— Za tydzień lub coś w tym rodzaju — wyjaśniła Pam. — Pani pjcl
prawie ukończyła swoją prace.
Laurent skinął głową.
Badania nad pogodą. Kilka tygodni temu przyszła do nas z lapion^
i chciała się dowiedzieć, czy prowadzimy notatki dotyczące burz. Powiedz!^
jej, że nigdy nie miewamy poważnych burz, wiec niczego nie zapisujemy
Dlaczego jej mąż wpadł na pomysł, żeby latać?
Chciał sfotografować dżunglę — powiedział Ben. — Żeby udowodni;
kolegom, że naprawdę tu był.
On także był naukowcem, prawda?
Botanikiem.
Więc co tu badał, figowce?
Tak naprawdę wcale tu nie pracował — powiedziała Pam. — Mó*jJ
nam, że się nudzi. Łaził za nią jak cień i prawdopodobnie czuł $J
jak piąte koło u wozu. Może po prostu chciał sobie polatać dla przj.
jemności?
Laurent zastanowił się.
Cóż, źle się stało, że wybrał tę porę i to miejsce... A Harry powinien
zamknąć swoje lotnisko. Mam nadzieję, że żona nie spodziewa się, %
przeprowadzimy wielkie śledztwo. Jeżeli spadł w dżunglę, trzeba wielkiego
szczęścia, żeby odnaleźć zwłoki. — Znowu potrząsną) głową. Pam, która słabi
blisko niego, przysunęła się jeszcze bliżej. Musnął ją spojrzeniem orzechowym
oczu. Włożył ręce do kieszeni. A potem spojrzał na dżipa i sprzęt duj
nurkowania. — Ktoś z was nurkuje?
Jechaliśmy na plażę, kiedy to się stało — wyjaśniła Robin.
A my szczepiliśmy dzieci — powiedziała Pam.
Jak zareagowały dzieci w klinice? — zapytałem.
Nie wiedzą jeszcze, co właściwie zaszło — odpowiedziała. — Niektófl|
z nich spojrzały na niebo, kiedy rozległ się huk, ale zbyt były przej$
zastrzykami. Przez jakiś czas szczepiliśmy, jakby nic się nie stało, a potfli
zrobiliśmy przerwę na drugie śniadanie.
Ile szczepień wykonałaś? — zapytał Ben.
Prawie połowę. Mieliśmy skończyć dziś po południu, ale chyba s*
nie uda.
Mieliście zamiar nurkować w lagunie przy South Beach? — zwn^
się do nas Laurent.
—• Tak — odparła Robin.
— Piękne miejsce — powiedział. — Pojedźcie tam kiedyś. Zwykle f|
tam bardzo spokojna woda.
Pam odprowadziła go do samochodu i rozmawiali przez chwile- l siedział już za kierownicą.
Ben przywołał KiKo i małpka razem ze Spike'em pobiegły za nam1
Cheryl myła wielkie frontowe okna i nie odwróciła się w naszą stronę. Listkiem syku rozpylacza do mycia szyb w domu panowała cisza. . pójdę na górę i sprawdzę, jak się ma Jo — powiedziała Robin. Wbiegła po schodach.
_ Napijesz się czegoś? — spytał mnie Ben.
_ Nie, dziękuję. Wypiliśmy kilka piw w mieście. Postawił nam gość 0 nazwisku Creedman.
___ Tak? A gdzie was dorwał? Przed Pałace? __ Ma zwyczaj tam dopadać ludzi?
To jego stałe miejsce. Zapolował na was, bo jesteście tu nowi.
Mieszkał tu przez pewien czas.
Wspominał o tym.
__ Powiedział również, dlaczego został wyproszony?
Nie. Powiedział, że dla niego atmosfera była tu zbyt napięta.
Napięta? Można to tak nazwać. — Spojrzał mi w oczy. — Musisz
zrozumieć, że doktor Bili jest najbardziej gościnnym człowiekiem, jakiego
w ogóle można spotkać. Zaprasza każdego, kto przybywa na wyspę. Tak
właśnie trafili tu Pickerowie. Poznałeś ich i musisz przyznać, że doktor Bili
ma świętą cierpliwość. Creedman również nadużył gościnności. Był tu
zaledwie trzy dni, kiedy nakryliśmy go na myszkowaniu.
Gdzie myszkował?
W biurze doktora. Przyłapałem go na gorącym uczynku. Nie ma tam
nic szczególnego, ale informacje dotyczące pacjentów są objęte tajemnicą.
Oczywiście nie dotyczy to pracy naukowej, jaką wykonujecie teraz z doktorem.
Taka podzięka za gościnność.
Próbował się tłumaczyć?
Nie. — Zacisnął szczęki tak samo jak wtedy, gdy Picker zażądał
drinków, i poprawił okulary na nosie. — Próbował obrócić to w żarty.
Powiedział, że chciał znaleźć sobie coś do poczytania. Tylko że książki są
w pokoju od tyłu, a on szukał we frontowym. Kiedy mu to powiedziałem,
Kazał mi się odpieprzyć. A potem poskarżył się doktorowi, że go napastuję.
bktor Bili może zniósłby to myszkowanie, ale nie podobało mu się, że -reedman oczernia mnie. Wygadywał na nas coś jeszcze?
- Nie — odparłem. — Powiedział jednak, że południowa droga została
'nknieta z powodu morderstwa popełnionego pół roku temu. Zabito na
laży tutejszą dziewczynę, co wywołało wrogie nastroje przeciwko marynarce.
Facet robi z siebie asa dziennikarstwa — prawdopodobnie wspomniał
j> swoich sukcesach w mediach? Prawda jest taka, że był miernotą. I trzymaj
daleka od panny Castagna. Wyobraża sobie, że jest wielkim Don Juanem.
Zauważyłem to, ale ona potrafi się obronić sama.
*vk~ ^3 Żona także> ale °iagle Ja niepokoi. Zaraz po tym, jak go stąd lorb°pałem> podszedł do niej na rynku, zagadywał, proponował, że poniesie Cje w,2 ZakuPami- Taki usłużny. — Jeszcze raz poprawił okulary. — Poznaliś-"aicicielkę Palące, taką wysoką kobietę o imieniu Jacqui?
61