ła. To, co miał na ramieniu, okazało się małą, czerwoną jaszczurką: wymachiwała ogonem jak biczem i bezustannie szeptała coś swemu panu do ucha, W chwili gdy go ujrzeliśmy, Upiór odwrócił właśnie twarz w stronę gada i warknął ze zniecierpliwieniem:
— Zamknij się wreszcie!
Jaszczurka machnęła ogonem, lecz nie przestała szeptać.
Upiór złagodniał i nawet zaczął się uśmiechać. Po chwili zawrócił i pokuśtykał na zachód, byle dalej od gór.
— Już idziesz? — odezwał się głos.
Ten, który to powiedział, wyglądał na człowieka. Był jednak znacznie wyższy od ludzi, a jego ciało świeciło takim blaskiem, że ledwo mogłem na niego patrzeć. Jego obecność porażała zarówno moje oczy, jak i ciało (rozchodziło się bowiem od niego nie tylko światło, ale i ciepło), zupełnie tak, jak poraża poranne słońce na początku upalnego, letniego dnia.
Tak, odchodzę — odparł Upiór. — Dziękuję za
gościnę, ale to na nic. Mówiłem jej — tu wskazał na
jaszczurkę — że musi być cicho, jeżeli chce ze mną je
chać, bo za nic nie chciała mnie puścić samego. Oczy
wiście, to, co ona mówi, zupełnie tu nie pasuje, do
skonale to rozumiem, ale ona nie chce przestać. Po
prostu muszę wracać.
Czy chciałbyś, żebym ją uciszył? — zapytał pło
mienny duch, który, jak się domyśliłem, w rzeczywi
stości był Aniołem.
Pewnie, że bym chciał — odparł Upiór,
A więc zabiję ją — powiedział Anioł i postąpił
krok naprzód.
Och, aj, uważaj! Sparzysz mnie! Odsuń się! —
wykrztusił Upiór i pośpiesznie się wycofał.
Nie chcesz, żebym ją zabił?
90
— Przedtem nie mówiłeś nic o zabijaniu. Nie
chciałbym cię fatygować i prosić o coś tak drastycz
nego.
-— To jedyny sposób — odparł Anioł, a jego płonące dłonie zbliżały się coraz bardziej do jaszczurki. — Czy mam ją zabić?
No, to całkiem nowe pytanie. Nie mam nic
przeciwko temu, żeby je rozważyć, ale to coś zupeł
nie nowego. To znaczy, myślałem, żeby może na ra
zie tylko ją uciszyć, bo tu na górze, no, jej gadanie jest
takie upokarzające.
Czy mogę ją zabić?
Hm, może porozmawiamy o tym potem.
Nie mamy czasu. Czy mogę ją zabić?
Ach, proszę, nie rób sobie kłopotu. Nie, na
prawdę, nie przejmuj się mną. Popatrz! Zasnęła. Je
stem pewien, że teraz będzie już w porządku. Ogrom
nie dziękuję.
Czy mogę ją zabić?
Doprawdy, nie sądzę, żeby to było konieczne.
Jestem pewien, że teraz uda mi się utrzymać ją w ry
zach. Myślę, że lepiej odzwyczajać ją stopniowo, niż
od razu zabijać.
Stopniowe odzwyczajanie nic nie da.
Tak sądzisz? Hm, obiecuję pomyśleć bardzo po
ważnie nad tym, co powiedziałeś. Naprawdę obiecuję.
Pozwoliłbym ci właściwie zabić ją już dziś, ale prawdę
mówiąc, nie czuję się najlepiej. Głupotą byłoby zrobić
to teraz. Muszę być zupełnie zdrowy, żeby zdecy
dować się na taką operację. Może innego dnia.
Nie będzie żadnego innego dnia. Ten dzień za
wiera wszystkie inne.
Odsuń się! To parzy! Jak mogę ci powiedzieć,
żebyś ją zabił, skoro i mnie przy tym zabijesz?
Tak się nie stanie.
91