Bohaterowie Sanctuarium
część piąta - „Tajemnica”
Słońce wzeszło ponad horyzont i poczęło rozpuszczać swoje złociste promienie na dachy domów. Ciemność, niepewność, mgła powoli ustępowały przed naporem słonecznych smug które niczym bicze smagały tych których panowanie kończyło się wraz z nastaniem poranku. Z domostw powoli zaczęli wychodzić ludzie, przysłaniając oczy rękoma, broniąc się przed natarczywym słońcem które właśnie teraz, rano, świeciło najostrzej. Do karczmy położonej na obrzeżach miasta także dotarły promienie światłości, chociaż mogło się wydawać że po ostatnim wydarzeniu, miejsce to na zawsze zostanie spowite przez siły ciemności, chaosu oraz szaleństwa. Jednak tak się nie stało. Nagle okno położone na najwyższym piętrze karczmy otworzyło się z łoskotem. Trzeba wam wiedzieć że karczma ta miała trzy piętra co nieraz wprawiało w zdumienie przybyszów dla których to większość karczm, tawern, kojarzyło się ze smrodem, chamstwem oraz wygodami które to można było przyrównać do tych w chlewie. Z okna wychyliła się czarnowłosa kobieta. Po chwili jednak zniknęła w izbie. W przestronnym pomieszczeniu znajdował się jeszcze wysoki mężczyzna. Białowłosy, siedział przy niewielkim stole i czytał jakieś zapiski. Kobieta podeszła do niego.
Gotowy ? Możemy już iść ? - zapytała białowłosego
Nekromanta podniósł wzrok znad sterty papierów.
Tak, tak, możemy - mężczyzna zgarnął papierzyska i wstał
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i po chwili stanął w nich wysoki meżczyzna, w połyskującej zbroi oraz mieczem przypasanym do pasa.
Już, już - rzekła czarodziejka widząc paladyna w drzwiach
Cała trójka zeszła na parter a następnie wyszli na podwórze. Szli główną drogą, kierujac się w stronę wysokiego budynku który wyraźnie wyróżniał się spośród innych domostw. Mijali ich ludzie, poniektórzy rzucali czasem dziwne spojrzenia na nekromantę ale nie mogło to dziwić biorąc pod uwagę fakt iż niedalej niż wczoraj nekromanta wprowadził takie zamieszanie na targu, że raczej mało kto nie rozpoznawał już kapłana Rathmy. Po krótkim marszu, przyjaciele dotarli na dziedziniec poprzedzający dom. Przeszli przez zdobioną bramę, gdy drogę zastąpił im strażnik.
Słycham. Wy do kogo ? - zapytał zgryźlwiwie
Jesteśmy umówieni z burmistrzem - odparła równie zgryźlwie Yennefer.
Sprawdzę - strażnik począł przeszukiwać kieszenie - O jest !! - mężczyzna zaczął wpatrywać się w wymiętoszoną kartkę. - Yennefer.......Tan Biały i Kane..... - przy odczytywaniu ostatniego słowa strażnik zupełnie przypadkowo spojrzał na nekromantę.
Ten uśmiechnał się makabrycznie. Strażnik przełknał ślinę.
Przejdźcie...... - wskazał ręką drzwi
Trójka przyjaciół minęła strażnika i weszła do środka. W domu panował lekki półmrok. Nagle rozległ się głos.
Witajcie, moi drodzy - z niewielkiego pomieszczenia wyłonił się gruby mężczyzna. Mówił dosyć niewyraźnie - Zapraszam, zapraszam
Czarodziejka podeszła do mężczyzny i przywitała się z nim. Weszli do pomieszczenia. Yennefer usiadła przy stole, naprzeciw burmistrza. Paladyn oraz nekromanta nie usiadli razem przy stole tylko stali przy drzwiach niczym ochrona.
Przybywamy do ciebie miłościwy panie z pewną prośbą i mam wielką nadzieję że nam pomożesz
Jeżeli tylko będę potrafił - odparł mężczyzna
Znasz panie Święta Akademię Paladynów ?
Znam , a jakże. Kto by nie znał tej znakomitej szkoły.
A więc znany ci jest fakt wyruszenia kontyngentu z tejże Akademi na teren Kedżystanu, w pobliże ruiny świątyni Mephista ?
Tak, słyszałem o tym. Zresztą ta wiadomość obiegła chyba wszystkich zainteresowanych.
Taaak.... - odparła Yennefer - Nie było to tajemnicą, to fakt. Interesuje mnie jednak pobyt w waszym mieście, tejże grupy paladynów.
Burmistrz zmarszczył brwii.
Nic mi o tym nie wiadomo - odparł - Żadnego paladyna z tamtej grupy nie gościliśmy w naszym mieście a co dopiero całego kontyngentu.
Ale przez wasze miasto przebiega jedyna bezpieczna droga na Kedżystan. Jak to możliwe że paladyni ominęli wasze miasto ?
Po prostu - odparł burmistrz - Musieli wybrać inną drogę. U nas na pewno ich nie było.
Rozumiem - czarodziejka spojrzała ostro na burmistrza - No, cóż dziękujemy za okazaną pomoc.
Przyjemność po mojej stronie - uśmiechnał się burmistrz - A, czy mogę o coś szanowną czarodziejkę o coś zapytać ?
Oczywiście - odparła Yennefer
Tak rzadko widujemy tutaj kogoś z daleka i tak więc nie wiemy co się dzieje na świecie. Czy ta wyprawa się powiodła ?
Tak.... - skłamała czarodziejka - Wyprawa zakończyła się sukcesem
O to świetnie - uśmiechnął się burmistrz - Miejmy nadzieję że więcej będzie takich wypraw i być może wkrótce nasz kraj będzie wolny od tego zła
Miejmy nadzieję - odparła czarodziejka wstając od stołu - Czas już na nas.
Szkoda że nie mogłem wam bardziej pomóc - burmistrz także wstał - Wybaczcie że nie odprowadzę was do drzwi ale od paru dni czuję się niezbyt dobrze. Znacie drogę.
Tak. Jeszcze raz dziękujemy. Żegnam. - czarodziejka wyszła z sali.
Za nią podążyli Tan oraz Kane. Wyszli z rezydencji burmistrza, przeszli przez dziedziniec, minęli strażnika i zniknęli za rogiem.....Twarz burmistrza zamigotała w oknie odprowadzając wzrokiem trójkę przyjaciół. Na twarzy mężczyzny panował dziwny uśmiech.......
Yennefer szła zamyślona. Pierwszy odezwał się paladyn.
Co o tym wszystkim sądzisz ? - zapytał cicho
Coś tu nie gra - odparła Yennefer - Przecież ten kontyngent musiał przechodzić przez to miasto. Nie ma innej drogi. Nie sądzę by nawet paladyni odważyli się podążać brzegiem rzeki. Albo burmistrz kłamie i coś próbuje ukryć, albo.....
Albo co ? - Tanowi załamał się głos
Nie wiem.....Naprawdę. Ale się dowiemy. A ty Kane co o tym myślisz ?
Osobiście mu nie wierzę - skrzywił się nekromanta - Widziałem plany okolicy. Wyjątkowo nieprzystępna. Zresztą ten człowiek wydaje mi się dziwny....
Też tak sądzę..... - odparła czarodziejka - Nie wiem dlaczego, ale to spotkanie pozostawiło dziwny niesmak.
Przyjaciele minęli zaułek i skierowali się do karczmy. Nagle Kane stanął jak wryty, zaklął. Yennefer i Tan odwrócili się.....
Co u licha ?? - zdziwił się Kane próbując się wyrwać z dziwnego uścisku który trzymał go w miejscu.
Gdy się odwrócił zauwazył, małą dziewczynkę trzymającą go za czarne poły habitu. Dziecko płakało i próbowało coś mówić. Nekromanta schylił się. Dziewczynka ujrzawszy twarz nekromanty, pisnęła z przerażeniem, puściła habit i upadła. Yennefer podbiegła do dziecka. Schwyliła się i uspokoiła.
Co się stało dziecko ? - zapytała
Dziewczynka chlipała przez chwilę ale gdy ujrzała twarz czarodziejki, uspokoiła się.
Ja...szukałam was.... - zaczęła dziewczynka - Mój brat ranny...pomożcie mi...
Oczywiście, że ci pomożemy. Prowadź nas do swojego brata.
Dziewczynka rozpromieniła się i pociągnęła za rękę Yennefer. Po paru minutach dotarli do małego domku. Yennefer weszła do środka. Na niewielkim łóżku leżał wysoki chłopak. Jego twarz pokrywały ogromne bąble, natomiast przez jego pierść przebiegała ogromna rana która była niestarannie opatrzona. Przy łóżku klęczała starsza kobiecina która co jakiś czas przecierała twarz chłopca. Dziewczynka wpadła do izby i przylgnęła do kobiety.
To ta czarodziejka - szczebiotała dziewczynka - Ona nam pomoże !!
Kobieta rzuciła się na kolana przed czarodziejkę i chwyciła ją za ręce.
Miłościwa pani !! Błagam pomoż nam !! Ty jedna możesz mu pomóc - kobieta wskazała chłopca - On umiera !!
Zrobię co w mojej mocy - odparła Yennefer
Podeszła do chłopca. Przez dłuższą chwilę mamrotała jakieś zaklęcia, wykrzywiając ręce w nieprawdopodobnych gestach i układach. Minęła dłuższa chwila. Nagle chłopak krzyknął z bólu. Bąble otworzyły się wylewając z siebie cuchnąca ciecz która rozlała się po jego ciele. Czarodziejka zmarszczyła się z obrzydzenia. Chłopak wydał jeszcze jeden spazmatyczny krzyk, poczym opadł bezwiednie na łóżko. Yennefer spuściła głowę. Wstała i podeszła do kobiety.
Niestety, nie mogę mu pomóc. Już nie..... - rzekła smutno
Kobieta rzuciła się na swojego syna. Zaczęła płakać, tulić swojego syna, tak jakby matczyny uścisk miał przywrócić mu życie. Nie przywrócił. Yeenefer podążyła do wyjścia. Przez płacz kobiety przepłotły się słowa.
Co ja mam teraz zrobić ???!!!! - płacz rozdzierał serce kobiety
Pochować....... - odparł zimno Kane wychodząc z izby.....
Za Yennefer pobiegła dziewczynka. Chwyciła czarodziejkę za rękę.
Ja wiem dlaczego on umarł.... - powiedziała
Wiesz ? - zapytała czarodziejka
Tak. On był w tych jaskiniach....tam gdzie straszy.....zbierał jakieś zioła....ale zły duch opętał go...
Kane parsknął śmiechem ale momentalnie został spiorunowany wzrokiem przez czarodziejkę.
Gdzie są te jaskinie ?
Tam - dziewczynka wskazała ręką
Dziękuję ci.
Dziewczynka wbiegła do chaty.
Jak sądzicie mamy się czym przejmować ? - zapytała Yennefer
Ja tam nie widzę problemu - machął ręką nekromanta - Chłopak najadł się jakiś ziół w tych jaskiniach a efekty były widać. Ot cała historia......
A widziałeś tą ranę na jego ciele ? To raczej nie był efekt jedzenia jakiegoś zielska....
Mógł mieć w tym miejscu szramę - odrzekł fachowo Kane - Niektóre rośliny powodują że stare rany się otwierają, ropieją na nowo i krwawią. Widziałem już takie przypadki.
Ja sądzę że powinniśmy to sprawdzić - odezwał się paladyn - Nie wiadomo co siedzi w tych jaskiniach. Może faktycznie to jakiś duch zmarłego go tak załatwił.....
Chyba w to nie wierzysz - uśmiechnał się szydersko Kane - A zresztą sprawy zmarłych i duchów mógłyś zostawić mojej opini....
Dobrze spokój - odparła czarodziejka - Ja osobiście wyrażam chęć sprawdzenia sprawy. Jak sądzę Tan się ze mną zgadza ?
Paladyn pokiwał głową.
A ty Kane ?
Odmawiam. Strata czasu.
Dobrze więc. My z Tanem wyruszymy sprawdzić tą sprawę zaraz z nadejściem zmroku.
Jak chcecie - wzruszył ramionami Kane - Na mnie nie liczcie.....
Zapadł zmrok. Słońce schowało się za horyzontem a władzę na nieboskłonie ponownie przejął księżyc i gwiazdy. Ulice ponownie skryły się w mroku.....Kamiennymi schodami prowadzącymi w dół szedł gruby, starszy mężczyzna. Nieliczne pochodnie rozświetlały wszeogarniający mrok. Stopnie skończyły się. Mężczyzna wszedł do przestronnej sali. Na kolumnach podpierajacych sufit, wisiało kilka pochodni, dajacych słabe światło. Mężczyzna rozejrzał się. Nagle usłyszał głos:
Kirran, spóźniłeś się......
Mężczyzna wzdrygnał się i cofnał. Z mroku wyłoniła się postać. Jej małe, czerwone oczka świdrowały burmistrza Kirrana.
Vedral..... - wydusił z siebie burmistrz
We własnej osobie - odparła postać - A kogo się spodziewałeś ?
Nie...zawsze mnie przerażasz.
No cóż - zaśmiał się Vedral - Taka to już moja rola. A ty Kirran powiedz mi, czego chciała ta czarodziejka ?
Skąd o niej wiesz ? - zdziwił się burmistrz.
Pytanie było to zupełnie nie na miejscu, bowiem na ogół Vedral wiedział wszystko to co chciał wiedzieć.
Dziwne, że pytasz - odparła postać - Ja wiem wszystko. Mam nadzieję, że nie wyjawiłeś jej naszego małego sekretu ?
Nie, skądże - zapewnił Kirran
Dobrze, dobrze...... - postać się zamyśliła - Wiesz, nie chciałbyś chyba pożegnać się z darem jaki odemnie otrzymałeś ?
Nie.....nie chciałbym - odparł niepewnie burmistrz
Dobrze, dobrze.....To powiedz mi dlaczego oni jeszcze żyją ???!!!! - postać ryknęła a jej oczy przybrały jeszcze bardziej upiorny wygląd.
Nie rozumiem.....
Ach....jak mi przykro że nie rozumiesz.... - Vedral po raz kolejny wbił oczy w Kirrana - Pozwól że ci wytłumaczę....Otrzymałeś taką moc, jaka zwykłemu śmiertelnikowi może się tylko marzyć. Dałem ci potęgę. A ty co zrobiłeś ? Nic. Kompletnie nic. Nie zniszczyłeś ich.
Ja....nie mogłem. - schylił głowę burmistrz - To jest ponad moje siły. Nie jestem w stanie tego zrobić.
Ach....więc jest ci przykro. Hmm... a to ciekawe. Ale, za to byłeś w stanie zmasakrować i wypruć flaki tym paladynom z kontyngentu. Nic nie mów...Już rozumiem. Oni byli bezbronni, przez uzbrojenia, bez swojej mocy. A ta trójka ? Paladyn, czarodziejka i nekromanta. W pełni sił. Wiec to było niebezpieczne. Za bardzo ryzykowne. A ten chłopak z wioski. Także bezbronny. Jak jagnię z stadzie wilków. Bez szans na obronę. Już wszystko rozumiem. Jesteś nikim. Nie potrafisz korzystać z tej mocy.
Tutaj postać się odwróciła od Kirrana.
Mój Pan nie lubi połowicznych zwycięstw. Albo zwyciężasz albo przegrywasz. Ty przegrałeś....Odbieram ci moc......
Nie możesz - zakrzyknął Kirran a w jego oku błysnął ogień - Nie wolno ci.
Mi nie wolno ? - zaśmiał się Vedral - Mi wolno wszystko. Oddaj amulet....
Tutaj postać nie odwracając się wyciągneła otwartą dłoń. Kirran nie odpowiedział. Jego oczy pałały żądzą zemsty. Nie minęłą nawet chwila, gdy w miejscu gdzie stał przed chwilą burmistrz, stał potwór. Miał długie łapy zakończone zakrzywionymi szponami. Jego skóra pokryta była łuską. Twarz Kirrana przemienił się w najeżony kłami pysk z którego toczyła się ślina. Potwór sapał. Przez komnatę doszedł cichy głos dobywający z paszczy stwora.
......nie wolno ci.....
Verdal odwrócił się i spojrzał na potwora. Uśmiechnał się dziwnie i pokiwał przecząco głową. Potwór skoczył na przeciwległą ścianę, odbił się od niej i z całym impetem runał na Verdala, rycząc przy tym okropnie. Zanim jego pazury sięgneły postaci, potwór został dziwną siłą przeniesiony ponad głową Verdala i ciśnięty na kolumnę. Filar zawalił się i runał na leżącego stwora. Verdal podszedł do rumowiska i wyciągnął rękę. Potwór niesiony dziwną siłą wyleciał błyskawicznie z gruzowiska i przeleciawszy całą salę wyrżnał w ścianę. Verdal ponownie podszedł do stwora, schylił się, i zerwał mu z szyi medalion. Stwór zawył i po chwili powrócił do ludzkiej postaci. Lecz powrót nie był całkowity. Ręce Kirrana pozostały ogromnymi szponami budzącymi przerażenie. Verdal chwycił za szaty burmistrza i podniósł go do góry jak zabawkę.
To twój koniec - syknał mrużąc oczy - Niedługo zgniesz. Jak szczur.
Kirran nie odpowiedział. Verdal opuścił Kirrana. Schował medalion i odwrócił się.
Żegnaj Kirranie....na zawsze.....
Postać zniknęła w mroku. Kirran cały we krwii leżał pod ścianą i charczał. Jego ciałem wstrząsał spazmatyczny ból. Wiedział że zawiódł. Wiedział że nie ma dla niego ratunku. Zginie prędzej czy później. Teraz wydawało mu się to takie oczywiste. Przez umysł przemknęła mu myśl. „ To był błąd....zawrzeć układ ze sługą Mephista.....to był błąd” Kirran powoli zamykał oczy i coraz ciężej oddychał. Wiedział że jego koniec jest już bliski......bardzo bliski......
Yennnefer oraz Tan weszli do jaskini. Wewnątrz było przeraźliwie ciemno. Tan Biały po krótkim namyśle otoczył się jasną aurą która rozświetliła ciemności. Przeszli dalej. Wgłąb jaskini prowadził jeden przeraźliwie długi korytarz. Szli nie oglądając się za siebie. W powietrzu unosił się zapierajacy dech w płucach, odór. Po paru minutach paladyn i czarodziejka doszli do rozwidlenia.
A teraz dokąd - zapytał paladyn
Nie wiem - odparła czarodziejka rozglądając się
Może tędy - zaproponował paladyn wskazując na jedną z odnóg z której najbardziej cuchnęło - Mam dziwne przeczucie
Jak uważasz - rzekła czarodziejka - Mam nadzieje że twoje przeczucie nas nie zawiedzie.
Weszli w jedną z odnóg. Przeszli kawałek. Korytarz stawał się coraz węższy. Ponadto znikąd pojawiła się nagle mgła która uniemożliwiała widzenie czegokolwiek. Smród się wzmagał. Nagle czarodziejka zatrzymała się.
Tan - zaczęła rozglądając się i mrużąc oczy - Zatrzymaj się.
Kula zatknięta na szczycie laski Yennefer błysnęła złowrogo. Paladyn przybliżył rękę do rękojeści miecza. Zapadła grobowa cisza.
Tam !! - krzykneła Yennefer wskazując ręką coś we mgle.
Nie musiała czekać na efekty. Coś rykneło i po chwili rykneło ponownie ale tym razem jakoś dziwnie.
Tan !! Gdzie jesteś ? - krzykneła Yennefer
Tutaj - odparł paladyn
Czarodziejka szukając ręką oparcia odnalazła paladyna. Ten stał, przed siebie miał wyciągnięty miecz, cały we krwi. Na ziemi leżała jakaś bezkształtna masa.
Co to u licha ? - zapytała czarodziejka
Nie wiem. Ale było dosyć powolne - odrzekł paladyn, trącając stwora mieczem. - Przyszło zapewne stamtąd - tutaj Tan wskazał kraniec korytarza.
Chodźmy więc - zarządziła czarodziejka
Ruszyli żwawo. Przeszli do końca korytarza. Nagle niewiadomo skąd pojawiła się przeraźliwie jasna smuga energi która przemknęłą tuż ponad głowami paladyna i czarodziejki i uderzyła w ścianę. Coś zaskrzeczało pokracznie. Tan poczuł coś ciepłego na karku. Dotknał szyi. To była krew. Obejrzał się. Na ziemi leżał stwór przypominający pająka ale dużo większy. Jeszcze się ruszał. Paladyn wbił w jego ciało miecz. Stwór zadygotał i zamarł w bezruchu.
Zawsze w porę - czarodziejka i paladyn usłyszeli znajomy głos
Z mgły wyłonił się nekromanta.
A ty skąd się tu wziąłeś ? - zapytała czarodziejka
Odkryłem coś ciekawego - odparł nekromanta nie odpowiadajac na pytanie - Chodźcie ze mną.
Weszli w boczny korytarz. Gdy szli tak, czarodziejka ponowiła swoje pytanie:
Kane, dlaczego przeszedłeś za nami ? Wydaje mi się że dla ciebie takie wyprawy to strata czasu.
Nie przyszedłem tu za wami. Znalazłem się tu przez przypadek. Ale jak widzę w samą porę. Tych cholernych stworzeń jest tu pełno. Ale nie to jest najciekawsze.
A co ? - zapytał paladyn
Zaraz zobaczysz - uśmiechnał się nekromanta
Ale którędy wszedłeś do tych jaskiń ? - nie dawała za wygranę czarodziejka
Zaczęło się to od tego chłopaka....Chowali go na cmentarzu i .......
A ty przeprowadziłeś fachową ekspertyzę - dokończył paladyn
Tak jakby. I bardzo się zdziwiłem. Okazało się że te bąble to nie był wynik jakieś rośliny.....tak pomyliłem się.....to był jad. Ale żadnego z tych stworów....O już jesteśmy na miejscu....
Nagle korytarz się skonczył, trójka bohaterów weszła do przestronnej komnaty. Owo miejsce nosiło ślady walki. Na niektórych kolumnach wisiały pochodnie dające słabe światło. Pod ścianą leżało coś dziwnego przypominające człowieka. Lecz daleko temu czemuś było do człowieczeństwa. Nekromanta podszedł po stwora, przystawił mu do twarzy pochodnię.
Kirran !!! - krzykneła Yennefer - O mój Boże. Co się tu dzieje ??
Właśnie - odparł Kane - Ładny mi burmistrz. Spójrz na jego ręce. Szpony na dwadzieścia cali.
Ale ktoś go musiał nieźle załatwić - obcenił Tan Biały
Dokładnie - rzekł Kane - I to ktoś potężny. Spójrzcie na ten zrujnowany filar i tą ścianę. Ktoś nim rzucał jak zabawką.
Yennefer spojrzała na twarz Kirrana. Burmistrz jeszcze żył. Ale oddychał niezwykle ciężko. Jego oddechy przeplatały się z charczeniem. Coś próbował powiedzieć. Yennefer chwyciła go za zakrwawioną twarz.
Mów !! Co tu się wydarzyło ??!!
....tajemnica....nie wolno mi.....
Jaka tajemnica ??!!
.....paladyni.....Vedral....zemsta....
Nie męcz go - nekromanta zbliżył się do czarodziejki - I tak nic nie powie. Chodźcie. To jeszcze nie wszystko.
Nekromanta przeszedł wgłąb sali, tam gdzie nie docierało światło z pochodni. Znajdowały się okute drzwi.
Zakryjcie twarze - ostrzegł Kane - Nie jest to zbyt przyjemny widok.
Weszli na malutkiej sali. Ze środka buchnął niesamowity odór. Na ziemi leżały rozkładające się zwłoki. Kane podszedł do jednych z nich, schylił się i zerwał coś z ziemi. Podszedł do Tana Białego.
Rozpoznajesz ? - pokazał mu dziwny medalion
Tak...... - Tan wziął do ręki amulet - Akademia.....
Przykro mi - czarodziejka dotknęła ramienia paladyna
Wyjdźmy stąd - Kane zaczął zamykać drzwi
Tan wyszedł pierwszy. Cały czas był wpatrzony w medalion. Kane przyciszył głos.
Jest więcej takich komnat. Prawdziwe sale tortur. Cały kontyngent. Wszyscy pozbawieni głow, wypruto z nich flaki. Dosłownie. Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego. Przeżył tylko.....
Elrond...... - odparła czarodziejka
Tak..... - Kane spuścił głowę.
Słowa „Elrond przeżył” miały już przeszłe znaczenie.
Ale nadal nie rozumiem dwóch rzeczy. Gdzie my właściwie jesteśmy, jak znalazłeś to miejsce i w jaki sposób ci wszyscy paladyni zostali pokonani.
Jesteśmy po domem burmuistrza. A to miejsce znalazłem dosyć przypadkowo. Gdy dokonałem ekspertyzy cieczy z ciała tego chłopaka, coś mnie tknęło. Nie wiem dlaczego poszedłem do domu Kirrana. Zobaczyłem że wrota są otwarte a w środku żywej duszy. Potem znalazłem to przejście. Natomiast jeżeli chodzi o tych paladynów to nie mam pojęcia jak to mogło się stać. Po prostu nie wiem......
Yennefer zamyśliła się. Kane podszedł do Tana Białego. Paladyn był zamyślony. Neklromanta nie wiedział co ma powiedzieć, doszedł więc do wniosku że nie będzie mówił nic. Uznał że tak będzie lepiej.
Co zrobimy z tym wszystkim...i z nim..... - czarodziejka wskazała na Kirrana
Mieszkańcy nie mogą się o tym dowiedzieć - zadecydował Kane - Zresztą i tak by nam nie uwierzyli. Musimy to spalić.
Czarodziejka i paladyn pokiwali głowami. Kilka chwil później cała komnata staneła w płomieniach. Ogień trawił wszystko.
I co teraz - zapytała Yennefer - Stanęliśmy w martwym punkcie
Nieprawda - zaoponował Kane - Powinniśmy wyruszyć do Duncraig.
Dlaczego akurat tam ?
Zanim was znalazłem, wydusiłem parę rzeczy z Kirrana. Mówił coś o Duncraig i jakimś Vedralu. Sądzę że jest to ten który go tak urządził.
Dobrze więc. Wyruszymy skoro świt.
Bohaterowie zamyślili się. Ogień stawał się coraz większy.
Tak..... - rzekł Kane - Nie pozostanie ślad po tym co się tu wydarzyło. Nikt się nie dowie. Nigdy. Dla tych ludzi będzie lepiej żyć w nieświadomości zagrożenia jakie ich minęło.
Zaiste.....odrzekła czarodziejka - Tajemnica która nigdy nie będzie rozwiązana. Nigdy......
Nekromanta i czarodziejkla odwrócili się i podążyli w stronę wejścia do jaskiń. Paladyn cały czas stał i wpatrywał się w ogień. Płomienie które trawiły ciała jego przyjaciół których właściwie nigdy nie znał ale którzy byli mu niezwykle bliscy. Tan Biały otworzył dłoń. Srebrny medalion. Symbol miecza. Paladyn rzucił medalion w płomienie. Zapomnienie. Tak. Nic nie może wydostać poza te płomienie. Nic......Paladyn odwrócił się i podążył za swymi przyjaciółmi.......
** KONIEC **
1
17