rozdział JZ5GXIIKQERYPF6WLSPA7REGSFHEWAYI4IMJI6I


Rozdział 10.

Luna Lovegood

0x01 graphic


Harry miał ciężkie sny tej nocy. Jego rodzice pojawiali się i znikali z jego snów nie odzywając się. Pani Weasley szlochała nad martwym Ciałem Stforka, obserwowana przez Rona i Hermionę, którzy nosili korony, a Harry znów zobaczył siebie idącego korytarzem kończącym się zamkniętymi na klucz drzwiami. Obudził się gwałtownie z piekącą blizną i zobaczył całkowicie ubranego Rona, który mówił coś do niego.
- ... lepiej się pospiesz, Mamie zbiera się na wybuch, mówi że spóźnimy się na pociąg...
W całym domu panowało wielkie zamieszanie. Z tego co usłyszał ubierając się z najwyższą prędkością, Harry wywnioskował, że Fred i George zaczarowali swoje kufry, by poleciały same na dół i oszczędziły im kłopotów ze znoszeniem. W rezultacie kufry walnęły prosto w Ginny i zrzuciły ją z dwóch kondygnacji schodów na korytarz w hallu. Pani Black i Pani Weasley obie naraz darły się ze wszystkich sił.
- ...IDIOCI, MOGLIŚCIE JA POWAŻNIE ZRANIĆ!...
- ...OHYDNE MIESZAŃCE, PLUGAWIACE DOM MOICH OJCÓW...
Harry zakładał właśnie buty, kiedy do pokoju wpadła podenerwowana Hermiona. W rękach niosła wyrywającego się Krzywołapa, a na jej ramieniu kołysała się Hedwiga.
- Mama i tata właśnie odesłali Hedwigę. - sowa zatrzepotała usłużnie i usadowiła się na czubku swojej klatki - Jesteś już gotowy?
- Prawie. Z Ginny wszystko w porządku? - zapytał Harry wpychając na nos okulary.
- Pani Weasley ją opatrzyła - odpowiedziała Hermiona. - Ale teraz Szalonooki narzeka, że nie możemy wyjść dopóki nie wróci Sturgis Podmore, bo w przeciwnym razie będzie o jednego strażnika za mało.
- Strażnika? - zdziwił się Harry. - Musimy iść na King's Cross ze strażnikiem?
- Ty musisz iść na King's Cross ze strażnikiem. - poprawiła go Hermiona.
- Niby czemu? - spytał Harry z poirytowaniem - Myślałem, że Voldemort miał siedzieć cicho, czy chcesz mi powiedzieć, że zamierza wyskoczyć zza kosza na śmieci i spróbować mnie załatwić.
- Nie wiem, to tylko to, co mówi Szalonooki. - powiedziała Hermiona z roztargnieniem, spoglądając przy tym na swój zegarek. - Ale jeśli nie wyjdziemy niedługo, z pewnością spóźnimy się na pociąg...
- MACIE MI WSZYSCY NATYCHMIAST ZEJŚĆ NA DÓŁ, PROSZĘ! - ryknęła Pani Weasley. Hermiona podskoczyła jak oparzona i wybiegła z pokoju. Harry chwycił Hedwigę, wepchnął ją bezceremonialnie do klatki i ruszył w dół za Hermioną, ciągnąc za sobą kufer.
Portret Pani Black zawodził z wściekłością, ale nikt nie przejmował się zasłanianiem kurtyn ponad nim. Cały ten harmider w hallu i tak by ją rozbudził.
- Harry, ty pójdziesz ze mną i z Tonks - krzyknęła Pani Weasley ponad powtarzającym się skrzeczeniem - SZLAMY! SZUMOWINY, STWORZENIA NIECZYSTE! - Zostaw swój kufer i sowę, Alastor zajmie się bagażem... och na niebiosa, Syriusz, Dumbledore powiedział nie!
Podobny do niedźwiedzia czarny pies pojawił się u boku Harry'ego, gdy ten gramolił się w kierunku Pani Weasley przez przeróżne kufry, którymi zawalony był korytarz.
- A zresztą... - powiedziała z rozpaczą Pani Weasley - Rób co chcesz, byle na własną odpowiedzialność!
Otworzyła szarpnięciem frontowe drzwi i wyszła na słabe wrześniowe słońce. Harry i pies podążyli za nią. Drzwi zatrzasnęły się za nimi i wrzaski Pani Black urwały się w jednej chwili.
- Gdzie jest Tonks? - spytał Harry rozglądając się dokoła kiedy schodzili po kamiennych schodach domu numer dwanaście, który zniknął w chwili, gdy dotarli do chodnika.
- Czeka na nas tutaj zaraz. - powiedziała sztywno Pani Weasley odwracając wzrok od czarnego psa, podskakującego przy boku Harry'ego.
Stara kobieta powitała ich na rogu. Miała mocno kręcone siwe włosy i nosiła purpurowy kapelusz, który wyglądał jak wieprzowa pieczeń.
- Siema, Harry - powiedziała mrugając. - Lepiej się pospieszmy, prawda Molly? - dodała sprawdzając zegarek.
- Wiem, wiem - jęknęła Pani Weasley wydłużając krok. - ale Szalonooki chciał zaczekać na Sturgisa... Gdyby tylko Artur mógł znów załatwić dla nas samochody z Ministerstwa... ale Knot ostatnio nie pozwoli mu pożyczyć nic poza pustą buteleczką po atramencie może... jak Mugole są w stanie wytrzymać podróżowanie bez pomocy magii...
Ale wielki czarny pies szczeknął radośnie i zaczął podskakiwać wokół nich, warcząc na gołębie i ścigając własny ogon. Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Syriusz był uwięziony w domu przez bardzo długi czas. Pani Weasley zacisnęła wargi prawie w stylu Ciotki Petunii.
Dwadzieścia minut zajęło im dotarcie na pieszo na King's Cross i przez ten czas nie wydarzyło się nic bardziej godnego uwagi niż wystraszenie paru kotów przez Syriusza dla rozbawienia Harry'ego. Kiedy znaleźli się na stacji, odczekali chwilę przy barierce między peronem dziewiątym i dziesiątym aż krawędź peronu oczyści się, po czym każde z nich po kolei przechyliło się przez barierkę i z łatwością wszyscy przedostali się na peron dziewięć i trzy czwarte, gdzie czekał Hogwart Express buchając pełną sadzy parą na peron wyładowany odjeżdżającymi uczniami i ich rodzinami. Harry wciągnął znajomy zapach i poczuł jak podnosi się na duchu... Naprawdę wracał...
- Mam tylko nadzieję, że pozostali zdążą na czas - powiedziała z niepokojem Pani Weasley patrząc się za siebie na rozciągający się na peronie łuk z kutego żelaza, przez który pojawiali się nowo przybyli.
- Fajny pies, Harry! - zawołał wysoki chłopak z dredami.
- Dzięki, Lee - odparł Harry uśmiechając się, kiedy Syriusz gorączkowo machnął ogonem.
- Och, jak dobrze - powiedziała Pani Weasley z tonem ulgi w głosie - jest Alastor z bagażami, patrz...
Utykając, z czapką bagażowego naciągniętą nisko na niedopasowane oczy przez bramę przeszedł Moody, pchający przed sobą wózek wyładowany ich kuframi.
- Wszystko OK - wymamrotał to Pani Weasley i do Tonks. - myślę, że nikt nas nie śledził...
Kilka chwil później na peronie pojawił się Pan Weasley z Ronem i Hermioną. Już prawie rozładowali wózek bagażowy Moody'ego, kiedy przybyli Fred, George i Ginny wraz z Lupinem.
- Bez problemów? - mruknął Moody.
- Bez - odparł Lupin.
- Mimo to mam zamiar złożyć raport Dumbledore'owi na temat Sturgisa. - powiedział Moody. - To już drugi raz w tygodniu, kiedy się nie pojawił. Staje się tak niesolidny jak Mundungus.
- No dobrze, uważajcie na siebie - powiedział Lupin żegnając się z wszystkimi. Do Harry'ego dotarł na koniec i klepnął go w ramię. - Ty tez, Harry, bądź ostrożny...
- Tak, trzymaj głowę nisko i miej oczy otwarte. - powiedział Moody potrząsając ręką Harry'ego. - I nie zapominajcie, wszyscy - ostrożnie z tym, co zapisujecie. Jeśli macie wątpliwości, nie piszcie tego w liście wcale.
- Wspaniale było poznać was wszystkich - powiedziała Tonks ściskając Hermionę i Ginny - Myślę, że niedługo się zobaczymy.
Rozległ się ostrzegawczy gwizd. Uczniowie, którzy przebywali wciąż na peronie pospieszyli w kierunku pociągu.
- Szybko, szybko - powiedziała Pani Weasley ściskając wszystkich jednego po drugim i chwytając Harryego po raz drugi. - Piszcie... bądźcie grzeczni... jeśli czegoś zapomnieliście, przyślemy wam... a teraz do pociągu, pospieszcie się...
Na jedną krótką chwilę wielki czarny pies wzniósł się na tylnich nogach i położył swoje przednie łapy na ramionach Harry'ego, ale Pani Weasley popchnęła Harry'ego w kierunku pociągu sycząc - Na niebiosa, zachowuj się bardziej jak pies, Syriuszu!
- Do zobaczenia! - krzyknął Harry przez otwarte okno kiedy pociąg ruszył. Ron, Hermiona i Ginny pomachali rękami stojąc obok niego. Sylwetki Tonks, Lupina, Moody'ego, oraz Pana i Pani Weasley skurczyły się gwałtownie, ale czarny pies biegł wzdłuż okna machając ogonem. Zamazani ludzie stojący na peronie śmiali się widząc, jak ściga pociąg. Następnie pociąg zatoczył łuk i Syriusz zniknął.
- Nie powinien przychodzić z nami - powiedziała Hermiona zmartwionym głosem.
- Oj rozchmurz się - odparł Ron - Nie wychodził na światło dzienne od miesięcy, biedny facet.
- No dobra - powiedział Fred przyklaskując dłonie - nie możemy tak tu stać i gawędzić przez cały dzień, mamy sprawę do przedyskutowania z Lee. Zobaczymy się później - i on i George zniknęli w korytarzu po prawej stronie.
Pociąg wciąż nabierał prędkości i domy za oknami migały szybko, a oni kołysali się w miejscu, w którym stali.
- Pójdziemy znaleźć jakiś przedział? - spytał Harry.
Ron i Hermiona wymienili spojrzenia.
- Eee... - wykrztusił Ron.
- My musimy... to znaczy... Ron i ja musimy iść do wagonu prefektów - powiedziała niezręcznie Hermiona.
Ron nie patrzył na Harry'ego. Nagle stał się intensywnie zainteresowany paznokciami swojej lewej ręki.
- Och - powiedział Harry - W porządku. Nie ma sprawy.
- Myślę, że nie będziemy musieli zostać tam przez całą podróż - wyjaśniła szybko Hermiona. - Nasze listy mówią, że dostaniemy tylko instrukcje od Prefektów Naczelnych i potem mamy patrolować korytarze od czasu do czasu.
- Nie ma sprawy - powtórzył Harry. - Cóż, ja... może zobaczymy się później w takim razie.
- Tak, na pewno - odezwał się Ron rzucając Harry'emu szybkie, niespokojne spojrzenie. - To znaczy, mnie to wcale nie bawi, nie jestem Percy - zakończył buntowniczo.
- Wiem, że nie jesteś - powiedział Harry i uśmiechnął się. Ale kiedy Hermiona i Ron pociągnęli za sobą swoje kufry, Krzywołapa i zamkniętą w klatce Świstoświnkę na przód pociągu, Harry poczuł dziwne uczucie straty. Nigdy jeszcze nie podróżował Hogwardzkim Ekspresem bez Rona.
- Chodź - powiedział do niego Ginny - jeśli się ruszymy, może uda nam się zająć im miejsca.
- Racja - przytaknął Harry biorąc klatkę Hedwigi w jedną rękę i uchwyt swego kufra w drugą.
Wyruszyli wzdłuż korytarza zaglądając przez oszklone drzwi do mijanych przedziałów, które były już pełne. Harry nie mógł nie zauważyć, że mnóstwo ludzi gapiło się na niego z wielkim zainteresowaniem, a kilkoro z nich szturchnęło swoich sąsiadów i wskazało na niego. Po tym jak spotkał się z takim zachowaniem w pięciu kolejnych wagonach, przypomniał sobie, że Prorok Codzienny wyjaśniał swoim czytelnikom przez całe lato, jaki był z niego kłamliwy popisywacz. Zastanawiał się tępo, czy ludzie, którzy patrzyli się na niego i szeptali wierzyli w te historie.
W ostatnim wagonie spotkali Neville'a Longbottoma, kolegę Harry'ego z piątego roku z Gryffindoru. Jego okrągła twarz lśniła od wysiłku ciągnięcia swojego kufra i utrzymywania w jednorękim uścisku jego wyrywającej się ropuchy, Teodory.
- Cześć, Harry - wysapał - Hej Ginny... wszędzie pełno... nie mogę znaleźć miejsca...
- O czym ty mówisz? - powiedziała Ginny, która przecisnęła się obok Neville'a by zajrzeć do przedziału za nim. - Jest miejsce w tym przedziale, w środku jest tylko Szaluna Lovegood *)...
Neville wymamrotał coś na temat tego, że nie chce nikomu przeszkadzać.
- Nie bądź głupiutki - zaśmiała się Ginny - ona jest w porządku.
Rozsunęła drzwi i wciągnęła do środka swój kufer. Harry i Neville weszli za nią.
- Cześć Luna - powiedziała Ginny - masz coś przeciwko, żebyśmy zajęli te miejsca?
Dziewczyna przy oknie popatrzyła na nich. Miała rozwichrzone, długie do pasa, brudne blond włosy, bardzo jasne brwi i wypukłe oczy, które nadawały jej twarzy wyraz wiecznego zdziwienia. Dziewczyna emanowała aurą wyraźnego zbzikowania. Może to przez to, że dla bezpieczeństwa wetknęła swoją różdżkę za lewe ucho. Albo przez to, że założyła na siebie naszyjnik z korków od kremowego piwa. Albo przez to, że czytała magazyn do góry nogami. Jej wzrok przesunął się po Neville'u i spoczął na Harry'm. Skinęła głową.
- Dzięki - powiedziała Ginny uśmiechając się do niej.
Harry i Neville wepchnęli trzy kufry i klatkę Hedwigi na półkę bagażową i usiedli. Luna obserwowała ich znad jej odwróconego do góry nogami magazynu, który nosił nazwę Zwodziciel. Wyglądało, jakby nie musiała mrugać jak często jak zwykli ludzie. Patrzyła się i patrzyła na Harry'ego, który zajął miejsce naprzeciwko niej i teraz zaczynał tego żałować
- Jak minęło lato, Luna? - spytała Ginny.
- Dobrze - odpowiedziała sennie Luna nie spuszczając oczu z Harry'ego - Dobrze. Wiesz, było całkiem zabawne. Ty jesteś Harry Potter - dodała.
- Wiem - powiedział Harry.
Neville zachichotał. Luna zwróciła swoje jasne oczy na niego.
- I nie wiem, kim ty jesteś.
- Jestem nikim - odpowiedział pośpiesznie Neville.
- Nieprawda, nie jesteś - powiedziała ostro Ginny. - Neville Longbottom - Luna Lovegood. Luna jest na moim roku, ale w Ravenclawie.
- Rozum bez miary, największym człeka darem - zaintonowała Luna śpiewnym głosem.
Uniosła swoje odwrócone do góry nogami czasopismo na tyle wysoko, by ukryć twarz i ucichła. Harry i Neville popatrzyli na siebie nawzajem z uniesionymi brwiami. Ginny powstrzymywała chichotanie.
Pociąg turkocząc toczył się naprzód, unosząc ich szybko w otwarte tereny. Był to jeden z tych dziwnych, zmiennych dni. W jednej chwili wagon wypełniony był słonecznym światłem, a chwilę później przejeżdżali pod złowieszczo szarymi chmurami.
- Zgadnij, co dostałem na urodziny? - zagadnął Neville.
- Kolejną Przypominajkę? - spytał Harry pamiętając przypominające marmurkową kulkę urządzenie, które babcia Neville'a przysłała mu próbując polepszyć jego tragiczną pamięć.
- Nie - odpowiedział Neville - chociaż mogła by być, bo zgubiłem swoją starą wieki temu... Nie, popatrz na to.,,
Zagłębił rękę, która nie trzymała w mocnym uścisku Teodory, w swojej szkolnej torbie i po chwili grzebania wyciągnął coś, co wyglądało jak mały szary kaktus w doniczce, za wyjątkiem tego, że pokryte było czymś w rodzaju czyraków zamiast kolców.
- Mimbulus mimbletonia - oznajmił dumnie.
Harry zapatrzył się na to coś. Pulsowało delikatnie, co nadawało mu raczej złowrogi wygląd jakiegoś chorego wewnętrznego organu.
- Jest naprawdę bardzo rzadka - powiedział Neville promieniejąc. - Nie wiem nawet, czy jest jakaś w szklarni w Hogwarcie. Nie mogę się doczekać, aż pokażę ją Profesor Sprout. Mój wspaniały Wuj Algie zdobył ją dla mnie w Assyrii. Mam zamiar zobaczyć, czy uda mi się ją rozmnożyć.
Harry wiedział, że ulubionym przedmiotem Neville'a jest Zielarstwo, ale za żadne skarby nie wiedział co mógłby zrobić z tą skarłowaciałą małą roślinką.
- Czy ona... eee... coś robi? - zapytał.
- Całe mnóstwo rzeczy! - powiedział dumnie Neville. - Ma niesamowity mechanizm obronny. Masz, potrzymaj przez chwilę Teodorę...
Wepchnął ropuchę w dłonie Harry'ego i wyciągnął ze swojej szkolnej torby pióro. Wyłupiaste oczy Luny Lovegood znów pojawiły się nad krawędzią jej odwróconego czasopisma i obserwowały, co robi Neville. Neville uniósł Mimbulus mimbletonię na wysokość oczu, wystawił lekko język, wybrał miejsce i ukłuł ostro roślinę czubkiem swego pióra.
Ciecz wytrysnęła z każdego bąbla na roślinie - grube, śmierdzące, ciemnozielone wytryski. Uderzyły w sufit, okna, zbryzgały pismo Luny Lovegood. Ginny, która w samą porę uniosła ramiona i zasłoniła nimi twarz wyglądała zaledwie, jakby nosiła obślizgły zielony kapelusz. Jednak Harry, którego ręce zajęte były zapobieganiem ucieczce Teodory, dostał prosto w twarz. Śmierdziało jak zjełczały gnój.
Neville, którego twarz i tułów były również przemoczone, potrząsnął głową, by strząsnąć ciecz z oczu.
- P-przepraszam - wysapał. - Nigdy wcześniej tego nie próbowałem... Nie zdawałem sobie sprawy, że tak się to skończy... Ale nie martw się, Śmierdzigluty **) nie są trujące. - dodał nerwowo, widząc jak Harry wypluwa trochę na podłogę.
Dokładnie w tym momencie drzwi ich przedziału rozsunęły się.
- Oo... cześć Harry - powiedział nerwowy głos. - Eeem... zły moment?
Harry przetarł soczewki swoich okularów wolną od Teodory ręką. W przejściu stała bardzo ładna dziewczyna z długimi, lśniącymi czarnymi włosami i uśmiechała się do niego: Cho Chang, Szukający drużyny Krukonów.
- O... cześć - odpowiedział pusto Harry.
- Eeem... - powiedziała Cho - Cóż... pomyślałam tylko, że się przywitam... pa zatem...
Raczej różowa na twarzy zamknęła drzwi i poszła sobie. Harry opadł z powrotem na swoje miejsce i jęknął. Chciał, by Cho znalazła go siedzącego z grupą bardzo fajnych ludzi śmiejących się do rozpuku z żartu, który właśnie opowiedział. Wolałby nie siedzieć z Nevillem i Szurniętą Lovegood, ściskając ropuchę i tonąc w Śmierdziglutach.
- Nic się nie stało - powiedziała z otuchą Ginny - Zobacz, w prosty sposób możemy pozbyć się tego wszystkiego. Wyciągnęła różdżkę. -
Scourgify!
Śmierdzigluty zniknęły.
- Przepraszam - powiedział ponownie Neville bardzo słabym głosem.
Ron i Hermiona nie pojawili się przez blisko godzinę, w którym to czasie wózek z jedzeniem już przejechał. Harry, Ginny i Neville skończyli już swoje dyniowe paszteciki i zajęci byli wymienianiem kart z Czekoladowych Żab, kiedy drzwi przedziału rozsunęły się i wkroczyli do środka w towarzystwie Krzywołapa i piskliwie pohukującej w klatce Świstoświnki.
- Umieram z głodu - oznajmił Ron upychając Świstoświnkę koło Hedwigi, porywając Harry'emu Czekoladową Żabę i rzucając się na siedzenie przy obok niego. Rozdarł opakowanie, odgryzł żabie głowę i odchylił się z zamkniętymi oczami, jakby miał bardzo wyczerpujący ranek.
- Słuchajcie, jest dwoje pięciorocznych prefektów z każdego domu. - powiedziała zupełnie niezadowolona Hermiona zajmując swoje miejsce. - Chłopak i dziewczyna z każdego.
- I zgadnij, kto jest prefektem Slytherinu? - spytał Ron z nadal zamkniętymi oczami.
- Malfoy - odpowiedział natychmiast Harry, pewien że jego najgorszy koszmar się potwierdzi.
- Jasne - powiedział gorzko Ron wpychając resztę Żaby do ust i sięgając po następną.
- I ta kompletna krowa Pansy Parkinson - powiedziała zjadliwie Hermiona. - Jak ona mogła zostać prefektem, skoro jest głupsza niż upośledzony troll...
- A kto z Hufflepuffu? - spytał Harry.
- Ernie Macmillan i Hannah Abbott - odpowiedział stłumionym głosem Ron.
- I Anthony Goldstein oraz Padma Patil z Ravenclawu - dodała Hermiona.
- Poszedłeś na Bożonarodzeniowy Bal z Padmą Patil - oznajmił niewyraźny głos.
Wszyscy odwrócili się by spojrzeć na Lunę Lovegood, która wpatrywała się uporczywie bez mrugnięcia w Rona znad krawędzi Zwodziciela. Przełknął swój kawałek Żaby.
- Tak, wiem o tym. - odpowiedział lekko zdziwiony.
- Nie podobało jej się za bardzo - poinformowała go Luna. - Ona uważa, że nie potraktowałeś jej dobrze, bo nie chciałeś z nią tańczyć. Myślę, że mnie nie sprawiałoby to różnicy. - dodała w zamyśleniu. - Nie przepadam za bardzo za tańczeniem.
Wycofała się znów za Zwodziciela. Ron przez kilka sekund gapił się na okładkę z otwartymi ustami, po czym zwrócił się w kierunku Ginny po jakieś wyjaśnienie, ale Ginny wetknęła kłykcie do ust, by powstrzymać chichotanie. Ron potrząsnął głową i sprawdził zegarek.
- Powinniśmy często patrolować korytarze - powiedział Harry'emu i Neville'owi. - I możemy rozdawać kary, jeśli ludzie się zachowują się nieodpowiednio. Nie mogę się doczekać, aż za coś dorwę Crabbe'a i Goyle'a.
- Nie powinieneś wykorzystywać swojej pozycji, Ron - sprzeciwiła się ostro Hermiona.
- Jasne, akurat, bo Malfoy w ogóle nie będzie jej wykorzystywał - rzucił sarkastycznie Ron.
- Czyli masz zamiar zniżać się do jego poziomu?
- Nie, mam tylko zamiar upewnić się, że dorwę jego kumpli zanim on dorwie moich.
- Na niebiosa, Ron...
- Każę Goyle'owi pisać zdania, to go wykończy, on nie cierpi pisania - powiedział z radością Ron.
Obniżył głos do niskiego stękania Goyle'a, wykrzywił twarz w wyrazie udręczonej koncentracji i naśladował pisanie w powietrzu.
- Nie... wolno... mi... wyglądać... jak... tyłek... pawiana...
Wszyscy się śmiali, ale nikt nie śmiał się bardziej niż Luna Lovegood. Wydała z siebie okrzyk rozbawienia, który sprawił, że Hedwiga obudziła się i zatrzepotała skrzydłami z oburzeniem, a Krzywołap wskoczył na półkę z bagażami sycząc. Luna śmiała się tak bardzo, że czasopismo wyślizgnęło się z jej uchwytu i po nogach zjechało na podłogę.
- To było zabawne!
Jej wydatne oczy tonęły we łzach, gdy krztusząc się łapała oddech wpatrując się przy tym w Rona. Kompletnie zażenowany popatrzył na pozostałych, którzy teraz śmiali się z jego wyrazu twarzy i z absurdalnie przedłużającego się śmiechu Luny Lovegood, która kołysała się w przód i w tył trzymając się za boki.
- Nabijasz się ze mnie? - spytał marszcząc z dezaprobatą brwi.
- Tyłek... pawiana! - dławiła się trzymając się za żebra.
Wszyscy z wyjątkiem Harry'ego obserwowali śmiejącą się Lunę. Harry zerkając na czasopismo na podłodze zauważył coś, co sprawiło, że zanurkował po nie. Do góry nogami trudno było powiedzieć, co przedstawia okładka, ale Harry zdał sobie właśnie sprawę, że była to całkiem kiepska karykatura Korneliusza Knota. Harry rozpoznał go tylko po limonkowozielonym meloniku. Jedna z rąk Knora zaciśnięta była na worku ze złotem, druga dusiła goblina. Karykatura była podpisana: Jak Daleko Posunie Się Knot By Sięgnąć Po Gringotta.
Pod spodem była lista tytułów innych artykułów wewnątrz magazynu.


Korupcja w Lidze Quidditcha:
Jak Tajfuny Przejmują Kontrolę
Sekrety Starożytnych Runów Odkryte
Syriusz Black: Zbrodniarz czy Ofiara?


- Mogę na to spojrzeć? - spytał Harry Lunę z zapałem.
Skinęła nadal wlepiając wzrok w Rona, nie mogąc złapać oddechu ze śmiechu. Harry otworzył czasopismo i przeleciał wzrokiem spis treści. Aż do tej chwili całkowicie zapomniał o piśmie, które Kingsley wręczył Panu Weasley dla Syriusza, ale to musiało być to wydanie Zwodziciela. Znalazł numer strony i z podnieceniem przerzucił kartki na artykuł.
Był on również zilustrowany raczej kiepskimi obrazkami. Właściwie Harry nie wiedziałby, że to miał być Syriusz, gdyby nie był tak podpisany. Rysunkowy Syriusz stał na kupce ludzkich kości z różdżką w dłoni. Nagłówek artykułu głosił:

SYRIUSZ - CZARNY JAKIM GO MALUJA?
Notoryczny masowy morderca, czy niewinna śpiewająca sensacja?


Harry musiał przeczytać to zdanie kilka razy, zanim przekonał się, że dobrze je zrozumiał. Od kiedy Syriusz był śpiewającą sensacją?

Przez czternaście lat wierzono, że Syriusz Black jest winny masowego morderstwa dwunastu niewinnych Mugoli i jednego czarodzieja. Śmiała ucieczka Blacka z Azkabanu dwa lata temu doprowadziła do najszerzej zakrojonego polowania na człowieka, jakie kiedykolwiek przeprowadziło Ministerstwo Magii. Nikt z nas nigdy nie kwestionował, że zasłużył on na powtórne schwytanie i oddanie w ręce Dementorów.
ALE CZY ZASŁUŻYŁ?
Zaskakujący nowy dowód w tej sprawie ostatnio ujrzał światło dziennie, według którego Syriusz Black nie mógł popełnić zbrodni, za które został zesłany do Azkabanu.
W rzeczywistości, jak mówi Doris Purkiss spod numeru 18 na Acanthia Way w Little Norton, Black nie mógł nawet być obecny przy tej zbrodni. - Z czego ludzie nie zdają sobie sprawy to to, że Syriusz Black to fałszywe nazwisko - mówi Pani Purkiss. - Człowiek, co do którego ludzie wierzą, że jest Syriuszem Blackiem to tak naprawdę Stubby Boardman, wiodący piosenkarz popularnej grupy Hobgobliny, który zrezygnował z publicznego życie po tym jak został uderzony w ucho zegarkiem na koncercie w Little Norton Church Hall prawie piętnaście lat temu. Rozpoznałam go w chwili, gdy zobaczyłam zdjęcie w gazecie. No i Stubby nie mógł w żaden sposób popełnić tych zbrodni, bo tego dnia przeżywał wraz ze mną romantyczną kolację przy świecach. Napisałam do Ministra Magii i oczekuję, że w najbliższych dniach przeprosi on w pełni Stubbiego, czy jak kto woli Syriusza.

Harry skończył czytać i gapił się na stronę z niedowierzaniem. Być może to był jakiś żart, pomyślał, być może to czasopismo często drukowało bzdurne artykuły. Przewrócił kilka stron w tył i odnalazł artykuł na temat Knota.

Korneliusz Knot, Minister Magii, zaprzeczył, że miał jakiekolwiek plany, by przejąć kierownictwo nad Bankiem Czarodziejów, Gringotta, kiedy został wybrany na Ministra Magii pięć lat temu. Knot zawsze podkreślał, że nie chce nic poza "pokojową współpracą" ze strażnikami naszego złota.
ALE CZY FAKTYCZNIE?
Źródła zbliżone do Ministra ostatnio ujawniły, że największą ambicją Knota jest przejęcie kontroli nad goblińskimi zapasami złota i nie będzie się wahał użyć siły, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- To nie byłby pierwszy raz - powiedziała dobrze poinformowana osoba z Ministerstwa. -
Korneliusz "Pogromca Goblinów" Knot - tak nazywają go jego przyjaciele. Gdybyście mogli go usłyszeć, kiedy myśli, że nikt go nie słucha, och... zawsze mówi o goblinach, które załatwił. Topił je, zrzucał z budynków, truł, zapiekał w ciastach...

Harry nie czytał już dalej. Knot mógł mieć wiele wad, ale Harry'emu niezmiernie trudno było wyobrazić sobie jak rozkazuje upiec gobliny w cieście. Przeleciał przez resztę magazynu. Zatrzymując się co kilka stron czytał: oskarżenie, że Tajfuny z Tutshill wygrywają Ligę Quidditcha przez kombinację szantażu, nielegalnego podrasowywania mioteł i tortur, wywiad z czarodziejem, który twierdził, że poleciał na księżyc na Zmiataczce Sześć i przywiózł ze sobą torbę księżycowych żab na dowód tej wyprawy, artykuł o starożytnych runach, który przynajmniej wyjaśnił dlaczego Luna czytała Zwodziciela do góry nogami. Zgodnie z rewelacjami zawartymi w artykule, jeśli czytało się te runy na odwrót, odkrywały one zaklęcie zamieniające uszy twojego wroga w kumkwaty. Właściwie, to porównując z resztą artykułów w Zwodzicielu, sugestia, że Syriusz mógł naprawdę być solistą Hobgoblinów brzmiała całkiem sensownie.
- Znalazłeś coś dobrego? - zapytał Ron, kiedy Harry zamknął czasopismo.
- Jasne że nie - powiedziała zjadliwie Hermiona zanim Harry zdążył odpowiedzieć. - Zwodziciel to bzdury, wszyscy to wiedzą.
- Przepraszam - odezwała się Luna. Jej głos nagle stracił swą senność - Mój ojciec jest redaktorem.
- Ja.. och... - zmieszała się Hermiona - No... ma czasem interesujące... To znaczy, jest całkiem...
- Poproszę go z powrotem, dziękuję - powiedziała zimno Luna i nachylając się do przodu wyrywała Zwodziciela z rąk Harry'ego. Przerzucając kartki dotarła do strony pięćdziesiątej siódmej, ponownie odwróciła go rezolutnie do góry nogami i schowała się za nim w momencie, gdy drzwi przedziału otworzyły się po raz trzeci.
Harry spojrzał w tamtym kierunku. Spodziewał się tego, ale to wcale nie uczyniło widoku Draco Malfoya uśmiechającego się złośliwie spomiędzy swoich kumpli, Crabbe'a i Goyle'a bardziej przyjemnym.
- Czego? - zapytał agresywnie zanim Malfoy zdołał otworzyć usta.
- Kultura, Potter, albo będę musiał dać ci szlaban - wycedził Malfoy, którego gładkie blond włosy i ostro zakończony podbródek były dokładnie takie, jak u jego ojca. - Widzisz, ja, w przeciwieństwie do ciebie, zostałem prefektem, co oznacza, że ja, w przeciwieństwie do ciebie, mam władzę wymierzać kary.
- Tak - odciął się Harry - ale ty, w przeciwieństwie do mnie, jesteś kretynem, więc wynoś się i zostaw nas w spokoju.
Ron, Hermiona, Ginny i Neville zaśmiali się. Warga Malfoy'a zawinęła się.
- Powiedz mi, jak to jest być gorszym od Weasleya, Potter? - zapytał.
- Zamknij się, Malfoy! - powiedziała ostro Hermiona.
- Zdaje się, że trafiłem w czuły punkt - powiedział Malfoy uśmiechając się złośliwie. - No dobrze, po prostu lepiej uważaj, Potter, bo jak pies będę szedł twoim śladem i czekał aż się wychylisz.
- Wynoś się! - powiedziała Hermiona wstając z miejsca.
Chichocząc Malfoy rzucił Harry'emu ostatnie złośliwe spojrzenie i odszedł. Crabbe i Goyle powlekli się za nim po obu jego bokach.
Hermiona zatrzasnęła za nimi drzwi przedziału i odwróciła się, by spojrzeć na Harry'ego, który od razu wiedział, że ona, podobnie jak on, zauważyła, co powiedział Malfoy i wytrąciło ją to z równowagi.
- Rzuć nam jeszcze jedną Żabę - powiedział Ron, który najwyraźniej nie zauważył niczego.
Harry nie mógł swobodnie rozmawiać przy Neville'u i Lunie. Wymienił jeszcze jedno nerwowe spojrzenie z Hermioną i zaczął patrzeć za okno.
Myślał, że będzie trochę śmiechu jeśli Syriusz przyjdzie z nim na stację, ale nagle wydało mu się to lekkomyślne, o ile nie wierutnie niebezpieczne... Hermiona miała rację... Syriusz nie powinien był przychodzić. Co jeśli Pan Malfoy zauważył czarnego psa i powiedział Draco? Co jeśli wydedukował, że Weasley'owie, Lupin, Tonks i Moody wiedzą, gdzie kryje się Syriusz? Czy użycie przez Malfoya określenia "szedł jak pies twoim śladem" było zwykłym zbiegiem okoliczności?
Pogoda pozostała zmienna kiedy tak podróżowali coraz dalej i dalej na północ. Najpierw deszcz opryskał okna bez większego entuzjazmu, potem słabe słońce zajrzało na chwilę do przedziału zanim chmury zasłoniły je ponownie. Kiedy zapadła ciemność i w wagonach zapaliły się światła, Luna zwinęła Zwodziciela, włożyła go ostrożnie do swojej torby i dla odmiany zaczęła przyglądać się wszystkim w przedziale.
Harry siedział z czołem przyciśniętym do szyby pociągu, próbując zobaczyć pierwszy odległy widok Hogwartu, ale za oknem panowała bezksiężycowa noc, a mokre od deszczu okno było brudne.
- Lepiej się przebierzmy - powiedziała w końcu Hermiona i wszyscy z trudem otworzyli swoje kufry i założyli swoje szkolne szaty. Ona i Ron przypięli starannie naszywki prefektów do swoich piersi. Harry zauważył, jak Ron sprawdza swoje odbicie w ciemnym oknie.
W końcu pociąg zaczął zwalniać i usłyszeli zwykłą wrzawę, kiedy wszyscy szamotali się by zebrać swoje bagaże i zwierzęta i przygotować się do wyjścia. Jako że Ron i Hermiona mieli nadzorować to wszystko, zniknęli znów z wagonu, prosząc Harry'ego i pozostałych o zaopiekowanie się Krzywołapem i Świstoświnką.
Ja poniosę tę sowę, jeśli chcesz - powiedziała Luna do Harry'ego sięgając po Świstoświnkę, kiedy Neville ostrożnie wpychał Teodorę do wewnętrznej kieszeni.
- Och.. eee.. dzięki - odparł Harry wręczając jej klatkę i poprawiając klatkę Hedwigi w swoich ramionach.
Wysypali się z przedziału i dołączyli do tłumu na korytarzu czując na twarzach pierwszy powiew nocnego powietrza. Powoli ruszyli w kierunku drzwi. Harry czuł zapach sosen, które stały rzędem wzdłuż drogi do jeziora. Zszedł na peron i rozejrzał się, nasłuchując znajomego wołania: "Pirszaki tutaj... pirszaki...".
Ale nie usłyszał go. Zamiast tego całkiem inny, energiczny, kobiecy głos wołał - Pierwszoroczni, proszę ustawiać się tutaj! Wszyscy pierwszoroczni do mnie!
Z naprzeciwka zbliżało się kołyszące się światło latarni i w jego blasku dostrzegł wydatny podbródek i surową fryzurę Profesor Grubbly-Plank, czarownicy, która przez jakiś czas zastępowała Hagrida na miejscu nauczyciela Opieki nad Magicznymi Stworzeniami w zeszłym roku.
- Gdzie jest Hagrid? - spytał głośno.
- Nie wiem - odpowiedziała Ginny, ale lepiej zejdźmy z drogi, blokujemy przejście.
- Aaa, tak...
Harry i Ginny zostali rozdzieleni kiedy szli przez peron i dalej przez stację. Poszturchiwany przez tłum Harry rzucał spojrzenia w ciemność próbując dostrzec Hagrida. Musiał tu być, Harry liczył na to - ponowne spotkanie z Hagridem było jedną z rzeczy, na które najbardziej czekał. Ale nie było śladu Hargida.
Nie mógł wyjechać, powiedział do siebie Harry sunąc powoli przez wąskie przejście na drogę na zewnątrz wraz z resztą tłumu. Po prostu przeziębił się, albo coś w tym stylu...
Rozejrzał się za Ronem i Hermioną, chcąc usłyszeć, co myślą o ponownym pojawieniu się Profesor Grubby-Plank, ale żadnego z nich nie było w pobliżu, więc pozwolił ponieść się naprzód w kierunku ciemnej, zmytej deszczem drogi przy stacji Hogsmeade.
Stało tu coś koło setki dyliżansów bez koni, które zawsze zabierały do zamku wszystkich studentów powyżej pierwszej klasy. Harry zerknął szybko na nie i odwrócił się by dalej rozglądać się za Ronem i Hermioną, po czym jeszcze raz w zwolnionym tempie spojrzał w ich kierunku...
Dyliżanse nie były już więcej pozbawione koni. Między uchwytami dyliżansów stały jakieś stworzenia. Gdyby miał je jakoś nazwać, przypuszczał że nazwałby je końmi, chociaż miały w sobie też coś gadziego. Były całkowicie pozbawione ciała, ich czarna skóra przylegała ściśle do ich szkieletów, z których każda jedna kość była widoczna. Miały trochę smocze głowy, w których osadzone były białe, pozbawione źrenic oczy. Z obu stron każdego z nich wyrastały skrzydła - olbrzymie, czarne, skórzaste skrzydła, które wyglądały, jakby należały do gigantycznych nietoperzy. Stojące nieruchomo i cicho w narastającym mroku stworzenia wyglądały niesamowicie i złowrogo. Harry nie rozumiał, dlaczego dyliżanse mają być ciągnięte przez te potworne konie, skoro mogły przecież poruszać się same.
- Gdzie jest Świnka - odezwał się głos Rona tuż obok Harry'ego.
- Ta dziewczyna, Luna, niosła go. - powiedział Harry odwracając się szybko chcąc naradzić się z Ronem odnośnie Hagrida. - Jak myślisz, gdzie...
- ... jest Hagrid? Nie wiem - odpowiedział zmartwionym głosem Ron - Lepiej, żeby wszystko było z nim OK...
Niedaleko od nich Draco Malfoy wraz z małą grupą kumpli z jego bandy, wśród których byli Crabbe, Goyle i Pansy Parkinson, rozpychali z drogi bojaźliwie wyglądających drugoroczniaków, by zrobić przejście do dyliżansów dla siebie i swoich kumpli. Chwilę później z tłumu pojawiła się Hermiona.
- Malfoy był absolutnie ohydny w stosunku do pierwszoroczniaków. Przysięgam, że złożę na niego raport, ma swoją naszywkę od raptem trzech minut i już wykorzystuje ją by znęcać się nad ludźmi bardziej niż kiedykolwiek... Gdzie jest Krzywołap?
- Ginny go ma - odpowiedział Harry - A oto i ona...
Ginny pojawiła się z tłumu ściskając mocno wyrywającego się Krzywołapa.
- Dzięki - powiedziała Hermiona uwalniając Ginny od kota. - Dalej, chodźcie znajdziemy wspólny wagon zanim wszystkie się wypełnią...
- Wciąż nie mam Świnki! - zaoponował Ron, ale Hermiona już kierowała się do najbliższego wolnego dyliżansu. Harry został z tyłu z Ronem.
- Jak myślisz, co to są za stworzenia? - spytał Rona, kiwając głową na przerażające konie, podczas gdy inni uczniowie w przelewali się obok nich.
- Jakie stworzenia?
- No te konie...
Pojawiła się Luna trzymająca w rękach klatkę Świstoświnki. Malutka sówka jak zwykle świergotała z podnieceniem.
- Proszę - powiedziała. - Słodka z niej maleńka sówka, prawda?
- Eee... tak... prawda - burknął ochryple Ron. - No dobrze, chodźmy więc, wsiadajmy... co mówiłeś, Harry?
- Pytałem co to są za... konie? - powiedział Harry, kiedy wraz z Ronem i Luną ruszyli do wagonu, w którym siedziały już Hermiona i Ginny.
- Jakie znów konie?
- Konie, które ciągną dyliżanse! - powiedział niecierpliwie Harry. Byli, nawiasem mówiąc, koło trzech stóp od najbliższego z nich. Obserwował ich swoimi pustymi, białymi oczami. Jednak Ron rzucił Harry'emu zdumione spojrzenie.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Mówię o... patrz!
Harry chwycił ramię Rona i obrócił go tak, że stanął twarzą w twarz ze skrzydlatym koniem. Ron gapił się przed siebie przez sekundę, po czym spojrzał na Harry'ego.
- Na co niby mam patrzeć?
- Na... tutaj, pomiędzy dyszlami! Zaprzężone do dyliżansu! Stoi zaraz przed...
Ale kiedy Ron dalej patrzył zdumiony, dziwna myśl przebiegła Harry'emu przez głowę.
- Nie... nie widzisz ich?
- Nie widzę czego?
- Nie widzisz co ciągnie dyliżanse?
Ron popatrzył teraz na niego już poważnie zaniepokojony.
- Dobrze się czujesz, Harry?
- Ja... tak...
Harry poczuł się kompletnie oszołomiony. Koń stał tu przed nim, połyskując solidnie w mglistym świetle sączącym się z okien stacji za nimi, w zimnym nocnym powietrzu z jego nozdrzy unosiła się mgiełka. A mimo to, chyba że Ron udawał i jeśli udawał, to był to bardzo kiepski dowcip, Ron go wcale nie widział.
- Wsiadamy zatem? - spytał niepewnie Ron, patrząc na Harry'ego tak, jakby się o niego martwił.
- Tak - odparł Harry. - Tak, chodźmy...
- Nie martw się - odezwał senny głos obok Harry'ego, kiedy Ron zniknął w ciemnym wnętrzu dyliżansu. - Nie wariujesz, ani nic w tym stylu. Ja też je widzę.
- Naprawdę? - spytał desperacko Harry obracając się do Luny. Mógł dostrzec odbicia skrzydlatych koni w jej szerokich srebrzystych oczach.
- O tak, - odpowiedziała Luna - Widziałam je od mojego pierwszego dnia tutaj. Zawsze ciągną dyliżanse. Nie martw się. Jesteś tak samo przy zdrowych zmysłach jak ja.
Uśmiechając się słabo wspięła się za Ronem na przestarzały wagon. Nie do końca uspokojony Harry ruszył za nią.




*) ang. "Loony", oznacza zbzikowany, szalony, szurnięty, pomylony. Loony jednak oznaczać również zdrobnienie od imienia Luna, tak jak John-Johnny, Ron-Ronnie, chociaż poprawna forma takiego zdrobienia brzmiałaby raczej Lunnie (co w wymowie brzmi tak samo jak loony)
**) ang. "Stinksap". Jeśli pojawiło się już we wcześniejszych tomach, dajcie znać w komentarzach pod jaką nazwą.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch Lepalczyk skrót 3 pierwszych rozdziałów
Instrukcja 07 Symbole oraz parametry zaworów rozdzielających
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
Kurcz Język a myślenie rozdział 12
Ekonomia zerówka rozdział 8 strona 171
28 rozdzial 27 vmxgkzibmm3xcof4 Nieznany (2)
Meyer Stephenie Intruz [rozdział 1]

więcej podobnych podstron