym za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki, wszystko zacz臋艂o pasowa膰.

Becker zrobi艂 na kryptoanalitykach odpowiednie wra偶enie, ale mimo to nie przekazywali mu ideogram贸w w normalnej kolejno艣ci.

- To dla pa艅skiego bezpiecze艅stwa - wyja艣ni艂 Morante. - Dzi臋ki temu nie wie pan, co pan przet艂umaczy艂.

Becker si臋 za艣mia艂, ale zauwa偶y艂, 偶e poza nim uwaga szefa nikogo nie roz艣mieszy艂a.

Gdy wreszcie sko艅czyli 艂ama膰 szyfr, nie mia艂 poj臋cia, jak膮 straszna tajemnic膮 pom贸g艂 ujawni膰, ale jedno by艂o pewne - NSA uwa偶a艂a 艂amanie szyfr贸w za powa偶ne zaj臋cie: Becker mia艂 w kieszeni czek na sum臋 wy偶sz膮 od jego miesi臋cznej pensji.

Kiedy przechodzi艂 przez kolejny punkt kontroli w g艂贸wnym korytarzu, zatrzyma艂 go wartownik, kt贸ry w艂a艣nie odk艂ada艂 s艂uchawk臋 telefonu.

- Panie Becker, zechce pan tu chwilk臋 poczeka膰.

- O co chodzi?

Becker nie przypuszcza艂, 偶e b臋dzie w NSA tak d艂ugo, i 艣pieszy艂 si臋 na popo艂udniow膮 parti臋 squasha.

- Szefowa Krypto chce z panem porozmawia膰 - wyja艣ni艂 wartownik i wzruszy艂 ramionami. - Zaraz tu b臋dzie.

- Szefowa? - za艣mia艂 si臋 Becker. Dotychczas w budynku NSA jeszcze nie zauwa偶y艂 偶adnej kobiety.

- Czy to stanowi dla pana jaki艣 problem? - us艂ysza艂 za plecami kobiecy g艂os.

Becker odwr贸ci艂 si臋 i poczu艂, 偶e si臋 rumieni. Zerkn膮艂 na identyfikator przyczepiony do bluzki kobiety. Szefowa wydzia艂u kryptoanalizy nie tylko by艂a kobiet膮, ale na dok艂adk臋 bardzo 艂adn膮 kobiet膮.

- Nie - zacz膮艂 si臋 nieporadnie t艂umaczy膰. - Po prostu...

- Nazywam si臋 Susan Fletcher - przerwa艂a mu z u艣miechem, podaj膮c r臋k臋 na powitanie.

- David Becker - przedstawi艂 si臋 i u艣cisn膮艂 jej d艂o艅.

- Gratuluj臋, panie Becker. S艂ysza艂am, 偶e 艣wietnie pan sobie dzi艣 poradzi艂. Czy mog艂abym z panem o tym chwil臋 porozmawia膰?

- Przepraszam, ale troch臋 si臋 艣piesz臋 - odpowiedzia艂 z wahaniem. Mia艂 nadziej臋, 偶e zbagatelizowanie najpot臋偶niejszej agencji wywiadowczej 艣wiata nie oka偶e si臋 g艂upot膮. Za czterdzie艣ci pi臋膰 minut powinien pojawi膰 si臋 na korcie, a przecie偶 musia艂 dba膰 o reputacj臋: David Becker nigdy nie sp贸藕nia si臋 na squasha... na wyk艂ad, tak, to mo偶e si臋 zdarzy膰, lecz na squasha? Nigdy.

- Nie zajm臋 panu du偶o czasu - u艣miechn臋艂a si臋 Susan Fletcher. - Tedy, prosz臋.

Dziesi臋膰 minut p贸藕niej Becker siedzia艂 w sto艂贸wce NSA, jad艂 herbatniki, popija艂 sok 偶urawinowy w towarzystwie pi臋knej szefowej wydzia艂u kryptoanalizy. David szybko doszed艂 do wniosku, 偶e Susan Fletcher nie obj臋艂a tego stanowiska przypadkiem - niew膮tpliwie by艂a jedn膮 z najinteligentniejszych kobiet, kt贸re pozna艂 w swoim 偶yciu. Gdy rozmawiali o szyfrach i ich 艂amaniu, Becker z trudem za ni膮 nad膮偶a艂 - to by艂o dla niego nowe i fascynuj膮ce do艣wiadczenie.

Godzin臋 p贸藕niej, kiedy najwyra藕niej zrezygnowa艂 ju偶 z partii squasha, a Susan zignorowa艂a trzy dzwonki pagera, oboje zacz臋li si臋 艣mia膰. Oto siedzieli razem, dwie osoby obdarzone 艣cis艂ymi, analitycznymi umys艂ami, rozmawiali o morfologii lingwistycznej i generatorach liczb pseudolosowych, ale czuli si臋 jak para nastolatk贸w - to by艂 prawdziwy fajerwerk.

Susan nigdy nie zdoby艂a si臋 na to, by wyja艣ni膰, dlaczego chcia艂a z nim porozmawia膰. W rzeczywisto艣ci mia艂a zamiar zaproponowa膰 mu prac臋 w wydziale azjatyckim, lecz Becker m贸wi艂 o wyk艂adach uniwersyteckich z takim zaanga偶owaniem, 偶e nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, i偶 ten m艂ody profesor nie zdecyduje si臋 na porzucenie uczelni. Postanowi艂a zatem nie psu膰 nastroju rozmow膮 o interesach. Zn贸w czu艂a si臋 tak, jakby by艂a studentk膮. Nie chcia艂a, 偶eby co艣 to popsu艂o. I nic im nie przeszkodzi艂o.

Ich znajomo艣膰 rozwija艂a si臋 powoli i w romantycznym stylu - szybkie spotkania w wolnych chwilach, d艂ugie spacery po kampusie Georgetown, cappuccino u Merluttiego p贸藕nym wieczorem, czasami jakie艣 wyk艂ady i koncerty. Susan przekona艂a si臋, 偶e w jego towarzystwie 艣mieje si臋 cz臋艣ciej ni偶 kiedykolwiek wcze艣niej. Wydawa艂o si臋, 偶e David potrafi 偶artowa膰 ze wszystkiego. By艂a to dla niej 艣wietna okazja, 偶eby zapomnie膰 o sta艂ym napi臋ciu w NSA.

Pewnego jesiennego dnia siedzieli na trybunie stadionu i przygl膮dali si臋, jak dru偶yna pi艂ki no偶nej z Georgetown dostaje baty od Rutgers贸w.

- M贸wi艂e艣, 偶e te偶 uprawiasz jaki艣 sport - za偶artowa艂a Susan. - Co to takiego? Dynia?

- Nie, to squash* - j臋kn膮艂 David. Susan popatrzy艂a na niego tak, jakby nic nie rozumia艂a. - Podobny do dyni - doda艂. - Ale gra si臋 na mniejszym korcie.

Da艂a mu kuksa艅ca.

Lewoskrzyd艂owy Georgetown wybi艂 pi艂k臋 z rogu na aut. Na trybunach rozleg艂y si臋 gwizdy. Obro艅cy szybko cofn臋li si臋 pod swoj膮 bramk臋.

- A ty? - spyta艂 Becker. - Uprawiasz jaki艣 sport?

- Mam czarny pas w 膰wiczeniach na si艂owni.

- Wol臋 sporty, w kt贸rych mo偶na wygra膰 - skrzywi艂 si臋 David.

- Ambicjoner, prawda? - u艣miechn臋艂a si臋 Susan.

Najlepszy obro艅ca Georgetown przej膮艂 podanie. T艂um zacz膮艂 krzycze膰. Susan pochyli艂a si臋 ku niemu i szepn臋艂a mu prosto do ucha: Doktor.

David spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem. Najwyra藕niej nie wiedzia艂, o co chodzi.

- Doktor - powt贸rzy艂a. - Powiedz pierwsze s艂owo, jakie przychodzi ci do g艂owy.

- Gra w s艂owne skojarzenia? - David skrzywi艂 si臋 sceptycznie.

- Standardowa procedura NSA. Musz臋 wiedzie膰, z kim mam do czynienia. - Susan spojrza艂a na niego surowo. - Doktor.

- Seuss. - David wzruszy艂 ramionami.

- Okej... - zmarszczy艂a brwi. - Spr贸bujmy teraz... kuchnia.

- Sypialnia - odrzek艂 bez chwili wahania.

- Okej... teraz baran.

- Jelita - rzuci艂 Becker.

- Jelita?

- Tak. Jelita baranie. Z nich robi si臋 najlepszy naci膮g do rakiet.

- Jak mi艂o - j臋kn臋艂a Susan.

- I jak brzmi twoja diagnoza? - spyta艂 Becker.

Susan przez chwil臋 zastanawia艂a si臋 nad odpowiedzi膮.

- Jeste艣 dziecinnym, seksualnie sfrustrowanym maniakiem squasha.

- Z grubsza si臋 zgadza - u艣miechn膮艂 si臋 David, wzruszaj膮c ramionami.

Tak by艂o przez wiele tygodni. Podczas kolacji w restauracjach czynnych ca艂膮 noc Becker zadawa艂 jej niezliczone pytania.

Gdzie si臋 uczy艂a matematyki?

Jak trafi艂a do NSA?

Jak sta艂a si臋 tak urocza?

Susan zarumieni艂a si臋 i przyzna艂a, 偶e p贸藕no rozkwit艂a. Jako nastolatka d艂ugo by艂a chuda jak patyk i niezgrabna, a na dok艂adk臋 nosi艂a aparat ortodontyczny. Opowiedzia艂a mu, jak ciotka Clara zauwa偶y艂a kiedy艣, 偶e brak urody B贸g wynagrodzi艂 jej rozumem. Przedwczesna rekompensata, pomy艣la艂 Becker.

Susan zainteresowa艂a si臋 kryptologi膮 w gimnazjum. Prezes szkolnego klubu komputerowego, dominuj膮cy 贸smoklasista Frank Gutmann, napisa艂 dla niej wiersz mi艂osny i zaszyfrowa艂 go, nadaj膮c mu posta膰 ci膮gu cyfr. Susan b艂aga艂a, by zdradzi艂 tajemnic臋, ale Frank kokieteryjnie odm贸wi艂. Zabra艂a list do domu i przez ca艂膮 noc, pod ko艂dr膮, przy 艣wietle latarki, 艣l臋cza艂a nad szyfrem, a偶 wreszcie go z艂ama艂a. Uwa偶nie odszyfrowa艂a ca艂y tekst i patrzy艂a z zachwytem, jak pozornie przypadkowa sekwencja cyfr zmienia si臋 w pi臋kny wiersz. W tej samej chwili poczu艂a, 偶e si臋 zakocha艂a - wiedzia艂a ju偶, 偶e szyfry i kryptologia stan膮 si臋 jej 偶yciem.

Zacz臋艂a studia matematyczne na Johns Hopkins University, a p贸藕niej otrzyma艂a pe艂ne stypendium w MIT i zaj臋艂a si臋 teori膮 liczb. Niemal dwadzie艣cia lat po pierwszym kontakcie z szyframi przedstawi艂a swoj膮 rozpraw臋 doktorsk膮 zatytu艂owan膮 Metody kryptografii, protoko艂y i algorytmy do r臋cznego stosowania. Najwyra藕niej promotor nie by艂 jedynym czytelnikiem rozprawy, bo nied艂ugo potem Susan otrzyma艂a zaproszenie i bilet lotniczy z NSA.

Ka偶dy, kto mia艂 co艣 wsp贸lnego z kryptologi膮, wiedzia艂, co to jest NSA: miejsce, gdzie pracuj膮 najlepsi kryptolodzy 艣wiata. Ka偶dego roku wiosn膮, gdy na wydzia艂ach matematyki pojawiali si臋 przedstawiciele prywatnych firm, by skusi膰 najlepszych absolwent贸w wprost nieprzyzwoitymi pensjami i pakietami akcji, NSA uwa偶nie wybiera艂a swoich kandydat贸w, po czym proponowa艂a dwa razy wi臋ksze wynagrodzenie ni偶 wszyscy konkurenci. Gdy NSA czego艣 chcia艂a, po prostu to kupowa艂a. Z trudem opanowuj膮c podniecenie, Susan polecia艂a do Waszyngtonu. Na Dulles International Airport czeka艂 na ni膮 szofer z agencji, kt贸ry zawi贸z艂 j膮 do Fort Meade.

Tego roku podobne zaproszenia otrzyma艂o jeszcze czterdzie艣ci jeden os贸b. Susan mia艂a dwadzie艣cia osiem lat i by艂a najm艂odsza. By艂a r贸wnie偶 jedyn膮 kobiet膮 w tym gronie. Ta wizyta mia艂a charakter reklamowy; zostali tak偶e poddani licznym testom na inteligencj臋, ale sami niewiele si臋 dowiedzieli. Tydzie艅 p贸藕niej Susan i sze艣ciu innych otrzymali kolejne zaproszenie. Mimo pewnych w膮tpliwo艣ci Susan zdecydowa艂a si臋 pojecha膰. Wszyscy kandydaci zostali natychmiast rozdzieleni i poddani indywidualnym testom za pomoc膮 poligrafu. Grafolodzy badali ich pismo. W trakcie wielogodzinnego, nagrywanego na ta艣m臋 wywiadu pracownik NSA pyta艂 j膮 r贸wnie偶 o sk艂onno艣ci i praktyki seksualne. Gdy chcia艂 si臋 dowiedzie膰, czy uprawia艂a kiedykolwiek seks ze zwierz臋tami, Susan mia艂a ochot臋 wyj艣膰, ale ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a. Kusi艂a j膮 tajemnica i perspektywa pracy w centrum kryptologii, wst膮pienia do najbardziej tajemniczego klubu 艣wiata - Narodowej Agencji Bezpiecze艅stwa.

Becker by艂 zafascynowany jej opowie艣ci膮.

- Naprawd臋 spytali ci臋, czy uprawia艂a艣 seks ze zwierz臋tami?

- To element rutynowego kwestionariusza - wzruszy艂a ramionami Susan.

- Hmm. - Becker powstrzyma艂 si臋 od u艣miechu. - I co odpowiedzia艂a艣?

Kopn臋艂a go pod sto艂em.

- Powiedzia艂am, 偶e nie! Do wczorajszej nocy to by艂a prawda.

Zdaniem Susan David by艂 bliski idea艂u. Mia艂 tylko jedn膮 fataln膮 cech臋: za ka偶dym razem gdy wychodzili gdzie艣 wsp贸lnie, upiera艂 si臋, 偶e to on zap艂aci rachunek. Susan z przykro艣ci膮 patrzy艂a, jak David wydaje ca艂odzienne zarobki na kolacj臋 dla nich obojga, ale on by艂 niewzruszony. Przesta艂a protestowa膰, lecz nie czu艂a si臋 z tym dobrze. Zarabiam wi臋cej pieni臋dzy, ni偶 jestem w stanie wyda膰, my艣la艂a. To ja powinnam p艂aci膰.

Je艣li jednak pomin膮膰 jego staro艣wieckie poczucie rycersko艣ci, David by艂 idea艂em. Wra偶liwy, inteligentny, zabawny, a co najwa偶niejsze, naprawd臋 interesowa艂 si臋 jej prac膮. Podczas wycieczek do Smithsonian, przeja偶d偶ek rowerowych lub spaghetti w kuchni Susan, David stale zadawa艂 jej pytania. Odpowiada艂a na tyle, na ile mog艂a - musia艂a si臋 ograniczy膰 do og贸lnego opisu Narodowej Agencji Bezpiecze艅stwa. David i tak by艂 zafascynowany.

Prezydent Truman podpisa艂 dyrektyw臋 o stworzeniu NSA 4 listopada 1952 roku o 12.01. Przez niemal pi臋膰dziesi膮t lat NSA by艂a najbardziej tajemnicz膮 agencj膮 wywiadowcz膮 艣wiata. Siedmiostronicowy statut zawiera艂 bardzo zwi臋z艂e okre艣lenie jej zadania: mia艂a chroni膰 bezpiecze艅stwo 艂膮czno艣ci rz膮du Stan贸w Zjednoczonych i przechwytywa膰 wiadomo艣ci wymieniane przez inne pa艅stwa.

Na dachu g艂贸wnego budynku NSA jest ponad pi臋膰set anten, w tym r贸wnie偶 dwie du偶e kopu艂y radiolokator贸w, przypominaj膮ce gigantyczne pi艂ki do golfa. Sam budynek jest olbrzymi - ma ponad dwie艣cie tysi臋cy metr贸w kwadratowych, dwa razy wi臋cej ni偶 kwatera CIA. Na sta艂e zamkni臋te okna maj膮 powierzchni臋 o艣miu tysi臋cy metr贸w kwadratowych, a wewn膮trz budynku kryj膮 si臋 trzy miliony metr贸w kabli telefonicznych.

Susan opowiedzia艂a Davidowi o COMINT, czyli wydziale przechwytywania wiadomo艣ci - osza艂amiaj膮cej kolekcji stanowisk nas艂uchu, satelit贸w, szpieg贸w i urz膮dze艅 pods艂uchowych, rozmieszczonych na ca艂ym 艣wiecie. Ka偶dego dnia COMINT przechwytuje tysi膮ce list贸w i rozm贸w, kt贸re nast臋pnie trafiaj膮 do analityk贸w NSA w celu rozszyfrowania. Gdy FBI, CIA i Departament Stanu podejmuj膮 decyzje, zawsze opieraj膮 si臋 na informacjach przekazanych przez NSA. Becker s艂ucha艂 jak zaczarowany.

- A 艂amanie szyfr贸w? Jaka jest twoja rola?

Susan wyja艣ni艂a, 偶e przechwycone wiadomo艣ci pochodz膮 cz臋sto od wrogich rz膮d贸w, nieprzyjaznych organizacji i terrorystycznych grup, dzia艂aj膮cych niejednokrotnie w granicach Stan贸w Zjednoczonych. Tacy nadawcy zwykle szyfruj膮 wiadomo艣ci, na wypadek gdyby dosta艂y si臋 w niepowo艂ane r臋ce - a dzi臋ki COMINT tak si臋 dzieje niemal zawsze. Jego zadanie polega艂o na zbadaniu szyfru, r臋cznym z艂amaniu go i przekazaniu odszyfrowanej wiadomo艣ci. W rzeczywisto艣ci by艂o nieco inaczej.

Susan czu艂a si臋 winna, 偶e musi ok艂amywa膰 swego nowego kochanka, lecz nie mia艂a wyboru. Kilka lat temu ten opis by艂by prawdziwy, ale w NSA nast膮pi艂a powa偶na zmiana. Dosz艂o do rewolucji w kryptologii. Susan zajmowa艂a si臋 teraz sprawami, kt贸re by艂y tajemnic膮 nawet dla wielu ludzi z najwy偶szych kr臋g贸w w艂adzy.

- Szyfry... - mrukn膮艂 David z wyra藕n膮 fascynacj膮. - Sk膮d wiesz, jak zacz膮膰? To znaczy... jak je 艂amiesz?

- Ze wszystkich ludzi ty powiniene艣 to wiedzie膰 najlepiej - u艣miechn臋艂a si臋 Susan. - To tak jak nauka j臋zyka obcego. Pocz膮tkowo tekst wygl膮da jak przypadkowy be艂kot, ale gdy poznasz regu艂y okre艣laj膮ce jego struktur臋, mo偶esz odczyta膰 znaczenie.

Becker pokiwa艂 g艂ow膮. By艂 pod wra偶eniem i chcia艂 dowiedzie膰 si臋 czego艣 wi臋cej.

Korzystaj膮c z serwetek i program贸w koncertowych, Susan udzieli艂a swemu nowemu, czaruj膮cemu uczniowi kr贸tkiego kursu kryptoanalizy. Rozpocz臋艂a od u偶ywanego przez Juliusza Cezara szyfru idealny kwadrat.

Juliusz Cezar by艂 pierwszym kryptografem w historii 艣wiata. Gdy zdarzy艂o si臋 kilka razy, 偶e jego kurierzy wpadli w zasadzk臋 i nieprzyjaciel przechwyci艂 wiadomo艣膰, Cezar opracowa艂 prosty spos贸b kodowania rozkaz贸w. Zaszyfrowana wiadomo艣膰 wygl膮da艂a na bezsensowny ci膮g liter. Oczywi艣cie jej sens by艂 ukryty. Liczba liter w ka偶dej wiadomo艣ci by艂a zawsze kwadratem pewnej liczby - szesna艣cie, dwadzie艣cia pi臋膰, trzydzie艣ci sze艣膰, sto - wyb贸r zale偶a艂 od d艂ugo艣ci tekstu. Oficerowie Cezara wiedzieli, 偶e musz膮 wpisa膰 wiadomo艣膰 w kwadratow膮 siatk臋 odpowiedniej wielko艣ci, a nast臋pnie odczyta膰 kolejne kolumny, od g贸ry do do艂u. Jak za dotkni臋ciem r贸偶d偶ki ukazywa艂a si臋 w贸wczas utajniona wiadomo艣膰.

Z biegiem czasu inni podchwycili pomys艂 Cezara i zmodyfikowali w taki spos贸b, by utrudni膰 z艂amanie szyfru. Sztuka szyfrowania bez pomocy komputer贸w osi膮gn臋艂a apogeum w czasie drugiej wojny 艣wiatowej. Jeszcze przed jej wybuchem Niemcy skonstruowali maszyn臋 do szyfrowania nazwan膮 Enigm膮, wygl膮dem przypominaj膮c膮 maszyn臋 do pisania. Wymy艣lny uk艂ad trzech sprz臋偶onych b臋benk贸w, kt贸rych po艂o偶enie zmienia艂o si臋 po ka偶dym uderzeniu w klawisz, powodowa艂 przekszta艂cenie tekstu jawnego w pozornie bezsensowny ci膮g liter. Adresat m贸g艂 odczyta膰 wiadomo艣膰 tylko wtedy, gdy mia艂 maszyn臋 i zna艂 pocz膮tkowe po艂o偶enie b臋benk贸w podczas szyfrowania - czyli klucz do szyfru.

Becker s艂ucha艂 jak zaczarowany. Profesor zmieni艂 si臋 w studenta.

Pewnego dnia, podczas przedstawienia Dziadka do orzech贸w, wystawionego przez zesp贸艂 uniwersytecki, Susan da艂a Davidowi pierwszy prosty szyfr do z艂amania. Podczas antraktu siedzia艂 z pi贸rem w d艂oni, usi艂uj膮c odczyta膰 dwudziestopi臋cioliterow膮 wiadomo艣膰:

BHDRYD RHD YD RHD RONSJZKHRLX

Wreszcie, gdy na widowni ju偶 gas艂y 艣wiat艂a, David znalaz艂 rozwi膮zanie. Susan po prostu zast膮pi艂a ka偶d膮 liter臋 tekstu jawnego poprzedzaj膮c膮 liter膮 alfabetu, nie zwracaj膮c uwagi na litery akcentowane. Aby odczyta膰 list, nale偶a艂o zast膮pi膰 ka偶d膮 liter臋 tekstu zaszyfrowanego nast臋pn膮 liter膮 alfabetu: A przechodzi w B, B w C i tak dalej. Szybko podstawi艂 odpowiednie litery. Nigdy nie wyobra偶a艂 sobie, 偶e pi臋膰 s艂贸w mo偶e mu sprawi膰 tak膮 rado艣膰:

CIESZE SIE ZE SIE SPOTKALISMY

Szybko napisa艂 odpowied藕 i poda艂 kartk膮 Susan.

IZ SDY

U艣miechn臋艂a si臋 do niego.

Becker sam 艣mia艂 si臋 z tego, co si臋 z nim dzia艂o. Mia艂 trzydzie艣ci pi臋膰 lat, a na my艣l o Susan natychmiast czu艂 przy艣pieszone bicie serca, jakby by艂 zakochanym nastolatkiem. 呕adna inna kobieta nigdy nie poci膮ga艂a go tak mocno jak ona. Jej delikatne, europejskie rysy twarzy i br膮zowe oczy przypomina艂y reklam臋 kosmetyk贸w Est茅e Lauder. Je艣li w m艂odo艣ci Susan by艂a chuda i niezgrabna, to z pewno艣ci膮 bardzo si臋 zmieni艂a. Teraz by艂a zgrabna jak topola - smuk艂a i wysoka, z pe艂nymi, j臋drnymi piersiami i idealnie p艂askim brzuchem. David cz臋sto 偶artowa艂, 偶e nigdy przedtem nie s艂ysza艂 o modelce maj膮cej doktorat z matematyki stosowanej i teorii liczb. W miar臋 jak mija艂y kolejne miesi膮ce, oboje zacz臋li podejrzewa膰, 偶e znale藕li co艣, co mo偶e trwa膰 przez ca艂e 偶ycie.

Po dw贸ch latach od pierwszego spotkania David nieoczekiwanie o艣wiadczy艂 si臋 jej. Pojechali na weekend w Smoky Mountains. Gdy le偶eli na 艂贸偶ku z baldachimem w Stone Manor, David poprosi艂 j膮 o r臋k臋. Nie mia艂 pier艣cionka zar臋czynowego - po prostu nagle przysz艂o mu to do g艂owy. To w艂a艣nie jej si臋 w nim podoba艂o - by艂 taki spontaniczny. Poca艂owa艂a go d艂ugo i mocno. David wzi膮艂 Susan w ramiona i zsun膮艂 z niej nocn膮 koszul臋.

- Uznaj臋, 偶e to oznacza tak - powiedzia艂. Przez ca艂膮 noc kochali si臋 przed kominkiem.

Od tego magicznego wieczoru min臋艂o sze艣膰 miesi臋cy. Nied艂ugo potem David niespodziewanie awansowa艂 na dziekana wydzia艂u j臋zyk贸w wsp贸艂czesnych. Od tej pory w ich zwi膮zku co艣 zacz臋艂o si臋 psu膰.

Rozdzia艂 4

Drzwi Krypto otworzy艂y si臋 na pe艂n膮 szeroko艣膰. Pisk dzwonka przerwa艂 Susan ponure rozmy艣lania. Mia艂a pi臋膰 sekund na przej艣cie, po czym drzwi zn贸w si臋 zamkn膮, wykonuj膮c pe艂ny obr贸t. Zebra艂a my艣li i przekroczy艂a pr贸g. Komputer odnotowa艂 jej wej艣cie.

Cho膰 praktycznie niemal偶e mieszka艂a w Krypto od zako艅czenia budowy nowego oddzia艂u trzy lata temu, gdy wchodzi艂a do 艣rodka, wci膮偶 rozgl膮da艂a si臋 ze zdumieniem. G艂贸wne pomieszczenie mia艂o posta膰 ogromnej okr膮g艂ej sali o wysoko艣ci pi臋ciu pi臋ter. Przezroczysta kopu艂a wznosi艂a si臋 na wysoko艣膰 czterdziestu metr贸w i by艂a wzmocniona sieci膮 z w艂贸kna w臋glowego, dzi臋ki czemu mog艂a wytrzyma膰 fal臋 uderzeniow膮, wywo艂an膮 wybuchem bomby o mocy dw贸ch megaton. Promienie s艂o艅ca, kt贸re przedosta艂y si臋 przez ni膮, tworzy艂y na 艣cianach delikatn膮 siateczk臋 艣wietlnych plam. Wida膰 by艂o wiruj膮ce spiralnie drobne py艂ki kurzu, uwi臋zione przez system dejonizacyjny.

艢ciany sali, w g贸rnej cz臋艣ci mocno pochylone, na poziomie oczu by艂y ju偶 niemal pionowe. Stopniowo stawa艂y si臋 coraz mniej przezroczyste, a przy po艂膮czeniu z pod艂og膮 by艂y ju偶 zupe艂nie czarne. B艂yszcz膮cy czarny pas l艣ni艂 dziwnym blaskiem, wywo艂uj膮c niepokoj膮ce wra偶enie, 偶e pod艂oga jest przezroczysta. Czarny l贸d.

W samym 艣rodku z posadzki wystawa艂o co艣, co wygl膮da艂o jak czubek gigantycznej torpedy. To by艂a w艂a艣nie maszyna, dla kt贸rej powsta艂a kopu艂a. Smuk艂y czarny korpus si臋ga艂 na wysoko艣膰 o艣miu metr贸w. Ob艂a i g艂adka maszyna wygl膮da艂a jak orka, kt贸ra zamarz艂a nad pokrytym lodem morzem.

To w艂a艣nie by艂 TRANSLATOR, najdro偶szy komputer 艣wiata. NSA uroczy艣cie przysi臋ga艂a, 偶e 偶adna taka maszyna nie istnieje.

Podobnie jak w wypadku g贸ry lodowej, dziewi臋膰dziesi膮t procent urz膮dzenia ukryte by艂o pod powierzchni膮. Supertajny komputer by艂 zamkni臋ty w ceramicznym silosie, schodz膮cym w d贸艂 na g艂臋boko艣膰 o艣miu pi臋ter. Wok贸艂 podobnego do rakiety korpusu wisia艂y liczne pomosty dla obs艂ugi, ci膮gn臋艂y si臋 kable i s艂ycha膰 by艂o 艣wist gazu we freonowym uk艂adzie ch艂odz膮cym. Na samym dole znajdowa艂y si臋 generatory, kt贸rych szum dociera艂 do ka偶dego zak膮tka Krypto.

TRANSLATOR, jak wszystkie wielkie osi膮gni臋cia techniki, by艂 dzieckiem konieczno艣ci. W latach osiemdziesi膮tych nast膮pi艂a rewolucja w dziedzinie telekomunikacji, kt贸ra ca艂kowicie zmieni艂a 艣wiat wywiadu elektronicznego. By艂o ni膮 oczywi艣cie upowszechnienie dost臋pu do Internetu, a zw艂aszcza poczty elektronicznej.

Przest臋pcy, terrory艣ci i szpiedzy mieli ju偶 ca艂kowicie do艣膰 telefonicznych pods艂uch贸w, dlatego natychmiast zacz臋li korzysta膰 z nowego 艣rodka 艂膮czno艣ci. Wydawa艂o si臋, 偶e poczta elektroniczna jest r贸wnie bezpieczna jak konwencjonalna i r贸wnie szybka jak telefon. Wiadomo艣ci s膮 przekazywane przez podziemne 艣wiat艂owody i nie rozchodz膮 si臋 w postaci fal radiowych, kt贸re ka偶dy mo偶e przechwyci膰. Pocz膮tkowo wszyscy s膮dzili, 偶e poczta elektroniczna gwarantuje bezpiecze艅stwo 艂膮czno艣ci.

W rzeczywisto艣ci eksperci techniczni z NSA nie mieli 偶adnych problem贸w z przechwytywaniem wiadomo艣ci rozchodz膮cych si臋 przez sie膰 Internetu. To by艂a dla nich dziecinna igraszka. Wbrew przekonaniu wielu u偶ytkownik贸w Internet wcale nie powsta艂 wraz z rozpowszechnieniem si臋 komputer贸w osobistych. Ju偶 trzydzie艣ci lat wcze艣niej Departament Obrony stworzy艂 ogromn膮 sie膰 komputerow膮, kt贸ra mia艂a zapewni膰 艂膮czno艣膰 w trakcie wojny atomowej. Ludzie z COMINT byli ekspertami od Internetu. Osoby prowadz膮ce nielegalne interesy za po艣rednictwem poczty elektronicznej szybko si臋 przekona艂y, 偶e ich tajemnice nie s膮 zbyt dobrze strze偶one. FBI, DEA, IRS i inne agencje ameryka艅skie zajmuj膮ce si臋 walk膮 z przest臋pczo艣ci膮 - korzystaj膮c z pomocy przebieg艂ych haker贸w z NSA - odnotowa艂y wyra藕ny wzrost liczby aresztowanych i skazanych przest臋pc贸w.

Oczywi艣cie, gdy u偶ytkownicy komputer贸w z ca艂ego 艣wiata dowiedzieli si臋, 偶e rz膮d ameryka艅ski przechwytuje listy elektroniczne, zacz臋li g艂o艣no protestowa膰. Nawet zwyczajni koledzy, korzystaj膮cy z poczty elektronicznej wy艂膮cznie do cel贸w rekreacyjnych, byli zirytowani brakiem prywatno艣ci. Przedsi臋biorczy programi艣ci z ca艂ego 艣wiata zacz臋li szuka膰 mo偶liwo艣ci zabezpieczenia poczty elektronicznej. W ten spos贸b dosz艂o do wynalezienia systemu szyfrowania z kluczem publicznym.

Ka偶dy u偶ytkownik systemu ma dwa klucze, publiczny i prywatny. Pierwszy jest wszystkim znany, drugi stanowi jego tajemnic臋. Gdy kto艣 chce wys艂a膰 zaszyfrowany list do danej osoby, musi znale藕膰 jej klucz publiczny i za pomoc膮 艂atwego w u偶yciu programu komputerowego zaszyfrowa膰 wiadomo艣膰 tak, 偶eby wygl膮da艂a jak bez艂adny ci膮g znak贸w. Ka偶dy, kto przechwyci tak膮 wiadomo艣膰, zobaczy na ekranie nieczytelne 艣mieci.

Do odczytania zaszyfrowanej wiadomo艣ci nie wystarcza znajomo艣膰 klucza publicznego - potrzebny jest klucz prywatny, zwany tak偶e kluczem deszyfruj膮cym, znany tylko adresatowi. Klucze prywatne dzia艂aj膮 podobnie jak PIN-y w bankomatach, ale na og贸艂 s膮 d艂ugie i skomplikowane. W kluczu prywatnym zawarte s膮 informacje potrzebne komputerowi do wykonania matematycznych operacji prowadz膮cych do odczytania wiadomo艣ci.

Od tej pory u偶ytkownicy poczty elektronicznej mogli czu膰 si臋 bezpieczni. Nawet gdyby kto艣 przechwyci艂 zaszyfrowany list, bez klucza prywatnego nie m贸g艂by go odczyta膰.

NSA natychmiast odczu艂a zmian臋 sytuacji. Teraz agencja nie mia艂a ju偶 do czynienia z prostymi szyframi podstawieniowymi, kt贸re mo偶na z艂ama膰 za pomoc膮 o艂贸wka i kartki. Nowe komputerowe funkcje mieszaj膮ce lub haszuj膮ce, jak m贸wi膮 specjali艣ci, wykorzystywa艂y osi膮gni臋cia teorii chaosu i du偶膮 liczb臋 symbolicznych alfabet贸w, i w ten spos贸b przekszta艂ca艂y tekst jawny w pozornie zupe艂nie beznadziejn膮, losow膮 sekwencj臋 znak贸w.

Pocz膮tkowo do szyfrowania list贸w elektronicznych u偶ywano stosunkowo kr贸tkich kluczy, dzi臋ki czemu komputery NSA mog艂y sobie z nimi poradzi膰. Je艣li klucz deszyfruj膮cy sk艂ada si臋 z dziesi臋ciu cyfr, to wystarczy zaprogramowa膰 komputer tak, 偶eby sprawdzi艂 wszystkie mo偶liwo艣ci od 0000000000 do 9999999999. Wcze艣niej lub p贸藕niej komputer musi znale藕膰 w艂a艣ciwy klucz. Tak膮 metod臋 pr贸b i b艂臋d贸w okre艣la si臋 jako brutalny atak. Brutalny atak wymaga czasu, ale daje gwarancj臋 znalezienia klucza.

Gdy ludzie dowiedzieli si臋 o skuteczno艣ci metody brutalnego ataku, zacz臋li stosowa膰 coraz d艂u偶sze klucze. Czas oblicze艅, konieczny do odgadni臋cia w艂a艣ciwego klucza, stale si臋 wyd艂u偶a艂. Zamiast tygodnia pracy udany atak wymaga艂 miesi臋cy, a p贸藕niej nawet lat.

W latach dziewi臋膰dziesi膮tych u偶ywano ju偶 kluczy z艂o偶onych z ponad pi臋膰dziesi臋ciu znak贸w, wybieranych spo艣r贸d dwustu pi臋膰dziesi臋ciu sze艣ciu symboli ASCII, obejmuj膮cych litery, cyfry i imi臋 znaki. Liczba mo偶liwych kluczy wzros艂a do mniej wi臋cej 10120 - jeden i sto dwadzie艣cia zer. Odgadni臋cie klucza w pierwszej pr贸bie sta艂o si臋 r贸wnie prawdopodobne jak znalezienie jednego szczeg贸lnego ziarnka piasku na pla偶y o d艂ugo艣ci pi臋ciu kilometr贸w. Z oszacowa艅 wynika艂o, 偶e w wypadku klucza maj膮cego sze艣膰dziesi膮t cztery bity udany brutalny atak, z u偶yciem najszybszego komputera NSA - supertajnego Cray/Josephson II - trwa艂by jakie艣 dziewi臋tna艣cie lat. Nim komputer znalaz艂by klucz i odczyta艂 wiadomo艣膰, z pewno艣ci膮 jej tre艣膰 nie mia艂aby ju偶 偶adnego znaczenia.

Wobec perspektywy rych艂ej utraty mo偶liwo艣ci prowadzenia wywiadu elektronicznego NSA przygotowa艂a 艣ci艣le tajn膮 dyrektyw臋, kt贸r膮 zaakceptowa艂 prezydent. Agencja otrzyma艂a niezb臋dne 艣rodki finansowe z bud偶etu federalnego i carte blanche - mia艂a zrobi膰 to, co konieczne, by rozwi膮za膰 problem. NSA postanowi艂a w贸wczas stworzy膰 co艣, co wydawa艂o si臋 niemo偶liwe: zbudowa膰 pierwszy uniwersalny komputer do 艂amania szyfr贸w.

Mimo zastrze偶e艅 wielu in偶ynier贸w, kt贸rzy twierdzili, 偶e skonstruowanie nowego komputera do kryptoanalizy jest niemo偶liwe, agencja postanowi艂a by膰 wierna swej dewizie: Wszystko jest mo偶liwe. Niemo偶liwe po prostu wymaga wi臋cej czasu.

Pi臋膰 lat p贸藕niej, kosztem p贸艂 miliona godzin pracy i miliarda dziewi臋ciuset milion贸w dolar贸w, NSA postawi艂a na swoim. Ostatni z trzech milion贸w procesor贸w wielko艣ci znaczka pocztowego zosta艂 przylutowany, zako艅czono programowanie i zamkni臋to ceramiczn膮 os艂on臋. Narodzi艂 si臋 TRANSLATOR.

Tajny schemat wewn臋trzny TRANSLATORA by艂 dzie艂em wielu umys艂贸w i nikt w pe艂ni nie rozumia艂 ca艂ego uk艂adu, ale podstawowa zasada jego dzia艂ania by艂a prosta: gdy wielu pracuje razem, ka偶de zadanie staje si臋 艂atwe.

TRANSLATOR zosta艂 wyposa偶ony w trzy miliony procesor贸w dzia艂aj膮cych r贸wnolegle - b艂yskawicznie wykonuj膮cych obliczenia i sprawdzaj膮cych kolejno wszystkie mo偶liwo艣ci. Konstruktorzy mieli nadziej臋, 偶e nawet szyfry wykorzystuj膮ce klucze o niewyobra偶alnej d艂ugo艣ci nie sprostaj膮 brutalnej sile i wytrwa艂o艣ci TRANSLATORA. Arcydzie艂o techniki, zbudowane kosztem dw贸ch miliard贸w dolar贸w, mia艂o wykorzystywa膰 nie tylko metod臋 przetwarzania r贸wnoleg艂ego, ale r贸wnie偶 nowe, tajne metody oceny tekstu jawnego i najnowsze osi膮gni臋cia w badaniach nad komputerami kwantowymi - maszynami, w kt贸rych informacja jest przechowywana nie w postaci binarnej, lecz w formie stan贸w kwantowych.

Chwila prawdy nadesz艂a w czwartek rano w pa藕dzierniku. Pierwszy realistyczny test. Mimo r贸偶nych zastrze偶e艅 in偶ynierowie nie mieli w膮tpliwo艣ci co do jednego: je艣li wszystkie procesory b臋d膮 dzia艂a膰 r贸wnolegle, to TRANSLATOR osi膮gnie wielk膮 moc obliczeniow膮. Trudniej by艂o przewidzie膰, jak wielk膮.

Odpowied藕 otrzymano po dwunastu minutach. Nieliczni 艣wiadkowie stoj膮cy w sali g艂贸wnej patrzyli, jak drukarka wypisuje tekst jawny. TRANSLATOR potrzebowa艂 zaledwie dziesi臋ciu minut i paru sekund, by znale藕膰 klucz z艂o偶ony z sze艣膰dziesi臋ciu czterech znak贸w. To niemal milion razy szybciej ni偶 dwadzie艣cia lat, a tyle pracowa艂by nad tym zagadnieniem drugi pod wzgl臋dem pr臋dko艣ci komputer NSA.

To by艂 triumf wydzia艂u produkcji NSA, kt贸rym kierowa艂 zast臋pca dyrektora do spraw operacyjnych komandor Trevor J. Strathmore. TRANSLATOR spe艂ni艂 oczekiwania. W celu utrzymania sukcesu w tajemnicy komandor Strathmore natychmiast zaaran偶owa艂 przeciek, jakoby projekt zako艅czy艂 si臋 kompletn膮 klap膮. Wszystko, co od tej pory robili pracownicy Krypto, uchodzi艂o za pr贸by uratowania czego艣, na co wydano dwa miliardy dolar贸w, przed kompletnym fiaskiem. Tylko 艣cis艂a elita NSA zna艂a prawd臋: TRANSLATOR 艂ama艂 setki szyfr贸w ka偶dego dnia.

Gdy rozesz艂a si臋 plotka, 偶e nawet pot臋偶na NSA nie jest w stanie z艂ama膰 szyfr贸w komputerowych, agencja poznawa艂a r贸偶ne sekrety metod膮 ta艣mow膮. Baronowie narkotykowi, terrory艣ci, defraudanci - kt贸rzy mieli ju偶 do艣膰 wpadek z powodu przechwyconych rozm贸w przez telefon kom贸rkowy - szybko przerzucili si臋 na nowy 艣rodek globalnej 艂膮czno艣ci: szyfrowan膮 poczt臋 elektroniczn膮. Teraz ju偶 nie musieli si臋 obawia膰, 偶e stan膮 przed wielk膮 艂aw膮 przysi臋g艂ych i wraz z s臋dziami b臋d膮 s艂ucha膰 dawno zapomnianej rozmowy telefonicznej, kt贸r膮 zarejestrowa艂 satelita NSA.

Wywiad elektroniczny nigdy nie by艂 艂atwiejszy. Wiadomo艣ci przechwycone przez COMINT w postaci ca艂kowicie niezrozumia艂ych szyfr贸w by艂y wczytywane do TRANSLATORA i po kilku minutach komputer wypluwa艂 odczytany tekst jawny. Koniec z sekretami.

NSA nie zaniedbywa艂a stara艅 o to, by wykaza膰 si臋 niekompetencj膮. W tym celu zaciekle domaga艂a si臋 ustawowego zakazu produkcji i sprzeda偶y program贸w do szyfrowania. Przedstawiciele NSA twierdzili, 偶e takie programy uniemo偶liwiaj膮 im wykonanie statutowych zada艅, a tym samym utrudniaj膮 policji walk臋 z przest臋pcami. Obro艅cy praw obywatelskich tylko si臋 uradowali, poniewa偶 ich zdaniem NSA w og贸le nie powinna czyta膰 poczty elektronicznej. Firmy komputerowe dalej sprzedawa艂y programy szyfruj膮ce. NSA przegra艂a bitw臋, dok艂adnie tak jak planowa艂a. Ca艂y 艣wiat komputerowy i elektroniczny zosta艂 oszukany... tak si臋 przynajmniej wydawa艂o.

Rozdzia艂 5

- Gdzie si臋 wszyscy podziali? - zastanawia艂a si臋 Susan, przechodz膮c przez pust膮 sal臋 Krypto. Te偶 mi sytuacja alarmowa.

Wi臋kszo艣膰 wydzia艂贸w NSA pracuje przez siedem dni w tygodniu, natomiast w Krypto w soboty na og贸艂 panowa艂 spok贸j. Matematycy zajmuj膮cy si臋 kryptologi膮 i tak byli z natury spi臋tymi wewn臋trznie pracoholikami, dlatego zgodnie z niepisan膮 regu艂膮 soboty by艂y wolne, z wyj膮tkiem nag艂ych sytuacji. Kryptoanalitycy byli tak cennym towarem, 偶e NSA nie chcia艂a ryzykowa膰 strat wskutek ich przepracowania si臋 i wypalenia.

Susan przesz艂a z lewej strony TRANSLATORA. Szum generator贸w osiem pi臋ter ni偶ej dzi艣 wyda艂 jej si臋 dziwnie z艂owieszczy. Nigdy nie lubi艂a by膰 sama w Krypto. Czu艂a si臋 tak, jakby znalaz艂a si臋 w klatce z jak膮艣 wielk膮 futurystyczn膮 besti膮. Szybkim krokiem skierowa艂a si臋 do biura komandora.

Gabinet Strathmore'a, ze 艣cianami ze szk艂a, nazywany akwarium z uwagi na wygl膮d po odsuni臋ciu zas艂on, znajdowa艂 si臋 wysoko na tylnej 艣cianie Krypto. Susan wspina艂a si臋 po metalowych pomostach, jednocze艣nie wpatruj膮c si臋 w grube d臋bowe drzwi biura, ozdobione god艂em NSA: ameryka艅skim or艂em ze staro艣wieckim kluczem w szponach. Za tymi drzwiami siedzia艂 jeden z najpot臋偶niejszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotka艂a.

Komandor Strathmore mia艂 pi臋膰dziesi膮t sze艣膰 lat, by艂 zast臋pc膮 dyrektora do spraw operacyjnych. Susan traktowa艂 niemal jak c贸rk臋. To on j膮 zatrudni艂 i postara艂 si臋, by w NSA czu艂a si臋 jak w domu. Kiedy dziesi臋膰 lat wcze艣niej Susan zacz臋艂a pracowa膰 w agencji, Strathmore by艂 szefem dzia艂u rozwoju, zajmuj膮cego si臋 szkoleniem nowych kryptolog贸w - dotychczas zawsze byli to m臋偶czy藕ni. Strathmore nigdy nie tolerowa艂 fali, ale szczeg贸lnie bacznie opiekowa艂 si臋 swoj膮 jedyn膮 pracownic膮. Gdy kto艣 zarzuci艂 mu, 偶e j膮 faworyzuje, Strathmore mia艂 prost膮 i oczywist膮 odpowied藕: Susan Fletcher by艂a jednym z najbardziej obiecuj膮cych nowych pracownik贸w i nale偶a艂o dopilnowa膰, by nie zrezygnowa艂a z pracy z powodu molestowania seksualnego. Mimo to pewien starszy kryptolog postanowi艂 przetestowa膰 jego zdecydowanie.

Kt贸rego艣 ranka podczas pierwszego roku w NSA Susan wesz艂a do pokoju nowych kryptolog贸w, by odwali膰 jak膮艣 papierkow膮 robot臋. Gdy wychodzi艂a, zauwa偶y艂a swoje zdj臋cie na tablicy og艂osze艅. Niemal zemdla艂a z zak艂opotania. Na zdj臋ciu le偶a艂a na 艂贸偶ku w samych majtkach.

Jak si臋 okaza艂o, jeden z kryptolog贸w zeskanowa艂 zdj臋cie z pisma pornograficznego i do艂膮czy艂 g艂ow臋 Susan. Fotomonta偶 by艂 ca艂kiem przekonuj膮cy.

Na nieszcz臋艣cie dla autora fotomonta偶u komandor Strathmore nie by艂 tym rozbawiony w najmniejszym stopniu. Dwie godziny p贸藕niej ukaza艂 si臋 pami臋tny komunikat:

STARSZY KRYPTOLOG CARL AUSTIN ZOSTA艁

ZWOLNIONY Z POWODU NIEW艁A艢CIWEGO ZACHOWANIA

Od tej pory nikt ju偶 jej nie dokucza艂. Susan Fletcher zosta艂a pupilk膮 komandora.

Strathmore cieszy艂 si臋 wielkim szacunkiem nie tylko w艣r贸d m艂odych kryptolog贸w. Ju偶 w pierwszych latach swej kariery zdoby艂 uznanie prze艂o偶onych, przeprowadzaj膮c szereg nieortodoksyjnych i bardzo udanych operacji wywiadowczych. Szybko awansowa艂 i by艂 znany ze zdolno艣ci do zimnej i precyzyjnej analizy skomplikowanych sytuacji. Trevor Strathmore potrafi艂 ch艂odno oceni膰 wszystkie moralne aspekty trudnych decyzji, jakie cz臋sto nale偶a艂o podejmowa膰 w NSA, a nast臋pnie bez skrupu艂贸w dzia艂a艂 w imi臋 interesu narodowego.

Nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e Strathmore jest gor膮cym patriot膮. By艂 znany r贸wnie偶 jako wizjoner... oraz przyzwoity cz艂owiek w 艣wiecie k艂amstw.

Strathmore b艂yskawicznie awansowa艂 z szefa dzia艂u rozwoju na zast臋pc臋 dyrektora agencji. Teraz tylko jeden cz艂owiek w NSA sta艂 wy偶ej od niego - dyrektor Leland Fontaine, mityczny w艂adca Pa艂acu Zagadek, nigdy niewidziany, niekiedy s艂yszany, zawsze wzbudzaj膮cy l臋k. Fontaine i Strathmore rzadko si臋 widywali, a ich spotkania przypomina艂y starcia tytan贸w. Fontaine by艂 olbrzymem w艣r贸d olbrzym贸w, ale Strathmore'a niewiele to obchodzi艂o. W rozmowach z dyrektorem broni艂 swoich pogl膮d贸w z rezerw膮 rozw艣cieczonego boksera. Nawet prezydent nie o艣miela艂 si臋 atakowa膰 Fontaine'a w taki spos贸b jak on. To wymaga艂o albo politycznego immunitetu, albo - jak w wypadku Strathmore'a - ca艂kowitej oboj臋tno艣ci na wzgl臋dy polityczne.

Susan dotar艂a na g贸rny podest schod贸w, ale nim zd膮偶y艂a zapuka膰, rozleg艂 si臋 szmer elektronicznego zamka. Drzwi same si臋 otworzy艂y i komandor zaprosi艂 j膮 gestem do 艣rodka.

- Dzi臋ki za przyj艣cie, Susan. Jestem ci bardzo wdzi臋czny.

- Nic takiego, prosz臋 pana - u艣miechn臋艂a si臋 i usiad艂a naprzeciw jego biurka.

Strathmore by艂 ko艣cistym, mocno zbudowanym m臋偶czyzn膮. Mia艂 艂agodne rysy twarzy, skrywaj膮ce twardo艣膰 i perfekcjonizm. Z szarych oczu zwykle promieniowa艂a pewno艣膰 siebie, oparta na do艣wiadczeniu, ale tego dnia wydawa艂 si臋 zdenerwowany i wytr膮cony z r贸wnowagi.

- Kiepsko pan wygl膮da - zauwa偶y艂a Susan.

- Bywa艂em w lepszej formie - westchn膮艂 Strathmore.

Te偶 tak s膮dz臋, pomy艣la艂a.

Susan jeszcze nigdy nie widzia艂a komandora w tak z艂ym stanie. Jego rzedniej膮ce szare w艂osy by艂y potargane, a mimo klimatyzacji z czo艂a sp艂ywa艂y krople potu. Wygl膮da艂 tak, jakby spa艂 w ubraniu. Siedzia艂 przy nowoczesnym biurku ze schowan膮 klawiatur膮 komputera i umieszczon膮 w zag艂臋bieniu konsol膮. Z boku sta艂 monitor, a blat by艂 zasypany komputerowymi wydrukami. Biurko wygl膮da艂o jak kokpit ze statku kosmit贸w, Przeniesiony do jego gabinetu.

- Ci臋偶ki tydzie艅? - zapyta艂a.

- Jak zwykle - wzruszy艂 ramionami Strathmore. - EFF znowu si臋 mnie czepia z powodu prawa do prywatno艣ci.

Susan zachichota艂a. EFF, czyli Electronic Frontier Foundation, by艂a 艣wiatow膮 koalicj膮 u偶ytkownik贸w komputer贸w, zajmuj膮c膮 si臋 ochron膮 praw obywatelskich, obron膮 wolno艣ci s艂owa w sieci komputerowej oraz u艣wiadamianiem innym niebezpiecze艅stw zwi膮zanych z 偶yciem w elektronicznym 艣wiecie. EFF prowadzi艂a sta艂膮 kampani臋 przeciw, jak twierdzi艂a, orwellowskim mo偶liwo艣ciom pods艂uchiwania obywateli przez agencje rz膮dowe, a zw艂aszcza przez NSA. EFF by艂a dla Strathmore'a permanentnym 藕r贸d艂em k艂opot贸w.

- To chyba nie jest 偶adna rewelacja - odpowiedzia艂a Susan. - Co si臋 takiego sta艂o, 偶e wyci膮gn膮艂 mnie pan z wanny?

Strathmore przez chwil臋 milcza艂, z roztargnieniem bawi膮c si臋 kulk膮 do manipulowania kursorem, wmontowan膮 w blat biurka. Wreszcie spojrza艂 Susan prosto w oczy.

- Jaki by艂 maksymalny czas... potrzebny TRANSLATOROWI na z艂amanie szyfru?

To pytanie zaskoczy艂o Susan. Wydawa艂o si臋 zupe艂nie nieistotne. Czy wzywa艂 mnie po to, by si臋 tego dowiedzie膰?

- Hmm... - zawaha艂a si臋. - Kilka miesi臋cy temu mieli艣my wiadomo艣膰 przechwycon膮 przez COMINT. Jej odczytanie zaj臋艂o godzin臋, ale mia艂a absurdalnie d艂ugi klucz, jakie艣 dziesi臋膰 tysi臋cy znak贸w.

- Godzin臋, tak? - mrukn膮艂 Strathmore. - A jak by艂o w wypadku test贸w?

- C贸偶, je艣li bierze pan pod uwag臋 diagnostyk臋, to oczywi艣cie czas jest d艂u偶szy - wzruszy艂a ramionami.

- O ile d艂u偶szy?

Nie domy艣li艂a si臋, o co mu chodzi.

- W marcu wypr贸bowa艂am algorytm z kluczem licz膮cym milion bit贸w. Zakazane p臋tle, automaty kom贸rkowe, wszystko. TRANSLATOR poradzi艂 sobie z tym problemem.

- Ile czasu pracowa艂?

- Trzy godziny.

- Trzy godziny?! Tak d艂ugo? - Strathmore uni贸s艂 brwi. Susan poczu艂a si臋 nieco ura偶ona. Od trzech lat jej praca polega艂a na ulepszaniu programu najbardziej tajnego komputera 艣wiata. To ona by艂a autork膮 wi臋kszo艣ci program贸w wykorzystywanych przez TRANSLATOR. Trudno sobie wyobrazi膰, by w realistycznej sytuacji kto艣 pos艂u偶y艂 si臋 kluczem o d艂ugo艣ci miliona bit贸w.

- No dobra - powiedzia艂 Strathmore. - Czyli nawet w ekstremalnej sytuacji z艂amanie ka偶dego kodu nie wymaga艂o wi臋cej ni偶 trzy godziny oblicze艅?

- Tak. Mniej wi臋cej.

Strathmore przez chwil臋 milcza艂, jakby obawia艂 si臋, 偶e powie za wiele i b臋dzie 偶a艂owa艂. Wreszcie uni贸s艂 g艂ow臋.

- TRANSLATOR trafi艂 na co艣... - urwa艂.

- Pracuje nad czym艣 d艂u偶ej ni偶 trzy godziny? - spyta艂a Susan.

Strathmore pokiwa艂 g艂ow膮.

- Jaki艣 nowy test diagnostyczny? - Susan nie wydawa艂a si臋 przej臋ta. - Co艣 z Dzia艂u Bezpiecze艅stwa Systemu?

- Nie, to plik zewn臋trzny - odrzek艂 Strathmore, kr臋c膮c g艂ow膮.

Susan nadaremnie czeka艂a na puent臋.

- Przechwycony plik? Pan chyba 偶artuje?

- Chcia艂bym, 偶eby tak by艂o. Wczyta艂em plik wczoraj wieczorem, o jedenastej trzydzie艣ci. TRANSLATOR do tej pory nie z艂ama艂 szyfru.

Susan opad艂a szcz臋ka. Spojrza艂a na zegarek, a potem na komandora.

- Jeszcze nie sko艅czy艂? Po pi臋tnastu godzinach?!

Strathmore pochyli艂 si臋 do przodu i odwr贸ci艂 monitor w stron臋 Susan. Na czarnym ekranie wida膰 by艂o tylko niewielkie 偶贸艂te okienko:

CZAS PRACY: 15.09.33

OCZEKIWANY KLUCZ:__________

Susan wpatrywa艂a si臋 w ekran. By艂a zdumiona. Rzeczywi艣cie wygl膮da艂o na to, 偶e TRANSLATOR pracowa艂 nad z艂amaniem szyfru ju偶 ponad pi臋tna艣cie godzin. Wiedzia艂a, 偶e dzi臋ki r贸wnoleg艂emu dzia艂aniu procesor贸w komputer sprawdza trzydzie艣ci milion贸w kluczy na sekund臋, czyli sto miliard贸w na godzin臋. Skoro jeszcze nie sko艅czy艂, to klucz musia艂 by膰 ogromny - ponad dziesi臋膰 miliard贸w bit贸w. To by艂o ca艂kowite szale艅stwo.

- To niemo偶liwe! - o艣wiadczy艂a stanowczo. - Czy sprawdzi艂 pan flagi b艂臋d贸w? Mo偶e TRANSLATOR si臋 zawiesi艂...

- Komputer pracuje normalnie.

- Wobec tego klucz musi by膰 ogromny!

- To standardowy, komercjalny algorytm - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Strathmore. - Przypuszczam, 偶e klucz liczy sze艣膰dziesi膮t cztery bity.

Susan nie mog艂a tego zrozumie膰. Spojrza艂a przez szyb臋 na komputer. Wiedzia艂a z do艣wiadczenia, 偶e TRANSLATOR potrzebuje do odgadni臋cia klucza o d艂ugo艣ci sze艣膰dziesi臋ciu czterech bit贸w mniej ni偶 dziesi臋膰 minut.

- Musi by膰 jakie艣 wyja艣nienie.

- Na pewno - pokiwa艂 g艂ow膮 komandor. - Nie przypadnie ci do gustu.

- Czy TRANSLATOR ma awari臋? - Susan wydawa艂a si臋 zak艂opotana.

- TRANSLATOR jest w porz膮dku.

- Z艂apali艣my wirusa?

- To nie jest 偶aden wirus - zaprzeczy艂 Strathmore. - Pos艂uchaj, zaraz ci wyja艣ni臋.

Susan by艂a oszo艂omiona i wzburzona. TRANSLATOR nigdy jeszcze nie spotka艂 si臋 szyfrem, kt贸rego nie potrafi艂by z艂ama膰 w ci膮gu godziny. Zazwyczaj ju偶 po kilku minutach drukarka w gabinecie Strathmore'a wyrzuca艂a tekst jawny. Spojrza艂a na drukark臋. Taca by艂a pusta.

- Susan - powiedzia艂 spokojnie Strathmore. - Pocz膮tkowo trudno ci b臋dzie przyj膮膰 to do wiadomo艣ci, ale pos艂uchaj. - Przerwa艂 i przygryz艂 doln膮 warg臋. - Szyfr, nad kt贸rym pracuje teraz TRANSLATOR, jest wyj膮tkowy. Nigdy nie mieli艣my z czym艣 takim do czynienia. - Znowu przerwa艂, tak jakby nie m贸g艂 si臋 zdoby膰 na wym贸wienie tych s艂贸w. - Tego szyfru nie mo偶na z艂ama膰.

Niewiele brakowa艂o, a Susan parskn臋艂aby 艣miechem. Szyfr, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰? A co TO ma znaczy膰? Nie ma czego艣 takiego jak szyfr, kt贸rego nie da si臋 z艂ama膰. Z艂amanie niekt贸rych szyfr贸w wymaga wi臋cej czasu ni偶 z艂amanie innych, ale zawsze jest to mo偶liwe. Matematyka gwarantuje, 偶e wcze艣niej lub p贸藕niej TRANSLATOR znajdzie klucz.

- Przepraszam, co pan powiedzia艂?

- Tego szyfru nie mo偶na z艂ama膰 - powt贸rzy艂 Strathmore.

Nie mo偶na z艂ama膰? Susan nie mog艂a uwierzy膰, 偶e s艂owa te wysz艂y z ust cz艂owieka, kt贸ry od dwudziestu siedmiu lat zajmowa艂 si臋 艂amaniem szyfr贸w.

- Nie mo偶na z艂ama膰, prosz臋 pana? - wykrztusi艂a. - A co z zasad膮 Bergofsky'ego?

Susan pozna艂a zasad臋 Bergofsky'ego ju偶 w pocz膮tkowym okresie swej kryptologicznej kariery. Zasada ta by艂a kamieniem w臋gielnym metody brutalnego ataku. W艂a艣nie z powodu tej zasady Strathmore postanowi艂 zbudowa膰 TRANSLATOR. G艂osi ona, 偶e je艣li komputer sprawdzi dostateczn膮 liczb臋 kluczy, to z ca艂膮 pewno艣ci膮 znajdzie w艂a艣ciwy. System 艂膮czno艣ci jest bezpieczny nie dlatego, 偶e znalezienie klucza deszyfruj膮cego jest niemo偶liwe, a po prostu dlatego, 偶e wi臋kszo艣膰 ludzi nie ma czasu i sprz臋tu potrzebnego do tego celu.

- Ten szyfr jest inny - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Strathmore.

- Inny? - Susan spojrza艂a na niego z ukosa. Z matematyki wynika, 偶e nie istnieje szyfr gwarantuj膮cy stuprocentowe bezpiecze艅stwo. Przecie偶 on to wie!

Strathmore przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po spoconej 艂ysinie.

- Ten szyfr wykorzystuje zupe艂nie nowy algorytm, z kt贸rym jeszcze nigdy si臋 nie spotkali艣my.

To tylko wzmog艂o sceptycyzm Susan. Algorytmy szyfruj膮ce to po prostu matematyczne wzory, kt贸re s艂u偶膮 do przekszta艂cenia tekstu jawnego w tekst zaszyfrowany. Matematycy i programi艣ci nieustannie tworz膮 nowe algorytmy szyfruj膮ce. Na rynku by艂o ich mn贸stwo - PGP, Diffie-Hellman, ZIP, IDEA, El Gamal. Dotychczas TRANSLATOR bez najmniejszego k艂opotu 艂ama艂 setki takich szyfr贸w dziennie. Z punktu widzenia TRANSLATORA wszystkie algorytmy szyfruj膮ce by艂y r贸wnowa偶ne.

- Nie rozumiem - odrzek艂a. - Nie m贸wimy tu o zrekonstruowaniu jakiej艣 z艂o偶onej funkcji, lecz brutalnym ataku. PGP, Lucifer, DES... to nie ma znaczenia. Algorytm wymaga bezpiecznego klucza. TRANSLATOR zgaduje tak d艂ugo, a偶 wreszcie znajdzie klucz.

- Tak, Susan - odpowiedzia艂 Strathmore z cierpliwo艣ci膮 dobrego nauczyciela. - Tak, TRANSLATOR zawsze znajdzie klucz, je艣li nawet jest bardzo d艂ugi. - Komandor na chwil臋 przerwa艂. - Chyba 偶e...

Susan chcia艂a co艣 wtr膮ci膰, ale si臋 powstrzyma艂a. Najwyra藕niej Strathmore mia艂 w ko艅cu ujawni膰 swoj膮 bomb臋. Chyba 偶e co?

- Chyba 偶e komputer nie rozpozna, i偶 z艂ama艂 szyfr.

- Co takiego?! - Niewiele brakowa艂o, a Susan spad艂aby z krzes艂a.

- Chyba 偶e komputer znajdzie w艂a艣ciwy klucz, ale b臋dzie zgadywa艂 dalej, bo nie zorientuje si臋, 偶e klucz jest poprawny. - Strathmore wygl膮da艂 bardzo ponuro. - Moim zdaniem to algorytm ze zmiennym tekstem jawnym.

Susan gapi艂a si臋 na niego bez s艂owa.

Koncepcj臋 zmiennego tekstu jawnego opisa艂 w 1987 roku w臋gierski matematyk Josef Harne w ma艂o znanym pi艣mie komputerowym. Podczas brutalnego ataku komputer analizuje uzyskany tekst jawny i szuka pewnych regularnych uk艂ad贸w s艂贸w. Harne zaproponowa艂, by stworzy膰 algorytm szyfruj膮cy, kt贸ry powodowa艂by, 偶e odczytany tekst jawny zmienia艂by si臋 w czasie. Teoretycznie sta艂e mutacje tekstu uniemo偶liwi艂yby komputerowi zidentyfikowanie regularnych uk艂ad贸w s艂贸w, a zatem komputer nie potrafi艂by rozpozna膰, 偶e odgad艂 w艂a艣ciwy klucz. Ta idea przypomina艂a troch臋 pomys艂 podboju Marsa - 艂atwo poj膮膰, o co chodzi, ale realizacja wykracza poza obecne mo偶liwo艣ci techniczne ludzko艣ci.

- Sk膮d pochodzi ten plik? - spyta艂a.

- Napisa艂 go programista z domeny publicznej - odpowiedzia艂 komandor.

- Co takiego? - Susan opad艂a na krzes艂o. - Mamy tu najlepszych programist贸w 艣wiata! Nikomu z nas nie uda艂o si臋 jeszcze napisa膰 programu, kt贸ry cho膰by w przybli偶eniu mo偶na by艂o uzna膰 za algorytm ze zmiennym tekstem jawnym. Chce mi pan powiedzie膰, 偶e jaki艣 punk z pecetem wymy艣li艂, jak to zrobi膰?

- Nie nazwa艂bym go punkiem.

Strathmore 艣ciszy艂 g艂os. Najwyra藕niej chcia艂 j膮 uspokoi膰, ale Susan nie s艂ucha艂a. By艂a przekonana, 偶e musi by膰 jakie艣 inne wyja艣nienie. Awaria. Wirus. Wszystko by艂o bardziej prawdopodobne ni偶 szyfr, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰.

- Ten algorytm napisa艂 jeden z najlepszych kryptograf贸w w ca艂ej historii - powiedzia艂 Strathmore i zmierzy艂 j膮 surowym spojrzeniem.

To jeszcze bardziej wzmog艂o jej krytyczne nastawienie. Najlepsi kryptografowie pracowali w jej wydziale i z pewno艣ci膮 wiedzia艂aby, gdyby kt贸ry艣 wymy艣li艂 taki algorytm.

- Kto? - spyta艂a.

- Jestem pewny, 偶e sama zgadniesz - odrzek艂 Strathmore. - On niezbyt lubi NSA.

- No, to rzeczywi艣cie bardzo ogranicza zbi贸r kandydat贸w! - sarkastycznie prychn臋艂a Susan.

- Bra艂 udzia艂 w projektowaniu TRANSLATORA. Z艂ama艂 regu艂y. Niewiele brakowa艂o, a spowodowa艂by kryzys. Kaza艂em go deportowa膰.

Susan patrzy艂a na niego przez chwil臋, po czym wyra藕nie zblad艂a.

- Och Bo偶e...

- Ju偶 od roku przechwala艂 si臋, 偶e pracuje nad algorytmem odpornym na brutalny atak - doda艂 Strathmore.

- Ale偶... - wyj膮ka艂a Susan. - S膮dzi艂am, 偶e blefuje. Naprawd臋 to zrobi艂?

- Tak. Wymy艣li艂 algorytm szyfruj膮cy, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰.

Susan milcza艂a d艂u偶sz膮 chwil臋.

- To oznacza...

- Tak. - Strathmore spojrza艂 jej prosto w oczy. - Tak. Ensei Tankado w艂a艣nie odes艂a艂 TRANSLATOR do muzeum.

Rozdzia艂 6

Wprawdzie w czasie drugiej wojny 艣wiatowej Ensei Tankado nie by艂o jeszcze na 艣wiecie, ale dok艂adnie przestudiowa艂 jej histori臋, a zw艂aszcza kulminacyjne zdarzenie: wybuch bomby atomowej, kt贸ry zabi艂 sto tysi臋cy jego rodak贸w.

Hirosima, 8.15 rano, 6 sierpnia 1945 roku - pod艂y akt zniszczenia. Bezsensowna demonstracja pot臋gi, przeprowadzona przez pa艅stwo, kt贸re i tak wygra艂o ju偶 wojn臋. Tankado pogodzi艂 si臋 z tym wszystkim, ale nie m贸g艂 zaakceptowa膰 faktu, 偶e z powodu bomby nigdy nie pozna艂 swojej matki. Matka zmar艂a w czasie porodu wskutek komplikacji wywo艂anych napromieniowaniem wiele lat wcze艣niej.

W 1945 roku, na d艂ugo nim urodzi艂 si臋 Ensei, jego matka, podobnie jak wiele jej przyjaci贸艂ek, pojecha艂a do Hirosimy, by pracowa膰 jako ochotniczka w szpitalu dla poparzonych. To w艂a艣nie tam sta艂a si臋 jedn膮 zhibakusha - ludzi napromieniowanych. Dziewi臋tna艣cie lat p贸藕niej, gdy le偶a艂a w sali porodowej, wiedzia艂a, 偶e umrze na skutek wewn臋trznego krwotoku. Nie zdawa艂a sobie natomiast sprawy, 偶e 艣mier膰 oszcz臋dzi jej jeszcze jednego horroru - urodzi艂a dziecko niepe艂nosprawne.

Ojciec Ensei nigdy nawet nie zobaczy艂 swojego syna. Rozstrojony 艣mierci膮 偶ony i zawstydzony pojawieniem si臋 niepe艂nosprawnego dziecka, kt贸re - jak powiedzia艂y mu piel臋gniarki - zapewne nie doczeka rana, znik艂 ze szpitala i nigdy nie wr贸ci艂. Ensei Tankado trafi艂 do rodziny zast臋pczej.

Co noc ch艂opiec przygl膮da艂 si臋 swoim wykr臋conym palcom zaci艣ni臋tym na lalce daruma i przysi臋ga艂, 偶e si臋 zem艣ci - zem艣ci si臋 na kraju, kt贸ry odebra艂 mu matk臋 i spowodowa艂, 偶e ojciec si臋 go wstydzi艂. Ensei nie wiedzia艂, 偶e ju偶 wkr贸tce o jego 偶yciu zdecyduje przeznaczenie.

Gdy mia艂 dwana艣cie lat, do przybranych rodzic贸w zadzwoni艂 przedstawiciel firmy komputerowej z Tokio, by zapyta膰, czy ich kalekie dziecko mo偶e wzi膮膰 udzia艂 w te艣cie nowej klawiatury przeznaczonej dla dzieci upo艣ledzonych. Rodzice si臋 zgodzili.

Ensei Tankado nigdy wcze艣niej nie widzia艂 komputera, ale wydawa艂o si臋, 偶e instynktownie wie, jak si臋 nim pos艂ugiwa膰. Komputer otworzy艂 przed nim nowe 艣wiaty, kt贸rych wcze艣niej nawet sobie nie wyobra偶a艂. Wkr贸tce 偶y艂 tylko komputerami. Par臋 lat p贸藕niej prowadzi艂 ju偶 kursy komputerowe, zarabia艂, a偶 wreszcie zdoby艂 stypendium na Uniwersytecie Doshisha. Szybko sta艂 si臋 znany w Tokio jako fugusha kisai - kaleki geniusz.

Tankado w ko艅cu przeczyta艂 o Pearl Harbor i japo艅skich zbrodniach wojennych. Stopniowo przesta艂 nienawidzi膰 Ameryki. Sta艂 si臋 pobo偶nym buddyst膮 i zapomnia艂 o dziecinnych przysi臋gach zemsty; uzna艂, 偶e wybaczenie jest jedyn膮 drog膮 do wewn臋trznej wolno艣ci.

Gdy Ensei Tankado mia艂 dwadzie艣cia lat, by艂 ju偶 w 艣rodowisku programist贸w postaci膮 kultow膮. IBM zaproponowa艂 mu posad臋 w Teksasie. Skorzysta艂 z okazji. Trzy lata p贸藕niej zerwa艂 z IBM, przeprowadzi艂 si臋 do Nowego Jorku i 偶y艂 z pisania program贸w. Wykorzysta艂 fal臋 zainteresowania szyfrowaniem z kluczem publicznym. Tworzy艂 algorytmy, pisa艂 programy i 艣wietnie zarabia艂.

Jak wielu najlepszych autor贸w algorytm贸w szyfruj膮cych, Tankado otrzyma艂 zaproszenie do NSA. Oczywi艣cie dostrzeg艂 ironi臋 losu - mia艂 teraz okazj臋 pracowa膰 w najtajniejszej agencji rz膮dowej kraju, kt贸rego kiedy艣 tak nienawidzi艂. Zgodzi艂 si臋 pojecha膰 na rozmow臋. Je艣li mia艂 jakie艣 w膮tpliwo艣ci, zapomnia艂 o nich po dyskusji z komandorem Strathmore'em. Rozmawiali szczerze o przesz艂o艣ci Tankada, jego potencjalnie wrogich uczuciach do Stan贸w Zjednoczonych, planach na przysz艂o艣膰. Tankado musia艂 si臋 podda膰 testowi poligraficznemu i zaliczy艂 trwaj膮ce pi臋膰 tygodni badania psychologiczne. Wiara w Budd臋 sprawi艂a, 偶e naprawd臋 wyzby艂 si臋 nienawi艣ci. Cztery miesi膮ce p贸藕niej Ensei Tankado zosta艂 pracownikiem dzia艂u kryptografii Narodowej Agencji Bezpiecze艅stwa.

Tankado pobiera艂 wysok膮 pensj臋, ale mimo to je藕dzi艂 do pracy starym motorowerem i na lunch jada艂 przyniesione z domu kanapki, zamiast chodzi膰 z kolegami do sto艂贸wki, gdzie mo偶na by艂o zje艣膰 co艣 naprawd臋 dobrego. Wola艂 siedzie膰 samotnie przy swoim biurku. Kryptografowie go podziwiali. By艂 bardziej b艂yskotliwy i tw贸rczy ni偶 wszyscy, z kt贸rymi zetkn臋li si臋 do tej pory. Poza tym by艂 uprzejmy, spokojny i kryszta艂owo uczciwy. Zasady etyczne mia艂y dla niego podstawowe znaczenie. W艂a艣nie dlatego zwolnienie go z pracy w NSA i deportacja by艂y dla wszystkich tak wielkim szokiem.

Tankado, podobnie jak inni pracownicy Krypto, kt贸rzy brali udzia艂 w projektowaniu TRANSLATORA, zosta艂 poinformowany, 偶e je艣li projekt zako艅czy si臋 sukcesem, to komputer b臋dzie u偶ywany do deszyfrowania poczty elektronicznej tylko wtedy, gdy zaaprobuje to Departament Sprawiedliwo艣ci. Wykorzystywanie TRANSLATORA przez NSA mia艂o by膰 kontrolowane tak jak dzia艂alno艣膰 FBI: agenci nie mog膮 zak艂ada膰 pods艂uchu bez zgody s臋dziego federalnego. Zgodnie z za艂o偶eniami TRANSLATOR mia艂 by膰 wyposa偶ony w program uniemo偶liwiaj膮cy deszyfrowanie bez podania has艂a przechowywanego w Departamencie Sprawiedliwo艣ci i Rezerwie Federalnej. To mia艂o zapobiec swobodnemu przegl膮daniu poczty praworz膮dnych obywateli z ca艂ego 艣wiata.

Gdy jednak przysz艂a pora na zainstalowanie tego programu, pracownik贸w Krypto poinformowano o zmianie plan贸w. Dzia艂ania antyterrorystyczne NSA cz臋sto wymaga艂y po艣piechu, dlatego o wykorzystaniu TRANSLATORA do deszyfrowania list贸w mia艂o decydowa膰 wy艂膮cznie kierownictwo agencji.

Ensei Tankado by艂 oburzony. NSA b臋dzie mog艂a czyta膰 poczt臋 dowolnej osoby, i to w taki spos贸b, 偶e ani nadawca, ani adresat nie b臋d膮 w stanie si臋 zorientowa膰. To tak, jakby wszystkie telefony na 艣wiecie by艂y na pods艂uchu. Strathmore pr贸bowa艂 go przekona膰, 偶e TRANSLATOR b臋dzie s艂u偶y艂 do walki z przest臋pcami, ale Tankado uparcie twierdzi艂, 偶e taki tryb pracy znaczy powa偶ne pogwa艂cenie praw obywatelskich. Z艂o偶y艂 rezygnacj臋 z zajmowanego stanowiska i ju偶 kilka godzin p贸藕niej z艂ama艂 regu艂y tajno艣ci NSA, usi艂uj膮c nawi膮za膰 kontakt z Electronic Frontier Foundation. Tankado m贸g艂 spowodowa膰 艣wiatowy kryzys, ujawniaj膮c, 偶e zdradziecki rz膮d Stan贸w Zjednoczonych mo偶e przechwytywa膰 tajemnice wszystkich u偶ytkownik贸w komputer贸w z ca艂ego 艣wiata. NSA nie mia艂a wyboru, musia艂a go powstrzyma膰.

Wiadomo艣膰 o aresztowaniu i deportowaniu Ensei Tankada rozesz艂a si臋 przez Internet, czemu towarzyszy艂a kampania oszczerstw. Wbrew woli Strathmore'a specjali艣ci ochrony z NSA, kt贸rzy l臋kali si臋, 偶e Tankado ujawni tajemnic臋 istnienia TRANSLATORA, postanowili go zawczasu zdyskredytowa膰. Odpowiednio puszczone plotki sprawi艂y, 偶e Tankado znalaz艂 si臋 w izolacji - unikali go wszyscy koledzy. Nikt nie chcia艂 wierzy膰 kalece oskar偶onemu o szpiegostwo, zw艂aszcza gdy rozpowszechnia艂 absurdalne twierdzenia, jakoby Stany Zjednoczone zbudowa艂y komputer zdolny do z艂amania dowolnego szyfru.

Najdziwniejsze by艂o to, 偶e Tankado zachowa艂 ca艂kowity spok贸j, tak jakby doskonale rozumia艂, 偶e to tylko cz臋艣膰 gry wywiad贸w. Nie zdradza艂 gniewu, lecz zdecydowanie. Gdy agenci ochrony wyprowadzali go z NSA, Tankado po raz ostatni rozmawia艂 ze Strathmore'em.

- Wszyscy mamy prawo do swoich sekret贸w - powiedzia艂 z mro偶膮cym krew w 偶y艂ach spokojem. - Postaram si臋, 偶eby ka偶dy m贸g艂 skorzysta膰 z tego prawa.

Rozdzia艂 7

Ensei Tankado stworzy艂 szyfr, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰! - my艣la艂a w k贸艂ko Susan. Ta wiadomo艣膰 z trudem dociera艂a do jej 艣wiadomo艣ci.

- Cyfrowa Twierdza - powiedzia艂 Strathmore. - Tak nazwa艂 sw贸j program. To doskona艂a bro艅 w walce z wywiadem. Je艣li ten program trafi na rynek, ka偶dy ucze艅 dysponuj膮cy modemem b臋dzie m贸g艂 wysy艂a膰 zaszyfrowane wiadomo艣ci, kt贸rych nie b臋dziemy w stanie odczyta膰. To b臋dzie koniec elektronicznego wywiadu.

Susan nie my艣la艂a jeszcze o politycznych konsekwencjach powstania Cyfrowej Twierdzy. Wci膮偶 usi艂owa艂a zrozumie膰, jak to mo偶liwe, 偶e Tankado stworzy艂 taki program. Przez ca艂e dotychczasowe doros艂e 偶ycie 艂ama艂a szyfry i zdecydowanie odrzuca艂a mo偶liwo艣膰 skonstruowania szyfru niedaj膮cego si臋 z艂ama膰. Ka偶dy szyfr mo偶na z艂ama膰 - to wynika z zasady Bergofsky'ego. Czu艂a si臋 jak ateista, kt贸remu objawi艂 si臋 B贸g.

- Je艣li ten kod zostanie rozpowszechniony - szepn臋艂a - b臋dzie to koniec kryptoanalizy.

- To najmniejszy z naszych problem贸w - odrzek艂 Strathmore.

- Czy nie mo偶emy mu zap艂aci膰, 偶eby siedzia艂 cicho? Wiem, 偶e nas nienawidzi, ale czy nie mo偶emy mu zaproponowa膰 kilku milion贸w dolar贸w? Przekona膰 go do nie rozpowszechniania tego programu?

- Kilka milion贸w dolar贸w? - za艣mia艂 si臋 Strathmore. - Czy ty nie rozumiesz, ile jest wart taki program? Ka偶dy rz膮d zap艂aci mu tyle, ile tylko zechce. A mo偶e mamy powiedzie膰 prezydentowi, 偶e potrafimy przechwyci膰 dowoln膮 wiadomo艣膰, ale nie jeste艣my w stanie jej odczyta膰? Tu nie chodzi tylko o NSA, lecz o wszystkie agencje wywiadu. NSA wspiera dzia艂alno艣膰 wszystkich... FBI, CIA, DEA. Teraz b臋d膮 dzia艂a膰 na o艣lep. Kartele narkotykowe b臋d膮 spokojnie przemyca艂y narkotyki, mi臋dzynarodowe korporacje b臋d膮 robi艂y transfery pieni臋dzy, nie zostawiaj膮c 偶adnych papierowych 艣lad贸w, gwi偶d偶膮c sobie na urz膮d podatkowy, a terrory艣ci b臋d膮 spiskowa膰 w ca艂kowitej tajemnicy. Powstanie jeden wielki chaos.

- EFF si臋 ucieszy - powiedzia艂a Susan. By艂a blada.

- EFF nie ma poj臋cia, co tutaj naprawd臋 robimy - prychn膮艂 z obrzydzeniem Strathmore. - Gdyby ci ludzie wiedzieli, ile atak贸w terrorystycznych uda艂o si臋 powstrzyma膰 wy艂膮cznie dzi臋ki temu, 偶e potrafimy 艂ama膰 szyfry, to za艣piewaliby inaczej.

Susan my艣la艂a podobnie, ale r贸wnie偶 zdawa艂a sobie spraw臋, jak wygl膮da rzeczywisto艣膰. EFF nie mog艂a si臋 dowiedzie膰, jak wa偶ny jest TRANSLATOR. Superkomputer NSA pozwoli艂 zapobiec kilkunastu atakom terrorystycznym, lecz jego istnienie stanowi艂o 艣cis艂膮 tajemnic臋, kt贸rej nie mo偶na by艂o zdradzi膰 z bardzo prostego powodu: rz膮d nie m贸g艂 ryzykowa膰 masowej histerii, spowodowanej ujawnieniem prawdy. Nikt nie by艂 w stanie przewidzie膰 reakcji spo艂ecze艅stwa na wiadomo艣膰, 偶e w ci膮gu ostatniego roku dw贸m grupom fundamentalist贸w niemal uda艂o si臋 przeprowadzi膰 zamachy atomowe na terenie Stan贸w Zjednoczonych.

Bomby atomowe nie by艂y wcale jedynym zagro偶eniem. Zaledwie miesi膮c wcze艣niej TRANSLATOR udaremni艂 jeden z najbardziej pomys艂owych atak贸w terrorystycznych, jakie kiedykolwiek wykry艂a NSA. Pewna antyrz膮dowa organizacja wymy艣li艂a plan operacji, kt贸r膮 okre艣la艂a kryptonimem Las Sherwood. Celem ataku by艂a nowojorska gie艂da, chodzi艂o za艣 o redystrybucj臋 bogactw. W ci膮gu sze艣ciu dni cz艂onkom grupy uda艂o si臋 rozmie艣ci膰 w budynkach wok贸艂 gie艂dy dwadzie艣cia siedem wybuchowych generator贸w pola magnetycznego. Takie generatory wytwarzaj膮 pot臋偶ny impuls. Jednoczesna detonacja wszystkich starannie rozmieszczonych generator贸w spowodowa艂aby powstanie tak silnego pola magnetycznego, 偶e zosta艂yby zatarte wszystkie informacje na no艣nikach magnetycznych w budynku gie艂dy - na twardych dyskach, w pami臋ci ROM, na ta艣mach, nawet na dyskietkach. Wszelkie zapisy, co do kogo nale偶y, zosta艂yby nieodwracalnie zniszczone.

Jednoczesna detonacja wszystkich generator贸w wymaga艂a dok艂adnej synchronizacji, dlatego terrory艣ci po艂膮czyli je za po艣rednictwem Internetu. W ci膮gu trwaj膮cego dwa dni odliczania wewn臋trzne zegary generator贸w wymienia艂y zaszyfrowane dane dotycz膮ce synchronizacji. NSA przechwyci艂a pakiety z danymi, ale pocz膮tkowo analitycy uznali, 偶e to jakie艣 艣mieci. Dopiero gdy TRANSLATOR z艂ama艂 szyfr, specjali艣ci zorientowali si臋, z czym maj膮 do czynienia. Generatory uda艂o si臋 odnale藕膰 i usun膮膰 na trzy godziny przed zaplanowanym wybuchem.

Susan dobrze wiedzia艂a, 偶e bez TRANSLATORA agencja by艂aby bezradna w walce z wyrafinowanym terroryzmem elektronicznym. Spojrza艂a na monitor. Wci膮偶 wskazywa艂 tylko czas pracy. Ponad pi臋tna艣cie godzin. Gdyby nawet w tym momencie komputer z艂ama艂 szyfr Ensei Tankada, NSA by艂aby sko艅czona. Krypto by艂oby w stanie 艂ama膰 mniej ni偶 dwa szyfry dziennie. A przecie偶 przy obecnym tempie stu pi臋膰dziesi臋ciu szyfr贸w na dob臋 wydzia艂 nie nad膮偶a艂 z prac膮 i coraz wi臋cej plik贸w czeka艂o na odczytanie.

- Tankado zadzwoni艂 do mnie miesi膮c temu - odezwa艂 si臋 Strathmore, przerywaj膮c jej rozmy艣lania.

- Tankado zadzwoni艂 do pana? - zdziwi艂a si臋 Susan.

Pokiwa艂 g艂ow膮.

- Chcia艂 mnie ostrzec.

- Ostrzec pana? Przecie偶 on pana nienawidzi.

- Chcia艂 mi powiedzie膰, 偶e ko艅czy prac臋 nad algorytmem, kt贸ry generuje ca艂kowicie bezpieczny szyfr. Nie uwierzy艂em mu.

- Ale dlaczego panu o tym powiedzia艂? - spyta艂a Susan. - Czy chcia艂, 偶eby pan kupi艂 algorytm?

- Nie. To by艂 szanta偶.

- Oczywi艣cie. - Susan zacz臋艂a wszystko rozumie膰. - Chcia艂, by pan oczy艣ci艂 jego imi臋.

- Nie - zmarszczy艂 brwi Strathmore. - Tankado chcia艂 TRANSLATOR.

- TRANSLATOR?

- Tak. Za偶膮da艂, bym ujawni艂 ca艂emu 艣wiatu, 偶e mamy taki komputer. Powiedzia艂, 偶e je艣li o艣wiadczymy publicznie, i偶 jeste艣my w stanie odczytywa膰 poczt臋 elektroniczn膮, to on zniszczy Cyfrow膮 Twierdz臋. - Susan nie wyda艂a si臋 przekonana. - Wszystko jedno, teraz jest ju偶 za p贸藕no - wzruszy艂 ramionami Strathmore. - Tankado umie艣ci艂 darmow膮 kopi臋 Cyfrowej Twierdzy na swojej stronie internetowej. Ka偶dy, kto tylko zechce, b臋dzie j膮 m贸g艂 mie膰 w swoim komputerze.

- Co takiego?! - Susan znowu przyblad艂a.

- To tylko chwyt reklamowy. Nie ma si臋 czym martwi膰. Kopia programu jest zaszyfrowana. Ka偶dy mo偶e j膮 wprowadzi膰, ale nikt nie zdo艂a jej otworzy膰. To naprawd臋 pomys艂owa sztuczka. Kod 藕r贸d艂owy Cyfrowej Twierdzy zosta艂 zaszyfrowany.

- Jasne! - Susan by艂a zdumiona. - Ka偶dy mo偶e mie膰 swoj膮 kopi臋, ale nikt nie jest w stanie jej otworzy膰.

- W艂a艣nie. Tankado macha ludziom przed nosem marchewk膮.

- Czy zbada艂 pan algorytm?

- Nie. - Komandor by艂 zdziwiony jej pytaniem. - Przecie偶 powiedzia艂em ci, 偶e jest zaszyfrowany.

Susan by艂a r贸wnie zdziwiona jak jej szef.

- Przecie偶 mamy TRANSLATOR. Czemu nie mieliby艣my odszyfrowa膰 kodu 藕r贸d艂owego? - Spojrza艂a na Strathmore'a i uprzytomni艂a sobie, 偶e regu艂y gry uleg艂y nag艂ej zmianie. - Bo偶e! Cyfrowa Twierdza jest zaszyfrowana za pomoc膮 Cyfrowej Twierdzy?

- Bingo - pokiwa艂 g艂ow膮 komandor.

By艂a zszokowana. Tankado u偶y艂 Cyfrowej Twierdzy, 偶eby zaszyfrowa膰 Cyfrow膮 Twierdz臋. Umie艣ci艂 na swojej stronie bezcenny matematyczny algorytm, ale zaszyfrowa艂 jego opis, przy czym do zaszyfrowania u偶y艂 w艂a艣nie tego algorytmu.

- To sejf Bigglemana - mrukn臋艂a z podziwem.

Strathmore kiwn膮艂 g艂ow膮. Sejf Bigglemana to opisywana w literaturze hipotetyczna sytuacja: konstruktor sejf贸w opracowa艂 plany sejfu, do kt贸rego nikt nie mo偶e si臋 w艂ama膰. Chce zabezpieczy膰 te plany, wobec tego buduje sejf zgodnie z tym planem i umieszcza w nim plan. Tankado zrobi艂 dok艂adnie to samo z Cyfrow膮 Twierdz膮. Zabezpieczy艂 opis algorytmu, szyfruj膮c go za pomoc膮 opisanego algorytmu.

- I to w艂a艣nie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? - spyta艂a Susan.

- Jak wszyscy, 艣ci膮gn膮艂em go ze strony Tankada. NSA jest teraz dumnym posiadaczem algorytmu Cyfrowej Twierdzy. Pozostaje tylko jeden drobiazg... nie mo偶emy go otworzy膰.

Susan z podziwem my艣la艂a o pomys艂owo艣ci Ensei Tankada. Nie ujawni艂 swego algorytmu, a jednak udowodni艂 NSA, 偶e jego szyfr jest ca艂kowicie bezpieczny.

Strathmore poda艂 jej wycinek z gazety. By艂 to przek艂ad kr贸tkiej notatki z Nikkei Shimbun, japo艅skiego odpowiednika Wall Street Journal. Dziennik donosi艂, 偶e japo艅ski programista Ensei Tankado opracowa艂 program, kt贸ry wed艂ug niego generuje szyfr zapewniaj膮cy stuprocentowe bezpiecze艅stwo. Program o nazwie Cyfrowa Twierdza jest dost臋pny na stronie internetowej autora. Programista zamierza sprzeda膰 go na aukcji. Wed艂ug dziennikarza komunikat Tankada wywo艂a艂 wielkie poruszenie w Japonii, natomiast ameryka艅skie firmy software'owe, kt贸re s艂ysza艂y o Cyfrowej Twierdzy, uzna艂y twierdzenia Tankada za absurdalne, podobne do doniesie艅 o przemianie o艂owiu w z艂oto. Ich zdaniem ta historia to oszustwo, kt贸rego nie nale偶y powa偶nie traktowa膰.

- Aukcja? - Susan spojrza艂a na komandora.

Strathmore pokiwa艂 g艂ow膮.

- Wszystkie japo艅skie firmy produkuj膮ce oprogramowania ju偶 wprowadzi艂y zaszyfrowan膮 kopi臋 Cyfrowej Twierdzy do swoich komputer贸w i usi艂uj膮 j膮 otworzy膰. Im d艂u偶ej pr贸buj膮, tym wy偶sza cena na licytacji.

- Przecie偶 to absurd - odrzek艂a Susan. - Oni nie potrafi膮 otworzy膰 偶adnego pliku zaszyfrowanego z u偶yciem dostatecznie d艂ugiego klucza deszyfruj膮cego. Do tego potrzebny jest TRANSLATOR. Nawet gdyby Cyfrowa Twierdza by艂a zwyk艂ym, dost臋pnym publicznie algorytmem, 偶adna z tych firm nie zdo艂a艂aby z艂ama膰 szyfru.

- Ale to 艣wietna strategia marketingowa - powiedzia艂 Strathmore. - Pomy艣l tylko. Wszystkie szyby pancerne zatrzymuj膮 pociski, lecz je艣li jaka艣 firma zdecyduje si臋 pokaza膰 publicznie, jak ich szyba zatrzymuje pocisk, to nagle wszystkie inne firmy r贸wnie偶 musz膮 spr贸bowa膰 zrobi膰 to samo.

- Czy Japo艅czycy rzeczywi艣cie wierz膮, 偶e Cyfrowa Twierdza to co艣 nowego? Co艣 lepszego od wszystkich program贸w szyfruj膮cych na rynku?

- Tankado by艂 wprawdzie izolowany, ale nie jest tajemnic膮, 偶e to geniusz. W艣r贸d haker贸w to posta膰 kultowa. Je艣li Tankado powiedzia艂, 偶e algorytmu nie da si臋 z艂ama膰, to z pewno艣ci膮 tak jest naprawd臋.

- Lecz z powszechnego punktu widzenia wszystkie u偶ywane algorytmy daj膮 pe艂ne bezpiecze艅stwo!

- Tak... - mrukn膮艂 Strathmore. - Jak na razie.

- Co chce pan przez to powiedzie膰?

- Dwadzie艣cia lat temu nikt nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, 偶e b臋dziemy w stanie 艂ama膰 dwunastobitowe szyfry strumieniowe - odrzek艂 z westchnieniem komandor. - Technika si臋 rozwija. To nieuchronne. Producenci program贸w szyfruj膮cych w pewnym momencie b臋d膮 musieli przyj膮膰, 偶e istnieje taki komputer jak TRANSLATOR. Technika rozwija si臋 w tempie wyk艂adniczym i w ko艅cu wszystkie algorytmy z kluczem publicznym przestan膮 gwarantowa膰 bezpiecze艅stwo. 呕eby zabezpieczy膰 si臋 przed komputerami, kt贸re zostan膮 skonstruowane, potrzebne b臋d膮 lepsze algorytmy.

- I takim w艂a艣nie algorytmem jest Cyfrowa Twierdza?

- W艂a艣nie. Algorytm, kt贸ry jest odporny na brutalny atak, nigdy nie b臋dzie przestarza艂y, niezale偶nie od tego jak bardzo wzro艣nie moc komputer贸w. Z dnia na dzie艅 stanie si臋 艣wiatowym standardem.

- Bo偶e ratuj! - szepn臋艂a Susan i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. - Czy nie mo偶emy w艂膮czy膰 si臋 do licytacji?

- Mieli艣my szans臋 - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Strathmore. - Tankado jasno powiedzia艂, czego chce. Teraz to zbyt ryzykowne. Gdyby si臋 wyda艂o, oznacza艂oby to, 偶e jego algorytm jest dla nas gro藕ny. Jednocze艣nie zdradziliby艣my istnienie TRANSLATORA i przyznaliby艣my, 偶e nie potrafimy z艂ama膰 Cyfrowej Twierdzy.

- Ile mamy czasu?

- Tankado zamierza艂 og艂osi膰 wynik aukcji jutro w po艂udnie - odpowiedzia艂 Strathmore, marszcz膮c brwi.

- A co dalej? - Susan poczu艂a skurcz w 偶o艂膮dku.

- Zwyci臋zca licytacji mia艂 dosta膰 klucz deszyfruj膮cy:

- Klucz?

- To cze艣膰 planu. Wszyscy ju偶 maj膮 algorytm, wobec tego Tankado sprzedaje klucz, bez kt贸rego nie mo偶na otworzy膰 pliku.

- Oczywi艣cie.

Susan pomy艣la艂a, 偶e Tankado opracowa艂 doskona艂y plan. Jasny i prosty. Zaszyfrowa艂 Cyfrow膮 Twierdz臋 i tylko on zna艂 klucz potrzebny do odczytania pliku. Trudno by艂o jej przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e gdzie艣 tam - prawdopodobnie naskrobany na kawa艂ku papieru w kieszeni Tankada - jest sze艣膰dziesi臋cioczteroznakowy klucz, kt贸ry mo偶e na zawsze zako艅czy膰 dzia艂anie ameryka艅skiego wywiadu elektronicznego.

Susan wyobrazi艂a sobie mo偶liwy scenariusz zdarze艅 i poczu艂a md艂o艣ci. Tankado sprzeda klucz zwyci臋zcy licytacji i firma, kt贸ra go nab臋dzie, otworzy plik z Cyfrow膮 Twierdz膮, a nast臋pnie skonstruuje zabezpieczon膮 ko艣膰 komputerow膮; za pi臋膰 lat wszystkie komputery na 艣wiecie b臋d膮 standardowo wyposa偶ane w ko艣膰 z Cyfrow膮 Twierdz膮. Dotychczas 偶aden producent obwod贸w scalonych nie zdecydowa艂 si臋 na wytwarzanie specjalnej ko艣ci do szyfrowania, poniewa偶 normalne algorytmy szyfruj膮ce w ko艅cu staj膮 si臋 przestarza艂e. Cyfrowa Twierdza nigdy nie b臋dzie przestarza艂a, bo dzi臋ki zmiennemu tekstowi jawnemu jest odporna na brutalny atak. To nowy standard szyfrowania. Ju偶 na zawsze. Nie b臋dzie mo偶na odczyta膰 偶adnej zaszyfrowanej wiadomo艣ci. Wszyscy b臋d膮 u偶ywa膰 nowego algorytmu - bankierzy, maklerzy, terrory艣ci, szpiedzy. Jeden 艣wiat - jeden algorytm.

Anarchia.

- Jakie mamy opcje? - spyta艂a. Susan doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e rozpaczliwe sytuacje wymagaj膮 desperackich 艣rodk贸w, r贸wnie偶 w NSA.

- Nie mo偶emy go wyeliminowa膰, je艣li o to pytasz.

Rzeczywi艣cie, Susan w艂a艣nie o tym my艣la艂a. Pracowa艂a w NSA ju偶 tak d艂ugo, 偶e dotar艂y do niej plotki o lu藕nych zwi膮zkach agencji z najgro藕niejszymi mordercami - najemnikami zatrudnianymi do wykonania brudnej roboty.

- Tankado jest zbyt inteligentny, by zostawi膰 nam tak膮 mo偶liwo艣膰 - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Strathmore.

- Ma ochron臋? - spyta艂a Susan. Poczu艂a dziwn膮 ulg臋.

- Nie ca艂kiem.

- Ukrywa si臋?

- Tankado wyjecha艂 z Japonii - wzruszy艂 ramionami Strathmore. - Zamierza艂 艣ledzi膰 licytacj臋 przez telefon. Wiemy jednak, gdzie jest.

- Ale nie planuje pan 偶adnego posuni臋cia?

- Nie. Tankado si臋 zabezpieczy艂. Da艂 kopi臋 klucza anonimowej trzeciej osobie... na wypadek gdyby co艣 mu si臋 sta艂o.

Oczywi艣cie, pomy艣la艂a Susan. Anio艂 str贸偶.

- Przypuszczam, 偶e je艣li co艣 mu si臋 stanie, ten tajemniczy cz艂owiek sprzeda klucz?

- Gorzej. Je艣li kto艣 zaatakuje Ensei Tankada, jego partner opublikuje klucz.

- Jego partner opublikuje klucz? - Susan powt贸rzy艂a z niedowierzaniem. Wydawa艂o si臋, 偶e nie zrozumia艂a s艂贸w szefa.

- Tak - potwierdzi艂 Strathmore. - Umie艣ci w sieci, og艂osi w gazetach, na plakatach. Inaczej m贸wi膮c, rozda wszystkim.

- Cyfrow膮 Twierdz臋 b臋dzie mo偶na 艣ci膮gn膮膰 za darmo? - Susan spojrza艂a na niego szeroko otwartymi oczami.

- W艂a艣nie. Tankado uzna艂, 偶e skoro po 艣mierci nie b臋dzie ju偶 potrzebowa艂 pieni臋dzy, to mo偶e sprawi膰 艣wiatu po偶egnalny prezent.

Zapad艂a cisza. Susan oddycha艂a g艂臋boko, tak jakby chcia艂a lepiej u艣wiadomi膰 sobie przera偶aj膮c膮 prawd臋. Ensei Tankado stworzy艂 szyfr, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰. Jeste艣my jego zak艂adnikami.

Nagle zerwa艂a si臋 z krzes艂a.

- Musimy skontaktowa膰 si臋 z Ensei! - powiedzia艂a z determinacj膮 w g艂osie. - Musi by膰 jaki艣 spos贸b, aby odwie艣膰 go od opublikowania programu! Mo偶emy zaproponowa膰 mu trzy razy wi臋cej ni偶 najwy偶sza oferta podczas licytacji! Mo偶emy oczy艣ci膰 go z zarzut贸w. Musimy zgodzi膰 si臋 na wszystko!

- Ju偶 za p贸藕no - odrzek艂 Strathmore. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech. - Dzi艣 rano w Sewilli w Hiszpanii znaleziono zw艂oki Ensei Tankada.

Rozdzia艂 8

Dwusilnikowy learjet 60 wyl膮dowa艂 na rozpalonej p艂ycie lotniska. Przez okno wida膰 by艂o rozmazany pejza偶 hiszpa艅ski. Gdy samolot zwolni艂, widok sta艂 si臋 wyra藕ny.

- Panie Becker? - zaskrzypia艂 g艂o艣nik. - Jeste艣my na miejscu.

Becker wsta艂 z fotela i si臋 przeci膮gn膮艂. Otworzy艂 schowek nad g艂ow膮, ale przypomnia艂 sobie, 偶e nie ma baga偶u. Nie mia艂 czasu si臋 spakowa膰. To by艂o bez znaczenia - zgodnie z zapowiedzi膮 podr贸偶 mia艂a trwa膰 kr贸tko, tam i z powrotem.

Silniki przycich艂y. Samolot zjecha艂 z nas艂onecznionego pasa do opuszczonego hangaru naprzeciwko g艂贸wnego terminalu. Sekund臋 p贸藕niej pojawi艂 si臋 pilot i otworzy艂 drzwi. Becker wypi艂 ostami 艂yk soku 偶urawinowego, odstawi艂 szklank臋 na lad臋 baru i chwyci艂 marynark臋.

Gdy znale藕li si臋 na zewn膮trz, pilot wyci膮gn膮艂 z kieszeni kombinezonu grub膮 kopert臋.

- Polecono mi przekaza膰 to panu - powiedzia艂. Poda艂 kopert臋 Beckerowi. Kto艣 napisa艂 na niej niebieskim flamastrem:

PROSZ臉 ZATRZYMA膯 RESZT臉.

Becker pomaca艂 gruby plik czerwonawych banknot贸w.

- Co to...?

- Lokalna waluta - wyja艣ni艂 kr贸tko pilot.

- Wiem, co to jest - wyj膮ka艂 Becker. - Ale... to za du偶o. Potrzebuj臋 tylko pieni臋dzy na taks贸wk臋. Przecie偶 to tysi膮ce dolar贸w - Becker szybko policzy艂 w pami臋ci.

- Mam swoje rozkazy, prosz臋 pana.

Pilot odwr贸ci艂 si臋, znikn膮艂 w samolocie i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Becker na zmian臋 spogl膮da艂 to na samolot, to na gruby plik banknot贸w. W ko艅cu schowa艂 kopert臋 do kieszeni, narzuci艂 marynark臋 na ramiona i ruszy艂 do wyj艣cia. To by艂 dziwny pocz膮tek. Becker zmusi艂 si臋, by o tym nie my艣le膰. Je艣li wszystko dobrze si臋 u艂o偶y, jeszcze uda mu si臋 uratowa膰 przynajmniej cze艣膰 um贸wionego wyjazdu do Stone Manor z Susan.

Tam i z powrotem, powt贸rzy艂 w my艣lach. Tam i z powrotem.

Nie m贸g艂 w 偶aden spos贸b przewidzie膰, jak b臋dzie naprawd臋.

Rozdzia艂 9

Phil Chartrukian, technik z dzia艂u bezpiecze艅stwa system贸w, wszed艂 do Krypto tylko na chwil臋 - chcia艂 zabra膰 jakie艣 papiery, kt贸re zostawi艂 tam poprzedniego dnia. Sta艂o si臋 jednak inaczej.

Gdy przeci膮艂 g艂贸wn膮 sal臋 i wszed艂 do laboratorium Sys-Sec, od razu si臋 zorientowa艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Przy terminalu s艂u偶膮cym do sta艂ego monitorowania dzia艂ania TRANSLATORA nie by艂o nikogo, a monitor zosta艂 wy艂膮czony.

- Jest tu kto?! - krzykn膮艂 Chartrukian.

Nikt nie odpowiedzia艂. W laboratorium panowa艂 idealny porz膮dek, tak jakby od wielu godzin nikt tu nie pracowa艂.

Chartrukian mia艂 dopiero dwadzie艣cia trzy lata i zacz膮艂 pracowa膰 w zespole bezpiecze艅stwa system贸w stosunkowo niedawno, ale zosta艂 dobrze wyszkolony i zna艂 偶elazn膮 regu艂臋: w Krypto zawsze dy偶uruje pracownik Sys-Sec... a zw艂aszcza w soboty, gdy nie kr臋c膮 si臋 tu kryptolodzy.

Natychmiast w艂膮czy艂 monitor, po czym spojrza艂 na wisz膮c膮 na 艣cianie tablic臋 z rozk艂adem dy偶ur贸w. Kto dzi艣 ma dy偶ur? - mrukn膮艂 do siebie, przegl膮daj膮c list臋 nazwisk. Zgodnie z rozk艂adem, poprzedniej nocy mia艂 rozpocz膮膰 dy偶ur m艂ody Seidenberg i pozosta膰 w laboratorium przez dwie zmiany. Chartrukian rozejrza艂 si臋 ponownie po pustym pomieszczeniu zmarszczy艂 brwi. Do diab艂a, gdzie on si臋 podziewa?.

Czekaj膮c, a偶 monitor si臋 rozgrzeje, Chartrukian zastanawia艂 si臋, czy Strathmore zauwa偶y艂, 偶e w laboratorium Sys-Sec nie ma nikogo. Zas艂ony w jego gabinecie by艂y zaci膮gni臋te, a to oznacza艂o, 偶e szef jest u siebie - co nie by艂o niczym dziwnym. Strathmore wymaga艂 wprawdzie, by kryptolodzy korzystali z wolnych sob贸t, ale sam pracowa艂 chyba trzysta sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 dni w roku.

Co do jednego Chartrukian m贸g艂 mie膰 pewno艣膰 - je艣li Strathmore zauwa偶y艂, 偶e w laboratorium Sys-Sec nie ma dy偶urnego, to Seidenberg mo偶e ju偶 po偶egna膰 si臋 z prac膮. Spojrza艂 na telefon. Zastanawia艂 si臋, czy powinien zadzwoni膰 do technika. Pracownicy Sys-Sec z regu艂y pomagali sobie wzajemnie i starali si臋 chroni膰 jeden drugiego. W Krypto byli obywatelami drugiej kategorii i nieustannie toczyli boje z wielkimi panami kryptologami. Nikt nie robi艂 tajemnicy z tego, 偶e tym wielomiliardowym przedsi臋wzi臋ciem rz膮dz膮 kryptolodzy, a technicy z Sys-Sec byli tolerowani tylko dlatego, 偶e kto艣 musia艂 dba膰 o stan techniczny ich zabawek.

Chartrukian podj膮艂 decyzj臋. Chwyci艂 s艂uchawk臋, ale nim przy艂o偶y艂 j膮 do ucha, nagle zamar艂. Jego oczy znieruchomia艂y. Jak zaczarowany, wpatrywa艂 si臋 w jeden punkt na ekranie monitora, na kt贸rym ukaza艂 si臋 ostry obraz. Niczym na filmie puszczonym w zwolnionym tempie od艂o偶y艂 telefon i dalej wpatrywa艂 si臋 w ekran z otwartymi ustami.

W ci膮gu o艣miu miesi臋cy pracy w Sys-Sec Phil Chartrukian nigdy nie widzia艂, by na monitorze do kontrolowania pracy TRANSLATORA w okienku godziny pojawi艂o si臋 cokolwiek innego ni偶 dwa zera. Dzi艣 zdarzy艂o si臋 to po raz pierwszy.

CZAS PRACY: 15.17.21

- Pi臋tna艣cie godzin siedemna艣cie minut? - wykrztusi艂. - To niemo偶liwe!

Wy艂膮czy艂 i ponownie w艂膮czy艂 monitor, modl膮c si臋, by si臋 okaza艂o, 偶e to tylko monitor 藕le dzia艂a. Niestety, na ekranie pojawi艂o si臋 dok艂adnie takie samo okienko jak poprzednio.

Poczu艂 dreszcze. G艂贸wnym zadaniem laboratorium bezpiecze艅stwa system贸w w Krypto by艂a ochrona TRANSLATORA przed wirusami.

Chartrukian wiedzia艂, 偶e je艣li TRANSLATOR pracuje nad jednym zadaniem ju偶 ponad pi臋tna艣cie godzin, mo偶e to znaczy膰 tylko jedno - dosz艂o do infekcji. Zawirusowany plik dosta艂 si臋 do komputera i teraz zak艂贸ca wykonanie programu. Staranny trening nie poszed艂 na marne: Chartrukian natychmiast przesta艂 my艣le膰 o nieobecno艣ci dy偶urnego i wy艂膮czonym monitorze. Teraz liczy艂o si臋 tylko jedno - TRANSLATOR. Otworzy艂 list臋 wszystkich plik贸w, kt贸re zosta艂y wczytane do komputera w ci膮gu ostatnich czterdziestu o艣miu godzin, i zacz膮艂 j膮 przegl膮da膰.

Czy zawirusowany plik przedosta艂 si臋 do komputera?, my艣la艂. Czy filtry zabezpieczaj膮ce przepu艣ci艂y jakiego艣 wirusa?

Ka偶dy plik wczytywany do TRANSLATORA musia艂 przej艣膰 przez system Gauntlet, czyli 艣cie偶k臋 zdrowia - seri臋 wyrafinowanych filtr贸w, bramek i program贸w antywirusowych, kt贸re mia艂y wy艂apywa膰 i eliminowa膰 wszystkie wirusy i potencjalnie gro藕ne podprogramy. Pliki zawieraj膮ce programy, kt贸rych Gauntlet nie potrafi艂 rozpozna膰, by艂y odrzucane i technicy musieli je bada膰 r臋cznie. Zdarza艂o si臋 niekiedy, 偶e Gauntlet blokowa艂 ca艂kowicie nieszkodliwe pliki tylko dlatego, 偶e filtry nie rozpozna艂y jakiego艣 elementu programu. W takim wypadku, po dok艂adnym zbadaniu pliku przez pracownik贸w Sys-Sec i stwierdzeniu, 偶e nie jest gro藕ny, wczytywano go z pomini臋ciem Gauntleta.

Wirus贸w komputerowych jest r贸wnie du偶o jak prawdziwych. Podobnie jak ich biologiczne odpowiedniki maj膮 one tylko jeden cel: paso偶ytuj膮 na systemie komputera-gospodarza i rozmna偶aj膮 si臋. Tym razem gospodarzem by艂 TRANSLATOR.

Chartrukian cz臋sto si臋 dziwi艂, 偶e NSA nie mia艂a wcze艣niej powa偶niejszych problem贸w z wirusami. Gauntlet by艂 wprawdzie bardzo skutecznym instrumentem zabezpieczaj膮cym, ale komputery agencji przetwarza艂y niezliczone pliki z najrozmaitszych system贸w z ca艂ego 艣wiata. Masowe przechwytywanie danych cyfrowych przypomina uprawianie seksu z przypadkowymi osobami - niezale偶nie od stosowanych 艣rodk贸w ochronnych wcze艣niej lub p贸藕niej dochodzi do infekcji.

Chartrukian sko艅czy艂 przegl膮da膰 list臋 wczytanych plik贸w. Wszystkie zosta艂y sprawdzone. Gauntlet nie wykry艂 niczego nadzwyczajnego, a zatem pliki powinny by膰 czyste.

- Cholera, dlaczego zatem to tak d艂ugo trwa? - powiedzia艂 g艂o艣no, cho膰 by艂 sam w pokoju. Czu艂, 偶e si臋 poci. Przez moment zastanawia艂 si臋, czy powinien poinformowa膰 o tym Strathmore'a. - Test antywirusowy - doda艂 po chwili. Stara艂 si臋 opanowa膰. - Musz臋 uruchomi膰 test antywirusowy.

Wiedzia艂, 偶e Strathmore natychmiast poleci zrobi膰 ten test. Spogl膮daj膮c na pust膮 sal臋 Krypto, Chartrukian podj膮艂 decyzj臋. Kilkoma szybkimi klikni臋ciami uruchomi艂 program sprawdzaj膮cy, czy komputer zosta艂 zainfekowany. Wykonanie testu mia艂o potrwa膰 jaki艣 kwadrans.

- Prosz臋, tylko 偶adnych infekcji - szepn膮艂. - Ma by膰 czysto. Nie chce s艂ysze膰 o wirusach. Nic si臋 nie sta艂o.

Instynkt podpowiada艂 mu jednak, 偶e to nie jest 偶adne nic. W ogromnej bestii 艂ami膮cej szyfry dzia艂o si臋 co艣 niezwyk艂ego.

Rozdzia艂 10

- Ensei Tankado nie 偶yje? - Susan dosta艂a md艂o艣ci. - Zabili艣cie go? Przecie偶 pan powiedzia艂, 偶e...

- Nie dotkn臋li艣my go nawet palcem - zapewni艂 j膮 Strathmore. - Mia艂 atak serca. COMINT poinformowa艂 nas dzi艣 rano. Ich komputer, korzystaj膮c z po艣rednictwa Interpolu, wy艂owi艂 nazwisko Tankada w dzienniku zdarze艅 policji w Sewilli.

- Atak serca? - skrzywi艂a si臋 sceptycznie Susan. - Mia艂 przecie偶 dopiero trzydzie艣ci lat.

- Trzydzie艣ci dwa - poprawi艂 j膮 Strathmore. - Mia艂 wrodzon膮 wad臋 serca.

- Nigdy o tym nie s艂ysza艂am.

- Zosta艂a wykryta podczas bada艅 lekarskich u nas. Tankado si臋 tym nie chwali艂.

- I tak po prostu zmar艂 z powodu wady serca? - Susan mia艂a k艂opoty z zaakceptowaniem takiego zbiegu okoliczno艣ci. To zrz膮dzenie losu wydawa艂o jej si臋 zbyt wygodne.

- S艂abe serce... - wzruszy艂 ramionami Strathmore. - Dodaj do tego hiszpa艅ski upa艂 i napi臋cie zwi膮zane z szanta偶owaniem NSA...

Susan przez chwil臋 milcza艂a. Nawet bior膮c pod uwag臋 wszystkie wydarzenia, czu艂a 偶al, 偶e odszed艂 tak wspania艂y kryptolog. Strathmore przerwa艂 jej zadum臋.

- W tym ca艂ym fiasku jest tylko jeden pocieszaj膮cy element - powiedzia艂. - Tankado podr贸偶owa艂 samotnie. Najprawdopodobniej cz艂owiek, z kt贸rym wsp贸艂pracuje, jeszcze nie wie o jego 艣mierci. W艂adze hiszpa艅skie obieca艂y, 偶e postaraj膮 si臋 nie ujawni膰 sprawy tak d艂ugo, jak tylko b臋dzie to mo偶liwe. Nas poinformowa艂 COMINT. Musimy zidentyfikowa膰 tego cz艂owieka, nim dowie si臋 o 艣mierci Tankada. W艂a艣nie dlatego ci臋 wezwa艂em. Potrzebuj臋 twojej pomocy.

Susan spojrza艂a na niego ze zdziwieniem. Wydawa艂o jej si臋, 偶e 艣mier膰 Tankada w tak wygodnym dla nich momencie rozwi膮za艂a ca艂y problem.

- Komandorze - zacz臋艂a go przekonywa膰 - je艣li hiszpa艅skie w艂adze stwierdz膮, 偶e zmar艂 na atak serca, to b臋dziemy mieli problem z g艂owy. Jego partner b臋dzie wiedzia艂, 偶e to nie nasza sprawka.

- Nie nasza sprawka? - Strathmore popatrzy艂 na ni膮 z niedowierzaniem. - Kto艣 szanta偶uje NSA i kilka dni p贸藕niej ju偶 nie 偶yje, i to nie jest nasza sprawka? Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, i to o bardzo du偶膮 stawk臋, 偶e partner Tankada b臋dzie innego zdania. Niezale偶nie od tego jak by艂o naprawd臋, wszyscy b臋d膮 nas podejrzewa膰. Mogli艣my go otru膰, sfa艂szowa膰 wyniki sekcji, B贸g wie, co jeszcze. - Przerwa艂 na chwil臋. - A ty co pomy艣la艂a艣, gdy ci powiedzia艂em, 偶e Tankado nie 偶yje?

- 呕e zabili go ludzie z NSA - przyzna艂a, marszcz膮c brwi.

- No w艂a艣nie. Je艣li NSA mo偶e umie艣ci膰 pi臋膰 satelit贸w Rhyolite na orbicie geosynchronicznej nad Bliskim Wschodem, to wolno chyba za艂o偶y膰, 偶e mamy dostateczne 艣rodki, by przekupi膰 kilku policjant贸w hiszpa艅skich.

Susan wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc. Ensei Tankado nie 偶yje. Odpowiedzialno艣膰 spadnie na NSA.

- Czy mamy szans臋 na odszukanie jego partnera w por臋?

- My艣l臋, 偶e tak. Ze wzgl臋du na dobr膮 wskaz贸wk臋. Tankado ujawni艂, 偶e ma partnera. Mia艂 chyba nadziej臋, 偶e to zniech臋ci firmy komputerowe, kt贸re mog艂yby spr贸bowa膰 si臋 go pozby膰 lub ukra艣膰 klucz. Grozi艂, 偶e je艣li kto艣 si臋 zdecyduje na jak膮艣 brudn膮 sztuczk臋, jego partner opublikuje klucz i wszystkie firmy b臋d膮 konkurowa艂y z darmowym programem szyfruj膮cym.

- Bardzo sprytnie - pokiwa艂a g艂ow膮 Susan.

- Tankado kilka razy wspomnia艂 publicznie o swoim partnerze - ci膮gn膮艂 Strathmore. - Nazywa艂 go North Dakota.

- North Dakota? To oczywi艣cie tylko pseudonim.

- Tak, ale na wszelki wypadek przeszuka艂em Internet. Nie przypuszcza艂em, 偶e znajd臋 co艣 interesuj膮cego, lecz trafi艂em na adres elektroniczny. - Po chwili doda艂: - Oczywi艣cie zak艂ada艂em, 偶e naprawd臋 nie szukamy North Dakoty, ale sprawdzi艂em ten adres. Mo偶esz sobie wyobrazi膰 moje zaskoczenie, gdy si臋 okaza艂o, 偶e w skrzynce pocztowej jest pe艂no list贸w od Ensei Tankada, i to na temat Cyfrowej Twierdzy oraz plan贸w szanta偶owania NSA.

Susan obrzuci艂a szefa sceptycznym spojrzeniem. By艂a zdumiona, 偶e Strathmore daje si臋 tak 艂atwo nabiera膰.

- Komandorze - zacz臋艂a - Tankado doskonale wiedzia艂, 偶e NSA mo偶e czyta膰 poczt臋 elektroniczna. Z pewno艣ci膮 nigdy nie u偶y艂by Internetu do przesy艂ania tajnych wiadomo艣ci. To pu艂apka. Tankado podrzuci艂 panu North Dakot臋. By艂 pewny, 偶e pan przeszuka sie膰. Niezale偶nie od tego, jakie przesy艂a艂 wiadomo艣ci, niew膮tpliwie chcia艂, by pan je przechwyci艂. To fa艂szywy trop.

- Masz dobry instynkt - odrzek艂 Strathmore. - S膮 jednak pewne dodatkowe szczeg贸艂y. Nie znalaz艂em niczego pod North Dakota, musia艂em troch臋 zmieni膰 艂a艅cuch. Nazwa u偶ytkownika to NDAKOTA.

- Sprawdzanie permutacji to standardowa procedura - pokr臋ci艂a g艂ow膮 Susan. - Tankado wiedzia艂, 偶e b臋dzie pan pr贸bowa艂 wprowadzi膰 r贸偶ne zmiany. NDAKOTA to raczej oczywista zmiana.

- By膰 mo偶e - powiedzia艂 Strathmore, skrobi膮c co艣 na kawa艂ku papieru. Poda艂 go Susan. - Sp贸jrz na to.

Susan zerkn臋艂a na kartk臋 i od razu zrozumia艂a, o co mu chodzi. Na kartce by艂 adres elektroniczny:

NDAKOTA@ARA.ANON.ORG

Zwr贸ci艂a uwag臋 na litery ara w adresie. To skr贸t od American Remailers Anonymous, znanego anonimowego serwera.

Anonimowe serwery ciesz膮 si臋 popularno艣ci膮 w艣r贸d u偶ytkownik贸w Internetu, kt贸rzy nie chc膮 zdradzi膰 swojej to偶samo艣ci. Za odpowiedni膮 op艂at膮 dostawca us艂ug internetowych pe艂ni funkcj臋 po艣rednika przy wymianie list贸w elektronicznych.

Anonimowy adres przypomina skrytk臋 pocztow膮 - u偶ytkownik mo偶e wysy艂a膰 i odbiera膰 listy, nie zdradzaj膮c prawdziwego adresu i nazwiska. Dostawca odbiera listy, a nast臋pnie odsy艂a je na prawdziwy adres klienta. Zgodnie z umow膮 dostawcy nie wolno nikomu ujawni膰 to偶samo艣ci i adresu u偶ytkownika.

- To jeszcze niczego nie dowodzi - powiedzia艂 Strathmore - ale wydaje si臋 do艣膰 podejrzane.

- Uwa偶a pan, 偶e Tankado nie przejmowa艂 si臋 tym, czy ktokolwiek b臋dzie szuka艂 North Dakoty, bo jego adres jest chroniony przez ARA. - Susan nagle nabra艂a wi臋kszego przekonania do tej idei.

- W艂a艣nie.

Przez chwil臋 analizowa艂a sytuacj臋.

- ARA obs艂uguje g艂贸wnie adresy w Stanach. S膮dzi pan, 偶e North Dakota jest gdzie艣 tutaj?

- By膰 mo偶e - wzruszy艂 ramionami Strathmore. - Gdyby Tankado mia艂 partnera w Ameryce, dwie kopie klucza by艂yby rozdzielone geograficznie. Niewykluczone, 偶e to mog艂oby si臋 okaza膰 zr臋cznym posuni臋ciem.

Susan mia艂a w膮tpliwo艣ci. Tankado zapewne przekaza艂 klucz komu艣, z kim by艂 bardzo blisko zaprzyja藕niony, a jak pami臋ta艂a, w Stanach nie mia艂 zbyt wielu przyjaci贸艂.

- North Dakota - powt贸rzy艂a, zgodnie z nawykami kryptologa zastanawiaj膮c si臋 nad mo偶liwym znaczeniem tej nazwy. - A o czym on pisa艂 do Tankada?

- Nie mamy poj臋cia - odrzek艂 Strathmore. - COMINT przechwyci艂 tylko listy Tankada. Znamy jedynie ten anonimowy adres.

- A mo偶e to wszystko lipa? - powiedzia艂a po chwili Susan.

- Co masz na my艣li? - Strathmore uni贸s艂 brwi.

- Tankado m贸g艂 wysy艂a膰 lipne listy na martwy adres, w nadziei, 偶e je przechwycimy. My my艣limy, 偶e on jest chroniony, a on nie musi nikomu przekazywa膰 klucza, co zawsze jest ryzykowne. M贸g艂by wtedy dzia艂a膰 samotnie.

- Sprytny pomys艂 - zachichota艂 Strathmore. Susan mu zaimponowa艂a. - Jest jednak pewien problem. Tankado nie u偶ywa艂 ani swojego domowego, ani firmowego adresu. Chodzi艂 na Uniwersytet Doshisha i korzysta艂 z ich g艂贸wnego komputera. Najwyra藕niej mia艂 tam konto, kt贸re uda艂o mu si臋 utrzyma膰 w tajemnicy. Jest bardzo dobrze ukryte, znalaz艂em je tylko przypadkiem... - Strathmore urwa艂. - Gdyby Tankado chcia艂, 偶eby艣my czytali jego poczt臋, dlaczego pos艂ugiwa艂by si臋 tajnym kontem?

- Mo偶e po to, by艣my niczego nie podejrzewali - odpowiedzia艂a Susan. - By膰 mo偶e Tankado ukry艂 konto w艂a艣nie po to, by艣my s膮dzili, 偶e znale藕li艣my je przypadkiem. To zwi臋kszy艂oby wiarygodno艣膰 jego wiadomo艣ci.

- By艂aby艣 艣wietnym agentem operacyjnym - za艣mia艂 si臋 Strathmore. - To dobry pomys艂, ale on dostawa艂 odpowied藕 na ka偶dy wys艂any list. Tankado pisze, partner odpowiada.

- Dobra - skrzywi艂a si臋 Susan. - Twierdzi pan zatem, 偶e North Dakota istnieje naprawd臋.

- Obawiam si臋, 偶e tak. I musimy go znale藕膰. Zachowuj膮c dyskrecj臋. Je艣li zorientuje si臋, 偶e go szukamy, to koniec.

Susan wiedzia艂a ju偶, dlaczego Strathmore j膮 wezwa艂.

- Pozwoli pan, 偶e zgadn臋 - powiedzia艂a. - Chce pan, 偶ebym w艂ama艂a si臋 do bazy danych ARA i zidentyfikowa艂a North Dakot臋?

- Pani Fletcher, czyta pani w moich my艣lach - u艣miechn膮艂 si臋 Strathmore.

Gdy chodzi艂o o prowadzenie dyskretnych poszukiwa艅 w sieci, Susan Fletcher by艂a w艂a艣ciwym cz艂owiekiem na w艂a艣ciwym miejscu. Rok wcze艣niej pewien wysoki urz臋dnik Bia艂ego Domu otrzymywa艂 listy elektroniczne z pogr贸偶kami od nadawcy z anonimowym adresem. NSA mia艂a go odszuka膰. Agencja mog艂a po prostu za偶膮da膰 od dostawcy us艂ug internetowych ujawnienia jego danych, ale wola艂a zastosowa膰 subtelniejsze metody.

Susan napisa艂a program TRACER, maj膮cy posta膰 zwyk艂ego listu elektronicznego. Wys艂a艂a go na anonimowy adres, a zgodnie z umow膮 firma po艣rednicz膮ca przes艂a艂a list na rzeczywisty adres nadawcy. Po dotarciu na miejsce program odczyta艂 adres internetowy komputera i przes艂a艂 wiadomo艣膰 do NSA, po czym uleg艂 autodestrukcji i nie pozosta艂y po nim 偶adne 艣lady. Od tej pory z punktu widzenia NSA anonimowe adresy elektroniczne stanowi艂y tylko drobne utrudnienie 偶ycia.

- Czy mo偶esz go znale藕膰? - spyta艂 Strathmore.

- Oczywi艣cie. Dlaczego tak d艂ugo pan zwleka艂 z wezwaniem mnie?

- Tak naprawd臋, w og贸le nie zamierza艂em ci臋, wzywa膰 - skrzywi艂 si臋 Strathmore. - Nie chcia艂em wtajemnicza膰 w to kolejnych os贸b. Postanowi艂em sam wys艂a膰 kopi臋 twojego TRACERA, ale napisa艂a艣 to cholerstwo w jednym z tych nowych, hybrydowych j臋zyk贸w i nie uda艂o mi si臋 go uruchomi膰. Wci膮偶 dostawa艂em jakie艣 bzdury. W ko艅cu musia艂em si臋 podda膰 i zadzwoni膰 po ciebie.

Susan zachichota艂a. Strathmore by艂 znakomitym kryptologiem, ale jego repertuar ogranicza艂 si臋 g艂贸wnie do algorytm贸w. Nie zajmowa艂 si臋 szczeg贸艂ami programowania. Ponadto Susan napisa艂a program TRACER w nowym j臋zyku LIMBO i nic dziwnego, 偶e Strathmore mia艂 k艂opoty.

- Zabior臋 si臋 do tego - u艣miechn臋艂a si臋 i wsta艂a. - B臋d臋 przy moim terminalu.

- Ile ci to zajmie?

- Hm... to zale偶y - zawaha艂a si臋. - Nie wiadomo, jak cz臋sto ARA przekazuje dalej poczt臋. Je艣li North Dakota jest w Stanach i u偶ywa czego艣 w rodzaju AOL lub Compuserve, to w ci膮gu godziny sprawdz臋 jego kart臋 kredytow膮 i znajd臋 adres, na kt贸ry wysy艂aj膮 rachunki. Je艣li ma konto na jakim艣 uniwersytecie lub w korporacji, mo偶e to potrwa膰 troch臋 d艂u偶ej. Reszta nale偶y do pana - ponownie si臋 u艣miechn臋艂a, tym razem z pewnym przymusem.

Susan wiedzia艂a, 偶e reszta to w tym wypadku zesp贸艂 uderzeniowy NSA, kt贸ry przetnie dop艂yw pr膮du do domu North Dakoty i w艂amie si臋 do 艣rodka z automatami i paralizatorami elektrycznymi. Komandosi b臋d膮 zapewne s膮dzi膰, 偶e chodzi o narkotyki. Strathmore niew膮tpliwie pojawi si臋 osobi艣cie na pobojowisku, by znale藕膰 klucz deszyfruj膮cy, kt贸ry nast臋pnie zniszczy. Cyfrowa Twierdza b臋dzie bezczynnie kr膮偶y膰 w sieci i nikt nie zdo艂a jej otworzy膰.

- Tylko zachowaj ostro偶no艣膰 - powiedzia艂 z naciskiem Strathmore. - Je艣li North Dakota zauwa偶y, 偶e go zidentyfikowali艣my, wpadnie w panik臋 i ulotni si臋 wraz z kluczem, nim dotr膮 tam nasi ludzie.

- To b臋dzie b艂yskawiczna akcja - zapewni艂a go. - Gdy tylko TRACER znajdzie jego adres, natychmiast zniknie. On nawet nie zauwa偶y, 偶e odwiedzili艣my jego komputer.

- Dzi臋kuj臋 - komandor skin膮艂 ze znu偶eniem g艂ow膮.

Susan u艣miechn臋艂a si臋 do szefa. Zawsze zdumiewa艂o j膮, 偶e nawet w obliczu powa偶nego kryzysu Strathmore zachowuje ca艂kowity spok贸j. To zapewne dzi臋ki temu zrobi艂 karier臋 i obj膮艂 stanowisko w kr臋gach w艂adzy.

Id膮c do drzwi, Susan spojrza艂a na TRANSLATOR. Wci膮偶 jeszcze nie pogodzi艂a si臋 z my艣l膮, 偶e istnieje szyfr, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰. W duszy modli艂a si臋, by w por臋 znale藕li North Dakot臋.

- Po艣piesz si臋! - krzykn膮艂 za ni膮 Strathmore. - Mo偶e jeszcze wieczorem b臋dziesz w g贸rach.

Zatrzyma艂a si臋 jak wryta. By艂a pewna, 偶e nic mu nie wspomina艂a o planowanym wyje藕dzie. Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 szefa. Czy NSA mia艂a na pods艂uchu jej telefon?

- David napomkn膮艂 mi rano o waszym wyje藕dzie - wyja艣ni艂 Strathmore, nie czekaj膮c na pytanie. - Powiedzia艂, 偶e nie b臋dziesz zadowolona z prze艂o偶enia wyjazdu.

Susan nic z tego nie rozumia艂a.

- Rozmawia艂 pan z Davidem dzi艣 rano?

- Oczywi艣cie. - Teraz Strathmore by艂 zdziwiony jej reakcj膮. - Musia艂em go przecie偶 poinstruowa膰.

- Poinstruowa膰? O czym?

- O jego zadaniu. Wys艂a艂em Davida do Hiszpanii.

Rozdzia艂 11

Hiszpania. Wys艂a艂em Davida do Hiszpanii. Te s艂owa zapiek艂y j膮 do 偶ywego.

- David jest w Hiszpanii? - Susan nie mog艂a w to uwierzy膰. - Wys艂a艂 go pan do Hiszpanii? Po co? - doda艂a z wyra藕nym gniewem.

Strathmore by艂 zaskoczony. Nie przywyk艂, by kto艣 na niego krzycza艂, nawet g艂贸wny kryptolog. Spojrza艂 na Susan. By艂a spi臋ta jak tygrysica broni膮ca swoje ma艂e.

- Susan - powiedzia艂 - przecie偶 rozmawia艂a艣 z nim, prawda? Chyba David ci wszystko wyja艣ni艂?

By艂a zbyt zszokowana, by co艣 odpowiedzie膰. Hiszpania? A wi臋c to z tego powodu David prze艂o偶y艂 wyjazd do Stone Manor?

- Dzi艣 rano pos艂a艂em po niego samoch贸d. M贸wi艂, 偶e przed wyj艣ciem zadzwoni do ciebie. Bardzo przepraszam. My艣la艂em, 偶e...

- Ale dlaczego pos艂a艂 go pan do Hiszpanii?

Strathmore spojrza艂 na ni膮 tak, jakby to by艂o oczywiste.

- Po drugi klucz.

- Jaki drugi klucz?

- Po kopi臋, kt贸r膮 mia艂 Tankado.

- O czym pan m贸wi? - Susan nic z tego nie rozumia艂a.

- Tankado z pewno艣ci膮 mia艂 przy sobie kopi臋 klucza. - Strathmore westchn膮艂 ze znu偶eniem, wyra藕nie zdziwiony, 偶e musi to wyja艣ni膰. - Do diab艂a, nie mog艂em przecie偶 pozwoli膰, by ten klucz poniewiera艂 si臋 gdzie艣 w kostnicy.

- I dlatego pos艂a艂 pan Davida Beckera? - Susan prawie oniemia艂a. To by艂 jaki艣 absurd. - Przecie偶 David nie jest nawet pana pracownikiem!

Strathmore si臋 zirytowa艂. Nikt jeszcze nie odzywa艂 si臋 w ten spos贸b do zast臋pcy dyrektora NSA.

- Susan - odrzek艂, staraj膮c si臋, trzyma膰 nerwy na wodzy. - Przecie偶 w艂a艣nie o to chodzi. Potrzebowa艂em...

- Ma pan do dyspozycji dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi! - zaatakowa艂a tygrysica. - Kto panu da艂 prawo wysy艂a膰 tam mojego narzeczonego?

- Potrzebowa艂em cywilnego kuriera, kogo艣 zupe艂nie niezwi膮zanego z agencj膮. Gdybym skorzysta艂 z normalnych kana艂贸w i kto艣 by si臋 dowiedzia艂...

- A David Becker jest jedynym cywilem, kt贸rego pan zna?

- Nie! David Becker nie jest jedynym cywilem, kt贸rego znam! Ale dzi艣 o sz贸stej rano musia艂em si臋 szybko zdecydowa膰. David zna hiszpa艅ski, jest bystry, mam do niego zaufanie i uwa偶a艂em, 偶e wyrz膮dzam mu przys艂ug臋!

- Przys艂ug臋? - prychn臋艂a Susan. - Wys艂anie go do Hiszpanii to przys艂uga?!

- Tak! P艂ac臋 mu dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w za jeden dzie艅 pracy. Zabierze rzeczy Tankada i wr贸ci do domu. To jest przys艂uga!

Susan zamilk艂a. Zrozumia艂a, 偶e znowu chodzi艂o o pieni膮dze.

Przypomnia艂a sobie, jak pi臋膰 miesi臋cy wcze艣niej, wieczorem, w domu Davida rozmawiali o propozycji rektora Georgetown University, kt贸ry zaoferowa艂 Davidowi awans na stanowisko dziekana wydzia艂u. Rektor ostrzeg艂 go, 偶e b臋dzie mniej wyk艂ada艂 i b臋dzie musia艂 zajmowa膰 si臋 sprawami administracyjnymi, ale awans oznacza艂 r贸wnie偶 znaczn膮 podwy偶k臋. Susan mia艂a w贸wczas ochot臋 krzycze膰: David, nie r贸b tego! B臋dziesz nieszcz臋艣liwy. Mamy do艣膰 pieni臋dzy - co za r贸偶nica, kto je zarabia? Nie by艂a jednak u siebie. W ko艅cu zgodzi艂a si臋 z jego decyzj膮 o przyj臋ciu propozycji. Gdy tamtej nocy zasypiali, Susan stara艂a si臋 cieszy膰 z jego awansu, ale wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 jej, 偶e to si臋 sko艅czy katastrof膮. Mia艂a racj臋... i wcale nie by艂a z tego zadowolona.

- Zap艂aci艂 mu pan dziesi臋膰 tysi臋cy dolar贸w?! - krzykn臋艂a. - To brudny trik!

- Trik? - zez艂o艣ci艂 si臋 Strathmore. - To nie by艂 偶aden cholerny trik. Nawet mu nie powiedzia艂em o pieni膮dzach. Poprosi艂em go o osobist膮 przys艂ug臋. Zgodzi艂 si臋 polecie膰.

- Oczywi艣cie, 偶e si臋 zgodzi艂! Jest pan moim szefem. Jest pan zast臋pc膮 dyrektora NSA! Nie m贸g艂 odm贸wi膰!

- Masz racj臋 - prychn膮艂 Strathmore. - W艂a艣nie dlatego do niego zadzwoni艂em. Nie mia艂em tego luksusu, by m贸c...

- Czy dyrektor wie, 偶e pos艂a艂 pan cywila?

- Susan - odrzek艂 Strathmore, kt贸ry najwyra藕niej traci艂 ju偶 cierpliwo艣膰. - Dyrektor nic jeszcze nie wie.

Susan patrzy艂a na niego z niedowierzaniem. Mia艂a wra偶enie, 偶e rozmawia z kim艣 obcym. Strathmore wys艂a艂 jej narzeczonego - profesora - powierzaj膮c mu zadanie wywiadowcze, i nie zawiadomi艂 dyrektora o najwi臋kszym kryzysie w historii agencji.

- Leland Fontaine nie zosta艂 powiadomiony?

- Susan, teraz ty pos艂uchaj! - wybuchn膮艂 Strathmore. Mia艂 ju偶 tego do艣膰. - Wezwa艂em ci臋, bo potrzebowa艂em kogo艣 do pomocy, a nie inspektora nadzoru. Wczoraj wieczorem wczyta艂em plik Tankada i siedzia艂em tu przez ca艂膮 noc przy drukarce, modl膮c si臋, by TRANSLATOR go rozszyfrowa艂. O 艣wicie zrezygnowa艂em z dumy i zadzwoni艂em do dyrektora. Mog臋 ci powiedzie膰, 偶e o niczym tak nie marzy艂em, jak o takiej rozmowie. Dzie艅 dobry, panie dyrektorze. Przykro mi, 偶e pana obudzi艂em. Dlaczego dzwoni臋? W艂a艣nie si臋 przekona艂em, 偶e TRANSLATOR nadaje si臋 do muzeum, i to z powodu jednego algorytmu, kt贸rego nie potrafili napisa膰 wszyscy moi najlepsi kryptolodzy, cho膰 im p艂acimy niebotyczne pensje! - Strathmore waln膮艂 pi臋艣ci膮 w blat biurka.

Susan skamienia艂a. W ci膮gu dziesi臋ciu lat pracy widzia艂a tylko par臋 razy, jak komandor przesta艂 nad sob膮 panowa膰, i nigdy nie sta艂o si臋 to z jej powodu.

Przez dziesi臋膰 sekund oboje milczeli. Wreszcie Strathmore zn贸w usiad艂 na fotelu. Susan s艂ysza艂a, 偶e szef stopniowo odzyskuje normalny oddech. Gdy si臋 wreszcie odezwa艂, m贸wi艂 niezwykle spokojnie.

- Niestety, ta rozmowa si臋 nie odby艂a, poniewa偶 dyrektor jest w Kolumbii, gdzie ma spotkanie z prezydentem. Dop贸ki Fontaine jest w Ameryce Po艂udniowej, nie mo偶e zrobi膰 absolutnie nic, mia艂em zatem do wyboru dwie mo偶liwo艣ci. Albo za偶膮da膰, by odwo艂a艂 spotkanie i natychmiast wr贸ci艂, albo zaj膮膰 si臋 t膮 spraw膮 sam. - Zn贸w przez d艂u偶sz膮 chwil臋 w pokoju panowa艂a cisza. W ko艅cu Strathmore uni贸s艂 g艂ow臋. Gdy popatrzy艂 Susan w oczy, jego spojrzenie natychmiast z艂agodnia艂o. - Susan, bardzo przepraszam. Jestem zm臋czony. To prawdziwy koszmar. Wiem, 偶e denerwujesz si臋 z powodu Davida. Nie chcia艂em, 偶eby艣 dowiedzia艂a si臋 w ten spos贸b. My艣la艂em, 偶e wiesz.

- Ja r贸wnie偶 zareagowa艂am zbyt nerwowo. Przepraszam. - Susan poczu艂a si臋 winna. - To by艂 dobry wyb贸r.

- Wr贸ci dzi艣 wieczorem - zapewni艂 j膮 Strathmore.

Susan pomy艣la艂a o wszystkim, co ma na g艂owie komandor - nadz贸r nad TRANSLATOREM, niezliczone spotkania, nieko艅cz膮ce si臋 godziny pracy. W Krypto kr膮偶y艂y plotki, 偶e po trzydziestu latach ma艂偶e艅stwa 偶ona Strathmore'a postanowi艂a go rzuci膰. Teraz do tego wszystkiego dosz艂a jeszcze Cyfrowa Twierdza - najpowa偶niejszy kryzys w historii NSA - a Strathmore musia艂 radzi膰 sobie w pojedynk臋. Nic dziwnego, 偶e wygl膮da艂, jakby mia艂 ju偶 do艣膰.

- Bior膮c pod uwag臋 wszelkie okoliczno艣ci - powiedzia艂a wreszcie - s膮dz臋, 偶e powinien pan zawiadomi膰 dyrektora.

Strathmore pokr臋ci艂 g艂ow膮. Kropla potu skapn臋艂a na biurko.

- Nie zamierzam nara偶a膰 bezpiecze艅stwa dyrektora i ryzykowa膰, 偶e nast膮pi przeciek, nawi膮zuj膮c z nim kontakt w sprawie kryzysu, gdy on nie mo偶e nic zrobi膰.

Susan wiedzia艂a, 偶e komandor ma racj臋. Nawet w takich chwilach Strathmore potrafi艂 jasno my艣le膰.

- Czy zastanawia艂 si臋 pan nad powiadomieniem prezydenta?

- Owszem - przytakn膮艂 Strathmore. - Postanowi艂em tego nie robi膰.

Susan sama si臋 tego domy艣li艂a. Kierownictwo NSA ma prawo podejmowa膰 decyzje w nag艂ych sytuacjach dotycz膮cych wywiadu bez porozumienia z w艂adzami wykonawczymi. NSA jest jedyn膮 ameryka艅sk膮 agencj膮 wywiadowcz膮, kt贸ra nie musi si臋 t艂umaczy膰 z podj臋tych dzia艂a艅. Strathmore cz臋sto korzysta艂 z tego prawa; wola艂 czyni膰 cuda, nie informuj膮c o tym innych.

- Komandorze - powiedzia艂a - to zbyt powa偶na sprawa, by bra艂 j膮 pan na siebie. Musi pan zawiadomi膰 prezydenta.

- Susan, istnienie Cyfrowej Twierdzy ma zasadnicze znaczenie dla przysz艂o艣ci tej agencji. Nie zamierzam informowa膰 o niczym prezydenta za plecami dyrektora. Mamy kryzys i ja si臋 nim zajmuj臋. - Strathmore przyjrza艂 jej si臋 uwa偶nie i u艣miechn膮艂 ze znu偶eniem. - W ko艅cu to ja jestem zast臋pc膮 dyrektora do spraw operacyjnych. Poza tym nie jestem sam. Mam w dru偶ynie Susan Fletcher.

Pomy艣la艂a, 偶e w艂a艣nie dlatego tak go szanuje. Przez dziesi臋膰 lat, w r贸偶nych trudnych sytuacjach, Trevor Strathmore wskazywa艂 jej w艂a艣ciw膮 drog臋. Jasno i bez waha艅. Zawsze zdumiewa艂o j膮 jego zaanga偶owanie - niezachwiana wiara w s艂uszno艣膰 zasad, przywi膮zanie do kraju i idea艂贸w. Niezale偶nie od tego, co si臋 dzia艂o, komandor Trevor Strathmore by艂 dla niej latarni膮 wskazuj膮c膮 drog臋.

- Grasz w mojej dru偶ynie, prawda? - spyta艂.

- Tak, prosz臋 pana - u艣miechn臋艂a si臋. - Na sto procent.

- Dobra. Czy teraz mo偶emy wr贸ci膰 do pracy?

Rozdzia艂 12

David Becker bywa艂 ju偶 na pogrzebach i widywa艂 martwych ludzi, ale to by艂o co艣 innego. Nie mia艂 przed sob膮 idealnie przystrojonych zw艂ok w wy艂o偶onej jedwabiem trumnie. Na aluminiowym stole w kostnicy le偶a艂o nagie cia艂o m臋偶czyzny. Jego oczy nie nabra艂y jeszcze pustego wyrazu, przeciwnie, wydawa艂o si臋, 偶e patrzy w sufit z przera偶eniem i 偶alem.

- D贸nde est谩n sus efectos? - spyta艂 Becker. M贸wi艂 p艂ynnie po hiszpa艅sku z kastylijskim akcentem. - Gdzie s膮 jego rzeczy?

- All铆 - odpowiedzia艂 m艂ody porucznik o 偶贸艂tych z臋bach. Wskaza艂 na le偶膮ce na ladzie ubranie i inne rzeczy osobiste.

- Est todo? Czy to wszystko?

- S铆.

Becker poprosi艂 o pud艂o z kartonu. Porucznik poszed艂 poszuka膰.

W sobotni wiecz贸r kostnica w Sewilli by艂a zamkni臋ta. Porucznik wprowadzi艂 Beckera na bezpo艣redni rozkaz naczelnika sewilskiej Guardii - najwyra藕niej ten Amerykanin mia艂 wp艂ywowych znajomych.

Becker rzuci艂 okiem na stert臋 rzeczy. W jednym bucie tkwi艂 paszport, portfel i okulary. Obok le偶a艂a niewielka torba, kt贸r膮 gwardzi艣ci przynie艣li z hotelu, gdzie zatrzyma艂 si臋 m臋偶czyzna. Becker otrzyma艂 jasne instrukcje. Niczego nie dotykaj. Niczego nie czytaj. Po prostu przywie藕 wszystkie jego rzeczy. Wszystko. Nie przegap niczego.

Jeszcze raz przyjrza艂 si臋 rzeczom zmar艂ego. Po co NSA te 艣mieci?

Porucznik wr贸ci艂 z niewielkim pud艂em i Becker zacz膮艂 pakowa膰 ubrania.

- Quien es? Kto to? - spyta艂 porucznik, dotykaj膮c nogi nieboszczyka.

- Nie wiem.

- Wygl膮da na Chi艅czyka.

To Japo艅czyk, pomy艣la艂 Becker.

- Biedak. Atak serca, prawda?

- Tak mi powiedziano. - Becker pokiwa艂 z roztargnieniem g艂ow膮.

Porucznik westchn膮艂 wsp贸艂czuj膮co.

- S艂o艅ce w Sewilli bywa okrutne. Lepiej niech pan jutro uwa偶a.

- Dzi臋kuj臋 - odrzek艂 Becker. - Wracam do domu.

- Przecie偶 dopiero pan przylecia艂! - porucznik by艂 zszokowany.

- Wiem, ale cz艂owiek, kt贸ry zap艂aci艂 za bilet, czeka na te rzeczy.

- Chce pan powiedzie膰, 偶e nie zamierza pan prze偶y膰 do艣wiadczenia, jakim jest pobyt w Sewilli? - porucznik wydawa艂 si臋 obra偶ony.

- By艂em ju偶 tutaj par臋 lat temu. Pi臋kne miasto. Bardzo chcia艂bym zosta膰.

- Widzia艂 pan zatem La Giralda?

Becker pokiwa艂 g艂ow膮. Nigdy nie wszed艂 na star膮 wie偶臋 Maur贸w, ale rzeczywi艣cie j膮 widzia艂.

- A Alcazar?

Zn贸w kiwn膮艂 g艂ow膮. Przypomnia艂 sobie noc, gdy s艂ucha艂, jak Paco de Lucia gra na gitarze na dziedzi艅cu. Flamenco pod gwiazdami w pi臋tnastowiecznej fortecy. 呕a艂owa艂, 偶e wtedy nie zna艂 jeszcze Susan.

- I oczywi艣cie Krzysztof Kolumb - rozpromieni艂 si臋 porucznik. - Jest pochowany w naszej katedrze.

- Naprawd臋? - Becker uni贸s艂 g艂ow臋. - My艣la艂em, 偶e Kolumb zosta艂 pochowany na Dominikanie.

- Wcale nie! Kto rozpuszcza takie plotki? Cia艂o Kolumba jest tutaj, w Hiszpanii! Wydawa艂o mi si臋, 偶e pan sko艅czy艂 studia.

- Widocznie tego dnia by艂em chory - odrzek艂 Becker, wzruszaj膮c ramionami.

- Hiszpa艅ski Ko艣ci贸艂 jest bardzo dumny z jego relikwii.

Hiszpa艅ski Ko艣ci贸艂. Becker wiedzia艂, 偶e w Hiszpanii jest tylko jeden Ko艣ci贸艂 - rzymskokatolicki. Katolicyzm jest w Hiszpanii wa偶niejszy ni偶 w Watykanie.

- Oczywi艣cie, nie mamy ca艂ego cia艂a Kolumba - doda艂 porucznik. - Solo el escroto.

Becker przerwa艂 pakowanie i spojrza艂 na porucznika. Solo el escroto? Z trudem powstrzyma艂 u艣miech.

- Tylko moszn臋?

- Tak - potwierdzi艂 z dum膮 porucznik. - Gdy Ko艣ci贸艂 dostaje cia艂o wielkiego cz艂owieka, kanonizuje go, a nast臋pnie rozsy艂a szcz膮tki do wielu katedr, 偶eby splendor sp艂yn膮艂 na wszystkich.

- A wy dostali艣cie... - Becker przygryz艂 wargi.

- Tak! To bardzo wa偶na cz臋艣膰 cia艂a! - zapewni艂 go z przekonaniem porucznik. - To nie byle 偶ebro lub kciuk, jak w tych ko艣cio艂ach w Galicji! Naprawd臋 powinien pan zosta膰 i zobaczy膰.

- Mo偶e wst膮pi臋 po drodze na lotnisko - Becker uprzejmie kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Mala suerte - westchn膮艂 porucznik. - Ma pan pecha. Katedra jest zamkni臋ta do porannej mszy.

- Zatem innym razem - u艣miechn膮艂 si臋 Becker i podni贸s艂 pud艂o. - Musz臋 ju偶 i艣膰. Samolot czeka - doda艂 i raz jeszcze rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

- Podwie藕膰 pana na lotnisko? Mam motocykl - zaproponowa艂 porucznik.

- Nie, dzi臋kuj臋, pojad臋 taks贸wk膮. - Becker raz w 偶yciu jecha艂 motocyklem i niewiele brakowa艂o, a zako艅czy艂oby si臋 to tragicznie. Nie mia艂 ochoty pr贸bowa膰 ponownie, niezale偶nie od tego, kto b臋dzie prowadzi艂.

- Jak pan woli - odrzek艂 porucznik i skierowa艂 si臋 do drzwi. - Zgasz臋 艣wiat艂o.

Becker trzyma艂 pud艂o pod pach膮. Czy wszystko zabra艂em? Raz jeszcze spojrza艂 na le偶膮ce na stole zw艂oki. Cia艂o m臋偶czyzny by艂o zupe艂nie nagie. W 艣wietle jarzeni贸wki wida膰 by艂o doskonale, 偶e nic nie zosta艂o. Przyjrza艂 si臋 zdeformowanym d艂oniom. Co艣 zwr贸ci艂o jego uwag臋.

Porucznik zgasi艂 艣wiat艂o, w kostnicy zapad艂y ciemno艣ci.

- Chwileczk臋 - zaprotestowa艂 Becker. - Mo偶e pan zapali膰 艣wiat艂o?

Gwardzista przekr臋ci艂 kontakt.

Becker postawi艂 pud艂o na pod艂odze i podszed艂 do sto艂u. Pochyli艂 si臋 nad lew膮 r臋k膮 zmar艂ego.

- Do艣膰 okropne, nie? - powiedzia艂 porucznik, 艣ledz膮c jego spojrzenie.

Beckerowi nie chodzi艂o jednak o fizyczn膮 deformacj臋. Dostrzeg艂 co艣 innego.

- Czy jest pan pewny, 偶e wszystkie jego rzeczy s膮 w pudle?

- Tak. Na pewno - kiwn膮艂 g艂ow膮 gwardzista.

Becker sta艂 przez chwil臋 z r臋kami na biodrach, a potem podni贸s艂 pud艂o, podszed艂 do lady i wyrzuci艂 zawarto艣膰 na blat. Uwa偶nie sprawdzi艂 wszystkie cz臋艣ci garderoby, opr贸偶ni艂 buty i pukn膮艂 w podeszwy, tak jakby chcia艂 wytrzasn膮膰 kamie艅. Powt贸rzy艂 ca艂膮 procedur臋, po czym wrzuci艂 rzeczy do pud艂a.

Sta艂 nieruchomo ze zmarszczonymi brwiami.

- Jaki艣 problem? - spyta艂 porucznik.

- Tak - odrzek艂 Becker. - Czego艣 brakuje.

Rozdzia艂 13

Tokugen Numataka sta艂 w swoim luksusowym biurze na dachu wie偶owca i przygl膮da艂 si臋 pejza偶owi Tokio. Jego pracownicy i konkurenci znali go jako akuta same - rekin ludojad. Przez trzydzie艣ci lat Numataka systematycznie przechytrza艂 i ogrywa艂 swych japo艅skich rywali. Teraz przysz艂a pora ekspansji na rynek 艣wiatowy.

Numataka zamierza艂 w艂a艣nie ubi膰 najwa偶niejsz膮 transakcj臋 swojego 偶ycia, wskutek kt贸rej Numatech Corp. mia艂a w przysz艂o艣ci wyprze膰 Microsoft. Czu艂 przyp艂yw adrenaliny. Interesy to wojna, a wojna jest podniecaj膮ca.

Gdy trzy dni wcze艣niej ten cz艂owiek zadzwoni艂 po raz pierwszy, Tokugen Numataka potraktowa艂 go podejrzliwie. Teraz wiedzia艂, 偶e tamten m贸wi艂 prawd臋. Dopisywa艂o mu myori - szcz臋艣cie. Bogowie go wybrali.

- Mam kopi臋 klucza do Cyfrowej Twierdzy - powiedzia艂 m臋偶czyzna z ameryka艅skim akcentem. - Czy chce pan go kupi膰?

Niewiele brakowa艂o, a Numataka wybuchn膮艂by 艣miechem. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e to podst臋p. Numatech Corp. z艂o偶y艂a ofert臋 zakupu nowego algorytmu Ensei Tankada, a teraz kt贸ry艣 z konkurent贸w chcia艂 si臋 dowiedzie膰, ile zaproponowali.

- Ma pan klucz? - uda艂 zainteresowanie.

- Tak. Nazywam si臋 North Dakota.

Numataka powstrzyma艂 si臋 od 艣miechu. Wszyscy wiedzieli o North Dakocie. Tankado powiedzia艂 dziennikarzom o swoim partnerze. To by艂o sprytne posuni臋cie z jego strony. Nawet w Japonii zacz臋to stosowa膰 w interesach haniebne metody. Ensei Tankado mia艂 prawo czu膰 si臋 zagro偶ony. Gdyby jednak kto艣 zdecydowa艂 si臋 na zbyt gwa艂towne posuni臋cie, partner Tankada opublikowa艂by klucz i wszystkie firmy komputerowe ponios艂yby straty.

Numataka zaci膮gn膮艂 si臋 cygarem Urnami. Nie przerwa艂 tego 艣miesznego przedstawienia.

- Zatem chce pan sprzeda膰 sw贸j klucz? Interesuj膮ce. A co o tym my艣li Ensei Tankado?

- Nie mam w stosunku do niego 偶adnych zobowi膮za艅. Pan Tankado by艂 na tyle g艂upi, 偶e mi zaufa艂. Klucz jest wart kilkaset razy wi臋cej, ni偶 on mi zap艂aci艂 za za艂atwienie tej sprawy.

- Bardzo mi przykro - odrzek艂 Numataka - ale pana klucz nie ma dla mnie 偶adnej warto艣ci. Gdy Tankado si臋 dowie, co pan zrobi艂, po prostu opublikuje swoj膮 kopi臋 i rynek zostanie zalany.

- Dostanie pan obie kopie - odrzek艂 nieznajomy. - Moj膮 i pana Tankada.

Numataka zakry艂 d艂oni膮 mikrofon i g艂o艣no si臋 roze艣mia艂. Nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰 od podstawowego pytania.

- A ile pan chce za oba klucze?

- Dwadzie艣cia milion贸w ameryka艅skich dolar贸w.

Niemal dok艂adnie tyle wynosi艂a oferta Numatech Corp.

- Dwadzie艣cia milion贸w dolar贸w? - Numataka uda艂, 偶e jest zszokowany. - To przekracza wszelkie granice!

- Widzia艂em algorytm. Zapewniam pana, 偶e jest tyle wart.

G贸wno prawda, pomy艣la艂 Numataka. Jest wart dziesi臋膰 razy wi臋cej.

- Niestety - odrzek艂. Mia艂 ju偶 do艣膰 tej zabawy. - Obaj wiemy, 偶e pan Tankado nigdy si臋 na to nie zgodzi. Prosz臋 pomy艣le膰 o prawnych konsekwencjach.

Nieznajomy przez chwil臋 milcza艂.

- A je艣li pan Tankado wypadnie z gry? - spyta艂. To zabrzmia艂o gro藕nie.

Numataka chcia艂 si臋 za艣mia膰, ale w g艂osie m臋偶czyzny dos艂ysza艂 dziwn膮 determinacj臋.

- Je艣li Tankado wypadnie z gry? - Numataka przerwa艂, jakby si臋 zastanawia艂. - Wtedy dobijemy targu.

- Skontaktuj臋 si臋 z panem - powiedzia艂 tamten i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Rozdzia艂 14

Becker uwa偶nie przyjrza艂 si臋 zw艂okom m臋偶czyzny. Cho膰 od 艣mierci min臋艂o wiele godzin, jego twarz by艂a zar贸偶owiona od nadmiernej opalenizny. Reszta cia艂a przybra艂a blado偶贸艂t膮 barw臋, tylko w okolicy serca wida膰 by艂o fioletowe si艅ce.

Pewnie po masa偶u serca, pomy艣la艂 Becker. Szkoda, 偶e nie pom贸g艂.

Zn贸w przyjrza艂 si臋 d艂oniom zmar艂ego. Nigdy przedtem nie widzia艂 czego艣 takiego. U obu r膮k m臋偶czyzna mia艂 tylko po trzy palce, wykr臋cone i niekszta艂tne. Nie to jednak wzbudzi艂o zainteresowanie Beckera.

- No, niech mnie - mrukn膮艂 porucznik z drugiego ko艅ca pokoju. - To Japo艅czyk, a nie Chi艅czyk.

Becker spojrza艂 na niego. Porucznik przegl膮da艂 paszport zmar艂ego.

- Wola艂bym, by pan od艂o偶y艂 paszport - powiedzia艂. Niczego nie dotykaj. Niczego nie czytaj.

- Ensei Tankado... urodzony w styczniu...

- Prosz臋 - powt贸rzy艂 uprzejmie Becker. - Niech pan to od艂o偶y.

Gwardzista jeszcze przez chwil臋 gapi艂 si臋 na paszport, po czym rzuci艂 go na stert臋 rzeczy Tankada.

- Ten facet mia艂 wiz臋 trzeciej klasy. M贸g艂 tu przebywa膰 wiele lat.

- Mo偶e tu mieszka艂 - powiedzia艂 Becker, dotykaj膮c pi贸rem r臋ki nieboszczyka.

- Nie. Wjecha艂 tydzie艅 temu. Jest stempel w paszporcie.

- Mo偶e zatem zamierza艂 si臋 tu przeprowadzi膰 - zasugerowa艂 kr贸tko Becker.

- Mo偶liwe. Kiepski pierwszy tydzie艅. Udar s艂oneczny i atak serca. Biedak.

Becker przerwa艂 rozmow膮 i jeszcze raz przyjrza艂 si臋 palcom Tankada.

- Jest pan pewny, 偶e w chwili 艣mierci nie mia艂 na sobie 偶adnej bi偶uterii?

- Bi偶uterii? - zdziwi艂 si臋 porucznik.

- Tak. Niech pan tu spojrzy.

Porucznik podszed艂 do sto艂u.

Na sk贸rze lewej r臋ki Tankada wida膰 by艂o 艣lady oparzenia promieniowaniem s艂onecznym, z wyj膮tkiem w膮skiego paska na ma艂ym palcu.

- Widzi pan, 偶e tu nie ma opalenizny? - powiedzia艂 Becker, wskazuj膮c na blady 艣lad na palcu. - Wygl膮da na to, 偶e nosi艂 pier艣cionek.

- Pier艣cionek? - porucznik by艂 wyra藕nie zdziwiony i zaskoczony. Przyjrza艂 si臋 uwa偶nie lewej d艂oni zmar艂ego. - Bo偶e, zatem to by艂a prawda? - doda艂 zmieszany.

- S艂ucham? - zapyta艂 Becker. Nagle poczu艂, 偶e sta艂o si臋 co艣 z艂ego.

- Wspomnia艂bym o tym wcze艣niej... - powiedzia艂 gwardzista, potrz膮saj膮c g艂ow膮 - ale ten cz艂owiek by艂 wariatem.

- Jaki cz艂owiek? - Becker nawet si臋 nie u艣miechn膮艂.

- Ten facet, kt贸ry wezwa艂 pogotowie. Kanadyjski turysta. Wci膮偶 m贸wi艂 o jakim艣 pier艣cieniu. Nigdy jeszcze nie s艂ysza艂em, by kto艣 tak 藕le m贸wi艂 po hiszpa艅sku.

- Powiedzia艂, 偶e Tankado mia艂 pier艣cionek?

Porucznik kiwn膮艂 g艂ow膮. Wyj膮艂 papierosa Ducado, zerkn膮艂 na napis Palenie wzbronione i zapali艂 mimo to.

- Pewnie powinienem by艂 o tym wspomnie膰, ale facet zachowywa艂 si臋, jakby by艂 kompletnym szale艅cem.

Becker zmarszczy艂 brwi. Przypomnia艂y mu si臋 s艂owa Strathmore'a. Chc臋 mie膰 wszystko, co Tankado mia艂 przy sobie. Wszystko. Nie pomi艅 niczego, nawet najdrobniejszego skrawka papieru.

- Gdzie jest teraz ten pier艣cionek? - spyta艂.

- To d艂uga historia - odrzek艂 porucznik, zaci膮gaj膮c si臋 dymem.

- Mimo to prosz臋 j膮 opowiedzie膰. - Co艣 mu m贸wi艂o, 偶e to nie b臋dzie dobra wiadomo艣膰.

Rozdzia艂 15

Susan Fletcher siedzia艂a przy swoim terminalu w W臋藕le nr 3. By艂 to akustycznie odizolowany pok贸j kryptograf贸w tu偶 obok g艂贸wnej hali Krypto. Zakrzywiona 艣ciana z grubego szk艂a, przepuszczaj膮ca 艣wiat艂o tylko w jedn膮 stron臋, dawa艂a panoramiczny widok na hale, natomiast z zewn膮trz nikt nie m贸g艂 zobaczy膰, co si臋 dzieje w W臋藕le.

W tylnej cz臋艣ci pomieszczenia znajdowa艂o si臋 dwana艣cie terminali ustawionych w ko艂o. To mia艂o sprzyja膰 intelektualnej wymianie my艣li mi臋dzy kryptografami i przypomina膰 im, 偶e tworz膮 zesp贸艂 - s膮 kim艣 w rodzaju rycerzy okr膮g艂ego sto艂u. Jak na ironi臋, wewn膮trz W臋z艂a sekrety by艂y 藕le widziane.

Na W臋ze艂 nr 3 m贸wiono cz臋sto Kojec, poniewa偶 jego wystr贸j niczym nie przypomina艂 ascetycznej prostoty ca艂ego oddzia艂u Krypto. Kojec zaprojektowano tak, by pracownicy czuli si臋 w nim jak w domu: gruba wyk艂adzina na pod艂odze, najwy偶szej klasy zestaw muzyczny, dobrze zaopatrzona lod贸wka, ma艂a kuchenka. To by艂o odbiciem filozofii NSA w stosunku do Krypto: je艣li wydali艣my kilka miliard贸w dolar贸w na komputer deszyfruj膮cy, to musimy przyci膮gn膮膰 najlepszych specjalist贸w, kt贸rzy b臋d膮 w stanie go nale偶ycie wykorzysta膰.

Susan zrzuci艂a pantofelki od Salvatore Ferragamo i z przyjemno艣ci膮 zanurzy艂a palce st贸p w grubej wyk艂adzinie. Dobrze op艂acanych pracownik贸w pa艅stwowych nak艂aniano, by zrezygnowali z ostentacyjnego demonstrowania swego bogactwa. Zazwyczaj Susan nie mia艂a z tym 偶adnych problem贸w - by艂a zadowolona ze swego bli藕niaka, volvo i konserwatywnej garderoby. Wyj膮tkiem by艂o obuwie. Ju偶 w czasie studi贸w oszcz臋dza艂a na najlepsze buty.

Nie skoczysz do gwiazd, gdy bol膮 ci臋 stopy - powiedzia艂a jej kiedy艣 ciotka. - A gdy dotrzesz na miejsce, postaraj si臋 dobrze wygl膮da膰!.

Susan przeci膮gn臋艂a si臋 jak kotka i wzi臋艂a si臋 do roboty. Otworzy艂a program TRACER i zacz臋艂a go konfigurowa膰. Spojrza艂a na adres, kt贸ry da艂 jej Strathmore:

NDAKOTA@ARA.ANON.ORG

Cz艂owiek, kt贸ry u偶ywa艂 nazwiska North Dakota, mia艂 anonimowe konto, ale Susan wiedzia艂a, 偶e ju偶 wkr贸tce pozna jego prawdziwy adres. TRACER trafi na serwer ARA, zostanie - przes艂any dalej do North Dakoty, po czym ode艣le wiadomo艣膰 z jego adresem.

Je艣li wszystko p贸jdzie dobrze, TRACER szybko zidentyfikuje North Dakot臋 i Strathmore skonfiskuje jego klucz. Zostanie jeszcze David. Gdy znajdzie kopi臋 klucza Tankada, oba zostan膮 zniszczone. Bomba zegarowa Ensei Tankada przestanie by膰 gro藕na, tak jakby kto艣 usun膮艂 zapalnik.

Susan dwukrotnie sprawdzi艂a, czy poprawnie wpisa艂a adres internetowy. Za艣mia艂a si臋 na my艣l, 偶e Strathmore nie potrafi艂 sam poradzi膰 sobie z TRACEREM. Najwyra藕niej pr贸bowa艂 dwukrotnie, ale za ka偶dym razem dostawa艂 adres Tankada, a nie North Dakoty. To prosty b艂膮d, pomy艣la艂a. Pewnie pomyli艂 pola danych i TRACER szuka艂 z艂ego konta.

Sko艅czy艂a konfigurowa膰 program i umie艣ci艂a go w kolejce do wys艂ania. Nacisn臋艂a ENTER. Rozleg艂 si臋 jeden pisk i na ekranie pojawi艂 si臋 napis:

TRACER WYS艁ANY

Teraz musia艂a czeka膰.

Wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc. Mia艂a wyrzuty sumienia z powodu starcia z komandorem. Je艣li ktokolwiek m贸g艂 sobie samodzielnie poradzi膰 z tym nag艂ym kryzysem, to tylko Trevor Strathmore. Szef wykazywa艂 niezwyk艂膮 umiej臋tno艣膰 radzenia sobie ze wszystkimi wyzwaniami.

Sze艣膰 miesi臋cy wcze艣niej, gdy EFF ujawni艂a, 偶e 艂贸d藕 podwodna NSA przechwytuje wiadomo艣ci przesy艂ane przez kabel u艂o偶ony na dnie, Strathmore z zimn膮 krwi膮 zaaran偶owa艂 przeciek, jakoby 艂贸d藕 podwodna w rzeczywisto艣ci s艂u偶y艂a do pozbywania si臋 toksycznych odpad贸w. EFF i ekolodzy tracili czas i energi臋 na dyskusj臋 o tym, kt贸ra wersja jest prawdziwa, a偶 wreszcie media mia艂y tego do艣膰 i zaj臋艂y si臋 nowymi tematami.

Strathmore metodycznie planowa艂 ka偶de swoje posuniecie. Przygotowuj膮c plany, cz臋sto korzysta艂 z komputera. Podobnie jak wielu pracownik贸w NSA Strathmore u偶ywa艂 do tego opracowanego przez agencj臋 programu BrainStorm (Burza M贸zgu). W ten spos贸b niczego nie ryzykuj膮c, m贸g艂 sprawdzi膰 wszystkie warianty a co si臋 stanie, je艣li...”.

BrainStorm by艂 programem typu sztuczna inteligencja - jego tw贸rcy opisali go jako Symulator Przyczyn i Skutk贸w. Pocz膮tkowo mia艂 s艂u偶y膰 do pozorowania przebiegu kampanii politycznych - chodzi艂o o stworzenie realistycznego modelu politycznego 艣rodowiska. Na podstawie ogromnego zbioru danych komputer tworzy艂 sie膰 relacji, stanowi膮c膮 model oddzia艂ywa艅 mi臋dzy zmiennymi politycznymi, takimi jak wa偶ni politycy, ich personel, zwi膮zki osobiste pomi臋dzy nimi, gor膮ce problemy, motywy dzia艂ania, a tak偶e czynnikami dodatkowymi, na przyk艂ad seks, narodowo艣膰, pieni膮dze. U偶ytkownik programu m贸g艂 opisa膰 dowolne zdarzenie, a BrainStorm analizowa艂, jaki b臋dzie mia艂o wp艂yw na 艣rodowisko.

Komandor Strathmore korzysta艂 z programu BrainStorm z niemal religijnym zaanga偶owaniem. Dla niego nie by艂 instrumentem politycznym, lecz narz臋dziem do analizy z艂o偶onych strategii, wykrywania s艂abych punkt贸w, tworzenia harmonogram贸w dzia艂a艅 i schematu przep艂ywu ludzi i 艣rodk贸w. Susan podejrzewa艂a, 偶e w komputerze Strathmore'a s膮 ukryte plany dzia艂ania, kt贸re pewnego dnia zmieni膮 histori臋 艣wiata.

Tak, pomy艣la艂a jeszcze raz, by艂am zbyt ostra.

Jej my艣li przerwa艂 szelest szybko otwieranych drzwi do Kojca.

Do pokoju wpad艂 Strathmore.

- Susan - powiedzia艂 - przed chwil膮 dzwoni艂 David. Ma problemy.

Rozdzia艂 16

- Pier艣cie艅? - Susan nie wydawa艂a si臋 poruszona. - Zgin膮艂 pier艣cionek Ensei Tankada?

- Tak. Mamy szcz臋艣cie, 偶e David to zauwa偶y艂. To by艂 przypadek.

- Przecie偶 szukamy klucza, a nie bi偶uterii.

- Wiem - odrzek艂 Strathmore. - Moim zdaniem to jedno i to samo.

Susan najwyra藕niej nie rozumia艂a, o co mu chodzi.

- To d艂uga historia - doda艂.

- Nigdzie si臋 nie wybieram - odpowiedzia艂a, wskazuj膮c r臋k膮 na ekran monitora.

Strathmore ci臋偶ko westchn膮艂 i zacz膮艂 przechadza膰 si臋 po pokoju.

- Okazuje si臋, 偶e s膮 艣wiadkowie 艣mierci Tankada. Wed艂ug policjanta z kostnicy pewien kanadyjski turysta zadzwoni艂 rano na posterunek. Powiedzia艂, 偶e jaki艣 Japo艅czyk w parku ma atak serca. Gdy policja przyby艂a na miejsce, Tankado ju偶 nie 偶y艂, a ten Kanadyjczyk by艂 przy nim. Wezwali pogotowie ratunkowe. Kiedy zabierali cia艂o do kostnicy, policjant spr贸bowa艂 dowiedzie膰 si臋 od Kanadyjczyka, co si臋 sta艂o. Ten stary tylko co艣 be艂kota艂 o pier艣cieniu, kt贸ry Tankado da艂 mu przed 艣mierci膮.

- Tankado da艂 mu pier艣cie艅? - sceptycznie spyta艂a Susan.

- Tak. Najwyra藕niej wcisn膮艂 mu pier艣cionek do r臋ki. Tak jakby b艂aga艂, 偶eby go wzi膮艂. Wygl膮da na to, 偶e p贸藕niej stary dobrze mu si臋 przyjrza艂. - Strathmore na chwil臋 przystan膮艂. - Powiedzia艂, 偶e na pier艣cieniu by艂y wygrawerowane jakie艣 znaki, jakby przypominaj膮ce litery.

- Litery?

- Tak. Wed艂ug niego to nie by艂a angielska inskrypcja. - Strathmore spojrza艂 na ni膮 wyczekuj膮co.

- Japo艅ska?

- W pierwszej chwili te偶 tak pomy艣la艂em - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Strathmore. - Zastan贸w si臋 jednak. Kanadyjczyk twierdzi艂, 偶e litery nie tworzy艂y 偶adnego napisu. Nikt nie pomyli艂by japo艅skich ideogram贸w z 艂aci艅skim alfabetem. On powiedzia艂, 偶e wygrawerowany napis wygl膮da艂 tak, jakby to kot biega艂 po klawiaturze.

- Komandorze, chyba nie my艣li pan powa偶nie... - za艣mia艂a si臋 Susan.

- Susan, to krystalicznie jasne - przerwa艂 jej Strathmore. - Tankado wygrawerowa艂 na pier艣cionku klucz do Cyfrowej Twierdzy. Z艂oto jest bardzo trwa艂e. W ten spos贸b m贸g艂 mie膰 klucz przy sobie przez ca艂y czas... gdy jad艂, spa艂, bra艂 prysznic. W ka偶dej chwili m贸g艂 te偶 ujawni膰 klucz.

- I nosi艂 go na palcu? Tak otwarcie? - w膮tpi艂a Susan.

- Czemu nie? Hiszpania nie jest 艣wiatow膮 stolic膮 kryptologii. Nikt tam nie zgad艂by, co oznaczaj膮 te litery. Poza tym je艣li klucz ma sze艣膰dziesi膮t cztery bity, to nawet w pe艂nym 艣wietle nikt nie zdo艂a艂by przeczyta膰 i zapami臋ta膰 wszystkich znak贸w.

- I w chwili 艣mierci Tankado da艂 ten pier艣cie艅 zupe艂nie nieznanej osobie? - Susan nie mog艂a tego poj膮膰. - Dlaczego?

- Pomy艣l. Jak s膮dzisz dlaczego?

Susan potrzebowa艂a tylko paru sekund, 偶eby zrozumie膰. Otworzy艂a szeroko oczy. Strathmore pokiwa艂 g艂ow膮.

- Tankado stara艂 si臋 pozby膰 pier艣cienia. Uwa偶a艂, 偶e to my go zabili艣my. Poczu艂, 偶e umiera, i logicznie przyj膮艂, 偶e to nasza sprawka. Zbie偶no艣膰 w czasie by艂a bardzo podejrzana. Doszed艂 do wniosku, 偶e otruli艣my go czy co艣 takiego, mo偶e spowodowali艣my powolne zatrzymanie pracy serca. Wiedzia艂 te偶, 偶e nie wa偶yliby艣my si臋 na to, gdyby艣my nie znale藕li wcze艣niej North Dakoty.

- Oczywi艣cie - szepn臋艂a Susan. Poczu艂a na plecach fal臋 ch艂odu. - Tankado uzna艂, 偶e zneutralizowali艣my jego polis臋 ubezpieczeniow膮, a zatem mo偶emy go wyeliminowa膰.

Wszystko stopniowo stawa艂o si臋 jasne. Atak serca nast膮pi艂 w tak wygodnym dla NSA momencie, 偶e Tankado uzna艂, i偶 to agencja ponosi odpowiedzialno艣膰. W ostatniej chwili chcia艂 si臋 zem艣ci膰. Ensei odda艂 pier艣cie艅 tury艣cie, aby mimo wszystko opublikowa膰 klucz. Cho膰 trudno w to uwierzy膰, w tej chwili jaki艣 nie podejrzewaj膮cy niczego kanadyjski turysta mia艂 w r臋ku klucz do najpot臋偶niejszego algorytmu szyfruj膮cego.

Susan wzi臋艂a g艂臋boki oddech i zada艂a oczywiste pytanie:

- Gdzie zatem jest teraz ten Kanadyjczyk?

- Na tym polega problem - zmarszczy艂 brwi Strathmore.

- Hiszpa艅ska policja nie wie, co si臋 z nim sta艂o?

- Nie. Opowie艣膰 tego Kanadyjczyka by艂a tak absurdalna, 偶e policjant przyj膮艂, i偶 dozna艂 szoku lub cierpi na ot臋pienie starcze. Wzi膮艂 go na motocykl i chcia艂 odwie藕膰 do hotelu. Kanadyjczyk nie wiedzia艂 jednak, 偶e powinien si臋 mocno trzyma膰; jak tylko ruszyli, spad艂 z siode艂ka, rozbi艂 sobie g艂ow臋 i z艂ama艂 nadgarstek.

- Co takiego?! - krzykn臋艂a Susan.

- Policjant chcia艂 zawie藕膰 go do szpitala, ale Kanadyjczyk si臋 w艣ciek艂... powiedzia艂, 偶e raczej wr贸ci do Kanady piechot膮, ni偶 ponownie wsi膮dzie na motocykl. W tej sytuacji policjant m贸g艂 tylko odprowadzi膰 go do niewielkiej kliniki publicznej w pobli偶u parku. Zostawi艂 go tam.

- Przypuszczam, 偶e nie musz臋 nawet pyta膰, co teraz robi David - powiedzia艂a Susan.

Rozdzia艂 17

David Becker stan膮艂 na rozpalonym, wy艂o偶onym bia艂ymi i niebieskimi p艂ytkami Plaza de Espa艌a. Przed sob膮 mia艂 wyrastaj膮cy z placu El Ayuntamiento stary ratusz. Arabskie wie偶e i ozdobna fasada upodobnia艂y go raczej do pa艂acu, a nie do budynku publicznego. Ratusz by艂 艣wiadkiem wielu historycznych zdarze艅 - zamach贸w wojskowych, po偶ar贸w, publicznego wieszania, ale wi臋kszo艣膰 turyst贸w przychodzi艂a tutaj, poniewa偶 biuro turystyczne reklamowa艂o ratusz jako angielsk膮 naczeln膮 kwater臋 wojskow膮 z filmu Lawrence z Arabii. Kr臋cenie filmu w Hiszpanii by艂o dla Columbii Pictures znacznie ta艅sze ni偶 w Egipcie, a wp艂yw sztuki arabskiej na architektur臋 Sewilli by艂 na tyle wyra藕ny, i偶 wi臋kszo艣膰 widz贸w uzna艂a, 偶e rzeczywi艣cie widz膮 Kair.

Becker przestawi艂 swoje seiko na czas lokalny - by艂a 21.10. Jak na tutejsze standardy to jeszcze popo艂udnie. Prawdziwy Hiszpan nigdy nie je kolacji przed zachodem s艂o艅ca, a leniwe andaluzyjskie s艂o艅ce rzadko opuszcza niebo przed dziesi膮t膮.

Cho膰 zbli偶a艂a si臋 noc, by艂o gor膮co. Mimo to Becker szed艂 bardzo szybko. Tym razem ton g艂osu Strathmore'a znacznie bardziej nagli艂 ni偶 rano. Nowe polecenie okaza艂o si臋 ca艂kowicie jednoznaczne: odszukaj Kanadyjczyka, odzyskaj pier艣cie艅. Zr贸b wszystko, co konieczne, byle tylko odzyska膰 pier艣cie艅.

Zastanawia艂 si臋, dlaczego pier艣cie艅 z jakimi艣 znakami jest taki wa偶ny. Strathmore mu tego nie wyja艣ni艂, a Becker nie spyta艂. NSA, pomy艣la艂. Never Say Anything*.

Po drugiej stronie Avenida Isabela Cat贸lica wida膰 by艂o klinik臋 - Becker 艂atwo j膮 rozpozna艂 po znaku czerwonego krzy偶a na bia艂ym tle. Porucznik gwardii zostawi艂 tu kanadyjskiego turyst臋 wiele godzin temu. Z艂amany nadgarstek, uraz g艂owy - z pewno艣ci膮 pacjent zosta艂 opatrzony i ju偶 dawno odes艂any do domu. Becker mia艂 nadziej臋, 偶e klinika zapisa艂a adres hotelu lub telefon, gdzie mo偶na go znale藕膰. Gdyby Beckerowi dopisa艂o szcz臋艣cie, m贸g艂by szybko odszuka膰 Kanadyjczyka, odzyska膰 pier艣cie艅 i wr贸ci膰 do domu bez dalszych komplikacji.

- Je艣li zajdzie taka potrzeba, niech pan skorzysta z tych dziesi臋ciu tysi臋cy w got贸wce i odkupi pier艣cie艅 - powiedzia艂 Strathmore. - Oddam panu na miejscu.

- Nie musi pan oddawa膰 - odrzek艂 Becker. I tak zamierza艂 zwr贸ci膰 pieni膮dze. Nie pojecha艂 do Hiszpanii dla pieni臋dzy, lecz ze wzgl臋du na Susan. Komandor Trevor Strathmore by艂 jej mentorem i opiekunem. Susan wiele mu zawdzi臋cza艂a; Becker uzna艂, 偶e za艂atwienie jednej sprawy dla Strathmore'a to minimum tego, co powinien zrobi膰.

Niestety wydarzenia nie potoczy艂y si臋 zgodnie z jego planem. Mia艂 nadziej臋, 偶e zadzwoni do Susan z samolotu i wszystko wyja艣ni. Zastanawia艂 si臋, czy nie poprosi膰 pilota o kontakt radiowy ze Strathmore'em, by w ten spos贸b przekaza膰 wiadomo艣膰, ale nie mia艂 ochoty wci膮ga膰 zast臋pcy dyrektora NSA w swoje uczuciowe sprawy.

Sam trzy razy pr贸bowa艂 do niej zadzwoni膰 - z samolotu, z automatu na lotnisku i z kostnicy. Susan nie by艂o w domu. David zastanawia艂 si臋, dok膮d posz艂a. Za ka偶dym razem odzywa艂a si臋 automatyczna sekretarka, ale nie zostawi艂 偶adnej wiadomo艣ci - to, co mia艂 do powiedzenia, nie nadawa艂o si臋 do nagrania.

Gdy zbli偶a艂 si臋 do ulicy, przy wej艣ciu do parku zauwa偶y艂 budk臋 telefoniczn膮. Podbieg艂, chwyci艂 s艂uchawk臋 i wsun膮艂 do automatu kart臋 telefoniczn膮. Po kilku sekundach otrzyma艂 po艂膮czenie. S艂ysza艂 kolejne dzwonki.

Prosz臋, odbierz.

Po pi臋ciu dzwonkach us艂ysza艂 jej g艂os.

- Dzie艅 dobry, tu Susan Fletcher. Niestety, nie ma mnie w domu. Prosz臋 zostawi膰...

Becker czeka艂 na sygna艂. Gdzie ona si臋 podziewa? Susan mog艂a ju偶 si臋 powa偶nie niepokoi膰. A mo偶e pojecha艂a do Stone Manor bez niego? Wreszcie rozleg艂 si臋 pisk sygna艂u.

- Cze艣膰, tu David... - zacz膮艂 i urwa艂. Nie wiedzia艂, co powiedzie膰. Nie znosi艂 automatycznych sekretarek r贸wnie偶 dlatego, 偶e przerywaj膮 po艂膮czenie, gdy kto艣 musi chwilk臋 pomy艣le膰. - Przepraszam, 偶e nie zadzwoni艂em - odezwa艂 si臋 w sam膮 por臋. Zastanawia艂 si臋, czy wyja艣ni膰 jej, co si臋 dzieje. Po chwili uzna艂, 偶e lepiej nie. - Zadzwo艅 do komandora Strathmore'a. On ci wszystko wyt艂umaczy. - Becker s艂ysza艂 bicie swojego serca. To absurd, pomy艣la艂. - Kocham ci臋 - doda艂 szybko i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

Stan膮艂 przy kraw臋偶niku i czeka艂, a偶 przejad膮 samochody, by przej艣膰 na drug膮 stron臋 Avenida Borbolla. Pomy艣la艂, 偶e Susan z pewno艣ci膮 podejrzewa, i偶 sta艂o si臋 co艣 z艂ego. Zapowiedzia艂 przecie偶, 偶e zadzwoni, a zwykle nie zawodzi艂.

Becker wszed艂 na czteropasmow膮 jezdni臋. Tam i z powrotem - szepn膮艂 do siebie. Tam i z powrotem. By艂 zbyt zaj臋ty swymi my艣lami, by dostrzec m臋偶czyzn臋 w drucianych okularach, kt贸ry obserwowa艂 go, stoj膮c po drugiej stronie ulicy.

Rozdzia艂 18

Stoj膮c przed ogromnym oknem w swoim biurze na najwy偶szym pi臋trze wie偶owca, Numataka zaci膮gn膮艂 si臋 cygarem i u艣miechn膮艂 do siebie. Nie m贸g艂 uwierzy膰 swemu szcz臋艣ciu. Rozmawia艂 ponownie z tym Amerykaninem. Je艣li wszystko posz艂o zgodnie z harmonogramem, Tankado ju偶 zosta艂 wyeliminowany, a jego kopia klucza trafi艂a w r臋ce Dakoty.

Co za ironia - pomy艣la艂 Numataka - 偶e to w艂a艣nie on dostanie w ko艅cu klucz Ensei Tankada. Tokugen Numataka spotka艂 si臋 raz z Tankadem, wiele lat temu. Po sko艅czeniu studi贸w m艂ody programista przyszed艂 do Numatech Corp. w poszukiwaniu pracy. Numataka go nie przyj膮艂. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e Tankado jest znakomitym programist膮, ale w贸wczas musia艂 wzi膮膰 pod uwag臋 jeszcze inne argumenty. Japonia ju偶 si臋 zmienia艂a, lecz Numataka wywodzi艂 si臋 z dawnej szko艂y i 偶y艂 wed艂ug zasad kodeksu menboko - najwa偶niejszy jest honor i wra偶enie. Nie mo偶na tolerowa膰 偶adnych odst臋pstw od doskona艂o艣ci. Gdyby zatrudni艂 kalek臋, by艂aby to ha艅ba dla jego w艂asnego przedsi臋biorstwa. Numataka bez namys艂u wyrzuci艂 podanie Tankada do kosza.

Zn贸w spojrza艂 na zegarek. North Dakota powinien by艂 ju偶 zadzwoni膰. Numataka zacz膮艂 si臋 denerwowa膰. Mia艂 nadziej臋, 偶e nic si臋 nie sta艂o.

Je艣li klucze s膮 autentyczne, o czym zapewnia艂 go Dakota, to ju偶 wkr贸tce pozwol膮 mu uzyska膰 dost臋p do najbardziej poszukiwanego produktu epoki komputer贸w - ca艂kowicie bezpiecznego algorytmu szyfruj膮cego. Numataka planowa艂 umie艣ci膰 algorytm w zabezpieczonej ko艣ci VLSI, tak aby nikt nie m贸g艂 go skopiowa膰, a nast臋pnie sprzedawa膰 ko艣ci producentom komputer贸w z ca艂ego 艣wiata, a tak偶e rz膮dom, przedsi臋biorstwom, mo偶e nawet na czarnym rynku terroryst贸w.

U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Najwyra藕niej by艂 ulubie艅cem shichigosan - siedmiu b贸stw powodzenia. Numatech Corp. ju偶 wkr贸tce b臋dzie mie膰 jedyn膮 istniej膮c膮 kopi臋 Cyfrowej Twierdzy. Dwadzie艣cia milion贸w dolar贸w to du偶o pieni臋dzy, ale bior膮c pod uwag臋, co za to dostanie, by艂 to rabunek stulecia.

Rozdzia艂 19

- A je艣li kto艣 jeszcze szuka pier艣cienia? - spyta艂a Susan. Nagle zacz臋艂a si臋 denerwowa膰. - Czy Davidowi mo偶e co艣 grozi膰?

- Nikt inny nie wie o istnieniu pier艣cienia - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Strathmore. - W艂a艣nie dlatego pos艂a艂em tam Davida. Chcia艂em zachowa膰 tajemnic臋. Ciekawscy agenci zwykle nie 艂a偶膮 za nauczycielami hiszpa艅skiego.

- David jest profesorem - poprawi艂a go Susan, ale natychmiast tego po偶a艂owa艂a. Od czasu do czasu mia艂a wra偶enie, 偶e dla komandora David nie jest dostatecznie dobry, 偶e jego zdaniem powinna znale藕膰 sobie kogo艣 lepszego ni偶 nauczyciel. - Komandorze - kontynuowa艂a - je艣li przekaza艂 pan Davidowi instrukcje przez telefon podczas jazdy samochodem, kto艣 m贸g艂 pods艂ucha膰...

- To zupe艂nie nieprawdopodobne, jeden do miliona - przerwa艂 jej Strathmore. - Pods艂uchuj膮cy musia艂by by膰 bardzo blisko i musia艂by wiedzie膰, czego s艂ucha膰. - Strathmore po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej ramieniu. - Nigdy nie pos艂a艂bym Davida, gdybym s膮dzi艂, 偶e to niebezpieczne zadanie. - U艣miechn膮艂 si臋. - Zaufaj mi. Na pierwszy sygna艂 zapowiadaj膮cy k艂opoty natychmiast po艣l臋 tam zawodowc贸w.

Strathmore przerwa艂, bo nagle rozleg艂o si臋 gwa艂towne dudnienie w drzwi do W臋z艂a nr 3. Odwr贸cili si臋 oboje, by zobaczy膰, co si臋 dzieje.

Phil Chartrukian, technik z laboratorium bezpiecze艅stwa system贸w, przyciska艂 twarz do szyby, jakby usi艂owa艂 zajrze膰 do 艣rodka, i gwa艂townie wali艂 pi臋艣ciami w drzwi. Co艣 wykrzykiwa艂, ale przez d藕wi臋koszczeln膮 艣cian膮 nie dochodzi艂y do nich jego s艂owa. Wygl膮da艂, jakby zobaczy艂 ducha.

- Do diab艂a, co on tu robi? - warkn膮艂 Strathmore. - Nie ma dzi艣 dy偶uru.

- Chyba mamy k艂opot - powiedzia艂a Susan. - Pewnie zobaczy艂 na monitorze, co si臋 dzieje.

- Cholera - sykn膮艂 komandor. - Specjalnie zadzwoni艂em wczoraj do dy偶urnego z Sys-Sec i powiedzia艂em mu, 偶eby tu nie przychodzi艂!

Susan nie by艂a zaskoczona. Skasowanie dy偶uru Sys-Sec by艂o sprzeczne z przepisami, ale Strathmore niew膮tpliwie chcia艂 by膰 sam. Jeszcze tego brakowa艂o, by jaki艣 maniak od bezpiecze艅stwa podni贸s艂 alarm z powodu Cyfrowej Twierdzy.

- Lepiej zamknijmy zadanie - zaproponowa艂a. - Mo偶emy zresetowa膰 program monitoruj膮cy i wm贸wi膰 Philowi, 偶e co艣 mu si臋 przy艣ni艂o.

Strathmore przez chwil臋 si臋 zastanawia艂, po czym pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Jeszcze za wcze艣nie. TRANSLATOR liczy ju偶 od pi臋tnastu godzin. Chc臋, 偶eby liczy艂 przez ca艂膮 dob臋, po prostu dla pewno艣ci.

Susan mog艂a to zrozumie膰. Cyfrowa Twierdza by艂a pierwszym algorytmem ze zmiennym tekstem jawnym. By膰 mo偶e Tankado co艣 przeoczy艂, by膰 mo偶e TRANSLATOR z艂amie szyfr. Jednak偶e co艣 jej m贸wi艂o, 偶e nie ma na to 偶adnych nadziei.

- TRANSLATOR ma liczy膰 dalej - postanowi艂 Strathmore. - Chc臋 wiedzie膰 na pewno, 偶e ten algorytm jest nie do ruszenia.

Chartrukian wci膮偶 wali艂 pi臋艣ci膮 w szklane drzwi.

- Nic si臋 nie dzieje - mrukn膮艂 Strathmore. - Wspieraj mnie.

Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i podszed艂 do drzwi. Czujnik w pod艂odze zareagowa艂 na jego ci臋偶ar i drzwi otworzy艂y si臋 z cichym 艣wistem. Chartrukian niemal wpad艂 do 艣rodka.

- Panie komandorze... Przepraszam, 偶e przeszkadzam, ale monitor 艣ledz膮cy wykonanie... Uruchomi艂em program wykrywaj膮cy wirusy i...

- Phil, Phil, Phil... - powiedzia艂 艂agodnie Strathmore i po艂o偶y艂 d艂o艅 na jego ramieniu uspokajaj膮cym gestem. - Spokojnie, powoli. Co si臋 sta艂o?

S膮dz膮c po swobodnym tonie g艂osu komandora, nikt by nie odgad艂, 偶e wok贸艂 niego wszystko si臋 wali. Odsun膮艂 si臋 na bok i zaprosi艂 gestem Chartrukiana do 艣wi臋tego W臋z艂a nr 3. Technik z wahaniem przekroczy艂 pr贸g, jak dobrze wytresowany pies, kt贸ry wie, 偶e pan sk艂ania go do zrobienia czego艣, co jest surowo zakazane.

Mina Chartrukiana wyra藕nie 艣wiadczy艂a, 偶e nigdy jeszcze nie by艂 w Kojcu. Natychmiast zapomnia艂 o tym, dlaczego wpad艂 w panik臋. Rozejrza艂 si臋 po luksusowo wyposa偶onym wn臋trzu, specjalnych terminalach, sofach, p贸艂kach z ksi膮偶kami, o艣wietlonych 艂agodnym 艣wiat艂em. Spojrza艂 na panuj膮c膮 kr贸low膮 Krypto Susan Fletcher i szybko odwr贸ci艂 wzrok. Susan onie艣miela艂a go tak, 偶e traci艂 j臋zyk w g臋bie. Mia艂 wra偶enie, 偶e jej umys艂 dzia艂a na zupe艂nie innej p艂aszczy藕nie, a na dok艂adk臋 by艂a niepokoj膮co pi臋kna. Jej bezpo艣rednio艣膰 tylko pogarsza艂a sytuacj臋.

- Na czym polega problem, Phil? - zapyta艂 Strathmore, otwieraj膮c lod贸wk臋. - Napijesz si臋 czego艣?

- Nie, nie, dzi臋kuj臋, panie komandorze. - Chartrukian by艂 wyra藕nie skr臋powany, nie wiedzia艂, czy rzeczywi艣cie jest tu mi艂e widziany. - Prosz臋 pana... Moim zdaniem mamy problem z TRANSLATOREM.

Strathmore zamkn膮艂 lod贸wk臋 i obrzuci艂 go niedba艂ym spojrzeniem.

- Masz na my艣li wskazania programu monitoruj膮cego prac臋 komputera?

- Czy to znaczy, 偶e pan wie, co si臋 sta艂o? - zdziwi艂 si臋 Chartrukian.

- Oczywi艣cie. Je艣li si臋 nie myl臋, komputer wykonuje program ju偶 od szesnastu godzin.

- Tak, prosz臋 pana, prawie szesna艣cie godzin - potwierdzi艂 technik. - To jeszcze nie wszystko. Program wyszukuj膮cy wirusy znalaz艂 co艣 bardzo dziwnego.

- Doprawdy? - Strathmore wyra藕nie si臋 nie przej膮艂. - Co takiego?

Susan z uznaniem obserwowa艂a przedstawienie, jakie odgrywa艂 komandor.

- TRANSLATOR przetwarza jakie艣 bardzo zaawansowane rzeczy - wyj膮ka艂 Chartrukian. - Filtry jeszcze nigdy nie wykry艂y czego艣 takiego. Obawiam si臋, 偶e TRANSLATOR jest zawirusowany.

- Wirus? - Strathmore zachichota艂. W jego g艂osie pojawi艂a si臋 nutka lekcewa偶enia. - Phil, doceniam twoje zaanga偶owanie. Naprawd臋. Pani Fletcher i ja uruchomili艣my nowy program diagnostyczny. To bardzo zaawansowany test. Ostrzeg艂bym ci臋, gdybym wiedzia艂, 偶e masz dzi艣 dy偶ur.

- Zamieni艂em si臋 z nowym pracownikiem. - Chartrukian pr贸bowa艂 zr臋cznie kry膰 koleg臋. - Chcia艂 mie膰 wolny weekend.

- To dziwne - Strathmore zmru偶y艂 oczy. - Rozmawia艂em z nim wczoraj wieczorem. Powiedzia艂em mu, 偶eby nie przychodzi艂. Nic mi nie wspomnia艂 o zast臋pstwie.

Chartrukian poczu艂 grud臋 w gardle. Zapad艂a pe艂na napi臋cia cisza.

- No c贸偶 - westchn膮艂 w ko艅cu Strathmore. - To pewnie jakie艣 nieporozumienie. - Po艂o偶y艂 d艂o艅 na ramieniu technika i poprowadzi艂 go do drzwi. - Masz szcz臋艣cie, nie musisz tu siedzie膰. Pani Fletcher i ja b臋dziemy w Krypto ca艂y dzie艅. Pozostaniemy na posterunku. Masz wolny weekend.

- Komandorze, moim zdaniem powinni艣my sprawdzi膰... - o艣mieli艂 si臋 wtr膮ci膰 Chartrukian.

- Phil - powiedzia艂 Strathmore nieco ostrzejszym tonem. - Z TRANSLATOREM nic z艂ego si臋 nie dzieje. Je艣li sonda wykry艂a co艣 dziwnego, to tylko z powodu naszego programu. Je偶eli nie masz nic przeciwko... - Strathmore nie doko艅czy艂 zdania, ale technik i tak zrozumia艂, 偶e pora, by sobie poszed艂.

- Test diagnostyczny, g贸wno prawda! - mrukn膮艂 Chartrukian po powrocie do laboratorium. Nie m贸g艂 och艂on膮膰. - Komputer ma trzy miliony procesor贸w, liczy od szesnastu godzin i jeszcze nie sko艅czy艂 testu?! Co to za test?!

Zastanawia艂 si臋, czy powinien zadzwoni膰 do kierownika laboratorium bezpiecze艅stwa system贸w. Pieprzeni kryptolodzy, pomy艣la艂. W og贸le nie rozumiej膮, co to znaczy bezpiecze艅stwo!

Przypomnia艂 sobie 艣lubowanie, kt贸re z艂o偶y艂, podejmuj膮c prac臋. Mia艂 u偶ywa膰 wszystkich swych umiej臋tno艣ci, korzysta膰 z do艣wiadczenia i instynktu, by chroni膰 komputer NSA, wart wiele miliard贸w dolar贸w.

- Instynkt! - powiedzia艂 wyzywaj膮cym tonem. Nie trzeba by膰 jasnowidzem, by wiedzie膰, 偶e to nie jest 偶aden test diagnostyczny!

Chartrukian usiad艂 przy terminalu i uruchomi艂 wszystkie programy TRANSLATORA s艂u偶膮ce do oceny i analizy wykonywanych operacji.

- Pa艅skie ukochane dziecko ma problemy, komandorze - mrukn膮艂. - Nie wierzy pan w instynkt? Dostanie pan dow贸d.

Rozdzia艂 20

La Cl铆nica de Salud P煤blica mie艣ci艂a si臋 w budynku dawnej szko艂y podstawowej i nie przypomina艂a wcale szpitala. By艂 to d艂ugi, jednopi臋trowy budynek z ceg艂y, z wielkimi oknami i zardzewia艂膮 hu艣tawk膮 na tylnym podw贸rku. Becker wszed艂 po krusz膮cych si臋 stopniach.

Wewn膮trz by艂o ciemno i g艂o艣no. Funkcj臋 poczekalni pe艂ni艂 d艂ugi, w膮ski korytarz, wzd艂u偶 kt贸rego sta艂y metalowe, sk艂adane krzes艂a. Na kozio艂ku przy wej艣ciu kto艣 postawi艂 kawa艂ek tektury z napisem OFICINA i strza艂k膮 wskazuj膮c膮 korytarz.

Becker ruszy艂 kiepsko o艣wietlonym korytarzem. To przypomina艂o mu scenografi臋 do hollywoodzkiego horroru. W powietrzu unosi艂a si臋 nieprzyjemna wo艅 uryny. W dalszej cz臋艣ci pomieszczenia 偶ar贸wki by艂y przepalone - m贸g艂 dostrzec tylko zarysy ludzkich postaci. Krwawi膮ca kobieta... m艂ode ma艂偶e艅stwo... modl膮ca si臋 dziewczynka... Becker dotar艂 do ko艅ca korytarza. Drzwi po lewej stronie by艂y niedomkni臋te, wi臋c zajrza艂 do 艣rodka. W pokoju by艂a tylko stara, wysuszona kobieta - le偶a艂a nago na le偶ance i m臋czy艂a si臋 z basenem.

Cudownie, j臋kn膮艂. Zamkn膮艂 drzwi. Do diab艂a, gdzie jest rejestracja?

Dos艂ysza艂 jakie艣 g艂osy dochodz膮ce zza zakr臋tu korytarza. Poszed艂 w tamt膮 stron臋. Zza drzwi z matowego szkl膮 dobiega艂y odg艂osy k艂贸tni. Becker niech臋tnie otworzy艂 drzwi. Rejestracja. Groza. Dok艂adnie to, czego si臋 obawia艂.

W kolejce sta艂o kilkana艣cie os贸b, wszyscy krzyczeli i przepychali si臋. Hiszpania nie jest znana ze sprawno艣ci urz臋dnik贸w. Becker wiedzia艂, 偶e mo偶e tu tkwi膰 ca艂膮 noc, nim uda mu si臋 dowiedzie膰 czego艣 o kanadyjskim tury艣cie. Za biurkiem siedzia艂a tylko jedna sekretarka, kt贸ra walczy艂a z niezadowolonymi pacjentami. Becker przez chwil臋 sta艂 w progu i zastanawia艂 si臋, co zrobi膰. Wpad艂 na lepszy pomys艂.

- Con permiso! - krzykn膮艂 za nim sanitariusz, popychaj膮cy 艂贸偶ko na k贸艂kach.

Becker szybko uskoczy艂 w bok.

- D贸nde est谩 el telfono?! - zawo艂a艂.

Sanitariusz nawet si臋 nie zatrzyma艂, ale machn膮艂 r臋k膮 w stron臋 podw贸jnych drzwi, po czym znikn膮艂 za zakr臋tem. Becker podszed艂 tam i zajrza艂 do 艣rodka.

Znalaz艂 si臋 w ogromnym pokoju - to by艂a dawna sala gimnastyczna. S艂ycha膰 by艂o szum jarzeni贸wek. W ich 艣wietle pod艂oga wydawa艂a si臋 bladozielona i rozmazana. Na 艣cianie wisia艂 jeszcze kosz do koszyk贸wki z podart膮 siatk膮. W ca艂ej sali sta艂y bez艂adnie 艂贸偶ka polowe, na kt贸rych le偶eli chorzy. W przeciwleg艂ym ko艅cu, tu偶 pod zepsut膮 tablic膮 wynik贸w, wisia艂 stary automat telefoniczny na monety. Becker mia艂 nadziej臋, 偶e dzia艂a.

Id膮c przez sal臋, wyszpera艂 z kieszeni kilka monet. Mia艂 siedemdziesi膮t pi臋膰 peset - to by艂a reszta za taks贸wk臋. Akurat na dwie lokalne rozmowy. U艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie do przechodz膮cej piel臋gniarki. Doszed艂 do automatu i zadzwoni艂 do biura numer贸w. Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej mia艂 ju偶 numer telefonu rejestracji.

Niezale偶nie od kraju we wszystkich urz臋dach obowi膮zuje ta sama regu艂a: nikt nie mo偶e znie艣膰 dzwoni膮cego d艂ugo telefonu. Bez wzgl臋du na liczb臋 oczekuj膮cych w kolejce klient贸w, sekretarka zawsze przerywa prac臋, 偶eby odebra膰 telefon.

Wybra艂 sze艣ciocyfrowy numer. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e tego dnia by艂 tu tylko jeden Kanadyjczyk ze z艂amanym nadgarstkiem i urazem g艂owy; jego teczka powinna by膰 gdzie艣 na wierzchu. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e sekretarka nie b臋dzie chcia艂a poda膰 jego nazwiska i adresu obcej osobie, ale mia艂 pewien plan.

Telefon zacz膮艂 dzwoni膰. Becker przypuszcza艂, 偶e po pi臋ciu dzwonkach sekretarka podniesie s艂uchawk臋. Naliczy艂 ich dziewi臋tna艣cie.

- Cl铆nica de Salud P煤blica - warkn臋艂a sekretarka.

- Tu David Becker - przedstawi艂 si臋. M贸wi艂 po hiszpa艅sku z francusko-ameryka艅skim akcentem. - Jestem z kanadyjskiej ambasady. Jeden z naszych obywateli by艂 dzisiaj pa艅stwa pacjentem. Potrzebuj臋 jego danych, by ambasada mog艂a zap艂aci膰 za pomoc medyczn膮.

- Doskonale - powiedzia艂a sekretarka. - Prze艣l臋 je do ambasady w poniedzia艂ek.

- Potrzebujemy tych danych w tej chwili. To bardzo wa偶ne - naciska艂 Becker.

- Niemo偶liwe - prychn臋艂a. - Jeste艣my bardzo zaj臋ci.

- To pilna sprawa - ci膮gn膮艂 Becker oficjalnym tonem. - Ten m臋偶czyzna mia艂 z艂amany nadgarstek i uraz g艂owy. By艂 w klinice rano. Jego teczka powinna le偶e膰 gdzie艣 na wierzchu.

Becker stara艂 si臋 m贸wi膰 z mocnym, obcym akcentem, na tyle wyra藕nie, by sekretarka zrozumia艂a, ale mia艂a z tym k艂opot. Ludzie cz臋sto odst臋puj膮 od zasad, byle tylko pozby膰 si臋 natr臋t贸w.

Zamiast odst膮pi膰 od zasad, sekretarka zacz臋艂a mu wymy艣la膰 od ameryka艅skich wa偶niak贸w, a po chwili od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Becker zmarszczy艂 brwi. Pora偶ka. Nie mia艂 wielkiej ochoty czeka膰 przez ca艂膮 noc w kolejce. Poza tym czas mija艂 - stary Kanadyjczyk m贸g艂 by膰 ju偶 gdziekolwiek. Mo偶e postanowi艂 wr贸ci膰 do domu. Mo偶e chce sprzeda膰 pier艣cie艅. Becker nie mia艂 czasu na czekanie. Zdeterminowany zn贸w podni贸s艂 s艂uchawk臋. Wybra艂 numer, przycisn膮艂 s艂uchawk膮 do ucha i liczy艂 kolejne dzwonki. Jeden... drugi... trzeci...

Poczu艂 nag艂y przyp艂yw adrenaliny.

Gwa艂townym ruchem cisn膮艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki. Odwr贸ci艂 si臋 i ponownie rozejrza艂 po sali. Na 艂贸偶ku polowym, na wprost niego, na stercie poduszek le偶a艂 starszy m臋偶czyzna z czystym, bia艂ym opatrunkiem gipsowym na prawym nadgarstku.

Rozdzia艂 21

Gdy tym razem Amerykanin zadzwoni艂 pod prywatny numer Tokugena Numataki, wydawa艂 si臋 zdenerwowany.

- Pan Numataka? Mam tylko chwil臋.

- Doskonale. Licz臋 na to, 偶e ma pan oba klucze.

- B臋dzie niewielkie op贸藕nienie - odrzek艂 Amerykanin.

- Wykluczone - sykn膮艂 Numataka. - Powiedzia艂 pan, 偶e dzi艣 wieczorem b臋dzie pan je mia艂.

- Jedna sprawa nie zosta艂a za艂atwiona.

- Tankado nie 偶yje?

- Tak - odrzek艂 tamten. - M贸j cz艂owiek zabi艂 go, ale nie odzyska艂 klucza. Tankado przed 艣mierci膮 odda艂 go jakiemu艣 tury艣cie.

- Skandal! - krzykn膮艂 Numataka. - Jak zatem mo偶e mi pan zagwarantowa膰 wy艂膮czny dost臋p...

- Spokojnie - przerwa艂 mu Amerykanin. - B臋dzie mia艂 pan wy艂膮czne prawa. Ma pan moj膮 gwarancj臋. Gdy tylko brakuj膮cy klucz zostanie odnaleziony, Cyfrowa Twierdza b臋dzie pa艅ska.

- Ale kto艣 mo偶e skopiowa膰 klucz!

- Ka偶dy, kto go tylko zobaczy, zostanie wyeliminowany.

Zapad艂a cisza. W ko艅cu przerwa艂 j膮 Numataka.

- Gdzie teraz jest klucz?

- Nie musi pan wiedzie膰. Znajdzie si臋.

- Jak mo偶e pan by膰 tego pewny?

- Poniewa偶 nie tylko ja go szukam. Ameryka艅ski wywiad wie o brakuj膮cym kluczu. Z oczywistych powod贸w woleliby nie dopu艣ci膰 do rozpowszechnienia Cyfrowej Twierdzy. Wys艂ali pewnego cz艂owieka na poszukiwanie klucza. Nazywa si臋 David Becker.

- Sk膮d pan to wie?

- Niewa偶ne.

- A gdy Becker znajdzie klucz? - spyta艂 po chwili Numataka.

- M贸j cz艂owiek mu go odbierze.

- A p贸藕niej?

- To nie pa艅ska sprawa - odrzek艂 zimno Amerykanin. - Gdy pan Becker znajdzie klucz, otrzyma odpowiedni膮 nagrod臋.

Rozdzia艂 22

David Becker podszed艂 do 艂贸偶ka i przyjrza艂 si臋 艣pi膮cemu starszemu m臋偶czy藕nie z gipsowym opatrunkiem na prawej r臋ce. M贸g艂 liczy膰 sobie od sze艣膰dziesi臋ciu do siedemdziesi臋ciu lat. 艢nie偶nobia艂e w艂osy mia艂 starannie zaczesane na bok. Na 艣rodku czo艂a wida膰 by艂o fioletowego siniaka si臋gaj膮cego do prawego oka.

Ma艂y guz? Becker przypomnia艂 sobie s艂owa porucznika gwardii. Spojrza艂 na palce m臋偶czyzny, ale nie zauwa偶y艂 z艂otego pier艣cienia. Dotkn膮艂 ramienia 艣pi膮cego.

- Prosz臋 pana? - potrz膮sn膮艂 nim lekko. - Przepraszam pana...?

M臋偶czyzna wci膮偶 spa艂.

- Prosz臋 pana? - Becker spr贸bowa艂 jeszcze raz, troch臋 g艂o艣niej.

- Qu'est-ce... quelle heure est... - m臋偶czyzna powoli otworzy艂 oczy i spojrza艂 na Beckera. - Qu'est-ce-que vous voulez? - warkn膮艂, wyra藕nie niezadowolony z tego, 偶e zosta艂 obudzony.

Tak, pomy艣la艂 Becker, Kanadyjczyk francuskiego pochodzenia. U艣miechn膮艂 si臋 do niego.

- Czy ma pan chwil臋? - spyta艂.

Becker zna艂 doskonale francuski, ale m贸wi艂 po angielsku. Mia艂 nadziej臋, 偶e nieznajomy gorzej w艂ada angielskim ni偶 francuskim. Przekonanie zupe艂nie obcego cz艂owieka, by odda艂 z艂oty pier艣cie艅, mog艂o si臋 okaza膰 trudnym zadaniem; Becker uzna艂, 偶e lepsza znajomo艣膰 j臋zyka zapewne da mu przewag臋.

M臋偶czyzna przez pewien czas stara艂 si臋 przypomnie膰 sobie, gdzie si臋 znajduje. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a i podkr臋ci艂 d艂ugimi palcami bia艂e w膮sy.

- Czego pan chce? - odezwa艂 si臋 wreszcie. M贸wi艂 z nieco nosowym akcentem.

- Prosz臋 pana - zacz膮艂 Becker, wypowiadaj膮c s艂owa z nadmiern膮 staranno艣ci膮, jakby m贸wi艂 do kogo艣, kto niedos艂yszy. - Musz臋 zada膰 panu par臋 pyta艅.

- Ma pan jaki艣 problem? - spyta艂 Kanadyjczyk i spojrza艂 na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

Becker zmarszczy艂 brwi. Stary m贸wi艂 nienagann膮 angielszczyzn膮. Becker od razu zrezygnowa艂 z pob艂a偶liwego tonu.

- Przepraszam, 偶e pana niepokoj臋, ale czy by艂 pan mo偶e dzi艣 rano na Plaza de Espa艌a?

- Czy jest pan z ratusza? - spyta艂 tamten, mru偶膮c oczy.

- Nie, jestem...

- Biuro Turystyki?

- Nie, jestem...

- S艂uchaj pan, wiem, po co pan tu przyszed艂! - Starszy m臋偶czyzna z trudem usiad艂 na 艂贸偶ku. - Nie dam si臋 zastraszy膰! Powiedzia艂em to ju偶 raz i mog臋 powt贸rzy膰 tysi膮c razy. Pierre Cloucharde opisuje 艣wiat tak, jak go widzi. Niekt贸re z firmowych przewodnik贸w skrywaj膮 to i owo w zamian za darmow膮 noc w mie艣cie, ale Montreal Times nie jest do kupienia! Odmawiam!

- Przepraszam pana. Wydaje mi si臋, 偶e pan nie rozumie...

- Merde alors! Doskonale wszystko rozumiem! - stary pogrozi艂 Beckerowi ko艣cistym palcem. Jego g艂os s艂ycha膰 by艂o w ca艂ej sali gimnastycznej. - Nie jest pan pierwszy! To samo pr贸bowali w Moulin Rouge, Browirs Palace i Golfigno w Lagos! A co ukaza艂o si臋 w gazetach? Prawda! Najgorsze zrazy a la Nelson, jakie kiedykolwiek jad艂em! Najbrudniejsza wanna, jak膮 kiedykolwiek widzia艂em! Najbardziej kamienista pla偶a, po jakiej kiedykolwiek chodzi艂em! Moi czytelnicy spodziewaj膮 si臋 po mnie prawdy!

Pacjenci na najbli偶szych 艂贸偶kach zacz臋li si臋 rozgl膮da膰. Becker nerwowo sprawdzi艂, czy nie zbli偶a si臋 piel臋gniarka. Tylko tego brakowa艂o, 偶eby go teraz wyrzuci艂a.

- To n臋dzne usprawiedliwienie jak na policjanta zatrudnionego przez wasze miasto! - krzycza艂 Cloucharde. - To on mnie nam贸wi艂, bym wsiad艂 na motocykl! Prosz臋 na mnie spojrze膰! - Spr贸bowa艂 unie艣膰 praw膮 r臋k臋. - Kto teraz napisze m贸j felieton?

- Prosz臋 pana, ja...

- Nigdy jeszcze nie by艂em w takim koszmarnym miejscu, a podr贸偶uje ju偶 od czterdziestu trzech lat! Prosz臋 si臋 rozejrze膰! M贸j felieton uka偶e si臋 w wielu gazetach...

- Prosz臋 pana! - Becker uni贸s艂 d艂onie, jakby chcia艂 sk艂oni膰 go do rozejmu. - Nie interesuje mnie pa艅ski felieton! Jestem pracownikiem kanadyjskiego konsulatu. Przyszed艂em sprawdzi膰, czy ma pan w艂a艣ciw膮 opiek臋!

Nagle w sali gimnastycznej zapad艂a cisza. Cloucharde mierzy艂 Beckera podejrzliwym spojrzeniem.

- Przyszed艂em tu, by sprawdzi膰, czy mog臋 panu jako艣 pom贸c - doda艂 szeptem Becker. Na przyk艂ad przynie艣膰 valium.

- Z konsulatu? - powiedzia艂 Cloucharde po d艂u偶szej chwili. Teraz m贸wi艂 znacznie spokojniejszym tonem.

Becker przytakn膮艂.

- Zatem nie przyszed艂 pan tutaj w sprawie mojego felietonu?

- Nie, w 偶adnym wypadku.

Z Cloucharda nagle usz艂o powietrze. Powoli opad艂 na stert臋 poduszek. Wydawa艂 si臋 za艂amany.

- My艣la艂em, 偶e jest pan z ratusza... chce mnie pan nam贸wi膰, bym nie pisa艂... - urwa艂, po czym spojrza艂 na Beckera. - Je艣li nie chodzi panu o m贸j felieton, to dlaczego pan tu si臋 pojawi艂?

Dobre pytanie, pomy艣la艂 Becker i wyobrazi艂 sobie Smoky Mountains.

- To nieformalna dyplomatyczna uprzejmo艣膰 - sk艂ama艂.

- Dyplomatyczna uprzejmo艣膰? - zdziwi艂 si臋 stary.

- Tak, prosz臋 pana. Cz艂owiek o pana pozycji z pewno艣ci膮 zdaje sobie spraw臋, 偶e rz膮d kanadyjski bardzo stara si臋 chroni膰 swych obywateli przed wszelkimi niewygodami w... powiedzmy, mniej wyrafinowanych krajach.

- Oczywi艣cie... jak przyjemnie. - Cloucharde rozchyli艂 cienkie wargi w domy艣lnym u艣miechu.

- Jest pan kanadyjskim obywatelem, nieprawda偶?

- Tak, oczywi艣cie. Jaki by艂em g艂upi. Prosz臋 mi wybaczy膰. Cz艂owiek taki jak ja cz臋sto spotyka si臋 z propozycjami... pan rozumie.

- Tak, oczywi艣cie, panie Cloucharde, doskonale rozumiem. To cena s艂awy.

- Ma pan racje. - Cloucharde ci臋偶ko westchn膮艂. By艂 m臋czennikiem, kt贸ry musi znosi膰 uwielbienie mas. - Czy mo偶e pan uwierzy膰, 偶e jestem w takim koszmarnym miejscu? - przewr贸ci艂 oczami. - To jaka艣 kpina. Na dok艂adk臋 zatrzymali mnie tu na noc.

- Rozumiem. - Becker rozejrza艂 si臋 dooko艂a. - To straszne. Bardzo mi przykro, 偶e nie mog艂em przyj艣膰 wcze艣niej.

- Nawet nie wiedzia艂em, 偶e pan przyjdzie - Cloucharde wydawa艂 si臋 nieco zak艂opotany.

- Ma pan wielkiego guza na czole - Becker zmieni艂 temat. - Czy bardzo boli?

- Nie, to drobiazg. Mia艂em rano wypadek. To cena, jak膮 si臋 p艂aci za bycie dobrym samarytaninem. Boli mnie nadgarstek. G艂upi gwardzista. Naprawd臋! Co za pomys艂, wozi膰 cz艂owieka w moim wieku na motocyklu! To godne pot臋pienia.

- Czy mog臋 panu jako艣 pom贸c?

- Hm... - Cloucharde zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, ciesz膮c si臋 uwag膮, jak膮 mu po艣wi臋cono. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 na boki. - Je艣li to nie k艂opot, przyda艂aby mi si臋 jeszcze jedna poduszka.

- 呕aden problem. - Becker wzi膮艂 poduszk臋 z najbli偶szego wolnego 艂贸偶ka i pom贸g艂 Cloucharde'owi wygodnie si臋 u艂o偶y膰.

- Teraz jest znacznie lepiej - starszy pan westchn膮艂 z zadowoleniem. - Dzi臋kuj臋 panu.

- Pas du tout - odpowiedzia艂 Becker.

- Ach! - Cloucharde u艣miechn膮艂 si臋 serdecznie. - Wi臋c m贸wi pan j臋zykiem cywilizowanego 艣wiata.

- To mniej wi臋cej wszystko, co umiem - Becker u艣miechn膮艂 si臋 z zawstydzeniem.

- Nie ma sprawy - dumnie stwierdzi艂 Cloucharde. - M贸j felieton jest publikowany w Stanach, znam doskonale angielski.

- Tak, s艂ysza艂em - u艣miechn膮艂 si臋 znowu Becker. Usiad艂 na skraju 艂贸偶ka. - Je艣li nie ma pan nic przeciwko, chcia艂bym zada膰 panu kilka pyta艅. Jak to si臋 sta艂o, 偶e cz艂owiek taki jak pan wyl膮dowa艂 tutaj? W Sewilli s膮 znacznie lepsze szpitale.

- To przez tego policjanta... - gniewnie stwierdzi艂 Cloucharde. - Zrzuci艂 mnie z motocykla i zostawi艂 na ulicy, cho膰 krwawi艂em jak zarzynana 艣winia. Musia艂em tu przyj艣膰.

- Nie zaproponowa艂, 偶e zawiezie pana do lepszego szpitala?

- Na tym przekl臋tym motocyklu? Nie, dzi臋kuj臋!

- Co w艂a艣ciwie sta艂o si臋 dzi艣 rano?

- Opowiedzia艂em ju偶 porucznikowi.

- Rozmawia艂em z nim i...

- Mam nadziej臋, 偶e udzieli艂 mu pan reprymendy! - przerwa艂 Cloucharde.

- U偶y艂em bardzo ostrych s艂贸w - kiwn膮艂 g艂ow膮 Becker. - Konsulat z艂o偶y oficjalne za偶alenie na pi艣mie.

- Mam nadziej臋.

- Panie Cloucharde - powiedzia艂 Becker, wyci膮gaj膮c z kieszeni pi贸ro. - Chcia艂bym z艂o偶y膰 oficjalny protest do w艂adz miasta. Czy zechce pan pom贸c? Zeznania cz艂owieka o pa艅skiej reputacji mia艂yby bardzo du偶e znaczenie.

Cloucharde wydawa艂 si臋 ucieszony perspektyw膮, 偶e zostanie zacytowany.

- Tak, oczywi艣cie... Z przyjemno艣ci膮.

- Dobrze, zacznijmy od tego, co zdarzy艂o si臋 dzi艣 rano... - Becker wyj膮艂 niewielki notatnik. - Prosz臋 mi opowiedzie膰 o wypadku.

- To naprawd臋 tragiczne - starszy pan ci臋偶ko westchn膮艂. - Ten biedak z Azji nagle zas艂ab艂. Pr贸bowa艂em mu pom贸c, ale na pr贸偶no.

- Czy zrobi艂 pan masa偶 serca?

- Niestety nie umiem - przyzna艂 Cloucharde z pewnym zawstydzeniem. - Wezwa艂em pogotowie.

Becker przypomnia艂 sobie niebieskawe 艣lady na klatce piersiowej Tankada.

- Czy lekarze z pogotowia zrobili masa偶?

- Bo偶e, nie! - za艣mia艂 si臋 Cloucharde. - To ju偶 nie mia艂o sensu. Nim przyjechali, on nie 偶y艂. Sprawdzili puls i zabrali go, zostawiaj膮c mnie z tym okropnym policjantem.

To dziwne, pomy艣la艂 Becker, zastanawiaj膮c si臋 nad pochodzeniem siniak贸w na piersi Tankada. Zmusi艂 si臋, by skupi膰 si臋 na rozmowie.

- A co z tym pier艣cieniem? - zapyta艂 mo偶liwie nonszalancko.

- Porucznik powiedzia艂 panu o pier艣cionku? - zdziwi艂 si臋 Kanadyjczyk.

- Tak.

- Naprawd臋? - Cloucharde by艂 tym wyra藕nie zaskoczony. - Mia艂em wra偶enie, 偶e w og贸le mi nie uwierzy艂. By艂 bardzo nieuprzejmy, tak jakbym k艂ama艂. Oczywi艣cie m贸wi艂em prawd臋. Jestem dumny ze swej wiarygodno艣ci.

- Gdzie jest pier艣cie艅? - naciska艂 Becker.

Wydawa艂o si臋, 偶e Cloucharde nie us艂ysza艂 pytania. Patrzy艂 w przestrze艅 szklistymi oczami.

- Dziwny pier艣cionek, z jakimi艣 literami. Nie przypomina艂y 偶adnego znanego mi j臋zyka.

- Mo偶e to japo艅skie ideogramy? - podsun膮艂 Becker.

- Na pewno nie.

- Zatem pan przyjrza艂 si臋 temu pier艣cionkowi?

- Na Boga, oczywi艣cie! Gdy ukl膮k艂em, 偶eby pom贸c temu biedakowi, dos艂ownie wepchn膮艂 mi palce w twarz. Chcia艂 da膰 mi ten pier艣cionek. To by艂o bardzo dziwne, naprawd臋 okropne... mia艂 strasznie zdeformowane r臋ce.

- Czy wtedy wzi膮艂 pan pier艣cionek?

- Czy to powiedzia艂 panu ten policjant? - Cloucharde otworzy艂 szeroko oczy ze zdumienia. - 呕e ja wzi膮艂em pier艣cionek?

Becker poruszy艂 si臋 niespokojnie, siedz膮c na 艂贸偶ku.

- Wiedzia艂em, 偶e nie s艂ucha! - wybuch艂 Cloucharde. - Tak rodz膮 si臋 plotki! Powiedzia艂em mu, 偶e ten Japo艅czyk odda艂 pier艣cionek, ale wcale nie mnie! W 偶adnym razie nie wzi膮艂bym niczego od umieraj膮cego cz艂owieka! Na lito艣膰 bosk膮! Co za pomys艂!

- Zatem pan nie ma tego pier艣cionka? - spyta艂 Becker, przeczuwaj膮c kolejny k艂opot.

- Oczywi艣cie, 偶e nie!

- To kto go ma? - Becker poczu艂 skurcz w 偶o艂膮dku.

- Ten Niemiec! - Cloucharde spojrza艂 na niego z oburzeniem. - Niemiec zabra艂 pier艣cionek!

- Niemiec? Jaki Niemiec? - Becker czu艂 si臋 tak, jakby pod艂oga zawali艂a mu si臋 pod nogami.

- Niemiec z parku! Powiedzia艂em policjantowi o nim! Ja nie przyj膮艂em pier艣cionka, ale ta faszystowska 艣winia nie waha艂a si臋 ani chwili!

Becker od艂o偶y艂 pi贸ro i notatnik. Przedstawienie si臋 sko艅czy艂o. Kolejny k艂opot.

- Zatem to Niemiec ma teraz pier艣cionek?

- W艂a艣nie.

- Dok膮d on poszed艂?

- Nie mam poj臋cia. Pobieg艂em wezwa膰 policj臋. Gdy wr贸ci艂em, ju偶 go nie by艂o.

- Czy wie pan, kto to by艂?

- Jaki艣 turysta.

- Jest pan pewny?

- Ca艂e 偶ycie zajmuj臋 si臋 turystami - prychn膮艂 Cloucharde. - Potrafi臋 ich rozpozna膰. Spacerowa艂 z przyjaci贸艂k膮 po parku.

- Z przyjaci贸艂k膮? - Becker by艂 coraz bardziej zagubiony. - Wi臋c on nie by艂 sam?

- By艂 z pani膮 do towarzystwa - potwierdzi艂 Cloucharde. - Wspania艂a ruda. Mon Dieu! Pi臋kna.

- Pani do towarzystwa? - wykrztusi艂 Becker. - To znaczy... z prostytutk膮?

- Tak - skrzywi艂 si臋 starszy pan. - Je艣li musi pan u偶ywa膰 takich wulgarnych s艂贸w.

- Ale偶... ten policjant nic nie powiedzia艂 o...

- Oczywi艣cie, 偶e nie! Nawet nie wspomnia艂em o tej pani - Cloucharde pob艂a偶liwie skin膮艂 zdrow膮 r臋k膮. - Nie robi膮 nic z艂ego. To nonsens, 偶e policja prze艣laduje je, jakby by艂y z艂odziejkami.

- Czy by艂 tam kto艣 jeszcze? - Becker nie m贸g艂 si臋 uspokoi膰.

- Nie, tylko nas troje. By艂o gor膮co.

- Jest pan pewny, 偶e to by艂a prostytutka?

- Bez w膮tpienia. Tak pi臋kna kobieta nie towarzyszy艂aby takiemu m臋偶czy藕nie, chyba 偶e dobrze jej zap艂aci艂. Mon Dieu! On by艂 gruby, strasznie gruby! Ha艂a艣liwy, opas艂y, antypatyczny Niemiec! - Cloucharde poruszy艂 si臋 na 艂贸偶ku i skrzywi艂 z b贸lu, ale nie przerwa艂 perory. - To jaki艣 bydlak, wa偶y艂 co najmniej sto pi臋膰dziesi膮t kilogram贸w. Trzyma艂 t臋 biedaczk臋 tak, jakby chcia艂a uciec. Wcale by mnie to nie zdziwi艂o. Naprawd臋! Ca艂y czas j膮 maca艂. Chwali艂 si臋, 偶e mia艂 j膮 na ca艂y weekend za trzysta dolar贸w! To on powinien zdechn膮膰, a nie ten biedny Azjata.

Cloucharde przerwa艂, by wzi膮膰 oddech. Becker skorzysta艂 z okazji.

- Czy zna pan jego nazwisko?

- Nie. - M臋偶czyzna pokr臋ci艂 g艂ow膮 po kr贸tkim namy艣le. Skrzywi艂 si臋 z b贸lu i opad艂 na poduszki.

Becker ci臋偶ko westchn膮艂. Pier艣cionek zn贸w wyparowa艂. Komandor Strathmore nie b臋dzie zadowolony.

Cloucharde potar艂 r臋k膮 czo艂o. Gwa艂towny wybuch kosztowa艂 go sporo wysi艂ku. Nagle wygl膮da艂 naprawd臋 kiepsko.

- Panie Cloucharde, chcia艂bym zdoby膰 o艣wiadczenie tego Niemca i jego towarzyszki. - Becker spr贸bowa艂 nowego podej艣cia. - Czy mo偶e pan wie, gdzie si臋 zatrzymali?

Kanadyjczyk zamkn膮艂 oczy. Wyra藕nie traci艂 si艂y. P艂ytko oddycha艂.

- Czy co艣 pan pami臋ta? - naciska艂 Becker. - Mo偶e imi臋 tej dziewczyny?

Zapad艂a cisza.

Cloucharde potar艂 palcami praw膮 skro艅. By艂 bardzo blady.

- Hm... no... nie. Nie s膮dz臋... - wyszepta艂 dr偶膮cym g艂osem.

- Czy dobrze si臋 pan czuje? - Becker pochyli艂 si臋 nad 艂贸偶kiem.

- Tak, w porz膮dku - kiwn膮艂 g艂ow膮 Cloucharde. - To pewnie zdenerwowanie...

- Prosz臋 si臋 zastanowi膰, panie Cloucharde - nalega艂 Becker. - To bardzo wa偶ne.

- Nie wiem... - skrzywi艂 si臋 chory. - Kobieta... Ten m臋偶czyzna nazywa艂 j膮... - Cloucharde zamkn膮艂 oczy i j臋kn膮艂.

- Jak j膮 nazywa艂?

- Naprawd臋 nie pami臋tam - Cloucharde s艂ab艂 w oczach.

- Prosz臋 pomy艣le膰 - naciska艂 Becker. - To bardzo wa偶ne, by艣my zgromadzili pe艂n膮 dokumentacj臋. Potrzebni s膮 艣wiadkowie, kt贸rzy potwierdz膮 pa艅sk膮 relacj臋. Wszelkie informacje, kt贸re pomog膮 mi ich znale藕膰...

Cloucharde nie s艂ucha艂. Otar艂 czo艂o prze艣cierad艂em. Wygl膮da艂 tak, jakby mia艂 md艂o艣ci.

- Przepraszam... Mo偶e jutro...

- Panie Cloucharde, to bardzo wa偶ne, by przypomnia艂 pan sobie teraz.

Becker nagle zda艂 sobie spraw臋, 偶e m贸wi za g艂o艣no. Pacjenci z s膮siednich 艂贸偶ek zacz臋li si臋 przygl膮da膰, co si臋 dzieje. W drugim ko艅cu sali pojawi艂a si臋 piel臋gniarka. Zmierza艂a w ich stron臋.

- Cokolwiek - nalega艂 Becker.

- Ten Niemiec nazywa艂 kobiet臋...

Becker potrz膮sn膮艂 nim lekko, by nie zasn膮艂.

- Mia艂a na imi臋... - Cloucharde zamruga艂 oczami.

Nie opuszczaj mnie, stary...

- Dew... - Cloucharde zn贸w zamkn膮艂 oczy.

Piel臋gniarka ju偶 si臋 zbli偶a艂a. By艂a w艣ciek艂a.

- Dew? - Becker potrz膮sn膮艂 go za rami臋.

Stary j臋kn膮艂.

- Nazywa艂 j膮... - Cloucharde mamrota艂 co艣 niemal niedos艂yszalnie.

Piel臋gniark臋 dzieli艂y od 艂贸偶ka trzy metry. Krzycza艂a na Beckera po hiszpa艅sku, lecz on nie s艂ucha艂. Skupi艂 wzrok na ustach Cloucharde'a. Raz jeszcze potrz膮sn膮艂 go za rami臋.

Kobieta chwyci艂a go za r臋k臋 i zmusi艂a do wstania z 艂贸偶ka. W tym momencie Cloucharde poruszy艂 wargami. W艂a艣ciwie nic nie powiedzia艂, ale cicho westchn膮艂 i poruszy艂 ustami tak, jakby m贸wi艂.

- Dewdrop*...

Piel臋gniarka wpi艂a palce w r臋k臋 Beckera i odci膮gn臋艂a go na bok.

Dewdrop? - zdziwi艂 si臋 Becker. Do licha, a co to za imi臋? Wyrwa艂 si臋 piel臋gniarce i po raz ostatni zwr贸ci艂 si臋 do Cloucharde'a.

- Dewdrop? Czy jest pan pewny?

Pierre Cloucharde ju偶 mocno spa艂.

Rozdzia艂 23

Susan siedzia艂a sama w luksusowym W臋藕le nr 3. Popija艂a powoli herbat臋 Sencha Lemon i czeka艂a na wiadomo艣膰 TRACERA.

Jako g艂贸wny kryptograf Susan korzysta艂a z najwygodniej ustawionego terminalu, w tylnej cz臋艣ci pier艣cienia. Z tego miejsca widzia艂a wszystko, co dzieje si臋 w Kojcu oraz po drugiej stronie szklanej 艣ciany, w g艂贸wnej sali Krypto, gdzie sta艂 TRANSLATOR.

Spojrza艂a na zegarek. Czeka艂a ju偶 niemal godzin臋. American Remailers Anonymous najwyra藕niej nie 艣pieszyli si臋 z przes艂aniem poczty do North Dakoty. Westchn臋艂a ci臋偶ko. Stara艂a si臋 nie my艣le膰 o porannej rozmowie z Davidem, ale wci膮偶 do tego wraca艂a. Wiedzia艂a, 偶e by艂a dla niego za ostra. Teraz tylko modli艂a si臋, 偶eby nic mu si臋 nie sta艂o.

艢wist drzwi przerwa艂 jej rozmy艣lania. Unios艂a g艂ow臋 i j臋kn臋艂a. W drzwiach sta艂 kryptograf Greg Hale.

By艂 to wysoki, muskularny m臋偶czyzna, mia艂 g臋ste blond w艂osy i g艂臋boki do艂ek na brodzie. Charakteryzowa艂a go przesada w ubiorze i ha艂a艣liwo艣膰. Koledzy przezywali go Halit, od nazwy minera艂u. Hale uwa偶a艂, 偶e to jaki艣 rzadki kamie艅 szlachetny, co mia艂o odnosi膰 si臋 do jego niezr贸wnanego intelektu i stalowych mi臋艣ni. Gdyby ego pozwoli艂o mu zajrze膰 do encyklopedii, przekona艂by si臋, 偶e jest to osad soli kamiennej, pozostaj膮cy po wyschni臋ciu morza.

Jak wszyscy kryptografowie z NSA Hale bardzo dobrze zarabia艂, ale nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰, by tego nie demonstrowa膰. Je藕dzi艂 bia艂ym lotusem z panoramicznym dachem i pot臋偶nymi g艂o艣nikami. Mia艂 mani臋 na punkcie r贸偶nych gad偶et贸w, czego najlepszym dowodem by艂 jego samoch贸d; zainstalowa艂 w nim komputer sprz臋偶ony z systemem GPS, zamki uruchamiane g艂osem, pi臋ciopunktowy system zag艂uszania sygna艂贸w radaru i kom贸rkowy telefon/faks, aby zawsze m贸c odbiera膰 wiadomo艣ci. Zamiast zwyk艂ej tablicy rejestracyjnej mia艂 napis MEGABYTE, otoczony fioletow膮 neon贸wk膮.

Greg Hale wychowywa艂 si臋 w 艣rodowisku m艂odocianych przest臋pc贸w i chuligan贸w, z kt贸rego wyrwa艂 si臋 dzi臋ki s艂u偶bie w piechocie morskiej. W wojsku zapozna艂 si臋 z komputerami i szybko sta艂 si臋 jednym z najlepszych programist贸w, jacy kiedykolwiek byli w艣r贸d marines. Wydawa艂o si臋, 偶e zrobi w wojsku b艂yskotliw膮 karier臋, ale na dwa dni przed zako艅czeniem trzeciej rundy s艂u偶by jego przysz艂o艣膰 nagle si臋 zmieni艂a. Hale przypadkowo zabi艂 koleg臋 w pijackiej awanturze. Korea艅ska sztuka samoobrony taekwondo okaza艂a si臋 bardziej skuteczna w ataku ni偶 w obronie. Hale zosta艂 natychmiast zwolniony z wojska.

Po odsiedzeniu niewielkiego wyroku Halit zacz膮艂 szuka膰 pracy w sektorze prywatnym. Nigdy nie ukrywa艂 incydentu z marines i proponowa艂, 偶e mo偶e pracowa膰 przez miesi膮c za darmo, by wykaza膰, ile jest wart. Nie brakowa艂o ch臋tnych, a gdy pracodawcy przekonywali si臋, co potrafi zrobi膰 z komputerem, nigdy nie chcieli z niego zrezygnowa膰.

Hale kolekcjonowa艂 r贸wnie偶 znajomych internetowych z ca艂ego 艣wiata. By艂 przedstawicielem nowego gatunku komputerowych maniak贸w, maj膮cych elektronicznych przyjaci贸艂 w ka偶dym kraju, zwiedzaj膮cych podejrzane biuletyny elektroniczne i bior膮cych udzia艂 w nieko艅cz膮cych si臋 dyskusjach. Dwaj kolejni pracodawcy zwolnili go za wykorzystywanie firmowego komputera do przesy艂ania pornograficznych zdj臋膰 swoim znajomym.

- Co ty tu robisz? - spyta艂 Hale, zatrzymuj膮c si臋 w drzwiach i patrz膮c na Susan. Najwyra藕niej oczekiwa艂, 偶e b臋dzie mia艂 Kojec dla siebie.

- Jest sobota, Greg. - Susan zmusi艂a si臋 do zachowania spokoju. - R贸wnie dobrze mog艂abym tobie zada膰 to pytanie.

Susan wiedzia艂a jednak, po co Hale przyszed艂. By艂 sko艅czonym na艂ogowcem komputerowym. Wbrew zakazowi pracy w soboty cz臋sto przychodzi艂 w weekendy, by wykorzysta膰 pot臋偶ne komputery NSA do wykonania swoich nowych program贸w, nad kt贸rymi pracowa艂.

- Chcia艂em tylko zmieni膰 kilka linii w programie i sprawdzi膰 poczt臋 - odpowiedzia艂 Hale. Spojrza艂 na ni膮 z zaciekawieniem. - Powiedzia艂a艣, co tu robisz, prawda?

- Nic nie powiedzia艂am - uci臋艂a Susan.

- Nie b膮d藕 taka nie艣mia艂a. - Hale uni贸s艂 brwi, udaj膮c zdumienie. - W W臋藕le numer trzy nie ma tajemnic, pami臋tasz? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Wypi艂a 艂yk herbaty i zignorowa艂a go. Hale wzruszy艂 ramionami i ruszy艂 w kierunku spi偶arni. Zawsze od tego zaczyna艂. Przechodz膮c przez pok贸j, ci臋偶ko westchn膮艂 i demonstracyjnie wlepi艂 wzrok w wyci膮gni臋te nogi Susan. Nie podnosz膮c g艂owy, cofn臋艂a nogi pod krzes艂o i dalej pracowa艂a. Hale u艣miechn膮艂 si臋 z wy偶szo艣ci膮.

Susan przywyk艂a do jego zaczepek. Najbardziej lubi艂 gada膰 o tym, 偶e powinni po艂膮czy膰 si臋 w celu sprawdzenia kompatybilno艣ci hardware'u. S艂ysz膮c to, dostawa艂a md艂o艣ci. By艂a zbyt dumna, by poskar偶y膰 si臋 Strathmore'owi; wola艂a po prostu ignorowa膰 koleg臋.

Hale gwa艂townym ruchem otworzy艂 drzwiczki spi偶arni. Wyci膮gn膮艂 z lod贸wki pojemnik z tofu i wsadzi艂 sobie w usta kilka kawa艂k贸w galaretowatej substancji, a p贸藕niej opar艂 si臋 o kuchenk臋 i wyg艂adzi艂 szare spodnie Bellvienne oraz nakrochmalon膮 koszul臋.

- D艂ugo tu b臋dziesz? - spyta艂.

- Ca艂膮 noc - odpowiedzia艂a kr贸tko Susan.

- Hmm... - zagrucha艂 Hale z pe艂nymi ustami. - Przyjemna sobota w Kojcu, tylko we dwoje.

- Tylko we troje - sprostowa艂a Susan. - Komandor Strathmore jest na g贸rze. By膰 mo偶e wolisz znikn膮膰, nim ci臋 zobaczy.

- Najwyra藕niej nie przeszkadza mu, 偶e ty tu jeste艣 - wzruszy艂 ramionami Hale. - Widocznie lubi twoje towarzystwo.

Susan nie odpowiedzia艂a, cho膰 nie przysz艂o to jej z 艂atwo艣ci膮. Hale zachichota艂 do siebie i w艂o偶y艂 tofu do lod贸wki. Chwyci艂 butelk臋 z oliw膮 z oliwek i wypi艂 kilka 艂yk贸w. By艂 fanatykiem zdrowia i twierdzi艂, 偶e oliwa przeczyszcza jelito grube. Gdy nie wciska艂 pozosta艂ym pracownikom soku z marchwi, wyg艂asza艂 perory na temat zalet czystych jelit.

Odstawi艂 butelk臋 i podszed艂 do terminalu dok艂adnie naprzeciwko Susan. Nawet siedz膮c po przeciwnej stronie du偶ego kr臋gu utworzonego przez terminale, Susan czu艂a zapach jego wody kolo艅skiej. Skrzywi艂a nos.

- Dobra woda kolo艅ska, Greg. Zu偶y艂e艣 ca艂膮 butelk臋?

- Tylko dla ciebie, najdro偶sza - odpowiedzia艂, prztykaj膮c w terminal.

Czeka艂, a偶 rozgrzeje si臋 monitor. Nagle Susan pomy艣la艂a z niepokojem, 偶e Hale mo偶e sprawdzi膰, co robi TRANSLATOR. Nie mia艂 偶adnego oczywistego powodu, 偶eby to uczyni膰, ale Susan wiedzia艂a, 偶e on nie da si臋 nabra膰 na jakie艣 opowie艣ci o testach diagnostycznych, kt贸re zaj臋艂y komputerowi szesna艣cie godzin. Hale b臋dzie chcia艂 pozna膰 prawd臋, ona za艣 nie mia艂a najmniejszego zamiaru niczego ujawni膰. Nie darzy艂a go zaufaniem. Uwa偶a艂a, 偶e Greg Hale nie nadaje si臋 do pracy w NSA. By艂a przeciwna zatrudnieniu go w Krypto, ale NSA nie mia艂a wyboru. Zatrudnienie Hale'a mia艂o s艂u偶y膰 opanowaniu kryzysu.

Kryzys spowodowa艂o fiasko z programem Skipjack.

Cztery lata wcze艣niej, d膮偶膮c do wprowadzenia powszechnie u偶ywanego, standardowego systemu szyfrowania z kluczem publicznym, Kongres poleci艂 najlepszym kryptografom z NSA napisanie odpowiedniego super-algorytmu. Zgodnie z planem Kongres mia艂 nast臋pnie postanowi膰, 偶e ten algorytm b臋dzie obowi膮zuj膮cym standardem, co pozwoli艂oby wyeliminowa膰 trudno艣ci spowodowane niezgodno艣ci膮 algorytm贸w u偶ywanych przez r贸偶ne przedsi臋biorstwa i korporacje.

Rzecz jasna zwr贸cenie si臋 do NSA z pro艣b膮 o pomoc w pracy nad ulepszeniem systemu szyfrowania z kluczem publicznym by艂o analogiczne do pomys艂u, by skazany wykopa艂 sobie gr贸b. NSA nie dysponowa艂a jeszcze TRANSLATOREM, a wprowadzenie standardowego algorytmu tylko zach臋ci艂oby wiele os贸b do u偶ywania szyfr贸w i jeszcze bardziej utrudni艂o prac臋 agencji.

EFF rozumia艂a ten konflikt interes贸w i przekonywa艂a kongresman贸w, 偶e NSA zapewne stworzy kiepski algorytm, kt贸ry b臋dzie mog艂a 艂atwo 艂ama膰. By uspokoi膰 krytyk贸w, Kongres zapowiedzia艂, 偶e gotowy algorytm zostanie opublikowany, tak by wszyscy eksperci mogli sprawdzi膰 jego jako艣膰.

Zesp贸艂 Krypto pod kierownictwem komandora Strathmore'a bez wi臋kszego zapa艂u napisa艂 algorytm nazwany Skipjack. Nowy algorytm przes艂ano do Kongresu, gdzie mia艂 zosta膰 zatwierdzony. Programi艣ci i matematycy z ca艂ego 艣wiata, kt贸rzy zbadali algorytm, byli zgodni, 偶e jest to doskona艂y, ca艂kowicie bezpieczny program szyfruj膮cy, nadaj膮cy si臋 na narodowy standard. Niestety trzy dni przed g艂osowaniem w Kongresie, kt贸rego wynik by艂 ca艂kowicie pewny, m艂ody programista z Bell Laboratories, Greg Hale, zaszokowa艂 ca艂y 艣wiat, og艂aszaj膮c, 偶e znalaz艂 w programie furtk臋.

Furtka sk艂ada艂a si臋 z kilku instrukcji, kt贸re komandor Strathmore ukry艂 w programie Skipjack tak sprytnie, 偶e nikt opr贸cz Hale'a ich nie zauwa偶y艂. Dzi臋ki niej wszystkie wiadomo艣ci zaszyfrowane za pomoc膮 programu Skipjack mo偶na by艂o odczyta膰, u偶ywaj膮c tajnego klucza, znanego tylko NSA. Niewiele brakowa艂o, a Strathmore'owi uda艂oby si臋 zmieni膰 wprowadzenie narodowego standardu szyfrowania w najwi臋kszy triumf NSA: agencja mia艂aby klucz do wszystkich zaszyfrowanych wiadomo艣ci wymienianych w Stanach Zjednoczonych.

Ludzie interesuj膮cy si臋 komputerami byli oburzeni. EFF rzuci艂a si臋 na skandal jak s臋py na padlin臋, nie pozostawiaj膮c suchej nitki na naiwnych kongresmanach i o艣wiadczaj膮c, 偶e NSA jest najwi臋kszym zagro偶eniem wolnego 艣wiata od czas贸w Hitlera. Pomys艂 wprowadzenia standardu szyfrowania by艂 martwy.

Nikt si臋 specjalnie nie zdziwi艂, 偶e ju偶 dwa dni p贸藕niej NSA zatrudni艂a Grega Hale'a. Strathmore wola艂, 偶eby pracowa艂 dla agencji, ni偶 atakowa艂 j膮 z zewn膮trz.

Komandor nie przestraszy艂 si臋 skandalu i podczas przes艂ucha艅 w Kongresie zdecydowanie broni艂 swych dzia艂a艅. Dowodzi艂, 偶e cho膰 spo艂ecze艅stwo domaga si臋 艣cis艂ej prywatno艣ci, to 偶膮danie obr贸ci si臋 przeciw niemu. Twierdzi艂, 偶e spo艂ecze艅stwo potrzebuje kogo艣, kto b臋dzie je chroni艂 - NSA musi 艂ama膰 szyfry, by strzec pokoju. Organizacje typu EFF by艂y innego zdania i od tej pory Strathmore zosta艂 ich wrogiem.

Rozdzia艂 24

David Becker sta艂 w budce telefonicznej naprzeciw La Cl铆nica de Salud P煤blica; przed chwil膮 zosta艂 wyrzucony z lecznicy za niepokojenie pacjenta numer sto cztery, pana Cloucharde'a.

Wszystko nagle sta艂o si臋 bardziej skomplikowane, ni偶 si臋 spodziewa艂. Drobna us艂uga dla Strathmore'a - odebranie rzeczy zmar艂ego - zmieni艂a si臋 w polowanie na jaki艣 dziwny pier艣cie艅.

Becker zadzwoni艂 do Strathmore'a i powiedzia艂 mu o Niemcu. Komandor najwyra藕niej nie ucieszy艂 si臋 z wiadomo艣ci. Wypyta艂 Beckera o wszystkie szczeg贸艂y, po czym zamilk艂.

- David - odezwa艂 si臋 po pewnym czasie. M贸wi艂 bardzo powa偶nym tonem. - Znalezienie pier艣cienia jest spraw膮, od kt贸rej zale偶y bezpiecze艅stwo pa艅stwa. Zostawiam to w twoich r臋kach. Ufam, 偶e mnie nie zawiedziesz.

Strathmore od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Becker sta艂 w budce i zastanawia艂 si臋, co zrobi膰. W ko艅cu si臋gn膮艂 po zniszczon膮 ksi膮偶k臋 telefoniczn膮 i zacz膮艂 przegl膮da膰 偶贸艂te stronice.

- Nic z tego nie b臋dzie - mrukn膮艂 do siebie.

Znalaz艂 numery tylko trzech agencji towarzyskich, a nie mia艂 zbyt wielu informacji, od kt贸rych m贸g艂by zacz膮膰. Wiedzia艂 jedynie, 偶e Niemiec by艂 w towarzystwie rudej kobiety, a na szcz臋艣cie w Hiszpanii ten kolor w艂os贸w jest rzadko艣ci膮. Majacz膮cy Cloucharde powiedzia艂, 偶e mia艂a na imi臋 Dewdrop. Becker skrzywi艂 si臋. Dewdrop? Nadawa艂o si臋 raczej na imi臋 krowy ni偶 pi臋knej dziewczyny. Na pewno nie jest to dobre, katolickie imi臋. Cloucharde musia艂 si臋 pomyli膰.

Becker wybra艂 pierwszy numer.

- Servicio Social de Sevilla - us艂ysza艂 przyjemny, kobiecy g艂os.

- Hola, hablas Aleman? - spyta艂 Becker z mocnym, niemieckim akcentem.

- Nie, ale m贸wi臋 po angielsku - odpowiedzia艂a kobieta.

- Dzi臋kuj臋. Ja zastanawia膰 si臋, ty mi pom贸c? - powiedzia艂 Becker 艂aman膮 angielszczyzn膮.

- Co mo偶emy dla pana zrobi膰? - zapyta艂a powoli kobieta, staraj膮c si臋 pom贸c potencjalnemu klientowi. - Czy mo偶e pan potrzebuje kogo艣 do towarzystwa?

- Tak, prosz臋. Dzi艣 m贸j brat Klaus, on mie膰 dziewczyn臋, bardzo pi臋kna. Ruda. Chc臋 t臋 sam膮. Na jutro, prosz臋.

- Pana brat Klaus bywa u nas? - Kobieta nagle si臋 o偶ywi艂a, jakby rozmawia艂a ze starym znajomym.

- Tak. On bardzo gruby. Pani go pami臋ta, nie?

- Powiedzia艂 pan, 偶e by艂 u nas wczoraj?

Becker us艂ysza艂, jak przewraca kartki. Z pewno艣ci膮 na li艣cie go艣ci nie b臋dzie 偶adnego Klausa, ale Becker przypuszcza艂, 偶e klienci rzadko podaj膮 prawdziwe nazwiska i imiona.

- Hmm, bardzo mi przykro - odezwa艂 si臋 g艂os w s艂uchawce. - Nie mam go w spisie go艣ci. Jak mia艂a na imi臋 dziewczyna, kt贸ra towarzyszy艂a pa艅skiemu bratu?

- Taka ruda - odpowiedzia艂, unikaj膮c pytania.

- Ruda? - powt贸rzy艂a recepcjonistka. - Dodzwoni艂 si臋 pan do Servicio Social de Sevilla. Czy jest pan pewny, 偶e pana brat korzysta z naszych us艂ug?

- Tak, na pewno.

- Prosz臋 pana, 偶adna ruda u nas nie pracuje. Mamy tylko czysto andaluzyjskie pi臋kno艣ci.

- Ruda - powt贸rzy艂 Becker. Czu艂 si臋 g艂upio.

- Przykro mi, ale nie mamy 偶adnej rudej, je艣li jednak...

- Imi臋 Dewdrop - doda艂 Becker, czuj膮c si臋 jeszcze idiotyczniej.

To absurdalne imi臋 nie zrobi艂o wra偶enia na recepcjonistce Przeprosi艂a i zasugerowa艂a, 偶e Becker pomyli艂 agencje, po czym od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Jeden zero.

Zmarszczy艂 brwi i wybra艂 kolejny numer. Nie musia艂 d艂ugo czeka膰, a偶 kto艣 odbierze.

- Buenas noches, Mujeras Espa艌a. Jak mog臋 panu pom贸c?

Becker powt贸rzy艂 t臋 sam膮 gadk臋. Jest niemieckim turyst膮 gotowym s艂ono zap艂aci膰 za rud膮 dziewczyn臋, kt贸ra by艂a z jego bratem poprzedniego dnia.

Recepcjonistka odpowiedzia艂a uprzejmie po niemiecku, lecz i w tej agencji nie pracowa艂a 偶adna ruda dziewczyna.

- Keine Rotk枚pfe, bardzo mi przykro. - Kobieta przerwa艂a po艂膮czenie.

Dwa zero.

Becker zajrza艂 do ksi膮偶ki telefonicznej. Zosta艂 tylko jeden numer. Gra si臋 ko艅czy.

Wybra艂 go.

- Escortes Bel茅n - tym razem s艂uchawk臋 podni贸s艂 m臋偶czyzna.

Becker powt贸rzy艂 swoj膮 histori臋.

- S铆, s铆, seor. Nazywam si臋 Rold谩n. Ch臋tnie panu pomog臋. Pracuj膮 u nas dwie rude panie. Pi臋kne dziewczyny.

- Pi臋kne dziewczyny? - powt贸rzy艂 Becker z niemieckim akcentem. Poczu艂 przy艣pieszone bicie serca. - Rude?

- Tak. Jak si臋 nazywa pana brat? Powiem panu, kto mu dzi艣 towarzyszy艂. Mo偶e si臋 pan um贸wi膰 z ni膮 na jutro.

- Klaus Schmidt. - Becker przypomnia艂 sobie niemieckie nazwisko ze starego podr臋cznika.

- Hm... - recepcjonista chwil臋 milcza艂. - Nie mam na li艣cie 偶adnego Klausa Schmidta, ale mo偶e pana brat wola艂 by膰 dyskretny. Pewnie jest 偶onaty? - zachichota艂 niestosownie.

- Tak, Klaus 偶onaty. On bardzo gruby. 呕ona nie spa膰 z nim. - Becker przewr贸ci艂 oczami, przegl膮daj膮c si臋 w szybie budki. Gdyby Susan s艂ysza艂a, co m贸wi臋, pomy艣la艂. - Ja te偶 gruby i sam. Chc臋 z ni膮 spa膰. Zap艂ac臋 du偶o pieni臋dzy.

Becker gra艂 doskonale, ale tym razem przesadzi艂. Prostytucja w Hiszpanii jest nielegalna, a se艌or Rold谩n by艂 ostro偶nym cz艂owiekiem. Ju偶 mia艂 k艂opoty z policjantami udaj膮cymi klient贸w. Chc臋 z ni膮 spa膰. Rold谩n uzna艂, 偶e to zasadzka. Gdyby si臋 zgodzi艂, musia艂by zap艂aci膰 wysok膮 grzywn臋, a na dok艂adk臋 musia艂by pos艂a膰 komisarzowi policji jedn膮 ze swych najbardziej utalentowanych dziewczyn na ca艂y weekend, i to za darmo.

- Prosz臋 pana, dzwoni pan do Escortes Bel茅n - powiedzia艂 mniej uprzejmym tonem. - Mog臋 spyta膰, kto dzwoni?

- A... Sigmund Schmidt - wymy艣li艂 Becker.

- Sk膮d pan wzi膮艂 nasz numer?

- La Gu铆a Telef贸nica, 偶贸艂te strony.

- Tak, prosz臋 pana, nasz numer jest w ksi膮偶ce, poniewa偶 jeste艣my agencj膮 towarzysk膮.

- Tak. Chc臋 kogo艣 do towarzystwa. - Becker wyczu艂, 偶e co艣 jest 藕le.

- Prosz臋 pana, Escortes Bel茅n zapewnia panie do towarzystwa dla biznesmen贸w podczas lunch贸w i kolacji. Dlatego agencja jest wymieniona w ksi膮偶ce telefonicznej. To, co robimy, jest ca艂kowicie legalne. Pan szuka natomiast prostytutki. - M臋偶czyzna wypowiedzia艂 to s艂owo z demonstracyjnym obrzydzeniem.

- Ale m贸j brat...

- Prosz臋 pana, je艣li pana brat sp臋dzi艂 dzie艅, ca艂uj膮c dziewczyn臋 w parku, to nie by艂a to pracownica naszej agencji. U nas obowi膮zuj膮 艣cis艂e regu艂y dotycz膮ce kontakt贸w mi臋dzy klientami i pracownicami.

- Ale偶...

- Pomyli艂 nas pan z inn膮 agencj膮. Mamy tylko dwie rude pracownice, Immaculad臋 i Roc铆o. Z pewno艣ci膮 偶adna z nich nie przespa艂aby si臋 z klientem za pieni膮dze. To by艂aby prostytucja, kt贸ra w Hiszpanii jest zakazana. Dobranoc panu.

- Ale...

Trzask.

Becker zakl膮艂 pod nosem i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋. Trzy zero. Dobrze jednak pami臋ta艂, 偶e wed艂ug Cloucharde'a Niemiec zatrudni艂 dziewczyn臋 na ca艂y weekend.

Becker wyszed艂 z budki na skrzy偶owanie Calle Salado i Avenida Asuncion. Mimo du偶ego ruchu czu艂 s艂odki zapach sewilskich pomara艅czy. Zmierzcha艂o - to najbardziej romantyczna pora. Pomy艣la艂 o Susan. Zn贸w przypomnia艂 sobie s艂owa Strathmore'a: Znajd藕 pier艣cie艅. Zwali艂 si臋 na 艂awk臋 i zastanawia艂 nad nast臋pnym posuni臋ciem.

Co dalej?

Rozdzia艂 25

Godziny odwiedzin w Cl铆nica de Salud P煤blica ju偶 si臋 sko艅czy艂y. W sali gimnastycznej zgaszono 艣wiat艂o. Pierre Cloucharde mocno spa艂. Nie poczu艂, 偶e kto艣 si臋 nad nim pochyla. W ciemno艣ciach b艂ysn臋艂a ig艂a ukradzionej strzykawki. M臋偶czyzna szybko wsadzi艂 ig艂臋 do wenflonu na lewym przedramieniu Cloucharde'a. Strzykawka zawiera艂a trzydzie艣ci centymetr贸w p艂ynu do czyszczenia, ukradzionego z w贸zka sprz膮taczki. M臋偶czyzna z ca艂ej si艂y nacisn膮艂 t艂oczek kciukiem i wstrzykn膮艂 choremu p艂yn do 偶y艂y.

Cloucharde oprzytomnia艂 tylko na kilka sekund. Krzykn膮艂by z b贸lu, ale m臋偶czyzna zacisn膮艂 d艂o艅 na jego ustach. Kanadyjczyk le偶a艂 na 艂贸偶ku przygnieciony przez nieznajomego. Czu艂 pal膮cy b贸l w ramieniu, p贸藕niej pod pach膮 i w klatce piersiowej... a potem mia艂 wra偶enie, 偶e w jego m贸zgu rozprys艂y si臋 tysi膮ce kawa艂k贸w szk艂a. Zobaczy艂 jeszcze b艂ysk 艣wiat艂a... i ju偶 nic wi臋cej.

Morderca pu艣ci艂 go i zerkn膮艂 na kart臋 choroby, by sprawdzi膰 nazwisko, po czym spokojnie wyszed艂 z sali.

Na ulicy m臋偶czyzna w drucianych okularach si臋gn膮艂 do niewielkiego urz膮dzenia przymocowanego do paska. By艂 to prototyp nowego komputera Monocle, wielko艣ci karty kredytowej. Skonstruowa艂a go ameryka艅ska marynarka wojenna; mia艂 s艂u偶y膰 technikom do zapisywania stanu akumulator贸w okr臋t贸w podwodnych, gdzie zwykle jest bardzo ma艂o miejsca. Komputer mia艂 wbudowany telefon kom贸rkowy, a w jego konstrukcji wykorzystano najnowsze osi膮gni臋cia mikrotechnologii. Ekran z przezroczystego ciek艂ego kryszta艂u zainstalowano w lewej soczewce zwyk艂ych okular贸w. Monocle oznacza艂 pocz膮tek nowej epoki w dziedzinie komputer贸w osobistych; dzi臋ki niemu u偶ytkownik m贸g艂 jednocze艣nie czyta膰 dane na ekranie i rozgl膮da膰 si臋 po otoczeniu.

Prawdziwym osi膮gni臋ciem konstruktor贸w komputera Monocle nie by艂 jednak ekran, tylko system wczytywania danych. U偶ytkownik wprowadza艂 dane i polecenia za pomoc膮 male艅kich przycisk贸w przymocowanych do opuszk贸w palc贸w. Stykaj膮c je ze sob膮, w odpowiedniej kolejno艣ci, wprowadza艂 informacje, wykorzystuj膮c system podobny do stenografii. Komputer nast臋pnie nadawa艂 tekstowi standardow膮 posta膰.

Morderca w艂膮czy艂 urz膮dzenie; zapali艂 si臋 ekran zainstalowany w soczewce. Trzymaj膮c r臋ce wzd艂u偶 cia艂a, zacz膮艂 szybko wprowadza膰 dane. Jego ruchy by艂y niezauwa偶alne. Na ekranie pojawi艂 si臋 tekst wiadomo艣ci:

PODMIOT P. CLOUCHARDE - WYELIMINOWANY

U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Przekazanie informacji o zab贸jstwie by艂o cz臋艣ci膮 zadania. Do艂膮czenie nazwiska ofiary... jego zdaniem, by艂o dowodem elegancji. Jeszcze kilka szybkich ruch贸w palc贸w i na ekranie pojawi艂 si臋 napis:

WIADOMO艢膯 WYS艁ANA

Rozdzia艂 26

Becker siedzia艂 na 艂awce przed klinik膮 i zastanawia艂 si臋, co ma teraz zrobi膰. Telefony do agencji towarzyskich nie da艂y 偶adnego wyniku. Komandor, zaniepokojony wymian膮 informacji za po艣rednictwem publicznych telefon贸w, poleci艂 mu, aby wi臋cej nie dzwoni艂, dop贸ki nie znajdzie pier艣cienia. Becker my艣la艂 nawet o tym, czy nie poprosi膰 o pomoc miejscowej policji - by膰 mo偶e gwardia zna jak膮艣 rud膮 prostytutk臋 - ale Strathmore surowo mu tego zakaza艂. Masz by膰 niewidzialny. Nikt nie mo偶e si臋 dowiedzie膰 o istnieniu pier艣cienia.

Zastanawia艂 si臋, czy ma kr膮偶y膰 po mie艣cie w poszukiwaniu tajemniczej kobiety. A mo偶e nale偶a艂o sprawdzi膰 wszystkie restauracje - mo偶e kto艣 zauwa偶y艂 grubego Niemca. Jedno i drugie wydawa艂o mu si臋 czyst膮 strat膮 czasu.

Wci膮偶 przypomina艂y mu si臋 s艂owa Strathmore'a: To sprawa bezpiecze艅stwa narodowego... musisz znale藕膰 pier艣cie艅.

Wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 mu, 偶e co艣 pomin膮艂 - co艣 bardzo wa偶nego - ale za 偶adne skarby nie m贸g艂 wymy艣li膰 co to takiego. Do diabla, jestem profesorem, a nie tajnym agentem! Coraz cz臋艣ciej my艣la艂 o tym, dlaczego Strathmore nie zleci艂 tego zadania jakiemu艣 profesjonali艣cie.

Wsta艂 z 艂awki i poszed艂 bez celu Calle Delicias. Nie widzia艂 ju偶 wyra藕nie kocich 艂b贸w, kt贸rymi by艂 wybrukowany chodnik. Szybko robi艂o si臋 ciemno.

Dewdrop.

Co艣 w tym absurdalnym imieniu nie dawa艂o mu spokoju.

Dewdrop. Przypomnia艂 sobie 艣liski g艂os se艌ora Rold谩na z Escortes Bel茅n: Mamy tylko dwie rude... dwie rude, Inmaculada i Roc铆o... Roc铆o... Roc铆o...

Becker nagle si臋 zatrzyma艂. Ju偶 zrozumia艂. I ja uwa偶am si臋 za lingwist臋? Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e przegapi艂 co艣 takiego.

Roc铆o to jedno z najbardziej popularnych hiszpa艅skich imion. Kojarzy si臋 z czysto艣ci膮, dziewictwem, naturaln膮 urod膮 - wszystkim, co przystoi m艂odej, katolickiej dziewczynie. Te skojarzenia z czysto艣ci膮 wynikaj膮 z dos艂ownego znaczenia imienia - kropla rosy! Drop of dew!

Becker mia艂 wra偶enie, 偶e znowu s艂yszy g艂os starego Kanadyjczyka. Dewdrop. Roc铆o przet艂umaczy艂a swoje imi臋 na jedyny j臋zyk, w jakim mog艂a si臋 porozumie膰 ze swym klientem - na angielski. Podniecony Becker szybko ruszy艂, by znale藕膰 telefon.

Po drugiej stronie ulicy szed艂 za nim m臋偶czyzna w drucianych okularach, trzymaj膮c si臋 w takiej odleg艂o艣ci, by nie straci膰 go z oczu.

Rozdzia艂 27

Cienie w g艂贸wnej sali Krypto stopniowo si臋 wyd艂u偶a艂y i s艂ab艂y. Automatycznie sterowane o艣wietlenie 艣wieci艂o coraz mocniej. Susan wci膮偶 siedzia艂a przy terminalu, oczekuj膮c na wiadomo艣膰 po wys艂aniu TRACERA. Trwa艂o to d艂u偶ej, ni偶 si臋 spodziewa艂a.

Jej my艣li b艂膮dzi艂y - t臋skni艂a za Davidem i pragn臋艂a, by Greg Hale poszed艂 sobie do domu. Wprawdzie Hale nie ust膮pi艂, ale na szcz臋艣cie siedzia艂 w milczeniu przy swoim terminalu, zaj臋ty jak膮艣 robot膮. Susan nie obchodzi艂o, co robi艂, byle tylko nie w艂膮czy艂 monitora pracy komputera. Z pewno艣ci膮 dotychczas tego nie uczyni艂 - gdyby zobaczy艂, 偶e komputer pracuje nad jednym zadaniem od szesnastu godzin, zareagowa艂by okrzykiem niedowierzania.

Susan pi艂a ju偶 trzeci膮 fili偶ank臋 herbaty, gdy wreszcie nast膮pi艂o to, na co czeka艂a - rozleg艂 si臋 pojedynczy dzwonek jej terminalu. Poczu艂a przy艣pieszaj膮ce t臋tno. Na ekranie ukaza艂a si臋 pulsuj膮ca ikona w kszta艂cie koperty - sygna艂, 偶e dosta艂a wiadomo艣膰 elektroniczn膮. Zerkn臋艂a na Grega. Najwyra藕niej by艂 zaj臋ty swoj膮 prac膮. Wstrzyma艂a oddech i dwukrotnie klikn臋艂a na kopert臋.

- North Dakota - szepn臋艂a do siebie. - Zobaczymy, kim jeste艣.

Gdy otworzy艂a wiadomo艣膰, ujrza艂a pojedyncz膮 linijk臋. Przeczyta艂a j膮. Po sekundzie przeczyta艂a ponownie.

KOLACJA U ALFREDO? O 脫SMEJ?

Us艂ysza艂a, jak po drugiej stronie pokoju Hale st艂umi艂 chichot. Spojrza艂a na nag艂贸wek listu.

FROM: GHALE@crypto.nsa.gov

Poczu艂a gniew, ale zdo艂a艂a si臋 opanowa膰. Skasowa艂a wiadomo艣膰.

- Bardzo jeste艣 dojrza艂y, Greg.

- Robi膮 wspania艂e carpaccio - u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi. - P贸jdziesz? Potem mogliby艣my...

- Wybij to sobie z g艂owy.

- Snobka. - Hale westchn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 do terminalu. To by艂a ju偶 niewiadomo kt贸ra pr贸ba. B艂yskotliwa specjalistka od szyfr贸w by艂a dla niego 藕r贸d艂em nieustaj膮cej frustracji. Hale cz臋sto fantazjowa艂 o seksie z Susan - pragn膮艂 przycisn膮膰 j膮 do zakrzywionej obudowy TRANSLATORA i wzi膮膰 tu, w Krypto, opieraj膮c o ciep艂e, czarne p艂ytki. Susan nie chcia艂a mie膰 z nim nic do czynienia. Z punktu widzenia Grega jeszcze gorsze by艂o to, 偶e zakocha艂a si臋 w jakim艣 uniwersyteckim belfrze, kt贸ry harowa艂 godzinami za grosze. Co za szkoda, 偶e Susan chcia艂a dopu艣ci膰 do rozcie艅czenia swoich znakomitych gen贸w, p艂odz膮c dzieci z jakim艣 jajog艂owym - zw艂aszcza 偶e mog艂a mie膰 jego. Mieliby艣my idealne dzieci, pomy艣la艂.

- Co robisz? - spyta艂, zmieniaj膮c podej艣cie.

Susan nie odpowiedzia艂a.

- Co z ciebie za cz艂onek zespo艂u. Na pewno nie mog臋 zobaczy膰? - Hale wsta艂 i zacz膮艂 i艣膰 w stron臋 jej terminalu.

Susan wyczuwa艂a, 偶e jego ciekawo艣膰 mo偶e by膰 藕r贸d艂em problem贸w, i szybko podj臋艂a decyzj臋.

- To diagnostyka - wyja艣ni艂a, na艣laduj膮c komandora.

- Diagnostyka? - spyta艂 Hale sceptycznym tonem. Zatrzyma艂 si臋 na chwil臋. - Siedzisz tu w sobotni wiecz贸r i zajmujesz si臋 diagnostyk膮, zamiast bawi膰 si臋 ze swoim psorem?

- Ma na imi臋 David.

- Wszystko jedno.

- Nie masz nic lepszego do roboty? - Zmierzy艂a go gniewnym spojrzeniem.

- Starasz si臋 mnie pozby膰? - Hale spyta艂 z pretensj膮 w g艂osie.

- Tak.

- Bo偶e, Sue, urazi艂a艣 mnie.

Susan Fletcher zmru偶y艂a oczy. Nie cierpia艂a, gdy kto艣 nazywa艂 j膮 Sue. Nie mia艂a nic przeciw temu zdrobnieniu, ale Hale by艂 jedyn膮 osob膮, kt贸ra go u偶ywa艂a.

- Mo偶e ci pomog臋? - zaproponowa艂 i ponownie ruszy艂 w jej stron臋. - Doskonale znam si臋 na diagnostyce. Poza tym umieram z ciekawo艣ci, jakie testy mog艂y sk艂oni膰 wielk膮 Susan Fletcher do przyj艣cia do pracy w sobot臋.

Susan poczu艂a przyp艂yw adrenaliny. Spojrza艂a na ekran. Hale nie m贸g艂 zobaczy膰 TRACERA - mia艂by zbyt wiele pyta艅.

- Ju偶 sobie poradzi艂am, Greg - odpar艂a.

Hale si臋 nie zatrzyma艂. By艂 coraz bli偶ej. Susan wiedzia艂a, 偶e musi szybko dzia艂a膰. Dzieli艂y ich zaledwie trzy metry, gdy szybko wsta艂a i zast膮pi艂a mu drog臋. Zapach wody kolo艅skiej niemal pozbawi艂 j膮 tchu.

- Powiedzia艂am nie - rzek艂a, patrz膮c mu w oczy.

Przechyli艂 g艂ow臋 na bok, zaintrygowany jej dziwn膮 tajemniczo艣ci膮. Zrobi艂 jeszcze krok. Nie by艂 przygotowany na to, co nast膮pi艂o.

Susan z zimn膮 krwi膮 unios艂a r臋k臋 i wbi艂a wskazuj膮cy palec w jego tward膮 jak 偶elazo klatk臋 piersiow膮.

Hale zatrzyma艂 si臋, a potem cofn膮艂 o krok. By艂 zaszokowany. Najwyra藕niej Susan Fletcher m贸wi艂a powa偶nie; nigdy, ale to nigdy przedtem go nie dotkn臋艂a. Inaczej wyobra偶a艂 sobie ich pierwszy kontakt, lecz to przynajmniej by艂 pocz膮tek. Przygl膮da艂 jej si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋, po czym wr贸ci艂 na swoje miejsce. Usiad艂 przed monitorem. Co do jednego nie mia艂 w膮tpliwo艣ci: pi臋kna Susan Fletcher zajmowa艂a si臋 czym艣 wa偶nym i w 偶adnym wypadku nie by艂a to diagnostyka.

Rozdzia艂 28

Se艌or Rold谩n siedzia艂 przy swoim biurku w Escortes Bel茅n i z zadowoleniem my艣la艂, jak zr臋cznie unikn膮艂 偶a艂osnej pr贸by gwardii, by z艂apa膰 go w pu艂apk臋. Jaki艣 gwardzista udawa艂 niemiecki akcent i za偶yczy艂 sobie dziewczyny na noc - to niew膮tpliwe by艂a zasadzka. Ciekawe, co teraz wymy艣l膮?

Telefon na biurku g艂o艣no zadzwoni艂. Se艌or Rold谩n z pewnym siebie u艣miechem podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- Buenas noches, Escortes Bel茅n.

- Buenas noches - odezwa艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna. M贸wi艂 bardzo szybko po hiszpa艅sku. Mia艂 nieco nosowy g艂os, tak jakby by艂 przezi臋biony. - Czy to hotel?

- Nie, prosz臋 pana. Z jakim numerem chcia艂 si臋 pan po艂膮czy膰? - Se艌or Rold谩n nie mia艂 zamiaru tego wieczoru da膰 si臋 nabra膰 na jak膮艣 sztuczk臋.

- Trzydzie艣ci cztery, sze艣膰dziesi膮t dwa, dziesi臋膰 - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna.

Rold谩n zmarszczy艂 brwi. Ten g艂os wydawa艂 mu si臋 znajomy. Stara艂 si臋 rozpozna膰 akcent - chyba z Burgos?

- Wybra艂 pan w艂a艣ciwy numer - odezwa艂 si臋 ostro偶nie. - To jednak jest agencja towarzyska, a nie hotel.

- Och... rozumiem - rozleg艂 si臋 po chwili milczenia g艂os w s艂uchawce. - Przepraszam za pomy艂k臋, kto艣 poda艂 mi ten numer, my艣la艂em, 偶e to hotel. Przepraszam, 偶e pana niepokoi艂em. Dobranoc...

- Espre! Prosz臋 poczeka膰! - Se艌or Rold谩n nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰; w g艂臋bi duszy by艂 prawdziwym sprzedawc膮. Mo偶e to kto艣 z czyjego艣 polecenia? Nowy klient z p贸艂nocy? Rold谩n nie chcia艂, by nadmierna podejrzliwo艣膰 przynios艂a mu straty. - Przyjacielu - powiedzia艂 serdecznym tonem. - Wydaje mi si臋, 偶e rozpoznaj臋 w pana g艂osie akcent z Burgos. Sam pochodz臋 z Walencji. Co sprowadza pana do Sewilli?

- Sprzedaj臋 bi偶uteri臋. Per艂y z Majorki.

- Per艂y, doprawdy! Musi pan sporo podr贸偶owa膰.

- Tak, rzeczywi艣cie - potwierdzi艂 m臋偶czyzna i lekko zakas艂a艂.

- Przyjecha艂 pan do Sewilli w interesach? - naciska艂 Rold谩n. Wykluczone, by to dzwoni艂 kto艣 z gwardii. To by艂 klient, i to przez du偶e K. - Prosz臋 pozwoli膰, 偶e zgadn臋. Czy to jaki艣 znajomy da艂 panu nasz numer i poradzi艂 zatelefonowa膰? Czy mam racj臋?

- Nie, to nic takiego - m臋偶czyzna wydawa艂 si臋 zak艂opotany.

- 艢mia艂o, prosz臋 pana. To agencja towarzyska, nie ma czego si臋 wstydzi膰. Pi臋kne dziewczyny, towarzystwo do kolacji, to wszystko. Kto panu da艂 nasz numer? By膰 mo偶e jest naszym sta艂ym klientem. W takim wypadku m贸g艂bym panu zaproponowa膰 zni偶k臋.

- Nikt nie da艂 mi tego numeru - doda艂 m臋偶czyzna nieco ju偶 zirytowany. - Znalaz艂em go w paszporcie. Pr贸buj臋 teraz znale藕膰 w艂a艣ciciela.

Rold谩n straci艂 nadziej臋. To jednak nie by艂 klient.

- Powiedzia艂 pan, 偶e znalaz艂 pan numer w paszporcie?

- Tak, znalaz艂em dzi艣 w parku paszport jakiego艣 m臋偶czyzny. W 艣rodku by艂a kartka z waszym numerem. Pomy艣la艂em, 偶e to mo偶e jego hotel. Chcia艂em mu odda膰 paszport. Pomyli艂em si臋. Zostawi臋 go na policji, po drodze na lotnisko...

- Perd贸n - Rold谩n przerwa艂 mu nerwowo. - Czy mog臋 zaproponowa膰 lepsze rozwi膮zanie? - Dba艂 o dyskrecj臋. Wizyty na policji zwykle sprawia艂y, 偶e klienci stawali si臋 eksklientami. - Zastan贸wmy si臋. Je艣li ten cz艂owiek mia艂 w paszporcie nasz numer, to pewnie by艂 naszym klientem. By膰 mo偶e m贸g艂bym zaoszcz臋dzi膰 panu wyprawy na policj臋.

- Nie wiem - zawaha艂 si臋 m臋偶czyzna. - Zapewne powinienem po prostu...

- Prosz臋 si臋 tak nie 艣pieszy膰, przyjacielu. Musz臋 ze wstydem przyzna膰, 偶e nasza policja w Sewilli nie jest tak sprawna jak na p贸艂nocy. Mo偶e min膮膰 wiele dni, nim ten cz艂owiek odzyska paszport. Je艣li powie mi pan jego nazwisko, postaram si臋, by zwr贸ci膰 mu paszport jak najszybciej.

- Hm... to chyba nic z艂ego... - Rold谩n us艂ysza艂 szelest przewracanych kartek. - Jakie艣 niemieckie nazwisko. Nie wiem, czy dobrze wymawiam... Gusta... Gustafson?

Rold谩n nie rozpozna艂 nazwiska, ale mia艂 klient贸w z ca艂ego 艣wiata, kt贸rzy nigdy nie podawali prawdziwych nazwisk.

- Jak wygl膮da na zdj臋ciu? Mo偶e go rozpoznam?

- Hm... - mrukn膮艂 m臋偶czyzna. - Jest bardzo gruby, przynajmniej na twarzy.

Rold谩n natychmiast domy艣li艂 si臋, o kogo chodzi. Dobrze zapami臋ta艂 t臋 t艂ust膮 twarz. To facet, kt贸ry um贸wi艂 si臋 z Roc铆o. Dziwne, 偶e w ci膮gu jednego wieczoru zdarzy艂y si臋 dwa telefony z pytaniami o tego samego cz艂owieka.

- Pan Gustafson? - Rold谩n za艣mia艂 si臋 z przymusem. - Oczywi艣cie, dobrze go znam. Je艣li przyniesie pan paszport, z pewno艣ci膮 mu go oddam.

- Jestem w centrum i nie mam samochodu - przerwa艂 mu tamten. - Mo偶e pan m贸g艂by tu przyjecha膰?

- Niestety - odrzek艂 Rold谩n - nie mog臋 wyj艣膰 z pracy. - Lecz to naprawd臋 blisko, je艣li pan...

- Przykro mi, ale jest za p贸藕no, by w艂贸czy膰 si臋 po mie艣cie. Tu niedaleko jest komisariat gwardii. Zostawi臋 tam paszport; gdy zobaczy pan Gustafsona, prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e mo偶e odebra膰 swoje dokumenty.

- Nie, chwileczk臋! - krzykn膮艂 Rold谩n. - Policja naprawd臋 jest tu zbyteczna. Powiedzia艂 pan, 偶e jest w centrum, tak? Czy wie pan, gdzie jest hotel Alfonso Trzynasty? To jeden z najlepszych w mie艣cie.

- Tak - powiedzia艂 m臋偶czyzna. - Wiem, gdzie jest ten hotel. To tu偶 obok.

- Znakomicie! Pan Gustafson jest tam dzisiaj go艣ciem. Zapewne jest w swoim pokoju.

- Rozumiem... - nieznajomy chwil臋 si臋 waha艂. - To chyba nie b臋dzie 偶aden k艂opot.

- 艢wietnie! Gustafson um贸wi艂 si臋 w hotelowej restauracji na kolacj臋 z jedn膮 z naszych pracownic. - Rold谩n wiedzia艂, 偶e o tej porze Gustafson i Roc铆o s膮 ju偶 pewnie w 艂贸偶ku, ale nie chcia艂 urazi膰 nieznajomego, kt贸ry najwyra藕niej by艂 do艣膰 delikatny. - Prosz臋 da膰 paszport recepcjoni艣cie, nazywa si臋 Manuel. Prosz臋 powiedzie膰, 偶e to ja pana przys艂a艂em. Niech odda paszport Roc铆o. Roc铆o to pani, kt贸ra um贸wi艂a si臋 z Gustafsonem na dzi艣 wiecz贸r. Ona postara si臋, by paszport wr贸ci艂 do w艂a艣ciciela. Mo偶e pan w艂o偶y膰 do 艣rodka kartk臋 z nazwiskiem i adresem. By膰 mo偶e pan Gustafson zechce panu stosownie podzi臋kowa膰.

- 艢wietny pomys艂. Alfonso Trzynasty. Doskonale, zaraz tam p贸jd臋. Dzi臋kuj臋 za pomoc.

David Becker odwiesi艂 s艂uchawk臋.

- Alfonso Trzynasty - u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. - Wystarczy wiedzie膰, jak zapyta膰.

Kilka chwil potem jaka艣 cicha posta膰 ruszy艂a w 艣lad za Beckerem Calle Delicias. Wok贸艂 zapada艂a andaluzyjska noc.

Rozdzia艂 29

Susan jeszcze si臋 nie uspokoi艂a po starciu z Gregiem. Spojrza艂a przez p贸艂przepuszczalne okna W臋z艂a nr 3. W g艂贸wnej sali Krypto nie by艂o nikogo. Hale siedzia艂 w milczeniu przy swoim terminalu. Ucieszy艂aby si臋, gdyby sobie poszed艂.

Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy nie zadzwoni膰 do Strathmore'a. Komandor m贸g艂by po prostu wyrzuci膰 Hale'a - przecie偶 by艂a sobota. Wiedzia艂a jednak, 偶e to z pewno艣ci膮 wzbudzi艂oby podejrzenia Grega. Zapewne zacz膮艂by w贸wczas wydzwania膰 do innych kryptograf贸w, by sprawdzi膰, czy oni wiedz膮, co jest grane. Uzna艂a ostatecznie, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li Hale zostanie. Zapewne i tak wkr贸tce sobie p贸jdzie.

Ca艂kowicie bezpieczny szyfr. Susan westchn臋艂a i wr贸ci艂a my艣lami do Cyfrowej Twierdzy. To zdumiewaj膮ce, 偶e taki algorytm jest w og贸le mo偶liwy. Mia艂a jednak dow贸d przed oczami: w tym wypadku TRANSLATOR okaza艂 si臋 bezu偶yteczny.

Z podziwem pomy艣la艂a, z jak膮 godno艣ci膮 Strathmore d藕wiga na w艂asnych barkach ci臋偶ar kryzysu, zachowuje ca艂kowity spok贸j i robi to, co konieczne.

Nieraz dostrzega艂a podobie艅stwa mi臋dzy Davidem i Strathmore'em. Mieli wiele podobnych cech, takich jak wytrwa艂o艣膰, zaanga偶owanie, inteligencja. Czasami my艣la艂a, 偶e bez niej Strathmore nie da艂by sobie rady: jej bezgraniczne umi艂owanie kryptografii by艂o dla niego 藕r贸d艂em emocjonalnego wsparcia, pozwala艂o zapomnie膰 chwilami o ci膮g艂ych politycznych utarczkach i wr贸ci膰 my艣lami do lat m艂odo艣ci, kiedy sam zajmowa艂 si臋 艂amaniem szyfr贸w.

Ona r贸wnie偶 by艂a od niego uzale偶niona. To Strathmore zapewnia艂 jej ochron臋 w 艣wiecie m臋偶czyzn walcz膮cych o w艂adz臋 i wp艂ywy, troszczy艂 si臋 o jej karier臋 i - jak czasami 偶artowa艂 - dba艂 o to, by spe艂nia艂y si臋 jej marzenia. By艂o w tym nieco prawdy. Cho膰 nie mia艂 偶adnego ukrytego zamiaru, to w艂a艣nie Strathmore zadzwoni艂 do Beckera, by zaprosi膰 go do NSA tego pami臋tnego popo艂udnia. Susan zn贸w pomy艣la艂a o Davidzie i instynktownie zerkn臋艂a na karteczk臋 obok klawiatury - skrawek wyci臋ty z faksu.

Kartka le偶a艂a w tym miejscu ju偶 od siedmiu miesi臋cy. To by艂 jedyny szyfr, kt贸rego Susan Fletcher nie zdo艂a艂a jeszcze z艂ama膰. Faks przyszed艂 od Davida. Przeczyta艂a go po raz tysi臋czny.

PLEASE ACCEPT THIS HUMBLE FAX

MY LOVE FOR YOU IS WITHOUT WAX*

David przes艂a艂 ten faks po drobnej sprzeczce mi臋dzy nimi. Susan od miesi臋cy b艂aga艂a, by powiedzia艂, co oznacza, ale on odmawia艂. Without wax. Bez wosku. To by艂 jego odwet. Susan wtajemnicza艂a Davida w tajniki kryptografii; 偶eby wci膮gn膮膰 go do tej zabawy, nabra艂a zwyczaju szyfrowania wszystkich wiadomo艣ci - od spisu zakup贸w do list贸w mi艂osnych. Oczywi艣cie u偶ywa艂a bardzo prostych algorytm贸w szyfruj膮cych. To by艂a zabawa, a z biegiem czasu David sta艂 si臋 ca艂kiem niez艂ym kryptografem. W ko艅cu postanowi艂 jej odp艂aci膰. Od tej pory opatrywa艂 wszystkie listy podpisem Bez wosku, David. Susan mia艂a ich ju偶 kilkana艣cie.

Mimo jej pr贸艣b, David nie chcia艂 powiedzie膰, co to ma znaczy膰. Gdy pyta艂a, u艣miecha艂 si臋 tylko i m贸wi艂, 偶e to ona jest specjalistk膮 od 艂amania szyfr贸w.

Susan, g艂贸wny kryptograf NSA, wykorzysta艂a wszelkie instrumenty swego fachu - podstawienia, anagramy, przestawienia liter. Napisa艂a program, kt贸ry mia艂 wygenerowa膰 wszystkie zwroty z liter wchodz膮cych w sk艂ad without wax. Dosta艂a w odpowiedzi TAXI HUT WOW. Najwyra藕niej Ensei Tankado nie by艂 jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry potrafi艂 napisa膰 szyfr odporny na wszelkie ataki.

艢wist pneumatycznych drzwi przerwa艂 jej rozmy艣lania. Do Kojca wszed艂 Strathmore.

- Susan, dowiedzia艂a艣 si臋 czego艣? - spyta艂. Zauwa偶y艂 Grega. - Hm, dobry wiecz贸r, panie Hale. - Zmarszczy艂 brwi i zmru偶y艂 oczy. - I to w sobot臋 wiecz贸r. Czemu zawdzi臋czamy ten zaszczyt?

- Chc臋 tylko mie膰 pewno艣膰, 偶e robi臋 to, co do mnie nale偶y - Hale u艣miechn膮艂 si臋 niewinnie.

- Rozumiem - mrukn膮艂 Strathmore, najwyra藕niej zastanawiaj膮c si臋, jak post膮pi膰. Po chwili uzna艂, 偶e lepiej nie przeszkadza膰 Hale'owi. Zwr贸ci艂 si臋 do Susan. - Pani Fletcher, czy mogliby艣my chwilk臋 porozmawia膰? Na zewn膮trz?

- Ach... Tak, oczywi艣cie, prosz臋 pana - zawaha艂a si臋 Susan. Zerkn臋艂a na sw贸j monitor, a p贸藕niej na Grega, kt贸ry siedzia艂 po przeciwnej stronie ko艂a terminali. - Chwileczk臋.

Szybko nacisn臋艂a kilka klawiszy i uruchomi艂a program SCREENLOCK, s艂u偶膮cy ochronie prywatno艣ci. Ka偶dy terminal w W臋藕le nr 3 by艂 zabezpieczony w ten spos贸b. Terminale by艂y stale w艂膮czone. Dzi臋ki programowi ScreenLock kryptografowie mogli odej艣膰 od terminalu i mie膰 pewno艣膰, 偶e nikt nie b臋dzie manipulowa艂 ich plikami i programami. Susan wpisa艂a pi臋ciocyfrowy kod i ekran zrobi艂 si臋 czarny. Teraz nikt nie m贸g艂 skorzysta膰 z jej terminalu bez ponownego podania has艂a.

W艂o偶y艂a pantofle i wysz艂a w 艣lad za komandorem.

- Do diab艂a, co on tu robi? - spyta艂 Strathmore, gdy tylko wyszli z W臋z艂a nr 3.

- Jak zwykle - wzruszy艂a ramionami Susan. - Nic.

- Czy m贸wi艂 co艣 o TRANSLATORZE? - Strathmore wydawa艂 si臋 zaniepokojony.

- Nie. Je艣li jednak uruchomi program monitoruj膮cy i zobaczy, 偶e TRANSLATOR liczy ju偶 od siedemnastu godzin, z pewno艣ci膮 b臋dzie mia艂 co艣 do powiedzenia.

Strathmore si臋 zastanawia艂.

- Nie ma 偶adnego powodu, by to zrobi艂.

- Chce go pan pos艂a膰 do domu? - Susan zerkn臋艂a na komandora.

- Nie. Niech siedzi. - Strathmore spojrza艂 na laboratorium bezpiecze艅stwa system贸w. - Czy Chartrukian sobie poszed艂?

- Nie wiem. Nie widzia艂am go.

- Jezu. To cyrk - j臋kn膮艂 Strathmore. Przeci膮gn膮艂 palcami po szczecinie, kt贸ra w ci膮gu trzydziestu sze艣ciu godzin zd膮偶y艂a przyciemni膰 mu twarz. - Dosta艂a艣 odpowied藕? Siedz臋 tam na g贸rze jak na szpilkach.

- Jeszcze nic. Czy David dzwoni艂?

- Powiedzia艂em mu, 偶eby nie telefonowa艂, dop贸ki nie znajdzie pier艣cienia - odpar艂 Strathmore.

- Dlaczego? - zdziwi艂a si臋 Susan. - A je艣li potrzebuje pomocy?

- St膮d nie mog臋 mu pom贸c - wzruszy艂 ramionami. - Musi sam sobie radzi膰. Nie mam r贸wnie偶 ochoty rozmawia膰 o tym przez publiczny telefon. A nu偶 kto艣 pods艂uchuje.

- Co to ma znaczy膰? - Susan otworzy艂a szeroko oczy ze zdumienia.

Strathmore rzuci艂 jej skruszone spojrzenie i u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie.

- Z Davidem wszystko w porz膮dku. Po prostu wol臋 by膰 ostro偶ny.

Dziesi臋膰 metr贸w od nich, ukryty za p贸艂przepuszczalna szyb膮 W臋z艂a nr 3, Greg Hale sta艂 przy terminalu Susan. Ekran monitora by艂 jednolicie czarny. Hale zerkn膮艂 na komandora i Susan, po czym si臋gn膮艂 do kieszeni po portfel. Wyci膮gn膮艂 niewielk膮 karteczk臋 i przeczyta艂 numer.

Raz jeszcze si臋 upewni艂, 偶e Susan i Strathmore s膮 zaj臋ci rozmow膮, po czym uwa偶nie wstuka艂 pi臋膰 cyfr. Po nieca艂ej sekundzie monitor o偶y艂.

- Bingo - zachichota艂 Hale.

Wykradni臋cie kod贸w do poszczeg贸lnych terminali w W臋藕le nr 3 by艂o dziecinnie 艂atwe. Wszystkie mia艂y identyczne klawiatury. Hale po prostu pewnego dnia wzi膮艂 swoj膮 klawiatur臋 do domu i zainstalowa艂 w niej ko艣膰 rejestruj膮c膮 uderzenia w klawisze. Nast臋pnego dnia przyszed艂 wcze艣nie rano i podmieni艂 klawiatur臋. Pod koniec dnia zn贸w wymieni艂 klawiatury i przejrza艂 dane zarejestrowane przez ko艣膰. Zapami臋ta艂a wprawdzie tysi膮ce uderze艅, ale znalezienie kodu by艂o proste, poniewa偶 ka偶dy kryptograf zaczyna艂 prac臋 od wprowadzenia osobistego kodu uruchamiaj膮cego terminal. Hale mia艂 zatem 艂atwe zadanie - kod zawsze pojawia艂 si臋 na pocz膮tku listy wszystkich uderze艅.

Co za ironia, pomy艣la艂, wpatruj膮c si臋 w monitor. Wykrad艂 kod Susan tylko dla zabawy. Teraz by艂 z tego bardzo zadowolony - najwyra藕niej robi艂a co艣 wa偶nego.

Przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w program Susan. By艂 napisany w LIMBO - to nie by艂a jego specjalno艣膰, ale jedno nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci - nie chodzi艂o o 偶aden program diagnostyczny. Greg zwr贸ci艂 uwag臋 na dwa s艂owa:

TRACER POSZUKUJE...

- TRACER? - powiedzia艂 g艂o艣no. - Szuka czego艣?

Poczu艂 wewn臋trzny niepok贸j. Siedzia艂 kilka sekund nieruchomo, wpatruj膮c si臋 w terminal. Wreszcie podj膮艂 decyzj臋.

Hale rozumia艂 j臋zyk programowania LIMBO na tyle, 偶e wiedzia艂, i偶 jest zbli偶ony do j臋zyk贸w Pascal i C, kt贸re zna艂 doskonale. Zerkaj膮c, czy Susan i Strathmore s膮 w dalszym ci膮gu zaj臋ci rozmow膮, zacz膮艂 improwizowa膰. Wprowadzi艂 kilka zmodyfikowanych instrukcji z Pascala i nacisn膮艂 ENTER. Okienko wy艣wietlaj膮ce status TRACERA zmieni艂o si臋 zgodnie z jego oczekiwaniami.

PRZERWA膯 WYKONANIE PROGRAMU TRACER?

Greg szybko wystuka艂 TAK.

CZY JESTE艢 PEWNY?

Zn贸w odpowiedzia艂 TAK.

Po chwili komputer pisn膮艂.

WYKONANIE PRZERWANE

Hale u艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Komputer wys艂a艂 polecenie przerwania i samozniszczenia. Niezale偶nie od tego, czego szuka艂a Susan, b臋dzie musia艂a poczeka膰 na odpowied藕.

Wola艂 nie zostawia膰 po sobie 偶adnych 艣lad贸w. Szybko dosta艂 si臋 do rejestru dzia艂ania systemu i wykre艣li艂 zapis wszystkich instrukcji, kt贸re przed chwil膮 wpisa艂. Musia艂 jeszcze tylko ponownie poda膰 prywatny kod Susan.

Monitor zn贸w si臋 wy艂膮czy艂.

Gdy Susan Fletcher wr贸ci艂a do W臋z艂a nr 3, Greg Hale siedzia艂 spokojnie przy swoim terminalu, tak jakby w og贸le nie wstawa艂.

Rozdzia艂 30

Alfonso XIII to niewielki, czterogwiazdkowy hotel przy Puerto de Jerez, nieco cofni臋ty od ulicy, otoczony p艂otem z kutego 偶elaza i bzami. David wszed艂 po marmurowych schodach. Gdy si臋ga艂 do klamki, drzwi otworzy艂y si臋 same, jakby pod wp艂ywem czar贸w, i portier zaprosi艂 go do 艣rodka.

- Baga偶e, se艌or? Czy mog臋 panu pom贸c?

- Nie, dzi臋kuj臋. Chcia艂bym porozmawia膰 z recepcjonist膮.

Portier wydawa艂 si臋 ura偶ony, jakby w tym dwusekundowym kontakcie by艂o co艣 niezadowalaj膮cego.

- Por aqu铆, se艌or - powiedzia艂, zaprowadzi艂 Beckera do holu, wskaza艂 recepcj臋 i wr贸ci艂 po艣piesznie do drzwi.

Hol by艂 wprawdzie niewielki, ale wspaniale urz膮dzony. Z艂oty wiek Hiszpanii min膮艂 ju偶 dawno, lecz w po艂owie siedemnastego stulecia ten niewielki kraj rz膮dzi艂 ca艂ym 艣wiatem. Pomieszczenie by艂o przypomnieniem tej epoki - 艣ciany ozdobione zbrojami i sztychami przedstawiaj膮cymi sceny bitewne, a w gablocie wystawiono z艂ote samorodki z Nowego 艢wiata.

Za lad膮 z tabliczk膮 CONSERJE sta艂 szczup艂y, elegancko ubrany m臋偶czyzna, kt贸ry sprawia艂 wra偶enie osoby ca艂e 偶ycie czekaj膮cej na to, by us艂u偶y膰 go艣ciowi.

- En qu茅 puedo servirle, se艌or? Czym mog臋 panu s艂u偶y膰? - spyta艂. M贸wi艂 w afektowany spos贸b, a jednocze艣nie zmierzy艂 Beckera spojrzeniem od st贸p do g艂贸w.

- Chc臋 zobaczy膰 si臋 z Manuelem - odpowiedzia艂 Becker po hiszpa艅sku.

- S铆, s铆, se艌or - recepcjonista u艣miechn膮艂 si臋 jeszcze szerzej. - To ja jestem Manuel. O co chodzi?

- Se艌or Rold谩n z Escortes Bel茅n powiedzia艂 mi, 偶e pan...

Recepcjonista przerwa艂 mu gestem d艂oni i rozejrza艂 si臋 nerwowo po holu.

- Prosz臋, niech pana podejdzie tutaj - wskaza艂 koniec lady. - Jak mog臋 panu pom贸c? - szepn膮艂.

- Musz臋 porozmawia膰 z dziewczyn膮 z jego agencji. Ona je tu dzisiaj kolacj臋. - Becker r贸wnie偶 zni偶y艂 g艂os. - Nazywa si臋 Roc铆o.

- Ach, Roc铆o! To pi臋kne stworzenie! - recepcjonista westchn膮艂 z podziwem.

- Musz臋 si臋 z ni膮 natychmiast zobaczy膰.

- Ale偶 prosz臋 pana, jest teraz z klientem.

- To bardzo wa偶ne - odrzek艂 Becker i u艣miechn膮艂 si臋 przepraszaj膮co. Sprawa bezpiecze艅stwa narodowego.

- Niemo偶liwe - recepcjonista pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Mo偶e pan zostawi...

- Zapewniam, 偶e to potrwa tylko chwil臋. Czy jest w restauracji?

- Lokal zamkni臋to p贸艂 godziny temu - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Manuel. - Obawiam si臋, 偶e Roc铆o i jej klient udali si臋 ju偶 do pokoju. Je艣li chcia艂by pan zostawi膰 wiadomo艣膰, przeka偶臋 jej jutro rano - wskaza艂 na przegr贸dki z numerami pokoi.

- Czy m贸g艂bym wej艣膰 tam na chwil臋...

- Przykro mi, ale nie - rezerwy uprzejmo艣ci recepcjonisty wyczerpywa艂y si臋. - W naszym hotelu obowi膮zuj膮 艣cis艂e zasady. Go艣cie maj膮 prawo do prywatno艣ci.

Becker nie mia艂 zamiaru czeka膰 dziesi臋膰 godzin, a偶 t艂usty Niemiec i prostytutka zejd膮 na 艣niadanie.

- Rozumiem - powiedzia艂. - Przepraszam za k艂opot. Odwr贸ci艂 si臋 i przeszed艂 do holu, podchodz膮c prosto do wi艣niowego biurka, na kt贸re zwr贸ci艂 uwag臋 przy wej艣ciu. Le偶a艂y na nim liczne koperty, karty pocztowe i papier listowy z emblematem hotelu Alfonso XIII. Szybko zaklei艂 w kopercie czyst膮 kartk臋 papieru, a zamiast adresu napisa艂 jedno s艂owo:

ROC脥O.

Wr贸ci艂 do recepcji.

- Przepraszam, 偶e zn贸w pana k艂opocz臋 - powiedzia艂. - Czuj臋, 偶e nieco si臋 wyg艂upi艂em. Chcia艂em osobi艣cie powiedzie膰 Roc铆o, jak znakomicie si臋 z ni膮 bawi艂em. Niestety wyje偶d偶am jeszcze dzisiaj. Dlatego prosz臋 o przekazanie jej tego listu.

Po艂o偶y艂 kopert臋 na ladzie.

Recepcjonista spojrza艂 na ni膮. Jeszcze jeden zakochany heteroseksualista. Co za szkoda. Podni贸s艂 wzrok i u艣miechn膮艂 si臋 do Beckera.

- Oczywi艣cie, panie...

- Buisan - odpar艂 Becker. - Miguel Buisan.

- Osobi艣cie dopilnuj臋, by Roc铆o dosta艂a ten list z samego rana.

- Dzi臋kuj臋. - Becker u艣miechn膮艂 si臋 i ruszy艂 w stron臋 drzwi.

Recepcjonista odprowadzi艂 go spojrzeniem, po czym chwyci艂 list i skierowa艂 si臋 w stron臋 ponumerowanych przegr贸dek. Gdy wrzuca艂 kopert臋 we w艂a艣ciwe miejsce, Becker zatrzyma艂 si臋, by zada膰 ostatnie pytanie.

- Sk膮d mog臋 wezwa膰 taks贸wk臋?

Recepcjonista odwr贸ci艂 si臋 i odpowiedzia艂. Becker jednak nie s艂ucha艂 wyja艣nie艅. Z zadowoleniem stwierdzi艂, 偶e wybra艂 w艂a艣ciwy moment: r臋ka recepcjonisty w艂a艣nie opuszcza艂a przegr贸dk臋 z numerem 301.

Becker podzi臋kowa艂 i powoli odszed艂, rozgl膮daj膮c si臋 w poszukiwaniu windy.

Tam i z powrotem.

Rozdzia艂 31

Susan wr贸ci艂a do W臋z艂a nr 3. Rozmowa z Strathmore'em sprawi艂a, 偶e zn贸w zacz臋艂a si臋 denerwowa膰 losem Davida. Wyobra藕nia podpowiada艂a jej wszystkie najgorsze mo偶liwo艣ci.

- No i czego chcia艂 Strathmore? - spyta艂 Hale, nie wstaj膮c od terminalu. - Romantyczny wiecz贸r z g艂贸wnym kryptografem?

Zignorowa艂a jego komentarz i usiad艂a przy terminalu. Wstuka艂a sw贸j kod i ekran o偶y艂. W okienku TRACERA wci膮偶 nie by艂o 偶adnej informacji o North Dakocie.

Niech to szlag, pomy艣la艂a Susan. Dlaczego to trwa tak d艂ugo?

- Wydajesz si臋 zdenerwowana - powiedzia艂 niewinnie Hale. - Masz k艂opoty z diagnostyk膮?

- Nic powa偶nego - odrzek艂a, ale nie by艂a tego taka pewna. TRACER powinien ju偶 by艂 przes艂a膰 wiadomo艣膰. Zaniepokoi艂a si臋, 偶e mo偶e w programie jest jaki艣 b艂膮d. Otworzy艂a edytor i zacz臋艂a przegl膮da膰 program linijka po linijce. Hale obserwowa艂 j膮 spod oka.

- Hej, chcia艂em ci臋 zapyta膰, co my艣lisz o tym algorytmie Ensei Tankada, kt贸rego podobno nie mo偶na z艂ama膰? - spr贸bowa艂 wci膮gn膮膰 j膮 do rozmowy.

- Algorytm, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰? - Susan poczu艂a skurcz w brzuchu. - A tak, co艣 o tym czyta艂am.

- Trudno w to uwierzy膰.

- Aha - odpowiedzia艂a, zastanawiaj膮c si臋, dlaczego Hale nagle wywo艂a艂 ten temat. - Nie wierz臋 w to. Zgodnie z twierdzeniami matematyki, nie istnieje algorytm szyfruj膮cy, kt贸ry zapewnia艂by ca艂kowite bezpiecze艅stwo.

- Och, tak... - u艣miechn膮艂 si臋 Hale. - Zasada Bergofsky'ego i tak dalej.

- Oraz zdrowy rozs膮dek - prychn臋艂a Susan.

- Kto wie... - westchn膮艂 Hale. - Jest wi臋cej rzeczy na niebie i ziemi, ni偶 si臋 艣ni艂o waszym filozofom.

- Przepraszam?

- Szekspir - wyja艣ni艂 Hale. - Hamlet.

- W wi臋zieniu mia艂e艣 du偶o czasu na czytanie?

- M贸wi膮c powa偶nie, Susan, czy kiedy艣 pomy艣la艂a艣, 偶e to mo偶liwe... 偶e mo偶e Tankado rzeczywi艣cie wymy艣li艂 algorytm odporny na wszystkie ataki?

- C贸偶, nam si臋 nie uda艂o. - Czu艂a si臋 zirytowana rozmow膮 z Hale'em.

- Mo偶e Tankado jest od nas lepszy.

- Mo偶e - wzruszy艂a ramionami, udaj膮c brak zainteresowania.

- Korespondowali艣my przez jaki艣 czas - powiedzia艂 jakby od niechcenia Hale. - Tankado i ja. Wiedzia艂a艣 o tym?

- Naprawd臋? - Susan postara艂a si臋 ukry膰 szok.

- Tak. Napisa艂 do mnie po tym, jak rozgryz艂em algorytm Skipjack. Uzna艂, 偶e jeste艣my sojusznikami w globalnej walce o cyfrow膮 prywatno艣膰.

Susan z trudem panowa艂a nad sob膮. Hale zna Tankada! Usilnie udawa艂a oboj臋tno艣膰.

- Tankado pogratulowa艂 mi sukcesu, jakim by艂o znalezienie tylnej furtki w Skipjacku - kontynuowa艂 Hale. - Napisa艂, 偶e to triumf w walce o prawo do prywatno艣ci ludzi z ca艂ego 艣wiata. Musisz przyzna膰, Susan, 偶e z waszej strony to by艂a brudna sztuczka. Chcieli艣cie czyta膰 listy wszystkich ludzi. Moim zdaniem Strathmore zas艂u偶y艂 na to, by go przy艂apa膰.

- Tylna furtka mia艂a zapewni膰 NSA mo偶liwo艣膰 odczytywania list贸w maj膮cych znaczenie dla bezpiecze艅stwa narodowego - gniewnie odpar艂a Susan.

- Doprawdy? - Hale u艣miechn膮艂 si臋 niewinnie. - A mo偶liwo艣膰 czytania list贸w wszystkich obywateli to tylko taki produkt uboczny?

- Jak dobrze wiesz, nie czytamy list贸w zwyczajnych obywateli. FBI mo偶e zak艂ada膰 pods艂uch, ale to nie oznacza, 偶e pods艂uchuje wszystkie rozmowy.

- Gdyby federalni mieli dostateczne 艣rodki, z pewno艣ci膮 by to robili.

Susan zignorowa艂a jego uwag臋.

- Rz膮dy musz膮 mie膰 prawo zbierania informacji o sprawach maj膮cych istotne znaczenie dla wsp贸lnego dobra.

- Chryste - westchn膮艂 Hale. - M贸wisz tak, jakby Strathmore zrobi艂 ci pranie m贸zgu. Dobrze wiesz, 偶e FBI nie mo偶e pods艂uchiwa膰, kogo tylko zechce. Musz膮 mie膰 nakaz s膮dowy. Spreparowany algorytm szyfruj膮cy pozwoli艂by NSA czyta膰 wszystkie listy wszystkich ludzi.

- Masz racj臋. I powinni艣my mie膰 tak膮 mo偶liwo艣膰! - ostro odrzek艂a Susan. - Gdyby艣 nie odkry艂 tylnej furtki w Skipjacku, mogliby艣my odczytywa膰 wszystkie listy bez potrzeby 艂amania szyfru, zamiast polega膰 na TRANSLATORZE.

- Gdybym nie znalaz艂 tylnej furtki - odpowiedzia艂 Hale - zrobi艂by to kto艣 inny. Uratowa艂em wasze ty艂ki, robi膮c to w por臋. Mo偶esz sobie wyobrazi膰, co by si臋 dzia艂o, gdyby tajemnica si臋 wyda艂a dopiero wtedy, gdy wszyscy u偶ywaliby ju偶 Skipjacka?

- Tak czy inaczej, teraz mamy na karku tych paranoik贸w z EFF, kt贸rzy s膮dz膮, 偶e umie艣cili艣my tylne furtki we wszystkich algorytmach - odpali艂a Susan.

- A czy tak nie jest? - Hale u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie.

Susan zmierzy艂a go zimnym spojrzeniem.

- No dobra - wycofa艂 si臋 Hale. - Mo偶na o tym d艂ugo dyskutowa膰. Zbudowali艣cie przecie偶 TRANSLATOR. Macie swoje 藕r贸d艂o informacji. Mo偶ecie czyta膰, co i kiedy chcecie, nie pytaj膮c nikogo o zgod臋. Wygrali艣cie.

- A nie wygrali艣my? Wydawa艂o mi si臋, 偶e pracujesz w NSA.

- Ju偶 nied艂ugo.

- Nie obiecuj.

- M贸wi臋 powa偶nie. Pewnego dnia rzuc臋 agencj臋.

- B臋d臋 zrozpaczona.

Przez chwil臋 Susan mia艂a ochot臋 przekl膮膰 Grega za wszystkie swoje k艂opoty, za Cyfrow膮 Twierdz臋, problemy z Davidem, za to, 偶e nie by艂a teraz w g贸rach. To oczywi艣cie nie by艂a jego wina. Jedyn膮 win膮 Hale'a by艂o to, 偶e okaza艂 si臋 antypatyczny. Susan musia艂a wznie艣膰 si臋 ponad to. Jako g艂贸wny kryptograf mia艂a obowi膮zek dba膰 o dobr膮 wsp贸艂prac臋 i uczy膰 pracownik贸w. Hale by艂 m艂ody i naiwny.

Spojrza艂a na niego. To frustruj膮ce, pomy艣la艂a. Jest tak utalentowany, 偶e m贸g艂by by膰 powa偶nym atutem Krypto, a nie potrafi zrozumie膰, jak wa偶ne jest to, co robi NSA.

- Greg - odezwa艂a si臋 po chwili spokojnym tonem. - Mam dzisiaj do艣膰 k艂opot贸w. Denerwuje mnie, gdy m贸wisz o NSA tak, jakby艣my byli jakimi艣 zaawansowanymi technicznie podgl膮daczami. Agencja zosta艂a stworzona w jednym celu - ma chroni膰 bezpiecze艅stwo pa艅stwa. To niekiedy wymaga wyszukiwania zgni艂ych jab艂ek. Moim zdaniem wi臋kszo艣膰 obywateli zgodzi艂aby si臋 zrezygnowa膰 z pewnych praw do prywatno艣ci w zamian za pewno艣膰, 偶e mo偶emy przeciwdzia艂a膰 zamierzeniom r贸偶nych 艂ajdak贸w.

Hale nic nie odpowiedzia艂.

- Wcze艣niej lub p贸藕niej - ci膮gn臋艂a Susan - nasze spo艂ecze艅stwo b臋dzie musia艂o komu艣 zaufa膰. Wi臋kszo艣膰 obywateli to uczciwi ludzie, ale zdarzaj膮 si臋 przest臋pcy. Kto艣 musi by膰 w stanie oddzieli膰 jednych od drugich. To nasze zadanie. Nasz obowi膮zek. Niezale偶nie od tego, czy nam si臋 to podoba, czy nie, demokracj臋 dzieli od anarchii bardzo cienka linia. NSA pilnuje, by nikt jej nie przekroczy艂.

- Quis custodiet ipsos custodes? - pokiwa艂 z namys艂em g艂owa.

Susan spojrza艂a na niego ze zdziwieniem.

- To po 艂acinie - wyja艣ni艂. - Z Satyr Juwenala. Kto ma pilnowa膰 tych, co pilnuj膮?.

- Nie rozumiem - powiedzia艂a Susan. - Kto ma pilnowa膰 tych, co pilnuj膮?

- Tak. Je艣li to my pilnujemy spo艂ecze艅stwa, to kto b臋dzie pilnowa艂 nas i sprawdza艂, czy nie jeste艣my gro藕ni?

Susan nie wiedzia艂a, co na to odpowiedzie膰.

- Tak Tankado podpisywa艂 wszystkie listy do mnie - u艣miechn膮艂 si臋 Hale. - To by艂o jego ulubione powiedzenie.

Rozdzia艂 32

David Becker sta艂 w korytarzu przed pokojem 301. Wiedzia艂, 偶e gdzie艣 za tymi ozdobnymi drzwiami jest pier艣cie艅. Sprawa bezpiecze艅stwa narodowego.

Us艂ysza艂 odg艂osy ruchu w pokoju. Jakie艣 s艂owa. Zapuka艂.

- Ja? - odezwa艂 si臋 kto艣 po niemiecku.

Becker milcza艂.

- Ja?

Drzwi nieco si臋 uchyli艂y i Becker zobaczy艂 okr膮g艂膮, m臋sk膮 twarz.

- Deutscher, ja? - spyta艂 z uprzejmym u艣miechem. - Jest pan Niemcem?

M臋偶czyzna kiwn膮艂 niepewnie g艂ow膮.

- Czy m贸g艂bym z panem przez chwil臋 porozmawia膰? - spyta艂 Becker nienagann膮 niemczyzn膮.

- Was willst du? Czego pan chce? - odrzek艂 Niemiec.

Becker pomy艣la艂 poniewczasie, 偶e powinien by艂 przygotowa膰 jaki艣 plan, a nie bezczelnie dobija膰 si臋 do pokoju. Szuka艂 odpowiednich s艂贸w.

- Ma pan co艣, czego bardzo potrzebuj臋.

Najwyra藕niej 藕le wybra艂. Niemiec zmru偶y艂 oczy i zmierzy艂 go gniewnym spojrzeniem.

- Ein Ring - powiedzia艂 David. - Du hast einen Ring. Ma pan pier艣cie艅.

- Prosz臋 zostawi膰 mnie w spokoju - odpar艂 gruby m臋偶czyzna i zacz膮艂 zamyka膰 drzwi.

Bez chwili zastanowienia Becker wysun膮艂 stop臋. Natychmiast tego po偶a艂owa艂.

- Was tust du? - gniewnie spyta艂 Niemiec. - Co pan wyprawia?

Becker zrozumia艂, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d. Rozejrza艂 si臋 nerwowo po korytarzu. Tego dnia ju偶 zosta艂 wyrzucony z kliniki; nie mia艂 ochoty, by to powt贸rzy艂o si臋 w hotelu.

- Nimm deinen Fuß weg! - krzykn膮艂 grubas. - Zabieraj pan stop臋!

Becker spojrza艂 na pulchne palce przeciwnika. Nie zauwa偶y艂 偶adnego pier艣cienia. Jestem tak blisko, pomy艣la艂.

- Ein Ring! - powt贸rzy艂, ale Niemiec w艂a艣nie zatrzasn膮艂 drzwi.

David Becker sta艂 przez chwil臋 w eleganckim korytarzu. Tu偶 obok wisia艂a na 艣cianie kopia Salvadora Dali. Pasuje do sytuacji, pomy艣la艂. Surrealizm. To jaki艣 absurdalny sen. Rano obudzi艂 si臋 we w艂asnym 艂贸偶ku i w jaki艣 spos贸b trafi艂 do Hiszpanii, by w艂amywa膰 si臋 do pokoju obcego cz艂owieka w poszukiwaniu magicznego pier艣cienia.

Zn贸w przypomnia艂 sobie s艂owa Strathmore'a: Musisz odnale藕膰 ten pier艣cie艅. Otrz膮sn膮艂 si臋.

Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i zacisn膮艂 z臋by. Chcia艂 wr贸ci膰 do domu. Ponownie spojrza艂 na drzwi do pokoju numer 301. Za tymi drzwiami znajdowa艂 si臋 jego bilet powrotny. Z艂oty pier艣cie艅. Wystarczy, je艣li go zdob臋dzie.

Becker wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc i zdecydowanym krokiem podszed艂 do drzwi. Tym razem zapuka艂 g艂o艣no. Przysz艂a pora na ostr膮 gr臋.

Niemiec otworzy艂 i ju偶 chcia艂 zaprotestowa膰, ale Becker mu przerwa艂. Machn膮艂 w powietrzu legitymacj膮 klubu sportowego z Marylandu.

- Polizei! - warkn膮艂. Wdar艂 si臋 do pokoju i zapali艂 艣wiat艂o.

- Was machst - Niemiec ci臋偶ko sapa艂 i mru偶y艂 oczy.

- Cicho! - Becker przeszed艂 na angielski. - Czy w tym pokoju jest prostytutka?

David rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Jeszcze nigdy nie by艂 w tak luksusowym hotelu. R贸偶e, szampan, 艂贸偶ko z baldachimem. W pokoju nie by艂o Roc铆o. Dostrzeg艂 drzwi do 艂azienki. By艂y zamkni臋te.

- Prostituiert? - Niemiec niepewnie spojrza艂 w stron臋 艂azienki. By艂 grubszy, ni偶 Becker sobie wyobra偶a艂. Ow艂osiona pier艣 zaczyna艂a si臋 tu偶 pod potr贸jnym podbr贸dkiem i zwiesza艂a na olbrzymi brzuch. Pasek bia艂ego hotelowego szlafroka frotte by艂 zawi膮zany samymi ko艅cami.

- Pana nazwisko? - za偶膮da艂 Becker i obrzuci艂 grubasa gro藕nym spojrzeniem.

- Was willst du? Czego pan chce? - Na pulchnej twarzy Niemca pojawi艂 si臋 wyraz paniki.

- Jestem z brygady obyczajowej w Sewilli. Czy w tym apartamencie przebywa prostytutka?

Niemiec zn贸w spojrza艂 nerwowo na drzwi do 艂azienki.

- Ja - przyzna艂 wreszcie.

- Czy pan wie, 偶e w Hiszpanii prostytucja jest nielegalna?

- Nein - sk艂ama艂 grubas. - Nie wiedzia艂em. Zaraz ka偶臋 jej opu艣ci膰 pok贸j.

- Obawiam si臋, 偶e na to jest ju偶 za p贸藕no - powiedzia艂 stanowczo Becker. Wszed艂 niedba艂ym krokiem do pokoju. - Mam dla pana propozycj臋.

- Ein Vorschlag? - sapn膮艂 Niemiec. - Propozycj臋?

- Tak. Mog臋 pana zabra膰 natychmiast na komisariat... - Becker zrobi艂 znacz膮c膮 przerw臋 i pstrykn膮艂 w palce.

- Albo? - spyta艂 grubas. Ze strachu szeroko otworzy艂 oczy.

- Albo mo偶emy dobi膰 targu.

- Jakiego targu? - Niemiec s艂ysza艂 opowie艣ci o korupcji w hiszpa艅skiej gwardii.

- Ma pan co艣, czego potrzebuj臋 - powiedzia艂 Becker.

- Tak, oczywi艣cie! - zgodzi艂 si臋 Niemiec z wymuszonym u艣miechem. Si臋gn膮艂 po portfel. - Ile?

- Czy pr贸buje pan przekupi膰 funkcjonariusza policji?! - krzykn膮艂 Becker, udaj膮c oburzenie.

- Nie! Sk膮d偶e! Pomy艣la艂em tylko... - Grubas szybko od艂o偶y艂 portfel. - Ja... ja... - by艂 zupe艂nie zagubiony. Usiad艂 na skraju 艂贸偶ka i zatar艂 r臋ce. 艁贸偶ko skrzypn臋艂o pod jego ci臋偶arem. - Przepraszam.

Becker wyci膮gn膮艂 z wazonu r贸偶臋 i pow膮cha艂 j膮, po czym niedbale rzuci艂 kwiat na pod艂og臋. Odwr贸ci艂 si臋 nagle w stron臋 Niemca.

- Co mo偶e mi pan powiedzie膰 o morderstwie?

- Morderstwie? - grubas zblad艂 jak 艣ciana.

- Tak. Tego Japo艅czyka dzi艣 rano. W parku. To by艂o zab贸jstwo... Ermordung.

Becker lubi艂 niemieckie okre艣lenie morderstwa. Ermordung. 艢cina艂o krew w 偶y艂ach.

- Ermordung? On... jego...?

- Tak.

- Ale偶... to niemo偶liwe - wykrztusi艂 Niemiec. - By艂em przy tym. Mia艂 atak serca. Sam widzia艂em. Nie by艂o 偶adnej krwi, 偶adnych pocisk贸w.

- Nie wszystko jest takie, jak si臋 wydaje - Becker pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Niemiec przyblad艂 jeszcze bardziej.

Becker u艣miechn膮艂 si臋 w g艂臋bi duszy. K艂amstwo okaza艂o si臋 dobrym pomys艂em. Biedny Niemiec ca艂y si臋 spoci艂.

- Czego pan chce? - spyta艂. - Ja nic nie wiem.

- Zamordowany mia艂 na palcu z艂oty pier艣cionek - powiedzia艂 Becker, przechadzaj膮c si臋 po pokoju. - Musz臋 go mie膰.

- Ja... ja nie mam pier艣cionka.

Becker westchn膮艂 z politowaniem i wskaza艂 brod膮 na drzwi do 艂azienki.

- A Roc铆o? Dewdrop?

- Zna pan Dewdrop? - Niemiec na odmian膮 zrobi艂 si臋 purpurowy. Star艂 pot z czo艂a r臋kawem szlafroka. Na r臋kawie pozosta艂a wyra藕na plama. Ju偶 mia艂 co艣 powiedzie膰, gdy otworzy艂y si臋 drzwi do 艂azienki.

Obaj spojrzeli w t臋 stron臋.

W drzwiach sta艂a Roc铆o Eva Granada. Wizja. D艂ugie, faluj膮ce rude w艂osy, nieskazitelna iberyjska sk贸ra, g艂adkie czo艂o, ciemnobr膮zowe oczy. Mia艂a na sobie bia艂y szlafrok frotte, podobny do tego, kt贸ry nosi艂 Niemiec. Mocno zawi膮zany pasek podkre艣la艂 jej biodra, a szeroko rozrzucony ko艂nierz ods艂ania艂 rowek mi臋dzy piersiami. Wesz艂a do pokoju ze swobodn膮 pewno艣ci膮 siebie.

- Mog臋 panu pom贸c? - spyta艂a chrapliw膮 angielszczyzn膮.

Becker zmierzy艂 j膮 zimnym spojrzeniem.

- Chc臋 dosta膰 pier艣cie艅 - powiedzia艂 twardo, bez wahania.

- Kim pan jest? - zapyta艂a.

- Guardia Civil - odrzek艂 Becker z idealnym andaluzyjskim akcentem.

- Niemo偶liwe! - parskn臋艂a 艣miechem Roc铆o. Przesz艂a na hiszpa艅ski.

Becker poczu艂 grud臋 w gardle. Roc铆o najwyra藕niej by艂a trudniejszym przeciwnikiem ni偶 jej klient.

- Niemo偶liwe? - powt贸rzy艂. - Czy mam zaprowadzi膰 pani膮 na komisariat, by to udowodni膰?

- Nie wprawi臋 pana w zak艂opotanie, przyjmuj膮c ofert臋 - u艣miechn臋艂a si臋 z艂o艣liwie w odpowiedzi. - Kim pan jest?

- Jestem z sewilskiej gwardii - powt贸rzy艂 Becker.

- Znam wszystkich policjant贸w w Sewilli - powiedzia艂a Roc铆o, zbli偶aj膮c si臋 do niego. - To moi najlepsi klienci.

Becker mia艂 wra偶enie, 偶e Roc铆o przeszywa go wzrokiem. Zmieni艂 wersj臋.

- Jestem ze specjalnego wydzia艂u do spraw turyst贸w. Prosz臋 odda膰 mi pier艣cie艅 lub b臋d臋 musia艂 zaprowadzi膰 pani膮 na komisariat i...

- I co? - spyta艂a, unosz膮c brwi i u艣miechaj膮c si臋 ironicznie.

Becker nic nie odpowiedzia艂. Przegra艂. Plan spali艂 na panewce. Dlaczego nie da艂a si臋 nabra膰?

- Nie wiem, kim pan jest i czego chce - powiedzia艂a Roc铆o, podchodz膮c jeszcze bli偶ej - je艣li jednak nie wyniesie si臋 pan st膮d natychmiast, wezw臋 ochron臋 hotelow膮 i prawdziwa policja zaaresztuje pana za udawanie policjanta.

Becker wiedzia艂, 偶e Strathmore m贸g艂by go wyci膮gn膮膰 z aresztu w pi臋膰 minut, ale nie zapomnia艂 o poleceniu zachowania dyskrecji. Plan nie uwzgl臋dnia艂 mo偶liwo艣ci zaaresztowania.

Roc铆o zatrzyma艂a si臋 metr od Beckera i wbi艂a w niego ostre spojrzenie.

- Okej - westchn膮艂 David, akcentuj膮c g艂osem kapitulacj臋. Przesta艂 dba膰 o hiszpa艅ski akcent. - Nie jestem z policji. Dzia艂am z polecenia organizacji rz膮dowej Stan贸w Zjednoczonych. Mam znale藕膰 pier艣cie艅. Wi臋cej nie mog臋 powiedzie膰. Dodam tylko, 偶e zap艂ac膮 za ten pier艣cie艅.

Zapad艂a cisza.

Roc铆o odczeka艂a chwil臋, nim rozchyli艂a wargi w przebieg艂ym u艣miechu.

- To nie by艂o takie trudne, prawda? - usiad艂a na krze艣le i skrzy偶owa艂a nogi. - Ile mo偶e pan zap艂aci膰?

Becker st艂umi艂 westchnienie ulgi. Bez zw艂oki przeszed艂 do negocjacji.

- Zap艂ac臋 siedemset pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy peset. Pi臋膰 tysi臋cy ameryka艅skich dolar贸w. - To by艂a po艂owa tego, co mia艂 przy sobie, ale zapewne dziesi臋膰 razy wi臋cej, ni偶 wart by艂 ten pier艣cionek.

- To du偶o pieni臋dzy - powiedzia艂a Roc铆o, unosz膮c brwi.

- Owszem. Czy zatem dobili艣my targu?

- Chcia艂abym powiedzie膰, 偶e tak - potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Milion peset? - rzuci艂 Becker. - Wi臋cej nie mam.

- No, no - u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna. - Wy, Amerykanie, nie umiecie si臋 targowa膰. Na naszym rynku nie przetrwaliby艣cie nawet dnia.

- Got贸wka na st贸艂 - rzuci艂 Becker, si臋gaj膮c do koperty w kieszeni. Chc臋 wraca膰 do domu.

- Nie mog臋 si臋 zgodzi膰 - odpar艂a Roc铆o.

- Dlaczego? - gniewnie spyta艂 Becker.

- Nie mam ju偶 tego pier艣cionka - wyja艣ni艂a i u艣miechn臋艂a si臋 przepraszaj膮co. - Ju偶 go sprzeda艂am.

Rozdzia艂 33

Tokugen Numataka wygl膮da艂 przez okno i kr臋ci艂 si臋 po gabinecie jak zwierz臋 zamkni臋te w klatce. North Dakota jeszcze si臋 nie odezwa艂. Przekl臋ci Amerykanie! Nie wiedz膮, co to punktualno艣膰!

Zadzwoni艂by do niego sam, ale nie zna艂 numeru telefonu. Numataka nie znosi艂 takiego sposobu prowadzenia interes贸w - gdy kto艣 inny kontrolowa艂 sytuacj臋.

Kiedy nieznajomy zadzwoni艂 po raz pierwszy, Numataka pomy艣la艂, 偶e kto艣 chce go naci膮gn膮膰. Dzi艣 przypomnia艂 sobie dawne w膮tpliwo艣ci. Mo偶e to jaki艣 japo艅ski rywal chce zrobi膰 z niego durnia. Numataka uzna艂, 偶e musi zdoby膰 wi臋cej informacji.

Wyszed艂 szybkim krokiem z gabinetu i skierowa艂 si臋 w lewo g艂贸wnym korytarzem biura. Gdy przechodzi艂, pracownicy k艂aniali si臋 na jego widok. Numataka nie 艂udzi艂 si臋 jednak, 偶e wszyscy go lubi膮 - japo艅scy pracownicy k艂aniaj膮 si臋 nawet swym najbardziej bezwzgl臋dnym szefom.

Numataka poszed艂 prosto do centralki telefonicznej. Wszystkimi po艂膮czeniami zajmowa艂a si臋 jedna telefonistka, siedz膮ca przy centrali Corenco 2000, obs艂uguj膮cej dwana艣cie linii. Kobieta by艂a zaj臋ta, ale na widok Numataki natychmiast wsta艂a i uk艂oni艂a si臋 na powitanie.

- Prosz臋 usi膮艣膰 - rzuci艂 Numataka.

Pos艂usznie usiad艂a.

- Dzisiaj o czwartej czterdzie艣ci pi臋膰 kto艣 dzwoni艂 pod m贸j prywatny numer. Czy mo偶e mi pani powiedzie膰, z jakiego numeru telefonowa艂? - spyta艂 Numataka. By艂 w艣ciek艂y na siebie, 偶e nie pomy艣la艂 o tym wcze艣niej.

- To urz膮dzenie nie pozwala zidentyfikowa膰 dzwoni膮cego, prosz臋 pana - odpowiedzia艂a telefonistka, nerwowo prze艂ykaj膮c 艣lin臋. - Mog臋 zadzwoni膰 do firmy telefonicznej. Jestem pewna, 偶e oni b臋d膮 w stanie nam pom贸c.

Numataka nie mia艂 co do tego w膮tpliwo艣ci. W epoce cyfrowej prywatno艣膰 sta艂a si臋 reliktem przesz艂o艣ci, wszystko by艂o rejestrowane. Firmy telefoniczne mog膮 dok艂adnie powiedzie膰, kto dzwoni艂 i jak d艂ugo trwa艂a rozmowa.

- Prosz臋 to zrobi膰 - poleci艂. - Prosz臋 mi da膰 zna膰, czego si臋 pani dowiedzia艂a.

Rozdzia艂 34

Susan siedzia艂a sama w W臋藕le nr 3. i czeka艂a na wiadomo艣膰. Hale postanowi艂 wyj艣膰 i zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza - by艂a mu za to wdzi臋czna. Samotno艣膰 w Kojcu nie da艂a jej jednak niezb臋dnego azylu. Wci膮偶 my艣la艂a o zwi膮zku mi臋dzy Tankadem i Hale'em.

- Kto ma pilnowa膰 tych, co pilnuj膮? - powiedzia艂a do siebie. Quis custodiet ipsos custodes. Te s艂owa uporczywie wraca艂y do niej. Zmusi艂a si臋, by przesta膰 je analizowa膰.

Pomy艣la艂a o Davidzie. Mia艂a nadziej臋, 偶e nic mu si臋 nie sta艂o. Wci膮偶 nie mog艂a pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e jest w Hiszpanii. Im pr臋dzej znajd膮 klucze i sko艅cz膮 t臋 histori臋, tym lepiej.

Susan nie wiedzia艂a ju偶, jak d艂ugo siedzi i czeka na wiadomo艣膰. Dwie godziny? Trzy? Spojrza艂a na pust膮 g艂贸wn膮 sal臋 Krypto i westchn臋艂a. Chcia艂a, 偶eby wreszcie rozleg艂 si臋 sygna艂 terminalu, ale panowa艂a kompletna cisza. S艂o艅ce ju偶 zasz艂o, by艂o przecie偶 p贸藕ne lato. Automatycznie w艂膮czy艂o si臋 o艣wietlenie. Susan czu艂a, 偶e czas nagli.

Spojrza艂a na terminal.

- No, ko艅cz ju偶 - mrukn臋艂a. - Mia艂e艣 do艣膰 czasu. - Chwyci艂a mysz i klikn臋艂a, 偶eby otworzy膰 okienko wy艣wietlaj膮ce status TRACERA. - Jak d艂ugo to ju偶 trwa?

Okienko natychmiast si臋 otworzy艂o. Cyfrowy zegar wskazywa艂 czas, jaki min膮艂 od wys艂ania TRACERA. Susan oczekiwa艂a, 偶e zobaczy, ile up艂yn臋艂o godzin i minut. Zamiast tego przeczyta艂a co艣 zupe艂nie innego i poczu艂a, 偶e serce podchodzi jej do gard艂a.

WYKONANIE PROGRAMU TRACER PRZERWANE

- Co takiego?! - wykrztusi艂a g艂o艣no. - Dlaczego?

W panice gwa艂townie przegl膮da艂a dane, poszukuj膮c instrukcji, kt贸ra mog艂aby spowodowa膰 przerwanie wykonania programu. Na pr贸偶no. Wygl膮da艂o na to, 偶e TRACER przerwa艂 sam z siebie. Wiedzia艂a, 偶e to mo偶e znaczy膰 tylko jedno - w programie pojawi艂a si臋 jaka艣 pluskwa.

Susan uwa偶a艂a pluskwy za najbardziej denerwuj膮c膮 cz臋艣膰 programowania. Komputery wykonuj膮 艣ci艣le podane instrukcje, dlatego nawet drobne b艂臋dy cz臋sto powoduj膮 katastrof臋. Prosty b艂膮d syntaktyczny - na przyk艂ad u偶ycie przecinka zamiast kropki - mo偶e rzuci膰 ca艂y system na kolana. Susan zawsze my艣la艂a, 偶e slangowy termin pluskwa ma zabawny rodow贸d.

S艂owo to pochodzi艂o z czas贸w budowy pierwszego komputera - MARK l - elektromechanicznego uk艂adu wielko艣ci ca艂ego pokoju, skonstruowanego w 1944 roku na Uniwersytecie Harvarda. Pewnego dnia komputer przesta艂 dzia艂a膰 i bardzo d艂ugo nikt nie by艂 w stanie znale藕膰 przyczyny. Po wielu godzinach pewien laborant dostrzeg艂 problem. Jaka艣 膰ma usiad艂a na p艂ytce z obwodami elektrycznymi i spowodowa艂a kr贸tkie spi臋cie. Od tej pory na b艂臋dy komputerowe m贸wiono pluskwy.

- Nie mam czasu na takie g艂upstwa - zakl臋艂a Susan.

Szukanie b艂臋du w programie niekiedy trwa wiele dni. Program mo偶e mie膰 kilka tysi臋cy linii, a trzeba znale藕膰 jeden drobny b艂膮d. To niczym przeszukiwanie tomu encyklopedii w celu znalezienia jednej liter贸wki.

Susan wiedzia艂a, 偶e nie ma wyboru - mo偶e tylko spr贸bowa膰 ponownie wys艂a膰 program TRACER. Niestety by艂o prawie pewne, 偶e ten sam b艂膮d znowu spowoduje przerwanie operacji. Szukanie b艂臋du wymaga艂o czasu, a ani ona, ani komandor po prostu go nie mieli.

Gdy wpatrywa艂a si臋 w list臋 instrukcji programu, zda艂a sobie spraw臋, 偶e co艣 tu nie gra. Miesi膮c wcze艣niej skorzysta艂a z TRACERA i nie mia艂a 偶adnych k艂opot贸w. Dlaczego w艂a艣nie teraz mia艂by pojawi膰 si臋 jaki艣 b艂膮d?

W tym momencie przypomnia艂a sobie komentarz Strathmore'a: Chcia艂em sam wys艂a膰 kopi臋 twojego TRACERA, ale napisa艂a艣 to cholerstwo w jednym z tych nowych, hybrydowych j臋zyk贸w i nie uda艂o mi si臋 go uruchomi膰. Wci膮偶 dostawa艂em jakie艣 bzdury.

Susan zastanowi艂a si臋 nad tym s艂owami. Dostawa艂em jakie艣 bzdury...

Pochyli艂a g艂ow臋. Czy to mo偶liwe? Strathmore otrzyma艂 jak膮艣 odpowied藕...

Je艣li komandor dosta艂 jak膮艣 odpowied藕, to najwyra藕niej TRACER dzia艂a艂. Susan przyj臋艂a, 偶e wynik by艂 bezsensowny, poniewa偶 Strathmore 藕le poda艂 dane - ale mimo to program zadzia艂a艂.

By艂y oczywi艣cie jeszcze inne mo偶liwe wyja艣nienia, dlaczego operacja zosta艂a przerwana. Programy padaj膮 nie tylko z powodu b艂臋d贸w programist贸w. Czasami przyczyn膮 s膮 czynniki zewn臋trzne: zmiany napi臋cia zasilania, drobiny kurzu na p艂ytach, b艂臋dne po艂膮czenia. Hardware w W臋藕le nr 3 by艂 utrzymywany w tak nienagannym stanie, 偶e Susan pocz膮tkowo nawet nie pomy艣la艂a o tej mo偶liwo艣ci.

Wsta艂a i szybko podesz艂a do du偶ej p贸艂ki zastawionej poradnikami technicznymi. Wzi臋艂a do r臋ki oprawiony w spirale tom oznaczony SYS-OP i zacz臋艂a przerzuca膰 strony. Znalaz艂a to, czego szuka艂a, i wr贸ci艂a do terminalu z poradnikiem. Szybko wystuka艂a kilka polece艅. Czeka艂a przez chwil臋, a偶 komputer przejrzy list臋 wszystkich instrukcji wykonanych w ci膮gu ostatnich trzech godzin. Mia艂a nadziej臋, 偶e znajdzie jak膮艣 zewn臋trzn膮 przyczyn臋 - na przyk艂ad polecenie przerwania wykonania programu z powodu fluktuacji napi臋cia zasilaj膮cego.

Po chwili terminal pisn膮艂. Susan poczu艂a, 偶e jej t臋tno przy艣piesza. Wstrzymuj膮c oddech, wpatrywa艂a si臋 w ekran:

B艁膭D NR 22

Poczu艂a iskierk臋 nadziei. To by艂a dobra wiadomo艣膰. Skoro komputer znalaz艂 b艂膮d, to TRACER by艂 zapewne w porz膮dku. Najprawdopodobniej wyst膮pi艂a jaka艣 zewn臋trzna anomalia, kt贸rej powt贸rzenie si臋 by艂o ma艂o prawdopodobne.

B艁膭D NR 22. Susan pr贸bowa艂a sobie przypomnie膰, co to znaczy. Awarie sprz臋towe zdarza艂y si臋 tak rzadko, 偶e nie pami臋ta艂a wszystkich oznacze艅.

Szybko przerzuci艂a kartki poradnika SYS-OP w poszukiwaniu listy b艂臋d贸w.

19. WADLIWA PARTYCJA DYSKU

20. FLUKTUACJA NAPI臉CIA

21. AWARIA ZASILANIA

Gdy dosz艂a do numeru 22, a偶 znieruchomia艂a. Raz jeszcze pojrza艂a na ekran, 偶eby si臋 upewni膰.

B艁膭D NR 22

Zmarszczy艂a brwi i wr贸ci艂a do poradnika SYS-OP. To zupe艂nie bez sensu, pomy艣la艂a. Wyja艣nienie by艂o bardzo kr贸tkie:

22. WYKONANIE PRZERWANE NA POLECENIE OPERATORA

Rozdzia艂 35

- Sprzeda艂a pani pier艣cie艅? - wstrz膮艣ni臋ty Becker wpatrywa艂 si臋 w Roc铆o.

Kobieta kiwn臋艂a g艂ow膮, a jej rude w艂osy rozsypa艂y si臋 na ramiona.

- Pero... ale... - Becker ze wszystkich si艂 pragn膮艂, by tak nie by艂o.

- Jakiej艣 dziewczynie w parku - wyja艣ni艂a Roc铆o, wzruszaj膮c ramionami.

Becker mia艂 wra偶enie, 偶e nogi si臋 pod nim uginaj膮. To nie mo偶e by膰 prawda!

- 脡l queria que lo guardara. On chcia艂 go zatrzyma膰 - doda艂a Roc铆o, wskazuj膮c na Niemca. - Nie zgodzi艂am si臋. Mam w 偶y艂ach cyga艅sk膮 krew. My, Cyganie, nie tylko mamy rude w艂osy, ale jeste艣my przes膮dni. Pier艣cie艅 od umieraj膮cego m臋偶czyzny nie wr贸偶y nic dobrego.

- Zna pani t臋 dziewczyn臋? - spyta艂 Becker.

- Vaya - Roc铆o unios艂a brwi. - Naprawd臋 zale偶y panu na tym pier艣cieniu, tak?

- Komu pani go sprzeda艂a? - nalega艂 Becker, kiwaj膮c g艂ow膮.

Gruby Niemiec siedzia艂 na 艂贸偶ku i nic z tego nie rozumia艂. Jego mi艂osny wiecz贸r zosta艂 zepsuty, a on najwyra藕niej nie wiedzia艂 dlaczego.

- Was passiert? - spyta艂. - Co si臋 dzieje?

Becker go zignorowa艂.

- Tak naprawd臋 to wcale go nie sprzeda艂am - powiedzia艂a Roc铆o. - Chcia艂am, ale to by艂a jaka艣 siksa, nie mia艂a pieni臋dzy. W ko艅cu da艂am jej ten pier艣cionek. Gdybym wiedzia艂a o pa艅skiej szczodrej ofercie, zatrzyma艂abym go dla pana.

- Dlaczego wyszli艣cie z parku? - spyta艂 Becker. - Kto艣 umar艂. Dlaczego nie poczekali艣cie na policj臋? Dlaczego nie oddali艣cie pier艣cionka policji?

- Nie szukam k艂opot贸w, panie Becker. Poza tym wydawa艂o nam si臋, 偶e ten stary panuje nad sytuacj膮.

- Kanadyjczyk?

- Tak. To on wezwa艂 pogotowie. Postanowili艣my si臋 wycofa膰. Nie widzia艂am 偶adnego powodu, 偶eby nara偶a膰 siebie i mojego klienta na spotkanie z policj膮.

Becker pokiwa艂 z roztargnieniem g艂ow膮. Wci膮偶 usi艂owa艂 pogodzi膰 si臋 z okrutnym zrz膮dzeniem losu. Ona po prostu podarowa艂a komu艣 ten cholerny pier艣cie艅!

- Pr贸bowa艂am pom贸c temu umieraj膮cemu m臋偶czy藕nie - doda艂a Roc铆o. - Nie chcia艂 偶adnej pomocy. Zacz膮艂 z tym pier艣cionkiem... wci膮偶 wpycha艂 go nam w oczy. Mia艂 trzy zdeformowane palce. Ci膮gle wyci膮ga艂 r臋k臋, tak jakby domaga艂 si臋, 偶eby艣my zabrali pier艣cionek. Ja nie chcia艂am, ale m贸j znajomy w ko艅cu go wzi膮艂. Potem ten facet umar艂.

- Pr贸bowali艣cie zrobi膰 masa偶 serca? - spyta艂 Becker.

- Nie, nawet go nie dotkn臋li艣my. M贸j znajomy si臋 przestraszy艂. Jest ogromny, ale to mi臋czak. - Roc铆o u艣miechn臋艂a si臋 uwodzicielsko do Beckera. - Prosz臋 si臋 nie obawia膰. Nie m贸wi ani s艂owa po hiszpa艅sku.

Becker zmarszczy艂 brwi. Zn贸w pomy艣la艂 o siniakach na piersi Tankada.

- Czy lekarz z pogotowia zrobi艂 masa偶 serca?

- Nie mam poj臋cia. Jak m贸wi艂am, poszli艣my sobie, nim przyjecha艂o pogotowie.

- To znaczy, po tym jak ukradli艣cie pier艣cionek - warkn膮艂 Becker.

- Niczego nie ukradli艣my. - Roc铆o rzuci艂a mu ostre spojrzenie. - Ten cz艂owiek umiera艂. Wyra藕nie dawa艂 do zrozumienia, czego chce. Spe艂nili艣my jego ostatnie 偶yczenie.

Becker z艂agodnia艂. Roc铆o mia艂a racj臋, on sam prawdopodobnie zrobi艂by to samo.

- A p贸藕niej da艂a pani pier艣cionek jakiej艣 dziewczynie?

- Ju偶 panu powiedzia艂am. Ten pier艣cionek mnie niepokoi艂. A dziewczyna mia艂a mn贸stwo bi偶uterii. Pomy艣la艂am, 偶e pewnie jej si臋 spodoba.

- Kiedy to by艂o?

- Dzi艣 po po艂udniu - wzruszy艂a ramionami Roc铆o. - Mniej wi臋cej godzin臋 po tym, jak go dosta艂am.

Becker spojrza艂 na zegarek: za dwana艣cie minut dwunasta. Min臋艂o jakie艣 osiem godzin. Do cholery co ja tu robi臋? Powinienem by膰 w g贸rach. Westchn膮艂 i zada艂 jedyne pytanie, jakie mu przysz艂o do g艂owy.

- Jak wygl膮da艂a ta dziewczyna?

- Era un punki - odpowiedzia艂a Roc铆o.

- Un punki? - powt贸rzy艂 zdziwiony Becker.

- S铆. Punki.

- Punk?

- Tak, punk - powt贸rzy艂a kiepsk膮 angielszczyzn膮, po czym natychmiast przesz艂a na hiszpa艅ski. - Mucha joyer铆a. Du偶o bi偶uterii. Dziwny kolczyk w uchu. To chyba by艂a czaszka.

- Czy w Sewilli jest du偶o punk贸w?

- Todo bajo el sol. Wszystko pod s艂o艅cem - u艣miechn臋艂a si臋 Roc铆o, powtarzaj膮c slogan miejskiego biura turystycznego.

- Czy zna pani jej nazwisko?

- Nie.

- Czy powiedzia艂a, dok膮d idzie?

- Nie. Bardzo s艂abo m贸wi艂a po hiszpa艅sku.

- To nie by艂a Hiszpanka? - spyta艂 Becker.

- Nie. Chyba Angielka. Mia艂a dziwne w艂osy... czerwone, bia艂e i niebieskie.

- Mo偶e to by艂a Amerykanka - zasugerowa艂 Becker, krzywi膮c si臋 na my艣l o tej kombinacji kolor贸w.

- Nie s膮dz臋 - pokr臋ci艂a g艂ow膮 Roc铆o. - Mia艂a na sobie koszul臋, kt贸ra wygl膮da艂a jak brytyjska flaga.

- Okej - pokiwa艂 g艂ow膮 Becker. - Czerwono-bia艂o-niebieskie w艂osy, koszula w brytyjskich barwach narodowych, czaszka w uchu. Co jeszcze?

- Nic. Zwyk艂y punk.

Zwyk艂y punk? Becker pochodzi艂 z innych czas贸w, kiedy studenci nosili dresy, garnitury i strzygli w艂osy. Nie potrafi艂 nawet wyobrazi膰 sobie kobiety, o kt贸rej rozmawiali.

- Czy nie przypomina sobie pani niczego wi臋cej? - nalega艂.

- Nie - odpowiedzia艂a Roc铆o po chwili namys艂u. - To wszystko.

W tym momencie rozleg艂o si臋 g艂o艣ne skrzypni臋cie 艂贸偶ka. Klient Roc铆o zmieni艂 pozycj臋. Becker zwr贸ci艂 si臋 do niego.

- Noch etwas? Co艣 jeszcze? - zapyta艂 po niemiecku. - Pami臋ta pan co艣, co mog艂oby mi pom贸c znale藕膰 t臋 dziewczyn臋 z pier艣cieniem?

Zapad艂a cisza. Wydawa艂o si臋, 偶e grubas chce co艣 powiedzie膰, ale nie wie, jak to wyrazi膰. Jego dolna warga dr偶a艂a. Po chwili si臋 odezwa艂. Z pewno艣ci膮 m贸wi艂 po angielsku, ale z tak silnym niemieckim akcentem, 偶e trudno by艂o go zrozumie膰.

- Fock off und die*.

- Przepraszam? - wykrztusi艂 zszokowany Becker.

- Spierdalaj i zdychaj - powt贸rzy艂 tamten, k艂ad膮c praw膮 d艂o艅 na lewym przedramieniu, tak jakby na艣ladowa艂 znany w艂oski gest.

Becker by艂 zbyt zm臋czony, 偶eby si臋 obrazi膰. Spierdalaj i zdychaj? Co si臋 sta艂o z Das Mi臋czak? Odwr贸ci艂 si臋 ku Roc铆o.

- Wygl膮da na to, 偶e przeci膮gn膮艂em wizyt臋 - powiedzia艂 po hiszpa艅sku.

- Prosz臋 si臋 nim nie przejmowa膰 - za艣mia艂a si臋 w odpowiedzi. - Jest nieco sfrustrowany. Dostanie to, na co czeka - odrzuci艂a w艂osy do ty艂u i mrugn臋艂a do Beckera.

- Czy mo偶e pani co艣 doda膰? - spyta艂 David. - Co艣, co mog艂oby mi pom贸c?

- To wszystko - Roc铆o pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nigdy jej pan nie znajdzie. Sewilla to du偶e miasto. 艁atwo si臋 pomyli膰.

- Zrobi臋, co w mojej mocy.

To sprawa bezpiecze艅stwa narodowego.

- Je艣li si臋 panu nie uda - szepn臋艂a Roc铆o, zerkaj膮c na wypchan膮 kopert膮 w kieszeni Beckera - prosz臋 wr贸ci膰. M贸j znajomy niew膮tpliwie szybko za艣nie. Prosz臋 cicho zapuka膰. Znajd臋 jaki艣 pok贸j. Pozna pan tak膮 stron臋 Hiszpanii, jakiej nigdy pan nie zapomni - wyd臋艂a uwodzicielsko usta.

- Musz臋 ju偶 i艣膰 - odrzek艂, zmuszaj膮c si臋 do u艣miechu. Przeprosi艂 Niemca za przerwanie mu przyjemnego wieczoru.

- Keine Ursache - odpowiedzia艂 tamten z nie艣mia艂ym u艣miechem.

Becker skierowa艂 si臋 do drzwi. Nie ma problemu? Co si臋 sta艂o ze spierdalaj i zdychaj?

Rozdzia艂 36

- Przerwanie wykonania programu na polecenie operatora? - Susan wpatrywa艂a si臋 w ekran ze zdumieniem.

Dobrze wiedzia艂a, 偶e sama nie poda艂a komendy przerwania programu - w ka偶dym razie, nie zrobi艂a tego 艣wiadomie. Przez chwil臋 pomy艣la艂a, 偶e mo偶e przypadkowo wystuka艂a tak膮 instrukcj臋.

- Niemo偶liwe - mrukn臋艂a do siebie. Wed艂ug zapisu komenda przerwania wykonania programu zosta艂a podana nieca艂e dwadzie艣cia minut temu. Susan nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e w tym czasie wystuka艂a tylko prywatny kod dost臋pu przed wyj艣ciem z Kojca, gdy mia艂a rozmawia膰 z Strathmore'em. By艂oby absurdem przypuszcza膰, 偶e jej prywatny kod zosta艂 zinterpretowany jako polecenie przerwania wykonania programu.

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e to strata czasu, ale mimo to otworzy艂a zapis dzia艂ania programu ScreenLock i dwukrotnie sprawdzi艂a, 偶e jej prywatny kod zosta艂 poprawnie zinterpretowany. Tak niew膮tpliwie by艂o.

- Sk膮d zatem - warkn臋艂a gniewnie - wzi臋艂o si臋 to polecenie przerwania programu?

Zamkn臋艂a okienko programu ScreenLock. W momencie gdy okienko znika艂o ju偶 z ekranu, w u艂amku sekundy zauwa偶y艂a co艣 dziwnego. Zn贸w otworzy艂a okienko i przyjrza艂a si臋 zapisowi. To nie mia艂o sensu. Zapis zamkni臋cia terminalu by艂 w porz膮dku, natomiast czas otwarcia wydawa艂 si臋 dziwny. Dwie komendy wydano w odst臋pie nieca艂ej minuty. Susan nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e rozmawia艂a z komandorem d艂u偶ej ni偶 minut臋.

Przyjrza艂a si臋 zapisowi. Trzy minuty wcze艣niej pojawi艂a si臋 kolejna para polece艅 zamknij i otw贸rz. Z tego wynika艂o, 偶e kto艣 uruchomi艂 jej terminal, gdy rozmawia艂a z komandorem.

- To niemo偶liwe! - wykrztusi艂a. Jedynym podejrzanym by艂 Greg Hale, a Susan nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e nigdy nie da艂a mu swojego prywatnego kodu dost臋pu. Zgodnie z dobrymi nawykami kryptograficznymi wybra艂a czysto losowy klucz i nigdy go nie zapisywa艂a. Hale nie m贸g艂 odgadn膮膰 pi臋cioelementowego kodu alfanumerycznego - liczba mo偶liwo艣ci wynosi艂a trzydzie艣ci sze艣膰 do pi膮tej pot臋gi, czyli ponad sze艣膰 milion贸w.

Zapis dzia艂ania ScreenLock by艂 jednak jasny jak s艂o艅ce. Wpatrywa艂a si臋 w ekran. Hale w jaki艣 spos贸b uruchomi艂 jej terminal, gdy wysz艂a z W臋z艂a nr 3. To on wyda艂 polecenie przerwania wykonania programu.

Pytanie jak teraz szybko zesz艂o na drugi plan. Wa偶niejsza by艂a odpowied藕 na pytanie dlaczego? Hale nie mia艂 powodu, by w艂amywa膰 si臋 do jej terminalu. Nie wiedzia艂 nawet, 偶e Susan wys艂a艂a program TRACER. A nawet gdyby wiedzia艂, czemu mia艂by mie膰 co艣 przeciw poszukiwaniom faceta o nazwisku North Dakota?

Mia艂a wra偶enie, 偶e w jej g艂owie kot艂uje si臋 coraz wi臋cej pyta艅.

- Po kolei - powiedzia艂a g艂o艣no. Na Hale'a przyjdzie pora za chwil臋. Susan najpierw ponownie przygotowa艂a program TRACER i nacisn臋艂a klawisz ENTER. Terminal pisn膮艂 i pojawi艂a si臋 wiadomo艣膰

TRACER WYS艁ANY

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e na odpowied藕 b臋dzie musia艂a poczeka膰 kilka godzin. Przeklina艂a Hale'a i zastanawia艂a si臋, jak zdoby艂 jej prywatny kod dost臋pu i dlaczego zainteresowa艂 si臋 TRACEREM.

Wsta艂a i podesz艂a do terminalu Hale'a. Ekran by艂 czarny, ale 艂atwo pozna艂a, 偶e Hale go nie zablokowa艂 - na brzegach wida膰 by艂o lekk膮 po艣wiat臋. Kryptografowie rzadko zamykali swoje terminale - czynili to zazwyczaj przed wyj艣ciem do domu. Zamiast tego przyciemniali ekran monitora - to by艂 honorowy sygna艂, 偶e nikt nie powinien u偶ywa膰 terminalu.

- Chrzani臋 honorowe zasady - mrukn臋艂a Susan i usiad艂a przy terminalu. - Do diab艂a, co on tu robi艂?

Szybko zerkn臋艂a na g艂贸wn膮 sal臋 Krypto, po czym rozja艣ni艂a ekran. Niestety by艂 ca艂kowicie pusty. Susan zmarszczy艂a brwi. Nie by艂a pewna, co dalej. Po sekundzie poda艂a polecenie:

SZUKAJ: TRACER

To by艂a 艣mia艂a pr贸ba, ale je艣li w komputerze Hale'a by艂y jakie艣 艣lady jej TRACERA, to ten program powinien je znale藕膰. To mog艂oby wyja艣ni膰, dlaczego Hale przerwa艂 wykonanie jej programu. Po kilku sekundach na ekranie pojawi艂 si臋 komunikat:

NIE ZNALEZIONO POSZUKIWANEJ SEKWENCJI

Zastanowi艂a si臋 nad tym, co robi膰. Nie wiedzia艂a nawet, czego szuka. Spr贸bowa艂a ponownie:

SZUKAJ: SCREENLOCK

Na ekranie pojawi艂o si臋 kilka nieistotnych wiadomo艣ci. 呕adna z nich nie t艂umaczy艂a, w jaki spos贸b Hale zdoby艂 jej prywatny kod dost臋pu.

Susan g艂o艣no westchn臋艂a. Jakich program贸w on dzi艣 u偶ywa艂? Otworzy艂a menu ostatnie aplikacje, 偶eby sprawdzi膰, z czego korzysta艂 Hale. To by艂 serwer poczty elektronicznej. Przeszuka艂a jego twardy dysk i znalaz艂a folder z poczt膮, dyskretnie ukryty wewn膮trz innego konta. Otworzy艂a folder pocztowy i znalaz艂a kolejne foldery. Najwyra藕niej Hale u偶ywa艂 wielu adres贸w i nazwisk. Z pewnym zdziwieniem zauwa偶y艂a anonimowe konto. Otworzy艂a je, klikn臋艂a na jedn膮 ze starych odebranych wiadomo艣ci, i zacz臋艂a czyta膰.

To, co zobaczy艂a, zapar艂o jej dech w piersiach.

TO: NDAKOTA@ARA.ANON.ORG

FROM: ET@DOSHISHA.EDU

OGROMNY POST臉P! TWIERDZA CYFROWA NIEMAL GOTOWA. TEN ALGORYTM SPRAWI, 呕E NSA ZNAJDZIE SI臉 DZIESI膭TKI LAT DO TY艁U!

Mia艂a wra偶enie, 偶e to sen. Przeczyta艂a list kilka razy, po czym otworzy艂a kolejny.

TO: NDAKOTA@ARA.ANON.ORG

FROM: ET@DOSHISHA.EDU

ZMIENNY TEKST JAWNY DZIA艁A! SZTUKA POLEGA NA U呕YCIU 艁A艃CUCH脫W MUTACYJNYCH!

To wydawa艂o si臋 niemo偶liwe, a jednak by艂o prawd膮. List elektroniczny od Ensei Tankada. Korespondowa艂 z Gregiem Hale'em. Pracowali razem. Susan czu艂a, 偶e dr臋twieje, ale przed oczami mia艂a co艣 nieprawdopodobnego.

Greg Hale to NDAKOTA?

Nie odrywa艂a oczu od ekranu. Desperacko szuka艂a jakiego艣 innego wyja艣nienia, ale nic nie przychodzi艂o jej do g艂owy. To by艂 dow贸d - niespodziewany i przekonuj膮cy. Tankado u偶y艂 艂a艅cuch贸w mutacyjnych, by stworzy膰 funkcj臋 zmiennego tekstu, a Hale spiskowa艂 z nim, by sparali偶owa膰 NSA.

- To niemo偶liwe - wyj膮ka艂a. - Niemo偶liwe.

A jednak potwierdza艂y to s艂owa samego Hale'a, kt贸re powiedzia艂 tak niedawno: Tankado pisa艂 do mnie kilka razy... Strathmore zaryzykowa艂, zatrudniaj膮c mnie... Pewnego dnia rzuc臋 agencj臋.

Mimo to Susan nie mog艂a si臋 pogodzi膰 z tym, co widzia艂a na w艂asne oczy. To prawda, Greg Hale by艂 antypatycznym arogantem, ale nie zdrajc膮. Wiedzia艂, jakie konsekwencje b臋dzie mia艂o dla NSA pojawienie si臋 na rynku Cyfrowej Twierdzy, i z pewno艣ci膮 nie bra艂 udzia艂u w spisku, by do tego doprowadzi膰!

Z drugiej strony Susan zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nic nie mo偶e go powstrzyma膰, z wyj膮tkiem honoru i przyzwoito艣ci. Przypomnia艂a sobie spraw臋 algorytmu Skipjack. Greg Hale raz ju偶 zniszczy艂 plany NSA. Dlaczego nie mia艂by zrobi膰 tego po raz drugi?

- Ale Tankado... - szepn臋艂a Susan. Dlaczego kto艣 tak paranoidalnie czu艂y na kwestie bezpiecze艅stwa zaufa艂 komu艣 tak nieodpowiedzialnemu jak Hale?

To wszystko nie mia艂o teraz znaczenia. Powinna jak najszybciej zawiadomi膰 Strathmore'a. Jak na ironi臋, mieli partnera Tankada w zasi臋gu r臋ki. Ciekawe, pomy艣la艂a, czy Hale wie ju偶 o 艣mierci Tankada?

Susan zacz臋艂a po艣piesznie zamyka膰 konta pocztowe Hale'a, 偶eby terminal by艂 w takim stanie, w jakim go pozostawi艂. Hale nie powinien niczego podejrzewa膰... jeszcze nie. Klucz do Cyfrowej Twierdzy, pomy艣la艂a ze zdumieniem, by艂 prawdopodobnie ukryty gdzie艣 w ich komputerze.

Gdy zamyka艂a ostatni plik, za szklan膮 艣cian膮 W臋z艂a nr 3 przemkn膮艂 cie艅. Unios艂a wzrok i zobaczy艂a Grega. Zbli偶a艂 si臋 do drzwi. Poczu艂a nag艂y przyp艂yw adrenaliny. Ju偶 niemal otwiera艂.

- Cholera! - zakl臋艂a, oceniaj膮c dystans dziel膮cy j膮 od w艂asnego terminalu. Za daleko. Hale ju偶 wchodzi艂.

Rozejrza艂a si臋 desperacko. Us艂ysza艂a pstrykni臋cie zamka. Instynktownie podbieg艂a do lod贸wki. Gdy drzwi si臋 otworzy艂y, sta艂a tu偶 przed ni膮. Otworzy艂a drzwiczki tak gwa艂townie, 偶e szklany dzbanek na g贸rnej p贸艂ce niebezpiecznie zachybota艂.

- Zg艂odnia艂a艣 - powiedzia艂 Hale, zbli偶aj膮c si臋. M贸wi艂 spokojnym g艂osem, tak jakby zn贸w chcia艂 flirtowa膰. - Chcesz troch臋 tofu?

- Nie, dzi臋kuj臋 - odrzek艂a. Wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc i zwr贸ci艂a si臋 ku niemu. - My艣l臋, 偶e... - s艂owa uwi臋z艂y jej w gardle. Zblad艂a.

- Co艣 si臋 sta艂o? - Hale obrzuci艂 j膮 dziwnym spojrzeniem.

- Nic - wykrztusi艂a. Przygryz艂a wargi i spojrza艂a mu w oczy. To by艂o k艂amstwo. Po drugiej stronie pokoju jasno 艣wieci艂 ekran terminalu Hale'a. Zapomnia艂a go 艣ciemni膰.

Rozdzia艂 37

Becker ze znu偶eniem powl贸k艂 si臋 do baru na parterze w hotelu Alfonso XIII. Barman przypominaj膮cy kar艂a po艂o偶y艂 przed nim serwetk臋.

- Qu茅 bebe Usted? Czego pan si臋 napije?

- Dzi臋kuj臋, nie pij臋 - odpowiedzia艂 Becker. - Zna pan mo偶e jakie艣 kluby punk贸w?

- Kluby? Punk贸w? - barman spojrza艂 na niego ze zdziwieniem.

- Tak. Czy jest jakie艣 miejsce w Sewilli, gdzie oni si臋 zbieraj膮?

- No lo s茅, se艌or. Nie wiem, prosz臋 pana. Z pewno艣ci膮 nie tutaj! - u艣miechn膮艂 si臋 do Beckera. - Mo偶e jednak jakiego艣 drinka?

Becker mia艂 ochot臋 mocno nim potrz膮sn膮膰. Nic nie sz艂o tak, jak sobie zaplanowa艂.

- Quiere Ud algo? - powt贸rzy艂 barman. - Fino? Jerez?

Z g艂o艣nik贸w ukrytych w suficie s艂ycha膰 by艂o klasyczn膮 muzyk臋. Koncert brandenburski, pomy艣la艂 Becker. Numer cztery. Rok temu Academy of St. Martin in the Fields gra艂a koncerty brandenburskie na uniwersytecie; Becker i Susan poszli razem. David nagle zapragn膮艂, by Susan by艂a tu z nim. Podmuch klimatyzatora przypomnia艂 mu, jak upalnie jest na dworze. Wyobrazi艂 sobie, jak chodzi spocony brudnymi ulicami Triany, gdzie pod 艣cianami le偶膮 narkomani, i poszukuje jakiej艣 dziewczyny ubranej w koszul臋 w brytyjskich barwach narodowych. Zn贸w pomy艣la艂 o Susan.

- Zumo de ar谩ndano - us艂ysza艂 sw贸j g艂os. - Sok 偶urawinowy.

- Sam? - barman wydawa艂 si臋 zaskoczony. Sok 偶urawinowy jest w Hiszpanii popularnym napojem, ale nikt nie pije go bez alkoholu.

- S铆 - potwierdzi艂 Becker. - Sam.

- Echo un poco de Smirnoff? - namawia艂 barman. - Kropelka w贸dki?

- No, gracias.

- Gratis? - zach臋ca艂. - Za darmo?

Becker czu艂 pulsowanie w g艂owie, ale zn贸w wyobrazi艂 sobie brudne ulice Triany, duchot臋 i czekaj膮c膮 go d艂ug膮 noc. A niech to diabli.

- S铆, 茅chame un poco de vodka - kiwn膮艂 g艂ow膮.

Barman wygl膮da艂 tak, jakby decyzja Beckera przynios艂a mu ulg臋. Po艣piesznie zabra艂 si臋 do przygotowania drinka.

Becker rozejrza艂 si臋 dooko艂a po eleganckim barze. Mia艂 wra偶enie, 偶e to sen. Wszystko by艂oby bardziej sensowne ni偶 prawda. Jestem profesorem uniwersytetu, pomy艣la艂, wykonuj膮cym tajn膮 misj臋.

Barman wyszukanym gestem poda艂 mu szklank臋.

- A su gusto, se艌or. Sok 偶urawinowy z kropelk膮 w贸dki.

Becker podzi臋kowa艂. Wypi艂 艂yk i si臋 zakrztusi艂. To mia艂a by膰 kropelka?

Rozdzia艂 38

Hale stan膮艂 w po艂owie drogi do lod贸wki i przyjrza艂 si臋 Susan.

- Co si臋 sta艂o, Sue? Wygl膮dasz okropnie.

- Ja... wszystko w porz膮dku - wykrztusi艂a. Jej serce pr贸bowa艂o wyskoczy膰 z piersi. Z trudem opanowa艂a nerwy. W odleg艂o艣ci trzech metr贸w od nich wida膰 by艂 jasno 艣wiec膮cy ekran terminalu Hale'a.

- Chcesz troch臋 wody? - spyta艂 Hale. Wydawa艂 si臋 zaskoczony.

Susan nie mog艂a odpowiedzie膰. Przeklina艂a w my艣lach sam膮 siebie. Jak mog艂am zapomnie膰 zgasi膰 ten cholerny monitor? Je艣li Hale dojdzie do wniosku, 偶e grzeba艂a w jego terminalu, to zacznie podejrzewa膰, i偶 ona wie, kim jest North Dakota. Ba艂a si臋, 偶e Hale zdob臋dzie si臋 na wszystko, byle tylko ta informacja nie wysz艂a z W臋z艂a nr 3.

Rozwa偶a艂a, czy uda jej si臋 dobiec do drzwi. Nie mia艂a okazji tego sprawdzi膰. Nagle rozleg艂o si臋 g艂o艣ne b臋bnienie pi臋艣ciami. Hale i Susan a偶 podskoczyli. To by艂 Chartrukian. Zn贸w wali艂 spoconymi r臋kami w szyb臋. Wygl膮da艂 tak, jakby zobaczy艂 s膮d ostateczny.

Hale wrzasn膮艂 na oszala艂ego technika bezpiecze艅stwa systemu, po czym powiedzia艂 do Susan:

- Zaraz wracam. We藕 sobie co艣 do picia. Jeste艣 blada.

Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z W臋z艂a.

Susan odetchn臋艂a i szybko podesz艂a do jego terminalu. Jednym ruchem zmniejszy艂a jasno艣膰. Ekran zrobi艂 si臋 czarny.

Czu艂a gwa艂towne pulsowanie w skroniach. Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a na scen臋 rozgrywaj膮c膮 si臋 w sali g艂贸wnej. Najwyra藕niej Chartrukian jednak nie poszed艂 do domu. By艂 spanikowany i teraz opowiada艂 o wszystkim Hale'owi. To nie mia艂o znaczenia - Hale i tak wszystko wiedzia艂.

Musz臋 skontaktowa膰 si臋 ze Strathmore'em, pomy艣la艂a. I to szybko.

Rozdzia艂 39

Pok贸j 301. Roc铆o Eva Granada sta艂a nago przed lustrem w 艂azience. Nadesz艂a chwila, kt贸rej l臋ka艂a si臋 przez ca艂y dzie艅. Niemiec le偶a艂 w pokoju i czeka艂 na ni膮. To by艂 najgrubszy m臋偶czyzna, z jakim kiedykolwiek posz艂a do 艂贸偶ka.

Roc铆o niech臋tnie wzi臋艂a z wiaderka kostk臋 lodu i potar艂a ni膮 sutki, kt贸re natychmiast stwardnia艂y. Na tym polega艂 jej talent - potrafi艂a sprawi膰, 偶e m臋偶czy藕ni czuli si臋 po偶膮dani. Dlatego wracali. Przeci膮gn臋艂a d艂o艅mi po swoim szczup艂ym, opalonym ciele. Mia艂a nadziej臋, 偶e przetrwa w dobrej formie jeszcze cztery czy pi臋膰 lat, a偶 zarobi tyle, 偶e b臋dzie mog艂a wycofa膰 si臋 z zawodu. Se艌or Rold谩n zabiera艂 znaczn膮 cz臋艣膰 jej wynagrodzenia, ale Roc铆o wiedzia艂a, 偶e bez niego musia艂aby polowa膰 na pijak贸w w Trianie, tak jak inne zwyk艂e dziwki. Ci faceci przynajmniej byli nadziani. Nigdy jej nie bili i 艂atwo by艂o ich usatysfakcjonowa膰. Roc铆o w艂o偶y艂a bielizn臋, wzi臋艂a g艂臋boki oddech i otworzy艂a drzwi 艂azienki.

Gdy wesz艂a do pokoju, Niemiec wyba艂uszy艂 oczy. By艂a w czarnym negli偶u. W mi臋kkim 艣wietle jej opalona sk贸ra promieniowa艂a, a przez koronki wida膰 by艂o stwardnia艂e sutki.

- Komm doch hierher - zawo艂a艂, zrzucaj膮c szlafrok i przewracaj膮c si臋 na plecy.

Roc铆o zmusi艂a si臋 do u艣miechu i podesz艂a do 艂贸偶ka. Przyjrza艂a si臋 ogromnemu m臋偶czy藕nie i zachichota艂a z ulg膮. Natura nie wyposa偶y艂a go zbyt hojnie.

Niemiec chwyci艂 j膮 i niecierpliwie zdar艂 z niej bielizn臋.

T艂ustymi palcami obmacywa艂 ca艂e jej cia艂o. Osun臋艂a si臋 na niego, j臋cza艂a i wi艂a si臋, udaj膮c ekstaz臋. Po chwili m臋偶czyzna przetoczy艂 j膮 na 艂贸偶ko i po艂o偶y艂 si臋 na niej. Roc铆o ba艂a si臋, 偶e j膮 zgniecie. Z trudem 艂apa艂a powietrze i dysza艂a w jego gruby kark. Mia艂a nadziej臋, 偶e to nie potrwa d艂ugo.

- S铆, s铆 - zach臋ca艂a mi臋dzy kolejnymi pchni臋ciami. Wbi艂a mu paznokcie w plecy, 偶eby go podnieci膰.

Przez g艂ow臋 przelatywa艂y jej przypadkowe obrazy i my艣li - twarze niezliczonych m臋偶czyzn, kt贸rych zadowoli艂a, sufit, w kt贸ry niekiedy wpatrywa艂a si臋 godzinami, marzenia o dzieciach...

Nagle, bez ostrze偶enia, cia艂o Niemca wygi臋艂o si臋 i zesztywnia艂o, po czym niemal natychmiast opad艂o na ni膮. To ju偶? - zdziwi艂a si臋, przyjemnie zaskoczona.

Spr贸bowa艂a si臋 wydosta膰 spod niego.

- Kochanie - szepn臋艂a niskim g艂osem. - Przesu艅 si臋.

M臋偶czyzna nawet si臋 nie poruszy艂.

Roc铆o napar艂a na jego pot臋偶ne ramiona.

- Kochanie... ja... nie mog臋 oddycha膰! - By艂a bliska omdlenia. Mia艂a wra偶enie, 偶e zaraz p臋kn膮 jej 偶ebra. - Despi茅rtate! - Instynktownie poci膮gn臋艂a go za pozlepiane w艂osy. Obud藕 si臋!

W tym momencie poczu艂a jak膮艣 lepk膮 ciecz. Jego w艂osy nie by艂y pozlepiane potem. Co艣 sp艂ywa艂o na jej policzki i usta. Roc铆o poczu艂a s艂onawy smak. Zacz臋艂a si臋 gwa艂townie szamota膰. Jaki艣 dziwny snop 艣wiat艂a o艣wietli艂 wykrzywion膮 twarz Niemca. Z otworu po pocisku w jego skroni la艂a si臋 krew. Roc铆o chcia艂a krzycze膰, ale zabrak艂o jej powietrza. Niemiec j膮 mia偶d偶y艂. Zacz臋艂a wype艂za膰 spod niego w stron臋 艣wiat艂a. Wtem zobaczy艂a r臋k臋 i pistolet z t艂umikiem. Nag艂y b艂ysk, a potem ju偶 nico艣膰.

Rozdzia艂 40

Chartrukian wygl膮da艂 na ca艂kowicie zdesperowanego. Robi艂, co m贸g艂, 偶eby Hale uwierzy艂, i偶 s膮 powa偶ne k艂opoty z TRANSLATOREM. Susan po艣piesznie przesz艂a ko艂o nich, my艣l膮c tylko o jednym - jak najszybciej znale藕膰 Strathmore'a.

- Pani Fletcher - spanikowany technik chwyci艂 j膮 za rami臋. - Mamy wirusa! Jestem pewny! Musi pani...

Susan wyrwa艂a si臋 z jego uchwytu i zmierzy艂a go gniewnym wzrokiem.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e komandor kaza艂 panu i艣膰 do domu.

- Ale program monitoruj膮cy dzia艂anie komputera! Komputer pracuje ju偶 osiemna艣cie godzin...

- Komandor Strathmore rozkaza艂 panu p贸j艣膰 do domu!

- Pierdol臋 Strathmore'a! - wrzasn膮艂 Chartrukian. Jego s艂owa s艂ycha膰 by艂o w ca艂ej sali.

- Panie Chartrukian?! - nad ich g艂owami rozleg艂 si臋 mocny g艂os. Strathmore sta艂 na pomo艣cie przed drzwiami do swego gabinetu.

Przez chwil臋 w ca艂ej sali s艂ycha膰 by艂o tylko szum generator贸w. Susan usi艂owa艂a nawi膮za膰 kontakt wzrokowy ze Strathmore'em. Komandorze! Hale to North Dakota!

Strathmore nie spuszcza艂 jednak oczu z m艂odego technika. Schodz膮c na d贸艂, nawet nie mrugn膮艂, wpatruj膮c si臋 w niego. Przeci膮艂 g艂贸wn膮 sal臋 Krypto i zatrzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci trzydziestu centymetr贸w przed dr偶膮cym Chartrukianem.

- Co pan powiedzia艂?

- Prosz臋 pana - wykrztusi艂 Chartrukian. - TRANSLATOR jest zagro偶ony.

- Komandorze? - wtr膮ci艂a Susan. - Czy mog臋...

Strathmore uciszy艂 j膮 gestem. Wci膮偶 patrzy艂 na nieszcz臋snego technika.

- Mamy zawirusowany plik, prosz臋 pana! - wykrzykn膮艂 Chartrukian. - Jestem tego pewny!

- Panie Chartrukian, ju偶 raz dzi艣 o tym rozmawiali艣my! - Strathmore mocno poczerwienia艂. - Nie ma 偶adnego zawirusowanego pliku w TRANSLATORZE!

- Owszem, jest! - zawo艂a艂 tamten. - Je艣li dostanie si臋 do g艂贸wnego banku danych...

- Do diab艂a, gdzie jest ten zawirusowany plik?! - rykn膮艂 Strathmore. - Prosz臋 mi pokaza膰!

- Nie mog臋 - zawaha艂 si臋 Chartrukian.

- Oczywi艣cie, 偶e pan nie mo偶e. Bo nie istnieje!

- Komandorze, musz臋... - zn贸w spr贸bowa艂a Susan.

Strathmore ponownie uciszy艂 j膮 gniewnym machni臋ciem r臋ki.

Susan nerwowo spojrza艂a na Hale'a. Wydawa艂 si臋 spokojny i zadowolony z siebie. Wszystko si臋 zgadza, pomy艣la艂a. Hale nie ma powodu denerwowa膰 si臋 wirusem, dobrze wie, co robi TRANSLATOR.

- Zawirusowany plik istnieje - upiera艂 si臋 Chartrukian. - Przeszed艂 przez filtry Gauntlet.

- Je艣li przeszed艂 przez filtry - prychn膮艂 Strathmore - to, do diab艂a, sk膮d pan wie, 偶e istnieje?

- 艁a艅cuchy mutacyjne, prosz臋 pana. - Chartrukian nagle nabra艂 pewno艣ci siebie. - Przeprowadzi艂em pe艂n膮 analiz臋 i znalaz艂em 艂a艅cuchy mutacyjne.

Susan teraz zrozumia艂a, dlaczego technik tak si臋 zdenerwowa艂. 艁a艅cuchy mutacyjne. Wiedzia艂a, 偶e s膮 to sekwencje, kt贸re w nadzwyczaj skomplikowany spos贸b niszcz膮 dane zapisane w komputerze. Cz臋sto spotyka si臋 je w wirusach, zw艂aszcza tych, kt贸re atakuj膮 du偶e zbiory danych. Oczywi艣cie, Susan wiedzia艂a r贸wnie偶, 偶e 艂a艅cuchy mutacyjne, kt贸re wykry艂 Chartrukian, s膮 nieszkodliwe - stanowi膮 element Cyfrowej Twierdzy.

- Gdy po raz pierwszy zobaczy艂em te 艂a艅cuchy - kontynuowa艂 technik - pomy艣la艂em, 偶e to zawiod艂y filtry Gauntlet. Potem przeprowadzi艂em kilka test贸w i stwierdzi艂em... - Chartrukian urwa艂. Wydawa艂 si臋 zak艂opotany. - Stwierdzi艂em, 偶e kto艣 r臋cznie omin膮艂 Gauntlet.

Nagle zapad艂a cisza. Strathmore poczerwienia艂 jeszcze bardziej. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, kogo oskar偶a Chartrukian: omini臋cie Gauntlet by艂o mo偶liwe tylko z terminalu komandora, nikt inny nie mia艂 do tego upowa偶nienia.

- Panie Chartrukian - powiedzia艂 wreszcie Strathmore lodowatym tonem. - Nie jest to pa艅ski interes, ale informuj臋 pana, 偶e to ja omin膮艂em filtry Gauntlet. - Komandor najwyra藕niej by艂 bliski wybuchu. - Jak ju偶 m贸wi艂em, przeprowadzam bardzo zaawansowany test diagnostyczny. 艁a艅cuchy mutacyjne, kt贸re widzi pan w TRANSLATORZE, s膮 elementem tego testu. S膮 tam, poniewa偶 to ja je wprowadzi艂em. Gauntlet uniemo偶liwia艂 uruchomienie programu w komputerze, dlatego omin膮艂em filtry. Czy ma pan jeszcze co艣 do powiedzenia? - Strathmore wbi艂 w niego ostre spojrzenie.

Susan nagle wszystko zrozumia艂a. Gdy Strathmore 艂adowa艂 zaszyfrowany algorytm Cyfrowej Twierdzy do TRANSLATORA, plik zosta艂 zablokowany, poniewa偶 filtry wykry艂y 艂a艅cuchy mutacyjne. Strathmore koniecznie chcia艂 sprawdzi膰, czy Cyfrowa Twierdza rzeczywi艣cie jest nie do z艂amania, dlatego postanowi艂 omin膮膰 filtry.

Normalnie omini臋cie 艣cie偶ki zdrowia by艂o czym艣 niewyobra偶alnym. W tej sytuacji nie grozi艂o jednak 偶adne niebezpiecze艅stwo; komandor zna艂 dok艂adnie zawarto艣膰 i pochodzenie pliku.

- Z ca艂ym nale偶nym szacunkiem, prosz臋 pana - nalega艂 Chartrukian. - Musz臋 doda膰, 偶e nigdy nie s艂ysza艂em o testach diagnostycznych, wykorzystuj膮cych 艂a艅cuchy mutacyjne...

- Komandorze - wtr膮ci艂a si臋 Susan, nie b臋d膮c w stanie d艂u偶ej milcze膰. - Naprawd臋 musz臋...

Tym razem przerwa艂 jej ostry dzwonek telefonu kom贸rkowego Strathmore'a. Susan modli艂a si臋, 偶eby okaza艂o si臋, 偶e to David. Powiedz mi, 偶e z nim wszystko w porz膮dku, my艣la艂a. Powiedz mi, 偶e znalaz艂 pier艣cie艅! Strathmore dostrzeg艂 jej spojrzenie i pokr臋ci艂 g艂ow膮. To nie by艂 David.

Poczu艂a, 偶e oddycha coraz szybciej. Chcia艂a tylko wiedzie膰, czy cz艂owiek, kt贸rego kocha, jest bezpieczny. Strathmore z pewno艣ci膮 niecierpliwi艂 si臋 z innych powod贸w. Je艣li David wkr贸tce nie znajdzie pier艣cienia, komandor b臋dzie musia艂 wys艂a膰 agent贸w NSA. A wola艂 tego unikn膮膰.

- Komandorze? - napiera艂 Chartrukian. - Moim zdaniem powinni艣my sprawdzi膰...

- Chwileczk臋! - rzuci艂 Strathmore do s艂uchawki, po czym zas艂oni艂 j膮 d艂oni膮. Zmierzy艂 pal膮cym wzrokiem m艂odego technika. - Panie Chartrukian - warkn膮艂 - to koniec dyskusji. Ma pan opu艣ci膰 Krypto. Teraz. To rozkaz!

- Ale, prosz臋 pana, 艂a艅cuchy mutacyjne - zaprotestowa艂 oszo艂omiony Chartrukian.

- Teraz!! - rykn膮艂 komandor.

Chartrukian sta艂 przez chwil臋 w milczeniu, po czym szybko poszed艂 do laboratorium Sys-Sec.

Strathmore spojrza艂 na Hale'a z pewnym zdziwieniem. Susan rozumia艂a, o co mu chodzi. Hale by艂 spokojny - zbyt spokojny. Z pewno艣ci膮 doskonale wiedzia艂, 偶e w 偶adnych testach diagnostycznych nie u偶ywa si臋 艂a艅cuch贸w mutacyjnych, a tym bardziej w te艣cie, kt贸ry zaj膮艂by TRANSLATOROWI osiemna艣cie godzin. Mimo to nie powiedzia艂 ani s艂owa, zachowywa艂 si臋 tak, jakby to ca艂e starcie w og贸le go nie obchodzi艂o. Strathmore oczywi艣cie zastanawia艂 si臋 dlaczego. Susan zna艂a odpowied藕.

- Komandorze - powiedzia艂a z naciskiem. - Czy mog艂abym porozmawia膰...

- Za chwil臋 - przerwa艂 jej, wci膮偶 patrz膮c z zaciekawieniem na Hale'a. - Musz臋 odebra膰 ten telefon.

Obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i poszed艂 do swojego gabinetu.

Susan ju偶 otworzy艂a usta, 偶eby zaprotestowa膰, ale s艂owa ugrz臋z艂y jej w gardle. Hale to North Dakota! Sta艂a, nie mog膮c z艂apa膰 oddechu. Poczu艂a na sobie wzrok Hale'a. Spojrza艂a na niego. Przesun膮艂 si臋 na bok i gestem zaprosi艂 j膮 do W臋z艂a nr 3.

- Ty pierwsza, Sue.

Rozdzia艂 41

W magazynku bielizny na trzecim pi臋trze hotelu Alfonso XIII le偶a艂a na pod艂odze nieprzytomna pokoj贸wka. M臋偶czyzna w drucianych okularach w艂o偶y艂 uniwersalny klucz hotelowy do jej kieszeni. Gdy uderzy艂 j膮 w g艂ow臋, nie wyczu艂, by krzycza艂a, ale nie mia艂 pewno艣ci - od dwunastego roku 偶ycia by艂 g艂uchy.

Z pewnym uszanowaniem wyci膮gn膮艂 z saszetki przy pasie elektroniczny gad偶et, prezent od klienta. To urz膮dzenie bardzo mu u艂atwi艂o 偶ycie. Teraz m贸g艂 przyjmowa膰 zlecenia w dowolnym miejscu na 艣wiecie. Wszystkie komunikaty dociera艂y do niego natychmiast i nikt nie m贸g艂 ich przechwyci膰.

Z zapa艂em nacisn膮艂 wy艂膮cznik. W soczewce okular贸w pojawi艂 si臋 ekran. M臋偶czyzna wykrzywi艂 palce w powietrzu i opuszkami palc贸w zacz膮艂 wprowadza膰 dane. Jak zwykle zapisa艂 sobie nazwiska ofiar - jakby zagl膮da艂 do portfela lub torebki. Na ekranie wy艣wietli艂y si臋 litery:

PODMIOT ROC脥O EVA GRANADA - WYELIMINOWANA

PODMIOT HANS HUBER - WYELIMINOWANY

Trzy pi臋tra ni偶ej David Becker zap艂aci艂 rachunek i wyszed艂 z baru do holu, trzymaj膮c w r臋ce szklank臋. Skierowa艂 si臋 na taras, by zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza. Tam i z powrotem. Wydarzenia nie potoczy艂y si臋 tak, jak to sobie zaplanowa艂. Teraz musia艂 co艣 zdecydowa膰. Czy powinien zrezygnowa膰 i pojecha膰 na lotnisko? Sprawa bezpiecze艅stwa narodowego.

Zakl膮艂 pod nosem. Do cholery, dlaczego zatem pos艂ali profesora?

Ukry艂 si臋 przed wzrokiem barmana i wyla艂 reszt膮 drinka do doniczki z ja艣minem. Od w贸dki kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Najta艅szy pijak 艣wiata, 偶artowa艂a cz臋sto Susan. Becker nape艂ni艂 kryszta艂ow膮 szklank臋 wod膮 z fontanny i wypi艂 du偶y 艂yk.

Przeci膮gn膮艂 si臋 kilka razy, usi艂uj膮c oprzytomnie膰. Odstawi艂 szklank臋 i wr贸ci艂 do holu.

Gdy mija艂 wind臋, nagle otworzy艂y si臋 drzwi. W 艣rodku sta艂 jaki艣 m臋偶czyzna. Becker zauwa偶y艂 tylko, 偶e mia艂 na nosie grube okulary w drucianej oprawie. M臋偶czyzna w艂a艣nie unosi艂 chusteczk臋 do nosa. Becker u艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie i ruszy艂 dalej... Czeka艂a go gor膮ca sewilska noc.

Rozdzia艂 42

Susan nerwowo przechadza艂a si臋 po W臋藕le nr 3. Gorzko 偶a艂owa艂a, 偶e nie zdemaskowa艂a Hale'a, gdy mia艂a okazj臋.

- Stres jest gro藕ny dla 偶ycia, Sue - odezwa艂 si臋 Greg, siedz膮c przy swoim terminalu. - Mo偶e lepiej powiedz, co ci臋 gn臋bi.

Susan zmusi艂a si臋, by usi膮艣膰. Pomy艣la艂a, 偶e Strathmore powinien ju偶 by艂 sko艅czy膰 rozmow臋 i przyj艣膰 tutaj, ale si臋 nie pojawi艂. Usi艂owa艂a zachowa膰 spok贸j. Spojrza艂a na ekran komputera. TRACER nie przes艂a艂 wiadomo艣ci. To by艂a ju偶 druga pr贸ba, lecz teraz nie mia艂o to znaczenia. Zna艂a ju偶 odpowied藕: GHALE@crypto.nsa.gov.

Zerkn臋艂a w kierunku gabinetu Strathmore'a. Nie mog艂a d艂u偶ej czeka膰. Pora przerwa膰 mu rozmow臋 telefoniczn膮. Wsta艂a i ruszy艂a do drzwi.

Hale nagle si臋 czym艣 zaniepokoi艂, najwyra藕niej zwr贸ci艂 uwag臋 na jej dziwne zachowanie. Szybko przebieg艂 przez pok贸j i pierwszy dotar艂 do drzwi. Skrzy偶owa艂 ramiona i zablokowa艂 przej艣cie.

- Powiedz mi, o co chodzi - za偶膮da艂. - Co艣 tutaj dzisiaj dzieje si臋 dziwnego. Co jest grane?

- Daj mi przej艣膰 - powiedzia艂a Susan, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j. Czu艂a, 偶e co艣 jej grozi.

- Odpowiedz - naciska艂. - Strathmore praktycznie wyrzuci艂 Chartrukiana z pracy za to, 偶e robi艂, co do niego nale偶y. Nad czym pracuje TRANSLATOR? Nie mamy 偶adnych test贸w diagnostycznych, kt贸rych wykonanie wymaga osiemnastu godzin pracy. To lipa, i ty dobrze o tym wiesz. Powiedz mi, co si臋 dzieje.

- Zejd藕 mi z drogi, Greg - odrzek艂a, mru偶膮c oczy. Dobrze wiesz, co si臋 dzieje! - Musz臋 i艣膰 do 艂azienki.

Hale u艣miechn膮艂 si臋 ironicznie. Poczeka艂 jeszcze chwil臋, po czym ust膮pi艂.

- Przepraszam, Sue. Tylko 偶artowa艂em.

Susan wymin臋艂a go i wysz艂a z Kojca. Gdy przechodzi艂a obok szklanej 艣ciany, czu艂a na sobie wzrok Hale'a.

Niech臋tnie skierowa艂a si臋 w stron臋 艂azienki. By艂a zmuszona nad艂o偶y膰 drogi przed p贸j艣ciem do Strathmore'a. Greg Hale nie powinien niczego podejrzewa膰.

Rozdzia艂 43

Chad Brinkerhoff, dziarski czterdziestopi臋ciolatek, by艂 dobrze ubrany, dobrze wypiel臋gnowany i dobrze poinformowany. Na jego letnim garniturze, podobnie jak na opalonej sk贸rze, nie wida膰 by艂o nawet najmniejszej zmarszczki. Mia艂 g臋ste w艂osy koloru piasku, a co najwa偶niejsze - by艂y jego w艂asne. Natomiast b艂臋kit oczu podkre艣la艂y zabarwione soczewki kontaktowe.

Brinkerhoff rozejrza艂 si臋 po swoim gabinecie ozdobionym boazeri膮. Wiedzia艂, 偶e awansowa艂 w NSA tak wysoko, jak tylko m贸g艂. Pracowa艂 na dziewi膮tym pi臋trze, tak zwanym Mahoniowym. Gabinet 9A197. Tu urz臋dowali dyrektorzy NSA.

By艂 sobotni wiecz贸r i na Mahoniowym Pi臋trze nikt nie pracowa艂. Wszyscy oddawali si臋 typowym rozrywkom wp艂ywowych ludzi. Brinkerhoff zawsze marzy艂 o awansie na stanowisko zwi膮zane z rzeczywist膮 w艂adz膮 w agencji, ale sko艅czy艂 jako osobisty asystent - w 艣lepej uliczce wy艣cigu szczur贸w. To, 偶e pracowa艂 u boku najpot臋偶niejszego cz艂owieka w ameryka艅skim wywiadzie, nie by艂o dla niego pocieszeniem. Brinkerhoff sko艅czy艂 z wyr贸偶nieniem studia w Andovers i Williams, a mimo to, cho膰 by艂 ju偶 w 艣rednim wieku, nie mia艂 偶adnej prawdziwej w艂adzy. Zajmowa艂 si臋 uk艂adaniem kalendarza zaj臋膰 swego szefa.

Ze stanowiskiem osobistego asystenta dyrektora 艂膮czy艂y si臋 pewne przywileje - Brinkerhoff mia艂 luksusowy gabinet na Mahoniowym Pi臋trze, mia艂 dost臋p do wszystkich wydzia艂贸w NSA i cieszy艂 si臋 pewnym szacunkiem, z uwagi na towarzystwo, w jakim przebywa艂. Wykonywa艂 polecenia ludzi na najwy偶szym poziomie w艂adzy. W g艂臋bi serca Brinkerhoff wiedzia艂, 偶e by艂 z urodzenia osobistym asystentem - do艣膰 inteligentnym, by robi膰 notatki, do艣膰 przystojnym, by wyst臋powa膰 na konferencjach prasowych, i dostatecznie leniwym, by tym si臋 zadowoli膰. S艂odki d藕wi臋k zegara zaznaczy艂 koniec kolejnego dnia tej 偶a艂osnej egzystencji. G贸wno, zakl膮艂 w my艣lach Brinkerhoff. Ju偶 pi膮ta, sobota. Do diab艂a, co ja tu robi臋?

- Chad? - w drzwiach jego gabinetu pojawi艂a si臋 kobieta. Brinkerhoff uni贸s艂 g艂ow臋. To by艂a Midge Milken, asystentka Fontaine'a do spraw bezpiecze艅stwa wewn臋trznego. Mia艂a sze艣膰dziesi膮t lat, nieco przy ko艣ci, ale - ku zdumieniu Brinkerhoffa - wci膮偶 by艂a bardzo poci膮gaj膮ca. Sko艅czona flirciara i trzykrotna rozw贸dka, Midge kr膮偶y艂a po Mahoniowym Pi臋trze z pe艂n膮 swobod膮 i pewno艣ci膮 siebie. By艂a inteligentna, mia艂a intuicj臋, sp臋dza艂a w pracy d艂ugie godziny i podobno wiedzia艂a wi臋cej o wewn臋trznych sprawach NSA ni偶 sam B贸g.

Cholera, pomy艣la艂 Brinkerhoff, przygl膮daj膮c si臋 Midge, ubranej w szar膮 sukni臋 z kaszmiru. Albo ja si臋 starzeje, albo ona robi si臋 coraz m艂odsza.

- Tygodniowe sprawozdanie - u艣miechn臋艂a si臋, wymachuj膮c plikiem dokument贸w. - Masz sprawdzi膰, czy wszystko jest w porz膮dku.

- St膮d widz臋, 偶e wygl膮dasz w porz膮dku - odpowiedzia艂, demonstracyjnie jej si臋 przygl膮daj膮c.

- Doprawdy, Chad - za艣mia艂a si臋 Midge. - Mog艂abym by膰 twoj膮 matk膮.

Nie musisz mi przypomina膰, pomy艣la艂.

Midge podesz艂a do jego biurka.

- Ja ju偶 wychodz臋. Dyrektor chce mie膰 gotowe sprawozdanie, gdy wr贸ci z Ameryki Po艂udniowej. To znaczy, w poniedzia艂ek wcze艣nie rano. - Midge rzuci艂a papiery na jego biurko.

- Czy ja jestem ksi臋gowym?

- Nie, skarbie, kierownikiem biura turystycznego. My艣la艂am, 偶e wiesz.

- Dlaczego zatem mam si臋 zajmowa膰 rachunkami?

- Chcia艂e艣 mie膰 wi臋ksz膮 odpowiedzialno艣膰 - powiedzia艂a, przesuwaj膮c d艂oni膮 po jego g艂owie. - Prosz臋 bardzo.

- Midge... - Chad spojrza艂 na ni膮 ze smutkiem. - Ja... nie mam niczego w 偶yciu.

- To jest twoje 偶ycie, Chadzie Brinkerhoffie - Milken stukn臋艂a palcem w dokumenty. Spojrza艂a na niego i nieco zmi臋k艂a. - Czy przed wyj艣ciem mog臋 co艣 dla ciebie zrobi膰?

- Bol膮 mnie plecy - powiedzia艂 b艂agalnie i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- We藕 aspiryn臋. - Midge nie chwyci艂a przyn臋ty.

- Nie pomasujesz mnie? - spyta艂 z 偶alem.

- Wed艂ug Cosmopolitan masa偶 w dw贸ch trzecich przypadk贸w ko艅czy si臋 seksem - pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- To nas nie dotyczy! - oburzy艂 si臋 Brinkerhoff.

- W艂a艣nie - pu艣ci艂a do niego oko. - I na tym polega problem.

- Midge...

- Dobranoc, Chad. - Skierowa艂a si臋 do drzwi.

- Wychodzisz?

- Wiesz, 偶e zosta艂abym - odpowiedzia艂a, zatrzymuj膮c si臋 w progu - ale mam troch臋 dumy. Nie b臋d臋 gra艂a drugich skrzypiec, zw艂aszcza 偶e pierwsza partia przypad艂a jakiej艣 nastolatce.

- Moja 偶ona nie jest nastolatk膮 - odpar艂 Brinkerhoff. - Tylko tak si臋 zachowuje.

- Nie m贸wi臋 o twojej 偶onie. - Midge uda艂a zdziwienie. Zrobi艂a niewinn膮 min臋. - M贸wi臋 o Carmen. - Wym贸wi艂a to imi臋 z mocnym, portoryka艅skim akcentem.

- O kim? - nieco niepewnie spyta艂 Chad.

- Carmen, nie pami臋tasz? Z kantyny?

Brinkerhoff poczu艂, 偶e si臋 czerwieni. Carmen Huerta by艂a dwudziestosiedmioletni膮 cukierniczk膮 z kantyny NSA. Brinkerhoff sp臋dzi艂 z ni膮 wiele przyjemnych chwil w magazynie.

- Pami臋taj, Chad - Midge u艣miechn臋艂a si臋 z艂o艣liwie - Wielki Brat wie wszystko.

Wielki Brat? Brinkerhoff nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Wielki Brat obserwuje r贸wnie偶 MAGAZYNY?

Wielki Brat lub - jak zwykle m贸wi艂a Midge - Brat to system Centrex 333, ulokowany w niewielkim, zamkni臋tym pomieszczeniu na Mahoniowym Pi臋trze, niedaleko gabinetu dyrektora. Tam sp艂ywa艂y dane ze stu czterdziestu o艣miu kamer telewizyjnych, trzystu dziewi臋膰dziesi臋ciu dziewi臋ciorga elektronicznych drzwi, trzystu siedemdziesi臋ciu siedmiu pods艂uch贸w telefonicznych i dwustu dwunastu mikrofon贸w rozmieszczonych w budynku NSA.

Dyrektorzy agencji dobrze wiedzieli, 偶e dwadzie艣cia sze艣膰 tysi臋cy pracownik贸w to nie tylko wielka si艂a, ale i wielkie zagro偶enie. Wszystkie przypadki naruszenia bezpiecze艅stwa NSA by艂y spowodowane przez jej w艂asnych pracownik贸w. Zadanie Midge polega艂o na 艣ledzeniu tego, co dzia艂o si臋 w murach agencji... najwyra藕niej r贸wnie偶 w magazynie kantyny.

Brinkerhoff wsta艂, chcia艂 si臋 broni膰, ale Midge ju偶 wychodzi艂a.

- Trzymaj r臋ce nad biurkiem! - krzykn臋艂a jeszcze przez rami臋. - Tylko 偶adnych zabaw, jak mnie nie b臋dzie. 艢ciany maj膮 oczy!

Brinkerhoff usiad艂 i s艂ucha艂 coraz cichszego stukania obcas贸w. Wiedzia艂 przynajmniej, 偶e Midge nikomu nie powie. Ona r贸wnie偶 mia艂a swoje s艂abo艣ci - takie jak wzajemne masowanie si臋 z Chadem.

Pomy艣la艂 o Carmen. Wyobrazi艂 sobie jej zgrabne cia艂o, ciemne uda, radio graj膮ce na pe艂ny regulator - gor膮ca salsa z San Juan. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Jak sko艅cz臋, mo偶e wpadn臋 co艣 przek膮si膰.

Otworzy艂 pierwszy wydruk.

KRYPTO-PRODUKCJA/WYDATKI

Humor od razu mu si臋 poprawi艂. Midge da艂a mu 艂atwe zadanie, sprawozdania Krypto by艂y zawsze bu艂k膮 z mas艂em. Teoretycznie powinien dok艂adnie wszystko sprawdzi膰, ale dyrektor pyta艂 tylko o jedno: 艢KD - 艣redni koszt dekrypta偶u, czyli ile 艣rednio kosztowa艂o z艂amanie jednego szyfru za pomoc膮 TRANSLATORA. Je艣li 艢KD by艂 poni偶ej tysi膮ca dolar贸w za szyfr, Fontaine si臋 nie przejmowa艂. Patyk za wiadomo艣膰, zachichota艂 Brinkerhoff. Na to id膮 nasze podatki.

Gdy zacz膮艂 sprawdza膰 wyniki z kolejnych dni, mia艂 w g艂owie obraz Carmen smaruj膮cej si臋 miodem i lukrem. Po trzydziestu sekundach ju偶 niemal sko艅czy艂 - wyniki z Krypto by艂y jak zwykle doskona艂e.

Nim si臋gn膮艂 po nast臋pny dokument, co艣 zwr贸ci艂o jego uwag臋. Na dole ostatniej strony co艣 wydawa艂o si臋 nie w porz膮dku z 艢KD. Liczba by艂a tak wielka, 偶e nie zmie艣ci艂a si臋 w kolumnie tabeli. Brinkerhoff patrzy艂 ni膮 zupe艂nie zaszokowany.

999999999? Z trudem z艂apa艂 oddech. Miliard dolar贸w? Natychmiast zapomnia艂 o Carmen. Szyfr za miliard dolar贸w?

Siedzia艂 przez chwil臋 jak sparali偶owany, po czym pod wp艂ywem paniki wybieg艂 na korytarz.

- Midge! - krzykn膮艂. - Wr贸膰 tutaj!

Rozdzia艂 44

Phil Chartrukian sta艂 w laboratorium i nie m贸g艂 si臋 uspokoi膰. Wci膮偶 s艂ysza艂 s艂owa Strathmore'a: Prosz臋 wyj艣膰! To rozkaz! Kopn膮艂 kosz na 艣mieci i g艂o艣no zakl膮艂.

- Diagnostyka, g贸wno prawda! Od kiedy to zast臋pca dyrektora omija filtry Gauntlet?

Pracownicy wydzia艂u bezpiecze艅stwa system贸w dostawali wysokie pensje za to, by troszczyli si臋 o komputery NSA. Chartrukian wiedzia艂 ju偶, 偶e praca ta wymaga dw贸ch wa偶nych cech: inteligencji i paranoidalnej podejrzliwo艣ci.

- Do diab艂a! - zakl膮艂. - To nie jest paranoja! Pieprzony komputer pracuje od osiemnastu godzin!

To by艂 wirus. Chartrukian wiedzia艂 to z ca艂膮 pewno艣ci膮. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, jak do tego dosz艂o: Strathmore pope艂ni艂 b艂膮d, omijaj膮c 艣cie偶k臋 zdrowia, a teraz pr贸bowa艂 zas艂oni膰 si臋 jak膮艣 historyjk膮 o testach diagnostycznych.

Chartrukian nie czu艂by takiego niepokoju, gdyby sprawa dotyczy艂a tylko TRANSLATORA. Tak jednak nie by艂o. Wbrew pozorom ogromny komputer do dekrypta偶u nie by艂 samotn膮 wysp膮. Wprawdzie kryptografowie wierzyli, 偶e Gauntlet mia艂 s艂u偶y膰 wy艂膮cznie ochronie ich superkomputera, ale pracownicy Sys-Sec znali prawd臋. Filtry Gauntlet s艂u偶y艂y znacznie wi臋kszemu bogu: g艂贸wnemu bankowi danych NSA.

By艂 zafascynowany histori膮 budowy banku danych. Mimo wysi艂k贸w Departamentu Obrony, aby pod koniec lat siedemdziesi膮tych nie wypu艣ci膰 z r膮k Internetu, ten niezwykle wygodny system sta艂 si臋 powszechnie dost臋pny. Najpierw zacz臋艂y korzysta膰 z niego uniwersytety, a niewiele p贸藕niej pojawi艂y si臋 komercjalne serwery. Tama run臋艂a. Na pocz膮tku lat dziewi臋膰dziesi膮tych niegdy艣 bezpieczny rz膮dowy Internet zmieni艂 si臋 w sie膰 zatkan膮 przez publiczn膮 poczt臋 i komputerow膮 pornografi臋.

Po kilku w艂amaniach - zachowanych w tajemnicy, ale bardzo kosztownych - do komputera Biura Wywiadu Marynarki Wojennej sta艂o si臋 jasne, 偶e materia艂y niejawne zapisane w rz膮dowych komputerach do艂膮czonych do Internetu przesta艂y by膰 bezpieczne. Prezydent, w porozumieniu z Departamentem Obrony, wyda艂 tajny dekret o budowie nowej, ca艂kowicie bezpiecznej komputerowej sieci rz膮dowej, kt贸ra mia艂a s艂u偶y膰 do wymiany informacji z agencjami wywiadu. W celu zapobie偶enia kolejnym w艂amaniom wszystkie tajne dane przeniesiono do jednego, doskonale zabezpieczonego miejsca - nowego banku danych NSA - prawdziwego Fortu Knox ameryka艅skiego wywiadu.

Milionom najbardziej tajnych zdj臋膰, ta艣m, dokument贸w i film贸w nadano posta膰 cyfrow膮 i przeniesiono wszystko do ogromnej bazy danych, a orygina艂y zniszczono. Baza danych by艂a wyposa偶ona w trzy niezale偶ne systemy zasilania i wielopi臋trowy system zapisu rezerwowych kopii. Baza zosta艂a umieszczona na g艂臋boko艣ci siedemdziesi臋ciu jeden metr贸w pod ziemi膮, by zabezpieczy膰 j膮 przed impulsami elektromagnetycznymi i mo偶liwymi wybuchami. Wszystko, co dzia艂o si臋 w o艣rodku sterowania, by艂o oznaczone Top Secret Umbra - to by艂 najwy偶szy stopie艅 tajno艣ci w Stanach Zjednoczonych.

Tajemnice pa艅stwowe nigdy nie by艂y lepiej chronione. W bazie danych umieszczono projekty najbardziej zaawansowanych technicznie system贸w broni, listy 艣wiadk贸w koronnych, kryptonimy agent贸w, szczeg贸艂owe analizy i plany tajnych operacji. T臋 list臋 mo偶na by d艂ugo ci膮gn膮膰. Dzi臋ki wprowadzonym 艣rodkom ostro偶no艣ci by艂o pewne, 偶e ju偶 nie grozi 偶aden katastrofalny przeciek.

Oczywi艣cie funkcjonariusze NSA rozumieli, 偶e dane maj膮 warto艣膰 tylko wtedy, gdy mo偶na z nich korzysta膰. Prawdziwym problemem jest nie tyle zabezpieczenie tajnych danych, ile udost臋pnianie ich odpowiednim osobom. Wszystkie dane mia艂y okre艣lony poziom tajno艣ci, a dost臋p do nich mieli tylko upowa偶nieni ludzie. Dow贸dca okr臋tu podwodnego m贸g艂 zadzwoni膰 i obejrze膰 najnowsze zdj臋cia satelitarne rosyjskich port贸w, ale nie m贸g艂 zapozna膰 si臋 z planami operacji antynarkotykowych w Ameryce Po艂udniowej. Analitycy CIA mogli zajrze膰 do kartoteki znanych morderc贸w, ale nie mieli dost臋pu do kod贸w koniecznych do odpalenia mi臋dzykontynentalnych pocisk贸w rakietowych, zarezerwowanych dla prezydenta.

Pracownicy bezpiecze艅stwa system贸w nie mieli oczywi艣cie dost臋pu do danych, ale odpowiadali za ich zabezpieczenie. Podobnie jak wszystkie du偶e bazy danych - od firm ubezpieczeniowych do uniwersytet贸w - baz臋 NSA nieustannie atakowali hakerzy, kt贸rzy chcieli dobra膰 si臋 do zapisanych w niej tajemnic. Nikomu to si臋 jeszcze nie uda艂o i NSA nie mia艂a powod贸w s膮dzi膰, 偶e kiedy艣 si臋 uda.

Chartrukian otar艂 pot z czo艂a. Siedzia艂 w laboratorium i zastanawia艂 si臋, czy i艣膰 do domu. Problemy z TRANSLATOREM mog艂y sta膰 si臋 przyczyn膮 k艂opot贸w. Nie m贸g艂 poj膮膰, dlaczego Strathmore tym si臋 nie przejmuje.

Wszyscy wiedzieli, 偶e TRANSLATOR jest po艂膮czony z g艂贸wn膮 baz膮 danych. Ka偶dy szyfr po z艂amaniu by艂 wysy艂any z Krypto licz膮cym czterysta metr贸w 艣wiat艂owodem do bazy danych NSA. 艢wi臋ta baza danych mia艂a niewiele po艂膮cze艅 ze 艣wiatem, pozwalaj膮cych na wprowadzenie czegokolwiek do systemu - TRANSLATOR by艂 jednym z nich. Filtry Gauntlet mia艂y stanowi膰 idealnie szczeln膮 zapor臋. Tymczasem Strathmore wprowadzi艂 do komputera jaki艣 plik, omijaj膮c 艣cie偶k臋 zdrowia.

Chartrukian s艂ysza艂 bicie w艂asnego serca. TRANSLATOR pracuje nad czym艣 ju偶 od osiemnastu godzin! My艣l o wirusie komputerowym, kt贸ry rozchodzi si臋 z TRANSLATORA po ca艂ym systemie NSA, by艂a dla Phila nie do zniesienia.

- Musz臋 o tym zameldowa膰! - krzykn膮艂.

W takiej sytuacji m贸g艂 zadzwoni膰 tylko do jednej osoby: dyrektora wydzia艂u bezpiecze艅stwa system贸w, nerwowego, wa偶膮cego chyba dwie艣cie kilogram贸w komputerowego guru, kt贸ry zaprojektowa艂 filtry Gauntlet. Przylgn臋艂o do niego przezwisko Jabba. By艂 w NSA p贸艂bogiem - w艂贸czy艂 si臋 po budynku, likwidowa艂 potencjalne problemy i przeklina艂 ignorancj臋 wszystkich, z kt贸rymi przysz艂o mu pracowa膰. Chartrukian wiedzia艂, 偶e gdy Jabba si臋 dowie, co zrobi艂 Strathmore, wybuchnie piek艂o. Trudno, pomy艣la艂. Nie mam wyboru. Chwyci艂 s艂uchawk臋 i wybra艂 numer telefonu kom贸rkowego Jabby. Szef nigdy go nie wy艂膮cza艂.

Rozdzia艂 45

David Becker b艂膮ka艂 si臋 bez celu po Avenida del Cid i stara艂 si臋 zebra膰 my艣li. Na p艂ytach chodnika igra艂y niewyra藕ne cienie. Wci膮偶 czu艂 wp艂yw w贸dki. Mia艂 wra偶enie, 偶e wszystko w jego 偶yciu zaczyna si臋 rozmywa膰. Pomy艣la艂 o Susan. Ciekawe, czy przeczyta艂a wiadomo艣膰, kt贸r膮 nagra艂 na sekretarce.

Tu偶 przed nim rozleg艂 si臋 pisk hamulc贸w. To miejski autobus zatrzyma艂 si臋 na przystanku. Becker uni贸s艂 g艂ow臋. Drzwi si臋 otworzy艂y, ale nikt nie wysiad艂. Silnik Diesla g艂o艣niej zawarcza艂 i autobus ruszy艂, ale w tym momencie z baru wybieg艂o troje nastolatk贸w. Ruszyli za autobusem, krzycz膮c i machaj膮c r臋kami. Kierowca zahamowa艂, a sp贸藕nialscy podbiegli do drzwi.

Becker przygl膮da艂 si臋 temu z odleg艂o艣ci trzydziestu metr贸w i nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym oczom. Nagle odzyska艂 ostro艣膰 widzenia, ale wiedzia艂, 偶e to, co widzi, jest niemo偶liwe. To by艂a jedna szansa na milion.

Mam halucynacje.

Gdy jednak kierowca otworzy艂 drzwi i ca艂a tr贸jka zacz臋艂a si臋 cisn膮膰 do wej艣cia, Becker zobaczy艂 to ponownie. Tym razem nie mia艂 w膮tpliwo艣ci. W 艣wietle lampy na rogu ulicy widzia艂 wyra藕nie t臋 dziewczyn臋.

Pasa偶erowie wsiedli, kierowca doda艂 gazu, a Becker wystartowa艂 jak do sprintu. Przed oczami mia艂 ten sam dziwny obraz: czarna szminka, jaskrawy tusz do powiek i w艂osy... trzy oddzielne grzebienie: czerwony, bia艂y i niebieski.

Autobus ruszy艂. Becker bieg艂 ulic膮 w tumanie spalin.

- Espera! - zawo艂a艂, goni膮c za autobusem.

P臋dzi艂 w lekkich p贸艂butach po trotuarze, ale brakowa艂o mu szybko艣ci, jak膮 zwykle wykazywa艂 na korcie. M贸zg z trudem kontrolowa艂 ruchy n贸g. Becker przeklina艂 barmana z hotelu i wp艂yw r贸偶nicy czasu.

By艂 to jeden z najstarszych autobus贸w w Sewilli. Na szcz臋艣cie dla Beckera, kierowca musia艂 d艂ugo si臋 rozp臋dza膰 na pierwszym biegu. Odleg艂o艣膰 mala艂a. David wiedzia艂, 偶e musi dogoni膰 autobus, nim kierowca wrzuci drugi bieg.

Z podw贸jnej rury wydechowej wyp艂yn臋艂a g臋sta chmura dymu. Kierowca szykowa艂 si臋 do zmiany biegu. Becker wyt臋偶y艂 si艂y. Zr贸wna艂 si臋 z tylnym zderzakiem i przesun膮艂 w prawo. Teraz bieg艂 obok autobusu. Jak w niemal wszystkich sewilskich autobusach, tylne drzwi by艂y otwarte - to by艂a oszcz臋dno艣ciowa odmiana klimatyzacji.

Wpatrywa艂 si臋 w drzwi. Nie zwraca艂 uwagi na pal膮cy b贸l n贸g. Opony si臋ga艂y mu niemal do ramienia. Z ka偶d膮 sekund膮 wydawa艂y coraz wy偶szy d藕wi臋k. David rzuci艂 si臋 do por臋czy, nie trafi艂 i niewiele brakowa艂o, a wpad艂by pod ko艂a. Jeszcze przy艣pieszy艂. S艂ysza艂 dochodz膮cy z do艂u zgrzyt sprz臋g艂a; kierowca zacz膮艂 przerzuca膰 bieg.

Ju偶 zmienia! Nie dam rady!

Gdy jednak tryby skrzyni bieg贸w na chwil臋 si臋 roz艂膮czy艂y, autobus nieco zwolni艂. Becker zn贸w rzuci艂 si臋 naprz贸d. Zacisn膮艂 palce na por臋czy i w tym momencie pojazd przy艣pieszy艂. David mia艂 wra偶enie, 偶e szarpni臋cie wyrwie mu r臋k臋 ze stawu, ale wytrzyma艂, dzi臋ki czemu wyl膮dowa艂 na stopniach.

Zawis艂 na por臋czy w drzwiach, zaledwie kilkana艣cie centymetr贸w nad jezdni膮. Ju偶 wytrze藕wia艂. Czu艂 b贸l w nogach i ramieniu. Wyprostowa艂 si臋 i wszed艂 w g艂膮b ciemnego autobusu. W t艂umie sylwetek, zaledwie kilka siedze艅 dalej, dostrzeg艂 trzy charakterystyczne grzebienie w艂os贸w.

Czerwony, bia艂y i niebieski! Uda艂o si臋!

Przed oczami Beckera wirowa艂y obrazy pier艣cienia, czekaj膮cego learjeta 60 i Susan.

Gdy zbli偶y艂 si臋 do siedz膮cej dziewczyny i zastanawia艂 si臋, co powiedzie膰, autobus przejecha艂 pod uliczn膮 latarni膮, kt贸ra na chwil臋 o艣wietli艂a jej twarz.

Becker przygl膮da艂 jej si臋 ze zgroz膮. Makija偶 by艂 rozsmarowany na grubej szczecinie zarostu. To nie by艂a dziewczyna, lecz m艂ody m臋偶czyzna. W g贸rnej wardze mia艂 srebrn膮 ig艂臋 nosi艂 czarn膮 sk贸rzan膮 kurtk臋, w艂o偶on膮 na nagi tors.

- Kurwa, czego chcesz? - rzuci艂 z nowojorskim akcentem. Zdezorientowany Becker rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Poczu艂 si臋 tak, jakby spad艂 z du偶ej wysoko艣ci. Wszyscy pasa偶erowie wlepili w niego oczy. To byli sami punkowie, a przynajmniej po艂owa mia艂a w艂osy ufarbowane na bia艂o, czerwono i niebiesko.

- Si茅ntate! - krzykn膮艂 kierowca.

Becker by艂 zbyt oszo艂omiony, by zwr贸ci膰 na niego uwag臋.

- Si茅ntate! - zn贸w wrzasn膮艂 szofer. - Siadaj!

Becker spojrza艂 na gniewn膮 twarz widoczn膮 we wstecznym lusterku. Zwleka艂 zbyt d艂ugo.

Rozw艣cieczony kierowca nacisn膮艂 gwa艂townie na hamulec. Becker poczu艂, jak si艂a bezw艂adno艣ci ci膮gnie go do przodu. Pr贸bowa艂 z艂apa膰 za uchwyt przy fotelu, ale chybi艂. Zachwia艂 si臋, po czym wyl膮dowa艂 na twardej pod艂odze.

Z cienia na Avenida del Cid wy艂oni艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna. Poprawi艂 okulary i spojrza艂 na oddalaj膮cy si臋 autobus. David Becker uciek艂, ale nie na d艂ugo. Ze wszystkich autobus贸w w Sewilli, pan Becker wsiad艂 akurat do os艂awionego autobusu numer 27.

Wszyscy jad膮cy autobusem tej linii wysiadali na tym samym przystanku.

Rozdzia艂 46

Phil Chartrukian od艂o偶y艂 z trzaskiem s艂uchawk臋. Telefon Jabby by艂 zaj臋ty. Jabba uwa偶a艂, 偶e AT&T wprowadzi艂o mo偶liwo艣膰 tworzenia kolejki po艂膮cze艅 tylko po to, by zwi臋kszy膰 zyski. Proste zdanie: Linia zaj臋ta, prosz臋 poczeka膰 lub oddzwoni臋, przynosi艂o firmom telefonicznym miliony dolar贸w rocznie. Wobec tego w og贸le nie korzysta艂 z tego rozwi膮zania; by艂 to zapewne r贸wnie偶 protest przeciw regu艂om NSA, zgodnie z kt贸rymi mia艂 obowi膮zek mie膰 stale przy sobie telefon kom贸rkowy.

Chartrukian odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na opustosza艂膮 g艂贸wn膮 sal臋 Krypto. Mia艂 wra偶enie, 偶e szum generator贸w staje si臋 coraz g艂o艣niejszy. Czu艂, 偶e za chwil臋 zabraknie mu czasu. Powinien wyj艣膰, ale nie dawa艂a mu spokoju cz臋sto powtarzana zasada wydzia艂u bezpiecze艅stwa systemu: Najpierw dzia艂aj, p贸藕niej wyja艣niaj.

W dziedzinie bezpiecze艅stwa komputer贸w gra toczy艂a si臋 o wysok膮 stawk臋. Minuty cz臋sto decydowa艂y o losie systemu. Rzadko kiedy pojawia艂a si臋 mo偶liwo艣膰 uzasadnienia podejmowanych dzia艂a艅 obronnych. Pracownikom wydzia艂u p艂acono za ich techniczn膮 wiedz臋... i instynkt.

Najpierw dzia艂aj, p贸藕niej wyja艣niaj. Chartrukian wiedzia艂, co powinien zrobi膰. Wiedzia艂 r贸wnie偶, 偶e gdy ju偶 kryzys minie, b臋dzie albo bohaterem NSA, albo klientem urz臋du zatrudnienia.

Wielki komputer zosta艂 zainfekowany - tego Phil by艂 pewny. Poczucie odpowiedzialno艣ci m贸wi艂o mu wyra藕nie, co nale偶y zrobi膰. Wy艂膮czy膰 komputer.

Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e TRANSLATOR mo偶na wy艂膮czy膰 tylko na dwa sposoby. Pierwszy polega艂 na podaniu odpowiedniej komendy z terminalu Strathmore'a. To by艂o wykluczone. Pozostawa艂 drugi: r臋czny wy艂膮cznik w pomieszczeniu pod sal膮 g艂贸wn膮 Krypto.

Chartrukian z trudem prze艂kn膮艂 艣lin臋. Nie cierpia艂 dolnych pomieszcze艅. Zszed艂 tam tylko raz, w trakcie szkolenia. To by艂 jaki艣 obcy, kosmiczny 艣wiat, ze skomplikowanym labiryntem pomost贸w i rur z freonem oraz czterdziestopi臋ciometrow膮 studni膮, na kt贸rej dnie znajdowa艂y si臋 generatory.

Z pewno艣ci膮 by艂o to ostatnie miejsce, dok膮d Chartrukian mia艂 ochot臋 i艣膰, a Strathmore by艂 ostatni膮 osob膮, z kt贸r膮 chcia艂by toczy膰 walk臋, ale poczucie obowi膮zku nakazywa艂o mu podj膮膰 dzia艂anie. Jutro mi jeszcze podzi臋kuj膮, pomy艣la艂, zastanawiaj膮c si臋 przy tym, czy rzeczywi艣cie ma racj臋.

Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i otworzy艂 metalow膮 szafk臋 Jabby. Na p贸艂ce zawalonej cz臋艣ciami komputera, za koncentratorem i testerem sieci LAN, sta艂 kubek z god艂em Stanfordu. Nie dotykaj膮c kubka, Chartrukian wyci膮gn膮艂 ze 艣rodka klucz Medeco.

- To zdumiewaj膮ce - mrukn膮艂 - czego eksperci od bezpiecze艅stwa nie wiedz膮 o bezpiecze艅stwie.

Rozdzia艂 47

- Szyfr za miliard dolar贸w? - szydzi艂a Midge, wracaj膮c z Brinkerhoffem do biura. - Dobry pomys艂.

- Przysi臋gam - zapewnia艂 Brinkerhoff.

- Mam nadziej臋, 偶e to nie jest jaki艣 podst臋p, 偶eby mnie rozebra膰 - spojrza艂a na niego z ukosa.

- Midge, nigdy bym nawet... - zaprotestowa艂 Chad.

- Wiem. Nie musisz mi przypomina膰.

Trzydzie艣ci sekund p贸藕niej Midge siedzia艂a ju偶 za jego biurkiem i przegl膮da艂a sprawozdanie Krypto.

- Widzisz? - powiedzia艂 Brinkerhoff, pochylaj膮c si臋 nad ni膮 i wskazuj膮c palcem odpowiednie miejsce w tabeli. - Ten 艢KD? Miliard dolar贸w!

- To rzeczywi艣cie troch臋 drogo, nieprawda偶? - zachichota艂a Midge.

- Tak - j臋kn膮艂 Chad. - Tylko troch臋.

- Wygl膮da na dzielenie przez zero.

- Co takiego?

- Dzielenie przez zero - powt贸rzy艂a, przegl膮daj膮c pozosta艂e dane. - 艢KD to u艂amek, ca艂kowite koszty przez liczb臋 z艂amanych szyfr贸w.

- Oczywi艣cie - kiwn膮艂 g艂ow膮 Brinkerhoff, staraj膮c si臋 oderwa膰 oczy od jej dekoltu.

- Gdy mianownik jest r贸wny zeru - wyja艣ni艂a Midge - u艂amek staje si臋 niesko艅czony. Komputery nie cierpi膮 niesko艅czono艣ci, dlatego wypisuj膮 w贸wczas same dziewi膮tki. Widzisz? - wskaza艂a palcem na inn膮 kolumn膮.

- Tak - Brinkerhoff skupi艂 uwag臋 na sprawozdaniu.

- To dane o dzisiejszych wynikach pracy. Sp贸jrz na liczb臋 z艂amanych szyfr贸w.

Brinkerhoff pos艂usznie spojrza艂 na wskazan膮 przez ni膮 kolumn臋.

LICZBA ODCZYTANYCH SZYFR脫W = O

- Tak jak podejrzewa艂am - Midge popuka艂a palcem w papier. - Dzielenie przez zero.

- Zatem wszystko jest w porz膮dku? - Brinkerhoff uni贸s艂 brwi.

- To tylko oznacza, 偶e dzisiaj nie odczytali艣my 偶adnego szyfru - wzruszy艂a ramionami. - Widocznie zrobili sobie przerw臋.

- Przerw臋? - skrzywi艂 si臋 sceptycznie Chad. Pracowa艂 jako osobisty asystent dyrektora dostatecznie d艂ugo, by wiedzie膰, 偶e przerwa nie by艂a jego preferowanym sposobem dzia艂ania - zw艂aszcza gdy chodzi艂o o TRANSLATOR. Fontaine zap艂aci艂 dwa miliardy dolar贸w za behemota do dekrypta偶u i chcia艂 mie膰 co艣 w zamian. Ka偶da sekunda przestoju TRANSLATORA oznacza艂a powa偶ne straty.

- Ach... Midge... - powiedzia艂. - TRANSLATOR nie ma przerw. Pracuje dzie艅 i noc. Sama dobrze wiesz.

- By膰 mo偶e Strathmore nie mia艂 ochoty siedzie膰 tu wczoraj wieczorem, by przygotowa膰 materia艂y do pracy na dzisiaj - Midge zn贸w wzruszy艂a ramionami. - Pewnie wiedzia艂, 偶e Fontaine wyjecha艂, i urwa艂 si臋 wcze艣niej na ryby.

- Daj spok贸j, Midge - Brinkerhoff spojrza艂 na ni膮 z niech臋ci膮. - Przesta艅 si臋 go czepia膰.

By艂o tajemnic膮 poliszynela, 偶e Midge Milken nie znosi Trevora Strathmore'a. To komandor zaproponowa艂 umieszczenie furtki w algorytmie Skipjack, co zako艅czy艂o si臋 wpadk膮. Chcia艂 dobrze, ale NSA drogo za to zap艂aci艂a. EFF zyska艂a wp艂ywy, Fontaine straci艂 wiarygodno艣膰 w艣r贸d kongresman贸w, a co gorsza, agencja przesta艂a by膰 anonimowa. Nagle jakie艣 gosposie z Minnesoty zacz臋艂y zg艂asza膰 pretensje do America Online et consortes, 偶e NSA czyta ich listy - tak jakby agencj臋 cokolwiek obchodzi艂y supertajne przepisy na kandyzowane wi艣nie.

Za b艂膮d Strathmore'a zap艂aci艂a NSA, a Milken czu艂a si臋 winna. Nie dlatego, 偶e powinna by艂a przewidzie膰, i偶 komandor spr贸buje wyci膮膰 taki numer. Sednem sprawy by艂o to, 偶e Strathmore przeprowadzi艂 akcj臋 bez pozwolenia, za plecami Fontaine'a, a g艂贸wnym zadaniem Midge by艂o chronienie plec贸w dyrektora, i za to bra艂a pieni膮dze. Fontaine nie wtr膮ca艂 si臋 w szczeg贸艂y dzia艂a艅 podw艂adnych, co nara偶a艂o go na niespodzianki. Midge bardzo si臋 tym denerwowa艂a. Dyrektor ju偶 dawno nabra艂 przekonania, 偶e lepiej da膰 zdolnym ludziom pe艂n膮 swobod臋, i tak w艂a艣nie odnosi艂 si臋 do Strathmore'a.

- Midge, dobrze wiesz, 偶e Strathmore nigdy si臋 nie obija - stwierdzi艂 Brinkerhoff. - Wykorzystuje TRANSLATOR do maksimum.

Midge kiwn臋艂a g艂ow膮. W g艂臋bi serca wiedzia艂a, 偶e oskar偶anie Strathmore'a o zaniedbywanie obowi膮zk贸w to absurd. Komandor by艂 ca艂kowicie oddany pracy - a偶 za bardzo. D藕wiga艂 na ramionach wszelkie z艂o niczym sw贸j osobisty krzy偶. To on wpad艂 na pomys艂 wykorzystania Skipjacka - by艂a to 艣mia艂a pr贸ba zmiany biegu spraw tego 艣wiata. Niestety, jak wiele akcji religijnych, krucjata zako艅czy艂a si臋 ukrzy偶owaniem.

- Dobra - przyzna艂a - by艂am troch臋 za ostra.

- Troch臋? - Brinkerhoff zmru偶y艂 oczy. - Strathmore ma list臋 wiadomo艣ci do odczytania d艂ug膮 na par臋 kilometr贸w. Z pewno艣ci膮 nie pozwoli艂by, 偶eby TRANSLATOR pr贸偶nowa艂 przez ca艂y weekend.

- Dobrze, ju偶 dobrze - westchn臋艂a Midge. - M贸j b艂膮d. - Zmarszczy艂a czo艂o. Zastanawia艂a si臋, dlaczego przez ca艂y dzie艅 TRANSLATOR nie z艂ama艂 偶adnego szyfru. - Chwileczk臋, chc臋 co艣 sprawdzi膰 - powiedzia艂a i zacz臋艂a przerzuca膰 kartki sprawozdania. Znalaz艂a to, czego szuka艂a, i przejrza艂a dane. Po chwili kiwn臋艂a g艂ow膮. - Mia艂e艣 racj臋, Chad. TRANSLATOR przez ca艂y czas pracuje na ca艂y regulator. Zu偶ycie energii jest nawet nieco wy偶sze ni偶 艣rednie, od p贸艂nocy zu偶yli艣my p贸艂 miliona kilowatogodzin.

- Co z tego wynika?

- Nie wiem - wzruszy艂a ramionami. - To dziwne.

- Chcesz sprawdzi膰 dane?

Midge spojrza艂a na niego z dezaprobat膮. Wi臋kszo艣膰 pracownik贸w NSA wiedzia艂a, 偶e w kontaktach z Midge Milken nie nale偶y kwestionowa膰 dw贸ch rzeczy. Jedn膮 z nich by艂y przygotowane przez ni膮 dane. Brinkerhoff czeka艂, a偶 Midge sko艅czy czyta膰.

- Hm - mrukn臋艂a wreszcie. - Wczorajsze dane s膮 w porz膮dku. Z艂amali dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t siedem szyfr贸w, 艢DK osiemset siedemdziesi膮t cztery dolary. 艢redni czas pracy nad jedn膮 wiadomo艣ci膮 nieco ponad sze艣膰 minut. Zu偶ycie pr膮du w normie. Ostatni wczytany plik... - Midge urwa艂a.

- Co takiego?

- To dziwne - powiedzia艂a. - Ostatni plik zosta艂 wprowadzony do komputera wczoraj wieczorem, o dwudziestej trzeciej trzydzie艣ci siedem.

- Co z tego?

- TRANSLATOR potrzebuje przeci臋tnie sze艣ciu minut na z艂amanie szyfru. Ostatni plik jest zatem zwykle wprowadzany oko艂o p贸艂nocy. Z pewno艣ci膮 to nie wygl膮da... - Midge przerwa艂a i wzi臋艂a g艂臋boki oddech.

- Co si臋 sta艂o? - podskoczy艂 Chad.

- Widzisz ten plik? - Midge wpatrywa艂a si臋 w wydruk z niedowierzaniem. - Ten, kt贸ry zosta艂 wprowadzony do TRANSLATORA wczoraj wieczorem?

- Tak?

- Jeszcze nie zosta艂 odczytany. Wprowadzono go o dwudziestej trzeciej trzydzie艣ci siedem i osiem sekund, ale nie ma podanego czasu dekrypta偶u... - Midge przewr贸ci艂a par臋 kartek. - Ani wczoraj, ani dzisiaj!

- Mo偶e ci faceci robi膮 jaki艣 trudny test diagnostyczny - wzruszy艂 ramionami Brinkerhoff.

- Test trwaj膮cy osiemna艣cie godzin? - Midge pokr臋ci艂a g艂ow膮. - To ma艂o prawdopodobne. Poza tym z zapisu wynika, 偶e to plik zewn臋trzny. Powinni艣my zadzwoni膰 do Strathmore'a.

- Do domu? - Brinkerhoff nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋. - W sobot臋 wiecz贸r?

- Nie - potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 Midge. - O ile go znam, to jego sprawka. Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, i to wysoko, 偶e jest w pracy. Mam takie przeczucie. - Przeczucia Midge by艂y drug膮 rzecz膮, kt贸rej nie nale偶a艂o kwestionowa膰. - Chod藕 - powiedzia艂a. - Sprawdzimy, czy mam racj臋.

Brinkerhoff poszed艂 za Midge do jej gabinetu. Usiad艂a przy konsoli i zacz臋艂a gra膰 na r贸偶nych klawiaturach jak wirtuoz organ贸w.

Brinkerhoff spojrza艂 na zajmuj膮ce ca艂膮 艣cian臋 ekrany monitor贸w. Na wszystkich wida膰 by艂o tylko nieruchom膮 piecz臋膰 NSA.

- Zamierzasz w臋szy膰 w Krypto? - spyta艂 nerwowo.

- Nie - odpowiedzia艂a. - Bardzo bym chcia艂a, ale Krypto jest szczelne. Nie ma tam 偶adnej kamery, 偶adnego mikrofonu, niczego. Rozkaz Strathmore'a. Mam tylko dane z wej艣膰 i elementarne informacje o TRANSLATORZE. Dobrze, 偶e cho膰 tyle. Strathmore chcia艂 ca艂kowitej izolacji, ale Fontaine nalega艂, 偶e przynajmniej podstawowe rzeczy s膮 konieczne.

- W Krypto nie ma kamer? - zdziwi艂 si臋 Brinkerhoff.

- To ci臋 zainteresowa艂o? - powiedzia艂a, nie odwracaj膮c g艂owy od monitora. - Ty i Carmen potrzebujecie wi臋cej prywatno艣ci?

Brinkerhoff mrukn膮艂 co艣 niezrozumia艂ego.

- Sprawdzam rejestr dzia艂ania windy Strathmore'a - wyja艣ni艂a, naciskaj膮c klawisze. Wpatrywa艂a si臋 chwil臋 w ekran, po czym postuka艂a palcami o blat. - Jest u siebie - o艣wiadczy艂a rzeczowo. - Siedzi teraz w Krypto. Sp贸jrz na to. To s膮 godziny pracy: przyszed艂 wczoraj bladym 艣witem i od tej pory jego winda nawet nie drgn臋艂a. Nie ma 艣ladu u偶ycia jego karty magnetycznej przy g艂贸wnym wej艣ciu. Z pewno艣ci膮 siedzi w swoim gabinecie.

- Je艣li zatem Strathmore jest na miejscu, to raczej wszystko powinno by膰 w porz膮dku, nieprawda偶? - westchn膮艂 z ulg膮 Brinkerhoff.

- By膰 mo偶e - odpowiedzia艂a po chwili Midge.

- By膰 mo偶e?

- Musimy zadzwoni膰 do niego i sprawdzi膰.

- Midge, Strathmore to zast臋pca dyrektora - j臋kn膮艂 Brinkerhoff. - Jestem pewny, 偶e wie, co robi. Lepiej nie nadzorowa膰...

- Daj spok贸j, Chad, nie zachowuj si臋 jak przestraszone dziecko. Robimy, co do nas nale偶y. Znale藕li艣my b艂膮d w sprawozdaniu i musimy to wyja艣ni膰. Poza tym - doda艂a - ch臋tnie przypomn臋 Strathmore'owi, 偶e Wielki Brat czuwa. Mo偶e dzi臋ki temu zastanowi si臋 dwa razy, nim znowu wymy艣li jaki艣 zwariowany plan zbawienia 艣wiata.

Midge chwyci艂a telefon i zacz臋艂a wybiera膰 numer.

- Naprawd臋 sadzisz, 偶e musisz go niepokoi膰? - Brinkerhoff wci膮偶 si臋 denerwowa艂.

- Nie zamierzam go niepokoi膰 - odrzek艂a, wciskaj膮c mu s艂uchawk臋 w d艂o艅. - Ty to zrobisz.

Rozdzia艂 48

- Co takiego? - prychn臋艂a Midge z niedowierzaniem. - Strathmore twierdzi, 偶e nasze dane s膮 b艂臋dne?

Brinkerhoff pokiwa艂 g艂ow膮 i od艂o偶y艂 s艂uchawk臋.

- Strathmore zaprzeczy艂, 偶e TRANSLATOR pracuje nad jednym plikiem od osiemnastu godzin?

- By艂 ca艂kiem uprzejmy i zadowolony ze wszystkiego - rozpromieni艂 si臋 Brinkerhoff. Cieszy艂 si臋, 偶e jako艣 prze偶y艂 t臋 rozmow臋. - Zapewni艂 mnie, 偶e TRANSLATOR jest w porz膮dku. Wed艂ug niego w艂a艣nie teraz TRANSLATOR odczytuje wiadomo艣ci w tempie mniej wi臋cej jedna na sze艣膰 minut. Podzi臋kowa艂 mi za zwr贸cenie uwagi na b艂膮d w sprawozdaniu.

- Strathmore k艂amie - sykn臋艂a Midge. - Zbieram dane na temat pracy Krypto od dw贸ch lat. Nigdy nie by艂y b艂臋dne.

- Zawsze kiedy艣 musi by膰 pierwszy raz - zauwa偶y艂 niedbale Chad.

- Sprawdzam dane dwa razy - odpowiedzia艂a, mierz膮c go krytycznym spojrzeniem.

- No... wiesz, co m贸wi膮 o komputerach. Gdy co艣 robi膮 藕le, przynajmniej s膮 w tym konsekwentne.

- To nie jest nic zabawnego, Chad! - Midge odwr贸ci艂a si臋 do niego. - Zast臋pca dyrektora w艂a艣nie ok艂ama艂 biuro naczelnego dyrektora. Chc臋 wiedzie膰 dlaczego!

Brinkerhoff nagle po偶a艂owa艂, 偶e j膮 zawo艂a艂. Telefon do Strathmore'a rozbudzi艂 jej czujno艣膰. Od afery Skipjacka, ilekro膰 Midge czu艂a, 偶e dzieje si臋 co艣 podejrzanego, zmienia艂a si臋 z flirciary w demona. Nikt nie m贸g艂 jej powstrzyma膰, dop贸ki nie wyja艣ni艂a problemu.

- Midge, nie mo偶na wykluczy膰, 偶e nasze dane s膮 b艂臋dne - powiedzia艂 stanowczo. - Tylko pomy艣l. Jeszcze nie s艂ysza艂em o szyfrze, kt贸rego z艂amanie zaj臋艂oby TRANSLATOROWI osiemna艣cie godzin. To nies艂ychane. Id藕 lepiej do domu. Ju偶 bardzo p贸藕no.

Spojrza艂a na niego wynio艣le i rzuci艂a wydruk na biurko.

- Ja mam zaufanie do danych. Intuicja podpowiada mi, 偶e s膮 poprawne.

Brinkerhoff zmarszczy艂 czo艂o. Nawet dyrektor nie kwestionowa艂 intuicji Midge. To by艂o niesamowite, ale zawsze okazywa艂o si臋, 偶e ma racj膮.

- Co艣 jest na rzeczy - o艣wiadczy艂a. - Zamierzam sprawdzi膰 co.

Rozdzia艂 49

Becker podni贸s艂 si臋 z pod艂ogi autobusu i opad艂 na wolny fotel.

- Niez艂e posuni臋cie - zadrwi艂 m艂ody punk z potr贸jnym grzebieniem.

Becker zmru偶y艂 oczy. Razi艂o go 艣wiat艂o. To w艂a艣nie z powodu tego gnojka goni艂 autobus. Z ponur膮 min膮 popatrzy艂 na otaczaj膮ce go liczne czerwono-bia艂o-niebieskie g艂owy.

- O co chodzi z tymi w艂osami? - j臋kn膮艂, wskazuj膮c na innych. - Dlaczego wszyscy...

- Maj膮 czerwone, bia艂e i niebieskie w艂osy? - wtr膮ci艂 tamten.

Becker kiwn膮艂 g艂ow膮. Stara艂 si臋 nie patrze膰 na zainfekowane nak艂ucie na wardze punka.

- Judas Taboo - powiedzia艂 ch艂opak, tak jakby to wszystko wyja艣nia艂o.

Becker spojrza艂 na niego ze zdziwieniem. Punk splun膮艂 na pod艂og臋. By艂 najwyra藕niej zdegustowany jego ignorancj膮.

- Judas Taboo? Najwi臋kszy punk od czas贸w Sida Viciousa? Rozpieprzy艂 sobie g艂ow臋 tutaj rok temu. To rocznica.

Becker skin膮艂 potakuj膮co, ale najwyra藕niej nie zrozumia艂 zwi膮zku.

- Taboo tak ufarbowa艂 w艂osy w dniu, w kt贸rym si臋 wypisa艂 - punk znowu splun膮艂 na pod艂og臋. - Ka偶dy fan wart tej nazwy ufarbowa艂 sobie dzi艣 w艂osy na czerwono, bia艂o i niebiesko.

Becker milcza艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Powoli, jakby pod wp艂ywem uspokajaj膮cego zastrzyku, rozejrza艂 si臋 dooko艂a. W autobusie siedzieli wy艂膮cznie punkowie. Prawie wszyscy gapili si臋 na niego.

Ka偶dy fan ufarbowa艂 dzi艣 w艂osy na czerwono, bia艂o i niebiesko.

Becker uni贸s艂 r臋k臋 i poci膮gn膮艂 za sznurek, by zasygnalizowa膰 kierowcy, 偶e chce wysi膮艣膰. Poci膮gn膮艂 drugi raz. Nic. Szarpn膮艂 jeszcze mocniej. Znowu nic.

- Na tej linii od艂膮czyli sznur - wyja艣ni艂 punk i splun膮艂. - Nie chcieli, by艣my pieprzyli si臋 z tym sznurem.

- Chcesz powiedzie膰, 偶e nie mog臋 wysi膮艣膰? - spyta艂 Becker.

- Dopiero na ko艅cu linii - za艣mia艂 si臋 ch艂opak.

Pi臋膰 minut p贸藕niej autobus toczy艂 si臋 po nieo艣wietlonej, polnej drodze. Becker zwr贸ci艂 si臋 do swojego rozm贸wcy.

- Czy ten autobus wreszcie si臋 zatrzyma?

- Jeszcze kilka kilometr贸w - kiwn膮艂 g艂ow膮 ch艂opak.

- Dok膮d jedziemy?

- Nie wiesz, dok膮d jedziesz? - za艣mia艂 si臋 punk.

Becker wzruszy艂 ramionami.

- O kurwa! - punk dosta艂 prawie histerii ze 艣miechu. - Na pewno ci si臋 spodoba.

Rozdzia艂 50

Phil Chartrukian sta艂 zaledwie kilka metr贸w od korpusu TRANSLATORA. Przed sob膮 mia艂 klap臋 w pod艂odze z bia艂ym napisem:

DOLNE POZIOMY KRYPTO

OSOBOM NIEUPOWA呕NIONYM WST臉P WZBRONIONY

Dobrze wiedzia艂, 偶e nie nale偶y do grona os贸b upowa偶nionych. Zerkn膮艂 w stron臋 gabinetu Strathmore'a. Zas艂ony by艂y opuszczone. Chartrukian zauwa偶y艂, 偶e Susan Fletcher posz艂a do 艂azienki, a zatem ona nie stanowi艂a problemu. Pozosta艂 tylko Hale. Spojrza艂 w kierunku W臋z艂a nr 3. Zastanawia艂 si臋, czy kryptograf go obserwuje.

- Pierdol臋 - mrukn膮艂.

Pod jego nogami znajdowa艂a si臋 niemal niewidoczna klapa w pod艂odze. Phil wymaca艂 w kieszeni klucz, kt贸ry przed chwil膮 wzi膮艂 z laboratorium.

Ukl膮k艂, wsun膮艂 klucz w otw贸r w pod艂odze i przekr臋ci艂. Us艂ysza艂 trzask rygla. Szarpn膮艂 za zasuw臋. Raz jeszcze rozejrza艂 si臋 dooko艂a, po czym kucn膮艂 i spr贸bowa艂 podnie艣膰 ci臋偶k膮 klap臋. Mia艂a tylko nieca艂y metr na metr, a mimo to sporo wa偶y艂a. Gdy wreszcie zdo艂a艂 j膮 otworzy膰, szybko si臋 cofn膮艂.

Podmuch gor膮cego powietrza uderzy艂 go w twarz. Poczu艂 ostry zapach freonu. Z otworu unosi艂y si臋 k艂臋by pary, pod艣wietlone czerwonym 艣wiat艂em. Szum generator贸w wyra藕nie przybra艂 na sile. Chartrukian wsta艂 i zajrza艂 w g艂膮b. To wygl膮da艂o raczej na wej艣cie do piek艂a ni偶 do pomieszcze艅 pomocniczych komputera. Tu偶 poni偶ej klapy dostrzeg艂 koniec w膮skiej drabiny stoj膮cej na pomo艣cie. Dalej znajdowa艂y si臋 schody, ale Chartrukian widzia艂 tylko czerwon膮 mg艂臋.

Greg Hale sta艂 przy 艣cianie W臋z艂a nr 3 i przygl膮da艂 si臋, jak Chartrukian wchodzi do podziemia. Z miejsca, w kt贸rym sta艂 wydawa艂o si臋, 偶e technik znikn膮艂, a na pod艂odze zosta艂a tylko jego g艂owa. Po chwili ona r贸wnie偶 znik艂a w czerwonej chmurze.

- 艢mia艂e posuni臋cie - mrukn膮艂 Hale. Wiedzia艂, co zamierza zrobi膰 Chartrukian. Wy艂膮czenie TRANSLATORA by艂o logiczn膮 decyzj膮, je艣li technik za艂o偶y艂, 偶e komputer zosta艂 zaatakowany przez wirusa. Niestety to r贸wnie偶 oznacza艂o, 偶e niechybnie w ci膮gu dziesi臋ciu minut pojawi si臋 tu ca艂a zgraja ludzi od bezpiecze艅stwa system贸w. Wszelkie dzia艂ania alarmowe powodowa艂y uruchomienie automatycznej centrali telefonicznej. Hale nie m贸g艂 pozwoli膰 na to, by nagle dzia艂 Sys-Sec zacz膮艂 bada膰, co si臋 dzieje z TRANSLATOREM. Wyszed艂 z Kojca i skierowa艂 si臋 ku klapie. Musia艂 powstrzyma膰 Chartrukiana.

Rozdzia艂 51

Jabba przypomina艂 ogromn膮 kijank臋. Podobnie jak posta膰 z filmu, od kt贸rej wywodzi艂o si臋 jego przezwisko, by艂 okr膮g艂y i pozbawiony w艂os贸w. Jako anio艂 str贸偶 system贸w komputerowych NSA, Jabba chodzi艂 od wydzia艂u do wydzia艂u, usuwa艂 awarie, lutowa艂 i nieustannie powtarza艂 swoje credo, 偶e prewencja jest najlepszym lekarstwem. Za jego panowania 偶aden komputer NSA nie zosta艂 zainfekowany wirusem i Jabba chcia艂, by tak by艂o w dalszym ci膮gu.

G艂贸wna kwatera Jabby znajdowa艂a si臋 pod ziemi膮, w pobli偶u supertajnego banku danych. To tutaj wirus m贸g艂by wyrz膮dzi膰 najwi臋ksze szkody i tutaj Jabba sp臋dza艂 najwi臋cej czasu. W tej chwili jednak siedzia艂 w kantynie; zrobi艂 sobie przerw臋, by wzmocni膰 si臋 calzone z pepperoni. Mia艂 w艂a艣nie wbi膰 z臋by w trzeci膮 porcj臋, gdy zadzwoni艂 jego telefon kom贸rkowy.

- Tak - mrukn膮艂 z pe艂nymi ustami.

- Jabba - us艂ysza艂 s艂odki g艂os. - Tu Midge.

- Kr贸lowa Danych! - powita艂 j膮 serdecznie. Mia艂 do niej s艂abo艣膰. By艂a bystra, a poza tym by艂a jedyn膮 kobiet膮, kt贸ra mia艂a ochot臋 z nim flirtowa膰. - Do diab艂a, jak si臋 miewasz?

- Nie narzekam.

- Jeste艣 w pracy? - spyta艂, wycieraj膮c serwetk膮 usta.

- Uhu.

- Masz ochot臋 zje艣膰 ze mn膮 calzone?

- Chcia艂abym, ale musz臋 uwa偶a膰 na biodra.

- Naprawd臋? Mog臋 si臋 przy艂膮czy膰?

- Masz kosmate my艣li.

- Nawet nie wiesz...

- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 z艂apa艂am - przerwa艂a mu Midge. - Potrzebuj臋 twojej rady.

- Wal - odrzek艂 i wypi艂 du偶y 艂yk dr. peppera.

- By膰 mo偶e to nic takiego - powiedzia艂a Midge - ale moje dane na temat Krypto s膮 do艣膰 dziwne. Mam nadziej臋, 偶e ty b臋dziesz m贸g艂 to wyja艣ni膰.

- Co si臋 dzieje? - spyta艂 i znowu podni贸s艂 puszk臋 do ust.

- Z moich danych wynika, 偶e TRANSLATOR pracuje nad tym samym plikiem od osiemnastu godzin i jeszcze go nie odczyta艂.

- Co takiego? - Jabba rozla艂 dr. peppera na pizz臋 calzone.

- Co o tym sadzisz?

- Sk膮d masz te dane? - odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie, jednocze艣nie pr贸buj膮c osuszy膰 serwetk膮 calzone.

- Zwyk艂e sprawozdanie. Standardowa analiza koszt贸w - wyja艣ni艂a Midge i szybko zreferowa艂a, co Brinkerhoff i ona odkryli.

- Zadzwoni艂a艣 do Strathmore'a?

- Tak. Powiedzia艂, 偶e w Krypto wszystko jest w porz膮dku, a TRANSLATOR pracuje normalnie. Twierdzi, 偶e to nasze dane s膮 b艂臋dne.

- O co ci zatem chodzi? - Jabba zmarszczy艂 wypuk艂e czo艂o. - Masz jaki艣 b艂膮d w sprawozdaniu. - Midge nie odpowiedzia艂a i Jabba zorientowa艂 si臋, 偶e ona jest innego zdania. - Uwa偶asz, 偶e sprawozdanie jest w porz膮dku?

- Tak.

- Zatem wed艂ug ciebie Strathmore k艂amie?

- Tego nie powiedzia艂am - odrzek艂a dyplomatycznie. Wiedzia艂a, 偶e nie ma stuprocentowej pewno艣ci. - Po prostu w przesz艂o艣ci moje dane by艂y zawsze w porz膮dku. Chcia艂am us艂ysze膰 twoj膮 opini臋.

- Hm - westchn膮艂 Jabba - przykro mi, 偶e akurat ja musz臋 ci to powiedzie膰, ale to twoje dane s膮 spieprzone.

- Tak uwa偶asz?

- Mog臋 si臋 za艂o偶y膰. - Jabba ugryz艂 wielki k臋s rozmoczonej calzone i m贸wi艂 z pe艂nymi ustami. - Dotychczas TRANSATOR nie zajmowa艂 si臋 偶adnym plikiem d艂u偶ej ni偶 trzy godziny, i to bior膮c pod uwag臋 r贸wnie偶 testy, diagnostyk臋 i tak dalej. Tylko wirus m贸g艂by spowodowa膰, 偶e pracowa艂by nad jednym plikiem przez osiemna艣cie godzin. Innej mo偶liwo艣ci nie ma.

- Wirus?

- Tak, jaki艣 niesko艅czony cykl. Jaka艣 instrukcja, kt贸ra spowodowa艂a powstanie niesko艅czonej p臋tli. To zablokowa艂oby dzia艂anie komputera.

- Hm... - mrukn臋艂a Midge. - Strathmore jest w Krypto od trzydziestu sze艣ciu godzin. Czy to mo偶liwe, 偶e walczy z wirusem?

- Strathmore siedzi w pracy od trzydziestu sze艣ciu godzin? - za艣mia艂 si臋 Jabba. - Biedaczysko. Pewnie 偶ona nie wpu艣ci艂a go do domu. S艂ysza艂em, 偶e ma z ni膮 ci臋偶kie 偶ycie.

Midge zastanowi艂a si臋. Ona r贸wnie偶 s艂ysza艂a te plotki. A mo偶e rzeczywi艣cie to tylko jej paranoja?

- Midge - westchn膮艂 Jabba i si臋gn膮艂 po nast臋pn膮 puszk臋. - Gdyby ulubiona zabawka Strathmore'a z艂apa艂a wirusa, z pewno艣ci膮 by do mnie zadzwoni艂. Strathmore nie jest g艂upi, ale g贸wno wie o wirusach. Jego 偶ycie zale偶y od TRANSLATORA. Na pierwszy sygna艂, 偶e jest jaki艣 k艂opot, z pewno艣ci膮 nacisn膮艂by guzik alarmowy, a tutaj oznacza to telefon do mnie. - Jabba wci膮gn膮艂 ustami drugie pasmo mozzarelli. - A poza tym jest ma艂o prawdopodobne, 偶eby TRANSLATOR zosta艂 zainfekowany. Gauntlet to najlepszy zestaw filtr贸w, jaki kiedykolwiek napisa艂em. Nic nie przejdzie przez 艣cie偶k臋 zdrowia.

Zapad艂o milczenie. Midge ci臋偶ko westchn臋艂a.

- Masz jeszcze jakie艣 sugestie? - odezwa艂a si臋 po chwili.

- Twoje dane s膮 spieprzone.

- Ju偶 to m贸wi艂e艣.

- Powtarzam.

- Nie s艂ysza艂e艣 o czym艣 dziwnym? - spyta艂a, marszcz膮c brwi. - O czymkolwiek?

- Midge... s艂uchaj... - za艣mia艂 si臋 Jabba. - Boli ci臋 Skipjack. Strathmore to spieprzy艂, zgoda. Ale to ju偶 przesz艂o艣膰, sko艅cz z tym. - Midge milcza艂a. Jabba zda艂 sobie spraw臋, 偶e posun膮艂 si臋 za daleko. - Przepraszam, Midge. Wiem, 偶e mia艂a艣 k艂opoty z powodu tej historii. Strathmore pope艂ni艂 b艂膮d. Wiem co o nim my艣lisz.

- To nie ma nic wsp贸lnego ze Skipjackiem - odrzek艂a zdecydowanym tonem.

Tak, na pewno, pomy艣la艂 Jabba.

- S艂uchaj, Midge. Nie 偶ywi臋 偶adnych szczeg贸lnych uczu膰 do Strathmore'a, ani pozytywnych, ani negatywnych. To kryptograf. Oni wszyscy to w zasadzie egoistyczne dupki. Zawsze potrzebuj膮 danych na wczoraj. Ka偶dy plik mo偶e zbawi膰 艣wiat.

- Co chcesz przez to powiedzie膰?

- Chc臋 powiedzie膰, 偶e Strathmore jest wariatem, tak jak ca艂a reszta - westchn膮艂 Jabba. - Wiem jednak r贸wnie偶, 偶e kocha TRANSLATOR bardziej ni偶 swoj膮 cholern膮 偶on臋. Gdyby by艂 jaki艣 problem, na pewno by do mnie zadzwoni艂.

Midge d艂u偶sz膮 chwil臋 milcza艂a.

- Twierdzisz zatem, 偶e to moje dane s膮 spieprzone? - westchn臋艂a w ko艅cu z niech臋ci膮.

- S艂ysz臋 echo - za艣mia艂 si臋 Jabba.

Midge r贸wnie偶 si臋 roze艣mia艂a.

- S艂uchaj, Midge. Wy艣lij mi zlecenie. Przyjd臋 w poniedzia艂ek rano, sprawdz臋 twoj膮 maszyn臋. Tymczasem spadaj st膮d. Jest sobota wiecz贸r. Znajd藕 sobie faceta lub co艣 w tym rodzaju.

- Staram si臋, Jabba - westchn臋艂a ponownie. - Mo偶esz mi wierzy膰, 偶e si臋 staram.

Rozdzia艂 52

Klub Embrujo znajdowa艂 si臋 na przedmie艣ciu, blisko p臋tli autobusu numer 27. Wygl膮da艂 raczej jak fort ni偶 klub taneczny; ze wszystkich stron by艂 otoczony wysokim murem z wpuszczonymi w tynk kawa艂kami pot艂uczonych butelek po piwie - ten prymitywny system bezpiecze艅stwa gwarantowa艂, 偶e ka偶dy, kto spr贸buje wej艣膰 nielegalnie, zostawi na murze sporo krwawych 艣lad贸w.

Podczas jazdy Becker w艂a艣ciwie pogodzi艂 si臋 z my艣l膮, 偶e jego misja zako艅czy艂a si臋 niepowodzeniem. Nale偶a艂o teraz zadzwoni膰 do Strathmore'a i przekaza膰 mu z艂膮 wiadomo艣膰 - poszukiwania by艂y beznadziejne. Zrobi艂, co m贸g艂; pora wraca膰 do domu.

Patrz膮c na t艂um klient贸w przed wej艣ciem do klubu, Becker nie by艂 jednak pewny, czy sumienie pozwoli mu zrezygnowa膰 z dalszych poszukiwa艅. Nigdy jeszcze nie widzia艂 takiego zgromadzenia punk贸w; wi臋kszo艣膰 mia艂a czerwono-bia艂o-niebieskie fryzury.

Westchn膮艂. Zastanawia艂 si臋, co zrobi膰. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a i wzruszy艂 ramionami. Gdzie indziej mog艂a p贸j艣膰 ta dziewczyna w sobotni wiecz贸r? Przeklinaj膮c dobry los, wysiad艂 z autobusu.

By dosta膰 si臋 do klubu, trzeba by艂o przej艣膰 w膮skim, kamiennym korytarzem. Becker znalaz艂 si臋 w t艂umie punk贸w pchaj膮cych si臋 do 艣rodka.

- Zje偶d偶aj z drogi, dupku! - wrzasn膮艂 do niego jaki艣 ch艂opak przypominaj膮cy poduszk臋 na szpilki, r贸wnocze艣nie rozpychaj膮c si臋 艂okciami.

- 艁adny krawat - odezwa艂 si臋 kto艣 z boku i szarpn膮艂 go za krawat.

- Chcesz si臋 pieprzy膰? - spyta艂a jaka艣 kilkunastoletnia dziewczyna, kt贸ra wygl膮da艂a, jakby gra艂a w filmie 艢wit nieboszczyk贸w.

Po przej艣ciu ciemnego korytarza Becker znalaz艂 si臋 w wielkiej betonowej sali, w kt贸rej unosi艂 si臋 od贸r alkoholu i potu. To by艂a surrealistyczna scena - w ogromnej sztucznej grocie setki ludzi porusza艂y si臋 dok艂adnie tak samo, niczym zaczarowani. Podskakiwali do g贸ry, przyciskaj膮c r臋ce do bioder, a ich g艂owy ko艂ysa艂y si臋 bezw艂adnie jak pozbawione 偶ycia mak贸wki. Jacy艣 wariaci rzucali si臋 nurem ze sceny i l膮dowali w morzu ludzkich ko艅czyn. Inni podrzucali si臋 wzajemnie, jakby bawili si臋 pi艂k膮 pla偶ow膮. Stroboskopowe o艣wietlenie sprawia艂o, 偶e ca艂o艣膰 robi艂a wra偶enie sceny z niemego filmu.

Stoj膮ce pod przeciwleg艂膮 艣cian膮 g艂o艣niki wielko艣ci furgonetki rycza艂y tak g艂o艣no, 偶e nawet najbardziej zapami臋tali tancerze nie byli w stanie zbli偶y膰 si臋 na odleg艂o艣膰 mniejsz膮 ni偶 dziesi臋膰 metr贸w. Pot臋偶ne basy grzmia艂y tak, 偶e wszystko si臋 trz臋s艂o.

Becker zatka艂 uszy i rozejrza艂 si臋 po t艂umie. Wsz臋dzie widzia艂 czerwono-bia艂o-niebieskie g艂owy. W 艣cisku nie m贸g艂 dojrze膰, jak kto jest ubrany. Nigdzie nie widzia艂 nawet strz臋pu flagi brytyjskiej. By艂o oczywiste, 偶e je艣li wejdzie w t艂um, zostanie stratowany. Tu偶 obok kto艣 zacz膮艂 wymiotowa膰.

- Cudownie - j臋kn膮艂 Becker. Odsun膮艂 si臋 od sceny w stron臋 pomalowanego sprayem holu.

W g艂臋bi kry艂o si臋 wej艣cie do w膮skiego tunelu, prowadz膮cego na taras zastawiony sto艂ami i krzes艂ami. Tu r贸wnie偶 kr臋ci艂o si臋 mn贸stwo punk贸w, ale w por贸wnaniu z sal膮 taneczn膮 taras by艂 dla Beckera niczym Shangrila - nad g艂ow膮 mia艂 letnie niebo, a muzyka przesta艂a go og艂usza膰.

Ignoruj膮c zaciekawione spojrzenia, wszed艂 na taras. Rozlu藕ni艂 krawat i usiad艂 przy najbli偶szym wolnym stoliku. Mia艂 wra偶enie, 偶e od porannego telefonu Strathmore'a min臋艂a ca艂a wieczno艣膰.

Sprz膮tn膮艂 ze sto艂u kilka pustych butelek i po艂o偶y艂 g艂ow臋 na r臋kach. Tylko kilka minut, pomy艣la艂.

Dziesi臋膰 kilometr贸w od klubu m臋偶czyzna w drucianych okularach jecha艂 taks贸wk膮 poln膮 drog膮.

- Embrujo - warkn膮艂, by przypomnie膰 kierowcy, dok膮d ma jecha膰.

Kierowca kiwn膮艂 g艂ow膮, przygl膮daj膮c si臋 z zaciekawieniem twarzy we wstecznym lusterku.

- Embrujo - mrukn膮艂 do siebie. - Coraz ciekawsze towarzystwo.

Rozdzia艂 53

Tokugen Numataka le偶a艂 nago na stole do masa偶u w swoim biurze na najwy偶szym pi臋trze. Jego osobista masa偶ystka stara艂a si臋 rozlu藕ni膰 mu napi臋te mi臋艣nie karku. Uciska艂a d艂o艅mi mi臋siste cia艂o wok贸艂 艂opatek, po czym stopniowo schodzi艂a w d贸艂, w stron臋 r臋cznika narzuconego na po艣ladki. Po chwili przesun臋艂a r臋ce jeszcze ni偶ej... pod r臋cznik. Numataka niemal nie zwr贸ci艂 na to uwagi. My艣la艂 o czym艣 innym. Od dawna czeka艂, a偶 zadzwoni jego prywatny telefon.

Kto艣 zapuka艂 do drzwi.

- Prosz臋 - mrukn膮艂 Numataka.

Masa偶ystka szybko wyci膮gn臋艂a r臋ce spod r臋cznika. Do pokoju wesz艂a telefonistka.

- Panie prezesie? - powiedzia艂a, nisko si臋 k艂aniaj膮c.

- S艂ucham.

Telefonistka uk艂oni艂a si臋 ponownie.

- Rozmawia艂am z central膮 telefoniczn膮. Dzwoni艂 kto艣 ze Stan贸w Zjednoczonych. Numer kraju to jedynka.

Numataka kiwn膮艂 g艂ow膮. Dobra wiadomo艣膰. To by艂 telefon ze Stan贸w. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Nikt go nie nabiera艂.

- A dok艂adniej? - naciska艂.

- Zajmuj膮 si臋 tym, prosz臋 pana.

- Bardzo dobrze. Prosz臋 mnie zawiadomi膰, gdy b臋dzie pani wiedzia艂a co艣 wi臋cej.

Kobieta uk艂oni艂a si臋 i wysz艂a.

Numataka poczu艂, 偶e jego mi臋艣nie si臋 rozlu藕ni艂y. Mi臋dzynarodowy numer l. Rzeczywi艣cie, to dobra wiadomo艣膰.

Rozdzia艂 54

Susan Fletcher kr膮偶y艂a niecierpliwie po 艂azience w Krypto i powoli liczy艂a do pi臋膰dziesi臋ciu. Bola艂a j膮 g艂owa. Jeszcze troch臋, powiedzia艂a do siebie. Hale to North Dakota!

Zastanawia艂a si臋, co Greg zaplanowa艂. Czy opublikuje klucz? Czy oka偶e si臋 chciwy i spr贸buje sprzeda膰 algorytm? Nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej wytrzyma膰. Mia艂a do艣膰 czekania. Musia艂a skontaktowa膰 si臋 ze Strathmore'em.

Ostro偶nie uchyli艂a drzwi i zerkn臋艂a na lustrzan膮 艣cian臋 po przeciwnej stronie Krypto. Nie mog艂a w 偶aden spos贸b stwierdzi膰, czy Hale j膮 obserwuje. Musia艂a po prostu szybko przej艣膰 do gabinetu komandora. Oczywi艣cie nie za szybko - Hale nie m贸g艂 si臋 domy艣li膰, 偶e go zdemaskowa艂a. Ju偶 mia艂a otworzy膰 szeroko drzwi, gdy co艣 us艂ysza艂a. Jakie艣 g艂osy. M臋skie.

Dochodzi艂y z przewodu wentylacyjnego - kratka znajdowa艂a si臋 nisko nad pod艂og膮. Susan zamkn臋艂a drzwi i zbli偶y艂a si臋 do otworu. S艂owa cz臋艣ciowo t艂umi艂 szum generator贸w. Mia艂a wra偶enie, 偶e g艂osy dochodz膮 z pomieszcze艅 pod pod艂og膮. Jeden z m臋偶czyzn m贸wi艂 ostrym, gniewnym tonem. Jak Phil Chartrukian.

- Nie wierzy mi pan?

Susan us艂ysza艂a jakie艣 niewyra藕ne odg艂osy k艂贸tni.

- To wirus!

Znowu jaki艣 ostry krzyk.

- Musimy zadzwoni膰 do Jabby!

Teraz dotar艂y do niej odg艂osy walki.

- Pu艣膰 mnie!

Kolejny krzyk zabrzmia艂 prawie nieludzko - d艂ugi j臋k b贸lu i przera偶enia torturowanego zwierz臋cia, kt贸re zaraz umrze. Susan zamar艂a. Ha艂as urwa艂 si臋 r贸wnie nagle, jak si臋 rozpocz膮艂. Zapad艂a g艂ucha cisza.

Chwil臋 p贸藕niej, niczym w tandetnym filmie sensacyjnym powoli przygas艂y 艣wiat艂a w 艂azience. Przez sekund臋 migota艂y, po czym zgas艂y ca艂kowicie. Susan Fletcher sta艂a w zupe艂nych ciemno艣ciach.

Rozdzia艂 55

- Zaj膮艂e艣 moje miejsce, gnojku.

Becker uni贸s艂 g艂ow臋. Czy w tym cholernym kraju nikt ju偶 nie m贸wi po hiszpa艅sku?

Jaki艣 niski nastolatek z pryszczami na twarzy sta艂 przed stolikiem i mierzy艂 go gniewnym wzrokiem. Mia艂 ogolon膮 g艂ow臋; p贸艂 czaszki pomalowa艂 na czerwono, a p贸艂 na fioletowo. Wygl膮da艂 jak wielkanocne jajko.

- Powiedzia艂em, 偶e zaj膮艂e艣 moje miejsce, gnojku.

- S艂ysza艂em za pierwszym razem - odrzek艂 Becker i wsta艂. Nie mia艂 ochoty na awantur臋. Poza tym powinien ju偶 wyj艣膰.

- Co zrobi艂e艣 z moimi butelkami? - warkn膮艂 dzieciak. Mia艂 agrafk臋 w nosie.

- By艂y puste - odpar艂 Becker i wskaza艂 na stoj膮ce na posadzce butelki.

- Kurwa, to moje butelki!

- Przepraszam - powiedzia艂 Becker i odwr贸ci艂 si臋, 偶eby wyj艣膰.

- Podnie艣 je! - za偶膮da艂 tamten, blokuj膮c mu drog臋. Becker zamruga艂 ze zdziwienia oczami. Nie by艂 rozbawiony.

- Chyba 偶artujesz? - By艂 od niego o ponad g艂ow臋 wy偶szy i wa偶y艂 pewnie ze dwadzie艣cia par臋 kilo wi臋cej.

- Kurwa, czy wygl膮dam tak, jakbym 偶artowa艂?

Becker nic nie odpowiedzia艂.

- Podnie艣 je! - wrzasn膮艂 ch艂opak. G艂os mu si臋 za艂ama艂. Becker spr贸bowa艂 go omin膮膰, ale nastolatek zast膮pi艂 mu drog臋.

- Powiedzia艂em, 偶eby艣 podni贸s艂 te pierdolone butelki!

Pijani i oszo艂omieni narkotykami punkowie z zaciekawieniem przygl膮dali si臋 awanturze.

- Lepiej uwa偶aj, ch艂opcze - powiedzia艂 spokojnie Becker.

- Ostrzegam ci臋 - pieni艂 si臋 ch艂opak. - To m贸j stolik! Przychodz臋 tu co wiecz贸r. Podnie艣 je w tej chwili!

Cierpliwo艣膰 Beckera wreszcie si臋 wyczerpa艂a. Czy偶 nie powinien by膰 teraz w g贸rach z Susan? Dlaczego zamiast tego znalaz艂 si臋 w Hiszpanii i marnowa艂 czas na awantury z psychotycznym wyrostkiem?

Bez ostrze偶enia chwyci艂 go pod pachy, uni贸s艂 do g贸ry i z ca艂ej si艂y posadzi艂 na stole.

- S艂uchaj, ty zasmarkany g贸wniarzu. Odczepisz si臋 ode mnie, i to natychmiast, albo wyrw臋 ci z nosa t臋 agrafk臋 i zapn臋 ni膮 twoj膮 g臋b臋.

Ch艂opak zblad艂.

Becker trzyma艂 go przez chwil臋, po czym rozlu藕ni艂 u艣cisk. Nie spuszczaj膮c wzroku z przestraszonego dzieciaka, pochyli艂 si臋, podni贸s艂 butelki i postawi艂 je na stole.

- Co si臋 m贸wi? - spyta艂.

Ch艂opak zaniem贸wi艂.

- M贸wi si臋 dzi臋kuj臋 - rzuci艂 Becker.

Ten wyrostek to chodz膮ca reklama 艣rodk贸w antykoncepcyjnych.

- Id藕 do diab艂a! - wrzasn膮艂 punk. Dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e dooko艂a wszyscy si臋 艣miej膮. - Zasraniec!

Becker si臋 nie ruszy艂. Nagle co艣 sobie skojarzy艂. Przychodz臋 tu co wiecz贸r. Przysz艂o mu do g艂owy, 偶e ten m艂okos mo偶e mu pom贸c.

- Przepraszam - powiedzia艂. - Nie s艂ysza艂em, jak si臋 nazywasz.

- Two-Tone - odrzek艂 punk takim tonem, jakby obwieszcza艂 wyrok 艣mierci.

- Two-Tone - powt贸rzy艂 Becker. - Niech zgadn臋... z powodu w艂os贸w?

- Co za Sherlock.

- Zgrabne imi臋. Sam je wymy艣li艂e艣?

- A co, kurwa? - dumnie potwierdzi艂. - Zamierzam je opatentowa膰.

- Chyba raczej zastrzec - skorygowa艂 Becker.

Ch艂opak najwyra藕niej go nie zrozumia艂.

- Imi臋 mo偶na zastrzec - wyja艣ni艂 Becker - a nie opatentowa膰.

- Wszystko jedno - machn膮艂 r臋k膮 sfrustrowany m艂odzieniec.

Pijani i znarkotyzowani punkowie przy s膮siednich stolikach osi膮gn臋li stan histerii. Two-Tone wsta艂 ze sto艂u.

- Kurwa, czego ode mnie chcesz?! - krzykn膮艂 do Beckera.

Becker przez chwile si臋 zastanawia艂. Chc臋, aby艣 umy艂 g艂ow臋, przesta艂 kl膮膰 i poszuka艂 pracy, pomy艣la艂, ale uzna艂, 偶e jak na pierwsze spotkanie to za du偶e wymagania.

- Potrzebuj臋 pewnych informacji - powiedzia艂.

- Odpierdol si臋.

- Szukam kogo艣.

- Nie widzia艂em go.

Becker zatrzyma艂 przechodz膮c膮 kelnerk臋 i zam贸wi艂 dwa piwa Aguilla. Poda艂 kufel ch艂opakowi. Two-Tone wydawa艂 si臋 zaskoczony. Wypi艂 艂yk i przygl膮da艂 si臋 Beckerowi nieufnie.

- Chce mnie pan poderwa膰?

- Szukam pewnej dziewczyny - u艣miechn膮艂 si臋 Becker.

- Kurwa, w takich 艂achach na pewno 偶adnej nie poderwiesz - za艣mia艂 si臋 punk.

- Nie zamierzam nikogo podrywa膰. Po prostu musz臋 z ni膮 porozmawia膰. Mo偶e m贸g艂by艣 mi pom贸c j膮 znale藕膰?

- Jeste艣 gliniarzem? - Two-Tone postawi艂 kufel na stole.

Becker pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Wygl膮dasz na gliniarza - ch艂opak przygl膮da艂 mu si臋 przez przymkni臋te powieki.

- S艂uchaj, jestem z Marylandu. Gdybym by艂 policjantem, by艂bym raczej poza swoim obszarem dzia艂ania, nie s膮dzisz?

To pytanie by艂o dla niego za trudne.

- Nazywam si臋 David Becker - u艣miechn膮艂 si臋 i poda艂 mu r臋k臋 przez st贸艂.

- Spadaj, pedale - punk odsun膮艂 si臋 z obrzydzeniem.

Becker cofn膮艂 d艂o艅.

- Pomog臋 ci, ale to b臋dzie ci臋 troch臋 kosztowa艂o.

- Ile? - Becker przysta艂 na warunki.

- Sto zielonych.

- Mam tylko pesety. - Becker zmarszczy艂 brwi.

- Wszystko jedno! Niech b臋dzie sto peset.

Kursy wymiany walut nie by艂y jego mocn膮 stron膮; sto peset to w przybli偶eniu osiemdziesi膮t siedem cent贸w.

- Zgoda - powiedzia艂 Becker i stukn膮艂 kuflem o blat.

- Zgoda - po raz pierwszy ch艂opak si臋 u艣miechn膮艂.

- Dobra - kontynuowa艂 Becker 艣ciszonym g艂osem. - Przypuszczam, 偶e dziewczyna, kt贸rej szukam, mo偶e tu by膰 dzisiaj. Ma czerwone, bia艂e i niebieskie w艂osy.

- To rocznica Judasa Taboo - prychn膮艂 Two-Tone. - Wszyscy...

- Nosi koszul臋 z kr贸tkimi r臋kawami z namalowan膮 flag膮 angielsk膮 i ma kolczyk w kszta艂cie czaszki.

Na twarzy Two-Tone'a pojawi艂 si臋 grymas, jakby kogo艣 sobie przypomnia艂. Becker poczu艂 gwa艂towny przyp艂yw nadziei, ale po chwili ch艂opak gniewnie si臋 skrzywi艂. Waln膮艂 butelk膮 o st贸艂 i chwyci艂 Beckera za r臋kaw.

- To dziewczyna Eduarda, gnojku! Lepiej uwa偶aj! Je艣li j膮 tylko dotkniesz, Eduardo ci臋 zabije!

Rozdzia艂 56

Zirytowana Midge Milken przesz艂a do sali konferencyjnej po drugiej stronie korytarza, naprzeciwko jej gabinetu. Opr贸cz mahoniowego sto艂u d艂ugo艣ci jedenastu metr贸w, ozdobionego na 艣rodku god艂em NSA z czarnej wi艣ni i orzecha, w sali konferencyjnej by艂y jeszcze trzy akwarele Marion Pike, paprotka, marmurowy bar i niezb臋dny automat z wod膮 Sparklett. Midge nala艂a sobie wody; mia艂a nadziej臋, 偶e to pomo偶e jej uspokoi膰 nerwy.

Popijaj膮c, wygl膮da艂a przez okno. 艢wiat艂o ksi臋偶yca, przefiltrowane przez zas艂ony, podkre艣la艂o drobiny kurzu na stole. Midge zawsze s膮dzi艂a, 偶e gabinet dyrektora powinien znajdowa膰 si臋 po tej stronie, a nie od frontu budynku, gdzie obecnie urz臋dowa艂 Fontaine. Okna pokoju konferencyjnego wychodzi艂y nie na parking przed budynkiem, lecz na imponuj膮ce kr贸lestwo NSA, w tym r贸wnie偶 na kopu艂臋 Krypto, zaawansowan膮 technicznie wysp臋, oddzielon膮 od g艂贸wnego budynku, na zalesionej dzia艂ce. Krypto celowo ulokowano za naturaln膮 zas艂on膮 w postaci klonowego lasku, dlatego trudno j膮 by艂o dostrzec z wi臋kszo艣ci okien g艂贸wnego budynku, ale z dyrektorskiego pi臋tra wida膰 j膮 by艂o znakomicie. Zdaniem Midge pok贸j konferencyjny stanowi艂 odpowiednie miejsce, z kt贸rego kr贸l m贸g艂 spogl膮da膰 na swe w艂o艣ci. Kiedy艣 zasugerowa艂a Fontaine'owi, by przeni贸s艂 si臋 tutaj, lecz on odpowiedzia艂 kr贸tko: Z ty艂u, wykluczone. Fontaine nie by艂 cz艂owiekiem gotowym znajdowa膰 si臋 z ty艂u czegokolwiek.

Midge odsun臋艂a zas艂ony i spojrza艂a w kierunku wzg贸rz. Westchn臋艂a 偶a艂o艣nie i skierowa艂a wzrok na Krypto. Widok kopu艂y zazwyczaj poprawia艂 jej humor - niezale偶nie od godziny zawsze wida膰 by艂o zapalone 艣wiat艂o. Dzi艣 jednak spojrzenie w t臋 stron臋 nie przynios艂o jej pociechy. Midge wlepi艂a wzrok w ciemn膮 pustk臋. Gdy przycisn臋艂a twarz do szyby poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 dziecinna panika. Nie widzia艂a nic poza ciemno艣ci膮. Krypto znik艂o!

Rozdzia艂 57

W 艂azienkach nie by艂o okien, dlatego Susan znalaz艂a si臋 w kompletnych ciemno艣ciach. Przez chwil膮 sta艂a nieruchomo, staraj膮c si臋 opanowa膰. Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e stopniowo ulega panice. Mia艂a wra偶enie, 偶e wci膮偶 s艂yszy okropny krzyk z przewodu wentylacyjnego. Pr贸bowa艂a pokona膰 l臋k, ale mimo to strach wzi膮艂 g贸r膮.

Susan gor膮czkowo macha艂a r臋kami, staraj膮c si臋 znale藕膰 drog臋. Wymaca艂a drzwi kabin i umywalki. Przesuwa艂a si臋 z wyci膮gni臋tymi do przodu r臋kami, staraj膮c si臋 wyobrazi膰 sobie wn臋trze 艂azienki. Potkn臋艂a si臋 o kube艂 na 艣mieci i opar艂a o 艣cian臋. Id膮c wzd艂u偶 niej, dotar艂a do drzwi i wymaca艂a klamk臋. Otworzy艂a drzwi i wysz艂a z 艂azienki do g艂贸wnej sali Krypto.

W tym momencie zamar艂a po raz drugi.

Pomieszczenie wygl膮da艂o zupe艂nie inaczej ni偶 przed minut膮. Na tle s艂abego 艣wiat艂a docieraj膮cego przez kopu艂臋 majaczy艂 niewyra藕ny zarys TRANSLATORA. Wszystkie lampy zgas艂y. Nie wida膰 by艂o nawet 偶arz膮cych si臋 zwykle przycisk贸w elektronicznych zamk贸w przy drzwiach.

Gdy oczy Susan dostosowa艂y si臋 do ciemno艣ci, dostrzeg艂a, 偶e jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a w ca艂ej sali by艂a otwarta klapa w pod艂odze - wida膰 by艂o s艂ab膮 po艣wiat臋 czerwonych lamp w podziemiach. Susan podesz艂a do otworu. Poczu艂a s艂aby zapach ozonu.

Gdy dotar艂a do klapy, spojrza艂a w d贸艂. Z uk艂adu klimatyzacyjnego wydobywa艂 si臋 freon, kt贸ry w 艣wietle lamp tworzy艂 czerwon膮 mg艂臋. Szum generator贸w by艂 teraz znacznie wyra藕niejszy - Susan zorientowa艂a si臋, 偶e Krypto przesz艂o na zasilanie awaryjne. Mimo mg艂y rozpozna艂a stoj膮cego na pomo艣cie komandora. Strathmore opiera艂 si臋 o por臋cz i patrzy艂 w g艂膮b studni.

- Komandorze!

Nie zareagowa艂.

Susan zesz艂a w d贸艂 po drabinie. Czu艂a pod sp贸dnic膮 gor膮cy powiew wiatru. Szczeble drabiny by艂y mokre od rosy. Po chwili stan臋艂a na kratownicy pomostu.

- Komandorze?

Strathmore si臋 nie odwr贸ci艂. Wci膮偶 patrzy艂 w d贸艂 z bezmy艣lnym wyrazem twarzy, jak w transie. Susan spojrza艂a w tym samym co on kierunku. Przez chwil臋 nie widzia艂a nic poza k艂臋bami pary. W ko艅cu dostrzeg艂a ludzk膮 posta膰. Sze艣膰 pi臋ter ni偶ej. Ob艂oki pary zn贸w przes艂oni艂y widok. Gdy si臋 rozsun臋艂y, zauwa偶y艂a pl膮tanin臋 ludzkich ko艅czyn. Trzydzie艣ci metr贸w ni偶ej, na przewodach wychodz膮cych z generatora le偶a艂 Phil Chartrukian. Jego cia艂o by艂o ciemne i spalone. Prawdopodobnie upadek Chartrukiana spowodowa艂 kr贸tkie spi臋cie w uk艂adzie zasilania.

A jednak to nie widok Chartrukiana przerazi艂 Susan. W po艂owie d艂ugich schod贸w by艂 jeszcze kto艣 inny; kuca艂, staraj膮c si臋 ukry膰 w cieniu. Susan bez trudu rozpozna艂a charakterystyczn膮, muskularn膮 posta膰. To by艂 Greg Hale.

Rozdzia艂 58

- Megan nale偶y do mojego przyjaciela Eduarda! - wrzasn膮艂 punk. - Masz si臋 trzyma膰 od niej z daleka!

- Gdzie ona jest? - puls Beckera gwa艂townie przy艣pieszy艂.

- Odpierdol si臋!

- To sytuacja alarmowa! - rzuci艂 Becker. Chwyci艂 ch艂opaka za r臋kaw. - Ona ma pier艣cie艅, kt贸ry nale偶y do mnie. Zap艂ac臋 jej za niego! I to du偶o!

- M贸wisz o tym brzydkim z艂otym g贸wnie? - Two-Tone przesta艂 krzycze膰 i zacz膮艂 si臋 histerycznie 艣mia膰.

- Widzia艂e艣 go? - oczy Beckera wyra藕nie si臋 rozszerzy艂y.

Two-Tone pokiwa艂 g艂ow膮.

- Gdzie jest teraz? - spyta艂 Becker.

- Nie mam poj臋cia - za艣mia艂 si臋 Two-Tone. - Megan by艂a tutaj i pr贸bowa艂a go spu艣ci膰.

- Chcia艂a go sprzeda膰?

- Nie martw si臋, cz艂owieku, nie mia艂a szcz臋艣cia. Gdy chodzi o bi偶uteri臋, masz g贸wniany gust.

- Jeste艣 pewny, 偶e nikt go nie kupi艂?

- Co ty mi wciskasz? Za czterysta baks贸w? Powiedzia艂em jej, 偶e mog臋 da膰 pi臋膰dziesi膮t, ale ona chcia艂a wi臋cej. Mia艂a nadziej臋, 偶e kupi bilet na samolot, na lot bez rezerwacji.

- Dok膮d chcia艂a lecie膰? - Becker poczu艂, 偶e krew odp艂ywa mu z twarzy.

- Pieprzone Connecticut - prychn膮艂 Two-Tone.

- Connecticut?

- Kurwa, powiedzia艂em ju偶. Pojecha艂a do domku mamusi i tatusia na przedmie艣ciu. Nie cierpia艂a tej hiszpa艅skiej rodziny, u kt贸rej mia艂a mieszka膰. Ci膮gle zaczepiali j膮 trzej bracia. Nie by艂o nawet pieprzonej ciep艂ej wody.

- Kiedy wylatuje? - Becker czu艂 w gardle wielk膮 grud臋.

- Kiedy? - Two-Tone powt贸rzy艂 pytanie i g艂o艣no si臋 za艣mia艂. - Ju偶 dawno polecia艂a. Pojecha艂a na lotnisko kilka godzin temu. To najlepsze miejsce, by spu艣ci膰 pier艣cionek. Pe艂no bogatych turyst贸w. Mia艂a zamiar lecie膰, jak tylko dostanie szmal.

To jaki艣 g艂upi dowcip, prawda?, pomy艣la艂 Becker. Poczu艂 w brzuchu md艂o艣ci. Przez chwil臋 sta艂 w milczeniu.

- Jak si臋 nazywa? - spyta艂 wreszcie.

Two-Tone zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, po czym bezradnie wzruszy艂 ramionami.

- Kt贸rym lotem mia艂a lecie膰?

- M贸wi艂a co艣 o Trawka-Ekspresie.

- Trawka-Ekspresie?

- Tak. Nocny weekendowy: Sewilla, Madryt, La Guardia. Tak go nazywaj膮. Lataj膮 nim studenci, bo jest tani. Pewnie siedz膮 z ty艂u i pal膮 skr臋ty.

Wspaniale. Becker przeczesa艂 palcami w艂osy.

- O kt贸rej wylatuje?

- O drugiej w nocy, w ka偶d膮 sobot臋. Jest ju偶 gdzie艣 nad Atlantykiem.

Becker spojrza艂 na zegarek. By艂a 1.45.

- Powiedzia艂e艣, 偶e wylatuje o drugiej - upewni艂 si臋, czy dobrze us艂ysza艂.

- Wydaje si臋, 偶e spieprzy艂e艣 spraw臋, stary - roze艣mia艂 si臋 punk.

- Przecie偶 jest dopiero za kwadrans druga. - Becker gniewnie wskaza艂 na zegarek.

Two-Tone spojrza艂 ze zdziwieniem.

- A niech mnie - za艣mia艂 si臋. - Zazwyczaj jestem tak zjechany dopiero od czwartej.

- Jak mo偶na najszybciej dosta膰 si臋 na lotnisko? - rzuci艂 Becker.

- Taks贸wk膮, post贸j jest przed wej艣ciem.

Becker wyci膮gn膮艂 z kieszeni tysi膮c peset i wcisn膮艂 ch艂opakowi banknot w r臋ce.

- Hej, dzi臋ki - krzykn膮艂 za nim punk. - Je艣li spotkasz Megan, pozdr贸w j膮 ode mnie.

Beckera ju偶 nie by艂o. Two-Tone westchn膮艂 i potoczy艂 si臋 w stron臋 parkietu. By艂 zbyt pijany, by zauwa偶y膰, 偶e idzie za nim m臋偶czyzna w okularach z drucianymi oprawkami.

Becker wybieg艂 z klubu i rozejrza艂 si臋 dooko艂a w poszukiwaniu taks贸wki. Nie zauwa偶y艂 偶adnej. Podbieg艂 do pot臋偶nego bramkarza.

- Taxi! - krzykn膮艂.

- Demasiado temprano - pokr臋ci艂 g艂ow膮 bramkarz. - Za wcze艣nie.

Za wcze艣nie? Becker zakl膮艂. Przecie偶 jest druga w nocy!

- Pidamo uno! Niech pan wezwie taks贸wk臋!

Bramkarz wyci膮gn膮艂 telefon. Powiedzia艂 kilka s艂贸w i si臋 roz艂膮czy艂.

- Veinte minutos - zapowiedzia艂.

- Za dwadzie艣cia minut?! - j臋kn膮艂 Becker. - Vel autobus?

- Za czterdzie艣ci pi臋膰 minut - wzruszy艂 ramionami bramkarz.

Becker uni贸s艂 ramiona w ge艣cie poddania si臋. Cudownie!

W tym momencie us艂ysza艂 dobiegaj膮cy z ty艂u warkot niewielkiego silnika. Przypomina艂 pi艂臋 mechaniczn膮. Odwr贸ci艂 si臋. Na parking wjecha艂 jaki艣 ch艂opak z dziewczyn膮 przystrojon膮 licznymi 艂a艅cuchami - jechali starym motocyklem Vespa 250. Podmuch zadar艂 sp贸dnic臋 dziewczyny, ods艂aniaj膮c ca艂e uda, ale to niewiele j膮 obchodzi艂o. Becker podbieg艂 do nich. Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e to robi臋, pomy艣la艂. Nienawidz臋 motocykli.

- Zap艂ac臋 panu dziesi臋膰 tysi臋cy peset za zawiezienie mnie na lotnisko! - krzykn膮艂 do kierowcy.

Motocyklista nie zwr贸ci艂 na niego uwagi. Zgasi艂 silnik.

- Dwadzie艣cia tysi臋cy! - krzykn膮艂 Becker. - Musz臋 si臋 dosta膰 na lotnisko!

- Scusi? - spyta艂 ch艂opak, unosz膮c g艂ow臋. By艂 W艂ochem.

- Aerop贸rto! Per favore. Sulla Vespa! Venti mille pesete!

- Venti mille pesete? La Vespa? - W艂och spojrza艂 na swojego grata i g艂o艣no si臋 za艣mia艂.

- Cinquanta mille! Pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy! - podwy偶szy艂 ofert臋 Becker. To by艂o jakie艣 czterysta dolar贸w.

- Dov'茅 la plata? Gdzie te pieni膮dze? - podejrzliwie spyta艂 W艂och.

Becker wyci膮gn膮艂 z kieszeni pi臋膰 banknot贸w po dziesi臋膰 tysi臋cy peset i poda艂 ch艂opakowi. W艂och spojrza艂 na pieni膮dze a potem na dziewczyn臋. Ta bez wahania chwyci艂a banknoty i wcisn臋艂a je do kieszeni bluzki.

- Grazie! - u艣miechn膮艂 si臋 W艂och. Rzuci艂 Beckerowi kluczyki do vespy, chwyci艂 dziewczyn臋 za r臋k臋 i oboje pobiegli do klubu, 艣miej膮c si臋 po drodze.

- Aspetta! - krzykn膮艂 Becker. - Czekaj! Chcia艂em, 偶eby艣 mnie zawi贸z艂!

Rozdzia艂 59

Susan wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do Strathmore'a, kt贸ry pom贸g艂 jej wydosta膰 si臋 z szybu do g艂贸wnej sali Krypto. Wci膮偶 mia艂a przed oczami koszmarny obraz Phila Chartrukiana le偶膮cego na przewodach generatora, a na my艣l o tym, 偶e Hale ukrywa si臋 w podziemiach, kr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie. Prawda by艂a oczywista - to Hale zepchn膮艂 Chartrukiana.

Potykaj膮c si臋 w ciemno艣ciach, Susan min臋艂a TRANSLATOR i podesz艂a do g艂贸wnych drzwi, przez kt贸re wesz艂a do Krypto zaledwie kilka godzin wcze艣niej. Par臋 razy gor膮czkowo wystuka艂a kod, ale ci臋偶kie drzwi nawet nie drgn臋艂y. By艂a w pu艂apce. Krypto zmieni艂o si臋 w wi臋zienie. Kopu艂a przypomina艂a satelit臋 oddalonego od g艂贸wnego budynku NSA o sto metr贸w, maj膮cego jedno wej艣cie. Krypto mia艂o w艂asne zasilanie, dlatego obs艂uga techniczna w g艂贸wnym budynku pewnie nawet nie zauwa偶y艂a, 偶e s膮 jakie艣 k艂opoty.

- G艂贸wne generatory s膮 wy艂膮czone - powiedzia艂 Strathmore, kt贸ry pojawi艂 si臋 za ni膮. - Pracuj膮 awaryjne.

Awaryjne zasilanie zosta艂o tak zaprojektowane, 偶e absolutne pierwsze艅stwo mia艂 TRANSLATOR i uk艂ad ch艂odz膮cy. Dzi臋ki temu zaskakuj膮ca awaria zasilania nie mog艂a spowodowa膰 przerwania wa偶nych oblicze艅. To rozwi膮zanie gwarantowa艂o r贸wnie偶, 偶e TRANSLATOR nigdy nie b臋dzie pracowa艂 bez w艂膮czonego uk艂adu ch艂odz膮cego. Ciep艂o wytwarzane przez trzy miliony procesor贸w mog艂oby spowodowa膰 raptowny wzrost temperatury, zap艂on krzemowych uk艂ad贸w i stopienie ca艂ego komputera. O takiej ewentualno艣ci nikt nawet nie 艣mia艂 my艣le膰.

Susan z trudem usi艂owa艂a si臋 uspokoi膰. Oczami wyobra藕ni wci膮偶 widzia艂a cia艂o Chartrukiana na generatorze. Raz jeszcze wystuka艂a kod. Nic z tego.

- Niech pan wy艂膮czy komputer! - za偶膮da艂a, odwracaj膮c g艂ow臋 w stron臋 Strathmore'a. Gdyby TRANSLATOR przesta艂 szuka膰 klucza do Cyfrowej Twierdzy, zapotrzebowanie na energi臋 zmala艂oby na tyle, 偶e zn贸w w艂膮czy艂yby si臋 艣wiat艂a i drzwi.

- Uspok贸j si臋, Susan - odrzek艂 Strathmore, k艂ad膮c d艂o艅 na jej ramieniu.

Gest komandora pom贸g艂 jej odzyska膰 przytomno艣膰 umys艂u. Nagle przypomnia艂a sobie, 偶e przecie偶 go szuka艂a.

- Komandorze! - szepn臋艂a gor膮czkowo. - Greg Hale to North Dakota!

W ciemno艣ciach zapad艂a cisza. Susan mia艂a wra偶enie, 偶e mija wieczno艣膰.

- O czym ty m贸wisz? - odpowiedzia艂 wreszcie Strathmore. Wydawa艂 si臋 bardziej zdezorientowany ni偶 zszokowany.

- Hale... - powt贸rzy艂a Susan. - North Dakota to on.

Strathmore znowu zamilk艂. Zastanawia艂 si臋 nad jej s艂owami.

- TRACER? - spyta艂. - Zidentyfikowa艂 Hale'a?

- TRACER jeszcze si臋 nie odezwa艂. Hale przerwa艂 wykonanie!

Susan wyja艣ni艂a, jak Hale przerwa艂 dzia艂anie TRACERA i jak znalaz艂a na jego koncie listy od Tankada. Zn贸w zapad艂a cisza. Strathmore kr臋ci艂 z niedowierzaniem g艂ow膮.

- To wykluczone, 偶eby Greg Hale by艂 zabezpieczeniem Tankada! To absurd! Tankado nigdy by mu nie zaufa艂.

- Komandorze - powiedzia艂a Susan. - Greg ju偶 raz nas za艂atwi艂 w sprawie Skipjacka. Tankado mu ufa艂.

Strathmore najwyra藕niej nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰.

- Prosz臋 wy艂膮czy膰 TRANSLATOR - powt贸rzy艂a Susan. - Mamy North Dakot臋. Prosz臋 wezwa膰 ochron臋. Musimy si臋 st膮d wydosta膰.

Strathmore uni贸s艂 r臋k臋, sygnalizuj膮c, 偶e chce si臋 zastanowi膰.

Susan spojrza艂a nerwowo w kierunku wej艣cia do podziemi. Otw贸r znajdowa艂 si臋 za TRANSLATOREM, ale czerwona po艣wiata nad czarn膮 posadzk膮 sprawia艂a wra偶enie ognia na lodzie. Dalej, wzywaj ochron臋, pomy艣la艂a. Wy艂膮cz komputer! Wydosta艅my si臋 st膮d!

- Chod藕 za mn膮! - Strathmore nagle si臋 o偶ywi艂.

Ruszy艂 w kierunku otworu w pod艂odze.

- Komandorze! Hale jest niebezpieczny! On...

Strathmore znik艂 w ciemno艣ciach. Susan pobieg艂a za nim. Komandor obszed艂 komputer i zatrzyma艂 si臋 przy wej艣ciu do podziemia. Zajrza艂 do studni, z kt贸rej wydobywa艂a si臋 para, po czym pochyli艂 si臋 i uni贸s艂 ci臋偶k膮 pokryw臋. Opad艂a z hukiem i Krypto zn贸w zmieni艂o si臋 w cich膮, zaciemnion膮 jaskini臋. North Dakota znalaz艂 si臋 w pu艂apce.

Strathmore ukl膮k艂. Przesun膮艂 ci臋偶k膮 zasuw臋. Rozleg艂 si臋 trzask i podziemie zosta艂o zamkni臋te.

Ani Strathmore, ani Susan nie dos艂yszeli cichych krok贸w cz艂owieka zmierzaj膮cego do W臋z艂a nr 3.

Rozdzia艂 60

Two-Tone szed艂 wy艂o偶onym lustrami korytarzem w stron臋 parkietu. W pewnej chwili zatrzyma艂 si臋, by sprawdzi膰, jak wygl膮da jego agrafka w nosie. Poczu艂 nagle, 偶e kto艣 za nim stoi, i chcia艂 si臋 obejrze膰, ale by艂o za p贸藕no. Jaki艣 m臋偶czyzna chwyci艂 go za ramiona i przycisn膮艂 do szklanej tafli.

- Eduardo? Hej, to ty? - Two-Tone na pr贸偶no pr贸bowa艂 si臋 odwr贸ci膰. Poczu艂, 偶e kto艣 przejecha艂 r臋k膮 po jego portfelu, po czym zn贸w mocno nacisn膮艂 jego plecy. - Eddie! - krzykn膮艂 punk. - Przesta艅 si臋 wyg艂upia膰. Jaki艣 facet szuka艂 Megan.

M臋偶czyzna trzyma艂 go mocno.

- Eddie, przesta艅! - krzykn膮艂 zn贸w Two-Tone, ale w tym momencie zobaczy艂 w lustrze twarz. To nie by艂 Eduardo.

Na twarzy napastnika wida膰 by艂o 艣lady po ospie i blizny. Nosi艂 okulary w drucianej oprawie. M臋偶czyzna pochyli艂 si臋 i zbli偶y艂 usta do jego ucha.

- Ad贸nde fu? - spyta艂 dziwnym g艂osem, troch臋 zniekszta艂caj膮c s艂owa. - Dok膮d pojecha艂?

Punk zamar艂, sparali偶owany strachem.

- Ad贸nde fu? - powt贸rzy艂 obcy. - El Americano.

- Na... lotnisko. Aeropuerto - wyj膮ka艂 Two-Tone.

- Aeropuerto? - powt贸rzy艂 m臋偶czyzna, uwa偶nie obserwuj膮c w lustrze ruch ust punka.

Two-Tone pokiwa艂 g艂ow膮.

- Tenia el anillo? Czy mia艂 pier艣cie艅?

- Nie - pokr臋ci艂 g艂ow膮 ch艂opak. By艂 przera偶ony.

- Viste el anillo? Czy widzia艂e艣 pier艣cie艅?

Two-Tone milcza艂. Zastanawia艂 si臋, co lepiej powiedzie膰.

- Viste el anillo? - powt贸rzy艂 tamten st艂umionym g艂osem.

Two-Tone kiwn膮艂 g艂ow膮. Mia艂 nadziej臋, 偶e lepiej b臋dzie powiedzie膰 prawd臋. Pomyli艂 si臋. Kilka sekund p贸藕niej run膮艂 na pod艂og臋 ze z艂amanym karkiem.

Rozdzia艂 61

Jabba le偶a艂 na plecach, wci艣ni臋ty do pasa w roz艂o偶ony komputer. W z臋bach trzyma艂 ma艂膮 latark臋, a w prawej r臋ce lutownic臋. Na brzuchu mia艂 rozpostarty wielki schemat. W艂a艣nie sko艅czy艂 instalowa膰 nowe ko艣ci na p艂ycie g艂贸wnej, gdy zadzwoni艂 telefon kom贸rkowy.

- Cholera - zakl膮艂, szukaj膮c kom贸rki w艣r贸d pl膮taniny kabli. - S艂ucham, Jabba.

- Jabba, tu Midge.

- Drugi telefon tego samego wieczoru? - ucieszy艂 si臋. - Ludzie zaczn膮 plotkowa膰.

- W Krypto s膮 jakie艣 problemy - powiedzia艂a Midge. W jej g艂osie czu膰 by艂o napi臋cie.

- Rozmawiali艣my ju偶 dzi艣 o tym - skrzywi艂 si臋 Jabba. - Nie pami臋tasz?

- Teraz to problem z zasilaniem.

- Nie jestem elektrykiem. Zadzwo艅 do dzia艂u technicznego.

- Ca艂a kopu艂a jest zaciemniona.

- Masz zwidy. Id藕 do domu. - Jabba spojrza艂 na sw贸j schemat.

- W kopule jest ciemno jak w studni!

- Midge - westchn膮艂 Jabba i od艂o偶y艂 latark臋. - Po pierwsze, Krypto ma zasilanie awaryjne. Nigdy nie mo偶e tam by膰 ciemno jak w studni. Po drugie, Strathmore wie lepiej ni偶 ja, co si臋 dzieje w Krypto. Dlaczego nie zadzwonisz do niego?

- Bo to ma zwi膮zek z nim. On co艣 ukrywa.

Jabba przewr贸ci艂 oczami.

- Midge, skarbie, mam tu roboty po uszy. Je艣li chcesz si臋 kim艣 um贸wi膰, ja odpadam. W przeciwnym razie zadzwo艅 do dzia艂u elektrycznego.

- Jabba, to powa偶na sprawa. Czuj臋 to.

Ona to czuje. Oficjalna sprawa. Najwyra藕niej Midge ma jeden ze swoich nastroj贸w, pomy艣la艂.

- Je艣li Strathmore si臋 nie martwi, to ja te偶 nie b臋d臋.

- W Krypto jest zupe艂nie ciemno, do cholery!

- Mo偶e Strathmore wy艂膮czy艂 艣wiat艂o i obserwuje gwiazdy.

- Jabba! Ja nie 偶artuj臋!

- Dobra, dobra - mrukn膮艂 Jabba, opieraj膮c si臋 na 艂okciu. - Mo偶e generator mia艂 zwarcie. Jak sko艅cz臋 to, co robi臋, wst膮pi臋 do Krypto i...

- A co z zasilaniem awaryjnym? - spyta艂a Midge. - Je艣li to zwarcie generatora, dlaczego nie w艂膮czy艂o si臋 zasilanie awaryjne?

- Nie wiem. Mo偶e TRANSLATOR jest w艂膮czony i pobiera ca艂膮 energi臋.

- Dlaczego zatem Strathmore nie wy艂膮czy艂 komputera? Mo偶e to wirus. M贸wi艂e艣 co艣 wcze艣niej o wirusach.

- Niech to diabli, Midge! - wybuchn膮艂. - Powiedzia艂em ci ju偶, 偶e w Krypto nie ma 偶adnego wirusa! Sko艅cz z t膮 paranoj膮!

Midge nic nie odpowiedzia艂a.

- No, cholera, przepraszam ci臋 - ugi膮艂 si臋 Jabba. - Pozw贸l, 偶e ci co艣 wyja艣ni臋. - M贸wi艂 z naciskiem. - Po pierwsze, mamy tam filtry Gauntlet. 呕aden wirus nie mo偶e si臋 przedosta膰 do systemu. Po drugie, je艣li nie ma pr膮du, jest to problem zwi膮zany z hardware'em, z uk艂adem elektrycznym. Wirusy nie atakuj膮 zasilania i nie niszcz膮 uk艂ad贸w, tylko software... programy i dane. Cokolwiek dzieje si臋 w Krypto, nie ma to zwi膮zku z 偶adnym wirusem.

Milczenie.

- Midge, jeste艣 tam?

- Jabba, ja robi臋 to, co do mnie nale偶y - odpowiedzia艂a lodowatym tonem. - Nie mam ochoty, by kto艣 na mnie krzycza艂 z tego powodu, 偶e wykonuj臋 swoje obowi膮zki. Gdy pytam, dlaczego laboratorium komputerowe zbudowane kosztem kilu miliard贸w dolar贸w jest zaciemnione, oczekuj臋 profesjonalnej odpowiedzi.

- Tak, prosz臋 pani.

- Wystarczy proste tak lub nie. Czy problemy w Krypto mog膮 mie膰 zwi膮zek z wirusem?

- Midge... ju偶 ci powiedzia艂em...

- Tak lub nie. Czy TRANSLATOR m贸g艂 z艂apa膰 wirusa?

- Nie, Midge - westchn膮艂 Jabba. - To ca艂kowicie wykluczone.

- Dzi臋kuj臋.

- Chyba 偶e to Strathmore stworzy艂 wirusa i omin膮艂 moje filtry. - Jabba spr贸bowa艂 za偶artowa膰, 偶eby roz艂adowa膰 napi臋cie.

W telefonie zn贸w zapad艂a g艂ucha cisza. Gdy Midge wreszcie si臋 odezwa艂a, w jej g艂osie by艂o co艣 dziwnego.

- Strathmore mo偶e omin膮膰 filtry Gauntlet?

- To by艂 偶art, Midge - westchn膮艂 Jabba, ale wiedzia艂, 偶e ju偶 jest za p贸藕no.

Rozdzia艂 62

Komandor i Susan stali ko艂o klapy i zastanawiali si臋, co robi膰.

- Na dole le偶膮 zw艂oki Chartrukiana - powiedzia艂 Strathmore. - Je艣li wezwiemy pomoc, Krypto zmieni si臋 w cyrk.

- Co zatem pan proponuje? - spyta艂a Susan. Chcia艂a tylko st膮d wyj艣膰.

- Nie pytaj mnie, jak to si臋 sta艂o - odpowiedzia艂 Strathmore po chwili namys艂u. - W ka偶dym razie wygl膮da na to, 偶e przypadkiem zidentyfikowali艣my i unieszkodliwili艣my North Dakot臋. - Komandor pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem. - Moim zdaniem to cholernie szcz臋艣liwy zbieg okoliczno艣ci. - Wydawa艂o si臋, 偶e Strathmore wci膮偶 do ko艅ca nie uwierzy艂 w udzia艂 Hale'a w planach Tankada. - Przypuszczam, 偶e Hale ukry艂 klucz gdzie艣 w swoim terminalu. Mo偶e ma kopi臋 w domu. Tak czy inaczej, mamy go.

- Czemu zatem nie wezwiemy ochrony?

- Za wcze艣nie - odpowiedzia艂 Strathmore. - Je艣li dzia艂 bezpiecze艅stwa systemu dowie si臋, 偶e TRANSLATOR liczy艂 co艣 bez ko艅ca, b臋dziemy mieli mn贸stwo problem贸w. Nim otworzymy drzwi, chc臋 usun膮膰 wszystkie 艣lady po Cyfrowej Twierdzy.

Susan niech臋tnie skin臋艂a g艂ow膮. Gdy ochrona w ko艅cu wyci膮gnie Hale'a z podziemi i oskar偶y o zamordowanie Chartrukiana, Hale zapewne zagrozi ujawnieniem sprawy Cyfrowej Twierdzy. Je艣li jednak wszystkie dowody zostan膮 zatarte, Strathmore b臋dzie m贸g艂 udawa膰 g艂upka. TRANSLATOR co艣 liczy艂 bez ko艅ca? Algorytm, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰? Przecie偶 to absurd! Czy Hale nie s艂ysza艂 o zasadzie Bergofsky'ego?

- Oto, co musimy zrobi膰 - Strathmore z zimn膮 krwi膮 przedstawi艂 plan. - Usuniemy ca艂膮 korespondencj臋 Hale'a z Tankadem, wszystkie 艣lady, to, 偶e omin膮艂em filtry Gauntlet wszystkie analizy, kt贸re przeprowadzi艂 Chartrukian, wszystko, Cyfrowa Twierdza zniknie. Nigdy jej tu nie by艂o. Ukryjemy klucz Hale'a i b臋dziemy si臋 modli膰, by David znalaz艂 kopie klucza Tankada.

David. Susan zmusi艂a si臋, by o nim nie my艣le膰. Musia艂a skupi膰 si臋 na bie偶膮cych problemach.

- Ja zajm臋 si臋 laboratorium Sys-Sec - ci膮gn膮艂 Strathmore. - Monitorowaniem TRANSLATORA, wszystkim. Ty zajmij si臋 W臋z艂em numer trzy. Skasuj poczt臋 elektroniczn膮 Hale'a. Korespondencj臋 z Tankadem, wszystkie wzmianki o Cyfrowej Twierdzy.

- Dobra - zgodzi艂a si臋 Susan, staraj膮c si臋 skupi膰. - Skasuj臋 twardy dysk Hale'a. Sformatuj臋 dysk.

- Nie! - krzykn膮艂 Strathmore. - Nie r贸b tego. Najprawdopodobniej Hale trzyma tam kopi臋 klucza. Chc臋 j膮 mie膰.

- Chce pan mie膰 klucz? - to by艂 dla niej szok. - My艣la艂am, 偶e chodzi o to, by zniszczy膰 klucz!

- Owszem. Chc臋 jednak mie膰 kopi臋. Chc臋 otworzy膰 ten przekl臋ty plik i obejrze膰 program Tankada.

Susan doskonale rozumia艂a jego ciekawo艣膰, ale instynkt podpowiada艂 jej, 偶e otwarcie algorytmu Cyfrowej Twierdzy nie jest rozs膮dnym posuni臋ciem. Teraz niebezpieczny program by艂 zamkni臋ty w zaszyfrowanym skarbcu i ca艂kowicie niegro藕ny. Gdy zostanie odszyfrowany...

- Komandorze, czy nie b臋dzie jednak lepiej po prostu...

- Chc臋 mie膰 klucz - powt贸rzy艂 Strathmore.

Musia艂a przyzna膰, 偶e od chwili, kiedy us艂ysza艂a o Cyfrowej Twierdzy, dr臋czy艂a j膮 czysto intelektualna ciekawo艣膰. Przecie偶 istnienie takiego algorytmu by艂o sprzeczne z najbardziej podstawowymi zasadami kryptografii.

- Czy skasuje pan algorytm natychmiast po tym, jak go obejrzymy? - spyta艂a, patrz膮c uwa偶nie na Strathmore'a.

- Nie zostanie po nim 偶aden 艣lad.

Susan zmarszczy艂a brwi. Wiedzia艂a, 偶e znalezienie klucza losowego nie b臋dzie 艂atwe. To tak jakby szuka膰 skarpetki w sypialni wielko艣ci Teksasu. Poszukiwania komputerowe s膮 艂atwe tylko wtedy, gdy wiadomo, czego si臋 szuka, natomiast klucz mia艂 posta膰 losowej sekwencji symboli. Na szcz臋艣cie, poniewa偶 w Krypto mieli cz臋sto do czynienia z losowymi 艂a艅cuchami, Susan razem z kolegami opracowa艂a skomplikowany spos贸b przeszukiwania, znany jako analiza niezgodno艣ci. Komputer sprawdza艂 kolejno wszystkie 艂a艅cuchy symboli na dysku i por贸wnywa艂 je z ogromn膮 bibliotek膮 wzorc贸w, a nast臋pnie wskazywa艂 wszystkie 艂a艅cuchy, kt贸re wydawa艂y si臋 losowe lub bezsensowne. Zastosowanie tej metody nie by艂o 艂atwe, ale mo偶liwe.

Doskonale wiedzia艂a, 偶e jest odpowiedni膮 osob膮 do wykonania tej pracy. Westchn臋艂a. Mia艂a nadziej臋, 偶e nie b臋dzie p贸藕niej 偶a艂owa膰.

- Je艣li wszystko p贸jdzie dobrze, zajmie mi to jakie艣 p贸艂 godziny.

- Bierzmy si臋 zatem do roboty - zako艅czy艂 dyskusj臋 Strathmore, po艂o偶y艂 jej r臋k臋 na ramieniu i poprowadzi艂 w ciemno艣ciach do W臋z艂a nr 3.

Nad nimi, nad szklan膮 kopu艂膮, rozci膮ga艂o si臋 usiane gwiazdami niebo. Susan przez chwil臋 my艣la艂a o tym, czy David widzi w Sewilli te same gwiazdy.

Gdy zbli偶yli si臋 do ci臋偶kich drzwi Kojca, Strathmore zakl膮艂 pod nosem. Zamek szyfrowy by艂 ciemny i drzwi nie mo偶na by艂o uruchomi膰.

- Niech to diabli. Zapomnia艂em, 偶e nie ma pr膮du.

Strathmore przyjrza艂 si臋 przesuwnym drzwiom. Przy艂o偶y艂 r臋ce na p艂ask do szyby i spr贸bowa艂 je rozsun膮膰. Spocone d艂onie 艣lizga艂y si臋 po szkle. Wytar艂 je o spodnie i spr贸bowa艂 ponownie. Tym razem drzwi nieco drgn臋艂y.

Susan dostrzeg艂a szans臋 i stan臋艂a obok, by pom贸c komandorowi. Naparli razem. Drzwi uchyli艂y si臋 o trzy centymetry. Uda艂o im si臋 utrzyma膰 je w tym po艂o偶eniu przez sekund臋, po czym zatrzasn臋艂y si臋 ponownie.

- Chwileczk臋 - powiedzia艂a Susan i zmieni艂a pozycj臋. - Spr贸bujmy teraz.

Naparli znowu i uda艂o si臋 rozsun膮膰 drzwi o kilka centymetr贸w. Dostrzegli s艂ab膮, niebiesk膮 po艣wiat臋 ekran贸w monitor贸w - terminale by艂y w艂膮czone, poniewa偶 by艂y niezb臋dne do obs艂ugi TRANSLATORA, a zatem korzysta艂y z zasilania awaryjnego.

Susan wbi艂a obcas jednego pantofla w wyk艂adzin臋 na pod艂odze i nacisn臋艂a jeszcze mocniej. Drzwi znowu troch臋 ust膮pi艂y, Strathmore zmieni艂 pozycj臋, by m贸c silniej naprze膰 d艂o艅mi na lewe skrzyd艂o. Susan pcha艂a prawe w przeciwn膮 stron臋. Powoli z oporem drzwi rozsuwa艂y si臋 coraz szerzej. Szczelina mia艂a ju偶 trzydzie艣ci centymetr贸w.

- Nie puszczaj - sapn膮艂 Strathmore, ci臋偶ko dysz膮c. - Jeszcze troch臋.

Susan wsun臋艂a bark w otw贸r. Teraz mog艂a naciska膰 znacznie mocniej. Drzwi jeszcze si臋 nie podda艂y.

Nim Strathmore m贸g艂 j膮 zatrzyma膰, Susan wcisn臋艂a si臋 mi臋dzy skrzyd艂a drzwi. Komandor zaprotestowa艂, ale Susan si臋 upar艂a. Chcia艂a jak najszybciej opu艣ci膰 Krypto, a zna艂a Strathmore'a na tyle, by wiedzie膰, 偶e nie zrezygnuje, dop贸ki nie znajdzie klucza Hale'a.

Stoj膮c mi臋dzy skrzyd艂ami, mog艂a naciska膰 z ca艂ej si艂y, ale drzwi stawia艂y coraz wi臋kszy op贸r. W pewnej chwili jej r臋ce ze艣lizgn臋艂y si臋 z futryny i skrzyd艂o zacz臋艂o si臋 zatrzaskiwa膰. Strathmore nie zdo艂a艂 temu zapobiec, ale Susan szybko prze艣lizgn臋艂a si臋 na drug膮 stron臋.

Komandor wcisn膮艂 palce w w膮sk膮 szczelin臋.

- Chryste, Susan, nic ci si臋 nie sta艂o?

- Wszystko w porz膮dku - odpowiedzia艂a. Wsta艂a i otrzepa艂a sp贸dnic臋.

Rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Ciemno艣ci rozprasza艂o tylko 艣wiat艂o ekran贸w. Niebieskawa po艣wiata sprawia艂a, 偶e ca艂y W臋ze艂 robi艂 niesamowite wra偶enie. Przez szczelin臋 w drzwiach widzia艂a komandora. W niebieskim 艣wietle jego twarz wydawa艂a si臋 chorobliwie blada.

- Susan - powiedzia艂. - Daj mi dwadzie艣cia minut na skasowanie plik贸w w Sys-Sec. Gdy zlikwiduj臋 wszystkie 艣lady, p贸jd臋 do siebie i wy艂膮cz臋 komputer.

- Mam nadziej臋 - odrzek艂a Susan, patrz膮c na ci臋偶kie drzwi. Dop贸ki TRANSLATOR pobiera艂 ca艂y pr膮d, by艂a wi臋藕niem w Kojcu.

Strathmore wysun膮艂 palce ze szczeliny i drzwi zatrzasn臋艂y si臋 ca艂kowicie. Susan patrzy艂a, jak znika w ciemno艣ciach Krypto.

Rozdzia艂 63

Rozklekotana vespa z trudem pokona艂a podjazd prowadz膮cy do wej艣cia na lotnisko. Przez ca艂膮 drog臋 Becker zaciska艂 d艂onie na kierownicy tak mocno, 偶e zbiela艂y mu kostki. Dotar艂 na lotnisko kilka minut po drugiej.

Wjecha艂 na chodnik przed wej艣ciem i zeskoczy艂 w biegu z motocykla, kt贸ry przewr贸ci艂 si臋 na trotuar, g艂o艣no zawarcza艂 i zgas艂. Becker pobieg艂 na uginaj膮cych si臋 nogach w kierunku obrotowych drzwi. Nigdy wi臋cej, przysi膮g艂 sobie.

Jaskrawo o艣wietlony terminal by艂 niemal ca艂kowicie wyludniony. Becker zauwa偶y艂 tylko sprz膮tacza froteruj膮cego pod艂og臋. Po przeciwnej stronie sali kontrolerka zamyka艂a w艂a艣nie stanowisko Iberia Airlines. Becker uzna艂 to za z艂y omen. Podbieg艂 do lady.

- El vuelo a los Estados Unidos?

Przystojna kobieta z Andaluzji unios艂a g艂ow臋 i u艣miechn臋艂a si臋 do niego przepraszaj膮co.

- Acaba de salir. W艂a艣nie odlecia艂 - jej s艂owa przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wisia艂y w powietrzu.

Sp贸藕ni艂em si臋. Becker nie艣wiadomie si臋 przygarbi艂.

- Czy by艂y wolne miejsca dla pasa偶er贸w bez rezerwacji?

- Mn贸stwo - u艣miechn臋艂a si臋. - Samolot by艂 prawie pusty. S膮 r贸wnie偶 miejsca na jutrzejszy lot o 贸smej...

- Chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, czy moja znajoma polecia艂a tym samolotem. Nie mia艂a rezerwacji.

- Przykro mi, prosz臋 pana - kobieta zmarszczy艂a brwi. - By艂o paru pasa偶er贸w bez rezerwacji, ale nasze przepisy zakazuj膮 ujawniania takich informacji.

- To bardzo wa偶ne - nalega艂 Becker. - Musz臋 tylko wiedzie膰, czy polecia艂a tym samolotem. To wszystko.

- K艂贸tnia zakochanych? - popatrzy艂a na niego ze wsp贸艂czuciem.

Becker chwil膮 si臋 zastanowi艂, po czym u艣miechn膮艂 si臋 z zawstydzeniem.

- Czy to takie widoczne?

- Jak si臋 nazywa? - kobieta mrugn臋艂a do niego porozumiewawczo.

- Megan - odpowiedzia艂 Becker smutnym tonem.

- A czy ma jakie艣 nazwisko? - u艣miechn臋艂a si臋. Becker wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc. Ma, ale ja go nie znam!

- To do艣膰 skomplikowana sprawa. Powiedzia艂a pani, 偶e samolot by艂 prawie pusty. Gdyby pani mog艂a...

- Bez nazwiska naprawd臋 nie jestem w stanie...

- Mo偶e inaczej - Becker wpad艂 na pomys艂. - Czy ma pani dy偶ur przez ca艂膮 noc?

- Od si贸dmej do si贸dmej - kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Mo偶e zatem zwr贸ci艂a pani na ni膮 uwag臋. To m艂oda dziewczyna, ma jakie艣 pi臋tna艣cie lub szesna艣cie lat, ufarbowane w艂osy... - Becker nie sko艅czy艂 zdania. Poniewczasie zda艂 sobie spraw臋, jaki pope艂ni艂 b艂膮d.

- Pana dziewczyna ma tylko pi臋tna艣cie lat? - zmierzy艂a go surowym spojrzeniem.

- Nie - j臋kn膮艂 Becker. - To znaczy...

Cholera, zakl膮艂 pod nosem.

- Bardzo prosz臋 o pomoc, to naprawd臋 ogromnie wa偶ne.

- Przykro mi - odrzek艂a zimno kobieta za lad膮.

- To wcale nie jest tak, jak si臋 pani wydaje. Gdyby pani zechcia艂a...

- Dobranoc, prosz臋 pana. - Opu艣ci艂a metalow膮 kratk臋 i znik艂a w biurze.

Becker spojrza艂 w g贸r臋, jakby oczekiwa艂 wybawienia. 艢wietnie to za艂atwi艂e艣, David, naprawd臋 艣wietnie, westchn膮艂 w duszy. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a. Pusto. Na pewno sprzeda艂a pier艣cionek i polecia艂a. Podszed艂 do sprz膮taj膮cego m臋偶czyzny.

- Has visto a una nia? - spyta艂, usi艂uj膮c przekrzycze膰 ha艂as froterki. - Widzia艂 pan tu jak膮艣 dziewczyn臋?

Stary wy艂膮czy艂 maszyn臋.

- Eh?

- Una ni艌a? - powt贸rzy艂 Becker. - Pelo rojo, blanco y azul. Czerwone, bia艂e i niebieskie w艂osy.

- Qu茅 fea. Brzmi okropnie - za艣mia艂 si臋 stary. Pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮 i wr贸ci艂 do swej roboty.

David Becker sta艂 po艣rodku pustej hali i zastanawia艂 si臋, co dalej. Ten wiecz贸r by艂 jak膮艣 komedi膮 pomy艂ek. W my艣lach powtarza艂 s艂owa Strathmore'a: Nie dzwo艅, dop贸ki nie odzyskasz pier艣cienia. By艂 ca艂kowicie wyczerpany. Je艣li Megan sprzeda艂a pier艣cionek i polecia艂a do Stan贸w, to nie by艂o ju偶 偶adnego sposobu na ustalenie, kto go teraz ma.

Zamkn膮艂 oczy i spr贸bowa艂 si臋 skupi膰. Co teraz? Uzna艂, 偶e zastanowi si臋 nad tym za chwil臋. Najpierw musia艂 skorzysta膰 z toalety, z czym ju偶 d艂ugo zwleka艂.

Rozdzia艂 64

Susan tkwi艂a nieruchomo w ciemnym i cichym W臋藕le nr 3. Mia艂a przed sob膮 proste zadanie: uruchomi膰 terminal Hale'a, znale藕膰 klucz i wykasowa膰 wszystkie 艣lady jego kontakt贸w z Ensei Tankadem. Wtedy nic ju偶 nie b臋dzie wskazywa膰 na to, 偶e zajmowali si臋 Cyfrow膮 Twierdz膮.

Ponownie poczu艂a niepok贸j na my艣l o otwarciu Cyfrowej Twierdzy. Nie mia艂a ochoty kusi膰 losu. Do tej pory sprzyja艂o im szcz臋艣cie. North Dakota zosta艂 zdemaskowany i uwi臋ziony w pu艂apce - to by艂 prawdziwy cud. Pozosta艂 tylko jeden problem - czy David znajdzie drug膮 kopi臋 klucza. Susan mia艂a nadziej臋, 偶e David posuwa si臋 naprz贸d w swych poszukiwaniach.

Zrobi艂a kilka krok贸w. Stara艂a si臋 skupi膰. Cho膰 zna艂a Kojec jak w艂asn膮 kiesze艅, w ciemno艣ciach czu艂a si臋 tu nieswojo. Wszystko wydawa艂o si臋 obce, ale niepokoi艂o j膮 jeszcze co艣 innego. Zawaha艂a si臋 i spojrza艂a na unieruchomione drzwi. Nie mia艂a mo偶liwo艣ci ucieczki. Dwadzie艣cia minut, pomy艣la艂a.

Gdy skr臋ci艂a w stron臋 terminalu Hale'a, poczu艂a jaki艣 dziwny zapach. Z pewno艣ci膮 nie by艂 to normalny zapach w Kojcu. Susan pomy艣la艂a, 偶e mo偶e wy艂膮czy艂a si臋 wentylacja. Ten zapach co艣 jej jednak przypomina艂. Ogarn膮艂 j膮 nag艂y niepok贸j. Wyobrazi艂a sobie Hale'a zamkni臋tego w ogromnych, wype艂nionych par膮 podziemiach. A mo偶e on co艣 podpali艂? Zerkn臋艂a na kratki wentylacyjne i poci膮gn臋艂a nosem. Zapach dochodzi艂 sk膮din膮d.

Susan spojrza艂a na zrobione z kraty drzwi do kuchni. W tym momencie rozpozna艂a wo艅. To by艂a woda kolo艅ska... i pot.

Instynktownie cofn臋艂a si臋 o dwa kroki. Nie by艂a przygotowana to, co zobaczy艂a. W otworach kratki dostrzeg艂a dwoje oczu. Kto艣 na ni膮 patrzy艂. W u艂amku sekundy zrozumia艂a przera偶aj膮c膮 prawd臋. Greg Hale wcale nie by艂 zamkni臋ty w podziemiach - by艂 w W臋藕le nr 3! Prze艣lizgn膮艂 si臋 na g贸r臋, nim Strathmore zamkn膮艂 klap臋. Mia艂 do艣膰 si艂y, by otworzy膰 drzwi do Kojca.

Susan kiedy艣 s艂ysza艂a, 偶e strach dzia艂a parali偶uj膮co. Teraz zrozumia艂a, 偶e to mit. Gdy tylko dotar艂o do niej, co si臋 sta艂o, zareagowa艂a natychmiast - bieg艂a, potykaj膮c si臋 w ciemno艣ciach i my艣l膮c tylko o tym, by jako艣 uciec.

W tym samym momencie rozleg艂 si臋 trzask drzwiczek. Hale siedzia艂 na kuchence; teraz zeskoczy艂, kopn膮艂 drzwi tak mocno, 偶e wylecia艂y z zawias贸w, po czym rzuci艂 si臋 za ni膮.

Susan przewr贸ci艂a za sob膮 lamp臋. Mia艂a nadziej臋, 偶e Greg si臋 potknie, ale on dostrzeg艂 jej manewr i bez wysi艂ku przeskoczy艂 przez przeszkod臋. Zbli偶a艂 si臋.

Gdy praw膮 r臋k膮 chwyci艂 j膮 w pasie, Susan mia艂a wra偶enie, 偶e uderzy艂a o stalow膮 barier臋. J臋kn臋艂a z b贸lu i wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc. Czu艂a na 偶ebrach nacisk jego biceps贸w.

Pr贸buj膮c stawi膰 op贸r, desperacko macha艂a r臋kami. Przypadkowo trafi艂a go 艂okciem w nos. Hale pu艣ci艂 j膮 i chwyci艂 si臋 r臋kami za twarz. Upad艂 na kolana.

- Kurwa... - j臋cza艂 z b贸lu.

Susan pobieg艂a w kierunku wyj艣cia, modl膮c si臋 w duszy, by Strathmore w艂a艣nie w tej chwili w艂膮czy艂 zasilanie i drzwi o偶y艂y. Niestety, mog艂a tylko b臋bni膰 pi臋艣ciami o szyb臋.

Hale podszed艂 do niej. Mia艂 zakrwawion膮 twarz. Zn贸w j膮 z艂apa艂. Jedn膮 r臋k膮 uciska艂 jej lew膮 pier艣, drug膮 trzyma艂 w pasie i odci膮ga艂 od drzwi.

Krzycza艂a i na pr贸偶no usi艂owa艂a si臋 wyrwa膰. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋, staraj膮c si臋 chwyci膰 klamki.

Hale oderwa艂 j膮 od drzwi. Klamra paska od spodni wpija艂a jej si臋 w plecy. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e jest taki silny. Gdy ci膮gn膮艂 j膮 na 艣rodek pokoju, zgubi艂a buty. Greg jednym p艂ynnym ruchem uni贸s艂 j膮 w powietrze, po czym rzuci艂 na pod艂og臋.

Susan wyl膮dowa艂a na plecach. Sp贸dnica zadar艂a jej si臋 do g贸ry, ods艂aniaj膮c nogi. G贸rny guzik bluzki rozpi膮艂 si臋 i w niebieskim 艣wietle wida膰 by艂o, jak jej piersi unosz膮 si臋 i opadaj膮 Ci臋偶ko dysza艂a. Hale usiad艂 na niej okrakiem, przyciskaj膮c ja do pod艂ogi. Patrzy艂a na niego z przera偶eniem, ale nie mog艂a dostrzec wyrazu jego oczu. Mia艂a wra偶enie, 偶e Greg si臋 boi. A mo偶e to by艂a w艣ciek艂o艣膰? Czu艂a na sobie jego pal膮ce spojrzenie. Zn贸w ogarn臋艂a j膮 panika.

Hale siedzia艂 na jej biodrach i mierzy艂 j膮 wzrokiem. Susan przypomnia艂a sobie wszystko, czego dowiedzia艂a si臋 na kursach samoobrony. Chcia艂a walczy膰, ale cia艂o odm贸wi艂o jej pos艂usze艅stwa. By艂a jak odr臋twia艂a. Zamkn臋艂a oczy.

Bo偶e, prosz臋! Nie!

Rozdzia艂 65

- Nikt nie mo偶e omin膮膰 filtru Gauntlet. To niemo偶liwe! - wykrzykn膮艂 Brinkerhoff. Kr膮偶y艂 nerwowo po pokoju Midge.

- Nieprawda - odpar艂a Midge. - W艂a艣nie rozmawia艂am z Jabb膮. Powiedzia艂 mi, 偶e rok temu zainstalowa艂 program pozwalaj膮cy na ominiecie filtr贸w.

- Nigdy o tym nie s艂ysza艂em - osobisty asystent dyrektora nie wydawa艂 si臋 przekonany.

- Nikt o tym nie s艂ysza艂. To by艂a wielka tajemnica.

- Midge - przekonywa艂 Brinkerhoff. - Jabba ma mani臋 na punkcie bezpiecze艅stwa! Nigdy nie zgodzi艂by si臋 na to, by kto艣 omija艂 filtr.

- Strathmore zmusi艂 go do tego - przerwa艂a mu Midge. Brinkerhoff mia艂 wra偶enie, 偶e s艂yszy, jak obracaj膮 si臋 tryby w jej m贸zgu. - Czy przypominasz sobie, jak rok temu Strathmore zajmowa艂 si臋 gangiem antysemickich terroryst贸w w Kalifornii? - zapyta艂a.

Brinkerhoff kiwn膮艂 g艂ow膮. To by艂 jeden z najwi臋kszych sukces贸w Strathmore'a. Komandor odczyta艂 przechwycony list za pomoc膮 TRANSLATORA i odkry艂 spisek terroryst贸w, kt贸rzy pod艂o偶yli bomb臋 w hebrajskiej szkole w Los Angeles. Rozszyfrowa艂 wiadomo艣膰 zaledwie dwana艣cie minut przed wybuchem. Dzi臋ki szybkiej akcji telefonicznej uda艂o si臋 uratowa膰 偶ycie trzystu dzieci.

- Wiedz wi臋c r贸wnie偶 - Midge niepotrzebnie 艣ciszy艂a g艂os - 偶e wed艂ug Jabby Strathmore przechwyci艂 wiadomo艣膰 sze艣膰 godzin przed zaplanowanym wybuchem.

- Ale... - Brinkerhoff otworzy艂 usta ze zdumienia. - Dlaczego czeka艂...

- Poniewa偶 nie m贸g艂 u偶y膰 TRANSLATORA do z艂amania szyfru. Pr贸bowa艂, ale plik nie przechodzi艂 przez filtr. Wiadomo艣膰 zosta艂a zaszyfrowana za pomoc膮 jakiego艣 nowego algorytmu kt贸rego Gauntlet jeszcze nie rozpoznawa艂. Jabba potrzebowa艂 prawie sze艣ciu godzin, by wprowadzi膰 poprawki.

Brinkerhoff by艂 wstrz膮艣ni臋ty.

- Strathmore si臋 w艣ciek艂. Za偶膮da艂, by Jabba zainstalowa艂 program umo偶liwiaj膮cy omini臋cie 艣cie偶ki zdrowia, gdyby co艣 takiego zdarzy艂o si臋 ponownie.

- Chryste - Brinkerhoff a偶 gwizdn膮艂. - Nie mia艂em poj臋cia. Ale co w艂a艣ciwie chcesz przez to powiedzie膰? - doda艂, patrz膮c na ni膮 podejrzliwie.

- Moim zdaniem Strathmore wykorzysta艂 dzi艣 ten program... 偶eby wczyta膰 plik, kt贸ry zosta艂 zablokowany.

- No i co? Do tego w艂a艣nie s艂u偶y ten program, nieprawda偶?

- Ale nie wtedy, gdy plik zawiera wirusa - pokr臋ci艂a g艂ow膮 Midge.

- Wirusa? - Brinkerhoff podskoczy艂. - Kto powiedzia艂 co艣 o wirusie?

- To jedyne wyja艣nienie - odrzek艂a. - Jabba twierdzi, 偶e TRANSLATOR m贸g艂by zajmowa膰 si臋 jednym plikiem tak d艂ugo tylko wtedy, gdyby zosta艂 zainfekowany wirusem.

- Chwileczk臋! - przerwa艂 jej Brinkerhoff, pokazuj膮c gestem s臋dziego sportowego, 偶e czas min膮艂. - Strathmore powiedzia艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku!

- K艂ama艂.

- Twierdzisz zatem, 偶e Strathmore celowo wprowadzi艂 wirusa do komputera? - Brinkerhoff nie m贸g艂 tego poj膮膰.

- Nie - prychn臋艂a Midge. - Nie twierdz臋, i偶 on wiedzia艂, 偶e to wirus. Moim zdaniem da艂 si臋 nabra膰. - Brinkerhoff zaniem贸wi艂. Midge Milken najwyra藕niej oszala艂a. - To wiele wyja艣nia - upiera艂a si臋. - Na przyk艂ad, dlaczego tak d艂ugo siedzi w Krypto.

- Siedzi i infekuje wirusami w艂asny komputer?

- Nie - odrzek艂a, wyra藕nie ura偶ona. - Pr贸buje zatrze膰 艣lady swojego b艂臋du! Teraz nie mo偶e wy艂膮czy膰 TRANSLATORA i odzyska膰 zasilania, poniewa偶 wirus zablokowa艂 procesory!

Brinkerhoff przewr贸ci艂 oczami. Zdarza艂o si臋 ju偶 w przesz艂o艣ci 偶e Midge wariowa艂a, ale nigdy do takiego stopnia.

- Jabba nie wydaje si臋 szczeg贸lnie zmartwiony - spr贸bowa艂 j膮 uspokoi膰.

- Jabba jest idiot膮 - sykn臋艂a.

Brinkerhoff by艂 zdumiony. Nikt jeszcze nie nazwa艂 Jabby idiot膮 - niekt贸rzy uwa偶ali go za 艣wini臋, ale nikt nie w膮tpi艂 w jego inteligencj臋.

- Wolisz zatem polega膰 na swojej kobiecej intuicji ni偶 na kwalifikacjach Jabby, kt贸ry specjalizuje si臋 w ochronie komputer贸w?

Midge rzuci艂a mu ostre spojrzenie.

- Przepraszam. Odwo艂uj臋 to. - Brinkerhoff uni贸s艂 r臋ce do g贸ry. Pami臋ta艂 o jej niezwyk艂ych zdolno艣ciach wyczuwania zagro偶e艅. - Midge. Wiem, 偶e nienawidzisz Strathmore'a, ale...

- To nie ma nic wsp贸lnego ze Strathmore'em! - wykrzykn臋艂a gor膮czkowo Midge. - Przede wszystkim musimy uzyska膰 potwierdzenie, 偶e komandor rzeczywi艣cie omin膮艂 艣cie偶k臋 zdrowia. Je艣li tak, zadzwonimy do dyrektora.

- Wspaniale - j臋kn膮艂 Brinkerhoff. - Zaraz zatelefonuj臋 do Strathmore'a i poprosz臋 go o w艂asnor臋cznie podpisane o艣wiadczenie.

- Nie - odpowiedzia艂a, nie zwracaj膮c uwagi na jego sarkazm. - Strathmore ju偶 raz nas dzisiaj ok艂ama艂. - Spojrza艂a badawczo na Brinkerhoffa. - Masz klucz do gabinetu Fontaine'a, prawda?

- Oczywi艣cie. Jestem jego osobistym asystentem.

- B臋d臋 go potrzebowa艂a.

- Midge, w 偶adnym razie nie wpuszcz臋 ci臋 do gabinetu Fontaine'a. - Brinkerhoff patrzy艂 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Musisz! - krzykn臋艂a. Odwr贸ci艂a si臋 i zacz臋艂a stuka膰 w klawiatur臋. - 艢ci膮gam list臋 plik贸w, kt贸re przetwarza艂 TRANSLATOR. Je艣li Strathmore omin膮艂 艣cie偶k臋 zdrowia, na li艣cie b臋dzie dow贸d.

- Co to ma wsp贸lnego z gabinetem Fontaine'a?

- List臋 mo偶na wydrukowa膰 tylko na drukarce w gabinecie dyrektora - wyja艣ni艂a, patrz膮c na niego gro藕nie. - Dobrze o tym wiesz!

- Dlatego 偶e lista jest utajniona!

- To sytuacja alarmowa. Musz臋 j膮 zobaczy膰.

- Midge, uspok贸j si臋. - Brinkerhoff po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach. - Dobrze wiesz, 偶e nie mog臋...

Midge g艂o艣no prychn臋艂a i odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 monitora

- Sporz膮dzam list臋. Zamierzam wej艣膰 do gabinetu, wzi膮膰 wydruk i wyj艣膰. Teraz daj mi klucz.

- Midge...

Sko艅czy艂a stuka膰 w klawiatur臋 i odwr贸ci艂a si臋 do niego.

- Chad, to potrwa trzydzie艣ci sekund. Mam dla ciebie propozycj臋. Dajesz mi klucz. Je艣li Strathmore omin膮艂 filtr Gauntlet, dzwonimy do dyrektora. Je艣li si臋 myl臋, sk艂adam dymisj臋, a ty mo偶esz spokojnie smarowa膰 marmolad膮 ca艂膮 Carmen Huert臋. - Spojrza艂a na niego z艂o艣liwie i wyci膮gn臋艂a r臋k臋. - Czekam.

Brinkerhoff kolejny raz po偶a艂owa艂, 偶e poprosi艂 j膮 o sprawdzenie raportu Krypto. Wbi艂 wzrok w jej d艂o艅.

- M贸wisz o tajnych informacjach w gabinecie dyrektora. Czy masz poj臋cie, co si臋 stanie, je艣li kto艣 nas z艂apie?

- Dyrektor jest w Ameryce Po艂udniowej.

- Przykro mi, ale nie mog臋 tego zrobi膰. - Brinkerhoff skrzy偶owa艂 r臋ce na piersiach i wyszed艂 z pokoju.

Midge odprowadzi艂a go p艂on膮cym spojrzeniem.

- Och, mo偶esz, mo偶esz - szepn臋艂a do siebie. Odwr贸ci艂a si臋 do Wielkiego Brata i otworzy艂a archiwum wideo.

Midge musi si臋 z tym pogodzi膰, pocieszy艂 si臋 Brinkerhoff, siadaj膮c przy swoim biurku. Zabra艂 si臋 do przegl膮dania pozosta艂ych raport贸w. Nie mog艂a oczekiwa膰, 偶e on da jej klucze od gabinetu dyrektora, gdy tylko wyrazi takie 偶yczenie.

W艂a艣nie zacz膮艂 przegl膮da膰 sprawozdanie dzia艂u bezpiecze艅stwa 艂膮czno艣ci, gdy rozwa偶ania przerwa艂y mu jakie艣 odg艂osy dochodz膮ce z s膮siedniego pokoju. Od艂o偶y艂 papiery i podszed艂 do drzwi.

Na korytarzu by艂o ciemno, tylko w p贸艂otwartych drzwiach do pokoju Midge wida膰 by艂o szar膮 po艣wiat臋. Brinkerhoff nas艂uchiwa艂. Wci膮偶 s艂ysza艂 te same podniecone g艂osy.

- Midge?

Cisza.

Brinkerhoff podszed艂 do drzwi do jej pokoju. G艂osy wydawa艂y mu si臋 znajome. Wszed艂 do 艣rodka. W pokoju nie by艂o nikogo. Krzes艂o Midge by艂o puste. G艂osy dochodzi艂y gdzie艣 z g贸ry. Brinkerhoff uni贸s艂 g艂ow臋 i natychmiast zrobi艂o mu si臋 niedobrze. Na dwunastu ekranach wida膰 by艂o ten sam obraz, niczym jaki艣 perwersyjny balet. Opar艂 si臋 o por臋cz krzes艂a Midge i przygl膮da艂 si臋 temu ze zgroz膮.

- Chad? - us艂ysza艂 za plecami jej g艂os.

Gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂. Midge sta艂a mi臋dzy drzwiami do pokoju konferencyjnego i gabinetu dyrektora. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 w jego stron臋.

- Poprosz臋 o klucz, Chad.

Brinkerhoff poczerwienia艂. Ponownie spojrza艂 na ekrany monitor贸w. Stara艂 si臋 wyprze膰 ze 艣wiadomo艣ci to, co zobaczy艂, ale bezskutecznie. Na wszystkich ekranach wida膰 by艂o, jak j臋cz膮c z rozkoszy, pie艣ci posmarowane miodem niewielkie piersi Carmen Huerty.

Rozdzia艂 66

Becker przeszed艂 przez hal臋 do toalet. W drzwiach oznaczonych CABALLERO sta艂 pomara艅czowy s艂upek i w贸zek z detergentami, szczotkami i szmatami. Spojrza艂 na drugie drzwi. DAMAS. Podszed艂 i g艂o艣no zapuka艂.

- Hola? - zawo艂a艂, uchylaj膮c je nieco. - Con permiso?

Cisza.

Wszed艂 do 艣rodka.

Toaleta wygl膮da艂a tak samo jak w ka偶dej hiszpa艅skiej instytucji - bia艂e kwadratowe p艂ytki glazury, jarzeni贸wka na suficie. Jak zwykle jedna kabina i pisuar. Nie mia艂o znaczenia, czy ktokolwiek u偶ywa pisuar贸w w toalecie dla kobiet - w ten spos贸b mo偶na by艂o zaoszcz臋dzi膰 na jednej kabinie.

Becker rozejrza艂 si臋 dooko艂a z obrzydzeniem. Toaleta by艂a brudna. W zatkanej umywalce sta艂a br膮zowa woda. Na mokrej pod艂odze poniewiera艂y si臋 podarte papierowe r臋czniki. Stara, elektryczna suszarka do r膮k upstrzona by艂a zielonkawymi odciskami palc贸w.

Becker zatrzyma艂 si臋 przed lustrem i westchn膮艂. Oczy, zwykle przenikliwe i pe艂ne energii, dzi艣 wydawa艂y mu si臋 przy膰mione. Jak d艂ugo ju偶 biegam za tym pier艣cieniem? - pomy艣la艂. Nie chcia艂o mu si臋 policzy膰. Zgodnie z profesorskimi nawykami poprawi艂 krawat, tak by windsorski w臋ze艂 by艂 tu偶 pod ko艂nierzem, po czym podszed艂 do pisuaru.

Gdy sta艂 pod 艣cian膮, zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, czy Susan jest ju偶 w domu. Dok膮d mog艂a pojecha膰? Czy pojecha艂a do Stone Manor beze mnie?

- Hej! - us艂ysza艂 za plecami gniewny, kobiecy g艂os.

Niemal podskoczy艂.

- Ja... ja.. - wyj膮ka艂, po艣piesznie zapinaj膮c rozporek. - Bardzo przepraszam. Ja...

Becker odwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do dziewczyny, kt贸ra wesz艂a do toalety. By艂a m艂oda i elegancka, tak jakby pojawi艂a si臋 tu prosto ze stron magazynu dla nastolatek. Mia艂a na sobie spodnie w szkock膮 krat臋 i bia艂膮 bluzk臋 bez r臋kaw贸w, a w r臋ce trzyma艂a czerwon膮 torb臋 podr贸偶n膮 L. L. Bean. Jej jasne w艂osy by艂y nienagannie uczesane.

- Przepraszam - wykrztusi艂 Becker, dopinaj膮c pasek. - Toaleta dla m臋偶czyzn by艂a... w ka偶dym razie... ju偶 wychodz臋.

- Pierdolony zboczeniec!

Pierwsze wra偶enie prys艂o. Wulgarne s艂owa nie pasowa艂y do jej wygl膮du - to by艂o tak, jakby z kryszta艂owej karafki pola艂y si臋 fekalia. Becker przyjrza艂 jej si臋 uwa偶niej. Nie by艂a wcale tak odpicowana, jak wyda艂o mu si臋 w pierwszej chwili. Mia艂a podpuchni臋te, przekrwione oczy i nabrzmia艂e lewe przedrami臋 z zaczerwienion膮 i zabarwion膮 na niebiesko sk贸r膮.

Chryste, pomy艣la艂 Becker. Wstrzykuje sobie narkotyki. Kto by przypuszcza艂?

- Spadaj st膮d! - wrzasn臋艂a. - Wyno艣 si臋, i to ju偶!

Becker od razu zapomnia艂 o pier艣cieniu, NSA i wszystkim.

Szczerze wsp贸艂czu艂 tej dziewczynie. Rodzice pewnie wys艂ali j膮 tutaj do szko艂y dla dobrze urodzonych panienek, wyposa偶aj膮c na drog臋 w kart臋 kredytow膮, a ona wyl膮dowa艂a w toalecie na lotnisku, by w 艣rodku nocy wstrzykiwa膰 sobie narkotyki.

- Czy dobrze si臋 czujesz? - spyta艂, wycofuj膮c si臋 w kierunku drzwi.

- Doskonale - odpowiedzia艂a wynios艂ym tonem. - Mo偶e pan wyj艣膰!

Becker odwr贸ci艂 si臋. Raz jeszcze rzuci艂 okiem na jej spuchni臋te rami臋. Nie mo偶esz nic na to poradzi膰, David, pomy艣la艂. Daj spok贸j!

- Ju偶 st膮d! - krzykn臋艂a znowu.

Kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Lepiej uwa偶aj - powiedzia艂, u艣miechn膮艂 si臋 ze smutkiem i wyszed艂.

Rozdzia艂 67

- Susan? - Hale ci臋偶ko dysza艂 prosto w jej twarz. Siedzia艂 na niej okrakiem, przyciskaj膮c ca艂ym ci臋偶arem do pod艂ogi. Z nosa kapa艂a mu krew. Nacisk jego ko艣ci ogonowej na wzg贸rek 艂onowy sprawia艂 jej b贸l. Susan poczu艂a, 偶e zbiera si臋 jej na wymioty. Hale trzyma艂 r臋ce gdzie艣 blisko jej piersi.

Czy on mnie dotyka? Dopiero po chwili zorientowa艂a si臋, 偶e Greg zapina jej bluzk臋.

- Susan - powt贸rzy艂, z trudem 艂api膮c oddech. - Musisz mi pom贸c wydosta膰 si臋 st膮d.

By艂a oszo艂omiona. To wszystko nie mia艂o sensu.

- Susan, pom贸偶 mi! Strathmore zabi艂 Chartrukiana! Widzia艂em, jak to zrobi艂!

Min臋艂o troch臋 czasu, zanim zrozumia艂a, co on m贸wi. Strathmore zabi艂 Chartrukiana? Hale najwyra藕niej nie wiedzia艂, 偶e zauwa偶y艂a go w podziemiach.

- Strathmore wie, 偶e ja go widzia艂em! - wyrzuci艂 z siebie Hale. - Zabije mnie r贸wnie偶!

Gdyby Susan nie straci艂a tchu ze strachu, za艣mia艂aby mu si臋 w twarz. Rozpozna艂a mentalno艣膰 by艂ego 偶o艂nierza piechoty morskiej - dziel i rz膮d藕. Wymy艣laj k艂amstwa i napuszczaj swych przeciwnik贸w jeden na drugiego.

- To prawda! - krzykn膮艂 Greg. - Musimy wezwa膰 pomoc! Oboje jeste艣my w niebezpiecze艅stwie!

Susan nie wierzy艂a w ani jedno jego s艂owo.

Hale widocznie poczu艂 skurcz w mi臋艣niach n贸g, poniewa偶 pr贸bowa艂 zmieni膰 pozycj臋. Otworzy艂 usta, by co艣 powiedzie膰, ale nie zd膮偶y艂.

Gdy uni贸s艂 si臋 troch臋, Susan odzyska艂a w艂adz臋 w nogach. Nim zd膮偶y艂a si臋 zastanowi膰, odruchowo kopn臋艂a Hale'a kolanem. Czu艂a, jak rzepka rozgniata mi臋kkie cia艂o mi臋dzy jego nogami.

J臋kn膮艂 z b贸lu i zwali艂 si臋 na pod艂og臋, przyciskaj膮c r臋ce do krocza. Susan wypl膮ta艂a si臋 spod jego bezw艂adnych n贸g. Zataczaj膮c si臋, ruszy艂a w kierunku drzwi, ale wiedzia艂a, 偶e na pewno nie starczy jej si艂, by je otworzy膰.

W u艂amku sekundy podj臋艂a decyzj臋. Stan臋艂a przy kr贸tszym brzegu d艂ugiego klonowego sto艂u konferencyjnego i wbi艂a stopy w wyk艂adzin臋. Na szcz臋艣cie st贸艂 mia艂 k贸艂ka. Susan napar艂a z ca艂ych si艂 i popchn臋艂a go w stron臋 szklanej 艣ciany. K贸艂ka by艂y dobrze nasmarowane i st贸艂 toczy艂 si臋 g艂adko. W po艂owie odleg艂o艣ci Susan ju偶 bieg艂a sprintem.

Metr przed 艣cian膮 pu艣ci艂a rozp臋dzony st贸艂. Uskoczy艂a w bok i zas艂oni艂a r臋kami oczy. Rozleg艂 si臋 trzask i dooko艂a rozprys艂y si臋 od艂amki szk艂a. Po raz pierwszy od uko艅czenia budowy W臋z艂a nr 3 dotar艂y tu d藕wi臋ki z g艂贸wnej sali Krypto.

Susan unios艂a g艂ow臋. St贸艂 toczy艂 si臋 dalej przez g艂贸wn膮 sal臋, a偶 wreszcie znikn膮艂 w ciemno艣ciach.

Szybko w艂o偶y艂a pantofle od Ferragamo, kt贸re ostatnio mocno ucierpia艂y, rzuci艂a jeszcze raz okiem na wij膮cego si臋 z b贸lu Grega, po czym wybieg艂a po trzeszcz膮cym szkle do g艂贸wnej sali.

Rozdzia艂 68

- I czy偶 nie by艂o to 艂atwe? - ironicznie spyta艂a Midge, gdy Brinkerhoff poda艂 jej klucz do gabinetu dyrektora. Osobisty asystent wygl膮da艂, jakby dosta艂 lanie.

- Skasuj臋 to przed wyj艣ciem - obieca艂a Midge. - Chyba 偶e ty i twoja 偶ona chcecie to do swojej prywatnej kolekcji.

- Bierz ten cholerny wydruk i chod藕my st膮d - prychn膮艂 Brinkerhoff.

- S铆, se艌or - odpowiedzia艂a Midge z silnym portoryka艅skim akcentem. Pu艣ci艂a do niego oko i ruszy艂a w kierunku dyrektorskich drzwi.

Gabinet Lelanda Fontaine'a zupe艂nie nie przypomina艂 pozosta艂ych pomieszcze艅 na tym pi臋trze. Nie by艂o tu obraz贸w, mi臋kkich foteli, kwiat贸w i starych zegar贸w. Wszystko zosta艂o podporz膮dkowane funkcjonalno艣ci. Biurko ze szklanym blatem i czarny sk贸rzany fotel obrotowy sta艂y dok艂adnie naprzeciwko wielkiego okna. R贸g pokoju zajmowa艂y trzy szafy z kartotekami i stolik z ekspresem do kawy. Nad Fortem Meade 艣wieci艂 ksi臋偶yc, a jego poblask podkre艣la艂 prostot臋 wystroju gabinetu.

Do diab艂a, co ja tu robi臋?, zastanawia艂 si臋 Brinkerhoff.

Midge podesz艂a do drukarki i wzi臋艂a wydruk. Wysili艂a wzrok, by odczyta膰 list臋 w ciemno艣ciach.

- Nic nie widz臋 - powiedzia艂a z pretensj膮. - Zapal 艣wiat艂o.

- Przeczytasz, jak st膮d wyjdziemy. Chod藕my ju偶.

Midge jednak 艣wietnie si臋 bawi艂a. Na z艂o艣膰 Brinkerhoffowi podesz艂a do okna i pochyli艂a kartk臋, 偶eby lepiej widzie膰.

- Midge...

Nie odrywa艂a oczu od wydruku.

- Midge chod藕 - Brinkerhoff kr臋ci艂 si臋 niespokojnie w drzwiach. - To gabinet dyrektora.

- To musi by膰 gdzie艣 tutaj - mrukn臋艂a Midge, studiuj膮c wydruk. Przysun臋艂a si臋 jeszcze bli偶ej do okna. - Strathmore omin膮艂 filtry, jestem tego pewna.

Brinkerhoff zacz膮艂 si臋 poci膰, ale ona wci膮偶 czyta艂a.

- Wiedzia艂am! - wykrzykn臋艂a po chwili. - Strathmore to zrobi艂! Naprawd臋! Co za idiota! - Midge unios艂a kartk臋 i pomacha艂a ni膮 w powietrzu. - Omin膮艂 filtry Gauntlet! Sp贸jrz tutaj?

Brinkerhoff przez chwil臋 patrzy艂 na ni膮 w os艂upieniu, po czym przebieg艂 przez gabinet. Stan膮艂 przy oknie tu偶 obok Midge, kt贸ra wskaza艂a na koniec dokumentu. Przeczyta艂 kilka ostatnich linijek.

- Co to...

Lista plik贸w, kt贸re ostatnio zosta艂y wczytane do komputera, zawiera艂a trzydzie艣ci sze艣膰 pozycji. Na ko艅cu ka偶dej linijki znajdowa艂 si臋 czterocyfrowy kod, oznaczaj膮cy, 偶e plik przeszed艂 przez filtry Gauntlet. Takiej informacji brakowa艂o jednak przy ostatnim pliku. Zamiast tego by艂a kr贸tka notatka: GAUNTLET POMINI臉TY NA POLECENIE OPERATORA.

Chryste, pomy艣la艂 Brinkerhoff, Midge znowu trafi艂a.

- Idiota! - powt贸rzy艂a Midge. Kipia艂a z gniewu. - Sp贸jrz tylko! Gauntlet zablokowa艂 ten plik dwa razy! 艁a艅cuchy mutacyjne! A on mimo to omin膮艂 filtry! Do cholery, co on sobie my艣la艂?!

Brinkerhoff czu艂, 偶e nogi si臋 pod nim uginaj膮. Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego ona zawsze ma racj臋. 呕adne z nich nie zauwa偶y艂o w oknie odbicia jakiej艣 postaci. W otwartych drzwiach gabinetu sta艂 wysoki m臋偶czyzna.

- Jezu - wykrztusi艂 Brinkerhoff. - My艣lisz, 偶e TRANSLATOR z艂apa艂 wirusa?

- To nie mo偶e by膰 nic innego - odpowiedzia艂a.

- Tak czy inaczej, to nie tw贸j cholerny interes! - za ich plecami rozleg艂 si臋 niski g艂os.

Midge uderzy艂a czo艂em o szyb臋. Brinkerhoff potkn膮艂 si臋 o fotel dyrektora i pr贸buj膮c odzyska膰 r贸wnowag臋, zrobi艂 kilka krok贸w w kierunku drzwi. Natychmiast rozpozna艂 sylwetk臋 m臋偶czyzny stoj膮cego w drzwiach.

- Panie dyrektorze! - wykrzykn膮艂. Podszed艂 bli偶ej i poda艂 mu r臋k臋. - Dobry wiecz贸r, panie dyrektorze.

M臋偶czyzna go zignorowa艂.

- Ja... my艣la艂em - wyj膮ka艂 Brinkerhoff, cofaj膮c r臋k臋. - My艣la艂em, 偶e pan jest w Ameryce Po艂udniowej.

Leland Fontaine przeszy艂 swojego asystenta gniewnym wzrokiem.

- Tak... ale ju偶 wr贸ci艂em.

Rozdzia艂 69

- Prosz臋 pana!

Becker szed艂 przez hal臋 w kierunku automat贸w telefonicznych. Zatrzyma艂 si臋 i odwr贸ci艂. Za nim sz艂a dziewczyna, kt贸ra zaskoczy艂a go w toalecie. Machn臋艂a r臋k膮, by poczeka艂.

- Prosz臋 pana, prosz臋 poczeka膰!

Co jeszcze? - westchn膮艂 Becker. Mo偶e chce mnie oskar偶y膰 o naruszenie prywatno艣ci?

Dziewczyna kroczy艂a w jego stron臋, ci膮gn膮c za sob膮 torb臋 podr贸偶n膮. Teraz na jej twarzy wida膰 by艂o szeroki u艣miech.

- Przepraszam, 偶e tak na pana krzycza艂am. Troch臋 mnie pan zaskoczy艂.

- Nie ma problemu - odpowiedzia艂 Becker. Nie rozumia艂, do czego zmierza. - By艂em w niew艂a艣ciwym miejscu.

- To mo偶e zabrzmi wariacko - powiedzia艂a, mrugaj膮c przekrwionymi oczami - ale czy pan m贸g艂by po偶yczy膰 mi troch臋 pieni臋dzy?

Becker patrzy艂 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Na co ci pieni膮dze? - spyta艂.

Nie zamierzam wspiera膰 narkomanii, je艣li to masz na my艣li.

- Pr贸buj臋 wr贸ci膰 do domu - wyja艣ni艂a blondynka. - Mo偶e mi pan pom贸c?

- Sp贸藕ni艂a艣 si臋 na samolot?

- Straci艂am bilet - przytakn臋艂a. - Nie chc膮 go zmieni膰 na inny lot. Linie lotnicze to sami zasra艅cy. Nie mam szmalu na nowy.

- Gdzie s膮 twoi rodzice? - spyta艂 Becker.

- W Stanach.

- Nie mo偶esz do nich zadzwoni膰?

- Nie. Ju偶 pr贸bowa艂am. Pewnie sp臋dzaj膮 weekend na jachcie jakich艣 znajomych.

- Nie masz karty kredytowej? - Becker przyjrza艂 si臋 jej drogiemu ubraniu.

- Mia艂am, ale ojciec j膮 zablokowa艂. Podejrzewa, 偶e bior臋 narkotyki.

- A bierzesz? - spyta艂 powa偶nie Becker, przygl膮daj膮c si臋 jej spuchni臋temu ramieniu.

- Oczywi艣cie, 偶e nie! - dziewczyna zaprzeczy艂a z oburzeniem. Zrobi艂a min臋 skrzywdzonego niewini膮tka. Becker nagle odni贸s艂 wra偶enie, 偶e pr贸buje go nabra膰.

- Wygl膮da pan na bogatego go艣cia - powiedzia艂a. - Mo偶e po偶yczy mi pan troch臋 pieni臋dzy na samolot? Ode艣l臋 panu po powrocie.

Becker uzna艂, 偶e je艣li da jej got贸wk臋, z pewno艣ci膮 pieni膮dze trafi膮 do r膮k handlarzy narkotyk贸w z Triany.

- Przede wszystkim - odrzek艂 - nie jestem bogatym go艣ciem. Jestem profesorem. Powiem ci, co zrobi臋... - urwa艂. Sprawdz臋, czy blefujesz, - Mog臋 ci kupi膰 bilet.

- Naprawd臋 pan to zrobi? - Blondynka gapi艂a si臋 na niego ze zdziwieniem. W jej oczach pojawi艂a si臋 nadzieja. - Kupi mi pan bilet do domu? Och, Bo偶e, dzi臋kuj臋 panu!

Becker zaniem贸wi艂. Najwyra藕niej b艂臋dnie oceni艂 sytuacj臋.

- To by艂o g贸wniane lato - wykrztusi艂a dziewczyna przez 艂zy. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. - Dzi臋kuj臋 panu! Musz臋 si臋 st膮d wydosta膰!

Becker bez przekonania odwzajemni艂 u艣cisk. Gdy go pu艣ci艂a, zn贸w popatrzy艂 na jej przedrami臋.

- Ohydne, prawda! - zapyta艂a, widz膮c jego spojrzenie.

- M贸wi艂a艣, 偶e nie bierzesz narkotyk贸w - odpowiedzia艂, kiwaj膮c g艂ow膮.

- To marker! - roze艣mia艂a si臋 blondynka. - Zdar艂am prawie ca艂膮 sk贸r臋, usi艂uj膮c to zeskroba膰. Atrament si臋 rozmaza艂.

Becker przyjrza艂 si臋 dok艂adniej 艣ladom na sk贸rze. W 艣wietle jarzeni贸wek odczyta艂 na zaczerwienionym przedramieniu niewyra藕ny zarys kilku s艂贸w.

- Ale... twoje oczy - powiedzia艂. Czu艂 si臋 jak idiota. - Masz czerwone oczy.

- P艂aka艂am - wyja艣ni艂a ze 艣miechem. - Powiedzia艂am ju偶 panu, 偶e straci艂am bilet.

Becker przyjrza艂 si臋 uwa偶nie s艂owom wypisanym na przedramieniu.

- Hm, mo偶e pan jeszcze przeczyta膰, prawda? - dziewczyna skrzywi艂a si臋, wyra藕nie zak艂opotana.

Becker pochyli艂 si臋 jeszcze ni偶ej. Odczyta艂 napis bez trudu. Tekst by艂 krystalicznie jasny. Gdy czyta艂 te cztery s艂owa, przed oczami przenikn臋艂y mu wydarzania ostatnich dwunastu godzin.

Przypomnia艂 sobie scen臋 z pokoju w hotelu Alfonso XIII. Gruby Niemiec dotkn膮艂 przedramienia i powiedzia艂 w 艂amanej angielszczy藕nie: Fock off und die.

- Dobrze si臋 pan czuje? - spyta艂a, niespokojnie patrz膮c na oszo艂omionego Beckera.

Nie odrywa艂 oczu od jej przedramienia. Kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Cztery s艂owa rozsmarowane na jej sk贸rze wyra偶a艂y jasny komunikat: Fuck off and die.

- To napisa艂 m贸j znajomy... do艣膰 g艂upie, prawda? - dziewczyna r贸wnie偶 spojrza艂a na swoj膮 r臋k臋. Wydawa艂a si臋 zawstydzona.

Becker nie m贸g艂 wykrztusi膰 s艂owa. Fock off und die. Niemiec nie chcia艂 go obrazi膰, lecz pr贸bowa艂 pom贸c. David przyjrza艂 si臋 twarzy dziewczyny. W 艣wietle jarzeni贸wki dostrzeg艂 w jej w艂osach 艣lady niebieskiej i czerwonej farby.

- Ty... - wyj膮ka艂, przygl膮daj膮c si臋 jej uszom. - Nie nosisz kolczyk贸w, prawda?

Dziwnie na niego spojrza艂a. Wyj臋艂a co艣 z kieszeni i podnios艂a do g贸ry na d艂oni. Becker zobaczy艂 niewielk膮 czaszk臋.

- To klips? - wykrztusi艂.

- Tak, do diab艂a. Cholernie boj臋 si臋 igie艂.

Rozdzia艂 70

David sta艂 po艣rodku pustej hali portu lotniczego i czu艂, 偶e nogi si臋 pod nim uginaj膮. Patrzy艂 na stoj膮c膮 przed nim dziewczyn臋 i my艣la艂 o tym, 偶e jego poszukiwania dobieg艂y ko艅ca. Umy艂a w艂osy i zmieni艂a ubranie - pewnie w nadziei, 偶e dzi臋ki temu 艂atwiej jej b臋dzie sprzeda膰 pier艣cionek - ale nie polecia艂a do Nowego Jorku.

Z trudem panowa艂 nad sob膮. Ju偶 za chwil臋 mia艂 nast膮pi膰 koniec tej zwariowanej podr贸偶y. Spojrza艂 na jej palce. Nie nosi艂a 偶adnych pier艣cionk贸w. Zerkn膮艂 na torb臋 podr贸偶n膮. Jest tam, pomy艣la艂. Musi tam by膰!

U艣miechn膮艂 si臋, usi艂uj膮c opanowa膰 podniecenie.

- Pewnie pomy艣lisz, 偶e zwariowa艂em - powiedzia艂 - ale s膮dz臋, 偶e masz co艣, czego bardzo potrzebuj臋.

- Och? - Megan nagle wyda艂a si臋 zaniepokojona.

- Oczywi艣cie, z przyjemno艣ci膮 ci zap艂ac臋 - zapewni艂 j膮 Becker, si臋gaj膮c po portfel. Zajrza艂 do 艣rodka i zacz膮艂 porz膮dkowa膰 banknoty.

Megan patrzy艂a, jak liczy pieni膮dze. By艂a zaskoczona, najwyra藕niej 藕le zrozumia艂a jego zamiary. Spojrza艂a niespokojnie w kierunku obrotowych drzwi, tak jakby ocenia艂a odleg艂o艣膰... pi臋膰dziesi膮t metr贸w.

- Dam ci dosy膰 pieni臋dzy na bilet do domu, je艣li...

- Nie musi pan m贸wi膰 - parskn臋艂a Megan z wymuszonym u艣miechem. - My艣l臋, 偶e wiem dok艂adnie, czego pan potrzebuje. - Pochyli艂a si臋 i zacz臋艂a grzeba膰 w torbie podr贸偶nej.

Becker zn贸w poczu艂 przyp艂yw nadziei. Megan ma pier艣cionek! - powtarza艂 w duchu. Megan ma pier艣cionek! Nie mia艂 poj臋cia, jakim cudem odgad艂a, o co mu chodzi, ale by艂 zbyt zm臋czony, by o tym my艣le膰. Ca艂kowicie si臋 rozlu藕ni艂. Wyobrazi艂 sobie, jak wr臋cza pier艣cionek rozpromienionemu zast臋pcy dyrektora NSA. Potem Susan i on pojad膮 do Stone Manor i w ogromnym 艂贸偶ku z baldachimem b臋d膮 odrabia膰 stracony czas.

Dziewczyna w ko艅cu znalaz艂a to, czego szuka艂a - aerozol z pieprzu Cayenne i chili, b臋d膮cy ekologicznym odpowiednikiem gazu. Jednym p艂ynnym ruchem wyci膮gn臋艂a go z torby, wyprostowa艂a si臋 i pu艣ci艂a strug臋 prosto w oczy Beckera. Chwyci艂a torb臋 i pobieg艂a w kierunku drzwi. Gdy obejrza艂a si臋 przez rami臋, David Becker le偶a艂 na posadzce, przyciskaj膮c d艂onie do twarzy i wij膮c si臋 z b贸lu.

Rozdzia艂 71

Tokugen Numataka zapali艂 czwarte cygaro. Kr膮偶y艂 niespokojnie po swoim gabinecie. Chwyci艂 s艂uchawk臋 i zadzwoni艂 do centrali.

- Ma pani jakie艣 nowe informacje o tym telefonie? - spyta艂, nim telefonistka zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰.

- Jeszcze nie, prosz臋 pana. To potrwa troch臋 d艂u偶ej, ni偶 s膮dzi艂am, bo kto艣 dzwoni艂 z telefonu kom贸rkowego.

Telefon kom贸rkowy, pomy艣la艂 Numataka. Pasuje. Nienasycony apetyt Amerykan贸w na wszelkie elektroniczne gad偶ety bardzo pomaga japo艅skiej gospodarce.

- Dzwoni艂 kto艣 z obszaru o numerze kierunkowym dwie艣cie dwa - doda艂a telefonistka. - Nie mamy jeszcze numeru telefonu.

- Dwie艣cie dwa? Gdzie to jest? - spyta艂. Gdzie w tej ogromnej Ameryce siedzi tajemniczy North Dakota?

- Gdzie艣 w okolicy Waszyngtonu, prosz臋 pana.

Numataka uni贸s艂 brwi.

- Prosz臋 do mnie zadzwoni膰, gdy tylko b臋dzie pani zna艂a numer - zako艅czy艂 rozmow臋.

Rozdzia艂 72

Susan Fletcher z trudem znalaz艂a drog臋 przez ciemn膮 sal臋 Krypto do rampy prowadz膮cej do gabinetu Strathmore'a. Dop贸ki kopu艂a by艂a zamkni臋ta, nie mog艂a bardziej oddali膰 si臋 od Hale'a.

Po wej艣ciu na g贸rny podest zobaczy艂a, 偶e drzwi do gabinetu s膮 otwarte. Elektroniczny zamek przesta艂 dzia艂a膰 z braku pr膮du. Wbieg艂a do 艣rodka.

- Komandorze? - Jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a w pokoju by艂 ekran monitora. - Komandorze! - krzykn臋艂a jeszcze g艂o艣niej. - Komandorze!

W tym momencie przypomnia艂a sobie, 偶e Strathmore mia艂 i艣膰 do laboratorium bezpiecze艅stwa system贸w. Kr膮偶y艂a w k贸艂ko po jego pustym gabinecie. Jeszcze nie pozby艂a si臋 uczucia strachu, jakie wywo艂a艂o starcie z Gregiem. Koniecznie chcia艂a wydosta膰 si臋 z Krypto. Niezale偶nie od tego, co dzia艂o si臋 z Cyfrow膮 Twierdz膮, by艂a ju偶 pora na stanowcze kroki - nale偶a艂o wy艂膮czy膰 TRANSLATOR i ucieka膰. Spojrza艂a na monitor i podbieg艂a do biurka Strathmore'a. Z trudem wymaca艂a klawiatur臋. Wy艂膮cz TRANSLATOR! Teraz, gdy siedzia艂a przy terminalu komandora, to zadanie nie przedstawia艂o 偶adnych trudno艣ci. Susan otworzy艂a odpowiednie okienko i wprowadzi艂a instrukcj臋:

ZAMKNIJ SYSTEM

Jej r臋ka przez chwil臋 wisia艂a nad klawiszem ENTER

- Susan! - Odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie, pe艂na l臋ku, 偶e to Hale. Na szcz臋艣cie to by艂 Strathmore. W po艣wiacie monitora wydawa艂 si臋 blady, przypomina艂 ducha. Ci臋偶ko oddycha艂. - Do cholery, co tu si臋 dzieje?!

- Komandorze! - wykrzykn臋艂a Susan. - Hale jest w W臋藕le numer trzy! Przed chwil膮 mnie zaatakowa艂!

- Co takiego? Niemo偶liwe! Hale jest zamkni臋ty na dole!

- Nie, nie jest! Wydosta艂 si臋! Musimy natychmiast wezwa膰 ochron臋! Wy艂膮czam TRANSLATOR! - Susan wyci膮gn臋艂a r臋k臋 w stron臋 klawiatury.

- NIE DOTYKAJ TEGO! - Strathmore rzuci艂 si臋 do terminalu i odepchn膮艂 j膮 na bok.

Z trudem odzyska艂a r贸wnowag臋. By艂a zaskoczona. Spojrza艂a na komandora i po raz drugi tego dnia wyda艂 jej si臋 obcy. Nagle poczu艂a si臋 zupe艂nie sama.

Strathmore dostrzeg艂 krew na bluzce Susan i natychmiast po偶a艂owa艂 swojej gwa艂townej reakcji.

- Jezu, Susan, co si臋 sta艂o? Nic ci nie jest?

Nie odpowiedzia艂a.

Pomy艣la艂, 偶e niepotrzebnie si臋 na ni膮 rzuci艂. To efekt zszarpanych nerw贸w. Musia艂 jednocze艣nie zajmowa膰 si臋 wieloma sprawami. Mia艂 na g艂owie tyle problem贸w - problem贸w, o kt贸rych Susan Fletcher nie mia艂a poj臋cia. Komandor mia艂 nadziej臋, 偶e nigdy nie b臋dzie musia艂 jej o nich opowiedzie膰.

- Przepraszam - powiedzia艂 cicho. - Co si臋 sta艂o?

- Nie ma znaczenia. - Susan cofn臋艂a si臋 o krok. - To nie moja krew. Prosz臋 tylko co艣 zrobi膰, bym mog艂a st膮d wyj艣膰.

- Jeste艣 ranna? - Strathmore dotkn膮艂 d艂oni膮 jej ramienia.

Susan zn贸w si臋 cofn臋艂a. Komandor opu艣ci艂 r臋k臋 i spojrza艂 gdzie艣 w bok. Gdy po chwili popatrzy艂 na ni膮, zauwa偶y艂, 偶e Susan wpatruje si臋 w co艣 za jego plecami.

W ciemno艣ciach wida膰 by艂o wisz膮cy na 艣cianie niewielki, jasno o艣wietlony panel z klawiszami. Strathmore sprawdzi艂, na co patrzy Susan, i zmarszczy艂 brwi. Mia艂 nadziej臋, 偶e Susan nie zauwa偶y 艣wiec膮cego panelu jego prywatnej windy. On i jego wa偶ni go艣cie zwykle wchodzili i wychodzili tak, 偶e personel tego nie widzia艂. Jego osobista winda najpierw zje偶d偶a艂a szesna艣cie metr贸w poni偶ej kopu艂y Krypto, a nast臋pnie przesuwa艂a si臋 poziomo podziemnym tunelem sto metr贸w do piwnic g艂贸wnego budynku NSA. Winda by艂a zasilana z g艂贸wnego kompleksu, dlatego dzia艂a艂a mimo awarii generator贸w w Krypto. Strathmore nie ujawni艂 tego, nawet gdy Susan b臋bni艂a pi臋艣ciami w g艂贸wne drzwi. Nie m贸g艂 jej jeszcze wypu艣ci膰 - by艂o na to zbyt wcze艣nie. Zastanawia艂 si臋 teraz, ile musi jej powiedzie膰, by nam贸wi膰 j膮 do wsp贸艂pracy.

Susan omin臋艂a go i podbieg艂a do tylnej 艣ciany. Z furi膮 nacisn臋艂a guzik windy.

- Prosz臋 - b艂aga艂a.

Drzwi nawet nie drgn臋艂y.

- Susan - powiedzia艂 Strathmore spokojnym tonem. - Konieczne jest has艂o.

- Has艂o? - powt贸rzy艂a gniewnie. Spojrza艂a na panel z przyciskami. Poni偶ej zwyk艂ej p艂yty z guzikami do wzywania windy wisia艂a tabliczka z przyciskami oznaczonymi liczbami i literami alfabetu. - Prosz臋 poda膰 mi has艂o! - za偶膮da艂a.

Strathmore zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, po czym ci臋偶ko westchn膮艂.

- Susan, usi膮d藕 tutaj!

- Prosz臋 mnie wypu艣ci膰! - krzykn臋艂a i niespokojnie spojrza艂a na drzwi.

Strathmore przyjrza艂 si臋 uwa偶nie spanikowanej Susan. Spokojnie wyszed艂 z gabinetu, stan膮艂 na pode艣cie i rozejrza艂 si臋 po g艂贸wnej sali. Hale'a nie by艂o nigdzie wida膰. Komandor wszed艂 z powrotem i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Zablokowa艂 je krzes艂em, podszed艂 do biurka i wyci膮gn膮艂 co艣 z szuflady. W bladym 艣wietle monitor贸w Susan dostrzeg艂a, co trzyma艂 w r臋ce. Zblad艂a. To by艂 pistolet.

Strathmore postawi艂 dwa fotele po艣rodku pokoju. Obr贸ci艂 je w stron臋 zamkni臋tych drzwi. Usiad艂. Podni贸s艂 po艂yskuj膮c膮, p贸艂automatyczn膮 berett臋 i wycelowa艂 w drzwi. Po chwili po艂o偶y艂 pistolet na kolanach.

- Jeste艣my tutaj bezpieczni, Susan - powiedzia艂 uroczystym tonem. - Musimy porozmawia膰. Je艣li Greg Hale pojawi si臋 w drzwiach... - komandor nie doko艅czy艂 zdania.

Susan nie mog艂a wykrztusi膰 nawet s艂owa.

- Usi膮d藕, prosz臋 - Strathmore poklepa艂 stoj膮cy obok fotel. Przygl膮da艂 jej si臋 uwa偶nie, ale w pokoju panowa艂 p贸艂mrok Susan sta艂a nieruchomo. - Gdy sko艅czymy rozmawia膰, dam ci has艂o do windy. Sama zdecydujesz, czy chcesz wyj艣膰, czy zosta膰.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 w gabinecie panowa艂a cisza. W ko艅cu oszo艂omiona Susan zrobi艂a kilka krok贸w i usiad艂a obok Strathmore'a.

- Susan - zacz膮艂 komandor. - Nie by艂em z tob膮 ca艂kiem szczery.

Rozdzia艂 73

David Becker czu艂 si臋 tak, jakby kto艣 pola艂 mu twarz terpentyn膮 i podpali艂. Przekr臋ci艂 si臋 na pod艂odze i patrzy艂 za艂zawionymi oczami, jak dziewczyna ucieka w kierunku obrotowych drzwi. Bieg艂a z przerwami, ci膮gn膮c za sob膮 podr贸偶n膮 torb臋. Becker spr贸bowa艂 wsta膰, ale nie m贸g艂. O艣lepia艂 go gor膮cy ogie艅. Ona nie mo偶e uciec!

Spr贸bowa艂 zawo艂a膰, ale zabrak艂o mu powietrza w p艂ucach. Czu艂 w piersiach potworny b贸l.

- Nie! - wychrypia艂. To by艂 tylko szept.

Becker zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li dziewczyna wyjdzie, zniknie na zawsze. Jeszcze raz spr贸bowa艂 krzykn膮膰, ale piek艂o go gard艂o.

Dziewczyna ju偶 prawie dobieg艂a do obrotowych drzwi. Becker z trudem wsta艂 i zataczaj膮c si臋, pobieg艂 za ni膮. By艂a ju偶 w drzwiach. Torba podr贸偶na spowalnia艂a jej ruchy. Dwadzie艣cia metr贸w dalej Becker niemal na o艣lep bieg艂 za ni膮.

- Czekaj! - krzykn膮艂. - Czekaj!

Dziewczyna gwa艂townie popchn臋艂a skrzyd艂o drzwi. Zacz臋艂y si臋 obraca膰, lecz po chwili stan臋艂y. Odwr贸ci艂a si臋 przera偶ona i zauwa偶y艂a, 偶e to jej torba podr贸偶na utkwi艂a mi臋dzy kolejnym skrzyd艂em i futryn膮. Ukl臋k艂a i gor膮czkowo szarpa艂a, usi艂uj膮c j膮 wyci膮gn膮膰.

Becker wbi艂 wzrok w kawa艂ek materia艂u wystaj膮cy z drzwi. Widzia艂 tylko czerwony r贸g nylonowej torby. Rzuci艂 si臋 naprz贸d z wyci膮gni臋tymi r臋kami.

Run膮艂 na pod艂og臋, ale w tym momencie r贸g torby znikn膮艂 za skrzyd艂em drzwi. Jego palce zacisn臋艂y si臋 w powietrzu. Drzwi zacz臋艂y si臋 obraca膰. Dziewczyna wydosta艂a si臋 na ulic臋.

- Megan! - krzykn膮艂 rozpaczliwie. W oczodo艂ach czu艂 gor膮ce uk艂ucia. Znowu nic nie widzia艂, zbiera艂o mu si臋 wymioty. Us艂ysza艂 echo w艂asnego krzyku. Megan!

David Becker nie by艂 pewien, jak d艂ugo le偶a艂 na pod艂odze nim zn贸w us艂ysza艂 szum jarzeni贸wek nad g艂ow膮. Poza tym panowa艂a cisza. Nagle rozleg艂 si臋 jaki艣 glos. Kto艣 co艣 m贸wi艂. Spr贸bowa艂 podnie艣膰 g艂ow臋. Ca艂y 艣wiat by艂 zdeformowany. Ponownie us艂ysza艂 ten g艂os. Otworzy艂 z trudem oczy i dostrzeg艂 jak膮艣 posta膰 stoj膮c膮 w odleg艂o艣ci dwudziestu metr贸w od niego.

- Prosz臋 pana?

Becker rozpozna艂 g艂os. Te s艂owa wypowiedzia艂a dziewczyna. Sta艂a przy drugim wej艣ciu do hali, przyciskaj膮c torb臋 podr贸偶n膮 do piersi. Wydawa艂a si臋 jeszcze bardziej przestraszona ni偶 przed chwil膮.

- Prosz臋 pana - m贸wi艂a dr偶膮cym g艂osem. - Nie powiedzia艂am panu, jak mam na imi臋. Sk膮d pan je zna?

Rozdzia艂 74

Dyrektor Leland Fontaine by艂 pot臋偶nym sze艣膰dziesi臋ciotrzyletnim m臋偶czyzn膮, ostrzy偶onym na rekruta i odznaczaj膮cym si臋 sztywnym stylem bycia. Gdy by艂 zirytowany - a tak by艂o niemal zawsze - jego czarne oczy przypomina艂y 偶arz膮ce si臋 w臋gle. Awansowa艂 na najwy偶sze stanowisko w NSA dzi臋ki ci臋偶kiej pracy i dobremu planowaniu, czym zdoby艂 szacunek swych poprzednik贸w. By艂 pierwszym Afroamerykaninem na stanowisku dyrektora NSA, ale nikt o tym w og贸le nie wspomina艂. Fontaine nigdy nie zwraca艂 uwagi na kwestie rasowe i jego pracownicy ca艂kiem rozs膮dnie brali z niego przyk艂ad.

Fontaine nie poprosi艂 Brinkerhoffa i Midge, by usiedli, gdy on odprawia艂 rytua艂 parzenia kawy. Wreszcie usiad艂 z paruj膮cym kubkiem za biurkiem. Oni stali przed nim jak uczniowie w pokoju dyrektora szko艂y.

Midge wyja艣ni艂a niezwyk艂膮 seri臋 zdarze艅, kt贸re sk艂oni艂y ich do naruszenia 艣wi臋to艣ci dyrektorskiego gabinetu.

- Wirus? - ch艂odno spyta艂 Fontaine. - Oboje my艣licie, 偶e z艂apali艣my wirusa?

Brinkerhoff si臋 skrzywi艂.

- Tak, prosz臋 pana - zdecydowanie odpowiedzia艂a Midge.

- Poniewa偶 Strathmore omin膮艂 filtry Gauntlet? - Fontaine starannie przygl膮da艂 si臋 wydrukowi.

- Tak - potwierdzi艂a Midge. - Poza tym TRANSLATOR od dwudziestu godzin nie odszyfrowa艂 pliku!

- Lub raczej wskazuj膮 to tylko wasze dane. - Fontaine zmarszczy艂 czo艂o.

Midge chcia艂a zaprotestowa膰, ale ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Zamiast tego odwo艂a艂a si臋 do g艂贸wnego argumentu.

- W Krypto panuj膮 kompletne ciemno艣ci.

Fontaine uni贸s艂 g艂ow臋, wyra藕nie zaskoczony.

- Nie ma zasilania - potwierdzi艂a kr贸tko Midge. - Jabba s膮dzi, 偶e to by膰 mo偶e...

- Dzwoni艂a pani do Jabby?

- Tak, prosz臋 pana. Ja...

- Do Jabby? - Fontaine uni贸s艂 si臋 z fotela. By艂 w艣ciek艂y. - Do diab艂a, dlaczego nie zadzwoni艂a pani do Strathmore'a?

- Dzwonili艣my do niego! - broni艂a si臋 Midge. - Powiedzia艂, 偶e wszystko jest w porz膮dku.

- Nie mamy 偶adnego powodu, by w膮tpi膰 w jego s艂owa - rzuci艂 Fontaine. Ci臋偶ko dysza艂 z gniewu. Ton jego g艂osu wskazywa艂, 偶e sprawa jest sko艅czona. Uni贸s艂 do ust kubek z kaw膮. - Prosz臋 mi wybaczy膰, ale mam robot臋.

- Przepraszam? - Midge niemal otworzy艂a usta ze zdumienia.

Brinkerhoff ju偶 szed艂 do drzwi, ale Midge sta艂a jak wmurowana.

- Powiedzia艂em dobranoc, pani Milken - powt贸rzy艂 Fontaine. - Jest pani wolna.

- Ale偶, panie dyrektorze - wyj膮ka艂a. - Musz臋 zaprotestowa膰. Moim zdaniem...

- Pani protestuje? - zdziwi艂 si臋 Fontaine. Odstawi艂 kubek. - To ja protestuj臋! Protestuj臋 przeciw waszej obecno艣ci w moim gabinecie. Protestuj臋 przeciw waszym insynuacjom, 偶e zast臋pca dyrektora tej agencji k艂amie. Protestuj臋...

- To wirus, prosz臋 pana. Instynkt podpowiada mi...

- Tym razem instynkt zawi贸d艂 pani膮, pani Milken! Myli si臋 pani!

- Panie dyrektorze! - Midge nie ust臋powa艂a. - Komandor Strathmore omin膮艂 filtry!

Fontaine podszed艂 do niej. Z trudem opanowywa艂 gniew.

- To jego prawo! P艂ac臋 pani, by pilnowa艂a pani pracownik贸w, a nie szpiegowa艂a zast臋pc臋 dyrektora! Gdyby nie on, dalszym ci膮gu 艂amaliby艣my szyfry metod膮 papieru i o艂贸wka! Teraz prosz臋 zostawi膰 mnie samego! - Fontaine spojrza艂 na Brinkerhoffa, kt贸ry sta艂 w drzwiach. By艂 blady i dygota艂. - Oboje!

- Pozostaj膮c z ca艂ym szacunkiem, panie dyrektorze - powiedzia艂a Midge - chcia艂abym zaproponowa膰, by艣my wys艂ali do Krypto zesp贸艂 bezpiecze艅stwa system贸w w celu...

- Nic takiego nie zrobimy!

Przez chwil臋 w gabinecie panowa艂a pe艂na napi臋cia cisza.

- Dobrze. Dobranoc, panie dyrektorze. - Midge odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a. Gdy przechodzi艂a obok Brinkerhoffa, ten zorientowa艂 si臋 po wyrazie jej oczu, 偶e nie zamierza na tym sko艅czy膰. Dop贸ki intuicja podpowiada艂a jej, 偶e co艣 jest na rzeczy, Midge nie zamierza艂a przesta膰 dr膮偶y膰.

Stoj膮c przy drzwiach, Brinkerhoff spojrza艂 na swojego szefa, kt贸ry siedzia艂 w艣ciek艂y za biurkiem. To nie by艂 cz艂owiek, kt贸rego zna艂. Dyrektor by艂 pedantem i drobiazgowo pilnowa艂 porz膮dku. Zawsze zach臋ca艂 swoich pracownik贸w, by badali i wyja艣niali wszelkie nieprawid艂owo艣ci proceduralne, niezale偶nie od tego jak drobne. W tym wypadku za偶膮da艂, by przymkn臋li oczy na bardzo dziwn膮 seri臋 niezwyk艂ych zdarze艅.

Fontaine niew膮tpliwie co艣 ukrywa艂, ale Brinkerhoff dostawa艂 pensj臋 za to, by mu pomaga膰, nie za艣 zadawa膰 pytania. Dyrektor wielokrotnie dowi贸d艂 w przesz艂o艣ci, 偶e zawsze bierze pod uwag臋 interesy wszystkich. Je艣li teraz za偶膮da艂, by tymczasowo o艣lepli, tak widocznie nale偶a艂o zrobi膰. Natomiast Midge bra艂a pieni膮dze za to, by wszystkich podejrzewa膰, i Brinkerhoff obawia艂 si臋, 偶e zamierza teraz uda膰 si臋 do Krypto.

Pora wyci膮gn膮膰 z teczki CV, pomy艣la艂 Brinkerhoff i wyszed艂 na korytarz.

- Chad! - warkn膮艂 Fontaine, nim jego sekretarz zamkn膮艂 drzwi. Dyrektor r贸wnie偶 zauwa偶y艂 min臋 Midge. - Dopilnuj, by ona nie opu艣ci艂a tego pi臋tra.

Brinkerhoff kiwn膮艂 g艂ow膮 i po艣pieszy艂 za Midge.

Fontaine westchn膮艂 i podpar艂 g艂ow臋 na r臋kach. Opada艂y mu powieki. Mia艂 za sob膮 d艂ug膮 i nieoczekiwan膮 podr贸偶 do domu. Od miesi膮ca 偶y艂 w stanie podniecenia wywo艂anego wielkimi nadziejami. W艂a艣nie teraz w NSA dzia艂y si臋 rzeczy, kt贸re mia艂y zmieni膰 histori臋, a jak na ironi臋, on dowiedzia艂 si臋 o nich zupe艂nie przypadkowo.

Trzy miesi膮ce wcze艣niej do Fontaine'a dotar艂a informacja 偶e 偶ona komandora Strathmore'a postanowi艂a si臋 z nim rozwie艣膰. Z raport贸w wynika艂o r贸wnie偶, 偶e Strathmore pracuje niewiarygodnie d艂ugo i wydaje si臋 niezwykle spi臋ty. Mimo r贸偶nic pogl膮d贸w w wielu sprawach Fontaine zawsze darzy艂 swego zast臋pc臋 wielkim szacunkiem. Strathmore by艂 b艂yskotliwym cz艂owiekiem, mo偶e najbystrzejszym w ca艂ej agencji. Z drugiej strony, od niepowodzenia w sprawie Skipjacka komandor 偶y艂 pod wielk膮 presj膮. To niepokoi艂o dyrektora - jego zast臋pca mia艂 dost臋p do wielu tajemnic NSA i wp艂ywa艂 na wiele decyzji, a Fontaine musia艂 dba膰 o dobro ca艂ej agencji.

Fontaine uzna艂, 偶e potrzebuje kogo艣, kto sprawowa艂by nadz贸r nad Strathmore'em i pilnowa艂, czy wszystko jest w porz膮dku. To jednak nie by艂o takie proste. Komandor by艂 cz艂owiekiem dumnym i wp艂ywowym. Dyrektor musia艂 zatem wymy艣li膰 taki spos贸b monitorowania jego dzia艂alno艣ci, by nie wzbudzi膰 podejrze艅 i nie podwa偶y膰 jego autorytetu.

Fontaine zdecydowa艂 w ko艅cu, 偶e sam si臋 tym zajmie. Kaza艂 zainstalowa膰 urz膮dzenia do 艣ledzenia poczty elektronicznej, korespondencji s艂u偶bowej i programu BrainStorm. Gdyby pojawi艂o si臋 niebezpiecze艅stwo kryzysu psychicznego, dyrektor m贸g艂by dostrzec jego zapowiedzi. Zamiast sygna艂贸w o takim zagro偶eniu, Fontaine odkry艂 przygotowania do najbardziej niewiarygodnej operacji wywiadowczej, o jakiej kiedykolwiek s艂ysza艂. Nic dziwnego, 偶e Strathmore przesiadywa艂 w pracy dniami i nocami; gdyby uda艂o mu si臋 zrealizowa膰 ten plan, klapa w sprawie Skipjacka straci艂aby wszelkie znaczenie.

Dyrektor doszed艂 do wniosku, 偶e ze Strathmore'em jest wszystko w porz膮dku. Jego zast臋pca spe艂nia艂 swoje obowi膮zki na sto dziesi臋膰 procent, by艂 jak zawsze przebieg艂y, inteligentny i oddany ojczy藕nie. Najlepsze, co m贸g艂 zatem zrobi膰 Fontaine, to sta膰 na uboczu i przygl膮da膰 si臋, jak komandor urzeczywistnia sw贸j magiczny plan. Nie mia艂 zamiaru mu przeszkadza膰.

Rozdzia艂 75

Strathmore pomaca艂 le偶膮c膮 na kolanach berrett臋. Mimo w艣ciek艂o艣ci stara艂 si臋 my艣le膰 jasno. To, 偶e Greg Hale o艣mieli艂 si臋 zaatakowa膰 Susan, doprowadza艂o go do furii, ale czu艂 si臋 tym gorzej, 偶e sam by艂 temu winien. To on zaproponowa艂, by Susan posz艂a do W臋z艂a nr 3. Strathmore potrafi艂 jednak pouk艂ada膰 swoje uczucia w odpowiednie przegr贸dki - ta sprawa nie mog艂a w 偶aden spos贸b wp艂yn膮膰 na spos贸b poradzenia sobie z Cyfrow膮 Twierdz膮. By艂 zast臋pc膮 dyrektora NSA i dzisiaj jego praca mia艂a jeszcze wi臋ksze znaczenie ni偶 zwykle.

Uda艂o mu si臋 uregulowa膰 oddech.

- Susan - powiedzia艂 wyra藕nie, spokojnym tonem. - Czy skasowa艂a艣 poczt臋 elektroniczn膮 Hale'a?

- Nie - odpowiedzia艂a zdezorientowana Susan.

- Czy znalaz艂a艣 klucz?

Pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.

Strathmore przygryz艂 wargi. Po艣piesznie zastanawia艂 si臋, co teraz zrobi膰. Mia艂 dylemat. M贸g艂 natychmiast da膰 jej has艂o do windy i Susan pojecha艂aby do domu, ale potrzebowa艂 jej pomocy. Bez niej mia艂by trudno艣ci ze znalezieniem klucza. Do tej pory jeszcze jej tego nie powiedzia艂, ale nie chodzi艂o mu wcale o zaspokojenie intelektualnej ciekawo艣ci; to by艂o absolutnie konieczne. Przypuszcza艂, 偶e da艂by sobie rad臋 z programem do szukania losowych 艂a艅cuch贸w, ale tego dnia mia艂 ju偶 k艂opoty z uruchomieniem TRACERA i nie chcia艂 ryzykowa膰.

- Susan - powiedzia艂 zdecydowanym tonem. - Chc臋, aby艣 pomog艂a mi znale藕膰 klucz Hale'a.

- Co takiego?! - poderwa艂a si臋 z fotela i spojrza艂a na niego dzikim wzrokiem.

Strathmore opanowa艂 ch臋膰, by r贸wnie偶 wsta膰. Zna艂 zasady negocjacji - silniejsza strona zawsze siedzi. Mia艂 nadziej臋 偶e Susan zaraz usi膮dzie, ona jednak w dalszym ci膮gu sta艂a.

- Usi膮d藕, prosz臋.

Zignorowa艂a jego s艂owa.

- Siadaj! - To by艂 rozkaz.

Susan wci膮偶 sta艂a.

- Komandorze, je艣li pali pana pragnienie poznania algorytmu Tankada, mo偶e pan sam szuka膰 klucza. Ja chc臋 si臋 st膮d wydosta膰.

Strathmore zwiesi艂 g艂ow臋 i wzi膮艂 g艂臋boki oddech. By艂o jasne, 偶e nie obejdzie si臋 bez odpowiednich wyja艣nie艅. Ona zas艂uguje na wyja艣nienie, pomy艣la艂. Podj膮艂 decyzj臋. Susan dowie si臋 wszystkiego. Modli艂 si臋, by to nie okaza艂o si臋 b艂臋dem.

- Susan - zacz膮艂 - to nie mia艂o tak wygl膮da膰... - Urwa艂 i przejecha艂 d艂oni膮 po g艂owie. - Nie powiedzia艂em ci o paru sprawach. Niekiedy ludzie na takich stanowiskach jak ja... - Strathmore zawaha艂 si臋, tak jakby pr贸bowa艂 zdoby膰 si臋 na trudne wyznanie. - Niekiedy ludzie na takich stanowiskach jak ja musz膮 ok艂amywa膰 osoby, kt贸re kochaj膮. Tak by艂o dzisiaj. - Spojrza艂 na ni膮 ze smutkiem. - Powiem ci teraz co艣, czego postanowi艂em nie m贸wi膰... ani tobie, ani nikomu innemu.

Poczu艂a, jak robi jej si臋 zimno. Komandor wydawa艂 si臋 艣miertelnie powa偶ny. Najwyra藕niej zajmowa艂 si臋 jakimi艣 sprawami, o kt贸rych dotychczas nie mia艂a poj臋cia. Usiad艂a w fotelu.

Strathmore przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w sufit i zbiera艂 my艣li.

- Susan - odezwa艂 si臋 wreszcie niepewnym g艂osem. - Nie mam dzieci. O moim ma艂偶e艅stwie nie warto nawet wspomina膰. - Zn贸w na ni膮 spojrza艂. - W moim 偶yciu liczy si臋 tylko mi艂o艣膰 do kraju. Ca艂e moje 偶ycie to praca tutaj, w NSA.

S艂ucha艂a w milczeniu.

- Jak mo偶esz 艂atwo zgadn膮膰 - ci膮gn膮艂 Strathmore - zamierzam nied艂ugo przej艣膰 na emerytur臋. Chc臋 odej艣膰 z poczuciem dumy. Chc臋 przej艣膰 na emerytur臋, wiedz膮c, 偶e to, co zrobi艂em, ma naprawd臋 istotne znaczenie.

- Ale偶 to, co pan zrobi艂, ma ogromne znaczenie. - Susan s艂ysza艂a w艂asne s艂owa. - To pan zbudowa艂 TRANSLATOR.

Strathmore zachowywa艂 si臋 tak, jakby jej s艂owa nie dotar艂y do niego.

- W ostatnich latach nasza praca w NSA stawa艂a si臋 coraz trudniejsza. Mamy do czynienia z przeciwnikami, o kt贸rych nigdy nie s膮dzi艂em, 偶e rzuc膮 nam wyzwanie. My艣l臋 o naszych w艂asnych obywatelach. Prawnikach, fanatykach praw obywatelskich, EFF... oni wszyscy bior膮 w tym udzia艂, ale nie tylko o to mi chodzi. My艣l臋 o spo艂ecze艅stwie. Utracili艣my zaufanie. Obywatele popadli w paranoj臋. Nagle to w nas widz膮 swoich wrog贸w. Ludzie tacy jak ty i ja, ludzie, kt贸rych naprawd臋 obchodzi ten kraj, musz膮 walczy膰 o prawo, by s艂u偶y膰 swojej ojczy藕nie. Nie jeste艣my ju偶 obro艅cami pokoju. Jeste艣my pods艂uchiwaczami, szpiclami, gwa艂cicielami praw obywatelskich. - Strathmore ci臋偶ko westchn膮艂. - Niestety na tym 艣wiecie nie brakuje naiwniak贸w, kt贸rzy nie potrafi膮 sobie wyobrazi膰 horroru, z jakim mieliby do czynienia, gdyby艣my nie interweniowali. Jestem przekonany, 偶e to my musimy ratowa膰 ludzi tego pokroju przed skutkami ich w艂asnej ignorancji.

Susan czeka艂a na konkluzj臋 tego wywodu.

Komandor przez chwil臋 wpatrywa艂 si臋 ze znu偶eniem w pod艂og臋, po czym podni贸s艂 g艂ow臋.

- Pos艂uchaj - powiedzia艂 z czu艂ym u艣miechem. - Zapewne b臋dziesz chcia艂a mnie powstrzyma膰, ale wys艂uchaj tego, co chc臋 ci przekaza膰. Od dw贸ch miesi臋cy pracuj臋 nad rozszyfrowaniem algorytmu Tankada. Jak 艂atwo mo偶esz sobie wyobrazi膰, by艂em wstrz膮艣ni臋ty, gdy po raz pierwszy przeczyta艂em jego listy do North Dakoty o algorytmie ca艂kowicie odpornym na ataki. Nie wierzy艂em, by to by艂o mo偶liwe. Gdy jednak przechwytywali艣my kolejne listy, coraz cz臋艣ciej my艣la艂em, 偶e by膰 mo偶e Tankado si臋 nie myli. Gdy napisa艂, 偶e u偶y艂 艂a艅cuch贸w mutacyjnych i stworzy艂 szyfr ze zmiennym tekstem jawnym, zda艂em sobie spraw臋, 偶e wyprzedzi艂 nas o ca艂e lata 艣wietlne. U nas nikt nawet nie pr贸bowa艂 zabra膰 si臋 do tego.

- Dlaczego mieliby艣my pr贸bowa膰? - wtr膮ci艂a Susan. - To nie wygl膮da sensownie.

Strathmore wsta艂 z fotela i zacz膮艂 kr膮偶y膰 po pokoju nie spuszczaj膮c z oczu drzwi.

- Kilka tygodni temu, gdy dowiedzia艂em si臋 o aukcji kt贸rej Tankado chcia艂 sprzeda膰 Cyfrow膮 Twierdz臋, przyj膮艂em do wiadomo艣ci, 偶e m贸wi serio. Wiedzia艂em, 偶e je艣li sprzeda algorytm jakiej艣 firmie japo艅skiej, to b臋dziemy ugotowani. Zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, jak go powstrzyma膰. Rozwa偶a艂em mo偶liwo艣膰 zabicia go, ale z uwagi na rozg艂os wywo艂any nowym algorytmem i jego rewelacjami na temat TRANSLATORA, to my byliby艣my g艂贸wnymi podejrzanymi. Wtedy dozna艂em ol艣nienia. - Spojrza艂 na Susan. - Zrozumia艂em, 偶e nie wolno mi zablokowa膰 publikacji Cyfrowej Twierdzy.

Susan gapi艂a si臋 na niego. Najwyra藕niej nie zrozumia艂a, o co mu chodzi.

- Nagle dostrzeg艂em, 偶e Cyfrowa Twierdza stwarza wyj膮tkow膮 okazj臋 - kontynuowa艂 Strathmore. - Wystarczy艂oby wprowadzi膰 kilka zmian, 偶eby s艂u偶y艂a nam, a nie naszym przeciwnikom.

Susan jeszcze nigdy nie s艂ysza艂a wi臋kszego absurdu. Cyfrowa Twierdza zapewnia艂a absolutne bezpiecze艅stwo szyfru; to mog艂o jedynie zniszczy膰 agencj臋.

- Gdybym tylko m贸g艂 - ci膮gn膮艂 sw贸j wyw贸d komandor - wprowadzi膰 kilka modyfikacji przed wypuszczeniem algorytmu na rynek... - W jego oczach pojawi艂 si臋 chytry b艂ysk.

Susan natychmiast zrozumia艂a.

Strathmore dostrzeg艂 w jej oczach zdumienie i o偶ywienie. Przyst膮pi艂 do wyja艣nienia swojego planu.

- Gdybym zdoby艂 klucz, m贸g艂bym otworzy膰 kopi臋 Cyfrowej Twierdzy i wprowadzi膰 zmiany.

- Tyln膮 furtk臋 - wtr膮ci艂a Susan, zapominaj膮c o tym, 偶e komandor j膮 ok艂ama艂. Poczu艂a fal臋 podniecenia. - Tak jak ze Skipjackiem.

- Wtedy mogliby艣my zast膮pi膰 kopi臋 Cyfrowej Twierdzy na stronie Tankada nasz膮 wersj膮. Cyfrowa Twierdza to produkt japo艅ski, a zatem nikt nie podejrzewa艂by, 偶e NSA macza艂a w tym palce. Wystarczy艂oby wymieni膰 kopie.

Susan pomy艣la艂a, 偶e to wi臋cej ni偶 tylko pomys艂owy plan... To prawdziwy Strathmore. Komandor zamierza艂 u艂atwi膰 rozpowszechnianie algorytmu, kt贸ry NSA mog艂a z艂ama膰!

- Mieliby艣my pe艂ny dost臋p - doda艂 Strathmore. - Cyfrowa Twierdza z dnia na dzie艅 sta艂aby si臋 standardowym programem szyfruj膮cym.

- Tak szybko? - zw膮tpi艂a Susan. - Dlaczego pan tak sadzi? Nawet gdyby Cyfrowa Twierdza by艂a dost臋pna za darmo, wi臋kszo艣膰 u偶ytkownik贸w komputer贸w dla wygody trzyma艂aby si臋 dotychczasowych program贸w. Czemu mieliby przej艣膰 na Cyfrow膮 Twierdz臋?

- To proste - ci膮gn膮艂 Strathmore. - Dosz艂oby do przecieku z NSA. Ca艂y 艣wiat dowiedzia艂by si臋, 偶e mamy TRANSLATOR.

Susan otworzy艂a usta ze zdziwienia.

- Po prostu pozwoliliby艣my, by poznano prawd臋. Wszyscy dowiedzieliby si臋, 偶e NSA ma komputer, kt贸ry mo偶e z艂ama膰 wszystkie szyfry z wyj膮tkiem Cyfrowej Twierdzy.

- Zatem wszyscy rzuciliby si臋 na nowy algorytm... - zrozumia艂a Susan. - Nikt nie wiedzia艂by, 偶e mo偶emy czyta膰 listy elektroniczne, zaszyfrowane za pomoc膮 Cyfrowej Twierdzy.

- W艂a艣nie - kiwn膮艂 g艂ow膮 Strathmore. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 oboje milczeli. - Przepraszam, 偶e ci臋 ok艂ama艂em. Pr贸ba zmodyfikowania Cyfrowej Twierdzy jest 艣mia艂ym pomys艂em. Nie chcia艂em ci臋 w to miesza膰.

- Rozumiem... - odrzek艂a powoli, wci膮偶 oszo艂omiona b艂yskotliwo艣ci膮 tego planu. - Potrafi pan dobrze k艂ama膰.

- Mam lata praktyki - za偶artowa艂 Strathmore. - Tylko w ten spos贸b mog艂em ci臋 nie wtajemnicza膰.

- A kto jest wtajemniczony?

- Widzisz wszystkich.

- Obawia艂am si臋, 偶e to us艂ysz臋 - Susan u艣miechn臋艂a si臋 po raz pierwszy od pocz膮tku rozmowy.

- Gdy Cyfrowa Twierdza b臋dzie ju偶 gotowa, wtedy poinformuj臋 dyrektora - wzruszy艂 ramionami Strathmore.

Susan by艂a pod wra偶eniem. Strathmore wymy艣li艂 plan akcji wywiadu w skali, jakiej nikt wcze艣niej sobie nie wyobra偶a艂, przy czym pr贸bowa艂 zrealizowa膰 wszystko w pojedynk臋. Wygl膮da艂o na to, 偶e mo偶e mu si臋 uda膰. Klucz by艂 gdzie艣 na dole Tankado ju偶 nie 偶y艂, a jego partner zosta艂 zidentyfikowany.

Skupi艂a si臋 na jednej my艣li.

Tankado nie 偶yje. To wydawa艂o si臋 bardzo wygodne. Pomy艣la艂a o wszystkich k艂amstwach, kt贸re opowiada艂 Strathmore i poczu艂a ciarki na plecach. Spojrza艂a na niego niepewnie.

- Czy to pan kaza艂 zabi膰 Ensei Tankada?

- Oczywi艣cie, 偶e nie. - Strathmore wydawa艂 si臋 zaskoczony jej pytaniem. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - To nie by艂o do niczego potrzebne. Przeciwnie, wola艂bym, 偶eby 偶y艂. Jego 艣mier膰 mo偶e wzbudzi膰 podejrzenia. Chcia艂em, 偶eby wymiana wersji nast膮pi艂a mo偶liwie g艂adko i niepozornie. Chcia艂em dokona膰 wymiany i pozwoli膰, by Tankado sprzeda艂 klucz.

Susan musia艂a przyzna膰, 偶e to brzmi rozs膮dnie. Tankado nie mia艂by powod贸w podejrzewa膰, 偶e algorytm na jego stronie internetowej nie jest oryginalny. Nikt nie mia艂by do niego dost臋pu poza Tankadem i North Dakot膮. Tankado m贸g艂by znale藕膰 tyln膮 furtk臋 tylko wtedy, gdyby po sprzedaniu algorytmu dok艂adnie przeanalizowa艂 ca艂y program, ale skoro ju偶 po艣wi臋ci艂 mu wiele lat ci臋偶kiej pracy, to zapewne wola艂by go wi臋cej nigdy nie ogl膮da膰.

Stopniowo coraz lepiej rozumia艂a ca艂膮 sytuacj臋. Teraz wiedzia艂a, dlaczego komandor pragn膮艂 by膰 w Krypto sam. Mia艂 przed sob膮 zadanie wymagaj膮ce czasu i subtelno艣ci - musia艂 ukry膰 w skomplikowanym algorytmie tyln膮 furtk臋 i nast臋pnie dyskretnie zamieni膰 kopi臋 programu na stronie internetowej Tankada. Tajno艣膰 mia艂a tu pierwszorz臋dne znaczenie. Wystarczy艂aby zwyk艂a sugestia, 偶e Cyfrowa Twierdza zosta艂a przerobiona, by ca艂y plan leg艂 w gruzach.

Dopiero teraz Susan poj臋艂a, dlaczego Strathmore nie chcia艂 przerwa膰 pracy TRANSLATORA. Je艣li Cyfrowa Twierdza mia艂a sta膰 si臋 podstaw膮 dzia艂ania agencji, to Strathmore chcia艂 si臋 upewni膰, 偶e rzeczywi艣cie nie mo偶na jej z艂ama膰!

- W dalszym ci膮gu chcesz wyj艣膰? - spyta艂 Strathmore.

Unios艂a g艂ow臋. Gdy siedzia艂a w ciemno艣ciach obok wielkiego Trevora Strathmore'a, przesta艂a si臋 l臋ka膰. Zmodyfikowanie Cyfrowej Twierdzy by艂o okazj膮, 偶eby zmieni膰 bieg historii i zrobi膰 co艣 wspania艂ego, a Strathmore potrzebowa艂 jej pomocy. Susan zmusi艂a si臋 do u艣miechu.

- Jakie zatem b臋dzie nasze nast臋pne posuni臋cie?

Strathmore si臋 rozpromieni艂. Nachyli艂 si臋 ku niej i po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej ramieniu.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂 z u艣miechem, po czym przeszed艂 do rzeczy. - Zejdziemy na d贸艂 razem. Przeszukasz terminal Hale'a, a ja b臋d臋 ci臋 os艂ania艂 - doda艂, chwytaj膮c berrett臋.

- Czy nie mo偶emy poczeka膰, a偶 David znajdzie kopi臋 klucza? - Susan nie mia艂a ochoty schodzi膰 na d贸艂.

- Im pr臋dzej wymienimy kopie programu, tym lepiej - potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 Strathmore. - Nie mamy gwarancji, 偶e Davidowi si臋 uda. Mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e jakim艣 sposobem klucz trafi w niew艂a艣ciwe r臋ce. Wola艂bym wymieni膰 programy, nim do tego dojdzie. W ten spos贸b ktokolwiek przechwyci klucz, za艂aduje nasz膮 wersj臋 algorytmu. - Strathmore sprawdzi艂 pistolet i wsta艂. - Idziemy do terminalu Hale'a.

Susan nie odpowiedzia艂a. Komandor mia艂 racj臋. Potrzebowali klucza, i to teraz.

Gdy wsta艂a z fotela, czu艂a, 偶e dr偶膮 jej nogi. 呕a艂owa艂a, 偶e nie uderzy艂a Hale'a jeszcze mocniej. Spojrza艂a na pistolet i nagle zrobi艂o jej si臋 s艂abo.

- Czy naprawd臋 got贸w jest pan go zastrzeli膰?

- Nie - odpar艂 Strathmore, podchodz膮c do drzwi. Zmarszczy艂 brwi. - Miejmy nadziej臋, 偶e on tego nie wie.

Rozdzia艂 76

Przed terminalem na lotnisku w Sewilli sta艂a taks贸wka z w艂膮czonym licznikiem. W 艣rodku siedzia艂 m臋偶czyzna w drucianych okularach i bacznie obserwowa艂 dobrze o艣wietlon膮 hal臋. Przez wielkie okna doskonale wida膰 by艂o ca艂e wn臋trze. M臋偶czyzna ju偶 mia艂 pewno艣膰, 偶e przyby艂 w por臋.

Widzia艂, jak jaka艣 blondynka pomaga Beckerowi usi膮艣膰 na krze艣le. Becker najwyra藕niej cierpia艂. Jeszcze nie wie, co to cierpienie, pomy艣la艂. Dziewczyna wyj臋艂a z kieszeni jaki艣 ma艂y przedmiot i poda艂a Beckerowi, kt贸ry uni贸s艂 go i uwa偶nie mu si臋 przyjrza艂, po czym na艂o偶y艂 na palec. Wyci膮gn膮艂 z kieszeni plik banknot贸w i zap艂aci艂 dziewczynie. Rozmawiali jeszcze kilka minut, a potem dziewczyna go u艣ciska艂a. Pomacha艂a r臋k膮, chwyci艂a torb臋 podr贸偶n膮 i posz艂a w g艂膮b hali.

Nareszcie, pomy艣la艂 m臋偶czyzna w taks贸wce. Nareszcie.

Rozdzia艂 77

Strathmore wyszed艂 z gabinetu na podest schod贸w, trzymaj膮c pistolet gotowy do strza艂u. Susan sz艂a tu偶 za nim. Zastanawia艂a si臋, czy Hale jest jeszcze w W臋藕le nr 3.

Poblask z ekranu monitora sprawia艂, 偶e ich postacie rzuca艂y niesamowite cienie na schody i podest ze stalowej kraty. Ciemno艣ci w Krypto rozprasza艂o tylko 艣wiat艂o gwiazd i s艂aba po艣wiata docieraj膮ca przez rozbit膮 艣cian臋 Kojca.

Strathmore przesuwa艂 si臋 powoli naprz贸d, staraj膮c si臋 wymaca膰 stopami pierwszy stopie艅. Prze艂o偶y艂 pistolet do lewej r臋ki, a praw膮 szuka艂 por臋czy. Uzna艂, 偶e prawdopodobnie praw膮 r臋k膮 strzela r贸wnie kiepsko jak lew膮, a prawej potrzebowa艂, by si臋 oprze膰. Upadek z tych schod贸w m贸g艂 si臋 sko艅czy膰 kalectwem, a jego plany na 偶ycie na emeryturze nie obejmowa艂y zakupu fotela na k贸艂kach.

W panuj膮cych ciemno艣ciach Susan nie mog艂a niczego dostrzec. Schodzi艂a, trzymaj膮c r臋k臋 na ramieniu Strathmore'a. Nawet z odleg艂o艣ci p贸艂 metra nie widzia艂a jego sylwetki. Zatrzymywa艂a si臋 na ka偶dym stopniu i przesuwa艂a nog臋 do przodu, staraj膮c si臋 wyczu膰 kraw臋d藕.

Zacz臋艂a si臋 obawia膰, 偶e wizyta w W臋藕le to mimo wszystko zbyt ryzykowny krok. Komandor twierdzi艂, 偶e Hale nie odwa偶y si臋 ich zaatakowa膰, ale Susan nie by艂a tego pewna. Hale by艂 zdesperowany. Wiedzia艂, 偶e albo ucieknie z Krypto, albo trafi do wi臋zienia.

Wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 jej, 偶e powinni poczeka膰 na telefon od Davida i skorzysta膰 z klucza Tankada, ale rzeczywi艣cie nie mieli 偶adnych gwarancji, 偶e David znajdzie pier艣cie艅. Zastanawia艂a si臋, co mog艂o zaj膮膰 mu tak wiele czasu. Zachowa艂a swoje my艣li dla siebie i sz艂a dalej za komandorem.

Strathmore schodzi艂 cicho. Nie chcia艂, by Hale ich us艂ysza艂 Gdy byli niemal na samym dole, komandor zwolni艂 i delikatnie stara艂 si臋 wymaca膰 ostatni stopie艅. Mimo to po chwili rozleg艂 si臋 stuk obcasa na twardej posadzce. Susan wyczu艂a, jak komandor zesztywnia艂. Znale藕li si臋 w niebezpiecznej strefie. Hale m贸g艂 by膰 wsz臋dzie.

Ich cel, W臋ze艂 nr 3, znajdowa艂 si臋 po drugiej stronie TRANSLATORA. Susan modli艂a si臋, by si臋 okaza艂o, 偶e Hale le偶y tam na pod艂odze i wije si臋 z b贸lu jak zbity pies. Nie zas艂ugiwa艂 na nic lepszego.

Strathmore pu艣ci艂 por臋cz i ponownie prze艂o偶y艂 pistolet do prawej r臋ki. Bez s艂owa ruszy艂 naprz贸d przez ciemn膮 sal臋. Susan trzyma艂a si臋 jego ramienia. Gdyby straci艂a z nim kontakt, musia艂aby si臋 odezwa膰 i przerwa膰 cisz臋. Hale m贸g艂by ich us艂ysze膰. Kiedy oddalali si臋 od schod贸w, Susan przypomnia艂a sobie, jak w dzieci艅stwie bawi艂a si臋 w podchody. Opu艣ci艂a kryj贸wk臋 i znalaz艂a si臋 na otwartej przestrzeni. W obliczu zagro偶enia.

TRANSLATOR by艂 niczym wyspa w otaczaj膮cym ich czarnym morzu. Co kilka krok贸w Strathmore przystawa艂 i nas艂uchiwa艂, trzymaj膮c pistolet gotowy do strza艂u. S艂ycha膰 by艂o tylko cichy szmer dochodz膮cy z podziemi. Susan najch臋tniej wr贸ci艂aby do bezpiecznego gabinetu. Wydawa艂o jej si臋, 偶e widzi w ciemno艣ciach niezliczone twarze.

Gdy pokonali po艂ow臋 drogi dziel膮cej ich od TRANSLATORA, cisz臋 panuj膮c膮 w Krypto przerwa艂 ostry dzwonek. Susan mia艂a wra偶enie, 偶e 藕r贸d艂o d藕wi臋ku znajduje si臋 gdzie艣 nad nimi. Strathmore gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂 i straci艂a z nim kontakt. Przera偶ona macha艂a w powietrzu r臋kami, staraj膮c si臋 go znale藕膰, ale miejsce, gdzie jeszcze przed chwil膮 znajdowa艂o si臋 jego rami臋, teraz by艂o puste. Susan powoli posuwa艂a si臋 do przodu.

Dzwonek wci膮偶 piszcza艂. To by艂o gdzie艣 blisko. Odwr贸ci艂a si臋. Us艂ysza艂a szelest materia艂u i brz臋czenie nagle ucich艂o. Zamar艂a. Chwil臋 p贸藕niej, jak w najgorszych koszmarach z dzieci艅stwa, zobaczy艂a zjaw臋. Tu偶 przed ni膮 pojawi艂a si臋 jaka艣 zielonkawa twarz. Twarz demona. Zdeformowane rysy rzuca艂y d艂ugie g艂臋bokie cienie. Susan odskoczy艂a do ty艂u. Chcia艂a uciec, ale widmo chwyci艂o j膮 za r臋k臋.

- Nie ruszaj si臋! - rozleg艂 si臋 g艂os.

Mia艂a wra偶enie, 偶e te 艣wiec膮ce oczy nale偶膮 do Hale'a, ale g艂os nie pasowa艂 do niego. R贸wnie偶 chwyt wydawa艂 si臋 zbyt delikatny. To by艂 Strathmore. Jego twarz o艣wietla艂 jaki艣 przedmiot, kt贸ry wyci膮gn膮艂 z kieszeni. Susan odetchn臋艂a z ulg膮 i ca艂a si臋 odpr臋偶y艂a. Poczu艂a, 偶e znowu oddycha. Przedmiot, kt贸ry trzyma艂 Strathmore, mia艂 zielony wy艣wietlacz LED.

- Niech to szlag - cicho zakl膮艂 komandor. Patrzy艂 z obrzydzeniem na trzymany w d艂oni SkyPager. Zapomnia艂 wy艂膮czy膰 dzwonek. Jak na ironi臋, sam poszed艂 do sklepu elektronicznego, by kupi膰 pager, i zap艂aci艂 got贸wk膮, 偶eby zachowa膰 anonimowo艣膰. Nikt nie wiedzia艂 lepiej od niego, jak 艣ci艣le NSA rejestruje dzia艂anie firmowych pager贸w, a cyfrowe wiadomo艣ci, kt贸re chcia艂 wymienia膰 za pomoc膮 tego urz膮dzenia, musia艂y pozosta膰 tajemnic膮.

Susan niespokojnie rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Je艣li Hale dotychczas nie us艂ysza艂, 偶e si臋 zbli偶aj膮, to teraz nie m贸g艂 mie膰 w膮tpliwo艣ci.

Strathmore nacisn膮艂 kilka guzik贸w i odebra艂 wiadomo艣膰. Cicho j臋kn膮艂. To by艂a z艂a wiadomo艣膰 z Hiszpanii - nie od Davida Beckera, ale od innego cz艂owieka, kt贸rego pos艂a艂 do Sewilli.

Pi臋膰 tysi臋cy kilometr贸w od Waszyngtonu, w Sewilli, furgonetka z urz膮dzeniami 艣ledz膮cymi gna艂a ciemnymi ulicami miasta. To zadanie zosta艂o zlecone przez NSA i by艂o opatrzone najwy偶sz膮 klauzul膮 tajno艣ci Umbra. Dwaj agenci z bazy wojskowej w Rota byli cali spi臋ci. W przesz艂o艣ci ju偶 wielokrotnie wykonywali zadania zlecone przez Fort Meade, ale nigdy jeszcze nie otrzymali rozkaz贸w z tak wysokiego poziomu.

- Jakie艣 艣lady po naszym kliencie? - odezwa艂 si臋 agent siedz膮cy przy kierownicy.

Jego partner ani na chwil臋 nie spuszcza艂 oczu z ekranu, na kt贸rym widzia艂 obraz rejestrowany przez szerokok膮tn膮 kamer臋 umieszczon膮 na dachu.

- Nie. Jed藕 dalej.

Rozdzia艂 78

Jabba wci膮偶 le偶a艂 na wznak pod zwojami kabli i mocno si臋 poci艂. W z臋bach trzyma艂 latark臋 i naprawia艂 komputer. Przywyk艂 ju偶 do pracy w sobory i niedziele. Gdy w NSA panowa艂 wzgl臋dny spok贸j, mia艂 do艣膰 czasu na niezb臋dne naprawy i konserwacj臋 sprz臋tu. Z uwag膮 manipulowa艂 gor膮c膮 lutownic膮 w艣r贸d przewod贸w; nieostro偶ny ruch m贸g艂by spowodowa膰 uszkodzenie izolacji lub element贸w elektronicznych.

- Jeszcze kilka centymetr贸w - mrukn膮艂 do siebie. Praca zaj臋艂a mu wi臋cej czasu, ni偶 planowa艂.

W chwili gdy dotkn膮艂 lutownic膮 cyny, rozleg艂 si臋 ostry dzwonek telefonu kom贸rkowego. R臋ka mu drgn臋艂a i kropla roztopionego metalu spad艂a na rami臋.

- Kurwa! - Jabba rzuci艂 lutownic臋 i niewiele brakowa艂o, a po艂kn膮艂by latark臋. - Kurwa, kurwa, kurwa!

Potar艂 d艂oni膮 rami臋, odrywaj膮c grudk臋 metalu, kt贸ra przywar艂a do sk贸ry. Zosta艂 po niej 艣lad w postaci efektownej, okr膮g艂ej oparzelizny. Cewka, kt贸r膮 zamierza艂 przylutowa膰 do p艂ytki, spad艂a mu prosto na g艂ow臋.

- Niech to szlag!

Telefon zn贸w zadzwoni艂, lecz Jabba to zignorowa艂.

- Midge - powiedzia艂 do siebie i zakl膮艂. Niech ci臋 diabli. Z Krypto jest wszystko w porz膮dku! Telefon dzwoni艂, ale Jabba wr贸ci艂 do pracy. Zdo艂a艂 przylutowa膰 cewk臋, a telefon wci膮偶 dzwoni艂 i dzwoni艂. Na lito艣膰 bosk膮, Midge, daj mi spok贸j!

Po kolejnych pi臋tnastu sekundach dzwonek umilk艂. Jabba westchn膮艂 z ulg膮.

Minut臋 p贸藕niej zatrzeszcza艂 g艂o艣nik na 艣cianie: Kierownik dzia艂u bezpiecze艅stwa system贸w proszony jest o skontaktowanie si臋 z g艂贸wn膮 central膮 w celu odebrania wiadomo艣ci.

Jabba przewr贸ci艂 oczami. Nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Czy ona nigdy nie zrezygnuje? Zignorowa艂 wezwanie.

Rozdzia艂 79

Strathmore wsun膮艂 SkyPager do kieszeni i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 W臋z艂a nr 3. Stara艂 si臋 przebi膰 wzrokiem ciemno艣ci.

- Chod藕 - powiedzia艂 do Susan i wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋. Ich palce jednak si臋 nie zetkn臋艂y.

Nagle rozleg艂 si臋 d艂ugi, nieartyku艂owany krzyk, kt贸remu towarzyszy艂 ha艂as, jakby w ich stron臋 p臋dzi艂a ci臋偶ar贸wka bez 艣wiate艂. U艂amek sekundy p贸藕niej nast膮pi艂o zderzenie. Strathmore znikn膮艂.

To by艂 Hale. Dzwonek pagera zdradzi艂 ich obecno艣膰.

Susan us艂ysza艂a trzask uderzenia pistoletu o posadzk臋. Przez chwil臋 sta艂a, jakby wros艂a w pod艂og臋. Nie wiedzia艂a, co robi膰. Instynkt podpowiada艂 jej, 偶e powinna ucieka膰, lecz nie zna艂a kodu windy. Serce m贸wi艂o jej, 偶e powinna pom贸c Strathmore'owi, ale jak? Spodziewa艂a si臋, 偶e us艂yszy odg艂osy walki na 艣mier膰 i 偶ycie, a tymczasem w Krypto zapanowa艂a grobowa cisza, tak jakby Hale uderzy艂 komandora, po czym znikn膮艂 w ciemno艣ciach.

Susan czeka艂a i wyt臋偶a艂a wzrok. Mia艂a nadziej臋, 偶e komandorowi nic si臋 nie sta艂o. Po paru sekundach, kt贸re dla niej by艂y wieczno艣ci膮, postanowi艂a si臋 odezwa膰.

- Komandorze? - szepn臋艂a.

Zanim sko艅czy艂a m贸wi膰, u艣wiadomi艂a sobie, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d. Nagle poczu艂a za plecami zapach wody kolo艅skiej. Odwr贸ci艂a si臋, ale by艂o za p贸藕no. Nim zd膮偶y艂a co艣 zrobi膰, Hale chwyci艂 j膮, zgni贸t艂 ramionami i przycisn膮艂 jej twarz do klatki piersiowej. Susan wi艂a si臋 i pr贸bowa艂a z艂apa膰 powietrze.

- Jaja tak mnie bol膮, 偶e zaraz zdechn臋 - sapn膮艂 jej prosto do ucha.

Poczu艂a, 偶e nogi si臋 pod ni膮 uginaj膮. Gwiazdy widoczne przez kopu艂臋 zawirowa艂y nad jej g艂ow膮.

Rozdzia艂 80

Hale zacisn膮艂 mocno r臋ce na karku Susan.

- Komandorze, mam twoja ukochan膮! - krzykn膮艂 w ciemno艣ci. - Chc臋 si臋 st膮d wydosta膰!

Odpowiedzi膮 na jego 偶膮danie by艂a kompletna cisza.

- Skr臋c臋 jej kark! - zagrozi艂 i wzmocni艂 chwyt.

Za jego plecami rozleg艂 si臋 szcz臋k repetowanej broni.

- Pu艣膰 j膮 - powiedzia艂 Strathmore spokojnym tonem.

- Komandorze! - krzykn臋艂a Susan, krzywi膮c si臋 z b贸lu.

Hale szybko odwr贸ci艂 si臋 tak, 偶eby Susan znalaz艂a si臋 miedzy nim i Strathmore'em.

- Je艣li pan strzeli, trafi pan swoj膮 drogocenn膮 Susan - zapowiedzia艂. - Jest pan got贸w zaryzykowa膰?

- Pu艣膰 j膮 - powt贸rzy艂 Strathmore. By艂 teraz bli偶ej.

- Wykluczone. Pan mnie zabije.

- Nie zamierzam nikogo zabija膰.

- Och, doprawdy? Niech pan to powie Chartrukianowi.

- Chartrukian nie 偶yje - odpowiedzia艂 Strathmore, zbli偶aj膮c si臋 jeszcze bardziej.

- Co za nowina. Zabi艂 go pan, sam widzia艂em.

- Daj z tym spok贸j, Greg - spokojnie odrzek艂 Strathmore.

Hale przyci膮gn膮艂 do siebie Susan.

- Strathmore popchn膮艂 Chartrukiana - szepn膮艂 jej do ucha. - Przysi臋gam, 偶e tak by艂o!

- Ona nie da si臋 nabra膰 na te bajeczki - rzuci艂 Strathmore. - Pu艣膰 j膮!

- Chartrukian by艂 jeszcze szczeniakiem - sykn膮艂 Hale. - Na lito艣膰 bosk膮, dlaczego pan to zrobi艂? By ochroni膰 sw贸j ma艂y sekret?

- A c贸偶 to za ma艂y sekret? - spyta艂 komandor.

- Dobrze pan wie, co to za pierdolony sekret! Cyfrowa Twierdza!

- No, no - mrukn膮艂 lekcewa偶膮co Strathmore. Jego g艂os brzmia艂 lodowato. - Zatem wiesz o Cyfrowej Twierdzy. Ju偶 my艣la艂em, 偶e nawet temu zaprzeczysz.

- Odpierdol si臋.

- Bardzo pomys艂owa obrona.

- Jest pan g艂upcem - prychn膮艂 Hale. - Do pa艅skiej wiadomo艣ci, TRANSLATOR si臋 przegrzewa.

- Doprawdy? - zachichota艂 Strathmore. - Niech zgadn臋... pewnie powinienem otworzy膰 drzwi i wezwa膰 ekip臋 od bezpiecze艅stwa system贸w?

- Niew膮tpliwie - odpali艂 Hale. - Je艣li pan tego nie zrobi, to jest pan idiot膮.

- A wi臋c to jest tw贸j wielki plan? - tym razem Strathmore g艂o艣no si臋 za艣mia艂. - TRANSLATOR si臋 przegrzewa, a ja mam otworzy膰 drzwi i pozwoli膰 ci uciec?

- Cholera, to prawda! By艂em w podziemiach! Generatory awaryjne nie daj膮 wystarczaj膮cej ilo艣ci energii na pompowanie freonu!

- Dzi臋kuj臋 za rad臋 - odpowiedzia艂 Strathmore - ale TRANSLATOR wy艂膮cza si臋 automatycznie po przekroczeniu krytycznej temperatury. Je艣li si臋 przegrzeje, sam przerwie prac臋.

- Jest pan wariatem! - krzykn膮艂 Hale. - Kurwa, co mnie obchodzi, czy TRANSLATOR wybuchnie? Ta przekl臋ta maszyna i tak powinna by膰 zakazana.

- Dzieci臋ca psychologia sprawdza si臋 tylko w stosunku do dzieci - westchn膮艂 Strathmore. - Pu艣膰 j膮.

- 呕eby pan m贸g艂 mnie zastrzeli膰?

- Nie zastrzel臋 ci臋. Chc臋 tylko dosta膰 klucz.

- Jaki klucz?

- Klucz, kt贸ry przekaza艂 ci Tankado - Strathmore zn贸w westchn膮艂.

- Nie mam poj臋cia, o czym pan m贸wi.

- K艂amca! - zdo艂a艂a wtr膮ci膰 Susan. - Widzia艂am listy jakie pisa艂 do ciebie Ensei!

Hale zesztywnia艂. Odwr贸ci艂 j膮 twarz膮 w swoj膮 stron臋.

- Grzeba艂a艣 w moim terminalu?

- A ty przerwa艂e艣 prac臋 TRACERA - odpali艂a Susan.

Poczu艂 raptowny wzrost ci艣nienia krwi. Wydawa艂o mu si臋 偶e dobrze zatar艂 wszystkie 艣lady; nie mia艂 poj臋cia, 偶e Susan wie, co zrobi艂. Nic dziwnego, 偶e nie wierzy艂a w jego s艂owa. Hale czu艂 si臋 coraz bardziej osaczony. Wiedzia艂 ju偶, 偶e tym razem nie uda mu si臋 za艂atwi膰 sprawy gadaniem.

- Susan, to Strathmore zabi艂 Chartrukiana - szepn膮艂 z desperacj膮.

- Pu艣膰 j膮 - spokojnie powiedzia艂 komandor. - I tak ci nie uwierzy.

- Dlaczego mia艂aby uwierzy膰? - odpowiedzia艂 Hale. - Ty k艂amliwy sukinsynu! Zrobi艂e艣 jej pranie m贸zgu! M贸wisz jej tylko to, co ci pasuje! Czy ona wie, co naprawd臋 zamierzasz zrobi膰 z Cyfrow膮 Twierdz膮?

- C贸偶 takiego? - zakpi艂 Strathmore.

Hale wiedzia艂, 偶e to, co teraz powie, b臋dzie albo biletem na wolno艣膰, albo wyrokiem 艣mierci. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech i poszed艂 na ca艂o艣膰.

- Zamierzasz umie艣ci膰 w Cyfrowej Twierdzy tyln膮 furtk臋.

W ciemno艣ciach zapad艂a cisza. Hale wiedzia艂, 偶e trafi艂 w dziesi膮tk臋.

- Kto ci to powiedzia艂? - w g艂osie Strathmore'a pojawi艂 si臋 szorstki ton. Najwyra藕niej to starcie by艂o trudn膮 pr贸b膮 dla jego nerw贸w.

- Sam przeczyta艂em - odpowiedzia艂 g艂adko Hale, usi艂uj膮c wykorzysta膰 zmian臋 sytuacji. - Przejrza艂em scenariusz, jaki uk艂ada艂e艣 za pomoc膮 BrainStrom.

- Niemo偶liwe. Nigdy nie drukuj臋 opracowanych scenariuszy.

- Wiem. Przeczyta艂em zapis bezpo艣rednio z twojego konta.

- W艂ama艂e艣 si臋 do mojego gabinetu? - sceptycznie spyta艂 Strathmore.

- Nie. Przejrza艂em twoje konto z W臋z艂a numer trzy - Hale zmusi艂 si臋 do chichotu. Wiedzia艂, 偶e musi wykorzysta膰 wszystkie umiej臋tno艣ci negocjacyjne, kt贸rych nauczy艂 si臋 w piechocie morskiej, by wyj艣膰 z Krypto na w艂asnych nogach.

Strathmore zbli偶y艂 si臋 o krok. Trzyma艂 berrett臋 w pozycji gotowej do strza艂u.

- Sk膮d wiesz o planach tylnej furtki?

- Ju偶 powiedzia艂em. Mam dost臋p do twojego konta.

- To niemo偶liwe.

- Gdy si臋 zatrudnia najlepszych, niekiedy pojawia si臋 problem... mog膮 okaza膰 si臋 zbyt dobrzy - zakpi艂 Hale.

- M艂ody cz艂owieku - powiedzia艂 spokojnie Strathmore, cho膰 ca艂y kipia艂. - Nie wiem, sk膮d masz te informacje, ale wpad艂e艣 na ca艂ego. Albo pu艣cisz natychmiast pani膮 Fletcher, albo wezw臋 ochron臋 i reszt臋 偶ycia sp臋dzisz w wi臋zieniu.

- Nie zrobisz tego - rzeczowo odpar艂 Hale. - Wezwanie ochrony oznacza艂oby ruin臋 twoich plan贸w. Wszystko opowiem. - Hale na chwil臋 zamilk艂. - Je艣li mnie pan st膮d wypu艣ci i da spok贸j, to nigdy nie zdradz臋 tajemnicy Cyfrowej Twierdzy.

- Nie - odrzek艂 Strathmore. - Chc臋 mie膰 klucz.

- Nie mam 偶adnego pieprzonego klucza.

- Do艣膰 tych k艂amstw! - krzykn膮艂 komandor. - Gdzie jest klucz?

Hale zacisn膮艂 mocniej r臋ce na szyi Susan.

- Je艣li mnie nie wypu艣cisz, ona umrze!

Trevor Strathmore bra艂 udzia艂 w trudnych negocjacjach wystarczaj膮co cz臋sto, by wiedzie膰, 偶e Hale jest w gro藕nym stanie psychicznym. M艂ody kryptograf znalaz艂 si臋 w naro偶niku, a przeciwnik zepchni臋ty do naro偶nika jest zawsze gro藕ny - zdesperowany i nieprzewidywalny. Nast臋pne posuni臋cie mia艂o zatem krytyczne znaczenie - od tego zale偶a艂o 偶ycie Susan i przysz艂o艣膰 Cyfrowej Twierdzy. Przede wszystkim nale偶a艂o zmniejszy膰 napi臋cie.

- Okej, Greg - westchn膮艂 ci臋偶ko po d艂u偶szym namy艣le. - Wygra艂e艣. Czego chcesz?

Milczenie. Hale chyba nie wiedzia艂, jak zareagowa膰 na ugodowy ton komandora. Rozlu藕ni艂 u艣cisk na szyi Susan.

- No... - wyj膮ka艂. W jego g艂osie pojawi艂a si臋 nagle niepewno艣膰. - Przede wszystkim oddaj mi pistolet. Oboje idziecie ze mn膮.

- Zak艂adnicy? - zimno za艣mia艂 si臋 Strathmore. - Greg wymy艣l co艣 lepszego. Nim dojdziesz na parking, musisz min膮膰 kilkunastu uzbrojonych stra偶nik贸w.

- Nie jestem taki g艂upi - prychn膮艂 Hale. - Jedziemy twoj膮 wind膮. Susan jedzie ze mn膮! Ty zostajesz!

- Przykro mi to m贸wi膰 - odrzek艂 Strathmore - ale winda nie dzia艂a, nie ma pr膮du.

- G贸wno prawda! - krzykn膮艂 Hale. - Winda jest zasilana z g艂贸wnego budynku! Ogl膮da艂em schemat instalacji elektrycznej.

- Ju偶 pr贸bowali艣my - wtr膮ci艂a Susan, staraj膮c si臋 pom贸c. - Winda nie dzia艂a.

- To niewiarygodne, jak macie oboje nasrane w g艂owach - warkn膮艂 Hale. - Je艣li winda nie dzia艂a, to wy艂膮cz臋 TRANSLATOR i przywr贸c臋 zasilanie!

- Winda dzia艂a na has艂o - oznajmi艂a Susan.

- Wielka sprawa - za艣mia艂 si臋 Hale. - Jestem pewny, 偶e komandor zechce podzieli膰 si臋 z nami tajemnic膮. Nieprawda偶, komandorze?

- Wykluczone - sykn膮艂 Strathmore.

- S艂uchaj, stary - Hale mia艂 tego do艣膰 - oto propozycja. Wypu艣cisz mnie i Susan wind膮. Odjad臋 st膮d samochodem i za kilka godzin ona b臋dzie wolna.

Strathmore wyczu艂, 偶e stawka znowu wzros艂a. Wci膮gn膮艂 w to Susan i teraz musia艂 j膮 jako艣 uratowa膰.

- A co z moimi planami w sprawie Cyfrowej Twierdzy? - powiedzia艂 g艂osem twardym jak kamie艅.

- Mo偶esz zrobi膰 swoj膮 tyln膮 furtk臋 - za艣mia艂 si臋 Hale. - Ja nie powiem ani s艂owa. - W tym momencie w jego g艂osie pojawi艂 si臋 z艂owieszczy ton. - Je艣li jednak kiedy艣 zauwa偶臋, 偶e kto艣 mnie 艣ledzi, natychmiast wszystko ujawni臋. Powiem dziennikarzom, 偶e Cyfrowa Twierdza jest spreparowana, i to b臋dzie koniec ca艂ej tej pieprzonej organizacji!

Strathmore rozwa偶a艂 propozycj臋 Hale'a. By艂a jasna i prosta. Susan b臋dzie 偶y膰, a Cyfrowa Twierdza zostanie wyposa偶ona w tyln膮 furtk臋. Je艣li nie b臋dzie 艣ciga艂 Hale'a, istnienie tylnej furtki pozostanie tajemnic膮. Komandor zak艂ada艂, 偶e Hale nie potrafi trzyma膰 j臋zyka za z臋bami, ale Cyfrowa Twierdza by艂aby jego jedyn膮 polis膮 na 偶ycie - by膰 mo偶e okaza艂by si臋 dostatecznie inteligentny, by zamkn膮膰 g臋b臋 na k艂贸dk臋. Niezale偶nie od tego, co si臋 stanie, Strathmore wiedzia艂, 偶e zawsze mo偶e go wyeliminowa膰.

- Zdecyduj si臋, stary - nagli艂 kpi膮co Hale. - Wychodzimy, czy nie? - spyta艂, zaciskaj膮c mocniej r臋ce na szyi Susan.

Strathmore zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li teraz si臋gnie po telefon i wezwie ochron臋, Susan b臋dzie 偶y艂a. Got贸w by艂by za艂o偶y膰 si臋 o w艂asn膮 g艂ow臋, 偶e Hale jej nie zabije. Jasno widzia艂, jak potoczy艂yby si臋 w贸wczas zdarzenia. Telefoniczne wezwanie ochrony by艂oby dla Hale'a kompletnym zaskoczeniem. Wpad艂by w panik臋 i w obliczu armii ochroniarzy nie by艂by zdolny do dzia艂ania. Po takim pacie zdecydowa艂by si臋 na kapitulacj臋. Je艣li jednak wezw臋 ochron臋, my艣la艂 Strathmore, m贸j plan legnie w gruzach.

Hale zn贸w zacisn膮艂 palce. Susan j臋kn臋艂a z b贸lu.

- No i co b臋dzie?! - krzykn膮艂. - Mam j膮 zabi膰?

Strathmore w dalszym ci膮gu rozwa偶a艂 mo偶liwe warianty.

Je艣li pozwoli Hale'owi opu艣ci膰 Krypto z Susan jako zak艂adniczk膮, nie b臋dzie mia艂 偶adnych gwarancji. Hale mo偶e odjecha膰, a potem zatrzyma膰 si臋 gdzie艣 w lesie. B臋dzie mia艂 bro艅... Strathmore poczu艂 skurcz w brzuchu. Nie m贸g艂 przewidzie膰, co si臋 stanie, zanim Hale wypu艣ci Susan... je艣li w og贸le to zrobi. Musz臋 wezwa膰 ochron臋, doszed艂 do wniosku. Czy jest jakie艣 inne wyj艣cie? Wyobrazi艂 sobie, jak Hale zeznaje w s膮dzie i opowiada wszystko o Cyfrowej Twierdzy. M贸j plan b臋dzie martwy. Musi by膰 jakie艣 inne rozwi膮zanie.

- Decyduj si臋! - zawo艂a艂 Hale, ci膮gn膮c Susan w kierunku schod贸w.

Komandor go nie s艂ucha艂. Je艣li uratowanie Susan wymaga zrezygnowania z Cyfrowej Twierdzy, to trudno - nic nie by艂o warte jej 偶ycia. 呕ycie Susan to za wysoka cena za realizacj臋 planu. Trevor Strathmore nie zamierza艂 jej zap艂aci膰.

Hale wykr臋ci艂 r臋k臋 Susan do ty艂u i zmusi艂 j膮 do pochylenia g艂owy.

- To twoja ostatnia szansa, stary! Daj mi pistolet!

Strathmore gor膮czkowo szuka艂 jakiego艣 innego rozwi膮zania. Zawsze s膮 jakie艣 inne mo偶liwo艣ci! Wreszcie przerwa艂 milczenie M贸wi艂 spokojnie, niemal ze smutkiem.

- Nie, Greg. Przykro mi, ale nie mog臋 pozwoli膰 ci uciec.

- Co?! - wykrztusi艂 Hale. Najwyra藕niej by艂 to dla niego szok.

- Wzywam ochron臋.

- Komandorze! - z trudem krzykn臋艂a Susan. - Nie!

- Je艣li wezwiesz ochron臋, ona umrze! - Hale wzmocni艂 chwyt.

- Blefujesz, Greg! - Strathmore odpi膮艂 od paska telefon kom贸rkowy i w艂膮czy艂 go.

- Nigdy si臋 na to nie odwa偶ysz! - krzykn膮艂 Hale. - Wszystko opowiem! Zniszcz臋 tw贸j plan! Brakuje ci tylko paru godzin, by spe艂ni膰 swe marzenia! B臋dziesz kontrolowa艂 wszystkie przekazy danych na 艣wiecie! Bez TRANSLATORA. Bez 偶adnych ogranicze艅. Po prostu swobodny dost臋p do informacji. Taka okazja zdarza si臋 raz w 偶yciu! Nie zrezygnujesz z niej!

- Zaraz si臋 przekonasz - odrzek艂 Strathmore stalowym g艂osem.

- Ale... co z Susan? - wyj膮ka艂 Hale. - Je艣li zadzwonisz, ona umrze.

- Jestem gotowy podj膮膰 to ryzyko - zdecydowanie odpowiedzia艂 Strathmore.

- G贸wno prawda! Na jej widok masz wi臋ksz膮 erekcj臋 ni偶 na my艣l o Cyfrowej Twierdzy! Znam ci臋! Nie zaryzykujesz!

Susan chcia艂a zaprotestowa膰, ale Strathmore j膮 wyprzedzi艂.

- M艂ody cz艂owieku! Nie znasz mnie. Moja praca polega na podejmowaniu ryzyka. Chcia艂e艣 ostrej gry, to teraz pogramy! - Zacz膮艂 naciska膰 guziki telefonu. - 殴le mnie oceni艂e艣, szczeniaku! Nie pozwol臋, by ktokolwiek zagrozi艂 偶yciu moich pracownik贸w i odszed艂 wolny! - Podni贸s艂 telefon i warkn膮艂 do mikrofonu - Centrala? Prosz臋 z ochron膮!

- Zabij臋 j膮! Przysi臋gam!

- Niczego takiego nie zrobisz! - o艣wiadczy艂 komandor. - Je艣li j膮 zabijesz, tylko pogorszysz swoj膮 sytuacj臋! - Strathmore przerwa艂 i przycisn膮艂 telefon do ucha: - Ochrona? Tu komandor Trevor Strathmore. W Krypto dosz艂o do pojmania zak艂adnika! Prosz臋 przys艂a膰 zesp贸艂 antyterrorystyczny! Tak, teraz, do cholery! Nie dzia艂aj膮 r贸wnie偶 generatory. Prosz臋 skierowa膰 do Krypto pr膮d ze wszelkich dost臋pnych 藕r贸de艂 zewn臋trznych, chc臋, aby za pi臋膰 minut dzia艂a艂y wszystkie systemy! Greg Hale zabi艂 jednego z m艂odszych pracownik贸w Sys-Sec i wzi膮艂 zak艂adniczk臋, g艂贸wnego kryptografa. W razie konieczno艣ci mo偶ecie u偶y膰 gazu 艂zawi膮cego, nawet je艣li my r贸wnie偶 b臋dziemy nara偶eni na jego dzia艂anie. Je偶eli Hale si臋 nie podda, snajperzy maj膮 go zastrzeli膰. Bior臋 na siebie ca艂膮 odpowiedzialno艣膰. To rozkaz!

Hale sta艂 jak skamienia艂y. Nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, co us艂ysza艂. Rozlu藕ni艂 chwyt.

Strathmore wy艂膮czy艂 telefon i zaczepi艂 go za pasek.

- Twoje posuni臋cie, Greg.

Rozdzia艂 81

Becker sta艂 obok automatu telefonicznego na lotnisku. Mia艂 za艂zawione oczy. Pali艂a go twarz i dosta艂 md艂o艣ci, ale mimo to by艂 w doskona艂ym nastroju. Wreszcie koniec tego szale艅stwa. Naprawd臋. M贸g艂 ju偶 wraca膰 do domu. Na palcu mia艂 to, czego tak d艂ugo szuka艂. Podni贸s艂 r臋k臋 i mru偶膮c oczy, przyjrza艂 si臋 z艂otemu pier艣cionkowi. Nie m贸g艂 skupi膰 wzroku na tyle, by odczyta膰 napis, ale mia艂 wra偶enie, 偶e nie jest to tekst angielski. Pierwszy znak to Q, O lub zero. Becker z trudem odczyta艂 kilka innych. Wydawa艂o mu si臋, 偶e nie sk艂adaj膮 si臋 na 偶adn膮 sensown膮 ca艂o艣膰. I to ma by膰 sprawa bezpiecze艅stwa narodowego?

Wszed艂 do budki telefonicznej, 偶eby zadzwoni膰 do Strathmore'a. Nim sko艅czy艂 wybiera膰 mi臋dzynarodowy prefiks, us艂ysza艂 nagrany komunikat: Todos los circuitos est谩n ocupados. Wszystkie linie s膮 zaj臋te. Prosz臋 od艂o偶y膰 s艂uchawk臋 i ponownie spr贸bowa膰 p贸藕niej. Skrzywi艂 si臋 i od艂o偶y艂 telefon. Zapomnia艂, 偶e pr贸ba uzyskania mi臋dzynarodowego po艂膮czenia w Hiszpanii przypomina gr臋 w ruletk臋. Sukces zale偶y od szcz臋艣cia. Musia艂 zadzwoni膰 ponownie za kilka minut.

Z trudem ignorowa艂 palenie pieprzu pod powiekami. Megan powiedzia艂a mu, by nie tar艂 oczu, bo b臋dzie jeszcze gorzej. David nie by艂 w stanie tego sobie wyobrazi膰. Niecierpliwie zadzwoni艂 jeszcze raz. Znowu wszystkie linie zaj臋te. Nie m贸g艂 ju偶 d艂u偶ej wytrzyma膰 - pali艂y go oczy i chcia艂 konieczne przemy膰 je zimn膮 wod膮. Strathmore b臋dzie musia艂 poczeka膰 kilka minut. Becker niemal na o艣lep ruszy艂 przed siebie.

Przed toalet膮 dla m臋偶czyzn wci膮偶 sta艂 w贸zek sprz膮tacza. Becker skierowa艂 si臋 ku drzwiom z napisem DAMAS. Mia艂 wra偶enie, 偶e dochodz膮 z niej jakie艣 odg艂osy.

- Hola? - zapuka艂.

Cisza.

Pewnie Megan, pomy艣la艂. Mia艂a pi臋膰 godzin do startu nast臋pnego samolotu do Stan贸w i powiedzia艂a Beckerowi, 偶e spr贸buje zmy膰 napis z przedramienia.

- Megan? - krzykn膮艂 David i zapuka艂 jeszcze raz. Nie doczeka艂 si臋 odpowiedzi. Pchn膮艂 drzwi. - Halo? - Wszed艂 do 艣rodka. Nie dostrzeg艂 nikogo. Wzruszy艂 ramionami i podszed艂 do umywalki.

W dalszym ci膮gu by艂a brudna, ale z kranu p艂yn臋艂a zimna woda. Becker przep艂uka艂 oczy. Czu艂, jak zaciskaj膮 si臋 pory sk贸ry. B贸l wyra藕nie si臋 zmniejszy艂, a mg艂a si臋 unios艂a. Spojrza艂 na swoje odbicie w lustrze. Wygl膮da艂 tak, jakby p艂aka艂 od tygodnia.

Wytar艂 twarz r臋kawem i nagle dozna艂 ol艣nienia. Napi臋cie sprawi艂o, 偶e zapomnia艂, gdzie si臋 znajduje. Przecie偶 by艂 na lotnisku! Gdzie艣 na p艂ycie lotniska lub w jednym z trzech prywatnych hangar贸w czeka艂 learjet 60, 偶eby zabra膰 go do domu. Pilot powiedzia艂 wyra藕nie: Mam rozkaz czeka膰 tutaj, a偶 b臋dzie pan wraca艂.

Trudno w to uwierzy膰, pomy艣la艂 Becker. Po tych wszystkich burzliwych zdarzeniach wr贸ci艂 do punktu wyj艣cia. Na co czekam? - za艣mia艂 si臋. Z pewno艣ci膮 pilot mo偶e zawiadomi膰 Strathmore'a przez radio!

Jeszcze raz spojrza艂 w lustro i poprawi艂 krawat. Ju偶 mia艂 i艣膰 do wyj艣cia, gdy dostrzeg艂 w lustrze co艣, co zwr贸ci艂o jego uwag臋. Odwr贸ci艂 si臋. Spod cz臋艣ciowo otwartych drzwi kabiny wystawa艂a torba podr贸偶na Megan.

- Megan?! - zawo艂a艂. Nie odpowiedzia艂a. - Megan?

Podszed艂 do kabiny i mocno zapuka艂. Cisza. Powoli otworzy艂 drzwi.

Na widok Megan z trudem powstrzyma艂 krzyk zgrozy. Dziewczyna siedzia艂a na sedesie, ze wzrokiem wbitym w sufit. Z otworu po pocisku w samym 艣rodku czo艂a sp艂ywa艂a krew.

- Jezu... - j臋kn膮艂.

- Est谩 muerta - za jego plecami rozleg艂 si臋 niemal nieludzki g艂os. - Nie 偶yje.

To by艂 jaki艣 koszmar. Becker szybko si臋 odwr贸ci艂 i wyszed艂 z kabiny.

- Se艌or Becker? - Znowu ten sam g艂os.

Oszo艂omiony Becker przyjrza艂 si臋 m臋偶czy藕nie, kt贸ry wszed艂 do toalety. Mia艂 wra偶enie, 偶e ju偶 go widzia艂.

- Soy Hulohot - przedstawi艂 si臋 morderca. - Nazywam si臋 Hulohot. - M贸wi艂, zniekszta艂caj膮c s艂owa, tak jakby jego g艂os wydobywa艂 si臋 gdzie艣 z brzucha. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋. - El anillo. Pier艣cie艅.

Becker gapi艂 si臋 na niego i sta艂 nieruchomo.

M臋偶czyzna si臋gn膮艂 do kieszeni i wyci膮gn膮艂 pistolet. Podni贸s艂 go i wycelowa艂 w g艂ow臋 Beckera.

- El anillo.

Becker zachowa艂 si臋 tak, jak mu nakaza艂a nagle obudzona czujno艣膰. Nigdy wcze艣niej nie prze偶y艂 czego艣 podobnego. Jakby na polecenie instynktu przetrwania wszystkie mi臋艣nie jego cia艂a gwa艂townie si臋 napi臋艂y i wyskoczy艂 na ukos w g贸r臋. Hulohot strzeli艂, ale Becker by艂 w powietrzu. Wyl膮dowa艂 na Megan. Pocisk uderzy艂 w 艣cian臋 i posypa艂y si臋 od艂amki glazury.

- Mierda! - zakl膮艂 Hulohot.

Jakim艣 cudem Becker zrobi艂 unik. Zab贸jca zbli偶y艂 si臋 do kabiny.

Becker szybko si臋 podni贸s艂. S艂ysza艂 kroki i g艂o艣ny oddech. Morderca zarepetowa艂 bro艅.

- Adi贸s - szepn膮艂 Hulohot i skoczy艂 jak pantera.

Pad艂 strza艂, a w powietrzu mign臋艂o co艣 czerwonego. Jaki艣 przedmiot zmaterializowa艂 si臋 w powietrzu i uderzy艂 w pier艣 mordercy, kt贸ry niechc膮cy poci膮gn膮艂 za spust odrobin臋 za wcze艣nie. To by艂a torba podr贸偶na Megan.

Becker wyskoczy艂 z kabiny jak pocisk. Uderzy艂 ramieniem w pier艣 Hulohota i przygni贸t艂 go do umywalki. Rozleg艂 si臋 g艂o艣ny trzask. Lustro rozprysn臋艂o si臋 na kawa艂ki. Pistolet upad艂 na posadzk臋. Obaj run臋li na pod艂og臋. Becker jednym ruchem uwolni艂 si臋 od przeciwnika i poderwa艂 na nogi, po czym pogna艂 do drzwi. Hulohot podni贸s艂 pistolet, obr贸ci艂 i wystrzeli艂. Kula trafi艂a w drzwi toalety.

Rozleg艂a hala wyda艂a si臋 Beckerowi pustyni膮 nie do przebycia. Bieg艂 szybciej ni偶 kiedykolwiek w 偶yciu.

Gdy wpad艂 w obrotowe drzwi, us艂ysza艂 za plecami kolejny strza艂. Tym razem pocisk rozbi艂 szyb臋 drzwi. Posypa艂a si臋 kaskada od艂amk贸w. Becker napar艂 ramieniem i drzwi si臋 obr贸ci艂y. Po chwili wyskoczy艂 na chodnik.

Przed wej艣ciem sta艂a taks贸wka.

- D茅jame entrar! - krzykn膮艂, szarpi膮c za zamkni臋te drzwi. - Prosz臋 mnie wpu艣ci膰!

Kierowca odm贸wi艂 - czeka艂 na pasa偶era, m臋偶czyzn臋 w drucianych okularach. Becker obejrza艂 si臋. Hulohot bieg艂 przez hal臋 z pistoletem w d艂oni. Becker spojrza艂 na niewielk膮 vesp臋. Jestem ju偶 martwy, pomy艣la艂.

Hulohot przedosta艂 si臋 przez obrotowe drzwi, i zobaczy艂, jak Becker na pr贸偶no kopie starter. U艣miechn膮艂 si臋 i uni贸s艂 pistolet.

Ssanie! Becker manipulowa艂 przy d藕wigniach pod bakiem. Jeszcze raz kopn膮艂 starter. Silnik zakas艂a艂 i zgas艂.

- El anillo. Pier艣cie艅. - Morderca by艂 ju偶 blisko.

Becker uni贸s艂 g艂ow臋. Widzia艂 luf臋 pistoletu. Ponownie kopn膮艂 starter.

Hulohot strzeli艂, ale znowu spud艂owa艂, bo ma艂y motocykl nagle gwa艂townie ruszy艂 naprz贸d. Becker z trudem utrzyma艂 r贸wnowag臋, zje偶d偶aj膮c z kraw臋偶nika. Okr膮偶y艂 budynek i wjecha艂 na pas startowy.

Rozw艣cieczony Hulohot podbieg艂 do taks贸wki. Po kilku sekundach oszo艂omiony kierowca le偶a艂 na chodniku i patrzy艂 jak jego samoch贸d znika w chmurze kurzu.

Rozdzia艂 82

Greg Hale by艂 zszokowany decyzj膮 Strathmore'a. Stopniowo dociera艂y do niego wszystkie jej konsekwencje. Poczu艂, 偶e ogarnia go panika. Zaraz tu b臋dzie ochrona! Susan spr贸bowa艂a niepostrze偶enie wysun膮膰 si臋 z jego obj臋膰. Hale oprzytomnia艂 i chwyci艂 j膮 w pasie.

- Pu艣膰 mnie! - krzykn臋艂a. Jej g艂os odbi艂 si臋 echem w kopule Krypto.

Hale gor膮czkowo my艣la艂. Telefon komandora ca艂kowicie go zaskoczy艂. Strathmore zadzwoni艂 po ochron臋! Zrezygnowa艂 z Cyfrowej Twierdzy!

A przecie偶 ten program to dla NSA niezwyk艂a okazja. Zainstalowanie w nim tylnej furtki by艂o szans膮, kt贸ra zdarza si臋 raz w 偶yciu. Dlatego Hale ca艂kowicie odrzuca艂 mo偶liwo艣膰 rezygnacji z Cyfrowej Twierdzy.

Pod wp艂ywem paniki wyobra藕nia zacz臋艂a p艂ata膰 mu figle. Mia艂 wra偶enie, 偶e wsz臋dzie widzi luf臋 pistoletu komandora. Obraca艂 si臋 dooko艂a, przyciskaj膮c do siebie Susan, aby komandor nie m贸g艂 strzeli膰. Ci膮gn膮艂 j膮 na o艣lep ku schodom. Ju偶 za pi臋膰 minut zapal膮 si臋 艣wiat艂a, otworz膮 drzwi i do sali wpadn膮 antyterrory艣ci.

- Boli mnie! - wykrztusi艂a Susan. Z trudem 艂apa艂a oddech. Hale szarpa艂 j膮 we wszystkie strony, kr臋c膮c desperackie piruety.

Zastanawia艂 si臋, czy nie lepiej j膮 pu艣ci膰 i pobiec do windy Strathmore'a, ale to by艂oby samob贸jstwo. Nie zna艂 has艂a. Poza tym gdyby znalaz艂 si臋 poza budynkiem NSA bez zak艂adniczki, nie mia艂by przed sob膮 d艂ugiego 偶ycia. Nawet swoim lotusem nie zdo艂a艂by uciec przed helikopterami agencji. Tylko Susan mo偶e powstrzyma膰 Strathmore'a przed zdmuchni臋ciem mnie z drogi! - doszed艂 do wniosku.

- Chod藕 ze mn膮 - spr贸bowa艂 j膮 przekona膰, jednocze艣nie ci膮gn膮c ku schodom. - Przysi臋gam, 偶e nie zrobi臋 ci krzywdy!

Susan jednak stawia艂a op贸r i w tym momencie Hale zda艂 sobie spraw臋, 偶e czekaj膮 go jeszcze dodatkowe problemy. Gdyby w jaki艣 spos贸b dosta艂 si臋 do windy komandora i zmusi艂 Susan, by posz艂a z nim, bez w膮tpienia musia艂by walczy膰 z ni膮 przez ca艂膮 drog臋. Wiedzia艂, 偶e winda zatrzymuje si臋 tylko w jednym miejscu, na poziomie podziemnej autostrady - prawdziwego labiryntu tuneli, kt贸rymi poruszali si臋 w tajemnicy w艂adcy NSA. Hale nie mia艂 ochoty zab艂膮dzi膰 w podziemiach z oporn膮 zak艂adniczk膮 na dok艂adk臋. To by艂a 艣miertelna pu艂apka. Nawet gdyby jako艣 si臋 wydosta艂, nie mia艂 偶adnej broni. W jaki spos贸b zmusi艂by Susan do przej艣cia na parking? Jak mia艂by prowadzi膰 samoch贸d?

Przypomnia艂 sobie nauki wyk艂adowcy strategii z czas贸w s艂u偶by w piechocie morskiej:

Je艣li u偶ywasz si艂y, masz do czynienia z przeciwnikiem. Je艣li przekonasz go, by my艣la艂 tak jak ty, b臋dzie twoim sprzymierze艅cem.

- Susan - powiedzia艂. - Strathmore jest morderc膮! Tutaj grozi ci niebezpiecze艅stwo!

Susan jakby nie s艂ysza艂a jego s艂贸w. Hale zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to absurdalna pr贸ba: Strathmore nigdy nie zrobi艂by jej krzywdy i Susan doskonale to wiedzia艂a.

Wyt臋偶a艂 wzrok w ciemno艣ciach, zastanawiaj膮c si臋, gdzie ukry艂 si臋 komandor, kt贸ry nagle ca艂kowicie zamilk艂, co dodatkowo niepokoi艂o Hale'a. Czu艂, 偶e ma ma艂o czasu. W ka偶dej chwili do sali mogli wbiec antyterrory艣ci.

Poczu艂 przyp艂yw energii. Chwyci艂 Susan w pasie i poci膮gn膮艂 po schodach w g贸r臋. Susan zapar艂a si臋 obcasami o stopie艅. Na pr贸偶no. Bez trudu prze艂ama艂 jej op贸r.

Ostro偶nie wycofywa艂 si臋 po schodach, ci膮gn膮c za sob膮 Susan. 艁atwiej by艂oby pcha膰 j膮 przodem, ale g贸rny podest by艂 o艣wietlony przez monitory w gabinecie Strathmore'a. Gdyby sz艂a pierwsza, komandor m贸g艂by z 艂atwo艣ci膮 strzeli膰 mu w plecy. Teraz Susan stanowi艂a jego tarcze, os艂ania艂a go przed strza艂em z do艂u, z g艂贸wnej sali Krypto.

Mniej wi臋cej po pokonaniu jednej trzeciej schod贸w mia艂 wra偶enie, 偶e na dole kto艣 si臋 poruszy艂. Strathmore podj膮艂 akcj臋!

- Lepiej nie pr贸buj! - krzykn膮艂. - W ten spos贸b ona zginie.

Czeka艂. W Krypto panowa艂a cisza. Uwa偶nie nas艂uchiwa艂. Nic. Kompletna cisza. A mo偶e mu si臋 zdawa艂o? To nie mia艂o znaczenia. Strathmore z pewno艣ci膮 nie zaryzykuje strza艂u, gdy mi臋dzy nimi jest Susan.

Gdy jednak Hale zn贸w ruszy艂, sta艂o si臋 co艣, czego nie przewidzia艂. Na g贸rnym pode艣cie rozleg艂o si臋 ciche tupni臋cie. Hale zatrzyma艂 si臋. Poczu艂 przyp艂yw adrenaliny. Czy Strathmore prze艣lizgn膮艂 si臋 na g贸r臋? Instynkt podpowiada艂 mu, 偶e komandor jest na dole. Nagle zn贸w us艂ysza艂 tupni臋cie, tym razem zupe艂nie wyra藕ne. Kto艣 by艂 na g贸rnym pode艣cie!

Hale z przera偶eniem stwierdzi艂, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d. Strathmore jest na g贸rze, za mn膮! W ka偶dej chwili mo偶e strzeli膰 mi w plecy! Natychmiast schowa艂 si臋 za Susan i zacz臋li schodzi膰.

Po chwili by艂 na dole. Spojrza艂 w kierunku podestu.

- Z drogi, komandorze! Z drogi lub skr臋c臋...

W tym momencie rozleg艂 si臋 艣wist i Hale otrzyma艂 pot臋偶ny cios kolb膮 pistoletu w g艂ow臋. Zwali艂 si臋 na pod艂og臋.

Susan wyrwa艂a si臋 z jego r膮k. Nie mia艂a poj臋cia, co si臋 dzieje. Strathmore chwyci艂 j膮 i obj膮艂 ramionami. Ca艂a dr偶a艂a.

- Cicho... - powiedzia艂 艂agodnie. - To ja. Wszystko w porz膮dku.

- Komandorze? - wyj膮ka艂a zdezorientowana. - My艣la艂am... my艣la艂am, 偶e jest pan na g贸rze... S艂ysza艂am...

- Spokojnie - szepn膮艂 Strathmore. - S艂ysza艂a艣 uderzenie mojego buta o podest.

Susan 艣mia艂a si臋 przez 艂zy. Komandor uratowa艂 jej 偶ycie. Stoj膮c w ciemno艣ciach, poczu艂a ogromn膮 ulg臋, ale r贸wnocze艣nie czu艂a si臋 winna. Gdyby nie dopu艣ci艂a do tego, by Hale j膮 chwyci艂 i wykorzysta艂 przeciw Strathmore'owi, komandor nie musia艂by wzywa膰 ochrony. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e Strathmore zap艂aci艂 wysok膮 cen臋, 偶eby j膮 uratowa膰.

- Przepraszam - powiedzia艂a.

- Za co?

- Pa艅skie plany... co do Cyfrowej Twierdzy. Teraz ju偶 nie z tego nie b臋dzie.

- Bynajmniej - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Strathmore.

- Jak to? A co z ochron膮? B臋d膮 tu lada chwila. Nie mamy do艣膰 czasu, 偶eby...

- Ochrona wcale tu nie przyjdzie, Susan. Mamy mn贸stwo czasu.

Ju偶 nic nie rozumia艂a. Ochrona nie przyjdzie?

- Przecie偶 pan zadzwoni艂...

- Stara sztuczka - za艣mia艂 si臋 Strathmore. - Tylko udawa艂em, 偶e dzwoni臋.

Rozdzia艂 83

Vespa by艂a bez w膮tpienia najmniejszym pojazdem, jaki kiedykolwiek p臋dzi艂 po p艂ycie lotniska w Sewilli. Gdy osi膮gn臋艂a pr臋dko艣膰 osiemdziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋, jej silnik wy艂 jak pi艂a mechaniczna, a nie jak motocykl. Niestety vespa mia艂a zbyt ma艂膮 moc, by ulecie膰 w powietrze.

Becker zobaczy艂 w bocznym lusterku, 偶e na ciemny pas startowy wje偶d偶a taks贸wka. Mia艂 czterysta metr贸w przewagi, ale samoch贸d szybko si臋 zbli偶a艂. Spojrza艂 przed siebie. Na tle nocnego nieba, po przeciwnej stronie lotniska, w odleg艂o艣ci oko艂o o艣miuset metr贸w widzia艂 zarysy hangar贸w. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy na takim dystansie taks贸wka mo偶e go dogoni膰. Susan z pewno艣ci膮 potrzebowa艂aby tylko dw贸ch sekund, 偶eby wykona膰 niezb臋dne obliczenia. Becker jeszcze nigdy nie ba艂 si臋 tak jak w tej chwili.

Pochyli艂 si臋 do przodu i przekr臋ci艂 do ko艅ca r膮czk臋 gazu. To by艂 kres mo偶liwo艣ci vespy. Becker oceni艂, 偶e taks贸wka jedzie z pr臋dko艣ci膮 stu pi臋膰dziesi臋ciu kilometr贸w na godzin臋, dwa razy szybciej ni偶 on. Wbi艂 wzrok w trzy hangary. Ten 艣rodkowy. Tam stoi learjet. Us艂ysza艂 odg艂os strza艂u.

Pocisk trafi艂 w p艂yt臋 lotniska kilka metr贸w za nim. Becker obejrza艂 si臋. Zab贸jca wychyla艂 si臋 przez okno i celowa艂. Becker gwa艂townie skr臋ci艂. Pocisk trafi艂 w boczne lusterko, kt贸re rozsypa艂o si臋 na ma艂e kawa艂ki. Uderzenie szarpn臋艂o kierownic膮. Becker po艂o偶y艂 si臋 na p艂ask na motocyklu. Bo偶e, ratuj, bo nie dam rady!

Vespa wjecha艂a na ja艣niejsz膮 cz臋艣膰 pasa startowego przed hangarem. Taks贸wka by艂a ju偶 blisko, a 艣wiat艂a reflektor贸w rzuca艂y niesamowite cienie na betonow膮 p艂yt臋. Zn贸w rozleg艂 si臋 huk strza艂u. Tym razem pocisk odbi艂 si臋 od ramy motocykla.

Becker powstrzyma艂 si臋 przed zrobieniem uniku. Musz臋 dotrze膰 do hangaru! Zastanawia艂 si臋, czy pilot learjeta zorientowa艂 si臋 ju偶, co si臋 dzieje. Czy ma bro艅? Czy otworzy w por臋 drzwi kabiny? Gdy jednak Becker podjecha艂 do o艣wietlonego hangaru, stwierdzi艂, 偶e te pytania nie maj膮 znaczenia. Nigdzie nie by艂o wida膰 learjeta. Zmru偶y艂 艂zawi膮ce oczy i modli艂 si臋, by to by艂a tylko halucynacja. Niestety. Hangar by艂 pusty. Bo偶e! Gdzie jest samolot?!

Gdy oba pojazdy wjecha艂y pe艂nym gazem do pustego hangaru, Becker rozpaczliwie szuka艂 jakiej艣 drogi ucieczki. Nie widzia艂 偶adnej. W tylnej 艣cianie hangaru, zrobionej z blachy falistej, nie by艂o ani drzwi, ani okien. Taks贸wka p臋dzi艂a tu偶 obok niego. K膮tem oka zauwa偶y艂, 偶e Hulohot podnosi pistolet.

Odruchowo nacisn膮艂 hamulce, co prawie w og贸le nie wp艂yn臋艂o na pr臋dko艣膰 vespy. Posadzka w hangarze by艂a pokryta olejem. Motocykl natychmiast wpad艂 w po艣lizg.

Kilka metr贸w od niego rozleg艂 si臋 og艂uszaj膮cy pisk. 艁yse opony taks贸wki nie zapewnia艂y dostatecznej przyczepno艣ci na 艣liskiej powierzchni. Samoch贸d zawirowa艂 w odleg艂o艣ci zaledwie kilkudziesi臋ciu centymetr贸w od vespy. Czu膰 by艂o sw膮d palonej gumy, a spod k贸艂 wydobywa艂 si臋 dym.

Kierowcy przestali panowa膰 nad swoimi pojazdami, kt贸re p臋dzi艂y na spotkanie ze 艣cian膮 hangaru. Becker rozpaczliwie naciska艂 hamulec, ale na pr贸偶no - czu艂 si臋 tak, jakby jecha艂 po lodzie. Szybko zbli偶a艂 si臋 do pot臋偶nej 艣ciany. Obok niego bezw艂adnie wirowa艂a taks贸wka. Becker spojrza艂 na 艣cian臋 i skurczy艂 si臋 w sobie, oczekuj膮c na uderzenie.

Rozleg艂 si臋 rozdzieraj膮cy uszy zgrzyt metalu. Becker nie czu艂 jednak najmniejszego b贸lu. Znalaz艂 si臋 na dworze, wci膮偶 siedzia艂 na vespie i jecha艂 po 艂膮ce. Jakim艣 cudem 艣ciana hangaru unios艂a si臋 przed nim. Taks贸wka jecha艂a w niewielkiej odleg艂o艣ci od motocykla, a na jej masce i przedniej szybie le偶a艂 ogromny arkusz blachy falistej.

Becker doda艂 gazu i znik艂 w ciemno艣ciach.

Rozdzia艂 84

Jabba sko艅czy艂 lutowa膰 i westchn膮艂 z zadowoleniem. Wy艂膮czy艂 lutownic臋, od艂o偶y艂 latark臋 i przez chwil臋 le偶a艂 bez ruchu w ciemnym wn臋trzu komputera. By艂 zm臋czony, bola艂 go kark. Wszelkie operacje wewn膮trz komputer贸w zawsze by艂y trudne z powodu ciasnoty, a dla cz艂owieka o jego rozmiarach szczeg贸lnie uci膮偶liwe.

A ci膮gle buduj膮 coraz mniejsze, westchn膮艂.

Zamkn膮艂 oczy i przez chwil臋 rozkoszowa艂 si臋 zas艂u偶onym odpoczynkiem, ale nagle kto艣 szarpn膮艂 go za but.

- Jabba! Wy艂a藕 stamt膮d! - rozleg艂 si臋 kobiecy g艂os.

Midge mnie znalaz艂a, pomy艣la艂.

- Wy艂a藕, i to natychmiast!

Jabba niech臋tnie wype艂z艂 na zewn膮trz.

- Na lito艣膰 bosk膮, Midge, przecie偶 ju偶 ci powiedzia艂em... - zacz膮艂, ale zaraz urwa艂. To nie by艂a Midge. - Soshi? - spojrza艂 w g贸r臋 i bardzo si臋 zdziwi艂.

Soshi Kuta przypomina艂a kropl臋 rt臋ci. Wa偶y艂a zaledwie czterdzie艣ci par臋 kilogram贸w. By艂a praw膮 r臋k膮 Jabby; sko艅czy艂a elektronik臋 na MIT i odznacza艂a si臋 wybitn膮 inteligencj膮. Cz臋sto pracowa艂a z nim do p贸藕nych godzin wieczornych i by艂a jedynym cz艂onkiem ca艂ego zespo艂u, kt贸ry nie ba艂 si臋 szefa. Rzuci艂a mu ostre spojrzenie.

- Do cholery, dlaczego nie odebra艂e艣 telefonu i nie zareagowa艂e艣 na moje wezwanie?

- Twoje wezwanie? - powt贸rzy艂 Jabba. - My艣la艂em, 偶e to...

- Nie ma znaczenia. Co艣 dziwnego dzieje si臋 z g艂贸wnym bankiem danych.

Jabba spojrza艂 najpierw na zegarek.

- Dziwnego? - zacz膮艂 si臋 niepokoi膰. - Mo偶esz m贸wi膰 nieco konkretniej?

Dwie minuty p贸藕niej Jabba p臋dzi艂 ju偶 korytarzem w kierunku banku danych.

Rozdzia艂 85

Greg Hale le偶a艂 skulony na pod艂odze w W臋藕le nr 3. Strathmore i Susan przywlekli go tutaj z Krypto i zwi膮zali dwunasto偶y艂owym kablem od drukarek laserowych.

Susan nie mog艂a przesta膰 my艣le膰 o niezwyk艂ym manewrze komandora. Uda艂, 偶e dzwoni! Obezw艂adni艂 Hale'a, uratowa艂 Susan i znalaz艂 czas na zmodyfikowanie Cyfrowej Twierdzy.

Spojrza艂a z niech臋ci膮 na zwi膮zanego kryptografa. Hale ci臋偶ko oddycha艂. Strathmore siedzia艂 na sofie, trzymaj膮c pistolet na kolanach. Susan zmusi艂a si臋 do skupienia uwagi na terminalu i poszukiwaniach losowego 艂a艅cucha znak贸w.

To ju偶 by艂a czwarta pr贸ba. R贸wnie偶 nie da艂a 偶adnego wyniku.

- Nie mamy szcz臋艣cia - westchn臋艂a. - Chyba b臋dziemy musieli poczeka膰, a偶 David znajdzie kopi臋 klucza.

- Je艣li Davidowi nie uda si臋 znale藕膰 pier艣cienia lub je艣li klucz wpadnie w niew艂a艣ciwe r臋ce... - odrzek艂 Strathmore, rzucaj膮c jej krytyczne spojrzenie.

Strathmore nie musia艂 ko艅czy膰 zdania. Susan rozumia艂a. Dop贸ki nie zast膮pi膮 programu Cyfrowej Twierdzy na stronie internetowej Tankada now膮 wersj膮 z tyln膮 furtk膮, dop贸ty klucz b臋dzie zagra偶a艂 ca艂emu planowi.

- Gdy ju偶 wymienimy pliki - doda艂 Strathmore - nic mnie nie obchodzi, ile b臋dzie kr膮偶y膰 kluczy. Im wi臋cej, tym weselej. - Nakaza艂 gestem, by kontynuowa艂a poszukiwania. - Na razie 艣cigamy si臋 z czasem.

Susan otworzy艂a usta, by przyzna膰 mu racj臋, ale jej s艂owa uton臋艂y w nag艂ym ryku syreny. Cisz膮 Krypto wstrz膮sn臋艂o wycie syren w podziemiach. Susan i Strathmore spojrzeli po sobie. Oboje byli zaskoczeni.

- A to co ma znaczy膰?! - krzykn臋艂a Susan w przerwie mi臋dzy kolejnymi d藕wi臋kami.

- TRANSLATOR! - odkrzykn膮艂 Strathmore. Wydawa艂 si臋 zaniepokojony. - Przegrzewa si臋! By膰 mo偶e Hale mia艂 racj臋, 偶e generatory awaryjne nie zapewniaj膮 energii na pompowanie dostatecznej ilo艣ci freonu.

- Dlaczego zatem komputer nie wy艂膮czy艂 si臋 automatycznie?

Strathmore zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- To pewnie jakie艣 zwarcie!

W g艂贸wnej sali i w W臋藕le zapali艂y si臋 pulsuj膮ce, pomara艅czowe 艣wiat艂a alarmowe. W ich 艣wietle Susan zobaczy艂a zaniepokojon膮 twarz komandora.

- Lepiej niech pan wy艂膮czy komputer! - zawo艂a艂a.

Strathmore kiwn膮艂 g艂ow膮. Nikt nie m贸g艂 przewidzie膰, co sta艂oby si臋, gdyby dosz艂o do zap艂onu trzech milion贸w przegrzanych krzemowych procesor贸w. Musia艂 p贸j艣膰 do swojego gabinetu i wy艂膮czy膰 TRANSLATOR, nim kto艣 na zewn膮trz zauwa偶y kryzys i postanowi przys艂a膰 na pomoc oddzia艂 specjalny.

Spojrza艂 na nieprzytomnego Hale'a. Po艂o偶y艂 pistolet na stoliku przy monitorze terminalu, tak aby Susan mia艂a go w zasi臋gu r臋ki.

- Zaraz wracam! - spr贸bowa艂 przekrzycze膰 wycie syren. Gdy znika艂 w dziurze w 艣cianie W臋z艂a nr 3, odwr贸ci艂 si臋 jeszcze w jej stron臋. - Znajd藕 ten klucz!

Susan przejrza艂a wyniki kolejnych nieudanych pr贸b znalezienia klucza. Mia艂a nadziej臋, 偶e Strathmore zaraz wy艂膮czy komputer. Ha艂as i pulsuj膮ce 艣wiat艂a w Krypto sprawia艂y, 偶e czu艂a si臋 tak, jakby obok startowa艂a rakieta.

Hale zacz膮艂 si臋 porusza膰. Reagowa艂 grymasem na ka偶dy d藕wi臋k syreny. Susan sama si臋 zdziwi艂a, gdy instynktownie chwyci艂a pistolet. Kiedy Hale otworzy艂 oczy, zobaczy艂 stoj膮c膮 nad nim Susan Fletcher z pistoletem wymierzonym w jego krocze.

- Gdzie jest klucz? - spyta艂a od razu.

- Co si臋 sta艂o? - Hale najwyra藕niej by艂 zupe艂nie zdezorientowany.

- Spieprzy艂e艣 wszystko, to si臋 sta艂o. Gdzie jest klucz?

Spr贸bowa艂 si臋 poruszy膰, ale po chwili zda艂 sobie spraw臋, 偶e jest zwi膮zany. Na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz paniki.

- Rozwi膮偶 mnie!

- Musz臋 mie膰 klucz! - powt贸rzy艂a Susan.

- Nie mam klucza! Rozwi膮偶 mnie! - Usi艂owa艂 si臋 podnie艣膰, ale m贸g艂 tylko potoczy膰 si臋 po pod艂odze.

- To ty jeste艣 North Dakota i Ensei Tankado da艂 ci kopi臋 klucza! - krzykn臋艂a Susan mi臋dzy kolejnymi sygna艂ami syreny. - Musz臋 go mie膰, i to zaraz!

- Zwariowa艂a艣! - sapn膮艂 Hale. - Nie jestem North Dakot膮! - Hale daremnie pr贸bowa艂 uwolni膰 si臋 od wi臋z贸w.

- Nie k艂am - gniewnie odrzek艂a Susan. - Sk膮d zatem wzi臋艂a si臋 ca艂a korespondencja North Dakoty na twoim koncie?

- Ju偶 ci powiedzia艂em! - przekonywa艂 j膮 Hale. Syreny wci膮偶 wy艂y. - Przegl膮da艂em konto Strathmore'a! Listy elektroniczne na moim koncie to kopie list贸w z konta Strathmore'a! To COMINT przechwytywa艂 na jego polecenie listy Tankada!

- G贸wno prawda! Nigdy nie uda艂oby ci si臋 dobra膰 do konta Strathmore'a!

- Nic nie rozumiesz! - krzykn膮艂 Hale. - Ju偶 wcze艣niej kto艣 za艂o偶y艂 urz膮dzenia do pods艂uchu i podgl膮du. - Hale m贸wi艂 w kr贸tkich przerwach mi臋dzy kolejnymi sygna艂ami syren. - To pewnie dyrektor Fontaine! Ja tylko wykorzysta艂em okazj臋! Musisz mi uwierzy膰. W ten spos贸b pozna艂em plany zmodyfikowania Cyfrowej Twierdzy! Przejrza艂em scenariusz, jaki opracowa艂 za pomoc膮 BrainStorm!

Scenariusze BrainStorm? Susan zacz臋艂a si臋 zastanawia膰. Strathmore z pewno艣ci膮 opracowa艂 sw贸j plan za pomoc膮 tego programu. Je艣li kto艣 mia艂 dost臋p do konta komandora, m贸g艂 z 艂atwo艣ci膮 pozna膰 jego tajemnice...

- Modyfikowanie Cyfrowej Twierdzy to szale艅stwo! - ci膮gn膮艂 Hale. - Sama doskonale wiesz, co by to oznacza艂o. NSA mia艂aby dost臋p do wszystkiego! - Ryk syren zag艂usza艂 jego s艂owa, ale Hale zachowywa艂 si臋 jak op臋tany. - Mo偶e twoim zdaniem jeste艣my gotowi wzi膮膰 na siebie tak膮 odpowiedzialno艣膰? Czy ktokolwiek mo偶e to zrobi膰? To cholerna kr贸tkowzroczno艣膰! Pewnie uwa偶asz, 偶e nasz rz膮d dzia艂a zgodnie z najlepszym interesem obywateli. Wspaniale. Co jednak si臋 stanie, je艣li w przysz艂o艣ci jaki艣 rz膮d nie b臋dzie bra艂 pod uwag臋 interes贸w obywateli? Te偶 b臋dzie m贸g艂 korzysta膰 z tej techniki! Technika pozostanie ju偶 na zawsze!

Susan ledwo go s艂ysza艂a. W Krypto panowa艂 og艂uszaj膮cy ha艂as.

Hale pr贸bowa艂 si臋 uwolni膰. Patrzy艂 Susan w oczy i wci膮偶 krzycza艂.

- Do diab艂a, jak obywatele maj膮 si臋 broni膰 przed pa艅stwem policyjnym, je艣li facet na g贸rze b臋dzie mia艂 dost臋p do wszystkich kana艂贸w 艂膮czno艣ci? Jak maj膮 zaplanowa膰 bunt?

S艂ysza艂a to wiele razy. EFF cz臋sto odwo艂ywa艂a si臋 do argumentu o przysz艂ym rz膮dzie.

- Trzeba powstrzyma膰 Strathmore'a! - wrzasn膮艂 Hale. - Poprzysi膮g艂em sobie, 偶e ja to zrobi臋! Tym w艂a艣nie zajmowa艂em si臋 tu w Krypto ca艂ymi dniami. Przegl膮da艂em jego konto, czeka艂em, a偶 podejmie dzia艂anie, by wykry膰 moment, w kt贸rym zamieni programy. Potrzebowa艂em dowodu, 偶e to on napisa艂 tyln膮 furtk臋. Dlatego skopiowa艂em jego wszystkie listy elektroniczne na moje konto. Dowodz膮, 偶e od dawna obserwowa艂 rozw贸j Cyfrowej Twierdzy. Zamierza艂em o wszystkim opowiedzie膰 dziennikarzom.

Susan poczu艂a przy艣pieszone bicie serca. Czy dobrze go zrozumia艂a? To zabrzmia艂o niespodziewanie autentycznie. Pasowa艂o do Grega Hale'a. Czy to mo偶liwe? Je艣li Hale dowiedzia艂 si臋 o planie zainstalowania tylnej furtki w Cyfrowej Twierdzy, m贸g艂 czeka膰, a偶 ca艂y 艣wiat b臋dzie u偶ywa艂 tego algorytmu, a potem rozg艂osi膰 sensacyjn膮 wiadomo艣膰 i na dok艂adk臋 mia艂by dowody!

Wyobrazi艂a sobie nag艂贸wki w gazetach: KRYPTOGRAF GREG HALE UJAWNIA TAJNY AMERYKA艃SKI PLAN KONTROLI NAD WSZYSTKIMI INFORMACJAMI.

Czy to powt贸rka ze Skipjacka? Ponowne ujawnienie plan贸w NSA sprawi艂oby, 偶e Greg Hale zdoby艂by s艂aw臋, o jakiej nie m贸g艂 艣ni膰 nawet w naj艣mielszych marzeniach. To pogr膮偶y艂oby NSA na dobre. Nagle zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy przypadkiem Hale nie m贸wi prawdy. Nie! - uci臋艂a swoje my艣li. Oczywi艣cie, 偶e nie!

- Przerwa艂em program TRACER, bo my艣la艂em, 偶e to mnie szukasz! - przekonywa艂 j膮 Hale. - S膮dzi艂em, 偶e podejrzewasz, i偶 kto艣 mia艂 dost臋p do konta Strathmore'a. Nie chcia艂em, 偶eby艣 znalaz艂a przeciek i przypisa艂a go mnie!

To mo偶liwe, ale ma艂o prawdopodobne, pomy艣la艂a.

- Dlaczego zatem zabi艂e艣 Chartrukiana? - rzuci艂a ostrym tonem.

- Wcale go nie zabi艂em! - wrzasn膮艂 Hale. - Strathmore go zepchn膮艂 z pomostu! Widzia艂em to z do艂u! Chartrukian chcia艂 wezwa膰 Sys-Sec. To zrujnowa艂oby plan Strathmore'a!

Hale jest dobry. Ma odpowied藕 na wszystko.

- Rozwi膮偶 mnie! - prosi艂 Hale. - Nie zrobi艂em nic z艂ego!

- Nie zrobi艂e艣 nic z艂ego?! - wykrzykn臋艂a Susan. Zastanawia艂a si臋, dlaczego Strathmore jeszcze nie wr贸ci艂. - Razem z Tankadem chcia艂e艣 zrobi膰 z NSA zak艂adnika. W ka偶dym razie dop贸ki go nie oszuka艂e艣. Powiedz mi - za偶膮da艂a - czy Tankado naprawd臋 zmar艂 na serce, czy jaki艣 tw贸j kumpel go zamordowa艂?

- Jeste艣 za艣lepiona! - krzykn膮艂 Hale. - Czy nie potrafisz dostrzec, 偶e nie bra艂em w tym udzia艂u? Rozwi膮偶 mnie! Za chwil臋 b臋d膮 tu ochroniarze!

- Nie b臋dzie 偶adnych ochroniarzy - parskn臋艂a Susan.

- Co takiego? - Hale zblad艂.

- Strathmore udawa艂, 偶e dzwoni - wyja艣ni艂a.

Otworzy艂 szeroko oczy. Przez chwil臋 le偶a艂 nieruchomo, jak sparali偶owany, po czym zacz膮艂 si臋 gwa艂townie szarpa膰.

- Strathmore mnie zabije! To pewne! Za du偶o wiem!

- Spokojnie, Greg.

- Jestem niewinny! - Syreny niemal zag艂uszy艂y jego krzyk.

- K艂amiesz! Mam dow贸d! - Susan okr膮偶y艂a pier艣cie艅 terminali i zatrzyma艂a si臋 przy swoim. - Wspomnia艂e艣 o TRACERZE. Wys艂a艂am go po raz drugi! Mo偶e sprawdzimy, czy jest ju偶 odpowied藕?

Migaj膮ca ikona na ekranie sygnalizowa艂a, 偶e TRACER rzeczywi艣cie przes艂a艂 wynik poszukiwa艅. Susan chwyci艂a mysz i otworzy艂a okienko. Wynik przypiecz臋tuje los Hale'a, pomy艣la艂a. Hale to North Dakota. Klikn臋艂a na instrukcj臋 OTW脫RZ ODPOWIED殴. Hale to...

Susan przerwa艂a wewn臋trzny dialog. Sta艂a zupe艂nie oszo艂omiona wynikiem poszukiwa艅. To musi by膰 jaki艣 b艂膮d, uzna艂a. Odpowied藕 by艂a zupe艂nie nieprawdopodobna.

Opar艂a si臋 o stolik i przeczyta艂a ponownie. Taki sam wynik otrzyma艂 Strathmore, gdy sam wys艂a艂 program. Susan s膮dzi艂a, 偶e Strathmore pope艂ni艂 jaki艣 b艂膮d, ale nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e sama skonfigurowa艂a program poprawnie.

Mimo to informacja na ekranie monitora wydawa艂a si臋 jej niewiarygodna:

NDAKOTA=ET@DOSHISHA.EDU

- ET? - szepn臋艂a ze zdumieniem. - Ensei Tankado to North Dakota?

To by艂o niewyobra偶alne. Je艣li wynik poszukiwa艅 by艂 poprawny, to Ensei Tankado i North Dakota byli jedn膮 i t膮 sam膮 osob膮. Susan nie mog艂a uporz膮dkowa膰 my艣li. Dodatkowo przeszkadza艂o jej wycie syren. Dlaczego Strathmore jeszcze nie wy艂膮czy艂 tego cholernego ryku?!

- Jaka jest odpowied藕? Powiedz mi! - Hale przekr臋ci艂 si臋 na bok, aby m贸g艂 widzie膰 Susan.

Ona jednak odizolowa艂a si臋 mentalnie od jego krzyk贸w i otaczaj膮cego j膮 chaosu. Ensei Tankado to North Dakota...

Przestawia艂a w my艣lach elementy uk艂adanki, tak aby pasowa艂y do siebie. Je艣li Ensei Tankado to North Dakota, to wysy艂a艂 listy elektroniczne do samego siebie... a zatem nie istnieje 偶aden North Dakota. Tankado wymy艣li艂 swego partnera i wszystkich oszuka艂.

North Dakota to duch, pomy艣la艂a. Zas艂ona dymna i lustro.

To by艂 b艂yskotliwy manewr. Najwyra藕niej Strathmore obserwowa艂 t臋 parti臋 tenisa tylko z jednej strony. Skoro pi艂ka wraca艂a, to uzna艂, 偶e po drugiej stronie siatki stoi kto艣, kto j膮 odbija. W rzeczywisto艣ci Tankado gra艂 ze 艣cian膮. W listach pisanych do siebie wychwala艂 zalety Cyfrowej Twierdzy. Wysy艂a艂 listy na anonimowy adres, a po kilku godzinach dostawa艂 je z powrotem.

Teraz wszystko sta艂o si臋 oczywiste. Tankado chcia艂, 偶eby Strathmore czyta艂 jego listy... chcia艂, 偶eby przechwytywa艂 poczt臋 elektroniczn膮. W ten spos贸b Ensei Tankado stworzy艂 sobie zabezpieczenie bez konieczno艣ci przekazywania komukolwiek kopii klucza. Oczywi艣cie, 偶eby to wszystko wydawa艂o si臋 wiarygodne, musia艂 u偶y膰 anonimowego adresu... wszystko musia艂o wygl膮da膰 dostatecznie tajnie, aby nie wzbudzi艂o podejrze艅. North Dakota nie istnia艂. To by艂 teatr jednego aktora.

Teatr jednego aktora.

Susan pomy艣la艂a z przera偶eniem, 偶e Tankado m贸g艂 wykorzysta膰 udawan膮 korespondencj臋 do tego, by przekona膰 Strathmore'a do czegokolwiek.

Przypomnia艂a sobie swoj膮 pierwsz膮 reakcj膮 na wiadomo艣膰 o szyfrze, kt贸rego nie mo偶na z艂ama膰. Gotowa by艂a przysi膮c, 偶e to niemo偶liwe. To mog艂o mie膰 gro藕ne konsekwencje... Susan poczu艂a skurcz w brzuchu. Czy mieli jakikolwiek dow贸d, 偶e Tankado naprawd臋 stworzy艂 Cyfrow膮 Twierdz臋? Jedynie jego przechwa艂ki w listach elektronicznych. No i oczywi艣cie to, 偶e TRANSLATOR nie odszyfrowa艂 pliku. Komputer liczy艂 co艣 ju偶 od ponad dwudziestu godzin, tak jakby wykonywa艂 niesko艅czon膮 p臋tl臋. Susan wiedzia艂a jednak, 偶e istniej膮 jeszcze inne programy, kt贸re mog艂yby mie膰 taki skutek. Programy, kt贸re mo偶na napisa膰 bez por贸wnania 艂atwiej ni偶 ca艂kowicie bezpieczny algorytm szyfrowania.

Wirusy.

Poczu艂a ciarki na plecach.

Jak wirus m贸g艂 si臋 dosta膰 do TRANSLATORA?

Mia艂a wra偶enie, 偶e s艂yszy g艂os Phila Chartrukiana: Strathmore omin膮艂 filtry Gauntlet!

Niczym pod wp艂ywem objawienia Susan wszystko zrozumia艂a. Strathmore 艣ci膮gn膮艂 plik rzekomo zawieraj膮cy Cyfrow膮 Twierdz臋 i chcia艂 go przes艂a膰 do odszyfrowania. Gauntlet zablokowa艂 plik, poniewa偶 zawiera艂 niebezpieczne 艂a艅cuchy mutacyjne. To normalnie zaniepokoi艂oby Strathmore'a, ale przecie偶 przeczyta艂 list Tankada: Rozwi膮zaniem s膮 艂a艅cuchy mutacyjne! By艂 zatem przekonany, 偶e Cyfrowa Twierdza nie stanowi zagro偶enia i postanowi艂 omin膮膰 艣cie偶k臋 zdrowia.

- Nie istnieje 偶adna Cyfrowa Twierdza - wykrztusi艂a Susan. Niemal zaniem贸wi艂a. Syreny dalej wy艂y. Powoli opar艂a si臋 o terminal, bo zrobi艂o jej si臋 s艂abo. Tankado postanowi艂 nabra膰 g艂upc贸w... a NSA ochoczo chwyci艂a przyn臋t臋.

Z g贸ry doszed艂 do nich d艂ugi, niespokojny krzyk. To Strathmore.

Rozdzia艂 86

Gdy Susan wpad艂a do gabinetu komandora, z trudem 艂apa艂a oddech. Strathmore siedzia艂 zgarbiony przy swoim biurku, z opuszczon膮 g艂ow膮. Jego spocona 艂ysina b艂yszcza艂a w 艣wietle monitora. Syreny na dole wci膮偶 wy艂y.

- Komandorze? - Susan podbieg艂a do biurka.

Strathmore nawet nie drgn膮艂.

- Komandorze! Musimy natychmiast wy艂膮czy膰 TRANSLATOR! Z艂apali艣my...

- Wyko艅czy艂 nas - powiedzia艂 Strathmore, nie podnosz膮c g艂owy. - Tankado nas wykiwa艂...

Ton jego g艂osu 艣wiadczy艂, 偶e wszystko zrozumia艂. Ca艂a wrzawa, jak膮 zrobi艂 Tankado wok贸艂 ca艂kowicie bezpiecznego szyfru, sprzeda偶 klucza na aukcji, to wszystko by艂o przedstawienie. Tankado sprowokowa艂 NSA do przechwytywania jego poczty elektronicznej, wm贸wi艂 agencji, 偶e ma partnera, i w ko艅cu nak艂oni艂 do wprowadzenia do komputera bardzo gro藕nego pliku.

- 艁a艅cuchy mutacyjne... - zacz膮艂 Strathmore, ale urwa艂.

- Wiem.

- Plik, kt贸ry wprowadzi艂em do komputera... - komandor powoli podni贸s艂 g艂ow臋. - To by艂...

Susan stara艂a si臋 zachowa膰 spok贸j. Wszystkie pionki bior膮ce udzia艂 w grze zmieni艂y pozycj臋. Nigdy nie istnia艂 偶aden ca艂kowicie bezpieczny algorytm, nigdy nie istnia艂a Cyfrowa Twierdza. Plik, kt贸ry Tankado umie艣ci艂 na swojej stronie internetowej, by艂 zaszyfrowanym wirusem. Do zaszyfrowania programu prawdopodobnie u偶y艂 jakiego艣 powszechnie dost臋pnego, komercjalnego algorytmu, na tyle silnego, by nikt poza NSA nie m贸g艂 go z艂ama膰 - dzi臋ki temu innym nic nie grozi艂o. TRANSLATOR odczyta艂 plik i uwolni艂 wirusa.

- 艁a艅cuchy mutacyjne - wykrztusi艂 komandor. - Tankado napisa艂, 偶e stanowi膮 cz臋艣膰 algorytmu. - Odchyli艂 si臋 do ty艂u.

Susan dobrze rozumia艂a jego cierpienie. Komandor da艂 si臋 ca艂kowicie nabra膰. Tankado ani przez chwil臋 nie zamierza艂 sprzedawa膰 swego algorytmu. Algorytm po prostu nie istnia艂. Ca艂a historia by艂a tylko fortelem. Cyfrowa Twierdza by艂a zjaw膮, fars膮, przyn臋t膮 stworzon膮 po to, by z艂apa膰 NSA na haczyk. Strathmore robi艂 dok艂adnie to, czego 偶yczy艂 sobie Tankado, kt贸ry manipulowa艂 nim jak marionetk膮.

- To ja omin膮艂em filtry Gauntlet - j臋kn膮艂 Strathmore.

- Nie wiedzia艂 pan.

- Powinienem by艂 wiedzie膰! - komandor waln膮艂 pi臋艣ci膮 w blat biurka. - Na lito艣膰 bosk膮, wystarczy艂o spojrze膰 na jego pseudonim. NDAKOTA! Przyjrzyj si臋 mu!

- O co panu chodzi?

- On si臋 z nas nabija! To pieprzony anagram!

Susan zdziwi艂a si臋. NDAKOTA to anagram? Zacz臋艂a przestawia膰 w my艣lach litery. Ndakota... Kadotan... Oktadan... Tandoka... W tym momencie ugi臋艂y si臋 pod ni膮 kolana. Strathmore mia艂 racj臋, to by艂o jasne jak s艂o艅ce. Jak mogli tego nie zauwa偶y膰? Wyb贸r pseudonimu North Dakota nie mia艂 by膰 aluzj膮 do nazwy ameryka艅skiego stanu - Tankado po prostu posypa艂 im ran臋 sol膮. Przes艂a艂 NSA ostrze偶enie, wyra藕n膮 wskaz贸wk臋, 偶e NDAKOTA to on. Z NDAKOTA mo偶na 艂atwo u艂o偶y膰 TANKADO, ale najlepsi kryptoanalitycy 艣wiata tego nie zauwa偶yli, dok艂adnie tak jak Ensei zaplanowa艂.

- Tankado szydzi z nas! - powiedzia艂 Strathmore.

- Musi pan wy艂膮czy膰 TRANSLATOR - przypomnia艂a Susan.

Strathmore gapi艂 si臋 w 艣cian臋.

- Komandorze! Niech pan wy艂膮czy komputer! B贸g wie, co si臋 teraz dzieje w systemie!

- Pr贸bowa艂em - szepn膮艂 Strathmore. Susan jeszcze nie s艂ysza艂a, by m贸wi艂 tak s艂abym g艂osem.

- Co to znaczy? O czym pan m贸wi?

Strathmore obr贸ci艂 monitor w jej stron臋. Ekran 艣ciemnia艂, by艂 teraz brunatny. W okienku dialogowym wida膰 by艂o trzy pr贸by wy艂膮czenia TRANSLATORA. Po ka偶dej komendzie pojawia艂a si臋 taka sama odpowied藕:

WY艁膭CZENIE KOMPUTERA JEST NIEMO呕LIWE

WY艁膭CZENIE KOMPUTERA JEST NIEMO呕LIWE

WY艁膭CZENIE KOMPUTERA JEST NIEMO呕LIWE

Susan poczu艂a, 偶e robi si臋 jej zimno. Wy艂膮czenie komputera jest niemo偶liwe? Dlaczego? Susan podejrzewa艂a, 偶e zna ju偶 odpowied藕. A wi臋c to tak mia艂a wygl膮da膰 zemsta Tankada? Japo艅czyk postanowi艂 zniszczy膰 TRANSLATOR! Ensei Tankado przez wiele lat pragn膮艂, by ca艂y 艣wiat dowiedzia艂 si臋 o istnieniu TRANSLATORA, ale nikt mu nie wierzy艂. Wobec tego postanowi艂 zniszczy膰 wielk膮 besti臋. Walczy艂 na 艣mier膰 i 偶ycie o to, w co wierzy艂 - o prawo jednostki do prywatno艣ci.

Syreny na dole zn贸w zawy艂y.

- Musimy wy艂膮czy膰 zasilanie - za偶膮da艂a Susan. - Natychmiast!

Susan mia艂a nadziej臋, 偶e je艣li si臋 po艣piesz膮, zdo艂aj膮 uratowa膰 wielki komputer z r贸wnolegle dzia艂aj膮cymi procesorami. Ka偶dy komputer - od zwyk艂ego peceta do komputer贸w NASA, steruj膮cych lotami satelit贸w - jest wyposa偶ony w przycisk, pozwalaj膮cy na wy艂膮czenie maszyny w alarmowej sytuacji. Ta niezbyt elegancka, ale skuteczna metoda jest okre艣lana jako wyci膮gni臋cie wtyczki.

Wy艂膮czaj膮c zasilanie w Krypto, mogli wymusi膰 zatrzymanie TRANSLATORA. P贸藕niej musieliby jeszcze usun膮膰 wirusa, ale w tym celu wystarczy艂oby sformatowa膰 twarde dyski. Sformatowanie dysk贸w oznacza艂oby jednak utrat臋 zapisanych na nich danych, program贸w, wszystkiego. W typowych przypadkach formatowanie dysku oznacza utrat臋 tysi臋cy plik贸w, stanowi膮cych niekiedy wynik wielu lat pracy. TRANSLATOPR by艂 jednak inny - sformatowanie jego dysk贸w poci膮gn臋艂oby za sob膮 stosunkowo niewielkie straty. Komputery o architekturze r贸wnoleg艂ej s膮 przeznaczone do przetwarzania danych, a nie ich zapami臋tywania. Na dyskach TRANSLATORA nie by艂o 偶adnych wynik贸w. Po z艂amaniu szyfru TRANSLATOR wysy艂a艂 plik do g艂贸wnego banku danych NSA, aby...

Zamar艂a. Nagle zda艂a sobie spraw臋, co si臋 sta艂o. Przycisn臋艂a d艂o艅 do ust, by zdusi膰 okrzyk.

- G艂贸wny bank danych!

Strathmore wpatrywa艂 si臋 w ciemno艣ci nieruchomym wzrokiem. Jego g艂os brzmia艂 tak, jakby przemawia艂a jaka艣 bezcielesna zjawa.

- Tak, Susan. G艂贸wny bank danych...

Kiwn臋艂a g艂ow膮. Tankado wykorzysta艂 TRANSLATOR, 偶eby wprowadzi膰 wirusa do g艂贸wnego banku danych.

Strathmore z wysi艂kiem uni贸s艂 r臋k臋 i wskaza艂 jej monitor. Susan spojrza艂a na ekran. Pod okienkiem dialogowym przeczyta艂a dwie linijki:

POINFORMUJCIE 艢WIAT O TRANSLATORZE

TYLKO PRAWDA MO呕E WAS URATOWA膯

Znowu zrobi艂o jej si臋 zimno. W banku danych by艂y przechowywane najwi臋ksze tajemnice pa艅stwowe: protoko艂y 艂膮czno艣ci wojskowej, szyfry wywiadu elektronicznego, dane personalne agent贸w wywiadu, plany techniczne najnowszych broni, dokumenty, traktaty handlowe - list臋 mo偶na by艂oby ci膮gn膮膰 jeszcze d艂ugo.

- Tankado nie wa偶y艂by si臋 na co艣 takiego! - uzna艂a. - Co za pomys艂, niszczy膰 tajne archiwum pa艅stwa! - Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Ensei Tankado o艣mieli艂by si臋 zaatakowa膰 baz臋 danych NSA. Spojrza艂a na napis.

TYLKO PRAWDA MO呕E WAS URATOWA膯

- Prawda? - zdziwi艂a si臋. - Prawda o czym?

- O TRANSLATORZE - wyja艣ni艂 jej Strathmore. Z trudem oddycha艂. - Chce, 偶eby 艣wiat pozna艂 prawd臋 o TRANSLATORZE.

Susan kiwn臋艂a g艂ow膮. To wszystko 艣wietnie do siebie pasowa艂o. Tankado postanowi艂 zmusi膰 NSA do ujawnienia prawdy o TRANSLATORZE. To by艂 zwyk艂y szanta偶. Albo agencja poinformuje wszystkich o TRANSLATORZE, albo straci bank danych. Susan wpatrywa艂a si臋 ze zdumieniem w ekran. Dopiero teraz zauwa偶y艂a gro藕nie migaj膮c膮 linijk臋:

WPROWAD殴 KLUCZ

Patrz膮c na pulsuj膮ce s艂owa, zrozumia艂a ca艂y plan - wirus, klucz, pier艣cie艅, pomys艂 szanta偶u. Klucz nie mia艂 s艂u偶y膰 do otwarcia algorytmu, lecz stanowi艂 lekarstwo na wirusa, antidotum. Wprowadzenie klucza spowodowa艂oby zatrzymanie wirusa. Susan wiele czyta艂a o wirusach tego rodzaju - 艣miertelnie gro藕nych programach, zawieraj膮cych wbudowan膮 metod臋 ratunku, kt贸rej u偶ycie wymaga艂o znajomo艣ci tajnego klucza. Tankado nie zamierza艂 niszczy膰 banku danych NSA - po prostu chcia艂, by agencja ujawni艂a istnienie TRANSLATORA! W tym momencie przekaza艂by nam klucz i mogliby艣my zatrzyma膰 wirusa!

Susan nie mia艂a ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e w jednym wypadku zdarzenia nie potoczy艂y si臋 zgodnie z planem Tankada. Ensei nie uwzgl臋dni艂 mo偶liwo艣ci, 偶e mo偶e umrze膰. Zamierza艂 teraz siedzie膰 w jakim艣 barze w Hiszpanii i s艂ucha膰 relacji CNN z konferencji prasowej o 艣ci艣le tajnym ameryka艅skim komputerze do 艂amania szyfr贸w. Po wys艂uchaniu relacji chcia艂 zadzwoni膰 do Strathmore'a, przekaza膰 mu klucz i natychmiast uratowa膰 bank danych. Z pewno艣ci膮 p贸藕niej zdrowo by si臋 u艣mia艂, po czym znikn膮艂 z horyzontu jako nieznany 艣wiatu bohater EFF.

- Musimy zdoby膰 pier艣cie艅! - Susan uderzy艂a r臋k膮 w st贸艂. - To jedyny klucz, jaki istnieje! - Nie by艂o 偶adnego North Dakoty, 偶adnej drugiej kopii klucza. Nawet gdyby teraz NSA spe艂ni艂a warunek i ujawni艂a istnienie TRANSLATORA, Tankado nie m贸g艂by ju偶 uratowa膰 banku danych.

Strathmore milcza艂.

Sytuacja by艂a powa偶niejsza, ni偶 Susan wcze艣niej przypuszcza艂a. Najbardziej zdumiewaj膮ce by艂o dla niej to, 偶e Tankado dopu艣ci艂, by sprawy zasz艂y tak daleko. Oczywi艣cie doskonale wiedzia艂, co si臋 stanie, je艣li NSA nie dostanie w por臋 pier艣cienia, a jednak w ostatnich sekundach 偶ycia odda艂 go obcym ludziom. 艢wiadomie stara艂 si臋, by NSA nie zdoby艂a pier艣cienia. Czego jednak w艂a艣ciwie mo偶na by艂o oczekiwa膰? - zreflektowa艂a si臋. - 呕e Tankado przeka偶e pier艣cie艅, skoro s膮dzi艂, 偶e to NSA go zamordowa艂a?

Mimo to nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Tankado dopu艣ci艂by do czego艣 takiego. By艂 pacyfist膮. Nie chcia艂 niczego niszczy膰, a tylko zwalczy膰 z艂o. Chodzi艂o mu o TRANSLATOR. O prawo ka偶dej osoby do w艂asnych sekret贸w. O ujawnienie, 偶e NSA pods艂uchuje. Zniszczenie banku danych NSA by艂o natomiast aktem agresywnym. Susan nie mog艂a sobie wyobrazi膰, 偶eby Tankado zrobi艂 co艣 takiego.

D藕wi臋k syren sprowadzi艂 j膮 na powr贸t do rzeczywisto艣ci. Spojrza艂a na za艂amanego komandora. Wiedzia艂a, o czym my艣li. Nie tylko plany wykorzystania Cyfrowej Twierdzy spali艂y na panewce, ale na dok艂adk臋 wskutek jego lekkomy艣lno艣ci NSA stan臋艂a na skraju przepa艣ci: to mog艂o si臋 zmieni膰 w najgorsz膮 katastrof臋 w historii ameryka艅skiego wywiadu.

- Komandorze, to nie jest pana wina - przekonywa艂a go, przekrzykuj膮c syreny. - Gdyby Tankado nie umar艂, mogliby艣my negocjowa膰, mieliby艣my r贸偶ne mo偶liwo艣ci!

Komandor Strathmore nie s艂ysza艂, co ona m贸wi. Jego 偶ycie by艂o sko艅czone. Przez trzydzie艣ci lat s艂u偶y艂 swemu krajowi. To mia艂 by膰 jego triumf, jego pice de r茅sistance - tylna furtka w programie stanowi膮cym 艣wiatowy standard szyfrowania. Zamiast tego wpu艣ci艂 wirusa do g艂贸wnego banku danych Narodowej Agencji Bezpiecze艅stwa. Teraz nie by艂o 偶adnego innego sposobu na zatrzymanie wirusa jak tylko wy艂膮czenie pr膮du, co musia艂o spowodowa膰 utrat臋 miliard贸w bajt贸w danych, kt贸rych odzyskanie b臋dzie niemo偶liwe. Tylko pier艣cie艅 m贸g艂 uratowa膰 sytuacj臋, ale je艣li David do tej pory nie zdo艂a艂 go odzyska膰, to prawdopodobnie...

- Musz臋 wy艂膮czy膰 TRANSLATOR! - Susan przej臋艂a inicjatyw臋. - Zejd臋 na d贸艂 i wy艂膮cz臋 pr膮d.

- Ja to zrobi臋 - wymamrota艂 Strathmore. Zwr贸ci艂 si臋 twarz膮 do niej. By艂 za艂amany. Wsta艂, ale gdy pr贸bowa艂 wyj艣膰 zza biurka, potkn膮艂 si臋 o krzes艂o.

- Nie - Susan gestem kaza艂a mu usi膮艣膰. - Ja p贸jd臋 - powiedzia艂a tonem wykluczaj膮cym sprzeciw.

- Dobrze - Strathmore schowa艂 twarz w d艂oniach. - Bezpiecznik jest na dolnym poziomie. Obok pomp freonu.

Susan odwr贸ci艂a si臋 i ruszy艂a ku drzwiom. W po艂owie drogi spojrza艂a jeszcze raz na Strathmore'a.

- Komandorze! - krzykn臋艂a. - Gra jeszcze nie jest sko艅czona. Jeszcze nie przegrali艣my. Je艣li David znajdzie w por臋 pier艣cie艅, uratujemy bank danych.

Strathmore nic nie odpowiedzia艂.

- Niech pan zadzwoni do banku danych - doda艂a Susan. - Trzeba ich ostrzec! Jest pan zast臋pc膮 dyrektora NSA. Musi pan przetrwa膰!

Strathmore uni贸s艂 g艂ow臋. Porusza艂 si臋 jak na zwolnionym filmie. Kiwn膮艂 g艂owa tak, jakby to by艂a najwa偶niejsza decyzja jego 偶ycia.

Susan z determinacj膮 ruszy艂a w ciemno艣ci.

Rozdzia艂 87

Vespa podskakiwa艂a po pasie dla wolno poruszaj膮cych si臋 pojazd贸w na Carretera de Huelva. Zbli偶a艂 si臋 艣wit, ale na autostradzie by艂 spory ruch - m艂odzi mieszka艅cy Sewilli wracali z ca艂onocnej zabawy na pla偶y. W pewnej chwili wyprzedzi艂 go jad膮cy na sygnale mikrobus nabity nastolatkami. Becker mia艂 wra偶enie, 偶e znajduje si臋 na autostradzie weso艂ego miasteczka.

Czterysta metr贸w za nim jecha艂a poobijana taks贸wka, krzesz膮c kaskad臋 iskier. Gdy nagle gwa艂townie przy艣pieszy艂a, uderzy艂a z boku w peugota 504, zmuszaj膮c go do zjazdu na traw臋 mi臋dzy pasmami autostrady.

Becker min膮艂 drogowskaz SEWILLA - CENTRUM 2 KM. Gdyby uda艂o mu si臋 dotrze膰 do 艣r贸dmie艣cia, mia艂by wi臋ksze szanse ucieczki. Licznik wskazywa艂 sze艣膰dziesi膮t kilometr贸w na godzin臋. Dwie minuty do zjazdu. Becker wiedzia艂, 偶e nie ma tyle czasu. Taks贸wka by艂a coraz bli偶ej. Spojrza艂 na 艣wiat艂a centrum i zacz膮艂 si臋 modli膰, by dotar艂 tam 偶ywy.

Przejecha艂 po艂ow臋 drogi do zjazdu z autostrady, kiedy us艂ysza艂 za sob膮 zgrzyt metalu. Rozp艂aszczy艂 si臋 na motocyklu i jeszcze mocniej obr贸ci艂 d藕wigni臋 gazu. Rozleg艂 si臋 st艂umiony huk strza艂u i w pobli偶u przelecia艂 pocisk. Becker zacz膮艂 jecha膰 slalomem. Niewiele mu to pomog艂o. Gdy taks贸wka zbli偶y艂a si臋 do niego na kilka d艂ugo艣ci samochodu, do zjazdu mia艂 jeszcze trzysta metr贸w. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e w ci膮gu sekund albo zostanie zastrzelony, albo rozjechany. Rozejrza艂 si臋 dooko艂a.

Po obu stronach autostrady wznosi艂y si臋 strome skarpy 偶wiru. Hukn膮艂 kolejny strza艂. Podj膮艂 decyzj臋.

Pochyli艂 si臋 i gwa艂townie skr臋ci艂 w prawo. Opony ostro zapiszcza艂y, posypa艂y si臋 iskry. Wjecha艂 na skarp臋. Z trudem utrzymywa艂 r贸wnowag臋. Spod k贸艂 vespy trysn臋艂a fontanna piachu, motocykl ledwo ci膮gn膮艂 pod g贸r臋. W pewnej chwili wjecha艂 na nieutwardzon膮 ziemi臋 i ko艂a gwa艂townie zawirowa艂y. Ma艂y silnik patetycznie dysza艂. Becker 偶ywi艂 nadziej臋, 偶e nie zga艣nie. Nie mia艂 odwagi si臋 obejrze膰. By艂 pewny, 偶e taks贸wka ju偶 si臋 zatrzyma艂a i za chwil臋 posypi膮 si臋 kule.

Nikt nie strzela艂.

Wjecha艂 na szczyt skarpy. Z tego miejsca dobrze widzia艂 centrum. 艢wiat艂a miasta przypomina艂y rozgwie偶d偶one niebo. Przejecha艂 przez krzaki, przeci膮艂 kraw臋偶nik i wjecha艂 na jezdni臋. Mia艂 wra偶enie, 偶e vespa porusza si臋 szybciej. P臋dzi艂 Avenue Luis Montoto. Po lewej min膮艂 stadion pi艂ki no偶nej i znalaz艂 si臋 na otwartej przestrzeni.

W tym momencie ponownie us艂ysza艂 dobrze ju偶 znany zgrzyt metalu o beton. Sto metr贸w przed nim po rampie zjazdowej p臋dzi艂a taks贸wka. Kierowca przeci膮艂 trawnik, wjecha艂 na Avenue Luis Montoto i przy艣pieszy艂, jad膮c w jego stron臋.

Becker wiedzia艂, 偶e powinien si臋 ba膰, ale nie odczuwa艂 strachu. Z zimn膮 krwi膮 skr臋ci艂 w prawo w Menendez Pelayo i doda艂 gazu. Przejecha艂 przez skwer na brukowan膮 kocimi 艂bami Mateus Gago - w膮sk膮, jednokierunkow膮 uliczk臋 prowadz膮c膮 do bramy miejskiej Barrio Santa Cruz.

Jeszcze kawa艂ek, pomy艣la艂.

Taks贸wka jecha艂a za nim. By艂a coraz bli偶ej. Przeje偶d偶aj膮c przez w膮sk膮 bram臋, kierowca zawadzi艂 bocznym lusterkiem o filar. Beckerowi wydawa艂o si臋, 偶e wygra艂. Santa Cruz to najstarsza dzielnica Sewilli. Nie ma tu tradycyjnych ulic, tylko labirynt w膮skich przej艣膰 jeszcze z czas贸w rzymskich. Mo偶na tam chodzi膰 pieszo lub porusza膰 si臋 na motorowerze. Kiedy艣 b艂膮dzi艂 w艣r贸d w膮skich zau艂k贸w przez kilka godzin.

Przy艣pieszy艂. Zbli偶a艂 si臋 ju偶 do ko艅ca Mateus Gago. Przed nim wznosi艂a si臋 niczym g贸ra jedenastowieczna gotycka katedra. Tu偶 obok, na tle ja艣niej膮cego nieba, widzia艂 wysok膮, stusze艣ciometrow膮 dzwonnic臋 Giralda. To by艂o ju偶 Santa Cruz. Tu znajdowa艂a si臋 druga pod wzgl臋dem wielko艣ci katolicka katedra 艣wiata, tu mieszka艂y najstarsze, najbardziej pobo偶ne, katolickie rody Sewilli.

Przeci膮艂 kamienny plac. Hulohot jeszcze raz strzeli艂, ale by艂o za p贸藕no. Becker znikn膮艂 na swym motocyklu w w膮skim przej艣ciu Callita de la Virgen.

Rozdzia艂 88

Reflektor vespy rzuca艂 ostre cienie na 艣ciany w膮skich przej艣膰. Becker z trudem przerzuca艂 biegi. Z rykiem silnika przeje偶d偶a艂 ko艂o bielonych budynk贸w, urz膮dzaj膮c mieszka艅com Santa Cruz wczesn膮 pobudk臋, i to w niedziel臋.

Od ucieczki z lotniska nie min臋艂o jeszcze p贸艂 godziny. W dalszym ci膮gu ucieka艂. W g艂owie kot艂owa艂y mu si臋 niezliczone pytania. Kto pr贸buje mnie zabi膰? Dlaczego ten pier艣cie艅 jest taki wa偶ny? Gdzie jest samolot NSA? Przypomnia艂 sobie widok zamordowanej Megan w kabinie toalety i znowu zebra艂o mu si臋 na md艂o艣ci.

Becker zamierza艂 przeci膮膰 barrio i wyjecha膰 po drugiej stronie, ale Santa Cruz to prawdziwy labirynt, z niezliczonymi 艣lepymi uliczkami. David szybko straci艂 orientacj臋. Stara艂 si臋 odnale藕膰 drog臋, kieruj膮c si臋 wie偶膮 dzwonnicy, ale w ciasnych przej艣ciach mi臋dzy wysokimi 艣cianami dom贸w m贸g艂 zobaczy膰 nad g艂ow膮 tylko w膮ski pasek ja艣niej膮cego nieba.

Zastanawia艂 si臋, gdzie mo偶e by膰 m臋偶czyzna w drucianych okularach; nie mia艂 z艂udze艅, 偶e morderca zrezygnowa艂. Teraz prawdopodobnie szuka艂 go pieszo. David musia艂 uwa偶a膰, pokonuj膮c na motocyklu ostre zakr臋ty. Ryk silnika rozchodzi艂 si臋 we wszystkie strony. Becker zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e w nocnej ciszy w Santa Cruz nie jest trudno go wytropi膰. Mia艂 tylko przewag臋 szybko艣ci. Musia艂 jak najpr臋dzej dotrze膰 na drug膮 stron臋 dzielnicy!

Po d艂ugiej serii zakr臋t贸w Becker wjecha艂 na skrzy偶owanie trzech ulic, oznaczone Esquina de los Roses. Wiedzia艂, 偶e b艂膮dzi - by艂 tu ju偶 przedtem. Zatrzyma艂 si臋, by zastanowi膰 si臋, co dalej. W tym momencie silnik zakas艂a艂 i zgas艂. Wska藕nik paliwa pokazywa艂 FACIO. Jakby na sygna艂, w alejce po lewej stronie pojawi艂 si臋 jaki艣 cie艅.

Umys艂 ludzki to najszybszy komputer 艣wiata. W u艂amku sekundy Becker zarejestrowa艂 kszta艂t okular贸w, por贸wna艂 go z zapami臋tanym, oceni艂 zagro偶enie i podj膮艂 decyzj臋. Rzuci艂 bezu偶yteczny motocykl na ziemi臋 i ruszy艂 sprintem.

Na nieszcz臋艣cie dla niego, Hulohot sta艂 teraz na ulicy, a nie siedzia艂 w podskakuj膮cej taks贸wce. Spokojnie uni贸s艂 pistolet i strzeli艂.

Pocisk trafi艂 Beckera w bok dok艂adnie w chwili, gdy skr臋ca艂 w poprzeczn膮 uliczk臋, by uciec z pola ra偶enia. Zrobi艂 jeszcze kilka krok贸w, nim poczu艂 b贸l podobny do naci膮gni臋cia mi臋艣nia. P贸藕niej czu艂 tylko ciep艂e 艂askotanie. Gdy zobaczy艂 krew, wiedzia艂, co si臋 sta艂o. Nie my艣la艂 jednak o b贸lu, lecz o tym, by jak najszybciej biec przez labirynt uliczek.

Hulohot pod膮偶a艂 za sw膮 ofiar膮. Mia艂 ochot臋 strzeli膰 Beckerowi w g艂ow臋, ale by艂 profesjonalist膮 i bra艂 pod uwag臋 prawdopodobie艅stwo. W przypadku poruszaj膮cego si臋 celu strza艂 w korpus daje najwi臋ksze szans臋 trafienia. To si臋 op艂aci艂o. Becker poruszy艂 si臋 w ostatniej chwili i Hulohot, zamiast spud艂owa膰, co sta艂oby si臋, gdyby celowa艂 w g艂ow臋, trafi艂 go w bok. Zab贸jca wiedzia艂, 偶e pocisk tylko drasn膮艂 Beckera i nie m贸g艂 spowodowa膰 powa偶nej rany, ale spe艂ni艂 swoje zadanie. Zosta艂 nawi膮zany kontakt. Ofiara poczu艂a mu艣ni臋cie 艣mierci. Rozpoczyna艂a si臋 zupe艂nie nowa gra.

Becker bieg艂 na o艣lep. Skr臋ca艂 co chwila w lewo lub w prawo. Unika艂 d艂ugich, prostych odcink贸w. Wci膮偶 s艂ysza艂 za plecami kroki mordercy. Mia艂 pustk臋 w g艂owie. Przesta艂 my艣le膰, gdzie jest, kto go goni - obudzi艂 si臋 w nim instynkt walki o przetrwanie, narastaj膮cy strach powodowa艂 przyp艂yw energii.

Kolejny pocisk roztrzaska艂 glazur臋 na 艣cianie za jego plecami. Od艂amki p艂ytki uderzy艂y go w g艂ow臋. Becker skr臋ci艂 w lewo. S艂ysza艂, jak wo艂a o pomoc, ale wok贸艂 panowa艂a 艣miertelna cisza, kt贸r膮 przerywa艂y tylko odg艂osy krok贸w i g艂o艣ne oddechy.

Czu艂 ju偶 pieczenie w boku. Obawia艂 si臋, 偶e pozostawia za sob膮 艣lady krwi na bielonych 艣cianach budynk贸w. Gor膮czkowo szuka艂 otwartych drzwi, uchylonej bramy, jakiego艣 wyj艣cia z kanionu w膮skiej uliczki. Na pr贸偶no. Uliczka stopniowo si臋 zw臋偶a艂a.

- Socorro! - spr贸bowa艂 krzykn膮膰, ale ledwo szepta艂. - Pomocy!

艢ciany dom贸w po obu stronach uliczki zbli偶a艂y si臋 do siebie. Becker na pr贸偶no rozgl膮da艂 si臋 za skrzy偶owaniem. 艁uk zakr臋tu. Zamkni臋te drzwi. Coraz w臋ziej. Zamkni臋te bramy. S艂ysza艂 zbli偶aj膮ce si臋 kroki. Prosty odcinek. Nieoczekiwanie uliczka zacz臋艂a prowadzi膰 stromo pod g贸r臋. Becker czu艂, 偶e jego nogi s艂abn膮. Zwalnia艂.

Koniec.

Podobnie jak autostrada, na kt贸rej budow臋 nagle zabrak艂o pieni臋dzy, uliczka po prostu si臋 sko艅czy艂a na wysokim murze. Sta艂a pod nim drewniana 艂awka, i to wszystko. 呕adnej mo偶liwo艣ci ucieczki. Becker spojrza艂 na trzypi臋trowe budynki po obu stronach, po czym zawr贸ci艂. Zd膮偶y艂 zrobi膰 tylko par臋 krok贸w i stan膮艂.

W miejscu, gdzie zaczyna艂o si臋 podej艣cie, pojawi艂 m臋偶czyzna. Z determinacj膮 zbli偶a艂 si臋 do Beckera. Promienie porannego s艂o艅ca odbija艂y si臋 od pistoletu.

Becker cofn膮艂 si臋 w stron臋 muru. Nieoczekiwanie mia艂 wra偶enie, 偶e jego umys艂 i zmys艂y dzia艂aj膮 z wyj膮tkow膮 jasno艣ci膮. Bola艂a go rana. Dotkn膮艂 jej i uni贸s艂 palce. By艂y zakrwawione. Zauwa偶y艂 plam臋 krwi na pier艣cionku Ensei Tankada. Zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Przygl膮da艂 si臋 przez chwil臋 obr膮czce z wyrytym napisem. Zapomnia艂 o pier艣cionku. Zapomnia艂, po co przyjecha艂 do Sewilli. Spogl膮da艂 to na zbli偶aj膮cego si臋 m臋偶czyzn臋, to na pier艣cie艅. Czy z tego powodu zgin臋艂a Megan? Czy z tego powodu on r贸wnie偶 zginie?

Jego prze艣ladowca szed艂 strom膮 uliczk膮 pod g贸r臋. Becker widzia艂 dooko艂a 艣ciany dom贸w. Za plecami mia艂 mur. Dzieli艂o ich jeszcze kilka bram i drzwi, ale by艂o za p贸藕no, by wo艂a膰 pomocy.

Przycisn膮艂 plecy do muru. Czu艂 wszystkie kamyki pod stopami i ka偶d膮 nier贸wno艣膰. Pomy艣la艂 o przesz艂o艣ci, o swoim dzieci艅stwie, rodzicach... o Susan.

Bo偶e... Susan.

Po raz pierwszy od czas贸w dzieci艅stwa zacz膮艂 si臋 modli膰. Nie prosi艂 o wybawienie od 艣mierci, bo nie wierzy艂 w cuda. Zamiast tego modli艂 si臋 o to, by kobieta, kt贸r膮 zostawia艂, znalaz艂a w sobie do艣膰 si艂y, aby wierzy膰, 偶e j膮 kocha艂. Zamkn膮艂 oczy. Nie my艣la艂 o wyk艂adach, radzie wydzia艂u i nauce, o tym, co stanowi艂o dziewi臋膰dziesi膮t procent jego 偶ycia. My艣la艂 tylko o Susan. To by艂y proste wspomnienia: jak uczy艂 j膮 u偶ywa膰 pa艂eczek, jak 偶eglowali na Cape Cod. Kocham ci臋, pomy艣la艂. Zawsze b臋d臋 ci臋 kocha艂.

Becker czu艂 si臋 tak, jakby nagle odrzuci艂 wszystko, co w jego 偶yciu by艂o sztuczne, przesadne, udawane. Sta艂 nagi przed Bogiem. Jestem cz艂owiekiem, pomy艣la艂. Cz艂owiekiem bez wosku, doda艂 z ironi膮. Sta艂 z zamkni臋tymi oczami, nie patrz膮c, jak zbli偶a si臋 do niego m臋偶czyzna w drucianych okularach. Gdzie艣 blisko odezwa艂 si臋 dzwon. Becker czeka艂 w ciemno艣ciach na d藕wi臋k, kt贸ry zako艅czy jego 偶ycie.

Rozdzia艂 89

Poranne s艂o艅ce dopiero zacz臋艂o o艣wietla膰 dachy Sewilli, a jego promienie z trudem dociera艂y w g艂膮b uliczek. Dzwony Giraldy wzywa艂y wiernych na porann膮 msz臋. Najwyra藕niej wszyscy czekali na ten sygna艂, gdy偶 nagle w ca艂ym barrio zacz臋艂y si臋 otwiera膰 drzwi. Z dom贸w wychodzi艂y liczne rodziny. Uliczki Santa Cruz przypomina艂y teraz t臋tnice, kt贸rymi p艂yn臋艂a 偶yciodajna krew - mieszka艅cy dzielnicy. Wszyscy 艣pieszyli do serca barrio, miejsca, kt贸re 艂膮czy艂o wszystkich - do ich Boga, ich 艣wi膮tyni, ich katedry.

Becker mia艂 wra偶enie, 偶e w jego umy艣le bije dzwon. Czy ju偶 zgin膮艂em? Niemal niech臋tnie otworzy艂 oczy. Pierwsze promienie s艂o艅ca zmusi艂y go do przymkni臋cia powiek. Teraz ju偶 wiedzia艂, gdzie trafi艂. Uwa偶nie przyjrza艂 si臋 uliczce, ale nigdzie nie widzia艂 m臋偶czyzny w drucianych okularach. Pojawi艂y si臋 natomiast liczne hiszpa艅skie rodziny. Wszyscy byli elegancko ubrani, rozmawiali, 偶artowali i zgodnie szli do ko艣cio艂a.

Hulohot sta艂 w dolnej cz臋艣ci ulicy, ukryty przed wzrokiem Beckera, i przeklina艂. Ogarn臋艂a go frustracja. Gdy pierwsza rodzina zas艂oni艂a mu ofiar臋, Hulohot by艂 pewny, 偶e zaraz sobie p贸jdzie. A jednak w miar臋 jak rozlega艂o si臋 echo kolejnych uderze艅 w dzwony, z dom贸w wychodzi艂o coraz wi臋cej ludzi. Pojawi艂o si臋 drugie ma艂偶e艅stwo z dzie膰mi. Przywita艂o si臋 z pierwszym, wymieniaj膮c obowi膮zkowy potr贸jny poca艂unek.

Zacz臋li rozmawia膰 i 偶artowa膰. Po chwili do艂膮czy艂a do nich kolejna grupa. Hulohot nie m贸g艂 ju偶 dostrzec Beckera. W艣ciek艂y, zacz膮艂 si臋 przeciska膰 przez t艂um. Musia艂 go znale藕膰!

Zmierza艂 w g贸r臋 uliczki, staraj膮c si臋 przebi膰 przez otaczaj膮ce go marynarki, krawaty, czarne suknie, koronkowe czarne chusty. Nikt nie zwraca艂 na niego uwagi. Ubrani na czarno ludzie szli razem, jak na procesji, uniemo偶liwiaj膮c mu przej艣cie. Hulohot przeciska艂 si臋 w艣r贸d nich z pistoletem w d艂oni. Gdy dotar艂 do ko艅ca 艣lepego zau艂ka, wyda艂 st艂umiony, nieludzki okrzyk. David Becker znik艂.

Becker wmiesza艂 si臋 w t艂um. Id藕 tam, gdzie wszyscy, my艣la艂. Oni wiedz膮, co robi膮. Na skrzy偶owaniu skr臋ci艂 w prawo, w szersz膮 ulic臋. Ze wszystkich drzwi i bram wylewali si臋 ludzie. S艂ycha膰 by艂o coraz g艂o艣niejsze bicie dzwon贸w.

Wci膮偶 dokucza艂o mu pieczenie rany, ale krwawienie usta艂o. Czu艂 to. Stara艂 si臋 wyprzedza膰 id膮cych obok ludzi. Gdzie艣 z ty艂u wci膮偶 艣ciga艂 go m臋偶czyzna z pistoletem i na pewno si臋 zbli偶a艂.

Becker przechodzi艂 z jednej grupy ludzi do drugiej. Zgarbi艂 si臋 i pochyli艂 g艂ow臋. Domy艣la艂 si臋, 偶e zbli偶aj膮 si臋 do celu. T艂um g臋stnia艂, cho膰 ulica by艂a coraz szersza. Teraz nie p艂yn臋li ju偶 dop艂ywem, lecz g艂贸wnym nurtem. Nagle zobaczy艂 przed sob膮 katedr臋 i dzwonnic臋.

Echo dzwon贸w odbija艂o si臋 wielokrotnie od budynk贸w otaczaj膮cych plac. Becker by艂 niemal og艂uszony. Ubrani na czarno ludzie zmierzali do otwartych szeroko drzwi katedry. Becker pr贸bowa艂 wydosta膰 si臋 z t艂umu, aby p贸j艣膰 w kierunku Mateus Gago, ale to by艂o niewykonalne. Wszyscy szli rami臋 w rami臋. Hiszpanie zawsze mieli osobliwe pogl膮dy na temat bliskich kontakt贸w. Becker utkwi艂 mi臋dzy dwiema oty艂ymi kobietami. Obie sz艂y z zamkni臋tymi oczami, daj膮c si臋 nie艣膰 rzece ludzi. Mamrota艂y modlitwy i przesuwa艂y palcami paciorki r贸偶a艅ca.

Tu偶 przed wej艣ciem do kamiennej katedry Becker raz jeszcze spr贸bowa艂 wydosta膰 si臋 z ludzkiej rzeki, tym razem kieruj膮c si臋 w lewo. Pr膮d by艂 zbyt silny. Religijne uniesienie, przepychanka, mamrotane modlitwy. Na pr贸偶no usi艂owa艂 przeciwstawi膰 si臋 t艂umowi. To by艂o niemo偶liwe, podobnie jak p艂yni臋cie pod pr膮d morskiej rzeki. Zrezygnowa艂. By艂 tu偶 przy wielkich drzwiach katedry. Mia艂 wra偶enie, 偶e wbrew woli bierze udzia艂 w jakiej艣 uroczystej procesji. Nagle zorientowa艂 si臋, 偶e jest ju偶 w ko艣ciele.

Rozdzia艂 90

Syreny alarmowe w Krypto ci膮gle wy艂y. Strathmore nie potrafi艂 powiedzie膰, ile czasu min臋艂o, od kiedy Susan wysz艂a. Siedzia艂 samotnie w ciemno艣ciach i s艂ysza艂 szum komputera. W uszach brzmia艂y mu s艂owa Susan: Musi pan przetrwa膰... Musi pan przetrwa膰...

Tak, pomy艣la艂. Przetrwa艂em, ale 偶ycie bez honoru nie ma dla mnie znaczenia. Wol臋 umrze膰, ni偶 偶y膰 w ha艅bie.

Z pewno艣ci膮 czeka艂a go publiczna ha艅ba. Zatai艂 wa偶ne informacje przed dyrektorem. Wpu艣ci艂 wirusa do najlepiej zabezpieczonego komputera w ca艂ym kraju. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e musi ponie艣膰 konsekwencje swoich dzia艂a艅. Kierowa艂 si臋 patriotycznymi motywami, ale nic nie zdarzy艂o si臋 tak, jak zaplanowa艂. By艂 odpowiedzialny za oszustwa i 艣mier膰 kilku os贸b. Musia艂 oczekiwa膰 oskar偶enia, s膮du, publicznego oburzenia. Przez tak wiele lat s艂u偶y艂 ojczy藕nie wiernie, uczciwie i z honorem. Nie m贸g艂 dopu艣ci膰, by tak wygl膮da艂 koniec jego s艂u偶by.

Musz臋 przetrwa膰, pomy艣la艂.

Jeste艣 k艂amc膮, odpowiedzia艂 sam sobie.

Tak by艂o. Rzeczywi艣cie by艂 k艂amc膮. Oszuka艂 wiele os贸b, mi臋dzy innymi Susan Fletcher. Nie powiedzia艂 jej o r贸偶nych rzeczach, kt贸rych teraz bardzo si臋 wstydzi艂. Przez wiele lat Susan by艂a jego marzeniem, urzeczywistnion膮 fantazj膮. 艢ni艂 o niej, w nocy powtarza艂 jej imi臋. Nie m贸g艂 nic na to poradzi膰. Susan by艂a najpi臋kniejsz膮 i najinteligentniejsz膮 kobiet膮, jak膮 potrafi艂 sobie wyobrazi膰. Jego 偶ona wykazywa艂a du偶膮 cierpliwo艣膰, ale gdy w ko艅cu pozna艂a Susan, straci艂a nadziej臋. Bev Strathmore nie mia艂a pretensji do m臋偶a o jego uczucia. Stara艂a si臋 znosi膰 b贸l tak d艂ugo, ale w ko艅cu zabrak艂o jej si艂. Powiedzia艂a m臋偶owi, 偶e ich ma艂偶e艅stwo dobieg艂o kresu - nie zamierza艂a sp臋dzi膰 reszty 偶ycia w cieniu innej kobiety.

Ryk syren przerwa艂 te rozmy艣lania. Strathmore oprzytomnia艂. Zacz膮艂 spokojnie analizowa膰 wszystkie mo偶liwe warianty. Rozum dyktowa艂 mu to, co podpowiada艂o serce. Mia艂 przed sob膮 tylko jedn膮 drog臋, tylko jedno rozwi膮zanie.

Strathmore spojrza艂 na klawiatur臋 i zacz膮艂 pisa膰. Nawet nie patrzy艂 na ekran, pisa艂 spokojnymi, pewnymi ruchami palc贸w.

Drodzy przyjaciele, postanowi艂em odebra膰 sobie 偶ycie...

W ten spos贸b nikt nie b臋dzie si臋 dziwi艂. Nie b臋dzie 偶adnych pyta艅, 偶adnych oskar偶e艅. Wyja艣ni wszystkim, co si臋 sta艂o. Ju偶 wiele os贸b zgin臋艂o... ale musia艂a zgin膮膰 jeszcze jedna.

Rozdzia艂 91

W katedrze jest zawsze noc, a ciep艂o dnia zmienia si臋 w wilgotny ch艂贸d. Grube granitowe 艣ciany nie przepuszczaj膮 ulicznego ha艂asu. 艢wiece, niezale偶nie od liczby, nie s膮 w stanie rozproszy膰 ciemno艣ci. Wsz臋dzie poruszaj膮 si臋 mroczne cienie. Witra偶e filtruj膮 brzydot臋 zewn臋trznego 艣wiata i przepuszczaj膮 tylko czerwone i niebieskie promienie.

Katedra w Sewilli, podobnie jak wszystkie wielkie katedry europejskie, jest zbudowana na planie krzy偶a. O艂tarz znajduje si臋 tu偶 za skrzy偶owaniem ramion i jest zwr贸cony w kierunku nawy g艂贸wnej, gdzie stoj膮 drewniane stalle, zajmuj膮ce a偶 sto metr贸w, od o艂tarza do podstawy krzy偶a. Po obu stronach o艂tarza, w nawie poprzecznej, znajduj膮 si臋 kaplice, grobowce, konfesjona艂y i dodatkowe 艂awki.

Becker siedzia艂 w po艂owie nawy g艂贸wnej. Nad jego g艂ow膮, w ogromnej, pustej przestrzeni dynda艂a na postrz臋pionej linie srebrna kadzielnica wielko艣ci lod贸wki, zakre艣laj膮c w powietrzu ogromny 艂uk. Wok贸艂 unosi艂 si臋 zapach kadzid艂a. Bicie dzwon贸w wywo艂ywa艂o dr偶enie kamiennych mur贸w. Becker spu艣ci艂 wzrok na poz艂acan膮 艣cian臋 poni偶ej o艂tarza. Mia艂 za co dzi臋kowa膰 Bogu. Oddycha艂. 呕y艂. To by艂 cud.

Gdy ksi膮dz przygotowywa艂 si臋 do rozpocz臋cia mszy, Becker sprawdzi艂 ran臋. Na koszuli widnia艂a czerwona plama, ale krwawienie usta艂o. To by艂o tylko dra艣ni臋cie. Wepchn膮艂 koszul臋 w spodnie i uni贸s艂 g艂ow臋, 偶eby si臋 rozejrze膰. Ko艣cielny w艂a艣nie zamyka艂 drzwi katedry. Becker wiedzia艂, 偶e je艣li morderca go 艣ledzi艂, to teraz znalaz艂 si臋 w pu艂apce. W sewilskiej katedrze s膮 tylko jedne otwarte drzwi; to rozwi膮zanie wywodzi si臋 z czas贸w, kiedy ko艣ci贸艂 by艂 r贸wnie偶 miejscem schronienia w razie ataku Maur贸w. Obro艅cy barykadowali tylko jedne drzwi. Dzi艣 ma inn膮 zalet臋 - 艂atwiej dopilnowa膰, by wszyscy tury艣ci zwiedzaj膮cy katedr臋 kupili bilet.

Siedmiometrowe ozdobne drzwi zatrzasn臋艂y si臋. Becker zosta艂 zamkni臋ty w domu bo偶ym. Zmru偶y艂 powieki i osun膮艂 si臋 jak najni偶ej. W ca艂ym t艂umie on jeden nie by艂 ubrany na czarno. Ch贸r zacz膮艂 艣piewa膰.

Wzd艂u偶 nawy bocznej powoli przesuwa艂 si臋 jaki艣 m臋偶czyzna, staraj膮c si臋 trzyma膰 w cieniu. W艣lizgn膮艂 si臋 do 艣rodka w ostatniej chwili, tu偶 przed zamkni臋ciem drzwi. U艣miechn膮艂 si臋 do siebie. Polowanie stawa艂o si臋 coraz bardziej interesuj膮ce. Becker jest tutaj... Czuj臋 to. Metodycznie sprawdza艂 rz膮d po rz臋dzie. Zerkn膮艂 na kiwaj膮c膮 si臋 kadzielnic臋. Wspania艂e miejsce na 艣mier膰, pomy艣la艂 Hulohot. Mam nadziej臋, 偶e nie zani偶臋 poziomu.

Becker ukl膮k艂 na zimnej posadzce i pochyli艂 g艂ow臋, tak aby nie by艂o go wida膰. Siedz膮cy obok m臋偶czyzna zmierzy艂 go surowym spojrzeniem - takie zachowanie w ko艣ciele by艂o niedopuszczalne.

- Enfermo - przeprosi艂 Becker. - 殴le si臋 czuj臋.

Musia艂 si臋 ukry膰. Zauwa偶y艂 ju偶 w bocznej nawie sylwetk臋 m臋偶czyzny w drucianych okularach. To on! Jest tutaj!

Becker by艂 w 艣rodku ogromnego t艂umu, ale mimo to obawia艂 si臋, 偶e jest 艂atwym celem. Jego kurtka koloru khaki w powodzi czarnych ubra艅 by艂a niczym latarnia sygna艂owa. Zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, czy jej nie zdj膮膰, ale pod spodem mia艂 bia艂膮 koszul臋 - to tylko pogorszy艂oby sytuacj臋. Skuli艂 si臋 wi臋c jeszcze bardziej.

- Turysta - skrzywi艂 si臋 siedz膮cy obok starszy m臋偶czyzna z oszpecon膮 bliznami po ospie twarz膮. - Llamo un m茅dico? Czy mam wezwa膰 lekarza? - spyta艂 sarkastycznym tonem.

- No, gracias - Becker spojrza艂 na starego. - Estoy bien.

- Pues si茅ntate! To prosz臋 usi膮艣膰! - zgromi艂 go tamten. Wok贸艂 rozleg艂y si臋 syki. Stary ugryz艂 si臋 w j臋zyk i spojrza艂 przed siebie.

Becker zamkn膮艂 oczy. Skulony zastanawia艂 si臋, jak d艂ugo potrwa nabo偶e艅stwo. Jako protestant zawsze s膮dzi艂, 偶e katolicka msza trwa bardzo d艂ugo. Mia艂 nadziej臋, 偶e tak jest naprawd臋. Gdy ludzie zaczn膮 wychodzi膰, b臋dzie musia艂 wsta膰, by ich przepu艣ci膰. W kurtce khaki b臋dzie widoczny z daleka.

W tym momencie nie mia艂 偶adnego wyboru, po prostu kl臋cza艂 na zimnej posadzce. Stary przesta艂 wreszcie zwraca膰 na niego uwag臋. Wszyscy stali i 艣piewali hymn. Becker kl臋cza艂. Zacz臋艂y mu cierpn膮膰 nogi. Nie by艂o miejsca, by m贸g艂 je rozprostowa膰. Cierpliwo艣ci, pomy艣la艂. Cierpliwo艣ci. Zamkn膮艂 oczy i wzi膮艂 g艂臋boki oddech.

Zaledwie kilka minut p贸藕niej kto艣 potr膮ci艂 go nog膮. Becker otworzy艂 oczy. Facet ze 艣ladami ospy sta艂 obok i niecierpliwie czeka艂 na przej艣cie.

Becker wpad艂 w panik臋. Ju偶 chce wyj艣膰? B臋d臋 musia艂 wsta膰! Ruchem r臋ki pokaza艂 m臋偶czy藕nie, 偶eby przeszed艂 nad nim. Stary z trudem panowa艂 nad gniewem. Odsun膮艂 na bok po艂臋 czarnego p艂aszcza i wskaza艂 na rz膮d ludzi czekaj膮cych na woln膮 drog臋. Becker spojrza艂 w lewo - kobiety, kt贸ra tam siedzia艂a, ju偶 nie by艂o. 艁awka na lewo od niego by艂a pusta.

Przecie偶 msza nie mog艂a si臋 sko艅czy膰! To niemo偶liwe! Przed chwil膮 si臋 zacz臋艂a!

Nagle zobaczy艂 ministranta i dwa szeregi ludzi w 艣rodkowym przej艣ciu, powoli przesuwaj膮cych si臋 w stron臋 o艂tarza.

Komunia. Ci cholerni Hiszpanie zaczynaj膮 od komunii!

Rozdzia艂 92

Susan zesz艂a na d贸艂 po drabinie. Wok贸艂 korpusu TRANSLATORA unosi艂y si臋 k艂臋by pary, kt贸ra skrapla艂a si臋 na metalowych pomostach. Niewiele brakowa艂o, a upad艂aby. Jej pantofle nie zapewnia艂y odpowiedniego tarcia. Zastanawia艂a si臋, ile jeszcze czasu przetrwa TRANSLATOR. Co jaki艣 czas odzywa艂y si臋 syreny alarmowe. Co dwie sekundy migota艂y lampy sygnalizacyjne. Trzy poziomy ni偶ej dygota艂y pracuj膮ce pe艂n膮 moc膮 generatory awaryjne. Susan wiedzia艂a, 偶e gdzie艣 tam na dole, w mglistych ciemno艣ciach, znajduje si臋 g艂贸wny bezpiecznik. Czu艂a, 偶e zosta艂o jej ju偶 niewiele czasu.

Strathmore sta艂, trzymaj膮c w r臋ce berrett臋. Raz jeszcze przeczyta艂 list. Po艂o偶y艂 go na pod艂odze. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e to, co zamierza艂 zrobi膰, by艂o tch贸rzliwym post臋pkiem. Musz臋 przetrwa膰, postanowi艂. Raz jeszcze pomy艣la艂 o wirusie w g艂贸wnym banku danych, o Davidzie Beckerze w Hiszpanii, o planach zainstalowania tylnej furtki w Cyfrowej Twierdzy. Du偶o k艂ama艂. Odpowiada za wiele spraw. To by艂 jedyny spos贸b, by unikn膮膰 oskar偶e艅... unikn膮膰 ha艅by. Starannie wymierzy艂. Zamkn膮艂 oczy i nacisn膮艂 spust.

Susan zd膮偶y艂a pokona膰 zaledwie sze艣膰 ci膮g贸w schod贸w, gdy us艂ysza艂a st艂umiony odg艂os wystrza艂u. Huk nie by艂 g艂o艣ny, a szum generator贸w go niemal ca艂kowicie zag艂uszy艂. Do tej pory s艂ysza艂a strza艂y jedynie na filmach, ale nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e to by艂 strza艂.

Zatrzyma艂a si臋 w miejscu. W uszach mia艂a wci膮偶 ten sam odg艂os. By艂a przera偶ona i obawia艂a si臋 najgorszego. Przypomnia艂a sobie marzenia komandora o triumfie, jakim by艂oby zainstalowanie tylnej furtki w Cyfrowej Twierdzy. Marzenia sko艅czy艂y si臋 na wprowadzeniu wirusa do g艂贸wnego banku danych. Doda艂a do tego nieudane ma艂偶e艅stwo i dziwne skini臋cie g艂ow膮 na zako艅czenie ich rozmowy. Zawr贸ci艂a na pode艣cie i chwyci艂a por臋cz. Komandorze! Nie!

Przez chwil臋 tkwi艂a nieruchomo. W g艂owie mia艂a zupe艂n膮 pustk臋. Echo strza艂u wypar艂o z jej 艣wiadomo艣ci otaczaj膮cy j膮 chaos. Rozs膮dek podpowiada艂, 偶e powinna i艣膰 dalej, ale nogi odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa. Komandor! Susan ruszy艂a po schodach na g贸r臋, ca艂kowicie zapominaj膮c o wszystkim, co dzia艂o si臋 wok贸艂 niej.

Bieg艂a niemal na o艣lep, 艣lizgaj膮c si臋 na mokrych stopniach. W podziemiu by艂o tak wilgotno, jakby pada艂 deszcz. Gdy dotar艂a do drabiny i zacz臋艂a si臋 wspina膰, czu艂a, 偶e unosi j膮 do g贸ry g臋sty k艂膮b pary. Ci艣nienie niemal wyrzuci艂o j膮 z szybu do g艂贸wnej sali Krypto. Potoczy艂a si臋 po pod艂odze i z ulg膮 zaczerpn臋艂a 艣wie偶ego powietrza. Jej bia艂a bluzka by艂a zupe艂nie mokra i lepi艂a si臋 do sk贸ry.

W Krypto by艂o ciemno. Susan przez moment sta艂a w miejscu, staraj膮c si臋 odzyska膰 orientacj臋. W uszach wci膮偶 mia艂a odg艂os wystrza艂u. Z szybu wydoby艂y si臋 k艂臋by pary, niczym z wulkanu na chwil臋 przed wybuchem.

Przeklina艂a swoj膮 g艂upot臋. Dlaczego zostawi艂a Strathmore'owi pistolet? Tak chyba by艂o, prawda? A mo偶e zostawi艂a berrett臋 w W臋藕le nr 3? Gdy jej oczy dostosowa艂y si臋 do ciemno艣ci, zobaczy艂a wielk膮 dziur臋 w 艣cianie W臋z艂a. W s艂abym 艣wietle dostrzeg艂a r臋k臋 Hale'a. Nie by艂 zwi膮zany jak mumia i nie le偶a艂 na boku. Trzyma艂 r臋k臋 wysoko nad g艂ow膮 i przewr贸ci艂 si臋 na wznak. Czy偶by si臋 uwolni艂? W og贸le si臋 nie rusza艂, le偶a艂 jak martwy.

Susan spojrza艂a w stron臋 gabinetu Strathmore'a, wysoko nad g艂贸wn膮 sal膮.

- Komandorze?

Cisza.

Ostro偶nie zbli偶y艂a si臋 do W臋z艂a nr 3. Hale trzyma艂 co艣 w r臋ce. 艢wiat艂o monitor贸w odbija艂o si臋 od g艂adkiej powierzchni. Susan zrobi艂a kilka krok贸w w jego kierunku... jeszcze kilka... Nagle rozpozna艂a przedmiot: to by艂a berretta.

Z trudem z艂apa艂a oddech. Przesun臋艂a wzrok na twarz Hale'a, tak jak wskazywa艂a jego r臋ka. To by艂 groteskowy widok. G艂owa Hale'a by艂a do polowy zalana krwi膮. Na wyk艂adzinie dostrzeg艂a wielk膮 ciemn膮 plam臋.

O Bo偶e! Susan zrobi艂a dwa nieporadne kroki do ty艂u. To nie komandor strzeli艂, lecz Hale!

Zbli偶y艂a si臋 do cia艂a. Porusza艂a si臋 jak w transie. Najwyra藕niej Hale zdo艂a艂 si臋 uwolni膰. Kable od drukarki le偶a艂y na pod艂odze obok niego. Musia艂am zostawi膰 pistolet na sofie, pomy艣la艂a. W niebieskawym 艣wietle monitora krew wyp艂ywaj膮ca z dziury w czaszce wydawa艂a si臋 niemal czarna.

Obok cia艂a Hale'a na pod艂odze le偶a艂a kartka papieru. Susan podesz艂a z wahaniem i podnios艂a j膮. To by艂 list.

Drodzy przyjaciele, postanowi艂em odebra膰 sobie 偶ycie, by ukara膰 si臋 za pope艂nione grzechy...

Susan nie mog艂a w to uwierzy膰. Ze zdumieniem czyta艂a list samob贸jcy. To by艂o zupe艂nie nieprawdopodobne, ca艂kowicie sprzeczne z charakterem Hale'a. Mia艂a w r臋ku prawdziw膮 list臋 grzech贸w. Hale przyzna艂 si臋 do wszystkiego - wiedzia艂, 偶e NDAKOTA nie istnieje, wynaj膮艂 zawodowego morderc臋, by zabi艂 Ensei Tankada, zepchn膮艂 Chartrukiana z pomostu, zamierza艂 sprzeda膰 Cyfrow膮 Twierdz臋.

Dosz艂a do ko艅ca listu. Nie by艂a przygotowana na to, co przeczyta艂a. Ostatnie s艂owa by艂y dla niej prawdziwym ciosem.

Przede wszystkim, jest mi bardzo przykro z powodu Davida Beckera. Prosz臋 o wybaczenie - o艣lepi艂a mnie ambicja.

Gdy Susan sta艂a, dr偶膮c nad cia艂em Hale'a, us艂ysza艂a zbli偶aj膮ce si臋 kroki. Kto艣 bieg艂 w jej stron臋. Odwr贸ci艂a si臋. Porusza艂a si臋 jak na filmie w zwolnionym tempie.

W dziurze w szklanej 艣cianie W臋z艂a pojawi艂 si臋 Strathmore; by艂 blady i z trudem 艂apa艂 oddech. Na widok cia艂a Hale'a stan膮艂 jak wryty. To musia艂 by膰 dla niego wielki wstrz膮s.

- Bo偶e! - westchn膮艂. - Co si臋 sta艂o?

Rozdzia艂 93

Komunia.

Hulohot natychmiast zauwa偶y艂 Beckera. Trudno by艂o nie dostrzec kurtki khaki, zw艂aszcza z niewielk膮 plam膮 krwi z boku. Kurtka przesuwa艂a si臋 艣rodkowym przej艣ciem, otoczona czarnym morzem. Nie mo偶e zauwa偶y膰, 偶e tu jestem. Hulohot u艣miechn膮艂 si臋. Becker ju偶 nie 偶yje.

Dotkn膮艂 niewielkich przycisk贸w na opuszkach palc贸w. Mia艂 ochot臋 jak najszybciej przekaza膰 swemu ameryka艅skiemu partnerowi dobr膮 nowin臋. Ju偶 nied艂ugo, pomy艣la艂. Za chwil臋.

Niczym drapie偶ne zwierz臋, kt贸re podchodzi ofiar臋 pod wiatr, Hulohot cofn膮艂 si臋 ku drzwiom ko艣cio艂a, po czym zacz膮艂 si臋 zbli偶a膰 do Beckera, id膮c miedzy rz臋dami. Nie mia艂 ochoty 艣ledzi膰 go w t艂umie przed ko艣cio艂em po zako艅czeniu mszy. Tak si臋 szcz臋艣liwie z艂o偶y艂o, 偶e jego ofiara znalaz艂a si臋 w pu艂apce. Hulohot musia艂 po prostu wyeliminowa膰 go po cichu. Jego t艂umik, najlepszy jaki mo偶na kupi膰, ogranicza艂 huk wystrza艂u do cichego kaszlni臋cia. Zadanie by艂o 艂atwe.

Zbli偶aj膮c si臋 do kurtki khaki, Hulohot nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e jego zachowanie wywo艂uje szmer w艣r贸d oczekuj膮cych. Wierni mogli zrozumie膰, 偶e komu艣 pilno otrzyma膰 bo偶e b艂ogos艂awie艅stwo, ale mimo to obowi膮zywa艂y pewne regu艂y: dwa szeregi, ludzie stoj膮 pojedynczo, nikt si臋 nie przepycha.

Hulohot szybko zbli偶a艂 si臋 do swej ofiary. Wymaca艂 pistolet w kieszeni marynarki. Wreszcie nadesz艂a ta chwila. Dotychczas Beckerowi sprzyja艂o szcz臋艣cie; Hulohot nie mia艂 ochoty znowu kusi膰 losu.

Od kurtki khaki dzieli艂o go ju偶 tylko dziesi臋膰 os贸b. Becker szed艂 zwr贸cony twarz膮 do o艂tarza, z opuszczon膮 g艂ow膮. Hulohot powt贸rzy艂 w my艣lach ca艂y scenariusz: dwa strza艂y w plecy, od do艂u, bez wyci膮gania broni z kieszeni. Becker opadnie na posadzk臋. On podtrzyma go i u艂o偶y na 艂awce, tak jakby by艂 bliskim przyjacielem. P贸藕niej szybko wycofa si臋 w kierunku drzwi, pod pozorem wezwania pomocy. W og贸lnym zamieszaniu zniknie, nim ktokolwiek zorientuje si臋, co si臋 sta艂o naprawd臋.

Jeszcze pi臋膰 os贸b. Cztery. Trzy.

Hulohot wycelowa艂, nie wyjmuj膮c pistoletu z kieszeni. Zamierza艂 strzeli膰 z biodra w plecy Beckera, na skos do g贸ry. W ten spos贸b pocisk powinien uszkodzi膰 kr臋gos艂up lub przebi膰 p艂uco, nim dotrze do serca. Je艣li nawet nie trafi w serce, Becker i tak umrze. Przebicie p艂uca zapewne nie by艂oby 艣miertelnie gro藕n膮 ran膮 w bardziej zaawansowanych medycznie krajach, ale w Hiszpanii musia艂o sko艅czy膰 si臋 艣mierci膮.

Dwie osoby... jedna. Hulohot mia艂 ju偶 przed sob膮 kurtk臋 khaki. Niczym tancerz wykonuj膮cy wy膰wiczon膮 figur臋, po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Beckera i wystrzeli艂. Rozleg艂y si臋 dwa ciche sapni臋cia.

Ofiara Hulohota zwali艂a si臋 na posadzk臋. Zab贸jca podtrzyma艂 padaj膮cego pod pachy. P艂ynnym ruchem posadzi艂 go w 艂awce, nim na plecach pojawi艂y si臋 plamy krwi. Ludzie znajduj膮cy si臋 najbli偶ej odwr贸cili si臋, 偶eby zobaczy膰, co si臋 sta艂o. Hulohot nie zwraca艂 na nich uwagi - za chwil臋 mia艂 znikn膮膰.

Szybko pomaca艂 palce zamordowanego w poszukiwaniu pier艣cienia. Nic z tego. Jeszcze raz. Znowu nic. Hulohot z w艣ciek艂o艣ci膮 obr贸ci艂 cia艂o i dozna艂 wstrz膮su. To nie by艂 David Becker.

Rafael de la Maza, bankier z Sewilli, zmar艂 niemal natychmiast. W lewej r臋ce wci膮偶 trzyma艂 pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy peset, kt贸re jaki艣 dziwny Amerykanin zap艂aci艂 mu za tani膮 czarn膮 kurtk臋.

Rozdzia艂 94

Midge Milken sta艂a w艣ciek艂a obok automatu z wod膮 przy wej艣ciu do sali konferencyjnej. Do diab艂a, co Fontaine sobie my艣li? Zgniot艂a papierowy kubek i rzuci艂a go do kosza na 艣mieci. W Krypto co艣 si臋 dzieje! Czuj臋 to! Midge uzna艂a, 偶e jest tylko jeden spos贸b, by udowodni膰, 偶e ma racj臋. Musi sama p贸j艣膰 do Krypto, a w razie potrzeby wezwie Jabb臋. Obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i ruszy艂a w kierunku drzwi.

- Dok膮d idziesz? - niewiadomo sk膮d pojawi艂 si臋 Brinkerhoff i zagrodzi艂 jej drog臋.

- Do domu - sk艂ama艂a.

Brinkerhoff nie pozwoli艂 jej przej艣膰.

- Otrzyma艂e艣 polecenie od Fontaine'a. Masz mnie zatrzyma膰, tak? - Midge zmierzy艂a go ostrym wzrokiem.

Brinkerhoff spojrza艂 gdzie艣 w bok.

- Chad, zrozum, w Krypto dzieje si臋 co艣 z艂ego. To powa偶na sprawa. Nie wiem, dlaczego Fontaine udaje g艂upca, ale TRANSLATOR jest zagro偶ony. Tu co艣 艣mierdzi!

- Midge - powiedzia艂 Brinkerhoff uspokajaj膮cym tonem. Min膮艂 j膮 i podszed艂 do zas艂oni臋tego firankami okna. - Niech si臋 tym zajmuje dyrektor.

- Czy masz poj臋cie, co stanie si臋 z TRANSLATOREM, je艣li dojdzie do awarii systemu ch艂odz膮cego? - gniewnie spyta艂a Midge.

- Pewnie ju偶 przywr贸cili zasilanie - wzruszy艂 ramionami Brinkerhoff. Odsun膮艂 firank臋 i wyjrza艂 przez okno.

- Wci膮偶 ciemno? - spyta艂a.

Milcza艂. Sta艂 jak zakl臋ty. Nikt nie potrafi艂by wyobrazi膰 sobie tego, co dzia艂o si臋 w Krypto. Ca艂膮 kopu艂臋 wype艂nia艂y wiruj膮ce 艣wiat艂a, migaj膮ce lampy alarmowe, k艂臋by pary. Brinkerhoff z przera偶enia nie m贸g艂 si臋 ruszy膰, tylko uderza艂 czo艂em o szyb臋. Wreszcie wybieg艂 w panice z pokoju.

- Dyrektorze! Dyrektorze!

Rozdzia艂 95

Krew Chrystusa... naczynie zbawienia.

Wok贸艂 bezw艂adnego cia艂a w stallach skuli艂o si臋 sporo ludzi. Ponad nimi spokojnie kr膮偶y艂a kadzielnica. Hulohot przeciska艂 si臋 po艣piesznie w kierunku o艂tarza i rozgl膮da艂 si臋 po ca艂ej katedrze. Musi tu by膰!

Trzydzie艣ci rz臋d贸w dalej, przy o艂tarzu, kolejne osoby uroczy艣cie przyjmowa艂y komuni臋. Ojciec Gustaphes Herrera, trzymaj膮c w d艂oni kielich, spojrza艂 z zaciekawieniem w stron臋 nawy g艂贸wnej, gdzie najwyra藕niej co艣 si臋 sta艂o. Nie czu艂 niepokoju; zdarza艂o si臋 niekiedy, 偶e pod wp艂ywem religijnego wzruszenia starsi ludzie mdleli. Zazwyczaj wystarcza艂o wynie艣膰 ich na 艣wie偶e powietrze, by odzyskali przytomno艣膰.

Hulohot gor膮czko poszukiwa艂 Beckera. Nigdzie go nie m贸g艂 dostrzec. Przed o艂tarzem kl臋cza艂o oko艂o stu os贸b, oczekuj膮c na komuni臋. Hulohot zastanawia艂 si臋, czy jest w艣r贸d nich r贸wnie偶 Becker. Got贸w by艂 strzeli膰 nawet z odleg艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w i podbiec do cia艂a.

El cuerpo de Jesus, el pan del cielo.

M艂ody ksi膮dz, kt贸ry udzieli艂 Beckerowi komunii, spojrza艂 na niego z dezaprobat膮. M贸g艂 zrozumie膰, 偶e ten cz艂owiek pragnie jak najszybciej przyj膮膰 eucharysti臋, ale to nie mog艂o usprawiedliwi膰 przepychania si臋 w kolejce.

Becker sk艂oni艂 g艂ow臋 i wzi膮艂 do ust op艂atek. Ludzie dooko艂a ju偶 przetykali wino 偶egnali si臋 i wstawali. Powoli! Beckerowi nie 艣pieszy艂o si臋 z odej艣ciem od o艂tarza. Gdy jednak na komuni臋 czeka艂o dwa tysi膮ce wiernych, a by艂o tylko o艣miu ksi臋偶y, to z pewno艣ci膮 nie wypada艂o trwa膰 w zadumie nad 艂ykiem wina.

Hulohot dostrzeg艂 spodnie khaki, nie pasuj膮ce do czarnej kurtki, w chwili gdy ksi膮dz z kielichem sta艂 ju偶 przy s膮siedzie Beckera. Est谩s y muerto - sykn膮艂. - Ju偶 nie 偶yjesz. Zbli偶y艂 si臋 do o艂tarza. Pora na subtelno艣ci min臋艂a. Hulohot chcia艂 strzeli膰 dwa razy w plecy, zabra膰 pier艣cie艅 i uciec. Najwi臋kszy post贸j taks贸wek w Sewilli znajdowa艂 si臋 o jedn膮 przecznic臋 od placu, przy Mateus Gago. Si臋gn膮艂 po pistolet.

Adi贸s, se艌or Becker...

La sangre de Cristo, la copa de la salvaci贸n.

Gdy ojciec Herrera pochyli艂 w jego stron臋 r臋cznie polerowany srebrny kielich, Becker poczu艂 w nosie mocny zapach czerwonego wina. Troch臋 za wcze艣nie na alkohol, pomy艣la艂, pochylaj膮c g艂ow臋. Kielich znalaz艂 si臋 na poziomie jego oczu. W zakrzywionej powierzchni mign膮艂 mu niewyra藕ny obraz szybko zbli偶aj膮cej si臋 postaci.

Becker zauwa偶y艂 metaliczny b艂ysk - to 艣wiat艂o z witra偶y odbi艂o si臋 od wyci膮gni臋tego pistoletu. Instynktownie, bez udzia艂u 艣wiadomo艣ci, rzuci艂 si臋 naprz贸d jak sprinter wyskakuj膮cy z blok贸w. Ksi膮dz upad艂 na plecy i z przera偶eniem patrzy艂, jak kielich zatacza 艂uk w powietrzu, a czerwone wino rozpryskuje si臋 na bia艂ym marmurze. Ksi臋偶a i ministranci rozproszyli si臋 na boki, gdy Becker przeskoczy艂 nad balustrad膮. T艂umik os艂abi艂 huk strza艂u. Becker wyl膮dowa艂 na p艂ask, a pocisk uderzy艂 w marmurow膮 posadzk臋 tu偶 za nim. Chwil臋 p贸藕niej zbieg艂 po granitowych stopniach do w膮skiego przej艣cia dla ksi臋偶y, kt贸re pozwala艂o im ukaza膰 si臋 wysoko na o艂tarzu, tak jakby unios艂a ich tam 艂aska bo偶a.

U podn贸偶a schod贸w Becker potkn膮艂 si臋 i straci艂 r贸wnowag臋. Przejecha艂 kilka metr贸w po wy艣lizganych kamieniach. Gdy wyl膮dowa艂 na boku, poczu艂 w brzuchu uk艂ucie b贸lu. Chwil臋 p贸藕niej wybieg艂 przez zas艂oni臋te kotar膮 drzwi i trafi艂 na drewniane schody. Zbieg艂 w d贸艂.

Przezwyci臋偶aj膮c b贸l, Becker pop臋dzi艂 przez szatni臋. By艂o ciemno. S艂ysza艂 krzyki od strony o艂tarza i g艂o艣ne kroki. Zauwa偶y艂 kolejne drzwi. Teraz znalaz艂 si臋 w pomieszczeniu, ozdobionym orientalnymi kobiercami i mahoniow膮 boazeri膮. Na przeciwleg艂ej 艣cianie wisia艂 krucyfiks naturalnej wielko艣ci. Becker zatrzyma艂 si臋. Nie mia艂 dok膮d ucieka膰. S艂ysza艂 kroki szybko zbli偶aj膮cego si臋 Hulohota. Spojrza艂 na krucyfiks i przekl膮艂 sw贸j pech.

- Niech to diabli! - krzykn膮艂.

Nagle po lewej stronie rozleg艂 si臋 brz臋k t艂uczonego szk艂a. David odwr贸ci艂 si臋. Jaki艣 cz艂owiek w czerwonych szatach patrzy艂 na niego z otwartymi ustami, ca艂kowicie zaskoczony. Niczym kot przy艂apany z kanarkiem, duchowny wytar艂 usta i stara艂 si臋 ukry膰 rozbit膮 butelk臋 wina mszalnego, kt贸ra le偶a艂a na pod艂odze u jego st贸p.

- Salida! - krzykn膮艂 Becker. - Salida! Prosz臋 mnie wypu艣ci膰.

Kardyna艂 Guerra zareagowa艂 zupe艂nie instynktownie. Jaki艣 demon nawiedzi艂 jego 艣wi臋te pokoje i domaga艂 si臋 wypuszczenia z domu bo偶ego. Guerra got贸w by艂 spe艂ni膰 jego 偶yczenie, i to natychmiast. Demon pojawi艂 si臋 w zupe艂nie nieodpowiednim momencie.

Kardyna艂 wskaza艂 na kotar臋 po lewej stronie, za kt贸r膮 by艂y ukryte drzwi. Kaza艂 je przebi膰 przed trzema laty; prowadzi艂y prosto na dziedziniec. Mia艂 ju偶 do艣膰 wychodzenia z ko艣cio艂a frontowymi drzwiami, tak jak zwykli grzesznicy.

Rozdzia艂 96

Susan siedzia艂a na sofie w W臋藕le nr 3, ca艂a mokra i dr偶膮ca. Strathmore narzuci艂 jej na ramiona marynark臋. Cia艂o Hale'a le偶a艂o w odleg艂o艣ci zaledwie kilku metr贸w. Syreny wci膮偶 wy艂y. Korpus TRANSLATORA g艂o艣no trzasn膮艂, jak p臋kaj膮cy l贸d na zamarzni臋tym stawie.

- Id臋 na d贸艂 wy艂膮czy膰 zasilanie - powiedzia艂 Strathmore, k艂ad膮c d艂o艅 na jej ramieniu. Chcia艂 j膮 uspokoi膰. - Zaraz wracam.

Susan patrzy艂a na niego nieobecnym wzrokiem. Nie by艂 ju偶 takim katatonikiem jak dziesi臋膰 minut wcze艣niej. Wr贸ci艂 komandor Trevor Strathmore - logiczny, opanowany, sprawnie robi膮cy wszystko, co potrzeba, by wykona膰 zadanie.

Nie mog艂a przesta膰 my艣le膰 o ostatnich s艂owach po偶egnalnego listu Grega Hale'a. Przede wszystkim, jest mi bardzo przykro z powodu Davida Beckera. Prosz臋 o wybaczenie - o艣lepi艂a mnie ambicja.

Oto potwierdzi艂y si臋 jej najgorsze koszmary. David by艂 w niebezpiecze艅stwie... lub jeszcze gorzej. Mo偶e ju偶 by艂o za p贸藕no. Jest mi bardzo przykro z powodu Davida Beckera.

Susan wpatrywa艂a si臋 w list. Hale nawet go nie podpisa艂, tylko wystuka艂 na dole imi臋 i nazwisko: Greg Hale. Wyzna艂 grzechy, nacisn膮艂 PRINT, po czym strzeli艂 sobie w 艂eb. Przysi臋ga艂, 偶e nie p贸jdzie ponownie do wi臋zienia, i dotrzyma艂 s艂owa - zamiast tego wybra艂 艣mier膰.

- David... - za艂ka艂a. - David.

W tej samej chwili, trzy metry pod pod艂og膮 Krypto, komandor Strathmore zszed艂 z drabiny na pierwszy podest. To by艂 koszmarny dzie艅, jedno fiasko nast臋powa艂o po drugim. Komandor wype艂nia艂 patriotyczn膮 misj臋, ale ca艂kowicie utraci艂 kontrol臋 nad wydarzeniami, kt贸re zmusi艂y go do podejmowania niemo偶liwych decyzji i pope艂niania okropnych czyn贸w - sam nigdy nie podejrzewa艂, 偶e by艂 do nich zdolny.

To by艂o rozwi膮zanie! Jedyne rozwi膮zanie!

Musia艂 my艣le膰 o swych obowi膮zkach, kraju i honorze. Strathmore sadzi艂, 偶e ma jeszcze czas, 偶eby wy艂膮czy膰 TRANSLATOR i uratowa膰 najcenniejszy bank danych w ca艂ym kraju. Tak, pomy艣la艂, jeszcze mam czas.

Rozejrza艂 si臋 dooko艂a. To by艂 kataklizm. Z prysznic贸w przeciwpo偶arowych la艂a si臋 woda. TRANSLATOR j臋cza艂. Syreny wy艂y. Wiruj膮ce 艣wiat艂a wygl膮da艂y jak helikoptery lataj膮ce w g臋stej mgle. Komandor mia艂 jednak przed oczami twarz Grega Hale'a - m艂ody kryptograf patrzy艂 na niego b艂agalnym wzrokiem. Potem pad艂 strza艂. 艢mier膰 Hale'a by艂a konieczna dla kraju i honoru. NSA nie mog艂a sobie pozwoli膰 na jeszcze jeden skandal. Strathmore potrzebowa艂 koz艂a ofiarnego. Poza tym Hale w ka偶dej chwili m贸g艂 spowodowa膰 jaka艣 katastrof臋.

Rozmy艣lania komandora przerwa艂 dzwonek telefonu kom贸rkowego, prawie ca艂kowicie zag艂uszony rykiem syren i sykiem pary. Strathmore oderwa艂 go od paska i przy艂o偶y艂 do ucha, nawet si臋 nie zatrzymuj膮c.

- S艂ucham.

- Gdzie jest m贸j klucz? - us艂ysza艂 dobrze znany g艂os.

- Kto m贸wi? - krzykn膮艂 Strathmore.

- Numataka! - odpowiedzia艂 gniewny g艂os. - Obieca艂 mi pan klucz!

Strathmore szed艂 dalej. Milcza艂.

- Chc臋 dosta膰 Cyfrow膮 Twierdz臋! - wysycza艂 Japo艅czyk.

- Cyfrowa Twierdza nie istnieje! - odrzek艂 Strathmore, przekrzykuj膮c ha艂as.

- Co takiego?

- Nie istnieje 偶aden ca艂kowicie bezpieczny algorytm!

- Oczywi艣cie, 偶e istnieje! Widzia艂em go w Internecie! Moi ludzie ju偶 od kilku dni pr贸buj膮 go otworzy膰!

- To zaszyfrowany wirus, g艂upcze! Masz cholerne szcz臋艣cie, 偶e nie uda艂o ci si臋 go odszyfrowa膰!

- Ale...

- Umowa jest niewa偶na! - krzykn膮艂 Strathmore. - Nie jestem North Dakot膮. Nie ma 偶adnego North Dakoty. Lepiej zapomnij, 偶e kiedykolwiek o nim m贸wi艂em! - Strathmore przerwa艂 po艂膮czenie, wy艂膮czy艂 dzwonek i przyczepi艂 telefon do paska. Nie chcia艂, by ktokolwiek mu przerywa艂.

Dwadzie艣cia tysi臋cy kilometr贸w od Waszyngtonu Tokugen Numataka sta艂 oszo艂omiony przy oknie swego gabinetu. Z ust zwisa艂o mu cygaro Urnami. W艂a艣nie dowiedzia艂 si臋, 偶e nic nie wyjdzie z najwi臋kszego interesu jego 偶ycia.

Strathmore schodzi艂 coraz ni偶ej. Umowa jest niewa偶na! Numatech Corp. nie otrzyma ca艂kowicie bezpiecznego algorytmu... a NSA nie b臋dzie mia艂a tylnej furtki.

D艂ugo planowa艂, jak urzeczywistni膰 swoje marzenia. Starannie wybra艂 Numatech. To by艂a bardzo bogata korporacja, kt贸ra mog艂a z powodzeniem wygra膰 aukcj臋 i kupi膰 klucz. Nie wywo艂a艂oby to niczyjego zdziwienia. Trudno by艂o r贸wnie偶 wyobrazi膰 sobie korporacj臋 mniej sk艂onn膮 do spiskowania ze Stanami Zjednoczonymi. Tokugen Numataka reprezentowa艂 przedwojenn膮 Japoni臋 - raczej 艣mier膰 ni偶 ha艅ba. Nienawidzi艂 Amerykan贸w. Nienawidzi艂 ich jedzenia, ich obyczaj贸w, a przede wszystkim ich dominacji na rynku program贸w komputerowych.

To by艂 艣mia艂y plan - zainstalowa膰 tyln膮 furtk臋 w programie b臋d膮cym 艣wiatowym standardem szyfrowania. Strathmore gor膮co pragn膮艂 podzieli膰 si臋 swymi marzeniami z Susan i spe艂ni膰 je wsp贸lnie, ale wiedzia艂, 偶e to jest wykluczone. Nawet je艣li 艣mier膰 Ensei Tankada mia艂aby ocali膰 tysi膮ce ludzi, Susan nigdy by si臋 na to nie zgodzi艂a: by艂a pacyfistk膮. Ja te偶 jestem pacyfist膮, pomy艣la艂 Strathmore. Po prostu nie mog臋 sobie pozwoli膰 na tego rodzaju dzia艂alno艣膰.

Komandor bez 偶adnego wahania podj膮艂 decyzj臋 o tym, kto zabije Tankada. Ensei przebywa艂 w Hiszpanii, a to by艂 naturalny teren dzia艂ania Hulohota. Czterdziestodwuletni najemny morderca z Portugalii by艂 jego ulubionym profesjonalist膮. Hulohot pracowa艂 dla NSA ju偶 od wielu lat. Urodzony i wychowany w Lizbonie, wykonywa艂 zlecenia agencji w ca艂ej Europie. Nigdy si臋 nie zdarzy艂o, by kto艣 powi膮za艂 te zab贸jstwa z Fort Meade. By艂 tylko jeden k艂opot: Hulohot by艂 g艂uchy, co wyklucza艂o kontakty telefoniczne. Ostatnio Strathmore za艂atwi艂 dla niego najnowsz膮 zabawk臋 NSA, komputer Monocle. Sam kupi艂 sobie SkyPager i nastroi艂 go na t臋 sam膮 cz臋sto艣膰. W ten spos贸b m贸g艂 w ka偶dej chwili skontaktowa膰 si臋 z Hulohotem, a co wi臋cej, nikt nie by艂 w stanie ich pods艂uchiwa膰.

Pierwszy list elektroniczny wys艂any przez Strathmore'a do Hulohota, nie pozostawia艂 miejsca na 偶adne nieporozumienia; zreszt膮, rozmawiali o tym ju偶 wcze艣niej. Hulohot mia艂 zabi膰 Ensei Tankada i zdoby膰 klucz.

Strathmore nigdy nie pyta艂, jak Hulohot dokonuje swoich cud贸w, ale i tym razem mu si臋 to uda艂o. Ensei Tankado zgin膮艂, a wszyscy byli przekonani, 偶e zmar艂 na serce. To by艂 podr臋cznikowy przyk艂ad wykonania zadania - z jednym zastrze偶eniem. Hulohot 藕le wybra艂 miejsce akcji. Najwyra藕niej chcia艂, by Tankado zmar艂 w miejscu publicznym, tak aby to wygl膮da艂o naturalnie. Niestety przechodnie pojawili si臋 tam zbyt wcze艣nie. Hulohot musia艂 znikn膮膰, nim zd膮偶y艂 przeszuka膰 zw艂oki i znale藕膰 klucz. Gdy zamieszanie si臋 sko艅czy艂o, cia艂o trafi艂o do kostnicy.

Komandor by艂 w艣ciek艂y. Hulohot po raz pierwszy sknoci艂 robot臋, i to w wyj膮tkowo nieodpowiedniej chwili. Zdobycie klucza mia艂o zasadnicze znaczenie, ale Strathmore wiedzia艂, 偶e nie ma sensu wysy艂a膰 g艂uchego mordercy do kostnicy w Sewilli. Musia艂 znale藕膰 inne rozwi膮zanie. Przyszed艂 mu do g艂owy nowy plan. Nagle dostrzeg艂 mo偶liwo艣膰 upieczenia dw贸ch pieczeni przy jednym ogniu - m贸g艂 jednocze艣nie urzeczywistni膰 dwa marzenia, a nie tylko jedno. Tego ranka o 6.30 zadzwoni艂 do Davida Beckera.

Rozdzia艂 97

Fontaine wpad艂 biegiem do sali konferencyjnej. Brinkerhoff i Midge gnali tu偶 za nim.

- Prosz臋 spojrze膰! - wykrztusi艂a Midge, wskazuj膮c gor膮czkowymi gestami na okno.

Dyrektor rzuci艂 okiem na 艣wiat艂a i dymy w kopule Krypto. Otworzy艂 szeroko oczy. To z pewno艣ci膮 nie by艂o cz臋艣ci膮 planu.

- To jaka艣 pieprzona dyskoteka! - wykrzykn膮艂 Brinkerhoff.

Fontaine patrzy艂 na kopu艂臋 i stara艂 si臋 zrozumie膰, co si臋 sta艂o. Od uruchomienia TRANSLATORA nigdy jeszcze nie zdarzy艂o si臋 co艣 takiego. Komputer si臋 przegrza艂, pomy艣la艂. Nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego Strathmore jeszcze go nie wy艂膮czy艂. Fontaine b艂yskawicznie podj膮艂 decyzj臋.

Chwyci艂 za telefon i wybra艂 numer Krypto. S艂uchawka zapiszcza艂a tak, jakby telefon by艂 zepsuty.

- Niech to diabli! - zakl膮艂 Fontaine. Spr贸bowa艂 zadzwoni膰 na prywatny telefon kom贸rkowy Strathmore'a. Tym razem rozleg艂 si臋 dzwonek, ale komandor nie odebra艂.

Telefon zadzwoni艂 sze艣膰 razy.

Brinkerhoff i Midge patrzyli, jak Fontaine kr膮偶y wok贸艂 telefonu na tak膮 odleg艂o艣膰, na jak膮 pozwala艂 mu kabel. Wygl膮da艂 jak tygrys na 艂a艅cuchu. Po minucie by艂 czerwony z w艣ciek艂o艣ci.

- Niewiarygodne! - krzykn膮艂, rzucaj膮c s艂uchawk臋. - Krypto zaraz wybuchnie, a Strathmore nawet nie odbiera telefonu!

Rozdzia艂 98

Hulohot wybieg艂 z pokoju kardyna艂a Guerry na o艣lepiaj膮ce poranne s艂o艅ce. Zas艂oni艂 oczy d艂oni膮 i zakl膮艂. Sta艂 na niewielkim patio otoczonym z czterech stron wysokim murem, zachodni膮 艣cian膮 dzwonnicy i p艂otem z kutego 偶elaza. Brama by艂a otwarta. Za ni膮 rozci膮ga艂 si臋 plac. By艂 pusty. Po przeciwnej stronie placu wida膰 by艂o kamienice Santa Cruz. Becker z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie zd膮偶y艂by tam dobiec. Hulohot zawr贸ci艂 na patio. On tu jest. Musi by膰!

Patio, Jardin de los Naranjos, by艂o znane z powodu dwudziestu pomara艅czowych drzewek. By艂o miejscem narodzin angielskiej marmolady. W XVIII wieku pewien angielski handlarz kupi艂 od ko艣cio艂a trzy tuziny buszli pomara艅cz i zawi贸z艂 je do Londynu. Na miejscu przekona艂 si臋, 偶e owoce s膮 strasznie gorzkie. Spr贸bowa艂 zrobi膰 ze sk贸rek d偶em, ale musia艂 doda膰 du偶o cukru, by produkt nadawa艂 si臋 do jedzenia. W ten spos贸b wymy艣li艂 pomara艅czow膮 marmolad臋.

Hulohot wszed艂 mi臋dzy drzewa, z pistoletem gotowym do strza艂u. Drzewa by艂y stare i li艣cie zaczyna艂y si臋 na znacznej wysoko艣ci. Nikt nie zdo艂a艂by si臋gn膮膰 nawet do najni偶szych ga艂臋zi, a cienkie pnie nie dawa艂y szans na ukrycie si臋. Hulohot szybko nabra艂 pewno艣ci, 偶e na patio nikogo nie ma. Spojrza艂 w g贸r臋, na dzwonnic臋.

Wej艣cie na spiralne schody dzwonnicy by艂o zagrodzone lin膮, przy kt贸rej sta艂a drewniana tabliczka. Lina zwisa艂a bez ruchu. Hulohot zerkn膮艂 na wie偶臋 o wysoko艣ci stu czterdziestu metr贸w i od razu zda艂 sobie spraw臋, 偶e to absurdalny pomys艂. Becker z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie by艂 taki g艂upi. Jedyne schody prowadzi艂y na g贸r臋, do niewielkiego kamiennego pokoju. Przez w膮skie szczeliny mo偶na by艂o podziwia膰 widoki, ale to by艂a pu艂apka bez 偶adnej mo偶liwo艣ci ucieczki.

David Becker pokona艂 ostatnie stopnie stromych schod贸w i rozejrza艂 si臋 po ciasnym pomieszczeniu. Z trudem 艂apa艂 oddech. Znalaz艂 si臋 w pokoju widokowym o w膮skich oknach i bez wyj艣cia.

Tego ranka los by艂 dla niego wyj膮tkowo nieprzychylny. Gdy wybiega艂 z katedry na otwarty plac, jego kurtka zaczepi艂a si臋 o klamk臋. Nag艂e szarpni臋cie zatrzyma艂o go i zmusi艂o do skr臋tu w lewo. Balansuj膮c cia艂em wypad艂 na o艣lepiaj膮ce s艂o艅ce. Kiedy chwyci艂 r贸wnowag臋, zobaczy艂 przed sob膮 schody i bez namys艂u ruszy艂 w ich kierunku. Przeskoczy艂 przez lin臋 i zacz膮艂 si臋 wspina膰. Gdy zda艂 sobie spraw臋, dok膮d idzie, by艂o ju偶 za p贸藕no.

Teraz sta艂 w zamkni臋tym pomieszczeniu i ci臋偶ko dysza艂. Bola艂a go rana. Przez szczeliny w 艣cianach wpada艂y do 艣rodka ostre promienie s艂o艅ca. Cz艂owiek w drucianych okularach sta艂 na patio, odwr贸cony plecami do dzwonnicy, i rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a. Becker przysun膮艂 si臋 do szczeliny, 偶eby lepiej widzie膰. Id藕 na plac, namawia艂 w my艣lach morderc臋.

Cie艅 Giraldy k艂ad艂 si臋 na placu jak gigantyczna, 艣ci臋ta sekwoja. Hulohot przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie. Na samym ko艅cu wida膰 by艂o trzy jasne prostok膮ty - to 艣wiat艂o przedostawa艂o si臋 przez szczeliny widokowe i pada艂o na kocie 艂by na placu. W jednym z prostok膮t贸w pojawi艂 si臋 nagle cie艅 cz艂owieka. Hulohot nawet nie spojrza艂 na wie偶臋, tylko natychmiast zrobi艂 w ty艂 zwrot i pobieg艂 ku schodom.

Rozdzia艂 99

Fontaine uderza艂 pi臋艣ci膮 w d艂o艅. Kr膮偶y艂 po pokoju konferencyjnym i patrzy艂 na wiruj膮ce 艣wiat艂a w kopule Krypto.

- Wy艂膮cz komputer! Do cholery, wy艂膮cz komputer!

W drzwiach pojawi艂a si臋 Midge. Powiewa艂a 艣wie偶ym wydrukiem.

- Dyrektorze! Strathmore nie mo偶e wy艂膮czy膰 TRANSLATORA!

- Co takiego? - ch贸rem wykrzykn臋li Fontaine i Brinkerhoff.

- Ju偶 pr贸bowa艂, prosz臋 pana! - Midge podnios艂a wydruk. - Cztery razy! TRANSLATOR wykonuje jak膮艣 niesko艅czon膮 p臋tl臋.

- Chryste! - j臋kn膮艂 dyrektor. Odwr贸ci艂 si臋 i zn贸w wyjrza艂 przez okno.

Rozleg艂 si臋 ostry dzwonek telefonu.

- To na pewno komandor! - dyrektor podni贸s艂 ramiona. - Najwy偶sza pora!

Brinkerhoff szybko podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- Biuro dyrektora.

Fontaine wyci膮gn膮艂 r臋k臋 po telefon, ale Brinkerhoff spojrza艂 na Midge. Wydawa艂 si臋 zak艂opotany.

- Midge, to Jabba. Chce z tob膮 rozmawia膰.

Dyrektor spojrza艂 na Midge, kt贸ra ju偶 sz艂a przez pok贸j. Sama w艂膮czy艂a g艂o艣nik.

- S艂ucham.

- Midge, jestem w g艂贸wnym banku danych - rozleg艂 si臋 metaliczny g艂os Jabby. - Dzieje si臋 tu co艣 dziwnego. Zastanawia艂em si臋, czy...

- Do cholery, Jabba! - Midge straci艂a zimn膮 krew. - Przecie偶 to w艂a艣nie usi艂owa艂am ci powiedzie膰!

- To mo偶e by膰 drobiazg - zastrzeg艂 si臋 Jabba - ale...

- Przesta艅 ple艣膰! To nie jest drobiazg! Cokolwiek si臋 tam dzieje, to bardzo, bardzo powa偶na sprawa! Moje dane nie s膮 spieprzone, nigdy nie by艂y i nie b臋d膮. - Midge chcia艂a ju偶 od艂o偶y膰 s艂uchawk臋, ale unios艂a j膮 znowu. - Hej, Jabba? 呕eby nie by艂o 偶adnych niespodzianek... to Strathmore omin膮艂 filtry Gauntlet.

Rozdzia艂 100

Hulohot wbiega艂 na schody, przeskakuj膮c po trzy stopnie naraz. Spiralna klatka schodowa ton臋艂a w mroku - jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a by艂y niewielkie okienka bez szyb co sto osiemdziesi膮t stopni. David Becker jest w pu艂apce! Zaraz zginie! Hulohot zatacza艂 kolejne ko艂a. W r臋ce trzyma艂 pistolet. 呕elazne 艣wieczniki na podestach by艂yby niez艂膮 broni膮, gdyby Becker chcia艂 walczy膰. Hulohot pomy艣la艂, 偶e musi uwa偶a膰, by dostrzec go w por臋. Jego pistolet mia艂 znacznie wi臋kszy zasi臋g ni偶 metrowy 艣wiecznik.

Porusza艂 si臋 szybko, ale uwa偶nie. Schody by艂y strome; zdarzy艂o si臋 tu ju偶 kilka wypadk贸w, w kt贸rych zgin臋li tury艣ci. To nie by艂a Ameryka - 偶adnych znak贸w ostrzegawczych, por臋czy, zastrze偶e艅 o wykluczeniu odpowiedzialno艣ci. To by艂a Hiszpania. Je艣li kto艣 jest tak g艂upi, 偶eby spa艣膰 ze schod贸w, to jego wina, niezale偶nie od tego, kto je zbudowa艂.

Hulohot zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 przy oknie i wyjrza艂. Sta艂 po p贸艂nocnej stronie, w po艂owie wysoko艣ci.

Po chwili zobaczy艂 ju偶 wej艣cie do pokoju widokowego. Na pozosta艂ym odcinku schod贸w nie by艂o nikogo. David Becker widocznie zrezygnowa艂 z walki. Hulohot pomy艣la艂, 偶e by膰 mo偶e Becker nie zauwa偶y艂, jak wchodzi do wie偶y. To oznacza艂o, 偶e Hulohot zyska艂 dodatkow膮 przewag臋, jak膮 daje zaskoczenie, cho膰 wcale jej nie potrzebowa艂. Mia艂 wszystkie atuty w r臋ku. Sprzyja艂 mu nawet rozk艂ad wewn臋trzny wie偶y - schody 艂膮czy艂y si臋 z platform膮 widokow膮 w po艂udniowo-wschodnim rogu.

Hulohot m贸g艂 strzeli膰 w dowolnym kierunku, nie obawiaj膮c si臋, 偶e Becker stoi za jego plecami. Na dok艂adk臋, wynurzy si臋 z cienia na o艣wietlon膮 platform臋. To egzekucja, u艣miechn膮艂 si臋 do siebie.

Zmierzy艂 wzrokiem odleg艂o艣膰 do wej艣cia. Siedem stopni. Raz jeszcze prze膰wiczy艂 w my艣lach kolejne ruchy. Je艣li podejdzie od prawej strony, b臋dzie m贸g艂 sprawdzi膰, czy Becker nie stoi w lewym rogu, jeszcze przed wyj艣ciem na platform臋. Je艣li tak, strzeli od razu. Je艣li nie, przesunie si臋 na lewo, twarz膮 w kierunku prawego rogu - to jedyne miejsce, gdzie Becker m贸g艂by jeszcze sta膰. Hulohot zn贸w si臋 u艣miechn膮艂.

PODMIOT DAVID BECKER - WYELIMINOWANY

Nadesz艂a pora dzia艂ania. Sprawdzi艂 pistolet.

Wbieg艂 szybko po schodach. Ju偶 widzia艂 platform臋. Lewy r贸g by艂 pusty. Zgodnie z planem, Hulohot przesun膮艂 si臋 w lewo i wpad艂 na platform臋, zwr贸cony twarz膮 w prawo. Strzeli艂 w r贸g. Pocisk odbi艂 si臋 od muru. Niewiele brakowa艂o, a Hulohot zosta艂by trafiony rykoszetem. Gwa艂townie si臋 odwr贸ci艂 i wyda艂 z siebie st艂umiony okrzyk w艣ciek艂o艣ci. W pokoju nie by艂o nikogo. David Becker gdzie艣 znikn膮艂.

Trzy ci膮gi schod贸w ni偶ej David Becker wisia艂 na zewn膮trz, trzymaj膮c si臋 parapetu, na wysoko艣ci stu metr贸w nad Jardin de los Naranjos. Wygl膮da艂 tak, jakby postanowi艂 膰wiczy膰 podci膮ganie na kraw臋dzi okna. Gdy Hulohot p臋dzi艂 na g贸r臋, David zszed艂 ni偶ej i wyszed艂 przez okno. Zd膮偶y艂 znikn膮膰 w sam膮 por臋. Morderca przebieg艂 obok okna w takim po艣piechu, 偶e nie zauwa偶y艂 jego zbiela艂ych palc贸w na parapecie.

Wisz膮c za oknem, Becker dzi臋kowa艂 Bogu, 偶e w ramach codziennego treningu 膰wiczy艂 r贸wnie偶 na si艂owni, by wzmocni膰 serw. Niestety mimo silnych ramion mia艂 k艂opoty z podci膮gni臋ciem si臋 na parapet. Pali艂y go bicepsy i czu艂 potworny b贸l w boku, tak jakby rozdziera艂 sobie ran臋. Szorstki kamie艅 nie zapewnia艂 dobrego chwytu, przeciwnie, bole艣nie rani艂 palce, zupe艂nie jak szk艂o.

Becker wiedzia艂, 偶e ma tylko kilka sekund, nim zab贸jca zawr贸ci. Zbiegaj膮c z g贸ry, z pewno艣ci膮 zauwa偶y jego palce na parapecie.

Zacisn膮艂 powieki i raz jeszcze spr贸bowa艂 si臋 podci膮gn膮膰. Wiedzia艂, 偶e tylko cud mo偶e go uratowa膰. Spojrza艂 w d贸艂, mi臋dzy dyndaj膮cymi nogami. Lot z wysoko艣ci stu metr贸w, wprost na pomara艅czowe drzewka, musia艂 zako艅czy膰 si臋 艣mierci膮. Rana bola艂a go coraz mocniej. S艂ysza艂 ju偶 kroki zbiegaj膮cego w d贸艂 mordercy. Zn贸w zamkn膮艂 oczy. Teraz albo nigdy. Zacisn膮艂 z臋by i podci膮gn膮艂 si臋.

Przesuwaj膮c si臋 w g贸r臋, David skaleczy艂 si臋 o ostr膮 kraw臋d藕 kamiennego parapetu, ale nie pu艣ci艂. Uda艂o mu si臋 chwyci膰 za wewn臋trzn膮 kraw臋d藕 okna. Podci膮gn膮艂 si臋 wy偶ej. Mia艂 wra偶enie, 偶e jego cia艂o jest z o艂owiu, tak jakby kto艣 ci膮gn膮艂 go za nogi w d贸艂. Podpar艂 si臋 艂okciami. Teraz by艂 doskonale widoczny - jego g艂owa wystawa艂a z okna, niczym g艂owa skaza艅ca na gilotynie. Wierzgaj膮c nogami, podci膮gn膮艂 si臋 jeszcze wy偶ej. Teraz ju偶 ca艂y tu艂贸w wisia艂 z okna po stronie schod贸w. David s艂ysza艂 wyra藕nie odg艂osy krok贸w. Opar艂 si臋 r臋kami o 艣cian臋 i odepchn膮艂 si臋. Wylecia艂 z okna i ci臋偶ko run膮艂 na kamienne schody.

Hulohot us艂ysza艂 odg艂os upadku. Skoczy艂 naprz贸d z pistoletem w r臋ce. Nagle zobaczy艂 okno i zrozumia艂. To tak! Przesun膮艂 si臋 ku zewn臋trznej 艣cianie i wycelowa艂 w d贸艂 schod贸w. Zd膮偶y艂 jeszcze zobaczy膰 nogi Beckera, kt贸ry ju偶 znika艂 za zakr臋tem. Sfrustrowany Hulohot mimo to strzeli艂. Pocisk odbi艂 si臋 od muru.

Pop臋dzi艂 za swoj膮 ofiar膮. Ca艂y czas trzyma艂 si臋 blisko 艣ciany zewn臋trznej, by mie膰 jak najszersze pole widzenia. Gdy pokonywa艂 kolejne zakr臋ty, mia艂 wra偶enie, 偶e od Beckera dzieli go jedynie p贸艂 okr膮偶enia. Becker bieg艂 przy 艣cianie wewn臋trznej, 艣cina艂 zakr臋ty i przeskakiwa艂 po kilka stopni naraz. Mimo to Hulohot stale si臋 zbli偶a艂. To sprowadza艂o si臋 do jednego strza艂u. Nawet je艣li Becker zdo艂a zbiec na d贸艂, nie b臋dzie mia艂 dok膮d ucieka膰. Na otwartym patio Hulohot z 艂atwo艣ci膮 trafi艂by go w plecy. Byli coraz ni偶ej.

Hulohot zmieni艂 taktyk臋 - teraz bieg艂 przy wewn臋trznej 艣cianie. Czu艂, 偶e zmniejsza odleg艂o艣膰 do ofiary. Ilekro膰 mijali okno, widzia艂 cie艅 Beckera. Szybciej, szybciej. Hulohot mia艂 wra偶enie, 偶e Becker jest tu偶 przed nim. Jednym okiem 艣ledzi艂 jego cie艅, drugim patrzy艂 na schody.

Nagle zauwa偶y艂, 偶e cie艅 Beckera wyra藕nie si臋 zachwia艂, wychyli艂 w lewo, obr贸ci艂 w powietrzu i ponownie znalaz艂 si臋 po prawej stronie. Chyba upad艂! Hulohot przy艣pieszy艂. Mam go!

Skacz膮c na kolejne stopnie, Hulohot zd膮偶y艂 jeszcze zobaczy膰 b艂ysk metalu. Zza zakrzywionej 艣ciany wy艂oni艂 si臋 metalowy pr臋t. To by艂o jak pchni臋cie szpad膮, tyle 偶e na wysoko艣ci kostek. Hulohot spr贸bowa艂 skr臋ci膰 w prawo, ale by艂o za p贸藕no. Zawadzi艂 stop膮 o pr臋t, a potem uderzy艂 we艅 goleni膮. Rozchyli艂 ramiona, usi艂uj膮c z艂apa膰 r贸wnowag臋, ale tylko zamacha艂 nimi w powietrzu. Nagle poczu艂, 偶e spada. Przelecia艂 nad skulonym na schodach Beckerem. David trzyma艂 w r臋kach metalowy 艣wiecznik, kt贸rego drugi koniec wci膮偶 tkwi艂 mi臋dzy nogami Hulohota.

Hulohot najpierw uderzy艂 o zewn臋trzn膮 艣cian臋, a p贸藕niej upad艂. Wypu艣ci艂 pistolet, kt贸ry z trzaskiem spad艂 na kamienne schody. Hulohot potoczy艂 si臋; zrobi艂 pi臋膰 kozio艂k贸w, nim wreszcie zatrzyma艂 si臋 na pode艣cie. Jeszcze dwana艣cie stopni, a znalaz艂by si臋 na patio.

Rozdzia艂 101

David Becker nigdy nie mia艂 w r臋kach broni, ale mimo to wzi膮艂 pistolet Hulohota. Cia艂o mordercy le偶a艂o na schodach dzwonnicy. Becker przy艂o偶y艂 luf臋 do jego skroni i ostro偶nie przykl臋kn膮艂. Got贸w by艂 nacisn膮膰 spust, dostrzegaj膮c nawet najmniejszy ruch. Hulohot si臋 nie ruszy艂. By艂 martwy.

Becker od艂o偶y艂 pistolet i ci臋偶ko opad艂 na schody. Po raz pierwszy od wielu lat mia艂 ochot臋 p艂aka膰. Z trudem powstrzyma艂 艂zy. B臋dzie jeszcze czas na wzruszenie, teraz musia艂 wraca膰 do domu. Chcia艂 wsta膰, ale by艂 zbyt zm臋czony. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 siedzia艂 na kamiennych schodach i pr贸bowa艂 z艂apa膰 oddech.

Siedz膮c na stopniu, David przygl膮da艂 si臋 z roztargnieniem mordercy. Oczy Hulohota stopniowo stawa艂y si臋 coraz bardziej szkliste. Jakim艣 cudem jego okulary przetrwa艂y upadek. By艂y jakie艣 dziwne - z oprawki za uchem wychodzi艂 drut i bieg艂 do niewielkiego urz膮dzenia przymocowanego do paska - lecz Becker by艂 zbyt zm臋czony, by si臋 tym zainteresowa膰.

Zacz膮艂 zbiera膰 my艣li. Spojrza艂 na pier艣cionek na palcu. Mia艂 wreszcie okazj臋, by przeczyta膰 napis. Jak podejrzewa艂, to nie by艂 tekst angielski. Przez moment patrzy艂 na wygrawerowan膮 inskrypcj臋 ze zmarszczonym czo艂em. I to by艂o warte tylu zab贸jstw?

Gdy David wreszcie wyszed艂 z Giraldy na patio, poranne s艂o艅ce 艣wieci艂o mu prosto w oczy. B贸l w boku zel偶a艂, min臋艂y k艂opoty z widzeniem. Przez chwil臋 sta艂 nieruchomo, ciesz膮c si臋 s艂o艅cem i zapachem pomara艅cz, po czym powoli ruszy艂 przez patio w kierunku furtki.

Gdy oddala艂 si臋 od dzwonnicy, w pobli偶u z piskiem opon zatrzyma艂a si臋 furgonetka i wyskoczyli z niej dwaj m艂odzi m臋偶czy藕ni ubrani w mundury. Podeszli do Davida, poruszaj膮c si臋 ze sztywn膮 precyzj膮 dobrze wyregulowanych maszyn.

- David Becker? - zapyta艂 jeden z nich.

- Kim pan jest? - Becker stan膮艂 w miejscu, zdumiony, 偶e tamten zna jego nazwisko.

- Prosz臋 p贸j艣膰 z nami. Natychmiast.

W tym spotkaniu by艂o co艣 surrealistycznego. Becker poczu艂 nieokre艣lony niepok贸j. Instynktownie zacz膮艂 si臋 cofa膰.

- T臋dy, panie Becker - ni偶szy m臋偶czyzna zmierzy艂 go lodowatym spojrzeniem. - Natychmiast.

Becker chcia艂 ucieka膰, ale zd膮偶y艂 zrobi膰 tylko krok. Jeden z m臋偶czyzn wyci膮gn膮艂 jak膮艣 bro艅. Rozleg艂 si臋 strza艂.

Becker poczu艂 w piersiach pal膮cy b贸l. Zesztywnia艂 i przewr贸ci艂 si臋 na chodnik. Sekund臋 p贸藕niej nic ju偶 nie czu艂; ogarn臋艂y go ciemno艣ci.

Rozdzia艂 102

Strathmore dotar艂 na najni偶szy poziom i zszed艂 z rampy. Pod艂oga by艂a pokryta dwucentymetrow膮 warstw膮 wody. Ogromny komputer ca艂y dygota艂. Z k艂臋b贸w pary spada艂y ogromne krople.

Komandor spojrza艂 na g艂贸wne generatory. Na wychodz膮cych z nich przewodach wci膮偶 le偶a艂o cia艂o Phila Chartrukiana. Ca艂a scena robi艂a wra偶enie perwersyjnego przedstawienia z okazji wigilii Wszystkich 艢wi臋tych.

Strathmore'owi by艂o przykro z powodu 艣mierci Chartrukiana, ale nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e to by艂a uzasadniona ofiara. Phil Chartrukian nie da艂 mu wyboru. Gdy m艂ody technik nadbieg艂 z krzykiem, 偶e maj膮 wirusa, Strathmore zatrzyma艂 go na pode艣cie i spr贸bowa艂 przem贸wi膰 mu do rozs膮dku. Na pr贸偶no, Chartrukian nie s艂ucha艂 偶adnych racjonalnych argument贸w. To wirus! Dzwoni臋 do Jabby! Gdy spr贸bowa艂 przej艣膰, komandor zablokowa艂 mu drog臋. Zacz臋li si臋 przepycha膰. Podest by艂 w膮ski, por臋cz niska. Jak na ironi臋, pomy艣la艂 teraz Strathmore, Chartrukian mia艂 racj臋, twierdz膮c ca艂y czas, 偶e to wirus.

Upadek Chartrukiana by艂 okropny - kr贸tki krzyk przera偶enia i nag艂a cisza - ale jeszcze gorsza by艂a kolejna scena, jak膮 zobaczy艂 komandor. Greg Hale patrzy艂 na niego z ni偶szego poziomu z wyrazem najwi臋kszej zgrozy na twarzy. W tym momencie Strathmore ju偶 wiedzia艂, 偶e Hale b臋dzie musia艂 umrze膰.

W TRANSLATORZE co艣 g艂o艣no trzasn臋艂o. Strathmore wr贸ci艂 my艣lami do stoj膮cego przed nim zadania. Mia艂 wy艂膮czy膰 zasilanie. Bezpiecznik znajdowa艂 si臋 po drugiej stronie pomp freonu, na lewo od cia艂a. Strathmore dobrze go widzia艂. Wystarczy艂oby, 偶eby przerzuci艂 d藕wigni臋, a w Krypto zosta艂by wy艂膮czony pr膮d. P贸藕niej, po kilku sekundach, m贸g艂by uruchomi膰 g艂贸wne generatory i wszystkie systemy stopniowo wr贸ci艂yby do normalnego stanu: zn贸w zacz臋艂yby dzia艂a膰 drzwi, pompy dostarcza艂yby dostatecznej ilo艣ci freonu i TRANSLATOR by艂by bezpieczny.

Strathmore zrobi艂 dwa kroki w kierunku bezpiecznika, ale w tym momencie zda艂 sobie spraw臋 z jeszcze jednego problemu: cia艂o Chartrukiana wci膮偶 le偶a艂o na przewodach. Gdyby teraz w艂膮czy艂 generatory, nast膮pi艂oby od razu zwarcie. Najpierw musia艂 usun膮膰 zw艂oki.

Spojrza艂 na groteskowe szcz膮tki i podszed艂 bli偶ej. Chwyci艂 za nadgarstek. Cia艂o Chartrukiana przypomina艂o w dotyku styropian. Usma偶y艂o si臋. Nie pozosta艂o w nim ani troch臋 wilgoci. Komandor zamkn膮艂 oczy, zacisn膮艂 chwyt i poci膮gn膮艂. Zw艂oki przesun臋艂y si臋 o kilka centymetr贸w. Strathmore poci膮gn膮艂 jeszcze mocniej. Zw艂oki znowu przemie艣ci艂y si臋 o trzy centymetry. Zapar艂 si臋 nogami o por臋cz i poci膮gn膮艂 z ca艂ych si艂. Nagle polecia艂 do ty艂u i przewr贸ci艂 si臋, uderzaj膮c plecami o betonowy fundament. Wstaj膮c z wody, wpatrywa艂 si臋 ze zgroz膮 w przedmiot, kt贸ry trzyma艂 w r臋ce. To by艂o przedrami臋 Chartrukiana. Urwa艂o si臋 w 艂okciu.

Susan czeka艂a na g贸rze. Siedzia艂a jak sparali偶owana na sofie w W臋藕le nr 3. Cia艂o Hale'a le偶a艂o u jej st贸p. Nie mog艂a zrozumie膰, co zajmuje komandorowi tyle czasu. Mija艂y kolejne minuty. Stara艂a si臋 nie my艣le膰 o Davidzie, ale nie mog艂a si臋 powstrzyma膰. Ka偶de rykni臋cie syren przypomina艂o jej s艂owa Hale'a: Bardzo mi przykro z powodu Davida Beckera. Susan mia艂a wra偶enie, 偶e zaraz zwariuje.

Ju偶 mia艂a pobiec do g艂贸wnej sali, gdy wreszcie Strathmore ca艂kowicie wy艂膮czy艂 zasilanie.

W Krypto natychmiast zapad艂a grobowa cisza. Syreny umilk艂y, monitory w W臋藕le nr 3 zgas艂y. Cia艂o Grega znik艂o w ciemno艣ciach. Susan instynktownie podkuli艂a nogi pod siebie i otuli艂a si臋 marynark膮 Strathmore'a.

Ciemno艣ci.

Cisza.

Jeszcze nigdy w Krypto nie by艂o tak cicho i spokojnie. Normalnie zawsze s艂ycha膰 by艂o szum generator贸w. Teraz rozlega艂y si臋 tylko odg艂osy wielkiej bestii, wracaj膮cej do normalnego stanu. Z komputera wci膮偶 wydobywa艂y si臋 trzaski i syki, ale procesory powoli styg艂y.

Susan zamkn臋艂a oczy i zacz臋艂a si臋 modli膰 za Davida. Chcia艂a jedynie, by B贸g chroni艂 m臋偶czyzn臋, kt贸rego kocha艂a.

Nie by艂a religijna i nigdy nie oczekiwa艂a odpowiedzi na swoje mod艂y. Teraz jednak poczu艂a po chwili jakie艣 wibracje. Przycisn臋艂a ramiona do piersi. Nagle zrozumia艂a. Przyczyn膮 wibracji nie by艂a r臋ka Boga; ich 藕r贸d艂o znajdowa艂o si臋 w kieszeni marynarki komandora. Strathmore wy艂膮czy艂 dzwonek, ale zostawi艂 sygnalizacj臋 drganiami. Najwyra藕niej SkyPager odebra艂 jak膮艣 wiadomo艣膰 dla komandora.

Sze艣膰 pi臋ter ni偶ej Strathmore sta艂 przy bezpieczniku. W podziemiach by艂o teraz ciemno jak w najg艂臋bszej jaskini. Strathmore przez chwil臋 z przyjemno艣ci膮 nurza艂 si臋 w ciemno艣ciach. Z g贸ry kapa艂y krople wody. Wyobrazi艂 sobie, 偶e to burza o p贸艂nocy. Odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u i czeka艂, a偶 ciep艂e krople zmyj膮 jego win臋. Przetrwa艂em. Ukl膮k艂 i zmy艂 z r膮k resztki cia艂a Chartrukiana.

Jego marzenia o Cyfrowej Twierdzy spe艂z艂y na niczym. Strathmore pogodzi艂 si臋 z tym. Teraz liczy艂a si臋 tylko Susan. Po raz pierwszy od wielu lat komandor pomy艣la艂, 偶e w 偶yciu konieczne jest co艣 jeszcze poza ojczyzn膮 i honorem. Po艣wi臋ci艂em najlepsze lata 偶ycia ojczy藕nie i honorowi. A co z mi艂o艣ci膮? Zbyt d艂ugo 偶y艂 bez mi艂o艣ci. I po co? By teraz patrze膰, jak jaki艣 m艂ody profesor kradnie jego marzenia? Strathmore wychowywa艂 Susan. Chroni艂 j膮. Zas艂u偶y艂 na ni膮. Teraz wreszcie b臋dzie jego. Nie maj膮c do kogo si臋 zwr贸ci膰, poszuka schronienia w ramionach Strathmore'a. Przyjdzie do niego bezradna, zraniona, a z czasem on przekona j膮, 偶e mi艂o艣膰 leczy wszystkie rany.

Honor. Ojczyzna. Mi艂o艣膰. Z tych trzech powod贸w David Becker musia艂 zgin膮膰.

Rozdzia艂 103

Komandor wy艂oni艂 si臋 z szybu jak 艁azarz z grobu. Mimo mokrego ubrania porusza艂 si臋 lekko i energicznie. Poszed艂 do W臋z艂a nr 3 - do Susan. To by艂a jego przysz艂o艣膰.

W Krypto zn贸w by艂o jasno. Freon przep艂ywa艂 przez uk艂ad ch艂odz膮cy dymi膮cego TRANSLATORA niczym natleniona krew. Strathmore wiedzia艂, 偶e minie kilka minut, nim gaz ch艂odz膮cy dotrze do dolnej cz臋艣ci komputera i zapobiegnie zap艂onowi procesor贸w, ale nie w膮tpi艂, 偶e sytuacja zosta艂a w por臋 opanowana. Cieszy艂 si臋 ze zwyci臋stwa i nawet nie podejrzewa艂, 偶e by艂o ju偶 za p贸藕no.

Przetrwa艂em, pomy艣la艂 znowu. Ignoruj膮c dziur臋 w 艣cianie W臋z艂a, podszed艂 do elektronicznych drzwi. Otworzy艂y si臋 przed nim z cichym sykiem.

Susan sta艂a po艣rodku W臋z艂a, mokra i potargana. Wci膮偶 mia艂a na sobie jego marynark臋. Wygl膮da艂a jak studentka pierwszego roku, kt贸r膮 z艂apa艂 deszcz. Strathmore poczu艂 si臋 jak starszy student, kt贸ry po偶yczy艂 jej sweter. Po raz pierwszy od wielu lat mia艂 wra偶enie, 偶e jest m艂ody. Jego marzenia mia艂y si臋 spe艂ni膰.

Gdy jednak zbli偶y艂 si臋 do Susan, wydawa艂o mu si臋, 偶e patrzy na obc膮 kobiet臋. Spogl膮da艂a na niego lodowatymi oczami. Nie by艂o w nich nawet 艣ladu zwyk艂ej 艂agodno艣ci. Susan Fletcher sta艂a sztywno jak kamienna rze藕ba, tylko oczy mia艂a pe艂ne 艂ez.

- Susan?

Po jej dr偶膮cym policzku sp艂yn臋艂a kolejna 艂za.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 komandor.

Ka艂u偶a krwi Hale'a rozla艂a si臋 szeroko; wygl膮da艂a jak wielka, t艂usta plama. Strathmore spojrza艂 na zw艂oki, a potem na Susan. Czy mog艂a pozna膰 prawd臋? To by艂o niemo偶liwe. Przecie偶 zadba艂 o wszystkie szczeg贸艂y.

- Susan? - zbli偶y艂 si臋 do niej o krok. - Co si臋 sta艂o?

Nie drgn臋艂a.

- Niepokoisz si臋 o Davida?

Jej g贸rna warga lekko zadr偶a艂a.

Strathmore zrobi艂 jeszcze krok ku niej. Chcia艂 j膮 obj膮膰, ale si臋 zawaha艂. Wzmianka o Davidzie najwyra藕niej spowodowa艂a przerwanie jakiej艣 tamy. W pierwszej chwili to by艂o tylko dr偶enie, lekki dygot, ale zaraz wstrz膮sn臋艂y ni膮 dreszcze. Susan otworzy艂a usta, 偶eby co艣 powiedzie膰, ale nie mog艂a opanowa膰 dr偶enia warg. Milcza艂a.

Nawet na chwil臋 nie spuszczaj膮c zimnego spojrzenia z komandora, si臋gn臋艂a do kieszeni jego marynarki i wyj臋艂a jaki艣 przedmiot. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i poda艂a go Strathmore'owi.

Komandor niemal oczekiwa艂 widoku berretty wycelowanej w jego brzuch, ale pistolet le偶a艂 na pod艂odze, w r臋ce Hale'a. Susan trzyma艂a w d艂oni jaki艣 niewielki aparat. Strathmore przyjrza艂 mu si臋 uwa偶nie i po chwili wszystko zrozumia艂.

Wpatrywa艂 si臋 w sw贸j SkyPager. Mia艂 wra偶enie, 偶e rzeczywisto艣膰 gdzie艣 znik艂a, a czas si臋 zatrzyma艂. S艂ysza艂 bicie swojego serca. M臋偶czyzna, kt贸ry w przesz艂o艣ci tyle razy zwyci臋偶a艂 w starciach z pot臋偶nymi przeciwnikami, teraz przegra艂. Zgubi艂a go mi艂o艣膰 i w艂asna g艂upota. Powodowany zwyk艂膮 rycersko艣ci膮, da艂 Susan swoj膮 marynark臋 i zapomnia艂 wyj膮膰 z kieszeni SkyPager.

Teraz to on skamienia艂. Susan dr偶a艂a. Upu艣ci艂a SkyPager na pod艂og臋. Aparat upad艂 u st贸p komandora. Na jej twarzy malowa艂o si臋 zdumienie i b贸l z powodu zdrady. Strathmore pomy艣la艂, 偶e nigdy nie zapomni tego widoku. Susan min臋艂a go i wybieg艂a z W臋z艂a nr 3.

Komandor jej nie zatrzyma艂. Powoli pochyli艂 si臋 i podni贸s艂 SkyPager. Nie by艂o 偶adnych nowych wiadomo艣ci - Susan wszystkie przeczyta艂a. Strathmore z rozpacz膮 przejrza艂 list臋:

PODMIOT ENSEI TANKADO - WYELIMINOWANY

PODMIOT PIERRE CLOUCHARDE - WYELIMINOWANY

PODMIOT HANS HUBER - WYELIMINOWANY

PODMIOT ROCJO EVA GRANADA - WYELIMINOWANY

To nie by艂 koniec listy. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 ze zgroz膮. Wyja艣ni臋 to! Ona zrozumie! Honor! Ojczyzna! Na ko艅cu listy zobaczy艂 jednak wiadomo艣膰, kt贸rej dotychczas nie zna艂. Wiedzia艂, 偶e tego nigdy nie zdo艂a wyja艣ni膰. Z dr偶eniem przeczyta艂 j膮 raz jeszcze:

PODMIOT DAVID BECKER - WYELIMINOWANY

Komandor zwiesi艂 g艂ow臋. Jego marzenia run臋艂y.

Rozdzia艂 104

Susan wybieg艂a z W臋z艂a nr 3.

PODMIOT DAVID BECKER - WYELIMINOWANY

Poruszaj膮c si臋 jak we 艣nie, dotar艂a do g艂贸wnych drzwi. W g艂owie s艂ysza艂a s艂owa Grega Hale'a: Susan, Strathmore mnie zabije! Susan, komandor jest w tobie zakochany!

Stan臋艂a przed ogromnymi drzwiami obrotowymi i gwa艂townymi ruchami wystuka艂a kod. Ani drgn臋艂y. Spr贸bowa艂a jeszcze raz, ale ogromny blok stali pozosta艂 nieruchomy. Susan st艂umi艂a gniewny krzyk - widocznie przerwa w zasilaniu spowodowa艂a wykasowanie kodu. Wci膮偶 by艂a w pu艂apce.

Nagle, bez ostrze偶enia, kto艣 obj膮艂 j膮 od ty艂u, chwytaj膮c jej odr臋twia艂e cia艂o. To dotkni臋cie by艂o znajome, ale budzi艂o odraz臋. Nie by艂o w nim brutalno艣ci Grega Hale'a, lecz desperacja, stalowa determinacja.

Odwr贸ci艂a si臋. Jeszcze nigdy nie widzia艂a Strathmore'a w takim stanie. By艂 przera偶ony i wstrz膮艣ni臋ty.

- Susan - zacz膮艂 b艂aga膰, trzymaj膮c j膮 za ramiona. - Wszystko ci wyja艣ni臋.

Spr贸bowa艂a si臋 wyrwa膰, ale komandor mocno j膮 trzyma艂. Chcia艂a krzycze膰, ale straci艂a g艂os. Chcia艂a uciec, ale Strathmore jej nie pu艣ci艂.

- Kocham ci臋 - szepn膮艂. - Zawsze ci臋 kocha艂em.

Susan poczu艂a md艂o艣ci.

- Zosta艅 ze mn膮.

Przed oczami Susan zawirowa艂y ponure obrazy. Jasnozielone oczy Davida, zamykaj膮ce si臋 na zawsze. Le偶膮ce w ka艂u偶y krwi cia艂o Grega Hale'a. Spalone zw艂oki Phila Chartrukiana na generatorze.

- B贸l minie - szepn膮艂 komandor. - Znowu b臋dziesz kocha膰.

Nie s艂ysza艂a ani s艂owa.

- Zosta艅 ze mn膮 - prosi艂. - Ulecz臋 twoje rany.

Ponownie spr贸bowa艂a si臋 wyrwa膰. Na darmo.

- Zrobi艂em to dla nas. Jeste艣my dla siebie stworzeni. Susan, kocham ci臋. - Strathmore m贸wi艂 tak, jakby od dziesi臋ciu lat czeka艂 na okazj臋, by to powiedzie膰. - Kocham ci臋! Kocham ci臋!

W tym momencie z odleg艂ego o trzydzie艣ci metr贸w TRANSLATORA wydoby艂 si臋 dziki, ostry syk, tak jakby komputer chcia艂 zanegowa膰 n臋dzne wyznania komandora. To by艂 zupe艂nie nowy d藕wi臋k - jakie艣 odleg艂e, gro藕ne syczenie, wydobywaj膮ce si臋 niczym 偶mija z dna silosu. Najwyra藕niej freon nie dotar艂 na czas do uk艂adu ch艂odz膮cego.

Komandor pu艣ci艂 Susan i podbieg艂 do komputera zbudowanego kosztem dw贸ch miliard贸w dolar贸w. Mia艂 oczy szeroko otwarte z przera偶enia.

- Nie! - krzykn膮艂 i chwyci艂 si臋 za g艂ow臋. - Nie!

Sze艣ciopi臋trowa bestia zacz臋艂a dygota膰. Strathmore zrobi艂 jeszcze krok w kierunku korpusu, po czym opad艂 na kolana, jak grzesznik przed gniewnym Bogiem. Na pr贸偶no. Na samym dnie silosu nast膮pi艂 w艂a艣nie zap艂on procesor贸w z tytanu i strontu.

Rozdzia艂 105

Ognista kula rozchodz膮ca si臋 w uk艂adzie trzech milion贸w ko艣ci krzemowych wytwarza niezwyk艂y d藕wi臋k. Po偶ar w lesie, wycie tr膮by powietrznej, wybuch gejzeru - wszystko zamkni臋te w rezonuj膮cej obudowie. To by艂 oddech diab艂a, wydobywaj膮cy si臋 z zamkni臋tej jaskini, szukaj膮cy drogi ucieczki. Strathmore kl臋cza艂 jak zahipnotyzowany przez potworny narastaj膮cy huk. Najdro偶szy komputer 艣wiata w艂a艣nie zmienia艂 si臋 w o艣miopi臋trowe piek艂o.

Strathmore odwr贸ci艂 si臋 ku Susan. Porusza艂 si臋 jak na zwolnionym filmie. Susan sta艂a jak sparali偶owana obok g艂贸wnych drzwi Krypto. Strathmore wpatrzy艂 si臋 w jej twarz ze 艣ladami 艂ez. W 艣wietle jarzeni贸wek wydawa艂a si臋 dziwnie promienna. Ona jest anio艂em, pomy艣la艂. Szuka艂 w jej oczach nieba, ale znajdowa艂 tylko 艣mier膰. To by艂a 艣mier膰 zaufania. Mi艂o艣膰 i honor odesz艂y w nico艣膰. Marzenia, kt贸re przez tyle lat sk艂ania艂y go do dzia艂ania, by艂y ju偶 martwe. Nigdy nie b臋dzie mia艂 Susan Fletcher. Nigdy. To poczucie pustki ca艂kowicie go obezw艂adni艂o.

Susan przygl膮da艂a si臋 TRANSLATOROWI. Wiedzia艂a, 偶e wewn膮trz ceramicznego korpusu unosi si臋 ku nim ognista kula. Czu艂a, 偶e ogie艅 wznosi si臋 coraz szybciej. Ju偶 za chwil臋 kopu艂a Krypto przeistoczy si臋 w p艂on膮ce piek艂o.

Rozs膮dek kaza艂 jej ucieka膰, ale my艣l o martwym Davidzie przygwa偶d偶a艂a j膮. Nie by艂a w stanie oderwa膰 si臋 od pod艂ogi.

Wydawa艂o si臋 jej, 偶e s艂yszy jego g艂os nakazuj膮cy, by si臋 ratowa艂a, ale nie mia艂a dok膮d biec. Krypto zmieni艂o si臋 w zamkni臋ty grobowiec. To nie mia艂o znaczenia, my艣l o 艣mierci nie budzi艂a w niej l臋ku. 艢mier膰 zako艅czy cierpienie. B臋dzie z Davidem.

Pod艂oga Krypto zacz臋艂a dygota膰, tak jakby z g艂臋bi chcia艂 si臋 wydosta膰 jaki艣 rozgniewany morski potw贸r. G艂os Davida uparcie j膮 wzywa艂: Uciekaj, Susan, uciekaj!

Zobaczy艂a zbli偶aj膮cego si臋 Strathmore'a. Jego szare zimne oczy by艂y jak martwe. Patriota, kt贸ry w jej my艣lach by艂 bohaterem, zgin膮艂 jako morderca. Nagle poczu艂a, 偶e zn贸w j膮 obejmuje. Poca艂owa艂 j膮 w policzek.

- Przebacz mi - b艂aga艂.

Susan chcia艂a si臋 wyrwa膰, ale Strathmore nie pozwoli艂 jej na to.

TRANSLATOR dygota艂 jak rakieta przed startem. Pod艂oga dr偶a艂a coraz mocniej.

- Obejmij mnie, Susan - poprosi艂 komandor. - Potrzebuj臋 ci臋.

Poczu艂a przyp艂yw furii. Znowu us艂ysza艂a g艂os Davida: Kocham ci臋. Uciekaj! Gwa艂townym ruchem wyrwa艂a si臋 z obj臋膰 Strathmore'a. By艂a og艂uszona hukiem dochodz膮cym z komputera. Po偶ar dotar艂 do szczytu silosu. TRANSLATOR j臋cza艂 i trzeszcza艂 w szwach.

Susan mia艂a wra偶enie, 偶e kieruje ni膮 g艂os Davida. Przebieg艂a sprintem przez sal臋 Krypto i zacz臋艂a si臋 wspina膰 do gabinetu komandora. Z TRANSLATORA wydoby艂 si臋 huk eksplozji.

Po偶ar ogarn膮艂 ju偶 wszystkie krzemowe ko艣ci. Ceramiczna obudowa nie wytrzyma艂a gwa艂townego wzrostu temperatury i ci艣nienia. G贸rna pokrywa p臋k艂a, a okruchy pow艂oki wylecia艂y na dziesi臋膰 metr贸w w g贸r臋. Bogate w tlen powietrze w Krypto wype艂ni艂o pustk臋 w silosie.

Susan zd膮偶y艂a wbiec na g贸rny podest. Chwyci艂a si臋 por臋czy. W tym momencie podmuch eksplozji zako艂ysa艂 ni膮. Zd膮偶y艂a jeszcze zobaczy膰, jak zast臋pca dyrektora do spraw operacyjnych patrzy na ni膮, stoj膮c obok TRANSLATORA. Wok贸艂 niego szala艂 po偶ar, ale w jego oczach by艂 dziwny spok贸j. Rozchyli艂 usta i wyszepta艂 swoje ostatnie s艂owo: Susan.

Powiew powietrza podsyci艂 po偶ar. W o艣lepiaj膮cym b艂ysku 艣wiat艂a komandor Trevor Strathmore przeszed艂 z tego 艣wiata do legendy.

Fala uderzeniowa rzuci艂a Susan pi臋膰 metr贸w w g艂膮b gabinetu Strathmore'a. Zapami臋ta艂a tylko ogarniaj膮ce j膮 gor膮co.

Rozdzia艂 106

W oknie sali konferencyjnej, wysoko nad kopu艂膮 Krypto pojawi艂y si臋 trzy twarze. Wybuch wstrz膮sn膮艂 ca艂ym kompleksem NSA. Leland Fontaine, Chad Brinkerhoff i Midge Milken wpatrywali si臋 w milczeniu w p艂on膮c膮 kopu艂臋. Wszyscy wstrzymali oddech.

Po偶ar ogarn膮艂 ca艂膮 kopu艂臋. Dach z poliw臋glanu jeszcze si臋 trzyma艂, ale pod jego przezroczyst膮 skorup膮 szala艂 ogie艅. Czarny dym wirowa艂 pod dachem.

Nikt si臋 nie odzywa艂. To widowisko by艂o na sw贸j spos贸b wspania艂e.

Kiedy wreszcie Fontaine przerwa艂 milczenie, m贸wi艂 cicho, lecz bez wahania.

- Midge, wezwij ekip臋... natychmiast.

Po drugiej stronie korytarza w gabinecie dyrektora zadzwoni艂 telefon.

To by艂 Jabba.

Rozdzia艂 107

Susan nie mia艂a poj臋cia, jak d艂ugo le偶a艂a nieprzytomna. W ko艅cu ockn臋艂a si臋. Czu艂a bolesne palenie w gardle. Zupe艂nie zdezorientowana rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Siedzia艂a na pod艂odze za biurkiem Strathmore'a. Jedynym 藕r贸d艂em 艣wiat艂a w pokoju by艂a pomara艅czowa lampka na 艣cianie. W powietrzu czu膰 by艂o smr贸d pal膮cego si臋 plastiku. Z gabinetu komandora pozosta艂a tylko zniszczona skorupa. Zas艂ony p艂on臋艂y, 艣ciany z pleksiglasu topi艂y si臋 i dymi艂y.

Po chwili przypomnia艂a sobie, co si臋 sta艂o.

David.

Zerwa艂a si臋 na nogi. Ogarn臋艂a j膮 panika. Przy ka偶dym oddechu czu艂a palenie w gardle. Poku艣tyka艂a do drzwi w poszukiwaniu drogi ucieczki. Gdy zrobi艂a krok przez pr贸g, jej noga zawis艂a w powietrzu. W ostatniej chwili chwyci艂a futryn臋. Podest i schody gdzie艣 znik艂y. Pi臋tna艣cie metr贸w ni偶ej wida膰 by艂o poskr臋cane, paruj膮ce metalowe belki i d藕wigary. Susan z przera偶eniem przyjrza艂a si臋 g艂贸wnej sali Krypto. To by艂o morze ognia. Stopione resztki trzech milion贸w krzemowych ko艣ci wyp艂ywa艂y z silosu jak lawa. G臋sty, ostry dym unosi艂 si臋 do g贸ry. Susan zna艂a ten zapach. Dym p艂on膮cego krzemu. 艢miertelna trucizna.

Cofn臋艂a si臋 w g艂膮b zdewastowanego gabinetu Strathmore'a. Kr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie, czu艂a, 偶e s艂abnie. Pali艂o j膮 gard艂o. Ca艂e wn臋trze kopu艂y wype艂nia艂o jaskrawe 艣wiat艂o. Krypto umiera艂o. Ja te偶, pomy艣la艂a.

Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋 nad jedyn膮 mo偶liw膮 drog膮 ucieczki - prywatn膮 wind膮 Strathmore'a. Ta mo偶liwo艣膰 by艂a czysto iluzoryczna - uk艂ady elektroniczne z pewno艣ci膮 nie przetrwa艂y wybuchu.

Gdy jednak Susan przedziera艂a si臋 przez k艂臋by czarnego dymu, przypomnia艂a sobie s艂owa Hale'a: Winda jest zasilana z g艂贸wnego budynku! Ogl膮da艂em schemat instalacji elektrycznej. Wiedzia艂a, 偶e to prawda. Przypomnia艂a sobie r贸wnie偶, 偶e ca艂y szyb jest otoczony grub膮 warstw膮 偶elbetu.

Wok贸艂 niej wirowa艂y smugi dymu. Ruszy艂a w kierunku windy. Nim dotar艂a do niej, zauwa偶y艂a, 偶e guzik s艂u偶膮cy do wzywania windy jest ciemny. Kilka razy nacisn臋艂a, ale to nic nie da艂o. Opad艂a na kolana i zab臋bni艂a pi臋艣ciami w drzwi.

Niemal natychmiast przesta艂a. Za drzwiami co艣 zawarcza艂o. Zaskoczona unios艂a wzrok. To brzmia艂o tak, jakby winda by艂a na miejscu. Raz jeszcze nacisn臋艂a guzik. Znowu ten sam warkot.

Nagle Susan zrozumia艂a, co si臋 dzieje.

Guzik dzia艂a艂, ale by艂 pokryty grub膮 warstw膮 sadzy. Gdy przetar艂a go palcami, zobaczy艂a 艣wiate艂ko.

Zasilanie dzia艂a!

Poczu艂a przyp艂yw nadziei. Raz jeszcze uderzy艂a w przycisk. Za ka偶dym razem uruchamia艂a jaki艣 mechanizm, ale drzwi si臋 nie otwiera艂y. S艂ysza艂a szum wentylatora w wagoniku. Winda jest tutaj! Dlaczego te przekl臋te drzwi nie chc膮 si臋 otworzy膰?

Mimo dymu Susan zauwa偶y艂a jeszcze jeden panel z guziczkami oznaczonymi literami od A do Z. Dopiero teraz przypomnia艂a sobie, 偶e do otwarcia windy koniecznie jest has艂o. Ogarn臋艂a j膮 rozpacz.

Przez stopione ramy okienne gabinetu do 艣rodka dostawa艂o si臋 coraz wi臋cej dymu. Susan znowu uderzy艂a pi臋艣ci膮 w drzwi, lecz to nie pomog艂o. Has艂o! Strathmore nie zdradzi艂 jej has艂a! Dym z p艂on膮cego krzemu stale g臋stnia艂. Susan zacz臋艂a si臋 krztusi膰. Opad艂a na pod艂og臋 ko艂o windy. Czu艂a si臋 pokonana. Od wentylatora dzieli艂 j膮 zaledwie metr. Le偶a艂a oszo艂omiona, 艂api膮c z trudem oddech.

Zamkn臋艂a oczy, ale zn贸w us艂ysza艂a g艂os Davida. Uciekaj, Susan! Otw贸rz drzwi! Uciekaj! Otworzy艂a oczy w nadziei, 偶e zobaczy jego twarz, zielone oczy i pogodny u艣miech. Zamiast tego ujrza艂a litery od A do Z. Has艂o... Susan wpatrywa艂a si臋 w przyciski. Z trudem rozr贸偶nia艂a litery. Diodowy wy艣wietlacz poni偶ej mia艂 pi臋膰 p贸l. Has艂o ma mie膰 pi臋膰 znak贸w, pomy艣la艂a. Bez trudu obliczy艂a prawdopodobie艅stwo: dwadzie艣cia sze艣膰 do pi膮tej pot臋gi, czyli jedena艣cie milion贸w osiemset osiemdziesi膮t jeden tysi臋cy trzysta siedemdziesi膮t sze艣膰. Nawet gdyby sprawdza艂a je w tempie jedna kombinacja na sekund臋, potrwa艂oby to dziewi臋tna艣cie tygodni...

Le偶膮c na pod艂odze poni偶ej panelu, nagle zn贸w us艂ysza艂a rozpaczliwy g艂os komandora. Wo艂a艂 j膮. Kocham ci臋, Susan! Zawsze ci臋 kocha艂em. Susan! Susan! Susan...

Wiedzia艂a, 偶e Strathmore nie 偶yje, a jednak s艂ysza艂a ten g艂os. Komandor wci膮偶 powtarza艂 jej imi臋.

Nagle dozna艂a ol艣nienia. Ju偶 wiedzia艂a.

Unios艂a si臋 i dr偶膮c膮 r臋k膮 nacisn臋艂a pi臋膰 guzik贸w:

S... U... S... A...N

Drzwi natychmiast si臋 otworzy艂y.

Rozdzia艂 108

Winda Strathmore'a szybko zje偶d偶a艂a w d贸艂. Susan chciwie wci膮ga艂a w p艂uca 艣wie偶e powietrze. Wci膮偶 by艂a oszo艂omiona. Gdy winda zwolni艂a, na wszelki wypadek opar艂a si臋 o 艣cian臋. Chwil臋 p贸藕niej rozleg艂 si臋 lekki zgrzyt mechanizmu i wagonik ruszy艂 znowu, tym razem poziomo. Susan czu艂a, jak przy艣piesza. Jecha艂a w kierunku g艂贸wnego budynku NSA. Wreszcie winda si臋 zatrzyma艂a i drzwi same si臋 otworzy艂y.

Susan wysz艂a do ciemnego betonowego korytarza. Zakas艂a艂a. Znalaz艂a si臋 w jakim艣 tunelu, niskim i w膮skim. Zauwa偶y艂a na pod艂odze podw贸jn膮 偶贸艂t膮 lini臋, kt贸ra gin臋艂a gdzie艣 w ciemno艣ciach.

Podziemna autostrada...

Ruszy艂a tunelem, opieraj膮c si臋 r臋k膮 o 艣cian臋. Drzwi windy zn贸w si臋 zamkn臋艂y. Po raz kolejny otoczy艂y j膮 ciemno艣ci.

Cisza.

Nie s艂ysza艂a 偶adnych d藕wi臋k贸w poza szumem, kt贸ry wydawa艂 si臋 wzmaga膰.

Nagle jakby zacz臋艂o si臋 przeja艣nia膰. Ciemno艣ci przerzedzi艂y si臋, by艂o ju偶 tylko szaro. Widzia艂a 艣ciany tunelu. Wtem zza rogu wypad艂 ma艂y pojazd. 艢wiat艂o reflektor贸w zupe艂nie j膮 o艣lepi艂o. Susan stan臋艂a pod 艣cian膮 i zas艂oni艂a oczy r臋k膮. Poczu艂a powiew powietrza i pojazd przejecha艂 obok niej.

Chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂a pisk opon. Szum zn贸w zacz膮艂 si臋 zbli偶a膰. Tym razem pojazd jecha艂 ty艂em. Kierowca gwa艂townie zahamowa艂 tu偶 przy niej.

- Pani Fletcher! - wykrzykn膮艂 ze zdumieniem.

Susan przypatrywa艂a si臋 m臋偶czy藕nie siedz膮cemu w elektrycznym w贸zku golfowym. Mia艂a wra偶enie, 偶e ju偶 go gdzie艣 widzia艂a.

- Chryste - westchn膮艂. - Nic pani nie jest? My艣leli艣my ju偶, 偶e pani nie 偶yje.

Susan patrzy艂a na niego zupe艂nie zaskoczona.

- Chad Brinkerhoff - przedstawi艂 si臋, przygl膮daj膮c si臋 wstrz膮艣ni臋tej Susan. - Osobisty asystent dyrektora.

- TRANSLATOR - z trudem wyj膮ka艂a Susan.

- Wiemy - kiwn膮艂 g艂ow膮 Brinkerhoff. - Prosz臋 wsiada膰.

Snop 艣wiat艂a reflektora pada艂 na betonow膮 艣cian臋.

- W g艂贸wnym banku danych jest wirus! - wykrzykn膮艂 Brinkerhoff.

- Wiem - Susan us艂ysza艂a w艂asny szept.

- Potrzebujemy pani pomocy.

- Strathmore... - Susan z trudem powstrzymywa艂a 艂zy. - On...

- Wiemy - przerwa艂 jej Brinkerhoff. - To on omin膮艂 filtry Gauntlet.

- Tak... i... - s艂owa uwi臋z艂y jej w gardle. On zabi艂 Davida!

- Ju偶 prawie jeste艣my na miejscu. - Brinkerhoff po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej ramieniu. - Prosz臋 si臋 trzyma膰.

Szybki w贸zek Kensington objecha艂 r贸g i zatrzyma艂 si臋 z po艣lizgiem przy wej艣ciu do ciemnego korytarza, odchodz膮cego w bok od tunelu i o艣wietlonego s艂abymi czerwonymi 偶ar贸wkami.

- Chod藕my - powiedzia艂 Brinkerhoff i pom贸g艂 jej wysi膮艣膰.

Poprowadzi艂 j膮 przez korytarz. Sz艂a za nim jak we mgle. Nagle korytarz zacz膮艂 stromo opada膰. Chwyci艂a si臋 por臋czy i sz艂a za Chadem. Zrobi艂o si臋 ch艂odniej. Wci膮偶 szli w d贸艂.

W pewnym momencie korytarz si臋 zw臋zi艂. Us艂yszeli za plecami tupni臋cia but贸w. Kto艣 szed艂 szybkim, zdecydowanym krokiem. Stuk obcas贸w stawa艂 si臋 coraz g艂o艣niejszy. Brinkerhoff i Susan zatrzymali si臋 i odwr贸cili.

Zbli偶a艂 si臋 do nich pot臋偶nie zbudowany Murzyn. Susan nigdy go jeszcze nie widzia艂a. Stan膮艂 obok i zmierzy艂 j膮 przenikliwym spojrzeniem.

- Kto to? - zapyta艂.

- Susan Fletcher - odpowiedzia艂 Brinkerhoff.

Pot臋偶ny m臋偶czyzna uni贸s艂 brwi. Nawet ubrudzona sadz膮 i mokra, Susan zrobi艂a na nim wra偶enie.

- A komandor? - spyta艂.

Brinkerhoff potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

M臋偶czyzna milcza艂. Patrzy艂 przez chwil臋 gdzie艣 w bok, po czym zn贸w zwr贸ci艂 si臋 do Susan.

- Leland Fontaine - przedstawi艂 si臋, podaj膮c jej r臋k臋. - Ciesz臋 si臋, 偶e nic si臋 pani nie sta艂o.

Susan patrzy艂a na niego zupe艂nie zaskoczona. Wiedzia艂a, 偶e wcze艣niej lub p贸藕niej pozna dyrektora, ale nie tak wyobra偶a艂a sobie to spotkanie.

- Chod藕my, pani Fletcher - powiedzia艂 Fontaine i wskaza艂 jej drog臋. - Potrzebujemy wszelkiej mo偶liwej pomocy.

W czerwonym 艣wietle przy ko艅cu tunelu Susan dostrzeg艂a stalow膮 艣cian臋, zagradzaj膮c膮 im drog臋. Fontaine podszed艂 do elektronicznego panelu i wpisa艂 kod, po czym przy艂o偶y艂 praw膮 d艂o艅 do niewielkiej szybki. B艂ysn膮艂 flesz. Po chwili pot臋偶ne drzwi przesun臋艂y si臋 w lewo.

W NSA by艂o tylko jedno pomieszczenie stanowi膮ce jeszcze wi臋ksz膮 艣wi臋to艣膰 ni偶 Krypto. Susan wyczu艂a, 偶e w艂a艣nie do niego wchodzi.

Rozdzia艂 109

O艣rodek sterowania w g艂贸wnym banku danych NSA wygl膮da艂 jak pomniejszona sala kontroli lot贸w NASA. Przed umieszczonym na przeciwleg艂ej 艣cianie ekranem wideo o wymiarach dziesi臋膰 na trzyna艣cie metr贸w sta艂o kilkana艣cie komputer贸w. Na ekranie b艂yskawicznie pojawia艂y si臋 i znika艂y jakie艣 wykresy i liczby, tak jakby kto艣 szybko skanowa艂 kana艂y. Kilku technik贸w biega艂o od komputera do komputera, ci膮gn膮c za sob膮 d艂ugie ta艣my wydruk贸w i wykrzykuj膮c polecenia. W pomieszczeniu panowa艂 ca艂kowity chaos.

Susan rozejrza艂a si臋 po o艣rodku sterowania. Mgli艣cie pami臋ta艂a, 偶e jego budowa wymaga艂a usuni臋cia dwustu pi臋膰dziesi臋ciu ton ziemi. Znajdowa艂 si臋 na g艂臋boko艣ci siedemdziesi臋ciu jeden metr贸w pod ziemi膮, co zabezpiecza艂o go przed bombami atomowymi i impulsami elektromagnetycznymi.

Na podium w 艣rodku pomieszczenia sta艂 komputer, przy kt贸rym siedzia艂 Jabba. Wykrzykiwa艂 komendy jak kr贸l do swych poddanych. Na ekranie za nim wida膰 by艂o napis, kt贸ry Susan ju偶 dobrze zna艂a. Tym razem nie musia艂a wpatrywa膰 si臋 w monitor - ekran by艂 wielko艣ci billboardu:

TYLKO PRAWDA MO呕E WAS URATOWA膯

WPROWAD殴 KLUCZ_____________

Susan mia艂a wra偶enie, 偶e to jaki艣 surrealistyczny koszmar. W 艣lad za Fontaine'em podesz艂a do podium. Wszystko wydawa艂o si臋 jej niewyra藕ne, jakby rozmazane.

Jabba zauwa偶y艂 ich.

- Zbudowa艂em filtry Gauntlet nie bez powodu! - rykn膮艂 jak w艣ciek艂y byk.

- 艢cie偶ka zdrowia ju偶 nie istnieje - spokojnie odrzek艂 Fontaine.

- 呕adna nowina, dyrektorze - prychn膮艂 Jabba. - Fala uderzeniowa rzuci艂a mn膮 o 艣cian臋. Gdzie jest Strathmore?

- Komandor Strathmore nie 偶yje.

- Pieprzona, poetycka sprawiedliwo艣膰.

- Uspok贸j si臋, Jabba - poleci艂 Fontaine. - Co si臋 dzieje? Jak gro藕ny jest ten wirus?

Jabba przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂 si臋 w dyrektora, a potem nieoczekiwanie wybuchn膮艂 艣miechem.

- Wirus? - jego rechot rozleg艂 si臋 w ca艂ym o艣rodku sterowania. - My艣licie, 偶e to wirus?

Fontaine panowa艂 nad sob膮. Bezczelno艣膰 Jabby przekracza艂a wszelkie granice, ale Fontaine wiedzia艂, 偶e to ani czas, ani miejsce, by go poskromi膰. Tutaj Jabba by艂 wa偶niejszy od Boga. Problemy komputerowe mia艂y to do siebie, 偶e wymusza艂y zmian臋 normalnej hierarchii s艂u偶bowej.

- Zatem to nie jest wirus? - ucieszy艂 si臋 Brinkerhoff.

Jabba spojrza艂 na niego z politowaniem i niech臋ci膮.

- Wirusy maj膮 艂a艅cuchy replikacyjne, ch艂opcze. Ten nie ma.

Susan przys艂uchiwa艂a si臋 rozmowie, ale nie mog艂a si臋 skupi膰.

- A wi臋c co si臋 dzieje? - spyta艂 Fontaine. - Ja te偶 my艣la艂em, 偶e to wirus.

Jabba wzi膮艂 g艂臋boki oddech.

- Wirusy - powiedzia艂 cicho, wycieraj膮c pot z czo艂a - si臋 rozmna偶aj膮. Tworz膮 klony. S膮 pr贸偶ne i g艂upie. To cyfrowe egomaniaki. Produkuj膮 potomstwo szybciej ni偶 kr贸liki. Na tym polega ich s艂abo艣膰... mo偶na je tak skrzy偶owa膰, 偶eby wygin臋艂y, o ile kto艣 wie, jak to zrobi膰. Niestety ten program nie ma ego, nie odczuwa potrzeby kopiowania. Jest skupiony na stoj膮cym przed nim zadaniu. Gdy je wykona, prawdopodobnie pope艂ni cyfrowe samob贸jstwo. - Jabba pe艂nym szacunku gestem wskaza艂 na ekran. - Panie i panowie, pozw贸lcie, 偶e pa艅stwu przedstawi臋, oto kamikaze komputerowych naje藕d藕c贸w... robak.

- Robak? - j臋kn膮艂 Brinkerhoff. Wydawa艂o mu si臋, 偶e to banalny termin jak na okre艣lenie perfidnego wroga.

- Robak - gniewnie potwierdzi艂 Jabba. - 呕adnych z艂o偶onych struktur, tylko instynkt... je, sra i pe艂za. To wszystko. Prostota. 艢miertelnie gro藕na prostota. Wykonuje to, do czego zosta艂 zaprogramowany, po czym si臋 ulatnia.

- A ten do czego zosta艂 zaprogramowany? - spyta艂 Fontaine, patrz膮c na Jabb臋 ostrym wzrokiem.

- Nie mam poj臋cia - odrzek艂 Jabba. - Na razie tylko rozchodzi si臋 po banku danych i przyczepia do wszelkich plik贸w z tajnymi danymi. P贸藕niej mog膮 si臋 sta膰 r贸偶ne rzeczy. Mo偶e wykasowa膰 wszystkie pliki, mo偶e tylko wydrukowa膰 u艣miechni臋te bu藕ki na pewnych dokumentach z Bia艂ego Domu.

- Czy mo偶esz go powstrzyma膰? - spokojnie i rzeczowo spyta艂 Fontaine.

Jabba ci臋偶ko westchn膮艂 i spojrza艂 na ekran.

- Nie wiem. To zale偶y, jak perfidny jest jego tw贸rca. - Wskaza艂 na wiadomo艣膰 na ekranie. - Mo偶e kto艣 mi powie, co to, do cholery, znaczy?

TYLKO PRAWDA MO呕E WAS URATOWA膯

WPROWAD殴 KLUCZ___________

Na pr贸偶no czeka艂 na odpowied藕.

- Moim zdaniem kto艣 nam wchodzi w drog臋, dyrektorze. Szanta偶. Je艣li si臋 na tym znam, jest to 偶膮danie okupu.

- To... Ensei Tankado - szepn臋艂a Susan. Jej g艂os brzmia艂 pusto i g艂ucho.

- Tankado?! - Jabba spojrza艂 na ni膮 szeroko otwartymi oczami.

- Chcia艂, 偶eby艣my ujawnili prawd臋... - Susan kiwn臋艂a g艂ow膮. - O TRANSLATORZE... ale to kosztowa艂o go...

- Ujawni膰 prawd臋? - przerwa艂 zdumiony Brinkerhoff. - Tankado chce, by艣my ujawnili, 偶e mamy TRANSLATOR? Powiedzia艂bym, 偶e na to ju偶 troch臋 za p贸藕no.

Susan chcia艂a co艣 doda膰, ale Jabba by艂 szybszy.

- Wygl膮da na to, 偶e Tankado ma kill-code - powiedzia艂, patrz膮c na ekran.

Wszyscy spojrzeli na szefa bezpiecze艅stwa system贸w.

- Kill-code? - spyta艂 Brinkerhoff.

- Tak - kiwn膮艂 g艂ow膮 Jabba. - Has艂o lub klucz, kt贸ry zatrzymuje robaka. M贸wi膮c prosto, je艣li ujawnimy prawd臋, Tankado da nam ten klucz. Wprowadzimy go do komputera i uratujemy bank danych. Oto cyfrowy szanta偶.

- Ile mamy czasu? - spyta艂 Fontaine z kamiennym spokojem.

- Jak膮艣 godzin臋 - odpowiedzia艂 Jabba. - Do艣膰 czasu, by zwo艂a膰 konferencj臋 prasow膮 i wszystko wy艣piewa膰.

- Propozycje - za偶膮da艂 dyrektor. - Co proponujesz, by艣my zrobili?

- Propozycje?! - wykrzykn膮艂 z niedowierzaniem Jabba. - 呕膮da pan propozycji? Dam panu propozycj臋. Prosz臋 przesta膰 pieprzy膰, to nale偶y zrobi膰.

- Spokojnie - ostrzeg艂 go Fontaine.

- Dyrektorze - powiedzia艂 z naciskiem Jabba. - W tej chwili to Ensei Tankado kontroluje nasz bank danych. Trzeba mu da膰, co tylko za偶膮da. Je艣li chce, 偶eby 艣wiat dowiedzia艂 si臋 o TRANSLATORZE, to musi pan wezwa膰 CNN i spu艣ci膰 gacie. Zreszt膮 z TRANSLATORA zosta艂a tylko wielka dziura w ziemi, wi臋c co to pana obchodzi?

Zapad艂a cisza. Wydawa艂o si臋, 偶e Fontaine zastanawia si臋, co zrobi膰. Susan pr贸bowa艂a co艣 powiedzie膰, ale Jabba j膮 przekrzycza艂.

- Na co pan czeka, dyrektorze?! Prosz臋 zadzwoni膰 do Tankada! Prosz臋 mu powiedzie膰, 偶e b臋dziemy wsp贸艂pracowa膰! Musimy mie膰 klucz, bo inaczej ca艂y ten bank szlag trafi!

Nikt si臋 nie ruszy艂.

- Czy wy wszyscy zwariowali艣cie?! - wrzasn膮艂 Jabba. - Zadzwo艅cie do Tankada! Powiedzcie mu, 偶e si臋 poddajemy! Musz臋 mie膰 klucz! Teraz! - Jabba wyci膮gn膮艂 telefon kom贸rkowy. - Dajcie mi numer! Sam zadzwoni臋 to tego ma艂ego chuja.

- Nie fatyguj si臋 - szepn臋艂a Susan. - Tankado nie 偶yje.

Jabb臋 na chwil臋 zatka艂o. To by艂o jak cios w brzuch. Natychmiast zda艂 sobie spraw臋 ze wszystkich konsekwencji. Wygl膮da艂 tak, jakby usz艂o z niego powietrze.

- Nie 偶yje? Ale... to znaczy... nie jeste艣my w stanie...

- To znaczy, 偶e musimy przyj膮膰 nowy plan - stwierdzi艂 rzeczowo Fontaine.

- Jabba! Jabba! - krzykn膮艂 kto艣 w g艂臋bi pokoju.

To by艂a Soshi Kuta, jego prawa r臋ka i g艂贸wny technik. Podbieg艂a do podium, ci膮gn膮c za sob膮 d艂ugi wydruk. Wydawa艂a si臋 przera偶ona.

- Jabba! Wiem ju偶, jak jest zaprogramowany ten robak! - Soshi wcisn臋艂a mu wydruk. - Wyizolowali艣my instrukcje robaka. Sp贸jrz na program! Tylko zobacz, co on ma zrobi膰!

G艂贸wny specjalista do spraw bezpiecze艅stwa systemu patrzy艂 przez chwil臋 na wydruk, po czym ci臋偶ko opar艂 si臋 o por臋cz.

- Chryste - j臋kn膮艂. - Tankado... ty skurwysynu.

Rozdzia艂 110

Wci膮偶 wpatrywa艂 si臋 w wydruk, kt贸ry poda艂a mu Soshi. By艂 blady. Po chwili wytar艂 r臋kawem pot z czo艂a.

- Dyrektorze, nie mamy wyboru. Musimy wy艂膮czy膰 zasilanie banku danych.

- Wykluczone - odrzek艂 Fontaine. - To mia艂oby katastrofalne konsekwencje.

Jabba wiedzia艂, 偶e dyrektor ma racj臋. Bank danych by艂 po艂膮czony ze 艣wiatem trzema tysi膮cami linii ISDN. Ka偶dego dnia dow贸dcy wojskowi 艂膮czyli si臋 z bankiem, by obejrze膰 najnowsze zdj臋cia satelitarne ruch贸w przeciwnika. In偶ynierowie Lockheeda pobierali dokumentacj臋 techniczn膮 nowych broni. Agenci odbierali rozkazy dotycz膮ce ich zada艅. Bank danych NSA by艂 podstaw膮 niezliczonych operacji rz膮dowych Stan贸w Zjednoczonych. Po zamkni臋ciu banku NSA bez ostrze偶enia wszyscy zostaliby odci臋ci od informacji wywiadu.

- Zdaj臋 sobie z tego spraw臋 - powiedzia艂 - ale nie mamy wyboru.

- Prosz臋 to wyja艣ni膰 - poleci艂 Fontaine. Rzuci艂 szybkie spojrzenie na stoj膮c膮 obok Susan. Wydawa艂a si臋 nieobecna.

Jabba wzi膮艂 g艂臋boki oddech i zn贸w wytar艂 czo艂o. Wyraz jego twarzy jasno zapowiada艂, 偶e nowina nie b臋dzie przyjemna.

- Ten robak - zacz膮艂 - nie niszczy wszystkiego na swej drodze. Dzia艂a selektywnie. Inaczej m贸wi膮c, to robak o okre艣lonym smaku.

Brinkerhoff chcia艂 co艣 wtr膮ci膰, ale Fontaine uciszy艂 go gestem.

- Destruktywne aplikacje na og贸艂 niszcz膮 bank danych do czysta - ci膮gn膮艂 Jabba. - Ten robak jest bardziej wyrafinowany. Kasuje tylko te pliki, kt贸re spe艂niaj膮 okre艣lone warunki.

- Czy to znaczy, 偶e nie zaatakuje ca艂ego banku danych? - spyta艂 Brinkerhoff. - To chyba dobrze, prawda?

- Nie! - wybuchn膮艂 Jabba. - Bardzo 藕le! Kurewsko 藕le!

- Uspok贸j si臋 - poradzi艂 mu Fontaine. - Jakie pliki wyszukuje ten robak? Dane wojskowe? Informacje o tajnych operacjach?

Jabba pokr臋ci艂 g艂ow膮. Spojrza艂 na Susan. Wci膮偶 sprawia艂a wra偶enie b艂膮dz膮cej my艣lami zupe艂nie gdzie艣 indziej. Zwr贸ci艂 si臋 do dyrektora.

- Prosz臋 pana, jak pan wie, ka偶dy, kto chce pod艂膮czy膰 si臋 do banku danych z zewn膮trz, musi przej艣膰 przez kilka bramek kontrolnych.

Fontaine kiwn膮艂 g艂ow膮. System hierarchicznego dost臋pu do banku danych by艂 znakomicie opracowany. Mo偶na by艂o korzysta膰 z niego za pomoc膮 Internetu. W zale偶no艣ci od otrzymanych uprawnie艅 u偶ytkownicy mogli czerpa膰 informacje z okre艣lonych zbior贸w.

- Jeste艣my pod艂膮czeni do globalnej sieci - m贸wi艂 dalej Jabba - dlatego hakerzy, obce rz膮dy i rekiny z EFF stale kr膮偶膮 wok贸艂 banku i usi艂uj膮 si臋 w艂ama膰.

- Tak - wtr膮ci艂 Fontaine - ale przez dwadzie艣cia cztery godziny na dob臋 nasze filtry bezpiecze艅stwa uniemo偶liwiaj膮 w艂amanie. O co ci chodzi?

Jabba zn贸w spojrza艂 na wydruk.

- To proste. Tankado nie zaatakowa艂 naszych danych. - Jabba odkaszln膮艂. - Atakuje nasze filtry bezpiecze艅stwa.

Wiadomo艣膰 wstrz膮sn臋艂a dyrektorem. Najwyra藕niej od razu zrozumia艂, co to oznacza - robak atakowa艂 wszystkie zabezpieczenia, kt贸re gwarantowa艂y tajno艣膰 danych zgromadzonych w banku. Gdy filtry zostan膮 zniszczone, ka偶dy b臋dzie mia艂 dost臋p do wszystkich informacji zmagazynowanych w bazie danych.

- Musimy wy艂膮czy膰 bank danych - ci膮gn膮艂 Jabba. - Mniej wi臋cej za godzin臋 ka偶dy trzecioklasista z modemem b臋dzie mia艂 najwy偶sz膮 klauzul臋 dost臋pu do rz膮dowych tajemnic.

Fontaine przez d艂u偶sz膮 chwil臋 milcza艂.

Jabba niecierpliwie czeka艂. Wreszcie mia艂 do艣膰.

- Soshi! - krzykn膮艂. - VR! Szybko!

Jabba cz臋sto korzysta艂 z VR. W kr臋gach komputerowych ten skr贸t oznacza na og贸艂 virtual reality, czyli wirtualn膮 rzeczywisto艣膰, ale w NSA to znaczy visual representation - prezentacja wizualna. W 艣wiecie technik贸w i polityk贸w dysponuj膮cych ograniczon膮 wiedz膮 techniczn膮 prezentacja wizualna stanowi艂a cz臋sto jedyn膮 metod臋 przedstawienia argument贸w, 偶eby dotar艂y do adresat贸w. Zwyk艂y wykres by艂 na og贸艂 bardziej przekonuj膮cy i zrozumia艂y ni偶 tabela danych. Jabba wiedzia艂, 偶e graficzny obraz kryzysu u艂atwi mu wykaza膰 ca艂膮 groz臋 sytuacji.

- Gotowe! - krzykn臋艂a Soshi z g艂臋bi pokoju.

Na 艣cianie przed nimi pojawi艂 si臋 komputerowy diagram. Susan spojrza艂a na wykres z roztargnieniem; nie podda艂a si臋 gor膮czkowej atmosferze. Wszyscy patrzyli na ekran.

Diagram przypomina艂 tarcz臋 strzeleck膮. Czerwone k贸艂ko w samym 艣rodku mia艂o napis DANE. By艂o otoczone pi臋cioma pier艣cieniami r贸偶ni膮cymi si臋 kolorem i szeroko艣ci膮. Zewn臋trzny by艂 blady, niemal przezroczysty.

- Mamy pi臋ciostopniowy system obrony - wyja艣ni艂 Jabba. - Pierwszy stopie艅 to komputerowy bastion, p贸藕niej dwa zestawy filtr贸w pakiet贸w FTP i X-eleven, blokad臋 tuneli i okno autoryzacji PEM zgodne z projektem Truffle. Zewn臋trzny pier艣cie艅 przedstawia bastion. Praktycznie ju偶 nie istnieje. Za godzin臋 ten sam los spotka pozosta艂e stopnie. W tym momencie wszyscy b臋d膮 mieli dost臋p do danych. Ka偶dy bajt danych w banku znajdzie si臋 w domenie publicznej.

Fontaine uwa偶nie przyjrza艂 si臋 wykresowi. Jego oczy gorza艂y.

- Ten robak mo偶e otworzy膰 nasz bank danych dla ca艂ego 艣wiata? - j臋kn膮艂 Brinkerhoff.

- To dla Tankada dziecinna igraszka - rzuci艂 Jabba. - Naszym zabezpieczeniem by艂 Gauntlet. Strathmore go rozwali艂.

- To akt wojny - szepn膮艂 Fontaine. W jego g艂osie s艂ycha膰 by艂 napi臋cie.

- Nie przypuszczam, by Tankado chcia艂 do tego doprowadzi膰 - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Jabba. - Pewnie s膮dzi艂, 偶e b臋dzie na miejscu, by w por臋 interweniowa膰.

Fontaine uni贸s艂 g艂ow臋. W艂a艣nie w tym momencie pierwszy kr膮g znikn膮艂 ca艂kowicie.

- Bastion pad艂! - krzykn膮艂 technik z g艂臋bi pokoju. - Drugi stopie艅 jest ods艂oni臋ty!

- Musimy zacz膮膰 wy艂膮cza膰 zasilanie - nalega艂 Jabba. - Z diagramu wynika, 偶e pozosta艂o nam jakie艣 czterdzie艣ci pi臋膰 minut. Wy艂膮czenie banku nie jest proste.

Tak by艂o rzeczywi艣cie. Bank danych zosta艂 tak skonstruowany, by mie膰 pewno艣膰, 偶e nigdy nie utraci zasilania - ani przypadkowo, ani wskutek ataku. G艂臋boko pod ziemi膮 w stalowych kanistrach znajdowa艂y si臋 liczne urz膮dzenia zabezpieczaj膮ce i rezerwowe, zapewniaj膮ce ci膮g艂o艣膰 zasilania i 艂膮czno艣ci. Opr贸cz lokalnych generator贸w bank by艂 pod艂膮czony do kilku publicznych sieci energetycznych. Wy艂膮czenie banku wymaga艂o skomplikowanego protoko艂u i licznych potwierdze艅 - to by艂a znacznie bardziej z艂o偶ona operacja ni偶 odpalenie rakiety z g艂owic膮 atomow膮 z okr臋tu podwodnego.

- Je艣li si臋 po艣pieszymy - doda艂 Jabba - to zd膮偶ymy. Wy艂膮czanie banku trwa jakie艣 trzydzie艣ci minut.

Fontaine wci膮偶 patrzy艂 na ekran i najwyra藕niej zastanawia艂 si臋, co zrobi膰.

- Dyrektorze! - eksplodowa艂 Jabba. - Gdy padn膮 zapory ogniowe, ka偶dy cz艂owiek na tej planecie z komputerem i modemem b臋dzie mia艂 najwy偶sz膮 klauzul臋 dost臋pu! Chodzi o najwa偶niejsze dane. Sprawozdania z tajnych operacji! Zagranicznych agent贸w! Nazwy i adresy wszystkich os贸b obj臋tych federalnym programem ochrony 艣wiadk贸w koronnych! Kody odpalenia rakiet! Wszystko! Musimy wy艂膮czy膰 bank danych! I to ju偶!

- Musi by膰 jakie艣 inne wyj艣cie - odpar艂 Fontaine. Okrzyki Jabby nie zrobi艂y na nim widocznego wra偶enia.

- Tak - prychn膮艂 Jabba. - Wystarczy zna膰 klucz zatrzymuj膮cy robaka! Tak si臋 jednak sk艂ada, 偶e jedyny facet, kt贸ry go zna艂, ju偶 nie 偶yje!

- A mo偶e brutalny atak? - rzuci艂 Brinkerhoff. - Czy nie mo偶emy odgadn膮膰 klucza?

- Na lito艣膰 bosk膮! - Jabba uni贸s艂 ramiona. - Kill-code nie r贸偶ni si臋 od klucza szyfruj膮cego. To losowa sekwencja znak贸w. Nie mo偶na go odgadn膮膰. Je艣li my艣lisz, 偶e w ci膮gu czterdziestu pi臋ciu minut mo偶esz sprawdzi膰 sze艣膰set bilion贸w kombinacji, to prosz臋 bardzo!

- Klucz jest w Hiszpanii - wtr膮ci艂a cicho Susan.

Wszyscy stoj膮cy na podium spojrzeli na ni膮. Odezwa艂a si臋 po raz pierwszy od d艂u偶szego czasu.

- W chwili 艣mierci Tankado odda艂 klucz - wyja艣ni艂a ze znu偶eniem. Mia艂a zaczerwienione oczy.

Nikt nie zrozumia艂, co chcia艂a powiedzie膰.

- Klucz... - doda艂a, ale zn贸w przerwa艂a. Ca艂a dr偶a艂a. - Komandor Strathmore pos艂a艂 kogo艣, by odzyska艂 klucz.

- No i co? - spyta艂 Jabba. - Czy ten cz艂owiek go znalaz艂?

- Tak - wykrztusi艂a Susan. Na pr贸偶no usi艂owa艂a powstrzyma膰 艂zy. - My艣l臋, 偶e tak.

Rozdzia艂 111

Nagle w o艣rodku sterowania rozleg艂 si臋 krzyk, od kt贸rego mog艂y pop臋ka膰 b臋benki w uszach.

- Rekiny! - krzycza艂a Soshi.

Jabba szybko spojrza艂 na ekran. Na zewn膮trz koncentrycznych kr臋g贸w pojawi艂y si臋 dwie cienkie linie. Wygl膮da艂y jak plemniki usi艂uj膮ce dosta膰 si臋 do niech臋tnej kom贸rki jajowej.

- Wyczu艂y krew w wodzie, prosz臋 pa艅stwa. - Jabba zwr贸ci艂 si臋 do dyrektora. - Konieczna jest decyzja. Albo zaczniemy wy艂膮cza膰 teraz, albo nie zd膮偶ymy. Gdy tylko ci dwaj zorientuj膮 si臋, 偶e pad艂 komputerowy bastion zewn臋trzny, wydadz膮 okrzyk wojenny.

Fontaine nie odpowiedzia艂. By艂 pogr膮偶ony w my艣lach. Wiadomo艣膰 o kluczu w Hiszpanii wydawa艂a si臋 bardzo obiecuj膮ca. Jeszcze raz spojrza艂 na Susan Fletcher. Wygl膮da艂a tak, jakby zamkn臋艂a si臋 we w艂asnym 艣wiecie. Siedzia艂a na fotelu z twarz膮 ukryt膮 w d艂oniach. Fontaine nie wiedzia艂, co spowodowa艂o tak膮 reakcj臋, ale nie mia艂 czasu si臋 tym zaj膮膰.

- Prosz臋 o decyzj臋! - naciska艂 Jabba. - Teraz!

- W porz膮dku - odrzek艂 Fontaine, podnosz膮c g艂ow臋. - Masz decyzj臋. Nie wy艂膮czamy banku danych. Jeszcze poczekamy.

- Co takiego? - Jabbie opad艂a szcz臋ka. - Ale偶 to jest...

- Hazard - przerwa艂 mu dyrektor. - Mo偶e wygramy. - Wzi膮艂 telefon kom贸rkowy Jabby i nacisn膮艂 kilka guzik贸w. - Midge - powiedzia艂. - Tu Leland Fontaine. S艂uchaj uwa偶nie...

Rozdzia艂 112

- Lepiej niech si臋 pan zastanowi, co pan robi, dyrektorze - sykn膮艂 Jabba. - Za chwil臋 nie b臋dziemy ju偶 mieli czasu, 偶eby wy艂膮czy膰 bank danych.

Fontaine milcza艂.

W tym momencie, jakby na sygna艂, do o艣rodka sterowania wbieg艂a Midge. Z trudem 艂api膮c oddech, wesz艂a na podium.

- Dyrektorze! Centrala ju偶 艂膮czy!

Fontaine zwr贸ci艂 si臋 w stron臋 ekranu na przedniej 艣cianie. Pi臋tna艣cie sekund p贸藕niej ekran o偶y艂.

Pocz膮tkowo obraz by艂 za艣nie偶ony i niewyra藕ny, ale stopniowo ostro艣膰 si臋 poprawia艂a. System cyfrowej transmisji QuickTime pozwala艂 na przes艂anie tylko pi臋ciu obraz贸w na sekund臋. Na ekranie pojawili si臋 dwaj m臋偶czy藕ni. Jeden by艂 bladym, kr贸tko ostrzy偶onym brunetem, drugi, blondyn, sprawia艂 wra偶enie typowego Amerykanina. Siedzieli przed kamer膮 jak dwaj spikerzy telewizyjni, oczekuj膮cy na pocz膮tek programu.

- Do diab艂a, a to co takiego? - spyta艂 Jabba.

- Sied藕 cicho! - rozkaza艂 Fontaine.

Dwaj m臋偶czy藕ni najwyra藕niej znajdowali si臋 w jakiej艣 furgonetce. Wsz臋dzie wida膰 by艂o kable i urz膮dzenia elektroniczne. Po sekundzie w艂膮czy艂a si臋 fonia. S艂ycha膰 by艂o jakie艣 ha艂asy.

- Odbieramy sygna艂y radiowe - zameldowa艂 kto艣. - Za pi臋膰 sekund b臋dzie po艂膮czenie dwukierunkowe.

- Co to za ludzie? - spyta艂 niech臋tnie Brinkerhoff.

- Oczy w niebie - odpowiedzia艂 Fontaine, patrz膮c na m臋偶czyzn, kt贸rych wys艂a艂 do Hiszpanii. To by艂 konieczny 艣rodek ostro偶no艣ci. Fontaine zaaprobowa艂 niemal wszystkie elementy planu Strathmore'a... po偶a艂owania godn膮 konieczno艣膰 wyeliminowania Tankada, modyfikacj臋 Cyfrowej Twierdzy... to wszystko wydawa艂o mu si臋 w porz膮dku. Jego niepok贸j wzbudzi艂a tylko jedna sprawa: Strathmore chcia艂 wykorzysta膰 Hulohota. Hulohot by艂 wytrawnym profesjonalist膮, ale najemnikiem. Czy mo偶na mu by艂o zaufa膰? Czy nie zechce przej膮膰 klucza? Fontaine wola艂 go pilnowa膰, dlatego poczyni艂 odpowiednie kroki.

Rozdzia艂 113

- Wykluczone! - krzykn膮艂 do kamery kr贸tko ostrzy偶ony brunet. - Mamy swoje rozkazy! Mamy meldowa膰 dyrektorowi Lelandowi Fontaine'owi, i tylko jemu!

- Pan nie wie, kim jestem, prawda? - Fontaine by艂 nieco rozbawiony.

- To chyba nie ma znaczenia! - zapalczywie rzuci艂 blondyn.

- Pozwol膮 panowie, 偶e wyja艣ni臋 - odrzek艂 Fontaine. - Chcia艂bym od razu co艣 wyt艂umaczy膰.

Kilka sekund p贸藕niej dwaj m臋偶czy藕ni, zaczerwienieni, ca艂kowicie zmienili front.

- D... dyrektorze - wyj膮ka艂 blondyn. - Nazywam si臋 Coliander, jestem agentem. A to agent Smith.

- Doskonale - powiedzia艂 Fontaine. - Teraz meldujcie.

Susan Fletcher siedzia艂a z ty艂u i usi艂owa艂a prze艂ama膰 d艂awi膮ce j膮 poczucie kompletnej samotno艣ci. Zamkn臋艂a oczy. S艂ysza艂a dzwonienie w uszach. P艂aka艂a. By艂a ca艂a odr臋twia艂a. Prawie do niej nie dociera艂o, co si臋 dzieje w o艣rodku sterowania.

Zebrani na podium niecierpliwie s艂uchali relacji agenta Smitha.

- Zgodnie z rozkazami, dyrektorze - zacz膮艂 - od dw贸ch dni jeste艣my w Sewilli. Pocz膮tkowo 艣ledzili艣my Ensei Tankada.

- Prosz臋 opowiedzie膰, jak zosta艂 zabity - przynagli艂 go Fontaine.

- Obserwowali艣my zdarzenie z furgonetki, z odleg艂o艣ci czterdziestu pi臋ciu metr贸w. Samo morderstwo posz艂o g艂adko. Hulohot okaza艂 si臋 profesjonalist膮. P贸藕niej jednak jego plan zawi贸d艂. Pojawili si臋 jacy艣 ludzie i nie zdoby艂 poszukiwanego przedmiotu.

Fontaine kiwn膮艂 g艂ow膮. Agenci powiadomili go, gdy by艂 jeszcze w Ameryce Po艂udniowej, 偶e s膮 pewne k艂opoty. W艂a艣nie dlatego postanowi艂 przerwa膰 podr贸偶 i szybko wr贸ci膰.

- Zgodnie z pana rozkazami zaj臋li艣my si臋 Hulohotem - g艂os zabra艂 Coliander. - On nawet nie pr贸bowa艂 dosta膰 si臋 do kostnicy. Zamiast tego zacz膮艂 艣ledzi膰 jakiego艣 innego faceta. Wygl膮da艂 na cywila. W marynarce i krawacie.

- Cywil? - zastanowi艂 si臋 Fontaine. To wygl膮da艂o na zagranie Strathmore'a... chcia艂 widocznie ograniczy膰 zaanga偶owanie NSA.

- Przestaj膮 dzia艂a膰 filtry FTP! - krzykn膮艂 jeden z technik贸w.

- Potrzebujemy tego przedmiotu - o艣wiadczy艂 Fontaine. - Gdzie jest teraz Hulohot?

- Hm... - Smith spojrza艂 za siebie. - Mamy go tutaj, prosz臋 pana.

- Gdzie? - ucieszy艂 si臋 Fontaine. To by艂a najlepsza wiadomo艣膰, jak膮 us艂ysza艂 tego dnia.

Smith wzi膮艂 do r臋ki kamer臋 i poprawi艂 ustawienie obiektywu. Po chwili na ekranie pojawi艂 si臋 obraz dw贸ch m臋偶czyzn siedz膮cych na pod艂odze i opartych bezw艂adnie o tylne drzwiczki. Ten z lewej by艂 wysoki i mia艂 na nosie okulary w drucianej oprawie; drugi wydawa艂 si臋 m艂odszy, mia艂 d艂ugie, ciemne w艂osy i zakrwawion膮 koszul臋.

- Hulohot to ten z lewej - powiedzia艂 Smith.

- Nie 偶yje? - spyta艂 dyrektor.

- Tak, prosz臋 pana.

Fontaine wiedzia艂, 偶e nie pora na wyja艣nienia. Rzuci艂 okiem na diagram przedstawiaj膮cy s艂abn膮ce os艂ony banku danych.

- Panie Smith - powiedzia艂 powoli i wyra藕nie. - Poszukiwany przedmiot. Potrzebuj臋 go, i to teraz.

- Panie dyrektorze - wyja艣ni艂 Smith z wyra藕nym za偶enowaniem. - Nie mamy poj臋cia, co to za przedmiot. Musimy wiedzie膰, czego szuka膰.

Rozdzia艂 114

- No to szukajcie! - poleci艂 Fontaine po udzieleniu niezb臋dnych wyja艣nie艅.

Dyrektor przygl膮da艂 si臋 z niepokojem, jak dwaj agenci przeszukuj膮 obu m臋偶czyzn, aby zdoby膰 losow膮 list臋 cyfr i liter.

- Bo偶e, nie mog膮 znale藕膰 - j臋kn膮艂 Jabba. - Koniec z nami!

- Stracili艣my filtry FTP! - krzykn膮艂 technik. - Trzecia os艂ona zosta艂a zdj臋ta!

Na ekranie pojawi艂 si臋 agent Smith. Roz艂o偶y艂 bezradnie r臋ce.

- Prosz臋 pana, nie ma tu klucza. Przeszukali艣my obu. Kieszenie, ubrania, portfele. Nic nie znale藕li艣my. Hulohot u偶ywa艂 komputera Monocle. Sprawdzili艣my, ale najwyra藕niej nie przesy艂a艂 niczego, co wygl膮da艂oby na losowy ci膮g znak贸w... tylko nazwiska zabitych.

- Niech to diabli! - zakl膮艂 Fontaine. Nagle przesta艂 panowa膰 nad nerwami. - Musi gdzie艣 by膰! Szukajcie dalej!

Jabba najwyra藕niej uzna艂, 偶e to wystarczy. Fontaine zaryzykowa艂 i przegra艂. Teraz on przej膮艂 inicjatyw臋. Zszed艂 z podium i zacz膮艂 wykrzykiwa膰 polecenia programistom.

- Otworzy膰 pomocnicze programy! Zaczynamy wy艂膮cza膰! Szybko!

- Nie zd膮偶ymy! - odkrzykn臋艂a Soshi. - Potrzebujemy p贸艂 godziny! Nim sko艅czymy, b臋dzie za p贸藕no!

Jabba otworzy艂 usta, 偶eby odpowiedzie膰, ale przerwa艂 mu g艂o艣ny, pe艂en b贸lu krzyk z g艂臋bi pokoju.

Wszyscy spojrzeli w tamt膮 stron臋. Susan Fletcher wsta艂a z fotela. Wygl膮da艂a niczym zjawa. By艂a blada jak 艣ciana, a wzrok wbi艂a w obraz Davida Beckera, zakrwawionego i le偶膮cego nieruchomo na pod艂odze furgonetki.

- Zabili艣cie go! - krzycza艂a. - Zabili艣cie go! - Potykaj膮c si臋, ruszy艂a w stron臋 ekranu z wyci膮gni臋tymi ramionami. - David...

Wszyscy patrzyli na ni膮, nic nie rozumiej膮c. Nie spuszcza艂a oczu z Davida.

- David... - j臋cza艂a. - Och, David... jak oni mogli...

- Czy pani go zna? - spyta艂 Fontaine. On r贸wnie偶 nie rozumia艂, co si臋 dzieje.

Susan zachwia艂a si臋, mijaj膮c podium. Zatrzyma艂a si臋 p贸艂tora metra od ogromnego ekranu. P贸艂przytomna i zrozpaczona, ca艂y czas powtarza艂a imi臋 ukochanego m臋偶czyzny.

Rozdzia艂 115

David Becker mia艂 w g艂owie absolutn膮 pustk臋. Jestem martwy, pomy艣la艂. A jednak s艂ysza艂 jaki艣 d藕wi臋k. Odleg艂y g艂os...

- David.

Czu艂, jak pod ramionami co艣 go pali. Mia艂 wra偶enie, 偶e zamiast krwi w jego 偶y艂ach jest ogie艅. Moje cia艂o nie nale偶y do mnie. Mimo to zn贸w us艂ysza艂 ten g艂os. By艂 cichy, odleg艂y, ale by艂 cz臋艣ci膮 jego. S艂ysza艂 jeszcze inne g艂osy - obce, niewa偶ne. Jakie艣 krzyki. Stara艂 si臋 nie zwraca膰 na nie uwagi. Liczy艂 si臋 tylko jeden g艂os. Przybli偶a艂 si臋 i oddala艂.

- David... tak mi przykro...

Pojawi艂o si臋 jakie艣 艣wiate艂ko. Pocz膮tkowo s艂abe - kompletne ciemno艣ci zmieni艂y si臋 w szar贸wk臋. Ja艣nia艂o. Becker spr贸bowa艂 si臋 poruszy膰. Poczu艂 b贸l. Spr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰. Cisza. Ten g艂os wci膮偶 go nawo艂ywa艂.

Kto艣 zbli偶y艂 si臋 i podni贸s艂 go. Becker zwr贸ci艂 si臋 w stron臋, z kt贸rej p艂yn膮艂 g艂os. A mo偶e kto艣 go przeni贸s艂? Zn贸w us艂ysza艂 wo艂anie. Spojrza艂 p贸艂przytomnym wzrokiem na o艣wietlony obraz. Na niewielkim ekranie zobaczy艂 jak膮艣 kobiet臋. Patrzy艂a na niego z innego 艣wiata. Czy obserwuje, jak umieram?

- David...

G艂os wydawa艂 mu si臋 znajomy. Ta kobieta by艂a anio艂em. Przysz艂a po niego.

- David, kocham ci臋 - odezwa艂 si臋 anio艂. I nagle j膮 pozna艂.

Susan chcia艂a si臋 rzuci膰 na ekran. Na przemian 艣mia艂a si臋 i p艂aka艂a. Nie panowa艂a nad uczuciami. Szybko wytar艂a 艂zy.

- David, my艣la艂am... my艣la艂am, 偶e...

Agent Smith posadzi艂 Beckera na fotelu przed monitorem.

- Jest jeszcze oszo艂omiony, prosz臋 pani. Za chwil臋 odzyska 艣wiadomo艣膰.

- Ale... - wyj膮ka艂a Susan. - Widzia艂am wiadomo艣膰, 偶e on...

- My r贸wnie偶 - kiwn膮艂 g艂ow膮 Smith. - Hulohot troch臋 si臋 po艣pieszy艂 z jej wys艂aniem.

- A krew...

- Powierzchowna rana - wyja艣ni艂 agent. - Za艂o偶yli艣my opatrunek z gazy.

Susan nie wiedzia艂a, co powiedzie膰.

- Pocz臋stowali艣my go nowym J dwadzie艣cia trzy, elektrycznym paralizatorem o d艂ugotrwa艂ym dzia艂aniu. Pewnie zdrowo go zabola艂o, ale w ten spos贸b zdj臋li艣my go z ulicy - doda艂 Coliander.

- Prosz臋 si臋 nie martwi膰 - zapewni艂 j膮 Smith. - Nic mu nie b臋dzie.

David Becker wpatrywa艂 si臋 w stoj膮cy przed nim monitor telewizyjny. By艂 zdezorientowany, kr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. Na ekranie widzia艂 jakie艣 pomieszczenie, w kt贸rym chaotycznie kr臋cili si臋 ludzie. W艣r贸d nich by艂a Susan. Sta艂a i patrzy艂a na niego.

- David! Dzi臋ki Bogu! - to 艣mia艂a si臋, to p艂aka艂a. - Ju偶 my艣la艂am, 偶e ci臋 straci艂am!

Pomasowa艂 palcami skronie. Przysun膮艂 si臋 do monitora i wzi膮艂 do r臋ki mikrofon.

- Susan?

Spojrza艂a na niego z zachwytem. Twarz Davida, o dobrze jej znanych ostrych rysach, wype艂nia艂a teraz ca艂膮 艣cian臋. Jego g艂os s艂ycha膰 by艂o w ca艂ym o艣rodku sterowania.

- Susan, chc臋 ci臋 o co艣 zapyta膰. - G艂os Beckera by艂 tak d藕wi臋czny i silny, 偶e wszyscy przerwali swoje zaj臋cia i spojrzeli na ekran.

- Susan Fletcher - zagrzmia艂 David - czy wyjdziesz za mnie?

W ca艂ym pokoju zapad艂a cisza. Kto艣 upu艣ci艂 na pod艂og臋 notatnik i kilka o艂贸wk贸w. Nikt si臋 nawet nie ruszy艂, by je podnie艣膰. S艂ycha膰 by艂o tylko szum wentylator贸w i r贸wny oddech Beckera, kt贸ry trzyma艂 mikrofon tu偶 przy ustach.

- D... David - wyj膮ka艂a Susan, nie zwracaj膮c uwagi na trzydzie艣ci siedem os贸b, kt贸re jak zakl臋te czeka艂y na jej odpowied藕. - Ju偶 mnie o to pyta艂e艣, pami臋tasz? Pi臋膰 miesi臋cy temu. Powiedzia艂am tak.

- Wiem - u艣miechn膮艂 si臋 David. - Tym razem... - wyci膮gn膮艂 d艂o艅 do kamery, tak aby wida膰 by艂o z艂oty pier艣cionek na serdecznym palcu... - tym razem mam pier艣cionek.

Rozdzia艂 116

- Prosz臋 dyktowa膰, panie Becker - poleci艂 Fontaine.

- Tak - doda艂 Jabba. Siedzia艂 spocony przy terminalu, z r臋kami nad klawiatur膮. - Prosz臋 podyktowa膰 nam t臋 b艂ogos艂awion膮 inskrypcj臋!

Susan sta艂a obok niego. Nogi si臋 pod ni膮 ugina艂y, ale promienia艂a rado艣ci膮. Wszyscy obecni przerwali swoje zaj臋cia i patrzyli na twarz Beckera, wype艂niaj膮c膮 ca艂y ekran. Profesor obraca艂 pier艣cionek w palcach i przygl膮da艂 si臋 wygrawerowanej inskrypcji.

- Prosz臋 uwa偶nie dyktowa膰! - upomnia艂 go Jabba. - Jeden b艂膮d i wszystko b臋dzie spieprzone!

Fontaine obrzuci艂 go gniewnym spojrzeniem. Jako dyrektor NSA dobrze wiedzia艂, jak nale偶y post臋powa膰 w krytycznych sytuacjach. Zwi臋kszanie napi臋cia nigdy nie by艂o rzecz膮 rozs膮dn膮.

- Prosz臋 si臋 nie niepokoi膰, panie Becker - powiedzia艂 uspokajaj膮co. - Je艣li pope艂nimy b艂膮d, zawsze mo偶emy spr贸bowa膰 wprowadzi膰 klucz jeszcze raz.

- Z艂a rada, panie Becker - prychn膮艂 Jabba. - Prosz臋 to podyktowa膰 poprawnie za pierwszym razem. Takie programy zwykle karz膮 za b艂臋dy, 偶eby nie dopu艣ci膰 do wielokrotnych pr贸b. Jeden b艂膮d zapewne spowoduje, 偶e robak przy艣pieszy dzia艂anie. Drugi uniemo偶liwi zatrzymanie robaka. To b臋dzie koniec gry. Zobaczymy game over.

Fontaine zmarszczy艂 czo艂o.

- Panie Becker? Pomyli艂em si臋. Prosz臋 uwa偶nie czyta膰 i dyktowa膰. Bardzo uwa偶nie.

David kiwn膮艂 g艂ow膮 i przyjrza艂 si臋 inskrypcji, poczym zacz膮艂 spokojnie dyktowa膰 kolejne litery.

- Q, U, I, S, spacja, C...

Jabba i Susan jednocze艣nie podnie艣li g艂owy, jak na komend臋.

- Spacja? - zdziwi艂 si臋 Jabba i przerwa艂 pisanie. - Tam jest spacja?

Becker wzruszy艂 ramionami i jeszcze raz sprawdzi艂.

- Tak. I to niejedna.

- O co chodzi? - spyta艂 Fontaine. - Na co czekamy?

- Prosz臋 pana - odezwa艂a si臋 Susan, wyra藕nie zdziwiona. - To jest... po prostu...

- Zgadzam si臋 - przy艂膮czy艂 si臋 Jabba. - To bardzo dziwne. W kluczach nigdy nie ma spacji.

- Co chcecie przez to powiedzie膰? - Brinkerhoff nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Jabba sugeruje - wyja艣ni艂a Susan - 偶e to zapewne nie jest klucz.

- Oczywi艣cie, 偶e to klucz! - krzykn膮艂 Brinkerhoff. - C贸偶 innego mo偶e to by膰? Dlaczego Tankado chcia艂 odda膰 pier艣cie艅? Do cholery, kto graweruje losow膮 sekwencj臋 liter na pier艣cieniu?

Fontaine uciszy艂 go ostrym spojrzeniem.

- Hej, s艂uchajcie! - odezwa艂 si臋 Becker. Wyra藕nie waha艂 si臋, czy powinien si臋 wtr膮ca膰. - Wci膮偶 m贸wicie o losowej sekwencji znak贸w. My艣l臋, 偶e powinienem wam powiedzie膰... to wcale nie s膮 przypadkowo wybrane litery.

- Co takiego?! - krzykn臋li razem wszyscy stoj膮cy na podium.

- Przykro mi, ale to z pewno艣ci膮 s膮 dobrze okre艣lone s艂owa - ci膮gn膮艂 Becker. By艂 zak艂opotany. - Przyznaj臋, 偶e odst臋py s膮 bardzo ma艂e i na pierwszy rzut oka ci膮g wydaje si臋 przypadkowy, ale wystarczy si臋 dok艂adnie przyjrze膰, by stwierdzi膰, 偶e to 艂aci艅ska sentencja.

- Robisz mnie w konia! - Jabba otworzy艂 usta ze zdumienia.

- Nie - pokr臋ci艂 g艂ow膮 Becker. - Inskrypcja brzmi Quis custodiet ipsos custodes. To znaczy w przybli偶eniu...

- Kto ma pilnowa膰 tych, co pilnuj膮?! - przerwa艂a mu Susan, ko艅cz膮c zdanie.

- Susan, nie wiedzia艂em, 偶e znasz 艂acin臋 - zdziwi艂 si臋 Becker.

- To z Satyr Juwenala! - wykrzykn臋艂a. - Kto ma pilnowa膰 tych, co pilnuj膮? Kto ma pilnowa膰 NSA, podczas gdy NSA stoi na stra偶y 艣wiata? To by艂o ulubione powiedzenie Tankada!

- No wi臋c - w艂膮czy艂a si臋 Midge - czy to jest klucz, czy nie?

- Na pewno tak - stwierdzi艂 Brinkerhoff.

Fontaine milcza艂. Analizowa艂 otrzymane informacje.

- Nie wiem, czy to jest klucz - o艣wiadczy艂 Jabba. - Wydaje mi si臋 bardzo ma艂o prawdopodobne, by Tankado u偶y艂 klucza nie maj膮cego losowego charakteru.

- Omi艅cie tylko spacje - wykrzykn膮艂 Brinkerhoff. - To na pewno ten przekl臋ty klucz!

- Jakie jest pani zdanie, pani Fletcher? - Fontaine zwr贸ci艂 si臋 do Susan.

Zastanowi艂a si臋 przez chwil臋, co odpowiedzie膰. Nie potrafi艂aby wyja艣ni膰, o co dok艂adnie jej chodzi, ale mia艂a powa偶ne w膮tpliwo艣ci. Zna艂a Tankada dostatecznie dobrze, by wiedzie膰, 偶e zawsze przyk艂ada艂 ogromn膮 wag臋 do prostoty. Jego programy by艂y krystalicznie jasne i nie dopuszcza艂y 偶adnych dowolno艣ci. Konieczno艣膰 usuni臋cia spacji by艂a bardzo dziwna. To szczeg贸艂, ale jednak takie rozwi膮zanie z pewno艣ci膮 by艂o dalekie od idea艂u absolutnej czysto艣ci. Susan nie spodziewa艂a si臋 czego艣 takiego w programie b臋d膮cym ukoronowaniem ca艂ego 偶ycia Ensei Tankada.

- To nie wygl膮da dobrze - powiedzia艂a w ko艅cu. - Moim zdaniem to nie jest klucz.

Fontaine wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Wpatrywa艂 si臋 w oczy Susan.

- Pani Fletcher, je艣li to nie jest klucz, to dlaczego Ensei Tankado chcia艂 go odda膰? Je艣li wiedzia艂, 偶e to my skazali艣my go na 艣mier膰... czy nie s膮dzi pani, 偶e chcia艂by nas ukara膰, a tak膮 kar膮 by艂oby znikni臋cie pier艣cienia?

- Panie dyrektorze? - kto艣 wtr膮ci艂 si臋 do rozmowy.

Wszyscy spojrzeli na ekran. To by艂 agent Coliander w Sewilli. Pochyli艂 si臋 nad ramieniem Beckera i m贸wi艂 do mikrofonu.

- Bez wzgl臋du na znaczenie tej informacji, chcia艂bym powiedzie膰, 偶e nie jestem wcale pewien, czy Tankado zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to by艂o morderstwo.

- Przepraszam? - zdziwi艂 si臋 Fontaine.

- Hulohot by艂 zawodowcem, panie dyrektorze. Widzieli艣my, jak go zabi艂, byli艣my w odleg艂o艣ci zaledwie pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Wszystkie poszlaki wskazuj膮, 偶e Tankado nie wiedzia艂, co si臋 sta艂o.

- Poszlaki? - wykrzykn膮艂 Brinkerhoff. - Jakie poszlaki? Tankado odda艂 pier艣cie艅 obcym ludziom. Czy to nie jest wystarczaj膮cy dow贸d?

- Panie Smith - przerwa艂 mu Fontaine. - Dlaczego pan s膮dzi, 偶e Ensei Tankado nie zdawa艂 sobie sprawy, i偶 pad艂 ofiar膮 zab贸jcy?

Smith odkaszln膮艂.

- Hulohot zabi艂 go za pomoc膮 NPT - wyja艣ni艂. - To nieinwazyjny pocisk traumatyczny. Twarda kula z gumy, kt贸ra uderza w pier艣 i odbija si臋. Bro艅 cicha i bardzo czysta. Tankado poczu艂 zapewne tylko gwa艂towne uk艂ucie b贸lu w klatce piersiowej, po czym nast膮pi艂o zatrzymanie akcji serca.

- Pocisk traumatyczny - mrukn膮艂 Becker. - To wyja艣nia si艅ce na jego piersi.

- Wydaje si臋 bardzo w膮tpliwe - doda艂 Smith - by Tankado skojarzy艂 b贸l z dzia艂aniem mordercy.

- A jednak odda艂 sw贸j pier艣cie艅 - przypomnia艂 Fontaine.

- Owszem, panie dyrektorze. Ale ani przez chwil臋 nie szuka艂 zab贸jcy. Ofiara zawsze rozgl膮da si臋 za morderc膮. To instynktowna reakcja.

- Twierdzi pan, 偶e Tankado nie szuka艂 wzrokiem Hulohota? - zdziwi艂 si臋 Fontaine.

- Nie, prosz臋 pana. Sfilmowali艣my ca艂膮 scen臋. Je艣li chce pan zobaczy膰...

- Filtr X-eleven ju偶 pada! - krzykn膮艂 technik. - Robak pokona艂 po艂ow臋 drogi!

- Dajcie spok贸j z filmem! - zawo艂a艂 Brinkerhoff. - Wpiszcie ten cholerny klucz i sko艅czmy z tym!

Jabba ci臋偶ko westchn膮艂. Na odmian臋 teraz on by艂 zupe艂nie spokojny.

- Dyrektorze, je艣li wprowadzimy b艂臋dny kod...

- Tak - przerwa艂a mu Susan. - Je艣li Tankado nie podejrzewa艂, 偶e zosta艂 zabity, to musimy odpowiedzie膰 na par臋 pyta艅.

- Ile mamy czasu? - spyta艂 Fontaine.

Jabba spojrza艂 na ekran.

- Jakie艣 dwadzie艣cia minut. Radz臋 m膮drze je wykorzysta膰.

Fontaine zastanawia艂 si臋 przez chwil臋.

- W porz膮dku - westchn膮艂. - Poka偶cie film.

Rozdzia艂 117

- Przekazujemy wideo za dziesi臋膰 sekund - poinformowa艂 agent Smith. - Pomijamy co drug膮 klatk臋 i foni臋. Postaramy si臋, by tempo by艂o zbli偶one do rzeczywistego.

Wszyscy na podium w milczeniu wpatrywali si臋 w ekran. Jabba wystuka艂 kilka instrukcji i zmieni艂 wygl膮d ekranu. Komunikat Tankada znalaz艂 si臋 teraz po lewej stronie.

TYLKO PRAWDA MO呕E WAS URATOWA膯

Po prawej stronie wida膰 by艂o wn臋trze furgonetki. Becker i dwaj agenci pochylali si臋 nad kamer膮. W 艣rodku pojawi艂 si臋 rozmyty obraz. Znik艂 w szumie, ale po chwili ukaza艂 si臋 czarno-bia艂y widok parku.

- Przesy艂amy - zapowiedzia艂 Smith.

Nagranie przypomina艂o stary film. Obraz by艂 sztywny i zmienia艂 si臋 skokowo - to by艂 skutek pomijania klatek w celu zmniejszenia ilo艣ci przesy艂anych informacji i zwi臋kszenia szybko艣ci transmisji.

Na ekranie pojawi艂 si臋 ogromny plac, ograniczony z jednej strony p贸艂kolist膮 fasad膮 - to by艂o sewilskie Ayuntamiento. Na pierwszym planie wida膰 by艂o drzewa. Park by艂 pusty.

- Filtry X-eleven nie dzia艂aj膮! - wrzasn膮艂 technik. - Ten robak jest g艂odny!

Smith zacz膮艂 komentowa膰 film. M贸wi艂 ze spokojem wytrawnego agenta.

- Film zosta艂 nagrany z furgonetki, z odleg艂o艣ci jakich艣 pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w od miejsca zab贸jstwa. Tankado nadchodzi z prawej. Hulohot jest mi臋dzy drzewami po lewej.

- Mamy ma艂o czasu - upomnia艂 go Fontaine. - Przejd藕my do sedna.

Coliander nacisn膮艂 kilka guzik贸w i szybko艣膰 projekcji wyra藕nie wzros艂a.

Wszyscy na podium przygl膮dali si臋 z niecierpliwym oczekiwaniem. Na ekranie pojawi艂 si臋 ich by艂y kolega, Ensei Tankado. Wskutek przy艣pieszenia projekcji ca艂a scena robi艂a komiczne wra偶enie. Tankado porusza艂 si臋 skokami po placu, najwyra藕niej podziwiaj膮c przy tym widoki. Os艂oni艂 d艂oni膮 oczy i przygl膮da艂 si臋 ratuszowi.

- Teraz - ostrzeg艂 wszystkich Smith. - Hulohot to profesjonalista. To jego pierwszy strza艂.

Smith mia艂 racj臋. Za drzewami po lewej stronie ukaza艂 si臋 b艂ysk 艣wiat艂a. Chwil臋 p贸藕niej Tankado przycisn膮艂 r臋k臋 do piersi. Zachwia艂 si臋 na nogach. Wida膰 go by艂o na zbli偶eniu - obraz chwilami by艂 nieostry.

- Jak pa艅stwo widz膮, natychmiast dosz艂o do zatrzymania akcji serca - ch艂odno komentowa艂 Smith kolejne sceny.

Susan zrobi艂o si臋 s艂abo. Tankado przyciska艂 zniekszta艂cone d艂onie do piersi, a na jego twarzy malowa艂 si臋 strach.

- Prosz臋 zwr贸ci膰 uwag臋 - doda艂 Smith - 偶e Tankado patrzy w d贸艂, na siebie. Ani przez chwil臋 nie rozgl膮da艂 si臋 dooko艂a.

- Czy to wa偶ne? - wtr膮ci艂 Jabba. To by艂o r贸wnocze艣nie pytanie i stwierdzenie.

- Bardzo wa偶ne - odrzek艂 Smith. - Gdyby Tankado podejrzewa艂, 偶e kto艣 go chcia艂 zabi膰, instynktownie rozejrza艂by si臋 dooko艂a. Jak wida膰, nie zrobi艂 tego.

Tankado upad艂 na kolana, wci膮偶 przyciskaj膮c r臋ce do piersi. Ani razu nie podni贸s艂 wzroku. Ensei Tankado s膮dzi艂, 偶e jest sam i umiera nagle.

- To dziwne - powiedzia艂 Smith. - Pociski traumatyczne zwykle nie zabijaj膮 tak szybko. Czasami, gdy ofiara jest du偶a, ma szans臋 na prze偶ycie.

- By艂 chory na serce - kr贸tko stwierdzi艂 Fontaine.

- Zatem zab贸jca 艣wietnie wybra艂 bro艅 - zauwa偶y艂 Smith, unosz膮c przy tym nieco brwi.

Susan obserwowa艂a, jak Tankado przewraca si臋 z kolan na bok, a p贸藕niej na plecy. Le偶a艂, patrz膮c w niebo i przyciskaj膮c r臋ce do klatki piersiowej. Nagle operator obr贸ci艂 kamer臋. Zamiast Ensei na ekranie pojawi艂 si臋 m臋偶czyzna w okularach w drucianej oprawie, z du偶膮 teczk膮. Gdy zbli偶a艂 si臋 do alei i konaj膮cej ofiary, wystukiwa艂 co艣 palcami na urz膮dzeniu przymocowanym do paska.

- Wysy艂a wiadomo艣膰 przez Monocle - wyja艣ni艂 Smith. Spojrza艂 na Beckera i u艣miechn膮艂 si臋. - Wygl膮da na to, 偶e Hulohot mia艂 brzydki zwyczaj meldowania o sukcesie, nim jeszcze ofiara wyda艂a ostatnie tchnienie.

Coliander zwi臋kszy艂 tempo projekcji. Hulohot zbli偶y艂 si臋 do ofiary, ale nagle z pobliskiego dziedzi艅ca wybieg艂 jaki艣 starszy m臋偶czyzna i ukl膮k艂 ko艂o Tankada. Hulohot zatrzyma艂 si臋. Chwil臋 p贸藕niej z dziedzi艅ca wysz艂o jeszcze dwoje ludzi - gruby m臋偶czyzna i rudow艂osa kobieta. Oni r贸wnie偶 podeszli do Tankada.

- Pechowy wyb贸r miejsca akcji - skomentowa艂 Smith. - Zapewne s膮dzi艂, 偶e nikt si臋 nie zajmie ofiar膮.

Hulohot przygl膮da艂 si臋 przez moment, co si臋 dzieje, po czym wr贸ci艂 mi臋dzy drzewa, jakby chcia艂 tam poczeka膰.

- Teraz Tankado oddaje pier艣cie艅 - zapowiedzia艂 Smith. - Za pierwszym razem nie zwr贸cili艣my na to uwagi.

Susan przygl膮da艂a si臋 ponurej scenie na ekranie. Ensei z trudem oddycha艂. Najwyra藕niej usi艂owa艂 co艣 powiedzie膰 kl臋cz膮cym wok贸艂 samarytanom. Zrozpaczony, wyprostowa艂 lew膮 r臋k臋, niemal uderzaj膮c przy tym starszego m臋偶czyzn臋 w twarz. Trzyma艂 kalek膮 d艂o艅 przed jego oczami. Na zbli偶eniu wida膰 by艂o trzy zdeformowane palce. Na jednym z nich by艂 z艂oty pier艣cie艅. Ostro b艂yszcza艂 w hiszpa艅skim s艂o艅cu. Tankado zn贸w wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do g贸ry. Starszy m臋偶czyzna wyra藕nie si臋 cofn膮艂. Tankado zwr贸ci艂 si臋 do kobiety. Trzyma艂 trzy zniekszta艂cone palce tu偶 przed jej twarz膮. Wydawa艂o si臋, 偶e b艂aga, by go zrozumia艂a. Promienie s艂o艅ca odbi艂y si臋 od pier艣cienia. Kobieta spojrza艂a gdzie艣 w bok. Tankado ju偶 si臋 dusi艂 i nie m贸g艂 wykrztusi膰 ani s艂owa, ale spojrza艂 na oty艂ego m臋偶czyzn臋 i spr贸bowa艂 jeszcze raz.

Starszy m臋偶czyzna nagle wsta艂 i gdzie艣 pobieg艂 - zapewne po pomoc. Tankado wyra藕nie s艂ab艂, ale wci膮偶 trzyma艂 pier艣cie艅 przed oczami grubasa. Ten chwyci艂 go za przegub. Tankado popatrzy艂 na swoje palce, na pier艣cie艅, po czym spojrza艂 w oczy tamtego. To by艂a jego ostatnia pro艣ba. Skin膮艂 jeszcze niemal niezauwa偶alnie g艂ow膮, tak jakby chcia艂 powiedzie膰 tak.

Chwil臋 p贸藕niej znieruchomia艂.

- Jezu - j臋kn膮艂 Jabba.

Nagle operator skierowa艂 kamer臋 na drzewa, gdzie ukry艂 si臋 Hulohot. Ju偶 go tam nie by艂o. Pojawi艂 si臋 policyjny motocykl, p臋dz膮cy wzd艂u偶 Avenida Firelli. Kamera wr贸ci艂a do le偶膮cego na trotuarze Ensei Tankada. Kl臋cz膮ca obok kobieta najwyra藕niej us艂ysza艂a policyjn膮 syren臋. Nerwowo rozejrza艂a si臋 dooko艂a i poci膮gn臋艂a za rami臋 oty艂ego kompana. Oboje po艣piesznie odeszli.

Na ostatnim zbli偶eniu wida膰 by艂o Tankada z r臋kami na piersiach. Pier艣cie艅 znik艂.

Rozdzia艂 118

- To jasny dow贸d - o艣wiadczy艂 zdecydowanie Fontaine. - Tankado chcia艂 si臋 pozby膰 pier艣cienia. Zale偶a艂o mu na tym, 偶eby艣my go nie znale藕li.

- Dyrektorze, to bez sensu - sprzeciwi艂a si臋 Susan. - Je艣li Tankado nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e zosta艂 zamordowany, to dlaczego mia艂oby mu zale偶e膰 na ukryciu klucza?

- Te偶 tak s膮dz臋 - powiedzia艂 Jabba. - Ten szczeniak by艂 buntownikiem, ale mia艂 sumienie. Zmuszenie nas do ujawnienia istnienia TRANSLATORA to co艣 zupe艂nie innego ni偶 otwarcie dost臋pu do tajnego banku danych.

- Uwa偶acie, 偶e Tankado chcia艂 zatrzyma膰 tego robaka? - spyta艂 Fontaine z jawnym niedowierzaniem. - S膮dzicie, 偶e w chwili 艣mierci my艣la艂 o biednej NSA?

- Blokada tuneli s艂abnie - zameldowa艂 technik. - Za pi臋tna艣cie minut b臋dziemy ca艂kowicie bezbronni.

- Powiem wam co艣 - o艣wiadczy艂 dyrektor. - Za pi臋tna艣cie minut wszystkie kraje Trzeciego 艢wiata na tej planecie dowiedz膮 si臋, jak zbudowa膰 mi臋dzykontynentaln膮 rakiet臋 balistyczn膮. Je艣li kto艣 w tym pokoju s膮dzi, 偶e zna bardziej prawdopodobn膮 posta膰 klucza, czekam, 偶eby si臋 zg艂osi艂. - Fontaine na chwil臋 zamilk艂. Nikt si臋 nie odezwa艂. Dyrektor spojrza艂 na Jabb臋. - Tankado chcia艂 si臋 pozby膰 tego pier艣cienia z jakiego艣 powodu, Jabba. Nie wiemy, czy mia艂 nadziej臋, 偶e grubas zniknie wraz z pier艣cieniem, czy te偶 liczy艂, 偶e pobiegnie do telefonu i zadzwoni do nas. To nie ma znaczenia. Podj膮艂em decyzj臋. Prosz臋 wypr贸bowa膰 t臋 inskrypcj臋. Natychmiast.

Jabba wzi膮艂 g艂臋boki oddech. Fontaine mia艂 racj臋 - nie by艂o lepszego wyj艣cia. Nie mieli ju偶 wiele czasu.

- Okej, spr贸bujmy - powiedzia艂 i usiad艂 przy klawiaturze. - Panie Becker? Prosz臋 dyktowa膰. Tylko powoli i wyra藕nie.

David Becker odczyta艂 inskrypcj臋, a Jabba stuka艂 w klawisze. Gdy sko艅czyli, sprawdzili dwukrotnie pisowni臋 i usun臋li spacje. Na 艣rodku ekranu, w g贸rnej cz臋艣ci, pojawi艂y si臋 litery

QUISCUSTODIETIPSOSCUSTODES

- To mi si臋 nie podoba - mrukn臋艂a Susan. - 呕adnej elegancji.

Jabba chwile si臋 waha艂. Zawiesi艂 d艂o艅 nad klawiszem ENTER.

- Dalej - przynagli艂 go Fontaine.

Jabba nacisn膮艂 klawisz. Ju偶 po chwili wszyscy wiedzieli, 偶e to by艂 b艂膮d.

Rozdzia艂 119

- Przy艣pieszy艂! - zawo艂a艂a Soshi z g艂臋bi pokoju. - B艂臋dny klucz!

Wszyscy wpatrywali si臋 w ekran w kompletnej ciszy. Pojawi艂 si臋 na nim komunikat:

NIEW艁A艢CIWE DANE. POLE NUMERYCZNE

- Niech to szlag! - zakl膮艂 Jabba. - Tylko cyfry! Szukamy jakiej艣 liczby! Ten pier艣cie艅 to jedno wielkie g贸wno!

- Robak zwi臋kszy艂 szybko艣膰 dwukrotnie! - krzykn臋艂a Soshi. - Karna runda!

Na 艣rodkowym ekranie, poni偶ej wiadomo艣ci o b艂臋dzie, na diagramie zabezpiecze艅 wida膰 by艂o przera偶aj膮cy obraz. Trzecia zapora ogniowa ju偶 nie istnia艂a. Kilkana艣cie czarnych linii przedstawiaj膮cych haker贸w zbli偶a艂o si臋 nieub艂aganie do 艣rodka diagramu. Z ka偶d膮 chwil膮 pojawia艂y si臋 nowe.

- Coraz ich wi臋cej! - ostrzeg艂a Soshi.

- Liczne pr贸by pod艂膮czenia si臋 z obcych pa艅stw - dorzuci艂 jeden z technik贸w. - Wszyscy ju偶 wiedz膮!

Susan odwr贸ci艂a oczy od obrazu rozpadaj膮cych si臋 zap贸r ogniowych i spojrza艂a na boczny ekran, gdzie w k贸艂ko pokazywa艂a si臋 scena 艣mierci Tankada. Za ka偶dym razem wida膰 by艂o dok艂adnie to samo - Tankado przyciska艂 r臋ce do piersi, przewraca艂 si臋 i z wyrazem rozpaczy na twarzy podsuwa艂 sw贸j pier艣cie艅 zaskoczonym turystom. To bez sensu, pomy艣la艂a. Je艣li nie s膮dzi艂, 偶e to my go zabili艣my... Susan nie mog艂a tego zrozumie膰. By艂o ju偶 za p贸藕no. Co艣 przegapili艣my.

W ci膮gu kilku minut liczba haker贸w atakuj膮cych bank danych podwoi艂a si臋. Od tej chwili ros艂a ju偶 wyk艂adniczo. Hakerzy, jak hieny, stanowi膮 jedn膮 wielk膮 rodzin臋 i zawsze ch臋tnie rozpowszechniaj膮 wiadomo艣膰 o nowej ofierze.

Leland Fontaine mia艂 ju偶 do艣膰.

- Wy艂膮czcie bank - poleci艂. - Wy艂膮czcie to cholerstwo.

Jabba spojrza艂 na niego jak kapitan ton膮cego okr臋tu.

- Za p贸藕no, panie dyrektorze. Toniemy.

Rozdzia艂 120

Szef dzia艂u bezpiecze艅stwa system贸w sta艂 nieruchomo, trzymaj膮c r臋ce nad g艂ow膮, w pozie tragicznego niedowierzania. Poleci艂 wy艂膮czy膰 zasilanie, ale wiedzia艂, 偶e sp贸藕ni膮 si臋 o dobre dwadzie艣cia minut. Przez ten czas rekiny wyposa偶one w wydajne modemy zd膮偶膮 wykra艣膰 zdumiewaj膮co du偶o tajnych danych.

Soshi przerwa艂a mu rozmy艣lania o koszmarze. Podbieg艂a do podium z nowym wydrukiem.

- Znalaz艂am co艣! - krzykn臋艂a z podnieceniem. - Sierotki w kodzie 藕r贸d艂owym! Grupy liter! W ca艂ym programie!

- Szukamy cyfr, do cholery! - Jabba nie podziela艂 jej podniecenia. - Litery s膮 niewa偶ne! Klucz to jaka艣 liczba!

- Ale znale藕li艣my sierotki! Tankado by艂 za dobry, 偶eby zostawia膰 sierotki, zw艂aszcza tak wiele!

Okre艣lenie sierotki oznacza linie, kt贸re do niczego nie s艂u偶膮 i do niczego si臋 nie odnosz膮. Zwykle s膮 usuwane w ko艅cowej fazie eliminacji b艂臋d贸w i kompilacji programu.

Jabba wzi膮艂 od niej wydruk i przyjrza艂 si臋 wskazanym miejscom.

Fontaine sta艂 w milczeniu.

Susan zajrza艂a Jabbie przez rami臋.

- Zostali艣my zaatakowani przez wersj臋 beta robaka? - spyta艂a sceptycznie.

- Niezale偶nie od tego, jaka to wersja - odpar艂 Jabba - i tak daje nam w dup臋.

- Nie wierz臋 - powiedzia艂a Susan. - Tankado by艂 perfekcjonist膮. Sam o tym wiesz. Wykluczone, by w jego programie by艂y jakie艣 pluskwy.

- Jest ich mn贸stwo! - wykrzykn臋艂a Soshi. Wyrwa艂a Jabbie wydruk i poda艂a go Susan. - Tylko sp贸jrz!

Susan kiwn臋艂a g艂ow膮. Po mniej wi臋cej dwudziestu linijkach normalnych instrukcji pojawi艂y si臋 trzy grupy czteroliterowe. Susan przyjrza艂a si臋 im uwa偶nie.

0x08 graphic

- Grupy czterech liter - mrukn臋艂a z zaciekawieniem. - To z pewno艣ci膮 nie jest cz臋艣膰 programu.

- Daj sobie spok贸j - warkn膮艂 Jabba. - Chwytasz si臋 brzytwy.

- Nie s膮dz臋 - odrzek艂a. - W wielu algorytmach szyfruj膮cych stosuje si臋 grupy liter. To mo偶e by膰 jaki艣 szyfr.

- Na pewno - skrzywi艂 si臋 Jabba. - To wiadomo艣膰 Ha, ha. Zajebi臋 was. - Spojrza艂 na diagram na ekranie. - Za jakie艣 dziewi臋膰 minut.

Susan zignorowa艂a go. Zwr贸ci艂a si臋 do Soshi.

- Ile jest takich sierotek?

Soshi wzruszy艂a ramionami. Zaj臋艂a terminal Jabby i szybko wyszuka艂a wszystkie grupy. Gdy sko艅czy艂a, odsun臋艂a si臋 na bok. Na ekranie 艣ciennym pojawi艂y si臋 nast臋puj膮ce grupy liter:

0x08 graphic

- Wygl膮da znajomo - zauwa偶y艂a Susan. W ca艂ym o艣rodku tylko ona si臋 u艣miechn臋艂a. - Bloki po cztery litery. Tak jak w przypadku Enigmy.

Dyrektor pokiwa艂 g艂ow膮. Nazistowska Enigma to najs艂ynniejsza maszyna szyfruj膮ca w ca艂ej historii kryptografii. Ona r贸wnie偶 generowa艂a bloki licz膮ce cztery litery.

- Wspaniale - j臋kn膮艂 Fontaine. - Nie ma pani przypadkiem pod r臋k膮 takiej maszyny?

- Nie o to chodzi! - krzykn臋艂a Susan. Nagle o偶ywi艂a si臋. To by艂a jej specjalno艣膰. - Istotne jest to, 偶e to szyfr. Tankado zostawi艂 nam wskaz贸wk臋! Rzuci艂 nam wyzwanie. Chodzi o to, czy znajdziemy w por臋 klucz! Zostawia wskaz贸wki, ale ukrywa je!

- Absurd - prychn膮艂 Jabba. - Tankado zostawi艂 nam tylko jedn膮 mo偶liwo艣膰. Mieli艣my ujawni膰 istnienie TRANSLATORA. To by艂 jego cel. Spieprzyli艣my spraw臋.

- Musz臋 si臋 z tym zgodzi膰 - powiedzia艂 Fontaine. - Bardzo w膮tpi臋, czy Tankado got贸w by艂by zaryzykowa膰, zostawiaj膮c w programie informacje o kluczu.

Susan kiwn臋艂a g艂ow膮, ale przypomnia艂a sobie, 偶e Tankado ju偶 raz da艂 im wskaz贸wk臋 w postaci pseudonimu NDAKOTA. Patrzy艂a na litery i zastanawia艂a si臋, czy to znowu jaka艣 gra.

- Blokada tuneli do po艂owy zniszczona - zameldowa艂 technik.

Czarne linie na diagramie si臋gn臋艂y g艂臋biej w dwie os艂ony, jakie jeszcze pozosta艂y.

Dotychczas David Becker siedzia艂 w milczeniu i tylko przygl膮da艂 si臋 dramatycznym wydarzeniom.

- Susan? - odwa偶y艂 si臋 wtr膮ci膰. - Mam pewien pomys艂. Ten tekst sk艂ada si臋 z szesnastu grup po cztery litery, prawda?

- Na lito艣膰 bosk膮 - mrukn膮艂 Jabba pod nosem. - Teraz wszyscy chc膮 si臋 bawi膰?

- Tak. Szesna艣cie - odpowiedzia艂a Davidowi, ignoruj膮c komentarz Jabby.

- Usu艅 spacje - powiedzia艂 Becker zdecydowanym tonem.

- David - odrzek艂a Susan nieco zak艂opotana. - Chyba nie rozumiesz. Grupy po cztery, to...

- Usu艅 spacje - nalega艂 David.

Susan zawaha艂a si臋, ale w ko艅cu kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 Soshi, kt贸ra szybko wykona艂a polecenie. Tekst nie sta艂 si臋 wcale ja艣niejszy.

PFEESESNRETMPFHAIRWE00IGMEENNRMAENETSHASDCNSIIAAIEERBRNKFBLELODI

- Do艣膰 tego! - wybuchn膮艂 Jabba. - Koniec zabawy! Pr臋dko艣膰 robaka wzros艂a dwukrotnie. Zosta艂o nam osiem minut. Szukamy liczby, nie za艣 tajemniczych sekwencji liter!

- Cztery razy szesna艣cie - spokojnie powiedzia艂 David. - Policz to, Susan.

Spojrza艂a na obraz Davida na ekranie. Policz? Przecie偶 on nie ma poj臋cia o matematyce! Wiedzia艂a, 偶e David ma fotograficzn膮 pami臋膰 do koniugacji i deklinacji, ale arytmetyka nie by艂a jego siln膮 stron膮.

- Tabliczka mno偶enia - doda艂 Becker.

Tabliczka mno偶enia, zastanowi艂a si臋 Susan. O czym on m贸wi?

- Cztery razy szesna艣cie - powt贸rzy艂 profesor. - W czwartej klasie musia艂em wyku膰 tabliczk臋 mno偶enia.

Susan wyobrazi艂a sobie szkoln膮 tabliczk臋 mno偶enia. Cztery razy szesna艣cie.

- Sze艣膰dziesi膮t cztery - powiedzia艂a. - I co z tego?

David pochyli艂 si臋 do kamery. Jego twarz wype艂ni艂a ca艂y ekran.

- Sze艣膰dziesi膮t cztery litery...

Susan kiwn臋艂a g艂ow膮.

- Tak, ale... - doda艂a i zaniem贸wi艂a.

- Sze艣膰dziesi膮t cztery litery - powt贸rzy艂 David.

- Bo偶e! - wykrzykn臋艂a Susan. - David, jeste艣 genialny!

Rozdzia艂 121

- Zosta艂o siedem minut! - zameldowa艂 technik.

- Przepisz to w o艣miu linijkach po osiem liter - zwr贸ci艂a si臋 Susan do Soshi. Ogarn臋艂o j膮 podniecenie.

Soshi zabra艂a si臋 do pracy. Fontaine przygl膮da艂 si臋 temu w milczeniu. Do ca艂kowitego zniszczenia os艂on zosta艂o niewiele czasu.

- Sze艣膰dziesi膮t cztery litery! - Susan przej臋艂a inicjatyw臋. - To liczba kwadratowa!

- Liczba kwadratowa? - spyta艂 Jabba. - To co z tego?

Po dziesi臋ciu sekundach Soshi zmieni艂a pozornie przypadkowe ustawienie liter na ekranie. Teraz tworzy艂y osiem o艣mioliterowych rz臋d贸w. Jabba przyjrza艂 si臋 im i uni贸s艂 r臋ce w ge艣cie rozpaczy. Obraz nie sta艂 si臋 bardziej zrozumia艂y.

0x08 graphic

- Jasne jak s艂o艅ce - skrzywi艂 si臋 ironicznie.

- Pani Fletcher, mog艂aby to pani wyja艣ni膰 - za偶膮da艂 Fontaine.

Wszyscy spojrzeli na Susan.

Susan przyjrza艂a si臋 kwadratowi. Po chwili kiwn臋艂a g艂ow膮 i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

- David, niech mnie diabli! - wykrzykn臋艂a.

Zgromadzeni na podium wymienili zdziwione spojrzenia. David pu艣ci艂 oko do obrazu Susan na ekranie.

- Sze艣膰dziesi膮t cztery litery. Juliusz Cezar raz jeszcze.

- O czym wy m贸wicie? - Midge wci膮偶 nie rozumia艂a.

- Kwadrat Cezara - u艣miechn臋艂a si臋 Susan. - Czytajcie od g贸ry do do艂u. Tankado przesy艂a nam wiadomo艣膰.

Rozdzia艂 122

- Sze艣膰 minut - zameldowa艂 technik.

- Soshi, przepisz to od g贸ry do do艂u, po kolei wszystkie kolumny, a nie rz臋dy! - poleci艂a Susan.

Dziewczyna b艂yskawicznie uderza艂a w klawisze.

- Juliusz Cezar tak szyfrowa艂 swoje listy! - wyja艣ni艂a Susan. - Liczba liter by艂a zawsze r贸wna kwadratowi pewnej liczby!

- Gotowe! - krzykn臋艂a Soshi.

Wszyscy spojrzeli na pojedyncz膮 lini臋 tekstu na ekranie.

- To w dalszym ci膮gu jakie艣 艣mieci - prychn膮艂 Jabba. - Tylko popatrzcie. Ca艂kowicie przypadkowy ci膮g... - s艂owa uwi臋z艂y mu w gardle, a oczy powi臋kszy艂y si臋 do rozmiar贸w spodk贸w. - Och, Bo偶e...

Fontaine r贸wnie偶 odczyta艂 tekst. Uni贸s艂 brwi. To zrobi艂o na nim wra偶enie.

- O cholera! - wykrzykn臋li razem Brinkerhoff i Midge.

Sze艣膰dziesi膮t cztery litery tworzy艂y teraz napis:

PRIMEDIFFERENCEBETWEENELEMENTS

RESPONSIBLEFORHIROSHIMAANDNAGASAKI

- Wstaw spacje - poleci艂a Susan. - Mamy zagadk臋 do rozwi膮zania.

Rozdzia艂 123

- Blokada tuneli zaraz padnie! - zawo艂a艂 technik, podbiegaj膮c do podium. Mia艂 twarz szar膮 jak popi贸艂.

Jabba spojrza艂 na diagram na ekranie. Atakuj膮cych haker贸w dzieli艂 ju偶 tylko w艂os od pi膮tej i ostatniej zapory ogniowej. Za chwil臋 bank danych stanie otworem.

Susan stara艂a si臋 nie zwraca膰 uwagi na otaczaj膮cy j膮 chaos. Wielokrotnie czyta艂a dziwn膮 wiadomo艣膰 Tankada.

PRIME DIFFERENCE BETWEEN ELEMENTS

RESPONSIBLE FOR HIROSHIMA AND NAGASAKI

- To nawet nie jest pytanie! - krzykn膮艂 Brinkerhoff. - Jak mo偶na zatem udzieli膰 odpowiedzi?

- Szukamy liczby - przypomnia艂 Jabba. - Kluczem jest jaka艣 liczba.

- Prosz臋 o cisz臋 - spokojnie powiedzia艂 Fontaine. - Pani Fletcher, dzi臋ki pani doszli艣my do tego punktu. Chcia艂bym us艂ysze膰 pani opini臋.

- Klucz ma posta膰 liczby - odrzek艂a Susan. - Przypuszczam, 偶e jest to wskaz贸wka pozwalaj膮ca odgadn膮膰 w艂a艣ciw膮 liczb臋. Tankado wspomina o Hirosimie i Nagasaki, dw贸ch miastach, na kt贸re zosta艂y zrzucone bomby atomowe. By膰 mo偶e klucz zwi膮zany jest z liczb膮 ofiar, ocen膮 zniszcze艅... - Na chwil臋 przerwa艂a i jeszcze raz przeczyta艂a wiadomo艣膰. - Przypuszczam, 偶e du偶e znaczenie ma s艂owo difference, r贸偶nica. G艂贸wna r贸偶nica miedzy Hirosim膮 i Nagasaki. Najwyra藕niej Tankado uwa偶a艂, 偶e te dwa zdarzenia r贸偶ni艂y si臋 pod jakim艣 wzgl臋dem.

Wyraz twarzy Fontaine'a nie uleg艂 zmianie, ale dyrektor straci艂 nadziej臋. Wydawa艂o si臋, 偶e nale偶y teraz przeanalizowa膰 t艂o polityczne obu atak贸w, por贸wna膰 ich przebieg i wynik i wydestylowa膰 magiczn膮 liczb臋... to wszystko w ci膮gu pi臋ciu minut, jakie im pozosta艂y.

Rozdzia艂 124

- Rozpocz膮艂 si臋 atak na ostatni膮 os艂on臋!

Na diagramie wida膰 by艂o, jak stopniowo blednie k贸艂ko oznaczaj膮ce program autoryzacji PEM. Czarne linie t艂oczy艂y si臋 przy samej granicy i stopniowo wdziera艂y si臋 w g艂膮b.

Hakerzy z ca艂ego 艣wiata rzucili si臋 do ataku. Ich liczba podwaja艂a si臋 co minuta. Jeszcze troch臋, a wszyscy dysponuj膮cy pecetem - szpiedzy, terrory艣ci, radyka艂owie - uzyskaj膮 dost臋p do wszelkich tajemnic rz膮du Stan贸w Zjednoczonych.

Podczas gdy technicy robili, co mogli, by wy艂膮czy膰 zasilanie, zgromadzeni na 艣rodkowym podium starali si臋 zrozumie膰 wiadomo艣膰. Nawet David i dwaj agenci w Hiszpanii przy艂膮czyli si臋 do tych pr贸b.

PRIME DIFFERENCE BETWEEN ELEMENTS

RESPONSIBLE FOR HIROSHIMA AND NAGASAKI

- Elementy odpowiedzialne za Hirosim臋 i Nagasaki - g艂o艣no my艣la艂a Soshi. - Pearl Harbor? Hirohito odm贸wi艂 zgody...

- Szukamy liczby - powt贸rzy艂 Jabba - nie za艣 teorii politycznych. M贸wimy o matematyce, a nie historii!

Soshi zamilk艂a.

- Mo偶e chodzi o ci臋偶ar bomb? - zaproponowa艂 Brinkerhoff. - Liczb臋 ofiar? Ocen臋 zniszcze艅?

- Liczba musi by膰 dok艂adnie okre艣lona - zauwa偶y艂a Susan. - Oceny zniszcze艅 zale偶膮 od 藕r贸de艂. - Jeszcze raz przeczyta艂a wiadomo艣膰. - Elementy odpowiedzialne...

David Becker, kt贸ry s艂ucha艂 jej z odleg艂o艣ci pi臋ciu tysi臋cy kilometr贸w, otworzy艂 szeroko oczy.

- Elements! - wykrzykn膮艂. - M贸wimy o matematyce, a nie historii!

Wszyscy spojrzeli na ekran.

- Ensei Tankado bawi si臋 w kalambury - wyrzuci艂 z siebie Becker. - S艂owo elements ma wiele znacze艅!

- Prosz臋 ja艣niej, panie Becker - prychn膮艂 Fontaine.

- Tankado m贸wi o elementach chemicznych, nie za艣 politycznych!

Wszyscy patrzyli na niego tak, jakby niczego nie rozumieli.

- Elementy chemiczne! - powt贸rzy艂. - Uk艂ad okresowy! Pierwiastki chemiczne! Czy nikt z was nie widzia艂 filmu Fat Man and Little Boy, o Programie Manhattan? U偶yto dw贸ch r贸偶nych bomb. Wykorzystano w nich r贸偶ne materia艂y atomowe, r贸偶ne pierwiastki!

- Tak! - przyklasn臋艂a Soshi. - On ma racj臋! Czyta艂am o tym! W dw贸ch bombach u偶yto r贸偶nych materia艂贸w rozszczepialnych. W jednej uranu, a w drugiej plutonu! To dwa r贸偶ne pierwiastki!

W pokoju rozszed艂 si臋 szmer g艂os贸w.

- Uran i pluton! - wrzasn膮艂 Jabba. Nagle poczu艂 przyp艂yw nadziei. - Chodzi o r贸偶nic臋 mi臋dzy tymi pierwiastkami! - Jabba zwr贸ci艂 si臋 do swej dru偶yny. - R贸偶nica miedzy uranem i plutonem! Kto wie, czym si臋 r贸偶ni膮?

Nikt si臋 nie odezwa艂.

- Co z wami! - wrzeszcza艂 dalej. - Czy nie sko艅czyli艣cie studi贸w? Nikt nie wie? Musz臋 zna膰 r贸偶nic臋 mi臋dzy plutonem i uranem!

Wszyscy milczeli.

- Potrzebuj臋 po艂膮czenia z sieci膮 - Susan zwr贸ci艂a si臋 do Soshi. - Jest tu jaka艣 dobra wyszukiwarka?

- Netscape - kiwn臋艂a g艂ow膮 Soshi. - Najlepsza.

- Chod藕my - Susan chwyci艂a j膮 za r臋k臋. - Idziemy surfowa膰.

Rozdzia艂 125

- Ile mamy czasu? - zapyta艂 Jabba.

Nikt mu nie odpowiedzia艂. Technicy jak zakl臋ci wpatrywali si臋 w ekran. Ostatnia os艂ona topnia艂a w oczach. Susan i Soshi przegl膮da艂y wyniki poszukiwa艅.

- Outlaw Labs? Laboratorium wyj臋te spod prawa? - spyta艂a Susan. - Co to za ludzie?

- Mam otworzy膰? - Soshi tylko wzruszy艂a ramionami.

- Otwieraj - powiedzia艂a Susan. - Sze艣膰set czterdzie艣ci odniesie艅 do uranu, plutonu i bomb atomowych. Wygl膮da obiecuj膮co.

Soshi otworzy艂a stron臋. Najpierw pojawi艂o si臋 ostrze偶enie.

Informacje zawarte na tej stronie s膮 opublikowane wy艂膮cznie w celach naukowych. Ka偶dy, kto spr贸buje zbudowa膰 jedno z opisanych tu urz膮dze艅, nara偶a si臋 na napromieniowanie lub mo偶e spowodowa膰 samoczynny wybuch.

- Samoczynny wybuch? - westchn臋艂a Soshi. - Chryste.

- Przeszukaj dokument - przynagli艂 j膮 Fontaine. - Zobaczmy, co tu mamy.

Soshi zacz臋艂a przerzuca膰 strony. Min臋艂a receptur臋 na azotan mocznika, 艣rodek wybuchowy dziesi臋膰 razy pot臋偶niejszy od dynamitu. Zosta艂a tak sformu艂owana, jakby to by艂 przepis na ciasteczka.

- Pluton i uran - powt贸rzy艂 Jabba. - Skoncentrujmy si臋 na tym.

- Zacznij od pocz膮tku - poleci艂a Susan. - Ten dokument jest za du偶y. Znajd藕 spis tre艣ci.

Soshi wr贸ci艂a na pierwsz膮 stron臋. Po chwili znalaz艂a spis.

I. Elementy bomby atomowej

a. Wysoko艣ciomierz

b. Detonator ci艣nieniowy

c. Zapalniki

d. 艁adunki wybuchowe

e. Reflektor neutron贸w

f. Uran i pluton

g. O艂owiana os艂ona

h. Bezpieczniki

II. Reakcje rozszczepiania i syntezy

a. Bomba rozszczepieniowa (atomowa) i termoj膮drowa (wodorowa)

b. 235 U, 238 U i pluton

III. Historia bomb atomowych

a. Rozw贸j (Program Manhattan)

b. Wybuch

1. Hirosima

2. Nagasaki

3. Produkty uboczne wybuchu

4. Strefy ra偶enia

- Cz臋艣膰 druga! - krzykn臋艂a Susan. - Uran i pluton! Szybko!

Wszyscy czekali, a偶 Soshi znajdzie w艂a艣ciw膮 stron臋.

- Ju偶! - powiedzia艂a. - Chwileczk臋! - Szybko przejrza艂a dane. - Podaj膮 mn贸stwo informacji. Ca艂a tabela. Sk膮d mamy wiedzie膰, o jak膮 r贸偶nic臋 chodzi? Niekt贸re s膮 naturalne, inne sztuczne. Pluton zosta艂 odkryty przez...

- Chodzi o liczb臋 - przypomnia艂 Jabba. - Szukaj liczby! Susan zn贸w spojrza艂a na wskaz贸wk臋 Tankada. R贸偶nica mi臋dzy pierwiastkami... r贸偶nica mi臋dzy... szukamy liczby...

- Moment! - krzykn臋艂a. - S艂owo difference te偶 ma kilka znacze艅. Szukamy liczby, a zatem m贸wimy o arytmetyce. To jeszcze jedna zagadka s艂owna. Difference, r贸偶nica, oznacza tu wynik odejmowania!

- Tak! - wykrzykn膮艂 David. - Mo偶e te pierwiastki r贸偶ni膮 si臋 liczb膮 proton贸w lub czym艣 takim? Trzeba je odj膮膰...

- On ma racj臋! - zgodzi艂 si臋 Jabba. Spojrza艂 na Soshi. - Masz w tej tabeli jakie艣 dane liczbowe? Liczb臋 proton贸w? Czasy rozpadu? Cokolwiek, co mogliby艣my odejmowa膰?

- Jeszcze trzy minuty! - krzykn膮艂 technik.

- Mo偶e masy krytyczne? - zaproponowa艂a Soshi. - Wed艂ug tej tabeli masa krytyczna plutonu wynosi trzydzie艣ci pi臋膰 i dwie dziesi膮te funta.

- Tak! - ucieszy艂 si臋 Jabba. - Sprawd藕 uran! Jaka jest masa krytyczna uranu?

- Hm... sto dziesi臋膰 funt贸w.

- Sto dziesi臋膰? - Jabba sprawia艂 wra偶enie odzyskuj膮cego nadziej臋. - Ile jest sto dziesi臋膰 minus trzydzie艣ci pi臋膰 i dwie dziesi膮te?

- Siedemdziesi膮t cztery i osiem dziesi膮tych - parskn臋艂a Susan. - Nie s膮dz臋 jednak...

- Z drogi! - rozkaza艂 Jabba, przepychaj膮c si臋 do klawiatury. - To na pewno jest klucz! R贸偶nica krytycznych mas! Siedemdziesi膮t cztery i osiem dziesi膮tych!

- Czekaj! - powiedzia艂a Susan, zagl膮daj膮c przez rami臋 Soshi do tabeli na ekranie. - Jest wi臋cej mo偶liwo艣ci. Masy atomowe. Liczba neutron贸w. Metody wydobycia... - przejrza艂a szybko tabel臋. - Uran rozpada si臋 na krypton i bar, pluton inaczej. Uran ma dziewi臋膰dziesi膮t dwa protony i sto czterdzie艣ci sze艣膰 neutron贸w, ale...

- Szukamy najbardziej oczywistej r贸偶nicy - wtr膮ci艂a Midge. - Tankado napisa艂 primary difference, chodzi艂o mu o g艂贸wn膮 r贸偶nic臋 mi臋dzy pierwiastkami.

- Chryste! - wykrzykn膮艂 Jabba. - Sk膮d mamy wiedzie膰, co jego zdaniem by艂o g艂贸wn膮 r贸偶nic膮?

- Chwileczk臋, Tankado napisa艂 prime, nie primary! - przerwa艂 im David.

- Prime! - wykrzykn臋艂a Susan. To by艂o jak uderzenie miedzy oczy. - Prime! Pierwsza! - odwr贸ci艂a si臋 do Jabby. - Kluczem jest liczba pierwsza! Tylko pomy艣l! Na pewno!

Jabba natychmiast przyzna艂 jej racj臋. Ensei Tankado w ci膮gu ca艂ej swojej kariery korzysta艂 z liczb pierwszych. Liczby pierwsze s膮 podstaw膮 wszystkich komputerowych algorytm贸w szyfruj膮cych. Liczba pierwsza to taka liczba, kt贸ra dzieli si臋 bez reszty tylko przez jeden i przez sam膮 siebie. Liczby pierwsze s膮 cz臋sto wykorzystywane w programach szyfruj膮cych, poniewa偶 komputery nie mog膮 ich odgadn膮膰, stosuj膮c typowe metody rozk艂adu na czynniki.

- Tak! - w艂膮czy艂a si臋 Soshi. - Liczby pierwsze maj膮 du偶e znaczenie w japo艅skiej kulturze! Na przyk艂ad w haiku. Trzy wersy licz膮ce pi臋膰, siedem i pi臋膰 sylab. Wszystko to liczby pierwsze. W 艣wi膮tyniach w Kioto...

- Do艣膰! - przerwa艂 jej Jabba. - Je艣li nawet kluczem jest liczba pierwsza, to co z tego! Jest niesko艅czenie wiele mo偶liwo艣ci!

Susan wiedzia艂a, 偶e Jabba ma racj臋. Poniewa偶 liczb jest niesko艅czenie wiele, zawsze mo偶na znale藕膰 jeszcze wi臋ksz膮 liczb臋 pierwsz膮 ni偶 ju偶 znana. Jest w przybli偶eniu siedemdziesi膮t tysi臋cy liczb pierwszych mniejszych od miliona. Wszystko zale偶a艂o od tego, jak du偶膮 liczb臋 pierwsz膮 wybra艂 Tankado. Im wi臋ksza, tym trudniej zgadn膮膰.

- Na pewno jest ogromna! - j臋kn膮艂 Jabba. - Z pewno艣ci膮 Tankado wybra艂 jaka艣 monstrualn膮 liczb臋.

- Zosta艂y dwie minuty! - z ty艂u pokoju nadesz艂o kolejne ostrze偶enie.

Jabba spojrza艂 na diagram VR. Czu艂 si臋 pokonany. Ostatnia os艂ona zacz臋艂a si臋 rozpada膰. Wok贸艂 biegali technicy.

Wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 Susan, 偶e s膮 ju偶 blisko rozwi膮zania zagadki.

- Damy sobie rad臋! - o艣wiadczy艂a. - Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e ze wszystkich r贸偶nic mi臋dzy plutonem i uranem tylko jedn膮 wyra偶a liczba pierwsza! To ostatnia wskaz贸wka! Szukamy liczby pierwszej!

Jabba spojrza艂 na tabel臋 na monitorze i podni贸s艂 r臋ce w ge艣cie kapitulacji.

- Tutaj s膮 setki pozycji! Nie zd膮偶ymy ich wszystkich sprawdzi膰!

- Wi臋kszo艣膰 nie zawiera danych liczbowych! - zach臋ci艂a go Susan. - Mo偶emy je zignorowa膰. Uran to pierwiastek naturalny, pluton sztuczny. Bomba uranowa wykorzystuje mechanizm armatni, plutonow膮 implozj臋. To nie s膮 liczby, zatem nie maj膮 znaczenia!

- Szukajcie! - poleci艂 Fontaine. Pier艣cie艅 przedstawiaj膮cy ostatni膮 os艂on臋 na diagramie by艂 ju偶 tak cienki jak skorupka jaja.

- Dobra, zaczynamy - Jabba otar艂 pot z czo艂a. - Ja zaczynam od g贸ry, Susan w 艣rodku, pozostali sprawdzaj膮 reszt臋. Szukamy liczby pierwszej.

Po paru sekundach sta艂o si臋 jasne, 偶e nie zd膮偶膮. W tabeli pojawia艂y si臋 wielkie liczby, cz臋sto r贸偶ni膮ce si臋 jednostkami.

- To jab艂ka i pomara艅cze - rzuci艂 Jabba. - Por贸wnujemy promieniowanie gamma z impulsem fal elektromagnetycznych. Rozszczepialne i nierozszczepialne. Liczby i procenty. To jeden wielki chaos!

- Musimy pomy艣le膰 - upiera艂a si臋 Susan. - Na pewno o to chodzi. Jest jaka艣 r贸偶nica mi臋dzy plutonem i uranem, r贸偶nica, kt贸rej nie dostrzegamy! To co艣 prostego!

- Hej... s艂uchajcie! - powiedzia艂a Soshi. Otworzy艂a drugie okienko i przegl膮da艂a reszt臋 dokumentu Outlaw Labs.

- Co takiego? - spyta艂 Fontaine. - Znalaz艂a艣 co艣?

- Hm, tak - Soshi wydawa艂a si臋 zak艂opotana. - Powiedzia艂am wam, 偶e bomba zrzucona na Nagasaki by艂a zrobiona z plutonu, prawda?

- Tak - odpowiedzieli ch贸rem.

- No... - Soshi wzi臋艂a g艂臋boki oddech. - Wygl膮da na to, 偶e si臋 pomyli艂am.

- Co?! - wrzasn膮艂 Jabba. - Szukali艣my nie tego, co trzeba?

Soshi wskaza艂a r臋k膮 na ekran. Wszyscy zbili si臋 wok贸艂 monitora.

...panuje rozpowszechnione, lecz b艂臋dne przekonanie, 偶e na Nagasaki zrzucono bomb臋 plutonow膮. W rzeczywisto艣ci by艂a to bomba z uranu, podobna do swej siostry zrzuconej na Hirosim臋.

- Ale偶... - Susan z trudem z艂apa艂a powietrze. - Je艣li w obu bombach wykorzystano ten sam pierwiastek, uran, to jak mamy znale藕膰 r贸偶nic臋 mi臋dzy nimi?

- Mo偶e Tankado si臋 pomyli艂? - zasugerowa艂 Fontaine. - Mo偶e nie wiedzia艂, 偶e to by艂y takie same bomby?

- Nie - westchn臋艂a Susan. - By艂 kalek膮 z powodu tych bomb. Wiedzia艂 o nich wszystko.

Rozdzia艂 126

- Jedna minuta!

Jabba spojrza艂 na diagram VR.

- Autoryzacja PEM szybko pada! To ostatnia linia obrony. T艂um czeka u drzwi.

- Skup si臋! - warkn膮艂 Fontaine.

Soshi g艂o艣no czyta艂a dokument z sieci.

...W bombie zrzuconej na Nagasaki nie u偶yto plutonu; wykorzystano sztucznie wyprodukowany, bogaty w neutrony izotop uranu, 238 U.

- Cholera! - zakl膮艂 Brinkerhoff. - Obie bomby by艂y zbudowane z uranu. Pierwiastki odpowiedzialne za Hirosim臋 i Nagasaki to w obu wypadkach uran. Nie ma 偶adnej r贸偶nicy!

- Jeste艣my sko艅czeni! - j臋kn臋艂a Midge.

- Chwileczk臋! - powiedzia艂a Susan. - Przeczytaj to jeszcze raz! Sam koniec!

- ...sztucznie wyprodukowany, bogaty w neutrony izotop uranu, 238 U - powt贸rzy艂a Soshi.

- Dwie艣cie trzydzie艣ci osiem?! - zawo艂a艂a Susan. - Czy przed chwil膮 nie przeczytali艣my, 偶e w bombie zrzuconej na Hirosim臋 u偶yto innego izotopu uranu?

Wszyscy wymienili spojrzenia. Nikt nie pami臋ta艂. Soshi po艣pieszenie wr贸ci艂a do tabeli.

- Tak! Tu pisz膮, 偶e w Hirosimie zastosowano inny izotop uranu!

- Ten sam pierwiastek, ale r贸偶ne odmiany! - zdumia艂a si臋 Midge.

- Obie bomby by艂y z uranu? - Jabba przepcha艂 si臋 do terminalu. - Jab艂ka i jab艂ka! Cudownie!

- Czym r贸偶ni膮 si臋 te izotopy? - spyta艂 Fontaine. - To z pewno艣ci膮 co艣 podstawowego!

Soshi przegl膮da艂a dokument.

- Czekajcie... szukam... okej...

- Czterdzie艣ci pi臋膰 sekund! - zawo艂a艂 kto艣.

- Mam! - wykrzykn臋艂a Soshi.

- Czytaj! - Jabba by艂 ca艂y mokry od potu. - Czym si臋 r贸偶ni膮? Musi by膰 jaka艣 r贸偶nica!

- Tak! Patrz! - Soshi wskaza艂a na monitor. Wszyscy przeczytali:

...w dw贸ch bombach u偶yto r贸偶nych materia艂贸w rozszczepialnych... o dok艂adnie takich samych cechach chemicznych. Izotop贸w nie mo偶na rozdzieli膰 metodami chemicznymi. Poza niewielk膮 r贸偶nic膮 mas atomowych s膮 identyczne.

- Masa atomowa! - z podnieceniem wykrzykn膮艂 Jabba. - Tak jest! R贸偶ni膮 si臋 tylko mas膮! To klucz! Dawaj ich masy! Musimy je odj膮膰!

- Zaraz! - Soshi szuka艂a danych. - Ju偶 mam! Tak! Na ekranie pojawi艂 si臋 tekst:

...r贸偶nica jest bardzo ma艂a...

...do rozdzielenia zastosowano metod臋 dyfuzji gazowej...

...10,0324498X10^134 w por贸wnaniu z 19,39484X10^23**

- Mamy! - krzykn膮艂 Jabba.

- Trzydzie艣ci sekund!

- Szybko. Odejmuj je! - szepn膮艂 Fontaine.

Jabba chwyci艂 kalkulator i zacz膮艂 naciska膰 guziki.

- Co oznaczaj膮 te gwiazdki? - spyta艂a Susan. - Tam jest jaki艣 przypis!

Jabba j膮 zignorowa艂. Gor膮czkowo liczy艂.

- Uwa偶aj! - upomnia艂a go Soshi. - Musimy mie膰 dok艂adny wynik!

- Gwiazdki! - powt贸rzy艂a Susan. - Sprawd藕 przypis.

Soshi przejecha艂a na d贸艂 strony.

Susan przeczyta艂a przypis i zblad艂a.

- Och... Bo偶e...

- Co takiego? - uni贸s艂 g艂ow臋 Jabba.

Wszyscy spojrzeli na ekran i razem westchn臋li w poczuciu kl臋ski. Na dole strony znajdowa艂a si臋 notka wydrukowana ma艂ymi literami:

**B艂膮d 12%. R贸偶ne laboratoria podaj膮 inne dane.

Rozdzia艂 127

Na podium zapad艂a cisza. To by艂o tak, jakby obserwowali za膰mienie lub wybuch wulkanu - niewiarygodny ci膮g zdarze艅, nad kt贸rymi nie mieli 偶adnej kontroli. Wydawa艂o si臋, 偶e czas niemal si臋 zatrzyma艂.

- Przegrywamy! - krzykn膮艂 jaki艣 technik. - Po艂膮czenia zewn臋trzne! Na wszystkich liniach!

Z lewej strony ekranu wida膰 by艂o wn臋trze furgonetki w Sewilli. David, Smith i Coliander gapili si臋 w kamer臋. Na diagramie VR z ostatniej zapory ogniowej pozosta艂a ju偶 tylko kreska. Otacza艂a j膮 g臋sta masa czarnych linii - to niezliczeni hakerzy czekaj膮cy na po艂膮czenie z bankiem danych. Z prawej wci膮偶 kr臋ci艂 si臋 w k贸艂ko film przedstawiaj膮cy ostatnie chwile Tankada. Wyraz desperacji na twarzy, palce wyci膮gni臋te do g贸ry, b艂yszcz膮cy pier艣cie艅.

Susan spojrza艂a na obraz po prawej stronie. W oczach Tankada dostrzeg艂a 偶al. On wcale nie chcia艂, by sprawy zasz艂y tak daleko, pomy艣la艂a. Chcia艂 nas uratowa膰. A jednak Tankado wci膮偶 wyci膮ga艂 palce, podsuwaj膮c pier艣cie艅 otaczaj膮cym go ludziom. Chcia艂 co艣 powiedzie膰, ale nie by艂 w stanie, dlatego tylko uporczywie wyci膮ga艂 palce.

Becker zastanawia艂 si臋 nad tym, co us艂ysza艂.

- Jakie to izotopy? Co oni powiedzieli? - mamrota艂 do siebie. - 238 U i U ile? - Ci臋偶ko westchn膮艂. To nie mia艂o znaczenia. By艂 filologiem, a nie fizykiem.

- Rozpocz臋艂a si臋 autoryzacja po艂膮cze艅 zewn臋trznych!

- Bo偶e! - rykn膮艂 sfrustrowany Jabba. - Czym r贸偶ni膮 si臋 te pieprzone izotopy?! Do cholery, nikt nie wie? - Cisza. Zgromadzeni w o艣rodku informatycy i programi艣ci patrzyli bezradnie na ekran. Jabba uni贸s艂 r臋ce do g贸ry. - Gdy potrzeba jakiego艣 pierdolonego fizyka j膮drowego, to nigdy go nie ma!

Susan patrzy艂a na klip przes艂any przez QuickTime i my艣la艂a, 偶e to ju偶 koniec. Wci膮偶 ogl膮da艂a powtarzan膮 scen臋 艣mierci Tankada. Pr贸bowa艂 co艣 powiedzie膰, krztusi艂 si臋, wyci膮ga艂 zdeformowan膮 r臋k臋... chcia艂 co艣 przekaza膰. Chcia艂 uratowa膰 bank danych, pomy艣la艂a. Nigdy si臋 nie dowiemy jak.

- Towarzystwo u drzwi!

- No to koniec! - Jabba gapi艂 si臋 w ekran.

Na 艣rodkowym ekranie ostatnia zapora ogniowa ju偶 niemal ca艂kowicie znik艂a. J膮dro wykresu otacza艂a czarna, zbita, pulsuj膮ca masa linii. Midge odwr贸ci艂a g艂ow臋. Fontaine sta艂 nieruchomo i patrzy艂 przed siebie. Brinkerhoff wygl膮da艂 tak, jakby chcia艂 wymiotowa膰.

- Dziesi臋膰 sekund!

Susan nie odrywa艂a oczu od obrazu Tankada. Rozpacz. 呕al. Jego wyci膮gni臋ta r臋ka, b艂yszcz膮cy pier艣cie艅, wykrzywione palce na tle twarzy obcych ludzi. M贸wi im co艣. Co to jest?

Z lewej strony wida膰 by艂o zamy艣lon膮 twarz Davida.

- R贸偶nica... - mamrota艂 do siebie. - R贸偶nica mi臋dzy 238 U i 235 U. To musi by膰 co艣 prostego...

Technik zacz膮艂 odlicza膰:

- Pi臋膰! Cztery! Trzy!

To s艂owo dotar艂o do Hiszpanii po up艂ywie jednej dziesi膮tej sekundy. Trzy... trzy...

David Becker mia艂 wra偶enie, 偶e zn贸w zosta艂 pora偶ony elektrycznym paralizatorem. Jego 艣wiat nag艂e si臋 zatrzyma艂. Trzy... trzy... trzy... to 238 minus 235! R贸偶nica to trzy! Si臋gn膮艂 po mikrofon...

W tym samym momencie Susan raz jeszcze spojrza艂a na wyci膮gni臋t膮 r臋k臋 Tankada. Nagle, zamiast patrzy膰 na b艂yszcz膮cy pier艣cie艅, spojrza艂a na jego palce. Trzy palce! Nie chodzi艂o wcale o pier艣cie艅. Tankado nie m贸wi艂, lecz pokazywa艂. Zdradza艂 sw贸j sekret, ujawni艂 klucz, b艂aga艂, by kto艣 go zrozumia艂... modli艂 si臋, by NSA pozna艂a w por臋 jego tajemnic臋.

- Trzy - szepn臋艂a do siebie ze zdumieniem.

- Trzy! - wrzasn膮艂 David w Hiszpanii.

W o艣rodku panowa艂 taki chaos, 偶e nikt nie zwr贸ci艂 na to uwagi.

- Os艂ona pad艂a! - krzykn膮艂 technik.

Diagram VR zacz膮艂 gwa艂townie migota膰. Pow贸d藕 zala艂a j膮dro. Rozleg艂o si臋 wycie syren.

- Transmisja danych na zewn膮trz!

- Po艂膮czenia na wszystkich sektorach!

Susan porusza艂a si臋 jak we 艣nie. Odwr贸ci艂a si臋 do klawiatury Jabby. W tym momencie spojrza艂a na twarz narzeczonego. David zn贸w krzycza艂:

- Trzy! R贸偶nica mi臋dzy dwie艣cie trzydzie艣ci osiem i dwie艣cie trzydzie艣ci pi臋膰 to trzy.

Tym razem wszyscy unie艣li g艂owy.

- Trzy! - wrzasn臋艂a Susan, przekrzykuj膮c kakofoni臋 syren i wo艂a艅 technik贸w. Wskaza艂a na ekran. Wszyscy spojrzeli na trzy palce Tankada, kt贸rymi rozpaczliwie macha艂 w powietrzu.

- Bo偶e! - Jabba niemal skamienia艂. Nagle zrozumia艂, 偶e biedny kaleka ca艂y czas usi艂owa艂 im podpowiedzie膰.

- Trzy to liczba pierwsza! - zawo艂a艂a Soshi. - Liczba pierwsza!

- Czy to mo偶e by膰 takie proste? - Fontaine by艂 oszo艂omiony.

- Kolejna transmisja danych! - poinformowa艂 technik. - To szybko idzie!

Wszyscy stoj膮cy na podium rzucili si臋 jednocze艣nie do klawiatury. Wyci膮gn臋li r臋ce. Susan by艂a najszybsza. B艂yskawicznie nacisn臋艂a 3. Teraz wszyscy spojrzeli na ekran na 艣cianie. Ponad obrazem chaosu pojawi艂 si臋 prosty komunikat:

WPROWAD殴 KLUCZ? 3

- Tak! - krzykn膮艂 Fontaine. - Teraz!

Susan wstrzyma艂a oddech i nacisn臋艂a ENTER. Rozleg艂 si臋 pojedynczy pisk.

Zamarli.

Min臋艂y trzy niesko艅czenie d艂ugie sekundy. Nic si臋 nie sta艂o.

Syreny wci膮偶 wy艂y. Pi臋膰 sekund. Sze艣膰.

- Transmisja danych!

- Bez zmian!

Nagle Midge podskoczy艂a i gor膮czkowo wskaza艂a r臋k膮 na ekran.

- Patrzcie!

Na ekranie pojawi艂 si臋 nowy komunikat.

KLUCZ ZWERYFIKOWANY

- 艁adujcie zapory ogniowe! - rozkaza艂 Jabba.

Soshi wyprzedzi艂a go o krok. Ju偶 wprowadzi艂a odpowiednie, polecenie.

- Transmisja przerwana! - krzykn膮艂 technik.

- Po艂膮czenia przeci臋te!

Na diagramie VR na ekranie ponownie pojawi艂a si臋 pierwsza zapora ogniowa. Czarne linie si臋gaj膮ce do j膮dra zosta艂y natychmiast przeci臋te.

- Komputer przywraca zabezpieczenia! - Jabba niemal si臋 rozp艂aka艂.

Jeszcze przez chwil臋 nie wierzyli w sukces, tak jakby w ka偶dej sekundzie wszystko mog艂o zn贸w run膮膰. Na ekranie pojawi艂 si臋 obraz drugiej zapory ogniowej... p贸藕niej trzeciej. Jeszcze moment i bank danych by艂 zn贸w bezpieczny.

W o艣rodku sterowania nast膮pi艂 wybuch. Pandemonium. Programi艣ci obejmowali si臋 i rzucali wydruki w powietrze. Syreny ucich艂y. Brinkerhoff przytuli艂 si臋 do Midge. Soshi si臋 rozp艂aka艂a.

- Jabba, ile danych przeciek艂o? - spyta艂 Fontaine.

- Niewiele - odpowiedzia艂, patrz膮c na ekran. - Nie dostali 偶adnego kompletnego zbioru.

Fontaine kiwn膮艂 g艂ow膮. Wykrzywi艂 usta w ironicznym u艣miechu. Poszuka艂 wzrokiem Susan Fletcher, ale ona ju偶 by艂a w przedniej cz臋艣ci pokoju, przy ekranie, kt贸ry wype艂nia艂a twarz Davida.

- David?

- Hej, skarbie - u艣miechn膮艂 si臋 do niej.

- Wracaj do domu - powiedzia艂a. - Wracaj do domu od razu.

- Spotkamy si臋 w Stone Manor?

- Zgoda - kiwn臋艂a g艂ow膮. Z trudem wstrzyma艂a 艂zy.

- Agencie Smith? - zawo艂a艂 Fontaine.

- S艂ucham, prosz臋 pana? - za plecami Beckera pojawi艂a si臋 twarz Smitha.

- Pan Becker ma um贸wione spotkanie. Czy m贸g艂by pan dopilnowa膰, by jak najszybciej znalaz艂 si臋 w domu?

- Nasz odrzutowiec jest w Maladze - kiwn膮艂 g艂ow膮 Smith. Poklepa艂 Beckera po ramieniu. - Czeka pana luksusowa podr贸偶, profesorze. Lecia艂 pan kiedy艣 learjetem sze艣膰dziesi膮t?

- Od wczoraj ani razu - roze艣mia艂 si臋 Becker.

Rozdzia艂 128

Gdy Susan si臋 obudzi艂a, s艂o艅ce by艂o ju偶 wysoko na niebie. S艂oneczne promienie wpada艂y do 艣rodka przez koronkowe firanki i rozprasza艂y si臋 na puchowej po艣cieli. Wyci膮gn臋艂a rami臋, by obj膮膰 Davida. Czy 艣ni臋? Le偶a艂a nieruchomo, wyczerpana, wci膮偶 oszo艂omiona prze偶yciami tej nocy.

- David? - j臋kn臋艂a.

Nie odpowiedzia艂. Susan otworzy艂a oczy. Materac po drugiej stronie 艂贸偶ka by艂 zimny. David znik艂.

艢ni臋, pomy艣la艂a. Usiad艂a. Rozejrza艂a si臋 po pokoju urz膮dzonym w wiktoria艅skim stylu. Wsz臋dzie koronki i antyki. To by艂 najlepszy pok贸j w Stone Manor. Na parkiecie le偶a艂a jej torba podr贸偶na, a na krze艣le obok 艂贸偶ka wisia艂a bielizna.

Czy David naprawd臋 przyjecha艂? Pami臋ta艂a dotyk jego cia艂a, gdy budzi艂 j膮 delikatnymi poca艂unkami. A mo偶e to si臋 jej tylko 艣ni艂o? Spojrza艂a na nocny stolik. Pusta butelka po szampanie, dwa kieliszki i list...

Przetar艂a oczy, otuli艂a si臋 puchow膮 ko艂dr膮 i przeczyta艂a kr贸tk膮 notatk臋:

Najdro偶sza Susan,

Kocham ci臋.

Bez wosku, David.

U艣miechn臋艂a si臋 i przycisn臋艂a list do piersi. David by艂 tutaj. Bez wosku... jeszcze jeden szyfr, kt贸ry musia艂a z艂ama膰.

Co艣 si臋 poruszy艂o w rogu pokoju. Susan spojrza艂a w tamt膮 stron臋. Na grubym dywanie siedzia艂 David w p艂aszczu k膮pielowym, grza艂 si臋 na s艂o艅cu i patrzy艂 na ni膮. Wyci膮gn臋艂a do niego ramiona, przywo艂uj膮c do siebie.

- Bez wosku? - powiedzia艂a, przymilnie zarzucaj膮c mu r臋ce na szyj臋.

- Bez wosku - u艣miechn膮艂 si臋 David.

Susan poca艂owa艂a go w usta.

- Powiedz mi, co to znaczy.

- Wykluczone - za艣mia艂 si臋 w odpowiedzi. - W ma艂偶e艅stwie potrzebne s膮 sekrety, tak jest ciekawiej.

- Je艣li b臋dzie ciekawiej ni偶 ostatniej nocy, to chyba ju偶 nigdy nie wstan臋.

Wzi膮艂 j膮 w ramiona. Czu艂 si臋 tak, jakby znalaz艂 si臋 w stanie niewa偶ko艣ci. Wczoraj otar艂 si臋 o 艣mier膰, a teraz by艂 tutaj i nigdy nie czu艂 si臋 bardziej pe艂en 偶ycia.

Susan le偶a艂a z g艂ow膮 na piersi Davida i s艂ucha艂a bicia jego serca. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e jeszcze niedawno my艣la艂a, 偶e umar艂.

- David... - westchn臋艂a, spogl膮daj膮c na list. - Wyja艣nij mi to bez wosku. Wiesz, 偶e nienawidz臋 szyfr贸w, kt贸rych nie potrafi臋 z艂ama膰.

David milcza艂.

- Powiedz mi, bo inaczej ju偶 nigdy nie b臋dziesz mnie mia艂.

- K艂amiesz.

- Powiedz mi! - Susan waln臋艂a go poduszk膮. - Ale ju偶!

David nie zamierza艂 niczego wyja艣ni膰. Ta tajemnica by艂a zbyt s艂odka. Jej 藕r贸d艂o kry艂o si臋 w przesz艂o艣ci. W czasie renesansu hiszpa艅scy rze藕biarze, kt贸rzy pope艂nili jaki艣 b艂膮d, kuj膮c pos膮g w drogim marmurze, cz臋sto 艂atali dziury za pomoc膮 cera, czyli wosku. O bezb艂臋dnie wykonanej rze藕bie, kt贸ra nie wymaga艂a takich poprawek, m贸wiono sin cera, czyli rze藕ba bez wosku. P贸藕niej tego wyra偶enia u偶ywano na okre艣lenie wszystkiego, co jest prawdziwe lub rzetelne. Angielskie s艂owo sincere wywodzi艂o si臋 od hiszpa艅skiego sin cera, dos艂ownie bez wosku. Kod Davida nie skrywa艂 偶adnej wielkiej tajemnicy - po prostu podpisywa艂 swoje listy sincerely. Podejrzewa艂 jednak, 偶e to wyja艣nienie nie ubawi艂oby Susan.

- Zapewne si臋 ucieszysz z wiadomo艣ci - spr贸bowa艂 zmieni膰 temat - 偶e podczas lotu zadzwoni艂em do rektora.

- Powiedz mi, 偶e zrezygnowa艂e艣 ze stanowiska dziekana. - Susan spojrza艂a na niego z nadziej膮.

- Tak - kiwn膮艂 g艂ow膮. - Od nast臋pnego semestru wracam do sali wyk艂adowej.

- To odpowiednie miejsce dla ciebie - westchn臋艂a z ulg膮.

- Aha - kiwn膮艂 g艂ow膮. - Hiszpania przypomnia艂a mi, co si臋 naprawd臋 liczy.

- Znowu b臋dziesz 艂ama艂 serca studentek? - poca艂owa艂a go w policzek. - No, przynajmniej b臋dziesz mia艂 czas pom贸c mi w redagowaniu ksi膮偶ki.

- Piszesz ksi膮偶k臋?

- Tak. Postanowi艂am j膮 wyda膰.

- Wyda膰? - podejrzliwie spyta艂 David. - Co chcesz wyda膰?

- Mam pewne pomys艂y na temat protoko艂贸w filtrowania i residu贸w kwadratowych.

- To na pewno b臋dzie bestseller - j臋kn膮艂 w odpowiedzi.

- Jeszcze si臋 zdziwisz - za艣mia艂a si臋 Susan.

David si臋gn膮艂 do kieszeni p艂aszcza k膮pielowego i wyj膮艂 jaki艣 ma艂y przedmiot.

- Zamknij oczy. Mam co艣 dla ciebie.

- Pozw贸l mi zgadn膮膰 - powiedzia艂a z zamkni臋tymi oczami. - Na pewno wulgarny, z艂oty pier艣cionek z inskrypcj膮 po 艂acinie.

- Nie - za艣mia艂 si臋 David. - Poprosi艂em Fontaine'a, by odda艂 go spadkobiercom Tankada. - Chwyci艂 jej d艂o艅 i wsun膮艂 co艣 na palec.

- K艂amca - za艣mia艂a si臋 Susan. - Wiedzia艂am, 偶e...

Urwa艂a. To nie by艂 pier艣cionek Ensei Tankada, lecz pojedynczy diament w platynowej oprawie.

Wyda艂a st艂umiony okrzyk zdumienia.

- Czy wyjdziesz za mnie? - David spojrza艂 jej w oczy.

Wstrzyma艂a oddech. Patrzy艂a to na niego, to na pier艣cionek.

Nagle zachcia艂o si臋 jej p艂aka膰.

- Och, David... nie wiem, co powiedzie膰.

- Powiedz tak.

Odwr贸ci艂a si臋 i milcza艂a. David chwil臋 czeka艂.

- Susan Fletcher, kocham ci臋. Wyjd藕 za mnie.

Unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego. Mia艂a oczy pe艂ne 艂ez.

- Przykro mi, David... - szepn臋艂a. - Ja... nie mog臋.

Os艂upia艂. Szuka艂 w jej oczach dobrze znanego figlarnego b艂ysku. Na pr贸偶no.

- Susan... - wyj膮ka艂. - Nie rozumiem.

- Nie mog臋 - powt贸rzy艂a. - Nie mog臋 wyj艣膰 za ciebie za m膮偶. - Odwr贸ci艂a si臋. Jej ramiona dygota艂y. Zakry艂a twarz d艂o艅mi.

- Ale偶 Susan - David by艂 kompletnie zaskoczony. - My艣la艂em... - Dotkn膮艂 jej dr偶膮cych ramion i odwr贸ci艂 j膮 do siebie. Teraz zrozumia艂. Susan wcale nie p艂aka艂a, tylko 艣mia艂a si臋 histerycznie.

- Nie wyjd臋 za ciebie! - za艣mia艂a si臋 i zn贸w uderzy艂a go poduszk膮. - Najpierw musisz mi wyja艣ni膰, co to znaczy bez wosku! Doprowadzasz mnie do szale艅stwa!

Epilog

Cz臋sto powiada si臋, 偶e w chwili 艣mierci wszystko staje si臋 jasne. Tokugen Numataka wiedzia艂 ju偶, 偶e to prawda. Gdy sta艂 nad trumn膮 w komorze celnej w Osace, czu艂 tak wyra藕n膮 gorycz, jak jeszcze nigdy w 偶yciu. Wed艂ug jego religii 偶ycie zatacza kr臋gi i wszystko si臋 ze sob膮 艂膮czy, ale Numataka nigdy nie mia艂 czasu o tym my艣le膰.

Celnik poda艂 mu kopert臋 z dokumentami adopcyjnymi i metryk膮.

- Jest pan jedynym 偶yj膮cym krewnym tego m臋偶czyzny - powiedzia艂. - Mieli艣my du偶o k艂opot贸w ze znalezieniem pana.

Numataka wr贸ci艂 my艣lami do burzliwej nocy trzydzie艣ci dwa lata temu, do szpitalnego oddzia艂u, kiedy to postanowi艂 porzuci膰 kalekie dziecko i umieraj膮c膮 偶on臋. Zrobi艂 to w imi臋 menboku - honoru. Nic z tego nie zosta艂o.

W艣r贸d dokument贸w by艂 r贸wnie偶 z艂oty pier艣cionek. Numataka nie zrozumia艂 wygrawerowanej inskrypcji, ale to nie mia艂o znaczenia. 呕adne s艂owa nie mia艂y ju偶 dla niego znaczenia. Dawno temu wyrzek艂 si臋 swego jedynego syna. Teraz okrutne zrz膮dzenie losu zn贸w ich po艂膮czy艂o.

129-10-93-85-10-128-98-112-6-6-25-126-39-1-68-78

* Nieprzet艂umaczalna gra s艂贸w: squash (ang.) to gra lub kabaczek.

* Never Say Anything (ang.) - nigdy nic nie m贸w.

* Dewdrop (ang.) - kropla rosy.

* Prosz臋, przyjmij ten skromny faks. Moja mi艂o艣膰 do ciebie jest bez wosku.

* Poprawnie „fuck off and die” (ang.) - spierdalaj i zdychaj.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dan Brown Cyfrowa Twierdza
Brown?n Cyfrowa Twierdza
Brown?n Cyfrowa Twierdza
NOTAKI Z TECHNIKI CYFROWEJ
Tales twierdzenie
Wyk艂ad XI Metody opisu uk艂ad贸w cyfrowych
Cyfrowy system rejestracji obrazu
Ortofotomapa cyfrowa i Numeryczny Model Terenu
D藕wi臋k cyfrowy plik cyfrowy
Twierdzenie Talesa
CYFROWA PRZYSZ艁O艢膯
3 osiowy cyfrowy kompas (magnet Honeywell HMC5883L id 34381 (2)
aparaty cyfrowe praktyczny przewodnik r 14 trudne zdjecia stan sitwe helion 56GBUFHXJXG6NRFSKVYCN
Modul 3 Podstawy elektroniki cyfrowej
AVT 2727 CYFROWA STACJA LUTOWNICZA
Corel Paint Shop Pro X Obrobka zdjec cyfrowych cwiczenia
Analiza Matematyczna Twierdzenia

wi臋cej podobnych podstron