Rozdzial$ (2)


Rozdzial dwudziesty czwarty:

Rewelacje Rity Sceeter.

W drugi dzień świąt wszyscy wstali bardzo późno. Pokój wspólny Gryffindoru był znacznie cichszy niż ostatnio, leniwe rozmowy często przerywały długie ziewnięcia. Włosy Hermiony znowu stały się bujne; wyznała Harremu, że na bal użyła dużej ilości Eliksiru Lśniących Włosów "ale to zajmuje zbyt dużo czasu, żeby robić każdego dnia" stwierdziła, drapiąc mruczącego Krzywołapa za uszami.
Ron i Hermiona najwyraźniej zawarli niepisane porozumienie o nie poruszaniu tematu swojej ostatniej kłótni. Byli dla siebie całkiem mili, choć dziwnie sztywni. Ron i Harry nie tracili czasu i natychmiast opowiedzieli Hermionie o podsłuchanej rozmowie Hagrida i Madame Maxime, ale dla Hermiony nie było takim szokiem dowiedzieć się, że Hagrid jest pół-olbrzymem, jak dla Rona.
- Właściwie myślałam, że tak musi być - tylko wzruszyła ramionami - Wiedziałam, że nie może być olbrzymem czystej krwi, ponieważ one mają około 20 stóp wysokości. Ale szczerze, cała ta histeria z olbrzymami. One wszystkie nie mogą być okropne... to uprzedzenie tego samego rodzaju co do wilkołaków... po prostu stereotyp, prawda?
Ron miał minę, jakby miał zamiar dać ciętą odpowiedź, ale może nie chciał kolejnej sprzeczki, więc zadowolił się jedynie potrząsaniem z niedowierzaniem głową, kiedy Hermiona patrzyła w bok.
Nadszedł czas na odrobienie prac domowych, które zaniedbali przez pierwszy wolny tydzień. Wszyscy zdawali się czuć raczej marnie (?), teraz, gdy święta się skończyły - wszyscy prócz Harego, który teraz (znowu) zaczynał lekko się denerwować.
W tym rzecz, że 24 lutego wydawał się znacznie bliższy po tej stronie świąt, a on wciąż nie posunął się ani o krok w odgadnięciu zagadki zawartej w złotym jaju. Zaczął więc wyjmować je z kufra za każdym razem, kiedy znalazł się w dormitorium, otwierał je i przysłuchiwał się w skupieniu, mając nadzieję, że tym razem odnajdzie w tym jakiś sens. Zmuszał się do zastanawiania się, co przypomina mu to wycie, oprócz 30 grających pił do metalu, ale nigdy wcześniej nie słyszał niczego podobnego. Zamykał jajo, mocno nim potrząsał i otwierał znowu, by sprawdzić, czy wycie się nie zmieniło, ale zawsze pozostawało takie samo. Próbował zadawać jaju pytania, przekrzykując hałas, ale nic się nie działo. Raz rzucił nawet jajem przez pokój - choć w rzeczywistości nie wierzył, że może to pomóc.
Harry nie zapomniał rady, którą dał mu Cedrik, ale jego mniej-niż-przyjazne uczucia do Cedrika sprawiały, że nie miał ochoty z niej korzystać, jeżeli nie będzie musiał. Wydawało mu się, że jeżeli Cedrik naprawdę chciałby mu pomóc, jego wyjaśnienia bylyby znacznie bardziej dokładne. On, Harry, powiedział Cedrikowi dokładnie co będzie w pierwszym zadaniu, a Cedrik w podzięce poradził mu wziąć kąpiel. Nie potrzebował takich nędznych rad... nie od kogoś, kto ciągle chodzi po korytarzach trzymając Cho za rękę. A więc pierwszego dnia nowego semestru Harry niósł ze sobą nie tylko zwykłe książki, pióra i pergaminy, ale także przyczajony strach w żołądku, tak, jakby miał ze sobą także całe jajo.
Śnieg ciągle pokrywał błonia grubą warstwą, a ściany cieplarni były zasłonięte zamarzniętym szronem tak, że na zielarstwie nie mogli przez nie wyglądać. Nikt nie miał ochoty na opiekę nad magicznymi stworzeniami w taką pogodę, choć, jak powiedział Ron,
Skrewts prawdopodobnie nieźle ich ogrzeją, goniąc ich lub wybuchając tak gwałtownie, że podpalą chatkę Hagrida
Gdy jednak dotarli do chatki Hagrida, zastali tam starszą czarownicę z krótko przyciętymi włosami i bardzo wystającym podbródkiem.
- Pospieszcie się, dzwonek zadzwonił pięć minut temu - warknęła na nich, kiedy przedzierali się w jej kierunku przez zaspy.
- Kim pani jest? - zapytał Ron, gapiąc się na nią - Gdzie jest Hagrid?
- Nazywam się profesor Grubbly-Plank - powiedziała energicznie - Jestem waszą tymczasową nauczycielką opieki nad magicznymi stworzeniami.
- Gdzie jest Hagrid? - powtórzył Harry głośno
- Jest niedysponowany - ucięła krótko profesor Grubbly-Plank.
Miękki, ale nieprzyjemny śmiech dotarł do uszu Harrego. Odwrócił się - Draco Malfoy i reszta Ślizgonów dołączyło do ich grupy. Wszyscy mieli na twarzach uśmieszki, żaden nie był zaskoczony widokiem profesor Grubbly-Plank.
- Tędy proszę - powiedziała profesor Grubbly-Plank i podążyła wzdłuż wybiegu, na którym drżały ogromne konie Beauxbatons. Harry, Ron i Hermiona poszli za nią, odwracając się przez ramię na chatkę Hagrida. Wszystkie zasłony były zaciągnięte. Czy Hagrid siedział tam, samotny i chory?
- Co się stało z Hagridem? - zapytał znowu Harry, podbiegając, by zrównać się z profesor Grubbly-Plank.
- Nie powinno cię to obchodzić - odparła, jakby był wścibski
- A jednak obchodzi. Co z nim?
Profesor Grubbly-Plank zachowała się, jakby nie usłyszała jego słów. Poprowadziła ich obok wybiegu, gdzie stały ściśnięte od zimna konie Beauxbatons, i w kierunku skraju lasu, gdzie spętano dużego, pięknego jednorożca.
Kilka dziewcząt och-nęło na jego widok.
- Och, on jest śliczny! - wyszeptała Lavender Brown - Jak ona go złapała? One są podobno bardzo trudne do schwytania!
Jednorożec był tak lśniąco biały, że śnieg wyglądał przy nim szaro. Nerwowo kopał ziemię swoimi złotymi kopytami i rzucał rogatą głową.
- Chłopcy do tyłu! - warknęła profesor Grubbly-Plank, wyciągając rękę i łapiąc Harrego silnie za kołnierz - Wolą dotyk kobiet... dziewczęta na przód, podejdźcie ostrożnie...
Ona i dziewczęta podeszły wolno do przodu w kierunku jednorożca, zostawiając chłopców przy ogrodzeniu .
Kiedy profesor Grybbly-Plank znalazła się dostatecznie daleko, Harry zwrócił się do Rona - Jak myślisz, co mu jest? Chyba nie Skrewt...
- Och, nie, on nie został zaatakowany, Potter, jeżeli o tym myślisz - wtrącił miękko Malfoy - Nie, on jedynie za bardzo się wstydzi pokazać swoją wielką, brzydką gębę.
- Co masz na myśli? - zapytał ostro Harry
Malfoy sięgnął do kieszeni swojej szaty i wyciągnął zwiniętą gazetę.
- Proszę bardzo - powiedział - Przykro mi, że to ja ci o tym mówię, Potter...
Uśmiechnął się złośliwie do Harrego, kiedy ten rozprostowywał gazetę i zacząły czytać, z Ronem, Seamuse, Deanem i Nevillem zaglądającymi mu przez ramię. Był to artykuł ozdobiony zdjęciem Hagrida, który tu wyglądał na niezwykle przebiegłego.

OLBRZYMI BŁĄD ALBUSA DUMBLEDORE
Albus Dumbledore, ekscentryczny dyrektor Hogwartu- Szkoły Magii i Czarodziejstwa, nigdy nie obawiał się gromadzenia kontrowersyjnego personelu, pisze Rita Skeeter, specjalny wysłannik. W sierpniu tego roku zatrudnił Alastora "Mad-Eye" Moody'ego, byłego aurora, jako nauczyciela obrony przed czarną magią, która to decyzja wywołała wielkie zdumienie w Ministerstwie Magii, zważywszy na powszechnie znany zwyczaj Moody'ego atakowania każdego, kto zrobi nagły ruch w jego pobliżu. Mimo to Mad-Eye Moody wygląda przyjemnie i odpowiedzialnie w porównaniu z pół-człowiekiem, którego Dumbledore zatrudnił na stanowisku nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami.
Rubeus Hagrid, który przyznaje się do wyrzucenia z Hogwartu na swoim trzecim roku, od dawna pełnił funkcję gajowego, posadę stworzoną specjalnie dla niego przez Dumbledore'a. Jednak w ostatnim roku Hagrid użył swojego tajemniczego wpływu na dyrektora, który dał mu pracę nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami, mimo kandydatury wielu lepiej wykształconych osób.
Niepokojący wysoki i dziko wyglądający, Hagrid używał swojego swojej nowozdobytej władzy, by straszyć uczniów okropnymi stworzeniami. Podczas gdy Dumbledore patrzył na to przez palce, Hagrid doprowadził do zranienia wielu swoich podopiecznych podczas serii lekcji, które wielu z nich określiło jako "bardzo przerażające".
- Zaatakował mnie hipogryf, a mój przyjaciel Wincent Crabbe, został pogryziony przez gumochłona - opowiada Draco Malfoy, uczeń czwartego roku - Wszyscy nienawidzimy Hagrida, ale jesteśmy zbyt zastraszeni, by coś powiedzieć.
Hagrid nie ma nawet zamiaru ukrywać swojej kampanii zastraszania (?). W rozmowie z Prorokiem Codziennym w zeszłym miesiącu, przyznał, że wychowuje obecnie stworzenia zwane "Blast Ended Skrewts", wysoce niebezpieczne krzyżówki mantikory i ognistych krabów. Takim nowym tworom zwykle uważnie przygląda się Departament Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń, Hagrid jednak zdaje się uważać, że znajduje się ponad takimi ograniczeniami.
- Po prostu trochę się zabawiłem - wyznał, zanim natychmiast zmienił temat.
Jakby tego nie było dość, Prorok Codzienny odkrył, że Hagrid nie jest - jak zawsze twierdził - czystej krwi czarodziejem. W rzeczywistości nie jest nawet czystej krwi człowiekiem. Jego matką, jak możemy udowodnić, był nikt inny tylko olbrzymka Fridwulfa, której obecne miejsce pobytu jest nieznane.
Krwiożercze i brutalne, olbrzymy znalazły się na granicy wymarcia, walcząc ze sobą przez całe ostatnie stulecie. Te, które przeżyły, dołączyły do szeregów Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i były odpowiedzialne za wiele masowych mordów Mugoli podczas jego, pełnego terroru, panowania.
Podczas gdy wiele olbrzymów służących Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zostało zabitych przez aurorów pracujących po przeciwnej stronie, Fridwulfy wśród nich nie było. Możliwe, że uciekła do jednej z grup olbrzymów, ciągle ukrywających się w wysokich górach. Syn Fridwulfy najwyraźniej odziedziczył jej brutalną naturę.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, powszechnie znana jest przyjaźń Hagrida z chłopcem, który był przyczyną upadku Sami-Wiecie-Kogo - a tym samym zmuszenia matki Hagrida i innych sług Sami-Wiecie-Kogo do ukrycia się. Możliwe, że Harry Potter nie jest świadom nieprzyjemnej prawdy o swoim dużym przyjacielu, ale to Albus Dumbledore ma obowiązek upewnić się, że Harry Potter, a wraz z nim jego koledzy, został ostrzeżony przed niebezpieczeństwami związanymi z zadawaniem się z pół-olbrzymami.

Harry skończył czytać i spojrzał na Rona, który stał z otwartymi ustami.
- Jak ona się dowiedziała? - wyszeptał Ron
Ale nie to najbardziej martwiło Harrego.
- Co to ma znaczyć "wszyscy nienawidzimy Hagrida"? - warknął Harry na Malfoya - Co to za bzdury o nim, - wskazał na Crabbe'a - "został pogryziony przez gumochłona"? One nawet nie mają zębów!
Crabbe chichotał, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.
- No, to powinno położyć kres nauczycielskiej karierze naszego prostaczka - stwierdził Malfoy z błyszczącymi oczami - Pół-olbrzym... a ja myślałem, że po prostu ukradł butelkę Szkiele-Wzro, kiedy był mały... żadnej mamusi ani tatusiowi się to nie spodoba... będą się martwić o swoje dzieci, ha, ha...
-
Ty...-
- Ej, wy tam, słuchacie, czy nie?
Dotarł do nich głos profesor Grubbly-Plank; wszystkie dziewczęta zgromadziły się wokół jednorożca, głaszcząc go i poklepując. Harry był tak wściekły, że Prorok Codzienny trząsł mu się w dłoniach, kiedy spojrzał nic-nie-widzącym wzrokiem na jednorożca, którego magiczne właściwości właśnie objaśniała profesor Grubbly-Plank, dostatecznie głośno, by chłopcy również mogli ją słyszeć.
- Mam nadzieję, że ta kobieta zostanie! - powiedziała Parvati Patil, kiedy po skończonej lekcji wracali do zamku na lunch - To bardziej przypomina opiekę nad magicznym stworzeniami, jaką sobie wyobrażałam... właściwe stworzenia, jak jednorożce, a nie potwory...
- A co z Hagridem? - zapytał ze złością Harry, docierając do schodów
- Jak to, co z nim? - powiedziała ostro Parvati - Może nadal być gajowym, prawda?
Od czasu balu Parvati odnosiła się do Harrego bardzo chłodno. Przypuszczał, że powinien był poświęcić jej więcej uwagi, ale wydawało się, że mimo wszystko dobrze się bawiła. W każdym razie rozpowiadała wszystkim, że umówiła się z chłopcami z Beauxbatons w Hogsmeade na następnej wycieczce weekendowej.
- To była naprawdę dobra lekcja - powiedziała Hermiona, kiedy weszli do Wielkiej Sali - Nie wiedziałam połowy rzeczy, które opowiadała profesor Grubbly-Plank o jednor-
- Spójrz na to! - prychnął Harry, podtykając artykuł z Proroka Codziennego pod nos Hermiony. Szczęka opadała jej coraz niżej, w miarę jak czytała. Jej reakcja była identyczna, jak Rona - Jak ta obrzydliwa baba się o tym dowiedziała? Chyba Hagrid jej nie powiedział?
- Niee - powiedział Harry, prowadząc do stołu Gryffindoru i ze złością rzucając się na krzesło - Nigdy nawet nie powiedział nam, prawda? Myślę, że tak się wściekła na Hagrida, że nie naopowiadał jej o mnie okropnych rzeczy, że dla odmiany zaczęła teraz węszyć na niego.
- Może słyszała, jak mówi o tym Madame Maxime na balu? - zasugerowała cicho Hermiona
- Widzielibyśmy ją w ogrodzie! - zaprotestował Ron - W każdym razie, nie może już przychodzić do szkoły, Dumbledore jej zakazał...
- Może ma pelerynę niewidkę - powiedział Harry, nakładając sobie na talerz roladę z kurczaka (?) i rozpryskując ją ze złości na wszystkie strony - Byłaby do tego zdolna, ukryć się w krzakach i podsłuchiwać.
- Jak ty i Ron, masz na myśli - dodała Hermiona
- Nie próbowaliśmy go podsłuchiwać! - zawołał Ron z oburzeniem - Nie mieliśmy wyboru! To głupota, gadać o matce olbrzymce, kiedy wszyscy mogli go usłyszeć!
- Musimy iść i go zobaczyć - stwierdził Harry - Dziś wieczorem, po wróżbiarstwie. Powiemy, że chcemy, żeby wrócił... Chcesz, żeby wrócił,
prawda? - prawie krzyknął na Hermionę
- No... nie przeczę, że to przyjemna odmiana, choć raz normalna lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami... ale chcę, żeby Hagrid wrócił, oczywiście, że chcę! - dodała natychmiast, widząc wściekłe spojrzenie Harrego.
A więc tego wieczoru ich troje ponownie opuściło opuściło zamek i przeszło przez zamarznięte błonia do chatki Hagrida. Zapukali, ale odpowiedziało im tylko szczekanie Kła.
- Hagrid, to my! - krzyknął Harry, waląc w drzwi - Otwórz nam!
Nikt nie odpowiedział. Słyszeli, jak Kieł drapie drzwi, piszcząc, ale one nie otworzyły się. Dobijali się przez kolejne 10 minut; Ron nawet zaczął uderzać w jedno z okien, ale nie uzyskali żadnej odpowiedzi.
- Dlaczego on nas unika? - zapytała Hermiona, kiedy w końcu się poddali i wracali do szkoły - Chyba nie sądzi, że obchodzi nas to, że jest pół-olbrzymem?
Ale wyglądało na to, że Hagrid właśnie tak myślał. Nie otrzymali od niego żadnego znaku życia przez cały tydzień. Nie pojawiał się przy stole nauczycieli podczas posiłków i nie widzieli, jak pełni swoje obowiązki gajowego, a profesor Grubbly-Plank dalej prowadziła ich lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami. Malfoy triumfował przy każdej okazji.
- Brakuje wam waszego wyrośniętego kumpla? - szeptał do Harrego za każdym razem, gdy w pobliżu znajdował się nauczyciel zdolny obronić go przed reakcją Harrego - Brakuje wam człowieka-słonia?
W połowie stycznia zaplanowano wycieczkę do Hogsmeade. Hermionę bardzo zaskoczyło, że Harry ma zamiar iść.
- Pomyślałam, że wykorzystasz okazję, że pokój wspólny jest wreszcie cichy - powiedziała - Naprawdę powinieneś wziąć się do roboty z tym jajem.
- Och... wydaje mi się, że mam już całkiem niezły pomysł, co może znaczyć to wycie - skłamał Harry
- Naprawdę? - powiedziała Hermiona, wyraźnie pod wrażeniem - Świetnie!
Wnętrzności Harrego skręciły się jak u winowajcy, ale je zignorował. Miał przecież ciągle pięć tygodni, by pracować nad rozpracowaniem wskazówki zawartej w jaju, a to były wieki... a jeżeli pójdzie do Hogsmeade, może natknie się na Hagrida i będzie miał szansę przekonać go do powrotu.
On, Ron i Hermiona razem opuścili zamek w sobotę i przeszli przez zimne, mokre błonia do bram. Kiedy mijali statek Durmstrangu do połowy pogrążony w jeziorze, zobaczyli Victora Kruma, wyłaniającego się na pokład, ubranego jedynie w slipki. Był bardzo chudy, ale najwyraźniej znacznie bardziej wytrzymały niż na to wyglądał, ponieważ wspiął się na rufę, rozciągnął ramiona i zanurkował prosto do jeziora.
- On jest szalony - stwierdził Harry, patrząc, jak ciemna głowa Kruma wypływa na środku jeziora - Woda jest lodowata, mamy styczeń!
- Tam, skąd pochodzi, jest znacznie zimniej - powiedziała Hermiona - Myślę, że dla niego jest całkiem ciepło.
- Tak, ale tam jest jeszcze gigantyczna ośmiornica - dodał Ron. W jego głosie nie było niepokoju, bardziej już nadzieja. Hermiona zauważyła ton jego głosu i zmarszczyła brwi.
- Wiesz, on jest naprawdę miły - powiedziała - Nie taki, jak sądzisz, że są inni z Durmstrangu. Bardzo mu się tutaj podoba, powiedział mi.
Ron nie odpowiedział. Słowem nie wspominał Victora Kruma od czasu balu, ale Harry znalazł miniaturową rękę pod jego łóżkiem w drugi dzień świąt, która wyglądała, jakby została oderwana od maleńkiej postaci w bułgarskich szatach do quidditcha.
Harry wytężał oczy w poszukiwaniu jakiegoś znaku od Hagrida przez całą drogę przez główną ulicę i w końcu zasugerował wizytę w Trzech Miotłach, jak tylko upewnił się, że Hagrida nie ma w żadnym innym sklepie.
Pub był zatłoczony jak nigdy, ale jedno krótkie spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że Hagrida tam nie ma. Z ciężkim sercem Harry podszedł z Ronem i Hermioną do baru i zamówił u Madame Rosmerty trzy kremowe piwa, jednocześnie myśląc ponuro, że mógłby równie dobrze siedzieć w tej chwili w pokoju wspólnym i słuchać wycia jaja.
- Czy on
kiedykolwiek chodzi do biura? - szepnęła nagle Hermiona - Patrzcie!
Wskazała na lustro za barem, a Harry zobaczył odbicie Ludo Bagmana siedzącego w ciemnym kącie z grupą goblinów. Bagman bardzo szybko mówił coś przyciszonym głosem do goblinów, które wszystkie siedziały ze skrzyżowanymi ramionami i z bardzo ponurymi minami.
To było rzeczywiście dziwne, pomyślał Harry, Bagman w Trzech Miotłach w weekend, kiedy nie ma żadnego turniejowego zadania. Obserwował Bagmana w lustrze. Wyglądał na tak samo zestresowanego jak tej nocy w lesie, kiedy pojawił się Znak Ciemności. Ale wtedy Bagman zerknął w stronę baru, spostrzegł Harrego i natychmiast wstał.
- Za chwileczkę, za chwileczkę! - Harry usłyszał, jak mówi głośno do goblinów, a w następnej sekundzie Bagman zaczął przedzierać się przez pub w kierunku Harrego, ponownie ze swoim dziecięcym uśmiechem na twarzy.
- Harry! - zawołał - Jak się masz? Miałem nadzieję, że na ciebie wpadnę! Wszystko idzie dobrze?
- Tak, dziękuję - odparł Harry
- Zastanawiałem się, czy mógłbym zamienić z tobą słówko na osobności, Harry? - powiedział Bagman z ożywieniem - Poświęcicie nam minutkę lub dwie?
- Ee... OK - odparł Ron, i on i Hermiona odeszli, by znaleźć stolik
Bagman poprowadził Harrego wzdłuż baru, jak najdalej od Madame Rosmerty.
- No... pomyślałem sobie, że powinienem ci pogratulować twojego wspaniałego występu przeciwko smokowi, Harry - powiedział Bagman - To było naprawdę fantastyczne
- Dzięki - odparł Harry, ale wiedział, że to nie mogło być wszystko, co chciał mu powiedzieć Bagman; równie dobrze mógł mu pogratulować przy Ronie i Hermionie. Mimo to wydawało się, że na razie nie ma zamiaru wyjawić ani słowa więcej. Harry zobaczył, że zerka w lustro na odbicia goblinów, z których wszyscy obserwowali ich w ponurym milczeniu.
- Zupełny koszmar - mruknął Bagman do Harrego przyciszonym głosem, zauważając, że Harry również przygląda się goblinom - Ich angielski nie jest zbyt dobry... to jakby być znowu z Bułgarami na mistrzostwach... ale oni przynajmniej używali znaków, które każdy człowiek mógł rozpoznać. Ci ciągle trajkoczą po goblińsku... znam tylko jedno słowo w goblińskim. Bladvak. To znaczy kilof. Nie używam tego, bo myślą, że ich straszę. - Zaśmiał się krótkim, gardłowym śmiechem
- Czego oni chcą? - zapytał Harry, zauważając, że gobliny gapią się na nich jeszcze uważniej.
- Ee... - zaczął Bagman, nagle wyglądając na bardzo zdenerwowanego - Oni... ee... szukują Bartiego Croucha.
- Po co? - zapytał Harry - On jest przecież w Ministerstwie w Londynie, prawda?
- Ee... właściwie, nie mam pojęcia, gdzie może być - odparł Bagman - On... przestał przychodzić do pracy. Jest nieobecny już od kilku tygodni. Młody Percy, jego asystent, mówi, że choruje. Najwyraźniej przesyła mu instrukcje przez sowę. Ale mógłbyś nikomu o tym nie wspominać, Harry? Rita Skeeter węszy gdzie się tylko da, a nie chciałbym, żeby zrobiła jakiś skandal z choroby Bartiego. Pewnie zaginął jak Berta Jorkins...
- Słyszał pan coś o tej Bercie Jorkins? - zapytał Harry
- Nie - odparł Bagman, znowu ze strachem w głosie - Oczywiście wysłałem już ludzi na poszukiwania (najwyższy czas, pomyślał Harry) i to wszystko wygląda bardzo dziwnie. Ona z pewnością dotarła do Albanii, ponieważ spotkała tam swojego kuzyna. A potem wyszła z domu kuzyna i poszła na południe, żeby odwiedzić swoją ciotkę... i zniknęła po drodze, zupełnie bez śladu... nie wygląda mi na osobę, która by, na przykład, z kimś uciekła... Nieważne... Co my robimy, rozmawiając o goblinach i Bercie Jorkins? Naprawdę chciałem cię zapytać, - znacznie zniżył głos - jak idzie ci z tym złotym jajem?
- Ee... nieźle - powiedział nieszczerze Harry
Bagman chyba zorientował się, że Harry nie mówi prawdy.
- Słuchaj, Harry - dodał (ciągle bardzo cicho) - czuję się z tym bardzo źle... zostałeś wciągnięty w ten turniej, choć wcale się o to nie prosiłeś... i jeżeli (mówił już tak cicho, że Harry musiał się pochylić, żeby coś usłyszeć) ...jeżeli mógłbym pomóc w czymkolwiek... wskazać właściwy kierunek... wiesz, że cię lubię... to, jak przeszedłeś smoka!... No, po prostu powiedz słówko.
Harry spojrzał na okrągła, czerwoną twarz Bagmana i jego szerokie, niemowlęco niebieskie (?) oczy.
- Powinniśmy pracować nad tym samodzielnie, prawda? - powiedział ostrożnie, uważając, żeby jego głos zabrzmiał zwyczajnie, a nie jakby oskrażał dyrektora Departamentu Magicznych Sportów i Gier o łamanie zasad.
- No... no, tak - powiedział Bagman niecierpliwie - ale... daj, spokój, Harry, przecież wszyscy pragniemy zwycięstwa Hogwartu!
- Czy zaproponował pan pomoc Cedrikowi? - zapytał Harry
Mały grymas zagościł na twarzy Bagmana
- Nie - odparł wreszcie - Ja... no, jak już mówiłem, lubię ciebie. Po prostu pomyślałem, że mógłbym...
- Nie, dziękuję - przerwał Harry - Sądzę, że jestem już bardzo blisko... jeszcze kilka dni powinno wystarczyć.
Nie był do końca pewny, dlaczego nie przyjął pomocy Bagmana, oprócz tego, że Bagman był dla niego prawie obcym i wysłuchanie jego rady byłoby znacznie bardziej jak oszukiwanie, niż prośba o pomoc Rona, Hermionę czy Syriusza.
Bagman wyglądał na prawie obrażonego, ale nie mógł już nic powiedzieć, ponieważ Fred i George pojawili się w ich kącie.
- Dzień dobry, panie Bagman - powitał go Fred z uśmiechem - Możemy kupić panu drinka?
- Ee... nie - odparł Bagman, rzucając ostatnie zawiedzione spojrzenie na Harrego - Nie, dziękuję, chłopcy...
Fred i George wyglądali na tak samo zawiedzionych jak Bagman, który przyglądał się Harremu, tak, jakby, ten pozbawił go ostatniej nadziei.
- No, muszę już lecieć - oznajmił - Miło było was spotkać. Powodzenia, Harry.
I wybiegł z pubu. Wszystkie gobliny natychmiast porzuciły swoje krzesła i wyszły za nim. Harry dołączył do Rona i Hermiony.
- Czego chciał? - zapytał Ron jak tylko Harry zajął miejsce
- Zaoferował mi pomoc przy tym złotym jaju. - odparł Harry
- Nie powinien był tego robić! - zawołała zszokowana Hermiona - Jest jednym z sędziów! A tak w ogóle, przecież już to rozpracowałeś, prawda?
- Ee... prawie.
- Dumbledore'owi by się nie spodobało, że Bagman namawia cię do oszustwa! - ciągnęła głęboko oburzona Hermiona - Mam nadzieję, że próbował też pomóc Cedrikowi.
- Nie, pytałem go - powiedział Harry
- A kogo obchodzi, czy Diggory ma pomoc? - wtrącił Ron. Harry w duchu się z nim zgodził.
- Te gobliny nie wyglądały zbyt przyjaźnie - zaczęła Hermiona, siorbiąc swoje kremowe piwo - Ciekawe, co tu robili?
- Według Bagmana szukali Bartiego Croucha - odparł Harry - Ciągle jest chory. Nie przychodzi do pracy.
- Może Percy go otruł - zasugerował Ron - Może myśli, że jeśli Crouch wykituje, on zostanie dyrektorem Departamentu Międzynarodowej Magicznej Współpracy.
Hermiona posłała Ronowi spojrzenie znaczące nie-żartuj-na-takie-tematy i powiedziała - Dziwne, gobliny szukające pana Croucha... zwykle wystarcza im Departament Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń.
- Crouch mówi wieloma językami. - wtrącił Harry - Może potrzebują tłumacza.
- Teraz martwisz się o biedne, małe goblinki, co? - zapytał Ron Hermionę (........)
- Ha, ha, ha - odparła Hermiona sarkastycznie - Gobliny nie potrzebują ochrony. Nie słuchałeś, co profesor Binns opowiadał nam o rebeliach goblinów?
- Nie - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron
- A więc, całkiem nieźle radzą sobie z czarodziejami - powiedziała Hermiona, znowu siorbiąc piwo - Są bardzo inteligentne. Nie są jak skrzaty domowe, które nigdy nie staną do walki o swoje prawa.
- O nie! - zawołał nagle Ron, spoglądając na drzwi.
Do pubu właśnie wkroczyła Rita Skeeter. Miała na sobie bananowo-żółte (?) szaty, a długie paznokcie pomalowała na wściekły róż; towarzyszył jej jak zwykle pulchny fotograf. Kupiła drinki i zaczęła przepychać się wraz z fotografem do pobliskiego stolika. Harry, Ron i Hermiona gapili się za nią, kiedy przeszła. Mówiła bardzo szybko i wyglądała na bardzo z jakiegoś powodu zadowoloną.
- ...nie bardzo miał ochotę z nami rozmawiać, co, Bozo? Teraz, jak myślisz, dlaczego? I co robił z tą grupą goblinów? Pokazując im jakieś znaki... zupełnie bez sensu... zawsze był wstrętnym kłamcą. Czujesz coś? Myślisz, że powinniśmy w tym trochę pogrzebać?
Zhańbiony Były-Dyrektor Magicznych Sportów, Ludo Bagman... niezły początek sensacji, Bozo... musimy tylko znaleźć historię, która by tu pasowała...-
- Próbujesz zniszczyć życie kogoś innego? - zapytał Harry głośno
Kilka osób się obejrzało. Oczy Rity Skeeter rozszerzyły się za jej ozdobionymi kamieniami szlachetnymi okularami, kiedy spostrzegła, kto się odezwał.
-
Harry! - zawołała, rozpromieniając się - Jak cudownie! Dlaczego nie przyłączysz się...-
- Nie podszedłbym do ciebie nawet z 10-stopową miotłą - odparł wściekle Harry - Niby po co zrobiłaś to Hagridowi, co?
Rita Skeeter uniosła wysoko swoje wydepilowane brwi.
- Nasi czytelnicy muszą znać prawdę, Harry. Z radością wypełniam swój...-
- Kogo obchodzi, że jest pół-olbrzymem? - wrzasnął Harry - Z nim nie jest nic złego!
Pub zaległa całkowita cisza. Madam Rosmerta gapiła się na nich, przechylając się przez bar, najwyraźniej nieświadoma, że kufel, który wypełniała miodem już się przelewał.
Uśmiech Rity Skeeter lekko zadrżał, ale natychmiast przywołała go z powrotem; otworzyła swoją krokodylą torebkę, wyciągnęła Prędko-Piszące-Pióro i powiedziała - A może byś tak dał mi wywiad o Hagridzie, którego ty znasz? Człowiek ukryty pod muskułami? Twoja niecodzienna przyjaźń i jej powody? Czy nazwałbyś go zastępcą ojca?
Hermiona wstała bardzo gwałtownie, ściskając butelkę kremowego piwa, jakby był to granat.
- Ty wredna kobieto, - wycedziła przez zaciśnięte zęby - to cię nic nie obchodzi, zrobisz wszystko dla sensacji, każdy się nada, co? Nawet Ludo Bagman...-
- Siadaj, głupia, mała dziewucho i nie mów o sprawach, których nie rozumiesz - powiedziała zimno Rita Skeeter, a jej spojrzenie stało się znacznie twardsze, kiedy spoczęło na Hermionie - Wiem o rzeczach na temat Ludo Bagmana, od których zjeżyłyby ci się włosy... Nie to, że tego potrzebują...- dodała, zerkając na bujne włosy Hermiony
- Wychodzimy - warknęła Hermiona - Chodźmy, Harry... Ron...
Wyszli; wiele osób oglądało się za nimi, kiedy opuszczali pub. Harry zerknął za siebie, kiedy dotarli do drzwi. Prędko-Piszące-Pióro Rity śmigało po pergaminie w tę i z powrotem.
- Ty będziesz następna, Hermiono - powiedział Ron, cichym i zmartwionym tonem, kiedy szybko maszerowali główną ulicą.

Niech tylko spróbuje! - odparła Hermiona drążycym głosem; wprost trzęsła się ze złości - Już ja jej pokażę! Głupia, mała dziewucha? Och (...), najpierw Harry, teraz Hagrid...
- Nie denerwuj Rity Skeeter! - przerwał nerwowo Ron - Poważnie, Hermiono, znajdzie coś i na ciebie!
- Moi rodzice nie czytają Proroka Codziennego, nie przestraszy mnie! - powiedziała, teraz krocząc tak szybko, że Harry i Ron musieli prawie biec, by dotrzymać jej kroku. Kiedy ostatnio Harry widział Hermionę w takim stanie, uderzyła ona Malfoya w twarz - A Hagrid nie będzie się już więcej ukrywał! (...) Idziemy!
Zaczynając biec, poprowadziła ich z powrotem drogą, przez bramę ozdobioną uskrzydlonymi dzikami i potem przez błonia do chatki Hagrida.
Zasłony wciąż były zaciągnięte, a kiedy podeszli, usłyszeli szczekanie Kła.
-
Hagrid! - wrzanęła Hermiona, waląc pięścią we frontowe drzwi - Dość tego, Hagridzie! Wiemy, że tam jesteś! Nikogo nie obchodzi, że twoja matka była olbrzymką! Nie możesz na t to pozwolić tej głupiej babie! Hagrid, wyłaź, jesteś...-
Drzwi otworzyły się. Hermiona powiedziała "najwyższy cz..." i nagle przerwała, ponieważ znalazła się twarzą w twarz nie z Hagridem, ale z Albusem Dumbledore'em.
- Dobry wieczór - powiedział miękko, uśmiechając się do nich
- My... ee... chcieliśmy zobaczyć się z Hagridem - wydusiła Hermiona słabym głosem
- Zauważyłem - odparł Dumbledore - Proszę, wejdźcie.
- Och... ee... no dobrze - wykrztusiła Hermiona
Ona, Ron i Harry weszli do chatki; Kieł rzucił się na Harrego, gdy ten tylko wszedł, poszczekując dziko i próbując wylizać mu ucho. Harry odepchnął Kła i rozejrzał się.
Hagrid siedział przy stole, na którym stały dwa ogromne dzbanki herbaty. Wyglądał naprawdę marnie. Twarz miał całą w plamach (?), oczy podkrążone, a fryzura była dokładnym przeciwieństwem tej, którą miał jeszcze miesiąc temu; daleki od prób ułożenia włosów, wyglądały teraz one jak po przejściu huraganu.
- Cześć, Hagrid - powitał go Harry
Hagrid podniósł głowę.
- Hej - odparł bardzo ochrypłym głosem
- Więcej herbaty, jak sądzę - powiedział Dumbledore, zamykając drzwi za Harrym, Ronem i Hermioną. Wyjął swoją różdżkę, machnął nią i w powietrzu pojawił się serwis do herbaty i talerz ciasteczek. Dumbledore kolejnym ruchem różdżki ustawił talerz na stole i wszyscy usiedli. Nastąpiła krótka cisza i wreszcie Dumbledore odezwał się - Czy przez przypadek usłyszałeś, co krzyczała panna Granger, Hagridzie?
Hermiona zaczerwieniła się, ale Dumbledore uśmiechnął się do niej i ciągnął - Wydaje mi się, że Hermiona, Harry i Ron nadal chcą cię znać, sądząc po fakcie, że mieli zamiar wyważyć drzwi.
- Oczywiście, że nadal chcemy cię znać! - zawołał Harry, wpatrując się w Hagrida - Chyba nie sądzisz, że cokolwiek, co ta krowa Skeeter... przepraszam, panie profesorze - dodał szybko, zerkając na Dumbledore'a.
- Tymczasowo ogłuchłem i nie mam pojęcia, co powiedziałeś, Harry - odparł Dumbledore, wpatrując się w sufit
- Ee... no tak - zaczął zmieszany Harry - Miałem na myśli...Hagrid, jak mogłeś pomyśleć, że obchodzi nas to, co ta... ta kobieta... o tobie napisała?
Dwie olbrzymie łzy spłynęły z czarnych jak paciorki oczu Hagrida i zagubiły się w jego zwichrzonej brodzie.
- Żywy dowód tego, co ci mówiłem, Hagridzie - wtrącił Dumbledore, wciąż uważnie przypatrując się sufitowi - Pokazałem ci listy od rodziców, którzy pamiętają cię z ich szkolnych lat, mówiące, że gdybym cię wyrzucił, mieliby coś do powiedzienia w tej sprawie.
- Nie wszyscy - powiedział ochryple Hagrid - Nie wszyscy chcą, żebym został.
- Naprawdę, Hagridzie, jeżeli żadasz powszechnego poparcia, obawiam się, że będziesz musiał zostać w tej chatce na bardzo długo - odparł Dumbledore, teraz przyglądając się surowo swoim okularom - Nie minął nawet tydzień, odkąd zostałem dyrektorem tej szkoły, jak dostałem przynajmniej jedną sowę z pretensjami o to, jak nią zarządzam. Ale co mogłem zrobić? Zabarykadować się w swoim gabinecie i przestać ze wszystkimi rozmawiać?
- No... nie jest pan pół-olbrzymem - mruknął Hagrid
- Hagrid, spójrz, kogo ja mam za krewnych! - zawołał Harry ze złością - Spójrz na Dursley'ów!
- Świetna uwaga! - powiedział profesor Dumbledore - Mój rodzony brat, Aberforth został ukarany za praktykowanie nielegalnych zaklęć na gęsi. To wszystko było w jego papierach, ale czy Aberforth się ukrywał? Nie! Trzymał wysoko głowę i prowadził dalej swój interes, jakby nic się nie stało! Choć nie jestem do końca pewny, czy umiał czytać, więc może to nie była odwaga...
- Wróć do nas, Hagridzie - powiedziała cicho Hermiona - Prosimy, wróć, naprawdę nam ciebie brakuje.
Hagrid głośno przełknął ślinę. Jeszcze więcej łez spłynęło po jego policzkach do potarganej brody. Dumbledore wstał.
- Odmawiam przyjęcia twojej rezygnacji, Hagridzie, oczekuję, że w poniedziałek wrócisz do pracy - powiedział - Dołączysz do nas na śniadaniu o ósmej trzydzieści w Wielkiej Sali. Bez wymówek. Do widzenia wam wszystkim.
Dumbledore wyszedł z chatki, zatrzymując się tylko raz, by podrapać Kła za uszami. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Hagrid znowu zaczął szlochać w swoje olbrzymie ręce. Hermiona ciągle poklepywała go w ramię i wreszcie Hagrid podniósł głowę; jego oczy były rzeczywiście bardzo czerwone.
- Wielki człowiek, ten Dumbledore... wielki człowiek...
- Taak - powiedział Ron - Mogę jedno z tych ciasteczek, Hagridzie?
- Częstuj się - odparł Hagrid, trąc oczy rękawem - Aa, on ma rację... oczywiście, że ma... cholibka, byłem głupi jak but... mój tatuś by się wstydził... - więcej łez spłynęło po jego policzkach, ale wytarł je jeszcze silniej - Nie pokazywałem wam jeszcze zdjęcia starego tatusia, co? Tutaj...
Hagrid wstał, podszedł do kredensu, wyciągnął szufladę i podał im zdjęcie niskiego czarodzieja o oczach czarnych Hagrida, uśmiechającego się promiennie i siedzącego na jego ramieniu. Hagrid miał już dobrych siedem lub osiem stóp, sądząc po jabłoni w tle, ale nie urosła mu jeszcze broda, a twarz była młoda, okrągła i gładka; miał nie więcej niż 11 lat.
- To zrobiono zaraz jak dostałem się do Hogwartu - zachrypiał - Tatuś był taki dumny... bał się, że mogę nie być czarodziejem, skoro mamusia... no, oczywiście, nigdy nie machałem dobrze tą różdżką... ale... tego, przynajmniej nie widział, jak mnie wylali. Wyzionął ducha na moim drugim roku...
- Tylko Dumbledore pomagał mi, gdy tatusiowi się zmarło. Zrobił mnie gajowym... ufa ludziom, o tak. Daje im drugą szansę... To go wyróżnia, kapujecie? Przyjmie każdego do Hogwartu, jeżeli tylko ma talent. Wie, że ludziom można ufać, nawet jeśli ich rodziny nie... no... wiecie... Ale niektórzy tego nie rozumieją. Niektórzy zawsze coś na ciebie nagadają... niektórzy będą udawać, że mają duże kości, zamiast powiedzieć "jestem, kim jestem i nie wstydzę się". Ja się nie wstydzę. "Nigdy się nie wstydź" mówił mój stary tatuś "niektórzy będą przeciwko tobie, ale nie warto się nimi zajmować". I, cholibka, miał rację. Byłem idiotą. Nie będę jej więcej przeszkadzał. Obiecuję wam. Duże kości... ja jej dam duże kości...
Harry, Ron i Hermiona spojrzeli na siebie nerwowo; Harry wolałby zabrać na spacer 50 Blast-Ended-Skrewts, niż przyznać, że podsłuchał rozmowę Hagrida z Madame Maxime, ale Hagrid mówił dalej, najwyraźniej nieświadomy, że powiedział coś dziwnego.
- Wiesz co, Harry? - odezwał się nagle, odrywając wzrok od fotografii ojca, teraz z bardzo błyszczącymi oczami - Jak cię pierwszy raz spotkałem, trochę mnie przypominałeś. Mama i tata odeszli, a ty bałeś się, że nie będziesz pasować do Hogwartu, pamiętasz? Nie byłeś pewny, czy się nadajesz... a spójrz teraz! Szkolny mistrz!
Przez chwilę przyglądał się Harremu i wreszcie odezwał się, bardzo poważnie - Wiesz, o czym marzę, Harry? Marzę, żebyś wygrał, naprawdę tego chcę! Żebyś im wszystkim pokazał... nie trzeba być czystej krwi. Nie musisz się niczego wstydzić. Pokaż im, że Dumbledore ma prawo cię wpuścić, dopóki potrafisz robić magię. Jak ci idzie z tym jajem, co?
- Świetnie - odparł Harry - Naprawdę świetnie.
Zrozpaczoną twarz Hagrida rozjaśnił szeroki uśmiech - To mój chłopak... Pokaż im, Harry, pokaż im! Pobij ich wszystkich!
Kłamanie Hagridowi było inne niż skłamanie komukolwiek innemu. Tego wieczoru Harry wrócił do zamku z Ronem i Hermioną, nie potrafiąc wymazać z pamięci szczęśliwego wyrazu twarzy Hagrida, kiedy ten wyobraził sobie Harrego wygrywającego turniej. Tego wieczoru myśl o jaju ciążyła mu bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, i zanim poszedł do łóżka, podjął decyzję - nadszedł czas, by schować dumę do kieszeni i zobaczyć, czy rada Cedrika była cokolwiek warta.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch Lepalczyk skrót 3 pierwszych rozdziałów
Instrukcja 07 Symbole oraz parametry zaworów rozdzielających
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
Kurcz Język a myślenie rozdział 12
Ekonomia zerówka rozdział 8 strona 171
28 rozdzial 27 vmxgkzibmm3xcof4 Nieznany (2)
Meyer Stephenie Intruz [rozdział 1]
04 Rozdział 04

więcej podobnych podstron