8838


Współczesna kultura a zachowania nałogowe

Nina Ogińska-Bulik, pisząc o czynnikach sprzyjających rozwojowi uzależnień, wskazuje m.in. na elementy społeczne. Podejmowaniu przez jednostkę zachowań kompulsywnych, związanych z wykonywaniem określonych czynności, sprzyja rozwój cywilizacji, a przede wszystkim postęp techniczny. Doprowadził on do wzrostu dobrobytu, który z kolei przyczynił się do nasilenia postaw konsumpcyjnych. Autorka zakłada, że nasilenie konsumpcji podnosi ryzyko rozwoju niektórych uzależnień, takich jak jedzenioholizm czy zakupoholizm. Wskazuje ona także na zjawisko kształtowania się postaw podkreślających wartość posiadania oraz wyznawanie wartości materialistycznych. Drugim elementem, na który zwraca uwagę jest konieczność przystosowywania się ludzi do zmian cywilizacyjnych, którą wymusza na nich rzeczywistość. Ludzie nie nadążający za tempem przemian, czują się zagubieni i zaczynają poszukiwać sposobów ucieczki od realiów, w których muszą żyć, a w których żyć nie potrafią. Ucieczkę taką stanowią m.in. zachowania nałogowe, które z jednej strony pozwalają niwelować odczuwany stres i zagubienie,  a z drugiej - przynoszą chwilową rekompensatę przykrych emocji w postaci odczuć przyjemnych czy ulgi. Koncentrując się głównie na nałogach czynnościowych (uzależnieniach od określonych zachowań), autorka wskazuje na istotną rolę społecznych przemian w kształtowaniu kompulsywnych zachowań.  

Na gwałtowne nasilenie pojawiania się nowych, tzw. behawioralnych uzależnień oraz ich związek ze współczesną cywilizacją wskazuje także Francisco Alonso-Fernandez (1999) (za: Guerreschi). Pojawianie się nowych uzależnień wyjaśnia on szybkim postępem technologicznym oraz charakterem współczesnych czasów, które z jednej strony narażają na stres, także pustkę i nudę, a z drugiej wzmacniają dążenie człowieka do natychmiastowego zaspokajania własnych pragnień, dostarczając mu jednocześnie niezbędnych do tego środków.

Anna Dodziuk określa czasy, w których żyjemy, epoką nałogów. Nawiązuje ona do wypowiedzi Leszka Kaplera: „Żyjemy w społeczeństwie, w którym nałogowy sposób życia jest nam podawany na tacy”. Argumenty potwierdzające tę tezę, są następujące: po pierwsze, jesteśmy bombardowani produktami, które kreowane są przez ich wytwórców na nasze potrzeby. Ponadto producenci zatajają przed nami szkodliwy charakter wielu z tych produktów, wskazując tylko na ich „szczęściodajną” moc. Ta moc polega na natychmiastowym zaspokajaniu wszelkich potrzeb człowieka oraz rozwiązywaniu jego problemów. Ukazane są tylko profity, natomiast cena, jaką należy za nie zapłacić, jest przemilczana. Człowiek uczony jest natychmiastowej gratyfikacji, nie musi jej odraczać i zaczyna traktować to jako naturalny stan rzeczy.

W ten sposób kształtuje się nałogowa osobowość - niezdolna do podejmowania wysiłku, konsekwentnej realizacji celów, nastawiona na natychmiastowy efekt, koncentrująca się tylko na „tu i teraz” bez zważania na konsekwencje podejmowanych działań. Autorka zwraca uwagę na jeszcze jeden element współczesnej kultury związany z rozwojem nałogów: chodzi o wyeliminowanie cierpienia jako elementu nadającego sens życiu oraz kult braku cierpienia - jako cel do osiągnięcia. Człowiek dąży do tego, aby całkowicie zapanować nad swoimi uczuciami w ten sposób, by nie cierpieć oraz umieć dostarczać sobie przyjemności na zawołanie. Te nowe cele zajęły bardzo wysoką pozycję w hierarchii wartości zarówno jednostkowej, jak i ogólnej - społecznej. Należy przy tym dodać, że tak pojmowane cele życiowe nie są możliwe do stuprocentowego osiągnięcia, dlatego podążanie za nimi skazuje człowieka w dłuższej perspektywie na frustrację, niezadowolenie i pustkę.

Współcześni specjaliści zajmujący się problematyką uzależnień dążą do odkrycia natury nowych nałogów, jakimi są uzależnienia od zachowań. Śledząc literaturę przedmiotu, można zauważyć dominujące stanowisko, mówiące o tym, że nałogowe czynności związane są głównie z życiem emocjonalnym człowieka. Jerzy Mellibruda także jest przedstawicielem tego poglądu. Zauważa on, że podejmowaniu różnych nałogowych czynności zawsze towarzyszy doświadczanie specyficznych i intensywnych stanów emocjonalnych, które odgrywają ważną rolę w kontynuowaniu tych zachowań. Wśród tych stanów wymienione są: intensywne doświadczenie przyjemności bliskie ekstazie i rozkoszy, silne wzbudzenie napięcia i ekscytacji, głębokie stany relaksacji i rozluźnienia, a także stany prowadzące do zmian świadomości. Mellibruda w dążeniu do tych stanów zauważa potrzebę przejęcia kontroli nad własnymi uczuciami, a dzięki temu - zintensyfikowanie doświadczania przyjemności i minimalizowanie cierpienia.

Współczesny człowiek coraz częściej utożsamia przyjemność ze szczęściem, stąd tak silne poszukiwanie przyjemności odzwierciedla odwieczne ludzkie pragnienie szczęścia. Zdarza się jednak tak, że poszukiwanie szczęścia zaczyna dominować w życiu jednostki, a to, co dotychczas było źródłem przyjemności, przestaje jej dostarczać. Człowiek jednak bez dotychczasowego zachowania zaczyna odczuwać cierpienie, które potrafi łagodzić tylko na jeden sposób - poprzez podjęcie tego samego zachowania, co zamyka go w kręgu cierpienia, z którego nie potrafi się uwolnić. Tak rozwija się uzależnienie, którego charakter najlepiej oddaje określenie zniewolenia, gdyż jednostka zamiast kierować swoim zachowaniem, będącym dotychczas narzędziem do uzyskania szczęścia, staje się jego niewolnikiem. Mellibruda taki właśnie mechanizm określa chorobą naszych czasów.

Autoagresja to wszelkie czynności, które charakteryzują się celowością oraz niosą za sobą poważne konsekwencje zdrowotne, zarówno psychiczne jak i fizyczne dla osoby wykazującej cechy autoagresji. Zadawanie sobie bólu jest dla osoby autoagresywnej sposobem na odzyskanie kontroli, złagodzeniem napięcia lub chęcią ukarania. Zachowanie autoagresywne to zaburzenie, które nie leczone w porę, może poważnie zagrażać zdrowiu, a nawet życiu. Osoba z tego typu skłonnościami nie dostrzega problemu w swoich zachowaniach. Dlatego tak ważna jest pomoc z zewnątrz. Ale by móc w porę zareagować, jakie symptomy powinny nas zaniepokoić?

Autoagresja może przyjmować różne formy z tego względu rozróżniamy jej następujące rodzaje:

Inaczej zachowania autodestrukcyjne można podzielić na:

Ostatnim podziałem, który obowiązuje jest podział na autoagresję:

Czy autoagresja uzależnia?

Skąd bierze się podejrzenie o uzależnieniu od samookaleczenia? Otóż istnieje znaczne ryzyko, że kto raz dopuścił się autoagresji, w celu zmniejszenia napięcia czy poczucia ulgi, zrobi to po raz kolejny. Przyczyna tego może mieć podłoże biochemiczne. Osoby o skłonnościach do autoagresji, w trakcie samookaleczania najprawdopodobniej nie czują bólu. Dzieje się tak, gdyż do akcji wkracza potężna dawka endorfin, czyli hormonu szczęścia.

Ów hormon oprócz działania przeciwbólowego, znosi napięcie oraz poprawia samopoczucie. Czyli zamierzony efekt zostaje osiągnięty. Taki obrót sprawy powoduje, że samookaleczenie może stać się nałogiem. Osobom, którym z różnych przyczyn uniemożliwiono autoagresywne praktyki, zachowują się bliźniaczo podobnie do narkomanów na odwyku. Odebranie źródła bezpieczeństwa wywraca ich dotychczasowy świat do góry nogami. Bowiem światem autoagresorów rządzi okrutna ironia, w której  rzeczywistość bez bólu dostarcza niebotycznych cierpień.

erminem autoagresja określa się cały szereg zachowań wymierzonych przeciwko samemu sobie- począwszy od formułowania komunikatów werbalnych aż po próby samobójcze. Akty autoagresji mogą pełnić w życiu człowieka rozmaite funkcje.

Bardzo często służą rozładowaniu trudnych emocji, z którymi przeżywająca je osoba sobie nie radzi. Jest to więc sposób pozbywania się lub zmniejszania odczuwanego napięcia, gniewu czy poczucia winy. Gdy nagromadzenie negatywnych emocji u osoby z tendencjami autodestrukcyjnymi staje się dla niej nie do zniesienia, wywołuje chęć ulżenia sobie w cierpieniu poprzez samouszkodzenie. Ulga, która następuje po takim akcie jest efektem kilku procesów. Jednym z nich jest sam fakt ekspresji przeżywanego stanu emocjonalnego i to dokładnie tak jak jest on odczuwany- człowiek, który go doświadcza cierpi dosłownie i rana fizyczna jest tego odzwierciedleniem. Już samo wyrażenie tego cierpienia powoduje spadek napięcia. Czasem jest to jedyna dostępna danej osobie forma uporania się z negatywnymi odczuciami czy to z uwagi na deficyty w umiejętnościach radzenia sobie z własną emocjonalnością w ogóle, czy też z powodu braku możliwości wyrażenia tego co czuje wobec tego kto jest faktycznym źródłem przykrych emocji. Na skutek zranienia w organizmie ludzkim zachodzi też równolegle inny proces- wytwarzane są endorfiny- grupa substancji chemicznych stymulujących te same receptory co opiaty. Endorfiny działają przeciwbólowo, redukują stres i napięcie, wywołując stan zbliżony do euforii. Uwalniane są pod wpływem różnorakich bodźców, zarówno przyjemnych (np. seks) jak i przykrych (silny ból), dlatego w taki sam sposób w jaki osoba uzależniona od heroiny wstrzykuje sobie narkotyk by wywołać określoną reakcję organizmu, zadawanie sobie ran może służyć wywołaniu produkcji endorfin. Mechanizm powstawania uzależnienia od samookaleczania funkcjonuje więc podobnie jak w przypadku narkotyków czy seksu.

 


Zachowania autodestrukcyjne mogą służyć także zwiększeniu poczucia autonomii i kontroli. Z taką sytuacją mamy do czynienia m.in. w przypadku osób cierpiących na zaburzenia odżywiania, które również zalicza się do form autoagresji. Chęć i potrzeba kontroli czy zamanifestowania swojej autonomii w kwestiach decydowania o tym co dotyczy samego chorego jest uznawana za jeden z istotnych elementów towarzyszących czy wręcz za jedną z przyczyn anoreksji czy bulimii. Wśród cierpiących na tego rodzaju zaburzenia znaczącą część stanowią osoby wychowywane w warunkach nadmiernej kontroli ze strony najbliższego otoczenia.


Zadawanie sobie ran może też dostarczać okazji do zaopiekowania się sobą. Pozwala wejść w rolę osoby uprawnionej do opieki i troski. Koncentracja na sobie i swoim cierpieniu, w postrzeganiu osoby okaleczającej się, staje się za sprawą autoagresji uzasadniona i usprawiedliwiona w sposób bardziej zrozumiały i oczywisty niż wówczas gdy jej cierpienie miało wyłącznie wymiar psychiczny. W przypadku osób, które mają za sobą doświadczenie o charakterze traumatycznym, dotkniętych w swojej przeszłości różnego rodzaju formami przemocy, zachowania o charakterze autoagresywnym mogą służyć także demonstrowaniu lub wyrażaniu tych doświadczeń. Zdarza się także, że jest to forma ponownego przeżywania doznanego urazu, co może być elementem przyjętej przez daną osobę strategii radzenia sobie z własnym doświadczeniem.


Autoagresja może też wynikać z chęci ukarania siebie samego. Przyczynia się do tego silnie odczuwane poczucie winy czy wstydu i przypisywanie sobie odpowiedzialności za zaistniałe trudne wydarzenie ( np. doświadczenie wykorzystania seksualnego, ale nie tylko- może być to związane również z innego rodzaju przeżyciem). Kara ma być w założeniu formą pokuty i w efekcie prowadzić do uwolnienia od przykrych stanów emocjonalnych. Niekiedy też powtarzające się samookaleczanie jest odtwarzaniem w pewien sposób utrwalonego wzorca funkcjonowania w roli ofiary.


Prócz wyżej wymienionych funkcji należy wspomnieć także o tych związanych z relacjami z innymi. Zachowania autoagresywne lub ich znamiona w postaci np. blizn mogą też stanowić formę komunikacji z otoczeniem. Osoba, która targnęła się na własne życie lub zadaje sobie rany wysyła pewien sygnał o tym, że w jej życiu ma lub miało miejsce coś co wskutek jej braku umiejętności poradzenia sobie z sytuacją doprowadziło ją do decyzji o podjęciu tego rodzaju działań. Akty autodestrukcyjne lub groźba ich podjęcia mogą też stanowić próbę wywierania wpływu na zachowanie innych.


U osób cierpiących z powodu autoagresji bardzo często zachowania te pełnią jednocześnie kilka z wyżej wymienionych funkcji. Leczenie tego rodzaju zaburzeń opiera się najczęściej na oddziaływaniach psychoterapeutycznych. Niekiedy stosuje się również farmakoterapię, zwłaszcza, że ostatnie badania wskazują na niedobór serotoniny (której poziom można regulować lekami) jako jeden z czynników sprzyjających zachowaniom impulsywnym, także tym o charakterze autodestrukcyjnym.

Nie ma chyba rodziny, która w jakimś okresie swojego rozwoju nie doświadczyłaby stanu napięcia wymagającego przystosowania. Rodzina uruchamia wówczas swoje umiejętności, wiedzę i inne zasoby, żeby pokonać trudności. Tak dzieje się również w rodzinach, w których jeden z jej członków jest hazardzistą.


   Gdy jeden z członków rodziny nadmiernie angażuje się w granie, następują w niej zmiany. Nie są one na początku dramatyczne - narastają wraz z uzależnieniem.


   Z hazardem jest inaczej niż z alkoholem - nie ma zapachu, nie powoduje trudności w chodzeniu, mówieniu. Bliscy czują, że coś jest na rzeczy, ale początkowo nie wiedzą co. Może zwrócić uwagę dziwne zachowanie (pobudzenie albo przygnębienie), brak pieniędzy, bardzo „okrojona” wypłata, ale gracz przekonująco tłumaczy to trudną sytuacją w firmie, więc niepokój mija. Z czasem coraz mniejszy jest jego udział w życiu rodziny: późne powroty z pracy, dodatkowe fuchy, wyjścia z kolegami (żeby się „odstresować”) powodują, że pozostali członkowie rodziny przejmują na siebie coraz więcej obowiązków. Tak jest do czasu, gdy wyda się, że jeden z członków rodziny to hazardzista (to może być mąż, żona, któreś z dzieci), bo np. zadzwoni ktoś, upominając się o zwrot długu.

Fazy rozwoju rodziny z problemem hazardowym


Faza wypierania
    Zmiany w rodzinie nie pojawiają się nagle. Nawet jeśli członkowie rodziny wiedzą o hazardzie, to zaprzeczają powadze problemu. U bliskich, podobnie jak u gracza, tworzą się mechanizmy, które zniekształcają rzeczywistość. Przyłapany na uprawianiu hazardu mówi: „nie gram”, „tylko od czasu do czasu, tak jak inni”. Rodzina, gdy zauważy pierwsze niepokojące sygnały, racjonalizuje: „to tylko zabawa”, „to nic poważnego”, „przegrał - to go nauczy, już tego nie zrobi”, „obiecał, że nie będzie grać”. Rodzina nie wie, w jaki sposób rozmawiać o swoim lęku, obawia się, że hazardzista rozzłości się, obrazi i wtedy właśnie może pójść grać albo pić, czy jedno i drugie.
    Dopóki nie ma konkretnych szkód, takich jak długi, to zarówno graczowi, jak i jego bliskim łatwiej tłumaczyć lub bagatelizować uprawianie hazardu, tym bardziej, że początek uzależnienia nie przypomina jego ostatniej fazy. Mechanizmy te skutecznie są wzmacniane przez powszechne mity na temat hazardu. Jeśli w rodzinie wysoko w hierarchii wartości są pieniądze i dopuszcza się, że można je szybko zdobyć, to łatwiej będzie wierzyć w przekonujące plany hazardzisty dotyczące zdobycia dużej fortuny dzięki opracowanym, stuprocentowym systemom. Zdarza się, że gdy wygra, to obdarowuje bliskich prezentami, czuje się jak hojny bogacz, dla którego pieniądze nie grają roli: dzisiaj są, jutro ich nie ma, ale on ma doskonały na to sposób - po prostu pójdzie, zagra, i znowu wygra.

Faza obciążenia
    Zaprzeczanie problemom nie zatrzymuje nałogu, przeciwnie, nasila objawy. Hazardzista coraz więcej czasu poświęca na grę, a co za tym idzie więcej pieniędzy przegrywa. Koncentracja na zdobywaniu nowych środków całkowicie go pochłania, nawet jak nie gra, planuje nowe strategie, systemy, zastanawia się, od kogo może pożyczyć pieniądze, żeby oddać komuś innemu. Rozmyślania odcinają go od realnego życia. Zaniedbuje obowiązki domowe, które obciążają pozostałych członków rodziny.
    Już wiadomo, że mama, tata czy brat jest hazardzistą i zaczyna się poszukiwanie sposobu, jak go zniechęcić do grania. Narastający brak zaufania, poczucie zagrożenia podsuwają pomysł, że trzeba go kontrolować. Jak będzie czuł „oddech na karku”, to się wreszcie opamięta. Wielokrotne w ciągu dnia telefony: czy dojechał do pracy, czy już jest w drodze do domu, wsłuchiwanie się w jego głos: czy jest pobudzony, czy może przygnębiony (bo w takich sytuacjach zazwyczaj grał), także wypytywanie jego kolegów z pracy, znajomych o to, co się z nim dzieje, przeszukiwanie odzieży, torby, portfela, sprawdzanie komórki, komputera, to jedne z wielu sposobów kontrolowania go.     Jeśli nie odbiera telefonu to znak, że gra i trzeba zastanowić się, w jakim salonie go szukać. W tę kontrolę zaangażowani są wszyscy członkowie rodziny (również dzieci), po jakimś czasie każdy wie, co należy do jego zakresu odpowiedzialności. Obserwacja hazardzisty zaczyna pochłaniać ich tak, jak jego granie. Żona nie przyjmie zaproszenia przez przyjaciółkę na weekendowy wyjazd za miasto, bo w piątkowy wieczór jej mąż sprawdza wyniki wszystkich sportowych imprez, a jak będzie bez kontroli, to na pewno wyśle zakłady bukmacherskie. Dzieci nie zapraszają znajomych do domu, bo akurat wtedy może rodzice będą się kłócić i będzie wstyd. Albo nie idą na imprezę, bo mamy nie ma w domu, a trzeba pilnować taty, żeby nie wyniósł czegoś z domu. Od kilku lat nie jeżdżą na wakacje, szkolne wycieczki, bo nie ma na to pieniędzy.     Coraz trudniej radzić sobie z emocjami. Złość, wstyd, poczucie winy czy krzywdy są albo tłumione, albo impulsywnie rozładowywane.

Faza wyczerpania
    Stres w takiej rodzinie jest coraz większy, więc u poszczególnych osób pojawiają się różne dolegliwości: bóle (głowy, mięśni, kręgosłupa), częste choroby, zaburzenia snu, kłopoty z apetytem. Przytłaczający stan zagrożenia, wstyd, który wzmacnia izolację, niemożność wykrzyczenia tego, co leży na sercu, powoduje ogromne osamotnienie. Pilnie przestrzegane zasady - „nie mów”, „nie czuj”, „nie ufaj” - utrudniają szukanie pomocy. Przecież „brudy pierze się we własnym domu”, „nie kala się własnego gniazda”, a mówienie źle o ojcu czy matce jest traktowane jak grzech i zdrada. Bliscy szukają winnego takiej sytuacji, traktują hazardzistę jak małe, nieodpowiedzialne dziecko, stosują różne kary, aby powstrzymać go od destrukcji. Jego długi uważają za swoje i zaciągają pożyczki (w bankach, u znajomych), aby je spłacić. Nadal wierzą, że jeśli uregulują finansowe zaległości, to skończy się problem z hazardem. Po czasie orientują się, że całkowite wzięcie odpowiedzialności czy kontrolowanie gracza jest nieskuteczne. Ogarnia ich rozpacz.

Faza beznadziejności
    Nasila się stan zagrożenia, lęku o przyszłość swoją i dzieci. Nie ma dnia żeby nie myśleć o skutkach grania. Nie pozwalają o tym zapomnieć telefony (nie zawsze spokojne) z banków, firm windykacyjnych, komorników, rodziny czy znajomych, od których hazardzista pożyczył pieniądze. Był też w domu jakiś „podejrzany” człowiek, który pytał o męża. On sam zaczął się bać otwierania drzwi, odbierania telefonów i wygląda na bardziej przestraszonego niż do tej pory. Bliscy zastanawiają się, czy nie zaciągnął długów w „światku przestępczym”. Do tej pory myśleli, że to zdarza się tylko w filmach, ale coraz bardziej dopuszczają taką ewentualność. Stan grozy jest nie do wytrzymania, wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia. Jedynym pragnieniem jest doświadczyć chociaż przez chwilę ulgi.
    U członków rodziny obserwuje się objawy depresyjne, myśli rezygnacyjne czy samobójcze. Czasami sięgają po alkohol czy leki, a niekiedy idą zagrać, bo może uda im się wreszcie wygrać i spłacić długi. Taki sposób radzenia sobie ze stresującą sytuacją jest nieskuteczny (podobnie jak nadmierna kontrola czy odpowiedzialność za hazardzistę) i może skończyć się uzależnieniem.

Uwikłanie
    Życie hazardzisty i jego rodziny przypomina trochę układ słoneczny, gdzie po orbicie wokół hazardu czy alkoholu krąży uzależniony - to jest jego centrum świata. Cała jego życiowa aktywność wiąże się z różnym nasileniem chęci do grania. Po innych orbitach krążą jego bliscy, ale on nie jest już nimi zainteresowany, chyba że w jakiś sposób przybliżają go do celu, którym jest gra i - wygrana. Rodzina, poszukując sposobu wpływania na hazardzistę, stosuje różne strategie - najczęściej kontrolę, nadmierną opiekę, bierze za niego odpowiedzialność.


    Kontrolowanie hazardzisty jest jedną z najczęściej praktykowanych strategii radzenia sobie ze skutkami jego grania. Żeby ubiec jakieś nieszczęście (mające związek z jego nieprzewidywalnymi działaniami), bliscy sprawdzają każdy jego krok. Dzwonią wielokrotnie w ciągu dnia i przypominają o ustaleniach, grożą i straszą konsekwencjami. Gracz po jakimś czasie godzi się na to, bo wpisuje się to w jego mechanizm budowania napięcia. Trochę to przypomina zabawę w „policjantów i złodziei”. Hazardzista po kilku sytuacjach, w których mimo kontroli zagrał, orientuje się, że bliscy nie są konsekwentni w swoich wobec niego wymaganiach. Rodzina „udoskonala” sposoby zatrzymania grania, np. zawstydzają go przy innych, upokarzają, ograniczają jego wolność, np. zamykając drzwi na klucz, zabierając dokumenty, pieniądze, klucze od samochodu.


    Ciągłe skupianie się na hazardziście przypomina jego koncentrację na grze. Przeglądanie jego odzieży, portfela czy telefonu ma pomóc radzić sobie z zalewającym lękiem, stanem zagrożenia, poczuciem braku wpływu na własne życie. Osoba taka tworzy własny mechanizm iluzji (jak hazardzista), próbując zmienić rzeczywistość, a poza tym „coś robi”. Gdzieś tam w głębi duszy wstydzi się, że posunęła się do tego, ale zaraz tłumaczy, że jak ma się dowiedzieć prawdy, skoro bliski nic nie mówi albo wręcz kłamie. Intuicja podpowiada, że to ciągłe kontrolowanie dorosłego człowieka jest nieskuteczne, że nie da się kogoś zmienić, jedynie samego siebie (to przeczytała w prasie, ale czy to prawda?).     Żeby poradzić sobie ze wstydem czy poczuciem winy, zaczyna myśleć o graczu z pogardą, bo to przez niego „musi” tak się zachowywać. Jeśli na skutek nadkontroli partner nie poszedł grać, to przypisuje sobie to jako zwycięstwo i myśli, że jednak opłacało się zabrać mu pieniądze i ośmieszyć przed dziećmi. Tkwiąc przez długi czas w takiej pułapce, nie widzi realnie sytuacji, że jeśli dzisiaj nie poszedł, to i tak do końca dnia nie będzie się do nikogo odzywał, a jutro na pewno „wykombinuje” pieniądze na grę i ją obwini za to. Po takiej emocjonalnej huśtawce bliscy tracą sami do siebie szacunek, mają coraz niższe poczucie własnej wartości i rzeczywiście zaczynają sami siebie obwiniać („gdybym była inna, to on nie wychodziłby z domu”). Przestają się zajmować sobą, bo już nie ma na to czasu, więc często nie zauważają pogarszającego się zdrowia. Tłumienie strachu, złości, wstydu czy „dziwnego” poczucia winy, że się czegoś nie zrobiło, żeby go „zmienić”, powoduje nasilające się bóle, trudności w spaniu, zaburzenia apetytu. Bliscy hazardzisty próbują z tymi kłopotami radzić sobie sami, ale niestety może się zdarzyć, że również znajdują „szybko działający środek”, np. alkohol albo leki. Często tłumaczą to „zszarpanymi nerwami”, koniecznością bycia ciągle gotowym do działania („gdybym położyła się po południu i pospała, to kto za mnie zrobi obiad i przypilnuje dzieci?”). Żona przestaje uwzględniać przy podejmowaniu decyzji opinii partnera, bo na nim nie może się oprzeć.


    Branie odpowiedzialności za hazardzistę jest innym sposobem radzenia sobie przez bliskich ze stresującą sytuacją. Kiedy gracz jest pochłonięty przeżywaniem przygnębienia i depresji po przegranej, oni zastanawiają się jak zdobyć pieniądze na spłatę długów i co powiedzieć wierzycielom. Np. partnerka planuje wzięcie dodatkowej pracy, aby wyrównać dziurę w domowym budżecie, często angażuje w to inne osoby, aby zapewnić opiekę dzieciom. Innym razem przypomina sobie o bogatej ciotce i jest gotowa okłamać ją, żeby tylko zdobyć pieniądze. Przestaje uwzględniać w tych poczynaniach hazardzistę, bo jego pomysły wydają się jej wręcz niebezpieczne, jak np. wzięcie kredytu z banku na spłatę zaległości, czy płacenie jednych należności kosztem innych. To ona wyjaśnia dzieciom, dlaczego nie mogą pojechać na wycieczkę czy na obiecane wakacje. Samotnie boryka się z ciągłym poczuciem zagrożenia, ma mroczne wizje, że przychodzi komornik i zabiera meble, sprzęty, samochód, albo co gorsza „jakaś mafia”, o której słyszała w telewizji, może ktoś będzie chciał zrobić krzywdę dzieciom albo jej.


    Kiedy znajomy zapowiedział, że odda sprawę do sądu, jeśli nie spłacą pożyczonych pieniędzy, to spać nie może, bo się boi, że rano przyjdzie policja i zabierze partnera do więzienia, może jeszcze na oczach dzieci. A najgorsze jest to, że wydaje się jej, że wszyscy wokół wiedzą, co tak naprawdę dzieje się w ich domu. Dziwne, ale dzieci jakoś same przestały zapraszać kolegów, może dlatego, że ciągle kłóci się z partnerem. Nie rozmawiała z nimi o graniu ojca, bo w ogóle nie rozmawiają od dawna. Przekazują sobie informacje albo zdają „sprawozdanie”, dawno nie żartowali, w domu nie słychać śmiechu tylko albo krzyk, albo milczenie. Sama o sobie ma też różne wyobrażenia. Raz uważa, że jest bardzo silna, wytrzymała, bo inni nie daliby sobie rady w takiej sytuacji, że potrafi czasami zmusić grającego partnera, żeby został w domu, albo solennie obiecał, że już nigdy nie pójdzie na automaty. Innym razem uważa, że jest do niczego, bo co by nie wymyśliła, to on i tak zrobi po swojemu i znajdzie sposób, żeby zagrać.


    Ten sposób funkcjonowania ich obojga jest podobny, gracz tysiące razy próbował kontrolować granie, chociaż od bardzo dawna jest to nieskuteczne, a jego partnerka dokładnie tak samo próbuje udowodnić, że ma wpływ na jego decyzje o grze. Oboje są zagubieni, bezradni, bardzo w tych zmaganiach osamotnieni. Nie mogą udzieli sobie wsparcia, bo każde z nich potrzebuje pocieszenia i pomocy.

Dzieci hazardzisty
    O ile dorosłe osoby są w takim związku dobrowolnie i mogą się z niego uwolnić, o tyle dzieci nie są z własnej woli, a całkowitą odpowiedzialność za nie ponoszą rodzice. Narastający problem uzależnienia od hazardu, któregoś z rodziców (czasami obojga), jest ich światem od zawsze. Trudno sobie wyobrazić, jak może czuć się małe dziecko, które nie wszystko jest wstanie zrozumieć, ale przeżywa stres, z którym nawet dorośli sobie nie radzą. Nie może liczyć na ich ochronę, bo tata akurat fantazjuje o wygranych i nie odzywa się do nikogo albo już zdobył pieniądze i siedzi przed automatem w barze, albo jest przed komputerem, a mama nie ma czasu wyjaśnić i uspokoić dziecko, bo obmyśla sposób wyciągnięcia męża z salonu i jest tak napięta, że nie zwraca uwagi na jego przerażenie.


    Dziecko może nie rozumieć, co to jest hazard, ale świetnie rozpoznaje emocje osób bliskich. Nie tylko widzi, jak się oni czują, ale tak samo intensywnie to przeżywa. W domu obowiązuje tajemnica, więc nie ma komu powiedzieć o swoim strachu. Już się chłopak nauczył, że „nie wolno wynosić brudów z domu”, bo kiedy powiedział sąsiadce, że tata uderzył mamę, a ona jemu groziła nożem, to dostał w tyłek. Mama krzyczała, że nie wolno nic nikomu mówić, bo będzie za to kara. Potem kiedy w szkole nauczyciel pytał go, co się z nim dzieje, czy w domu są jakieś problemy, to gorliwie zapewnił, że wszystko dobrze. Coraz trudniej jest mu się uczyć, gdy w domu są awantury albo nerwowe czekanie na ojca (nieraz całą noc). Nie może się na niczym skoncentrować, a zależy mu na dobrych stopniach, bo kiedy przynosi pochwały czy dobre oceny, to wtedy mama uśmiecha się, a potem chwali go w rodzinie. Dlatego bardzo stara się „nie przynosić wstydu rodzinie”. Żeby zasłużyć na życzliwość bliskich, jest w stanie wiele wycierpieć. Dzieci w takiej rodzinie odczuwają przygnębienie, depresję, złość, tracą zaufanie do rodziców (nie tylko tego grającego). Niekiedy próbują zwrócić na siebie uwagę poprzez złe zachowanie, picie alkoholu czy zażywanie narkotyków, łamanie prawa czy uprawianie hazardu.

Rodzina w poradni
    Problemy z hazardem często są ukrywane przez długi okres i wiele rodzin przeżywa szok, kiedy dowiaduje się o stratach. Szukają miejsca i osoby, do której mogliby się zwrócić. Hazardziście u terapeuty prawie zawsze towarzyszą bliscy. To oni najczęściej rozpoczynają rozmowę, wyjaśniają kontekst przyjęcia. Charakterystyczne jest to, że mówią - „mamy długi”, jakby to oni przyczynili się do tego. Przeraża ich sytuacja, niepewna przyszłość własna i dzieci, wstyd, złość, że wcześniej nie widzieli problemu. Najczęściej mają gotowy pomysł spłacenia zadłużenia, biorą odpowiedzialność za hazardzistę. Czego oczekują? Aby „nagadać” mu tak, żeby zrozumiał i przestał grać. Czują się oszukani, wykorzystani i bezradni wobec poczynań gracza. Nie rozumieją, „dlaczego on tak kłamie?”


    Wizyta w poradni jest czasami pierwszą okazją do opowiedzenia o sytuacji rodziny, nazwania wprost problemu, że to jest hazard, że są straty (nie tylko materialne), że są zrozpaczeni i nie wiedzą, co dalej. Długotrwały stres powoduje wyczerpanie, ponieważ do tej pory koncentrowali się wyłącznie na osobie hazardzisty i zapomnieli o swoich potrzebach. Do tego problemy finansowe powodują, że to właśnie rodzina bierze na siebie dodatkowe obowiązki, np. drugą pracę, zlecenia. Mają problemy emocjonalne, zdrowotne podobnie jak hazardzista.


    Od profesjonalisty dowiadują się, że odzyskanie kontroli nad życiem i uporządkowanie wszystkich spraw jest możliwe, ale wymaga czasu i cierpliwości. Z całą pewnością nie należy podejmować żadnych ważnych decyzji, będąc w stresie. Rozmowa z terapeutą pomoże zrozumieć, że uzależnienie od hazardu to nie tylko problemy finansowe. Czasami trzeba skierować do psychiatry nie tylko hazardzistę, ale także jego żonę czy innego bliskiego (depresja, myśli samobójcze). Chociażby krótkie omówienie sytuacji socjalnej będzie informacją, czy wymagana jest pomoc innego rodzaju. Niekiedy kieruje się osoby do pracownika socjalnego czy prawnika (musi udzielać bezpłatnych porad), który pomoże napisać pismo do banku, firmy windykacyjnej czy sądu. Jeśli w domu dochodzi do przemocy, to jest najważniejsza sprawa do rozwiązania. Terapeuta udziela informacji, porady i wsparcia. Zachęca do kontaktu z poradnią, przedstawia ofertę placówki. Niektórzy pacjenci początkowo decydują się na zmianę, a potem z niej rezygnują. Warto wtedy pamiętać, że zdrowienie jest procesem, w którym naturalna jest ambiwalencja.

PIERWSZA POMOC DLA RODZIN /OSÓB BLISKICH
UZALEŻNIONYCH OD HAZARDU



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8838 Mima wykl3
8838
8838
sciaga 8838
8838
8838
8838
8838 Mima wykl3
8838

więcej podobnych podstron