Z cienia rzucanego przez zaporę wyszedł mężczyzna.
Tom Creedman. Machał do nas ręką. Ubrany był w niebieski garnitur, białą koszule, żółty wzorzysty krawat i pantofle z kitkami. włosy miał przylizane, uśmiechał się pod wąsikami.
Dzień dobry, Tom — powiedział Moreland, spoglądając na nie*
z niechęcią.
Dzień dobry, Bili. Cześć, córko Morelanda. Witam was, doktorze
i Robin. — Wepchał się w środek naszej grupki i zacisnął węzeł krawata. -.
Elegancja—Francja, prywatny transport powietrzny, co za szpan.
Nie mają wyboru, jeśli chcą, żebyśmy tam dotarli — powiedział
Moreland.
Mogliśmy tam popłynąć. Pam jest świetną pływaczką. Widziałem
dzisiaj, jak płynęła z szeryfem Laurentem wzdłuż północnego cypla.
Moreland zamrugał oczyma i spojrzał na ocean.
- Może kiedyś spróbuję — powiedziała Pam. — Cóż to jest te parę mil
morskich? A pan pływa, Tom?
Tylko jeśli muszę. — Creedman zachichotał. Wydobył z kieszeni
cygaro i zapalił, używając chromowanej zapalniczki. Zaciągnął się głęboki),
zlustrował dokładnie lagunę i wydmuchnął dym nosem. Wypełniający misje
korespondent zagraniczny. Brakowało tylko podkładu muzycznego.
Zabawne, prawda? Po tej całej wymuszonej segregacji zdecydowali
się wydać przyjęcie — przynajmniej dla białych. Widzę, że Ben i Dennis nie
zostali zaproszeni. Jak myślisz, Bili, czy brązowa skóra dyskwalifikuje ludzi?
Moreland nie odpowiedział.
A może to na waszą cześć. - - Creedman zwrócił się do mnie
i Robin. — Masz jakieś powiązania z marynarką, Alex?
Kiedy miałem pięć lat, puszczałem podczas kąpieli łódkę w wannie.
Tak, rozumiem — odparł Creedman.
Nie pływa pan ani się nie opala. Co pan robi całymi dniami, panie
Creedman?
- Żyje sobie wygodnie, pracuję nad książką.
Ma pan wydawcę?
Najlepszego z możliwych — odparł z uśmiechem.
Kiedy się ukaże?
Przyłożył palec do ust.
Czy to też tajemnica?
— Oczywiście - - odpowiedział Creedman ze zbytnim pośpiechem.
Cygaro przekrzywiło mu się i wyjął je z ust. — Wydawcy nie lubU
przecieków. W dziennikarstwie towar jest... efemeryczny.
- To znaczy, że ludzie kradną pomysły?
— To znaczy, że w kupno i sprzedaż pomysłów inwestuje się miliardy
dolarów, a każdy szuka inspiracji, która przyniosłaby pieniądze.
- I pan ją znalazł na Aruk?
Creedman palił w milczeniu.
106
To nie tak jak w medycynie -- powiedziała Pam. -- My mamy obowiązek publikować wszelkie ważne odkrycia, jakie to szlachetne — powiedział Creedman. — Zresztą wy, lekarze, hieracie ten zawód właśnie dlatego, że jesteście szlachetni.
' Chyba już leci - - odezwał się Moreland. - - Wskazał palcem
, u0 ale wciąż wpatrywał się w ocean. Nie słyszałem nic prócz mu fal i ćwierkania ptaków. Moreland skinął głową. - - Tak, z całą
pewnością.
po kilku sekundach od wschodu dotarło głębokie dudnienie. Stawało się
coraz głośniejsze.
Ponad skałami ukazał się duży, ciemny helikopter, skierował się prosto na nas, obrócił się i opuścił na drogę niczym ogromny świerszcz.
Dwa wirniki, wydęty kadłub. Wzniecał tumany piasku, wiec pochyliliśmy etowy i przesłoniliśmy usta dłońmi.
Wirnik kręcił się teraz wolniej, ale się nie zatrzymał. Otworzyły się drzwi i rzucono nam drabinkę.
Przywoływano nas gestami rąk.
Łykając piasek ruszyliśmy w stronę maszyny i wspięliśmy się do cuchnącej benzyną kabiny o brezentowych ścianach. W pierwszym rzędzie usiedli Moreland, Pam i Creedman, ja i Robin usadowiliśmy się za nimi. 1 tyłu leżał stos osprzętu i złożone spadochrony. Z przodu siedziało dwóch żołnierzy marynarki. Spoza na wpół opuszczonych zasłon widać było częściowo ich głowy i skrawek oświetlonej na zielono tablicy rozdzielczej.
Pilot przycisnął coś i helikopter zadrżał, a potem wzniósł się w powietrze.
Skierowaliśmy się nad ocean, skręciliśmy na południowy zachód i polecieliśmy wzdłuż linii brzegowej. Wystarczająco wysoko, bym zdołał zauważyć, że wyspa ma kształt ostrza noża. Wybrzeże południowe stanowiło czubek ostrza, a miejsce, ku któremu zmierzaliśmy — rękojeść.
Z tej wysokości blokada wyglądała jak wycięta z papieru. Pasmo górskie jak czarny, skórzany pasek, a figowce tonęły w ciemności. Helikopter wykonał ostry zakręt i ukazał sig wschodni kraniec wyspy.
Wybetonowany brzeg i wzburzona woda, żadnych drzew, piasku ani raf. Przystań, położona po stronie nawietrznej, miała kształt łyżki do zupy. Naturalny port. Stały w nim zacumowane statki, które nawet z tej wysokości zdawały się duże. Niektóre z nich poruszały się. Była duża fala — dostrzegłem pianę gromadzącą się na masywnym falochronie.
Skręciliśmy na północ, ku bazie składającej się z zespołu czarnych, Pakowanych na szaro klockowatych pomieszczeń, prawdopodobnie bara-*°w, oraz z kilku większych budynków.
Helikopter zszedł w dół i dotknęliśmy ziemi. Cała podróż trwała nie J niż przejażdżka po lunaparku. Okrucieństwo blokady widoczne stąd w całej okazałości. Pilot wyłączył silnik i wysiadł bez słowa. Drugi zaczekał, aż wirnik przestanie się obracać, po czym otworzył nasze
107