Wracaliśmy ze szkoły w świetnych humorach. Mijaliśmy dzieciaki z I klasy, kiedy Adam klepnął mnie.
- Gonisz, Jędrzej! - krzyknął i uciekł. - Straciłem
równowagę, nastąpiłem sobie na sznurowadło
i poleciałem prosto w kałużę, łapiąc się wszystkie
go po drodze. Zaraz potem leżałem mokry i brud
ny.
Ty łobuzie! - usłyszałem. Dokoła chłopca z I klasy, który właśnie rozmazywał brudnym rękawem łzy na policzku, stali koledzy i krzyczeli w moją stronę. - Ty łobuzie, zaczepiasz dzieciaki! Zobacz jak mu podarłeś kurtkę. - Zrobiło mi się słabo. Rękaw od łokcia w dół był rozdarty, a maluch brudny od błota, które chlapnęło z kałuży wprost na niego.
Nie chciałem - tłumaczyłem się, próbując zetrzeć z siebie błoto. Adam i Maciek pobiegli już daleko. Zostałem tylko ja i zgraja pierwszaków gotowych mnie zbić.
Zawsze tak mówicie, wy łobuzy, a ciekawe co Oleś powie mamie - wskazali na beczącego chłopaka.
Dostanę lanie - płakał maluch - to już druga kurtka....
O, idzie jego mama - powiedziała jakaś dziewczynka. Zerknąłem, jak by tu uciec, ale maluchy otoczyły mnie. Czułem się strasznie. Myślałem, że umrę. Mama Olesia zbliżała się'coraz szybciej.
Oleś, co się stało?
To przez niego - mały wskazał na mnie. Nogi się pode mną ugięły. Poczułem zimny pot na plecach.
To prawda? - spytała bardzo zdenerwowana. Przez głowę przeleciała tylko jedna myśl „Panie Boże ratuj!", a potem
sam nie wiem jak to było.
Tak, proszę pani. Bardzo przepraszam. Nie chciałem. Potknąłem się przez to głupie sznurowadło. Twarz mamy Olesia zmieniała się z zaciętej w łagodną, aż w końcu rozpromieniła się.
Jak wy chłopcy wyglądacie - śmiała się. - Jak masz na imię nieszczęśniku? - spytała.
Jędrzej.
- Kiedy byłam w IV kasie, zdarzyła mi się
podobna historia. Ale się bałam!
Czemu Pani na niego nie krzyczy? - dopominały się słusznej kary koledzy Olesia.
Bo dziś rano postanowiłam, że zaraz po szkole zabiorę tę kurtkę i dam mu wiosenną. Ta jest już zużyta. Poczułem, jak ciężar spada mi z serca. „Dzięki Ci, Panie Boże". A potem pomyślałem jeszcze, że Pan Bóg pokazał mi, jak się przechodzi przez Morze Czerwone i że w Piśmie Świętym nie ma legend tylko moje własne życie.
Jadwiga Śpikowska