William Barclay
DZIEJE
APOSTOLSKIE
Poznań 2002
Tłumaczyli:
Ruth Kowalczuk, Witold Zachanowicz,
Aleksander Błażowski, Aleksander Kircun
Wydanie poprzednie ukazało się nakładem
Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1979 r.
Redakcja: Adam Ciorga
WPROWADZENIE
Cenna Księga
Można powiedzieć, że Dzieje Apostolskie są najważniejszą księgą w Nowym Testamencie. Gdybyśmy jej nie posiadali, to poza tym, co można by było odtworzyć z listów Pawła, nie mielibyśmy żadnych informacji o wczesnym Kościele. Istnieją dwa sposoby pisania historii. Jednym posługuje się kronikarz, który stara się przedstawić bieg wydarzeń w porządku chronologicznym, tydzień po tygodniu, dzień po dniu. Drugim posługuje się pisarz, który jak gdyby otwierając szereg okien, daje nam możliwość spojrzenia na ważne momenty i wielkich ludzi danego okresu. Autor Dziejów Apostolskich posługuje się tym drugim sposobem. Pomimo przyjętego powszechnie sformułowania tytułu tej księgi, nie mamy do czynienia z wyczerpującym opisem dziejów apostołów. Oprócz apostoła Pawła księga wspomina tylko trzech innych apostołów. W rozdziale dwunastym (w. 2) w jednym zdaniu znajduje się wzmianka, że Jakub, brat Jana został ścięty przez Heroda. Postać Jana pojawia się tylko w narracji, nieliczne odcinki Dziejów Apostolskich mówią o Piotrze. Grecki tytuł tej księgi należałoby raczej przetłumaczyć jako „Dzieła Mężów Apostolskich”, ponieważ przekazuje ona typowe czyny, okoliczności i dzieła wielkich bohaterów wczesnego kościoła.
Autor Księgi
Od najwcześniejszych czasów uważa się, że autorem Dziejów Apostolskich jest Łukasz, chociaż sama księga nie wspomina o tym fakcie. O Łukaszu wiemy mało. W Nowym Testamencie znajdujemy o nim zaledwie trzy wzmianki (Kol 4,14; Flm 24; 2 Tm 4,11). Na podstawie tych trzech wzmianek możemy stwierdzić na pewno dwie rzeczy, po pierwsze, że Łukasz był lekarzem i po drugie, że był jednym z najbardziej cenionym przez Pawła pomocników i najwierniejszym z jego przyjaciół oraz, że towarzyszył mu w czasie ostatniego uwięzienia. Jednego szczegółu możemy się tylko domyślać, mianowicie tego, że Łukasz pochodził z pogan. Jedenasty wiersz czwartego rozdziału Listu do Kolosan zamyka listę pozdrowień od tych, „którzy są z obrzezania”, to jest od Żydów. Wiersz dwunasty rozpoczyna nową listę i można przypuszczać, że ta nowa lista obejmuje osoby pochodzące z pogan. Okazuje się, że Łukasz jest jedynym autorem ksiąg Nowego Testamentu pochodzącym z pogan. Używane przez niego zwroty medyczne sugerują, że był lekarzem. W swojej Ewangelii, pisząc o człowieku opętanym przez ducha nieczystego, Łukasz używa określenia „demon rzucił go na środek”. Było to prawidłowe medyczne określenie konwulsji. Również w Ewangelii (9,38) Łukasz opisuje człowieka, który prosił Jezusa, aby „wejrzał” na jego syna. Przy pomocy takiego zwrotu zwykle określano wizytę lekarza u pacjenta. Najbardziej interesującym przykładem wskazującym na skłonność Łukasza do używania zwrotów medycznych jest wypowiedź o wielbłądzie i uchu igielnym. Występuje ona u trzech ewangelistów (Mt 19,24; Mk 10,25; Łk 18,25). Marek i Mateusz używają greckiego słowa raphis, które było słowem powszechnie używanym dla określenia igły krawieckiej lub igły używanej w gospodarstwie domowym. Jedynie Łukasz używa słowa belone, które było fachowym określeniem igły chirurgicznej. Dla lekarza rzeczą naturalną było posługiwanie się słownictwem lekarskim.
Odbiorcy Księgi
Łukasz zadedykował zarówno swoją Ewangelię jak i Dzieje Apostolskie człowiekowi zwanemu Teofil (Łk 1,3; Dz 1,1). Możemy jedynie domyślać się, kim był Teofil. W Ewangelii (1,3) imię Teofil poprzedzone jest słowem „ dostojny”. Wyrażenie to dosłownie znaczy „wasza dostojność”. Teofil musiał być osobą wysoko postawioną w służbie Cesarstwa Rzymskiego. Istnieją trzy hipotezy co do tego, kim był Teofil.
1. Być może imię to nie było prawdziwym imieniem człowieka, któremu księga były zadedykowana. W tamtych czasach przynależność do chrześcijan mogła być niebezpieczna. Imię Teofil albo Teofilus w oryginale pochodzi od dwóch greckich słów: teos, które znaczy Bóg i philein, które znaczy - miłować. Być może Łukasz napisał swoją księgę dla jakiegoś człowieka miłującego Boga, a nie użył jego prawdziwego imienia ze względu na niebezpieczeństwo, jakie taka decyzja mogła spowodować.
2. Jeżeli Teofil był faktycznie osobą, do której zwracał się Łukasz, to, jak już powiedzieliśmy, musiał być wysokim urzędnikiem rzymskim. Być może Łukasz napisał tę księgę po to, aby pokazać mu, że chrześcijaństwo jest piękne i godne przyjęcia, a chrześcijanie są dobrymi i szlachetnymi ludźmi. Możliwe, że Dzieje Apostolskie są obroną chrześcijaństwa, napisaną w celu przekonania jakiegoś dostojnika rzymskiego, aby nie prześladował chrześcijan.
3. Istnieje jeszcze jedna teoria, bardziej romantyczna od poprzednich. Łukasz był lekarzem, a w starożytności lekarze często byli niewolnikami. Być może, Łukasz był lekarzem Teofila. Być może, Teofil był śmiertelnie chory, a umiejętności i poświęcenie Łukasza pomogły mu wrócić do zdrowia. Być może, Teofil z wdzięczności obdarzył Łukasza wolnością, a Łukasz chciał potem odwdzięczyć się za ten dar. Historia o Jezusie była czymś najdroższym, co posiadał. Napisał ją i posłał Teofilowi.
Cel napisania Dziejów Apostolskich
Spróbujmy zastanowić się, co skłoniło Łukasza do napisania tej księgi.
1. Jednym z powodów była chęć obiektywnego ukazania chrześcijaństwa przedstawicielom rządu rzymskiego. Wiele razy autor odchodzi od głównego tematu, aby podkreślić jak uprzejmi byli rzymscy stróże porządku w stosunku do Pawła. Wspomina, że Sergiusz Paweł, prokonsul Cypru, nawraca się na chrześcijaństwo (Dz 13,12), w Koryncie, Galion jest całkowicie bezstronny (Dz 18,12), pretorzy w Filippi odkrywają swoją pomyłkę i publicznie przepraszają Pawła (Dz 16,35), przedstawiciele władzy w Efezie są życzliwi w stosunku do Pawła i dbają o to, żeby nie stała mu się krzywda (Dz 19,31). Łukasz wykazuje, że w latach poprzedzających napisanie Dziejów Apostolskich, władze rzymskie często były bezstronne, sprawiedliwe i pozytywnie ustosunkowane względem chrześcijan. Stara się też wykazać, że chrześcijanie byli dobrymi i lojalnymi obywatelami i za takich byli uważani przez władze. Na przykład Galion odpowiadając na skargę Żydów na Pawła, orzeka, że nie chodzi tutaj o żadne bezprawie lub zły czyn (Dz 18,14), pisarz miejski z Efezu wydaje dobrą opinię o chrześcijanach (Dz 19,37), Klaudiusz Lizjasz specjalnie podkreśla, że nie ma nic przeciwko Pawłowi (Dz 23,29), Festus orzeka, że Paweł nie uczynił niczego zasługującego na karę śmierci, a wraz z Agryppą zgadzają się, że Paweł mógłby być zwolniony, gdyby nie odwołał się do cesarza. Łukasz pisał Dzieje Apostolskie w czasach, kiedy chrześcijanie byli nielubiani i prześladowani i pragnął wykazać, że rzymscy urzędnicy i funkcjonariusze uważając chrześcijan za dobrych ludzi i lojalnych obywateli, byli obiektywni w swoich sądach i postawach. Wysunięto nawet kiedyś interesującą sugestię, że Dzieje Apostolskie są listem przygotowanym w celu obrony Pawła w czasie jego rozprawy przed rzymskim cesarzem.
2. Innym celem Łukasza było wykazanie, że chrześcijaństwo jest religią dla wszystkich ludzi z wszystkich narodów. Była to jedna z tych prawd, których Żydzi nie mogli zrozumieć. Wierzyli, że tylko oni są narodem wybranym i że u Boga nie ma miejsca dla innych narodów. W swojej Księdze Łukasz pragnie udowodnić, że tak w rzeczywistości nie jest. Dlatego pokazuje Filipa głoszącego ewangelię Samarytanom, Szczepana, który głosi „chrześcijaństwo dla wszystkich” i za to ponosi męczeńską śmierć; opisuje także, jak Piotr akceptuje Korneliusza jako członka Kościoła, jak chrześcijanie głoszą ewangelię poganom w Antiochii, jak Paweł w wielu krajach zdobywa różnych ludzi dla Chrystusa. Podkreśla również, że Kościół podjął historyczną decyzję, zgodnie z którą w społeczności chrześcijańskiej poganie mają być traktowani na równi z Żydami (Dz 15). Chciał pokazać, że chrześcijaństwo jest religią nie znającą granic i znoszącą wszelkie podziały.
3. Opisane cele można jednak uznać za drugorzędne. Najważniejszy cel Łukasza zawiera się w słowach Zmartwychwstałego Pana: „Będziecie mi świadkami w Jerozolimie i całej Judei i Samarii i po krańce ziemi” (Dz 1,8). Tym wielkim celem Łukasza było pokazanie rozwoju chrześcijaństwa, przedstawienie w jaki sposób religia, która miała swój początek w dalekim zakątku Palestyny, w niespełna trzydzieści lat dotarła aż do Rzymu. C. H. Turner zwraca uwagę, że Dzieje Apostolskie można podzielić na 6 części, z których każda kończy się sprawozdaniem o postępie misji chrześcijańskiej. Podział ten przedstawia się następująco:
a. (Dz 1,1-6,7) - relacje o zborze w Jerozolimie i o zwiastowaniu Piotra, jest zakończona następującym podsumowaniem: „A Słowo Boże rosło i poczet uczniów w Jerozolimie bardzo się pomnażał, tak, że znaczna ilość kapłanów przyjmowała wiarę”.
b. (Dz 6,8-9,31) - rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa w Palestynie i męczeństwo Szczepana, zwiastowanie ewangelii w Samarii. Ten etap jest podsumowany słowami: „Tymczasem kościół, budując się i żyjąc w bojaźni Pańskiej, cieszył się po całej Judei, Galilei i Samarii pokojem i wspomagany przez Ducha Świętego pomnażał się”.
c. (Dz 9,32-12,24) - opis nawrócenia Pawła, rozszerzenie Kościoła aż po Antiochię, przyjęcie poganina Korneliusza do społeczności chrześcijańskiej. Zakończenie tej części brzmi: „A Słowo Boże rosło, i rozszerzało się”.
d. (Dz 12,25-16,5) - początki Kościoła w Azji Mniejszej i podróż misyjna po Galacji, podsumowane słowami: „Zbory zaś utwierdzały się w wierze i z każdym dniem rosły w liczbę”.
e. (Dz 16,6-19,20) - dotarcie Kościoła do Europy, misja Pawła w wielkich miastach pogańskich, takich jak Korynt i Efez. Podsumowanie tej części brzmi: „Tak to potężnie rosło i zyskiwało na mocy Słowo Pańskie”.
f. (Dz 19,21-28,31) - przybycie Pawła do Rzymu i jego uwięzienie. Przy końcu tej części widzimy Pawła „głoszącego Królestwo Boże i nauczającego o Panu Jezusie Chrystusie śmiało i bez przeszkód”.
Ten podział Dziejów Apostolskich wyjaśnia jednocześnie pewien fakt, który na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo zagadkowy, a mianowicie, fakt dziwnego zakończenia tej księgi. Przedstawia ono Pawła w więzieniu, oczekującego na wyrok. Chcielibyśmy wiedzieć, co potem działo się z Pawłem. Ale dalsze jego dzieje okryte są tajemnicą. Łukasz zakończył swoją relację, ponieważ został w niej osiągnięty cel. Pokazał, w jaki sposób chrześcijaństwo rozpoczęło się w Jerozolimie i przetoczywszy się przez dużą część świata dotarło do wielkiego Rzymu. Opisał cudowne rozprzestrzenianie się Ewangelii, i odłożył pióro, kiedy ukazał chrześcijaństwo założone w stolicy świata.
Źródła, z których korzystał Łukasz
Łukasz pisał historię, a źródła, z których historyk czerpie informacje są sprawą bardzo istotną. Skąd Łukasz znał opisane przez siebie fakty?
1. W pierwszych piętnastu rozdziałach Łukasz opisuje wydarzenia, o których nie posiadał informacji bezpośredniej, tzn. nie uczestniczył w nich osobiście. Najprawdopodobniej miał dostęp do dwóch źródeł. Pierwszym były historie miejscowych zborów. Każdy zbór miał swoją historię, chociaż mogła ona nie być utrwalona na piśmie. Możemy wyróżniać trzy bloki lokalnych przekazów. W rozdziałach 1-5 oraz w 15 i 16 opisana jest historia zboru w Jerozolimie. Historia zboru w Cazarei zawarta jest w rozdziałach 8,26-40 oraz 9,31-10,48, a historia zboru w Antiochi w rozdziałach 11,19-30 i 12,25-13,28. Drugim źródłem były opowiadania o wielkich postaciach wczesnego Kościoła. Najprawdopodobniej istniały cykle opowiadań o działalności takich mężów jak Piotr, Jan, Filip i Szczepan. Z pewnością przyjaźń Łukasza z Pawłem umożliwiała mu poznanie starszych wielu zborów, a ich opowiadania o wydarzeniach z niedalekiej przyszłości stanowiły dla niego rozległe źródło wiedzy.
2. Na temat większości opisów zawartych w rozdziałach 16-18 Łukasz posiadał osobistą, bezpośrednią wiedzę. Czytając uważnie Dzieje Apostolskie zauważymy, że w niektórych miejscach autor pisze np. „przybyli, modlili się” itp., potem niespodziewanie zmienia osobę podmiotu i kontynuuje np. „przybyliśmy, modliliśmy się”. W pierwszej osobie liczby mnogiej pisane są następujące fragmenty księgi dziejów Apostolskich: 16,10-17; 20,5-16; 21,1-18; 27,1-28,16. Łukasz musiał być obecny przy wszystkich tych wydarzeniach. Jeśli chodzi o wydarzenia, przy których nie był obecny, to musimy pamiętać, że spędził on z apostołem Pawłem wiele godzin w więzieniu i Paweł zapewne wiele mu opowiedział. Poza tym, nie było chyba ważniejszej postaci związanej z misją i pierwszymi zborami, której by Łukasz osobiście nie znał. W każdym więc wypadku czerpał informację od naocznych świadków.
Czytając Dzieje Apostolskie możemy być absolutnie pewni, że żaden historyk nie był w posiadaniu lepszych źródeł i żaden nie wykorzystał swoich źródeł w sposób bardziej uczciwy niż czynił to Łukasz.
DZIEJE APOSTOLSKIE
Moc do wytrwania (1,1-5)
Księga Dziejów Apostolskich stanowi drugi rozdział kontynuowanej historii w dwojakim sensie. Po pierwsze, jest to dosłownie drugi tom dzieła wysłanego przez Łukasza Teofilowi. W pierwszym tomie, to znaczy w Ewangelii, Łukasz opowiedział historię życia Jezusa na ziemi, teraz przechodzi do opisania historii kościoła chrześcijańskiego. Po drugie, Dzieje Apostolskie stanowią drugi tom historii, która nie ma końca. Ewangelia była opowiadaniem zaledwie o początkach tego, co Jezus czynił i czego nauczał. Ziemskie życie Jezusa było jedynie początkiem działalności, która nie ma końca. Są różne rodzaje nieśmiertelności. Istnieje nieśmiertelność sławy. W „Henryku V” Szekspir wkłada w usta króla następujące słowa, w których władca przewiduje nieśmiertelną pamięć, jeżeli bitwa pod Agincourt zostanie wygrana.
„Synowi starzec pamięć tę przekaże,
I dzień świętego Kryspina nie minie
Od dzisiejszego dnia do końca świata,
By imię nasze z ust do ust nie brzmiało....”
Niewątpliwie Jezus zdobył taką nieśmiertelność, ponieważ jego imię nigdy nie zostanie zapomniane. Istnieje też nieśmiertelność oddziaływania. Niektórzy ludzie wywierają na świat wpływ, który nigdy nie ustaje. Sir Francis Drake był jednym z największych angielskich żeglarzy i nawet dzisiaj Koszary Marynarki Królewskiej w Plymouth są jego imieniem nazwane. W ten sposób zawsze będą istnieli marynarze noszący to „chlubne i zwycięskie imię”. Bez wątpienia Jezus zdobył i taką nieśmiertelność, ponieważ jego wpływ na świat i na życie ludzi nie może się skończyć. Ale przede wszystkim istnieje nieśmiertelność obecności i mocy. Jezus nie tylko pozostawił nieśmiertelne imię i pewien wpływ, On żyje, działa i jest nadal pełen mocy. On nie jest tym, który był, On jest tym, który jest, a Jego życie trwa nadal.
W pewnym sensie cała lekcja zawarta w Dziejach Apostolskich streszcza się w tym, że życie Jezusa jest kontynuowane w Jego Kościele. Dr John Foster opowiada nam, w jaki sposób pewien Hindus poszukujący prawdy przyszedł do pewnego biskupa w Indiach. Bez niczyjej pomocy przeczytał Nowy Testament i historia ta zafascynowała go, a Chrystus zachwycił. „Czytał dalej... i czuł, że wkracza do nowego świata. W Ewangeliach był Jezus, Jego czyny i Jego cierpienia. W Dziejach Apostolskich występują uczniowie, ich czyny, myśli i nauka. Kościół kontynuował dzieło Jezusa z chwilą Jego odejścia. „I dlatego właśnie” - powiedział ten człowiek do mnie - „muszę należeć do Kościoła, który kontynuuje życie Chrystusa”. Księga Dziejów Apostolskich opowiada nam o Kościele, który żyje życiem Chrystusa.
Ten fragment mówi nam o tym, w jaki sposób Kościół został wyposażony w moc potrzebną do tego zadania. A został on w nią uzbrojony dzięki pracy Ducha Świętego. Ducha Świętego często nazywamy Pocieszycielem. W języku angielskim słowo to pochodzi od łacińskiego słowa fortis, które znaczy odważny. Duch Święty jest tym, który napełnia ludzi odwagą i mocą. W Dziejach Apostolskich, jak zresztą w całym Nowym Testamencie, trudno jest dokonać wyraźnego podziału pomiędzy dziełem Ducha Świętego i dziełem zmartwychwstałego Chrystusa. Nie powinniśmy nawet tego czynić, ponieważ zesłanie Ducha Świętego jest wypełnieniem obietnicy danej przez Jezusa: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Zauważmy jeszcze jedną rzecz: apostołom nakazane było czekać na zesłanie Ducha. Otrzymywalibyśmy więcej mocy, odwagi i pokoju, gdybyśmy nauczyli się czekać. W krzątaninie życia musimy nauczyć się oczekiwać. „Którzy oczekują Pana nabierają nowych sił”. (Iz 40,31). W pośrodku nawału zajęć musimy znaleźć czas na rozsądną bierność. W walce musi być czas na posilanie się.
Królestwo i jego świadkowie (1,6-8)
W ciągu całej swojej służby Jezus działał w niesprzyjających okolicznościach. Centrum jego poselstwa stanowiło zwiastowanie o Królestwie Bożym (Mk 1,14). Niestety, jego słuchacze całkiem inaczej pojmowali to Królestwo. Żydzi zawsze byli bardzo świadomi tego, że są narodem wybranym przez Boga. Uważali, że oznacza to, iż są nieodzownie przeznaczeni do szczególnych honorów, przywilejów i do panowania nad światem. Jednak cała ich historia dowodziła, że z ludzkiego punktu widzenia, nigdy się to nie spełni. Palestyna była malutkim krajem, nieprzekraczającym 120 mil długości i 40 mil szerokości. Niegdyś byli Żydzi państwem niepodległym, ale później popadli kolejno w niewolę Babilończyków, Persów, Greków i Rzymian. W ten sposób zaczęli oczekiwać dnia, w którym sam Bóg wkroczy w ludzkie dzieje, kiedy swoją mocą uczyni to, czego oni nigdy nie mogli osiągnąć. Oczekiwali dnia, kiedy dzięki boskiej interwencji spełni się ich wymarzone panowanie nad światem. Królestwo pojmowali w kategoriach politycznych. A w jaki sposób zrozumiał je Jezus? Przyjrzyjmy się modlitwie Pańskiej. Znajdujemy w niej obok siebie dwie prośby. „Przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi”. Cechą charakterystyczną stylu hebrajskiego, o czym można przekonać się na podstawie wielu Psalmów, było wypowiadanie myśli w dwóch paralelnych wierszach. Drugi z tych wierszy powtarzał lub podkreślał myśl zawartą w pierwszym. I tak ma się rzecz z tymi dwiema prośbami. Druga z tych próśb jest definicją pierwszej. W ten sposób widzimy, że przez Królestwo Jezus rozumiał społeczność ludzi na ziemi, w której boża wola jest wykonywana tak jak w niebie, w sposób doskonały. I dlatego właśnie miało to być Królestwo zbudowane na miłości, a nie na przemocy.
Aby to zrozumieć, ludzie potrzebowali Ducha Świętego. Łukasz już poprzednio wspominał o czekaniu na przyjście Ducha. Nie powinniśmy jednak sądzić, że Duch Święty zaczął istnieć dopiero wtedy. Moc może istnieć zawsze, ale ludzie mogą jej doświadczyć lub skorzystać z niej dopiero w pewnym momencie. Ludzie na przykład nie wynaleźli energii atomowej. Ona zawsze istniała, ale dopiero w naszych czasach ludzie wyzwolili ją i doświadczyli jej. Podobnie i Bóg jest odwiecznie Ojcem, Synem, i Duchem Świętym, ale przyszedł taki czas, kiedy ludzie doświadczyli w całej pełni Jego mocy, która zawsze istniała.
Moc Ducha miała uczynić ich świadkami Chrystusa.. To świadectwo miało obejmować swoim zasięgiem coraz to szersze kręgi, najpierw Jerozolimę, potem całą Judeę, następnie pół-żydowski kraj - Samarię, która miała być pomostem do przejścia na teren świata pogańskiego, a w końcu świadectwo to miało dotrzeć do krańców ziemi.
Rozważmy kilka cech wyróżniających świadka chrześcijańskiego.
Po pierwsze, świadkiem może być człowiek, który powie: „wiem, że te fakty są prawdziwe”. W sądzie nie może człowiek powoływać się na zasłyszaną historię; musi świadczyć na podstawie osobistych przeżyć. Był taki czas, kiedy John Bunyan nie był całkowicie pewny swoich przekonań. Niepokoił go fakt, że Żydzi uważali swoją religię za najlepszą, a Mahometanie swoją. A jeżeli chrześcijaństwo też pozostaje w sferze przypuszczeń? Świadek nie mówi, „wydaje mi się”, lecz „ja wiem”.
Po drugie, prawdziwy świadek nie świadczy słowami, lecz czynami. Kiedy H. M. Stanley odnalazł Dawida Livingstone'a i spędził z nim trochę czasu, powiedział: „Gdybym przebywał z nim trochę dłużej, byłbym zmuszony zostać chrześcijaninem, a przecież on nigdy nie rozmawiał ze mną o tym”. Samo świadectwo życia tego człowieka było nieodparte.
Po trzecie, wiele mówi fakt, że w grece jest tylko jedno słowo na określenie świadka i męczennika (martus). Świadek musiał być gotowy stać się męczennikiem. Być świadkiem oznaczało być wiernym bez względu na konsekwencje.
Chwała odejścia i chwała powrotu (1,9-11)
Ten fragment wprowadza najtrudniejsze pojęcia w Nowym Testamencie. Po pierwsze, mówi o Wniebowstąpieniu. Jedynie Łukasz opowiada o tym, tutaj i w swojej Ewangelii (Łk 24,50-53). Nie mamy żadnych powodów, aby wątpić w fakt wniebowstąpienia. Z dwóch przyczyn było ono absolutnie konieczne. Po pierwsze, musiał przyjść taki moment, kiedy Jezus powrócił do swojej chwały. Minęły już te czterdzieści dni, w ciągu których Jezus pojawił się po Zmartwychwstaniu. Był to oczywiście szczególny stan, który nie mógł trwać zawsze. Równie oczywistym wydaje się, że okres ten musiał zakończyć się w jakiś wyraźny sposób. Źle by się stało, gdyby pojawienia się Jezusa po zmartwychwstaniu powoli zaniknęły, jak gdyby, mówiąc potocznie, cała sprawa rozwiała się. Było rzeczą konieczną, żeby Jezus, który w określonym czasie przybył na świat, w określonym też czasie z niego odszedł. Aby wyjaśnić drugą konieczność, musimy przenieść się w wyobraźni do czasów, kiedy to się wydarzyło. Dzisiaj za niebo nie uważamy jakiegoś konkretnego miejsca za chmurami. Przez niebo rozumiemy ten błogosławiony stan, kiedy już na zawsze będziemy przebywali z Bogiem. Ale te wydarzenia miały miejsce prawie dwa tysiące lat temu. Wtedy wszyscy ludzie, nawet najmądrzejsi, sądzili, że ziemia jest płaska, a nad nią, poza chmurami, znajduje się niebo. Jeżeli więc Jezus miał dać swoim naśladowcom nieodparty dowód na to, że powrócił do swojej chwały, to wniebowstąpienie było konieczne. To był jedynie możliwy dowód na to, że Jezus powrócił do swojej chwały. Musimy jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Łukasz opowiadając o tym w swojej Ewangelii, dodaje jeszcze: „A oni wrócili do Jerozolimy z wielką radością” (Łk 24,52). Pomimo wniebowstąpienia, albo raczej dzięki niemu, uczniowie byli całkowicie pewni, że Jezus nie odszedł od nich, lecz, że pozostaje z nimi na zawsze.
Ten fragment stawia nas też w obliczu pojęcia powtórnego przyjścia. Jeżeli chodzi o powtórne przyjście, to musimy pamiętać, że spekulacje na temat czasu i sposobu przyjścia Jezusa, są zarówno niemądre jak i niepożyteczne, ponieważ sam Jezus powiedział, że nawet On sam nie zna dnia ani godziny, kiedy Syn Człowieczy przyjdzie (Mk 13,32). Spekulacje na temat czegoś, co było zakryte nawet przed Chrystusem wydają się być prawie bluźnierstwem. Po drugie, podstawową nauką chrześcijańską jest to, że Bóg ma plan dla każdego człowieka żyjącego na świecie. Wierzymy, że historia nie jest przypadkowym zbiorem przypadkowych wydarzeń, które donikąd nie prowadzą. Wierzymy, że świat zmierza do jakiegoś celu, że celem historii jest przyszłe, zaplanowane wydarzenie, ku któremu zmierza całe stworzenie. Wierzymy, że kiedy wypełni się czas, Jezus Chrystus okaże się Sędzią i Panem wszystkiego. Powtórne Przyjście nie jest tematem do spekulacji i niezdrowego zainteresowania. Stanowi ono wezwanie do oczekiwania na przyjście tego dnia i do przygotowania się na tę chwilę.
Los zdrajcy (1,12-20)
Zanim przejdziemy do losu zdrajcy, Judasza, zwróćmy uwagę na kilka innych szczegółów w tym fragmencie. Sabat był dla Żydów dniem całkowitego odpoczynku. W tym dniu wszelkie prace były całkowicie zakazane. Podróż w dzień sabatu była ograniczona do dwóch tysięcy łokci (ok. 1 km), a odległość tę nazwano sabatnią podróżą.
Ciekawe jest to, że bracia Jezusa znajdują się tutaj w towarzystwie uczniów. Podczas życia Jezusa znajdowali się oni po stronie Jego przeciwników (Mk 3,21). Być może w ich przypadku, tak jak w wielu innych, śmierć Jezusa otworzyła im oczy i poruszyła ich serce bardziej niż Jego życie.
Łukasz podaje, że liczba uczniów wynosiła około stu dwudziestu. Jest to jeden z najbardziej pokrzepiających faktów w Nowym Testamencie. Było tam jedynie stu dwudziestu ludzi deklarujących się po stronie Chrystusa. Jest rzeczą wysoce nieprawdopodobną, aby ktokolwiek z nich był kiedyś poza obrębem niewielkiego obszaru Palestyny. Jeżeli weźmiemy ludność samej Palestyny, w której w owym czasie mieszkało cztery miliony Żydów, to zauważymy, że chrześcijan było mniej niż jeden na trzydzieści tysięcy mieszkańców. Porównując to moglibyśmy powiedzieć, że było to tak, jak gdyby w całym Glasgow było około trzydziestu chrześcijan, albo dwunastu w Edynburgu. Tym właśnie stu dwudziestu prostym ludziom było nakazane rozejść się i ewangelizować cały świat. Jeżeli cokolwiek miało skromne początki, to z pewnością był to Kościół Chrześcijański. Być może jesteśmy jedynymi chrześcijanami w sklepie, w fabryce, w biurze, w którym pracujemy, w środowisku, w którym przebywamy. Czytamy, że uczniowie podjęli swoje zadanie i my też musimy to uczynić. Może my też będziemy tym skromnym początkiem, od którego rozpocznie się Królestwo Boże w naszym kręgu.
W centrum zainteresowania tego fragmentu znajduje się jednakże los zdrajcy Judasza. Nie wiemy dokładnie, jakie jest znaczenie greckiego oryginału tego fragmentu, ale w relacji Mateusza (Mt 27,3-5) jasno jest stwierdzone, że Judasz popełnił samobójstwo. Ludzi zawsze intrygowało, dlaczego Judasz zdradził Jezusa. Na to pytanie podawano różne odpowiedzi.
1. Sugerowano, że Iskariot znaczy człowiek z Kerioth. Jeżeli tak było rzeczywiście, to Judasz był jedynym nie-Gagilejczykiem w całej grupie apostołów. Być może od samego początku czuł się wyobcowany, i tak bardzo rozgoryczony, że dopuścił się zdrady.
2. Być może Judasz zrobił to, żeby ratować własną skórę, a dopiero potem zdał sobie sprawę z tego, co uczynił.
3. Może kierował się po prostu chęcią zysku. W tym przypadku byłaby to najohydniejsza w historii transakcja handlowa, ponieważ w ten sposób Judasz sprzedał swojego Mistrza za 30 srebrników, co było warte mniej niż 4 funty (ang.).
4. Być może doszło do tego, że Judasz zaczął nienawidzić Jezusa. Przed innymi mógł ukryć swoje ciemne myśli, ale wzrok Jezusa był w stanie przeniknąć przez zewnętrzną maskę i niczym promienie rentgenowskie dotrzeć do najgłębszych zakamarków jego duszy. Nie mogąc dłużej znieść tej sytuacji, zniszczył tego, który znał go naprawdę.
5. Określenie Iskariot jest greckim słowem, które może również oznaczać człowieka noszącego sztylet. Noszący sztylety, czyli tzw. sikkari, byli grupą nacjonalistów żydowskich gotowych do użycia wszelkiej przemocy, zabójstwa i morderstw w celu wyzwolenia Palestyny. Być może Judasz widział w Jezusie, posiadającym tak cudowną moc, tego, który mógłby poprowadzić nacjonalistów do zwycięstwa, a potem, kiedy zrozumiał, że Jezus odrzuca przemoc, obrócił się przeciwko Niemu i w swoim gorzkim rozczarowaniu zdradził Go.
6. Najprawdopodobniej jednak Judasz nie miał zamiaru skazywać Jezusa na śmierć. Być może zdradził Jezusa chcąc zmusić go do działania. Przypuszczalnie chciał postawić Jezusa w takiej sytuacji, w której musiałby użyć swojej mocy, chcąc ratować życie. W ten sposób byłby zmuszony do wystąpienia przeciwko Rzymianom. Jeżeli tak było naprawdę, to Judasz widząc, że jego plan zawodzi, przeżył gorzkie wyrzuty sumienia i popełnił samobójstwo.
Judasz przeszedł do historii jako najmroczniejsza z ludzkich postaci. Człowiek, który oszukuje Chrystusa, który zdradza swego Pana, nigdy nie zazna spokoju.
Kwalifikacje na apostoła (1,21-26)
Najpierw przyjrzyjmy się, w jaki sposób odbywał się wybór w poczet apostołów. Metoda losowania może wydawać się dla nas dziwną, ale u Żydów była czymś naturalnym, ponieważ wszystkie stanowiska i obowiązki w Świątyni były ustalane przy pomocy losowania. Zazwyczaj imiona kandydatów wypisywano na kamykach, te wkładano do naczynia, którym potrząsano tak długo, aż jeden z kamyków wypadł. Ten, którego imię było na nim wypisane, był wybierany na dane stanowisko.
W tym fragmencie najważniejsze są jednak dwie szczególnie ważne prawdy.
Po pierwsze mówi on o tym, jakie było zadanie apostołów. Zadaniem apostoła było świadczenie o zmartwychwstaniu. Cechą wyróżniającą chrześcijanina jest nie to, że wie wiele o Jezusie, ale to, że Go zna. Powszechnym błędem w chrześcijaństwie jest to, że uważa się Jezusa za kogoś, kto żył i umarł, czyj życiorys studiujemy i o którym czytamy. Ale Jezus nie jest postacią z książki. On jest żywą obecnością, a chrześcijaninem jest ten, kto całym swoim życiem świadczy o tym, że zna i spotkał zmartwychwstałego Pana.
Po drugie fragment ten mówi nam o kwalifikacjach na apostoła. Wymogiem takim było przebywanie z Jezusem Chrystusem. Prawdziwym chrześcijaninem jest ten, kto żyje w codziennej społeczności z Jezusem. O wielkim kaznodziei z Haddington, Johnie Brown, mówiono, że często przerywał kazanie jak gdyby wsłuchując się w jakiś głos. Natomiast pisarz Jerome K. Jerome opowiada o pewnym starym szewcu, który w najchłodniejsze dni pozostawiał drzwi swojego zakładu otwarte, a kiedy zapytano go o to, odpowiadał: „To po to, aby On mógł wejść, kiedy będzie przechodził”. Często zastanawiamy się nad tym, co by się stało, gdyby Jezus żył z nami i jak inaczej byśmy żyli i pracowali, gdyby On był z nami w naszych domach i w pracy. Ale przecież Jezus naprawdę jest z nami. Prawdziwym chrześcijaninem, prawdziwym apostołem, jest ten, kto ustawicznie przebywa z Chrystusem.
DZIEŃ ZIELONYCH ŚWIĄT
Możemy nigdy nie dowiedzieć się, co dokładnie wydarzyło się w dzień Zielonych Świąt, ale wiemy, że był to jeden z najważniejszych dni Kościoła chrześcijańskiego, ponieważ tego dnia Duch Święty zstąpił na Kościół w szczególny sposób.
Dzieje Apostolskie nazwane są Ewangelią Ducha Świętego i jeżeli jakakolwiek nauka wymaga ponownego odkrycia, to jest to nauka o Duchu Świętym. Zanim więc przystąpimy do szczegółowego rozważania drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich, spójrzmy całościowo na naukę o Duchu Świętym zawartą w tej księdze.
Zesłanie Ducha
Nie powinniśmy mówić o wydarzeniach, które miały miejsce w dzień Zielonych Świąt, jako o przyjściu Ducha Świętego. W ten sposób moglibyśmy dojść do wniosku, że Duch Święty dopiero wtedy zaczął istnieć. Ale tak nie jest. Bóg jest odwiecznym Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Dzieje Apostolskie mówią o tym bardzo wyraźnie. Duch święty przemawiał przez Dawida (Dz 1,16), Duch mówił przez Izajasza (Dz 28,25), Szczepan w swojej mowie oskarża Żydów o to, że w ciągu całej swojej historii przeciwstawiali się Duchowi (Dz 7,51). W tym sensie Duch Boży w każdym wieku i pokoleniu objawiał swoją prawdę i wolę względem ludzi. A jednak coś szczególnego wydarzyło się w dzień Zielonych Świąt.
Dzieło Ducha w Dziejach Apostolskich
Od tego dnia duch Święty stał się czynnikiem dominującym w życiu wczesnego Kościoła. Przede wszystkim Duch Święty był źródłem wszelkich decyzji. To Duch nakłania Filipa do spotkania z etiopskim dworzaninem (Dz 8,29), przygotowuje Piotra na przyjście wysłanników Korneliusza, (Dz 10,19), poleca Piotrowi bez wahania udać się z tymi wysłannikami (Dz 11,12), umożliwia Agabusowi przepowiedzenie nadchodzącego głodu (Dz 11,28), każe powierzyć Pawłowi i Barnabie doniosłe zadanie zaniesienia Ewangelii do pogan (Dz 13,2-4), kieruje podejmowaniem decyzji w zborze w Jerozolimie (Dz 15,28), prowadzi Pawła przez Azję, Mizję i Bitynię do Troady, a stamtąd do Europy (Dz 16,6), objawia Pawłowi, co spotka go w Jerozolimie (Dz 20,23). Wczesny Kościół nie podejmował żadnych ważnych decyzji, nie czynił żadnych ważnych kroków bez rady i przewodnictwa Ducha Świętego. Pierwotny kościół był społecznością kierowaną przez Ducha.
Ponadto, wszyscy przywódcy Kościoła byli ludźmi pełnymi Ducha (Dz 6,3). O siedmiu diakonach czytamy, że byli pełni Ducha (Dz 7,55; 11,24), podobnie Szczepan i Barnaba. Starszym zboru w Efezie Apostoł Paweł mówi, że to Duch Święty ustanowił ich pasterzami zboru Pańskiego (Dz 20,28). Wszyscy członkowie wczesnego Kościoła żyli w duchu tak, jak w otoczeniu powietrza, którym oddychali.
Duch Święty był również źródłem odwagi i mocy w życiu na co dzień. Uczniowie mieli otrzymywać moc wraz z nadejściem Ducha (Dz 1,8); odwaga i wymowność Piotra przed Sanhedrynem są wynikiem działania Ducha (Dz 4,31), podobnie zwycięstwo Pawła nad Elymasem na Cyprze (Dz 13,9). Odwaga chrześcijan w obliczu niebezpieczeństwa, ich moc w przezwyciężaniu przeciwności życiowych, wymowność, radość chrześcijańska bez względu na okoliczności - wszystkie te cechy przypisane są działaniu Ducha Świętego.
Jeden z wierszy (Dz 5,32) naświetla w ciekawy sposób sprawę warunku działania Ducha w życiu człowieka. Mówi o Duchu „którego Bóg dał tym, którzy są mu posłuszni”. Wynika z tego, że posiadanie Ducha Świętego przez człowieka zależne jest od jego stanu duchowego. Człowiek, który szczerze pragnie czynić wolę Bożą będzie przeżywał coraz wspanialsze działanie Ducha Bożego w swoim życiu.
W pierwszych trzynastu rozdziałach Dziejów Apostolskich znajdujemy więcej niż trzydzieści wzmianek o Duchu Świętym. Wczesny Kościół był Kościołem napełnionym Duchem i stąd właśnie brała się jego siła.
Tchnienie Ducha Bożego (2,1-13)
Istniały trzy wielkie święta żydowskie, na które każdy Żyd, mieszkający w odległości do dwudziestu mil od Jerozolimy, był zobowiązany przybyć. Były to: Pascha, Zielone Święta i Święto Szałasów. Zielone Święta nazywano też Pięćdziesiątnicą, albo Świętem tygodni, ponieważ wypadało ono na pięćdziesiąty dzień po święcie Paschy, czyli po upływie siedmiu tygodni. Pascha wypadała w połowie kwietnia, Zielone Święta na początku czerwca. O tej porze warunki do podróżowania były najlepsze. Na Zielone Święta przybywało co najmniej tyle samo, a może nawet i więcej ludzi, co na święto Paschy. To wyjaśnia, dlaczego tak wiele krajów wymienionych jest w tym rozdziale. Podczas Zielonych Świąt Jerozolima zawsze była zatłoczona przybyszami z różnych stron.
Same Zielone Święta miały dwojakie znaczenie:
1. Miały znaczenie historyczne, ponieważ upamiętniały nadanie Mojżeszowi Zakonu na górze Synaj.
2. Miały również znaczenie rolnicze. W czasie Paschy pierwsze snopy zboża były ofiarowane Bogu, a w dzień Zielonych Świąt były ofiarowane dwa bochenki chleba jako ofiara dziękczynna za zakończenie żniw i zebranie zbiorów. To święto miało jeszcze jedną wyjątkową cechę: prawo mówiło, że tego dnia nie może być wykonana żadna praca służebna (3 Mjż 23,21; 4 Mjż 28,26). Były to prawdziwe święta dla wszystkich ludzi, a tłumy na ulicach były liczniejsze niż kiedykolwiek.
Nie wiemy właściwie, co wydarzyło się podczas tamtych świąt. Pewne jest to, że uczniowie tak silnie przeżyli moc napełniającego ich Ducha, jak nigdy przedtem. Musimy pamiętać, że Łukasz nie był naocznym świadkiem wydarzeń opisywanych w tej części dziejów Apostolskich, lecz przekazywał historię znaną mu z opowiadań. Pisze tutaj, jakoby uczniowie nagle otrzymali dar mówienia obcymi językami. Z dwóch powodów nie wydaje się to być prawdopodobne:
1. We wczesnym Kościele istniało zjawisko zwane mówieniem językami (Dz 10,46; 19,6), które nigdy nie wymarło. Najszerzej traktujący o tym fragment to 14 rozdział I Listu do Koryntian. Polegało ono na tym, że osoba będąca w stanie ekstazy zaczynała wydobywać z siebie potok niezrozumiałych dźwięków w nieznanym języku. Uważano, że pochodzi to z bezpośredniego natchnienia Ducha Bożego. Chociaż może nam się to wydawać dziwne, to jednak był to dar bardzo pożądany. Paweł niezbyt popierał mówienie językami, ponieważ wydawało mu się, że poselstwo powinno być przekazywane raczej w języku zrozumiałym. powiedział nawet, że gdyby ktoś obcy znalazł się wśród mówiących językami, to mógłby pomyśleć, że znajduje się w gronie szaleńców (1 Kor 14,23). Zjawisko to pasuje doskonale do opisu w drugim rozdziale Dziejów Apostolskich. Ludzie mówiący językami mogli wyglądać na pijanych w oczach kogoś, kto nie znał tego zjawiska. Na tej podstawie możemy przyjąć, że fragment ten odnosi się raczej do tego dziwnego, a jednak pożądanego wtedy daru mówienia językami.
2. W sytuacji o której mowa, nie było potrzeby mówienia obcymi językami. Powiedziane jest, że tłum składał się z Żydów (Dz 14,5) i prozelitów (Dz 14,10). Prozelici byli to poganie, którzy rozczarowani wielkością pogańskich bogów i zniechęceni pogańską niemoralnością i rozwiązłością przyłączyli się do synagog, aby uczyć się o jedynym Bogu i o czystości życia, przyjmowali żydowską religię i żydowskie obyczaje. Wystarczała znajomość dwóch języków do porozumiewania się ze zgromadzonym wtedy tłumem. Prawie wszyscy Żydzi mówili językiem aramejskim, a nawet jeżeli byli Żydami z diaspory, to mówili językiem powszechnie używanym w ówczesnym świecie, tzn. greckim. Język grecki stał się w owym czasie językiem całego świata. Wystarczyłby więc całkowicie aramejski i grecki, które to języki uczniowie musieli znać. Najprawdopodobniej pochodzący ze środowiska pogańskiego Łukasz pomylił mówienie językami z mówieniem obcymi językami. Oto stało się, że po raz pierwszy w swoim życiu, zróżnicowany ten tłum usłyszał Słowo Boże głoszone w taki sposób, że przemówiło ono do serc zgromadzonych i było dla nich zrozumiałe. To moc Ducha sprawiła, że poselstwo, które zwiastowali, docierało do serc wszystkich zebranych.
PIERWSZE CHRZEŚCIJAŃSKIE KAZANIE
Począwszy od wiersza czternastego, drugi rozdział Dziejów Apostolskich stanowi jedną z najciekawszych sekcji całego Nowego testamentu, ponieważ tu znajduje się sprawozdanie z pierwszego chrześcijańskiego kazania. We wczesnym Kościele istniały cztery rodzaje zwiastowania.
1. Pierwszy rodzaj nazywany jest po grecku kerygma. Słowo to znaczy dosłownie obwieszczenie podane przez herolda i określa donośne i zrozumiałe przekazanie podstawowych faktów, będących źródłem chrześcijańskiego poselstwa, które nie podlegały dyskusji i których nie można było zaprzeczyć.
2. Innym rodzajem zwiastowania było didache. Słowo to oznacza nauczanie i w tamtych czasach obejmowało wyjaśnienie, dochodzenie do głębszego znaczenia przedstawionych uprzednio faktów. Aby wyjaśnić w dzisiejszym języku ten rodzaj zwiastowania, wyobraźmy sobie, że kaznodzieja na początku kazania podał niezaprzeczalne fakty będące podstawą chrześcijańskiego poselstwa i wiary, a słuchacze stawiają sobie pytanie: „I co z tego wynika”? Didache jest właśnie odpowiedzią na takie pytanie.
3. Jeszcze innym rodzajem zwiastowania było paraklesis, co znaczy dosłownie napominanie. Ten rodzaj zwiastowania kładł nacisk na obowiązek i konieczność życia zgodnie z wymaganiami podanymi w kerygma i didache.
4. Istniała też tzw. homilia, co oznaczało rozważanie jakiegokolwiek tematu lub dziedziny życia w świetle nauki chrześcijańskiej. Prawdziwie pełne i zrównoważone kazanie musi zawierać elementy tych czterech rodzajów zwiastowania. Musi w nim być jeszcze jasne podanie do wiadomości podstawowych faktów chrześcijańskiej Ewangelii, wyjaśnienie znaczenia i aktualności tych faktów, zachęcenie do życia zgodnego z tymi prawdami i rozważanie wszelkich problemów życiowych w świetle chrześcijańskiego poselstwa.
W Dziejach Apostolskich będziemy mieli do czynienia głównie z kerygmą, ponieważ księga ta mówi o zwiastowaniu podstaw ewangelii tym, którzy jej nigdy przedtem nie słyszeli. Ten rodzaj zwiastowania oparty jest na pewnym powtarzającym się w całym Nowym Testamencie schemacie.
1. Najpierw następował dowód na to, że całe życie Jezusa jest wypełnieniem się proroctw Starego Testamentu. Współcześnie coraz mniej nacisku kładzie się na wypełnianie się proroctw. Twierdzi się, że głównym zadaniem proroków nie tyle było przepowiadanie przyszłych wydarzeń, ile przekazywanie Bożych prawd ludziom. Jednakże ten wczesnochrześcijański nacisk na spełnianie się proroctw podkreśla jedną ważną prawdę, a mianowicie tę, że bieg historii nie jest przypadkowy, że historia nie jest błędnym kołem, że jest we wszechświecie jakieś znaczenie, sens i prawo moralne. Wierzyć w możliwość prorokowania, to wierzyć w to, że Bóg panuje nad światem i realizuje swoje cele.
2. W Jezusie przyszedł Mesjasz, wypełniły się proroctwa mesjańskie i nastała nowa era. Wczesny Kościół wyraźnie zdawał sobie sprawę z tego, że Jezus jest osią całej historii, że wraz z Jego przyjściem wieczność wtargnęła w czas, Bóg wkroczył na ludzką scenę, a zatem życie i cały świat nigdy już nie mogą być takie same jak przed tym wydarzeniem. Z chwilą przyjścia Jezusa zaczęło się coś przełomowego, niepowtarzalnego i wywierającego wpływ na wszystko.
3. Następnie, we wczesnochrześcijańskim kazaniu była mowa o tym, że Jezus narodził się z rodu Dawida, nauczał i czynił cuda, został ukrzyżowany, wzbudzony z martwych i teraz zasiada po prawicy Boga. Wczesny Kościół był całkowicie przekonany, że cała religia chrześcijańska ma podstawy historyczne, że opiera się na ziemskim życiu Chrystusa i że historia Jego życia musi być opowiadana. Ale Kościół był także przekonany, że ziemskie życie i śmierć Jezusa to nie wszystko, ponieważ potem nastąpiło Zmartwychwstanie. Fakty historyczne były dla nich podstawą, ale nie wszystkim. Jezus był dla nich nie tylko postacią, o życiu której czytali albo słuchali, był On tym, kogo spotkali, znali i przeżywali. On nie był jedynie postacią z książki, kimś, kto żył i umarł; był On dla nich zawsze żywą i obecną w ich życiu osobą.
4. Wczesnochrześcijańscy głosiciele podkreślali, że Jezus powróci w chwale i ustanowi swoje Królestwo na ziemi. Innymi słowy Kościół głęboko i żarliwie wierzył w Powtórne Przyjście. Ta nauka do pewnego stopnia wyszła już z mody we współczesnym zwiastowaniu, ale ona także zawiera tą wspaniałą prawdę, że historia nie zmierza donikąd, że kiedyś, pewnego dnia nastąpi ostateczne wypełnienie się czasu.
5. Kazanie kończyło się stwierdzeniem, że jedynie w Jezusie jest zbawienie. Ten, kto uwierzy w Niego otrzyma Ducha Świętego, natomiast ten, kto nie uwierzy jest przeznaczony na potępienie. Inaczej mówiąc, kazanie kończyło się zarówno obietnicą jak i ostrzeżeniem. John Bunyan usłyszał kiedyś prawie takie same słowa wypowiedziane jak gdyby tuż nad jego uchem: „Czy porzucisz grzechy swoje i pójdziesz do nieba, czy też pozostaniesz w swoich grzechach i pójdziesz do piekła”?
Czytając teraz kazanie Piotra zobaczymy, w jaki sposób przewijają się przez nie te podstawowe składniki chrześcijańskiego poselstwa.
Nadszedł Dzień Pański (2,14-21)
W wierszu 15 Piotr stanowczo twierdzi, że ludzie ci nie mogą być pijani, ponieważ jest dopiero trzecia godzina. U Żydów dzień trwał od godziny szóstej rano do szóstej wieczorem, a więc jest tutaj mowa o godzinie dziewiątej rano.
Zrozumienie tego fragmentu wymaga wyjaśnienia jednego z podstawowych pojęć Starego i Nowego Testamentu, a mianowicie pojęcia Dnia Pańskiego. Wiele urywków Starego i Nowego Testamentu będzie dla nas całkowicie niezrozumiałe, jeżeli nie poznamy sposobu myślenia kryjącego się za tym pojęciem. Żydzi nigdy nie stracili przekonania, że są narodem wybranym przez Boga. To powołanie interpretowali jako powołanie do szczególnych honorów i przywilejów wśród innych narodów. Tymczasem zawsze byli małym narodem, a ich historia była jednym pasmem klęsk. Zdawali sobie sprawę, że ludzkimi środkami nigdy nie osiągną pozycji, jaka im się należy jako narodowi wybranemu. Stopniowo doszli więc do wniosku, że czego człowiek nie może zrobić, to Bóg musi uczynić. W ten sposób zaczęli wyczekiwać dnia, w którym Bóg wkroczy w historię i wywyższy ich do chwały, o której marzyli. Dniem Bożej interwencji miał być Dzień Pański. Całą historię dzielili na dwa wieki. Wiek teraźniejszy był całkowicie zły i przeznaczony na zniszczenie. Wiek przyszły miał być Bożym złotym wiekiem. Miały to być jakoby bóle porodowe towarzyszące narodzinom nowego wieku. Miał on przyjść nagle jak złodziej w nocy, tego dnia świat miał się zatrząść w podstawach i z trzaskiem przeminąć, miał to być dzień sądu i grozy. We wszystkich prorockich księgach Starego Testamentu znajdujemy opisy tego dnia. Charakterystycznymi pod tym względem fragmentami są: Iz 2,12; 13,6nn; Am 5,18; Sof 1,7; Jl 2; 1 Tes 5,2; 2 P 3,10. Apostoł Piotr mówi tutaj do zebranych Żydów: „Od wielu pokoleń marzycie o Dniu Pańskim, o dniu, kiedy Bóg wkroczy w historię. Oto w Jezusie nadszedł ten dzień”. Za tym niezrozumiałym językiem obrazowym kryje się jedna wspaniała prawda: w Jezusie Bóg w ludzkiej postaci zstąpił na scenę ludzkiej historii.
Pan i Chrystus (2,22-36)
Oto fragment dosłownie wypełniony myślami, które stanowiły istotę wczesnochrześcijańskiego zwiastowania.
1. Podkreśla się tutaj, że Krzyż nie był przypadkiem. Był on przewidziany w odwiecznym planie Bożym. (w. 23). Ta myśl powtarza się wielokrotnie w Dziejach Apostolskich (por. 3,18; 4,28; 13,29). Dzieje Apostolskie chronią nas przed dwoma poważnymi błędami, które mogą wkraść się do naszego sposobu myślenia odnośnie do śmierci Jezusa.
a) Krzyż nie jest jakimś środkiem ostatecznym, do którego Bóg uciekł się, kiedy wszystko inne zawiodło. Jest on nierozłącznie związany z Bożym sposobem postępowania.
b) Nie powinniśmy sądzić, że to, co Jezus uczynił, zmieniło nastawienie Boga do człowieka. Nie powinniśmy nigdy przeciwstawiać miłującego Jezusa rozgniewanemu i mściwemu Bogu. To właśnie Bóg zesłał Jezusa. To On zaplanował Jego przyjście na świat. Moglibyśmy powiedzieć, że Krzyż jest jak gdyby oknem w czasie, przez które możemy oglądać cierpiącą miłość odwiecznie zamieszkującą Boże serce.
2. Dzieje Apostolskie utrzymują jednak, że nie umniejsza to zbrodni tych, którzy ukrzyżowali Jezusa. Każda wzmianka o ukrzyżowaniu w Dziejach Apostolskich jest przepojona poczuciem zgrozy na myśl o zbrodni, jaką ludzie w ten sposób popełnili. Pomijając inne aspekty ukrzyżowania, było ono największą zbrodnią wszechczasów. Ukrzyżowanie pokazuje, do czego może doprowadzić grzech, bo na krzyżu usiłowano zniszczyć najpiękniejsze życie na świecie.
3. Dzieje Apostolskie stawiają sobie za cel udowodnienie, że cierpienia i śmierć Chrystusa były wypełnieniem się proroctw. Żydowi nie mieściło się w głowie, że Mesjasz może być ukrzyżowany. Ich prawo mówiło: „Przeklęty jest ten, kto wisi na drzewie” (5 Mjż 21,23). Dla prawowiernego Żyda sam fakt Krzyża wykluczał możliwość, że Jezus był Mesjaszem. Kaznodzieje wczesnego Kościoła odpowiadali na to: „Gdybyście uważnie czytali Pisma, zobaczylibyście, że wszystko to zostało przepowiedziane”.
4. Dzieje Apostolskie podkreślają, że Zmartwychwstanie było ostatecznym dowodem na to, że Jezus naprawdę był Wybrańcem Bożym. Dzieje Apostolskie nazywa się Ewangelią Zmartwychwstania. Dla wczesnego Kościoła Zmartwychwstanie było najważniejsze. Musimy tutaj pamiętać, że bez Zmartwychwstania Kościół Chrześcijański w ogóle by nie istniał. Kiedy uczniowie zwiastowali o kluczowej ważności Zmartwychwstania, głosili to z własnego doświadczenia. Po ukrzyżowaniu byli zagubieni, załamani, marzenia ich rozwiały się i życie straciło sens. Ale Zmartwychwstanie zmieniło wszystko i przemieniło tych pozbawionych nadziei ludzi w ludzi przepełnionych pokojem, przemieniło tchórzy w bohaterów. Źle się składa, że głoszenie Zmartwychwstania ogranicza się w Kościele do Świąt Wielkanocnych. Każda niedziela jest dniem Pańskim i każdy dzień Pański powinien być święcony jako dzień Zmartwychwstania. We wschodnich kościołach w niedzielę wielkanocną ludzie pozdrawiają się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”, na co odpowiada się „Zaprawdę zmartwychwstał”! Chrześcijanin jest człowiekiem, który nigdy nie zapomina, że kroczy przez życie ze zmartwychwstałym Panem.
Ratujcie się! (2,37-41)
1. Ten fragment pokazuje nam wyraźnie, jakie są konsekwencje krzyża. Kiedy ludziom wykazano, czego dopuścili się krzyżując Jezusa, wówczas ich serca zostały skruszone. Jezus powiedział: „Gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę” (J 12,32). Jeżeli Jezus był ukrzyżowany z powodu ludzkiego grzechu, to był ukrzyżowany także z powodu naszego grzechu. Każdy człowiek jest za to odpowiedzialny. Pewien misjonarz opowiadał kiedyś o Jezusie w pewnej wiosce w Indiach. Potem na białej ścianie jakiegoś domu wyświetlał przeźrocza o życiu Jezusa. Kiedy nagle na ścianie ukazał się obraz ukrzyżowania, jeden z widzów wstał i podbiegł do przodu. „Zejdź z tego Krzyża, Synu Boży”, zawołał, „To nie Ty, a ja, powinienem tam wisieć”. Myśl o Krzyżu musi skruszyć nasze serce, kiedy zrozumiemy jakie jest jego znaczenie.
2. Skruszone serce pragnie czynu. „Przede wszystkim upamiętajcie się”, powiedział Piotr. Ale co znaczy upamiętanie? Słowo to znaczy w oryginale powtórną myśl, zastanowienie się. Często powtórne zastanowienie wskazuje na niesłuszność pierwotnej reakcji. W ten sposób słowo to zaczęło oznaczać zmianę decyzji.. W przypadku człowieka uczciwego zmiana decyzji musi pociągnąć za sobą zmianę postępowania. Upamiętanie obejmuje więc zmianę sposobu myślenia i zmianę postępowania. Człowiek może zastanowić się i zrozumieć, że jego postępowanie było niewłaściwe, ale może tak bardzo miłować swój stary styl życia, że nie chce go zmienić. Człowiek może też zmienić swój sposób życia, ale jego sposób myślenia może pozostawać wcale niezmieniony. Może zmienić się zewnętrznie jedynie ze strachu lub zwykłej pruderii, ale w sercu swoim nadal miłować swoje stare życie i jeżeli tylko nadarzy się okazja, popada w nie z powrotem.
3. Wraz z upamiętaniem dzieje się coś z naszą przeszłością: następuje zgładzenie grzechów. Za tym kryje się Boże przebaczenie. Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że skutki grzechu nie zostają zmazane. Nawet Bóg nie może tego uczynić. Grzesząc wyrządzamy sobie i innym krzywdę, której nie można naprawić. Można tutaj zastosować proste porównanie - w dzieciństwie, kiedy uczyniliśmy coś złego, to między nami i naszymi rodzicami powstawała niewidoczna bariera, ale kiedy przepraszaliśmy ich, i mama znowu tuliła nas w ramionach, wszystko było jak dawniej i mama już się nie gniewała. Przebaczenie nie znosi skutków grzechu, ale godzi nas z Bogiem. Bariera i strach znikają i odzyskujemy pokój z Bogiem.
4. Wraz z upamiętaniem dzieje się coś z naszą przyszłością. Otrzymujemy dar Ducha Świętego. Jeżeli nawet upamiętamy się, to jak unikniemy popełniania tych samych błędów? W nasze życie wstępuje moc i z tą mocą możemy zwyciężać w walkach, które poprzednio skazywaliśmy na przegrane i odpierać pokusy, których własną mocą nie byliśmy w stanie odeprzeć.
W chwili prawdziwego upamiętania uwolnieni zostajemy od tego, co nas oddzieliło od Boga i od lęku przeszłości i zostajemy wyposażeni w moc do stawienia czoła przyszłości.
Charakterystyka Kościoła (2,42-47)
W tym fragmencie znajdujemy krótki przegląd cech charakteryzujących wczesny Kościół.
1. Był to Kościół uczący się. Słowo nauka w wierszu 42 występuje w oryginale w stronie czynnej. Całe to wyrażenie znaczy: wytrwale słuchali, czego apostołowie ich nauczali. Jednym z niebezpieczeństw zagrażających kościołowi jest religia pozbawiona dynamiki, patrząca w przeszłość, a nie w przyszłość. Ponieważ bogactwa Chrystusowe są niezgłębione i niewyczerpane, powinniśmy w naszym chrześcijaństwie zawsze kroczyć naprzód. Pielgrzymce chrześcijanina musi przyświecać wschód, a nie zachód słońca. Za stracony powinniśmy uważać ten dzień, w którym niczego nowego nie nauczyliśmy się, nie zagłębiliśmy się w mądrość i łaskę Bożą.
2. Był to Kościół oparty na społeczności. Posiadał tę wspaniałą cechę, jaką jest wspólnota. Admirał Nelson tak wyjaśnił jedno ze swoich wielkich zwycięstw: „Miałem szczęście dowodzić drużyną braci”.
3. Był to Kościół modlący się. Chrześcijanie tamtych czasów wiedzieli, że nie mogą sprostać życiu o własnych siłach; zresztą nie byli zdani na własne siły. Zawsze, zanim rozmawiali z ludźmi, rozmawiali z Bogiem. Przed wyjściem do innych przychodzili do Boga. Mogli stawiać czoła problemom życia, ponieważ najpierw stawali przed Bogiem.
4. Był to Kościół oddający cześć Bogu. Słowo przetłumaczone w wierszu 43 jako bojaźń, sugeruje strach i nabożną cześć. O pewnym znamienitym Greku mówiono, że poruszał się po świecie, jak gdyby świat był świątynią. Chrześcijanin świadomy tego, że cała ziemia jest świątnicą żywego Boga, żyje przepełniony nabożną czcią.
5. Był to Kościół, w którym coś się działo. Były znaki i cuda (Dz 2,43). Jeżeli będziemy spodziewali się wielkich rzeczy od Boga i podejmowali wielkie sprawy dla Niego, to wielkie rzeczy będą się działy. Kiedy wiara znika, zanikają osiągnięcia. Jeszcze więcej mogłoby się stać, gdybyśmy wierzyli, że Bóg z nami może to sprawić.
6. Był to Kościół dzielący się wszystkim (Dz 2,44.45). Chrześcijanie mieli silne poczucie odpowiedzialności jedni za drugich. O Williamie Morrisie mówiono, że chociaż nigdy nie widział pijanego człowieka, to jednak czuł się za takich ludzi osobiście odpowiedzialny. Prawdziwy chrześcijanin nie może znieść tego, że sam posiada zbyt wiele, podczas gdy inni cierpią niedostatek.
7. Był to Kościół społecznie uwielbiający Boga (Dz 2,46). Nie zaniedbywali uczęszczania do Domu Bożego. U Boga nie ma miejsca na religijność w odosobnieniu. Kiedy zbieramy się razem, mogą się dziać wspaniałe rzeczy. Duch Boży przechadza się wśród ludu uwielbiającego Boga.
8. Był to Kościół radujący się (Dz 2,46). Panowała w nim radość. Posępny chrześcijanin to sprzeczność sama w sobie. Radość chrześcijanina nie musi być koniecznie hałaśliwa, ale w głębi jego duszy musi być radość, której nikt nie jest w stanie mu odebrać.
9. Była to społeczność ludzi z których promieniowała dobroć połączona ze szczególnym rodzajem piękna. W języku greckim są dwa wyrażenia oznaczające pojęcie „dobry”. Jedno z nich, agatos, określa coś jako dobre, będące w dobrym stanie; drugie, kalos znaczy, że coś jest nie tylko dobre, ale dobrze wygląda. Chrześcijaństwo jest czymś pięknym i miłym. Jest tak wielu dobrych ludzi, którzy mają w sobie coś niemile szorstkiego. Trudno jest przyjść do nich i otworzyć przed nimi serce. Ktoś nazwał ich lodowymi górami. W ludziach wierzących wczesnego kościoła było jakieś przyciągające piękno.
Cudowne uzdrowienie (3,1-10)
U Żydów dzień zaczynał się o szóstej rano i kończył o szóstej wieczorem, dlatego trzecia godzina dnia to godzina dziewiąta według naszej rachuby, szósta - to dwunasta w południe, a dziewiąta to trzecia po południu. Pobożny Żyd modlił się trzy razy dziennie; o dziewiątej rano, o dwunastej w południe i o trzeciej po południu. Uważano, że modlitwa może być skuteczna bez względu na to, gdzie jest wznoszona, ale mniemano też, że modlitwa zanoszona w krużgankach świątyni ma podwójną wartość. Interesujący jest fakt, że apostołowie nadal zachowywali zwyczaje, w których byli wychowani. To właśnie o godzinie dziesiątej Piotr i Jan wchodzili do świątyni, aby się pomodlić. Posiadali oni już nową wiarę, ale nie użyli jej jako pretekstu do zerwania ze wszystkimi zwyczajami. Byli przeświadczeni, że nowa wiara i stary porządek mogą iść w parze.
Na wschodzie istniał zwyczaj, że żebracy siadali u wejścia do świątyni lub innego miejsca kultu. Takie miejsca były i są uważane przez żebraków za najlepsze, ponieważ ludzie mający oddać pokłon Bogu są bardziej skłonni do szczodrości względem biednych. Wędrowny poeta W. H. Davies opowiada, że zaprzyjaźniony z nim włóczęga wchodząc do nowego miasta zawsze rozglądał się za wieżą kościelną z krzyżem na szczycie, by w pobliżu niej żebrać. Z doświadczenia wiedział, że w takim miejscu ludzie okazują się najbardziej szczodrzy. Miłość względem Boga i miłość względem człowieka muszą iść w parze.
Relacja z cudownego uzdrowienia stawia nas przed problemem cudów w czasach apostolskich. Odnośnie do cudów należałoby wyjaśnić kilka spraw.
1. Takie cuda, jak te opisane w Dziejach, zdarzały się naprawdę. Dalej w Dziejach Apostolskich 4,16 czytamy, że Sanhedryn musiał zgodzić się na oczywisty cud i nie mógł temu zaprzeczyć. Wrogowie chrześcijaństwa jako pierwsi zaprzeczyliby cudom, gdyby tylko byli w stanie to uczynić. Nigdy jednak nawet nie próbowali im zaprzeczyć.
2. Dlaczego więc okres cudów minął? Sugerowano następujące rozwiązania:
a) Był taki czas, kiedy cuda były konieczne. Były one jak gdyby dzwonami nawołującymi ludzi do Kościoła chrześcijańskiego. W tamtych czasach były one potrzebne jako gwarancja prawdy i mocy chrześcijańskiego zwiastowania rozpoczynającego podbój świata.
b) Należy tu podkreślić dwa istotne czynniki. Po pierwsze, żyli jeszcze apostołowie, którzy mieli niepowtarzalnie bliski osobisty kontakt z Jezusem Chrystusem. Po drugie, na całym świecie panowała atmosfera oczekiwania, w której umysły ludzi były gotowe na przyjęcie wszystkiego; był to czas, kiedy wiara obfitowała. Te dwa czynniki razem wytworzyły wyjątkową sytuację.
3. Zasadniczym pytaniem jest nie tyle, dlaczego cuda skończyły się? Oczywiście, że dzisiaj lekarz lub chirurg może uczynić to, co w czasach apostolskich zostałoby uznane za cud.. Ale nigdy Bóg nie zastępuje człowieka. Bóg, objawiwszy człowiekowi nowe prawdy i nową wiedzę, pozwala mu nadal dokonywać cudów dzięki swojemu objawieniu. Pewien znany lekarz powiedział: „ja bandażuję rany, ale Bóg je leczy”. Chrześcijanin spotyka cuda na każdym kroku, jeśli tylko potrafi je zauważyć.
Zbrodnia krzyża (3,11-16)
W tym fragmencie występują trzy tematy dominujące w zwiastowaniu wczesnochrześcijańskim.
1. Kaznodzieje tamtego okresu zawsze podkreślali, że ukrzyżowanie było największą zbrodnią w historii ludzkości. Kiedy mówią o tym, w ich głosach brzmi nuta zgrozy. Jezus był święty i sprawiedliwy, a człowiek, który się z Nim spotkał, powinien był Go pokochać. Sam rzymski prokurator przyznał, że ukrzyżowanie Jego było szczytem niesprawiedliwości. Ludzie woleli uwolnić przestępcę i przybić do krzyża tego, który wszędzie czynił dobro. Pierwsi kaznodzieje usiłowali poruszyć ludzkie sumienie i uświadomić im zbrodnię, jaka dokonała się na krzyżu. Było to tak, jak gdyby mówili: „spójrzcie, do czego może doprowadzić grzech”.
2. Kaznodzieje wczesnego Kościoła podkreślali apologetyczną wartość zmartwychwstania. Jest rzeczą oczywistą, że kościół nie powstałby nigdy bez Zmartwychwstania. Gdyby Jezus nie powstał z martwych, to pamięć o Nim stopniowo zatarłaby się. Zmartwychwstanie było dowodem na to, że on naprawdę był Panem życia i śmierci, że żyje na wieki. Zmartwychwstanie było niezbitym dowodem na to, że sam Bóg był z Nim, a więc moc, której nikt nie mógł się przeciwstawić.
3. Ówcześni głosiciele zawsze podkreślali moc zmartwychwstałego Pana. Nigdy nie uważali siebie za źródło mocy, lecz za jej narzędzia.
Zdawali sobie sprawę z granic własnych możliwości. Wiedzieli też dobrze, że zmartwychwstały Chrystus może uczynić przez nich i z nimi wszystko. I w tym kryje się tajemnica życia chrześcijańskiego. Chrześcijanin wie, że dopóki wiele będzie myślał o sobie i o swoich możliwościach, dopóty będzie spotykał się z niepowodzeniami, załamaniem i strachem, ale kiedy powie: „nie ja, ale Chrystus we mnie”, wtedy wypełni go pokój i moc.
Kazanie apostolskie (3,17-26)
Prawie wszystkie kazania z okresu wczesnego Kościoła składają się z elementów występującym w tym krótkim fragmencie:
1. Kazanie takie zaczynało się w tonie ostrzeżenia i łaski zarazem. Nie zdając sobie sprawy z tego, co czynią, Żydzi dopuścili się zbrodni ukrzyżowania, ale pozostanie w nieświadomości jest niemożliwe i dlatego, jeżeli odrzucą Jezusa Chrystusa, nie ma dla nich usprawiedliwienia. Myśl o ogromnej odpowiedzialności wynikającej ze stopnia poznania przejawia się przez cały Nowy Testament. „Gdybyście byli ślepi, nie mielibyście grzechu, a że teraz mówicie: Widzimy, przeto pozostajecie w grzechu” (J 9,41). „Gdybym nie przyszedł do nich i nie mówił, nie mieliby grzechu, lecz teraz nie mają wymówki z powodu grzechu swego” (J 15,22). „Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu” (Jk 4,17). Zostać oświeconym pełnym światłem objawienia Bożego to największy przywilej, pociągający za sobą najsurowszą odpowiedzialność.
2. Poznanie prawdy wymaga pokuty i zmiany życia. Te dwa kroki są ściśle związane ze sobą. Słowo „pokuta” oznacza po prostu zmianę nastawienia, ale łatwiej jest chyba zmienić swój stosunek do czegoś niż zmienić swoje postępowanie. Prawdziwa pokuta polega na porzuceniu starego sposobu życia i rozpoczęcia nowego.
3. Upamiętanie się, czyli pokutowanie, pociągnie za sobą dalsze konsekwencje. Jeżeli chodzi o przeszłość, to grzechy zostaną zmazane. Jest to wyrażenie metaforyczne. W starożytności pisano na papirusach za pomocą tuszu, który nie zawierał kwasów i nie wżerał się w papirus, jak to czyni dzisiejszy atrament, lecz pozostawał na powierzchni. Aby wymazać pismo, wystarczyło wziąć nawilżoną gąbkę i przetrzeć nią papirus. Podobnie Bóg wymazuje grzechy człowieka, któremu przebaczył. Jeżeli chodzi o przyszłość, to pokuta zapoczątkuje odnowę życia, sprawi, że w chwilach słabości możliwe będzie odnowienie sił, w znużeniu - „odpocznienie”.
4. Następnie apostoł Piotr mówi o powtórnym przyjściu Chrystusa. Znaczy to między innymi, że historia zmierza do określonego celu, nie w sposób przypadkowy, ale układając zdarzenia w celowy ciąg na swojej drodze.
5. Piotr twierdzi, że wszystko, co się wydarzyło, było przepowiedziane. Żydzi odrzucili myśl o Mesjaszu, który musi cierpieć. Piotr wykazuje jednak, że gdyby tylko zbadali pisma, to znaleźliby w nich wszystko przepowiedziane.
6. Piotr przypomina im o ich przywilejach jako narodu wybranego przez Boga.
W końcu wyjaśnia im, że szczególne przywileje wymagają szczególnych obowiązków. Ich przywilejem nie jest czynienie tego, co im się podoba, ale czynienie tego, co podoba się Bogu. Przywilej ten nie daje żadnych szczególnych zaszczytów, lecz wymaga szczególnej służby.
Aresztowanie Piotra i Jana (4,1-4)
Uzdrowienie chromego nastąpiło na terenie należącym do świątyni, w miejscu, gdzie stale przewijali się ludzie. Całe to wydarzenie musiało odbyć się na oczach tłumu. Brama zwana Piękną prowadziła z dziedzińca przeznaczonego dla pogan do dziedzińca przeznaczonego dla kobiet. Dziedziniec Pogan był największym i najbardziej ruchliwym ze wszystkich dziedzińców świątyni. Tutaj bowiem mógł wejść każdy człowiek, z jakiegokolwiek narodu by nie pochodził, o ile przestrzegał powszechnie uznanych praw porządku i dobrego wychowania. Tutaj też rozkładali swoje stoiska ci, którzy wymieniali pieniądze i sprzedawcy zwierząt ofiarnych. Wzdłuż granic terenu należącego do świątyni ciągnęły się dwie kolumnady przecinające się pod kątem prostym w rogu Dziedzińca Pogan. Jedną z nich nazywano przysionkiem Salomonowym, drugą Królewskim. W tych miejscach było także pełno ludzi, którzy przychodzili do świątyni, aby pomodlić się, uczyć się lub po prostu zwiedzać. Uzdrowienie chromego, jak i wszystkie wydarzenia, które nastąpiły potem, musiały zwrócić uwagę ogromnej liczby świadków. Ale oto na tę zatłoczoną scenę wkraczają kapłani, dowódca straży świątynnej oraz saduceusze. Dowódcą straży świątynnej był wysoki urzędnik zwany sagan, prawa ręka arcykapłana, wykonawca jego rozkazów i przełożony całej służby świątynnej. Do jego szczególnych obowiązków należało pilnowanie porządku na terenie świątyni. Należało spodziewać się pojawienia się dowódcy straży i jego ludzi, kiedy tłum się zgromadził. Wraz z nim zjawiali się saduceusze. Stanowili oni bogatą klasę arystokracji. Nie było ich wielu, ale byli bogaci i wpływowi. Wydarzenia, które rozegrały się na dziedzińcu świątyni mogły ich poruszyć z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wierzyli w zmartwychwstanie, a apostołowie właśnie o tym zwiastowali. Po drugie, partia saduceuszów współpracowała z Rzymianami, ponieważ obawiali się oni utraty majątku, wygód, prestiżu i władzy. Obalenie istniejącego porządku było czymś, czego najmniej by sobie życzyli. Władza rzymska była bardzo tolerancyjna, ale w przypadku zakłócenia porządku publicznego była bezlitosna. Saduceusze szybko doszli do wniosku, że jeżeli pozwolą apostołom kontynuować ich działalność bez ograniczeń, to mogą nastąpić bunty i zamieszki, które z kolei mogą podważyć ich pozycję. Dlatego właśnie zaproponowali, żeby zdusić ten nowy ruch w zarodku. W ten sposób Piotr i Jan zostali natychmiast aresztowani. Przykład ten pokazuje, w jaki sposób grupa ludzi nie chciała poznać prawdy i nie dawała innym możliwości jej poznania, ponieważ obawiała się utraty dóbr i przywilejów.
Przed Sanhedrynem (4,5-12)
Piotra i Jana postawiono przed sądem. Rada Najwyższa, albo Sanhedryn, był to najwyższy sąd żydowski. Nawet w okresie rzymskiej okupacji był on uprawniony do aresztowania. Nie miał jedynie prawa wydawać wyroku śmierci, chyba że podsądnym był poganin, który dopuścił się przestępstwa na terenie wewnętrznego dziedzińca świątyni. Sanhedryn składał się z siedemdziesięciu jeden członków. Arcykapłan przewodniczył trybunałowi z urzędu. W skład Sanhedrynu wchodzili także kapłani, którzy pod każdym względem zgadzali się z saduceuszami i troszczyli się tylko o to, aby nie zmalały ich dochody. Byli tam też faryzeusze, fanatyczni zwolennicy prawa oraz uczeni w Piśmie, czyli znawcy tradycyjnego prawa. W skład Rady wchodzili także starsi, ludzie cieszący się poważaniem w społeczności żydowskiej oraz ci, którzy byli z rodu arcykapłańskiego. Ludzi z tej ostatniej grupy nazywano czasami wysokimi kapłanami. Składali się na nią po pierwsze byli arcykapłani. W przeszłości urząd arcykapłana był dziedziczny i trwał przez całe życie. W czasach rzymskich urząd arcykapłana był często zamieszany w intrygi, łapownictwo i korupcję, dlatego arcykapłani byli często zmieniani. W latach od 37 p. Chr. do 67 po Chr. urzędowało aż 28 arcykapłanów. Ale nawet po odwołaniu arcykapłana z urzędu, zachowywał on często swoje wpływy. Po drugie, chociaż urząd arcykapłana przestał być dziedziczny, to pozostał on w rękach kilku rodzin. Z tych 28 powyżej wspomnianych arcykapłanów wszyscy, za wyjątkiem sześciu, pochodzili z czterech rodzin kapłańskich. Członkowie tych rodzin mieli szczególną pozycję i ich to właśnie nazywano wysokimi kapłanami. Czytając mowę Piotra powinniśmy pamiętać, do kogo była ona skierowana. Jego słuchaczami byli najbogatsi, najbardziej wykształceni i najbardziej wpływowi ludzie w kraju, a jednak Piotr, rybak z Galilei, zwraca się do nich raczej jako sędzia niż oskarżony. Mowa Piotra to przykład wielkiej odwagi. Przecież to ten sam sąd skazał Jezusa na śmierć. Piotr wiedział o tym i wiedział też, że ryzykuje życiem. Istnieją dwa rodzaje odwagi: beztroska brawura wynikająca z nieświadomości grożących niebezpieczeństw i o wiele wyższy rodzaj odwagi, zimna, trzeźwa odwaga człowieka, który zna niebezpieczeństwo, a jednak nie daje się zastraszyć. Apostoł Piotr zademonstrował ten drugi rodzaj odwagi. Kiedy Achillesowi powiedziano, że niechybnie zginie, jeżeli wyruszy w bój, wówczas rzucił odpowiedź, która stała się słynna: „Mimo wszystko jestem za wyruszeniem”. Piotr także zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale mimo to był za rozpoczęciem walki.
Jedynie Bogu posłuszni (4,13-22)
Ten fragment pokazuje nam wyraźnie, w jaki sposób chrześcijanie byli atakowani i jak bronili się. Atak, jaki przypuścili wrogowie, zawierał pogardliwe uwagi i pogróżki. Tekst podaje nam, że członkowie Rady uważali apostołów za ludzi nieuczonych i prostych. Słowo, które tłumaczy się jako „nieuczeni”, ma jednak szczególne znaczenie. Sugeruje ono, że apostołowie nie mieli żadnego wyższego wykształcenia, szczególnie w dziedzinie zawiłych przepisów i kruczków prawa. Słowo, które tłumaczy się jako „prości”, sugeruje, że nie mieli oni żadnego wykształcenia zawodowego. Członkowie Sanhedrynu uważali więc ich za ludzi bez wyższego wykształcenia i bez zawodu. Człowiekowi prostemu trudno jest stawić czoła akademickim i zawodowym pyszałkom. Ale człowieka, w którego sercu panuje Chrystus, charakteryzuje jakieś szczególne dostojeństwo nieosiągalne na drodze kariery naukowej lub zawodowej. Inną formą ataku były groźby. Zapewne powiedziano im, co się z nimi stanie, jeżeli nie zawrócą z obranej drogi. Ludzkie pogróżki nie są jednak w stanie zastraszyć człowieka wierzącego, ponieważ jest on przekonany, że cokolwiek inni by mu nie uczynili, będzie to trwało jedynie chwilę, lecz dzieło Boże przetrwa na wieki. Na ten atak Piotr i Jan mieli swoją obronę. Bronili się oni, po pierwsze, przy pomocy niezaprzeczalnych faktów. Nie można było zaprzeczyć temu, że człowiek został uzdrowiony. Najważniejszym i najbardziej przekonywującym argumentem przemawiającym za chrześcijaństwem jest sam chrześcijanin. W ostatecznym rozrachunku słowa niewiele znaczą. Nie będziemy w stanie udowodnić innym słuszności wiary chrześcijańskiej, jeżeli nie pokażemy im człowieka zmienionego przez Chrystusa. Po drugie, mieli oni na swą obronę całkowite posłuszeństwo Bogu. Musieli wybrać między posłuszeństwem Bogu i posłuszeństwem ludziom. Piotr i Jan nie wahali się, którą drogę obrać. H. G. Wells powiedział: „Niestety, wielu ludzi lepiej słyszy głos sąsiadów niż głos Boga”. Prawdziwa tajemnica chrześcijanina kryje się w słowach, którymi kiedyś scharakteryzowano Johna Knoxa: „żył w tak wielkiej bojaźni przed Bogiem, że nie bał się żadnego człowieka”. Trzeci argument, jakim posłużyli się apostołowie, był chyba najważniejszy. Był to argument oparty na osobistym przeżyciu obecności Jezusa Chrystusa. Piotr i Jan powiedzieli, że nie mogą nie mówić o tym, co widzieli i słyszeli. Ich poselstwo nie było zasłyszanym opowiadaniem. Byli tak bardzo pewni tego, o czym świadczyli, że gotowi byli oddać za to życie.
Triumfalny powrót (4,23-31)
W tym fragmencie opisana jest reakcja kościoła w momencie zagrożenia. Można by przypuszczać, że kiedy Jan i Piotr powrócili do swoich i opowiedzieli o wszystkim, wówczas ludzi wierzących ogarnęło głębokie przygnębienie, ponieważ zobaczyli, jakie czekają ich problemy. Myśl o tym, żeby zastosować się do decyzji Sanhedrynu i nie mówić o Chrystusie, nawet nie przyszła im do głowy. W tamtej chwili uczniowie byli pewni słuszności obranej drogi i to dodawało im sił.
1. Byli przekonani, że Bóg jest mocny. Po ich stronie był ten, który stworzył świat i podtrzymuje go swoją mocą. Pewnego razu poseł papieski próbował odwieść Marcina Lutra z obranej drogi, grożąc mu skutkami jego uporu i ostrzegając, że w końcu zostanie on opuszczony przez wszystkich sprzymierzeńców. „Gdzie się wtedy znajdziesz”? - zapytał poseł. „I wtedy, i teraz” - odpowiedział Luter - „zawsze w rękach Bożych”. Ci, którzy są za nami, są silniejsi niż ci, którzy są przeciwko nam.
2. Byli przekonani, że opozycja ludzi na nic się nie zda. Mogą w swoim buncie wygrażać Bogu, ale w końcu Bóg i tak zatriumfuje.
3. Wspomnienia o Jezusie były w nich zawsze żywe. Przypominali sobie, jak był sądzony, jak cierpiał i jak zwyciężył. W tych wspomnieniach znajdowali pociechę, bo wiedzieli, że uczeń nie może być większy od Mistrza.
4. Modlili się o odwagę. Nie twierdzili, że będą w stanie znieść wszystko o własnych siłach, lecz polecali się Bogu. W godzinie próby wznosili się ponad ziemskie ograniczenia, w wieczność, i wołali o pomoc z góry.
5. W rezultacie tego otrzymali dar Ducha. Obietnica została spełniona. Nie byli już niepocieszeni, gdyż On był z nimi zawsze. W ten sposób znaleźli odwagę i siły do świadczenia w czasie, kiedy groziło to śmiercią.
Wspólnota dóbr (4,32-37)
W tym fragmencie następuje nagła zmiana tematu, która rzuca pewne światło na to, co jest typowe dla Kościoła. Poprzedni fragment kończy się w bardzo podniosłej atmosferze. znajdują się w nim głębokie myśli o Bogu, modlitwy o zesłanie Ducha Świętego, egzaltowane cytaty ze Starego Testamentu. Ale oto następuje zmiana tematu i następny fragment traktuje o najbardziej praktycznych sprawach. Bez względu na to jak bardzo rozradowani byli ówcześni chrześcijanie, jak bardzo egzaltowani, nigdy nie zapominali, że ktoś może być głodny, że niektórzy cierpią niedostatek i wszyscy muszą pomóc. Modlitwy były niezwykle ważne, jak również świadczenie słowami, ale najważniejsza była miłość i troska i braci. Ówcześni chrześcijanie mieli silne poczucie wzajemnej odpowiedzialności. Nie do pomyślenia było dla nich, żeby jedna osoba posiadała w nadmiarze, a komuś innemu nie dostawało. To poczucie odpowiedzialności rodziło w nich szczere pragnienie dzielenia się wszystkim, co posiadali. Musimy tutaj zauważyć, że dzielenie się wszystkim nie nastąpiło wskutek podjęcia formalnych decyzji, lecz było całkowicie spontaniczne. Społeczność staje się prawdziwie chrześcijańska nie wtedy, kiedy prawo zobowiązuje nas do dzielenia się, ale kiedy serce nas do tego popycha. Pomoc społeczna nigdy nie powinna zastąpić dobroczynności pochodzącej z serca.
Pierwsze problemy w Kościele (5,1-11)
W całych Dziejach Apostolskich nie ma chyba bardziej dramatycznego urywka. Nie ma potrzeby traktować tego wydarzenia jako cudowne. Historia ta daje nam wgląd w atmosferę panującą we wczesnym Kościele. Źródła historyczne podają, że Edward I wybuchnął kiedyś gniewem na swojego dworzanina, który padł martwy ze strachu. To opowiadanie podkreśla dwie cechy wczesnego Kościoła. Wskazuje na to, jak bardzo wrażliwe i pełne oczekiwania były umysły ludzi w tamtych czasach. Opowiadanie to pokazuje też, jak wielkim autorytetem cieszyli się apostołowie. W tej szczególnej atmosferze intensywnego życia, pełne nagany słowa Piotra miały taki skutek.
Opowiadanie to jest jednym z tych, które potwierdzają, jak uczciwą księgą jest Biblia. Można je było równie dobrze opuścić, ponieważ pokazuje ono, że nawet we wczesnym Kościele byli bardzo niedoskonali chrześcijanie. W Bibli jednak nie mamy wyidealizowanego obrazu rzeczywistości. Pewnego razu malarz nadworny malował obraz Oliwiera Cromwella. Twarz Cromwella była oszpecona brodawkami, których, pragnący przypodobać się możnowładcy malarz, nie namalował na portrecie. Cromwell, zobaczywszy obraz, powiedział: „Zabierz to i namaluj mnie z brodawkami i ze wszystkim, co szpeci”. Jedną ze wspaniałych cech Bibli jest to, że pokazuje nam ona swoich bohaterów bez upiększeń.
Opowiadanie to zawiera też pewną zachętę dla nas, ponieważ pokazuje ono, iż nawet w czasach najwspanialszego rozkwitu Kościół nie był doskonały. Dobrze jest pamiętać o tym, że gdyby Kościół składał się z doskonałych ludzi, to nie byłby to już Kościół.
Zauważmy, w jaki sposób Piotr podkreśla, że wszelki grzech jest grzechem przeciwko Bogu. Nasze najdrobniejsze uchybienia są grzechem przeciwko Bogu.
1. Uchybienia w pilności są grzechem przeciwko Bogu. Bóg działa za pośrednictwem ludzi. Każda praca, nawet ta najbardziej niedoceniona, jeżeli tylko przyczynia się do szczęścia i dobra ludzi, jest pracą dla Boga. Antonio Stradivari, słynny wytwórca skrzypiec, miał kiedyś powiedzieć: „Kiedy moja ręka nie pracuje, okradam Boga”. Oto motto dla każdego.
2. Uchybienia w używaniu naszych zdolności są grzechem przeciwko Bogu. Bóg obdarzył nas zdolnościami, nie są one naszą własnością, my tylko zarządzamy nimi i przed Bogiem jesteśmy odpowiedzialni za właściwe ich używanie.
3. Uchybienia w mówieniu prawdy są grzechem przeciwko Bogu. Prawdę poznajemy dzięki działaniu Ducha w naszych sercach. Jeżeli popadamy w nieuczciwość i fałsz, wówczas grzeszymy przeciwko przewodnictwu Ducha w naszych sercach.
Atrakcyjność chrześcijaństwa (5,12-16)
Oto miniaturowy obraz tego, co działo się we wczesnym Kościele. Ten fragment podaje nam dalsze szczegóły z życia Kościoła.
1. Mówi o tym, gdzie spotykali się ludzie wierzący. Miejscem ich spotkań był przysionek Salomonowy. Dwa takie przysionki przylegały do dziedzińca świątyni. Pierwsi chrześcijanie regularnie uczęszczali do domu Bożego. Codziennie spotykali się z Bogiem. Pragnęli coraz to lepiej poznawać Boga i od niego czerpać siły do życia. Gdzież mogli być bliżej Boga, jeżeli nie w Jego domu.
2. Fragment ten podaje nam też, jak wyglądało takie spotkanie. Pierwsi chrześcijanie zbierali się w miejscu wystawionym na widok publiczny. Nie mieli zamiaru ukrywać swojej wiary. Wiedzieli, co spotkało apostołów i co w każdej chwili mogło i ich spotkać, niemniej jednak byli zdecydowani pokazać wszystkim, do kogo należą.
3. Z urywka tego wynika, że wczesny Kościół był bardzo efektywny w swoich wysiłkach misyjnych. Wiele się działo w Kościele. Czasy, kiedy służba uzdrawiania była jedną z najważniejszych, minęły, chociaż mogą powrócić. Ale zadaniem Kościoła jest nadal nawracanie ludzi. Kościół nadal istnieje po to, aby przez niego działy się cuda Bożej łaski. Kościół, który odmienia życie ludzi, będzie zawsze atrakcyjny.
Przy końcu tego fragmentu znajdujemy wzmiankę o ludziach dręczonych przez duchy nieczyste. W starożytności ludzie przypisywali istnienie wszystkich chorób działalności duchów nieczystych. Egipcjanie na przykład wierzyli, że ciało można podzielić na części, z których każda jest zamieszkiwana przez innego złego ducha. Uważali oni, że duchy te są duchami zmarłych, którzy byli złymi ludźmi za życia. Takie duchy nawet po śmierci ludzi kontynuowały dzieło zniszczenia. Być może my uwolniliśmy się od takiego sposobu myślenia, ale dla ówczesnych ludzi było to coś bardzo rzeczywistego.
Powtórne aresztowanie i proces (5,17-32)
Powtórne aresztowanie apostołów było nieuniknione. Rada Najwyższa surowo przykazała im zaniechać nauczania w imieniu Jezusa, ale oni otwarcie zlekceważyli to polecenie. Dla Sanhedrynu ta sprawa stanowiła niezmiernie poważny problem. Po pierwsze, apostołowie byli heretykami. Po drugie, byli potencjalną przyczyną zamieszek. Palestyna zawsze stanowiła nie lada problem dla okupantów. Wszelkie uchybienie w opanowaniu porządku publicznego mogło doprowadzić do wybuchu powstania. Tego kapłani i saduceusze najbardziej się obawiali, ponieważ, gdyby doszło do interwencji Rzymu, straciliby swoją pozycję.
W uwolnieniu Piotra i Jana nie musimy koniecznie dopatrywać się cudu. Słowo angelos miało dwa znaczenia. Oprócz tego, że znaczyło ono anioł, było też zwykłym określeniem posłańca. nawet jeżeli uwolnienie apostołów nastąpiło na skutek ludzkich środków i zabiegów, to posłaniec, który ich wypuścił, mógł być nazwany aniołem Pańskim.
Na podstawie tego, co nastąpiło po uwolnieniu możemy naszkicować następującą charakterystykę pierwszych chrześcijan.
1. Cechowała ich odwaga. Polecenie, aby pójść ponownie do świątyni i głosić tam o Jezusie, może wydawać się dla nas, ludzi rozsądnych i dbających przede wszystkim o bezpieczeństwo, prawie niemożliwe do spełnienia, wymagające jakiejś lekkomyślnej zuchwałości. Apostołowie zdawali sobie sprawę z tego, co im grozi, a jednak udali się tam.
2. Byli to ludzie z zasadami, a ich naczelną zasadą było posłuszeństwo Bogu, bez względu na konsekwencje i bez względu na okoliczności. Nigdy nie zastanawiali się, czy ich postępowanie jest bezpieczne, zastanawiali się tylko, czego Bóg od nich żąda. Nie zagłębiali się w rozważania nad niebezpieczeństwami, lecz byli posłuszni. Ich jedynym pragnieniem było przeżywanie przygód z Bogiem.
3. Dokładnie wiedzieli, jaką mają pełnić funkcję i jakie są ich obowiązki. Wiedzieli, że są świadkami Jezusa. Świadkiem może być ten człowiek, który mówi na podstawie osobistych przeżyć i jest pewien prawdziwości tego, co mówi. Takiego człowieka nie można powstrzymać, tak jak nie można powstrzymać prawdy.
Niespodziewany sprzymierzeniec (5,33-42)
Stając po raz drugi przed Sanhedrynem apostołowie znaleźli nieoczekiwanego sprzymierzeńca w osobie Gamaliela, który był faryzeuszem. Faryzeusze różnili się znacznie od saduceuszów. O ile saduceusze byli bogatymi, pochodzącymi z kręgów kapłańskich kolaborantami, którzy troszczyli się jedynie o to, aby utrzymać prestiż i władzę w swoich rękach, o tyle faryzeusze nie mieli żadnych politycznych aspiracji. Nazwa „faryzeusze” znaczy dosłownie „oddzieleni”, ponieważ pragnęli odseparować się od codziennego życia i zwykłych ludzi, aby poświęcić się skrupulatnemu przestrzeganiu najdrobniejszych przepisów prawa. Nigdy nie było ich więcej niż sześć tysięcy. Byli wysoce poważani ze względu na ascetyczne życie, jakie prowadzili. Gamaliela nie tylko szanowano, ale i lubiano. Był on niezwykle miłym człowiekiem, o wiele bardziej tolerancyjnym od innych faryzeuszy. Jako jeden z niewielu faryzeuszy nie uważał on greckiej sztuki i literatury za grzeszną i dopuszczał jej poznawanie. Był jednym z niewielu ludzi, którym nadano tytuł „Rabban”, nazwano go też „Pięknem Prawa”. Po jego śmierci mówiono: „Nie ma już poszanowania Prawa od czasu, kiedy zmarł Rabban Gamaliel; wraz z jego śmiercią zaginęły też czystość i wstrzemięźliwość”. To on właśnie zabrał głos, kiedy wydawało się, że Sanhedryn podejmie decyzję o represjach wobec apostołów. System wiary faryzeuszów dopuszczał działanie przeznaczenia i wolnej woli człowieka. Z jednej strony wierzyli oni w to, że wszystko znajduje się w ręku Boga, z drugiej zaś, że człowiek odpowiada za swe czyny. „Wszystko jest przewidziane, ale wolność wyboru jest dana” - mówili, albo: „Wszystko, za wyjątkiem bojaźni Bożej, jest ujęte w planie Bożym”. Gamaliel radził zabezpieczyć się przed ewentualnym użyciem wolności przeciwko Bogu. Uzasadniając swoją postawę wyraził opinię, że działalność apostołów spełznie na niczym, jeżeli nie popiera jej Bóg. Podał też dwa przykłady. Jeden z nich dotyczył niejakiego Teudasa. W tamtych czasach w Palestynie co pewien czas pojawiali się ludzie, którzy podając się za wyzwolicieli lub nawet mesjaszy pociągali za sobą bandy ekstremistów. Nie wiemy dokładnie, kim był ten Teudas, ale kilka lat po omawianych wydarzeniach powstał też pewien Teudas, który poprowadził ludzi w kierunku Jordanu, obiecując, że zatrzyma bieg rzeki, tak, że jego zwolennicy będą mogli przejść suchą nogą na drugi brzeg. Rzymianie szybko rozprawili się z jego powstaniem. Juda Galilejczyk prowadził swoją działalność w czasie spisu przeprowadzonego przez namiestnika Kwiryniusza w 6 roku p. Chr. Spis przeprowadzono z zamiarem opodatkowania ludności. Juda, jako fanatyczny obrońca teokracji, który uważał, że jedynie Bóg jest władcą Izraela i jedynie Jemu należą się daniny, uważał też, że płacenie podatków jest świętokradztwem. Usiłował wzniecić powstanie, ale mu się to nie udało. Gamaliel, powołując się na te dwa przykłady, twierdził, że nowy ruch albo sam upadnie, albo nic go nie powstrzyma, a gdyby próbowali go zdławić, przeciwstawialiby się Bogu. Sanhedryn przyjął jego radę. Ponownie zagrożono apostołom, po czym wypuszczono ich.
Odeszli radując się z cierpień, przez które przeszli. Prześladowania stanowiły dla nich okazję do udowodnienia wierności Chrystusowi. W Rosji w pierwszych dniach rewolucji wysoce poważano człowieka, który mógł pokazać na swoich rękach odciski po kajdankach i blizny od bicza na plecach, ponieważ taki człowiek cierpiał dla sprawy. Tacy szermierze rewolucji mogli z dumą powiedzieć: „Noszę na sobie odciski i rany”. Pierwsi chrześcijanie traktowali prześladowania jako sposobność udziału w cierpieniach Chrystusa. Ci, którzy mają udział w cierpieniach, będą też mieli udział w chwale.
Wybór pierwszych diakonów (6,1-7)
W miarę jak wzrastała liczba członków zboru, zaczęły się pojawiać problemy związane z funkcjonowaniem większej społeczności. Żydzi wyróżniali się wśród innych narodów silnym poczuciem odpowiedzialności za współbraci doświadczonych przez los. W synagogach istniały w tym zakresie uświęcone tradycją zwyczaje i reguły postępowania. Specjalne osoby były upoważnione do zbierania jałmużny. W każdy piątek od rana dwóch mężczyzn obchodziło rynek i prywatne domy zbierając jałmużnę w postaci pieniędzy i w naturze. Pod koniec dnia jałmużna była rozdzielana między ubogich. Ci, którzy chwilowo byli w potrzebie, otrzymywali pomoc doraźną, osobom, które nie były w stanie utrzymać się przez dłuższy czas wydzielano z Kuppah, czyli z kosza jałmużnę na 14 posiłków, tj. na dwa posiłki dziennie przez nadchodzący tydzień. Dla osób w nagłej potrzebie robiono dodatkową zbiórkę zwaną Tamhui, czyli tacą. Zwyczaj ten przejął zbór chrześcijański. Przeszkodą w jego przestrzeganiu był brak jednomyślności i rozłam wśród Żydów. W zborze jerozolimskim Żydzi dzielili się na dwie grupy. Pierwsza obejmowała mieszkańców Jerozolimy i Palestyny, którzy mówili aramejskim językiem swoich przodków i chlubili się czystością rasową. Druga grupa składała się z przybyszów z innych krajów, którzy zjechali się do Jerozolimy na Zielone Święta i po nawróceniu pozostali w jerozolimskim zborze. Mieszkali przez całe pokolenia poza Palestyną i mówili tylko po grecku. Nazywano ich hellenistami. Snobistyczni mieszkańcy Jerozolimy pogardzali przybyszami, co ujawniało się również przy rozdzielaniu jałmużny. Rozpoczęły się narzekania, że wdowy w grupie hellenistów są celowo przy rozdzielaniu jałmużny pomijane. Apostołowie nie mogli sobie pozwolić na osobisty udział w rozwiązywaniu tego typu problemów. Wybrano więc siedmiu diakonów, aby zajęli się zaistniałą sytuacją i mieli pieczę nad tą dziedziną życia społeczności chrześcijańskiej. Warto zwrócić uwagę, że pierwsi diakoni nie należeli do tych starszych zboru, których zadaniem było przemawianie. Wybrano ich do spraw praktycznej służby. Pierwszą troską Kościoła było przetłumaczenie chrześcijaństwa na język praktycznego działania.
Szermierz wolności (6,8-15)
Wybór diakonów był wydarzeniem o daleko sięgających konsekwencjach. Można je uważać za początek wielkiego sporu wewnątrz Kościoła. Żydzi zawsze uważali swój naród za naród wybrany. Określenie wybrany interpretowali jednak w fałszywy sposób. Uważali, że są wybrani do specjalnych zaszczytów i przywilejów, wierzyli, że Bóg nie istnieje dla żadnego innego narodu poza narodem żydowskim. Według najskrajniejszych poglądów, Bóg stworzył pogan na paliwo w ogniu piekielnym. Nawet przy najbardziej tolerancyjnych postawach wierzono, że poganie zostaną kiedyś sługami Żydów. Obca była im myśl, że zostaną wybrani po to, aby całą ludzkość zbliżyć do Boga. Wprawdzie w początkach sporu nie chodziło jeszcze o przyjęcie pogan. Chodziło o Żydów spoza Palestyny, posługujących się językiem greckim. Żaden z siedmiu diakonów nie miał żydowskiego imienia. Wszystkie imiona były greckie, a jeden z diakonów, Mikołaj, był prozelitą, czyli poganinem, który przyjął religię żydowską. Jedynie Szczepan patrzył szerzej niż jego współbracia. Posiadał wizję zdobycia dla Chrystusa wszystkich ludzi. Dla Żydów istniały dwie najwyższe wartości. Pierwszą była świątynia. Tylko w świątyni można było składać ofiary, tylko tam Bóg mógł być prawdziwie uwielbiany. Drugą najwyższą wartością był Zakon, który nigdy się nie zmieniał. Ale Szczepan w swojej wizji widział, że świątynia będzie zburzona, że Zakon był tylko etapem na drodze do Ewangelii i że chrześcijaństwo musi wyjść poza ramy jednego narodu i rozprzestrzenić się na cały świat. Miał okazję powiedzieć to wszystko publicznie, ponieważ tak się zdarzyło, że w synagodze nie było akurat nikogo, kto mógłby wygłosić kazanie. Według zwyczaju w synagogach mógł przemawiać każdy znamienity Żyd. Argumenty Szczepana były druzgocące. Nie mogły ich odeprzeć żadne logiczne racje Żydów. Kiedy więc racje rozumowe zawiodły, Żydzi uciekli się do użycia przemocy i Szczepan został aresztowany. Misja Szczepana trwała krótko, ale była bardzo ważna, ponieważ on pierwszy zrozumiał i głosił, że chrześcijaństwo nie było szansą tylko dla Żydów, lecz ofertą Bożą dla całej ludzkości.
MOWA SZCZEPANA
Decydując, jaki zakres wiedzy powinna objąć edukacja jego syna, Oliwer Cromwell powiedział: „Chcę, żeby nauczył się trochę historii”. W swojej mowie Szczepan odwoływał się do historii swego narodu. wiedział, że najlepszą formą obrony jest atak. Roztoczył przed słuchającymi panoramę historii narodu żydowskiego. Wynikały z niej prawdy, które wykorzystał dla wykazania, że jego własny naród zasługuje na potępienie. Po pierwsze, wskazał na fakt, że mężowie, którzy odegrali najważniejszą rolę w historii Izraela, usłyszeli Boże polecenie: „wynijdź stąd” i byli mu posłuszni. Byli gotowi z wiarą iść w nieznane i z wiarą podejmować ryzyko. Tę postawę Szczepan porównał z postawą współczesnych mu Żydów, która ograniczała się do utrzymania istniejącego stanu rzeczy i uznania Jezusa i chrześcijan za niebezpiecznych nowatorów. Po drugie, podkreślał, że oddawano chwałę Bogu i zanoszono modlitwy na długo przed tym, zanim została wybudowana świątynia. Dla Żyda świątynia była miejscem najświętszym. Argument Szczepana, że Bóg nie mieszka tylko w świątyni zbudowanej ludzkimi rękami, było pogwałceniem wyobrażenia o tym, co uważano za święte. Przy końcu swojej mowy wykazał, że ukrzyżowanie Jezusa było uwieńczeniem wiekowych postaw i uczynków narodu żydowskiego. Przez całe wieki Żydzi prześladowali proroków i odrzucali mężów powołanych przez Boga, aby przewodzili narodowi. Były to twarde słowa prawdy dla ludzi uważających się za naród wybrany i musiały wywołać ostry sprzeciw, gniew i złość. Warto zwrócić uwagę, jak te wynikające z historii argumenty będą się przewijały przez całą mowę Szczepana.
Mąż, który usłuchał głosu Boga (7,1-7)
W panoramicznym obrazie historii Izraela, jaki Szczepan przedstawił w swojej mowie, nie chodziło o przedstawienie biegu wydarzeń historycznych. Każda postać, każde wydarzenie było dla niego symbolem i równocześnie przykładem reakcji ludzi na głos Boży. Rozpoczął od Abrahama, ponieważ od niego dla każdego Żyda rozpoczyna się historia. Właśnie Abraham był tym mężem, który usłuchał polecenia: „wyjdź z ziemi swojej”. Jak pisze autor Listu do Hebrajczyków, Abraham wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie (Hbr 11,8). Nie bał się ryzyka. Dla Szczepana mężem Bożym jest ten, który jest posłuszny rozkazom Bożym, nawet wtedy, kiedy nie zna skutków poleconego działania. Abraham był mężem wiary. Nie wiedział, gdzie idzie, ale wierzył, że jeżeli Bóg go prowadzi, to najlepsze jest jeszcze przed nim. Był bezdzietny i myśląc kategoriami ludzkimi nie mógł już mieć potomstwa. Jednak uwierzył w obietnicę Bożą, że jego potomkowie odziedziczą wybraną ziemię. Wierzył, że obietnice Boże są prawdziwe. Był również człowiekiem nadziei. Do końca swoich dni nie ujrzał całkowitego spełnienia obietnicy, ale nigdy nie zwątpił, że ono nastąpi. Szczepan wskazuje na mężów izraelskich, którzy zawsze gotowi na wezwanie Boże „wyjdź z ziemi swojej” podejmowali życie pełne ryzyka. Przeciwstawia to postawom współczesnych Żydów trzymających się kurczowo przeszłości i broniących się przed wszelką zmianą i najmniejszym ryzykiem.
Józef w Egipcie (7,8-16)
W dalszym ciągu swej mowy Szczepan przedstawia postać Józefa. Klucz do zrozumienia życia tego męża jest zawarty w jego własnych słowach z 1 Księgi Mojżeszowej 50,20. Po śmierci ojca Jakuba, bracia Józefa obawiali się, że Józef odpłaci im za wszystkie krzywdy, jakie mu wyrządzili. Wtedy powiedział: „Wy wprawdzie knuliście zło przeciwko mnie, ale Bóg obrócił to w dobro”. Dla Józefa to, co wydawało się nieszczęściem i klęską, stało się zwycięstwem. Sprzedany do Egiptu jako niewolnik, uwięziony, opuszczony przez ludzi, którym pomagał, doczekał się dnia, kiedy został namiestnikiem całego Egiptu. Szczepan podsumowuje cechy Józefa w dwóch słowach. Został obdarzony przez Boga urodą i mądrością. Wyraz uroda, albo piękno, w odniesieniu do człowieka, oznacza w pierwszym rzędzie piękno fizyczne, ale wyraża również piękno wewnętrzne, pewne cechy osobowości. Józef był obdarzony pięknem w obu znaczeniach, takim, jakie jest w ludziach naprawdę dobrych. Okoliczności, w jakich się znalazł, mogły łatwo uczynić go człowiekiem zawiedzionym i zgorzkniałym, Ale Józef spełniał uczciwie i solidnie wszelkie obowiązki, jakie na niego nakładano, zarówno wtedy, kiedy był niewolnikiem w więzieniu, jak i wtedy, kiedy był namiestnikiem całego kraju. Na każdym zadaniu, jakie miał do wykonania, koncentrował cały wysiłek. Nie ma chyba trudniejszego do zdefiniowania słowa, niż słowo mądrość. Oznacza ono więcej niż bystrość umysłu, spryt lub intelektualna zdolność odkrywania prawdy. Życie Jezusa samo dostarcza nam wykładni tego wyrażenia. Mądrość jest to umiejętność widzenia spraw i zjawisk w perspektywie przyszłości, umiejętność widzenia spraw tak, jak je widzi Bóg. Szczepan wskazuje tu na jeszcze jeden kontrast. Z jednej strony Żydzi, zagubieni w kontemplowaniu własnej przyszłości i tkwiący w bezruchu w labiryntach swego Zakonu, z drugiej Józef, który wychodzi naprzeciw każdemu nowemu zadaniu, nawet jeśli jest ono skazane na niepowodzenie. Józef patrzył na sprawy z perspektywy przyszłości, a taka właśnie jest natura Boskiego spojrzenia na życie.
Człowiek, który nigdy nie zapomniał o swoim narodzie (7,17-36)
Szczepan obrazuje tutaj postać Mojżesza. Dla Żydów Mojżesz był przede wszystkim mężem, który był posłuszny głosowi Bożemu: „Idź, posyłam cię”. Żeby wypełnić to polecenie i poprowadzić Jego naród, dosłownie wyrzekł się królestwa. Relacja biblijna niewiele mówi o dzieciństwie i latach młodzieńczych Mojżesza. Historycy żydowscy opisali je szerzej. Z Biblii wiemy, że Mojżesz został znaleziony przez córkę Faraona, kiedy rodzice, chcąc ratować mu życie, wynieśli go z domu i ukryli w sitowiu nad rzeką, jak również to, że córka Faraona wychowała go jak własnego syna. Józef Flawiusz, historyk żydowski pisze, że Mojżesz był tak pięknym dzieckiem, że kiedy piastunka niosła go przez ulicę, ludzie przystawali, aby na niego popatrzeć. Był także niezwykle zdolny. Przewyższał swoich rówieśników szybkością zdobywania wiedzy i zapałem do nauki. Pewnego razu córka Faraona przyprowadziła go do ojca prosząc, aby uczynił go następcą tronu. Jak mówi opowieść, Faraon dla żartu zdjął swoją koronę i włożył ją na głowę małego Mojżesza. Dziecko chwyciło ją i rzuciło na ziemię. Jeden z mędrców znajdujących się w pobliżu uznał tę scenę za znak, że jeśli dziecko nie zostanie zabite od razu, sprowadzi kiedyś nieszczęście na koronę egipską. Córka Faraona porwała chłopca na ręce prosząc ojca, żeby nie zwracał uwagi na takie ponure przepowiednie. Kiedy Mojżesz wyrósł, został najwyższym generałem egipskim i prowadził zwycięskie wyprawy w dalekiej Etiopii, gdzie też poślubił księżniczkę tego kraju. W świetle tych faktów łatwiej jest zrozumieć, czego wyrzekł się Mojżesz. Faktycznie wyrzekł się królestwa, żeby wyprowadzić naród na pustynię na wielkie ryzyko i przygodę przed obliczem Boga. Szczepan podkreśla ponownie, że wielkim mężem jest nie ten, kto jak Żydzi, kurczowo trzyma się przeszłości i zawistnie pilnuje swoich przywilejów, ale ten, kto na wezwanie Boże „Idź, posyłam cię”, jest gotów zrezygnować z dostatnio i wygodnie urządzonego życia.
Nieposłuszny naród (7,37-53)
Mowa Szczepana zbliża się do punktu kulminacyjnego. Zawarte dotąd, niejako w podtekście, potępienie postawy Żydów staje się coraz wyraźniejsze. Szczepan opiera je na czterech grupach argumentów.
1. Wskazuje na stale powtarzające się w historii Izraela nieposłuszeństwo Bogu. W czasach Mojżesza czynili sobie złotego cielca, a za czasów Amosa czcili Molocha i bożków ze znakiem gwiazdy. Odniesienie do Ksiąg Proroctwa dotyczy tzw. Mniejszych proroków, a cytat pochodzi z greckiej wersji tej księgi.
2. Żydzi mieli najwspanialsze przywileje. Zawsze mieli proroków, namiot przymierza, w którym były przechowywane tablice z Zakonem i Zakon, który został podany im przez aniołów. Z jednej więc strony jest ciągłe uprzywilejowanie narodu izraelskiego, z drugiej, ciągłe nieposłuszeństwo i sprzeciw. Im bardziej człowiek jest uprzywilejowany, tym surowiej sądzi się go, jeśli wybiera złą drogę. Szczepan surowo osądza swój naród.
3. Oskarża ich, że niesłusznie nakreślili Bogu granice. Świątynia, która mogła być ich największym błogosławieństwem, stała się przekleństwem. Doszli do tego, że czcili świątynię zamiast Boga. W końcu Bogiem ich stał się Bóg wyłącznie żydowski, który mieszka tylko w Jerozolimie. A przecież jest On Bogiem wszystkich ludzi, a mieszkaniem jego jest wszechświat.
4. Na narodzie żydowskim ciąży zarzut prześladowania proroków. Tutaj pada oskarżenie najcięższe: zabili samego Syna Bożego. Należy zwrócić uwagę, że Szczepan nie usprawiedliwiał ich faktem nieświadomości, jak czynił to Piotr. To nie nieświadomość, ale nieposłuszeństwo i sprzeciwianie się Bogu doprowadziło ich do popełnienia tej zbrodni. W końcowych słowach Szczepana jest gniew i oburzenie, ale jest także i smutek. Oburza się na naród, który popełnił najgorszą ze zbrodni; boleje równocześnie nad tymi, którzy odrzucili los ofiarowany im przez Boga.
Pierwszy z męczenników (7,54-8,1)
Takie przemówienie mogło zakończyć się tylko w taki sposób. Szczepan igrał ze śmiercią i śmierć została mu zgotowana. Ale on nie widział przed sobą twarzy wykrzywionych złością. Jego wzrok uniósł się poza przestrzeń i czas, i zobaczył Jezusa stojącego po prawicy Boga. Powiedział o tym głośno, a Żydzi uznali go za największego bluźniercę. Karą za bluźnierstwo była śmierć przez ukamienowanie (5 Mjż 13,6-11). Należy pamiętać, że kara taka nie była wymierzana na mocy wyroku sądowego. Była rodzajem samosądu, dzisiejszego linczu. Sanhedryn nie miał uprawnień do wydawania wyroków śmierci. Ukamienowanie Szczepana było wybuchem ślepej, niekontrolowanej złości Żydów.
Kamienowanie odbywało się w ten sposób, że więźnia doprowadzano na szczyt góry i strącano w dół. Musiało być dokonane przez świadków popełnionego przestępstwa. Jeżeli więzień nie poniósł śmierci w wyniku strącenia z góry, zrzucano na niego wielkie głazy.
W tej strasznej scenie odkrywamy tajemnicę odwagi Szczepana. Ponad wszystkim, co ludzie mogli mu uczynić widział swego Pana oczekującego u wrót wieczności. Męczeńska śmierć była dla niego bramą do tronu Chrystusa. Widzimy również, że Szczepan idzie za przykładem swojego mistrza i tak, jak Jezus, błaga o przebaczenie dla swoich oprawców. Kiedy George Wishart miał być ścięty, jego kat zawahał się przez chwilę. Wtedy Wishart odwrócił się do niego, pocałował go i powiedział: „To jest dowód, że ci przebaczam”. Historia nas uczy, że człowiek, który do końca życia prawdziwie naśladuje Jezusa, znajdzie siłę do dokonania rzeczy, które w ludzkich kategoriach wydają się niemożliwe. Dla Szczepana ta okropna męczarnia kończy się dziwnym spokojem. Ogarnął go spokój, jaki ogarnia człowieka, który wie, że uczynił to, co powinien był uczynić, nawet jeśli trzeba za to płacić życiem.
Ze sceną tą łączy się początek pierwszego wiersza rozdziału ósmego. Poznajemy Saula. Ten, który miał zostać apostołem pogan, zgadza się z zabójstwem Szczepana. Jak mówił św. Augustyn, Kościół zawdzięcza Pawła modlitwie pierwszego męczennika. Saul nie mógł zapomnieć, jak umierał Szczepan. Krew męczenników już od tamtych dni zaczęła być dla Kościoła zasiewem pod przyszłe żniwa.
KOŚCIÓŁ WYCHODZI NA ZEWNĄTRZ
Rozdział ósmy Dziejów Apostolskich opisuje bardzo ważny etap w historii kościoła. Kościół chrześcijański rozpoczął swe istnienie jako społeczność czysto żydowska. Sprawa przyjmowania pogan do zboru była przedmiotem wielkiego sporu, którego początki sygnalizowały wydarzenia przedstawione w rozdziale szóstym. W ósmym rozdziale widzimy, jak Kościół zaczyna wychodzić z misją na zewnątrz. W wyniku prześladowania, chrześcijanie z Jerozolimy rozproszyli się po okręgach wiejskich Judei i Samarii. Gdziekolwiek poszli, nieśli ze sobą Ewangelię. Filip, jeden z siedmiu diakonów, znalazł się w Samarii i tam zwiastował Dobrą Nowinę Samarytanom, którzy byli pół-Żydami, pół-poganami. Jego praca, spotkanie z etiopskim dostojnikiem, i to, co się wtedy wydarzyło, stanowi wyjście ewangelii o jeden krok na zewnątrz, i jest poszerzeniem kręgu pola misyjnego. Wtedy jeszcze Kościół nie był świadomy znaczenia tych wydarzeń, nie było jeszcze koncepcji światowej misji. Dziś jednak, w świetle wydarzeń, które nastąpiły niedługo po tym, widzimy, jak stale i konsekwentnie Kościół zmierzał do swego celu i przeznaczenia.
Prześladowanie Kościoła (8,1-4)
Śmierć Szczepana była sygnałem do wybuchu prześladowań, które zmusiły chrześcijan do opuszczenia Jerozolimy i szukania schronienia w odległych rejonach kraju. Warto w tym krótkim urywku zwrócić uwagę na dwie sprawy.
1. Apostołowie pozostali i trwali na miejscu niewzruszenie. Inni mogli uciekać, ale oni patrzyli niebezpieczeństwu prosto w oczy. Stać ich było na to z dwóch powodów. Po pierwsze, byli ludźmi odważnymi. Joseph Conrad opisuje, że pewnego razu, kiedy jako młody marynarz zdobywał umiejętności sternika, zerwała się burza. Starszy kolega dał mu wtedy jedną radę: Zawsze ustawiaj statek rufą do wiatru, zawsze stawaj przodem. Apostołowie byli zdecydowani stanąć twarzą w twarz z każdym zagrożeniem, jakie miało przyjść. Po drugie, było w nich coś, co we wszystkich budziło respekt i szacunek. O Platonie mówi się, że kiedy wniesiono przeciwko niemu oskarżenie, powiedział: „Będę żył tak, żeby wszyscy mogli się przekonać, że to oskarżenie było kłamstwem”. Moc i piękno, jakie promieniowały z życia apostołów, robiły tak wielkie wrażenie, że nawet w czasie prześladowania nikt nie ważył się podnieść na nich ręki.
2. Saul, jak mówi angielskie tłumaczenie Biblii, pustoszył Kościół. Wyraz pustoszenie oznacza w języku greckim, brutalne, sadystyczne okrucieństwo. Stosuje się go do opisania jak np. dzik spustoszył winnicę, do której się wdarł, albo jak dziki zwierz napada z furią na zwierzynę, rozdziera ją i tratuje. Tym bardziej dramatyczną wymowę ma kontrast między człowiekiem, który pustoszy zbór, a tym człowiekiem, który w drodze do Damaszku, pokonany miłością Chrystusa oddaje się całkowicie w jego ręce.
W Samarii (8,5-13)
Kiedy chrześcijanie zostali rozproszeni, do Samarii przybył Filip, znany jako jeden z siedmiu diakonów, i tam zwiastował Ewangelię. Fakt działania Filipa w Samarii jest zaskakujący, ponieważ Żydzi nie mogli zadawać się z Samarytanami (J 4,9). Spór Żydów z Samarytanami trwał od wieków. Królestwo Północne, którego stolicą była Samaria, zostało w VIII wieku przed Chr. podbite przez Asyryjczyków. Zwycięzcy, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, wysiedlili większą część ludności z podbitych terenów i osadzili na nich ludność obcą. W wieku VII przed Chr. Babilończycy podbili królestwo południowe ze stolicą w Jerozolimie i wypędzili jego mieszkańców do Babilonu. Wygnana ludność oparła się jednak procesowi wynaradawiania i zachowała swą tożsamość jako naród żydowski. Podczas panowania Nehemiasza, w wieku V p. Chr. pozwolono im wrócić na dawne ziemie i odbudować zburzoną stolicę. W międzyczasie Żydzi, którzy pozostali w Palestynie, przemieszali się poprzez zawieranie małżeństw z ludnością innych ras przesiedloną na te tereny po dokonanych podbojach. Stracili przez to czystość rasową, co w oczach Żydów było niewybaczalnym przestępstwem. Kiedy po powrocie z Babilonu, Żydzi rozpoczęli odbudowę Jerozolimy, mieszkańcy Samarii i okolic oferowali swoją pomoc. Została ona jednak z pogardą odrzucona, ponieważ nie uważano ich za Żydów czystej rasy. Nieuleczalna nienawiść dzieliła Żydów i Samarytan przez całe wieki. Zwiastowanie Ewangelii w Samarii przez Filipa, a następnie przez apostołów jest jeszcze wtedy nieuświadomionym, ale bardzo ważnym krokiem w historii Kościoła. Odkryta zostaje prawda, że Chrystus przyszedł nie tylko dla Żydów, ale także dla innych narodów i ras. O Filipie wiemy niewiele, ale możemy go śmiało nazwać jednym z budowniczych Kościoła Chrześcijańskiego.
Należy zdać sobie sprawę, co przyniosło tym ludziom chrześcijaństwo.
1. Przyniosło im świadectwo o Jezusie, proste przesłanie o miłości Boga w Jezusie Chrystusie.
2. Przyniosło uzdrowienie. Chrześcijaństwo nigdy nie ograniczało się do słów. Przyniosło światło dla umysłu i uzdrowienie dla ciała.
3. Naturalnym następstwem obu darów była radość, jakiej Samarytanie nigdy przedtem nie zaznali. Chrześcijaństwo, które stwarza mroczną i ponurą atmosferę jest fałszywe; z prawdziwego chrześcijaństwa promieniuje radość.
Za pieniądze nie można kupić daru Bożego (8,14-25)
Szymon z pewnością nie był postacią niezwykłą w starożytnych czasach. Istniało wtedy wielu wróżbitów, astrologów i ludzi zajmujących się czarnoksięstwem i magią. Mieli oni znaczny wpływ na społeczeństwo, a także niemałe dochody. Nie należy jednak sądzić, że Szymon i jemu podobni świadomie uprawiali szalbierstwo i szarlatanerię. Wielu z nich wierzyło w posiadaną szczególną moc i oszukiwało przede wszystkim siebie, a potem innych.
Żeby zrozumieć, o co chodziło Szymonowi, trzeba znać atmosferę w jakiej działał Kościół w tamtych czasach. Napełnienie Duchem Świętym wiązało się wtedy z pewnymi konkretnymi i widzialnymi zjawiskami. Łączyło się w szczególności z darem mówienia językami (Dz 10,44-46). W chwili napełnienia Duchem Świętym człowiek przeżywał zachwycenie graniczące z ekstazą, które przejawiało się w niezwykłym zjawisku wymawiania obcych dźwięków mowy. Robiło to ogromne wrażenie. Również znane było wśród Żydów wkładanie rąk. Przez wkładanie rąk rozumiano, że jedna osoba przekazuje drugiej pewne wartości. Do dziś praktykujemy wkładanie rąk przy ordynacji kaznodziejów, nie oznacza ono jednak przekazywania Ducha Świętego. Czynnikiem dominującym była w tamtych czasach osobowość człowieka, który dokonywał wkładania rąk. Apostołów darzono takim poważaniem, szacunkiem, a nawet czcią, że dotknięcie ich ręki mogło być dla danej osoby wielkim duchowym przeżyciem. Niech mi wolno będzie posłużyć się wspomnieniem własnych przeżyć. Pamiętam spotkanie ze starszym człowiekiem, uznawanych za jednego z największych uczonych i świętych mężów Kościoła. Byłem wtedy bardzo młody. Zostawiono nas na chwilę samych. Położył ręce na mojej głowie i pobłogosławił mnie. Jeszcze dziś, więcej niż po trzydziestu latach, czuję dreszcz wzruszenia tamtej chwili. Możliwe, że w czasach wczesnego Kościoła wkładanie rąk było podobne do takiego przeżycia.
Widzialne skutki wkładania rąk przez apostołów zrobiły na Szymonie ogromne wrażenie. Próbował kupić od nich ten szczególny dar. Pozostawił po sobie ślad w języku. Angielski wyraz simony oznacza do dziś niegodziwe handlowanie urzędami kościelnymi. W rzeczywistości Szymonowi nie zależało na tym, żeby nawróceni otrzymywali dar Ducha Świętego. Interesowały go szczególna siła i prestiż apostołów, które sam chciał posiąść. Taka egzaltacja własną osobą stanowi częste niebezpieczeństwo dla kaznodziei i nauczyciela. Prawdą jest, że człowiek i jego potrzeby powinny mobilizować kaznodzieję i nauczyciela do działania i wyzwolić w nich najlepsze odruchy, ale jest również prawdą, że nie można pokazywać jednocześnie, że my sami wiele potrafimy i świadczyć, że Chrystus posiada cudowną moc. Szymon zapomniał, że pewne dary zależą od charakteru człowieka i nie można ich nabyć za pieniądze. Tutaj znowu kaznodzieja i nauczyciel winni przyjąć ostrzeżenie: „Zwiastowanie jest prawdą wyrażaną przez osobowość zwiastującego”. Człowiek nie musi być bogaty, żeby móc przekazać Ducha Świętego innym; musi sam być nim napełniony.
Dworzanin królowej Etiopii nawraca się do Chrystusa (8,26-40)
Z Jerozolimy przez Betlejem i Hebron wiodła droga łącząca się z głównym szlakiem do Egiptu, na południe od Gazy. Historia mówi o dwóch miastach o tej nazwie. Pierwsze, zwane Gazą Starą albo Gazą Pustynną zostało zniszczone w czasie wojny w 93 roku p.Chr. W 57 p.Chr. zbudowano nową Gazę na południe od Starej. Droga, która prowadziła koło Gazy była bardzo ruchliwa. Tam najpewniej na Filipa przepełnionego pragnieniem opowiadania Dobrej Nowiny czekały niezwykłe przeżycia. Jechał tamtędy w swoim powozie dworzanin królowej Etiopii. Był on ministrem skarbu królowej etiopskiej Kandaki. Kandaka jest nie tyle imieniem, co tytułem, używanym przez każdą królową Etiopii. Dostojnik ów wracał z Jerozolimy po odbyciu modłów w świątyni. W tamtych czasach wielu pogan znużonych wielkością bogów i rozluźnieniem obyczajów pogańskich świata, zbliżało się do judaizmu, gdzie wyznawano Jedynego Boga, a surowe normy moralne nadawały życiu większy sens. Tych, którzy przyjęli religię żydowską i prawa Zakonu nazywano prozelitami. Osoby, które tylko uczęszczały do żydowskiej synagogi i czytały Pismo, nazywano bogobojnymi. Etiopczyk musiał być jednym z tych, którzy chcieli odpocząć w judaizmie jako prozelita, albo jako bogobojny. W czasie podróży czytał 53 rozdział Księgi Proroka Izajasza. Rozpoczynając od tego proroctwa, Filip opowiadał mu o Jezusie. Kiedy Etiopczyk uwierzył w Syna Bożego, został ochrzczony. Właśnie przez chrzest i obrzezanie poganie przyjmowali wiarę żydowską. W czasach nowotestamentowych chrzest był chrztem dorosłych. Do zboru chrześcijańskiego przyjmowano dorosłe osoby pochodzące z innych religii. Był to chrzest przez zanurzenie i był dokonywany w rzece. Miał potrójną symboliczną wymowę.
1. Symbolizował oczyszczenie. Tak jak ciało człowieka obmywa się wodą, tak jego dusza oczyszcza się zanurzona w Łasce Chrystusa.
2. Oznaczał wyraźny przełom w życiu nawróconego. Opowiadano mi, jak pewien misjonarz dokonywał chrztu w miejscowej rzece. Katechumeni podchodzili do niego z jednego brzegu i po ochrzczeniu odchodzili na drugi brzeg rzeki. Moment chrztu podobnie, jak nurt rzeki unosi ze sobą bezpowrotnie dotychczasowe życie i wprowadza ochrzczonych w nowy świat.
3. Chrzest był prawdziwym połączeniem się z Chrystusem. Kiedy człowiek zostaje zanurzony i woda zamyka się nad jego głową, wtedy umiera z Chrystusem; kiedy wynurza się z wody - powstaje z Nim razem nowy człowiek, do nowego życia (Rz 6,1-4).
Tradycja mówi, że dworzanin etiopski wrócił do domu i ewangelizował swój kraj. Nie wiemy, czy tak było rzeczywiście, ale możemy być pewni, że ten, który jechał drogą radując się, nie mógł zatrzymać tej nowo zdobytej radości tylko dla siebie.
Saul zwyciężony (9,1-9)
Przytoczony odcinek zawiera najsławniejszą historię nawrócenia. Istotą tego przeżycia było nie tyle nieoczekiwane nawrócenie, ile ostateczne poddanie się. Zrozumiemy to lepiej uświadamiając sobie, jakie myśli nurtowały umysł Pawła od dnia ukamienowania Szczepana do podróży do Damaszku. Myśli Pawła nie mogły nie wracać do tamtej, strasznej sceny kamienowania. Nie mógł zapomnieć, jak umierał Szczepan. „Czy zły człowiek mógł umierać w ten sposób”? Aby ucieszyć tę natrętną wątpliwość, Paweł rzucał się w wir najbardziej gwałtownych akcji. Często się zdarza, że kiedy człowiek przystępuje do działania, w słuszność którego zaczyna wątpić, podwaja wysiłki i zaangażowanie, żeby przekonać siebie, że ma rację, żeby uciszyć wątpliwości. Pierwszą taką akcją było prześladowanie chrześcijan w Jerozolimie. Nie dało mu to wewnętrznego uspokojenia. Znowu musiał zadawać sobie pytanie: „Jaką tajemnicę posiadają ci ludzie, że w obliczu niebezpieczeństw i cierpień, zachowują jakiś wewnętrzny blask i spokój...” I tak, podejmując coraz bardziej gwałtowną i brutalną walkę znalazł się pewnego dnia w Sanhedrynie. Władza Sanhedrynu rozciągała się wszędzie tam, gdzie byli Żydzi. Paweł słyszał, że wielu chrześcijan schroniło się w Damaszku. Zażądał więc od Sanhedrynu listów upoważniających go do uwięzienia chrześcijan i doprowadzenia ich do Jerozolimy. Z Jerozolimy do Damaszku było około 140 mil. Drogę tę zwykle odbywano pieszo, a podróż trwała około tygodnia. Jedynymi towarzyszami podróży Pawła byli funkcjonariusze Sanhedrynu, pełniący rolę strażników. Paweł, jako faryzeusz, nie mógł zadawać się ze strażnikami. Szedł więc sam, a ponieważ nie miał innego zajęcia, zagłębiał się we własnych myślach. Droga prowadziła przez Galileę, która żywo przypominała mu Jezusa. Myśli tłoczyły się jedna po drugiej, wywołując coraz to większe napięcie, w miarę, jak zbliżał się do Damaszku. Damaszek był jednym z najstarszych miast na świecie. Tuż przed nim wznosiła się droga na górę Hermon, a dalej, na zielonej równinie leżało piękne, białe miasto. Opisywano je jako garść pereł w szmaragdowej gablocie. W tym rejonie, kiedy gorące powietrze w dolinie stykało się z zimnym powietrzem z gór, powstawały gwałtowne wyładowania elektryczne. Właśnie wtedy miała miejsce burza z piorunami i błyskawicami, i ze środka tej burzy Chrystus przemówił do Pawła. Długa walka dobiegła końca i Paweł poddał się, „złożył broń” przed Chrystusem. Jaka zmiana! On, który miał wejść do Damaszku „dysząc groźbą i chęcią mordu” został tam przyprowadzony za rękę, niewidomy i bezradny jak dziecko.
W tym, co zmartwychwstały Chrystus powiedział do Pawła, zawiera się całe chrześcijaństwo: „Idź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić”. Do tego momentu Paweł czynił to, co on sam chciał, co on sam uważał za najlepsze, to, co dyktowała jego wola. Odtąd będzie słuchał, co ma robić. Już nigdy nie wybierze własnej drogi, ale tę, którą wskaże mu Chrystus. Chrześcijanin jest człowiekiem, który przestał kierować się własną wolą i czyni to, co jest wolą Chrystusa.
Chrześcijańskie przyjście (9,10-18)
Można śmiało powiedzieć, że Ananiasz jest jednym z zapomnianych bohaterów Kościoła Chrześcijańskiego. Jeśli mówi się, że Kościół zawdzięcza Pawła modlitwie Szczepana, to należy też pamiętać, że zawdzięcza go również braterskiej miłości Ananiasza. W Damaszku wiedziano, że Paweł był groźnym prześladowcą chrześcijan, wiedziano, ile zła wyrządził wiernym w Jerozolimie, wiedziano, że przybywa z upoważnieniem Sanhedrynu. I oto Ananiasz otrzymuje od Boga polecenie, że ma odszukać Pawła i przyjść mu z pomocą. Zostaje skierowany na ulicę zwaną Prostą. Była to długa, główna ulica Damaszku. Środkiem przebiegał ruch uliczny, na chodnikach zastawionych straganami tłoczyli się piesi. Wykonanie otrzymanego polecenia mogło wydawać się szaleństwem. „Idź i pomóż człowiekowi, który przybył, żeby wtrącić was do więzienia, a nawet pozbawić was życia”. Mógł więc Ananiasz iść do Pawła pełen podejrzeń, jak ktoś, komu powierzono dziwne, a przykre zadanie. Mógł przywitać go gorzkimi wyrzutami i wypominaniem wyrządzonych krzywd. Było jednak inaczej. Zwrócił się do niego słowami „Bracie Saulu”. Powitanie to jest przykładem chrześcijańskiej miłości i przebaczenia. Oto, co może uczynić Chrystus. Brian Green wspomina, jak po jednej ewangelizacji w Ameryce prosił obecnych, żeby podzielili się przeżyciami, jakich doznali w czasie wieczorów ewangelizacyjnych. Wstała czarna dziewczynka i w prostych, nieskładnych słowach powiedziała: „W czasie tej ewangelizacji poznałam Chrystusa i On to uczynił, że mogłam przebaczyć człowiekowi, który zabił mojego ojca”. Paweł i Ananiasz, którzy byli wrogami, spotkali się w Chrystusie jako bracia.
Świadcząc o Chrystusie (9,19-22)
Jest to relacja Łukasza o tym, co działo się z Pawłem po jego nawróceniu. Chronologia tego okresu wynika jednak z własnej relacji Pawła w Liście do Galicjan 1,15-24. Łącząc obie relacje otrzymujemy następującą kolejność wydarzeń:
1. Saul nawraca się podczas podróży do Damaszku;
2. W Damaszku zwiastuje Ewangelię;
3. Udaje się do Arabii (Gal 1,17);
4. Wraca do Damaszku i tam głosi Ewangelię przez 3 lata (Gal 1,18);
5. Idzie do Jerozolimy;
6. Ucieka z Jerozolimy do Cezarei;
7. Wraca w okolice Syrii i Cylicji (Gal 1,21).
Z przedstawionej chronologii widzimy, że Paweł bezpośrednio po nawróceniu rozpoczyna świadczyć o Chrystusie w damasceńskich synagogach. W Damaszku mieszkało wielu Żydów i z pewnością było kilka synagog. Tam właśnie Paweł pierwszy raz świadczył o Chrystusie. Był to akt największej odwagi. Przecież do tych właśnie synagog niósł listy polecające i rozkazy, jako oficjalny czynnik żydowskiej religii i Sanhedrynu. O wiele łatwiej byłoby rozpocząć świadectwo chrześcijańskie na terenie, gdzie nie był znany i gdzie nie świadczyła przeciwko niemu jego przeszłość. Ale Paweł mówi: Oto jestem człowiekiem całkowicie zmienionym i ci, którzy mnie znają, mogą zobaczyć to najlepiej. Już wtedy z dumą ogłasza: „Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej”. Drugą sprawą, od której Paweł rozpoczyna nowe życie, jest pominięty w relacji Łukasza pobyt w Arabii. Paweł wspomina o tym w Liście do Galacjan 1,7. Dokonała się w nim tak wstrząsająca zmiana, że chciał być przez pewien czas sam na sam z Bogiem. Otwierała się przed nimi nowa, tak bardzo inna droga życia. Dlatego Paweł przede wszystkim szukał społeczności z Bogiem. Potrzebował przewodnictwa na drodze, która była mu zupełnie nieznana, potrzebował też siły do wykonania ogromnego zadania, które zostało mu powierzone. Otrzymał od Boga wizję nowego posłannictwa. Teraz więc prosił o siłę do jego wypełnienia.
Ucieczka (9,23-25)
Początek wersetu jest przykładem, ile treści może zawierać jedno proste zdanie narracji biblijnej. Łukasz pisze, że wydarzenia te miały miejsce w Damaszku po upływie dłuższego czasu. Ten dłuższy czas był okresem obejmującym 3 lata. Tak więc, przez trzy lata Paweł zwiastował w Damaszku Ewangelię. Żydzi byli tak zdecydowani, żeby go zabić, że ustawili specjalne straże przy bramach miasta, żeby nie zdołał się im wymknąć. Damaszek, podobnie jak inne starożytne miasta, był otoczony murami, które były tak szerokie, że po szczycie mogły swobodnie przejeżdżać powozy. Znajdowały się też w nich domy z oknami wychodzącymi na zewnętrzną stronę murów. Do jednego z takich domów bracia przyprowadzili pewnej nocy Pawła i stamtąd spuścili go w koszu, przy pomocy sznurów, na zewnątrz miasta, niedaleko drogi do Jerozolimy. W ten sposób rozpoczęły się burzliwe, pełne ryzyka i przygód dzieje Pawła. Jest to dopiero początek jego śmiałych przedsięwzięć w służbie dla Chrystusa. Opisane wydarzenie w Damaszku, wskazuje na dwie cechy jego osobowości. Po pierwsze, jest świadectwem dużej odwagi. Musiał zdawać sobie jasno sprawę z narastającego niebezpieczeństwa ze strony Żydów. Pamiętał, co spotkało Szczepana i mógł sobie wyobrazić, co mogło czekać jego samego. Pamiętał też, jak sam kiedyś karał i niszczył chrześcijan i wiedział, że teraz on stał się przedmiotem takiej samej ślepej nienawiści i żądzy zemsty. Widzimy jednak, że Paweł nie lękał się niebezpieczeństw. Dawały mu one okazję, żeby okazać się wiernym swojemu Panu, temu, którego prześladował, a teraz miłował tak bardzo, że chciał Mu służyć nawet za cenę życia. Po drugie, wydarzenia te świadczą o zwiastowaniu skutecznym i pełnym mocy. Żydzi nie mogli odeprzeć przekonywających argumentów Pawła i całkowicie bezradni uciekli się do przemocy. Nikt nie prześladuje człowieka, którego działanie jest nieskuteczne i niewiele się liczy. Według G. B. Shawa największym komplementem, jaki może spotkać pisarza, jest spalenie jego dzieł. Istnieje też przysłowie, że wilk nigdy nie zaatakuje farbowanej owcy. Pozorne, udawane chrześcijaństwa jest zawsze bezpieczne. Prawdziwe chrześcijaństwo jest zawsze narażone na niebezpieczeństwo. Prześladowanie jest równocześnie dowodem, że reprezentujemy coś ważnego dla naszych prześladowców, że rzeczywiście się liczymy.
Nieufne przyjęcie w jerozolimskim zborze (9,26-31)
Paweł przybywa do Jerozolimy i tam stwierdza, że bracia są w stosunku do niego nieufni i podejrzliwi. Jakże mogło być inaczej? Przecież właśnie w tym mieście prześladował chrześcijan i wtrącał ich do więzień. Widzieliśmy już, jak w kluczowych momentach swego życia Paweł spotykał ludzi, przez których Chrystus zdobywał go dla pracy w Jego Królestwie. Najpierw była to męczeńska śmierć Szczepana, później przebaczające serce Ananiasza, a teraz wielkoduszne miłosierdzie Barnaby. Kiedy wszyscy odsuwali się od byłego prześladowcy i podejrzewali go o najgorsze, Barnaba przyjął go jak przyjaciel i ręczył za niego przed braćmi. Okazał się prawdziwym chrześcijaninem.
1. Widział dobro w człowieku i wierzył w nie. Kiedy inni podejrzewali Pawła, że jest szpiegiem lub prowokatorem, Barnaba niewzruszenie ufał w jego uczciwość. Świat dzieli się na tych, którzy myślą o ludziach dobrze, i na tych, którzy widzą w nich tylko zło. Najczęściej widzimy w drugich nasze własne odbicie, a podejrzliwe traktowanie danej osoby może na dłuższą metę sprawić, że zacznie ona rzeczywiście popełniać czyny, o które się ją podejrzewa. Jeżeli uparcie wierzymy w człowieka, to sprawimy, że w końcu zacznie tak postępować, żeby zasłużyć na okazane mu zaufanie. „Miłość nie myśli nic złego”, pisze Paweł. Nikt bardziej nie wierzył w człowieka niż Jezus.
2. Barnaba nie wykorzystywał przeszłości człowieka przeciwko niemu. Zdarza się często, że potępiamy kogoś przez całe życie dlatego, że raz zawiódł. Wielkim przymiotem Boga jest to, że nie pamięta nam naszych dawnych grzechów. Również i my nie powinniśmy potępiać człowieka z powodu jego dawnych upadków.
W Jerozolimie Paweł podejmuje rozmowy z Żydami mówiącymi po grecku, zwanymi hellenistami. Jednym z nich był Szczepan. Bardzo możliwe, że Paweł poszedł właśnie do tych synagog, gdzie kiedyś toczył spór ze Szczepanem i teraz tam właśnie świadczył, jak Chrystus odmienił jego życie. Paweł nie wypierał się przeszłości, miał odwagę wyznać publicznie błędy dawnego życia.
Znowu życie Pawła znalazło się w niebezpieczeństwie i musiał uchodzić z Jerozolimy. Bracia odprowadzili go do Cezarei, a stamtąd wyprawili do Tarsu. Widzimy, że realizując konsekwentnie przyjętą zasadę działania, wraca do rodzinnego miasta, żeby tam, przykładem własnego nowego życia świadczyć o Chrystusie i Jego cudownej mocy.
Piotr uzdrawia Eneasza i wskrzesza Tabitę (9,32-43)
Bieżący odcinek kontynuuje rozpoczętą w poprzednim rozdziale relację (8,25) i przedstawia nam fragment z życia i działalności Piotra. Wskazuje przede wszystkim na źródło mocy tego apostoła. Uzdrawiając Eneasza, Piotr nie powiedział: „uzdrawiam cię” lecz „Eneaszu, uzdrawia cię Jezus Chrystus”. Czytamy także, że zanim uzdrowił Tabitę (hebrajskie imię Tabita, a greckie - Dorkas znaczą gazela), „padł na kolana i modlił się”. Piotr nie przypisywał sobie źródła tej nadzwyczajnej mocy, ale najwyraźniej powoływał się na moc Jezusa Chrystusa. Uważał, że sam jedynie tę moc przekazuje. Zbyt często myślimy o tym, co my sami możemy lub moglibyśmy uczynić, a zbyt rzadko o tym, co Chrystus może uczynić przez nas.
Czytając ten fragment uważnie, zauważymy, że chrześcijanie w Lyddzie dwa razy są nazwani świętymi (9,32.41). Tego samego określenia używa Ananiasz opisując chrześcijan w Jerozolimie (9,13). Paweł zawsze określa tym przymiotnikiem członków Kościoła Chrześcijańskiego, zawsze adresuje swoje listy do „świętych, którzy znajdują się w danej miejscowości”. Jest to greckie słowo hagios o szerokim zakresie znaczeniowym. Często jest tłumaczone jako święty, ale zasadnicze jego znaczenie łączy się z pojęciem inny. Określa coś odbiegającego od zwykłego porządku rzeczy, zwykłego biegu spraw. Dlatego w swej istocie, chrześcijanin jest tym człowiekiem, który jest inny od zwykłych, świeckich ludzi. Na czym więc polega ta różnica? Wyrażenia hagios używano przeważnie w stosunku do osób z narodu izraelskiego. „Inność” polegała na tym, że zostali wybrani przez Boga, aby być Jego narodem i czynić Jego dzieła. Izrael nie wypełnił jednak swego przeznaczenia. Nie tylko nie był Bogu posłuszny, ale powstał przeciw Niemu. Utracił przez to swoje przywileje i teraz Kościół Chrześcijański stał się prawdziwym Izraelem. Teraz chrześcijanie stali się tymi, którzy są inni. Ich „inność” polega na tym, że zostali wybrani dla wypełnienia celów i woli Boga. Jesteśmy więc innymi nie dlatego, że zostaliśmy wybrani, aby otrzymać szczególne przywileje, zaszczyty i chwałę w ziemskim życiu, ale dlatego, że Bóg nas wybrał do szczególnych zadań i szczególnej służby. Zostaliśmy zbawieni po to, aby służyć.
Bogobojny setnik (10,1-8)
Wydarzenia opisane w dziesiątym rozdziale Dziejów stanowią jeden z punktów zwrotnych w historii Kościoła. Pierwszy raz poganin ma być przyjęty w społeczności wczesnego Kościoła Chrześcijańskiego. Spróbujemy zebrać wszystko, co wiemy o tej ważnej postaci.
1. Korneliusz był rzymskim setnikiem stacjonującym w Cezarei, gdzie mieściła się siedziba rzymskich władców Palestyny. Kohorta liczyła 600 żołnierzy i stanowiła dziesiątą część legionu. Dzieliła się na 100-osobowe oddziały zwane centuriami, na czele każdego oddziału stał setnik. Centurie stanowiły trzon rzymskiej armii. W starożytnej historii znajdujemy następujący opis kwalifikacji i zalet wymaganych od setnika: „Setnika nie powinna cechować zuchwałość ani brawura. Winien być spokojny i rozważny, nie szukający zwady, ale w przypadku niebezpieczeństwa lub wojny winien walczyć dzielnie, a nawet oddać życie trwając na swoim posterunku”. Zdajemy więc sobie sprawę, że Korneliusz dobrze wiedział, co oznacza odwaga i lojalność.
2. Korneliusz należał do tej grupy pogan, których nazwano bogobojnymi. W tamtych czasach używano tego określenia w stosunku do tych pogan, którzy zmęczeni wielością bogów, zepsuciem moralnym i pustką w ich własnej religii, zbliżyli się do judaizmu. Nie podlegali obowiązkowi przestrzegania zakonu, obrzezania, ale uczęszczali do synagogi, wierzyli w jednego Boga i przyjmowali etykę religii żydowskiej. Był więc Korneliusz tym, który szukał Boga i dlatego Bóg go znalazł.
3. Był także człowiekiem dobrego serca. Na drodze poznawania Boga nauczył się miłować ludzi; a ten, który miłuje bliźnich jest blisko Królestwa Bożego.
4. Poznajemy Korneliusza jako człowieka modlitwy. Możliwe, że wtedy jeszcze wiedział mało o Bogu, do którego się modlił, ale zgodnie z tą wiedzą i wiarą, jaką posiadał, Korneliusz żył w bliskości Boga.
Pouczająca wizja (10,9-16)
Zanim Korneliusz mógł znaleźć się w społeczności chrześcijan i zostać tam przyjęty, Piotr musiał zrozumieć i przyjąć pewne prawdy Boże. Prawowierny Żyd wierzył, że miłość Boża obejmuje tylko Żydów i tylko oni mogą go uważać za swojego Boga. Znane były nawet tak skrajne poglądy, jak ten, że nie należy udzielać pomocy kobiecie pogańskiej w czasie porodu, żeby nie przyczynić się do przyjścia na świat jeszcze jednego poganina. Piotr musiał przełamywać tego typu postawy, musiał też u siebie zwalczać wiele sztywnych, wpajanych mu od dzieciństwa poglądów. W dwóch wersetach (Dz 9,43; 10,5) znajdujemy informację, że w Joppie Piotr mieszkał u nijakiego Szymona, garbarza. Garbowanie skór uważane było za pracę nieczystą, a garbarza, ponieważ pracował przy martwych zwierzętach, uważano za człowieka nieczystego (4 Mjż 9,11-13). Z tych właśnie powodów, Szymon musiał zamieszkać przy brzegu morza, poza obrębem miasta. Żaden prawowierny Żyd nie mógł nawet pomyśleć o przyjęciu gościny u garbarza. Ale Piotr właśnie u tego człowieka zamieszkał. Szymon był z pewnością chrześcijaninem, a Piotr w praktyczny sposób pokazał, jak chrześcijaństwo przełamuje dawne przesądy i postawy. Pewnego dnia po południu wyszedł na dach, żeby się modlić. Ówczesne domy posiadały płaskie dachy i były miejscem odosobnienia i spokoju dla mieszkańców małych, często przeludnionych pomieszczeń. Tam właśnie Piotr zobaczył opuszczające się wielkie lniane płótno. Możliwe, że nad dachem umocowana była płócienna zasłona, mająca chronić przed żarem promieni słonecznych. Możliwe, że odegrała ona w wizji Piotra rolę wielkiego, lnianego płótna. Wyraz płótno oznaczał również żagle. Być może z dachu, na którym Piotr się modlił widział z daleka płynące żaglowce. Może widok żagli również wmieszał się w jego wizję. Wiemy na pewno, że ujrzał opuszczające się na dach wielkie lniane płótno pełne zwierząt i usłyszał głos, który kazał mu te zwierzęta zabijać i jeść. Żydzi mieli bardzo surowe przepisy dotyczące jedzenia wyszczególnione w Księdze Prawa (rozdz. 11). W zasadzie Żydowi wolno było jeść tylko zwierzęta żujące i kopytne, wszystkie inne były nieczyste i zakazane. Piotr był zaszokowany i protestował mówiąc, że nigdy nie jadł nic nieczystego. Głos nakazał mu, żeby nie uważał za nieczyste tego, co Bóg oczyścił. Wizja powtórzyła się trzy razy, żeby uniknąć wypaczenia sensu jej treści i wykluczyć pomyłkę. Przedtem Piotr nazwał poganina nieczystym, ale teraz Bóg przygotował go na przyjęcie gości, którzy mieli do niego przyjść. W przeciągu kilku chwil Piotr musiał oduczyć się nawyków myślenia i sądów kształtowanych przez całe życie.
Spotkanie Piotra i Korneliusza (10,17-23)
Jest to opis najbardziej przełomowych i zdumiewających wydarzeń. Żeby lepiej zrozumieć niezwykłość opisanych faktów, należy jeszcze raz uświadomić sobie, jaki był stosunek Żydów do pogan. Żydzi wierzyli, że tylko oni mają dostęp do Boga, że inne narody są poza zasięgiem miłosierdzia Bożego. Prawowierny Żyd nie wchodzi w kontakt z poganinem, a nawet z Żydem nie przestrzegającym Zakonu. Tym bardziej wykluczone było, żeby Żyd udzielił gościny, albo był gościem kogokolwiek z poddanych Zakonowi i wypełniającym Zakon. Pamiętając o tym, przyjrzyjmy się jak postąpił Piotr. Wysłannicy Korneliusza, a byli to Rzymianie, znaleźli się pod domem, w którym zamieszkiwał. Znając obowiązkowe zwyczaje, zatrzymali się przed domem. Piotr po prostu zaprosił ich do domu i udzielił im gościny (w. 23). Kiedy przybył do Cezarei, Korneliusz powitał go przed drzwiami swego domu, nie wiedząc, czy w ogóle Piotr przekroczy jego próg. Czytamy, że Piotr „rozmawiając z nim, wszedł i zastał wielu zgromadzonych”. Oto, w jaki zadziwiający sposób zaczynają znikać dzielące ludzi bariery! Działo się tak wszędzie, gdzie wkraczał Jezus Chrystus. Pewien misjonarz opowiadał o swoich niedawnych przeżyciach wśród mieszkańców Afryki. Pewnego dnia przewodniczył w uroczystości Wieczerzy Pańskiej. Obok niego siedział starszy zboru, naczelnik plemienia Ngoni. Ten starszy człowiek pamiętał czasy, kiedy jego wojownicy wracali z krwawych wypraw, pozostawiając za sobą spalone i zdewastowane osiedla, przywożąc kobiety i łupy zdobyte na pokonanych plemionach Senga i Tambula. Teraz, przy Wieczerzy Pańskiej, siedzieli obok siebie ludzie z plemienia Ngoni, Senga i Tambula, pojednani w miłości Chrystusowej, która przyniosła im przebaczenie i niepamięć dawnych wrogości i doznanych krzywd. Tak samo jak w pierwszych latach, tak i w naszych czasach chrześcijaństwo burzy bariery między ludźmi.
Najistotniejsze prawdy Ewangelii (10,34-43)
Zdajemy sobie sprawę, że jest to bardzo krótkie streszczenie tego, co mówił Piotr do Korneliusza, zawiera jednak najistotniejsze treści świadectwa o Jezusie
1. Bóg zesłał Jezusa na ziemię i obdarzył go Swoim Duchem i mocą. Dlatego Jezus jest Darem Bożym dla ludzi. Często popełniamy błąd, nosząc w naszych myślach obraz Boga pełnego gniewu, dającego się przebłagać jedynie ofiarą Jezusa. Pierwsi ewangeliści w swoich przemówieniach nie świadczyli o Bogu w ten sposób. Dla nich sam fakt przyjścia Jezusa na ziemię był wyrazem Bożej miłości.
2. Jezus uzdrawiał chorych i niósł ludziom pomoc. Pragnął usunąć ze świata wszelki ból, cierpienie i smutek.
3. A ludzie oskarżyli go i ukrzyżowali. Piotr jeszcze raz podkreśla okropność zbrodni, jaką było ukrzyżowanie Jezusa. Oto, do czego może doprowadzić nieposłuszeństwo i grzech.
4. Ale Jezus zmartwychwstał. Moc, która zesłała Go na ziemię, która w Nim była, jest niezwyciężona. Ona mogła zwyciężyć najgorsze zło popełnione przez ludzi i ostatecznie mogła pokonać śmierć.
5. Chrześcijański kaznodzieja i nauczyciel świadczy o Zmartwychwstaniu. Dla niego Jezus nie jest postacią z książki lub z opowiadań innych ludzi; jest żywą obecnością, kimś, kogo spotkał twarzą w twarz, z kim rozmawiał.
6. W Jezusie Chrystusie mamy przebaczenie grzechów. Poprzez przebaczenie człowiek wchodzi w nowy rodzaj społeczności z Bogiem. Znika z niej obcość, wrogość i strach; w Jezusie została przywrócona przyjaźń, która zawsze powinna była istnieć między Bogiem a ludźmi.
Wejście pogan (10,44-48)
Czytamy, że przy końcu mowy Piotra, Duch święty zstąpił na Korneliusza i jego przyjaciół. Ogarnęło ich uniesienie graniczące z ekstazą i zaczęli mówić językami. Obecni w zgromadzeniu chrześcijanie żydowskiego pochodzenia przyjęli ten fakt z najwyższym zdumieniem. Dla Żydów był to bowiem bezsporny dowód na to, że Bóg zesłał Ducha Świętego również na pogan. Ostatnie wiersze tego urywka rzucają dodatkowe światło na dwie kwestie.
1. Z wiersza 47 wynika, że podobnie, jak działo się to na przestrzeni całych Dziejów Apostolskich, nawróceni poganie zostali od razu ochrzczeni. Nie znajdujemy natomiast żadnej wzmianki o tym, że były specjalne osoby upoważnione do udzielania chrztu. W dzisiejszych czasach chrztu udziela przeważnie ordynowany kaznodzieja, prezbiter. W Dziejach Apostolskich nowonawróceni byli przyjmowani przez zbór chrześcijański i o tej ważnej prawdzie należy pamiętać śledząc dzieje wczesnego Kościoła. Musimy zdać sobie sprawę, że w czasie chrztu nie tylko kaznodzieja, ale przede wszystkim zbór bierze odpowiedzialność za nowych członków zboru, których w imieniu Jezusa Chrystusa przyjmujemy do swojej społeczności.
2. Ostatni wiersz tego rozdziału mówi, że Piotr był proszony o pozostanie u nich przez kilka dni. Dlaczego? Z pewnością po to, aby mógł ich więcej i lepiej nauczyć, żeby oni mogli się więcej dowiedzieć, lepiej zrozumieć. Pamiętajmy, że przyjęcie członkostwa w Kościele chrześcijańskim nie jest końcem, lecz początkiem drogi. Pozostaje jeszcze obowiązek uczenia się, odkrywania i zgłębiania niezmierzonych bogactw, jakie mamy w Chrystusie.
Piotr usprawiedliwia swoją działalność (11,1-10)
O znaczeniu, jakie Łukasz przywiązywał do tego wydarzenia, świadczy ilość miejsca, jakie mu poświęcił. W starożytności autorzy dysponowali bardzo ograniczoną pod względem miejsca możliwością wypowiedzi na piśmie. Materiałem, na którym pisano, były zwoje papirusu wytwarzanego z rośliny o tej samej nazwie. Korzystanie ze zwojów papirusu ze względu na ich kształt i wielkość nie było zbyt wygodne i z tego względu ich długość była ograniczona. Najdłuższy zwój miał 35 stóp (ok. 93 m) długości i mógł pomieścić akurat taką ilość tekstu, jaką stanowi cała księga Dziejów Apostolskich. Mając do dyspozycji z góry limitowaną ilość miejsca oraz ogromną, wprost nieograniczoną ilość materiału do opisania, Łukasz musiał przeprowadzić bardzo staranną selekcję i wybierać do zapisu rzeczy najważniejsze. Musiał więc uznać wydarzenia związane ze spotkaniem Piotra z Korneliuszem za tak ważne, że opisał je w całości aż dwa razy. Postąpił słusznie. Dzisiaj często nie zdajemy sobie sprawy, jak niewiele brakowało, aby chrześcijaństwo stało się jeszcze jedną odmianą judaizmu. Do tamtego dnia wszyscy chrześcijanie pochodzili z Żydów. Pod wpływem tradycji i orientacji judaizmu Żydzi mogliby zatrzymać ten dar Boży dla siebie, nie mogliby przypuszczalnie uwierzyć, że Bóg chciał nim objąć również pogan. Łukasz uważał, że wydarzenie to było kamieniem milowym na drodze Kościoła do koncepcji świata dla Chrystusa.
Najbardziej przekonywujące są fakty (11,11-18)
Główny zarzut, jaki stawiano Piotrowi, dotyczył faktu, że wszedł do domu pogan i z nimi jadł (wiersz 3). Warto przypomnieć, że prawowity Żyd nie obcował z poganinem. Można było dopuścić myśl, że dla jakiś praktycznych celów Żyd mógł wejść do domu poganina, ale nie było w ogóle do pomyślenia, żeby zasiadł z nim do stołu. Przyjmując gościnę u pogan, Piotr pogwałcił Zakon i tradycje swojego narodu. Przyjrzyjmy się uważnie, w jaki sposób Piotr odpiera stawiane mu zarzuty. Nie wdaje się w dyskusje ani spory. Po prostu stwierdza fakty. Niezależnie od tego, co mogliby mówić, fakty były takie, że Duch Święty zstąpił na pogan w sposób najbardziej widoczny i to nie podlegało dyskusji. Wiersz 12 zawiera ciekawą informację. Piotr mówi, że wziął ze sobą sześciu braci. Razem z Piotrem było ich siedmiu, obecnych przy zgromadzeniu w domu Korneliusza. W prawie egipskim, które Żydzi znali, potrzeba było siedmiu świadków, żeby zeznanie uznane było za wiarygodne. Prawo rzymskie, które również było Żydom znajome, wymagało siedmiu pieczęci dla uwierzytelnienia bardzo ważnego dokumentu, np. testamentu. Mógł więc Piotr powiedzieć: „nie dyskutuję z wami; przedstawiam wam fakty, a ich wiarygodność potwierdza siedmiu świadków. Prawdziwość przedstawionych faktów została udowodniona”. Dowodem prawdziwości naszego chrześcijaństwa są fakty. Jest rzeczą mało prawdopodobną, żeby ktoś przekonał się do chrześcijaństwa i nawrócił się w wyniku samej dyskusji, dowodów werbalnych i logicznych spekulacji. Prawdziwe chrześcijaństwo nie polega na słowach, lecz na działaniu, na tym, że naprawdę zmienia ludzi, że złego człowieka czyni dobrym, że przybliża Ducha Świętego; dlatego obowiązkiem chrześcijanina nie jest mówienie o swojej wierze, ale pokazanie jej na praktycznym przykładzie swego życia. Kiedy nasze uczynki zadają kłam naszym słowom, zniesławiamy chrześcijaństwo. Ale kiedy to, co mówimy, jest poparte i uwierzytelnione naszym życiem, uczynkami, dajemy światu niepodważalny argument na korzyść chrześcijaństwa.
Wielkie wydarzenia w Antiochii (11,19-21)
W tych kilku zwięzłych i rzeczowych zdaniach zawarty jest opis największych w historii wydarzeń. Oto po raz pierwszy zwiastowanie Ewangelii jest świadome i celowo skierowane do pogan. Drogę, która do tego doprowadziła, można podzielić na trzy etapy. Najpierw Filip głosił ewangelię Samarytanom. Był to pierwszy etap. Samarytanie byli jednak pół-Żydami i stanowili rodzaj pomostu między światem Żydów i światem pogan. Drugim etapem było przyjęcie Korneliusza. Zwróćmy jednak uwagę, że to nie kościół podjął inicjatywę, ale Korneliusz, że to on szukał Kościoła chrześcijańskiego, a nie na odwrót. Ponadto Korneliusz, będąc jednym z tzw. bogobojnych pogan znajdował się niejako na pograniczu religii żydowskiej. I wreszcie trzeci etap ma miejsce w Antiochii. Kościół nie zwraca się do ludzi, którzy są Żydami lub pół-Żydami, nie czeka, aż poganie zrobią pierwszy krok, ale świadomy celu, spontanicznie, bez czekania na zaproszenie, zwiastuje Ewangelię poganom. Misja chrześcijańska wychodzi na świat. Uderza nas tu fakt, że nie znamy nawet imion ludzi, którzy rozpoczęli tak wiekopomne dzieło. Wiemy tylko, że pochodzili z Cypru i Cyreny, ale kim byli, nie wiemy i przypuszczalnie nie dowiemy się nigdy. Przeszli do historii jako bezimienni pionierzy poselstwa o Chrystusie. Wiele smutnych, a nawet tragicznych kart w dziejach Kościoła wypełniają ludzie, którzy wykonując jakąś ważniejszą ich zdaniem pracę, chcieli koniecznie być wyróżnieni i chwaleni; a Kościół bardziej niż czegokolwiek potrzebował ludzi, którzy nie patrząc, komu przypadną zasługi, pracują po to, żeby praca została wykonana.. Możliwe, że ich imiona nie będą nigdy wymienione w ludzkiej historii dziejów, ale zostaną na wieki zapisane w Księdze Żywota.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną okoliczność. Opisane wydarzenia rozpoczynają tę część Dziejów Apostolskich, w której w centrum uwagi znajduje się Antiochia, trzecie pod względem wielkości miasto w świecie, po Rzymie i Aleksandrii. Antiochia leżała u ujścia rzeki Orontes, oddalona o 15 mil od Morza Śródziemnego. To piękne miasto o kosmopolitycznym charakterze było synonimem zbytku i rozpusty. Słynęło z wyścigów rydwanów i imprez rozrywkowych trwających dosłownie dzień i noc. Dziś powiedzielibyśmy, że Antiochia oszalała na punkcie kibicowania sportom, na punkcie hazardu i nocnych uciech. Największą sławę zdobyła sobie świątynia Dafne, zbudowana w gaju laurowym około 7 mil od miasta. Legenda głosiła, że Dafne była śmiertelniczką, w której zakochał się Apollo. Uciekając przed nim została zamieniona w krzak laurowy. Kapłanki Dafne były „świętymi” prostytutkami. W gaju laurowym, wokół świątyni odbywały się nocne schadzki, czciciele bogini i kapłanki „odtwarzali” mit o Apollinie i Dafne. Znane szeroko powiedzenie „moralność Dafne” oznaczało tyle, co rozwiązłość i lubieżność. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, jednak faktem jest, że właśnie w takim mieście, chrześcijaństwo zrobiło swój pierwszy krok naprzód ku nawróceniu zepsutego świata. Wystarczy uświadomić sobie tę prawdę, żeby zrozumieć, że nie ma sytuacji całkowicie beznadziejnych.
Mądrość Barnaby (11,22-26)
Kiedy starsi zboru w Jerozolimie dowiedzieli się o tym, co zaszło w Antiochii, postanowili wysłać kogoś z braci, żeby na miejscu zorientował się w sytuacji. Wybór padł na Barnabę, a była w tym szczególna łaska Boża. Mogli posłać kogoś o surowych i wąskich poglądach, kto uczynił sobie boga z zakonu i jego przepisów; wysłali jednak Barnabę, człowieka o wielkim sercu. To właśnie on stanął kiedyś przy Pawle, którego wszyscy podejrzewali o zdradę, i ręczył za niego. Jeszcze wcześniej dał dowód chrześcijańskiej miłości oddając wszystko, co posiadał, żeby inni bracia nie cierpieli niedostatku (Dz 4,36-37). Kiedy przybył do Antiochii, ucieszył się widząc, że poganie nawracają się i wchodzą do społeczności Kościoła chrześcijańskiego. Pomyślał również, że ktoś powinien zaopiekować się i pokierować tą pracą. Wiedział, że w tej nowej i szczególnej sytuacji człowiek taki musi spełnić określone warunki. Po pierwsze, powinien być urodzony i wychowany w religii żydowskiej, ale równocześnie posiadać płaszczyznę porozumienia z poganami, móc rozmawiać z nimi jak równy z równym. Winien także być człowiekiem odważnym i posiadać dar wymowy i argumentacji; Antiochia nie była terenem łatwym, ani bezpiecznym, trzeba było także sprostać atakom na Kościół zarówno ze strony Żydów, jak i pogan. Barnaba znał takiego człowieka. Minęło około dziewięciu lat od ostatniej wzmianki o Pawle. Uchodził wtedy przez Cezareę do Tarsu (Dz 9,30). Z pewnością przez te dziesięć lat świadczył o Chrystusie w swoim rodzinnym mieście i przygotował się. Dzieło, do którego Paweł był przeznaczony, teraz na niego czekało i Barnaba, w swej głębokiej mądrości, do tego dzieła go wezwał.
W Antiochii po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami. Słowo chrześcijanin było na początku czymś na pograniczu przydomka i przezwiska. Antiochijczycy słynęli ze zdolności w wymyślaniu śmiesznych i złośliwych przezwisk. Kiedy brodaty cesarz Julian przybył do Antiochii, przezwano go kozłem. Końcówka -iani oznacza należący do czyichś ludzi, np. Cezariani znaczy należący do ludzi Cezara. Christiani oznaczało należących do ludzi Chrystusa, a więc nazwa chrześcijanie znaczyła tyle, co ludzie Chrystusa. Kryły się w tym przezwisko i żart, i kpina, i wzgardliwe lekceważenie; ale chrześcijanie uczynili zeń imię, które miały poznać miliony ludzi. To ich życie sprawiło, że nazwa chrześcijanie stała się synonimem odwagi i miłości, które miały zadziwić świat.
Pomoc w potrzebie (11,27-30)
Wczesnemu Kościołowi przewodzili apostołowie, starsi zborów i prorocy. Autorytet apostołów nie był ograniczony do jednego zboru, rozciągał się na cały Kościół. Uważano ich prawdziwie za następców Chrystusa. Starsi zborów przewodniczyli poszczególnym zborom. Prorocy spełniali ważną rolę w ówczesnym Kościele. W Dziejach Apostolskich mówi się o nich jeszcze w kilku innych miejscach (Dz 13,1; 15,32; 21,9-10). Określenie ich funkcji mieści się w samej nazwie. Wśród polskich synonimów słowa prorok, jasnowidz, wieszcz, mędrzec, wydają się najbardziej odpowiadać roli, jaką pełnili. Przepowiadali przyszłość, ale przede wszystkim umieli poznawać, „jasno widzieć” wolę Bożą. Nie mieli domów i z żadnym miejscem ani lokalnym zborem nie byli związani na stałe. Żyli blisko Boga, chodzili wszędzie i wskazywali na Niego i Jego wolę. Darzono ich szacunkiem i wielkim poważaniem. Księga Nauk Dwunastu Apostołów pochodząca z około 100 r. zawiera pierwsze ustanowienia porządku nabożeństw w Kościele. Znajdujemy tam opis porządku nabożeństwa z Wieczerzą Pańską, opis Wieczerzy Pańskiej oraz dodatkową uwagę, która mówi, że prorocy są również uprawnieni do prowadzenia nabożeństwa komunijnego i udzielania Wieczerzy Pańskiej. Wiedziano, że prorocy posiadają szczególne dary; byli oni jednak również narażeni na szczególne niebezpieczne pokusy. Nie tylko najwyższe, ale też najmniejsze pobudki mogły kierować ich działaniem. Istnieli przecież fałszywi prorocy. Ta sama Księga Nauk Dwunastu Apostołów ostrzega przed mężem, który w swoim proroctwie zamieszcza prośbę o wsparcie. Znajdujemy tam również pouczenie, że prorokom należy udzielić gościny na jedną noc, ale kiedy usiłują pozostać dłużej nie pracując, oznacza to, że są fałszywymi prorokami. Prorok wczesnego Kościoła był wędrowcem Bożym.
Cały ten urywek jest bardzo istotny, ponieważ mówi, że już wtedy chrześcijanie żyli w poczuciu jedności całego Kościoła. Gdy w Palestynie był głód, to pierwszym odruchem zboru w Antiochii była chęć niesienia pomocy braciom w tamtejszych zborach. Posiadali przeświadczenie, że wszyscy są członkami Ciała Chrystusowego i powinni sobie nawzajem nieść pomoc. Byli dalecy od ograniczenia się do spraw własnego zboru. Patrzyli szerzej, obejmowali spojrzeniem cały Kościół. Czuli się nie tylko członkami zboru w Antiochii, ale członkami Kościoła Jezusa Chrystusa.
Uwięzienie Piotra i ucieczka (12,1-11)
Nowa fala prześladowań objęła Kościół, a szczególnie jego przywódców. Stała za nimi osoba króla Heroda. Przyjrzyjmy się, jak różne gałęzie tego rodu przewijają się przez Nowy Testament. Pierwszym z Herodów wspomnianych w Nowym Testamencie jest Herod Wielki. Sprawował władzę w latach 41-1 p. Chr., a więc w czasie narodzenia Chrystusa. O nim właśnie wspomina Ewangelia Mateusza w rozdz. 2, on przyjął Trzech Mędrców ze Wschodu i zarządził rzeź niemowląt. Był 10 razy żonaty. Nowy Testament wynienia też innych członków jego rodziny.
1. Herod Filip Pierwszy. Był pierwszym mężem Herodiady, która spowodowała śmierć Jana Chrzciciela (Mt 14,3; Mk 6,17; Łk 3,19). Nie piastował żadnego urzędu i był ojcem Salome.
2. Herod Antypas. Władca Galilei i Perei, drugi mąż Herodiady, który kazał ściąć Jana Chrzciciela. Był tym Herodem, do którego Piłat odesłał Jezusa na przesłuchanie (Łk 23,7-12).
3. Archelaus, władca Judei, Samarii, Idumei. Był bardzo złym władcą, został pozbawiony urzędu i wygnany (Mt 2,22).
4. Herod Filip Drugi, władca Iturei i Trachonii. Był założycielem Cezarei Fillipowej, nazwanej tak od jego imienia.
5. Aristobulus, drugi syn Heroda Wielkiego. Jego matką była Mariamne, księżniczka wywodząca się z bohaterskiego rodu Machabeuszy. Został zamordowany przez własnego ojca.
6. Herod Agryppa, syn Aristobulusa, wymieniany w wyżej cytowanym fragmencie.
Uzupełniając tę listę możemy wymienić dzieci Heroda Agryppy:
a) Agryppa Drugi, który przesłuchiwał Pawła i przed którym Paweł wygłosił swoje słynne przemówienie (Dz rozdz. 25 i 26);
b) Berenice, która pojawia się w czasie przesłuchania Pawła;
c) Druzylla, żona Feliksa, który sądził Pawła (Dz 24,24).
Z tej historii rodu Herodów wynika, że Herod Agryppa, o którym mowa w bieżącym urywku, wywodzi się z linii prostej z rodu Machabeuszy poprzez swoją matkę Mariamne. Choć wykształcony w Rzymie, kultywował tradycje judaizmu i gorliwie przestrzegał przepisów Zakonu. Był z tego powodu popularny wśród Żydów. Niewątpliwie powodem prześladowania Kościoła chrześcijańskiego i jego przywódców była chęć zdobycia sobie poparcia ortodoksyjnych Żydów. Widać więc, że Jakub był ofiarą ambicji i politycznych machinacji Heroda. To samo odnosi się do uwięzienia Piotra. Jego postępowanie z Piotrem wyraźnie wskazuje na chęć zjednania sobie Żydów. Święto Paschy przypadało na 14 dzień miesiąca Nisan. W tym dniu oraz przez cały następny tydzień Żydzi spożywali jedynie przaśny chleb, a okres ten był nazwany Dniami Przaśników. W czasie tych dni Zakon zabraniał wszelkich procesów i egzekucji. Dlatego Herod zamierzał odłożyć egzekucję Piotra. Najsmutniejsze jest, że tragedia ta nie była wynikiem jakichś zasad wyższego rzędu, jakkolwiek opacznie rozumianych, ale wynikła ze zwykłej chęci zdobycia poklasku i popularności.
Radość powrotu (12,12-19)
Zostały podjęte największe środki ostrożności, żeby wykluczyć możliwość ucieczki Piotra. Był pilnowany przez cztery czwórki żołnierzy. Dzień i noc podzielono na cztery warty, po trzy godziny każda. Zwykle prawa ręka więźnia była przykuta do lewej ręki strażnika, ale Piotr był skuty z dwoma strażnikami, a dwóch pozostałych pilnowało drzwi. Gdy Piotr uciekł, wykonano egzekucję na strażnikach, ponieważ prawo mówiło, że gdy więzień ucieknie, jego strażnik automatycznie podlega tej samej karze, jaką miał ponieść więzień.
W historii uratowania i ucieczki Piotra z więzienia nie koniecznie musimy widzieć cud w wąskim znaczeniu tego słowa. Nie mogła ona być opowiadana i przekazywana inaczej niż w ten dramatyczny i obrazowy sposób, ponieważ bez względu na okoliczności była w tym ręka Boża.
Po ucieczce Piotr skierował się prosto do domu Marii, matki Jana Marka. Przypuszczalnie tam mieściła się siedziba kierownictwa Kościoła. Istnieją przypuszczenia, że właśnie w tym domu miała miejsce Ostatnia Wieczerza i że pozostał on miejscem, gdzie nadal spotykali się uczniowie. Nietrudno się domyślić, że odbywały się tam wspólne modlitwy.
W tym fragmencie napotykamy pierwszą wzmiankę o tym, że Piotr faktycznie przewodził zborowi w Jerozolimie. Poleca zebranym, aby udali się do Jakuba i przekazali mu wiadomość. Chodzi tu o Jakuba, brata naszego Pana. Jest wiele niewyjaśnionych okoliczności związanych z tą postacią. Na wschodzie byłoby naturalne, żeby młodszy brat podjął dzieło zapoczątkowane przez zmarłego starszego brata. Ale z relacji w Ewangeliach dowiadujemy się, że bracia Jezusa nie uwierzyli w Niego, ani w Jego posłannictwo (J 7,5) i że nawet uważali go za człowieka szalonego (Mk 3,21). Jakub nie był wyznawcą Chrystusa za jego życia. Ale dowiadujemy się, że Zmartwychwstały Chrystus ukazał się Jakubowi (1 Kor 15,7). Istnieje apokryficzna ewangelia znana jako „Ewangelia Hebrajczyków”, która mówi, że Jakub po śmierci Chrystusa złożył przysięgę, że nie będzie ani jadł, ani pił, dopóki Go nie ujrzy, i że Chrystus faktycznie mu się ukazał. Być może śmierć Chrystusa dokonała tego, czego nie mogło dokonać Jego życie. Kiedy Jakub zobaczył Jezusa, zrozumiał, kim On naprawdę jest, i całe życie poświęcił Jego służbie. Zmiana, jaka dokonała się w Jakubie, może być jeszcze jednym wspaniałym przykładem, że moc krzyża zmienia życie człowieka.
Straszny koniec (12,20-25)
Zatarg z Herodem mógł mieć bardzo poważne konsekwencje dla Tyryjczyków i Sydończyków. Herod mógł im zaszkodzić w dwojaki sposób. Mógł wycofać handel palestyński z ich portów i wtedy ponieśliby duże straty. Ponadto Tyron i Sydon były uzależnione od dostaw żywności z Palestyny i gdyby te dostawy zostały wstrzymane, sytuacja żywnościowa byłaby bardzo poważna. Tyrończycy i Sydończycy zdołali zjednać sobie Blasta, królewskiego podkomorzego. W oznaczonym dniu miała się odbyć uroczysta, publiczna narada. Należy pamiętać, że Herod był popularny wśród ludzi. Historyk żydowski, Józef Flawiusz opisuje, jak w drugim dniu owej uroczystości Herod zasiadł na tronie ubrany w srebrzystą szatę. Świeciło słońce, odbijało się od srebra królewskiej szaty. Ludzie widząc te iskrzące blaski, wołali, że to nie król, a sam Bóg do nich przemawia. W tym momencie powaliła go jakaś nagła i straszna choroba, której nie przeżył. Pycha człowieka została złamana przez gniew Boży.
Dwa ostatnie zdania tego odcinka nawiązują do wierszy 27-30 w rozdziale 11. Paweł i Barnaba spełniali w swej podróży do Jerozolimy posłannictwo braterskiej miłości i wrócili do Antiochii zabierając ze sobą Jana Marka.
PIERWSZA PODRÓŻ MISYJNA
13 i 14 rozdział Dziejów Apostolskich opisuje pierwszą podróż misyjną. Paweł i Barnaba wyruszyli z Antiochii, a dokładnie z Seleucji, która była portem antiochijskim u ujścia rzeki Orontes. Popłynęli do Cypru, gdzie w Salaminie i Pafos zwiastowali Słowo Boże. Stamtąd udali się do Perge w Pamfilii. Pamfilia była nizinną prowincją, leżącą nad brzegiem morza, i Paweł i Barnaba nie zatrzymali się tam dłużej, widocznie klimat tego nizinnego pasma wybrzeża nie służył Pawłowi. Poszli w głąb lądu i zatrzymali się w Antiochii Pizydyjskiej, a kiedy sytuacja tam stała się zbyt niebezpieczna, skierowali się do Ikonium, oddalonego około 90 mil. Życie ich znowu znalazło się w niebezpieczeństwie i wyruszyli do Listry oddalonej o 20 mil. Tam ataki tłumu skończyły się próbą ukamienowania Pawła, jednak uszli z życiem i poszli do Derbe, a stamtąd wyruszyli w powrotną drogę przez Listrę, Ikonium, Antiochię Pizdyjską i wybrzeże pamfilijskie. Tym razem zatrzymali się w Perge i głosili Ewangelię. Z Atalii, która była głównym portem Pamfilii, popłynęli do Seleucji, a więc znaleźli się z powrotem w Antiochii. Cała podróż trwała około trzech lat.
Wysłani przez Ducha Świętego (13,1-3)
Kościół Chrześcijański podejmuje decyzję zaniesienia Dobrej Nowiny do innych krajów. Ten najważniejszy z wszystkich dotychczasowych kroków był podjęty pod bezpośrednim przewodnictwem Ducha Świętego. Wierzący wczesnego Kościoła nie kierowali się w decyzjach i działaniu swoją własną wolą, ale wolą Bożą.
Urywek ten mówi o prorokach i nauczycielach. Funkcje ich były różne. Prorocy nie byli związani z żadnym miejscowym zborem. Byli wędrującymi kaznodziejami, którzy poświęcali swoje życie dla słuchania słów Bożych i przekazywania ich ludziom. Nauczyciele zaś należeli do lokalnych zborów i zadaniem ich było nauczać tych, którzy uwierzyli w Chrystusa i znaleźli się w społeczności chrześcijańskiej.
Zwrócono uwagę, że podany w tym urywku skład proroków i nauczycieli wskazuje na uniwersalny charakter wpływu ewangelii na ludzi. Barnaba był Żydem pochodzącym z Cypru; Lucjusz pochodził z Cyreny położonej w północnej Afryce; Symeon był także Żydem, ale drugie jego imię, Niger, było nadanym imieniem rzymskim, co wskazuje na to, że musiał obracać się wśród Rzymian; Manaen był powiązany z arystokracją i z dworem; sam Paweł był Żydem z Tarsu leżącego w Cylicji i wykształconym rabinem. Oto, jak chrześcijaństwo jednoczy. Ludzie z różnych krajów i różnych środowisk odkryli tajemnicę wspólnoty i społeczności, ponieważ poznali tajemnicę Chrystusa.
Barnaba i Saul na Cyprze (13,4-12)
Pierwszym miejscem, do którego udali się Paweł i Barnaba był Cypr. Możliwe, że przyczynił się do tego Barnaba. Urodził się na tej wyspie (Dz 4,36). Znając jego serce, możemy się domyślić, że chciał podzielić się skarbami, jakie miał w Chrystusie, najpierw ze swoimi bliskimi. Cypr był rzymską prowincją, znaną z kopalni miedzi i budowy okrętów. Druga nazwa wyspy brzmiała Makaria, co znaczy, wyspa szczęśliwa. Uważano, że doskonały klimat i różnorodność bogactw mogą zapewnić mieszkańcom szczęśliwe życie. Paweł wraz z Barnabą zwiastowali Ewangelię w stolicy Cypru, Pafos. Miasto to było słynne z kultu Wenus, bogini miłości, a sama nazwa kojarzyła się z demoralizacją. Gubernatorem Cypru był Sergiusz Paweł. Czasy owe charakteryzowały się panującym szeroko zabobonem. Jest to zjawisko występujące zawsze w cywilizacji schyłkowej. Wielu znacznych ludzi, a nawet tak inteligentny człowiek, jak Sergiusz Paweł, zatrudniało prywatnych wróżbitów, którzy zajmowali się wróżbami, czarami i magią. Prywatnym wróżbitą Sergiusza Pawła był Bar-Jezus, po arabsku Elymas, co oznacza zręczny. Elymas wiedział, że straciłby swoją pozycję, gdyby Sergiusz Paweł został pozyskany dla chrześcijaństwa. Ale i ta przeszkoda musiała ustąpić przed skutecznym działaniem Pawła.
Do tego czasu w Dziejach Apostolskich Paweł nazywany jest Saulem. W tamtych latach prawie wszyscy Żydzi posiadali dwa imiona, jedno żydowskie, którego używali wśród Żydów, drugie greckie, używane w szerszych kręgach. Czasami greckie imię było tłumaczeniem imienia hebrajskiego na język grecki. Np. Kefas po hebrajsku i Piotr po grecku oznaczają w obu przypadkach skałę; Tomasz po hebrajsku i Didymos po grecku znaczą bliźniak. Czasami greckie imię oddaje brzmienie imienia hebrajskiego, jak np. hebrajskie imię Eliakim staje się greckim Akimus; w ten sposób greckim odpowiednikiem Joshua jest Jezus. Podobnie Saul został nazwany Piotrem. W rodzinnych stronach i wśród Żydów znany był jako Saul, a w szerszym świecie jako Paweł. Możliwe, że od tego momentu Dziejów Apostolskich był tak świadomy swego zadania misji wśród pogan, że zdecydował się używać tylko imienia greckiego. Był to znak, że od tej chwili rozpoczyna dzieło, do którego wyznaczył go Duch Święty, i że z tej drogi już nie zawróci.
Dezerter (13,13)
Nie wymieniając nawet imienia Barnaby werset ten oddaje mu najwyższe uznanie. Do tego czasu imiona apostołów zawsze były podawane w następującej kolejności: Barnaba, Saul (Dz 13,2). To właśnie Barnaba wyruszył na tę wyprawę jako kierownik. Teraz jednak Paweł wymieniony jest na pierwszym miejscu. Istotnie Paweł przejął kierownictwo ekspedycji. Jak pięknie ze strony Barnaby, że się nie skarżył. Był on gotowy zająć drugie miejsce, byle tylko Boża praca została wykonana.
Werset ten jednak jest interesujący głównie z tego powodu, że podaje fragment biografii Jana Marka - wymieniony tutaj Jan lepiej jest nam znany jako Marek - który swego czasu umknął z pola walki, ale się później zrehabilitował. Marek był bardzo młody. Dom jego matki przypuszczalnie był ośrodkiem zboru w Jerozolimie (Dz 12,12). Marek musiał wiele przebywać w kręgu ludzi wierzących. Ponieważ był krewnym Barnaby, znalazł się u boku apostołów jako ich pomocnik w czasie podróży misyjnej. Teraz czytamy jednak, że się wycofał i wrócił do domu. Nigdy nie dowiemy się dlaczego to zrobił. Może miał żal o to, że Paweł przejął kierownictwo, może ogarnął go lęk na myśl o podróży przez wysoko położone tereny wokół Antiochii Pizydyjskiej. Niewątpliwie droga ta należała do najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych na świecie. Może miał jakieś wątpliwości odnośnie do zwiastowania Ewangelii poganom - wszak pochodził z Jerozolimy. Może na tym jeszcze etapie był podobny do tych młodzieńców, którzy są lepsi w zaczynaniu niż w kończeniu przedsięwzięć. Może - tak przynajmniej myślał kiedyś Chryzostom - chłopiec „chciał do mamy”. Cokolwiek było powodem - odszedł. Przez jakiś czas Paweł nie mógł mu tego wybaczyć. Kiedy wyruszali w drugą podróż misyjną, Barnaba znów chciał zabrać ze sobą Marka, ale Paweł się nie zgodził. Nie mógł zabrać tego, który kiedyś, w Pamfilii, zdezerterował (Dz 15,38). Sprawa ta poróżniła Pawła i Barnabę, którzy się rozstali i więcej już razem nie pracowali. Następnie Marek znika ze sceny i w ciągu prawie dwudziestu lat nic o nim nie słyszymy. Tradycja i legenda mówi, że udał się do Aleksandrii i do Egiptu i założył tam zbory. Kiedy po okresie milczenia, Nowy Testament znów zaczyna o nim mówić, pokazuje go jako człowieka, który w pełni odzyskał utracone wcześniej zaufanie. Pisząc z więzienia w Rzymie do Kolosan Paweł prosił ich, żeby przyjęli Marka - jeśli do nich przyjdzie. Tak więc Marek znów jest z Pawłem. A pisząc krótko przed swoją śmiercią do Tymoteusza, mówi: „Weź Marka i przyprowadź z sobą, bo jest mi bardzo potrzebny do posługiwania” (2 Tm 4,11). Dawny dezerter stał się człowiekiem przydatnym. Dobrze powiedział Fosdick: „Nikt nie musi pozostać w takim stanie, w jakim się obecnie znajduje”. Człowiek, który kiedyś zdezerterował, dzięki łasce Bożej został autorem jednej z Ewangelii i tym, którego Paweł chciał mieć przy sobie w ostatnich dniach życia.
Niebezpieczna podróż człowieka chorego (13,14.15)
Księga Dziejów Apostolskich jest z wielu względów księgą niezwykłą. Na przykład ma zwyczaj kwitowania bohaterskich czynów jednym tylko zdaniem. Antiochia Pizydyjska leżała na płaskowyżu, 3600 stóp nad poziomem morza. By do niej dotrzeć, trzeba było przedrzeć się przez pasmo Gór Taurus. Była to jedna z najtrudniejszych dróg w Azji Mniejszej. Droga ta była też niebezpieczna. Grasowali na niej różnego rodzaju rozbójnicy i bandyci. Paweł i Barnaba wybrali się więc w bardzo trudną i niebezpieczną podróż. Musimy jednak zapytać, dlaczego nie zwiastowali Ewangelii w Pamfilii. Dlaczego opuścili wybrzeże bez głoszenia Ewangelii i poszli do Antiochii? Po niedługim czasie Paweł pisał list do chrześcijan w Antiochii Pizydyjskiej, Ikonium, Listrze i Derbe. Zatytuował go „Do Galacjan” ponieważ wszystkie te miasta znajdowały się w rzymskiej prowincji zwanej Galacją. List ten może nam pomóc odpowiedzieć na to pytanie. Paweł pisał: „Wiecie przecież, żem z powodu choroby ciała zwiastował wam za pierwszym razem Ewangelię” (Gal 4,13). Kiedy zatem Paweł przyszedł po raz pierwszy do Galacji, był chory. Wszyscy oczywiście wiedzą, że Paweł miał „cierń w ciele”, od którego pomimo wielu modlitw nie został uwolniony (Kor 12,7-8). Dużo było domysłów na temat istoty tego ciernia albo pala - bo chyba takie jest znaczenie użytego przez niego słowa. Najstarsza tradycja podaje, że Paweł cierpiał na silne bóle głowy. Chyba najlepszym wyjaśnieniem jest hipoteza utrzymująca, że padł ofiarą zdradliwej, okresowo powracającej malarycznej gorączki, która często nękała ludzi na przybrzeżnym, nizinnym pasie Azji Mniejszej. Były próby opisania takiego bólu głowy. Jeden z podróżnych mówi, że odnosi się wrażenie, jakoby w czoło wbity został jakiś pręt, rozgrzany do czerwoności. Ktoś inny mówi o dentystycznym wiertle borującym w skroni człowieka. Prawdopodobnie malaria zaatakowała Pawła na niskich terenach Pamfilii. Dlatego, by się jej pozbyć, śpieszył na tereny wyżynne. Zwróćmy uwagę na charakterystyczną cechę Pawła. Nigdy nie pomyślał o tym, żeby się wycofać. Pomimo choroby wyruszył w niebezpieczną drogę. Nawet obolały parł do przodu. Nigdy nie przestał zdobywać nowych terenów dla Chrystusa. Te krótkie dwa wiersze odsłaniają niezwykłe dzieje bohaterstwa przed tymi, którzy zdolni są widzieć.
Kazanie Pawła (13,16-41)
W tym fragmencie Dziejów Apostolskich podany jest pełen tekst kazania Pawła. Jest to niezwykle ważny fakt, zważmy, że w innych pełnych tekstów jego kazań nie posiadamy. Porównując to kazanie Pawła z kazaniem Piotra z drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich zauważamy, że główne elementy obu kazań są dokładnie takie same.
Kazanie Pawła ma pięć głównych punktów:
1. Paweł zaczyna od stwierdzenia, że przyjęcie Jezusa było ostatnim, wieńczącym elementem w gmachu historii. Po to daje przekrój narodowej historii Żydów, by pokazać, że osiągnęła ona kulminację w Chrystusie. Historia nie jest procesem bez celu. Stoicy uważali, że historia składa się z pewnych cykli, że świat wielokrotnie ginął w wielkich pożogach i że kolejne procesy, takie same jak wszystkie poprzednie, rozpoczynały się ciągle od nowa. Dla nich historia po prostu ciągle się powtarzała. Współczesna cyniczna opinia określa historię jako zapis błędów, grzechów i szaleństw ludzi. Chrześcijański pogląd na historię jest optymistyczny. Historia zawsze zmierza do celu wyznaczonego przez Boga.
2. Następnie Paweł mówi, że ludzie nie rozpoznali tego uwieńczenia, tej kulminacji. Browning napisał: „Kiedy widzimy to, co najważniejsze, nie możemy go nie miłować”. To prawda. Ale uporczywie odrzucając drogę Bożą i trzymając się kurczowo własnej, człowiek może przyprawić siebie o ślepotę i nie zobaczyć tego, co najważniejsze. Niewłaściwe używanie wolnej woli nie prowadzi wcale do wolności, lecz do ruiny.
3. Chociaż w swoim ślepym szaleństwie ludzie odrzucili Jezusa i przybili do krzyża, to jednak Bóg wzbudził go z martwych. Nic nie mogło pokrzyżować Bożego planu. Zmartwychwstanie jest dowodem mocy Bożej i niezniszczalności Jego planu. Pewne opowiadanie mówi o dziecku, które podczas burzliwej nocy, tuląc się do ojca pyta drżącym głosem: „Czemu te wiatry tak szybko biegają? Może wyrwały się Bogu z ręki”? Zmartwychwstanie jest dowodem na to, że Boże sprawy nie mogą się wyrwać z jego rąk, że Jego wola musi być w końcu wykonana i Jego cel osiągnięty.
4. Następnie Paweł posługuje się typowo żydowskim sposobem argumentowania. Zmartwychwstanie - mówi - jest wypełnieniem proroctw. Dawid otrzymał obietnice, które nie zostały spełnione za jego życia. Obietnice te zostały wypełnione dopiero teraz, w Chrystusie. Chcę jeszcze raz powiedzieć, że choć argument wypełnionych proroctw nie mówi dziś do nas tak samo jak do ludzi w czasach Pawła, to jednak jest on jeszcze jednym przykładem widzenia historii jako procesu zmierzającego do celu. Historia nie jest powielaniem tych samych cykli, nie jest kroczeniem donikąd. Historia jest zmierzaniem do celu. Cel zostanie osiągnięty, ponieważ czuwa nad tym sam Bóg.
5. Dla jednej grupy ludzi poselstwo o Chrystusie jest dobrą nowiną. Życie człowieka regulowane jest wymaganiami moralnego prawa. Ponieważ nie jest możliwym w pełni sprostać tym wymaganiom, każdy myślący człowiek świadomy jest swoich moralnych upadków i winy. W Jezusie Chrystusie, w Jego życiu i śmierci, człowiek znajduje przebaczenie i wyzwolenie, uchylenie słusznej kary i przywrócenie kontaktu z Bogiem - kontaktu prawdziwej przyjaźni i miłości.
6. Ale to, co w założeniach miało być dobrą nowiną i co zostało dokładnie zrealizowane w myśl tych założeń, może stać się, i w rzeczywistości staje się złą nowiną dla innej grupy ludzi. Chodzi o tych, którzy widzą, ale lekceważą, którzy nie słuchają wezwania do wiary i przyjęcia Jezusa Chrystusa. Tacy otrzymają cięższą karę. Człowiek, który nie miał szans, ma wytłumaczenie. Żadnego jednak wytłumaczenia nie ma ten, kto zobaczył wspaniałość Bożego daru, ale go odrzucił. To, co jest darem miłości dla ludzi, którzy go przyjmują, staje się potępieniem dla tych, którzy go odrzucają.
Przeciwności w Antiochii (13,42-52)
W Antiochii Pizydyjskiej łatwo było wzniecić zamieszanie. Już pobieżne spojrzenie na miasto, jego historię i ludność wyjaśnia, dlaczego tak było. Antiochia została założona około roku 300 p. Chr. przez jednego z następców Aleksandra Wielkiego. Tak jak do każdego większego miasta ściągnęło tu śpiesznie dużo Żydów po to, by - jak się to dziś mówi - zająć mieszkania na parterze. Ponieważ Antiochia leżała na skrzyżowaniu ważnych dróg, w 6 roku p. Chr. nadano jej status kolonii rzymskiej. Ludność tego miasta składała się z Greków, Żydów i Rzymian oraz z niemałej liczby tubylczych Frygijczyków, ludzi o gwałtownym temperamencie i niestałych. Antiochia była punktem łatwo zapalnym, w którym jedna iskra mogła spowodować pożar. Działanie Apostołów wywołało wzburzenie Żydów. Przeciwni oni byli proponowaniu przywilejów ludu Bożego nieobrzezanym poganom. Podjęli więc odpowiednie kroki. W tym czasie religia żydowska stanowiła dużą atrakcję, szczególnie dla kobiet. W niczym innym zwyczaje świata starożytnego nie były tak rozluźnione i zbrukane, jak w kwestii moralności seksualnej. Życie rodzinne ulegało szybkiemu rozkładowi. Najbardziej cierpiały na tym kobiety. W religii żydowskiej obowiązywały bardzo surowe normy moralne, strzegące czystości życia. Wokół synagog gromadziło się wiele kobiet, często z wyższych sfer społecznych, które w nauce Pisma Świętego znajdowały akurat to, za czym tak bardzo tęskniły. Wiele z tych kobiet stało się prozelitkami, a jeszcze więcej tak zwanymi „bogobojnymi”. Podburzone przez Żydów kobiety wkroczyły do akcji przeciwko chrześcijańskim kaznodziejom. Działały zapewne również przez swoich mężów, szczególnie tych wpływowych, zajmujących stanowiska w sądach i urzędach miejskich. W rezultacie wybuchło prześladowanie. Paweł i Barnaba mieli opuścić Antiochię. Żydzi chcieli za wszelką cenę zatrzymać swoje przywileje dla siebie. Chrześcijanie rozumieli, że po to człowiek otrzymuje przywileje, by się nimi podzielić z innymi. Żydzi zamykali drzwi przed innymi. Chrześcijanie rozumieli, że drzwi mają być szeroko otwarte. Ktoś pięknie powiedział: „Żydzi patrzyli na pogan jak na plewy, które trzeba palić. Jezus patrzył na nich jak na żniwo, które ma być żęte dla Boga”. Kościół Jezusa musi patrzeć na świat tak, jak patrzył Jezus.
W Ikonium (14,1-7)
Paweł i Barnaba poszli do Ikonium. Miasto to dzieliła od Antiochi odległość około 90 mil. Miasto było bardzo stare. Jego mieszkańcy z dumą powtarzali, że jest ono starsze nawet od Damaszku. W zamierzchłej przeszłości rządził nim król Nannakus, którego imię występuje w pewnym zwrocie przysłowiowym używanym do określenia bardzo dawnych czasów. „Od czasów Nannakusa” znaczyło tyle co „od początków czasów”. Swoim zwyczajem apostołowie rozpoczęli zwiastowanie od synagogi i jak gdzie indziej, odnosili sukcesy. Wkrótce jednak, powodowani zazdrością Żydzi wzburzyli tłum i spowodowali odejście Pawła i Barnaby z miasta. Zwróćmy uwagę, że w miarę wydłużania się podróży Paweł i Barnaba narażeni byli na coraz większe niebezpieczeństwa. W Ikonium tłum chciał ich po prostu zlinczować. Im dłużej trwała podróż, tym bardziej oddalali się od cywilizacji. W bardziej cywilizowanych miastach przynajmniej życie ich było zabezpieczone. Rzym dbał o porządek publiczny i każda choćby próba samosądu była natychmiast surowo karana. Tutaj jednak, z dala od cywilizacji, Paweł i Barnaba będą ciągle narażeni na niebezpieczeństwo ze strony pobudliwych tłumów podburzanych przez Żydów. Cokolwiek jeszcze moglibyśmy o tych dwóch mężach powiedzieć, jedno jest pewne: byli bardzo odważni. Tylko odważny może zostać chrześcijaninem, ponieważ odwaga jest potrzebna, by wejść na drogę inną niż ta, po której idą tłumy.
Przyjęci za bogów (14,8-18)
Z Ikonium Paweł i Barnaba poszli do Listry, gdzie miało miejsce niezwykłe zdarzenie. Zostali tam potraktowani jak bogowie. Jaki był tego powód? Odpowiedzi należy szukać w legendarnej historii Likaonii. Mieszkańcy okolic Listry opowiadali, że kiedyś, dawno temu, Zeus i Hermes zeszli w przebraniu na ziemię. W całym kraju nie znalazł się wtedy ani jeden człowiek, który by przyjął ich gościnnie do swego domu. W końcu dwoje starszych wieśniaków, Filemon i jego żona Baucis, przyjęli ich i okazali serdeczność. Rezultat był taki, że cała ludność tych okolic została przez bogów zgładzona, z wyjątkiem oczywiście Filemona i Baucis. Ich spotkały niebywałe wyróżnienia. Powierzono im opiekę nad wspaniałą świątynią, po śmierci natomiast zostali zamienieni w dwa duże drzewa. Kiedy Paweł uzdrowił człowieka chromego od urodzenia, mieszkańcy Listry postanowili na wszelki wypadek nie powtarzać błędu przeszłości. Nie chcieli jeszcze raz narażać się bogom. Barnaba miał prawdopodobnie imponującą prezentację, dlatego wzięto go za Zeusa, króla bogów. Hermes był wysłańcem bogów i sam bogiem mowy. Ponieważ z dwóch apostołów Paweł więcej mówił, wzięto go za Hermesa.
Opis wydarzenia w Listrze ma dla nas głównie dlatego duże znaczenie, że pokieruje podejście Pawła do ludzi, którzy nie znają religii żydowskiej i są surowymi poganami. Najpierw mówił do nich o przyrodzie, a później o Bogu. Wszyscy ludzie znają deszcz i słońce, czas siewów i żniwa. Od tych rzeczy rozpoczyna Paweł, następnie kieruje myśli ludzi ku Bogu, Stwórcy tych rzeczy. Jako mądry nauczyciel robi to, co każdy nauczyciel powinien robić - rozpoczyna od rzeczy znanych i prowadzi ku rzeczom nowym. Powinniśmy czasem sobie przypominać, że świat jest szatą żywego Boga. Znane jest opowiadanie o Napoleonie i o jego świcie. Kiedyś, płynąc statkiem po Morzu Śródziemnym, żołnierze ci dyskutowali o Bogu. Dowodzili, że Boga nie ma. Napoleon długo milczał, ale w pewnym momencie uniósł rękę, wskazał na morze i na niebo i zapytał: „Panowie, kto to wszystko uczynił”? Czasami powinniśmy spojrzeć na otaczający nas świat i pomyśleć o Bogu, który wszystko uczynił.
Odwaga Pawła (14,19.20)
Kiedy poruszenie jeszcze trwało, do Listry przybyli pewni Żydzi. Sprowadzić ich do miasta mógł jeden z dwóch powodów. Mogli to być ludzie, którzy celowo szli za Pawłem i Barnabą, aby burzyć ich pracę. Ale mogli to być też zwykli handlarze zboża. Miasto często gościło kupców z Ikonium i Antiochii, ponieważ otaczający go teren był jednym wielkim polem uprawy zboża. Jeżeli tak rzeczywiście było, to nietrudno sobie wyobrazić zaskoczenie i oburzenie handlarzy, którzy tutaj znaleźli apostołów opowiadających o Chrystusie. Odruchowo niemal poczęli judzić przeciwko nim zgromadzone tłumy.
Listra była oczywiście kolonią rzymską, ale dzieliła ją od stolicy bardzo duża odległość. Niemniej, kiedy się ludzie zorientowali, co zrobili, padł na nich strach. Dlatego, że ciągną martwe ciało, wywlekli Pawła za miasto. Znali bezkompromisową rzymską sprawiedliwość. Bojąc się surowej kary próbowali usunąć ciało, by w ten sposób uciec przed konsekwencjami swego szaleństwa.
Ale najbardziej znamiennym rysem tego wydarzenia jest oczywista, nieustraszona odwaga Pawła. Natychmiast po odzyskaniu przytomności wrócił do miasta. O ucieczce nawet nie pomyślał. „Zawsze patrz tłumowi w twarz”, radził John Wesley. Paweł wstał i poszedł prosto do miasta, które usiłowało go zamordować. Czy można zrobić coś odważniejszego? Takie postępowanie ma większy skutek niż setki kazań. Ludzie zapewne pytali się nawzajem: „Skąd ten człowiek bierze taką odwagę”?
Utwierdzenie zborów (14,21-28)
Ten opis wydarzeń rzuca światło na trzy ważne zasady Pawła.
1. Paweł był uczciwy i mówił pełną prawdę ludziom, którzy postanowili zostać chrześcijanami. Powiedział im otwarcie, że droga do Królestwa Bożego wiedzie przez wiele ucisków. Nie obiecywał łatwej drogi. Postępował tak w oparciu o zrozumienie misji Jezusa: „Jezus nie po to przyszedł, aby życie uczynić łatwym, ale po to, aby ludzi uczynić wielkimi”.
2. W powrotnej swojej podróży Paweł odwiedził wszystkie założone przez siebie zbory i w każdym z nich wyznaczył starszych. Postępowaniem tym wyjaśnił bez słów, jakie jest jego pojmowanie istoty chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo od samego początku jest wspólnotą i społecznością. Nawróceni nie powinni żyć w izolacji, każdy z nich życiem oddzielnej jednostki. Jeden z wielkich Ojców Kościoła kiedyś powiedział: „Bóg nie jest Ojcem tego, kto nie traktuje Kościoła jako matki”. Podobnie uważał John Wesley. Mawiał, że „do nieba nie można wejść samotnie, przyjaciół trzeba albo znaleźć, albo ich sobie zdobyć”. Od samego początku celem Pawła było nie tylko prowadzenie pojedynczych osób do Chrystusa, ale też budowanie ich w chrześcijańską wspólnotę.
3. Paweł i Barnaba nie przypisywali osiągnięć w pracy dla Chrystusa swoim możliwościom albo swojej mocy. Mówili o tym, co Bóg razem z nimi uczynił. Traktowali siebie jedynie jako współpracowników Bożych. Po wielkim zwycięstwie w Agincourt król Henryk zakazał pisania i śpiewania jakichkolwiek hymnów na cześć tego zwycięstwa i rozkazał, by cześć oddawano wyłącznie Bogu. Chrześcijańską służbę właściwie pojmujemy dopiero wtedy, gdy motywem naszych czynów nie jest myśl o sobie, o własnej wielkości i prestiżu, ale to głębokie przeświadczenie, że jesteśmy narzędziem w ręku Boga.
KLUCZOWY PROBLEM
Głoszenie Ewangelii poganom i napływ pogan do zborów zrodziły dylemat, który musiał być rozwiązany. Ukształtowana w ciągu wieków mentalność Żyda opierała się głównie na fakcie wybrania narodu izraelskiego. Żydzi byli pewni nie tylko tego, że oni są wyłącznie własnością Boga, ale też tego, że Bóg jest wyłącznie własnością Żydów. Powstał zatem następujący problem: Czy przed przyjęciem wiary i włączeniem do Kościoła Chrześcijańskiego musi poganin poddawać się obrzezaniu i przyjąć wszystkie inne obowiązki nakładane przez Zakon? Innymi słowy, czy po to, by stać się chrześcijaninem musi poganin najpierw stać się Żydem? A może to nie jest konieczne? Czy nie może poganin jako poganin wejść do Kościoła? Może do członkostwa w Kościele upoważnia go po prostu to, że jest człowiekiem? Sprawa nie była prosta. Zakładając nawet, że ten podstawowy problem zostanie rozwiązany, trzeba było odpowiedzieć na wiele innych pytań dotyczących sytuacji praktycznych. Żyd na przykład w świetle żydowskich zasad nie mógł utrzymywać kontaktów z poganinem. Nie mógł poganina przyjmować w swoim domu ani też sam u niego gościć. Na ile to tylko było możliwe, unikał kontaktów wynikających z handlu, pracy, zawodu. Powstało więc pytanie: Jeżeli poganie będą przyjmowani do Kościoła, to jak daleko mają sięgać te normalne, codzienne kontakty między nimi a Żydami? Czy linie demarkacyjne obowiązujące w świecie mają być zachowane również w zborze? A może jedni i drudzy powinni być traktowani jednakowo, bez żadnej różnicy? Oto problemy, które musiały być rozwiązane. I niełatwo było je rozwiązać. W końcu jednak Kościół podjął rozstrzygającą decyzję. Żydzi i poganie mają być w Kościele traktowani jednakowo i mają mieć równe prawa. Piętnasty rozdział Dziejów Apostolskich mówi o specjalnym zgromadzeniu w Jerozolimie, które rozstrzygnęło sprawę. Decyzje tego zgromadzenia były kartą wolności dla pogan.
Zaostrzenie problemu (15,1-5)
Bardzo ważne, znaczące nową epokę wydarzenia zaistniały w Antiochii prawie przez przypadek. Ewangelia była tam zwiastowana zarówno Żydom jak i Grekom, w wyniku czego nastąpiło pojednanie pewnych grup i osób z tych dwóch narodowości. Żydzi i Grecy zaczęli się nawzajem traktować jak bracia. Dla niektórych Żydów jednak zaakceptowanie takiej sytuacji było niemożliwe. Nie mogli oni zapomnieć szczególnej pozycji Żydów - pozycji narodu wybranego. Właściwie godzili się przyjąć pogan do Kościoła, ale dopiero po spełnieniu niektórych warunków, od pogan żądali obrzezania i przyjęcia Zakonu Mojżeszowego. W rzeczywistości domagali się, by poganie wpierw stali się Żydami. Gdyby Kościół poszedł wtedy po tej linii, chrześcijaństwo stałoby się po prostu jedną z sekt judaizmu. Niektórzy z tych właśnie Żydów przybyli do Antiochii i próbowali przekonać młodych chrześcijan o konieczności przyjęcia judaizmu. „Jeżeli tego nie zrobicie”- mówili - „wszystko stracicie”. Paweł i Barnaba zdecydowanie sprzeciwiali się takiej argumentacji. Ale sprawa nie była prosta i na miejscu nie dało się jej załatwić. Było tylko jedno wyjście. Należało odwołać się do Jerozolimy, do Rady Naczelnej Kościoła, i stamtąd oczekiwać rozstrzygnięcia. Paweł i Barnaba przedstawili sprawę. Po prostu opowiedzieli o tym, co zaszło. Pozwolili, by fakty mówiły za siebie. Wśród zgromadzonych byli i tacy, którzy przed nawróceniem należeli do ugrupowania faryzeuszów. Sama nazwa „faryzeusz” znaczy „oddzielony”. Kiedyś to oddzielenie od innych było im potrzebne do skrupulatnego wypełnienia Zakonu. Zresztą, to właśnie uznawali za główne zadanie swego życia. Oni to teraz zabrali głos domagając się, by wszyscy nawróceni poddali się obrzezce i przestrzegali Zakon. Inni bracia mieli skrajnie odmienne zdanie. Debata trwała.
Szło o całkiem prostą, choć fundamentalną zasadę. Mianowicie, czy dar Boży jest przeznaczony dla niewielu wybranych, czy też dla całego świata. Jeżeli sami otrzymaliśmy ten dar, to czy mamy go traktować jako osobiste wyróżnienie, czy też jako odpowiedzialność. Problem ten dzisiaj nie przybiera może dokładnie takiej samej formy jak na początku ery chrześcijańskiej. Niemniej nie można zaprzeczyć, że do dzisiaj istnieją podziały między ludźmi. Są różne klasy społeczne, różne narodowości, różne kolory skóry. Tylko wtedy pojmiemy prawdziwe znaczenie chrześcijaństwa, kiedy zburzymy wszystkie dzielące ludzi mury.
Stanowisko Piotra (15,6-12)
Odpowiadając faryzeuszom i innym zwolennikom sztywnych tradycyjnych zasad Piotr przypomniał, że on sam przyczynił się swego czasu do nawrócenia Korneliusza i do włączenia go do Kościoła. Było to we wczesnym okresie misji, około dziesięciu lat wstecz. Dowodem słuszności tamtego działania było zstąpienie Ducha Świętego na pogan, którzy wtedy uwierzyli. Z punktu widzenia wymagań Zakonu ludzie ci byli nieczyści. Ale Bóg uczynił wspaniałą rzecz, zsyłając swojego Ducha oczyścił ich serca. Piotr zapytał: „Czy kiedykolwiek człowiek znalazł szczęście przez Zakon”? Wysiłki zmierzające do wypełnienia przykazań zawsze kończyły się niepowodzeniem. Tej bitwy nie można było nigdy wygrać. Dług ciągle wzrastał. Inaczej być nie mogło, ponieważ tylko jedna droga prowadzi do zbawienia. Mianowicie, w trakcie pokornej wiary i poddania siebie Bogu trzeba przyjąć niezasłużony dar łaski Bożej.
Piotr dotknął sedna sprawy. W debacie szło o zasadę o znaczeniu kardynalnym, mianowicie, czy na łaskę Bożą można zasłużyć. Czy można usprawiedliwić się przed Bogiem na podstawie własnych uczynków. Czy przez posłuszeństwo zakonowi może człowiek uzyskać prawo przyjścia przed Boże oblicze bez lęku. Czy raczej musi człowiek przyznać się do własnej bezsilności i pokorną wiarą przyjąć to, co daje łaska Boża. W efekcie tradycyjna żydowska grupa utrzymywała, że religia daje możliwość zasłużenia sobie na łaskę Bożą i że dzieje się to na drodze przestrzegania Zakonu. Piotr natomiast twierdził, że religia jest zupełnie czymś innym, że jest ona po prostu całkowitym zaufaniem łasce i miłości Bożej. Te dwa stanowiska pokazują różnicę między religią zasług a religią łaski. Nikt nie dozna prawdziwego pokoju tak długo, dopóki nie zrozumie, że Boga nie można uczynić swoim dłużnikiem, że można jedynie przyjąć to, co Bóg łaskawie daje. Droga do zwycięstwa prowadzi poprzez poddanie się Bogu. Po to, by stać się silnym, trzeba przyznać się do własnej bezradności - oto paradoks chrześcijańskiej wiary.
Przewodnictwo Jakuba (15,13-21)
Możemy przyjąć, że po wystąpieniu Piotra, szale w kwestii przyjmowania pogan wykazywały równowagę. Wtedy przemówił Jakub. W tamtym czasie Jakub miał w Kościele bardzo ważną pozycję. Był przełożonym zboru w Jerozolimie. Jego przewodnictwo nie miało charakteru oficjalnego urzędu. Było to przewodnictwo moralne, przyznane mu z racji jego wyjątkowej pozycji. Jakub był bratem samego Pana Jezusa. Po wydarzeniach wielkiego tygodnia został wyróżniony możliwością osobistego, sam na sam, widzenia się ze Zmartwychwstałym (1 Kor 15,7). Był jednym z filarów Kościoła (Gal 1,19). Był gorliwy i wytrwały w modlitwie. Według starego podania kolana jego były twarde jak kolana wielbłąda, ponieważ klękał często i długo klęczał. Był tak dobrym człowiekiem, że zdobył sobie miano Jakuba Sprawiedliwego. A poza tym - i to było w tej kwestii niezwykle ważne - sam bardzo skrupulatnie przestrzegał przepisów Zakonu. Gdyby się ten człowiek, filar i ozdoba ortodoksji, opowiedział za przyjmowaniem pogan, to wszystko byłoby dobrze. I Jakub rzeczywiście zajął stanowisko korzystne dla pogan. Uważał, że nowi członkowie powinni być przyjmowani do Kościoła bez nieuzasadnionych przeszkód. Ustalenie takiej zasady nie rozwiązywało jednak jeszcze problemu kontaktów międzyludzkich. Należało stworzyć warunki, w których tradycyjnie wychowany Żyd mógłby dzielić społeczność z poganinem. Dlatego Jakub sugerował, aby domagać się od pogan niektórych niezbędnych zaleceń. Poganie, mówił Jakub, powinni „wstrzymać się od rzeczy splugawionych przez bałwany”. Zalecenie to dotyczyło spożywania pewnych pokarmów. We wczesnym Kościele istniał nieznany dziś problem tzw. mięsa ofiarowanego bałwanom. Paweł zajmuje się tą sprawą obszernie w rozdziale ósmym i dziewiątym pierwszego Listu do Koryntian. Co się za tym zaleceniem kryje? Otóż do obrzędu ofiarnego w świątyni pogańskiej brana była zwykle tylko niewielka część mięsa ofiarowanego zwierzęcia. Resztę mięsa otrzymywał ten, kto to zwierzę przyprowadził i w którego intencji składana była ofiara. Spożywał on je razem z przyjaciółmi na przyjęciu wydanym najczęściej jeszcze na terenie świątyni, a czasami w domu. Kapłan oczywiście też otrzymywał część ofiarnego mięsa, które zwykle sprzedawał do celów społecznych. Każdy mógł je kupić. Ponieważ mięso to ofiarowane było bałwanom, a bałwany, jak mówił Paweł, to nic innego jak demony, chrześcijanie nie powinni byli go jeść, aby się nie plugawić. Poganie powinni też „wstrzymać się od nierządu”. Ktoś powiedział, że wśród cnót, jakie chrześcijaństwo dało światu, czystość moralna była jedyną zupełnie nową, nieznaną przedtem cnotą. W nieczystym świecie chrześcijanin powinien zachować czystość. Poganie również powinni się „wstrzymać od tego, co zadławione i od krwi”. Krew dla życia była życiem. Takie pojmowanie pochodzi z faktu gaśnięcia życia w miarę wypływania krwi. Dlatego zabijając zwierzę dla celów spożywczych Żydzi spuszczali całą krew. Logika tego postępowania jest prosta: krew jest życiem, a życie należy do Boga. Poganin otrzymywał więc zalecenie spożywania mięsa przygotowanego w sposób żydowski. Gdyby te proste zalecenia nie były przestrzegane, kontakty między Żydami i poganami nie byłyby możliwe. Przestrzeganie natomiast tych zaleceń usunęło ostatnią dzielącą ich barierę. Od tego czasu, zarówno w Kościele jak i poza nim, znana jest zasada równości Żydów i pogan.
Przekazanie postanowienia (15,22-35)
Kiedy Kościół podjął decyzję, zaczął ją natychmiast realizować, dbając przy tym o skuteczność działania i uprzejmość postępowania. Postanowienia przekazano listem. Ale list nie został wysłany przez przypadkowych posłów. Powierzono go Judzie i Sylasowi, którzy udali się do Antiochii razem z Pawłem i Barnabą. Paweł i Barnaba nie mogli sami wrócić z listem bez wzbudzenia podejrzeń u przeciwników. Juda i Sylas byli specjalnymi emisariuszami. Oni sami byli gwarancją zgodności treści listu z podjętymi postanowieniami. Było to mądre posunięcie Kościoła. Jeden z pisarzy okresu wczesnochrześcijańskiego powiedział, że lepiej poznał prawdę słuchając żywego słowa niż czytając księgi. Sam list mógłby brzmieć oficjalnie i chłodno. Ciepłe i mądre słowa Judy i Sylasa wytworzyły atmosferę życzliwości, potrzebną do właściwego przyjęcia postanowień przez wszystkich. Dobrze jest pamiętać, że wysłanie osoby jest właściwym posunięciem w przypadku zaistnienia jakiejś trudnej sytuacji w zborze, niż wysłanie listu. List czasami może, w sposób zupełnie niezamierzony, przysporzyć trudności. Kościół nie tylko podjął mądrą decyzję, ale też obrał najwłaściwsze środki skutecznego wprowadzenia jej w życie.
Przygotowania do następnej podróży (15,36-41)
Paweł był urodzonym podróżnikiem i nigdy długo nie pozostawał na jednym miejscu. Widzimy tu, że znowu postanowił wyruszyć w drogę. W czasie przygotowań do podróży, niestety, doszło do przykrego rozdźwięku. Barnaba chciał zabrać Marka, ale Paweł się temu kategorycznie sprzeciwił. Nie chciał zabierać człowieka, który ich opuścił, kiedy byli w Pamfilii. Różnica zdań między Pawłem i Barnabą była tak duża, że się rozstali i nigdy więcej już nie pracowali. Nie jesteśmy dziś w stanie rozstrzygnąć, który z nich miał rację. Jedno możemy powiedzieć: Marek miał wyjątkowe szczęście, że Barnaba był jego przyjacielem. Wiemy, że w końcu Marek się zrehabilitował. Jest całkiem prawdopodobne, że to właśnie przyjaźń Barnaby, człowieka o tak wielkim sercu, przywróciła Markowi poczucie osobistej godności i skierowała na jedynie słuszną drogę. Jakie to ważne mieć kogoś, kto nie traci do nas zaufania. Barnaba nie przestał ufać i tym samym dopomógł Markowi stać się znowu pożytecznym.
DRUGA PODRÓŻ MISYJNA
Następny fragment Dziejów Apostolskich (15,36-18,23) zawiera opis trwającej około trzech lat drugiej podróży misyjnej Pawła. W drogę wyruszył Paweł z Antiochii. Najpierw obszedł obszary w Syrii i Cylicji. następnie złożył ponownie wizytę zborom w okręgach Derbe, Listry, Ikonium i Antiochii Pizydyjskiej. Później przyszedł okres niezdecydowania, kiedy to Paweł nie był całkiem pewny dalszej drogi. Wizja, jaką miał w Troadzie, rozwiała wszelkie niepewności. Z Troady Paweł popłynął do Neapolu, a stamtąd pieszo udał się do Filippi. Dalej droga jego prowadziła do Tesaloniki, Berei, Aten, następnie do Koryntu, gdzie zatrzymał się dłużej, około osiemnastu miesięcy. Z Koryntu, drogą przez Efez, przybył do Jerozolimy. W końcu wrócił do Antiochii, miasta, z którego przed trzema laty wyruszył w drogę. W czasie tej podróży Paweł dokonał wielkiego kroku naprzód, przenosząc po raz pierwszy swą działalność misyjną poza granice Azji Mniejszej - do Europy.
Syn w wierze (16,1-5)
Po pięcioletniej przerwie przybył Paweł znowu do Derbe i Listry. Bardzo się ucieszył, kiedy w gronie chrześcijan znalazł dobrze zapowiadającego się młodego człowieka. Był to Tymoteusz. Miał on odegrać w życiu Pawła szczególną rolę. Zrozumiałe jest, że Paweł poszukiwał człowieka, który mógłby zająć miejsce Marka. Zdawał on sobie sprawę z potrzeby przygotowania młodszych pokoleń do pracy w ich czasach i w przyszłości. W młodym Tymoteuszu znalazł akurat takiego człowieka, jakiego szukał. Powierzchowne spojrzenie na opisane wydarzenia stawia nas wobec niemałego dylematu. Dlaczego Paweł obrzezał Tymoteusza? Przecież niedawno odniósł zwycięstwo w utarczce z tymi, którzy domagali się obrzezki pogan. Obrzezka została uznana za rzecz niepotrzebną. Wyjaśnienia należy szukać w narodowości Tymoteusza. Tymoteusz był Żydem. Paweł nigdy nie kwestionował potrzeby obrzezania w odniesieniu do Żydów. Z żydowskich obrzędów religijnych zwolnieni zostali jedynie poganie. Samo traktowanie Tymoteusza jako Żyda pokazało, jak dalece niezależny jest Paweł od żydowskiego sposobu myślenia. Tymoteusz był dzieckiem małżeństwa mieszanego. Skrupulatni tradycjonaliści żydowscy w ogóle nie uznawali takiego związku za małżeństwo. W grupie tej byli nawet tacy, którzy każdego rodaka połączonego w związku małżeńskim z poganinem uważali już za nieżyjącego. Czasami nawet z myślą o takim „martwym” odprawiano nabożeństwo pogrzebowe. Traktując dziecko z małżeństwa mieszanego jako brata - Żyda Paweł pokazał, że w jego świadomości ostatecznie zburzone zostały wszystkie narodowościowe bariery. Tymoteusz otrzymał wspaniałą spuściznę. Zarówno jego babcia, jak też mama były kobietami wielkiej wiary (2 Tm 1,5). W niedalekiej przyszłości miał być współpracownikiem Pawła, często wysyłanym z misją specjalną do zborów (1 Kor 4,17; 1 Tes 3,2-6). Towarzyszył Pawłowi w czasie jego uwięzienia w Rzymie (Flp 1,1; 2,19; Kol 1). Pawła i Tymoteusza łączyły szczególnie bliskie więzy. Pisząc do Koryntian (1 Kor 4,17) Paweł nazywa go swoim umiłowanym synem, a w Liście do Filipian mówi, że nie ma drugiego takiego, który by aż tak zgodnie z nim współpracował, jak Tymoteusz (Flp 2,19). Prawdopodobnie Paweł widział w Tymoteuszu swego następcę. Wiedział przecież, że zbliża się dzień, w którym będzie musiał złożyć swoją pracę.
Ewangelia wkracza do Europy (16,6-10)
Przez jakiś czas wyglądało na to, że wszystkie drogi są przed Pawłem zamknięte. Musiało mu się wydawać dziwne to, że Duch Święty nie pozwolił mu głosić ewangelii w rzymskiej prowincji Azji. Tam przecież był Efez i wszystkie inne miasta, w których były znane nam z listów w Księdze Objawienia św. Jana zbory. Również Bitynia była przed nim zamknięta. W jaki sposób Duch Święty przekazywał Pawłowi dyrektywy? Mogło się to dziać za pomocą słowa jakiegoś proroka. Może Paweł miał jakąś wizję. Może wypełniło się jakieś wewnętrzne przekonanie, na tyle mocne i trwałe, że nie umiał mu się sprzeciwić. Istnieje jeszcze jedna możliwość. Choroba Pawła - skutek działania „ciernia” w jego ciele - nie pozwoliła mu udać się do tych prowincji. Wiersz dziesiąty zawiera pewien szczegół, który tezie tej daje cechy prawdopodobieństwa. Całkiem nagle i bez żadnych wyjaśnień pojawia się tu zaimek osobowy „my”. W dotychczasowym opisie wydarzeń zaimki osobowe miały formę trzeciej osoby liczby pojedynczej albo mnogiej, teraz - pierwszej osoby liczby mnogiej. Dowodzi to, że właśnie tutaj do grupy Pawła dołączył Łukasz, który od tego czasu był naocznym świadkiem i uczestnikiem wydarzeń. Dlaczego Łukasz pojawia się tak nagle? Kim był Łukasz? Łukasz był lekarzem. Czy można lepiej wytłumaczyć pojawienie się w tym miejscu Łukasza niż potrzebą Pawła? Paweł potrzebował pomocy zawodowego lekarza, ponieważ był chory i nie mógł realizować planu podróży. Jeżeli wyjaśnienia te odpowiadają faktom, to należy tu podkreślić jedną wielką rzecz. Mianowicie nawet w bólu i chorobie umiał Paweł usłyszeć głos Boży. W nocy Paweł miał widzenie. Jakiś Macedończyk prosił go: „Przepraw się do Macedonii i pomóż nam”. To zadecydowało o wyznaczeniu dalszej marszruty. Kim był człowiek z widzenia? Niektórzy utożsamiają go z Łukaszem, ponieważ Łukasz mógł pochodzić z Macedonii. Niektórzy uważają, że w ogóle nie należy zadawać takich pytań, ponieważ sny nie wymagają tego typu wyjaśnień. Wśród wielu teorii jedna jest szczególnie atrakcyjna. Żył kiedyś człowiek, który zdobył cały świat. Był nim oczywiście Aleksander Wielki. Wydaje się, że Paweł nie mógł w tym czasie nie pamiętać o Aleksandrze. Wiele czynników się na to złożyło. Na przykład, pełna nazwa miasta Troady brzmiała Troada Aleksandryjska. Nazwano ją tak na cześć Aleksandra Wielkiego. Po drugiej stronie morza, na samym brzegu leżało miasto Filippi. Nazwa jego pochodzi od imienia ojca Aleksandra. Nieco dalej była Tesalonika - miasto nazwane imieniem przyrodniej siostry Aleksandra Wielkiego. Ale dlaczego tego właśnie człowieka Paweł miałby ujrzeć w widzeniu? Aleksander Wielki kiedyś powiedział, że będzie chciał postawić „Wschód i Zachód na ślubnym kobiercu”, jednocześnie w ten sposób cały świat. Nie jest wykluczone, że w czasie, kiedy Paweł rozważał możliwość udania się ze Wschodu na Zachód, z Azji Mniejszej do Europy, ujrzał w wizji Aleksandra Wielkiego, człowieka, który podbił cały świat, i że ta wizja stała się dla niego nowym impulsem do zdobywania świata dla Chrystusa.
Pierwsze nawrócenia w Europie (16,11-15)
Neapolis - dzisiejsza Kawala - było portem morskim Filipii. Długa i ciekawa była historia Filippi. Kiedyś miasto to nazywało się Krenides, to znaczy źródła. Ale Filip Macedończyk, ojciec Aleksandra Wielkiego, ufortyfikował go, stworzył z niego zaporę przeciw atakom z Turcji i nazwał swoim imieniem. Dawniej miasto posiadało słynne kopalnie złota, ale w czasach Pawła nie było już czego z nich wydobywać. W późniejszym okresie było ono sceną wielkiej bitwy - jednej z najsłynniejszej w historii - dzięki której August zapewnił sobie panowanie w Imperium Rzymskim. Miasto było rzymską kolonią. Było więc skrawkiem Rzymu w obcym kraju. Kolonie rzymskie miały strategiczne znaczenie. W nich Rzym osiedlał małe grupy wojskowych weteranów. Koloniści ci, bez względu na to, gdzie przyszło im żyć, nosili rzymskie ubrania, mówili językiem Rzymu i wprowadzali rzymskie prawa. Posiadanie obywatelstwa rzymskiego nigdzie nie stanowiło podstawy do tak wielkiej dumy, jak właśnie na tych placówkach Rzymu. W Filippi nie było synagogi, w której mogliby misjonarze rozpocząć swoją pracę. Nie każda gmina żydowska mogła pozwolić sobie na posiadanie własnej synagogi. Każda jednak wyznaczała jakieś stałe miejsce wspólnych modlitw. Najczęściej zbierano się nad rzeką. Dlatego Paweł i jego przyjaciele poszli w dniu sabatu nad rzekę. Spotkali tam kobiety, które się zeszły na modlitwę i rozmawiali z nimi. W Filippi pozyskanych zostało dla Chrystusa kilka osób. Każda z nich pochodziła z innej warstwy społecznej i bardzo się różniła od pozostałych. Lidia, o której tu czytamy, należała do wyższych szczebli drabiny społecznej. Trudniła się sprzedażą purpury. Purpurę zbierano bardzo mozolną pracą, drobina po drobinie, z pewnego gatunku skorupiaka. Była tak droga, że funt zabarwionej purpurą wełny czasami kosztował nie mniej niż 40 funtów. Lidia należała do zamożniejszych kupców i zawsze miała dużo pieniędzy. Taka kobieta jako pierwsza uwierzyła w Chrystusa. Zwróćmy uwagę na jej natychmiastową reakcję. Od razu zaoferowała Pawłowi i jego przyjaciołom gościnność swojego domu. Pisząc o cechach charakteru chrześcijanina między innymi wymienia Paweł gościnność (Rz 12,13). Podobnie czyni Piotr. Zachęcając nawróconych do wypełnienia obowiązków chrześcijańskiego życia, mówi: „Okazujcie gościnność jedni drugim bez szemrania” (1 P 4,9). W domu chrześcijańskim drzwi są zawsze szeroko otwarte.
Obłąkana niewolnica (16,16-24)
Powiedzieliśmy już, że ludzie, którzy się nawrócili w wyniku pracy Pawła w Filipii, pochodzili z różnych szczebli drabiny społecznej. Stawiając ich obok siebie uzyskujemy bardzo ciekawy przekrój społeczeństwa w tym mieście. O ile Lidia pochodziła ze sfer najwyższych, o tyle opisana tu dziewczyna - z najniższych. To czym się trudniła, określało ją jako pytię. Pytie zazwyczaj wypowiadały wyrocznie dotyczące przyszłości. Ta dziewczyna była obłąkana. Wobec obłąkanych świat starożytny miał jakiś dziwny respekt. Wierzono, że to bogowie odbierają człowiekowi zdrowe zmysły po to, by się nim posługiwać. Prawdopodobnie miała też ona wrodzone zdolności brzuchomówcze. Dziewczyna ta dostała się w ręce ludzi bezwzględnych, którzy na jej nieszczęściu robili niemały interes. Kiedy ją Paweł uzdrowił, reakcja jej właścicieli była typowa dla ludzi tego pokroju. Przywrócenie nieszczęśliwej zdrowia nie wzbudziło w nich żadnej radości. Dziewczyna miała dla nich wyłącznie pieniężną wartość. Była dobrym źródłem zysku. Utrata tego źródła napełniła ich wściekłością. Zapałali żądzą zemsty i zaczęli działać nie przebierając w środkach. Odwoływali się do naturalnych antysemickich uczuć tłumów, apelowali do typowej w koloniach dumy narodowej utrzymując, że przyniesione przez Pawła i jego przyjaciół obyczaje są nie do przyjęcia dla obywateli rzymskich. W końcu doprowadzili do aresztowania Pawła i Sylasa. Nie było to oczywiście zwykłe aresztowanie. Wtrącono ich do wewnętrznego lochu i zakuto w dyby. Być może zakuto nie tylko nogi, ale ręce i szyje. Ileż w tym wszystkim tragedii. Aresztowanie i sponiewieranie w zamian za dobro wyświadczone nieszczęśliwemu człowiekowi. Kiedykolwiek chrześcijaństwo atakowało kapitały, zrywała się burza. Ludzie zawsze chwytają za broń, kiedy ktoś dotyka ich kieszeni. Dla większości ludzi najważniejsze są zyski. Każdy ma obowiązek pytać siebie: „Czy uczciwie zarabiam swoje pieniądze? Czy zarabiam je służąc bliźniemu, czy też może wyzyskując go”? Często największą przeszkodą w rozszerzaniu Królestwa Chrystusowego na ziemi jest egoizm ludzi.
Stróż więzienia (16,25-40)
O ile Lidia pochodziła z najwyższych, a opętana niewolnica z najniższych szczebli drabiny społecznej, o tyle stróż rzymskiego więzienia należał do szczebli środkowych. Z tej właśnie grupy społecznej najczęściej rekrutowali się pracownicy niższej administracji państwowej. Te trzy postacie, Lidia, obłąkana niewolnica i stróż więzienia reprezentują wszystkie klasy społeczne Filippi tamtych czasów. Najpierw spójrzmy na scenę, na której rozgrywały się wydarzenia. Teren ten często był nawiedzany przez silne trzęsienia ziemi. Do zamykania drzwi służyły wtedy drewniane rygle, opuszczone na dwie zakrzywione do góry blokujące podpórki. W podobny sposób zamykane były dyby. Wstrząs ziemi poruszył i zwolnił rygle. Więźniowie uwolnili się z dyb. Otworzyły się też drzwi. Widząc to wszystko stróż więzienia chciał się zabić. Znał rzymskie prawo i wiedział, że wyroki zbiegłych więźniów na nim zostaną wykonane. Spójrzmy teraz na główne postacie w tej scenie. Przede wszystkim uwagę naszą zwraca na siebie Paweł. W jego postawie i zachowaniu podkreślimy trzy momenty. Po pierwsze, Paweł mógł śpiewać hymny w najbardziej niesprzyjających warunkach. Śpiewał nawet wtedy, kiedy wtrącono go do wewnętrznego lochu i zakuto w dyby. Śpiewał, mimo że była północ. Dużo można chrześcijaninowi odebrać. Nie można mu jednak odebrać Boga ani też obecności Jezusa Chrystusa. Tam gdzie jest Bóg, tam jest wolność... nawet w więzieniu. Tam gdzie jest Bóg, tam jest światło... nawet o północy. Następnie Paweł z radością otwierał drzwi zbawienia przed człowiekiem, który zaryglował za nim drzwi więzienia. Nie chował w sercu żadnej urazy do ludzi. Wieścią o najwspanialszym wyzwoleniu podzielił się nawet z tym człowiekiem, który wrzucił go do lochu i zakuł w dyby. I wreszcie, Paweł znał swoje prawa i umiał o nie walczyć. Był obywatelem rzymskim. Wymierzenie kary chłosty obywatelowi rzymskiemu traktowane było jako wielkie przestępstwo i karane nawet śmiercią. Paweł dopominał się o swoje prawa nie tyle ze względu na własną osobę, co z myślą o młodych chrześcijanach, pozostających w mieście. Chciał pokazać mieszkańcom Filippi, że wśród chrześcijan też są ludzie wpływowi. Spójrzmy jeszcze na stróża więzienia. Zwróćmy uwagę, jak pod wpływem wiary zmieniło się jego postępowanie. Z chwilą nawrócenia się do Chrystusa od razu obmył rany na plecach więźniów i postawił przed nimi posiłek. Jego chrześcijaństwo uzewnętrzniło się w akcie praktycznej dobroci. Chrześcijaństwo, które nie czyni człowieka dobrym, nie jest prawdziwym chrześcijaństwem. Tylko zmiana czynów jest prawdziwym dowodem zmiany serca. Bez tego dowodu deklaracje o nawróceniu są pustymi frazesami.
W Tesalonice (17,1-9)
Pojawienie się chrześcijaństwa w Tesalonice było bardzo ważnym wydarzeniem. Wielka rzymska droga prowadząca od Morza Adriatyckiego na Bliski Wschód przechodziła przez sam środek Tesaloniki. Główna ulica miasta stanowiła miejski odcinek tej drogi. Okrzepnięcie chrześcijaństwa w Tesalonice zapowiadało szybkie rozszerzanie się misji wzdłuż drogi na Wschód i na Zachód. Rzymska droga miała się stać autostradą Królestwa Bożego. Tam, gdzie nie jest to konieczne, autor Dziejów Apostolskich nie używa wielu słów do opisywania wydarzeń. Dobrym przykładem oszczędzania słów jest pierwszy wiersz tego rozdziału. Czytając go odnosimy wrażenie, że mowa tu o małej przechadzce. W rzeczywistości chodzi o bardzo długą podróż. Amfipolis dzieliła od Filippi odległość 33 rzymskich mil, Apolonię od Amfipolis 30 mil, a Tesalonikę od Apolonii 37 mil. Długa, ponad stumilowa podróż jest zbyta jednym krótkim zdaniem. Według swego zwyczaju również w Tesalonice rozpoczął Paweł pracę od odwiedzenia synagogi. Od razu odniósł tam duży sukces, nie tyle może wśród Żydów, co wśród pogan, którzy, przyciągani atrakcyjnością żydowskiej wiary, gromadnie zbierali się wokół synagogi. To oczywiście wzburzyło Żydów. Poganie w synagodze byli Żydom potrzebni jako swego rodzaju naturalna ochrona w obcym, pogańskim środowisku. Tych właśnie pogan zaczął im Paweł - tak przynajmniej widzieli Żydzi - „wykradać na ich oczach”. Żydzi zareagowali gwałtownie. Chcąc Pawła za wszelką cenę powstrzymać, uciekli się do bardzo niskich metod. W czasie Rewolucji Francuskiej Madame Roland wypowiedziała pamiętne zdanie: „O, wolności, okropne zbrodnie popełniane są w twoim imieniu”! Najpierw Żydzi podburzyli takich ludzi, których można nazwać jedynie „ulicznikami Tesaloniki”. Następnie zawlekli Jazona i jego przyjaciół przed przełożonych miasta i pomówili o spiskowanie z chrześcijańskimi kaznodziejami, samych zaś kaznodziejów oskarżyli o przygotowywanie politycznego powstania i przewrotu. Oczywiście oskarżenie było kłamliwe i Żydzi dobrze o tym wiedzieli. Warto jednak zauważyć, że treść oskarżenia może mieć dla chrześcijan znaczenie pozytywne, jeżeli się ją rozważa bez uprzedzeń. Dokładne tłumaczenie zdania z wiersza szóstego brzmi następująco: „Ci, co cały cywilizowany świat przewrócili do góry nogami, przybyli również tutaj”. Trudno o większe uznanie dla chrześcijaństwa. Żydzi dobrze wiedzieli, że chrześcijaństwo jest nadzwyczaj skuteczne w swoim działaniu. Jest to też pewnego rodzaju wyzwanie, zachęta do akcji. Podejmując właściwe sobie działanie, chrześcijaństwo dokonuje przewrotu zarówno w życiu jednostki, jak i społeczeństwa. Chodzi oczywiście nie o przewrót polityczny, ale o duchowy i moralny.
W Berei (17,10-15)
Berea leżała 60 mil na zachód od Tesaloniki. Zwróćmy uwagę na kilka momentów związanych z pobytem Pawła w tym mieście.
1. Przede wszystkim rozmowy Pawła koncentrowały się wyłącznie na Piśmie Świętym. Sam przemawiał z Pism i innych pobudzał do ich badania. Żydom nie było łatwo przyjąć Jezusa za Mesjasza. Największą trudność sprawiła im Jego krzyżowa śmierć. Zawsze wiedzieli, że ten, kto wisi na krzyżu, jest przeklęty. Dlatego Paweł musiał pokazać im w Pismach proroctwa dotyczące szczegółów misji Jezusa. Zapewne też prosił ich, by sami zbadali i rozważyli niektóre teksty Pisma Świętego, takie na przykład, jak 53 rozdział Księgi Proroka Izajasza.
2. Następnie, znowu zwracamy uwagę na nieprzejednaną zawziętość Żydów. Ci, co przeciwstawili się Pawłowi w Tesalonice, tropili go aż do Berei. Na czym polega tragedia tej sytuacji? Na tym, że dokładając wszelkich starań, by przeszkodzić Pawłowi w zwiastowaniu Ewangelii, myśleli, że służą w ten sposób Bogu. Nie wolno stawiać znaku równości między własnymi celami, a wolą Bożą. Trzeba się raczej tej woli podporządkować. W przeciwnym wypadku zawsze dojdzie do tragedii.
3. Jeszcze raz zwracamy uwagę na męstwo Pawła. W Filippii Paweł siedział w więzieniu. Tesalonikę opuszczał pod osłoną nocy, ratując w ten sposób życie. Podobnie było w Berei, gdzie musiał ratować się ucieczką. Inni na miejscu Pawła zaniechaliby takiej drogi życia. Było oczywiste, że zaprowadzi ona w końcu do więzienia i na śmierć. Kiedy zapytano Dawida Livingstone'a, dokąd chciałby się udać, odpowiedział: „Dokądkolwiek, byle naprzód”! Paweł nigdy nie rozważał możliwości wycofania się.
W Atenach (17,16-21)
Po ucieczce z Berei przyszedł Paweł do Aten. Był sam. Nie przeszkodziło mu to w zwiastowaniu Ewangelii. Paweł zawsze głosił Chrystusa. Robił to, kiedy towarzyszyli mu przyjaciele, robił to, kiedy był sam. Ateny dawno już przestały być miastem wielkich wydarzeń, niemniej w dalszym ciągu były największym na świecie miastem uniwersyteckim. Z całego świata ciągnęli tu ludzie żądni wiedzy. Ateny były też miastem wielu bogów. Mówiono, że więcej w nich posągów bogów niż we wszystkich innych miastach Grecji razem wziętych oraz że łatwiej tam spotkać jakiegoś boga niż człowieka. Ludzie zbierali się na wielkim placu miejskim i rozmawiali ze sobą. W Atenych innymi rzeczami prawie się nie zajmowano. Dni czynów należały do przeszłości; teraz nastały dni słów. Najważniejszym zadaniem w Atenach było dzielenie się najnowszymi wiadomościami. Rozmowom nie było końca. Jeżeli zabrakło dnia, rozmawiano do późna w nocy. W takim mieście Paweł mógł bez trudu znaleźć kogoś do rozmowy. Zauważyli go filozofowie. Byli wśród nich epikurejczycy. Spróbujemy ująć w kilku punktach ich przekonania.
a) Wierzyli w przypadek. „Przypadek” - mówili - „rządzi każdym wydarzeniem”.
b) Uważali, że wszystko znajduje swój koniec w śmierci i że później nie ma już żadnego istnienia.
c) Wierzyli w istnienie bogów. Uważali jednak, że bogowie są bardzo oddaleni od świata i że jego los jest im całkiem obojętny.
d) Twierdzili, że celem życia człowieka jest przyjemność. Nie mieli na względzie przyjemności zmysłowej, materialnej, takiej, jaką daje ten świat, ponieważ ta najczęściej w końcu prowadzi do cierpienia. Szukali przyjemności wyższego gatunku, takiej, która nie może mieć z cierpieniem nic wspólnego.
W gronie filozofów byli też stoicy. Spróbujmy streścić również ich założenia.
a) Stoicy wierzyli, że wszystko, literalnie wszystko, jest bogiem. Bóg jest duchem ognistym. W materii duch ten otępiał i stracił swoją żywotność - niemniej jest wszędzie. Mała iskra tego ducha zamieszkała również w ciele człowieka. Dlatego człowiek żyje. Kiedy człowiek umrze, iskra wróci do boga. Ale bóg jest wszędzie i wszystko jest bogiem.
b) Wierzyli w przeznaczenie. Wszędzie i we wszystkim jest wola boża. Dlatego bez względu na to, co się dzieje, nie należy się przejmować. Wszystko trzeba przyjąć, bo wszystko jest z woli bożej.
c) Wierzyli, że co pewien czas świat ginie w wielkiej pożodze i że wszystko później zaczyna się od nowa. Każdy kolejny cykl jest taki sam jak każdy z poprzednich.
Filozofowie zaprowadzili Pawła na Areopag, to znaczy na wzgórze Aresa. Nazwą Areopag określano nie tylko wzgórze, ale też znaną radę, która tam miała swoją siedzibę. Była to niezwykła rada. Składała się z nie więcej niż trzydziestu członków, z których każdy był bardzo starannie dobierany. Do jej kompetencji należały sprawy sądownicze, szczególnie zabójstwa oraz ogólna piecza nad poprawnością obyczajów społeczeństwa. W takim to miejscu przyszło Pawłowi przedstawić swą wiarę - nie tylko w największym na świecie mieście uniwersyteckim, ale też przed najbardziej ekskluzywną radą tamtych czasów. Kogoś innego mogłaby ta sytuacja przestraszyć. Ale nie Pawła. Nigdy nie wstydził się Ewangelii Chrystusowej. Dla niego była to jeszcze jedna, ofiarowana przez Boga sposobność złożenia świadectwa o Chrystusie.
Kazanie wygłoszone do filozofów (17,22-31)
W Atenach było dużo ołtarzy poświęconych nieznanym bogom. Około sześćset lat wcześniej miasto zostało dotknięte straszliwą zarazą. Śmierć zbierała obfite żniwo i nic nie mogło jej powstrzymać. Jeden z poetów z Krety, Epimenides, podsunął swój projekt ratowania miasta. Na Areopag spędzono stado czarnych i białych owiec, a następnie pozwolono im rozejść się po mieście. W Atenach było bardzo dużo różnych świątyń, kaplic, ołtarzy i innych świętych miejsc. Każda owca była ofiarowana na tym ołtarzu, w pobliżu którego się położyła. Jeżeli z jakimś świętym miejscem nie łączyło się imię żadnego znanego boga, to ofiarowano ją „Nieznanemu Bogu”. Ateny dlatego miały całe zastępy nieznanych bogów. Fakt ten posłużył Pawłowi za punkt wyjścia. Umiał on dostosować swoje kazania do każdej grupy słuchaczy. W tym kazaniu możemy wyróżnić 6 głównych myśli.
1. Bóg nie jest stworzeniem. Bóg sam tworzy. Stworzyciel wszystkiego istnienia nie może być czczony w tym, co wykonane jest ludzkimi rękami. Zbyt często ludzie oddają cześć boską temu, co sami zrobili. Jeżeli prawdą jest, że tylko Bogu należy oddać cały czas, wszystkie myśli, całą siłę i całe życie, to prawdą też jest, że wielu z nas traktuje rzeczy materialne jak Boga.
2. Bóg kontroluje historię. W minionych czasach jedne narody powstawały, inne upadały. Nie działo się to bez Jego wiedzy i udziału. Jego ręka zawsze trzymała ster wydarzeń.
3. Człowiek został tak stworzony, by instynktownie tęsknił za Bogiem. Jest coś w człowieku, co go nakłania do poszukiwania Boga. I szukać nie przestaje - bodaj w ciemności, bodaj po omacku - ponieważ jest dzieckiem Bożym i do Niego należy.
4. Czasy niewiedzy i szukanie po omacku już się skończyły. Dopóki po ciemku ludzie musieli szukać Boga, bardzo mało o Nim wiedzieli. Dlatego Bóg puszczał płazem ich błędy i upadki. W Chrystusie przyszło światło poznania Boga. Ponieważ świat poznał prawdę, dni pobłażliwości minęły.
5. Zbliża się dzień sądu. Życie nie jest posuwaniem się naprzód, aż do... unicestwienia - jak tego chcieli epikurejczycy - ani też drogą, na końcu której następuje połączenie z Bogiem - jak to sobie wyobrażali stoicy. Życie jest podróżą do trybunału Bożego, w którym sędzią jest Jezus Chrystus.
6. Dowodem absolutnego prymatu Chrystusa jest Jego Zmartwychwstanie. Liczyć się trzeba nie z jakimś nieznanym bogiem, ale ze zmartwychwstałym Chrystusem. Do Niego też mamy iść ze sprawami naszego życia doczesnego i wieczności.
Reakcje Ateńczyków (17,32-34)
Wydaje się, że ogólnie w Atenach rezultaty pracy Pawła były gorsze niż gdzie indziej. Typowe dla Ateńczyków było zainteresowanie mówieniem oraz brak zainteresowania działaniem. Nawet nie zależało im specjalnie na wyciąganiu wniosków. Chcieli jedynie akrobacji słów i podniety do wędrówek myśli. Gubili się wśród słów. Notujemy trzy główne reakcje Ateńczyków.
1. Niektórzy naśmiewali się. Bawiła ich żarliwość, z jaką ten obcy Żyd mówił oraz to, że wszystko brał na serio. Owszem, życie trzeba obrócić w żart. Ten jednak, kto to robi, przekona się, że taki żart musi się tragicznie skończyć.
2. Niektórzy powiedzieli: „Będziemy cię słuchali innym razem”. Ci odłożyli swoją decyzję na później. Bardzo duże niebezpieczeństwo kryje się w zwyczaju odkładaniu na jutro tego, co należy zrobić dzisiaj.
3. Niektórzy uwierzyli. Ci poważnie potraktowali Boże słowo i jago warunki. Tylko głupiec gardzi Bożym darem. Mędrzec zawsze go przyjmuje.
Mamy tu jeszcze jeden przykład uniwersalności Ewangelii. Z grupy tych, co uwierzyli, dwie osoby zostały nazwane po imieniu. Uwierzyli na przykład Dionizy Areopagita. Wcześniej już mówiliśmy, że rada w której zasiadał, składała się z nielicznej grupy starannie dobranych mieszkańców Aten. Dionizy należał nie tylko do inteligencji Aten, ale też do elitarnej grupy w łonie tej inteligencji. Drugą osobą wymienioną z imienia była Damaris. Pozycja społeczna kobiet w Atenach różniła się znacznie od pozycji mężczyzn. Prawdopodobnie żadna porządna i szanująca się kobieta nie pozwoliłaby sobie na przebywanie w towarzystwie męskim w miejscu publicznym. Dlatego możemy nie bez podstawy przypuszczać, że Damaris, słysząc z ust Pawła Ewangelię, pozostawiła drogę hańby i wkroczyła na drogę życia. Tak więc znowu oglądamy wspaniałość Ewangelii Chrystusowej, która dociera z taką samą mocą do różnych ludzi, bez względu na ich przynależność klasową, stan moralny czy płeć.
ZWIASTOWANIE EWANGELII W KORYNCIE
Ze względu na lokalizację Korynt był kluczowym miastem Grecji. Morze bez mała przecina Grecję na dwie części. Z jednej strony jest Zatoka Sarońska z portem Kenchry, a z drugiej Zatoka Koryncka z portem Lechaeum. Te dwie zatoki dzieli pas lądu o szerokości mniejszej niż pięć mil. Na tym przesmyku zbudowany był Korynt. Cała komunikacja lądowa wzdłuż linii Północ - Południe musiała przebiegać przez Korynt, ponieważ innej drogi nie było. Dlatego miasto to nazwano „Mostem Grecji”. Podobnie było z komunikacją morską. Opływanie najbardziej wysuniętego na południe punktu Grecji, Przylądka Malea, było przedsięwzięciem bardzo ryzykownym. Morze w tym miejscu jest tak samo wzburzone i niebezpieczne, jak koło przylądka Horn. „Ten, kto chce żeglować dookoła Malea”, mawiali Grecy, „powinien sporządzić testament”. W związku z tym również handel morski wzdłuż linii Wschód - Zachód na tych obszarach Morza Śródziemnego przebiegał przez Korynt. Korynt był „targowiskiem Grecji”.
Ale Korynt był czymś więcej, niż tylko wielkim ośrodkiem handlowym Grecji. W nim odbywały się np. Igrzyska Istmijskie, rangą ustępujące tylko Olimpijskim. Przede wszystkim jednak Korynt był znany ze swego moralnego zepsucia. Ówczesna greka miała jeden czasownik, zbudowany na bazie rzeczownika „Korynt”, którym określano postępowanie człowieka prowadzącego rozwiązłe, zmysłowe życie. Podobne słowa i zwroty przetrwały do dzisiaj i można je spotkać w różnych językach (np. „córy Koryntu” w języku polskim). Aktora, grającego w Grecji rolę Koryntczyka, zawsze pokazywano na scenie jako człowieka pijanego. Najwyżej położoną część miasta w Koryncie zajmował Akropol. Prócz warownego zamku była tam też świątynia Afrodyty. Kiedy kult Afrodyty cieszył się największą popularnością, świątynia zatrudniała nie mniej niż tysiąc kapłanek, które uprawiały sakralny nierząd. Wieczorami schodziły do miasta, by tam wypełnić swoje „powołanie”. W tamtych czasach mawiano: „Nie każdy mężczyzna może sobie pozwolić na podróż do Koryntu”. W takim właśnie mieście żył i pracował Paweł. Tam też odnosił zwycięstwa dla Chrystusa, może jedne z większych. Pisząc kiedyś do Koryntian wymienił wszystkie niemal rodzaje nieprawości. „Czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą”. Bezpośrednio po tych słowach pisze zdanie, które jest okrzykiem tryumfu: „A takimi niektórzy z nas byli” (1 Kor 6,9-11). Jakże wyraźnie, na tle grzechu Koryntu, widoczna jest miłość i moc Chrystusa, który obmył, uświęcił i usprawiedliwił nawet takich ludzi.
W najgorszym mieście (18,1-11)
Dowiadujemy się tutaj nieco więcej o tym, jak Paweł żył. Paweł był rabinem. Według żydowskich zasad każdy rabin powinien mieć jakiś zawód. Za kazanie i za nauczanie nie wolno było pobierać opłaty. Własnym trudem i pracą musiał zarobić na życie. Żydzi szanowali pracę. Mówili na przykład „kochaj pracę”. Albo: „Ten kto nie uczy swojego syna rzemiosła, uczy go rozboju”. Mówili też: „Najlepiej jest łączyć studiowanie Zakonu z wykonywaniem jakiegoś rzemiosła. Dopiero te dwie rzeczy, razem wzięte, zdolne są ustrzec myśli człowieka od nieprawości. Samo studiowanie Zakonu nie będzie miało takiego skutku, nie ustrzeże od grzechu”. W myśl zasady wszyscy rabini pracowali, podejmując się każdego godziwego zajęcia. Miało to ważne znaczenie. Rabini nie byli oderwanymi od życia naukowcami; raczej tkwili w życiu i znali pracę człowieka. Tekst nasz nazywa Pawła wytwórcą namiotów. Pochodził on z miasta Tarsu w Cylicji. W tej prowincji hodowano pewien gatunek kóz, których wełna służyła do wyrabiania specjalnego rodzaju płótna, nazywanego cylicjum. Robiono z niego namioty, zasłony i firany. Niewątpliwie Paweł pracował w tym właśnie rzemiośle, chociaż greckie słowo użyte do określenia jego zawodu oznacza coś więcej niż wytwórcę namiotów. Określa ono rzemieślnika wykonującego przedmioty ze skóry. Musiał on być wysokokwalifikowanym rzemieślnikiem. Paweł po to pracował rękami, żeby nikomu nie być ciężarem; to było źródło jego chluby (1 Tes 2,9; 2 Tes 3,8; 2 Kor 11,9). Kiedy jednak Sylas i Tymoteusz przyszli z Macedonii, Paweł zostawił pracę zarobkową. Domyślamy się, że jego młodsi współpracownicy przynieśli mu jakiś dar - może od zboru w Filippi, z którym łączyły go serdeczne więzy - co pozwoliło mu całkowicie poświęcić się głoszeniu Ewangelii. W roku 49 Klaudiusz wypędził wszystkich Żydów z Rzymu. Zapewnie wtedy Akwila i Pryscylla, z którymi Paweł pracował przy namiotach, przybyli do Koryntu.
Akurat wtedy, kiedy Paweł tego najbardziej potrzebował, Bóg do niego przemówił. Na pewno nieraz czuł się przytłoczony ogromem zadań w Koryncie. Będąc człowiekiem głęboko uczuciowym, musiał miewać okresy zmęczenia lub przygnębienia. Ale kiedy Bóg zleca człowiekowi jakieś zadanie, daje mu też siłę potrzebną do wykonania go. W mocy i obecności Bożej Paweł odnalazł potrzebną mu odwagę i siłę.
Rzymska sprawiedliwość (18,12-17)
Żydzi, jak zwykle, szukali okazji szkodzenia Pawłowi. Prawdopodobnie kiedy Gallion dopiero co objął urząd prokonsula Achai, Żydzi od razu próbowali wmanewrować go w jakąś akcję przeciwko chrześcijanom. Chcieli na niego wpłynąć, zanim zdążył się dokładnie rozejrzeć w nowej sytuacji. Galion cieszył się opinią człowieka bardzo dobrego. Jego brat, Seneka, tak kiedyś o nim powiedział: „Mój brat Gallion zasługuje na wielką miłość. Nawet ci, którzy miłują go z całej siły, nie miłują go dostatecznie mocno”. Innym razem Seneka powiedział: „Nikt nie był tak łagodny wobec choćby jednego człowieka, jak Gallion jest wobec wszystkich”. Żydzi więc chcieli podejść i wykorzystać Galliona, ale Gallion był bezstronnym Rzymianinem. Wiedział, że Paweł i jego przyjaciele nie popełnili żadnego przestępstwa, oraz że Żydzi próbują posłużyć się nim, Gallionem, dla własnych celów. Obok krzesła sędziowskiego stali żołnierze z jego przybocznej straży, trzymając w rękach trybunalskie rózgi. Im rozkazał przepędzić Żydów z sądu. Opinia niektórych ludzi o Gallionie jest niesłuszna i krzywdząca. Angielskie tłumaczenie Biblii zwane Wersją Aurytotywną mówi, że „Gallion w ogóle nie dbał o tego typu sprawy”. Na podstawie tego zdania często rozumiano, że Gallion był obojętny na każdą niesprawiedliwość i ludzką krzywdę. W rzeczywistości mówi ono coś innego, mianowicie, że był absolutnie bezstronny, że nie ulegał wpływom innych ludzi, że nie przejmował ich uprzedzeń i że rządził bezstronnie, według norm rzymskiej sprawiedliwości.
Fragment ten ukazuje niepodważalną wartość chrześcijańskiego życia. Gallion wiedział, że niczego nie da się Pawłowi i jego przyjaciołom zarzucić. Jedynym niepodważalnym argumentem przemawiającym za chrześcijaństwem jest sam chrześcijanin.
Powrót do Antiochii (18,18-23)
Widzimy teraz Pawła powracającego do domu. Najpierw udał się do Kenchrea, portu morskiego miasta Koryntu, skąd popłynął do Efezu. Stamtąd dalej drogą morską dostał się do Cezarei, a następnie „wstąpił do zboru i pozdrowił go”. To ostatnie cytowane zdanie mówi o tym, że wstąpił - to znaczy drogą pod górę poszedł - do Jerozolimy, by zobaczyć się ze starszymi Kościoła. W końcu wrócił do Antiochii, z której przed wielu miesiącami wyruszył w tę długą drogę.
Czytamy, że w Kenchrea Paweł dał sobie ostrzyc głowę, ponieważ uczynił ślub. Kiedy Żyd chciał w szczególnie wymowny sposób podziękować Bogu za jakieś błogosławieństwo lub ratunek, czynił ślub nazyreatu (4 Mjż 6,1-21). Przez trzydzieści dni nie jadł mięsa, nie pił piwa i nie strzygł głowy. Pod koniec tego okresu składał w świątyni przewidziane ofiary. Jednocześnie dawał sobie ostrzyc głowę, po to, by również jego włosy były ofiarą. Palono je na ołtarzu. Zapewne Paweł był wdzięczny Bogu za ogrom jego dobroci, jakiej doznał w Koryncie i chciał to w taki sposób wyrazić.
Ten urywek Dziejów Apostolskich pokazuje nam, jak mało wiemy o Pawle. Dużo wydarzeń z jego życia zostało okryte tajemnicą. Długa, około 1500 milowa podróż opisana została w sześciu krótkich wierszach. Dzieje, którymi można było zapisać całe tomy, przeszły do historii w postaci zaledwie wzmianki.
TRZECIA PODRÓŻ MISYJNA
Opis trzeciej podróży misyjnej rozpoczyna się w osiemnastym rozdziale od wiersza 23. Na początku Paweł odwiedził Galację i Frygię utwierdzając mieszkających tam braci. Następnie udał się do Efezu, gdzie pozostał przez prawie trzy lata. Stamtąd wyruszył do Macedonii, skąd po kilku miesiącach przeprawił się przez Troady. W końcu trasą poprzez Milet, Tyr i Cezareę dotarł do Jerozolimy.
Apollos (18,24-28)
W tym fragmencie chrześcijaństwo zostało nazwane „drogą Pańską”. W Dziejach Apostolskich bardzo często mówi się o chrześcijaństwie jako o drodze (Dz 9,2; 9,23; 22,4; 24,14.22). Nazwa wskazuje, że chrześcijaństwo nie polega na samej tylko wierze, ale na wprowadzeniu tej wiary w życie. Chrześcijaństwo nie jest jedynie kanonem wiary; jest drogą, sposobem życia, jest wiarą, która wyraża się w czynach.
Apollos, o którym mowa w tym urywku, był Żydem pochodzącym z Aleksandrii. Społeczność żydowska w Aleksandrii liczyła około miliona osób, zamieszkiwała dwie spośród pięciu dzielnic miasta i stanowiła silną grupę narodowościową. Można nazwać Aleksandrię miastem ludzi uczonych. W dziedzinie studiów nad Starym Testamentem rozwinęła się tam tzw. szkoła interpretacji alegorycznej. Stosowane metody interpretacji opierały się na założeniu, że każde opisane w Starym Testamencie wydarzenie, poza wartością historyczną kryje w sobie głęboki, duchowy sens. Apollos, który pochodził z tej szkoły, okazał się niezwykle skuteczny w dyskusjach z Żydami, ponieważ potrafił jasno wykazać, jak wiele Stary Testament mówi o Chrystusie, a także dowieść, że opisana w Starym Testamencie historia Izraela jest historią oczekiwania na przyjście Chrystusa.
Można powiedzieć, że Apollos był dopiero na drodze do pełnego poznania i przyjęcia chrześcijaństwa. Znał tylko chrzest Jana. Rozumiał potrzebę pokuty, do której Jan Chrzciciel nawoływał z taką mocą i wierzył, że Jezus jest Mesjaszem; dotychczas jednak nie znał radosnej wieści, że Jezus jest zbawicielem ludzi, że Duch Święty zstąpił z mocą. Wiedział o zadaniach, jakie Jezus pozostawił uczniom, ale nie wiedział jeszcze w pełni, że Jezus posyła swoją pomoc do wykonywania tych zadań. Znał wielkie nawoływanie do zerwania z przeszłością, ale jeszcze nie znał tej mocy pozwalającej człowiekowi żyć nowym życiem. Dopiero Akwila i Pryscylla wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą. Wtedy Apollos, który znał dotychczas Jezusa jako postać historyczną, poznał go również jako żywego i obecnego Pana. W ten sposób jego wiedza została podparta mocą Bożą, a więc i siła jego zwiastowania musiała wielokrotnie wzrosnąć.
W EFEZIE
Rozdział dziewiętnasty Dziejów Apostolskich zajmuje się głównie pracą Pawła w Efezie. Paweł przebywał w tym mieście prawie trzy lata, a więc dłużej niż w jakiejkolwiek innej miejscowości. Warto przyjrzeć się, jakim miastem był Efez.
1. Można nazwać Efez rynkiem Azji Mniejszej. Handel rozwijał się w tych czasach przeważnie wzdłuż traktów wodnych. Efez leżał u ujścia rzeki Kajstros i przez jego rynki i porty przechodził cały handel bogatych terenów Azji Mniejszej, co zapewniło mu znaczne wpływy i dochody. Księga Objawienia mówi o Efezie jako o „Skarbcu Azji” (Obj 18,12-13), gdzie indziej nazwany jest Efez „Targowiskiem Próżności”.
2. W Efezie odbywały się co jakiś czas sesje sądowe, na które zjeżdżał ze swoją świtą rzymski gubernator prowincji, aby przewodniczyć ważniejszym rozprawom.
3. Efez był miejscem Ogólnojońskich Igrzysk, na które przybywali ludzie z całego kraju. Wybrani spośród mieszkańców miasta tzw. Azjarchowie byli odpowiedzialni za organizację i sprawny przebieg igrzysk. Wiersz 31 tego rozdziału wspomina o nich jako o przedstawicielach władzy.
4. Świątynia Diany w Efezie posiadała prawo azylu. Każdy przestępca, któremu udało się zbiec na teren świątyni, korzystał z tego prawa. W rezultacie tego Efez stał się skupiskiem wszelkiego rodzaju rzezimieszków i oszustów, gwałcicieli prawa i zbrodniarzy ówczesnego świata.
5. Efez był ośrodkiem pogańskich zabobonów. Słynął z czarów rzekomo zawartych w tzw. „listach efeskich”. Wierzono, że potrafią one zagwarantować bezpieczeństwo w podróży, potomstwo bezdzietnym, szczęście w miłości, sukces w handlu etc. Zjeżdżali się więc do Efezu ludzie z całego świata, żeby kupić te magiczne pergaminy i nosili je przy sobie jako amulety i zaklęcia.
6. Największą chlubą Efezu była świątynia Artemidy. Artemida i Diana to greckie i łacińskie imię tej samej bogini. Jej świątynię uważano za jeden z siedmiu cudów świata. Miała 425 stóp (ok. 130 m) długości, 220 stóp (ok. 67 m) szerokości i 60 stóp (ok. 18 m) wysokości. Posiadała 127 kolumn, z których każda jest darem jednego króla. Wszystkie kolumny były zrobione z lśniącego paryskiego marmuru, a wśród nich 36 posiadało przepiękne złocenia i inkrustacje. Ołtarz główny został wyrzeźbiony przez Praksytelesa, jednego z największych greckich rzeźbiarzy. Posąg Artemidy nie odznaczał się takim pięknem, jak architektura świątyni. Przedstawiał czarną, przysadzistą kobiecą postać z dużą ilością piersi, które miały symbolizować płodność. Posąg był tak stary, że nikt nie znał jego pochodzenia ani materiału, z jakiego został zrobiony. Efez strzegł tej najsławniejszej świątyni i to było jego największą chlubą.
W takim mieście pracował Paweł i odnosił zwycięstwo dla Chrystusa.
Niepełne chrześcijaństwo (19,1-7)
W Efezie Paweł spotkał ludzi, którym chrześcijaństwo nie zostało jeszcze w pełni objawione. Przyjęli oni chrzest Janowy, ale nie posiadali oni chrześcijańskiego zrozumienia Ducha Świętego. Jaka była różnica między chrztem Janowym, a chrztem w imię Jezusa Chrystusa? Czytając relacje z kazań Jana Chrzciciela i Jezusa widzimy jedną zasadniczą różnicę. Zwiastowanie Jana wzbudzało strach i grozę; Jezus głosił dobrą, radosną nowinę. Nikt nie uważał kazań Jana za dobrą nowinę, ponieważ wzywając do upamiętania groził karą i śmiercią. Poselstwo Jana było tylko etapem na drodze do objawienia chrześcijaństwa. Jan sam wiedział o tym, że jego rola polegała na wskazaniu Tego, który przyjdzie (Mt 3,11; Łk 3,16). Był to jednak etap konieczny. W nawróceniu muszą być dwa etapy. W pierwszym musimy sobie uświadomić własne błędy, przewinienia i naszą niewystarczalność, a także fakt, że zasługujemy na potępienie Boże. Uświadomienie takie wywołuje u nas próby poprawy, które nieuchronnie kończą się klęską, ponieważ podejmowane są w oparciu o własną siłę. W drugim etapie, kiedy zrozumiemy, że w Chrystusie otrzymaliśmy zbawienie od potępienia z łaski i dzięki Jego miłości, odkrywamy, że dzięki pracy Ducha Świętego możemy zwyciężać, osiągać w naszym życiu duchowym to wszystko, czego nie mogliśmy dokonać o własnych siłach. Ludzie, którzy przyjęli zwiastowanie i chrzest Jana zrozumieli groźbę kary i potępienia, wiedzieli, że muszą pokutować i odwrócić się od grzesznego życia, nie znali jednak łaski Zbawiciela i pomocy Ducha Świętego, nie osiągnęli etapu, na którym religia przestaje być sprawą przegrywającej ciągle na nowo walki, a staje się sprawą pokoju i zwycięstwa. Cały ten urywek wskazuje nam na jedną, wielką prawdę, że tylko Duch Święty może udzielić nam pomocy, kiedy pokutując pragniemy zmienić nasze postępowanie. Bez Ducha Świętego nie ma pełnego chrześcijaństwa.
Boże działanie (19,8-12)
Kiedy po trzech miesiącach, gdy zwiastowanie w synagodze okazało się niemożliwe z powodu ostrej opozycji, Paweł przeniósł się do szkoły filozofa zwanego Tyranosem. Istnieje grecki rękopis, który zawiera dodatkową informację o pracy Pawła w tej szkole. Informacja ta wydaje się być uzupełnieniem wniesionym przez naocznego świadka i mówi, że Paweł nauczał w szkole Tyranosa od piątej do dziesiątej godziny. Porównując te godziny z naszym sposobem mierzenia czasu dowiadujemy się, że wypadało to od godziny jedenastej przed południem do czwartej po południu. Tyranos zapewne sam wykorzystywał pomieszczenia szkolne rano do godziny jedenastej i później po godzinie czwartej. W miastach jońskich, podobnie jak w innych miejscowościach o gorącym klimacie, o godzinie jedenastej przerywano każdą pracę i podejmowano ją na nowo dopiero późnym popołudniem. Praca w środku dnia ze względu na upał była uciążliwa. Mówiono, że w Efezie więcej ludzi spało o godzinie pierwszej po południu, niż o pierwszej w nocy. Godziny ranne i wieczorne Paweł zapewne poświęcał na pracę w swoim rzemiośle, a nauczał w środku dnia. Świadczy to z jednej strony o ogromnym poświęceniu i gorliwości, z jaką Paweł wykorzystywał każdą możliwość nauczania o Chrystusie, z drugiej strony zdumiewająca jest gorliwość chrześcijan w uczeniu się drogi Bożej. Mieli do dyspozycji jedynie upalne godziny popołudniowe, kiedy wszyscy inni odpoczywali. Sposobność tę wykorzystywali w pełni. Ich postawa mogłaby zawstydzić wielu z nas, którzy często zaniedbujemy naukę drogi Bożej wymawiając się złą porą lub innymi niewygodami.
Widać wyraźnie, że w tym czasie działy się w Efezie cudowne rzeczy. Wspomniane tu przepaski używane były przez ludzi pracujących w pocie czoła. Podczas pracy owijano nimi skronie, żeby wchłaniały ściekający pot. Chusty spełniały rolę pasów, jakimi robotnicy opasywali się przy pracy. Nie wolno nam przeoczyć sformułowania użytego w tekście. Nie czytamy, że te niezwykłe wydarzenia były dziełem Pawła; tekst mówi, że czynił to Bóg przez ręce Pawła. Ktoś powiedział, że Bóg wszędzie szuka rąk, przez które mógłby działać. Być może nie uczynimy naszymi rękami żadnego cudu, ale z całą pewnością możemy je oddać Bogu, żeby On przez nie działał.
Zabobon pokonany (19,13-20)
Opisane wydarzenia rozgrywają się na tle typowej scenerii i w atmosferze ówczesnego Efezu. W tamtych czasach wierzono, że choroba i śmierć była powodowane przez złe duchy, które zamieszkiwały w człowieku. Dotyczyło to w szczególności choroby umysłowej. Egzorcyzm zaliczany był do normalnych zawodów. Jeżeli egzorcysta znał imię mocniejszego ducha od tego, który zamieszkiwał w chorym, mógł, wymawiając to imię, zniewolić złego ducha i zmusić go do opuszczenia człowieka. Ludzie cierpiący byli autentycznie przekonani o tym, że są opętani. Nie wszyscy egzorcyści byli oszustami. Niektórzy z nich poważnie traktowali siebie i swój zawód i byli przekonani o własnej szczególnej mocy. Nie są dziś zbadane wszystkie procesy zachodzące w człowieku. Bywa i tak, że nawet błędna i przesadna wiara człowieka w ratunek przynosi mu, z łaski Bożej, ulgę. Kiedy wędrowni egzorcyści posłużyli się imieniem Jezusa, zaczęły się dziać niepokojące rzeczy. Skutkiem tych wydarzeń wielu szarlatanów i zaklinaczy zrozumiało bezsens swoich dotychczasowych praktyk. Nic tak nie świadczy o radykalnej zmianie, jaka się w nich dokonała, jak fakt, że w opanowanym przez zabobon Efezie spalili publicznie księgi z zaklęciami, które dostarczały im wielkich zysków. Nie pytali, jak sobie teraz poradzą, z czego będą żyli, jeśli pozbędą się źródeł utrzymania. Z przeszłością zerwali nagle i całkowicie. Dokonali całkowitego cięcia. Czy nie jest prawdą, że wielu z nas nienawidzi swoich grzechów, ale nie może ich porzucić? Naszym usiłowaniom towarzyszy ociąganie się i oglądanie wstecz. Przychodzi nieraz czas, kiedy musimy dokonać chirurgicznego cięcia, kiedy skuteczne jest tylko całkowite i ostateczne zerwanie z przeszłością.
Akcja pomocy (19,21.22)
Łukasz zamieszcza tutaj małą wzmiankę o sprawie, która jest dość szeroko opisana w listach Pawła. Mówi, że Paweł postanowił udać się do Jerozolimy. Dlaczego? Postanowienie to wiązało się z bardzo ważnym zadaniem, jakie w tym czasie Paweł zamierzał zrealizować. Zbór w Jerozolimie składał się z ludzi biednych, którzy cierpieli niedostatek i Paweł chciał zebrać środki materialne we wszystkich założonych przez siebie tzw. „pogańskich” zborach, jako pomoc dla braci w Jerozolimie. O tej zbiórce czytamy w listach do Koryntian (1 Kor 16,1nn; 2 Kor 9,1nn) i w Liście do Rzymian (15,25-26). Paweł zajął się tą sprawą bardzo gorliwie, a przyświecały mu w tym dwa cele. Po pierwsze chciał w bardzo praktyczny sposób podkreślić jedność Kościoła. Chciał, żeby wierzący zrozumieli, że należą do Ciała Chrystusowego i kiedy jedna część tego Ciała cierpi, wszyscy powinniśmy pośpieszyć z pomocą. Innymi słowy chciał doprowadzić ich do takiego zrozumienia istoty Kościoła, które nie widzi tylko interesów swojego, miejscowego zboru, ale pielęgnuje wizję Kościoła jako całości. Po drugie, chciał ich nauczyć praktycznej, chrześcijańskiej miłości. Słysząc o trudnej materialnej sytuacji braci w Jerozolimie, inne zbory z pewnością wyrażały swoje współczucie, ale Paweł chciał pokazać, że współczucie powinno przeobrazić się w konkretne czyny. Obie te postawy są dzisiaj tak samo ważne jak zawsze.
Rozruchy w Efezie (19,23-41)
Fragment ten, oprócz tego, że przedstawia dramatyczny obraz wydarzeń, rzuca światło na motywy i sposób myślenia prawie wszystkich występujących w nim postaci.
Na plan pierwszy wysuwają się Demetriusz i złotnicy. Ich protest wynikał stąd, że zostały naruszone ich kieszenie. Oczywiście oficjalnie i publicznie występowali w obronie czci Artemidy, ale w rzeczywistości najbardziej byli zaniepokojeni perspektywą utraty swoich dochodów. Liczni pielgrzymi i goście odwiedzający Efez i świątynię chętnie kupowali tu pamiątki. Złotnicy wyrabiali małe modele świątyni efeskiej i sprzedawali je przybyszom, czerpiąc z tego duże dochody. Chrześcijaństwo wkroczyło do miasta tak zdecydowanie i rozwijało się tak skutecznie, że złotnicy poczuli się zagrożeni. Mamy tutaj wyraźny przykład tego, co zawsze dzieje się wtedy, kiedy chrześcijaństwo w swym marszu do przodu zderza się z kapitałem, ze źródłem zysków.
Następną postacią był pisarz miejski. Do obowiązków człowieka piastującego to stanowisko należało prowadzenie rejestru ważniejszych spraw i wydarzeń, reformowanie spraw na zgromadzeniach miejskich i prowadzenie korespondencji. Pisarz był zaniepokojony możliwością rozruchów w mieście. Władze rzymskie stosunkowo liberalnie nastawione do życia publicznego mieszkańców okupowanych prowincji nie tolerowały żadnych rozruchów. W mieście, gdzie doszło do rozruchów, osoby odpowiedzialne za ład publiczny były pozbawione stanowisk. Pisarz więc, podobnie jak złotnicy, działał we własnym interesie. Prawdą jest, że uratował Pawła i jego przyjaciół, ale uczynił to przede wszystkim dla ratowania własnej skóry.
Jeśli chodzi o Pawła, to sytuacja jest typowa. Paweł chciał stanąć przed tłumem, ale zostaje powstrzymany. Nigdy nie krył się przed tłumem, ponieważ nie znał strachu. Dla złotników i pisarza motywem działania było bezpieczeństwo, dla Pawła bezpieczeństwo było sprawą najmniej ważną.
Początek wyprawy do Jerozolimy (20,1-6)
Zauważyliśmy już, jak serdecznie Paweł włączył się do akcji organizowania zbiórki na cele kościoła w Jerozolimie. Celem jego podróży do Macedonii było właśnie uzyskanie dalszych środków na ten fundusz. Mamy tu kolejny przykład na to, jak mało wiemy o życiu Pawła. Wiersz 2 mówi, że gdy przeszedł wspomniane krainy dotarł do Grecji. Jest bardzo prawdopodobne, że właśnie przy tej okazji odwiedził Ikarię (Rz 15,19). Tych kilka słów podsumowuje całoroczną podróż pełną przygód i niebezpieczeństw. Z wiersza 3 dowiadujemy się, że w czasie gdy Paweł miał zamiar wypłynąć z Grecji do Syrii dotarła do niego wiadomość o spisku Żydów i w ostatniej chwili zmuszony został do zmiany trasy. Możemy przypuszczać, że odbyło się to następująco: obce porty często opuszczały statki wiozące żydowskich pielgrzymów do Syrii na święto Paschy. Paweł na pewno zdradził zamiar skorzystania z miejsca na jednym z takich statków. W tych okolicznościach byłoby dla fanatycznie nastawionych Żydów najłatwiejszą rzeczą zaaranżowanie jakiegoś wypadku, w którym Paweł wypadłby za burtę i zaginąłby po nim wszelki ślad. Paweł był człowiekiem, którego życie ciągle narażone było na niebezpieczeństwa. Wiersz 4 podaje pełną listę jego towarzyszy podróży. Ludzie ci musieli zostać oddelegowani przez swoje zbory z zadaniem dostarczenia składek z poszczególnych gmin dla zboru w Jerozolimie. Wyznawali oni zasadę, że Kościół stanowi jeden organizm i jeżeli jedna jego część jest w potrzebie, to pozostałe części powinny poczuwać się do niesienia pomocy. W wierszu 5 zauważamy, że narracja ponownie zmienia się z trzeciej osoby na pierwszą. Oznacza to, że od tego momentu Łukasz bierze udział w akcji, a jego opowiadanie jest relacją naocznego świadka. Łukasz podaje, że opuścili Filippi zaraz po święcie Przaśników. Święto to rozpoczynało się w dniu Paschy i trwało przez siedem dni, podczas których Żydzi jedli przaśniki wspominając wyprowadzenie narodu z Egiptu. Święto Paschy natomiast wypadało w środku kwietnia.
Nieszczęśliwy wypadek Eutychusa (20,7-12)
Jest to historia tak żywa, że czyta się ją z wielkim zainteresowaniem, jest po prostu przedstawiona oczami naocznego świadka. Mamy tu do czynienia z jednym z pierwszych opisów chrześcijańskiego nabożeństwa. Dwukrotnie jest tu mowa o łamaniu chleba. W zgromadzeniach chrześcijan łamanie chleba mogło oznaczać dwie rzeczy. Jedną z nich była tzw. uczta miłości. W przygotowaniu uczty brali udział wszyscy członkowie i stanowiła ona pełny posiłek. Dla niektórych niewolników był to jedyny prawdziwy posiłek w ciągu tygodnia. Wszyscy zasiadali przy wspólnych stołach dzieląc się przyniesionymi darami. Podczas uczty lub tuż przed jej zakończeniem następował akt Wieczerzy Pańskiej. Możliwe, że straciliśmy coś bardzo cennego z chwilą, gdy ustała radosna społeczność i poczucie więzi, które były charakterystyczne dla wspólnych posiłków pierwszych chrześcijan. Wprowadzały one atmosferę domowego i prawdziwego ducha jednej rodziny. Jak wynika z przytoczonego opisu, zgromadzenie to odbywało się w nocy. Prawdopodobnie było tak dlatego, że niewolnicy wykonujący swą pracę za dnia mogli wziąć udział w zgromadzeniu tylko w nocy. Wyjaśnia to również wypadek, jaki się przydarzył Eutychusowi. Panowała ciemność, w niskim pokoju na górze było gorąco. Duża ilość lamp i kaganków sprawiała, że powietrze było duszne i ciężkie. Eutychus musiał mieć za sobą cały dzień ciężkiej pracy i zapewne był bardzo zmęczony. Usiadł przy oknie, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ówczesne okna nie posiadały szyb. Była to albo krata, albo płyta drewniana otwierająca się podobnie jak drzwi. Dolna krawędź okna sięgała prawie do podłogi, tak, że światło padało wprost na dziedziniec. Zmęczony Eutychus, osłabiony duszną atmosferą zasnął i spadł z trzeciego piętra. Na zewnątrz domu znajdował się tłum ludzi. Gdy spostrzegli nieprzytomnego chłopca, podnieśli ogromną wrzawę, co jest znamienne dla ludzi Wschodu. Dlatego Paweł uspokaja ich zapewniając, że chłopiec żyje. Z następnych wierszy dowiadujemy się, że Paweł nie odszedł ze swoimi towarzyszami. Można przypuszczać, że opóźnił swe odejście z Troady, aby upewnić się, że Eutychus wrócił do siebie po nieszczęśliwym wypadku. Jest w tej scenie atmosfera rodzinnego ciepła. Przypomina raczej spotkanie rodzinne niż współczesne spotkania zborowe. Czyżby naszym nabożeństwom przybyło tzw. dostojeństwa kosztem tej serdecznej rodzinnej atmosfery?
Etap podróży (20,13-16)
Dzięki temu, że Łukasz przebywał z Pawłem, możemy śledzić podróż Pawła dzień po dniu i krok po kroku. Odległość od Troady do Assos wynosiła 20 mil drogą lądową i 30 mil drogą morską; ponadto podróż morska wymagała opłynięcia przylądka przy silnym morskim wietrze z północnego wschodu. Paweł miał dość czasu, by przebyć tę drogę pieszo i znaleźć się w Assos w wyznaczonym czasie. Dlaczego wybrał tę drogę? Być może pragnął samotności, aby wzmocnić się duchowo przed oczekującymi go wydarzeniami. Będąc sam na sam z Chrystusem chciał przygotować się do spotkania z ludźmi. Mitylene znajdowało się na wyspie Lesbos, Chios było miastem na wyspie Samos, Milet zaś leżał 28 mil na południe od Efezu przy ujściu rzeki Meander. Zauważyliśmy już, jak bardzo Paweł pragnął znaleźć się w Jerozolimie na święto Paschy i w jaki sposób zasadzka Żydów pokrzyżowała jego plany. Zielone Święta wypadały siedem tygodni później, chciał więc bardzo zdążyć na czas. Daje się zauważyć, że choć Paweł zerwał z tradycją żydowską, dawne święta narodowe były mu wciąż bliskie. Paweł był apostołem pogan. Ludzie jego własnej narodowości mogli go nienawidzić, lecz on miał dla nich serce pełne miłości i tęsknoty.
Smutne pożegnanie (20,17-38)
Jest rzeczą zrozumiałą, że nie można dokonać szczegółowej analizy pożegnalnego przemówienia, szczególnie tak przepełnionego uczuciem, jak w tym przypadku. Nasuwają się jednak pewne uwagi. Przede wszystkim Paweł czyni tu pewne wyznania:
1. Przyznaje, że głosił słowo Boże bez obawy. Przekazał im całą wolę Bożą nie zatajając niczego. Nie działał powodowany strachem lub chęcią zdobycia poklasku.
2. Materialnie był niezależny. Pracą własnych rąk zarabiał na utrzymanie. Nigdy nie brał ani też nie pożądał dóbr innych ludzi. Własną pracą utrzymywał nie tylko siebie lecz także tych, którzy z nim byli. Jak widzimy, pracy człowieka mogą przyświecać dwa różne cele, osiągnięcie własnej niezależności lub niesienie pomocy innym.
3. Spokojnie oczekiwał na mające nastąpić wydarzenia. Jak sam stwierdził, był zniewolony przez Ducha. Nie wiedział, co miało go spotkać, ale był przekonany, że musi iść na to spotkanie i że zniesie wszystko. Oprócz tego jednak, Paweł przekazał starszym zboru pewne zalecenia.
a) Przypomniał im o ich obowiązkach. Byli przewodnikami trzody Bożej. Nie był to obowiązek, który sami wybrali, lecz do którego zostali powołani. Słudzy Dobrego Pasterza również powinni być dobrymi pasterzami.
b) Przypomniał im o czekających niebezpieczeństwach. Znane jest powiedzenie, że ceną wolności jest nieustanne czuwanie, bowiem panujące w świecie zło ciągle im zagraża. Prawda jest zawsze atakowana przez fałsz. Wspomniał o konieczności ciągłej walki w celu zachowania wiary i czystości Kościoła.
Jednakże we wszystkich przedstawionych tu scenach dominuje głębokie uczucie przywiązania i miłości. Jest to uczucie, które powinno panować w każdym zborze chrześcijańskim. Z chwilą, gdy wygasa miłość w zborze, dzieło Chrystusa więdnie i obumiera. Zbór w Efezie był bardzo bliski sercu apostoła Pawła, ponieważ panowała w nim atmosfera prawdziwej miłości.
Bez odwrotu (21,1-16)
W tym momencie narrator przyśpiesza akcję i w miarę jak Paweł przybliża się do Jerozolimy, daje się odczuć atmosfera nieuchronnie nadciągającej burzy. Dwie rzeczy zasługują tu na podkreślenie.
1. Stanowcza, zdecydowana postawa Pawła, który decyduje się iść naprzód nie bacząc na to, co go może spotkać. Trudno wyobrazić sobie jaśniejsze ostrzeżenie niż słowa uczniów w Tyrze i Agabusa w Cezarei, ale nic nie mogło zawrócić Pawła z obranej drogi. Podczas wojny domowej w Hiszpanii w czasie oblężenia jednego z garnizonów, bezpośrednio przed kapitulacją, jeden z odważniejszych żołnierzy stwierdził: „Wolałbym umrzeć stojąc niż żyć na kolanach”. Paweł był takim właśnie człowiekiem.
2. Bardzo wymowny jest fakt, że wszędzie, gdzie Paweł szedł, czekała na niego grupa chrześcijan. Dzisiaj jest podobnie.
Jednym z wielkich przywilejów wynikających z faktu przynależności do Kościoła jest to, że niezależnie od tego, gdzie człowiek się udaje, nawet na odległych kontynentach znajdzie społeczność ludzi podobnie myślących, w której zostanie przyjęty. Człowiek należący do wielkiej rodziny chrześcijańskiej posiada znacznie więcej przyjaciół niż ktokolwiek inny na świecie.
Bardzo ciekawą postacią jest Agabus. Prorocy żydowscy w sytuacji, kiedy nie mogli wyrazić czegoś słowami, przedstawiali to w sposób obrazowy, najczęściej dramatyczny. Agabus posłużył się taką właśnie metodą, uprzedzając o niebezpieczeństwach. W Starym Testamencie spotykamy wiele przykładów podobnego postępowania proroków (Iz 20,3-4; Jr 13,1-11; 27,2; Ez 4; 5,1-4; 1 Krl 11,29-31).
Kompromis w Jerozolimie (21,17-26)
Z chwilą przybycia Pawła do Jerozolimy w zborze tamtejszym powstał problem. Starsi zboru przyjęli go radośnie widząc w jego pracy Boże działanie; ale niezależnie od tego rozchodziły się pogłoski, jakoby Paweł nakłaniał Żydów do odstępstwa od zasad wiary starotestamentowej i zwyczajów ich przodków. Tego Paweł nigdy nie czynił. Prawdą jest, że podkreślał, iż prawo żydowskie nie obowiązuje pogan, ale nigdy nie usiłował odciągnąć Żydów od ich tradycji. Starsi zboru znaleźli sposób, w jaki Paweł mógł dowieść ortodoksyjności swojej wiary i postępowania. W tym właśnie czasie czterech mężczyzn było w trakcie wykonywania ślubów Nazyreatu. Ślub taki czyniony był zwykle z wdzięczności Bogu za otrzymanie jakiegoś szczególnego błogosławieństwa lub wybawienia np. z choroby. Obejmował on powstrzymywanie się od spożywania mięsa i wina przez trzydzieści dni, podczas których nie wolno było strzyc włosów. Najprawdopodobniej w niektórych przypadkach przynajmniej ostatnie siedem dni należało przebywać wyłącznie na dziedzińcu świątyni. Przy końcu ślubu należało złożyć określone ofiary: rocznego baranka jako ofiarę za grzechy, barana jako ofiarę pokoju, koszyk przaśnego chleba, placek z najczystszej mąki, upieczony na oleju oraz ofiarę z mięsa i ofiarę z napoju. Ostatnim aktem było ścięcie włosów i spalenie na ołtarzu. Widzimy, że było to bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Trzeba było bowiem porzucić pracę, a wszystkie elementy ofiary musiały być zakupione. Dlatego też śluby te przekraczały możliwości wielu ludzi, którzy chcieliby je podjąć. Pokrycie kosztów ślubów osobie uboższej przez kogoś lepiej sytuowanego traktowane było jako wyraz szczególnej pobożności. Tak właśnie polecono uczynić Pawłowi w stosunku do czterech wymienionych mężczyzn, na co się on zgodził. Czyniąc tak mógł bowiem zademonstrować, że on sam przestrzega Zakonu. Nie ulega wątpliwości, że Paweł uczynił to niechętnie, wszak nie przywiązywał już wagi do takich rzeczy. Dowodzi to wielkości charakteru tego człowieka, który potrafił podporządkować swoje własne odczucia dobru Kościoła. Jest to przykład sytuacji, w której kompromis nie jest oznaką słabości, lecz siły.
Oszczercze oskarżenie (21,27-36)
Tak się złożyło, że kompromis Pawła doprowadził tylko do nieszczęścia. Był to czas Zielonych Świąt. W Jerozolimie znajdowało się wielu Żydów z różnych zakątków świata, a pośród nich także niektórzy z Azji. Niewątpliwie musieli oni wiedzieć, jak rozwijała się praca Pawła w Azji. Widzieli Pawła w mieście w obecności Trofima, którego najprawdopodobniej znali. Wypełniając ślubowanie Paweł musiał często bywać na dziedzińcu świątyni, co u Żydów wywoływało podejrzenie, że przyprowadzał ze sobą Trofima. Ten z kolei pochodził z pogan, a przestąpienie progu świątyni przez poganina uważane było za przestępstwo. Poganie mogli tylko odwiedzać specjalnie wydzielony dla nich przedsionek. Pomiędzy tą częścią a częścią wydzieloną dla kobiet znajdowała się bariera, na której umieszczono tablice z ostrzeżeniem, że nie-Żydom wstęp poza barierę, a także ogrodzenie okalającą świątynię wzbroniony; każdemu kto naruszy powyższy zakaz, niech będzie wiadomo, że sam ściąga na siebie karę śmierci. Nawet Rzymianie traktowali to tak poważnie, że zezwalali Żydom na wykonywanie kary śmierci za powyższe przestępstwo. W tej sytuacji Żydzi azjatyccy oskarżyli Pawła o łamanie prawa, obrazę narodu wybranego i profanację świątyni. Podburzyli oni tłum przeciwko Pawłowi. W północno-zachodniej części terenu, który należał do świątyni znajdowała się twierdza Antonii zbudowana przez Heroda Wielkiego. Podczas większych świąt, kiedy atmosfera stawała się bardzo napięta, twierdza obsadzana była załogą w sile kohorty liczącej tysiąc żołnierzy. Rzymianie zwracali szczególną uwagę na porządek w społeczeństwie. Zakłócenie porządku było niewybaczalnym przestępstwem, zarówno winnych, którzy je wywoływali, jak i komendanta, który do tego dopuścił. Tak więc komendant słysząc, co się dzieje, wyszedł spiesznie z twierdzy wraz ze strażą. W obawie o los Pawła musiał go aresztować i przykuć łańcuchami do dwóch żołnierzy. W całym tym zamieszaniu nie mógł wydobyć z rozszalałego tłumu żadnego konkretnego oskarżenia i ograniczył się tylko do przeprowadzenia Pawła poprzez tłum do koszar. Nigdy dotychczas Paweł nie był tak blisko śmierci, jak tutaj i tylko bezstronność władzy rzymskiej ocaliła mu życie.
W obliczu szalejącego tłumu (21,37-40)
Twierdza Antonia połączona była z zewnętrznymi przedsionkami Świątyni dwoma rzędami schodów po stronie północnej i zachodniej. W chwili gdy żołnierze z trudem torowali sobie drogę do schodów, by schronić się w koszarach, Paweł wystąpił z niecodzienną prośbą. Prosił dowódcę, by pozwolił mu przemówić do wzburzonego tłumu. Świadczyło to o jego rzeczywistej odwadze, a także o konsekwentnym trzymaniu się zasady patrzenia tłumowi w twarz. Dowódca zdziwił się bardzo słysząc poprawną grekę w ustach człowieka, którego tłum o mało nie zlinczował. Około roku 54 pojawił się w Jerozolimie pewien Egipcjanin. Prowadził on grupę ekstremistów w kierunku Góry Oliwnej głosząc, że mury Jerozolimy upadną przed nim. Rzymianie łatwo sobie poradzili z buntownikami, przywódca ich jednak zbiegł i dlatego komendant wziął Pawła za tego Egipcjanina. Członków tej grupy nazwano nożownikami. Zaliczali się oni do skrajnych nacjonalistów, a także wyrafinowanych morderców. Nosili sztylety ukryte pod płaszczami i mieszając się z tłumem dokonywali zamachów. Byli to ludzie bez skrupułów. Dowódca rzymski przypuszczał początkowo, że Paweł był jednym z nich. Ten jednak wyjaśnił im, kim jest. Upewniwszy się, że Paweł nie należy do wspomnianej grupy, pozwolił mu przemówić. Paweł zwrócił się do tłumu, gestem nakazał ciszę i w tym momencie tłum zamilkł. Żadne wydarzenie w Nowym Testamencie nie wykazuje tak wyraźnie mocy apostoła Pawła. Jeden gest uspokaja tłum, który wcześniej miał go zlinczować. W tym momencie przez Pawła objawiła się moc samego Boga.
Obrona Pawła (22,1-10)
Jesteśmy świadkami mowy obronnej, jaką Paweł wygłasza do tłumu, który nastaje na jego życie. Obrona ta jest spokojna, rzeczowa i poparta osobistym doświadczeniem, stanowiącym argument najtrudniejszy do odparcia. Właściwie zasady, na jakich Paweł skonstruował swoje przemówienie, stanowią paradoks. Podkreślił on mianowicie dwie rzeczy.
1. Swoją przynależność do ludzi, do których właśnie przemawiał. Urodził się jako Żyd i nigdy o tym nie zapomniał (patrz 2 Kor 11,22; Flp 3,4-5). Pochodził z Tarsu, dość znacznego w ówczesnym świecie miasta. Był to jeden z większych portów nad Morzem Śródziemnym, leżący u ujścia rzeki Cydnus i będący jednocześnie punktem końcowym traktu wiodącego znad dalekiego Eufratu poprzez całą Azję Mniejszą. Tars był także jednym z większych miast uniwersyteckich starożytnego świata. Ponadto Paweł był rabinem szkolonym przez samego Gamaliela, który zmarł zaledwie pięć lat wcześniej uznany za chwałę Zakonu. Od młodości był także zażartym prześladowcą chrześcijan. Wszystkie poruszone tu aspekty identyfikowały Pawła całkowicie z tłumem, do którego przemówienie to było skierowane.
2. Jednocześnie fragment ten, a tym bardziej następny, podkreśla różnice jakie występowały pomiędzy Pawłem, a słuchającymi go. Podstawową różnicą było to, że Paweł patrzył na Chrystusa jako zbawiciela wszystkich ludzi oraz Boga, który umiłował dusze wszystkich ludzi. W przeciwieństwie do tego słuchający Pawła znali Boga jako osobę miłującą jedynie naród żydowski i nikogo więcej. Paweł chciał zanieść wieść o Bogu całemu światu, Żydzi natomiast pragnęli zachować przywileje narodu wybranego wyłącznie dla siebie, a człowieka, który wynosił je poza te granice, traktowali jako grzesznika i bluźniercę. Ta różnica wynikała z tego, że Paweł spotkał się z Chrystusem twarzą w twarz. Cały problem związany jest bezpośrednio ze zrozumieniem słowa święty. Podstawowym znaczeniem słowa święty jest oddzielony, lecz oddzielenie to nie oznacza odseparowania się od życia. Oznaczało to jak gdyby oddelegowanie, poświęcenie dla wykonania specjalnego zadania. Paweł był więc w pewnym sensie jednym z tych, do których przemawiał, ale jednocześnie różnił się od nich. Pomimo tego, że pochodził z nich, Bóg oddzielił go i przeznaczył do wykonania specjalnego zadania. Podobnie dziś wygląda sprawa chrześcijanina. Żyje on i porusza się w świecie pośród ludzi, ale Bóg oddzielił go i przeznaczył do wykonania specjalnego zadania. Możemy więc powiedzieć, że jest on podobny do swojego otoczenia, a jednocześnie wyróżnia się spośród niego.
Dalszy ciąg opowiadania Pawła (22,11-21)
Jeszcze raz Paweł podkreśla tu swój związek ze słuchającymi. Ananiasz, który przyjął go w Damaszku, był pobożnym Żydem, znanym jako człowiek dobry. Paweł ciągle podkreśla fakt, że nie jest on odstępcą; posłannictwem jego nie jest niszczenie zasad wiary starozakonnej, lecz jej wypełnienie. Spotykamy się tu z przykładem doskonałej narracji Łukasza. Czytając 9 rozdziałów Dziejów Apostolskich i 1 rozdział Listu do Galacjan, zauważamy, że powrót Pawła do Jerozolimy miał miejsce trzy lata po jego wizycie w Arabii i nawróceniu w Damaszku. Poprzednio z 9 rozdziałów Dziejów Apostolskich dowiedzieliśmy się, że opuścił Jerozolimę z obawy przed rozwścieczonymi Żydami, tu natomiast czytamy, że stało się to na skutek wizji. Nie ma tu jednak istotnej sprzeczności, jest to to samo wydarzenie przedstawione z dwóch różnych punktów widzenia. Paweł ze swojej strony sugeruje, że nie chciał opuścić Żydów. Po otrzymaniu od Boga takiego rozkazu usiłował oponować. Twierdził, że jego przeszłość i radykalna zmiana była dodatkowym atutem w zwiastowaniu Żydom. Ale Bóg powiedział: Nie. Żydzi nie będą słuchać, musisz iść do pogan. Występuje tu pewnego rodzaju porównanie; podobnie jak jego Mistrz, Paweł przyszedł do swoich, lecz swoi go nie przyjęli (J 1,11). Mówił on dosłownie: miałem dla was bezcenny dar, ale nie przyjęliście go, został więc ofiarowany poganom. A więc to nie on nienawidził swoich i usiłował ich zniszczyć, lecz oni znienawidzili go i odrzucili.
Wiersz 14 można potraktować jako dewizę życia nie tylko dla Pawła, ale każdego chrześcijanina. Zawiera on trzy myśli:
1. Abyś poznał wolę Boga. Poznanie woli Bożej oraz podporządkowanie się jej jest podstawowym celem chrześcijanina.
2. Abyś oglądał sprawiedliwego. Celem życia chrześcijańskiego jest też codzienne chodzenie w obecności Zmartwychwstałego Pana. Chrześcijanin powinien ciągle mówić: Panie, chciałbym ujrzeć Jezusa.
3. Abyś słyszał głos z ust Jego. O jednym z wielkich kaznodziei mówiono, że w czasie kazania przerywał co pewien czas, jak gdyby nasłuchując jakiegoś głosu. Chrześcijanin spośród wszystkich głosów dochodzących z otoczenia musi wychwycić ten jeden głos Boga, pouczający go, dokąd ma pójść i co czynić.
Zawzięci wrogowie (22,22-30)
Wypowiedzenie przez Pawła słowa: „poganie” powtórnie wprawiło tłum we wściekłość. Żydzi nie mieli nic przeciwko temu, że poganom głoszona jest Ewangelia, nie mogli jednak pogodzić się z tym, że ofiarowano im również przywileje narodu wybranego bez nawrócenia się na żydostwo oraz przyjęcia Zakonu i zwyczaju obrzezania. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Paweł głosił poganom zasady judaizmu, ponieważ jednak treścią jego posłannictwa była łaska będąca istotą chrześcijaństwa, słuchacze ostro na to zareagowali. Swoją złość wyrażali zgodnie ze zwyczajem ludzi Wschodu. Głośno krzycząc rzucali w powietrze swoje szaty oraz proch uliczny.
Rzymski dowódca nie znał języka aramejskiego i nie rozumiał treści przemówienia Pawła, ale jednego był pewien: nie wolno mu było dopuścić do rozruchów i każdego, kto usiłował wywołać zamieszanie, musiał natychmiast zatrzymać. Postanowił przesłuchać Pawła podczas biczowania. Nie była to kara, a jedynie najskuteczniejszy sposób wydobycia z przesłuchiwanego całej prawdy lub przyznania się do winy. Bicz składał się z rzemieni, do których w regularnych odstępach przymocowane były kawałki ostrych kości i ołowiu. Niewielu ludziom udało się przetrzymać biczowanie przy zdrowych zmysłach, a wielu w ogóle nie przeżyło. Więźnia, który miał być poddany biczowaniu, przywiązywano rzemieniami do specjalnego pala tak, by palce jego były zgięte i szczególnie wystawione na uderzenia. W tej sytuacji Paweł zarzucił dowódcy, że postępuje bezprawnie w stosunku do obywatela rzymskiego. Zgodnie ze słowami Cycerona związanie Rzymianina jest czynem niezgodnym, bicie go jest zbrodnią, a zamordowanie jest prawie tak ciężkim przestępstwem, jak pozbawienie życia własnego ojca. Tak więc Paweł wyjawił swoje obywatelstwo, co przeraziło dowódcę. Paweł nie tylko był Rzymianinem, ale także był nim od urodzenia, podczas gdy rzymski dowódca musiał nabyć swoje obywatelstwo za pieniądze. Wiedział on, że takie postępowanie stawiałoby go niechybnie przed sądem wojskowym, co pociągnęłoby za sobą jego degradację, a możliwe, że i egzekucję. Uwolnił Pawła z więzów i postanowił skonfrontować go z Sanhedrynem w celu dowiedzenia się przyczyny sporu.
W życiu apostoła Pawła miały miejsce wydarzenia, w obliczu których postanowił skorzystać z przysługujących mu praw, nie czynił jednak tego dla własnej korzyści. Był świadomy tego, że nie wypełnił jeszcze do końca swego posłannictwa, wiedział, że nie powinien szukać cierpień bez potrzeby ani też bez potrzeby tracić życia. Był człowiekiem, który chętnie oddałby życie za Chrystusa, a jednocześnie był zbyt mądry, żeby oddać je lekkomyślnie.
Strategia Pawła (23,1-10)
Zachowanie się Pawła przed Sanhedrynem można by określić jako zuchwałe albo brawurowe; można je przyrównać do postępowania człowieka, który z pełną świadomością pali za sobą mosty. Już pierwsze jego słowa zabrzmiały jako wyzwanie. Poprzez zwrócenie sie do Sanhedrynu słowem „bracia” dał do zrozumienia, że mówi z ludźmi równymi sobie, podczas gdy normalnym zwrotem używanym w tym wypadku było „Władcy ludu i starsi Izraela”. Najstarszy kapłan rozkazał uderzyć Pawła w twarz, co nie było zgodne z prawem. Zakon mówi bowiem: Ten, kto uderzy w policzek Izraelitę, postępuje tak, jakby godził w chwałę Bożą, i ten, kto uderza człowieka, uderza Najwyższego.” Dlatego też Paweł zareagował gwałtownie nazywając kapłana ścianą pobielaną. W Izraelu istniał zwyczaj malowania grobów na biało w celu zwrócenia na nie uwagi, by nikt nawet przez pomyłkę ich nie dotknął. Dotknięcie zmarłego czyniło Izraelitę nieczystym. Tak więc Paweł porównał najwyższego kapłana do grobu pobielanego. Złorzeczenie ludziom sprawującym władzę było właściwie zbrodnią (2 Mjż 22,28). Paweł doskonale wiedział, że stoi przed najwyższym kapłanem Ananiaszem. Ale Ananiasz był człowiekiem o złej opinii. Znano go jako żarłoka, złodzieja, łupieżcę, a także zdrajcę na rzecz rzymskich okupantów. Odpowiedź Pawła mogła więc być odczytana następująco: Nigdy nie przypuszczałem, że taki człowiek może piastować urząd najwyższego kapłana w Izraelu. Następnie Paweł powiedział coś, co musiało wywołać burzę w Sanhedrynie. W skład Rady Najwyższej wchodziły dwie partie, faryzeusze i saduceusze. Ich wiara opierała się na różnych zasadach. Faryzeusze wierzyli we wszystkie szczegóły Zakonu przekazywane ustnie, saduceusze akceptowali tylko prawo pisane. Faryzeusze wierzyli w przeznaczenie, saduceusze w wolną wolę. Pierwsi uznawali anioły i duchy, drudzy zaś nie. Nade wszystko zaś faryzeusze wierzyli w zmartwychwstanie, czemu saduceusze zaprzeczali. Tak więc Paweł przyznał się, że jest faryzeuszem i że został oskarżony, ponieważ głosił nadzieję zmartwychwstania. Sanhedryn podzielił się na dwa obozy. Gwałtowna kłótnia, jaka się wywiązała, o mało nie doprowadziła do śmierci Pawła. Dowódca rzymski musiał odprowadzić go z powrotem do koszar, by uratować mu życie. Ale Paweł nie zrezygnuje z walki.
Wykrycie spisku (23,11-24)
W przeczytanym urywku zauważamy dwie rzeczy. Po pierwsze widzimy, jak daleko Żydzi gotowi byli posunąć się, żeby zgładzić Pawła. W pewnych szczególnych okolicznościach traktowali oni morderstwo jako uczynek nie wykraczający poza prawo. Tak więc uważali za zupełnie słuszne i uzasadnione zgładzenie człowieka, który stanowił zagrożenie moralności i porządku publicznego. Z tego też powodu czterdziestu ludzi związało się przysięgą. Taka przysięga zwana była cherem. Brzmiała ona następująco: niech Bóg mnie przeklnie, jeżeli tego nie uczynię. Ludzie ci zaprzysięgali głodówkę oraz poddanie się klątwie Bożej aż do czasu zgładzenia Pawła. Na szczęście plany ich zostały odkryte i udaremnione przez siostrzeńca Pawła.
Po drugie widzimy, jak daleko skłonni byli posunąć się Rzymianie dla zapewnienia sprawiedliwości. Paweł był więźniem, na którym ciążyło oskarżenie, ale jednocześnie był obywatelem rzymskim i dlatego dowódca oddelegował duży oddział w celu zapewnienia mu bezpiecznej podróży do Cezarei, gdzie namiestnik Feliks miał ponownie rozstrzygnąć tę sprawę. Bardzo ciekawy jest tu kontrast pomiędzy rozhisteryzowanymi, fanatycznymi i nienawistnymi Żydami, ludźmi, którzy kiedyś byli wybrani przez Boga, a chłodną i bezstronną sprawiedliwością rzymskiego dowódcy, który w czasach Żydów był po prostu poganinem.
List dowódcy (23,25-35)
Siedzibą rzymskich władz była Cezarea, a nie Jerozolima. Władcy zwykle rezydowali w Pretorium, którym w Cezarei był pałac zbudowany przez Heroda Wielkiego. Cezarea była celem podróży oddziału eskortującego Pawła. Dowódca oddziału wiózł list, w którym Klaudiusz Lizjasz w bezstronny, obiektywny sposób donosił o okolicznościach uwięzienia Pawła. Odległość z Jerozolimy do Cezarei wynosiła 60 mil, Antipatris zaś znajdowało się 25 mil od Cezarei. Począwszy od Jerozolimy aż do Antipatris kraina była zamieszkała przez Żydów i bardzo niebezpieczna. Dalej natomiast kraj był w większości zamieszkały przez pogan, również niezbyt dogodny do jakichkolwiek zasadzek. Tak więc w Antipatris pozostała główna siła oddziału, kawaleria zaś podążała dalej jako wystarczająca eskorta. Funkcje namiestnika rzymskiego, do którego prowadzono Pawła, sprawował wówczas Feliks. Feliks sprawował wówczas władzę w Judei przez pięć lat, a dwa lata wcześniej trafił do Samarii. Na dwa lata przed ukończeniem służby został zwolniony z zajmowanego stanowiska. Feliks urodził się jako niewolnik. Jego brat Pallas był ulubieńcem Nerona. Wskutek wpływów brata Feliks wpierw został podniesiony do rangi człowieka wolnego, a następnie namiestnika cesarskiego. Był on pierwszym niewolnikiem w historii Rzymu, pełniącym funkcje namiestnika w okupowanej prowincji. Rzymski historyk Tacyt pisze o nim w następujący sposób: dostąpił zaszczytów królewskich, lecz w duchu pozostał niewolnikiem. Feliks był kolejno mężem trzech księżniczek. Pierwsza jego żona była nieznana, drugą była córka Antoniusza i Kleopatry, trzecią zaś Druzylla, córka Heroda Pierwszego. Był człowiekiem całkowicie pozbawionym skrupułów, zdolnym nawet do wynajęcia morderców do zgładzenia najbliższych współpracowników. Przed takim człowiekiem miał stanąć Paweł.
Pochlebstwa i fałszywe zarzuty (24,1-9)
Tertullus rozpoczął swoje oskarżenie od kłamliwych pochlebstw. Zarówno on, jak i ten, do którego słowa te były adresowane, dobrze wiedzieli, że nie było w tym ani słowa prawdy. Następnie przeszedł do omawiania faktów, które były równie dalekie od prawdy. Stwierdził, że Żydzi zatrzymali Pawła, podczas gdy scena w świątyni przypominała raczej lincz niż zatrzymanie. Zarzuty, jakie wytoczył on przeciwko Pawłowi, dobrane były w wyrafinowany sposób. Postulowały one naruszenie trzech zasad prawnych.
1. Przedstawił Pawła jako podżegacza zakłócającego spokój, stawiając go w rzędzie rebeliantów, którzy ciągle pobudzali bardziej radykalne warstwy społeczne do gwałtownych wystąpień. Tertullus wiedział dobrze, że naruszenie porządku publicznego było występkiem, którego tolerancyjni Rzymianie z całą pewnością nie wybaczą. Tak wielkie imperium nie mogło pozwolić na tolerowanie rozruchów, gdyż każda iskra mogła rozniecić pożar. Tertullus zdawał sobie sprawę z tego, że podawane fakty są nieprawdziwe, wiedział również, że jest to najbardziej obciążający zarzut.
2. Przedstawił Pawła jako przywódcę sekty nazarejczyków, stawiając go w rzędzie zwolenników ruchu mesjanistycznego. Rzymianie dobrze wiedzieli, jak ogromne spustoszenie mógł wywołać fałszywy mesjasz pobudzając ludzi do fanatycznych powstań, których nie można było stłumić bez rozlewu krwi. W tym wypadku Rzymianie ponownie nie mogli pozostać obojętni wobec takiego zarzutu. Podobnie i tym razem Tertullus kłamał, ale wiedział, że zarzut będzie skuteczny.
3. Paweł zbezcześcił świątynię. Kapłani należeli do partii saduceuszy, która współpracowała z okupantem. Zbezcześcić świątynię oznaczało tyle samo, co naruszyć prawa kapłanów, a w tym przypadku, jak przypuszczał Tertullus, Rzymianie będą popierać partię saduceuszy. Tak przygotowane oskarżenie należało do najbardziej niebezpiecznych, chociaż składało się z faktów przekręconych, fałszywie zinterpretowanych, bądź też zupełnie zmyślonych.
Obrona Pawła przed Feliksem (24,10-21)
Rozpoczynając od zdania: „Pewni Żydzi w Azji...”, myśli wyrażane przez Pawła układają się w niezbyt logiczny sposób. Zaczyna on mówić o konkretnej sytuacji i nie wyjaśniając do końca przeskakuje do innego tematu, przez co zdania te są od siebie całkowicie oderwane. Ale właśnie to oderwanie pokazuje z całą jaskrawością napięcie, jakie towarzyszyło opisywanej scenie. Mowa obronna Pawła to mowa człowieka o całkowicie czystym sumieniu. Polegała ona po prostu na stwierdzeniu faktów. Tragizm sytuacji polegał na tym, że został zaaresztowany właśnie w czasie, gdy przyniósł swojemu narodowi jałmużny ze zborów azjatyckich oraz skrupulatnie wypełniał żydowskie prawo. Jedną z piękniejszych cech charakteru Pawła jest to, że kiedy mówi we własnej obronie czyni to z siłą, a nawet oburzeniem, ale bez litowania się nad sobą, bez goryczy, co właściwie byłoby zupełnie normalne w przypadku człowieka, którego najlepsze intencje zostały tak okrutnie wypaczone i niewłaściwie przyjęte.
Paweł i namiestnik (24,22-27)
Feliks nie zachowywał się nieuprzejmie w stosunku do Pawła, jednak w serce jego wkradł się lęk po rozmowach z Pawłem i napomnieniach, których ten mu udzielił. Feliks słuchał Pawła wraz ze swoją żoną Druzyllą. Jak już dowiedzieliśmy się, była ona córką Heroda Agryppy Pierwszego. Wcześniej wyszła za mąż za króla Emessy, Azizusa, jednak Feliks korzystając z pomocy magika zwanego Hanosem uwiódł ją i nakłonił do małżeństwa. Naturalny wydaje się w tym kontekście fakt, że Feliks poczuł się zagrożony słysząc od Pawła o jednoznacznych wymaganiach Bożych w zakresie moralności. Paweł przebywał w więzieniu przez dwa lata, w czasie których Feliks często nadużywał swojej władzy, do momentu usunięcia z zajmowanego stanowiska. Cezarea była miastem ciągłych sporów, ponieważ zamieszkiwali ją Żydzi i Grecy zwalczający się nawzajem. Pewnego razu wybuchły gwałtowne starcia, w których Żydzi zaczęli przeważać. Feliks natychmiast wysłał oddziały żołnierzy na pomoc Grekom. Zginęło przy tym wiele tysięcy Żydów, a żołnierze złupili i splądrowali domy najbogatszych. Żydzi skorzystali w tym przypadku ze zwykłego prawa przysługującego mieszkańcom okupowanych przez Rzymian prowincji. Tłumaczy to fakt pozostawienia Pawła w więzieniu. Feliks chciał w ten sposób przypodobać się Żydom, ale nic przez to nie osiągnął. Został zdymisjonowany i jedynie wpływy jego brata Pallasa ocaliły go przed egzekucją. Tak więc Feliks schodzi z kart historii jako człowiek okryty niesławą. Podobnie z Nowego Testamentu dowiadujemy się o ostatnim akcie jego niesprawiedliwości. Pozostawił Pawła w więzieniu tylko po to, aby przypodobać się Żydom, chociaż wiedział, że należało go uwolnić.
Apeluję do cezara (25,1-12)
Festus był innym człowiekiem niż Feliks. Wiemy o nim bardzo mało, ale wiadomości które przetrwały świadczą o tym, że był sprawiedliwy i prawy. Zmarł zaledwie po dwóch latach sprawowania władzy, lecz imię jego pozostało nieskażone. Żydzi próbowali nakłonić go do sprowadzenia Pawła do Jerozolimy przygotowując po drodze zamach na jego życie. Feliks jednakże był Rzymianinem o dużym poczuciu sprawiedliwości, polecił więc oskarżycielom, by sami przybyli do Cezarei i tam przedłożyli sprawę. Z odpowiedzi Pawła możemy wywnioskować, że było to oskarżenie fałszywe i szczególnie złośliwe. Oskarżali go o herezję, splugawienie świątyni i wystąpienie przeciwko prawu rzymskiemu. Jeżeli spojrzymy z ich punktu widzenia, to pierwszy z tych zarzutów był prawdziwy, jednakże dwa pozostałe były kłamstwami spreparowanymi rozmyślnie. Festus wystąpił w tym przypadku z kompromisowym rozwiązaniem, nie chciał bowiem zdecydowanie przeciwstawiać się Żydom już w pierwszych dniach sprawowania władzy. Zaoferował Pawłowi obronę wobec oskarżycieli w Jerozolimie, podczas której on czuwałby nad zachowaniem porządku. Paweł jednakże zdawał sobie sprawę z tego, że w tym przypadku nikt nie zdołałby zapewnić porządku i podjął poważną decyzję. W Imperium Rzymskim każdy obywatel miał prawo odwołać się bezpośrednio do cesarza w przypadku, gdy sąd okręgowy potraktował go niezgodnie z prawem. Prawa tego pozbawieni byli jedynie mordercy, piraci i bandyci przyłapani na przestępstwach. W pozostałych wypadkach orzeczenie sądu było zawieszone, a odwołujący miał obowiązek stawienia się w Rzymie i oczekiwania na osobistą decyzję cesarza. Tak więc słowa Pawła „odwołuję się do Cezara” rozstrzygnęły sprawę. Festus nie miał wiele do powiedzenia, odwołanie to było zgodne z prawem. W taki oto sposób, w warunkach daleko innych od tych, jakie sobie wymarzył Paweł, uczynił pierwszy krok na drodze, która miała zaprowadzić go do Rzymu.
Festus i Agryppa (25,13-21)
Agryppa był królem małej prowincji w Palestynie, której terytorium obejmowało Galileę i Pereę, przy czym był zupełnie świadomy, że nawet to maleńkie terytorium otrzymał z łaski Rzymian. Rzymianie ustanowili go królem, ale równie szybko mogli go pozbawić tego zaszczytu. Dlatego też, zgodnie z przyjętym zwyczajem, składał kurtuazyjną wizytę każdemu nowo przybyłemu namiestnikowi rzymskiemu. Berenika była siostrą Druzylli, żony Feliksa, a także siostrą samego Agryppy. Festus wiedział, że Agryppa posiada dokładną znajomość zasad żydowskiej wiary, nie było więc nic nienaturalnego w tym, że zaproponował mu przedyskutowanie sprawy Pawła. Złożył królowi bezstronne sprawozdanie z przebiegu wypadków, po czym polecił zawołać Pawła, żeby usłyszeć jego osobistą relację.
W Ew. Mateusza 10,18 Jezus powiedział: „I z mego powodu zawiodą was przed namiestników i królów”. W tym momencie sprawdziły się słowa cytowanego proroctwa, lecz wkrótce miała się wypełnić całkowicie obietnica pomocy zawarta w Ew. Mateusza 10,19.
Festus przygotowuje raport (25,22-27)
Dla Festusa problem nie był łatwy. Jeżeli ktoś odwołując się do cesarza został wysłany do Rzymu, to zgodnie z prawem należało dostarczyć pisemne sprawozdanie z przebiegu wypadków oraz akt oskarżenia. Trudność polegała na tym, że Festus nie mógł dopatrzyć się wystarczających podstaw. Całe to spotkanie zorganizowane zostało w celu znalezienia potrzebnych dowodów oskarżenia. W całym Nowym Testamencie trudno jest znaleźć równie dramatyczną scenę. Spotkanie było bowiem bardzo okazałe. Przybyli Agryppa i Berenika przyodziani w purpurowe szaty królewskie z wszelkimi insygniami władzy. Niewątpliwie również Festus dla podkreślenia powagi chwili przywdział szatę szkarłatną, jaką zwykle nosili namiestnicy podczas oficjalnych wystąpień. W pobliżu stał orszak przyboczny króla Agryppy oraz ważniejsze osobistości spośród Żydów, Festus natomiast zebrał przy sobie dowódców pięciu podległych mu kohort stacjonujących w Cezarei. Obecna również była straż honorowa złożona z rosłych rzymskich legionistów. W taką scenerię wkroczył Paweł, niepozorny żydowski rzemieślnik zajmujący się wyrobem namiotów; zakuty był w łańcuchy, jednak kiedy tylko zabrał głos, okazało się, że to właśnie on dominuje w całym tym zgromadzeniu. Istnieją ludzie o których można powiedzieć, że posiadają moc. Człowiek, który poznał Chrystusa, przy którego boku stoi Bóg, poznał również tajemnicę mocy. Dlaczego więc miałby się on bać kogokolwiek?
Człowiek zmieniony przez Chrystusa (26,1-11)
Niezwykłą cechą wielkich ludzi Nowego Testamentu było to, że nigdy nie bali się mówić, kim byli przed przyjęciem Chrystusa. W tym fragmencie Paweł w obecności króla odważnie i otwarcie przyznaje, że niegdyś usiłował wymazać imię Chrystusa z umysłów ludzkich i wytępić chrześcijan. Podobną postawę wykazał wielki ewangelista Bronlow North, który był nawróconym człowiekiem. Przed nawróceniem się prowadził niemoralny tryb życia. Pewnego dnia przed rozpoczęciem kazania w kościele w Aberdeen otrzymał list, którego nadawca informował, że wie o pewnym niecnym czynie z przeszłości kaznodziei. Zagroził również, że przerwie nabożeństwo i poinformuje zebranych o tym grzechu, jeżeli North będzie przemawiał. Ewangelista wziął list, wszedł na kazalnicę i odczytał przed zborem. Opowiedział o grzechu, którego się kiedyś dopuścił i przyznał, że oskarżenie jest prawdziwe, jednak oświadczył, że Chrystus odmienił jego życie i może On uczynić to samo z każdym z obecnych. Ujawnienie własnych grzechów wykorzystał dla ukazania mocy Chrystusa. Denney często powtarzał, że największym zadaniem chrześcijaństwa jest przekształcenie ludzi złych na ludzi dobrych. Wielcy chrześcijanie nigdy nie obawiali się wskazać na siebie jako na żywe przykłady działania mocy Chrystusowej. Dla nich Ewangelia nie była tylko czystą retoryką ani też formą intelektualnych spekulacji; była mocą zbawiającą. Prawdą jest, że żaden człowiek nie może sam siebie zmienić, ale prawdą też jest, że Chrystus może zmienić człowieka.
Na podstawie tego fragmentu zauważamy, że w centrum poselstwa apostoła Pawła jest wiara w zmartwychwstanie. Nie składał świadectwa o kimś, kto po prostu żył i umarł, lecz o kimś, kto jest obecny i zawsze żywy. Dla Pawła każdy dzień życia był Świętem Zmartwychwstania.
Oddanie się w służbę (26,12-18)
Warto przyjrzeć się kilku faktom zawartym w świadectwie Pawła.
1. Greckie słowo apostolos znaczy dosłownie człowiek posłany. Na przykład ambasadora wysłanego do innego kraju możemy nazwać apostołem. Interesujące jest, że również wysłannik Sanhedrynu nazwany był apostołem Sanhedrynu. Tak więc widzimy, że Paweł wyruszył w podróż jako apostoł Sanhedrynu, a zakończył jako apostoł Chrystusa.
2. Dowiadujemy się, że Paweł kontynuował swą podróż w południe. Zgodnie ze zwyczajami panującymi na Wschodzie podróżny zwykle odpoczywał w czasie upalnych godzin południowych, chyba że przynaglały go jakieś niezwykle ważne sprawy. Widzimy więc, że Paweł z wielką gorliwością spieszył do Damaszku, żeby zniszczyć chrześcijan. Zapewne w ten sposób chciał uciszyć powracające wątpliwości.
3. Zmartwychwstały Chrystus mówi o Pawle, że trudno mu przeciw ościeniowi wierzgać. W tamtych czasach, gdy młody wół zaprzęgany był po raz pierwszy do jarzma, miotał się i usiłował je zrzucić. W czasie orki oracz jedną ręką prowadził pług, drugą ręką trzymał ostry kij tuż przy nogach wołu. Kopiąc zwierzę narażało się na ukłucia. Przy zaprzęganiu go do wozu na przodzie umieszczano poprzeczną belkę najeżoną zaostrzonymi kołkami, które raniąc poskramiały zwierzę. W ten bolesny sposób młody wół uczył się chodzić posłusznie w jarzmie. Podobnie trudną lekcję odebrał Paweł. Wiersze 17 i 18 opisują w skrócie wszystko to, co Chrystus czyni dla człowieka.
a) Otwiera mu oczy. Z chwilą gdy człowiek przyjmie Chrystusa do swego życia zyskuje nową perspektywę widzenia. Oczy, które widziały tylko ziemię, nagle ujrzały chwałę Niebios. Wpatrzony w siebie człowiek nagle zaczyna patrzeć z miłością na innych.
b) Wyprowadza go z ciemności na światłość. Przed spotkaniem z Chrystusem człowiek jest jak gdyby zwrócony w niewłaściwą stronę, stojąc tyłem do światła chodzi w ciemności. Po nawróceniu zwrócony jest twarzą do światła i droga przed nim jest jasna.
c) Przenosi go sprzed władzy szatana pod władzę Boga. O ile kiedyś był w mocy zła i niewolnikiem grzechu, to teraz jest dzieckiem Bożym, wyposażonym w moc zwyciężania i czynienia dobra.
d) Daje mu przebaczenie grzechów i udział w społeczności świętych. Jeśli chodzi o przeszłość, to kara za grzech zostaje darowana, i człowiek wkracza w przyszłość odnowiony i oczyszczony. Człowiek zostaje wyzwolony od strachu przed konsekwencjami dawnego życia i od obawy o to, co go czeka.
Wezwanie do pokuty (26,19-23)
Fragment ten w przejrzysty sposób przedstawia streszczenie całej głoszonej przez Pawła nauki.
1. Nawoływał on ludzi do pokuty. Greckie słowo pokutować w dosłownym tłumaczeniu oznacza zmienić zdanie. Wyraża ono konieczność zrozumienia, że dotychczasowe życie było złe, oraz konieczność rozpoczęcia nowego życia, w którym panowałby zupełnie inny system wartości i zasad. Pokuta to uświadomienie sobie, że życie musi zostać zmienione. Składają się na nią dwie rzeczy. Po pierwsze uczucie głębokiego żalu, z powodu całego dotychczasowego życia i postępków. Po drugie, obejmuje ona głębokie przekonanie, że Bóg zmienił życie i postanowienie poddania się Jego działaniu. Oznacza to zerwanie z przeszłością i poddanie się Bogu.
2. Nawoływał ludzi do nawrócenia się do Boga. Bardzo często odwracamy się plecami do Boga. Może to nastąpić w wyniku lekkomyślności lub w wyniku rozmyślnego odejścia od Boga. Niezależnie jednak jak to się stało, nawrócenie oznacza spojrzenie na Boga w taki sposób, że Bóg, o którym zapomnieliśmy lub którego usunęliśmy z naszego życia, zaczyna wypełniać nasze myśli i panuje nad naszym życiem. Bóg, który dotychczas był dla nas niczym, staje się Bogiem, który jest wszystkim.
3. Nawoływał ludzi do spełniania uczynków godnych upamiętania. Dowodem pokuty i nawrócenia do Boga jest nowy styl życia. Pamiętajmy jednak, że dobre uczynki to nowa jakość życia, nie wypływająca z przyjęcia nowego zbioru zakazów i nakazów, nad przestrzeganiem których czuwa sędzia; są one skutkiem miłości. Rodzą się one z uświadomienia sobie miłości Bożej w Jezusie Chrystusie. Człowiek, który poznał miłość Bożą powie: „Nie mogę pozostać takim, jakim jestem, muszę zrobić wszystko, aby go nie zawieść”. Człowiek teraz już wie, że grzesząc nie tylko przestępuje Boże Prawo, ale także rani Boże serce.
Reakcja króla (26,24-31)
W tym fragmencie ważne są nie tyle wypowiedzi poszczególnych osób, ile towarzysząca im atmosfera. Paweł stoi przed królem zakuty w łańcuchy. Jest więźniem. Wyczuwa się jednak, że to właśnie on jest postacią dominującą. Festus nie rozmawia z nim jako z przestępcą. Niewątpliwie zna przeszłość Pawła, że był wykształconym nauczycielem, musiał widzieć celę Pawła zarzuconą zwojami pergaminów, najwcześniejszych pism chrześcijańskich. Nie traktuje Pawła jako przestępcy, w najgorszym przypadku uważa go za człowieka niezrównoważonego umysłowo z powodu zbyt wielkiej wiedzy. Spójrzmy teraz na Agryppę. Kiedy Paweł zwraca się do niego, odnosi się wrażenie, że to król jest sądzony, a nie więzień. W końcowej scenie widzimy grupę zakłopotanych ludzi, którzy nie mogą znaleźć żadnego istotnego powodu, dla którego Paweł miałby być sądzony w Rzymie lub gdziekolwiek indziej. Cały ten incydent jest wyraźnym przykładem siły osobowości Pawła. Jest w nim moc, która sprawia, że nawet w takiej sytuacji dominuje nad innymi. W języku greckim słowo oznaczające moc Bożą brzmi dunamis. Z tego słowa pochodzi nazwa dynamit. Człowiek, który posiada w sercu Chrystusa i wie, że Zmartwychwstały jest u jego boku, nie musi się bać nikogo. Splendor i moc władzy ludzkiej bledną przy człowieku, przez którego działa moc Boża.
Początek ostatniej podróży (27,1-8)
Paweł wsiada na statek, by rozpocząć swą ostatnią podróż. Domyślamy się, że dwie rzeczy podniosły go przy tym na duchu. Jedną z nich była uprzejmość, jaką w czasie podróży okazywał mu rzymski setnik. Poświęcał mu przy tym dużo uwagi, co wskazywało raczej na więcej niż zwykłą kurtuazję. Niektóre tłumaczenia Biblii podają, że setnik był żołnierzem kohorty augustiańskiej. Możliwe, że był to specjalny oddział, który spełniał funkcje łącznika między Cesarzem i prowincjami. O ile tak właśnie było, to Juliusz musiał być człowiekiem o wielkim doświadczeniu, a także nieskazitelnej przeszłości. Bardzo możliwe, że w chwili gdy Paweł i Juliusz stali naprzeciwko siebie, wówczas jeden nieustraszony człowiek rozpoznał godnego siebie towarzysza. Drugą okolicznością, która podnosiła na duchu Pawła, było zapewne oddanie Arystarcha. Istnieją pewne przesłanki, które świadczą o tym, że Arystarch, chcąc towarzyszyć Pawłowi w podróży, miał tylko jedną drogę do wyboru. Musiał podać, że jest niewolnikiem Pawła. Prawdopodobnie Arystarch wybrał chętniej niewolniczą służbę u Pawła aniżeli rozstanie. Jest to chyba dowód największego poświęcenia.
Na początku żeglugi okręt zawinął do Sydonu. Następnie celem podróży była Mira, jednak tu żegluga okazała się trudna. O tej porze roku najczęściej wiał wiatr zachodni, toteż mogli oni dopłynąć do Miry jedynie pod osłoną Cypru, podążając zygzakowatym kursem wzdłuż wybrzeża. Na miejscu znaleźli okręt zdążający z Aleksandrii do Rzymu, najprawdopodobniej wiózł on zboże z Egiptu pełniącego wówczas rolę spichlerza Rzymu. Patrząc na mapę widzimy, jak długa była to droga. Najprostszy kurs do Rzymu prowadziłby przez Morze Egejskie, jednakże silne zachodnie wiatry umożliwiały taką żeglugę i po wielu dniach zmagań z wiatrem okręt musiał schronić się za wybrzeżem Krety i zacumować w małym porcie zwanym Piękne Przystanie.
Niebezpieczeństwo na morzu (27,9-20)
Z pewnością Paweł był najbardziej doświadczonym podróżnikiem spośród pasażerów statku. Dzień postu, o którym czytamy, to żydowski Dzień Pokuty. Przypadał on w pierwszej połowie października. Zgodnie z ówczesną praktyką nawigacyjną żegluga w okresie późniejszym niż wrzesień uznawana była za niebezpieczną, a począwszy od listopada za wręcz niemożliwą. Należy przy tym pamiętać, że dawne okręty nie były wyposażone w sekstanty i kompasy, i przy całkowitym zachmurzeniu były pozbawione jakichkolwiek środków do określenia położenia. Paweł doradzał pozostanie przez zimę w Pięknych Przystaniach. Wiemy, że okręt wiózł zboże z Aleksandrii. Właściciel posiadał najprawdopodobniej kontrakt na dostawę ładunku do Rzymu. Ostatnie słowo miał w tym wypadku setnik, który był najstarszym rangą oficerem na statku. Interesujący wydaje się być fakt, że w naradzie jaka miała miejsce w opisanej sytuacji, mógł wypowiedzieć się również Paweł pomimo tego, że był więźniem. Piękne Przystanie nie były jednak wygodnym portem, ani też nie leżały w pobliżu żadnego większego miasta, gdzie załoga mogłaby spędzić zimę. Setnik odrzucił więc radę Pawła i przychylił się do głosu właściciela okrętu, by płynąć dalej wzdłuż wybrzeża do Feniksu, większego miasta i bardziej uczęszczanego portu. Nieoczekiwany wiatr południowy sprawił, że plany te wydały się zupełnie realne. Wtedy nagle przyszedł gwałtowny wiatr z północnego wschodu. Był to silny sztorm, tym bardziej niebezpieczny, że groził zniesieniem na mielizny Syrty. Mielizny te znajdowały się u północnych wybrzeży Afryki i były niejako zbiorową mogiłą okrętów. Do tego czasu udało im się wyciągnąć na pokład łódź ratunkową, holowaną na linie za rufą okrętu, żeby nie zatonęła lub nie rozbiła się o burtę. Musieli jednak wyrzucić wszystkie zbędne przedmioty w celu zmniejszenia ciężaru statku. Pozbawieni wokół gwiazd lub słońca nie potrafili określić własnego położenia, przez co strach przed mieliznami Syrty odebrał im wszelką nadzieję na ocalenie.
Bądźcie dobrej myśli (27,21-26)
Tym razem załoga znalazła się w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. Okręty przewożące ziarno należały do dużych jednostek. Mierzyły one około 140 stóp długości, 36 stóp szerokości i 33 stopy zanurzenia. Nie były one jednak przystosowane do warunków sztormowych. Dziób ukształtowany był bowiem prawie tak samo jak rufa, która wznosiła się wyżej na kształt łabędziej szyi. Nie było też steru, w jaki wyposażone są dzisiejsze okręty. Rolę tę spełniały dwa olbrzymie wiosła spuszczone w wodę po obu stronach rufy. Sterowanie okrętem było więc bardzo uciążliwe. Poza tym na okrętach tych znajdował się tylko jeden maszt, na którym rozpinano wielki kwadratowy żagiel pleciony z lin, bądź też szyty ze skór. Okręt zaopatrzony w taki żagiel nie mógł płynąć pod wiatr. Najgorsze jednak było to, że żagiel na pojedynczym maszcie przy gwałtownych porywach wiatru wywoływał tak wielkie naprężenie, że drewniana konstrukcja nie wytrzymywała i okręt tonął. W obawie przed tym załoga postanowiła wzmocnić okręt linami. Przeciągnięto liny pod dnem statku napinając je bardzo mocno przy pomocy kołowrotów, tak że w końcu okręt został powiązany jak paczka. Widzimy, że groziło im wielkie niebezpieczeństwo. Właśnie wtedy zdarzyła się zdumiewająca rzecz. Paweł przejmuje dowództwo. Więzień przejął funkcje kapitana, ponieważ był jedynym człowiekiem, który zachował zimną krew i odwagę. Podobne chwile grozy przeżyła kiedyś załoga Sir Humphrey Gilberta; żeglując w sztormach i mgłach po nieznanych oceanach poczuli się nagle tak, jakby odpływali ze świata. Przyszli więc do kapitana z żądaniem powrotu. Ten nie zgodził się jednak, mówiąc „Nigdy na lądzie nie byłem tak blisko Boga jak na morzu”. Tak właśnie postępuje człowiek ufający Bogu - zachowuje odwagę w chwilach, gdy otoczenie opanowane jest przez strach. Paweł przewodził ludziom, gdyż on sam kierowany był przez Boga.
Czekając na świt (27,27-38)
W tym czasie utracili już wszelką kontrolę nad okrętem, który dryfował po Adriatyku. W ciemności doświadczone uszy marynarzy wychwyciły odgłosy fal uderzające w niezbyt odległy brzeg. W obawie, by nie wpaść na niewidoczne skały, zarzucili kotwice. Właśnie wtedy Paweł przejął kierownictwo akcji. Marynarze zamierzali ukradkiem opuścić okręt w łodzi ratunkowej, jednak Paweł pokrzyżował ich plany, narzucając im lojalność wobec reszty pasażerów. Następny epizod posiada najbardziej ludzki wydźwięk. Paweł przekonał wszystkich, że powinni spożyć posiłek. Paweł łączył w sobie zrozumienie wielkich spraw Bożych i umiejętność rozwiązywania sytuacji dnia codziennego. Nie wątpił on ani na chwilę, że Bóg wypełni swoje zadanie, ale wiedział też, że ludzie muszą wykonać to, co do nich należy. Paweł nie zalicza się do tych, o których się mówi: „tak bardzo żyją sprawami nieba, że nie ma z nich żadnej korzyści na ziemi”. Wiedział dobrze, że człowiek głodny nie jest zdolny do podjęcia dużego wysiłku, zebrał więc wokół siebie wszystkich obecnych i skłonił ich do jedzenia. Czytamy dalej, że pośród wycia wichru i uderzeń fal nagle pojawia się dziwny spokój, oto człowiek Boży przekonał swoich towarzyszy, że wszystko jest w ręku Boga. Najwartościowsi ludzie to ci, którzy sami będąc dzielnymi pomagają innym w zachowaniu takiej postawy, a jednocześnie zachowując spokój uspokajają innych. Takim właśnie człowiekiem był Paweł; podobnie jak każdy naśladowca Jezusa musi zachować spokój i odwagę nawet wówczas, gdy wokół panuje chaos i zamieszanie.
Uratowani (27,39-44)
Mamy tu kolejny dowód szlachetności rzymskiego setnika. Żołnierze chcieli pozabijać więźniów, żeby uniemożliwić im ucieczkę. Rzymskie prawo nakazywało bowiem, aby w przypadku ucieczki więźnia karę jego poniósł strażnik, który odpowiadał za więźnia. Setnik chcąc ocalić Pawła nie dopuścił do tego, ratując w ten sposób życie zarówno jego, jak i pozostałych więźniów. Dramatyczne wydarzenie kończy się więc jak gdyby westchnieniem ulgi. Cała załoga i pasażerowie zostają uratowani, ale faktem jest, że życie swoje zawdzięczają Pawłowi. Jedno jest pewne, że gdyby Paweł nie był jednym z największych misjonarzy, to na pewno dokonałby innych wielkich czynów w historii. Przede wszystkim był on człowiekiem w najpełniejszym wymiarze.
Życzliwe przyjęcie na Malcie (28,1-6)
Jak się okazało, rozbitkowie znaleźli się na Malcie. Niektóre tłumaczenia Biblii niezbyt życzliwie wyrażają się o Maltańczykach, nazywając ich barbarzyńcami. Prawdą jest, że określenia tego używali Grecy, ale dla Greka, barbarzyńca oznacza człowieka, który mówił językiem bar-bar, a więc człowieka, który w przeciwieństwie do pięknej mowy greckiej posługiwał się niezrozumiałym obcym językiem. Określenie „tubylcy” lepiej wyraża intencje autora. Urywek ten rzuca dodatkowe światło na charakter Pawła. Nie mógł znieść bezczynności, musiał być użyteczny. Kiedy tubylcy zaczęli rozpalać ognisko, Paweł zbierał chrust i dorzucał go do ognia. Spośród wszystkich scen, w których oglądaliśmy go, przebija się szczególnie jedna z jego cech - praktyczność, a może nawet więcej; widzimy tu, że Paweł, chociaż był wielkim człowiekiem, nie wstydził się pomagać ludziom wypełniając zarówno wielkie, jak i małe, bardzo pospolite zadania. Wiadomo dziś, że Brooker Washington w młodości przewędrował setki mil, by dostać się na jeden z uniwersytetów, które przyjmowały Murzynów. Na miejscu dowiedział się, że na razie nie może być przyjęty, ale zaproponowano mu sprzątanie pokoi. Nie pogardził tą pracą, przyjął ją i wypełniał tak dobrze, że po pewnym czasie został jednak przyjęty na studia; stał się wybitnym naukowcem i znanym działaczem murzyńskim. Tylko mały człowiek odrzuca małe zadania. Następnie widzimy Pawła, jako człowieka niezwykle opanowanego. W stosie chrustu drzemała żmija, ciepło obudziło ją, uczepiła się więc ręki Pawła. Nie wiemy, czy to był cud, faktem jest, że w naszych czasach nie spotyka się na Malcie jadowitych żmij. W czasach Pawła jednak występował tam pewien gatunek nieszkodliwych gadów. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że Paweł zdążył strząsnąć żmiję w ogień, zanim zdążyła go ukąsić. Uczynił to jednak z najwyższym spokojem, jakby to była rzecz normalna. W oczach Maltańczyków wyglądało to na cud. Widzimy, że Paweł starał się nie zwracać bez potrzeby na siebie uwagi.
Pomoc i uzdrawianie (28,7-10)
Publiusz był prawdopodobnie głównym przedstawicielem Rzymu na tej części Malty. Piastował tytuł i urząd naczelnika wyspy. Chorował właśnie jego ojciec i Paweł mógł wykorzystać swój dar uzdrawiania i jednocześnie przynieść temu człowiekowi ulgę. Wiersz 9 mówi, że pozostali mieszkańcy wyspy, którzy byli chorzy, również przychodzili i byli uzdrawiani. Użyte w tym przypadku słowo uzdrawianie oznaczało udzielenie pomocy lekarskiej, leczenie. Jak uważają niektórzy bibliści, istnieje przypuszczenie, że chorzy przychodzili nie tylko do Pawła, ale przede wszystkim do Łukasza, który będąc lekarzem udzielał im pomocy. Gdyby taka interpretacja była prawdziwa, mielibyśmy do czynienia z jednym z najciekawszych fragmentów Nowego Testamentu zawierającym najstarszy opis pracy lekarzy misjonarzy, opis tej formy pomocy, która od wielu pokoleń jest niesiona potrzebującym w różnych zakątkach świata, gdzie dotarły misje ludzi dobrej woli. Jedna rzecz w opisie tej sceny jest wzruszająca. Paweł wykorzystał swój dar uzdrawiania dla innych, nie mógł jednak uzdrowić siebie samego. Tak jak jego Mistrz i Pan, w innym sensie, ratował innych, ale nie mógł uratować siebie samego. Historia zna wielu, którzy udzielali darów innym, a sami nie mogli z nich skorzystać. Na przykład Beethoven dał światu muzykę wszechczasów, a po utracie słuchu sam nie mógł jej słyszeć. Ta niezwykła łaska sprawiła, że ludziom takim obce było uczucie goryczy, że zadowalało ich spełnienie roli kanałów przekazujących otoczeniu dary, z których im samym nie było dane skorzystać.
Tak przybyliśmy do Rzymu (28,11-15)
Po upływie trzech miesięcy nadarzyła się okazja i Paweł wraz z całą grupą rozbitków mogli wsiąść na inny okręt wiozący zboże do Rzymu. W owych czasach istniał zwyczaj nadawania godła okrętowi. Okręt, o którym mowa, miał w godle „Bliźnięta Kastor i Polluks”, ulubione postacie żeglarzy. W przeciwieństwie do poprzedniej podróży, ta minęła spokojnie i bez przeszkód. Port Puteoli należał do Rzymu. Serce Pawła musiało zadrżeć, kiedy znalazł się w stolicy świata, w nieśmiertelnym Rzymie. Jakże inaczej miałby się czuć niepozorny żydowski rzemieślnik w najpotężniejszym mieście świata? Na północy znajdował się port Misenum, główna baza rzymskiej floty. Widoczne z oddali okręty wojenne musiały mu uzmysławiać potęgę Rzymu. Tuż obok znajdowały się słynne plaże rzymskie, zatłoczone, mieniące się kolorowymi żaglami jachtów należących do rzymskich bogaczy. Puteoli jako wielki port z dużą ilością okrętów, spichrzów i magazynów był nazywany przez Anglików Liverpoolem starożytnego świata. Wszystko to musiało wywrzeć na Pawle wielkie wrażenie, gdy samotnie wkraczał do Rzymu. I wtedy właśnie wydarzyło się coś niezwykłego. Forum Appium leżało w odległości 23 mil, a Tres Tabernae 33 mile od Rzymu. Oba te miasta znajdowały się przy wielkiej drodze rzymskiej wiodącej do wybrzeża. Na tej właśnie drodze pojawili się przedstawiciele rzymskich chrześcijan, którzy wyszli na spotkanie Pawła. I w tym fakcie jest coś bardzo charakterystycznego a mianowicie, użyte tu greckie słowo oznaczające spotkanie stosowane było w sytuacji, gdy przedstawiciele miasta wychodzili na spotkanie generała, króla lub zwycięzcy. A więc przyszli oni, by przywitać Pawła jako jednego z wielkich tej ziemi, Paweł zaś widząc to złożył dzięki Bogu i nabrał odwagi. W czym tkwiła tajemnica faktu, że Paweł tak szybko podniósł się na duchu? Odpowiedź jest prosta. Zobaczył nagle, że nie jest sam. Chrześcijanin nigdy nie jest samotny.
a) Żyje on w świadomości tego, że otacza go niewidoczny tłum świadków, że kroczy w wielkim szeregu drogą, którą szło przed nim wielu świętych.
b) Wie, że należy do wielkiej społeczności. Jest członkiem Kościoła Chrystusowego, który nie zna granic. Wszędzie gdziekolwiek będzie, zawsze znajdzie grupę ludzi, z którymi się będzie czuł jak w domu.
c) Jest świadomy, że gdziekolwiek się znajdzie, Bóg będzie tam również obecny. Starzy twórcy map w miejscach nieznanych lądów zwykle umieszczali informacje typu „Tutaj mogą być smoki”, albo „Tutaj są płonące piaski”. Chrześcijanin zaś może wszędzie umieścić napis: „Tutaj jest Bóg”.
d) Żyje w pewności faktu, że zmartwychwstały Chrystus jest z nim, posiada bowiem obietnicę „Tak więc będę z wami po wszystkie dni”, a to jest obietnica Tego, który zawsze dotrzymuje słowa.
Spotkanie z Żydami w Rzymie (28,16-29)
Jest coś pięknego w postawie Pawła. We wszystkich dążeniach, gdziekolwiek kierował swoje kroki, przede wszystkim pamiętał o rodakach. Przez ponad trzydzieści lat Żydzi próbowali zrobić wszystko, by powstrzymać i zniweczyć jego dzieło, a nawet odebrać mu życie. A jednak właśnie do nich Paweł kieruje najpierw Dobrą Nowinę. Czy może być lepszy przykład równie niepokonanej nadziei i miłości? Po przybyciu do Rzymu rozpoczął swoją działalność misyjną właśnie wśród Żydów. Na koniec jednak Paweł sam wyciąga z tego wnioski, które stanowią wypełnienie słów proroctwa z księgi Izajasza. Paweł przekonał się, że postępowanie Żydów jest również zgodne z wolą Bożą, gdyż odrzucenie przez nich Jezusa Chrystusa otworzyło możliwość zbawienia pogan. Wszystko ma więc swój cel. Ponad wszystkim jest niewidzialna ręka kierująca wszystkim, ręka Boga. Przez całą historię Dziejów Apostolskich przewija się podwójny wątek. Z jednej strony radość z faktu, że poganie przyjęli Jezusa Chrystusa; z drugiej zaś tragedia Żydów, którzy odrzucili Go. Jednak, w przedziwnej strategii Bożej ta właśnie tragedia stała się bezpośrednią przyczyną wielkiego zwycięstwa. Drzwi, które Żydzi zamknęli były tymi samymi drzwiami, które otworzyły się dla pogan. Nie jest to jednak cel ostateczny, ponieważ przyjdzie taki czas, że będzie jedna owczarnia i jeden Pasterz.
Głosząc śmiało i bez przeszkód (28,30-31)
Biblia mówi, że Paweł zamieszkał w „wynajętym przez siebie mieszkaniu”. Określenie to oznacza, że Paweł po prostu pracował na swoje utrzymanie. Nawet w areszcie praca rąk własnych pozwoliła mu zaspokajać podstawowe potrzeby. Właśnie w tym czasie napisał listy do Filipian, Efezjan, Kolosan i do Filemona. Nigdy też nie był osamotniony. Przebywali z nim Arystarch i Łukasz, ten drugi pozostał przy Pawle do końca (2 Tm 4,11). Często bywali z nim Tymoteusz (Flp 1,1; Kol 1,1), oraz Tychikus (Ef 6,21), a także Epafrodyt (Flp 4,18). Gościł u Pawła również Marek (Kol 4,10). Nie był to dla Pawła czas stracony. Zgodnie z tym, co czytamy w Liście do Filipian (1,12) Paweł wykorzystywał przebywanie w więzieniu na opowiadanie Ewangelii. Potwierdza to werset 13 pierwszego rozdziału Listu do Filipian: „więzy jego stały się znane w całym zamku”. Wprawdzie mieszkał w wynajętym prywatnym mieszkaniu, ale dniem i nocą pilnował go rzymski żołnierz (Dz 28,16). Żołnierze ci należeli do specjalnie dobranej przybocznej straży Cesarza. Na pewno wielu z nich spędziło niejedną dobę z Pawłem w okresie tych dwóch lat. Paweł nigdy nie straciłby takiej okazji. Z całą pewnością spędzał długie godziny na rozmowach ze swoimi strażnikami i niejeden z nich mógł poznać Chrystusa i stać się chrześcijaninem. Zakończenie księgi Dziejów Apostolskich brzmi jak okrzyk triumfu. Po grecku wyrażenie śmiało i bez przeszkód jest wymawiane jako jedno słowo, które przypomina okrzyk zwycięzcy. Stanowi ono kulminacyjny punkt historii spisanej przez Łukasza. Zastanawiamy się, dlaczego Łukasz nie dokończył opisywania dziejów Pawła, dlaczego nie napisał, czy Paweł został stracony, czy też uwolniony. Zadaniem Łukasza nie było pisanie biografii Pawła. Na początku Łukasz przedstawił nam swój schemat dziejów mówiąc, że Jezus rozkazał uczniom głosić Ewangelię w Jerozolimie, Judei i Samarii i po wszystkich zakątkach ziemi (Dz 1,8). Relacja dobiegła więc końca, historia, która rozpoczęła się przed trzydziestu laty w Jerozolimie zakończyła się w Rzymie. Nie można tego inaczej określić jak cudowne działanie Boże. Kościół, który liczył na początku garstkę członków rozrósł się w tym czasie do dziesiątków tysięcy chrześcijan. Historia Ukrzyżowanego Nazareńczyka rozprzestrzeniła się na cały świat i po trzydziestu latach głoszona jest „śmiało i bez przeszkód” w Rzymie - stolicy ówczesnego świata. Ewangelia dotarła do centrum cywilizacji i dalej rozkrzewiana jest bez przeszkód, a więc zadanie Łukasza zostało również wypełnione.
SPIS TREŚCI
WPROWADZENIE
Przeł. Leon Ulrich.
1 mila = ok. 1,6 km.
123
140