— Kochanie, nikt nie każe ci wracać. Cała radość
jest tutaj, wszystko zaprasza cię, żebyś został.
Lecz zanim skończyła mówić, Karzełek zaczął się gwałtownie kurczyć.
Tak! — odezwał się Tragik. — Proponujesz mi
warunki, jakie mogłabyś zaoferować psu! Przypad
kiem mam jeszcze nieco godności i widzę wyraźnie,
że moje odejście nic by dla ciebie nie znaczyło. Nie
ma dla ciebie znaczenia, że wrócę do tego zimnego,
ponurego miejsca, do tych samotnych, o, jakże samot
nych ulic...
Nie, Frank — przerwała mu Pani. — Nie po
zwól mu tak mówić.
Karzełek był już jednak tak mały, że zwracając się do niego, musiała uklęknąć. Tragik chwytał jej słowa łapczywie, jak pies rzucający się na kość.
— Ach, tak! Nie możesz tego słuchać! — wybuch
nął z żałosnym triumfem w głosie. — Zawsze tak było!
Zawsze trzeba było cię chronić przed brutalną rze
czywistością, która kłuła cię w oczy. Ty, która mo
żesz być szczęśliwa beze mnie i zupełnie o mnie za
pomnieć; ty, która nie chcesz nawet słyszeć o moich
cierpieniach! Mówisz-, n i e; nie mów rni; nie łam mi
serca; nie włamuj się przemocą do naszego przytulne
go, egoistycznego nieba. A więc na to zasłużyłem...
Kobieta nachyliła się jeszcze niżej, aby powiedzieć coś do Karzełka, który był teraz wielkości małego kotka i wisiał na końcu łańcucha, nie sięgając nogami do ziemi.
Nie to miałam na myśli mówiąc: Nie — odparła.
— Chciałam powiedzieć: przestań udawać. Nic w ten
sposób nie zdziałasz, to cię zabija. Puść ten łańcuch,
choćby teraz.
Udawać?! — wrzasnął Tragik. — Co masz na
myśli?!
106
Karzełek był już tak mały, że nie mogłem go odróżnić od łańcucha, na którym wisiał. I po raz pierwszy nie byłem pewien, czy Pani zwróciła się do niego, czy do Tragika:
Szybko! Jeszcze jest czas! Przestań, przestań na
tychmiast!
A co ja takiego robię?
Wykorzystujesz to, że wzbudzasz w innych li
tość. Wszyscy robiliśmy to czasem na Ziemi, wiesz
przecież. Litość została stworzona po to, aby pona
glać radość do niesienia pomocy zrozpaczonym, ale
można też zrobić z niej zły użytek, zrobić z niej na
rzędzie szantażu. Ci, którzy cierpią, ponieważ sami
tego chcą, mogą przez wzbudzanie litości zmuszać
tych, co wybrali radość, do płacenia okupu. Widzisz,
teraz już wiem. Robiłeś to nawet jako dziecko. Za
miast przeprosić, obrażałeś się i chowałeś na stry
chu... bo dobrze wiedziałeś, że prędzej czy później
jedna z twoich sióstr powie sobie: „Nie mogę spokoj
nie myśleć, kiedy on tam siedzi sam i płacze". Szan
tażowałeś je, wzbudzając w nich litość, i w końcu się
poddawały. A potem kiedy ożeniłeś się ze mną... ale
nie warto o tym mówić, jeżeli tylko skończysz
z tym teraz.
A więc to tak! To takie zrozumienie okazujesz
mi po tych wszystkich latach?
Nie wiem, co przez ten czas działo się z Karzełkiem. Może wspinał się po łańcuchu jak owad, a może w jakiś sposób został przezeń pochłonięty.
— Nie, Frank, nie tutaj — odpowiedziała Pani.
— Posłuchaj głosu rozsądku. Czy myślisz, że litość
musi zawsze stanowić zagrożenie dla radości? Czy ra
dość musi zawsze być bezbronna wobec tych, którzy
wolą być nieszczęśliwi, niż zgodzić się na to, by ktoś
pokrzyżował im plany? Nie przeczę, że byłeś napraw-
107