73 (35)


Stukot stóp; to więcej niż jedna osoba.

Pośpiech.

Panika...

A potem gniewne krzyki. Ktoś się opierał, zawołał: „Nie!"

Zaszczekał Spike.

Robin usiadła na łóżku. Włosy opadały jej na twarz. Złapała mnie za ram;.

Trzasnęły drzwi.

— Alex...

Znowu krzyki.

Zbyt oddalone, żeby uchwycić słowa.

A potem znowu: „Nie!"

Głos mężczyzny.

Morelanda.

Wyskoczyliśmy z łóżka i narzuciliśmy szlafroki. Ostrożnie otworzyliśmy

drzwi.

Żyrandol przy wejściu był zapalony i rzucał światło na podest.

Z trudem powstrzymałem się przed zmrużeniem powiek.

Nie dostrzegłem Morelanda. Jo stała plecami do nas, z rękami wspartymi na balustradzie. Otworzyły się drzwi na dole i na korytarz wybiegła Pam w srebrzystym kimonie. Twarz miała trupio bladą, Zerknąłem do jej pokoju: biała satynowa pościel, ściany w kolorze brzoskwini, świeże kwiaty. Znajdujące się w końcu korytarza drzwi pokoju jej ojca były zamknięte.

Ale znów rozległ^ię jego głos. Na dole, przy wejściu.

Podbiegliśmy do Jo. Nie odwróciła się. Patrzyła na dół.

Na Morelanda i Dennisa Laurenta. Szeryf stał w drzwiach wejściowych, umundurowany, z rękami na biodrach. U pasa miał pistolet w futerale.

Moreland spoglądał na niego, załamując ręce. Miał na sobie długą białą koszulę nocną i miękkie papucie. Jego tyczkowate nogi pełne były żylaków. Składał ręce, jakby modląc się do stojącego z kamienną twarzą szeryfa.

To niemożliwe, Dennis! To szaleństwo!

Dennis osłonił się ręką. Moreland podszedł jeszcze bliżej.

* — Ale niezupełnie?

Wiesz, o co mi chodzi, Dennis. To musi być...

150

^. pość tego — niski głos Dennisa osiągnął najniższe rejestry. Wyprosto-łsie, stając się wyższy od Morelanda. Zmuszając go do spoglądania w górę.

* To psychoza. Po wszystkim, coście razem...

_ Wyciągam wnioski z tego, co widzę — powiedział Dennis. — A to, widzę, wygląda kiepsko. I może się okazać jeszcze gorsze. Zadzwoniłem j° bazy i poprosiłem Ewinga, żeby pilnował swoich ludzi... _ Rozmawiał z tobą? _- Tak.

Moje gratulacje — rzekł gorzko Moreland. — Wreszcie ci się udało.
_- Doktorze, nie ma powodu...

___ Nie ma powodu, by tkwić w tym obłędzie!

Szeryf otworzył drzwi. Moreland chwycił go za ramię. Dennis spoglądał na kościste palce doktora tak długo, dopóki nie cofnął on dłoni.

Dennis podtrzymał go. Pam krzyknęła.

Znów spojrzał w górę. Na Pam. A potem przyjrzał się kolejno nam wszystkim.

Co się stało? — zapytałem.
Ogryzł usta.

Moreland stał z opuszczoną głową.

^ Co się stało? — powtórzyła Pam. — Powiedz nam, Dennis!

' '

ennis zastanawiał się nad odpowiedzią, a potem spojrzał na Morelanda,

słaniał się na nogach, oparty o ścianę.

n ~"~ Coś złego — powiedział, wychodząc na ganek. — Tatuś ci wszystko Powie.

151



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cyrk Dzika 35 i 37 (dawniej 71 i 73)
35 Zdarzenia zbliżone do kontraktów
35 39
Mahabharata Księga I (Adi Parva) str 73 136
35 PRZEBIEG ZARODKOWEGO I PLODOWEG
73 79
29 35
09 1996 31 35
35
35
73 76
05 1995 35 37
35 38
Praktyczna Nauka Języka Rosyjskiego Moje notatki (leksyka)35
Dokument (35)
WYDZIA~1, Labolatoria fizyka-sprawozdania, !!!LABORKI - sprawozdania, Lab, !!!LABORKI - sprawozdania
s 35, LOGOPEDIA, Krasowicz - Kupis G, Język, czytanie i dysleksja, język czytanie i dysleksja CZERWO

więcej podobnych podstron