30. Jan Potocki, Rękopis znaleziony w Saragossie. DZIEŃ 43, 44, 45, 46, 47, 48, 49, 50 i 51, oprac. Krystyna Chmielarz
Dzień 43
Margrabia kontynuuje swoją historię - pewnego dnia jego i Santeza przywołał Ricardi, aby przekazać im informację o papieskiej dyspensie dla margrabi i Elwiry. Uradowani, młodzi opuścili Rzym i rozpoczęli przygotowania do ślubu. W jego dniu margrabia, przechadzając się po ogrodzie, rozważał swoje wystąpienia przeciwko ukochanej- naliczył ich dwanaście. Podczas gdy on czynił sobie wyrzuty, niedaleko dwie służące Elwiry omawiały jej wcześniejsze miłostki - oczywiście podsłuchana rozmowa głęboko nim wstrząsnęła. Dlatego też podczas samego ślubu nie był zbyt szczęśliwy, ale noc poślubna sprawiła, że oboje małżonkowie znaleźli się w stanie upojenia. Krótko potem przyjaciele zaczęli namawiać ich, aby zaczęli zabiegać o uzyskanie dalszych zaszczytów, ze względu na swoje dzieci. W tym celu młodzi udali się do Madrytu, gdzie swoje poparcie dla nich wyraził wicekról. Niestety, były to tylko pozory i mimo starań nie udało im się nic uzyskać. Zmarła matka margrabi, a także ich dwaj synowie, więc porzucili starania o tytuł granda i udali się do Meksyku, jako że podróż miała wzmocnić nadwerężone zdrowie margrabiny. Tak też się stało, gdzie powitał ich sam wicekról, zachwycając się urodą Elwiry. Przygotował też zresztą wspaniały bal na ich powitanie: Elwirę, uszczęśliwioną hołdem, mianował królową jednej grupy dworzan, Peruwiańczyków, natomiast margrabiego przydzielił do drugiej, której przewodziła aztecka margrabina, Tlaskala Montezuma. Maskaradę przedłużono do końca sezonu, a margrabia coraz bardziej podziwiał dumę, wyniosłe piękno i szlachetność Tlaskali, potomkini azteckich królów, w porównaniu z rozmiłowanym w sobie pięknem Elwiry, która rozkoszowała się oddawanymi jej hołdami. Pod wpływem Tlaskali, zaaferowanej dobrem Meksykan, wystarał się margrabia o posadę, gdzie wspierał Amerykanów, zyskując sobie ich miłość i szacunek Hiszpan, a także miłość Tlaskali, z którą przebywał coraz więcej i która była mu coraz bliższa.
Dzień 44
Dalszy ciąg opowieści margrabi: opisuje on wspaniałą Tlaskalę, która łączyła chrześcijaństwo z wiarą swoich przodków, dlatego też często odwiedzali stary cmentarz. Podczas jednej z takich wypraw margrabia wyciął krzak, który miał zostać zasadzony z zamiarem zemsty na nieprzyjaciołach, i odkrył pod nim nagrobek. Po przeczytaniu wyrytych na nim inskrypcji Tlaskala zachorowała i w malignie wysłała do margrabi list polecający, aby udał się do nagrobka z jej starym nauczycielem, który przetłumaczyć miał mu owy napis. Kiedy margrabia ją odwiedził, nie rozpoznała go, pogorszył się też jej stan. Tymczasem okazało się, że napis na grobie mówi, iż jest to grób Mariny, kochanki Corteza (tego konkwistadora, co to miał złoto i nie bardzo był dobry dla Indian), i że ten, który to uczynił, wzywa duchy przodków, aby ukarały wszystkie kobiety z rodu Montezuma, które pokochają Hiszpana, dlatego zasadził na grobie owy krzak. Margrabia był sceptycznie nastawiony do meksykańskich wierzeń, ale nauczyciel przekonał go, iż nie powinien lekceważyć klątwy, ale starać się osłabić jej działanie - tak miało działać wycięcie krzaku, a także bycie niepodobnym do Corteza. Dlatego margrabia wstawił się za indiańskimi buntownikami, przez co trafił do więzienia. Tam odwiedziła go Tlaskala, która stwierdziła, że przezwyciężył klątwę i zemdlona padła mu w ramiona, po czym oddali się świętowaniu. Tymczasem wicekról, wściekły, oskarżył go o podżeganie buntów; złość jednak szybko mu przeszła i wysłał do Hiszpanii drugi, łagodzący raport. Odpowiedzią było oficjalne oświadczenia skazujące buntowników na śmierć i nieoficjalne, nakazujące nie szukania winnych. Kochankowie poznali tylko oficjalną część, co okazało się dużym ciosem dla wątłego zdrowia Tlaskali.
Dzień 45
Dalsza opowieść margrabi: po śmierci Tlaskali spędził jeszcze cztery miesiące w więzieniu, tymczasem Elwira obnosiła się ze swym cierpieniem spowodowanym uwięzieniem męża, wyprawiła też bal na jego powitanie. Margrabia, pogrążony w rozpaczy pośród powszechnego uwielbienia, starał się na nie zasłużyć i sumiennie wypełniać swe obowiązki. Miał wiele kochanek, odnowił też związek z żoną, która więcej przebywała w domu po śmierci wicekróla; owocem tego jest córka, które teraz towarzyszy mu w podróży. Jego żona zmarła w wyniku jej narodzin, a sam margrabia się zestarzał i pragnie już tylko umrzeć blisko swego dziecka i to cała historia jego życia.
Tymczasem Velasquez, od jakiegoś czasu oddający się obliczeniom, stwierdził, że historię życia margrabi da się wpisać w równanie: miłość najpierw go wznosi, potem powoduje jego upadek. Ma to, według niego, odzwierciedlać uniwersalną zasadę rządzą ludzkim życiem, gdzie dzielność zależna jest od wieku, wraz z nim wzrasta, osiąga apogeum i potem opada - życie margrabiego jest symetryczne. Valesquez, zapalony do swojego pomysłu, długo o nim opowiada, jednak oprócz Rebeki nikt nie chce go słuchać.
Dzień 46
Meksykanie opuszczają podróżników, margrabia chce wrócić do Madrytu. Alfons zauważa brak dziewczyny, którą znalazł pod szubienicą w Los Hermanos i pyta o nią Cygana, wyrażając przekonanie, że jest za tym niezwykła historia. Ten zaprzecza i stwierdza, że Dolorita, bo takie nosi imię, po prostu oszalała po stracie kochanka i teraz włóczy się po okolicy, najpewniej po prostu zasnęła pod szubienicą, nie wiedząc, jak straszne to miejsce (Velasquez znowu mamrocze coś o matematyce, ale nikt go nie słucha). Dalsze rozważanie przerywa pojawienie się Żyda Wiecznego Tułacza, który przywołany przez kabalistę musi kontynuować swoją historię:
Został on oskarżony przez faryzeusza o oszustwo; zaprzeczył, ale faryzeusz nie wycofał oskarżeń i oświadczył, że je udowodni, płacąc dwa razy więcej złota za uncję srebra. Oczywiście tłum mu uwierzył, odwracając się od Żyda, który odesłał część pieniędzy do domu. Wrzawa w świątyni zmieniła się w zamieszki i było już całkiem niebezpiecznie, kiedy pojawił się Prorok Nazerejski - wszyscy uznali, że rozwiąże on konflikt. On jednak potępił oba stronnictwa, a rozwścieczony tłum wyrzucił ich ze świątyni. Żyd, skrwawiony, powrócił do domu, gdzie czekała go Sara i niezbyt szczęśliwy Sedekias, który już o wszystkim wiedział - co prawda nic nie stracił, ale nie zarobił też tyle, ile obiecał. Chcąc ratować sytuację, Żyd zaproponował, że odrobi brakujące pieniądze i dał mu połowę przerwanych papierów ze swej skrzynki. Sedekias, wściekły, porwał je, ale w końcu zezwolił na jego małżeństwo z Sarą. Żyd zrzekł się co prawda handlu wekslami i chciał żyć z majątku, ale aby nie tracić czasu, zajął się lichwą; przez kilka lat dobrze im się z Sarą żyło.
Żyd przerywa historię, gdyż zbliża się noc, jednocześnie stwierdzając, że czuje, jakby jego cierpienia miały dobiec końca. Uzeda stwierdza, że zapewne nie usłyszą już końca historii, bo tułacz powrócił do swoich czasów. Wszyscy udają się na spoczynek, tylko Velasquez gada do Rebeki.
Dzień 47
Cyganie spodziewają się dostawy, więc dzień Alfonso spędza na wyprawie, a wieczorem wysłuchuje opowieści naczelnika Cyganów:
Powrócił on do Madrytu z Toledem, który przejęty historią Lopeza Suareza postanowił mu pomóc i zaprosić do siebie. Kiedy udali się do niego, zastali go gorączkującego; dowiedzieli się także, że zmarł jego ojciec. Toledo i Busqueros udali się po lekarza, a Cygan czuwał przy chorym. Po chwili zjawiła się starsza kobieta, pytająca o stan Suareza. Wywiedziawszy się, zostawiła dla niego wiadomość. Tymczasem wrócił Toledo z lekarzem, który miał pozostać przy chorym. Gdy wracali do domu, Toledo orzekł, że wiadomość na pewno pochodzi od Inezy. Nazajutrz stan Suareza był lepszy, tym bardziej pomogła mu wiadomość od Inezy. Busqueros rozradowany oznajmił, że po mieście chodzą pogłoski, że córka bankiera wychodzi za księcia Santa Maura, ale on wierzy, iż tak się nie stanie. Toledo, zadeklarowawszy wcześniej swą pomoc dla Lopeza, poprosił Busquerosa, by ten nie mieszał się dalej w tę sprawę. Busqueros nie przestawał jednak nastawać na podjęcie działań, nie chciał też wyjść, gdy zjawiła się pani Avalos z zapowiedzią odwiedzin Inezy. Busqueros, pod pozorem rozstawienia czatów, opuścił chorego, a cygan, chcąc zapobiec kompromitacji młodych, pobiegł po Toledo. Ten nie dopuścił, by książę Santa Maura nakrył kochanków, wyzywając go na pojedynek i ranił go, na szczęście nie śmiertelnie. Po ocuceniu książę przyznał, że nie chce zmuszać Inezy do ślubu, lecz tylko jeśli ona sama mu powie, że kocha innego. Tak też się stało i młodzi żyli szczęśliwie, ale przygodom cygana nie było końca - Busqueros chciał wydać swą krewną, Gitę, z jego ojca. Przebywająca wtedy w Madrycie ciotka nie umiała mu pomóc, nie mógł też zwrócić się po pomoc do Toledy nie ujawniając swojej tożsamości. Pozostało mu tylko obserwować Busquera.
Dzień 48
Cygan kontynuuje swą opowieść: po ślubie i wyjeździe Inezy i Suareza, Busqueros zaczął chodzić za Toledą. Pewnego dnia ten spytał go o dalszy ciąg historii księcia Arcos i jego kochanki, wyraziwszy swój zachwyt nad nią.
Małżonek Frasquety, nazwany przez niego Cornadezem (rogaczem), wcześniej był urzędnikiem i zajmował się handlem, po odziedziczeniu majątku oddał się próżniactwu. Na początku małżeństwa był szczęśliwy, po tym niewierność żony wpędziła go w doła i zamknął się w sobie, wychodząc tylko do kościoła. Tam napotykał ciągle na pielgrzyma, który okazał się potępieńcem.
Błażej Hervas, bo takie nosił imię, był synem uczonego Diego Hervasa. Diego, który na uniwersytecie szybko prześcignął wiedzą swych profesorów, chciał stać się słynnym uczonym, ale w ten sposób, że jego anonimowe dzieło najpierw uzyska sławę, a wtedy on ujawni swe imię. Gdy skończył je pisać, wyszedł właśnie z małoletności i otrzymał osiemset pistolów, które wszystkie przeznaczył na druk dzieła i podróż do Madrytu. Niestety, jego dzieło nie tylko nie sprzedawało się, ale rozeszły się pogłoski, iż jest to satyra na ministra skarbu, w wyniku czego został aresztowany, a książka skonfiskowana. Kiedy siedział w więzieniu bawił umysł rozmyślaniami i stwierdził, że jak Mirandola potrafi przywołać wiedzę ze wszystkich dziedzin. Postanowił zatem napisać stu tomowe dzieło obejmujące całość ludzkiej wiedzy i tak zaistnieć w świecie nauki. Tak spędził sześć tygodni, po czym został wezwany przed oblicze sekretarza ministra skarbu, który poinformował go, że wszystkie egzemplarze jego dzieła zostały spalone, ale za to wypuszczą go i dadzą pracę w urzędzie. Diego trochę się zmartwił, że jego książka już nie istnieje, ale ponieważ miał już pomysł na nową to szybko mu przeszło i przyjął posadę.
Dzień 49
Rebeka stwierdziła, że Busqueros postąpił bardzo sprytnie, podając się za pielgrzyma, by przestraszyć męża Frasquety. Cygan odpowiedział, żeby nie sądziła spraw zbyt pochopnie, gdyż potępiony mógł rzeczywiście być synem Diega:
Hervas po wyjściu na wolność miał zapewnione źródło utrzymania, a praca nie zajmowała mu zbyt wiele czasu, więc mógł oddać się pisaniu. Pierwszy tom poświęcił gramatyce, kolejne innym, najrozmaitszym dziedzinom wiedzy, od nauk ścisłych po wróżbiarstwo. Każdy z tych tomów zawierał historię nauki, a także przenikliwe uwagi na jej temat. Pracując nieustannie, Hervas ukończył swe dzieło w czterdziestym toku życia i zapragnął wreszcie towarzystwa innych ludzi. Nie znał jednak nikogo w Madrycie, postanowił więc wyjechać w rodzinne strony, do Asturii, zamknąwszy wcześniej w swym mieszkaniu sto tomów swego dzieła. Podróż była mu przyjemną i chętnie byłby nie wracał, ale czekało na niego jego dzieło. Po otworzeniu drzwi do domu ukazał się jego oczom widok straszny: sto tomów przeżartych przez szczury, zwabione zapachem świeżego kleju. Diego wpadł w gniew, a potem, przygnębiony, dostał gorączki i musiano wezwać do niego lekarzy.
Dzień 50
Następnego dnia naczelnik kontynuował historię Diega:
W chorobie pielęgnowała go Marika, z którą ożenił się na jej prośbę i dla ochrony przed szczurami (i opieki, ale szczury). Zrezygnował z pracy, uzyskał dożywotnią rentę i zmienił tryb życia - osiedlił się pod miastem i próbował ponownie napisać swe dzieło. Urodził mu się także syn, Potępiony Pielgrzym.
W tym miejscu Pielgrzym zalał się łzami i nakazał Cornadezowi powrócić jutro w to samo miejsce. Rzeczywiście, nazajutrz kontynuował swą opowieść:
Niedługo po narodzinach syna zmarła Marika, co wprawiło Diega w jeszcze większy smutek. Dziecko odesłał na wychowanie do dziadka, szewca, który był niezwykle dumny z tego, że jego wnuk jest synem contadora i pozwalał mu na wszystko. Tymczasem Diego przez osiem lat ponownie pisał, a przez następne cztery aktualizował swe dzieło, co zniszczyło mu zdrowie. Kiedy w końcu poprosił księgarza, tego samego, do którego zaniósł swą pierwszą książkę, o wydanie dzieła, ten nakazał mu skrócenie go do dwudziestu pięciu tomów, co oczywiście oburzyło Hervasa. Popadł w jeszcze głębszą melancholię i zaczął się zastanawiać skąd wzięło się zło, będące przyczyną jego nieszczęść. Odrzucił istnienie Stwórcy i przyjął poglądy materialistyczne, wywodząc wszystko z sił natury. Jednocześnie podupadł na zdrowiu i potrzebował opieki syna. W tym samym czasie zmarł dziadek pielgrzyma, nakazawszy mu przedtem, by pozostał wierzący i nie dał omamić się ojcu. Gdy pielgrzym trafił do domu ojca, zastał go owiniętego w całun, wzywającego nicość, która go wydała, aby przyjęła go z powrotem, gdyż nic w życiu nie osiągnął. Potem ułożył się na stole, poprosił Boga o litość, wypił truciznę i deadnął - syn przyglądał się temu biernie. Bracia miłosierni, kiedy znaleźli ich w takim stanie, odmówili pochówku samobójcy, a syn popadł w odrętwienie, a w końcu zasnął przy ciele ojca. Gdy się obudził, siedział przy nim majestatyczny, czarnowłosy mężczyzna, który stwierdził, iż skoro opuścili go ludzie i Bóg, to on się nim teraz zajmie. Pielgrzym wyraził wątpliwość, czy Bóg mógł go opuścić, na co nieznajomy odparł, że jeszcze się przekona. Wręczył mu tysiąc pistoli, klasnął w dłonie, na co sześć zamaskowanych postaci wyniosło ciało ojca, i zniknął. Pielgrzym, spokojniejszy o tysiąc pistoli, wybiegł na ulice Madrytu i poszedł spać na placu.
Dzień 51
Rebeka zapewniła Cygana, że historia Hervasa bardzo ją wciągnęła, dziwi ją jednak, że zadano sobie tyle trudu, by oszukać Cornadeza. Cygan jeszcze raz napomniał ją, by nie wydawała pochopnie sądów i kontynuował opowieść:
Błażej obudził się w towarzystwie dwóch pięknych dziewczyn i ich matki, które chciały przedłużyć mu sen ze wzglądu na jego niewinny wygląd i wartość dobrych uczynków. Początkowo przysłuchiwał się ich rozmowie udając sen, potem podziękował im i poprosił, by pozwoliły jeszcze chwilę popatrzeć na swą urodę. Matka poprosiła, by odprowadził je do domu, gdzie ustalono, że odejmie on od nich pierwsze piętro. Było miło, potem Błażejowi powiedziano, że jego gospodyni nazywa się Inez Santarez, jest wdową, udo Madrytu wezwał ją ojciec, który został podskarbim, ale obecnie jest oskarżony o sprzeniewierzenie rządowych pieniędzy, dlatego żyją w odosobnieniu, nie widując nikogo. Błażej zauważył, zew wszystkie trzy kochają się w nim, co oczywiście go ucieszyło. W tym momencie panie odwiedził Krzysztof Sparadoz, który przekazywał im informacje o ojcu i wtedy Inez, chcąc przedstawić sobie panów, spytała Błażeja o imię. Ten skłamał i podał się za szlachcica z Asturii, bo pomyślał, że nazwisko ojca może być znane. Krzysztof dał jednak w kpiący sposób do zrozumienia, że wie, że to kłamstwo i że jego dziadek był zwykłym szewcem. Dlatego pielgrzym postanowił mu zabronić wstępu do domu i zaczepił go na ulicy, w odpowiedzi na co dostał manto. Wściekły, wrócił do domu i poszedł spać. Rano pani Santarez przyszła go prosić o pieniądze, które jej oczywiście dał. W ogólnej radości córki poprosiły go, by przyrzekł, że obie je będzie kochał, bo one obie go kochają, co oczywiście skwapliwie uczynił. Było im wszystkim błogo, flirtował sobie też z matką, ale ponownie przyszedł don Krzysztof i, z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu, zaczął nosić wszystkie trzy kobiety w fotelu, jedną ręką. Kiedy w końcu zabrał się do wyjścia, na odchodnym rzucił do Błażeja uwagę o jego dziadku, co wprawiło Hervasa we wściekłość. Pobiegł za nim i zaatakował go, w wyniku czego znowu wylądował w rynsztoku. Stamtąd wyciągnął go ów miły szlachcic, który pomógł mu po śmierci ojca, i zabrał do opuszczonego domu, gdzie przedstawił się jako don Belialu de Gehenna (subtle subtle), obiecał pomoc, jeśli Błażej klaśnie trzy razy w dłonie na moście, a potem wsiądzie na karego konia, który się zjawi i dał więcej kasy. Hervas wrócił do domu, spał niespokojnie, nazajutrz miał zły humor i znów próbował zaatakować Krzysztofa, tym razem z zamiarem zabicia go, ale na szczęście nie udało mu się to. Następnego dnia miał lepszy nastrój, więc poszedł odwiedzić Beliala, który zapewnił go, że nie powinien przejmować się rywalem, ta sprawa jest załatwiona, i dał pigułki gwałtu (no dobra, cukierki z afrodyzjakiem), żeby mógł poczęstować swe gospodynie. Młodzieniec przejawia opory moralne, ale Belial przekonuje go, że nie powinien przejmować się takimi drobnostkami, jak cnota, więc wraca z cukierkami do domu. Cukierki, oczywiście, zostają kompletnym przypadkiem zjedzone przez wszystkich, po czym dzieje się wiadomo co.
W tym momencie pielgrzym przeprasza Cornadeza, iż opowiada mu o grzechu, lecz jest to konieczne dla jego zbawienia; ponownie nakazuje mu stawić się następnego dnia.