Deptuła dzwonił do żony. Dramatyczne nagranie z pokładu TU 154
Aktualizacja: 2010-11-1 1:30 pm
Jeżeli śp. Leszek Deptuła przeżył katastrofę smoleńską i jakimś cudem udało mu się sięgnąć po telefon, wówczas ma uzasadnienie teoria z karetkami, które zabierały rannych z miejsca tragedii. Zrozumiałe stają się też różne godziny śmierci, jakie znalazły się w aktach zgonu ofiar.
“Wprost”: Wdowa po pośle PSL Joanna Krasowska-Deptuła zeznała, że mąż dzwonił do niej w momencie wypadku. Kobieta nie odebrała i po telefonie zostało nagranie na jej poczcie głosowej. – Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: “Asia, Asia”. W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu – zeznała Krasowska-Deptuła, która odsłuchała tę wiadomość dopiero, gdy usłyszała o katastrofie w telewizji. Potem nagranie się skasowało. Dzień później kobieta poinformowała o wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała odnaleźć nagranie i je zbadać.
Po wrzutkach z gen. Błasikiem, akurat na święta, wreszcie dziennikarze ustalili rzeczywiście coś ważnego i poruszającego. Mam nadzieję, że polska prokuratura sprawdza dokładnie, o której godzinie zadzwonił telefon. Bo o tym, że ktoś próbował się z żoną posła PSL skontaktować, świadczą choćby działania ABW. Jeżeli śp. Leszek Deptuła przeżył katastrofę smoleńską i jakimś cudem udało mu się sięgnąć po telefon, wówczas ma uzasadnienie teoria z karetkami, które zabierały rannych z miejsca tragedii. Zrozumiałe stają się też różne godziny śmierci, jakie znalazły się w aktach zgonu ofiar.
Problem w tym, że rodziny nie mają dowodów z sekcji zwłok. Nie wiedzą, o której godzinie tak naprawdę zmarli ich bliscy, nie znają także przyczyn. Od katastrofy smoleńskiej minęło przecież ponad pół roku. Paradoksalnie, o kwestie związane z telefonami komórkowymi jako pierwszy zaczął pytać zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. Jak dotąd, nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi, poza tą, że przynajmniej 19 komórek było włączonych w czasie tragicznego lotu, jak podała niedawno prokuratura wojskowa.
“Wprost” ustalił też, że funkcjonariusze BOR zeznawali na ten temat. Jeden z nich potwierdził, że doszły do nich głosy, jakoby trzy osoby przeżyły, ale kolejny zaprzecza.
Czy dostaniemy kiedykolwiek odpowiedź na pytanie, czy ktokolwiek przeżył katastrofę w Smoleńsku? Dlaczego uczestnicy lotu mieli włączone telefony – z powodu łamania niedorzecznych, ich zdaniem, przepisów, a może z jakiegoś innego? Co tak naprawdę działo się po katastrofie TU-154 M nieopodal lotniska Siewiernyj?
Oprac. Grzegorz Wszołek (wszolek.salon24.pl)