Cały ostatni tydzień mijał pod znakiem przygotowań do upragnionego wyjazdu. Już wcześniej chłopcy z ogniska misyjnego własnoręcznie zrobili zaproszenia kongresowe dla koleżanek i kolegów z innych grup.
Panie Leszku, może zaproszenia nie wyszły nam najlepiej, ale naprawdę staraliśmy się - Grześ pokazał kolorową kartkę opiekunowi grupy.
Nie są złe... Najważniejsze jednak, że zaprosiliście na kongres swoich kolegów i koleżanki - odpowiedział katecheta. - Autokar będzie więc wypełniony po brzegi, a i atmosfera zanosi się na rodzinną... Piotrek - zwrócił się do jednego z chłopców - mówiąc rodzinna, mam na myśli tylko dzieci. Tym razem nie zabieramy ze sobą zbędnego bagażu... Rozumiemy się?
Pozostali chłopcy roześmieli się w głos. Doskonale pamiętali ostatnią wyprawę do lasu, kiedy kolega zabrał tam swojego kota.
O, biedny Baleron, ominie go taka piękna podróż. Co za strata! - z wrodzonym sobie humorem wtrącił Krzyś.
Żebyś wiedział! Ale, spoko, tym razem kot zostaje w domu - uśmiechnął się Piotrek. W salce zapanowała cisza.
No, panowie, wybiła wielka godzina. Czekaliśmy na nią dwa lata... A teraz piosenki, gitara, stroje do przebrania i w drogę... - rzekł po chwili pan Leszek.
I jeszcze transparenty i prowiant - dodał Kamil.
Chłopcy pochylili się nad planem kongresowych zajęć. Zaczęli analizować go punkt po punkcie.
-Ja czekam na katechezę i Mszę św. - powiedział Bartek. - Dla mnie będzie to gwóźdź programu.
- A ja na rozstrzygnięcie konkursu - dodał Kamil. - Może i tym razem uda mi się coś wygrać?
Kilka dni później grupa dziewcząt i chłopców oczekiwała pod szkołą na autobus. Mimo że byli roześmiani, na ich twarzach malowało się zniecierpliwienie.
Jedzie, już jedzie - zawołała w pewnej chwili jedna z dziewcząt.
Woooow - rozległ się chóralny okrzyk radości. I już po chwili dzieci sprawnie zajmowały miejsca w autobusie. Nie było żadnych przepychanek ani kłótni. Opiekunowie dawno nie widzieli tak zgranej grupy. A przecież to ważna sprawa, bo przed nimi była długa droga. Czas jednak nikomu się nie dłużył. Dzieci trochę śpiewały, trochę się modliły, słuchały też różnych opowiadań. Chłopcy byli pod wrażeniem wspomnień kierowcy autobusu.
-A ja wtedy szybko nogę z gazu i na hamulec! Słychać było tylko pisk opon, ale dzięki Bogu udało mi się uniknąć kraksy - opowiadał pan Staś.
W połowie drogi do celu podróży autobus niespodziewanie zaczął zwalniać.
- Co się stało? Dlaczego tak telepie? - chłopcy przylgnęli twarzami do szyb.
- Chyba nic poważnego, bo przecież jest to wyjazd naszego życia i marzenia tylu miesięcy - stwierdził Bartek.
A jednak przytrafiła się im awaria. Nie można było jechać dalej.
- Dlaczego akurat nas to spotkało? Czy długo potrwa naprawa? - po autobusie rozchodziły się gorączkowe pytania.
Kierowca bezradnie pokiwał głową. Zaproponował katechecie zwiedzenie miasteczka. Niedługo potem wszyscy znaleźli się na rynku.
Rynek, kilka sklepów i znudzone dzieciaki - powiedział Bartek.
I po naszym kongresie... - westchnęła Ania.
A może nie wszystko stracone!? - wtrącił się Kamil. - Mam pewien pomysł! Jeśli nie my na kongres, to może kongres do nas! Słuchajcie, na spotkaniach nauczyliśmy się tylu piosenek, mamy ze sobą śpiewniki, znamy różne zabawy, to może zróbmy coś dla tych znudzonych dzieci?
Super pomysł! Zabierajmy się więc do dzieła - dziewczyny prawie skakały z radości. Szybko przebrały się w stroje kontynentalne i zaczęły tańczyć przed zdziwionymi dziećmi. Rynek powoli zaczął się wypełniać. Przychodziły coraz to nowe dzieci, ale również dorośli zatrzymywali się zaciekawieni.
Skąd jesteście? Co tu robicie? - pytali.
Jedziemy na kongres misyjny dzieci, ale autokar nam się zepsuł - wyjaśnił pan Leszek, po czym rozdał wszystkim ulotki o PDMD i kongresowe śpiewniczki. - A teraz zapraszam wszystkich do wspólnej zabawy.
Wkrótce na rynku zapanowała wspaniała atmosfera. Była modlitwa, śpiewy i konkursy. A kiedy kierowca przyszedł z informacją, że usnął usterkę, rozległy się głosy rozczarowania. Chcąc nie chcąc, trzeba było się jednak pożegnać.
- Dziękujemy wam za wszystko i zapraszamy do nas w drodze powrotnej - prosiły dzieci.
Już w autokarze pan Leszek podsumował ten przymusowy postój.
Ten pomysł z animacją misyjną był super! Wykonaliście piękne zadanie. Gratuluję.
Zobaczcie, nawet stary autobus może przyczynić się do wielkich rzeczy - zażartował sobie pan Staś.
O tak! - potwierdził katecheta. - Od dziś będziemy nazywać go „kongres busem". Wszystko skończyło się szczęśliwie. Dzieci dojechały na czas i nic nie straciły z kongresowych przeżyć.
Ks. Maciej Będziński
Świat Misyjny 3(2008) s. 26-27