kiedy przychodzi co do czego... Nie masz prawa prosić mnie o to. To obrzydliwe. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Nigdy. To nieuczciwe, powinni byli nas ostrzec. Gdybym wiedziała, co mnie czeka, nigdy bym tu nie przyjechała. A teraz, proszę, idź wreszcie.
Moja droga — odezwał się tamten — czy mo
głabyś choćby przez chwilę spróbować nie myśleć
o sobie?
Słyszałeś moją odpowiedź — odparła Zjawa
chłodno, chociaż cały czas zbierało się jej na płacz.
A zatem pozostał tylko jeden sposób — powie
dział Duch i ku mojemu zdziwieniu przytknąwszy do
ust róg zadął potężnie.
Musiałem zatkać uszy. Chyba zatrzęsła się ziemia; cały las drżał i dzwonił od dźwięku rogu.
Przypuszczam, że musiało minąć trochę czasu (chociaż wtedy zdawało mi się, że wszystko dzieje się równocześnie), zanim usłyszałem tętent kopyt, z początku bardzo odległy. Zbliżył się znacznie, nim zdążyłem go rozpoznać, a po chwili był już tak blisko, że zacząłem rozglądać się za jakąś bezpieczną kryjówką. Niebezpieczeństwo ogarnęło nas ze wszystkich stron. Przez leśne polany, z grzmiącym odgłosem kopyt, pędziło stado jednorożców. Najmniejszy z nich miał co najmniej dwa i pół metra w kłębie, wszystkie były białe niczym łabędzie, tylko ich oczy błyskały czerwienią, a lśniące rogi miały kolor indygo. Wciąż pamiętam mlaskanie mokrej trawy pod ich kopytami, trzask łamanego poszycia, parskanie i rżenie. Pamiętam, jak podrzucały zady i pochylały rogi w udawanej walce. Patrząc na nie, zastanawiałem się, do jakiej to prawdziwej bitwy mogą się tak przygotowywać. Usłyszałem krzyk Zjawy: zdaje się, że wyskoczy-
ła z krzaków... może w stronę stojącego tam Ducha, nie jestem jednak tego pewien, bo nerwy mnie zawiodły i rzuciłem się do ucieczki. Nie zważałem teraz na ból, jaki sprawiał mi bieg, nie odważyłem się zatrzymać ani na chwilę. Dlatego też nie wiem, co wydarzyło się potem.
56