baczyłem, że wyrywa źdźbło trawy. Kiedy wpatrywałem się uważnie w ostry koniec trawki, którym coś mi pokazywał, ujrzałem szparę w ziemi — tak małą, że bez jego pomocy nigdy bym jej nie zauważył.
Nie jestem pewien — odezwał się znowu — że
to właśnie to miejsce, ale z pewnością dostaliście się
tu przez podobną szczelinkę.
Ale... ale przecież — wykrztusiłem zdumiony,
by nie rzec przerażony tym, co powiedział — widzia
łem olbrzymią przepaść i wznoszące się wysoko urwi
sko, a na szczycie urwiska t o miejsce.
Tak, ale wasza podróż nie była tylko ruchem.
Autobus i wy wszyscy zwiększaliście także swoje roz
miary.
Czy to znaczy, że Piekło — całe to nieskończe
nie wielkie, opustoszałe miasto, mieści się w takiej
małej szczelince?
Tak. Piekło jest nie większe od ziemskiego ka
myczka, ale tutaj, w Prawdziwym Świecie, nawet je
den atom jest od niego większy. Popatrz na tamtego
motyla. Gdyby połknął Piekło, nie jest ono dość duże,
żeby mu zaszkodzić: nawet by go nie poczuł.
Kiedy się w nim jest, nie wydaje się takie ma
leńkie.
A jednak samotność, złość, nienawiść, zazdrość
i pożądliwość, jakie się w nim znajdują, razern nie wa
żyłyby nic, gdyby na drugiej szali położyć najmniejszą
chwilkę radości odczuwaną choćby przez najmniej
szego z mieszkańców Nieba. Zło nigdy nie zwycię
ża: nie może nawet być tak złe, jak dobro jest dobre.
Gdyby wszystkie nieszczęścia Piekła dotarły nagle
do świadomości tamtego żółtego ptaszka siedzącego
na gałęzi, zniknęłyby bez śladu jak kropla atramentu
w Wielkim Oceanie, w porównaniu z którym wasz Pa
cyfik jest tylko maleńką kropelką.
112
— Rozumiem — odparłem wreszcie. — Ona po
prostu nie zmieściłaby się w Piekle.
Nauczyciel skinął twierdząco głową.
— Nie byłoby tam dla niej dość miejsca — powie
dział. — Piekło nie mogłoby tak szeroko rozewrzeć
paszczy.
— A ona, czy nie mogłaby się zmniejszyć, tak jak
Alicja w Krainie Czarów?
— I tak nie byłaby dość mała. Potępiona dusza
jest prawie niczym, jest skurczona, zamknięta w so
bie. Bóg nieustannie szturmuje potępionych tak, jak
dźwięk szturmuje uszy głuchych, ale oni go nie przyj
mują. Zaciskają pięści, zaciskają zęby, zamykają oczy.
Nie wyciągają rąk po dary, nie otwierają ust, by przy
jąć pokarm, nie otwierają oczu, by widzieć. Najpierw
nie chcą, a potem już nie mogą tego uczynić.
A więc nikt nie może do nich dotrzeć?
Tylko Największy może stać się tak mały, by
wejść do Piekieł. Im kto wyższe zajmuje miejsce, tym
bardziej może się zniżyć. Człowiek może współczuć
koniowi, ale koń nie może współczuć szczurowi. Tyl
ko Jedyny zstąpił do Piekieł.
Ale czy zrobi to jeszcze kiedyś?
To nie stało się raz, dawno temu. Odkąd opu
ściłeś Ziemię, czas nie płynie już tak samo. Wszystkie
chwile przeszłe i przyszłe zawierały się lub zawierają
w chwili Jego zstąpienia. Nie ma ani jednej uwięzionej
duszy, której On nie głosiłby Swojej nauki.
I niektórzy słyszą Jego głos?
Tak.
W pańskich książkach mówi pan tak, jakby wie
rzył w uniwersalizm, że wszyscy ludzie będą zbawie
ni. Tak jak święty Paweł.
Nic nie możesz wiedzieć o końcu świata; nic,
co dałoby się w ten sposób wyrazić. Może będzie tak,
113