Flp


William Barclay

LIST DO FILIPIAN

Poznań 2002


Tłumaczył: Paweł Kuciński

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1984 r.

Redakcja: Adam Ciorga


WSTĘP

Przy studiowaniu Listu do Filipian jesteśmy w szczęśliwym położeniu co do jednego - praktycznie nie występują tu problemy natury krytycznej, ponieważ żaden z uznanych krytyków Nowego Testamentu nigdy nie wątpił w autentyczność tego Listu. Bez dyskusji i trudu wyszukiwania dowodów możemy przyjąć List do Filipian jako niewątpliwie autentyczne i oryginalne dzieło apostoła Pawła.

Filippi

Kiedy Paweł wybierał miejsce dla swej pracy i głoszenia Ewangelii, wyboru tego dokonywał okiem stratega. Zawsze było to miejsce ważne nie tylko samo w sobie, ale stanowiące też kluczowy punkt całego obszaru. Często podkreślano, że aż do dnia dzisiejszego wiele z tych miejsc, które wybrał wtedy Paweł na ośrodki ewangelizacji są wciąż ważnymi ośrodkami ekonomicznymi i węzłami komunikacyjnymi.

Takim też miejscem okazało się miasto Filippi. Przynajmniej z trzech ważnych powodów godne było wyróżnienia.

Po pierwsze: w jego okolicy znajdowały się kopalnie złota i srebra, czynne już za czasów Fenicjan. Prawda, że chociaż w czasach ery chrześcijańskiej zasoby kruszców już się wyczerpały, to jednak uczyniły one z Filippi wielki ośrodek handlowy świata starożytnego.

Po drugie: samo miasto zostało założone przez Filipa, ojca Aleksandra Macedońskiego i jego też imię nosiło. Zbudowano je na miejscu zwanym Krenides, co znaczy studnie lub fontanny. A i samo Krenides było też starożytnym miastem. Filip założył Filippi z konkretnego powodu. Nie było bardziej strategicznego punktu w całej Europie. Wznosił się tu łańcuch wzgórz dzielący Europę od Azji, Wschód od Zachodu. W rejonie Filippi obniża się on w wąwóz dogodny do przejścia. Filippi kontrolowało drogę z Europy do Azji właśnie dlatego, ponieważ musiała ona przechodzić przez ten wąwóz. W roku 368 p. Chr. Filip założył miasto Filippi, aby mieć pod kontrolą drogę ze wschodu na zachód. I z tego też powodu jedna z wielkich, rozstrzygających bitew starożytności rozegrała się, znacznie później, pod Filippii. To właśnie tam Antoniusz pokonał Brutusa i Kasjusza, co zadecydowało o całej przyszłości Cesarstwa Rzymskiego.

Po trzecie: niedługo po tym, Filippi doszło do godności Kolonii Rzymskiej. Kolonie te były zdumiewającymi instytucjami. Nie stanowiły kolonii w sensie odległych placówek cywilizacyjnych, położonych w niezbadanych częściach świata. Swą karierę zaczynały jako ważne ośrodki wojskowe. Zwyczajem rzymskim wysyłano do nich grupy weteranów, którym po zakończeniu służby nadano obywatelstwo rzymskie i osiedlano w takich strategicznych ośrodkach komunikacyjnych. Na ogół grupy te składały się z 300 weteranów, z żonami i dziećmi. Kolonie stawały się zasadniczymi węzłami wielkiego rzymskiego systemu drogowego. Drogi tak budowano, aby posiłki wojskowe mogły być szybko przerzucane z jednej kolonii do drugiej. Miały one utrzymywać pokój i kontrolować strategiczne punkty rozległego Cesarstwa Rzymskiego.

Początkowo tworzono je w Italii. Wkrótce, w miarę wzrostu Cesarstwa, rozprzestrzeniły się one na całym jego terytorium. Jak widzieliśmy, ich pierwotne znaczenie było wojskowe. Później jednak tytuł Kolonii Rzymskiej nadawały władze każdemu miastu, które należało uhonorować i nagrodzić za wierną służbę.

Kolonie te miały jednak charakterystyczną cechę. Gdzie tylko się znajdowały, były małymi fragmentami Rzymu, a duma z rzymskiego obywatelstwa stanowiła ich dominującą cechą. Mówiono tam po łacinie i ubierano się na wzór rzymski. Przestrzegano rzymskich obyczajów. Wysocy urzędnicy nosili rzymskie tytuły i obowiązywały te same uroczystości co w Rzymie. Gdziekolwiek znajdowały się te Kolonie, były one uparcie i niezachwianie rzymskie. Nie marzyły nawet nigdy, aby zasymilować się z narodami, wśród których zostały założone. Były częściami Rzymu, jego miniaturą i o tym nigdy nie zapominały. Możemy słyszeć o rzymskiej dumie bijącej ze słów oskarżenia przeciw Pawłowi i Sylasowi w Dziejach Apostolskich 20,20.21: „Ci ludzie są Żydami i zakłócają spokój w naszym mieście, głosząc obyczaje, których nie wolno nam, jako Rzymianom, przyjmować ani zachowywać”. „Jesteście kolonią niebios”, pisał Paweł do zboru w Filippi.

Tak jak rzymski kolonista nigdy nie zapomniał w żadnych warunkach, że jest Rzymianinem, tak i chrześcijanom zboru w Filippi nie wolno było w żadnej społeczności zapominać, że są chrześcijanami. Nigdzie ludzie nie byli bardziej dumni ze swego rzymskiego obywatelstwa jak w tych koloniach. I taką kolonią było miasto Filippi.

Paweł i Filippi

Po raz pierwszy Paweł przybył do Filippi około roku 52, podczas swej drugiej podróży misyjnej, przynaglony wizją człowieka z Macedonii, który wzywał go o przybycie i pomoc. Paweł wyruszył okrętem z Troady w Azji Mniejszej (Dz 16,11). Wylądował w Neapolu w Europie, a stamtąd skierował się do Filippi.

Opowieść o pobycie Pawła w tym mieście zawierają Dzieje Apostolskie, rozdział 16. A jest to opowieść interesująca. Nie ma żadnego rozdziału w Nowym Testamencie, który by lepiej pokazywał uniwersalność przyciągającej siły Chrystusa.

Rozdział ten skupia swą uwagę na trzech osobach: na Lidii, sprzedawczyni purpury; obłąkanej młodej niewolnicy, używanej przez jej panów do wróżenia i rzymskiego dozorcy więziennego. Jest to niezwykły przekrój społeczeństwa starożytnego. Te trzy osoby reprezentowały różne narodowości. Lidia była Azjatką, a jej imię nie będące zapewne w ogóle własnym imieniem, mogło po prostu znaczyć: „pani z Lidii”. Młoda niewolnica była pochodzenia greckiego. Dozorca więzienia był Rzymianinem. Całe Cesarstwo dawało swych przedstawicieli do Kościoła Chrześcijańskiego.

Te trzy osoby pochodziły nie tylko z trzech różnych narodowości, ale i z trzech różnych warstw społecznych. Lidia handlarka purpury, jednego z najkosztowniejszych towarów świata starożytnego była, jakby to można powiedzieć, potentatem kupieckim. Młoda niewolnica, należąc do warstwy niewolniczej, w oczach prawa nie stanowiła w ogóle osoby, a jedynie robocze narzędzie. Dozorca więzienny był obywatelem rzymskim, członkiem silnej, rzymskiej warstwy średniej, z której wywodziła się cała administracja państwowa.

Te trzy osoby reprezentowały górę, dół i środek ówczesnego społeczeństwa. W żadnym innym rozdziale Biblii nie pokazano tak dobrze wszechobejmującej wiary, którą przyniósł ludziom Jezus Chrystus.

Prześladowania

Paweł musiał opuścić Filippi po fali prześladowań i bezprawnym uwięzieniu. Prześladowania te niejako odziedziczyli po nim chrześcijanie w Filippi. Paweł mówi im, że mieli udział w jego więzach i w jego obronie Ewangelii (1,7). Każe im nie bać się przeciwników, gdyż przechodzą to, co i on przeszedł i co obecnie cierpi (1,28-30).

Prawdziwa przyjaźń

Między Pawłem a zborem w Filippi zrodziły się więzy przyjaźni, silniejsze niż te, które łączyły go z jakimkolwiek innym zborem. Paweł z dumą chełpi się, że nie potrzebował nigdy pomocy od innego człowieka lub zboru i że sam, własnymi rękoma, zaspokaja swoje życiowe potrzeby. I tylko od Filipian zgodził się przyjąć dar. Wkrótce o opuszczeniu ich, gdy przybył do Tessaloniki wysłali mu prezent (4,16). Kiedy wyruszył dalej i przybył do Koryntu w drodze do Aten, tylko oni pamiętali o nim poprzez swe dary (2 Kor 11,9). „Bracia moi umiłowani i pożądani”, nazywa ich „radości i korono moja” (4,1).

Zbór w Filippi bliższy był Pawłowi niż jakikolwiek inny.

Okazja do napisania listu

Gdy Paweł pisał ten list, znajdując się w więzieniu w Rzymie, miał na względzie pewne określone sprawy.

1. Jest to list z podziękowaniami. Minęły lata. Mamy rok 63 lub 64 i ponownie Filipianie wysłali mu prezent (4,10.11).

2. List ten dotyczy Epafrodyta. Wydaje się, że Filipianie wysłali go nie tylko jako doręczyciela daru, ale też po to, aby mógł przebywać z Pawłem i być jego osobistym pomocnikiem. Epafrodyt jednak zachorował. Zatęsknił za domem i martwił się, gdyż wiedział, że i o niego martwią się w domu. Tak więc Paweł wysłał go z powrotem. Ale byłoby mu przykro, gdyby Filipianie uznali wracającego Epafrodyta za człowieka nie wytrwałego. Odstąpił więc od swojego zwyczaju i dał mu świadectwo: „Przyjmijcie go więc w Panu z wielką radością i miejcie takich ludzi w poszanowaniu, dlatego, że dla sprawy Chrystusowej był bliski śmierci” (2,29-30).

Jest coś wzruszającego w obrazie Pawła, który sam będąc w więzieniu i oczekując śmierci, starał się ułatwić życie Epafrodytowi, gdy ten nieoczekiwanie i wbrew swym chęciom zmuszony był wracać do domu. Mamy tu prawdziwy szczyt chrześcijańskiej życzliwości.

3. List zawiera zachętę dla Filipian do wytrwania w próbach, lctóre przechodzą (1,28-30).

4. List ten jest wreszcie wezwaniem do jedności. Właśnie na tym tle powstał ów wspaniały fragment, mówiący o uniżeniu się Jezusa Chrystusa (2,1-11). W zborze w Filippi były dwie kobiety, które kłóciły się i zagrażały pokojowi (4,2). Byli też fałszywi nauczyciele, którzy starali się zwieść Filipian z drogi prawdy (3,2). List ten jest wezwaniem do utrzymania jedności Kościoła.

Problem

Oto tu właśnie powstaje jedyny problem Listu do Filipian. W wierszu 3,2 następuje niezwykła nieciągłość w tekście Listu. Aż do wiersza 3,1 wszystko przebiega pogodnie; wydaje się, że List zmierza do końca. Wtem, bez żadnego ostrzeżenia następuje wybuch: „strzeżcie się psów; strzeżcie się złych pracowników; strzeżcie się przesady w obrzezywaniu”. Nie ma powiązania z tym, co było w Liście wcześniej. To surowe ostrzeżenie zostało wprowadzone nagle. Wiersz 3,1 wygląda na zakończenie Listu, gdyż Paweł w nim mówi: „w końcu (ponadto), bracia moi, radujcie się w Panu”. I powiedziawszy tak, zaczyna jakby od początku! Nie jest to jednak zjawisko nieznane przy głoszeniu Słowa Bożego.

Z powodu tego braku ciągłości, wielu uczonych uważa, że List do Filipian, w tej wersji, w jakiej go posiadamy, nie jest jednym listem, ale kompilacją dwóch. Traktują oni fragment 3,2-4,3 jako list z podziękowaniami i ostrzeżeniami, wysłany zaraz po przybyciu Epafrodyta do Rzymu, a fragmenty 1,1-3,1 i 4,4-23 za list napisany znacznie później i wysłany z Epafrodytem, gdy ten wraca do domu. Ta interpretacja jest prawdopodobna. Wiemy, że Paweł napisał w rzeczywistości więcej niż jeden List do Filipian, gdyż Polikarp w swym liście do zboru w Filippi mówi o Pawle, że: „gdy był nieobecny, pisał listy do was”.

Wyjaśnienie

Wydaje nam się jednak, że nie ma wystarczającego powodu, aby dzielić ten List na dwa. Ten nagły brak ciągłości między wierszami 3,1 a 3,2 można wyjaśnić w jeden z dwóch sposobów.

1. Być może w trakcie pisania Listu przybywa do Pawła świeża wiadomość o kłopotach w Filippi. Mógł on nagle przerwać tok swojej myśli, aby do wieści tej ustosunkować się od razu.

2. Najprostsze zapewne wyjaśnienie jest następujące: List do Filipian ma charakter osobisty. A taki list nigdy nie jest ściśle i logicznie uporządkowanym traktatem. W liście tego rodzaju zapisujemy po kolei sprawy, jakie przychodzą nam do głowy. Prowadzi się na papierze jak gdyby gawędę z przyjaciółmi i skojarzenia myślowe oczywiste dla nas, mogą nie być całkiem jasne dla kogoś innego. Najprostszym więc wyjaśnieniem zmiany tematu Listu do Filipian jest fakt, iż Paweł pisał go jako list osobisty, a nagła zmiana jest właśnie okolicznością, jaka może wydarzyć się w liście tego typu.

Urok listu

Dla wielu z nas List do Filipian jest najbardziej uroczym Listem, jaki napisał Paweł. Nazywany bywa „Listem Radości”, gdyż słowa „radość i radować się” powtarzają się w nim często. „Radujcie się - pisze Paweł - powtarzam., radujcie się”.

Nawet z więzienia kieruje on serca swych przyjaciół - i nasze także - do takiej radości, której nikt nie może nam odebrać.


LIST DO FILIPIAN

Przyjaciel pisze do przyjaciół (1,1.2)

Zdanie rozpoczynające ten List określa całą jego atmosferę. Jest to w istocie list przyjaciela do przyjaciół. Za wyjątkiem Listów do Tessaloniczan i krótkiego Listu do Filemona, Paweł zaczyna każdy list od stwierdzenia swego apostolstwa. Tak na przykład brzmi początek Listu do Rzymian: „Paweł, sługa Jezusa Chrystusa powołany na apostoła” (porównaj: 1 Kor 1,1; 2 Kor 1,1; Gal 1,1; Ef 1,1; Kol 1,1). W innych Listach Paweł określa najpierw swą urzędową funkcję, stwierdzając, dlaczego ma prawo pisać, a jego adresaci - obowiązek czytać. W pierwszych zdaniach przedstawia Paweł jakby swoje „listy uwierzytelniające”.

Ale nie robi tak w Liście do Filipian. Nie ma takiej potrzeby. Paweł nie musi podkreślać swego autorytetu i domagać się uwagi. Wie, że będzie czytany i to czytany z miłością. Ze wszystkich bowiem zborów, właśnie ten w Filippii był mu najbliższy. Pisze zatem nie jak apostoł do członków zboru, ale jak przyjaciel do przyjaciół.

Tym niemniej, Paweł zatrzymuje dla siebie na wstępie jeden tytuł. Stwierdza, że jest sługą (doulos) Chrystusa. Doluos to mniej niż sługa - to niewolnik. Sługa może zostać lub odejść i związać się z innym panem. Niewolnik natomiast jest na zawsze własnością swego pana. Kiedy Paweł nazywa siebie niewolnikiem Jezusa Chrystusa, wyraża przez to trzy myśli.

1. Stwierdza, że jest absolutną własnością Chrystusa. Chrystus go ukochał i nabył za wysoką cenę (1 Kor 6,20). Nie może więc należeć do nikogo innego, jak tylko do Niego.

2. Stwierdza, że winien jest absolutne posłuszeństwo Chrystusowi.

Niewolnik nie posiada własnej woli. Wola jego pana musi być jego wolą, a decyzje pana muszą regulować jego własne życie. Paweł zatem nie ma innej woli, jak tylko wolę Chrystusa oraz nie okazuje posłuszeństwa nikomu innemu, jak tylko Chrystusowi.

3. Jest tu jeszcze jedna ważna kwestia. W Starym Testamencie tytuł sługi Bożego był zwykle tytułem proroków (Am 3,7; Jr 7,25). Nadany został Mojżeszowi, Jozuemu i Dawidowi (Joz 1,2; Sdz 2,8; Ps 78,70; 89,3). W istocie jest to tytuł najbardziej ze wszystkich dostojny. Paweł przyjmując go, stawia siebie pokornie w jednym rzędzie z prorokami i wielkimi mężami Bożymi.

Chrześcijańska niewola u Jezusa Chrystusa nie jest służalczym i nędznym poddaństwem. Łacińskie przysłowie mówi: „Illi servire est regnare”, co w swobodnym tłumaczeniu brzmi: Być Jego niewolnikiem znaczy być królem.

Być niewolnikiem Chrystusa to znajdować się na drodze do doskonałej wolności.

Chrześcijańskie wyróżnienie (1,1.2 ciąg dalszy)

List jest adresowany do wszystkich świętych w Chrystusie Jezusie. Słowo przetłumaczone tu jako święty brzmi hagios. Ale przekład ten jest mylący. Dla nas słowo „święty” kojarzy się z jakimś widokiem o nadziemskiej pobożności. Myśl zwraca się raczej ku witrażom, niż ku zwykłym ulicom i placom. Chociaż łatwo zrozumieć znaczenie słowa święty, nie łatwo je przetłumaczyć.

Greckie hagios i jego hebrajski odpowiednik kodesz tłumaczone jest często jako święty, ale w sensie poświęcony. W myśli hebrajskiej, jeśli jakąś rzecz określano jako świętą (poświęconą, kodesz), wyrażało to w istocie, że była ona różna od innych rzeczy. W pewnym sensie była to rzecz oddzielona od innych.

Aby lepiej zrozumieć istotę słowa święty (poświęcony), przyjrzyjmy się jak jest ono używane w Starym Testamencie. Gdy określone zostały przepisy dotyczące kapłaństwa, czytamy: „Będą poświęceni Bogu” (3 Mjż 27,6). Kapłani mieli być różni od innych ludzi, gdyż zostali oddzieleni do wykonywania odrębnych, specjalnych prac i funkcji.

Dziesięcina stanowiła dziesiątą część całkowitej produkcji, która miała być oddzielona dla Boga; czytamy: „Dziesiąta część będzie poświęcona dla Pana, ponieważ jest Pańska” (3 Mjż 27,30.32). Dziesięcina była różna od innych rzeczy i używana dla innych niż pożywienie, celów. Centralna część Świątyni, Miejsce święte (Poświęcone) (2 Mjż 26,33), była różna od innych miejsc i budowli. Wreszcie słowo święty (poświęcony, kodesz) używano w stosunku do samego narodu żydowskiego. Żydzi byli „narodem świętym” (1 Mjż 19,6). Byli poświęceni dla Pana. Bóg oddzielił ich od innych narodów, aby mogli być Jego (3 Mjż 20,26). To ich, spośród wszystkich narodów ziemi, Bóg szczególnie poznał (Am 2,2); Żydzi byli różni od innych narodów, gdyż mieli specjalne miejsce w planie i zamyśle Boga.

Odrzucili jednak tę rolę w życiu i w historii, którą Bóg dla nich przeznaczył. Gdy Syn Boży przyszedł na świat, nie rozpoznali Go, odrzucili i ukrzyżowali. Przywileje i odpowiedzialność, którą powinni byli posiadać, została im zabrana i dana Kościołowi. Stał się on nowym i prawdziwym Izraelem, rzeczywistym ludem Bożym. Zatem, tak jak Żydzi byli niegdyś hagios poświęconymi, różnymi, tak obecnie chrześcijanie muszą być hagios. Chrześcijanie są poświęconymi, różnymi, czy jak powiada nasza wersja Nowego Testamentu, świętymi. W swym przed-chrześcijańskim okresie życia, Paweł był znanym prześladowcą świętych, hagioi (Dz 9,13). Piotr idzie z wizytą do świętych, hagioi, w Lidii (Dz 9,32).

Gdy mówi się, że chrześcijanie są świętymi, oznacza to, że są oni różni od innych ludzi. Na czym polega ta różnica?

Paweł zwraca się w swym Liście do świętych w Chrystusie Jezusie. Nie można czytać Listów Pawła nie dostrzegając, jak często występują w nich zwroty: w Chrystusie, w Chrystusie Jezusie i w Panu. Pierwszy pojawia się 34 razy, drugi 48 razy i trzeci 50 razy. Jest widoczne, że być w Chrystusie oznaczało dla Pawła samą istotę chrześcijaństwa. Co on chciał przez to wyrazić? Marvin R. Vincent powiada, że kiedy Paweł mówił o chrześcijaninie będącym w Chrystusie, rozumiał przez to, że chrześcijanin żyje w Chrystusie jak ptak w powietrzu, jak ryba w wodzie czy jak korzenie drzewa w glebie. Być w Chrystusie to żyć nieustannie w atmosferze i Duchu Chrystusowym; to żyć w świecie, gdzie wszystko mówi nam o Nim; to wieść życie, w którym ani przez chwilę nie poczujemy się oddzieleni od Niego i wciąż odczuwamy Jego obecność, Jego moc i siłę wokół nas i przy nas. To, co czyni chrześcijanina różnym polega na tym, że jest on zawsze, wszędzie i po wszystkie dni świadomy otaczającej go obecności Jezusa Chrystusa.

Tak więc, gdy Paweł mówi o świętych w Chrystusie Jezusie, ma na myśli tych, którzy są różni od innych ludzi i którzy są poświęceni Bogu, z powodu swego specjalnego stosunku do Jezusa Chrystusa. Jest to możliwe do osiągnięcia dla każdego chrześcijanina i takim powinien on być.

Pozdrowienia dla wszystkich (1,1.2 ciąg dalszy)

Pozdrowienie Pawła dla przyjaciół brzmi: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa (porównaj: Rz 1,7; 1 Kor 1,3; 2 Kor 2,2; Gal 1,3; Ef 1,2; Kol 1,2; 1 Tes 1,1; Flm 3).

Gdy Paweł razem zestawił te dwa wielkie słowa: łaska i pokój, charis i eirene, dokonał czegoś bardzo wspaniałego. Wziął dwa zwykłe zwroty pozdrowieniowe dwóch wielkich narodów i ukształtował z nich jeden. Charis jest greckim pozdrowieniem. Każdy grecki list zaczyna się od niego. Eirene to zwykłe pozdrowienie hebrajskie, które wymieniali Żydzi spotykając się ze sobą. Każde z tych słów miało swój własny smak i każde z nich zostało wzmocnione, pogłębione i uczynione nieskończenie cenniejszym z powodu nowego znaczenia, które nadało mu chrześcijaństwo.

Charis jest pięknym słowem. Jego zasadniczy sens to radość, przyjemność, pogoda i piękno. Bliskie jest znaczeniem słowu urok lub czar. Przecież wraz z Jezusem Chrystusem przychodzi do nas nowe piękno, dodane do tego, które już istniało. A to piękno rodzi się z nowego stosunku z Bogiem - stosunku opartego na łasce. Z Chrystusem życie staje się piękne, ponieważ człowiek nie jest już ofiarą prawa Boga. Staje się dzieckiem miłości Bożej. Z Chrystusem przychodzi to najwyższe piękno odnajdywania Boga Ojca.

Eirene to wspaniałe i wszechstronne słowo. Tłumaczymy je jako pokój. Ale nigdy nie oznacza ono pokoju w sensie negatywnym, jako po prostu brak kłopotów. Wyraża całkowitą pomyślność, wszystko to, co przyczynia się do najwyższego dobra człowieka. Można je połączyć z greckim czasownikiem eirein, oznaczającym łączyć, zespolić. Ten pokój ma właśnie związek z osobistymi stosunkami człowieka ze sobą, ze swoimi bliskimi i z Bogiem.

Zawsze jest pokojem wynikłym z pojednania. Gdy więc Paweł modli się o łaskę i pokój dla swych przyjaciół, modli się o to, aby doświadczali z radości z poznawania Boga Ojca i pokoju, z faktu pojednania się z Bogiem, ludźmi i samymi sobą. A taka łaska i taki pokój przyjść mogą tylko przez Jezusa Chrystusa.

Cechy życia chrześcijańskiego - chrześcijańska radość (1,3-11)

Jest, jak to wyraża Ellicott, miłą rzeczą, gdy pamięć i wdzięczność są ze sobą związane. We wszystkich naszych osobistych stosunkach ważne jest, aby posiadać tylko szczęśliwe wspomnienia. A tak miała się rzecz z Pawłem i chrześcijanami w Filippi. Pamięć nie przywodzi tu żalów, ale szczęście. W powyższym fragmencie przedstawione są oznaki chrześcijańskiego życia.

Istnieje chrześcijańska radość. O taką właśnie radość dla swych przyjaciół modli się Paweł. List do Filipian zwany był Listem radości, a Bengel wyraził się zwięźle po łacinie: Summa epistolate gaudeo - gaudete. Czyli: „Cały List ma radować, więc radujcie się”. Spójrzmy na obraz chrześcijańskiej radości, którą ten List maluje.

1. W wierszu 4 mamy radość z chrześcijańskiej modlitwy, radość polegającą na sprowadzaniu tych, których kochamy i którzy są nam drodzy, przed miłosierne oblicze Boże. George Reindrop w swej książce: „Niezwykłe zadanie” opowiada, jak pielęgniarka uczyła chorego modlić się. W trakcie tej pracy tak zmieniła całe jego życie, że ten dotychczas znudzony i przygnębiony człowiek, stał się pełen radości. Wielką część pracy, pielęgniarka wykonywała swymi rękami, którymi tworzyła jak gdyby schemat modlitwy. Każdy z jej palców coś oznaczał. Kciuk był jej najbliższy i przypominał o modlitwie za bliskich i drogich. Drugi palec jest używany do wskazywania. Ci, którzy uczą, wskazują nim, kiedy chcą zadać pytanie. Dlatego ten drugi palec oznaczał dla niej wszystkich nauczycieli, w szkole i w szpitalu. Trzeci, najdłuższy palec, symbolizował bardzo ważne osobistości, przywódców we wszystkich sferach życia. Palec czwarty, najsłabszy, o czym wie każdy pianista, oznaczał dla niej słabych, cierpiących i niespokojnych. Mały palec jako najmniejszy i najmniej ważny, wskazywał pielęgniarce ją samą. W ten sposób powstał naprawdę piękny schemat modlitwy. Zawsze musi istnieć głęboka radość i pokój, gdy przynosi się swoich bliskich, całą ludzkość, do Boga w modlitwie.

2. Raduje fakt, że Jezus Chrystus jest głoszony (1,18). Kiedy człowiek cieszy się wielkim błogosławieństwem, jego instynktownym odruchem jest chęć podzielenia się tym z innymi. Bardzo raduje myśl, że Ewangelia głoszona jest na całym świecie, tak że wciąż nowi ludzie są wprowadzani w krąg miłości Chrystusowej.

3. Jest radość z wiary (1,25). Jeśli chrześcijaństwo nie uszczęśliwia, nie daje w ogóle niczego. Istnieje pewien typ chrześcijaństwa, będącego jedynie męczącą i kłopotliwą sprawą. Psalmista mówił: „Patrzyli na niego i byli radośni”. Gdy Mojżesz zszedł ze szczytu góry, jego twarz jaśniała. Chrześcijaństwo to wiara w szczęśliwe serce i promieniejąca radością twarz.

4. Jest radość, gdy widzi się chrześcijan we wspólnocie (2,2). Psalmista śpiewał (Ps. 133,1):

O, jak dobrze i miło,

Gdy bracia w zgodzie mieszkają!

Nie ma dla nikogo pokoju tam, gdzie stosunki międzyludzkie są rozbite. Nic nie wygląda piękniej, jak rodzina, złączona miłością; niż zbór, którego członkowie tworzą jedność, ponieważ są zjednoczeni w Chrystusie Jezusie swym Panu. Tylko w Nim może wytworzyć się piękno doskonałych stosunków międzyludzkich.

5. Istnieje radość z cierpienia dla Chrystusa (2,17). W godzinie swego męczeństwa w płomieniach stosu, Polikarp modlił się, mówiąc: „Dziękuję Ci, Ojcze, że uczyniłeś mnie godnym tej chwili”. Cierpieć dla Chrystusa jest przywilejem, ponieważ stanowi okazję do ujawnienia naszej wierności i autentyczną sposobność do wzięcia udziału w budowaniu Królestwa Bożego.

6. Jest też radość z nowin od bliskich (2,28). Życie pełne jest rozdzieleń i zawsze cieszymy się, gdy nadchodzą do nas wieści od tych, których kochamy i od których na pewien czas jesteśmy oddzieleni. Pewien szkocki kaznodzieja mówił o radości, jaką może dać każdy, przy pomocy małego znaczka pocztowego. Warto więc zapamiętać, jak łatwo jest przynieść radość tym, których kochamy i jak łatwo też spowodować ich smutek i niepokój, utrzymując albo tracąc z nimi kontakt.

7. Istnieje radość z chrześcijańskiej gościnności (2,29). Są domy o zamkniętych drzwiach i domy o drzwiach otwartych. Otwarty dom wyraża chrześcijańskie powitanie i chrześcijańską miłość. Zamknięte drzwi świadczą o nie chrześcijańskiej samolubności. Wspaniałą jest rzeczą mieć takie drzwi, po których obcy lub potrzebujący pomocy pozna, iż nie będzie odrzucony.

8. Jest też radość człowieka w Chrystusie (3,1; 4,1). Już widzieliśmy, że być w Chrystusie oznacza żyć w Jego obecności jak ptak w powietrzu. Ludzką naturą jest odczuwanie szczęścia, gdy się przebywa z kimś, kogo się kocha. A Chrystus jest właśnie kochanym i kochającym, od którego nic w czasie i w przestrzeni nie może nas oddzielić.

9. Jest i radość człowieka, który zyskał jedną duszę dla Chrystusa (4,1). Filipianie byli radością Pawła, gdyż to on sprowadził ich do Jezusa Chrystusa. Rodzice, nauczyciele, kaznodzieje odczuwają radość, kiedy mogą innych, a zwłaszcza dzieci, przywieść do miłości Chrystusa. Ten przecież, kto cieszy się wielkim przywilejem wiary, pragnie podzielić się nim z rodziną i z przyjaciółmi. Dla chrześcijanina ewangelizacja nie jest obowiązkiem, ale źródłem radości.

10. Jest też radość z otrzymania daru (4,10). Radość ta nie tyle wynika z samego daru, ile z faktu, że jest on dowodem czyjejś pamięci. Jest to radość z uświadomienia sobie, że ktoś dba i nie zapomina. Nie ma znaczenia wartość daru, ale sam dar jako taki. Tę radość możemy dawać innym o wiele częściej niż to robimy.

Cechy życia chrześcijańskiego - chrześcijańska ofiara (1,3-11 ciąg dalszy)

W wierszu 6-tym Paweł mówi, że ufa iż Bóg, który zaczął dobre dzieło wśród Filipian, będzie je kontynuował i dokończy, tak że zostaną przygotowani na dzień Chrystusowy. W oryginale greckim wytępuje tu obraz niemożliwy do wiernego przetłumaczenia. Chodzi o to, że słowa użyte przez Pawła w tym fragmencie na określenie rozpoczęcia i dokończenia brzmią: enarchestai i epitelein. Oba są fachowymi terminami określającymi początek i koniec składania ofiary. W greckim rytuale składania ofiary istniał etap wstępny. Zapalano pochodnię od ognia z ołtarza. Płonącą pochodnię zanurzano w czaszy z wodą. Święte płomienie oczyszczały w ten sposób wodę i taką wodą spryskiwano ofiarę i lud, celem uświęcenia i oczyszczenia. Potem następowało to, co nazywano eufemia, święta cisza, podczas której kapłan odprawiał modły do boga.

Następnie wnoszono kosz jęczmienia i obsypywano ofiarę i ziemię wokół niej pewną jego ilością. Powyższe czynności stanowiły początek ofiarowania, a wyraz fachowy, którym je określano był właśnie enarchestai, występujący w naszym tekście. Czasownik oznaczający zakończenie całego rytuału składania ofiary i przeprowadzenia go dokładnie w najdrobniejszych szczegółach brzmi epitelein. Paweł używa go w znaczeniu zakończyć, spełnić.

Całe więc zdanie sformułowane przez niego porusza się w sferze składania ofiary i posługuje się terminami i obrazami z tego aktu.

Paweł widzi zatem życie każdego chrześcijanina jako ofiarę przygotowaną dla Jezusa Chrystusa. Podobny obraz przedstawia w swym Liście do Rzymian, kiedy pisze do chrześcijan, aby przygotowali swe ciała jako żywe ofiary, święte i miłe Bogu (Rz 12,1).

W dniu przyjścia Chrystusa będzie tak, jak przy przyjściu króla. W owym dniu poddani królewscy przynoszą dary na znak swej wierności i miłości. Jedynym darem jakiego oczekuje od nas Jezus Chrystus jesteśmy my sami i nasze życie. Najwyższym zatem zadaniem życia jest nic inne jak uczynienie go godnym podarowania Jezusowi Chrystusowi.

Może nam to umożliwić jedynie łaska Boża. Od chwili wkroczenia na drogę chrześcijańską, łaska ta zaczyna przysposabiać nas jako doskonałą ofiarę dla Jezusa Chrystusa. Jeśli pozwolimy działać Jego łasce w sposób ciągły, dokona swego dzieła, czyniąc z nas właściwą ofiarę dla Jezusa.

Cechy życia chrześcijańskiego - chrześcijańskie partnerstwo (1,3-11 ciąg dalszy)

W tym fragmencie położony jest silny nacisk na chrześcijańskie partnerstwo. Istnieją pewne sprawy, którymi chrześcijanin dzieli się w partnerstwie i wspólnocie.

1. Chrześcijanie są partnerami w łasce. Są ludźmi, którzy mają wspólny udział w darze łaski Bożej. Są ludźmi, którzy nawzajem się przyciągają, jako jednakowi dłużnicy dobroci i łaski Bożej.

2. Chrześcijanie są partnerami w pracy dla Ewangelii. Mają oni nie tylko wspólny udział w darze łaski. Mają też wspólny udział w zadaniu. Tym zadaniem jest rozprzestrzenianie Ewangelii. Paweł używa tu dwóch słów na określenie pracy chrześcijanina dla Ewangelii. Mówi o jej obronie i utwierdzaniu. Obrona (apologia) Ewangelii oznacza jej obronę przed atakami z zewnątrz. Jest to obrona wobec argumentów i napaści ze strony wrogów chrześcijaństwa. Chrześcijanin powinien być zawsze gotowy do obrony swej wiary i uzasadnienia nadziei, która w nim tkwi. Utwierdzenie (bebaiosis) Ewangelii to budowanie jej siły poprzez tworzenie i utrwalanie wiary współ-chrześcijan wewnątrz zboru. Chrześcijanin musi rozprzestrzeniać Ewangelię, broniąc ją przed atakami wrogów oraz umacniać swą wiarę i ducha poświęcenia się dla niej u swoich przyjaciół.

3. Chrześcijanie są partnerami w cierpieniu dla Ewangelii. Filipianie byli partnerami uwięzionego Pawła. Kiedykolwiek chrześcijanin zostaje wezwany, aby cierpieć dla Ewangelii, powinien znaleźć siłę i pociechę w fakcie, że nie cierpi samotnie, ale że należy do wielkiej wspólnoty, która w każdej epoce, pokoleniu czy kraju, cierpiała raczej dla chrześcijaństwa niż zaparła się swej wiary.

4. Chrześcijanie są partnerami w Chrystusie. W 8-mym wierszu Paweł używa bardzo obrazowego wyrażenia. Mówi: „Tęsknię do was serdeczną miłością Chrystusa Jezusa”, a w tekście greckim jest to zdanie: tęsknię ... wraz z wnętrznościami Chrystusa. W oryginale słowo wnętrzności brzmi splagchna. Określa ono serce, wątrobę i płuca. Grecy uważali je za siedlisko uczuć i namiętności. Zatem Paweł mówi właściwie tak: tęsknię do was z uczuciem, jakie ma sam Jezus Chrystus; kocham was tak, jak Jezus was kocha. Miłość, którą żywi Paweł do swych przyjaciół, nie różni się od miłości samego Jezusa.

Pisząc na temat tego fragmentu, J. B. Ligthfoot stwierdził: „Tęsknoty wierzącego nie są oddzielone od jego Pana; jego puls bije pulsem Chrystusa, a jego serce bije w takt serca Chrystusa”. Gdy naprawdę stanowimy jedno z Jezusem, wtedy Jego miłość przechodzi poprzez nas do naszych współbraci, ludzi, których On kochał i dla których umarł. Chrześcijanin jest po prostu partnerem w miłości Chrystusa.

Cechy życia chrześcijańskiego - rozwój chrześcijanina i jego cel (1,3-11 ciąg dalszy)

Paweł modlił się za swoich przyjaciół, aby ich miłość wzrastała z każdym dniem (wiersze 9 i 10). Miłość ta nie miała być tylko sentymentalnym uczuciem, lecz miała wyrastać z wiedzy, z czułego dostrzegania, tak że stawała się coraz bardziej zdolna do odróżnienia prawdy od fałszu. Miłość jest zawsze drogą do wiedzy. Jeśli coś kochamy, chcemy coraz więcej o tym wiedzieć. Jeśli kogoś kochamy, to chcemy jak najwięcej się o tym kimś dowiedzieć. Jeżeli kochamy Jezusa, będziemy chcieli dowiedzieć się jak najwięcej o Nim i Jego prawdzie. Miłość jest zawsze wrażliwa wobec umysłu i serca tego, kogo się kocha. Jeśli miłość ślepa i nieudolna rani uczucia tego, do którego jest skierowana, to nie jest w ogóle miłością.

Jeśli naprawdę kochamy Jezusa, będziemy czuli na Jego wolę i pragnienie: Im bardziej Go kochamy, tym wrażliwsze stanie się nasze sumienie; tym instynktowniej będziemy stronić od złego i pragnąć tego, co jest sprawiedliwe. Prawdziwa miłość prowadzi do poznania i rosnącego z każdym dniem posłuszeństwa.

Słowo, które Paweł używa na określenie próby, brzmi dokimazein. W wierszu 10-tym tekstu greckiego zamiast słowa odróżniać występuje bowiem słowo wypróbować. Dokimazein oznacza wypróbowywanie metalu lub monety, celem sprawdzenia czystości i autentyczności. Rzeczywista miłość nie jest ślepa. Pozwala zawsze dostrzec różnicę między fałszem a prawdą. Tak więc chrześcijanin staje się szczery i bez skazy. Sam będąc czysty, nie powoduje upadku innych. Słowo użyte tu jako czysty jest interesujące, a brzmi eilikrines. Nawet Grecy nie byli pewni jego pochodzenia. Sugerowali więc dwie możliwości, z których każda jest bardzo przekonywująca.

Mogło ono pochodzić od eile, co znaczy światło słoneczne i od krinein, co oznacza sądzić. Może określać przedmiot, który wytrzymuje próbę światła słonecznego, nie ulegając zepsuciu. Jeśli przyjąć takie znaczenie, sformułowanie z naszego tekstu będzie wyrażać charakter chrześcijanina, który daje się wystawiać bez obawy na każde skierowane nań światło.

Ale eilikrines można też wyprowadzić z eilein, co znaczy wstrząsać jak w siewniku i tak długo przesiewać, aż wszystkie nieczystości zostaną usunięte. Gdy przyjmiemy taki sens, nasz tekst będzie oznaczał, że charakter chrześcijanina jest oczyszczany i przesiewany z całego zła, dopóki nie stanie się całkowicie czysty.

Nie tylko sam chrześcijanin jest czysty. Jest on także aproskopos, co znaczy taki, że nie powoduje upadku innych. Są bowiem ludzie, którzy choć sami bez skazy, są tak twardzi, surowi i oschli, że w końcu odpychają innych od chrześcijaństwa. Istnieją też ludzie dobrzy, ale wobec innych tak krytyczni, że zniechęcają ich do dobra.

Chrześcijanin sam jest moralnie czysty, a jego miłość i łagodność są takie, że przyciągają na drogę chrześcijaństwa, nigdy od niej nie odpychając.

Na koniec Paweł określa cel chrześcijanina. Polega on na tym, aby wieść życie, którym oddawać można chwałę i cześć Bogu. Dobroć chrześcijańska nie ma być nakierowana na zdobywanie pochwały, prestiżu i czci w oczach samego siebie. Jej celem jest zyskiwać chwałę u Boga. Chrześcijanin nigdy nie wskazuje na siebie, lecz zawsze na Boga. Wie bowiem, że wszystko czym jest, nie zawdzięcza własnym wysiłkom, a tylko wyłącznie łasce Bożej.

Więzy niszczące bariery (1,12-14)

Paweł był więźniem. Ten fakt mógłby się wydawać kresem jego misyjnej działalności. Ale wbrew temu, jego praca rozwijała się dalej z pożytkiem dla niego i dla innych. Był to więc przypadek, kiedy więzy łamią bariery. Słowo, które Paweł używa tu na rozkrzewienie Ewangelii, jest bardzo obrazowe. Brzmi ono prokope. W szczególności określa poruszanie się do przodu armii lub ekpedycji. Wywodzi się od czasownika prokoptein, oznaczającego wycinać i bywa używany na określenie wycinania drzew i zarośli, usuwania przeszkód utrudniających posuwanie się armii lub hamowania rozwoju postępu.

Uwięzienie Pawła, zamiast zamknąć mu drzwi, otworzyło je. Nie stając się istotną barierą, otwarło mu drogę do nowych obszarów pracy i działalności, na które w innych warunkach i okolicznościach nigdy by nie wkroczył. Przyjrzyjmy się więc położeniu, w jakim znajdował się Paweł.

Widząc, że nie było dla niego sprawiedliwości w Palestynie, odwołał się do Cezara, gdyż jako obywatelowi rzymskiemu, przysługiwało mu takie prawo. We właściwym czasie udał się pod eskortą do Rzymu, gdzie został przekazany w ręce „kapitana gwardii” i gdzie pozwolono mu mieszkać samemu pod strażą (Dz 28,16). W końcu, mimo iż wciąż był pod strażą, zezwolono mu wynająć mieszkanie (Dz 28,30), otwarte dla każdego, kto chciał go odwiedzić.

Jak czytamy, Paweł pisze, że jego więzy są znane w całym zamku. Słowo przetłumaczone tu jako zamek brzmi praitorion. Może oznaczać miejsce albo zespół ludzi. Jeżeli użyte w pierwszym sensie, to zawiera trzy możliwości:

1. Początkowo oznaczało kwaterę polową wodza, namiot z którego wydawał rozkazy i kierował walką.

2. Potem mogło oznaczać rezydencję generała albo cezara, to jest jego pałac; jednak przykłady na takie użycie są rzadkie.

3. Idąc w innym kierunku, mogło oznaczać duży dom lub willę bogatego i wpływowego człowieka. Jest zatem jasne, że słowo praitorion nie może posiadać żadnego z tych znaczeń w naszym tekście, ponieważ Dzieje Apostolskie stwierdzają, iż Paweł przebywał w wynajętym przez siebie domu (Dz 28,30) i nie jest możliwe, aby dom ten znajdował się w cesarskim pałacu.

Wróćmy zatem do jeszcze jednego znaczenia omawianego słowa, mianowicie do zespołu ludzi. W tym sensie oznacza ono oczywiście Gwardię Pretoriańską lub rzadziej jej koszary. Jest mało prawdopodobne, aby Paweł nabył lokal na terenie tych koszar. Gwardia Pretoriańska była Cesarską Gwardią Rzymu. Utworzona została przez cesarza Augusta z dziesięciu tysięcy najlepszych żołnierzy. August rozmieścił ją w różnych punktach Rzymu i w okolicznych miastach. Zaś cesarz Tyberiusz skoncentrował Gwardię na terenie Rzymu w specjalnie wybudowanym obozie. Witeliusz powiększył liczbę jej żołnierzy do szesnastu tysięcy. Służba w Gwardii trwała dwanaście, a później nawet szesnaście lat. Po jej zakończeniu żołnierze otrzymywali obywatelstwo rzymskie i darowiznę o wartości odpowiadającej ponad 250 funtom. W końcowym okresie służby pełnili też rolę prywatnej straży przybocznej cesarza. Aż w pewnym momencie zaczęli stwarzać sobą poważny problem. Znajdując się w wielkiej koncentracji w Rzymie, potrafili z czasem niejako kreować władców. Nominowany przez nich, stawał się nieuchronnie Cezarem, ponieważ mogli siłą, gdy trzeba było, narzucić swą wolę. Właśnie w ręce Prefekta Gwardii Pretoriańskiej, ich wodza, przekazany został Paweł po przybyciu do Rzymu.

Ale Paweł wciąż określa siebie jako więźnia. Mówi chrześcijanom w Rzymie, że chociaż nic złego nie uczynił, wydany został jako więzień (desmios) w ręce Rzymian (Dz 28,17). W Liście do Filipian często powtarza o swych więzach (Flp 1,7.13.14). W Liście do Kolosan pisze, że jest w więzach ze względu na Chrystusa i prosi ich, aby pamiętali o jego więzach (Kol 4,3.19). W Liście do Filemona nazywa siebie więźniem Jezusa Chrystusa i mówi o więzach Ewangelii (Flm 9,13). W Liście do Efezjan nazywa siebie więźniem Jezusa Chrystusa (Ef. 3,1). Istnieją jednak dwa wersety, w których te więzy określone są mocniej. W Dziejach Apostolskich 28.20 Paweł pisze o sobie jako o tym, który dźwiga ten łańcuch. Używa tu tego samego słowa (halusis) co u Efezjan 6,20, gdy mówi o sobie jako o ambasadorze w więzach. Halusis to krótki odcinek łańcucha, którym nadgarstek więźnia był połączony z nadgarstkiem eskortującego go strażnika, aby uniemożliwić ucieczkę. Sytuacja była następująca.

Na okres poprzedzający proces przed Cezarem, przekazano Pawła w ręce kapitana Gwardii Pretoriańskiej. Pozwolono mu wynajmować lokal mieszkalny. Ale dzień i noc w mieszkaniu tym przebywał z nim strażnik, z którym Paweł był połączony łańcuchem - halusis. Oczywiście, strażnicy zmieniali się. Przez długie dwa lata coraz to inny żołnierz Gwardii pełnił swą wartę przy Pawle. Jaka to była wspaniała okazja! Strażnicy ci słyszeli, o czym Paweł rozmawiał z przyjaciółmi i jak głosił Ewangelię. Czy można wątpić, że przez te długie godziny Paweł nie rozpoczął rozmów o Jezusie z żołnierzem, do którego ręki był przyłączony? Uwięzienie otworzyło więc Pawłowi drogę do głoszenia Słowa Bożego wśród najlepszego pułku armii rzymskiej, Gwardii Pretoriańskiej.

Nic więc dziwnego, że Paweł oświadcza, iż jego uwięzienie rzeczywiście umożliwiło rozkrzewienie Ewangelii. Cała Gwardia Pretoriańska wiedziała, dlaczego Paweł został uwięziony. Wielu z nich uległo Chrystusowi. A sam obraz tego wszystkiego dodawał braciom w Filippi świeżej odwagi w głoszeniu Ewangelii i świadczeniu o Chrystusie. Okowy Pawła obaliły bariery i dały mu dostęp do kwiatu armii rzymskiej. Jego więzy stały się lekarstwem na odwagę dla braci w Filippi.

Niezwykle ważne oświadczenie (1,15-18)

Tu znów słyszymy głos wielkiego serca Pawła. Jego uwięzienie stało się bodźcem do głoszenia Słowa Bożego. Bodziec ten działał w dwóch kierunkach.

Byli ludzie, którzy kochali Pawła. Gdy ujrzeli, go w więzieniu, podwoili swe wysiłki w głoszeniu i rozprzestrzenianiu Ewangelii, tak aby jej zwiastowanie nie straciło nic na skutek uwięzienia Pawła. Wiedzieli, że najlepszym sposobem na uradowanie jego serca było kontynuowanie rozpoczętej pracy, mimo przymusowej nieobecności apostoła.

Ale znajdowali się też inni. Działali pod wpływem tego, co Paweł nazywa eriteia. Głosili Słowo Boże kierując się własnymi, stronniczymi motywami. Eriteia jest interesującym wyrazem. Oryginalnie nie posiadał on znaczenia ujemnego. Oznaczał po prostu pracę najemną, wykonywaną za zapłatę. Ale człowiek pracujący wyłącznie dla pieniędzy działa z niskich pobudek. Zależy mu bowiem tylko na największych korzyściach dla siebie, na zdobyciu pieniędzy i osobistego prestiżu wobec innych. Tak zatem eriteia zaczęła z czasem określać karierowicza, kogoś kto podejmuje pracę, aby siebie wywyższyć. Słowo to zaczęło później kojarzyć się z polityką, oznaczając nim ubieganie się o urząd. Jeszcze później określano nim samolubną ambicję, ambicję osobistą i ducha rywalizacji, które pchają człowieka do wywyższania się, nie zważając na metody użyte dla osiągnięcia celu.

Byli zatem tacy, którzy widząc Pawła w więzieniu uznali, że mają teraz okazję, przez donośniejsze głoszenie Ewangelii, podwyższyć swą własną rolę, swoje wpływy i wpływy swych przyjaciół a zmniejszyć oddziaływanie Pawła. Nie sądzimy, aby wywodzili się oni z elementów heretyckich lub judaizujących, pragnących uwikłać chrześcijan w żydowski legalizm. Paweł nie zgodziłby się nigdy na takich nauczycieli. Byli to zatem kaznodzieje, pragnący wyolbrzymić swoją osobistą rolę, a jednocześnie podważyć rolę Pawła, wykorzystując fakt jego przymusowej nieobecności.

Wynika stąd dla nas ważna nauka. Paweł nic nie wiedział o osobistej zazdrości czy też o personalnych uprzedzeniach. Dopóki głoszony był Jezus Chrystus, nie interesowało go, kto otrzyma pochwały lub zaszczyty. Nie interesowało go to, co mówili o nim inni kaznodzieje, lub jak względem niego się odnosili - nieżyczliwie czy też z pogardą.

Dla niego miało znaczenie jedynie to, aby Chrystus był zwiastowany. Zbyt często czujemy się urażeni, gdy ktoś inny zdobywa zaszczyty, których my nie otrzymujemy. Nazbyt często uważamy kogoś za wroga, ponieważ wyraził się o nas krytycznie. Zbyt często myślimy o kimś ze złością, ponieważ nie postępuje tak jak my. Ci, którzy intelektualizują wiarę unikają tych, z podejściem ewangelizującym, a ci z kolei kwestionują wiarę intelektualizujących.

Przykładem dla nas ma być Paweł. Wyzbył się on swojego „Ja”. Problemy wyniósł na wyżyny ponadosobowe. Dla niego liczyło się tylko zwiastowanie Jezusa Chrystusa.

Szczęśliwe zakończenie (1,19.20)

Paweł był przekonany, że cała ta sytuacja, w której się znalazł, da mu w wyniku zbawienie. Nawet uwięzienie, nawet wrogie wystąpienia przeciwników obrócą się w końcu ku jego zbawieniu. Ale co on rozumie przez swoje zbawienie? Greckie słowo soteria ma trzy możliwe znaczenia:

1. Może wyrażać bezpieczeństwo i wtedy wypowiedź Pawła znaczyłaby, że jest całkiem pewien swego uwolnienia. Ale nie miałoby to sensu, gdyż Paweł mówił dalej, że właśnie nie jest pewien czy będzie żył.

2. Może oznaczać jego zbawienie w niebie. W tym wypadku Paweł mówiłby, że jego postępowanie wobec narzuconych mu przez sytuację możliwości, będzie jego świadkiem w dniu sądu. Zawarta jest w tym stwierdzeniu wielka prawda. W każdej sytuacji, człowiek działa nie tylko dla swej ziemskiej przyszłości, ale i dla swej wieczności. W każdej sytuacji zyskuje nie tylko osąd ludzki, ale i osąd Boga. Reakcje człowieka na jakąś sytuację, jakieś okoliczności czy konieczność decydowania są jego świadkami za lub przeciw niemu, w wieczności.

3. Ale słowo soteria może mieć i szerszy, niż wymienione sens. Znaczyć może zdrowie i ogólne dobre samopoczucie. Paweł może więc mówić, że wszystko, co mu się przydarzyło, jego trudne położenie, jest dla niego najlepszą sceną działania zarówno w wymiarze czasu ziemskiego jak i w wymiarze wieczności. Chce zapewne powiedzieć tak: „Bóg postawił mnie w tej sytuacji i Bóg zamierza, aby przyczyniła się ona, z całym swym spiętrzeniem trudności, do mojego szczęścia i mojej użyteczności w ziemskim wymiarze oraz dla radości i pokoju w wieczności. Jest ona pomyślana dla mojego dobra w tym i przyszłym świecie”. Dobrze będzie, jeśli zapamiętamy, że każde doświadczenie jest nam dane od Boga jako środek wzmacniający.

W tej sytuacji Paweł wie, że ma dwa wielkie wsparcia.

1. Ma wsparcie w modlitwach swych przyjaciół. Jednym z najpiękniejszych motywów Listów Pawła jest sposób, w jakim wciąż prosi swoich przyjaciół o modlitwy. „Bracia - pisze do Tesaloniczan - módlcie się za nas”. „I w końcu, bracia pisze Paweł - módlcie się za nas, aby Słowo pańskie rozkrzewiało się” (1 Tes 3,25, 2 Tes 3,1.2). Do zboru w Koryncie pisze o „waszym także współdziałaniu przez modlitwę za nas” (2 Kor 1.11). Do Filemona pisze, że jest pewny, iż przez jego modlitwy powróci do przyjaciół (wiersz 22). Zanim wyruszy w niebezpieczną podróż do Jerozolimy, pisze do zboru w Rzymie, prosząc o modlitwy (Rz 15,30-32). Paweł nigdy nie czuł się zbyt wielkim, aby zapomnieć o potrzebie modlitwy swych przyjaciół. Nigdy też nie spoglądał na innych z góry. Nie odnosił się do ludzi tak, jakby właśnie on wszystko potrafił, a oni nic. Zawsze pamiętał, że ani on, ani oni nie mogą niczego zrobić bez pomocy Bożej. Należy tu zapamiętać jedną sprawę. Kiedy ludzie mają zmartwienia, a ich serca są złamane, wtedy wielką pociechą jest świadomość, że są inni, którzy prowadzą ich przed tron łaski. Gdy staje się wobec niezwykłego wysiłku lub bardzo ciężkiej decyzji, pojawia się nowa siła wynikła ze świadomości, że inni pamiętają o nas przed Bogiem. Gdy idzie się do nowych miejsc, gdy jest się z dala od domu, wtedy umacnia myśl, że modlitwy bliskich przebiegają lądy i morza, zanosząc nasze troski przed tron łaski. Nie ma przyjaźni tam, gdzie nie ma wzajemnej modlitwy.

2. Paweł wie, że ma wsparcie Ducha Świętego. Obecność Ducha Świętego jest wypełnieniem się obietnicy Jezusa, że będzie z nami aż do skończenia świata. W całej swej sytuacji Paweł ma jedno oczekiwanie i jedną nadzieję. Słowo, którym posłużył się on na znaczenie oczekiwania jest niesłychanie barwne. Nikt go przed Pawłem nie użył i zapewne sam Paweł je ukuł. Brzmi ono apokaradokia. Apo znaczy z dala, poza; kara to głowa, a dokein oznacza patrzeć. Tak więc apokaradokia wyraża spragnione, skoncentrowane, intensywne spojrzenie, które omija każdy zbędny obiekt, zmierzając i ześrodkowując się na ściśle wybranym przedmiocie. Paweł ma nadzieję, że nigdy nie będzie przez wstyd ani tchórzostwo zmuszony do milczenia. Nieefektywność i daremność pracy mogłaby także pozbawić go prawa do wypowiadania się. Paweł jest pewien, że w Chrystusie znajdzie odwagę, aby nigdy nie wstydzić się Ewangelii. Z pomocą Chrystusa jego wysiłki okażą się dostrzeżone przez wszystkich. Paweł oczekuje, że będzie mu dana odwaga w mówieniu. L. B. Lightfoot pisze: „Prawo do nieskrępowanego wypowiadania się jest znakiem i przywilejem sługi Chrystusowego”. Mówić prawdę z odwagą jest nie tylko przywilejem sługi Chrystusa; ale też jego nieustannym obowiązkiem.

Tak więc, jeśli Paweł korzysta z odwagą i skutecznością z posiadanych możliwości, Chrystus zostaje w nim przez to uwielbiony. Nieważne, jak mu się będzie wiodło. Jeżeli umrze, będzie do niego należeć korona męczeńska. Jeżeli będzie żył dalej, przypadnie mu przywilej głoszenia Ewangelii i świadczenia o Chrystusie. W ujęciu Ellicitt'a Paweł mówi: „Moje ciało będzie teatrem, w którym zostanie wystawiona chwała Chrystusa”. Tu właśnie tkwi wielka odpowiedzialność chrześcijan. Gdy już raz wybraliśmy Chrystusa, gdy już raz staliśmy się członkami Jego Kościoła, naszym życiem i postępowaniem przynosimy Mu albo chwałę albo wstyd. Przywódca zawsze oceniany jest przez ich zwolenników. A Chrystus jest oceniany przez nas.

W życiu i w śmierci (1,21-26)

Ponieważ Paweł był w więzieniu oczekując na proces, musiał stanąć wobec niepewności co do tego, czy będzie żył. To dla niego nie miało znaczenia. „Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus”, powiada w słynnym wersecie. Dla Pawła Chrystus był początkiem życia, ponieważ w owym dniu, na drodze do Damaszku, Paweł narodził się jakby na nowo i rozpoczął całkiem inne życie. Dla Pawła Chrystus był kontynuacją życia. Nie było takiego dnia, kiedy Paweł nie żył w Jego obecności, a w groźnych momentach Chrystus stał przy nim, dodając mu otuchy (Dz 18,9.10). Dla Pawła Chrystus był również końcem życia, ponieważ prowadzi ono ku wiecznej obecności z Chrystusem. Chrystus stanowił dla niego inspirację życia i dynamiczną siłę życiową. Dał mu zadanie w życiu, gdyż to właśnie On uczynił go apostołem i wybrał jako ewangelistę do pogan. Chrystus dał mu siłę życiową, ponieważ wystarczająca Jego łaska udoskonaliła go mimo jego słabości. I był wreszcie nagrodą życia, ponieważ dla Pawła jedyna zapłata życia to bliższa i ściślejsza więź ze swym Panem. Jeżeli Chrystus miałby zostać zabrany, Pawłowi nic by już z życia nie pozostało. Dla niego Chrystus był po prostu samym życiem.

„Dla mnie - mówi Paweł - śmierć jest zyskiem”. Śmierć była tylko wejściem w bliższą obecność Chrystusa. Są fragmenty, w których Paweł określa śmierć jako sen, z którego wszyscy, w pewnym, przyszłym i powszechnym zmartwychwstaniu będą zbudzeni (1 Kor 16,51.52; 1 Tes 4,14.16). Ale gdy oddech śmierci przybliżył się, Paweł nie myślał już o niej w kategorii snu, lecz jako o natychmiastowym wejściu w obszar obecności Chrystusa. Jeżeli wierzymy w Jezusa Chrystusa, śmierć jest dla nas połączeniem i ponownym złączeniem. Połączeniem z Chrystusem i ponownym złączeniem z tymi, których kochaliśmy i których chwilowo utraciliśmy. Zatem Paweł wahał się między dwoma pragnieniami, jakby tkwił w wąskim przesmyku między nimi. Autor używa tu słowa senechomai, oznaczającego położenie wędrowca w skalistym wąwozie, ograniczonym po obu stronach skalną ścianą i umożliwiającym poruszanie się tylko do przodu. Paweł przecież chciałby i iść, i pozostać z Chrystusem. Dla dobra swych przyjaciół oraz tego, co może dla nich dokonać, chciałby pozostać przy życiu. Wtedy przychodzi mu na myśl, że wybór nie należy do niego, lecz do Boga, gdyż nie dane mu jest realizować własną wolę, ale czynić to, co Bóg pragnie od niego. „Pragnę rozstać się”, powiada Paweł. Jest to bardzo wyrazisty zwrot w języku oryginału. Słowo, którym posłużył się tu brzmi analuein. Kryją się w nim obrazy:

1. Obraz likwidowania pola namiotowego luzowania lin, wyciągania kołków, składania namiotów i ruszania w dalszą drogę. Śmierć jest takim wyruszeniem przed siebie. Opowiadano, jak w strasznych dniach wojny, gdy brytyjskie siły lotnicze RAF znajdowały się na granicy zniszczenia i kiedy piloci ofiarnie oddawali swe życie, nigdy nie mówiono, że pilot został zabity. Wyrażano się raczej, że „został on przesłany do innej bazy”. Nasz codzienny marsz jest zbliżaniem się do domu, aż do momentu, gdy nasz namiot tego świata ulegnie rozkładowi, zamieniając się w trwałe mieszkanie w świecie chwały.

2. Obraz rozluźnienia lin cumowniczych, podniesienia kotwicy i wyruszenia na morze. Śmierć jest takim właśnie wyruszeniem w drogę, wypływaniem na głęboką wodę, żeglowaniem ku wiecznej przystani u Boga.

3. Słowo analuein oznacza też rozwiązanie problemu. Śmierć stanowi rozwiązanie problemów życiowych. Istnieje miejsce, gdzie dana będzie odpowiedź na wszystkie stawiane pytania, gdzie męczące problemy człowieka znajdą swoją odpowiedź gdzie to, co uszkodzone zostaje naprawione, a to, co zgubione - odnalezione. Miejsce gdzie ci, którzy przez długi czas wytrwali, wszystko zrozumieją.

Paweł jest przekonany, że pozostanie przy życiu i będzie z nimi. Występuje tu w języku greckim nieprzetłumaczalna gra słów. Pozostał przy życiu brzmi menein, a przebywać brzmi paramenein. Sens zaś jest taki. Menein oznacza po prostu pozostawać z kimś. Ale paramenein (para- to po grecku obok) oznacza czekać przy kimś, będąc gotowy w każdej chwili do pomocy. Czasownik paramenein znaczy więc nie tylko czekać, ale czekać w gotowości do udzielenia pomocy. Paweł pragnął żyć nie ze względu na siebie, ale ze względu na tych, którym żyjąc, mógłby pomagać i służyć. Zatem, jeśli Paweł przyjdzie znów do swoich, będą w nim mieli możność wyrażania pochwały w Panu. Znaczy to, że patrząc na Pawła zobaczą, co może Chrystus uczynić dla tego, kto mu całkowicie zaufa.

Paweł jest doskonałym przykładem człowieka, który z Chrystusem potrafi stawić czoła najgorszemu i przejść bez obawy i z godnością przez wszelkie próby. Obowiązkiem każdego chrześcijanina jest tak ufać i tak żyć, aby inni potrafili dostrzec w nim to, co Chrystus może zrobić dla człowieka, który poświęcił Mu swoje życie.

Obywatele Królestwa (1,27-30)

Jedna rzecz jest istotna - niezależnie od tego co się zdarzy Filipianom albo Pawłowi, muszą oni żyć w sposób godny swej wiary. Paweł bardzo trafnie dobiera słowa. W klasycznym tekście Biblii angielskiej (tak zwana wersja Króla Jakuba z 1611 roku), wiersz 27-my brzmi: niech wasza konwersacja będzie godna ewangelii Chrystusowej. Obecnie tekst ten jest mylący. Dla nas konwersacja oznacza rozmowę. Ale słowo to jest pochodzenia łacińskiego i znaczy zachowanie się, postępowanie. W 17-tym wieku czyjaś konwersacja określała nie tylko sposób mówienia i prowadzenia rozmów, ale całe życie, postępowanie w słowie i czynie. Zatem rozpatrywany fragment oznacza: niech wasze całe postępowanie godne będzie tych, którzy należą do Chrystusa. Paweł używa na postępowanie czy zachowanie się na ogół innego wyrazu, peripatein, znaczącego dosłownie przechadzać się. W naszym tekście posługuje się jednak słowem politeuestai, które oznacza być obywatelem, ponieważ polites to po grecku obywatel.

Paweł pisał z samego centrum Cesarstwa Rzymskiego, z Rzymu. Był obywatelem rzymskim i to sprowadziło go do tego miasta. Filippi było kolonią rzymską. Kolonie te stanowiły miniatury Rzymu; mówiono w nich po łacinie, noszono ubiory rzymskie, sędziowie otrzymywali rzymskie imiona. Mieszkańcy kolonii nigdy nie zapominali swego rzymskiego obywatelstwa, jakkolwiek by daleko leżały one od Rzymu.

Zatem to, co chciał Paweł powiedzieć, brzmi: „Wy i ja dobrze znamy przywileje i odpowiedzialność wynikającą z posiadania obywatelstwa rzymskiego. Wiecie dobrze, że w Filippi, wiele kilometrów od Rzymu, musicie wciąż żyć i postępować jak Rzymianie. Ale pamiętajcie, że macie jeszcze ważniejszy obowiązek. Gdziekolwiek się znajdujecie, musicie żyć tak, jak to przystoi obywatelom Królestwa Bożego. Nie wolno wam zapominać o przywilejach i obowiązkach związanych z tymi dwoma obywatelstwami: nie tylko względem Rzymu, ale i Królestwa Bożego. Zatem chrześcijanin powinien zawsze pamiętać o Królestwie, którego jest obywatelem, a jego postępowanie musi być godne tego obywatelstwa.

Czego więc oczekuje od nich Paweł? Oczekuje, aby byli wytrwali. Świat pełen jest chrześcijan znajdujących się jakby w odwrocie, chrześcijan, którzy w obliczu niebezpieczeństwa ukrywają lub w najlepszym razie lekceważą swoją wiarę. Prawdziwy chrześcijanin trwa mocno, nie zawstydzony, w każdym środowisku. Paweł oczekuje jedności. Mają być złączeni ze sobą jednym duchem braterstwa. Niech w świecie toczą się walki, spory i powstają rozłamy. Chrześcijanie zawsze muszą stanowić jedno. Paweł oczekuje od nich pewnego rodzaju niezwyciężalności. Nie wolno im nigdy poddawać się w walce o wiarę. Często zło wydaje się nie do pokonania. Często wydaje się niemożliwe, aby chrześcijanin zwalczając je mógł oczyścić świat ze zła. Chrześcijanin nigdy nie powinien porzucać nadziei. Musi wciąż z nie słabnącą odwagą walczyć dla sprawy Chrystusa. Paweł oczekuje chłodnej, spokojnej odwagi. W czasach kryzysu niech inni będą pełni obaw i zdenerwowania. W takich okolicznościach chrześcijanin ma wciąż okazywać pogodę ducha, panowanie nad sobą i nad sytuacją.

Jeśli chrześcijanie będą takimi właśnie, ich przykład zawstydzi pogan, którzy zbuntują się przeciw swemu dotychczasowemu życiu. Wtedy uświadomią sobie, że chrześcijanie posiadają coś, czego im brak i wiedzeni instynktem samozachowawczym zaczną tego poszukiwać. Paweł nie sugeruje, że będzie to łatwa droga. Kiedy chrześcijaństwo po raz pierwszy pojawiło się w Filippi, widzieli jak wiódł samotnie swą walkę. Widzieli go biczowanego i więzionego za wiarę (Dz 16,19). Wiedzą, więc, przez co przeszedł. Ale muszą pamiętać, że każdy generał wybiera do najtrudniejszych akcji swych najlepszych żołnierzy i że jest zaszczytem cierpieć dla Chrystusa. Istnieje taka francuska opowieść o starym żołnierzu, który podczas dramatycznej sytuacji frontowej podszedł do młodego rekruta, drżącego ze strachu. „Pójdź, synu, powiedział weteran; ja i ty zrobimy coś dobrego dla Francji”.

Podobnie mówi Filipianom Paweł: „Walczmy dalej wy i ja i zróbmy coś dobrego dla Chrystusa”.

Powody braku jedności (2,1-4)

Niebezpieczeństwo, które zagrażało zborowi w Filippi to niebezpieczeństwo rozłamu. W pewnym sensie jest ono obecne w każdym zdrowym zborze. Wtedy, gdy ludzie są rzeczywiście gorliwi, gdy ich wiara ma dla nich istotną wartość, gdy pragną zrealizować swe plany i zamiary, łatwo występują przeciw sobie. Im większy jest entuzjazm, tym większe niebezpieczeństwo konfliktu. Właśnie przed takim niebezpieczeństwem pragnie Paweł uchronić swych przyjaciół.

W wierszach 3 i 4 podaje nam trzy ważne powody niezgody i braku jedności.

Pierwszym jest samolubna ambicja. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że ludzie będą pracować nie po to, aby pchnąć naprzód dzieło, ale swą osobę. To niezwykłe, że często wielcy książęta Kościoła niemal uciekali przed urzędami, wobec męczącego ich poczucia własnej bezwartościowości. Jedną z najwybitniejszych postaci ówczesnego Kościoła jest Ambroży. Był wielkim uczonym, a będąc rzymskim gubernatorem prowincji Liguria i Aemilia, sprawował władzę z taką pełną miłości troską, że ludzie nazywali go ojcem. Gdy zmarł biskup tego rejonu, powstał problem następujący. W wirze dyskusji dał się słyszeć dziecięcy głosik: „Ambroży biskupem! Ambroży biskupem!”. Cały tłum podjął ten okrzyk. Ale dla Ambrożego było to nie do pomyślenia. Uciekł, chcąc uniknąć ofiarowanego mu wysokiego urzędu w Kościele. Dopiero bezpośrednia interwencja i rozkaz Cesarza skłoniły go do zgody na objęcie stanowiska biskupa Mediolanu. Kiedy kaznodzieja John Rough wezwał publicznie z ambony w kościele St. Andrew Johna. Knox'a do służby duchownej, ten przeraził się. W swej książce pt: „Dzieje Reformacji” pisze: „Na to rzeczony John, zakłopotany, wybuchnął obfitymi łzami i wycofał się do swej komnaty. Jego twarz i zachowanie od tego dnia aż do momentu, gdy był zmuszony pokazać się publicznie w kościele, wyrażały smutek i niepokój serca. Nikt nie widział w nim żadnego znaku radości; nie znajdował też przyjemności w obcowaniu z ludźmi przez wiele dni”. Tak zatem, wielcy ludzie dalecy są od ambicji, napełnieni będąc raczej poczuciem swej bezwartościowości i nieprzystosowania do zajmowania wysokich urzędów.

Istnieje pragnienie zdobycia osobistego prestiżu, pragnienie pustej chwały. Jest potwierdzoną prawdą, że dla wielu ludzi ich osobisty prestiż stanowi większą pokusę niż bogactwo. Wielu, najbardziej ze wszystkiego, pragnie być podziwianymi, znanymi z nazwiska, otoczonymi względami, wysłuchiwanymi, posiadającymi pewne stopnie sławy, schlebianymi, a także posiadać liczącą się opinię. Ale celem chrześcijanina nie jest prezentowanie samego siebie, lecz właśnie usuwanie się w cień. Kiedy dokonuje on dobrych czynów, czyni to nie dla własnej chwały u ludzi, ale by przez nie wielbić Ojca w Niebiesiech. Chrześcijanin pragnie koncentrować ludzkie spojrzenia nie na sobie, ale na Bogu. Jaśnieje światłem, które nie jest jego własnym, ale pochodzącym od Boga przezeń promieniującego.

Istnieje też skupienie się na sobie. Jeśli człowiek koncentruje się przede wszystkim na swych własnych sprawach, wtedy staje się podatny na konflikty z innymi. Jeśli życie traktowane jest jako rywalizacja, w której trzeba wygrać, lub walka, w której należy zwyciężyć i pokonać drugich, wtedy myśli się o innych istotach ludzkich jak o wrogach lub co najmniej przeciwnikach, których trzeba usunąć z drogi. Skoncentrowanie się na samym sobie prowadzi w nieunikniony sposób do eliminacji pozostałych osób. Celem życia nie staje się wówczas pomoc ludziom, ale ich zniszczenie. Tam gdzie panuje samolubna ambicja, gdzie rządzi pragnienie osobistego prestiżu, gdzie człowiek koncentruje się tylko na swych własnych interesach, tam musi nastąpić jedynie rozpad jedności.

Lekarstwo na brak jedności (2,1-4 ciąg dalszy)

W obliczu takiego niebezpieczeństwa, Paweł formułuje pięć okoliczności, których uwzględnianie powinno przeszkodzić wszelkim waśniom i dysharmonii.

1. Fakt, że wszyscy należymy do Chrystusa musi utrzymywać nas nawzajem w jedności. Nikt nie może być skłócony ze swym współwyznawcą i jednocześnie tworzyć jedność z Chrystusem. Gdy towarzyszy w drodze życiowej Chrystus, jest On takim samym Panem dla każdego wędrowca w wierze. Nikt nie może żyć w atmosferze Chrytusa i jednocześnie żywić urazę do swego brata. Stosunki z bliźnimi są dobrym wskaźnikiem naszych stosunków z Jezusem Chrystusem.

2. Moc chrześcijańskiej miłości będzie utrzymywać nas we wzajemnej jedności. Ta miłość jest nieprzezwyciężoną dobrocią i życzliwością, która nie zna urazy i szuka u innych jedynie dobra. Chrześcijańska miłość nie jest wyłącznie reakcją serca, tak jak miłość ludzka. Jest to zwycięstwo woli uzyskane z pomocą Jezusa Chrystusa. Oznacza ona nie tylko miłość do tych, którzy nas kochają lub są mili, lecz nieprzezwyciężoną dobrą wolę nawet względem tych, którzy nas nie lubią. Oznacza siłę do kochania ludzi, którzy nam się nie podobają. Oznacza Chrystusową zdolność do kochania ludzi nie wzbudzających miłości i niesympatycznych. W tym tkwi element oddziaływujący na nas w ziemskim wymiarze i w wieczności. Richard Tatloch w swej książce pod tytułem: „W ojcowskim domu” pisze: „Piekło jest wiecznym stanem tych, którzy swe stosunki z Bogiem i bliźnimi uczynili niemożliwymi, prowadząc życie niszczące miłość. Niebo z drugiej strony, jest wiecznym stanem tych, którzy znaleźli prawdziwe życie w opartych na miłości stosunkach z Bogiem i ludźmi”. Ten, kto wie, czym jest chrześcijańska miłość i kto w niej mieszka nawet w najbardziej niedoskonały sposób, nie może żyć w niezgodzie ze swym bliźnim.

3. Fakt, że chrześcijanie mają udział w Duchu Świętym, musi powstrzymywać przed brakiem jedności. Duch Święty wiąże człowieka z Bogiem i człowieka z człowiekiem. Właśnie On objawia nam to, czego pragnie od nas Bóg. Duch Święty wlewa w nasze serca miłość Bożą. To On umożliwia nam prowadzić życie w miłości, życie Boże. Jeśli żyjemy bez jedności z braćmi w wierze, dajemy tym świadectwo, że nie ma w nas Ducha.

4. Samo istnienie ludzkiego współczucia powinno nas jednoczyć. Już Arystoteles powiedział, że ludzie istnieją nie po to, aby być warczącymi nawzajem wilkami, ale żeby żyć we wspólnocie. Brak jedności łamie same struktury życia.

5. Ostatnie wezwanie Pawła ma charakter osobisty. Mówi on, że nigdy nie będzie szczęśliwy, wiedząc o panowaniu niezgody w bliskim mu zborze. Jeśli Filipianie chcą dopełnić jego radość, niech wspólnota ich będzie zupełna. Paweł nie grozi im, gdyż chrześcijański duchowny nigdy nie posługuje się groźbami. Powinien zawsze odnosić się do wiernych z apelem miłości, która była cechą działania jego Pana.

Prawdziwa Boskość i prawdziwe człowieczeństwo (2,5-11)

Z pewnością można powiedzieć, że jest to jeden z najwspanialszych i najbardziej wzruszających tekstów, jakie Paweł kiedykolwiek napisał o Jezusie Chrystusie. Zawarta jest w nim ulubiona myśl Apostoła, którą odnajdujemy już w jego Liście do Koryntian, że Jezus chociaż był bogaty, stał się dla nas ubogi (2 Kor 8,9). Ale tu, ta prosta myśl została stwierdzona w pełni i w takim blasku, jakiemu nie ma równych. Paweł prosi Filipian, aby żyli w jedności i w zgodzie, aby odsunęli na bok wszelkie waśnie, rozłamy, osobiste pragnienia, ambicje, dumę i żądzę wynoszenia się nad innymi, i aby mieli pokorne serca, zwrócone ku bliźnim z chęcią pomocy, bo to stanowi istotę życia w Chrystusie. Jego ostateczny i nie podważalny apel o jedność jest wskazaniem na przykład Jezusa Chrystusa. Jest to fragment, który należy w pełni zrozumieć, ponieważ zawiera wiele materiału pobudzającego umysły i zachwycającego serca.

Powinniśmy więc przyjrzeć się dokładnie niektórym użytym tu greckim słowom. Język grecki jest bogatszy od angielskiego. Tam gdzie w angielskim istnieje tylko jeden wyraz określający pewną myśl, po grecku jest ich dwa lub więcej. W pewnym sensie są to synonimy, ale nigdy nie wyrażają dokładnie tego samego. Każdy z nich posiada pewien specyficzny odcień, jakieś szczególne znaczenie. Występuje to zwłaszcza w naszym tekście. Wszystkie użyte słowa, wybrał Paweł z precyzyjną troską, aby ukazać dwie sprawy - rzeczywistość człowieczeństwa i rzeczywistość boskości Jezusa Chrystusa. Aby lepiej zrozumieć istotny ich sens, przyjrzyjmy się zatem po kolei każdemu z nich.

Wiersz 6: Będąc w postaci Bożej. Są tu dwa wyrazy celowo tak dobrane, aby pokazać istotę i niezmienną boskość Chrystusa. Słowo będąc brzmi po grecku huparchein. Nie było ono typowe. Opisuje to, czym człowiek jest w swojej istocie, co się w nim nie zmienia, co posiada on w niepowtarzalny sposób i ponadto taki, że nie może mu być zabrane. Wyraża wrodzoną, nie zmieniającą się nie dającą się zmienić charakterystyczną cechę człowieka, która mimo wszystkich zewnętrznych oddziaływań oraz okoliczności, pozostaje taka sama. Tak więc Paweł rozpoczyna swój tekst od stwierdzenia że Jezus jest w swej niezmiennej i nie podlegającej żadnym zmianom istocie, Bogiem.

Następnie Paweł mówi, że Jezus był w postaci Bożej. Istnieją dwa greckie słowa na oznaczenie postaci. Są to: morfe i schema. Oba określają postać i oba tylko tak mogą być przetłumaczone, chociaż nie oznaczają dokładnie tego samego. Słowo morfe opisuje niezmienną, istotną postać czegoś; zaś schema określa postać zewnętrzną, zmieniającą się z czasem i w zależności od sytuacji. Na przykład cechę zwaną człowieczeństwem określa się słowem morfe. Jest ona stała, nie zmienia się. Ale schema człowieka, jego zewnętrzna postać, ulega ciągłej zmianie. Dziecko, chłopiec, młodzieniec, człowiek dojrzały, starzec mają ciągle tę samą morfę - są ludźmi, ale ich zewnętrzna postać czyli schema jest wciąż inna. Podobnie, róże, tulipany, chryzantemy, pierwiosnki, dalie mają jedną morfę - są kwiatami. Ale ich zewnętrzna postać, czyli schema, różni się. Morfe nigdy się nie zmienia, zaś schema jest różna. W naszym wierszu Paweł używa na określenie postaci Jezusa właśnie słowa morfe. Znaczy to tyle, że Jezus jest niezmiennie w postaci Bożej. Jego istota, Jego nie podlegająca zmianom postać, jest boska. Jakkolwiek Jego zewnętrzna schema mogłaby ulegać zmianom, to pozostaje On w swej istocie i postaci Bogiem.

W tym samym wierszu Paweł mówi dalej, że Jezus nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu. Brzmienie dosłowne tekstu greckiego jest następujące: nie uważał równości z Bogiem za coś, co można schwytać. Słowo jakie użył tu Paweł brzmi harpagmos. Pochodzi ono od czasownika, który oznacza schwytać, sięgać, porwać. Zwrot występujący w Liście może mieć dwa znaczenia, oba w swej istocie takie same.

a) Może więc znaczyć, że Jezus nie potrzebował sięgać po równość z Bogiem, ponieważ ją miał. Była Jego, a więc nie istniała potrzeba porywania się na nią.

b) Może znaczyć, że Jezus nie sięgnął po równość z Bogiem, aby ją zazdrośnie do siebie przyciągnąć i zatrzymać. On się jej z własnej woli wyrzekł dla dobra człowieka. Jakiekolwiek znaczenie przyjmiemy, a oba są równie możliwe, potwierdza to raz jeszcze istotną niezmienność boskości Jezusa Chrystusa.

Wiersz 7: poniżył samego siebie, a w tekście greckim: ogołocił samego siebie. Słowo użyte tu brzmi kenoun. Oznacza ono dosłownie opróżnić. Może dotyczyć wyjmowania przedmiotów z pojemnika, dopóki nie stanie się pusty. Może określać wylewanie wody ze zbiornika, aż nic w nim nie zostanie.

Aby wyjaśnić Ofiarę Wcielenia, Paweł używa bardzo obrazowego słowa. Jezus z własnej woli, bez przymusu, porzucił radość, pokój i chwałę boskości, aby stać się człowiekiem. Samego siebie opróżnił ze swej boskości, aby przyjąć na swe barki brzemię człowieczeństwa. Nie ma sensu pytać jak to się stało. Można tylko patrzeć ze zdumieniem na widok Tego, który będąc Bogiem, przeżywał głód, niepokój i gorycz łez. W wierszu 7-mym, na tyle, na ile pozwala ludzki język, wyrażona została zbawcza prawda o tym, że Ten, który był bogaty, stał się dla nas ubogi.

W dalszym ciągu Paweł stwierdza, że Jezus przyjął postać sługi. Słowo określające postać brzmi jak wiemy, morfe - to znaczy niezmienna istota. Paweł ma na myśli to, że przyjęcie przez Jezusa postaci ludzkiej nie było udawaniem czy pozorem, ale rzeczywistością. Jezus był prawdziwym i autentycznym człowiekiem. Nie tak, jak greccy bogowie, którzy raz stawali się ludźmi a innym razem przyjmowali boskie przywileje. Jezus stał się człowiekiem realnie i prawdziwie, w sensie podjęcia ludzkiego losu.

Ale w naszym wierszu powiedziane jest coś więcej. „Stał się podobny ludziom”. Grecki czasownik przetłumaczony jako stał się, brzmi gignestai. Opisuje on stan, który nie jest trwały. Cała myśl tego słowa polega na wyrażaniu procesu stawania się, a nie wytwarzania z czegoś. Opisuje fazę zmiany, która jest całkowicie rzeczywista, ale i przemijająca. Oznacza więc, że człowieczeństwo Jezusa nie było trwałe. Stał się On człowiekiem tylko na pewien czas. Jest w swej istocie Bogiem, ale przez określony czas był człowiekiem. Jego człowieczeństwo było całkowicie rzeczywiste, ale też czymś, co przeminęło. Jego boskość była także całkowicie rzeczywista, ale trwa na wieki.

Wiersz 8: stał się podobny ludziom. I tu ma Paweł na myśli podobne sprawy. Tu również występuje słowo schema, którego sens polega na tym, że określa cechę nietrwałą. Jezus pojawił się w postaci sługi, jako prawdziwy człowiek. Był to jednak dla Niego etap przejściowy, do którego przyszedł ze swej boskości i z którego do swej boskości powrócił.

Wiersze 6-8 tworzą bardzo krótki fragment. W całym Nowym Testamencie nie ma podobnego tak wzruszająco wyrażającego całkowitą rzeczywistość boskości i człowieczeństwa Chrystusa i tak jaskrawo przedstawiającego niewyobrażalną ofiarę Chrystusa, który odrzucił swą boskość i przyjął postać człowieka. Nie umiemy wyjaśnić jak się to stało. Jest to tajemnica, ale tajemnica wielkiej miłości; nie potrafimy jej w pełni pojąć, chociaż możemy ją doświadczać i wielbić.

Poniżenie i wywyższenie (2,5-11 ciąg dalszy)

Trzeba zawsze pamiętać, że kiedy Paweł myślał i mówił o Jezusie, jego zainteresowania, cel i zamierzenia nie były nigdy zasadniczo intelektualne czy spekulatywne, ale praktyczne. Dla Pawła teologia i działanie były ze sobą ściśle związane; każdy system myślowy musiał realizować się w sposobie życia. Pod wieloma względami, powyższy fragment stanowi jedno z największych osiągnięć myśli teologicznej Nowego Testamentu, ale jego cel polegał na wyjaśnieniu Filipianom i przekonaniu ich, żeby nie prowadzili życia, w którym panują niezgoda, rozkład i ambicja. Paweł zatem mówi o Jezusie, iż uniżył samego siebie i stał się posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej. Wielkimi cechami charakterystycznymi życia Jezusa były Jego poniżenie, posłuszeństwo i negacja samego siebie. Nie pragnął dominować, ale jedynie służyć. Nie pragnął realizacji swej własnej drogi, ale jedynie drogi Bożej. Nie chciał siebie wywyższać, ale porzucić własną chwałę dla dobra człowieka.

Nowy Testament wyraża wciąż pewność, że tylko człowiek, który siebie poniża, będzie wywyższony (Mt 23,12; Łk 14,11; 18,14). Jeżeli poniżenie, posłuszeństwo i wyparcie się siebie były najlepszymi wartościami życia Jezusa Chrystusa, zatem muszą być one także znamionami chrześcijanina, który powinien być zawsze podobny do swego Pana. Chrześcijańska wielkość, a także chrześcijańska wspólnota zależą od wyrzeczenia się siebie, a są niweczone przez wywyższanie się. Samolubstwo, egoizm, karierowiczostwo niszczą nasze podobieństwo do Chrystusa i naszą wspólnotę z bliźnimi.

Samowyrzeczenie się Jezusa Chrystusa przyniosło Mu wielką chwałę. Dało Mu cudowną cześć od całego wszechświata. Znaczy to, że pewnego dnia, wcześniej czy później, wszystkie żyjące stworzenia na niebie, na ziemi, a nawet w piekle będą Go wielbić. Trzeba jednak wyraźnie stwierdzić, skąd ta cześć pochodzi. Ma ona swe źródło w miłości. Jezus zdobył ludzkie serca nie atakowaniem ich siłą, ale przez ukazanie miłości, ofiary i samowyrzeczenia się, co musiało poruszyć każdym człowiekiem. Na widok postaci, która odrzuciła własną chwałę dla dobra ludzi, która tych ludzi kochała aż do śmierci na krzyżu, topniały serca, a ludzki opór ulegał złamaniu. Wielbiąc Jezusa Chrystusa nie pada się na kolana w zniewalającej uległości, ale w pełnej zachwytu miłości. Nie można powiedzieć: „Nie potrafię się sprzeciwiać takiej mocy”, ale: „Jego zdumiewająca boska miłość zażądała ode mnie całej duszy i mnie całego”. Nie można również powiedzieć: „Jestem zmuszony do uległości”, ale „Zatraciłem się w miłości, zdumieniu i uwielbieniu”.

To nie moc Chrystusa zniewala człowieka, ale Jego zadziwiająca miłość każe nam klękać przed Nim. Takie uwielbienie nie opiera się na strachu, lecz na miłości.

W dalszym ciągu Paweł mówi, że w konsekwencji ofiarnej miłości Chrystusa i Jego samozaparcia się, Bóg dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię. Jednym z zasadniczych pojęć biblijnych jest nadawanie imienia, jako oznaki nowego i określonego etapu ludzkiego życia. Abram stał się Abrahamem, gdy otrzymał obietnicę od Boga (1 Mjż 17,5). Jakub stał się Izraelem, gdy Bóg zawarł z nim związek (1 Mjż 32,28).Obietnica Zmartwychwstałego Chrystusa zborom w Pergamonie i Filadelfii jest obietnicą nadania im nowego imienia (Obj 2,17; 3,12). Nowe imię jest znakiem nowego etapu życia. Jakie więc jest to nowe imię, dane Chrystusowi? Nie jesteśmy zupełnie pewni, co miał dokładnie na myśli Paweł, ale najprawdopodobniej to nowe imię brzmi Pan.

Wielki tytuł, z jakiego znany był Jezus we wczesnym Kościele, brzmiał kyrios, który tłumaczymy właśnie słowem PAN. Jezus stał się, co charakterystyczne, Panem Jezusem. Greckie słowo kyrios posiada wspaniałą historię.

1. Najpierw oznaczało właściciela lub mistrza i jako takie było tytułem honorowym.

2. Potem stało się oficjalnym tytułem cesarzy rzymskich. Cezara nazywano po grecku kyrios, a po łacinie dominus czyli władca i pan.

3. Tytuł pan odnosił się też do pogańskich bogów. Każdy z nich posiadał tytuł kyrios, przydawany do imienia.

4. Kyrios było greckim odpowiednikiem hebrajskiego słowa Jahwe w greckim przekładzie Pisma Świętego. Zatem gdy Jezus został nazwany kyrios, Pan, oznaczało to, że był Mistrzem i Właścicielem całego życia, że był Królem Królów i Panem Cesarzy. Panem w tym sensie, w jakim pogańscy bogowie i nieme bałwany nigdy być nie mogły. Po prostu był Bogiem.

Nowe imię Jezusa, imię którym do dziś nazywa Go cały świat brzmi: PAN.

Wszystko dla Boga (2,5-11 ciąg dalszy)

Wiersz 11-ty jest jednym z najważniejszych zdań w całym Nowym Testamencie. Czytamy w nim, że celem, dążeniem i zamysłem Boga jest nadejście dnia, w którym każdy język będzie wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem. Te cztery wyrazy formułowały wyznanie wiary pierwotnego Kościoła. Być chrześcijaninem to znaczy wyznawać, że Jezus Chrytus jest Panem (Rz 10,9). Jest to proste credo, a jednak w swej treści całkowicie wyczerpujące. Dobrze byłoby przypatrzeć się jego brzmieniu. W późniejszych czasach próbowano ściślej zdefiniować zawarty sens, ale gdy tego dokonywano, powstawały spory i jedni drugich nazywali heretykami lub głupcami. Wciąż jednak pozostaje prawdą, że jeśli ktoś wyzna: „Dla mnie Jezus Chrystus jest Panem”, określa siebie jako chrześcijanina. Jeśli bowiem potrafi tak powiedzieć, znaczy to, że uważa Jezusa Chrystusa za kogoś wyjątkowego i że jest przygotowany być Mu tak posłuszny, jak nikomu innemu. Jest więc gotowy okazać Jezusowi miłość, wierność i przywiązanie, których by nie okazał żadnej osobie na świecie. Możliwe, że nie potrafi precyzyjnie określić sensu swej wiary. Ale dopóki w jego sercu trwa porywająca miłość, a w życiu bezdyskusyjne posłuszeństwo Jezusowi, jest chrześcijaninem, ponieważ chrześcijaństwo polega w większym stopniu na odczuwaniu sercem niż na rozumowej akceptacji.

Gdy zatem doszliśmy do końca tego fragmentu, spójrzmy na jego początek. Przyjdzie dzień, kiedy wszyscy nazwą Jezusa Chrystusa Panem i czynić tak będą dla chwały Boga Ojca. Całe dzieło Jezusa, całe życie Jezusa miało na celu nie Jego własną chwałę, ale chwałę Bożą. Paweł jest całkowicie przekonany o ostatecznym zwierzchnictwie Boga. W swym pierwszym Liście do Koryntian pisze, że w końcu sam Syn będzie poddany temu, który mu poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkim (1 Kor 15,28).

Jezus przyciągał do siebie ludzi, aby ich następnie przyciągnąć do Boga. W zborze w Filippi znajdowali się tacy, których celem było zaspokojenie własnych ambicji. Jedynym celem Jezusa stała się służba bliźnim, nie zważająca na ciężar kosztów, jakie się przy tym ponosi. W zborze w Filippi znajdowali się tacy, których jedynym celem było skupienie ludzkich oczu na sobie. Wyłącznym zaś celem Jezusa stało się skupienie ludzkich oczu na Bogu. Zatem zwolennik Chrystusa musi zawsze myśleć nie o sobie, ale o innych; nie o własnej chwale, ale o chwale Bożej.

Współpraca w dziele zbawienia (2,12-18)

Słowa Pawła do Filipian to więcej niż tylko wezwanie do życia w jedności i harmonii w określonej sytuacji ludzkiej. Jest to wezwanie do życia takiego, które doprowadzi do zbawienia teraz i w wieczności. W żadnym innym miejscu Nowego Testamentu dzieło zbawienia nie zostało tak dokładnie i zwięźle określone. W wierszach 12 i 13 czytamy: „Z bojaźnią i ze drżeniem sprawujcie swoje zbawienie, albowiem Bóg to jest, który według upodobania swego sprawia, że chcecie i możecie”. Jak zwykle Paweł starannie dobiera słowa. Powiada: sprawujcie lub wypracujcie swoje zbawienie. Użyty tu grecki czasownik brzmi: katergazestai i wyraża myśl doprowadzenia jakiegoś dzieła do końca, pełne i całkowite wykonanie jakiejś pracy. Paweł zatem jakby mówił: „Nie zatrzymujcie się w połowie drogi; nie zadowalajcie się częściowym zbawieniem. Prowadźcie dalej dzieło zbawcze, aż będzie w was całkowicie dokonane”. Chrześcijanin może być zadowolony dopiero z pełnego wypełnienia Ewangelii.

Następnie Paweł mówi: „Ponieważ właśnie Bóg sprawia w nas, że chcecie i możecie”. Słowo greckie, które przetłumaczono tu jako sprawia brzmi energein. Posiada ono dwie charakterystyczne cechy. Zawsze jest używane do określenia działania Boga oraz działania efektywnego. Zatem cały proces zbawienia jest działaniem Boga. I dlatego jest to działanie skuteczne. Nie można zniweczyć działania Bożego. Nie może też ono pozostać nie dokończone, ale musi się stać w pełni skutecznym.

Jak powiedzieliśmy, w tym fragmencie przedstawiony został doskonały przykład drogi zbawienia.

1. Zbawienie pochodzi od Boga. To Bóg działa w człowieku.

a) Bóg wzbudza w nas to, że chcemy i możemy być zbawieni. To Bóg w naszych sercach budzi pragnienie Jego obecności. Jest prawdą, że „serca nasze są niespokojne, dopóki w Nim nie spoczną”, i jest także prawdą, że „nie możemy Go nawet zacząć szukać, dopóki sam nas nie znajdzie”. Pragnienie dobroci Bożej, pragnienie pokoju Bożego, pragnienie zbawienia Bożego rozpala się nie za pośrednictwem ludzkich emocji. Jest ono rozniecane w naszych sercach przez samego Boga. Początek procesu zbawienia nie zależy od ludzkich pragnień, ale jest dziełem Bożym.

b) Kontynuacja tego procesu również zależy od Boga. Bez Jego pomocy nie może być pozytywnego postępu w tym procesie. Bez Jego pomocy nie będzie pokonany żaden grzech, ani nie może być osiągnięta żadna wartość moralna. To wyłącznie dzięki Jego pomocy możemy wyzwolić się do pokonania zła i czynienia dobra.

c) Zakończenie procesu zbawienia jest też dziełem Boga, ponieważ końcowym stanem zbawienia jest przyjaźń z Bogiem, kiedy stajemy się Oblubieńcami, a Oblubieniec należy do nas. Jest zatem prawdą, że dzieło zbawienia zawdzięcza Bogu swój początek, rozwój i zakończenie.

2. Istnieje także i druga strona procesu zbawienia. Zależy ono również od człowieka. „Wypracowujcie swoje własne zbawienie”, domaga się Paweł. Bez współpracy z człowiekiem, nawet sam Bóg będzie bezradny. Wiadomo, że każdy dar musi być przyjęty. Lekarz może wyleczyć chorego mając do dyspozycji wszystkie potrzebne lekarstwa i metody leczenia. Chory może jednak uparcie odmawiać korzystania z nich. Trudno jest nauczyć się bez nauczyciela. Jednak nauczyciel będzie bezradny, jeśli uczeń uparcie odrzuca używanie książek i poddawanie się dyscyplinie nauczania, bez czego nie osiąga się wiedzy. Tak samo jest też ze zbawieniem. Oferuje je Bóg. Bez tego nie istniałaby w ogóle kwestia zbawienia. Bóg chce nawet tchnąć w człowieka pragnienie poszukiwania Go. Ale nie uzyska się zbawienia, jeśli człowiek nie odpowie na apel Boży, nie przyjmie Jego oferty i nie zaakceptuje tego, co Bóg daje i nakazuje. Nie ma zbawienia bez Boga, ale to co Bóg daje musi zostać przyjęte. Bóg nigdy nie odmawia zbawienia; to zawsze człowiek sam siebie z niego ograbia.

Znaki zbawienia (2,12-18 ciąg dalszy)

Gdy dalej analizujemy proces myślowy powyższego fragmentu, widzimy, że Paweł określa pięć znaków zbawienia.

1. Znak skutecznego postępu. Chrześcijanin musi dawać ciągłe świadectwo codziennym życiem, że naprawdę sprawuje (wypracowuje) swoje zbawienie. Dzień po dniu powinien być coraz pełniejszy, coraz bardziej doskonały. Tragedią wielu z nas jest to, że nigdy nie posuwamy się do przodu. Nasze życie ciągle jest napiętnowane powtarzającymi się błędami i występkami. Ciągle jesteśmy ofiarami tych samych obyczajów i niewolnikami tych samych pokus. Wciąż stajemy się winni tej samej nielojalności i tych samych upadków. Prawdziwie chrześcijańskie życie nie może stać w miejscu, ale powinno się charakteryzować ciągłym rozwojem. Nie może być inaczej, gdyż życie chrześcijanina jest podróżą ku Bogu.

2. Jest znak, który Paweł nazywa bojaźnią i drżeniem. Nie są to uczucia jakie odczuwa niewolnik przed panem. Bojaźń i drżenie wynikają z dwóch przyczyn. Po pierwsze, pochodzą z poczucia własnej słabości, z niemożności i bezsilności w walce z pokusami życia. Nie są więc uczuciami, które popychają do poszukiwania ucieczki przed Bogiem i oddalania się od Niego. Kierują nas raczej ku poszukiwaniu Boga i przybliżaniu się do Niego, z tą mocną pewnością, że z Bożą pomocą potrafimy skutecznie sprostać wymaganiom życia. Uczucia bojaźni i drżenia pochodzą, po drugie, z obawy przed zasmuceniem i rozczarowaniem Boga. Gdy się kogoś naprawdę kocha, nie istnieje obawa przed tym, co osoba kochana może nam zrobić, ale przed tym, co my możemy zrobić złego. Bojaźń w miłości wynika nie z obawy przed karą, ale przed możliwością zranienia serca osoby kochanej. Bojaźń chrześcijanina rodzi się z obawy przed zranieniem miłości Bożej i przed ponownym ukrzyżowaniem Chrystusa.

3. Jest też znak pogody ducha i pewności. Chrześcijanin wykonuje wszystko bez szemrania i zadawania zbędnych pytań. Paweł używa tu słowa goggusmos, będącego niezwykłym wyrazem. W greckim tekście Pisma Świętego używane jest ono w jednym, charakterystycznym kontekście. Określano nim szemranie ludu Izraela podczas jego wędrówki przez pustynię. Naród szemrał przeciw Mojżeszowi (2 Mjż 15,24; 16,2; 4 Mjż 16,41). Goggusmos - wymawiane gongusomos - jest słowem onomatopeicznym. Wyraża cichy, groźny i pełen niezadowolenia pomruk tłumu, który nie akceptuje swoich przywódców, a znajdując się na granicy rebelii gotów jest powstać przeciw nim.

Słowo greckie, użyte przez Pawła w znaczeniu zadawania pytań brzmi aialogismos. Określa ono bezużyteczne, a czasami złośliwe dyskutowanie i debatowanie, powątpiewanie i wahanie się. W życiu chrześcijanina występuje jasność i pewność doskonałej uległości i ufności.

4. Jest znak czystości moralnej. Chrześcijanin musi być nienaganny, niewinny i bez skazy. Każde z tych słów ma swój wkład do idei chrześcijańskiej czystości.

a) Słowo przetłumaczone tu jako nienaganny brzmi amemptos i określa, kim chrześcijanin powinien być dla świata. Jego życie jest tak czyste, że nie można znaleźć w nim niczego, co byłoby naganne. W sądownictwie mówi się, że prawo musi być nie tylko sprawiedliwe, ale też za takie uznawane. Nie wystarcza, aby chrześcijanin był czysty moralnie, lecz trzeba, by jego czyste życie zostało przez wszystkich dostrzeżone.

b) Słowo greckie przetłumaczone tu jako niewinny brzmi akeraios i określa, jaki jest chrześcijanin sam w sobie. Akeraios znaczy dosłownie nie zmącony, nie zmieszany. Używane bywa na przykład dla określenia mleka lub wina bez domieszki wody, albo na określenie metalu pozbawionego obcych składników. W odniesieniu do człowieka wyraża absolutną szczerość motywów jego działania, nie zniekształconych fałszem. Czystość chrześcijańska powinna wynikać z całkowitej szczerości myśli i charakteru.

c) Słowo przetłumaczone jako bez skazy brzmi amomos i oznacza, kim chrześcijanin ma być w oczach Boga. Jest ono specjalnie używane w związku ze składaniem ofiar. Jeśli o ofierze mówi się amomos to znaczy, że jest bez wad i skazy, a więc nadaje się do złożenia Bogu na ołtarzu. Czystość chrześcijanina musi być taka, żeby oparła się nawet badaniu Bożemu. Życie chrześcijanina powinno być bez skazy, jak ofiara składana Bogu.

Tak więc czystość chrześcijanina jest bez skazy w oczach świata, szczera wobec siebie i stająca bez obawy wobec analizującego wszystko wzroku Bożego.

5. Jest też znak misyjnego wysiłku. Chrześcijanin oferuje wszystkim słowo życia, czyli słowo dające i przynoszące życie. Ten misyjny wysiłek posiada dwa aspekty. a) Jest posłannictwem i głoszeniem Ewangelii w zrozumiałych i jednoznacznych sformułowaniach; b) jest świadectwem prostolinijnego życia w wypaczonym świecie. Ukazuje światu nowe światło. Chrześcijanie mają być światłem. Na oznaczenie światła Paweł używa słowa fosteres. To właśnie słowo występuje w opisie historii stworzenia, mówiącym o świetle, słońcu i księżycu, które Bóg umieścił na firmamencie nieba, aby oświetlały ziemię (1 Mjż 1,14-18). Chrześcijanin proponuje i demonstruje uczciwość swego życia w zepsutym świecie i daje światło w ciemności tego świata. Jego misyjny wysiłek polega na okazywaniu posłannictwa i potwierdzaniu go swym życiem.

Obrazowość języka Pawła (2,12-18 ciąg dalszy)

Analizowany przez nas fragment kończył się dwoma barwnymi obrazami, typowymi dla sposobu wypowiadania się Pawła.

1. Paweł tak pragnie chrześcijańskiego rozwoju i doskonalenia się Filipian, że pod koniec życia może odczuwać radość widząc, że nie pracował nadaremnie. Słowo określające tu pracę brzmi kopian. Może ono opisywać dwa obrazy. a) Może wskazywać na ciężki i wyczerpujący wysiłek. Kopian znaczy pracować w pocie czoła i w całkowitym wyczerpaniu, wkładając w swą pracę ostatnią porcję sił i energii. b) Możliwe, że kopian opisuje wysiłek sportowca podczas treningu. Paweł zatem powiada, że modli się o to, by cała dyscyplina, którą sobie narzucił i droga, którą przebył, nie zostały zmarnowane.

Jedną z cech języka pisarskiego Pawła jest sympatia, jaką żywił do scen sportowych. Nie można się temu dziwić. W każdym greckim mieście znajdowało się gimnazjum, które było nie tylko terenem ćwiczeń sportowych. To właśnie w gimnazjum Sokrates często dyskutował o problemach bytu; w gimnazjach filozofowie, sofiści i wędrowni nauczyciele znajdowali chętnych słuchaczy. W każdym greckim mieście gimnazja były nie tylko terenami ćwiczeń sportowych, ale też jakby intelektualnymi klubami.

W świecie helleńskim odbywały się wielkie zawody sportowe w Koryncie, zawody ogólne - jońskie w Efezie i największe z nich, zawody olimpijskie - olimpiady. Te ostatnie miały miejsce co cztery lata. Miasta greckie często toczyły między sobą walki i spory. Ale gdy zaczynała się olimpiada, ogłaszano miesięczne zawieszenie broni i rozejm, tak aby zawody mogły się odbyć z udziałem wszystkich. Na rozgrywki sportowe przychodzili nie tylko sportowcy, ale też historycy i poeci, przedstawiając tam swoje najnowsze prace oraz rzeźbiarze, aby pracować nad posągami najlepszych zawodników. Nie ma wątpliwości, że będąc w Koryncie i Efezie, Paweł oglądał zawody sportowe. Gdy gromadziły się tłumy, próbował zyskiwać ludzi dla Chrystusa. Ale poza okazją do głoszenia Słowa Bożego znajdował tam odpowiadającą sobie atmosferę. Paweł znał zawody bokserskie (1 Kor 9,26) i biegi, najsłynniejszą dyscyplinę olimpiad. Słyszał głos herolda, wzywającego sportowców na linię startową (1 Kor 9,27); widział biegaczy zdążających do celu (Flp 3,14) i sędziego, wręczającego nagrody na mecie (2 Tm 4,8). Widział też koronę laurową zwycięzcy i jego radość (1 Kor 9,24; Flp 4,1). Znał surową dyscyplinę treningu, której podlegali zawodnicy; znał też surowe przepisy i zasady, które musieli przestrzegać (1 Tym. 4,7.8; 2 Tm 2,5). Tak więc modlitwą Pawła jest to, aby nie stać się podobnym do sportowca, którego wysiłki poszły na marne. Dla niego najwyższa nagroda polega na tym, aby za jego pośrednictwem inni mogli dojść do poznania miłości i służby u Jezusa Chrystusa.

2. Ale w wierszu 17-tym Paweł zawarł jeszcze inny obraz. Apostoł posiadał specjalny dar wypowiadania się językiem zrozumiałym dla wszystkich. Brał wciąż swe obrazy z obszaru zwykłej codzienności ludzi, do których pisał. Jeden z nich zaczerpnął już z zawodów sportowych, a teraz odwołuje się do rytuału składania pogańskich ofiar. Dotyczy on bardzo popularnego rodzaju składania ofiary, zwanego libacją. Był to puchar wina wylewany na ofiarę. Każdy posiłek pogański zaczynał się i kończył taką właśnie libacją, jako swego rodzaju modlitwą przy stole. Zatem w wierszu 17-tym Paweł mówi o ofierze i służbie dla wiary chrześcijan w Filippi. Spogląda na ich wierność, na ich chrześcijańskie życie i wiarę jako na ofiarę Bogu, jaką ona w swej istocie była. Wie, że dla niego osobiście śmierć jest blisko, ponieważ pisze z więzienia, czekając na proces. Jest zatem zupełnie gotowy, aby „krew moja miała być dolana do ofiary waszej”. Użyte tu słowo brzmi spendestai i oznacza dokładnie tyle, co „wykonane jako libacja”.

Paweł mówi więc Filipianom tak: „wasza wierność i chrześcijańska lojalność już są ofiarami dla Boga. Jeśli nadejdzie śmierć dla sprawy Chrystusa, chcę aby moja krew była wylana niczym libacja na ołtarzu, na którym wasza ofiara jest dokonywana”. Dla Pawła śmierć dla Chrystusa była przywilejem. Pragnął uczynić ze swego życia ofiarę Bogu i gdyby tak się stało, byłaby to dla niego radość zupełna. Dlatego wzywa Filipian, aby go zawczasu nie opłakiwali, lecz raczej radowali się. Każde wezwanie do cierpienia, ofiary i trudu było dla Pawła wezwaniem do miłości dla Chrystusa i dlatego każde takie wezwanie, spotyka się u niego z radością, a nie skargą czy żalem.

Wierny zwolennik (2,19-24)

Ponieważ Paweł nie może osobiście przybyć do Filippi, ma zamiar wysłać tam Tymoteusza, jako swego przedstawiciela. Nikt nie był mu tak bliski jak Tymoteusz. Wiemy o nim mało, ale najważniejszą jego cechą biograficzną stała się wierna służba u Pawła.

Tymoteusz pochodził z Derbe albo z Listry. Jego matka, Eunice, była żydówką, a jego prababka nazywała się Lois. Ojciec był Grekiem, zaś fakt, że Tymoteusz nie został obrzezany wskazywałby na to, że wychowano go w kulturze greckiej (Dz 16,1; 2 Tm 1,5). Nie wiemy jak i kiedy Tymoteusz przyjął chrześcijaństwo. Ale gdy Paweł spotkał go podczas swej drugiej wyprawy misyjnej, dostrzegł w nim człowieka, którego mógł użyć w służbie dla Jezusa Chrystusa.

Od tego czasu Paweł i Tymoteusz przebywali razem. Paweł mówi o nim jako o synu w Panu (1 Kor 4,17). Tymoteusz był z Pawłem w Filippi (Dz 16); w Tessalonice i Berei (Dz 17,1-14); w Koryncie i Efezie (Dz 18,5; 19,21.22), w więzieniu w Rzymie (Kol 1,1, Flp 1,1). Imię Tymoteusza związane jest aż z pięcioma Listami Pawła: 1 i 2 do Tymoteusza, 2 do Koryntian, do Kolosan i do Filipian. Kiedy Paweł pisał do wiernych w Rzymie, Tymoteusz również przyłączył się do wysyłanych przez Pawła pozdrowień (Rz 16,21).Największa użyteczność Tymoteusza polegała na tym, że gdy tylko Paweł chciał zasięgnąć informacji o jakimś zborze, wysłać radę, wskazówkę lub naganę, a nie mógł pojechać osobiście, miał zawsze pod ręką Tymoteusza. I tak był on wysłany do Tessaloniki (1 Tes 3,6), do Koryntu (1 Kor 4,17; 16,10.11), do Filippi, jak o tym czytamy w omawianym przez nas Liście (Flp 2,19). Wiemy również, że Tymoteusz był więźniem dla sprawy Chrystusowej (Hbr 13,23).

Wielka użyteczność Tymoteusza polegała na tym, że można go było wszędzie posłać i zawsze chętnie to wykonywał. Każdy list w jego rękach był tak pewny, jakby dostarczał go sam Paweł. Innych mogłaby pochłonąć samolubna ambicja albo własne interesy. Natomiast jedynym pragnieniem Tymoteusza, było służyć Pawłowi i Chrystusowi w Jego Kościele.

Tymoteusz jest wzorem dla tych wszystkich, którzy są całkowicie zadowoleni z zajmowanej przez siebie pozycji społecznej tak długo, dopóki mogą służyć innym.

Serdeczność Pawła (2,25-30)

Powyższy tekst kryje w sobie całą dramatyczną opowieść. Zrekonstruujmy ją. Gdy Filipianie dowiedzieli się, że Paweł jest w więzieniu, gorące serca pchnęły ich do działania. Za pośrednictwem Epafrodyta wysłali mu prezent. To, czego nie mogli zrobić osobiście, z powodu zbyt wielkiej odległości, dokonali wysyłając do Rzymu posłańca. Chcieli aby Epafrodyt nie tylko doręczył dar, ale pozostał z Pawłem jako jego osobisty pomocnik. Oczywiście, Epafrodyt był człowiekiem odważnym, ponieważ każdy, kto zgadza się pomagać człowiekowi oczekującemu na proces sądowy, w którym może zapaść wyrok śmierci, staje wobec olbrzymiego ryzyka wplątania się w proces samemu. Epafrodyt w istocie zaryzykował swe życie dla służby u Pawła.

Epafrodyt zachorował w Rzymie. Spowodowała to być może popularna wtedy febra, od czasu do czasu atakująca epidemicznie miasto. Tak poważnie chorował, że bliski był śmierci. Wieść o jego chorobie dotarła do Filippi. Wiedząc o tym martwił się, że przyjaciele będą się o niego smucić. Bóg w swym miłosierdziu oszczędził życie Epafrodytowi, a Pawłowi dodatkowych trosk. Paweł rozumiał, że nadszedł czas, aby posłaniec wrócił do domu. Jest prawdopodobne, że Epafrodyt był doręczycielem całego Listu. Powstał więc problem. Zbór w Filippi wysłał Epafrodyta, aby pozostał przy boku Pawła. Jeśli więc powraca, mogą znaleźć się tacy, którzy będą o nim mówili jak o tchórzu. I tu daje Paweł Epafrodytowi wspaniałe świadectwo, które ugasi wszelki ewentualny krytycyzm, związany z jego powrotem.

W tym świadectwie każde słowo zostało wybrane celowo. Epafrodyt był jego bratem, współpracownikiem i współbojownikiem. Jak to wyraża Lightfoot, Epafrodyt tworzył z Pawłem jedność w przyjaźni, w pracy i w niebezpieczeństwie. Znajdował się rzeczywiście na pierwszej linii frontu. Dalej Paweł nazywa Epafrodyta waszym posłannikiem i swoim sługą w potrzebie. Trudno w tłumaczeniu oddać wszystkie niuanse oryginału. Paweł używa na określenie posłannika słowo apostolos. Oznaczało ono dosłownie kogoś, kto został wysłany z jakąś misją. Ale Chrześcijaństwo uświęciło i uszlachetniło pierwotny sens tego słowa. Używając je, Paweł stawia Epafrodyta na równi ze sobą i wszystkimi apostołami Chrystusa, na równi z całą duchową elitą wiary. Słowo użyte tu dla określenia sługi brzmi leitourgos. W pogańskiej Grecji było to wspaniałe słowo. W kraju tym żyli ludzie, którzy tak bardzo kochali swoje miasta, że ze swych zarobków i na swój własny koszt podejmowali się wykonywania pewnych publicznych obowiązków. Mogło tu chodzić na przykład o pokrycie kosztów budowy ambasady, wystawienia dramatu wielkiego poety, szkolenia sportowców reprezentujących dane miasto na zawodach, wyposażenie wojska lub opłatę załogi floty wojennej. Były to dary hojne dla miasta i kraju. Tacy ludzie stawali się dobroczyńcami i nazywano ich właśnie leitourgoi. To określenie odnosi Paweł do Epafrodyta. Bierze więc wielkie słowo apostolos i wielkie pogańskie słowo leitourgos, a następnie oba stosuje do określenia Epafrodyt. Mówi: „Takiego człowieka jak ten przywitajcie w domu. Honorujcie go, gdyż narażał swe życie dla Chrystusa”.

Widzimy, jak Paweł wygładzał niejako drogę powrotną Epafredytowi. Jest cudownym i wzruszającym faktem, że apostoł, sam będąc w zasięgu cienia śmierci, w więzieniu i w obliczu zbliżającego się procesu, okazuje swą chrześcijańską serdeczność i troskę o Epafrodyta. Sam stał w obliczu śmierci, ale mimo to posiadało dla niego znaczenie, jakie przyjęcie spotka jego były pomocnik po powrocie do Filippi. W swej postawie wobec człowieka był więc Paweł prawdziwym chrześcijaninem. Nigdy nie uważał się za tak zgubionego i pogrążonego we własnych zmartwieniach, aby nie myśleć o troskach swych przyjaciół.

W rozpatrywanym fragmencie występuje pewne słowo, które później będzie miało wspaniałe zastosowanie. Czytamy, że Epafrodyt narażał na niebezpieczeństwo swoje życie (w tekście greckim dosłownie: nie zważa na swoje życie). Czasownik użyty tu brzmi paraboleuestai. Stosowany przez hazardzistów oznacza postawić wszystko na wynik rzutu kostki. Posługując się nim chce Paweł powiedzieć, że Epafrodyt hazardował swym życiem dla Jezusa Chrystusa. Zaryzykował nim dla sprawy Chrystusowej. W epoce pierwotnego Kościoła istniały zrzeszenia mężczyzn i kobiet, które nazywały się parabolani, to jest ryzykantami. Ich celem było odwiedzanie więźniów i zakaźnie chorych. W roku 252, kiedy wybuchła epidemia w Kartaginie, poganie wyrzucali ciała swych zmarłych i uciekali w przerażeniu. Biskup chrześcijański Cyprian, zebrał swą wierną grupkę i wysłał ją do palenia zwłok i doglądania chorych w tym sterroryzowanym pomorem w mieście. W ten sposób ocalił Kartaginę od całkowitego spustoszenia i zniszczenia, ryzykując życiem swych współwyznawców. Chrześcijanin powinien posiadać zuchwałą niemal odwagę, aby móc ryzykować nawet swym życiem w służbie Chrystusowi. Kościół wciąż potrzebuje parabolai czyli ryzykantów dla sprawy Chrystusowej.

Niezniszczalna radość (3,1)

Paweł stwierdza tu dwie bardzo istotne sprawy.

1. Mówi, że radość chrześcijańską można nazwać niezniszczalną. Odczuwał zapewne, że stawia wobec zboru w Filippi wysokie wymagania. Spodziewali się oni przecież nadejścia podobnych prześladowań, a nawet i podobnego rodzaju śmierci, jaka jemu groziła. Czekała ich walka i dyscyplina życia chrześcijańskiego. Z pewnego punktu widzenia chrześcijaństwo zdawało się być czymś posępnym. Ale właśnie w nim kryje się radość. Jezus powiedział: „Nikt nie odbierze wam radości waszej” (J 16,22). Istnieje bowiem pewien niezniszczalny element tej radości, ponieważ jest ona radością w Panu. Podstawę stanowi fakt, że chrześcijanin żyje zawsze w obecności i w towarzystwie Jezusa Chrystusa. Może stracić wszystko i wszystkich, ale nigdy nie utraci Chrystusa. A zatem, nawet w tych sytuacjach, gdy radość wydaje się być niemożliwa, w warunkach przykrych i niewygodnych, radość chrześcijańska trwa, ponieważ żadna obawa i strach nie mogą oddzielić chrześcijanina od miłości Bożej w Chrystusie Jezusie, jego Panu (Rz 8,25-39). W 1756 roku John Wesley otrzymał list od pewnego ojca, mającego marnotrawnego syna. Kiedy duch odrodzenia ogarnął Anglię, syn ten znajdował się w więzieniu w Yorku. Ojciec pisał: „Podobało się Bogu, nie odrzucić go mimo jego grzechu. Dał mu czas na okazanie skruchy”. Chłopca skazano na śmierć. List ojca brzmiał dalej tak: „Jego spokój rósł z dnia na dzień, aż do owego niedzielnego dnia, kiedy miał umrzeć. Wyszedł ze swej celi ubrany w łachmany i usiadł na wózku. Gdy jechał, jego radosna i opanowana twarz zadziwiała wszystkich widzów”. Chłopiec znalazł taką radość, której nie odebrała mu nawet perspektywa szubienicy.

Zdarza się często, że ludzie potrafią znieść wielki smutek i ciężkie próby życiowe, a irytują ich drobne niewygody. Radość chrześcijańska pozwala przyjmować je z uśmiechem. John Nelson był jednym z najsłynniejszych propagatorów Wesley'a. Razem prowadzili pracę misyjną w Cornwalii, w pobliżu Land End. Nelson opowiada: „Przez cały ten czas Wesley i ja sypialiśmy na podłodze. On ma za poduszkę moje palto, ja natomiast notatki Burlitt'a na temat Nowego Testamentu. Po prawie trzech tygodniach, pewnego dnia około trzeciej rano Wesley odwrócił się i gdy zobaczył, że nie śpię, poklepał mnie po ramieniu, mówiąc: „bracie Nelson, cieszmy się - mam jeszcze drugi bok, gdyż skóra zeszła mi tylko z jednego”. Nie mieli co jeść. Pewnego ranka Wesley wygłosił kazanie, które zrobiło wielkie wrażenie. Gdy wracaliśmy, zatrzymał konie, aby, zerwać jagody, mówiąc przy tym: „bracie Nelson, powinniśmy być wdzięczni, że rośnie tyle jagód; jest to najlepszy kraj jaki znam, w którym dostaje się apetytu, ale najgorszy jaki znam, w którym dostaje się jedzenie”. Chrześcijańska radość pozwoliła Wesley'owi przyjąć wielkie ciosy życiowe, zaś drobne nieprzyjemności traktować z uśmiechem. Jeśli chrześcijanin wędruje z Chrystusem, powinien zawsze czynić to z radością.

2. W omawianym fragmencie Paweł mówi o konieczności powtarzania pewnych prawd. Chce napisać o tym, o czym napisał już wcześniej. Jest to ciekawe, gdyż wskazuje, że Paweł wysłał do Filipian wiele listów, ale ocalał tylko jeden. Nie należy się temu dziwić. Paweł pisał swe Listy między rokiem 48 a 64, to znaczy przez szesnaście lat, a my posiadamy jedynie trzynaście z nich. Nic więc dziwnego, że odwołuje się on do listów, których my nie znamy.

Jak każdy dobry nauczyciel, Paweł nigdy nie obawia się powtórzeń. Być może jednym z powodów naszych błędów jest pragnienie nowości. Wielkie chrześcijańskie prawdy o zbawieniu nie zmieniają się. Nie słyszymy o nich nigdy zbyt często. Pożywienie, niezbędne dla życia nie męczy nas. Każdego dnia potrzebujemy chleba i wody. Zatem, musimy wciąż słuchać prawd, które są chlebem i wodą życia. Każdy nauczyciel powinien chętnie i bez zniechęcenia powtarzać wielkie i podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej. Jest to bowiem sposób na zapewnienie duchowego bezpieczeństwa słuchaczy. Możemy lubić pewne „oryginalne” potrawy, ale żyjemy dzięki pożywieniu podstawowemu. Głoszenie Słowa Bożego, nauczanie, uczenie się różnych problemów ubocznych może być atrakcyjne, a nawet czasem uzasadnione. Jednakże nigdy nie jest dosyć głoszenia prawd fundamentalnych, jeśli mają one skutecznie dotrzeć do serc słuchaczy, budząc stan bezpieczeństwa ich dusz.

Źli nauczyciele (3,2.3)

Nagle wypowiedź Pawła zmieniła swój akcent na ostrzegający. Gdziekolwiek nauczał, tam szli za nim Żydzi i próbowali zniweczyć jego naukę. Paweł głosił, że zbawienie pochodzi tylko z łaski i jest darem Bożym, że nie można na nie zapracować, ani też zasłużyć; możemy jedynie przyjąć z pokorą i uwielbieniem to, co Bóg ofiaruje. Dalej Paweł nauczał, że dar Boży przeznaczony jest dla wszystkich narodów, wszystkich ludzi i że nikomu nie został cofnięty. Ale Żydzi ci nauczali, że jeśli ktoś chce być zbawiony, musi zyskać zasługę w oczach Boga przez spełnianie licznych wymagań Zakonu i musi tworzyć niejako „dodatnie saldo” wobec Boga, czyniąc przez to Boga jakby swoim dłużnikiem. Nauczali oni dalej, że zbawienie. należy tylko do Żydów i do nikogo więcej. Mówili, że zanim Bóg będzie miał z kogoś użytek, ten ktoś musi zostać obrzezany, a więc stać się Żydem.

Paweł jednak głosił, że zbawienie z łaski Boga jest przeznaczone dla wszystkich ludzi. Żydowscy nauczyciele twierdzili, że zbawienie należy się tylko Żydom i musi być uzyskane drogą przestrzegania Zakonu. Paweł otworzył dostęp do zbawienia całemu światu. Żydzi trzymali je dla siebie. Paweł głosił uzależnienie zbawienia wyłącznie od łaski Bożej, zaś Żydzi uzależniali je od ludzkich wysiłków.

W omawianym fragmencie Paweł występuje przeciw tym żydowskim nauczycielom, którzy próbowali zniweczyć jego pracę. Posługuje się przy tym ich własnymi argumentami. Zwraca się do nich w trojaki, dokładnie przemyślany sposób.

1. Mówi: „strzeżcie się psów”. Dla nas psy są ulubionymi zwierzętami. Ale w czasach Jezusa działo się inaczej. Psy były bezpańskie, włóczyły się po ulicach, często stadami, rozgrzebując sterty śmieci i odpadków, warczały na przechodniów i atakowały ich. J. B. Lightfoot mówi o psach, „które grasowały po miastach wschodu, bez właścicieli, żywiły się jedynie odpadkami, atakowały ludzi i gryzły się między sobą”. W Biblii pies zawsze oznacza najniższą wartość. Gdy Saul próbuje pozbawić Dawida życia, ten pyta: „Kogo to ścigasz? Psa zdechłego, pchłę jakąś?” (1 Sm 24,14; 2 Krl 8,13; Ps 22,16.20). W przypowieści o bogaczu i Łazarzu, jedna z tortur, której nędzarz ten był poddany polegała na tym, że psy uliczne lizały jego rany (Łk 16,21). W Księdze Powtórzonego Prawa porównuje się wartość psa z wartością rozpustnicy (5 Mjż 23,18). W Księdze Objawienia psy oznaczają nieczystych, wykluczonych ze świętego miasta (Obj 22,15). Podobnie było i w kulturze greckiej. Pies oznaczał w niej zawsze wszystko to, co bezwstydne i nieczyste. Tego co święte nie wolno było dawać psom (Mt 7,5). Tym właśnie słowem Żydzi określali pogan. Rabinistyczne powiedzenie brzmiało: „Narody świata są jako psy”.

Zatem Paweł odpowiada tym żydowskim nauczycielom: w swej dumie i samousprawiedliwieniu nazywacie innych psami. W swojej nacjonalistycznej pysze nazywacie inne narody psami; a to wy sami jesteście psami, ponieważ bezwstydnie zniekształcacie Ewangelię Jezusa Chrystusa. Paweł bierze nazwę, którą żydowscy nauczyciele stosują na określenie tego co nieczyste i pogan, a następnie odnosi ją do nich samych. Oskarżając innych, trzeba zawsze pamiętać, żeby samemu nie być winnym podobnego oskarżenia.

2. Nazywa ich złymi pracownikami, rzecznikami złych spraw. Żydzi byli całkowicie pewni, że są pracownikami dzieła sprawiedliwości. Uważali, że pracą dla sprawiedliwości jest przestrzeganie przepisów Zakonu. Ale Paweł był pewien, że istnieje tylko jedna sprawiedliwość, ta która pochodzi ze zdania się na łaskę Bożą. Efektem ich nauki było stopniowe oddalanie ludzi od Boga, zamiast przybliżanie do Niego. Sądzili, że działają dla dobra a działali dla zła. Każdy nauczyciel czy kaznodzieja musi raczej słuchać Boga, niż głosić swe własne opinie. Nie wolno mu ryzykować i tego, aby zostać złym pracownikiem, nawet gdy uważa się za pracownika sprawiedliwości.

3. Na koniec, Paweł mówi nauczycielom żydowskim, że są „przesadni w obrzezywaniu”. W języku greckim występuje tu zwrot - „jesteście grupą okaleczonych”. Użyte zostały dwa czasowniki, bardzo do siebie pdobne: peritemnein - obrzezać i katatemnein, który znaczy okaleczyć. Peritemnein opisuje święty znak i dzieło obrzezania, zaś katatemnein zabronione samookaleczenie, jak na przykład kastracja (4 Mjż 21,5). Paweł mówi zatem w istocie tak: „Wy, Żydzi, myślicie, że jesteście obrzezani; ale tak naprawdę jesteście jedynie okaleczeni”.

Jaki jest sens tej wypowiedzi Pawła? Według Żydów obrzezanie było danym Izraelowi znakiem i symbolem tego, że Bóg zawarł ze swym ludem specjalne przymierze i nawiązał z nim specjalne stosunki. Opis tego znajdujemy 1 Księdze Mojżeszowej 17,9.10. Gdy Bóg zawarł to szczególne przymierze z Abrahamem, właśnie obrzezanie zostało ustalone jako wieczny znak przymierza. Ale obrzezanie jest jedynie znakiem cielesnym, czymś dokonanym na ciele. Tymczasem jeśli się ma specjalne stosunki z Bogiem, jeśli Bóg ma być blisko i samemu chce się być bliżej Boga, wtedy potrzeba czegoś więcej, niż tylko jakiegoś znaku na ciele.

Człowiek taki musi charakteryzować się pewnego rodzaju umysłem, sercem i sposobem życia. W tym właśnie miejscu niektórzy, przynajmniej Żydzi, popełniali błąd. Uważali bowiem, że obrzezanie jako takie wystarczy, aby posiadać specjalne, stosunki z Bogiem, że ten fizyczny tylko znak czyni ich przynależnymi do Boga i wszystko inne staje się zbędne. Ale wielcy nauczyciele i prorocy wiedzieli od dawna, że samo obrzezanie nie wystarcza. Potrzebne jest także obrzezanie duchowe. W Księdze Kapłańskiej święty prawodawca mówi, że nieobrzezane serca w Izraelu muszą być uniżone, aby móc przyjąć karę Bożą (3 Mjż 26,41). Autor Księgi Powtórzonego Prawa wzywa: „Obrzezajcie napletek waszego serca i nie utwardzajcie karku” (5 Mjż 10,16). Głosił, że Pan obrzeza ich serca, aby Go kochali (5 Mjż 30,6). Jeremiasz mówi o nieobrzezanym uchu, które nie chce słuchać Słowa Bożego (Jr 6,10), autor Księgi Wyjścia o nieobrzezanych wargach (2 Mjż 6,20). Wielcy żydowscy myśliciele zawsze dostrzegali, że samo fizyczne obrzezanie nic nie znaczy i że niezbędne jest uświęcenie umysłu i serca. Paweł więc powiada: „Jeśli macie do pokazania jedynie obrzezanie ciała, jeśli posiadacie jedynie znak fizyczny, wtedy w ogóle nie jesteście obrzezani, ale tylko okaleczeni. Prawdziwe obrzezanie polega na poświęceniu serca, myśli i życia Bogu”.

Z tego powodu, twierdzi Paweł, to właśnie chrześcijanie są naprawdę obrzezani. Są obrzezani nie zewnętrznie znakiem na ciele, ale tym wewnętrznym i duchowym obrzezaniem, o którym wielcy prorocy mówili i pisali. Jakie więc są te znaki rzeczywistego obrzezania? Paweł określa trzy nich.

1. Wyrażanie czci w Duchu Bożym lub czczenie Boga w Duchu. Chrześcijański kult nie jest rytuałem, przestrzeganiem szczegółowych przepisów Prawa.. Jest sprawą ducha i serca. Człowiek może z łatwością przebrnąć przez całą złożoną, starożytną i potężną liturgię, a mimo to jego serce znajdzie się bardzo daleko od Boga. Jest zupełnie możliwe, że człowiek będzie dokładnie przestrzegał wszystkich zewnętrznych form religijnych, ale jego serce pozostanie pełne nienawiści, goryczy, dumy i pozbawione ducha przebaczenia. Prawdziwy chrześcijanin, prawdziwie obrzezany znakiem duchowym, znajdujący się w rzeczywistej więzi z Bogiem, wielbi Boga nie formami zewnętrznymi, ale autentycznym poświęceniem się Jego sprawie i prawdziwą szczerością serca.. Jego cześć dla Boga polegać będzie na miłości do Niego, na służbie człowiekowi, na głębokim uniżeniu wynikłym ze świadomości swych grzechów i radości ze służby innym.

2. Naszą jedyną chlubę mamy w Jezusie Chrystusie. Wyłączną chwałą chrześcijanina jest nie to czego sam dokonał dla siebie, ale to co Chrystus dokonał dla niego. Jedynym źródłem dumy chrześcijanina jest fakt że Chrystus umarł dla niego. Chrześcijanin wstydzi się jedynie swej grzesznej natury, a znajduje swą jedyną chwałę w Krzyżu.

W Chrystusa Krzyżu jest moja chwała,

Unosi mnie nad czasu zniszczenia,

Świętej opowieści jasność cała,

Czcigodną tę Głowę opromienia.

3. Chrześcijanin jest człowiekiem, który nie ma zaufania do ciała, to jest do ludzkich jedynie spraw. Żyd pokładał swą ufność w fizycznym i cielesnym znaku obrzezania, w ludzkim wykonywaniu nakazów i obowiązków Zakonu. Chrześcijanin osadza swą ufność w łasce i miłosierdziu Boga i w miłości Jezusa Chrystusa. Żyd w istocie miał ufność w sobie. Chrześcijanin zaś pokłada swą ufność w Bogu. Prawdziwe obrzezanie nie jest znakiem cielesnym. Jest natomiast rzeczywistym uwielbieniem, prawdziwą chwałą i ufnością w łaskę Bożą w Jezusie Chrystusie, naszym Panu.

Przywileje Pawła (3,4-7)

Paweł właśnie zaatakował żydowskich nauczycieli, twierdząc, że to chrześcijanie, a nie Żydzi są prawdziwie obrzezani i stali się prawdziwym ludem przymierza, mającym specjalne i wyłączne stosunki z Bogiem. Gdyby jego przeciwnicy chcieli kontrargumentować, mogliby powiedzieć tak: „Przecież jesteś chrześcijaninem, a zatem nie wiesz, co mówisz. Nie rozumiesz, co to znaczy być Żydem”. I oto Paweł przedstawia jakby swoje „listy uwierzytelniające”. Nie robi tego, aby się chwalić albo zdobywać zasługi. Celem jego wypowiedzi jest wykazanie, że cieszył się przywilejami, jakimi mógł się cieszyć każdy Żyd i że osiągnął ten poziom, który każdy Żyd mógł osiągnąć. Wiedział, co to znaczy być Żydem i to Żydem w najpełniejszym sensie tego słowa. Celowo i z pełną świadomością chętnie porzucił wszystko dla Jezusa Chrystusa. Każdy zwrot w katalogu przywilejów ma swoje specjalne znaczenie; przyjrzyjmy się po kolei temu, co wylicza Paweł.

1. Był obrzezany ósmego dnia. Bóg nakazał Abrahamowi: „Ten spośród was, który ma osiem dni, będzie obrzezany (1 Mjż 17,12). Przykazanie to zostało powtórzone jako trwałe prawo Izraela (3 Mjż 12,3). Twierdząc tak Paweł mówi, że nie jest Izmaelitą, gdyż byli oni obrzezywani w trzynastym roku życia (1 Mjż 17,25). Nie jest też prozelitą, który w późniejszym wieku przyjmował wiarę żydowską i był obrzezany jako człowiek dojrzały. W swym stwierdzeniu Paweł kładzie nacisk na to, że urodził się w wierze żydowskiej, znał jej przywileje i przestrzegał jej wymagania od urodzenia.

2. Był z rodu izraelskiego. Żydzi chcieli podkreślić swój specjalny stosunek z Bogiem, w jego najbardziej wyjątkowym sensie, używali słowa izraelita. Izrael to imię, które Bóg nadał Jakubowi po walce z nim (1 Mjż 32,28). Izmaelici też mogli wyprowadzać swoje pochodzenie od Abrahama, gdyż Izmael był także synem Abrahama. Edomici również mogli wyprowadzać swoje pochodzenie od Izaaka, gdyż Ezaw, założyciel roku Edomitów, był synem Izaaka. Ale jedynie Izraelici wyprowadzają swój rodowód od Jakuba, którego Bóg nazwał Izraelem. Nazywając się Izraelitą, Paweł podkreśla absolutną czystość swej rasy i swego pochodzenia.

3. Pochodził z plemienia Beniamina. Znaczyło to powiedzieć więcej, niż że się było Izraelitą. Oznaczało, że należy się do elity ludu izraelskiego. Plemię Benjamina zajmowało bowiem specjalne miejsce w arystokracji Izraela. Benjamin był synem Racheli, ukochanej żony Jakuba. Ze wszystkich dwunastu patriarchów, tylko Benjamin urodził się w ziemi Obiecanej (1 Mjż 35,17.18). Z plemienia Benjamina pochodził pierwszy król Izraela, Saul (1 Sm 9,1.2). Bez wątpienia, od niego pochodzi też oryginalne imię apotoła Pawła. Kiedy za panowania króla Rehoboama, królestwo rozpadło się, dziesięć plemion odeszło z Jeroboamem, a tylko plemię Beniamina pozostało wierne Judzie (1 Krl 12,21). Kiedy naród wrócił z wygnania, plemiona Benjamina i Judy stały się zaczątkiem odrodzonego narodu (Ezd 4,1). Plemię Benjamina zajmowało honorowe miejsce na polach bitewnych tak, że bojowy okrzyk Izraela brzmiał: „Za tobą, O Benjaminie!” (Sdz 5,14; Oz 5,8). Wielkie święto Purim obchodzone radośnie każdego roku, upamiętnia wydarzenia, o których opowiada Księga Estery. Centralną postacią tej historii był Mordochaj - Beniaminita. Kiedy Paweł mówi, że pochodzi z plemienia Benjamina, oświadcza, że nie tylko jest zwykłym Izraelitą, ale należy do najwyższej arystokracji Izraela. Paweł zatem twierdzi, że od urodzenia był bogobojnym i przestrzegającym Zakon Żydem; jego rodowód jest tak czysty, jak tylko to możliwe; należy do najbardziej arystokratycznego plemienia żydowskiego. To były zalety jego urodzenia, przywileje, w których się urodził i wychował.

Osiągnięcia Pawła (3,4-7 ciąg dalszy)

Jak dotąd Paweł przedstawił przywileje, które stały się jego udziałem przez sam fakt urodzenia się. Teraz przechodzi dalej, aby zaprezentować osiągnięcia, do których doszedł przez wybór wiary żydowskiej.

1. Był Hebrajczykiem z Hebrajczyków (z hebrajskich rodziców). To co innego, niż powiedzieć, że jest się prawdziwym Izraelitą. Istota sprawy wygląda tak. Burze dziejowe rozproszyły Żydów po całym świecie. W każdym mieście, osadzie czy wsi mieszkali Żydzi. W liczbie dziesiątków tysięcy znajdowali się w Rzymie. W Aleksandrii było ich ponad milion. Uporczywie odrzucali oni asymilację z narodami, wśród których żyli. Pozostawali wierni swej religii, zwyczajom i prawom. Ale często występowało jedno zjawisko: zapominali własnego języka. Zaczynali mówić po grecku, ponieważ żyli w środowisku greckim. Słowo Hebrajczyk określało Żyda, który nie tylko był czysty rasowo, ale też celowo, często pokonując trudności, kultywował język hebrajski. Taki Żyd potrafił mówić w języku kraju swego zamieszkania, jak też językiem swych przodków. Tak więc Paweł stwierdza, że jest nie tylko czystej krwi Żydem, ale ponadto takim, który potrafi mówić po hebrajsku. Urodził się w pogańskim mieście Tars, ale przybył do Jerozolimy, aby kształcić się u stóp Gamaliela (Dz 22,3). Potrafił przemawiać do tłumu w jego własnym języku hebrajskim (Dz 21,40). Zatem Paweł podkreśla, że był tak wierny swemu żydowskiemu pochodzeniu, iż uczył się i nigdy nie zapomniał języka swego narodu.

2. O ile wymagało tego Prawo, był wykształconym faryzeuszem. Paweł stwierdza ten fakt więcej niż raz (Dz 22,3; 23,6; 26,5). Faryzeuszów nie było wielu - około sześciu tysięcy. Ale pełnili oni rolę duchowych szermierzy judaizmu. Ich nazwa oznacza „oddzieleni”. Oddzielili się oni od zwykłego życia, od powszechnych obowiązków, aby całkowicie poświęcić się dokładnemu przestrzeganiu przepisów Zakonu. Paweł stwierdził więc, że jest nie tylko Żydem, który zachował religię swych przodków, ale że poświęcił całe swe życie jej dokładnemu przestrzeganiu. Nikt lepiej od niego nie znał z własnego doświadczenia, czym była religia żydowska w swych najwyższych wzlotach.

3. W swym zapale religijnym był prześladowcą Kościoła. Zapał stanowił dla każdego Żyda najwyższą jakość jego religijnego życia. Pinechas ocalił lud od gniewu Bożego i otrzymał wieczne kapłaństwo z powodu swego zapału dla Boga (4 Mjż 25,11-13). Psalmista woła: „Zapał o Twój dom pożera mnie” (Ps 69,10). Gorejący zapał do Pana był znakiem honoru i hasłem religii żydowskiej. W swej wielkiej żarliwości Paweł pragnął zniszczyć przeciwników judaizmu. Tego Paweł nigdy nie zapomniał. Wciąż o tym mówił (Dz 22,2-21; 26,4-23 1 Kor 15,8-10; Gal 1,13). Paweł nie obawiał się też przyznawać ze wstydem, że niegdyś nienawidził Chrystusa, którego teraz kocha; że niegdyś chciał unicestwić Kościół, któremu teraz służy. Mocno podkreślał, że zna judaizm w jego najbardziej intensywnym, a nawet fanatycznym zapale.

4. O ile chodzi o sprawiedliwość opartą na Zakonie, był bez nagany. Słowo tu użyte brzmi amemptos. J. B. Lightfoot zwraca uwagę na to, że czasownik memfestai oznacza oskarżyć kogoś o grzech pomijania. Tak zatem Paweł stwierdza, że nie było takiego wymagania Zakonu, którego by nie wypełniał. O ile ma się na względzie Zakon, nie można było Apostoła w niczym skrytykować.

Paweł określa swoje osiągnięcia. Był tak lojalnym Żydem, że nigdy nie porzucił swego ojczystego języka. Był nie tylko człowiekiem religijnym, ale też członkiem najbardziej zdyscyplinowanej, religijnej grupy żydowskiej. W jego sercu płonął zapał o to, co uważał za sprawę Bożą. Jego przeszłość w judaizmie była bez skazy.

Wszystkie te osiągnięcia mógł Paweł umieścić po dodatniej stronie swego „salda”. Ale od momentu, gdy spotkał Chrystusa, skreślił je jako zbędny i nieważny już dług. Wszystko, co uznawał za przedmiot swej chwały, stało się teraz dla niego bezużyteczne. Wszelkie ludzkie osiągnięcia odsunął na bok, aby możliwe było przyjęcie łaski Chrystusowej. Musiał pozbyć się wszystkich ludzkich pragnień chwały, aby móc zaakceptować w całkowitym uniżeniu miłosierdzie Boże w Jezusie Chrystusie.

Udowadnia więc Żydom, że ma prawo do nich mówić. Oskarża judaizm nie od zewnątrz, jak ktoś nie posiadający wiedzy i doświadczenia. Doświadczył go bowiem w tym, co stanowiło jego najwznioślejszą stronę. Ale wiedział też, że w niczym nie można go porównać z pokojem i radością, które daje Chrystus. Wiedział, że jedyną drogą wiodącą do pokoju, jest wyzbycie się raz na zawsze drogi ludzkich osiągnięć i przyjęcie drogi łaski.

Bezwartościowość Zakonu i wartość Chrystusa (3,8.9)

Paweł doszedł do wniosku, iż wszystkie jego przywileje i osiągnięcia wynikłe z żydostwa, stały się dla niego całkowitą stratą. Ale, mógłby ktoś powiedzieć, była to decyzja pochopna, podjęta pod wpływem impulsu; decyzja, której będzie żałował lub którą będzie chciał cofnąć. I tu Paweł mówi: „Doszedłem do tego wniosku i wciąż tak myślę. Nie była to decyzja podjęta pod wpływem chwili, ponieważ nadal trwam przy niej”.

W powyższym fragmencie kluczową pozycję zajmuje słowo sprawiedliwość. Występujące w Listach Pawła greckie dikaiosune jest zawsze trudne do przetłumaczenia. Problem polega na znalezieniu właściwego odpowiednika, a nie na niedostrzeganiu jego sensu. Zobaczymy więc o czym Paweł myśli, gdy używa słowa sprawiedliwość. Wielkim, podstawowym problemem życia jest znalezienie sprawiedliwego stosunku z Bogiem. Ma on polegać na przebywaniu w pokoju i przyjaźni z Bogiem, a nie na pomijaniu Go, strachu lub szukaniu przed Nim ucieczki. Droga do tego prowadzi przez sprawiedliwość, to znaczy taki sposób bycia, postępowania, odczuwania i postawy wobec Niego, które On sam pragnie. Właśnie dlatego sprawiedliwość prawie zawsze znaczy u Pawła „właściwy stosunek do Boga”, a być sprawiedliwym, to „znajdować się we właściwych stosunkach z Bogiem”. Pamiętając o tym, spróbujmy sparafrazować ten fragment i ustalić nie tyle to, co Paweł mówi, ale raczej to, co jest jego głębokim przekonaniem. Apostoł wyraża się tak: „Całe życie próbuję uzyskać dobry stosunek wobec Boga. Próbowałem to osiągnąć metodą ścisłego przestrzegania Zakonu, poprzez skrupulatne wykonywanie najdrobniejszych przepisów Prawa. Próbowałem takim sposobem podobać się Bogu i zadowolić Go, a przez to uzyskać poszukiwany właściwy stosunek z Bogiem, ponieważ bardzo pragnęły tego moje serce i dusza. Ale stwierdziłem, że Zakon i wszystkie jego metody były bardziej niż bezużyteczne na drodze do osiągnięcia wytyczonego celu. Nie były one lepsze niż skubala”. Słowo „skubala” ma dwa znaczenia. W języku potocznym pochodziło od „kusi ballomena”, co znaczy „to, co odrzucone psom”, zaś w języku medycznym oznaczało kał lub gnój. Paweł mówi zatem: „Stwierdziłem, że Zakon i wszystkie jego metody prowadzące do osiągnięcia prawidłowych stosunków z Bogiem, są nie więcej warte niż odpadki, wyrzucone na śmieci. Porzuciłem więc próby budowania swojej własnej dobroci. Zaniechałem próby osiągania w ten sposób właściwego stosunku z Bogiem. Podszedłem do Boga z pokorną wiarą, tak jak nakazał mi Jezus i znalazłem taką wspólnotę, za którą tęskniłem, nie mogąc jej długo znaleźć”.

Paweł odkrył, że prawidłowy stosunek z Bogiem nie opiera się na Zakonie, ale na wierze w Jezusa Chrystusa. Nie jest osiągany przez człowieka, ale dany przez Boga. Nie zdobywany uczynkami, ale przyjmowany z ufnością.

Tak zatem Paweł mówi: „Na podstawie mego własnego doświadczenia powiadam wam, że żydowska metoda jest błędna i nieskuteczna. Nigdy nie dojdzie się do prawidłowego stosunku z Bogiem dzięki własnym wysiłkom i swoim własnym osiągnięciom - drogą przestrzegania Zakonu. Można to jedynie osiągnąć przez wierność słowu Jezusa, przez akceptowanie tego, co sam Bóg oferuje. Droga wiodąca do pokoju z Bogiem nie jest drogą uczynków, ale drogą łaski.

Podstawowa myśl tego fragmentu zawarta jest w stwierdzeniu bezużyteczności Zakonu oraz pełnej wystarczalności poznania Chrystusa oraz przyjęcia danej przez Boga łaski. Już sam język, jakim Paweł opisuje Zakon - odpadki, śmiecie - ukazuje całkowitą jego niechęć do Zakonu. Niechęć ta zrodziła się na skutek fiaska jego wysiłków, aby dzięki Zakonowi żyć. Powyższy fragment jaśnieje radością, gdyż ukazuje tryumfalne odnalezienie przez Pawła właściwej drogi do łaski Bożej w osobie Jezusa Chrystusa.

Co to znaczy znać Chrystusa? (3,10.11)

Paweł mówił już o wspaniałości poznania Chrystusa i o najwyższej wartości jakie ono niesie. Teraz wraca do tej myśli i definiuje ściślej, co przez to rozumie. Należy zwrócić uwagę na czasownik który używa Paweł na oznaczenie słowa poznać. Jest on częścią czasownika ginoskein, oznaczającego zawsze poznanie osobiste, a nie jedynie intelektualne. Nie oznacza wiedzy o pewnych faktach, teoriach lub zasadach, lecz osobiste doświadczenie drugiej osoby”. Można dostrzec głębię słowa poznać ze sposobu jego użycia w Starym Testamencie. Stary Testament używa słowa poznać na określenie stosunku seksualnego „Adam obcował z żoną swoją Ewą, a ta poczęła i urodziła Kaina” (1 Mjż 4,1). Hebrajski czasownik poznać brzmi jada, a jego grecki odpowiednik - ginoskein. Określa najbardziej bliskie i intymne poznanie drugiej osoby. Paweł nie ma zatem na myśli poznanie czegoś o Chrystusie, ale poznanie samego Chrystusa. Wiedza, o jaką mu chodzi nie polega na znajomości pewnych faktów, teorii czy teologii. Jest poznaniem osoby Chrystusa, a to dla Pawła wiele oznacza.

1. Oznacza poznanie mocy Jego zmartwychwstania. Dla Pawła zmartwychwstanie nie było minionym wydarzeniem historycznym, jakkolwiek zdumiewającym. Nie było to zdarzenie, które dotyczyło wyłącznie Jezusa, będąc dla Niego czymś niezwykle istotnym. To dynamiczna żywa siła, która działa w życiu indywidualnego chrześcijanina. Nie znamy dokładnie wszystkiego, co miał na myśli Paweł, używając tego zwrotu. Ale wiemy, że zmartwychwstanie Chrystusa jest wielką siłą działającą przynajmniej w trzech kierunkach.

a) Stanowi gwarancję wartości życia i ciała, w którym żyjemy. W takim ciele wyrósł Chrystus i takie ciało uświęcił (1 Kor 6,13). Fakt cielesnego zmartwychwstania Jezusa jest potwierdzeniem ważności ludzkiego ciała i naszego ziemskiego, cielesnego życia.

b) Stanowi gwarancję nieśmiertelności i przyszłego życia (Rz 8,11; 1 Kor 15,14). Będziemy żyli, ponieważ On żyje. Jego zdobycz jest i naszą zdobyczą, a Jego zwycięstwo naszym.

c) Stanowi wreszcie gwarancję tego, że w życiu i w śmierci, a także poza nią, Zmartwychwstały Pan jest zawsze z nami, aż do skończenia świata.

Zmartwychwstanie Chrystusa jest gwarancją tego, że życie ma wartość, a ciało jest uświęcone przez Boga. Jest potwierdzeniem tego, że śmierć nie jest końcem życia, ale istnieje inny świat. Jest gwarancją tego, że ani życie, ani śmierć nie oddzielą nas od Pana..

2. Oznacza poznanie sensu wspólnoty z Jego cierpieniem. Paweł ciągle powraca do myśli, że cierpiący chrześcijanin ma w szczególny sposób współudział w cierpieniu Chrystusa, a nawet wypełnia cierpienie Chrystusowe (2 Kor 1,5; 4,10.11; Gal 6.17; Kol 1,24). Kiedy chrześcijanin cierpi i niesie swój krzyż, współuczestniczy w cierpieniu Chrystusa, pomagając Jemu nieść krzyż. Cierpienie za wiarę nie jest karą, ale przywilejem, gdyż pozwala brać udział w dziele i zadaniu Chrystusa.

3. Oznacza to takie złączenie z Chrystusem, iż dzień po dniu, ma się coraz większy udział w Jego śmierci, aż w końcu też udział w Jego zmartwychwstaniu. Poznać Chrystusa, to znaczy starać się z Nim tak zjednoczyć, aby przeżywać te same co On doświadczenia: znaczy iść drogą, którą On szedł i nieść z nim Jego krzyż, a w końcu żyć z Nim w wieczności. Poznanie Chrystusa nie wymaga teoretycznego i teologicznego wykształcenia. Oznacza doświadczanie Go w bliski sposób i tak ścisłe z Nim zjednoczenie, jakie mamy z osobami, które kochamy. Podobnie jak dzielimy ich doświadczenia, dzielimy i Jego.

Uparte dążenie naprzód (3,12-16)

Powyższy fragment jest zdominowany słowem i ideą, które łatwo zrozumieć w greckim oryginale, ale dość trudno przetłumaczyć. Słowo to brzmi: doskonały. W wierszu 12-tym Paweł mówi, że nie jest już doskonały, a w wierszu 15-tym mówi o tych, którzy są doskonali.

Greckie słowo teleios ma różnorakie wzajemnie zależne znaczenia. Nie określa ono filozoficznej albo abstrakcyjnej doskonałości, ale raczej pewien rodzaj doskonałości funkcjonalnej. Oznacza przystosowanie się do realizacji jakiegoś zadania. Przyjrzyjmy się liście tych znaczeń. Teleios określa osobę w pełni dojrzałą, w przeciwieństwie do osoby niedoświadczonej. Na przykład, gdy mówi się o człowieku dorosłym i młodzieńcu. Słowa teleios używa się do określenia człowieka o dojrzałym umyśle, w przeciwieństwie do początkującego w pewnej dziedzinie. Oznacza zatem kogoś, kto ma kwalifikacje, a nie jest jedynie uczniem. Gdy to słowo odnosi się do ofiary, to określa ofiarę bez skazy, nadającą się do złożenia Bogu. Gdy używa się słowa teleios w odniesieniu do chrześcijaństwa, oznacza zwykle osoby, będące pełnoprawnymi członkami zboru, w odróżnieniu od tych, którzy są jeszcze nauczani i nie posiadają pełnego członkostwa. W czasach pierwszych chrześcijan oznaczało ono męczenników. Powiadano, że męczennik zostaje udoskonalony mieczem, a dzień jego śmierci nazywano dniem jego udoskonalenia. Wynikało to z poglądu, że doskonałość chrześcijańska i świadectwo wiary osiągają swą pełnię w męczeństwie.

Gdy zatem Paweł używa słowa teleios w wierszu 12-tym, mówi, że nie jest jeszcze w pełni chrześcijaninem, ale wciąż do tego celu zmierza. Następnie wprowadza on dwa żywe obrazy.

1. Mówi, że próbuje uchwycić sens spraw, dla których został pochwycony przez Jezusa Chrystusa. Jest tu zawarta wspaniała myśl. Paweł czuł, że Jezus Chrystus zatrzymał go na drodze do Damaszku, aby pochwycić go dla swoich zamiarów. Paweł odczuwał, że całe jego życie było dążeniem do tego, aby nie rozczarować Jezusa, nie zawieść Go i nie przeszkodzić w realizacji Jego planów. Jezus Chrystus chwyta każdego człowieka dla wypełnienia pewnego celu. Każdy ma swoje miejsce w Jego zamyśle. A zatem każdy musi przez całe życie dążyć naprzód, by zrozumieć i uświadomić sobie ten zamysł, dla którego Jezus go pochwycił.

2. Na koniec Paweł mówi o dwóch sprawach. Zapomina o tym, co za nim zostało. Znaczy to, że nigdy nie odczuwa dumy ze swych osiągnięć. Nigdy nie posługuje się tym, co osiągnął, jako wymówki dla późniejszego odpoczynku. W istocie Paweł stwierdza, że chrześcijanin musi zapomnieć o wszystkim co zrobił, a pamiętać tylko o tym, co jeszcze ma do zrobienia. W życiu chrześcijanina i w chrześcijańskim zborze nie ma miejsca dla tych, którzy chcą osiąść na laurach. Paweł następnie powiada, że sięga po rzeczy, które leżą przed nim. Słowo tu użyte jest bardzo wyraziste, a brzmi epekteinomenos. Określano nim biegacza, pędzącego wytrwale do mety, z oczami utkwionymi jedynie w celu, do którego zmierza. Określa człowieka, zdążającego do mety całym swym jestestwem. Paweł zatem stwierdza, że chrześcijanin powinien w swym życiu zapominać minione osiągnięcia, a pamiętać jedynie o wielkim celu jaki ma przed sobą. Nie ulega wątpliwości, że apostoł ma tu na myśli antynomianów. Byli to ludzie, którzy zaprzeczali istnieniu jakichkolwiek praw w chrześcijaństwie. Oświadczali, że znajdują się w zasięgu łaski Bożej i dlatego nie jest istotne jak postępują. Bóg i tak przebaczy. Można czuć się całkowicie bezpiecznym. Nie potrzebna jest dyscyplina i wysiłek pracy nad sobą. Ale Paweł kładzie nacisk na to, że aż do końca, życie chrześcijanina przypomina życie sportowca, dążącego do celu, znajdującego się przed nim.

Następnie w wierszu 15-tym używa Paweł słowo teleios. Taka musi być postawa tych, którzy są doskonali. Ma on na myśli następującą sprawę: każdy kto jest dojrzały w chrześcijaństwie, kto stał się dojrzały w wierze, kto rozumie czym chrześcijaństwo jest, musi odczuwać to samo, musi uwzględniać dyscyplinę, wysiłek i trud życia chrześcijańskiego. Jeśli nawet czasem myśli inaczej, a jest człowiekiem uczciwym, Bóg oświeci go, że nigdy nie wolno osłabić wysiłków i obniżać poziomu norm moralnych, lecz wciąż trzeba zmierzać wytrwale do celu, aż do końca. Paweł patrzy zatem na chrześcijanina, jako na szermierza sprawy Chrystusowej.

Mieszkaniec Ziemi, ale obywatel niebios (3,17-21)

Niewielu można znaleźć kaznodziejów, którzy odważyliby się tak zwrócić do swych słuchaczy jak to czyni Paweł na początku naszego tekstu. J. B. Lightfoot tłumaczy ten fragment następująco: „Współzawodniczcie między sobą w naśladowaniu mnie”. Większość duszpasterzy stwarza na początku trudność w tym sensie, że zamiast mówić: „Róbcie tak, jak ja robię”, mówi: „Róbcie tak, jak ja mówię”. Paweł mógł nie tylko powiedzieć: „Słuchajcie mych słów”, ale także: „Naśladujcie mnie”. Warto zauważyć, że Bengel, jeden z największych interpretatorów Pisma Świętego, przetłumaczył omawiany przez nas fragment następująco: „Stańcie się współnaśladowcami moimi w mojej pracy naśladowania Jezusa Chrystusa”. Bengel uważa, że Paweł zaprasza Filipian, aby przyłączyli się do niego w naśladowaniu Chrystusa. Najbardziej prawdopodobne jest, z czym zgadzają się pozostali interpretatorzy, że Paweł nakłaniał swych przyjaciół, aby nie tylko go słuchali, ale też i naśladowali.

Znajdowali się w zborze w Filippi ludzie, którzy postępowali w skandaliczny sposób i swym życiem okazywali się wrogami krzyża Chrystusowego. Nie wiemy dokładnie, kim byli. Jest jednak pewne, że prowadzili niemoralne życie, a posługiwali się swym rzekomym chrześcijaństwem dla usprawiedliwienia własnego postępowania. Możemy jedynie zgadywać kim oni mogli być. Możliwe, że byli to gnostycy, to znaczy ci, którzy starali się zintelektualizować chrześcijaństwo i uczynić z niego pewien rodzaj filozofii. Zaczynali od zasady, według której od początku dziejów istniały zawsze dwie rzeczywistości - duch i materia. Duch, twierdzili, był całkowicie dobry, zaś materia całkowicie zła. Świat został stworzony od początku ze złej materii i dlatego istnieje tyle zła i grzechu. Następnie gnostycy argumentowali tak: jeżeli materia jest w swej istocie zła, więc i ciało jest w swej istocie złe, pozostając takim niezależnie od tego, jak będzie się postępowało. Zatem, wnioskowali, można robić co się podoba. W konsekwencji gnostycy uczyli, że żarłoczność, cudzołóstwo, pijaństwo nie mają znaczenia, gdyż działają tylko w obrębie ciała, a ciało nie odgrywa żadnej roli. Istniał pewien odłam gnostyków, w którym wyznawano inną doktrynę. Twierdzono, że nie można nazwać pełnym człowiekiem kogoś, kto nie doświadczył wszystkiego, co świat ma do zaoferowania, dobrego i złego. Dlatego też obowiązkiem każdego człowieka jest zanurzenie się głęboko w grzechu, aby tym lepiej ocenić wartość życia moralnego. Dla takich ludzi popełnianie grzechów było po prostu obowiązkiem.

Wewnątrz Kościoła istniały dwie grupy, do których te oskarżenia możemy zastosować. Byli to ci, którzy wypaczali ideę chrześcijańskiej wolności. Mówili, że chrześcijaństwo nie posiada praw, że chrześcijanin czując całkowitą wolność, może robić co chce. Innymi słowy, przekształcali oni chrześcijańską wolność w niechrześcijańską rozwiązłość. Byli i tacy którzy wypaczali chrześcijańską doktrynę łaski. Twierdzili, że łaska jest w stanie zakryć wszystkie grzechy; że miłość Boża jest na tyle wielka, by przebaczyć każdy grzech. Według nich zatem, można grzeszyć ile się chce i o nic się nie martwić. Taka postawa nie stanowi żadnej przeszkody dla działania wszystko przebaczającej łaski Bożej. Ludzie, których Paweł atakował, mogli być gnostykami, wynajdującymi argumenty, by usprawiedliwić grzech. Mogli być zdezorientowanymi chrześcijanami, którzy wypaczali najpiękniejsze idee, aby uzasadnić moralność najbrudniejszych grzechów.

Kimkolwiek byli, Paweł przypomina im jedną wielką prawdę: „Wasze obywatelstwo jest w niebiesiech”. To sformułowanie Filipianie mogli łatwo zrozumieć. Filippi było przecież kolonią rzymską. A miasta, zakładane przez Rzymian w strategicznych punktach imperium, stawały się zdumiewającymi ośrodkami. Kontrolowały wielkie skrzyżowania dróg, wąwozy i trasy strategiczne. Obywatelami tych kolonii byli w większości żołnierze, którzy przesłużyli w armii dwadzieścia jeden lat i dzięki temu uzyskali pełne obywatelstwo rzymskie. Charakterystyczną cechą owych miejsc było to, że gdziekolwiek się znajdowały, stanowiły kopię Rzymu. Ubierano się tam na rzymski sposób, mówiono po łacinie, stosowano rzymskie prawa. Nawet na skraju państwa kolonie pozostawały niewzruszone w swym rzymskim charakterze. To co Paweł mówi do Filipian ma następujący sens: podobnie jak koloniści rzymscy nigdy nie zapominają, że należą do Rzymu, tak i wam nie wolno nigdy zapomnieć waszego obywatelstwa. Gdziekolwiek znajdzie się chrześcijanin, jego zachowanie musi potwierdzać, że jest obywatelem Królestwa Niebieskiego.

Paweł kończy swą wypowiedź prezentacją nadziei chrześcijańskiej. Chrześcijanin oczekuje przyjścia Chrystusa, gdy ten świat przeminie. W wierszu 21-szym czytamy o „znikomym ciele”. Oznacza to, że nasze obecne ciało poddane jest procesom starzenia się, słabości, chorobie i śmierci. Jest to ciało śmiertelników, ciało w stanie poniżenia, w przeciwieństwie do chwalebnego ciała zmartwychwstałego Chrystusa. Ale przyjdzie dzień, mówi Paweł, kiedy odrzucimy ciało, które posiadamy i staniemy się podobni samemu Chrystusowi. Nadzieja chrześcijańska głosi, że nadejdzie czas, kiedy to co w nas tylko ludzkie przemieni się w boskość Chrystusową i gdy konieczność ziemskiej śmiertelności, przekształci się w prawdziwą wielkość wiekuistego życia.

Wielkie rzeczy w Panu (4,1)

Przez wiersz ten płynie ciepło uczucia, jakie Paweł żywił dla swych przyjaciół w Filippi. Kocha ich i tęskni za nimi. Są jego radością i koroną. Gdy wokół gromadzą się chmury, jego największą radością stają się ci, których przywiódł do Chrystusa. Każdy nauczyciel wie, co się przeżywa, gdy można wskazać na kogoś wyróżniającego się i powiedzieć: To mój uczeń.

Żywe obrazy ma na myśli Paweł, gdy stwierdza, że Filipianie są jego koroną. Istnieją dwa greckie słowa na oznaczenie korony, różniące się odcieniami. Jest słowo diadema, oznaczające koronę królewską i stefanos, użyte w naszym tekście. Stefanos może oznaczać:

1. Koronę dla zwycięzcy w olimpiadach greckich. Wykonywano ją z liści dzikiej oliwki, przeplatanych zieloną pietruszką i liśćmi laurowymi. Dążenie do zdobycia tej korony było szczytem sportowych ambicji.

2. Koronę, którą ozdabiano głowy gości, gdy zasiadali na uczcie lub innej uroczystości. Zatem Paweł mówi, że Filipianie są koroną jego pracy, wysiłku i trudu. On był szermierzem sprawy Chrystusowej, a oni jego koroną. Paweł mówi, że na ostatecznej uczcie u Boga, Filipianie staną się jego świąteczną koroną. Nie ma większej radości, jak ta, która towarzyszy sprowadzeniu choćby jednej duszy do Jezusa Chrystusa.

Trzykrotnie w pierwszych trzech wierszach 4-tego rozdziału Listu występuje zwrot „w Panu”. Są trzy wielkie polecenia, które daje Paweł w Panu i które mogą być zrealizowane tylko w Panu.

1. Filipianie mają trwać mocno w Panu. Jedynie w Jezusie Chrystusie można oprzeć się pokusom i pokonać słabość tchórzliwości. Słowo, które Paweł używa na oznaczenie czasownika trwać mocno, brzmi stekete. Określa się nim żołnierza trwającego niezachwianie na stanowisku bojowym, gdy wróg groźnie atakuje. Wiemy dobrze, że są ludzie, w towarzystwie których łatwo jest zbłądzić, ale są też tacy, przy których łatwo stawić czoła złemu. Czasem, gdy spoglądamy wstecz i przypominamy sobie chwile, w których ulegliśmy pokusie, mówimy o tych, których kochamy: „Gdyby tylko on lub ona był tam wtedy z nami, nigdy by to się nie zdarzyło”. Naszym jedynym pewnym zabezpieczeniem przeciw pokusom jest przebywanie w Panu, ciągłe pamiętanie o Nim, stałe z Nim wędrowanie i ciągłe odczuwanie Jego obecności wokół nas i przy nas.

Na próżno gniewu fale,

Na próżno piaski dryfujące,

Nietknięte na wiecznej skale

Odwieczne Miasto - kwitnące.

Kościół i każdy indywidualny chrześcijanin tylko wtedy potrafi wytrwać, kiedy wrośnięty jest w Chrystusa.

2. Paweł prosi Ewodię i Syntychę, aby, były jednomyślne w Panu. Nie jest możliwa jedność, dopóki nie ma jej w Panu. Ludzie nie będą się nigdy nawzajem kochali, jeśli nie pokochają Chrystusa. W codziennych sprawach powtarza się ciągle, że najbardziej różniący się ludzie trzymają się razem, jeżeli okazują wspólną lojalność względem jednego wielkiego przywódcy. Ich wzajemna wierność wynika całkowicie z wierności wobec ich przywódcy. Gdyby odebrać przywódcę, cała grupa rozpadłaby się na odrębne, często być może wrogie obozy. Ludzie nie mogą się wzajemnie kochać, jeśli nie kochają Jezusa Chrystusa. Braterstwo ludzkie nie jest możliwe bez panowania Jezusa Chrystusa.

3. Paweł prosi Filipian, aby się radowali w Panu. Podstawową rzeczą, której trzeba się nauczyć o radości jest ta, że nie ma ona nic wspólnego ze sferą materialną lub zewnętrznymi okolicznościami. Z ludzkiego doświadczenia wynika, że człowiek żyjący w luksusie może czuć się załamany, a ktoś na dnie nędzy czuć się radośnie. Kogo życie niewiele doświadczyło, jest często ponury i niezadowolony. A komu życie zadało wielorakie ciosy, może trwać pogodnie w niezniszczalnej radości. Podczas jednego ze swych wykładów dla studentów Uniwersytetu St. Andrews, J. M. Barrie zacytował nieśmiertelny list, który kapitan Scott napisał do niego z Antarktydy, kiedy lodowaty powiew śmierci dotknął jego wyprawę. „Wykańczamy się w najmniej wygodnym miejscu... jesteśmy w rozpaczliwym położeniu... mamy przemarznięte stopy, brak nam paliwa, jesteśmy z dala od magazynu żywności, ale byłoby ci przyjemnie, znaleźć się w naszym namiocie, słuchać naszych pieśni i wesołych rozmów”. Sekret szczęścia polega na tym, że nie zależy ono ani od miejsca, ani od przedmiotów, ani od ludzi. Jeśli przebywamy z kimś odpowiadającym nam, nic innego się nie liczy. Ale gdy znajdujemy się w towarzystwie osoby nam nie odpowiadającej, nic nie może wypełnić tej luki. W obecności Chrystusa, w Panu, mamy przy sobie najlepszego przyjaciela. Nic nas nie może oddzielić od tej obecności i w Nim nic nie może nas pozbawić radości.

Przezwyciężanie rozłamów (4,2.3)

Ten fragment chcielibyśmy poznać lepiej. Kryje on dramat, złamane serce i wielkie czyny ale nic nie wiemy o dramatis personae, i możemy tylko snuć domysły. Przede wszystkim istnieją pewne problemy, które trzeba ustalić w stosunku do imion występujących w naszym tekście. Syntycha jest imieniem żeńskim. Ewodia mogłaby być imieniem męskim. Istniało dawno przypuszczenie że Ewodia i Syntycha to dozorca więzienia w Filippi i jego żona (Dz 16,25-34): stali się wiodącymi postaciami w zborze w Filippi i toczyli ze sobą spory. Ale jest pewne, że imię Ewodia jest imieniem żeńskim. Tak więc Ewodia i Syntycha to były dwie kobiety, które się ze sobą kłóciły. Możliwe, że w domach ich spotykali się zborownicy w Filippi. Bardzo interesujący jest fakt istnienia kobiet, odgrywających wiodące role w pierwszych zborach. W Grecji kobiety miały małe pole do działania. Ideą Greków było, aby „kobieta widziała, słyszała i mówiła jak najmniej”. Porządna kobieta nie pojawiała się sama na ulicy. Miała osobne pokoje w domu i nigdy, nawet na posiłku, nie przyłączała się do męskich członków rodziny. Nie miała nic do powiedzenia w życiu publicznym. Ale Filippi leżało w Macedonii, gdzie sytuacja była już inna. Kobiety miały tu wolność i miejsce w życiu, jakich nie posiadały w Grecji. Wnioskujemy o tym z zapisów zawartych w Dziejach Apostolskich. Pierwsze spotkanie Pawła z mieszkańcami Filippi miało miejsce podczas modlitwy nad brzegiem rzeki i wtedy apostoł rozmawiał z wieloma kobietami, które tam przyszły (Dz 16,13). Lidia to na pewno wiodąca postać w Filippi (Dz. Ap. 16,14). Wiele wybitnych kobiet zostało pozyskanych dla chrześcijaństwa w Tesalonice i Berei (Dz 17,4.12). O roli kobiet świadczą różne inskrypcje, mówiące na przykład o tym, że żona buduje nagrobek dla siebie i męża, ze wspólnych zarobków, co oznaczało, że musiała pracować. Znajdujemy nawet pomniki, wystawiane kobietom przez organizacje społeczne. Wiemy, że w wielu zborach zorganizowanych przez Pawła, kobiety musiały się zadowolić skromniejszymi funkcjami. Ale gdy myślimy o stosunku apostoła do roli kobiet w zborze warto pamiętać, jak ważne zadania spełniały one w zborach macedońskich.

W omawianym fragmencie napotykamy na pewną wątpliwość. Był on adresowany do kogoś, kto nazwany został wiernym towarzyszem. Jest mało prawdopodobne, aby wierny towarzysz był imieniem własnym - Sunzugos. Słowo wierny brzmi po grecku gnesios, a oznacza autentyczny, prawdziwy. Być może mamy w naszym tekście do czynienia z grą słów. Możliwe, że Paweł mówi tak: „Proszę cię, sunzugosie o pomoc - nazwałem cię właściwie”. A może mówi: Jesteś Sunzugos - towarzyszem z imienia i sunzugos - przyjacielem z usposobienia”. Jeżeli Sunzugos nie jest imieniem własnym, to nikt nie wie, kim ta osoba jest i do kogo adresował Paweł ten fragment. Były różne domysły i sugestie. Sugerowano, że owym wiernym towarzyszem jest żona Pawła lub mąż Ewodii, wezwany do pomocy jego żonie w zażegnaniu sporów. Mówiono że jest to Lidia, Tymoteusz albo Sylas, a nawet kaznodzieja z Filippi. Najlepszą być może sugestią byłoby wskazanie na Epafrodyta, doręczyciela Listu i na to, że Paweł nie tylko poleca mu przekazanie Listu, ale daje zadanie złagodzenia waśni panujących w Filippi. Kim był człowiek imieniem Klemens nie wiemy nic. W późniejszych czasach istniał słynny Klemens, biskup Rzymu, który być może znał Pawła, ale imię to było bardzo popularne.

Dwie sprawy trzeba tu podkreślić. 1. Ważne jest aby zauważyć, że kiedy w zborze w Filippi wystąpił kryzys, Paweł zmobilizował do jego zażegnania wszystkie dostępne mu środki. Żaden wysiłek nie był dla niego zbyt wielki, aby utrzymać pokój w zborze. Skłócony zbór nie jest w ogóle zborem; z takiego zboru Chrystus został wypędzony i nie ma doń wstępu. Nie można żyć w pokoju z Bogiem, będąc skłóconym ze swym bliźnim. 2. Smutkiem napawa myśl, że o Ewodii i Syntyche wiemy jedynie to, że się kłóciły. Pomyślmy! Przypuśćmy, że kiedyś całe nasze życie będzie podsumowane w jednym zdaniu. Jakie to będzie zdanie? Wyobraźmy sobie, że mamy przejść do historii w jednej informacji. Jaką ona będzie? Klemens przeszedł do historii jako twórca pokoju; Ewodia i Syntycha jako burzycielki pokoju. Jaki więc będzie ten krótki werdykt o naszym życiu w świecie i w Kościele?

Cechy życia chrześcijańskiego (4,4.5)

Oto przedstawia Paweł Filipianom dwie wielkie jakości życia chrześcijańskiego.

1: Pierwszą z nich jest radość. „Radujcie się, mówi Paweł, powtarzam, radujcie się!”. Nagle przychodzi mu na myśl obraz tego, co ma nadejść. Znajduje się w więzieniu, oczekuje śmierci. Chrześcijanie z Filippi wkroczyli na pełną niebezpieczeństw drogę wiary. Paweł oświadcza zatem: „Zdaję sobie sprawę z tego co mówię. Myślałem o wszystkim, co może się wydarzyć. A jednak powtarzam - radujcie się!”. Chrześcijańska radość nie zależy od spraw ziemskich, ponieważ jej źródło tkwi w obecności Chrystusa. Zakochani są szczęśliwi, kiedy przebywają ze sobą, bez względu na to gdzie się znajdują. Podobnie i chrześcijanin nie powinien gasić swej radości, ponieważ nigdy nie może utracić Jezusa Chrystusa.

2. Dalej Paweł mówi: „Niech wasza skromność będzie znana wszystkim ludziom”. Użyty tutaj rzeczownik grecki brzmi epieikeia. O trudności przekładu tego słowa świadczy wiele przypisywanych mu znaczeń. Na przykład w starej angielskiej wersji Wikliff'a brzmiał on cierpliwość, w wersji Tyndale'a - delikatność, a w Biblii Gdańskiej - cierpliwy umysł. Moffat, współczesny tłumacz Nowego Testamentu, przekłada to słowo jako wyrozumiałość. Zobaczmy jak sami Grecy wyjaśniali jego sens. Mówili, że epieikeia wyraża sprawiedliwość i coś więcej niż sprawiedliwość. Uważali, że powinna być używana na określenie sytuacji, kiedy ścisłe przestrzeganie staje się niesprawiedliwością z powodu jej ogólności. Prawo i jego przepisy mogą być doskonale sprawiedliwe. Ale w indywidualnych przypadkach zdarza się, że sprawiedliwość oparta na takim prawie staje się niesprawiedliwością. Człowiek wtedy posiada właściwość określaną słowem epieikeia, gdy wie, w jakich sytuacjach nie należy ściśle przestrzegać litery prawa, wie kiedy trzeba złagodzić środki prawne, a kiedy zastosować prawo łaski. Weźmy przypadek, z którym spotyka się prawie każdy nauczyciel. Są dwaj uczniowie. Sprawdzamy ich pracę egzaminacyjną. Stwierdzamy, że pierwszy wykonał tę pracę dobrze w osiemdziesięciu procentach, a drugi tylko w pięćdziesięciu procentach. Z punktu widzenia sprawiedliwości oceny są oczywiste. Ale pójdźmy dalej. Okaże się, że pierwszy uczeń miał dobre warunki pracy, posiadał wolny czas do nauki, podręczniki, własny pokój i nie zajmowały go żadne uboczne troski, tak że wszystko działało na jego korzyść. Stwierdzamy następnie, że uczeń z gorszymi wynikami pochodził z biednej rodziny, a jego wyposażenie do nauki składało się jedynie z niezbędnego minimum, że przeżywał stresy, a więc jego warunki pracy były niekorzystne. Według praw sprawiedliwości powinien otrzymać niską ocenę z egzaminu. Ale epieikeia pozwala ocenić jego pracę wyżej niż to wynika z jej jakości. Gdy odejdziemy od oschłej sprawiedliwości, uczeń zasługiwać będzie na wyższą ocenę. Epieikeia określa człowieka, który wie, że prawa i przepisy nie stanowią ostatniego słowa przy wydawaniu ocen i wyroków; określa człowieka rozumiejącego, w którym momencie nie należy stosować litery prawa. Rada kościelna może podejmować decyzje w całkowitej zgodzie z prawem wewnętrznym. Ale też wiadomo, że są przypadki, kiedy dobro jednostki wymaga, żeby księga prawa pozostała zamknięta i nie była traktowana jako ostatnia instancja. Chrześcijanin, jakim widzi go Paweł, jest człowiekiem, który wie, że istnieje coś ważniejszego niż tylko formalna sprawiedliwość. Gdy przyprowadzono do Jezusa kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, mógł On zastosować wobec niej surową literę Prawa i skazać ją na ukamienowanie. Ale Jezus poszedł dalej niż Prawo i wymagania sprawiedliwości.

Gdy działa tylko Prawo, wszyscy zasługujemy jedynie na potępienie Boże. Ale Bóg przekracza formalną granicę sprawiedliwości. Paweł mówi, że znakiem charakterystycznym chrześcijanina w jego stosunkach z bliźnimi jest to, że wie, kiedy nie należy realizować takiej surowej sprawiedliwości za wszelką cenę. Jest to człowiek, który pamięta o istnieniu czegoś wspanialszego niż taka sprawiedliwość; czegoś co czyni go podobnym do Boga.

Ale dlaczego takim powinien być? Dlaczego powinien cieszyć się i okazywać uprzejmość? Odpowiedź Pawła brzmi: Ponieważ Pan jest blisko. Jeżeli pamiętamy o nadchodzącym tryumfie Chrystusa, wtedy nigdy nie utracimy naszej radości i nadziei. Jeżeli pamiętamy, że nasze życie jest krótkie, wtedy nie będziemy nalegać na stosowanie surowej sprawiedliwości, która tak często dzieli ludzi. Powinniśmy postępować z miłością, ponieważ mamy nadzieję, że Bóg podobnie będzie postępował z nami. Sprawiedliwość jest ze swej natury ludzka, ale epieikeia jest ze swej istoty boska.

Pokój przez pełną wiary modlitwę (4,6.7)

Życie Filipian było ciężkie. Jest samo w sobie trudne być istotą ludzką, być uwikłanym w liczne problemy i wystawianym na zmienne sytuacje swego śmiertelnego życia. A w pierwotnym kościele, do zwykłych ludzkich uwarunkowań dochodziły jeszcze trudy związane z wyznawaniem chrześcijaństwa, co wówczas wiązało się z ryzykiem życia. Na to wszystko odpowiedzią Pawła jest modlitwa. Jak stwierdza M. R. Vincent: „Pokój jest owocem wiary w modlitwę”. W omawianym fragmencie zawarta została krótka synteza całej filozofii modlitwy.

1. Paweł kładzie nacisk na to, że wszystko można otrzymać od Boga w modlitwie. Mamy właśnie modlić się i prosić z dziękczynieniem o wszystko, jak to zostało pięknie powiedziane: „Nie ma sprawy zbyt wielkiej dla mocy Bożej i zbyt małej dla Jego ojcowskiej troski”. Dziecko przychodzi do rodziców z małymi i wielkimi sprawami. Podobnie i my powinniśmy postępować względem Boga. Dziecko jest zawsze pewne, że cokolwiek się z nim dzieje, ma to istotne znaczenie dla jego rodziców, małe sukcesy i małe rozczarowania są przez rodziców z uwagą wysłuchiwane. Tak jest też z nami i Bogiem.

2. Zanosimy do Boga nasze modlitwy, prośby i błagania. Modlimy się o nas samych. Modlimy się o przebaczenie czegoś z przeszłości; o pomoc i prowadzenie nas teraz i w przyszłości. Zanosimy więc do Boga całą naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość; cały nasz wstyd za czyny dokonane i obawy stawiane przed majestatem Bożym. Możemy modlić się za innych. Polecamy opiece Bożej tych blisko i tych daleko, których zachowujemy w naszych myślach i pamięci.

3. Paweł stwierdza, że dziękczynienie musi być stałym akompaniamentem modlitwy. Jest przekonany, że każda modlitwa musi zawierać podziękowanie. Chrześcijanin powinien odczuwać, jak to kiedyś określono, że przez całe życie jest „jakby zawieszony między przeszłym a obecnym błogosławieństwem”. Każda modlitwa musi zawierać podziękowanie za wielki przywilej modlitwy. Z całą siłą Paweł podkreśla, że musimy jednakowo dziękować w każdej sytuacji: w śmiechu, w płaczu i w radości. Pociąga to za sobą dwie postawy: wdzięczności, ale też i doskonałej uległości woli Bożej. Dopiero wtedy, gdy jesteśmy w pełni przekonani, że Bóg działa we wszystkim ku dobremu, możemy rzeczywiście odczuwać dla Niego doskonałą wdzięczność, której żąda od nas chrześcijańska modlitwa.

Gdy modlimy się, musimy zawsze pamiętać o trzech sprawach. Musimy pamiętać o miłości Bożej, która pragnie tylko naszego dobra. Musimy pamiętać o mądrości Bożej. Tylko ona wie, co jest dla nas dobre. Wreszcie musimy pamiętać o mocy Bożej. Tylko ta moc potrafi dokonać tego, co będzie dla nas najlepsze. Ten, kto się modli z głęboką wiarą i ufnością w mądrość, miłość i moc Boga, znajdzie dla siebie pokój Boży.

Wynikiem modlitwy pełnej wiary jest pokój Boży trwający jak wartownik na straży naszego serca. Greckie słowo, które używa tu Paweł brzmi frourein i jest, terminem wojskowym, oznaczającym służbę wartowniczą. Pokój Boży, mówi apostoł, przekracza zrozumienie ludzkie. Pokój Boży jest tak cenny, iż umysł człowieka, z całą wiedzą i zdolnościami nigdy go nie wymyśli ani nie wytworzy. Pokój ten nie może zostać stworzony, ale jedynie dany przez Boga. Droga do pokoju polega na tym, aby wziąwszy życie swoje i swoich bliskich, przywieść je w ufnej modlitwie do rąk Boga.

Prawdziwa ojczyzna rozumu (4,8.9)

Umysł ludzki skupia się zawsze na czymś konkretnym i Paweł pragnąłby mieć pewność, że Filipianie skupili swoje umysły na sprawach słusznych. Ma to zasadnicze znaczenie, ponieważ jest prawem życia, że jeśli myśli się o czymś dość często i długo, to w pewnym momencie nie można już myśleć o niczym innym. Myśli zaczynają posuwać się wzdłuż toru, z którego nie mogą wyskoczyć. Jest ważne, aby ludzki umysł skupiał się na sprawach pięknych. I tu Paweł podaje ich listę. Istnieją sprawy prawdziwe. Wiele jest na tym świecie rzeczy oszukańczych i pozornych. Obiecują to, czego nigdy nie mogą spełnić. Obiecują pokój i szczęście, których w istocie nigdy nie dadzą. Myśli należy skupiać na sprawach, na których można polegać, które nie zawiodą ani nie poniżą. Są sprawy uczciwe, godne szacunku, wartościowe i honorowe. Paweł używa słowa trudnego do jednoznacznego przekładu. Brzmi ono semnos. Zwykle bywa używane w odniesieniu do Boga i świątyni bogów. Zastosowane do człowieka, określa osobę, która porusza się po świecie, jak po świątyni Boga. Mateusz Arnold proponuje przetłumaczyć słowo semnos jako szlachetnie poważny. Ale w rzeczywistości określa ono to, co ma na sobie piętno świętości. Są na świecie sprawy frywolne, przyciągające jedynie płytkie umysły. Ale chrześcijanin powinien skupiać się na sprawach dostojnych i poważnych.

Istnieją sprawy, które są sprawiedliwe. Użyte tu słowo brzmi dikaios. Grecy określali nim człowieka sprawiedliwego, który ludziom i bogom oddaje to, co im należne. Innymi słowy, możemy powiedzieć, że dikaios oznacza spełnienie obowiązku. Są tacy, którzy mają myśli i umysł nastawione na przyjemność i wygodę, trywialne zajęcia i łatwość życia. Myśli chrześcijanina powinny skupiać się na obowiązkach wobec człowieka i wobec Boga.

Istnieją sprawy, które są czyste moralnie. Określa to greckie słowo hagnos. Oznacza ono czystość, nieskalanie. Użyte uroczyście dotyczy czegoś, co zostało oczyszczone i nadaje się zatem do oddania w służbę Bogu. Na tym świecie wiele jest rzeczy pełnych brudu, spraw niskich i okaleczonych. Wielu ludzi ma taki stan umysłu, że kalają wszystko co jest czyste. Umysł chrześcijanina nastawiony jest na sprawy nieskażone. Jego myśli mają być tak czyste, aby oparły się nawet wnikliwemu osądowi Bożemu.

Istnieją sprawy, które są miłe. Moffat tłumaczy: które są atrakcyjne. Najlepszym przekładem jest chyba: które są sympatyczne. Greckie słowo brzmi prosfiles i można je sparafrazować jako to, co wyzwala miłość. Są tacy, których myśli skupiają się na zemście i karze, tak iż wywołują u innych tylko gorycz lub strach. Są tacy, którzy mają tak krytyczne nastawienie do ludzi, że wywołują u innych urazy psychiczne. Chrześcijanin skupia się na sprawach miłych - łagodności, sympatii, wyrozumiałości i miłości. Jest on osobą miłą, sympatyczną, z którą przyjemnie się obcuje.

Są sprawy mające dobrą sławę. Amerykańska wersja Biblii z 1901 roku używa tu słowa wdzięczny. Trudno określić ścisły sens oryginalnego słowa greckiego. Dosłownie oznaczało ono sprawiedliwą mowę. Używany jest w specjalnym kontekście. Ma związek ze świętą ciszą, występującą na początku ceremonii składania ofiar. Można więc chyba powiedzieć, że określa sprawy, które Bóg chętnie wysłuchuje.

Istnieje wiele wyrazów brzydkich i fałszywych. Na ustach chrześcijanina i w jego myślach powinny znajdować się tylko takie słowa,, które Bóg chętnie chce wysłuchać.

Paweł idzie dalej, mówiąc o tym, co jest cnotą. Słowo greckie brzmi arete. Jest to jedno z wielkich, kluczowych słów, które Paweł omija celowo i tylko raz w całym Nowym Testamencie pojawia się w naszym tekście. W myśli greckiej arete opisywało wszystkie rodzaje doskonałości: doskonałość zwycięstwa, odwagi żołnierza, cnoty ludzkiej. Lightfoot sugeruje, że używając to słowo, Paweł wzywa na swych sojuszników wszystko to, co było doskonałe w pogańskiej przeszłości jego przyjaciół. To tak jakby mówił im: „Jeśli stara, pogańska idea doskonałości, w której się wychowaliście ma na was wpływ, myślcie o tym”. To tak jakby powiedział: „Myślcie o największych wzlotach swego przeszłego życia w pogaństwie i niech ta myśl zachęca was do nowych wzlotów na chrześcijańskiej drodze życia”. Świat pełen jest brudu i degradacji; ale istnieją też w nim elementy szlachetności i rycerskości. O takich moralnych wyżynach świata powinien myśleć chrześcijanin.

Na końcu swej listy Paweł mówi o tym, co godne chwały. Jest w pewnym sensie prawdą, że chrześcijanin nigdy nie myśli o ludzkiej chwale; ale jest też prawdą, że każdego dobrego człowieka wzrusza i podnosi na duchu pochwała od innych dobrych ludzi. Paweł stwierdza zatem, że chrześcijanin powinien wieść takie życie, aby nie pogardzać pyszałkowato lub z głupoty ludzką chwałą od tych, od których pochwała jest pożądana.

Prawdziwa nauka i prawdziwy Bóg (4,8.9 ciąg dalszy)

W tym fragmencie Paweł podaje metodę prawdziwej nauki. Mówi o rzeczach, których Filipianie nauczyli się, ponieważ ich osobiście instruował. Jest to interpretacja Ewangelii i jej prawd, które przekazał im Paweł. Apostoł mówi dalej o tym, co Filipianie otrzymali. Użyte tu słowo greckie brzmi paralambanein i w szczególności wyraża przyjęcie i przyswojenie sobie utrwalonej tradycji. Oznacza więc zaakceptowaną doktrynę i naukę Kościoła, tak jak ją przekazał Paweł. Wynika z tego, ze nauczanie chrześcijańskie składa się z dwóch elementów: przekazywania przyjętego zespołu prawd i doktryn, przestrzeganych przez cały Kościół oraz objaśnianie ich poprzez osobistą interpretację nauczyciela. Jeżeli chcemy nauczać i głosić Ewangelię, musimy znać przyjętą przez Kościół naukę. Następnie musimy ją sobie przyswoić, aby w prostej formie i ujęciu przekazać wraz z naszymi przemyśleniami i doświadczeniami.

Ale Paweł idzie w swych rozważaniach dalej. Mówi Filipianom, aby naśladowali to, co sami usłyszeli i zobaczyli. Niewielu jest niestety nauczycieli, którzy potrafią tak powiedzieć. A jednak to prawda, że osobisty przykład jest istotnym elementem procesu nauczania. Nauczyciel musi realizować w praktyce naukę, którą głosi. Musi demonstrować w działaniu te prawdy, które wyznaje w słowach. Na koniec tego fragmentu Paweł mówi swym przyjaciołom z Filippi, ze jeżeli będą to wszystko wiernie przestrzegali, to Bóg pokoju pozostanie z nimi. Bardzo interesujące jest przeanalizowanie tytułów, jakie Paweł nadaje Bogu.

1. Dla niego Bóg jest Bogiem pokoju. To ulubiony przez Pawła tytuł (Rz 16,20; 1 Kor 14,33; 1 Tes 5,23). Dla Żyda pokój nigdy nie był wyłącznie pojęciem negującym; nigdy nie oznaczał wyłącznie braku kłopotów. Pokój ten obejmował wszystko, co przyczyniało się do najwyższego dobra człowieka.

Tylko w przyjaźni z Bogiem można odnaleźć życie takim, jakim powinno być. Dla Żyda pokój ten prowadził szczególnie do prawidłowych stosunków z Bogiem. Tylko dzięki łasce Bożej możemy wejść w te prawidłowe stosunki z Bogiem i ludźmi.

2. Dla Pawła Bóg jest Bogiem nadziei (Rz 15,13). Wiara w Boga jest jedynym czynnikiem, który może oddalić od człowieka ostateczną rozpacz. Tylko odczucie łaski Bożej potrafi powstrzymać człowieka przed rozpaczą nad sobą. Tylko poczucie opatrzności Bożej może powstrzymać człowieka od rozpaczy nad światem. Psalmista śpiewał: „Dlaczego drżysz duszo moja?.. Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim!” (Ps 42,11; 43,5).

W sprawiedliwości - Boga istnienie;

Na pewno nadejdzie więc świtanie;

Niesłuszne byłoby zwątpienie,

Grzechem się stanie dziś wahanie.

Nadzieja chrześcijańska jest niezniszczalna, ponieważ opiera się na wiecznym Bogu.

3. Dla Pawła Bóg jest Bogiem cierpliwości i pocieszenia (Rz 15.2; 2 Kor 1.3). Pociesznie wyrażane jest greckim słowem paraklesis. Cierpliwość brzmi po grecku hupomone. Nie oznacza ono po prostu umiejętności przetrzymywania pewnych trudności, lecz aktywne działanie, aby te trudności przezwyciężać. Nie polega na akceptacji, ale na przekształcaniu w wysokie wartości moralne. Właśnie Bóg daje nam moc, która w różnych sytuacjach życiowych prowadzi do chwały i wielkości. Jest On takim Bogiem, u którego uczymy się spożytkować radości i smutki, sukcesy i porażki, osiągnięcia i upadki dla wzbogacania i uszlachetniania życia, aby stać się bardziej użytecznym dla innych i tym samym przybliżać się do Niego.

Pocieszenie to po grecku paraklesis. Znaczy więcej, niż tylko uśmierzająca ból sympatia; oznacza dodawanie odwagi. Paraklesis jest pomocą, która nie tylko obejmuje człowieka ramieniem pocieszenia ale także dodaje mu odwagi, aby śmiało stanął wobec świata; nie tylko ociera z oczu łzy, ale daje odważne spojrzenie na świat. Paraklesis jest jednocześnie pocieszeniem i siłą. Bóg jest takim Bogiem, w którym każda sytuacja staje się naszą chwałą i w którym odnajduje się siłę, by dalej dzielnie kroczyć przez życie.

4. Bóg jest Bogiem miłości i pokoju (2 Kor 13,11). Wyraża to sedno sprawy. Miłość Boża objawia się we wszystkim. Ma ona wyrozumiałość dla naszych grzechów. Nigdy nas nie odrzuca, nigdy sentymentalnie nie osłabia, ale zawsze mężnie wzmacnia do walki ze złem tego świata. Pokój, nadzieja, cierpliwość, pocieszenie i miłość - oto są przymioty, które Paweł znajduje w Bogu. Rzeczywiście, „nasza zdolność jest z Boga” (2 Kor 3,5).

Tajemnica prawdziwego zadowolenia (4,10-13)

Gdy List zbliża się do końca, Paweł wyraża swą wdzięczność za dar, który wysłali mu Filipianie. Wiedział, że zawsze znajdował się w ich myślach i sercach, ale okoliczności uniemożliwiały im dotychczas okazanie troski o niego.

Nie chodziło o to, że był on niezadowolony ze swego położenia, ponieważ nauczył się poprzestawać na małym. I tu używa Paweł jedno z największych słów etyki pogańskiej. Nauczył się być autarkes; to jest samowystarczalny. Osiągnięcie samowystarczalności stanowiło najwyższy cel etyki stoickiej. Przez autarkeia stoicy rozumieli stan umysłu, w którym człowiek staje się całkowicie i absolutnie niezależny od spraw i ludzi; stan, w którym nie potrzebuje już nikogo i niczego. Stoicy proponowali osiągnąć ten stan za pomocą pewnego sposobu myślenia.

1. Proponowali eliminować wszelkie pragnienia. Słusznie uważali, że zadowolenie nie wynika z posiadania wielu rzeczy, ale z pragnienia niewielu. „Jeśli chcesz kogoś uszczęśliwić, powiadali, nie zwiększaj jego posiadłości, ale odsuń go od jego pragnień”. Kiedy Sokratesa zapytano, kto jest najszczęśliwszym człowiekiem, odpowiedział: „Ten, kogo zaspokaja to, czego ma najmniej, gdyż autarkeia, samowystarczalność, jest bogactwem natury”. Stoicy wierzyli, że jedyną drogą do zadowolenia, było odrzucenie wszystkich pragnień, aż do momentu, w którym nic i nikt nie jest już potrzebne.

2. Stoicy proponowali, aby człowiek wyeliminował wszystkie uczucia, i wzruszenia aż do chwili, gdy będzie mu obojętne, co stanie się z nim i kimkolwiek innym. Epiktet mówi: „Zacznij od wazy lub sprzętu domowego; jeśli się zbije, nie przejmuj się. Następnie zajmij się koniem albo psem; jeśli się im coś złego wydarzy, mów: nic mnie to nie obchodzi. Dalej przejdź do siebie: jeśli jesteś w jakikolwiek sposób urażony, powiedz sobie: to mnie nic nie wzrusza. Jeśli będzie postępował tak dalej, dostatecznie długo, jeśli będziesz dość twardy, dojdziesz do etapu, w którym oglądając cierpienia i śmierć swych najbliższych będziesz mógł powiedzieć: nic mnie to nie obchodzi”. Celem stoików było zniweczenie wszelkiego uczucia i wzruszenia ludzkiego serca.

3. Ale jak to zrobić? Należało to osiągnąć przez celowy akt woli, który we wszystkim widzi wolę Boga. Stoicy wierzyli, że nic nie dzieje się bez tej woli. Najbardziej tragiczne i bolesne wydarzenia pochodzą także z woli Boga. Byłoby więc bezcelowe walczyć przeciwko nim. Trzeba się samemu hartować, aby móc to wszystko zaakceptować. W celu osiągnięcia zadowolenia, stoicy usuwali uczucia i wzruszenia, wykorzeniali z życia miłość i zabraniali odczuwać troski. T. R. Glazer mówił: „Stoicy uczynili z serca pustynię i stan taki nazywali pokojem”. Dostrzegamy od razu różnicę między stoikami, a Pawłem. Stoik twierdził: „Poznanie zadowolenia jest celowym aktem naszej woli”, Paweł zaś mówił: „Wszystko mogę uczynić z pomocą Chrystusa, który mnie wypełnia swoją mocą”. Dla stoika stan zadowolenia był ludzkim osiągnięciem, zaś dla Pawła darem Bożym. Stoik uważał, że jest samowystarczalny, ale Apostoł był wystarczalny w Bogu.

Stoicka filozofia poniosła porażkę, ponieważ była nieludzka. Chrześcijaństwo zwyciężyło, gdyż zakorzenione było w tym, co boskie. Paweł potrafił stawić czoła wszystkiemu. Nie odgrywało dla niego roli ile posiadał, ponieważ w każdej sytuacji miał przy sobie Jezusa Chrystusa. Ten, kto z Nim chodzi i żyje, zawsze da sobie radę z przeciwnościami.

Wartość daru (4,14-20)

Okazywanie hojności przez zbór w Filippi dla Pawła trwało od dawna. W rozdziałach 16 i 17 Dziejów Apostolskich czytamy o tym, jak Paweł głosił Ewangelię w Filippi, a potem udał się do Tesaloniki i Berei. Przez cały ten czas zbór w Filippi dawał praktyczne dowody swej miłości do Pawła. Jego stosunek do tego zboru był inny niż do pozostałych. Od żadnego nie przyjąłby daru. Taka sprawa zdenerwowała go właśnie w przypadku zboru w Koryncie (2 Kor 11,7-12). Lecz między nim a Filipianami istniała więź, jakiej nie miał z innymi zborami.

Paweł wyraża się tu w piękny sposób: „Nie chodzi o to, że pragnę od was prezentu, ale wasz dar naprawdę raduje moje serce i cieszy mnie. Niczego nie potrzebuję, ponieważ mam aż nadto. Ale jestem zadowolony, że otrzymałem od was dar; wasza dobroć, hojność i troskliwość będzie się wysoko liczyła na waszą korzyść w oczach Boga”. Cieszyła go ich szczodrość, ale nie ze względu na siebie, lecz ze względu na nich. W dalszym ciągu Paweł używa słów, które niejako prowadzą do przekształcenia daru dla siebie w dar dla Boga. Nazywa ten dar przyjemną wonnością. Był to typowy starotestamentowy zwrot dotyczący ofiary miłej Bogu. Zawiera symboliczny obraz, w którym zapach ofiary Bóg odbiera jako słodki (1 Mjż. 8,21: 3 Mjż 1,9.13.17). Radość Pawła z otrzymanego daru nie polegała na tym, czym ten dar był dla niego, ale czym był dla Filipian. Nie oznacza to, że pomijał jego wartość. Ale Paweł najbardziej cieszył się z tego, że dar od ulubionego zboru i miłość, którą wyrażał, były miłe Bogu.

W ostatnim zdaniu naszego tekstu, apostoł stwierdza, że żaden dar nie zubaża człowieka. Bogactwo Boże jest dostępne dla tych, którzy kochają Boga i swych bliskich. Dawca daru nie zubaża się - przeciwnie, wzbogaca się, gdyż jego własny dar daje mu dostęp do darów i skarbów Bożych.

Pozdrowienia (4,21-23)

List kończy się pozdrowieniami. W tym ostatnim fragmencie występuje bardzo interesujący zwrot. Paweł przesyła specjalne pozdrowienia od chrześcijańskich braci, którzy są z domu cesarskiego. Należy to zrozumieć właściwie. Użyte sformułowanie nie oznacza tych, którzy pochodzą z rodziny cesarza. Dom cesarski oznaczał to, co teraz nazwalibyśmy cesarską służbą pałacową. Na całym świecie znajdowali się więc członkowie domu cesarskiego. Urzędnicy pałacowi, sekretarze, prowadzący finanse, odpowiedzialni za administrację tworzyli personel cesarza - ów dom cesarski. Trzeba zwrócić uwagę na to, że już na tak wczesnym etapie rozwoju, chrześcijaństwo przeniknęło do samego dworu cesarskiego. Nawet wśród tych. którzy rządzili i administrowali państwem rzymskim, znajdowali się chrześcijanie. Trudno o zdanie, mówiące dobitniej o rozprzestrzenianiu się chrześcijaństwa wśród najwyższych warstw cesarstwa. A działo się to na trzysta lat przed uznaniem chrześcijaństwa za religię państwową. Już wtedy widoczne były pierwsze oznaki ostatecznego tryumfu Chrystusa. Ukrzyżowany cieśla z Galilei już wówczas zaczął rządzić tymi, którzy rządzili największą potęgą świata.

List kończy się słowami: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa niech będzie z duchem waszym”. Filipianie wysłali Pawłowi swe dary. Ale on ma dla nich tylko jeden dar - swoje błogosławieństwo. A czy jest większy dar nad pamięć o kimś w swojej modlitwie do Boga?


SPIS TREŚCI

WSTĘP

Zwykłe pozdrowienie hebrajskie brzmi właściwie szalom, co po hebrajsku znaczy pokój (przyp. tł.).

Polikarp, biskup Smyrny, uczeń apostoła Jana. Spalony na stosie w 167 r. (przyp. tł).

John Knox (1505-1572), szkocki reformator, autor przekładu Biblii (1559) i katechizmu (przyp. tł.).

Autor komentarza, W. Barclay, pisze w języku angielskim (przyp. tł.).

Autor pisze tu o tak zwanej Septuagincie, przekładzie Pisma Świętego z hebrajskiego na grecki, dokonanego przez 70 tłumaczy w II wieku przed Chrystusem w Aleksandrii (przyp. tł.).

John Wesley (1703-1791), słynny kaznodzieja angielski twórca metodyzmu (przyp. tł.).

123

74



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
07 Katolicki komentarz do Pisma Świętego Flp 2,6nn (KUL)
Pieśń Flp 2 werset 6, Kantyki biblijne
Pieśń Flp 2, Kantyki biblijne
11 Flp
Egzegeza Flp 2,2
Z bojaźnią i drżeniem wykonujcie swoje zbawienie Flp 2 12 13 Zwiedzenie w Kościele Pana Jezusa Chry
Pieśń Flp 2
db wplyw prod flp na ciaze cz ii 07 2005
Flp(1)
Witaminy FLP we wspolczesnej profilaktyce
11 Flp
Pieśń Flp 2 werset 6

więcej podobnych podstron