MICHALKIEWICZ ARENDARZ NASZYCH SUMIEŃ (2)


Stanisław Michalkiewicz: Arendarz naszych sumień 2005-04-06 (15:26) Najwyższy Czas!

0x01 graphic

Śmierć Jana Pawła II odsunęła na dalszy plan wszystkie inne wydarzenia. Tak przynajmniej wygląda to z lektury doniesień agencyjnych, które odnotowują niemal wyłącznie echa, jakimi śmierć ta odbiła się na świecie. W Polsce ogłoszono żałobę narodową i wydaje się, że przynajmniej tym razem zarządzenie władz państwowych w pełni harmonizuje z życzeniami i odczuciami obywateli. Z Wawelu słychać basowy głos dzwonu Zygmunta: vivos voco, mortuos plango, fulgura frango (żywych wołam, umarłych płaczę, pioruny łamię). Na placu Piłsudskiego w Warszawie odprawiono uroczystą mszę św. w intencji Zmarłego, z udziałem setek tysięcy ludzi, tak jak podczas pierwszej pielgrzymki do ojczyzny w czerwcu 1979 roku. Wtedy rządowa telewizja z dużym samozaparciem unikała pokazywania tłumów, jakie gromadziły się na każdym spotkaniu z Papieżem; na ekranach telewizorów widzieliśmy grupki zakonnic lub starszych kobiet, które dla redaktorów "Gazety Wyborczej" i dzisiaj stanowią symbol "ciemnogrodu", pogardliwie nazywany "moherowymi beretami". Żeby dowiedzieć się czegoś więcej, trzeba było słuchać zagranicznych radiostacji, podobnie jak podczas Powstania Warszawskiego, gdy wiadomości z Żoliborza docierały do Śródmieścia Warszawy przez Londyn. Dzisiaj oczywiście ani śladu tamtej powściągliwości; "rozmodlony" jest nawet red. Miecugow i red. Lis, wcale nie dlatego, że taki jest rozkaz, tylko z autentycznej potrzeby serca.

Zresztą co tam Warszawa! Pan Jacek Marczyński telefonuje mi z Nowego Jorku, że jakaś niewidzialna ręka zdjęła surdynę na wiadomości o Polsce nawet z "prasy międzynarodowej". To oczywiście bardzo ładnie, chociaż nie można oprzeć się melancholijnej refleksji, że owa prasa zauważa nas dopiero, kiedy ktoś umrze; jak już nie cały naród w Jałcie, to przynajmniej papież. Słowem - można odnieść wrażenie, że świat nie tylko przeżywa śmierć Papieża, ale wręcz przyjmuje za swoje to wszystko, czego on za życia nauczał.

Byłoby to bardzo piękne, czy jednak jest prawdziwe? W jakim stopniu spontaniczne uczestnictwo w dziennych i nocnych czuwaniach, łańcuchach rąk i tym podobnych jest oznaką autentycznych religijnych wzruszeń i przeżyć, a w jakim - nawykowym odruchem uczestnictwa w imprezach masowych, w wielkiej obfitości dostarczanych przez świat, pojmowany jak gigantyczne przedsiębiorstwo przemysłu rozrywkowego? Dzisiaj w karnecie są uroczystości z powodu śmierci Papieża, jutro będzie love parade, a pojutrze - Woodstock? "bo nie hymnów trzeba / Tym, którzy w zżartej piersi pod brudną koszulą / Czcze serca noszą, krzycząc za kawałkiem chleba, / A biegną za orkiestrą, co gra capstrzyk królom"? Takie pytania wydają się niestosowne, "jak zgrzyt żelaza po szkle", ale jakże ich nie zadawać, kiedy nie ma jeszcze tygodnia, jak umarła Terry Schiavo? Jak wiadomo, zmarła ona 31 marca w hospicjum na Florydzie w dwa tygodnie po tym, jak sędzia nakazał zaprzestać dostarczania jej pożywienia, zarządzając tym samym jej śmierć głodową.

Zwolennicy zagłodzenia tej kobiety, z jej mężem na czele, twierdzili, że nie ma ona żadnej świadomości, tylko znajduje się w stanie wegetacji. Przeciwnicy, wśród których byli rodzice Terry, twierdzili, że jest odwrotnie. Istotne w tej sprawie wydaje się też to, że w tym przypadku nie chodziło o przerwanie tzw. uporczywej terapii. Jak wiadomo, polega ona na sztucznym podtrzymywaniu życia pacjenta przy pomocy maszyn, które za niego oddychają czy utrzymują krążenie krwi. W takich przypadkach nawet Kościół katolicki dopuszcza przerwanie uporczywej terapii i pozwala człowiekowi umrzeć śmiercią naturalną, nie uważając tego za eutanazję. Eutanazja bowiem jest zabójstwem człowieka poprzez zastosowanie wobec niego zewnętrznego czynnika przerywającego życie, czemu Kościół się sprzeciwia. Terry Schiavo żyła samodzielnie, bez żadnej aparatury, którą można by od niej odłączyć. Wymagała tylko odżywiania przez rurkę, taką samą, jaką lekarze założyli Janowi Pawłowi II w ostatnich dniach jego życia. Z tego punktu widzenia jej sytuacja była bardzo podobna do sytuacji niemowlęcia, które też nie przeżyłoby dwóch tygodni, a może nawet i tygodnia bez karmienia.

Zwolennicy zagłodzenia Terry Schiavo twierdzili, że nie będzie to zabójstwem człowieka, bo kobieta nie ma świadomości. Jednak mąż chyba nie był do końca pewien swoich racji, bo przecież nie zdecydował się na zastrzelenie - chciałem napisać - żony, ale jakiej tam żony, skoro to tylko pozbawiony świadomości organizm, taki sam, jak dajmy na to kapusta? Gdyby rzeczywiście uważał, że Terry Schiavo, czy to, co tam po niej pozostało, jest tylko rodzajem kapusty, czy odwoływałby się do sądu? A jednak się odwołał, a skoro się odwołał, to znaczy, że nie był pewien, tylko chciał zrzucić odpowiedzialność na kogo innego. A któż lepiej nadaje się do zdejmowania z nas odpowiedzialności, jeśli nie "państwo", które przecież jest anonimowe? Toteż obserwujemy nasilenie się skłonności do oddawania państwu sumień w arendę. Skoro parlament coś przegłosuje i zalegalizuje - to NIE MA GRZECHU! Koniunkturalne, budowane na lotnych piaskach masowych nastrojów prawa państwowe zaczynają w postępowych demokracjach wypierać prawa Boskie na tej samej zasadzie, jak w ekonomii pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy. Kościół oczywiście jest innego zdania, ale czyż nie z tego właśnie powodu oskarżany jest i atakowany przez postępowców, że "nie nadąża"? Więc czy gdy zakończą się uroczystości pogrzebu Jana Pawła II i minie żałoba, a telewizja wróci do zwyczajnej ramówki, czy uda się podtrzymać respekt dla prawa Boskiego, czy też przegra ono z dyrektywami Unii Europejskiej? Czyż to nie ci sami ludzie, którzy dzisiaj tak tłumnie wzięli udział w masowych demonstracjach żałobnych, jutro będą głosować w rozmaitych plebiscytach i referendach, czy zasiadać na ławach dla publiczności w telewizyjnych programach? Jeśli tak, to co w takim razie myślą naprawdę? W co naprawdę wierzą, komu naprawdę ufają i czym naprawdę się kierują?

W powieści "Droga donikąd" Józef Mackiewicz opisuje więc podczas pierwszej okupacji sowieckiej na Wileńszczyźnie, podczas którego spędzeni ludzie wiwatowali na cześć Stalina. Gdy po wiecu wracali, minął ich samochód z agitatorami, wywołując soczyste przekleństwa. "- A czego wrzeszczeliście »hurra« w takim razie? - niespodziewanie wtrącił Paweł.
- No... A jakże inaczej?... - odpowiedział kulas i odwrócił do Pawła swą szeroką twarz, na której malował się wyraz szczerego zdziwienia".



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Michalkiewicz Poruszyć znieczulone sumienia
Michał Lermontow Bohater naszych czasów(pol )
Codzienny rachunek sumienia 0
michalpasterski pl 10 sposobw na nieograniczon motywacj
Przedświąteczny rachunek sumienia, Bałagan - czas posprzątać i poukładać
Głos sumienia, WYPRACOWANIA J.POLSKI
Ojców naszych obyczajem, ETNOGRAFIA
Medytacja Przesłanie Archanioła Michała
Wiele?formacji i błędów w percepcji społecznej wynika z naszych tendencji do atrybucji
080406kon02 rachunek sumienia i obraz Boga
05 [wstęp] Bóg naszych przodków
Codzienny rachunek sumienia o K Osuch SJ
'Gwiazd naszych wina'ZK
prob tabela5, od michała, od micha, TPL
BIBL-TAL, Poradowski Michał ks

więcej podobnych podstron