- Kubo, Kubo! Szybko! - krzyczała Marta, wpadając do domu jak burza.
- Daj mi spokój. Sklejam samolot, to najnowszy model. - Kubaaa! - nie dawała za wygraną. - Aniołowie zjeżdżają na sankach. Zobacz!
„Też coś? Aniołowie na sankach?" - pomyślałem. „Ależ te dziewczyny mają fantazję". - Będziesz żałował, że tego nie widziałeś - dodała już jej nie było.
- Dobra, idę - jęknąłem," ale tak naprawdę to pękałem z ciekawości. Nie mogłem uwierzyć,
że to Marta pierwsza wypatrzyła coś, o czym mi się nawet nie śniło. „Hm, aniołowie na sankach... czy to możliwe?".
- Kubo, a ty dokąd? - zatrzymała mnie mama przy drzwiach. - Na dwór, ponoć aniołowie jeżdżą na sankach.
- Bez kurtki i szalika?! Nie ma mowy. Wracaj i porządnie się
ubierz.
Ja to mam pecha. Nie dość, że się śpieszę, to jeszcze jakieś szaliki i kurtki mam ubierać. Przecież wychodzę tylko na chwilkę, po co te ceregiele.
Gdzie masz tych aniołów?
Tam - wskazała na niebo i patrzyła wysoko jak zaczarowana.
Gdzie „tam"? Nie widzę nic oprócz niebieskiego nieba.
- Nie widzisz tych wielkich białych śladów? - zdziwiła się.
- Nie.
- Patrz, tam są długie białe. Miałem rację. Dziewczyny naprawdę lubią „bujać w obłokach". Nigdy bym na to nie wpadł, że te białe ślady to tory saneczkowe dla aniołów.
- Daj spokój z aniołami na sankach - zaśmiałem się i już
miałem odejść, ale Marta, najwyraźniej trochę urażona, dodała: - Jak jesteś taki mądry, to powiedz, co to takiego, no?
Tego się nie spodziewałem. No tak, łatwo krytykować, ale podać właściwą odpowiedź jest już wiele trudniej.
„Co tu teraz zrobić?" - zastanawiałem się. Wpatrywałem się w niebo i wpatrywałem, i...
Wiem! wykrzyknąłem. - To Bóg! Tak, to On wyszedł na obchód nieba w siedmiomilowych butach.
Co ty mówisz? - zapytała Marta. - Bóg w siedmiomilowych butach?! Ależ ty masz pomysły?! - prychnęła najwyraźniej lekceważąc moje wyjaśnienia.
- Mamuś, Kuba, jak to Kuba wymyślił, że Bóg chodzi w siedmiomilowych butach po niebie.
Wyraźnie słyszałem jak referowała w kuchni.
- A co, może te ślady to tory saneczkowe aniołów? - naśmiewałem się z Marty.
- O co tym razem chodzi? - spytał tata, zdejmując kurtkę w przedpokoju.
Przekrzykując się, próbowaliśmy objaśnić o co się spieramy. Już po chwili tata wziął nas za ręce, usadził na sofie i rzeczowo wyjaśnił, że kreski na niebie to nie są żadne tory saneczkowe aniołów ani ślady butów Pana Boga, lecz zwyczajne tory przelatujących samolotów.
- A teraz koniec dyskusjii pędzimy do kuchni. Czujecie, jak coś ładnie pachnie? - zaśmiał się i zniknął.
Trudno mi było zgodzić się z tym, że Bóg nie ma siedmiomilowych butów. Postanowiłem wyjaśnić sprawę z Korneliuszem. Kiedy tylko położyłem się do łóżka, szepnąłem - Korneliuszu, czy Bóg ma siedmiomilowe buty?
- A cóż to jest?
- Nigdy nie czytałeś bajek?!
„Siedmiomilowe buty” to inaczej takie duże buty o rozmiarze 7 mil. Wyobrażasz sobie.
- Nie, nie wyobrażam. Nie mam pojęcia jak można w czymś takim chodzić - odparł rzeczowo.
- Uruchom wyobraźnię! To proste. Ubierasz buty i idziesz. No tak... Czego ja od ciebie wymagam. Przecież nie nosisz butów, więc nie masz o tym bladego pojęcia.
- Nie potrzebuję żadnych siedmiomilowych butów, żeby dotrzeć wszędzie na czas - choć nie ukrywam, tobie czasami by się przydały. Szczególnie rano, kiedy wybierasz się do szkoły.
- Widzę, że zrozumiałeś. Przyznasz, że takie buty to fajna
sprawa - ucieszyłem się.
Kubo, ale o co ci tak naprawdę chodzi? Chcesz, żebym załatwił takie buty czy nadal interesuje cię to, czy Bóg je ma?
Jasne, że chcę wiedzieć! - zdziwiłem się, że Korneliusz jest taki niedomyślny.
Tak w ogóle, to skąd ci to przyszło do głowy?
- Dzisiaj przed południem sprzeczałem się z Martą, skąd biorą się długie białe kreski na niebie. Marta mówiła, że to aniołowie zjeżdżają na sankach, ja, że ślady Pana Boga, który spaceruje po niebie w swoich siedmiomilowych butach.
Zaraz, może powiesz po co miałby je zakładać? - zapytał zdziwiony Korneliusz.
Tak sobie pomyślałem, ze skoro pojawia się w tylu miejscach, w tym samym czasie i wszędzie jest, to pewnie musi mieć takie wielkie buty. No i tez pomyślałem, że pewnie aniołowie albo ktoś inny zorganizował Mu je, bo nigdy się nigdzie nie spóźnia. i myślisz, że to zasługa butów? - zaśmiał się swoim anielskim śmiechem.
Nie śmiej się, tak właśnie myślałem... Hm, chyba ze ma jakiś inny środek lokomocji albo specyfik, który natychmiast przenosi Go z miejsca na miejsce? Sam już nie wiem, ale według mnie wszystko wskazuje na to, że Bóg jest w posiadaniu takich butów.
Ale masz pomysły! Powiem ci w sekrecie, że Bóg nie musi nakładać żadnych tam siedmiomilowych butów, bo jest wszędzie. Nie ma takiego miejsca ani w świecie, ani we wszechświecie, ani w makro-, ani w mikroświecie, w którym nie byłoby Boga. On jest wszędzie i tyle A skoro jest wszędzie, to nie musi przechodzić z miejsca na miejsce. Chyba rozumiesz, że w tej sytuacji odpadają siedmiomilowe buty!
Powiedz, jak On to robi? Przecież to niemożliwe! A może ma specjalny napęd, który pomaga działać szybko i skutecznie?
O czym ty znowu mówisz? - Anioł złapał się za głowę.
Poczekaj, poczekaj - przerwałem Kiedyś moja babcia bardzo zachorowała. W w domu płakali, a karetka pogotowia jak się spóźniała. Wtedy cichutko poprosiłem" Boga, żeby uratował babcię - i wiesz, że zrobił?! Kiedy indziej moja koleżanka wpadła do stawu - jej rodzice zdążyli tylko krzyknąć: - Boże, ratuj! I zdążył. Uratował ją.
- I co? Wiesz już? - spytał.
Aleja ciągle nic nie wiedziałem, dlatego Korneliusz ciągnął dalej.
To Jego Serce. Wiele razy już ci mówiłem, że Bóg bardzo kocha ludzi. Kiedy jakiemuś człowiekowi dzieje się coś złego, Bóg natychmiast działa. Oczywiście jeśli tylko człowiek zechce.
A jeśli nie chce, to co?
Bóg patrzy i milczy.
Dlaczego Bóg nie zrobi niczego, żeby mimo wszystko pomóc?
Bo obdarzył nas wolną wolą, a wolna wola jest dla Niego jak brama, przez którą nigdy nie wchodzi bez zaproszenia. To jest wielka tajemnica.
Niebo jest pełne tajemnic.
Tak, tak, lecz kiedy tam przyjdziesz, wiele z nich poznasz.
Tak mówisz?
Tak. I pewnie szybko znajdziesz siedmiomilowe buty z bajki, a może nawet jeszcze dłuższe, o jakich w ogóle się nikomu nie śniło.
Zobaczę w nich Boga?
Kto wie, może specjalnie na twoje przyjście założy je i pójdziecie po niebieskich drogach.
Już wiem! - krzyknąłem. - Ktoś się pośliznął!
Gdzie?
No tam, podczas spaceru na niebie i pozostawił białą krechę, prawda? - nie dałem za wygraną.
s. Ines Krawczyk
Mpk 1 (2007) s. 26-28