- 1 -
Istnieje takie opowiadanie, że do trzech Mędrców jadących szukać Chrystusa, chciał się dołączyć czwarty Mędrzec. Początkowo jechali wspólnie, ale właśnie wtedy, gdy znikła gwiazda, nie pojechał do Heroda, jak tamci, lecz na własna rękę szukał Chrystusa. Instynktownie wyczuwał, że Nowonarodzony Zbawiciel przynosi światu wewnętrzny bój, prawdziwą radość życia oraz czystą, bezinteresowną miłość. Doszedł do ważnego odkrycia, że im bardziej człowiek okazuje drugiemu ilość, pomoc, pokój, tym bardziej zbliża się do Chrystusa, niejako pochyla się nad Jego żłóbkiem. Dlatego gdy spotkał biednego człowieka, i dzielił się z nim kosztownymi darami, które miał przekazać Dzieciątku małemu. Własnoręcznie usługiwał chorym. Ludzie go nawet pytali, czy chorzy to jego bliscy krewni lub jacyś jego dobroczyńcy. A gdy słyszeli odpowiedź przeczącą, tym bardziej dziwili się i nie mogli pojąć, jak to, zupełnie obcy człowiek, tak bogato ubrany, zupełnie bezinteresownie usługuje nieznanym sobie ludziom? Powoli zaczęło świtać ludziom w głowach, że jest coś w życiu ważniejsze aniżeli pieniądze czy nawet złoto. Kiedy po latach w te strony zawitał sam Pan Jezus, wtedy już jasno jęli, że ci będą z Bogiem szczęśliwi na zawsze, którzy głodnych armią, chorych pielęgnują. Wspomnieli na tego Mędrca i mówili sobie, że on już był blisko Jezusa.
A tymczasem czwarty Król dalej spełniał dobre czyny - napominał grzeszących, pocieszał strapionych, wykupywał niewolników, karmił głodnych. Podróż do Chrystusa przeciągała się, trwała już kilkanaście dobrych lat. Zabrakło mu złota, pieniędzy, ale wcale o nie już nie dbał. Miał bowiem coś cenniejszego od majątku - miał dobre serce dla drugich i chętnie służył ludziom ubogim, sponiewieranym przez innych. Miał przy tym coraz większe przekonanie, że jest to właśnie służba samemu Jezusowi.
Kiedy wreszcie stanął na ziemi Palestyńskiej, udało mu się iść tą drogą, którą wcześniej przechodził Chrystus, Skwapliwie pytał ludzi o Niego. Dobrzy ludzie mówili mu, że jest już niedaleko. A na jego dalsze pytania, co Pan Jezus czyni - mówili mu, że jest bardzo ludziom oddany, że nie szuka swego, ale naucza pięknego życia, a przy tym karmi głodnych, uzdrawia chorych, niesie radość smutnym i zgnębionym. Ucieszył się tym bardzo, bo uprzytomnił sobie, że przecież i on czyni podobnie. Zrozumiał; że naśladując Chrystusa, coraz bardziej zbliża się do Niego.
Aż dopiero po 33 latach dotarł wprost do Jezusa. Tym razem na Kalwarię, zbliżył się do Krzyża, a na nim dostrzegł swego Pana. Dowiedział się, że cierpi niewinnie za grzechy ludzi. Wzruszyła go bardzo tak dalece posunięta miłość. Słyszał, jak Pan Jezus umierając woła: "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego". To była dla niego bardzo pouczająca lekcja - trzeba Bogu się powierzyć aż po ostatnie tchnienie życia.
Ks. Orszulak F. CM, Człowiek szukający Boga, BK 6 /1984/, s. 339
- 2 -
Przed kilku miesiącami w Dzienniku Telewizyjnym podano komunikat o zaginięciu starszego człowieka. Pokazano jego fotografię, podano rysopis tzn. opisano jak wyglądał, w co był ubrany, powiedziano też kiedy zginął. To zdjęcie ujrzało wielu ludzi w całej Polsce i już w kilka dni później mężczyzna ten znalazł się w domu. Był to człowiek starszy, który cierpiał na zanik pamięci. Dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji, przy pomocy społeczeństwa, można było temu człowiekowi i jego rodzinie pomóc.
Znaleźć człowieka widząc tylko jego fotografię, nie jest wcale tak łatwo, ale często jest to jedyny sposób, by kogoś odszukać.
Ks. Molenda B., Rodzina chrześcijańska objawia światu Chrystusa, BK 6 /1989/, s. 323
- 3 -
Na podwórku bawiła się gromadka dzieci. Był to okres wakacji zimowych i dzieci było sporo. Wymyślano różne zabawy, ale tak naprawdę wszyscy czekali na śnieg, który tej zimy, tak jak w zeszłym roku, nie chciał padać. W pewnej chwili na podwórko pojawiła się mama Jacka i Moniki wracająca do domu z zakupami. Dzieci natychmiast podbiegły do niej, ponieważ bardzo ją lubiły.
-"Co pani niesie w tej torbie?" - zapytały. -"Byłam w sklepie spożywczym i kupiłam to, co potrzebne na kolację: chleb, masło, trochę wędliny i sera - odpowiedziała mama. A tutaj są dla was cukierki czekoladowe" - mówiąc to mama wręczyła papierową torebkę Jackowi i Monice - swoim dzieciom - "A dla nas pani nie ma cukierków?" - zapytały pozostałe dzieci.
- "Niestety nie. Nie wiedziałam, że tylu was będzie na podwórku ale kupię wam następnym razem, gdy będę wracała z zakupów" - powiedziała mama Jacka i Moniki.
Wszystkie dzieci trochę zawiedzione odeszły na bok, pocieszając się nadzieją następnego spotkania.
Jak sądzicie: czy mama Jacka i Moniki dobrze postąpiła? Chyba nie... Chociaż rodzice troszczą się przede wszystkim o swoje dzieci, to przecież mama mogła powiedzieć swoim dzieciom żeby poczęstowały kolegów i koleżanki z podwórka chociaż po jednym cukierku.
Ks. Czerniejewski R., Wszyscy powołani do zbawienia, BK 5-6 /1990/,. s. 331
- 4 -
Wydarzenie z życia ks. Dominika Barberi. Przed parunastu laty został on ogłoszony błogosławionym przez Ojca św. Jana Pawła II. Otóż w jego żywocie czytamy, że w 1844 r. zaproszono go z rekolekcjami do Anglii. Ksiądz Barberi bardzo się bał, tym bardziej, że słabo mówił po angielsku. Ale spełnił rozkaz przełożonych, pojechał i rekolekcje wygłosił. Niestety, ani językowo, ani treściowo nie wypadły dobrze. Gdy skończył, gdy powrócił z ambony do zakrystii, wtedy się rozpłakał. I w tym momencie wszedł do zakrystii jakiś wysoki robotnik, upadł przed nim na kolana i poprosił o spowiedź. Zdumiony ks. Barberi zapytał, co go skłoniło do tej spowiedzi... On zaś szczerze odpowiedział: Całe kazanie walnęło mnie, jak pałką po głowie, zrozumiałem wprawdzie z niego zaledwie kilka słów, ale widziałem, jak ksiądz wyciąga ręce, jak miał tyle serdeczności w głosie, że sobie powiedziałem: chodź jestem łotr, jednak wyspowiadam się przed tym świętym człowiekiem!
Ks. Pielatowski K., Przybyliśmy oddać Mu pokłon, BK 5-6 /1992/, s. 341
- 5 -
Tego dnia moi uczniowie podczas katechezy zachowywali się dziwnie niespokojnie. Byli jacyś inni, podenerwowani, rozgadani. W końcu kiedy zaczęło mi to przeszkadzać, powiedziałem do najbardziej w tym momencie aktywnego Gerarda:
- Jeśli masz coś ciekawego do powiedzenia, to podziel się ze wszystkimi naraz, mówiąc głośno, a nie urządzaj mi tu głuchego telefonu.
Gerard wstał i powiedział:
- Bo, proszę Księdza, Marcin mówi, że Pana Boga można jeszcze i dziś spotka na ziemi, że on Go widział i nawet z Nim rozmawiał.
- A co Ty na to? - zapytałem Gerarda.
- To niemożliwe. Pan Bóg jest w niebie, a nie na ziemi.
- Czy wszyscy myślą tak jak Gerard, czy ktoś zgadza się z Marcinem? Wybuchła ogromna wrzawa. Część klasy krzyczała, że Gerard ma rację, inni wołali: Marcin, Marcin Marcin?
Podniosłem ręce do góry i powiedziałem:
- W ten sposób problemu nie rozstrzygniemy. Proszę, by wszyscy, którzy chcą zabrać głos, podnieśli rękę i powiedzieli swoje zdanie.
Tablicę podzieliłem na dwie części, z jednej strony napisałem Gerard" z drugiej "Marcin". Następnie poprosiłem o wypowiedzi. Pierwszy zgłosił się Jacek przyjaciel Gerarda. Powiedział, że na ziemi to Pan Bóg jest tylko na obrazku, ale tak naprawdę to jest On w niebie. Nie wytrzymała tego Agata, która wstała i odpowiedziała pytaniem:
- A Komunia święta to co, czy tylko biały opłatek? Przecież to prawdziwy Pan Jezus pod postacią chleba.
Gerard wstał znowu: - Dobrze, zgadzam się, ale czy z Komunią mażesz porozmawiać? Mówisz i mówisz, a odpowiedzi nie słychać.
Aneta, sąsiadka z ławki Agaty wstała broniąc zdania koleżanki:.
- Właśnie, że w Komunii świętej też można z Panem Jezusem porozmawiać a On odpowiada, może nie słowem, ale swoją mocą, swoją łaską, którą przez ten sakrament otrzymujemy. O co Go prosimy, to spełni, jeśli to jest dla naszego dobra.
Wtedy wstał Marcin i powiedział:
- Zgadzam się z dziewczynami mówiącymi o Komunii świętej, ale nie to miałem na myśli mówiąc o spotkaniu z Bogiem i rozmowie z Nim.
Wszyscy zamilkli. Gerard krzyknął:
- Jak jesteś taki mądry, to powiedz, gdzie spotkałeś Pana Boga i z Nim rozmawiałeś.
Marcin zamyślił się i powiedział:
- Spotkałem Go wczoraj.
Klasa aż otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Gdzie, jak opowiedz... - posypały się prośby.
- Moja ciocia jest siostrą zakonną i pracuje w Poznaniu, w domu dla ludzi nieuleczalnie chorych. Wczoraj mama zabrała mnie do Poznania, poszliśmy do cioci, a ona zapytała, czy chcę zobaczyć jak ona się modli i rozmawia z Panem Bogiem czy chcę zobaczyć Boga na ziemi. Nie wierzyłem tak jak wy, że to możliwe. I wówczas ciocia zabrała mnie do sali, gdzie byli chorzy ludzie. Uśmiechała się do nich, robiła im opatrunki, rozmawiała z nimi, chociaż to nie było wcale takie łatwe. Potem prosiła mnie, bym im zaśpiewał piosenkę, której nauczył nas ksiądz n religii. Śpiewałem razem z siostrą. Chorzy uśmiechali się do mnie, dziękowali. Gdy wróciliśmy do mamy, powiedziałem jej, że dziś spotkałem Pana Boga na ziemi w innych ludziach.
Klasa milczała, a ja powiedziałem, że Marcin przeprowadził dzisiaj za mnie katechezę. A żeby ją uzupełnić, rozdałem szybko Pismo święte i prosiłem by odczytano fragment z Ewangelii wg św. Mateusza, tekst, którego wysłuchaliśmy przed chwilą podczas liturgii...
OBJAWIENIE BOGA - CZŁOWIEKA" BK 87
- 6 -
Na początek krótka anegdota z przepięknych opowiastek Kazimierza Wójtowicza pt. Okruchy.
Gdy filozof, poszukujący prawdy, znalazł się nagle w sklepie z prawdą. Nie chciał uwierzyć swym oczom, ale tutaj naprawdę sprzedawano prawdę. Grzeczny sprzedawca zapytał uprzejmie: - "Jaką prawdę chce pan kupić: Półprawdę, całą prawdę czy tylko jakąś małą cząstkę?" - "Naturalnie, całą prawdę - odparł uczony. - Nie chcę żadnych mamideł ani moralnych płaszczyków. Chcę mieć całą prawdę: jasną i niepodzielną".
Sprzedawca wskazując na półkę, na której leżała cała prawda, powiedział ze współczuciem: - "Ale cena tej prawdy jest dosyć wysoka"! - "Ile zapytał krótko i zdecydowanie filozof. - "Jeśli weźmie pan tę prawdę poinformował sklepowy - to zapłaci pan utratę spokoju i bezpieczeństwa na resztę swoich dni". Klient usłyszawszy te słowa, odszedł zasmucony, gdyż był przekonany, że prawdę można kupić za tanie pieniądze. - Tyle anegdota.
Ks. Przemysław Kompf „POWOŁUJĄC WSZYSTKICH DO ZBAWIENIA" BK 90
- 7 -
Brat Roger, przełożony działającej w Taize we Francji wspólnoty ekumenicznej, w jednej ze swoich książek skierowanych do młodych chrześcijan postawił taki problem: "Jak to się dzieje, że niektórzy niewierzący twierdząc że nie znają Boga, są ludźmi wypełnionymi miłosierdziem? To oni otwierają drogi pokoju są mężczyznami i kobietami komunii, to oni świadczą o przywróceniu pokoju między wszystkimi ludźmi. Można wierzyć, że nie wyznając w sposób zdecydowany, są oni jednak mimo woli nosicielami Chrystusa... Ludzie słyszą Boga, nie znając Go są Mu posłuszni, żyją w żywym miłosierdziu... Liczni są ci, którzy nie wiedzą o tym, że są dziećmi światła. Łatwo ich rozpoznać: wrażliwi na innych ludzi, stronią od tego, co jest dziełem mocy, co jest niepokojem i ciemnością".
Ks. Przemysław Kompf „POWOŁUJĄC WSZYSTKICH DO ZBAWIENIA" BK 90
- 8 -
Uczony amerykański N. Stoyel - badacz atomowy, przemienia się z cynicznego ateisty w człowieka głęboko religijnego. Mógł oddać pokłon Bogu dzięki swym poszukiwaniom badawczym i obiektywnej ocenie zachodzących zjawisk. Stoyel w otoczeniu czterech innych uczonych w jednej z klinik podjął eksperyment rejestracji funkcji komórek mózgowych u pewnej umierającej kobiety. Aparaturę pomiarową umieszczono w pokoju sąsiadującym z umierającą. Pięciu uczonych śledziło z napiętą uwagą posuwającą się na skali wskazówkę. W pewnym momencie umierająca kobieta rozpoczęła wzruszającą do głębi modlitwę. Była to prośba o przebaczenie własnych jej win i grzechów, o przebaczenie wszystkim jej wrogom, zakończona głośnym aktem oddania w ręce Boga. Uczeni stali w skupieniu i nieco zawstydzeni że są świadkami sakralnej tajemnicy. Kiedy nasilenie modlitwy kobiety umierającej doszło do punktu kulminacyjnego w aparaturze pomiarowej odezwał się jasny dźwięk, a wskazówka podskoczyła na skali do swego zenitu. Przez trzydzieści sekund uczeni obserwowali to zjawisko w zupełnej ciszy z największym zdumieniem. Po raz pierwszy w dziejach ludzkości obserwowano wymiary mocy modlitwy na aparaturze kontrolnej. A moc ta okazała się pięćdziesiąt razy silniejsza niż moc największej amerykańskiej radiostacji, mierzona na tej samej aparaturze. Ten jasny dźwięk i zatrzymanie się wskazówki w najwyższym położeniu sprawiło, że badacz energii atomowej Stoyel zrozumiał, że jest jeszcze większa energia od atomowej, której na imię Bóg.
Ks. Zdzisław Mazur ZNALEŹĆ - UZNAĆ - ADOROWAĆ BK 91
- 9 -
Dziewczęta i chłopcy znają różne "gwiazdy". Chłopcy potrafią wymienić gwiazdy piłki nożnej dziewczęta zaś różne gwiazdy filmowe. Może któreś z was marzą o tym, by zostać gwiazdą boiska sportowego kursu piosenki szkolnej.
Ania była najlepszą polonistką w klasie VII b. Pisała najładniejsze wypracowania, nie robiła błędów ortograficznych. Jej koleżanka Kasia, miała ciągle trudności z ortografią. Kiedyś pani od języka polskiego powiedziała, że dyktando Kasi podobne jest do konfitur gdyż całe było czerwone od poprawionych błędów. Co robi Ania najbliższa koleżanka Kasi Urządza jej w domu próbne dyktanda. Cierpliwie tłumaczy, kiedy należy pisać ó zamknięte, a kiedy u otwarte. Kasia wbiła sobie do głowy rymowankę że jaskółka pisze się ó zamknięte bo jaskółka robi kółka i już bezbłędnie pisze ten wyraz. Dzięki pomocy koleżanki Kasia na półrocze otrzymała z j. polskiego ocenę dostateczną z plusem. Pani powiedziała, że jeśli Kasia tak będzie pracować do końca roku, to na świadectwie może mieć czwórkę z polskiego. Czy Ania była gwiazdą" pomocy dla Kasi? Tak!
Znam Romka z klasy VIIIa. Chłopiec ten miał młodszego od siebie kolegę Janka, który uczęszczał do klasy VI. Janek od paru tygodni musiał jeździć na wózku inwalidzkim, gdyż przez nieostrożność uszkodził sobie na lodowisku kręgosłup. Był Adwent. Janek wraz z innymi chciał brać udział w roratach ale był bardzo zmartwiony, bo nie miał go kto zawozić do kościoła, blisko którego mieszkał. Rodzice wcześnie rano wychodzili do pracy. Basia, siostra Janka chodziła dopiero do klasy II. Z pomocą koledze przyszedł Romek. Codziennie przywoził Janka na roraty i razem z nim przyjmował Komunię św. Obaj chłopcy nie opuścili ani jednych rorat. Widział to ksiądz katecheta i w kościele wobec wszystkich dzieci i ludzi pochwalił obu dzielnych i gorliwych uczniów. Obaj otrzymali od księdza piękne kolorowe kalendarze. Powiedzcie mi czy Romek był dla Janka "gwiazdą"? Oczywiście!
O. Korneliusz Jackiewicz O.Cist. ZNALEŹĆ - UZNAĆ - ADOROWAĆ BK 91
- 10 -
Henry van Dyke napisał przepiękną legendę zatytułowaną, "Czwarty Mędrzec Wschodu". Opisuje w niej przygody czwartego mędrca, który miał na imię Artaban. Artaban umówił się z swymi braćmi magami: Kasprem, Melchiorem i Baltazarem, że razem wyruszą do Jeruzalem powitać nowo narodzonego Króla żydowskiego. Przygotowując się do podróży, sprzedał wszystko co miał i za otrzymane pieniądze kupił kilka bezcennych klejnotów, które postanowił zawieźć w darze Królowi Królów. Artaban pędził co koń wyskoczy na umówione spotkanie z trzema mędrcami. W drodze zatrzymał się tylko raz, po to, aby pomóc umierająccmu z choroby i wycieńczenia biednemu człowiekowi. Artaban nie tylko opatrzył chorego, ale ofiarował mu również jeden z klejnotów, które wiózł w darze dla Króla Królów. Czas poświęcony choremu biedakowi spowodował zwłokę w podróży. Kiedy Artaban przybył na umówione miejsce, otrzymał wiadomość, że trzej mędrcy zniecierpliwieni czekaniem, udali się w poszukiwanie Króla Królów bez niego. Artaban nie załamał się tym niepowodzeniem. Postanowił sam wyruszyć na poszukiwanie, po drodze napotykał ludzi biednych, którzy prosili go o pomoc, a on zawsze zatrzymywał się i tej pomocy im udzielał. W końcu rozdał ludziom biednym wszystkie drogocenne klejnoty, które wiózł w darze dla nowo narodzonego Króla.
Legenda o czwartym mędrcu kończy się tym, że Artaban jest stary i biedny. Nigdy nie zrealizował największego marzenia swojego życia, aby zobaczyć Króla Królów, upaść u Jego stóp i ofiarować Mu klejnoty. Pomimo tego jeszcze raz postanawia udać się do Jerozolimy. W dniu, w którym dotarł do miasta, dowiedział się, że w mieście ma się odbyć egzekucja skazańca, który zwodził lud, mieniąc się Bogiem. Kiedy Artaban zobaczył skazańca, jego serce zaczęło bić mocniej. Coś mówiło mu, że to jest właśnie Król Królów, którego on szukał przez całe życie. Zasmucił się bardzo Artaban na ten widok, tym bardziej, że nie mógł nic uczynić, aby pomóc swojemu Królowi. I wtedy wydarzyło się coś nadzwyczajnego. Artaban usłyszał głos Króla Królów, który powiedział do niego: "Nie smuć się, Artabanie. Pomagałeś mi przez całe życie. Kiedy byłem głodny, ty dałeś Mi jeść. Kiedy byłem spragniony, ty dałeś Mi pić. Kiedy byłem nagi, ty Mnie przyodziałeś". Na te słowa twarz Artabana zajaśniała dziwnym blaskiem. Jego wędrówka się skończyła, dary zostały przyjęte. Czwarty Mędrzec Wschodu znalazł swego Króla.
KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -
- 11 -
Na koniec zadanie dla ciebie - z pomocą twoich rodziców: Jak wiąże się z dzisiejszym kazaniem wiersz poety, Adama Asnyka:
"Szukajcie prawdy jasnego płomienia, Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg. Za każdym krokiem w tajniki stworzenia, Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia,
I większym staje się Bóg".
Ks. Janusz Szajkowski - WIARA W BOGA OJCA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998
- 12 -
Wszyscy pewnie znają zabawę w głuchy telefon. Jej zasada jest prosta: jedna osoba przekazuje w sekrecie wiadomość uczestnikowi zabawy, który siedzi obok, a ten przekazuje ją na ucho dalej. W ten sposób wszyscy czekają w napięciu co z tego wyniknie. Najczęściej jest dużo śmiechu, bo kiedy zdanie wypowiedziane na początku jest trudne do powtórzenia, to zdarzają się przekręcenia, które są bardzo zabawne.
W Kościele nieco podobnie przekazywane są prawdy wiary. Prawdy wiary są tajemnicą, która można poznać tylko przy pomocy kogoś, kto został wtajemniczony już wcześniej. I tak powstaje łańcuch osób, które przekazują sobie tę tajemnicę. My też należymy do tego łańcucha osób wtajemniczonych...
Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998
- 13 -
T. S. Eliot, w jednym ze swoich wierszy tak opisał podróż Trzech Króli: "Chłód przenikał na wskroś!
Cóż, wybraliśmy złą porę. Na podroż tak długą (...}
Nocą gasły ogniska. I nigdzie schronienia. I miasta nieprzyjazne. I wrogie osiedla. Brudne wsie, gdzie żądano złota, tylko złota. Żmudna to była podróż.
W końcu jechaliśmy tylko nocą, Śpiąc, gdzie i jak się dało,
I słysząc w uszach głos, który uprzedzał, Że trud nasz jest szaleństwem. (...)
A pod wieczór przybyliśmy ani o chwilę za wcześnie
I odnaleźliśmy miejsce. Można rzec: mieliśmy szczęście (...) I oto nastąpił powrót do naszych dawnych Królestw,
Lecz teraz nam tu niełatwo - pośród starego ładu,
Wśród obcych ludzi, którzy cześć zamierzchłym oddają bogom..." (Podróż Trzech Króli)
Niełatwo było Królom Magom znaleźć Jezusa... - ale okazuje się, że jeszcze trudniej im było wracać do swoich domów. Dlaczego?! Przecież udało się! Było trudniej wracać, bo musieli później żyć: "Wśród obcych ludzi, którzy cześć zamierzchłym oddają bogom". Otóż kiedy mędrcy spotkali Jezusa, przekonali się, że nie ma żadnych innych bogów. Przekonali się, że jedyny, prawdziwy Bóg objawił się w Jezusie.
Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998
- 14 -
Karol Darwin, naukowiec, który starał się opisać powstanie pierwszych zwierząt i człowieka, twórca teorii ewolucji, zachwycając się różnorodnością i pięknem świata zrozumiał, że to sam Bóg natchnął na początku wszystko życiem.
Izaak Newton, wielki fizyk, podziwiając harmonię panującą we wszechświecie, dostrzegł, że jeszcze przed prawami naturalnymi całym światem kieruje Bóg - Stwórca. Wielki matematyk, August Couchy, doszedł do przekonania, że jego wiara w Boga ma o wiele solidniejsze i głębsze podstawy niż matematyka i wszystkie nauki przyrodnicze.
Jeszcze inny naukowiec, Ludwik Pasteur, wyraził tę prawdę mówiąc, że prawdziwe zgłębianie praw rządzących światem zawsze prowadzi do Pana Boga.
Ks. Szymon Likowski - DROGA DO JEZUSA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(137) 1996
- 15 -
Jak popiół użyźnia ziemię, by ona wydała plon obfity, tak popiół planów człowieczych, które spaliło cierpienie, użyźnić może pole duszy, przygotowując ją pod zasiew łaski, świętości i zjednoczenia z Bogiem.
Tak było w życiu św. Ignacego Loyoli. Jako dumny rycerz, ze sławnego rodu hiszpańskiego, wybiera się na wyprawę wojenną. Pragnie sławy. W drodze spada z konia, łamie nogę. W czasie długich miesięcy, przykuty do łoża boleści, zastanawia się nad dotychczasowym swym życiem. Sięgnął po Ewangelię i tam odnalazł drogę swego powołania. Pragnie zostać rycerzem już nie ku obronie ojczyzny i własnego majątku, ale dla zdobywania dusz ludzkich. Wkrótce stanie się założycielem znaczącego w historii Kościoła zakonu Księży Jezuitów, sięgnie po szczyty świętości.
Ks. Wiesław Wilk - NASZE SPOTKANIA Z BOGIEM Współczesna Ambona - Kielce 1990 Rok XVIII Nr 1
- 16 -
Święci Królowie przynieśli z sobą dary: złoto, kadzidło i mirrę. Nie przyszli z pustymi rękami do Jezusa. Małej Kasi żal było Dzieciątka. Mówiła więc mamusi: "Dam Mu moją kołderkę, trochę mleczka, przyniosę zabawki". Uśmiechacie się. Wiemy, że Pan Jezus tego nie potrzebuje. Czego chce od nas? Jakie dary Mu ofiarujemy? Dobre uczynki - oto nasze złoto, kadzidło i mirra.
O, Dzieciątko, cóż ja Tobie ofiarować mogę?
Nie mam skarbów, by z Królami razem ruszyć w drogę, ale Ty, o Jezu, jesteś w każdym, komu trzeba podać rękę, uśmiech, słowo jakby kromkę chleba".
Ks. Roman Froń - JEZUS PRZYSZEDŁ DO WSZYSTKICH NARODÓW Współczesna Ambona 1994
- 17 -
"Królu, coś przywiózł złoto dla Jezusa i Najświętszej Matki, gdy mojej mamusi zabraknie na wydatki,
o, Betlejemski Królu mój,
z pieniądzem przy nas zawsze stój.
O co mamy się do niego modlić? O pieniądze. Królu żywicą pachnący, przed Bogiem leżący plackiem, niech płonę jak węgiel gorący.
O co mamy się do niego modlić? O to, żeby nasze serce płonęło jak kadzidło z miłości dla Pana Jezusa.
Królu, który przywiozłeś mirrę, lecznicze drogie zioła. Spraw, żeby nie było anginy, grypy, kaszlu, chrypki. Ceby tatuś był mocny jak wieloryb,
my z mamusią jak zdrowe rybki. Strzeż gardła, ucha, brzucha mojego, broń od lekarstwa paskudnego,
bez termometru przy mnie stój, chcę biec na łyżwy, Królu mój. Módlmy się do niego o zdrowie".
(Ks. J. Twardowski "Zeszyt w kratkę")
Ks. Roman Froń - JEZUS PRZYSZEDŁ DO WSZYSTKICH NARODÓW Współczesna Ambona 1994
- 18 -
Ojciec Anthony De Mello, jezuita, w jednej ze swoich refleksji pisze: "Pewien mędrzec opowiada o sobie samym: za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak: Panie, daj mi siły, żeby zmienić świat. W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie, że minęło mi pół życia, a nie zdołałem zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić: Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych, którzy się ze mną kontaktują. Choćby tylko moją rodzinę i moich przyjaciół. Tym się zadowolę. Teraz, kiedy jestem już stary i moje dni są policzone, zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka: Panie, udziel mi łaski, 'bym sam się zmienił. Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym życia". De Mello kończy tę myśl słowami: "Wszyscy myślą o zmianie ludzkości. Prawie nikt nie myśli o zmianie samego siebie" ("Śpiew ptaka", Warszawa 1989, s. 186). Trzej Mędrcy zaczęli przemianę od siebie. Od szukania źródła przemiany - Chrystusa.
Ks. Herbert Simon - PRZEMIENIAJĄCE SPOTKANIE Współczesna Ambona 1995
- 19 -
"Najważniejszym jesteś ty, który właśnie poszukujesz wartości, sensu życia, lub przewartościowujesz to, co dotąd uważałeś za słuszne. Namysł jest więc potrzebny, bo od tego systemu wartości będzie zależało, czy wybierając orientację MIEĆ staniesz się Wędrującą Kukłą, która nie ma potrzeby, ochoty ani siły kształtować siebie samej, czy też wybierzesz dla siebie człowieczą dolę i będziesz się trudził tworzeniem samego siebie i świata, w którym żyjesz zgodnie z orientacją BYĆ, chociaż niektórzy okrzyczą cię donkiszotem" (M. Dudziakowa, O trudnej sztuce tworzenia samego siebie, Warszawa 1985, s. 126).
Świadomość obecności Boga w nas i w drugich z pewnością pomoże nam tworzyć na nowo zarówno siebie, jak i rzeczywistość nas otaczającą. Pozwoli budować cywilizację miłości.
Ks. Herbert Simon - PRZEMIENIAJĄCE SPOTKANIE Współczesna Ambona 1995
- 20 -
Potwierdzają to również przeciwne w swej wymowie fakty opowiedzenia się za Chrystusem ludzi, którzy Go zwalczali lub byli od Niego bardzo oddaleni. Niedawno prasa donosiła ("Polityka" 25.09. 1999) o nawróceniu się jednego ze współczesnych przywódców Ku-KluxK_lanu. Ku-Klux-Klan jest - jak wiemy - działającą w Ameryce Północnej organizacją, która w sposób bezwzględny zwalcza Murzynów, Żydów, katolików oraz wszelkiego rodzaju emigrantów. Jest ona odpowiedzialna za wysadzanie w powietrze domów, tortury i morderstwa. Na ekranach kin lub w telewizji możemy czasami oglądać jej członków, jak w białych płaszczach, z kapturami na głowic, z płonącymi krzyżami w ręku prowadzą swoją zbrodniczą działalność. John Lee Clary był od 14 roku życia jej członkiem, a od pewnego czasu także jej przywódcą. Miał na swym sumieniu wiele ludzkich łez, nieszczęść i zbrodni. Ale oto pewnego razu powiedział sobie: dość! Był bliski popełnienia samobójstwa.
Wówczas przypomniał sobie niedzielną szkółkę z dziecięcych lat, do której prowadzała go babcia, a także Biblię, jaką widział w jej ręku. Sięgnął po Biblię. Otworzył ją na stronie z opowieścią Jezusa o synu marnotrawnym. Przeczytał trzykrotnie. Padł na kolana ze łzami w oczach. W jego sercu zrodziła się nadzieja, że i jego Bóg może przyjąć do swego domu, Zaczął się modlić. Następnie poprosił o przyjęcie do jednego z wyznań chrześcijańskich. Wprawdzie nic jest jeszcze katolikiem, ale jest już wyznawcą Chrystusa. To dużo. To bardzo dużo. Powinniśmy modlić się o to, aby podobnych powrotów do Chrystusa w tym roku było jak najwięcej.
O. Gerard Siwek CSsR - OTWARTE DRZWI Współczesna Ambona 2000
- 21 -
Przed paroma dniami dostał propozycję pracy za granicą - marzył o niej od dawna. Ale - gdyby ją przyjął, musiałby się przeprowadzić, zostawić dom, rodziców, przyjaciół, kolegów. Co mam teraz zrobić :pytał. Jak odejść od ludzi, z którymi jest mi dobrze? Tak wiele dzięki nim zdobyłem: przy nich się wychowałem, wszystko, czego się nauczyłem, co teraz umiem, jest w dużej mierze ich zasługą. A jednak wiem, że muszę odejść, bo potrzebuję czegoś więcej, bo już mi to nie wystarcza. Z jednej strony nie chcę ich urazić, zranić, ot, tak po prostu zostawić im też jestem potrzebny; z drugiej - wiem, że jeśli nie odejdę, to już niewiele zwojuję, być może stracę jedyną szansę, jaką daje mi los. Skąd mam wiedzieć, że to jest właśnie ten właściwy moment, by losowi wyjść naprzeciw i powiedzieć: tak? Marzyłem o tym długo, choć pewien nie jestem, czy właśnie tam spełnią się moje oczekiwania. Jak opuścić całą dotychczasową bezpieczną przeszłość i iść na niepewne?
Czy mogę o tobie napisać w kazaniu? - spytałem. Zawahał się. Tak - odpowiedział w końcu - ale koniecznie napisz o tym, co w tej chwili jest dla mnie najtrudniejsze. Cały czas zastanawiam się: skąd mam wiedzieć, że moja decyzja jest właściwa? Jak mam poznać, że to jest właśnie ta chwila, że nadsedł już czas?
Ks. Tomasz Tobolski - WRÓCISZ JUŻ INNĄ DROGĄ Współczesna Ambona 2000
- 22 -
Prasa podawała kiedyś, że dwaj bracia stryjeczni w wieku około 20 lat zamordowali kierowcę samochodu, prawdopodobnie z chęci posiadania auta. Schwytani, zostali zasądzeni - jeden na dożywocie, drugi na karę śmierci. Przed egzekucją tego drugiego odwiedziła matka w towarzystwie jego matki chrzestnej. Skazany nie chciał widzieć jednak swej matki. Na perswazje matki chrzestnej, że przecież to jego kochająca matka, odpowiedział: „To ona powinna tutaj siedzieć na moim miejscu. Jak ona mnie wychowała! Wszystko mi było wolno!”.
Ks. Fąka W. Wychowanie do tolerancji, BK 6(105) /1980/, s. 337
- 23 -
Duński pisarz J. Joergensen napisał piękne opowiadanie o czwartym mędrcu. Miał on przybyć do Betlejem później od Mędrców, o których czytaliśmy dziś w Ewangelii. Stanął zażenowany przed Dzieciątkiem Jezus, bo miał puste ręce. Wiózł wprawdzie trzy drogocenne perły, ale po drodze oddał je biednym i potrzebującym. Pierwszą dał ubogiemu, trzęsącemu się z zimna staruszkowi. Drugą zaś gromadzie żołnierzy, którzy schwycili młodą dziewczynę i chcieli ją skrzywdzić. Otrzymawszy perłę puścili ją wolno. Trzecią i ostatnią ofiarował żołnierzowi Heroda, by nie zabijał małego dziecka.
Mały Pan Jezus wysłuchawszy tego opowiadania czwartego mędrca wyciągnął do niego rączkę ze żłóbka i uśmiechnął się życzliwie na znak, że całkowicie pochwala jego postępowanie.
Choć o tym czwartym mędrcu nic nie mówi Ewangelia, możecie go naśladować. Oczywiście, nie rozdając pereł, ale różne drobne podarunki swym biedniejszym kolegom, dzieciom z krajów misyjnych, czy jakiemukolwiek człowiekowi będącemu w potrzebie. Nie muszą to być pieniądze. Często wystarczy wasze dobre słowo, wasz uśmiech. Gdy po takich uczynkach uklękniecie przed tabernakulum, ukryty Pan Jezus do was też się uśmiechnie i usłyszycie w swym sumieniu cichy głos, żeście dobrze postąpili.
Ks. S Klimaszewski MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988
- 24 -
Wschodnia legenda opowiada o podróżnych, szukających skarbów w labiryncie. Pierwszy znalazł złoto i chwycił je, bo szukał bogactwa. Drugi wziął miecz, bo marzył o sławie. Trzeci chwycił za owoc, bo marzył o rozkoszach. A czwarty, najbardziej roztropny, wziął do ręki zapaloną pochodnię i z nią przeszedł szczęśliwie. Tamci bowiem zginęli w mrokach labiryntu.
To co mówi ta legenda, sprawdza się w życiu. Bowiem nasze życie jest takim labiryntem, w którym nieustannie szukamy najlepszej drogi, w którym nieustannie zmuszeni jesteśmy dokonywać wyborów. Czasami idziemy dobrą drogą, czasami błądzimy.
Aby w tym labiryncie życia się nie pogubić, potrzebujemy potrójnego rodzaju światła: światła dla naszych oczu, światła umysłu i światła wiary.
Światła dla oczu, umysłu i serca potrzebowali również trzej Mędrcy ze Wschodu, o których mówi dzisiejsza Ewangelia. Dlatego Ojciec niebieski zsyła im cudowną gwiazdę. Za jej przewodem wędrują niestrudzenie aż do miejsca narodzin Dziecięcia. Zatrzymując się nad betlejemską stajnią, światło zesłanej przez Boga gwiazdy wskazuje Mędrcom na prawdziwą Światłość świata: leżącego w żłóbku Boga-Człowieka.
Lękamy się ciemności! Może szliśmy kiedyś w nocy ciemną ulicą w towarzystwie kilku osób i tylko jedna z tych osób miała latarkę i oświetlała drogę dla wszystkich. Coś podobnego w sensie duchowym czyni dla nas Chrystus. Aby to lepiej zrozumieć, przypomnijmy sobie Jego słowa zanotowane przez św. Jana: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia".
Im dalej posuwamy się w latach naszego życia, tym więcej mamy nieraz wątpliwości i pytań. Pytamy o to, co jest dobre, a co złe? Co jest prawdą, a co fałszem? W jaki sposób możemy osiągnąć szczęście? Dlaczego musimy cierpieć? Co stanie się z nami po śmierci?...
Przez całą historię ludzkości, ludzie zadawali sobie takie pytania i nie znajdowali zadowalających odpowiedzi. Próbowały na te dręczące ludzi pytania odpowiadać różne filozofie i religie, ale najczęściej ich odpowiedzi były zagmatwane i niewielu ludziom cokolwiek rozświetliły.
Dzięki Chrystusowi, który jest Światłością świata, my chrześcijanie jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że możemy na te pytania odpowiedzieć. Wystarczy wziąć do ręki Pismo Św. i tych odpowiedzi poszukać. W takim właśnie sensie Chrystus jest dla nas ludzi światłością świata, która rozświetla mroki naszego doczesnego życia. Dlatego też w dzisiejszym I czytaniu prorok Izajasz mówi: "Powstań, świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pana rozbłysła nad tobą".
Jeden z malarzy namalował uderzający obraz. Ukazuje on samotnego żeglarza, który żegluje nocą po bezkresnych falach oceanu. Zeglarz ten z wielkim natężeniem wpatruje się w światło migocącej na niebie gwiazdy. Oglądając ten obraz nasuwa się wrażenie: jeśli żeglarz zgubi tę gwiazdę, sam będzie zgubiony.
To co ten obraz mówi o gwieździe, my możemy powiedzieć o Chrystusie: jeżeli kiedykolwiek zgubimy Chrystusa, sami będziemy zgubieni. Bez Chrystusa, Światłości świata, nie ma nadziei. Bez Chrystusa cały świat jest zgubiony. Bez Chrystusa cały rodzaj ludzki jest stracony.
Pogubionych, zrozpaczonych, żyjących w beznadziei ludzi widzimy we współczesnym świecie wielu. Nie wiedzą oni kim są, po co i dla kogo żyją, bo nie znają Chrystusa! Kto o Chrystusie ma im opowiedzieć? Kto do Jezusa ma ich przybliżyć? Powinniśmy to robić my!
Jeżeli dzisiaj Chrystus ma rozświetlać mroki świata, to musi się to dokonywać poprzez nas, Jego wyznawców. Ludzie żyjący w mrokach rozpaczy i beznadziei nie znajdą dziś Chrystusa w Betlejem, bo Go tam nie ma. Żyje On natomiast w sercach i duszach swoich wyznawców. Dlatego też to my powinniśmy być dla ludzi, którzy szukają Jezusa, tymi gwiazdami świecącymi w ciemności i wskazującymi drogę do Niego.