05 Tajemnica


Bohaterowie Sanctuarium

część piąta - „Tajemnica”

Słońce wzeszło ponad horyzont i poczęło rozpuszczać swoje złociste promienie na dachy domów. Ciemność, niepewność, mgła powoli ustępowały przed naporem słonecznych smug które niczym bicze smagały tych których panowanie kończyło się wraz z nastaniem poranku. Z domostw powoli zaczęli wychodzić ludzie, przysłaniając oczy rękoma, broniąc się przed natarczywym słońcem które właśnie teraz, rano, świeciło najostrzej. Do karczmy położonej na obrzeżach miasta także dotarły promienie światłości, chociaż mogło się wydawać że po ostatnim wydarzeniu, miejsce to na zawsze zostanie spowite przez siły ciemności, chaosu oraz szaleństwa. Jednak tak się nie stało. Nagle okno położone na najwyższym piętrze karczmy otworzyło się z łoskotem. Trzeba wam wiedzieć że karczma ta miała trzy piętra co nieraz wprawiało w zdumienie przybyszów dla których to większość karczm, tawern, kojarzyło się ze smrodem, chamstwem oraz wygodami które to można było przyrównać do tych w chlewie. Z okna wychyliła się czarnowłosa kobieta. Po chwili jednak zniknęła w izbie. W przestronnym pomieszczeniu znajdował się jeszcze wysoki mężczyzna. Białowłosy, siedział przy niewielkim stole i czytał jakieś zapiski. Kobieta podeszła do niego.

Nekromanta podniósł wzrok znad sterty papierów.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi i po chwili stanął w nich wysoki meżczyzna, w połyskującej zbroi oraz mieczem przypasanym do pasa.

Cała trójka zeszła na parter a następnie wyszli na podwórze. Szli główną drogą, kierujac się w stronę wysokiego budynku który wyraźnie wyróżniał się spośród innych domostw. Mijali ich ludzie, poniektórzy rzucali czasem dziwne spojrzenia na nekromantę ale nie mogło to dziwić biorąc pod uwagę fakt iż niedalej niż wczoraj nekromanta wprowadził takie zamieszanie na targu, że raczej mało kto nie rozpoznawał już kapłana Rathmy. Po krótkim marszu, przyjaciele dotarli na dziedziniec poprzedzający dom. Przeszli przez zdobioną bramę, gdy drogę zastąpił im strażnik.

Ten uśmiechnał się makabrycznie. Strażnik przełknał ślinę.

Trójka przyjaciół minęła strażnika i weszła do środka. W domu panował lekki półmrok. Nagle rozległ się głos.

Czarodziejka podeszła do mężczyzny i przywitała się z nim. Weszli do pomieszczenia. Yennefer usiadła przy stole, naprzeciw burmistrza. Paladyn oraz nekromanta nie usiadli razem przy stole tylko stali przy drzwiach niczym ochrona.

Burmistrz zmarszczył brwii.

Za nią podążyli Tan oraz Kane. Wyszli z rezydencji burmistrza, przeszli przez dziedziniec, minęli strażnika i zniknęli za rogiem.....Twarz burmistrza zamigotała w oknie odprowadzając wzrokiem trójkę przyjaciół. Na twarzy mężczyzny panował dziwny uśmiech.......

Yennefer szła zamyślona. Pierwszy odezwał się paladyn.

Przyjaciele minęli zaułek i skierowali się do karczmy. Nagle Kane stanął jak wryty, zaklął. Yennefer i Tan odwrócili się.....

Gdy się odwrócił zauwazył, małą dziewczynkę trzymającą go za czarne poły habitu. Dziecko płakało i próbowało coś mówić. Nekromanta schylił się. Dziewczynka ujrzawszy twarz nekromanty, pisnęła z przerażeniem, puściła habit i upadła. Yennefer podbiegła do dziecka. Schwyliła się i uspokoiła.

Dziewczynka chlipała przez chwilę ale gdy ujrzała twarz czarodziejki, uspokoiła się.

Dziewczynka rozpromieniła się i pociągnęła za rękę Yennefer. Po paru minutach dotarli do małego domku. Yennefer weszła do środka. Na niewielkim łóżku leżał wysoki chłopak. Jego twarz pokrywały ogromne bąble, natomiast przez jego pierść przebiegała ogromna rana która była niestarannie opatrzona. Przy łóżku klęczała starsza kobiecina która co jakiś czas przecierała twarz chłopca. Dziewczynka wpadła do izby i przylgnęła do kobiety.

Kobieta rzuciła się na kolana przed czarodziejkę i chwyciła ją za ręce.

Podeszła do chłopca. Przez dłuższą chwilę mamrotała jakieś zaklęcia, wykrzywiając ręce w nieprawdopodobnych gestach i układach. Minęła dłuższa chwila. Nagle chłopak krzyknął z bólu. Bąble otworzyły się wylewając z siebie cuchnąca ciecz która rozlała się po jego ciele. Czarodziejka zmarszczyła się z obrzydzenia. Chłopak wydał jeszcze jeden spazmatyczny krzyk, poczym opadł bezwiednie na łóżko. Yennefer spuściła głowę. Wstała i podeszła do kobiety.

Kobieta rzuciła się na swojego syna. Zaczęła płakać, tulić swojego syna, tak jakby matczyny uścisk miał przywrócić mu życie. Nie przywrócił. Yeenefer podążyła do wyjścia. Przez płacz kobiety przepłotły się słowa.

Za Yennefer pobiegła dziewczynka. Chwyciła czarodziejkę za rękę.

Kane parsknął śmiechem ale momentalnie został spiorunowany wzrokiem przez czarodziejkę.

Dziewczynka wbiegła do chaty.

Paladyn pokiwał głową.

Zapadł zmrok. Słońce schowało się za horyzontem a władzę na nieboskłonie ponownie przejął księżyc i gwiazdy. Ulice ponownie skryły się w mroku.....Kamiennymi schodami prowadzącymi w dół szedł gruby, starszy mężczyzna. Nieliczne pochodnie rozświetlały wszeogarniający mrok. Stopnie skończyły się. Mężczyzna wszedł do przestronnej sali. Na kolumnach podpierajacych sufit, wisiało kilka pochodni, dajacych słabe światło. Mężczyzna rozejrzał się. Nagle usłyszał głos:

Mężczyzna wzdrygnał się i cofnał. Z mroku wyłoniła się postać. Jej małe, czerwone oczka świdrowały burmistrza Kirrana.

Pytanie było to zupełnie nie na miejscu, bowiem na ogół Vedral wiedział wszystko to co chciał wiedzieć.

Tutaj postać się odwróciła od Kirrana.

Tutaj postać nie odwracając się wyciągneła otwartą dłoń. Kirran nie odpowiedział. Jego oczy pałały żądzą zemsty. Nie minęłą nawet chwila, gdy w miejscu gdzie stał przed chwilą burmistrz, stał potwór. Miał długie łapy zakończone zakrzywionymi szponami. Jego skóra pokryta była łuską. Twarz Kirrana przemienił się w najeżony kłami pysk z którego toczyła się ślina. Potwór sapał. Przez komnatę doszedł cichy głos dobywający z paszczy stwora.

Verdal odwrócił się i spojrzał na potwora. Uśmiechnał się dziwnie i pokiwał przecząco głową. Potwór skoczył na przeciwległą ścianę, odbił się od niej i z całym impetem runał na Verdala, rycząc przy tym okropnie. Zanim jego pazury sięgneły postaci, potwór został dziwną siłą przeniesiony ponad głową Verdala i ciśnięty na kolumnę. Filar zawalił się i runał na leżącego stwora. Verdal podszedł do rumowiska i wyciągnął rękę. Potwór niesiony dziwną siłą wyleciał błyskawicznie z gruzowiska i przeleciawszy całą salę wyrżnał w ścianę. Verdal ponownie podszedł do stwora, schylił się, i zerwał mu z szyi medalion. Stwór zawył i po chwili powrócił do ludzkiej postaci. Lecz powrót nie był całkowity. Ręce Kirrana pozostały ogromnymi szponami budzącymi przerażenie. Verdal chwycił za szaty burmistrza i podniósł go do góry jak zabawkę.

Kirran nie odpowiedział. Verdal opuścił Kirrana. Schował medalion i odwrócił się.

Postać zniknęła w mroku. Kirran cały we krwii leżał pod ścianą i charczał. Jego ciałem wstrząsał spazmatyczny ból. Wiedział że zawiódł. Wiedział że nie ma dla niego ratunku. Zginie prędzej czy później. Teraz wydawało mu się to takie oczywiste. Przez umysł przemknęła mu myśl. „ To był błąd....zawrzeć układ ze sługą Mephista.....to był błąd” Kirran powoli zamykał oczy i coraz ciężej oddychał. Wiedział że jego koniec jest już bliski......bardzo bliski......

Yennnefer oraz Tan weszli do jaskini. Wewnątrz było przeraźliwie ciemno. Tan Biały po krótkim namyśle otoczył się jasną aurą która rozświetliła ciemności. Przeszli dalej. Wgłąb jaskini prowadził jeden przeraźliwie długi korytarz. Szli nie oglądając się za siebie. W powietrzu unosił się zapierajacy dech w płucach, odór. Po paru minutach paladyn i czarodziejka doszli do rozwidlenia.

Weszli w jedną z odnóg. Przeszli kawałek. Korytarz stawał się coraz węższy. Ponadto znikąd pojawiła się nagle mgła która uniemożliwiała widzenie czegokolwiek. Smród się wzmagał. Nagle czarodziejka zatrzymała się.

Kula zatknięta na szczycie laski Yennefer błysnęła złowrogo. Paladyn przybliżył rękę do rękojeści miecza. Zapadła grobowa cisza.

Nie musiała czekać na efekty. Coś rykneło i po chwili rykneło ponownie ale tym razem jakoś dziwnie.

Czarodziejka szukając ręką oparcia odnalazła paladyna. Ten stał, przed siebie miał wyciągnięty miecz, cały we krwi. Na ziemi leżała jakaś bezkształtna masa.

Ruszyli żwawo. Przeszli do końca korytarza. Nagle niewiadomo skąd pojawiła się przeraźliwie jasna smuga energi która przemknęłą tuż ponad głowami paladyna i czarodziejki i uderzyła w ścianę. Coś zaskrzeczało pokracznie. Tan poczuł coś ciepłego na karku. Dotknał szyi. To była krew. Obejrzał się. Na ziemi leżał stwór przypominający pająka ale dużo większy. Jeszcze się ruszał. Paladyn wbił w jego ciało miecz. Stwór zadygotał i zamarł w bezruchu.

Z mgły wyłonił się nekromanta.

Weszli w boczny korytarz. Gdy szli tak, czarodziejka ponowiła swoje pytanie:

Nagle korytarz się skonczył, trójka bohaterów weszła do przestronnej komnaty. Owo miejsce nosiło ślady walki. Na niektórych kolumnach wisiały pochodnie dające słabe światło. Pod ścianą leżało coś dziwnego przypominające człowieka. Lecz daleko temu czemuś było do człowieczeństwa. Nekromanta podszedł po stwora, przystawił mu do twarzy pochodnię.

Yennefer spojrzała na twarz Kirrana. Burmistrz jeszcze żył. Ale oddychał niezwykle ciężko. Jego oddechy przeplatały się z charczeniem. Coś próbował powiedzieć. Yennefer chwyciła go za zakrwawioną twarz.

Nekromanta przeszedł wgłąb sali, tam gdzie nie docierało światło z pochodni. Znajdowały się okute drzwi.

Weszli na malutkiej sali. Ze środka buchnął niesamowity odór. Na ziemi leżały rozkładające się zwłoki. Kane podszedł do jednych z nich, schylił się i zerwał coś z ziemi. Podszedł do Tana Białego.

Tan wyszedł pierwszy. Cały czas był wpatrzony w medalion. Kane przyciszył głos.

Słowa „Elrond przeżył” miały już przeszłe znaczenie.

Yennefer zamyśliła się. Kane podszedł do Tana Białego. Paladyn był zamyślony. Neklromanta nie wiedział co ma powiedzieć, doszedł więc do wniosku że nie będzie mówił nic. Uznał że tak będzie lepiej.

Czarodziejka i paladyn pokiwali głowami. Kilka chwil później cała komnata staneła w płomieniach. Ogień trawił wszystko.

Bohaterowie zamyślili się. Ogień stawał się coraz większy.

Nekromanta i czarodziejkla odwrócili się i podążyli w stronę wejścia do jaskiń. Paladyn cały czas stał i wpatrywał się w ogień. Płomienie które trawiły ciała jego przyjaciół których właściwie nigdy nie znał ale którzy byli mu niezwykle bliscy. Tan Biały otworzył dłoń. Srebrny medalion. Symbol miecza. Paladyn rzucił medalion w płomienie. Zapomnienie. Tak. Nic nie może wydostać poza te płomienie. Nic......Paladyn odwrócił się i podążył za swymi przyjaciółmi.......

** KONIEC **

1

17



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 TAJEMNICA MSZY
Alfred Szklarski 05 Tajemnicza wyprawa Tomka (osloskop net
05 Tajemnica jęczącej jaskini
770 Michaels Leigh Kobiece sekrety 05 Tajemniczy sąsiad
Kaye Marilyn Replika 05 Tajemnicza klika
05 Tajemnica jęczącej jaskini
Alfred Hitchcock Cykl Przygody trzech detektywów (05) Tajemnica jęczącej jaskini
05 Tajemnicza wyprawa Tomka
Sandemo Margit Tajemnica czarnych rycerzy 05 Cienie
Tajemnica czarnych rycerzy 05 Cienie
05 Harbringer April Tajemniczy pierścień(1)
Whitiker Gail Tajemnice Opactwa Steepwood 05 Afrodyta z leśnego jeziora
05 Pogrzebane tajemnice
Sandemo Margit Tajemnica czarnych rycerzy 05 Cienie
Metz Melinda Roswell w kręgu tajemnic 05 Intruz
05 Ewa Habzda Siwek 18 czerwca 2010 część 2 (tajemnica zawodowa psychologa)

więcej podobnych podstron