de nieszczęśliwy. Zatrułeś sobie życie i teraz też możesz to zrobić. Nie możesz już jednak zatruwać życia innym. Wszystko coraz bardziej staje się sobą: radości nic już nie zaćmi. Światło może rozproszyć ciemności, w których ty się znajdziesz, ale twoje ciemności nie zaćmią już światła. To ty musisz przyjść do nas, my nie możemy pójść do ciebie. Czy naprawdę myślałeś, że miłość i radość zawsze pozostaną na usługach każdego jęku? Nie wiedziałeś, że to, co się im przeciwstawia, jest od nich o wiele słabsze?
Miłość? Jak śmiesz używać tego świętego sło
wa? — odezwał się Tragik i w tej samej chwili zwinął
łańcuch, który od jakiegoś czasu zwisał luźno u jego
szyi. W jakiś sposób zdołał się go pozbyć. Nie jestem
tego pewien, ale wydaje mi się, że po prostu go po
łknął. Teraz dopiero stało się jasne, że Pani zwraca się
tylko do niego.
Gdzie jest Frank? — spytała. — I kim pan jest?
Nie znam pana. Może pan odejść... albo zostać, jeśli
pan woli. Gdyby mogło to panu pomóc i gdyby było
to możliwe, poszłabym z panem do Piekła, ale nie
może pan przenieść Piekła tutaj.
Nie kochasz mnie — odezwał się Tragik cien
kim jak pisk nietoperza głosem. Był teraz ledwo wi
doczny.
Nie mogę kochać kłamstwa — odparła Pani. —
Nie mogę kochać czegoś, czego nie ma. Miłość ogar
nia mnie całą i nic nie zdoła jej ugasić.
Odpowiedź nie nastąpiła. Wielki Tragik zniknął. Pani została sama w leśnym zakątku, a obok niej skakał brązowy ptaszek, zginając nóżkami trawę, której moje stopy nie zdołałyby poruszyć.
Po chwili Pani podniosła się i zaczęła oddalać. Inne Świetliste Duchy wyszły jej na spotkanie ze śpiewem:
108
Radość Trójcy jest jej schronieniem: nic nie może zmącić jej szczęścia.
Jak ptak omija wszystkie sieci, jak kozica przeskakuje pułapki.
Czym gołębica dla swoich piskląt albo tarcza dla wojownika, tym jest Pan dla jej duszy, Pan w swej niezmiennej jasności.
W nocy nie zlęknie się upiorów, za dnia nie przerazi jej wystrzał.
Fałsz, co mieni się prawdą, na próżno próbuje ją zranić; na wskroś przenika kłamstwo, widzi je jak na dłoni.
Ukryta choroba jej nie zagraża, nie porazi jej palące słońce.
Tysiące nie znają odpowiedzi, dziesiątki tysięcy wybierają złą drogę, lecz ona przechodzi bezpiecznie.
Pan zsyła nieśmiertelnych, aby jej służyli na wszystkich drogach, które jej wyznaczył.
Oni podają jej dłoń w chwilach próby: nie urazi swojej stopy w ciemnościach.
Pan pozwala jej chodzić wśród lwów i skorpionów, stąpać po jaszczurach i legowiskach lwiątek.
On wypełnia ją całą ogromem swego życia: pozwala jej zrozumieć pragnienie świata.
— A jednak... a jednak... nawet teraz nie jestem przekonany — zwróciłem się do mojego Nauczyciela, kiedy śpiew ucichł w głębi lasu. — Czy to w porządku, żeby ona pozostała tak niewzruszona wido-
109