Macomber辀bie Najpierw 艣lub


DEBBIE MACOMBER

Najpierw 艣lub

Tytu艂 orygina艂u: First Comes Marriage

ROZDZIA艁 PIERWSZY

- Ty jeste艣 na pewno Zachary Thomas - wykrzykn臋艂a Janine, wpadaj膮c bez tchu do biura. - Przepraszam za sp贸藕nienie, ale ugrz臋z艂am w korku na Czwartej Alei. Nie wiedzia艂am, 偶e przekopuj膮 ca艂膮 ulic臋.

Rozpi臋艂a p艂aszcz i przerzuci艂a go przez por臋cz czarnego, sk贸rzanego fotela, stoj膮cego na wprost dyrektorskiego biurka.

Siedz膮cy po jego drugiej stronie m臋偶czyzna wygl膮da艂 na zmieszanego, jakby nie by艂 pewien, co ma powiedzie膰.

Janine dotkn臋艂a jednej z lampek choinkowych, dyndaj膮cej mi臋dzy innymi paciorkami, zawieszonej na sznurowadle.

- Troch臋 dziwaczny, prawda? Tak偶e prezent. Ale my艣l臋, 偶e to ciekawy pomys艂 artystyczny. Pamela jest bardzo zdolna.

- Rozumiem- powt贸rzy艂.

Janine powa偶nie w to w膮tpi艂a.

- Naszyjnik na pewno r贸偶ni si臋 bardzo od tych, jakie widzia艂em - doda艂 Zach. Nie wiadomo, czy mia艂 to by膰 komplement.

Janine ju偶 w pi臋膰 minut po poznaniu Zacha wiedzia艂a, dlaczego zrobi艂 tak wielkie wra偶enie na jej dziadku. W 艣wietnie skrojonym garniturze by艂 wprost modelowym dyrektorem. Pe艂en powagi, zachowuj膮cy dystans, zr贸wnowa偶ony. Nieco m艂odszy, ni偶 przypuszcza艂a, prawdopodobnie tu偶 po trzydziestce. W miar臋 przystojny, ale nie w stylu amanta filmowego. Ciemne w艂osy kr贸tko obci臋te, jak u wojskowego. Silna szcz臋ka, wydatne ko艣ci policzkowe i pe艂ne usta. Tyle mo偶na by艂o powiedzie膰 o jego wygl膮dzie, a wygl膮d na pewno nie by艂 u tego m臋偶czyzny najwa偶niejszy. O tym przynajmniej by艂 przekonany jej dziadek.

Kilka miesi臋cy wcze艣niej Anton Hartman po艂膮czy艂 powszechnie szanowan膮 firm臋 dostawcz膮, z nowym i szybko zdobywaj膮cym klient贸w przedsi臋biorstwem Zachary'ego Thomasa. Wsp贸lnymi si艂ami b艂yskawicznie opanowali rynek.

Ju偶 od kilku tygodni dziadek chcia艂, 偶eby pozna艂a Zachary'ego. Jego imi臋 pojawia艂o si臋 przy ka偶dej okazji, niezale偶nie od tematu ich rozm贸w.

- Dziadek ... bardzo ci臋 ceni - powiedzia艂a.

Cie艅 u艣miechu, a w艂a艣ciwie jego zapowied藕, pojawi艂 si臋 w k膮cikach ust Zacha. Pomy艣la艂a, 偶e na pewno bardzo rzadko si臋 u艣miecha.

Zachary skin膮艂 potakuj膮co, bez wahania.

Rozleg艂o si臋 ciche pukanie do drzwi i w pokoju pojawi艂a si臋 wysoka kobieta w 艣rednim wieku, ubrana w granatowy, obcis艂y kostium.

- Dzwoni艂 pan Hartman - oznajmi艂a. - Zapowiedzia艂, 偶e si臋 sp贸藕ni, i zaproponowa艂, 偶eby pa艅stwo zaczekali na niego w restauracji.

Szczup艂膮 twarz Zacha wykrzywi艂 grymas, Janine spojrza艂a na niego speszona. - Czy powiedzia艂, kiedy przyjdzie?

- Niestety, nie.

Janine zerkn臋艂a na zegarek. O trzeciej um贸wiona by艂a z Pamel膮 i nie chcia艂a si臋 sp贸藕ni膰. Nie podoba艂o jej si臋 r贸wnie偶, 偶e Zach nie usi艂uje nawet ukry膰 swego niezadowolenia.

- Najlepiej b臋dzie, je偶eli prze艂o偶ymy lunch na inny dzie艅 - zaproponowa艂a pogodnie.

Zapanowa艂o kr臋puj膮ce milczenie.

Ale偶 doskonale - odpowiedzia艂a, zmuszaj膮c si臋 do u艣miechu. Wsta艂a, si臋gn臋艂a po p艂aszcz, przygl膮daj膮c si臋 Zachowi k膮tem oka. Nie lubi艂 jej. U艣wiadomienie sobie tego wywo艂a艂o u Janine dziwn膮 reakcj臋. Poczu艂a si臋 zawiedziona i troch臋 smutna. Uwa偶a艂 j膮 za rozpuszczon膮 i niepowa偶n膮, prawdopodobnie dlatego, 偶e nie mia艂a 偶adnej odpowiedzialnej pracy. Przez chwil臋 mia艂a ochot臋 wyt艂umaczy膰, dlaczego wybra艂a taki styl 偶ycia, ale widz膮c spojrzenie, jakim j膮 obrzuci艂, stwierdzi艂a, 偶e nie warto strz臋pi膰 j臋zyka we w艂asnej obronie.

Nie mia艂a nic przeciw Zachowi, pocz膮tkowo my艣la艂a nawet, 偶e mogliby zosta膰 przyjaci贸艂mi, ale teraz ju偶 si臋 na to nie zanosi艂o. Naprawd臋 szkoda.

Dziadek, zanim wyszed艂 rano z domu, cieszy艂 si臋 perspektyw膮 wsp贸lnego lunchu jak ma艂y ch艂opiec. Przez dobre pi臋tna艣cie minut t艂umaczy艂 jej szczeg贸艂owo, gdzie ma pojecha膰, tak jakby nigdy wcze艣niej nie by艂a w centrum Seattle. Potem jakby mimochodem wspomnia艂, 偶e rano ma spotkanie z wa偶nym klientem. Je偶eli nie zd膮偶y wr贸ci膰 na czas, Janine ma p贸j艣膰 do biura Zacha, przedstawi膰 si臋 i poczeka膰 tam na niego.

Na szcz臋艣cie restauracja, kt贸r膮 wybra艂 dziadek, by艂a niedaleko. Milcz膮co zgodzili si臋 przej艣膰 te kilka przecznic na piechot臋, chocia偶 Janine z trudem dostosowywa艂a si臋 do du偶o d艂u偶szych krok贸w Zacha.

Staraj膮c si臋 nie zostawa膰 w tyle, przygl膮da艂a si臋 Zachary'emu Thomasowi i zastanawia艂a si臋, co irytowa艂o j膮 w tym m臋偶czy藕nie. Na przyk艂ad wzrost. Nie by艂 nadmiernie wysoki - oceni艂a go na jakie艣 sto osiemdziesi膮t centymetr贸w - a poniewa偶 ona mia艂a prawie metr siedemdziesi膮t pi臋膰 - pomi臋dzy nimi nie by艂o wi臋cej ni偶 par臋 centymetr贸w r贸偶nicy. Dlaczego wi臋c czu艂a si臋 przy nim taka ma艂a?

Musia艂 wyczu膰, 偶e mu si臋 przygl膮da, bo si臋 obejrza艂. Janine odpowiedzia艂a s艂abym u艣miechem i poczu艂a na twarzy rumieniec. To, co dostrzeg艂a w jego spojrzeniu, nie podnios艂o jej na duchu. Janine nie by艂a pr贸偶na, ale wiedzia艂a, 偶e mo偶e si臋 podoba膰. Kilku m臋偶czyzn zd膮偶y艂o ju偶 jej to powiedzie膰, w tym Brian, cz艂owiek, kt贸ry z艂ama艂 jej serce. Ale Zachary Thomas najwyra藕niej w og贸le si臋 nie interesowa艂, jak wygl膮da.

Skoro nie podoba艂a mu si臋 sukienka, prawdopodobnie tym bardziej razi艂o go uczesanie Janine. Mia艂a w艂osy kr贸tko obci臋te, wystrzy偶one z ty艂u, z paroma d艂ugimi pasemkami spadaj膮cymi na czo艂o. Przez ca艂e lata nosi艂a w艂osy do ramion, z przedzia艂kiem po艣rodku. Niedawno, bez szczeg贸lnego powodu, zdecydowa艂a si臋 je 艣ci膮膰. Mia艂a ochot臋 na radykaln膮 zmian臋. Pam zachwyci艂a si臋 fryzur膮 i stwierdzi艂a, 偶e Janine wygl膮da fenomenalnie. Ona sama nie by艂a o tym przekonana. Pociesza艂o j膮 jedynie, 偶e wkr贸tce jej g臋ste, ciemne w艂osy odrosn膮.

Zach na pewno uzna艂 j膮 za osob臋 bez gustu, 艣lepo pod膮偶aj膮c膮 za mod膮. Ona z kolei uwa偶a艂a go za cz艂owieka ch艂odnego i nie lubi膮cego ludzi.

Nie zwracaj膮c na to uwagi Janine 艣ci膮gn臋艂a p艂aszcz i poca艂owa艂a dziadka serdecznie w k艂uj膮cy nieco policzek.

- Podoba ci si臋? - roz艂o偶y艂a na bok ramiona i okr臋ci艂a si臋 wok贸艂, pokazuj膮c efekt bananowego kroju w ca艂ej okaza艂o艣ci. - Wiem, 偶e wygl膮dam w niej troch臋 ekscentrycznie, ale s膮dzi艂am, 偶e ci si臋 spodoba.

Dziadek rzuci艂 okiem na Zacha, a potem spojrza艂 znowu na ni膮.

Umiera艂a z g艂odu. Na 艣niadanie wypi艂a tylko kaw臋 i zjad艂a jedn膮 grzank臋, teraz mia艂a zamiar to nadrobi膰.

Kiedy kelner przyszed艂 odebra膰 od nich zam贸wienie, poprosi艂a o przystawk臋, zup臋 i sa艂at臋. Doda艂a te偶, 偶e potem jeszcze poprosi o jaki艣 deser. Dziadek nachyli艂 si臋 w stron臋 Zacha.

I nie tylko z powodu sukienki i naszyjnika z choinkowych 艣wiecide艂ek.

Janine spojrza艂a na dziadka, by sprawdzi膰, jak zareagowa艂 na s艂owa Zacha. Zobaczy艂a, 偶e jego spojrzenie 艂agodnieje i 偶e przytakuje, najwyra藕niej zadowolony z uwagi swego partnera. Zachary Thomas by艂 sprytny, to musia艂a przyzna膰.

- Jak wypad艂o spotkanie z Andersonem? - zapyta艂 Zach.

Anton przez chwil臋 patrzy艂 na niego bezmy艣lnie.

- Och, Anderson... Dobrze, w porz膮dku. Zgodnie z planami - odchrz膮kn膮艂 i starannie roz艂o偶y艂 serwetk臋 na kolanach. - Oboje wiecie, 偶e ju偶 od pewnego czasu planowa艂em to spotkanie. Janine jest rado艣ci膮 mojego 偶ycia. Dzi臋ki niej czuj臋 si臋 m艂ody i szcz臋艣liwy.

Jego spojrzenie by艂o pe艂ne ciep艂a. Janine musia艂a spu艣ci膰 wzrok, by ukry膰 艂zy wzruszenia. Dla niej r贸wnie偶 dziadek by艂 wybawieniem. Wzi膮艂 j膮 do siebie po 艣mierci rodzic贸w i roztoczy艂 nad ni膮 czu艂膮 i ojcowsk膮 opiek臋. Pojawienie si臋 w 偶yciu sze艣膰dziesi臋ciolatka ma艂ego intruza musia艂o by膰 do艣膰 trudne, ale nigdy si臋 nie uskar偶a艂.

- M贸j jedyny syn umar艂 tak m艂odo - doda艂 z trudem Anton, nie umiej膮c ukry膰 b贸lu.

- Przykro mi - powiedzia艂 cicho Zachary.

Janine zdumia艂o prawdziwe wsp贸艂czucie, jakie zabrzmia艂o w jego g艂osie. Po raz pierwszy poczu艂a sympati臋 do Zacha.

- Przez wiele lat rozpacza艂em nad utrat膮 mego jedynego dziecka - ci膮gn膮艂 Anton ju偶 mocniejszym g艂osem. - Ale przez ca艂y czas pracowa艂em, zbudowa艂em prawdziwe imperium.

Janine przygl膮da艂a mu si臋 z uwag膮. Rzadko bywa艂 tak powa偶ny. R贸wnie偶 nie w jego stylu by艂o wyliczanie w艂asnych osi膮gni臋膰.

- Kiedy Zach rozpocz膮艂 sw膮 dzia艂alno艣膰 na tym terytorium, rozpozna艂em w nim rzadki dar. M贸wi si臋, 偶e ludzi mo偶na podzieli膰 na takich, kt贸rzy powoduj膮, 偶e co艣 si臋 dzieje, takich, co przygl膮daj膮 si臋, gdy co艣 si臋 dzieje, i takich, kt贸rzy nie wiedz膮, co si臋 dzieje. Zachary nale偶y do tej pierwszej kategorii. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣my bardzo podobni do siebie. Dlatego zaproponowa艂em mu po艂膮czenie naszych si艂 i sp贸艂ek.

Kelner wr贸ci艂, nios膮c butelk臋 drogiego, francuskiego szampana. Po chwili sta艂y przed nimi nape艂nione kieliszki.

- A teraz - powiedzia艂 dziadek odstawiaj膮c kieliszek - chcia艂bym og艂osi膰 co艣 wa偶nego.

Spojrza艂 na Janine i na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz g艂臋bokiego uczucia.

- Uwa偶am, 偶e prowadzenie mojego przedsi臋biorstwa by艂oby zbyt du偶ym ci臋偶arem dla ciebie, dziecko - powiedzia艂 w zamy艣leniu. - W naj艣mielszych marzeniach nie przypuszcza艂em, 偶e tak bardzo si臋 ono rozro艣nie. Ale zda艂em sobie spraw臋, 偶e ju偶 zbyt d艂ugo zajmuj臋 si臋 interesami. Nadszed艂 czas emerytury, mam zamiar teraz troch臋 poje藕dzi膰 po 艣wiecie.

Janine od lat namawia艂a dziadka, 偶eby przesta艂 tak ci臋偶ko pracowa膰. Cz臋sto m贸wi艂 o odwiedzeniu swego miejsca urodzenia i w og贸le Europy. Potrafi艂 bez ko艅ca wspomina膰 kuzyn贸w i przyjaci贸艂, kt贸rzy pozostali w ma艂ym, niemieckim osiedlu, wchodz膮cym teraz w sk艂ad Zwi膮zku Radzieckiego.

- Dzi臋ki Zachary'emu stanie si臋 to mo偶liwe - t艂umaczy艂 Anton. - Zbyt dobrze znam samego siebie.

Ostateczne odej艣cie na emerytur臋 by艂oby dla mnie niemo偶liwe. Gdybym przesta艂 pracowa膰, to pozosta艂oby mi tylko wyspowiada膰 si臋 i umrze膰. Taki ju偶 jestem.

Janine i Zach siedzieli zgodnie milcz膮c.

Uciszy艂 ich ruchem r臋ki.

- D艂ugo nad tym my艣la艂em - przyzna艂 si臋. - Uzna艂em, 偶e uczciwo艣膰 Zacha jest najwy偶szej pr贸by, 偶e mog臋 liczy膰 na jego lojalno艣膰, a jego inteligencj臋 trudno przeceni膰. Jest bystry, spostrzegawczy i ma intuicj臋. Nie znam nikogo lepszego, kto by m贸g艂 zaj膮膰 moje miejsce, a chwila jest tak偶e odpowiednia.

Janine przygl膮da艂a si臋 Zachowi, 艣wiadoma jego skr臋powania. Jedyne, co zdo艂a艂 wykrztusi膰, to „dzi臋kuj臋".

- Pewnego dnia cz臋艣膰 tego imperium b臋dzie nale偶a艂a do ciebie, Janine - doda艂 Anton. - Czy masz jakie艣 zastrze偶enia co do mojej decyzji?

Otworzy艂a usta, ale nic nie powiedzia艂a. Oczywi艣cie, 偶e zgadza艂a si臋 z jego decyzj膮. Co innego mog艂a zrobi膰? Antony odwr贸ci艂 si臋 do Zacha.

- A ty si臋 zgadzasz?

Zachary patrzy艂 na niego, jakby nadal nie m贸g艂 uwierzy膰 w to, co w艂a艣nie us艂ysza艂. Ale kiedy wreszcie przem贸wi艂, jego g艂os by艂 ju偶 zupe艂nie spokojny, ledwie tylko zdradzaj膮cy emocje, jakie musia艂 odczuwa膰.

Na stole przed nimi pojawi艂o si臋 pierwsze danie i dalej rozmowa potoczy艂a si臋 ju偶 g艂adko. By艂o to g艂贸wnie zas艂ug膮 jej dziadka. Tryska艂 rado艣ci膮, by艂 uroczy i zabawny. Trudno by艂o nie podda膰 si臋 jego dobremu nastrojowi.

Kiedy sko艅czyli je艣膰, Zach ze zmartwion膮 min膮 zerkn膮艂 na zegarek.

- Przepraszam, ale musz臋 ju偶 i艣膰, jestem um贸wiony.

W tej samej chwili Janine u艣wiadomi艂a sobie, jak jest p贸藕no. Dopi艂a jednym haustem kaw臋.

Zachary wyszed艂 z ni膮 na ulic臋. Zanim odszed艂, u艣cisn膮艂 mocno jej d艂o艅.

Jestem - wytrzyma艂 jej spojrzenie. Odchodz膮c czu艂a dziwne podniecenie. Zach na pewno nie by艂 osob膮, kt贸r膮 si臋 lubi od pierwszego wejrzenia, ale wiedzia艂a, 偶e dziadek nie myli艂 si臋 co do niego.

Anton by艂 nadal w fantastycznym humorze, kiedy zjawi艂 si臋 wieczorem w domu. Janine siedzia艂a w bibliotece, popijaj膮c zio艂ow膮 herbat臋. Zwin臋ta jak kot w fotelu ogl膮da艂a lokalne wiadomo艣ci.

Siadaj膮c obok na szerokiej, sk贸rzanej kanapie, dziadek skrzy偶owa艂 przed sob膮 nogi i si臋gn膮艂 po jedno ze swych hawa艅skich cygar. Janine bardzo kocha艂a dziadka i chcia艂a, by rzuci艂 palenie, ale ju偶 dawno zaprzesta艂a czyni膰 mu wym贸wki. By艂 cz艂owiekiem, kt贸ry robi dok艂adnie to, na co ma ochot臋 i zdobywa to, czego pragnie.

- No, dobrze - odezwa艂 si臋 po chwili. - I co my艣lisz o Zacharym Thomasie? - czekaj膮c na jej odpowied藕, dmucha艂 pod sufit k艂臋bami dymu.

Janine przez ca艂e popo艂udnie przygotowywa艂a si臋 na to pytanie. Wymy艣li艂a par臋 skomplikowanych odpowiedzi, sprytnych wywod贸w, kt贸re ukry艂yby jej prawdziwe uczucia, ale zrezygnowa艂a z nich. Dziadek oczekiwa艂 od niej uczciwej odpowiedzi i jej obowi膮zkiem by艂o powiedzie膰, co naprawd臋 czuje.

- Nie jestem pewna. To trudny cz艂owiek, prawda?

Anton zgodzi艂 si臋 z ni膮 pogodnie.

- Tak. My艣la艂em, 偶e odbierzesz to jak wyzwanie.

Ch艂opak jest nieco szorstki po wierzchu, ale w 艣rodku - samo z艂oto.

Janine nie przysz艂o do g艂owy, 偶eby potraktowa膰 Zacha jako... wyzwanie. Uczciwie m贸wi膮c, w og贸le nie pomy艣la艂a, 偶e mog艂aby si臋 z nim w przysz艂o艣ci w og贸le widywa膰. Dziadek i Zach wsp贸艂pracowali ze sob膮 blisko, ale ona nie miesza艂a si臋 do interes贸w.

- Zdoby艂em jego zaufanie, ale zabra艂o mi to troch臋 czasu - doda艂 dziadek.

Anton wsta艂, zacz膮艂 nalewa膰 sobie solidn膮 porcj臋 brandy, powoli rozlewaj膮c j膮 po 艣ciankach kieliszka, wreszcie powiedzia艂 z zastanowieniem.

Janine uzbroi艂a si臋 w cierpliwo艣膰 i wy艂膮czy艂a telewizor. By艂a przyzwyczajona do wys艂uchiwania opowie艣ci dziadka.

Ale pewnego razu nie by艂o wyboru i umieszczono ich w r贸偶nych domach. Ch艂opak, boj膮c si臋 o siostr臋, uciek艂. Trzy dni p贸藕niej znaleziono go niedaleko miejsca, w kt贸rym umieszczono Beth Ann.

- Prawdopodobnie czu艂 si臋 za ni膮 odpowiedzialny.

Uciszy艂 j膮 uniesieniem d艂oni.

- W wieku osiemnastu lat zaci膮gn膮艂 si臋 do wojska.

By艂 to dobry wyb贸r i do艣膰 naturalny przy jego inteligencji i przejawiaj膮cej si臋 sk艂onno艣ci do braku poszanowania w艂asnego 偶ycia. Nie mia艂 nikogo, kto by po nim p艂aka艂. Szybko awansowa艂, zg艂aszaj膮c si臋 do niebezpiecznych zada艅. Podr贸偶owa艂 po ca艂ym 艣wiecie, z jednego zapalnego miejsca w drugie. Mia艂 zadania cz臋sto 艣ci艣le tajne. M贸g艂 zaj艣膰 bardzo wysoko, ale z niewiadomych powod贸w zrezygnowa艂. Nikt nie rozumia艂, dlaczego. Podejrzewam, 偶e chcia艂 rozpocz膮膰 偶ycie od nowa. Wtedy w艂a艣nie otworzy艂 firm臋 dostawcz膮. W ci膮gu jednego roku zwr贸ci艂 na siebie moj膮 uwag臋. Dzia艂a艂 agresywnie i tw贸rczo. W ci膮gu pi臋ciu lat sta艂 si臋 jednym z najpowa偶niejszych moich konkurent贸w. Widzia艂em w nim si艂臋, kt贸r膮 odebra艂 mi wiek. Spotkali艣my si臋. Porozmawiali艣my. I ostatecznie po艂膮czyli艣my si艂y.

- Najwyra藕niej opowiedzia艂e艣 mi histori臋 偶ycia Zachary'ego.

Anton z u艣miechem wypi艂 艂yk brandy.

- Zauwa偶y艂a艣, 偶e nie艂atwo mu dogada膰 si臋 z lud藕mi.

Pomy艣la艂em, 偶e dobrze b臋dzie, je偶eli dowiesz si臋 dlaczego. Zach nigdy nie czu艂 si臋 bezpieczny. To zapewnia tylko dom. Nigdy tak naprawd臋 nie do艣wiadczy艂 mi艂o艣ci, poza uczuciem do swej siostry. Jego 偶ycie by艂o d艂ugim pasmem bolesnych prze偶y膰. Dzi臋ki sile woli uda艂o mu si臋 pokona膰 wszystkie przeciwno艣ci, kt贸re znalaz艂y si臋 na jego drodze. Wiem, 偶e Zachary Thomas ma ma艂e szanse, by wygra膰 w konkursie na m臋偶czyzn臋 roku, ale zas艂u偶y艂 na m贸j szacunek.

Janine rzadko s艂ysza艂a dziadka m贸wi膮cego o kim艣 z r贸wnym przej臋ciem.

Leniwy u艣miech powoli pojawi艂 si臋 na ustach dziadka.

- I tu si臋 mylisz, moja droga. Odegrasz bardzo wa偶n膮 rol臋 w 偶yciu Zacha, a on w twoim.

Janine s艂ucha艂a speszona.

- Jeszcze nie rozumiesz? - zapyta艂 cicho. - Widzisz, Janine, wybra艂em Zachary'ego, 偶eby zosta艂 twoim m臋偶em.

ROZDZIA艁 DRUGI

Przez chwil臋 panowa艂a cisza, a potem Janine odezwa艂a si臋 niepewnie:

Pytasz, czy podsun膮艂em Zachowi takie rozwi膮zanie? - zapyta艂 dziadek. - Na niebiosa, oczywi艣cie, 偶e nie. A w ka偶dym razie jeszcze nie. - Parskn膮艂, jakby pomys艂 wyda艂 mu si臋 bardzo zabawny. - Zach nie jest z tych, kt贸rzy z wdzi臋czno艣ci膮 przyjmuj膮 mieszanie si臋 w ich prywatne sprawy. Z nim musz臋 post臋powa膰 w r臋kawiczkach. Uczciwie m贸wi膮c, rozwa偶a艂em po艂膮czenie sprawy ma艂偶e艅stwa z zaoferowaniem mu pozycji przewodnicz膮cego, ale po namy艣le zmieni艂em zdanie. Zach nigdy by si臋 na to nie zgodzi艂. Ale s膮 inne, lepsze sposoby. Ty si臋 o nic nie musisz martwi膰.

- Ja... rozumiem - Janine rozumia艂a tylko to, 偶e dziadek najwyra藕niej nie wiedzia艂, na jakim 艣wiecie 偶yje. Widocznie wci膮偶 wierzy艂 w dawne obyczaje, chocia偶 pozornie by艂 bardzo nowoczesny.

Zaci膮gn膮艂 si臋 mocno cygarem.

- Dziadku - 艂agodnie odezwa艂a si臋 Janine. Jej dziadek by艂 cz艂owiekiem logicznym i je偶eli wyt艂umaczy mu wszystko porz膮dnie, na pewno zrozumie. - Teraz to si臋 odbywa inaczej. Najpierw zjawia si臋 mi艂o艣膰, dopiero p贸藕niej ma艂偶e艅stwo.

Dziadek zapatrzy艂 si臋 w swoj膮 brandy zatopiony w my艣lach. Janine nie wiedzia艂a, czy w og贸le j膮 s艂ysza艂.

Nast臋pnego dnia rodzice Anny odwiedzili nasze gospodarstwo i ojcowie znowu rozmawiali. Udawa艂em, 偶e nic mnie to nie obchodzi. Ale kiedy zobaczy艂em, 偶e wymieniaj膮 u艣cisk d艂oni, a potem poklepuj膮 si臋 po plecach, wiedzia艂em, 偶e wkr贸tce Anna b臋dzie moja.

Na moment jego twarz st臋偶a艂a w grymasie niezadowolenia, ale po chwili by艂a zn贸w ca艂kiem spokojna. Janine rzadko kwestionowa艂a jego autorytet i prawie nigdy otwarcie mu si臋 nie sprzeciwia艂a.

Dziadek przerwa艂 jej w膮tpliwo艣ci gwa艂townym wzruszeniem ramion.

- Powiedz mi, kiedy ostatnio prosi艂em ci臋, 偶eby艣 zrobi艂a co艣 dla mnie? - nie ust臋powa艂.

Dziadek nie wspomina艂 Zacha Thomasa, nawet kiedy m贸wi艂 o interesach, a偶 do nast臋pnego popo艂udnia. Dopiero gdy usiedli do kolacji, spojrza艂 wyczekuj膮co na Janine i zapyta艂:

- No i co?

Przez ca艂e popo艂udnie by艂 w pogodnym nastroju. Teraz te偶 z u艣miechem nak艂ada艂 jej na talerz cienki p艂atek mi臋sa. By艂a to wo艂owina najpierw marynowana, a potem sma偶ona, ulubione danie Janine.

- No i co? - powt贸rzy艂, wci膮偶 si臋 u艣miechaj膮c.

- Co zdecydowa艂a艣?

Janine si臋gn臋艂a po bu艂k臋, powoli i starannie smarowa艂a j膮 mas艂em, staraj膮c si臋 zyska膰 na czasie i zastanawiaj膮c si臋 w pop艂ochu, co ma powiedzie膰.

- Nic - wykrztusi艂a wreszcie.

U艣miech na twarzy dziadka zamieni艂 si臋 w grymas niezadowolenia.

Ale偶 dziadku, zwyk艂e tak lub nie to nie mo偶e by膰 odpowied藕 na tak skomplikowane pytanie. Chcesz, 偶ebym w dwadzie艣cia cztery godziny zadecydowa艂a o ca艂ym moim przysz艂ym 偶yciu. - Nadal usi艂owa艂a zyska膰 na czasie i dziadek zaczyna艂 si臋 ju偶 tego domy艣la膰. Prawd臋 m贸wi膮c, nie wiedzia艂a, co ma mu odpowiedzie膰. Nie mog艂a po艣lubi膰 - zak艂adaj膮c nawet, 偶e on zgodzi艂by si臋 na to - ale tak bardzo nie chcia艂a zawie艣膰 dziadka.

Z Peterem umawia艂a si臋 od pewnego czasu. Ale nie traktowa艂a go powa偶nie, jej serce by艂o zbyt obola艂e po przej艣ciach z Brianem.

- Kochasz si臋 w tym bezbarwnym s艂abeuszu, kt贸ry...

Janine westchn臋艂a g艂o艣no, 偶a艂uj膮c, 偶e w艂膮czy艂a osob臋 Petera do rozmowy.

- Jest bardzo dobry.

- Dzi臋ki Bogu, zosta艂o ci troch臋 rozumu.

Janine wzi臋艂a g艂臋boki oddech i wreszcie zada艂a pytanie, kt贸re dr臋czy艂o j膮 przez ca艂e popo艂udnie.

- Czy... czy... ty zorganizowa艂e艣 ma艂偶e艅stwo mojego ojca?

Dziadek spu艣ci艂 oczy, ale zd膮偶y艂a jeszcze zobaczy膰, jak nagle posmutnia艂y.

Dziadek zawaha艂 si臋, z艂apa艂 r臋k膮 za karafk臋 z wod膮.

Oboje przez chwil臋 milczeli. Janine mia艂a niewiele wspomnie艅 zwi膮zanych z rodzicami, jakie艣 skrawki, zazwyczaj nie powi膮zane ze sob膮. Dobrze pami臋ta艂a za to okropne k艂贸tnie i oskar偶enia, jakimi si臋 obrzucali. Pami臋ta艂a, 偶e kiedy zaczynali krzycze膰, chowa艂a si臋 pod 艂贸偶ko, zas艂aniaj膮c uszy d艂o艅mi. To ojciec odnajdywa艂 j膮 potem i uspokaja艂. Zawsze ojciec. Matki nie pami臋ta艂a prawie wcale. Nawet zdj臋cia nie wywo艂ywa艂y wspomnie艅, cho膰 Janine sp臋dza艂a d艂ugie godziny, przygl膮daj膮c si臋 fotografiom. Ale kobieta, kt贸ra da艂a jej 偶ycie, pozosta艂a kompletnie obca.

Dziadek w milczeniu sko艅czy艂 kolacj臋, rozwa偶aj膮c jej s艂owa.

Opar艂 si臋 艂okciami na stole, z艂o偶y艂 d艂onie i przyjrza艂 si臋 uwa偶nie wnuczce.

- Mo偶e 艂atwiej by艂oby mi to wszystko zrozumie膰, gdybym wiedzia艂, czego oczekujesz od m臋偶a.

Zawaha艂a si臋 i odwr贸ci艂a wzrok, unikaj膮c jego spojrzenia. Jeszcze tak niedawno wiedzia艂a bardzo dobrze, czego chce.

- W Zachu - stwierdzi艂 z absolutn膮 pewno艣ci膮.

Janine nie pr贸bowa艂a dalej si臋 z nim spiera膰. Dziadek potrafi艂 by膰 okropnie uparty. Wierzy艂a, 偶e tylko czas mo偶e tu pom贸c. Ju偶 wkr贸tce zrozumie, 偶e ani ona, ani Zach nie maj膮 najmniejszej ochoty dostosowywa膰 si臋 do przygotowanego przez niego scenariusza. Wtedy i tylko wtedy zrezygnuje.

Min膮艂 tydzie艅 i dziadek nie wspomnia艂 ani s艂owem o ma艂偶e艅stwie. By艂 zimny, wietrzny marcowy wiecz贸r, w okna zacina艂y strugi deszczu. Janine uwielbia艂a takie wieczory. Siedzia艂a skulona na swym ulubionym fotelu z krymina艂em w r臋ce, kiedy zadzwoni艂 dzwonek u drzwi. Dziadka nie by艂o w domu, a ona nie oczekiwa艂a nikogo.

Zapali艂a 艣wiat艂o na ganku i wyjrza艂a przez wizjer. Zobaczy艂a Zacha, 艣ciskaj膮cego pod pach膮 jak膮艣 teczk臋. Wcisn膮艂 g艂ow臋 w ramiona, zas艂aniaj膮c si臋 przed deszczem.

Zach zawaha艂 si臋, wyra藕nie zmieszany.

Wzi臋艂a od Zacha deszczowiec i poprowadzi艂a go do blioteki. Na kominku p艂on膮艂 niewielki ogie艅 ogrzewaj膮c swym ciep艂em pok贸j. Dwupi臋trowy dom by艂 typowym budynkiem z prze艂omu wiek贸w, z wysokimi, obszernymi pomieszczeniami. Kiedy艣 ca艂e drugie pi臋tro zajmowa艂a s艂u偶ba. Teraz na sta艂e mieszka艂 z nimi tylko Charles, ale on mia艂 pokoje nad gara偶em. Pracowa艂 dla dziadka, by艂 jego kierowc膮. Pani McCormick zjawia艂a si臋 codziennie rano. Na jej g艂owie by艂 ca艂y dom.

W艂a艣nie zapatrzy艂am 艣wie偶膮, jest w dzbanku. Janine przynios艂a z kuchni fili偶ank臋, po czym usiad艂a na wprost Zacha, zastanawiaj膮c si臋, czy ma mu co艣 powiedzie膰 o pomy艣le dziadka.

Spodziewa艂a si臋, 偶e dziadek nie rozmawia艂 na ten temat z Zachem. Nie siedzia艂by chyba tak spokojnie, popijaj膮c kaw臋. Przypuszcza艂a, 偶e je艣li tylko dziadek zahaczy o ten temat, Zach natychmiast straci sw贸j spok贸j. B臋dzie ura偶ony i w艣ciek艂y. Ju偶 mia艂a go ostrzec, ale zrezygnowa艂a. Niech dowie si臋 o planach dziadka w taki sam spos贸b jak ona.

Splataj膮c palce, u艣miechn臋艂a si臋. Czu艂a si臋 troch臋 niezr臋cznie.

- Mi艂o ci臋 znowu widzie膰.

呕achn臋艂a si臋 na niego. Zachowywa艂 si臋 tak, 偶e czu艂a si臋 przy nim jak pi臋tnastoletnia dziewczynka. Ju偶 to przekre艣la艂o mo偶liwo艣膰 jakichkolwiek bli偶szych kontakt贸w mi臋dzy nimi.

- Musz臋 przyzna膰, 偶e we艂niane spodnie i ten pi臋kny sweter s膮 mi艂膮 niespodziank膮 - doda艂.

W jego ciemnych oczach po raz pierwszy dostrzeg艂a uznanie.

I w tym momencie Janine zrozumia艂a.

Siedzia艂a jak skamienia艂a, troch臋 si臋 jej nawet kr臋ci艂o w g艂owie. Dziadek nie tylko rozmawia艂 ju偶 z Zachem, ale nawet doszli do porozumienia. I dlatego Zach zachowywa艂 si臋 tak przyjacielsko. Nic dziwnego, 偶e zjawi艂 si臋 nie zapowiedziany w艂a艣nie tego wieczoru, kiedy dziadka nie by艂o w domu.

Wsp贸lnie chc膮 j膮 w to wci膮gn膮膰. No c贸偶, ale ona nie ma najmniejszego zamiaru da膰 si臋 wrobi膰. Je偶eli dziadek i Zach my艣l膮, 偶e uda im si臋 nam贸wi膰 j膮 na ma艂偶e艅stwo, czeka ich niemi艂a niespodzianka.

Usiad艂a prosto na skraju fotela.

Nadal by艂 spokojny, co rozz艂o艣ci艂o j膮 jeszcze bardziej.

Zach zerkn膮艂 na zegarek i dopi艂 kaw臋.

- Czy tw贸j dziadek wie o tych atakach histerii?.

- To 艣mieszne, Zach, bardzo 艣mieszne.

Westchn膮艂 g艂臋boko.

- No dobrze, z艂apa艂em przyn臋t臋. Dlaczeg贸偶 to twierdzisz, 偶e da艂em si臋 kupi膰. I jeszcze nim zapomn臋, chcia艂bym si臋 dowiedzie膰, jaka by艂a zap艂ata.

- Na dobr膮 spraw臋 mo偶na by powiedzie膰, 偶e nie dosta艂e艣 nic. I zapewniam ci臋, 偶e nic nie dostaniesz, bo ja nie jestem na sprzeda偶. - Opar艂a r臋ce na biodrach i obrzuci艂a go spojrzeniem pe艂nym niesmaku.

- Co ci ofiarowa艂 w zamian? Ca艂e przedsi臋biorstwo?

Pieni膮dze?

Zach wzruszy艂 ramionami.

- Po prostu chcia艂 ci mnie odda膰. - Oszo艂omiona usiad艂a znowu w fotelu. - My艣la艂am, 偶e rodzina panny m艂odej powinna wnie艣膰 jaki艣 posag. Dziadek nie zaproponowa艂 ci nawet pieni臋dzy?

Zach odstawi艂 fili偶ank臋 na bok i wyprostowa艂 si臋 w fotelu.

- My艣l臋, 偶e powinni艣my zacz膮膰 t臋 rozmow臋 od pocz膮tku. Zgubi艂em si臋. Mo偶e 艂askawie o艣wiecisz mnie, c贸偶 ja takiego koszmarnego zrobi艂em.

Janine zerkn臋艂a w jego stron臋.

- No dobrze, je艣li nalegasz - doda艂a po chwili.

- Oczywiste jest, 偶e dziadek rozmawia艂 z tob膮 o ma艂偶e艅stwie.

Zach zerwa艂 si臋 z fotela na r贸wne nogi.

- Nie musisz by膰 taki przera偶ony. Ostatecznie nie jestem bab膮-jag膮. S膮 m臋偶czy藕ni, kt贸rzy byliby uszcz臋艣liwieni, staj膮c ze mn膮 na 艣lubnym kobiercu. - Co 0x08 graphic
prawda, nie Brian i na pewno nie Peter, ale uwa偶a艂a, 偶e Zach powinien my艣le膰, 偶e ma stada adorator贸w.

Janine nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e rozmowa, jaka odb臋dzie si臋 po powrocie dziadka, nie zapowiada si臋 przyjemnie.

Janine zauwa偶y艂a, 偶e bardzo poblad艂.

Po raz pierwszy od pocz膮tku rozmowy twarz Zacha z艂agodnia艂a i nawet u艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.

- Nie - pogr膮偶ona w my艣lach przeczesywa艂a palcami w艂osy. - U偶y艂am wszystkich argument贸w, jakie mi przysz艂y do g艂owy, 偶eby wyperswadowa膰 mu ten pomys艂. T艂umaczy艂am, jak wa偶na jest mi艂o艣膰, 偶e kobieta i m臋偶czyzna maj膮 prawo do w艂asnych wybor贸w. Ale najwyra藕niej nie potrafi zgodzi膰 si臋 z tym, 偶e zmieni艂y si臋 czasy.

- S艂ucha艂 - odpowiedzia艂a, bior膮c dziadka w obron臋 - ale nie zgadza艂 si臋 z ani jednym moim s艂owem. Dziadek twierdzi, 偶e nowoczesne podej艣cie do mi艂o艣ci i ma艂偶e艅stwa okaza艂o si臋 kompletnym fiaskiem. A wobec faktu stale rosn膮cej liczby rozwod贸w, trudno mi by艂o nawet z nim dyskutowa膰.

- Teraz, kiedy ju偶 wiem, o co chodzi, widz臋 偶e i mnie w ka偶dej rozmowie przygotowywa艂 do tego, co si臋 mia艂o sta膰. Nigdy nie omieszka艂 wspomnie膰, jaka jeste艣 cudowna.

Janine westchn臋艂a cicho.

- To samo opowiada艂 o tobie, na d艂ugo zanim si臋 spotkali艣my.

Zaciskaj膮c usta Zach oznajmi艂:

- Uwa偶am, 偶e musimy opracowa膰 jaki艣 plan. Nie chc臋 zawie艣膰 dziadka, ale nie mam zamiaru da膰 si臋 wyda膰 jak... jak... - nie potrafi艂a doko艅czy膰.

- Szczeg贸lnie za mnie.

Cho膰 jego g艂os wydawa艂 si臋 ca艂kowicie pozbawiony emocji, Janine us艂ysza艂a w nim b贸l. Poczu艂a, jak 艣ciska jej si臋 serce ze wsp贸艂czucia. Zna艂a przecie偶 jego przesz艂o艣膰, wiedzia艂a, 偶e otrzyma艂 jedynie okruchy mi艂o艣ci.

- Nie o to mi chodzi艂o - powiedzia艂a stanowczo.

- Dziadek nie wybra艂by ciebie, gdyby艣 nie by艂 kim艣 naprawd臋 nadzwyczajnym. Znakomicie ocenia ludzi, a ty od pierwszej chwili zrobi艂e艣 na nim ogromne wra偶enie.

- Nie oszukujmy si臋, Janine - sprzeciwi艂 si臋 Zach.

- Ty jeste艣 艣wiatow膮 dziewczyn膮. Pasujemy do siebie jak kwiatek do ko偶ucha.

- Nie mam zamiaru si臋 偶eni膰.

- A my艣lisz, 偶e ja mam zamiar wyj艣膰 za m膮偶?

Zach milcza艂.

Janine westchn臋艂a g艂臋boko.

Ale偶 na lito艣膰 bosk膮, o 偶adnym z nich nie pomy艣la艂abym powa偶nie jako o przysz艂ym m臋偶u - j臋kn臋艂a. - Poza tym obecnie nie jestem w 偶adnym z nich zakochana.

Zach wybuchn膮艂 艣miechem, je艣li to co wydoby艂o si臋 z jego gard艂a, mo偶na by艂o okre艣li膰 tym s艂owem.

- To znajd藕 faceta, w kt贸rym b臋dziesz si臋 mog艂a zakocha膰. Je艣li zakochanie i odkochanie przychodzi ci z tak膮 艂atwo艣ci膮, mo偶na mie膰 uzasadnion膮 nadziej臋, 偶e wkr贸tce kto艣 si臋 nada.

Janine spojrza艂a na niego.

- Teraz twoja kolej, bystry ch艂opczyku.

Po jego minie wida膰 by艂o, 偶e coraz bardziej jej nie lubi. Janine uczciwie musia艂a przyzna膰, 偶e jej te偶 nie zachwyca艂o w艂asne zachowanie. By艂a z艂o艣liwa i zupe艂nie niepotrzebnie niegrzeczna, ale to by艂a jego wina.

W chwili, kiedy postanowi艂a powiedzie膰 co艣 pojednawczego, us艂ysza艂a odg艂os otwieranych drzwi. Spojrza艂a na Zacha, kt贸ry skin膮艂 g艂ow膮, upewniaj膮c j膮, 偶e poradzi sobie z sytuacj膮.

Zanim dziadek pojawi艂 si臋 w drzwiach biblioteki, zd膮偶yli oboje wr贸ci膰 na swoje fotele.

Zach wsta艂 i si臋gn膮艂 po swoje papiery.

- Tu s膮 wykazy, kt贸re chcia艂e艣 ze mn膮 przejrze膰.

- Tak - dziadek, bardzo z siebie zadowolony, zabiera艂 si臋 do wyj艣cia. Zach pod膮偶y艂 za nim, rzucaj膮c Janine spojrzenie, kt贸re wyra藕nie m贸wi艂o, 偶e skontaktuje si臋 z ni膮 wkr贸tce.

Jego wkr贸tce trwa艂o ponad tydzie艅. Pracowa艂a w艂a艣nie w ogrodzie, przycinaj膮c r贸偶e i zastanawiaj膮c si臋, gdzie posadzi膰 tego roku pelargonie, kiedy pani McCormick zawo艂a艂a j膮 do telefonu.

ROZDZIA艁 TRZECI

- No dobrze - powiedzia艂a Janine, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j. Co ci zaproponowa艂? Wysok膮 premi臋?

Je艣li jej dziadek otwarcie postawi艂 kwesti臋 ma艂偶e艅stwa, propozycja musia艂a by膰 warta chwili zastanowienie. Tego Janine by艂a pewna. Mimo gor膮cych zapewnie艅 Zacha o nieprzekupno艣ci nie by艂aby wcale zdumiona, gdyby nowo mianowany szef Przedsi臋biorstwa Dostawczego Hartman-Thomas jednak z艂apa艂 haczyk.

Serce Janine zacz臋艂o mocniej bi膰, poczu艂a, jak na jej czole zbieraj膮 si臋 kropelki potu.

Odk艂adaj膮c s艂uchawk臋, Janine poczu艂a si臋 tak, jakby by艂a na 艂asce swego dziadka. To by艂o koszmarne wra偶enie. By艂 potwornie upartym cz艂owiekiem, kt贸ry prawie zawsze zdobywa艂 to, co chcia艂. Staj膮c twarz膮 w twarz z g贸r膮 Anton Hartman wdrapywa艂 si臋 na ni膮, przebija艂 przez ni膮 tunel albo obchodzi艂 j膮 wok贸艂. Je艣li wszystkie te drogi zawiod艂y, siada艂 u st贸p g贸ry i czeka艂, a偶 zniszczy j膮 czas. Twierdzi艂, 偶e wi臋kszo艣膰 swych 偶yciowych zwyci臋stw odni贸s艂 dzi臋ki cierpliwo艣ci. Janine zarzuca艂a mu, 偶e po prostu nigdy nie wie, kiedy powinien zrezygnowa膰.

Zna艂a metody dziadka i Zach zna艂 je r贸wnie偶. Ale mia艂a nadziej臋, 偶e wybrany przez Antona kandydat na jej m臋偶a ma do艣膰 si艂y, by przynajmniej oprze膰 si臋 przekupstwu. I chyba tak rzeczywi艣cie by艂o, je艣li powiedzia艂 jej, 偶e nie ma si臋 czym martwi膰. Ale z drugiej strony, dlaczego namawia艂 j膮, 偶eby si臋 z nim spotka艂a.

- M贸wi艂, 偶e w og贸le nie chce si臋 o偶eni膰 - powiedzia艂a g艂o艣no, jakby upewniaj膮c sam膮 siebie, 偶e nie ma powodu do zmartwienia. Zachary Thomas by艂 naprawd臋 ostatnim m臋偶czyzn膮 pod艣piewuj膮cym marska weselnego, jakiego Janine mog艂a sobie wyobrazi膰... szczeg贸lnie, gdy kto inny dyrygowa艂by orkiestr膮.

Janine czeka艂a na dziadka w bibliotece z p艂aszczem przewieszonym przez rami臋. Zjawi艂 si臋 o sz贸stej. Cmokn膮艂 j膮 w policzek i si臋gn膮艂 po popo艂udniow膮 gazet臋, przelatuj膮c wzrokiem po nag艂贸wkach. Wygodnie usadowi艂 si臋 w sk贸rzanym fotelu.

- Dzwoni艂 Zach - powiedzia艂a bez zastanowienia.

A przecie偶 wcale nie chcia艂a m贸wi膰 o tym dziadkowi.

Anton skin膮艂 g艂ow膮.

Janine poczu艂a, jak zdradziecki rumieniec wype艂za jej na twarz. By艂a beznadziejn膮 k艂amczucha, nigdy jej to dobrze nie wychodzi艂o. Mog艂a r贸wnie dobrze powiedzie膰 dziadkowi, 偶e spotka si臋 z Zachem. I tak to wiedzia艂.

Troch臋 czasu zaj臋艂o jej znalezienie restauracji, a potem miejsca do zaparkowania. Sp贸藕ni艂a si臋 jakie艣 dziesi臋膰 minut.

Zach siedzia艂 przy stoliku w odleg艂ym rogu lokalu. Kiedy j膮 zobaczy艂, zmarszczy艂 brwi i spojrza艂 przelotnie na zegarek, aby pokaza膰, 偶e musia艂 na ni膮 czeka膰.

Nie zwracaj膮c uwagi na jego pe艂ne dezaprobaty spojrzenie, Janine usiad艂a na l艣ni膮cej, drewnianej 艂awie, 艣ci膮gaj膮c z siebie p艂aszcz i informuj膮c go oboj臋tnym tonem.

- Dziadek wie.

Zmarszczka na czole Zacha pog艂臋bi艂a si臋.

Odchrz膮kn膮艂, co nie by艂o 偶adn膮 odpowiedzi膮.

W tym momencie pojawi艂a si臋 kelnerka. Nawet kiedy nalewa艂a Janine wod臋 do szklanki, nie odrywa艂a pe艂nego uznania spojrzenia od Zacha. To kolejny raz u艣wiadomi艂o Janine, 偶e - w poj臋ciu tradycyjnym - jest on bardzo przystojny. Wydawa艂o si臋 jej, 偶e przyci膮ga spojrzenia wszystkich kobiet siedz膮cych w pobli偶u.

- O ile pami臋tam, chcia艂e艣 si臋 ze mn膮 spotka膰, by opowiedzie膰, co zaproponowa艂 ci m贸j dziadek. Miejmy to wreszcie za sob膮.

Oferta musia艂a by膰 do艣膰 korzystna. Inaczej Zach nie zaprasza艂by jej na obiad.

Zach wzruszy艂 ramionami.

Zach wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze.

Siedz膮cy w pobli偶u zacz臋li rzuca膰 w ich stron臋 zaciekawione spojrzenia, Zach nachyli艂 si臋 wi臋c bli偶ej i powiedzia艂.

Zach u艣miechn膮艂 si臋.

- Co艣 w tym rodzaju, ale wtedy w艂a艣nie stwierdzi艂, 偶e cho膰 偶ycie masz wype艂nione, czego艣 w nim brak.

Mo偶e celu.

Janine wiedzia艂a, co za chwil臋 us艂yszy.

Janine j臋kn臋艂a i opad艂a na siedzenie. To brzmia艂o jeszcze gorzej, ni偶 my艣la艂a. Smutne by艂o i to, 偶e Zach wydawa艂 si臋 naprawd臋 rozbawiony.

- Nie by艂by艣 taki zadowolony, gdyby twierdzi艂, 偶e to m臋偶czyzna mo偶e si臋 naprawd臋 sprawdzi膰 tylko w ma艂偶e艅stwie - wymrucza艂a. - Powiedz prawd臋, Zach, czy ja wygl膮dam na kogo艣, komu brak celu? - Wykona艂a dramatyczny gest r臋kami. - Jestem szcz臋艣liwa, jestem zaj臋ta... 偶ycie, jakie prowadz臋, w zupe艂no艣ci mi odpowiada.

Zach si臋gn膮艂 po kieliszek i zapatrzy艂 si臋 w wino.

Zach uni贸s艂 wysoko brwi.

- Dobrze znasz swego dziadka.

Janine czu艂a, jak jej 偶o艂膮dek skr臋ca si臋 na my艣l o zdradzieckim sprycie dziadka. Zacha nie mo偶na by艂o kupi膰, przynajmniej nie w taki prosty spos贸b, jakim by艂oby zaproponowanie mu pieni臋dzy lub stanowiska. Dziadek u偶y艂 wi臋c znacznie subtelniejszego chwytu. Umiej臋tnie zastosowa艂 pochlebstwo sugeruj膮c, 偶e uwa偶a Zacha za jedynego m臋偶czyzn臋 zdolnego podo艂a膰 zadaniu zostania m臋偶em Janine.

Kelnerka przynios艂a sa艂at臋 i stawiaj膮c j膮 na stole, obrzuci艂a Zacha zach臋caj膮cym spojrzeniem.

Widelec Janine zad藕wi臋cza艂, uderzaj膮c o misk臋 z sa艂at膮.

- Powiedzia艂 ci, 偶e je艣li si臋 ze mn膮 o偶enisz, dostaniesz limuzyn臋? I to wszystko?

Kelnerka przynios艂a spaghetti, ale ju偶 po pierwszym k臋sie Janine stwierdzi艂a, 偶e nawet nie ma ochoty udawa膰, 偶e jedzenie sprawia jej przyjemno艣膰. Czu艂a si臋 okropnie. 艁zy nap艂ywa艂y jej do oczu, przez co by艂a jeszcze bardziej zak艂opotana.

- Co si臋 sta艂o? - pytanie Zacha zaskoczy艂o j膮 kompletnie.

Janine potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i spu艣ci艂a oczy.

- Co do tego nie ma w膮tpliwo艣ci. Jeste艣 ostatni膮 osob膮, kt贸ra by wchodzi艂a w gr臋 - odpali艂a i natychmiast po偶a艂owa艂a swojej impulsywnej reakcji widz膮c, jak twarz mu t臋偶eje.

- W艂a艣nie tak my艣la艂em - zaatakowa艂 gniewnie spaghetti.

Napi臋cie mi臋dzy nimi trwa艂o. Kiedy kelnerka zjawi艂a si臋, 偶eby zabra膰 talerze, porcja Janine by艂a prawie nie tkni臋ta. Zach tak偶e zjad艂 niewiele.

Zap艂aci艂 za kolacj臋 i odprowadzi艂 Janine do samochodu. Ich spotkanie okaza艂o si臋 kompletnym fiaskiem. Zach na pewno mia艂 wszystkie zalety, za kt贸re ceni艂 go dziadek. By艂 bystry, inteligentny, mia艂 intuicj臋. Ale to by艂y cechy potrzebne w pracy. Jako potencjalni m膮偶 i 偶ona w og贸le do siebie nie pasowali.

- Mo偶emy przynajmniej odrzuci膰 nasze uprzedzenia i wsp贸艂dzia艂a膰, by nie艣wiadomie mu nie pomaga膰.

- Nie jestem pewna, czy w og贸le lubi臋 ch艂opc贸w - zastanawia艂a si臋 trzynastoletnia Pam Hudson, siedz膮c nad cheeseburgerem i frytkami. - To takie g艂uptasy.

Od ostatniego spotkania Janine z Zachem min膮艂 tydzie艅 i zdziwi艂o j膮, 偶e jej odczucia na temat przeciwnej p艂ci s膮 dziwnie zbie偶ne z wyra偶onymi przez nastolatk臋.

- Nie jestem nawet pewna, czy lubi臋 jeszcze Charliego - zwierzy艂a si臋 Pam, polewaj膮c frytki ketchupem. Zamy艣lona kre艣li艂a czerwonym sosem jaki艣 dziwny wz贸r na talerzu. - Pami臋tasz, jak szala艂am na jego punkcie?

Janine u艣miechn臋艂a si臋 pob艂a偶liwie i przypomnia艂a jej:

- Co drugie s艂owo by艂o Charlie to i Charlie tamto.

Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 z dum膮.

Janine pomy艣la艂a, 偶e Pam znacznie lepiej wygl膮da w tej fryzurze ni偶 ona. Po bokach w艂osy by艂y kr贸tko obci臋te, ale grzywka spada艂a a偶 do brwi. Janine nie potrafi艂a jej ujarzmi膰. Ostatnio zacz臋艂a zaczesywa膰 j膮 do g贸ry.

- Jak tam w domu? - zapyta艂a Janine, przygl膮daj膮c si臋 przyjaci贸艂ce z uwag膮. Jerry Hudson by艂 rozwiedziony i sam zajmowa艂 si臋 c贸rk膮. Jej matka pracowa艂a na Wschodnim Wybrze偶u. Jerry martwi艂 si臋, 偶e Pam brakuje kobiecej r臋ki, zw艂aszcza 偶e w pobli偶u nie mieszka艂 nikt z ich rodziny. Zwr贸ci艂 si臋 o pomoc do Klubu Przyjaci贸艂 mniej wi臋cej w tym samym czasie, kiedy Janine zg艂osi艂a si臋 do pracy.

Poniewa偶 Jerry pracowa艂 w dziwnych godzinach, jako kucharz w restauracji dostarczaj膮cej dania na zam贸wienie, spotka艂a go tylko raz. By艂 porz膮dnym facetem i pracowa艂 ci臋偶ko, 偶eby zapewni膰 przyzwoite 偶ycie sobie i swojej c贸rce.

Janine uwa偶a艂a, 偶e Pam jest wspania艂膮 dziewczynk膮 i bardzo utalentowan膮. Jeszcze zanim jej ojcu uda艂o si臋 zebra膰 pieni膮dze na maszyn臋 do szycia, Pam projektowa艂a i szy艂a ubranka dla swoich lalek Barbie. Sukienka z chusteczek by艂a jednym z pierwszych projekt贸w, jakie zrealizowa艂a, gdy mia艂a ju偶 maszyn臋. Z dum膮 ofiarowa艂a j膮 Janine. Od tego czasu wyprodukowa艂a ju偶 kilka innych. By艂y bardzo modne w jej 艣rodowisku. Pam upaja艂a si臋 sukcesem.

Janine nie mia艂a w sobie tyle wyrozumia艂o艣ci, je艣li chodzi艂o o Zacha. Najpierw m贸wi艂 o konieczno艣ci wzajemnego informowania si臋, a potem nawet do niej nie zadzwoni艂. Nie uwierzy艂a ani na moment, 偶e dziadek zrezygnowa艂 ze swych plan贸w, ale najwyra藕niej chcia艂, by sprawy si臋 odle偶a艂y. Zach m贸g艂 przynajmniej zatelefonowa膰, my艣la艂a zirytowana, nie zastanawiaj膮c si臋, dlaczego czuje si臋 tak zawiedziona.

- Dziesi臋膰 dni. - Wycieczka by艂a zupe艂nie niespodziewanym prezentem od dziadka. Kilka dni po spotkaniu z Zachem na kolacji dziadek wr臋czy艂 jej bilet na samolot. Kiedy zapyta艂a si臋 o pow贸d tej niespodzianki, odpowiedzia艂 tajemniczo, 偶e powinna wyjecha膰 na jaki艣 czas. Poniewa偶 Janine zawsze marzy艂a o Szkocji, uszcz臋艣liwiona nie zadawa艂a wi臋cej pyta艅.

Dopiero teraz pomy艣la艂a, 偶e powinna zawiadomi膰 Zacha o wyje藕dzie na kilka dni z kraju.

Janine zaplanowa艂a swoj膮 wizyt臋 w biurze Zacha bardzo starannie. Przede wszystkim upewni艂a si臋, 偶e tego dnia nie b臋dzie tam dziadka. Ob艂adowana by艂a ca艂膮 mas膮 toreb i torebek, poniewa偶 robi艂a zakupy przed wyjazdem. Celowo zreszt膮. Chcia艂a, 偶eby jej wizyta wygl膮da艂a na przypadkow膮, jakby w czasie pe艂nego zaj臋膰 dnia przypomnia艂a sobie o nim, a 偶e w艂a艣nie by艂a w pobli偶u...

- Dzie艅 dobry - zwr贸ci艂a si臋 do sekretarki Zacha z pogodnym u艣miechem. - Czy zasta艂am pana Thomasa?

Starsza kobieta najwyra藕niej nie by艂a zachwycona pojawieniem si臋 Janine. Zacisn臋艂a z niech臋ci膮 usta, ale nic nie powiedzia艂a, tylko nacisn臋艂a dzwonek intercomu. Janine przeszed艂 nieoczekiwany dreszcz na d藕wi臋k silnego, m臋skiego g艂osu.

- Co za mi艂a niespodzianka - odezwa艂 si臋 Zach, wstaj膮c, gdy Janine wesz艂a do jego gabinetu z gracj膮, kt贸rej pozazdro艣ci膰 by mog艂y paryskie modelki.

Postawi艂a torby na pod艂odze z g艂o艣nym westchnieniem ulgi i opad艂a na krzes艂o, wyci膮gaj膮c przed siebie d艂ugie nogi. - Przepraszam, 偶e wpad艂am bez zapowiedzi, ale mam ci co艣 do zakomunikowania.

- Nic nie szkodzi - jego wzrok spocz膮艂 na torbach.

- Chyba si臋 troch臋 napracowa艂a艣.

Oczy Janine zrobi艂y si臋 okr膮g艂e z przera偶enia. Spojrza艂a na r贸wnie przera偶onego Zacha. Nie mogli pozwoli膰, by dziadek odkry艂 ich tu razem.

- Chwileczk臋 - powiedzia艂 Zach. Podziwia艂a jego opanowanie. Gestem wskaza艂 zamkni臋te drzwi i wepchn膮艂 j膮 do ma艂ego pomieszczenia, albo raczej wielkiej szafy. Ogarn臋艂a j膮 ca艂kowita ciemno艣膰. Prawie natychmiast drzwi otworzy艂y si臋 znowu, wpuszczaj膮c smug臋 艣wiat艂a, i ko艂o jej n贸g wyl膮dowa艂y trzy du偶e torby pe艂ne zakup贸w.

Janine czu艂a si臋 idiotycznie. Sta艂a bez ruchu, prawie nie oddychaj膮c ze strachu, 偶e zostanie odkryta.

Przyciskaj膮c ucho do drzwi, pr贸bowa艂a pods艂ucha膰 rozmow臋 i wywnioskowa膰 z niej, jak d艂ugo dziadek zamierza艂 siedzie膰 w biurze Zacha.

Niestety, prawie nic nie mog艂a us艂ysze膰. Zaryzykowa艂a i lekko uchyli艂a drzwi. Obrzuci艂a szybkim spojrzeniem pok贸j. Obaj m臋偶czy藕ni stali odwr贸ceni do niej plecami. To wyja艣nia艂o, dlaczego nic nie s艂ysza艂a.

I w tym momencie Janine dostrzeg艂a swoj膮 torebk臋. Zrobi艂a krok w ty艂. Wtedy dopiero wzi臋艂a g艂臋boki wdech, 偶eby si臋 uspokoi膰. Dziadkowi wystarczy艂o spojrze膰 pod nogi, 偶eby zobaczy膰 nieszcz臋sny przedmiot.

Dobry Bo偶e, je偶eli przesunie nog臋, zaczepi o pasek i poci膮gnie j膮 przez pok贸j.

Zach odwr贸ci艂 si臋 od okna i Janine us艂ysza艂a go zupe艂nie wyra藕nie.

- Zaraz si臋 tym zajm臋 - m贸wi艂 spokojnie. By艂 tak naturalny, jakby trzymanie kobiet w szafie nale偶a艂o do jego codziennych zwyczaj贸w. On tak偶e musia艂 dostrzec torebk臋, bo na chwil臋 zatrzyma艂 na niej wzrok, a potem bezwiednie przeni贸s艂 go na szaf臋.

Na lito艣膰 bosk膮, przecie偶 nie zostawi艂a jej specjalnie. Dziadka mia艂o nie by膰 dzisiaj w biurze. Rano m贸wi艂 jej, 偶e w czasie lunchu p贸jdzie do klubu spotka膰 si臋 ze swym d艂ugoletnim przyjacielem Burtem Colemanem. A zawsze kiedy spotyka艂 si臋 w czasie dnia z kt贸rym艣 ze swych kumpli, ca艂e popo艂udnie grali potem w bezika. Najwidoczniej zmieni艂 swe obyczaje tylko dlatego, 偶eby j膮 wp臋dzi膰 do grobu.

Min臋艂o jeszcze kilka koszmarnych minut, zanim Zach odprowadzi艂 go wreszcie do drzwi. Kiedy je zamkn膮艂, Janine wypad艂a z szafy, krzycz膮c zd艂awionym g艂osem.

Zach by艂 najwyra藕niej w艣ciek艂y.

- Naprawd臋 nie wiem, jak d艂ugo trzeba my艣le膰, 偶eby wymy艣li膰 co艣 r贸wnie g艂upiego. Gdyby tw贸j dziadek zobaczy艂 nas tu razem, natychmiast wyci膮gn膮艂by z tego fa艂szywe wnioski. Do tego popo艂udnia wszystko toczy艂o si臋 idealnie. Ani razu nie wspomnia艂 o tobie, co uczciwie m贸wi膮c, bardzo mnie cieszy艂o - grzmia艂 dalej.

Janine wpatrywa艂a si臋 w 艣wietlne cyferki jakby informacja, na kt贸rym pi臋trze znajduje si臋 winda, by艂a dla niej niezwykle wa偶na.

ROZDZIA艁 CZWARTY

- Zamek Cawdor zosta艂 zbudowany w pi臋tnastym wieku i po dzi艣 dzie艅 pozostaje siedzib膮 ksi膮偶膮t Cawdor - deklamowa艂 przewodnik, oprowadzaj膮c Janine wraz z siedemnastoma innymi zwiedzaj膮cymi po s艂ynnej posiad艂o艣ci. - William Szekspir opisa艂 ten zamek w „Makbecie". By艂o to miejsce 艣mierci kr贸la Duncana I, kt贸ry w 1040 by艂 w艂a艣cicielem Cawdor...

Przez par臋 pierwszych dni swego pobytu w Szkocji Janine zadawala艂a si臋 zwiedzaniem na w艂asn膮 r臋k臋. Zorganizowane wycieczki pozwala艂y jednak posk艂ada膰 wszystkie kawa艂ki jej wiedzy historycznej w ca艂o艣膰, jednocze艣nie j膮 uzupe艂niaj膮c.

Zamek Cawdor le偶a艂 w p贸艂nocno-wschodniej Szkocji. Nast臋pnego dnia mia艂a zamiar wynaj膮膰 samoch贸d i wybra膰 si臋 do Edynburga, stolicy prowincji. Z tego, co zd膮偶y艂a przeczyta膰, zamek w Edynburgu by艂 staro偶ytn膮 fortec膮, zbudowan膮 na olbrzymiej skale, g贸ruj膮c膮 nad miastem. Dziadek zarezerwowa艂 dla niej miejsce w podmiejskim zaje藕dzie.

Gospoda wygl膮da艂a dok艂adnie tak, jak wymarzy艂a sobie Janine. Mia艂a bia艂e 艣ciany, wzmocnione ciemnymi belkami i kryty czerwon膮 dach贸wk膮 dach. Przydzielony jej pok贸j mo偶e nie by艂 bardzo wygodny, ale za to mia艂 klimat i czu艂a si臋 w nim, jakby wr贸ci艂a do znajomego miejsca. Na stole sta艂y 艣wie偶e kwiaty, a w 艂azience pachnia艂y sole do k膮pieli.

Poniewa偶 nie by艂a wcale zm臋czona, zbieg艂a na d贸艂, 偶eby obejrze膰 rozci膮gaj膮cy si臋 wok贸艂 zajazdu ogromny ogr贸d. W kwietniowym powietrzu czai艂 si臋 jeszcze ch艂贸d zimy, wepchn臋艂a wi臋c r臋ce g艂臋boko do kieszeni i z rozbawieniem przygl膮da艂a si臋 przepi贸rkom spaceruj膮cym po wspania艂ym, zielonym trawniku.

- Janine?!

Odwr贸ci艂a si臋 na d藕wi臋k swego imienia i ogromnie zdziwiona zobaczy艂a stoj膮cego zaledwie o kilka krok贸w od niej Zacha.

Zach natychmiast przyj膮艂 postaw臋 obronn膮.

Zach nie ruszy艂 si臋 z miejsca, sta艂 sztywny i napuszony.

- To prawda, zachowa艂em si臋 nieodpowiednio - przyzna艂 Zach, zaciskaj膮c mocno szcz臋ki. - Ale, o ile pami臋tam, powiedzia艂em przepraszam.

Mia艂a do艣膰 obra藕liwych insynuacji Zacha. Od pierwszego spotkania dawa艂 jej jasno do zrozumienia, 偶e uwa偶a j膮 za rozpieszczon膮 pannic臋 o ptasim m贸偶d偶ku.

Jasno wida膰 - uci臋艂a kr贸tko - 偶e ty i ja nigdy w niczym si臋 nie zgodzimy. - By艂a wyj膮tkowo w艣ciek艂a. - Wobec tego spr贸bujmy si臋 nie zauwa偶a膰. Ty nie chcesz mie膰 nic wsp贸lnego ze mn膮 i, prawd臋 m贸wi膮c, ja mam identyczne odczucia w stosunku do ciebie. Do widzenia wi臋c, panie Thomas. - Tym razem jej odej艣cie godne by艂o wielkiej sceny.

Po raz pierwszy uda艂o jej si臋 pokona膰 tego m臋偶czyzn臋. Powinna czu膰 si臋 wspaniale. Ale tak nie by艂o.

Kiedy w godzin臋 p贸藕niej wsiada艂a do turystycznego autobusu, zabieraj膮cego wycieczk臋 do Edynburga, nadal nie mog艂a pozby膰 si臋 wspomnienia ostatniego spotkania z Zacharym Thompsonem. Je偶eli w ca艂ej tej sytuacji by艂o co艣 zabawnego, to tylko, 偶e dziadek uzna艂 ich za pasuj膮cych do siebie.

Zdecydowana wyrzuci膰 tego m臋偶czyzn臋 ze swych my艣li, Janine spacerowa艂a bez celu po Princess Street. Sklepy pe艂ne by艂y kupuj膮cych, trupy aktor贸w organizowa艂y happeningi na jezdni, a muzykanci grali na chodnikach. Panowa艂 nastr贸j festiwalu i trudno tu by艂o pogr膮偶a膰 si臋 w ponurych my艣lach. Po pewnym czasie zapomnia艂a o nieprzyjemnym spotkaniu i sz艂a pogodnie u艣miechni臋ta.

Mija艂o j膮 wielu m臋偶czyzn ubranych w szkockie sp贸dniczki i tradycyjne we艂niane czapy. Janine wydawa艂o si臋, 偶e jest w innym czasie lub 艣wiecie. Samo miasto wygl膮da艂o szaro i ponuro, jak bezbarwne t艂o kolorowych obraz贸w, zgie艂ku i ha艂asu, wspomnie艅 minionych wiek贸w. Wsz臋dzie rozbrzmiewa艂y d藕wi臋ki kobzy.

Po raz drugi Janine wpad艂a na Zacha, gdy przechodzi艂a ko艂o sklepu z ubraniami. Zatrzyma艂 si臋, na jego twarzy dostrzeg艂a przelotny wyraz zdziwienia, a potem smutku - jakby spotkanie jej dwukrotnie tego samego dnia mog艂o wyczerpa膰 cierpliwo艣膰 ka偶dego.

- Wiem, o czym my艣lisz - powiedzia艂, wbijaj膮c w ni膮 wzrok.- Nie 艣ledzi艂em ci臋, po prostu chcia艂em kupi膰 kilka rzeczy.

Przesun臋艂a si臋 bli偶ej witryny, 偶eby nie przeszkadza膰 przechodniom.

呕adne z nich nie poruszy艂o si臋 przez kilka denerwuj膮cych sekund. Janine s膮dzi艂a, 偶e Zach ma zamiar co艣 jeszcze powiedzie膰. Mo偶e po cichu nawet mia艂a tak膮 nadziej臋. Je偶eli nie mogli zosta膰 przyjaci贸艂mi, powinni zawrze膰 przynajmniej sojusz. Po艂膮czy膰 swe si艂y, zamiast walczy膰 ze sob膮. Nagle Zach bez s艂owa odwr贸ci艂 si臋 i w艂膮czy艂 w strumie艅 ludzi 艣piesz膮cych chodnikiem.

P贸艂 godziny p贸藕niej, objuczona jeszcze wi臋ksz膮 mas膮 pakunk贸w, Janine sz艂a w kierunku sklepu z materia艂ami. Potrzebny by艂 jej kawa艂ek szkockiej we艂ny na prezent dla Pam. Przejecha艂a d艂oni膮 po rz臋dzie grubych bel materia艂u, zachwycona doborem kolor贸w. We艂na wydawa艂a si臋 taka mi臋kka, ale kiedy unios艂a brzeg sukna zadziwi艂 j膮 ci臋偶ar.

- Ka偶dy klan ma swoj膮 w艂asn膮 krat臋 - odezwa艂a si臋 do niej siwow艂osa sprzedawczyni. Janine z zachwytem s艂ucha艂a jej g艂osu, z pobrzmiewaj膮cym szkockim rrr. - Najznaczniejsze rodziny u偶ywaj膮 trzech rodzaje wzor贸w, w zale偶no艣ci od okazji. Na codzie艅, od 艣wi臋ta i do walki.

Janine patrzy艂a z zainteresowaniem, jak w艂a艣cicielka sklepu przechodzi wzd艂u偶 sto艂u rozwijaj膮c b艂臋kitnozielony pled. Widzia艂a ten wz贸r ju偶 poprzednio. Kobieta wyja艣nia艂a dalej, 偶e turyst贸w najcz臋艣ciej interesuje w艂a艣nie ten, poniewa偶 nie jest on przywi膮zany do 偶adnego szczeg贸lnego klanu. Nazywa si臋 Psia Wachta. Je艣li kto艣 wybiera艂 ten materia艂, 艂膮czy艂 si臋 z ca艂膮 Szkocj膮.

Janine kupi艂a spory kawa艂ek. Sz艂a w膮sk膮 uliczk膮, utrzymuj膮c jako艣 swe paczki w r臋kach, kiedy ponownie zauwa偶y艂a Zacha. Sta艂 przys艂uchuj膮c si臋 grupie muzyk贸w. Ju偶 mia艂a odwr贸ci膰 si臋 i ruszy膰 w przeciwn膮 stron臋, kiedy - w艂a艣ciwie bez powodu - przystan臋艂a. Jej opinia o Zachu nie zmieni艂a si臋 od ich pierwszego spotkania. Nadal uwa偶a艂a go za nierozs膮dnego uparciucha, cho膰... no dobrze, przyzna to, atrakcyjnego m臋偶czyzn膮. Nawet bardzo atrakcyjnego, je艣li lubi si臋 ten nieco kanciasty typ urody. Brakowa艂o mu poloru, 艣wiatowo艣ci, kt贸r膮 mieli m臋偶czy藕ni typu Briana, ale by艂o w nim co艣 bardzo m臋skiego. I potrafi艂 jednym spojrzeniem doprowadzi膰 j膮 do gniewu. Nie uda艂o si臋 to jeszcze nigdy 偶adnemu m臋偶czy藕nie.

Muzycy zacz臋li jak膮艣 pogodn膮 piosenk臋 i Zach roze艣mia艂 si臋 sam do siebie. Us艂ysza艂a jego bogaty, ciep艂y tenor i pomy艣la艂a, 偶e powinna natychmiast odej艣膰. Ale nie potrafi艂a.

Zach musia艂 wyczu膰 jej spojrzenie, bo nagle si臋 odwr贸ci艂. Czu艂a, jak policzki jej robi膮 si臋 purpurowe. Przez d艂ug膮 chwil臋 偶adne nie ruszy艂o si臋 ani nie u艣miechn臋艂o.

Janine pomy艣la艂a, 偶e ju偶 najwy偶szy czas przerwa膰 t臋 g艂upi膮 wrogo艣膰. Postanowi艂a schowa膰 dum臋 do kieszeni. Ale w tej w艂a艣nie chwili przejecha艂 autobus, zas艂aniaj膮c Zacha. Kiedy Janine zobaczy艂a go znowu, odwr贸cony by艂 w stron臋 muzyk贸w.

Zrezygnowa艂a wi臋c z pojednawczego gestu i ruszy艂a w przeciwnym kierunku. Nie zd膮偶y艂a nawet min膮膰 jednej przecznicy, kiedy us艂ysza艂a swoje imi臋.

Stan臋艂a i pozwoli艂a, by j膮 dogoni艂. Na widok licznych paczek podni贸s艂 w ge艣cie zdziwienia jedn膮 brew, ale wzi膮艂 kilka. Odda艂a mu je z ulg膮. Ruszyli bez s艂owa.

Jeszcze chwil臋 wcze艣niej Janine mia艂a nadziej臋, 偶e uda im si臋 sko艅czy膰 te dziecinne sprzeczki, a oto sama prowokowa艂a nast臋pn膮, robi膮c dok艂adnie to, o co go oskar偶a艂a. Zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 kroku.

Im mniej czasu sp臋dzamy ze sob膮, tym lepiej. Bez pytania wzi膮艂 od niej reszt臋 pakunk贸w, dodaj膮c je do torebek i paczek, kt贸re ju偶 ni贸s艂.

Podczas powrotnej drogi do gospody rozmawiali niewiele. Po kilku uwagach na temat krajobrazu nie bardzo wiedzieli, o czym maj膮 m贸wi膰 dalej. Oboje czuli si臋 nieco skr臋powani. A Janine by艂a a偶 nazbyt 艣wiadoma fizycznej blisko艣ci Zacha spowodowanej ciasnot膮 w samochodzie. Jej rami臋 i udo znajdowa艂o si臋 tu偶 obok niego, z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 nie zwraca膰 na to uwagi.

Kiedy przypadkowo spojrza艂a na niego, zauwa偶y艂a, 偶e na jego twarzy maluje si臋 takie skupienie, jakby prowadzi艂 samoch贸d po torze wy艣cigowym, a nie po 艂agodnej, pustej drodze. Mia艂 zaci艣ni臋te usta, wok贸艂 kt贸rych pojawi艂y si臋 g艂臋bokie bruzdy. Na moment oderwa艂 wzrok od szosy i ich oczy spotka艂y si臋. Janine odwr贸ci艂a oczy, zmieszana, 偶e przy艂apa艂 j膮 na przygl膮daniu mu si臋 z bliska. Chcia艂a uporz膮dkowa膰 swe uczucia, przeanalizowa膰 na zimno miotaj膮ce ni膮 sprzeczne emocje. Zach si臋 jej podoba艂, ale mniej ni偶 Brian. I chocia偶 wyprowadza艂 j膮 cz臋sto z r贸wnowagi, jednocze艣nie podziwia艂a go. I szanowa艂a. Ale nie dzia艂a艂 na ni膮 tak jak Brian. A mimo to nie potrafi艂a o nim my艣le膰 niczym o bracie. Ostatecznie dosz艂a do wniosku, 偶e jej uczucia do Zacha s膮 bardziej skomplikowane, ni偶 przypuszcza艂a.

Podzi臋kowa艂a mu za odwiezienie do hotelu, zebra艂a paczki i z trudem wdrapa艂a si臋 po schodach do pokoju. Zanurzy艂a si臋 w gor膮cej, pachn膮cej k膮pieli, a potem za艂o偶y艂a sp贸dnic臋 w b艂臋kitnoz艂ot膮 krat臋, kt贸r膮 kupi艂a tego popo艂udnia. Do tego cienki, bia艂y sweterek i granatowy blezer. Na szyi zawi膮za艂a granatow膮 apaszk臋. Obejrza艂a si臋 w lustrze, zadowolona z efektu. Potem podmalowa艂a troch臋 policzki i powieki. Uzna艂a, 偶e najwy偶szy czas na kolacj臋.

Kiedy schodzi艂a na d贸艂, Zach sta艂 w drzwiach jadalni, czekaj膮c, by kelner zaprowadzi艂 go do stolika. Mia艂 na sobie gruby, r臋cznie robiony sweter i lu藕ne, dresowe spodnie. Wygl膮da艂 naprawd臋 nie藕le.

W艂a艣cicielka zajazdu powita艂a ich ciep艂ym u艣miechem.

- Stolik dla dwojga?

Janine zareagowa艂a pierwsza, ca艂a czerwona ze zmieszania.

- Nie jeste艣my razem - powiedzia艂a szybko. - Ten pan by艂 tu przede mn膮.

Zach zmarszczony ruszy艂 za gospodyni膮 prowadz膮c膮 go w kierunku stolika pod 艣cian膮, blisko masywnego, kamiennego paleniska. Po chwilki w艂a艣cicielka wr贸ci艂a i poprowadzi艂a Janine w stron臋 tej samej 艣ciany. Posadzi艂a j膮 przy s膮siednim stoliku, tak 偶e mogli sobie na dobr膮 spraw臋 czyta膰 kart臋 przez rami臋.

Zach podni贸s艂 si臋 i zapyta艂 z szerokim u艣miechem:

- Czy mog臋 si臋 przysi膮艣膰?

- Prosz臋 - Janine te偶 nie potrafi艂a powstrzyma膰 u艣miechu.

Usiad艂 naprzeciwko, przygl膮daj膮c si臋 Janine z aprobat膮.

Spojrzeli na siebie i oboje wybuchneli niepowstrzymanym 艣miechem, zwracaj膮c uwag臋 wszystkich w jadani. Natychmiast przestali.

Kiedy ju偶 zam贸wili potrawy, Janine podzieli艂a si臋 z Zachem teori膮, kt贸ra przysz艂a jej do g艂owy podczas drogi do zajazdu.

Zach pochyli艂 si臋 do przodu.

- Chyba nie bardzo rozumiem.

Janine udaj膮c nieco zagniewan膮 t艂umaczy艂a mu dalej.

Wyszli z jadalni i Zach odprowadzi艂 j膮 do schod贸w.

Zach najwyra藕niej mia艂 ten sam problem. Podni贸s艂 r臋k臋, chc膮c dotkn膮膰 jej policzka, ale nagle rozmy艣li艂 si臋. Poczu艂a dziwny zaw贸d.

Przez dziesi臋膰 minut kr臋ci艂a si臋 bez celu po pokoju i wreszcie postanowi艂a wyj艣膰. 艢cie偶ki w ogrodzie prowadzi艂y a偶 do opadaj膮cego pionowo w d贸艂 urwiska. Z miejsca, gdzie sta艂a, Janine s艂ysza艂a w dole huk morza. W powietrzu zapach soli miesza艂 si臋 ze s艂odk膮 woni膮 purpurowych kwiat贸w w pe艂nym rozkwicie. Janine ruszy艂a w膮sk膮 艣cie偶k膮 w g艂膮b ogrodu. Nocne powietrze by艂o zimne, ale nie zamierza艂a spacerowa膰 d艂ugo. Mo偶e wr贸ci tu rano, kiedy b臋dzie mo偶na co艣 wi臋cej zobaczy膰. Wtedy dojdzie na sam brzeg.

Ksi臋偶yc w pe艂ni wydawa艂 si臋 ogromny. Srebrne smugi o艣wietla艂y niebo a偶 po horyzont. Czu艂a ogarniaj膮cy j膮 ogromny spok贸j. Zamkn臋艂a oczy, rozkoszuj膮c si臋 t膮 chwil膮 ciszy.

Stali obok siebie patrz膮c na nocne niebo. Oboje milczeli. Podczas kolacji gadali bez przerwy, ale teraz Janine czu艂a, 偶e j臋zyk ma jak zwi膮zany. Czy偶 mog艂o by膰 co艣 gro藕niejszego ni偶 takie spotkanie noc膮?

Janine wiedzia艂a o tym. Zach r贸wnie偶. Ale 偶adne nie zaproponowa艂o powrotu.

Parskn膮艂 艣miechem, poczu艂a na karku jego oddech. A potem policzkiem dotkn膮艂 jej twarzy i westchn臋艂a jeszcze raz.

Odwr贸ci艂 jej twarz w swoj膮 stron臋, ale Janine za nic w 艣wiecie nie spojrza艂aby na niego w tej chwili.

Nic nie m贸wi艂.

Ona r贸wnie偶 milcza艂a.

Janine ba艂a si臋 tylu r贸偶nych rzeczy naraz, a najbardziej ba艂a si臋, 偶e mog艂aby wypowiedzie膰 swe l臋ki. By膰 mo偶e Zach czu艂 podobnie.

Po chwili uj膮艂 jej twarz w d艂onie. Leniwie g艂adzi艂 j膮 po policzkach. Widzia艂a jego ciemne oczy, kt贸rych wyrazu nie potrafi艂a odczyta膰. Czu艂a, jak wali jej serce.

Chcia艂a powiedzie膰, 偶e plan dziadka zaczyna si臋 udawa膰. Rozchyli艂a usta i w tym momencie poczu艂a jego ramiona przyci膮gaj膮 j膮 jeszcze bli偶ej. Przywar艂a mocno do niego. Czu艂a b艂ogie ciep艂o, czu艂a delikatny zapach jego sk贸ry. Nie przypomina艂o to niczego, co kiedykolwiek wcze艣niej do艣wiadczy艂a. A potem poczu艂a jego usta.

Przeszy艂 j膮 nag艂y dreszcz rozkoszy, tak silny, 偶e a偶 przera偶aj膮cy. Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od dr偶enia.

Odsun膮艂 j膮 delikatnie.

W odpowiedzi odda艂a mu poca艂unek. Wcale nie mia艂a zamiaru tego robi膰, ale zanim zd膮偶y艂a pomy艣le膰, zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i ca艂owa艂a jego usta.

Kiedy wreszcie wtuli艂a twarz w jego ramiona, Zach wyszepta艂:

- Dobry Bo偶e - i gwa艂townie odsun膮艂 si臋 od niej, jakby dopiero w tej chwili zda艂 sobie spraw臋 z tego, co robi膮.

Janine by艂a zbyt oszo艂omiona, 偶eby zareagowa膰. Pr贸buj膮c ukry膰, jak wielk膮 przykro艣膰 jej zrobi艂, tar艂a r臋kami twarz, jak cz艂owiek, kt贸rego wyrwano z g艂臋bokiego snu.

- To nie powinno si臋 wydarzy膰 - odezwa艂 si臋 Zach sztywno.

- Oczywi艣cie - zgodzi艂a si臋 z nim pospiesznie.

- Nie zachowali艣my si臋 najrozs膮dniej.

Zach przyg艂adzi艂 d艂oni膮 w艂osy i zmarszczy艂 czo艂o.

Kiedy Janine znalaz艂a si臋 w pokoju, rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i ukry艂a twarz w d艂oniach. O nie, lamentowa艂a cicho. Przekroczyli granic臋. Igrali z przeznaczeniem.

Poca艂owali si臋.

Kilka minut p贸藕niej, nadal dygocz膮c, Janine wsta艂a i rozebra艂a si臋. Wsun臋艂a si臋 pod koc i stara艂a znale藕膰 jak膮艣 wygodn膮 pozycj臋. Ale czu艂a si臋 kompletnie rozbudzona. Rano czeka j膮 rozmowa z Zachem. Musi si臋 zachowywa膰, jakby nic si臋 nie sta艂o. Nie wiedzia艂a, czy potrafi to znie艣膰. Bez w膮tpienia on r贸wnie偶 nie b臋dzie si臋 czu艂 swobodnie. Zauwa偶y艂a przecie偶, 偶e po wej艣ciu do zajazdu nawet ju偶 na ni膮 nie spojrza艂.

Janine dosz艂a do wniosku, 偶e nie pozostaje jej nic innego jak wyjecha膰. Odrzuci艂a koce i gwa艂townie wsta艂a. Im szybciej opu艣ci Szkocj臋, tym lepiej. Si臋gn臋艂a po telefon, zadzwoni艂a na lotnisko, zarezerwowa艂a bilet na pierwszy ranny lot do domu i natychmiast zacz臋艂a si臋 pakowa膰.

Nie pr贸bowa艂a ju偶 usn膮膰. Tu偶 przed p贸艂noc膮 po cichu zesz艂a do recepcji i zap艂aci艂a rachunek.

Zadowolona, 偶e Zach dowie si臋 o jej wyje藕dzie, usiad艂a na krze艣le w ma艂ym holu czekaj膮c na taks贸wk臋.

Jakie艣 pi臋tna艣cie minut p贸藕niej Janine przygl膮da艂a si臋 w milczeniu, jak portier wk艂ada jej torby do baga偶nika. Spojrza艂a jeszcze raz na odmieniony ksi臋偶ycem krajobraz, czuj膮c 偶al, 偶e nie zobaczy stromych urwisk Szkocji. Potem wsun臋艂a si臋 na tylne siedzenie samochodu.

Wydawa艂o si臋 jej, 偶e podr贸偶 na lotnisko trwa wieki. Smutno jej by艂o opuszcza膰 Szkocj臋. Mia艂a nadziej臋, 偶e wr贸ci tu kiedy艣. Chocia偶 my艣l o wieczornym spacerze troch臋 m膮ci艂a wspomnienia, nie 偶a艂owa艂a czasu sp臋dzonego z Zachem. Wiedzia艂a, 偶e na zawsze zapami臋ta chwile sp臋dzone w jego ramionach. Nie by艂a jednak na tyle g艂upia, 偶eby przywi膮zywa膰 do tego jakiekolwiek znaczenie.

Na lotnisku by艂a na kilka godzin przed odlotem samolotu. Zabija艂a czas pij膮c kaw臋 i przegl膮daj膮c pisma dla kobiet, kt贸re kupi艂a z my艣l膮 o Pam.

Nios膮c w jednej r臋ce fili偶ank臋 z kaw膮, w drugiej trzymaj膮c bilet, podesz艂a do okienka. Ale torba przypadkiem zsun臋艂a si臋 jej z ramienia, potr膮caj膮c stoj膮cego obok m臋偶czyzn臋. Ju偶 mia艂a wymamrota膰 automatyczne przeprosiny, kiedy odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- Zach! - krzykn臋艂a o ma艂y w艂os nie wylewaj膮c kawy. - Co ty tu robisz?

ROZDZIA艁 PI膭TY

Wiedzia艂a艣, 偶e wyjecha艂em celowo - stwierdzi艂 Zach - i pojecha艂a艣 za mn膮. Zobaczy艂a艣, jak wsuwam ci list pod drzwi i...

- Jego ton wskazywa艂, 偶e nadal nie jest pewien, czy nie u艂o偶y艂a tego wszystkiego, 偶eby lecie膰 razem z nim do domu. Poczu艂a si臋 g艂臋boko ura偶ona i ju偶 mia艂a mu odpowiedzie膰 ostro, kiedy przeszkodzi艂a jej pracownica linii lotniczych, kiwaj膮ca w jej stron臋 zza kontuaru.

- Poprosz臋 o bilet - powiedzia艂a do Janine.

- Wstrzymuje pani kolejk臋.

- Przepraszam bardzo - uzna艂a, 偶e jedyne co mo偶e zrobi膰, to ca艂kowicie zignorowa膰 Zacha. Przez czysty przypadek wyl膮dowali w jednym samolocie, a to nie oznacza, 偶e maj膮 ze sob膮 co艣 wsp贸lnego. Najwyra藕niej oboje przestraszyli si臋 tego, co wydarzy艂o si臋 w ogrodzie. I Zach, tak samo jak ona, postanowi艂 uciec.

W porz膮dku, ona powr贸ci do swojego 偶ycia, on do swojego. I od tej pory nie b臋d膮 si臋 ju偶 widywa膰. Ku obop贸lnemu zadowoleniu.

Urz臋dniczka wzi臋艂a od niej bilet i wystuka艂a jakie艣 cyfry na komputerze.

Janine stan臋艂a na palcach, pochyli艂a si臋 w jej stron臋 i zni偶aj膮c g艂os do szeptu powiedzia艂a:

Na pok艂ad wsiedli osobno. Zach pojawi艂 si臋 w drzwiach kabiny dos艂ownie w ostatniej chwili.

Janine siedzia艂a w drugim rz臋dzie pierwszej klasy, przegl膮daj膮c nieuwa偶nie pismo reklamowe linii lotniczych. Zach min膮艂 j膮, 艣ciskaj膮c mocno bilet w r臋ku.

Postanowi艂a udawa膰, 偶e go w og贸le nie dostrzega. Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 okna.

- Zdaje si臋, 偶e to jest moje miejsce - powiedzia艂 szorstko, wk艂adaj膮 podr臋czny baga偶 do schowka nad g艂owami.

Janine ju偶 chcia艂a si臋 usprawiedliwia膰, 偶e to nie jej wina, 偶e nawet pr贸bowa艂a temu zapobiec, ale zd膮偶y艂a ugry藕膰 si臋 w j臋zyk. I tak by jej nie uwierzy艂. W tym momencie odezwa艂 si臋 Zach.

0x08 graphic
Przecie偶 mogli艣my nigdy nie wpa艣膰 na siebie. Wiem jedno, wszystkiemu winien jest dziadek. - Pomy艣la艂a, 偶e lepiej nie przypomina膰 ju偶 o ich spacerze w 艣wietle ksi臋偶yca. Za to bowiem dziadka trudno by艂o wini膰. Janine ziewn臋艂a szeroko, zakrywaj膮c d艂oni膮 usta.

- Och, przepraszam. Nie spa艂am w nocy i teraz senno艣膰 mnie dopad艂a.

Jej ziewanie najwidoczniej by艂o zara藕liwe. Stewardessa przysz艂a z kaw膮, ale oboje podzi臋kowali.

- Wola艂abym, 偶eby kto艣 zaproponowa艂 mi poduszk臋 - stwierdzi艂a Janine ziewaj膮c znowu. Po chwili stewardessa wr贸ci艂a z poduszk膮, grubym kocem i par膮 ja艣k贸w. Taki sam zestaw zaproponowa艂a Zachowi. Nie wzi膮艂 jednak, t艂umacz膮c, 偶e chce troch臋 popracowa膰. Wyci膮gn膮艂 z teczki jakie艣 papiery. Janine opar艂a si臋 wygodnie i zamkn臋艂a oczy. Prawie w tej samej chwili zapad艂a w spokojn膮 drzemk臋.

Podczas nast臋pnych kilku godzin dwa razy poruszy艂a si臋 niespokojnie, ale jaki艣 g艂os uko艂ysa艂 j膮 znowu. Z westchnieniem zapada艂a w sen. Dawno nie czu艂a si臋 tak wspaniale.

艢ni艂o jej si臋, 偶e idzie przez wrzosowisko, ubrana w szkock膮 sp贸dniczk臋. Z oddali dochodzi艂a muzyka kobzy.

Nagle na szczycie wzg贸rza zobaczy艂a Zacha ubranego w tradycyjny szkocki str贸j i z kobz膮 na ramieniu. Wygl膮da艂 wspaniale. Ich spojrzenia spotka艂y si臋, a muzyka ucich艂a. Potem jakby znik膮d pojawi艂 si臋 mi臋dzy nimi dziadek. Wygl膮da艂 na bardzo zadowolonego. Z艂o偶y艂 r臋ce w tr膮bk臋 i krzykn膮艂 w stron臋 Janine:

0x08 graphic
Potem odwr贸ci艂 si臋 do Zacha, jakby u niego szukaj膮c pomocy.

Zach zacz膮艂 znowu w skupieniu gra膰 na kobzie, unikaj膮c odpowiedzi.

Otworzy艂a oczy i zobaczy艂a jego twarz tu偶 nad swoj膮.

W ostrym 艣wietle zacz臋艂y jej 艂zawi膰 oczy. Otar艂a twarz r臋kawem, wyci膮gn臋艂a poduszki spod plec贸w i z艂o偶y艂a koc, staraj膮c si臋 ukry膰, jak bardzo trz臋s膮 si臋 jej r臋ce.

- My艣lisz o tym, co sta艂o si臋 wczoraj po kolacji, prawda?

Janine wci膮gn臋艂a powietrze i u艣miechn臋艂a si臋 do niego pogodnie.

Janine nie czu艂a si臋 specjalnie pochlebiona jego s艂owami. Musia艂o si臋 to odbi膰 wyra藕nie na jej twarzy, poniewa偶 Zach natychmiast pospieszy艂 z t艂umaczeniem.

Janine przytakn臋艂a w milczeniu.

Spogl膮da艂 na ni膮 z tak膮 w艣ciek艂o艣ci膮, 偶e nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu.

Zach zapad艂 g艂臋boko w fotel i zamkn膮艂 oczy daj膮c do zrozumienia, 偶e uwa偶a rozmow臋 za sko艅czon膮. Janine przygl膮da艂a si臋 przez okno, jak wstaje s艂o艅ce. Stara艂a si臋 my艣le膰 o wszystkim innym, byle nie o uczuciach, jakie wywo艂ywa艂 siedz膮cy obok niej m臋偶czyzna.

Wydawa艂o si臋 jej, 偶e min臋艂y ca艂e wieki, zanim pilot og艂osi艂, 偶e za chwil臋 wyl膮duj膮 na lotnisku w Seattle. Marzy艂a, 偶eby znale藕膰 si臋 w domu, chocia偶 mia艂a zamiar wygarn膮膰 od serca dziadkowi.

Po wyl膮dowaniu szybko przesz艂a przez odpraw臋 celn膮. Mordowa艂a si臋 z dwiema ci臋偶kimi torbami. Kiedy wychodzi艂a na s艂oneczny poranek, Zach sta艂 wci膮偶 przy biurku celnika. Zacz臋艂a macha膰 r臋k膮, pr贸buj膮c zatrzyma膰 jak膮艣 taks贸wk臋.

- Nie s膮dzisz, 偶e im szybciej, tym lepiej?

Problem tkwi艂 w tym, 偶e Janine nie bardzo wiedzia艂a, co zamierza powiedzie膰 dziadkowi. By艂a zdecydowana, 偶e stanie z nim do walki, ale chcia艂a poczeka膰 na bardziej stosown膮 chwil臋.

- Mo偶e go nawet nie by膰 w domu - sprzeciwi艂a si臋 - a je艣li jest, to nie s膮dz臋, 偶eby by艂 to najlepszy moment.

- Ale my艣l臋, 偶e powinni艣my na tak膮 rozmow臋 wybra膰 miejsce i czas bardzo starannie.

Zach potar艂 oczy, rzucaj膮c jej poirytowane spojrzenie.

- Daj spok贸j, Janine, ju偶 teraz m贸wisz jak 偶ona.

Powstrzyma艂a si臋 od cierpkiej uwagi, odwracaj膮c si臋 w stron臋 okna. Tym razem naprawd臋 jej dopiek艂. Nie mog艂a si臋 doczeka膰, kiedy ten okropny cz艂owiek zniknie jej z oczu.

Najwyra藕niej Zach nie wiedzia艂 zupe艂nie, kiedy powinien przesta膰, bo po chwili doda艂:

- A teraz w dodatku jeszcze tak wygl膮dasz.

Odwr贸ci艂a si臋 do niego ze s艂odziutkim u艣miechem i jeszcze s艂odszym g艂osem zapyta艂a:

Zach zrobi艂 min臋 m臋czennika i z kolei on odwr贸ci艂 si臋 do okna.

Napotka艂a wzrok taks贸wkarza w lusterku i spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰, ale zobaczy艂a, 偶e bardziej przypomina to grymas.

Janine u艣miechn臋艂a si臋 i kiwn臋艂a g艂ow膮, w艣ciek艂a, 偶e w og贸le zaczyna艂a t臋 rozmow臋.

- No dalej - powiedzia艂 taksiarz.

Janine i Zach spojrzeli na siebie zaskoczeni.

- Ani nie zamierzamy by膰 - doda艂 szybko Zach.

Kierowca parskn膮艂 艣miechem.

- Zawsze tak m贸wi膮. Im bardziej si臋 zapieraj膮, tym bardziej zakochani.

Zjecha艂 z Broadwayu i w par臋 minut p贸藕niej skr臋ci艂 w owalny podjazd przed domem Janine. Kiedy wyjmowa艂 walizki z baga偶nika, Janine wysiad艂a z taks贸wki.

Zdaje si臋, 偶e Zach nie zamierza艂 jej pos艂ucha膰, bo r贸wnie偶 wysiad艂. Kiedy tarmosili si臋 jeszcze z baga偶ami, w drzwiach domu pojawi艂a si臋 pani McCormick.

Za bardzo brakowa艂o mi twojej kuchni - powiedzia艂a Janine, 艣ciskaj膮c serdecznie starsz膮 kobiet臋.

- Czy dziadek by艂 okropnie niezno艣ny?

- Wcale.

Zach zap艂aci艂 taks贸wkarzowi, kt贸ry przed odjazdem zd膮偶y艂 jeszcze pu艣ci膰 oko w stron臋 Janine.

Kiedy Janine znalaz艂a si臋 znowu sam na sam z Zachem, nie bardzo wiedzia艂a, co ma mu powiedzie膰. Sp臋dzili razem ze sob膮 prawie dwadzie艣cia cztery godziny. K艂贸cili si臋. Rozmawiali. 艢miali si臋. Ca艂owali.

Ja... ja tylko chcia艂am za wszystko podzi臋kowa膰. B臋dziemy w kontakcie - powiedzia艂a. - Telefonicznym - szybko doda艂a. - Nie musisz si臋 obawia膰, 偶e niespodziewanie wpadn臋 do twojego biura.

U艣miechn膮艂 si臋 g艂upawo.

- Pami臋taj, najwa偶niejsza jest wymiana informacji.

- Zgadzam si臋 w stu procentach.

Stali patrz膮c przez chwil臋 na siebie.

Ostatni膮 rzecz膮, jakiej si臋 spodziewa艂a po Zachu, by艂y przeprosiny. Patrzy艂 na ni膮 czule. Nie zdaj膮c sobie zupe艂nie sprawy z tego, co robi, Janine zbli偶y艂a si臋 o krok w jego stron臋. Zach te偶 ruszy艂 do niej i ju偶 mia艂a przytuli膰 si臋 do niego, kiedy us艂yszeli odg艂os otwieranych drzwi. Odskoczyli nagle od siebie.

- Janine! - wykrzykn膮艂 uradowany Anton. - Zach!

No, no, co za mi艂a niespodzianka. Powiedzcie, czy przechadzki po wrzosowiskach okaza艂y si臋 rzeczywi艣cie takie romantyczne?

0x08 graphic
ROZDZIA艁 SZ脫STY

Musimy trzyma膰 wsp贸lny front - m贸wi艂a Janine do Zacha cztery dni p贸藕niej. Spotkali si臋 u niej w domu wczesnym popo艂udniem, 偶eby ustali膰 strategi臋. Dziadek wyjecha艂 na ca艂y dzie艅, a Zach z Janine chcieli - zaraz po jego powrocie - wyperswadowa膰 mu pomys艂 ma艂偶e艅stwa. Im wcze艣niej Anton zda sobie spraw臋, 偶e jego intryga nie uda艂a si臋, tym lepiej. Oboje b臋d膮 wtedy mogli spokojnie zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami i zapomnie膰 o tym przykrym incydencie.

Czy masz w og贸le poj臋cie, co ja prze偶y艂em. Anton bez przerwy rzuca艂 mi te swoje u艣mieszki i wygl膮da艂 na tak zadowolonego, jakby nasze spotkanie w Szkocji przebieg艂o zgodnie z jego planem. A wczoraj posun膮艂 si臋 do tego, 偶e poda艂 mi nazwisko dobrego jubilera. Janine zerwa艂a si臋 jak oparzona i ogarniaj膮c Zacha p艂on膮cym wzrokiem odparowa艂a.

- No i widzisz, znowu si臋 k艂贸cimy.

- Stali艣my tak blisko siebie, a ty patrzy艂a艣 na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami dziecka, milcz膮co prosz膮c o poca艂unek.

- Wcale nie - zaperzy艂a si臋, wiedz膮c, 偶e Zach ma racj臋. Policzki jej poczerwienia艂y. Pragn臋艂a wtedy, 偶eby j膮 poca艂owa艂, ale nie chcia艂a przyzna膰 si臋 do tego nawet przed sob膮.

Zach potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i odstawi艂 fili偶ank臋 na kominek. Wepchn膮艂 r臋ce w kieszenie, nadal opieraj膮c si臋 o gzyms kominka.

- A najgorsze jest to, 偶e ja by艂em got贸w ci臋 poca艂owa膰. Gdyby tw贸j dziadek nie wszed艂 wtedy, zrobi艂bym to.

- Naprawd臋? - zapyta艂a cicho czuj膮c, 偶e kr臋ci jej si臋 w g艂owie.

Zach wyprostowa艂 si臋 nagle, zaciskaj膮c z臋by. Nie po raz pierwszy zauwa偶y艂a, jak mocny jest zarys jego podbr贸dka.

- Jestem tylko cz艂owiekiem - skwitowa艂 sucho.

- Jestem podatny na wdzi臋ki pi臋knych kobiet tak samo, jak ka偶dy inny m臋偶czyzna. A szczeg贸lnie wtedy, gdy taka kobieta chce, by j膮 wzi膮膰 w ramiona.

Tego by艂o ju偶 naprawd臋 za wiele. Janine zacisn臋艂a usta, 偶eby nie krzykn膮膰 z gniewu. Ale zamkn臋艂a tylko oczy i odetchn臋艂a g艂臋biej, 偶eby si臋 opanowa膰.

Ostatnio nie odznaczam si臋 specjalnym taktem - Zach potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Twoja delikatno艣膰 jest wzruszaj膮ca - skomentowa艂a. - Zdaje si臋, 偶e dla ciebie ta ca艂a sprawa jest jednym wielkiem 偶artem i naprawd臋 bawi ci臋 dr臋czenie mnie.

- Przesadzasz.

Nagle drzwi biblioteki otworzy艂y si臋. Do pokoju weszli dziadek i jego d艂ugoletni przyjaciel, weterynarz Burt Coleman.

Dziadek podszed艂 do sk贸rzanego fotela, w kt贸rym wcze艣niej siedzia艂 Zach. U艣miechn膮艂 si臋 do nich s艂abo, nagle wyda艂 im si臋 bardzo stary i zm臋czony.

- Przepraszam ci臋, dziadku, wiem, 偶e to dla ciebie zaw贸d. Naprawd臋 mi przykro - powiedzia艂a Janine. Czu艂a si臋 okropnie. - Ale Zach i ja nawet si臋 nie lubimy. Nawet nie potrafimy rozmawia膰 ze sob膮 jak cywilizowani ludzie. On jest k艂贸tliwy i nierozs膮dny...

Dziadek osun膮艂 si臋 w g艂膮b fotela.

Dziadku, kocham ci臋 - powiedzia艂a Janine - i zrobi臋 dla ciebie wszystko, ale nie chc臋 i nie mog臋 po艣lubi膰 Zacha. Wiemy, 偶e chcia艂e艣 jak najlepiej, ale my nie czujemy do siebie kompletnie nic.

Burt Coleman stoj膮cy w drzwiach biblioteki wygl膮da艂, jakby wola艂 znale藕膰 si臋 w jakimkolwiek innym miejscu. Najwyra藕niej czu艂 si臋 okropnie jako 艣wiadek prywatnych problem贸w innych ludzi.

- Najlepiej b臋dzie, je偶eli przyjd臋 innym razem - mrukn膮艂, odwracaj膮c si臋 do wyj艣cia.

- Nie - sprzeciwi艂 si臋 Anton, przywo艂uj膮c gestem przyjaciela. - Wejd藕. Pozna艂e艣 ju偶 Zachary'ego Thomasa, prawda?

M臋偶czy藕ni wymienili uk艂on. Janine zauwa偶y艂a, 偶e Zach by艂 niezwykle sztywny. Ich spotkanie z dziadkiem nie przebieg艂o zgodnie z jej planami. Chcia艂a, 偶eby odby艂o si臋 spokojnie, bez emocji. A sko艅czy艂o si臋 kolejn膮 k艂贸tni膮 i co gorsza, to ona zacz臋艂a .

Podesz艂a do sto艂u i bez pytania nala艂a dziadkowi i jego przyjacielowi kawy. Burt usiad艂 naprzeciw Antona, nadal wyra藕nie skr臋powany zaistnia艂膮 sytuacj膮.

Oboje stan臋li w przej艣ciu. Janine usi艂owa艂a si臋 u艣miechn膮膰, ale Zach patrzy艂 na ni膮 nieruchomym wzrokiem i poczu艂a, 偶e serce jej bije jak oszala艂e. Zrobili to, co mieli zrobi膰. Powinna czu膰 ulg臋, 偶e rozmowa, kt贸ra wisia艂a nad ni膮 od paru dni, by艂a ju偶 poza ni膮. Zamiast tego czu艂a smutek, kt贸rego nie umia艂a w pe艂ni zrozumie膰 ani wyt艂umaczy膰.

Zach spojrza艂 na zegarek.

- P贸jd臋 ju偶 - powiedzia艂.

Janine nie chcia艂a, 偶eby ju偶 wychodzi艂, ale nie by艂o 偶adnego powodu, by go zatrzymywa膰. Po艂o偶y艂a d艂o艅 na klamce. Nagle zawaha艂a si臋 i odwr贸ci艂a.

- Ale偶 nie - krzykn臋艂a.- 呕e nazwalam ci臋 upartym i niezno艣nym. Nie jeste艣 taki z艂y, ale musia艂am jako艣 rozs膮dnie umotywowa膰 swoj膮 niech臋膰.

Dzieciach? - powt贸rzy艂 Zach, patrz膮c na ni膮 ze zdziwieniem.

Janine cieszy艂a si臋 z tego, chcia艂a dobrze zapami臋ta膰 jego twarz na przysz艂o艣膰, kiedy b臋d膮 si臋 spotykali tylko przypadkiem.

Zach mia艂 w艂a艣nie co艣 powiedzie膰, kiedy nagle otworzy艂y si臋 drzwi biblioteki i wypad艂 przez nie Burty Coleman ze 艣ci膮gni臋t膮 przestrachem twarz膮.

- Janine, musimy wezwa膰 lekarza do twojego dziadka.

Janine wpad艂a do biblioteki, my艣l膮c, 偶e i jej serce zaraz odm贸wi pos艂usze艅stwa. Zach bieg艂 tu偶 za ni膮. Doktor Coleman mia艂 racj臋. Nigdy jeszcze nie widzia艂a dziadka w takim z艂ym stanie. Oddycha艂 chrapliwie, oczy mia艂 zamkni臋te. Spoczywa艂 w fotelu z odchylon膮 do ty艂u g艂ow膮. Wygl膮da艂 staro, du偶o starzej ni偶 kiedykolwiek. Poczu艂a nag艂y l臋k i podbieg艂a do stolika, na kt贸rym sta艂 telefon.

Dziadek przeni贸s艂 spojrzenie ze swego partnera na Janine.

Anton zmru偶y艂 oczy, jakby gotuj膮c si臋 do gwa艂townego sprzeciwu. Ale nagle najwyra藕niej zmieni艂 zdanie, bo kiwn膮艂, cho膰 z wyra藕n膮 niech臋ci膮, g艂ow膮.

- Dobrze, je偶eli to ma wam poprawi膰 humor. Ale ju偶 teraz ostrzegam was, 偶e b臋dziecie si臋 czu膰 g艂upio.

Nast臋pne dwie godziny wydawa艂y si臋 Janine latami. Doktor Madison bada艂 dziadka, a ona z Zachem siedzieli w poczekalni.

Zawsze by艂 taki zdrowy i pe艂en 偶ycia. Nigdy nawet nie pomy艣la艂am, 偶e mo偶e mu si臋 co艣 sta膰.

Kiedy otworzy艂y si臋 drzwi do gabinetu, zerwali si臋 na r贸wne nogi. D艂o艅 Zacha zacisn臋艂a si臋 mocniej na jej d艂oni.

- Doktor Madison chce z pa艅stwem porozmawia膰 - zwr贸ci艂a si臋 do nich piel臋gniarka. Zaprowadzi艂a ich do niewielkiego gabinetu i powiedzia艂a, 偶e lekarz zaraz przyjdzie. Janine przysiad艂a na jednym z foteli, wodz膮c nieprzytomnym wzrokim po 艣cianach.

Doktor Madison wszed艂 w chwil臋 p贸藕niej. Zatrzyma艂 si臋, 偶eby u艣cisn膮膰 d艂o艅 Zachowi, i uk艂oni艂 si臋 Janine.

- Wyniki bada艅 nie wskazuj膮 na nic gro藕nego - powiedzia艂, przesuwaj膮c na biurku jakie艣 papiery.

- Co si臋 wi臋c sta艂o? Dlaczego by艂 taki blady?

Dlaczego nie m贸g艂 oddycha膰?

Lekarz zmarszczy艂 brwi i przyjrza艂 si臋 uwa偶nie swoim d艂oniom.

- Naprawd臋 nie wiem. Twierdzi, 偶e w tym czasie nie wykonywa艂 偶adnej ci臋偶kiej pracy.

Wsta艂, daj膮c do zrozumienia, 偶e uwa偶a wizyt臋 za sko艅czon膮. - Za kilka minut przyjdzie do poczekalni.

- Dzi臋kujemy, doktorze - powiedzia艂 Zach.

Janine poczu艂a ogromn膮 ulg臋. Wsta艂a i u艣miechn臋艂a si臋 do Zacha. W u艣miechu tym by艂a wdzi臋czno艣膰. By艂 to u艣miech, jakim obdarza si臋 dobrego przyjaciela, kiedy zdarza si臋 co艣 niespodziewanie fortunnego. U艣miech kobiety do m臋偶a. Ta my艣l uderzy艂a j膮 nagle, szybko spu艣ci艂a wzrok, 偶eby ukry膰 rumieniec, kt贸ry zala艂 jej twarz.

Kiedy dziadek przyszed艂 do poczekalni, wida膰 by艂o, 偶e czuje si臋 znacznie lepiej. Jego oczy l艣ni艂y tryumfalnie, a sk贸ra mia艂a zdrowy, r贸偶owy odcie艅.

Znowu u艣miechn臋li si臋 do siebie porozumiewawczo. W tym samym momencie u艣wiadomili sobie, 偶e zachowuj膮 si臋 jak bliscy sobie ludzie i odwr贸cili nagle wzrok.

Zach odwi贸z艂 Janine i dziadkia, kt贸ry przez ca艂膮 drog臋 do domu narzeka艂, 偶e zepsuli mu popo艂udnie. Tak jakby partyjka wista by艂a najwa偶niejszym wydarzeniem na 艣wiecie.

Janine wysiad艂a z samochodu i podesz艂a do Zacha. Uda艂o jej si臋 zwalczy膰 nag艂膮 ochot臋 u艣ciskania go.

Podnios艂a r臋k臋 w ge艣cie po偶egnania i poczu艂a, 偶e robi jej si臋 bardzo smutno.

- Do widzenia, Zach - powiedzia艂a, zmuszaj膮c si臋 do pogodnego tonu. - Jeszcze raz dzi臋kuj臋.

Przez chwil臋 nie odpowiada艂, chocia偶 wci膮偶 patrzy艂 na ni膮. Wreszcie powt贸rzy艂:

Ale oboje wiedzieli, 偶e ona tego nie zrobi. Najlepiej by艂o wszystko sko艅czy膰 w艂a艣nie w taki spos贸b. Czyste ci臋cie.

Janine sta艂a na podje藕dzie, p贸ki samoch贸d Zacha nie znikn膮艂 jej z oczu. Dopiero wtedy wr贸ci艂a do domu.

- To dom mojego dziadka - wyja艣ni艂a Janine, ko艂ysz膮c delikatnie ma艂ego Michaela w ramionach. Dziecko wyzwala艂o w niej ogromne pok艂ady czu艂o艣ci i ciep艂a. Nie by艂o w tym zreszt膮 nic dziwnego. Dziadek przez ca艂y poprzedni tydzie艅 bez przerwy robi艂 uwagi na temat cudownych dzieci, jakie ona mog艂aby mie膰 z Zachem. Instynkt macierzy艅ski, z kt贸rego istnienia nawet nie zdawa艂a sobie sprawy, zacz膮艂 dawa膰 o sobie zna膰.

- Wr贸c臋 za godzin臋 - powiedzia艂a Patty. Pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a Michaela w g艂adkie czo艂o.

Janine z dzieckiem na r臋ku odprowadzi艂a przyjaci贸艂k臋 do drzwi.

Janine posz艂a do salonu i usiad艂a z dzieckiem w starym, bujanym fotelu. Chwil臋 potem w drzwiach pojawi艂 si臋 Anton. Na widok Janine 艂agodnie ko艂ysz膮cej si臋 na ulubionym fotelu jego 偶ony zamar艂 z wyrazem zachwytu na twarzy.

- Ale to ju偶 tydzie艅.

Dziadek wcale nie musia艂 jej o tym przypomina膰. Zaczyna艂a mie膰 objawy klaustrofobii. Przez ca艂y ten czas nawet z nikim nie rozmawia艂a. Od Zacha tak偶e nie mia艂a 偶adnych wie艣ci. Zreszt膮 wcale si臋 ich nie spodziewa艂a.

Michael poruszy艂 si臋 i Janine, u艂o偶ywszy go wygodnie, zacz臋艂a delikatnie ko艂ysa膰.

Janine roze艣mia艂a si臋, przygl膮daj膮c si臋 zabawie dziadka z dzieckiem. Po kilku minutach Michael znudzi艂 si臋 i ziewn膮艂 znowu. Janine uzna艂a, 偶e czas sprawdzi膰 pieluch臋. Podnios艂a si臋 i si臋gn臋艂a po torb臋 pozostawion膮 przez Patty.

- Zaraz wracam - powiedzia艂a.

By艂a w po艂owie drogi, kiedy Anton j膮 zatrzyma艂.

- Wygl膮dasz bardzo 艂adnie z dzieckiem w ramionach. Tak naturalnie.

Janine u艣miechn臋艂a si臋. Nie mia艂a zamiaru m贸wi膰 mu, 偶e r贸wnie偶 czu艂a si臋 wspaniale trzymaj膮c dziecko w ramionach.

Kiedy zmienia艂a pieluch臋, us艂ysza艂a dzwonek do drzwi. Michael pogodnie ogl膮da艂 w艂asne paluszki i grucha艂 rado艣nie, podczas gdy Janine wci膮ga艂a mu ceratkowe majtki.

- Musisz by膰 dla mnie bardzo wyrozumia艂y, dzieciaku - powiedzia艂a, ostro偶nie wsadzaj膮c nogi w 艣pioszki. Kiedy sko艅czy艂a, podnios艂a go wysoko ponad g艂ow臋 i roze艣mia艂a si臋 na widok uszcz臋艣liwionej twarzyczki malca. Roze艣miani wr贸cili do salonu.

Dziadek siedzia艂 na taborecie ko艂o fortepianu, a po drugiej stronie na fotelu Zach.

Janine poczu艂a, jak podskoczy艂o jej serce. Natychmiast spowa偶nia艂a.

- Zach przyni贸s艂 mi troch臋 papier贸w do podpisania - wyja艣ni艂.

- Pomagasz kole偶ance?

- Tak. Szuka pracy na p贸艂 etatu, ale trudno jej znale藕膰 co艣 odpowiedniego. Jest w艂a艣nie na spotkaniu w tej sprawie.

Janine usiad艂a na kanapie naprzeciwko Zacha i usadzi艂a sobie Michaela na kolanie.

- Teraz, kiedy twoje 偶ycie jest znowu uporz膮dkowane - zapyta艂a figlarnie - czy czasem nie t臋sknisz troszeczk臋 za mn膮? Roze艣mia艂 si臋 cicho.

ROZDZIA艁 SI脫DMY

Zanim Janine mia艂a okazj臋 odpowiedzie膰, do pokoju wr贸ci艂 dziadek z pi贸rem w r臋ku.

Mrucz膮c co艣 do siebie, dziadek zani贸s艂 papiery na ma艂y stolik, roz艂o偶y艂 je i szybko podpisa艂.

Janine wiedzia艂a, 偶e powinna wyj艣膰. Obaj m臋偶czy藕ni mieli prawdopodobnie jakie艣 sprawy do przedyskutowania. Ale nie mog艂a zmusi膰 si臋 do odej艣cia. Nie teraz, kiedy Zach przyzna艂 tak po prostu, 偶e za ni膮 t臋skni艂.

- Dziadku - powiedzia艂a Janine z niepokojem, nie chc膮c wcale porusza膰 sprawy, kt贸ra doprowadzi艂a do takiego zamieszania. - Ustalili艣my ju偶 wszystko z Zachem. Rozumiemy, dlaczego to zrobi艂e艣 i... uporali艣my si臋 z tym, nie ma wi臋c potrzeby, by艣 nas przeprasza艂.

- Obawiam si臋, 偶e jednak tak - upiera艂 si臋 dziadek.

- Ja nale偶臋 do innej epoki - m贸wi艂 dalej dziadek.

- Z w艂asnego do艣wiadczenia nie wiem, co to jest romans, a kiedy poprosi艂em Janine, 偶eby mi wyt艂umaczy艂a, te偶 mia艂a du偶e k艂opoty. M贸wi艂a o schadzkach na wrzosowisku i tego typu bzdurach. Dlatego wys艂a艂em was do Szkocji.

- Domy艣lili艣my si臋 tego - sucho powiedzia艂 Zach.

- Jak pewnie wiedzia艂e艣 od pocz膮tku - doda艂a Janine - wymy艣li艂am to na poczekaniu. Romans to nie jest poj臋cie, kt贸re 艂atwo wyt艂umaczy膰.

Anton parskn膮艂 艣miechem przesuwaj膮c cygaro w wargach.

- Szkoda, 偶e tak szybko mnie nakryli艣cie. Mia艂em zamiar zafundowa膰 wam r贸wnie偶 nami臋tno艣ci.

- Nami臋tno艣ci? - powt贸rzy艂 jak echo Zach.

Dziadek zareagowa艂 na jej gniewn膮 uwag臋 machni臋ciem r臋ki i spojrza艂 na Zacha.

W tej chwili zadzwoni艂 dzwonek do drzwi. Janine, zadowolona, 偶e ma wym贸wk臋, 偶eby wyj艣膰 z pokoju, pobieg艂a, by je otworzy膰. W drzwiach sta艂a Patty St. John, przygn臋biona i za艂amana.

- Nie s膮dzi艂am, 偶e wr贸cisz tak pr臋dko.

Zebranie rzeczy Michaela zabra艂o Janine nieca艂膮 minut臋, ale kiedy wr贸ci艂a do hallu, zobaczy艂a, 偶e Patty rozmawia z Zachem. Janine zauwa偶y艂a w r臋ce przyjaci贸艂ki jego kart臋 wizytow膮 i us艂ysza艂a, jak Zach zach臋ca j膮, 偶eby przysz艂a do biura personalnego na pocz膮tku nast臋pnego tygodnia.

Janine nie zatrzymywa艂a jej. Dziadek siedzia艂 w bibliotece. Zach, spogl膮daj膮c niespokojnie w tamtym kierunku, zapyta艂 szeptem Janine:

W tej w艂a艣nie chwili dziadek wyszed艂 z biblioteki. Wkr贸tce Zach po偶egna艂 si臋, a p贸艂 godziny p贸藕niej Janine uda艂o si臋 wymy艣li膰 jaki艣 pretekst do wyj艣cia. Dziadek czyta艂 powie艣膰 kryminaln膮, od kt贸rej nie oderwa艂 nawet wzroku, nie spojrza艂 nawet na ni膮, ale Janine wydawa艂o si臋, 偶e u艣miechn膮艂 si臋 lekko, jakby zna艂 jej plany. Nie zamierza艂a tego sprawdza膰.

Zach czeka艂 ju偶 na ni膮. Sta艂 z ponur膮 twarz膮 przy balustradzie, wiatr szarpa艂 po艂ami jego p艂aszcza.

0x08 graphic
- Mam nadziej臋, 偶e istnieje jaki艣 powa偶ny pow贸d naszego spotkania, bo dziadek nie da艂 si臋 chyba nabra膰 - powiedzia艂a Janine, podchodz膮c do niego.

- Je偶eli nie wr贸c臋 szybko, domy艣li si臋, 偶e jestem z tob膮. - Wsadzi艂a g艂臋boko r臋ce w kieszenie i odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do wiatru. Popo艂udnie by艂o ch艂odne, zbiera艂o si臋 na deszcz.

Wiedzia艂a, 偶e to prawda. Ta my艣l m臋czy艂a j膮 od kilku dni. Dziadek starza艂 si臋 w oczach.

- Je艣li, nie daj Bo偶e, co艣 si臋 stanie z Antonem - powiedzia艂 Zach - co b臋dzie z tob膮? Nie masz 偶adnej rodziny, prawda?

Janine przyspieszy艂a kroku, 偶eby si臋 z nim zr贸wna膰.

Zawsze przejmowa艂 si臋 tym, 偶e nie masz rodziny. I dopiero ostatnio zrozumia艂em naprawd臋 niekt贸re powody, dla kt贸rych usi艂owa艂 zaaran偶owa膰 nasze ma艂偶e艅stwo.

Zach kiwn膮艂 g艂ow膮, chocia偶 Janine wcale nie by艂a pewna, czy j膮 s艂ysza艂. Nagle stan膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.

- To, co teraz powiem, zdziwi ci臋.

Janine patrzy艂a na niego zupe艂nie nie wiedz膮c, czego ma oczekiwa膰.

Kiedy zastanawia艂a si臋 nad tym, Zach znowu ruszy艂 przed siebie.

- Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie by艂bym takim m臋偶em, jakiego chcia艂a艣 - m贸wi艂 - ani tak dobrym, na jakiego zas艂ugujesz. Chcia艂bym by膰 m臋偶czyzn膮 twoich marze艅, ale nie jestem. I nie s膮dz臋, 偶ebym m贸g艂 si臋 ju偶 zmieni膰. - Zatrzyma艂 si臋, rzucaj膮c spojrzenie w jej stron臋. - O czym my艣lisz?

Janine westchn臋艂a, staraj膮c si臋 skoncentrowa膰, ale jej umys艂 wype艂nia艂a gmatwanina pyta艅 i w膮tpliwo艣ci.

- Nie masz ochoty mnie poca艂owa膰?

Spojrza艂 na ni膮 zaskoczony. Rozejrza艂 si臋 i bardziej j臋kn膮艂, ni偶 powiedzia艂:

- Ale偶 tu jest pe艂no ludzi. Czy to naprawd臋 konieczne?

- Czy w innym przypadku prosi艂abym o to?

Powoli, opornie Zach przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej. Jej serce zareagowa艂o natychmiast, rozpoczynaj膮c szalony taniec. Poczu艂a, 偶e brak jej tchu. Jedn膮 r臋k膮 uj膮艂 jej twarz i powoli pochyli艂 si臋 nad ni膮.

Kiedy musn膮艂 j膮 ustami, Janine poczu艂a, 偶e ogarnia j膮 fizyczna s艂abo艣膰. Tak jakby znalaz艂a si臋 na wrzosowiskach Szkocji, z ksi臋偶ycem w pe艂ni nad g艂ow膮, kt贸rego magiczne 艣wiat艂o zalewa艂o ten ma艂y zak膮tek ziemi. Wszystko wok贸艂 zblad艂o. Nie s艂ysza艂a ju偶 fal uderzaj膮cych o drewniane belki mola. Dzie艅 sta艂 si臋 nagle pogodny.

Kiedy oderwa艂 wargi od jej ust, opar艂a d艂onie na jego piersiach, oddychaj膮c nier贸wno. Nic nie m贸wili. Janine chcia艂a co艣 powiedzie膰, nie znajdowa艂a jednak odpowiednich s艂贸w. Otworzy艂a usta, ale Zach nachyli艂 si臋 znowu, by j膮 poca艂owa膰. Tym razem jednak by艂 to prawdziwy poca艂unek. Mocny i g艂臋boki. Poczu艂a, jak obejmuje j膮 i przytula coraz mocniej.

Trwa艂o to kilka cudownych chwil, potem Zach podni贸s艂 g艂ow臋, cofn膮艂 si臋 odrobin臋, ale nadal obejmowa艂 j膮.

- Czy to jest odpowied藕 na twoje pytanie?

- Te dni by艂y takie puste - szepn臋艂a.

Spojrza艂 na ni膮, potakuj膮c g艂ow膮.

Spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem, jakby nie bardzo rozumia艂, co m贸wi. Potem wzruszy艂 ramionami.

Poczu艂a, jak mi臋knie jej serce na te s艂owa. Naprawd臋 mu na tym zale偶a艂o.

- A co z tob膮? Czy b臋dziesz zadowolony, je艣li mnie po艣lubisz?

Twarz natychmiast mu si臋 wyg艂adzi艂a.

Nienawidz臋 tego s艂owa - Janine wycedzi艂a przez zaci艣ni臋te z臋by. - Lubi膰 jest takie letnie... rozwodnione. Nie szukam wielkiej nami臋tno艣ci, jak to nazwa艂e艣, ale na pewno czego艣 znacznie silniejszego ni偶 sympatia - podkre艣li艂a s艂owa zamaszystym ruchem r臋ki. - Lubi si臋 swojego psa, albo restauracj臋, ale nie swoj膮 偶on臋 - m贸wi艂a z takim wzburzeniem, 偶e kilku spacerowicz贸w zacz臋艂o si臋 jej przygl膮da膰. - Naprawd臋 tak trudno ci by艂o u偶y膰 innego s艂owa?

- Przesta艅 patrze膰 na mnie, jakby to by艂a sprawa 偶ycia i 艣mierci - powiedzia艂.

- To jest wa偶ne - upiera艂a si臋.

Zach mia艂 bardzo nieszcz臋艣liw膮 min臋.

Wr贸cili molem nad brzeg morza, gdzie Zach kupi艂 dwa kubki gor膮cej zupy rybnej. Usiedli przy stoliku.

Od czasu do czasu przerywali jedzenie i u艣miechali si臋 do siebie. Za ka偶dym razem Janine czu艂a w 偶o艂膮dku dziwn膮 sensacj臋. Kiedy sko艅czy艂a je艣膰, obliza艂a starannie plastykow膮 艂y偶k臋. Nie podnosz膮c oczu powiedzia艂a:

- Chcia艂abym mie膰 pewno艣膰, 偶e ci臋 dobrze zrozumia艂am. Czy my艣my w艂a艣nie postanowili, 偶e si臋 pobieramy, czy te偶 nie?

Zach zastyg艂 z 艂y偶k膮 w po艂owie drogi mi臋dzy kubkiem a ustami.

- Postanowili艣my tak zrobi膰, wiedz膮c, 偶e nie jest to zwyczajne ma艂偶e艅stwo z mi艂o艣ci, ale zwi膮zek oparty na praktycznych i finansowych korzy艣ciach.

Janine wrzuci艂a 艂y偶eczk臋 do kubka.

- Ja艣li tak, 艣lub nie wchodzi w gr臋.

Zach, wzruszaj膮c ramionami, przygl膮da艂 si臋 bezradnie swoim d艂oniom.

- Ju偶 ci powiedzia艂em, 偶e nie jestem w tym dobry. Mo偶e lepiej by艂oby, gdyby艣 ty zechcia艂a powiedzie膰, dlaczego wychodzisz za mnie.

Zawaha艂a si臋 i zanim zdo艂a艂a si臋 powstrzyma膰, na jej ustach pojawi艂 si臋 lekki u艣miech.

Nie by艂a wcale zdumiona, gdy Zach wykrzykn膮艂:

Janine roze艣mia艂a si臋.

- Wiesz co - stwierdzi艂a - dziadek nie pomyli艂 si臋. Potrzebujemy siebie nawzajem.

Spojrza艂 na ni膮 ciep艂o i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

- Potrzebujemy.

艢lub zosta艂 zaplanowany tak szybko, 偶e Janine ledwie mia艂a czas zastanowi膰 si臋, co robi. Jeszcze tego samego popo艂udnia zg艂osili si臋 do urz臋du. Kiedy wr贸cili do domu, dziadek pokrzykiwa艂 z rado艣ci, poklepywa艂 Zacha po plecach i 艣ciska艂 raz po raz Janine, powtarzaj膮c, 偶e uszcz臋艣liwi艂a starego cz艂owieka.

Janine by艂a tak zaj臋ta, 偶e dni i noce zmiesza艂y si臋 w ci膮g b艂yskawicznie przep艂ywaj膮cych wydarze艅. Tyle by艂o do zrobienia - zorganizowanie przyj臋cia i zaproszenie go艣ci - 偶e w czasie nast臋pnych pi臋ciu dni nie mia艂a nawet kiedy porozmawia膰 cho膰 raz z Zachem.

Na dzie艅 przed ceremoni膮 ogr贸d a偶 roi艂 si臋 od ludzi przygotowuj膮cych wesele. Pani McCormick kierowa艂a armi膮 m臋偶czyzn buduj膮cych podium dla nowo偶e艅c贸w i ustawiaj膮cych sto艂y i krzes艂a.

Janine, wyko艅czona, wysz艂a przed dom i spojrza艂a na jasne, bezchmurne niebo, modl膮c si臋 w duszy, 偶eby pogoda utrzyma艂a si臋 do nast臋pnego dnia. Trawa by艂a g臋sta i zielona, niedawno przystrzy偶ona. R贸偶e w pe艂nym rozkwicie nape艂nia艂y powietrze swym delikatnym zapachem.

- Janine.

Rozpozna艂a ten g艂os w jednej chwili. Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a Zacha id膮cego w jej stron臋. Poczu艂a, jak serce jej zaczyna bi膰 mocniej. Wyda艂o jej si臋, 偶e nie widzieli si臋 rok, a nie kilka zaledwie dni. Mia艂a na sobie d偶insy i podkoszulk臋, 偶a艂owa艂a, 偶e nie by艂a lepiej ubrana. Natomiast Zach wygl膮da艂 bardzo elegancko, w 艣wietnie le偶膮cym garniturze z ciemnym krawatem. By艂a sk艂onna przyzna膰, 偶e nie zna go tak dobrze, jak powinna... jako kobieta wychodz膮ca za niego za m膮偶. Jego zwyczaje, to co lubi艂, a czego nie, stanowi艂y dla niej tajemnic臋, ale nie wydawa艂o si臋 to takie wa偶ne. Pragn臋艂a pozna膰 tego prawdziwego Zacha.

- Cze艣膰 - zawo艂a艂a, id膮c w jego stron臋. Patrz膮c na niego pomy艣la艂a, 偶e musi by膰 r贸wnie zm臋czony jak ona. Najwyra藕niej te偶 by艂 bardzo zaj臋ty, cho膰 to na ni膮 spad艂y wszystkie przygotowania weselne.

Spotkali si臋 w po艂owie drogi i stan臋li nagle. Zach nie przytuli艂 jej, w og贸le nie dotkn膮艂 jej nawet.

- Czy jest tu jakie艣 miejsce, gdzie mogliby艣my porozmawia膰 na osobno艣ci?

- Oczywi艣cie - Janine poczu艂a 艣ci艣ni臋cie w gardle, widz膮c, jak Zach trze藕wo jej si臋 przygl膮da. - Czy wszystko w porz膮dku?

Uspokoi艂 j膮 kr贸tkim skini臋ciem g艂owy.

- Jutro jest ten dzie艅 - powiedzia艂, jakby oczekuj膮c, 偶e zaskoczy Janine. Nie zaskoczy艂, cho膰 zrozumia艂a, co chce jej powiedzie膰. Czas ucieka艂 i je艣li kt贸re艣 z nich chcia艂o si臋 wycofa膰, by艂 to ostatni moment.

- I? - zapyta艂a, czekaj膮c na potwierdzenie decyzji.

Wzruszy艂 ramionami.

Spojrza艂 na ni膮 zmru偶onymi oczami, a potem zaprzeczy艂 ruchem g艂owy i powiedzia艂:

Odpowiedzia艂 jej pochylaj膮c si臋 do przodu, ujmuj膮c jej twarz w d艂onie i ca艂uj膮c j膮 mocno, czule. Kiedy oderwali si臋 od siebie, nie mogli wym贸wi膰 s艂owa. S艂owa nie by艂y zreszt膮 potrzebne.

Janine wpatrywa艂a si臋 w jego ciemne oczy i nagle poczu艂a, 偶e brak jej tchu.

W nieca艂e dwadzie艣cia cztery godziny p贸藕niej Janine sta艂a obok Zacha, gotowa z艂o偶y膰 swe 偶ycie w jego r臋ce. Nigdy przedtem nie czu艂a si臋 tak nieswojo, a jednocze艣nie pe艂na by艂a ufno艣ci.

Zach zachowywa艂 si臋 tak, jakby doskonale rozumia艂 jej uczucia. Nie spuszcza艂 z niej wzroku, kiedy powtarza艂a s艂owa przysi臋gi.

Kiedy sko艅czy艂a, Zach obj膮艂 j膮 ramieniem i przyci膮gn膮艂 bli偶ej do siebie. Pastor u艣miechn膮艂 si臋, a potem przeni贸s艂 wzrok na grup臋 pi臋膰dziesi臋ciu os贸b, rodziny i znajomych, zebranych na trawniku przed domem Antona, i powiedzia艂.

- Przedstawiam wam pani膮 i pana Thomas.

Zanim Janine zda艂a sobie spraw臋, co si臋 dzieje, sta艂a w t艂umie go艣ci.

- Janine, Janine - pierwsza ruszy艂a do niej Pam.

- Wygl膮dasz przepi臋knie - powiedzia艂a cicho, a w jej jasnych oczach b艂yszcza艂y 艂zy.

- Dzi臋kuj臋, najmilsza - Janine u艣ciska艂a m艂od膮 przyjaci贸艂k臋.

Pam przyjrza艂a si臋 Zachowi i powoli pokr臋ci艂a g艂ow膮.

Zach uni贸s艂 brwi i nachylaj膮c si臋 do jej ucha, szepn膮艂:

- Nigdy nie wygl膮da艂a艣 pi臋kniej. Przysi臋gam ci, 偶e z roku na rok robisz si臋 coraz bardziej podobna do Anny.

By艂 to najwi臋kszy komplement, jaki m贸g艂 jej powiedzie膰 dziadek. Ze zdj臋膰, jakie zachowa艂, Janine wiedzia艂a, 偶e jej babka by艂a wyj膮tkowo pi臋kn膮 kobiet膮.

W pudelku le偶a艂y bielutkie, male艅kie 艣pioszki. U艣miechn臋艂a si臋 niepewnie widz膮c, 偶e patrz膮 na ni膮 zebrani wok贸艂 go艣cie.

Poczu艂a przywracaj膮c膮 jej pewno艣膰 siebie d艂o艅 Zacha na ramieniu i us艂ysza艂a jego ciep艂y, nieco rozbawiony g艂os.

- Masz racj臋, Pani. Bardzo mi si臋 podoba.

ROZDZIA艁 脫SMY

Janine siedzia艂a obok Zacha na przednim siedzeniu samochodu. Ubrana w r贸偶owy kostium i dobrze dobrany do niego kapelusz z szerokim rondem, 艣ciska艂a ma艂y bukiecik kwiat贸w. Chocia偶 przygotowania do 艣lubu zaj臋艂y tylko siedem dni, wszystko posz艂o wspaniale.

Zach zaplanowa艂 kr贸tk膮 podr贸偶膮 po艣lubn膮. M贸g艂 pozwoli膰 sobie jedynie na trzy dni urlopu, zamiast wi臋c jecha膰 w jakie艣 wymy艣lne miejsce, zaproponowa艂, 偶eby pojechali do jego letniego domku nad oceanem, dwie i p贸艂 godziny jazdy samochodem od Seattle. Janine zgodzi艂a si臋 ch臋tnie.

. - Przenikliwy, jak zwykle.

Od czasu do czasu zerka艂a na niego, zastanawiaj膮c si臋, co powinna powiedzie膰. Nawet gdyby zdecydowa艂a si臋 poruszy膰 ten delikatny temat, nie bardzo wiedzia艂a, jak zacz膮膰.

Min臋艂o nast臋pne pi臋膰 minut, Zach zjecha艂 z autostrady w stron臋 niewielkiego kurortu nad oceanem. Nie zatrzyma艂 si臋 w dzielnicy handlowej, jecha艂 dalej nad sam brzeg morza. Kiedy wy艂膮czy艂 silnik, s艂o艅ce zacz臋艂o w艂a艣nie zachodzi膰.

Janine by艂a tak zachwycona domem, 偶e nie mog艂a wykrztusi膰 s艂owa.

Mocny podmuch wiatru szarpn膮艂 nimi, kiedy wysiadali z samochodu. Janine przytrzyma艂a kapelusz r臋k膮, w kt贸rej 艣ciska艂a wci膮偶 bukiet kwiat贸w, drug膮 poda艂a Zachowi. Zachodz膮ce s艂o艅ce rzuca艂o r贸偶owy i z艂oty blask na piaskowe wydmy.

- Dom, s艂odki dom - powiedzia艂 Zach, prowadz膮c j膮 w stron臋 budynku.

Frontowe drzwi otworzy艂y si臋, zanim zd膮偶yli do nich podej艣膰 i na ganku ukaza艂 si臋 schludny m臋偶czyzna w 艣rednim wieku, kt贸ry wyszed艂 ich przywita膰. U艣miecha艂 si臋 serdecznie.

Wci膮偶 przytrzymuj膮c r臋k膮 kapelusz, Janine odwr贸ci艂a si臋, 偶eby spojrze膰 na nowoczesny, jednopi臋trowy domek.

- Wejd藕 do 艣rodka - poleci艂 Zach. - Ja przynios臋 baga偶e.

Janine chcia艂a zaprotestowa膰, gdy nagle zapragn臋艂a, 偶eby zgodnie ze zwyczajem przeni贸s艂 j膮 przez pr贸g.

Zach wszed艂 za ni膮 do 艣rodka, nios膮c baga偶e. Nie spojrza艂 nawet na widok za oknem.

W jadalni na d艂ugim, wypoliturowanym, mahoniowym stole nakryto dla dw贸ch os贸b. Na stoliku przy oknie z widokiem na ocean sta艂a butelka francuskiego szampana i l贸d.

Zach wr贸ci艂, kiedy zamierza艂a podej艣膰 do kuchenki. Zaleg艂a dziwna cisza. Wreszcie odezwa艂 si臋 pierwszy.

- Po艂o偶y艂em twoje rzeczy w sypialni - stwierdzi艂 obcesowo, wsadzaj膮c r臋ce do kieszeni. - Ja b臋d臋 spa艂 po drugiej stronie korytarza.

Skin臋艂a g艂ow膮, staraj膮c si臋 nie my艣le膰, dlaczego czuje si臋 tak zawiedziona. Przecie偶 zgodzili si臋, 偶e przesun膮 na p贸藕niej swoj膮 noc po艣lubn膮.

Janine wyci膮gn臋艂a z torby str贸j k膮pielowy i szybko si臋 przebra艂a. Marzy艂a o ciep艂ej wodzie. Mo偶e uda jej si臋 odpr臋偶y膰. Zarzuci艂a na rami臋 pla偶owy r臋cznik i wr贸ci艂a do kuchni, ale Zacha nie by艂o nigdzie wida膰. Nie czekaj膮c na niego, wysz艂a na taras, gdzie znajdowa艂 si臋 ma艂y basenik i zanurzy艂a w gor膮cej wodzie. Poczu艂a si臋 jak otulona w mi臋kki, p艂ynny koc, zawini臋ty tu偶 pod biustem.

Zach pojawi艂 si臋 w minut臋 p贸藕niej, wci膮偶 w garniturze. Stan膮艂 jakby zaskoczony jej widokiem.

Mia艂 zamiar pracowa膰 w swoj膮 noc po艣lubn膮! Czu艂a, 偶e nie ma 偶adnego prawa komentowa膰 tego ani si臋 skar偶y膰. Postanowi艂a, 偶e nie oka偶e ogarniaj膮cego j膮 niezadowolenia.

- Woda jest cudowna - powiedzia艂a tak pogodnie, jak tylko potrafi艂a, maj膮c nadziej臋, 偶e go nam贸wi.

Zach skin膮艂 g艂ow膮, ale unika艂 wzroku Janine.

- Wygl膮da... wspaniale - przeci膮gn膮艂 palcami po w艂osach i popatrzy艂 na ni膮, jakby chcia艂 jej co艣 powiedzie膰. Ale najwyra藕niej zmieni艂 zdanie.

Speszona jego dziwnym zachowaniem, Janine odstawi艂a kieliszek z szampanem i wsta艂a tak gwa艂townie, 偶e woda przela艂a si臋 przez kraw臋d藕 basenu.

Zach wypi艂 kolejny kieliszek szampana, jakby to by艂a woda.

Wiedz膮c, 偶e nie powinna tego robi膰, wskaza艂a palcem drzwi.

Wzruszy艂a ramionami, przygotowana z g贸ry na k艂贸tni臋.

Podnios艂a wysoko g艂ow臋 unikaj膮c spojrzenia jego ciemnych oczu. Czu艂a w gardle gul臋 wielko艣ci arbuza i ba艂a si臋 cokolwiek powiedzie膰.

- To niewiarygodne. Chyba naprawd臋 traktujesz to powa偶nie! - najwidoczniej nie potrafi艂 w to uwierzy膰. - Je偶eli to dla ciebie takie wa偶ne, z rado艣ci膮 zrobi臋 ci t臋 przyjemno艣膰.

Mia艂a ochot臋 wybuchn膮膰 p艂aczem, ale uda艂o jej si臋 jako艣 powstrzyma膰.

Janine zblad艂a. Rozw贸d to takie brzydkie s艂owo, poczu艂a si臋 tak, jakby dosta艂a policzek. Wstrzymywane 艂zy pop艂yn臋艂y jej po twarzy. Staraj膮c si臋 zachowa膰 pozory godno艣ci, odwr贸ci艂a si臋 i posz艂a w stron臋 domu, zostawiaj膮c za sob膮 mokre 艣lady.

- Janine - krzykn膮艂 Zach. Dogoni艂 j膮 w kuchni.

Zabieg艂 jej drog臋 i zastawi艂 sob膮 przej艣cie. - A niech to, Janine, naprawd臋 nie zamierza艂em k艂贸ci膰 si臋 z tob膮.

Z wysoko uniesion膮 g艂ow膮 patrzy艂a ponad jego ramieniem malowane na 偶贸艂te kwiaty na 艣cianie jadalni. Dopiero kiedy 艂zy przes艂oni艂y jej zupe艂nie widok, wytar艂a oczy.

- To nie tylko to. Postanowi艂e艣 od razu zakopa膰 si臋 w pracy. Ilu m臋偶czyzn bierze ze sob膮 teczk臋 z dokumentami na sw贸j miodowy miesi膮c? Ju偶 teraz czuj臋 si臋 jak niepotrzebny baga偶, a jeste艣my ma艂偶e艅stwem dopiero od kilku godzin. - Nie chcia艂a widzie膰 Zacha u swych st贸p, targanego nami臋tno艣ci膮, ale te偶 nie spodziewa艂a si臋, 偶e b臋dzie mu tyle potrzebna co zu偶yta bielizna. Zach wygl膮da艂 na zak艂opotanego.

Nawet nie widzisz, jak bardzo jeste艣 niezno艣ny. Nie odpowiedzia艂 jej wprost, tylko patrzy艂 na ni膮 przez d艂ug膮 chwil臋, jakby wa偶膮c s艂owa.

Zach przyjrza艂 jej si臋 ze zdziwieniem.

Kiedy wr贸ci艂a do kuchni, ubrana w we艂niane spodnie i jasnokremowy sweter, Zach podawa艂 ju偶 kolacj臋. Kieliszki nape艂nione by艂y winem.

- Zanim usi膮dziemy, musz臋 co艣 zrobi膰.

Ku zdziwieniu Janine podni贸s艂 j膮. Wyrwa艂 jej si臋 z ust okrzyk zdumienia.

Zach wzruszy艂 ramionami, nie speszony jej s艂owami.

Z udawanym wysi艂kiem otworzy艂 wreszcie drzwi i ceremonialnie wyni贸s艂 j膮 na ganek. Powoli stawia艂 j膮 na ziemi, ca艂y czas trzymaj膮c blisko przy sobie. Ju偶 si臋 nie 艣mia艂.

- Chyba zapomnia艂em o czym艣 wa偶nym - powiedzia艂 z czu艂o艣ci膮 w g艂osie.

Przecie偶 nie umr臋 od tego poca艂unku, pomy艣la艂a Janine.

Niezupe艂nie - mrukn膮艂. Odwr贸ci艂 j膮 do ciebie i dotkn膮艂 ustami jej ust. Janine podda艂a si臋 ca艂kowicie poca艂unkowi, obj臋艂a go ramionami za szyj臋. Zadr偶a艂a od fali gor膮ca, kt贸ra przep艂yn臋艂a przez ni膮. To by艂 najcudowniejszy poca艂unek w jej 偶yciu, a tego si臋 nie spodziewa艂a. Nie mia艂a poj臋cia, dlaczego tak si臋 dzieje. Zach oderwa艂 nagle od niej usta, ale sta艂 z zamkni臋tymi oczami. Prawie wida膰 by艂o, jak stara si臋 otrz膮sn膮膰 z wra偶enia i kiedy odsun膮艂 si臋 od niej, panowa艂 ju偶 nad sob膮 zupe艂nie. Janine westchn臋艂a cichutko. Nie wiedzia艂a, co o tym my艣le膰.

Min臋艂y dwa dni. Chodzili na d艂ugie spacery i zbierali muszle. Wynaj臋li mopedy i 艣cigali si臋 wzd艂u偶 pla偶y. Puszczali w niebo latawce, podziwiaj膮c, jak nurkuj膮 i wzbijaj膮 si臋 w g贸r臋. Dzie艅 przed powrotem do Seattle Zach zaproponowa艂, 偶e przygotuje kolacj臋. W zwi膮zku z tym musia艂 pojecha膰 do miasta i poczyni膰 odpowiednie zakupy. Dot膮d Janine robi艂a dla nich proste posi艂ki. Harry mia艂 wolne na czas ich pobytu.

Ruszy艂a za nim, a kiedy zobaczy艂, 偶e towarzyszy mu w pewnej odleg艂o艣ci, uj膮艂 j膮 zdecydowanie za rami臋 i odwr贸ci艂 w przeciwnym kierunku.

- Jestem artyst膮 i musz臋 pracowa膰 w samotno艣ci.

Janine ledwie powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu.

- 呕eby kolacja sta艂a si臋 arcydzie艂em, musz臋 si臋 skoncentrowa膰 nad doborem produkt贸w. Ty, moja najdro偶sza, najs艂odsza 偶ono - doda艂 dotykaj膮c ko艅cem wskazuj膮cego palca jej nosa - za bardzo mnie rozpraszasz. W mi艂y spos贸b, ale jednak rozpraszasz.

Janine u艣miechn臋艂a si臋, jej serce ta艅czy艂o ze szcz臋艣cia. Zach rzadko m贸wi艂 jej mi艂e s艂owa, nauczy艂a si臋 wi臋c ceni膰 jego komplementy.

Podczas gdy wybiera艂 produkty, Janine spacerowa艂a po mie艣cie. Kupi艂a ma艂膮 mew臋 z porcelany, kt贸r膮 nazwa艂a od razu Chester i du偶膮 torb臋 soli. Potem wiedziona nag艂ym impulsem si臋gn臋艂a te偶 po krem do opalania.

Kiedy wr贸ci艂a do samochodu, Zach ju偶 na ni膮 czeka艂. Liza艂a podw贸jne lody czekoladowe i czu艂a si臋 bardzo szcz臋艣liwa.

Kiedy poca艂unek przed艂u偶a艂 si臋, poczu艂a, jak przebiega j膮 dreszcz. 呕adne z nich nie poruszy艂o si臋 ani nie odezwa艂o. Chcia艂, 偶eby poca艂unek by艂 delikatny i 偶artobliwy, ale szybko jego nat臋偶enie zmieni艂o si臋. Na kr贸tk膮 chwil臋 jego oczy spochmurnia艂y. Trzyma艂 j膮 w ramionach i oddycha艂 szybko.

Janine wyda艂o si臋 zabawne, 偶e chocia偶 byli sami przez dwa dni, to zdecydowa艂 si臋 j膮 poca艂owa膰 na parkingu pe艂nym ludzi.

- Nie pami臋ta艂em, 偶e czekoladowe s膮 takie smaczne - powiedzia艂 cicho. Chcia艂, 偶eby jego g艂os zabrzmia艂 normalnie, ale Janine nie da艂a si臋 oszuka膰. Ten poca艂unek podzia艂a艂 na niego tak samo jak na ni膮.

Musia艂 bardzo si臋 stara膰, 偶eby nie pokaza膰 tego po sobie.

Podczas kr贸tkiej drogi do domu oboje byli dziwnie cisi. Do tego momentu sp臋dzali czas razem i dobrze si臋 czuli w swoim towarzystwie. Teraz nagle wszystko si臋 zmieni艂o.

Janine roze艣mia艂a si臋, wsun臋艂a olejek do opalania do torby, w艂o偶y艂a kostium i wyci膮gn臋艂a le偶ak, 偶eby z艂apa膰 ostatnie promienie popo艂udniowego s艂o艅ca.

Zach wkr贸tce do艂膮czy艂 do niej, nios膮c w wysokiej szklance mro偶on膮 herbat臋.

Postawi艂 szklank臋 ko艂o niej i wr贸ci艂 do domu.

- Lista moich talent贸w zadziwi艂aby ci臋 - rzuci艂 jej przez rami臋.

Bez w膮tpienia nale偶y do nich ca艂owanie, pomy艣la艂a. Ostatnia pr贸ba wywo艂a艂a gwa艂town膮 potrzeb臋 nast臋pnych. Gdyby by艂a do艣wiadczon膮, wyrafinowan膮 kobiet膮, nie mia艂aby 偶adnych problem贸w, by znale藕膰 si臋 z powrotem w jego ramionach. Ale oni byli m臋偶em i 偶on膮.

Le偶膮c na plecach z zamkni臋tymi oczami, Janine wyobra偶a艂a sobie, jak to by by艂o cudownie, gdyby Zach wzi膮艂 j膮 w ramiona i kocha艂 j膮...

Przebudzi艂a si臋 nagle i wbieg艂a do domu, 偶eby si臋 przebra膰. Kiedy ju偶 by艂a prawie gotowa, Zach zawo艂a艂, 偶e kolacja gotowa. Wyci膮gn膮艂 st贸艂 ogrodowy, poniewa偶 mieli je艣膰 na werandzie.

- Poczekaj, to zobaczysz. Zaraz wracam.

Zabrzmia艂o to tak powa偶nie, 偶e Janine nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu. Uk艂ada艂a w my艣lach komplementy, kt贸rymi mog艂aby go obdarzy膰 - „wyj膮tkowo pyszna", „od艣wie偶aj膮co odmienna" - kiedy Zach wszed艂 na taras, nios膮c blaszan膮 puszk臋 i szczypce.

Postawi艂 przed ni膮 paruj膮c膮 puszk臋, jakby by艂 w niej homar na porcelanowym p贸艂misku. Janine pochyli艂a si臋 do przodu, zagl膮daj膮c z obaw膮 do 艣rodka.

- Kie艂baski. I fasolka - poinformowa艂 j膮 z dum膮.

- I pomy艣le膰, 偶e przez chwil臋 zw膮tpi艂am w ciebie.

Ca艂a jej ironia znikn臋艂a jednak w chwili, gdy spr贸bowa艂a jego specjalno艣ci. Fasolka by艂a znakomita. Zdziwi艂 j膮 jeszcze raz, przynosz膮c deser: ma艂e grahamki posmarowane kremem czekoladowym i podgrzane w piecyku.

Janine zjad艂a cztery ciasteczka, kt贸re Zach nazywa艂 jeszczakami. Wyt艂umaczy艂, 偶e kiedy pierwszy raz je zaserwowa艂, wszyscy prosili o jeszcze.

- Nie mam poj臋cia, w jaki spos贸b uda艂o ci si臋 w og贸le pozosta膰 kawalerem - pokpiwa艂a sobie z niego, zapominaj膮c na chwil臋, 偶e s膮 ma艂偶e艅stwem. - Gdyby rozesz艂a si臋 wie艣膰 o twoich talentach kulinarnych, kobiety pcha艂yby si臋 drzwiami i oknami do twego domu.

Zach parskn膮艂 艣miechem, ale wygl膮da艂 na ogromnie z siebie zadowolonego.

Nagle Janine u艣wiadomi艂a sobie, 偶e nigdy nie pyta艂a Zacha o inne kobiety w jego 偶yciu. Okaza艂aby si臋 okropnie naiwna, gdyby wierzy艂a, 偶e nie by艂 nigdy zwi膮zany z 偶adn膮 kobiet膮. Ona prze偶y艂a swoj膮 histori臋 z Brianem. Na pewno i w przesz艂o艣ci Zacha istnia艂y jakie艣 kobiety.

Poczeka艂a do wieczora, kiedy siedzieli przed kominkiem, popijaj膮c wino i s艂uchaj膮c klasycznej muzyki. Zach by艂 rozpr臋偶ony, podci膮gn膮艂 jedn膮 nog臋 i opar艂 brod臋 na kolanie. Janine le偶a艂a na brzuchu, wpatruj膮c si臋 w ogie艅.

- By艂e艣 kiedy艣 zakochany? - zapyta艂a, staraj膮c si臋, aby pytanie zabrzmia艂o zupe艂nie oboj臋tnie.

Zach nie odpowiedzia艂 wprost.

Nie odpowiedzia艂a od razu. Kiedy艣 my艣la艂a, 偶e jest zakochane w Brianie. I dopiero niedawno zda艂a sobie spraw臋, 偶e raczej zakocha艂a si臋 wtedy w samej idei mi艂o艣ci. Wraz z u艣wiadomieniem sobie tego przesz艂o艣膰 przesta艂a by膰 tak bolesna.

To prawda. A teraz przesta艅 kr膮偶y膰 dooko艂a tematu. Czy by艂e艣 kiedy艣 naprawd臋 zakochany? Nie musisz mi zdradza膰 偶adnych szczeg贸艂贸w - tylko tak lub nie.

Sta艂 si臋 nagle tak skupiony, 偶e odechcia艂o si臋 jej 艣mia膰. Podci膮gn臋艂a nogi i usiad艂a, obejmuj膮c ramionami kolana.

Zach przygl膮da艂 jej si臋 przez d艂ug膮 chwil臋.

- Tak - odpowiedzia艂 wreszcie chrapliwym szeptem - By艂em zakochany.

ROZDZIA艁 DZIEWI膭TY

Zach wypi艂 艂yk wina.

- Nied艂ugo potem opu艣ci艂em armi臋. Nie mia艂em ju偶 do tego serca. Maria by艂a inna - dla niej praca i ryzyko, jakie nios艂a, to by艂o prawdziwe 偶ycie. By艂a najbardziej oddan膮, najodwa偶niejsz膮 kobiet膮, jak膮 kiedykolwiek pozna艂em. I chocia偶 wtedy by艂o to dla mnie bolesne, wiedzia艂em, 偶e post膮pi艂a s艂usznie.

Ma艂偶e艅stwo i rodzina znudzi艂yby j膮 po roku. Nie zrozum mnie 藕le. To by艂o bolesne. Kocha艂em j膮 bardziej, ni偶 s膮dzi艂em, 偶e jest to mo偶liwe. Oboje milczeli przez chwil臋. Potem Janine zapyta艂a:

Zach otrz膮sn膮艂 si臋, jakby z wysi艂kiem wracaj膮c do tera藕niejszo艣ci.

Zach wci膮偶 wpatrywa艂 si臋 w ogie艅 i Janine w膮tpi艂a, czy w og贸le j膮 s艂yszy. Nie potrzebowa艂a kryszta艂owej kuli, 偶eby wiedzie膰 , 偶e przypomina sobie pi臋kn膮 Mari臋.

Dziesi臋膰 minut p贸藕niej, kiedy by艂a ju偶 w sypialni, us艂ysza艂a jego kroki na korytarzu. Wydawa艂o jej si臋, 偶e przez chwil臋 zawaha艂 si臋 przed drzwiami, ale powiedzia艂a sobie, 偶e to pewnie jest jej pobo偶ne 偶yczenie.

W chwili kiedy Zach opowiedzia艂 jej o swojej wielkiej mi艂o艣ci, Janine czu艂a, 偶e ro艣nie w niej jaka艣 bry艂a. Wielka gruda ulokowana mi臋dzy sercem i 偶o艂膮dkiem. Z ka偶dym oddechem robi艂a si臋 coraz wi臋ksza. Dobry Bo偶e, dlaczego mia艂aby si臋 przejmowa膰 Mari膮? Zach nigdy nie twierdzi艂, 偶e czuje co艣 do niej. Nie odebra艂 jej nic, do czego mia艂aby prawo.

Godzin臋 p贸藕niej le偶a艂a na boku, nadal w pe艂ni rozbudzona, przyciskaj膮c r臋kami 偶o艂膮dek. Nie mia艂a nic przeciwko temu, 偶e Zach kocha艂 g艂臋boko inn膮 kobiet臋, ale bola艂o j膮, 偶e nigdy nie pokocha ju偶 tak mocno jak wtedy. Powiedzia艂 przecie偶, 偶e 偶eni si臋 z ni膮, poniewa偶 to jest rozs膮dne z finansowego punktu widzenia. I lubi艂 j膮.

Jak jaka艣 romantyczna idiotka Janine uwierzy艂a, 偶e pokochaj膮 si臋 i b臋d膮 偶yli d艂ugo i szcz臋艣liwie, chowaj膮c pi膮tk臋 dzieci w ma艂ym domku za bia艂ym parkanem.

Zach kocha艂 Mari臋, kt贸ra postanowi艂a s艂u偶y膰 swemu krajowi.

Najbardziej patriotyczna rzecz, jak膮 zrobi艂a Janine w ca艂y swoim 偶yciu, to oddanie g艂osu w czasie wybor贸w. Pomy艣la艂a, 偶e dwukrotne wypicie kawy na spotkaniach Czerwonego Krzy偶a chyba si臋 nie liczy.

Maria by艂a poliglotk膮. Po dw贸ch latach nauki francuskiego na studiach Janine mog艂a si臋 poszczyci膰 艣wietn膮 znajomo艣ci膮 gramatyki, ale w prawdziwej rozmowie czu艂a si臋 bezradna.

- Po co go w og贸le pyta艂am - j臋cza艂a. By艂a absolutnie pewna, 偶e Zach sam nigdy by nie wspomnia艂 o Marii. Zmusi艂a go do tego. Jaka b艂ogos艂awiona by艂a wcze艣niejsza ignorancja! Jaka wygodna!

Nigdy nie b臋dzie wielk膮 mi艂o艣ci膮 jego 偶ycia.

Kiedy w kilka godzin p贸藕niej Janine us艂ysza艂a Zacha w艂贸cz膮cego si臋 po domu, przewr贸ci艂a si臋 na drugi bok i spojrza艂a na zegarek, pewna, 偶e jest 艣rodek nocy.

By艂 p贸藕ny ranek, dawno powinni jecha膰 do domu. Odrzuci艂a koce i wyskoczy艂a z 艂贸偶ka, nieprzytomnie si臋gaj膮c po szlafrok. Potkn臋艂a si臋 i uderzy艂a si臋 o 艣cian臋. A偶 krzykn臋艂a z b贸lu. Z艂apa艂a si臋 r臋kami za nos i zamkn臋艂a oczy. 艁zy p艂yn臋艂y jej po policzkach.

Nim Janine zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, drzwi sypialni otworzy艂y si臋 i Zach wkroczy艂 do 艣rodka. Spojrza艂 przez otwarte drzwi 艂azienki.

- Co si臋 sta艂o?

Janine jedn膮 r臋k膮 przyciska艂a mokry r臋cznik do dolnej po艂owy twarzy, a drug膮 pokazywa艂a mu drzwi.

Ju偶 po chwili krew przesta艂a lecie膰. Zach wiedzia艂 dok艂adnie, co nale偶y zrobi膰. Janine nie mia艂a ju偶 ochoty si臋 z nim szarpa膰.

- Chcesz, to poca艂uj臋 i przestanie bole膰.

Nie czekaj膮c na odpowied藕, Zach poca艂owa艂 j膮. Janine my艣la艂a, 偶e serce wyskoczy jej z piersi i nim zda艂a sobie spraw臋 z tego, co robi, obj臋艂a go ramionami i przywar艂a do niego bezradnie. Zach ca艂owa艂 jej czo艂o i oczy. Palcami 艣ciera艂 resztki 艂ez na policzkach. Potem wtuli艂 twarz w jej szyj臋. Dr偶膮ca upaja艂a si臋 jego czu艂o艣ci膮. Niewa偶ne, co si臋 zdarzy艂o w przesz艂o艣ci. W tej chwili, tego dnia Zach nale偶a艂 do niej.

Zach podni贸s艂 Janine i zmierza艂 wyra藕nie w stron臋 艂贸偶ka. Gdyby nie dowiedzia艂a si臋 o jego mi艂o艣ci do Marie, mo偶e i skusi艂oby j膮 to. Jednak 艣wiadomo艣膰, 偶e zawsze zajmowa膰 b臋dzie odleg艂e, drugie miejsce w jego sercu by艂a ciosem w jej dum臋. I w serce. Musi min膮膰 du偶o czasu, nim pogodzi si臋 z my艣l膮, 偶e nie ona jest t膮 kobiet膮, kt贸ra budzi w nim nami臋tno艣膰 i pasj臋.

Delikatnie odsun臋艂a go, wiedz膮c, 偶e nie b臋dzie potrafi艂a go powstrzyma膰, je艣li pozostanie tak blisko.

Nie sprzeciwiaj膮c si臋 jej decyzji, Zach opu艣ci艂 ramiona i opar艂 si臋 o framug臋, jakby potrzebowa艂 podpory.

Janine nie by艂a w stanie spojrze膰 na niego ani si臋 do niego odezwa膰. Odwr贸ci艂a si臋 i zacz臋艂a przek艂ada膰 ubrania z miejsca na miejsce.

- Daj臋 ci pi臋膰 minut na spakowanie, a potem zaczynam wynosi膰 rzeczy do samochodu - powiedzia艂 chwil臋 p贸藕niej Zach nieswoim g艂osem.

Janine skin臋艂a g艂ow膮 czuj膮c si臋 bardzo nieszcz臋艣liwa. Nie wiedzia艂a, co mog艂aby powiedzie膰. On chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰, a ona go odtr膮ci艂a.

Kiedy pakowa艂 samoch贸d, Janine ubiera艂a si臋. Pi臋tna艣cie minut p贸藕niej wysz艂a z torb膮 w r臋ce. Postanowi艂a, 偶e b臋dzie ch艂odna. Ale nie zimna.

Przyjacielska - postanowi艂a - ale nie narzucaj膮ca si臋 ze sw膮 przyja藕ni膮.

- Jestem gotowa - obwie艣ci艂a, u艣miechaj膮c si臋 najbardziej czaruj膮co jak potrafi艂a.

Zach zamkn膮艂 dom i par臋 minut p贸藕niej ju偶 byli w drodze. Janine postanowi艂a, 偶e b臋dzie si臋 zachowywa膰, jakby nic nadzwyczajnego si臋 nie sta艂o, papla艂a wi臋c weso艂o przez ca艂y czas. Je艣li Zach nawet zauwa偶y艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku, nie da艂 tego po sobie pozna膰. On te偶 nie mia艂, zdaje si臋, ochoty rozmawia膰 o tym, co si臋 sta艂o. Najlepiej by艂o zapomnie膰 o ca艂ej sprawie.

Tylko raz zwr贸ci艂 si臋 do niej. Zapyta艂, czy jeszcze boli j膮 nos, ale szybko zapewni艂a go, 偶e czuje si臋 艣wietnie. U艣miechn臋艂a si臋 przy tym pogodnie i natychmiast zmieni艂a temat.

W Seattle niebo by艂o szare i m偶y艂 drobny deszcz. Wjechali do gara偶u przy mieszkaniu Zacha. W milczeniu pomog艂a mu roz艂adowa膰 samoch贸d. Jad膮c wind膮 na dziesi膮te pi臋tro oboje byli dziwnie milcz膮cy.

Zach zawaha艂 si臋 na moment przed drzwiami i spojrza艂 na ni膮 niepewnie.

Skin膮艂 g艂ow膮, zadowolony z jej reakcji.

To znaczy, kiedy ty b臋dziesz na to gotowa, Janine, nie zmuszam ci臋 przecie偶.

- W... wiem. - wyjrza艂a przez panoramiczne okno, przyciskaj膮c do siebie r臋ce, jakby dla uspokojenia serca.

Zach podszed艂 do biurka i nacisn膮艂 guzik odtwarzania automatycznej sekretarki. Natychmiast rozpocz膮艂 si臋 niesko艅czony ci膮g nagranych informacji. Wszystkie dotyczy艂y interes贸w.

Janine za bardzo ciekawi艂 wygl膮d mieszkania, by mia艂a traci膰 czas na wys艂uchiwanie wiadomo艣ci, kt贸re zebra艂y si臋 podczas trzech dni jego nieobecno艣ci. Przechodzi艂a od pokoju do pokoju, pragn膮c pozna膰 sw贸j nowy dom. Zauwa偶y艂a, 偶e Zach dyplomatycznie zostawi艂 jej baga偶 pomi臋dzy drzwiami do dw贸ch sypialni. Jego torba wniesiona by艂a do jednej z nich. Je偶eliby chcia艂a zosta膰 偶on膮 w ca艂ym tego s艂owa znaczeniu, wystarczy艂o wnie艣膰 rzeczy do jego pokoju. Sprawa mog艂a zosta膰 za艂atwiona bez gadaniny.

Janine podj臋艂a decyzj臋 natychmiast. Podnios艂a torb臋 i zanios艂a j膮 do pokoju go艣cinnego. Obejrza艂a si臋 i zobaczy艂a Zacha przygl膮daj膮cego si臋 jej z bolesnym wyrazem twarzy.

Jego spojrzenie pow臋drowa艂o ponad ni膮 w stron臋 艂贸偶ka w go艣cinnym pokoju. Uni贸s艂 pytaj膮co w g贸r臋 jedn膮 brew, jakby daj膮c jej mo偶liwo艣膰 zmiany decyzji.

- Jeste艣 pewna, 偶e chcesz spa膰 tutaj? - zapyta艂.

Zach nie przyszed艂 tego wieczoru na kolacj臋 do domu. Kiedy zadzwoni艂 telefon, Janine w艂a艣nie bra艂a k膮piel, wi臋c zostawi艂 tylko wiadomo艣膰, 偶e wr贸ci p贸藕no. Zjad艂a sama siedz膮c przed telewizorem. Czu艂a si臋 opuszczona i niekochana. Wk艂ada艂a w艂a艣nie naczynia do zmywarki, kiedy wr贸ci艂.

Zach przejrza艂 poczt臋, chocia偶 Janine by艂a pewna, 偶e zrobi艂 to ju偶 rano.

Ogl膮dali jeszcze przez dobr膮 godzin臋 telewizj臋, a potem zdecydowali, 偶e czas ju偶 p贸j艣膰 do 艂贸偶ek.

Janine przebra艂a si臋 w swoj膮 pi偶am臋 - bardzo zwyczajn膮, przez ca艂y tydzie艅 nosi艂a podobne, nie mog艂a si臋 zmusi膰 do w艂o偶enia eleganckiej r贸偶owej koszulki, kt贸r膮 dosta艂a od Pam. Wychodzi艂a w艂a艣nie z 艂azienki, trzymaj膮c szczoteczk臋 do z臋b贸w w ustach, kiedy wpad艂a prosto na Zacha. Powiedzieli ju偶 sobie wcze艣niej dobranoc, s膮dzi艂a wi臋c, 偶e zobaczy go dopiero rano. Nie by艂a przygotowana na to spotkanie i przestrze艅 mi臋dzy nimi wydawa艂a si臋 g臋sta od t艂umionych emocji.

Ledwo powstrzyma艂a si臋, 偶eby nie wyci膮gn膮膰 szczoteczki z ust i powiedzie膰 mu, 偶e chcia艂aby by膰 kochana tak bardzo jak Maria.

Wyci膮gn膮艂 r臋ce, by j膮 podtrzyma膰 i kiedy nie odskoczy艂a od razu, prze艣lizn膮艂 si臋 r臋k膮 po jej g臋stych, br膮zowych w艂osach, a potem uj膮艂 jej twarz w d艂onie i zajrza艂 g艂臋boko w b艂臋kitne oczy.

Janine spu艣ci艂a g艂ow臋 i zamkn臋艂a oczy.

Janine szybko wyci膮gn臋艂a szczoteczk臋.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a, wychodz膮c z 艂azienki, 偶eby wzi膮膰 koc. Pragn臋艂a, by porwa艂 j膮 na r臋ce.

Pragn臋艂a mi艂o艣ci. Pragn臋艂a nami臋tno艣ci.

A on dawa艂 jej ciep艂y koc.

Przez chwil臋 panowa艂a cisza.

- Dobranoc, Janine - powiedzia艂 po chwili Zach.

I spojrza艂 z niech臋ci膮 w kierunku go艣cinnego pokoju.

- Dobranoc - odpowiedzia艂a zak艂opotana.

Janine by艂a pewna, 偶e 偶adne z nich nie spa艂o ani przez chwil臋 tej nocy. Dzieli艂a ich 艣ciana, ale r贸wnie dobrze mogli znajdowa膰 si臋 w dw贸ch r贸偶nych stanach, tak wielki by艂 emocjonalny dystans mi臋dzy nimi.

Rano, kiedy w sypialni Zacha zadzwoni艂 budzik, Janine od dawna ju偶 nie spa艂a. Odrzuci艂a przykrycia, ubra艂a si臋 i zrobi艂a kaw臋, zanim wszed艂 do kuchni.

Najwyra藕niej by艂 zaskoczony jej widokiem.

- Tak si臋 zdarzy艂o, 偶e ju偶 nie spa艂am, wi臋c r贸wnie dobrze mog艂am wsta膰.

Otworzy艂 lod贸wk臋, wyj膮艂 sok pomara艅czowy i nala艂 sobie do szklanki.

Wpad艂a do swej sypialni, skuli艂a si臋 na brzegu 艂贸偶ka, zaciskaj膮c mocno r臋ce w pi臋艣ci.

- Co to wszystko ma wsp贸lnego z tob膮 i ze mn膮?

- powt贸rzy艂 szorstko Zach. Nagle wzni贸s艂 r臋ce do nieba. - Co to ma w og贸le wsp贸lnego z. czymkolwiek?

Janine pokr臋ci艂a tylko g艂ow膮, wiedz膮c, 偶e i tak nie b臋dzie umia艂a nic wyt艂umaczy膰.

Twarz Zacha pociemnia艂a, wcisn膮艂 r臋ce do kieszeni.

- A ty, moja droga, nie wspomnia艂a艣 mi ani s艂owem o Brianie.

Janine by艂a tak zaskoczona, 偶e opad艂a z powrotem na 艂贸偶ko. Zach patrzy艂 na ni膮 wyzywaj膮co.

- Pewnie powiedzia艂 ci, 偶e Brian mnie ok艂ama艂.

M贸wi艂, 偶e mnie kocha, a ca艂y czas spotyka艂 si臋 z inn膮 dziewczyn膮. - Nagle przysz艂a jej do g艂owy zupe艂nie nowa, jeszcze bardziej dr臋cz膮ca my艣l. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e dziadek u偶y艂 tej historii, 偶eby zrobi艂o ci si臋 mnie 偶al, na tyle 偶al, by艣 si臋 zgodzi艂 ze mn膮 o偶eni膰.

- Nie Janine.

Ukry艂a twarz w d艂oniach, wstyd pali艂 jej policzki. To by艂o jeszcze gorsze, ni偶 sobie wyobra偶a艂a.

- By艂o ci mnie 偶al, tak?

Zach przeszed艂 przez pok贸j.

Uciek艂a od niego wzrokiem i prze艂kn臋艂a z trudem 艣lin臋.

- M贸wi艂em ci wcze艣niej, - Zach westchn膮艂 z rezygnacj膮 - 偶e nie mam zamiaru m贸wi膰 ci rzeczy, kt贸re kobiety tak lubi膮 s艂ucha膰. Nie znam si臋 za grosz na romansach. Ale zale偶y mi na tobie, Janine, naprawd臋 zale偶y. Czy to nie wystarczy?

- Potrzebuj臋 czego艣 wi臋cej - powiedzia艂a ze smutkiem.

Zach zmarszczy艂 brwi.

- Powiedzia艂a艣 mi, zanim jeszcze pobrali艣my si臋, 偶e nie potrzebujesz romantycznych s艂贸wek. By艂a艣 zadowolona do chwili, kiedy wspomnia艂em o Marii.

Dlaczego to w艂a艣nie zmieni艂o wszystko mi臋dzy nami.

Stwierdzi艂a, 偶e Zach zaczyna traci膰 cierpliwo艣膰. Spu艣ci艂a wzrok na puszysty dywan.

- Naprawd臋 chcia艂abym ci to wyt艂umaczy膰. Tak mi przykro, Zach, naprawd臋 mi przykro.

Wydawa艂o si臋, 偶e up艂yn臋艂a ca艂a wieczno艣膰, zanim Zach odezwa艂 si臋 znowu.

Po tym okropnym poranku stosunki mi臋dzy nimi sta艂y si臋 jeszcze bardziej ozi臋b艂e. Zach wychodzi艂 do pracy wcze艣nie rano, a wraca艂 p贸藕no, zazwyczaj po kolacji. Janine nigdy nie pyta艂a, gdzie by艂 ani z kim, chocia偶 nieraz mia艂a ochot臋.

Zach okaza艂 si臋 idealnym - je艣li nie m臋偶em - to wsp贸艂lokatorem, serdeczny, grzeczny, nie wchodz膮cy w drog臋. Ona z kolei po艣wi臋ci艂a si臋 pracy w Klubie Przyjaci贸艂. Robi艂a wszystko, by ukry膰 sw贸j smutek przed dziadkiem, ale by艂o to trudne.

- Wygl膮dasz blado - zauwa偶y艂, kiedy przysz艂a do niego w par臋 dni po powrocie znad oceanu.

- Schud艂a艣?

Janine starannie przekroi艂a bu艂k臋. Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy poruszy膰 temat Briana, ale stwierdzi艂a, 偶e to nie ma sensu.

- M贸wisz wi臋c, 偶e wszystko jest w porz膮dku mi臋dzy tob膮 a Zachem - dziadek mrukn膮艂 pow膮tpiewaj膮co.

- Zabawne, on powiedzia艂 dok艂adnie to samo. Tylko da艂 mi jeszcze do zrozumienia, 偶ebym nie pcha艂 nosa w nie swoje sprawy. Nie tymi s艂owami, ale jednak.

- Problem w tym, 偶e ch艂opak wygl膮da r贸wnie 藕le jak ty. Nie mog臋 tego zrozumie膰. Jeste艣cie przecie偶 stworzeni dla siebie!

Dziadek si臋gn膮艂 do kieszeni po cygaro.

Przez d艂ug膮 chwil臋 nic nie m贸wi艂. Przygl膮da艂 si臋 cygaru, kt贸re trzyma艂 mi臋dzy palcami.

- Jeste艣 pewna, 偶e nie chcesz, 偶ebym z nim porozmawia艂? - zapyta艂 wreszcie.

U艣miechn臋艂a si臋 na sam膮 my艣l o takiej rozmowie.

Dziadek zapali艂 cygaro i dopiero po chwili odpowiedzia艂.

- Powiem mu.

Janine zasiedzia艂a si臋 u Pam d艂u偶ej, ni偶 planowa艂a. Lekcje, w kt贸rych jej pomaga艂a, nie by艂y trudne, ale Pam b艂aga艂a, 偶eby Janine zosta艂a z ni膮. Ojciec mia艂 wr贸ci膰 p贸藕no z pracy i dziewczynce obecno艣膰 Janine by艂a najwidoczniej bardzo potrzebna. Przygotowa艂y razem kolacj臋, kt贸r膮 zjad艂y, siedz膮c przed telewizorem, Pam przez ca艂y czas opowiada艂a o swoich przyjacio艂ach i w og贸le o 偶yciu.

By艂a prawie dziewi膮ta, kiedy Janine wjecha艂a do gara偶u. Pierwsz膮 rzecz膮, jak膮 zauwa偶y艂a, by艂 samoch贸d Zacha. Atmosfera mi臋dzy nimi by艂a tak pe艂na sztucznej serdeczno艣ci, 偶e robi艂o jej si臋 s艂abo na my艣l o spotkaniu z nim, nawet na kr贸tko. Od pami臋tnego poranka Zach nie usi艂owa艂 ju偶 z ni膮 rozmawia膰 na temat jej roli w jego 偶yciu. Janine wcale nie chodzi艂o o kwieciste deklaracje mi艂o艣ci. Po prostu s艂owo czy dwa troch臋 serdeczniejsze ni偶 „lubi膰" czy „czu膰 sympati臋" mog艂yby pokaza膰, 偶e jest dla niego wa偶na.

Wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze, 偶eby si臋 uspokoi膰, i ruszy艂a do domu.

Mia艂a w艂a艣nie otworzy膰 drzwi, kiedy wypad艂 zza nich Zach jak burza 艣nie偶na.

- Gdzie ty u diab艂a by艂a艣? - wykrzykn膮艂.

Janine by艂a tak zaskoczona jego wybuchem, 偶e nic nie odpowiedzia艂a.

- Jako tw贸j m膮偶 chc臋 wiedzie膰 dok艂adnie, gdzie by艂a艣 - Zach zburzy艂 gwa艂townie d艂oni膮 w艂osy.

Zdj臋艂a sweter i powiesi艂a go na wieszaku razem z torebk膮. Jej milczenie rozw艣cieczy艂o Zacha jeszcze bardziej. Z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami krzycza艂 dalej.

- Czy ty masz poj臋cie, kt贸ra jest godzina? Czy przysz艂o ci do g艂owy, 偶e ja si臋 mog臋 o ciebie ba膰?

Janine odwr贸ci艂a si臋 do niego.

Spojrza艂 na ni膮 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, potem gwa艂townie odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.

Par臋 godzin p贸藕niej Janine obudzi艂a si臋 z lekkiego snu na d藕wi臋k przypominaj膮cy zawodzenie, dochodz膮cy z s膮siedniego pokoju. U艣wiadomi艂a sobie natychmiast, 偶e to Zach. Czy偶by m臋czy艂 go jaki艣 koszmar nocny?

Odrzuci艂a koce i ruszy艂a pospiesznie do jego pokoju. Pe艂ne udr臋ki krzyki stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze. W s艂abym 艣wietle z korytarza zobaczy艂a, jak zwija si臋 na 艂贸偶ku.

- Zach - krzykn臋艂a podbiegaj膮c bli偶ej. Usiad艂a na skraju 艂贸偶ka i po艂o偶y艂a 艂agodnie r臋k臋 na jego ramieniu.

- Obud藕 si臋. To sen. To tylko sen. Wszystko dobrze...

Zach otworzy艂 oczy.

- Janine - wyj臋cza艂 jej imi臋 jak w udr臋ce i wzi膮艂 j膮 w ramiona z tak膮 si艂膮, 偶e przez moment nie mog艂a z艂apa膰 tchu. - Dobry Bo偶e - szepn膮艂 tak cicho, 偶e ledwie go us艂ysza艂a. - My艣la艂em, 偶e ci臋 straci艂em.

ROZDZIA艁 DZIESI膭TY

Przytakn膮艂, ale jego oczy nadal by艂y pochmurne, nie spuszcza艂 z niej wzroku. Potem bardzo wolno, jakby spodziewaj膮c si臋, 偶e go odrzuci, przysun膮艂 usta jeszcze bli偶ej do niej.

- Nie mog臋 znie艣膰 my艣li, 偶e m贸g艂bym ci臋 utraci膰.

Wola艂bym umrze膰.

W tej chwili Janine nie potrafi艂a odm贸wi膰 mu niczego. Czeka艂a na poca艂unek.

Poczu艂a jego r臋ce w swych w艂osach i usta na swoich wargach i nagle wszystko przesta艂o si臋 liczy膰 poza tym poca艂unkiem. Pokonana czu艂o艣ci膮, jaka j膮 ogarn臋艂a, podda艂a si臋 jej.

Z j臋kiem oderwa艂 swoje usta od jej warg. Trzyma艂 j膮 blisko przy piersi, oddychaj膮c szybko i gwa艂townie. Szcz臋艣liwa westchn臋艂a g艂o艣no. S艂ysza艂a mocne bicie jego serca, gdy przytula艂a policzek do jego muskularnej piersi.

Uspokajaj膮co g艂aska艂 j膮 po g艂owie, kiedy mo艣ci艂a sobie wygodne miejsce w jego ramionach. Za ka偶dym razem, kiedy j膮 ca艂owa艂, Janine czu艂a si臋 cudownie, a jego pieszczoty porusza艂y j膮 g艂臋biej jeszcze ni偶 poca艂unki. Czu艂a, 偶e jest z nim po艂膮czona nie tylko cia艂em, ale i dusz膮. 艁zy nap艂yn臋艂y jej do oczu, nie mog艂a ich powstrzyma膰.

Oboje d艂ugo milczeli. Ale Janine nie potrzebowa艂a s艂贸w. Zamkn臋艂a oczy, staraj膮c si臋 zapami臋ta膰 na zawsze te bezcenne chwile.

Kiedy Zach odezwa艂 si臋, jego g艂os zni偶y艂 si臋 prawie do szeptu.

- Moja siostra utopi艂a si臋. Nazywa艂a si臋 Beth Ann. Obieca艂em, 偶e zawsze b臋d臋 si臋 ni膮 opiekowa艂 i... zawiod艂em j膮. Nie m贸g艂bym znie艣膰, gdybym i ciebie mia艂 straci膰.

Janine przytuli艂a si臋 do niego mocniej. Wiedzia艂a, jak trudno mu by艂o opowiada膰 o siostrze.

- Nigdy sobie tego nie wybacz臋. - Poczu艂a, jak jego cia艂o t臋偶eje, a palce zaciskaj膮 si臋 jej na ramionach. - Wspomnienie 艣mierci Beth Ann nadal mnie nawiedza. Gdybym by艂 przy niej, nie uton臋艂aby. Ona...

Janine unios艂a g艂ow膮 i jej zamglone spojrzenie napotka艂o jego wzrok.

Ja by艂em za ni臋 odpowiedzialny - odburkn膮艂. Janine podejrzewa艂a, 偶e Zach bardzo rzadko, je艣li w og贸le, zdradza艂 przed innymi sw贸j b贸l i poczucie winy z powodu 艣mierci siostry. Wyda艂 j臋k i zacisn膮艂 powieki.

Westchn膮艂 i u艣miechn膮艂 si臋 do niej troch臋 niepewnie.

Przytuli艂 j膮 mocno, wdychaj膮c jej zapach, napawaj膮c si臋 jej obecno艣ci膮.

- Zostaniesz ze mn膮?

Skin臋艂a g艂ow膮, zadowolona, 偶e on jej potrzebuje.

Po kilku minutach poczu艂a, jak zapada w sen. Po r贸wnym, spokojnym oddechu Zacha pozna艂a, 偶e ju偶 zd膮偶y艂 zasn膮膰.

Kiedy obudzi艂a si臋, obok niej le偶a艂 Zach. - Jak dwie 艂y偶eczki w pude艂ku - pomy艣la艂a. Jego rami臋 przerzucone by艂o przez jej biodro. W jakim艣 momencie w nocy musia艂a zagrzeba膰 si臋 pod ko艂dr臋, ale w og贸le tego nie pami臋ta艂a. Ma艂y u艣mieszek satysfakcji wyp艂yn膮艂 na jej usta. Przetoczy艂a si臋 ostro偶nie na plecy, by nie przeszkodzi膰 Zachowi i zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, co powinna teraz zrobi膰. Ba艂a si臋, 偶e kiedy Zach obudzi si臋 i zobaczy j膮 ko艂o siebie, mo偶e po偶a艂owa膰 tego, co si臋 sta艂o. W jasnym 艣wietle dnia mo偶e czu膰 si臋 niezr臋cznie, 偶e opowiedzia艂 jej o 艣mierci siostry i o swoim poczuciu winy.

Janine zamkn臋艂a oczy i dyskutowa艂a sama ze sob膮. Je偶eli wy艣lizgnie si臋 z 艂贸偶ka i wr贸ci do w艂asnego pokoju, on mo偶e pomy艣le膰, 偶e odrzuci艂a go.

- Wcze艣nie. Budzik zadzwoni dopiero za par臋 godzin.

Janine stara艂a si臋 ukry膰 nut臋 zawodu w g艂osie. By艂a pewna, 偶e nie chcia艂 mie膰 jej tu przy sobie. By艂 zak艂opotany jej obecno艣ci膮 w jego 艂贸偶ku.

To jedno s艂owo by艂o wype艂nione tak g艂臋bokim uczuciem, 偶e Janine nie wierzy艂a w艂asnym uszom. Uda艂o jej si臋 odwr贸ci膰 g艂ow臋 i spotka膰 jego spojrzenie. W 艣wietle poranka ujrza艂a, 偶e jego ciemne oczy pe艂ne s膮 po偶膮dania.

- Przykro mi, 偶e zachowywa艂am si臋 tak okropnie po... rozmowie o Marii - szepn臋艂a, wpatruj膮c si臋 w niego z uczuciem. - By艂am zazdrosna i wiedzia艂am, 偶e zachowuj臋 si臋 艣miesznie, ale nie mog艂am nic na to poradzi膰.

U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

- Wybacz臋 ci, je艣li nigdy mi nie wypomnisz, jak si臋 zachowywa艂em wczoraj wieczorem, kiedy wr贸ci艂a艣 do domu.

Odpowiedzia艂a mu delikatnym poca艂unkiem, a on przyci膮gn膮艂 j膮 mocno do siebie. Janine wype艂nia艂o szcz臋艣cie. By艂a w jego ramionach.

- Nie wiem, jak ci powiedzie膰 to wszystko, co powinna艣 us艂ysze膰, Janine, ale wiem jedno. Kocham ci臋. Nie mam poj臋cia, kiedy to si臋 sta艂o. Po prostu pewnego dnia obudzi艂em si臋, wiedz膮c, jak bardzo jeste艣 dla mnie wa偶na. Nie umia艂em ci da膰 wielkiej nami臋tno艣ci, o jakiej marzy艂a艣, i by艂o mi smutno z tego powodu. Moja mi艂o艣膰 jest sta艂a i spokojna. Jest g艂臋boko w moim sercu, i zaufaj mi, ona tam naprawd臋 jest. Jeste艣 najwa偶niejsz膮 osob膮 w moim 偶yciu.

- Z kobiet膮 tak膮 jak ja?

Musn膮艂 j膮 wargami.

- Z kobiet膮, kt贸ra ma w sobie ciep艂o, delikatno艣膰 i czu艂o艣膰. Kt贸ra nie my艣li tylko o sobie i jest godna - zawaha艂 si臋 - po偶膮dania.

Poczu艂a, jak co艣 艣ciska j膮 w gardle. Zach uwa偶a艂, 偶e jest godna po偶膮dania. Chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰. Nie musia艂 tego m贸wi膰. Widzia艂a po偶膮danie w jego oczach. Nie by艂a to szale艅cza nami臋tno艣膰, kt贸rej - jak jej si臋 zdawa艂o - kiedy艣 pragn臋艂a, ale ta mi艂o艣膰, kt贸r膮 jej okazywa艂, i pragnienie, kt贸re czu艂a, by艂y cz臋艣ci膮 niego i dzia艂aj膮cej na ni膮 silniej ni偶 jakiekolwiek czyny i s艂owa.

Janine, pogr膮偶aj膮c si臋 w ogarniaj膮cej j膮 s艂abo艣ci, wyszepta艂a tylko.

- Kochaj mnie, Zach.

W tym momencie usta Zacha odnalaz艂y jej wargi. Poczu艂a jak jego i jej po偶膮danie zlewa si臋 w jedno. Gdyby mia艂a jeszcze jakiekolwiek w膮tpliwo艣ci, znik艂yby w tym momencie jak mg艂a w s艂o艅cu.

Zamkn膮艂 j膮 w swym u艣cisku i przetoczy艂 si臋 na plecy, poci膮gaj膮c j膮 za sob膮. Ca艂ym cia艂em le偶a艂a teraz na nim. Uj膮艂 w d艂onie jej twarz jakby wci膮偶 w obawie, 偶e go powstrzyma.

- Zr贸b mnie swoj膮 偶on膮 - szepn臋艂a, si臋gaj膮c ustami do jego ust.

Zach j臋kn膮艂, a potem zrobi艂 co艣 najdziwniejszego i najwspanialszego. Roze艣mia艂 si臋. D藕wi臋k pe艂en rado艣ci przetoczy艂 si臋 przez ca艂y pok贸j.

- Moja najs艂odsza Janine - powiedzia艂. - Jeste艣 rado艣ci膮 mojego 偶ycia.

I jeszcze d艂ugo ich rado艣膰 rozbrzmiewa艂a w westchnieniach i szeptanych s艂owach mi艂o艣ci.

Dzwonek nie chcia艂 umilkn膮膰. Janine cicho co艣 wymrucza艂a i si臋gn臋艂a r臋k膮, maj膮c nadziej臋, 偶e natrafi na 藕r贸d艂o ha艂asu. Ale zanim do niego dotar艂a, d藕wi臋k urwa艂 si臋 nagle.

- Dzie艅 dobry, 偶ono - wyszepta艂 Zach blisko jej ucha.

Nie otwieraj膮c oczu u艣miechn臋艂a si臋 leniwie.

- Dzie艅 dobry, m臋偶u. - przekr臋ci艂a si臋 na plecy, wyci膮gaj膮c do niego ramiona. - Mia艂am przepi臋kny sen.

Zach za艣mia艂 si臋 cicho.

Powoli, jakby wbrew swojej woli, otworzy艂a oczy. Napotka艂a ciemne spojrzenie pe艂ne po偶膮dania.

- Sp贸藕nisz si臋 do pracy - ostrzeg艂a go.

Jego u艣miech by艂 pe艂en zmys艂owego zadowolenia.

Zach by艂 ju偶 godzin臋 sp贸藕niony, kiedy wreszcie wsta艂 z 艂贸偶ka i ruszy艂 w stron臋 prysznica. Janine ubrana w g贸r臋 od pi偶amy swego m臋偶a pow臋drowa艂a do kuchni, 偶eby przygotowa膰 dzbanek kawy. Czynno艣ci wykonywa艂a automatycznie, my艣l膮c zupe艂nie o czym innym i u艣miechaj膮c si臋 do siebie.

Zach wszed艂 do kuchni, obj膮艂 j膮 w pasie i zacz膮艂 ca艂owa膰 po karku.

Janine odwr贸ci艂a si臋 do niego i zajrza艂a mu w oczy.

Janine westchn臋艂a. 呕ycie w ma艂偶e艅stwie zaczyna艂o jej si臋 podoba膰.

Zach wr贸ci艂 do domu dok艂adnie o pi膮tej. Janine wysz艂a mu na powitanie. 呕adne z nich nie ruszy艂o si臋. Patrzyli na siebie, jakby roz艂膮ka trwa艂a lata, a nie kilka kr贸tkich godzin.

Janine poczu艂a, 偶e kr臋ci jej si臋 lekko w g艂owie.

Skin膮艂 g艂ow膮 i zrobi艂 krok do przodu, odk艂adaj膮c teczk臋 na stolik.

Jej oczy zaszkli艂y si臋.

- Najdro偶sza, najs艂odsza Janine, kocham ci臋.

Ruszyli ku sobie, ale gwa艂townie si臋 zatrzymali na d藕wi臋k dzwonka u drzwi. Pytaj膮ce spojrzenie Zacha pow臋drowa艂o na Janine. Wzruszy艂a ramionami. Nie mia艂a poj臋cia, kto to mo偶e by膰.

W chwili gdy Zach otworzy艂 drzwi, do ich mieszkania wpad艂 Anton. Wygl膮da艂 jak cz艂owiek, kt贸ry powzi膮艂 bardzo wa偶n膮 decyzj臋.

- Wy dwoje, siadajcie tu - rozkaza艂 wskazuj膮c na sof臋.

Janine spojrza艂a na Zacha, ale ten by艂 r贸wnie zaskoczony jak ona. Wzruszy艂a wi臋c ramionami i wype艂ni艂a polecenie. Zach usiad艂 tu偶 przy niej.

Dziadek stan膮艂 przed nimi.

- Anton - przerwa艂 mu Zach - je艣li ty...

Jego r贸wnie偶 dziadek powstrzyma艂 wzrokiem.

Janine odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 swego m臋偶a i czuj膮c si臋 troch臋 g艂upio, spu艣ci艂a wzrok.

Dziadek wyda艂 g艂臋bokie westchnienie pe艂ne zadowolenia.

Zach uj膮艂 Janine za r臋k臋. Podni贸s艂 jej d艂o艅 do ust i uca艂owa艂.

- Dodaj co艣 jeszcze - poinstruowa艂 go dziadek - Co艣 takiego, 偶e b臋dziesz bez niej zagubiony i samotny. Kobiety lubi膮 takie rzeczy. Kompletny idiotyzm, wiem, ale konieczny.

- Bez ciebie b臋d臋 zgubion膮, samotn膮 dusz膮 - powt贸rzy艂 Zach i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 dziadka Janine.

- Jak wysz艂o?

Janine w艣lizgn臋艂a si臋 w ramiona Zacha. Spojrzeli na siebie z u艣miechem i Janine poczu艂a, jak serce zaczyna jej mocno bi膰 w oczekiwaniu. Zacisn臋艂a powieki i poczu艂a jego usta na swoich, usta, kt贸re obiecywa艂y lata wspania艂ych prze偶y膰.

Zach sko艅czy艂 poca艂unek o wiele za szybko. Janine wiedzia艂a, 偶e i on chcia艂by przed艂u偶y膰 t臋 przyjemno艣膰. Z 偶alem odsun臋li si臋 od siebie. Zach spojrza艂 jej g艂臋boko w oczy i Janine odpowiedzia艂a u艣miechem.

- Doskonale, doskonale.

Zupe艂nie zapomnia艂a o obecno艣ci dziadka. Oderwa艂a wzrok od Zacha i zobaczy艂a, 偶e dziadek siedzi wygodnie rozparty w fotelu. Wygl膮da艂 na bardzo zadowolonego z siebie.

- Dobrze! - stwierdzi艂, podkre艣laj膮c to skinieniem g艂owy. U艣miechn膮艂 si臋 leniwie. - Wiedzia艂em, 偶e potrzebujecie tylko troch臋 mojej pomocy. A je偶eli idzie wam tak dobrze, to mo偶e czas, by pomy艣le膰 o dzieciach.

- Anton - powiedzia艂 Zach, powoli podnosz膮c si臋. Przeszed艂 przez pok贸j i otworzy艂 drzwi. - Je艣li pozwolisz, tym ju偶 sam si臋 zajm臋.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Debbie Macomber Najpierw 艣lub
Macomber Debbie Najpierw 艣lub
Macomber Debbie Najpierw 艣lub
5 10 Macomber Debbie Dobrana para(Najpierw 艣lub)
005 Macomber Debbie Najpierw 艣lub
Balogh Mary Huxtoble Quintet 01 Najpierw 艣lub
Balogh Mary Najpierw 艣lub Huxtable Quintet (tom 1)
Najpierw przeczytaj FAQ Internetowe grupy dyskusyjne jako 艣rodowisko interakcyjne
koledki, Starling-Najpi臋kniejsze Kol臋dy Polskie
teksty 艣lub, 艢LUBNE

wi臋cej podobnych podstron