Stefan Kosiewski: Zły film o Polakach na Białorusi w reżyserii Pawła Ziemińskiego.
Wołkowysk sierpień 2005 r. Stefan Kosiewski, Józef Łucznik, śp. Eugeniusz Skrobocki. (...) Bo chodzi o to, że urodzeni w Izraelu potomkowie syjonistów, którzy dobrowolnie wyrzekli się w przeszłości ze względów finansowych i nacjonalistycznych obywatelstwa RP mają przyznane przez żydowski Sejm w Polsce prawo do dziedziczenia obywatelstwa RP, a urodzone na terenie II Rzeczypospolitej Polskiej polskie dzieci Polaków nie mają takiego prawa, bo są ustawowo dyskryminowane w Polsce w stosunku do uprzywilejowanych od stuleci żydów i mogą z łaski konsula RP utrzymać nie obywatelstwo, lecz co najwyżej tzw. Kartę Polaka, która ma głęboki i ukryty sens dla oficerów prowadzących na smyczy agentów ze wspomnianego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RP (...).
czwartek, 14 października 2010 Testament Polityczny Stelmachowskiego. Stefan Kosiewski: Zły film o Polakach na Białorusi w reżyserii Pawła Ziemińskiego.
W czołówce filmu autoryzowanego przez Pawła Ziemińskiego pojawia się napis: "Nasz reportaż jest próbą prezentacji stosunku władz Republiki Białoruś do mniejszości narodowych. Jest także próbą odpowiedzi na pytanie: Kto i w jakim celu wykorzystuje instrumentalnie mniejszość polską na Białorusi"?
Nie mówimy tu o haniebnych działaniach antypolskich Pawła Ziemińskiego pośród Polaków ujawniających swoje sympatie narodowe (część prawdy na ten temat można sobie wygóglać w internecie wklepując nazwisko używane przez prowokatora oraz kilka innych słów/ tagów znaczących dla zainteresowanego). Przed obejrzeniem filmu powiedzmy tylko, że Paweł Ziemiński odegrał przypisaną mu rolę w żydowskiej chucpie (klownadzie) towarzyszącej w 2010 r. wyborom prezydenta RP, która to niesmaczna, purimowa zabawa miała na celu przedstawienie jako nieszkodliwych wariatów kilku rzekomo narodowych kandydatów, obżydzających samą nawet myśl o głosowaniu na Polaka kandydującego na urząd prezydenta RP.
Paweł Ziemiński, który w czołówce reportażu o Polakach na Białorusi przedstawia się jako działacz polityczny, był szefem sztabu wyborczego Dariusza Kosiura, którego nazwisko w żargonie jidisz pisze się bez samogłosek tak samo jak słowo: KOSZER. Kandydat ten poparty został publicznie przez reżysera Bohdana Porębę na zjeździe rzekomych patriotów polskich gromadzonych wokół mikrofonu Radia Maryja przez prof. Ryszarda H. Kozłowskiego, lobbistę wiertactwa geotermicznego, którego to profesora główną zasługą życiową jest zatajanie przed Polakami prawdy o szkodach spowodowanych przez to anonimowe wiertactwo międzynarodowe chociażby w okolicach Bazylei w Szwajcarii. Reżyser Bohdan Poręba popierał też m.in. Ludwika Wasiaka wygłupiającego się publicznie w roli kandydata na prezydenta RP a pomagał mu przy tym Jan Grudniewski, który robił za Polaka i za szefa sztabu wyborczego Wasiaka, popieranego przez kolejnego żydokandydata na prezydenta Bohdana Kurzeję.
Stawiamy zatem pytanie: Kto to jest Paweł Ziemiński i w jakim celu wykorzystuje instrumentalnie nie tylko Mniejszością Polską na Białorusi?
Paweł Ziemiński wykorzystał bowiem Andrzeja Chodkiewicza, przedstawianego napisem jako "Konsul III RP" a robiącego w Grodnie za Konsula Generalnego RP, wcześniej robił zaś za etatowego dyrektora stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Andrzeja Stelmachowskiego, finansowanego z budżetu Senatu RP i służącego różnym grupom interesu i tajnym służbom państwowym do finansowania działań poza granicami RP, a jeszcze wcześniej robiącego za dziennikarza w tygodniku reżimowych katolików "Ład" (odszczepieńców Zabłockiego od PAX-u Piaseckiego), który to tygodnik po Magdalence i 1989 r. służył żydokomunie do uwiarygadniania wielu skompromitowanych żydów i kapusiów SB.
Andrzej Chodkiewicz robi za bardzo dobrze opłacanego dyplomatę państwa polskiego i wie oczywiście o tym, że Paweł Ziemiński nie jest żadnym dziennikarzem, a robi tylko za tzw. dziennikarza w kolejnym spektaklu politycznym z przypiętą do klapy marynarki kolorową karteczkę i napisanym na niej po białourusku słowem: Prasa. Chodkiewicz, daje się jednak rzekomo naiwnie kilkakrotnie podejść Ziemińskiemu przed kamerą, jak gdyby nie wiedział, że podstawowym obowiązkiem każdego dyplomaty jest wylegitymowanie rzekomego dziennikarza, a następnie uzyskanie zgody Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP na udzielanie przez konsula RP wywiadu nie dziennikarzowi, lecz zarejestrowanemu przecież przez Państwową Komisję Wyborczą działaczowi politycznemu podającemu się za narodowca i Polaka.
Konsul Chodkiewicz wykorzystuje okazję do zademonstrowania "twardego kursu reżimowej Warszawy" wobec tzw. wolnej telewizji w demokratycznej Polsce i stwierdza, że nie ma sensu rozmawiać z Ziemińskim: "...nie ma sensu, bo Panowie próbujecie przekonać mnie do tego, żebym nie reprezentował linii państwa polskiego; ja natomiast uważam, że panowie również jako przedstawiciele działającej w Polsce telewizji powinni respektować pewną politykę, którą władze państwa polskiego na tym terenie prowadzą" (18:45 do 19:17).
Ziemiński wmontował do filmu napis: "Reportaż został zrealizowany przez ekipę telewizji WPS własnym sumptem, dzięki czemu zachowaliśmy niezależność i obiektywizm" , bo jeśli każdy Polak wie, że Bubel, Urban i Michnik też własnym sumptem realizują swoją produkcję, to automatycznie zachowują oni wszyscy przy tym i każdy z osobna tzw. niezależność i obiektywizm. Tego rodzaju, prymitywnych manipulacji nagromadzonych jest w reportażu Ziemińskiego specjalnie tak dużo, żeby od tego Polaków zemdliło. Dlatego pokazując stadion w Grodnie oraz maszerujących na bieżni przedstawicieli kultur narodów żyjących na Białorusi (Polaków na równi z Czukczami) Ziemiński dostrzega brak reklam na stadionie i nie mówi nic mądrze o braku zachodnich inwestycji na Białorusi, lecz bredzi coś o zbawczej działalności białoruskiego rządu na rzecz ochrony miejscowej ludności przed reklamami globalistów (20:17).
Jeden kolega plecie jedno głupstwo, po czym drugi kolega-konsul piętruje je kolejnym głupstwem i zamierzona manipulacja zdezorientowanym widzem zamienia się w durne podśmiechujki dwóch niemądrych osób występujących przed kamerą. Ziemiński jako realizator filmowy wszedł wyraźnie w buty podającego się za tzw. Telewizja Narodowa lekarza Sendeckiego z Lublina, męża byłej kandydatki do EURO-parlamentu z żydowskiej bandy Libertas.
W reportażu Ziemińskiego o stosunku państwa polskiego do Polaków na Białorusi nie jest ważne: kto, kogo i o co pyta, dlatego też Ziemiński zadaje Chodkiewiczowi pytanie: co spowodowało, że nie brał on udziału w Festiwalu, lecz nie czeka na odpowiedź swojego rozmówcy, gdyż spieszy z zapewnieniem: "acha, no, rozumiem" (20:25 - 20:37). Rzekomy działacz polityczny, czy też rzekomy dziennikarz nie pyta Konsula RP jasno i zwyczajnie o to, czy ktoś w zastępstwie nieobecnego na imprezie państwowej Chodkiewicza towarzyszył zawodowo, z urzędu konsularnego zobowiązanego ustawowo do opieki nad Polakami za granicą w tym występie grupy Mniejszości Polskiej Narodowej na murawie, lub choćby na trybunach stadionu?
Bo chodzi tylko o to, żeby Ziemiński zadał głupie pytanie: dlaczego nie wpuszcza się niektórych Polaków z Białorusi na teren państw, w których obowiązuje europejska umowa z Schengen? A na to głupie pytanie (głupie, bo jeśli jest podjęta polityczna decyzja, to należy zapytać: jaki podmiot prawa, kto podjął tę rasistowską, kryptosyjonistyczną decyzję w stosunku do Polaków i kto jest władny ją odwołać?) Chodkiewicz odpowiada jeszcze bardziej idiotycznie: "proszę zapytać Straż Graniczną". A przecież jako były dyrektor "Wspólnoty Polskiej" ten sam Chodkiewicz wielokrotnie przejeżdżał wcześniej osobiście granicę na Bugu z gotówką na karcie magnetycznej i z różnym sprzętem nie tylko w marynarce i dobrze wie, że decyzje podejmowane są w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, a Straż Graniczna tyle ma do gadania na granicy, co stróż na portierni Konsulatu RP w Grodnie, z którym awanturował się wcześniej do mikrofonu Ziemiński (5:55), żeby stworzyć dla potrzeb filmowych atmosferę "oblegania twierdzy".
Na zakończenie rozmowy z konsulem Andrzejem Chodkiewiczem zarówno Ziemiński jak i wchodzący mu bezceremonialnie w słowo asystent techniczny ze słuchawkami na uszach zgodnie przyznają rozmówcy, że generalnie to jednak on ma rację. Bo chodzi o to, że urodzeni w Izraelu potomkowie syjonistów, którzy dobrowolnie wyrzekli się w przeszłości ze względów finansowych i nacjonalistycznych obywatelstwa RP mają przyznane przez żydowski Sejm w Polsce prawo do dziedziczenia obywatelstwa RP, a urodzone na terenie II Rzeczypospolitej Polskiej polskie dzieci Polaków nie mają takiego prawa, bo są ustawowo dyskryminowane w Polsce w stosunku do uprzywilejowanych od stuleci żydów i mogą z łaski konsula RP utrzymać nie obywatelstwo, lecz co najwyżej tzw. Kartę Polaka, która ma głęboki i ukryty sens dla oficerów prowadzących na smyczy agentów ze wspomnianego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RP.
Realizator propagandowego filmu o Polakach na Białorusi rozmawia następnie z docentem Tadeuszem Kruczkowskim, byłym Prezesem Związku Polaków na Białorusi, lecz zamiast zwracać się do niego z szacunkiem i słuchać, co mądry Polak ma mu do powiedzenia, to spoufala się i zwraca się doń niegrzecznie po żydowsku "Panie Tadeuszu", bo ma ochotę bredzić za chwilę bzdury o koncepcjach Piłsudskiego i Dmowskiego (20:45) ścierających się w jego głowie wyniesionej na parę dni na Białoruś.
Ziemiński przedstawia się kolejnemu rozmówcy słowami "...my z polskiej telewizji wiemy, że ten związek ma pewne problemy tu na Białorusi, nie jesteśmy zorientowani, chcielibyśmy wyjaśnić naszym telewidzom, na czym polega ten problem" (25:28) a rozmówca ten mówi tylko tyle, że władzom nie podoba się związek Angeliki Borys. W filmie zamieszczonym w internecie w październiku 2010 r. brakuje rzetelnej informacji o tym, że Angelilka Borys przestała już stwarzać swoją osobą pretekst do działania dla takich ludzi jak Chodkiewicz i Lech Kaczyński, który ślinił jeszcze agentce Borys mankiety na Zamku Królewskim w Warszawie.
Anachroniczna walka z wiatrakami, których w realu nie ma, mogła być jeszcze uznana za śmieszną w Konopielce, bo tam chodziło przynajmniej o sierp i jego doniosłość ze względu na możliwość konotacji ze znaczeniem sierpa w ikonografii Związku Sowieckiego, natomiast dogryzanie byłej Angelice Borys, którą żydokomunistyczna propaganda polityki Tuska i Kaczyńskich wylansowała na bohaterkę, a która to przy pierwszym wezwaniu do sądu padła jak mucha na jesieni, musi być uznana za niesmaczną jak chmara much jesiennych zwabionych do garnka z ugotowanymi kartoflami i wytrzepana z tymi kartoflami na omastę, żeby tylko dogodzić konsulowi Chodkiewiczowi w realizacji Testamentu Politycznego Andrzeja Stelmachowskiego spisanego w Magdalence z diabłem w roli generała SB.
O zapowiedzianym przez realizatorów filmu stosunku władz Republiki Białorusi do Mniejszości Narodowych nie ma w filmie nic a nic, a władze białoruskie pokazywane są tylko na trybunie stadionu i przy tradycyjnym powitaniu chlebem.
Do pustego stołu restauracyjnego z piękną a niezorientowaną w niczym Panną Kamilą zasiada w końcu filmu z Pawłem Ziemińskim Edward Maciejczyk z Ameryki, który zamiast zapytać, czego się Panna napije, tytułowany jest aresztantem w Polsce z artykułu za propagandę. I ten zaczyna dopiero truć dziewczynie o Litwakach sprowadzonych przez Stalina po 1945 r. do Polski, żeby wytępić polską inteligencję i zaczyna świnia zalewać dziewicy o żydowskim pochodzeniu Aleksandra Kwaśniewskiego.
Ziemiński wyjaśnia w ostatnim słowie, że nie interesuje go Mniejszość Polska na Białorusi, lecz globalizacja, z którą zamierza podjąć walkę i dlatego podaje się za dziennikarza i uruchamia telewizję w internecie za pieniądze Maciejczyka, który uruchamia dla niego stronkę na forum.suwerennosc.com .
Ze wspomnianych powyżej względów Ziemiński powinien być odesłany do cywila, a Chodkiewicz już dawno na rentę.
Z Panem Bogiem.
Z Frankfurtu nad Menem mówił Stefan Kosiewski