D. G. HANAKEN " Dobrzy li ludzie "
I traveled on far and wide
But now it seems I'm just stranger to myself
And even things I sometimes do
It isn't me but someone else
1.
Szum w uszach by pierwsz --> [Author:倅䕇䵩b] rzecz, która dotara do otpiaego umysu Keitha Galvina. Po chwili szum przemieni si w bolesne ttnienie, pulsujce wewntrz gowy w takt wirujcych pod powiekami tczowych krgów. Prawa do Galvina odpia rzepy hemu, a lewa zdja go, pozwalajc opa gowie na muraw. Nozdrza zaatakoway intensywne zapachy lasu: pni, gazi, gleby, porzdkujc chaos myli i przywracajc sprawno umysowi.
Powoli, starannie szukajc domi oparcia, Galvin podniós si na klczki ostronie krcc bolc gow. Mrówki bólu rozpezy si te po karku. Otworzy oczy. Pulsowanie w okolicach obu skroni stao si nieprzyjemnie wyrane, zupenie jakby ttnice skroniowe toczyy ciecz o konsystencji bota. Przejecha doni po krótkich wosach i natrafi na ródo najwikszego bólu - praw stron czoa, gdzie pojawi si guz, pokryty zakrzep krwi. Mia wielko orzecha paso, ale bola jakby by z dziesi razy taki. Galvin unikn wstrzsu mózgu, ale mia kopoty z utrzymaniem równowagi. Zaaplikowa sobie z wiszcego przy pasie zasobnika rodek przeciwbólowy. Pulsowanie w gowie natychmiast osabo, a i ucho rodkowe zaczo wraca do równowagi.
Pierwsz rzecz, której przyjrza si dokadniej by hem, cignity przed chwil z gowy. Bia, polinanomidow, pleksialuminiowa konstrukcj z jakby owadzio zaprojektowanymi wizjerami szpecio wgniecenie i siatka pkni. Mia szczcie. Ostatnim co pamita byo nage uderzenie w pier, które zmioto go zza sterów prowadzonego gravskutera wprost na drzewo. Przy prdkoci z jak lecia powinno oznacza mier.
W tym samym momencie, kiedy to sobie uwiadomi odskoczya ostatnia zapadka w przyblokowanej szokiem pamici. Przypomnia sobie kim jest i co robi w tej lenej guszy rozcigajcej si we wszystkie strony.
Jako sierant 6 karnego Legionu Oddziaów Szturmowych bra udzia w puapce zastawionej na grup buntowników, którzy mieli zamiar opanowa i zniszczy generatory pól deflekcyjnych, chronicych imperialn Gwiazd mierci przed atakiem. To miaa by kolejna rutynowa potyczka w trwajcej od kilkunastu lat wojnie podjazdowej, kolejna atwa akcja, po której ogupiali rebelianci sami bezradnie rzucaliby bro. Zakl gniewnie w mylach, ostronie siadajc na lecym obok pniaku.
Z pocztku wszystko szo wietnie. Dziki danym wywiadu Galvin i dwa tuziny innych zwiadowców z 1 plutonu nie mieli najmniejszych problemów z wykryciem i namierzeniem przeciwnika. Rebeliantów byo niewielu, nie mieli dokadnego rozpoznania i dziaali nerwowo. Zaatakowali zgodnie z przewidywaniami, w momencie kiedy ich flota wysza z hiperprzestrzeni i w szyku Pika/Ekran ruszya do ataku na Gwiazd mierci.
Przygwodono ich bez trudu. Ale kiedy wyprowadzono t sab, rozbrojon grupk z bunkra kontrolnego wszystko zaczo si nagle psu. Skraje polany niespodziewanie zaroiy si od owych niewielkich, niedwiedziowatych stworze yjcych w tutejszych lasach, a które zdaniem Sztabu byy cakowicie niegrone. Nim ktokolwiek z oficerów zdy zareagowa na ustawionych po bunkrem szturmowców run grad strza, oszczepów i kamieni. Bro ta nie bya wprawdzie szczególnie grona dla pancerzy szturmowych, ale jej napór ilociowy czciowo równoway brak skutecznoci. W eterze zapanowa chaos i zaczto wydawa wzajemnie sprzeczne rozkazy. Trzeci pluton stojcy na lewo od wyjcia z bunkra rzuci si do lasu, w lad za umykajcymi stworzeniami. onierze Floty stojcy obok natychmiast runli do bunkra, zasuwajc za sob wrota ochronne, jakby zaatakowa ich cay puk przeciwników. Pozostali szturmowcy rozproszyli si po drugiej stronie polany pozwalajc grupie rebeliantów odzyska bro i, co najgorsze, inicjatyw. Kto, Galvin nie pamita kto, wezwa zaczajonych za wzgórzem zwiadowców na gravskuterach i posa ich w gstwin po zachodniej stronie lasu, w wyniku czego wikszo z nich si rozbia. Galvinowi jako jednemu z nielicznych udao si unikn zderzenia z drzewem, ale to, e zwolni uczynio go wietnym celem dla przeciwnika. Chwil póniej co strcio go z maszyny wprost na drzewo.
Ponownie zakl. Przysig sobie odnale oficera, który by odpowiedzialny za skierowanie tylu ludzi wprost w ramiona mierci. Rozejrza si wokó usiujc ustali gdzie jest.
Sta w niewielkim zagbieniu poronitym szczelnie bujnymi paprociami. Paprocie te czciowo zamortyzoway jego upadek. ledzc ich poamane odygi mona byo wywnioskowa z jakim impetem si po nich przetoczy. Podniós wzrok nieco wyej, wprost na widoczn w przewicie zielonego stropu tarcz soca. By ranek nastpnego dnia po owej fatalnej potyczce.
Zastanowi si nad jej wynikiem. Ile czasu mogo zabra batalionowi szturmowców wyposaonemu w kroczce, szturmowe AT-ST i osanianemu przez zwiadowców na gravskuterach rozgromienie grupki buntowników i uzbrojonych w archaiczn bro tubylców? Z pewnoci niewiele. W takim razie dlaczego nikt go jeszcze nie odnalaz? Zdezorientowany sign do pasa po sygnalizator i pokrci gow ze zoci. Sygnalizator znikn, musia zsun si z zaczepu podczas upadku. Bez sygnalizatora odnalezienie kogo lecego bez przytomnoci w dywanie paproci byoby cudem, a Galvin swój limit cudów wyczerpa ju wczeniej.
Wla do garda par yków z manierki, reszt wody spukujc twarz, Poczu si nieco lepiej. Ustali waciwy kierunek marszu sprawdzajc namiernik orbitalny na przegubie. Zrobi kilka kroków naprzód, zataczajc si. Nadal nie czu si zbyt pewnie. Poluni zapicia munduru przy szyi i gbiej odetchn. Ttent pod czaszk nie usta wprawdzie cakowicie, ale osab wystarczajco.
Ponaglajc samego siebie w mylach wspi si po agodnym zboczu zagbienia ruszajc w kierunku bazy. Wybiera najprostsz drog, a gdzie musia - przedziera si przez krzaki. Omija grube jak domy pnie drzew oraz otwierajce si niekiedy w ziemi wyrwy. Kiedy wdrapa si na do stromy pagórek i spojrza na znajdujc si za nim polan, zatrzyma si zdumiony.
Polana bya waciwie pytk kotlin w ksztacie nieco nieforemnej elipsy, rozpocierajc si w kierunku zachodnim. Na jej dnie trwao rozrzuconych kilkanacie wraków. Cz z nich bya rozpoznawalna jako AT-ST, przechylone pod dziwacznymi ktami lub lece na bokach strzaskanych wieyczek. Wiele dymio jeszcze, podobnie jak osmalone strzpy gravskuterów powbijanych w niektóre drzewa, znaczcych ich pnie ciemnymi plamami. Widok poniszczonych maszyn by jednak niczym wobec zacieajcego przestrze kotliny dywanu cia, jakby uzupenienia poamanego lenego poszycia. Galvin ogarn zdezorientowanym wzrokiem otoczenie i uwiadomi sobie nagle, e wikszo zabitych ma na sobie biae pancerze szturmowe. Gdzieniegdzie migay te szare mundury oficerów, lecych rami w rami ze swoimi podkomendnymi. Niewielkie podwyszenie mniej wicej w rodku kotliny byo cae poorane wybuchami, a sylwetki szturmowców leay rozmiecione wokó jak patki biaego kwiatu. Wygldao to na ostatni posterunek.
Bitwa musiaa by zajada sdzc po pniach okolicznych drzew, podziurawionych, popalonych, a niekiedy nawet rozszczepionych trafieniami z plazmowych dzia i karabinów. Skoczya si dawno, pi albo i sze godzin wczeniej, bowiem wszystkie pomienie, jakie musiay zosta wzniecone teraz co najwyej si tliy.
Galvin ostronie, tak aby nie naruszy ciszy, spowijajcej kotlin niczym caun, zsun si na jej dno i ruszy przez pobojowisko. W mijaniu coraz to nowych cia i strzaskanych metalowych konstrukcji kryo si co bardzo dostojnego, niczym w odwiedzaniu galerii sztuki, lecz Keithowi nie przyszed do gowy taki punkt widzenia. Opanowaa go naga obawa, bardzo nie sprecyzowana, e sytuacja wyglda gorzej ni przypuszcza. Bkajc si w gszczu cia i wraków szuka odpowiedzi, które mogyby go upewni o czym przeciwnym, jednak wnioski jakie wycign do tej pory nie napaway go optymizmem.
Zauway cztery róne totemy kompanijne widoczne na mundurach zabitych szturmowców, dokadnie tyle ile oddziaów brao udzia w akcji przechwycenia rebelianckiego rajdu. Sdzc po rozproszeniu poszczególnych plutonów jednostki nie zachoway podczas walki dyscypliny i szyku, a jedynymi powodami takiego zachowania moga by utrata cznoci z dowództwem lub, co bardziej prawdopodobne, panika. Nastpia katastrofa, sytuacja wymkna si spod kontroli i nie znalaz si nikt kompetentny, kto zdoaby j opanowa. Bitwa, która rozegraa si w kotlinie, Galvin a zatrzyma si owiecony t myl, wcale nie miaa na celu odepchnicia atakujcych stworze i garstki rebeliantów z powrotem do lasu. Miaa ocali ca grup operacyjn Imperium przed zagad, pozwoli batalionowi szturmowców przedrze si do bazy i dotrze na kosmodrom. Nie powiodo si to jednak i oddzia skona w starciu.
Co byo jednak nie w porzdku. Tej masakry nie mogy dokona uzbrojeni w kamienn bro tubylcy, nawet wspierani przez tuzin rebeliantów, tak jak udao im si to z trzema plutonami pilnujcymi bunkra. Aby tego dokona potrzeba byo powaniejszych si, co najmniej puku. Skd one si wziy? Co zatem stao si z bunkrem kontrolnym i Gwiazd mierci?
Galvin zerkn w gór usiujc przebi wzrokiem baldachim lici, ale nie móg dostrzec stacji bojowej. Jego pewno co do faktu, e Gwiazda mierci nadal tam jest zostaa nagle zachwiana. Zakl i ruszy naprzód zerkajc na kompas, aby uchwyci waciwy kierunek. Otumanienie i pewna beztroska, które towarzyszyy mu od momentu ocknicia si teraz znikny bez ladu. Pozostaa tylko niepewno.
Zawsze uwaa si za urodzonego onierza, chocia nikt z jego najbliszych nie mia wikszej stycznoci z wojskiem. Kiedy po roku nauki rzuci studia medyczne, aby zacign si do jednego z Legionów imperialnych, rodzina odcia si od niego jak od trdowatego. Kiedy by modszy pogardza ich niemal fetyszystycznym kultem wiedzy, a decyzj o zacigu podj pod wpywem impulsu. Teraz, po paru latach zrozumia ich punkt widzenia, ale i on mia swoje racje. Robi to co lubi.
Owszem, zdarzay si zgrzyty, i to do czsto, gdy nadchodziy rozkazy pacyfikacji osiedli i kolonii niezbyt ulegych wzgldem Imperium. A wiadomo, rozkaz to rozkaz. Galvin nie by jednak sadyst i nie lubi sadystów. Wiadomo o spacyfikowaniu przez 12 Legion Oddziaów Szturmowych miast na planecie Sylidon wywoaa w nim gboki niesmak. Przede wszystkim dlatego, e z tego powodu do Rebelii przyczyo si nastpne pi systemów. Imperium wydawao si popenia bd za bdem.
Dosuy si stopnia porucznika, ale poniewa raziy go wzajemne animozje w dowództwie Legionu, przeniesiono go do 6 Karnego Legionu Oddziaów Szturmowych i zdegradowano. Stanowisko dowódcy plutonu dla czowieka o jego umiejtnociach taktycznych byo jak policzek. W dodatku 6 Legion by jednostk wsawion rónymi brudnymi i brutalnymi akcjami na obszarze caej Galaktyki. Jego autorstwa bya midzy innymi masakra tatooiskiego osiedla Anchor Heat oraz atak na dyplomatyczn korwet senack na orbicie tej planety. Kiedy fakty te dodano do wczeniejszych zbrodni popenionych przez t jednostk - 6 Legion sta si najbardziej znienawidzonym sporód wszystkich jakie Imperium posiadao. Teraz, na poronitych paprociami polanach tej planety nadszed czas zapaty.
Rozmylania przerwa Galvinowi nagy szelest gdzie z boku. Móg go spowodowa jaki przedstawiciel licznej tutaj fauny, ale Keith wola nie ryzykowa. Uskoczy za najblisze drzewo wydobywajc z kabury przy kolanie may miotacz laserowy, by chwil potem wyjrze ostronie z broni gotow do strzau. Jego uwag przycign sterczcy opodal wrak kroczcego AT-ST. Maszyna miaa cakowicie skruszone lewoburtowe systemy hydrauliczne i pknity wspornik. By to rezultat zderzenia z pniem citego drzewa zepchnitym z prawej strony kotliny. Oprócz tego salwy z ciszej broni wybiy w pancerzu kilka otworów, których poszarpane, popalone brzegi przypominay otwarte do krzyku usta. Szczeliny obserwacyjne w górnej czci kaduba byy martwe, ale Galvin by przewiadczony, e to wanie stamtd doszy go szelesty. Postanowi zaczeka chwil.
Nie czeka dugo. Z wazu umieszczonego na górze kaduba wraku nagle wychylia si jaka sylwetka i zrcznie zelizgna si po boku maszyny. Keith bez trudu rozpozna mundur tamtego, gboka czer charakteryzowaa operatorów-pilotów Korpusu Zmechanizowanego. Postaci brakowao tylko zdobicego gow rozoystego hemu. Opuszczajc miotacz wyszed zza drzewa.
- Hej - zawoa w kierunku onierza - Co tu si ...?
W poowie wypowiedzi gos uwiz mu w gardle. Tamten bowiem niespodziewanie rzuci na ziemi trzymany pod pach pakunek, doby broni i dwukrotnie nacisn spust rzucajc si desperackim szczupakiem za oson. Galvin wykona rozpaczliwy unik i obie czerwone, opalizujce igy przemkny obok niego osmalajc pobliskie drzewo. Klnc na czym wiat stoi wczoga si za stert spróchniaych gazi.
- Zwariowae? - rykn - Omal mnie nie zabie!
Operator-pilot musia take przey chwil konsternacji, bo odezwa si dopiero po chwili.
- Kim jeste?
- Sierant Keith Galvin, 2 kompania 6 Legionu - odpar nieco spokojniej Keith wodzc luf miotacza po okolicach schronienia przeciwnika - A ty co za jeden?
Znów nastpi moment ciszy.
- Varini. Hesser Varini, kapral, 1 sekcja wsparcia. Podejd tu to pogadamy.
- A dlaczego sam nie podejdziesz?
- Bo ci nie ufam.
- To mio z twojej strony.
Od strony Variniego nic nie nadbiego w odpowiedzi. Zapada cisza wróca impas w rozmowie. Galvin postanowi jednak za wszelk cen czego si dowiedzie.
- Hej, jeste tam jeszcze?
- Tak - mrukn Varini czujnie.
- Krcie si troch po tym pobojowisku, wic moe mi powiesz co si tutaj stao? - zapyta Keith rozgldajc si.
- Najpierw ty mi co powiedz - energicznie nakaza Varini nie wychylajc si nawet o cal zza osony - Podaj haso specjalne z akcji na Andal Andara.
Galvin zastanowi si chwil.
- Andal Andara? Szkoa oficerska Floty? Oddziay Szturmowe nie miay nic wspólnego z t pacyfikacj. Flota zrobia to na wasn rk. - odpowiedzia spokojnie - Czy o to ci chodzio?
Po drugiej stronie znad poamanych paproci ostronie wychyna posta przyciskajca do ramienia miotacz i zataczajc uki jego luf postpia kilka kroków naprzód. Galvin uczyni podobnie, ale wstajc zdecydowa si schowa miotacz do kabury. To czynio go wprawdzie bezbronnym, ale pomogo przeama nieufno tamtego.
- Jeszcze chwila, a odstrzelibym ci eb - mrukn Varini opuszczajc bro - Ale powiedzmy, e na razie ci wierz.
Zrobi kilka kroków wstecz i podniós upuszczon wczeniej paczk. Galvin zasalutowa mu pobienie, mimo, e Varini w zasadzie powinien zrobi to pierwszy, i spróbowa nada swojemu gosowi besztajcy ton.
- Co pan do cholery wyprawia, kapralu? - powiedzia dobitnie - Móg mnie pan zabi. Od kiedy to przestaa obowizywa na polu walki procedura rozpoznania ?
Varini spojrza na niego z mieszanin zaskoczenia i zoci.
- Do diaba, sierancie - wycedzi - To lepsze ni da si ustrzeli lub zapa patrolom rebeliantów.
- Co takiego? - wykrztusi Galvin natychmiast pojmujc sens wypowiedzianych przez operatora sów - Opowiadaj czowieku, opowiadaj!
- O czym? - Varini podejrzliwie zmruy oczy.
- O tym, co si stao! - doda Keith zataczajc rk uk w kierunku zamarych wokó nich wraków i cia - Dostaem czym w eb na samym pocztku i nie mam pojcia w jakim wiecie si obudziem.
- Nie ma co opowiada - mrukn Varini z trudn do zdefiniowania min - To koniec. Wszystko szlag trafi.
- Wszystko? W jaki sposób?
- Chcesz szczegóów? Prosz bardzo. Pamitasz jak zwiaa ochrona bunkra?
- Nie. Mówiem, e ...
- Dobra, syszaem. Jak tylko zaatakoway te podobno niegrone miki, zapanowa chaos - totalny chaos. Plutony przy bunkrze rozbiegy si w choler po lesie, a jedyny, który zosta na miejscu zaskoczony rozproszy si i rebelianci umknli. Okopali si przy wejciu do bunkra i odpierali wszystkie ataki jakie udao si zorganizowa. Jaki debil odwoa wszystkie AT-ST do pocigu, ale poniewa ruszyy w jednym kierunku - przeszkadzay sobie wzajemnie, zderzay si, grzzy w prymitywnych puapkach. Naszych w lesie wkrótce wyrnito. Moe siedziao tam wicej rebeliantów? Potem w jaki sposób jeden AT-ST przeszed w rce wroga i dobi resztki naszych szturmujcych pozycje rebeliantów pod bunkrem kontrolnym. Wtedy rebelianci wdarli si do bunkra i wysadzili emiter pola. Wtedy flota Rebelii rozprawia si z Gwiazd mierci, gdzie okoo dwudziestej czasu uniwersalnego. Ale to nie by koniec. Wówczas nadleciay transportowce pene wojska. Rebelianci odbili ldowisko i budynki koszar, a potem zepchnli do tej kotliny resztk garnizonu i zmiadyli. Wystarczy?
Keith wpatrzy si z zastanowieniem w Variniego. W cigu dnia zaledwie dumne Imperium otrzymao najciszy chyba cios w caej swojej historii. A przecie na Gwiedzie mierci by podobno sam...
- Czy Imperator si uratowa? - zapyta Galvin spogldajc mimowolnie w gór, w miejsce, gdzie kiedy unosia si stacja bojowa.
- Nie mam pojcia - Varini zaduma si nieco - Meldunki nic o tym nie wspominay, przynajmniej do chwili kiedy mogem je jeszcze odbiera. Kiedy zobaczyem ldujce transportowce rebeliantów rzuciem w krzaki swój komunikacyjny zom i zwiaem w las. Wolaem nie ryzykowa mierci lub niewoli. Nie wiadomo co gorsze...
Keith milcza. Wci trawi wiadomo o zniszczeniu Gwiazdy i prawdopodobnej mierci Imperatora. Nie, eby czu jaki sentyment do Imperium, owego megatotalitarnego tworu wielkiego samowadcy - senatora Palpatine. Wiedzia jednak, e upadek starego porzdku spowoduje wiele zmian. Niekoniecznie na korzy. Jako onierz byych Oddziaów Szturmowych nie mia czego szuka w armii rebelianckiej. A nawet gdyby mia - nie by pewien, czy skorzystaby z szansy. To oznaczao weryfikacj, zdrad przysig, skaz na honorze, a by moe pocigi za dawnymi przyjaciómi i sdy w imi nowo pojmowanej sprawiedliwoci i w odwecie. Czu wstrt do tego rodzaju podchodów. Kocha walk, bo w niej wszystko byo proste, czarno-biae. Zabijasz lub giniesz. Nie wymagano podejmowania skomplikowanych decyzji, zwaszcza moralnych. W takim punkcie widzenia byo co szczeniackiego, wiedzia to, ale nie potrafi i nie chcia go zmieni. Wczeniej czsto bywa wiadkiem perfidii osób uznawanych za dojrzae i powane, w porównaniu z któr walka na bagnety, noe czy chociaby ordynarna strzelanina bya kwintesencj szczeroci. mier w walce wydawaa mu si o niebo czystsza od powolnego konania w otoczeniu osób perfekcyjnie udajcych wspóczucie.
- A co z tob? - zapyta nagle Variniego - Co zamierzasz zrobi?
Operator-pilot spojrza na niego przenikliwie i odpowiedzia spokojnym gosem:
- Mam zamiar przeczeka. Miesic, moe dwa. Tak dugo, dopóki rebelianci bd utrzymywali tu stan wysokiego pogotowia. Potem spróbuj przekra si na jaki statek i zwia dokdkolwiek. Moe mi pomoesz? We dwóch bdzie nam atwiej. I zdymy zebra wicej racji ywnociowych. Tu niedaleko mam niez kryjówk, wystarczy dla nas obu.
- Uwaasz, e to dobry pomys? - Keith spojrza na niego z namysem.
- Dlaczego nie - wzruszy ramionami Varini - Rebelianci przetrzsaj las jak wciekli. Jednoczenie przez radio i wzmacniacze nadaj gwarancje bezpieczestwa, a mimo to co jaki czas wybucha strzelanina. Patrole to pewnie sami nowi rekruci, takich zawsze rzucaj do piechoty planetarnej. Maj bardzo nerwowe palce na spustach.
Galvin potakn gow spogldajc na najbliszy wrak, poczu nagle wewntrzn pustk, jakby sytuacja, w której si znalaz nie miaa wyjcia. A moe nie miaa ?
- Jeste ze mn? - ponowi propozycj Varini.
Keith obróci si w jego kierunku.
- Jasne - rzuci nieco bez przekonania - Jestemy obaj w takim pooeniu, e musimy sobie pomaga. Bylebymy zdoali wydosta si z tej planety. I to jak najszybciej.
- Racja. - przytakn energicznie operator-pilot i rozejrza si wokó - Musimy zgromadzi jak najwicej arcia w jak najkrótszym czasie. Nie wiadomo ile czasu bdziemy czeka. Proponuj, ebymy si rozdzielili. Spróbuj tam i tam - wskaza na pónocny kraniec kotliny - Spotkamy si za kwadrans przy tym duym, czarnym drzewie.
Nie tracc czasu ruszy naprzód chowajc bro do kabury. W tym momencie wydarzenia potoczyy si lawinowo. Najpierw do ich uszu dotar ostry szum, wyprzedzajc nieco dwa gravskutery, które przemkny przez przeciwlegy kraniec kotliny. Chwil póniej pojawiy si jeszcze dwa, eskortujc duy transporter wojskowy i szerokimi ukami penetrujc teren. Varini i Galvin w uamku sekundy padli na ziemi i wczogali si za oson paproci i powalonych pni. Keith pokaza odlegemu od niego o kilka metrów Variniemu, eby odczoga si wstecz, do pytkiego, zaronitego krzakami wykrotu. Z niepokojem zauway u tamtego oznaki paniki. Operator-pilot by przeraony i wydawa si nie reagowa na energiczne gesty Keitha. Galvin skl go w mylach i zacz samemu ostronie si cofa nie spuszczajc wzroku z krcych opodal gravskuterów. Kiedy mia ju tylko jakie dwa, trzy metry do upragnionej kryjówki wydarzya si katastrofa.
Jeden ze skuterów skrci ostro w ich kierunku, zdecydowany jeszcze raz przeczesa pobojowisko, i przelatujc w pobliu kryjówki Variniego zwolni nieco, co dla Galvina byo zupenie przypadkowe. Wiedzia, e trudno byoby ich zidentyfikowa wobec mrowia cia w takich samych mundurach lecych wszdzie wokó. Wystarczyo pozosta w bezruchu.
Ale nie okazao si to dostatecznie jasne dla Variniego. W pewnej chwili nie zdoa utrzyma nerwów na wodzy i zerwa si na nogi otwierajc ogie do nadlatujcego rebelianta. Tamten dokona pynnego skrtu swoj maszyn, ale najwyraniej z powodu zaskoczenia nie zdoa go dokadnie wymierzy i wern si wprost w kadub zamarego, zniszczonego AT-ST. Eksplozja i sup ognia natychmiast zwróci uwag pozostaych rebeliantów. Kiedy Varini obróci si ruszajc biegiem w kierunku zwartej ciany krzewów i poszycia na pónocnej stronie kotliny, z prawej wyprysny jeszcze trzy gravskutery szukajc celów. Mogli strzeli mu w plecy nawet nie trudzc si zbytnim celowaniem, pomyla Galvin. Nie zastanawiajc si duej wydoby swój miotacz i wygarn w kierunku nadlatujcych. Zaskoczeni ostrzaem z boku przemknli tylko nad uciekajcym operatorem-pilotem i zniknli w lesie. Keith nie czeka na ich powrót, rzuci si w stron najbliszych krzaków na skraju kotliny. Biegnc kl Variniego, rebeliantów i swoj wasn gupot, która kazaa mu strzela. Nim zdoa dotrze do zbawczej osony dostrzeg jak z niewielkiego przesmyku midzy drzewami wyania si tyraliera postaci w mundurach koloru khaki, unoszc do ramion karabiny laserowe.
- Varini, na ziemi! - krzykn ostrzegawczo i wyldowa szczupakiem na ziemi oddajc kilka strzaów na lepo w kierunku przeciwnika. Kiedy obejrza si spostrzeg daremno swoich wysików. Nadal biegncy mimo ostrzeenia, zapewne totalnie przeraony operator-pilot, nagle zaama si po trafieniu w plecy, przetoczy kilka stóp darni i znieruchomia.
Bezsensowno tego zabójstwa rozczarowaa Keitha. Tak nie postpowali zawodowcy, tak postpowa ogupiay tum opanowany bez reszty chci zemsty. Szturmowcy rzadko czynili rzeczy zbdne, jak na przykad dorzynanie niedobitków po zakoczeniu walki. Gdy dysponowali przewag liczebn i techniczn zwykle poprzestawali na oguszaniu wroga fal szokow i odstawianiu go do najbliszej placówki wywiadu. Galvin zdawa sobie spraw, e przesuchania tam prowadzone byway czstokro gorsze od mierci, ale fakt pozostawa faktem. Rebelianci jednak woleli, aby jeszcze jedno ciao byego onierza byego Imperium doczyo do dziesitków innych, zacieajcych pobojowisko.
W pagórek obok jego gowy ugodzia czerwona smuga wzbijajc chmur pyu, chwil potem dwie identyczne trafiy w drzewo tu za nim. Keith wytkn pistolet zza osony wysyajc kilka strzaów w kierunku domniemanych stanowisk rebeliantów i zrcznie odczoga si wstecz lawirujc po drodze midzy kpami ciernistych krzewów. Pod oson grubego jak dom pnia powsta i rzuci si w kierunku pobliskiego skraju kotliny ldujc przewrotem w cakowicie osonitym zagbieniu. Nie tracc czasu zanurkowa naprzód w cian zielonych lici majc nadziej cakowicie zgubi przeladowców.
Po kilku sekundach zmagania z gitkimi gazkami przedar si na niewielk polank wpadajc wprost w ramiona biegncych w przeciwn stron dwóch rebeliantów. Tamci musieli wanie zeskoczy z zaparkowanego obok gravskutera i cigali z pleców karabiny laserowe odblokowujc bezpieczniki.
Galvin zwar si z pierwszym chwytajc jego bro za luf i wyprowadzajc cios kolanem w podbrzusze. Przeciwnik sapn rozluniajc mimowolnie minie co pozwolio Keithowi na zaskakujcy póobrót zakoczony silnym skrtem rk. Rebeliant przewin si Galvinowi przez biodro pozostawiajc mu karabin w doniach i padajc niezgrabnie na plecy. Nie gubic rytmu Keith zatoczy broni krótki uk i ugodzi drugiego rebelianta kolb w mostek, poprawiajc ciosem lufy w szyj. Kiedy tamten bezwadnie osuwa si na ziemi Keith odblokowa ju karabin i , obracajc si, unosi go do ramienia z zamiarem przybicia poprzedniego wroga seri do poszycia. Mimo jednak, e caa akcja zaja mu moe z sekund, by zbyt wolny. Pierwszy z przeciwników zdoa ju si odwróci lec i wydoby paralizator. W chwili, gdy Keith wycelowa w niego tamten nacisn spust.
Galvin poczu jakby niewidzialna ciana pdzca z du prdkoci wyrna go w czoo. Gwatownie wygi si wstecz i pad na plecy z takim impetem, e z ust wyrwa mu si mimowolny jk, a przed oczami zataczyy rónokolorowe krgi. Przez dusz chwil nie móg zrozumie co si z nim dzieje. Kiedy wrócio czucie w ramionach zatoczy nimi szerokie uki usiujc odnale wypuszczony przy upadku karabin, nie powiodo mu si jednak. Przewróci si na bok i spróbowa podnie na nogi, przypominajc sobie jednoczenie o kaburze przy kolanie. Sign tam na lepo zaciskajc do na pistolecie. W tej samej sekundzie odebra jakie podwiadome ostrzeenie od swoich zmysów. Poderwa si do skoku, ale za póno. Kto wymierzy mu z lewej silnego kopniaka w ebra ponownie zwalajc na ziemi. Pistolet wylizn si ze zdrtwiaej doni. Galvin wycign rk w kierunku, w którym bro moga upa, ale grad nastpnych ciosów przekona go do rezygnacji z zamiaru jej odzyskania. Spróbowa chwyci napastnika za nog otrzymujc w zamian energiczne kopnicie w szyj, które wygio go w uk z bólu. Otworzy zazawione oczy spogldajc w gór, na stojcego nad nim rebelianta i koniec lufy karabinu tu przy swojej twarzy.
- Nawet nie drgnij, cierwo - wycedzi tamten lodowato - Albo jeste trupem.
***
2.
onierz by mody, móg mie najwyej dwadziecia par lat, ale jego twarz, zwieczona hemem w maskujcych kolorach wydawaa si jaka postarzaa. Postarzaa wojn, postarzaa dowiadczeniem, postarzaa widokiem rzeczy, które miertelnie przeraziyby zwykego czowieka.
Zrobi krok w ty nakazujc gestem Galvinowi wsta. Porusza si zgarbiony jedn rk masujc sobie podbrzusze, podczas kiedy druga sztywno trzymaa karabin wymierzony wprost w gow przeciwnika.
Keith wolno podniós si na nogi masujc sobie szyj. Czu jak z nosa sczy si krew. Rebeliant zerkn na koleg, który zdy ju usi i usiowa otrzsn si z szoku.
- Jens - zawoa do niego - Co z tob?
Odpowied nadesza po duszej chwili.
- W porzdku. Masz go?
- Spoko, zawiadom baz i wezwij z powrotem transporter. Mam dla nich kolejnego pasaera.
Zrobi krok w prawo i podniós pistolet Galvina, podczas kiedy Jens ruszy od gravskutera zmaga si z radiem. Keith obróci si bokiem do nich przymykajc oczy. Mia do. W gruncie rzeczy nawet cieszy si, e to wszystko nareszcie si skoczy. Otar wierzchem doni krew cieknc z nosa uwiadamiajc sobie jednoczenie, e rebeliant z karabinem gapi si na niego. Waciwie nie tyle na niego, co na jego rami. Na tkwicy tam holograficzny totem z wyranie widocznymi symbolami Spa i Wa.
Tamten przez chwil wyglda na zdumionego. Tylko otwiera i zamyka usta usiujc co powiedzie. Jego oczy rozszerzyy si koncentrujc na totemie.
- 6 Legion. Jeste z 6 Legionu - wykrztusi w kocu przestajc si garbi. Chwyci mocniej karabin i podchodzc zdecydowanym krokiem do Galvina uderzeniem w gow ci go z nóg - To za Liqur Tanay skurwielu! Pamitasz Liqur Tanay!? - wrzasn uderzajc ponownie. I jeszcze raz. I znów.
Przez gow Galvina przemkny sceny z krwawej, brutalnej masakry kolonii handlowej na Liqur Tanay, gdzie na rozkaz Imperatora trzy kompanie Oddziaów Szturmowych spacyfikoway due miasto zabijajc niemal wszystkich jego mieszkaców. Zrobiono to w odwecie za przemycenie do rebelianckich systemów kilku transportów broni, czego dopucio si konsorcjum z tej planety.
Keith mia pojcia ile razy rebeliant uderzy go kolb, pi, moe dziesi - straci rachub po pierwszych trzech. Skuli si po prostu, chowajc gow pod ochraniacze na rkach. Co chwil czu tpnicia bólu, po których cae ciao przebiegay dreszcze. Kiedy ciosy ustay, Galvin przez chwil nie reagowa. Dopiero, gdy do jego uszu doszy odgosy szamotaniny odway si opuci blok. Kilka kroków od niego trwaa szarpanina, obaj rebelianci byli pogreni w bójce. Najwyraniej Jens stan w obronie maltretowanego Galvina. Keith nie traci czasu na przecenianie tego faktu. Podwign si na kolana i trzymajc do przy rozcitej skroni wystartowa, a waciwie spróbowa wystartowa, do biegu.
- Pu mnie, Jens - dobieg go krzyk - Ten dra ucieka!
- Nie ucieknie daleko, ma do - odpowiedzia drugi rebeliant - Ale masz przesta znca si nad nim. Chcesz, ebym zgosi raport? Andy, to byby twój czwarty taki numer. Pójdziesz pod mur!
Galvin przesta si zatacza, ruszy w kierunku najbliszych drzew. Nie dostrzeg jak za jego plecami Andy silnym ciosem powali swojego towarzysza na ziemi i dobywajc z futerau dugi, wski bagnet rzuci si w pogo. Dopad uciekiniera po paru skokach i obaj upadli na muraw. Keith na lepo zdoa jako wychwyci zadane przez rebelianta uderzenie unieruchamiajc poyskujce ostrze kilka zaledwie centymetrów od swojej twarzy. Przeciwnik jednak zacz napiera przeginajc jego blok, tak, e po chwili klinga skaleczya Keitha w gardo.
- Id do pieka, psie - wycedzi rebeliant z nienawici, a Galvin z rezygnacj skoncentrowa wzrok na ostrzu.
- Gerter! - krzyk nadbieg od strony skraju kotliny, który nagle zaludni si grup onierzy w mundurach khaki - Rzu ten nó, skurwysynu!
Ryzykujc rozcicie aorty Galvin zerkn w lewo. Na czele grupy rebeliantów pojawi si wysoki, rudobrody mczyzna ze szlifami sieranta na ramionach. Marsowym wzrokiem mierzy klczcego na piersi Keitha onierza.
- Rzu ten nó i wsta, gnido - doda sierant i Galvin zrozumia, e to on krzykn poprzednio - Tym razem zapaem ci na gorcym uczynku, nie wywiniesz si od trybunau. Podnie dup jak mówi do ciebie starszy stopniem!
Gerter powoli wsta. W jego oczach wrza tumiony gniew.
- W porzdku, sierancie Baness - powiedzia kto mikko zza jego pleców - Ju wystarczy. Niech si pan opanuje.
Galvin otar przedramieniem skro znaczc ochraniacz smug jasnej krwi i spojrza w tamtym kierunku.
Nienagannie skrojony, czysty mundur koloru khaki ze starannie odprasowanymi kantami wydawa si czym niemal niestosownym w tej guszy, ale lea na niej doskonale. Naleaa zreszt do tej nielicznej grupy kobiet, która potrafiaby nosi z wdzikiem nawet porwan szmat zszyt konopnym sznurkiem. Bya nisza od barczystego sieranta i poruszaa si z niezaprzeczaln gracj. Kiedy podesza bliej, ona i Keith skrzyowali spojrzenia. Miaa ciemne, krótko cite nad czoem, a na karku spite w duy pukiel wosy, które okalay twarz o wielkich, piwnych oczach, drobnym nosku i wskich, wyranie zarysowanych ustach, wydajcych samorzutnie skada si do umiechu. Jej rami zdobia kolorowa, oficerska baretka porucznika, kócc si z przypuszczalnym wiekiem jej wacicielki.
Dziewczyna odwrócia wzrok na stojcego obok onierza, tego, który wczeniej próbowa zabi Keitha.
- Kapralu Gerter - wycedzia - Zosta pan ostrzeony na odprawie przed praktykami tego rodzaju. Nie widz innego wyjcia jak oskary pana o prób zabójstwa z premedytacj. Po powrocie do bazy zgosi si pan do dowódcy swojej kompanii. To wszystko. Moe pan ...
- Akurat! - krzykn Gerter ostro i zrobi krok wstecz opuszczajc rce. Galvin dostrzeg jak sierant cisn mocniej kolb swojego karabinu - Wy potraficie tylko dyskutowa i dyskutowa, w kóko o tym samym! Gdzie bylicie dwa lata temu, kiedy on i jego kumple zabili moj rodzin na Liqur Tanay? Kto ma dochodzi sprawiedliwoci?!
- Jeeli bra udzia w masakrze, zostanie wszczte ledztwo - dziewczyna zachowaa zimn krew - Odpowie za to, bd pewien.
- Ja to zaatwi tu i teraz - wskaza na lecego Keitha.
- Nie - stwierdzia jakby ze zmczeniem porucznik.
W tej samej sekundzie na Gertera rzucio si z tyu dwóch innych kolegów i obezwadnio.
- Zabierzcie mu bro i skujcie - nakazaa dziewczyna, a Galvin nareszcie zidentyfikowa jej akcent. Co kto taki jak ty robi na wojnie?, mrukn do siebie umiechajc si kwano w mylach.
Spotkao go zaszczyt bycia schwytanym przez prawdziw galaktyczn arystokratk. Czonkini jednego z wysokich rodów, nastpczyni dugiej linii przodków, której krew bya zapewne równie bkitna co przyprawa z Kessel. W pocztkowej fazie wojny domowej, kiedy Zwizek Rebeliantów by sab i praktycznie pozbawion szerszego wsparcia organizacj, szlachetnie urodzonych wstpujcych w jego szeregi uznawano za pariasów, a oni sami kierowali si raczej dz przygody ni pragnieniem walki o wolno. Imperator zdoa ugaska wysokie rody nadajc im traktatem z Inseh immunitety rodowe i swobody polityczne. Dopiero kiedy wybudowano Gwiazd mierci okazao si co te obietnice s warte, niczym stao si uznanie opinii publicznej wobec militarnej potgi Imperium. To zmusio seniorów rodów do dziaania. Zwycistwo w bitwie o Yavin i zniszczenie pierwszej Gwiazdy mierci podnioso presti Rebelii, spowodowao te wzrost zaufania do niej. Tu i ówdzie zaczto nawoywa do wstpowania w szeregi powstania, obdarowywano organizacj sprztem wojskowym i duymi sumami kredytów. Nagle okazao si, e wysokie rody te maj w Rebelii swój wasny interes. Z uwagi na t wydatn pomoc szlachetnie urodzeni ochotnicy otrzymywali zwykle honorowe stopnie oficerskie i, w miar moliwoci bezpieczne dla nich stanowiska tyowe. Na przykad oficera ledczego, tak jak dziewczyna stojca obok Keitha.
Spojrzaa na niego ponownie. Musna oczami totem na jego ramieniu, ale nie daa po sobie pozna, e wie co on oznacza.
- Podniecie go i opatrzcie - powiedziaa spokojnie - Potem niech doczy do pozostaych.
- Dzikuj - odpar Keith wolno si podnoszc - Jestem pani dunikiem.
Cia go w twarz wzrokiem niby kling lodowego miecza.
- Moe pan sobie zatrzyma t wdziczno - wycedzia chodno - Nie potrzebuj jej i nie sdz, abym kiedykolwiek potrzebowaa.
- Jasne - skwitowa spokojnie - Zawsze mona tak powiedzie.
- A czego pan oczekiwa? - dodaa ze zmczeniem - e oddam honory? Wznios okrzyk tryumfu? Pozwol nosi w niewoli szabl u boku?
Nie odpowiedzia. Wpatrywa si tylko w jej oczy. Rebelianci wokó znieruchomieli przysuchujc si tej wymianie zda.
- To jest wojna, czowieku - mrukna gorzko - Ciesz si, e yjesz.
- Przeycie to nie wszystko - stwierdzi cierpko - Czasem moe by kar za grzechy, których si nie popenio.
Umiechna si okrutnie.
- Spójrz na swoje rami, onierzu - powiedziaa lodowato - Na swój totem. Jak moesz mówi o grzechach, których si nie popenio? Czy znasz w ogóle znaczenie sowa grzech?
Galvin wyprostowa si nagle, jakby z dum.
- Nigdy nie strzeliem nikomu w plecy.
Jeden z rebeliantów nie wytrzyma.
- Oprócz setki niewinnych ludzi na Liqur Tanay, Daen'khaan i w Podwójnym Systemie Irtrian nikomu! - krzykn nieopanowanie - Ty psie, jak moesz ga tak w ywe oczy?
Wzrok Galvina spocz na nim.
- Bye tam i widziae. - zauway Keith spokojnie - Pewnie wiesz najlepiej.
- Jeste z 6 Legionu, facet - odpar tamten tumic furi - Lepiej si zamknij, bo…
- Spokój ! - krzykna dziewczyna czujc, e sytuacja zaczyna wymyka si spod kontroli - Nie bdziemy bawi si w dyskusje. W ogóle caa ta rozmowa jest zbdna. Wynomy si std. Dalej!
Sanitariusz spryska ran na czole Galvina opatrunkiem w sprayu i dwóch onierzy chwycio go pod rce.
- Pójd sam - zaprotestowa, ale i tak zawlekli go pod sam transporter. To bya dua, stara maszyna ze ladami brutalnego usuwania cesarskich gode. Wewntrz byo duszno, w kcie siedziao trzech innych onierzy Imperium. Rebelianci wepchnli Galvina do rodka i sami take wsiedli zajmujc pozycje tu przy rufowych drzwiach. Przez umieszczone w burtach pojazdu okna mona byo zobaczy co dzieje si na zewntrz. Keith usiowa odnale miejsce, gdzie lea Varini, ale transporter niemal natychmiast po zamkniciu drzwi uniós si i ruszy naprzód.
***
3.
Wntrze maszyny wypenia szum powietrza omywajcego kadub, niekiedy syszalny by te wysoki pisk generatorów. Obok burt co chwil migay rozmyte, szare pachty pni mijanych drzew, a niekiedy przez liciast kopu lasy przenikay promienie soca zmuszajc Galvina do zmruenia oczu.
Natychmiast zauway kiedy minli lini sensorów wartowniczych i wlecieli w poblie bazy. Droga poudniowa wioda korytem niewielkiego potoku o gadkich, pozbawionych drzew brzegach, wprost ku koszarom i kosmoportowi. Widok, jaki otworzya ona oczom Keitha by niemal dokadnie taki, jak jego najgorsze przewidywania.
Teren wokó koszarów zamieni si w pobojowisko. Trzy z czterech hangarów byy wysadzone i pony jasnym ogniem podsycanym poszarpanymi instalacjami gazowymi. Budynki koszarów podziurawiono salwami dzia plazmowych jak sito, w zachodnie skrzydo tkwi wbity kadub desantowca planetarnego z herbem Republiki na burcie. Keith naliczy co najmniej dziesi spalonych AT-ST i cztery roztrzaskane Walkery. Przedpole usiane byo mnóstwem cia, przewanie w biaych uniformach szturmowców. Grupki obdartusów, zapewne jeców, zajmoway si ich usuwaniem. Pyty ldowiska nie mona byo dostrzec, ale prawdopodobnie wszystkie stojce tam maszyny zostay zniszczone w momencie ataku. Nad caym tym obszarem niczym ponury duch zagady wisiaa chmura dymu z poncego lasu, poar wzniecio zapewne wysadzenie emitera pola deflekcyjnego.
Transporter pynnie skrci, zwolni i agodnie osiad obok wybetonowanej pochylni wiodcej do podziemnych garay. Drzwi zoyy si z cichym sykiem i obaj stranicy wyskoczyli na zewntrz gestami ponaglajc Keitha i pozostaych.
- Niech pan ich zabierze na poziom Dwa, sierancie - rozkazaa dziewczyna, wyskakujc z przedziau bojowego maszyny - Tam poczekaj na przesuchanie.
- Przesuchanie? Jakie przesuchanie? -zapyta Galvin patrzc na ni - Imperator nie yje. Vader nie yje. Floty Imperium ju nie ma. Po co wam zeznania grupy szaraków?
Znów poczu na sobie jej lodowaty wzrok.
- Dosta pan rozkaz, sierancie - powtórzya nie odrywajc wzroku od Galvina - Prosz go wykona.
Ponaglani szturchniciami karabinowych luf szturmowcy weszli do budynku i dotarli korytarzem do stacji wind, nadzorowani przez sieranta. W kabinie windy by tok, ale aden ze schwytanych nie próbowa przej inicjatywy. Wszyscy byli zbyt przygnbieni lub zmczeni.
Na poziomie Dwa mieciy si dawniej oddziay szpitalne i ambulatoria, ale rebelianci zlokalizowali tu kwatery swojego sztabu. Zapewne dlatego, e tam byo najmniej zniszcze, domyli si Keith. Kiedy drzwi windy rozsuny si, oczom Galvina ukazao si mrowie oficerów spacerujcych korytarzem. May konwój jeców ruszy naprzód, wzdu szeregu wielkich okien cigncych si na zachodniej cianie. Sierant Baness i trzej jego podwadni salutowali co chwil mijajcym ich rebeliantom. Galvin dostrzega na ramionach tamtych dystynkcje pukowników i majorów. W dalekiej perspektywie korytarza nagle zapanowao poruszenie, prce naprzód grupy majorów i pukowników zatrzymay si salutujc, a warta przy szerokich drzwiach wyprya prezentujc bro. Wynurzya si stamtd dziwna para, wysoki ciemnowosy mczyzna w skórzanej kamizelce, niezbyt wygldajcej na mundur, i niska, zgrabna kobieta z wosami splecionymi w dziwne warkocze po bokach gowy. Oboje rozmawiali z oywieniem, najwyraniej doskonale si znali, i do obojtnie odnosili si do salutujcych oficerów. Genera, pomyla kwano Keith, genera i jego ksiniczka.
Baness nakaza im skrci w klatk schodow i zej na pópoziom. Minli kilka sal szpitalnych wypenionych, jak dostrzeg Keith, rannymi rebeliantami. Potem napotkali kilka podobnych konwojów, zmierzajcych w przeciwnym kierunku. Dawni onierze Imperium wygldali na zaamanych i spospniaych, kiedy wyaniali si z boków korytarza, z gabinetów zamienionych teraz zapewne na pokoje przesucha lub nawet sale sdowe.
Jeszcze jedna klatka schodowa. Tym razem zeszli poziom niej, aby stan pod duymi drzwiami, w których Keith z trudem rozpozna wejcie do hali rozrywkowej.
- Nowi jecy - powiedzia Baness do grupy siedzcych pod cian onierzy - Patrol porucznik Martine Dian Daarenis.
Jeden z tamtych wsta, wysoki, czarnoskóry czowiek w rozpitym mundurze i z czapk oficera Imperium zaoon daszkiem do tyu.
- Jestem porucznik Kharrane, dowodz tu - mrukn spokojnie, nie odpowiadajc na salut sieranta - Zostawcie ich i moecie spada. Ju nikomu nie zaszkodz.
Baness spojrza na niego nieco krzywo, po czym doni da znak swoim ludziom. Szturmowców pchnito pod cian z rkami na karkach, nastpnie eskorta znikna za zakrtem korytarza pozostawiajc ich w rkach grupy porucznika. Kharrane stan przed nimi i kaza im si odwróci, przebiegajc wzrokiem od jednego do drugiego.
- Nie chc adnych wygupów, bójek czy innego zamieszania - oznajmi spokojnym, jakby zmczonym, gosem - Jestecie teraz jecami, bdziecie czeka na przesuchanie i rozpraw. To potrwa kilka dni. Nie musicie si martwi tym co bdzie potem. Teraz ...
- Czy moemy pozby si tych niewygodnych mundurów i zosta opatrzeni? - zapyta szturmowiec stojcy obok Galvina wskazujc koleg ciskajcego ran na przedramieniu.
Kharrane wyglda na zdumionego. Lekkim krokiem podszed do mówicego i na odlew uderzy go w twarz. Jeniec zachwia si i zapa za szczk.
- Nie odzywaj si, gdy nie jeste pytany - wycedzi kapitan wskazujc go palcem.
Tamten przesta si chwia i zaatakowa bykiem krzyczc z wciekoci. Ostrzeony tym krzykiem Kharrane zdoa si uchyli i zwiza z nim w zawzitej walce. Szanse na zwycistwo mia w niej tylko ten mniej zmczony. Galvin ruszy na pomoc, ale w tym momencie wkroczyli pozostali rebelianci walc kolbami karabinów i spychajc jeców z powrotem na cian.
Kiedy wreszcie Kharrane zmczy si kopaniem nieprzytomnego szturmowca, wyprostowa si i rzuci chrapliwie - Do rodka z nimi!
Drzwi od hali rozrywkowej otworzyy si odsaniajc tum postaci, w który po kolei wpychano jeców za pomoc kopniaków i brutalnych pchni.
Na progu Galvin straci równowag i wyoy jak dugi zderzajc si z kim lecym na pododze. Tamten nieomal zawy i skrci si z bólu obejmujc domi grubo zabandaowane udo.
- Uwaaj troch - wycedzi sabym gosem nie otwierajc nawet oczu, eby spojrze na Keitha. Lea na warstwie kilku kocy, a pod gow jaka pomocna do podoya mu kurtk mundurow. Opatrunek na nodze wyglda na od dawna nie zmieniany. Galvin ogarn wzrokiem otoczenie. Na pododze leao jeszcze wielu podobnych poszkodowanych z poszarpanymi lub amputowanymi koczynami, a pod cianami siedzieli te inni, z bandaami na oczach, badajcy podog wokó dotykiem doni. Nie byo wida adnych kroplówek, wieych opatrunków, stymulatorów czy chociaby ladów jakiej bardziej zaawansowanej pomocy lekarskiej. Wygldao na to, e umieszczono tutaj wszystkich jeców, niezalenie od ich stanu. W powietrzu czuo si atmosfer rezygnacji i kracowej apatii.
Sala bya do duga i szeroka, ale niska i przez to bardzo duszna. Usunito z niej wszystkie meble i automaty pozostawiajc oprócz goych cian jedynie ozdobione rolinnymi motywami puste cokoy po popiersiach Cesarza oraz dwa zestawy polowych latryn, od których dolatywa zapach biologicznego rodka dezynfekcyjnego. W tej chwili kbio si tutaj grubo ponad stu ludzi, a by moe i wicej. Co najmniej poowa z nich bya ranna, w tym wikszo do powanie, co przy zerowej sterylnoci otoczenia oznaczao dla nich mier lub kalectwo. Niektórzy zapewne ju konali. Zapomniani i niepotrzebni.
Koniec sali gin w pómroku, bo wiksza cz lamp na suficie bya potuczona, wiecio moe z pi, a okna zostay na stae zasonite grubymi, ochronnymi okiennicami. Wród jeców wyróniay si dwie skupione grupy ludzi, oddalone od siebie o kilka metrów - Galvin domyli si, e to wanie tam znajduj si wyloty szybów wentylacyjnych. Z niesmakiem przedar si przez zaduch i podszed do ciany bez skrupuów pozbawiajc najbliszego lecego rannego nakrywajcego go koca. Rozcieli go na pododze i usiad wycigajc nogi. Rozluni minie, dopiero teraz zdajc sobie spraw jak jest zmczony. Odpi sprzczki munduru i cign ochraniacz torsu przez gow odrzucajc go z niechci w bok. Przymkn oczy i kilkakrotnie pokrci gow, czujc jak wewntrz odywa ból, nie tak silny jak poprzednio jednak bardzo nieprzyjemny. Na szczcie sen zblia si milowymi krokami.
- Dlaczego zabrae temu rannemu koc?
Opuci gow otwierajc oczy. Przed nim sta mody, dobrze zbudowany mczyzna w nieco podartym mundurze oficerskim. Na ramionach mia lady po zerwanych szlifach.
- Co? - wykrztusi Keith dopiero teraz przytomniejc.
- Pytaem dlaczego zabrae temu rannemu koc? - powtórzy oficer, a Galvin zmierzy go wzrokiem. Twarz tamtego wydaa mu si znajoma. Skd?
- Jemu i tak nie jest potrzebny - odpowiedzia wskazujc zabandaowan gow lecego. Pocign nosem - Czujesz? To gangrena. Zakaenie zabije go w cigu dnia, najwyej dwóch.
- Skoro wytrzyma dotd to musi by bardzo odporny - rzuci zimno tamten nie odrywajc wzroku od oczu Keitha - Daem mu wczoraj surowic, któr przemyci jeden z naszych. Wytrzyma, jeli tylko bdzie mia spokój i ciepo. Ale ty zabrae mu koc.
- Wokó masz mnóstwo takich, którym i tak jest wszystko jedno - zauway Galvin robic zamaszysty ruch rk - Niewielu z tych rannych wyjdzie std z yciem, poowa i tak jest przez cay czas nieprzytomna, moe nie yj. Wystarczy sign.
Przez chwil mierzyli si wzrokiem w milczeniu. potem oficer zrobi ruch jakby chcia si odwróci, ale nie zrobi tego.
- Przemawia przez ciebie prawdziwy skurwysyn - odezwa si wreszcie - Po prostu poddae si. Cay nasz wiat ley w gruzach, ale czy to powód, aby przemieni si w zwierz? Czy nie lepiej pokaza tamtym draniom po drugiej stronie, e wiemy co to jest honor? I e honor szturmowców te jest co wart?
Galvinowi szczka opada. Przez chwil nic nie mówi tamujc wzbierajc fal furii. Furii i deszczu obrazów, które odyy w pamici.
- Pan si nazywa Dillich, komandor Kerry Dillich - wycedzi lodowato - Pan mnie nie zna, ale ja pana tak. Suyem w Drugiej Kompanii Dalekiego Zwiadu, w Diabach, podczas ofensywy na Daen'khaan. Pamita pan zaog najwikszego bunkra chronicego kosmoport? Kaza pan ich rozstrzela z dziaek kiedy si poddali. Tak samo postpili pana ludzie z mieszkacami tego maego miasteczka, gdzie znaleziono par sztuk broni. Syszaem, e by pan te na Liqur Tanay i na Tatooine. Jeeli tyle jest wart ten paski honor, to niech si pan nim wypcha.
Twarz oficera zszarzaa. Galvin myla, e zacznie na niego krzycze, ale w oczach Dillicha bysna tylko gorycz.
- Ma pan racj. Zrobiem to - odezwa si spokojnie - I bez wtpienia kiedy bd musia za to odpowiedzie, ale…
- Dzie zapaty jest tu, tu - przerwa mu Keith - Oni maj zamiar przeprowadzi osobne ledztwo dla kadego z nas. Ale pewnie i bez tego przygwodziliby wszystkich. Nikt z nas i tak si std nie wydostanie.
- Moe tak, moe nie - mrukn Dillich, a jego twarz wrócia do normalnych kolorów - Chciabym jednak oszczdzi zbdnych cierpie tym ludziom.
- Nie ma pan referencji na zbawiciela.
- Teraz i tak nie ma to adnego znaczenia. Odda pan koc?
Galvin spojrza na niego przecigle, po czym wyszarpn materia spod siebie.
- Tylko niech pan daruje sobie t gadk o honorze - powiedzia bez poprzedniej zoci - Tym ludziom potrzeba pomocy medycznej i odpowiedniego traktowania, a nie honoru.
- Honor to wszystko co nam zostao.
- Czyli nie zostao nam nic.
Dillich puci to mimo uszu. Ponownie przykry kocem wci nieprzytomnego rannego i oddali si w gb sali.
Keith odprowadzi go wzrokiem, po czym przymkn oczy i spróbowa si zdrzemn, ale bez powodzenia. W pomieszczeniu unosi si cigy szum rozmów, ludzie krcili si, kaszleli. Czasami do sali wchodzia grupa rebeliantów zabierajc niektórych jeców ze sob. Czsto wynosili ich, kracowo wyczerpanych, na noszach. Nikt z tych ludzi nie wróci. Po jakim czasie Galvin zacz si zastanawia nad ewentualnym posikiem. Gód nie by na razie dotkliwy, ale nic nie wskazywao na to, e szybko bdzie go mona zaspokoi.
Lampy zaczy wieci coraz sabiej i zapad pómrok, a potem ciemno. Noc bya zsynchronizowana przez fotokomórki z noc zapadajc na Endorze. Nastaa wzgldna cisza i nareszcie mimo potwornie dusznego powietrza Galvin zdoa zasn.
Kiedy otworzy oczy lampy wieciy ju penym blaskiem. Spojrza na zegarek, wpity w ochraniacz. Dziesita. To znaczyo, e spa jakie pitnacie godzin, ale samopoczucie mia tak fatalne jakby w ogóle nie zmruy oka. Podnoszc si natrafi wzrokiem na rannego, tego samego, któremu poprzedniego dnia zabra koc. Nie musia go nawet dotyka. Sdzc z bezruchu, napicia mini i pozy w jakiej lea, nie y od kilku dobrych godzin. Keith pokrci z niechci gow i skl rebeliantów, ale bez pasji. Moe dla tamtego, byo lepiej, e umar. Oszczdzono mu przynajmniej plutonu egzekucyjnego.
Lustrujc sal zaczepi wzrokiem o dwa niewielkie kontenerowe pojemniki. Przecisn si bliej i obejrza je. Oba zawieray puste, wilgotne beczki.
- Co, nie zdye? - zapyta siedzcy obok szturmowiec - Chyba bdziesz musia poczeka do jutra. Rano znowu przynios.
- Co byo w tych beczkach?
- Jak to co? - zdziwi si tamten - Woda. Zawsze rano daj nam wod. Ci, którzy mog - pij. Do wieczora ju pewnie nic nie dadz. Jak zwykle.
Galvin bez sowa wróci na swoje miejsce od cian. Wytrzymanie jednego czy dwóch dni bez wody nie stanowio dla niego problemu, ale wnioski jakie nasuwao takie dziaanie rebeliantów nie byy wesoe. Ilo wody dostarczana jecom nie bya dua, nie bya nawet wystarczajca. Mogli dosta j tylko silni i sprawni, zdolni przepcha si do zbiornika. Ranni nie mieli szans, wikszo z nich nie moga nawet porusza si o wasnych siach. Takie ograniczanie racji byo zbdne, eby nie powiedzie - okrutne. Brutalne traktowanie jeców w trakcie tej wojny nie byo niczym nowym, ale przecie po tak miadcym zwycistwie ci, których Galaktyka znaa pod szyldem Zwizku Rebeliantów, ci szlachetni wojownicy o dobro sprawy powinni chyba okaza troch litoci lub przynajmniej traktowa jeców zgodnie z prawem wojennym. Nie zrobili tego jednak. Po prostu nie zrobili. Dlaczego?
W perspektywie sali dostrzeg Dillicha, który z podrcznej manierki poi jednego z rannych. Stranik honoru, mrukn do siebie Keith, Co ci si poprzestawiao kolego, ale cokolwiek robisz - rób to dalej . Oddali od siebie myl o pragnieniu, odpry si i przymkn oczy.
Jak godzin póniej pojawili si rebelianci. Kazali grupie jeców wynie ciaa zmarych tej nocy i Galvin dosta nareszcie swój koc. Potem powtórzya si procedura z poprzedniego dnia. Wybrali kilkunastu ludzi z pomidzy jeców i wyprowadzili ich na zewntrz. Ta grupa ju nie wrócia, ale przybyli nowi schwytani onierze Imperium. Galvin postanowi si wyczy, podoy sobie pod gow zwinity koc i spróbowa bez powodzenia zasn. Zgodnie z przewidywaniem ani woda, ani ywno nie pojawiy si ju do wieczora.
Nastpnego dnia obudzi si wczenie, okoo siódmej. Kontenery ju stay, tym razem trzy. Przebrn przez kbicy si przy nich tum i zdoa ugasi pragnienie. Odchodzc zauway jeszcze Dillicha, napeniajcego manierki. Niektórzy jecy obserwowali to z grob w oczach, ale na razie nikt nie atakowa.
Oprócz wody dostarczono te tym razem kilka kartonów suszonej papki misnej z jakich wojskowych magazynów. Bya tak stara, e chyba nawet szczury nie chciayby jej zje, nie wspominajc o tym, e bez duej iloci wody przeknicie choby ksa byo praktycznie niemoliwe. Co chwil który ze szturmowców kl i wygraa ukrytym za drzwiami rebeliantom. Dla nich take jasna bya zbdno takiego postpowania. Przypominao to zncanie si nad zmczonym, rannym, zamknitym w klatce zwierzciem zanim si je skae na mier i zabije.
Galvin ogarn spojrzeniem najbliszych jeców nagle pojmujc, e cay ten absurd nie wynika wcale z niedbaoci, ale jest celowym dziaaniem majcym zaowocowa reakcj - jeli nie agresji - to sporej wrogoci. W poczeniu z cakowit bezradnoci schwytanych dawao to w efekcie prawie pewne zaamanie nerwowe i podan przez Rebeliantów ulego.
Krzyk dobieg skd z lewej, ze rodka sali, uderzajc w ten potok myli a rozprysny si po zaktkach wiadomoci. Keith podniós si na nogi wypatrujc róda dwiku. Pod jednym z otworów wentylacyjnych, kilkanacie metrów dalej nad jednym z rannych trzymajc w doni manierk sta Dillich. Obok, na pododze, zwija si z bólu jaki jeniec w mundurze andarma, to on wanie by tym, który krzykn. Dillich nie patrzy jednak na niego, ale na trzech innych, zbliajcych si od strony drzwi wejciowych. Wygldali na wciekych. Galvin podwiadomie przygotowa si do walki, nie do koca jednak by pewien czy chce si w to pakowa.
Dillich tymczasem wcisn najbliszemu rannemu manierk w do i stan naprzeciw tych trzech, subtelnie przyjmujc pozycj obronn. Galvin zrobi kilka kroków w tamtym kierunku i zatrzyma si w grupie przygldajcych si nadcigajcej bójce.
Jeden z napastników zaatakowa. Noga Dillicha wystrzelia nagle w wysokim kopniciu, jakby mimochodem muskajc jego gow i powalajc go z impetem na podog. Pozostali okazali jedynie minimaln zwok, rzucili si jednoczenie naprzód wznoszc pici. Dillich cios pierwszego zdoa zbi blokiem, ale drugi przeciwnik trafi go barkiem w pier. W mgnieniu oka w zacitej walce skbili si na pododze nie baczc na lecych rannych. Ten z napastników, który pierwszy pozna si ciosów ofiary otrzsn si tymczasem z szoku i ruszy ku rannemu trzymajcemu manierk. Nie zwracajc uwagi na grube opatrunki na klatce piersiowej tamtego wyrn go okciem w splot soneczny i wyrwa mu naczynie z rk.
W tym momencie zza pleców wyonia mu si nagle rka Galvina i unieruchomia manierk centymetr od jego ust. Zaskoczony podniós wzrok i wtedy Keith bez skrupuów wyrn go pici w skro. Nie trafi za dobrze, ale przeciwnik i tak kwikn z bólu gwatownie szarpic si wstecz. Wskoczy na lepo w tum nim Galvin zdoa poprawi. Dillich tymczasem zosta ju pokonany, jeden z napastników klcza mu na plecach, podczas kiedy drugi zamierza si do decydujcego ciosu. Kopnicie Galvina trafio tego drugiego prosto w nerki rzucajc go ku stojcemu blisko pustemu cokoowi, w zderzeniu z którym natychmiast straci przytomno. Jego towarzysz poderwa si raptownie z klczek zamierzajc dosign nowego wroga z byka, ale nadzia si na zmierzajce w przeciwnym kierunku kolano Keitha i przewijajc si w powietrzu pad z jkiem na plecy. Cios pit w podbrzusze przybi go do podogi i definitywnie wyeliminowa z gry.
Nie zaszczycajc go ju nawet spojrzeniem Galvin wycign do Dillicha do, aby pomóc mu wsta. Oficer chwil mierzy go wzrokiem nim skorzysta z tej oferty.
- Powinien pan bardziej uwaa - mrukn Keith uspokajajc oddech - Chcia pan by zbawicielem, nie mczennikiem. A prosi si pan wrcz o ukrzyowanie. Niech pan skoczy z tym kadeckim zapaem i zacznie trzewo patrze na wiat. Czas dorosn.
- Pan uwaa si za dojrzaego? - Dillich zmruy oczy.
- Ja nie chc nikogo zbawia.
- A moe jedno nie istnieje bez drugiego ?
- To taka sama prawda jak honor szturmowców.
Modziecza twarz Dillicha wykrzywia si w umiechu.
- Niech pan nie bdzie zbyt cyniczny, sierancie. Przecie pan te chce do nieba.
- Na pewno si w tam spotkamy, komandorze.
Umiech Dillicha poszerzy si.
- Niebo dla honorowych szturmowców? - zapyta spokojnym tonem.
- Taa - doda Keith odchodzc - Bdzie tam pewnie troch za ciepo i za czerwono.
Przez nastpne dwa dni krzywi si na wspomnienie tej rozmowy. Obserwujc Dillicha uwijajcego si midzy rannymi, zmieniajcego opatrunki i czstujcego wszystkich wod mia dziwne uczucie nierealnoci tego wszystkiego. Ten do niedawna bezwzgldny kat przemieni si pod wpywem klski w co innego. Lepszego? Wykaza nagle trosk i solidarno, i to wykaza jej wicej ni weterani, którzy niejedn kampani przewalczyli rami w rami. Znika dyscyplina, a wraz z ni uprzejmo i resztka dobrej woli, która kiedy tkwia w tych ludziach. Z armii przemienili si w lun sfor nieufnych, penych nienawici i obaw wilków. A co zwykle robi si z takimi? Dobija.
Wieczorem drugiego dnia rebelianci zabrali ze sob Dillicha. Zdy tylko zostawi swoje manierki jednemu z rannych. Galvin odprowadzi go wzrokiem, kiedy spokojnym krokiem zmierza w stron otwartych drzwi, gdzie czekaa na niego nieznana, prawdopodobnie nienajlepsza przyszo i dostrzeg w nim mimo wszystko lad znaczonego gorycz spokoju. Honor szturmowca en face, pomyla Keith, ale nie wydao mu si to jako mieszne.
Opar gow o cian i przymkn oczy powracajc do pozycji, w której zwykle siedzia. Powrócio zwyke otpienie. Rano udao mu si wprawdzie ugasi pragnienie, ale brak jakiegokolwiek poywienia dawa si we znaki.
Nastpnego dnia obudzio go szarpnicie. Otworzy oczy i póprzytomnie spojrza na stojc nad nim posta.
To by rebeliant.
- Wstawaj, idziesz z nami - powiedzia nim Keith zdoa o cokolwiek zapyta - Na przesuchanie.
Strzsajc z umysu resztki sennej mgy posusznie wyszed z sali, stajc pod cian wraz z dwoma innymi szturmowcami. Kazano im z powrotem naoy mundury. Dowódc warty nie by ju Kharrane, ale jaki mody blondyn o dugich wosach.
- Teraz eskorta zabierze was do ani, gdzie bdziecie mogli doprowadzi si do porzdku, a potem na stoówk, gdzie otrzymacie po jednej racji ywnociowej - powiedzia gosem nabrzmiaym od rutyny - Nie musz wam chyba mówi co stanie si w przypadku próby ucieczki - skin doni ku czterem rebeliantom stojcym obok - Dobra, zabierajcie ich.
aden z jeców nie mia ani siy, ani ochoty by dopytywa si o szczegóy. Posusznie ruszyli w kierunku wskazanym przez dowódc eskorty, a Galvin pozwoli sobie omie poegnalnym spojrzeniem zamykane wanie drzwi sali rozrywkowej.
Trafili na poziom wyej, do duej, jasnej ani, dawniej pewnie oficerskiej. Wodoodporna mozaika na cianie popkaa w wielu miejscach, a z pryszniców leciaa wycznie zimna woda, ale dla jeców by to i tak szczyt marze. Szybko pocigali mundury i bielizn, po czym wskoczyli w chmury wodnego pyu namydlajc si znalezionymi kawakami myda. Po paru minutach rebelianci z eskorty przestali biernie si im przyglda i zakrcili wod. Ponaglani niewybrednymi komentarzami jecy zaczli wciga z powrotem swoje pancerze szturmowe starajc si jednoczenie wytrzsn z wosów resztki wody. Potem przeszli do pokoju obok, gdzie stay kartony puszek i soków, standardowych racji wojskowych. Posiek zaj im jaki kwadrans, niechtnie opucili zastawiony stó, bowiem zajadle godzono ich przez ostatnie dni. Kiedy jednak wrócili na korytarz poczuli si syci i peni energii, gotowi przyj to, co nakae im los. Tak przynajmniej im si wydawao. Koo klatki schodowej przyczyo si do nich jeszcze dwóch rebeliantów. Caa grupa wspia si na poziom Dwa.
***
4.
Kiedy Galvin stan wreszcie na skrzyowaniu górnego poziomu, mia wraenie, e powraca do ycia po niewyobraalnie dugim przebywaniu w stanie mierci. Spojrza w oba kierunki korytarza odgarniajc z oczu mokre wosy starajc si przybra wygld niestrudzonego weterana, jednoczenie jednak zdajc sobie spraw z daremnoci takich wysików. By wyczerpany, zaamany i zrezygnowany. Przybranie dobrej miny do tej ewidentnie zej gry przekraczao jego siy.
Stranicy rozdzielili si na dwójki, kada z nich zaja si jednym jecem. Towarzyszy Galvina poprowadzono w prawo, a jego samego w lewo, parnacie metrów dalej, tu przed zakrt korytarza. Byy tam drzwi ze ladem po zerwanej tabliczce identyfikacyjnej, najwyraniej kiedy pomieszczenie zajmowa jaki lekarz. Keith sdzi, e od razu go wprowadz do rodka, ale eskorta miaa inne rozkazy. Zatrzymali si obok wejcia, pod jednym z okien wyranie oczekujc czego. Korzystajc z tego Galvin wyjrza przez grub szyb.
Na zewntrz bya paskudna pogoda. Wy silny, pewnie jak zwykle pónocny, wicher gncy bez wikszego trudu korony niektórych drzew i podnoszcy z ziemi tumany pyu, piasku i gazi w wysokie supy powietrznych zawirowa. W poczeniu z deszczem lejcym z czarnych niemal chmur tworzy za oson grubych, panoramicznych okien przejmujcy spektakl cieni, czsto podwietlany jzorami byskawic. Byo w tym co jednoczenie zowrogiego i majestatycznego. Burze na Endorze zdarzay si rzadko, ale byy naprawd piknym zjawiskiem atmosferycznym. Galvin przymkn oczy wsuchujc si w szum kropel deszczu i rytmiczne uderzenia wiatru w masyw bazy. Ta prawdziwa symfonia harmonii i potgi uspokajaa, odpraa nawet nieco. Pozwalaa nawet zapomnie na chwil o kopotach...
Drzwi gabinetu z sykiem wsuny si w cian odsaniajc dwójk rebeliantów szarpic si z wysokim, jasnowosym mczyzn w mundurze oficera Imperium. Wyranie nie mogli sobie z nim poradzi, wic jeden z nich uderzy jeca kolanem w podbrzusze, a tamten zwin si z jkiem.
- Sukinsyny... Wy pierdolone sukinsyny... - charcza kiedy wlekli go w kierunku drugiego koca korytarza.
Galvin nie móg mu pomóc nawet gdyby chcia, bo sam tkwi w silnym ucisku swoich wasnych straników. Trzymali go tak dugo, a tamten jeniec znikn z pola widzenia.
Z otwartych drzwi wyoni si teraz blady jak mier mody rebeliant, te oficer, ze skrawkiem materiau przycinitym do nosa. Spomidzy palców wolno skapywaa mu na podog krew. Opar si o framug i z wyranym wysikiem, eby nie zemdle wykrztusi :
- Wprowadcie go. Tylko tym razem pilnujcie... lepiej. Id... po nowego oficera ledczego... o matko! - i zataczajc si ruszy w kierunku stacji wind.
Eskorta gorliwie, aczkolwiek tumic umieszki, rzucia si wypeni rozkaz, w wyniku czego Galvin w przecigu parunastu sekund znalaz si wewntrz gabinetu, na specjalnie przygotowanym stoku. Poprawi naramienniki munduru i rozejrza si po pokoju. Pokój przesucha,bez wtpienia. I to zaadoptowany do tego celu do niedbale. Na pomalowanych aseptycznie bia farb cianach widoczne byy gdzieniegdzie ciemne lady po szafkach i pókach, a w jednym z któw spitrzyo si jakie elastwo nakryte pacht z polimerów. Z caego umeblowania ocalao jedynie biurko i fotel, oraz stoek zajmowany przez Galvina. Na blacie biurka staa kocówka terminala z niewielkim monitorem oraz may, najwyraniej przenony, wykrywacz kamstw, z którego wychodzi dugi kabel zakoczony elektrod. Zaraz obok, z podogi, wyrasta osadzony na trójnogu rejestrator video, którego widok zaskoczy Galvina. Zamierzaj dokumentowa t fars? Skoczy wzrokiem ku wypronym po obu stronach drzwi stranikom, ale oni nie mogli stanowi wiarygodnego róda informacji.
Opar gow na doni, spróbowa rozluni si i stumi narastajcy gniew oraz pragnienie ucieczki. Jedno i drugie mogo doprowadzi go tylko do szybszej mierci. Ba si ? Teraz ju nie. Chyba nie.
Min kwadrans nim z odrtwienia wyrwa go syk otwieranych drzwi. Odwróci si omiatajc wzrokiem wchodzcego, a raczej wchodzc.
- Witam, poruczniku Daarenis - rzuci z cieniem cynizmu w gosie - Mio pani znowu widzie.
Nie odpowiedziaa. Spokojnie podesza do biurka i zaja miejsce przy terminalu przebiegajc palcami po klawiaturze.
- Teraz ju moemy rozmawia - zauway - A nawet musimy.
- Prosz odpowiada tylko na pytania. W ten sposób pan uniknie kopotów, a ja bezsensownej straty czasu - spod blatu wydobya niewielk teczk zawierajc dyski atomowe oraz pilota. Wsuna jeden dysk do terminalu i uruchomia zdalnie rejestrator.
- Niech pan przymocuje t elektrod do skroni - powiedziaa melodyjnym gosem wskazujc wykrywacz kamstw - To oszczdzi nam powtarzania pyta i nie zmusi do signicia po wasze metody przesuchiwania.
Galvin zrobi jak kazaa nie odrywajc od niej wzroku. Uwiadomi sobie co. Bya pikna. Chwil póniej powróci jednak jego stary cynizm.
- Imi, nazwisko, stopie i numer identyfikacyjny? - cigna powanym tonem.
- Keith Galvin, sierant, numer SCA 371A3 - D.
- Przydzia?
- Druga kompania pierwszego batalionu 6 Legionu Oddziaów Szturmowych Vaertha.
- Sta?
- Sze lat. W tym trzy w Oddziaach Szturmowych.
Oderwaa wzrok od ekranu terminalu.
- Zatem by pan na Liqur Tanay - stwierdzia z pogard.
- Nigdy nie twierdziem, e nie byem.
- Czemu zatem miaa suy ta dyskusja tam w lesie? Caa ta przemowa?
Keith pokrci gow z rezygnacj.
- Chciaem potpi motywy pani ludzi. Ideologi zemsty na olep.
Przyjrzaa mu si z zastanowieniem.
- Ma pan troch dziwne pogldy jak na szturmowca. Zwaszcza jak na szturmowca z 6 Legionu. Jako nie przeszkodziy one panu wzi udzia w rzezi na Liqur Tanay - jej wzrok stwardnia, a posta lekko uniosa si na siedzeniu - Ilu bezbronnych pan tam zabi, Galvin?
- onierzy czy cywilów?
Wolno opada z powrotem do poprzedniej, rozlunionej pozycji.
- Bydlak - wycedzia lodowato.
- adnego. Nie zabiem adnego - odpar wpatrujc si w jej oczy.
Chwil potrwao nim zrozumiaa, co oznacza brak ostrzegawczego wistu wykrywacza kamstw. Zdezorientowana spojrzaa najpierw na przyrzd, potem na Galvina.
- Jak to?
Keith wykona nieokrelony ruch rk.
- Siedziaem wtedy w karcerze, za bójk z facetem z innej jednostki. Dlatego nie miaem nawet cienia szansy dokona rzeczy, o których myli pani, e dokonaem.
W zapadej nagle ciszy na twarzy dziewczyny zacz kwitn gboki rumieniec.
- e jak pies - wtrci jeden z wartowników - W przypadku niesubordynacji podczas akcji bojowej nie zamknliby go w karcerze, tylko wysali do Straceców, pierwszego plutonu kompanii karnej. Skoczyby szarujc na bunkry kosmoportu.
- Amen - doda drugi wartownik.
- Nie jak pies - odpowiedzia spokojnie Galvin - Bo facet, z którym si biem zama mi rk.
Martine wbia w niego wzrok wystukujc co na klawiaturze.
- Chyba mu pani nie wierzy, poruczniku? - zapyta z niepokojem jeden z wartowników.
- Spokój, onierzu - ucia nawet na niego nie patrzc.
Uwierzya, pomyla Galvin, ta krucha, sodka i niedowiadczona istotka naprawd mi uwierzya. Wbi w ni wzrok ignorujc ogarniajce go paskudne uczucie i tumic z wpraw wyrzuty sumienia. Gdyby wiedziaa co zrobi na Liqur Tanay...
Umiejtno oszukiwania wykrywacza kamstw wiele razy bardzo mu si przydawaa, ale teraz czu, e przecign strun. Skaza si na pieko, jeli tylko ono istniao.
Ale tak naprawd czy miao to jakie znaczenie?
- Kontynuujmy - odezwaa si Martine mikkim gosem - Pana ostatni przydzia przed wstpieniem do Legionu Vaertha?
- Pierwszy enerwardzki puk piechoty planetarnej garnizonu na Thall. To byo jakie cztery lata temu.
- Za co zosta pan awansowany?
- Za Daen'khaan. Dostaem te Wstg.
- Jak Wstg?
- Wstg Honoru.
Usysza jak stranicy za jego plecami parsknli miechem.
- Honoru? - zapytaa Martine ze ladem umiechu na ustach.
- Podczas pierwszego nieudanego szturmu pónocnego fortu byem w jednym z atakujcych transporterów - powiedzia Galvin nie zwracajc na to uwagi - Trafiono nas w burt i pocisk detonowa wewntrz. Grupa szturmowa w mgnieniu oka zmienia si w gromad rannych, w wikszoci ciko. Kiedy wreszcie po przerwaniu ataku udao mi si wydosta z przedziau kierowcy, podeszli do nas republikanie. Kiedy zobaczyli rannych wrzucili do wntrza gar granatów napalmowych i odeszli. Zdoaem wycign dwóch naszych z pomieni. Ale tylko dwóch.
- Jeste prawdziwym bohaterem - przyzna ze miechem jeden z wartowników - Naprawd jestem pod wraeniem.
- Spokój, onierzu - odezwaa si do niego Martine.
Galvin zerkn na ni. Twarz miaa spokojn, ju si nie miaa.
- To nie ma adnego zwizku ze spraw - powiedziaa odgarniajc wosy z czoa penym gracji ruchem rki - Chocia by moe zostanie to wzite pod uwag przy werdykcie.
Galvin powolnym ruchem oderwa sobie elektrod wykrywacza od skroni i wycign j ku dziewczynie.
- Byaby pani tak askawa i uya teraz tego na sobie? - rzuci cierpko - Bez kamstw, prosz. Wie pani równie dobrze jak ja, e jeeli komukolwiek zostanie okazana lito - to na pewno nie szturmowcom. Nie tym z Legionu Vaertha. Mordercom.
- Jest pan jecem, sierancie Galvin - odpara chodno próbujc nada swojej twarzy grony wyraz - I obowizuje pana jenieckie...
- Prawo? - przerwa energicznie - Jakie prawo? Gdzie ono jest? - wskaza na swoich straników - Czy to wszystko co mi gwarantuje? A co ono robi dla ludzi, tych tam na dole? Czego wy w ogóle od nich chcecie?
- Zostan przesuchani i osdzeni.
- Przez ludzi takich jak pani czy jak ten, jak mu tam, Gerter?
- Na pewno nie przeze mnie. Nagrania video wysyamy na forum Trybunau Wojennego. Osdzi was Rada Dowódców.
Galvin nagle si uspokoi. Rozluni si na krzele i wpatrzy si w dziewczyn.
- O to chodzi? - stwierdzi pozbawionym emocji gosem. Nagle umiechn si - Ale to kamstwo wydaje mi si mao wymylne.
- O czym pan mówi?
- Rebelia nie potrzebuje najwyraniej ani jeców, ani stawiania ich przed trybunaem. Jedyne co j obchodzi to video protokoy z przesucha. Domylam si, e po to, aby da potem wiadectwo swojej uczciwoci i wielkodusznoci. Pokaza swoje osawione poszanowanie prawa na ywo. Zwyciscy rebelianci okazuj sprawiedliwo pokonanym szturmowcom. Doprawdy, pikny i szlachetny gest. Nikt nigdy nie dowie si jak to byo naprawd - spojrza na straników, wygldajcych tylko pretekstu - Dobra, koczmy to.
Zanim ktokolwiek zdoa mu przeszkodzi zerwa si na nogi chwytajc krzeso, na którym siedzia za oparcie i wyrn nim w rejestrator. Stojcy na wtym statywie aparat bryzn deszczem plastykowych strzpów i pad z chrzstem na posadzk. Galvin przybierajc z powrotem pozycj siedzc rzuci ze spokojem - Teraz moemy rozmawia.
Zza pleców dobieg go szelest, a karku dotkn ostrzegawczy strumie wzburzonego powietrza. W tej samej chwili cios zmiót go z siedzenia i rozpaszczy póprzytomnego na pododze. Zanotowa jeszcze kilka kopniaków zadanych tponosymi wojskowymi butami nim gwatowny atak usta.
- Przestacie! Rozkazuj wam przesta!- usysza krzyk Martine, rozbrzmiay nagle w powietrzu - Postawcie go z powrotem na nogi.
Dwie pary silnych rk szarpny Galvina w gór i przywróciy go do pionu. Otworzy oczy. Martine staa obok biurka, mierzya go oczami spod cignitych brwi. Przez chwil wahaa si co powiedzie, po czym odwrócia si do Keitha i jego straników plecami.
- To byo niepotrzebne, sierancie Galvin - powiedziaa gosem penym chodu i jakby alu - Po prostu niepotrzebne.
Galvin zdoa uspokoi jako oddech.
- Tak jak cae to przedstawienie - skwitowa.
Na chwil zapada cisza. Martine odwrócia si z powrotem do nich i uniosa gow wpatrujc w Keitha.
- Zabierzcie go do na poziom Jeden - nakazaa stranikom nie spuszczajc oczu z Galvina - Do kompleksu koszar. Zaczeka tam na werdykt Rady Dowódców.
- Dzikuj - rzuci Keith mierzc j zimnym spojrzeniem.
Nie odezwaa si. Tylko wykonaa czytelny gest doni w kierunku straników. Chwycili go pod ramiona i powlekli w kierunku drzwi.
Wraz z sykiem towarzyszcym ich otwarciu do gabinetu wdar si z korytarza potok dwików. Kilkanacie metrów dalej trwaa zacita bójka, dwóch szturmowców przeciwko trzem stranikom. Niedaleko nich sta Kerry Dillich woajc, eby przestali. Z gbi korytarza biego w tym kierunku jeszcze trzech rebeliantów unoszc do ramion karabiny.
Widzc to zamieszanie jeden ze straników Keitha puci jego rami i te rzuci si w wir walki. onierze z gbi korytarza oddali kilka mierzonych salw, prawdopodobnie na postrach, ale w pewnej chwili Keith, stojcy przy cianie ze stranikiem ciskajcym mu rami, dostrzeg jak Dillich zaama si i rozcign na pododze. Dosta, zawitaa Galvinowi myl. Szarpn si w ucisku stranika.
- Uspokój si szczurze! - warkn rebeliant sigajc do kabury po miotacz.
Galvin wykona gadki obrót górn poow ciaa i z zamachu wyrn go okciem w czoo. Przeciwnika z impetem odrzucio na cian, póprzytomny osun si po niej na podog. W tym samym czasie Keith bieg ju w kierunku Dillicha.
Oficer by jeszcze przytomny, chocia postrzelony bok krwawi z przeraajc obfitoci. I to nie byo trafienie z blastera. Eskorta jeców uywaa rozrywaczy. Jeden z fragmentowych pocisków dosign Dillicha. Galvin wola nie myle jak teraz wygldaj wntrznoci komandora. Przygarn jego gow jedn rk, drug próbujc umierzy drgawki reszty ciaa. Dillich wyplu nieco zgstniaej krwi, która musiaa dosta mu si do puc. Sapn ciko, jakby z alem, szukajc oczami renic Keitha. Oderwa zakrwawion do od boku i chwyci Galvina za nadgarstek.
- Wszystko bdzie dobrze, chopcze - szepn Keith nachylajc si nad nim - Wszystko bdzie dobrze. Musisz tylko w to uwierzy.
Ranny kaszln obryzgujc krwi biay mundur Galvina.
- Uwierzy...? - wymamrota z trudem, nie odrywajc wzroku od pochylonego nad nim Keitha - Ale.. to boli - twarz skropi mu grymas - Jak to boli...
- Dostae ju za swoje - powiedzia Galvin spokojnym tonem - Teraz pójdziesz prosto do nieba. Pamitasz? Niebo dla honorowych szturmowców… Bdziesz tam chla i podrywa dziewczyny. Tylko musisz w to uwierzy.
Wargi Dillicha wykrzywi umiech.
- Niebo… dla honorowych… szturmowców… - oczy mu zmtniay, po czym doda jeszcze - Szkoda, e tak...
Rozluni si. Gowa opada mu do tyu. Umar.
Galvin zamkn mu doni oczy, po czym wyprostowa si i wsta. Czu wzbierajce w duszy gorycz i furi.
Bójka si skoczya. Jeden ze stawiajcych opór jeców zosta zastrzelony, a drugiego obalono na podog i przygnieciono do niej. W tej samej chwili Galvina dopadli dwaj rebelianci i uwizili go w elaznym ucisku. Podszed do nich jeszcze jeden onierz, ten który pilnowa Keitha i rzuci si w wir bójki. Wskaza na nieprzytomnego koleg lecego obok wejcia do gabinetu.
- Ja bym ci nawet darowa, ale wiem, e mój przyjaciel nie - wycedzi wpatrujc si w Keitha - Przykro mi, ale chyba zginiesz podczas ucieczki - wyj z kabury miotacz i przyoy do gowy jeca.
- Nie! - zaprotestowaa Martine wynurzajc si z wejcia do gabinetu - Nie bdzie adnych samosdów. Niech pan...
- Niech pani nie wtrca si do nie swoich spraw, poruczniku - powiedzia z grob w gosie rebeliant spogldajc na ni - Dobrze pani wie, e to nie jest zabawa. To wojna.
- Niech pan odoy ten miotacz, jeli nie zrobi pan tego zo raport.
- Nas jest czterech. Czterech wiadków przeciwko pani sowu.
cigna brwi i signa do kabury.
- Nie radzibym - odezwa si znowu onierz - Bro mogaby te na chwil znale si w rce wroga.
Najwyraniej zrozumiaa aluzj, bo zamara.
- Niezy z ciebie kawa skurwysyna! - wycedzia zimno.
- Aj, aj! Brzydkie sowo! Wasza Wysoko przeklina! - parskn onierz obracajc gow do Keitha i poprawiajc uchwyt na broni.
Nim jednak zdy jej uy, a Galvin wrzasn protestujco, za szybami pojawiy si krótkie rozbyski i budynek zatrzs si jak od ciosu gigantycznym taranem. Rozleg si brzk tuczonych szyb i trzask pkajcego betonu. Nagle pogasy wszystkie wiata, a korytarzem runa fala uderzeniowa powalajc wszystkich, których dosiga. Co strzelio sucho, nastpio kilka kolejnych wstrzsów. Z prawej powietrze rozdar ryk eksplozji i wytrysn stamtd gejzer ognia zastygajc w ponc kolumn gazu tryskajcego ze strzaskanej instalacji. Kto zawy krótko i strasznie. Spod stropu nadbieg zowrogi trzask i podoga górnego poziomu zapada si silnie odsaniajc popkane rury, ziejce potokami wody. Rozlego si jeszcze kilka detonacji, które rozrzuciy po caym korytarzu strzpy cian i drzwi, tworzc cae hady gruzu.
Mino dobre parnacie sekund nim Galvin uwiadomi sobie, e burza mina, a waciwie zredukowaa si do odlegych odgosów strzelaniny. Ostronie wygrzeba si spod gruzu i otrzepa z tynku klkajc. Rozejrza si.
Jego stranicy leeli ty i ówdzie w rónych dziwnych pozach. Jednego eksplozja rzucia na cian, kuli si pod ni bez przytomnoci. Dwaj inni leeli na rodku nie ruszajc si. Najwyraniej doznali obrae od betonowego strzpu, który osun si na nich z sufitu. Najgorzej los obszed si z onierzami stojcymi w gbi korytarza. Dosign ich jzor pomieni, który wytrysn z rozerwanej instalacji gazowej. Galvin wola nawet nie patrze w kierunku tego co z nich zostao, wystarcza mu sodki, mdlcy zapach unoszcy si w powietrzu. Zrobi dwa kroki i znieruchomia. Obok zacz podnosi si na nogi rebeliant, ten, który chcia go zlinczowa.
Decyzja bya byskawiczna. Galvin doskoczy do przeciwnika i zada mu szybki cios kantem doni w kark powalajc z powrotem w py zalegajcy posadzk. Potem przywaszczy sobie lecy obok karabin i obrzuci okolic czujnym spojrzeniem.
Korytarz by pusty. Waciwie w niewielkim stopniu przypomina jeszcze korytarz. Po rodku ziaa wielka wyrwa w cianie i pododze schodzca poziom, albo i dwa, w dó. Strop zapad si o dobry metr i cay czas tryska kilkunastoma strumieniami wody, a ciana drugiego skrzyda pona ogniem podsycanym buchajcym z rozerwanych rur gazem.
Galvin domyli si co si stao waciwie w momencie, gdy po raz pierwszy usysza eksplozje. To byy pociski burzce Dhin, uywane przez Oddziay Szturmowe do niszczenia umocnie. Resztki Imperialnych si ukrywajcych si jeszcze w lasach zaatakoway rebeliantów, eby, Galvin mógby si zaoy, dosta si na ldowisko i wyrwa z puapki jak staa si planeta.
Podszed do okna, pozbawionego ju teraz grubej, dugiej szyby i wyjrza na zewntrz. Wobec paskudnej pogody niewiele byo wida, ale tyraliera odzianych na biao postaci wyranie odcinaa si od ciemnego ta lasu. Wspomagao ich pó tuzina AT-ST i kilkunastu zwiadowców na gravskuterach. Byli nieliczni. Zbyt nieliczni.
Galvin odrzuci myl o przyczeniu si do natarcia. Opanowanie jednego lub kilku statków niczego nie dawao. Nawet jeli ta desperacka próba ucieczki nie skoczyaby si jeszcze tu, na powierzchni - to z pewnoci w stratosferze, w roju rebelianckich myliwców.
Za nim rozleg si jaki szelest. Galvin byskawicznie odwróci si unoszc karabin i kciukiem odblokowujc bezpiecznik. Pod cian, kilka metrów dalej, podniosa si na klczki szczupa posta.
- Niech pani si nie rusza, poruczniku - powiedzia podchodzc. Byskawica wyuskaa z pómroku jej poblad twarz - I nie próbuje adnych sztuczek.
- A jeeli spróbuj to docz do pozostaych? - wykrztusia wskazujc doni nieruchome ciaa rebeliantów.
- Wci apie mnie pani za sowa - Galvin pokrci z niechci gow. Zrobi kilka kroków ku dziewczynie - Tego ucz teraz na Akademiach? Niech pani wstanie i wycignie bro z kabury. Tylko kciukiem i palcem wskazujcym. I spokojnie. Prosz.
Spenia jego polecenie jednoczenie nadajc swojej twarzy obojtny wyraz.
- Teraz niech pani podejdzie do okna.
Cofn si nieco, po czym zaczeka, a Martine pody za nim. Zmierzya go wzrokiem stajc tam gdzie nakaza jej gestem. Pod spojrzeniem tych oczu opuci nieco luf karabinu. Niemal przeprosi za takie traktowanie.
- Co dalej ? - zapytaa cierpko - May pokaz tego co dziao si na Liqur Tanay?
- Widzi pani lini lasu? - odezwa si ignorujc jej wypowied - Tam kiedy byy wzy sieci straniczej. Ja wiem gdzie s nasze, czy wy zamontowalicie jakie nowe?
Milczaa.
- Niech pani da spokój - rzek - To nie ma przecie adnego sensu...
Ktem oka dostrzeg po lewej jaki ruch. Obróci si zaskoczony. Zza zakrtu wyonio si dwóch onierzy rebelianckich, najwyraniej oguszonych niespodziewanym atakiem i rozgldajcych si w zdumieniu dookoa.
Galvin wycelowa i puci w nich cig seri. ci pierwszego, ale drugi zareagowa z wystarczajcym refleksem - zanurkowa za oson wyszarpnitego kawau ciany.
Keith nie czeka na jego ripost. Chwyci Martine za rami i pocign j wstecz, w kierunku wyrwy w cianie budynku.
- Niech mnie pan puci, do diaba! - szarpna si, ale Galvin mocno ciska po jej munduru - Co pan zamierza zrobi?
- Zatrzymaj si i rzu bro! - wrzasn zza swej osony rebeliant. By moe celowa mu ju w plecy, ale Keith wola nie oglda si by sprawdzi.
Stan na brzegu wyrwy i spojrza w dó. Musiay tu trafi co najmniej trzy pociski Dhin. Konstrukcja budynku pka i zapada si gboko, na niszych poziomach widoczne byy nawet wewntrzne instalacje hydrauliczne i zasilajce. Podoga poziomu Jeden znajdowaa si dobre dwa metry niej. Pokrywa j dywan strzpów elbetonu i metalowych fragmentów budynku, ledwie widocznych w pómroku, rozwietlanego tylko pomieniami i, od czasu do czasu, byskawicami. Skok w dó by ryzykowny.
- Hej, ty! - krzykn przycigajc dziewczyn szarpniciem do siebie i unoszc bro - Mam tutaj zakadniczk! Jak tylko wytkniesz ryja zza osony to kropn najpierw j, a potem ciebie!
- Wic jednak ... - zacza Martine, ale Galvin przerwa jej popychajc ku wyrwie w pododze.
- Niech pani skacze. Natychmiast. - nakaza spogldajc w kierunku niewidocznego rebelianta.
Stana na brzegu wyrwy i z hardym wyrazem twarzy zmierzya go spojrzeniem. Nie tracc czasu na zbdne tumaczenia, a nawet nie odwracajc ku niej gowy pchn j silnie w bok tak, e stracia równowag i ze zduszonym okrzykiem spada w dó. To wywabio rebelianta. Wychyli si chcc sprawdzi co si dzieje, wystarczajco, by Galvin zdoa wycelowa. Tamten dosta w rami i pad nieruchomo, zabity lub oguszony szokiem termicznym. Nie tracc czasu Keith przewiesi bro przez rami i po wystajcych prtach zbrojenia zelizn si w lad za dziewczyn.
Leaa na boku par metrów dalej kajc z bólu . Spada tu obok kawau elbetonu najeonego wystajcymi metalowymi prtami. W wietle ryczcego niedaleko pióropusza ognia Galvin dostrzeg, e jeden z tych prtów zrani j w lewe rami. Ten widok przygwodzi go na chwil w miejscu, w którym sta. To przecie niepotrzebne. Po prostu niepotrzebne, przebiego mu przez gow. Odyo w nim to samo pragnienie co na Liqur Tanay bezporednio po masakrze, tak jak na Irtrian i na Daen'khaan. Uczucie zmczenia, ch by usi i oprze gow na kolanach, bez wzgldu na wszystko co dzieje si wokó. Zbyt wiele si widziao, zbyt wiele syszao, zbyt wiele wyrzdzio. Dobra albo za. To i tak nie wane.
Uklk obok niej odkadajc karabin na bok.
- Niech pan mnie nie dotyka - wycedzia z desperacj dawic szloch - Niech mnie pan zostawi w spokoju. Morderca.
Chwyci j silnie za tali i pod rami, po czym podniós energicznie, a jkna z bólu. Spróbowaa mu si wyrwa, ale tak jako bez przekonania. Bez trudu posadzi j obok i podtrzymujc zacz oglda ran. Rozerwany rkaw osoni gbokie rozcicie. Galvin machinalnie opuci do do zasobnika z opatrunkiem. Zasobnika, którego nie mia.
Ponownie szarpna mu si w rkach.
- Spokojnie, próbuj pani opatrzy - mrukn odrywajc dalej rkaw. Potrzebowa czego by zatamowa krwotok.
- Trzeba byo pomyle o tym zanim mnie pan zepchn - odpara uspokajajc si - Co pan robi?
Z trudem przedar na pó materia munduru i obwiza jej zakrwawione rami ciskajc opatrunek tak mocno jak zdoa.
- To powstrzyma krwawienie - powiedzia biorc karabin z powrotem w rce, wycign do niej do - Idziemy.
Wbia w niego wzrok nieznacznie odginajc si wstecz.
- Nigdzie z panem nie id. Wol si sama zabi - wycedzia przyciskajc do do rany - Wiem co dziao si z takimi, którzy wam uwierzyli. Na przykad na Daen'khaan.
Galvin zmierzy j zmczonym spojrzeniem, po czym bez sowa, nie zmieniajc nawet wyrazu twarzy podszed i podniós j za konierz. Spróbowaa kopn i uderzy okciem w splot soneczny, ale tak zasoni si karabinem, e to ona jkna z bólu. Teraz ju nie stawiaa oporu kiedy cign j za sob. Po hadzie gruzu wyszli na zewntrz budynku i ruszyli w kierunku lasu.
Kolejna byskawica rozdara ciemnogranatowe niebo, lun rzsisty deszcz. Odgosy kanonady dobiegajce od strony ldowiska osaby. Waciwie byo sycha prawie wycznie dziaa Walkerów i silniki rebelianckich kutrów szturmowych. Natarcie z wolna zamierao. Rebelianci brali gór.
***
4.
- Zatrzymajmy si tutaj - powiedzia Galvin po pógodzinnym marszu spogldajc w kierunku gstej kpy krzaków o rozoystych, wygldajcych jak baldachim, liciach.
Martine, idca kilka kroków przed nim przystana i obrócia si do niego twarz. Mimo spywajcych na przemoczony mundur, cikich od deszczu pasm wosów i spywajcych co chwil po policzkach kropli deszczu nie wygldaa wcale aonie. Bez sowa zmierzya go spojrzeniem swoich ciemnych oczu. Galvin zauway, e spod jej prawej doni zacinitej na opatrunku wypywa przemieszana z deszczem ciemnoczerwona smuga.
- Zatrzymajmy si tutaj - powtórzy podchodzc i wskazujc wypatrzone miejsce - Trzeba poprawi ten opatrunek, bo inaczej wykrwawi si pani. Na mier.
- Ta troska jest cakowicie zbdna - odpara cierpko - Oboje wiemy jak to si skoczy.
- A jak si skoczy?
Przez moment sdzi, e dostrzega u niej lad gorzkiego umiechu.
- Pan mnie zabije. A potem ... - urwaa.
- Co potem?
- Nasi zabij pana.
Nic na to nie odpowiedzia. Skrci spod strug padajcego deszczu ku osonitemu kcikowi i usiad na wilgotnych liciach ukadajc karabin na kolanach. Martine staa tam nadal, sama, z doni zacinit na lewym ramieniu. Uciekaj dziewczyno. Na co jeszcze czekasz?, ponagli j w myli Keith odgarniajc grzyw mokrych wosów, Uciekaj.
Ponaglona grzmotem i upiornym wiatem byskawicy podesza do niego wolno, ostronie opadajc obok na kolana.
- Niech pani to pokae - skin w kierunku jej ramienia. Posusznie wysuna rk do przodu, a Galvin z wpraw odsoni ran.
- Wszystko bdzie dobrze. To tylko skaleczenie i do tego czyste - owiadczy po krótkich ogldzinach - W najgorszym razie zostanie maa blizna.
- Skd ta pewno? - zapytaa nadstawiajc drugi rkaw, z którego Keith oderwa kawa materiau na nowy opatrunek.
- Jestem prawie chirurgiem z wyksztacenia - odpar spokojnie. Wykrci skrawek materiau i umieci go na miejscu starego opatrunku - Gotowe. Moe pani ju i.
- Dokd?
- Do domu, do swoich. Ju na pewno trwaj poszukiwania.
- Mog tak po prostu odej? - tym razem niedowierzania w jej gosie nie mona byo pomyli z niczym innym - To po co wlók mnie pan taki kawa w tym przekltym deszczu?
Podniós si na nogi.
- Jeeli mylisz, e po to, aby ci zabi, Martine - powiedzia spokojnie, nie patrzc na ni jednak - To si mylisz.
Odszed kilka kroków ignorujc wyraz zaskoczenia na jej twarzy i uniós gow w kierunku sonecznego wiata, zaczynajcego przenika kurtyn rzsistego deszczu i ciemnych chmur. Po chwili opuci j przygldajc si kroplom wody zmywajcym mu z doni krew Dillicha. Wreszcie stay si przejrzyste, ale Keith nie udzi si, e deszcz potrafi zmy krew z jego rk. Z czyichkolwiek zreszt.
- Niech pani idzie na wschód, trzymajc soce po prawej stronie - doda znuonym tonem - Baza jest nie dalej jak mil, pótorej std. Zreszt pamita pani drog.
Wszechobecny szum deszczu nie pozwoli mu usysze jak podniosa si na nogi, ale wiedzia, e to zrobia.
- Niech pani wraca, poruczniku - owiadczy obracajc si do niej - Do domu.
Wahaa si jeszcze, baa si mu zaufa. Usiowaa przenikn Galvina wzrokiem i uzyska potwierdzenie jego sów. Wreszcie cofna si kilka kroków, po czym znikna w poruszanej wiatrem gstwinie.
Galvin jeszcze przez chwil wpatrywa si w miejsce, w którym znikna mu z oczu. Potem z wysikiem skierowa si na pónoc i spróbowa wróci mylami do rzeczywistoci, zatrze w umyle lady wszystkiego, co wydarzyo si tego dnia.
Krzyk smagn jego uszy zupenie bez ostrzeenia. Odgosy burzy przytumiy go, ale Galvin i tak zidentyfikowa kierunek, z którego nadbieg. Podejmujc podwiadomie byskawiczn decyzj rzuci si tam, w lad za Martine. Polizgn si na mokrej trawie i wpad nog w wykrot, ale skrci jako apic równowag. Nie zwalniajc zanurzy si w gszcz i w otwierajcy si zaraz za tym pytki wwóz.
Wpadajc na niewielk polank nadzia si na dwie karabinowe lufy i przystan raptownie.
- Co jest? - zapyta ostro.
Wacicielami karabinów byli szturmowcy. Bez hemów i totemów, ale nadal wpancerzach szturmowych, z dopitymi do pasów zasobnikami. Napite wyrazy ich twarzy nie wróyy niczego dobrego.
- Dlaczego nie salutujecie starszemu stopniem? - warkn Keith wracajc do równowagi - Jestecie lepi czy ...? - przerwa przypominajc sobie nagle, e nie ma swoich dystynkcji.
- Maj taki rozkaz - wtrci kto z boku. By to wysoki, siwowosy sierant andarmerii przygldajcy si Galvinowi z boku. Za jego plecami stao jeszcze kilku onierzy pilnujc pobladej Martine. Wszyscy spogldali na niego podejrzliwie.
- Niech pan rzuci bro, natychmiast - rozkaza sierant, a Galvin pozwoli swojemu karabinowi opa na ziemi - I rce na kark.
Jeden z onierzy pchn Keitha na rodek polanki, tu obok Martine.
- Co si dzieje, do cholery? - odezwa si jak móg najspokojniej - Macie zamiar wzi mnie do niewoli?
- Zamknij si - skwitowa to sierant - Ty i ty - wskaza na dwóch swoich ludzi - Przeczesa okolic. A ty id po kapitana.
Zwróci si do Galvina.
- Odezwiesz si dopiero, gdy zapyta ci kapitan - wycedzi unoszc palec - Dopiero wtedy.
- Tak jest, sir - odpowiedzia lodowatym tonem Keith.
andarm przez chwil wyglda jakby chcia go uderzy, ale skrzyowa spojrzenia z Galvinem i zrezygnowa z tego pomysu. Odwróci si z kamienn twarz i odszed pokonferowa z jednym z onierzy.
Galvin spojrza na Martine. Jej blado spowodowana bya chyba raczej wyczerpaniem, bo sdzc ze zwykego dla niej wyrazu dostojestwa na twarzy w peni panowaa nad sob. Naprawd miaa klas.
Kapitanem okaza si mody, najwyej trzydziestoletni biay mczyzna noszcy dugi przeciwdeszczowy paszcz, pod którym mia nieco przybrudzony, szary mundur polowy, oraz wymit czapk wieczc bujn grzyw wosów. Na rkawie mia totem 4 Specjalnej Grupy Uderzeniowej, elity elit. Wchodzc na polank najpierw przyjrza si dokadnie dziewczynie. Dopiero potem skierowa si ku Galvinowi.
- Sierant Keith Galvin, 2 kompania 6 Legionu, melduje si na rozkaz - odezwa si Keith kiedy tamten tylko si zbliy.
Kapitan zmierzy go trudnym do interpretacji spojrzeniem.
- 6 Legion, tak? - zapyta ignorujc salut - Od pukownika Verkhana?
- Od pukownika Anoeda, sir - sprostowa Galvin - Pukownik Verkhana dowodzi legionow grup wsparcia pancernego.
- Aha - mrukn kapitan wykonujc drobny ruch rk. W tej samej sekundzie Galvin zrozumia, e zda egzamin. Gdyby go nie zda to na ruch doni oficera ci z tyu strzeliliby mu w plecy.
- Skd pan tu si wzi, sierancie?
- Dzi rano udao mi si uciec z niewoli, sir - streci w kilku sowach wydarzenia ostatnich dni.
- Po co wzilicie ze sob dziewczyn? - oficer spojrza na Martine - I dlaczego j wypucilicie?
- Nie wypuciem, sir - skama gadko Galvin - Ucieka mi. Wanie jej szukaem kiedy pascy ludzie ... no, kiedy ich spotkaem. Jest dla mnie bardzo cenna.
- A to z jakiego powodu? - zapyta sierant.
Keith wyprostowa si i zmierzy go wzrokiem.
- Jak rozumiem zostan przyjty do grupy? - mrukn ze nieco udawan swobod. Kiedy oficer potwierdzi to lekkim skiniciem gowy, doda - Sdz, e mona przy jej pomocy wydosta si std. Pochodzi z jednego z najbardziej znanych i najbogatszych rodów Galaktyki. Taka zakadniczka jest wiele warta, bardzo wiele - zawiesi gos - Mona to wykorzysta.
Spojrza przez rami kapitana na Martine. Tak jak wszyscy inni suchaa jego przemowy i wpatrywaa si w niego z nienawici. Nienawici rosnc z kad sekund, czu to. Ale musiaa to znie, choby dla wasnego dobra.
- Pomys wydaje si do interesujcy - przyzna oficer - Ale zastanowimy si nad nim póniej. Czas rusza. We swoj bro onierzu i docz do kolumny.
- A co z ni? - zapyta siwowosy sierant.
- Wyznacz eskort - odpar oficer czynic lekki ruch rk i obracajc si, aby ponownie obejrze Martine - Ruszajmy ju.
- Nie zgadzam si! - zaprotestowa ostro sierant - Nasza grupa jest i tak do liczna. Zabieranie ze sob jeców to samobójstwo. Ona zdradzi nas na pierwszym postoju. Jak upilnujemy j w tej gstwinie?
- Poradzimy sobie - uspokoi go oficer - Dalej. Nie tramy czasu.
Galvin musn Martine spojrzeniem, udajc, e nie dostrzega pogardliwego wyrazu jej twarzy i skierowa si zgodnie z wskazówk sieranta na koniec kolumny. Dosta mu si spory plecak wypeniony suszon ywnoci. Zamieni kilka sów z onierzem pomagajcym zarzuci mu ten majdan na plecy i dowiedzia si paru szczegóów. Sierant nazywa si Stacy, natomiast nazwisko kapitana brzmiao Clifton, Mark Clifton. Obio si ono ju kiedy Galvinowi o uszy przy okazji debat nad ofensyw Daen'khaan. Mark Clifton by tym, który przerwa swoim oddziaem obron planetarnego punktu dowodzenia republikanów wymuszajc tym samym kapitulacj caej Daen'khaan. Zrczny onierz i tym razem postpi waciwie. Pokóci si z dowódc niedobitków wojsk Imperium majorem Berthainem, zwolennikiem niezwocznego ataku na pozycje rebeliantów, i odczy si od jego zgrupowania tu przed natarciem z garstk wiernych ludzi. Co chcia przez to osign Keith móg si tylko domyla.
Z przodu podano sygna i kolumna ruszya noga za nog naprzód. Deszcz przesta ju pada i wypogodzio si, ale nawet mimo widoku soca Galvin szybko straci orientacj. Po paru godzinach marszu wiedzia ju tylko, e id na zachód, w do sabo zbadany obszar dungli. Mimo najwyraniej starannie wytyczonej marszruty nie zdoali pokona wicej jak dziesi mil. Dodatkowym utrudnieniem byy patrole rebelianckie na gravskuterach pojawiajce si czsto z nieprzyjemn szybkoci. Wielokrotnie tylko ostrzegawcze sygnay od wasnych zwiadowców pozwalay im zakopa si na czas w zielonym morzu paproci i innych rolin. Gdy nadszed wieczór wikszo onierzy bya wyczerpana psychicznie i fizycznie. A kiedy Stacy wyda wreszcie wyczekiwany rozkaz zatrzymania na noc ponad poowa jego ludzi, w tym wszyscy tragarze, osuna si z westchnieniem ulgi na ziemi.
Clifton rozkaza im ukry si gboko w krzakach i przeczeka do rana. Marsz w nocy by ryzykowny, atwo mona byo si zgubi w nieznanym terenie, a poza tym ludzie byli powanie wyczerpani, pomyla Galvin pozbywajc si z obolaych barków plecaka, wszyscy musieli odpocz. Dwaj onierze rozdali racje bojowe i manierki zimnego soku, tak, aby kady móg zaspokoi gód i pragnienie. Potem Stacy rozstawi wartowników i nakazano absolutn cisz.
Galvin zdoa podczas marszu przepchn si bliej czoa kolumny i teraz siedzia niecae dziesi metrów od miejsca, gdzie Clifton spa w piworze. Widzia std Martine, wci pilnowan przez dwóch szturmowców.
Mimo cigych zaczepek i wyzwisk nie odzywaa si do nich. Wci zachowywaa t swoj dziwn wyszo co jednak doprowadzao tamtych do furii. Chyba tylko rozkaz Cliftona powstrzymywa ich od rkoczynów. Teraz miaa chwil spokoju. W wietle ksiyca przebijajcego leny baldachim Galvin widzia profil jej gowy, uniesionej lekko ku górze, ku widocznym w przewicie gwiazdom. Co kto taki jak ty robi na wojnie?, mrukn w mylach Keith ukadajc si na cióce, Kto taki jak ty ...
***
5.
wiergot ptaków i jasno pod powiekami jako pierwsze dotary do Galvina w momencie przebudzenia. wit, pomyla usiujc przypomnie sobie co go obudzio. Nim zdy si przecign kto szarpn go za rami dajc mu odpowied na to pytanie. Otwierajc oczy podniós si do pozycji siedzcej. To by sierant Stacy.
- Kapitan chce z tob rozmawia, Galvin - powiedzia chodno nie zaszczycajc go duszym spojrzeniem - Masz si zameldowa.
Keith wytrzepa wosy z lici i wsta starajc si zignorowa resztki sennoci.
- Gdzie go znajd, sierancie?
Stacy odchodzc bez sowa skin doni w kierunku czoa kolumny.
Clifton obozowa pod wysokim drzewem o grubym pniu i niesamowicie dugich gaziach. Gdy Galvin go znalaz oficer oglda akurat jakie mapy notujc co i od czasu do czasu zerkajc na satelitarn busol trzyman w doni.
- Sir, sierant Keith Galvin melduje swoje...
- Daj spokój z tymi formalnociami, Galvin. To nie koszary. Wiesz dlaczego ci wezwaem?
Keith wola uda, e nie.
- Twój plan odnonie tej dziewczyny - doda Clifton nie przerywajc analizowania map - Jakie s szanse jego powodzenia wedug ciebie?
Galvin wzi gbszy oddech i przejecha doni po wosach. Nie lubi by zmuszany od rana do kamstw, zwaszcza do kamstw.
-Pó na pó. Jeli zdoamy przez satelit skontaktowa si z systemem Daarenis i seniorem rodu.
Clifton podniós gow, zaskoczony.
- No có, takiego optymizmu mona tylko zazdroci. Sam oceniem to na góra pitnacie procent.
- A ma pan inny pomys?
- Moe.
Dopisa co do kolumny cyfr w notesie i schowa mapy do mapnika podczepiajc go do pasa. Wsta ze zwinitego piwora i podszed do Galvina pokazujc mu satelitarne zdjcie.
- Dzi mamy do pokonania ostatni etap - powiedzia wskazujc co co dla Keitha byo jedynie jeszcze jednym zagajnikiem - To jakie pi mil std. Szansa. Wemiesz to zdjcie i pójdziesz na szpicy kolumny. Jakie dwie mile std przekroczymy koryto rzeki, masz je zbada i zapewni nam bezpieczny tranzyt. Bye w Zwiadzie, wic sobie poradzisz. Twój plecak poniesie kto inny.
- Skd ten awans?
- Nie moemy znale jednego z naszych. Oddali si w nocy i znikn. Dezerter albo spotkao go co zego. Ten cholerny las nadal jest dla nas zagadk - omiót otoczenie chodnym wzrokiem - Wybierz sobie dwóch ludzi i ruszaj. Doczymy za dwie godziny.
- Tak jest - rzuci Galvin odchodzc.
Zatrzyma si obok onierzy wydajcych racje ywnociowe i napi si przygotowanej kawy wracajc jednoczenie wzrokiem do sylwetki Cliftona widocznej w przewicie krzaków. Kapitan najwyraniej podejrzewa, e Keith co ukrywa. Co na temat dziewczyny. Czyby naprawd rozwaa wykorzystanie jej jako zakadnika?, zastanowi si Galvin. Zmyli na poczekaniu t poowiczn gwarancj sukcesu, tak naprawd to nawet pitnacie procent wydawao mu si mao wiarygodne. Zbyt optymistyczne.
Odszuka wzrokiem Martine. Tam, gdzie zasypiaa poprzedniego wieczora. Wartownicy ju j obudzili i zajci byli wypowiadaniem codziennej dawki wyzwisk. W pewnym momencie jeden z nich j kopn. Galvin z trudem opanowa si, aby nie wystartowa do biegu zakoczonego ciosem nogi w plecy tamtego. Podszed do nich tumic zo.
- Nie pamitacie ju rozkazów? - wycedzi popijajc z kubka kawy.
- Nie twoja sprawa - odpowiedzia jeden.
- Miae ju swoj szans zabawi si z t cizi - doda drugi - Teraz nie przeszkadzaj.
Galvin upi kolejny yk.
- Dobra, idziecie ze mn, natychmiast - rzuci spokojnie - Zawiadomcie sieranta Stacy'ego, e zdajecie obowizki i ruszamy.
- Spieprzaj - odezwa si ten pierwszy, a drugi wyszczerzy zby do Keitha.
W tym momencie podszed do nich Stacy.
- O co chodzi? - zapyta omiatajc wzrokiem ca trójk.
- Ten burek chce nam rozkazywa - powiedzia z pretensj pierwszy - Niech mu pan powie, gdzie moe sobie wsadzi swoje rozkazy.
- Wybraem ich - mrukn Galvin wskazujc na wartowników.
Stacy spojrza na niego z niechci.
- Danckse, id znajd dwóch zastpców - odezwa si do nich - Od tej chwili on wami dowodzi.
- O, kurwa - wycedzi drugi, podczas gdy pierwszy rozdziawi usta - Co to ma by?
- Akcja specjalna - skwitowa Stacy kierujc si ku Cliftonowi - Dalej, ruszaj si. Nie macie wiele czasu. A ty, Galvin, pilnuj jej.
Danckse i jego towarzysz z marsowymi minami odeszli w kierunku grupy jedzcych niadanie onierzy pozostawiajc Keitha sam na sam z Martine. Nie zwrócia na niego w ogóle uwagi, jakby wcale go nie byo. Koczya wanie swoj kanapk jedzc maymi, wykwintnymi ksami. Kto opatrzy jej rami, w miejscu poprzedniego skrawka materiau wyrós gruby bbel biaego opatrunku natryskowego. Galvin nawet nie próbowa si do niej odzywa wyczuwajc nadal barier pogardy, któr rozwina wokó siebie. Po prostu patrza na ni przez kilka dugich minut, ale nie zdoa naruszy jej panowania nad sob. Sprawiaa wraenie cakowicie oderwanej od rzeczywistoci. Keith pokrci delikatnie gow i odwróci si przymykajc oczy. Martine Daarenis, ona...
Godzin póniej sta ju na brzegu lenej rzeki i z niepokojem rozglda si wokó. To, co na mapach i zdjciach kapitana wygldao na niewinny strumyk okazao si nie byle jak przeszkod. Koryto nie byo wprawdzie gbokie i nurt niezbyt rwcy, ale przeciwlegy brzeg by podmyt lessow cian o prawie dziesiciu metrach wysokoci i niemaym nachyleniu. W dodatku cign si na sporym odcinku rzeki. Z miejsca w którym stali Galvin nie móg dostrzec kresu tego stoku, z obu stron gin on za zakrtami. Pokonanie tej przeszkody byo trudne i musiao zabra duo czasu kolumnie obadowanych plecakami ludzi.
- Cholera - rzuci krótko. Danckse i ten drugi, Brandt, spojrzeli na niego z zastanowieniem. - Jeden z was wróci do grupy i zawiadomi kapitana o tym.
- Ja pójd - owiadczy Brandt, a Danckse nie zaprotestowa. Galvin przytakn ruchem gowy, wic bez zwoki szturmowiec znikn w zarolach.
- Co dalej? - zapyta Danckse podchodzc do skraju rzeki i omywajc sobie twarz wod.
- Widzisz t kp paproci? Tam na skarpie?
- T na samym skraju ?
- Wdrapiesz si tam i przygotujesz stanowisko. Jak co pójdzie nie tak przy przeprawie, bdziesz wiedzia co robi.
- Co moe i nie tak?
- Jeli pojawi si rebelianci - wszystko.
Danckse mrukn co do siebie, ale wszed w wod i przedosta si na drugi brzeg. Galvin w milczeniu obserwowa jego wspinaczk, co chwila akcentowan przeklestwami, i ukadanie si w cieniu paproci. Potem podszed do brzegu i usiad odkadajc karabin. Napeni manierk i poczeka, a jej filtry usun mu z wody. Potem upi yk i z alem wróci pod oson zaroli na brzegu.
Clifton nadcign zgodnie z obietnic po upywie nastpnej godziny. Ostrzeony przez Brandta zostawi kolumn o kilkanacie metrów od rzeki i podszed w towarzystwie Stacy'ego i jeszcze jednego onierza.
- To rzeczywicie tak wyglda? - zapyta stajc obok Galvina, który zerwa si na nogi.
- Obawiam si, e tak - owiadczy spokojnie Keith - Przekracza to w cigu dnia to ryzyko. Tdy mog lata patrole. Lepiej zaczekajmy do nocy.
Clifton chwil rozglda si po przeciwlegym brzegu, po czym wycign jedn z map i zdjcia satelitarne.
- Ta skarpa cignie si na dugoci paru mil - owiadczy chwil potem - Akurat znajdujemy si gdzie po rodku, obejcie tego zajmie nam cay dzie, a czasu na to nie mamy. Ile moe zaj przeprawa tdy? - wskaza drugi brzeg.
- A ilu mamy ludzi?
- Okoo trzydziestu. Przewanie obarczonych plecakami.
- W takim razie do godziny, moe troch wicej - odpar Galvin z namysem - Nie mamy lin, a ta ciana jest bardzo mikka. Wspi si po niej z obcieniem jest raczej niemoliwe. Spróbujmy tam dalej, tam, gdzie wida tyle wymytych korzeni. Powinno by atwiej, ale nie za atwo.
- Sir, w tym wypadku zgodzibym si z Galvinem - owiadczy Stacy - To moe by ryzykowne.
- Nie moemy czeka do nocy - pokrci gow Clifton - By moe ju jestemy spónieni.
- Spónieni? - zapyta zdezorientowany Galvin - Dokd spónieni? To chyba waciwa chwila, aby powiedzie nam dokd waciwie zmierzamy.
- Jakie dwie mile za t skarp znajduje si obóz szkoleniowy 2 Specjalnej Grupy Uderzeniowej - owiadczy kapitan zakrelajc palcem kóko w jednym z regionów mapy - Jest opuszczony, bo 2 Uderzeniow przerzucono pó roku temu na Mytus 7. Peno tam sprztu, broni i wszelkiego rodzaju dobra, bo Sztab planowa przeszkolenie tam jeszcze kilku innych oddziaów. Prawdopodobnie jest tam ukryty wahadowiec ewakuacyjny.
- Brzmi wspaniale - mrukn bez przekonania Galvin - Ale nie dajmy si ponie entuzjazmowi. Co pan mia na myli mówic, e moe by ju za póno?
- Moga tam dotrze jaka inna grupa - stwierdzi kapitan chowajc mapy - Informacje o tym orodku posiada wprawdzie tylko Sztab, ale mogy by przecieki. Jak ten, dziki, któremu ja si dowiedziaem. Oczekiwanie moe nas drogo kosztowa.
- Jeli jest tam tyle dobra to po co niesiemy tyle arcia ze sob? - zapyta nagle Keith - Bez tych plecaków przeprawa zabierze nam najwyej kwadrans.
- Musimy je mie. W obozie nie ma adnych zapasów ywnoci. Uczono tam take sztuki przetrwania w obcym terenie, polowa, zastawiania side. Takich tam rzeczy. Zapotrzebowanie na ywno pokryway niestety cotygodniowe transporty.
Galvin pokrci gow.
- Gosuj za oczekiwaniem.
Stacy spojrza na skarp.
- Mniej ni godzin, Galvin? - zapyta - Po tych korzeniach nawet szybciej?
- Stacy, nie jestem pewien ...
Sierant nie sucha ju dalej.
- Jestem za przepraw.
- Dobrze - rzuci z zadowoleniem Clifton - Galvin rozstaw si ze swoimi ludmi. Zaczynamy za kwadrans.
Keith odprowadzi oficera wzrokiem i zakl w mylach. Pakowali si w kopoty, czu to. W cholerne kopoty.
Rozkaza Brandtowi zajcie pozycji na skarpie po drugiej stronie zakrtu, tak, aby móg widzie spory kawaek dolnego biegu rzeki. Sam stan na paskim brzegu pod oson krzaków w wyczekujcej postawie i z broni gotow do strzau. Naprawd mu si to nie podobao. Przekraczanie w dzie koryta rzeki, którego z duym prawdopodobiestwem mogy uywa powietrzne patrole, to byo zbdne ryzyko. Zwaszcza jeli wierzy temu co Clifton powiedzia o ukrytym obozie.
Czoo kolumny obadowanych plecakami postaci wynurzyo si z pomidzy nadbrzenych zaroli i przeprawio pod skarp. Dwóch onierzy rozpoczo wspinaczk, ale po chwili obaj stoczyli si ze swoimi plecakami w nurt. Nastpny ochotnik spróbowa bez plecaka, za to z kawakiem wochatego pncza. Udao mu si i po paru minutach kolejni onierze zaczli si wspina.
Galvin obserwowa to wszystko z rosncym niepokojem. To wszystko szo zbyt wolno.
Na brzegu pokazaa si posta Martine, strzeonej przez dwóch innych onierzy. Z pewnoci zauwaya Galvina, stojcego zaledwie par metrów dalej, ale nie daa niczego po sobie pozna. Z gracj wesza do sigajcej kolan wody i zatrzymaa si na chwil spukujc twarz. Potrzsna energicznie gow, po czym pynnym ruchem odgarna wosy z czoa. Wygldaa na zupenie nie zmienion, jakby rzeczywicie wydarzenia nie pozostawiay na niej adnego ladu.
Za ni na brzegu pojawi si Clifton. Spojrzenia jego i Keitha spotkay si, a potem kapitan zerkn na dziewczyn. Galvin wola si odwróci, cho tak na dobr spraw nie wiedzia dlaczego. Pokrci gow i uniós do ust odpit manierk.
Nie zdy zrobi nawet jednego yku. Z lewej strony nadbieg szum, który szybko podniós si do ryku pracujcych silników. Galvin wypuszczajc manierk i unoszc karabin dostrzeg jeszcze Brandta, dajcego rozpaczliwe znaki ze swojego stanowiska, kiedy zza zasaniajcych zakrt drzew wyskoczyy trzy gravskutery osaniajce dwa transportery.
- Kry si! - krzykn do zaskoczonych towarzyszy przykadajc oko do celownika i apic w niego sylwetk pierwszego przeciwnika. Rebelianckie maszyny dostrzegy ju jednak co si dzieje i rozluniy szyk, zwolniy i zaczy zawraca. Jeden z transporterów zawis nad rzek wyrzucajc desant na skarp, drugi obniy si opuszczajc onierzy na linach wprost na dno wwozu. To naprawd wygldao le.
Galvin straci cel z oczu, a widzc tyralier przeciwników pad na piach opierajc karabin o lec grub ga. Obejrza si. Wikszo szturmowców gnaa do lasu pozostawiwszy na cianie skarpy paru kolegów osanianych przez jednego straceca lecego w wodzie, osonitego gór porzuconych plecaków. Clifton krzycza co do nich wymachujc broni, ale nikt nie wydawa si by zainteresowany suchaniem go. Niespodziewanie najbliszy transporter skierowa si za uciekajcymi onierzami Imperium. Zawarczay granatniki i woda spienia si tryskajc burymi supami w gór. Podmuch dosign dwóch szturmowców przewracajc ich z impetem. Ze stanowiska na grzbiecie transportera zaczo kropi szybkostrzelne dziako, po chwili przyczy si do tej kanonady drugi transporter i atakujcy tyralier rebelianci. Dziesitki adunków zawyy w powietrzu, rozleg si trzask pkajcych od trafie pni i szelest cinanych gazi przeplatany jkami rannych.
Galvin zaciskajc zby wróci okiem do celownika. Pierwszy transporter nie zdy przyspieszy, Keith ci operatora dziaka, tak, e tamten zapad si do wntrza pojazdu. Chwil póniej poderwa si i da szczupaka w bok, o wos unikajc odamków granatu. Wytrzsajc piach z wosów uskoczy pod oson drzew i ogarn rzek spojrzeniem. Ci, których atak zasta wspinajcych si zostali zmasakrowani, podobnie jak szturmowiec ich osaniajcy. Stanowisko Brandta tryskao jednostajnie jzorami poncego napalmu, odzywaa si natomiast bro Danckse'a i tych, którzy zdoali wczeniej dosta si na skarp. Rebelianci nacierali na nich wspierani ogniem obu transporterów i trzech uwijajcych si wokó gravskuterów. Przy takim oporze musieli zwyciy.
Galvin chcia odskoczy w gszcz, ale zahaczy wzrokiem nieruchome ciao, lece na wpó w wodzie. Pozna je po szarym mundurze.
Martine, zabysa myl. Nie zastanawiajc si dugo przerzuci karabin przez plecy i wystartowa w kierunku dziewczyny dopadajc jej w kilku skokach. Nie tracc czasu na ogldziny, wiadom trwajcej wokó walki przerzuci j przez rami i przeniós pod oson zaroli. yje, stwierdzi po chwili badajc puls na szyi.
- Galvin, rusz si, kurwa! - krzykn na niego Clifton pojawiajc si nagle obok - Kontratakujemy wzdu brzegu. Nie sied tak! - zerkn na kogo za plecami, na niskiego, ciemnowosego podoficera, po czym doda rozkazujco - We ze sob kilku ludzi i obejd ich od lewego brzegu. Stacy próbuje dosta si na skarp. My postaramy si ich zepchn, ale do ciebie i Stacy'ego naley caa robota. Dalej!
Podrywajc si na nogi Keith straci z oczu twarz nieprzytomnej Martine. Przez dusz przemkno mu uczucie pustki, niczym spopielajca wszystko fala pomieni. Poczucie rzeczywistoci przywróci mu dopiero Clifton, popychajc ku grupie biegncych w kierunku brzegu szturmowców. Jeden z nich wymachiwa dug rur granatnika.
- Idziecie ze mn - rzuci Keith nieznoszcym sprzeciwu gosem - Tdy - wskaza kierunek, z którego dobiegao dudnienie silników transportera. Opodal detonowaa seria pocisków wyrzucajc w powietrze chmur ziemi i strzpów. Galvin osoni twarz doni i ruszy ponaglajc gestem nowych podkomendnych. Rozwinli si w krótk tyralier i zanurzyli w obszar wysokich, gstych krzewów kierujc si ukiem ku rzece. Kolejna eksplozja podniosa opodal wielkie paty nadpalonej cióki, bok jakiej wysokiej sosny zapali si gwatownie.
Kiedy przeskakiwali od jednej kpy do nastpnej, z przeciwka wynurzy si luny szpaler zmierzajcych do przeciwnatarcia rebeliantów. Obie grupy, zaskoczone tym spotkaniem, po sekundowym wahaniu zwary si w walce wrcz. Galvin niemal zderzy si z wysokim, rudym oficerem w mundurze piechoty planetarnej. Wypuci karabin z doni apic tamtego jedn doni za gardo, a drug blokujc zadane z dou pchnicie noem. Przez chwil obaj patrzeli sobie w oczy napierajc na siebie, tak, e Galvin móg dostrzec w oczach tamtego odbicie swoich wasnych. Trwao to jednak tylko moment, bowiem nagle Keith szarpn caym ciaem wytrcajc przeciwnika z równowagi, po czym pocign go za szyj wbijajc kciuk midzy kostki doni trzymajcej nó. Tamten pad ze zgrabnym obrotem na ziemi i zdy tylko westchn nim w byskawicznym, dwukrotnym ciosie ostrze pogryo si w jego krtani. Galvin odskoczy natychmiast wstecz, chwytajc porzucony karabin. Rebelianta wznoszcego obok do ciosu kolb swojego miotacza snop energii musn w gow i odrzuci gdzie w gszcz. Nastpny przeciwnik zdy krzykn nim dwa trafienia ugrzzy w jego barku i boku. Galvin nie celujc przelecia cigym strzaem po zarolach przed sob, cinajc mnóstwo gazi i wyrzucajc w powietrze kurtyn popalonych lici. Rebelianci cofnli si, a potem rzucili do ucieczki. Szybko przeadowa podbiegajc do najbliszego ze swoich ludzi, szturmowca klczcego na ciele pokonanego rebelianta. Gestem nakaza mu uwaa i rozejrza si po pozostaych. Dwóch z nich najwyraniej przegrao, nie podnieli si ju. Pozostali czterej ocaleli. Galvin zignorowa ich przeraone spojrzenia kierowane na martwych kolegów, prdko zmian sytuacji przyprawia ich o szok. Czytelnym gestem nakaza im marsz naprzód, w stron rzeki i odgosów zajadej walki.
Pidziesit metrów dalej rebelianci znów zaatakowali. Wród tyraliery zakwity nagle wybuchy granatów, miotanych zza zasony drzew. onierz nioscy granatnik w mgnieniu oka oklap kiedy owiona go chmura odamków. Opad na ziemi jak marionetka, której podcito sznurki. Idcy po prawej jego kolega zawy kulc si i chwytajc za poszarpane kolana. Zrczne natarcie rebeliantów zaamao si jednak w ogniu karabinów pozostaych szturmowców. Galvin mimo cigego ostrzau doczoga si do granatnika, nadal tkwicego w rkach zabitego i uy go rozptujc ogniste pieko na kierunku, w którym rebelianci ponownie si wycofali.
- Dalej! - krzykn do podlegych sobie niedobitków i zerwa si na nogi unoszc granatnik. Wpad z impetem w zarola z karabinem dyndajcym na plecach i z bojow furi w oczach. Nie widzia czy inni poszli za nim, mao go to obchodzio. Szarowa po raz pierwszy w yciu, z pustk w sercu i w oczach. Blady, z domi czerwonymi od krwi, w brudnym mundurze wyglda jak jaki duch i tak te si czu. Z boku wypad na niego rebeliant unoszc bro, Galvin nie zatrzymujc si uderzy go w skro grub luf granatnika odrzucajc z powrotem w zarola. Wypad na brzeg rzeki, tu za lini rebelianckiej tyraliery i rozejrza si wokó. Na pla, par metrów dalej, wyskoczyo dwóch przeciwników. Dostrzegli go kiedy wycelowa do nich z granatnika. Eksplozja zmiota ich w uamku sekundy. Nastpnie Galvin skierowa swoj uwag na transporter, unoszcy si kilkadziesit metrów dalej, nad lustrem wody. Operator dziaka na kadubie te go zauway i z grymasem przeraenia na twarzy szarpn luf swej broni w jego kierunku. W tej samej sekundzie jednak granat z broni Keitha przebi cienk burt pojazdu, jakby bya zrobiona z papieru i detonowa wewntrz rozrywajc maszyn na strzpy w chmurze jaskrawoótych pomieni.
Spadajc w wod kawaki maszyny syczay stygnc w gejzerach bbli i pary, wiele runo na gowy rebelianckich onierzy nadal nacierajcych wzdu koryta rzeki. Podmuch gorcego powietrza przewróci Galvina z tak si, e zaparo mu dech. wiadom bliskoci wroga wyprostowa si na siedzco kierujc luf granatnika w prawo, na zaczynajcych si orientowa w sytuacji onierzy tyraliery. Fala chodu spyna mu wzdu krgosupa, gdy dotar do niego suchy szczk spustu oznajmiajcy koniec amunicji. Po twarzy przemkn mu cie zawracajcego drugiego transportera, którego strzelec ju szuka go luf dziaka. Na skraju skarpy po drugiej stronie rzeczki zaroia si grupa rebeliantów wypatrujc go na tle lasu. Odbezpieczali karabiny i regulowali celowniki. Galvin odrzuci pusty granatnik i na czworakach rzuci si pod oson drzew. cign z pleców karabin. Koo uszu bzykny mu pierwsze adunki wystrzelone tym razem jeszcze na lepo. Keith rozejrza si w poszukiwaniu swoich ludzi, ale nigdzie nie byo ich wida. By odcity.
Niespodziewanie jego uwag zwróci huk eksplozji, który dobieg znad rzeki. Jeden z atakujcych szturmowców musia odpali kierowan rakiet do transportera i fragmentujcy adunek oderwa cz sterów aerodynamicznych i antygrawitatorów, na których maszyna si unosia. Kadub zosta rozszarpany jakby zrobiono go z cienkiej blachy, a z przedziau napdowego buchn welon ciemnego dymu. Pojazd krcc si opad z chrzstem na pochye zbocze skarpy i zamar tam, rzc coraz ciszej silnikami. Z wntrza wyskoczyo dwóch czonków zaogi i rzucio si do ucieczki w las, porastajcy brzeg. W tym samym momencie kanonada nasilia si, a po chwili doczy do niej ryk nacierajcych szturmowców. Ze swojego stanowiska Galvin dostrzeg rebeliantów strzelajcych ze skarpy. Wymierzy do najbardziej wysunitego strcajc go trafieniem w dó, a pozostaych zmuszajc do wtulenia w ziemi i przerwania ostrzau. Chwil póniej rebelianci zaczli ucieka. Najpierw jeden, potem dwóch, a kilka sekund póniej reszta. Runli aw w kierunku, z którego przylecieli, biegnc po kolana w wodzie, rozbryzgujc j w wysokich fontannach. Nikt z nich nie pozosta by osania t ucieczk i w mgnieniu oka strzelcy wyborowi szturmowców zaczli ich masakrowa. Galvin take wynurzy si z ukrycia rac dugimi seriami doskonale widocznego przeciwnika, a wkrótce doczyli do niego jeszcze dwaj jego ludzie zamieniajc odwrót w prawdziw rzeni. Ledwie jeden czy dwaj rebelianci zdoali dotrze do linii drzew, za sob pozostawili kilkanacie cia swoich kolegów, na brzegu albo w wodzie.
Koniec. Galvin zatrzyma si po kostki w wodzie i gboko oddychajc styg z bitewnego zapau. Ponownie czu zapach lasu, sysza jego odgosy, jki rannych i umierajcych, trzaski pomieni. Spojrza na swoje donie i przyklkn myjc je zdecydowanymi ruchami. Zmoczy te kark i twarz, wystawiajc j póniej ku promieniom soca. Zbliyli si do niego onierze przeczesujcy pole bitwy, ale odesa ich gestem pokazujc, e wszystko w porzdku. Ruszy brzegiem w kierunku, gdzie ostatnio widzia Cliftona. Mimo zmczenia zmusi si do szybszego kroku, przewiesi karabin przez rami, a doni oczyci wosy z igliwia.
Nagle potkn si o co.
Rebeliant by mody, najwyej dwudziestoletni, ledwie przeszkolony ótodziób. Trafienie musno jego klatk piersiow palc i rozrywajc tkank. Kona w straszliwych mczarniach, to byo od razu wida. Nie mia adnej szansy. Odczuwa taki ból, e mierci oczekiwa niczym wybawienia. Galvin nadzia si na spojrzenie nic nie widzcych oczu tamtego i przystan. Powodowany nagym impulsem pochyli si nad miertelnie rannym i zacz intensywnie grzeba w zasobniku na jego pasie. Kiedy za plecami pojawi mu si Clifton, Keith akurat robi modemu zastrzyk z duej iloci CB, czynnika przeciwbólowego. Wystarczajco duej, aby zlikwidowa problemy tamtego na zawsze.
- Co jest, Galvin?! - wrzasn niespodziewanie kapitan, ale Keith nawet nie drgn. Spokojnie wsta i obróci si twarz do oficera - Tracisz tu czas z tym szczurem, a tymczasem mnóstwo naszych te jest rannych. Wyno si std, zbiórka tam, na brzegu. Ruszaj si!
Clifton ruszy dalej wydajc rozkazy do nie odstpujcego go na krok ciemnowosego podoficera i szybkimi ruchami rk wskazujc co na pónocy. Galvin odprowadzi go wzrokiem, po czym dokoczy aplikowania CB rannemu. W nieruchomych oczach tamtego nie pojawi si nawet lad wdzicznoci, ale Keith i tak na to nie liczy.
Odnalaz i napeni wod upuszczon wczeniej manierk, a potem ruszy by doczy do pozostaych. Na wskazanym przez kapitana miejscu zgrupowao si ju kilku szturmowców, Galvin dostrzeg na skarpie jeszcze trzech, w tym Stacy'ego. Cliftonowi towarzyszyo piciu. Co stao si z reszt?
- Gdzie pozostali? - rzuci w kierunku siedzcego na piasku onierza, któremu kolega bandaowa przedrami.
- Ci z koca kolumny zwiali, razem z tym co nieli - odpar spogldajc na niego z rezygnacj - Poza tym mamy omiu zabitych i dwóch ciko rannych. Lada chwila ci rebelianci co nam si wymknli wezw pomoc i dadz nam takiego upnia...
- Starczy, bo Clifton usyszy - przerwa mu Galvin - Gdzie dziewczyna?
Szturmowiec spojrza na niego z namysem.
- Tam, w krzakach z eskort.
Martine siedziaa z ponur min na ziemi, a obok leao dwóch rannych onierzy. Rannych miertelnie, jak zauway Galvin podchodzc bliej. Jeden z wartowników rozmawia z nimi cicho. Nie zwróci w ogóle uwagi na Keitha.
Galvin pochyli si nad dziewczyn i uniós jej gow za podbródek ogldajc dugie skaleczenie na jej skroni. Szarpna gow.
- Spokojnie - mrukn z wyrzutem - Chciaem tylko ...
- To niepotrzebne - powiedziaa zdecydowanym tonem - Niepotrzebne tak jak to wszystko. Niech mnie pan zostawi.
Trwa tak jeszcze przez chwil z palcami dotykajcymi skóry jej twarzy, ale wreszcie cofn si i wyprostowa topic wzrok gdzie wród drzew.
- Niepotrzebnie my zabijamy was?
- Niepotrzebne jest w ogóle to zabijanie.
- Wic mamy usi przy stole i rozegra parti sabacca o bardzo wysok stawk? To nie dziaa w ten sposób. Nic nie dziaa w ten sposób w yciu.
- To jest akademicka dyskusja, sierancie. Po co chce mnie pan w ni wcign?
- Niczego pani nie rozumie.
- A co takiego mam rozumie?
Z tyu nastpia silna eksplozja. Galvin obejrza si w tamtym kierunku oczekujc najgorszego - natarcia kolejnej grupy rebeliantów. Po kilkunastu sekundach pojawia si biegnca grupa z Cliftonem i pozostaymi szturmowcami. Na twarzach odbijaa im si niepewno.
- Zbierajcie si, spieprzamy! - zawoa Clifton wykonujc ponaglajcy ruch rk. Rozlunieni dotd szturmowcy zerwali si na nogi.
- Co si stao? - zapyta Galvin obserwujc teren za ich plecami.
- Gaz bojowy. Na pokadzie tego transportera by gaz bojowy - odpar Clifton zatrzymujc si na chwil - Wybucha amunicja chemiczna. Teraz chmura tego wistwa rozciga si wzdu koryta rzeki. Lada chwila wiatr popchnie j w naszym kierunku.
Galvin wróci do rannych.
- Jeden z was bdzie pilnowa dziewczyny, a jeden wemie ze sob tego rannego - rozkaza jednoczenie nachylajc si nad drugim z poszkodowanych.
- Nie - rzuci Clifton - Oni s i tak ju martwi. Dajcie im CB i doczcie do nas - skin doni ku Martine i dwaj szturmowcy poprowadzili j w lad za oddalajc si grup.
Galvin wbi w niego twardy wzrok, ale po chwili opuci oczy i przymkn je. W co ty naprawd wierzysz? W co, tak naprawd ...
***
6.
Obóz znaleli zgodnie z mapami Cliftona dwie mile dalej. By doskonale zamaskowany, a oni tak wyczerpani dugim biegiem, e nieomal przeoczyli pierwszy mieszkalny kontener zaczajony pod pniem rozoystego drzewa. Clifton, nie bawic si w rozpoznawanie terenu, pchn nog blokad wazu i gestem nakaza swoim onierzom pakowa si do rodka. Caa okolica roia si od rebelianckich patroli, zaalarmowanych przez niedobitki ocalaych ze starcia nad rzek, i kilkakrotnie ju szturmowcy byli o krok od wykrycia. Dobrze zamaskowany kontener dawa moliwo wytchnienia i rozwaenia sytuacji.
Wntrze przypominao raczej obszern, wysok jaskini ni sztucznie stworzone pomieszczenie. ciany zajmowao mnóstwo póek i szafek, w wikszoci pustych , owietlonych przez wbudowane w strop wietliki, przepuszczajce wiato dzienne. Podoga bya wyoona mikk wykadzin, wic wikszo onierzy zaraz po wejciu opada na ni ciko dyszc. Clifton wyszed na rodek pomieszczenia i omiót ich wzrokiem, zapewne liczy ich, bo wczeniej nie bardzo mia na to czas.
Trzynastu, podpowiedzia mu w myli Galvin rozsiadajc si wygodniej i usiujc jednoczenie zidentyfikowa uczucia, które przemkny przez twarz kapitana. Uratowali si niemal wycznie ci, którzy wzili udzia w walce - i to tylko dlatego, e nie mogli zdezerterowa pod okiem Stacy'ego i Cliftona. Ponad poowa kolumny, pozostawiona w lesie bez choby podoficera syszc kanonad stracia nad sob panowanie i rozpierzcha si we wszystkie strony. Teraz rebelianci bez trudu wyapywali bdzcych bez map i celu przeciwników. Galvin mógby si zaoy, e ich los nie martwi Cliftona nawet w poowie tak, jak los niesionych przez nich zasobników z ywnoci. To bya prawdziwa klska.
- Nie bd ukrywa - zacz Clifton neutralnym tonem - dramatyzmu naszej sytuacji. Udao nam si uratowa tylko cz zapasów, a przeciwnik w tej chwili intensywnie przeszukuje okolic. Stracilimy wielu kolegów - umilk na chwil, jakby rzeczywicie mówi o swoich kolegach - Zdoalimy jednak dotrze do obozu, który moe zapewni nam doskonae ukrycie, a by moe take sposób ratunku. Wiem, e jestecie zmczeni, ale naley rozejrze si tutaj zanim odpoczniemy.
Wród onierzy odezwa si pomruk niezadowolenia.
- Zbadajcie teren dwójkami - doda Clifton nieznoszcym sprzeciwu tonem - i wrócie tu jak najszybciej z raportem. Uwaajcie na patrole.
Obóz zajmowa obszar mniejszy ni pó mili kwadratowej, jego spenetrowanie zajo jednak szturmowcom prawie dwie godziny. Poszczególne sekcje obozu, kontenery, piwnice i namioty byy zamaskowane z drobiazgow dokadnoci. W niektórych miejscach pnie prawdziwych drzew wyglday mniej naturalnie ni zakamuflowane fragmenty sztucznych schronów. Po zbadaniu wikszoci z nich szturmowcy zebrali si zgodnie z poleceniem Cliftona w najwikszym odkrytym kontenerze i przekazali to, czego dowiedzieli si o zawartoci obozu. Okazao si, e w jego skad wchodzi co najmniej osiem mieszkalnych kontenerów i tuzin namiotów. W jednym z kontenerów znajdowao si zejcie na niszy poziom, ale z powodu braku wiata nie wiadomo byo co si tam znajduje. Odkryli te pytkie ziemianki wydrone w korzeniach czterech drzew, które zawieray zabezpieczony sprzt elektroniczny - gównie sensory, lokalizatory i komunikatory krótkiego zasigu jeli wierzy napisom na pojemnikach. Clifton wysa trzech ludzi po próbki tego sprztu, wyznaczy dwóch wartowników i pozwoli zje reszcie posiek.
Galvin wanie koczy swoj racj popijajc wod z manierki, kiedy Clifton podszed do niego.
- Pan pozwoli ze mn, Galvin - powiedzia skrcajc ku wyjciu. Keith podnoszc si zauway w jego doni potn latark. Opucili pomieszczenie w czwórk : kapitan, Keith, jeden z onierzy i ten sam ciemnowosy podoficer, niejaki Fuertian. Ostronie, uwaajc na rebelianckie patrole przeszli kilkadziesit metrów, do zlokalizowanego na skraju nieduej polanki kontenera.
- To ten - powiedzia Clifton porównujc otoczenie z trzyman w doni map - Wchodzimy.
Wntrze niczym nie rónio si od wntrz wikszoci budynków obozu, puste póki i szafki, wietliki w suficie, pomalowane pastelowymi kolorami ciany. Cliftona i Fuertiana zainteresowaa jednak dua pokrywa wazu znajdujca si w rogu. Podnieli j by odkry niknce poniej w mroku stopnie drabinki.
- To powinno prowadzi do hangaru - zdecydowa Clifton i wycign rk z latark do towarzyszcego im onierza - Zejd na dó. Owietlisz nam drog.
- O jakim hangarze pan mówi? - zapyta Galvin, podczas kiedy szturmowiec znika we wazie - Naprawd ma pan nadziej znale statek ewakuacyjny?
- Takie obozy zwykle posiaday na wszelki wypadek wasne statki transportowe - odpar Clifton mentorskim tonem - Ta placówka miaa by nadal wykorzystywana, dlatego te nie zlikwidowano jej, a jedynie czasowo porzucono. Statek powinien ...
Szum silników przelatujcych gravskuterów przerwa mu w pó sowa. Wszyscy zamarli z twarzami odbijajcymi niepewno, a w powietrzu zawiso niewypowiedziane pytanie : Zostaniemy odkryci czy nie? Sekundy wloky si niemiosiernie, wydawao si, e na jedn przypada kilkanacie uderze serca. Wreszcie jednak szum oddali si, a napicie opado. Odetchnli z ulg.
- Blisko - mrukn Clifton ocierajc pot z czoa - Gdyby nie kamufla byoby po nas.
- Sir, jestem na dole - zameldowa z dou szturmowiec - Tu jest do gboko, pi do siedmiu metrów.
- Schodzimy - oznajmi mu kapitan - Tylko nie wie po oczach.
Studnia opadaa a do wskiego pomieszczenia o cianach podtrzymywanych spronym betonem, przechodzcego dalej w surowy, ciemny korytarz. Szturmowiec wyprzedzi ich o par metrów, wiato jego latarki bkao si gdzie w przodzie. Fuertian wycign drug i ruszy za nim. Po parunastu metrach i pokonaniu krótkich schodów w dó znaleli si na wskiej galerii.
- To musi by spore pomieszczenie - zauway Galvin wsuchujc si w echo nadbiegajce z ciemnoci wokó nich - Sdzc po opónieniu echa.
Clifton nie odpowiedzia poszukujc w wietle odebranej szturmowcowi latarki czego na cianie.
- Tu gdzie powinien by wcznik zasilania - mrukn raczej do siebie - O, jest.
Wysoko nad gowami rozbysy fontanny wiata z zamontowanych poczwórnie lamp argonowych wyuskujc z ciemnoci wielki obiekt znajdujcy si przed ,i czciowo poniej ich galerii. Galvin rozpozna go natychmiast, podobnie jak pozostali. By to wahadowiec ogólnego przeznaczenia typu Lambda. Takich maszyn uywano czsto do transportu drobnych przesyek lub maych grup onierzy. Przecitny wahadowiec tego typu móg zabra do pidziesiciu ludzi lub dziesi ton adunku.
- Czy jest zdatny do lotu ? - zapyta Galvin.
- Wkrótce si dowiemy - odpar Fuertian ogarniajc spojrzeniem statek i reszt sali - Zewntrznie nie wyglda na uszkodzony. Gdyby byy jakie kopoty to tam jest sekcja narzdziowa - wskaza odlegy kt - Damy rad uruchomi go w cigu jednego dnia. Chyba, e jest powanie uszkodzony, ale nie sdz, aby tak byo - spojrza na Cliftona - Potrzebuj pomocy przy przegldzie. Jeden z tych co przeyli, Vanth, zna si troch na elektronice. Niech si tu zgosi jak najszybciej.
- A kto to bdzie pilotowa ? - mrukn Galvin.
- Ja oczywicie - odpar Fuertian schodzc z galerii na dno sali.
- Wracamy, Galvin - powiedzia Clifton wykonujc gest w stron korytarza, którym si tutaj dostali - Trzeba zawiadomi reszt.
Kiedy dotarli z powrotem do reszty szturmowców wikszo z nich spaa, a w jednym z któw pitrzyy si przyniesione pojemniki ze sprztem. Clifton obudzi ich wszystkich gromkim okrzykiem i obwieci swoj dobr nowin, powitan natychmiastowym polepszeniem nastroju. Nikt nie odway si krzykn ani zaklaska wobec surowego napomknienia Stacy'ego, ale nastrój klski prys i zapa na nowo rozgorza w miejscu zajmowanym dotd przez apati. Korzystajc z tego Clifton z Vanthem i jeszcze jednym znajcym si na sprzcie szturmowcem, niejakim Paadtem, zacz przeglda zawarto przyniesionych pojemników. Do wieczora panowa spokój.
Nastpnego dnia rano, wobec niezmienionej intensywnoci patrolowania okolic obozu przez rebeliantów Clifton rozkaza rozmieci sensory wokó obozu, tak aby ostrzegay o zbliajcych si przeciwnikach. Paadt tymczasem zmontowa z konsoli komputera i paru znalezionych moduów rodzaj polowego analizatora, wywietlajcego dane odebrane z przekaników sensorów. Po kilku godzinach ryzykownego penetrowania okolicy czujniki zostay rozmieszczone, pozostao tylko wprowadzi je do systemu. Galvin obserwowa Paadta pracujcego nad konsol, ale jego umys pochono co innego. Odnalezienie wahadowca w zasadzie byo pomyln okolicznoci, byo jednak jedno ale. Martine. Stawaa si w ten sposób zbdna. Clifton nie wyglda na kogo kto tolerowaby rzeczy zbdne. Byby raczej skonny je usun. Dzi podpisalimy na ciebie wyrok mierci, pomyla Keith przenoszc wzrok na Martine, Nawet nie jeste tego wiadoma.
Nagy pisk dobiegajcy z konsoli oderwa go od tych myli i przycign jego uwag. Akurat, gdy Paadt ze zdumieniem wpatrzy si w klawiatur. Zmarszczy na moment brwi wystukujc kilka rozkazów, po czym znów zdumia go pisk sygnalizujcy najwyraniej jaki bd.
- Aaa ... Sir - zwróci si do Cliftona - Mam pewne kopoty.
Kapitan podszed do niego, zaraz doczy te Stacy.
- O co chodzi?
- System jest dobrze zamontowany, nie ma wtpliwoci - wyjani nerwowo Paadt - Ale s jakie wewntrzne zakócenia. Jaki sygna wewntrz krgu sensorów, gdzie blisko. Modulowany, impulsowy. Maa czstotliwo.
- Czy który z was ma aktywny komunikator? - zapyta Stacy szturmowców. Pokrcili gowami. Pozbyli si ich przed atakiem, aby nie da si namierzy detektorom rebeliantów.
- Moe to Fuertian bawi si cznoci?
- To nie jest przekaz. Raczej powtarzajcy si w dwusekundowych odstpach sygna. Zupenie jak boja nawigacyjna albo radiolatarnia.
Nim dokoczy tego zdania wzrok Cliftona spocz na Martine, a jego twarz wykrzywi leki grymas. Galvin w uamku sekundy poczy fakty. To musiaa by ona. O, kurwa, przemkno mu przez gow, O, kurwa. Zerwa si z miejsca, ale Clifton by szybszy. Dopad dziewczyny w trzech skokach i poderwa do góry szarpniciem za rami.
- O co chodzi? - wykrztusia zaskoczona nag napaci.
Clifton nic nie mówic obróci j nastpnym szarpniciem twarz do ciany, opar o ni i zacz fachowo przeszukiwa, bdzc domi po jej ciele.
- Za kogo si pan uwaa? - wrzasna kiedy dotar do jej piersi. Cz szturmowców podniosa gowy. Kto zacz gwizda z aplauzem, ale ten gwizd szybko zamar mu w gardle, gdy Clifton odwróci si do nich twarz rzucajc na podog niewielki, byskajcy kontrolkami walec.
- To jest ródo tych zakóce, Paadt - oznajmi dobitnie. W pomieszczeniu zapada cisza. Galvin zatrzyma si przed Cliftonem czujc nieomal jak za plecami wzbiera mu fala nienawici. Wzrok kapitana spocz na nim.
- To twoja wina, Galvin. Dlaczego jej nie obszukae? - rzuci z tumion wciekoci w gosie.
- Nie przyszo mi do gowy, e moe mie lokalizator - odpar Keith najspokojniej jak umia. Co zego wisiao w powietrzu.
Paadt podniós przyrzd.
- Trzeba to jak najszybciej zniszczy - powiedzia sigajc po bro.
- Gdyby odbierali jego sygna dawno byoby po nas - mrukn ostro Clifton - Ma pewnie may zasig i jest atwy do zakócenia. Gdyby korzystaa z naszego sprztu ... - zawiesi gos.
Martine za jego plecami odwrócia si wreszcie i bez strachu zmierzya ich wzrokiem.
- Biedne osaczone szczury.
Clifton obejrza si.
- Doprawdy, zastanawiam si czy bardziej podziwia pani odwag czy gupot - rzuci cierpko - By moe to pierwsze bierze si z drugiego.
Pokrcia gow.
- Pan jest równie aosny - odcia si - Kapitanie - dodaa wyzywajco - Chce pan, aby ci ludzie uwierzyli, e jest pan w stanie przedrze si przez blokujc Endor flot.
- Jeli próbuje ich pani rozdrani to idzie pani wietnie.
- Bestie zawsze atwo rozdrani.
- Ale trudno uspokoi.
Spojrzaa na szturmowców z grymasem na twarzy.
- Chyba po raz pierwszy kto da wam powód, aby go zabi - wycedzia - Dlaczego tego po prostu nie wykorzystacie?
Clifton zmierzy j cikim wzrokiem.
- Chce pani by mczennic, tak? - wydoby z kabury blaster i wycelowa w jej czoo - Mog to pani umoliwi.
Wyprostowaa si.
W panujcej nadal ciszy szczk nienaadowanego blastera rozbrzmia niczym huk startujcego statku kosmicznego. Kilku onierzy drgno, ale nie Martine. Nawet nie mrugna.
- Gratuluj opanowania - powiedzia Clifton chowajc bro i kierujc si do konsoli komputerowej - Kehr i Laetch, zaprowadcie j w ustronne miejsce i pozbdcie si jej. adnej strzelaniny. Macie noe. Ciao zakopcie.
- Chwileczk, kapitanie - odezwa si Galvin spokojnym gosem - Czy nie uwaa pan tej decyzji za pochopn? Fuertian nie zakoczy jeszcze sprawdzania wahadowca. Jeli statek nie bdzie sprawny ona moe by nasz jedyn szans.
- Statek jest w porzdku, Galvin - powiedzia Clifton odwracajc si do niego - Jest w porzdku.
- Kapitanie, czy moemy przedtem troch z ni ... no, tego ... pofiglowa? - zapyta Laetch podnoszc si na nogi.
- Zamknij si - rzuci mu w twarz Keith unoszc ostrzegawczo palec. Potem spojrza znów na Cliftona - Niech mi pan nie wciska takiego gówna. Zakadajc nawet, e jest sprawny to czy Fuertian zdoa wyprowadzi go z hangaru? Tam jest wsko. Wszystko moe si zdarzy.
- Chcesz powiedzie, e si nie uda?
- Chc powiedzie, e nie naley bez namysu pozbywa si atutów. Ona moe nam si jeszcze przyda.
- O, tak. Moe - wtrci Laetch oblizujc wargi.
- Powiedziaem ci, eby si zamkn - krzykn do niego Galvin.
- Zapominasz Galvin, e ja tu dowodz - zo bysna w oczach Cliftona - Moe to przez ni dostali nas nad rzek. To nie moe si powtórzy.
- Moe pan mie racj, sir, ale ...
- Ja mam racj, Galvin.
- ... ale prosz na to spojrze z innego punktu widzenia. Jeeli si std wydostaniemy okup za ni pozwoli nam ukry si gdzie na rok, czy duej.
- Keith, ty poda winio - wycedzia Martine.
Tylko tak dalej, w mylach mrukn do siebie ignorujc t odzywk, Maa, jak na razie idzie ci wietnie. Potrafiaby wkopa nas oboje do grobu praktycznie w kadych okolicznociach. Ktem oka dostrzeg zdumienie rozkwitajce na twarzach kilku szturmowców, Clifton spojrza na niego z zastanowieniem.
- Jest z toba po imieniu?
- Próbuje pogry tylu zych szturmowców ilu si da - mrukn Galvin rozkadajc rce - Mimo to sdz...
- Kehr, Laetch. Mam powtórzy rozkaz? - przerwa mu Clifton odwracajc si do Paadta zajmujcego miejsce przy konsoli. Dwaj szturmowcy podnieli si i podeszli do Martine. Galvin stara si zachowa spokój, ale co w nim wci fermentowao, jaka myl czy wraenie. Co dawno temu zapomnianego. Co odlegego i innego. Zupenie jakby...
Podszed do swojego piwora, podniós lecy obok karabin i odbezpieczy go.
- Nie rusza si - powiedzia spokojnie pozwalajc lufie omie pomieszczenie - Pierwszy, który dotknie broni zostanie tu na zawsze.
Zaskoczenie odnalezieniem przez Cliftona nadajnika byo niczym wobec konsternacji, która teraz zapanowaa. Szturmowcy spogldali to jeden na drugiego, to na Keitha jakby nie dowierzajc temu co si dziao.
- O co chodzi, Galvin? - odezwa si Clifton wstajc. Na twarzy odbija mu si chód.
- Laetch i Kehr odsucie si od niej - rozkaza Galvin, a po chwili doda - Próbowaem si z panem dogada, kapitanie, ale nie zdoaem. Nie pozwol jej zabi i dlatego zabieram j ze sob. Wy moecie sobie lecie dokd chcecie.
- Chcesz std wyj? - wykrztusi Stacy z niedowierzaniem - Tam na zewntrz roi si od rebelianckich patroli. Jeli was zapi ona wyda nasz kryjówk!
- Nie zapi nas - stwierdzi zimno Galvin, chocia sam w to nie wierzy - Martine, we ten zasobnik z jedzeniem i koc.
- Nie zrobisz tego, Galvin - wycedzi Clifton ostro - Bdziecie cigani jak psy.
- Zaryzykuj ...
Drzwi otworzyy si i do wntrza wszed jeden z wartowników. Znieruchomia kiedy Galvin skierowa na niego bro, ale wówczas oy Clifton. Byskawicznie doby miotacza, wycelowa i nacisn spust. Ale jego bro, wyczona wczeniej, nie zadziaaa. Kiedy zacz przy niej manipulowa zza jego pleców wychyli si Paadt z odbezpieczonym karabinem. Galvin zmiót ich obu cigym strzaem i wymierzy do pozostaych.
- Do drzwi - nakaza Martine, a czujc wbity w siebie peen nienawici wzrok niedawnych kolegów doda - Nie chciaem, aby tak si stao. Naprawd.
Dziewczyna wyskoczya na zewntrz, wic Galvin pody w jej lady cofajc si ostronie i nie spuszczajc lufy ze szturmowców. Wreszcie szarpniciem zasoni wejcie drzwiami i pobieg za dziewczyn.
- Martine! - krzykn.
Bez skutku.
Przyspieszy biegu klnc w mylach. Dziewczyna zamiast skrci w zarola biega po odkrytym terenie. W sytuacji, gdy lada sekunda za jej plecami pojawi si chmara spragnionych krwi strzelców nie bya to najmdrzejsza taktyka.
- Padnij do cholery!
Pierwsze adunki przeszyy ze wistem powietrze, gdy mia j na wycignicie rki. Powali j nagym skokiem, tak, e oboje przetoczyli si par metrów po trawie. Ona zgubia zasobnik, a Galvin karabin - na szczcie tylko na chwil. Opodal w ziemi bya wykrot pozostay po wyrwanym z korzeniami drzewie. Galvin nakaza jej gestem odczoga si tam, po czym sam pody w jej lady. Szturmowcy nie zdyli si jeszcze wstrzela, ale trafiali raz po raz w brzeg dou osypujc Keitha i dziewczyn piaskiem. Galvin wygarn do nich na lepo, w rezultacie jednak rozproszyli si i zaczli lepiej mierzy. Rozptaa si silna kanonada.
Przyklkn na dnie i dotkn twarzy Martine.
- Nic ci si nie stao ? - zapyta spokojnie.
Wygldaa przez chwil jakby chciaa si rozpaka, ale zapanowaa nad sob i sztywno pokrcia gow.
- To dobrze.
Jeden z adunków trafi w cian dou wyrzucajc fontann nadtopionych bryek. Galvin wyjrza ostronie. Czterech szturmowców nacierao. Ostrzela ich zmuszajc do wycofania, a potem wda si w pojedynek ogniowy ze schowanym na drzewie strzelcem. Kiedy udao mu si trafi tamtego w nog zosta ostrzelany z prawej, z duej grupy krzaków.
- Obchodz nas z prawej - rzuci do Martine siedzcej apatycznie na dnie - Musimy std jak najszybciej wia. Ja ci osoni, a ty wskoczysz za to powalone drzewo i przeczogasz si do koca, O.K?
- A co z tob?
Zaskoczya go t trosk, musia przyzna.
- Docz do ciebie za chwil. Ruszaj.
Kiwna gow i wyskoczya z dou wprost pod oson pnia powalonego drzewa. Trzy czy cztery adunki pogoniy za ni, ale chybiy. Pozostae Galvin cign na siebie wychylajc si i otwierajc chaotyczny, bezcelowy ogie. Po kilkunastu sekundach zgrabnym susem dotar do pnia i zacz si czoga w lad za dziewczyn.
Dwadziecia metrów dalej ugrzli za oson pnia. Dalej nie byo ju nic, tylko pusta polana. Próba dotarcia std do najbliszych zaroli oznaczaa samobójstwo. Galvin coraz rzadziej wychyla si, aby odpowiada na ogie wrogich strzelców. Tamci wstrzelali si ju i odpieranie tyraliery stao si trudne. Na tyle trudne, eby Galvin zrozumia wreszcie, i oboje nie maj szans. adnych.
- Chyba lepiej pomódl si do swoich bogów, Martine - odezwa si ze znueniem Keith. Czu ten rodzaj spokoju, co zwykle, gdy mia wraenie, e idzie na pewn mier - Bo ju chyba tylko oni mog nas ocali.
W tej samej sekundzie, jakby w odpowiedzi na to powietrze wypeni szum silników gravskuterów i kanonada w lesie zgstniaa. Doczy do tego ryk, ryk atakujcych rebeliantów. Galvin wychyli si i zakl w mylach. Z przeciwlegego koca polany wyonia si tyraliera postaci w maskujcych mundurach koloru khaki otwierajc ogie ku stanowiskom szturmowców. Co najmniej drugie tyle onierzy osaniao natarcie z zaroli.
- Znaleli nas - wykrztusi poblady Keith unoszc karabin i otwierajc ogie. Wróg, bysna myl, Wróg.
- Co robisz? - Martine podbia luf jego broni - Strzelasz do swoich przyjació!?
- Do twoich przyjació - odwarkn ze zoci, ale przesta strzela - Mnie z radoci posaliby pod mur. Pamitasz to? - wskaza na swój totem - Pamitasz? Ilu jest sporód nich jest takich jak Gerter?
Przez jej twarz przemkn bysk zmieszania.
- Kilkakrotnie ocalie mnie przed mierci - stwierdzia gorczkowo - To moe by okoliczno agodzca.
- Upi mnie przed rozstrzelaniem? - rzuci cynicznie - Zapominasz, e byem ju raz w niewoli. Widziaem i poczuem jak to wyglda. I pozwól, e co ci powiem: nigdy wicej na to nie pójd.
Trafiony pie bryzn popalonymi drzazgami wprost na ich gowy. Galvin wychyli si zza osony i zlokalizowa przeciwnika - posta w mundurze szturmowca uciekajc w kierunku jednego z namiotów obozu. Starannie wycelowa naprowadzajc krg celownika na biegncego. I nic. Nie móg. Po prostu nie móg strzeli mu w plecy. Schroni si z powrotem za pie. Dostrzeg, e Martine podniosa si do przyklku i ledzi toczc si walk.
- Nie wychylaj si ani nie próbuj pokaza - ostrzeg j - Podczas walki ktokolwiek nieznany jest traktowany jak przeciwnik. Kropn ci bez namysu, nie zdysz si nawet zdziwi.
Po grymasie na jej twarzy odgad, e trafi w sedno.
Ponownie wychyli si zza osony. Rebelianci odepchnli ju niedobitki oddziaku Cliftona gbiej w las i cigali ich teraz niczym psy gocze. Kilku onierzy w towarzystwie trzech czy czterech ewoków badao wanie wejcie do wieo odkrytego kontenera.
- Hej! Tutaj! Jestem onierzem Rebelii! - usysza Galvin niemal nad uchem. Spojrza w lewo i zakl dosadnie.
Martine wyskoczya zza osony wbrew ostrzeeniu i staa teraz jakie trzy metry od niego wymachujc rozpaczliwie rkami. Rebelianci trwali przez chwile zdumieni, szybko jednak zareagowali unoszc karabiny do ramion. Keith ponownie zakl i spojrza na Martine, której pocztkowy umiech radoci zacz zastyga w grymas niedowierzania i przeraenia.
Pchn j na uamek sekundy przed naciniciem przez tamtych spustów. By szybki, ale nie do. Poczu nagle silne tpnicie w boku, jak uderzenie taranem, które odrzucio go wstecz, na plecy. Upadek wyrwa mu powietrze z puc, a w oczy uderzya go czarna ciana, rozmywajc si w gasnce czerwone krgi. Fala bólu, wgryzajcego si lodowatymi zbami w bok, przywrócia mu wzrok. Zmusia do otwarcia oczu. Kierowany si woli, zdoa przewróci si na brzuch. Dostrzeg, e rebelianci biegn w jego kierunku, a karabin, ley przed nim, o metr zaledwie, który wydawa si by mil. Prawa do Keitha popeza w kierunku broni poruszana niemal wycznie wysikiem woli, ale po dotkniciu kolby osaba i zamara.
Czerwone krgi przed oczami wróciy, wyraniejsze ni poprzednio. Oddech Galvina sta si pytszy, znaczony krwaw pian w kcikach ust. Kto dotkn go i nie bez wysiku obróci ponownie na plecy. Martine. Staraa si odnale puls na jego szyi nie zwaajc na zbryzgany krwi pancerz szturmowy.
- Keith! Syszysz mnie? Keith! - odwrócia gow w kierunku rebeliantów, podchodzcych ostronie z broni gotow do strzau - Dlaczego to zrobilicie?! Nie widzielicie do kogo strzelacie?!
Galvin spróbowa nabra powietrza w przedziurawione puca, ale paroksyzm bólu eksplodowa mu wród eber, a z ust popyn strumie jasnej krwi. Zimno przenikno go na wskro. Sapn ciko, przymykajc oczy. Martine nachylia si nad nim, doni delikatnie unoszc jego gow.
- Dajcie mi medpakiet, szybko! - rozkazaa rebeliantom, którzy tymczasem zatrzymali si wokó niej i z mieszanymi uczuciami przygldali si Galvinowi - Na co czekacie, on umrze!
- Tak bdzie lepiej - owiadczy jeden z onierzy przewieszajc karabin przez rami - Dla niego i dla nas.
Otwieraa usta by co doda, ale ta uwaga zamkna je na powrót. Na sekund, moe dwie, opada na kolano, ale zaraz poderwaa si ponownie i zerwaa z pasa najbliszego podwadnego zasobnik medyczny. Trzscymi si domi wydobya pat opatrunku elowego oraz antyseptyczny spray i nachylia si nad rannym.
- Jest pani wolna, poruczniku - powiedzia ten sam rebeliant co poprzednio - O co jeszcze chodzi?
- Boli ... - wykrztusi z wysikiem Galvin - To boli ... - otworzy oczy, ale mign mu tylko obraz z niedawnej przeszoci. Ciemne wosy. Modziecza twarz. Kerry Dillich. I wasny gos pobrzmiewajcy w uszach: Wszystko bdzie dobrze. Musisz tylko w to uwierzy. Sodki smak krwi w ustach sta si cierpki, niemale gorzki. Niebo dla honorowych szturmowców. I co z tego, kogo obchodzi czy to prawda? Koniec ju blisko - ... dostae ju za swoje ... Teraz pójdziesz ... prosto do ... - iskra bólu dgna martwiejcy system nerwowy i Keith szarpn si konwulsyjnie. Z morza czerwieni przed oczami wynurzya si nagle twarz Martine, spryskujcej sprayem ran w jego boku.
- Keith, nie umieraj, prosz ci - powiedziaa widzc, e on otwiera oczy - Nie umieraj. Nie... nie zostawiaj mnie.
- Co kto taki jak ty robi na wojnie? - wyszepta unoszc nieco zakrwawione kciki ust - Martine...
- Wszystko bdzie dobrze, Keith - odpara gadzc go po twarzy - Wszystko bdzie dobrze.
Jego umiech poszerzy si, a do spocza na doni Martine.
- Jestemy kwita... pani porucznik... kwita. Wracaj... do domu.
Ból jeszcze raz targn jego ciaem i przeszy go jak lodowaty harpun. Galvin spróbowa jkn, ale zdoa tylko zaskomle cicho. Jak pies..., zakoatao mu w gowie, Jak pies...
W uszach dwik bijcego serca sta si wyranie szybszy, mniej równy i jednoczenie Keith wyczu raczej ni zobaczy jakie wiato przed sob.
Pozwoli sercu zamilkn.
sierpie'89 - marzec `97