Auschwitz największa tragedia w dziejach świata

Auschwitz - największa tragedia w dziejach świata

 

Nasz Dziennik 22-01-2005

 

Kiedy patrzymy na pole największej bitwy narodów o wolność i godność człowieka, na bezkresne tereny Auschwitz-Birkenau, stale staje przed nami dramatyczne pytanie: co sprawiło, że możliwa się stała tak wielka tragedia? Gdzie szukać jej przyczyn i początków?

Polskie nauczycielki, więźniarki KL Birkenau, patrząc na młodych SS-manów, mówiły: "Trzeba inaczej wychować młodzież!”. Inaczej - czyli oprzeć wychowanie na innych niż hitlerowskie wzorcach moralnych, na innym przesłaniu, na innym widzeniu świata.
W drugiej połowie XIX wieku opanował Europę Zachodnią prąd umysłowy, który dziś nazywamy scjentyzmem. Ubóstwiono wówczas rozum, który zasiadł na tronie jako najwyższy autorytet, przyznano mu niemal boskie atrybuty nieomylności, uznano, że to właśnie on zdolny jest stanowić o tym, co dobre i złe, czym jest prawda i fałsz. Nieważny więc był Bóg, nieważna była miłość, uczucie, życzliwość, przyjaźń.
Pod wpływem tych myśli człowiek nauczył się zabijać w sobie uczucie dla innych ludzi. Ta metoda wyraźnie wystąpiła w antypedagogice hitlerowskiej: młody Niemiec musiał w dniu imienin Hitlera zabić swego ukochanego psa, aby dać dowód wierności wodzowi.
Antyhumanitarne prądy myślowe, które zrodził scjentyzm, bezpośrednio wynikały z liberalizmu, pojmowanego jako wolność bez ograniczeń.
Miała to być wolność ponad wszystkim, wolność jako pęd, niehamowany już prawem i dobrem powszechnym innych ludzi. Rozerwało to więź życzliwości między ludźmi, postawiło ich naprzeciw siebie w dwóch wrogich obozach.
A przecież już Cycero napisał: "Jeślibyś usunął z tego świata więź życzliwości, to nie ostoi się ni żaden dom, ni miasto, i nie utrzyma się nawet uprawa roli”.
Wiosną 1945 roku widać było gołym okiem, że Cycero miał rację. Cała Europa była jednym wielkim gruzowiskiem. Rozum poniósł straszliwą klęskę. Świat uratowali ci, dla których ważniejsze były czucie i wiara...

Bitwa Dawida z Goliatem
Starotestamentalna bitwa Dawida z Goliatem rozegrała się tak naprawdę nie na kartach Starego Testamentu, lecz na ogromnych polach Auschwitz-Birkenau.
Tam to właśnie całkowicie bezbronny człowiek - więzień straszliwego lagru zagłady, nękany potwornością głodu, chorób i przemocy, stanął oko w oko z drugim człowiekiem - uzbrojonym w niewyobrażalną wprost potęgę.
SS-man, wyposażony w najnowocześniejszą broń, był panem jego życia i śmierci. SS-man, w którego władzy były rzesze więźniów, uważał sam siebie za boga, ponieważ mógł tym więźniom zabrać lub darować życie. Więźniów nie uważał za braci-ludzi, lecz za "anus mundi”, kloakę, odchody świata, które należało unicestwić, aby „oczyścić” rodzaj ludzki.
Ten obraz, który prowadzi nas już bezpośrednio na pola Auschwitz-Birkenau, jest obrazem największej klęski "czystego rozumu”, niepowstrzymywanego przez uczucie, jest klęską "rozumu funkcjonującego poza uczuciem”. Ta klęska wyrażała się w szaleństwie zniszczenia, które nie znajdowało już żadnej tamy. Ukazała się wówczas cała potęga zła, zaś zło udowodniło swoje istnienie i ukazało swoją straszliwą, potworną twarz.
Lecz najwyższe zło stanęło wówczas naprzeciwko najwyższego dobra. Najwyższe dobro - to heroiczna postawa męczenników i bohaterów lagru zagłady Konzentrationslager Auschwitz, którzy przeniesieni na dno piekła, tam pozostali ludźmi - Bożymi dziećmi - i uratowali godność człowieka.
Niedościgłym szczytem obrony najwyższego dobra - stał się czyn ojca Maksymiliana Kolbego, który dla ratowania godności więźniów i ocalenia ich nadziei oddał z głęboką ufnością swoje życie Bogu i ludziom.
Ksiądz Konrad Szweda, obozowy towarzysz ojca Maksymiliana, powiedział kiedyś w czasie Mszy Świętej na dziedzińcu bloku śmierci w Auschwitz: "Jeślibyś chciał zobaczyć Ewangelię nie zapisaną w księgach, nie drukowaną, lecz zrealizowaną w życiu - musiałeś być tutaj w czasach zagłady!”.
To zwycięstwo, o którym mówił ks. Konrad Szweda, jest dzisiaj niemal całkowicie zapomniane i nieznane. Nieopisany tragizm tkwi w tym, że to zwycięstwo jest dziś przemilczane i kwestionowane. I właśnie dlatego mordercy mogą dziś przypisywać swoje zbrodnie ofiarom i zmniejszać faktyczną liczbę męczenników.

Ilu zginęło
Mimo że komisja prof. Jana Sehna, badająca po wojnie liczbę ofiar KL Auschwitz, określiła ją na "nie mniej niż cztery miliony”, mimo że więźniowie tzw. Sonderkommand określali ją na mniej więcej 4-5,5 miliona, zaś sami SS-mani w Wydziale Politycznym Obozu informowali o 4-5 milionach zamordowanych - obecnie stosuje się wszelkie możliwe sposoby, aby udowodnić, że w KL Auchswitz-Birkenau zginęło najwyżej 1-1,5 miliona osób.
Systematyczne działania kłamców mają to do siebie, że powoli się już do tych kłamstw przyzwyczajamy.
I dlatego, gdy zbliża się 60. rocznica wyzwolenia lagru zagłady Auschwitz w Oświęcimiu, ponownie poruszamy problem liczby ofiar tego obozu, założonego w 1940 r. jako obóz dla Polaków. I taki charakter - jako miejsce masowej eksterminacji najlepszych polskich patriotów - lager zachował przez pierwsze dwa lata.
Niegodziwość wielu współczesnych "uczonych” polega przede wszystkim na tym, że czekali oni kilkadziesiąt lat, aż wymrą świadkowie wydarzeń, i teraz mają sytuację komfortową: nie muszą pytać świadków, jak to było naprawdę, sami ferują wyroki. I to jest właśnie owa nowa epoka, która nadeszła. Niemcy także nie pytają polskich świadków wypędzenia - wyniszczanych ogniem i mieczem w 1939 roku na Pomorzu, Śląsku, w Wielkopolsce i wszędzie tam, gdzie stanęła stopa niemieckiego zdobywcy.
Dlatego przywołajmy relacje członków Sonderkommand z obozu Birkenau, spisywane przez tych bohaterskich świadków najczęściej z narażeniem życia. Wystarczyło, że więzień miał w ręku ołówek, wystarczyło, że zamienił z drugim więźniem kilka słów - jeśli zauważył to SS-mann, był to kres jego życia...

Świadectwa
Świadectwa tych, którzy na własne oczy widzieli realizowaną przez niemieckich ludobójców zagładę, stały się podstawą podczas obliczania liczby ofiar Konzentrationslager Auschwitz. Przywoływano je w licznych publikacjach, które obecnie są już trudno dostępne. Pozycji tych się już nie wznawia, odeszło bowiem pokolenie byłych więźniów, i zainteresowanie społeczeństwa tymi problemami jest coraz mniejsze. Gdy zanika wiedza, którą jeszcze dwadzieścia lat temu miała każda polska rodzina, kłamcy mogą swobodnie budować fantastyczne historyjki, zasłaniające prawdziwy obraz tej sprawy.
A kłamie się subtelnie, niewidocznie - ot, choćby taka "drobna” informacja, że wraz z nadciąganiem Armii Czerwonej SS-mani palili w Auschwitz dokumenty administracji obozowej. Oczywiście, palili. Ale trzeba powiedzieć także i to, że od początku istnienia obozu w Auschwitz istniał specjalny piec, w którym pod ścisłym nadzorem SS-manów więźniowie stale palili dokumenty obozowe...
Ile tych dokumentów spalono i jakie zawierały treści - tego już nikt nigdy się nie dowie. Po to je zresztą palono, aby nie ujawniły prawdy o rozmiarach ludobójstwa realizowanego przez Niemców w Auschwitz.
Stwierdza to w swoim pisemnym oświadczeniu sam Rudolf Hess:
"Na rozkaz Reichsführera SS musiano w Oświęcimiu palić po każdej większej akcji wszystkie dokumenty, które mogłyby stanowić źródło informacji o liczbie zamordowanych. Jako szef Urzędu D I zniszczyłem wszystkie dokumenty znajdujące się w moim biurze...” (Oświadczenie Hessa z 11 stycznia 1947 r.).
Dlatego tak cenne są świadectwa tych, którzy na własne oczy widzieli rozmiary zbrodni i sposoby jej przeprowadzenia i którzy chcieli pozostawić nam dowody, mimo że wiedzieli, iż sami nie mają szans przeżycia.
SS-mani systematycznie, co trzy miesiące, mordowali zespoły Sonderkommand, aby usunąć świadków popełnionych zbrodni.
Obecnie dotarcie do zeznań świadków Sonderkommand nie jest łatwe. Znaleźć je można w pracy dr. Franciszka Pipera "Ilu ludzi zginęło w KL Auschwitz - liczba ofiar w świetle źródeł i badań 1945-1990”, wydanej przez Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu w 1992 r.
Aczkolwiek dr Franciszek Piper, kierownik Działu Historii Obozu Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, skłania się do przyjęcia zaniżonej liczby poległych, to jednak uczciwie wymienia zespół najważniejszych zeznań świadków Sonderkommand. Charakterystyczne - w niczym nie podważa też prawdziwości zeznań tych świadków, wystawia im wręcz znakomitą opinię!
Oto cytat dr. Franciszka Pipera: "Jakkolwiek by nie oceniać kompetencji wyżej wymienionych więźniów do szacowania liczby ofiar, pozostaje faktem, że w ich przekonaniu, wynikającym z wglądu w akta obozowe, z osobistych spostrzeżeń i uzyskanych w obozie informacji, skala eksterminacji była ogromna, a liczby kilku milionów były ich zdaniem adekwatne do rozmiarów tej skali” (F. Piper, op. cit, s. 48).
Warto uważnie zanalizować ten fragment tekstu dr. Franciszka Pipera. Nie podważa on prawdziwości zeznań świadków Sonderkommand, ale zauważa, że nie tylko widzieli oni zagładę, ale mieli też jej potwierdzenie w aktach kancelarii obozu, gdzie notowano liczby zgładzonych.
I tak była więźniarka Rachwałowa, zatrudniona w biurze oddziału politycznego KL Auschwitz, zeznała: "Z rozmów SS-manów w biurze politycznym prowadzonych wywnioskowałam, że cyfra ta [liczba ofiar] waha się w granicach od 4 do 5 milionów”.
Spytajmy jeszcze, co sądzili o tym inni SS-mani.
Zatrudniony w Oddziale Politycznym, a więc w strukturze najbardziej zaangażowanej w akcję masowej zagłady, SS-man Włodzimierz Bilan zeznał w procesie Hessa, iż SS-mani szacowali liczbę ofiar na 5 milionów, a jeden z sanitariuszy SS przechwalał się, że sam zagazował pół miliona ludzi!
Charakterystyczne - im dalej od miejsca i czasu zagłady, tym szacunki są mniejsze. Dziś, po 60 latach, "uczeni” podają coraz niższe liczby: 1-1,5 mln.
Natomiast więźniowie, którzy mieli najbliższe i osobiste doświadczenia, podawali najwyższą liczbę zamordowanych, dodajmy tu jeszcze - całkowicie zgodą z opiniami SS-manów!
Erwin Olszówka, zatrudniony jako główny pisarz (rapprotschreiber) w kancelarii kierownika obozu, twierdzi, że na podstawie meldunków napływających z krematoriów i szpitali obozowych liczbę poległych można szacować na 4,5 mln, a co najmniej 4 mln osób.
Niemiec Hans Roth twierdził: "Było powszechnie wiadomo, że około 4 milionów ludzi znalazło swą śmierć w Oświęcimiu”.
Były więzień Bernard Czardybon od 1942 roku pełnił funkcję kapo komanda "Kanada”. Było to ogromne komando, które przewoziło rzeczy osobiste więźniów z rampy w Birkenau i sortowało je w 30 barakach rewiru "Kanada”. Było tych rzeczy tak wiele, że stale zwiększano liczbę pracowników, ponieważ komando to nie było w stanie uporać się ze wszystkimi pakunkami pozostawionymi przez wielkie transporty z Zachodu przybywające na rampę w Birkenau.
Jak wielkie były to ilości zagrabionych rzeczy, świadczy wiele faktów. Wiemy, że niemal codziennie odjeżdżał z rampy Birkenau (a wcześniej z rampy stacji postojowej Oświęcim Zachodni) do Niemiec pociąg towarowy wyładowany rzeczami po zagazowanych. Ile takich pociągów odjechało w 1943 i 1944 roku?
Gdy w styczniu 1945 roku, przed ucieczką z Birkenau, Niemcy podpalili 30 bloków komanda "Kanada”, spłonęły 24 budynki, 6 ocalało. Znaleziono w nich po ucieczce Niemców 348 820 kompletów ubrań męskich i 836 525 kompletów ubrań kobiecych. Razem: 1 185 525.
A ile kompletów ubrań było w pozostałych 26 blokach, które spłonęły w styczniu 1945 roku? Ile wywiozły kolejowe transporty towarowe w ciągu dwu lat do Niemiec? Były to istotnie kosmiczne ilości, które więźniowie musieli przewieźć z rampy w Birkenau do rewiru "Kanada”, posortować, przepakować, załadować nimi wagony towarowe czekające na rampie na transport do Niemiec.
Kto nie wierzy, niech obejrzy zachowane zdjęcia z rampy w Birkenau po selekcji do gazu. Ludzie poszli do komór gazowych, a na peronie stacji Birkenau zalegały ogromne hałdy pakunków, sięgające dachów wagonów!
Szef tego ogromnego komanda "Kanada”, więzień Bernard Czardybon, oceniając ilość pozostawionych przez zamordowanych rzeczy osobistych, szacował liczbę zamordowanych na 5-5,5 mln osób.
Więzień Kazimierz Czyszewsky oświadczył: "Według moich obliczeń spalono w Oświęcimiu 4 do 5 milionów Żydów z kobietami i dziećmi”.
Dodajmy jeszcze, że więzień Romuald Rodziewicz oblicza, iż w okresie od kwietnia do 10 października 1944 roku w Birkenau zginęło około miliona ludzi.
Charakterystyczne, że większość świadków tamtych strasznych wydarzeń podaje liczby zbliżone do 4 milionów. Zacytujmy na koniec więźnia, który był zatrudniony w Sonderkommand od 9 grudnia 1942 do stycznia 1945 roku; był to Szloma Dragon. Zeznał on, co następuje: "Ja obliczam liczbę zagazowanych w obu bunkrach i w czterech krematoriach na przeszło cztery miliony”.
To tylko wybrane opinie więźniów Sonderkommand i innych, którzy byli świadkami zagłady
Od 1990 roku zwracaliśmy się z prośbą do władz Państwowego Muzeum w Oświęcimiu o zwołanie międzynarodowej konferencji, która poruszyłaby problem liczby ofiar. Obiecywano nam to, lecz minęło już 15 lat i takiej konferencji nie zwołano.
Zapewne chodzi o to, aby wymarli wszyscy więźniowie Auschwitz, a wtedy dowiemy się kolejnych "rewelacji" na ten temat. Zresztą próbki w tym stylu już znamy, zwłaszcza z prac "naukowców” zagranicznych: "W obozie w Auschwitz nie było trującego gazu. Śmiertelność więźniów jednak była duża, bo alianci bombardowali szlaki kolejowe i Niemcy nie mogli dowieźć do Oświęcimia żywności...”.

Nie wolno zapomnieć
Emocje związane z weryfikacją liczby zamordowanych więźniów powinny już opaść i należy ponownie wrócić do rzeczowych badań, wolnych od politycznych nacisków; należy odszukać błędy myślowe i usunąć je.
Oto przykład. Zwracamy uwagę na fakt, że w podawanych oficjalnie wyliczeniach (F. Piper, op. cit.) liczby ofiar KL Birkenau naszym zdaniem popełniona została istotna nieścisłość. Dotyczy ona liczby ofiar w 1943 roku.
Spór dotyczy intensywności procesu zagłady po uruchomieniu przemysłowych kombinatów śmierci, czyli komór gazowych sprzężonych z krematoriami - a więc krematorium II, III, IV i V. Poprzednio, w 1942 roku, zagłada realizowana była w dwóch chatach wiejskich, uszczelnionych i dostosowanych do gazowania, zwanych "bunkrami”. Miały one nazwy "Biały domek” i "Czerwony domek”, ukryte były w lasach Birkenau.
W 1943 roku uruchomiono przemysłowe kombinaty zagłady. Rośnie więc gwałtownie przepustowość komór gazowych i krematoriów - a jednocześnie podawana jest przez dr. Franciszka Pipera malejąca liczba przywożonych ludzi w transportach!
To błędne oszacowanie może wynikać z dwóch powodów:
1) Nie uwzględniono faktu, że do Birkenau przywożono także transporty, które w ogóle nie były ewidencjonowane! Ile takich transportów przyszło do KL Birkenau - nie wiadomo.
2) Funkcjonuje także nieprecyzyjne pojęcie "transport”. Przyjęto, że pojęcie "transport” dotyczy jednego składu kolejowego. A tymczasem sami słyszeliśmy w czasie uroczystości w Oświęcimiu 27 stycznia 1995 roku, jak były więzień z Francji powiedział: "W moim transporcie przywieziono 30 000 osób”. A więc - w tym transporcie przybyło kilkanaście składów kolejowych, a nie jeden!
Wnioski są następujące: gdyby założyć, że po uruchomieniu w 1943 roku przemysłowych kombinatów śmierci zagłada wzrosła trzykrotnie w stosunku do poprzedniego okresu (1942 - gdy gazowano w dwóch małych chatach wiejskich!), to do Birkenau musiano dowieźć w roku 1943 około miliona osób, a nie, jak się podaje oficjalnie, 202 920.
A przecież moc czterech przemysłowych krematoriów przekraczała wielokrotnie możliwości dwóch komór, zainstalowanych w dwóch wiejskich chatach.

Wyniki prac komisji
Aby przedstawiony materiał miał wagę źródła, trzeba jeszcze przedstawić informację o wynikach pracy sowieckiej komisji. Na jej polecenie niemal natychmiast po wyzwoleniu obozu Auschwitz, już w lutym 1945 roku, przystąpiono do oględzin obozu i urządzeń zagłady, zabezpieczenia dokumentów i przesłuchania świadków, a wśród nich członków Sonderkommand. W pobliżu ruin krematorium III wykopano rękopis członka zespołu Sonderkommand Załmena Gradowskiego.
Komisja sporządziła bardzo dokładne wyliczenie możliwości technicznych wszystkich pięciu krematoriów, określając możliwość spalenia w nich 5 121 000 osób. "Jednak uwzględniając dodatkowy czynnik, jak niepełne wykorzystanie w poszczególnych okresach, techniczna komisja ekspertów przyszła do wniosku, że za czas istnienia oświęcimskiego obozu niemieccy kaci zniszczyli w nim nie mniej niż 4 miliony osób”.
Cytowane wyżej oświadczenie komisji sowieckiej bywa często dezawuowane ("nie można dawać wiary zeznaniom sowieckich Żydów”), jednakże - zauważmy - dr Franciszek Piper potwierdza prawidłowość prac tej Komisji, gdy pisze: "Oceniając wiarygodność danych w przytoczonej tabeli Komisji Radzieckiej, można stwierdzić, że na ogół są one zgodne ze stanem faktycznym”. Nie mówiąc tego wprost, przyznaje faktycznie, że jej wyliczenia są prawidłowe! (F. Piper, op. cit., s. 53).
Dlatego niemal równolegle z komisją sowiecką rozpoczął w maju 1945 r. prace specjalnie powołany zespół Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce.
Po przeprowadzeniu wnikliwych analiz Komisja, którą kierował prof. Jan Sehn, stwierdziła, co następuje:
"Opierając się na podstawie średniej wydajności krematoriów, wyliczonej technicznie i potwierdzonej zeznaniami świadków oraz na ilości dni ruchu krematoriów i urządzeń zastępczych (doły), przy uwzględnieniu wszystkich okresów stwierdzonych przerw i napraw, ocenia biegły ilość osób zagazowanych i spalonych w urządzeniach niszczycielskich obozu koncentracyjnego Oświęcim-Brzezinka sumarycznie na nie mniej, aniżeli 4.000.000 ludzi. Suma ta zgodna jest z zeznaniami wszystkich zbadanych przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie świadków, którzy z racji swych funkcji w obozie mieli możność orientowania się w ilości transportów nadchodzących do krematoriów z pominięciem obozu, zwłaszcza tzw. transportów RSHA”.
I tu jest wskazówka dla "uczonych”, którzy w zaciszu pracowni zlekceważyli zeznania tych, którzy widzieli zbrodnię na własne oczy. Oni liczyli przybywające do krematoriów w Birkenau transporty i stwierdzali, że wiele z nich nie było w ogóle rejestrowanych w administracji obozu. Aby to widzieć, trzeba było być tam, w tym piekle zagłady, i patrzeć na tę przechodzącą wszelkie wyobrażenie straszliwą tragedię niezmierzonych rzesz ludzkich własnymi oczami.

Nie budźcie bestii w człowieku - raz obudzona nie cofnie się przed niczym!
Ta myśl to testament ofiar KL Auschwitz. Dedykujemy ją tym wszystkim, którzy zamiast uświadamiać Niemcom odpowiedzialność za zbrodnie hitlerowskie, beztrosko pozwalają im zasnąć w błogim śnie złudzeń.
Jeden z najwybitniejszych twórców Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, były więzień Auschwitz i kustosz Muzeum Oświęcimskiego Tadeusz Szymański, wprowadzając na teren Muzeum niemiecką młodzież Akcji "Znaki Pokuty”, umiał wraz z młodymi Niemcami wypracować wspólną drogę w przyszłość - nie tylko Niemców, ale i Polaków. Ta droga, z trudem odnajdowana w dyskusjach, jakże często żywo i gorąco przeżywanych w czasie społecznych prac w Państwowym Muzeum w Oświęcimiu, pozwoliła na znalezienie formuły przezwyciężającej złą przeszłość i wytyczenie braterskiego szlaku w przyszłość.
Przez wiele lat byliśmy świadkami tych prac Tadeusza Szymańskiego i na zawsze widzieć w nim będziemy wielkiego polskiego męża stanu, który niezależnie od meandrów polityki PRL w ciszy i codziennym trudzie budował fundamenty prawdziwego pokoju między Polakami i Niemcami. Spotykając się z młodymi Niemcami z grup Akcji "Znaki Pokuty”, słyszeliśmy takie słowa: "nie czujemy się winni tego, co się stało, bo urodziliśmy się już po wojnie - ale za wszystko, co się stało, czujemy się w pełni odpowiedzialni”.
Jaka szkoda, że obecnie ton w Niemczech zdaje się należeć nie do uczestników Akcji "Znaki Pokuty”, lecz do ludzi pokroju Eriki Steinbach, którzy prawdopodobnie nigdy nie byli w Auschwitz.
Nie znając horyzontu Auschwitz, ludzie ci nie przezwyciężą poczucia winy tak, jak proponował to Tadeusz Szymański - przez podjęcie odpowiedzialności i przez twórcze odbudowanie tego, co bezmyślnie i okrutnie zburzyło poprzednie pokolenie. Żyją oni w fikcji "wypędzenia”, którego przecież nie było, bo przesiedlenia Niemców z Polski i Czech na Zachód zarządzone były przez zwycięskie cztery mocarstwa, które zresztą nie kierowały się uczuciami zemsty, lecz pragnieniem położenia kresu militaryzmowi niemieckiemu, co widziano w likwidacji Prus.
Tak więc rozlewająca się teraz na całą Europę "biała plama” może doprowadzić do kolejnej, niewyobrażalnej tragedii. Odrzucając po I wojnie światowej poczucie winy, Niemcy po raz drugi w wieku XX podpalili nasz wspólny europejski kontynent, wywołali II wojnę światową.
Zapominając o podstawowym prawie dziejów - o zależności przyczynowo-skutkowej, zapominają o należnej im sprawiedliwej, acz jakże łagodnej karze za zburzenie pokoju europejskiego w 1939 roku i postawienie całej rodziny ludzkiej na skraju przepaści. Nie doceniają faktu, że Polska ich także uratowała, przyczyniając się walnie do obalenia nieludzkiego, totalitarnego reżimu hitlerowskiego. Nie pamiętają, że gdyby nie opór Polski we wrześniu 1939 roku, Hitler prawdopodobnie pierwszy w Europie - i na świecie - dysponowałby bombą atomową, a wtedy losy świata potoczyłyby się z niewyobrażalną absolutnie tragedią ludzi.
Tonąc w fikcji "wypędzenia”, wielu Niemców może nawet nie zauważyć, że wchodzą już na przedpole nowej wojny, że stają się przyczyną kolejnych ogromnych ludzkich tragedii.
Bo tak naprawdę to nie Niemcy są "wypędzonymi�. To przecież Polacy są wyrzucani ze swej historii, gdy obciąża się ich winą za niepopełnione zbrodnie, gdy nie mają prawa wiedzieć, ilu zamordowanych faktycznie spoczywa w mogile w Jedwabnem, gdy nie mogą postawić krzyża na grobach męczenników KL Warschau, gdy uniemożliwiono im zbadanie, ilu Polaków naprawdę zginęło w KL Auschwitz i ilu zginęło tam polskich Żydów, i gdy słyszą, że w Oświęcimiu Polacy nie ginęli wcale.

Rok 2005 - rokiem oświęcimskim
Planowane uroczystości w Oświęcimiu w dniu 27 stycznia 2005 r. już dziś zdają się mieć monumentalny kształt. Zapowiedzieli swe przybycie możni tego świata. Z okazji tego zjazdu musi zostać skierowane przesłanie do obecnych na uroczystości uczestników z kraju i z zagranicy. Ale najważniejsze powinno być przesłanie środowiska więźniów Konzentrationslager Auschwitz, bowiem jest to ich ostatnia uroczystość. W następnej "okrągłej” rocznicy już nie wezmą udziału.
Kto wie, czy właśnie ta chwila nie zdecyduje o tym, czy prawda o Auschwitz zostanie przekazana następnym pokoleniom? W miarę odchodzenia na wieczną wartę więźniów KL Auschwitz rosną jak potworny nowotwór na ciele ludzkości nasilające się fale kłamstwa, które już na naszych oczach fałszują historię tego największego niemieckiego lagru zagłady.
Nasilająca się od lat fala kłamstw powstrzymywana była dotąd przez miliony świadków - którzy na własne oczy widzieli, że KL Auschwitz nie był obozem zbudowanym przez Polaków i że zginęły w nim miliony ludzi. Upływ czasu sprawia, że świadkowie odchodzą. To właśnie ich odejście, odejście zbiorowego doświadczenia, czym był Auschwitz, sprawia, że pojawiają się takie koncepcje, które poprzedziły Auschwitz i spowodowały jego zaistnienie.
Dziś znów na tronie Europy koronowany został rozum.
To, co widzimy, przeraża. Fałszowanie historii uniemożliwia bowiem wyciąganie prawidłowych wniosków. Na pewno rozum ludzki, pozbawiony możliwości wyciągnięcia prawidłowych wniosków z doświadczeń minionej historii, musi powtórzyć popełnione błędy. Jaką teraz cenę zapłacą za to obywatele świata?
Fałszerze historii poniosą przed rodziną ludzką straszliwą odpowiedzialność, prowadzą bowiem nasz świat do zagłady.
Jerzy Sawicki
Władysław A. Terlecki


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
23 MATERIALIZM NAJWIĘKSZĄ TRAGEDIĄ CZŁOWIEKA
najwieksze kompleksy lesne swiata, Szkolne projektyxP, Geografia
Najsławniejsi Polacy w dziejach świata
Kryzys 1929 33 czyli największy przekręt w historii świata
Szatan w dziejach świata, Moje Opracowania
Czarna śmierć największa epidemia w dziejach
Niezwykłe kobiety w dziejach świata od starożytności do końca XIX wieku Andrzej Donimirski w histo
Mateusz Machaj Kryzys 1929 33, czyli największy przekręt w historii świata 2
Media ukrywają największy holokaust w dziejach ludzkości

więcej podobnych podstron