51 (47)


0x01 graphic

0x01 graphic

Z cienia rzucanego przez zaporę wyszedł mężczyzna.

Tom Creedman. Machał do nas ręką. Ubrany był w niebieski garnitur, białą koszule, żółty wzorzysty krawat i pantofle z kitkami. włosy miał przylizane, uśmiechał się pod wąsikami.

Moreland zamrugał oczyma i spojrzał na ocean.

- Może kiedyś spróbuję — powiedziała Pam. — Cóż to jest te parę mil
morskich? A pan pływa, Tom?

Moreland nie odpowiedział.

- Żyje sobie wygodnie, pracuję nad książką.

Oczywiście - - odpowiedział Creedman ze zbytnim pośpiechem.
Cygaro przekrzywiło mu się i wyjął je z ust. — Wydawcy nie lubU
przecieków. W dziennikarstwie towar jest... efemeryczny.

- To znaczy, że ludzie kradną pomysły?

To znaczy, że w kupno i sprzedaż pomysłów inwestuje się miliardy
dolarów, a każdy szuka inspiracji, która przyniosłaby pieniądze.

- I pan ją znalazł na Aruk?
Creedman palił w milczeniu.

106

To nie tak jak w medycynie -- powiedziała Pam. -- My mamy obowiązek publikować wszelkie ważne odkrycia, jakie to szlachetne — powiedział Creedman. — Zresztą wy, lekarze, hieracie ten zawód właśnie dlatego, że jesteście szlachetni.

' Chyba już leci - - odezwał się Moreland. - - Wskazał palcem

, u0 ale wciąż wpatrywał się w ocean. Nie słyszałem nic prócz mu fal i ćwierkania ptaków. Moreland skinął głową. - - Tak, z całą

pewnością.

po kilku sekundach od wschodu dotarło głębokie dudnienie. Stawało się

coraz głośniejsze.

Ponad skałami ukazał się duży, ciemny helikopter, skierował się prosto na nas, obrócił się i opuścił na drogę niczym ogromny świerszcz.

Dwa wirniki, wydęty kadłub. Wzniecał tumany piasku, wiec pochyliliśmy etowy i przesłoniliśmy usta dłońmi.

Wirnik kręcił się teraz wolniej, ale się nie zatrzymał. Otworzyły się drzwi i rzucono nam drabinkę.

Przywoływano nas gestami rąk.

Łykając piasek ruszyliśmy w stronę maszyny i wspięliśmy się do cuchnącej benzyną kabiny o brezentowych ścianach. W pierwszym rzędzie usiedli Moreland, Pam i Creedman, ja i Robin usadowiliśmy się za nimi. 1 tyłu leżał stos osprzętu i złożone spadochrony. Z przodu siedziało dwóch żołnierzy marynarki. Spoza na wpół opuszczonych zasłon widać było częściowo ich głowy i skrawek oświetlonej na zielono tablicy rozdzielczej.

Pilot przycisnął coś i helikopter zadrżał, a potem wzniósł się w powietrze.

Skierowaliśmy się nad ocean, skręciliśmy na południowy zachód i pole­cieliśmy wzdłuż linii brzegowej. Wystarczająco wysoko, bym zdołał zauważyć, że wyspa ma kształt ostrza noża. Wybrzeże południowe stanowiło czubek ostrza, a miejsce, ku któremu zmierzaliśmy — rękojeść.

Z tej wysokości blokada wyglądała jak wycięta z papieru. Pasmo górskie jak czarny, skórzany pasek, a figowce tonęły w ciemności. Helikopter wykonał ostry zakręt i ukazał sig wschodni kraniec wyspy.

Wybetonowany brzeg i wzburzona woda, żadnych drzew, piasku ani raf. Przystań, położona po stronie nawietrznej, miała kształt łyżki do zupy. Naturalny port. Stały w nim zacumowane statki, które nawet z tej wysokości zdawały się duże. Niektóre z nich poruszały się. Była duża fala — dostrzegłem pianę gromadzącą się na masywnym falochronie.

Skręciliśmy na północ, ku bazie składającej się z zespołu czarnych, Pakowanych na szaro klockowatych pomieszczeń, prawdopodobnie bara-*°w, oraz z kilku większych budynków.

Helikopter zszedł w dół i dotknęliśmy ziemi. Cała podróż trwała nie J niż przejażdżka po lunaparku. Okrucieństwo blokady widoczne stąd w całej okazałości. Pilot wyłączył silnik i wysiadł bez słowa. Drugi zaczekał, aż wirnik przestanie się obracać, po czym otworzył nasze

107



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
47 51
47 51
Anamnesis57 4a str 47 51
47 51
47 51
07 1995 47 51
47 51
12 1996 47 51
47 51
HLP - oświecenie - opracowania lektur, 30. Jan Potocki, Rękopis znaleziony w Saragossie. DZIEŃ 43, 4
47 51 (3)
12 1996 47 51
07 1995 47 51
51 Wypowiedzenie zmieniające

więcej podobnych podstron