DEBBIE MACOMBER
Najpierw 艣lub
Tytu艂 orygina艂u: First Comes Marriage
ROZDZIA艁 PIERWSZY
- Ty jeste艣 na pewno Zachary Thomas - wykrzykn臋艂a Janine, wpadaj膮c bez tchu do biura. - Przepraszam za sp贸藕nienie, ale ugrz臋z艂am w korku na Czwartej Alei. Nie wiedzia艂am, 偶e przekopuj膮 ca艂膮 ulic臋.
Rozpi臋艂a p艂aszcz i przerzuci艂a go przez por臋cz czarnego, sk贸rzanego fotela, stoj膮cego na wprost dyrektorskiego biurka.
Siedz膮cy po jego drugiej stronie m臋偶czyzna wygl膮da艂 na zmieszanego, jakby nie by艂 pewien, co ma powiedzie膰.
Jestem Janine Hartman - wyja艣ni艂a, wci膮偶 jeszcze zadyszana. Oddycha艂a powoli usi艂uj膮c si臋 uspokoi膰. - Dziadek m贸wi艂, 偶e je艣li go nie b臋dzie, mam si臋 przedstawi膰 sama.
No tak - odezwa艂 si臋 Zachary po chwili niezr臋cznej ciszy - ale nie powiedzia艂, 偶e b臋dziesz mia艂a na sobie...
Och, sukienka z chusteczek - Janine opar艂a jedn膮 r臋k臋 na kolanie. Sukienka zrobiona by艂a z niebieskich i czerwonych chust, si臋ga艂a ledwie do kolan i opina艂a mocno biodra. - To prezent. A poniewa偶 p贸藕niej id臋 odwiedzi膰 dziewczyn臋, kt贸ra mi j膮 uszy艂a, pomy艣la艂am, 偶e powinnam to za艂o偶y膰.
Rozumiem. A naszyjnik?
Janine dotkn臋艂a jednej z lampek choinkowych, dyndaj膮cej mi臋dzy innymi paciorkami, zawieszonej na sznurowadle.
- Troch臋 dziwaczny, prawda? Tak偶e prezent. Ale my艣l臋, 偶e to ciekawy pomys艂 artystyczny. Pamela jest bardzo zdolna.
Pamela?
Nastolatka z Klubu Przyjaci贸艂.
Rozumiem - powiedzia艂 Zach marszcz膮c czo艂o.
Zg艂osi艂am si臋 tam do pracy i od pierwszej chwili przypad艂y艣my sobie do gustu. Matka Pameli mieszka daleko st膮d, a ona jest w trudnym wieku i potrzebuje przyjaci贸艂ki.
- Rozumiem- powt贸rzy艂.
Janine powa偶nie w to w膮tpi艂a.
- Naszyjnik na pewno r贸偶ni si臋 bardzo od tych, jakie widzia艂em - doda艂 Zach. Nie wiadomo, czy mia艂 to by膰 komplement.
Janine ju偶 w pi臋膰 minut po poznaniu Zacha wiedzia艂a, dlaczego zrobi艂 tak wielkie wra偶enie na jej dziadku. W 艣wietnie skrojonym garniturze by艂 wprost modelowym dyrektorem. Pe艂en powagi, zachowuj膮cy dystans, zr贸wnowa偶ony. Nieco m艂odszy, ni偶 przypuszcza艂a, prawdopodobnie tu偶 po trzydziestce. W miar臋 przystojny, ale nie w stylu amanta filmowego. Ciemne w艂osy kr贸tko obci臋te, jak u wojskowego. Silna szcz臋ka, wydatne ko艣ci policzkowe i pe艂ne usta. Tyle mo偶na by艂o powiedzie膰 o jego wygl膮dzie, a wygl膮d na pewno nie by艂 u tego m臋偶czyzny najwa偶niejszy. O tym przynajmniej by艂 przekonany jej dziadek.
Kilka miesi臋cy wcze艣niej Anton Hartman po艂膮czy艂 powszechnie szanowan膮 firm臋 dostawcz膮, z nowym i szybko zdobywaj膮cym klient贸w przedsi臋biorstwem Zachary'ego Thomasa. Wsp贸lnymi si艂ami b艂yskawicznie opanowali rynek.
Ju偶 od kilku tygodni dziadek chcia艂, 偶eby pozna艂a Zachary'ego. Jego imi臋 pojawia艂o si臋 przy ka偶dej okazji, niezale偶nie od tematu ich rozm贸w.
- Dziadek ... bardzo ci臋 ceni - powiedzia艂a.
Cie艅 u艣miechu, a w艂a艣ciwie jego zapowied藕, pojawi艂 si臋 w k膮cikach ust Zacha. Pomy艣la艂a, 偶e na pewno bardzo rzadko si臋 u艣miecha.
Tw贸j dziadek to jeden z najm膮drzejszych ludzi w tym kraju.
Jest wspania艂y, prawda?
Zachary skin膮艂 potakuj膮co, bez wahania.
Rozleg艂o si臋 ciche pukanie do drzwi i w pokoju pojawi艂a si臋 wysoka kobieta w 艣rednim wieku, ubrana w granatowy, obcis艂y kostium.
- Dzwoni艂 pan Hartman - oznajmi艂a. - Zapowiedzia艂, 偶e si臋 sp贸藕ni, i zaproponowa艂, 偶eby pa艅stwo zaczekali na niego w restauracji.
Szczup艂膮 twarz Zacha wykrzywi艂 grymas, Janine spojrza艂a na niego speszona. - Czy powiedzia艂, kiedy przyjdzie?
- Niestety, nie.
Janine zerkn臋艂a na zegarek. O trzeciej um贸wiona by艂a z Pamel膮 i nie chcia艂a si臋 sp贸藕ni膰. Nie podoba艂o jej si臋 r贸wnie偶, 偶e Zach nie usi艂uje nawet ukry膰 swego niezadowolenia.
- Najlepiej b臋dzie, je偶eli prze艂o偶ymy lunch na inny dzie艅 - zaproponowa艂a pogodnie.
Zapanowa艂o kr臋puj膮ce milczenie.
Czy cz臋sto nie zjawiasz si臋 na um贸wione spotkanie? - zapyta艂 uszczypliwie.
Oczywi艣cie, 偶e nie - obruszy艂a si臋 Janine. Ju偶 mia艂a powiedzie膰 co艣 na swoj膮 obron臋, ale powstrzyma艂a si臋.
S膮dz臋, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li p贸jdziemy do restauracji i poczekamy tam na twego dziadka, zgodnie z jego pro艣b膮 - doko艅czy艂 sztywno.
Ale偶 doskonale - odpowiedzia艂a, zmuszaj膮c si臋 do u艣miechu. Wsta艂a, si臋gn臋艂a po p艂aszcz, przygl膮daj膮c si臋 Zachowi k膮tem oka. Nie lubi艂 jej. U艣wiadomienie sobie tego wywo艂a艂o u Janine dziwn膮 reakcj臋. Poczu艂a si臋 zawiedziona i troch臋 smutna. Uwa偶a艂 j膮 za rozpuszczon膮 i niepowa偶n膮, prawdopodobnie dlatego, 偶e nie mia艂a 偶adnej odpowiedzialnej pracy. Przez chwil臋 mia艂a ochot臋 wyt艂umaczy膰, dlaczego wybra艂a taki styl 偶ycia, ale widz膮c spojrzenie, jakim j膮 obrzuci艂, stwierdzi艂a, 偶e nie warto strz臋pi膰 j臋zyka we w艂asnej obronie.
Nie mia艂a nic przeciw Zachowi, pocz膮tkowo my艣la艂a nawet, 偶e mogliby zosta膰 przyjaci贸艂mi, ale teraz ju偶 si臋 na to nie zanosi艂o. Naprawd臋 szkoda.
Dziadek, zanim wyszed艂 rano z domu, cieszy艂 si臋 perspektyw膮 wsp贸lnego lunchu jak ma艂y ch艂opiec. Przez dobre pi臋tna艣cie minut t艂umaczy艂 jej szczeg贸艂owo, gdzie ma pojecha膰, tak jakby nigdy wcze艣niej nie by艂a w centrum Seattle. Potem jakby mimochodem wspomnia艂, 偶e rano ma spotkanie z wa偶nym klientem. Je偶eli nie zd膮偶y wr贸ci膰 na czas, Janine ma p贸j艣膰 do biura Zacha, przedstawi膰 si臋 i poczeka膰 tam na niego.
Na szcz臋艣cie restauracja, kt贸r膮 wybra艂 dziadek, by艂a niedaleko. Milcz膮co zgodzili si臋 przej艣膰 te kilka przecznic na piechot臋, chocia偶 Janine z trudem dostosowywa艂a si臋 do du偶o d艂u偶szych krok贸w Zacha.
Staraj膮c si臋 nie zostawa膰 w tyle, przygl膮da艂a si臋 Zachary'emu Thomasowi i zastanawia艂a si臋, co irytowa艂o j膮 w tym m臋偶czy藕nie. Na przyk艂ad wzrost. Nie by艂 nadmiernie wysoki - oceni艂a go na jakie艣 sto osiemdziesi膮t centymetr贸w - a poniewa偶 ona mia艂a prawie metr siedemdziesi膮t pi臋膰 - pomi臋dzy nimi nie by艂o wi臋cej ni偶 par臋 centymetr贸w r贸偶nicy. Dlaczego wi臋c czu艂a si臋 przy nim taka ma艂a?
Musia艂 wyczu膰, 偶e mu si臋 przygl膮da, bo si臋 obejrza艂. Janine odpowiedzia艂a s艂abym u艣miechem i poczu艂a na twarzy rumieniec. To, co dostrzeg艂a w jego spojrzeniu, nie podnios艂o jej na duchu. Janine nie by艂a pr贸偶na, ale wiedzia艂a, 偶e mo偶e si臋 podoba膰. Kilku m臋偶czyzn zd膮偶y艂o ju偶 jej to powiedzie膰, w tym Brian, cz艂owiek, kt贸ry z艂ama艂 jej serce. Ale Zachary Thomas najwyra藕niej w og贸le si臋 nie interesowa艂, jak wygl膮da.
Skoro nie podoba艂a mu si臋 sukienka, prawdopodobnie tym bardziej razi艂o go uczesanie Janine. Mia艂a w艂osy kr贸tko obci臋te, wystrzy偶one z ty艂u, z paroma d艂ugimi pasemkami spadaj膮cymi na czo艂o. Przez ca艂e lata nosi艂a w艂osy do ramion, z przedzia艂kiem po艣rodku. Niedawno, bez szczeg贸lnego powodu, zdecydowa艂a si臋 je 艣ci膮膰. Mia艂a ochot臋 na radykaln膮 zmian臋. Pam zachwyci艂a si臋 fryzur膮 i stwierdzi艂a, 偶e Janine wygl膮da fenomenalnie. Ona sama nie by艂a o tym przekonana. Pociesza艂o j膮 jedynie, 偶e wkr贸tce jej g臋ste, ciemne w艂osy odrosn膮.
Zach na pewno uzna艂 j膮 za osob臋 bez gustu, 艣lepo pod膮偶aj膮c膮 za mod膮. Ona z kolei uwa偶a艂a go za cz艂owieka ch艂odnego i nie lubi膮cego ludzi.
Pan Hartman oczekuje pa艅stwa - poinformowa艂 ich kierownik sali, kiedy wkroczyli do wybitego mi臋kkimi pluszami lokalu. Ruszyli za nim, w kierunku owalnego gabineciku wybitego granatowym welwetem. Ich stopy zapada艂y si臋 w grubym dywanie.
Witajcie - Anton Hartman u艣miechn膮艂 si臋 szeroko na ich widok. Nie zna膰 by艂o na nim lat. Nadal emanowa艂 si艂膮 i pewno艣ci膮 siebie, chocia偶 w艂osy mia艂 ca艂kiem bia艂e. Oczy o intensywnym odcieniu b艂臋kitu, kt贸ry z wiekiem tylko nieco przygas艂, nadal by艂y pe艂ne ciep艂a i m膮dro艣ci.
Przepraszam, 偶e musieli艣cie sobie dawa膰 rad臋 beze mnie.
Wszystko w porz膮dku - odpowiedzia艂 natychmiast Zach, nie czekaj膮c na reakcj臋 Janine, tak jakby si臋 ba艂, 偶e ona powie co艣 nieodpowiedniego.
Nie zwracaj膮c na to uwagi Janine 艣ci膮gn臋艂a p艂aszcz i poca艂owa艂a dziadka serdecznie w k艂uj膮cy nieco policzek.
Janine... - zacz膮艂 i w tym momencie zauwa偶y艂 jej sukienk臋 - Co ty masz na sobie?
- Podoba ci si臋? - roz艂o偶y艂a na bok ramiona i okr臋ci艂a si臋 wok贸艂, pokazuj膮c efekt bananowego kroju w ca艂ej okaza艂o艣ci. - Wiem, 偶e wygl膮dam w niej troch臋 ekscentrycznie, ale s膮dzi艂am, 偶e ci si臋 spodoba.
Dziadek rzuci艂 okiem na Zacha, a potem spojrza艂 znowu na ni膮.
Na innej dziewczynie wygl膮da艂aby po prostu skandalicznie, ale na tobie to dzie艂o sztuki.
Oj, dziadku - roze艣mia艂a si臋 - nigdy nie by艂e艣 dobrym 艂garzem. - Wsun臋艂a si臋 na siedzenie obok niego, tak 偶eby musia艂 znale藕膰 si臋 w 艣rodku, mi臋dzy ni膮 a Zachem.
Umiera艂a z g艂odu. Na 艣niadanie wypi艂a tylko kaw臋 i zjad艂a jedn膮 grzank臋, teraz mia艂a zamiar to nadrobi膰.
Kiedy kelner przyszed艂 odebra膰 od nich zam贸wienie, poprosi艂a o przystawk臋, zup臋 i sa艂at臋. Doda艂a te偶, 偶e potem jeszcze poprosi o jaki艣 deser. Dziadek nachyli艂 si臋 w stron臋 Zacha.
Janine nigdy nie b臋dzie musia艂a martwi膰 si臋 o figur臋 - powiedzia艂, jakby sprawa by艂a wielkiej wagi dla nich obojga. - Ma to po babce. Anna mog艂a je艣膰, ile chcia艂a, i nigdy nie przyby艂o jej ani grama. Janine jest taka sama.
Dziadku - szepn臋艂a Janine. - Zacha zupe艂nie nie obchodzi, ile ja wa偶臋.
A sk膮d to mo偶esz wiedzie膰 - odpowiedzia艂, delikatnie poklepuj膮c wnuczk臋 po ramieniu. - Mam nadziej臋, 偶e zd膮偶yli艣cie si臋 ju偶 pozna膰.
Och, tak - wyrwa艂o si臋 Janine natychmiast.
Twoja wnuczka jest dok艂adnie taka, jak opowiada艂e艣 - doda艂 Zachary. Dla Antona zabrzmia艂o to na pewno jak najwi臋kszy komplement. Ale ona wiedzia艂a, 偶e Zach spodziewa艂 si臋 zepsutej i rozpieszczonej panienki, a ona nie zawiod艂a tych oczekiwa艅. Nie okazywa艂 otwarcie, 偶e jej nie lubi, ale nic nie wskazywa艂o, 偶e zrobi艂a na nim wra偶enie.
I nie tylko z powodu sukienki i naszyjnika z choinkowych 艣wiecide艂ek.
Janine spojrza艂a na dziadka, by sprawdzi膰, jak zareagowa艂 na s艂owa Zacha. Zobaczy艂a, 偶e jego spojrzenie 艂agodnieje i 偶e przytakuje, najwyra藕niej zadowolony z uwagi swego partnera. Zachary Thomas by艂 sprytny, to musia艂a przyzna膰.
- Jak wypad艂o spotkanie z Andersonem? - zapyta艂 Zach.
Anton przez chwil臋 patrzy艂 na niego bezmy艣lnie.
- Och, Anderson... Dobrze, w porz膮dku. Zgodnie z planami - odchrz膮kn膮艂 i starannie roz艂o偶y艂 serwetk臋 na kolanach. - Oboje wiecie, 偶e ju偶 od pewnego czasu planowa艂em to spotkanie. Janine jest rado艣ci膮 mojego 偶ycia. Dzi臋ki niej czuj臋 si臋 m艂ody i szcz臋艣liwy.
Jego spojrzenie by艂o pe艂ne ciep艂a. Janine musia艂a spu艣ci膰 wzrok, by ukry膰 艂zy wzruszenia. Dla niej r贸wnie偶 dziadek by艂 wybawieniem. Wzi膮艂 j膮 do siebie po 艣mierci rodzic贸w i roztoczy艂 nad ni膮 czu艂膮 i ojcowsk膮 opiek臋. Pojawienie si臋 w 偶yciu sze艣膰dziesi臋ciolatka ma艂ego intruza musia艂o by膰 do艣膰 trudne, ale nigdy si臋 nie uskar偶a艂.
- M贸j jedyny syn umar艂 tak m艂odo - doda艂 z trudem Anton, nie umiej膮c ukry膰 b贸lu.
- Przykro mi - powiedzia艂 cicho Zachary.
Janine zdumia艂o prawdziwe wsp贸艂czucie, jakie zabrzmia艂o w jego g艂osie. Po raz pierwszy poczu艂a sympati臋 do Zacha.
- Przez wiele lat rozpacza艂em nad utrat膮 mego jedynego dziecka - ci膮gn膮艂 Anton ju偶 mocniejszym g艂osem. - Ale przez ca艂y czas pracowa艂em, zbudowa艂em prawdziwe imperium.
Janine przygl膮da艂a mu si臋 z uwag膮. Rzadko bywa艂 tak powa偶ny. R贸wnie偶 nie w jego stylu by艂o wyliczanie w艂asnych osi膮gni臋膰.
- Kiedy Zach rozpocz膮艂 sw膮 dzia艂alno艣膰 na tym terytorium, rozpozna艂em w nim rzadki dar. M贸wi si臋, 偶e ludzi mo偶na podzieli膰 na takich, kt贸rzy powoduj膮, 偶e co艣 si臋 dzieje, takich, co przygl膮daj膮 si臋, gdy co艣 si臋 dzieje, i takich, kt贸rzy nie wiedz膮, co si臋 dzieje. Zachary nale偶y do tej pierwszej kategorii. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣my bardzo podobni do siebie. Dlatego zaproponowa艂em mu po艂膮czenie naszych si艂 i sp贸艂ek.
To by艂 dla mnie zaszczyt, prosz臋 pana.
Prosz臋 pana - powt贸rzy艂 Anton i parskn膮艂 艣miechem. Podni贸s艂 r臋k臋, przywo艂uj膮c kelnera. - Nie zwraca艂e艣 si臋 do mnie tak od p贸艂 roku, nie ma wi臋c powodu, by teraz zaczyna膰 znowu.
Kelner wr贸ci艂, nios膮c butelk臋 drogiego, francuskiego szampana. Po chwili sta艂y przed nimi nape艂nione kieliszki.
Teraz - ci膮gn膮艂 dalej Anton - po raz pierwszy siedz臋 razem z dwojgiem ludzi, kt贸rych - jak ju偶 powiedzia艂em wcze艣niej - kocham najbardziej. Chc臋 wam powiedzie膰, 偶e jestem szcz臋艣liwy. - Podni贸s艂 sw贸j kieliszek. - Za przysz艂o艣膰.
Za przysz艂o艣膰 - odpowiedzia艂a jak echo Janine. Jej wzrok spotka艂 si臋 na moment nad kryszta艂owym brzegiem kieliszka ze spojrzeniem Zacha i zobaczy艂a w nim b艂ysk uznania. Gdyby mia艂a si臋 nim po偶ywi膰, umar艂aby z g艂odu - ulubione powiedzonko dziadka pasowa艂o jak ula艂 do sytuacji - ale cieszy艂o j膮, 偶e zauwa偶y艂 i doceni艂 jej mi艂o艣膰 do dziadka.
- A teraz - powiedzia艂 dziadek odstawiaj膮c kieliszek - chcia艂bym og艂osi膰 co艣 wa偶nego.
Spojrza艂 na Janine i na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz g艂臋bokiego uczucia.
- Uwa偶am, 偶e prowadzenie mojego przedsi臋biorstwa by艂oby zbyt du偶ym ci臋偶arem dla ciebie, dziecko - powiedzia艂 w zamy艣leniu. - W naj艣mielszych marzeniach nie przypuszcza艂em, 偶e tak bardzo si臋 ono rozro艣nie. Ale zda艂em sobie spraw臋, 偶e ju偶 zbyt d艂ugo zajmuj臋 si臋 interesami. Nadszed艂 czas emerytury, mam zamiar teraz troch臋 poje藕dzi膰 po 艣wiecie.
Janine od lat namawia艂a dziadka, 偶eby przesta艂 tak ci臋偶ko pracowa膰. Cz臋sto m贸wi艂 o odwiedzeniu swego miejsca urodzenia i w og贸le Europy. Potrafi艂 bez ko艅ca wspomina膰 kuzyn贸w i przyjaci贸艂, kt贸rzy pozostali w ma艂ym, niemieckim osiedlu, wchodz膮cym teraz w sk艂ad Zwi膮zku Radzieckiego.
- Dzi臋ki Zachary'emu stanie si臋 to mo偶liwe - t艂umaczy艂 Anton. - Zbyt dobrze znam samego siebie.
Ostateczne odej艣cie na emerytur臋 by艂oby dla mnie niemo偶liwe. Gdybym przesta艂 pracowa膰, to pozosta艂oby mi tylko wyspowiada膰 si臋 i umrze膰. Taki ju偶 jestem.
Janine i Zach siedzieli zgodnie milcz膮c.
Nie chc臋 odrywa膰 si臋 zupe艂nie od interes贸w, a jednak mam ochot臋 podr贸偶owa膰. - Przerwa艂, jakby oczekuj膮c, 偶e kt贸re艣 z nich si臋 wtr膮ci. - Chyba znalaz艂em rozwi膮zanie. Od dzisiaj oddaj臋 ber艂o tobie, Zach. Ja pozostan臋 tylko prezesem rady nadzorczej. Wiem, 偶e sta艂o si臋 to szybciej, ni偶 przypuszcza艂e艣, ale nie w膮tpi臋, 偶e si臋 zgodzisz.
Ale Anton...
Dziadku...
Uciszy艂 ich ruchem r臋ki.
- D艂ugo nad tym my艣la艂em - przyzna艂 si臋. - Uzna艂em, 偶e uczciwo艣膰 Zacha jest najwy偶szej pr贸by, 偶e mog臋 liczy膰 na jego lojalno艣膰, a jego inteligencj臋 trudno przeceni膰. Jest bystry, spostrzegawczy i ma intuicj臋. Nie znam nikogo lepszego, kto by m贸g艂 zaj膮膰 moje miejsce, a chwila jest tak偶e odpowiednia.
Janine przygl膮da艂a si臋 Zachowi, 艣wiadoma jego skr臋powania. Jedyne, co zdo艂a艂 wykrztusi膰, to „dzi臋kuj臋".
- Pewnego dnia cz臋艣膰 tego imperium b臋dzie nale偶a艂a do ciebie, Janine - doda艂 Anton. - Czy masz jakie艣 zastrze偶enia co do mojej decyzji?
Otworzy艂a usta, ale nic nie powiedzia艂a. Oczywi艣cie, 偶e zgadza艂a si臋 z jego decyzj膮. Co innego mog艂a zrobi膰? Antony odwr贸ci艂 si臋 do Zacha.
- A ty si臋 zgadzasz?
Zachary patrzy艂 na niego, jakby nadal nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, co w艂a艣nie us艂ysza艂. Ale kiedy wreszcie przem贸wi艂, jego g艂os by艂 ju偶 zupe艂nie spokojny, ledwie tylko zdradzaj膮cy emocje, jakie musia艂 odczuwa膰.
Jestem zaszczycony.
Przez kilka najbli偶szych miesi臋cy b臋dziemy pracowali razem, ale nie tak jak dot膮d. Nie b臋d臋 ci臋 ju偶 uczy艂, oddam ci do r臋ki wszystkie nitki.
Na stole przed nimi pojawi艂o si臋 pierwsze danie i dalej rozmowa potoczy艂a si臋 ju偶 g艂adko. By艂o to g艂贸wnie zas艂ug膮 jej dziadka. Tryska艂 rado艣ci膮, by艂 uroczy i zabawny. Trudno by艂o nie podda膰 si臋 jego dobremu nastrojowi.
Kiedy sko艅czyli je艣膰, Zach ze zmartwion膮 min膮 zerkn膮艂 na zegarek.
- Przepraszam, ale musz臋 ju偶 i艣膰, jestem um贸wiony.
W tej samej chwili Janine u艣wiadomi艂a sobie, jak jest p贸藕no. Dopi艂a jednym haustem kaw臋.
Ja tak偶e musz臋 ucieka膰 - chwyci艂a torebk臋 i p艂aszcz, wy艣lizgn臋艂a si臋 zza sto艂u, czekaj膮c chwil臋 na dziadka.
Je偶eli nie macie nic przeciwko temu, ja jeszcze zostan臋 chwil臋 i spokojnie sko艅cz臋 kaw臋 - powiedzia艂 Anto, wskazuj膮c fili偶ank臋.
Oczywi艣cie - Janine pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go na po偶egnanie.
Zachary wyszed艂 z ni膮 na ulic臋. Zanim odszed艂, u艣cisn膮艂 mocno jej d艂o艅.
Mi艂o mi by艂o pani膮 pozna膰, panno Hartman.
Jest pan pewien? - nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od tej z艂o艣liwo艣ci.
Jestem - wytrzyma艂 jej spojrzenie. Odchodz膮c czu艂a dziwne podniecenie. Zach na pewno nie by艂 osob膮, kt贸r膮 si臋 lubi od pierwszego wejrzenia, ale wiedzia艂a, 偶e dziadek nie myli艂 si臋 co do niego.
Anton by艂 nadal w fantastycznym humorze, kiedy zjawi艂 si臋 wieczorem w domu. Janine siedzia艂a w bibliotece, popijaj膮c zio艂ow膮 herbat臋. Zwin臋ta jak kot w fotelu ogl膮da艂a lokalne wiadomo艣ci.
Siadaj膮c obok na szerokiej, sk贸rzanej kanapie, dziadek skrzy偶owa艂 przed sob膮 nogi i si臋gn膮艂 po jedno ze swych hawa艅skich cygar. Janine bardzo kocha艂a dziadka i chcia艂a, by rzuci艂 palenie, ale ju偶 dawno zaprzesta艂a czyni膰 mu wym贸wki. By艂 cz艂owiekiem, kt贸ry robi dok艂adnie to, na co ma ochot臋 i zdobywa to, czego pragnie.
- No, dobrze - odezwa艂 si臋 po chwili. - I co my艣lisz o Zacharym Thomasie? - czekaj膮c na jej odpowied藕, dmucha艂 pod sufit k艂臋bami dymu.
Janine przez ca艂e popo艂udnie przygotowywa艂a si臋 na to pytanie. Wymy艣li艂a par臋 skomplikowanych odpowiedzi, sprytnych wywod贸w, kt贸re ukry艂yby jej prawdziwe uczucia, ale zrezygnowa艂a z nich. Dziadek oczekiwa艂 od niej uczciwej odpowiedzi i jej obowi膮zkiem by艂o powiedzie膰, co naprawd臋 czuje.
- Nie jestem pewna. To trudny cz艂owiek, prawda?
Anton zgodzi艂 si臋 z ni膮 pogodnie.
- Tak. My艣la艂em, 偶e odbierzesz to jak wyzwanie.
Ch艂opak jest nieco szorstki po wierzchu, ale w 艣rodku - samo z艂oto.
Janine nie przysz艂o do g艂owy, 偶eby potraktowa膰 Zacha jako... wyzwanie. Uczciwie m贸wi膮c, w og贸le nie pomy艣la艂a, 偶e mog艂aby si臋 z nim w przysz艂o艣ci w og贸le widywa膰. Dziadek i Zach wsp贸艂pracowali ze sob膮 blisko, ale ona nie miesza艂a si臋 do interes贸w.
- Zdoby艂em jego zaufanie, ale zabra艂o mi to troch臋 czasu - doda艂 dziadek.
Ciesz臋 si臋, 偶e postanowi艂e艣 wycofa膰 si臋 z interes贸w - powiedzia艂a, przys艂uchuj膮c si臋 prognozie pogody.
Zachary zmieni si臋 - m贸wi艂 Anton.
Dziadku - powiedzia艂a, powstrzymuj膮c 艣miech. - Dlaczego mia艂by si臋 zmieni膰? Jest cz艂owiekiem sukcesu. Przysz艂o艣膰 rysuje si臋 przed nim lepiej ni偶 dobrze.
Anton wsta艂, zacz膮艂 nalewa膰 sobie solidn膮 porcj臋 brandy, powoli rozlewaj膮c j膮 po 艣ciankach kieliszka, wreszcie powiedzia艂 z zastanowieniem.
Ty go zmienisz.
Ja? - Janine roze艣mia艂a si臋 niepewnie. - Ja zmieni臋 Zachary'ego Thomasa? To by by艂o dopiero wydarzenie!
Zanim si臋 zaczniesz ze mn膮 sprzecza膰, a widz臋, 偶e masz na to ogromn膮 ochot臋, chcia艂bym ci opowiedzie膰 pewn膮 histori臋. Smutn膮 histori臋.
Janine uzbroi艂a si臋 w cierpliwo艣膰 i wy艂膮czy艂a telewizor. By艂a przyzwyczajona do wys艂uchiwania opowie艣ci dziadka.
S艂ucham.
Jest to historia ch艂opca, kt贸ry urodzi艂 si臋 w nieszcz臋艣liwej rodzinie, ojca mia艂 alkoholika, a matka nie umia艂a sobie poradzi膰 z na艂ogiem m臋偶a. 呕ycie da艂o mu kiepski start. Ojciec by艂 w tak z艂ym stanie, 偶e w艂adze zabra艂y ch艂opca i jego m艂odsz膮 siostr臋 z domu. Mia艂 wtedy zaledwie osiem lat i przeszed艂 przez szereg sieroci艅c贸w, ale nie pozwala艂 na rozdzielenie z siostr膮. Obieca艂 jej, 偶e zawsze b臋dzie si臋 ni膮 opiekowa艂.
Ale pewnego razu nie by艂o wyboru i umieszczono ich w r贸偶nych domach. Ch艂opak, boj膮c si臋 o siostr臋, uciek艂. Trzy dni p贸藕niej znaleziono go niedaleko miejsca, w kt贸rym umieszczono Beth Ann.
- Prawdopodobnie czu艂 si臋 za ni膮 odpowiedzialny.
Tak. A co gorsza ona uton臋艂a w wieku lat dwunastu.
Och, nie - Janine poczu艂a, jak 偶al 艣ciska jej serce. - Oczywi艣cie wini艂 siebie - doda艂 cicho Anton.
Biedne dziecko.
Potem do nikogo ju偶 si臋 nie przywi膮za艂 - m贸wi艂 dalej dziadek, wpatruj膮c si臋 uporczywie w z艂ocisty p艂yn. - Nigdy nie odnalaz艂 swojego miejsca, ale trudno go o to wini膰. - Zaci膮gn膮艂 si臋 cygarem. - Jego matka umar艂a miesi膮c po siostrze. To by艂y jedyne dwie osoby, jakie kiedykolwiek kocha艂. Z ojcem zerwa艂 kontakt, co prawdopodobnie wysz艂o mu na dobre. Straci艂 wi臋c rodzin臋 i nie by艂o nikogo, kto chcia艂by si臋 zaj膮膰 tym trudnym, zranionym ch艂opcem.
Czy sta艂 si臋 przest臋pc膮? - wydawa艂o si臋 to Janine logiczne. W swojej dzia艂alno艣ci spo艂ecznej niejednokrotnie mia艂a do czynienia z m艂odzie偶膮 trudn膮.
Nie - dziadek zby艂 jej pytanie kr贸tko. - Przeszed艂 przez dzieci艅stwo bez kotwicy, nie maj膮c mo偶liwo艣ci nacieszy膰 si臋 okresem tak wa偶nym dla rozwoju cz艂owieka.
Dziadku...
Uciszy艂 j膮 uniesieniem d艂oni.
- W wieku osiemnastu lat zaci膮gn膮艂 si臋 do wojska.
By艂 to dobry wyb贸r i do艣膰 naturalny przy jego inteligencji i przejawiaj膮cej si臋 sk艂onno艣ci do braku poszanowania w艂asnego 偶ycia. Nie mia艂 nikogo, kto by po nim p艂aka艂. Szybko awansowa艂, zg艂aszaj膮c si臋 do niebezpiecznych zada艅. Podr贸偶owa艂 po ca艂ym 艣wiecie, z jednego zapalnego miejsca w drugie. Mia艂 zadania cz臋sto 艣ci艣le tajne. M贸g艂 zaj艣膰 bardzo wysoko, ale z niewiadomych powod贸w zrezygnowa艂. Nikt nie rozumia艂, dlaczego. Podejrzewam, 偶e chcia艂 rozpocz膮膰 偶ycie od nowa. Wtedy w艂a艣nie otworzy艂 firm臋 dostawcz膮. W ci膮gu jednego roku zwr贸ci艂 na siebie moj膮 uwag臋. Dzia艂a艂 agresywnie i tw贸rczo. W ci膮gu pi臋ciu lat sta艂 si臋 jednym z najpowa偶niejszych moich konkurent贸w. Widzia艂em w nim si艂臋, kt贸r膮 odebra艂 mi wiek. Spotkali艣my si臋. Porozmawiali艣my. I ostatecznie po艂膮czyli艣my si艂y.
- Najwyra藕niej opowiedzia艂e艣 mi histori臋 偶ycia Zachary'ego.
Anton z u艣miechem wypi艂 艂yk brandy.
- Zauwa偶y艂a艣, 偶e nie艂atwo mu dogada膰 si臋 z lud藕mi.
Pomy艣la艂em, 偶e dobrze b臋dzie, je偶eli dowiesz si臋 dlaczego. Zach nigdy nie czu艂 si臋 bezpieczny. To zapewnia tylko dom. Nigdy tak naprawd臋 nie do艣wiadczy艂 mi艂o艣ci, poza uczuciem do swej siostry. Jego 偶ycie by艂o d艂ugim pasmem bolesnych prze偶y膰. Dzi臋ki sile woli uda艂o mu si臋 pokona膰 wszystkie przeciwno艣ci, kt贸re znalaz艂y si臋 na jego drodze. Wiem, 偶e Zachary Thomas ma ma艂e szanse, by wygra膰 w konkursie na m臋偶czyzn臋 roku, ale zas艂u偶y艂 na m贸j szacunek.
Janine rzadko s艂ysza艂a dziadka m贸wi膮cego o kim艣 z r贸wnym przej臋ciem.
Zach ci to wszystko o sobie opowiedzia艂?
Chyba 偶artujesz! Zach nigdy nie m贸wi艂 ze mn膮 o swojej przesz艂o艣ci. W膮tpi臋, czy m贸wi艂 o niej komukolwiek.
Sprawdzi艂e艣 go?
Musia艂em. Ale ju偶 wcze艣niej podejrzewa艂em, 偶e jego droga nie by艂a us艂ana r贸偶ami.
To bardzo smutna historia?
Musisz by膰 dla niego bardzo dobra, moja droga.
Ja? - zdziwi艂a si臋 Janine.
Tak, ty. Nauczysz go 艣mia膰 si臋 i cieszy膰 偶yciem. A co najwa偶niejsze, nauczysz go mi艂o艣ci.
Chyba ci臋 nie rozumiem. Najprawdopodobniej b臋d臋 si臋 widywa膰 z Zachem od czasu do czasu, poniewa偶 przejmuje twoje stanowisko w przedsi臋biorstwie, ale naprawd臋 nie wiem, jak mog艂abym wp艂yn膮膰 na jego 偶ycie.
Leniwy u艣miech powoli pojawi艂 si臋 na ustach dziadka.
- I tu si臋 mylisz, moja droga. Odegrasz bardzo wa偶n膮 rol臋 w 偶yciu Zacha, a on w twoim.
Janine s艂ucha艂a speszona.
- Jeszcze nie rozumiesz? - zapyta艂 cicho. - Widzisz, Janine, wybra艂em Zachary'ego, 偶eby zosta艂 twoim m臋偶em.
ROZDZIA艁 DRUGI
Przez chwil臋 panowa艂a cisza, a potem Janine odezwa艂a si臋 niepewnie:
呕artujesz, prawda, dziadku?
Nie - odpowiedzia艂, zapalaj膮c drugie cygaro. Kiedy przygl膮da艂 si臋 roz偶arzonemu ognikowi, jego oczy zab艂ys艂y z艂o艣liwie, ale czai艂o si臋 w nich co艣 jeszcze, co nie tak 艂atwo by艂o zdefiniowa膰. - Jestem 艣miertelnie powa偶ny.
Ale... - Janine by艂a tak zmieszana, 偶e nie wiedzia艂a, co ma mu odpowiedzie膰.
Zastanawia艂em si臋 nad tym powa偶nie ju偶 od d艂u偶szego czasu. Zach jest dla ciebie po prostu wymarzony, a ty b臋dziesz dope艂nia膰 go idealnie. I b臋dziecie mie膰 cudowne, z艂otow艂ose dzieci.
Ale... - Janine nie mog艂a nic wykrztusi膰. W jednej chwili wys艂uchiwa艂a wzruszaj膮cej przypowie艣ci, a w nast臋pnej dziadek informowa艂 j膮 o m臋偶u, kt贸rego dla niej wybra艂 i o kolorze w艂os贸w jej przysz艂ych dzieci.
Kiedy si臋 nad tym zastanowisz - m贸wi艂 dalej - na pewno si臋 ze mn膮 zgodzisz. Zach jest wspania艂ym, m艂odym m臋偶czyzn膮 i b臋dzie znakomitym m臋偶em.
Ty... z nim rozmawia艂e艣... zgodzi艂 si臋? - wykrztusi艂a wreszcie.
Pytasz, czy podsun膮艂em Zachowi takie rozwi膮zanie? - zapyta艂 dziadek. - Na niebiosa, oczywi艣cie, 偶e nie. A w ka偶dym razie jeszcze nie. - Parskn膮艂, jakby pomys艂 wyda艂 mu si臋 bardzo zabawny. - Zach nie jest z tych, kt贸rzy z wdzi臋czno艣ci膮 przyjmuj膮 mieszanie si臋 w ich prywatne sprawy. Z nim musz臋 post臋powa膰 w r臋kawiczkach. Uczciwie m贸wi膮c, rozwa偶a艂em po艂膮czenie sprawy ma艂偶e艅stwa z zaoferowaniem mu pozycji przewodnicz膮cego, ale po namy艣le zmieni艂em zdanie. Zach nigdy by si臋 na to nie zgodzi艂. Ale s膮 inne, lepsze sposoby. Ty si臋 o nic nie musisz martwi膰.
- Ja... rozumiem - Janine rozumia艂a tylko to, 偶e dziadek najwyra藕niej nie wiedzia艂, na jakim 艣wiecie 偶yje. Widocznie wci膮偶 wierzy艂 w dawne obyczaje, chocia偶 pozornie by艂 bardzo nowoczesny.
Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno cygarem.
Widz臋, 偶e pomys艂 zaaran偶owanego ma艂偶e艅stwa wydaje ci si臋 nieco staro艣wiecki, ale przyzwyczaisz si臋 do tej my艣li. Wybra艂em dla ciebie dobrego m臋偶a i na pewno jeste艣 na tyle inteligentna, by to doceni膰.
Dziadku, chyba nie bardzo rozumiesz, co mi proponujesz - powiedzia艂a, staraj膮c si臋 zebra膰 rozbiegane my艣li. Mia艂a nadziej臋, 偶e potrafi wyt艂umaczy膰 艣mieszno艣膰 ca艂ego pomys艂u, nie ura偶aj膮c go.
Ale偶 wiem doskonale, moje dziecko.
W tym kraju i w tych czasach - m贸wi艂a dalej powoli - m臋偶czy藕ni i kobiety sami wybieraj膮 partner贸w. Najpierw zakochuj膮 si臋, a potem pobieraj膮.
Niestety, ten system nie sprawdza si臋 - wymrucza艂 dziadek marszcz膮c brwi.
Co to znaczy „nie sprawdza si臋"? - krzykn臋艂a trac膮c cierpliwo艣膰. - Tak dzieje si臋 ju偶 od dawna.
Sp贸jrz, ile jest rozwod贸w. Czyta艂em ostatnio, 偶e blisko pi臋膰dziesi膮t procent ma艂偶e艅stw w tym kraju nie wytrzymuje pr贸by czasu. Kiedy艣 nie by艂o rozwod贸w. Rodzice decydowali, kogo ma po艣lubi膰 ich syn czy c贸rka, a oni przyjmowali to postanowienie bez szemrania. Najpierw by艂 艣lub, a potem przychodzi艂a mi艂o艣膰.
- Dziadku - 艂agodnie odezwa艂a si臋 Janine. Jej dziadek by艂 cz艂owiekiem logicznym i je偶eli wyt艂umaczy mu wszystko porz膮dnie, na pewno zrozumie. - Teraz to si臋 odbywa inaczej. Najpierw zjawia si臋 mi艂o艣膰, dopiero p贸藕niej ma艂偶e艅stwo.
A co wy, m艂odzi ludzie, wiecie o mi艂o艣ci?
Kiedy nadchodzi, dostatecznie du偶o - sk艂ama艂a g艂adko. Jej pierwsze spotkanie z wielkim uczuciem sko艅czy艂o si臋 z艂amanym sercem, ale dziadek nie wiedzia艂 nic o Brianie.
Te偶 co艣 - prychn膮艂. - A c贸偶 ty mo偶esz wiedzie膰 o mi艂o艣ci?
Wiem - odpowiedzia艂a nerwowo - 偶e twoje ma艂偶e艅stwo z babci膮 przygotowa艂y rodziny, ale to by艂o wieki temu i w innym kraju. W Ameryce taki zwyczaj nie istnieje. A ja i ty mieszkamy w艂a艣nie tutaj.
Dziadek zapatrzy艂 si臋 w swoj膮 brandy zatopiony w my艣lach. Janine nie wiedzia艂a, czy w og贸le j膮 s艂ysza艂.
Nigdy nie zapomn臋 pierwszego spotkania z Ann膮 - powiedzia艂 艂agodnie, jego g艂os zdawa艂 si臋 dochodzi膰 z bardzo daleka. - Mia艂a szesna艣cie lat i takie d艂ugie, jasne w艂osy. Warkocze si臋ga艂y jej do pasa. M贸j ojciec rozmawia艂 z jej ojcem, a kiedy oni omawiali interesy, Anna i ja siedzieli艣my w dw贸ch przeciwleg艂ych k膮tach pokoju. Byli艣my zbyt nie艣miali, 偶eby cho膰 na siebie spojrze膰. Zastanawia艂em si臋, czyjej si臋 podobam. Dla mnie by艂a najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮 na ca艂ym 艣wiecie. Nawet teraz, po tylu latach pami臋tam jak serce mi bi艂o, kiedy po raz pierwszy j膮 zobaczy艂em. Wiedzia艂em...
Ale偶 dziadku, to by艂o prawie sze艣膰dziesi膮t lat temu! Teraz o ma艂偶e艅stwach ju偶 nie decyduj膮 rodziny. Mo偶e dawne zwyczaje kiedy艣 by艂y dobre, ale teraz to si臋 ju偶 po prostu prze偶y艂o. - Dziadek nadal wpatrywa艂 si臋 w kieliszek, zatopiony we wspomnieniach.
Nast臋pnego dnia rodzice Anny odwiedzili nasze gospodarstwo i ojcowie znowu rozmawiali. Udawa艂em, 偶e nic mnie to nie obchodzi. Ale kiedy zobaczy艂em, 偶e wymieniaj膮 u艣cisk d艂oni, a potem poklepuj膮 si臋 po plecach, wiedzia艂em, 偶e wkr贸tce Anna b臋dzie moja.
Pokocha艂e艣 j膮, zanim jeszcze pobrali艣cie si臋, prawda? - zapyta艂a Janine 艂agodnie, maj膮c nadziej臋, 偶e b臋dzie musia艂 przyzna膰 jej racj臋.
Nie - odpowiedzia艂 bez wahania. - Jak mog艂em j膮 kocha膰, kiedy widzia艂em j膮 tylko dwa razy przed ceremoni膮 za艣lubin. Prawie w og贸le nie rozmawiali艣my. Mi艂o艣膰 nie by艂a nam potrzebna do szcz臋艣cia. Mi艂o艣膰 przysz艂a p贸藕niej, kiedy przybyli艣my do Ameryki.
Chyba i w tamtych czasach aran偶owanie ma艂偶e艅stw by艂o ju偶 anachronizmem - Janine szuka艂a desperacko jakich艣 argument贸w.
Rozumiem, 偶e wtedy takie zaplanowane ma艂偶e艅stwa mog艂y by膰 dla wszystkich najlepsze. Ale dzisiaj ten pomys艂 nie mo偶e si臋 sprawdzi膰. Przykro mi, 偶e ci臋 zawiod艂am, dziadku, ale nie zamierzam zaakceptowa膰 Zachary'ego Thomasa jako m臋偶a i jestem przekonana, 偶e on r贸wnie偶 nie zgodzi艂by si臋 na ma艂偶e艅stwo ze mn膮.
Na moment jego twarz st臋偶a艂a w grymasie niezadowolenia, ale po chwili by艂a zn贸w ca艂kiem spokojna. Janine rzadko kwestionowa艂a jego autorytet i prawie nigdy otwarcie mu si臋 nie sprzeciwia艂a.
Przypuszczam, 偶e to musia艂 by膰 dla ciebie szok - powiedzia艂. - Prosz臋 ci臋 tylko, by艣 rozwa偶y艂a m贸j pomys艂, Janine. Przynajmniej tyle mo偶esz mi obieca膰. Czy odrzucasz ma艂偶e艅stwo z Zachem po prostu dlatego, 偶e ten spos贸b wydaje ci si臋 staro艣wiecki?
Och, dziadku... - Janine nie znosi艂a odmawia膰 mu czegokolwiek. - Tu nie chodzi tylko o mnie. A co z Zachem? Jakie on ma plany? Co, je艣li on...
Dziadek przerwa艂 jej w膮tpliwo艣ci gwa艂townym wzruszeniem ramion.
- Powiedz mi, kiedy ostatnio prosi艂em ci臋, 偶eby艣 zrobi艂a co艣 dla mnie? - nie ust臋powa艂.
Dawno - przyzna艂a, krzywi膮c si臋 z niesmakiem. Zastosowa膰 tak膮 metod臋!
We藕 wi臋c pod uwag臋 Zacha jako kandydata na m臋偶a! - jego oczy b艂ysn臋艂y. - B臋dziecie mie膰 takie pi臋kne dzieci. - Obiecuj臋, 偶e pomy艣l臋 o tym. - Ale to i tak nic nie zmieni - doda艂a w my艣lach.
Dziadek nie wspomina艂 Zacha Thomasa, nawet kiedy m贸wi艂 o interesach, a偶 do nast臋pnego popo艂udnia. Dopiero gdy usiedli do kolacji, spojrza艂 wyczekuj膮co na Janine i zapyta艂:
- No i co?
Przez ca艂e popo艂udnie by艂 w pogodnym nastroju. Teraz te偶 z u艣miechem nak艂ada艂 jej na talerz cienki p艂atek mi臋sa. By艂a to wo艂owina najpierw marynowana, a potem sma偶ona, ulubione danie Janine.
- No i co? - powt贸rzy艂, wci膮偶 si臋 u艣miechaj膮c.
- Co zdecydowa艂a艣?
Janine si臋gn臋艂a po bu艂k臋, powoli i starannie smarowa艂a j膮 mas艂em, staraj膮c si臋 zyska膰 na czasie i zastanawiaj膮c si臋 w pop艂ochu, co ma powiedzie膰.
- Nic - wykrztusi艂a wreszcie.
U艣miech na twarzy dziadka zamieni艂 si臋 w grymas niezadowolenia.
Obieca艂a艣 mi, 偶e rozwa偶ysz projekt ma艂偶e艅stwa z Zachem. Da艂em ci wi臋cej czasu, ni偶 Annie da艂 jej ojciec.
Chcesz wiedzie膰 teraz?
Teraz!
Ale偶 dziadku, zwyk艂e tak lub nie to nie mo偶e by膰 odpowied藕 na tak skomplikowane pytanie. Chcesz, 偶ebym w dwadzie艣cia cztery godziny zadecydowa艂a o ca艂ym moim przysz艂ym 偶yciu. - Nadal usi艂owa艂a zyska膰 na czasie i dziadek zaczyna艂 si臋 ju偶 tego domy艣la膰. Prawd臋 m贸wi膮c, nie wiedzia艂a, co ma mu odpowiedzie膰. Nie mog艂a po艣lubi膰 - zak艂adaj膮c nawet, 偶e on zgodzi艂by si臋 na to - ale tak bardzo nie chcia艂a zawie艣膰 dziadka.
Co w tym takiego skomplikowanego, albo wychodzisz za niego, albo nie.
Nie rozumiem, dlaczego postanowi艂e艣, 偶e mam wyj艣膰 w艂a艣nie za Zacha Thomasa - krzykn臋艂a. - Dlaczego nie za Petera?
Z Peterem umawia艂a si臋 od pewnego czasu. Ale nie traktowa艂a go powa偶nie, jej serce by艂o zbyt obola艂e po przej艣ciach z Brianem.
- Kochasz si臋 w tym bezbarwnym s艂abeuszu, kt贸ry...
Janine westchn臋艂a g艂o艣no, 偶a艂uj膮c, 偶e w艂膮czy艂a osob臋 Petera do rozmowy.
- Jest bardzo dobry.
Jak mus czekoladowy! - mrukn膮艂 dziadek. - Peter Donahue w og贸le nie nadaje si臋 na m臋偶a. Co ci przysz艂o do g艂owy?
Wcale nie my艣la艂am o nim jako o m臋偶u - wyja艣ni艂a. Peter by艂 zabawny, ale dziadek mia艂 racj臋, na m臋偶a nie nadawa艂 si臋 zupe艂nie.
- Dzi臋ki Bogu, zosta艂o ci troch臋 rozumu.
Janine wzi臋艂a g艂臋boki oddech i wreszcie zada艂a pytanie, kt贸re dr臋czy艂o j膮 przez ca艂e popo艂udnie.
- Czy... czy... ty zorganizowa艂e艣 ma艂偶e艅stwo mojego ojca?
Dziadek spu艣ci艂 oczy, ale zd膮偶y艂a jeszcze zobaczy膰, jak nagle posmutnia艂y.
Nie. Zakocha艂 si臋 w Patrice na studiach. Od razu wiedzia艂em, 偶e to nie b臋dzie dobre ma艂偶e艅stwo, ale Anna powiedzia艂a mi, 偶e jeste艣my w Ameryce i tutaj m艂odzi ludzie sami decyduj膮, w kim chc膮 si臋 zakocha膰.
Czy my艣lisz, 偶e pos艂ucha艂by ciebie, gdyby艣 narzuci艂 mu ma艂偶e艅stwo?
Dziadek zawaha艂 si臋, z艂apa艂 r臋k膮 za karafk臋 z wod膮.
Nie wiem, ale chc臋 wierzy膰, 偶e tak.
A on o偶eni艂 si臋 z moj膮 matk膮.
Oboje przez chwil臋 milczeli. Janine mia艂a niewiele wspomnie艅 zwi膮zanych z rodzicami, jakie艣 skrawki, zazwyczaj nie powi膮zane ze sob膮. Dobrze pami臋ta艂a za to okropne k艂贸tnie i oskar偶enia, jakimi si臋 obrzucali. Pami臋ta艂a, 偶e kiedy zaczynali krzycze膰, chowa艂a si臋 pod 艂贸偶ko, zas艂aniaj膮c uszy d艂o艅mi. To ojciec odnajdywa艂 j膮 potem i uspokaja艂. Zawsze ojciec. Matki nie pami臋ta艂a prawie wcale. Nawet zdj臋cia nie wywo艂ywa艂y wspomnie艅, cho膰 Janine sp臋dza艂a d艂ugie godziny, przygl膮daj膮c si臋 fotografiom. Ale kobieta, kt贸ra da艂a jej 偶ycie, pozosta艂a kompletnie obca.
Ty jeste艣 jedynym pozytywem wynik艂ym z ma艂偶e艅stwa Stevena - powiedzia艂 Anton szorstko. - I przynajmniej Steven i Patrice oddali mi ciebie, jeszcze przed sw膮 艣mierci膮.
Och, dziadku, tak bardzo ci臋 kocham i tak strasznie mi przykro, kiedy nie podoba ci si臋 to, co robi臋, ale naprawd臋 nie mog臋 wyj艣膰 za Zacha i nie wierz臋, 偶eby on chcia艂 si臋 o偶eni膰 ze mn膮.
Dziadek w milczeniu sko艅czy艂 kolacj臋, rozwa偶aj膮c jej s艂owa.
Chyba zachowuj臋 si臋 jak pryk, kt贸ry chcia艂by, 偶eby wszystko by艂o po staremu.
Dziadku, nie, wcale tak nie my艣l臋.
Opar艂 si臋 艂okciami na stole, z艂o偶y艂 d艂onie i przyjrza艂 si臋 uwa偶nie wnuczce.
- Mo偶e 艂atwiej by艂oby mi to wszystko zrozumie膰, gdybym wiedzia艂, czego oczekujesz od m臋偶a.
Zawaha艂a si臋 i odwr贸ci艂a wzrok, unikaj膮c jego spojrzenia. Jeszcze tak niedawno wiedzia艂a bardzo dobrze, czego chce.
Je艣li mam by膰 uczciwa, to musz臋 przyzna膰, 偶e nie jestem pewna. Chyba mi艂o艣ci.
Mi艂o艣膰 - dziadek smakowa艂 to s艂owo jak dobre wino.
Tak - powiedzia艂a ju偶 pewniej, przytakuj膮c energicznie g艂ow膮.
Co to jest mi艂o艣膰?
No... - Janine nie by艂a pewna, czy potrafi to cudowne uczucie opisa膰 zwyk艂ymi s艂owami. - To 艣wiadomo艣膰, 偶e co艣 si臋 dzieje z sercem.
Serce - powt贸rzy艂 dziadek, przyk艂adaj膮c d艂o艅 do piersi.
Prawdziwa mi艂o艣膰 jest wtedy, gdy m臋偶czyzna woli umrze膰 ni偶 偶y膰 bez ciebie - doda艂a ognia swej definicji.
Chcia艂aby艣, 偶eby umar艂?
Nie, tylko 偶eby chcia艂 umrze膰. Dziadek zmarszczy艂 brwi.
Nie rozumiem.
Mi艂o艣膰 to tajemne schadzki na szkockich wrzosowiskach - doda艂a, przypominaj膮c sobie historyczny romans, kt贸ry czyta艂a jako nastolatka.
W pobli偶u Seattle nie ma wrzosowisk.
Nie przerywaj mi - powiedzia艂a z u艣miechem, staraj膮c si臋 nie wypa艣膰 z nastroju. - Mi艂o艣膰 to nami臋tno艣膰.
Wydaje mi si臋, 偶e nami臋tno艣膰 to hormony.
Dziadku, prosz臋!
Jak mog臋 cokolwiek zrozumie膰, je艣li opowiadasz takie 艣mieszne rzeczy. Chcesz mi艂o艣ci. I najpierw twierdzisz, 偶e to jest uczucie p艂yn膮ce z serca, a potem m贸wisz o nami臋tno艣ci.
To jeszcze wi臋cej. To spacer r臋ka w r臋k臋 pla偶膮 o zmierzchu, patrzenie sobie w oczy. To wyznawanie uczucia bez s艂贸w - zamilk艂a zawstydzona, 偶e tak si臋 zap臋dzi艂a. - Nie umiem tego opisa膰. Chyba nikt nie umie.
Nie umiesz, bo nigdy jej nie do艣wiadczy艂a艣.
Mo偶e - zgodzi艂a si臋 opornie. - Ale pewnego dnia zakocham si臋.
- W Zachu - stwierdzi艂 z absolutn膮 pewno艣ci膮.
Janine nie pr贸bowa艂a dalej si臋 z nim spiera膰. Dziadek potrafi艂 by膰 okropnie uparty. Wierzy艂a, 偶e tylko czas mo偶e tu pom贸c. Ju偶 wkr贸tce zrozumie, 偶e ani ona, ani Zach nie maj膮 najmniejszej ochoty dostosowywa膰 si臋 do przygotowanego przez niego scenariusza. Wtedy i tylko wtedy zrezygnuje.
Min膮艂 tydzie艅 i dziadek nie wspomnia艂 ani s艂owem o ma艂偶e艅stwie. By艂 zimny, wietrzny marcowy wiecz贸r, w okna zacina艂y strugi deszczu. Janine uwielbia艂a takie wieczory. Siedzia艂a skulona na swym ulubionym fotelu z krymina艂em w r臋ce, kiedy zadzwoni艂 dzwonek u drzwi. Dziadka nie by艂o w domu, a ona nie oczekiwa艂a nikogo.
Zapali艂a 艣wiat艂o na ganku i wyjrza艂a przez wizjer. Zobaczy艂a Zacha, 艣ciskaj膮cego pod pach膮 jak膮艣 teczk臋. Wcisn膮艂 g艂ow臋 w ramiona, zas艂aniaj膮c si臋 przed deszczem.
To ty, Zach? - zawo艂a艂a zdziwiona, otwieraj膮c szeroko drzwi.
Witaj, Janine - przywita艂 si臋 grzecznie, wchodz膮c do 艣rodka. - Czy zasta艂em dziadka?
Nie - przycisn臋艂a ksi膮偶k臋 do piersi, 偶eby uspokoi膰 bicie serca. - Wyszed艂 gdzie艣.
Zach zawaha艂 si臋, wyra藕nie zmieszany.
Prosi艂 mnie, bym wpad艂 do niego. Chcia艂 o czym艣 ze mn膮 porozmawia膰. Czy powiedzia艂, kiedy wr贸ci?
Nie, ale jestem pewna, 偶e je艣li umawia艂 si臋 z tob膮, wkr贸tce powinien si臋 pojawi膰. Chcesz poczeka膰 na niego?
Chyba tak.
Wzi臋艂a od Zacha deszczowiec i poprowadzi艂a go do blioteki. Na kominku p艂on膮艂 niewielki ogie艅 ogrzewaj膮c swym ciep艂em pok贸j. Dwupi臋trowy dom by艂 typowym budynkiem z prze艂omu wiek贸w, z wysokimi, obszernymi pomieszczeniami. Kiedy艣 ca艂e drugie pi臋tro zajmowa艂a s艂u偶ba. Teraz na sta艂e mieszka艂 z nimi tylko Charles, ale on mia艂 pokoje nad gara偶em. Pracowa艂 dla dziadka, by艂 jego kierowc膮. Pani McCormick zjawia艂a si臋 codziennie rano. Na jej g艂owie by艂 ca艂y dom.
Napijesz si臋 czego艣? - zapyta艂a Janine.
Napi艂bym si臋 kawy, je艣li to nie sprawi k艂opotu.
W艂a艣nie zapatrzy艂am 艣wie偶膮, jest w dzbanku. Janine przynios艂a z kuchni fili偶ank臋, po czym usiad艂a na wprost Zacha, zastanawiaj膮c si臋, czy ma mu co艣 powiedzie膰 o pomy艣le dziadka.
Spodziewa艂a si臋, 偶e dziadek nie rozmawia艂 na ten temat z Zachem. Nie siedzia艂by chyba tak spokojnie, popijaj膮c kaw臋. Przypuszcza艂a, 偶e je艣li tylko dziadek zahaczy o ten temat, Zach natychmiast straci sw贸j spok贸j. B臋dzie ura偶ony i w艣ciek艂y. Ju偶 mia艂a go ostrzec, ale zrezygnowa艂a. Niech dowie si臋 o planach dziadka w taki sam spos贸b jak ona.
Splataj膮c palce, u艣miechn臋艂a si臋. Czu艂a si臋 troch臋 niezr臋cznie.
- Mi艂o ci臋 znowu widzie膰.
Mnie te偶. Cho膰 przyznam, 偶e jestem nieco zawiedziony.
Dlaczego?
Jad膮c tu stara艂em si臋 odgadn膮膰, co tym razem b臋dziesz mia艂a na sobie. Sukienk臋 z papierowych torebek? Bluzk臋 z m臋skich skarpet?
呕achn臋艂a si臋 na niego. Zachowywa艂 si臋 tak, 偶e czu艂a si臋 przy nim jak pi臋tnastoletnia dziewczynka. Ju偶 to przekre艣la艂o mo偶liwo艣膰 jakichkolwiek bli偶szych kontakt贸w mi臋dzy nimi.
- Musz臋 przyzna膰, 偶e we艂niane spodnie i ten pi臋kny sweter s膮 mi艂膮 niespodziank膮 - doda艂.
W jego ciemnych oczach po raz pierwszy dostrzeg艂a uznanie.
I w tym momencie Janine zrozumia艂a.
Siedzia艂a jak skamienia艂a, troch臋 si臋 jej nawet kr臋ci艂o w g艂owie. Dziadek nie tylko rozmawia艂 ju偶 z Zachem, ale nawet doszli do porozumienia. I dlatego Zach zachowywa艂 si臋 tak przyjacielsko. Nic dziwnego, 偶e zjawi艂 si臋 nie zapowiedziany w艂a艣nie tego wieczoru, kiedy dziadka nie by艂o w domu.
Wsp贸lnie chc膮 j膮 w to wci膮gn膮膰. No c贸偶, ale ona nie ma najmniejszego zamiaru da膰 si臋 wrobi膰. Je偶eli dziadek i Zach my艣l膮, 偶e uda im si臋 nam贸wi膰 j膮 na ma艂偶e艅stwo, czeka ich niemi艂a niespodzianka.
Usiad艂a prosto na skraju fotela.
Zgodzi艂e艣 si臋 - mrukn臋艂a, rzucaj膮c mu z艂e spojrzenie. Nie mog艂a d艂u偶ej wytrzyma膰. Zerwa艂a si臋 z fotela i zacz臋艂a chodzi膰 po pokoju, splataj膮c palce i staraj膮c si臋 zebra膰 my艣li. - Dziadek powiedzia艂 ci, prawda?
Nie rozumiem, o co chodzi? - Zach wpatrywa艂 si臋 w ni膮 zdumiony.
Nie mog臋 uwierzy膰 - j臋kn臋艂a - po prostu nie mog臋 uwierzy膰. Mia艂am o tobie lepsze zdanie.
W co nie wierzysz?
Przysi臋g艂abym, 偶e ty w艂a艣nie jeste艣 m臋偶czyzn膮, kt贸rego nie da si臋 kupi膰. Zawiod艂am si臋 na tobie, Zach.
Nadal by艂 spokojny, co rozz艂o艣ci艂o j膮 jeszcze bardziej.
Nie mam poj臋cia, o czym m贸wisz - to by艂o wszystko, co powiedzia艂.
Pewnie, udawaj niewini膮tko - 偶achn臋艂a si臋. By艂a tak wzburzona, 偶e nadal kr膮偶y艂a po bibliotece.
Zach zerkn膮艂 na zegarek i dopi艂 kaw臋.
- Czy tw贸j dziadek wie o tych atakach histerii?.
- To 艣mieszne, Zach, bardzo 艣mieszne.
Westchn膮艂 g艂臋boko.
- No dobrze, z艂apa艂em przyn臋t臋. Dlaczeg贸偶 to twierdzisz, 偶e da艂em si臋 kupi膰. I jeszcze nim zapomn臋, chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, jaka by艂a zap艂ata.
- Na dobr膮 spraw臋 mo偶na by powiedzie膰, 偶e nie dosta艂e艣 nic. I zapewniam ci臋, 偶e nic nie dostaniesz, bo ja nie jestem na sprzeda偶. - Opar艂a r臋ce na biodrach i obrzuci艂a go spojrzeniem pe艂nym niesmaku.
- Co ci ofiarowa艂 w zamian? Ca艂e przedsi臋biorstwo?
Pieni膮dze?
Zach wzruszy艂 ramionami.
Nic mi nie proponowa艂.
Nic - powt贸rzy艂a powoli. Poczu艂a si臋 ura偶ona.
- Po prostu chcia艂 ci mnie odda膰. - Oszo艂omiona usiad艂a znowu w fotelu. - My艣la艂am, 偶e rodzina panny m艂odej powinna wnie艣膰 jaki艣 posag. Dziadek nie zaproponowa艂 ci nawet pieni臋dzy?
Posag? - Zach powt贸rzy艂 to s艂owo, jakby je s艂ysza艂 po raz pierwszy w 偶yciu.
Rodzina dziadka otrzyma艂a krow臋 i dziesi臋膰 kurczak贸w za moj膮 babci臋 - powiedzia艂a, jakby to wyja艣nia艂o wszystko. - Ale najwyra藕niej ja nie jestem nawet warta jednej kury.
Zach odstawi艂 fili偶ank臋 na bok i wyprostowa艂 si臋 w fotelu.
- My艣l臋, 偶e powinni艣my zacz膮膰 t臋 rozmow臋 od pocz膮tku. Zgubi艂em si臋. Mo偶e 艂askawie o艣wiecisz mnie, c贸偶 ja takiego koszmarnego zrobi艂em.
Janine zerkn臋艂a w jego stron臋.
- No dobrze, je艣li nalegasz - doda艂a po chwili.
- Oczywiste jest, 偶e dziadek rozmawia艂 z tob膮 o ma艂偶e艅stwie.
Ma艂偶e艅stwie? - powt贸rzy艂 kompletnie zaskoczony. Jego twarz nie wyra偶a艂a nic. - Z kim?
Ze mn膮, oczywi艣cie.
Zach zerwa艂 si臋 z fotela na r贸wne nogi.
Z tob膮?
- Nie musisz by膰 taki przera偶ony. Ostatecznie nie jestem bab膮-jag膮. S膮 m臋偶czy藕ni, kt贸rzy byliby uszcz臋艣liwieni, staj膮c ze mn膮 na 艣lubnym kobiercu. - Co
prawda, nie Brian i na pewno nie Peter, ale uwa偶a艂a, 偶e Zach powinien my艣le膰, 偶e ma stada adorator贸w.
My mieliby艣my si臋 pobra膰... to niemo偶liwe. To zupe艂nie wykluczone. Ja w og贸le nie mam zamiaru si臋 偶eni膰... nie potrzebuj臋 ani 偶ony, ani rodziny.
Powiedz to dziadkowi.
W艂a艣nie to zamierzam zrobi膰.
Janine nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e rozmowa, jaka odb臋dzie si臋 po powrocie dziadka, nie zapowiada si臋 przyjemnie.
Sk膮d temu zwariowanemu staruchowi przysz艂o do g艂owy, 偶e mo偶e dyktowa膰 innym, jak ma wygl膮da膰 ich 偶ycie? - zapyta艂 gniewnie.
Jego ma艂偶e艅stwo zosta艂o tak u艂o偶one, a wcze艣niej ma艂偶e艅stwo jego ojca. Wierz mi, Zach, t艂umaczy艂am mu i t艂umaczy艂am, ale dziadek ufa zwyczajom starego kraju i uwa偶a, 偶e my dwoje - chocia偶 jest to naprawd臋 艣mieszne - pasujemy do siebie jak ula艂.
Gdyby艣 nie by艂a taka powa偶na, uwa偶a艂bym to za 艣wietny dowcip.
Janine zauwa偶y艂a, 偶e bardzo poblad艂.
Zdaje si臋, 偶e oskar偶y艂am ci臋 przedwcze艣nie. Przepraszam za to, ale... no c贸偶... my艣la艂am, 偶e dziadek rozmawia艂 ju偶 z tob膮, a ty si臋 zgodzi艂e艣.
Czy to wtedy zacz臋艂a艣 co艣 ple艣膰 o krowie i kurczakach?
Przez chwil臋 pomy艣la艂am, 偶e dziadek ofiarowa艂 ci mnie za darmo. Wiem, 偶e to g艂upie, ale poczu艂am si臋 ura偶ona, jakby uzna艂, 偶e nie jestem nic warta.
Po raz pierwszy od pocz膮tku rozmowy twarz Zacha z艂agodnia艂a i nawet u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.
Nie w膮tpisz chyba, 偶e dziadek ci臋 kocha.
- Nie - pogr膮偶ona w my艣lach przeczesywa艂a palcami w艂osy. - U偶y艂am wszystkich argument贸w, jakie mi przysz艂y do g艂owy, 偶eby wyperswadowa膰 mu ten pomys艂. T艂umaczy艂am, jak wa偶na jest mi艂o艣膰, 偶e kobieta i m臋偶czyzna maj膮 prawo do w艂asnych wybor贸w. Ale najwyra藕niej nie potrafi zgodzi膰 si臋 z tym, 偶e zmieni艂y si臋 czasy.
Nie s艂ucha艂 ci臋?
- S艂ucha艂 - odpowiedzia艂a, bior膮c dziadka w obron臋 - ale nie zgadza艂 si臋 z ani jednym moim s艂owem. Dziadek twierdzi, 偶e nowoczesne podej艣cie do mi艂o艣ci i ma艂偶e艅stwa okaza艂o si臋 kompletnym fiaskiem. A wobec faktu stale rosn膮cej liczby rozwod贸w, trudno mi by艂o nawet z nim dyskutowa膰.
To prawda - zgodzi艂 si臋 Zach. Wygl膮da艂 na zak艂opotanego.
Wyja艣ni艂am mu, 偶e kobieta i m臋偶czyzna najpierw zakochuj膮 si臋 w sobie, a potem decyduj膮 na ma艂偶e艅stwo, ale dziadek upiera si臋, 偶e lepsza jest odwrotna kolejno艣膰.
Dobry Bo偶e - Zach potar艂 d艂oni膮 podbr贸dek.
- Teraz, kiedy ju偶 wiem, o co chodzi, widz臋 偶e i mnie w ka偶dej rozmowie przygotowywa艂 do tego, co si臋 mia艂o sta膰. Nigdy nie omieszka艂 wspomnie膰, jaka jeste艣 cudowna.
Janine westchn臋艂a cicho.
- To samo opowiada艂 o tobie, na d艂ugo zanim si臋 spotkali艣my.
Zaciskaj膮c usta Zach oznajmi艂:
Teraz wiele spraw si臋 wyja艣nia.
Co zrobimy? - zastanawia艂a si臋 g艂o艣no Janine.
- Uwa偶am, 偶e musimy opracowa膰 jaki艣 plan. Nie chc臋 zawie艣膰 dziadka, ale nie mam zamiaru da膰 si臋 wyda膰 jak... jak... - nie potrafi艂a doko艅czy膰.
- Szczeg贸lnie za mnie.
Cho膰 jego g艂os wydawa艂 si臋 ca艂kowicie pozbawiony emocji, Janine us艂ysza艂a w nim b贸l. Poczu艂a, jak 艣ciska jej si臋 serce ze wsp贸艂czucia. Zna艂a przecie偶 jego przesz艂o艣膰, wiedzia艂a, 偶e otrzyma艂 jedynie okruchy mi艂o艣ci.
- Nie o to mi chodzi艂o - powiedzia艂a stanowczo.
- Dziadek nie wybra艂by ciebie, gdyby艣 nie by艂 kim艣 naprawd臋 nadzwyczajnym. Znakomicie ocenia ludzi, a ty od pierwszej chwili zrobi艂e艣 na nim ogromne wra偶enie.
- Nie oszukujmy si臋, Janine - sprzeciwi艂 si臋 Zach.
- Ty jeste艣 艣wiatow膮 dziewczyn膮. Pasujemy do siebie jak kwiatek do ko偶ucha.
Zgadzam si臋, 偶e nie pasujemy do siebie, ale z zupe艂nie innych powod贸w. Od chwili, kiedy wesz艂am do twojego biura, dajesz mi jasno do zrozumienia, 偶e uwa偶asz mnie za snobk臋. Nie jestem ni膮, ale obawiam si臋, 偶e przekonywanie ci臋 o tym b臋dzie strat膮 czasu.
W porz膮dku.
Czy zamiast obrzuca膰 si臋 zniewagami - zapyta艂a, wyra藕nie zniecierpliwiona - nie mogliby艣my postanowi膰, co odpowiemy dziadkowi?
Nic nie musimy postanawia膰 - odpowiedzia艂.
- Nie mam zamiaru si臋 偶eni膰.
- A my艣lisz, 偶e ja mam zamiar wyj艣膰 za m膮偶?
Zach milcza艂.
Janine westchn臋艂a g艂臋boko.
Wydaje mi si臋, 偶e najlepiej by艂oby, gdyby kt贸re艣 z nas zwi膮za艂o si臋 z kim艣 innym. To by艂oby najprostsze zako艅czenie sprawy.
M贸wi艂em ci ju偶, 偶e nie mam zamiaru si臋 偶eni膰 z kimkolwiek - powiedzia艂 dobitnie. - To ko艂o ciebie podobno kr臋ci si臋 ca艂a masa facet贸w, kt贸rzy czekaj膮 tylko, by艣 powiedzia艂a „tak".
Ale偶 na lito艣膰 bosk膮, o 偶adnym z nich nie pomy艣la艂abym powa偶nie jako o przysz艂ym m臋偶u - j臋kn臋艂a. - Poza tym obecnie nie jestem w 偶adnym z nich zakochana.
Zach wybuchn膮艂 艣miechem, je艣li to co wydoby艂o si臋 z jego gard艂a, mo偶na by艂o okre艣li膰 tym s艂owem.
- To znajd藕 faceta, w kt贸rym b臋dziesz si臋 mog艂a zakocha膰. Je艣li zakochanie i odkochanie przychodzi ci z tak膮 艂atwo艣ci膮, mo偶na mie膰 uzasadnion膮 nadziej臋, 偶e wkr贸tce kto艣 si臋 nada.
Nie mo偶na. To ty musisz wytrzasn膮膰 sobie kogo艣! Je艣li uwa偶asz, 偶e jeste艣 taki wspania艂y, pstryknij tylko palcami, a zaraz zjawi si臋 jaka艣 lalka, ch臋tna pop臋dzi膰 z tob膮 do o艂tarza - skrzywi艂a si臋 ironicznie.
Nie mam zamiaru marnowa膰 sobie 偶ycia tylko po to, 偶eby艣 ty mog艂a sobie buja膰 na wolno艣ci - w jego g艂osie brzmia艂a w艣ciek艂o艣膰.
Ale uwa偶asz za oczywiste, 偶e ja mog艂abym po艣wi臋ci膰 moje. To wiele wyja艣nia.
Dobrze - odezwa艂 si臋 po chwili grobowej ciszy. Przerwa艂 i przyg艂adzi艂 w艂osy. - Najwyra藕niej to nie jest najlepszy pomys艂. Musimy wymy艣li膰 co艣 lepszego.
Janine spojrza艂a na niego.
- Teraz twoja kolej, bystry ch艂opczyku.
Po jego minie wida膰 by艂o, 偶e coraz bardziej jej nie lubi. Janine uczciwie musia艂a przyzna膰, 偶e jej te偶 nie zachwyca艂o w艂asne zachowanie. By艂a z艂o艣liwa i zupe艂nie niepotrzebnie niegrzeczna, ale to by艂a jego wina.
W chwili, kiedy postanowi艂a powiedzie膰 co艣 pojednawczego, us艂ysza艂a odg艂os otwieranych drzwi. Spojrza艂a na Zacha, kt贸ry skin膮艂 g艂ow膮, upewniaj膮c j膮, 偶e poradzi sobie z sytuacj膮.
Zanim dziadek pojawi艂 si臋 w drzwiach biblioteki, zd膮偶yli oboje wr贸ci膰 na swoje fotele.
Zach, przepraszam za sp贸藕nienie. Ciesz臋 si臋, 偶e Janine dotrzyma艂a ci towarzystwa - spojrza艂 na ni膮, u艣miechaj膮c si臋 jakby z nadziej膮, 偶e dobrze wykorzysta艂a sam na sam z Zachem.
Uda艂o nam si臋 interesuj膮co porozmawia膰 - powiedzia艂 Zach, te偶 przelotnie spogl膮daj膮c na Janine.
To dobrze, dobrze.
Zach wsta艂 i si臋gn膮艂 po swoje papiery.
- Tu s膮 wykazy, kt贸re chcia艂e艣 ze mn膮 przejrze膰.
- Tak - dziadek, bardzo z siebie zadowolony, zabiera艂 si臋 do wyj艣cia. Zach pod膮偶y艂 za nim, rzucaj膮c Janine spojrzenie, kt贸re wyra藕nie m贸wi艂o, 偶e skontaktuje si臋 z ni膮 wkr贸tce.
Jego wkr贸tce trwa艂o ponad tydzie艅. Pracowa艂a w艂a艣nie w ogrodzie, przycinaj膮c r贸偶e i zastanawiaj膮c si臋, gdzie posadzi膰 tego roku pelargonie, kiedy pani McCormick zawo艂a艂a j膮 do telefonu.
S艂ucham - odezwa艂a si臋 Janine pogodnie.
Musimy porozmawia膰 - pad艂o z drugiej strony, bez 偶adnych wst臋p贸w. - Tw贸j dziadek dzi艣 po po艂udniu wy艂o偶y艂 karty na st贸艂. Pomy艣la艂em, 偶e mo偶e ci臋 zainteresowa膰, co zaproponowa艂 mi jako posag.
ROZDZIA艁 TRZECI
- No dobrze - powiedzia艂a Janine, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j. Co ci zaproponowa艂? Wysok膮 premi臋?
Nie - odpowiedzia艂 szybko Zach.
Got贸wk臋? Ile?
Nie proponowa艂 mi 偶adnych pieni臋dzy.
Wi臋c co? - Janine zmarszczy艂a brwi.
My艣l臋, 偶e powinni艣my si臋 spotka膰 i porozmawia膰 o tym.
Je艣li jej dziadek otwarcie postawi艂 kwesti臋 ma艂偶e艅stwa, propozycja musia艂a by膰 warta chwili zastanowienie. Tego Janine by艂a pewna. Mimo gor膮cych zapewnie艅 Zacha o nieprzekupno艣ci nie by艂aby wcale zdumiona, gdyby nowo mianowany szef Przedsi臋biorstwa Dostawczego Hartman-Thomas jednak z艂apa艂 haczyk.
Chcesz, 偶eby艣my si臋 spotkali? - zapyta艂a dr偶膮cym g艂osem.
Ko艂o uniwersytetu jest dobra w艂oska restauracja. Italian 642. S艂ysza艂a艣 o niej?
Nie, ale znajd臋.
Dobrze, spotkajmy si臋 tam o si贸dmej - Zach przez chwil臋 milcza艂, a potem doda艂. - I pos艂uchaj, lepiej, by tw贸j dziadek nie wiedzia艂, 偶e si臋 spotykamy. M贸g艂by to 藕le zrozumie膰.
Dobrze - zgodzi艂a si臋 Janine. Zach znowu zawaha艂 si臋.
Mamy sporo do przedyskutowania.
Serce Janine zacz臋艂o mocniej bi膰, poczu艂a, jak na jej czole zbieraj膮 si臋 kropelki potu.
Zach - powiedzia艂a. Musia艂a to wiedzie膰. - Nie zmieni艂e艣 zdania, prawda? Nie zacz膮艂e艣 powa偶nie rozwa偶a膰 tej 艣miesznej propozycji. Nie mo偶esz... Zgodzili艣my si臋, prawda? - otar艂a czo艂o r臋k膮, czekaj膮c na odpowied藕.
Nie musisz si臋 o nic martwi膰 - odpowiedzia艂 wreszcie.
Odk艂adaj膮c s艂uchawk臋, Janine poczu艂a si臋 tak, jakby by艂a na 艂asce swego dziadka. To by艂o koszmarne wra偶enie. By艂 potwornie upartym cz艂owiekiem, kt贸ry prawie zawsze zdobywa艂 to, co chcia艂. Staj膮c twarz膮 w twarz z g贸r膮 Anton Hartman wdrapywa艂 si臋 na ni膮, przebija艂 przez ni膮 tunel albo obchodzi艂 j膮 wok贸艂. Je艣li wszystkie te drogi zawiod艂y, siada艂 u st贸p g贸ry i czeka艂, a偶 zniszczy j膮 czas. Twierdzi艂, 偶e wi臋kszo艣膰 swych 偶yciowych zwyci臋stw odni贸s艂 dzi臋ki cierpliwo艣ci. Janine zarzuca艂a mu, 偶e po prostu nigdy nie wie, kiedy powinien zrezygnowa膰.
Zna艂a metody dziadka i Zach zna艂 je r贸wnie偶. Ale mia艂a nadziej臋, 偶e wybrany przez Antona kandydat na jej m臋偶a ma do艣膰 si艂y, by przynajmniej oprze膰 si臋 przekupstwu. I chyba tak rzeczywi艣cie by艂o, je艣li powiedzia艂 jej, 偶e nie ma si臋 czym martwi膰. Ale z drugiej strony, dlaczego namawia艂 j膮, 偶eby si臋 z nim spotka艂a.
- M贸wi艂, 偶e w og贸le nie chce si臋 o偶eni膰 - powiedzia艂a g艂o艣no, jakby upewniaj膮c sam膮 siebie, 偶e nie ma powodu do zmartwienia. Zachary Thomas by艂 naprawd臋 ostatnim m臋偶czyzn膮 pod艣piewuj膮cym marska weselnego, jakiego Janine mog艂a sobie wyobrazi膰... szczeg贸lnie, gdy kto inny dyrygowa艂by orkiestr膮.
Janine czeka艂a na dziadka w bibliotece z p艂aszczem przewieszonym przez rami臋. Zjawi艂 si臋 o sz贸stej. Cmokn膮艂 j膮 w policzek i si臋gn膮艂 po popo艂udniow膮 gazet臋, przelatuj膮c wzrokiem po nag艂贸wkach. Wygodnie usadowi艂 si臋 w sk贸rzanym fotelu.
- Dzwoni艂 Zach - powiedzia艂a bez zastanowienia.
A przecie偶 wcale nie chcia艂a m贸wi膰 o tym dziadkowi.
Anton skin膮艂 g艂ow膮.
Przypuszcza艂em, 偶e zadzwoni. Wybierasz si臋 z nim na kolacj臋?
Kolacja? Zach i ja? - g艂os jej si臋 za艂ama艂. - Nie, oczywi艣cie, 偶e nie! Sk膮d ci przysz艂o do g艂owy, 偶e mog艂abym zgodzi膰 si臋 na spotkanie z... nim? - A niech to, o ma艂y w艂os zapomnia艂aby, 偶e postanowili swe spotkanie trzyma膰 w tajemnicy. Nie znosi艂a ok艂amywa膰 dziadka, ale co mog艂a na to poradzi膰.
Ale wychodzisz na kolacj臋.
Tak. - Nie bardzo mog艂a zaprzeczy膰. Jej str贸j i trzymany w r臋kach p艂aszcz by艂y wystarczaj膮cym dowodem.
Znowu zacz臋艂a艣 spotyka膰 si臋 z Peterem Donahue?
Nie. Niezupe艂nie - odpowiedzia艂a czuj膮c si臋 okropnie. - Id臋 spotka膰 si臋 z... przyjacielem.
Rozumiem. - K膮ciki jego ust drgn臋艂y w ledwie skrywanym u艣miechu.
Janine poczu艂a, jak zdradziecki rumieniec wype艂za jej na twarz. By艂a beznadziejn膮 k艂amczucha, nigdy jej to dobrze nie wychodzi艂o. Mog艂a r贸wnie dobrze powiedzie膰 dziadkowi, 偶e spotka si臋 z Zachem. I tak to wiedzia艂.
Czego chcia艂 Zach?
A dlaczego mia艂 czego艣 chcie膰? - odpowiedzia艂a gor膮czkowo. Serce jej wali艂o, kiedy sz艂a w kierunku drzwi. Im wcze艣niej uda jej si臋 umkn膮膰 przed pytaniami, tym lepiej.
Przecie偶 dopiero co powiedzia艂a艣, 偶e dzwoni艂.
Ach tak, ale to nie by艂o nic wa偶nego. Chcia艂... czego艣 tam. - Wybieg艂a z domu, zanim zd膮偶y艂 co艣 jeszcze powiedzie膰. Ale偶 g艂upio si臋 zachowa艂a. Wypapla艂a wszystko, co mia艂a utrzyma膰 w tajemnicy.
Troch臋 czasu zaj臋艂o jej znalezienie restauracji, a potem miejsca do zaparkowania. Sp贸藕ni艂a si臋 jakie艣 dziesi臋膰 minut.
Zach siedzia艂 przy stoliku w odleg艂ym rogu lokalu. Kiedy j膮 zobaczy艂, zmarszczy艂 brwi i spojrza艂 przelotnie na zegarek, aby pokaza膰, 偶e musia艂 na ni膮 czeka膰.
Nie zwracaj膮c uwagi na jego pe艂ne dezaprobaty spojrzenie, Janine usiad艂a na l艣ni膮cej, drewnianej 艂awie, 艣ci膮gaj膮c z siebie p艂aszcz i informuj膮c go oboj臋tnym tonem.
- Dziadek wie.
Zmarszczka na czole Zacha pog艂臋bi艂a si臋.
O czym ty m贸wisz?
Dziadek wie, 偶e jemy dzi艣 razem kolacj臋 - wyt艂umaczy艂a. - Nie wiem, co si臋 ze mn膮 sta艂o. Kiedy przyszed艂 do domu, powiedzia艂am mu, 偶e dzwoni艂e艣... no po prostu wyrwa艂o mi si臋... Ale jestem pewna, 偶e wymy艣lisz jakie艣 usprawiedliwienie.
Chyba um贸wili艣my si臋, 偶e nie powiemy nic o naszym spotkaniu.
Wiem - odpowiedzia艂a, czuj膮c si臋 coraz bardziej winna. - Ale dziadek zapyta艂, czy um贸wi艂am si臋 z Peterem i wygl膮da艂 na zadowolonego, kiedy zaprzeczy艂am. - Zach obruszy艂 si臋 i Janine wreszcie nie wytrzyma艂a. - Co niby mia艂am zrobi膰?
Odchrz膮kn膮艂, co nie by艂o 偶adn膮 odpowiedzi膮.
Skoro nie wychodzi艂am z Peterem, to widocznie um贸wi艂am si臋 z kim艣 innym, a nie umia艂am wymy艣li膰 nic na poczekanie. - czu艂a si臋 zniech臋cona.
Kto to jest Peter?
Taki facet, z kt贸rym si臋 spotykam od czasu do czasu.
Kochasz go?
Nie - najwyra藕niej Zach mia艂 zamiar niezw艂ocznie zaproponowa膰 jej, 偶eby wysz艂a za Petera. To by rozwi膮za艂o ca艂y ich problem. Wspania艂y pomys艂.
Zam贸wmy co艣 - Zach si臋gn膮艂 po menu.
Dobrze - zgodzi艂a si臋 Janine, wdzi臋czna, 偶e rozmowa o jej wpadce urywa si臋. Poza tym zazwyczaj jada艂a znacznie wcze艣niej i po prostu umiera艂a z g艂odu.
W tym momencie pojawi艂a si臋 kelnerka. Nawet kiedy nalewa艂a Janine wod臋 do szklanki, nie odrywa艂a pe艂nego uznania spojrzenia od Zacha. To kolejny raz u艣wiadomi艂o Janine, 偶e - w poj臋ciu tradycyjnym - jest on bardzo przystojny. Wydawa艂o si臋 jej, 偶e przyci膮ga spojrzenia wszystkich kobiet siedz膮cych w pobli偶u.
Poprosz臋 spaghetti - odezwa艂a si臋 g艂o艣no Janine, zerkaj膮c na 艂adn膮 kelnerk臋, kt贸ra najwyra藕niej zapomnia艂a, po co stoi przy ich stoliku.
Ja te偶 - powiedzia艂 Zach i z lekkim u艣miechem odda艂 kelnerce kart臋. - O czym to m贸wili艣my? - zapyta艂, zwracaj膮c si臋 znowu do Janine.
- O ile pami臋tam, chcia艂e艣 si臋 ze mn膮 spotka膰, by opowiedzie膰, co zaproponowa艂 ci m贸j dziadek. Miejmy to wreszcie za sob膮.
Oferta musia艂a by膰 do艣膰 korzystna. Inaczej Zach nie zaprasza艂by jej na obiad.
Anton poprosi艂 mnie dzi艣 do swego gabinetu i najpierw zada艂 seri臋 pyta艅 naprowadzaj膮cych.
Jakich?
Zach wzruszy艂 ramionami.
Co my艣l臋 o tobie...
I co odpowiedzia艂e艣?
Zach wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze.
Powiedzia艂em, 偶e uwa偶am ci臋 za kobiet臋 atrakcyjn膮, energiczn膮, z poczuciem humory, mo偶e troch臋 ekscentryczn膮...
Sukienka z chusteczek i sznurek 艣wiecide艂ek choinkowych nie 艣wiadcz膮 od razu o ekscentryczno艣ci.
Je艣li 艣wiecide艂ka choinkowe zawieszone s膮 na szyi - to tak.
Siedz膮cy w pobli偶u zacz臋li rzuca膰 w ich stron臋 zaciekawione spojrzenia, Zach nachyli艂 si臋 wi臋c bli偶ej i powiedzia艂.
Je偶eli masz zamiar sprzecza膰 si臋 o wszystko, co powiem, sp臋dzimy tu ca艂膮 noc.
Jestem pewna, 偶e kelnerka by艂aby tym zachwycona - odpali艂a Janine i natychmiast tego po偶a艂owa艂a. To zabrzmia艂o, jakby by艂a zazdrosna... co, oczywi艣cie, by艂o po prostu 艣mieszne.
O czym ty m贸wisz?
Niewa偶ne.
Czy mogliby艣my wr贸ci膰 do rozmowy z twoim dziadkiem?
Ale偶 tak - powiedzia艂a, czuj膮c si臋 zbesztana.
Anton najpierw do艣膰 d艂ugo opowiada艂 mi o twojej pracy spo艂ecznej w Klubie Przyjaci贸艂 i o innych twoich zaj臋ciach.
Sprawozdanie musia艂o by膰 tak ol艣niewaj膮ce, 偶e postawi艂o mnie w jednym rz臋dzie z Joann膮 d'Arc i Florence Nightingale.
Zach u艣miechn膮艂 si臋.
- Co艣 w tym rodzaju, ale wtedy w艂a艣nie stwierdzi艂, 偶e cho膰 偶ycie masz wype艂nione, czego艣 w nim brak.
Mo偶e celu.
Janine wiedzia艂a, co za chwil臋 us艂yszy.
Pozw贸l mi zgadn膮膰. Powiedzia艂, 偶e luk臋 w moim 偶yciu wype艂ni艂by m膮偶 i dzieci.
W艂a艣nie - Zach przytakn膮艂, u艣miechaj膮c si臋 jeszcze szerzej. - Jego zdaniem, tylko w ma艂偶e艅stwie kobieta mo偶e si臋 w pe艂ni sprawdzi膰.
Janine j臋kn臋艂a i opad艂a na siedzenie. To brzmia艂o jeszcze gorzej, ni偶 my艣la艂a. Smutne by艂o i to, 偶e Zach wydawa艂 si臋 naprawd臋 rozbawiony.
- Nie by艂by艣 taki zadowolony, gdyby twierdzi艂, 偶e to m臋偶czyzna mo偶e si臋 naprawd臋 sprawdzi膰 tylko w ma艂偶e艅stwie - wymrucza艂a. - Powiedz prawd臋, Zach, czy ja wygl膮dam na kogo艣, komu brak celu? - Wykona艂a dramatyczny gest r臋kami. - Jestem szcz臋艣liwa, jestem zaj臋ta... 偶ycie, jakie prowadz臋, w zupe艂no艣ci mi odpowiada.
Nie bierz tego tak do siebie. Je艣li jeszcze tego nie zauwa偶y艂a艣, zapewniam ci臋, 偶e tw贸j dziadek jest okropnym mizoginist膮 - doda艂, nadal si臋 u艣miechaj膮c.
Oczywi艣cie, wiem o tym. Ale jest przy tym taki uroczy, 偶e 艂atwo mu to wybaczam.
Zach si臋gn膮艂 po kieliszek i zapatrzy艂 si臋 w wino.
Nie bardzo mog臋 zrozumie膰, dlaczego si臋 upar艂, 偶e masz wychodzi膰 za m膮偶 w艂a艣nie teraz. Dlaczego nie w zesz艂ym roku? Albo w przysz艂ym?
Na Boga, nie wiem. Przypuszczam, 偶e doszed艂 do wniosku, 偶e ju偶 czas na to. M贸j biologiczny zegar cyka, a on nas艂uchuje i nie mo偶e w nocy zasn膮膰. W czasach jego m艂odo艣ci dwudziestopi臋cioletnia kobieta mia艂a ju偶 czw贸rk臋 albo pi膮tk臋 dzieci.
Anton powiedzia艂 tak偶e, 偶e masz dobre serce i jeste艣 艂atwowierna, dlatego boi si臋, by jaki艣 czaru艣 nie zawr贸ci艂 ci pewnego pi臋knego dnia w g艂owie.
Naprawd臋? - zapyta艂a s艂abym g艂osem. Jej serce na chwil臋 przesta艂o bi膰. To, co powiedzia艂 Anton, pasowa艂o jak ula艂 do jej romansu z Brianem. Westchn臋艂a g艂臋boko. - I wtedy stwierdzi艂, 偶e powinnam wyj艣膰 za kogo艣, kogo on szanuje i kocha jak syna. Za m臋偶czyzn臋 z rozumem i sercem. M臋偶czyzn臋, kt贸remu ufa na tyle, 偶e w jego r臋ce z艂o偶y艂 swe przedsi臋biorstwo.
Zach uni贸s艂 wysoko brwi.
- Dobrze znasz swego dziadka.
Janine czu艂a, jak jej 偶o艂膮dek skr臋ca si臋 na my艣l o zdradzieckim sprycie dziadka. Zacha nie mo偶na by艂o kupi膰, przynajmniej nie w taki prosty spos贸b, jakim by艂oby zaproponowanie mu pieni臋dzy lub stanowiska. Dziadek u偶y艂 wi臋c znacznie subtelniejszego chwytu. Umiej臋tnie zastosowa艂 pochlebstwo sugeruj膮c, 偶e uwa偶a Zacha za jedynego m臋偶czyzn臋 zdolnego podo艂a膰 zadaniu zostania m臋偶em Janine.
I co mu odpowiedzia艂e艣? - zapyta艂a tak cichym g艂osem, 偶e w艂a艣ciwie Zach nie powinien by艂 jej us艂ysze膰.
Nie.
Po prostu? Nie mog艂e艣 jako艣 os艂odzi膰 mu tej pigu艂ki? - Zach popatrzy艂 na ni膮, jakby nagle zacz臋艂a bredzi膰 w gor膮czce. - Niewa偶ne - mrukn臋艂a, bawi膮c si臋 swoj膮 serwetk膮 i unikaj膮c jego spojrzenia.
Nie chcia艂em mu dawa膰 偶adnej nadziei.
S艂usznie - podnios艂a szklank臋 z wod膮 i wypi艂a po艂ow臋.
Trzeba przyzna膰, 偶e tw贸j dziadek przyj膮艂 to zupe艂nie dobrze.
Nie liczy艂abym na to - ostrzeg艂a go Janine.
Nie martw si臋, ja r贸wnie偶 znam go dobrze. On tak 艂atwo nie rezygnuje. Dlatego w艂a艣nie chcia艂em, 偶eby艣my si臋 spotkali. Je偶eli b臋dziemy w kontakcie, mo偶emy wsp贸lnie przeciwdzia艂a膰 jego dzia艂aniom.
Dobry pomys艂.
Kelnerka przynios艂a sa艂at臋 i stawiaj膮c j膮 na stole, obrzuci艂a Zacha zach臋caj膮cym spojrzeniem.
Dziadek jest za sprytny, 偶eby ci nie oferowa膰 czego艣 intratnego w nagrod臋 za pos艂usze艅stwo.
Nie powiedzia艂bym.
Nie spodziewa艂am si臋 tego po nim - zraniona wpatrywa艂a si臋 w talerz. - W takim razie jak usi艂owa艂 ci臋 przekona膰?
Nie przekonywa艂 mnie specjalnie.
Ach tak - wykrztusi艂a.
Wspomnia艂 co艣, 偶e cz艂onkowie rodziny mog膮 korzysta膰 z limuzyny.
Widelec Janine zad藕wi臋cza艂, uderzaj膮c o misk臋 z sa艂at膮.
- Powiedzia艂 ci, 偶e je艣li si臋 ze mn膮 o偶enisz, dostaniesz limuzyn臋? I to wszystko?
Nawet nie tyle - t艂umaczy艂 Zach, nie staraj膮c si臋 ukry膰 swego rozbawienia - po prostu b臋d臋 m贸g艂 jej u偶ywa膰.
Ale偶... ale偶... to potwornie poni偶aj膮ce - wepchn臋艂a porcj臋 sa艂aty do ust i zacz臋艂a prze偶uwa膰 li艣膰, jakby to by艂 kawa艂ek sk贸ry.
My艣l臋, 偶e to jednak wi臋cej warte ni偶 krowa i dziesi臋膰 kurczak贸w, o kt贸rych wspomnia艂a艣 poprzednim razem.
Pi臋膰dziesi膮t pi臋膰 lat temu krowa i kurczaki to by艂 maj膮tek - wykrzykn臋艂a Janine i w tym samym momencie po偶a艂owa艂a tego, poniewa偶 po艂owa go艣ci wlepi艂a w ni膮 wzrok. U艣miechn臋艂a si臋 przepraszaj膮co do siedz膮cych najbli偶ej i pochyli艂a si臋 znowu nad sa艂at膮.
Nie przejmuj si臋 tak. Mog艂em si臋 przecie偶 zgodzi膰.
Na tak膮 ofert臋?
Kelnerka przynios艂a spaghetti, ale ju偶 po pierwszym k臋sie Janine stwierdzi艂a, 偶e nawet nie ma ochoty udawa膰, 偶e jedzenie sprawia jej przyjemno艣膰. Czu艂a si臋 okropnie. 艁zy nap艂ywa艂y jej do oczu, przez co by艂a jeszcze bardziej zak艂opotana.
- Co si臋 sta艂o? - pytanie Zacha zaskoczy艂o j膮 kompletnie.
Janine potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i spu艣ci艂a oczy.
Dziadek uwa偶a, 偶e nie umiem ocenia膰 ludzi. - I tak w艂a艣nie by艂o. Udowodni艂a to historia z Brianem. - Czuj臋 si臋 ma艂o warta.
On nic takiego nie mia艂 na my艣li - sprzeciwi艂 si臋 艂agodnie Zach. Musi by膰 jaki艣 pow贸d, dla kt贸rego chce ci臋 wyda膰 za m膮偶 - Zach zawaha艂 si臋. - Kiedy si臋 nad tym g艂臋biej zastanowi膰, wszystko to jest do艣膰 dziwnie. Sk膮d m贸g艂 przyj艣膰 mu do g艂owy pomys艂, 偶e nas dwoje powinno si臋 pobra膰. W ka偶dym razie nie przejmuj si臋 tym. Przecie偶 nie chcesz wyj艣膰 za mnie.
- Co do tego nie ma w膮tpliwo艣ci. Jeste艣 ostatni膮 osob膮, kt贸ra by wchodzi艂a w gr臋 - odpali艂a i natychmiast po偶a艂owa艂a swojej impulsywnej reakcji widz膮c, jak twarz mu t臋偶eje.
- W艂a艣nie tak my艣la艂em - zaatakowa艂 gniewnie spaghetti.
Napi臋cie mi臋dzy nimi trwa艂o. Kiedy kelnerka zjawi艂a si臋, 偶eby zabra膰 talerze, porcja Janine by艂a prawie nie tkni臋ta. Zach tak偶e zjad艂 niewiele.
Zap艂aci艂 za kolacj臋 i odprowadzi艂 Janine do samochodu. Ich spotkanie okaza艂o si臋 kompletnym fiaskiem. Zach na pewno mia艂 wszystkie zalety, za kt贸re ceni艂 go dziadek. By艂 bystry, inteligentny, mia艂 intuicj臋. Ale to by艂y cechy potrzebne w pracy. Jako potencjalni m膮偶 i 偶ona w og贸le do siebie nie pasowali.
Czy uwa偶asz, 偶e nadal powinni艣my by膰 w kontakcie? - zapyta艂a, otwieraj膮c drzwiczki samochodu. Czuli si臋 niezr臋cznie i nie bardzo wiedzieli, o czym jeszcze mogliby m贸wi膰.
Chyba tak, je艣li chcemy unikn膮膰 zastawionych przez niego pu艂apek - wykrztusi艂 wreszcie Zach.
- Mo偶emy przynajmniej odrzuci膰 nasze uprzedzenia i wsp贸艂dzia艂a膰, by nie艣wiadomie mu nie pomaga膰.
- Nie jestem pewna, czy w og贸le lubi臋 ch艂opc贸w - zastanawia艂a si臋 trzynastoletnia Pam Hudson, siedz膮c nad cheeseburgerem i frytkami. - To takie g艂uptasy.
Od ostatniego spotkania Janine z Zachem min膮艂 tydzie艅 i zdziwi艂o j膮, 偶e jej odczucia na temat przeciwnej p艂ci s膮 dziwnie zbie偶ne z wyra偶onymi przez nastolatk臋.
- Nie jestem nawet pewna, czy lubi臋 jeszcze Charliego - zwierzy艂a si臋 Pam, polewaj膮c frytki ketchupem. Zamy艣lona kre艣li艂a czerwonym sosem jaki艣 dziwny wz贸r na talerzu. - Pami臋tasz, jak szala艂am na jego punkcie?
Janine u艣miechn臋艂a si臋 pob艂a偶liwie i przypomnia艂a jej:
- Co drugie s艂owo by艂o Charlie to i Charlie tamto.
On potrafi by膰 zupe艂nie w porz膮dku. Pami臋tasz jak kupi艂 mi kiedy艣 r贸偶臋 na niesamowicie d艂ugiej 艂ody偶ce i zostawi艂 przed drzwiami.
Pami臋tam - powiedzia艂a Janine, my艣l膮c w tym samym momencie o swoim pierwszym spotkaniu z Zachem. Kiedy wychodzili z restauracji, u艣miechn膮艂 si臋 do niej. Nie wiadomo dlaczego nie mog艂a tego zapomnie膰.
Ale w zesz艂ym tygodniu - m贸wi艂a dalej Pam - Charlie gra艂 w koszyk贸wk臋 z ch艂opakami, a kiedy przechodzi艂am, uda艂, 偶e mnie w og贸le nie zna.
Naprawd臋?
Tak - zwierza艂a si臋 Pam. - A ja w dodatku uszy艂am mu koszul臋.
Nosi j膮?
Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 z dum膮.
Bez przerwy.
A, mia艂am ci powiedzie膰, bardzo mi si臋 podoba to, co zrobi艂a艣 z w艂osami Chcia艂am by膰 podobna do ciebie - twarz Pam rozja艣ni艂a si臋.
Janine pomy艣la艂a, 偶e Pam znacznie lepiej wygl膮da w tej fryzurze ni偶 ona. Po bokach w艂osy by艂y kr贸tko obci臋te, ale grzywka spada艂a a偶 do brwi. Janine nie potrafi艂a jej ujarzmi膰. Ostatnio zacz臋艂a zaczesywa膰 j膮 do g贸ry.
- Jak tam w domu? - zapyta艂a Janine, przygl膮daj膮c si臋 przyjaci贸艂ce z uwag膮. Jerry Hudson by艂 rozwiedziony i sam zajmowa艂 si臋 c贸rk膮. Jej matka pracowa艂a na Wschodnim Wybrze偶u. Jerry martwi艂 si臋, 偶e Pam brakuje kobiecej r臋ki, zw艂aszcza 偶e w pobli偶u nie mieszka艂 nikt z ich rodziny. Zwr贸ci艂 si臋 o pomoc do Klubu Przyjaci贸艂 mniej wi臋cej w tym samym czasie, kiedy Janine zg艂osi艂a si臋 do pracy.
Poniewa偶 Jerry pracowa艂 w dziwnych godzinach, jako kucharz w restauracji dostarczaj膮cej dania na zam贸wienie, spotka艂a go tylko raz. By艂 porz膮dnym facetem i pracowa艂 ci臋偶ko, 偶eby zapewni膰 przyzwoite 偶ycie sobie i swojej c贸rce.
Janine uwa偶a艂a, 偶e Pam jest wspania艂膮 dziewczynk膮 i bardzo utalentowan膮. Jeszcze zanim jej ojcu uda艂o si臋 zebra膰 pieni膮dze na maszyn臋 do szycia, Pam projektowa艂a i szy艂a ubranka dla swoich lalek Barbie. Sukienka z chusteczek by艂a jednym z pierwszych projekt贸w, jakie zrealizowa艂a, gdy mia艂a ju偶 maszyn臋. Z dum膮 ofiarowa艂a j膮 Janine. Od tego czasu wyprodukowa艂a ju偶 kilka innych. By艂y bardzo modne w jej 艣rodowisku. Pam upaja艂a si臋 sukcesem.
Chyba b臋d臋 musia艂a wybaczy膰 Charliemu - m贸wi艂a dalej z namys艂em. - Wiesz, by艂 z ch艂opakami.
S膮dzisz, 偶e zgrywa twardego faceta, kt贸rego nie interesuj膮 dziewczyny.
Co艣 w tym rodzaju.
Janine nie mia艂a w sobie tyle wyrozumia艂o艣ci, je艣li chodzi艂o o Zacha. Najpierw m贸wi艂 o konieczno艣ci wzajemnego informowania si臋, a potem nawet do niej nie zadzwoni艂. Nie uwierzy艂a ani na moment, 偶e dziadek zrezygnowa艂 ze swych plan贸w, ale najwyra藕niej chcia艂, by sprawy si臋 odle偶a艂y. Zach m贸g艂 przynajmniej zatelefonowa膰, my艣la艂a zirytowana, nie zastanawiaj膮c si臋, dlaczego czuje si臋 tak zawiedziona.
Mo偶e Charlie nie jest taki najgorszy - my艣la艂a g艂o艣no Pam, po czym doda艂a rozs膮dnie. - To taki trudny wiek dla ch艂opc贸w.
Zaraz, zaraz - za艣mia艂a si臋 Janine - zdaje si臋, 偶e wesz艂a艣 w moj膮 rol臋. Kto tu u licha jest doros艂y? - Janine z u艣miechem zw臋dzi艂a frytk臋 z talerza Pam i wsadzi艂a j膮 do ust.
Kiedy wyje偶d偶asz do Szkocji? - chcia艂a wiedzie膰 Pam.
W przysz艂ym tygodniu.
I jak d艂ugo ci臋 nie b臋dzie?
- Dziesi臋膰 dni. - Wycieczka by艂a zupe艂nie niespodziewanym prezentem od dziadka. Kilka dni po spotkaniu z Zachem na kolacji dziadek wr臋czy艂 jej bilet na samolot. Kiedy zapyta艂a si臋 o pow贸d tej niespodzianki, odpowiedzia艂 tajemniczo, 偶e powinna wyjecha膰 na jaki艣 czas. Poniewa偶 Janine zawsze marzy艂a o Szkocji, uszcz臋艣liwiona nie zadawa艂a wi臋cej pyta艅.
Dopiero teraz pomy艣la艂a, 偶e powinna zawiadomi膰 Zacha o wyje藕dzie na kilka dni z kraju.
Janine zaplanowa艂a swoj膮 wizyt臋 w biurze Zacha bardzo starannie. Przede wszystkim upewni艂a si臋, 偶e tego dnia nie b臋dzie tam dziadka. Ob艂adowana by艂a ca艂膮 mas膮 toreb i torebek, poniewa偶 robi艂a zakupy przed wyjazdem. Celowo zreszt膮. Chcia艂a, 偶eby jej wizyta wygl膮da艂a na przypadkow膮, jakby w czasie pe艂nego zaj臋膰 dnia przypomnia艂a sobie o nim, a 偶e w艂a艣nie by艂a w pobli偶u...
- Dzie艅 dobry - zwr贸ci艂a si臋 do sekretarki Zacha z pogodnym u艣miechem. - Czy zasta艂am pana Thomasa?
Starsza kobieta najwyra藕niej nie by艂a zachwycona pojawieniem si臋 Janine. Zacisn臋艂a z niech臋ci膮 usta, ale nic nie powiedzia艂a, tylko nacisn臋艂a dzwonek intercomu. Janine przeszed艂 nieoczekiwany dreszcz na d藕wi臋k silnego, m臋skiego g艂osu.
- Co za mi艂a niespodzianka - odezwa艂 si臋 Zach, wstaj膮c, gdy Janine wesz艂a do jego gabinetu z gracj膮, kt贸rej pozazdro艣ci膰 by mog艂y paryskie modelki.
Postawi艂a torby na pod艂odze z g艂o艣nym westchnieniem ulgi i opad艂a na krzes艂o, wyci膮gaj膮c przed siebie d艂ugie nogi. - Przepraszam, 偶e wpad艂am bez zapowiedzi, ale mam ci co艣 do zakomunikowania.
- Nic nie szkodzi - jego wzrok spocz膮艂 na torbach.
- Chyba si臋 troch臋 napracowa艂a艣.
Robi艂am zakupy.
To widz臋. Jaki艣 specjalny pow贸d?
Moja wyprawa - melodramatycznym gestem przy艂o偶y艂a wierzch d艂oni do czo艂a. - Nie mog臋 ju偶 d艂u偶ej znie艣膰 tego napi臋cia. Przysz艂am, by ci powiedzie膰, 偶e zgodzi艂am si臋 pos艂ucha膰 dziadka. Pewnego dnia nauczymy si臋 kocha膰 siebie nawzajem. Niech si臋 wi臋c stanie.
To przedstawienie wcale nie jest zabawne. Mo偶e by艣 mi jednak powiedzia艂a...
Panie Thomas - rozleg艂 si臋 szorstki g艂os sekretarki - Jest tutaj pan Hartman i chce si臋 z panem zobaczy膰.
Oczy Janine zrobi艂y si臋 okr膮g艂e z przera偶enia. Spojrza艂a na r贸wnie przera偶onego Zacha. Nie mogli pozwoli膰, by dziadek odkry艂 ich tu razem.
- Chwileczk臋 - powiedzia艂 Zach. Podziwia艂a jego opanowanie. Gestem wskaza艂 zamkni臋te drzwi i wepchn膮艂 j膮 do ma艂ego pomieszczenia, albo raczej wielkiej szafy. Ogarn臋艂a j膮 ca艂kowita ciemno艣膰. Prawie natychmiast drzwi otworzy艂y si臋 znowu, wpuszczaj膮c smug臋 艣wiat艂a, i ko艂o jej n贸g wyl膮dowa艂y trzy du偶e torby pe艂ne zakup贸w.
Janine czu艂a si臋 idiotycznie. Sta艂a bez ruchu, prawie nie oddychaj膮c ze strachu, 偶e zostanie odkryta.
Przyciskaj膮c ucho do drzwi, pr贸bowa艂a pods艂ucha膰 rozmow臋 i wywnioskowa膰 z niej, jak d艂ugo dziadek zamierza艂 siedzie膰 w biurze Zacha.
Niestety, prawie nic nie mog艂a us艂ysze膰. Zaryzykowa艂a i lekko uchyli艂a drzwi. Obrzuci艂a szybkim spojrzeniem pok贸j. Obaj m臋偶czy藕ni stali odwr贸ceni do niej plecami. To wyja艣nia艂o, dlaczego nic nie s艂ysza艂a.
I w tym momencie Janine dostrzeg艂a swoj膮 torebk臋. Zrobi艂a krok w ty艂. Wtedy dopiero wzi臋艂a g艂臋boki wdech, 偶eby si臋 uspokoi膰. Dziadkowi wystarczy艂o spojrze膰 pod nogi, 偶eby zobaczy膰 nieszcz臋sny przedmiot.
Dobry Bo偶e, je偶eli przesunie nog臋, zaczepi o pasek i poci膮gnie j膮 przez pok贸j.
Zach odwr贸ci艂 si臋 od okna i Janine us艂ysza艂a go zupe艂nie wyra藕nie.
- Zaraz si臋 tym zajm臋 - m贸wi艂 spokojnie. By艂 tak naturalny, jakby trzymanie kobiet w szafie nale偶a艂o do jego codziennych zwyczaj贸w. On tak偶e musia艂 dostrzec torebk臋, bo na chwil臋 zatrzyma艂 na niej wzrok, a potem bezwiednie przeni贸s艂 go na szaf臋.
Na lito艣膰 bosk膮, przecie偶 nie zostawi艂a jej specjalnie. Dziadka mia艂o nie by膰 dzisiaj w biurze. Rano m贸wi艂 jej, 偶e w czasie lunchu p贸jdzie do klubu spotka膰 si臋 ze swym d艂ugoletnim przyjacielem Burtem Colemanem. A zawsze kiedy spotyka艂 si臋 w czasie dnia z kt贸rym艣 ze swych kumpli, ca艂e popo艂udnie grali potem w bezika. Najwidoczniej zmieni艂 swe obyczaje tylko dlatego, 偶eby j膮 wp臋dzi膰 do grobu.
Min臋艂o jeszcze kilka koszmarnych minut, zanim Zach odprowadzi艂 go wreszcie do drzwi. Kiedy je zamkn膮艂, Janine wypad艂a z szafy, krzycz膮c zd艂awionym g艂osem.
Moja torebka? Czy my艣lisz, 偶e j膮 widzia艂?
Je艣li nie, to znaczy, 偶e o艣lep艂. Nie mog艂a艣 zrobi膰 nic g艂upszego.
Przecie偶 nie zostawi艂am jej specjalnie!
Nie m贸wi臋 o tym. Po co tu w og贸le przychodzi艂a艣 - powiedzia艂 w艣ciek艂ym tonem. - Oszala艂a艣?
Ja... m贸wi艂am ci, 偶e by艂am w pobli偶u. - Na tyle zda艂a si臋 jej sprytna historyjka. Zach oczywi艣cie mia艂 racj臋, mog艂a przecie偶 po prostu do niego zadzwoni膰. Ale z jakiego艣 dziwacznego powodu chcia艂a mu opowiedzie膰 o swojej wycieczce osobi艣cie.
Zach by艂 najwyra藕niej w艣ciek艂y.
- Naprawd臋 nie wiem, jak d艂ugo trzeba my艣le膰, 偶eby wymy艣li膰 co艣 r贸wnie g艂upiego. Gdyby tw贸j dziadek zobaczy艂 nas tu razem, natychmiast wyci膮gn膮艂by z tego fa艂szywe wnioski. Do tego popo艂udnia wszystko toczy艂o si臋 idealnie. Ani razu nie wspomnia艂 o tobie, co uczciwie m贸wi膮c, bardzo mnie cieszy艂o - grzmia艂 dalej.
Masz racj臋. Wiem, 偶e to by艂 b艂膮d. Ja... ja ju偶 nigdy wi臋cej tu nie przyjd臋 - przyrzek艂a, staraj膮c si臋 zachowa膰 resztki godno艣ci. Szybko zgarn臋艂a swoje rzeczy i prawie biegn膮c ruszy艂a w stron臋 drzwi, nie dbaj膮c o to, czy kto艣 j膮 zobaczy.
Nie powiedzia艂a艣 mi, po co tu przysz艂a艣 - Zach ruszy艂 za ni膮 w stron臋 wind.
Janine wpatrywa艂a si臋 w 艣wietlne cyferki jakby informacja, na kt贸rym pi臋trze znajduje si臋 winda, by艂a dla niej niezwykle wa偶na.
Bardzo mi przykro, 偶e zabra艂am tak du偶o twego bezcennego czasu. Teraz wiem, 偶e takim drobiazgiem nie powinnam zawraca膰 ci g艂owy.
Janine - odezwa艂 si臋 艂agodnie, 偶a艂uj膮c chyba wcze艣niejszego wybuchu - wiem, 偶e nie powinienem by艂 krzycze膰.
Tak, nie powiniene艣 - zgodzi艂a si臋. W tym momencie otworzy艂y si臋 drzwi windy i w jednej chwili by艂a w 艣rodku.
ROZDZIA艁 CZWARTY
- Zamek Cawdor zosta艂 zbudowany w pi臋tnastym wieku i po dzi艣 dzie艅 pozostaje siedzib膮 ksi膮偶膮t Cawdor - deklamowa艂 przewodnik, oprowadzaj膮c Janine wraz z siedemnastoma innymi zwiedzaj膮cymi po s艂ynnej posiad艂o艣ci. - William Szekspir opisa艂 ten zamek w „Makbecie". By艂o to miejsce 艣mierci kr贸la Duncana I, kt贸ry w 1040 by艂 w艂a艣cicielem Cawdor...
Przez par臋 pierwszych dni swego pobytu w Szkocji Janine zadawala艂a si臋 zwiedzaniem na w艂asn膮 r臋k臋. Zorganizowane wycieczki pozwala艂y jednak posk艂ada膰 wszystkie kawa艂ki jej wiedzy historycznej w ca艂o艣膰, jednocze艣nie j膮 uzupe艂niaj膮c.
Zamek Cawdor le偶a艂 w p贸艂nocno-wschodniej Szkocji. Nast臋pnego dnia mia艂a zamiar wynaj膮膰 samoch贸d i wybra膰 si臋 do Edynburga, stolicy prowincji. Z tego, co zd膮偶y艂a przeczyta膰, zamek w Edynburgu by艂 staro偶ytn膮 fortec膮, zbudowan膮 na olbrzymiej skale, g贸ruj膮c膮 nad miastem. Dziadek zarezerwowa艂 dla niej miejsce w podmiejskim zaje藕dzie.
Gospoda wygl膮da艂a dok艂adnie tak, jak wymarzy艂a sobie Janine. Mia艂a bia艂e 艣ciany, wzmocnione ciemnymi belkami i kryty czerwon膮 dach贸wk膮 dach. Przydzielony jej pok贸j mo偶e nie by艂 bardzo wygodny, ale za to mia艂 klimat i czu艂a si臋 w nim, jakby wr贸ci艂a do znajomego miejsca. Na stole sta艂y 艣wie偶e kwiaty, a w 艂azience pachnia艂y sole do k膮pieli.
Poniewa偶 nie by艂a wcale zm臋czona, zbieg艂a na d贸艂, 偶eby obejrze膰 rozci膮gaj膮cy si臋 wok贸艂 zajazdu ogromny ogr贸d. W kwietniowym powietrzu czai艂 si臋 jeszcze ch艂贸d zimy, wepchn臋艂a wi臋c r臋ce g艂臋boko do kieszeni i z rozbawieniem przygl膮da艂a si臋 przepi贸rkom spaceruj膮cym po wspania艂ym, zielonym trawniku.
- Janine?!
Odwr贸ci艂a si臋 na d藕wi臋k swego imienia i ogromnie zdziwiona zobaczy艂a stoj膮cego zaledwie o kilka krok贸w od niej Zacha.
Co ty tu robisz? - zapyta艂a.
Ja? W艂a艣nie mia艂em ci zada膰 to samo pytanie.
Zrobi艂am sobie wakacje. Dziadek zafundowa艂 mi wycieczk臋.
A ja przyjecha艂em w interesach - t艂umaczy艂 si臋 Zach, marszcz膮c brwi, jakby nasuwa艂o mu si臋 jakie艣 podejrzenie.
Czy to nie dziwny zbieg okoliczno艣ci? - zapyta艂a Janine.
Zach natychmiast przyj膮艂 postaw臋 obronn膮.
Chyba nie s膮dzisz, 偶e to zaplanowa艂em?
Nie - zgodzi艂a si臋 opornie.
Zach nie ruszy艂 si臋 z miejsca, sta艂 sztywny i napuszony.
Nie mam z tym absolutnie nic wsp贸lnego - podkre艣li艂.
Gdyby艣 nie by艂 tak grubia艅ski, kiedy widzieli艣my si臋 ostatnim razem - poinformowa艂a go z satysfakcj膮 - wiedzia艂by艣, 偶e dziadek mnie tutaj wysy艂a i mogliby艣my unikn膮膰 tej niemi艂ej niespodzianki.
Gdyby艣 nie wyskoczy艂a jak oparzona z mojego biura, te偶 dowiedzia艂aby艣 si臋, 偶e jad臋 tutaj.
A to dobre! Jeszcze mi powiedz, 偶e to wszystko moja wina - krzykn臋艂a piskliwie, wpatruj膮c si臋 w niego w艣ciek艂ym wzrokiem. - O ile dobrze pami臋tam, mia艂e艣 mi za z艂e, 偶e w og贸le pojawi艂am si臋 w twoim ukochanym biurze.
- To prawda, zachowa艂em si臋 nieodpowiednio - przyzna艂 Zach, zaciskaj膮c mocno szcz臋ki. - Ale, o ile pami臋tam, powiedzia艂em przepraszam.
Powiedzia艂e艣 - przytakn臋艂a - ale troch臋 za p贸藕no. Nigdy w 偶yciu nie by艂am w r贸wnie niezr臋cznej sytuacji.
Ty? - wykrzykn膮艂 Zach. - Mo偶e to ci臋 zdziwi, ale nie mam zwyczaju ukrywa膰 kobiet w szafie.
A my艣lisz, 偶e by艂o mi mi艂o znale藕膰 si臋 nagle w tej... szafie jak w koszu z brudn膮 bielizn膮?
A co niby mia艂em zrobi膰? Wepchn膮膰 ci臋 pod biurko?
Wszystko by艂oby lepsze.
Je艣li tak bardzo zale偶y ci na ustaleniu, kt贸re z nas jest winne, pozwol臋 sobie przypomnie膰, 偶e to nie ja zostawi艂em torb臋, o kt贸r膮 tw贸j dziadek o ma艂o si臋 nie potkn膮艂 - powiedzia艂 Zach. - Robi艂em wszystko, no, mo偶e poza karcianymi sztuczkami, 偶eby odci膮gn膮膰 jego uwag臋.
Zaraz oka偶e si臋, 偶e ca艂a ta historia to jeden wielki b艂膮d, m贸j oczywi艣cie - mrukn臋艂a Janine.
Na pewno nie ja wpad艂em niespodziewanie do biura. Gdyby艣 pracowa艂a, jak wszyscy normalni ludzie...
Pracuj臋 - wtr膮ci艂a, g艂臋boko ura偶ona. - Uwa偶asz, 偶e praca spo艂eczna to nie praca? To znaczy, 偶e te trzydzie艣ci godzin tygodniowo sp臋dzam po prostu na niczym? Sko艅czy艂am studia i na pewno nie mia艂abym k艂opotu z dostaniem etatu, ale dlaczego zajmowa膰 miejsce tym, kt贸rzy naprawd臋 jej potrzebuj膮, podczas gdy ca艂a masa organizacji odwalaj膮cych kawa艂 naprawd臋 dobrej roboty cierpi ci膮gle na brak ludzi?
Mia艂a do艣膰 obra藕liwych insynuacji Zacha. Od pierwszego spotkania dawa艂 jej jasno do zrozumienia, 偶e uwa偶a j膮 za rozpieszczon膮 pannic臋 o ptasim m贸偶d偶ku.
Pos艂uchaj, nie chcia艂em...
Jasno wida膰 - uci臋艂a kr贸tko - 偶e ty i ja nigdy w niczym si臋 nie zgodzimy. - By艂a wyj膮tkowo w艣ciek艂a. - Wobec tego spr贸bujmy si臋 nie zauwa偶a膰. Ty nie chcesz mie膰 nic wsp贸lnego ze mn膮 i, prawd臋 m贸wi膮c, ja mam identyczne odczucia w stosunku do ciebie. Do widzenia wi臋c, panie Thomas. - Tym razem jej odej艣cie godne by艂o wielkiej sceny.
Po raz pierwszy uda艂o jej si臋 pokona膰 tego m臋偶czyzn臋. Powinna czu膰 si臋 wspaniale. Ale tak nie by艂o.
Kiedy w godzin臋 p贸藕niej wsiada艂a do turystycznego autobusu, zabieraj膮cego wycieczk臋 do Edynburga, nadal nie mog艂a pozby膰 si臋 wspomnienia ostatniego spotkania z Zacharym Thompsonem. Je偶eli w ca艂ej tej sytuacji by艂o co艣 zabawnego, to tylko, 偶e dziadek uzna艂 ich za pasuj膮cych do siebie.
Zdecydowana wyrzuci膰 tego m臋偶czyzn臋 ze swych my艣li, Janine spacerowa艂a bez celu po Princess Street. Sklepy pe艂ne by艂y kupuj膮cych, trupy aktor贸w organizowa艂y happeningi na jezdni, a muzykanci grali na chodnikach. Panowa艂 nastr贸j festiwalu i trudno tu by艂o pogr膮偶a膰 si臋 w ponurych my艣lach. Po pewnym czasie zapomnia艂a o nieprzyjemnym spotkaniu i sz艂a pogodnie u艣miechni臋ta.
Mija艂o j膮 wielu m臋偶czyzn ubranych w szkockie sp贸dniczki i tradycyjne we艂niane czapy. Janine wydawa艂o si臋, 偶e jest w innym czasie lub 艣wiecie. Samo miasto wygl膮da艂o szaro i ponuro, jak bezbarwne t艂o kolorowych obraz贸w, zgie艂ku i ha艂asu, wspomnie艅 minionych wiek贸w. Wsz臋dzie rozbrzmiewa艂y d藕wi臋ki kobzy.
Po raz drugi Janine wpad艂a na Zacha, gdy przechodzi艂a ko艂o sklepu z ubraniami. Zatrzyma艂 si臋, na jego twarzy dostrzeg艂a przelotny wyraz zdziwienia, a potem smutku - jakby spotkanie jej dwukrotnie tego samego dnia mog艂o wyczerpa膰 cierpliwo艣膰 ka偶dego.
- Wiem, o czym my艣lisz - powiedzia艂, wbijaj膮c w ni膮 wzrok.- Nie 艣ledzi艂em ci臋, po prostu chcia艂em kupi膰 kilka rzeczy.
Przesun臋艂a si臋 bli偶ej witryny, 偶eby nie przeszkadza膰 przechodniom.
Mo偶esz by膰 r贸wnie pewny, 偶e i ja nie sz艂am twoim 艣ladem.
W porz膮dku - powiedzia艂.
W porz膮dku - powt贸rzy艂a.
呕adne z nich nie poruszy艂o si臋 przez kilka denerwuj膮cych sekund. Janine s膮dzi艂a, 偶e Zach ma zamiar co艣 jeszcze powiedzie膰. Mo偶e po cichu nawet mia艂a tak膮 nadziej臋. Je偶eli nie mogli zosta膰 przyjaci贸艂mi, powinni zawrze膰 przynajmniej sojusz. Po艂膮czy膰 swe si艂y, zamiast walczy膰 ze sob膮. Nagle Zach bez s艂owa odwr贸ci艂 si臋 i w艂膮czy艂 w strumie艅 ludzi 艣piesz膮cych chodnikiem.
P贸艂 godziny p贸藕niej, objuczona jeszcze wi臋ksz膮 mas膮 pakunk贸w, Janine sz艂a w kierunku sklepu z materia艂ami. Potrzebny by艂 jej kawa艂ek szkockiej we艂ny na prezent dla Pam. Przejecha艂a d艂oni膮 po rz臋dzie grubych bel materia艂u, zachwycona doborem kolor贸w. We艂na wydawa艂a si臋 taka mi臋kka, ale kiedy unios艂a brzeg sukna zadziwi艂 j膮 ci臋偶ar.
- Ka偶dy klan ma swoj膮 w艂asn膮 krat臋 - odezwa艂a si臋 do niej siwow艂osa sprzedawczyni. Janine z zachwytem s艂ucha艂a jej g艂osu, z pobrzmiewaj膮cym szkockim rrr. - Najznaczniejsze rodziny u偶ywaj膮 trzech rodzaje wzor贸w, w zale偶no艣ci od okazji. Na codzie艅, od 艣wi臋ta i do walki.
Janine patrzy艂a z zainteresowaniem, jak w艂a艣cicielka sklepu przechodzi wzd艂u偶 sto艂u rozwijaj膮c b艂臋kitnozielony pled. Widzia艂a ten wz贸r ju偶 poprzednio. Kobieta wyja艣nia艂a dalej, 偶e turyst贸w najcz臋艣ciej interesuje w艂a艣nie ten, poniewa偶 nie jest on przywi膮zany do 偶adnego szczeg贸lnego klanu. Nazywa si臋 Psia Wachta. Je艣li kto艣 wybiera艂 ten materia艂, 艂膮czy艂 si臋 z ca艂膮 Szkocj膮.
Janine kupi艂a spory kawa艂ek. Sz艂a w膮sk膮 uliczk膮, utrzymuj膮c jako艣 swe paczki w r臋kach, kiedy ponownie zauwa偶y艂a Zacha. Sta艂 przys艂uchuj膮c si臋 grupie muzyk贸w. Ju偶 mia艂a odwr贸ci膰 si臋 i ruszy膰 w przeciwn膮 stron臋, kiedy - w艂a艣ciwie bez powodu - przystan臋艂a. Jej opinia o Zachu nie zmieni艂a si臋 od ich pierwszego spotkania. Nadal uwa偶a艂a go za nierozs膮dnego uparciucha, cho膰... no dobrze, przyzna to, atrakcyjnego m臋偶czyzn膮. Nawet bardzo atrakcyjnego, je艣li lubi si臋 ten nieco kanciasty typ urody. Brakowa艂o mu poloru, 艣wiatowo艣ci, kt贸r膮 mieli m臋偶czy藕ni typu Briana, ale by艂o w nim co艣 bardzo m臋skiego. I potrafi艂 jednym spojrzeniem doprowadzi膰 j膮 do gniewu. Nie uda艂o si臋 to jeszcze nigdy 偶adnemu m臋偶czy藕nie.
Muzycy zacz臋li jak膮艣 pogodn膮 piosenk臋 i Zach roze艣mia艂 si臋 sam do siebie. Us艂ysza艂a jego bogaty, ciep艂y tenor i pomy艣la艂a, 偶e powinna natychmiast odej艣膰. Ale nie potrafi艂a.
Zach musia艂 wyczu膰 jej spojrzenie, bo nagle si臋 odwr贸ci艂. Czu艂a, jak policzki jej robi膮 si臋 purpurowe. Przez d艂ug膮 chwil臋 偶adne nie ruszy艂o si臋 ani nie u艣miechn臋艂o.
Janine pomy艣la艂a, 偶e ju偶 najwy偶szy czas przerwa膰 t臋 g艂upi膮 wrogo艣膰. Postanowi艂a schowa膰 dum臋 do kieszeni. Ale w tej w艂a艣nie chwili przejecha艂 autobus, zas艂aniaj膮c Zacha. Kiedy Janine zobaczy艂a go znowu, odwr贸cony by艂 w stron臋 muzyk贸w.
Zrezygnowa艂a wi臋c z pojednawczego gestu i ruszy艂a w przeciwnym kierunku. Nie zd膮偶y艂a nawet min膮膰 jednej przecznicy, kiedy us艂ysza艂a swoje imi臋.
Stan臋艂a i pozwoli艂a, by j膮 dogoni艂. Na widok licznych paczek podni贸s艂 w ge艣cie zdziwienia jedn膮 brew, ale wzi膮艂 kilka. Odda艂a mu je z ulg膮. Ruszyli bez s艂owa.
Musimy porozmawia膰 - odezwa艂 si臋 po chwili.
To nic nie da. Za ka偶dym razem, kiedy co艣 m贸wisz, ranisz mnie albo obra偶asz.
Jeszcze chwil臋 wcze艣niej Janine mia艂a nadziej臋, 偶e uda im si臋 sko艅czy膰 te dziecinne sprzeczki, a oto sama prowokowa艂a nast臋pn膮, robi膮c dok艂adnie to, o co go oskar偶a艂a. Zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 kroku.
Nie powinnam by艂a tego m贸wi膰. Nie wiem, co si臋 z nami dzieje, ale chyba nie potrafimy by膰 dla siebie mili.
Mo偶e to z powodu szoku wywo艂anego spotkaniem.
My艣la艂am o tym i dosz艂am do wniosku, 偶e to dziadek je zaaran偶owa艂. Ale nie wiem, po co wysy艂a艂 nas na drugi koniec 艣wiata?
Wydawa艂o mi si臋, 偶e go ju偶 troch臋 znam - wymrucza艂 Zach. - Ale ostatnio nie jestem tego taki pewien. Nie mam poj臋cia, czemu wybra艂 w艂a艣nie Szkocj臋.
Przyni贸s艂 mi bilet na samolot i powiedzia艂, 偶e od roku nigdzie nie by艂am - m贸wi艂a Janine. - 呕e najwy偶szy czas, abym zrobi艂a sobie wakacje i 偶e powinnam na chwil臋 oderwa膰 si臋 od wszystkiego. Po艂kn臋艂am haczyk.
Ty?! - wykrzykn膮艂 Zach potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Mnie ustrzeli艂 jak zaj膮ca. Co prawda, trzeba by艂o tu podpisa膰 par臋 kontrakt贸w, ale ka偶dy urz臋dnik by sobie z tym poradzi艂. Zorientowa艂em si臋 dopiero wtedy, kiedy po przyje藕dzie do zajazdu zauwa偶y艂em rezerwacj臋 dla ciebie.
Gdyby nie k艂贸tnia w biurze, jako艣 mogliby艣my temu zapobiec. A przynajmniej wiedzieliby艣my, co dziadek knuje.
W艂a艣nie - powiedzia艂 Zach. - Informacja jest si艂膮. W tym nasza jedyna szansa.
Tak - zgodzi艂a si臋 Janine, kiwaj膮c energicznie g艂ow膮.
Ale wpadanie na siebie przy byle sposobno艣ci te偶 prowadzi do k艂opot贸w.
Masz racj臋.
Im mniej czasu sp臋dzamy ze sob膮, tym lepiej. Bez pytania wzi膮艂 od niej reszt臋 pakunk贸w, dodaj膮c je do torebek i paczek, kt贸re ju偶 ni贸s艂.
Wynaj膮艂em samoch贸d. Mo偶e pojecha艂aby艣 ze mn膮 do hotelu, ale pewnie nie b臋dziesz chcia艂a!
Ale偶 z przyjemno艣ci膮 - Janine poczu艂a wzbieraj膮c膮 fal臋 wdzi臋czno艣ci. Chocia偶 ich spotkanie by艂o okropne, teraz przynajmniej przestali ju偶 oskar偶a膰 si臋 wzajemnie i mogli normalnie rozmawia膰. Wola艂a widzie膰 w Zachu przyjaciela, nie wroga.
Podczas powrotnej drogi do gospody rozmawiali niewiele. Po kilku uwagach na temat krajobrazu nie bardzo wiedzieli, o czym maj膮 m贸wi膰 dalej. Oboje czuli si臋 nieco skr臋powani. A Janine by艂a a偶 nazbyt 艣wiadoma fizycznej blisko艣ci Zacha spowodowanej ciasnot膮 w samochodzie. Jej rami臋 i udo znajdowa艂o si臋 tu偶 obok niego, z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 nie zwraca膰 na to uwagi.
Kiedy przypadkowo spojrza艂a na niego, zauwa偶y艂a, 偶e na jego twarzy maluje si臋 takie skupienie, jakby prowadzi艂 samoch贸d po torze wy艣cigowym, a nie po 艂agodnej, pustej drodze. Mia艂 zaci艣ni臋te usta, wok贸艂 kt贸rych pojawi艂y si臋 g艂臋bokie bruzdy. Na moment oderwa艂 wzrok od szosy i ich oczy spotka艂y si臋. Janine odwr贸ci艂a oczy, zmieszana, 偶e przy艂apa艂 j膮 na przygl膮daniu mu si臋 z bliska. Chcia艂a uporz膮dkowa膰 swe uczucia, przeanalizowa膰 na zimno miotaj膮ce ni膮 sprzeczne emocje. Zach si臋 jej podoba艂, ale mniej ni偶 Brian. I chocia偶 wyprowadza艂 j膮 cz臋sto z r贸wnowagi, jednocze艣nie podziwia艂a go. I szanowa艂a. Ale nie dzia艂a艂 na ni膮 tak jak Brian. A mimo to nie potrafi艂a o nim my艣le膰 niczym o bracie. Ostatecznie dosz艂a do wniosku, 偶e jej uczucia do Zacha s膮 bardziej skomplikowane, ni偶 przypuszcza艂a.
Podzi臋kowa艂a mu za odwiezienie do hotelu, zebra艂a paczki i z trudem wdrapa艂a si臋 po schodach do pokoju. Zanurzy艂a si臋 w gor膮cej, pachn膮cej k膮pieli, a potem za艂o偶y艂a sp贸dnic臋 w b艂臋kitnoz艂ot膮 krat臋, kt贸r膮 kupi艂a tego popo艂udnia. Do tego cienki, bia艂y sweterek i granatowy blezer. Na szyi zawi膮za艂a granatow膮 apaszk臋. Obejrza艂a si臋 w lustrze, zadowolona z efektu. Potem podmalowa艂a troch臋 policzki i powieki. Uzna艂a, 偶e najwy偶szy czas na kolacj臋.
Kiedy schodzi艂a na d贸艂, Zach sta艂 w drzwiach jadalni, czekaj膮c, by kelner zaprowadzi艂 go do stolika. Mia艂 na sobie gruby, r臋cznie robiony sweter i lu藕ne, dresowe spodnie. Wygl膮da艂 naprawd臋 nie藕le.
W艂a艣cicielka zajazdu powita艂a ich ciep艂ym u艣miechem.
- Stolik dla dwojga?
Janine zareagowa艂a pierwsza, ca艂a czerwona ze zmieszania.
- Nie jeste艣my razem - powiedzia艂a szybko. - Ten pan by艂 tu przede mn膮.
Zach zmarszczony ruszy艂 za gospodyni膮 prowadz膮c膮 go w kierunku stolika pod 艣cian膮, blisko masywnego, kamiennego paleniska. Po chwilki w艂a艣cicielka wr贸ci艂a i poprowadzi艂a Janine w stron臋 tej samej 艣ciany. Posadzi艂a j膮 przy s膮siednim stoliku, tak 偶e mogli sobie na dobr膮 spraw臋 czyta膰 kart臋 przez rami臋.
Nie s膮dzisz, 偶e zachowujemy si臋 troch臋 艣miesznie? - zapyta艂.
Chyba tak - przyzna艂a. - Ale um贸wili艣my si臋 dzisiaj, 偶e b臋dziemy starali si臋 trzyma膰 jak najdalej od siebie.
Naprawd臋 nie s膮dz臋, 偶eby wsp贸lne zjedzenie kolacji mog艂o nam czym艣 grozi膰.
Tak... chyba masz racj臋.
Zach podni贸s艂 si臋 i zapyta艂 z szerokim u艣miechem:
- Czy mog臋 si臋 przysi膮艣膰?
- Prosz臋 - Janine te偶 nie potrafi艂a powstrzyma膰 u艣miechu.
Usiad艂 naprzeciwko, przygl膮daj膮c si臋 Janine z aprobat膮.
Dobrze ci w tych kolorach.
Dzi臋ki. - Musia艂a przyzna膰, 偶e on te偶 wygl膮da艂 znakomicie i bardzo m臋sko. Ju偶 mia艂a odda膰 mu komplement, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, jak igraj膮 z losem.
To ju偶 si臋 dzieje - szepn臋艂a, pochylaj膮c si臋 ku niemu, 偶eby nikt jej nie s艂ysza艂.
Co? - Zach rozejrza艂 si臋 wok贸艂, jakby oczekuj膮c, 偶e spoza ci臋偶kich zas艂on wy艂oni膮 si臋 szkockie duchy.
Ty m贸wisz, jak 艂adnie mi w niebieskim, a ja ju偶 mam zamiar odpowiedzie膰, 偶e wygl膮dasz 艣wietnie, u艣miechamy si臋 do siebie i tworzy si臋 nastr贸j wzajemnego zauroczenia. I zanim si臋 obejrzymy, b臋dziemy brali 艣lub.
To 艣mieszne.
Pewnie. Teraz tak m贸wisz.
Czy to znaczy, 偶e mam wr贸ci膰 na swoje miejsce i je艣膰 sam?
Oczywi艣cie, 偶e nie. Ale my艣l臋, 偶e lepiej b臋dzie ograniczy膰 komplementy. Zgoda?
Nie powiem ci ju偶 nic mi艂ego. Janine zadowolona skin臋艂a g艂ow膮.
Dzi臋kuj臋.
Z tym te偶 trzeba uwa偶a膰 - ostrzeg艂 j膮 z 艂obuzerskim u艣miechem. - Je偶eli b臋dziemy dla siebie zbyt grzeczni, zaprowadzi nas to wprost do jubilera.
O tym nie pomy艣la艂am.
Spojrzeli na siebie i oboje wybuchneli niepowstrzymanym 艣miechem, zwracaj膮c uwag臋 wszystkich w jadani. Natychmiast przestali.
Kiedy ju偶 zam贸wili potrawy, Janine podzieli艂a si臋 z Zachem teori膮, kt贸ra przysz艂a jej do g艂owy podczas drogi do zajazdu.
Chyba wiem, dlaczego dziadek wys艂a艂 nas w艂a艣nie tutaj.
Umieram z ciekawo艣ci.
Boj臋 si臋, 偶e to moja wina - opar艂a si臋 o wysokie krzes艂o. Westchn臋艂a. - Kiedy dziadek po raz pierwszy wspomnia艂 o zaaran偶owanym ma艂偶e艅stwie, stara艂am si臋 wyt艂umaczy膰 mu, 偶e mi艂o艣膰 to nie jest co艣, co zamawia si臋 jak... kolacj臋. Udawa艂, 偶e nie rozumie, o co mi chodzi, i chcia艂 dowiedzie膰 si臋, czego potrzeba kobiecie, by si臋 zakocha艂a.
A ty mu odpowiedzia艂a艣, 偶e podr贸偶 do Szkocji mo偶e sprawi膰 ten cud? - Zach spojrza艂 zaciekawiony.
Oczywi艣cie, 偶e nie. Powiedzia艂am, 偶e potrzebny jest odpowiedni nastr贸j.
Zach pochyli艂 si臋 do przodu.
- Chyba nie bardzo rozumiem.
Janine udaj膮c nieco zagniewan膮 t艂umaczy艂a mu dalej.
No, dziadek chcia艂 wiedzie膰, co to jest mi艂o艣膰.
Sam ch臋tnie bym us艂ysza艂 definicj臋 - Zach otar艂 usta serwetk膮. Janine podejrzewa艂a, 偶e przy okazji ukry艂 u艣miech.
To naprawd臋 nie takie 艂atwe - odpowiedzia艂a. - I pami臋taj, 偶e musia艂am to wymy艣li膰 napr臋dce. Powiedzia艂am dziadkowi, 偶e romans to tajemne schadzki na szkockich wrzosowiskach.
Z wodzem wrogiego klanu?
Nie, z wymarzonym m臋偶czyzn膮.
Co jeszcze mu powiedzia艂a艣?
Nie pami臋tam dok艂adnie. Co艣 o spacerach po pla偶y w 艣wietle ksi臋偶yca i o szalonej nami臋tno艣ci.
Ciekawe, jak uda mu si臋 to zaaran偶owa膰?
Prawd臋 m贸wi膮c, wcale nie mam ochoty si臋 dowiedzie膰 - wyszepta艂a Janine. Widz膮c, jak powa偶nie dziadek potraktowa艂 jej wymy艣lon膮 napr臋dce definicj臋, prawie ba艂a si臋 jego dalszych pomys艂贸w.
Wyszli z jadalni i Zach odprowadzi艂 j膮 do schod贸w.
Dzi臋kuj臋 za poniesienie ryzyka wsp贸lnej kolacji - powiedzia艂 艣miertelnie powa偶nym g艂osem. - By艂o mi bardzo mi艂o, cho膰... niebezpiecznie.
Mnie te偶 - odpowiedzia艂a Janine cicho. Bardziej, ni偶 chcia艂aby przyzna膰. Wiedzia艂a, 偶e powinni si臋 rozsta膰 jak najszybciej, gdy偶 i tak nazbyt kusili los. Chcia艂a mu powiedzie膰, 偶e dobrze si臋 z nim rozmawia i 艣mieje, ale zupe艂nie nie wiedzia艂a, jakich u偶y膰 s艂贸w, by nie zabrzmia艂y jak wypowiadane przez zakochan膮 kobiet臋.
Zach najwyra藕niej mia艂 ten sam problem. Podni贸s艂 r臋k臋, chc膮c dotkn膮膰 jej policzka, ale nagle rozmy艣li艂 si臋. Poczu艂a dziwny zaw贸d.
Dobranoc - powiedzia艂 kr贸tko i zrobi艂 krok w ty艂.
Dobranoc - powt贸rzy艂a. Odwr贸ci艂a si臋 i wesz艂a do pokoju. Zamkn臋艂a drzwi i opar艂a si臋 o nie, czuj膮c, 偶e ma mi臋kkie kolana.
Przez dziesi臋膰 minut kr臋ci艂a si臋 bez celu po pokoju i wreszcie postanowi艂a wyj艣膰. 艢cie偶ki w ogrodzie prowadzi艂y a偶 do opadaj膮cego pionowo w d贸艂 urwiska. Z miejsca, gdzie sta艂a, Janine s艂ysza艂a w dole huk morza. W powietrzu zapach soli miesza艂 si臋 ze s艂odk膮 woni膮 purpurowych kwiat贸w w pe艂nym rozkwicie. Janine ruszy艂a w膮sk膮 艣cie偶k膮 w g艂膮b ogrodu. Nocne powietrze by艂o zimne, ale nie zamierza艂a spacerowa膰 d艂ugo. Mo偶e wr贸ci tu rano, kiedy b臋dzie mo偶na co艣 wi臋cej zobaczy膰. Wtedy dojdzie na sam brzeg.
Ksi臋偶yc w pe艂ni wydawa艂 si臋 ogromny. Srebrne smugi o艣wietla艂y niebo a偶 po horyzont. Czu艂a ogarniaj膮cy j膮 ogromny spok贸j. Zamkn臋艂a oczy, rozkoszuj膮c si臋 t膮 chwil膮 ciszy.
Znowu si臋 spotykamy - us艂ysza艂a nagle g艂os Zacha.
To naprawd臋 zaczyna si臋 robi膰 zabawne - Janine odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋 z u艣miechem. Serce bi艂o jej mocno. Spotkanie na wrzosowisku...
Wprawdzie nie jest to schadzka... - powiedzia艂 Zach.
No, niezupe艂nie.
Stali obok siebie patrz膮c na nocne niebo. Oboje milczeli. Podczas kolacji gadali bez przerwy, ale teraz Janine czu艂a, 偶e j臋zyk ma jak zwi膮zany. Czy偶 mog艂o by膰 co艣 gro藕niejszego ni偶 takie spotkanie noc膮?
Janine wiedzia艂a o tym. Zach r贸wnie偶. Ale 偶adne nie zaproponowa艂o powrotu.
Jaka pi臋kna noc - odezwa艂 si臋 wreszcie Zach.
Pi臋kna, prawda? - powt贸rzy艂a Janine, jakby zrobi艂a niezwykle interesuj膮ce odkrycie.
My艣l臋, 偶e nie powinni艣my bra膰 tego zbyt dos艂ownie - powiedzia艂 nagle.
Nie rozumiem.
Naszego spotkania. Kto艣 m贸g艂by uzna膰, 偶e to ukartowali艣my. Jeste艣 kobiet膮 i trudno, 偶eby m臋偶czyzna... normalny m臋偶czyzna tego nie zauwa偶y艂. Nie mo偶na wszystkiego zrzuca膰 na ksi臋偶yc.
Och, oczywi艣cie. Chodzi mi o to, 偶e spotkali艣my si臋 i to jest jak najbardziej naturalne, 偶e... przez chwil臋... To zupe艂nie naturalne i nic nie oznacza.
Tak, oczywi艣cie masz racj臋 - zawaha艂 si臋 i doda艂 cicho. - Powinna艣 mie膰 jak膮艣 cieplejsz膮 kurtk臋. - Zanim zd膮偶y艂a powiedzie膰 mu, 偶e jest jej zupe艂nie ciep艂o, poczu艂a jego d艂onie na ramionach. Westchn臋艂a bezwiednie i opar艂a si臋 o niego.
To ju偶 jest problem, prawda? - wyszepta艂 jej do ucha. - Zdaje si臋, 偶e 艣wiat艂o ksi臋偶yca mo偶e mie膰 dziwny wp艂yw na ludzi.
My艣la艂am, 偶e tylko na... wilko艂aki.
Parskn膮艂 艣miechem, poczu艂a na karku jego oddech. A potem policzkiem dotkn膮艂 jej twarzy i westchn臋艂a jeszcze raz.
Odwr贸ci艂 jej twarz w swoj膮 stron臋, ale Janine za nic w 艣wiecie nie spojrza艂aby na niego w tej chwili.
Nic nie m贸wi艂.
Ona r贸wnie偶 milcza艂a.
Janine ba艂a si臋 tylu r贸偶nych rzeczy naraz, a najbardziej ba艂a si臋, 偶e mog艂aby wypowiedzie膰 swe l臋ki. By膰 mo偶e Zach czu艂 podobnie.
Po chwili uj膮艂 jej twarz w d艂onie. Leniwie g艂adzi艂 j膮 po policzkach. Widzia艂a jego ciemne oczy, kt贸rych wyrazu nie potrafi艂a odczyta膰. Czu艂a, jak wali jej serce.
Chcia艂a powiedzie膰, 偶e plan dziadka zaczyna si臋 udawa膰. Rozchyli艂a usta i w tym momencie poczu艂a jego ramiona przyci膮gaj膮 j膮 jeszcze bli偶ej. Przywar艂a mocno do niego. Czu艂a b艂ogie ciep艂o, czu艂a delikatny zapach jego sk贸ry. Nie przypomina艂o to niczego, co kiedykolwiek wcze艣niej do艣wiadczy艂a. A potem poczu艂a jego usta.
Przeszy艂 j膮 nag艂y dreszcz rozkoszy, tak silny, 偶e a偶 przera偶aj膮cy. Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od dr偶enia.
Odsun膮艂 j膮 delikatnie.
Jest ci zimno.
Nie, to nie z zimna - nawet g艂os si臋 jej trz膮s艂.
A z czego?
W odpowiedzi odda艂a mu poca艂unek. Wcale nie mia艂a zamiaru tego robi膰, ale zanim zd膮偶y艂a pomy艣le膰, zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i ca艂owa艂a jego usta.
Kiedy wreszcie wtuli艂a twarz w jego ramiona, Zach wyszepta艂:
- Dobry Bo偶e - i gwa艂townie odsun膮艂 si臋 od niej, jakby dopiero w tej chwili zda艂 sobie spraw臋 z tego, co robi膮.
Janine by艂a zbyt oszo艂omiona, 偶eby zareagowa膰. Pr贸buj膮c ukry膰, jak wielk膮 przykro艣膰 jej zrobi艂, tar艂a r臋kami twarz, jak cz艂owiek, kt贸rego wyrwano z g艂臋bokiego snu.
- To nie powinno si臋 wydarzy膰 - odezwa艂 si臋 Zach sztywno.
- Oczywi艣cie - zgodzi艂a si臋 z nim pospiesznie.
- Nie zachowali艣my si臋 najrozs膮dniej.
Zach przyg艂adzi艂 d艂oni膮 w艂osy i zmarszczy艂 czo艂o.
Nie wiem, co mnie nasz艂o. Nas. Oboje powinni艣my mie膰 wi臋cej rozumu.
To wina ksi臋偶yca i zm臋czenia - Janine podsun臋艂a po艣piesznie wygodne wyt艂umaczenie. - Dziadek zaaran偶owa艂 nasze spotkanie, maj膮c nadziej臋, 偶e co艣 si臋 tu wydarzy. Najwidoczniej si艂a sugestii dzia艂a bardziej, ni偶 by艣my chcieli przyzna膰.
Najwyra藕niej - ale zmarszczka na jego czole nie znik艂a.
Ojej - wykrzykn臋艂a Janine patrz膮c na zegarek. W ciemno艣ci nie widzia艂a cyfr, ale jej g艂os by艂 pe艂en zdumienia. - Czy wiesz, kt贸ra godzina? Zrobi艂o si臋 strasznie p贸藕no.
Pos艂uchaj Janine, chyba musimy o tym porozmawia膰.
Oczywi艣cie, ale nie teraz - jedyne czego chcia艂a, to uciec. Zacz臋艂o si臋 niewinnie, jak zabawa, a szybko zamieni艂o w co艣 znacznie powa偶niejszego.
Niech b臋dzie, porozmawiamy o tym rano - Zach nie by艂 przekonany. Szed艂 obok niej przez ogr贸d, mrucz膮c co艣 pod nosem. - A niech to! - wykrzykn膮艂 wreszcie, znowu przeczesuj膮c palcami w艂osy. - Niech to, wiedzia艂em, 偶e nie powinienem by艂 tu w og贸le przyje偶d偶a膰.
Niepotrzebnie si臋 z艂o艣cisz. Zrzu膰 win臋 na to krystalicznie czyste powietrze. Zdaje si臋, 偶e wp艂ywa w jaki艣 spos贸b na m贸zg czy co艣 w tym rodzaju.
Tak, tak - zgodzi艂 si臋 ponuro Zach.
No c贸偶, dobrej nocy - uda艂o jej si臋 powiedzie膰 pogodnie, kiedy doszli do schod贸w.
Dobranoc - odpowiedzia艂 Zach, tonem r贸wnie nonszalanckim.
Kiedy Janine znalaz艂a si臋 w pokoju, rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i ukry艂a twarz w d艂oniach. O nie, lamentowa艂a cicho. Przekroczyli granic臋. Igrali z przeznaczeniem.
Poca艂owali si臋.
Kilka minut p贸藕niej, nadal dygocz膮c, Janine wsta艂a i rozebra艂a si臋. Wsun臋艂a si臋 pod koc i stara艂a znale藕膰 jak膮艣 wygodn膮 pozycj臋. Ale czu艂a si臋 kompletnie rozbudzona. Rano czeka j膮 rozmowa z Zachem. Musi si臋 zachowywa膰, jakby nic si臋 nie sta艂o. Nie wiedzia艂a, czy potrafi to znie艣膰. Bez w膮tpienia on r贸wnie偶 nie b臋dzie si臋 czu艂 swobodnie. Zauwa偶y艂a przecie偶, 偶e po wej艣ciu do zajazdu nawet ju偶 na ni膮 nie spojrza艂.
Janine dosz艂a do wniosku, 偶e nie pozostaje jej nic innego jak wyjecha膰. Odrzuci艂a koce i gwa艂townie wsta艂a. Im szybciej opu艣ci Szkocj臋, tym lepiej. Si臋gn臋艂a po telefon, zadzwoni艂a na lotnisko, zarezerwowa艂a bilet na pierwszy ranny lot do domu i natychmiast zacz臋艂a si臋 pakowa膰.
Nie pr贸bowa艂a ju偶 usn膮膰. Tu偶 przed p贸艂noc膮 po cichu zesz艂a do recepcji i zap艂aci艂a rachunek.
Wyje偶d偶a pani wcze艣niej, panno Hartman? - zapyta艂 nocny recepcjonista, kt贸rego poprosi艂a o wezwanie taks贸wki.
Tak - powiedzia艂a.
Mam nadziej臋, 偶e by艂a pani zadowolona z pobytu.
Jest po prostu cudownie - wyci膮gn臋艂a z torebki z艂o偶ony kawa艂ek papieru i po艂o偶y艂a go na kontuarze. - Czy m贸g艂by pan odda膰 to rano panu Thomasowi?
Oczywi艣cie - m艂ody cz艂owiek w艂o偶y艂 list w odpowiedni膮 przegr贸dk臋.
Zadowolona, 偶e Zach dowie si臋 o jej wyje藕dzie, usiad艂a na krze艣le w ma艂ym holu czekaj膮c na taks贸wk臋.
Jakie艣 pi臋tna艣cie minut p贸藕niej Janine przygl膮da艂a si臋 w milczeniu, jak portier wk艂ada jej torby do baga偶nika. Spojrza艂a jeszcze raz na odmieniony ksi臋偶ycem krajobraz, czuj膮c 偶al, 偶e nie zobaczy stromych urwisk Szkocji. Potem wsun臋艂a si臋 na tylne siedzenie samochodu.
Wydawa艂o si臋 jej, 偶e podr贸偶 na lotnisko trwa wieki. Smutno jej by艂o opuszcza膰 Szkocj臋. Mia艂a nadziej臋, 偶e wr贸ci tu kiedy艣. Chocia偶 my艣l o wieczornym spacerze troch臋 m膮ci艂a wspomnienia, nie 偶a艂owa艂a czasu sp臋dzonego z Zachem. Wiedzia艂a, 偶e na zawsze zapami臋ta chwile sp臋dzone w jego ramionach. Nie by艂a jednak na tyle g艂upia, 偶eby przywi膮zywa膰 do tego jakiekolwiek znaczenie.
Na lotnisku by艂a na kilka godzin przed odlotem samolotu. Zabija艂a czas pij膮c kaw臋 i przegl膮daj膮c pisma dla kobiet, kt贸re kupi艂a z my艣l膮 o Pam.
Nios膮c w jednej r臋ce fili偶ank臋 z kaw膮, w drugiej trzymaj膮c bilet, podesz艂a do okienka. Ale torba przypadkiem zsun臋艂a si臋 jej z ramienia, potr膮caj膮c stoj膮cego obok m臋偶czyzn臋. Ju偶 mia艂a wymamrota膰 automatyczne przeprosiny, kiedy odwr贸ci艂 si臋 do niej.
- Zach! - krzykn臋艂a o ma艂y w艂os nie wylewaj膮c kawy. - Co ty tu robisz?
ROZDZIA艁 PI膭TY
Wiedzia艂a艣, 偶e wyjecha艂em celowo - stwierdzi艂 Zach - i pojecha艂a艣 za mn膮. Zobaczy艂a艣, jak wsuwam ci list pod drzwi i...
Wymeldowa艂am si臋 przed sam膮 p贸艂noc膮, wi臋c nie mog艂am przeczyta膰 listu od ciebie - odpowiedzia艂a sztywno. O jej li艣cie nie wspomnia艂 ani s艂owem. -1 co wi臋cej zostawi艂am dla ciebie wiadomo艣膰.
Nie otrzyma艂em jej.
Musia艂o zaj艣膰 jakie艣 nieporozumienie.
Co najmniej - mrukn膮艂 Zach - nieporozumienie.
- Jego ton wskazywa艂, 偶e nadal nie jest pewien, czy nie u艂o偶y艂a tego wszystkiego, 偶eby lecie膰 razem z nim do domu. Poczu艂a si臋 g艂臋boko ura偶ona i ju偶 mia艂a mu odpowiedzie膰 ostro, kiedy przeszkodzi艂a jej pracownica linii lotniczych, kiwaj膮ca w jej stron臋 zza kontuaru.
- Poprosz臋 o bilet - powiedzia艂a do Janine.
- Wstrzymuje pani kolejk臋.
- Przepraszam bardzo - uzna艂a, 偶e jedyne co mo偶e zrobi膰, to ca艂kowicie zignorowa膰 Zacha. Przez czysty przypadek wyl膮dowali w jednym samolocie, a to nie oznacza, 偶e maj膮 ze sob膮 co艣 wsp贸lnego. Najwyra藕niej oboje przestraszyli si臋 tego, co wydarzy艂o si臋 w ogrodzie. I Zach, tak samo jak ona, postanowi艂 uciec.
W porz膮dku, ona powr贸ci do swojego 偶ycia, on do swojego. I od tej pory nie b臋d膮 si臋 ju偶 widywa膰. Ku obop贸lnemu zadowoleniu.
Urz臋dniczka wzi臋艂a od niej bilet i wystuka艂a jakie艣 cyfry na komputerze.
Janine stan臋艂a na palcach, pochyli艂a si臋 w jej stron臋 i zni偶aj膮c g艂os do szeptu powiedzia艂a:
Czy mog艂abym dosta膰 miejsce jak najdalej od pana Thompsona?
Prosz臋 pani - odpowiedzia艂a urz臋dniczka zniecierpliwionym tonem - na ten lot mieli艣my ju偶 komplet od kilku tygodni. Pani i pa艅ski... przyjaciel tylko dlatego dostali艣cie miejsca, 偶e w ostatniej chwili zrezygnowa艂y dwie osoby. Nie mog臋 tu偶 przed lotem zmienia膰 wystawionych wcze艣niej bilet贸w.
Rozumiem - powiedzia艂a Janine, czuj膮c si臋 g艂upio i 艣miesznie. Je偶eli dopisze jej przys艂owiowe szcz臋艣cie, znajdzie si臋 w samolocie z Zachem u boku.
Na pok艂ad wsiedli osobno. Zach pojawi艂 si臋 w drzwiach kabiny dos艂ownie w ostatniej chwili.
Janine siedzia艂a w drugim rz臋dzie pierwszej klasy, przegl膮daj膮c nieuwa偶nie pismo reklamowe linii lotniczych. Zach min膮艂 j膮, 艣ciskaj膮c mocno bilet w r臋ku.
Postanowi艂a udawa膰, 偶e go w og贸le nie dostrzega. Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 okna.
- Zdaje si臋, 偶e to jest moje miejsce - powiedzia艂 szorstko, wk艂adaj膮 podr臋czny baga偶 do schowka nad g艂owami.
Janine ju偶 chcia艂a si臋 usprawiedliwia膰, 偶e to nie jej wina, 偶e nawet pr贸bowa艂a temu zapobiec, ale zd膮偶y艂a ugry藕膰 si臋 w j臋zyk. I tak by jej nie uwierzy艂. W tym momencie odezwa艂 si臋 Zach.
Zanim zd膮偶ysz mie膰 do mnie pretensje, chc臋 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e nie mia艂em z tym nic wsp贸lnego.
Wiem.
Wiesz?
Tak - potwierdzi艂a Janine. - Nawet przeznaczenie jest przeciwko nam. Nie mam poj臋cia, jak m贸j dziadek to zrobi艂, 偶e spotkali艣my si臋 na lotnisku i 偶e mamy miejsca obok siebie. Nie wiem r贸wnie偶, dlaczego spotkali艣my si臋 w zaje藕dzie ju偶 pierwszego dnia.
Przecie偶 mogli艣my nigdy nie wpa艣膰 na siebie. Wiem jedno, wszystkiemu winien jest dziadek. - Pomy艣la艂a, 偶e lepiej nie przypomina膰 ju偶 o ich spacerze w 艣wietle ksi臋偶yca. Za to bowiem dziadka trudno by艂o wini膰. Janine ziewn臋艂a szeroko, zakrywaj膮c d艂oni膮 usta.
- Och, przepraszam. Nie spa艂am w nocy i teraz senno艣膰 mnie dopad艂a.
Jej ziewanie najwidoczniej by艂o zara藕liwe. Stewardessa przysz艂a z kaw膮, ale oboje podzi臋kowali.
- Wola艂abym, 偶eby kto艣 zaproponowa艂 mi poduszk臋 - stwierdzi艂a Janine ziewaj膮c znowu. Po chwili stewardessa wr贸ci艂a z poduszk膮, grubym kocem i par膮 ja艣k贸w. Taki sam zestaw zaproponowa艂a Zachowi. Nie wzi膮艂 jednak, t艂umacz膮c, 偶e chce troch臋 popracowa膰. Wyci膮gn膮艂 z teczki jakie艣 papiery. Janine opar艂a si臋 wygodnie i zamkn臋艂a oczy. Prawie w tej samej chwili zapad艂a w spokojn膮 drzemk臋.
Podczas nast臋pnych kilku godzin dwa razy poruszy艂a si臋 niespokojnie, ale jaki艣 g艂os uko艂ysa艂 j膮 znowu. Z westchnieniem zapada艂a w sen. Dawno nie czu艂a si臋 tak wspaniale.
艢ni艂o jej si臋, 偶e idzie przez wrzosowisko, ubrana w szkock膮 sp贸dniczk臋. Z oddali dochodzi艂a muzyka kobzy.
Nagle na szczycie wzg贸rza zobaczy艂a Zacha ubranego w tradycyjny szkocki str贸j i z kobz膮 na ramieniu. Wygl膮da艂 wspaniale. Ich spojrzenia spotka艂y si臋, a muzyka ucich艂a. Potem jakby znik膮d pojawi艂 si臋 mi臋dzy nimi dziadek. Wygl膮da艂 na bardzo zadowolonego. Z艂o偶y艂 r臋ce w tr膮bk臋 i krzykn膮艂 w stron臋 Janine:
Czy to jest romans?
Tak - odkrzykn臋艂a mu.
Czego jeszcze chcesz?
Mi艂o艣ci.
Mi艂o艣膰 - powt贸rzy艂 dziadek i zmarszczy艂 brwi.
Potem odwr贸ci艂 si臋 do Zacha, jakby u niego szukaj膮c pomocy.
Zach zacz膮艂 znowu w skupieniu gra膰 na kobzie, unikaj膮c odpowiedzi.
Sp贸jrzcie na siebie - krzykn膮艂 dziadek. - Jeste艣cie dla siebie stworzeni. Zach, kiedy wreszcie obudzisz si臋 i zobaczysz, jaka pi臋kna jest moja Janine?
Sam chc臋 wybra膰 swoj膮 偶on臋 - odkrzykn膮艂 gniewnie Zach.
Mnie te偶 nikt nie zmusi, 偶ebym wysz艂a za niego - krzykn臋艂a Janine.
Jeste艣 zakochana w Zachu! - zawo艂a艂 prowokuj膮co dziadek.
Ja... ja... - Janine nie mog艂a zebra膰 my艣li. Dziadek przygl膮da艂 si臋 jej z wyra藕nym zadowoleniem.
Sp贸jrz na ni膮, ch艂opcze - zwr贸ci艂 si臋 zn贸w w stron臋 Zacha. - Zobacz, jaka jest cudowna. I pomy艣l o tym, jakie pi臋kne b臋d膮 wasze dzieci.
Dziadku. Nie chc臋 ju偶 wi臋cej s艂ysze膰 o pi臋knych dzieciach! Nie wyjd臋 za Zacha.
Janine - us艂ysza艂a nagle jego glos tu偶 przy swoim uchu.
Trzymaj si臋 od tego z daleka - krzykn臋艂a. Po co si臋 w to wtr膮ca艂?
To tylko sen.
Otworzy艂a oczy i zobaczy艂a jego twarz tu偶 nad swoj膮.
Och... - krzykn臋艂a cicho, natychmiast prostuj膮c si臋. - Och... przepraszam.
Nie chcia艂em ci臋 budzi膰, ale chyba 艣ni艂a艣 jaki艣 koszmar.
W ostrym 艣wietle zacz臋艂y jej 艂zawi膰 oczy. Otar艂a twarz r臋kawem, wyci膮gn臋艂a poduszki spod plec贸w i z艂o偶y艂a koc, staraj膮c si臋 ukry膰, jak bardzo trz臋s膮 si臋 jej r臋ce.
- My艣lisz o tym, co sta艂o si臋 wczoraj po kolacji, prawda?
Janine wci膮gn臋艂a powietrze i u艣miechn臋艂a si臋 do niego pogodnie.
W艂a艣ciwie to nic si臋 nie sta艂o - sk艂ama艂a.
Wtedy w ogrodzie, kiedy si臋 poca艂owali艣my. Pos艂uchaj - Zach 艣ciszy艂 g艂os i rozejrza艂 si臋, sprawdzaj膮c, czy nikt ich nie s艂yszy. - My艣l臋, 偶e jednak powinni艣my o tym porozmawia膰.
Ja... Tak, masz racj臋. - Nie bardzo czu艂a si臋 na si艂ach, ale wola艂a mie膰 to za sob膮 przed spotkaniem z dziadkiem. Nie bardzo wiedzia艂a, czego powinna oczekiwa膰. Zach powiedzia艂, co my艣li na temat aran偶owania ma艂偶e艅stwa ju偶 na samym pocz膮tku tej historii. Ona zreszt膮 r贸wnie偶. Romans z Brianem by艂 dobr膮 lekcj膮, bolesn膮 i trudn膮 do zapomnienia. Odda艂a mu serce, zaufa艂a, a on j膮 zawi贸d艂. Zakochanie si臋 by艂o najbardziej wstrz膮saj膮cym do艣wiadczeniem w jej 偶yciu i nie mia艂a zamiaru go szybko powtarza膰.
By艂bym zwyk艂ym k艂amc膮, gdybym twierdzi艂, 偶e nasz poca艂unek nie sprawi艂 mi przyjemno艣ci - powiedzia艂 Zach - ale wola艂bym, 偶eby si臋 nie zdarzy艂. To nic nie rozwi膮za艂o, wr臋cz przeciwnie, skomplikowa艂o.
Janine nie czu艂a si臋 specjalnie pochlebiona jego s艂owami. Musia艂o si臋 to odbi膰 wyra藕nie na jej twarzy, poniewa偶 Zach natychmiast pospieszy艂 z t艂umaczeniem.
Prawie w og贸le si臋 nie znamy. Spotkali艣my si臋 wtedy na lunchu z Antonem, potem rozmawiali艣my kilka razy, ale w zasadzie jeste艣my obcymi lud藕mi.
Zjedli艣my raz kolacj臋 - przypomnia艂a mu Janine zirytowana, 偶e tak 艂atwo wymaza艂 z pami臋ci wsp贸lny wiecz贸r.
To prawda - potwierdzi艂. - A potem spotkali艣my si臋 w Szkocji, zjedli艣my razem kolacj臋, spacerowali艣my w ksi臋偶ycow膮 noc i - zanim zdali艣my sobie spraw臋, co robimy - poca艂owali艣my si臋.
Janine przytakn臋艂a w milczeniu.
Par臋 rzeczy mnie usprawiedliwia, ale przyznaj臋, 偶e to by艂a tylko moja wina - doda艂.
Twoja?
Tak - potwierdzi艂. - Ja ponosz臋 ca艂kowit膮 odpowiedzialno艣膰. Bardzo w膮tpi臋, czy ty w og贸le wiedzia艂a艣, co si臋 dzieje. Przecie偶 to jasne jak s艂o艅ce, 偶e jeste艣 zupe艂nie zielona...
Zaraz, zaraz - wtr膮ci艂a Janine. To, co us艂ysza艂a, wcale si臋 jej nie podoba艂o. - Co chcia艂e艣 przez to powiedzie膰?
Nie masz 偶adnego do艣wiadczenia w tych sprawach i ...
Inaczej m贸wi膮c, jestem tak beznadziejnie naiwna, 偶e nie sta膰 mnie nawet na romantyczny poca艂unek.
Co艣 w tym rodzaju.
To niesamowite - mrukn臋艂a.
Nie obra偶aj si臋.
Wyobra藕 sobie, 偶e nie by艂am dot膮d trzymana w klasztorze. I pragn臋 ci臋 poinformowa膰, 偶e ca艂owa艂am si臋 ju偶 par臋 razy w 偶yciu.
No dobrze. Ale nie o tym m贸wili艣my...
Bardzo mi przykro, 偶e uzna艂e艣 mnie za g膮sk臋. M臋偶czyzna z twoim do艣wiadczeniem musi prze偶y膰 ogromne rozczarowanie, je偶eli trafi na kogo艣 tak niedo艣wiadczonego...
Janine - przerwa艂 jej stanowczo - ja nic takiego nie powiedzia艂em. Chodzi艂o mi tylko o to, 偶e nam... to znaczy mnie... sprawy wymkn臋艂y si臋 z r膮k.
Jestem gotowa wzi膮膰 na siebie swoj膮 cz臋艣膰 winy. Poza tym jasno widz臋, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.
To dobrze - zgodzi艂 si臋 Zach. Z trudem chyba nad sob膮 panowa艂. - M贸w.
Chcia艂e艣 mi w艂a艣nie powiedzie膰, 偶e skoro by艂o nam mi艂o i sp臋dzili艣my razem 艣rednio romantyczny wiecz贸r...
艢rednio romantyczny?
W艂a艣nie! Nie ma si臋 co obra偶a膰. Po prostu stawiam spraw臋 jasno.
W porz膮dku - sykn膮艂, sznuruj膮c usta.
Poniewa偶 uwa偶asz si臋 za znacznie bardziej do艣wiadczonego, obawiasz si臋 z mojej strony k艂opot贸w. Nie daj Bo偶e, upojona poca艂unkiem, odda艂abym ci na przyk艂ad serce - wykrzykn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮.
Janine... zachowujesz si臋 jak dziecko - upomnia艂 j膮 ch艂odno.
Oczywi艣cie. Dok艂adnie tego przecie偶 ode mnie oczekujesz.
Celowo przekr臋casz wszystko, co m贸wi臋 - Zach zacisn膮艂 d艂o艅 na oparciu fotela.
To, co m贸wisz, nikomu w og贸le nie jest potrzebne. My艣lisz, 偶e przekroczyli艣my pewn膮 granic臋 w naszych stosunkach, tak? No c贸偶, mo偶esz si臋 tym w og贸le nie przejmowa膰 - zrobi艂a g艂臋boki wdech i spojrza艂a mu prosto w oczy. - O to ci chodzi艂o?
Mniej wi臋cej.
Czy ty czasem troch臋 siebie nie przeceniasz, Zach? - zapyta艂a z sarkazmem.
Nie ja mamrota艂em o pi臋knych dzieciach. Poca艂owali艣my si臋, a ty od razu zaczynasz my艣le膰 o pieluszkach.
To by艂 tylko sen! I nie mia艂 nic wsp贸lnego z tym, o czym teraz rozmawiamy.
Niech ci b臋dzie - wyci膮gn膮艂 to samo pismo, kt贸re przed chwil膮 od艂o偶y艂 i zacz膮艂 bezmy艣lnie przerzuca膰 kartki. - Ta ca艂a rozmowa do niczego nie prowadzi.
Dobrze. Obiecuj臋, 偶e zrobi臋 wszystko, 偶eby si臋 trzyma膰 z daleka od ciebie, ale je偶eli od czasu do czasu nie uda mi si臋 nie ulec twojemu czarowi, z g贸ry b艂agam o wybaczenie.
Janine, przesta艅.
Spogl膮da艂 na ni膮 z tak膮 w艣ciek艂o艣ci膮, 偶e nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.
Zach zapad艂 g艂臋boko w fotel i zamkn膮艂 oczy daj膮c do zrozumienia, 偶e uwa偶a rozmow臋 za sko艅czon膮. Janine przygl膮da艂a si臋 przez okno, jak wstaje s艂o艅ce. Stara艂a si臋 my艣le膰 o wszystkim innym, byle nie o uczuciach, jakie wywo艂ywa艂 siedz膮cy obok niej m臋偶czyzna.
Wydawa艂o si臋 jej, 偶e min臋艂y ca艂e wieki, zanim pilot og艂osi艂, 偶e za chwil臋 wyl膮duj膮 na lotnisku w Seattle. Marzy艂a, 偶eby znale藕膰 si臋 w domu, chocia偶 mia艂a zamiar wygarn膮膰 od serca dziadkowi.
Po wyl膮dowaniu szybko przesz艂a przez odpraw臋 celn膮. Mordowa艂a si臋 z dwiema ci臋偶kimi torbami. Kiedy wychodzi艂a na s艂oneczny poranek, Zach sta艂 wci膮偶 przy biurku celnika. Zacz臋艂a macha膰 r臋k膮, pr贸buj膮c zatrzyma膰 jak膮艣 taks贸wk臋.
Poczekaj - us艂ysza艂a obok siebie g艂os Zacha. - Wezm臋 jedn膮 od ciebie.
Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a zadyszana.
Zdaje si臋, 偶e mieli艣my ogranicza膰 wszystkie s艂owa wyra偶aj膮ce wdzi臋czno艣膰 - mrukn膮艂.
Przepraszam, wyrwa艂o mi si臋.
Co ty tu nosisz? Ceg艂y? - zapyta艂 pos臋pnie. Jemu uda艂o si臋 podr贸偶owa膰 z jedn膮 lekk膮 torb膮.
Mog臋 j膮 nie艣膰 sama.
Z艂api臋 dla nas taks贸wk臋.
Dla nas?
Jedziemy porozmawia膰 z twoim dziadkiem.
Razem? Teraz? - by艂a wyko艅czona, zar贸wno fizycznie, jak i psychicznie. Chyba oboje tak si臋 czuli.
- Nie s膮dzisz, 偶e im szybciej, tym lepiej?
Problem tkwi艂 w tym, 偶e Janine nie bardzo wiedzia艂a, co zamierza powiedzie膰 dziadkowi. By艂a zdecydowana, 偶e stanie z nim do walki, ale chcia艂a poczeka膰 na bardziej stosown膮 chwil臋.
- Mo偶e go nawet nie by膰 w domu - sprzeciwi艂a si臋 - a je艣li jest, to nie s膮dz臋, 偶eby by艂 to najlepszy moment.
Chc臋 za艂atwi膰 to raz i do ko艅ca.
Ja te偶 - powiedzia艂a z pe艂nym przekonaniem.
- Ale my艣l臋, 偶e powinni艣my na tak膮 rozmow臋 wybra膰 miejsce i czas bardzo starannie.
Mo偶e - Zach zaczyna艂 si臋 waha膰. - Dobrze, mo偶emy zrobi膰, jak chcesz.
Nie jak chc臋, tylko po prostu rozs膮dnie. Zaufaj mi, Zach. Tak samo jak ty pragn臋 wyja艣ni膰 t臋 spraw臋 raz na zawsze. Co wi臋cej - doda艂a - musimy przesta膰 bez przerwy siebie nawzajem podejrzewa膰. Nikt nikogo nie 艣ledzi i nikt si臋 w nikim nie zakocha艂 z powodu g艂upiego poca艂unku.
W porz膮dku - powiedzia艂 Zach, stawiaj膮c torb臋 na chodniku. Poni贸s艂 r臋k臋, 偶eby zatrzyma膰 taks贸wk臋. Janine poczu艂a jednocze艣nie rozdra偶nienie i ulg臋, widz膮c podje偶d偶aj膮cego w tej samej chwili taks贸wkarza.
Jak to si臋 dzieje, 偶e zawsze i we wszystkim si臋 ze sob膮 zgadzamy, a mimo to bez przerwy si臋 k艂贸cimy?
Sam chcia艂bym to wiedzie膰. - Taks贸wkarz wyskoczy艂 z samochodu i za艂adowa艂 szybko ich walizki. Zach na wierzch po艂o偶y艂 swoj膮 torb臋. - R贸wnie dobrze mo偶emy pojecha膰 jedn膮 - powiedzia艂, otwieraj膮c przed ni膮 drzwi. - I tak musz臋 porozmawia膰 z twoim dziadkiem.
Czy to naprawd臋 nie mo偶e poczeka膰 do jutra? Zach, jeste艣 przecie偶 wyko艅czony. Jeden dzie艅 nie zrobi 偶adnej r贸偶nicy.
Zach potar艂 oczy, rzucaj膮c jej poirytowane spojrzenie.
- Daj spok贸j, Janine, ju偶 teraz m贸wisz jak 偶ona.
Powstrzyma艂a si臋 od cierpkiej uwagi, odwracaj膮c si臋 w stron臋 okna. Tym razem naprawd臋 jej dopiek艂. Nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy ten okropny cz艂owiek zniknie jej z oczu.
Najwyra藕niej Zach nie wiedzia艂 zupe艂nie, kiedy powinien przesta膰, bo po chwili doda艂:
- A teraz w dodatku jeszcze tak wygl膮dasz.
Odwr贸ci艂a si臋 do niego ze s艂odziutkim u艣miechem i jeszcze s艂odszym g艂osem zapyta艂a:
O co ci chodzi?
Gdyby艣 mog艂a siebie zobaczy膰. Najpierw zachowujesz si臋 jak j臋dza, a teraz jeszcze...
Jak j臋dza! - wybuchn臋艂a. - Postawmy jedn膮 spraw臋 jasno. Nigdy nie zachowuj臋 si臋 jak j臋dza.
Zach zrobi艂 min臋 m臋czennika i z kolei on odwr贸ci艂 si臋 do okna.
Prosz臋 pana, prosz臋 pana - zawo艂a艂a Janine, pochylaj膮c si臋 do przodu. Dotkn臋艂a ramienia taks贸wkarza - Prosz臋 powiedzie膰, czy ja wygl膮dam na j臋dz臋?
Eeee... Prosz臋 pani, ja tylko je偶d偶臋 na taks贸wce. Niech mnie pani zapyta o jak膮艣 ulic臋, na pewno powiem, gdzie jest. Je偶eli chce pani pojecha膰 za miasto, prosz臋 bardzo, mnie tam wszystko jedno. Ale je艣li chodzi o takie tam sprawy, to wol臋 pilnowa膰 w艂asnego nosa.
Jeste艣 zadowolona? - mrukn膮艂 Zach.
Nie, nie jestem - odpowiedzia艂a siadaj膮c sztywno i patrz膮c prosto przed siebie.
Napotka艂a wzrok taks贸wkarza w lusterku i spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰, ale zobaczy艂a, 偶e bardziej przypomina to grymas.
Ja jestem 偶onaty ponad dwadzie艣cia lat - odezwa艂 si臋 nagle taks贸wkarz, zatrzymuj膮c si臋 na 艣wiat艂ach przy James Street. -1 uda艂o nam si臋 z 偶on膮 przetrzyma膰 razem dobre czasy i z艂e. Trudno to powiedzie膰 o wi臋kszo艣ci ludzi.
Pewien jestem, 偶e pa艅ska 偶ona nie jest j臋dz膮 - odezwa艂 si臋 z przekonaniem Zach.
E tam, zawsze powie, co ma na w膮trobie. Moim zdaniem, ka偶da kobieta musi sobie pogada膰, taka ju偶 jej natura.
艢mieszne - stwierdzi艂a Janine. Nie powinna by艂a w og贸le wci膮ga膰 obcego cz艂owieka do ich sprzeczki, a szczeg贸lnie m臋偶czyzny, kt贸ry musia艂 wzi膮膰 stron臋 Zacha.
Powiem wam, dlaczego my z 偶on膮 jeste艣my razem po tych wszystkich latach - taksiarz ci膮gn膮艂 dalej swe zwierzenia. - Do 艂贸偶ka nigdy nie szli艣my w gniewie. Wiem, 偶e wygl膮dam na 艂agodnego faceta, ale i mnie czasami cholera we藕mie. Nieraz przez te wszystkie lata k艂贸cili艣my si臋 z Betsy, ale zawsze na koniec poca艂owali艣my si臋 i by艂o po wszystkim.
Janine u艣miechn臋艂a si臋 i kiwn臋艂a g艂ow膮, w艣ciek艂a, 偶e w og贸le zaczyna艂a t臋 rozmow臋.
- No dalej - powiedzia艂 taksiarz.
Janine i Zach spojrzeli na siebie zaskoczeni.
Co, no dalej? - zapyta艂 Zach.
Poca艂ujcie si臋 - kierowca odwr贸ci艂 si臋 do nich z szerokim u艣miechem i mrugn膮艂 do Janine. - Jakby moja 偶ona by艂a taka 艂adna, ani chwil臋 bym si臋 nie zastanawia艂.
My nie jeste艣my ma艂偶e艅stwem - wykrztusi艂a Janine.
- Ani nie zamierzamy by膰 - doda艂 szybko Zach.
Kierowca parskn膮艂 艣miechem.
- Zawsze tak m贸wi膮. Im bardziej si臋 zapieraj膮, tym bardziej zakochani.
Zjecha艂 z Broadwayu i w par臋 minut p贸藕niej skr臋ci艂 w owalny podjazd przed domem Janine. Kiedy wyjmowa艂 walizki z baga偶nika, Janine wysiad艂a z taks贸wki.
Zdaje si臋, 偶e Zach nie zamierza艂 jej pos艂ucha膰, bo r贸wnie偶 wysiad艂. Kiedy tarmosili si臋 jeszcze z baga偶ami, w drzwiach domu pojawi艂a si臋 pani McCormick.
Janine - krzykn臋艂a - dlaczego wr贸ci艂a艣 tak wcze艣nie? Spodziewali艣my si臋 ciebie dopiero za dwa dni.
Za bardzo brakowa艂o mi twojej kuchni - powiedzia艂a Janine, 艣ciskaj膮c serdecznie starsz膮 kobiet臋.
- Czy dziadek by艂 okropnie niezno艣ny?
- Wcale.
Zach zap艂aci艂 taks贸wkarzowi, kt贸ry przed odjazdem zd膮偶y艂 jeszcze pu艣ci膰 oko w stron臋 Janine.
Prosz臋 zapami臋ta膰 to, co powiedzia艂em.
Ile jestem ci winna?- zapyta艂a Janine, automatycznie otwieraj膮c portmonetk臋.
Nic - odpar艂 Zach, si臋gaj膮c po sw贸j baga偶 i ci臋偶sz膮 torb臋 Janine. Powiedzia艂 to tak, jakby spodziewa艂 si臋 sprzeciwu. Janine nie mia艂a zamiaru dla jego przyjemno艣ci zaczyna膰 kolejnej k艂贸tni.
Czy dziadek jest w domu? - zapyta艂a, przytulaj膮c si臋 z czu艂o艣ci膮 do gospodyni.
Wyszed艂 dzisiaj bardzo wcze艣nie, przypuszczam, 偶e powinien nied艂ugo wr贸ci膰.
To dobrze - stwierdzi艂 Zach, ruszaj膮c za nimi w stron臋 domu.
Pewnie oboje umieracie z g艂odu - powiedzia艂a pani McCormick, kieruj膮c si臋 od razu w stron臋 kuchni. - Poczekajcie chwil臋, zaraz co艣 przygotuj臋. Nie po偶a艂ujecie, 偶e wr贸cili艣cie.
Kiedy Janine znalaz艂a si臋 znowu sam na sam z Zachem, nie bardzo wiedzia艂a, co ma mu powiedzie膰. Sp臋dzili razem ze sob膮 prawie dwadzie艣cia cztery godziny. K艂贸cili si臋. Rozmawiali. 艢miali si臋. Ca艂owali.
Janine..., Zach... - odezwali si臋 r贸wnocze艣nie.
Ty pierwsza.
Ja... ja tylko chcia艂am za wszystko podzi臋kowa膰. B臋dziemy w kontakcie - powiedzia艂a. - Telefonicznym - szybko doda艂a. - Nie musisz si臋 obawia膰, 偶e niespodziewanie wpadn臋 do twojego biura.
U艣miechn膮艂 si臋 g艂upawo.
- Pami臋taj, najwa偶niejsza jest wymiana informacji.
- Zgadzam si臋 w stu procentach.
Stali patrz膮c przez chwil臋 na siebie.
Chcia艂e艣 co艣 powiedzie膰 - odezwa艂a si臋 po chwili.
Tak - Zach podrapa艂 si臋 po brodzie. - Ten taks贸wkarz mia艂 racj臋, nawet je艣li chodzi o nas. Nie chcia艂bym, 偶eby艣my si臋 rozstawali w gniewie. To, co m贸wi艂em wcze艣niej... no wiesz, nie jeste艣 j臋dz膮... Troch臋 przesadzi艂em.
Ostatni膮 rzecz膮, jakiej si臋 spodziewa艂a po Zachu, by艂y przeprosiny. Patrzy艂 na ni膮 czule. Nie zdaj膮c sobie zupe艂nie sprawy z tego, co robi, Janine zbli偶y艂a si臋 o krok w jego stron臋. Zach te偶 ruszy艂 do niej i ju偶 mia艂a przytuli膰 si臋 do niego, kiedy us艂yszeli odg艂os otwieranych drzwi. Odskoczyli nagle od siebie.
- Janine! - wykrzykn膮艂 uradowany Anton. - Zach!
No, no, co za mi艂a niespodzianka. Powiedzcie, czy przechadzki po wrzosowiskach okaza艂y si臋 rzeczywi艣cie takie romantyczne?
ROZDZIA艁 SZ脫STY
Musimy trzyma膰 wsp贸lny front - m贸wi艂a Janine do Zacha cztery dni p贸藕niej. Spotkali si臋 u niej w domu wczesnym popo艂udniem, 偶eby ustali膰 strategi臋. Dziadek wyjecha艂 na ca艂y dzie艅, a Zach z Janine chcieli - zaraz po jego powrocie - wyperswadowa膰 mu pomys艂 ma艂偶e艅stwa. Im wcze艣niej Anton zda sobie spraw臋, 偶e jego intryga nie uda艂a si臋, tym lepiej. Oboje b臋d膮 wtedy mogli spokojnie zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami i zapomnie膰 o tym przykrym incydencie.
Najwa偶niejsze jest, 偶eby艣my wyst膮pili przeciwko niemu wsp贸lnie - t艂umaczy艂a Janine. Zach nic nie odpowiedzia艂. W艂a艣ciwie odk膮d przyszed艂, w og贸le si臋 nie odezwa艂. No c贸偶, jej te偶 knucie przeciwko dziadkowi nie sprawia艂o szalonej przyjemno艣ci, ale przecie偶 nie mieli innego wyj艣cia. - W przeciwnym razie b臋dzie nadal gra膰 nami jak pionkami na szachownicy.
Nie musisz mi tego po raz setny t艂umaczy膰, przecie偶 przyszed艂em - mrukn膮艂 Zach, ale wci膮偶 nie wygl膮da艂 na zadowolonego. Bez w膮tpienia nie by艂 w najlepszym humorze.
Pos艂uchaj, je偶eli masz zamiar tak si臋 zachowywa膰...
Jak? - zapyta艂 wstaj膮c powoli. Podszed艂 do srebrnej tacy, na kt贸rej sta艂y fili偶anki i nala艂 sobie kawy. Potem zbli偶y艂 si臋 do kominka i opar艂 si臋 o niego plecami.
Jakby艣 robi艂 mi wielk膮 艂ask臋 - wyja艣ni艂a Janine.
Trzyma艂a艣 mnie w niepewno艣ci przez trzy dni.
Czy masz w og贸le poj臋cie, co ja prze偶y艂em. Anton bez przerwy rzuca艂 mi te swoje u艣mieszki i wygl膮da艂 na tak zadowolonego, jakby nasze spotkanie w Szkocji przebieg艂o zgodnie z jego planem. A wczoraj posun膮艂 si臋 do tego, 偶e poda艂 mi nazwisko dobrego jubilera. Janine zerwa艂a si臋 jak oparzona i ogarniaj膮c Zacha p艂on膮cym wzrokiem odparowa艂a.
My艣la艂am, 偶e ty do mnie zadzwonisz. Przecie偶 to twoje s艂owa, 偶e najwa偶niejszy jest przep艂yw informacji. A potem nagle chowasz g艂ow臋 w piasek. Je艣li ju偶 mowa o informacjach, to zapewniam ci臋, 偶e tu tak偶e nie by艂o sielankowo.
By膰 mo偶e b臋dzie to dla ciebie zaskoczeniem, ale mam jeszcze inne sprawy na g艂owie, nie tylko ciebie i twojego dziadka.
Czy to ma znaczy膰, 偶e ja nie wiem, co robi膰 z czasem?
Oczywi艣cie nie - powiedzia艂 wolno i ju偶 spokojnie.
- No i widzisz, znowu si臋 k艂贸cimy.
Wiem - westchn臋艂a zrezygnowana. - I nic z tego nie wynika.
Najbardziej mnie martwi, 偶e tw贸j dziadek przy艂apa艂 nas wtedy - powiedzia艂 Zach marszcz膮c czo艂o.
- Stali艣my tak blisko siebie, a ty patrzy艂a艣 na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami dziecka, milcz膮co prosz膮c o poca艂unek.
- Wcale nie - zaperzy艂a si臋, wiedz膮c, 偶e Zach ma racj臋. Policzki jej poczerwienia艂y. Pragn臋艂a wtedy, 偶eby j膮 poca艂owa艂, ale nie chcia艂a przyzna膰 si臋 do tego nawet przed sob膮.
Zach potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i odstawi艂 fili偶ank臋 na kominek. Wepchn膮艂 r臋ce w kieszenie, nadal opieraj膮c si臋 o gzyms kominka.
- A najgorsze jest to, 偶e ja by艂em got贸w ci臋 poca艂owa膰. Gdyby tw贸j dziadek nie wszed艂 wtedy, zrobi艂bym to.
- Naprawd臋? - zapyta艂a cicho czuj膮c, 偶e kr臋ci jej si臋 w g艂owie.
Zach wyprostowa艂 si臋 nagle, zaciskaj膮c z臋by. Nie po raz pierwszy zauwa偶y艂a, jak mocny jest zarys jego podbr贸dka.
- Jestem tylko cz艂owiekiem - skwitowa艂 sucho.
- Jestem podatny na wdzi臋ki pi臋knych kobiet tak samo, jak ka偶dy inny m臋偶czyzna. A szczeg贸lnie wtedy, gdy taka kobieta chce, by j膮 wzi膮膰 w ramiona.
Tego by艂o ju偶 naprawd臋 za wiele. Janine zacisn臋艂a usta, 偶eby nie krzykn膮膰 z gniewu. Ale zamkn臋艂a tylko oczy i odetchn臋艂a g艂臋biej, 偶eby si臋 opanowa膰.
Zamiast oskar偶a膰 si臋 o to, co si臋 nie wydarzy艂o, mo偶e lepiej by艂oby porozmawia膰 o dziadku. Zdaje si臋, 偶e on mia艂 by膰 g艂贸wnym tematem naszego spotkania.
Dobrze - ch臋tnie zgodzi艂 si臋 Zach. - Przepraszam. Nie powinienem do tamtego wraca膰. - Podszed艂 do sk贸rzanego fotela i zasiad艂 wygodnie. - Co wi臋c zamierzasz mu powiedzie膰?
Ja? My艣la艂am.... mia艂am nadziej臋... 偶e ty mu wszystko powiesz.
Ostatnio nie odznaczam si臋 specjalnym taktem - Zach potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
No dobrze, je艣li tego naprawd臋 chcesz, ja mog臋 m贸wi膰 - wpatrzona w bogaty wz贸r dywanu, stara艂a si臋 zebra膰 my艣li. - Powinni艣my mu chyba powiedzie膰, 偶e oboje kochamy go i podziwiamy. Wiemy, 偶e mia艂 na wzgl臋dzie tylko nasze szcz臋艣cie. Mo偶e nawet podzi臋kujmy mu... - urwa艂a nagle, s艂ysz膮c parskni臋cie 艣miechem. - Dobrze, je偶eli uwa偶asz, 偶e zrobisz to lepiej, m贸w ty.
Gdyby to naprawd臋 mia艂o zale偶e膰 ode mnie, powiedzia艂bym mu po prostu: odczep si臋 od naszego 偶ycia, ty stary g艂upcze.
- Twoja delikatno艣膰 jest wzruszaj膮ca - skomentowa艂a. - Zdaje si臋, 偶e dla ciebie ta ca艂a sprawa jest jednym wielkiem 偶artem i naprawd臋 bawi ci臋 dr臋czenie mnie.
- Przesadzasz.
Nagle drzwi biblioteki otworzy艂y si臋. Do pokoju weszli dziadek i jego d艂ugoletni przyjaciel, weterynarz Burt Coleman.
O! Zach, Janine - powita艂 ich dziadek.
Dziadku - wykrzykn臋艂a Janine, zrywaj膮c si臋 na r贸wne nogi. Nie by艂a na to przygotowana, a Zach zachowywa艂 si臋 przez ca艂y czas tak okropnie, 偶e nie zastanawiaj膮c si臋, co robi, wypali艂a: - Naprawd臋 nie wiem, dlaczego chcesz, 偶ebym wysz艂a akurat za tego faceta. Jest uparty i niezno艣ny, i w og贸le nie jeste艣my w stanie si臋 dogada膰 - kiedy sko艅czy艂a, dygota艂a ca艂a i opad艂a bezw艂adnie na najbli偶sze krzes艂o.
Je艣li sama tego nie zauwa偶y艂a艣, to pragn臋 ci臋 poinformowa膰, 偶e tak偶e nie jeste艣 anio艂em - warkn膮艂 Zach.
Dzieci, przesta艅cie. Powiedzcie, o co wam chodzi?
Chcia艂bym t臋 spraw臋 raz na zawsze wyja艣ni膰 - powiedzia艂 Zach z wyra藕nym trudem. - Nie mam zamiaru da膰 si臋 z艂apa膰 na m臋偶a dla Janine.
A ty my艣lisz, 偶e ja mo偶e chc臋 by膰 twoj膮 偶on膮! Niech ci si臋 to nawet nie 艣ni, Zachary Thomas!
Wiemy, 偶e chcia艂e艣 dobrze! - doda艂 Zachary. Na Janine w og贸le nie zwraca艂 uwagi. - Ale nam to nie odpowiada.
Dziadek podszed艂 do sk贸rzanego fotela, w kt贸rym wcze艣niej siedzia艂 Zach. U艣miechn膮艂 si臋 do nich s艂abo, nagle wyda艂 im si臋 bardzo stary i zm臋czony.
My艣la艂em... mia艂em nadziej臋, 偶e poczujecie do siebie sympati臋.
Je偶eli si臋 wcze艣niej nie pomordujemy - warkn膮艂 Zach.
- Przepraszam ci臋, dziadku, wiem, 偶e to dla ciebie zaw贸d. Naprawd臋 mi przykro - powiedzia艂a Janine. Czu艂a si臋 okropnie. - Ale Zach i ja nawet si臋 nie lubimy. Nawet nie potrafimy rozmawia膰 ze sob膮 jak cywilizowani ludzie. On jest k艂贸tliwy i nierozs膮dny...
A ona jest nielogiczna i uparta.
My艣l臋, 偶e nie ma potrzeby, by艣my si臋 dalej obra偶ali - Janine uci臋艂a kr贸tko. By艂a purpurowa.
Nie ma wi臋c 偶adnej nadziei? - zapyta艂 Anton z b贸lem w g艂osie.
呕adnej - odpar艂 Zach zaskakuj膮co spokojnym g艂osem. - Jestem pewien, 偶e Janine spotka pewnego dnia jakiego艣 wspania艂ego m臋偶czyzn臋, ale niestety, to nie b臋d臋 ja.
Dziadek osun膮艂 si臋 w g艂膮b fotela.
Jeste艣 pewien?
Jestem - odpar艂 Zach tak g艂o艣no, 偶e mog艂a go us艂ysze膰 nawet pani McCormick przygotowuj膮ca co艣 w kuchni.
Dziadku, kocham ci臋 - powiedzia艂a Janine - i zrobi臋 dla ciebie wszystko, ale nie chc臋 i nie mog臋 po艣lubi膰 Zacha. Wiemy, 偶e chcia艂e艣 jak najlepiej, ale my nie czujemy do siebie kompletnie nic.
Burt Coleman stoj膮cy w drzwiach biblioteki wygl膮da艂, jakby wola艂 znale藕膰 si臋 w jakimkolwiek innym miejscu. Najwyra藕niej czu艂 si臋 okropnie jako 艣wiadek prywatnych problem贸w innych ludzi.
- Najlepiej b臋dzie, je偶eli przyjd臋 innym razem - mrukn膮艂, odwracaj膮c si臋 do wyj艣cia.
- Nie - sprzeciwi艂 si臋 Anton, przywo艂uj膮c gestem przyjaciela. - Wejd藕. Pozna艂e艣 ju偶 Zachary'ego Thomasa, prawda?
M臋偶czy藕ni wymienili uk艂on. Janine zauwa偶y艂a, 偶e Zach by艂 niezwykle sztywny. Ich spotkanie z dziadkiem nie przebieg艂o zgodnie z jej planami. Chcia艂a, 偶eby odby艂o si臋 spokojnie, bez emocji. A sko艅czy艂o si臋 kolejn膮 k艂贸tni膮 i co gorsza, to ona zacz臋艂a .
Podesz艂a do sto艂u i bez pytania nala艂a dziadkowi i jego przyjacielowi kawy. Burt usiad艂 naprzeciw Antona, nadal wyra藕nie skr臋powany zaistnia艂膮 sytuacj膮.
P贸jd臋 ju偶 - oznajmi艂 Zach sztywno. - Mi艂o by艂o pana spotka膰, doktorze Coleman.
Mnie r贸wnie偶 - odpar艂 przyjaciel dziadka, rzucaj膮c nerwowe spojrzenie na Zacha.
Odprowadz臋 ci臋 do drzwi - powiedzia艂a Janine, szcz臋艣liwa, 偶e ma pow贸d do wyj艣cia z pokoju. Zamkn臋艂a starannie za sob膮 drzwi do biblioteki.
Oboje stan臋li w przej艣ciu. Janine usi艂owa艂a si臋 u艣miechn膮膰, ale Zach patrzy艂 na ni膮 nieruchomym wzrokiem i poczu艂a, 偶e serce jej bije jak oszala艂e. Zrobili to, co mieli zrobi膰. Powinna czu膰 ulg臋, 偶e rozmowa, kt贸ra wisia艂a nad ni膮 od paru dni, by艂a ju偶 poza ni膮. Zamiast tego czu艂a smutek, kt贸rego nie umia艂a w pe艂ni zrozumie膰 ani wyt艂umaczy膰.
Czy my艣lisz, 偶e przekonali艣my go?
Nie wiem - odpowiedzia艂 Zach prawie szeptem. - Twojego dziadka trudno rozgry藕膰. Mo偶e nigdy nie wspomni ju偶 o tym ma艂偶e艅stwie i b臋dziemy to mieli z g艂owy. Chcia艂bym, 偶eby tak w艂a艣nie by艂o. Ale r贸wnie dobrze mo偶e da膰 nam par臋 dni spokoju tylko po to, 偶eby zebra膰 si艂y. Nie s膮dz臋, 偶eby zrezygnowa艂 tak 艂atwo.
Nie, chyba nie.
Zach spojrza艂 na zegarek.
- P贸jd臋 ju偶 - powiedzia艂.
Janine nie chcia艂a, 偶eby ju偶 wychodzi艂, ale nie by艂o 偶adnego powodu, by go zatrzymywa膰. Po艂o偶y艂a d艂o艅 na klamce. Nagle zawaha艂a si臋 i odwr贸ci艂a.
To, co powiedzia艂am tam, to nieprawda. Wcale tak nie my艣l臋 - wyrzuci艂a z siebie.
Chcesz, 偶eby艣my si臋 pobrali?
- Ale偶 nie - krzykn臋艂a.- 呕e nazwalam ci臋 upartym i niezno艣nym. Nie jeste艣 taki z艂y, ale musia艂am jako艣 rozs膮dnie umotywowa膰 swoj膮 niech臋膰.
Ja zachowa艂em si臋 identycznie. Naprawd臋 wcale nie uwa偶am, 偶e jeste艣 nie do zniesienia. S膮dzi艂em, 偶e rozumiesz, po co to m贸wi臋.
Ale偶 oczywi艣cie, 偶e rozumia艂am - zapewni艂a go.
Te ostatnie cztery dni by艂y, delikatnie m贸wi膮c, trudne - ci膮gn膮艂 Zach. - Nie tylko dlatego, 偶e Anton przez ca艂e czas napomyka艂 o Szkocji, ale w dodatku bez przerwy rzuca艂 mi porozumiewawcze u艣mieszki.
Tu zachowywa艂 si臋 tak samo. Bez przerwy mrucza艂 co艣 o dzieciach.
Dzieciach? - powt贸rzy艂 Zach, patrz膮c na ni膮 ze zdziwieniem.
Naszych dzieciach.
O Bo偶e!
Dobrze, 偶e powiedzieli艣my mu wreszcie prosto w oczy, co o tym my艣limy. - Dlaczego wi臋c czu艂a si臋 tak okropnie. - Je偶eli uwierzy nam - a mo偶e tak si臋 sta膰 - oznacza to po偶egnanie.
Chyba tak - powiedzia艂 Zach, ale wcale nie ruszy艂 si臋 do wyj艣cia.
Janine cieszy艂a si臋 z tego, chcia艂a dobrze zapami臋ta膰 jego twarz na przysz艂o艣膰, kiedy b臋d膮 si臋 spotykali tylko przypadkiem.
Chyba 偶e tw贸j dziadek nie zrezygnuje z pr贸b po艂膮czenia nas w臋z艂em ma艂偶e艅skim.
To mo偶liwe - zgodzi艂a si臋 Janine szybko, w艣ciek艂a, 偶e serce a偶 jej podskoczy艂o na tak膮 ewentualno艣膰. - Oczywi艣cie, b臋dziemy wtedy zmuszeni znowu mu si臋 sprzeciwi膰. Nie mo偶e nas traktowa膰 jak marionetki.
Zach mia艂 w艂a艣nie co艣 powiedzie膰, kiedy nagle otworzy艂y si臋 drzwi biblioteki i wypad艂 przez nie Burty Coleman ze 艣ci膮gni臋t膮 przestrachem twarz膮.
- Janine, musimy wezwa膰 lekarza do twojego dziadka.
Co si臋 sta艂o?
Nie jestem pewien. Nagle poblad艂 i zacz膮艂 si臋 dusi膰. My艣l臋, 偶e to serce.
Janine wpad艂a do biblioteki, my艣l膮c, 偶e i jej serce zaraz odm贸wi pos艂usze艅stwa. Zach bieg艂 tu偶 za ni膮. Doktor Coleman mia艂 racj臋. Nigdy jeszcze nie widzia艂a dziadka w takim z艂ym stanie. Oddycha艂 chrapliwie, oczy mia艂 zamkni臋te. Spoczywa艂 w fotelu z odchylon膮 do ty艂u g艂ow膮. Wygl膮da艂 staro, du偶o starzej ni偶 kiedykolwiek. Poczu艂a nag艂y l臋k i podbieg艂a do stolika, na kt贸rym sta艂 telefon.
Nic mi nie jest - wycharcza艂 dziadek. Otworzy艂 oczy i usiad艂 prosto. Z wyra藕nym wysi艂kiem podni贸s艂 r臋k臋, wstrzymuj膮c Janine. - Nie ma powodu, 偶eby robi膰 zamieszanie tylko dlatego, 偶e stary cz艂owiek chcia艂 przez chwil臋 odpocz膮膰. - u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo, a jego twarz nadal by艂a bardzo blada. - Nie dzwo艅 po 偶adnego lekarza. By艂em w zesz艂ym tygodniu na badaniu kontrolnym i jestem zdr贸w jak ryba.
Nie wygl膮dasz tak zdrowo - sprzeciwi艂 si臋 Zach. Janine zobaczy艂a, 偶e jego twarz jest prawie r贸wnie blada jak twarz dziadka. Kl臋cz膮c ko艂o starego cz艂owieka, Zach uj膮艂 jego r臋k臋 i zacz膮艂 sprawdza膰 puls.
Nic mi nie jest - upiera艂 si臋 dziadek.
Czy co艣 ci臋 boli?
Dziadek przeni贸s艂 spojrzenie ze swego partnera na Janine.
Nic - odpowiedzia艂, machaj膮c ze zniecierpliwieniem r臋k膮.
Doktorze Coleman? - - Janine spojrza艂a na przyjaciela dziadka. - Czy powinnam zadzwoni膰 po lekarza?
A co niby Burt ma wiedzie膰 na temat mojego serca - wtr膮ci艂 si臋 dziadek. - Niech zajmuje si臋 swoimi ko艅mi.
Zadzwo艅. Nic si臋 nie stanie, je艣li go zbadaj膮.
Jestem ca艂kowicie zdrowy - krzykn膮艂 dziadek.
To dobrze - Janine zgodzi艂a si臋 z u艣miechem. - Chcia艂abym tylko, 偶eby doktor Madison mnie w tym upewni艂. - Wykr臋ci艂a numer telefonu. Musia艂a m贸wi膰 bardzo g艂o艣no, 偶eby przekrzycze膰 protesty dziadka. Po chwili od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i zwr贸ci艂a si臋 do Zacha. - Doktor Madison powiedzia艂, 偶e mo偶emy go przywie藕膰 zaraz.
Nie mam najmniejszego zamiaru traci膰 czas na wycieczki do miasta. W艂a艣nie mieli艣my zamiar rozegra膰 par臋 partyjek wista.
Mo偶emy zagra膰 jutro - powiedzia艂 doktor Coleman. - Nie zapominaj, 偶e ju偶 nie musimy chodzi膰 do pracy.
Mam par臋 spraw do za艂atwienia w biurze.
Nie masz - wtr膮ci艂 si臋 Zach. - Masz tylko spotkanie z lekarzem. Zaraz ci臋 tam zawieziemy, do艣膰 ju偶 tych k艂贸tni.
Anton zmru偶y艂 oczy, jakby gotuj膮c si臋 do gwa艂townego sprzeciwu. Ale nagle najwyra藕niej zmieni艂 zdanie, bo kiwn膮艂, cho膰 z wyra藕n膮 niech臋ci膮, g艂ow膮.
- Dobrze, je偶eli to ma wam poprawi膰 humor. Ale ju偶 teraz ostrzegam was, 偶e b臋dziecie si臋 czu膰 g艂upio.
Nast臋pne dwie godziny wydawa艂y si臋 Janine latami. Doktor Madison bada艂 dziadka, a ona z Zachem siedzieli w poczekalni.
Dlaczego to tak d艂ugo trwa? - zapyta艂a Janine, za艂amuj膮c nerwowo r臋ce. - Nie wiem, czy zrobili艣my dobrze przywo偶膮c go tutaj. Mo偶e trzeba by艂o od razu jecha膰 do szpitala.
Nie przypuszczam, 偶eby na to si臋 zgodzi艂 - odpar艂 Zach.
A ty s膮dzisz, 偶e ja pos艂ucha艂abym go w takim przypadku?- - siedzia艂a na skraju krzes艂a, 艣ciskaj膮c tak mocno r臋ce, 偶e a偶 biela艂y jej kostki. - To 艣mieszne, nigdy o nim nie my艣la艂am jak o starym cz艂owieku.
Zawsze by艂 taki zdrowy i pe艂en 偶ycia. Nigdy nawet nie pomy艣la艂am, 偶e mo偶e mu si臋 co艣 sta膰.
Wszystko b臋dzie dobrze, Janine.
Widzia艂e艣 go - krzykn臋艂a. Znowu zacz臋艂a w niej narasta膰 panika. Zach uj膮艂 j膮 za r臋k臋. Poczu艂a ulg臋, tak jakby przela艂 w ni膮 swoj膮 si艂臋 i wiar臋. Potrzebowa艂a jednej i drugiej.
Kiedy otworzy艂y si臋 drzwi do gabinetu, zerwali si臋 na r贸wne nogi. D艂o艅 Zacha zacisn臋艂a si臋 mocniej na jej d艂oni.
- Doktor Madison chce z pa艅stwem porozmawia膰 - zwr贸ci艂a si臋 do nich piel臋gniarka. Zaprowadzi艂a ich do niewielkiego gabinetu i powiedzia艂a, 偶e lekarz zaraz przyjdzie. Janine przysiad艂a na jednym z foteli, wodz膮c nieprzytomnym wzrokim po 艣cianach.
Doktor Madison wszed艂 w chwil臋 p贸藕niej. Zatrzyma艂 si臋, 偶eby u艣cisn膮膰 d艂o艅 Zachowi, i uk艂oni艂 si臋 Janine.
- Wyniki bada艅 nie wskazuj膮 na nic gro藕nego - powiedzia艂, przesuwaj膮c na biurku jakie艣 papiery.
- Co si臋 wi臋c sta艂o? Dlaczego by艂 taki blady?
Dlaczego nie m贸g艂 oddycha膰?
Lekarz zmarszczy艂 brwi i przyjrza艂 si臋 uwa偶nie swoim d艂oniom.
- Naprawd臋 nie wiem. Twierdzi, 偶e w tym czasie nie wykonywa艂 偶adnej ci臋偶kiej pracy.
Nie, pi艂 kaw臋 i rozmawia艂 z przyjacielem. Doktor Madison skin膮艂 g艂ow膮.
Mo偶e jakie艣 k艂opoty w pracy?
Nie - odpowiedzia艂a Janine. - Interesy id膮 lepiej ni偶 kiedykolwiek. Dziadek postanowi艂 odej艣膰 na emerytur臋. Tak boj臋 si臋, 偶eby teraz nic mu si臋 nie sta艂o.
Naprawd臋 nie wiem, co pa艅stwu powiedzie膰. Musi teraz dba膰 o siebie przez kilka dni, ale prosz臋 si臋 nie martwi膰. To na pewno nic powa偶nego.
Dzi臋ki Bogu - westchn臋艂a Janine, zamykaj膮c oczy.
Teraz si臋 ubiera - powiedzia艂 doktor Madison.
Wsta艂, daj膮c do zrozumienia, 偶e uwa偶a wizyt臋 za sko艅czon膮. - Za kilka minut przyjdzie do poczekalni.
- Dzi臋kujemy, doktorze - powiedzia艂 Zach.
Janine poczu艂a ogromn膮 ulg臋. Wsta艂a i u艣miechn臋艂a si臋 do Zacha. W u艣miechu tym by艂a wdzi臋czno艣膰. By艂 to u艣miech, jakim obdarza si臋 dobrego przyjaciela, kiedy zdarza si臋 co艣 niespodziewanie fortunnego. U艣miech kobiety do m臋偶a. Ta my艣l uderzy艂a j膮 nagle, szybko spu艣ci艂a wzrok, 偶eby ukry膰 rumieniec, kt贸ry zala艂 jej twarz.
Kiedy dziadek przyszed艂 do poczekalni, wida膰 by艂o, 偶e czuje si臋 znacznie lepiej. Jego oczy l艣ni艂y tryumfalnie, a sk贸ra mia艂a zdrowy, r贸偶owy odcie艅.
Mam nadziej臋, 偶e jeste艣cie zadowoleni - zrz臋dzi艂 zapinaj膮c p艂aszcz. - Straci艂em przez was prawie ca艂e popo艂udnie.
Mia艂e艣 ca艂kowit膮 racj臋, dziadku — powiedzia艂a Janine rado艣nie. - Jeste艣 zdrowy i zmarnowali艣my ci partyjk臋 wista, ci膮gn膮c ci臋 tu zupe艂nie niepotrzebnie.
A ja ju偶 od dawna powinienem by膰 w biurze - doda艂 Zach r贸wnie pogodnie.
Znowu u艣miechn臋li si臋 do siebie porozumiewawczo. W tym samym momencie u艣wiadomili sobie, 偶e zachowuj膮 si臋 jak bliscy sobie ludzie i odwr贸cili nagle wzrok.
Zach odwi贸z艂 Janine i dziadkia, kt贸ry przez ca艂膮 drog臋 do domu narzeka艂, 偶e zepsuli mu popo艂udnie. Tak jakby partyjka wista by艂a najwa偶niejszym wydarzeniem na 艣wiecie.
Janine wysiad艂a z samochodu i podesz艂a do Zacha. Uda艂o jej si臋 zwalczy膰 nag艂膮 ochot臋 u艣ciskania go.
Dzi臋kuj臋 za wszystko - powiedzia艂a.
Gdyby co艣 si臋 dzia艂o, dzwo艅 do mnie - powiedzia艂, otwieraj膮c drzwi samochodu. Zawaha艂 si臋 przez moment, potem pochyli艂 g艂ow臋 i spojrza艂 jej prosto w oczy. - Do widzenia, Janine.
Podnios艂a r臋k臋 w ge艣cie po偶egnania i poczu艂a, 偶e robi jej si臋 bardzo smutno.
- Do widzenia, Zach - powiedzia艂a, zmuszaj膮c si臋 do pogodnego tonu. - Jeszcze raz dzi臋kuj臋.
Przez chwil臋 nie odpowiada艂, chocia偶 wci膮偶 patrzy艂 na ni膮. Wreszcie powt贸rzy艂:
Je偶eli b臋dziesz czego艣 potrzebowa艂a, zadzwo艅 do mnie, dobrze?
Zadzwoni臋.
Ale oboje wiedzieli, 偶e ona tego nie zrobi. Najlepiej by艂o wszystko sko艅czy膰 w艂a艣nie w taki spos贸b. Czyste ci臋cie.
Janine sta艂a na podje藕dzie, p贸ki samoch贸d Zacha nie znikn膮艂 jej z oczu. Dopiero wtedy wr贸ci艂a do domu.
Jeste艣 kochana - szepn臋艂a Patty St. John, podaj膮c 艣pi膮ce niemowl臋 Janine. - Naprawd臋 nie wiem, co bym zrobi艂a, gdybym musia艂a wzi膮膰 Michaela na to spotkanie. Bardzo zale偶y mi na tej pracy.
Ch臋tnie ci pomog臋 - Janine spojrza艂a na s艂odk膮 twarzyczk臋 sze艣ciomiesi臋cznego niemowlaka. - Przepraszam, 偶e poprosi艂am ci臋 o przyniesienie Michaela tutaj, ale od kilku dni nie ruszam si臋 z domu. Dziadek nie czuje si臋 najlepiej.
To 偶aden problem - szepn臋艂a Patty stawiaj膮c na pod艂odze torb臋 z pieluchami. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂. - To dopiero dom. Nie mia艂am poj臋cia, 偶e ty... no wiesz, 偶e tak dobrze ci si臋 powodzi.
- To dom mojego dziadka - wyja艣ni艂a Janine, ko艂ysz膮c delikatnie ma艂ego Michaela w ramionach. Dziecko wyzwala艂o w niej ogromne pok艂ady czu艂o艣ci i ciep艂a. Nie by艂o w tym zreszt膮 nic dziwnego. Dziadek przez ca艂y poprzedni tydzie艅 bez przerwy robi艂 uwagi na temat cudownych dzieci, jakie ona mog艂aby mie膰 z Zachem. Instynkt macierzy艅ski, z kt贸rego istnienia nawet nie zdawa艂a sobie sprawy, zacz膮艂 dawa膰 o sobie zna膰.
- Wr贸c臋 za godzin臋 - powiedzia艂a Patty. Pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a Michaela w g艂adkie czo艂o.
Janine z dzieckiem na r臋ku odprowadzi艂a przyjaci贸艂k臋 do drzwi.
Powodzenia.
Dzi臋ki. W艂a艣nie tego mi potrzeba.
Janine posz艂a do salonu i usiad艂a z dzieckiem w starym, bujanym fotelu. Chwil臋 potem w drzwiach pojawi艂 si臋 Anton. Na widok Janine 艂agodnie ko艂ysz膮cej si臋 na ulubionym fotelu jego 偶ony zamar艂 z wyrazem zachwytu na twarzy.
Czy偶by艣 mia艂a tam dziecko?
Niczego nie przeoczysz, co, dziadku?
Czyje ono jest?
Patty St. John. Mo偶e pami臋tasz, wspomina艂am ci o niej. Pracowa艂a spo艂ecznie w Klubie Przyjaci贸艂. Rzuci艂a to, kiedy uradzi艂 si臋 Michael, ale teraz chcia艂aby znale藕膰 co艣 na p贸艂 etatu.
A ty w tym czasie b臋dziesz opiekowa膰 si臋 jej dzieckiem?
Tylko dzisiaj - t艂umaczy艂a Janine. - Zwykle pomaga jej siostra, ale dosta艂a strasznego kataru.
Dlaczego nigdzie nie wychodzisz? - zapyta艂 dziadek marszcz膮c lekko czo艂o. - Ju偶 od tygodnia siedzisz kamieniem w domu. Zachowujesz si臋 jak pustelnica.
Mam co robi膰 - odpowiedzia艂a cicho. Nie chcia艂a obudzi膰 dziecka.
Oczywi艣cie. Pilnujesz swego dziadka - skrzywi艂 si臋. - My艣lisz, 偶e nie zauwa偶y艂em. I jak d艂ugo zamierzasz by膰 moim cieniem? Powinna艣 robi膰 to, co zwykle, zamiast zamartwia膰 si臋 o mnie. Czuj臋 si臋 zupe艂nie dobrze, naprawd臋.
Doktor Madison powiedzia艂, 偶e powinnam ci臋 mie膰 na oku przez par臋 dni.
- Ale to ju偶 tydzie艅.
Dziadek wcale nie musia艂 jej o tym przypomina膰. Zaczyna艂a mie膰 objawy klaustrofobii. Przez ca艂y ten czas nawet z nikim nie rozmawia艂a. Od Zacha tak偶e nie mia艂a 偶adnych wie艣ci. Zreszt膮 wcale si臋 ich nie spodziewa艂a.
Michael poruszy艂 si臋 i Janine, u艂o偶ywszy go wygodnie, zacz臋艂a delikatnie ko艂ysa膰.
Jutro jad臋 do biura - poinformowa艂 dziadek, patrz膮c na ni膮 tak, jakby oczekiwa艂 sprzeciwu.
Zobaczymy - stwierdzi艂a spokojnie. Dziecko podnios艂o g艂ow臋 i ziewaj膮c rozejrza艂o si臋 po pokoju. Na pomarszczonej twarzy dziadka pojawi艂 si臋 czu艂y u艣miech.
Dobrze - zgodzi艂 si臋 - zobaczymy. - Wyci膮gn膮艂 w stron臋 dziecka palec, kt贸ry malec mocno chwyci艂 i zacz膮艂 艂apczywie ssa膰.
Janine roze艣mia艂a si臋, przygl膮daj膮c si臋 zabawie dziadka z dzieckiem. Po kilku minutach Michael znudzi艂 si臋 i ziewn膮艂 znowu. Janine uzna艂a, 偶e czas sprawdzi膰 pieluch臋. Podnios艂a si臋 i si臋gn臋艂a po torb臋 pozostawion膮 przez Patty.
- Zaraz wracam - powiedzia艂a.
By艂a w po艂owie drogi, kiedy Anton j膮 zatrzyma艂.
- Wygl膮dasz bardzo 艂adnie z dzieckiem w ramionach. Tak naturalnie.
Janine u艣miechn臋艂a si臋. Nie mia艂a zamiaru m贸wi膰 mu, 偶e r贸wnie偶 czu艂a si臋 wspaniale trzymaj膮c dziecko w ramionach.
Kiedy zmienia艂a pieluch臋, us艂ysza艂a dzwonek do drzwi. Michael pogodnie ogl膮da艂 w艂asne paluszki i grucha艂 rado艣nie, podczas gdy Janine wci膮ga艂a mu ceratkowe majtki.
- Musisz by膰 dla mnie bardzo wyrozumia艂y, dzieciaku - powiedzia艂a, ostro偶nie wsadzaj膮c nogi w 艣pioszki. Kiedy sko艅czy艂a, podnios艂a go wysoko ponad g艂ow臋 i roze艣mia艂a si臋 na widok uszcz臋艣liwionej twarzyczki malca. Roze艣miani wr贸cili do salonu.
Dziadek siedzia艂 na taborecie ko艂o fortepianu, a po drugiej stronie na fotelu Zach.
Janine poczu艂a, jak podskoczy艂o jej serce. Natychmiast spowa偶nia艂a.
Cze艣膰, Zach - powiedzia艂a mo偶liwie najbardziej oboj臋tnym tonem, ko艂ysz膮c Michaela na biodrze. Rzuci艂a podejrzliwe spojrzenie na dziadka, kt贸ry u艣miechn膮艂 si臋 do niej, udaj膮c niewini膮tko.
- Zach przyni贸s艂 mi troch臋 papier贸w do podpisania - wyja艣ni艂.
Nie chcia艂am wam przeszkadza膰 - przeprosi艂a. Nie mog艂a oderwa膰 wzroku od Zacha. U艣miecha艂 si臋 lekko. Ten p贸艂 u艣miech zawsze j膮 poci膮ga艂.
Janine wcale nam nie przeszkadza, prawda? - zapyta艂 dziadek.
Nie - odpowiedzia艂 sztywno Zach.
Przepraszam was na moment - odchrz膮kn膮艂 dziadek. - Musz臋 przynie艣膰 pi贸ro. - D藕wign膮艂 si臋 z taboretu i wyszed艂.
Co s艂ycha膰? - zapyta艂 Zach, spogl膮daj膮c na ni膮.
Dobrze, wszystko w porz膮dku.
Widz臋, 偶e bez k艂opotu znalaz艂a艣 sobie nowego kawalera - powiedzia艂 wskazuj膮c na Michaela.
Michaelu St. John - powiedzia艂a Janine, dostosowuj膮c si臋 do jego lekkiego tonu - przedstawiam ci pana Thomasa.
Mi艂o mi pana pozna膰 - Zach wyci膮gn膮艂 r臋k臋.
- Pomagasz kole偶ance?
- Tak. Szuka pracy na p贸艂 etatu, ale trudno jej znale藕膰 co艣 odpowiedniego. Jest w艂a艣nie na spotkaniu w tej sprawie.
Janine usiad艂a na kanapie naprzeciwko Zacha i usadzi艂a sobie Michaela na kolanie.
- Teraz, kiedy twoje 偶ycie jest znowu uporz膮dkowane - zapyta艂a figlarnie - czy czasem nie t臋sknisz troszeczk臋 za mn膮? Roze艣mia艂 si臋 cicho.
Kiedy ostatni raz rozmawiali艣my? Siedem dni temu. Nie wiem, czy mi uwierzysz, Janine, ale z nikim si臋 przez ca艂y ten czas nie pok艂贸ci艂em.
Powiniene艣 wi臋c by膰 szcz臋艣liwy.
Masz racj臋. Powinienem. - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. - Ale nie jestem. A niech to, Janine, nudzi艂em si臋 艣miertelnie. Chcesz zna膰 odpowied藕? Tak, t臋skni艂em za tob膮.
ROZDZIA艁 SI脫DMY
Zanim Janine mia艂a okazj臋 odpowiedzie膰, do pokoju wr贸ci艂 dziadek z pi贸rem w r臋ku.
M贸wi艂e艣, 偶e masz dla mnie jakie艣 papiery do podpisania - przypomnia艂 Zachowi, kt贸ry z wyra藕n膮 niech臋ci膮 oderwa艂 wzrok od Janine, otworzy艂 teczk臋 i wyj膮艂 z niej dokumenty.
Masz, przejrzyj je.
Chcesz, 偶ebym je podpisa艂, czy nie? - zapyta艂 zdziwiony dziadek.
Tak, oczywi艣cie, podpisuj - Zach kolejny raz oderwa艂 spojrzenie od Janine.
Mrucz膮c co艣 do siebie, dziadek zani贸s艂 papiery na ma艂y stolik, roz艂o偶y艂 je i szybko podpisa艂.
Janine wiedzia艂a, 偶e powinna wyj艣膰. Obaj m臋偶czy藕ni mieli prawdopodobnie jakie艣 sprawy do przedyskutowania. Ale nie mog艂a zmusi膰 si臋 do odej艣cia. Nie teraz, kiedy Zach przyzna艂 tak po prostu, 偶e za ni膮 t臋skni艂.
Janine, ja...- przerwa艂 jej my艣li dziadek.
Ju偶 wychodz臋 - wtr膮ci艂a szybko. Zerwa艂a si臋 pospiesznie, przytrzymuj膮c mocniej Michaela.
Chcia艂bym, 偶eby艣 zosta艂a - zaskoczy艂 j膮 dziadek. - Pragn臋 porozmawia膰 z tob膮 i Zachem. Obojgu wam, m贸wi膮c szczerze, jestem winien przeprosiny, zwierzy艂em si臋 Burtowi, opowiedzia艂em mu, jak chcia艂em u艂o偶y膰 wasze ma艂偶e艅stwo. Wy艣mia艂 mnie i nazwa艂 starym g艂upcem.
- Dziadku - powiedzia艂a Janine z niepokojem, nie chc膮c wcale porusza膰 sprawy, kt贸ra doprowadzi艂a do takiego zamieszania. - Ustalili艣my ju偶 wszystko z Zachem. Rozumiemy, dlaczego to zrobi艂e艣 i... uporali艣my si臋 z tym, nie ma wi臋c potrzeby, by艣 nas przeprasza艂.
- Obawiam si臋, 偶e jednak tak - upiera艂 si臋 dziadek.
Burt wytkn膮艂 mi wszystkie moje winy. Nie musicie si臋 obawia膰, 偶e zaskocz臋 was jakimi艣 sztuczkami.
Wsta艂, 偶eby przynie艣膰 Zachowi podpisane papiery, potem usiad艂 w fotelu naprzeciwko nich. Wydawa艂 si臋 zm臋czony. Nigdy dot膮d nie wygl膮da艂 tak krucho. Jak bardzo stary cz艂owiek, kt贸rego pokona艂o 偶ycie.
Janine jest cudown膮 kobiet膮 - odezwa艂 si臋 zupe艂nie niespodziewanie Zach. - Chcia艂bym, 偶eby艣 wiedzia艂, 偶e zrozumia艂em to.
Ma swoje wady - odpowiedzia艂 dziadek, si臋gaj膮c po cygaro - ale jest taka 艂adna, 偶e m臋偶czy藕ni wiele jej wybacz膮.
Dzi臋kuj臋 ci bardzo - wyszepta艂a Janine sarkastycznie i zosta艂a nagrodzona lekkim u艣miechem Zacha, kt贸ry tak lubi艂a. Dziadek zdawa艂 si臋 jej nie s艂ysze膰, a je艣li nawet, to zignorowa艂 j膮 w tym momencie.
Chc臋 dla niej wszystkiego, co najlepsze, ale kiedy zaproponowa艂em ciebie na m臋偶a, narobi艂a tyle szumu. Chyba spokojniej zachowa艂by si臋 kurczak oskubywany 偶ywcem. Kiedy zapyta艂em, o co jej w艂a艣ciwie chodzi, okaza艂o si臋, 偶e o romans - dziadek wym贸wi艂 to s艂owo tak, jakby by艂o niezwykle 艣mieszne.
Czy istnieje kobieta, kt贸ra nie pragnie romansu? - j臋kn臋艂a, broni膮c si臋.
- Ja nale偶臋 do innej epoki - m贸wi艂 dalej dziadek.
- Z w艂asnego do艣wiadczenia nie wiem, co to jest romans, a kiedy poprosi艂em Janine, 偶eby mi wyt艂umaczy艂a, te偶 mia艂a du偶e k艂opoty. M贸wi艂a o schadzkach na wrzosowisku i tego typu bzdurach. Dlatego wys艂a艂em was do Szkocji.
- Domy艣lili艣my si臋 tego - sucho powiedzia艂 Zach.
- Jak pewnie wiedzia艂e艣 od pocz膮tku - doda艂a Janine - wymy艣li艂am to na poczekaniu. Romans to nie jest poj臋cie, kt贸re 艂atwo wyt艂umaczy膰.
Anton parskn膮艂 艣miechem przesuwaj膮c cygaro w wargach.
- Szkoda, 偶e tak szybko mnie nakryli艣cie. Mia艂em zamiar zafundowa膰 wam r贸wnie偶 nami臋tno艣ci.
- Nami臋tno艣ci? - powt贸rzy艂 jak echo Zach.
Tak. Janine m贸wi艂a, 偶e romans jest r贸wnie偶 zwi膮zany z nami臋tno艣ci膮. To prawda, Anna i ja dowiedzieli艣my si臋 o tym tak偶e. - Jego niebieskie oczy zapatrzy艂y si臋 gdzie艣 daleko, a na ustach pojawi艂 czu艂y u艣miech. Spojrza艂 na Janine i ten u艣miech sta艂 si臋 jeszcze bardziej czu艂y.
Ciesz臋 ci臋, 偶e to wszystko tak ci臋 bawi - 偶achn臋艂a si臋 Janine.
Dziadek zareagowa艂 na jej gniewn膮 uwag臋 machni臋ciem r臋ki i spojrza艂 na Zacha.
Przypuszczam, 偶e odkry艂e艣, jaki Janine ma charakterek?
Wiedzia艂em to od pierwszej chwili! - przyzna艂 Zach.
By膰 mo偶e b臋dzie to dla ciebie du偶e zaskoczenie, Zachary Thomas - powiedzia艂a Janine - ale i ty nie jeste艣 idea艂em m臋偶czyzny.
Nie jestem - zgodzi艂 si臋 Zach spokojnie. - My艣l臋, 偶e dziadek bardziej pragn膮艂 m臋偶czyzny odpowiedniego dla ciebie.
No, nie!
Dzieci, ta k艂贸tnia do niczego nie prowadzi. Przyznaj臋 si臋 do pora偶ki.
W tej chwili zadzwoni艂 dzwonek do drzwi. Janine, zadowolona, 偶e ma wym贸wk臋, 偶eby wyj艣膰 z pokoju, pobieg艂a, by je otworzy膰. W drzwiach sta艂a Patty St. John, przygn臋biona i za艂amana.
- Nie s膮dzi艂am, 偶e wr贸cisz tak pr臋dko.
Miejsce ju偶 by艂o obsadzone - wyja艣ni艂a Patty, wchodz膮c do przedpokoju i odruchowo zabieraj膮c swego syna z r膮k Janine. Przytuli艂a mocno niemowl臋, jakby kontakt z jego ma艂ym, ciep艂ym cia艂em dodawa艂 jej si艂. - Przez ca艂y dzie艅 przygotowywa艂am si臋 do tego spotkania i wszystko na nic. A zreszt膮, kto by tam chcia艂 by膰 recepcjonistk膮 u dentysty?
Tak mi przykro - szepn臋艂a Janine.
Czy Michael by艂 bardzo k艂opotliwy?
Ani troch臋 - zapewni艂a j膮 Janine, staraj膮c si臋 wymy艣li膰 co艣, co pocieszy艂oby jej kole偶ank臋. - Poczekaj, dam ci jego rzeczy.
Zebranie rzeczy Michaela zabra艂o Janine nieca艂膮 minut臋, ale kiedy wr贸ci艂a do hallu, zobaczy艂a, 偶e Patty rozmawia z Zachem. Janine zauwa偶y艂a w r臋ce przyjaci贸艂ki jego kart臋 wizytow膮 i us艂ysza艂a, jak Zach zach臋ca j膮, 偶eby przysz艂a do biura personalnego na pocz膮tku nast臋pnego tygodnia.
Wielkie dzi臋ki - Patty gor膮co podzi臋kowa艂a obojgu. Uj臋艂a Michaela za r膮czk臋 i pomacha艂a ni膮.
Powiedz pa pa - poprosi艂a ma艂ego.
Janine nie zatrzymywa艂a jej. Dziadek siedzia艂 w bibliotece. Zach, spogl膮daj膮c niespokojnie w tamtym kierunku, zapyta艂 szeptem Janine:
Spotkasz si臋 ze mn膮 p贸藕niej?
Kiedy?
Za godzin臋 - zerkn膮艂 na zegarek - na molo.
W tej w艂a艣nie chwili dziadek wyszed艂 z biblioteki. Wkr贸tce Zach po偶egna艂 si臋, a p贸艂 godziny p贸藕niej Janine uda艂o si臋 wymy艣li膰 jaki艣 pretekst do wyj艣cia. Dziadek czyta艂 powie艣膰 kryminaln膮, od kt贸rej nie oderwa艂 nawet wzroku, nie spojrza艂 nawet na ni膮, ale Janine wydawa艂o si臋, 偶e u艣miechn膮艂 si臋 lekko, jakby zna艂 jej plany. Nie zamierza艂a tego sprawdza膰.
Zach czeka艂 ju偶 na ni膮. Sta艂 z ponur膮 twarz膮 przy balustradzie, wiatr szarpa艂 po艂ami jego p艂aszcza.
- Mam nadziej臋, 偶e istnieje jaki艣 powa偶ny pow贸d naszego spotkania, bo dziadek nie da艂 si臋 chyba nabra膰 - powiedzia艂a Janine, podchodz膮c do niego.
- Je偶eli nie wr贸c臋 szybko, domy艣li si臋, 偶e jestem z tob膮. - Wsadzi艂a g艂臋boko r臋ce w kieszenie i odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do wiatru. Popo艂udnie by艂o ch艂odne, zbiera艂o si臋 na deszcz.
Czy przeszkodzi艂em ci w czym艣 wa偶nym?
Niezupe艂nie - Janine najch臋tniej wymieni艂aby kilka bardzo wa偶nych spotka艅, kt贸re mia艂a zaplanowane, ale odwo艂a艂a wszystko na najbli偶sze dwa tygodnie, wola艂a zosta膰 w domu, na wypadek gdyby dziadek czego艣 potrzebowa艂.
Martwi臋 si臋 o Antona - powiedzia艂 Zach, ruszaj膮c wzd艂u偶 mola. Janine pod膮偶y艂a za nim.
Dlaczego? - mo偶e by艂o co艣, o czym nie wiedzia艂a, co艣, czego doktor Madison jej nie powiedzia艂.
Nie wygl膮da dobrze.
Wiedzia艂a, 偶e to prawda. Ta my艣l m臋czy艂a j膮 od kilku dni. Dziadek starza艂 si臋 w oczach.
O ciebie te偶 si臋 martwi臋.
O mnie? - zapyta艂a podnosz膮c g艂os. - Dlaczego?
- Je艣li, nie daj Bo偶e, co艣 si臋 stanie z Antonem - powiedzia艂 Zach - co b臋dzie z tob膮? Nie masz 偶adnej rodziny, prawda?
Nie - powiedzia艂a. Czu艂a, jak 艣ciska j膮 w gardle na sam膮 my艣l, 偶e co艣 takiego mog艂oby si臋 sta膰. - Ale tym si臋 nie przejmuj臋. Mam troch臋 przyjaci贸艂, s膮 mi bliscy jak rodzina. Na przyk艂ad Burt Coleman. Nie b臋d臋 si臋 b艂膮ka膰 po ulicach jak biedna sierotka.
Wiem - Zach zapatrzy艂 si臋 w odleg艂e szczyty g贸r pokryte czapami 艣niegu.
Janine przyspieszy艂a kroku, 偶eby si臋 z nim zr贸wna膰.
Dlaczego o tym m贸wisz? - zapyta艂a.
Zawsze przejmowa艂 si臋 tym, 偶e nie masz rodziny. I dopiero ostatnio zrozumia艂em naprawd臋 niekt贸re powody, dla kt贸rych usi艂owa艂 zaaran偶owa膰 nasze ma艂偶e艅stwo.
Je艣li tak, to wyja艣nij je r贸wnie偶 mnie, bo prawd臋 m贸wi膮c czuj臋 si臋 troch臋 zagubiona. Przyzna艂, 偶e si臋 pomyli艂, ale nie s膮dz臋, 偶eby porzuci艂 ca艂kowicie sam pomys艂. Zrobi wszystko, 偶eby nas po艂膮czy膰.
Ja wiem, 偶e nie zrezygnowa艂. Powiedzia艂 mi ostatnio, 偶e czuje si臋 bardzo stary i boi si臋, 偶e zostaniesz zupe艂nie sama po jego 艣mierci.
Dam sobie rad臋. Nie jestem dzieckiem - powt贸rzy艂a zdecydowanym tonem, chocia偶 sama my艣l o 偶yciu bez ukochanego cz艂owieka przera偶a艂a j膮.
W膮tpi臋 - Zach zawaha艂 si臋. Ruszy艂 z powrotem, przewiduj膮c zapewne, 偶e ona p贸jdzie za nim.
Mam wielu przyjaci贸艂 - powt贸rzy艂a.
Zach kiwn膮艂 g艂ow膮, chocia偶 Janine wcale nie by艂a pewna, czy j膮 s艂ysza艂. Nagle stan膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.
- To, co teraz powiem, zdziwi ci臋.
Janine patrzy艂a na niego zupe艂nie nie wiedz膮c, czego ma oczekiwa膰.
Kiedy si臋 nad tym powa偶nie zastanowi膰, ca艂y ten pomys艂 z ma艂偶e艅stwem jest zupe艂nie rozs膮dny.
Co? - Janine nie wierzy艂a w艂asnym uszom.
Z praktycznego punktu widzenia - pospieszy艂 z wyja艣nieniem. - Jeste艣my wsp贸艂w艂a艣cicielami przedsi臋biorstwa, a do tego oboje samotni. Wiem, 偶e nie jestem ksi臋ciem z bajki... - Zach zawaha艂 si臋, jakby spodziewaj膮c si臋, 偶e ona zaprzeczy. Poniewa偶 milcza艂a, skrzywi艂 si臋 i m贸wi艂 dalej. - Problem le偶y raczej w tym, czy uda nam si臋 by膰 razem. W膮tpi臋, czy jeste艣my w stanie prze偶y膰 cho膰 jeden dzie艅 bez k艂贸tni.
Co proponujesz? - zapyta艂a Janine, niepewna, czy nie wyci膮ga z jego przemowy zbyt pochopnych wniosk贸w.
Jeszcze nic. Chc臋 po prosto postawi膰 spraw臋 jasno i uczciwie, a to jest bardzo trudne. - Z艂apa艂 si臋 mocno r臋kami za balustradk臋 jakby w strachu, 偶e zmiecie go nag艂y poryw wiatru.
Uwa偶asz, 偶e pomys艂 nie jest wcale taki z艂y? - zaryzykowa艂a Janine.
Ja... nie wiem jeszcze. Czuj臋 si臋 zagubiony i, przyznaj臋, nieco bezradny.
Podobnie ja.
Czy ty r贸wnie偶 zastanawia艂a艣 si臋 nad tak膮 mo偶liwo艣ci膮?
Nie wiem - Janine przypomnia艂a sobie swoj膮 pierwsz膮 mi艂o艣膰. Brian uwodzi艂 j膮 tak romantycznie. Przysy艂a艂 jej kwiaty, m贸wi艂 te wszystkie rzeczy, kt贸re kobieta chcia艂aby s艂ysze膰, a potem, zupe艂nie niespodziewanie, z艂ama艂 jej serce. Teraz kiedy o tym my艣la艂a, nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰, 偶e mog艂aby po艣lubi膰 Briana. A Zach, kt贸ry nigdy nie wykona艂 偶adnego romantycznego gestu, zdawa艂 si臋 pasowa膰 do jej 偶ycia w dziwnie naturalny spos贸b. A jednak...
Kiedy zastanawia艂a si臋 nad tym, Zach znowu ruszy艂 przed siebie.
- Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie by艂bym takim m臋偶em, jakiego chcia艂a艣 - m贸wi艂 - ani tak dobrym, na jakiego zas艂ugujesz. Chcia艂bym by膰 m臋偶czyzn膮 twoich marze艅, ale nie jestem. I nie s膮dz臋, 偶ebym m贸g艂 si臋 ju偶 zmieni膰. - Zatrzyma艂 si臋, rzucaj膮c spojrzenie w jej stron臋. - O czym my艣lisz?
Janine westchn臋艂a, staraj膮c si臋 skoncentrowa膰, ale jej umys艂 wype艂nia艂a gmatwanina pyta艅 i w膮tpliwo艣ci.
- Nie masz ochoty mnie poca艂owa膰?
Spojrza艂 na ni膮 zaskoczony. Rozejrza艂 si臋 i bardziej j臋kn膮艂, ni偶 powiedzia艂:
Teraz? Tutaj?
Tak.
- Ale偶 tu jest pe艂no ludzi. Czy to naprawd臋 konieczne?
- Czy w innym przypadku prosi艂abym o to?
Powoli, opornie Zach przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej. Jej serce zareagowa艂o natychmiast, rozpoczynaj膮c szalony taniec. Poczu艂a, 偶e brak jej tchu. Jedn膮 r臋k膮 uj膮艂 jej twarz i powoli pochyli艂 si臋 nad ni膮.
Kiedy musn膮艂 j膮 ustami, Janine poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 fizyczna s艂abo艣膰. Tak jakby znalaz艂a si臋 na wrzosowiskach Szkocji, z ksi臋偶ycem w pe艂ni nad g艂ow膮, kt贸rego magiczne 艣wiat艂o zalewa艂o ten ma艂y zak膮tek ziemi. Wszystko wok贸艂 zblad艂o. Nie s艂ysza艂a ju偶 fal uderzaj膮cych o drewniane belki mola. Dzie艅 sta艂 si臋 nagle pogodny.
Kiedy oderwa艂 wargi od jej ust, opar艂a d艂onie na jego piersiach, oddychaj膮c nier贸wno. Nic nie m贸wili. Janine chcia艂a co艣 powiedzie膰, nie znajdowa艂a jednak odpowiednich s艂贸w. Otworzy艂a usta, ale Zach nachyli艂 si臋 znowu, by j膮 poca艂owa膰. Tym razem jednak by艂 to prawdziwy poca艂unek. Mocny i g艂臋boki. Poczu艂a, jak obejmuje j膮 i przytula coraz mocniej.
Trwa艂o to kilka cudownych chwil, potem Zach podni贸s艂 g艂ow臋, cofn膮艂 si臋 odrobin臋, ale nadal obejmowa艂 j膮.
- Czy to jest odpowied藕 na twoje pytanie?
Nie - jej g艂os dr偶a艂 - obawiam si臋, 偶e to rodzi tylko kolejne pytania.
Rozumiem ci臋 - przyzna艂 Zach. - Ten ostatni tydzie艅, kiedy nie widywali艣my si臋, otworzy艂 mi oczy na wiele rzeczy. My艣la艂em, 偶e wyja艣nienie sprawy mi臋dzy twoim dziadkiem i nami przyniesie mi ulg臋. Je艣li chcesz pozna膰 prawd臋, to my艣la艂em, 偶e b臋d臋 szcz臋艣liwy, kiedy odczepi臋 si臋 od ciebie. I by艂em przekonany, 偶e ty my艣lisz dok艂adnie tak samo.
- Te dni by艂y takie puste - szepn臋艂a.
Spojrza艂 na ni膮, potakuj膮c g艂ow膮.
Bez przerwy my艣la艂em o tobie, chcia艂em si臋 z tob膮 widzie膰 - szepn膮艂. - Naprawd臋 zas艂ugujesz na zupe艂nie innego m臋偶a, nigdy nie spe艂ni臋 twoich marze艅.
A co z tob膮? Setki razy mi powtarza艂e艣, 偶e sam sobie wybierzesz 偶on臋.
Spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem, jakby nie bardzo rozumia艂, co m贸wi. Potem wzruszy艂 ramionami.
Kiedy ci臋 lepiej pozna艂em, stwierdzi艂em, 偶e nie jeste艣 taka z艂a.
Dzi臋ki - tyle wi臋c otrzyma艂a zamiast r贸偶 i s艂odkich s艂贸wek szeptanych do ucha. Ale co艣 jej m贸wi艂o, 偶e tamto wcale nie przynios艂oby jej szcz臋艣cia.
Cho膰 niech臋tnie, musz臋 przyzna膰, 偶e pomys艂 naszego ma艂偶e艅stwa jest ca艂kiem rozs膮dny. Lubimy si臋 chyba wystarczaj膮co, a nawet jeste艣my dla siebie... atrakcyjni - Zach m贸wi艂 to z pewnym trudem. - Je艣li chodzi o finanse, to b臋dzie dla nas obojga korzystna decyzja. - Zacisn膮艂 r臋k臋 na jej ramieniu i spojrza艂 w oczy. - Jest tylko jedna w膮tpliwo艣膰, Janine, czy potrafi臋 uczyni膰 ci臋 szcz臋艣liw膮?
Poczu艂a, jak mi臋knie jej serce na te s艂owa. Naprawd臋 mu na tym zale偶a艂o.
- A co z tob膮? Czy b臋dziesz zadowolony, je艣li mnie po艣lubisz?
Twarz natychmiast mu si臋 wyg艂adzi艂a.
My艣l臋, 偶e tak. Nie 艂膮czy nas wielka nami臋tno艣膰. Ale lubi臋 ci臋, a ty lubisz mnie.
Lubisz? - powt贸rzy艂a Janine, wyrywaj膮c si臋 z jego obj臋膰.
A co w tym z艂ego?
Nienawidz臋 tego s艂owa - Janine wycedzi艂a przez zaci艣ni臋te z臋by. - Lubi膰 jest takie letnie... rozwodnione. Nie szukam wielkiej nami臋tno艣ci, jak to nazwa艂e艣, ale na pewno czego艣 znacznie silniejszego ni偶 sympatia - podkre艣li艂a s艂owa zamaszystym ruchem r臋ki. - Lubi si臋 swojego psa, albo restauracj臋, ale nie swoj膮 偶on臋 - m贸wi艂a z takim wzburzeniem, 偶e kilku spacerowicz贸w zacz臋艂o si臋 jej przygl膮da膰. - Naprawd臋 tak trudno ci by艂o u偶y膰 innego s艂owa?
- Przesta艅 patrze膰 na mnie, jakby to by艂a sprawa 偶ycia i 艣mierci - powiedzia艂.
- To jest wa偶ne - upiera艂a si臋.
Zach mia艂 bardzo nieszcz臋艣liw膮 min臋.
Jestem cz艂owiekiem interesu. Mam ponad sto biur w pi臋膰dziesi臋ciu stanach. Znam si臋 na obrocie handlowym, ale nie bardzo umiem g艂adko si臋 wyra偶a膰. Je艣li nie podoba ci si臋 s艂owo „lubi膰", znajd藕 jakie艣 lepsze.
Dobrze - powiedzia艂a z zastanowieniem, zagryzaj膮c doln膮 warg臋. Nagle jej oczy poja艣nia艂y. - Co by艣 powiedzia艂 na s艂owo „ceni膰?"
Ceni膰 - powt贸rzy艂, jakby nigdy wcze艣niej go nie s艂ysza艂. - Dobrze, niech b臋dzie. Ceni臋 ci臋.
Ja r贸wnie偶 ci臋 ceni臋 - powiedzia艂a, kiwaj膮c g艂ow膮 z zadowoleniem.
Wr贸cili molem nad brzeg morza, gdzie Zach kupi艂 dwa kubki gor膮cej zupy rybnej. Usiedli przy stoliku.
Od czasu do czasu przerywali jedzenie i u艣miechali si臋 do siebie. Za ka偶dym razem Janine czu艂a w 偶o艂膮dku dziwn膮 sensacj臋. Kiedy sko艅czy艂a je艣膰, obliza艂a starannie plastykow膮 艂y偶k臋. Nie podnosz膮c oczu powiedzia艂a:
- Chcia艂abym mie膰 pewno艣膰, 偶e ci臋 dobrze zrozumia艂am. Czy my艣my w艂a艣nie postanowili, 偶e si臋 pobieramy, czy te偶 nie?
Zach zastyg艂 z 艂y偶k膮 w po艂owie drogi mi臋dzy kubkiem a ustami.
- Postanowili艣my tak zrobi膰, wiedz膮c, 偶e nie jest to zwyczajne ma艂偶e艅stwo z mi艂o艣ci, ale zwi膮zek oparty na praktycznych i finansowych korzy艣ciach.
Janine wrzuci艂a 艂y偶eczk臋 do kubka.
- Ja艣li tak, 艣lub nie wchodzi w gr臋.
Co ja znowu powiedzia艂em takiego strasznego? - Zach spojrza艂 zaskoczony.
Praktyczne i finansowe korzy艣ci! Dzi臋ki tobie zaczynam my艣le膰 o ma艂偶e艅stwie jak o wizycie u lekarza. Musimy znale藕膰 jaki艣 lepszy pow贸d, 偶eby si臋 pobra膰.
Zach, wzruszaj膮c ramionami, przygl膮da艂 si臋 bezradnie swoim d艂oniom.
- Ju偶 ci powiedzia艂em, 偶e nie jestem w tym dobry. Mo偶e lepiej by艂oby, gdyby艣 ty zechcia艂a powiedzie膰, dlaczego wychodzisz za mnie.
Zawaha艂a si臋 i zanim zdo艂a艂a si臋 powstrzyma膰, na jej ustach pojawi艂 si臋 lekki u艣miech.
Tobie moje powody nie b臋d膮 si臋 podoba艂y tak samo, jak mnie twoje - upewni艂a si臋, czy nikt ich nie s艂yszy. - Kiedy poca艂owali艣my si臋 par臋 minut temu, poruszy艂a si臋 ziemia. Wiem, 偶e to sentymentalne, ale w艂a艣nie tak to czu艂am.
Ziemia si臋 poruszy艂a? - powt贸rzy艂 w oszo艂omieniu Zach.
Kiedy byli艣my w Szkocji, to zdarzy艂o si臋 r贸wnie偶. Nie wiem, co si臋 dzieje mi臋dzy nami, ani nawet czy to prowadzi do czego艣 dobrego, ale na pewno jest to co艣... co艣 szczeg贸lnego!
Nie by艂a wcale zdumiona, gdy Zach wykrzykn膮艂:
Chcesz mi powiedzie, 偶e wyjdziesz za mnie, poniewa偶 dobrze ca艂uj臋?
Wydaje mi si臋 to znacznie rozs膮dniejsze ni偶 ca艂a ta bzdura o korzy艣ciach finansowych.
Mia艂a艣 racj臋 - powiedzia艂 spokojnie. - Nie podoba mi si臋 tw贸j pow贸d. Czy potrafisz wymy艣li膰 jaki艣 inny?
Janine roze艣mia艂a si臋.
- Wiesz co - stwierdzi艂a - dziadek nie pomyli艂 si臋. Potrzebujemy siebie nawzajem.
Spojrza艂 na ni膮 ciep艂o i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.
- Potrzebujemy.
艢lub zosta艂 zaplanowany tak szybko, 偶e Janine ledwie mia艂a czas zastanowi膰 si臋, co robi. Jeszcze tego samego popo艂udnia zg艂osili si臋 do urz臋du. Kiedy wr贸cili do domu, dziadek pokrzykiwa艂 z rado艣ci, poklepywa艂 Zacha po plecach i 艣ciska艂 raz po raz Janine, powtarzaj膮c, 偶e uszcz臋艣liwi艂a starego cz艂owieka.
Janine by艂a tak zaj臋ta, 偶e dni i noce zmiesza艂y si臋 w ci膮g b艂yskawicznie przep艂ywaj膮cych wydarze艅. Tyle by艂o do zrobienia - zorganizowanie przyj臋cia i zaproszenie go艣ci - 偶e w czasie nast臋pnych pi臋ciu dni nie mia艂a nawet kiedy porozmawia膰 cho膰 raz z Zachem.
Na dzie艅 przed ceremoni膮 ogr贸d a偶 roi艂 si臋 od ludzi przygotowuj膮cych wesele. Pani McCormick kierowa艂a armi膮 m臋偶czyzn buduj膮cych podium dla nowo偶e艅c贸w i ustawiaj膮cych sto艂y i krzes艂a.
Janine, wyko艅czona, wysz艂a przed dom i spojrza艂a na jasne, bezchmurne niebo, modl膮c si臋 w duszy, 偶eby pogoda utrzyma艂a si臋 do nast臋pnego dnia. Trawa by艂a g臋sta i zielona, niedawno przystrzy偶ona. R贸偶e w pe艂nym rozkwicie nape艂nia艂y powietrze swym delikatnym zapachem.
- Janine.
Rozpozna艂a ten g艂os w jednej chwili. Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a Zacha id膮cego w jej stron臋. Poczu艂a, jak serce jej zaczyna bi膰 mocniej. Wyda艂o jej si臋, 偶e nie widzieli si臋 rok, a nie kilka zaledwie dni. Mia艂a na sobie d偶insy i podkoszulk臋, 偶a艂owa艂a, 偶e nie by艂a lepiej ubrana. Natomiast Zach wygl膮da艂 bardzo elegancko, w 艣wietnie le偶膮cym garniturze z ciemnym krawatem. By艂a sk艂onna przyzna膰, 偶e nie zna go tak dobrze, jak powinna... jako kobieta wychodz膮ca za niego za m膮偶. Jego zwyczaje, to co lubi艂, a czego nie, stanowi艂y dla niej tajemnic臋, ale nie wydawa艂o si臋 to takie wa偶ne. Pragn臋艂a pozna膰 tego prawdziwego Zacha.
- Cze艣膰 - zawo艂a艂a, id膮c w jego stron臋. Patrz膮c na niego pomy艣la艂a, 偶e musi by膰 r贸wnie zm臋czony jak ona. Najwyra藕niej te偶 by艂 bardzo zaj臋ty, cho膰 to na ni膮 spad艂y wszystkie przygotowania weselne.
Spotkali si臋 w po艂owie drogi i stan臋li nagle. Zach nie przytuli艂 jej, w og贸le nie dotkn膮艂 jej nawet.
Co u ciebie? - zapyta艂.
Dobrze - odpowiedzia艂a. - A u ciebie?
呕yj臋 - rozejrza艂 si臋 po ogrodzie i westchn膮艂.
- Czy jest tu jakie艣 miejsce, gdzie mogliby艣my porozmawia膰 na osobno艣ci?
- Oczywi艣cie - Janine poczu艂a 艣ci艣ni臋cie w gardle, widz膮c, jak Zach trze藕wo jej si臋 przygl膮da. - Czy wszystko w porz膮dku?
Uspokoi艂 j膮 kr贸tkim skini臋ciem g艂owy.
Oczywi艣cie.
My艣l臋, 偶e w kuchni nie ma nikogo.
Dobrze. - Uj膮艂 j膮 za 艂okie膰 i skierowa艂 w stron臋 domu. D艂onie jej dr偶a艂y, kiedy odsuwa艂a krzes艂o. Usiad艂a przy d臋bowym stole. On usadowi艂 si臋 naprzeciwko. Jego oczy wydawa艂y si臋 wyj膮tkowo ciemne.
- Jutro jest ten dzie艅 - powiedzia艂, jakby oczekuj膮c, 偶e zaskoczy Janine. Nie zaskoczy艂, cho膰 zrozumia艂a, co chce jej powiedzie膰. Czas ucieka艂 i je艣li kt贸re艣 z nich chcia艂o si臋 wycofa膰, by艂 to ostatni moment.
Wiem o tym - powiedzia艂a, zaciskaj膮c palce na kraw臋dzi sto艂u. - Czy co艣 zmieni艂o si臋 w twych uczuciach?
A w twoich?
Nie, ale wiesz, nie bardzo mia艂am czas, 偶eby si臋 nad tym wszystkim zastanowi膰.
Ja nie robi艂em nic innego, tylko my艣la艂em o naszym 艣lubie - powiedzia艂 Zach, przeczesuj膮c r臋k膮 w艂osy.
- I? - zapyta艂a, czekaj膮c na potwierdzenie decyzji.
Wzruszy艂 ramionami.
Mo偶e jeste艣my g艂upcami, 偶e zgodzili艣my si臋 na to.
Wszystko sta艂o si臋 tak szybko - powiedzia艂a Janine s艂abym g艂osem. - W jednej chwili zgodzili艣my si臋 na s艂owo „ceni膰", a w nast臋pnej stwierdzili艣my, 偶e potrzebujemy si臋 nawzajem.
Nie zapominaj o poca艂unku - doda艂. - O ile dobrze pami臋tam, mia艂 on powa偶ny wp艂yw na twoj膮 decyzj臋.
Je偶eli masz w膮tpliwo艣ci, to by艂oby lepiej, gdyby艣 powiedzia艂 to teraz, nie jutro po 艣lubie.
Spojrza艂 na ni膮 zmru偶onymi oczami, a potem zaprzeczy艂 ruchem g艂owy i powiedzia艂:
Nie mam.
Jeste艣 pewien?
Odpowiedzia艂 jej pochylaj膮c si臋 do przodu, ujmuj膮c jej twarz w d艂onie i ca艂uj膮c j膮 mocno, czule. Kiedy oderwali si臋 od siebie, nie mogli wym贸wi膰 s艂owa. S艂owa nie by艂y zreszt膮 potrzebne.
Janine wpatrywa艂a si臋 w jego ciemne oczy i nagle poczu艂a, 偶e brak jej tchu.
To b臋dzie prawdziwe ma艂偶e艅stwo - powiedzia艂 z moc膮, jakby oczekuj膮c sprzeciwu.
Mam nadziej臋, 偶e tak w艂a艣nie b臋dzie, panie Thomas - powiedzia艂a silnym, spokojnym g艂osem, przytakuj膮c g艂ow膮.
W nieca艂e dwadzie艣cia cztery godziny p贸藕niej Janine sta艂a obok Zacha, gotowa z艂o偶y膰 swe 偶ycie w jego r臋ce. Nigdy przedtem nie czu艂a si臋 tak nieswojo, a jednocze艣nie pe艂na by艂a ufno艣ci.
Zach zachowywa艂 si臋 tak, jakby doskonale rozumia艂 jej uczucia. Nie spuszcza艂 z niej wzroku, kiedy powtarza艂a s艂owa przysi臋gi.
Kiedy sko艅czy艂a, Zach obj膮艂 j膮 ramieniem i przyci膮gn膮艂 bli偶ej do siebie. Pastor u艣miechn膮艂 si臋, a potem przeni贸s艂 wzrok na grup臋 pi臋膰dziesi臋ciu os贸b, rodziny i znajomych, zebranych na trawniku przed domem Antona, i powiedzia艂.
- Przedstawiam wam pani膮 i pana Thomas.
Zanim Janine zda艂a sobie spraw臋, co si臋 dzieje, sta艂a w t艂umie go艣ci.
- Janine, Janine - pierwsza ruszy艂a do niej Pam.
- Wygl膮dasz przepi臋knie - powiedzia艂a cicho, a w jej jasnych oczach b艂yszcza艂y 艂zy.
- Dzi臋kuj臋, najmilsza - Janine u艣ciska艂a m艂od膮 przyjaci贸艂k臋.
Pam przyjrza艂a si臋 Zachowi i powoli pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Ale偶 on jest przystojny.
Mnie te偶 tak si臋 zdaje.
Zach uni贸s艂 brwi i nachylaj膮c si臋 do jej ucha, szepn膮艂:
Nigdy mi tego nie m贸wi艂a艣.
Nie ma powodu, by ci przewraca膰 w g艂owie.
Moje dzieci - podszed艂 do nich dziadek. U艣ciska艂 serdecznie Janine, jego oczy b艂yszcza艂y tak jak u Pam.
- Nigdy nie wygl膮da艂a艣 pi臋kniej. Przysi臋gam ci, 偶e z roku na rok robisz si臋 coraz bardziej podobna do Anny.
By艂 to najwi臋kszy komplement, jaki m贸g艂 jej powiedzie膰 dziadek. Ze zdj臋膰, jakie zachowa艂, Janine wiedzia艂a, 偶e jej babka by艂a wyj膮tkowo pi臋kn膮 kobiet膮.
Dzi臋kuj臋 - pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go w policzek.
Mam co艣 dla ciebie - wtr膮ci艂a si臋 Pam, wciskaj膮c w r臋ce Janine starannie zapakowane pude艂ko. - Sama to zrobi艂am - powiedzia艂a z dum膮. - My艣l臋, 偶e Zachowi te偶 si臋 b臋dzie podoba艂o.
Och, Pam, nie powinna艣 - mrucza艂a Janine. Usiad艂a na stoj膮cym obok ogrodowym krze艣le, rozwin臋艂a papier i zdj臋艂a pokryw臋 pude艂ka. I oniemia艂a.
W pudelku le偶a艂y bielutkie, male艅kie 艣pioszki. U艣miechn臋艂a si臋 niepewnie widz膮c, 偶e patrz膮 na ni膮 zebrani wok贸艂 go艣cie.
Poczu艂a przywracaj膮c膮 jej pewno艣膰 siebie d艂o艅 Zacha na ramieniu i us艂ysza艂a jego ciep艂y, nieco rozbawiony g艂os.
- Masz racj臋, Pani. Bardzo mi si臋 podoba.
ROZDZIA艁 脫SMY
Janine siedzia艂a obok Zacha na przednim siedzeniu samochodu. Ubrana w r贸偶owy kostium i dobrze dobrany do niego kapelusz z szerokim rondem, 艣ciska艂a ma艂y bukiecik kwiat贸w. Chocia偶 przygotowania do 艣lubu zaj臋艂y tylko siedem dni, wszystko posz艂o wspaniale.
Zach zaplanowa艂 kr贸tk膮 podr贸偶膮 po艣lubn膮. M贸g艂 pozwoli膰 sobie jedynie na trzy dni urlopu, zamiast wi臋c jecha膰 w jakie艣 wymy艣lne miejsce, zaproponowa艂, 偶eby pojechali do jego letniego domku nad oceanem, dwie i p贸艂 godziny jazdy samochodem od Seattle. Janine zgodzi艂a si臋 ch臋tnie.
Uwa偶asz wi臋c, 偶e jestem przystojny - powiedzia艂 Zach, nie odrywaj膮c oczu od drogi. Dot膮d wymienili zaledwie kilka uwag.
Wiedzia艂am, 偶e je偶eli dowiesz si臋 o tym, przewr贸ci ci si臋 w g艂owie i najwyra藕niej mia艂am racj臋 - stwierdzi艂a. Potem nie mog膮c powstrzyma膰 si臋, szeroko ziewn臋艂a, zakrywaj膮c usta r臋k膮.
Jeste艣 wyko艅czona.
. - Przenikliwy, jak zwykle.
A ty znowu zaczepna.
Nie chcia艂am - przeprosi艂a. By艂a na nogach od pi膮tej rano, a prawd臋 m贸wi膮c nie spa艂a wiele przez ca艂y ten tydzie艅. Nie tak powinno si臋 zaczyna膰 ma艂偶e艅stwo, a na pewno nie miodowy miesi膮c. Z tym ostatnim wi膮za艂y si臋 jeszcze inne stresy. Zach da艂 jej wyra藕nie do zrozumienia, 偶e chce, by ich ma艂偶e艅stwo by艂o prawdziwe, ale nie oczekiwa艂 chyba, 偶e b臋d膮 tak od razu spali w tym samym 艂贸偶ku. A mo偶e?
Od czasu do czasu zerka艂a na niego, zastanawiaj膮c si臋, co powinna powiedzie膰. Nawet gdyby zdecydowa艂a si臋 poruszy膰 ten delikatny temat, nie bardzo wiedzia艂a, jak zacz膮膰.
Usi膮d藕 wygodnie i odpocznij - zaproponowa艂 Zach. - Obudz臋 ci臋, kiedy b臋dziemy na miejscu.
Ale to przecie偶 ju偶 nied艂ugo.
Jakie艣 pi臋tna艣cie minut.
Nie warto wi臋c zasypia膰 - nerwowo zacisn臋艂a palce na bukiecie. Prezent od Pam tylko dola艂 oliwy do ognia. Stwierdzi艂a, 偶e nie mo偶e odwleka膰 rozmowy na ten temat.
Zach... czy my mamy... no wiesz... - poczu艂a si臋 jak kompletna idiotka.
Je偶eli m贸wisz o tym, o czym ja my艣l臋, 偶e m贸wisz, to odpowied藕 brzmi nie. Wi臋c uspok贸j si臋.
Nie? - nie musia艂 m贸wi膰 tego tak oboj臋tnie, jakby w og贸le go to nie interesowa艂o.
Dlaczego pytasz? Zmieni艂a艣 zdanie na... ten temat? Kiedy to b臋dzie mia艂o si臋 sta膰, stanie si臋. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy, to wywieranie na siebie jakiegokolwiek nacisku.
Masz racj臋 - powiedzia艂a z ulg膮.
Potrzebujemy troch臋 czasu, 偶eby poczu膰 si臋 ze sob膮 swobodnie. Nie ma 偶adnego powodu, 偶eby przyspiesza膰 nasze zbli偶enie.
Oczywi艣cie, 偶e nie - zgodzi艂a si臋 pospiesznie. Mo偶e nawet zbyt szybko, bo kiedy zerkn臋艂a na niego znowu, Zach marszczy艂 czo艂o. Ale jednak godzi艂 si臋 poczeka膰, jakby wsp贸lne p贸j艣cie do 艂贸偶ka nie by艂o takie wa偶ne. Jak sam powiedzia艂, to ma艂偶e艅stwo nie by艂o wynikiem wielkiej nami臋tno艣ci. No c贸偶, trudno si臋 by艂o z tym nie zgodzi膰.
Min臋艂o nast臋pne pi臋膰 minut, Zach zjecha艂 z autostrady w stron臋 niewielkiego kurortu nad oceanem. Nie zatrzyma艂 si臋 w dzielnicy handlowej, jecha艂 dalej nad sam brzeg morza. Kiedy wy艂膮czy艂 silnik, s艂o艅ce zacz臋艂o w艂a艣nie zachodzi膰.
Janine by艂a tak zachwycona domem, 偶e nie mog艂a wykrztusi膰 s艂owa.
Mocny podmuch wiatru szarpn膮艂 nimi, kiedy wysiadali z samochodu. Janine przytrzyma艂a kapelusz r臋k膮, w kt贸rej 艣ciska艂a wci膮偶 bukiet kwiat贸w, drug膮 poda艂a Zachowi. Zachodz膮ce s艂o艅ce rzuca艂o r贸偶owy i z艂oty blask na piaskowe wydmy.
- Dom, s艂odki dom - powiedzia艂 Zach, prowadz膮c j膮 w stron臋 budynku.
Frontowe drzwi otworzy艂y si臋, zanim zd膮偶yli do nich podej艣膰 i na ganku ukaza艂 si臋 schludny m臋偶czyzna w 艣rednim wieku, kt贸ry wyszed艂 ich przywita膰. U艣miecha艂 si臋 serdecznie.
Witaj, Zach. Dobrze si臋 jecha艂o?
Tak.
Wszystko gotowe. Jedzenia macie w br贸d. Drewno nar膮bane i kolacja przygotowana.
Wspaniale, Harry, dzi臋kuj臋 - Zach po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Janine. - To jest moja 偶ona - powiedzia艂, a po chwili wahania doda艂. - Pobrali艣my si臋 dzisiaj po po艂udniu.
Twoja 偶ona? - powt贸rzy艂 Harry najwyra藕niej lekko zaskoczony. - O, to wspaniale. Gratulacje.
Dzi臋kujemy - odpowiedzia艂a grzecznie Janine.
Harry Gleason opiekuje si臋 domem, kiedy mnie tu nie ma.
Mi艂o mi ci臋 pozna膰, Harry.
Zach si臋 o偶eni艂 - powiedzia艂 Harry, pocieraj膮c d艂oni膮 szcz臋k臋 w nieukrywanym zdziwieniu. - To naprawd臋...
Wspaniale - doko艅czy艂 za niego Zach. Najwyra藕niej nie by艂 zachwycony reakcj膮 Harry'ego i popchn膮艂 Janine w stron臋 drzwi.
Tak - powt贸rzy艂 Harry. - Wspaniale.
Wci膮偶 przytrzymuj膮c r臋k膮 kapelusz, Janine odwr贸ci艂a si臋, 偶eby spojrze膰 na nowoczesny, jednopi臋trowy domek.
- Wejd藕 do 艣rodka - poleci艂 Zach. - Ja przynios臋 baga偶e.
Janine chcia艂a zaprotestowa膰, gdy nagle zapragn臋艂a, 偶eby zgodnie ze zwyczajem przeni贸s艂 j膮 przez pr贸g.
Co艣 nie tak? - zapyta艂.
Nie - w艂a艣ciwie nie mia艂a powodu do niezadowolenia. Nie by艂a nawet pewna, czy to ma jakie艣 znaczenie. Wesz艂a do 艣rodka i oniemia艂a na widok ogromnego salonu pe艂nego wielkich kanap i foteli. Ceglany kominek zajmowa艂 ca艂膮 jedn膮 艣cian臋, przeciwleg艂a by艂a przeszklona i wida膰 by艂o ocean. Janine podesz艂a tam przyci膮gni臋ta widokiem wielkich fal, kt贸re uderza艂y z przera偶aj膮c膮 si艂膮 o brzeg, jakby chc膮c go za co艣 ukara膰.
Zach wszed艂 za ni膮 do 艣rodka, nios膮c baga偶e. Nie spojrza艂 nawet na widok za oknem.
Harry odstawi samoch贸d - powiedzia艂.
To miejsce jest niesamowite - westchn臋艂a Janine. Zdj臋艂a kapelusz i po艂o偶y艂a go obok kwiat贸w na ma艂ym stoliku. Posz艂a za Zachem i odkry艂a korytarz, z kt贸rego drzwi prowadzi艂y do czterech sypialni, ka偶da z nich mia艂a w艂asn膮 艂azienk臋. Na ty艂ach domu znajdowa艂a si臋 sala do 膰wicze艅, biuro i ultranowoczesna kuchnia, gdzie garnek z co膮 au vin kipia艂 w piekarniku.
W jadalni na d艂ugim, wypoliturowanym, mahoniowym stole nakryto dla dw贸ch os贸b. Na stoliku przy oknie z widokiem na ocean sta艂a butelka francuskiego szampana i l贸d.
Zach wr贸ci艂, kiedy zamierza艂a podej艣膰 do kuchenki. Zaleg艂a dziwna cisza. Wreszcie odezwa艂 si臋 pierwszy.
- Po艂o偶y艂em twoje rzeczy w sypialni - stwierdzi艂 obcesowo, wsadzaj膮c r臋ce do kieszeni. - Ja b臋d臋 spa艂 po drugiej stronie korytarza.
Skin臋艂a g艂ow膮, staraj膮c si臋 nie my艣le膰, dlaczego czuje si臋 tak zawiedziona. Przecie偶 zgodzili si臋, 偶e przesun膮 na p贸藕niej swoj膮 noc po艣lubn膮.
Jeste艣 g艂odna? - zapyta艂, podchodz膮c do kuchenki. Podni贸s艂, podobnie jak ona wcze艣niej, pokrywk臋 i sprawdzi艂, co jest w garnku.
Tylko troch臋. My艣la艂am, 偶e si臋 teraz wyk膮pi臋, chyba 偶e chcesz najpierw zje艣膰.
Ale偶 nie.
Janine wyci膮gn臋艂a z torby str贸j k膮pielowy i szybko si臋 przebra艂a. Marzy艂a o ciep艂ej wodzie. Mo偶e uda jej si臋 odpr臋偶y膰. Zarzuci艂a na rami臋 pla偶owy r臋cznik i wr贸ci艂a do kuchni, ale Zacha nie by艂o nigdzie wida膰. Nie czekaj膮c na niego, wysz艂a na taras, gdzie znajdowa艂 si臋 ma艂y basenik i zanurzy艂a w gor膮cej wodzie. Poczu艂a si臋 jak otulona w mi臋kki, p艂ynny koc, zawini臋ty tu偶 pod biustem.
Zach pojawi艂 si臋 w minut臋 p贸藕niej, wci膮偶 w garniturze. Stan膮艂 jakby zaskoczony jej widokiem.
Nie... nie wiedzia艂em, 偶e tak szybko wyjdziesz - powiedzia艂, wpatruj膮c si臋 w ni膮 z nie ukrywanym podziwem. Odetchn膮艂 g艂臋boko i zaj膮艂 si臋 otwieraniem butelki szampana, potem nala艂 sobie pe艂en kieliszek. Prze艂kn膮艂 p艂yn jednym haustem, a nast臋pnie nala艂 szampana Janine.
Idziesz si臋 k膮pa膰? - zapyta艂a, si臋gaj膮c po kryszta艂owy kieliszek.
Nie - powiedzia艂 szorstko. - Nie b臋d臋 teraz p艂ywa艂. W tym tygodniu nie zd膮偶y艂em zrobi膰 kilku rzeczy, wi臋c teraz przejrz臋 papiery. Baw si臋 dobrze.
Mia艂 zamiar pracowa膰 w swoj膮 noc po艣lubn膮! Czu艂a, 偶e nie ma 偶adnego prawa komentowa膰 tego ani si臋 skar偶y膰. Postanowi艂a, 偶e nie oka偶e ogarniaj膮cego j膮 niezadowolenia.
- Woda jest cudowna - powiedzia艂a tak pogodnie, jak tylko potrafi艂a, maj膮c nadziej臋, 偶e go nam贸wi.
Zach skin膮艂 g艂ow膮, ale unika艂 wzroku Janine.
- Wygl膮da... wspaniale - przeci膮gn膮艂 palcami po w艂osach i popatrzy艂 na ni膮, jakby chcia艂 jej co艣 powiedzie膰. Ale najwyra藕niej zmieni艂 zdanie.
Speszona jego dziwnym zachowaniem, Janine odstawi艂a kieliszek z szampanem i wsta艂a tak gwa艂townie, 偶e woda przela艂a si臋 przez kraw臋d藕 basenu.
Nie musisz tego m贸wi膰 - mrukn臋艂a, wychodz膮c z wody i si臋gaj膮c po r臋cznik.
Czego?
Ostrzega艂e艣 mnie przed 艣lubem, 偶e wiem, na co si臋 decyduj臋. Nie musisz si臋 martwi膰. Zrozumia艂am, o co chodzi艂o w chwili, kiedy si臋 tu znale藕li艣my.
Zach wypi艂 kolejny kieliszek szampana, jakby to by艂a woda.
O czym ty do diab艂a m贸wisz?
Niewa偶ne - energicznie wyciera艂a ramiona.
Nie - warkn膮艂 niecierpliwie - chc臋, 偶eby艣 mi powiedzia艂a.
Wiedz膮c, 偶e nie powinna tego robi膰, wskaza艂a palcem drzwi.
Powiedzia艂e艣, 偶e mnie tylko lubisz i 偶e nie ma mi臋dzy nami 偶adnego uczucia. Dobrze. Po prostu wspaniale. Zgadzam si臋 na takie warunki, ale...
Ale co? - dopytywa艂 si臋.
Wzruszy艂a ramionami, przygotowana z g贸ry na k艂贸tni臋.
Ale ka偶da panna m艂oda powinna zosta膰 przynajmniej przeniesiona przez pr贸g.
Pr贸g? - wykrzykn膮艂 wpatruj膮c si臋 w ni膮 jakby wymaga艂a powa偶nego leczenia. Zrobi艂 dwa kroki w kierunku drzwi, potem odwr贸ci艂 si臋 z powrotem. - Oczywi艣cie 偶artujesz?
Podnios艂a wysoko g艂ow臋 unikaj膮c spojrzenia jego ciemnych oczu. Czu艂a w gardle gul臋 wielko艣ci arbuza i ba艂a si臋 cokolwiek powiedzie膰.
- To niewiarygodne. Chyba naprawd臋 traktujesz to powa偶nie! - najwidoczniej nie potrafi艂 w to uwierzy膰. - Je偶eli to dla ciebie takie wa偶ne, z rado艣ci膮 zrobi臋 ci t臋 przyjemno艣膰.
Mia艂a ochot臋 wybuchn膮膰 p艂aczem, ale uda艂o jej si臋 jako艣 powstrzyma膰.
Jeste艣 ostatnim m臋偶czyzn膮, kt贸remu pozwol臋 zanie艣膰 si臋 gdziekolwiek.
No wspaniale, ju偶 si臋 k艂贸cimy. Pewnie chcesz mnie poprosi膰 o rozw贸d i b臋dzie to najkr贸tsze ma艂偶e艅stwo w ca艂ej historii Stan贸w Zjednoczonych Ameryki.
Janine zblad艂a. Rozw贸d to takie brzydkie s艂owo, poczu艂a si臋 tak, jakby dosta艂a policzek. Wstrzymywane 艂zy pop艂yn臋艂y jej po twarzy. Staraj膮c si臋 zachowa膰 pozory godno艣ci, odwr贸ci艂a si臋 i posz艂a w stron臋 domu, zostawiaj膮c za sob膮 mokre 艣lady.
- Janine - krzykn膮艂 Zach. Dogoni艂 j膮 w kuchni.
Zabieg艂 jej drog臋 i zastawi艂 sob膮 przej艣cie. - A niech to, Janine, naprawd臋 nie zamierza艂em k艂贸ci膰 si臋 z tob膮.
Z wysoko uniesion膮 g艂ow膮 patrzy艂a ponad jego ramieniem malowane na 偶贸艂te kwiaty na 艣cianie jadalni. Dopiero kiedy 艂zy przes艂oni艂y jej zupe艂nie widok, wytar艂a oczy.
Przepraszam - szepn膮艂, wyci膮gaj膮c do niej r臋k臋, jakby chcia艂 j膮 przytrzyma膰. Ale w tej samej chwili jego rami臋 opad艂o. - Powinienem zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e tradycja jest dla ciebie wa偶na. Uczciwie m贸wi膮c, zupe艂nie zapomnia艂em o zwyczaju przenoszenia przez pr贸g.
- To nie tylko to. Postanowi艂e艣 od razu zakopa膰 si臋 w pracy. Ilu m臋偶czyzn bierze ze sob膮 teczk臋 z dokumentami na sw贸j miodowy miesi膮c? Ju偶 teraz czuj臋 si臋 jak niepotrzebny baga偶, a jeste艣my ma艂偶e艅stwem dopiero od kilku godzin. - Nie chcia艂a widzie膰 Zacha u swych st贸p, targanego nami臋tno艣ci膮, ale te偶 nie spodziewa艂a si臋, 偶e b臋dzie mu tyle potrzebna co zu偶yta bielizna. Zach wygl膮da艂 na zak艂opotanego.
Co ma z tym wsp贸lnego moja praca? Pytanie to rozz艂o艣ci艂o j膮 jeszcze bardziej.
Nawet nie widzisz, jak bardzo jeste艣 niezno艣ny. Nie odpowiedzia艂 jej wprost, tylko patrzy艂 na ni膮 przez d艂ug膮 chwil臋, jakby wa偶膮c s艂owa.
Po prostu my艣la艂em, 偶e b臋d臋 mia艂 chwil臋 na przejrzenie tych papier贸w - powiedzia艂 powoli. - Ale najwyra藕niej to ci przeszkadza.
Tak, przeszkadza mi. - Janine opar艂a r臋ce na biodrach.
Przecie偶 uzgodnili艣my, 偶e przenosimy na p贸藕niej to, co zazwyczaj si臋 robi podczas miodowych dni.
A co by艣 powiedzia艂 na to, 偶eby potraktowa膰 ten czas jak prawdziwe wakacje? Pozna膰 si臋 lepiej.
Czujesz si臋 ze mn膮 jak z obcym, tak? Nic dziwnego, 偶e jeste艣 taka nerwowa.
Nie jestem nerwowa. Jestem po prostu zm臋czona i tak bardzo staram si臋 nie powiedzie膰 ani zrobi膰 nic takiego, co pozwoli艂oby ci nazwa膰 mnie... j臋dz膮.
J臋dz膮? - powt贸rzy艂 zaskoczony Zach. - Uwa偶am, 偶e jeste艣 urocza. Musz臋 si臋 przyzna膰, 偶e trudno mi od ciebie oderwa膰 wzrok.
Naprawd臋? - r臋cznik zsun膮艂 si臋 niepostrze偶enie na ziemi臋. - My艣la艂am, 偶e nie umiesz m贸wi膰 s艂odkich s艂贸wek.
S艂odkie s艂贸wka?
Bardzo s艂odkie. Zaczyna艂am ju偶 my艣le膰, 偶e ci si臋 nie... podobam.
Zach przyjrza艂 jej si臋 ze zdziwieniem.
Chyba 偶artujesz.
Wcale nie.
Zdaje si臋, 偶e czeka mnie par臋 trudnych dni - powiedzia艂. - Musisz by膰 dla mnie wyrozumia艂a.
Dobrze - zgodzi艂a si臋, ju偶 teraz czuj膮c si臋 o niebo lepiej.
Proponuj臋, 偶eby艣 si臋 przebra艂a, a ja w tym czasie przygotuj臋 kolacj臋.
Wspaniale.
Kiedy wr贸ci艂a do kuchni, ubrana w we艂niane spodnie i jasnokremowy sweter, Zach podawa艂 ju偶 kolacj臋. Kieliszki nape艂nione by艂y winem.
- Zanim usi膮dziemy, musz臋 co艣 zrobi膰.
Ku zdziwieniu Janine podni贸s艂 j膮. Wyrwa艂 jej si臋 z ust okrzyk zdumienia.
Co robisz?
Zdaje si臋, 偶e chcia艂a艣 by膰 przeniesiona przez pr贸g.
Tak, ale robisz to odwrotnie. Powiniene艣 mnie wnie艣膰 z dworu do 艣rodka.
Zach wzruszy艂 ramionami, nie speszony jej s艂owami.
W naszym ma艂偶e艅stwie nic nie jest normalne, wi臋c i ten rytua艂 nie musi by膰 taki. - Uda艂, 偶e uginaj膮 mu si臋 pod jej ci臋偶arem kolana, kiedy wnosi艂 j膮 do salonu.
Powiniene艣 zachowa膰 powag臋 - pouczy艂a go, ale sama nie mog艂a powstrzyma膰 艣miechu.
Z udawanym wysi艂kiem otworzy艂 wreszcie drzwi i ceremonialnie wyni贸s艂 j膮 na ganek. Powoli stawia艂 j膮 na ziemi, ca艂y czas trzymaj膮c blisko przy sobie. Ju偶 si臋 nie 艣mia艂.
- Chyba zapomnia艂em o czym艣 wa偶nym - powiedzia艂 z czu艂o艣ci膮 w g艂osie.
Przecie偶 nie umr臋 od tego poca艂unku, pomy艣la艂a Janine.
Janine?
Wszystko jest doskonale. Naprawd臋. I dzi臋kuj臋.
Niezupe艂nie - mrukn膮艂. Odwr贸ci艂 j膮 do ciebie i dotkn膮艂 ustami jej ust. Janine podda艂a si臋 ca艂kowicie poca艂unkowi, obj臋艂a go ramionami za szyj臋. Zadr偶a艂a od fali gor膮ca, kt贸ra przep艂yn臋艂a przez ni膮. To by艂 najcudowniejszy poca艂unek w jej 偶yciu, a tego si臋 nie spodziewa艂a. Nie mia艂a poj臋cia, dlaczego tak si臋 dzieje. Zach oderwa艂 nagle od niej usta, ale sta艂 z zamkni臋tymi oczami. Prawie wida膰 by艂o, jak stara si臋 otrz膮sn膮膰 z wra偶enia i kiedy odsun膮艂 si臋 od niej, panowa艂 ju偶 nad sob膮 zupe艂nie. Janine westchn臋艂a cichutko. Nie wiedzia艂a, co o tym my艣le膰.
Min臋艂y dwa dni. Chodzili na d艂ugie spacery i zbierali muszle. Wynaj臋li mopedy i 艣cigali si臋 wzd艂u偶 pla偶y. Puszczali w niebo latawce, podziwiaj膮c, jak nurkuj膮 i wzbijaj膮 si臋 w g贸r臋. Dzie艅 przed powrotem do Seattle Zach zaproponowa艂, 偶e przygotuje kolacj臋. W zwi膮zku z tym musia艂 pojecha膰 do miasta i poczyni膰 odpowiednie zakupy. Dot膮d Janine robi艂a dla nich proste posi艂ki. Harry mia艂 wolne na czas ich pobytu.
Co przygotujesz? - chcia艂a si臋 dowiedzie膰, kiedy wje偶d偶ali na parking przed jedynym w mie艣cie sklepem spo偶ywczym. - Powiedz mi, to kupi臋 odpowiednie wino.
Wino - mrucza艂. - Zazwyczaj nie podaj臋 do tego wina.
Ruszy艂a za nim, a kiedy zobaczy艂, 偶e towarzyszy mu w pewnej odleg艂o艣ci, uj膮艂 j膮 zdecydowanie za rami臋 i odwr贸ci艂 w przeciwnym kierunku.
- Jestem artyst膮 i musz臋 pracowa膰 w samotno艣ci.
Janine ledwie powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu.
- 呕eby kolacja sta艂a si臋 arcydzie艂em, musz臋 si臋 skoncentrowa膰 nad doborem produkt贸w. Ty, moja najdro偶sza, najs艂odsza 偶ono - doda艂 dotykaj膮c ko艅cem wskazuj膮cego palca jej nosa - za bardzo mnie rozpraszasz. W mi艂y spos贸b, ale jednak rozpraszasz.
Janine u艣miechn臋艂a si臋, jej serce ta艅czy艂o ze szcz臋艣cia. Zach rzadko m贸wi艂 jej mi艂e s艂owa, nauczy艂a si臋 wi臋c ceni膰 jego komplementy.
Podczas gdy wybiera艂 produkty, Janine spacerowa艂a po mie艣cie. Kupi艂a ma艂膮 mew臋 z porcelany, kt贸r膮 nazwa艂a od razu Chester i du偶膮 torb臋 soli. Potem wiedziona nag艂ym impulsem si臋gn臋艂a te偶 po krem do opalania.
Kiedy wr贸ci艂a do samochodu, Zach ju偶 na ni膮 czeka艂. Liza艂a podw贸jne lody czekoladowe i czu艂a si臋 bardzo szcz臋艣liwa.
Czy szef kuchni znalaz艂 wszystko, co mu by艂o potrzebne? - zapyta艂a. Powstrzyma艂a si臋 do zagl膮dania do dw贸ch br膮zowych, papierowych toreb le偶膮cych na pod艂odze.
Nasz膮 dzisiejsz膮 kolacj臋 b臋dziesz d艂ugo wspomina膰, obiecuj臋 ci.
Mi艂o to s艂ysze膰 - wyci膮gn臋艂a w jego stron臋 ro偶ek z lodami i zapyta艂a - Chcesz spr贸bowa膰?
Ch臋tnie - pochyli艂 si臋 do przodu, ale odsun膮艂 ro偶ek i dotkn膮艂 ustami jej ust. Widzia艂a jego ciemne oczy zakryte ci臋偶kimi powiekami i jej serce zacz臋艂o nagle bi膰 bardzo mocno. Nie by艂a pewna, co si臋 wydarzy艂o pomi臋dzy nimi, ale wiedzia艂a z pewno艣ci膮, 偶e co艣 dobrego.
Kiedy poca艂unek przed艂u偶a艂 si臋, poczu艂a, jak przebiega j膮 dreszcz. 呕adne z nich nie poruszy艂o si臋 ani nie odezwa艂o. Chcia艂, 偶eby poca艂unek by艂 delikatny i 偶artobliwy, ale szybko jego nat臋偶enie zmieni艂o si臋. Na kr贸tk膮 chwil臋 jego oczy spochmurnia艂y. Trzyma艂 j膮 w ramionach i oddycha艂 szybko.
Janine wyda艂o si臋 zabawne, 偶e chocia偶 byli sami przez dwa dni, to zdecydowa艂 si臋 j膮 poca艂owa膰 na parkingu pe艂nym ludzi.
- Nie pami臋ta艂em, 偶e czekoladowe s膮 takie smaczne - powiedzia艂 cicho. Chcia艂, 偶eby jego g艂os zabrzmia艂 normalnie, ale Janine nie da艂a si臋 oszuka膰. Ten poca艂unek podzia艂a艂 na niego tak samo jak na ni膮.
Musia艂 bardzo si臋 stara膰, 偶eby nie pokaza膰 tego po sobie.
Podczas kr贸tkiej drogi do domu oboje byli dziwnie cisi. Do tego momentu sp臋dzali czas razem i dobrze si臋 czuli w swoim towarzystwie. Teraz nagle wszystko si臋 zmieni艂o.
Czy zostan臋 wygnana z kuchni? - zapyta艂a beztrosko Janine, kiedy byli ju偶 w domu.
Nie ca艂kiem - zaskoczy艂 j膮. - B臋d臋 ci臋 potrzebowa艂 potem do zmywania naczy艅.
Janine roze艣mia艂a si臋, wsun臋艂a olejek do opalania do torby, w艂o偶y艂a kostium i wyci膮gn臋艂a le偶ak, 偶eby z艂apa膰 ostatnie promienie popo艂udniowego s艂o艅ca.
Zach wkr贸tce do艂膮czy艂 do niej, nios膮c w wysokiej szklance mro偶on膮 herbat臋.
My艣la艂em, 偶e b臋dziesz mia艂a na to ochot臋.
Dzi臋ki. Gdybym wiedzia艂a, 偶e tak dobrze poruszasz si臋 w kuchni, ju偶 dawno przydzieli艂abym ci jakie艣 obowi膮zki.
Postawi艂 szklank臋 ko艂o niej i wr贸ci艂 do domu.
- Lista moich talent贸w zadziwi艂aby ci臋 - rzuci艂 jej przez rami臋.
Bez w膮tpienia nale偶y do nich ca艂owanie, pomy艣la艂a. Ostatnia pr贸ba wywo艂a艂a gwa艂town膮 potrzeb臋 nast臋pnych. Gdyby by艂a do艣wiadczon膮, wyrafinowan膮 kobiet膮, nie mia艂aby 偶adnych problem贸w, by znale藕膰 si臋 z powrotem w jego ramionach. Ale oni byli m臋偶em i 偶on膮.
Le偶膮c na plecach z zamkni臋tymi oczami, Janine wyobra偶a艂a sobie, jak to by by艂o cudownie, gdyby Zach wzi膮艂 j膮 w ramiona i kocha艂 j膮...
Przebudzi艂a si臋 nagle i wbieg艂a do domu, 偶eby si臋 przebra膰. Kiedy ju偶 by艂a prawie gotowa, Zach zawo艂a艂, 偶e kolacja gotowa. Wyci膮gn膮艂 st贸艂 ogrodowy, poniewa偶 mieli je艣膰 na werandzie.
Pom贸c ci? - zapyta艂a, staraj膮c si臋 zerkn膮膰 do kuchni.
Nie. Usi膮d藕, bo zaraz wszystko ostygnie - wskaza艂 na krzes艂o i poczeka艂, a偶 usadowi si臋 wygodnie.
Mam tylko 艂y偶k臋 - powiedzia艂a, rozk艂adaj膮c serwetk臋 na kolanach. Musia艂o mu si臋 co艣 pomyli膰.
Bo potrzebna jest tylko 艂y偶ka - krzykn膮艂 z kuchni.
I ca艂e to zamieszanie z powodu jednej zupy? - zapyta艂a kpi膮co.
- Poczekaj, to zobaczysz. Zaraz wracam.
Zabrzmia艂o to tak powa偶nie, 偶e Janine nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu. Uk艂ada艂a w my艣lach komplementy, kt贸rymi mog艂aby go obdarzy膰 - „wyj膮tkowo pyszna", „od艣wie偶aj膮co odmienna" - kiedy Zach wszed艂 na taras, nios膮c blaszan膮 puszk臋 i szczypce.
Na lito艣膰 bosk膮, a to co takiego? - wykrzykn臋艂a z obrzydzeniem.
Kolacja - odpowiedzia艂. - Gotowa艂em tak膮 tylko dla siebie, kiedy nale偶a艂em do skaut贸w.
Postawi艂 przed ni膮 paruj膮c膮 puszk臋, jakby by艂 w niej homar na porcelanowym p贸艂misku. Janine pochyli艂a si臋 do przodu, zagl膮daj膮c z obaw膮 do 艣rodka.
- Kie艂baski. I fasolka - poinformowa艂 j膮 z dum膮.
- I pomy艣le膰, 偶e przez chwil臋 zw膮tpi艂am w ciebie.
Ca艂a jej ironia znikn臋艂a jednak w chwili, gdy spr贸bowa艂a jego specjalno艣ci. Fasolka by艂a znakomita. Zdziwi艂 j膮 jeszcze raz, przynosz膮c deser: ma艂e grahamki posmarowane kremem czekoladowym i podgrzane w piecyku.
Janine zjad艂a cztery ciasteczka, kt贸re Zach nazywa艂 jeszczakami. Wyt艂umaczy艂, 偶e kiedy pierwszy raz je zaserwowa艂, wszyscy prosili o jeszcze.
- Nie mam poj臋cia, w jaki spos贸b uda艂o ci si臋 w og贸le pozosta膰 kawalerem - pokpiwa艂a sobie z niego, zapominaj膮c na chwil臋, 偶e s膮 ma艂偶e艅stwem. - Gdyby rozesz艂a si臋 wie艣膰 o twoich talentach kulinarnych, kobiety pcha艂yby si臋 drzwiami i oknami do twego domu.
Zach parskn膮艂 艣miechem, ale wygl膮da艂 na ogromnie z siebie zadowolonego.
Nagle Janine u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nigdy nie pyta艂a Zacha o inne kobiety w jego 偶yciu. Okaza艂aby si臋 okropnie naiwna, gdyby wierzy艂a, 偶e nie by艂 nigdy zwi膮zany z 偶adn膮 kobiet膮. Ona prze偶y艂a swoj膮 histori臋 z Brianem. Na pewno i w przesz艂o艣ci Zacha istnia艂y jakie艣 kobiety.
Poczeka艂a do wieczora, kiedy siedzieli przed kominkiem, popijaj膮c wino i s艂uchaj膮c klasycznej muzyki. Zach by艂 rozpr臋偶ony, podci膮gn膮艂 jedn膮 nog臋 i opar艂 brod臋 na kolanie. Janine le偶a艂a na brzuchu, wpatruj膮c si臋 w ogie艅.
- By艂e艣 kiedy艣 zakochany? - zapyta艂a, staraj膮c si臋, aby pytanie zabrzmia艂o zupe艂nie oboj臋tnie.
Zach nie odpowiedzia艂 wprost.
Czy by艂aby艣 zazdrosna, gdybym powiedzia艂: tak?
Nie - odpowiedzia艂a z pewno艣ci膮, kt贸rej wcale nie czu艂a.
Chyba nie. A ty. By艂a艣 zakochana?
Nie odpowiedzia艂a od razu. Kiedy艣 my艣la艂a, 偶e jest zakochane w Brianie. I dopiero niedawno zda艂a sobie spraw臋, 偶e raczej zakocha艂a si臋 wtedy w samej idei mi艂o艣ci. Wraz z u艣wiadomieniem sobie tego przesz艂o艣膰 przesta艂a by膰 tak bolesna.
Nie - odpowiedzia艂a przekonana, 偶e m贸wi prawd臋. Jej uczucie do Zacha, kt贸rego dopiero przecie偶 poznawa艂a, by艂o ju偶 po tysi膮ckro膰 mocniejsze ni偶 to, kt贸re kiedykolwiek czu艂a do jakiegokolwiek m臋偶czyzny. Nie wiedzia艂a, jak to wyt艂umaczy膰, wola艂a wi臋c w og贸le o tym nie m贸wi膰. - Ja zapyta艂am pierwsza.
Jestem 偶onatym m臋偶czyzn膮. Oczywi艣cie, 偶e jestem zakochany.
Mnie lubisz. Tak powiedzia艂e艣. Chyba pami臋tasz?
Wydawa艂o mi si臋, 偶e to s艂owo ci nie odpowiada.
To prawda. A teraz przesta艅 kr膮偶y膰 dooko艂a tematu. Czy by艂e艣 kiedy艣 naprawd臋 zakochany? Nie musisz mi zdradza膰 偶adnych szczeg贸艂贸w - tylko tak lub nie.
Chodzi ci o szalon膮 nami臋tno艣膰?
Tak - powiedzia艂a niecierpliwie. - Nie baw si臋 ze mn膮 i nie podawaj mi listy kobiet, kt贸re lubi艂e艣.
Sta艂 si臋 nagle tak skupiony, 偶e odechcia艂o si臋 jej 艣mia膰. Podci膮gn臋艂a nogi i usiad艂a, obejmuj膮c ramionami kolana.
Zach przygl膮da艂 jej si臋 przez d艂ug膮 chwil臋.
- Tak - odpowiedzia艂 wreszcie chrapliwym szeptem - By艂em zakochany.
ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY
Mia艂a na imi臋 Maria.
Maria - Janine powt贸rzy艂a, jakby nigdy nie s艂ysza艂a takiego imienia.
Spotkali艣my si臋 w Europie, dok膮d zosta艂em wys艂any podczas s艂u偶by wojskowej. M贸wi艂a biegle pi臋cioma j臋zykami i gdy byli艣my razem, nauczy艂a mnie dawa膰 sobie rad臋 z dwoma.
Pracowa艂a razem z tob膮?
By艂em w wojsku, a ona pracowa艂a dla wywiadu. Wykonywali艣my razem pewne zadanie, mia艂o to potrwa膰 kilka dni, a przeci膮gn臋艂o si臋 na ca艂e tygodnie.
I wtedy si臋 w niej zakocha艂e艣 - b贸l w piersi nie chcia艂 min膮膰. Czu艂a, 偶e zaraz serce jej p臋knie.
Oboje wiedzieli艣my, 偶e nasze zadanie jest niebezpieczne, wsp贸艂pracowali艣my ze sob膮 - zamilk艂 i ci臋偶ko westchn膮艂. - Z臋by nie przed艂u偶a膰 tej historii, tak, zakocha艂em si臋 w niej. Ale ona mnie nie kocha艂a.
I co?
Chcia艂em, 偶eby zrezygnowa艂a z pracy i wysz艂a za mnie. Ale to jej nie interesowa艂o. Chcesz us艂ysze膰 szczeg贸艂y?
Nie.
Zach wypi艂 艂yk wina.
- Nied艂ugo potem opu艣ci艂em armi臋. Nie mia艂em ju偶 do tego serca. Maria by艂a inna - dla niej praca i ryzyko, jakie nios艂a, to by艂o prawdziwe 偶ycie. By艂a najbardziej oddan膮, najodwa偶niejsz膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek pozna艂em. I chocia偶 wtedy by艂o to dla mnie bolesne, wiedzia艂em, 偶e post膮pi艂a s艂usznie.
Ma艂偶e艅stwo i rodzina znudzi艂yby j膮 po roku. Nie zrozum mnie 藕le. To by艂o bolesne. Kocha艂em j膮 bardziej, ni偶 s膮dzi艂em, 偶e jest to mo偶liwe. Oboje milczeli przez chwil臋. Potem Janine zapyta艂a:
A co robi艂e艣 po odej艣ciu z wojska?
Przez te kilka lat uda艂o mi si臋 od艂o偶y膰 troch臋 pieni臋dzy. Nie藕le je ulokowa艂em. Postanowi艂em sam otworzy膰 przedsi臋biorstwo. Czyta艂em wszystko, co tylko wpad艂o mi w r臋ce na temat transportu i firm dostawczych i zacz膮艂em wzorowa膰 si臋 na modelu, jaki stworzy艂 tw贸j dziadek. Po pi臋ciu latach by艂em ju偶 jego g艂贸wnym konkurentem. W zesz艂ym roku spotkali艣my si臋 na konferencji i po艂膮czyli艣my nasze si艂y. I jak to m贸wi膮, reszta jest milczeniem.
Czy by艂a 艂adna? -ju偶 w chwili zadawania pytania Janine wiedzia艂a, 偶e o艣miesza si臋. Co to za r贸偶nica, czy jego Maria by艂a Miss Ameryki czy te偶 mia艂a buzi臋 ma艂pki. 呕adna. Zach kocha艂 Mari臋. Kocha艂 j膮 tak, jak prawdopodobnie nie b臋dzie kocha艂 nikogo i nigdy. Bardziej, ni偶 my艣la艂, 偶e jest zdolny. W por贸wnaniu z tym, co czu艂 do niej, mo偶na to by艂o rzeczywi艣cie nazwa膰 tylko sympati膮.
By艂a blondynk膮 i... tak, by艂a pi臋kna.
By艂am tego pewna. - Janine spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰.
Zach otrz膮sn膮艂 si臋, jakby z wysi艂kiem wracaj膮c do tera藕niejszo艣ci.
Nie martw si臋. To by艂o dawno.
Nie martwi臋 si臋 - mrukn臋艂a Janine. Wsta艂a zabieraj膮c sw贸j kieliszek. - Jestem troch臋 zm臋czona. P贸jd臋 si臋 chyba po艂o偶y膰.
Zach wci膮偶 wpatrywa艂 si臋 w ogie艅 i Janine w膮tpi艂a, czy w og贸le j膮 s艂yszy. Nie potrzebowa艂a kryszta艂owej kuli, 偶eby wiedzie膰 , 偶e przypomina sobie pi臋kn膮 Mari臋.
Dziesi臋膰 minut p贸藕niej, kiedy by艂a ju偶 w sypialni, us艂ysza艂a jego kroki na korytarzu. Wydawa艂o jej si臋, 偶e przez chwil臋 zawaha艂 si臋 przed drzwiami, ale powiedzia艂a sobie, 偶e to pewnie jest jej pobo偶ne 偶yczenie.
W chwili kiedy Zach opowiedzia艂 jej o swojej wielkiej mi艂o艣ci, Janine czu艂a, 偶e ro艣nie w niej jaka艣 bry艂a. Wielka gruda ulokowana mi臋dzy sercem i 偶o艂膮dkiem. Z ka偶dym oddechem robi艂a si臋 coraz wi臋ksza. Dobry Bo偶e, dlaczego mia艂aby si臋 przejmowa膰 Mari膮? Zach nigdy nie twierdzi艂, 偶e czuje co艣 do niej. Nie odebra艂 jej nic, do czego mia艂aby prawo.
Godzin臋 p贸藕niej le偶a艂a na boku, nadal w pe艂ni rozbudzona, przyciskaj膮c r臋kami 偶o艂膮dek. Nie mia艂a nic przeciwko temu, 偶e Zach kocha艂 g艂臋boko inn膮 kobiet臋, ale bola艂o j膮, 偶e nigdy nie pokocha ju偶 tak mocno jak wtedy. Powiedzia艂 przecie偶, 偶e 偶eni si臋 z ni膮, poniewa偶 to jest rozs膮dne z finansowego punktu widzenia. I lubi艂 j膮.
Jak jaka艣 romantyczna idiotka Janine uwierzy艂a, 偶e pokochaj膮 si臋 i b臋d膮 偶yli d艂ugo i szcz臋艣liwie, chowaj膮c pi膮tk臋 dzieci w ma艂ym domku za bia艂ym parkanem.
Zach kocha艂 Mari臋, kt贸ra postanowi艂a s艂u偶y膰 swemu krajowi.
Najbardziej patriotyczna rzecz, jak膮 zrobi艂a Janine w ca艂y swoim 偶yciu, to oddanie g艂osu w czasie wybor贸w. Pomy艣la艂a, 偶e dwukrotne wypicie kawy na spotkaniach Czerwonego Krzy偶a chyba si臋 nie liczy.
Maria by艂a poliglotk膮. Po dw贸ch latach nauki francuskiego na studiach Janine mog艂a si臋 poszczyci膰 艣wietn膮 znajomo艣ci膮 gramatyki, ale w prawdziwej rozmowie czu艂a si臋 bezradna.
- Po co go w og贸le pyta艂am - j臋cza艂a. By艂a absolutnie pewna, 偶e Zach sam nigdy by nie wspomnia艂 o Marii. Zmusi艂a go do tego. Jaka b艂ogos艂awiona by艂a wcze艣niejsza ignorancja! Jaka wygodna!
Nigdy nie b臋dzie wielk膮 mi艂o艣ci膮 jego 偶ycia.
Kiedy w kilka godzin p贸藕niej Janine us艂ysza艂a Zacha w艂贸cz膮cego si臋 po domu, przewr贸ci艂a si臋 na drugi bok i spojrza艂a na zegarek, pewna, 偶e jest 艣rodek nocy.
By艂 p贸藕ny ranek, dawno powinni jecha膰 do domu. Odrzuci艂a koce i wyskoczy艂a z 艂贸偶ka, nieprzytomnie si臋gaj膮c po szlafrok. Potkn臋艂a si臋 i uderzy艂a si臋 o 艣cian臋. A偶 krzykn臋艂a z b贸lu. Z艂apa艂a si臋 r臋kami za nos i zamkn臋艂a oczy. 艁zy p艂yn臋艂y jej po policzkach.
Janine - Zach zastuka艂 do jej drzwi. - Nic ci si臋 nie sta艂o?
Nie - krzykn臋艂a, wci膮偶 trzymaj膮c si臋 za nos. Spojrza艂a w lustro opuszczaj膮c r臋k臋. Tak jak przypuszcza艂a, z nosa s膮czy艂a si臋 krew.
Czy mog臋 wej艣膰? - zapyta艂 znowu Zach.
Nie... id藕 sobie - ruszy艂a do s膮siaduj膮cej z pokojem 艂azienki, wysoko trzymaj膮c g艂ow臋 i zakrywaj膮c nos obiema r臋kami.
Masz jaki艣 dziwny g艂os. Wchodz臋.
Nie - wrzasn臋艂a. - Id藕 sobie. - Si臋gn臋艂a po r臋cznik. Po twarzy p艂yn臋艂y jej 艂zy, bardziej z upokorzenia ni偶 z b贸lu.
Wchodz臋 - krzykn膮艂 Zach, najwyra藕niej bardzo ju偶 zdenerwowany.
Nim Janine zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, drzwi sypialni otworzy艂y si臋 i Zach wkroczy艂 do 艣rodka. Spojrza艂 przez otwarte drzwi 艂azienki.
- Co si臋 sta艂o?
Janine jedn膮 r臋k膮 przyciska艂a mokry r臋cznik do dolnej po艂owy twarzy, a drug膮 pokazywa艂a mu drzwi.
Daj mi to zobaczy膰 - powiedzia艂, nie przejmuj膮c si臋 tym gestem. Wzi膮艂 j膮 za ramiona, pochyli艂 nad wann膮 i delikatnie odsun膮艂 r臋cznik.
Co ty robi艂a艣? Poranny sparing?
Jak mo偶esz ze mnie 偶artowa膰! - 艂zy spada艂y jak krople deszczu na jedwabn膮 koszul臋.
Ju偶 po chwili krew przesta艂a lecie膰. Zach wiedzia艂 dok艂adnie, co nale偶y zrobi膰. Janine nie mia艂a ju偶 ochoty si臋 z nim szarpa膰.
- Chcesz, to poca艂uj臋 i przestanie bole膰.
Nie czekaj膮c na odpowied藕, Zach poca艂owa艂 j膮. Janine my艣la艂a, 偶e serce wyskoczy jej z piersi i nim zda艂a sobie spraw臋 z tego, co robi, obj臋艂a go ramionami i przywar艂a do niego bezradnie. Zach ca艂owa艂 jej czo艂o i oczy. Palcami 艣ciera艂 resztki 艂ez na policzkach. Potem wtuli艂 twarz w jej szyj臋. Dr偶膮ca upaja艂a si臋 jego czu艂o艣ci膮. Niewa偶ne, co si臋 zdarzy艂o w przesz艂o艣ci. W tej chwili, tego dnia Zach nale偶a艂 do niej.
Zach podni贸s艂 Janine i zmierza艂 wyra藕nie w stron臋 艂贸偶ka. Gdyby nie dowiedzia艂a si臋 o jego mi艂o艣ci do Marie, mo偶e i skusi艂oby j膮 to. Jednak 艣wiadomo艣膰, 偶e zawsze zajmowa膰 b臋dzie odleg艂e, drugie miejsce w jego sercu by艂a ciosem w jej dum臋. I w serce. Musi min膮膰 du偶o czasu, nim pogodzi si臋 z my艣l膮, 偶e nie ona jest t膮 kobiet膮, kt贸ra budzi w nim nami臋tno艣膰 i pasj臋.
Delikatnie odsun臋艂a go, wiedz膮c, 偶e nie b臋dzie potrafi艂a go powstrzyma膰, je艣li pozostanie tak blisko.
Nie sprzeciwiaj膮c si臋 jej decyzji, Zach opu艣ci艂 ramiona i opar艂 si臋 o framug臋, jakby potrzebowa艂 podpory.
Janine nie by艂a w stanie spojrze膰 na niego ani si臋 do niego odezwa膰. Odwr贸ci艂a si臋 i zacz臋艂a przek艂ada膰 ubrania z miejsca na miejsce.
- Daj臋 ci pi臋膰 minut na spakowanie, a potem zaczynam wynosi膰 rzeczy do samochodu - powiedzia艂 chwil臋 p贸藕niej Zach nieswoim g艂osem.
Janine skin臋艂a g艂ow膮 czuj膮c si臋 bardzo nieszcz臋艣liwa. Nie wiedzia艂a, co mog艂aby powiedzie膰. On chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰, a ona go odtr膮ci艂a.
Kiedy pakowa艂 samoch贸d, Janine ubiera艂a si臋. Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej wysz艂a z torb膮 w r臋ce. Postanowi艂a, 偶e b臋dzie ch艂odna. Ale nie zimna.
Przyjacielska - postanowi艂a - ale nie narzucaj膮ca si臋 ze sw膮 przyja藕ni膮.
- Jestem gotowa - obwie艣ci艂a, u艣miechaj膮c si臋 najbardziej czaruj膮co jak potrafi艂a.
Zach zamkn膮艂 dom i par臋 minut p贸藕niej ju偶 byli w drodze. Janine postanowi艂a, 偶e b臋dzie si臋 zachowywa膰, jakby nic nadzwyczajnego si臋 nie sta艂o, papla艂a wi臋c weso艂o przez ca艂y czas. Je艣li Zach nawet zauwa偶y艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku, nie da艂 tego po sobie pozna膰. On te偶 nie mia艂, zdaje si臋, ochoty rozmawia膰 o tym, co si臋 sta艂o. Najlepiej by艂o zapomnie膰 o ca艂ej sprawie.
Tylko raz zwr贸ci艂 si臋 do niej. Zapyta艂, czy jeszcze boli j膮 nos, ale szybko zapewni艂a go, 偶e czuje si臋 艣wietnie. U艣miechn臋艂a si臋 przy tym pogodnie i natychmiast zmieni艂a temat.
W Seattle niebo by艂o szare i m偶y艂 drobny deszcz. Wjechali do gara偶u przy mieszkaniu Zacha. W milczeniu pomog艂a mu roz艂adowa膰 samoch贸d. Jad膮c wind膮 na dziesi膮te pi臋tro oboje byli dziwnie milcz膮cy.
Zach zawaha艂 si臋 na moment przed drzwiami i spojrza艂 na ni膮 niepewnie.
Czy przez ten pr贸g tak偶e powinienem ci臋 przenie艣膰, czy raz ju偶 wystarczy?
Wystarczy.
Dobrze - u艣miechn膮艂 si臋 i otworzy艂 drzwi, odsuwaj膮c si臋, by j膮 przepu艣ci膰. Energicznie wesz艂a do 艣rodka. Salon by艂 przytulnie urz膮dzony, ale jego najwi臋ksz膮 zalet臋 stanowi艂o ogromne okno z zapieraj膮cym dech widokiem na dachy Seattle.
Jak 艣licznie.
Skin膮艂 g艂ow膮, zadowolony z jej reakcji.
Gdyby ci si臋 tu nie podoba艂o, mo偶emy si臋 zawsze przeprowadzi膰. Teraz, kiedy pobrali艣my si臋, powinni艣my pomy艣le膰 o kupieniu domu.
Dlaczego? - spyta艂a niewinnym tonem.
Mam nadziej臋, 偶e kiedy艣 b臋dziemy mieli dzieci.
To znaczy, kiedy ty b臋dziesz na to gotowa, Janine, nie zmuszam ci臋 przecie偶.
- W... wiem. - wyjrza艂a przez panoramiczne okno, przyciskaj膮c do siebie r臋ce, jakby dla uspokojenia serca.
Zach podszed艂 do biurka i nacisn膮艂 guzik odtwarzania automatycznej sekretarki. Natychmiast rozpocz膮艂 si臋 niesko艅czony ci膮g nagranych informacji. Wszystkie dotyczy艂y interes贸w.
Janine za bardzo ciekawi艂 wygl膮d mieszkania, by mia艂a traci膰 czas na wys艂uchiwanie wiadomo艣ci, kt贸re zebra艂y si臋 podczas trzech dni jego nieobecno艣ci. Przechodzi艂a od pokoju do pokoju, pragn膮c pozna膰 sw贸j nowy dom. Zauwa偶y艂a, 偶e Zach dyplomatycznie zostawi艂 jej baga偶 pomi臋dzy drzwiami do dw贸ch sypialni. Jego torba wniesiona by艂a do jednej z nich. Je偶eliby chcia艂a zosta膰 偶on膮 w ca艂ym tego s艂owa znaczeniu, wystarczy艂o wnie艣膰 rzeczy do jego pokoju. Sprawa mog艂a zosta膰 za艂atwiona bez gadaniny.
Janine podj臋艂a decyzj臋 natychmiast. Podnios艂a torb臋 i zanios艂a j膮 do pokoju go艣cinnego. Obejrza艂a si臋 i zobaczy艂a Zacha przygl膮daj膮cego si臋 jej z bolesnym wyrazem twarzy.
Id臋 do biura, chyba 偶e jestem ci do czego艣 potrzebny - powiedzia艂 ponuro.
Nie, dzi臋kuj臋.
Jego spojrzenie pow臋drowa艂o ponad ni膮 w stron臋 艂贸偶ka w go艣cinnym pokoju. Uni贸s艂 pytaj膮co w g贸r臋 jedn膮 brew, jakby daj膮c jej mo偶liwo艣膰 zmiany decyzji.
- Jeste艣 pewna, 偶e chcesz spa膰 tutaj? - zapyta艂.
Jestem pewna. Przeczesa艂 palcami w艂osy.
Tego si臋 w艂a艣nie obawia艂em. Chwil臋 p贸藕niej ju偶 go nie by艂o.
Zach nie przyszed艂 tego wieczoru na kolacj臋 do domu. Kiedy zadzwoni艂 telefon, Janine w艂a艣nie bra艂a k膮piel, wi臋c zostawi艂 tylko wiadomo艣膰, 偶e wr贸ci p贸藕no. Zjad艂a sama siedz膮c przed telewizorem. Czu艂a si臋 opuszczona i niekochana. Wk艂ada艂a w艂a艣nie naczynia do zmywarki, kiedy wr贸ci艂.
Przepraszam, 偶e jestem tak p贸藕no.
Nic nie szkodzi - sk艂ama艂a. Nigdy w 偶yciu nie czu艂a si臋 bardziej samotna.
Zach przejrza艂 poczt臋, chocia偶 Janine by艂a pewna, 偶e zrobi艂 to ju偶 rano.
Dosta艂a艣 wiadomo艣膰, 偶e nie b臋d臋 na kolacji?
Tak. Chcesz co艣 zje艣膰? Mog臋 ci co艣 przygotowa膰.
Jad艂em wcze艣niej.
Ogl膮dali jeszcze przez dobr膮 godzin臋 telewizj臋, a potem zdecydowali, 偶e czas ju偶 p贸j艣膰 do 艂贸偶ek.
Janine przebra艂a si臋 w swoj膮 pi偶am臋 - bardzo zwyczajn膮, przez ca艂y tydzie艅 nosi艂a podobne, nie mog艂a si臋 zmusi膰 do w艂o偶enia eleganckiej r贸偶owej koszulki, kt贸r膮 dosta艂a od Pam. Wychodzi艂a w艂a艣nie z 艂azienki, trzymaj膮c szczoteczk臋 do z臋b贸w w ustach, kiedy wpad艂a prosto na Zacha. Powiedzieli ju偶 sobie wcze艣niej dobranoc, s膮dzi艂a wi臋c, 偶e zobaczy go dopiero rano. Nie by艂a przygotowana na to spotkanie i przestrze艅 mi臋dzy nimi wydawa艂a si臋 g臋sta od t艂umionych emocji.
Ledwo powstrzyma艂a si臋, 偶eby nie wyci膮gn膮膰 szczoteczki z ust i powiedzie膰 mu, 偶e chcia艂aby by膰 kochana tak bardzo jak Maria.
Wyci膮gn膮艂 r臋ce, by j膮 podtrzyma膰 i kiedy nie odskoczy艂a od razu, prze艣lizn膮艂 si臋 r臋k膮 po jej g臋stych, br膮zowych w艂osach, a potem uj膮艂 jej twarz w d艂onie i zajrza艂 g艂臋boko w b艂臋kitne oczy.
Janine spu艣ci艂a g艂ow臋 i zamkn臋艂a oczy.
Szepram - wykrztusi艂a, chocia偶 m贸wi膰 ze szczoteczk膮 stercz膮c膮 z ust by艂o jej bardzo trudno.
S艂ucham?
Janine szybko wyci膮gn臋艂a szczoteczk臋.
Powiedzia艂am przepraszam za to, 偶e wpad艂am na ciebie.
B臋dzie ci wygodnie w pokoju go艣cinnym?
Tak, bardzo. Trzyma艂 w r臋ce gruby koc.
Przynios艂em go dla ciebie.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a, wychodz膮c z 艂azienki, 偶eby wzi膮膰 koc. Pragn臋艂a, by porwa艂 j膮 na r臋ce.
Pragn臋艂a mi艂o艣ci. Pragn臋艂a nami臋tno艣ci.
A on dawa艂 jej ciep艂y koc.
Ja... telefonowa艂am do dziadka - powiedzia艂a, oci膮gaj膮c si臋 z odej艣ciem i przeklinaj膮c sam膮 siebie za t臋 s艂abo艣膰.
Te偶 mia艂em to zrobi膰, ale by艂o mn贸stwo rzeczy do za艂atwienia.
G艂os mia艂 bardzo ra藕ny. W艂a艣nie doktor Coleman i kilku innych przyjaci贸艂 by艂o u niego na wi艣cie.
Ciesz臋 si臋, 偶e dobrze znosi emerytur臋.
Ja te偶.
Przez chwil臋 panowa艂a cisza.
- Dobranoc, Janine - powiedzia艂 po chwili Zach.
I spojrza艂 z niech臋ci膮 w kierunku go艣cinnego pokoju.
- Dobranoc - odpowiedzia艂a zak艂opotana.
Janine by艂a pewna, 偶e 偶adne z nich nie spa艂o ani przez chwil臋 tej nocy. Dzieli艂a ich 艣ciana, ale r贸wnie dobrze mogli znajdowa膰 si臋 w dw贸ch r贸偶nych stanach, tak wielki by艂 emocjonalny dystans mi臋dzy nimi.
Rano, kiedy w sypialni Zacha zadzwoni艂 budzik, Janine od dawna ju偶 nie spa艂a. Odrzuci艂a przykrycia, ubra艂a si臋 i zrobi艂a kaw臋, zanim wszed艂 do kuchni.
Najwyra藕niej by艂 zaskoczony jej widokiem.
Dzi臋ki - zamrucza艂, kiedy poda艂a mu fili偶ank臋. - Zrobi艂a艣 to bardzo... no, jak 偶ona.
Co? Kaw臋?
Wsta艂a艣, 偶eby zobaczy膰 si臋 z m臋偶em wychodz膮cym do pracy.
- Tak si臋 zdarzy艂o, 偶e ju偶 nie spa艂am, wi臋c r贸wnie dobrze mog艂am wsta膰.
Otworzy艂 lod贸wk臋, wyj膮艂 sok pomara艅czowy i nala艂 sobie do szklanki.
Aha - od艂o偶y艂 karton i opar艂 si臋 o kuchenny blat. - Zgodzi艂a艣 si臋, 偶eby nasze ma艂偶e艅stwo by艂o prawdziwe.
Tak - przyzna艂a. Ale wtedy nie wiedzia艂a przecie偶 jeszcze o wielkiej mi艂o艣ci Zacha. Ostrzega艂 j膮, 偶e ich ma艂偶e艅stwo b臋dzie korzystne z wielu powod贸w, a ostatnim z nich b臋dzie mi艂o艣膰. Wtedy Janine ch臋tnie si臋 z nim zgodzi艂a, poniewa偶 wierzy艂a, 偶e wszystko potoczy si臋 jak w ksi膮偶ce, a偶 do szcz臋艣liwego zako艅czenia. Pewnego dnia spojrz膮 na siebie i stwierdz膮, 偶e si臋 kochaj膮. Teraz wiedzia艂a, 偶e to si臋 nigdy nie zdarzy. Wiedzia艂a te偶, 偶e nie potrafi tego znie艣膰.
Janine - powiedzia艂 Zach, wyrywaj膮c j膮 z zamy艣lenia. - Czy co艣 jest nie tak?
A c贸偶 mo偶e by膰 nie tak?
Chyba co艣 ci臋 m臋czy. Wygl膮dasz, jakby艣 straci艂a kogo艣 najbli偶szego.
Powiniene艣 mi by艂 powiedzie膰 - wybuchn臋艂a, uciekaj膮c z kuchni.
Co ci powiedzie膰? - krzykn膮艂 Zach, wychodz膮c za ni膮 do holu.
Wpad艂a do swej sypialni, skuli艂a si臋 na brzegu 艂贸偶ka, zaciskaj膮c mocno r臋ce w pi臋艣ci.
O czym ty m贸wisz? - zapyta艂 staj膮c w drzwiach.
O... o kobiecie, kt贸r膮 kocha艂e艣.
Maria? Co ona ma wsp贸lnego z nami?
Powiedzia艂e艣, 偶e straci艂e艣 dla niej serce, a ona ci臋 odrzuci艂a. Kocha艂e艣 j膮... By艂a odwa偶na i wspania艂a, a ja taka nie jestem. Boj臋 si臋 b贸lu i... Chcia艂abym by膰 patriotk膮, ale jedyne, co robi臋, to uczestnicz臋 w wyborach i znam tylko odmian臋 francuskich czasownik贸w.
- Co to wszystko ma wsp贸lnego z tob膮 i ze mn膮?
- powt贸rzy艂 szorstko Zach. Nagle wzni贸s艂 r臋ce do nieba. - Co to ma w og贸le wsp贸lnego z. czymkolwiek?
Janine pokr臋ci艂a tylko g艂ow膮, wiedz膮c, 偶e i tak nie b臋dzie umia艂a nic wyt艂umaczy膰.
A mnie tylko lubisz.
Poprawka - powiedzia艂 Zach, wchodz膮c do sypialni. - Ceni臋 ci臋.
To za ma艂o - powiedzia艂a, czuj膮c si臋 okropnie.
Co znaczy za ma艂o? Przecie偶 podobno wysz艂a艣 za mnie tylko dlatego, 偶e dobrze ca艂uj臋, wi臋c nie mo偶esz zrzuca膰 na mnie winy.
Nie zrzucam, tylko 偶e ty... ty nigdy nie m贸wi艂e艣 mi, 偶e kochasz kogo艣 innego, a j膮 nie tylko kocha艂e艣, ale na dodatek ona by艂a bohaterk膮. A do mnie czujesz tylko sympati臋. Nie chc臋 twojej przyja藕ni, Zachary Thomas - krzykn臋艂a, zrywaj膮c si臋 na r贸wne nogi. Chcia艂a zebra膰 swe rozproszone my艣li. - Gdyby ci na mnie cho膰 troch臋 zale偶a艂o, opowiedzia艂by艣 mi o Marii wcze艣niej. Zachowa艂e艣 si臋... nie fair.
Twarz Zacha pociemnia艂a, wcisn膮艂 r臋ce do kieszeni.
- A ty, moja droga, nie wspomnia艂a艣 mi ani s艂owem o Brianie.
Janine by艂a tak zaskoczona, 偶e opad艂a z powrotem na 艂贸偶ko. Zach patrzy艂 na ni膮 wyzywaj膮co.
Kto powiedzia艂 ci o Brianie?
Tw贸j dziadek.
Sk膮d wiedzia艂? Nigdy nie powiedzia艂am mu o tym ani s艂owa.
Najwyra藕niej wiedzia艂.
Najwyra藕niej - Janine mia艂a ochot臋 si臋 rozp艂aka膰.
- Pewnie powiedzia艂 ci, 偶e Brian mnie ok艂ama艂.
M贸wi艂, 偶e mnie kocha, a ca艂y czas spotyka艂 si臋 z inn膮 dziewczyn膮. - Nagle przysz艂a jej do g艂owy zupe艂nie nowa, jeszcze bardziej dr臋cz膮ca my艣l. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e dziadek u偶y艂 tej historii, 偶eby zrobi艂o ci si臋 mnie 偶al, na tyle 偶al, by艣 si臋 zgodzi艂 ze mn膮 o偶eni膰.
- Nie Janine.
Ukry艂a twarz w d艂oniach, wstyd pali艂 jej policzki. To by艂o jeszcze gorsze, ni偶 sobie wyobra偶a艂a.
- By艂o ci mnie 偶al, tak?
Zach przeszed艂 przez pok贸j.
Nie mam zamiaru ci臋 oszukiwa膰, cho膰 odnosz臋 wra偶enie, 偶e by艂oby lepiej, gdybym k艂ama艂. Tw贸j dziadek opowiedzia艂 mi o o twojej mi艂o艣ci do Briana dopiero tego dnia, kiedy zabrali艣my go do lekarza.
Chcia艂, 偶eby艣my poznali si臋 troch臋 lepiej - szepn臋艂a Janine, wci膮偶 nie mog膮c si臋 pogodzi膰 z my艣l膮, 偶e dziadek przez ca艂y czas wiedzia艂 o Brianie.
Poczu艂em do ciebie sympati臋 ju偶 wcze艣niej.
Poczu膰 sympati臋 brzmi jeszcze gorzej ni偶 lubi膰 - mrukn臋艂a.
Pos艂uchaj mnie przez chwil臋, dobrze?
Dobrze - westchn臋艂a, nie wierz膮c, 偶eby to, co teraz powie, mog艂o w czymkolwiek pom贸c. Jej duma zosta艂a g艂臋boko zraniona. Wielk膮 mi艂o艣ci膮 Zacha by艂a wspania艂a patriotka, podczas gdy ona odda艂a swe uczucia babiarzowi o s艂abej woli.
Nie jest tak 藕le - Zach stara艂 si臋 j膮 podbudowa膰.
Mog臋 sobie wyobrazi膰, co dziadek ci naopowiada艂.
Powiedzia艂 tylko, 偶e boi si臋, 偶e zw膮tpi艂a艣 w swoj膮 umiej臋tno艣膰 oceny ludzi. Zauwa偶y艂, jak unikasz kontakt贸w z m臋偶czyznami. Tak jakby艣 ucieka艂a, by liza膰 swoje rany.
To nieprawda. Spotyka艂am si臋 ca艂kiem cz臋sto z Peterem Donahue.
Niegro藕ne randki z niegro藕nym m臋偶czyzn膮. Nigdy nie by艂o nawet cienia nadziei na to, 偶eby艣 si臋 zakocha艂a w Peterze i dobrze o tym wiedzia艂a艣. Dlatego mog艂a艣 si臋 z nim spotyka膰.
Czy z powodu... Briana dziadek postanowi艂 si臋 zabawi膰 w swata.
S膮dz臋, 偶e cz臋艣ciowo tak. Ale te偶 dlatego, 偶e twoja przysz艂o艣膰 le偶y mu bardzo na sercu. Pragnie, 偶eby艣 by艂a szcz臋艣liwa i bezpieczna. Anton wie, 偶e nigdy 艣wiadomie ci臋 nie zrani臋. A w jego oczach my dwoje pasujemy do siebie - Zach usiad艂 ko艂o niej i przykry艂 jej d艂o艅 swoj膮 d艂oni膮. - Czy to ma teraz takie znaczenie? Jeste艣my ma艂偶e艅stwem.
Uciek艂a od niego wzrokiem i prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋.
Mo偶e nie jestem blondynk膮, ani jak膮艣 tam pi臋kno艣ci膮, mo偶e nawet nie jestem dzielna, ale zas艂uguj臋 na m臋偶a, kt贸ry by mnie kocha艂. Ale ani dziadek, ani ty nie wzi臋li艣cie tego pod uwag臋. Nie chc臋 twojej lito艣ci, Zachu Thomas.
To dobrze, bo ja si臋 wcale nad tob膮 nie lituj臋. Jeste艣 moj膮 偶on膮 i m贸wi膮c szczerze, jestem szcz臋艣liwy z tego powodu. Mo偶emy u艂o偶y膰 sobie dobrze 偶ycie, je偶eli przestaniemy wraca膰 do tych bzdur.
Gdyby艣 sam wybiera艂 sobie 偶on臋, nigdy by艣 mnie nie wybra艂. Od pierwszej chwili, kiedy si臋 spotkali艣my, wiedzia艂am, co my艣lisz o mnie. My艣la艂e艣, za艂o偶y艂e艣 sobie, 偶e jestem bogat膮, zepsut膮 pannic膮, kt贸ra nigdy nie mia艂a w 偶yciu 偶adnych zmartwie艅. Na pewno uwa偶a艂e艣, 偶e najwi臋kszym nieszcz臋艣ciem, jakie mnie kiedykolwiek spotka艂o, by艂 z艂amany paznokie膰.
Zgoda, przyznaj臋, 偶e 藕le ci臋 oceni艂em, ale to by艂o wcze艣niej - upiera艂 si臋 Zach.
Wcze艣niej ni偶 co?
To by艂o, zanim ci臋 pozna艂em.
To znaczy, 偶e zgodzi艂e艣 si臋 ze mn膮 o偶eni膰, bo okaza艂am si臋 nie taka z艂a. Powinnam chyba zemdle膰 ze wzruszenia.
- M贸wi艂em ci wcze艣niej, - Zach westchn膮艂 z rezygnacj膮 - 偶e nie mam zamiaru m贸wi膰 ci rzeczy, kt贸re kobiety tak lubi膮 s艂ucha膰. Nie znam si臋 za grosz na romansach. Ale zale偶y mi na tobie, Janine, naprawd臋 zale偶y. Czy to nie wystarczy?
- Potrzebuj臋 czego艣 wi臋cej - powiedzia艂a ze smutkiem.
Zach zmarszczy艂 brwi.
- Powiedzia艂a艣 mi, zanim jeszcze pobrali艣my si臋, 偶e nie potrzebujesz romantycznych s艂贸wek. By艂a艣 zadowolona do chwili, kiedy wspomnia艂em o Marii.
Dlaczego to w艂a艣nie zmieni艂o wszystko mi臋dzy nami.
Stwierdzi艂a, 偶e Zach zaczyna traci膰 cierpliwo艣膰. Spu艣ci艂a wzrok na puszysty dywan.
- Naprawd臋 chcia艂abym ci to wyt艂umaczy膰. Tak mi przykro, Zach, naprawd臋 mi przykro.
Wydawa艂o si臋, 偶e up艂yn臋艂a ca艂a wieczno艣膰, zanim Zach odezwa艂 si臋 znowu.
Mnie te偶 - wyszepta艂 i odwr贸ci艂 si臋. Po chwili us艂ysza艂a, jak drzwi frontowe otwieraj膮 si臋 i za moment zamykaj膮. Zach j膮 zostawi艂.
A czego oczekiwa艂a艣? - p艂aka艂a, kryj膮c twarz w d艂oniach. - Czy my艣la艂a艣, 偶e padnie tu przed tob膮 na kolana i wyzna ci mi艂o艣膰? - obraz dumnego, silnego Zacha graj膮cego rol臋 艂agodnego m臋偶usia wyda艂 jej si臋 wr臋cz komiczny. Je偶eli mia艂by to zrobi膰 dla jakiej艣 kobiety, to tylko dla odwa偶nej i pi臋knej Marii. Nie dla Janine.
Po tym okropnym poranku stosunki mi臋dzy nimi sta艂y si臋 jeszcze bardziej ozi臋b艂e. Zach wychodzi艂 do pracy wcze艣nie rano, a wraca艂 p贸藕no, zazwyczaj po kolacji. Janine nigdy nie pyta艂a, gdzie by艂 ani z kim, chocia偶 nieraz mia艂a ochot臋.
Zach okaza艂 si臋 idealnym - je艣li nie m臋偶em - to wsp贸艂lokatorem, serdeczny, grzeczny, nie wchodz膮cy w drog臋. Ona z kolei po艣wi臋ci艂a si臋 pracy w Klubie Przyjaci贸艂. Robi艂a wszystko, by ukry膰 sw贸j smutek przed dziadkiem, ale by艂o to trudne.
- Wygl膮dasz blado - zauwa偶y艂, kiedy przysz艂a do niego w par臋 dni po powrocie znad oceanu.
- Schud艂a艣?
Chcia艂abym - powiedzia艂a, udaj膮c, 偶e si臋 z tego 艣mieje. Siedzieli w jadalni, pani McCormick wchodzi艂a i wychodzi艂a, rzucaj膮c na Janine zaniepokojone spojrzenia.
Nie mo偶esz bardziej schudn膮膰 - powiedzia艂 dziadek, przygl膮daj膮c si臋 jej uwa偶nie. Po艂o偶y艂 bu艂k臋 ko艂o jej talerza i postawi艂 przed ni膮 maselniczk臋.
Nie chudn臋 - odburkn臋艂a, smaruj膮c bu艂k臋 grubo mas艂em, 偶eby mu zrobi膰 przyjemno艣膰.
Chcia艂bym wiedzie膰, co si臋 nie uk艂ada mi臋dzy wami - wybuchn膮艂 nagle dziadek. Cisn膮艂 serwetk臋 na talerz. - Powinni艣cie by膰 szcz臋艣liwi! A oboje wygl膮dacie jak chorzy na ci臋偶k膮 gryp臋. Zach ca艂y czas siedzi w biurze.
Janine starannie przekroi艂a bu艂k臋. Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy poruszy膰 temat Briana, ale stwierdzi艂a, 偶e to nie ma sensu.
- M贸wisz wi臋c, 偶e wszystko jest w porz膮dku mi臋dzy tob膮 a Zachem - dziadek mrukn膮艂 pow膮tpiewaj膮co.
- Zabawne, on powiedzia艂 dok艂adnie to samo. Tylko da艂 mi jeszcze do zrozumienia, 偶ebym nie pcha艂 nosa w nie swoje sprawy. Nie tymi s艂owami, ale jednak.
- Problem w tym, 偶e ch艂opak wygl膮da r贸wnie 藕le jak ty. Nie mog臋 tego zrozumie膰. Jeste艣cie przecie偶 stworzeni dla siebie!
Dziadek si臋gn膮艂 do kieszeni po cygaro.
B臋d臋 si臋 widzia艂 dzisiaj po po艂udniu z Zachem i mam zamiar powiedzie膰 mu, co o tym my艣l臋. Powinna艣 by膰 szcz臋艣liwa - stukn膮艂 cygarem o blat sto艂u.
Wszystko b臋dzie dobrze, dziadku. Nie mieszaj si臋 w to.
Przez d艂ug膮 chwil臋 nic nie m贸wi艂. Przygl膮da艂 si臋 cygaru, kt贸re trzyma艂 mi臋dzy palcami.
- Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz, 偶ebym z nim porozmawia艂? - zapyta艂 wreszcie.
U艣miechn臋艂a si臋 na sam膮 my艣l o takiej rozmowie.
Jestem pewna - powiedzia艂a i zerkn臋艂a na zegarek. Pam b臋dzie na ni膮 czeka膰. - A skoro masz zamiar zobaczy膰 si臋 z Zachem, powiedz mu, 偶e prawdopodobnie nie zd膮偶臋 do domu na kolacj臋? Niech... nie czeka i zje sam.
Czy cz臋sto to robisz? - pytanie by艂o jednocze艣nie oskar偶eniem.
Nie - odpowiedzia艂a potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Pierwszy raz. Mam pom贸c Pam i nie wiem, kiedy sko艅czymy.
Dziadek zapali艂 cygaro i dopiero po chwili odpowiedzia艂.
- Powiem mu.
Janine zasiedzia艂a si臋 u Pam d艂u偶ej, ni偶 planowa艂a. Lekcje, w kt贸rych jej pomaga艂a, nie by艂y trudne, ale Pam b艂aga艂a, 偶eby Janine zosta艂a z ni膮. Ojciec mia艂 wr贸ci膰 p贸藕no z pracy i dziewczynce obecno艣膰 Janine by艂a najwidoczniej bardzo potrzebna. Przygotowa艂y razem kolacj臋, kt贸r膮 zjad艂y, siedz膮c przed telewizorem, Pam przez ca艂y czas opowiada艂a o swoich przyjacio艂ach i w og贸le o 偶yciu.
By艂a prawie dziewi膮ta, kiedy Janine wjecha艂a do gara偶u. Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zauwa偶y艂a, by艂 samoch贸d Zacha. Atmosfera mi臋dzy nimi by艂a tak pe艂na sztucznej serdeczno艣ci, 偶e robi艂o jej si臋 s艂abo na my艣l o spotkaniu z nim, nawet na kr贸tko. Od pami臋tnego poranka Zach nie usi艂owa艂 ju偶 z ni膮 rozmawia膰 na temat jej roli w jego 偶yciu. Janine wcale nie chodzi艂o o kwieciste deklaracje mi艂o艣ci. Po prostu s艂owo czy dwa troch臋 serdeczniejsze ni偶 „lubi膰" czy „czu膰 sympati臋" mog艂yby pokaza膰, 偶e jest dla niego wa偶na.
Wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze, 偶eby si臋 uspokoi膰, i ruszy艂a do domu.
Mia艂a w艂a艣nie otworzy膰 drzwi, kiedy wypad艂 zza nich Zach jak burza 艣nie偶na.
- Gdzie ty u diab艂a by艂a艣? - wykrzykn膮艂.
Janine by艂a tak zaskoczona jego wybuchem, 偶e nic nie odpowiedzia艂a.
- Jako tw贸j m膮偶 chc臋 wiedzie膰 dok艂adnie, gdzie by艂a艣 - Zach zburzy艂 gwa艂townie d艂oni膮 w艂osy.
Zdj臋艂a sweter i powiesi艂a go na wieszaku razem z torebk膮. Jej milczenie rozw艣cieczy艂o Zacha jeszcze bardziej. Z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami krzycza艂 dalej.
- Czy ty masz poj臋cie, kt贸ra jest godzina? Czy przysz艂o ci do g艂owy, 偶e ja si臋 mog臋 o ciebie ba膰?
Janine odwr贸ci艂a si臋 do niego.
Wiedzia艂e艣, gdzie jestem - odpowiedzia艂a spokojnie.
Anton powiedzia艂 mi tylko, 偶e wr贸cisz p贸藕no. Nie m贸wi艂, gdzie jeste艣 ani z kim. To chyba oczywiste, 偶e si臋 martwi艂em.
Przepraszam, nast臋pnym razem zostawi臋 ci numer telefonu Pam, w razie gdyby艣 chcia艂 si臋 ze mn膮 skontaktowa膰 - Janine ziewn臋艂a, zas艂aniaj膮c usta obiema d艂o艅mi. Dzie艅 by艂 m臋cz膮cy. - Teraz chcia艂abym p贸j艣膰 do 艂贸偶ka, je艣li nie masz nic przeciwko temu. Chyba 偶e chcia艂by艣 co艣 jeszcze wiedzie膰.
Spojrza艂 na ni膮 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, potem gwa艂townie odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.
Par臋 godzin p贸藕niej Janine obudzi艂a si臋 z lekkiego snu na d藕wi臋k przypominaj膮cy zawodzenie, dochodz膮cy z s膮siedniego pokoju. U艣wiadomi艂a sobie natychmiast, 偶e to Zach. Czy偶by m臋czy艂 go jaki艣 koszmar nocny?
Odrzuci艂a koce i ruszy艂a pospiesznie do jego pokoju. Pe艂ne udr臋ki krzyki stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze. W s艂abym 艣wietle z korytarza zobaczy艂a, jak zwija si臋 na 艂贸偶ku.
- Zach - krzykn臋艂a podbiegaj膮c bli偶ej. Usiad艂a na skraju 艂贸偶ka i po艂o偶y艂a 艂agodnie r臋k臋 na jego ramieniu.
- Obud藕 si臋. To sen. To tylko sen. Wszystko dobrze...
Zach otworzy艂 oczy.
- Janine - wyj臋cza艂 jej imi臋 jak w udr臋ce i wzi膮艂 j膮 w ramiona z tak膮 si艂膮, 偶e przez moment nie mog艂a z艂apa膰 tchu. - Dobry Bo偶e - szepn膮艂 tak cicho, 偶e ledwie go us艂ysza艂a. - My艣la艂em, 偶e ci臋 straci艂em.
ROZDZIA艁 DZIESI膭TY
Zach, nic mi nie jest - wyszepta艂a Janine. Wzruszenie d艂awi艂o jej gard艂o, kiedy patrzy艂 na ni膮 takim zg艂odnia艂ym wzrokiem. Wydawa艂o si臋, 偶e nawet teraz nie potrafi uwierzy膰, 偶e Janine jest zdrowa i ca艂a.
To by艂o takie realistyczne - m贸wi艂 dalej oddychaj膮c g艂臋boko. Zakry艂 twarz, jakby odgradzaj膮c si臋 od 偶ywych wci膮偶 obraz贸w w艂asnej wyobra藕ni, przyniesionych przez sen. Posun膮艂 si臋, robi膮c dla niej miejsce na wielkim 艂贸偶ku. Dotyka艂 nie艣wiadomie jej w艂os贸w, muskaj膮c od czasu do czasu policzki.
Byli艣my na oceanie - opowiada艂 jej - i chocia偶 przestrzega艂em ci臋, upar艂a艣 si臋, 偶eby p艂ywa膰. Wielka fala zakry艂a ci臋 i zacz臋艂a艣 ton膮膰. B贸g mi 艣wiadkiem, 偶e pr贸bowa艂em ze wszystkich si艂 do ciebie dop艂yn膮膰, ale nie mog艂em - na chwil臋 zamkn膮艂 oczy. - Wzywa艂a艣 mnie, a ja nie mog艂em ci臋 odnale藕膰. P艂yn膮艂em za wolno.
Zach - szepn臋艂a, z ustami tak blisko jego ust, 偶e ich oddechy miesza艂y si臋. - Jestem tutaj. To by艂 tylko sen. To nie zdarzy艂o si臋 naprawd臋.
Przytakn膮艂, ale jego oczy nadal by艂y pochmurne, nie spuszcza艂 z niej wzroku. Potem bardzo wolno, jakby spodziewaj膮c si臋, 偶e go odrzuci, przysun膮艂 usta jeszcze bli偶ej do niej.
- Nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e m贸g艂bym ci臋 utraci膰.
Wola艂bym umrze膰.
W tej chwili Janine nie potrafi艂a odm贸wi膰 mu niczego. Czeka艂a na poca艂unek.
Poczu艂a jego r臋ce w swych w艂osach i usta na swoich wargach i nagle wszystko przesta艂o si臋 liczy膰 poza tym poca艂unkiem. Pokonana czu艂o艣ci膮, jaka j膮 ogarn臋艂a, podda艂a si臋 jej.
Janine, o moja najs艂odsza, najmilsza Janine. Nie mog臋 ci臋 straci膰.
Jestem tutaj... jestem tutaj - Janine przytulona do niego oddawa艂a mu cia艂o i serce. Ca艂owa艂 j膮 raz po raz. Obj臋艂a go mocno r臋kami. Tego w艂a艣nie potrzebowa艂a od pierwszej chwili. Pewno艣ci, 偶e on j膮 potrzebuje. Wype艂nia艂o j膮 szcz臋艣cie.
Z j臋kiem oderwa艂 swoje usta od jej warg. Trzyma艂 j膮 blisko przy piersi, oddychaj膮c szybko i gwa艂townie. Szcz臋艣liwa westchn臋艂a g艂o艣no. S艂ysza艂a mocne bicie jego serca, gdy przytula艂a policzek do jego muskularnej piersi.
Czy ci臋 przestraszy艂em? - zapyta艂 po chwili.
Nie - wyszepta艂a.
Uspokajaj膮co g艂aska艂 j膮 po g艂owie, kiedy mo艣ci艂a sobie wygodne miejsce w jego ramionach. Za ka偶dym razem, kiedy j膮 ca艂owa艂, Janine czu艂a si臋 cudownie, a jego pieszczoty porusza艂y j膮 g艂臋biej jeszcze ni偶 poca艂unki. Czu艂a, 偶e jest z nim po艂膮czona nie tylko cia艂em, ale i dusz膮. 艁zy nap艂yn臋艂y jej do oczu, nie mog艂a ich powstrzyma膰.
Oboje d艂ugo milczeli. Ale Janine nie potrzebowa艂a s艂贸w. Zamkn臋艂a oczy, staraj膮c si臋 zapami臋ta膰 na zawsze te bezcenne chwile.
Kiedy Zach odezwa艂 si臋, jego g艂os zni偶y艂 si臋 prawie do szeptu.
- Moja siostra utopi艂a si臋. Nazywa艂a si臋 Beth Ann. Obieca艂em, 偶e zawsze b臋d臋 si臋 ni膮 opiekowa艂 i... zawiod艂em j膮. Nie m贸g艂bym znie艣膰, gdybym i ciebie mia艂 straci膰.
Janine przytuli艂a si臋 do niego mocniej. Wiedzia艂a, jak trudno mu by艂o opowiada膰 o siostrze.
- Nigdy sobie tego nie wybacz臋. - Poczu艂a, jak jego cia艂o t臋偶eje, a palce zaciskaj膮 si臋 jej na ramionach. - Wspomnienie 艣mierci Beth Ann nadal mnie nawiedza. Gdybym by艂 przy niej, nie uton臋艂aby. Ona...
Janine unios艂a g艂ow膮 i jej zamglone spojrzenie napotka艂o jego wzrok.
To nie by艂a twoja wina. Dlaczego si臋 oskar偶asz?
Ja by艂em za ni臋 odpowiedzialny - odburkn膮艂. Janine podejrzewa艂a, 偶e Zach bardzo rzadko, je艣li w og贸le, zdradza艂 przed innymi sw贸j b贸l i poczucie winy z powodu 艣mierci siostry. Wyda艂 j臋k i zacisn膮艂 powieki.
Przez ca艂e lata 艣ni艂o mi si臋, jak tonie. Zawsze tak samo wyrazi艣cie. A tym razem na jej miejscu by艂a艣... ty.
Widzisz, 偶e nic mi nie jest - uj臋艂a jego twarz w d艂onie.
Westchn膮艂 i u艣miechn膮艂 si臋 do niej troch臋 niepewnie.
Ju偶 jest dobrze. Nie powinienem ci臋 tym obci膮偶a膰.
To nie jest ci臋偶ar.
Przytuli艂 j膮 mocno, wdychaj膮c jej zapach, napawaj膮c si臋 jej obecno艣ci膮.
- Zostaniesz ze mn膮?
Skin臋艂a g艂ow膮, zadowolona, 偶e on jej potrzebuje.
Po kilku minutach poczu艂a, jak zapada w sen. Po r贸wnym, spokojnym oddechu Zacha pozna艂a, 偶e ju偶 zd膮偶y艂 zasn膮膰.
Kiedy obudzi艂a si臋, obok niej le偶a艂 Zach. - Jak dwie 艂y偶eczki w pude艂ku - pomy艣la艂a. Jego rami臋 przerzucone by艂o przez jej biodro. W jakim艣 momencie w nocy musia艂a zagrzeba膰 si臋 pod ko艂dr臋, ale w og贸le tego nie pami臋ta艂a. Ma艂y u艣mieszek satysfakcji wyp艂yn膮艂 na jej usta. Przetoczy艂a si臋 ostro偶nie na plecy, by nie przeszkodzi膰 Zachowi i zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, co powinna teraz zrobi膰. Ba艂a si臋, 偶e kiedy Zach obudzi si臋 i zobaczy j膮 ko艂o siebie, mo偶e po偶a艂owa膰 tego, co si臋 sta艂o. W jasnym 艣wietle dnia mo偶e czu膰 si臋 niezr臋cznie, 偶e opowiedzia艂 jej o 艣mierci siostry i o swoim poczuciu winy.
Janine zamkn臋艂a oczy i dyskutowa艂a sama ze sob膮. Je偶eli wy艣lizgnie si臋 z 艂贸偶ka i wr贸ci do w艂asnego pokoju, on mo偶e pomy艣le膰, 偶e odrzuci艂a go.
Janine - us艂ysza艂a jego zaspany szept. Otworzy艂a szeroko oczy.
Ja... my, zasn臋li艣my. Kt贸ra godzina?
- Wcze艣nie. Budzik zadzwoni dopiero za par臋 godzin.
Janine stara艂a si臋 ukry膰 nut臋 zawodu w g艂osie. By艂a pewna, 偶e nie chcia艂 mie膰 jej tu przy sobie. By艂 zak艂opotany jej obecno艣ci膮 w jego 艂贸偶ku.
Je艣li chcesz, p贸jd臋 sobie.
Nie.
To jedno s艂owo by艂o wype艂nione tak g艂臋bokim uczuciem, 偶e Janine nie wierzy艂a w艂asnym uszom. Uda艂o jej si臋 odwr贸ci膰 g艂ow臋 i spotka膰 jego spojrzenie. W 艣wietle poranka ujrza艂a, 偶e jego ciemne oczy pe艂ne s膮 po偶膮dania.
- Przykro mi, 偶e zachowywa艂am si臋 tak okropnie po... rozmowie o Marii - szepn臋艂a, wpatruj膮c si臋 w niego z uczuciem. - By艂am zazdrosna i wiedzia艂am, 偶e zachowuj臋 si臋 艣miesznie, ale nie mog艂am nic na to poradzi膰.
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- Wybacz臋 ci, je艣li nigdy mi nie wypomnisz, jak si臋 zachowywa艂em wczoraj wieczorem, kiedy wr贸ci艂a艣 do domu.
Odpowiedzia艂a mu delikatnym poca艂unkiem, a on przyci膮gn膮艂 j膮 mocno do siebie. Janine wype艂nia艂o szcz臋艣cie. By艂a w jego ramionach.
- Nie wiem, jak ci powiedzie膰 to wszystko, co powinna艣 us艂ysze膰, Janine, ale wiem jedno. Kocham ci臋. Nie mam poj臋cia, kiedy to si臋 sta艂o. Po prostu pewnego dnia obudzi艂em si臋, wiedz膮c, jak bardzo jeste艣 dla mnie wa偶na. Nie umia艂em ci da膰 wielkiej nami臋tno艣ci, o jakiej marzy艂a艣, i by艂o mi smutno z tego powodu. Moja mi艂o艣膰 jest sta艂a i spokojna. Jest g艂臋boko w moim sercu, i zaufaj mi, ona tam naprawd臋 jest. Jeste艣 najwa偶niejsz膮 osob膮 w moim 偶yciu.
Och, Zach, tak bardzo ci臋 kocham.
Ty mnie kochasz?
Pokocha艂am ci臋 dawno. My艣l臋, 偶e jeszcze przed naszym 艣lubem. Dlatego tak bardzo przej臋艂am si臋 Mari膮. Chcia艂am, 偶eby艣 pokocha艂 mnie r贸wnie mocno, jak kocha艂e艣 j膮... r贸wnie mocno jak ja ciebie.
To nie jest tak. Nigdy. Marie by艂a r贸wnie dzielna jak pi臋kna, ale to, co by艂o mi臋dzy nami nie mog艂o trwa膰. I ona to wiedzia艂a. Zakocha艂em si臋 w niej, ale j膮 za bardzo interesowa艂a praca i nie chcia艂a anga偶owa膰 gdzie indziej swojego serca. Podnieca艂o j膮 ryzyko. Dopiero kiedy spotka艂em ciebie, zrozumia艂em, 偶e je艣libym mia艂 si臋 kiedykolwiek o偶eni膰, to tylko z kobiet膮 tak膮 jak ty.
- Z kobiet膮 tak膮 jak ja?
Musn膮艂 j膮 wargami.
- Z kobiet膮, kt贸ra ma w sobie ciep艂o, delikatno艣膰 i czu艂o艣膰. Kt贸ra nie my艣li tylko o sobie i jest godna - zawaha艂 si臋 - po偶膮dania.
Poczu艂a, jak co艣 艣ciska j膮 w gardle. Zach uwa偶a艂, 偶e jest godna po偶膮dania. Chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰. Nie musia艂 tego m贸wi膰. Widzia艂a po偶膮danie w jego oczach. Nie by艂a to szale艅cza nami臋tno艣膰, kt贸rej - jak jej si臋 zdawa艂o - kiedy艣 pragn臋艂a, ale ta mi艂o艣膰, kt贸r膮 jej okazywa艂, i pragnienie, kt贸re czu艂a, by艂y cz臋艣ci膮 niego i dzia艂aj膮cej na ni膮 silniej ni偶 jakiekolwiek czyny i s艂owa.
Janine, pogr膮偶aj膮c si臋 w ogarniaj膮cej j膮 s艂abo艣ci, wyszepta艂a tylko.
- Kochaj mnie, Zach.
W tym momencie usta Zacha odnalaz艂y jej wargi. Poczu艂a jak jego i jej po偶膮danie zlewa si臋 w jedno. Gdyby mia艂a jeszcze jakiekolwiek w膮tpliwo艣ci, znik艂yby w tym momencie jak mg艂a w s艂o艅cu.
Zamkn膮艂 j膮 w swym u艣cisku i przetoczy艂 si臋 na plecy, poci膮gaj膮c j膮 za sob膮. Ca艂ym cia艂em le偶a艂a teraz na nim. Uj膮艂 w d艂onie jej twarz jakby wci膮偶 w obawie, 偶e go powstrzyma.
- Zr贸b mnie swoj膮 偶on膮 - szepn臋艂a, si臋gaj膮c ustami do jego ust.
Zach j臋kn膮艂, a potem zrobi艂 co艣 najdziwniejszego i najwspanialszego. Roze艣mia艂 si臋. D藕wi臋k pe艂en rado艣ci przetoczy艂 si臋 przez ca艂y pok贸j.
- Moja najs艂odsza Janine - powiedzia艂. - Jeste艣 rado艣ci膮 mojego 偶ycia.
I jeszcze d艂ugo ich rado艣膰 rozbrzmiewa艂a w westchnieniach i szeptanych s艂owach mi艂o艣ci.
Dzwonek nie chcia艂 umilkn膮膰. Janine cicho co艣 wymrucza艂a i si臋gn臋艂a r臋k膮, maj膮c nadziej臋, 偶e natrafi na 藕r贸d艂o ha艂asu. Ale zanim do niego dotar艂a, d藕wi臋k urwa艂 si臋 nagle.
- Dzie艅 dobry, 偶ono - wyszepta艂 Zach blisko jej ucha.
Nie otwieraj膮c oczu u艣miechn臋艂a si臋 leniwie.
- Dzie艅 dobry, m臋偶u. - przekr臋ci艂a si臋 na plecy, wyci膮gaj膮c do niego ramiona. - Mia艂am przepi臋kny sen.
Zach za艣mia艂 si臋 cicho.
To nie by艂 sen.
Ale偶 musia艂 by膰 - odpowiedzia艂a obejmuj膮c go za szyj臋. - W prawdziwym 偶yciu tak wspania艂e rzeczy si臋 nie zdarzaj膮.
Ja te偶 tak my艣la艂em, ale udowodni艂a艣 mi, 偶e si臋 myli艂em -. poca艂owa艂 j膮 z uczuciem.
Powoli, jakby wbrew swojej woli, otworzy艂a oczy. Napotka艂a ciemne spojrzenie pe艂ne po偶膮dania.
- Sp贸藕nisz si臋 do pracy - ostrzeg艂a go.
Jego u艣miech by艂 pe艂en zmys艂owego zadowolenia.
A kto by si臋 tym przejmowa艂?
Ja na pewno nie - mrukn臋艂a. I z rado艣ci膮 odda艂a si臋 swemu m臋偶owi.
Zach by艂 ju偶 godzin臋 sp贸藕niony, kiedy wreszcie wsta艂 z 艂贸偶ka i ruszy艂 w stron臋 prysznica. Janine ubrana w g贸r臋 od pi偶amy swego m臋偶a pow臋drowa艂a do kuchni, 偶eby przygotowa膰 dzbanek kawy. Czynno艣ci wykonywa艂a automatycznie, my艣l膮c zupe艂nie o czym innym i u艣miechaj膮c si臋 do siebie.
Zach wszed艂 do kuchni, obj膮艂 j膮 w pasie i zacz膮艂 ca艂owa膰 po karku.
Zach - zaprotestowa艂a, ale nie zbyt zdecydowanie. Zamkn臋艂a oczy i opar艂a si臋 mocno o jego muskularne cia艂o. - Jeste艣 ju偶 sp贸藕niony.
Wiem - wymamrota艂. - Gdybym nie mia艂 wa偶nego spotkania dzi艣 rano, wcale bym nie poszed艂.
Janine odwr贸ci艂a si臋 do niego i zajrza艂a mu w oczy.
Przyjdziesz do domu na kolacj臋?
Je艣li jeszcze przez chwil臋 tak na mnie popatrzysz, przyjd臋 do domu na obiad.
To znaczy, 偶e ju偶 powiniene艣 wraca膰 - u艣miechn臋艂a si臋 Janine.
Wiem - powiedzia艂 odsuwaj膮c si臋 od niej niech臋tnie. - P贸jdziemy dzi艣 na kolacj臋, 偶eby to uczci膰 - doda艂 ca艂uj膮c j膮 znowu. Czu艂a, 偶e jego usta s膮 gor膮ce, pragn膮ce i po偶膮daj膮ce. Podni贸s艂 g艂ow臋, ale oczy mia艂 nadal zamkni臋te. - Potem wr贸cimy do domu i uczcimy to jeszcze raz.
Janine westchn臋艂a. 呕ycie w ma艂偶e艅stwie zaczyna艂o jej si臋 podoba膰.
Zach wr贸ci艂 do domu dok艂adnie o pi膮tej. Janine wysz艂a mu na powitanie. 呕adne z nich nie ruszy艂o si臋. Patrzyli na siebie, jakby roz艂膮ka trwa艂a lata, a nie kilka kr贸tkich godzin.
Janine poczu艂a, 偶e kr臋ci jej si臋 lekko w g艂owie.
Cze艣膰 - uda艂o jej si臋 powiedzie膰. Ze zdziwieniem zda艂a sobie spraw臋, 偶e zamiast radosnego powitania zabrzmia艂o to jak ochryp艂y szept. - Jak wypad艂o spotkanie?
殴le.
殴le?
Skin膮艂 g艂ow膮 i zrobi艂 krok do przodu, odk艂adaj膮c teczk臋 na stolik.
Mia艂em wys艂ucha膰 bardzo wa偶nego raportu finansowego, ale niestety mog艂em my艣le膰 jedynie o tym, kiedy wr贸c臋 do domu, do mojej 偶ony.
Och! - Okrzyk mo偶e nie wyra偶a艂 inteligencji, ale sam widok Zacha zak艂贸ca艂 jej normalne procesy my艣lowe.
Ca艂a sytuacja stawa艂a si臋 coraz bardziej k艂opotliwa - m贸wi艂 dalej, podchodz膮c do niej bli偶ej - kiedy w trakcie spotkanie zacz膮艂em si臋 u艣miecha膰, a potem roze艣mia艂em si臋 g艂o艣no.
艢mia艂e艣 si臋? Co ci臋 tak roz艣mieszy艂o?
Przypomnia艂em sobie twoj膮 definicj臋 mi艂o艣ci. Schadzk臋 na wrzosowiskach za艂atwi艂 nam tw贸j dziadek, spacery, r臋ka w r臋k臋, po pla偶y zorganizowa艂em ja ju偶 po 艣lubie. Ale szalon膮 nami臋tno艣膰, moja droga, s艂odka 偶ono, musieli艣my odkry膰 razem.
Jej oczy zaszkli艂y si臋.
- Najdro偶sza, najs艂odsza Janine, kocham ci臋.
Ruszyli ku sobie, ale gwa艂townie si臋 zatrzymali na d藕wi臋k dzwonka u drzwi. Pytaj膮ce spojrzenie Zacha pow臋drowa艂o na Janine. Wzruszy艂a ramionami. Nie mia艂a poj臋cia, kto to mo偶e by膰.
W chwili gdy Zach otworzy艂 drzwi, do ich mieszkania wpad艂 Anton. Wygl膮da艂 jak cz艂owiek, kt贸ry powzi膮艂 bardzo wa偶n膮 decyzj臋.
- Wy dwoje, siadajcie tu - rozkaza艂 wskazuj膮c na sof臋.
Dziadku?
Anton?
Janine spojrza艂a na Zacha, ale ten by艂 r贸wnie zaskoczony jak ona. Wzruszy艂a wi臋c ramionami i wype艂ni艂a polecenie. Zach usiad艂 tu偶 przy niej.
Dziadek stan膮艂 przed nimi.
Jedli艣my niedawno lunch razem z Janine - zwr贸ci艂 si臋 do Zacha. - U艣wiadomi艂em wtedy sobie dwie rzeczy. Po pierwsze i najwa偶niejsze, 偶e jest ona w tobie 艣miertelnie zakochana, cho膰 w膮tpi臋, by ci si臋 do tego przyzna艂a.
Dziadku - zacz臋艂a Janine, ale on uciszy艂 j膮 jednym spojrzeniem. - Po drugie, 偶e jest nieszcz臋艣liwa. Bardzo nieszcz臋艣liwa. Mi艂o艣膰 nie jest spraw膮 艂atw膮...
- Anton - przerwa艂 mu Zach - je艣li ty...
Jego r贸wnie偶 dziadek powstrzyma艂 wzrokiem.
Nie przerywaj mi, ch艂opcze. Teraz ja m贸wi臋 i nikt nie 艣mie mi przerwa膰. Jak stwierdzi艂em, Janine jest smutna. Ale to jeszcze nic w por贸wnaniu z tob膮. - Nagle przesta艂 chodzi膰 po pokoju i stan膮艂 na przeciwko Zacha. - Przez ca艂y tydzie艅 wys艂uchuj臋 narzeka艅 i skarg na ciebie. Ch艂opcy w biurze utyskuj膮, 偶e jeste艣 tam od rana do wieczora, 偶e pracujesz jak oszala艂y. A ja znam ci臋, Zach, lepiej ni偶 ktokolwiek inny. Kochasz moj膮 wnuczk臋 i to ci臋 tak m臋czy.
Dziadku.
Szszsz - uciszy艂 Janine niecierpliwym ruchem r臋ki.- By膰 mo偶e jestem starym cz艂owiekiem, ale nie jestem 艣lepy. Spos贸b, w jaki was po艂膮czy艂em, pewnie nie by艂 najm膮drzejszy, ale za to skuteczny. - Zawaha艂 si臋 na chwil臋 i u艣miechn膮艂 z dum膮. - Na pocz膮tku mia艂em pewne w膮tpliwo艣ci. Janine mi troch臋 namiesza艂a.
M贸wi艂e艣 co艣, 偶e 艂atwiej jest oskuba膰 偶ywego kurczaka - wtr膮ci艂 Zach, posy艂aj膮c Janine porozumiewawczy u艣miech.
To prawda. Janine zapiera艂a si臋 jak osio艂. Ale jak sam wiesz dobrze, Zachary, ty r贸wnie偶 nie u艂atwia艂e艣 mi zadania. Oboje uwa偶acie, 偶e skoro jestem w wieku emerytalnym, to ju偶 nic nie widz臋. Ale tak nie jest. Byli艣cie oboje samotni, wype艂niali艣cie 偶ycie zwi膮zkami bez znaczenia, unikaj膮c mi艂o艣ci, unikaj膮c 偶ycia. Kocham was. I nie b臋d臋 siedzia艂 z za艂o偶onymi r臋kami.
Uda艂o ci si臋 - powiedzia艂a Janine, chc膮c mu doda膰 pewno艣ci.
Na pocz膮tku tak my艣la艂em. Zorganizowa艂em wam wyjazd do Szkocji i widzia艂em, 偶e wszystko zaczyna gra膰, jak w scenariuszu filmowym. Kiedy powiedzieli艣cie mi, 偶e macie zamiar si臋 pobra膰, by艂em najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem. Sta艂o si臋 to wcze艣niej, ni偶 zak艂ada艂em, ale przyj膮艂em, 偶e wszystko si臋 dobrze u艂o偶y艂o. Najwidoczniej myli艂em si臋. A teraz boj臋 si臋 o was.
Nie musisz.
Moim zdaniem jednak tak - dziadek spojrza艂 na nich twardo. - Powiedz mu, 偶e go kochasz, Janine. Sp贸jrz mu w oczy i odrzu膰 t臋 swoj膮 idiotyczn膮 dum臋. On musi to wiedzie膰. On musi to us艂ysze膰. Powiedzia艂em ci na pocz膮tku, 偶e jest to cz艂owiek, kt贸rego trudno rozgry藕膰 i 偶e musisz by膰 cierpliwa. Nie wzi膮艂em tylko pod uwag臋 tej twojej cholernej dumy.
Chcesz, 偶ebym powiedzia艂a Zachowi, 偶e go kocham. Tutaj? Teraz?
Tak!
Janine odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 swego m臋偶a i czuj膮c si臋 troch臋 g艂upio, spu艣ci艂a wzrok.
Powiedz mu - warkn膮艂 dziadek.
Kocham ci臋, Zach - zacz臋艂a cicho. - Naprawd臋 ci臋 kocham.
Dziadek wyda艂 g艂臋bokie westchnienie pe艂ne zadowolenia.
Dobrze, dobrze. No, Zach, teraz twoja kolej.
Moja kolej?
Powiedz Janine, co do niej czujesz, nie pr贸buj ze mnie zrobi膰 durnia.
Zach uj膮艂 Janine za r臋k臋. Podni贸s艂 jej d艂o艅 do ust i uca艂owa艂.
Kocham ci臋 - szepn膮艂.
- Dodaj co艣 jeszcze - poinstruowa艂 go dziadek - Co艣 takiego, 偶e b臋dziesz bez niej zagubiony i samotny. Kobiety lubi膮 takie rzeczy. Kompletny idiotyzm, wiem, ale konieczny.
- Bez ciebie b臋d臋 zgubion膮, samotn膮 dusz膮 - powt贸rzy艂 Zach i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 dziadka Janine.
- Jak wysz艂o?
Zupe艂nie nie藕le. Czy jest jeszcze co艣, co chcia艂aby艣 mu powiedzie膰, Janine.
Nie s膮dz臋.
Dobrze. Teraz chc臋, 偶eby艣cie si臋 poca艂owali.
Tutaj? Przy tobie?
Tak - upiera艂 si臋 dziadek.
Janine w艣lizgn臋艂a si臋 w ramiona Zacha. Spojrzeli na siebie z u艣miechem i Janine poczu艂a, jak serce zaczyna jej mocno bi膰 w oczekiwaniu. Zacisn臋艂a powieki i poczu艂a jego usta na swoich, usta, kt贸re obiecywa艂y lata wspania艂ych prze偶y膰.
Zach sko艅czy艂 poca艂unek o wiele za szybko. Janine wiedzia艂a, 偶e i on chcia艂by przed艂u偶y膰 t臋 przyjemno艣膰. Z 偶alem odsun臋li si臋 od siebie. Zach spojrza艂 jej g艂臋boko w oczy i Janine odpowiedzia艂a u艣miechem.
- Doskonale, doskonale.
Zupe艂nie zapomnia艂a o obecno艣ci dziadka. Oderwa艂a wzrok od Zacha i zobaczy艂a, 偶e dziadek siedzi wygodnie rozparty w fotelu. Wygl膮da艂 na bardzo zadowolonego z siebie.
- Dobrze! - stwierdzi艂, podkre艣laj膮c to skinieniem g艂owy. U艣miechn膮艂 si臋 leniwie. - Wiedzia艂em, 偶e potrzebujecie tylko troch臋 mojej pomocy. A je偶eli idzie wam tak dobrze, to mo偶e czas, by pomy艣le膰 o dzieciach.
- Anton - powiedzia艂 Zach, powoli podnosz膮c si臋. Przeszed艂 przez pok贸j i otworzy艂 drzwi. - Je艣li pozwolisz, tym ju偶 sam si臋 zajm臋.
Wkr贸tce? - chcia艂 wiedzie膰 dziadek. Zach spojrza艂 na Janine.
Wkr贸tce - obieca艂.