JAK DZIAŁA MEDYTACJA // DD5
Kempten, wrzesień 1992r.
Autor: KUNZIG SZAMAR RINPOCZE
Medytacja jest czymś bardzo interesującym i bardzo dobrym. Kiedy już poczujemy, czym w rzeczywistości jest, pojawi się w nas chęć by z nią pracować i zaczniemy się rozwijać. Dopóki jednak nie pojmiemy, co jest właściwą istotą medytacji, dopóki naprawdę nie doświadczymy jej głębokiego znaczenia, nie będziemy nią szczerze zainteresowani. Do czasu, kiedy osiągniemy wyraźne rezultaty medytacji, nie jest ona dla nas zbyt interesująca.
Dzieje się tak, gdyż nasz umysł nie jest przyzwyczajony do równowagi. O wiele lepiej znamy stan, w którym nieustannie pojawiają się myśli i w którym umysł bez przerwy zajęty jest podążaniem za nimi. Jesteśmy rozproszeni: doświadczamy myśli, pomieszania, niepokoju... Jest to stan umysłu, do którego przywykliśmy, który uważamy za naturalny. Ponieważ nasz umysł jest tak bardzo przyzwyczajony do owego ustawicznego ruchu i niepokoju, medytacja sprawia na nas wrażenie czegoś sztucznego. Jest czymś obcym, różni się od wszystkiego, co zwykle przeżywamy. Z tego powodu musimy włożyć w nią pewien wysiłek brakuje nam tutaj spontanicznego zainteresowania. Można porównać to do nauki pływania. Jeśli już się go nauczymy, jest łatwe, ale do tego czasu...Abyśmy jednak byli w stanie to zrobić, potrzebujemy cierpliwości i pilności. By osiągnąć rezultaty medytacji niezbędna jest podstawowa pilność, przede wszystkim zaś wiedza o tym, jak powinniśmy medytować. Termin medytacja, którego używamy, jest bardzo nieokreślony i może być rozumiany na wiele sposobów. Jednak w przypadku jego tybetańskiego odpowiednika, słowa gom jest inaczej. Odnosi się ono do tego, że umysł jest jednoupunktowiony, że jest przeżywany jako stabilny, przejrzysty, wolny od pomieszania i rozproszenia.
Celem medytacji nie jest to, byśmy osiągnęli pewien szczególny stan umysłu, w którym będzie on doświadczał wielu niezwykłych rzeczy takich jak wizje, światła itd. Nie chodzi o to, by spowodować pojawienie się ich w umyśle. Wielu ludzi wyobraża sobie że w czasie medytacji zobaczą wspaniałe wizje i doświadczą fantastycznych przeżyć. By to osiągnąć zażywają być może również np. LSD. Próbując wywołać określone odczucia włączają muzykę i myślą, że jest to medytacja. Są to jednak tylko różne uczucia, które stwarzamy i przeżywamy. Nie ma to nic wspólnego z medytacją, ponieważ umysł jest nadal rozproszony i zajęty tysiącem różnych rzeczy. W medytacji na VIII Karmapę wyobrażamy sobie na przykład, że wiele dakiń krąży wokół nas w przestrzeni. Na początku lat 70 tych kilkoro przyjaciół poprosiło mnie, żebym wyjaśnił im przebieg tej medytacji. Dowiedziawszy się wszystkiego poszli do domu, wzięli LSD, włączyli muzykę i zaczęli praktykę! Myśleli może, że przy muzyce dakiniom będzie się lepiej tańczyło (śmiech). Nie o tym jednak chciałbym mówić.
O co chodzi więc naprawdę w medytacji? Chodzi w niej o to, byśmy stali się zdolni do doświadczania prawdziwej natury naszego umysłu, do przeżywania go takim, jaki jest. Teraz uniemożliwiają nam to przebiegające w nim nieustannie procesy myślowe. Można tutaj wyróżnić dwa poziomy: z jednej strony umysł jest stale nastawiony na przeżycia zewnętrzne, na zapachy, formy, dźwięki etc. Doświadczenia zmysłowe stanowią jeden rodzaj rozproszenia. Jesteśmy nieustannie zajęci przeżywaniem tego, co wydarza się w zewnętrznym świecie. Nie potrafimy utrzymać naszego umysłu na wodzy, wymyka się on nam spod kontroli. Dlaczego? Dzieje się tak ponieważ umysł wewnętrznie przez cały czas doświadcza myśli i jest przyzwyczajony do podążania za nimi. To jest drugi rodzaj rozproszenia. Jeśli uda nam się zapanować nad pojawiającymi się nieustannie myślami uwolnimy się również od automatyzmu podążania za wrażeniami, które odbieramy poprzez zmysły doświadczanie ich przestanie być dla nas źródłem trudności. Chodzi o to, żebyśmy nauczyli się utrzymywać koncentrację umysłu, gdyż dzięki temu będziemy także w stanie zapanować nad nieprzerwaną gonitwą myśli. Jeśli to osiągniemy, wrażenia, które odbieramy dzięki zmysłom nie będą nas rozpraszały. Jeśli raz już osiągnęliśmy taką zdolność koncentracji, opierając się na niej będziemy w stanie przeniknąć do coraz głębszych i spokojniejszych stanów umysłu. Nie doświadczaliście ich do tej pory. Jeżeli już raz osiągniecie ten poziom, wasz umysł będzie rzeczywiście jak przestrzeń, będzie spokojny i głęboki. Działa to tak, jakbyśmy otworzyli w nim jedne drzwi, potem następne, później jeszcze inne itd. Okaże się, że rozwinęliśmy pewnego rodzaju niezwykły zmysł, przy pomocy którego jesteśmy w stanie odczuwać prawdziwą esencję umysłu. Z tego powodu w Therawadzie praktykujący śpią tylko sześć albo siedem godzin na dobę, a resztę czasu poświęcają medytacji. Służy to temu, aby byli w stanie w krótkim czasie doświadczyć efektów medytacji uspokojenia umysłu. (Nie chodzi mi tutaj o jakąś określoną szkołę medytacji mówię ogólnie o tym, jak praktykuje się w Therawadzie.) Praktykujący zgodnie z tym poziomem nauk zjadają ostatni posiłek w ciągu dnia o pierwszej po południu, potem mogą pić już tylko lekkie napoje. Dopuszczalne są te, w których można zobaczyć odbicie własnej twarzy, takie jak woda, herbata, czy mleko. Innych na przykład gęstych zup lub jogurtu radzi się unikać. Jeśli nie je się po południu umysł jest bardziej przejrzysty i mniej ospały, co w dużym stopniu pomaga w medytacji. Daje to umysłowi wiele siły i jasności, wszyscy więc, którzy praktykują medytacje na tym poziomie powinni postępować w podobny sposób. Dopiero następnego dnia można coś zjeść. Ok. 22.30 wieczorem można iść spać, wstaje się zaś ok. 5 rano. Wydaje się, iż nie pasuje to zbyt dobrze do dzisiejszych czasów, jednak dawniej praktykowano w ten sposób. Program medytacji był tak ułożony, by można było jej efektów doświadczyć w krótkim czasie. Ci, którzy przyjmowali ten rodzaj praktyki za swój, czynili to, gdyż usłyszeli od Buddy, iż samsara jest czymś strasznym, pełnym cierpienia i że nie można w niej niczego osiągnąć. Tego typu ludzie przyjmują w sposób naturalny to, co Budda powiedział o samsarze całkowicie ją porzucają i koncentrują się na medytacji. Kiedy osiągną efekty praktyki są zadowoleni i nie troszczą się specjalnie o czujące istoty. Nie mają nic przeciwko robieniu czegoś dla innych, nie rozwijają jednak głębokiego nastawienia: Będę rozwiązywał problemy czujących istot. Pragną tylko tak szybko, jak to możliwe osiągnąć coś w medytacji. My jednak jemy po południu i wieczorem, ponieważ jesteśmy Bodhisattwami. (Śmiech). Ponieważ Bodhisattwowie nie myślą tak wiele o sobie, nie spieszą się tak bardzo z osiągnięciem swego własnego celu (śmiech).
Jedną z właściwości Bodhisattwów jest to, iż nie obawiają się odradzania. Zawsze powracają i są do tego gotowi. Chcą zawsze się odradzać. Dlatego też nie wkładają wysiłku w taki rodzaj medytacji, który by tę możliwość odciął. Właśnie to dzieje się dzięki praktykom Therawady. Jeśli w pełni i systematycznie stosuje się jej sposób medytacji, przyniesie to taki skutek, że nie będziemy mogli odrodzić się więcej w samsarze. Ta możliwość zostanie zablokowana. Nawet jeślibyśmy tego zapragnęli, nie będzie to możliwe. Dzięki praktykowaniu medytacji Therawady możemy osiągnąć stany głębokiej koncentracji. Wówczas będziemy potrafili zastosować analityczny poziom medytacji i dzięki temu przejrzyście obserwować własny umysł. Kiedy rozwiniemy moc analitycznej medytacji, będziemy w stanie rozpoznać naturę trucizn umysłu, takich jak gniew, pożądanie, zazdrość, zawiść, czy cokolwiek innego. Można to porównać do sytuacji, kiedy budzimy się ze snu i stwierdzamy, że to, co przed chwil przeżywaliśmy było zupełnie nierzeczywiste. Wszystko to, co przeżyliśmy, zniknęło, gdyż nie istniało naprawdę. Możemy pozwolić tym wrażeniom po prostu odejść, nie musimy ich odpychać ani z nimi walczyć.
Podobnie, jeśli zaczniemy analizować poszczególne trucizny umysłu, będziemy dzięki temu potrafili dostrzec naturę przeszkadzających emocji, będziemy mogli zobaczyć, że w rzeczywistości nie istnieją. Wówczas dostrzeżemy ich esencję i korzystając z tego wglądu będziemy w stanie pozbyć się przyczyny, która zaowocowałaby odrodzeniem się w samsarze. Kiedy umrzemy nas umysł pogrąży się w medytacji i już się nie odrodzimy. Od tej iluzji będziemy wolni.
Używamy terminu medytacja , którego tybetańskim odpowiednikiem jest słowo gom. W języku tybetańskim istnieje jednak bardziej precyzyjne określenie: tingedzin (sanskr. Samadhi). Ting; oznacza głębię, a tinge; jest spopularyzowaną forma tego słowa. Oznacza ono, że potrafi się nieporuszenie doświadczać głębi umysłu. Dzin; oznacza utrzymywać. Chodzi więc o to, by być w stanie utrzymywać w umyśle niewzruszone przeżycie jego głębi. Innym tybetańskim słowem określającym medytację jest zamten;. Oznacza ono przeżywanie stabilności umysłu. Tutaj również, podobnie jak w przypadku terminu tingedzin istnieje wiele różnych poziomów. Jeśli poprosilibyście jakiegoś tybetańskiego nauczyciela by powiedział wam coś ogólnie o medytacji gom;, będzie potrafił udzielić wam kilku nauk. Jeśli jednak zapytacie go: Czy mógłbyś opowiedzieć nam coś o tingedzin?, najprawdopodobniej wpadnie w lekką panikę, chyba że będzie dobrym medytującym lub świetnie wykształconym uczonym. Coś takiego może się zdarzyć, jeśli nauczyciel nie jest bardzo dobry, gdyż myśli on, że rozumiecie ten poziom nauk. (śmiech)
Na drodze Therawady przechodzi się najpierw przez stopnie zamten medytacji koncentrującej a następnie przez poziomy tingedzin. Jest to określona, stopniowa ścieżka.
Droga Bodhisattwy wygląda podobnie. Tu również przechodzi się najpierw prze różne stopnie koncentracji (zamten), a następne przez poziomy głębokiej medytacji (tingedzin). Jeśli jako Bodhisattwa osiągnęło się ten stopień, jest się w stanie szeroko wykorzystywać rozwinięty w ten sposób spokój umysłu do pomagania wielu istotom. W przypadku drogi Therawady, na tym poziomie jest się całkowicie nastawionym na jak najszybsze osiągnięcie własnego wyzwolenia. Teraz jednak mówimy o tingedzin i o zamten. Jeśli sami nie przeszliśmy jeszcze przez te doświadczenia, poruszając ten temat trudno nam się będzie nawzajem zrozumieć. Dlatego też lepiej będzie, jeśli zajmiemy się analitycznym rodzajem medytacji, to znaczy tym, który dotyczy pracy z myślami i uczuciami , jak też właściwego sposobu siedzenia i odżywiania się. Nie sądzicie, że będzie to lepsze, niż mówienie o tingedzin i zamten? Podróżując i udzielając nauk mówię ostatnio przede wszystkim o tym.
Istnieje bardzo wiele możliwości zastosowania medytacji w czasie pracy z myślami i uczuciami. Jak już wspomniałem, kiedy przychodzą negatyne emocje, można użyć jej, aby je złamać. Pracując jednak z przywiązaniem, z chwytaniem rzeczy, trzeba postępować bardzo ostrożnie. Pewien określony rodzaj przywiązania jest bowiem pożyteczny, inne zaś nie. Zależnie od tego, jak zaawansowani jesteśmy w praktyce, będziemy obchodzić się z tym uczuciem w nieco odmienny sposób. Możemy badać każdą pojedynczą myśl i sprawić, że dzięki tej obserwacji pojawi się w nas również pewne zrozumienie jej prawdziwej natury. Jeśli naprawdę uważnie przeanalizujemy jakąś myśl, okaże się, że w rzeczywistości nie istniała. Coś jednak pozostaje. Jest to właściwa umysłowi stabilność. To ona właśnie sprawi, iż natura umysłu otworzy się przed nami, że będziemy w stanie ją dostrzec. Jeśli nie badamy myśli, lecz jesteśmy nieustannie rozpraszani przez procesy myślowe, nie mamy czasu, aby rozpoznać ich naturę. Jest ona przed nami ukryta. Jeśli jednak analizujemy każdą myśl, rozpoznanie jej natury staje się najpierw możliwe, a następnie coraz bardziej się pogłębia. Emocje takie jak gniew, zazdrość itp. Są, z buddyjskiego punktu widzenia, czymś negatywnym. W chwili, w której się pojawiają, nie są same w sobie szczególnie złe, zasiewają jednak w umyśle przyczynę, która spowoduje wydarzenie się czegoś negatywnego. Różne sytuacje budzą w nas różne myśli i reakcje. Jeśli widzimy jakiś przedmiot, możemy np. Pomyśleć: To jest niebieskie, ma taką i taką formę itd. Jest to neutralna myśl nie pociąga ona za sobą ani dobrych, ani złych skutków. Gniew i zazdrość mogą stać się jednak przyczynami czegoś negatywnego, czegoś, co nie powinno się wydarzyć i co będziemy musieli oczyścić, jeśli się już stanie. Jednocześnie praktykujący nie chce mieć zbyt wielu myśli. Z jednej strony próbuje on więc uspokoić umysł, z drugiej zaś usunąć z niego to, co niepotrzebne. Chodzi tu o to, by analizować i obserwować myśli, szczególnie zaś, by być w stanie pracować z tymi, które pociągają za sobą negatywne konsekwencje. Jednocześnie będziemy dzięki temu przeżywali mniej przywiązania do wrażeń zmysłowych. Jeśli staramy się rozwinąć koncentrację, jeśli medytujemy w ten sposób, dobrze będzie również ograniczyć nieco ich ilość. Jeżeli bowiem będziemy zbyt silnie skupieni na rzeczach zewnętrznych będziemy mieli zbyt wiele wyobrażeń na temat tego, jakie wszystko powinno być i jak chcielibyśmy to przeżywać. Wówczas trudno nam będzie uspokoić umysł i rozwinąć koncentrację. Mamy tendencję do automatycznego lgnięcia do wrażeń zmysłowych, co prowadzi do coraz większego rozproszenia. Jeśli osiągnęliśmy już ów poziom wyciszenia, wówczas nasz umysł będzie doświadczał stanu głębokiego spokoju. W tym samym momencie analityczna medytacja traci obszar swego zastosowania, ponieważ ów ruch w umyśle, na który była do tej pory ukierunkowana, nie jest w stanie dotrzymać nam kroku. Spoczywając w owym wyciszeniu doświadczamy stanu całkowitego spokoju, jednak natychmiast popadamy znowu w przywiązanie tym razem do samego wyciszenia. Gdy ten stan uspokojenia dojrzeje i ustabilizuje się, próbujemy osiągnąć kolejny, wyższy poziom. Aby to uczynić, powinno się zastosować ponownie medytację analityczną, jednak tym razem musi ona być ukierunkowana bezpośrednio na przywiązanie do stanu spokoju. Okazało się, że osiągając ten poziom doświadczyliśmy czegoś całkowicie innego od naszego pomieszanego, zwykłego stanu umysłu. Stał się on teraz pełen spokoju i równowagi -wszystko to jest bardzo przyjemne. Do tego właśnie się przywiązujemy i to lgnięcie zamyka nam bramę do dalszego rozwoju. Kluczem, który ją otwiera, jest właśnie analityczna medytacja pracująca z owym subtelnym uczuciem przywiązania. Kiedy już się ono rozpuści, medytacja w naturalny sposób bardzo się pogłębi. Przez tę fazę rozwoju przechodzi się praktykując medytację koncentrującą. Jeśli ktoś zapytałby teraz dalej jak?; i dlaczego?okazałoby się, że nie możemy sobie na to odpowiedzieć. Ci, którzy doświadczyli już tych stanów, wypracowali specjalne pojęcia by opisać to, co przeżyli. Używając ich, wszyscy będący na tym samym poziomie mogą się porozumieć, nas to jednak nie dotyczy. Mógłbym na przykład powiedzieć: potem osiągniecie drugi poziom zamten. Rozumiecie to? Trzeba tego najpierw doświadczyć, potem dopiero można to również zrozumieć.
Budda przekazał kiedyś Samadhiradżasutrę, w której opisane są wszystkie rodzaje tingedzin. Pytanie polega tylko na tym, kto to rozumie? Zwykły człowiek nie jest w stanie tego pojąć. Dlaczego więc Budda udzielił tych nauk? Musiał mieć wówczas jakiegoś niezwykle uzdolnionego ucznia, który był w stanie przeniknąć ich znaczenie. Dzisiaj mamy dostęp do owej sutry. Mimo że jej teraz nie rozumiemy, mamy możliwość dotarcia do punktu, w którym będziemy w stanie pojąć również te Nauki Buddy. By tego dokonać najpierw musimy starać się w coraz większym stopniu zrozumieć ich głębokie znaczenie używając naszego poziomu komunikowania się. Bodhisatwowie używają chętnie wszystkich samadhi, jednak zachowują pewien rodzaj przywiązania do fizycznej formy, które jest przyczyną ich późniejszego odrodzenia. Z jednej strony stosują medytację w taki sposób, w jaki robi się to na drodze Therawady, przede wszystkim jednak wykorzystują moc samadhi dodatkowo do tego, by odrodzić się w samsarze, gdyż pragną pomagać innym. Wszystkie czujące istoty odradzają się w samsarze ; to, jakie będzie ich życie zależy od karmy. By być dobrym Bodhisattwą trzeba wiedzieć bardzo wiele o tym, jakie przyczyny prowadzą do jakich rezultatów, w jaki sposób powstaje samsara i czego skutkami są wszystkie dobre i złe rzeczy, które w niej przeżywamy. Bodhisattwa zna wszystkie te szczegóły, ponieważ otrzymał wcześniej nauki od Buddy lub też od wysoko kwalifikowanego Bodhisattwy. Bodhisattwą ma również bardzo wiele odwagi, by pomagać istotom. By być w stanie przynosić im pożytek musi posiadać kontrolę nad iluzjami. Jeśli ją ma, jest w stanie także tworzyć iluzje. By to osiągnąć, do pewnego określonego momentu stosuje medytacje Therawady, a następnie wchodzi w pełni na swoją ścieżkę. Bodhisattwowie wiedzą, że cały wszechświat i wszystkie istoty są iluzją. Jeśli ktoś zechce poznać dokładniejsze wyjaśnienia na ten temat, znajdzie je w naukach Madhjamaki, które logicznie to przedstawiają. Mówią one, że wszystko jest wzajemną zależnością, że wszystkie rzeczy, które w niej powstały są iluzją, nie istnieją naprawdę. Wszystko, co posiada przyczyny jest złudzeniem. Bodhisattwa wie, że źródłem powstania tego wszechświata jest karma, która została nagromadzona w przeszłości, a która teraz dojrzała. Ponieważ zna on przyczyny, aby pomóc istotom próbuje wytworzyć pewnego rodzaju
pozytywną iluzję. Służy temu praktyka zwana Paramitą Czynienia Życzeń. Stosując ja Bodhisattwowie wyrażają wiele życzeń dla pożytku wszystkich czujących istot. Budda Amitaba na przykład wyraził pragnienie, by mógł wyemanować Czystą Krainę, w której istoty z łatwością będą mogły się odrodzić, wyrzec się samsary i wykonywać praktyki prowadzące do Oświecenia. Uczynił to życzenie wiedząc jednak jednocześnie, co jest potrzebne, by się ono spełniło: przyczyną jej powstania było dobro nagromadzone dzięki praktyce szczodrości, etyki, cierpliwości, etc. By przynosić pożytek istotom, Bodhisatwowie wyrażają dobre życzenia. Aby mogły się one spełnić, gromadzą również przyczyny, które do tego prowadzą. Budda Amitaba nagromadził dzięki swej praktyce bardzo wiele pozytywnego potencjału, aby jego życzenia dla innych mogły się spełnić. Dlatego było to możliwe. Mimo że wszystko jest złudzeniem, nie wszystkie iluzje są negatywne. Istnieje wiele rzeczy, których istoty potrzebują. Bodhisattwa znając prawo przyczyny i skutku wykorzystuje owe pozytywne złudzenia. Na tym polega właśnie jedyna różnica między Therawadą a Mahajaną. W Therawadzie szczególny nacisk kładzie się na medytację, na usunięcie z umysłu wszystkiego, co negatywne, aby jak najprędzej osiągnąć własne wyzwolenie. Bodhisattwa natomiast pozostaje nadal w samsarze i osiąga Oświecenie dzięki działaniu dla dobra innych i praktykowaniu w sposób, o którym mówiłem. Z powodu owego nastawienia Oświecenie, które osiąga się na drodze Bodhisattwy jest pełniejsze i ma większą moc. Obie drogi Therawady i Mahajany rozpoczynają się jednakowo. Tak samo wygląda to właściwie również w przypadku Wadżrajany, w niej jednak stosujemy także bardzo szczególne metody na przykład wizualizacje różnych aspektów Buddy. Diamentowa Droga zawiera wszystko. Na przykład umysł, który ciągle ponownie się odradza, zostaje tutaj przekształcony w pewną określoną formę, w pewną sylabę. Dzieje się tak na przykład w dobrze wam wszystkim znanej medytacji Awalokiteśwary (Czenrezig). Najpierw wyobrażamy sobie, że nasz umysł wyłania się z przestrzeni w formie nasiennej sylaby Czenrezig, HRI. To zaistnienie jako sylaba HRI jest pierwszym przejawieniem się naszej esencji na poziomie formy. Posiada ono moc rozpuszczenia tkwiącego w umyśle przyzwyczajenia do ciągłego przyjmowania formy, do odradzania się. Następnie sylaba staje się Czenrezig. Wizualizowanie postaci Czenrezig oddala przyzwyczajenie umysłu do posiadania formy. Wszystko jedno o jaka formę chodzi o ludzką czy też o jakąś inną. Podczas kiedy identyfikujemy się tylko z ciałem Czenrezig, wszystkie zwyczajne aktywności takie jak mówienie, jedzenie, ubieranie się itd. Stają się aktywnościami Czenrezig. Potem forma Czenrezig rozpuszcza się. Oczyszcza to przyzwyczajenie do starzenia się i umierania. Po śmierci umysł najpierw staje się nieświadomy. By to oczyścić praktykuje się fazę rozpuszczenia. W ten sposób funkcjonuje Wadżrajana. Używa się w niej bardzo dynamicznych metod, by oczyścić wszystkie rodzaje samsarycznych przyzwyczajeń. Faza rozpuszczenia jest tym momentem w medytacji, w którym przechodzi się do praktyki Mahamudry.
To było bardzo ogólne omówienie medytacji tego, jak jest ona praktykowana na poziomie Therawady, Mahajany i Wadżrajany. Był to tylko krótki rzut oka na ten olbrzymi temat, bez wchodzenia w szczegóły. Ogólnie metody Wadżrajany umożliwiają osiągnięcie szybkich rezultatów, ponieważ tkwi w nich wiele energii. Istnieje tu jednak również duże niebezpieczeństwo, że popełnimy jakiś błąd, że zniszczymy naszą praktykę. Oczywiście jeśli wykonujemy jakikolwiek rodzaj medytacji, potrzebujemy nauczyciela, szczególnie jednak w Wadżrajanie niezbędne jest, byśmy często otrzymywali od niego wskazówki.
Spróbowałem w czasie tego wykładu przekazać wam trochę informacji o tym, co w buddyźmie rozumie się pod pojęciem medytacja na trzech poziomach praktyki. Jeśli chodzi o bezpośrednie zastosowanie medytacji, powinniście trzymać się stopniowej ścieżki, na omawianie której nie mamy teraz czasu. I jeszcze jedna ważna rada, która dotyczy medytacji. Na początku przez pewien określony okres czasu musicie być bardzo pilni i cierpliwi. Potem, kiedy osiągniecie wyraźny rezultat praktyki, będziecie zadowoleni. Od chwili pojawienia się tego zadowolenia nigdy już nie będziecie znudzeni medytacją. Pojawi się w was wielka radość. Wówczas jednak nauczyciele z pewnością powiedzą wam, że nie powinniście się do tego przywiązywać.