WÓDZ K Praca socjalna w środowisku zamieszkania


Spis treści

EP 7

sdmowa do II wydania 9

>zdział I

>blematyka pracy socjalnej w zarysie

  1. Narodziny i rozwój naukowych metod pracy socjalnej 11

  2. Instytucje pomocy społecznej na tle ogólnych przemian polityki
    społecznej w krajach zachodnich 23

  3. Nowe horyzonty pracy socjalnej 32

>zdział II

frodowiskowa pomoc spoleczna — instytucjonalne ramy pracy
cjalnej w Polsce
37

  1. W kierunku profesjonalizacji. Kształtowanie się zrębów szkolnictwa
    zawodowego w zakresie pracy socjalnej w Polsce 37

  2. Służby społeczne w Polsce — krótki rys historyczny 43

  3. Pomoc społeczna w nowych warunkach ustrojowych 53

Rozdział III

Środowisko zamieszkania w teorii, badaniach socjologicznych

l polityce społecznej 59

  1. Uwagi wprowadzające 59

  2. Środowisko zamieszkania w perspektywie procesów urbanizacyjnych
    współczesnego świata 65

Środowisko zamieszkania w polityce społecznej — ze szczególnym
uwzględnieniem sytuacji w Polsce

Rozdział IV

Zagadnienia diagnozy społecznej i metody pracy socjalnej w środowisku zamieszkania

  1. Etyczne podstawy interwencji pracownika socjalnego

  2. Ogólne zasady pracy socjalnej w środowisku otwartym

  3. Diagnoza społeczna — aspekty psychospołeczne, socjologiczne

i statysty czno-ekonomiczne

  1. Metody pracy socjalnej

Rozdział V

Wybrane zagadnienia organizacji pracy socjalnej w środowisku

otwartym 161

  1. Uwagi wstępne 161

  2. Rodzina „specjalnej troski" w pracy socjalnej w środowisku
    zamieszkania 162

Refleksje końcowe

Wstęp

Refleksja teoretyczna poświęcona pracy socjalnej należy w Pol­sce do rzadkości. Podejmowana najczęściej w ramach pedagogiki społecznej czy polityki społecznej charakteryzuje się typowym dla tych dyscyplin nastawieniem praktycznym. Rozważania koncentrują się na aspektach metodyczno-organizacyjnych, mniejszą wagę zaś przywiązuje się do filozoficznych, socjologicznych i psychologicz­nych podstaw pracy socjalnej.

Brak szerszego zainteresowania problemami pracy socjalnej wśród przedstawicieli innych niż wymienione na wstępnie dyscyplin akademickich musi budzić zdziwienie, kiedy na całym świecie to­czone są dysputy o etycznych podstawach interwencji pracownika socjalnego, o znaczeniu pracy socjalnej w pobudzaniu indywidualnej i grupowej samozaradności, kiedy prowadzone są prace nad nowymi metodami pomiaru potrzeb społecznych, w których uczestniczą inter­dyscyplinarne zespoły specjalistów. W efekcie — zaległości w oma­wianej dziedzinie są spore, a przezwyciężenie ich wymaga szerszego

f; niż dotąd włączenia się w dyskusje teoretyczne i metodologiczne przed-

i; stawicieli nauk humanistycznych i społecznych.

'- Prezentowana książka, napisana z perspektywy psychosocjolo-

i gicznej, ma być w zamierzeniu uzupełnieniem ukształtowanych w ob­rębie pedagogiki społecznej i polityki społecznej sposobów prezen­tacji celów i zasad pracy socjalnej.

Nawiązując w wielu miejscach do dorobku obu dyscyplin, ko­rzystam z niego w sposób wybiórczy, pomijając te zagadnienia, które wykraczają poza ramy nakreślone tematem, uwzględniając zaś te,

które nie były dotąd szerzej omawiane. Rozdział I wprowadza czy­telnika w problematykę pracy socjalnej, ukazuje w syntetycznym skrócie historyczne źródła pracy socjalnej i jej współczesne rozu­mienie. W rozdziale II przedstawiono proces ewolucji środowisko­wej pomocy społecznej w Polsce. Rozdział El, prezentujący środo­wisko zamieszkania w teorii, badaniach socjologicznych i polityce społecznej, stanowi tło dla podjętych w rozdziale IV rozważań nad zasadami i metodami pracy socjalnej w środowisku otwartym. Sporo uwagi poświęcono tu przestrzenno-kulturowej charakterystyce środo­wiska zamieszkania oraz etycznym i psychospołecznym aspektom pra­cy socjalnej. W rozdziale V przedstawiono na wybranych przykła­dach praktyczne problemy organizacji pracy socjalnej w środowisku zamieszkania.

Na zakończenie pragnę dodać, iż dobór problematyki, proporcje wątków teoretycznych i praktycznych wynikają z moich zaintereso­wań badawczych i nie dają pełnego, wyczerpującego ujęcia tematu. Mimo to mam nadzieję, że czytelnik znajdzie w tej książce zachętę do refleksji nad zawodem pracownika socjalnego, nad miejscem pracy socjalnej w polityce społecznej, w różnych dziedzinach społecznej praktyki — tym samym spełni ona swe zadanie.

Przedmowa do II wydania

Pięć lat, które minęły od pierwszego wydania tej pracy, to okres dostatecznie długi, aby dokonać w niej korekt uwzględniających za­równo nowe realia społecznoustrojowe, jak i zasadnicze przeobra­żenia zachodzące w dziedzinie pracy socjalnej w Polsce.

Obecne, drugie wydanie pozostaje w ogólnych zarysach wierne przyjętej perspektywie socjopsychologicznej. W stosunku do poprze­dniego wydania — obok koniecznych zmian aktualizujących — wprowadzono szereg modyfikacji i uzupełnień wynikających z suge­stii, uwag życzliwych czytelników pierwowzoru. Dotyczy to przede wszystkim rozdziału IV, który w obecnej wersji znacznie zwiększył swoją objętość, a także rozdziału II, który został całkowicie zmie­niony.

Mam nadzieje, że dokonane uzupełnienia przyczynią się do pod­niesienia walorów informacyjnych książki, pisanej przede wszystkim z myślą o tych wszystkich młodszych czy starszych adeptach za­wodu pracownika socjalnego, którzy chcieliby w swojej praktycznej działalności wykorzystać wiedzę z zakresu nauk społecznych i huma­nistycznych. Fakt, że stosunkowo szybko został wyczerpany cały na­kład książki wydanej po raz pierwszy przez PWE, stanowił dla mnie zachętę do kontynuacji pracy nad podjętymi wówczas zagadnieniami.

Rozdział l

PROBLEMATYKA PRACY SOCJALNEJ W ZARYSIE

1. Narodziny i rozwój naukowych metod pracy socjalnej

Co to jest praca socjalna? Udzielenie jasnej i zarazem wyczer­pującej odpowiedzi na powyższe pytanie nie jest sprawą prostą. Dwu­członowy charakter tego terminu wskazuje, że chodzi o pewien szcze­gólny typ__celQw.ej. dzialalnplcl j^awieJcar-kt jest inny człowiek lub grupa .ludzi. Można by przyjąć takie określenie, pocTwarunkiem, że termin „socjalny" zastąpimy polskim odpowied­nikiem angielskiego „social" czy niemieckiego „sozial". Jednakże już na wstępie rodzą się wątpliwości, które wymagają zastanowienia
się nie tylko nad językową, ale także merytoryczną poprawnością tej definicji. Przede wszystkim praca socjalna jako szczególny typ dzia­
łania społecznego ma swoiste cele, środki i metody, przystępując więc do zabiegów definicyjnych należałoby je bliżej scharakteryzo­wać. Ujmując rzecz najkrócej — można stwierdzić, że chodzi tu o działania typu prospołeczne&o.,. w rozumieniu przyjętym w psyCfiotógii społecznej, a więc takie, „których wspólną cechą jest to, że są one zorganizowane, tak by podtrzymać, chronić lub rozwijać in­teresy innych osób, grup, społeczności, instytucji [...] interes innych obiektów społecznych"*.

Tak rozumiane działania prospołeczne obejmują zróżnicowane w istocie typy czynności skierowanych na innych ludzi, na ich do­bro osobiste lub na dobro społeczne, mają też rozmaite podłoże mo­tywacyjne, które może — choć nie musi — wiązać się z rzeczywi- stym stanem potrzeb tych osób lub grup. Do działań prospołecznych można zatem zaliczyć wiele znanych nam codziennych zachowań, takich jak pomoc sąsiedzka, pomoc w zakupach czy opieka nad cho­rym członkiem rodziny, jak i zachowania heroiczne, w których dobro innego człowieka staje się ważniejsze niż własne bezpieczeństwo czy zdrowie.

Praca socjalna z pewnością należy do kategorii działań pro­społecznych, jednakże od wymienonych wyżej codziennych zacho­wań opiekuńczych i nadzwyczajnych zachowań heroicznych różni się pod wieloma względami. Znana szeroko definicja pracy socjalnej zawarta w Rezolucji nr 16 (67) Rady Europy stwierdza co następuje: „Praca socjalna jest specyficzną działalnością profesjonalną, której zadaniem jest ułatwianie wzajemnego przystosowania jednostek, ro­dzin, grup i środowiska społecznego, w którym żyją, oraz rozwijanie poczucia własnej wartości indywidualnej poprzez wykorzystanie moż­liwości tkwiących w ludziach, w stosunkach interpersonalnych, oraz zasobach udostępnianych przez społeczności lokalne"2.

Inną, bardziej precyzyjną, definicję pracy socjalnej znajdujemy w opublikowanym przez brytyjską Centralną Radę Edukacji i Kształ­cenia w Zakresie Pracy Socjalnej dokumencie określającym podsta­wowe wymagania dotyczące przygotowania zawodowego pracowni­ka socjalnego. Brzmi on następująco: „Praca socjalna to uznana pow­szechnie działaność profesjonalna umożliwiająca jednostkom, rodzi­nom i grupom identyfikację osobistych, społecznych i tkwiących w ich środowisku trudności oddziałujących na nich niekorzystnie. Praca socjalna umożliwia im (tj. jednostkom, rodzinom i grupom, przyp. K. W.) przezwyciężanie tych trudności poprzez działania pod­trzymujące, rehabilitacyjne, zabezpieczające lub korygujące. Praca socjalna wspiera politykę społeczną i odpowiada na potrzeby spo­łeczne, działając tym samym na rzecz równych szans dla wszystkich, niezależnie od wieku, płci, orientacji seksualnej, klasy społecznej, niesprawności, rasy, kultury i wyznania. Na pracy socjalnej spoczywa odpowiedzialność za ochronę najsłabszych i egzekwowanie ustawo­wych zobowiązań właściwych organów władzy wobec tej grupy"3. Autorki jednego z najbardziej obszernych, a zirazem wszech­stronnych podręczników pracy socjalnej wydanycl w ostatnich la­tach w USA, Brenda L. Dubois i Karla Krogsrud Miley, piszą we wstępie do części pierwszej: „Praca socjalna obejnuje działaność profesjonalną ukierunkowaną na poprawę warunków życia jedno­stek i zbiorowości, niesienie ulgi w cierpieniu i rozviązywanie pro­blemów społecznych. Pracownicy socjalni jako „srecjaliści od po­mocy" pracują z ludźmi, po to by wzmocnić ich ktmpetencje i po­prawić funkcjonowanie społeczne, umożliwić im dcstęp do różnych form wsparcia społecznego i zasobów, tworzyć hunanitarne i wra­żliwe na ludzkie potrzeby usługi społeczne oraz działają na rzecz zwiększenia zasięgu oddziaływania instytucji św.adczących po­moc"4.

Przytoczone powyżej definicje mimo pewnych różnic podkre­ślają zgodnie, iż praca socjalna to profesjonalne, zorganizowane i celowe działanie o charakterze prospołecznym, provadzone według specyficznych dla tego zawodu zasad i metod. Praa socjalna jest zatem jednym z wielu rodzajów 'zachowań prospołscznych, wystę­pujących równolegle z innymi tego rodzaju zachovaniami, podej­mowanymi z pobudek altruistycznych, religijnych czy humanitar­nych.

Historia opieki społecznej — występującej w różrych typach spo- ,y łeczeństw, od czasów prehistorycznych aż do dziś p>d różnymi po- 7 staciami. wśród których najbardziej znane są te, którt związane były z wielkiau' doktrynami etycznymi, religijnymi i świeckimi — dowo­dzi, że postawy i zachowania prospołeczne stale są łbecne w życiu zbiorowości ludzkich. Nie sięgając zbyt daleko w przeszłość, można tu wskazać na dziewiętnastowieczne tradycje działahości organiza­cji dobroczynnych, które odegrały znaczącą rolę w kiztałtowaniu się społecznej roli pracownika socjalnego i tworzeniu netod pracy so­cjalnej.

Nazwiska Thomasa Chalmersa, Ferdynanda LePlaya, Octavii Hill, Charlesa Bootha i wielu innych weszły na trvałe do historii pracy socjalnej. W dziełach tych wybitnych badacz' reformatorów zawarte są aktualne wskazania na temat wykorzystana źródeł staty- stycznych i systematycznej obserwacji terenu, tak ważnej w obie­ktywnym badaniu rzeczywistości społecznej.

Podejmowane z pobudek filantropijnych badania terenowe, po­dobnie jak interwencjonistyczna, demaskatorska publicystyka społe­czna z przełomu XIX i XX stulecia, odegrały ważną rolę w kształto­waniu się nowego podejścia do tzw. kwestii społecznych. Ukazując społeczne rozmiary i tragiczne następstwa nędzy, zaniedbań zdro­wotnych, ciasnoty mieszkaniowej, anty higienicznych warunków ży­cia w wielkomiejskich dzielnicach robotniczych lustracje społeczne wywarły istotny wpływ na rozwój reformistycznych nurtów myśli politycznej i ekonomicznej5. Wyrosła z tradycji filantropijno-refor-mistycznych ubiegłego stulecia praca socjalna zajmowała i nadal zaj­muje w jej ramach poczesne miejsce.

/"^ Do szczególnie zasłużonych dla rozwoju pracy socjalnej na-,leży angielskie Zrzeszenie Organizacji Charytatywnych (Charity / Organization Society) utworzone w 1869 r. Z działalnością tej or-, ganizacji związane jest nazwisko Octavii Hill, która zapoczątko­wała nowe podejście do problematyki pomocy społecznej, prze­ciwstawiając się ugruntowanej od czasów elżbietańskich tradycji angielskiego prawa ubogich. Hill głosiła potrzebę oparcia opieki społecznej na zasadach równorzędności pomagającego i podopie­cznego. Uważała, że jedynie słuszną drogą, poprzez którą mogą być realizowane różne formy pomocy, jest serdeczny i osobisty kontakt pomiędzy działającym z własnej woli „dobroczyńcą" a podopiecz­nym6.

Rozwijające się z końcem XIX stulecia w Europie i Stanach Zjed­noczonych organizacje charytatywne wypracowały specyficzne, nie­powtarzalne metody pracy. Ich doświadczenia praktyczne znacznie wyprzedzały refleksję teoretyczną nad zagadnieniem pracy socjalnej. Do najciekawszych doświadczeń należały zapoczątkowane w Anglii (Toynbee Hali, 1884 r.), a rozwijane z powodzeniem w Stanach Zjed­noczonych tzw. osady, kolonie (settlements). Settlement House Mo-vement> podobnie jak Charity Organization Society, opierał się na założeniu, że aby pomóc, trzeba poznać, stąd też pionierzy tej dzia­łalności zamieszkiwali wspólnie ze swymi podopiecznymi w naj- uboższych dzielnicach, dzieląc z nimi trudy życia codziennego, ucze­stnicząc w życiu społeczności lokalnej7.

Terminy „praca socjalna", „pracownik socjalny" pojawiły się w powszechnym obiegu stosunkowo późno, dopiero w drugiej de­kadzie XX wieku, gdy coraz bardziej nieadekwatne do treści i za­kresu działania licznych stowarzyszeń społecznych stają się pojęcia: „charytatywny", „dobroczynny". Początkowo stosowano określenia wynikające wprost z nazwy organizacji, na przykład settlement wor-ker albo y-leader (od nazwy powstałych w drugiej połowie wieku XIX, najpierw w Anglii, a później w USA chrześcijańskich organi­zacji dla młodych chłopców i dziewcząt — YMCA i YWCA).

Pojęcie „praca socjalna" weszło na stałe do języka praktyki i teorii w 1917 r. Wówczas to dokonano zamiany nazwy amerykań­skiego stowarzyszenia National Conference of Charities and Correc-tions na National Conference of Social Work. Jedną z czołowych postaci tego ruchu była Mary Richmond, obok niej siostry Edith i Grace Abbott, Jane Addams i wielu innych. Dążenie do integracji środowiska pracowników socjalnych znalazło wyraz w tworzeniu profesjonalnych stowarzyszeń. Pierwsze z nich zorganizowali pra­cownicy związani ze służbami medycznymi (1918 r.). W roku 1921 powstaje American Association of Social Workers. W pięć lat później powołano American Association of Psychiatrie Social Workers8.

Za ojczyznę naukowych metod pracy socjalnej uważa się Stany Zjednoczone, jakkolwiek i w innych krajach można również znaleźć współczesne amerykańskim doświadczenia, które nierzadko szły na­wet dalej w rozwiązaniach instytucjonalnych i metodycznych. Nie ulega jednak wątpliwości, że właśnie w USA pojawiły się pierwsze, dojrzałe pod względem teoretycznym, próby systematyzacji zasad pracy socjalnej oraz zalążki profesjonalnego kształcenia pracowni- ków socjalnych. W 1898 r. uruchomiono w Nowym Jorku Letnią Szkolę Pracy Dobroczynnej, którą w 1904 r. przekształcono w pier­wszą Szkołę Filantropii9.

Pionierzy nowego podejścia do pracy opiekuńczej uznali za ko­nieczne zerwanie z prywatną dobroczynnością oraz doraźnymi akcja­mi, podyktowanymi odruchami serca na rzecz systematycznej po­mocy, wspartej na rzetelnym rozpoznaniu sytuacji społecznej pod­opiecznego. Pojęcie diagnozy społecznej, wprowadzone do teorii pracy socjalnej przez Mary Richmond10, stanowiło inspirację dla wielu po­koleń pracowników socjalnych w ich poszukiwaniach coraz dosko­nalszych metod niesienia pomocy jednostkom i grupom.

W początkowym okresie rozwoju amerykańska szkoła pracy so­cjalnej korzystała najchętniej z propozycji teoretycznych i doświad­czeń klinicznych psychoanalizy. Psychoanalityczna metoda leczenia zaburzeń nerwicowych wraz z tkwiącą u jej podstaw specyficzną koncepcją osobowości, podkreślającą znaczenie nieuświadomionych konfliktów motywacyjnych w genezie zaburzeń emocjonalnych, wzbudziły zainteresowanie praktyków, działających w różnych agen­cjach niosących pomoc jednostkom i rodzinom imigrantów, przyby­wających licznie w tym czasie do USA. Teoretyczny model metody prowadzenia indywidualnego przypadku (case work), przedstawiony przez M. Richmond, wzorowany był na schemacie terapii psycho­analitycznej". Fascynacja psychoanalizą wyrażała się w /.nuczeniu, jakie M. Richmond, a za nią jej kontynuatorzy przypisywali nieświa­domym popędom, ukrytym kompleksom, nie rozładowanym lekom, które utrudniają konstruktywne podejście klientów do aktualnych problemów życiowych. Przeniesione na grunt pracy socjalnej pojęcia i terminy medyczne (diagnoza, terapia, przypadek) łączyły się z pewną skłonnością do indywidualistycznej interpretacji przyczyn trudności życiowych podopiecznych. Praca z indywidualnym przypadkiem miała na celu zmianę nastawienia samych zainteresowanych do swej sytu­acji, uruchomienie i skierowanie ich życiowej energii w stronę po­wszechnie przyjętych systemów wartości i wzorów zachowań.

Case work stanowi do dzisiaj jedną z głównych metod pracy w wielu instytucjach pomocy społecznej, jakkolwiek podejście dy­namiczne, skoncentrowane na głębokich warstwach osobowości pod­opiecznego (klienta), wykorzystywane jest raczej przez wyspecjali­zowany personel służb medycznych12.

Kliniczny model case work podlegał rozmaitym przekształceniom, między innymi pod wpływem krytyki ze strony samych pracowni­ków socjalnych, a przynajmniej tej ich części, która poszukiwała in­spiracji w innych niż ortodoksyjna psychoanaliza koncepcjach teo­retycznych — np. teorii stadiów rozwoju psychospołecznego Erica Eriksona, teorii pola Kurta Lewina, teorii uczenia się, psychologii humanistycznej Abrahama Masłowa i Carla Rogersa, teorii poznaw­czych, interakcjonizmu symbolicznego, teorii ról społecznych, ogól­nej teorii systemów — by wymienić tylko te najbardziej znaczące dla współczesnej pracy socjalnej orientacje.

Równolegle do propozycji M. Richmond w kręgach związanych z ruchem settlementów, a także innych organizacji działających na polu szeroko rozumianej filantropii (takich jak wspomniane wyżej YMCA czy YWCA) rozwijała się metoda pracy grupowej (group work). Gertruda Wilson — jedna ze współtwórczyfi amerykańskiej szkoły pracy socjalnej — wspomina, że teoretyczne podstawy me­tody grupowej krystalizowały się pod koniec lat dwudziestych, mie­dzy innymi za sprawą tak wybitnych postaci ruchu settlementów jak Jane Adams, Ellen Gates Starr, Edith Abbott, Sophonisba Breckin-ridge, Julia Lathrop — wszystkie związane ze słynnym Hull House w Chicago. Sprzyjały temu z pewnością bezpośrednie powiązania pracowników Hull House z tak znakomitymi uczonymi (głównie so­cjologami i psychologami społecznymi) jak John Mead, William I. Thomas, George E.Yincent czynajbliższy współpracownik Roberta E. Parka z Uniwersytetu w Chi­cago — twórcy tzw. szkoły chicagowskiej w socjologii. Badania tzw. szkoły chicagowskiej dotykały najbardziej dotkliwych proble­mów społecznych nurtujących amerykańskie społeczeństwo — prze­stępczości nieletnich, konfliktów na tle etnicznym, bezdomności, ubóstwa, rozpadu więzi społecznych, dezorganizacji rodziny i in­nych13.

Monografie szkoły chicagowskiej przyczyniły się w niemałym stopniu do upowszechnienia w środowiskach praktyków terminolo­gii i koncepcji teoretycznych z zakresu nauk społecznych14.

W chicagowskim oddziale Amerykańskiego Stowarzyszenia Pra­cowników Socjalnych utworzono komitet studiów na metodą grupo­wą, w którym prym wiodły Claudia Wannamaker i Margaret Svend-sen z Instytutu do Badań Młodzieży. Zainteresowanie metodą gru­pową wykazywały w tym okresie także organizacje dobrowolne o cha­rakterze świeckim lub religijnym, które organizowały seminaria i konferencje z udziałem wybitnych przedstawicieli świata nauki, np. Roberta Maclvera, Johna Deweya i wielu innych15.

Szczególny rozkwit poszukiwań nowych zastosowań metody grupowej przypada na lata 1935-1955. Okres ten rozpoczyna wystą­pienie na dorocznej konferencji pracy socjalnej (NCSW) Grace L. Coyle i W. I. Newstettera, którzy po raz pierwszy przedstawili teo­retyczne założenia metody grupowej. W roku następnym utworzono Narodowe Stowarzyszenie do Badań nad Metodą Grupową (NASGW) przekształcone w dwa lata później w Amerykańskie Stowarzyszenie do Studiów nad Metodą Grupową (AASGW). Popularyzacja pojęć, koncepcji teoretycznych i wyników badań naukowych nad małymi grupami dokonywała się nie bez oporów ze strony środowisk zwią­zanych profesjonalnie z działaniami „grupowymi". W. I. Newstetter we wspomnianym wyżej wystąpieniu podkreślał różnice między wy­korzystaniem grupy jako techniki pracy edukacyjnej, wychowawczej czy też pola badań psychologicznych oraz właściwą metodą grupową rozumianą jako realizowanie celów socjalnych poprzez pobudzanie określonych zjawisk psychospołecznych w grupach naturalnych, takich jak rodzina, grupa rówieśnicza, sąsiedzka, pracownicza, lub w tworzonych specjalnie grupach terapeutycznych16.

Nieporozumienia dotyczyły nie tylko istoty metody grupowej, ale także uznania jej za „metodę pracy socjalnej". W tej ostatniej sprawie obiekcje zgłaszali zwolennicy case work, skupieni w Ame­rykańskim Stowarzyszeniu Pracowników Socjalnych. Praca grupowa kojarzona była bowiem z działaniami wychowawczymi, organizacją wypoczynku dzieci i młodzieży, edukacją dorosłych, a nie z niesieniem fachowej pomocy w rozwiązywaniu problemów socjalnych. Wkrótce jednak animozje i nieufność ustąpiły miejsca zrozumieniu, że obie orientacje mogą się wzajemnie uzupełniać, a pomoc jednostce oka­zuje się bardziej skuteczna, jeśli w sposób umiejętny uruchamia się i wykorzystuje powiązania między nią i jej najbliższym otoczeniem społecznym. W rezultacie niektóre z zasad metody grupowej wzbo­gaciły warsztat pracy case workers, a zwolennicy group work dostrzegli korzyści płynące ze współpracy z psychologiem czy psychiatrą.

W historii rozwoju metody grupowej znaczący był rok 1946, kiedy na wniosek większości członków Amerykańskie Stowarzysze­nie do Studiów nad Metodą Grupową (AASGW) przekształciło się w profesjonalne stowarzyszenie pod nazwą American Association of Group Workers (AAGW). Przyjęty wówczas kierunek rozwoju do­prowadził w 1955 r. do włączenia AAGW (wraz z innymi stowarzy­szeniami pracy socjalnej) do Narodowego Stowarzyszenia Pracow­ników Socjalnych. Ostatecznie zatem group work stała się drugą po case work oficjalnie uznaną metodą pracy socjalnej. Podobnie jak me­toda indywidualnego przypadku, praca z grupą korzysta z wielu źródeł teoretycznych, w pierwszym rzędzie teorii pola Kurta Lewina, teorii systemu społecznego T. Parsonsa, teorii wymiany G. Homansa, a tak­że psychoanalizy.

Metoda grupowa, jak podkreślali często jej zwolennicy, wyrasta z realnych potrzeb i doświadczeń społeczeństwa amerykańskiego lat trzydziestych i czterdziestych. Zainteresowanie tą metodą rosło wraz z natężeniem dramatycznych skutków wielkiego kryzysu gospodar­czego, który dosłownie z dnia na dzień stworzył milionowe rzesze bezrobotnych, pozbawił środków do życia wiele rodzin, wywołał ma­sowe zjawiska migracyjne, przyczynił się. do rozpadu więzi rodzin­nych, środowiskowych itd. Zjawiska te zrodziły zapotrzebowanie nanowe metody pracy socjalnej — community organization (organi­zowanie środowiska lokalnego) zorientowane na odbudowę lokal­nych więzi społecznych i rozwiązywania problemów społecznych si­łami społeczności11. Naukową podbudowę tej metody pracy socjalnej stanowiły liczne teorie społeczności lokalnych (ekologiczno-społe-czna, funkcjonalna, systemowa, psychospołeczna, strukuralna)18 oraz teorie organizacji i zarządzania.

W 1946 r. grupa pracowników socjalnych utworzyła Amerykań­skie Towarzystwo do Badań nad Organizowaniem Środowiska Lo­kalnego (American Association for the Study of Community Orga-nization). Zainteresowania tej organizacji bliskie były problemom pla­nowania społecznego i polityki społecznej19. W 1962 r. comumunity organization uznana została oficjalnie przez Radę do Spraw Kształcenia w Dziedzinie Pracy Socjalnej (Council on Social Work Education) za trzecią obok case work i group work metodę pracy socjalnej i stała się znaczącym instrumentem realizacji programów socjalnych w dzie­dzinie walki z bezrobociem, bezdomnością, ubóstwem, dyskrymina­cją społeczną i innymi problemami społecznymi poprzez stymulo­wanie aktywności środowiska lokalnego, rozbudowę urządzeń i in­stytucji służących zaspokajaniu potrzeb wielu jednostek i grup.

Na zakończenie warto dodać, że rozwój teoretycznych podstaw pracy socjalnej i poszukiwanie nowych metod były na gruncie ame­rykańskim od samego początku powiązane z dążeniami do systemo­wych rozwiązań w dziedzinie polityki społecznej. Nawet Mary Rich-mond, której zarzucano, że koncentrując się na jednostce czy rodzi­nie pomija szersze podłoże problematyki opiekuńczej, w swojej pracy poświęconej case work wymienia trzy inne formy pracy socjalnej — metodę grupową, reformy socjalne i badania społeczne20. I jakkol­wiek trudno byłoby w postulatach przedstawicieli środowiska ame­rykańskich social workers z lat dwudziestych i trzydziestych doszu­kiwać się radykalizmu, to nie można im odmówić znajomości rzeczy, wrażliwości na społeczną i jednostkową krzywdę i słusznego w isto cię przekonania, że odpowiedzialność za losy najbardziej upośledzo­nych warstw społecznych to sprawa wykraczająca poza dobrowolne działania jednostek i tradycyjne formy pomocy wzajemnej. Doświad­czenia praktyczne zdobyte przez pierwsze pokolenia social workers, działających w różnorodnych instytucjach pomocy społecznej, przy­czyniły się w niemałym stopniu do realizacji rządowego programu reform i rozbudowy systemu publicznej opieki społecznej w Stanach Zjednoczonych. Organizacja tego rodzaju ciał publicznych stała się możliwa dzięki podjętym w 1935 r. przez F. D. Roosvelta w ramach New Deal rozwiązaniom w dziedzinie ubezpieczeń społecznych (So­cial Security Act), choć pod względem tempa i zakresu rozwoju no­wych instytucji pomocy wyprzedziły Stany Zjednoczone uprzemy­słowione kraje Europy Zachodniej.

Do problemów tych wrócimy w dalszej części pracy. Obecnie zajmiemy się propozycjami metodycznymi, które bądź w sferze roz­ważań teoretycznych, bądź jako rezultat doświadczeń praktycznych pojawiły się w okresie międzywojennym w Polsce. Kraj nasz dotknie- \ ty był nie tylko skutkami załamania gospodarczego, masowym bez- \ robociem, inflacją, rozszerzającą się skalą pauperyzacji i marginali- i zacji znacznych odłamów klasy robotniczej, lecz borykał się ponadto ' z wieloma innymi problemami, związanymi z dążeniem do umocnie­nia kruchej jeszcze państwowości i przezwyciężenia politycznych, ekonomicznych społeczno-kulturowych skutków zaborów. Środowi­ska patriotycznej inteligencji z wielkim entuzjazmem przystąpiły do odbudowy polskich instytucji gospodarczych, kulturalnych, oświato­wych, opiekuńczych, a wśród nich nie zabrakło Heleny Radlińskiej — założycielki działającego prężnie w latach 1925-1939 w Warsza­wie Studium Pracy Społeczno-O światowej Wolnej Wszechnicy Pol­skiej. Warto tu dodać, że dosłowne tłumaczenie angielskiego terminu „social work" na „praca społeczna", spopularyzowane w okresie międzywojennym przez H. Radlińską, S. Rychlińskiego, K. Krzecz-kowskiego — nie oznaczało mechanicznego przeniesienia doświad­czeń amerykańskich. Jak twierdzi A. Kamiński, twórczyni polskiej pedagogiki społecznej, autorka pierwszego podręcznika pracy kultu­ralno-oświatowej, odnosiła się z rezerwą do dorobku M. Richmond. Trudno po latach dociec przyczyn takiej postawy, z pewnością jednak należy ich szukać w odmienności uwarunkowań społecznych i poli­tycznych wpływów, jakim podlegały obie wybitne przedstawicielki nowego podejścia do zagadnień pomocy społecznej.

Wspominając początki aktywności naukowej autorki fundamen­talnych prac z zakresu pedagogiki pracy kulturalno-oświatowej i spo-łeczno-opiekuńczej, A. Kamiński pisał między innymi: „Jeśliby [...] bezinteresowną aktywność społeczną w zakresie oświaty, kultury, opieki traktować jako swoistą pedagogikę społeczną jeszcze nie obu­dowaną refleksją teoretyczną, ale gorliwie przeżywaną w podejmo­wanych i realizowanych zadaniach, to należałoby powiedzieć, że He­lena Radlińska kształtowała swą osobowość oraz realizowała pier­wsze dziesięć lat swej aktywności społeczno-wychowawczej jako uczestniczka wielkiego frontu podobnych poczynań swych rówieś­ników i ludzi ze swojej generacji. Tyle że jako pierwsza spośród tej falangi działaczy pokusiła się o uzbrojenie owej aktywności w re­fleksję teoretyczną, wspartą badaniami naukowymi".

Dążenia do unaukowienia działalności opiekuńczej i kultural­no-oświatowej miały w pracach H, Radlińskiej wyraźnie określone cele społeczne, związane z lewicowymi sympatiami autorki. Toteż nie dziwi konsekwencja, z jaką głosiła ona w swoich pracach prze­konanie o społecznych uwarunkowaniach jednostkowego i grupowe­go upośledzenia rozwoju moralnego i umysłowego, ubóstwa material­nego i kulturalnego. Położenie nacisku na zewnętrzne w stosunku do podopiecznych czy wychowanków czynniki społeczne, ekonomiczne i kulturowe określało zarazem charakter działań wspomagających — miały one umożliwiać wyrównywanie braków środowiskowych, ich kompensację22. Pojęcie kompensacji odgrywało w systemie pedago­giki społecznej H. Radlińskiej podstawową rolę. Inne, nie mniej waż­ne, to zapobieganie i wspieranie rozwoju jednostek i zbiorowości. Łącząc działania opiekuńcze z oddziaływaniami o charakterze edu­kacyjnym, H. Radlińska stanowczo odcinała się od instrumentalnego i protekcjonalnego traktowania podopiecznych.

Akcentując znaczenie działań zapobiegawczych, rozumianych jako organizowanie i planowe przetwarzanie środowiska wychowa­wczego, H. Radliriska formułowała nowatorskie w owych czasach stanowisko, bliskie poglądom L. Krzywickiego, K. Krzeczkowskie-go, S. Rychlińskiego. Poczynania pedagogiczne o charakterze zor­ganizowanym i planowym, zorientowane na kształtowanie właści-isto­tny składnik polityki społecznej w rozumieniu, które temu pojęciu nadali badacze skupieni w kierowanym przez L. Krzywickiego In­stytucie Gospodarstwa Społecznego. Wychodząc z przedstawionych wyżej przesłanek nie mogła Radlińska nie dojść do konkluzji, iż sku­teczne wspieranie rozwoju grup społecznie upośledzonych wymaga zmian systemowych, zwłaszcza zaś ekonomicznych i politycznych. W tym właśnie tkwi zasadnicza, istotna różnica podejścia reprezen­towanego przez Radlińska w porównaniu z indywidualistycznymi kon­cepcjami pracy socjalnej, skoncentrowanymi na jednostce i jej bez­pośrednim otoczeniu.

2. Instytucje pomocy społecznej na tle

ogólnych przemian polityki społecznej

w krajach zachodnich

Ukazanie w szczegółach odmienności założeń i celów, które sta­wiały sobie różne szkoły pracy socjalnej, wymagałoby oddzielnego opracowania. Ograniczymy się zatem do zasygnalizowania pewnych zjawisk, które przyczyniły się do zmiany ogólnego podejścia do pro­blematyki pracy socjalnej w krajach zachodnich (głównie europej­skich). Zmiany te wiążą się ściśle z rozwojem tzw. slużb społecznych,' których współczesne rozumienie zawdzięczamy doświadczeniom an- , glosaskim. 'Pierwotne znaczenie służby społecznej, dziś już mocno/ archaiczne, kojarzyło się przede wszystkim z opieką społeczną, re­alizowaną przez jednostki czy zrzeszenia z pobudek filantropijnych lub charytatywnych. Nie dziwi zatem nieufność, z jaką przyjmował to nowe w języku polskim określenie K. Krzeczkowski, twierdząc, że jest zbyt szerokie i nieprecyzyjne, a ponadto „zawieszone w po­wietrzu". W pracy poświęconej historii opieki społecznej i jej ewolu­cji ku współczesnej polityce społecznej, zrywającej całkowicie z za­sadami dobrowolności i uznaniowości na rzecz planowania i profila­ktyki — K. Krzeczkowski wyrażał obawę, by pod nowym terminem „służba społeczna" nie znalazły miejsca stare metody. Autor miał na uwadze nieprzydatne jego zdaniem, choć szlachetne w intencjach, romantyczne i bezinteresowne działania dobrowolne, takie które „nie mają i nie szukają żadnego usprawiedliwienia w interesie osób dzia­łających, a tylko uzasadnienie swe widzą w jakiejś metafizycznej po­trzebie moralnej jednostek, nie dające się sprowadzić do żadnego motywu celowości"23. Jeszcze bardziej krytycznie odniósł się do te­go pojęcia L. Krzywicki, powoływany przez Krzeczkowskiego we wspomnianej pracy. W opinii wybitnego uczonego „służba społe­czna jest wciąż pojęciem płynnym, nie dokształconym [...] mocno garbatym naleciałościami widnokręgów filantropijnych i stroniących od wyczerpującej rewizji treści swojej"24.

Stanowisko obu autorów było zrozumiałe w czasach, gdy tzw. publiczna opieka społeczna zaczynała dopiero się rozwijać, a wy­walczone nie tak dawno ustawodawstwo socjalne przeżywało regres. W tym kontekście znacząca wydaje się skreślona przez Krzeczko­wskiego myśl, iż jedyne sensowne rozumienie służb społecznych mogłoby być odniesione do podmiotów polityki społecznej, zwłasz­cza zaś do odpowiednio wykształconych, zawodowych pracowników opieki społecznej. Zapowiedź takich rozwiązań znajdujemy w przy­jętej przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 16 sierpnia 1923 r. ustawie o opiece społecznej , która wraz z wynikającymi z niej usta­wami i rozporządzeniami stworzyła normatywne podstawy publi­cznej opieki społecznej. Przypomnijmy pokrótce najważniejsze usta­lenia wspomnianej ustawy, uznawanej przez specjalistów za wysoce nowatorski i oryginalny w skali światowej dokument prawny.

W ustawie z 1923 r. określono opiekę społeczną jako „zaspo­kajanie ze środków publicznych niezbędnych potrzeb życiowych tych osób, które trwale lub chwilowo własnymi środkami materialnymi lub własną pracą uczynić tego nie mogą, jak również zapobieganie wytwarzaniu się stanu powyżej określonego" (art. 1). W zakres opie­ki społecznej w przytoczonym rozumieniu włączono:

,,a) opiekę nad niemowlętami, dziećmi i młodzieżą, zwłaszcza nad sierotami, półsierotami, dziećmi zaniedbanymi, opuszczonymi, przestępczymi oraz zagrożonymi przez wpływy złego otoczenia;

  1. ochronę macierzyństwa;

  2. opiekę nad starcami, inwalidami, nieuleczalnie chorymi, upo­śledzonymi umysłowo i w ogóle niezdolnymi do pracy;

opiekę nad bezdomnymi ofiarami wojny i szczególnie ciężko poszkodowanymi;

*e) opiekę nad więźniami po odbyciu kary; <£) walkę z żebractwem, włóczęgostwem, alkoholizmem i nie­rządem;

•g) pomoc instytucjom opiekuńczym prywatnym i współdziała­nie tZ nimi" (art. 2).

Nie będziemy szerzej omawiać treści powoływanego dokumen­tu, pozystawiając to zadanie historykom prawa i polityki społecznej. Na podniesienie zasługuje jednak precyzyjne określenie roli organów samorządowych; gmin wiejskich i miejskich, powiatowych i woje­wódzkich związków komunalnych (a w wyjątkowych wypadkach —• państwa) i poddanie ich merytorycznej kontroli ministra pracy i opieki społecznej. Inna sprawa, czy i w jakim zakresie organy te radziły sobie z przypisanymi im zadaniami. Wątpliwości w tej sprawie zgła-szali?iniędzy innymi K. Krzeczkowski i J. Starczewski .

$ Niezależnie od oceny funkcjonowania publicznej opieki społe­cznej w okresie międzywojennym w Polsce, można w podjętych wówczas inicjatywach ustawodawczych dostrzec zapowiedź daleko idących zmian w podejściu państwa do tej problematyki. W zwięzły i wyczerpujący sposób przedstawił ten proces A. Kamiński, wiążąc zmiany instytucji opiekuńczych, ich ideologii i społecznego zasięgu z przeobrażeniami stosunków ekonomicznych i społecznych27.

Historycznie najstarsze formy opieki i pomocy wzajemnej, wspar­te na solidarności rodzinnej, religijnej, sąsiedzkiej, poszerzane były w kolejnych epokach o różne formy samopomocy opartej na poczu­ciu solidarności zawodowej (średniowieczne gildie i cechy) czy kla­sowej (zrzeszenia robotnicze — kasy wzajemnej pomocy, kasy cho­rych, kasy brackie).

W końcu ubiegłego stulecia istotne zmiany w podejściu do zaga-dnień opieki społecznej i szeroko rozumianych kwestii społecznych wiążą się z aktywnością zorganizowanych zrzeszeń o charakterze za-wodowym (brytyjskie trade-unionś) czy klasowym (rewolucyjne i re-formistyczne partie robotnicze). Formułowane przez przywódców ru­chu robotniczego radykalne żądania politycznych i ekonomicznych reform i realna groźba rewolucji społecznej skłoniły rządy wielu ów- czesnych państw do podjęcia prób łagodzenia palących kwestii społe­cznych poprzez rozwój obowiązkowych systemów ubezpieczeń społe­cznych. Jak wiadomo, pierwszy tego rodzaju system powstał w osiem­dziesiątych latach ubiegłego stulecia (1883-1889) w Niemczech, za sprawą kanclerza Bismarcka, przy poparciu legalistyczno-reformi-stycznego odłamu niemieckiego ruchu robotniczego. Z podobnych pobudek politycznych, łączących dążenia do zachowania pokoju spo­łecznego z próbami łagodzenia skutków żywiołowego rozwoju kapita­lizmu, wyrosła brytyjska odmiana interwencjonizmu państwowego, którego zwieńczeniem była ustawa o ubezpieczeniach społecznych (National Insurance Act) z 1911 r. Rozwiązania niemieckie i brytyj­skie w dziedzinie ubezpieczeń społecznych stały się — jak wiado­mo — prototypami, na których wzorowały swoje systemy inne pań­stwa kapitalistyczne28.

Rozwój ubezpieczeń społecznych, uznawanych dzisiaj za pod­stawowy instrument polityki społecznej (niezależnie od różnic ustro­jowych), napotykał w swych początkach wiele trudności, i to nie tyl­ko ze strony zwolenników liberalizmu ekonomicznego czy politycz­nego. Sprzeciwiały im się także radykalne ruchy społeczne, obawiając się — nie bez racji — że upowszechnienie ubezpieczeń społecznych osłabi atrakcyjność ich programów politycznych wśród robotników. Ostatecznie jednak idee ubezpieczeniowe zyskały poparcie w szero­kich kręgach pracobiorców i pracodawców.

Oczywiście poszukiwanie przyczyn upowszechnienia się ubez­pieczeń społecznych, a co istotniejsze — rozszerzania się ich zakresu przedmiotowego i podmiotowego, w pojedynczej czy zbiorowej wo­li określonej grupy ludzi, nawet jeśli tworzyli ją wybitni politycy czy reformatorzy, jest daleko idącym uproszczeniem. Nie sposób jed­nak nie wymienić w tym miejscu nazwisk niemieckich uczonych: G. Schmollera, A. Wagnera, L. Brentano, W. Sombarta — przedsta­wicieli tzw. młodszej szkoły historycznej, uważanych za twórców polityki społecznej.

Zagadnienia ustawodawstwa socjalnego stanowiły dla twórców Stowarzyszenia Polityki Socjalnej istotny składnik działań interwen-cyjnych państwa, przeciwdziałających konfliktom społecznym i kry-zysom ekonomicznym29. Nie wdając się w analizy historyczno-teo-retyczne, które wykraczają poza ramy pracy, dostrzegamy wagę pro­blematyki podnoszonej przez niemieckich badaczy dla rozwoju no­woczesnych systemów zabezpieczenia społecznego. Ubezpieczenia społeczne uznawane są dzisiaj powszechnie za fundament material­nego zabezpieczenia jednostki i rodziny przed niedostatkiem, bra­kiem środków do życia spowodowanego utratą zdolności do pracy, chorobą, kalectwem, starością czy nagłymi zdarzeniami losowymi30.

O ile początki polityki społecznej jako dyscypliny naukowej i działalności praktycznej można wiązać z rozwojem refleksji teo­retycznej i poszukiwań skutecznych rozwiązań w dziedzinie ubez­pieczeń społecznych, o tyle współczesne rozumienie zadań i celów tej dziedziny zdecydowanie odbiega od tego schematu. Wystarczy spojrzeć na programy socjalne realizowane przez rządy socjalde­mokratyczne po II wojnie światowej w krajach Europy Zachodniej, czy też zbieżne z ekonomiczną doktryną Keynesa reformy socjalne F. D. Roosevelta z połowy lat trzydziestych, aby mieć ogólne wy­obrażenia o zasięgu zmian, jakie dokonały się w tej dziedzinie.

Charakterystycznym przykładem może być opracowany przez Williama Beverdge'a Raport Komitetu Ubezpieczeń Społecznych i Po­wiązanych Ushig, zwany w skrócie Planem Beveridge'a, zawierają­cy szeroki program ubezpieczeń społecznych i pomocy społecznej31. Plan ten — uważany słusznie za najbardziej kompletny w krajach kapitalistycznych program polityki społecznej — obejmował zróż­nicowane kategorie demograficzne (dzieci, młodzież, ludzi w po­deszłym wieku) oraz różne formy działania państwa w sferze za­spokajania potrzeb socjalnych obywateli: tworzenie obowiązkowych i dobrowolnych systemów ubezpieczeń społecznych, racjonalne ste­rowanie zatrudnieniem (ograniczenie bezrobocia), organizację pow­szechnej, bezpłatnej służby zdrowia, interwencję państwa w dziedzi­nie budownictwa mieszkaniowego dla najbardziej upośledzonych pod względem ekonomicznym grup ludności, stworzenie jednolitego systemu szkolnictwa na poziomie średnim oraz rozwój środowisko­wej pomocy społecznej .

Szeroki program działań interwencyjnych podjętych w latach czterdziestych przez rząd labourzystowski w Wielkiej Brytanii ode­grał znaczną rolę w przezwyciężaniu przez ten kraj materialnych i moralnych skutków II wojny światowej. Wstrząs, jaki przeżyły na­rody państw zaangażowanych w walkę z hitlerowskim ekspansjoniz­mem, skala zbrodni popełnianych na ludności cywilnej w okupowa­nych przez niemieckich faszystów krajach wywołały wzrost poczu­cia solidarności społecznej, który po zakończeniu działań wojennych przerodził się w entuzjazm i nadzieję nowego, lepszego życia. Na­stroje społecznego optymizmu, będącego formą spontanicznego od­reagowania długotrwałego stresu, sprzyjają działaniom reformator­skim, zwłaszcza gdy wiąże się z nimi odczuwalna, stosunkowo łatwa do osiągnięcia poprawa warunków życia. Tak właśnie było w wypa­dku wspomnianych reform socjaldemokratycznych, podjętych w latach czterdziestych w Wielkiej Brytanii, które przyczyniły się do ukształ­towania brytyjskiej odmiany państwa dobrobytu (welfare state)33.

Doktryna „welfare state", podbudowana teoretycznie przez au­torytety tej miary co G. Myrdal czy A. Crosland, stała się symbolem reform systemu kapitalistycznego. Ukazanie filozoficznego, ekono­micznego czy politycznego podłoża „państwa opiekuńczego" jest spra­wą złożoną, zwłaszcza że określenie „welfare state" używane bywa w rozmaitych kontekstach interpretacyjnych.

Zawężając nasze rozważania do problematyki pracy socjalnej — zwrócimy uwagę na praktyczne następstwa realizacji reform socjal­demokratycznych, albowiem oznaczały one definitywne zerwanie z rezydualną koncepcją pomocy społecznej na rzecz instytucjonali­zacji i prewencji34. Rozbudowa i upowszechnienie ubezpieczeń spo­łecznych, udostępnienie wszystkim obywatelom bezpłatnych świad-czeń w dziedzinie ochrony zdrowia, oświaty, aktywna redystrybucyjna polityka fiskalna (system podatkowy) miały służyć wyrównywaniu drastycznych nierówności w poziomie życia poszczególnych klas społecznych, zapewnić im minimum środków utrzymania i poczucia bezpieczeństwa socjalnego.

Podporządkowane temu nadrzędnemu celowi instytucje pomocy społecznej stanowiły swego rodzaju protezy wspomagające te grupy społeczne, które ze względów obiektywnych (restrukturyzacja rynku pracy, szybkie zmiany technologii) lub subiektywnych (sytuacja zdro­wotna, rodzinna, wiek) nie są w stanie dostosować się do tempa za­chodzących zmian, stając się nieuniknionymi ofiarami rozwoju go­spodarczego. Właśnie w tym celu „państwo dobrobytu" rozwinęło
system usług społecznych, włączając w ich zakres pracę socjalną, wykonywaną przez zawodowych pracowników opłacanych z fundu­
szy publicznych35. -^ °

. ' Instytucjonalny model „państwa opiekuńczego" stworzył szero­kie pola działania dla zawodowych pracowników socjalnych, otwie­rając w ten sposób nowy etap rozwoju metod pracy socjalnej. Praca socjalna, uznana oficjalnie za niezbędny i skuteczny środek realiza­cji polityki dobrobytu, utraciła — wydawało się, że na zawsze — cechy dobrowolności czy dobroczynności, stając się rodzajem spe­cjalistycznej, fachowej usługi oferowanej przez lokalne agendy we­lfare state, wśród których szczególna rola przypada tzw. personal­nym służbom społecznym36.

Praca socjalna, oparta na osobistym, intymnym kontakcie z pod­opiecznymi — klientami personalnych służb społecznych, stała się dyskretnym narzędziem kontroli społecznej. Udzielając fachowej po­rady, niosąc pomoc w formie rzeczowej, angażując się w sprawy wy­chowania dzieci, interweniując wreszcie w konflikty małżeńskie czyteż w stosunki między rodzicami a dziećmi, podejmując z urzędu szereg interwencji w sprawach, które wymagają taktu i odpowiedzial­ności — pracownik socjalny działa w imię dobra nadrzędnego, uzna­wanego za powszechne i oczywiste. Wnosząc w życie swoich klien­tów określone wzory i standardy moralne, pracownik socjalny — czy tego chce, czy nie — wywiera wpływ na styl życia jednostek i rodzin, działając w imię zasad, z których istnienia nie zawsze zdaje sobie sprawę. Ten brak samoświadomości stwarza realną groźbę — przekroczenia granic interwencji w życie prywatne jednostki i rodzi­ny37. Podobne wątpliwości mogą dotyczyć nie tylko pracownika so­cjalnego, ale wobec niego łatwo było formułować zarzuty o postępo­wanie nieetyczne, bo reprezentujące interesy „aparatu represyjno-kon-trolnego" państwa kapitalistycznego. Argumentacja taka pojawiała się w wypowiedziach przedstawicieli radykalnej lewicy, uczestników rewolty studenckiej 1968 r., podejmujących ataki na konsumpcyjną ideologię późnego kapitalizmu38.

Protesty skierowane przeciw instytucjom welfare stałe nie na­ruszyły wprawdzie ich zrębów, przyczyniły się jednak do ożywienia intelektualnego w środowiskach pracowników socjalnych. Wielu z nich włączyło się aktywnie do dyskusji nad szerszymi politycznymi, spo­łecznymi, ekonomicznymi uwarunkowaniami pracy socjalnej, nad etycznymi przesłankami interwencji pracownika socjalnego w życie jednostek i rodzin.

Zapoczątkowane buntami młodzieżowymi procesy poszukiwań nowych wartości, nowych form współżycia społecznego zaowoco­wały także inicjatywami w dziedzinie pomocy i samopomocy spo­łecznej. Lansowane od lat hasło help to self-help nawołuje do takich form pomocy, które pobudzają własną aktywność jednostki i rodzi­ny, nie uzależniają ich od instytucji pomocy, sprzyjają samodzielnym poszukiwaniom rozwiązań trudnych sytuacji życiowych. Specjaliści w dziedzinie polityki społecznej zastanawiają się dziś nad takim mo­delem pomocy społecznej, który sprzyjałby podtrzymaniu więzi spo­łecznych i odpowiadał potrzebom i aspiracjom współczesnego czło­wieka. Tendencje te odzwierciedla trafnie tytuł zorganizowanego pod auspicjami Europejskiego Centrum Szkolenia w Dziedzinie Polityki Społecznej w Wiedniu seminarium — „Powrót do człowieka"39, co oznacza nawiązanie do humanistycznych korzeni pracy socjalnej, do jej filozoficznych źródeł, porzuconych zbyt pochopnie przez orędo-• wników „państwa opiekuńczego". Filozofia „powrotu do człowieka" f; jest wyrazem rozczarowania wobec instytucjonalnego, etatystyczne-I go modelu pomocy społecznej, służącego podtrzymywaniu masowej J'konsumpcji. Ostateczny cios tej koncepcji zadały jednak nie debaty p filozoficzne czy socjologiczna krytyka jej ideologicznych podstaw, | lecz kryzys energetyczny z początków lat siedemdziesiątych i go­spodarcze trudności, wobec których stanęły bogate społeczeństwa Zachodu. Wówczas to do grona krytyków welfare state dołączyły konserwatywne kręgi społeczne, wysuwając argumenty o nadmier­nym wzroście kosztów usług społecznych, który doprowadził do nie­wydolności fiskalnej państwa. Kryzys lat siedemdziesiątych ukazał ograniczenia optymistycznych wizji niepowstrzymanego rozwoju eko­nomicznego społeczeństw kapitalistycznych, podważył również uni­wersalność ilościowego podejścia do zagadnień postępu spoteczne-go^mierzonego materialnym dobrobytem społeczeństw.

\\iJDramatyczne wyzwania, przed którymi stanęła cywilizacja prze­mysłowa końca XX wieku, wymagają globalnych rozstrzygnięć po­litycznych i gospodarczych. Jednakże w skali całego świata ujaw­niają się dążenia do poszukiwania własnych dróg rozwoju, podmio­towości politycznej, tożsamości kulturowej, żądania realnego, a nie formalnego dostępu do dóbr, usług, informacji gwarantującego swo­bodę wyborów stylu życia. Te dwie pozornie sprzeczne tendencje łączy znane przesłanie myśleć globalnie — dzialać lokalnie, zwią­zane z politycznymi hasłami sprawiedliwości, partycypacji społecz­nej, z poszukiwaniami alternatywnych technologu, z dążeniami do odrodzenia pozrywanych więzi między ludźmi40.

Nowe potrzeby i aspiracje wymagają nowego spojrzenia na cele polityki społecznej, na istotę pracy socjalnej jako instrumentu reali­zacji jej zadań. Filozofia pracy socjalnej musi uwzględniać daleko idące zmiany świadomości społecznej, związane z powszechnym do­stępem do wiedzy, wykształceniem, rozwojem techniki komputero- wej, audiowizualnej. Wszystkie te zmiany, których społeczne kon­sekwencje znamy nie tylko z doświadczeń najbogatszych krajów świata, rodzą nowe frustracje, lęki, przed którym ludzie próbują się bronić bez udziału profesjonalistów powiązanych z oficjalnymi instytucja­mi państwa.

Specyficznym signum temporis jest odradzające się w wielu kra­jach zjawisko wolontariatu. Często są to tworzone ad hoc grupy zain­teresowane rozwiązaniem konkretnego problemu społecznego, cza­sem — zrzeszenia, które stają się zalążkiem zorganizowanego ruchu na rzecz ochrony środowiska, polityki urbanistycznej czy alterna­tywnych form opieki nad ludźmi starymi.

3. Nowe horyzonty pracy socjalnej

Helena Radlińska pisała wiele lat temu, że praca społeczna „prze­twarza środowisko siłami człowieka" i polega na „wydobywaniu i pomnażaniu sił ludzkich, na ich usprawnianiu i organizacji wspól­nego działania dla dobra ludzi". Pracownik społeczny — twierdziła autorka — nie może być utożsamiany z działaczem społecznym, któ­rym „kieruje często natchnienie, [...] wiara (religijna czy politycz­na)". Pracownik społeczny podobny jest raczej do inżyniera, „gdy planuje przemiany, zastanawia się, jak do nich doprowadzić, orga­nizuje urządzenia społeczne obmyślając odpowiednie sposoby spraw­nego działania"41. Zasadność powyższego rozróżnienia wydaje się bezsporna, eksponuje bowiem podstawową formalną różnicę między dobrowolnym działaniem dla dobra określonej sprawy i działalno­ścią zawodową, uniezależnioną od nietrwałych zazwyczaj, choć szla­chetnych, porywów serca czy rozumu^Mimo to (a może właśnie dla­tego, jeśli wziąć pod uwagę nadużycia propagandowe, których ofiarą nieraz padały szczytne intencje i autentyczne motywacje społeczne) termin „praca społeczna" praktycznie zniknął z języka polityki spo­łecznej i pedagogiki społecznej — dwu dyscyplin, w ramach których uprawiana jest naukowa refleksja na ten temat.

A. Kamiński, autorytet w dziedzinie pedagogiki społecznej, w swym znanym podręczniku łączy zagadnienia opieki społecznej, służby społecznej i pracy socjalnej. Charakteryzując trzy metody pracy społeczno-wychowawczej autor ten używa terminu „praca socjalna",

wskazując przykłady wykorzystania tych metod poza tradycyjnym obszarem opieki społecznej, w dziedzinie oświaty, kultury i samo­rządności społecznej. Tak szerokie rozumienie pracy socjalnej odpo­wiada równie szerokiemu spojrzeniu na przedmiot i zadania peda-Igogiki społecznej, która według A. Kamińskiego zajmuje się „oso-Ibami i zbiorowościami wszelkiego wieku, wymagającymi opieki lub pomocy w rozwoju, oraz instytucjami powoływanymi dla realizacji tych zadań"42. Praca socjalna obejmuje zatem działania zmierzające do zaspokojenia szczególnych potrzeb społecznych, socjalno-byto-wych i kulturalno-wychowawczych, przy czym „poczynania socjal­ne mają zarówno uzupełniać potrzeby bytowe ludzi (w szczególności o obniżonych możliwościach samodzielnego dawania sobie rady w tru­dnościach życiowych), jak i wzmocnić szansę rozwojowe szerszych rzesz, którym udostępnia się odpowiednie urządzenia i usługi — tak­że z zakresu kultury"43.

Przedstawione wyżej stanowisko wydaje się reprezentatywne dla pedagogiki społecznej, łączącej elementy teorii wychowania z poli­tyką społeczną. Uwzględnione przez A. Kamińskiego cele pracy so­cjalnej pokrywają się częściowo z celami obu tych dyscyplin. Praca socjalna ma służyć kompensowaniu braków środowiskowych, usu­waniu niepomyślnych składników sytuacji społecznej jednostek i grup, ma także do spełnienia ważną rolę w poczynaniach opiekuńczych wobec tych osób czy grup, które nie są w stanie poradzić sobie z trud­nościami życiowymi, może być przydatna w działaniach aktywizu­jących, wspomagających rozwój jednostek i zbiorowości, w dziedzi­nie edukacji, kultury, samorządności społecznej. O ile działania kom­pensacyjne-wyrównawcze mają ze swej natury charakter selektyw­ny, adresowane są bowiem do wybranych, najbardziej upośledzonych pod względem socjalnym kategorii społecznych, o tyle działania ak-tywizacyjne, rozwójowo-wychowawcze mają charakter uniwersalny, gdyż obejmują wszystkie grupy społeczne i środowiska. Rozróżnie­nie to zachowuje swą ważność także na gruncie polityki społecznej przeciwstawianej niekiedy wąsko pojętej polityce socjalnej.

Tradycyjna polityka społeczna (określana czasem celowo jako socjalna) miała charakter kompensacyjno-redystrybucyjny, zoriento­wana była na działania korygujące w stosunku do zagrożeń związa- nych z działalnością gospodarczą. Radykalne, a zarazem szersze uję­cie polityki społecznej akcentuje role czynników strukturalnych jako podstawy zmian społecznych, zmierzających do realizacji szeroko rozumianego dobrobytu, rozwoju ludzkich zdolności i umiejętności z pożytkiem dla nich samych i dla ogółu oraz rozwoju zróżnicowanych form życia zbiorowego opartych na zasadach demokracji i sprawied­liwości44.

Proces krystalizowania się podstaw teoretycznych i zakresu pro­blemowego polityki społecznej, dokonujący się pod wpływem czyn­ników politycznych, ekonomicznych, społecznych, kulturowych do­prowadził do powstania nowych jej działów, obejmujących stopnio­wo niemal wszystkie dziedziny życia. Ta ogólna tendencja znalazła wyraz w przeobrażeniu instytucji opiekuńczych, powstawaniu nowych urządzeń zabezpieczających przed niedostatkiem materialnym i de-prywacją ważnych potrzeb społecznych. Wraz z nowymi instytucja­mi podlegały przemianom tradycyjne metody pracy socjalnej, choć zdarzało się i tak, że postępy w tej dziedzinie wyprzedzały w czasie pojawienie się instytucji adekwatnych do tempa zachodzących w świe­cie zmian.

Nasze rozważania poświęcone przemianom pracy socjalnej ogra­niczyliśmy nie przypadkowo do sytuacji tych krajów, w których — tak jak w Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Stanach Zjednoczonych — istniały wieloletnie tradycje publicznej opieki społecznej. To właśnie w jej ramach rozwinęły się najpełniej naukowe metody pracy socjal­nej, zwłaszcza case work czy też jego odmiana —family work, sto­sowane przede wszystkim w pracy z jednostkami i rodzinami za­grożonymi patologią społeczną, w otwartej opiece nad pacjentami psychiatrycznymi, w realizacji polityki społecznej wobec tzw. grup pro­blemowych45.

Nie ulega wątpliwości, że skoncentrowane na jednostkach czy rodzinach, na wybranych „przypadkach", działania socjalne mogły się stać instrumentem nacisku, służącym podtrzymaniu legalnego po­rządku społecznego. Nieco inaczej wyglądała sprawa działań grupo­wych, podejmowanych pod hasłem aktywizacji środowiska lokalne- społeczne, negujące istniejący ład społeczny, podające w wątpliwość wiarygodność formalnych instytucji politycznych, prawnych czy so­cjalnych.

Spontaniczne, dobrowolne, a więc oddolne działania, zmierza­jące do poprawy warunków życia czy przezwyciężenia jednostko-;; wych i grupowych alienacji, mogą się rozwijać tylko przy daleko • posuniętej liberalizacji życia politycznego i społecznego. Toteż ru-? chy żywiołowe często odzwierciedlają sprzeczności i konflikty inte-$' resów między zbiorowymi aktorami społecznymi — klasami, war-' stwami, grupami wpływów. Taką rolę spełniają w krajach zachod-: nich np. „ruchy miejskie"46.

Podobne przykłady można wskazać także w ramach instytucjo­nalnej pracy socjalnej. Działania licznej rzeszy zawodowych praco­wników socjalnych — animatorów życia społecznego czy kultural­nego, community development, trava.il communautaire, aktywizacja środowiska lokalnego — to uznane i wykorzystywane z powodze­niem metody wspierania inicjatyw oddolnych, pobudzania społecz­nej samorządności, udziału społeczności w podejmowaniu decyzji dotyczących ich samych.

Wyciągając wnioski z negatywnych doświadczeń welfare state, zawodowe służby socjalne zmierzają do przezwyciężenia stanu wy­obcowania poprzez próby zbliżenia się do „świata" życia, przez uzna­nie podmiotowości jednostek, rodzin, społeczności lokalnych. Trudno dzisiaj ocenić, czy i na ile próby te są udane, czy faktycznie prowa­dzą do uczłowieczenia i odbiurokratyzowania pracy socjalnej. Doś­wiadczenia krajów najbogatszych pokazują, że nie są to sprawy ani łatwe, ani oczywiste.

Rozdział

ŚRODOWISKOWA POMOC

SPOŁECZNA — INSTYTUCJONALNE

RAMY PRACY SOCJALNEJ W POLSCE

1. W kierunku profesjonalizacji. Kształtowanie się zrębów szkolnictwa zawodowego w zakre­sie pracy socjalnej w Polsce.

Po drugiej wojnie światowej, z przyczyn doktrynalno-ustrojo­wych, problematyka pracy socjalnej nie znalazła w Polsce uznania porównywalnego z tym, jakie obserwujemy w krajach zachodnich — Wielkiej Brytanii, Szwecji, USA. Tym niemniej tuż po wojnie (od 1945 do 1951 — 1952) działała w Łodzi, pod kierunkiem H. Rad-lińskiej, Katedra Pedagogiki Społecznej będąca faktycznym przedłu­żeniem chlubnych tradycji Studium Pracy Społeczno-Oświatowej Wol­nej Wszechnicy Polskiej. Placówka ta — wspomina I. Lepalczyk — pozwoliła na ukończenie studiów słuchaczom z okresu międzywo­jennego, a także przygotowała nowe kadry pedagogów zaintereso­wanych problemami pracy socjalnej. Wspólnie z Instytutem Służby Społecznej pracownicy katedry przeprowadzili interesujące badania nad rodzinami zastępczymi, wielodzietnymi rodzinami robotników przemysłowych, domami dziecka itp.1.

W 1961 r., po latach przymusowego milczenia, Katedra Peda­gogiki Społecznej w Łodzi wznowiła działalność (pod kierunkiem prof. A. Kamińskiego), kilka lat wcześniej powołano (pod kierun­kiem prof. R. Wroczyńskiego) podobną placówkę w UniwersytecieWarszawskim. Od tego czasu obie katedry „nieprzerwanie przygo­towują pracowników o specjalności opiekuńczo-wychowawczej i kul-turalno-oświatowej, ich absolwenci obejmują stanowiska pracy w róż­norodnych placówkach socjalnych w przemyśle"2. Przez długi czas teoretyczna refleksja nad istotą pracy socjalnej oraz doświadczenia praktyczne w tej dziedzinie związane były ściśle z aktywnością obu wymienionych ośrodków, rozwijających twórczo koncepcje pracy społeczno-oświatowej i kulturalnej H. Radlińskiej, K. Korniłowicza, L. Krzywickiego i innych3.

Wysiłki te przez wiele lat wspierało aktywnie powołane w 1957 r. Towarzystwo Wolnej Wszechnicy Polskiej, inicjując pożyteczne ak­cje szkoleniowe w postaci kursów dla pracowników socjalnych, ku­ratorów sądowych itp., organizując konferencje naukowe poświęcone problematyce pracy socjalnej, prowadząc ożywioną działalność pub­likacyjną na łamach swego biuletynu „Człowiek w Pracy i w Osied­lu" itd.

Przez cały okres powojenny właściwie jedynie w ramach peda­gogiki społecznej podejmowano u nas w sposób systematyczny i po­głębiony od strony teoretycznej zagadnienia metod pracy socjalnej, łącząc je z szeroko pojmowaną problematyką wychowania środowi­skowego4. Z biegiem lat w ramach pedagogiki ukształtowały się no­we specjalizacje, które stały się przedmiotem oddzielnych studiów uniwersyteckich w zakresie pedagogiki opiekuńczej, resocjalizacyjnej, rewalidacyjnej i kulturalno-oświatowej5. Praca socjalna jako swoisty typ działalności profesjonalnej również zyskała względnie samo­dzielny status dzięki uruchomieniu (w 1966 r.) specjalistycznego szkolnictwa zawodowego (medyczne studia zawodowe pracowników socjalnych, dzisiaj — policealne szkoły służb społecznych), a nastę­pnie w roku akademickim 1977/1978 — także wyższego (w ramach zaocznego Studium Pracowników Służb Socjalnych na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego)6. Ważnym krokiem na drodze rozwoju edukacji w zakresie pracy so­cjalnej w Polsce było powołanie w 1983 r. na podstawie decyzji mi­nistra zdrowia i opieki społecznej — specjalizacji I i II stopnia dla organizatorów pomocy społecznej przez Centrum Medyczne Kształ­cenia Podyplomowego7. Jednakże rzeczywiste zmiany w dziedzinie kształcenia i praktyki pracy socjalnej nastąpiły w naszym kraju do­piero po przełomie 1989/1990.

Zapoczątkowały je najpierw ustawa z dnia 8 marca 1990 r. o sa­morządzie terytorialnym (DzU nr 16, póz. 16, nr 32, póz. 191; nr 43, póz. 253), która upodmiotowiła lokalne społeczności, dając im pra­wne i finansowe instrumenty realizacji zasad samorządności, nastę­pnie zaś ustawa o pomocy społecznej z dnia 29 listopada 1990 r. (DzU nr 13 z 1993 r. póz. 60 z późn. zm.), która określiła podstawo­we zasady i obowiązki administracji rządowej i samorządowej w za­kresie świadczeń pomocy społecznej. W nowych realiach ustrojo­wych pomoc społeczna dzięki regulacjom ustawowym zyskała na znaczeniu jako dziedzina polityki społecznej państwa, a praca so­cjalna włączona została oficjalnie do repertuaru obowiązkowych form pomocy realizowanych przez gminy. W ustawie o pomocy społecz­nej z 1990 r. obok wielu innych istotnych rozstrzygnięć dotyczących materii ustawy znalazły się także zapisy dotyczące kwalifikacji za­wodowych pracowników socjalnych — art. 49.1, 49.2 — których moc obowiązująca przesunięta została na l stycznia 1995 r. Natomiast w 1993 r. z inicjatywy ówczesnego podsekretarza stanu w Minister- stwie Pracy i Polityki Socjalnej Joanny Staregi-Piasek powołana zo­stała Komisja Programowa dla zawodu: pracownik socjalny. Zada­niem Komisji było przygotowanie nowego, dostosowanego do stan­dardów światowych i zmieniających się warunków ustrojowych pro­gramu nauczania dla 2,5-letnich policealnych szkół służb społecz­nych. Program taki powstał i od roku szkolnego 1996/1997 będzie obowiązywał w publicznych i niepublicznych szkołach dla młodzieży i dorosłych kształcących w zawodzie „pracownik socjalny" (Decyzja nr 7 ministra pracy i polityki socjalnej dnia z 4 października 1995 r. w sprawie dokumentacji programowej dla zawodu pracownik socjal­ny — Dz Urz. Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej nr 6[44], póz. 7). Określenie programu minimum, obejmującego obowiązkowe przed­mioty zawodowe, stało się konieczością w sytuacji, gdy jak grzyby po deszczu mnożą się inicjatywy edukacyjne w zakresie studiów wyższych (licencjackich, magisterskich), podejmowane zarówno przez uczelnie państwowe, jak i nowo tworzone uczelnie prywatne. Z drugiej jednak strony ustawa o pomocy społecznej z 1990 r. tra­ktuje bardzo szeroko sprawę kwalifikacji zawodowych, otwierając możliwości wykonywania zawodu pracownika socjalnego nie tylko osobom legitymującym się dyplomem ukończonej szkoły pracowni­ków socjalnych, lecz także absolwentom takich kierunków studiów wyższych, jak: polityka społeczna, resocjalizacja, socjologia, peda­gogika, psychologia lub inne pokrewne (art. 49.1). Otwarcie tak sze­roko dostępu do zawodu dla przedstawicieli innych profesji rodzi uzasadnione obawy przed rozmyciem granic między pracą socjalną a tymi zawodami. Kanon minimum wskazując na swoiste dla pracy socjalnej połączenie wiedzy z zakresu nauk humanistycznych i spo­łecznych, wartości profesjonalnych i umiejętności praktycznych po­zwala zrozumieć, na czym polega odrębność pracy socjalnej od pra­cy pedagoga, psychologa, terapeuty czy lekarza. Ujmując rzecz naj­krócej można powiedzieć, że praca socjalna wykorzystując dorobek wielu dyscyplin naukowych (przede wszystkim pedagogiki społecznej, psychologii, socjologii, nauk o kulturze prawa, medycyny, polityki społecznej) posługuje się nimi w sposób zorganizowany i celowy, zgodnie z regułami warsztatu i zasadami etycznymi swej profesji dla relizacji swego podstawowego celu, jakim jest:

„1. Wspomaganie osób i rodzin we wzmocnieniu lub odzyskniu [...] pełnych zdolności życiowych i uczestnictwo w życiu społecz­nym, co obejmuje:

  1. zapewnienie podstawowych warunków do życia tym, którzy są ich pozbawieni (cel ratowniczy),

  2. zaspokajanie tych potrzeb, które nie mogą być zaspokojone samdzielnie lub w ramach innych instytucji (cel kompensacyjny),

  3. minimalizowanie negatywnego wpływu tych czynników, któ­re nie mogą być zmienione lub usunięte (cel protekcyjny).

  1. Wzmacnianie zdolności grup i społeczności lokalnych do sa­modzielnego rozwiązywania własnych problemów oraz rozwoju.

  2. Efektywne orgnizowanie zróżnicowanych form pomocy oraz zarządzania nimi, a także rozwijanie właściwej infrastrutury odpo­wiadającej zmieniającym się potrzebom społecznym"8.

Tak sformułowane cele kształcenia i wynikające z nich umiejęt­ności zawodowe sugerują, iż podstawowe zadania pracownka socjal­nego wiążą się z pomocą społeczną, jako tą dziedziną polityki spo­łecznej (a ściślej jednego z jej działów — zabezpieczenia społecz­nego), która w najszerszym zakresie stosuje zasady indywidualizacji świadczeń i osobistego kontaktu miedzy świadczeńiobiorcą a instytucją świadczącą usługi socjalne. Nie znaczy to rzecz jasna, że poza po­mocą społeczą pracownicy socjalni nie znajdują zatrudnienia, lecz tylko tyle, że pomoc społeczna jest podstawowym obszarem ich profesjonalnej działaności. Tak należy rozumieć przesłanie zawarte w założeniach programów o-organizacyjnych kształcenia w zawo­dzie pracownika socjalnego przedstawione w powoływanej Decyzji nr 7 ministra pracy i polityki socjalnej z dnia 4 października 1995 r. Poza pomocą społeczną pracownicy socjalni znajdują zatrudnienie głównie w placówkach opieki medycznej — zamkniętej (szpitalach, sanatoriach, zakładach leczenia alkoholików, domach dla przewlekle chorych, prewentoriach) i otwartej (poradniach zdrowa psychiczne­go i przychodniach obwodowych), a także w służbach postpeniten­cjarnych9, wojewódzkich i rejonowych służbach pośrednictwa pracy przy urzędach pracy. Rzecz jasna nie we wszystkich tych strukturach rola pracownika socjalnego jest jednakowa — stosunkowo wiele za­dań spoczywa na pracownikach socjalnych związanych z różnymi

ogniwami systemu rehabilitacji. Pracownicy socjalni zatrudniani są w spółdzielczości inwalidzkiej, przychodniach i zakładach rehabili­tacji leczniczej, w zakładach i ośrodkach szkolenia inwalidów, za­kładach i warsztatach pracy chronionej, wojewódzkich ośrodkach do spraw zatrudnienia i rehabilitacji osób niepełnosprawnych (działają­cych w ramach wojewódzkich urzędów pracy od 1991 r.) itp. Do obowiązków pracownika socjalnego w dziedzinie rehabilitacji nale­ży między innymi:

„1. Całościowe ujmowanie różnych problemów inwalidów w cza­sie leczenia, szkolenia zawodowego i czasie wolnym.

  1. Kompensowanie utraconej funkcji.

  2. Przystosowanie otoczenia fizycznego i środowiska społecz­nego do potrzeb inwalidy, i odwrotnie — inwalidy do tych środo­wisk.

  3. Przygotowanie inwalidy do pracy i pełne włączenie go w czyn­ne życie społeczne"10.

Każde z tych zadań kryje w sobie wiele starań, zabiegów, kon­taktów z samym inwalidą, jego najbliższymi, otoczeniem — rodziną, sąsiadami, lekarzami, kierownictwem zakładu pracy czy szkoły. No­woczesny model reahabilitacji środowiskowej osób niepełnospraw­nych zakłada znaczny udział służb pozamedycznych (w tym — po­mocy społecznej) w organizacji tego procesu11. Bez zbytniej prze­sady można powiedzieć, że aktywny udział pracownika socjalnego w procesie rehabilitacji kompleksowej jest koniecznym warunkiem powodzenia całego przedsięwzięcia.

Do problemów ludzi niepełnosprawnych będziemy powracać wie­le razy w dalszej części pracy. Tymczasem zaś przejdziemy do cha­rakterystyki tych struktur organizacyjnych, w których główna rola przypada pracownikowi socjalnemu — służb społecznych działają­cych w środowisku zamieszkania.

2. Służby społeczne w Polsce — krótki rys historyczny

W rozdziale I wskazywałam na znaczny wzrost roli kwalifiko­wanej pracy socjalnej, realizowanej przez rozmaite instytucje usłu­gowe (służby społeczne) w wielu krajach zachodnich. W Polsce pro­ces instytucjonalizacji pracy socjalnej dokonywał się ze znacznym opóźnieniem wobec innych dziedzin szeroko pojętych usług społe­cznych — oświaty, służby zdrowia, kultury. Można zatem zadać pyta­nie, czy mamy prawo posługiwać się określeniem „służby społeczne" w odniesieniu do rozwiązań, które znamy z polskiego podwórka. Wątpliwości te rozstrzygnąć można jedynie na drodze empirycznej analizy funkcjonujących „tu i teraz" struktur organizacyjnych.

Rozpocznijmy od przytoczenia definicji służb społecznych, sfor­mułowanej przez J. Rosnera. Zdaniem tego autora są to „instytucje działające na polu polityki społecznej w ścisłym tego słowa znacze­niu (a więc bez służby zdrowia, szkół i innych instytucji oświa­towych i wychowawczych, instytucji sportowych i rekreacyjnych itp.)"12. Służby społeczne działają w środowisku otwartym, poten­cjalnie dostępne są dla wszystkich osób, których sytuacja życiowa i związane z nią potrzeby wymagają interwencji zewnętrznej. Biorąc pod uwagę aktualny w naszym kraju stan rzeczy, można, z pewnym uproszczeniem, utożsamić służby społeczne ze strukturami organiza­cyjnymi środowiskowej pomocy społecznej. W dalszych rozważa­niach określenia: „służby społeczne", „środowiskowa pomoc społe­czna" traktować będziemy zamiennie i tym właśnie strukturom po­święcimy najwięcej uwagi.

^'"Powojenne dzieje pomocy społecznej mogłyby stanowić swoi­sty" komentarz do historii PRL13. Lata 1944-1947 — naznaczone dramatycznymi skutkami wojny i okupacji — określane są często jako okres ratownictwa społecznego. Działania opiekuńcze podejmo­wane przsz instytucje państwowe i organizacje społeczne miały wów­czas charakter restytucyjny, sprowadzały się do elementarnych świad­czeń w naturze i zapewnienia schronienia bezdomnym, chorym, osie- roconym. Jednocześnie zaś pojawiły się zwiastuny działań systemo­wych — początki kształcenia kadr, obok uruchomionej w 1945 r. łódzkiej Katedry Pedagogiki Społecznej, kierowanej przez H. Rad-lińską, działają od 1946 r. — także w Łodzi — Ośrodek Szkolenia Pracowników Opieki Społecznej oraz Polski Instytut Służby Społe­cznej, a w Warszawie — Ośrodek Szkolenia Kadr Ministerstwa Pra­cy i Opieki Społecznej. Ponadto w tymże samym roku reaktywowa­no instytucje opiekunów społecznych i wznowiono wydawanie pis­ma „Opieka Społeczna". W tym czasie — jak pisze J. Łopato — „nikt nie negował potrzeby opieki społecznej", co znalazło formalne potwierdzenie w wydanym 22 października 1947 r. dekrecie w spra­wie mocy obowiązującej niektórych przepisów przedwojennego usta­wodawstwa z zakresu opieki społecznej'4.

Okres stalinowski (1948-1956) odcisnął swoje piętno także na pomocy społecznej. W oficjalnej doktrynie dominował wówczas po­gląd, że pomoc czy opieka społeczna nie są potrzebne w kraju, w któ­rym wszyscy obywatele, jeśli tylko chcą i nie przeszkadza im w tym ewidentne kalectwo czy podeszły wiek, mogą znaleźć zatrudnienie i zapewnić sobie środki do życia. Zasadą nadrzędną polityki socjal­nej państwa, zgodnie z duchem planu 6-letniego, była „produktywi-zacja" ludności (tak mężczyzn, jak i kobiet). Pomoc środowiskową zredukowano wówczas do minimum, przeznaczając większość środ­ków na rozwój pomocy zakładowej (wydatki na obie formy pomocy w latach 1950-1951 kształtowały Yię następująco: pomoc środowi­skowa — okoje 11 min zł, pomoc zakładowa odpowiednio — 51 i 63 min zł) 15f Upadek instytucji opiekuna społecznego, szkolnictwa zawodowego, likwidacja samorządu terytorialnego (ustawa z dnia 20 marca 1950 r. o terenowych organach jednolitej władzy państwowej)16 de facto przekreśliły wcześniejszy dorobek i uczyniły martwymi wię­kszość przepisów ustawy o opiece społecznej z 1923 r. Ograniczenie zakresu działalności instytucji opieki społecznej przez przekazanie . opieki nad dziećmi w wieku od 3 do 18 lat ministrowi oświaty (usta­wa z dnia 2 kwietnia 1949 r.)17 oraz opieki nad dziećmi do lat 3 ministrowi zdrowia (ustawa z dnia 4 lutego 1950 r.)18 — ostatecznie dopełniło dzieła destrukcji.

^Zasadnicze zmiany podejścia do problemów pomocy społecznej w naszym kraju przynoszą dopiero tata 1957-1972. Pierwszą ich oz­naką było ponowne przywrócenie uchwałą nr 92 Rady Ministrów z dnia 5 marca 1959 r. instytucji opiekunów społecznych,19l*oraz u-tworzenie w 1958 r. Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej. W pa­ragrafie l cytowanej uchwały czytamy m.in.: „W organach właści­wych do spraw pomocy społecznej prezydiów powiatowych [...] rad narodowych należy powołać odpowiednio powiatowych [...] opieku­nów społecznych". Opiekunowie etatowi zatrudnieni w miejskich lub dzielnicowych radach narodowych mieli wspólnie z honorowymi (te­renowymi) opiekunami społecznymi zajmować się w dziedzinie po­mocy społecznej następującymi zadaniami:

  1. poprawą warunków materialnych, socjalnych i wychowaw­czych,

  2. pomocą dla młodzieży i dzieci pozbawionych właściwej opieki rodziny,

  3. pomocą dla rodzin po utracie żywiciela lub w razie jego cięż­kiej choroby lub kalectwa,

  4. zapewnianiem .opieki starcom.

Bliższe określenie zadań opiekunów społecznych powiatowych i terenowych przyniosło zarządzenie ministra pracy i opieki społe­cznej z dnia 27 października 1959 r. o zakresie i trybie działania opiekunów społecznych20. Warto zatrzymać się nieco przy tym do­kumencie, lektura jego treści ukazuje bowiem, jak ambitne były za­mierzenia i plany związane z odbudową pomocy społecznej, jak wielkie były oczekiwania wobec skromnej wówczas kadry opieku­nów, zarówno etatowych, jak i honorowych. Na barki opiekunów złożono m.in. „organizowanie, prowadzenie w ramach obowiązują­cych przepisów, na terenie objętym ich zakresem działania akcji po­mocy społecznej", rozumianej nie tylko jako pomoc materialna, ale także ochrona trwałości rodziny, walka ze zjawiskami patologii spo­łecznej, zwłaszcza zaś alkoholizmem, prostytucją, zaniedbaniami wy- chowawczymi, opieka nad ludźmi starymi, upośledzonymi, niepełno­sprawnymi itp. Powiatowy opiekun społeczny obarczony był wielką odpowiedzialnością, od jego kompetencji i operatywności zależała organizacja całej środowiskowej pomocy społecznej. Inicjatywie i ener­gii opiekuna społecznego pozostawiono rozwój różnych form pomo­cy wzajemnej (sąsiedzkiej), a także profilaktyki opiekuńczo-wycho-wawczej, realizowanej przy współudziale organizacji społecznych PKPS, PCK, Ligi Kobiet, ZHP, TPD i związków zawodowych. Od­powiedzialność za stronę merytoryczną wszystkich działań wspoma­gających spoczywała na opiekunach etatowych. Opiekunowie hono­rowi współdziałając w realizacji wymienionych wyżej zadań mieli być przede wszystkim ekspertami społecznymi, dobrze znającymi swój teren, a co za tym idzie, przydatnymi w określaniu potrzeb opie­kuńczych i niezbędnych działań wspomagających.

. Model działalności opiekuńczej przedstawiony w cytowanych aktach prawnych nawiązywał w niektórych wątkach do przedwojen­nych ustaw i rozporządzeń. Wystarczy występujące w literaturze defi­nicje pomocy społecznej porównać z tą, która zawarta jest w ppwoły-wanej już ustawie o opiece społecznej z dnia 16 sierpnia 1923 r/W wy­danym przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej w 1970 r. skrypcie Pomoc społeczna w PRL można było przeczytać co nastę­puje: „przez pomoc społeczną, stanowiącą jedną z form zabezpie­czenia społecznego, rozumie się przychodzenie z pomocą osobom niezdolnym do pracy lub nie będącym w stanie własną pracą lub własnym staraniem zaspokoić swych niezbędnych potrzeb życiowych z braku środków utrzymania, złego stanu zdrowa, z braku rodzin (osób) zobowiązanych i zdolnych do alimentacji względnie z innych przyczyn"21. W kilka lat później (1973 r.) w Poradniku pracownika socjalnego dziedzinę tę definiuje się jako pornoc dla jednostki, „która znalazła się w takiej sytuacji życiowej, że nie może własną pracą czy osobistym staraniem zaspokoić swych niezbędnych potrzeb życiowych"22. Zbieżność zacytowanych wyżej definicji z rozumieniem opieki społecznej przyjętym w ustawie z 1923 r. nie powinna dziwić, zważywszy, iż formalnie zgodnie z dekretem z dnia 22 października 1947 r. ustawa ta nadal obowiązywała23.

Jednakże w powojennych dyskusjach nad pomocą społeczną nie zabrakło także głosów nawiązujących do wprowadzonych przez H. Radlińską rozróżnień o zasadniczej odmienności opieki i pomocy społecznej, z których pierwsza miałaby przejmować całkowitą od­powiedzialność za losy podopiecznego, druga zaś jedynie wspierać jego starania o poprawę własnego bytu24, problem ten ma szerszy wymiar, powrócimy do niego w dalszej części pracy.

Mimo formalnych nawiązań do okresu międzywojennego nowe rozwiązania nie były prostym powtórzeniem pierwowzorów z lat dwu­dziestych — np. postawiono znacznie większe zadania przed powo­łanymi na nowo opiekunami społecznymi. Sformułowane mocno na wyrost zadania opiekunów wymagały od nich sporej wiedzy facho­wej, socjologicznej, prawniczej, psychologicznej, umiejętności orga­nizatorskich w tak różnych dziedzinach, jak opieka nad dzieckiem, nad człowiekiem starym, zwalczanie alkoholizmu i prostytucji.

W latach sześćdziesiątych rozpoczęły działalność pierwsze szkoły pracowników socjalnych. Stopniowo pracownicy socjalni przejmo­wali obowiązki związane z diagnozowaniem potrzeb opiekuńczych i opracowywaniem planów pomocy; opiekunom pozostawiono prze­de wszystkim funkcje doradcze, rozpoznawanie środowiska, okre­ślenie skali potrzeb itd.25. Taki podział zadań ukształtował się osta­tecznie w latach 1969-1973, gdy przy przychodniach obwodowych tworzono ośrodki opiekuna społecznego. Znaleźli w nich zatrudnie­nie pracownicy socjalni, a także specjaliści, konsultanci: prawnik, psycholog, socjolog i pedagog. Ośrodki opiekuna społecznego miały stanowić metodyczno-organizacyjne wsparcie dla etatowych i tere­nowych opiekunów społecznych. Stopniowo ich zadania poszerzały się, przejmowały one funkcje organizacyjne, szkoleniowe, diagno­styczno- interwencyj ne26.

Gdybyśmy próbowali zrekonstruować na podstawce analizy tre­ści odpowiednich dokumentów proces kształtowani^ się instytucjo- nalnych podstaw pomocy społecznej,, to z pewnością moglibyśmy stwierdzić, że. od końca lat sześćdziesiątych zmierzał on konsekwen­tnie ku stworzeniu środowiskowych służb społecznych powiązanych funkcjonalnie ze służbą zdrowia27. Świadczą o tym losy ośrodków opiekuna społecznego, włączonych w ramy działów służb społecznych powołanych w 1975 r. zespołów opieki zdrowotnej\V ten sposób za­kończony został wstępny okres krystalizowania się zrębów służb spo­łecznych, które objęły specjalistyczne środowiskowe i zakładowe in­stytucje pomocy społecznej oraz odpowiednie komórki terenowe ad­ministracji państwowej, a także organy władzy terenowej.

W strukturach organizacyjnych służb społecznych wiodąca rola przypadła pracownikom socjalnym, zatrudnionym w ośrodkach opie­kuna społecznego lub przychodniach rejonowych:iDo zakresu obo­wiązków pracownika socjalnego włączono m.in. diagnozowanie po­trzeb w dziedzinie pomocy społecznej, organizowanie i prowadze­nie we współpracy z właściwymi instytucjami i organizacjami spo­łecznymi pracy socjalnej w środowisku, opracowywanie wniosków dotyczących problemów socjalnych gminy lub rejonu zapobiega-wczo-leczniczego, a także organizowanie działalności opiekunów społecznych, udzielanie im pomocy merytorycznej i organizacyjnej. Obowiązki pracownika socjalnego zatrudnionego w ośrodku opieku­na społecznego obejmowały także współdziałanie ze służbą zdro­wia, zwłaszcza zaś z lekarzem rejonowym, pielęgniarkami środowi­skowymi oraz z placówkami pomocy zamkniętej, zakładową służbą zdrowia, spółdzielczością inwalidzką, administracją terenową, poli­cją, prokuraturą itd.28.

,W systemie pomocy środowiskowej wyodrębniono formy po­mocy: pomoc materialną (finansową, rzeczową), pomoc w organiza­cji życia codziennego oraz pomoc w zaspokajaniu potrzeb wyższego rządu (organizacja czasu wolnego, aktywizacja społeczna ludzi sta­rych, wypoczynek itd.). W zakres poszczególnych form pomocy wcho­dziły: świadczenia pieniężne (zasiłki stałe, okresowe, jednorazowe), świadczenia rzeczowe (żywność, odzież, bielizna pościelowa, opał, bilety kolejowe, maszyny i narzędzia pracy, przedmioty i narzędzia ułatwiające pracę inwalidom, inwentarz żywy), świadczenia usługo­we (lecznice, pielęgnacyjne, domowe, remontowe itd.), usługi kul­turalne, rekreacyjne i poradnictwo. \

Zakres przedmiotowy świadczeń uregulowany został w licznych instrukcjach MZiOS. Określano w nich szczegółowo wysokość (w wy­padku zasiłków), zakres i przeznaczenie poszczególnych typów świad­czeń, do których zaliczono także poradnictwo psychopedagogiczne, prawne, medyczne, pomoc w znalezieniu mieszkania, pracy, zapew­nienie udziału w grupach terapii zajęciowej itd.29. Pomoc środowi­skowa mogła być udzielona również w ramach instytucji — np. dziennych domów pomocy społecznej czy ośrodków adaptacyjnych w domach pomocy społecznej30.

Zakres osobowy pomocy społecznej, określony instrukcjami MZiOS obejmował przede wszystkim osoby trwale niezdolne do pra­cy, a w szczególności:

„1. Mężczyzn w wieku 65 lat i więcej i kobiety w wieku 60 lat i więcej oraz osoby będące inwalidami I i II grupy, jeżeli nie pra­cują, nie są uprawnione do pobierania emerytury lub renty, a rów­nocześnie:

  1. nie posiadają żadnych środków utrzymania,

  2. posiadają częściowe środki utrzymania (np. alimenty, dochód z odnajmowanego lokalu) jednak wysokości niższej niż 80% naj­mniejszej emerytury,

  3. znajdują się przejściowo w trudnych warunkach materialnych z powodu:

utraty jedynego żywiciela rodziny,

— szkolenia jedynego żywiciela rodziny w zakładzie szkolenia inwalidów lub na kursach przysposobienia zawodowego.

  1. Emerytów i rencistów znajdujących się w trudnych warun­kach materialnych, np. wskutek choroby, utraty członka rodziny, któ­ry im pomagał materialnie, lub z powodu utrzymywania innej osoby.

  2. Osoby, w sprawach których toczy się postępowanie emery­talne lub rentowe — do czasu przyznania emerytury lub renty, jeżeli nie posiadają innych środków utrzymania.

  3. Dzieci (do lat 3) i młodzież głęboko niedorozwinięte umy­słowo".

Ponadto ze świadczeń pomocy społecznej mogły korzystać: „5. Osoby poszkodowane wskutek klęsk żywiołowych.

6. Osoby będące jedynymi żywicielami rodzin bez własnej wi­ny pozostające czasowo bez pracy, w tym również kobiety, których nie można zatrudnić z uwagi na stan ciąży lub obarczenie małymi dziećmi, a którym nie można zapewnić opieki (brak przedszkoli, żłobków lub członków rodziny, którzy mogliby zaopiekować się dziećmi).

  1. Osoby, dla których udzielenie pomocy jest warunkiem pod­jęcia pracy lub uruchomienia warsztatu pracy, w szczególności w przy­padku wypisania z zakładu służby zdrowia (szpitala, sanatorium) lub zwolnienia z zakładu karnego.

  2. Osoby dotknięte gruźlicą lub mające na utrzymaniu dzieci chore na gruźlicę bądź zagrożone tą chorobą i wymagające dożywienia, jeżeli pozostają w trudnych warunkach bytowych.

  1. Osoby zwolnione z zakładów karnych i rodziny więźniów.

  1. Członkowie rodzin alkoholików.

  1. Rodziny osób odbywających służbę wojskową, jeżeli pozo­stają w trudnych warunkach materialnych.

  1. Inne osoby dotknięte wypadkami losowymi"31.

•„ Mimo t&k szczegółowej charakterystyki grup objętych świadcze­niami środowiskowej pomocy społecznej, brak ustawowych rozstrzyg­nięć w tej materii (tj. pomocy społecznej) spowodował, iż korzysta­nie z różnych form pomocy zależało w dużej mierze od decyzji od­powiedniego organu administracji państwowej, który dysponował odpowiednimi funduszami na ten cel. Uznaniowy charakter świad­czeń pomocy społecznej, brak gwarancji podmiotowych i możliwo­ści dochodzenia swoich praw przez klientów, słabość organizacyjna i kadrowa spowodowały, że środowiskowa pomoc społeczna nie speł­niła pokładanych w niej nadziei.

Sierpień 1980, powstanie „Solidarności" i okres posierpniowy zakończony dramatem stanu wojennego otwarły drogę kształtowania się nowego sposobu myślenia o roli państwa w życiu publicznym. Już wcześniej w kręgach dysydenckich w Polsce i innych krajach Europy Wschodniej rozwijane były koncepcje „społeczeństwa oby­watelskiego", przeciwstawianego wrogiemu, totalitarnemu państwu. Polskie społeczeństwo, wyrwane z letargu i apatii epoki gierkowskiej, ujawniło nie tylko ogromną wolę zmian politycznych, ale także nie­zwykłe pokłady samozaradności, w stanie wojennym wspieranej ak­tywnie przez kościół katolicki. Doświadczenia tego okresu pozosta­wiły trwały ślad w świadomości społecznej i zaowocowały alter­natywnymi wobec oficjalnego systemu niezależnymi inicjatywami samopomocowymi oraz poszerzeniem zasięgu społecznego charyta­tywnej misji wspólnot wyznaniowych.

Od połowy lat osiemdziesiątych na łamach specjalistycznych czasopism toczyła się ożywiona dyskusja o potrzebie nowej ustawy

Próby aktywizacji środowiska lokalnego, podejmowane w związ­ku z poszukiwaniem dróg poprawy funkcjonowania środowiskowej pomocy społecznej, czy szerzej — służb społecznych, postawiły pod znakiem zapytania zasady współdziałania ciał publicznych, takich jak odpowiednie wydziały organów administracji państwowej i inne podmioty działalności socjalnej w terenie.

Eksperymenty, diagnostyczne badania sytuacji wybranych grup ludności — rodzin wielodzietnych, rodzin zagrożonych patologią społeczną, osób w podeszłym wieku, osób z gospodarstw domowych o najniższych dochodach — podejmowane w ramach programów ba­dawczych, realizowanych przez ośrodki i instytucje naukowe czy też przez wojewódzkie ośrodki opiekuna społecznego, miały na celu le­psze rozpoznanie warunków życia tzw. grup (czy rodzin) specjalnej troski. Dostarczyły też wielu wskazówek co do kierunku pożądanych zmian czy ulepszeń instytucji pomocy społecznej w środowisku ot­wartym, w miejscu zamieszkania, zwłaszcza zaś podniesienia ich skuteczności w działaniach na rzecz najbardziej potrzebujących .

Syntetycznego podsumowania doświadczeń badawczych zwią­zanych z prezentowaną tematyką dokonała na łamach biuletynu In­stytutu Pracy i Spraw Socjalnych „Studia i Materiały" 1983, z. 9, J. Tuora, stwierdzając m.in.: „aktywność władz terenowych na polu walki z niedostatkiem, ubóstwem, bezradnością, psychicznym zała­maniem z powodu trudności życiowych, degradacji socjalnej zależy w obecnej sytuacji przede wszystkim od dobrej woli i wrażliwości kierownictwa t.o.a.p."35. Niedostatki działań administracji terenowej w tej dziedzinie, mimo podejmowanych doraźnie, zwłaszcza od po­czątku lat osiemdziesiątych, prób aktywizowania i koordynowania różnych akcji na rzecz rodzin wielodzietnych, niepełnych, żyjących w wyjątkowo trudnych warunkach materialnych, ludzi w podeszłym wieku, niepełnosprawnych, całkowicie uzasadniały sformułowaną przez J. Tuorę opinię, iż administracja terenowa nie jest w dostate­cznym stopniu przygotowania do prowadzenia aktywnej, lokalnej polityki społecznej. Nie ma odpowiednich narzędzi prawnych, eko­nomicznych ani wystarczających kompetencji, aby realizować włas­ną, opartą na dokładnej znajomości terenu, autentyczną działalność socjalną. Rozwiązanie tej wysoce niepokojącej sytuacji widziała au­torka, słusznie, w opartej na solidnych podstawach prawnych, eko­nomicznych i organizacyjnych, samorządności lokalnej36.

3. Pomoc społeczna w nowych warunkach ustrojowych

; Uspołecznienie systemu sprawowania władzy, dopuszczające istnienie i rozwój samorządu terytorialnego, stanowiło warunek sine qua non podniesienia operatywności środowiskowych służb społe­cznych w dziedzinie rozpoznawania i określania rozmiaru zjawisk czy sytuacji wymagających pomocy społecznej oraz organizowania — przy udziale społeczeństwa — zróżnicowanych form pomocy. Stało się to możliwe dopiero w 1989 r., gdy przy „okrągłym stole" strona solidarnościowa wynegocjowała z przedstawicielami ówczesnego es­tablishmentu politycznego kształt przyszłych reform ustrojowych. Pierwszym krokiem ku demokratyzacji i decentralizacji była uchwa­lona jeszcze przez Sejm kontraktowy ustawa o samorządzie teryto­rialnym z dnia 8 marca 1990 r., która stworzyła formalno-prawne podstawy lokalnej samorządności. Uchwalona w kilka miesięcy później ustawa o pomocy społecznej (DzU nr 13, 1993, póz. 60; DzU nr 62, T994, póz. 265) uregulowała w sposób kompleksowy (co nie znaczy, że idealny) całość zgadnień dotyczących obszaru pomocy społecz­nej, podporządkowując je Ministerstwu Pracy i Polityki Socjalnej. Trudno przecenić społeczne znaczenie tego aktu prawnego — uchwa­lonego w 67 lat po ustawie o opiece społecznej z 1923 r. Znalazła w nim rozstrzygnięcie większość podnoszonych w okresie poprzedza­jącym uchwalenie ustawy — wątpliwości dotyczących roli organów administracji publicznej (rządowej i samorządowej) w realizacji za­dań pomocy społecznej na poziomie lokalnym, zakresu rzeczowego i osobowego świadczeń z tytułu pomocy społecznej, zasad ich udzie­lania, oraz — o czym była już mowa — kwalifikacji zawodowych pracownika socjalnego ^Ustawa z dnia 29 listopada 1990 r. definiuje pomoc społeczną jako instytucję polityki społecznej państwa mającą na celu „umożliwienie osobom i rodzinom przezwyciężanie trudnych sytucji życiowych, których nie są one w stanie pokonać, wykorzy­stując własne środki, możliwości i uprawnienia" (art. 1.1). Celem pomocy społecznej ma być „zaspokajanie niezbędnych potrzeb ży­ciowych osób i rodzin oraz umożliwienie im bytowania w warun­kach odpowiadających godności człowieka. Pomoc społeczna powin­na w miarę możliwości doprowadzić do usamodzielnienia osób i ro­dzin oraz ich integracji ze środowiskiem" (art. 2.1). Ustawodawca

uwzględnił 11 szczegółowych przypadków uzasadniających udziele­nie pomocy:

„Pomocy społecznej na zasadach określonych w ustawie udziela się osobom i rodzinom, w szczególności z powodu:

  1. ubóstwa;

  2. sieroctwa;

  3. bezdomności;

  4. potrzeby ochrony macierzyństwa;

  5. bezrobocia;

  6. upośledzenia fizycznego lub umysłowego;

  7. długotrwałej choroby;

  1. bezradności w sprawach opiekuńczo-wy chowa we zych i pro­wadzenia gospodarstwa domowego, zwłaszcza w rodzinach niepeł­nych lub wielodzietnych;

  1. alkoholizmu lub narkomanii;

  1. trudności w przystosowaniu do życia po opuszczeniu zakła­du karnego;

  2. klęski żywiołowej lub ekologicznej" (art. 3).

Zgodnie z treścią ustawy (art 9.1) obowiązki wykonywania za­dań pomocy społecznej spoczęły na gminie oraz na administracji rzą­dowej w zakresie określonym przez ustawy. Gmina zobowiązana zgod­nie z przepisami ustawy do wykonywania zadań pomocy społecznej nie może odmówić pomocy osobie potrzebującej pomimo istnieją­cego obowiązku osób fizycznych lub osób prawnych do zaspokajania jej potrzeb życiowych (art. 9.2). Zadania pomocy społecznej obej­mują:

  1. tworzenie warunków organizacyjnych funkcjonowania pomocy społecznej, w tym rozbudowę niezbędnej infrastruktury socjalnej;

  2. analizę i ocenę zjawisk rodzących zapotrzebowanie na świad­czenia pomocy społecznej;

  3. przyznawanie i wypłacanie przewidzianych ustawą świadczeń;

  4. pobudzanie społecznej aktywności w zaspokajaniu niezbęd­nych potrzeb życiowych osób i rodzin;

pracę socjalną (podkr. — K.W.) rozumianą jako działalność zawodową skierowaną na pomoc osobom i rodzinom we wzmocnie­niu lub odzyskaniu zdolności do funkcjonowania w społeczeństwie oraz na tworzeniu warunków sprzyjających temu celowi" (art. 8).

Większość tych zadań realizuje gmina w ramach tzw. zadań włas­nych. Należą do nich: prowadzenie domów pomocy społecznej i ośrod­ków opiekuńczych o zasięgu lokalnym, przyznawanie i wypłacanie zasiłków celowych, pomoc rzeczowa, inne zadania wynikające z roze­znanych potrzeb gmin. Charakter obowiązkowy mają nastąpujące za­dania własne gminy:

„l. udzielanie schronienia, posiłku, niezbędnego ubrania osobom tego pozbawionym;

  1. świadczenie usług opiekuńczych w miejscu zamieszkania;

  2. pokrywanie wydatków na świadczenia lecznicze na zasadach przewidzianych dla emerytów i rencistów;

  3. praca socjalna;

  4. sprawienie pogrzebu;

  5. zapewnienie środków na wynagrodzenia dla pracowników i warunków realizacji zadań wymienionych w pkt 1-5" (art. 10.2).

Zadania zlecone gminie obejmują m.in. świadczenie usług opie­kuńczych, pomoc w naturze na ekonomiczne usamodzielnienie się, przyznawanie zasiłków stałych i okresowych oraz inne zadania wy­nikające z rządowych programów pomocy społecznej (art. 11). Do realizacji zadań zleconych gminie powołano odrębne jednostki or­ganizacyjne — ośrodki pomocy społecznej. Ośrodki realizują także zadania własne gminy w zakresie pomocy społecznej — zgodnie z ustaleniami swoich rad gminnych, przed którymi składają coroczne sprawozdanie (art. 46). Samorządna gmina może zlecić ośrodkowi pomocy społecznej realizację określonych zadań pomocy społecznej, przyznając na ten cel odpowiednie środki finansowe (art 47.1).

Reprezentujący administrację rządową wojewoda powołuje do wykonywania zadań z zakresu pomocy społecznej wojewódzkie zes­poły pomocy społecznej. Zespoły te przygotowują bilans potrzeb i śro-~dków, organizują i finansują domy pomocy społecznej i ośrodki opieku­ńcze o zasięgu ponadlokalnym oraz kierują do nich osoby wymaga­jące opieki, określają sposoby realizacji zadań zleconych, organizują kształcenie i doskonalenie zawodowe, wspierają działalność organiza­cji społecznych, związków wyznaniowych, stowarzyszeń o charakterze charytatywnym i fundacji działających na polu pomocy społecznej (art. 12.1). Wśród świadczeń pomocy społecznej ustawa na pier­wszym miejscu wymienia udzielenie schronienia, posiłku i ubrania osobom tego pozbawionym, usługi opiekuńcze w miejscu zamiesz- kania, w dziennych domach pomocy społecznej i w ośrodkach opie­kuńczych, pomoc finansową na pokrycie kosztów leczenia dla osób nie objętych ubezpieczeniem społecznym lub systemem emerytal­nym, pomoc w postaci pracy socjalnej i poradnictwa, zwłaszcza pra­wnego i ekonomicznego, pomoc w naturze lub finansową w celu ekonomicznego usamodzielnienia się, pomoc w postaci pracy socja-nej dla osób niepełnosprawnych, zasiłki state, okresowe i celowe (art. 13-33). Tyle najważniejsze zapisy ustawy z dnia 29 listopada 1990 r., która od momentu wejścia w życie była kilkakrotnie zmie­niana. Rozległy zakres pomocy przy braku precyzyjnych sformuło­wań dotyczących sytuacji uprawniająch do udzielenia pomocy i sta­le rosnącym (m.in. z powodu opóźniającej si? reformy ubezpieczeń społecznych) zapotrzebowaniu na pomoc społeczną ze strony pau-peryzujacego się społeczeństwa (w tym licznej rzeszy trwale bezro­botnych) spowodował poważne zakłócenia w realizacji statutowych zadań ośrodków pomocy społecznej.

Perspektywa integracji z Unią Europejską i wynikająca stąd ko­nieczność respektowania norm prawnych zawartych w Europejskiej Karcie Socjalnej wymusi niezbędne uściślenia i modyfikacje nie­precyzyjnych zapisów. W przyjętym przez Radę Ministrów w czerw­cu 1995 r. projekcie ustawy o zmianie ustawy o pomocy społecznej proponuje się dwa nowe istotne rozwiązania — wprowadzenie in­stytucji renty socjanej dla części osób całkowicie niezdolnych do pracy z powodu inwalidztwa (orzeczona I i II grupa inwalidzka) po­wstałego w okresie do 18 lub, jeśli inwalidztwo powstało w trakcie nauki w szkole ponadpodstawowej, do 25 roku życia oraz nowego sposobu ustalania kryterium dochodowego i wysokości świadczenia w zasiłku okresowym, który w przyszłości mógłby być przekształ­cony w kategorię minimalnego dochodu gwarantowanego. Przewi­dywane rozwiązania zakładają, że zasiłek okresowy będzie adresow-ny do rodziny jako jednego gospodarstwa domowego a nie jej po­szczególnych członków, a jego wysokość określana będzie przy uwzględnieniu zasad ekwiwalentności skali OECD (stosowanych w pomiarach ubóstwa na poziomie Unii Europejskiej — Eurostat)37 (szerzej na ten temat — patrz rozdział IV). Trzeba jednak pamiętać, że skuteczność pomocy społecznej zależy nie tylko od dobrych roz­wiązań prawnych. Kwestią nadal otwartą jest doskonalenie orga­nizacyjnego modelu środowiskowych służb społecznych i poszuki­wanie nowych rozwiązań instytucjonalnych (zwłaszcza w sektorze pozarządowym), odpowiadających zachodzącym w Polsce zmianom ustrojowym.'Sprawą pierwszoplanową jest odpowiednie merytory­czne przygotowanie pracowników socjalnych. Od ich fachowości, wiedzy, wyobraźni społecznej i umiejętności samodzielnego dzia­łania zależeć będzie w dużej mierze przyszłość środowiskowej po­mocy społecznej.

Rozdział

ŚRODOWISKO ZAMIESZKANIA

W TEORII, BADANIACH

SOCJOLOGICZNYCH l POLITYCE

SPOŁECZNEJ

1. Uwagi wprowadzające

Przedstawiając w rozdziale I proces kształtowania się nauko­wych metod pracy socjalnej zwracaliśmy uwagę na znaczenie, jakie ich twórcy przywiązywali do rzetelnej znajomości środowiska spo­łecznego.

Przed wielu laty S. Rychliński zalecał, aby wszelkie działania interwencyjne poprzedzała lustracja społeczna prowadzona wedhrg reguł metodologii naukowej1. Zasada ta odnosi się także do pracy socjalnej, spróbujmy zatem zastanowić się obecnie nad specyfiką śro­dowiska zamieszkania jako terenu działania pracownika socjalnego. Nie będzie to zadanie łatwe, kategoria „środowiska" jako tego wsxy-stkiego „co wpływa na szansę przeżycia i rozwoju organizmów ży­wych" należy do repertuaru nauk przyrodniczych. Ekologia człowie­ka, nauka o wzajemnych związkach istot ludzkich z otoczeniem, zaj­muje się wpływem, jaki na życie i rozwój biologiczny gatunku homo sapiens wywiera przyroda, umożliwiając lub utrudniając zaspokaja­nie potrzeb fizjologicznych (energetycznych, wzrostowych), bierze pod uwagę także te składniki otoczenia, które nie należąc do świata natury warunkują przebieg procesów metabolicznych, zachowanie równowagi fizjologicznej oraz przystosowanie do środowiska . Na- uki społeczne nie dopracowały się tak precyz/jnego rozumienia tego pojęcia, mimo iż próby opisu i klasyfikacji środowiska człowieka podejmowali najwybitniejsi spośród teoretyków i badaczy, wśród nich — Herbert Spencer, Robert Maclver, a na gruncie polskim — Tadeusz Szczurkiewicz i wielu innych3.

Psychologia, a także humanistycznie zorientowana socjologia proponują indywidualistyczną koncepcję środawiska jako niepowta­rzalnego układu elementów otoczenia, ważnych dla życia i zacho­wania jednostki4. Znany psycholog Kurt Lewin opisał relacje czło­wiek — środowisko posługując się pojęciem jola psychologicznego, podkreślając tym samym znaczenie subiektywnych obrazów rzeczy­wistości, w której żyje i działa jednostka5. W podobny m duchu wy­powiadał się niegdyś wybitny teoretyk wychowania, filozof i socjo­log Z. Mysłakowski, odróżniając właściwe (sprzężone) środowisko od otoczenia6. Środowisko sprzężone obejmuje te zjawiska, przed­mioty i osoby, które bezpośrednio wpływają aa samopoczucie i za­chowania człowieka, otoczenie zaś — wszystko to, co stanowi na­turalną, społeczną czy kulturową ramę życie wielu jednostek czy

Środowisko sprzężone możemy opisać tylto poprzez stosowanie „współczynnika humanistycznego", jest ono zawsze środowiskiem konkretnej, czującej, świadomej jednostki. Otoczenie natomiast moż­na charakteryzować od zewnątrz, abstrahując od jednostkowych do­świadczeń czy też wyłuskując z nich to, co fowtarzalne i typowe, albowiem słusznie wskazywał Paweł Rybicki: Jak wszelkie pojęcia socjologiczne, tak i pojęcie środowiska w socjologii opiera się na abstrahowaniu od konkretnych zjawisk, na wjdobyciu tego, co jest im wspólne lub co jest w nich podobne"7.

Środowisko typowe oznacza względnie stały układ czynników biogeograficznych (środowisko naturalne), powtarzających się sty­czności i stosunków między jednostkami i grupami tworzącymi daną społeczność (środowisko społeczne) oraz specyficzną dla danej zbiorowości konfigurację elementów materialnego i duchowego dzie­dzictwa kulturowego, zawierającą wytwory ludzkiej działalności, a tak­że działania z tymi obiektami związane (środowisko kulturowe).

Po tych wstępnych wyjaśnieniach pora na bliższe określenie podstawowej dla naszych rozważań kategorii. Środowisko zamiesz­kania — habitat — to przede wszystkim określony sposób „zamie­szkiwania", którego materialny kształt, budowla, pełniąca funkcję schronienia, a także bliższe i dalsze otoczenie wykorzystywane są przez człowieka w sposób systematyczny i celowy. Jest to jedno­cześnie określona przestrzeń, którą zajmują istoty ludzkie, pewne te­rytorium, w którego ramach realizowane są ważne funkcje życiowe, zaspokajane podstawowe potrzeby człowieka jako istoty biopsychi-

cznej i społecznej.

Habitat — w odróżnieniu od ekologicznych nisz zajmowanych przez inne organizmy żywe -— stanowi rezultat działalności ludzkiej, jest przestrzenią społeczno-geograficzną, wytworzoną, zorganizowa­ną i zagospodarowaną według zasad, modeli, norm, systemów przed­stawień i wartości określonego społeczeństwa8.

Środowisko mieszkalne — zauważa trafnie J. Ziółkowski — oddaje z ogromną wiernością układ warunków gospodarczo-społe-cznych, odzwierciedla stosunki własności, poziom rozwoju techno­logii (np. uprawy roli), gospodarki, związany z tymi czynnikami tryb życia różnych grup ludności, wreszcie stosunki polityczne i hierar­chie wartości danej epoki. „Proces cywilizacyjny równoznaczny jest w dużej mierze z procesem ewolucji, której podlega schronienie lu­dzkie — od jaskini człowieka z późnej epoki lodowej [...] do kli­matyzowanego budynku mieszkalnego z betonu i stali [...]"9.

Badania historyczne, archeologiczne, studia z zakresu geografii społecznej, urbanistyki, antropologii kultury czy socjologii miasta dostarczyły sporo wiedzy o genezie, czynnikach rozwoju, kształciematerialne-techniczny m i przestrzennym dawnych siedzib ludzkich, o życiu codziennym i kulturze ich mieszkańców10.

Stając wobec tej różnorodności socjologowie zadawali sobie py­tanie, czy i w jakim zakresie w bogactwie obserwacji i opisów tkwi jakieś wspólne jądro, czy można je sprowadzić do jakiejś jednej za­sady ukazującej wspólne cechy historycznych postaci środowiska mieszkalnego. Odpowiedzi na powyższe pytanie sprowadzano naj­częściej do dychotomii miasto-wieś, analizowano w perspektywie procesów urbanizacyjnych, przyjmując, iż przekształcanie się tery­torialnych wspólnot typu wiejskiego w skupiska miejskie odzwier­ciedla ogólny kierunek przeobrażeń cywilizacyjnych. Pozostawiając na później oceny słuszności tego założenia spróbujmy, za R Rybickim, określić w przybliżeniu najistotniejsze różnice obu typów skupisk.

Dawna wieś jako pierwotna forma osadnictwa miała prawdo­podobnie, tak jak i dziś, charakter rolniczy. Już w starożytności ist­niały jednak wyjątki od tej zasady — wsie pasterskie, rzemieślnicze, wzbogacane później o nowe zawody, nie związane z uprawą roli. R Rybicki uważa, że tradycyjną wieś bardziej niż typ gospodarki okre­ślał typ kultury ludowej: „bliski stosunek z przyrodą, praktyczna po­stawa wobec życia, bezpośredniość w stosunkach między ludźmi, jednostajność i tradycja w urządzeniach społecznych"11.

Ważną cechą tradycyjnej wsi była jej izolacja, która sprzyjała wykształceniu się specyficznej lokalnej społeczności. Idealny typ ta­kiej społeczności kształtowały następujące cechy: ograniczona liczba mieszkańców i słaba gęstość zaludnienia, przestrzenne skupienie ro­dzin i ich powiązanie stosunkami sąsiedzkimi, zamknięty charakter zbiorowości wiejskiej i jej znaczna homogeniczność. „W charakte­rystyce wsi jako społeczności dochodzi do tego lo wszystko, co wią­że się z pojęciem ludowości: wiejskie sposoby życia i myślenia. U pod­staw tych sposobów są bliskie związki człowieka z przyrodą, które przejawiają się szczególnie w pracy wiejskich ludzi, w jej rytmie, w jej zmianach powiązanych ze zmianami przyrody, w szczególno­ści [...] pór roku. Czas na wsi [,..] przebiega w sposób bardziej ciągły[...] Tradycyjna społeczność wiejska jest wreszcie społecznością zwartą j, i zamkniętą w sensie społecznym [...] Ma to swoisty wyraz we wspól-nocie zwyczajów, codziennych i świątecznych, opinii społecznej, któ­ra kształtuje si? poprzez sąsiedzką obserwację i kontrolę oraz uzna­wane powszechnie autorytety". Wieś tradycyjna stanowiła środowi­sko związane z określoną miejscowością, tworzącą [...] osormy mały świat społeczny"12.

Rozpad tradycyjnej wsi, powiązany z rozwojem szerszych zbio­rowości terytorialnych rozpoczął się prawdopodobnie już v czasach starożytnych, wraz z powstaniem pierwszych państw zorganizowa­nych politycznie na określonej bazie terytorialnej. „W forriacji nie­wolniczej — pisał R Rybicki — pojawiają się na wsi obok ludności rodzimej jeric) wojenni i inna, obcego pochodzenia ludnośf niewol­nicza. Okres feudalny przynosi nową sferę stosunków społecznych wynikłych z władania ziemią i posiadania ziemi: stwarza warstwę wiejskich panów i poddanej im chłopskiej ludności. Przychodzący z upadkiem świata feudalnego okres industrializacji uwalnia stopnio­wo ludność wiejską od tych zależności. Tworzy jednak nove powią­zania i zależności między wsią jako ośrodkiem gospodarki rolniczej i nowymi wzrastającymi i rozwijającymi się ośrodkami gospodarki handlowej i przemysłowej"13. Ośrodkami tymi były —jaknietrudno zgadnąć — miasta, które pod względem zabudowy, liczby ludności, gęstości skupiania i składu społecznego różniły się w istotny sposób od zbiorowości typu wiejskiego.

Miasto jako odrębna forma osadnicza znane jest od tysiącleci14. Badania archeologiczne i historyczne potwierdziły, że ośrodki miej­skie o wysokim stopniu rozwoju istniały już w starożytnej Mezo­potamii, Egipcie, Indiach czy Chinach. Istnieją pośredni; dowody na to, że te sporych rozmiarów skupiska zamieszkiwała ludność nie trudniąca się pracą na roli. Miasta sumeryjskie — Erech, Eridu czy Ur, akadyjskie — Kisz, Jemdet Nasr, powstały jako ośrodki kultu religijnego bądź centra zarządzania i siedziby władców. „Były to — jak pisze J. Ziółkowski — niezależne miasta-państwa — cwoc prze­mian w technice uprawy roli i postępującego podziału pncy, wido- my wyraz dominacji nowych najeźdźczych zresztą warstw społecznych nad rolniczym zapleczem [...] Otoczone ceglanym murem i rowem zaj­mowały wielką jak na ów czas powierzchnię [..,] i wykazywały znaczną liczbę ludności, sięgającą niekiedy kilkudziesięciu tysięcy"15.

Dynamiczny rozwój miast towarzyszył —jak wiadomo — pod­bojom kolonizacyjnym starożytnych ludów basenu Morza Śródzie­mnego — Fenicjan, Etrusków, Greków czy Rzymian. Zakładane przez Fenicjan punkty handlowe przekształciły się wkrótce w samo­dzielne ośrodki miejskie. Etruskowie, zakładając liczne miasta, na­rzucili rolniczym ludom środkowej Italii nowe formy gospodarowa­nia i zamieszkiwania, greckie kolonie objęły swoim zasięgiem basen Morza Egejskiego, południową Italię i południowe wybrzeża Galii, urbanizacja rzymska — element kolonizatorskich akcji potężnego Imperium — stworzyła ogromną sieć miast na „nie tkniętych miej­ską cywilizacją" obszarach rolniczych. W czasach rzymskich, przpomina J. Ziółkowski, „wykształciła się idea miasta jako miejsca, gdzie człowiek wznosi się na wyższy poziom życia i gdzie najlepiej zaspokajać może swe najbardziej nawet wyrafinowane potrzeby tak materialne, jak duchowe"16. Zapewne od tamtej pory przywykliśmy łączyć rozwój miast i postęp cywilizacyjny, choć niełatwo określić istotę tych powiązań.

Każda z historycznych epok wykształciła swoisty typ miasta, od­mienny w swym przestrzennym kształcie, funkcjach, rozwiązaniach instytucjonalnych. Miasta późnego średniowiecza i renesansu — roz­kwitające bujnie jako ośrodki wymiany dóbr, idei, informacji, kultury artystycznej i duchowej, miasta baroku i oświecenia — wielkie stolice państw i prowincji, z ogromnymi kompleksami pałaców, siedzibami monarchów absolutnych... Można by mnożyć przykłady z dalszej i bliż­szej przeszłości, by ukazać bogactwo postaci, jakie w różnych okresach historycznych przybierały miejskie skupiska, odzwierciedlając w swej różnorodności niepowtarzalny splot okoliczności (czynników politycz­nych, gospodarczych, organizacyjno-administracyjnych, kulturowych), które powoływały je do życia i przyczyniały się do ich upadku17.

Niezależnie jednak od historycznej zmienności miast i przeob­rażeń, którym podlegały w różnych epokach — przez wiele stuleci utrzymywała się ich odrębność przestrzenno-społeczna wobec wsi, mimo że łączyły je wielorakie stosunki i zależności (ekonomiczne, polityczne, militarne itd.)18. Poważniejsze przemiany, prowadzące do upowszechnienia miejskiego osadnictwa, rozpoczęły się dopiero wraz z rewolucją agrarną, demograficzną i przemysłową, zapoczątkowaną w Anglii z końcem XVIII stulecia.

2. Środowisko zamieszkania w perspektywie procesów urbanizacyjnych współczesnego świata

Powstanie i rozwój miast od niepamiętnych czasów uzależnio­ne były od postępów w dziedzinie wytwarzania, przechowywania i transportu nadwyżek żywności19. Wzrost produkcji rolnej, związa­ny z wprowadzaniem nowych technik uprawy i doskonalszych na­rzędzi rolniczych, umożliwił utrzymanie się przy życiu znacznie wię­kszej liczby ludności, która mogła być zatrudniona w rozwijającym się niezwykle dynamicznie, dzięki wynalazkom technicznym (ma­szyna parowa, kolej żelazna), przemyśle.

Nie wdając się tutaj w historyczne rozważania przypomnijmy, że rozwój s/stemu fabrycznego opartego na produkcji maszynowej doprowadzi) do daleko idących, w znacznej mierze nieodwracalnych, przekształceń środowiska mieszkalnego i przyrodniczego. Symbo­lem nowej epoki stały się dymiące kominy fabryk i hut oraz linie połączeń kolejowych*.

Wiek XIX pozostawił po sobie charakterystyczne dziedzictwo — miasta przemysłowe. Poprzedziły je zakładane już z końcem XVIII stulecia ( a nawet wcześniej), najczęściej poza obrębem miast, ze­społy mieszkalno-produkcyjne — manufaktury wraz z budynkami mieszkalnymi dla pracowników, zastąpione wkrótce przez osady przy- fabryczne. Opisując proces tworzenia się tego rodzaju skupisk B. Ja-łowiecki przypomina, że były one wyrazem nowej technologii wy­twarzania i nowej roli, którą w ówczesnych społeczeństwach odgry­wał kapitałista-fabrykant. „Zgodnie z wymogami produkcji, której niezbędnym elementem stała się najemna siła robocza, zachodziła konieczność jej koncentracji, była ona wskutek nie rozwiniętej jesz­cze sieci transportu mało mobilna. Dlatego też przestrzeń-fabryka musiała być uzupełniona przestrzenią-reprodukcji siły roboczej — przestrzeń ta składała się z mieszkań i minimalnych usług. Jednak elementem dominującym w tej mniej lub bardziej zintegrowanej prze­strzeni produkcyjno-mieszkaniowej była fabryka i jej podporządko­wana była organizacja przestrzeni oraz życia codziennego robotni-ków-mieszkańców"2'.

Koncentracja procesów produkcyjnych stwarzała wiele udogod­nień techniczno-organizacyjnych procesów wytwórczych, przemysł tworzył ekonomiczne podstawy rozwoju dawnych miast i powsta­wania nowych, przyciągał wielkie rzesze ludzi poszukujących za­trudnienia22. Nie wszyscy jednak przybywając do miasta znajdowali w nim pracę i mieszkanie w patronackich osiedlach zakładanych nie­kiedy przez fabrykantów, zainteresowanych utrzymaniem w pobliżu zakładów pewnej liczby pracowników. Zdecydowana większość mi-grantów zajmowała prymitywne, stawiane naprędce baraki, partero­we domy na peryferiach miast, poza zasięgiem obowiązywania prze­pisów budowlano-porządkowych. Ci, których nie było stać nawet na tak nędzne lokum, gnieździli się w zatłoczonych ponad miarę oficy­nach kamienic czynszowych lub — po prostu — piwnicach23.

Przeludnione, urągające zasadom higieny dzielnice miejskiej bie­doty stały się rychło siedliskiem chorób, patologii biologicznej i spo­łecznej, stwarzały poważne zagrożenie dla zdrowia i spokoju publi­cznego. Skala tych zagrożeń musiała być wielka, skoro już w latach czterdziestych ubiegłego stulecia wydano w Anglii pierwsze ustawy regulujące kwestie minimalnych warunków higieny w domach czyn-szowych i budownictwa przeznaczonego dla robotników24. Drama­tyczne opisy warunków życia w slumsach Londynu, Manchesteru, Glasgow i innych miast przemysłowych tego okresu, spopularyzo­wane miedzy innymi dzięki licznym raportom z lustracji prowadzo­nych na zlecenie ciał publicznych, instytucji dobroczynnych czy z ini­cjatywy osób prywatnych, budziły powszechny niepokój światlejszej i wrażliwszej części opinii społecznej25. Przeciw nieludzkim warun­kom bytowania miejskiego proletariatu występowali myślicieie i re­formatorzy reprezentujący najróżniejsze orientacje ideowe i światopo­glądowe, od kręgów konserwatywnych po radykalne odłamy ruchu robotniczego. Wielu z nich budowało konkretne, mniej lub bardziej udane projekty uzdrowienia sytuacji w dziedzinie budownictwa mie­szkalnego dla robotników, łącząc je niekiedy z całościowymi pro­gramami reform społecznych i ekonomicznych26.

Powstające tu i ówdzie wzorcowe osiedla patronalne, takie choćby, jak Besbrook (1846) i Saltaire (1851) czy Port Sunlight (1887) i Boun-ville (1895) w Anglii, Noisiel sur Marne (1864-1870) we Francji, Kronenberg (1873), Alfredhof i Altenhof w Niemczech (1890-1894) itd., podobnie jak doskonale zaplanowane i zorganizowane kolonie typu fourierowskiego Falansteru, familisteru J. B. Godina lub owe-nowskiego New Lanark, nie były w stanie powstrzymać skutków ży­wiołowej ekspansji przemysłu i nastawionej na szybki zysk speku­lacji budowlanej27.

Likwidowane między innymi na skutek zaostrzenia przepisów sanitarno-budo wlanych dzielnice nędzy odtwarzały się bardzo szyb­ko w innych częściach miasta, nieraz w bezpośrednim sąsiedztwie dawnych slumsów28. Działania asenizacyjne, podejmowane od po­łowy ubiegłego stulecia w wielu miastach europejskich, rozgęszcza­nie zabudowy, masywne wyburzenia, wytyczanie szerokich ulic, pla­ców, stawianie na miejsce substandardowych domów wielkich ka­mienic o wysokim jak na owe czasy standardzie wyposażenia itd. — wszystkie te zabiegi uzasadniane względami sanitarnymi, funkcjo-nalno-technicznymi czy estetycznymi miały głównie ten skutek, że dawne dzielnice robotnicze przekształcały się stopniowo w eleganc­kie dzielnice wielkiej burżuazji29.

Proces wypierania słabszych ekonomicznie warstw społecznych z obszarów śródmiejskich na peryferie wiązat się ściśle z przeobra­żeniami funkcji wielkich ośrodków miejskich w uprzemysławiających się państwach kapitalistycznych. Miasta epoki industrialnej stają się bowiem ośrodkami zarządzania i konsumpcji nowej elity społecz­nej — „kapitanów przemysłu i finansjery .

Rozrost funkcji miejskich prowadził do zmian w społecznym składzie ludności miejskiej — obok wielkiej liczby osób związanych z przemysłem pojawiają się też nowe kategorie zawodów związa­nych z handlem, bankowością, transportem i komunikacją, admini­stracją publiczną, służbą zdrowia, oświatą, kulturą i nauką. To zróż­nicowanie znajduje swój wyraz w przestrzeni miasta, w jej podziale na „piękne" i „brzydkie" dzielnice, w wyodrębnieniu przestrzenno-funkcjonalnym dzielnic przemysłowych, które sytuowane są najczę­ściej na obrzeżach miast31.

Koncentracja i zwiększanie skali produkcji przemysłowej pro­wadzą stopniowo do rozrostu demograficznego i przestrzennego miast. Rośnie liczba miast dużych (powyżej 100 tysięcy mieszkańców), po­wstają pierwsze metropolie, liczące ponad milion mieszkańców32. Wiek XIX zamyka się w Europie bilansem 145 miast mających po­wyżej 100 tysięcy mieszkańców, (dla porównania — w 1800 r. miast tej wielkości było 22), w tym 7, których populacja przekroczyła mi­lion (w 1800 r. miast tej wielkości w Europie nie było). W wiek XX świat wkraczał z 300 miastami ponadstutysięcznymi i 11 — ponad-milionowymi. Oczywiście z perspektywy kilku dziesiątków lat XX wieku dane te nie wydają się szokujące, tempo procesów urbaniza­cyjnych we współczesnym świecie uległo znacznemu przyspiesze­niu — w 1980 r. w samej tylko Europie liczba miast-olbrzymów (li­czących ponad milion mieszkańców) wynosiła 36, na świecie zaś — około 17033. Jednakże skala problemów zdrowotnych, technicznych i społecznych, które zrodziła urbanizacja „ery paleotechnicznej", cał­kowicie uzasadniała alarmistyczny ton, w jakim o wielkich mia­stach wypowiadali się działający na przełomie stuleci przedstawi­ciele świata nauki, lekarze, higieniści, ekonomiści, światli politycy, architekci34.

Krytyka „antymiasta", jak nazwał zatłoczone, brudne i mono­tonne w swej zabudowie miasta przemysłowe Lewis Mumford -, zrodziła z końcem ubiegłego wieku silny ruch na rzecz reformy mie­szkalnictwa i planowania miejskiego — ruch miast-o grodów. Idea miasta-ogrodu, jako antidotum na bolączki i trudności wielkomiej­skiego życia, przedstawiona po raz pierwszy przez Ebenezera Ho­warda w 1898 r., zyskała wielu entuzjastów w całym świecie36.

Nowatorstwo koncepcji Howarda, jej starannie przemyślana strona urbanistyczno-techniczna zapewniły autorowi trwałe miejsce w historii współczesnej urbanistyki. Nie bez znaczenia był też fakt, że plan pierwszego miasta-ogrodu, zbudowanego według pomysłu Howarda, opracował wspólnie z Barryrn Parkerem sam Raymond Unwin — jeden z najznakomitszych architektów i urbanistów an­gielskich. Letchworth, a także Welwyn — drugie, zaprojektowane przez Louisa de Soissons, miasto-ogród — stanowiły inspirację dla wielu pokoleń architektów i zapoczątkowały nową erę w dziedzinie kompleksowego planowania urbanistycznego. Następcy Howarda nie podzielili, być może, jego wiejskich sentymentów, ale przejęli głów­ną myśl wyrażoną w idei miasta-ogrodu, że ws współczesnym świe­cie „rozwiązanie zagadnień urbanistycznych powinno służyć celom społecznym [.,.] i nie może być pozostawione geodetom, przedsię­biorcom budowlanym i spekulantom"37.

Społeczna orientacja urbanistyki, nastawionej na rozwiązywanie problemów mieszkalnictwa najszerszych rzesz społecznych, widocz­na w dziełach R. Unwina, T. Garniera czy Le Corbusiera, znajduje wkrótce wsparcie w narastającej w pierwszych dziesiątkach lat XX w. świadomości, że rozwiązanie „kwestii mieszkaniowej" wymaga cze­goś więcej niż dobra wola poszczególnych przemysłowców, a naj­ostrzejsze nawet przepisy sanitarno-budowlane nie są w stanie za­pobiegać spekulacji gruntami i wygórowanym czynszom.

Presja społeczna, podsycana działaniami lewi co wo-reformi sty­cznych ugrupowań politycznych, związków zawodowych, licznych stowarzyszeń, takich choćby jak zawiązany w 1928 r. Międzynaro­dowy Związek do Spraw Mieszkaniowych, skłania rządy poszczegól­nych państw do czynnego włączenia się w działania na rzecz popra­wy sytuacji mieszkaniowej mas pracujących38.

Pierwsze kroki na tej drodze uczyniła, jak wiadomo, Anglia. W 1890 r. uregulowane zostały jednym aktem prawnym angielskie przepisy sanitarno-budowlane i zasady subsydiowania mieszkań dla robotników (The Housing of the Working Classes Act), w 1909 r. zastąpiono je ustawą o mieszkalnictwie i planowaniu miast (The Hou­sing and Town Planning Act). We Francji początki interwencji pań­stwa w omawianej sferze wiążą się z ustawą Siegfrieda z 1894 r, która wprowadziła ułatwienia w budowie tanich mieszkań. W latach 1901-1902 stworzono prawne podstawy polityki mieszkaniowej w Ho­landii. Ustawa mieszkaniowa (De Woningwet) z 1901 r. określała obowiązki ciał publicznych (zarządów gminnych) i właścicieli do­mów w zakresie przestrzegania przepisów sanitarno-budowlanych, a także zasady dotowania budownictwa mieszkaniowego i gospodar­ki gruntami39. Były to na tamte czasy niewątpliwie rozwiązania no­watorskie, choć ich wpływ na realną poprawę warunków mieszka­niowych warstw proletariackich okazał się raczej skromny.

Szersze wsparcie w formalnych strukturach rządowych uzyskał ruch na rzecz reformy mieszkaniowej dopiero w latach międzywo­jennych, gdy dotkliwe skutki chaotycznej urbanizacji pogłębione zo­stały przez zniszczenia wojenne. Wtedy to, jak wspomina H. Syrkus, z Federacji Miast-Ogrodów wyłonił się Międzynarodowy Związek do Spraw Mieszkaniowych (Interenationaler Verbandfur Wohnungswe-sen, z siedzibą we Frankfurcie n. Menem), skupiający przedstawi­cieli rządów, organizacji samorządowych, instytucji publicznych z całej prawie Europy40. Związek, podobnie jak i działające w różnych kra­jach afiliowane przy nim Towarzystwa Reformy Mieszkaniowej, sta­wiał sobie za cel pierwszoplanowy działania na rzecz rozwoju ta­niego, powszechnie dostępnego budownictwa mieszkalnego.

W latach dwudziestych i trzydziestych w wielkich miastach Eu­ropy — Londynie, Paryżu, Wiedniu, Berlinie, rozpoczęto realizację pierwszych programów budowy mieszkań społecznie najpotrzebniej­szych, subsydiowanych przez rządy państw, samorządy lokalne, in­stytucje publiczne, organizacje spółdzielcze czy prywatnych inwes­torów. W Anglii — zgodnie z silną tam tradycją indywidualizmu i swoistym kultem życia wiejskiego — były to przede wszystkim zespoły szeregowych lub bliźniaczych domków przeznaczonych dla niezamożnej, głównie robotniczej, klienteli, jak np. londyńska dziel­nica Becontree, wzniesiona przez władze miejskie przy udziale do­tacji rządowych. Prawne podstawy tych inwestycji stworzyły wydane w Anglii w latach 1925 i 1929 ustawy o zabudowie miast (Town Planning Act)41. We Francji drogę ku taniemu budownictwu (o skro­mnym standardzie) otwarło w 1928 r. Prawo Louchera, tworząc zachęty dla spółek budowlanych i indywidualnych inwestorów. Do historii no­woczesnej urbanistyki przeszły zespoły zabudowy osiedlowo-blokowej, zrealizowane przez wybitnych architektów niemieckich (wśród nich — założyciela Bauhausu Waltera Gropiusa) na obrzeżach Berlina (Britz, Neukóln, Siemensstadt) i innych miast Republiki Weimarskiej42.

Znacznie skromniejsze — co wydaje się zrozumiałe wobec ogro­mu spraw, przed którymi stanęło odrodzone państwo polskie — były osiągnięcia Polskiego Towarzystwa Reformy Mieszkaniowej, będące­go w latach 1929-1939 „ośrodkiem kształtowania najbardziej postę­powego nurtu w architekturze i zagospodarowaniu przestrzennym miast polskich"43. Powołane z inicjatywy PTRM w lutym 1934 r. Towarzystwa Osiedli Robotniczych, korzystając z ograniczonych kre­dytów rządowych, wybudowały w Warszawie i innych miastach osiedla mieszkaniowe przeznaczone dla robotników, z których największym i najlepiej wyposażonym było, jak wspomina H. Syrkus, osiedle im. Stefana Żeromskiego na Kole44.

Te znaczące w historii polityki społecznej akcje stanowiły zapo­wiedź rozbudowanych działań interwencyjnych, wspartych bogatym arsenałem środków prawno-fiskalnych, które legły u podstaw tzw. budownictwa społecznego, realizowanego od końca II wojny świa­towej. Nie ma tu miejsca, by omawiać szerzej złożone przyczyny społeczne, polityczne i ekonomiczne, które skłoniły rządy poszczegól­nych państw do ingerencji w dziedzinę stosunków mieszkaniowych, nie ulega jednak wątpliwości, że państwo i sprzężone z nim agendy planowania urbanistycznego (przestrzennego) są dziś głównymi akto­rami społecznego wytwarzania przestrzeni mieszkalnej, poczynając od miast-ogrodów, a na wielkich zespołach mieszkaniowych kończąc45.

Zamykając tym stwierdzeniem wątek historyczny spróbujmy przedstawić pokrótce najistotniejsze cechy współczesnych procesów urbanizacyjnych. Zadanie to ułatwi nam znakomita synteza Stani­sław Hermana, który w jednej ze swoich publikacji szczegółowo charakteryzuje przekształcenie struktur przestrzennych miast i zes­połów osadniczych po II wojnie światowej46. Spośród nowych cech procesów urbanizacyjnych S. Herman na pierwszym miejscu wymie­nia narastanie koncentracji życia społeczno-gospodarczego i ludno­ści w określonych biegunach wzrostu w ramach regionów i krajów. Jest to, jak twierdzi autor, bezpośrednie następstwo ekonomicznych korzyści wielkiej skali, czasem tradycji historycznych, ale także po­stępu technicznego w przemyśle i transporcie oraz preferencji lud­ności przy wyborze miejsca pracy i zamieszkania.

Równoległe z procesami koncentracji występują dziś procesy dekoncentracji (miejsc pracy, zamieszkania, usług) „związane z pod­noszeniem się stopy życiowej społeczeństw, rozwojem komunikacji masowej, infrastruktury komunalnej i motoryzacji indywidualnej, działaniem w państwach kapitalistycznych prawa renty gruntowej, większym zapotrzebowaniem na tereny przez zakłady przemysłowe, komunalne czy transport"47.

Po trzecie — współcześnie przemysł traci na znaczeniu jako czynnik miastotwórczy, jego miejsce zajmują szeroko pojęte usługi, ponadto zauważa się zwrotne oddziaływania procesów urbanizacji na dalszy rozwój przemysłu, a to — dodajmy — dzięki ułatwieniom, które stwarza rozbudowana infrastruktura techniczna i społeczna, do­stępne na miejscu zasoby wykwalifikowanej siły roboczej niezbędnej dla nowoczesnych gałęzi produkcji itd.

Po czwarte — pisze autor — wskutek rozwoju przestrzennego jednostki osadnicze łączą się między sobą. „Równocześnie, dzięki rozwiniętym sieciom transportu i telekomunikacji, odległości stają się coraz mniejszą przeszkodą dla związków kooperacyjnych między zakładami produkcyjnymi oraz dla korzystania przez ludność z różne­go rodzaju usług wyspecjalizowanych, rozrywek czy różnych form wypoczynku"48. Następuje integracja przestrzenna i funkcjonalna jed­nostek osadniczych różnego szczebla, powstają wielkie aglomeracje miejskie, funkcjonalne regiony miejskie, konurbacje, obszary czy re­giony metropolitalne, powiązane poprzez kooperację produkcyjną, świadczenia usług lub dojazdy do pracy. Wreszcie powoli, acz nie­uchronnie zacierają się różnice między miastem a wsią, o czym świad­czą zmiany w budownictwie mieszkaniowym i w wyposażeniu wsi w urządzenia sanitarno-komunalne, na obszary typowo wiejskie co­raz częściej wkracza przemysł bądź usługi, co pociąga za sobą istot­ne przeobrażenia struktury zawodowej mieszkańców wsi itd.

Nie będziemy tu przytaczać interesujących wywodów autora po­święconych ważnym dla specjalistów kwestiom delimitacji aglome­racji miejskich i sposobu rozumienia tego pojęcia. Z punktu widze­nia podjętych tu rozważań bardziej znaczące są spostrzeżenia doty­czące kierunku przeobrażeń habitatu w miarę przechodzenia przez kolejne fazy procesów urbanizacyjnych. Otóż w odróżnieniu od ur­banizacji dziewiętnastowiecznej, której rysem charakterystycznym były zjawiska koncentracji zabudowy mieszkalnej na niewielkim sto­sunkowo obszarze, współcześnie obserwuje się ogromne rozprosze­nie różnych form zamieszkania.

Rozwój podmiejskiej zabudowy jednorodzinnej (suburbiów), odrębnych stref mieszkaniowych (miast-ogrodów lub wielkich ze­społów mieszkaniowych) usytuowanych w znacznym oddaleniu od miejsc pracy i centralnych obszarów miasta, jak i rozbudowa pery­feryjnych dzielnic przemysłowych nie byłyby możliwe bez upowsze- chnienia motoryzacji indywidualnej i podniesienia sprawności środ­ków komunikacji publicznej. Jest zatem zrozumiałe, że procesy de­koncentracji dawnych miast czy ośrodków przemysłowych najdalej zaawansowane są w krajach bogatych, gdzie w ostatnich latach ob­serwuje się swoisty exodus mieszkańców zatłoczonych centrów poza obszary aglomeracji, w poszukiwaniu korzystniejszych pod wzglę­dem zdrowotnym warunków egzystencji49.

W jakościowo nowej fazie procesów urbanizacyjnych, określa­nej jako metropolizacja, kształtują się ostatecznie obszary zurbani­zowane o zatartych, płynnych granicach, obejmujące swym zasię­giem miasto centralne, dzielnice podmiejskie, tereny rekreacyjne, złożone kompleksy przemysłowe itd. Rozrastanie się układów metro­politalnych i ich integracja funkcjonalna prowadzi z kolei do powsta­nia megalopolis — wielkich zespołów osadniczych, takich jak pół-nocnowschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych Ameryki Płn., Zagłębie Ruhry, układy metropolitalne Paryża, Londynu czy Tokio, Jokohama, Kyoto-Osaka i inne50.

Nie ma tu miejsca, by szczegółowo omawiać wszystkie zawi­łości i fazy procesów urbanizacyjnych współczesnego świata, zwła­szcza że ich tempo oraz przebieg są w poszczególnych regionach i krajach ogromnie zróżnicowane, uzależnione od warunków natu-ralnych, poziomu rozwoju gospodarczego społeczeństw, ich polity­cznej organizacji, czynników kulturowych. Liczne, zwłaszcza poza kontynentem europejskim i Ameryką Płn., odchylenia od przedsta­wionego modelu budzą uzasadnione obawy co do możliwości doko­nywania jakichkolwiek uogólnień w tej materii51.

Pozostawiając rozstrzygnięcia tych kwestii specjalistom, przy­pomnijmy, że urbanizacja w swym podstawowym znaczeniu oznacza zmianę przestrzennych form organizacji społeczeństwa, których waż­nym celem, choć nie jedynym składnikiem, są przedstawione tutaj przekształcenia materialnych ram życia człowieka52. Obecnie zajmie­my się bliżej społeczno-kulturowymi aspektami tego procesu.

W odróżnieniu od innych płaszczyzn urbanizacji (demograficz­nych, ekonomicznych, osadniczych) urbanizacja społeczno-kultural-na jest procesem trudnym do wyrażenia w kategoriach ilościowych, dotyczy bowiem sfery ludzkich postaw, syslemów wartości i wzo­rów zachowań, składających się na tzw. miejski styl życia. Takie spoj­rzenie na istotę procesów urbanizacyjnych ma w socjologii utrwalo­ną tradycje związaną z nazwiskami dwu badaczy amerykańskich: Ro­berta Redfielda — antropologa kultury i Louisa Wirtha — socjologa miasta. Pierwszy z nich zbudował idealny model społeczeństwa lu­dowego (folk society), a następnie wprowadził do literatury socjo­logicznej typologię — kontinuum ludowe-miejskie (folk-urban). Dru­gi natomiast przedstawił oryginalną koncepcję urbanizmu jako sty­lu życia przeciwstawionego stylowi życia wiejsko-ludowemu53.

Dychotomiczna wizja rzeczywistości społecznej należy do naj­bardziej trwałych elementów socjologicznej tradycji, że przypomnę choćby znane rozróżnienia wspólnoty (Gemeinschaft) i zrzeszenia 4 (Gesellschaft) wprowadzone przez Ferdynanda Tónniesa, solidarno­ści mechanicznej i organicznej Emila Durkheima czy opozycję trą­dy ej on alizmu-racjonalizmu, stosowaną przez Maxa Webera w histo-ryczno-socjoiogicznych analizach społeczeństwa feudalnego i kapi­talistycznego54.

Przedstawiony przez Redfielda model społeczności ludowej oparty był na obserwacjach dokonanych przez autora w meksykańskiej wio­sce Tepoztlan. Społeczność tę charakteryzował Redfield jako: „małą, izolowaną, niepiśmienną, homogeniczną z silnym [...] poczuciem grupowej solidarności [...] Zachowania (członków społeczności — K. W.) cechuje tradycjonalizm, spontaniczność, brak krytycyzmu i oso­bisty charakter kontaktów, brak ustawodawstwa oraz brak przyzwy­czajenia do eksperymentowania i refleksji dla intelektualnych po­trzeb [...] proste technologie i prosty podział pracy". W społeczności ludowej to „co tradycyjne nabiera wartości sakralnej, a atrybut »sa-kralności« przypisuje się często rzeczom i procesom ważnym dla ist­nienia grupy"55.

Wymienione wyżej cechy społeczności ludowej podlegają w miarę postępów procesów urbanizacyjnych przekształceniom, zanikając nie­mal całkowicie we współczesnych społecznościach miejskich, któ­rych kulturową charakterystykę dał Louis Wirth w znanym artykule Miej s kość jako styl życia z 1938 r.56.

Od momentu publikacji Wirtha minęło ponad pół wieku. W cią­gu tego czasu koncepcja „miejskiego stylu życia" była przedmiotem wielu krytycznych omówień i komentarzy, nie ma zatem potrzeby przedstawiania jej tu w szczegółach. Warto jednak przypomnieć, że Wirth niezadowolony ze stanu ówczesnej socjologii miasta, zdomi­nowanej przez ekologię społeczną, zamierzał stworzyć ogólną teorię „fenomenu miejskiego", ujmującą najistotniejsze (socjologiczne) ce­chy miasta jako swoistej formy przestrzennego skupienia ludzkiego.

Zamiar ten urzeczywistnił konstruując idealny typ społeczności miej­skiej; wielkiej zbiorowości, o dużym fizycznym zagęszczeniu miesz­kańców, odznaczającej się „heterogenicznością, atomizacją wewnę­trzną, anonimowością składających się na nią jednostek, segmenta-lizacją ról społecznych, formalnorzeczowym charakterem stosunków społecznych i brakiem socjometrycznej struktury, osłabieniem wza­jemnego zainteresowania społecznego i poczuciem izolacji jedno­stek"57.

Przedstawione przez Wirtha szczegółowe charakterystyki „miej­skiego stylu życia" nie napawają optymizmem. Miasto jawi się auto­rowi jako zbiorowość skrajnie zdezintegrowana, podzielona zarówno w sensie społecznym, kulturowym, jak i przestrzennym58. W zróżni­cowanej pod względem zajęć i zawodów, statusu materialnego, pocho­dzenia społecznego i regionalnego, tradycji i mentalności mieszkańców społeczności wielkomiejskiej zanikają bądź ulegają znacznemu osłabie­niu związki rodzinno-sąsiedzkie, ich miejsce zajmują współzawodnic­two i formalne mechanizmy kontroli. Wzrost liczby mieszkańców po­wyżej pewnej granicy (Wirth określa ją na kilkaset osób) stanowi po­ważną przeszkodę dla rozwoju osobistych kontaktów, mieszkańcy mia­sta występują wobec siebie w cząstkowych, formalnie zdefiniowanych rolach, ograniczonych zazwyczaj do wąskiego zakresu spraw i czyn­ności. Stosunki społeczne mają w dużej mierze charakter anonimowy, powierzchowny i przelotny. Nawiązując do znanego eseju G. Simmla z 1903 r. pt. Mentalność mieszkańców wielkich miasl59, Wirth przed­stawia mieszkańców miasta jako ludzi pełnych rezerwy czy wręcz nie­chęci wobec otoczenia, wyrachowanych i zarazem wyrafinowanych ra­cjonalistów. Postawa zobojętnienia czy zblazowania, którą tak często manifestują mieszkańcy wielkich metropolii, stanowić ma swoiste za-bezpieczenie przed natręctwem i roszczeniami ze strony licznych partnerów interakcji.

Charakterystycznym rysem wielkomiejskiej społeczności jest — twierdził Wirth — stan anomii i społecznej pustki, typowych dla wielkich miast źródeł zjawisk patologii społecznej, widomych oz­nak dezorganizacji społecznej. Szybkie tempo życia, znaczne natę­żenie migracji, związane z tym częste zmiany miejsca pracy, za­mieszkania, przynależności grupowej — wszystko to sprawia, że mieszkaniec miasta nigdy nie jest „u siebie", a miejska społeczność stanowi płynną, anonimową masę, której zachowania trudno prze­widzieć. Społeczeństwo miejskie jest zatem społeczeństwem par ex-cellence masowym, zatomizowanym, zdepersonalizowanym i mimo wewnętrznego zróżnicowania — zuniformizowanym, a to dzięki ni­welującemu oddziaływaniu środków masowego przekazu, instytucji edukacyjnych, oświatowych, kulturalnych, przemysłu rozrywkowego itd60.

Te i wiele innych uwzględnionych w modelu Wirtha cech wiel­komiejskiej kultury miało z pewnością swe empiryczne odpowied­niki w rzeczywistości wielkich miast Ameryki Płn. lat dwudziestych i trzydziestych. Wirth jednak był przekonany, że opisywane przez niego zjawiska są ekstremalną w swej postaci manifestacją uniwer­salnych w gruncie rzeczy prawidłowości towarzyszących procesom urbanizacyjnym.

Robert Redfield podzielił ten punkt widzenia, zakładając, iż kon­tinuum folk-urban odzwierciedla ogólny kierunek ewolucji form prze­strzenno-społecznych, od niewielkich, izolowanych, homogenicznych społeczności typu wiejskiego do rozległych przestrzennie, otwartych, heterogenicznych społeczności miejsko-przemysłowych61.

Koncepcja folk-urban, popularna jeszcze w latach sześćdziesią­tych, podzieliła losy podobnych jej konstrukcji teoretycznych62. Kry­tykowano ją za liczne uproszczenia, ahistoryzm, schematyzm. Wska­zywano na zawarte w niej logiczne sprzeczności, takie choćby jak: porównywanie części jednego systemu (miasta) z całością innego(społecznością ludową), zestawianie obok siebie dwu jakościowo od­miennych (a więc z natury rzeczy nieporównywalnych) całości spo­łecznych, czy wreszcie mylenie konsekwencji faktów demograficz­nych o względnie uniwersalnym charakterze z faktami kulturowymi

Lewis powołując się na wyniki badań porównawczych tzw. spo­łeczeństw ludowych, zarzucił Redfieldowi (a także Wirthowi), iż zig­norował oczywisty dla antropologa kultury fakt, że społeczeństwa te różnią się w istotny sposób pod względem akcsptowanych systemów wartości i realizowanych stylów życia64. Tyra większe wątpliwości budzi podjęta przez L. Wirtha próba sprowadzenia do „jednego wspólnego mianownika"65 kulturowej specyfiki wielkich miast róż­nych epok i społeczeństw. „Wyniki badań empirycznych — pisze J. Węgleński — pozwoliły stwierdzić istnienie wielu odchyleń w sto­sunku do oczekiwanych na podstawie artykułu Wirtha prawidłowo­ści. Wyolbrzymiony został przede wszystkim stopień anonimowości, bezosobowości i powierzchowności w kontaktach społecznych, nie doceniona została rola więzi rodzinnych, przyjacielskich i sąsiedz­kich mających trwałe znaczenie w największych nawet współczes­nych miastach świata. Błędnie utożsamiono również urbanizację z procesami dezorganizacji i sekularyzacji, nie zwracając dostatecz-

L nej uwagi n£ mechanizmy ułatwiające asymilację i stanowiące o wiel-

: kiej atrakcyjności miast"66.

Meksykańskie vecinandes, opisane tak barwnie przez O. Lewi­sa67, etniczne enklawy wielkich miast Ameryki Płn., których miesz­kańców Herbert Gans nazwał „miejskimi wieśniakami"68, robotnicze

, dzielnice Londynu czy Paryża69, wreszcie wielomilionowe metropo­lie państw Trzeciego Świata70 nie tylko nie odpowiadają charaktery­stykom „miejskiego stylu życia", lecz pod wieloma względami bliższe są wiejskiemu biegunowi kontinuum — choćby ze względu na trwałość tradycji kulturowych przeniesionych na miejski grunt przez imigrantów o wiejskim rodowodzie71. Wartość predyktywna przyjętych przez L. Wirtha uniwersalnych wyznaczników „miejskości" — wielkość, zagęszczenie i zróżnicowanie populacji — okazała się zatem iluzo­ryczna, a koncepcja „miejskiego stylu życia" uznana została za wy­raz swoistego ernocentryzmu jej twórcy72.

Kry tyka kontinuum jako „narzędzia do analizy wszelkich zmian społecznych towarzyszących procesowi urbanizacji", a tym samym odrzucenie kulturalistycznych interpretacji tego procesu nie oznacza bynajmniej konieczności rezygnacji z jakichkolwiek prób opisu róż- nic pomiędzy miastem a wsią. Różnice te często są oczywiste, nie mają jednak charakteru stałego i nie mogą być rozpatrywane bez uwzględnienia kulturowego i społeczno-ekonomicznego kontekstu, w którym funkcjonują konkretne miasta czy wsie73.

3. Środowisko zamieszkania w polityce

społecznej — ze szczególnym uwzględnieniem

sytuacji w Polsce

Socjologiczna refleksja nad środowiskiem zamieszkania towa­rzyszyła od dawna poszukiwaniom optymalnych dróg rozwiązania „problemu mieszkaniowego"74. Prekursorzy dzisiejszej polityki mie­szkaniowej łączyli w sobie pasje badaczy z intencjami rewolucyjny­mi (F. Engels) czy reformatorskimi (F. Le Play, Ch. Booth). Z takich też inspiracji wyłoniła się idea planowego kształtowania środowiska mieszkalnego — od utopijnych pomysłów Roberta Owena czy Char-lesa Fouriera do koncepcji miasta-ogrodu Ebenezera Howarda.

Można dzisiaj się spierać o to, czy i w jakim zakresie propo­zycja Howarda mogła stanowić „panaceum na bolączki chaotycznej urbanizacji". Nie ulega jednak wątpliwości, że idea planowania urba­nistycznego podjęta przez E. Howarda zyskała w XX w. powszechną akceptację, przypieczętowaną przez rozwój nowej dziedziny nauki — urbanistyki. Jej czołowi przedstawiciele — Raymond Unwin, Tony Gaarnier, Walter Gropius czy owiany legendą Le Corbusier zaini­cjowali nowe podejście do problemów architektury, którego kulmi­nacją były manifesty Międzynarodowych Kongresów Architektury Nowoczesnej (CIAM), zwłaszcza zaś Karta Ateńska, zawierająca ustalenia IV Kongresu z 1933 r.75.

Doktryna nowoczesnego urbanizmu, dziś przez wielu kontesto­wana76, wywarła ogromny wpływ na rozwój myśli urbanistycznej w wielu krajach świata. Zalecenia i postulaty IV Kongresu (CIAM) stawiały przed planowaniem urbanistycznym i przestrzennym niezwy­kle ambitne zadanie zaspokajania uniwersalnie pojmowanych potrzeb mieszkaniowych, formułowały konkretne zalecenia dotyczące usy­tuowania dzielnic mieszkaniowych, miejsc pracy i wypoczynku (zasada funkcjonalnego strefowania), proponowały wprowadzenie na szero­ką skalę zabudowy wielokondygnacyjnej, rozproszonej, która zapew­niłaby wszystkim mieszkańcom dostateczną ilość światła i umożli­wiła bardziej racjonalne wykorzystanie terenów budowlanych, orga­nizowanie parków, miejsc zabaw i rekreacji, obiektów użyteczności publicznej, które miały stanowić przedłużenie funkcji mieszkania77.

Wypracowane podczas kongresów CIAM zasady planowania urbanistycznego (zwłaszcza zaś zasada uzupełniania funkcji miesz­kalnych przez lokowanie w najbliższym otoczeniu urządzeń usługo­wych, placówek opiekuńczych, kulturalnych itd.) zyskała uznanie grupy polskich architektów o lewicowej orientacji78.

„Bojownicy reformy mieszkaniowej", że użyję określenia H. Syr­kus, do których należeli przedstawiciele świata nauki79, polityki, ru­chu samorządowego i spółdzielczego (J. Strzelecki, S. Tołwiński, S. Szwalbe, M. Nowicki i wielu innych), architekci i urbaniści działający w PTRM i TOR, opowiedzieli się za szerokim programem bu­dowy mieszkań społecznie najpotrzebniejszych, opartym na maso­wym, tanim budownictwie prefabrykowanym. Podstawą tego pro­gramu miały się stać zespoły zabudowy wielorodzinnej, wyposażonej w sieć infrastruktury technicznej i socjalnej, kompensującej — jak to ujmuje H. Syrkus — ograniczenia powierzchni użytkowej miesz­kań i ich indywidualnego wyposażenia, a jednocześnie „nieodzow­nej do prowadzenia akcji społeczno-wychowawczej wśród dzieci, młodzieży, dorosłych, do podnoszenia na wyższy poziom osobistej i zbiorowości kultury mieszkaniowej, do planowego rozwoju więzi międzyludzkiej"80. Takie właśnie założenia legły u podstaw konce­pcji osiedla społecznego, opracowanej przez grono architektów, ur­banistów i socjologów z Pracowni Urbanistyczno-Architektonicznej, działającej w latach okupacji przy WSM i SPB,

W modelu „osiedla społecznego" określono szczegółowo para­metry techniczno-urban i styczne przyszłych osiedli mieszkaniowych: powierzchnię — dla 10 tyś. mieszkańców około 40 ha, gęstość za­ludnienia — przy zabudowie 3-4 kondygnacyjnej — 200-270 osób na l ha, powierzchnię terenów społecznych — 37 m2 na jednego mieszkańca, rozmieszczenie elementów infrastruktury z uwzględnie­niem promieni obsługi, odległości od przystanków itd. „Granice osiedla jako całości funkcjonalnej wymiarowano — pisze H. Syrkus — kro­kiem piechura — ucznia, mniejsze zespoły budynków — kolonie, zgrupowane wokół przedszkoli, żłobków, placyków zabaw, terenów wypoczynkowych dla osób starszych, określano według „wytrzyma­łości najsłabszych ogniw społeczności osiedlowej — przedszkola­ków, matki niosącej dziecko do żłobka, ludzi starych.

Twórcy koncepcji osiedla społecznego nie ograniczali się jednak do zagadnień ściśle projektowych. „Osiedle społeczne" oznaczać miało nie tylko określony typ zabudowy, ale także — szeroki pro­gram socjalno-wychowawczy, uwzględniający potrzeby różnych grup mieszkańców, zwłaszcza zaś tych, którzy z naturalnych powodów by­liby najsilniej powiązani ze środowiskiem zamieszkania (osób o obni­żonej sprawności psychofizycznej, dzieci itd.) oraz określony model stosunków między ludźmi oparty na zasadach samorządności SpołeCZnej i uczestnictwa w życiu społeczności osiedlowej82. Temu zadaniu służyć miały zlokalizowane w osiedlu instytucje opiekuńcze, wycho­wawcze, placówki ochrony zdrowia, pomocy społecznej itd.

Zasady kompleksowego planowania środowiska mieszkalnego, respektowane —jak podkreśla H. Syrkus — w pierwszych realiza­cjach projektów osiedlowych w Polsce, wydawały się szczególnie atrakcyjne z punktu widzenia celów polityki społecznej, otwiera­ły — przynajmniej potencjalnie — drogę rozmaitym formom działań kompensacyjnych, egaiitaryzujących, wspomagających, organizowa­nych wprost w miejscu zamieszkania dla możliwie szerokiego grona osób.

Wielkie nadzieje, jakie z realizacją koncepcji osiedlowych wią­zali ich autorzy i zwolennicy, wśród których obok urbanistów nie brakło socjologów, pedagogów, polityków społecznych83, nie zosta­ły, niestety, spełnione. Trudno dziś dociec, gdzie tkwiły przyczyny, czy i w jakim zakresie „nie sprawdziła się" sama koncepcja, gdy zamiast dobrze wyposażonych, kameralnych osiedli mamy wokół wielkie blokowiska, pozbawione intymności, a o niedostatkach in­frastruktury socjalno-kulturalnej w nowych zespołach mieszkalnych pisze się i mówi od lat. Z drugiej jednak strony nie sposób ignoro­wać wyników badań socjologicznych, które nie potwierdziły — po­dzielanego dość powszechnie przez reprezentantów nowoczesnego urbanizmu — założenia o socjotwórczej funkcji form urbanistycz­nych, o możliwości budowania nowego, lepszego społeczeństwa po­przez wznoszenie jednostek sąsiedzkich czy osiedli84. Przeświadcze­nie to, obecne w wielu doktrynach urbanistycznych, zasadzało się w gruncie rzeczy na mechanicy stycznej wizji człowieka, wywiedzionej prawdopodobnie z modelu behawiorystycznego, który ze wzglę­du na swój scjen ty styczny charakter mógł być stosunkowo łatwo przyswojony przez architektów i urbanistów85.

Dzisiaj trudno byłoby zapewne znaleźć takich optymistów jak Walter Gropius, który głęboko wierzył, że urbanistyka oparta na rze­telnej wiedzy, sztuce i filozofii jest w stanie stworzyć nowy społe­czny porządek86; choć dla wielu jest oczywiste, że zaprojektowane w określony sposób środowisko zamieszkania może pogłębiać lub łagodzić uwarunkowane strukturalnie (przede wszystkim ekonomi­czne, ale także kulturowe) czy podmiotowo (psychologicznie) róż­nice poziomu życia i możliwości zaspokojenia różnorodnych potrzeb ludzkich. Jeśli od tej strony popatrzymy na sytuację w naszym kraju, to musimy stwierdzić, że zarówno w mieście, jak i na wsi pozosta­wia ona wiele do życzenia. Niedostatek mieszkań, ich niski standard, niedorozwój infrastruktury technicznej i społecznej (zwłaszcza w małych miastach i na wsi), procesy dekapitalizacji starych zaso­bów mieszkaniowych w miastach, dysproporcje regionalne i rozpię­tość między sytuacją mieszkaniową w miastach i na wsi — to tylko niektóre z drastycznych objawów chronicznej, bo trwającej ponad czterdzieści !at, niewydolności realizowanej w Polsce Ludowej poli­tyki mieszkaniowej. Niewydolności mającej bez wątpienia — trzeba to przyznać — przyczyny obiektywne, choćby takie jak: ogrom wojen­nych zniszczeń, które poważnie uszczupliły i tak skromne zasoby mie­szkaniowe, zły stan techniczny wielu budynków pochodzących z lat międzywojennych (a często i sprzed I wojny światowej), który pogłębił niedobory mieszkań, wreszcie fatalny stan gospodarki, której odbudowa pochłonęła lwią część środków przeznaczonych na inwestycje87.

Na tę niekorzystną w punkcie startu sytuację nałożyły się na­stępnie skutki przyjętej tuż po wojnie i realizowanej w ciągu kilku dziesięcioleci strategii forsownej industrializacji, która zaciążyła ne gatywnie na przebiegu urbanizacji, prowadząc do rażących dyspro­porcji w rozwoju miast i regionów, do zakłócenia równowagi eko­logicznej w rejonach intensywnie uprzemysławianych, wreszcie do przeciążeń i dysfunkcji całego systemu osadniczego kraiu88.

Masowe przemieszczenia ludności wiejskiej do miast , wyzwolo­ne w sposób celowy w związku z rosnącym zapotrzebowaniem prze­mysłu na siłę roboczą, stwarzały wciąż nowe, niemożliwe do zaspo­kojenia bez poważniejszych inwestycji, potrzeby mieszkaniowe. Brak dostatecznych środków materialnych na gospodarkę mieszkaniową przy stałej presji społecznych oczekiwań, zwielokrotnionych wsku­tek procesów demograficznych (np. wyż demograficzny z lat sześć­dziesiątych) i przeobrażeń kulturowych społeczeństwa polskiego (dąże­nia emancypacyjne i wzrost aspiracji młodego pokolenia przyswojenia przez szerokie odłamy społeczeństwa polskiego elementów ideologii socjalistycznej — egalitaryzmu, bezpieczeństwa socjalnego gwaranto­wanego przez państwo i jego agendy itd.)90 — to kolejne źródła nara­stającego latami problemu mieszkaniowego. Rozwiązanie go w sy­tuacji faktycznego monopolu państwa w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego, redukującego do minimum (wieś, małe miasta, ob­szary podmiejskie) pole jednostkowej i grupowej samozaradności, okazało się niezwykle trudne. Przyjęte ze względów doktrynalnych (zamysł egalitaryzacji) i ekonomicznych (głównie oszczędnościowych) rozwiązania technologiczno-urbanistyczne, oparte na standardowym, znormalizowanym budownictwie wielkopłytowym, wielokondygnacyj­nym, zgrupowanym w ogromne zespoły mieszkalne, nie tylko nie przyniosły spodziewanych efektów pozytywnych, ale zrodziły nowe, często dotkliwe zarówno dla mieszkańców, jak i dla administrato­rów, problemy techniczne i społeczne91.

Niewygodne, małe mieszkania, nie dostosowane do zmiennych w swej istocie potrzeb zamieszkujących je osób są przyczyną fru­stracji, konfliktów, uniemożliwiają wspólne zamieszkiwanie rodzi­nom dwupokoleniowym, wzmagając presję na budownictwo no­wych mieszkań, przy całkowitym niemal zaniedbaniu tzw. starej sub­stancji mieszkaniowej92. Wielkie zespoły mieszkaniowe pozbawione wyposażenia infrastrukturalnego, oddalone od miejsc pracy i miej­skich centrów, nie sprzyjają wytwarzaniu się trwalszych więzi i stru­ktur społecznych o lokalnym charakterze. Nieliczne, niestety, przy­kłady dobrze zaplanowanych, kameralnych, wyposażonych we wszy­stkie niezbędne urządzenia infrastruktury społecznej osiedla miesz­kaniowe, takie choćby jak opisane przez J. Turowskiego i jego zespół osiedla lubelskie93, stanowią chlubne wyjątki potwierdzające regułę.

Do zaniku społecznego znaczenia środowiska zamieszkania przy­czynił się w dużej mierze scentralizowany model organizacji społe­czeństwa, który pozostawił niewiele swobody lokalnym instytucjom i hamował rozwój spontanicznych form aktywności społecznej mie­szkańców94. Powoływane specjalnymi ustawami osiedlowe instytu­cje samorządowe nie zyskały szerszego poparcia społecznego, mimo iż potencjalnie stwarzały szansę partycypacji w decyzjach dotyczą­cych żywotnych interesów i potrzeb społeczności mieszkańców .

Peryferyjne usytuowanie większości nowych osiedli, zgodne zre­sztą z zasadami funkcjonalnego strefowania, przy niedorozwoju sieci miejskiego transportu, utrudnia lub wręcz uniemożliwia ich miesz­kańcom korzystanie z miejskich urządzeń i instytucji socjalno-kul-turalnych. Prawdziwą zmorą wielkich aglomeracji przemysłowych w Polsce są męczące, wielogodzinne dojazdy do pracy, szkoły czy tak częste w latach osiemdziesiątych wędrówki od sklepu do sklepu w poszukiwaniach towaru.

Niedogodności życia w nowych osiedlach nie wyczerpują dłu­giej listy skutków stosowania „nieadekwatnych systemów planowa­nia przestrzennego i doktryn urbanistycznych", które doprowadziły do poważnego „kryzysu polskiej przestrzeni"96. Innym, równie dra­matycznym przejawem tego kryzysu jest postępująca degradacja ma­terialna i społeczna starych dzielnic mieszkaniowych. Wieloletnie zaniedbania polityki remontowo-modernizacyjnej przyczyniły się do dekapitalizacji wielu budynków w centralnych i peryferyjnych ob­szarach miast. Z badań socjologów wynika, że w starych dzielnicach zachodzą niepokojące z punktu widzenia polityki społecznej zjawi­ska ekologiczne. Zdewastowane rudery zajmowane są chętnie przez przedstawicieli marginesu społecznego, w starych, pozbawionych udogodnień cywilizacyjnych obszarach pozostają najsłabsze ekono­micznie i społecznie grupy mieszkańców: ludzie w podeszłym wie­ku, często schorowani, bezradni, opuszczeni przez bliskich. Ten swoisty „syndrom upośledzenia starych dzielnic stanowi sygnał alar mowy dla służb społecznych i wymaga kompleksowych rozwiązań w sferze polityki urbanistycznej97.

Błędy planowania przestrzennego (i gospodarczego) dotykały rzecz jasna nie tylko wielkie miasta czy aglomeracje. Od wielu lat obserwuje się w Polsce zjawisko regresu małych miast. Niedoin-westowane w sferze socjalno-kulturalnej, pozbawione atrakcyjnych miejsc pracy, stwarzają one mieszkańcom zdecydowanie gorsze niż w wielkim mieście warunki zaspokojenia potrzeb i rozwoju98.

Na wsi sytuacja nie przedstawia się lepiej, choć wszelkie uo­gólnienia w tej sprawie muszą z konieczności być bardzo schema­tyczne. Jest przecież oczywiste, że nie sposób sprowadzać do jed­nego mianownika sytuacji wsi peryferyjnej, wsi podmiejskiej czy wsi turystycznej. Nie wdając się tutaj w wyczerpujące objaśnienia tej zło­żonej kwestii, poprzestańmy na przypomnieniu ogólnie znanych fa­któw.

Wieś się starzeje. Odpływ ludzi młodych do miast nie został jak dotąd zahamowany i z pewnością ma to związek z cywilizacyjnym opóźnieniem wielu regionów rolniczych naszego kraju, zwłaszcza ogromnych braków w dziedzinie infrastruktury społecznej". Wieś także podlega ogólnym przeobrażeniom społeczno-kulturowym i pro­cesten wiąże się w części z oddziaływaniem miejskiej (czy raczej masowej, bo transmitowanej poprzez środki masowego przekazu, zwłaszcza telewizję) kultury, tym skuteczniejszym, im bliższe są związki wsi z miastem (np. w regionach uprzemysłowionych, gdzie spora liczba mieszkańców wsi znajduje zatrudnienie w mieście). Zmiany, o których mowa, mają także przyczyny wewnętrzne, takie choćby jak: przeobrażenia stosunków własnościowych w rolnictwie, mechanizacja produkcji rolnej, pojawienie się na wsi większej niż dotychczas liczby przedstawicieli zawodów nierolniczych i wielu nowych instytucji i organizacji reprezentujących interesy rolników100. Towarzyszą im przekształcenia systemów wartości i wzorów kultu­rowych. Zmienia się sposób budowania domów, techniczne wyposa­żenie gospodarstw, wymagania i aspiracje dotyczące higieny, urzą­dzenia i użytkowania mieszkań, wreszcie przeobrażeniom podlegają tradycyjne wzory współżycia społecznego, tak w obrębie rodziny, grupy krewniaczej, sąsiedzkiej, jak i całej społeczności. Rodzina wiej­ska upodabnia się pod wieloma względami do miejskiej, staje się mniej liczebna (choć w dalszym ciągu na wsi częściej niż w mieście spotyka się rodziny wielodzietne), słabnie więź międzypokoleniowa, pojawiają się konflikty na tle światopoglądowym, kulturowym, wzma­ga się dążenie młodszych generacji do uniezależnienia się od rodzi­ców101. Wobec powyższych faktów zrozumiałe stają się obserwowa­ne coraz częściej na wsi drastyczne przykłady opuszczenia, w jakim żyją starzy ludzie'02. Nasilenie tych zjawisk występuje zwłaszcza we wsiach peryferyjnych, w których niekorzystne warunki życia i za­chowawcze cechy środowiska kulturowego przyspieszają ucieczkę ludzi młodych. We wsiach usytuowanych w pobliżu wielkich ośrod­ków miejskich potencjalna dostępność urządzeń infrastruktury spo­łecznej, możliwości wyboru kierunku kształcenia, zawodu, pracy sprzyjają stabilizacji młodszych mieszkańców, a nawet odrodzeniu rodziny trójpokoleniowej103.

W miarę postępów procesów aglomeracyjnych wsie podmiejskie stopniowo zostają wchłonięte przez miasta, tworząc zintegrowaną funkcjonalnie z centrum strefę podmiejską. Ma to obok stron pozy­tywnych — także pewne negatywy. Powszechne wśród mieszkańcówwsi podmiejskich łączenie zatrudnienia w mieście z zajęciami rolni­czymi — uprawą przydomowego ogródka czy hodowlą — prowadzi nieuchronnie do przemęczenia, zabiera czas przeznaczony na wypo­czynek, kontakty z rodziną, w tym także na wypełnianie zobowiązań opiekuńczych wobec jej słabszych członków. Potwierdzenie tych fa­któw znajdujemy choćby w porównawczych badaniach budżetów czasu ludności zamieszkałej w różnych typach skupisk terytorialnych104.

0 ich znaczeniu dla ukierunkowania działań z zakresu polityki spo­łecznej nie trzeba nikogo przekonywać.

Oczywiście opisane wyżej zjawiska nie wszędzie występują z jed­nakowym natężeniem, przedstawiony tu obraz jest z pewnością nie­kompletny i przejaskrawiony. Dobierając przykłady ilustrujące prze­de wszystkim uciążliwości i niedogodności życia w wielkim mieście na wsi czy w strefie podmiejskiej, kierowałam się przeświadczeniem, że środowisko mieszkalne, poczynając od mieszkania, a na bliższym

1 dalszym otoczeniu kończąc, poprzez swe walory użytkowe (stan­dard mieszkania, budynku mieszkalnego, jakość i dostępność ele­mentów infrastruktury społecznej, połączeń komunikacyjnych), este­tyczne, społeczne, przyrodnicze może ułatwiać lub utrudniać róż­nym grupom ludności zaspokajanie ważnych potrzeb, realizację aspi­
racji życiowych, wywoływać pozytywne lub negatywne odczucia i postawy105.

Brytyjski socjolog Rez E. Pahl w swej znakomitej książce pod znamiennym tytułem „Czyje miasto?" wprowadził pojęcie system spo-łeczno-ekologiczny, mając na uwadze kombinacje istniejących w każ­dym społeczeństwie ograniczeń społecznych i przestrzennych w do­stępie do rozmaitych zasobów i ułatwień. Pierwsze z nich wynikają z usytuowania jednostki czy rodziny w strukturze społecznej i zwią­zanych z tym różnic stanu zasobności, zakresu władzy i prestiżu; drugie natomiast są pochodne wobec struktur alokacyjnych, czyli rozmieszczenia w przestrzeni elementów infrastruktury społecznej, mieszkań, sklepów, linii komunikacyjnych itp.106

Oba typy ograniczeń oddziałują łącznie, składając się ostatecz­nie na dostępność ekonomiczną, społeczną i przestrzenną (ekologi­czną) określonych dóbr i usług107. Jest oczywiste, że niepokój poli­tyka społecznego budzą zwłaszcza te sytuacje, w których dochodzi do kumulacji jednych i drugich typów ograniczeń — a więc nieko­rzystnych cech położenia społecznego oraz ujemnych parametrów środowiska mieszkalnego, gdy np. grupy czy warstwy o najniższych dochodach zamieszkują w warunkach ocenianych jako substandar-dowe, jeśli na dodatek muszą pokonywać wiele kilometrów, aby do­trzeć do sklepu, punktu usługowego, szkoły, apteki, ośrodka zdrowia czy instytucji pomocy społecznej .

Przeciwdziałać wytwarzaniu się tego stanu rzeczy może jedynie sprzężone z polityką społeczną planowanie przestrzenne. Skutki pod­jętych decyzji alokacyjnych okazują się zazwyczaj niezwykle trwałe, dlatego właściwe rozpoznanie możliwości i ograniczeń tkwiących w materialno-przestrzennej strukturze środowiska mieszkalnego winno stanowić podstawę programowania działań środowiskowych służb społecznych.

Rozdział IV

ZAGADNIENIA DIAGNOZY

SPOŁECZNEJ l METODY PRACY

SOCJALNEJ W ŚRODOWISKU

ZAMIESZKANIA

1. Etyczne podstawy interwencji pracownika socjalnego

Powoływany wielokrotnie na poprzednich stronach tej pracy A. Kamiński często podkreślał, że pracownik socjalny winien za­wsze kierować się zasadą ulepszania zastanego środowiska społecz­nego. W dziełach H. Radlińskiej i A. Kamińskiego — a także licz­nych kontynuatorów ich myśli — praca socjalna występuje nie tyiko jako swoista forma pomocy w przezwyciężaniu przez jednostki lub grupy trudnych sytuacji życiowych, ale również jako działalność wy­chowawcza ukierunkowana na wydobywanie, wyzwalanie konstru­ktywnych sił tkwiących w jednostkach i zbiorów ości ach, pobudzanie jednostkowej i grupowej aktywności społecznej i kulturalnej, samoza-radności, troski o swoich najbliższych, wspomaganie inicjatyw i akcji społecznych itd.1

Dostrzegając trwałe wartości wypracowanych w ramach peda­gogiki społecznej teoretycznych podstaw pracy socjalno-wychowaw­czej, musimy być świadomi, że niektóre ze sformułowanych przed laty zasad pracy środowiskowej wymagają korekty, uwzględniającej przemiany mentalności, potrzeb i aspiracji polskiego społeczeństwa.

Nowy, ukształtowany po dramatycznych wydarzeniach z lat 1980-1981 i przełomowym 1989 r. obraz naszej rzeczywistości, różni się diametralnie od tego, który znamy z poprzednich okresów powojen­nej historii Polski. Rozpoczęta u schyłku lat osiemdziesiątych demo­kratyczna przebudowa polskiego życia politycznego i gospodarcze­go doprowadziła do trwałego zróżnicowania postaw politycznych, orientacji światopoglądowych oraz poziomu i stylu życia poszcze­gólnych jednostek i grup społecznych. W tej jakościowo nowej sy­tuacji, która obok spodziewanych efektów pozytywnych niosła także nie znane wcześniej zagrożenia społeczne (pauperyzacja społeczeń­stwa, bezrobocie, bezdomność, upadek publicznej służby zdrowia i oświaty, nowe konflikty między grup o we, trudności przystosowania się wielu grup społecznych do zasad wolnego rynku i konkurencji itd.), znajdzie się z pewnością miejsce dla nowocześnie pojmowanej pracy socjalnej.

Jaka zatem ma być ta nowocześnie rozumiana praca socjalna w społeczeństwie demokratycznymi Istotę i cele pracy socjalnej w spo­łeczeństwie demokratycznym oddaje najlepiej angielski termin „em-powerment" lub francuski „reinsertion". Oba te pojęcia odnoszą się do działań, których podstawowym celem jest przywracanie zdolności jednostek i grup społecznych do pełnego uczestnictwa w życiu spo­łecznym, walka ze społecznym wyłączeniem (exclusion), marginali­zacją i alienacją. W realizacji tego celu praca socjalna pośredniczy między instytucjami polityki społecznej państwa, społeczności lokal­nych, wspólnot naturalnych (przede wszystkim rodziny), dobrowol­nych zrzeszeń i rynku. Takie usytuowanie pracy socjalnej z natury rzeczy musi rodzić liczne dylematy i konflikty ról. Pracownik so­cjalny znajduje się niejednokrotnie pod presją sprzecznych oczeki­wań i norm odnoszących się do pełnionych przez niego funkcji: rze­cznika praw swoich klientów i ich rodzin, reprezentanta interesu publi­cznego, agenta kontroli społecznej, profesjonalisty świadczącego usługi na zasadach komercyjnych, reformatora zaangażowanego w działania na rzecz zmian ustawodawstwa socjalnego itd. W pluralistycznym społeczeństwie demokratycznym szczególnego znaczenia nabiera spra­wa deontologii pracy socjalnej. W krajach, których tradycje i do­świadczenia w dziedzinie pracy socjalnej są znacznie dłuższe niż w Polsce, środowiska pracowników socjalnych dopracowały się włas­nych kodeksów etycznych, które zawierają standardy postępowania pracownika socjalnego w kontaktach z klientami, kolegami, praco­dawcami, szerszym środowiskiem społecznym. Kodeks Etyczny Ame rykańskiego Stowarzyszenia Pracowników Socjalnych (NASW), po­dobnie jak tego typu dokumenty przyjęte przez stowarzyszenia pra­cowników socjalanych działające w innych krajach demokratycz­nych opiera się na fundamentalnym dla pracy socjalnej założeniu o war­tości, godności, unikalności wszystkich ludzi i równości ich praw i szans2. Założenia te mają swoje źródło w uniwersalistycznnie pojmo­wanych prawach człowieka, zapisanych w dokumetach ONZ, poczy­nając od Deklaracji Narodów Zjednoczonych z 1945 r, poprzez Po­wszechną Deklarację Praw Człowieka z 1948 r. Międzynarodowy Pakt Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych (1966) oraz Praw Cywilnych i Politycznych (1966). Polskie Stowarzyszenie Pra-cownków Socjalnych przygotowło projekt własnego kodeksu etycz­nego, nawiązującego pod względem formalnym i merytorycznym do analogicznych dokumentów w innych krajach. Projekt opracowany w PTPS składa się podobnie jak kodeks NASW z preambuły i sześciu działów. Ze względu na wagę podniesionych tam problemów przy­taczamy ten projekt w całości:

Dział I. Ogólna postawa i sposób postępowania pracownika socjal­nego.

  1. Pracownika socjalnego powinno cechować wysokie morale zawodowe i osobiste.

  2. Obowiązkiem pracownika socjalnego jest posiadanie i dos­konalenie kwalifikacji zawodowych.

  3. Pracownik socjalny powinien wykorzystywać w swej pra­cy zawodowej wiedzę, umiejętności i wartości leżące u podstaw pracy socjalnej.

  4. Pracownik socjalny zobowiązany jest kierować się w dzia­łalności zaowodowej zasadą dobra klienta.

  5. Pracownik socjalny zobowiązany jest przeciwstwiać się prak­tykom niehumanitarnym lub dyskryminującym osobę czy
    grupę osób.

Pracownik socjalny powinien ponosić ostateczną odpowie­dzialność za jakość i zakres świadczeń, do których się zobowiązuje.

  1. Pracownik socjalny nie może wykorzystywać kontaktów służbowych dla własnych korzyści.

  2. Pracownik socjalny powinien przestrzegać zasady, że pod­stawowym jego obowiązkiem jest pomoc w rozwiązywa­niu trudności życiowych klientów.

Dział II. Odpowiedzialność etyczna pracownika socjalnego wobec klienta.

  1. Pracownik socjalny jest zobowiązany do poszanowania god­ności klienta i jego prawa do samostanowienia.

  2. Pracownik socjalny jest zobowiązany do równego trakto­wania klientów bez względu na wiek, płeć, stan cywilny,
    orientację seksualną, narodowość, wyznanie, przekonania po­lityczne, stan zdrowia, rasę, kolor skóry oraz inne prefe­rencje i cechy osobiste.

  3. Pracownik socjalny powinien uznać zasadę spolegliwej opie­kuńczości za podstawową regułę w kontaktach z klientem.

  4. Pracownik socjalny zobowiązany jest wykazać zaangażowa­nie na rzecz pomocy klientowi w rozwiązywaniu jego trudności życiowych oraz wykorzystać w tym celu swoją wie­dzę, umiejętności zawodowe i kompetencje.

  5. Pracownik socjalny powinien — stosownie do możliwości klienta — wzmacniać jego wysiłki na rzecz życiowego usamodzielnienia.

  6. Pracownik socjalny zobowiązany jest do udzielania klien­towi pełnej informacji na temat dostępnych świadczeń.

  7. Pracownik socjalny powinien udzielić klientowi precyzyj­nej informacji na temat uprawnień do świadczeń i wyni­kających stąd zobowiązań.

  8. Pracownik socjalny winien zasięgać konsultacji współpra­cowników i zwierzchników w przypadku, gdy leży to
    w żywotnym interesie klienta.

  9. Pracownik socjalny za zgodą klienta ma prawo zaprzestać świadczyć pomocy, gdy wyczerpane zostały przewidziane prawem świadczenia lub, gdy takie świadczenia nie są już potrzebne.

  10. Pracownik socjalny ma prawo do zmiany formy udzielanej pomocy w przypadku stwierdzenia wykorzystania świadczeń niezgodnie z przeznaczeniem.

  1. Pracownik socjalny zobowiązany jest do zachowania w ta­jemnicy informacji uzyskanych od klienta w toku czynno­ści zawodowych.

  2. Pracownik socjalny ma prawo bez zgody klienta przeka­zywać poufne informacje wyłącznie wówczas, gdy prze­
    mawiają za tym ważne względy zawodowe.

Dział III. Odpowiedzialność etyczna pracownika socjalnego wobec w spółprac o wników.

  1. W swych kontaktach ze współpracownikami pracownik socjalny powinien: respektować ich wiedzę i doświadczenie, przestrzegać zasady lojalności zawodowej, w ocenach współpracowników kierować się obiektywizmem, w przy­padku współpracowników naruszających zasady niniejsze­go kodeku zająć krytyczne stanowisko w odpowiednim miej­scu i czasie.

  2. Pracownik socjalny powinien współpracować z innymi pracownikami socjalnymi w celu wykonywania obowiązków zawodowych.

  3. Pracownik socjalny winien rozstrzygać konflikty ze współ­pracownikami bez uszczerbku dla klienta.

Dział IV. Odpowiedzialność etyczna pracownka socjanego wobec pra­codawcy.

  1. Pracownik socjalny powinien przestrzegać zobowiązań pod­jętych wobec instytucji zatrudniającej.

  2. Pracownik socjalny powinien dążyć do usprawniania fun­kcjonowania macierzystej instytucji i poprawy efektywno­ści świadczeń.

  3. Pracownik socjalny powinien w sposób racjonalny dyspo­nować środkami finansowymi i rzeczowymi przeznaczo­nymi na świadczenia społeczne.

Dział V. Odpowiedzialność pracownika socjalnego wobec własnego zawodu.

  1. Obowiązkiem pracownika socjalnego jest rzetelne wyko­nywanie zawodu oraz pogłębianie wiedzy zawodowej.

Obowiązkiem pracownika socjalnego jest dbałość o inte­gralność zawodową i właściwą rangę zawodu.

Dział VI. Odpowiedzialność etyczna pracownika socjalnego wobec społeczeństwa.

  1. Pracownik socjalny zobowiązany jest działać na rzecz do­bra ogólnego.

  2. Pracownik socjalny zobowiązany jest zapewnić osobom up­rawnionym dostęp do niezbędnych świadczeń i szans ży­ciowych.

  3. Pracownik socjalny powinien domagać się zmian w usta­wodawstwie sprzyjających poprawie warunków życia spo­łeczeństwa i propagować idee sprawiedliwości społecznej.

  4. Pracownik socjalny powinien wspierać działania społecz­ności lokalnych na rzecz samopomocy społecznej oraz za­chęcać do współudziału w kształtowaniu instytucji społe­cznych i w tworzeniu polityki społecznej3.

Projekt PSPS nie jest wolny od wad i wymaga dopracowania, niemniej docenić trzeba sam fakt podjęcia przez pracowników so­cjalnych tego rodaju inicjatywy.

Z całą pewnością uchwalenie kodeksu etycznego jest dla dalsze­go rozwoju pracy socjalnej w Polsce sprawą pierwszorzędnej wagi.

Precyzyjnego uregulowania wymagają, zwłaszcza zbyt ogólni­kowo potraktowane w projekcie PSPS, sprawy ochrony prywatności klientów pomocy społecznej, a także warunków usprawiedliwiają­cych podejmowanie działań naruszających stosunki wewnątrzrodzin-ne czy też granic odpowiedzialności pracownika socjalnego wobec klientów nadużywających prawa do pomocy społecznenej. W ocze­kiwaniu na ulepszoną wersję kodeksu etycznego pracownika socjal­nego spróbujmy przedstawić najczęściej formułowane w literaturze przedmiotu zasady pracy socjanej4.

Pierwsza z nich to akceptacja klienta, oparta na zasadach to­lerancji, poszanowania ludzkiej godności, swobody wyboru wartości i celów życiowych. Respektowanie tych zasad w praktyce nie po­winno być utożsamiane z moralnym indyferentyzmem czy relatywzmem etycznym. Tolerancja kończy się zwykle tam, gdzie zaczyna się krzywda innego człowieka. Trudno o akceptację i szacunek wobęc tych, którzy poprzez świadome działanie czy zaniedbanie przy­sparzają cierpień swoim bliskim, zagrażają zdrowiu lub życiu osób słabszych, niezaradnych, niepełnosprawnych. Jednak nawet wów­czas, gdy klient wzbudza w nas lęk czy odrazę powinniśmy panować nad swoimi emocjami i powstrzymywać się przed zbyt pochopnymi sądami. Akceptacja klienta oznacza m.in. zdolność do wolnego od uprzedzeń i stereotypów postrzegania klienta, zarówno jego cech ne­gatywnych, jak i pozytywnych, oraz rozumienia jego punktu widze­nia. Akceptacja oznacza wreszcie budowanie planu pomocy na sil­nych stronach klienta i wykorzystywanie jego potencjału rozwojo­wego5.

Druga ogólna zasada pracy socjalnej — zasada indywidualiza­cji, dotyczy podmiotowego podejścia do każdego klienta, jako nie­powtarzalnej osobowości, która ma swoje prawa i potrzeby. Zaprze­czeniem podejścia indywidualizującego jest schematyzm, etykieto­wanie (labelling) i bezosobowe traktowanie klientów jako kolejnych „przypadków", a nie ludzi z krwi i kości.

Trzecia zasada ogólna — zasada kontrolowanej swobody eks­presji emocjonalnej, opiera się na założeniu, że tłumienie emocji nie sprzyja nawiązaniu autentycznych relacji interpersonalnych między klientem a pracownikiem socjalnym, a tym samym — utrudnia za­równo jednej, jak i drugiej stronie zrozumienie istoty problemu i zna­lezienie właściwego rozwiązania. Oczywiście nie chodzi o to, by klienta zachęcać do wyrażania emocji w sposób skrajny i gwałtow­ny, lecz o to, by te emocje wykorzystywać w sposób świadomy i ce­lowy w pracy socjalnej.

Zasada kolejna to zasada neutralności (nieoceniania) w komu­nikowaniu się z klientem, konieczna zwłaszcza w początkowej fazie kontaktów klient — pracownik socjalny. Zasada ta nie oznacza braku krytycyzmu wobec klienta, lecz tylko przesunięcie akcentów z oceny jego postępowania na poszukiwanie przyczyn jego trudności i alter­natywnych rozwiązań. Z zasadą neutralności blisko się wiąże zasada obiektywizmu, tj. wszechstronnego, opartego na profesjonalnej wie­dzy rozpatrywania każdej sytuacji. Zachowanie obiektywizmu jest bodaj najtrudniejszym, rodzącym najwięcej obciążeń psychicznych elementem zawodu pracownika socjalnego. Aby choć w części je złagodzić, pracownik socjalny powinien mieć dobre przygotowanie merytoryczne i spore doświadczenie życiowe, które pozwoli mu zro­zumieć złożone problemy innych ludzi.

W pracy socjalnej obowiązuje zasada ograniczoneggo zangażo-wania emocjonanego. Niedopuszczalne jest zarówno nadmierne spou-falanie i litowanie się nad klientem, jak i nadmierny dystans czy chłód. W obu wypadkach skutki mogą być opłakane — albo nadmierna identyfikacja z problemami klienta i utrata obiektywizmu (a w dal­szej konsekwencji nadmierne przeciążenie emocjonalne i wypalenie), albo instrumentalne podejście do klienta, pozbawione rzeczywistego zainteresowania. Zasada ograniczonego zaangażowania emocjonal­nego zakłada, że skuteczne pomaganie innym wymaga pewnego mi­nimum empatii, umożliwiającej porozumienie miedzy klientem a pra­cownikiem socjalnym.

Zasada samostanowienia opiera się na uznaniu prawa klienta do wolności, w tym także prawa do popełniania błędów i odpowiedzial­ności za swoje życie. Ograniczeniem tego prawa mogą być z jednej strony rzeczywista zdolność klienta do podejmowania samodzielnych decyzji (np. w wypadku choroby psychicznej lub głębokiej demencji), a drugiej zaś — normy prawne (w tym przepisy regulujące zasady dzia­łania pomocy społecznej) oraz zasady moralności publicznej .

Zasada udostępniania zasobów obliguje pracownika socjalne­go do aktywnego poszukiwania możliwości zaspokojenia uzasadnio­nych potrzeb klientów, łącznie z angażowaniem się w kampanie na rzecz zmian legislacyjnych lub poszukiwania nowych rozwiązań insty­tucjonalnych w środowisku lokalnym.

Zasada poufności — oczywista zasada respektowania prywat­ności i nieujawniania informacji uzyskanych od klienta bez jego wie­dzy i zgody osobom trzecim może być uchylona jedynie w sytua­cjach wyjątkowych, gdy naruszane jest prawo i zagrożone jest czyjeś zdrowie lub życie.

Przedstawione wyżej zasady są na tyle ogólne, że stosują się w każ­dym z obszarów pracy socjalnej. Fakt, że stosunkowo łatwo można z nich wyprowadzić konkretne reguły postępowania, wyjaśnić moż­na tym, że zasady te nie mają charakteru abstrakcyjnego, lecz wy­nikają z doświadczeń praktycznych wielu pokoleń pracowników so­cjalnych, którzy podjęli trud refleksji nad przyczynami własnych su­kcesów i niepowodzeń zawodowych.

2. Ogólne zasady pracy socjalnej w środowisku otwartym

Zasadniczym celem tego rozdziału jest ukazanie ogólnych pod­staw pracy socjalnej w środowisku otwartym, synonimicznie okre­ślanym jako środowisko zamieszkania. Dogodną ramą teoretyczną do prezentacji tego zagadnienia jest zyskujące coraz więcej zwolen­ników ekologiczno-systemowe podejście do pracy socjalnej7. Podej­ście to, inspirowane m.in. ogólną teorią systemów L. von Bertalnf-fyiego, teorią pola Kurta Lewina, ekologiczną teorią rozwoju Urie Bronfenbrennera, kładzie nacisk na relacje pomiędzy klientem a jego środowiskiem społecznym. Podejście systemowe zwraca uwagę na oczywisty, wydawałoby się, fakt, że każdy człowiek, każda grupa społeczna stanowią element szerszego systemu społecznego — rodzi­ny, grup rówieśniczych, stowarzyszeń i grup formalnych, społecz­ności lokalnych, złożonych organizaji biurokratycznych, społeczeń­stwa i państwa8. Pomiędzy jednostką (rodziną, grupą etc.) a tymi szerszymi systemami zachodzą stale procesy wymiany (energii, in­formacji), dzięki którym zarówno mniejsze, jak i większe systemy mogą trwać i się rozwijać. Systemy stanowić mogą bardziej lub mniej zorganizowane całości, oddzielone granicami. Im bardziej zorgani­zowany system, tym silniej zmiana jakiejś jego części wpływa na stan całości9. W literaturze przedmiotu znaleźć można wiele intere­sujących propozycji aplikacji podejścia systemowego do praktyki pra­cy socjalnej. Jednym z bardziej popularnych jest „model życia" Ca-rel B. Germain i A. Gitterman10. W modelu tym przyjmuje się, że „ludzkie i potrzeby, i trudności są skutkiem procesów zachodzących pomiędzy człowiekiem i jego środowiskiem życia. Ludzie zmieniają samych siebie oraz swoje środowisko fizyczne i społeczne dzięki nieustającym procesom adaptacji wzajemnej. Celem pracy socjalnej jest takie wiązanie możliwości adaptacyjnych człowieka z odpowiednimi właściowościami środowiska, które sprzyjać będzie maksymali­zacji wzrostu i rozwoju"".

Przyjmując scharakteryzowany wyżej w uproszczeniu punkt wi­dzenia, spróbujmy sformułować kilka wskazówek praktycznych do­tyczących pracy socjalnej w środowisku zamieszkania, rozumianym jako wspólny wielu jednostkom i grupom substrat materiał no-prze­strzenny, obejmujący zarówno elementy środowiska naturalnego, jak i stworzonego przez człowieka, i społeczno-kulturowego (siatka re­lacji międzyludzkich na różnych poziomach społecznej organiazacji, wartości i normy kulturowe, wiedza i przekonania, które regulują procesy interakcji społecznych oraz determinują sposób postrzegnia i użytkowania przestrzeni) .

Zgodnie z poczynionymi wcześniej rozróżnieniami powinniśmy dodać, że właściwie rozumiane „środowisko zamieszkania" jest za­wsze subiektywnie doświadczaną, wartościowaną pozytywnie lub ne­gatywnie przestrzenią społeczną13. Oznacza to, że podejmując dzia­łania interwencyjne w środowisku zamieszkania należy brać pod uwagę nie tylko obiektywne charakterystyki ekologiczno-przestrzenne, demo­graficzne czy ekonomiczne, ale także oceny i odczucia samych mie­szkańców. Wiadomo przecież, potwierdzają to liczne badania socjo­logów w Polsce i na świecie, że najbardziej nawet niekorzystne od strony materialnych warunków życia środowisko mieszkalne może być wysoko oceniane przez samych mieszkańców, np. ze względu na rozbudowany system samopomocy czy pomocy wzajemnej (w ob­rębie rodziny, grupy sąsiedzkiej), który może przynajmniej w części rekompensować braki infrastruktury społecznej itp.1 Przyzwyczaje­nie, zakorzenienie w środowisku rodzinno-sąsiedzkim dają poczucie bezpieczeństwa bycia „u siebie", dzięki nim określona przestrzeń (środowisko mieszkalne) staje się częścią naszego Ja", nabiera szcze­gólnego znaczenia jako miejsce znane i bliskie .

Pracownik socjalny, stosując zasadę współczynnika humanisty­cznego, powinien w swojej pracy uwzględniać te subiektywne aspe­kty więzi ze środowiskiem zamieszkania, powinien także, tam gdzie to możliwe, podjąć próbę rekonstrukcji siatki powiązań społecznych (social network} jednostek (lub rodzin w środowisku zamieszkania)16. Odtworzenie — na podstawie wywiadu środowiskowego, obserwa­cji, analizy dokumentacji itp. — zakresu, intensywności i treści kon­taktów jednostek (lub rodzin) w miejscu zamieszkania może mieć fun­damentalne znaczenie dla skuteczności podejmowanych przez pracow­nika socjalnego działań wspomagających czy aktywizujących.

Oczywiście pełna siatka powiązań społecznych powinna obej­mować wszystkie w miarę trwałe kontakty jednostek, wynikające z ich formalnego lub nieformalnego uczestnictwa w różnych gru­pach społecznych i pełnionych w nich ról — poczynając od słabo zdefiniowanej (nieustrukturalizowanej) roli użytkownika wspólnego terytorium, a na wyspecjalizowanych, normatywnie uporządkowa­nych rolach zawodowych kończąc. Każda z nich, nawet rola petenta czy klienta określonych instytucji publicznych, tak cząstkowa i sfor­malizowana, może być znaczącym źródłem trwalszych (co nie zna­czy osobistych) styczności społecznych, zwłaszcza dla osób pozba­wionych najbliższej rodziny, samotnych. To samo odnieść można do ról zawodowych czy też ról pełnionych w różnorodnych stowarzy­szeniach, organizacjach typu politycznego, religijnego lub społecz­nego. Nie pomijając tych obszarów społecznego funkcjonowania jed­nostki analiza sieci powiązań społecznych koncentruje się przede wszystkim na badaniu związków o charakterze osobistym, takim, z którym mamy do czynienia w małych grupach typu pierwotnego, nieformalnego — w rodzinie, grupie rówieśniczej, koleżeńskiej, przy­jacielskiej czy sąsiedzkiej. Właśnie te małe, nieformalne grupy stanowią dla większości ludzi źródło oparcia w sytuacjach trudnych, dlatego też osłabienie lub brak osobistych związków z innymi ludźmi (wskaźnik społecznej izolacji) ma tak istotne znaczenie dla prowa­dzenia pracy socjalnej w środowisku zamieszkania.

Nie trzeba, jak sądzę, przypominać, że wszelkie informacje do­tyczące kontaktów społecznych jednostek winny być ujmowane ze współczynnikiem humanistycznym, tj. od strony ich faktycznego zna­czenia dla zainteresowanych. Dyrektywa ta ma charakter ogólny, trudno bowiem zrozumieć i wyjaśnić jakiekolwiek ludzkie działanie bez uwzględnienia subiektywnego sensu nadawanego mu przez dzia­łającą jednostkę. Stosunki między ludźmi nasycone są znaczeniami, symbolami. Wchodząc we wzajemne kontakty — ludzie komunikują sobie przy użyciu symboli werbalnych (języka) i niewerbalnych (ge­sty, mimika, ubiór itp.) subiektywne wartości i znaczenia, wyrażają swój stosunek do różnych zjawisk i osób, oceniają je pozytywnie lub negatywnie, zachęcają lub powstrzymują od działania, przedsta­wiają własne interpretacje zdarzeń czy sytuacji17.

Biorąc pod uwagę tę szczególną właściwość relacji społecznych, pracownik socjalny powinien być wyczulony na wszelkie przejawy zakłóceń procesów komunikowania się, zwłaszcza tych, które po­wstają na styku instytucje pomocy społecznej — faktyczni lub po­tencjalni adresaci działań socjalnych .

Pracownik socjalny, który podejmuje jakiekolwiek działania in­terwencyjne, musi pamiętać o elementarnych regułach (warunkach progowych) skutecznego porozumiewania się: zgodności nastawienia nadawcy i odbiorcy informacji, tzn. zamiarowi przekazania określo­nych treści powinien towarzyszyć zamiar wysłuchania wypowiedzi i uważna obserwacja zachowań partnera; konieczności posługiwania sięjęzykiem znanym obu stronom, dostosowanym do okoliczności, pozycji społecznej i pełnionych przez partnerów ról społecznych; stosowania takich środków wyrazu (językowych i pozajęzykowych), które mieszczą się w repertuarze zachowań komunikacyjnych drugiej strony19. Te z po­zoru proste reguły okazują się, niestety, bardzo trudne w realizacji. Z codziennego doświadczenia wiemy, że nawet gdy mówimy tym sa­mym co inni językiem, nie zawsze jesteśmy rozumiani i sami także nie do końca rozumiemy wypowiedzi innych ludzi; niewłaściwie odczytu­jemy ich intencje i nastawienie emocjonalne do nas itd.

Zakłócenia procesów porozumiewania się są tym poważniejsze, im bardziej partnerzy interakcji (np. pracownik socjalny i osoba, któ­rej ma on udzielić porady lub pomocy) różnią się pod względem znajomości reguł językowych i zasad stosowania ich w określonych sytuacjach20. Często pod warstwą różnic językowych kryją się głęb­sze różnice kulturowe, odmienność społecznych doświadczeń, men­talności, obyczajowości. Czasem są one związane z cechami pod­miotowymi (uzdolnieniami i nawykami językowymi, poziomem lę­ku), czasem — sytuacyjnymi (np. z pełnionymi rolami).

Praktyczne znaczenie wiedzy o psychospołecznych prawidłowo­ściach komunikowania się uwidacznia się zwłaszcza w sytuacjach trudnych, nietypowych. Choroba, inwalidztwo, utrata środków do życia mają oprócz swego wymiaru obiektywnego, biomedycznego, psy­chosomatycznego, ekonomicznego, także wymiar subiektywny wy­rażający się w tym, jak ludzie dotknięci nieszczęściem czy biedą i ich otoczenie pojmują rolę człowieka chorego, biednego, „klienta" po­mocy społecznej .

Pracownik socjalny powinien zwrócić szczególną uwagę na te subiektywne „definicje sytuacji", albowiem ujawniają się w nich czę­sto uwarunkowane kulturowo lub osobowościowo deformacje w per­cepcji własnego położenia, w ocenie możliwości samodzielnego po­radzenia sobie z trudnościami, przypisywaniu sobie lub innym od­powiedzialności za swój stan. Mając świadomość powszechnościwystępowania tych zjawisk, pracownik socjalny powinien być szcze­gólnie uważnym odbiorcą adresowanych do niego przekazów (wer­balnych i niewerbalnych), a jako nadawca wykazywać szczególny takt i opanowanie. Musi się także liczyć z możliwością popełniania pomyłek atrybucyjnych, polegających na zbyt pospiesznym, opartym głównie na obserwacji zachowania i wyglądu innego człowieka, wnio­skowaniu o jego ukrytych dyspozycjach psychicznych (wiedzy, po­trzebach, umiejętnościach, wrażliwości emocjonalnej itp.)22.

W natłoku spraw i ludzi, z którymi kontaktuje się niemal na co dzień, pracownik socjalny posługuje się — często nie zdając sobie z tego sprawy — różnymi schematami atrybucyjnymi, budowanymi na podstawie osobistego doświadczenia, wiedzy potocznej czy za­wodowej23. Schematy te w różnym zresztą stopniu modyfikują prze­bieg spostrzegania społecznego, sprzyjają uproszczeniom czy wręcz zniekształceniom obrazu drugiego człowieka. Taką rolę odgrywają zwłaszcza różnego rodzaju stereotypy i uprzedzenia społeczne (et­niczne, kulturowe, religijne, polityczne), nasycone emocjami, oparte w przeważającej mierze na niepełnych, wyrywkowych i wyolbrzy­mionych danych.

Mniej obciążone wartościowaniem, choć niekiedy równie do­tkliwe w skutkach, są błędy atrybucyjne związane z rutynizacją pra­cy socjalnej, która prowadzi do uproszczonego widzenia człowieka, traktowania go jako „przypadku" z konkretnymi problemami, a nie jednostki z jej szczególnymi uwikłaniami życiowymi, oczekiwania­mi, uczuciami24. Posługiwanie się gotowymi schematami, „szuflad­kowanie spraw", bez wnikania w indywidualne motywacje i potrze­by, specyfikę środowiska społecznego i kulturalnego, nie jest jedy­nym negatywnym skutkiem rutynizacji pracy socjalnej. Zjawiskiem równie niebezpiecznym jest stygmatyzacja osób korzystających z róż­nych form pomocy, przypinanie im określonej etykietki — niedoj­rzałości, nieodpowiedzialności, niewydolności, czemu z reguły to­warzyszy jawna lub ukryta dezaprobata, reakcje odrzucające, potępiające25. Bez względu na to, czy i w jakim zakresie posługiwanie się różnymi „etykietkami" w określonym przypadku jest uzasadnione, pra­cownik socjalny powinien się liczyć z możliwością wtórnej marginali­zacji osób korzystających z pomocy społecznej poprzez narzucanie im roli dewianta, człowieka „biednego", bezradnego, zależnego26.

Zasygnalizowane w znacznym uproszczeniu problemy ujawnia­ją się nie tylko w bezpośrednich relacjach pracownika socjalnego z jednostkami czy rodzinami w ich naturalnym środowisku kulturo­wym i społecznym. Bariery komunikacyjne, związane z odmienno­ścią perspektywy poznawczej, systemów wartości, celów i zasad, wy­stępują także pomiędzy instytucjami i organizacjami społecznymi, administracją terenową czy innymi podmiotami pracy socjalnej w śro­dowisku zamieszkania. Dlatego obok tych elementów wyposażenia zawodowego, których znaczenie jest podobne, niezależnie od tego, czy pracownik socjalny działa w ramach instytucji czy też poza nią — w pracy socjalnej w środowisku otwartym, konieczne jest posiadanie swoistej socjologicznej wyobraźni, która pozwala pracownikowi so­cjalnemu widzieć rzeczywistość społeczną jako złożony układ zależ­ności i stosunków, zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych, w któ­re uwikłane są jednostki w środowisku zamieszkania i poza nim. Po­zwala także zobaczyć siebie jako społecznego aktora, realizującego określone role społeczne w ramach różnych struktur organizacyjnych.

3. Diagnoza społeczna — aspekty

psychospołeczne, socjologiczne

i statystyczno-ekonomiczne

Koncepcja diagnozy społecznej, przedstawiona przez Mary Rich-mond w 1917 r.27, weszła na stałe do metodyki pracy socjalnej. Przez diagnozę społeczną rozumie się na ogół rozpoznanie natury i przy­czyn trudności jednostek, grup, społeczności poprzedzające zazwy­czaj działania interwencyjne. Rozpoznanie to — jak pisał A. Kamiński — powinno dostarczyć odpowiedzi na pytania o: ,,a) rodzaj i zakres kłopotów danej jednostki, b) jej nie zaspokojone potrzeby, c) przypuszczalne przyczyny środowiskowe jej zaburzeń, które na­wet jeśli nie są pierwotnymi [...] wzmagają i nasilają obciążenia pier­wotne [,..]"28 oraz wskazać te cechy jednostki i jej otoczenia, które mogłyby być wykorzystane w pracy socjalno-wychowawczej.

Działania interwencyjne, korygujące, wspomagające czy kom­pensujące mogą być ukierunkowane na wywołanie zmian w samej jednostce, jej wiedzy, postawach, stanie psychosomatycznym, albo też na zmiany w jej bezpośrednim otoczeniu. Wybór kierunku od­działywania (na jednostkę, grupę czy na szersze środowisko społe­czne) oraz odpowiednich środków (materialnych i pozamaterialnych) jest sprawą o podstawowym znaczeniu, przysparzającą najwięcej trudności praktykom. Ogromny rozwój metod diagnostycznych w me­dycynie, psychiatrii, psychologii klinicznej i społecznej, a także ilo­ściowych i jakościowych technik pomiaru środowiska wychowaw­czego w pedagogice społecznej wbrew pozorom nie ułatwia zadania pracownikowi socjalnemu. Często staje on bezradny wobec ogromu informacji, których dostarczają mu nauki szczegółowe. Nie będąc ani psychologiem, ani lekarzem, ani także pedagogiem-wychowaw-cą, nauczycielem, pracownik socjalny — aby móc postawić trafną diagnozę, musi często korzystać z fachowej pomocy specjalistów, tracąc w wielu wypadkach moralne i formalne prawo do działań in­terwencyjnych. Świadomość ograniczeń wynikających z własnej nie­kompetencji, ze złożoności materii, z którą mado czynienia, nie tyi-ko nie zwalnia go z obowiązku stałego pogłębiania wiedzy z zakresu psychologii, socjologii, polityki społecznej czy prawa, ale także ob­liguje go do stałej refleksji nad stroną etyczną własnej działalności. Pamiętając zatem, że ważne jest nie tylko jak działać, ale tak­że — co i dlaczego może być przedmiotem interwencji zewnętrznej, spróbujmy określić — po pierwsze — cel diagnozy społecznej użyte-c^nej w pracy socjalnej, po drugie — możliwości wykorzystania w niej dorobku badawczego i metodycznego tych dziedzin wiedzy, w których zagadnienia diagnozy społecznej odgrywają podstawową rolę.

} Zgodnie z przyjętym przez nas punktem widzenia interesują nas te sytuacje społeczne, w których jednostka lub grupa społeczna z róż­nych powodów nie są w stanie samodzielnie radzić sobie z trudnościami życiowymi. Innymi słowy — są to sytuacje określone w ję­zyku psychologii jako trudne, a więc takie, w których ulegają zabu­rzeniom podstawowe typy aktywności człowieka i jego relacje z oto­czeniem. Psychologowie wyróżniają wiele typów takich trudnych sy­tuacji, w zależności od charakteru zakłóceń i czasu ich trwania^ Ze względu na fundamentalne znaczenie tej klasyfikacji dla dalszych analiz — przytoczymy ją za T. Tomaszewskim29.

^ Sytuacje deprywacji — w których podmiot działający pozba­wiony jest czegoś, co jest potrzebne do jego normalnego życia lub funkcjonowania, albo inaczej — sytuacje, w których nie są zaspo­kojone jakieś podstawowe potrzeby fizjologiczne (głód, pragnienie), jak i potrzeby psychologiczne (deprywacja informacji, utrata sensu życia), społeczne (izolacja społeczna).;

/ Sytuacje przeciążenia — powstają wtedy, gdy człowiek podej­muje zadania, które przekraczają granice jego odporności nerwowej, możliwości umysłowych, sił fizycznych, co w konsekwencji prowa­dzi do zaburzeń w zachowaniu i stanów nerwicowych.

Sytuacje utrudnienia — są następstwem pojawienia się w oto­czeniu człowieka jakichś braków (np. środków niezbędnych do wyko­nania jakiegoś zadania, informacji koniecznych do podjęcia decyzji) oraz przeszkód (fizycznych lub symbolicznych, np. zakazów i naka­zów, wymagań, ograniczeń), które wpływają dezorganizujące na mo­żliwości działania celowego (wykonania zadania —jak pisze T. Toma­sze wski).

Sytuacje konfliktowe — w których człowiek staje wobec sprze­cznych wartości, musi wybierać między jednakowo korzystnymi lub jednakowo niekorzystnymi celami, albo narazić się na przykrość w dą­żeniu do czegoś, na czym mu zależy (przykładem może być wybór pomiędzy życiem samotnym a umieszczeniem w domu pomocy spo-

\ łecznej, jeśli obie ewentualności są jednakowo nieatrakcyjne).

Sytuacje zagrożenia -— powstają wtedy, gdy istnieje zwiększone prawdopodobieństwo naruszenia jakiejś wartości cenionej przez pod­miot działający, życia, zdrowia jego samego i jego bliskich, własno-

I' ści, uprawnień, pozycji społecznej, dobrego imienia, własnego dzieła, poglądów, dobrego samopoczucia lub samooceny itp. Jak widać, sy-

[• tuacje zagrożenia rozciągają się od sfery fizycznego bezpieczeństwa po wartości czysto symboliczne, związane z szacunkiem dla samego siebie i społecznym prestiżem!^

Dla psychologa sprawą niezmiernej wagi jest indywidualny spo­sób radzenia sobie człowieka z różnorodnymi sytuacjami trudnymi, zwłaszcza zaś tymi, które mają charakter przewlekły, wiążą się z prze­żywaniem silnych napięć emocjonalnych i nie rokują rychłego roz­wiązania. Określa się je jako sytuacje kryzysowe, a ich następstwa opisuje się zazwyczaj jako stany frustracyjne, jeśli nastąpiły w wy­niku zablokowania aktywności i dążeń podmiotu, oraz jako stres, je­śli są następstwem każdej innej sytuacji trudnej30.

Wszystkie opisane wyżej sytuacje trudne mogą być przyczyną poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu jednostki lub rodziny, mogą także — jeśli powodujące je przyczyny mają charakter przewlekły i powszechny — wywoływać skutki o dużej skali społecznej i zna­cznym natężeniu. W takich wypadkach mamy do czynienia z kry­zysem w sensie społecznym, który wymaga działań systemowych, przekraczających możliwości pracownika socjalnego, jednej instytu­cji czy organizacji.

Ponieważ w dalszym ciągu interesować nas będą przede wszy­stkim jednostki i grupy, którym jest w stanie pomóc odpowiednio zorganizowana interwencja pracownika socjalnego, zastanówmy się, które z wymienionych sytuacji trudnych bezpośrednio wiążą się z celami i zadaniami pracy socjalnej. Wydaje się, że będą to przede wszystkim te sytuacje, w których istnieje realna groźba deprywacji ważnych potrzeb ludzkich i zablokowania możliwości rozwojowych. Stwierdzenie to wymaga komentarza. Potrzeby, jak trafnie zauważył J. Szczepański, są „podstawowym faktem ludzkiej egzystencji"31. Niestety, wiedza na ich temat jest ogromnie rozproszona i niespójna.

Nie podejmując w tym miejscu dyskusji teoretycznej, przyjmuję za K. Obuchowskim (i innymi), że potrzeby są obiektywnymi wła­ściwościami jednostki ludzkiej, istniejącymi niezależnie od tego, co człowiek sobie uświadamia i czego chce32.

W literaturze przedmiotu można znaleźć sporo interesujących prób systematyzacji i klasyfikacji potrzeb człowieka. Do najbardziej znanych należy z pewnością teoria hierarchii potrzeb amerykańskie­go psychologa Abrahama Masłowa, obejmująca pięć grup potrzeb, uważanych przez autora za podstawowe; są to potrzeby fizjologi­czne {głodu, snu, odpoczynku, seksualne), bezpieczeństwa, przyna­leżności i miłości, szacunku i samourzeczywistnienia. Wymienione potrzeby mają charakter powszechny i konieczny, niezaspokojenie ich prowadzi do poważnych zaburzeń równowagi biopsychicznej, deformacji osobowościowych, nerwic, zachowań dewiacyjnych itd. Nad potrzebami podstawowymi nadbudowane są potrzeby wyższe­go rzędu (wiedzy i rozumienia, estetyczne, sensu życia), przez ich zaspokajanie człowiek wznosi się ponad codzienny byt ku wartościom najwyższym, intelektualnym, artystycznym, religijnym, etycznym, po­szukując związków i znaczeń, które nadają sens jego życiu.

Koncepcja Masłowa, mimo pewnych zastrzeżeń co do uniwer­salności wyróżnionych przez autora potrzeb i ich hierarchicznej or­ganizacji, zyskała spore grono zwolenników, zarówno w obrębie psy­chologii, jak i poza nią. Szczególnie inspirujące okazało się wprowa­dzone przez A. Masłowa rozróżnienie motywacji deficytu (deprivation motivation) oraz motywacji rozwoju (being motivation)34. Do pier­wszej grupy zalicza autor większość potrzeb podstawowych, do dru­giej — potrzeby wyższego rzędu (poznawcze, estetyczne). Różnice między nimi polegają na tym, że te pierwsze, jeśli są systematycznie zaspokajane, ulegają stopniowo wytłumieniu, drugie zaś są w zasa­dzie niespełnialne, albowiem ich zaspokojenie na określonym pozio­mie wyzwala nowe dążenia i pobudza do dalszego rozwoju .

Polityka społeczna uczyniła z tych rozróżnień swoisty użytek, odnosząc je do stanów rzeczy charakteryzujących warunki życia i mo­żliwości rozwojowe większych zbiorowości. Zanim jednak przej­dziemy do prezentacji rozpowszechnionego na gruncie polityki spo­łecznej sposobu ujęcia problematyki potrzeb ludzkich, przypomnij-my — za J. Kamińskim — że pojęcie potrzeby zostało uściślone i zastosowane po raz pierwszy na terenie ekonomii politycznej, a nie psychologii czy socjologii36. W obrębie tej dyscypliny ukształtowały się w ciągu ubiegłego stulecia dwie wzajemnie wykluczające się tra­dycje teoretyczne: pierwsza — socjoekonomiczna związana z nazwi­skiem K. Marksa, kładzie nacisk na społeczne uwarunkowania po­trzeb ludzkich, druga — wywodząca się z utylitaryzmu, rozpatruje potrzeby ludzkie w kategoriach uniwersalnych, oderwanych od „cza­su i miejsca" właściwości człowieka (np. homo economicus)37. Oba te nurty są do dzisiaj obecne w polityce społecznej, choć w miarę przyrostu szczegółowej wiedzy o ludzkich potrzebach różnice mię­dzy nimi uległy zatarciu.

W ostatnich latach pojawiła się w polskiej literaturze specjali­stycznej interesująca próba powiązania ujęć szczegółowych w spój­ną koncepcję teoretyczną — mam tu na uwadze znaną pracę J. Szcze-pańskiego, poświęconą zagadnieniom konsumpcji w szerokim, so-cjopsychologicznym, ekonomicznym i filozoficznym rozumieniu38. Z ciekawego, wielowątkowego wywodu zaprezentowanego we wspo­mnianej publikacji, wynotujmy te uwagi, które odnoszą się bez­pośrednio do poruszanych tu problemów.

..' J. Szczepanski rozpoczyna swe rozważania od naszkicowania wielowymiarowego portretu człowieka, jako istoty biopsychicznej, społecznej, kulturowej i ekonomicznej. Potrzeby — jak stwierdza autor — powstają we wszystkich wymiarach egzystencji człowieka, w każdym okresie jego rozwoju. Ich źródłem są procesy życiowe zachodzące w ludzkich organizmie (potrzeby społeczne, kulturalne). Potrzeby biologiczne i psychiczne są immanentnymi mechanizmami wbudowanymi genetycznie w „system człowiek". Potrzeby społeczne, gospodarcze, kulturalne powstają na skutek udziału człowieka w rozmaitych systemach zewnętrznych — społecznych, politycznych, gospo­darczych czy kulturalnych. Aby w nich uczestniczyć Jednostka mu­si posiadać pewne cechy [...] musi [...} wytwarzać określone potrze­by posiadania, kwalifikacji, wiedzy, informacji, porozumienia, pre-

stiżu

W koncepcji J. Szczepańskiego potrzeby rozumiane są znacznie szerzej niż w teoriach psychologicznych — nie tylko dlatego, że odno­szą się również do innych niż psychologiczny wymiarów istnienia czło­wieka, ale także z uwagi na wprowadzone przez autora rozróżnienia potrzeb: rzeczywistych (obiektywnych) oraz otoczkowych i pozornych. Aby przedstawić tok rozumowania autora, posłużę się dłuższym cytatem: „Potrzeby (tj. dowolne potrzeby-w każdym wymiarze ist­nienia człowieka i w każdym etapie rozwoju) powstają wtedy, gdy w funkcjonowaniu systemu biopsychicznego ujawnia się jakiś brak wywołany zużyciem np. zasobu systemu, albo też utrudniający lub uniemożliwiający funkcjonowanie jednostki w systemach społecz­nych, gospodarczych lub kulturowych. Ten brak stwarza pewien stan napięcia czy to w organizmie, czy w sytuacji środowiskowej, który zostaje przez świadomość mniej lub bardziej zdefiniowany, lub nie­świadomie czy podświadomie określony w sposób wystarczający do pobudzenia mechanizmów motywacyjnych (w postaci apetytów, pra­gnień, aspiracji, celów, zadań życiowych itd. — przyp. K. W.), które rozpoczynają zabiegi o rozładowanie powstałego napięcia. Ten brak jest rzeczywistym składnikiem potrzeby, która jednak w procesie uświa­damiania, a następnie w sferze zabiegów o zaspokojenie zostaje prze­kształcona przez »otoczki« psychologiczne, społeczne, gospodarcze i kulturowe, które mogą zupełnie zmienić naturę potrzeb .

W jaki sposób tworzą się owe otoczki'? Spróbujmy to wyjaśnić, \. za J. Szczepańskim, na przykładzie fizjologicznej potrzeby głodu. | Głód w swej pierwotnej postaci jest reakcją organizmu na brak okre-f słonych substancji odżywczych: białka, witamin, tłuszczów, węglo-'• wodanów, soli mineralnych. Ilość kalorii i innych substancji odżyw­czych niezbędna dla prawidłowego rozwoju organizmu ludzkiego jest łatwa do ustalenia, choć zmienia się w poszczególnych okresach • życia człowieka i w zależności od wydatkowanej przez niego (np. | w procesie pracy) energii. Te właśnie wielkości (ilość kalorii, witamin, soli mineralnych itd.) stanowią podstawowy składnik potrzeby głodu (dodajmy: składnik obiektywny). Jednakże ów rzeczywisty „brak" dociera do ludzkiej świadomości w formie niejasnych sygnałów, któ­re nabierają znaczenia w kontekście wcześniejszych „doświadczeń i przyzwyczajeń wytworzonych w życiu społecznym".

Włączenie potrzeby głodu w kompleks społeczny i kulturowy „wzbogaca" ją — pisze J. Szczepański — o nowe elementy: wykaz potraw możliwych do spożycia, warunki spożycia tych potraw, ety­kieta przyjęć, obyczaje związane z posiłkami, ich funkcje uboczne, tj. nie związane bezpośrednio z usuwaniem rzeczywistych braków w organizmie, lecz np. z podtrzymaniem kontaktów towarzyskich. Wreszcie są otoczki gospodarcze, czyli określone reguły technolo­giczne wytwarzania, przechowywania i dostępności żywności41.

;"Opisane wyżej, z dużymi skrótami, procesy mają charakter uni­wersalny, odnoszą się do wszystkich ludzi, niezależnie od tego, gdzie i kiedy żyli, oraz wszystkich rodzajów potrzeb. Jak powiedziano, otocz­ki (psychologiczne, kulturowe, społeczne, gospodarcze) potrzeb rzeczy­wistych w istotny sposób mogą przekształcić ich pierwotną natur^ Jeśli owe składniki otoczkowe zaczynają dominować nad składnikiem rze­czywistym, wówczas — twierdzi J. Szczepariski — mamy do czynienia z nową jakościowo sytuacją — z powstaniem potrzeb otoczkowych.

Potrzebą otoczkową jest np. apetyt na pewne potrawy, może nią być także przyzwyczajenie do spożywania potraw o stałej godzinie, w określonymi miejscu i towarzystwie. Potrzeby otoczkowe mogą w pewnych warunkach ulec dalszym przeobrażeniom. Zaspokajanie po­trzeby głodu czy pragnienia — pisze J. Szczepański — może przyczynić się do rozwoju potrzeb pozornych: obżarstwa, pijaństwa, narkomanii itd. Potrzeby pozorne — wyjaśnia J. Szczepański — nie posiadają składnika rzeczywistego, toteż ich zaspokajanie prowadzi często do re-gresji systemu biopsychicznego (choroby somatycznej czy psychicznej) lub rozkładu systemów zewnętrznych, w których jednostka funkcjonu­je (dezorganizacji rodziny, wzrostu przestępczości, znacznego obcią­żenia społeczeństwa kosztami leczenia osób uzależnionych).

Wprowadzone przez J. Szczepańskiego rozróżnienia pozwalają bardziej precyzyjnie zdefiniować podstawowe dla naszych rozważań pojęcia.

f Przez ważne potrzeby jednostki rozumieć będziemy wyłączniejej potrzeby rzeczywiste, wraz z ich otoczkami (psychicznymi, spo­łecznymi, kulturowymi, gospodarczymi), a przez deprywację — stan niezaspokojenia tych potrzeb, z rozróżnieniem deprywacji bezwzględ­nej, gdy zaspokojenie potrzeby jest niemożliwe z przyczyn obiektyw­nych, np. brak środków, utrudnienie w dostępie do nich, oraz depry­wacji względnej, gdy jednostka dostępne jej środki odrzuca jako nie­zgodne z jej systemem wartości czy też wyobrażeniami o tym, co dobre, właściwe, pożądane z punktu widzenia zajmowanych przez nią pozycji i pełnionych ról społecznych42.

Zamykając tym stwierdzeniem rozważania definicyjne — przej­dźmy do problemów metodologiczno-warsztatowych. Czy i w jaki sposób można mierzyć poziom deprywacji rzeczywistych potrzeb jed­nostek? Odpowiedź na to pytanie z pewnością rozczaruje praktyka, który spodziewa się łatwych w zastosowaniu technik pomiarowych. Niestety, sprawa nie jest prosta. Potrzeby są przecież zjawiskiem wie­lowymiarowym, obiektywnym i subiektywnym zarazem, są zmienne w czasie oraz przestrzeni, a ponadto z trudem poddają się kwanty-fikacji. Jeśli więc nawet, jak w wypadku fizjologicznej potrzeby gło­du, potrafimy precyzyjnie określić ilość kalorii, soli mineralnych itp. niezbędnych dla organizmu ludzkiego, to przecież nie jesteśmy w sta­nie z równą precyzją określić tych wielkości w stosunku do rozmaitych otoczek (psychicznych, społecznych czy kulturowych), w które uwi­kłany jest ów składnik biologiczny.

Potrzeby występują na ogół w całych kompleksach, obejmują­cych wiele wymiarów istnienia człowieka, toteż badanie poziomu zaspokojenia jednych bez uwzględnienia ich powiązań z innymi jest z punktu widzenia poprawności metodologicznej poważnym uchy­bieniem43. Nie lekceważąc tych wątpliwości przypomnijmy jednak, że zgodnie z przyjętą wcześniej zasadą respektowania podziałów profesjonalnych pracownik socjalny jest przede wszystkim realizatorem (na najniższym szczeblu) polityki społecznej. Dlatego może i powi­nien szukać inspiracji metodycznych także w obrębie tej dyscypliny. Polityka społeczna, nastawiona przede wszystkim na badanie i roz­wiązywanie problemów o dużej skali społecznej, sięga chętnie po metody statystyki społecznej, by poprzez nie móc uchwycić ogólniej­sze prawidłowości dotyczące warunków bytu, poziomu dochodów i wydatków różnych grup ludności, wyżywienia i stanu zdrowotności społeczeństwa, warunków mieszkaniowych, dostępu do wykształce­nia, zabezpieczenia społecznego, wypoczynku czy zagospodarowa­nia materialnego. Jak widać^zainteresowania polityki społecznej nie obejmują wszystkich możliwych potrzeb jednostek czy grup, a je­dynie te, które w danych warunkach, tj. w społeczeństwie o okre­ślonym poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego i kulturalnego, i ustroju politycznym uważane są za ważne, mają charakter pow­szechny, występują z dużym natężeniem, a skutki ich deorywacji do­tyczą nie tylko jednostki, ale także całej zbiorowości44./

Statystycznetmetody pomiaru poziomu zaspokojenia potrzeb so-cjalno-kulturalnyćh dotyczą, jak powiedziano, większych zbiorowo­ści. W pracy socjalnej przedmiotem oddziaływań jest zazwyczaj jed­nostka, rodzina, grupy społeczne, ograniczone terytorialnie społecz­ności. Mimo to spróbujmy, w miarę możliwości, odnieść niektóre

ustalenia wynikające z badań masowych do sytuacji jednostek czy

j • -~**\. rodźmy. 3

Rozpoczniemy od badań budżetów domowych, jako że są one najbliższe przyjętej tu perspektywie mikrospołecznej45. Na wstępie małe sprostowanie — statystyka społeczna, jak każda dyscyplina na­ukowa, ma swoistą terminologię, dostosowaną do przedmiotu swoich badań i rodzaju stosowanych metod. W statystycznych badaniach bu­dżetów domowych nie używa się takich pojęć, jak rodzina, grupa czy jednostka, lecz „gospodarstwo domowe" (jedno lub wieloosobowe), przez które rozumie się „zespół osób wspólnie zamieszkujących i pozostających w związkach (współzależności), tzn. prowadzących wspólnie budżet domowy"46.

Równie precyzyjnie definiuje się na gruncie statystyki społecznej kategorię „budżetu domowego", przez który rozumie się całość przy­chodów i rozchodów gospodarstwa domowego (w danej jednostce czasu).

Na przychody gospodarstw domowych składają się: dochody z pra­cy (w tym zarobki netto z pracy głównej oraz inne dochody z pracy), ze świadczeń społecznych (zasiłki rodzinne, chorobowe, macierzyń­skie, emerytury i renty, stypendia, zapomogi bezzwrotne, wartość dóbr i usług otrzymanych bezpłatnie przez dzieci w żłobku, przedszkolu, bezpłatne i ulgowe wczasy pracownicze itp.), inne przychody (saldo dodatnie między podjętymi a włożonymi wkładami oszczędnościo­wymi, kredytami, pożyczkami, darowiznami itd.)47.

Z punktu widzenia diagnozy społecznej, interesujące byłoby usta­lenie wzajemnych proporcji poszczególnych składników przychodu.

Gospodarstwa, w których udział świadczeń społecznych jest du­ży, są z reguły najbardziej narażone na destrukcyjne-działanie kry­zysu ekonomicznego, inflacji czy wzrostu kosztów utrzymania48. Globalna suma przychodów, którą dysponuje gospodarstwo domowe jest jednym z ważniejszych czynników określających możliwości kon­sumpcyjne jednostek i rodzin. Jednakże dane dotyczące strony do­chodowej niewiele nam mówią o faktycznym poziomie życia osób współtworzących gospodarstwo domowe, jeśli rozpatrujemy je bez związku ze stroną rozchodową, czyli wydatkami na dobra i usługi niezbędne do bezpośredniego zaspokajania potrzeb: żywność, odzież, mieszkanie, opał, energię elektryczną, cieplną, higienę osobistą, ochronę zdrowia, kulturę, oświatę, sport, turystykę, a także transport, łącz­ność oraz na inne cele, np. składki na różnorodne fundusze, opłaty organizacyjne, ubezpieczeniowe, podatki, wydatki związane z utrzymaniem produkcji rolnej czy ze spłatami kredytów, pożyczek, daro­wiznami.

Zestawiając obie grupy danych otrzymujemy przybliżony obraz sytuacji materialnej gospodarstwa domowego (jedno- lub wielooso­bowego), a ściślej — rozmiary środków finansowych i rzeczowych, które pozostają do jego dyspozycji w określonej jednostce czasu (w cią­gu miesiąca czy roku), oraz zakres i kierunki wydatkowania posia­danych środków. Obydwa te składniki mogą być wyrażane statysty­cznie w przeliczeniu na gospodarstwa domowe, na osobę, na pra­cownika, a w odniesieniu do analizy wydatków na żywność — na jednostkę konsumpcyjną49.

Dla wnioskowania statystycznego niesłychanie ważny jest spo­sób grupowania typologicznego budżetów domowych — można to czynić według różnych kryteriów, np. wielkości dochodu pieniężne­go w przeliczeniu na jedną osobę. Z punktu wiedzenia diagnosty­cznego należałoby poszerzyć te kryteria o inne zasady grupowania, np. według typu biologicznego rodziny, kategorii społeczno-ekono-micznych gospodarstw domowych (pracownicze, pracowniczo-chio-pskie, chłopskie, emerytów i rencistów), miejsce zamieszkania, po­ziomu wykształcenia, wieku. Wszystkie te informacje stanowią nie­zbędny kontekst interpretacyjny dla danych dotyczących budżetu domowego. Musimy bowiem pamiętać, że omawiane tu zagadnienia mają oprócz aspektu ekonomicznego swój wymiar społeczny i kul­turowy, który wyraża się w pewnych prawidłowościach nabywania, posiadania i użytkowania dóbr, korzystania z usług (czyli w zacho­waniach konsumpcyjnych) .

Nie rozwijając tu tego wątku, który od nieco innej strony naświetlony został wcześniej, przypomnijmy, że zaspokajanie potrzeb konsumpcyjnych (czyli tych potrzeb, których zaspokajanie wiąże się z nabywaniem dóbr i usług o wartości ekonomicznej) uwikłane jest w systemy jednostkowych i grupowych wartości, aspiracji i nawy­ków, które wyciskają swoiste piętno na strukturze zachowań konsump­cyjnych. Na przykład w dwu gospodarstwach domowych, zbliżonych pod względem stanu zasobności i charakterystyk demograficznych tworzących je osób, struktura wydatków może się znacznie różnić ze względu na wybór środków zaspokojenia potrzeb (np. jakości po­żywienia czy odzieży), a także ich hierarchii (wydatki na higienę, sport, kulturę czy używki — alkohol, tytoń).

Repertuar środków zaspokajania różnych potrzeb wyznaczają nie tylko osobiste preferencje czy wzory kulturowe, są one także uzależnione od czynników obiektywnych — sytuacji gospodarczej kraju, zaopatrzenia rynku, poziomu i jakości usług świadczonych przez urządzenia infrastruktury społecznej, zasad dystrybucji pew­nych dób i usług (prawnych, administracyjnych, ekonomicznych) itp.51.

Świadomość różnorodnych uwikłań, w których występują za­chowania konsumpcyjne, nakazuje dużą ostrożność w formułowa­niu wniosków na temat stopnia zaspokojenia potrzeb gospodarstwa domowego dysponującego określonym dochodem. Dla polityki spo­łecznej (a zatem także dla pracy socjalnej) sprawą podstawową jest określenie koszyka dóbr i usług niezbędnych do zaspokojenia rze­czywistych potrzeb gospodarstw domowych. W teorii i praktyce po­lityki społecznej funkcjonuje wprowadzone u schyłku ubiegłego stu­lecia przez S. Rowntree pojęcie linii ubóstwa bezwzględnego i sprzę­żone z nim pojęcie minimum egzystencji, które oznacza poziom dochodu zapewniający rodzinie biologiczne przetrwanie, ochronę przed zimnem, zapewnienie dachu nad głową i podstawową pomoc lecz­niczą52. W ustalaniu granicy ubóstwa bezwględnego bierze się za­zwyczaj pod uwagę naukowo zweryfikowane minimalne normy ży­wieniowe, zużycia energii, opieki medycznej, standardu mieszkań. Na tej podstawie budowany jest ilościowy i wartościowy (wyrażony w pieniądzach) koszyk towarów i usług i określa się niezbędny poziom wydatków gospodarstw domowych, poniżej którego istnieje re­alne zagrożenie fizycznej egzystencji i zdolności do pracy53. Mini­mum egzystencji wyznacza zatem dolną granicę ubóstwa.

Takie rozumienie linii ubóstwa bezwględnego opiera się na za­łożeniu, że możliwe jest obiektywne, oparte na podstawach nauko­wych określenie poziomu dóbr i usług koniecznego do przeżycia. Podobny sposób rozumowania stosuje się w ustalaniu kategorii mi­nimum socjalnego, rozumianej jako „umowny wartościowy koszyk towarów i usług, uznany za teoretycznie dolną granicę wydatków bu­dżetowych, przy której gospodarstwa domowe mogą w ogóle w mia­rę sprawnie funkcjonować (zaspokajać potrzeby na poziomie akcep­towanego społecznie minimum)54.

Minimum socjalne, nazywane także standardem dochodu mini­malnego stanowi granicę ostrzegającą przed popadnięciem w ubó­stwo. Ustala się je przez zdefiniowanie koszyka niezbędnych dóbr i usług, odniesionego do tradycji poziomu kulturowego danego spo­łeczeństwa55.

W Polsce prace naukowe nad minimum socjalnym prowadzone były już w latach siedemdziesiątych, a od 1981 r. wielkość minimum socjalnego liczona jest systematycznie przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych56. Warto tu dodać, że od 1992 r. kraje członkowskie Unii Europejskiej zobowiązane są do określania standardów minimalnego dochodu, definiowanego w taki sam sposób jak minimum socjalne. Jest to elemennt szerszego programu walki ze społecznym wyklu­czeniem, rozumianym jako zjawisko wielowymiarowe, wykraczające poza tradycyjnie pojmowane ubóstwo.

Minimum egzystencji i minimum socjalne nie są jedynymi pro­pozycjami określania poziomu zaspokojenia niezbędnych potrzeb. W międzynarodowych porównawczych badaniach ubóstwa EURO-STAT przyjmuje się jako granicę umownie Unię kryterium 40, 50 lub 60% przeciętnych dochodów lub wydatków na jedną osobę w gospodarstwie domowym, skorygowanym przy pomocy skali ekwiwa-letności OECD57. Równie powszechnie stosowanne są socjologiczne metody ustalania granicy ubóstwa, w których podstawą są subiektywne oceny poziomu dochodu niezbędnego do zaspokojenia podstawo­wych potrzeb, zapoczątkowane w latach sześćdziesiątych w Wielkiej Brytanii przez A. Smitha, P. Townsenda58.

Różnorodne metodyki opracowywania linii ubóstwa dają różny obraz sytuacji. Linie ubóstwa szacowane dla Polski w latach 1993-1994 przedstawiały się następująco59:

Odsetek ludności poniżej linii

ok. 8-9% (1994)

12,0% (1993) 13,5% (1994)

35% przeć. wyn. do 1994 r. 14,4% w 1993 r. 39% przeć. wyn. od 1994 r. 18,9% w 1994 r.

41%

34,8% (1993)

Linia

  1. Minimum egzystencji (IPSS)

  2. 50% przeciętnych wydatków
    ekwiwalentnych (OECD) GUS

  3. Linia urzędowa-minimalna
    emerytura (wg Raportu Banku
    Światowego - 1994)

  4. Linia subiektywna
    (badania Lidii Beskid - 1993)

  5. Minimum socjalne (IPSS)

Stosunkowo niewielki odsetek osób żyjących poniżej linii ubó­stwa w przypadku trzech pierwszych kategorii nie powinien nas zmy­lić — chodzi przecież o te gospodarstwa domowe, które w istocie żyją w skrajnym ubóstwie. Minimalna emerytura, przyjęta jako gra­nica ubóstwa w badaniach Banku Światowego — stanowi kryterium przyznawania świadczeń z tytułu pomocy społecznej60. Tymczasem porównanie tej wielkości z wysokością minimum socjalnego (liczo­nego stale od 1981 roku w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych) po­kazuje, że w 1993 r. stanowiła ona zaledwie 55% kosztów utrzymaniaw jednoosobowym gospodarstwie emeryckim61. Wspomniany Raport Banku Światowego zwraca uwagę na niepokojący fakt, że aż 60% osób żyjących w niedostatku stanowią członkowie rodzin pracują­cych, których dochody są bardzo niskie62. Od 1991 r. systematycznie obniża się poziom płacy przeciętnej wobec wysokości minimum so­cjalnego liczonego na rodzinę 2, 4-osobową (w 1991 — 92%, 1992 — 92%, 1993 — 76%, 1994 — 73%)63. W tej sytuacji wysoce wiary­godnie przedstawiają się szacunki rozmiarów ubóstwa w Polsce lat dziewięćdziesiątych, oparte na badaniach opinii społecznej64. Wyni­ka z nich m.in., że Polacy w zdecydowanej większości przekonani są o rozszerzaniu się zakresu biedy w Polsce po 1989 r., oczywiście najostrzej postrzegają ten problem ci, których on bezpośrednio do­tyczy, a więc bezrobotni, nisko wykwalifikowani robotnicy, osoby związane z rolnictwem. W porównaniu do ubiegłych lat zmieniły się oceny dotyczące samego ubóstwa — zdecydowana większość Pola­ków, zwłaszcza ludzi młodych, bezrobotnych, zamieszkujących w ma­łych miasteczkach, robotników, lokuje przyczyny biedy w czynni­kach zewnętrznych, niezawinionych przez samych ubogich, i ocze­kuje pomocy od państwa65. Wyniki tych badań nie dają się przełożyć na działania z zakresu polityki społecznej, pozwalają jednak lepiej zrozumieć postawy rozszczeniowe i rozżalenie wielu osób trafia­jących do ośrodków pomocy społecznej. Niestety, rzeczywiste roz­miary skrajnego ubóstwa i jego przyczyny są w Polsce nadal raczej sprawą przypuszczeń i szacunków niż pełnego rozpoznania. Właściwą ocenę tego zjawiska utrudnia fakt, że wciąż nie jest znany zakres działania tzw. szarej strefy, w której na zasadach półlegalnych lub nielegalnych znajduje zatrudnienie spora część Polaków. W sytuacji kryzysu szczególnej wartości ekonomicznej nabierają indywidualna zapobiegliwość, zaradność, rozmaite umiejętności praktyczne, które pozwalają zaoszczędzić sporo wydatków na coraz droższe dobra i usłu­gi. Jak dowodzą badania nad konsumpcją, w ostatnich latach obserwuje się w Polsce wyraźny zwrot ku samodzielnemu wykonywaniu przez gospodarstwa domowe prawie wszystkich rodzajów usług — od wytwarzania i przetwarzania żywności po remonty mieszkań, na­prawy sprzętu domowego, motoryzacyjnego itd.66. Opisane formy samozaradności przyczyniają się do wzrostu dochodów gospodarstw domowych i osiągania, mimo wzrostu kosztów utrzymania relatywnie wysokiego poziomu spożycia.

Z wymienionych wyżej przyczyn pełny obraz sytuacji material­nej i — co za tym idzie — możliwości trafnej diagnozy uzyskamy dopiero wtedy, gdy do informacji otrzymanych poprzez badania docho­dów i wydatków gospodarstw domowych dołączymy dane ilustrujące faktyczny stopień zaspokojenia rozmaitych potrzeb socjalno-kultu-ralnych. Aby to uczynić, należy dokonać pomiaru efektów, jakie go­spodarstwa domowe uzyskują z tytułu ponoszonych nakładów (pie­niężnych, czasowych) na rozmaite cele socjalne i kulturalne.

l Procedura pomiaru poziomu zaspokojenia potrzeb jest złożona. Poszukiwania trafnych i zarazem dostatecznie czułych mierników za­spokojenia różnorodnych potrzeb społecznych zaprzątają uwagę bada­czy od wielu lat. ^Niewątpliwie najciekawsze propozycje metodologi­czne w tej dziedzinie wiążą się z pracami studialnymi Instytutu Ba­dania Rozwoju Społecznego ONZ w Genewie (UNRISD). Tam właśnie powstała w 1966 r. pierwsza, tzw. dystansowa, metoda komplekso­wego badania poziomu życia, rozumianego jako stopień zaspokoje­nia materialnych i kulturalnych potrzeb gospodarstw domowych [...] realizowany [...] poprzez strumienie towarów i usług odpłatnych oraz poprzez strumienie funduszy konsumpcji zbiorowej .

W metodzie dystansowej (genewskiej) uwzględniono siedem pod­stawowych dziedzin życia, w obrębie których zaspokajane są potrze­by socjalno-kulturowe (wyżywienie, mieszkanie, zdrowie, wykształ­cenie, rekreacja, zabezpieczenie społeczne, zagospodarowanie mate­rialne) JOkreślenie faktycznego poziomu zaspokojenia potrzeb w tych dziedzinach wymaga wprowadzenia ilościowych „mierników-repre-zentantów".( 3 lub 4 dla każdej grupy potrzeb), a następnie okre­ślenia wskaźników progowych: minimum — odpowiadające najniższemu z teoretycznie możliwych poziomowi zaspokojenia potrzeb (przetrwanie biologiczne — ignorancja kulturalna) oraz optimum — odpowiadające najbardziej korzystnemu w danych warunkach pozio­mowi zaspokojenia określonych potrzeb materialnych i kulturalnych. Najważniejszą i zarazem najtrudniejszą z punktu widzenia war­tości diagnostycznej tej metody sprawą jest dobór odpowiednich mier­ników-reprezentantów oraz, w konsekwencji, zasad określania wiel­kości progowych dla poszczególnych grup potrzeb. Nie będziemy tutaj wchodzić w zawiłe kwestie metodologiczne, które były przed­miotem dyskusji w kręgach specjalistów68. Tytułem przykładu warto podać, że w prowadzonych w latach 1968-1971 przez IGS badaniach poziomu życia ludności Polski zastosowano mierniki-reprezentanty zbliżone do oryginalnej wersji metody dystansowej — z pewnymi mo­dyfikacjami, odzwierciedlającymi warunki krajowe. W dziedzinie wy­żywienia uwzględniono — podobnie jak w metodzie genewskiej — zapotrzebowanie kaloryczne organizmu, spożycie dzienne białka na osobę, natomiast spożycie kalorii nie pochodzących ze skrobi zastą­piono wskaźnikiem spożycia białka zwierzęcego dziennie na osobę. W wypadku potrzeb mieszkaniowych uwzględniono wskaźniki za­ludnienia (liczba osób na izbę), samodzielności mieszkań (stosunek li­czby mieszkań do liczby gospodarstw domowych) i jakości mieszkań (kryterium — łazienka, w metodzie genewskiej — wodociąg). W odniesieniu do potrzeb zdrowotnych uwzględniono tylko jeden miernik oryginalny (liczba osób na łóżko szpitalne), zamiast współ­czynnika zgonów na choroby zakaźne i współczynnika zgonów osób powyżej 50 lat wprowadzono współczynnik umieralności niemowląt i współczynnik zachorowalności na gruźlicę. Bez zmian pozostały mierniki wykształcenia: stopień objęcia dzieci i młodzieży systemem szkolnym, stopa wydajności w zakładach kształcenia i liczba ucz­niów na jednego nauczyciela. W grupie potrzeb rekreacyjnych uwz­ględniono czas wolny od pracy zawodowej w skali rocznej, nato­miast nakład czasopism na l ty s. mieszkańców zastąpiono frekwencją w teatrach i na koncertach na l tyś. mieszkańców, a liczbę aparatów radiowych i telewizyjnych na l tyś. mieszkańców — liczbą abonen­tów telewizji na l tyś. mieszkańców. W grupie zabezpieczenia spo­łecznego pozostawiono częstotliwość nagłych zgonów na l min mie­szkańców, a na miejsce dwu innych wskaźników (odsetek ludnościuprawnionej do świadczeń z tytułu bezrobocia i choroby oraz do świadczeń z tytułu rent i emerytur) wprowadzono odsetek ludności zabezpieczonej na wypadek choroby i starości, dodając do nich czę­stotliwość wypadków przy pracy (bez śmiertelnych). Wreszcie w ostat­niej grupie potrzeb — zagospodarowanie materialne — zastąpiono kryterium nadwyżki z dochodów bieżących w walucie USA nadwyżką w walucie polskiej, dodając ponadto nadwyżkę dochodów z okresów przeszłych (złożonych z trzech mierników cząstkowych — stopy motoryzacji, stopy mechanizacji prac w gospodarstwach domowych i stopy niezawodowej turystyki zagranicznej)69.

Jak już wspomniano, dla każdego z mierników-reprezentantów należy ustalić — drogą badań statystycznych, statystycznp-ekono-metrycznych, bilansowych, porównawczych, a także na podstawie wyników badań eksperymentalnych, opinii ekspertów (tzw. metoda delficka) itd. — wartości progowe. Nie w każdym wypadku jest to możliwe (stopień arbitralności przy określaniu zarówno mierników progowych, jak i samych mierników jest dość spory, czego prawdo­podobnie trudno uniknąć). Tam jednak, gdzie to się udaje70, istnieje realna szansa oszacowania (w postaci punktowej) stopnia zaspoko­jenia poszczególnych potrzeb. W tym celu porównuje się uzyskane w badaniach odpowiednio licznej próby gospodarstw domowych war­tości empiryczne mierników-reprezentantów (np. spożycia białka na osobę, stopnia samodzielności mieszkań, czasu wolnego w skali ro­cznej), skorygowane odpowiednimi współczynnikami koncentracji i równomierności rozdziału, z wartościami progowymi (minimum — optimum, czasem także minimum społeczne). W ten sposób konstru­uje się statystyczne wskaźniki stopnia zaspokojenia poszczególnych potrzeb, a następnie dokonuje ich agregacji we wskaźniki grupowe, by na koniec otrzymać, po odpowiednich korekturach uwzględnia­jących znaczenie różnych grup potrzeb w kształtowaniu poziomu ży­cia badanej populacji gospodarstw domowych, syntetyczny wskaźnik poziomu życia.

We wspomnianych badaniach IGS z lat 1968-1971, które byłyjedną z pierwszych w warunkach polskich prób oceny poziomu ży­cia metodą dystansową, uzyskano (bardzo optymistyczne) syntety­czne i grupowe wskaźniki zaspokojenia poszczególnych grup potrzeb. Dla przykładu: w grupie zabezpieczenia społecznego — 81% w 1968 r. i 82% w 1971 r., w dziedzinie wykształcenia, odpowiednio — 83 i 86%, wyżywienia — 68 i 76%, ochronie zdrowia — 64 i 68%, w zakresie potrzeb mieszkaniowych — 54 i 57%, potrzeb rekreacyj­nych 39 i 44%, zagospodarowania materialnego — 11 i 17%.

Przy użyciu tej samej metody oszacowano terytorialnie różnice w poziomie zaspokojenia potrzeb (przed zmianą podziału admini­stracyjnego kraju z 1975 r.). Najwyższe wskaźniki poziomu życia uzyskały w latach 1968 i 1971 Warszawa (87 i 94%) i kolejno inne miasta wojewódzkie — Poznań (77 i 84%), Kraków (76 i 84%), Wrocław (78 i 83%); z województw najwyżej uplasowało się kato­wickie (71 i 76%), a najniżej kieleckie (55 i 61%)71.

Wskazany wyżej sposób konstruowania syntetycznej miary po­ziomu życia — niewątpliwie bardzo atrakcyjny dla polityka społecz­nego — jest przykładem konsekwentnej realizacji zasady uwzględnia­nia w badaniach poziomu życia pozaekonomicznych miar dobrobytu. Ten kierunek poszukiwań nabrał w ostatnim ćwierćwieczu szczegól­nego tempa, m.in. za sprawą wspomnianego już Instytutu Badania Rozwoju Społecznego ONZ, a także UNESCO, OECD i innych or­ganizacji o zasięgu międzynarodowym, krystalizując się w postaci szerokiego prądu intelektualnego znanego jako ruch wskaźników spo­łecznych12.

W najnowszych opracowaniach poświęconych temu zagadnieniu

widoczne jest dążenie do objęcia obserwacją statystyczną coraz wię­kszej liczby dziedzin. Dla przykładu w zaproponowanym przez Ko­misję Statystyczną ONZ zestawie wskaźników rozwoju społecznego znalazły się: ludność, nauczanie, usługi, szkolnictwo, zagospodaro­wanie, podział dochodów, konsumpcji i bogactwa, zabezpieczenie społeczne i dobrobyt, mieszkanie, środowisko, porządek publiczny i bezpieczeństwo, budżet czasu i wykorzystanie czasu wolnego, stra tyfikacja i mobilność społeczna73. Współtwórca metody dystansowej J. Drewnowski przedstawił w 1974 r. drugą wersję podziału wskaź­ników poziomu życia, uwzględniającą dodatkowo zaspokojenie po­trzeb ubraniowych, środowisko socjalne (warunki pracy, działalność społeczno-polityczna, dostęp do informacji), środowisko fizyczne (czy­stość, urządzenia użyteczności publicznej, piękno środowiska natu­ralnego), a także — bezpieczeństwo osobiste74.

Ilstotne poszerzenie zakresu badań nad poziomem życia wiąże się ściśle z ewolucją pojęcia dobrobytu, które stopniowo traci swój ściśle ekonomiczny wyraz, przekształcając się w pojemną kategorię jakości życia, uwzględniającą oprócz wskaźników obiektywych (sta­nu posiadania, poziomu konsumpcji itd.) wskaźniki subiektywne (sa­mopoczucie, więzi emocjonalne, możliwości samorealizacji itd.)7^ Od połowy lat siedemdziesiątych prowadzone są pod auspicja­mi UNESCO systematyczne prace nad nowymi miernikami rozwoju społecznego, które w większym stopniu odzwierciedlałyby właśnie tę jakościową, w znacznej mierze subiektywną stronę dobrobytu76. Wpółczesne koncepcje dobrobytu sięgają coraz częściej po pojęcia i terminy z zakresu socjologii czy psychologii, włączając w obszar swoich badań jednostkowe i społeczne oczekiwania i aspiracje77.

4. Metody pracy socjalnej

Badania poziomu życia (dobrobytu czy jakości życia) niezależ­nie od rodzaju stosowanych metod (poza wymienionymi istnieją in­ne, o których tu nie mówiono)78 odnoszą się zazwyczaj do większych całości społecznych (społeczeństw, regionów, zbiorowości mieszkań­ców). Taka perspektywa jest konieczna do programowania i progno­zowania rozwoju społeczno-gospodarczego i podejmowania długo­falowych decyzji planistycznych'9. Natomiast wtedy, gdy przedmio­tem naszych oddziaływań staje się jednostka, grupa społeczna czy rodzina, nie ma potrzeby ani możliwości stosowania opisanych wy­żej procedur statystycznych. Prostsze i bardziej pożyteczne stają się wówczas tradycyjne metody badań społecznych: rozmowa, wywiad, obserwacja, analiza dokumentów osobistych czy urzędowych. Nie pozwalają one wprawdzie oszacować liczbowo stopnia zaspokojenia tej czy innej potrzeby, ale stwarzają szansę bardziej wszechstronnego, dogłębnego rozpoznania sytuacji życiowej badanych. Umożliwiają przyjrzenie się z bliska warunkom mieszkaniowym, nie tylko od stro­ny ich charakterystyk ilościowych (wskaźników zaludnienia, zagę­szczenia, samodzielności), normatywów techniczno-architektonicz­nych (standardu mieszkania, wielkości, rozkładu, rodzaju zabudowy, warunków higieniczno-zdrowotnych mieszkania, budynku, otoczenia), ale także — od strony sposobu ich użytkowania, wykorzystania poszczególnych pomieszczeń, zgodnie z potrzebami, przyzwyczajenia­mi, układem pozycji i ról w rodzinie itd.80.

Jest rzeczą oczywistą, że informacje na ten temat mogą w istot­ny sposób zaważyć np. na decyzji dotyczącej formy interwencji so­cjalnej — przydzielenie stałej opieki pielęgniarskiej czy też umiesz­czenie osoby przewlekle chorej, zniedolężniałej w domu pomocy społecznej.

Ograniczona przydatność statystycznych metod pomiaru pozio­mu życia w pracy socjalnej nie wynika jedynie z jej mikrospołecznej perspektywy|Pracownik socjalny nie tylko musi wiedzieć, ze poten­cjalni adresaci jego działań cierpią niedostatek, mieszkają w złych warunkach, nie mają się w co ubrać, nie korzystają z urządzeń kul­turalnych i socjalnych, z dobrodziejstw systemu zabezpieczenia spo­łecznego, że rodziny, z którymi ma do czynienia, nie potrafią zwią­zać końca z końcem, nie wywiązują się ze swoich funkcji opiekuń­czych, wychowawczych, ekonomicznych itd., ale także powinien on umieć znaleźć odpowiedź na pytanie, jak 4o tego stanu rzeczy do­szło. Ubóstwo, bezrobocie, bezdomność, samotność, nieprzystosowa­nie społeczne, dysfunkcja rodziny mogą mieć wiele przyczyn, zaró­wno wewnętrznych (tkwiących w samych jednostkach, cechach ich osobowości, ułomności psychofizycznej, niezaradności, dewiacjach psychicznych, charakterologicznych, złej woli), jak i zewnętrznych (środowiskowych, sytuacyjnych, np. dezorganizacji społecznej, de­gradacji materialnej i kulturalnej otoczenia, niedorozwoju urządzeń infrastruktury społecznej, niekorzystnym splocie zdarzeń losowych)81. Dotarcie do tych przyczyn i określenie, które z nich mają charakter pierwotny, a które wtórny, wymaga czegoś więcej niż ocena aktual­nego stanu potrzeb socjalno-kulturalnych. Dlateg;o też w pracy so­cjalnej stosowane są szczególne metody postępowania diagnostyczne­go, ściśle splecione z jej zasadniczym celem, jakim jest pomoc jednostkom i grupom w przezwyciężaniu trudnych sytuacji życiowych — przez wyzwalanie tkwiących w nich samych lub ich otoczeniu sił i ^ożliwości rozwojowych.

V Metody pracy socjalnej to uporządkowane procedury (diagno­styczne oraz interwencyjne) i strategie planowego wywoływania zmian w jednostkach, grupach, społecznościach, zgodnie z celami pracy so­cjalnej (por. definicje przytoczone w rozdziale I). Okoliczności pwstania naukowych metod pracy socjalnej przedstawialiśmy obszer­nie w rozdziale I. Wspominaliśmy również o tym, że trzy podsta­wowe metody pracy socjalnej — case work, group work i community work — rozwijały się początkowo niezależnie od siebie, czerpiąc z odmiennych doświadczeń praktycznych i zróżnicowanych inspira­cji teoretycznych. Sytuacja ta zmieniła się radykalnie z początkiem lat siedemdziesiątych, gdy do teorii pracy socjalnej przeniknęły ele­menty podejścia systemowego82. W nowszych opracowaniach poświę­conych tej tematyce zdecydownie dominuje pogląd, że wszystkie metody pracy socjalnej osadzone są we wspólnym paradygmacie podstawowym, który zakłada konieczność rozpatrywania problemów i potrzeb klientów w kontekście całościowo ujmowanej sytuacji żciowej. Nowe, zintegrowane podejście do pracy socjalnej wymaga od pracownika socjalnego dobrej znajomości wszystkich metod pra­cy socjalnej i stosowania ich w zależności od rodzaju problemów, z którymi ma on do czynienia. Dlatego też zanim przejdziemy do szczegółowej charakterystyki modelu podstawowego — przedstawi­my metody pracy socjalnej w tradycyjnym (co nie znaczy, że nie­aktualnym) ujęciu.

^Rozpoczniemy od metody prowadzenia indywidualnego przy­padku (case work), która stosowana jest powszechnie w działalności rozmaitych instytucji opiekuńczo-wychowawczych, poradnictwie psy­chologicznym, w pracy kuratorów sądowych, asystentów socjalnych w klinikach psychiatrycznych, poradniach rehabilitacyjnych oraz w da­leko niedostatecznym zakresie w pomocy społecznej83.

Metoda ta, mówiąc najkrócej, polega na pomocy w rozwiązy­waniu problemów życiowych jednostki poprzez bezpośrednie oddzia­ływanie pracownika socjalnego na nią i jej najbliższe otoczenie „w celu zmobilizowania sił w jednostce i odpowiedniej pomocy [...] dla ule­pszenia wzajemnego przystosowania się jednostki i jej środowiska^jf. Rozwijając tę definicję należałoby zwrócić uwagę na dwie sprawy. }Po pierwsze — case work wymaga od pracownika socjalnego postawy aktywnej, wspartej na wiedzy teoretycznej z zakresu nauk o człowieku, zwłaszcza psychologii, oraz o środowisku (socjologii, pedagogiki społecznej), a także na doświadczeniu praktycznym. Ważną sprawą są też znajomość własnej psychiki umiejętności obcowania z ludźmi, zdolności wczuwania się w ich położenie, ale także obie­ktywizm w ocenie tego, kim są i jacy są. Zakłada się więc, że pra­cownik socjalny ma pewne predyspozycje osobnicze do pełnienia swej roli zawodowej — jest szczególnie wyczulony na stany emo­cjonalne innych, nastawiony życzliwie, wykazuje postawy prospołe-

81

czne".

Po drugie — istotą prowadzenia indywidualnego przypadku nie jest i być nie może przejmowanie przez pracownika socjalnego od­powiedzialności za dobro, zdrowie czy samopoczucie jego klienta (podopiecznego). (.Mobilizacja sił jednostki — pisał A. Kamiński — to przede wszystkim utrafienie w motywację, skłaniającą jednostkę do podjęcia starań o wyjście z trudności [...] Równolegle z budze­niem i uruchomieniem sił jednostki ma iść uruchomienie aktywności społecznej odpowiednich instytucji ratownictwa, opieki oraz wspie-raniarpzwoju: tu także niezbędna jest współaktywność jednostki"86.

{Obowiązująca w nowocześnie rozumianej pracy socjalnej zasa­da wzmacniania (empowerment) kompetencji i możliwości rozwojo­wych klientów oznacza, że kryterium jej skuteczności jest nie tylko przezwyciężaniem aktualnych trudności jednostki, ale także — tam, gdzie to jest uzasadnione i możliwe — uniezależnienie jej od in­stytucji wspomagającej (pracownika socjalnego) przez wyposażenie w wiedzę lub umiejętności niezbędne do samodzielnego funkcjono­wania społecznegojPraca socjalna z indywidualnym przypadkiem to złożony proces wzajemnie sprzężonych czynności diagnostycznych, formułowania planu pomocy, wdrażania opracowanego planu i oce­ny jego skuteczności . Postępowanie pracownika socjalnego prowa­dzącego indywidualny przypadek powinno się rozpczynać od wła­ściwie zdefiniowanego problemu, poprzedzonego starannym, uwz-ględniącym punkt widzenia samego zinteresowanego, rozpoznaniem sytucji życiowej klienta, przyczyn, które skłoniły jego czy też kogoś z jego otoczenia do poszukiwania pomocy, oczekiwali pod adresem instytycji (pracownika socjalnego), dotychczasowych doświadczeń w radzeniu sobie z tymi samymi lub innymi trudnościami itd. Pod­stawowe narzędzia w tej fazie działania pracownika socjalnego to rozmowa i wywiad z klientem oraz tzw. wywiad środowiskowy (spo­łeczny). Wywiad to jedna z najbardziej rozpowszechnionych w ba­daniach socjologiczno-psychologicznych technik uzyskiwania infor­macji o opiniach, postawach, przekonaniach, pragnieniach oraz ży­czeniach, a także o rozmaitych faktach dotyczących życia badanych osób. Umiejętnie poprowadzona rozmowa i właściwie przygotowany wywiad jest dla pracownika socjalnego nieocenionym źródłem wie­dzy o klientach. Istnieją pewne warunki, od których zależy to, czy i na ile rozmowa lub wywiad spełnią swoje funkcje.Pierwszy z nich to okoliczności, w których dochodzi do kontaktu między klientem a pracownikiem socjalnym, kto był inicjatorem rozmowy, czy doszło do niej z woli samego klienta czy pracownka socjalnego, czy jest to pierwsze czy kolejne spotkanie obu stron. Drugi warunek to miejsce w którym rozmowa czy wywiad się odbywa — obecność osób trze­cich, możliwość zachowania dyskrecji, komfort fizyczny. Trzeci]wa-runek — to wcześniejsze, pozytywne doświadczenia w kontaktach mię­dzy pracownikiem socjalnym a klientem88. Rozmowa lub wywiad przeprowadzane w sytuacji, gdy klient nie ma na nie czasu lub ocho­ty, z reguły nie przynoszą efektu. Dlatego też pracownik socjalny powinien zawczasu pomyśleć o odpowiednim zaaranżowaniu miej­sca rozmowy (wywiadu), gdzie nie będą mu przeszkadzać inni pra­cownicy lub klienci, i przygotować sobie mniej lub bardziej szcze­gółowy {w zależności od celu spotkania) plan rozmowy (wywiadu). Wywiad i rozmowa są podstawowym typem interakcji między pra­cownikiem socjanym a klientem, w którym zachodzą procesy komu­nikowania się. Pracownik socjalny powinien nie tylko uważnie słu-chać tego, co i jak klient mówi, czy unika jakichś tematów, które zaś pojawiają w jego wypowiedziach stale, ale .także oberwować je­go zachowanie niewerbalne (mimikę, pantomimikę, kontakt wzroko­wy), aby móc się zorientować, jaki jest emocjonalny stosunek klienta do poruszanych w rozmowie kwestii89.

Oczywiście, rozmowa czy wywiad nie są i nie powininy być je­dynym źródłem informacji o problemach i trudnościach klienta. Istnieje wiele innych technik zbierania danych o klientach: niektóre z nich mogą towarzyszyć wywiadowi środowiskowemu, np. ocena warun­ków mieszkaniowych, w których żyje dana osoba, a niektóre — ta­kie jak badania dokumentacji osobistej czy urzędowej, analiza sieci powiązań społecznych klienta, zasięganie opinii specjalistów, powin­ny stanowić uzupełnienie i zarazem weryfikację danych zebranych drogą wywiadu.

Zbyteczne wydaje się przypomnienie, że pracownik socjalny po­winien znać reguły metodologii badań społecznych, wiedzieć, jak skonstruować ankietę czy kwestionariusz wywiadu, jak korzystać z różnych technik badawczych, jakie są ich zalety i jakie wady. Do podstawowych wymagań warsztatu pracownika socjalnego należy też prowadzenie dokumentacji indywidualnego przypadku, która po­winna zawierać wszelkie zgromadzone informacje .

Warto dodać, że w praktyce działania pomocy społecznej w Pol­sce wprowadzono obowiązek przeprowadzania wywiadów środowi­skowych według ujednoliconego wzoru91. W kwestionariuszu wy­wiadu środowiskowego, którym posługują się pracownicy socjalni zatrudnieni w pomocy społecznej, znajduje się wiele pytań dotyczą­cych m.in. sytuacji ekonomicznej, stanu zdrowia (a raczej samooce­ny stanu zdrowia), sprawności psychofizycznej (zdolności do samo­obsługi), sytuacji rodzinnej, warunków mieszkaniowych itd. Pytania te mają konstrukcję schematyczną, chodzi bowiem o to, aby na pod­stawie uzyskanych odpowiedzi można było podjąć decyzję o udzie leniu konkretnej formy pomocy — finansowej, rzeczowej, usługo­wej, na warunkach określonych w odpowiednich przepisach.

Nie negując praktycznej przydatności tego rodzaju narzędzi, uważam za konieczne pogłębienie informacji uzyskanych tą drogą

0 krótką charakterystykę psychologicznej sylwetki osoby, której ma być udzielona pomoc, jej stosunku do życia (optymizmu — pesymi­zmu), lęków i obaw, związanych z aktualnymi trudnościami, pozio­mu samooceny, stopnia krytycyzmu i samokrytycyzmu, a także ocze­kiwań wobec instytucji wspomagającej i oceny własnych możliwo­ści przezwyciężenia kłopotów.

Istotnym uzupełnieniem tak rozumianego wywiadu środowisko­wego powinna być analiza historii życia potencjalnego podopiecz­nego, która pozwoli uchwycić dynamiczny aspekt aktualnych trud­ności jednostki, określić ich fazę oraz ocenić, czy i w jakim zakresie mamy do czynienia z procesem schyłkowym (np. degradacją psy­chofizyczną w wyniku przewlekłej choroby, alkoholizmem, długo­trwałym konfliktem w rodzinie), czy też ze zjawiskiem przejścio­wym, rokującym szybkie przezwyciężenie.

Usytuowanie informacji o aktualnej sytuacji jednostki na tle jej życiowych losów pozwoli lepiej zrozumieć jej postępowanie, rftoty-wy, którymi się kieruje przyjmując określone postawy wobec pra­cownika socjalnego, np. agresywne, obronne czy wyczekujące. Pra­cownikowi socjalnemu podejmującemu czynności diagnostyczne wo­bec znajdującej się w obiektywnie trudnym położeniu jednostki nie wolno zapominać o tym, że ludzie różnią się istotnie pod względem odporności na stres, frustrację, że człowiek inaczej reaguje na sytu­acje, które sam uważa za beznadziejne i nie dające się rozstrzygnąć, a inaczej na te, które —jak sądzi — są banalne i krótkotrwałe, że całkowicie odmiennie przyjmuje się pomoc z zewnątrz, gdy winą za swój stan obarcza się otoczenie, system społeczno-ekonomiczny, „zły los", a inaczej — gdy przypisuje sieją sobie, własnym ułomnościom

Wprowadzenie tych elementów do analizy sytuacji życiowej jed­nostki, wobec której mają być podejmowane działania kompensują­ce, wspomagające czy opiekuńcze, wymaga od pracownika socjal­nego sporej wiedzy (psychologicznej, socjologicznej i pedagogicz­nej), a także — co nie jest bez znaczenia — sporego nakładu sił i czasu. Sądzę, że bez tych zabiegów postawienie prawidłowej diag­nozy społecznej będzie ogromnie utrudnione, a czasem wręcz nie­możliwe. Ewentualne wątpliwości — wynikające z braku kompeten­cji czy doświadczenia — pracownik socjalny może i powinien kon­sultować ze specjalistą — psychologiem czy pedagogiem, co zresztą przyjęte jest od dawna w pomocy społecznej.

Integralną częścią rozpoznania diagnostycznego powinna być pogłębiona charakterystyka spoteczno-kulturowej specyfiki środowi­ska, w którym żyje potencjalny lub faktyczny adresat działań socjal­nych. (Pisałam o tym szerzej w rozdziale III w pkt. 2 tego rozdzia­łu). Dopiero na tej podstawie będziemy w stanie sformułować osta­teczną diagnozę społeczpą, która wskaże bezpośrednie i pośrednie przyczyny trudności życiowych jednostki (rodziny), pozwoli określić kierunki i sposoby ich przezwyciężenia, (fest to dla całej procedury pro­wadzenia indywidualnego przypadku moment najważniejszy, przesą­dzający o dalszych efektach pracy socjalnejJWnioskowanie o przy­czynach trudności, określanie ich charakteru, natężenia, fazy, roko­wania na przyszłość często obciążone są błędami interpretacyjnymi. To właśnie w tym miejscu uruchamiają się procesy kategoryzowania, szufladkowania przypadków zgodnie z wiedzą, doświadczeniem ży­ciowym, naciskami instytucjonalnymi itpJCałkowicie uzasadniony jest zatem wyrażany niekiedy przez pracowników socjalnych niepo­kój z powodu zbytniej formalizacji i rutynizacji postępowania diagno­stycznego, które odzwierciedla w większym stopniu logikę działania instytucji pomocy społecznej (pragmatykę służbową zawodu pracow­nika socjalnego, regulacje normatywne określające zakres podmioto­wy, warunly i środki pomocy) niż faktyczne potrzeby konkretnego człowieka9?} Sądzę, że od czasu do czasu pracownik socjalny powi­nien sobie" pozwolić na pewien „dystans do roli", czy szczyptę nonkonformizmu po to, by uwolnić się od paraliżującej jego wyobraźnię i intelekt rutyny zawodowej.

Kolejny etap postępowania w pracy z indywidualnym przypad-kiem polega na opracowaniu planu postępowania, który określa co, kiedy i jak czynić ma pracownik socjalny. Piań pomocy powinien się opierać na jasno sformowanych celach, będących odpowiedzią na następujące zasadnicze pytania:

& — Kto jest głównym adresatem naszych oddziaływań (sam zain­teresowany czy jego otoczenie bliższe Jub dalsze)? & — Jakich zmian oczekujemy? (Czy mają to być zmiany w sfe­rze świadomości klienta, jego zachowań lub reakcji emocjonalnych, także w jego środowisku społecznym)?

*7 — W jakim okresie i w jakim zakresie możemy się spodziewać pozytywnych skutków naszej interwencji?

Po opracowaniu planu pomocy kolej na jego wdrożenie. Tutaj w zależności od tego, jak zostały sformułowane cele interwencji, pracownik socjalny ma do wyboru różne strategie działaniaJTJeśli celem pracy socjalnej ma być modyfikacja konkretnego zachowania klienta wówczas najbardziej efektywna będzie strategia oparta na procedurach wzmacniania (pozytywnego lub negatywnego) wypra­cowanych przez psychologię uczenia się (terapia behavioralna)M

VW wypadku, gdy celem działania pracownika socjalnego jest zmiana stosunku klienta do siebie samego lub swoich problemów najskuteczniejsze będzie podejście łączące w sobie elementy terapii behavioralnej z oddziaływaniem na sferę poznawczą i emocjonalną klienta (terapia racjonalno-emocjonalna A. Ellis, terapia poznawcza A. T. Becka i innych)$(j"dy klient wykazuje poważniejsze zaburzenia emocjonalne lub osobowościowe, może się okazać pomocne zasto­sowanie podejścia psychodynamicznego lub psychospołecznego (te~ rapiapsychoanalityczna, terapia niedyrektywna, analiza transakcyj-na)fjeśli celem interwencji jest poprawa społecznego funcjonowania klienta to najlepsze będzie podejście ekologiczne lub rozwojowe za-propomnowane przez C. B. Germain (life model}. W przypadku gdy cele interwencji dotyczą udostępnenia klientowi konkretnych dóbr i us­ług — najbardziej adekwatne będzie podejście zadaniowe (task-cen-tered case work W. Eeida i L. Epstein).

Warto pamiętać fże wybór określonej strategii działania równo­znaczny jest z przyjęciem określonego modelu interwencji wraz z tkwiącymi u jego podstaw założeniami teoretycznymi wywiedzionymi najczęściej z koncepcji psychologicznych, socjologicznych, an­tropologicznych, filozoficznychlp^Todele interwencji, nazywane tak­że praktycznymi teoriami pracy socjalnej, składają się z dwu zasad­niczych elementów94: 1) systematycznej interpretacji zasad umożli­wiających rozumienie i definiowanie problemów klienta i wyboru celów interwencji; 2) zasad dotyczących dokonywania zmian (czy­li — procedur interwencyjnych)^''Różnorodność i ilość rozmaitych modeli interwencji wykorzystywanych w pracy z indywidulanym przy­padkiem utrudnia ich prezentacje; W. Devore i E. G. Schlesiner wy­różnili cztery główne podejścia stosowane w praktyce: 1) podejście psychospołeczne, 2) podejście problemowe, 3) podejście strukuralne 4) podejście systemowe. #

^Podejście psychospołeczne ^pozostające pod silnym wpływem psychoanalizy koncentruje się na tkwiących w jednostce przyczy­nach trudności, takich jak nieuświadomione potrzeby, słabe ego, po­czucie niższości, brak odporności na stres, ale uwględnia także przy­czyny zewnętrzne, takie jak upośledzenie ekonomiczne, brak wy­kształcenia, złe warunki mieszkaniowe, konflikty rodzinne, choroba, strata, rozwód itdljW ramach podejścia psychospołecznego możliwe są różnego typu procedury interwencyjne. Hollis (1972)96 dzieli je na trzy grupy:

  1. podtrzymanie, wpływ bezpośredni, wentylacja (emocji),

  2. refleksyjna dyskusja na temat aktualnej sytuacji życiowej klienta,

  3. refleksja nad nieuświadamianymi dążeniami i doświadcze­niami z przeszłości, które mogłyby wyjaśnić obecne trudności.

Podejście problemowej— przyjmuje założenie, że całe ludzkie życie to nieustający proces rozwiązywania problemów, koncentruje się przede wszystkim na teraźniejszości. Problemem może być za­równo brak środków do życia, jak i konflikty w rodzinie, kryzysy rozwojowe, trudności w pełnieniu ról społecznych itd. Twórczyni te­go podejścia H. Perlman97, uważała, że proces rozwiązywania pro­blemu klienta zawiera w sobie trzy podstawowe procedury: ustalenie faktów (co i dlaczego jest problemem), myślenie poprzez fakty (do­konanie wszechstronnej analizy problemu), dokonywanie wyborów i podejmowanie decyzji dotyczących możliwych rozwiązań proble-mówu

^ Podejście skoncentrowane na zadaniu ?- stanowi rozszerzenie i uściślenie modelu problemowego. Jeszcze silniej niż poprzednie kon­centruje się na aktualnych przyczynach trudności klientów. Task-cen-tered case work, przedstawiony po raz pierwszy w pracach W. Reida i L. Epstein98, obejmuje następujące po sobie fazy aktywności, po­czynając od uzgodnienia z klientem wspólnej definicji problemu, po­przez określenie warunków i kierunków zmian, opracowanie robo­czej wersji wyjaśnienia źródeł trudności i ocena dotychczasowych sposobów radzenia sobie z nimi, formowanie kontraktu (ustnego lub pisemnego porozumienia dotyczącego tego, co ma być zrobione i jak),

^L>planowanie zadań i ich wdrażanie, aż po ustanowienie systemu za­chęt i ukazanie klientowi korzyści z podjętego działania.

'; ( Podejście strukturalne^ podkreśla znaczenie społecznych uwa­runkowań trudności klienta i opiera się na dwu założeniach":

  1. problemy indywidualne są funkcją społecznej dezorganiza­cji, a nie jednostkowej patologii,

  2. wszyscy pracownicy socjalni, niezależnie od tego, gdzie są zatrudnieni mają obowiązek działać na rzecz rozwiązań systemo­wych (prawnych, instytucjonalnych).

Zwolennicy tego podejścia R. Middleman, G. Goldberg (1976) uważają, że powinno się ono wspierać na czterech zasadach:

  1. odpowiedzialności klienta za siebie (podstawą interwencji jest kontrakt z klientem, określający, co stanowi problem, w jaki spo­sób należy go rozwiązać i jakie w związku z tym są zadania pra­cownika socjalnego i klienta),

  2. postępowania w ślad za oczekiwaniami klienta (to znaczy otwarcie na jego potrzeby nie limitowane własnymi kompetencjami lub wymaganiami instytucjonalnymi),

  3. maksymalizacji potencjalnego wsparcia dla klienta w jego własnym środowisku,

4) stopniowania nacisku (tyle, ile konieczne dla rozwiązania problemu).

\ Podejście systemowej. Pincus, A. Minahan, 1973) — koncen­truje się Wokół pięciu kluczowych dla pracy socjalnej zagadnień: bra­ku niezbędnych zasobów, braku powiązań między ludźmi a syste­mami zabezpieczającymi, zakłóceniami interakcji w obrębie tego sa­mego systemu zabezpieczającego, zakłóceniami interakcji pomiędzy różnymi systemami zabezpieczającymi, indywidualnymi trudnościa­mi w rozwiązywaniu problemów1. Typowe dla tego podejścia pro­cedury interwencyjne to:

  1. pomaganie ludziom w lepszym wykorzystaniu swoich mo­żliwości radzenia sobie z trudnościami,

  2. ustanawianie wyjściowych powiązań pomiędzy ludźmi a za­sobami,

  3. ułatwianie interakcji w obrębie systemów zabezpieczających, przede wszystkim przełamywanie barier biurokratycznych,

  4. wywieranie wpływu na politykę społeczną,

  5. udzielanie materialnego wsparcia,

  6. prowadzenie monitoringu i kontroli wobec osób wymagającyh opieki lub nadzoru101.

W żadnym z omawianych modeli interwencji, nawet psychody-namicznym, aktywność pracownika socjalnego nie ogranicza się do bezpośrednich kontaktów z klientem. Co więcej — nie zawsze jest możliwe ani pożądane, żeby pracownik socjalny realizował całko­wicie samodzielnie program pomocy klientowi. Może się zdarzyć, że w konkretnej sytuacji rola pracownika socjalnego ograniczy się do pośredniczenia i koordynowania działań innych podmiotów, świad­czących usługi na rzecz klientów z wieloma problemami (np. pomoc ludziom starszym, rodzinom wielodzietnym, samotnym matkom). Pra­cownik socjalny staje się wówczas kimś w rodzaju „menedżera przypadku" (case-manager), którego osobiste zaangażowanie w pro­wadzenie przypadku jest marginalne. W praktyce pomocy społecznej w Polsce ten typ profesjonalnej roli pracownika socjalnego był i cią­gle jeszcze jest dominuący (a i to w bardzo okrojonej formie). Wy­nika to po części z braku przygotowania terapeutycznego pracowników socjalnych, ale także z niezrozumienia rzeczywistego znaczenia pracy socjalnej w środowiskowej pomocy społecznej, utożsamianej nadal z wypłacaniem zasiłków. Jak dotąd, nie przyjęła się w naszym systemie pomocy społecznej popularna w krajach anglosaskich i we Francji odmiana case work — praca z rodziną (famify case work) . W obrębie tej metody wyróżnić można kilka podejść — najważniej­sze z nich to podejście psychodynamiczne (skoncentrowane na od­działywaniu na osobowość członków rodziny), komunikacyjne (przed­miotem uwagi są tu zakłócenia prawidłowej komunikacji w obrębie rodziny), strukturalne (skoncentrowane na wewnętrznych i zewnę­trznych oraz środowiskowych czynnikach dezorganizacji rodziny) i in­terwencja kryzysowa oferująca krótkotrwałą pomoc w nagłych lub szczególnie dramatycznych wydarzeniach rodzinnych103. Wielu zwo­lenników, poczynając od lat siedemdziesiątych, zyskuje zintegrowa­ne, eklektyczne podejście do problemów rodziny, łączące w sobie elementy terapii psychoanalitycznej z podejściem strukturalnym i ko­munikacyjnym104. W Polsce od dawna mówi się i pisze o potrzebie takiego modelu105. Co do rezultatów, to poza interesującymi próbami podejmowanymi przez pedagogów społecznych (zwłaszcza w ra­mach prac Katedry Pedagogiki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego, pod kierunkiem E. Marynowicz-Hetki)106 są one dosyć skromne. Za­gadnienie to ze względu na swą wagę, wymaga odrębnego omówie­nia — powrócimy do niego w rozdziale V.

1 „ Zamykając ten krótki przegląd modeli interwencji w obszarze

" pracy socjalnej nie sposób pominąć interwencję kryzysową. Interwe-

JWwncja kryzysowa to forma pomocy psychologicznej, medycznej, pra wnej i socjalnej, udzielanej ludziom znajdującym się w krytycznych sytuacjach życiowych107. Celem interwencji kryzysowej jest zapew­nienie osobie w kryzysie wywołanym dramatycznymi wydarzeniami życiowymi (wypadek, śmierć bliskiej osoby, nieuleczalna choroba, utrata pracy, ale także przejście na emeryturę, odejście z domu ostat­niego dziecka, zmiana miejsca zamieszkania, zmiana pracy itp.) wspar­cia emocjonalnego i poczucia bezpieczeństwa, pomocy w konkret­nych sprawach i opieki do czasu odzyskania przez klienta zdolności samodzielnego podejmowania racjonalnych decyzji. W. Badura-Ma-dej podkreśla, że cechą wyróżniającą interwencję kryzysową spośród innych form pomocy jest jej podjęcie jak najszybciej po wydarzeniu kryzysowym, duża intensywność kontaktów, koncentracja na proble­mach „tu i teraz", ograniczenie liczby spotkań do 6-10, aktywna, często dyrektywna rola osoby udzielającej pomocy108. Jeśli działania podjęte w ramach interwencji kryzysowej okażą się nieskuteczne, konieczne jest zastosowanie innych form pomocy.

Ostatni, niezmiernie znaczący etap prowadzenia indywidualnego przypadku to ocena efektów podjętej interwencji (ewaluacja). Ewa-luacja skutków interwencji powinna być dokonywana w zasadzie na bieżąco w trakcie jej trwania, ale ostateczna ocena rezultatów prze­sądza o kontynuacji lub zaprzestaniu dalszych działań. Dlatego też tak ważne jest to, aby oceny skutków interwencji pracownik socjalny dokonywał wspólnie z klientem i w razie niepowodzenia razem z nim próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie został popełniony błąd i jak można go skorygować. Zakończenie pracy z inywidual-nym przypadkiem następuje wówczas, gdy udało się zrealizować za­łożone przez pracownika socjalnego, przy akceptacji klienta, cele in­terwencji lub, gdy oczekiwania klienta rozmijają się z możliwościa­mi, które może zaoferować pracownik socjalny i zatrudniająca go instytucja. W fazie końcowej interwencji niesłychanie ważne jest to, w jakim stanie zostawiamy klienta, czy pomoc, której mu udzielono nie wpłynęła na obniżenie jego poczucia własnej wartości, czy nie przyczyniła się do trwałego uzależnienia od pomocy zewnętrznej, stygmatyzacji i marginalizacji klienta. Odpowiedzialność za ten stan,

niezależnie od okoliczności zewnętrznych, spoczywa zawsze przede wszystkim na pracowniku socjalnym prowadzącym przypadek.

Metoda pracy grupowej (group work) jest drugą spośród sto­sowanych powszechnie metod pracy socjalnej. Jej powstanie wiąże się z rozwojem badań nad małymi grupami (zob. rozdział I). Źródeł, do których sięgają rozmaite metody pracy z grupą, jest wiele: dyna­mika grupowa, zapoczątkowana przez Kurta Lewina, teoria wymiany G. Homansa, stanowiąca przykład zastosowania zasad psychologii uczenia się do analizy interakcji społecznych, teoria systemu społe­cznego T. Parsonsa, R. F. Balesa, E. A. Shilsa, psychoanaliza, psy­chologia humanistyczna109.

Metoda grupowa, podobnie jak metoda indywidualnego przy­padku, różnicuje się wewnętrznie ze względu na przyjmowane zało­żenia teoretyczne dotyczące prawidłości funkcjonowania małej gru­py oraz wynikające z tych założeń modele interwencji. Z grubsza biorąc można wyróżnić cztery podstawowe modele pracy grupowej: model terapii całościowej (Gestalt), model kształowania umiejętno­ści społecznych (w tym trening asertywności), model mediacyjny, model rozwojowy (samorealizacyjny) oraz liczne podejścia eklekty­czne (np. model organizacyjny, socjalizacyjny) lub szczegółowe (np. analiza transakcyjna)110. Wszystkie te podejścia łączy założenie, że małe grupy społeczne ze względu na zachodzące w nich procesy psy­chospołeczne mogą w ogromnym stopniu ułatwić i przyspieszyć wy­woływanie zmian w postawach i zachowaniach ludzi. Praca z grupą definiowana jest najczęściej jako: „metoda pracy socjalnej, która po­przez celowe doświadczenia grupowe pomaga jednostkom uzyskać poprawę ich społecznego funkcjonowania i lepiej sobie radzić z ich indywidualnymi, grupowymi lub społecznymi problemami"111. Nie­wielka, licząca od kilku do kilkunastu osób, grupa stwarza szczegól­nie korzystne warunki do rozwoju systemu pomocy wzajemnej opar­tego na wspólnocie potrzeb i celów. Małe grupy wykorzystywane w pracy socjalnej dzielą się na naturalne (rodzina, grupa rówieśni­cza, grupa sąsiedzka) oraz tworzone sztucznie dla określonego celulub zadania. W wypadku grupy drugiego rodzaju sprawą o podsta­wowym dla jej funkcjonowania znaczeniu jest wielkość grupy, jej lokalizacja (miejsce spotkań), czas do dyspozycji, charakter człon­kostwa (dobrowolne lub wymuszone, otwarte lub zamknięte), geneza struktur (władzy, sympatii — antypatii), wzory komunikowania, cha­rakter norm grupowych (formalne — nieformalne), geneza i typ celu grupowego. W wypadku obu typów grup istotne są indywidualne reakcje członków na naciski grupowe, postawy wobec autorytetu, stopień dopuszczalnej bliskości, status zajmowany przez poszczegól­nych członków grupy poza nią, preferowane rodzaje ról, nie ujawnia­ne oczekiwania i potrzeby członków grupy, poprzednie doświadcze­nia grupowe, grupy odniesienia, do których należą członkowie etc.112 Mała grupa może być zarówno tłem, jak i środkiem wykorzystywa­nym w pracy socjalnej do wywoływania zmian w jednostkach, or­ganizacjach i w społeczności lokalnej. Korzystny wpływ grupy na jednostkę realizuje się o tyle, o ile grupa stanowi dla niej oparcie w trudnych sytuacjach życiowych, pozwala uciec przed poczuciem osamotnienia i izolacji, wyzwala postawy altruistyczne, uczy wrażli­wości na reakcje innych ludzi i dzięki procesom wzajemnego naśla­dowania ułatwia kształtowanie umiejętności społecznych113. Pracownik socjalny posługujący się tą metodą musi mieć elementarną wiedzę z zakresu psychologii społecznej: znać prawidłowości rządzące za­chowaniem człowieka w grupie (konformizm, kształtowanie się stru­ktury socjometrycznej, przywództwa grupowego, więzi i spoistości gru­powej), stadiów rozwoju grupy, źródeł konfliktów i nieporozumień między jej członkami, lęków i obaw spowodowanych wymuszoną bliskością innych osób itd. Metoda pracy grupowej polega na wy­korzystaniu tych prawidłowości w różnych dziedzinach działań spo­łecznych, w pracy socjalnej, w wychowaniu, psychoterapii, organi­zacji czasu wolnego, w resocjalizacji itd.114.

Przywołując dokonane już na wstępie rozróżnienia, odpowia­dające istniejącym podziałom specjalizacyjnym w obrębie zawodówzwiązanych z pomaganiem innym, zauważmy, że pracownik socjal­ny z reguły nie jest przygotowany do prowadzenia grup terepeuty-cznych, nastawionych na głęboką penetrację i przebudowę osobowo­ści ich członków — zadanie to wypełnią od niego lepiej psycholog czy psychiatra. Pozostawiając im pole do działania, pracownik so­cjalny może z całkowitym spokojem sumienia profesjonalnego pro­wadzić wiele innych rodzajów grup, także terapeutycznych, jeśli przez terapię rozumieć będziemy pomaganie ludziom, aby odzyskali lepsze samopoczucie i kontrolę nad własnym życiem115.

Prowadzenie grupy nie jest jednak sprawą łatwą i wymaga sta­rannego przygotowania. Zanim zatem podejmiemy pierwsze kroki, by zorganizować grupę, z którą będziemy pracować (lub zaproponu­jemy współpracę grupie, która już istnieje), musimy sobie odpowie­dzieć na kilka podstawowych pytań. Pierwsze i najważniejsze z nich dotyczy powodów lub celów, dla których grupa ma być wykorzy­stana. Wyczerpującą klasyfikację grup ze względu na cele, które so­bie stawiają, zaproponowała M. E. Hartford116:

1) grupy, których podstawowe cele związane są z konkretnymi oczekiwaniami lub potrzebami ich uczestników, np. grupy terapeu­tyczne, edukacyjne, socjalizacyjne, podtrzymujące, w których obe­cność innych osób staje się elementem pozytywnego doświadczenia, wzmacniającego skuteczność określonych działań (terapeutycznych, edukacyjnych itd.);

2) grupy, w których podstawowym celem jest kształtowanie wza­jemnych relacji pomiędzy uczestnikami a środowiskiem, w którym normalnie funkcjonują jej członkowie. W tym wypadku uczestnic­two w grupie służy poprawie funkcjonowania w stosunkach inter­personalnych z osobami spoza grupy, np. z rodziną, kolegami, przyjaciółmi. Do tej kategorii zalicza się także pewne odmiany pracy z rodziną, która może uczestniczyć w pewnych typach zajęć grupo­wych (spotkaniach, dyskusjach itp.);

3) grupy, które stawiają sobie określone zadania lub problemy, tworząc zespoły robocze (team), dyskusyjne, opracowują wspólnie projekty, rozwiązują zadania;

  1. grupy podejmujące wspólne działania na rzecz najbliższego otoczenia, inicjujące zbiorowe akcje w celu ulepszenia środowiska, grupy samorządowe, samopomocowe itd.;

5) grupy podejmujące akcje o szerszym, ponadlokalnym cha­rakterze, w celu obrony interesów społeczności lokalnej, ochrony środowiska naturalnego itp.

Przedstawiona klasyfikacja może stanowić dobry punkt wyjścia do rozważań nad przydatnością metody grupowej w pracy socjalnej w środowisku otwartym. Dzięki znajomości środowiska pracownik socjalny może dotrzeć do isniejących w nim grup naturalnych lub, poprzez odpowiednie zabiegi organizacyjne, powołać do życia nowe.

Zadanie pracownika socjalnego polega na określeniu: czy i jakie problemy jego klientów mogą być rozwiązane przy udziale grupy, w jakim kontekście społecznym funkcjonuje grupa (w ramach jakiej instytucji, organizacji czy też zbiorowości), kim są członkowie gru­py, co ich łączy — czy podobieństwo cech społeczno-demograficz-nych, czy wspólne zainteresowania, potrzeby, interesy, zadania, w jaki sposób grupa powstała, jak daleko zaawansowane są procesy two­rzenia się jej wewnętrznej struktury itd.117.

Jeśli grupa istniała, zanim pracownik socjalny rozpoczął z nią pracę, niezbędna jest wstępna diagnoza układu stosunków społecz­nych (pozycji, ról, sympatii i antypatii, nieformalnych więzi, przy­wódców, norm grupowych, wartości obowiązujących w grupie, sy­stemu nagród i kar, wzorów komunikowania, systemu podejmowania decyzji, spoistości grupy, itd.). Jeśli grupa tworzona jest od podstaw, należy wziąć pod uwagę prawidłości dotyczące poszczególnych eta­pów jej rozwoju. Wspomniana wyżej M. Hartford wyodrębniła trzy stadia rozwoju grupy:

Stadium I: planowanie poprzedzające tworzenie grupy — w tym stadium grupa istnieje jeszcze w wyobraźni pracownika, który usi­łuje przekonać swoich przełożonych i kolegów o potrzebie jej zor­ganizowania, Jeśli mu się to uda, może przystąpić do werbowania członków spośród klientów agencji lub w szerszym środowisku.

Stadium II: pośrednie — nowo powitała grupa konsoliduje się i integruje, ale także dezintegruje np. z powodu konfliktów na tle rywalizacji o władzę i kontrolę nad innymi. Jeśli konflikt uda się rozwiązać ze skutkiem pozytywnym dla grupy, następuje reintegracja, reorganizacja i synteza. Grupa trwa i realizuje swoje cele

i zadania.

Stadium III: faza planowania zakończenia pracy z grupą i sto­pniowe wprowadzanie tego planu w życie, po czym przejście do fazy podsumowania i oceny osiągniętych efektów pracy z grupą118.

Louise C. Johnson uważa, że grupy przechodzą przez pięć sta­diów rozwoju:

  1. Stadium orientacyjne — członkowie grupy spotykają się po raz pierwszy, wzajemnie się poznają, dyskutują o wspólnych ce­lach i dokonują wstępnej oceny atrakcyjności grupy).

  2. Stadium autorytetu — pojawiają się konflikty na tle rywa­lizacji o władzę i kontrolę nad grupą i zakres automii członków, część nie usatysfakcjonowana wycofuje się.

  3. Stadium negocjacji — grupa różnicuje się wewnętrznie, angażuje się w rozwiązywanie konfliktów. Krystalizują się cele, role, zadania. Zwiększa się spoistość grupy.

  4. Stadium funkcjonalne — grupa osiąga wysoki poziom in­tegracji, role różnicują się, kanały komunikacji są otwarte, cele i nor­my grupowe akceptowane. Grupa radzi sobie z konfliktami i jest w stanie realizować swoje zadania.

5.Stadium dezintegracji — słabnie więź, zmniejsza się in­tensywność interakcji i maleje wpływ grupy na członków119.

Grupa przechodząc przez kolejne stadia rozwojowe zmienia swoje funkcje i przekształca struktury. Odpowiednio do tych przekształceń zmienia się rola pracownika socjalnego prowadzącego grupę. W fa­zie orientacji pracownik socjalny może pomagać członkom w iden­tyfikacji wspólnych potrzeb i przekładaniu ich na cele grupowe. Pra­cownik socjalny strukturyzuje spotkania grupowe, ułatwia członkom grupy określenie swojej roli w grupie, dba o wytworzenie dobrej at­mosfery. W fazie walki o władzę pracownik socjalny pomaga człon­kom grupy rozpoznawać i rozwiązywać konflikty. W następnej — ustanawiać cele, negocjować role, wyjaśniać i interpretować odczu­cia uczestników. W fazie funkcjonalnej pracownik socjalny usuwa się w cień, pozostawiając grupie całkowitą swobodę działnia. Akty­wizuje się znowu w fazie dezintegracji, po to, by dokonać podsu mowania efektów pracy grupy i dopomóc członkom grupy w anali­zie tego czego wspólnie doświadczyli120.

Pracownik socjalny prowadzący grupę może oddziaływać na za­chodzące w niej procesy, m.in. poprzez następujące zabiegi:

Jednym z podstawowych warunków dobrego funkcjonowania gru­py jest swoboda i otwartość dyskusji. Pracownik socjalny, zwłaszcza w początkowym okresie istnienia grupy, powinien tworzyć klimat sprzyjający swobodnej wymianie zdań, uczyć szacunku i tolerancji dla osób mających odmienne zdanie, pobudzać do samodzielnego myślenia, ułatwiać grupie werbalizowanie celów i analizowanie pro­blemów, tonować osoby zbyt agresywne, a wspierać zbyt nieśmiałe122.

Oczywiście nie zawsze pracownik socjalny występuje w roli pro­wadzącego grupę. Zdarza się, że staje się on szeregowym członkiem grupy wolontariuszy, albo interdyscyplinarnego zespołu specjalistów. W obu wypadkach pracownik socjalny może wykorzystywać swoją wiedzę o procesach grupowych do lepszego funkcjonowania grupy, udzielając informcji i rad, wpływając na tworzenie przyjaznej atmo­sfery, jasne określenie norm i celów grupowych, sposób prowadze­nia dyskusji, koordynując prace grupy, ułatwiając koncentrację na konkretnych zadaniach i poszukiwanie najlepszych rozwiązań123.

Praca w zespole specjalistów (team work) traktowana jest nie­kiedy jako odrębna metoda pracy z grupą. W gruncie rzeczy jednak zespół specjalistów jako grupa społeczna podlega takim samym pra­widłowościom jak grupa woluntariuszy czy klientów, prowadzona przez pracownika socjalnego. Praca w interdyscyplinarnym zespole specjalistów mą jednak swoją specyfikę wynikającą z faktu, że two­rzące zespół osoby oprócz różnic indywidulnych wnoszą do grupy różnice wiedzy i kompetencji wynikające z ich odmiennego przygo­towania zawodowego. Aby zespół mógł efektywnie pracować, muszą być spełnione pewne warunki. Pierwszy z nich, to jasna dla wszy­stkich członków zespołu definicja zasadniczego celu i wynikających z niego cełów szczegółowych, w postaci konkretnych problemów do rozwiązania. Drugi — to swoboda wypowiadania opinii i wyrażania różnych punktów widzenia, z jednoczesnym dążeniem do wypraco­wania wspólnego języka, umożliwiającego skuteczne porozumiewa­nie się. Trzeci — to jasno zdefiniowane role, co pozwala na maksy­malne wykorzystanie doświadczenia zawodowego wszystkich człon­ków zespołu, bez wchodzenia sobie w drogę. Czwarty — to mający autorytet i wysoką pozycję (ale nie autokratyczny) prowadzący ze­spół, pełniący funcje koordynujące lub zarządzające (case manager). Piąty — to zapewnienie możliwości oceny własnej pracy przez oso­by nie będące członkami zespołu124. Praca zespołu specjalistów (np. konsultantów w ośrodku pomocy społecznej), choć wymaga znacz­nego zaangażowania czasu i energii, jest w dłuższej perspektywie bardzo efektywna, pozwala lepiej rozumieć problemy klientów i ra­cjonalizować wydatkowanie środków na pomoc społeczną.

Niezależnie od tego, z jaką grupą ma do czynienia pracownik socjalny, ani też od kontekstu instytucjonalnego, w którym działa, stosowanie metody grupowej wymaga przestrzegania pewnych zasad ogólnych wynikających z istoty pracy socjalnej, tj. celowości dzia­łania, współudziału w dokonywanych zmianach, prowadzących do akceptacji celów działania i upodmiotowienia pracy socjalnej. Mó­wiąc o zasadach pracy socjalnej z grupą, T. Pudełko podkreślał wagę rozwijania nieformalnych więzi społecznych, stosowania w miarę możliwości zasady dobrowolnego udziału członków grup, zachowa­nia liczebności, która umożliwia osobistą styczność wszystkich członków grupy, rozwijania aktywności własnej członków grupy (zasady samorządności, demokratyzmu, współdziałania) oraz wyraźnego okre­ślenia bliższych i dalszych perspektyw działania grupy125.

Powyższe zasady odnoszą się również do trzeciej metody pracy socjalnej — organizowania społeczności lokalnej (community or-ganization, community work). Metoda ta, której rodowód przedsta­wiliśmy w rozdziale I, polega na „ulepszaniu sytuacji (gminy, osied­la, dzielnicy, kwartału miasta, itp. przyp. — K. W.) [...] zjednoczo­nymi siłami organizacji publicznych i społecznych, mobilizujących wszelkie siły społeczne do działań w oparciu o wspólny plan, wy­pracowany przy pomocy odpowiednich badań kompleksowych"126 <£)rganizowanie społeczności lokalnej, podobnie jak inne metody pra­cy socjalnej, opiera się na określonych przesłankach teoretycznych, na które składają się przede wszystkim socjologiczne koncepcje spo­łeczności lokalnej oraz wiedza z zakresu teorii organizacji i zarzą­dzą iatiL.Rothman wyodrębnił pięć różnych odmian community or-ganization, odpowiadających z grubsza wiodącym orientacjom teo­retycznym w badaniach nad społecznościami lokalnymi:

\/ l. Podejście strukturalne — koncentruje się na wymiarze polity­cznym i geograficzno-przestrzennym funkcjonowania społeczności lo­kalnych (analizie nierówności społecznych, stratyfikacji społecznej i struktury władzy w społeczności).

  1. Podejście psychospołeczne — koncentruje się na subiektyw­nym, kulturowym wymiarze funkcjonowania społeczności (analizie jednostkowych postaw i opinii, analizie wzorów zachowań, warto­ści, norm, zwyczajów).

  2. Podejście ekologiczno-demograficzne — skupia się na ana­lizie przestrzenno-społecznych aspektów funkcjonowania społeczno­ści (np. rozmieszczeniu przestrzennym ubóstwa, bezrobocia, zjawisk patologii społecznej, zagrożeń ekologicznych itp.).

  3. Podejście funkcjonalne — podejmuje analizę społeczności z punktu widzenia potrzeb jej członków.

Podejście systemowe — rozpatruje społeczność jako złożony układ powiązanych ze sobą podsystemów (grup, instytucji, orga­nizacji), stanowiący element większej całości (regionu, kraju)127. ;

^r Rothman jest także autorem powszechnie przyjmowanej w lite­raturze przedmiotu typologii praktycznych modeli community work: model A — rozwoju lokalnego (locality development), model B — planowania społecznego (social planning) oraz model C — akcji społecznej (social actiori). Modele te różnią się pod względem celów, strategii działania, roli pracowni^a^iocjalnego, relacji wobec władzy, przyjmowanej koncepcji klientajponiżej przedstawiamy za J. Roth-manem najważniejsze cechy każdego z trzech wyróżnionych przez autora modeli community organization.

^Model A — telem działania jest przywrócenie społeczności jako całości jej zdolności do samodzielnego rozwiązywania własnych pro­blemów, przezwyciężenia procesów dezintegracji i anomii. Podstawo­wą strategią oddziaływania jest aktywizacja jak największej liczby osób, grup, instytucji i skupienie ich wokół wspólnych celów i za­dań. Służy ona zatem pobudzaniu zbiorowości do działań samorządo­wych, samopomocowych, do podejmowania w imię wspólnego interesu inicjatyw związanych z pilnymi potrzebami środowiska lokalnego.

Model B — działania skoncentrowane na rozwiązywaniu kon­kretnych problemów społecznych, np. walki z ubóstwem, przestęp­czością, bezdomnością, analfabetyzmem, skażeniem środowiska itp. Podstawową strategią działania jest oparte na dokładnym rozpozna­niu sytuacji planowanie społeczne, realizowane głównie przez pro­fesjonalne służby społeczne we współpracy z agendami rządowymi i samorządem lokalnym.

Model C — celem działania jest zmiana zasad dystrybucji wła­dzy lub zasobów na korzyść najbardziej upośledzonych grup społe­cznych. Podstawowa strategia dziafania polega na działaniach oddol­nych grup upośledzonych pod jakimś względem, mobilizowaniu opi­nii publicznej i organizowaniu akcji nacisku na władze lokalne (lub centralne) w celu wymuszenia odpowiednich reform'28. W porów­naniu do poprzednich, model ten zawiera najwięcj elementów otwar­tego konfliktu i konfrontacji.

Modele opisane wyżej rzadko występują w czystej postaci. W pra ktyce z reguły mamy do czynienia z podejściem eklektycznym, łą­czącym elementy wszystkich trzech modeli. W dalszych rozważa­niach, mówiąc o organizowaniu społeczności lokalnej, nie będziemy rozgraniczać trzech wymienionych wyżej modeli, koncentrując się na tym, co dla nich wspólne.

Metod* organizowania społeczności lokalnej — zwana także dla odróżnienia od omówionych wcześniej metod pracy z indywidual­nym przypłdkiem i z grupą makropraktyką (macropractice) — po­lega na planowym wywoływaniu zmian w określonej społeczności będącej przedmiotem oddziaływania/^erwszym zadaniem pracownika £5ćjalnego przystępującego do organizowania środowiska lokalnego jest zatem identyfikacja terytorialnych granic tej społeczności, w której działania irterwencyjne mają być prowadzone oraz wstępne rozpo­znanie śrocowiska](chyba, że się go wcześniej znało). Pełny opis sytuacji wyjściowej powinien zawierać następujące elementy:

  1. charakterystykę geograficzną społeczności, z zaznaczeniem granic terytorialnych barier fizycznych, podziałów administracyjnych, zagospodarowania przestrzennego, dostępności infrastruktury społe­cznej, warunków mieszkaniowych, stanu środowiska naturalnego, itd.;

  2. charakterystykę socjodemograficzną społeczności (struktura wieku, płci, wykształcenia, wielkość i struktura rodzin, struktura społeczno-zawcdowa, struktura dochodów, wskaźniki skolaryzcji, zdro­wotności itr.);

  3. charakterystykę społeczno-kulturową społeczności (historia, tradycje lokalne, dominujące wartości, autorytety, lokalne instytucje i organizacje społeczne, poziom religijności, nieformalna i formalna kontrola spcłeczna, konflikty);

  4. charakterystykę lokalnych i ponadlokalnych układów polity­czno-administracyjnych, które dysponują środkami lub są odpowie­dzialne za realizację polityki społecznej w mikroskali, wpływowych in­stytucji, lokalnych przywódców partii politycznych, potencjalnych sprzymierzefców i przeciwników zmian, sponsorów prywatnych i pub­licznych etc.:

  5. charakterystykę sytuacji ekonomicznej społeczności w po­wiązaniu z analizą sytuacji całego regionu lub kraju;

6) charakterystykę problemów społecznych dotykających całą społeczność lub jej segmenty129.

Identyfikacja problemów społecznych musi opierać się na kom­pleksowych badaniach (lustracje społeczne). Lustracja społeczna po­winna dostarczyć podstawowych danych obiektywnych (ilościowych, faktograficznych, statystycznych itp.) oraz jakościowych (obserwacja terenu, wywiady z informatorami społecznymi, sondaże opinii, obser­wacja uczestnicząca, analiza informacji prasowych, swobodne roz­mowy z przedstawicielami organizacji lokalnych itd.) obrazujących stan faktyczny i jego postrzeganie przez społeczność. Badania te powinny mieć charakter zespołowy — interdyscyplinarny; powinni w nich ucze­stniczyć przedstawiciele różnorodnych instytucji działających w śro­dowisku zamieszkania (administracyjnych, medycznych, oświatowych, / kulturalnych, samorządowych), a także sami zainteresowani mieszkań-v cy wsi, miasta czy osiedlaj.2aangażowanie tych ostatnich — tak w fazie prowadzenia lustracji, jak i w dalszych etapach realizacji metody śro­dowiskowej^— jest podstawowym warunkiem powodzenia całego przedsięwzięciajjLustracja społeczna powinna dostarczyć informacji na temat skali i natężenia potrzeb w różnych obszarach życia społecz­ności, a więc np. opieki nad dziećmi, organizacji czasu wolnego mło­dzieży, zapewnienia opieki nad ludźmi w podeszłym wieku, opieki zdrowotnej, zatrudnienia, infrastruktury społecznej, działalności kultu-ralno-oświatowej w środowisku zamieszkania itd. \ Uzyskane w ten sposób informacje powinny posłużyć do przy­gotowania wariantowego planu działania (projektu)) Wybór konkret­nego wariantu planu zależeć będzie jye tylko od natury problemu, ale także od oceny szans jego realizacji^ Te zaś mogą być uzależnione od takich czynników jak: stopień poparcia projektu ze strony władz i innych znaczących instytucji i organizacji społecznych, dyspono­wanie odpowiednimi zasobami finansowymi i „ludzkimi" poparcie i zaangażowanie ze strony samych zainteresowanych, obecność do­brego leadera zespołu realizującego projekt, skuteczny marketing itd. . Zazwyczaj dzieje się tak, że któraś z tych sił: instytucji, or­ganizacji społecznych, przejmuje rolę wiodącą, inicjującą i podtrzymu­jącą aktywność społeczną. Często rola ta przypada w udziale garstce zapaleńców lub po prostu samorządowi lokalnemu. Warto jednakże wyraźnie podkreślić, że organizowanie społeczności lokalnej, jeśli ma odpowiadać swym założeniom, nie może się ograniczyć do aktyw­ności najbardziej nawet zaangażowanych jednostek czy grup mieszkańców. Nie należy także utożsamiać tej metody z działalnością sa­morządową, choć związki pomiędzy nimi są niewątpliwe. Y/Metoda organizowania społeczności lokalnej może służyć roz­budzaniu aktywności samorządowej, ale nie może jej zastąpić. Istota tej metody tkwi w rozwijaniu w ludziach poczucia przynależności do określonej zbiorowości i wzmacnianiu procesów identyfikacyj­nych, które w perspektywie mogłyby sprzyjać uruchamianiu moty­wacji prospołecznej i zachowań kooperacyjnyctijPrzypomnijniy, że te procesy uznawane są za istotne wskaźniki istnienia lokalnej więzi społecznej, której podłożem może być podobieństwo sytuacji czy wspólnota warunków życia131.|"Poaejmując działania inicjujące, ani-jm5c"y]ne, pracownik socjalny (lub grupa współdziałających z nim osób, instytucji) musi właściwie ocenić możliwości zintegrowania zbiorowości wokół określonego problemu czy zadania. Możliwości te zależą nie tylko od obiektywnej wagi danego zjawiska, natężenia patologii społecznej, braków w infrastrukturze społecznej, ale także od kulturowych cech zbiorowości i stopnia powiązania poszczegól­nych grup mieszkańców z miejscem zamieszkania.1

W warunkach dużego zróżnicowania społeczno-kulturowego zbiorowości (np. w wielkim mieście) i rozproszenia codziennej ak­tywności mieszkańców perspektywy wykorzystania metody organi­zowania społeczności lokalnej są ograniczone do sytuacji, w których znajdzie się dostatecznie ważny dla wszystkich członków zbiorowo­ści powód, zdolny przełamać partykularne interesy i inercję. Aby tak się stało, niezbędne jest tworzenie kanałów przepływu informacji, wymiany poglądów, myśli, opinii i ocen między mieszkańcami. Pro­cesy komunikowania się, zwłaszcza w kontaktach bezpośrednich, są znaczącym źródłem wytwarzania się więzi między ludźmi. Dlatego też organizowanie społeczności lokalnej powinno ułatwiać tę wzaje­mną wymianę, ciągłe interakcje między mieszkańcami, przedstawi­cielami instytucji, organizacji społecznych, grup interesów, struktur samorządowych.

Posługując się tą metodą w działaniach socjalnych musimy pa­miętać, że uruchamiamy siły i procesy, których prawdziwe źródła nie zawsze są nam znane — ukryte egoistyczne interesy i partykularyzm niektórych aktorów społecznych (grup, instytucji, organizacji) powinny być brane pod uwagę na równi z deklarowanymi szlachetnymi celami i altruistycznymi hasłami. Poczucie realizmu i socjologiczna wyobraźnia powinny podsuwać pracownikowi socjalnemu, który an­gażuje się w rozwiązywanie problemów socjalnych przy udziale spo­łeczności — mieszkańców wsi, miasteczka czy osiedla, takie metody działania, które dawałyby szansę znalezienia rozwiązań optymalnych, akceptowanych przez większość zainteresowanych. Taką szansę stwa­rza eksperyment społeczny typu action-research, czyli — badanie przez działanie132. Metoda ta stanowi specyficzne połączenie badania naukowego z działaniem praktycznym o charakterze aktywizującym, w którym badacze i badani występują wobec siebie jako pełnopra­wni partnerzy; wspólnie budują plan badań i kontrolują ich przebieg, wymieniają na bieżąco doświadczenia i przemyślenia, analizują i wza­jemnie oceniają własne wizje pożądanych zmian i propozycje rozwią­zań133. Ostateczny rezultat — wprowadzenie ulepszeń w środowisku — stanowi wynik negocjacji pomiędzy badaczami i badanymi.

Ogólne przesłanie action-research jest głęboko humanistyczne — zmierza bowiem do przezwyciężenia barier między różnymi grupami społecznymi, środowiskami profesjonalnymi, instytucjami, do wzmoc­nienia poczucia podmiotowości jednostek, grup i zbiorowości, roz­budzenia ich wrażliwości i odpowiedzialności za sprawy środowi­ska, w którym żyją134.

Realizacja programu takich badań, która jest przedsięwzięciem tyleż naukowym co praktycznym, wymaga w jeszcze większym sto­pniu niż tradycyjna metoda organizowania społeczności udziału spe­cjalistów. Nie jest to bynajmniej jej wada, zważywszy, że praktyka powoływania zespołów doradców-ekspertów do działań praktycznych ma charakter powszechny. Niewątpliwie zalety tego rodzaju badań powinny skłonić środowiska związane z pomocą społeczną do poszukiwań nowych form współpracy z badaczami — skromne jak do­tąd doświadczenia polskie w tej dziedzinie nie najlepiej świadczą o stosunkach świata nauki i praktyki135. Powracając do podstawo­wego wątku zastanówmy się nad kolejnymi etapami działania. Opi­szemy je korzystając ze znakomitego przewodnika: UAction com-munautaire, autorstwa dwojga Kanadyjczyków, J. Lavoie i J. Panet-Raymonda (Montreal, 1993). Autorzy wyróżnili trzy zasadnicze eta­py interwencji środowiskowej: przygotowanie interwencji, jej reali­zację oraz ocenę. Etap pierwszy, przygotowawczy, składa się z pię­ciu kroków — najważniejsze z nich omówiliśmy wyżej — analiza warunków wyjściowych, środowiska, problemów i wybór projektu. Kolejny piąty krok w fazie przygotowawczej to opracowania planu. Plan powinien zawierać sześć elementów:

  1. precyzyjnie określone cele, realistyczne, krótko- i długoter­minowe, przekładalne na konkretne efekty;

  2. opis strategii działania (autorzy wymieniają trzy takie stra­tegie — oparta na consensusie, negocjacyjna i konfliktowa, z zazna­czeniem, że wybór początkowej strategii nie jest definitywny);

  3. określenie taktyki postępowania, uwględniające rodzaj środ­ków i technik działania (zależny od przyjętej strategii). Może to być kampania prasowa, akcja informacyjna, organizacja spotkań z mie­szkańcami, władzami, radnymi, przygotowywanie petycji, organizo­wanie pikiet, akcji protestacyjnych, itd.);

  4. realistyczna ocena szans realizacji projektu;

  5. precyzyjny podział zadań i zakresu odpowiedzialności mię­dzy podmiotami uczestniczącymi w projekcie;

  6. stworzenie mniej lub bardziej sformalizowanej, w zależno­ści od potrzeb, organizacji koordynującej bieżące działania (komite­tu, rady, zespołu prowadzącego projekt).

Etap drugi — interwencja — to realizacja projektu. W tym etapie uwzględnili autorzy cztery kroki:

1) mobilizacja społeczna (w zależności od charakteru projektu możliwy jest wybór jednego z trzech wyróżnionych przez J. Roth-mana modeli interwencji: rozwoju lokalnego, planowania lokalnego lub akcji społecznej, a w ślad za tym rodzaj i zasięg działań służącychmobilizacji społecznej — najszerszy i najbardziej spektakularny w wypadku akcji społecznej — najmniejszy i adresowany głównie do ekspertów i formalnych organizacji w wypadku planowania lo­kalnego;

  1. wdrażanie projektu — realizacja krok po kroku zaplanowa­nych zadań;

  2. instytucjonalizacja (powołanie do życia nowej organizacji lub rejestracja i formalizacja organizacji stworzonej w celu realizacji pro­jektu);

  3. weryfikacja planu, wprowadzenie niezbędnych korekt uwzględniających aktualny stan zaawansowania projektu.

Ostatni etap interwencji to jej ewaluacja. Składają się na nią dwa elementy: bilans interwencji, dokonywany w miarę możliwości przez wszystkich jej uczestników, oraz zakończenie interwencji równozna­czne ze stopniowym wycofywaniem się pracownika z ekipy136.

Jak ocenić skuteczność interwencji? (^Przypomnijmy za A. Ka-(nińskim, że ulepszanie środowiska lokalnego powinno się wyrażać ^iie tylko w przeobrażeniach świadomości społecznej (nastawień, po­staw, poglądów), ale przede wszystkim w konkretnych działaniach: w powoływaniu nowych, pożytecznych dla zbiorowości urządzeń so-cjalno-kulturalnych, podejmowaniu inicjatyw samopomocowych, uru­chamianiu działalności samorządowej itd. . Miarą skuteczności me­tody środowiskowej może być wzrost liczby dobrowolnych stowa­rzyszeń, intensyfikacja formalnych i nieformalnych więzi między mieszkańcami, a także — o czym nie można zapominać — wskaźniki subiektywne (zadowolenie z zamieszkiwania w danym środowisku, życzliwy stosunek do otoczenia, poczucie bezpieczeństwa itd.).

$aka rolę ma do spełnienia w wypadku opisanej wyżej metody pracownik socjalny? Można wskazać wiele szczegółowych zadań, takich jak koordynowanie poczynań różnych osób czy instytucji, zapewnianie przepływu informacji między osobami i instytucjami, prowadzenie instruktażu dla dobrowolnych uczestników działań ak­tywizujących, inspirowanie i wspieranie oddolnych inicjatyw itd. Po­zostawmy jednak wyliczenia, a zastanówmy się nad sprawą o wy­miarze ogólniejszym. Wielu pracowników socjalnych, profesjonali­stów w swoim zawodzie, zadaje sobie często pytanie, czy metoda organizowania społeczności lokalnej ma się w jakikolwiek sposób do praktyki społecznej. Wątpliwości te zgłaszane w różnych dysku­sjach przy okazji spotkań szkoleniowych lub prywatnych kontaktów są całkowicie uzasadnione, albowiem przez wiele lat metoda środowisko­wa funkcjonowała głównie jako propozycja metodyczna bez szans re­alizacji praktycznej (z pominięciem prowadzonych tu i ówdzte"," z róż­nym powodzeniem, eksperymentów społecznych, takich jak osiedlowy ośrodek służb społecznych czy inne próby animacji środowiska lokal­nego, których trwałość uzależniona była na ogół od czasu realizacji zadań badawczych)^

Dlaczego tak się stało? Winą za ten stan rzeczy nie należy ob­ciążać pracowników socjalnych, którzy, czy tego chcą, czy nie, są częścią aparatu biurokratycznego i działają w przestrzeni wyznaczo­nej przez „system" (instytucji pomocy społecznej, administracji, wła­dzy politycznej itd.). Trzeba jasno powiedzieć, że metoda organizo­wania środowiska lokalnego (czy w szerszym wymiarze — aktywi­zowania społeczności lokalnej) —jeśli nie ma być uprawianiem fikcji, niesie z sobą zalążek przekształceń określonego wycinka rzeczywi­stości społecznej, nie zawsze możliwych do przewidzenia i kontrolo­wania; stanowi potencjalne zagrożenie dla istniejącego ładu społe­cznego, politycznego itd. Tymczasem, mimo deklarowanego oficjal­nie poparcia dla działalności samorządowej, przez wiele lat wszelkie spontaniczne ruchy oddolne, nie mieszczące się w instytucjonalnym porządku realnego socjalizmu, traktowane były w najlepszym razie jako dysfunkcjonalne wobec zamierzeń „centralnego planisty"139. Tru­dno się zatem dziwić, że w okresie powojennym mieliśmy do czynie­nia ze stopniowym obumieraniem różnych form samoorganizacji spo­łecznej, a działalność społeczna przerodziła się we własną karykaturę w postaci upaństwowionej samorządności czy spółdzielczości140.

Sądzę, że w nowych warunkach ustrojowych metoda organizo­wania środowiska lokalnego znajdzie z czasem zwolenników, zarów­no wśród pracowników socjalnych, jak i reprezentujących interesy społeczności samorządów lokalnych.

Zamykając tep-krótki przegląd metod pracy socjalnej chciała­bym podkreślić, że]stosowanie jednej z nich.nie wyklucza możliwo­ści posługiwania się"mnymi, co więcej — konkretne czynności wy­konywane przez pracownika socjalnego w różnych fazach pracy so­cjalnej nie muszą być związane z bezpośrednim oddziaływaniem na objęte pomocą jednostki, grupy czy społeczności. Jak powiedziano na wstępie — w ostatnich latach wielu zwolennników zyskuje nowe, zintegrowane podejście do metod pracy socjalnej JT^k zwany model ptó&pwowy.Jgeneralist approach) jest swoistą twórczą syntezą trzech tradycyjnych metod pracy socjalnej połączonych systemowym uję­ciem pracy socjalnej, jako procesu rozwiązywania problemu. Zorien­towane na rozwiązywanie problemów podejście podstawowe lub ogól­ne opiera się na następujących założeniach :

  1. Ludzkie problemy mają' zazWyćzaJswoje przyczyny mikro- i makrospołeczne; dlatego też pracownik socjalny musi uwględniać ten fakt w swojej praktyce.

  2. Rodzaj problemu dyktuje dobór metody działania; pracow­nik socjalny musi być przygotowany do stosowania w praktyce każ­dej z trzech metod.

  3. Trzy metody tradycyjne mogą być stosowane w konkretnym przypadku sukcesywnie lub w różnych połączeniach, zależnie od oko­liczności.

  4. Pracownik socjalny nie może poprzestać na pomaganiu kon­kretnej jednostce lub grupie, lecz musi się czuć odpowiedzialny za poszukiwanie nowych rozwiązań prawno-organizacyjnych141.

Nie negując zasadności takiego spojrzenia na praktykę pracy mo­żemy z całą pewnością przyjąć, że przyswojenie zasad trzech omó­wionych metod powinno stanowić podstawę przygotowania warszta­towego pracownika socjalnego, niezależnie od tego, jaką rolę przyj­dzie mu pełnić w konkretnym układzie instytucjonalnym.

Rozdział V

WYBRANE ZAGADNIENIA

ORGANIZACJI PRACY SOCJALNEJ

W ŚRODOWISKU OTWARTYM

1. Uwagi wstępne

Prezentacja zasad i metod pracy socjalnej w środowisku zamie­szkania byłaby niepełna, gdybyśmy poprzestali na ogólnych wska­zaniach, wynikających z przesłanek naukowych czy etycznych. Ostatni rozdział pracy poświęcimy zatem wybranym, najistotniejszym pro­blemom praktycznym, związanym ze specyfiką pracy w środowisku otwartym. Przypomnijmy, że zgodnie z przeprowadzonymi wcześ­niej rozróżnieniami zawęziliśmy pole rozważań do pracy socjalnej realizowanej w ramach środowiskowej pomocy społecznej. Ograni­czenie to było konieczne ze względu na rozległość problematyki. Orga­nizacja pracy środowiskowej wymaga współdziałania pomocy społecz­nej z wieloma instytucjami działającymi na polu oświaty, upowszech­niania kultury, organizacji czasu wolnego, wypoczynku i rekreacji, profilaktyki społecznej, wychowania i resocjalizacji, ochrony zdro­wia i rehabilitacji itd. •

Wielorakie powiązania między specjalistycznymi służbami po­mocy społecznej a samorządem lokalnym, organizacjami społeczny­mi, służbą zdrowia były przedmiotem osobnych analiz — pominie­my je zatem w tym miejscu. Warto jednak przypomnieć, że wyod­rębnienie spośród innych odmian pracy socjalnej tej, która wiąże się z realizacją celów środowiskowej pomocy społecznej, uzasadnione

jest specyfiką tej dziedziny zabezpieczenia społecznego. Obowiązu­jące w niej zasady elastyczności i daleko idącej indywidualizacji świad­czeń wymagają od pracownika socjalnego wychodzenia poza insty­tucjonalne schematy, ujmowania problemów jednostek lub rodzin ze „współczynnikiem ekologicznym" — na tle naturalnych powiązań środowiskowych. O tym wszystkim była mowa wcześniej. Obecnie podejmiemy próbę ukazania praktycznych implikacji tego podejścia ze szczególnym uwzględnieniem problemów rodziny, ponieważ właś­nie w nich skupiają się jak w soczewce wszystkie niedomagania sy­stemu środowiskowej pomocy społecznej2.

2. Rodzina „specjalnej troski" w pracy socjalnej w środowisku zamieszkania

O tym, że rodzina stanowi dla większości ludzi naturalne śro­dowisko życia, nie trzeba nikogo przekonywać, jednakże przemiany, jakim współcześnie podlega, każą się zastanowić nad jej znaczeniem jako pierwotnej grupy społecznej oraz instytucji, w której ramach przebiegają procesy socjalizacyjne, zaspokajane są ważne potrzeby jednostkowe i społeczne3. Przeobrażenia strukturalne, zmniejszenie liczby dzieci, rozpad wielopokoleniowej tradycyjnej rodziny, prze­strzenne rozproszenie, głębokie przekształcenia stosunków wewnątrz-rodzinnych towarzyszą na ogół procesom industrializacji i urbaniza­cji. Ich tempo i zakres są w poszczególnych krajach dość zróżnco-wane4. Podobnie rzecz się ma z przekształceniami funkcji rodziny, które określane są zarówno przez zjawiska i procesy ogólnospołecz­ne (przeobrażenia ekonomiczne, ustrojowe, polityczne), jak i specy­ficzne cechy środowiska społecznego i kulturalnego. Spośród wielu funkcji pełnionych przez rodzinę modyfikacji ulegają zwłaszcza fun­kcje: materialno-ekonomiczne, opiekuńczo-zabezpieczająca, socja lizacyjna, a także prokreacyjna. Zmienia się ich hierarchia, niektóre tracą nieco na znaczeniu (np. legalizacyjno-kontrolna), inne znów nabierają szczególnej wagi (np. emocjonalno-ekspresyjna)5.

Prowadzone od wielu lat w Polsce i na świecie badania socjo­logiczne dowodzą, że rodzina niezależnie od kontekstu kulturowego i społeczno-ekonomicznego jest nadal podstawowym elementem spo­łecznej struktury, a pełnione przez nią funkcje, mimo zachodzących zmian, są w wielu sferach nie do zastąpienia. Cynika to, jak twier­dzą specjaliści, z podwójnego biologiczno-społecznego charakteru rodziny, podporządkowanego naturalnemu rytmowi prokreacji, doj­rzewania potomstwa i starzenia się jej członków, którym kultura spo­łeczna nadaje określony kształt instytucjonalny6.

Niektórzy badacze zwracają uwagę na konfliktorodny charakter tych relacji, inni znów dowodzą, że właśnie w dwoistości natury ro­dziny tkwi siła jej odporności na wpływy makro społeczne7. Współ­czesne poglądy na rodzinę ukształtowały się pod wpływem licznych badań socjologicznych, antropologicznych studiów porównawczych, wiedzy psychologicznej, pedagogicznej, medycznej, prawniczej. Po okresie zainteresowania koncepcjami głoszącymi zmierzch tradycyj­nej rodziny i kryzys małżeństwa w nowoczesnych, uprzemysłowio­nych społeczeństwach zachodnich — obserwuje się od pewnego cza­su poszukiwania bardziej subtelnych wyjaśnień tego zagadnienia. Poja­wiły się próby przeformułowania teorii rodziny nuklearnej w kierunku zgodnym z wynikami badań i potoczną obserwacją, wskazującym m.in. na dynamiczny charakter przemian, jakim podlega rodzina, przepla­tanie się czynników dezintegrujących i integrujących w obrębie ma­łej, jak i dużej rodziny8.

Interesujące dane obrazujące proces przekształcania więzi mie­dzy tzw. rodziną podstawową a bliższymi i dalszymi krewnymi — dziadkami, rodzeństwem, powinowatymi, zawierają prace polskich socjologów9^ D. Markowska podsumowując dotychczasowe wyniki, badań nad rdldziną w Polsce stwierdza, żjnadal można mówić o sze­rokich powiązaniach z grupą krewniaczą, zwłaszcza w układzie mię-dzypokoleniowym. Dodaje jednak, że owe powiązania nie zawsze są wynikiem dobrowolnych decyzji. Istotną rolę odgrywają obiektywne trudności mieszkaniowe, zmuszające młode rodziny do wspólnego zamieszkiwania z rodzicami, a podtrzymywanie więzi z mieszkają­cą oddzielnie rodziną pochodzenia miewa także charakter utylitarny (np. korzystanie z pomocy materialnej czy usługowej starszego po­kolenia) . Nie wdając się w szersze analizy tej złożonej problema­tyki można przyjąć, że w polskim społeczeństwie więzi pokrewień­stwa są istotnym czyhnikiem społecznej integracji, a rodzina, zarów­no miejska, jak i wiejska, stanowi dla wszystkich niemal kategorii demograficznych ważne źródło oparcia i pomocy w sytuacjach trud­nych.

Ten stan rzeczy, nie zawsze pożądany i aprobowany przez sa­mych zainteresowanych, wynika w dużej mierze z przesłanek obie­ktywnych — braku urządzeń socjalnych, instytucji, które mogłyby wyręczyć lub wspomóc rodzinę w pełnieniu jej funkcji12. I tak nie­uchronnie wkraczamy w obszar problemowy polityki społecznej, w któ­rej zagadnienia rodziny zajmują znaczące miejsce.

Aktualny i pożądany kształt polityki społecznej wobec rodziny jest stałym tematem dyskusji w kręgach specjalistów. Stanowiska w tej sprawie rozciągają się od minimalistycznych głoszących autonomię i samowystarczalność rodziny po maksymalistyczno-kolektywistycz-ne, zakładające przejęcie przez państwo i jego agendy wielu funkcji pełnionych przez rodzinę. Na przykład zdaniem Z. Tyszki „celempolityki społecznej w odniesieniu do rodziny jest oddziaływanie na nią, jej otoczenie naturalne oraz instytucje z nią powiązane, w celu uzyskania założonych efektów dotyczących jej sytuacji materialnej, kulturalnej, społecznej, zdrowotnej, socjalnej w szerokim rozumie­niu tego słowa"13. ;

Przedstawiony wyżej punkt widzenia jest na tyle ogólny, że mo­że być uznany za reprezentatywny dla większości ujęć prezentowa­nych w literaturze poświęconej temu zagadnieniu14. Nie rozwijając szerzej tematu, warto zwrócić uwagę na podnoszone przez wielu ba­daczy problemy współdziałania rodziny z różnorodnymi podmiotami polityki społecznej: instytucjami edukacyjnymi, kulturalnymi, gospo­darczymi, politycznymi czy medycznymi1^ Zależność współczesnej rodziny od tych instytucji zdaje się fakteni nieodwracalnym, nawet jeśli przyjmiemy, że odznacza się ona pewną autonomią. Wśród spe­cjalistów dominuje pogląd, że perspektywy rozwoju polityki społe­cznej wobec rodziny należy wiązać z modelem integralnym, wspie­rającym naturalne powiązania w obrębie rodziny oraz między rodzi­ną^podstawową (małą) a grupą krewniaczą16.

/Koncepcja funkcji dzielonych pomiędzy rodzinę i specjalistyczne instytucje społeczne wydaje się dostatecznie uzasadniona od strony empirycznej — mimo to nie udało się, jak dotąd, stworzyć uniwer­salnego, a zarazem optymalnego modelu współdziałania jednych i dru­gich17. Jest to zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę ogrom zagadnień, które wchodzą w zakres szeroko rozumianej pomocy rodzinie — część z nich wykracza poza wąsko pojęte funkcje socjalne.

J. Piotrowski pisał przed laty: „Zainteresowanie polityki społe­cznej rodziną jest pośrednie i bezpośrednie. Pośrednie — wskutek dostrzeżenia, że indywidualne problemy poszczególnych osób, wy­magające ingerencji społecznej, są w gruncie rzeczy problemami ro­dziny [...] Pragnąc naprawić sytuację jednostkową trzeba oddziały­wać na rodzinę i poprzez rodzinę JNa nią wiec liczy polityk społe­czny, administrator i pracownik (opiekun) socjalny"18. Bezpośrednie zainteresowanie rodziną wiąże się, zdaniem autora z rozwojem ak­tywnej polityki społecznej państwa zorientowanej na określony ide­alny model rodziny. W tym opracowaniu interesuje nas przede wszy­stkim pierwsze z tych zagadnień, a ściślej — interwencyjno-ratow-nicze działania podejmowane w ramach pomocy społecznej wobec rodzin szczególnej troski, zwanych niekiedy rodzinami dysfunkcjo­nalnymi, problemowymi, patologicznymi.

Spróbujmy na początek wyjaśnić, co się kryje za tymi określe­niami czasem używanymi zamiennie. Do grupy rodzin specjalnej tro­ski należą z pewnością te, których materialne warunki bytu odbie­gają w drastyczny sposób od poziomu przyjętego za niezbędny spo­łecznie, a więc rodziny żyjące poniżej granicy minimum socjalnego. Sytuacja ubóstwa, spowodowanego zdarzeniami losowymi, takimi jak: wypadek, choroba, zgon jedynego żywiciela rodziny, jest przed­miotem szczególnego zainteresowania pomocy społecznej. Jednakże wspomniana kategoria jest znacznie szersza, obejmuje bowiem ro­dziny wielodzietne, niepełne, mające jedynego żywiciela, rodziny, w których żyją osoby upośledzone w rozwoju psychofizycznym, ro­dziny inwalidów, ludzi w podeszłym wieku, wreszcie te, w których wy­stępują zjawiska patologiczne — alkoholizm, przestępczość, demo­ralizacja nieletnich19. Pełne wyliczenie powinno, zdaniem niektórych autorów, uwzględniać rodziny, w których występują trudności zwią­zane z naturalnym cyklem rozwoju jej członków i wynikającymi stąd sytuacjami kryzysowymi. Wczesny okres małżeństwa, okres aktyw­ności prokreacyjnej czy starzenie się małżonków niosą specyficzne obciążenia, rodzą napięcia i konflikty, które mogą, choć nie muszą, prowadzić do poważnych następstw społecznych — ubóstwa, niedo­ciągnięć wychowawczych, dezorganizacji życia rodzinnego20.

Rodziny szczególnej troski stają się problemowymi w sensie społecznym wówczas, jeśli występujące w nich zjawiska dysfunkcjo­nalne prowadzą do deprywacji podstawowych potrzeb ich członków, zwłaszcza dzieci, osób wymagających opieki, niezdolnych do samo­dzielnej egzystencji21. O rodzinach, w których objawy niewydolno­ści obejmują jednocześnie wiele ważnych funkcji, mówimy często „rodziny wieloproblemowe". Określenie to ma postać pewnego ste­reotypu i stosowane jest na ogół wobec rodzin z tzw. marginesu spo­łecznego22.

Negatywny stereotyp rodziny wieloproblemowej rozpowszech­niony jest w kręgach związanych z pomocą społeczną, poradnictwem rodzinnym, sądownictwem, instytucjami represyjno-kontrolnymi, reso­cjalizacyjnymi23. Trudno się temu dziwić, skoro rodziny o wysokim stopniu patologizacji stanowią poważny odsetek klientów wymienio­nych wyżej instytucji, także pomocy społecznej. Nie sposób jednak przyjąć, że wszystkie rodziny korzystające z pomocy zewnętrznej odznaczają się jakimiś cechami wyjątkowymi — niedojrzałością emo­cjonalną ich członków, brakiem odpowiedzialności, niezaradnością, defektami charakterologicznymi, niskim poziomem umysłowym i kul­turowym. Istnieje przecież wcale niemała grupa rodzin, które znala­zły się w ciężkim położeniu z powodów losowych, pogorszenia się ogólnych warunków życia czy też braku systemowych rozwiązań w dziedzinie zabezpieczenia społecznego itd.24. One także są w ja­kimś sensie „wieloproblemowe", bo występujące w nich niedoma­gania i niedostatki wykraczają często poza obszar działania pomocy społecznej. Jednakże w węższym znaczeniu przez rodziny wielopro­blemowe rozumieć będziemy te spośród rodzin szczególnej troski, w których dochodzi do nakładania się trudności materialnych, upśledzenia kulturalnego, patologii biopsychicznej i społecznej. W od­niesieniu do tych rodzin sprawą o podstawowym znaczeniu staje się działanie kompleksowe, które mogłyby zapewnić jedynie odpowie­dnio przygotowane środowiskowe służby społeczne.

O potrzebie wypracowania zintegrowanego modelu środowisko­wej pomocy dla rodzin szczególnej troski pisze się u nas od lat25, nie brak też ciekawych propozycji rozwiązań — choćby koncepcja osiedlowych ośrodków służb społecznych, w których przewidziano funkcje opiekuna rodziny pełnione przez pracownika socjalnego wyspe­cjalizowanego w problematyce rodzinnej i przygotowanego do pracy środowiskowej z rodziną26. Idea powołania instytucji opiekuna ro­dziny w ramach istniejących lub nowych struktur organizacyjnych pomocy społecznej wyrosła z przeświadczenia, podzielanego przez wielu teoretyków i praktyków, że skuteczność pomocy rodzinie za­leży od pełnego rozpoznania jej sytuacji i opracowania spójnego pro­gramu działań wspomagających21.

Dzięki intensywnym kontaktom z rodziną, penetracji środowi­ska, w którym żyje, znajomości przepisów opiekun rodziny mógłby spełniać rolę koordynatora rozmaitych usług socjalnych. Praktyczna przydatność takich poczynań wydaje się oczywista, mimo to próby wykorzystania tej koncepcji w pracy socjalnej z rodziną specjalnej troski należą do rzadkości. Z tym większym uznaniem należy przy­jąć podjęte przez zespół badawczy z łódzkiego ośrodka naukowego, pod kierunkiem E. Marynowicz-Hetki — na zasadach eksperymen­tu — działania innowacyjne w dziedzinie pracy socjalno-wychowaw­czej z rodziną niepełną . Wykorzystując teoretyczne zasady pracy socjalnej, wzbogacone o doświadczenia praktyczne współpracujących z badaczami opiekunów społecznych i pracowników socjalnych jed­nego z łódzkich ośrodków opiekuna społecznego, opracowano i zre­alizowano program intensywnej pomocy kilkunastu rodzinom nie­pełnym, podopiecznym tego ośrodka. Mimo że wspomniany program obejmował specyficzną kategorię rodzin (rodziny niepełne) — wy­daje się, że doświadczenia i wnioski przedstawione przez autorkę ma­ją walor ogólniejszy.

W omawianym eksperymencie przyjęto zasady pracy z indywi­dualnym przypadkiem (case work), zakładając, że działania opiekuń­czo-wspierające powinny być adresowane zarówno do poszczegól­nych członków rodziny (dzieci, matki), jak i rodziny jako całości. Właściwe działania socjalno-pedagogiczne poprzedzono wszechstronną diagnozą społeczną, prowadzoną zgodnie z regułami metodyki pracy socjalnej, z uwzględnieniem informacji zebranych w drodze wywia­du środowiskowego, rozmów z zainteresowanymi, opiekunami tere­nowymi, z osobami, które znały rodzinę, udzielały jej pomocy (mógł to być pedagog szkolny, psycholog z poradni wychowawczo-zawodo-wej, wychowawca klasowy, pracownik odpowiedniej komórki w za­kładzie pracy itd.)29.

Szczegółowe rozpoznanie sytuacji rodziny dotyczyło material­nych warunków życia, stanu zdrowia, atmosfery emocjonalnej i kul­turalnej w rodzinie, ważnych ze względu na typ rodziny zdarzeń po­przedzających jej obecny stan, zakresu dotychczasowej pomocy ze strony różnych instytucji i organizacji, oceny wydolności wychowaw­czej i opiekuńczej rodziny (z uwzględnieniem cech osobowych mat­ki) oraz stanu zaspokojenia potrzeb dzieci

Na podstawie obszernego materiału opracowano szczegółowy program działań wobec wybranej grupy rodzin niepełnych. Obejmo­wał on m.in. pomoc materialną, usługową i interwencyjną dla całej rodziny, wspieranie matki w wypełnianiu przez nią funkcji rodzicielskich oraz różne formy pomocy dla dzieci. Zakres działań podjętych przez odpowiednio przygotowaną grupę opiekunów rodzin (tereno­wych opiekunów społecznych oraz studentki pedagogiki UL) był bar­dzo szeroki i pomyślany w ten sposób, aby od aktywnej interwencji w życie rodziny w początkowej fazie pomocy doprowadzić stopnio­wo do wycofywania się pracownika socjalnego (opiekuna rodziny), aż do całkowitego rozluźnienia kontaktu. Pierwsza faza działań wspo­magających wymagała zatem od opiekuna rodziny stałego kontaktu z rodziną, udziału w rozwiązywaniu jej codziennych problemów, zaangażowania emocjonalnego, dużego nakładu czasu i energii30. W drugiej fazie działania kontakty z rodziną stawały się rzadsze, mniej opiekuńcze, bardziej doradcze i kontrolne. Podejmowane przez opiekuna rodziny czynności interwencyjne, doradcze, wspomagające miały wszelkie cechy działania systemowego, sprzyjały podtrzymy­waniu rodzinnej więzi, wzmacnianiu opiekuńczej i wychowawczej funkcji rodziny, były także próbą połączenia wysiłków podejmowa­nych wobec rodziny przez różnorodne podmioty działalności socjal-no-wychowawczej. Wymagało to rzecz jasna odpowiedniego przy­gotowania grupy opiekunów do pracy z całą rodziną (szkoleniem objęto terenowych opiekunów społecznych oraz grupę studentek pe­dagogiki UL), a także — na co zwrócono uwagę — do działania zespołowego31.

Interesujący, pogłębiony od strony teoretycznej i starannie prze­myślany od strony metodologicznej, eksperyment z opiekunami ro­dziny pokazał, że bez znacznego zwiększenia obsady kadrowej służb społecznych (pracowników socjalnych, współpracujących z nimi opie­kunów społecznych) realizacja modelu pracy socjalnej z rodziną bę­dzie niemożliwa. W cytowanych badaniach można było odwołać się do pomocy studentów, co w wielkich ośrodkach akademickich nie jest czymś wyjątkowym. Wydaje się jednak, że funkcja opiekuna ro­dziny powinna znaleźć swe właściwe miejsce w ramach profesjonal­nych służb społecznych powiązanych z siecią poradnictwa rodzinnego, ośrodkami diagnostyczno-konsultacyjnymi i innymi instytucja-miyKainteresowanymi sprawami rodziny .

/ Utworzenie w ramach pomocy społecznej jednostek organiza­cyjnych (czy po prostu — stanowisk) wyspecjalizowanych w pracy z rodziną jest koniecznością, dostrzeganą przez środowiska związane z tą dziedziną działań socjalnych33. W tej sprawie zwolennicy róż­nych metod pracy socjalnej są wyjątkowo zgodni, albowiem nieza­leżnie od tego, czy stosujemy zasady case work, czy różne odmiany pracy grupowej, zawsze pojawia się problem pełnego rozpoznania potrzeb rodziny oraz koordynowania działań zainteresowanych in­stytucji i osób3fy

Stworzenie instytucjonalnych podstaw środowiskowej pomocy rodzinie, takich jak znane z doświadczeń krajów anglosaskich Family Service Unić5, powinno opierać się na kadrze profesjonalnych pra­cowników socjalnych, współpracujących z lekarzem, psychologiem, pedagogiem czy socjologiem. Wymagałoby to jednak daleko idących zmian w modelu środowiskowej pomocy społecznej, o które stosun­kowo łatwiej w mieście niż na wsi36.

Problemy związane z funkcjonowaniem środowiskowej pomocy społecznej na wsi są ze względu na kontekst przestrzenno-społeczny i kulturowy inne niż te, o których była mowa wyżej. Niedostępność wielu instytucji i usług, odmienne stosunki własnościowe, sytuacja demograficzna, utrzymujące się wysokie bezrobocie w dawnych pe-geerach, to tylko niektóre z czynników kształtujących w istotny spo­sób potrzeby opiekuńcze na wsi37. Nie będzie zbytnią przesadą, jeśli stwierdzimy, że sytuacja w dziedzinie pomocy dla rodziny wiejskiej jest fatalna. Zdaniem wielu badaczy radykalna poprawa w tej dzie dzinie bez znacznego zaangażowania sił społecznych nie jest możli­wa38. Siły te tkwią przede wszystkim w bezpośrednim otoczeniu spo­łecznym rodzin specjalnej troski — w powiązaniach z grupą krew-niaczą, sąsiedzką. Postulat ujmowania rodziny na tle jej otoczenia określony jako ogólna zasada pracy socjalnej w środowisku otwar­tym, w wypadku rodziny wiejskiej staje się koniecznością wynika­jącą z niedorozwoju instytucjonalnych form pomocy. W pracy so­cjalnej na wsi naturalne powiązania społeczne traktowane są jako potencjalne źródło pomocy, włączając w nie zarówno członków ro­dziny, jak i inne osoby z najbliższego otoczenia.

Możliwości kompensacji lub wzmocnienia funkcji opiekuńczych rodziny przez odwołanie się do jej naturalnych więzi z najbliższym otoczeniem są teoretycznie w środowisku wiejskim większe niż w mieście. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że taka spontaniczna pomoc będzie w stanie zaspokoić potrzeby wszystkich kategorii ro­dzin szczególnej troski, zwłaszcza we wsiach dotkniętych skutkami restrukturyzacji. Budowanie też na tej podstawie przyszłościowych wizji rozwoju środowiskowej pomocy społecznej na wsi wydaje się ryzykowną — ze względu na społeczne skutki — utopią39. Prawdo­podobnie rację mają zatem ci autorzy, którzy głoszą zasadę komple­mentarnego charakteru pomocy środowiskowej, polegającej na współ­działaniu instytucji specjalistycznych z rodziną, nieformalnymi gru­pami samopomocy i środowiskiem lokalnym40.

Dyskusje nad nowym modelem służb społecznych, uwzględnia­jącym naturalne więzi społeczne (w rodzinie i poza nią), ożywiły się znacznie w latach siedemdziesiątych. Kryzys „wełfare state", ogra­niczenia wydatków na cele pomocy społecznej w bogatych krajach Zachodu zrodziły — jak wiadomo — falę zainteresowania niefor­malnymi sposobami pomocy i samopomocy41.

W 1982 r. — ogłoszonym przez WHO Światowym Rokiem Lu­dzi Starszych — zwołane na wniosek ONZ w Wiedniu Światowe Zgromadzenie na Rzecz Ludzi Starszych zaleciło wszystkim pań­stwom aktywne wspomaganie rodzin, w których żyją ludzie w pode­szłym wieku42; Pogląd, że rodzina jest właściwym, naturalnym oto­czeniem człowieka starego, niepełnosprawnego, zobowiązanym mo­ralnie i prawnie do świadczenia pomocy, lansowany jest na kartach opracowań specjalistycznych poświeconych problemom ludzi w po­deszłym wieku43. Stanowisko powyższe przeciwstawiane jest często popularnym do niedawna koncepcjom instytucjonalizacji pomocy społecznej i przewagi kwalifikowanej pomocy zamkniętej nad trady­cyjnymi formami opieki, realizowanymi głównie przez rodzinę . W toczonej na forum międzynarodowym przez wybitnych specjali­stów, wśród których są także polscy uczeni, dyskusji nad optymal­nym modejem pomocy środowiskowej, nie brak też głosów scepty­cznych. Wynikają one z przeświadczenia, że przemiany kulturowe zachodzące we współczesnym świecie są w dużym stopniu nieod­wracalne, potrzeby samodzielności i niezależności są trwale zako­rzenione zarówno w młodszym, jak i starszym pokoleniu, i trudne sobie wyobrazić powrót do modelu rodziny wielopokoleniowej, któ­ra byłaby w stanie wziąć na siebie ciężar opieki nad swymi starszymi chorymi czy niepełno sprawny mi członkami45.

Nie sposób też pominąć sygnalizowanych przez psychologów nie­korzystnych następstw wymuszonej przez normy obyczajowe czy włas­ne zasady etyczne opieki nad chorym, niesprawnym człowiekiem gdy zajęcie to koliduje z planami życiowymi i ważnymi potrzebam jednostki46. Nie rozwijając w tym miejscu tego wątku, który zasługuje na odrębne omówienie, musimy zdać sobie sprawę, iż propo­zycje dotyczące zwiększenia udziału rodziny w organizacji pomocy dla ludzi starszych (i nie tylko), jeśli nie mają być przykładem my­ślenia życzeniowego, nie powinny zmierzać do substytucji usług pro­fesjonalnych instytucji działaniami nieformalnymi. Ścisły podział kompetencji pomiędzy wyspecjalizowanymi służbami społecznymi a strukturami nieformalnymi jest i powinien pozostać fundamentem przyszłego modelu pomocy społecznej. Usługi świadczone przez spe­cjalistyczne służby społeczne muszą mieć charakter uniwersalny i zo­biektywizowany47. Struktury nieformalne, małe pierwotne grupy, po­zwalają na swobodny przepływ informacji i wzajemną, bezpośrednią wymianę uczuć, świadczeń i dóbr, umożliwiają stosowanie bardziej zindywidualizowanych, choć mniej fachowych form pomocy48.

Funkcje pełnione przez oba typy struktur nie mogą się wzajem­nie zastępować i dlatego należy szukać rozwiązań pośrednich, takich jak dzienne domy opieki, kluby środowiskowe, które umożliwiają połączenie elementów fachowej pomocy z emocjonalnym oparciem w grupach pierwotnych — rodzinie, kręgu znajomych czy przyjaciół. Rodzina, nawet jeśli nie jest w stanie zapewnić właściwej pomocy (np. pielęgnacyjnej, medycznej), może pełnić funkcję łącznika między człowiekiem starym, niepełnosprawnym a odpowiednimi instytucja­mi, podejmować w nich działania interwencyjne, występować w roli koordynatora pomocy świadczonej przez służby profesjonalne.

Kończąc rozważania o wzajemnych relacjach pomiędzy niefor­malnym a formalnym systemem pomocy ludziom starszym, zacytu­jemy wypowiedź A. Amanna, jednego ze znanych specjalistów w tej dziedzinie: j„Przyszła polityka społeczna musi doprowadzić do rów­nowagi pomiędzy możliwościami i siłami tkwiącymi w rodzinie i pro­fesjonalnymi służbami. Należy sobie zdać ostatecznie sprawę z tego, że korzystanie przez rodzinę z pomocy zewnętrznej nie oznacza jej fiaska [...] Rodzina musi być traktowana jako nieunikniony elementkażdego, dobrze pomyślanego systemu pomocy"49. Przekonania wy­rażone przez autora oddają chyba najtrafniej idee zintegrowanej po­mocy w rodzinie.

3. Refleksje końcowe

Wychodząc z założenia, że praca socjalna w środowisku otwartym powinna być adresowana do naturalnych struktur społecznych, skupi­liśmy się na problemach rodziny szczególnej troski. Czy jednak zawsze można liczyć na rodzinę, czy jesteśmy upoważnieni do tego, aby budo­wać model pracy socjalnej w środowisku opierając się na tej prorodzin-nej orientacji? Niestety, obserwacja potoczna i wyniki badań nad losami ludzi starszych, niepełnosprawnych, nad sytuacją inwalidów, osób upo­śledzonych fizycznie i psychicznie nie skłaniają do optymizmu50. W wy­padku gdy zabraknie naturalnego kontekstu, jaki tworzą rodzina, grupa krewniacza, prospołecznie zorientowani sąsiedzi czy przyjaciele, ograni­czenie sprawności, związane ze starzeniem się, kalectwem czy schorze­niami, staje się dramatem przeżywanym w samotności.

Rozwiązanie problemów życiowych osób niepełnosprawnych, sa­motnych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji, to zadanie wy­kraczające poza kompetencje jednej instytucji czy organizacji — jest to sprawa ogólnej polityki społecznej wobec osób zależnych, odpo­wiedzialności społecznej za ich los . Nie będziemy tu powtarzać znanych prawd o potrzebie gwarancji prawnych w dziedzinie zabez­pieczenia społecznego, o konieczności rozbudowy infrastruktury so-cjalno-medycznej (poradni rehabilitacyjnych, geriatrycznych) i po­prawy zaopatrzenia w leki oraz sprzęt ortopedyczny, o odpowiedniej polityce mieszkaniowej, uwzględniającej potrzeby ludzi w podeszłym wieku, inwalidów, o rozwoju usług domowych i innych, równie waż­nych z interesującego nas punktu widzenia spraw. Zwróćmy jednak uwagę na problemy, które nie zawsze są dostrzegane równie ostro jak tzw. trudności obiektywne, organizacyjno-materialne. Chodzi miano­wicie o tkwiące w ludzkiej świadomości stereotypy, skrywaną często niechęć wobec odmienności, jaką niesie starość czy kalectwo. Wielu socjologów uważa, że wszelkie utrudnienia, z którymi borykają się ludzie niepełnosprawni w naszym kraju, wynikają z uprzedzeń i ste­reotypów, „które zawierają niewłaściwą ocenę szans i możliwości ludzi niepełnosprawnych i powodują odrzucenie, osamotnienie i izo­lację"52. Odrzucenie to wyraża się między innymi w „operacyjnym" modelu życia osób niepełnosprawnych (także ludzi starych), opartym na zamkniętych instytucjach, przy znacznym niedorozwoju form po­mocy otwartej, nastawionej na środowisko zamieszkania.

Reorientacja w tej sprawie jest konieczna. Przemawiają za nią wyniki badań naukowych nad fatalnymi skutkami instytucjonaliza­cji: obniżeniem aktywności życiowej, stanami depresji i zobojętnie­nia, to znów agresywności związanej z ograniczeniem swobody i za­leżnością od otoczenia53.

Za rozwojem różnych form pomocy pozainstytucjonalnej otwar­tej, czy półotwartej, organizowanej na zasadach dobrowolnych, prze­mawiają argumenty ekonomiczne. Formy te są tańsze niż usługi świad­czone przez służby publiczne, zwłaszcza jeśli korzystają z dotacji spo­łecznych lub środków wypłacanych przez samych zainteresowanych54.

Oparciem dla takich działań mogą być dzisiaj samorządy lokal­ne. Nadzieję tę podziela wielu autorów, wierząc, że w lokalnej sa­morządności, opartej na solidnych podstawach prawnych i ekonomi­cznych, tkwią rezerwy ludzkiej inicjatywy, samozaradności i zapo­biegliwości55. Pojawienie się w ostatnich latach nowych, aktywnych partnerów w polu działania środowiskowej pomocy społecznej w po­staci organizacji pozarządowych może się okazać czynnikiem pobu­dzającym do innowacji, do poprawy jakości świadczonych usług, do doskonalenia metod pracy socjalnej zawodowych służb społecznych.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Praca socjalna w srodowisku lok Nieznany
Metody pracy socjalnej wg Kazimiery Wódz, Praca socjalna
Praca socjalna w środowisku lokalnym
METODA PRACY GRUPOWEJ wg Kazimiery Wodz, Praca Socjalna I-III
praca socjalna w srodowisku lokalnym
praca socjalna w srodowisku lokalnym
Praca socjalna w środowisku lokalnym
wywiad środowiskowy, Pedagogika, praca socjalna, resocjalizacja
TRAFIAŁEK E Środowisko społeczne i praca socjalna
Etyka Kantowska, Praca socjalna, pedagogika
Europejska Wspólnota Obronna, POLITOLOGIA PRACA SOCJALNA
W 4 - 26.10.12, Studia, Praca Socjalna, Semestr 5, Rynek pracy
5. Rogers opracowane PYT, studia - praca socjalna, pedagogika
walerka1, praca socjalna
ROZWÓJ PERCEPCJI, studia - praca socjalna, Biomed
4 podstawowe tech słuchania , Pedagogika, praca socjalna, resocjalizacja
PRAWODAWSTWO ASYRYJSKIE I BABILONSKIE-1, studia - praca socjalna, inne

więcej podobnych podstron