1082

Vacatio Legis, common sense Rzeczowa dyskusja wywiązała się na moim FB n/t postulatu 6-letniego Vacatio Legis. Ton nadał:

Tomek Bajorek państwo w którym ustawy wchodziłyby z sześcioletnim opóźnieniem musiałoby upaść, gdyż byłoby niczym wielki supertankowiec, który potrzebuje kilku kilometrów, by wyhamować. Kraj nie może być tak bezwładny. Jeśli dzisiaj coś uchwalimy, to za 6 lat może to być mocno nieaktualne. W 1939r. w polskim Sejmie uchwalano różne rzeczy. 6 lat później było już po II wojnie światowej - istniały zupełnie inne realia, o których wcześniej nikt nie miał pojęcia. Państwo musi dynamicznie reagować, jesli jest taka potrzeba. To, że boję się, żeby ktoś mi nie ukradł nowego samochodu, nie oznacza, że mam go zniszczyć tak, aby nie kusił złodzieja... A logika tej Pańskiej wypowiedzi to taka trochę logika młotka - nic nie poprawiajmy, tylko rozwalmy to młotkiem. Nie zawsze się tak da...

Adrian Huhn W roku 2014 weszło 24 000. Ustaw... uważasz to za zdrowe?

Tomek Bajorek prawo powinno być uproszczone, a przede wszystkim zrozumiałe i pozbawione możliwości różnej interpretacji. Ale to nie oznacza, że mamy z jednej skrajności popadać w inną. Szaleństwem nie uzdrowimy szaleństwa...

Dariusz Sosnowski Kolego. Na tym polega cały sens, żeby nie uchwalać byle pierdoły. Ludzie powinni być wolni i mieć możliwość świadomie zawierać każda, nawet głupią umowę. Nie trzeba wszystkiego zabezpieczać prawnie, tyle po to żeby chronić debili przed samym sobą.

Tomek Bajorek Tak, zgadzam się, że powinno być mniej ustaw. Tak, zgadzam się, że ludzie powinni mieć prawo zawierać nawet głupie umowy - pod warunkiem, że robią to świadomie, a nie są przez kogoś oszukiwani... Ale nie zgodzę się z postulatem wprowadzenia takiego bezwzględnego ograniczenia. Trzeba mądrych ludzi w sejmie, a nie głupich ograniczeń w prawie - tak btw. JKM mówi, że walczy z głupimi ograniczeniami (wolność od nadmiaru prawa), a sam chce wprowadzać równie bezsensowne rozwiązania. Nie da się z góry ustalić, że całe prawo zawsze będzie głupie i powinno mieć okres 6 lat oczekiwania na wprowadzenie...

Grzegorz Mirocki Tomek Bajorek, czym innym są uchwalane przez Sejm ustawy (zmieniające obowiązujące PRAWO), a czym innym - działania rady ministrów, będące wykonywaniem uchwalonego prawa do obecnej sytuacji.

Marek Murawski Najpierw trzeba wprowadzić wolność a wtedy sześcioletni okres byłby dobry

Tomek Bajorek prawo musi uwzględniać aktualną rzeczywistość, która się zmienia, co dostrzegli już starożytni ("Panta rhei" - Heraklit z Efezu)... nie powinno się uchwalac głupot typu: jaka jest krzywizna banana, ale to nie znaczy, że prawo ma milczeć w przypadku sytuacji, które są kompletnie nowe. Tak, jak powtarzam, trzeba najpierw wymienić ludzi, którzy rządzą - tak, aby Ci nowi mieli prawdziwą chęć zmiany i pracy dla narodu. W każdym systemie najsłabszym ogniwem jest człowiek.

Arkadiusz Giebień Tomek Bajorek prawo ustalone dwa tysiąclecia temu jest nadal aktualne, przeczytaj sobie dziesięć przykazań bożych.

Karol Wiszniewski A gadaj tu ze ślepym - czyli Tomkiem Bajorkiem - o kolorach! Homo sovieticus.

Dariusz Sosnowski Tomek. Prawo powinno zostać napisane od nowa. To pierwsza sprawa. Dopiero potem będzie można wprowadzać ewentualne poprawki z opóźnieniem. Tak jak mówisz, świadomi ludzie powinni zawierać dowolne umowy. Aktualnie jest tak, że Państwo wtrąca się np. w okres jaki masz prawo zwrócić towar zakupiony przez internet, w długość gwarancji itp itd a powinno zajmować się dla przykładu wzorcem naklejki która jasno i klarownie przekazuje informacje na temat długości gwarancji. Sprzedawca chce dać zero gwarancji. Wpisuje w gwarancji zero. Klient decyduje czy kupuje taki towar itp.. Temat rzeka. Aktualne zakazy i nakazy i ciągle zmiany wymagają tego, że najlepiej by było zatrudnić prawnika na pełen etat i właśnie o to chodzi wielkim korporacją, bo oni takich ludzi już i tak mają na etacie, a mały niech się męczy.

Krystian Koza Dokładnie! 6-letnie Vacatio legis, mógł wymyślić tylko idiota. Blokuje tym samym możliwość reagowania państwa, na dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość. Ustawa niezbędna dziś wejdzie w życie za 6 lat, a pewnych sytuacji nie można przewidzieć.

Ewa Smolen Nauczcie się ekonomii. JKM mówi bardzo dobrze

Odpowiedziałem prowizorycznie:

Na razie krótko:

1) Tankowce, o ile wiem, pływają?

2) Proszę podać mi przykład ustawy, która NIE może poczekać sześciu lat! "Ustawy" - bo dzisiejsze "ustawy" to na ogół zarządzenia ubrane w formę ustawy.

A teraz systematycznie:

Vacatio Legis służy ochronie ludzi przed samowolą władzy. Jesli np. p.Bajorek pisze: „W każdym systemie najsłabszym ogniwem jest człowiek” - to Vacatio Legis wiąże temu człowiekowi ręce, by nie mógł skrzywdzić innego. VL służy jako ochrona porządku prawnego. Nie grozi mi – na przykład – że pójdę do łóżka z 15-latką – a rano dowiem się, że Sejm właśnie podniósł wiek dostępności do lat 16-tu – i idę siedzieć. Albo zainwestuję $100 mln w fabrykę – a tu Sejm nakłada nowy podatek i fabryka staje się nierentowna (6 lat to średni okres zwrotu inwestycji!!). W 99 procentach przypadków przy dobrym prawie Władza Wykonawcza z Sądowniczą da sobie radę. Proszę mi pokazać w ostatnich 6 latach JEDNĄ ustawę, której uchwalenie było konieczne. Weźmy hipotezę: Sejm uchwala ustawę o zasiłkach dla iksiarzy. Potrzebną. No, dobrze: iksiarze jednak żyli bez tej ustawy ostatnie kilka lat – to i sześć następnych też by przeżyli!

Natomiast straty z tego powodu, że nikt (NIKT!) nie jest pewny dnia ani godziny – są znacznie większe, niż zyski iksiarzy... Mało kto wie, ale w USA zbadano zależność gospodarki (mierzonej wzrostem giełdy - słaby wskaźnik, ale zawsze...) od ustawodawstwa. Otóż w dniach, gdy Kongres nie obradował, gospodarka szla w górę; w dniach, gdy obradował, hamowała, albo nawet spadała! Ta obawa, że ONI coś uchwalą; to czekanie z decyzją (bo może jutro zmieni się prawo?)... Jeszcze jeden przykład. Po wprowadzeniu elektryczności w Polsce sądy początkowo nie skazywały za kradzież prądu, bo KK mówił o „zaborze rzeczy”. Nie potrzeba jednak zmieniać Kodeksu: wystarczy, by sędziowie zaczęli traktować prąd jak rzecz.Niestety: u nas stosuje się w KK styl francuski, wymagający tworzenia definicyj, z których znów coś się wywodzi... Powinniśmy przejść na system anglosaski, common sensu – gdzie decyduje zdrowy rozsądek, a nie umiejętność stosowania ekwilibrystycznych dedukcyj. Gdzie zatrudniony przez bogacza logik nie ma nieuzasadnionej przewagi nad chłopkiem-roztropkiem.Bo sztywne definicje NIGDY nie obejmą złożonej rzeczywistości. Gdy Platon podał definicję: „Człowiek to żywa, dwunoga nieopierzona istota”, Diogenes cisnął mu na stół oskubanego koguta. Platon mógł dalej poprawiać definicję - ale znacznie lepsze jest podejście śp.ks.Benedykta Chmielowskiego w encyklopedii "Nowe Ateny": "Koń, jaki jest, każdy widzi"!! I to oczywiście kierowanie się zdrowym rozsądkiem - a nie JOWy – powoduje, że Anglia rozwija się lepiej niż Francja czy Polska! PS: przypominam: najpierw zmieniamy Lewo na Prawo - a potem wprowadzamy Vacatio Legis! JKM

28 czerwca 2015 Francuzi przystępują do budowy następcy Caracali, a Polska je właśnie kupuje

1. Zadziwiające informacje napłynęły w tych dniach z dorocznego Międzynarodowego Salonu Lotniczego z Paryża, podczas którego szefowie Airbus Helicpoters poinformowali, że przystępują do budowy nowego śmigłowca, który ma zastąpić Caracale. W Polsce natomiast po pozytywnym dla Francuzów rozstrzygnięciu przetargu na zakup 50 śmigłowców, MON wyraźnie przyśpiesza z finalizacją tej transakcji, natomiast zakłady w Świdniku i Mielcu, których oferty zostały odrzucone, coraz głośniej protestują. Składają wnioski do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a kierownictwo zakładów w Świdniku zdecydowało się nawet na wystąpienie z pozwem do Sądu Okręgowego przeciwko Inspektoratowi Uzbrojenia MON, wnosząc o zamknięcie postępowania przetargowego na śmigłowiec bez wyboru oferty. Ponieważ postępowanie przetargowe było w większości niejawne to nie można publicznie przestawić zarzutów do jego prowadzenia, to co zostało ujawnione, to wprowadzenie zmian jego zasad i zakresu postępowania przetargowego na jego późnym etapie, a także naruszenie przepisów prawa dotyczących offsetu.

2. Przypomnijmy tylko, że w wyniku tego przetargu odrzucone zostały oferty amerykańskiej firmy Sikorsky i należącej do niej PZL Mielec, oferującej śmigłowiec S-70i Black Hawk i jego morską wersję Seahhawk, a także oferta włosko – brytyjskiej grupy Augusta Westland i ich zakładów PZL Świdnik, oferujące helikopter AW149. Śmigłowce amerykańskie znajdują się na wyposażeniu 22 armii świata w tym przede wszystkim armii amerykańskiej i przetestowane zostały w wielu konfliktach wojennych w tym w ostatnich latach w Afganistanie. Z kolei te francuskie zaledwie w kilku krajach (poza Francją tylko w Brazylii, Meksyku, Malezji Indonezji i Tajlandii), natomiast śmigłowiec ze Świdnika wchodzi do produkcji i w związku z tym jak określił go prezes Krystowski jest najnowocześniejszym produktem w tym segmencie uzbrojenia.

3. Ponadto należy podkreślić, że zarówno konsorcjum amerykańskie jak i konsorcjum włosko – brytyjskie mają swoje zakłady w Polsce, ci pierwsi zatrudniają w samym PZL Mielec około 2 tysięcy pracowników (u kooperantów kolejne kilka tysięcy), ci drudzy w PZL Świdnik około 6 tysięcy pracowników. Zwycięzca przetargu nie ma natomiast żadnego zakładu w Polsce, ponoć zobowiązał się tylko, że na podstawie porozumienia z WZL w Łodzi, będzie montował w przyszłości śmigłowce Caracal (ostatnio rozszerzył tę ofertę montowania jeszcze na Dęblin i Radom). Według prezesa Krystowskiego z PZL Świdnik w jego zakładach (i u kooperantów) powstaje aż 60% śmigłowca AW129, podobnie zaangażowanie zakładu w Mielcu, deklarują Amerykanie przy budowie Black Hawk-ów w naszym kraju.

4. Wybór przez MON francusko – niemieckiego śmigłowca Caracal jest w świetle tych faktów co najmniej zastanawiający, zwłaszcza że jak się teraz okazało z niejasnych powodów gwałtownie wzrosła jego cena. Do tej pory publicznie informowano, że zakup 70 śmigłowców dla polskiej armii będzie kosztował od 8 do 12 mld zł, teraz zakup zmniejszono do 50 śmigłowców, a mają one kosztować aż 13 mld zł, co oznacza, że podrożały przynajmniej o kilkadziesiąt milionów złotych za sztukę wręcz w ostatnich tygodniach. Ponadto jak ujawnili niedawno posłowie Prawa i Sprawiedliwości 25 śmigłowców Caracal przyleci do Polski z Francji (tam zostaną w całości wyprodukowane, natomiast pozostałe 25 według zapewnień koncernu Airbus ma być zaledwie montowane w Polsce. Wszystko więc wskazuje na to, że pieniądze z polskiego budżetu będą podtrzymywały miejsca pracy we francuskim przemyśle zbrojeniowym podczas gdy w obydwu zakładach produkujących śmigłowce w Polsce tzn. w Świdniku i Mielcu zaczęły się przygotowania do redukcji pracowników (po kilkuset zarówno w Mielcu jak i w Świdniku). Teraz jeszcze dowiedzieliśmy się, że być może z pieniędzy polskich podatników, Francuzi będą finansowali prace nad stworzeniem następcy Caracali, a polskie wojsko będzie korzystało z modelu, którego zasadnicza konstrukcja pochodzi z lat 60-tych poprzedniego stulecia.

Tak potrafi tylko ekipa Platformy i PSL-u. Kuźmiuk

Kukiz z Gowinem chcą zrepolonizować niemieckie media wPolsce „Gowin zapowiada u Olejnik: „będziemy dążyć do repolonizacji mediów”. Jego słowa wywołały burzę. "To sianie nienawiści..."...”Sprawa wypłynęła, gdy Olejnik przywołała słowa Pawła Kukiza, który krytykował działalność mediów w Polsce. Olejnik wskazywała, że Kukiz zarzucił mediom z zagranicznym kapitałem, że pilnują interesów swoich mocodawców. Jarosław Gowin powiedział, że sposób podejścia Kukiza nie jest bezpodstawny.Gdybym był właścicielem mediów w jakimś kraju to w sytuacji, gdyby doszło do konfrontacji interesów między Polską, a tym krajem, w którym mam media, dążyłbym do tego, by moje media reprezentowały interesy Polski”...”Nie miałbym najmniejszej szansy, by kupić gazety w Niemczech, bo w Niemczech pilnuje się, by media były w niemieckich rękach. Zadałem prosty rebus słuchaczom „..”Krzysztof Gawkowski z SLD też atakował: To jest nieuprawnione mówienie. Zaraz zabrniemy w jakąś paranoje. To jest sianie nienawiści — mówił o słowach Gowina. Iwona Śledzińska-Katarasińska wskazała, że jest wdzięczna za słowa Gowina. Jarosław Gowin powiedział jak Zjednoczona Prawica wyobraża sobie relacje media-państwo, jest przekonany, że właściciel ręcznie steruje dziennikarzami. Tak było za PiSu”...”Cieszę się, że politycy PO i SLD pokazali, że nie widzą nic złego w tym, że media są zdominowane przez kapitał zagraniczny. Będę dążył do tego, by stopniowo, repolonizować media. Niech słuchacze ocenią, który punkt widzenia jest właściwy - tłumaczył Gowin. Stanisław Żelichowski zaznaczył, że słowa lidera Polski Razem są kuriozalne. Musielibyśmy przyjąć, że właściciele mediów kupują media dla celów ideologicznych, a z racji ekonomicznych. Gdyby właściciele chcieli walczyć z interesami narodowymi, to słuchacze by nie słuchali ich mediów”...(źródło )

Paweł Kukiz „ A tutaj macie co wg naszego programu naprawy Państwa powinniśmy zrobic z mediami:
3.3 Media 
- Zakazy koncentracji więcej niż 20% mediów lokalnych (dziś prawie 90% mediów regionalnych ma jedna grupa : Verlagsgruppe Pasau) 
- Zakaz koncentracji powyżej 20% rynku mediów centralnych. 
- Kary za rozpowszechniania nieprawdy zwiększone w przypadku nieprawdziwych informacji uderzających w polską rację stanu (kłamstwo oświęcimskie typu „Polskie Obozy”).
- Zakaz reklamy firm państwowych oraz organów władzy publicznej wydawanych w Polsce mediach o kapitale zagranicznym (za wyjątkiem mediów branżowych reklam w mediach wydawanych za granicą do tamtejszego klienta) 
- Zakaz zatrudniania w mediach publicznych dziennikarzy pracujących jednocześnie dla mediów zagranicznych (Vide Tomasz Lis – z jednej strony „dziennikarz” TVP z drugiej płacą mu Niemcy wydający Newsweeka) .
- Zakaz reklamy firm państwowych w mediach ukaranych sądowo za publikację nieprawdziwych materiałów sprzecznych z polską racją stanu.  „..(więcej )

Poseł Terlecki „ Nie dopuścić do monopolu w prasie „ Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zwleka z odpowiedzią, czy zgodzi się namonopol niemieckiego koncernu medialnego w prasie lokalnej.Od marca leży wniosek w tej sprawie złożony przez Polskapresse, który chce przejąć prasę lokalną od koncernu Media Regionalne należącego do brytyjskiej grupy Mecom. Jeśli UOKiK zgodzi się ipójdzie niemieckiej firmie na rękę, to skupi ona prawie 90 procent prasy lokalnej.Taki monopol nie byłby możliwy w żadnym europejskim kraju. O braku - wydawałoby się jedynej racjonalnej decyzji urzędu zwalczającego monopol - rozmawiamy z posłem PiS prof. Ryszardem Terlecki „.....” Po drugie, choć w dokumentach zapewnia się, że chodzi wyłącznie o projekt biznesowy, to w razie potrzeby taka kumulacja na rynku medialnym może stać się narzędziem politycznym. Tym bardziej, że te media kumuluje w swoich rękach sąsiedni kraj, który ma znaczący interes w tym, aby nas sobie podporządkować politycznie i od wielu lat, co prawda w białych rękawiczkach, ale jednak wtrąca się niekiedy w polskie sprawy.W każdym razie lokuje ten sąsiad w naszym kraju swoje polityczne cele.”...(więcej )
Prof. Mujahid Kamran – 7.06.2011 tłumaczenie Ola Gordon „Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji.”...”Kontrola USA i globalnej polityki przez najbogatsze rodziny na naszej planecie jest dokonywana w mocny, gruntowny i tajny sposób.  „..( http://naszeblogi.pl/54521-jak-orban-opodatkowac-i-doprowadzic-do-bankructwa-tvn-polsat ) 

Paweł Kukiz ocenzurowany przez Google? Kandydat na prezydenta „znika” z wyszukiwarki…...(więcej ) 

Michał Karnowski „Jeszcze są w szoku,jeszcze pogubieni .Ale Przemysł Pogardy 2.0 już startuje „...”Jak to dokładnie w waszej wizji ma wyglądać? Nasza demokracja ma polegać na tym, że tylko wy i zawsze wy rządzicie? Bo jak ktoś inny chwilę porządzi, to wszystko się kończy i zaczyna dyktatura? Myślicie, że mechanizm polegający na tym, że Adam Michnik donosi na Polskę do komunistycznych i postkomunistycznych mediów, a te są w Polsce cytowane jako „głosy z zagranicy”, wpędzające Polaków w kompleksy i wstyd, to wieczny klucz do panowania nad Wisłą?”...”Jak to dokładnie w waszej wizji ma wyglądać? Nasza demokracja ma polegać na tym, że tylko wy i zawsze wy rządzicie? Bo jak ktoś inny chwilę porządzi, to wszystko się kończy i zaczyna dyktatura? Myślicie, że mechanizm polegający na tym, że Adam Michnik donosi na Polskę do komunistycznych i postkomunistycznych mediów, a te są w Polsce cytowane jako „głosy z zagranicy”, wpędzające Polaków w kompleksy i wstyd, to wieczny klucz do panowania nad Wisłą?”...”Nie może się też dać uwieść. Żadnych kolacyjek z Monikami, żadnych flirtów Pierwszej Damy z dziennikarkami. Wezmą co chcą, fotkę strzelą, ale postawy nie zmienią o krok. To już wiemy bo na grobie cenionego prezydenta straszliwe robili rzeczy. Żadnych też złudzeń, że jak im się potroi dotacje państwowe, to się uspokoją. Nie. Innym panom służą, z wyższymi stopniami wojskowymi. „...”Zanosi się na nową wersję przemysłu pogardy. Po 2005 roku udało się rozpętać nienawiść do śp.LK bo wielu Polaków milczało.Czy teraz będą milczeć? „...”Niestety, tak to wygląda. Jeszcze trwa szok, jeszcze pogubienie. Ale już coraz mniejsze.TVN się nakręca, TVP niestety idzie tym tropem, gazeta Michnika szykuje się do ostrej kampanii. Przegrany Komorowski w pierwszych słowach zapowiedział odwet, a Platforma rusza tym tropem. Pamiętajmy: gdy kończy się kampania, skuteczność mediów skokowo wzrasta. Co robić? To co w ostatnich miesiącach. Społeczna aktywność, oddolna mobilizacja, poczucie, że to bitwa o Polskę, bezinteresowna współpraca - to dało Polsce nadzieję na przełom. Ale te same czynniki muszą złożyć się na tarczę przeciw Przemysłowi Pogardy 2.0. Żadnego świętowania, to nie koniec. Walka o Polskę wchodzi w kolejną fazę.”... ”I tak nowy prezydent musi pamiętać, że mógł wygrać wbrew mediom w kampanii wyborczej, kiedy otwierają się pewne dodatkowe okienka komunikacji z rodakami. Ale całej kadencji w ten sposób nie przejdzie, nie da rady. Zaszczują go. Od pierwszego dnia, od dzisiaj, musi zatem myśleć jak przebudować zwichnięty kształt sceny medialnej, w jaki sposób przywrócić w tym świecie elementarną etyka i uczciwość oceny „..(więcej )

Zsolt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „...(więcej 

Rosja czyści media z inwestorów zagranicznych „....” Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, w piątek uchwaliła ustawę ograniczającą udziały inwestorów zagranicznych w kapitale zakładowym spółek medialnych w Rosji do 20 proc.”...”Ustawa przewiduje, że założycielem środka masowego przekazu (prasa, radio, telewizja i internet) w Federacji Rosyjskiej nie może być obce państwo, organizacja międzynarodowa i obywatel Rosji mający również obywatelstwo innego państwa.”...”Przewiduje ponadto, że kapitał zagraniczny może być obecny w mediach w Rosji, jednak jego udziały w kapitale zakładowym spółek medialnych nie mogą przekraczać 20 proc.”...”Obecnie inwestorzy zagraniczni nie mogą posiadać więcej niż 50 proc. akcji rosyjskich spółek medialnych. Przy czym ograniczenie to dotyczy tylko stacji telewizyjnych i radiowych nadających na terytorium zamieszkanym przez ponad połowę ludności Rosji, a także gazet i czasopism o nakładzie powyżej miliona egzemplarzy.”....”Zmiany dotkną ponad połowę mediów w FR, gdyż wielu rosyjskich właścicieli spółek medialnych rejestruje je w zagranicznych rajach podatkowych..(więcej )

Song Hongbing „ Wojna o pieniądz „ Sugerujemy abyście ze wszystkich sił spierali znane dzienniki tygodniki , a głównie prasę związaną z rolnictwem i religią , z determinacją sprzeciwiając się emisji „zielonego „dolara przez rząd . Powinniście natychmiast strzymać wszelkie dotacje pieniężne dla tych kandydatów , którzy nie wyrażają się jasno i nie potępiają w ostrych słowach emisji „zielonego „ dolara. Likwidacja systemu emisji waluty państwowej przez banki lub powrót do emisji pieniądza przez rząd doprowadzi do sytuacji w której państwo będzie dostarczać ludziom pieniądze ,co wyrządzi szkody nam ,bankierom oraz pośrednikom kredytowym , a tym samym zaszkodzi naszym żywotnym interesom . Spotkajcie się jak najszybciej z kongresmenami z waszych okręgów wyborczych ,zażądajcie od nich gwarancji ochrony dla naszych interesów .W ten sposób będziemy mogli sprawować kontrole nad legislatywą „ Song Hongbing „ Wojna o pieniądz „ strona 59    „....(więcej)

Filip Memches „Świat według gadzinówki „Niemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „...(więcej)

Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że 80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko.  
Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, któryzagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.”
..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski „...(więcej )

 JE Recep Tayyip Erdoğan, prezydent Turcji, stwierdził, że za krytyką jego władzy stoją media o żydowskim kapitale.Prezydent skrytykował artykuł "The Guardian", gdzie napisano o wzroście autokracji w Turcji, mówiąc, że gazeta powinna znać swoje ograniczenia. Dodał, że oczywiste jest, dlaczego z kolei "New York Times" pisze o ciemnych chmurach nad jego krajem. - Jest jasne, kim są ich patroni. Stoi za tym żydowski kapitał, niestety - stwierdził p. Erdoğan.”. ...(więcej )
Ważne Jarosław Gowin, lider PR, w rozmowie z portalem wp.pl opowiedział się za likwidacją podatku dochodowego. Powinniśmy zlikwidować podatek PIT, wtedy wszyscy Polacy będą zarabiali o 20% więcej. To nakręci koniunkturę - proponuje p. Gowin.Były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL twierdzi również, że należy podwyższyć kwotę wolną od podatku. P. Gowin chce sfinansować te reformy, dokonując cięć w administracji publicznej i egzekwując płacenie podatków od dużych zagranicznych koncernów. „...(więcej )
Mój komentarz Gowin zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Podatek dochodowy chce zlikwidować , opodatkować koncerny, wziąć za pysk niemieckie medialne gadzinówki w Polsce. I jest największym sojusznikiem Kukiza w obozie Zjednoczonej Prawicy. Nie wiem co będzie po wyborach ,ale co się stanie jeśli Kukiz wprowadzi 120 posłów do Sejmu i w zamian za wejście w koalicje zażąda , aby to Gowin był premierem. Warto zdać sobie sprawę że poglądy Kukiza i Gowina są w bardzo wielu sprawach zbieżne. Niespodziewany , nawet dla Kaczyńskiego spektakularny sukces Dudy doprowadził do kryzysu przywództwa w PiS , co zaskutkowało przekonaniem Kaczyńskiego do desygnacji Szydło na premiera . O tym że kryzys przywództwa ma miejsce w PiS i że jest to poważny problem mówi coraz więcej osób. Profesor Nowak, Girzyński, Kurski, Karnowski . Mówią o zachwianiu pozycji Kaczyńskiego , problemie instytucjonalnym jego przywództwa .

http://naszeblogi.pl/55696-oni-chca-aby-kaczynski-mial-wladze-jak-pilsudski

A to wymarzona sytuacja dla Gowina  

O problemie niemieckich mediów , oraz przeprowadzanego przez nie ideologicznego przewrotu w Polsce pisałem http://naszeblogi.pl/55323-kukiz-zapowiedzial-ze-rozprawi-sie-z-niemieckimi-mediami )

Życzę jak najlepiej porządnemu katolikowi Dudzie .Tym bardziej cieszy mnie fakt że Kaczyński go desygnował i że to właśnie on wygrał wybory, bo gdyby nie zdeterminowanie katolika Kaczyńskiego to niewiele brakowało aby kandydatem chrześcijańskiego PiS był rozwodnik Czarnecki. To tylko kolejny dowód na to jak ważne jest przywództwo chrześcijanina Kaczyńskiego , bo gdyby nie on to kto wie czy spora grupa  zdemoralizowanych  działaczy PiS nie doprowadziliby do wysunięcia nie Dudy, ale Czarneckiego Mój blog nie jest raczej przeznaczony nie jest przeznaczony dla ich ślepych wyznawców. I dlatego zamiast peanów i zachwytów wole pisać o problemach i zagrożeniach jakie czyhają na Obóz Patriotyczny A dla wyznawców polecam portal wpolityce.pl który pieje z zachwytu nad żoną Dudy, córką Dudy, wiekiem Dudy, szkoda że Duda nie ma psa,albo kota bo też byłyby zachwycające, To samo z Szydło. Zachwytów nie widać końca . I dobrze Musi być jakaś przeciwwaga na prawicy dla Gazety Wyborczej, czy Lisa. Nie wiem tylko , czy mądre jest wykorzystywanie córki Dudy w celu zdobycie wyższego wyniku PiS w wyborach do Sejmu, bo może się to źle dla młodej dziewczyny skończyć . Szakale z lewackich mediów już na nią się szykują . Poza tym  mój niszowy blog byłby nieporozumieniem , gdyby był blogiem propagandowym  Marek Mojsiewicz

Nadszedł czas rozdawania Gdyby Eklezjasta („Ach, jest czas obłapiania – powiada Eklezjasta”) żył dzisiaj w naszym nieszczęśliwym kraju, to do swoich spostrzeżeń musiałby dodać jeszcze jedno – że mianowicie jest czas rabowania i czas rozdawania. A właśnie po roszadach personalnych, jakie premierzyca Ewa Kopacz, zapewne wykonując stosowne instrukcje bezpieczniackich mocodawców, co to wykreowali Platformę Obywatelską i pilotują ją od samych mrocznych jej początków, przeprowadziła, nadszedł czas rozdawania. Po wyborze posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która okazała się prawnuczką prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i wnuczką premiera Władysława Grabskiego (bo był jeszcze inny Grabski, mianowicie Stanisław, który przewodniczył polskiej delegacji na rozmowach pokojowych po wojnie bolszewickiej w Rydze i który, ku zdumieniu bolszewickiego negocjatora Joffego, co to proponował granicę na wchód od Mińska, zaproponował kordon graniczny na zachód od Mińska. Dlatego podczas sejmowej debaty nad traktatem ryskim potomek Tadeusza Rejtana zawołał do niego z galerii: „Kainie Grabski!” - bo za kordonem, po stronie bolszewickiej, pozostało około 3 mln Polaków – jak się potem okazało – na pewną śmierć. Córką tego „Kaina” Grabskiego była Stanisława Grabska, działaczka katolicka, filar warszawskiego KIK). Takie parantele wprost predestynowały posągową panią Kidawę-Błońską na to posągowe stanowisko, toteż nic dziwnego, że Polskie Stronnictwo Ludowe, wcześniej lansujące kandydaturę Józefa Zycha, przehandlowało go na rzecz posągowej pani Małgorzaty. Co za to „ludowcy” dostali – tego pewnie nigdy się nie dowiemy – bo, że musieli dostać, to rzecz pewna, jako że - jak zdradził Jan Bury – decyzja o przehandlowaniu posła Zycha „rodziła się w bólach”. Kto cierpiał te boleści i z jakiego powodu – tego też pewnie się nie dowiemy, jako że nasza młoda demokracja skrywa mnóstwo wstydliwych zakątków Tym bardziej nie miał szans kandydat SLD Jerzy Wenderlich, który nie dostał nawet poparcia od PiS. PiS-owi „podobał się” kandydat PSL, co było o tyle dziwne, że na skutek bolesnego porodu poparcia dla posągowej pani Kidawy-Błońskiej, PSL nie wysunął żadnego kandydata. Czyżby PiS wolał, by po rezygnacji Radosława Sikorskiego Sejm w ogóle nie miał marszałka? Zatem wybór posągowej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej kończy ten etap personalnych roszad w rządzie i Platformie Obywatelskiej. Ten etap – bo przecież nikt nie wie, kto jeszcze został podsłuchany w restauracji „Pod Pluskwami” i w innych knajpach i jakie śmierdzące dmuchy jeszcze wypłyną. Pojawiły się wiadomości, jakoby pan Falenta, przez zdezorientowanych bezpieczniaków wytypowany na głównego organizatora całego przedsięwzięcia, spotykał się z wiceszefem CBA za czasów PIS Martinem Bożkiem, obecnie radnym w Kozienicach – ale Jarosław Kaczyński uciął te pogłoski stwierdzeniem, że „nawet nie potrafi powiedzieć, kim jest Martin Bożek”. No proszę – kto by pomyślał, że prezes, a przecież podówczas i premier Kaczyński, został tak dokładnie izolowany od polityki kadrowej w służbach! Nic dziwnego, że podstawiali mu jak nie panią Elżbietę Jakubiak, to panią Joannę Kluzik-Rostkowską, jak nie panią Kluzik-Rostkowską, to znowu pana Michała Kamińskiego, co to do niedawna przypominał prosię tylko zewnętrznie, jak nie pana Michała Kamińskiego, to znowu pana Zbigniewa Ziobrę, jak nie pana Zbigniewa Ziobrę, to znowu pana Janusza Kaczmarka, jak nie pana Janusza Kaczmarka, to znowu pana Konrada Kornatowskiego – i tak dalej i tak dalej – a on z nich wszystkich robił nie tylko człowieków, nie tylko dygnitarzy, ale i nasze umiłowane duszeńki. Ciekawe, jak jest teraz, to znaczy – kiedy się dowiemy o kolejnych czarnych zdradach w wykonaniu duszeniek. Pewnie dopiero po wyborach, bo przed wyborami czarna zdrada byłaby oczywiście przedwczesna. A właśnie jesteśmy przed wyborami, na co wskazuje wejście naszego nieszczęśliwego kraju w etap rozdawania. Właśnie rząd postanowił dać rodzicom, którym urodzi się dziecko, tysiąc złotych „becikowego”. Wprawdzie jakaś Schwein już obliczyła, że w związku z tym będzie musiał obrabować tych rodziców na sumę 1400 złotych w postaci różnych podatków i opłat, ale teraz jesteśmy na etapie rozdawania, zaś etap rabowania nastanie dopiero po wyborach. Jakby tego było mało, Sejm – wychodząc naprzeciw niecierpliwemu oczekiwaniu Salonu - uchwalił ustawę o zapładnianiu w szklance. Będzie można zapłodnić 6 jajeczek, a zarodki, jakie się z nich wylęgną, nie będą niszczone, tylko zamrażane na lat 20, a potem – ano, potem kto tam będzie o nich pamiętał? Z tej okazji telewizje pokazały dzieci, które urodziły się z zapłodnienia „pozaustrojowego” - że wszystko jest z nimi w jak najlepszym porządku. To było wiadome od początku, podobnie jak i to, że forsowanie tej ustawy nie wynika ze współczucia dla niepłodnych matek, tylko, że celem tych regulacji jest zmuszenie Kościoła katolickiego, do pogodzenia się z tą formą aborcji. Przy okazji debaty nad tą ustawą biłgorajski filozof, który, mówiąc nawiasem, postanowił nie golić brody, dopóki Andrzej Duda i Paweł Kukiz będą mieli wpływ na politykę, stwierdził, że zarodek nie jest człowiekiem. Ale jaki mamy dowód, że zarodek, kiedy już wyrośnie z niego, dajmy na to, biłgorajski filozof, staje się człowiekiem? Takiego dowodu nie ma, a nie da się ukryć, że takie wyrośnięte zarodki sprawiają znacznie więcej kłopotów, niż zarodki niewyrośnięte. Z tego powodu trzeba będzie chyba uchwalić kolejna ustawę – mianowicie ustawę o warunkach dopuszczalności aborcji opóźnionej, dzięki której można by zalegalizować robienie porządku z takimi zarodkami wyrośniętymi, wśród których znajdują się też zarodki przerośnięte, jak np. pan Ryszard Kalisz. Ale to są postulaty de lege ferenda, którymi zajmie się, być może, kolejny rząd, jaki wyłoni się z powyborczej siuchty, a na razie mamy etap rozdawania. Otóż Sejm uchwalił też ustawę o ochronie polskiej ziemi, którą poparły wszystkie kluby parlamentarne, by w ten sposób przynajmniej częściowo opóźnić skutki ratyfikowania traktatów unijnych, które od 1 maja 2016 roku przewidują zniesienie ograniczeń w obrocie gruntami. Chodzi o umożliwienie PSL-owi zaprezentowania się przed wyborami w roli obrońcy polskiej ziemi no i oczywiście - o ograniczenie uprawnień właścicielskich na rzecz urzędników państwowych i samorządowych, którzy już tam potrafią tę żyłę złota po swojemu wyeksploatować. Podobnym celom służy ustawa o Radzie Dialogu Społecznego, która ma zastąpić Komisję Trójstronną. Ta ustawa wychodzi naprzeciw ambicjom działaczy związkowych i związków pracodawców, tworząc z Rady coś w rodzaju „rządziku”. Ten „rządzik” prochu, ma się rozumieć, nie wymyśli, ale na forum Rady można będzie pozałatwiać rozmaite siuchty, no i ukręcić lody bez ryzyka podsłuchów – bo ze względu na protekcję samego prezydenta, Rada pewnie będzie objęta sławną ochrona kontrwywiadowczą. Ta ochrona wiele nie pomoże, bo oto właśnie lotnisko Chopina w Warszawie zostało sparaliżowane przez – jak pierwotnie przypuszczano – atak hakerów. Aliści po zbadaniu sprawy przez ABW okazało się, że to nie żadni Hakerzy, tylko stary, poczciwy burdel i serdel. Ja jednak w żaden burdel i serdel nie wierzę, bo wydaje mi się, że ABW – jak to ABW, pod nosem której nagrano 900 godzin rozmów rozmaitych dygnitarzy - zwyczajnie nie potrafiła niczego wykryć, więc zwaliła wszystko na burdel i serdel. Ale najważniejszym wydarzeniem politycznym w naszym nieszczęśliwym kraju była oczywiście Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Mosty”, zorganizowana w Warszawie przez Organizację Byłych Oficerów Wywiadu, to znaczy – przez ubecję starej i nowej generacji. Uczestniczyli w niej również ubecy izraelscy oraz pan Andrzej Gąsiorowski, ongiś poszukiwany przez władze naszego bantustanu listem gończym w związku z aferą ART-B. Widocznie jednak jakaś potężna DŁOŃ odcięła pana Gąsiorowskiego od stryczka, bo ani nie został zatrzymany na granicy, ani nie został aresztowany podczas konferencji, na której zresztą zaprezentował się w charakterze dobroczyńcy ludzkości i autorytetu moralnego. Pretekstem konferencji była 25 rocznica wyruszenia pierwszego transportu rosyjskich Żydów przez Warszawę do Izraela, ale tak naprawdę chodziło z jednej strony o przypomnienie Amerykanom ubeckich zasług z przeszłości, a z drugiej – zaoferowanie ubeckich usług na przyszłość. Najwyraźniej RAZWIEDUPR wyciągnął wnioski ze zmieniającej się sytuacji, postanowił porzucić zarówno Stronnictwo Ruskie, jak i Stronnictwo Pruskie i przyłączyć się do gwałtownie odzyskującego wpływy w naszym bantustanie Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Stąd ubecy izraelscy, jako członkowie wprowadzający do spółdzielni, a zarazem poręczyciele, dający wobec ubeków amerykańskich rękojmię. Jest oczywiste, że ofertę wspartą takimi rekomendacjami ubecy amerykańscy będą musieli przyjąć, co oznacza, że tubylcza scena polityczna w naszym bantustanie może w najbliższym czasie przeżyć różne niespodzianki i paroksyzmy. Stanisław Michalkiewicz

29 czerwca 2015 Rządzącej Platformie w sprawie JOW-ów rzucamy koło ratunkowe

1. Wczoraj na wiecu wyborczym w Bełchatowie kandydatka na premiera wysunięta przez Zjednoczoną Prawicę, poseł Beata Szydło zaproponowała aby do pytań referendalnych prezydenta Komorowskiego dołączyć jeszcze pytania o obniżenie wieku emerytalnego, wysyłania sześciolatków obligatoryjnie do szkoły i wreszcie przyszłości Lasów Państwowych. Przypomnijmy tylko że prezydent Komorowski po przegraniu I tury wyborów z Andrzejem Dudą i osiągnięciu w niej bardzo dobrego wyniku przez Pawła Kukiza (zwolennika Jednomandatowych Okręgów Wyborczych), zarządził przeprowadzenie referendum, które następnie zaakceptował Senat. To prezydenckie referendum zawiera 3 pytania: czy jest Pani /Pan za wprowadzeniem JOW w wyborach do Sejmu RP, czy jest Pani/ Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa, oraz czy jest Pani /Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika. Senat wielu wątpliwości dotyczących treści tych pytań ani zdecydowanego sprzeciwu swojego biura legislacyjnego w ogóle nie uwzględnił, marszałek zarządził po kilku godzinach dyskusji głosowanie i w związku z tym, że Platforma ma bezwzględną większość, referendum w kształcie zaproponowanym przez Komorowskiego zostało uchwalone.

2. W Polsce ważność referendum w jakiejkolwiek sprawie ma miejsce tylko wtedy kiedy weźmie w nim udział przynajmniej 50% uprawnionych do głosowania, co oznacza, że musiałoby w nim uczestniczyć ponad 16 milionów wyborców. W ciągu ostatnich 25 lat było zorganizowanych 4 referenda; 18 lutego 1996 roku dwa, jedno w sprawie powszechnego uwłaszczenia i drugie o niektórych kierunkach wykorzystania majątku państwowego, 25 maja 1997 roku w sprawie przyjęcia Konstytucji RP i dwudniowe referendum 7-8 czerwca 2003 w sprawie akcesji Polski do UE. W pierwszym i drugim referendum mimo, że prywatyzacja majątku państwowego była wtedy bardzo krytykowana, wzięło udział zaledwie 32,44% uprawnionych do głosowania, w trzecim dotyczącym Konstytucji RP tylko 42,86% (Konstytucja została jednak przyjęta bo ustawa z 1992 roku o trybie uchwalania Konstytucji RP, stanowi że w referendum konstytucyjne jest ważne bez względu na frekwencję), wreszcie tylko w czwartym referendum próg 50% został przekroczony, ponieważ wzięło w nim udział 58,85% uprawnionych do głosowania. Tylko więc referendum dotyczące wejścia Polski do UE było ważne, przede wszystkim dlatego, że było ono dwudniowe.

3. W tej sytuacji trudno się spodziewać, żeby referendum w sprawie JOW-ów, finansowania partii politycznych i rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika, wywoła w Polsce tyle emocji, że frekwencja przekroczy 50% uprawnionych do glosowania. Prawo i Sprawiedliwość proponując dodanie trzech kolejnych pytań w sprawie wieku emerytalnego, wysyłania obligatoryjnie 6-latków do szkół, wreszcie przyszłości przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, rzuca rządzącym swoiste koło ratunkowe. Przypomnijmy tylko, że we wszystkich tych sprawach były inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób. Wszystkie te podpisy pod decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne. Jeżeli więc Platforma naprawdę chce aby głosowanie na JOW-ami miało być zobowiązujące dla przyszłego Parlamentu, który będzie musiał zmienić Konstytucję RP i zapisać w niej większościowe wybory do Sejmu, to powinna poprzeć bez zbędnej zwłoki propozycję rozszerzenie referendum o kolejne pytania zaproponowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Jest już w tej sprawie opinia prawna profesora Mariusza Muszyńskiego, który twierdzi, że już zarządzone referendum może być zmienione wolą Parlamentu na każdym etapie jego organizacji. Można jak się wydaje także zarządzić oddzielne referendum zawierające 3 wspomniane pytania w tym samym dniu co referendum prezydenckie i wtedy uprawnieni do głosowania odpowiadaliby na 3 pytania w jednym referendum i na kolejne 3 w drugim. Kuźmiuk

30 czerwca 2015 Platforma straszy Grecją, a sama doprowadziła finanse publiczne na skraj przepaści

1. Po przegranych wyborach prezydenckich przez kandydata Platformy Bronisława Komorowskiego, do świadomości czołowych polityków tej partii chyba już doszło, że straszenie PiS-em i jego czołowymi politykami, nie jest i nie będzie w kampanii parlamentarnej ani trochę skuteczne. Notowania Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych badaniach opinii publicznej i to wszystkich ośrodków badawczych zdecydowanie przekraczają 30%, podczas gdy Platformy oscylują w granicach 20%. Stąd jak się wydaje, główni PR-owcy Platformy doszli do wniosku, że straszenie samym PiS-em już nie działa więc trzeba to połączyć z jakimś dziejącym się na naszych oczach dramatem i tak padło na Grecję.

2. Zdaniem PR-owców Platformy i jej czołowych polityków straszenie jak to „zgrabnie” ujęto „pisowską Grecją” jest jak najbardziej uprawnione, ponieważ zarówno prezydent-elekt Andrzej Duda jak Prawo i Sprawiedliwość, w swoich programach wyborczych, mają jakoby zapisane ogromne dodatkowe wydatki budżetowe (posługują się nie bardzo wiadomo przez kogo policzoną kwotą ponad 300 mld zł związanych z realizacją obietnic wyborczych). Rzeczywiście zarówno prezydent-elekt Andrzej Duda jak i Prawo i Sprawiedliwość mają zapisane w swoich programach przedsięwzięcia, które będą wymagały dodatkowych wydatków budżetowych ale będą one realizowane równolegle do wzrostu dochodów budżetowych w związku z poprawą tzw. wydajności podatkowej.

3. Taki sposób działania jest konieczny ponieważ to właśnie 8-letnie rządy Platformy i PSL-u spowodowały sytuację, w której finanse publiczne naszego kraju znalazły się na skraju przepaści. Przypomnijmy tylko najważniejsze „osiągnięcia” rządu Platformy i PSL-u w tym zakresie:

- Gigantyczny przyrost długu publicznego w latach 2007-2013, wyniósł on blisko 450 mld zł (dług wzrósł z 520 mld zł na koniec 2007 roku do 970 mld zł na koniec 2013 roku) tj. do blisko 58% PKB. Na koniec 2014 roku dług ten zmniejszył wprawdzie o blisko 150 mld zł ale tylko dzięki tzw. skokowi na OFE, z którego przejęto obligacje skarbowe na 150 mld zł (o taką sumę powiększą się jednak zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów).

- Oprócz tego w latach 2007-2014, rząd Tuska spowodował powstanie około 100 mld zł długu ukrytego (w samym FUS jest 45 mld zł niespłaconych kredytów budżetowych, zobowiązania wobec funduszu pracy, funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych wynoszą kolejne kilkanaście miliardów złotych, zobowiązania w ochronie zdrowia – długi szpitali kolejne kilkanaście miliardów złotych).

- Ciągłe podwyżki podatków w tym w szczególności stawek podatku VAT najpierw na 3 lata, później na kolejne 3 lata do roku 2016 włącznie (każdy rok obowiązywania podwyższonych stawek do około 6 mld zł wyjętych z kieszeni konsumentów). Szczególnie drastyczna i antyrodzinna była podwyżka stawek podatku VAT na odzież i obuwie dziecięce z 8% na 23% i jednocześnie odrzucenie ustawy PiS o zwrocie nadpłaconych kwot tego podatku dla rodzin z dziećmi.

- Coroczne podwyżki akcyzy (paliwo, tytoń alkohol), daleko wyprzedzające zobowiązania Polski wynikające z prawa europejskiego.

- Podwyżki obciążeń podatkiem PIT, poprzez likwidację ulg podatkowych (między innymi dla rodzin z 1 dzieckiem osiągających określony poziom dochodów, internetowej, czy brak waloryzacji progów podatkowych, co powodowało wzrost obciążeń tym podatkiem w związku z przesuwaniem podatników z opodatkowania 18% stawką podatkową do opodatkowania 32% stawką ).

- Swoiste „pożyczanie” środków z Funduszu Pracy na finansowanie deficytu sektora finansów publicznych (chodzi o kwotę około 6-7 mld zł), przy dramatycznej sytuacji na rynku pracy, stopie bezrobocia sięgającej 14%, a wśród ludzi młodych do 34 roku życia stopie bezrobocia bliskiej 40%.

- Rozszczelnienie systemu podatkowego (na skutek bardzo częstych nowelizacji prawa podatkowego i w konsekwencji przyzwolenie na wyłudzenia szczególnie w podatku VAT), co skutkowało znacznym obniżeniem wydajności podatkowej z 4 głównych podatków (VAT, akcyza, PIT i CIT). Na koniec 2007 roku wydajność ta wynosiła 17,5% PKB, w roku 2014 miała wynieść tylko 14,3% PKB). Ta różnica 3,2% PKB, to około 55 mld zł (w warunkach roku 2014) i o tyle mniej podatków wpłynie do budżetu tylko w tym roku. Przez 7 lat obniżania wydajności podatkowej straty budżetu z tytułu niezebranych podatków sięgają przynajmniej 300 mld zł. Należy także przypomnieć, że to rząd Jarosława Kaczyńskiego wyprowadził Polskę z procedury nadmiernego deficytu (KE podjęła decyzję w 2008 roku ale na postawie danych dotyczących sektora finansów publicznych na koniec 2007 roku oraz projekt budżetu na 2008 rok przygotowany przez ten rząd), natomiast rząd Tuska już po roku swojego działania wprowadził Polskę na powrót do tej procedury, a ta znowu została zdjęta dopiero w 2015 roku, głównie w wyniku przejęcia przez rząd 150 mld zł z OFE. „Grecję” zafundowały nam więc 8-letnie rządy Platformy i PSL-u i tylko przejęcie 150 mld zł z OFE, załagodziło tę sytuację na 2-3 najbliższe lata. Kuźmiuk

Chiny i Rosja w Grecji rozpoczęły rozpad Unii

2015-06-30 09:21

„Umorzenie długów Grecji postuluje również brytyjski tygodnik "Economist".
Tymczasem wysokość pierwotnej nadwyżki budżetowej Grecji jest jedną z najważniejszych kwestii spornych w negocjacjach Aten z UE, Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Europejskim Bankiem Centralnym. Kredytodawcy Grecji uważają bowiem, że aby spłacić swój kolosalny dług publiczny, Grecja musi na dłuższy czas utrzymać pierwotną nadwyżkę budżetową; Ateny zgadzają się na wypracowanie nadwyżki, ale nie na poziomie wymaganym przez strefę euro i MFW.
- Grecja nie może dostosować się do żądań swych kredytodawców, którzy chcą wdrożenia kolejnych rygorystycznych oszczędności, ponieważ de facto uniemożliwi to wprowadzenie reform, bo spowolni gospodarkę kraju - napisał Warufakis we włoskim dzienniku "Il Sole 24 Ore". - Grecja zgadza się na wiele reform, na liberalizację rynku, na reformę systemu podatkowego, ale nie może starać się osiągać "nadmiernie wysokiej nadwyżki budżetowej", której domagają się wierzyciele - dodał. - Nasz rząd nie może zaakceptować kuracji, która - jak dowiodło to ostatnie pięć lat - jest gorsza niż choroba" - podsumował Warufakis.
Grecja jest zdana na zagraniczną pomoc finansową od 2010 roku, czyli odkąd utraciła możliwość pozyskiwania środków na rynkach i stanęła na krawędzi bankructwa. Od tego czasu drastyczne cięcia wydatków budżetowych, recesja i wysokie podatki doprowadziły do spadku dochodów Greków o jedną trzecią. Bezrobocie sięgnęło 26 proc. '..( źródło )

kwiecień 2013 Grzegorz Kostrzewa-Zorbas „Naród grecki reaguje masową emigracją do Niemiec i innych krajów północy UE, oraz do dynamicznych państw reszty świata – od USA po Australię. Grecy zostający w ojczyźnie czują się ekonomicznie zmuszeni do rezygnacji z posiadania dzieci. Ostry spadek przyrostu naturalnego wskutek ubóstwa i pesymizmu jest najnowszym, najbardziej tragicznym i najgroźniejszym długoterminowo skutkiem programu oszczędnościowego dla Grecji. Liczba urodzonych dzieci spadła ze 118 tysięcy w 2008 roku – ostatnim, gdy jeszcze nie była mocno dotknięta recesją – do 101 tysięcy w 2012 roku. Przewidywany jest spadek o kolejne 10 tysięcy w roku 2013 – razem o 23 procent „...”Liczba mieszkańców maleje mimo masowej imigracji spoza Unii i spoza Europy. Według najnowszych prognoz Grecja do 2050 roku straci 14 procent ludności – ma 11,3 miliona, będzie mieć 9,7 miliona. „......”Jeden z głównych wskaźników innowacyjności i konkurencyjności w dzisiejszym świecie – procent PKB przeznaczany na badania i wdrożenia – od 2008 roku nie jest publicznie podawany w Grecji, prawdopodobnie dlatego, że dramatycznie spadł z już bardzo niskiego poziomu 0,6 procent w roku 2007, niższego nawet niż w Polsce. „....”O ponad 25 procent spadnie PKB Grecji w latach 2008-2013. Głównym powodem piorunującej recesji jest narzucony przez UE wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym program oszczędnościowy, mający jasny priorytet: uratować euro „ ..(więcej )

Kostrzwa Zorbas „ Przed błędem ostrzegał między innymi laureat ekonomicznego Nobla – kanadyjski profesor Robert Mundell. Nagrodę otrzymał w przełomowym 1999 roku, tym samym, w którym UE wprowadziła wspólną politykę pieniężną, oraz euro księgowe i elektroniczne, przed emisją banknotów i monet w 2002 roku. Nagrodzone Noblem badania integracji monetarnej podejmował miedzy innymi pracując w Italii na europejskim kampusie globalnej sieci kampusów amerykańskiego Johns Hopkins University podczas unijnych przygotowań do przełomu.
Stworzona przez Noblistę wraz z innymi naukowcami teoria optymalnych obszarów walutowych wnioskuje z doświadczeń świata, jakie warunki musi spełniać grupa krajów, aby z wprowadzenia wspólnego pieniądza miała więcej korzyści niż szkód. Do warunków koniecznych należy spójność grupy, w tym zbliżony system gospodarczy i socjalny, poziom rozwoju, oraz pożądane szybkość dalszego rozwoju i wysokość inflacji. Również pełna mobilność pracowników – bez barier kulturowych – i kapitału przez granice wewnątrz grupy. Wspólna waluta działa jak tsunami, zatem wszystko na całym obszarze musi pływać lub zginie.Kolejny warunek konieczny to mocna wspólna władza dla regulacji całego obszaru, zdolna też do interwencji gospodarczych i socjalnych we wszystkich jego częściach, w szczególności tonących. Wzorem są Stany Zjednoczone Ameryki, Kanada, Niemcy i inne sprawne państwa federalne.”..(źródło )

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas „Wykresy i tabele Eurostatu szokują. W dwóch spośród czterech miar dotyczących ludzi Unia cofnęła się. Poziom zatrudnienia wśród ludności w wieku 20-64 lat głęboko spadł zamiast wzrosnąć. Liczba ludzi dotkniętych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym wysoko wzrosła zamiast spaść. „...”Ani regresu, ani istotnego postępu nie ma w jedynym wskaźniku dotyczącym wprost innowacyjności. To procent produktu krajowego brutto przeznaczany na badania i wdrożenia (research and development – R&D) razem przez wszystkie sektory: publiczny, społeczny i prywatny. Wskaźnik rośnie tak wolno, że cała zmiana może okazać się błędem pomiaru, a do osiągnięcia celu potrzeba nie siedmiu lat pozostających na realizację strategii, lecz co najmniej ćwierć wieku. Tymczasem Unię doganiają i wkrótce wyprzedzą Chiny, a czołówka świata ma wskaźnik o połowę lub nawet dwukrotnie wyższy od unijnego. Polska – ponad dwukrotnie niższy”...”W sprawach ekologii szybkość działania Unii Europejskiej jest zawrotna. „...” Kult klimatu zawładnął Unią kosztem Europejczyków i przyszłości Europy w świecie. Świata nie zmieni, bo Europa jest już za mała ekonomicznie i demograficznie, a inni już przestali naśladować  na europejskie  wzory.Priorytety rzeczywiste różnią się od zapowiedzianych w 2010 roku. Są błędne i groźne.Na końcu tej drogi Unia Europejska będzie – z możliwym wyjątkiem kilku krajów na północnym zachodzie Europy – skansenem ekologicznym do zwiedzania przez Amerykanów, Japończyków, Koreańczyków, Chińczyków, Hindusów, Izraelczyków i inne narody uczestniczące i zwyciężające w wyścigu cywilizacyjnym.” ...(więcej )

„W trakcie wizyty, którą złożył w Grecji premier Chin Li Keqiang, oba kraje podpisały porozumienia biznesowe o wartości około 5 mld dolarów w sferze m.in. eksportu oraz budowy okrętów - podał portal BBC News. „....”remier Grecji Antonis Samaras wyjaśnił, że Chiny są zainteresowane lotniskami greckimi i wyraził nadzieję, że Grecja "stanie się węzłem tranzytowym w transporcie lotniczym". Z kolei Li opisał port w Pireusie, gdzie działa już chińska firma, jako "perłę Morza Śródziemnego" i ocenił, że mógłby to być "jeden z najbardziej konkurencyjnych portów na świecie".Chińska firma żeglugowa chciałaby zainwestować 310 mln dolarów w rozbudowę portu w Pireusie - największego portu w Grecji; porozumienie to - jak podaje BBC - wymagałoby zgody Unii Europejskiej. Chiny są zainteresowane w Grecji także kupnem kolei oraz budową lotniska na Krecie.BBC ocenia podpisane porozumienia jako korzystne dla obu krajów, bo Grecji potrzebne są inwestycje, a Chiny chcą otworzyć sobie drogę do Europy w dogodnej dla nich cenie. Podczas wizyty Samarasa w Chinach w maju zeszłego roku Li wyraził nadzieję, że do 2015 roku Chiny i Grecja dwukrotnie zwiększą wymianę handlową.”.. (więcej )
Od przejęcia części historycznego greckiego portu w Pireusie przez chińską firmę Cosco obroty wzrosły tam dwukrotnie tylko w czasie ostatniego roku. „Grecka” część portu przygląda się temu ze sceptycyzmem i być może także zazdrością, pisze New York Times.„...”Możliwości przeładunkowe „chińskiej” części portu wzrosły przez ostatni rok ponad dwukrotnie, do 1,05 miliona kontenerów. Chociaż poziom zyskowności nie imponuje – firma zarobiła 4,98 miliona euro przy obrotach 72,5 miliona euro – jest tak głównie dlatego, że lwią część zysków Chińczycy reinwestują. Kosztująca łącznie 299 milionów euro modernizacja ma w przyszłym roku zwiększyć zdolność przeładunkową do 3,7 miliona kontenerów rocznie i uczynić Pireus jednym z dziesięciu największych portów świata. Wznoszone są również fundamenty pod nowe nabrzeże w części zarządzanej przez Cosco.  „...”Po drugiej stronie ogrodzenia oddzielającego chińską i grecką część portu kapitan Fu mówi, że chciałby, żeby Cosco zarządzało całym Pireusem, gdyby rząd w Atenach wystawił port na sprzedaż. Taka ekspansja ugruntowałaby chińską dominację w miejscu będącym jedną z głównych strategicznych „bram wjazdowych” do południowej Europy i na Bałkany.  „...(więcej )

Pekin kusi miliardami
– Jesteśmy przekonani, że Grecja powróci na drogę stabilnego wzrostu – mówił w Atenach Zhang Dejiang. Chińczycy nie żałują pieniędzy na wykupienie Grecji, którą przed bankructwem uratowała jedynie finansowa pomoc innych państw UE. Zawarli kontrakty z armatorami na sumę 0,5 mld euro – do tamtejszych firm należy 15 proc. światowej floty kontenerowców i tankowców. Za wsparcie Grecy będą kupować nowe statki nie w Korei czy Japonii, ale w chińskich stoczniach. Pekin jest zainteresowany rynkiem telefonii komórkowej, a w zamian w swojej inwestycyjnej dobroci jest gotowy odnowić zaniedbaną, historyczną część Pireusu i kupić kolej OSE, która nie jest sama w stanie zarobić nawet na połowę pensji swoich pracowników.
– Pekin od dłuższego czasu przygotowywał się do ekspansji, bo dzięki temu otwiera sobie drogę do Europy – powiedział „DGP” Mui Pong Goh z brytyjskiego Chatham House.
To dlatego firma Cosco Group już w ubiegłym roku kupiła za 3,4 mld dol. prawo do zarządzania przez 35 lat dwoma terminalami kontenerowymi w Pireusie, jednym z największych portów Starego Kontynentu. Jeszcze w tym roku ma podpisać umowę na stworzenie niedaleko Aten hubu transportowego, z którego chińskie towary – właśnie poprzez Pireus – będą trafiały na Bałkany. Cosco kusi również grecki rząd wizją zbudowania wielkiego lotniska na południu Krety. Inwestycja ma być warta 3 mld dol.”. ...(więcej )
Chiński koń trojański w Europie . Grecja „...”W ważny europejski przyczółek Chin przekształca się Grecja - uważa Eva Anastasiadou z Royal United Services Institute (RUSI) „....” Grecja zostanie wykorzystana w charakterze konia trojańskiego do stopniowego zwiększania strategicznego wpływu Pekinu na starym kontynencie - napisała Anastasiadou w biuletynie tego ośrodka analitycznego.Jej zdaniem Pekin w swej polityce rozwojowej kładzie nacisk na ekspansję handlu i koncentruje uwagę na globalnej infrastrukturze portowej ułatwiającej dystrybucję chińskich towarów i podnoszącej rangę Chin w światowym handlu.”......”Częściowe przejęcie kontroli nad jednym z najważniejszych portów w południowo-wschodniej Europie i inwestycje w liczne projekty infrastrukturalne w innych rejonach Grecji mogą być początkiem politycznego i gospodarczego uzależnienia Aten i podporządkowania ich sobie przez Chiny - obawia się analityczka ośrodka RUSI.  ...(więcej )

Paweł Rożyński „ Drugie wejście Smoka” …...” Kilka dni temuChińczycy kupili za około 300 mln zł zakłady łożysk tocznych w Kraśniku „....”Bo inwestycja w Kraśniku to tylko element nowego zjawiska, jakim jestprzyspieszenie chińskich inwestycji nad Wisłą „....”Dotychczas największą inwestycją Chin było przejęcie w ubiegłym roku przezLiuGong Machinery cywilnej części huty Stalowa Wola, produkującejmaszyny budowlane i dla górnictwa „....”Beijing West Industries i PCM kupiły od Delphi fabryki części samochodowych w Gliwicach, Tychach i Krośnie. „....”W Łodzi zainwestowały takie firmy jak Yuncheng i Dong Yun, które wytwarzają urządzenia dla branży poligraficznej, czy koncern Victory Technology produkujący części do telewizorów LCD „....”W grudniu 2011 roku do Chin udał się prezydentBronisław Komorowski. Podczas pierwszej wizyty polskiej głowy państwa od 14 latmówił o „partnerstwie strategicznym”. Z kolei w kwietniu 2012 roku premier Wen Jiabao jako pierwszy od 25 lat premier Chin przybył z wizytą do Polski. Spotkał się z liderami 11 państw Europy Środkowej i Wschodniej. Przedstawił12-punktowy program promowania przyjaznej współpracy z tą częścią Starego Kontynentu, m.in. przyznanie specjalnej linii kredytowej dla chińskich inwestorów o wartości 10 mld dol. „.....”W ubiegłym roku swoje przedstawicielstwa otworzyły w Polsce dwa największe chińskie banki: Bank of China (BoC) oraz Industrial and Commercial Bank of China (ICBC). Mają zapewnić finansowanie kapitałowi zza Wielkiego Muru.. Na początku tego roku Państwowa Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) prowadziła 13 „chińskich projektów”, co dawało Państwu Środka trzecie miejsce wśród potencjalnych inwestorów zainteresowanych Polską. „....”według waszyngtońskiej Fundacji Heritage zagraniczne inwestycje Państwa Środka sięgają już72,7 mld dolarów rocznie. „.....”W GrecjiChińczycy wykupili wielki port w Pireusie. „....”W 2010 roku koncern motoryzacyjny Geely przejął od Forda za 1,3 mld dolarów szwedzkie Volvo. Przed dwoma laty Lenovo przejęło niemieckiego producenta sprzętu komputerowego i drukarek Medion, stając się trzecim co do wielkości graczem na niemieckim rynku komputerów „.....” Zdaniem amerykańskiej firmy doradczej Rhodium do 2020 r. łączna wartość chińskich inwestycji w Europie mogłaby osiągnąć 500 mld euro. „....”Jak pisał „Financial Times”, „chiński flirt z państwami naszego regionu może stanowić próbę podkopania europejskiej jedności w kwestii wzajemnych stosunków z Chinami”. ...(więcej ) 

Chiny kupują Białoruś”...”Wsparcie dla Mińska nieoczekiwanie przyszło z Państwa Środka. Xi Jinping przywiózł Łukaszence 7 mld dolarów „...”Zrobimy wszystko, żeby pan nigdy nie pożałował, że przyjechał do naszego kraju. Będziemy robili wszystko, byście mogli skutecznie realizować swoje interesy w Europie – zwracał się Aleksandr Łukaszenko do Xi Jinpinga podczas otwarcia w Mińsku białorusko-chińskiego forum biznesowego. „...”Co więcej, Chiny podpisały z Białorusią porozumienie o „przyjaźni i współpracy strategicznej". Podobne porozumienie chiński przywódca podpisał z Putinem podczas swojej wizyty w Moskwie 9 maja. Do tego Łukaszenko, powtarzając słowa rosyjskiego prezydenta, przekonywał, że „przyjaźń białorusko-chińska nie jest budowana przeciwko komuś". - Jest to historyczny dokument, który kolejny raz potwierdza nasz poziom strategicznego partnerstwa – zapewniał Łukaszenko. – Kraje, które mają podobne poglądy, jak nigdy dotąd powinny się jednoczyć, by przeciwstawić się negatywnym tendencjom światowym – mówił. Tymczasem Xi Jinping podkreślił, że dla Chin Białoruś jest przede wszystkim „ważnym punktem geograficznym", który ma ogromne znaczenie dla nowego „szlaku jedwabnego", o powstaniu którego zapowiadano podczas wizyty Xi Jinping na Kremlu. To właśnie dlatego chiński przywódca podpisał w sobotę w Moskwie porozumienie w ramach którego Chińczycy mają wybudować szybką magistral kolejową, która w perspektywie ma połączonych Moskwę z Pekinem.”...(źródło ) 
Bartłomiej Niedziański” Najważniejsze jest jednak to, że w Grecji rozpoczyna się powolny rozpad Unii Europejskiej w obecnym kształcie. Centrum pod przywództwem Niemiec rozpocznie budowanie swojej Europy wokół unii bankowej i fiskalnej. Ze swoim budżetem i własnymi instytucjami. Peryferie będą funkcjonowały w organizacji o marginalnym znaczeniu politycznym. Bo Grexit to powrót do pomysłu tworzenia ścisłego jądra Unii złożonego ze zdrowych gospodarek strefy euro. „...”Nawet jeśli Grexit zbilansuje się ekonomicznie, to politycznie będzie końcem projektu integracji. Jeśli będzie polegał na wyjściu nie tylko ze strefy euro, lecz w ogóle z Unii Europejskiej – skończy się tym, że w newralgicznym dla naszego bezpieczeństwa regionie swój przyczółek zdobędą Rosja albo Chiny. Może strefa euro będzie gospodarczo bardziej wiarygodna bez Grecji. Wiarygodna nie będzie jednak Unia Europejska. „...(źródło )
Mój komentarz To nie problem długu , to upadek ekonomiczny niemieckiego systemu socjalistycznego, który jest ustrojem Unii Europejskiej . Aby system się utrzymał jeszcze jakiś czas Grecy musieliby pójść polską drogą Tuska , czyli drogą niewolniczej eksploatacji ludzi i wyniszczenia biologicznego narodu . Bo do czego chcą Niemcy zmusić Grecję . Do podniesienia wieku emerytalnego, tak aby Grecy pracowali aż do śmierci , do doprowadzenia do takiej nędzy Greczynek ,a by tylko tyrały w pracy a nie miały środków do rodzeni dzieci . Do doprowadzenia do tak nędznej płacy , aby pomimo pracy Grecy żyli w nędzy . Do obniżenia jakości świadczeń służby zdrowia dla bydła roboczego , itd. Tusk już zrobił to , na co Grecy się nie zgodzili . A i tak 65 procent Greków do 35 roku życia mieszka z rodzicami i nie zakłada rodzin. Ani w Polsce ani w Grecji, ani w żadnym państwie w Europie socjalizmu z jego niewolnictwem ekonomicznym ii polityczną poprawnością jako religią państwową nie da się utrzymać. Ten system jest po prostu ekonomicznie, finansowo i społecznie,w tym biologicznie nie do utrzymania. Niemcy mogą liczyć tylko na to że inspirowany prze Rosję i Chiny bunt Grecki w niemieckiej Europie nie doprowadzi do zmiany ustroju społeczno gospodarczego , bo wtedy spirala nędzy w Grecji będzie się tylko nakręcać i Niemcy będą miały szanse na odzyskanie wpływów . Jeśli jednak Grecy obalą socjalizm i wprowadza nowoczesny wolnościowy model gospodarki to szybko odbiją się od dna, szczególnie przy wsparciu Chin i ich inwestycji ..Oznaczać to też będzie rozpad niemieckiej Unii , do czego dążą Chiny i Rosja . Pobocznym skutkiem tego co się dzieje w Grecji będzie nie dopuszczenie do powstania TTIP , czyli strefy gospodarczej USA UE podporządkowanej dziedzicznym rodom lichwiarzy i oligarchów. Marek Mojsiewicz

Park jurajski jako największa nadzieja Stanisław Cat-Mackiewicz twierdził, że do utworzenia partii politycznej potrzebne są dwie rzeczy. Po pierwsze – klika, to znaczy – pardon – nie żadna „klika”, tylko oczywiście elita, no i program. No i proszę – kiedy tylko Platforma Obywatelska, będąca ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego, w związku z gwałtownym odzyskiwaniem w naszym nieszczęśliwym kraju wpływów przez Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, każdego dnia traci na atrakcyjności, na politycznym firmamencie pojawiła się nowa partia pod nazwą „Nowoczesna.pl”, na czoło której wysunięty został pan Ryszard Petru. Wysunięty – bo prawdziwym filarem, a właściwie dwoma prawdziwymi filarami („bo Berman oraz Minc Hilary, ludowej władzy dwa filary...”) są profesor Leszek Balcerowicz oraz „legendarny” pan Władysław Frasyniuk. Profesor Balcerowicz od samego początku sławnej transformacji ustrojowej przewodził wszystkim modernizacjom naszego nieszczęśliwego kraju i tylko dla niepoznaki obudowywany był rozmaitymi rządami które jednak realizowały nakreślony przez niego program, bo od niego „nie było alternatywy”. Tak w każdym razie twierdziła Unia Demokratyczna, a potem – Unia Wolności, której filarem był właśnie „legendarny” pan Władysław Frasyniuk. Dzięki swej legendarności łatwiej duraczył mikrocefali, które w związku z tym do dzisiejszego dnia wierzą, że rzeczywiście nie było alternatywy wobec polityki wydrenowania polskiego zalążka klasy średniej na rzecz finansowych grandziarzy ze wschodniego wybrzeża USA, którzy potem chcieli nawet wynagrodzić prof. Balcerowicza za tę przysługę Nagrodą Nobla, ale skończyło się na obiecankach. Tymczasem alternatywa istniała, w postaci sprzedaży obywatelom za gotówkę drobnej własności państwowej w postaci mieszkań, domów, placów, sklepów itp. - ale na to właśnie nie mogli zgodzić się bezpieczniacy, którzy nie po to przecież nastręczyli mniej wartościowemu narodowi tubylczemu prof. Balcerowicza w charakterze jasnego idola, żeby doprowadził do wzmocnienia polskiej klasy średniej, która w warunkach gospodarki rynkowej wymiksowałaby bezpieczniackich nuworyszów w ciągu jednego pokolenia, tylko po to, żeby zalążkowi polskiej klasy średniej złamał kręgosłup. Oczywiście prof. Balcerowicz w felietonach pisanych do rozmaitych tygodników pisał bardzo ciekawe i słuszne rzeczy – ale kiedy tylko obejmował jakieś państwowe stanowiska, robił dokładnie coś innego. Widać to było zwłaszcza po roku 1997, kiedy to kierowana przez prof. Balcerowicza Unia Wolności, w której uczestniczył też „legendarny” pan Władysław Frasyniuk, utworzyła koalicję z Akcją Wyborczą „Solidarność”, co doprowadziło do utworzenia rządu pod przewodnictwem charyzmatycznego premiera Jerzego Buzka. Charyzmatyczny premier Buzek zainicjował i przeprowadził cztery wiekopomne reformy, których trwałym skutkiem było skokowe zwiększenie liczby synekur w sektorze publicznym i skokowe zwiększenie kosztów funkcjonowania państwa o co najmniej 100 miliardów złotych. Unia Wolności z prof. Balcerowiczem na czele nie tylko wszystkie te przedsięwzięcia firmowała, ale w ramach duraczenia, wychwalała je pod niebiosa – oczywiście do momentu, gdy trzeba było asekurować się przed odpowiedzialnością za to dokazywanie. Jak pamiętamy, Unia Wolności w czerwcu 2000 roku opuściła koalicję, rząd AW”S” w jednej chwili utracił życzliwość niezależnych mediów głównego nurtu, a pan prof. Balcerowicz w nagrodę został prezesem Narodowego Banku Polskiego. Dzisiaj pan Ryszard Petru zdradza, że jego marzeniem jest uzyskanie 20 procent głosów przez „Nowoczesną.pl”. Czy jednak Polacy po raz kolejny dadzą się nabrać na pana prof. Balcerowicza i „legendarnego” pana Władysława Frasyniuka? Nawiasem mówiąc, lansowanie po raz kolejny obydwóch filarów w charakterze jasnych idoli pokazuje, że i RAZWIEDUPR ma krótką ławkę kadrową, skoro prezentuje taki park jurajski. Ale już w XVII wieku Franciszek ks. de La Rochefoucauld zauważył, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego. Gdyby zatem marzenie pana Ryszarda Petru miało się spełnić, byłby to dowód nie tylko na skuteczność masowego duraczenia, a zarazem – że nasz naród nie zasługuje na lepszy los.

Stanisław Michalkiewicz

1 lipca 2015 Strażnik Konstytucji RP ostentacyjnie ją łamie

1. Urzędującego prezydenta RP zwykło się nazywać strażnikiem Konstytucji RP, głównie dlatego, że może zawetować ustawy uchwalone przez Parlament albo też skierować je do Trybunału Konstytucyjnego jeżeli tylko nabierze wątpliwości, co do ich zgodności z Konstytucją RP. Do niedawna trudno więc było nawet wyobrazić sobie sytuację, że urzędujący prezydent kieruje do Parlamentu jakikolwiek projekt ustawy, bądź uchwały, która może być niezgodna z Konstytucją RP. Jednak tuż po przegraniu I tury wyborów, prezydent Komorowski podpisał i wysłał do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika.

2. Od razu w mediach pojawiły się wypowiedzi znanych konstytucjonalistów, że postanowienie o zarządzeniu referendum na temat JOW-ów jest niezgodne z Konstytucją RP i może być podstawą do postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Chodzi o to, że prezydent nie może zarządzać referendum w sprawie jej zmiany lub w sprawach, które nie są z nią niezgodne (w Konstytucji RP zapisane są wybory proporcjonalne do Sejmu). A więc najpierw Sejm i Senat powinny przeprowadzić zmiany w Konstytucji usuwając z niej zapis o proporcjonalności wyborów do Sejmu (do tego potrzeba większości 2/3 w Sejmie i Senacie) a dopiero później prezydent za pośrednictwem Senatu może się zwrócić z postanowieniem o zarządzeniu referendum w sprawie JOW-ów. Widać więc było już wtedy czarno na białym, że prezydent Komorowski łamie Konstytucję RP zgłaszając do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum ale wtedy nikt się tym specjalnie nie przejmował.

3. Poważne wątpliwości co do zgodności z Konstytucją RP budzą także dwa pozostałe pytania referendalne prezydenta Komorowskiego. Chodzi o to, że w odniesieniu do dwóch kolejnych pytań o finansowanie partii z budżetu państwa jak i rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika nie powinno się zarządzać referendum w sytuacji kiedy trwa proces legislacyjny dotyczący obydwu kwestii. Tak się bowiem składa, że te dwie kwestie mają być uregulowane w projektach ustaw skierowanych do Sejmu przez rząd Ewy Kopacz i wszystko wskazuje na to, że będą one głosowane jeszcze przed zakończeniem tej kadencji Parlamentu.

4. Teraz te wątpliwości podnoszą kolejni konstytucjonaliści, którzy do tej pory byli wręcz etatowymi ekspertami polskiego Parlamentu. Wczoraj w ten sposób wypowiedział się dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego, podkreślając, że jest wręcz zszokowany tym, że prezydent RP który powinien być strażnikiem Konstytucji, sam proponuje rozwiązania, które są sprzeczne z ustawą zasadniczą. Co więcej dodał on, że trzy kolejne pytania proponowane przez poseł Beatę Szydło kandydatkę na premiera, należą do tych kategorii problemów, które wypełniają możliwość przeprowadzenia referendum w tych sprawach. Przypomnijmy tylko, że chodzi o powrót do poprzedniego wieku emerytalnego, zlikwidowania przymusu posyłania do szkoły dzieci 6-letnich, a także zakazu prywatyzacji przedsiębiorstwa Lasy Państwowe. Jego zdaniem tym razem Sejm ma możliwość uchwalenia referendum z tymi pytaniami, które mogłoby być zarządzone w tym samym dniu co referendum prezydenckie czyli 6 września tego roku. Dobrze byłoby, żeby urzędujący prezydent Bronisław Komorowski zareagował jednak na te coraz bardziej krytyczne opinie konstytucjonalistów dotyczące jego referendalnej propozycji. Kuźmiuk

Upiór dzienny w Nocy Kościołów Czego to się człowiek nie dowiaduje, kiedy tylko pojedzie do Wrocławia! Bo akurat pojechałem na zaproszenie tamtejszego Radia Rodzina, które zaproponowało mi wygłoszenie prelekcji w ramach „Nocy kościołów”: czy chrześcijaństwo może ocalić Europę. Jeszcze nie zdążyłem przyjechać, a już mikrocefale chlipiący michnikowszczyny z „Gazety Wyborczej” zostali poinformowani, że skoro ja mam wygłaszać prelekcje, to nie będzie żadna „Noc kościołów”, tylko „noc upiorów”. Informację tę przekazała mikrocefalom pani redaktor Katarzyna Wiśniewska, ongiś rzucona przez redakcyjny sanhedryn na religijny odcinek frontu ideologicznego w najweselszym w całej gazecie dziale religijnym. Najweselszym – bo pan red. Turnau stręczy tam „judeochrześcijaństwo” tubylczym mikrocefalom, którzy myślą, że to wszystko naprawdę. Nie on jeden zresztą – ale o to mniejsza. Myślałem jednak, że pani red. Wiśniewska się przeziębiła, albo została wysłana do Tel Awiwu na rekolekcje, bo przez dłuższy czas jakoś nie mogłem zauważyć jej na łamach. Tymczasem jeśli nawet była przeziębiona, to już jej mija, a jeśli na rekolekcjach – to wróciła z nowymi umiejętnościami w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym. Zatem na początek podziękowałem jej za odnotowanie mojej obecności we Wrocławiu, chociaż jak zwykle się pomyliła, pisząc o nocnych upiorach. Ja bowiem nie jestem upiorem nocnym tylko dziennym. Najwyraźniej jeśli pani redaktor była przeziębiona, to gorączka chyba jej jeszcze całkiem nie przeszła, o czym można przekonać się na podstawie relacji z mojej prelekcji.

Zauważyła przede wszystkim, że była ona „antysemicka”, co wzbudziło w jej umyśle zrozumiałe wzburzenie, bo najwyraźniej musi uważać, że w kościołach mogą być wygłaszane tylko opinie filosemickie, inaczej mówiąc – żydofilskie. Dodatkowo relacja jej opatrzona została moją fotografią sprzed kilku lat, co wzbudza we mnie podejrzenia, że fotografa przy tym nie było, a kto wie, czy i pani redaktor w swojej relacji nie posłużyła się aby wiadomościami z drugiej ręki, szlajając się w tym czasie po jakichś wrocławskich spelunkach? W takiej sytuacji nic dziwnego, że i to zdjęcie i ta relacja, to typowy handełesowski Scheiss. Tymczasem w swojej prelekcji owszem - zająłem się Żydami, bo jedną z dwóch zawleczonych z zewnątrz chorób trapiących współczesne chrześcijaństwo, jest właśnie „judeochrześcijaństwo”. Jest to dywersja skierowana na rozmydlenie chrześcijaństwa, która od pewnego czasu polega na ostrożnym lansowaniu tezy, że Zmartwychwstanie nie było faktem historycznym, a tylko apostołowie tak pragnęli, żeby Chrystus ożył, tak pragnęli, że aż w końcu zaczęło im się coś zwidywać. Jak powiada Stanisław Lem w „Głosie Pana” - „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie”. Na to zapewne liczą propagatorzy „judeochrześcijaństwa” - że jeśli chrześcijanie zostaną oswojeni z poglądem, iż Zmartwychwstanie nie było faktem historycznym, to potem będzie można sobie z nimi już łatwo poradzić. Ciekawe, że przewidział to św. Paweł już 2 tysiące lat temu. Znając swoich rodaków jak zły szeląg, nie miał chyba wątpliwości, że będą próbowali zwalczać chrześcijaństwo wszelkimi sposobami, a jednym z nich będzie kwestionowanie autentyczności Zmartwychwstania – o czym zresztą wspomina Ewangelia wg św. Mateusza – i dlatego, niczym grom, grzmi przez stulecia ta potężna przestroga Pawłowa: „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara!” I rzeczywiście – w jakim celu ktokolwiek miałby przejmować się halucynacjami galilejskich rybaków? Drugą chorobą zawleczoną do chrześcijaństwa z zewnątrz, a konkretnie – z ideologii socjalistycznej - jest przekonanie, jakoby prawo do wiecznego zbawienia było jednym z naturalnych praw człowieka, na tej samej zasadzie, jak prawo do jazdy metrem, które podobno miało być nawet wpisane do konstytucji ZSRR. Skoro Pan Bóg ludzi stworzył, to teraz nie ma rady – musi ich zbawić, żeby tam nie wiem co. Tę roszczeniową postawę wobec Pana Boga wyraził Henryk Heine, nota bene – Żyd - mówiąc: „Dieu me pardonnera, c’est son metier” (Bóg mi wybaczy, to Jego zawód). Jest to pogląd oczywiście sprzeczny z szóstą prawdą wiary katolickiej, że „łaska Boża jest do zbawienia KONIECZNIE potrzebna” - ale co z tego, skoro na Zachodzie coraz więcej chrześcijan o tym zapomina i na przykład przystępują masowo do Komunii, chociaż już przestali się spowiadać. Wspomniałem o tych, zawleczonych z zewnątrz chorobach chrześcijaństwa, bo jeśli miałoby ono ocalać Europę, jako kategorię cywilizacyjną, to najpierw musi samo otrząsnąć się z tych infekcji, bo w przeciwnym razie nie tylko Europy nie ocali, ale jeszcze i ją zainfekuje. Tymczasem Europa przeżywa obecnie rewolucję komunistyczną w pełnym natarciu, z wykorzystaniem instytucji Unii Europejskiej – a jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to tylko dlatego, że prowadzona jest ona według innej strategii, niż ta, którą znamy. Bo my znamy strategię bolszewicką, która składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia. Przyniosła ona nawet spore rezultaty, ale na dłuższą metę okazała się nieefektywna, toteż obecnie komuna posługuje się strategią zaproponowaną przez Antoniego Gramsciego, który głównym polem bitwy rewolucyjnej uczynił sferę ludzkiej świadomości, czyli kultury. W tej strategii na pierwszy plan wysuwa się więc masowe duraczenie, dokonujące się przy pomocy piekielnej triady: państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego. W naszym nieszczęśliwym kraju „Gazeta Wyborcza” w dziedzinie duraczenia nie daje się nikomu prześcignąć, co pokazuje, że ciągłość między pierwszą i druga komuną jest większa, niż mogłoby się komuś wydawać. Narzędzia terroru są stworzone, ale nie są na razie używane w skali masowej, bo – po pierwsze – masowe duraczenie przynosi znakomite rezultaty, zwłaszcza wśród mikrocefali, a po drugie, przed czym przestrzegał Machiavelli pisząc, że „okrucieństwo i terror należy stosować rozsądnie i tylko w miarę potrzeby” - żeby przedwcześnie nie płoszyć potencjalnych ofiar. W rezultacie przekształcenia własnościowe dokonają się bez żadnego przymusu, to znaczy – cała własność przejdzie w szpony banksterów. Strategia rewolucji komunistycznej się zmieniła, ale cele są cały czas te same: wyhodowanie człowieka sowieckiego i stworzenie mu środowiska, w postaci państwa totalitarnego. Człowiek sowiecki tym różni się od normalnego człowieka, że wyrzekł się wolnej woli. Dlatego nie może żyć w normalnym świecie, tylko w sztucznym środowisku w postaci państwa totalitarnego, które tym się m.in. odznacza, że nie toleruje żadnej władzy poza własną, np. władzy rodzicielskiej, czy religijnej. Toteż walczy i z jedną i z drugą – a ubocznym skutkiem rewolucji komunistycznej może być destrukcja cywilizacji łacińskiej, a więc Europy, jako kategorii cywilizacyjnej. Stanisław Michalkiewicz

2 lipca 2015 Związek Banków Polskich organizacją już jawnie lobbystyczną

1. Związek Banków Polskich (tak naprawdę powinien się nazywać Związkiem Banków w Polsce), na naszych oczach staje się organizacją jawnie lobbystyczną na rzecz sektora bankowego. Do niedawna Związek i jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz starali się to lobbowanie ukrywać, między innymi narracją o występowaniu w imieniu klientów banków ale ich zachowanie w sprawie tzw. frankowiczów, a ostatnio także Bankowego Tytułu Egzekucyjnego (BTE), pokazuje ich prawdziwe oblicze. Jakiś czas temu ZBP przedstawił propozycje rozwiązania problemów posiadaczy kredytów frankowych, które tak naprawdę miały na celu jedno aby banki udzielające tzw. kredytów frankowych na ewentualnym ich przewalutowaniu możliwie jak najmniej straciły, a mimo to żaden z banków z ideą przewalutowania tych kredytów do tej pory nie wystąpił. Teraz ZBP zaangażował się w obronę obowiązywania BTE do 1 sierpnia 2016 roku, a więc do maksymalnego terminu jaki dał ustawodawcy na zmianę prawa Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z kwietnia tego roku, w którym postanowił o niekonstytucyjności tego instrumentu.

2. Przypomnijmy tylko, że Bankowy Tytuł Egzekucyjny, to przywilej jaki banki miały jeszcze w poprzednim ustroju i mimo przejścia do gospodarki rynkowej, broniły go skutecznie przez ostatnie 25 lat. BTE to dla banków swoisty bat na ich dłużników, który mogą wystawić w każdej chwili nawet nie zawiadamiając o tym drugiej strony. W ciągu zaledwie kilku dni uzyskują w sądzie tzw. klauzulę wykonalności (najczęściej na zamkniętym posiedzeniu) i natychmiast uruchamiają komorników, którzy ściągają należności, kierując się tylko chęcią uzyskania jak największych kwot prowizji. Niestety ten sposób oddziaływania na dłużników jest wykorzystywany w Polsce niezwykle chętnie. Na przykład w roku 2011 takich tytułów banki wystawiły ponad 1 mln (w kolejnych latach niewiele mniej) i dotyczyło to zarówno przedsiębiorców jak i osób fizycznych.

3. Często licznie obecne w naszym kraju banki zagraniczne, wykorzystują BTE wręcz do niszczenia przedsiębiorstw, które stały się poważną konkurencją dla firm pochodzących z ich krajów, równie często dochodzi do egzekucji długów wątpliwych, które powstały w dużej mierze z winy banku. Takim przypadkiem była sprawa tzw. opcji walutowych, większość polskich przedsiębiorstw została wtedy bezwzględnie wykorzystana przez banki, które wcześniej te opcje im wręcz wciskały, nie informując o ogromnym ryzyku z tym związanym. Duża część przedsiębiorców szantażowana wtedy przez banki wystawianiem BTE i zajmowaniem rachunków bankowych oraz przejmowaniem majątku, podpisała z nimi ugody tylko po to aby nie stracić wszystkiego. Z rachunków przedsiębiorstw w związku z opcjami, wyparowało w latach 2008-2009 około 20 mld zł, a więc olbrzymie pieniądze i tylko najbardziej oporni i zasobni w środki finansowe przedsiębiorcy, do tej pory procesują się z bankami.

4. TK w swoim rozstrzygnięciu dotyczącym niekonstytucyjności BTE dało wprawdzie ustawodawcy ponad rok na zmianę ustawodawstwa w tym zakresie ale tak się składa, że w Sejmie już od ponad 2 lat „leżakuje” projekt ustawy o likwidacji BTE autorstwa posłów Prawa i Sprawiedliwości. Projekt ten zawiera zapis o wejściu w życie 2 tygodnie po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw uchwalonej przez Parlament i podpisanej przez prezydenta ustawy, i to właśnie oburzyło prezesa ZBP, który uważa, że „nikt nie powinien wyręczać Trybunału w tej sprawie i przyśpieszać tych terminów”. A więc ZBP broni interesów banków do końca, nawet wtedy kiedy Trybunał Konstytucyjny orzeka, że wykorzystywany przez nie przez ostatnie 25 lat z takim rozmachem instrument, faworyzował wyraźnie jedną stronę umów kredytowych. Kuźmiuk

Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego dr Jan Sową „ Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego”, i Polak czuje, że wreszcie ktoś zrozumiał jego problemy. Dzięki temu poczuje się odważniejszy i powie: „Właśnie, kurwa, dość tego, dość uczonych gadek pajaców w garniturach, wypierdalać!”. Winę za taki stan rzeczy ponoszą moim zdaniem w 100 proc. elity naszego kraju, które nie potrafiły wejść w jakikolwiek dialog z masami ludzi pokrzywdzonych przede wszystkim przez nasz peryferyjny kapitalizm . I dalej nie potrafią.  „...”Nierówności, ciężka, niewolnicza praca, fortuny nielicznych zbijane na wyzysku mas, pogarda zadowolonych z siebie elit dla przeciętnego, biednego człowieka, podrzędna, peryferyjna pozycja naszego kraju w międzynarodowej wymianie gospodarczej, mafie i układy grup interesu niszczących dobro wspólne dla swoich partykularnych korzyści, kolaboracja kompradorskich elit z obcymi siłami przeciw własnemu społeczeństwu, niewydolność instytucji państwowych – to wszystko jest więcej niż polskie. To jest ultra-polskie. To jest właśnie to, czego nazwą była historycznie i jest dzisiaj „Polska”. To jest I Rzeczpospolita teleportowana w czasie i ubrana we współczesny kostium.  „...”W Polsce jest dzisiaj gorzej niż w Grecji „..” Jan Sowa. Autor głośnej i dyskutowanej książki „Inna Rzeczpospolita jest możliwa” ...” słyszałem mniej więcej taką właśnie diagnozę. Że nie dostrzegam sukcesu III RP, że nie rozumiem jej problemów, że obiektywne badania pokazują, jak bardzo ludzie są zadowoleni. A nawet że jestem klakierem PiS-u i gram pod nich, bo to właśnie oni roztaczają taki fałszywy obraz współczesnej Polski.”...”Nie, przyszło polityczne tsunami i okazało się, że są w Polsce dosłownie miliony ludzi, którzy są tak wkurzeni na to, co się w naszym kraju dzieje i tak zdegustowani jałową „debatą” między PO a PiS, że są gotowi głosować na każdego, kto daje szansę rozbicia tego układu. „...” Byłem na przykład jedną z pierwszych osób w Polsce, która pisała o prekariacie i zajmowała się tą sprawą od 2008 roku. Na początku ludzie w większości śmiali się z dziwnego ich zdaniem neologizmu, później widziałem rosnące zainteresowanie tematem, ale głównie ze strony internautów. Dzisiaj jest to jeden z ważniejszych, jeśli w ogóle nie najważniejszy, temat dyskusji medialnych i politycznych.  „..”Teoria skapywania głosi, że jeśli bogaci się bogacą, to skorzystają na tym wszyscy, bo bogactwo „skapuje” z góry społecznej piramidy na dół. Bogaci mieliby więc tworzyć miejsca pracy, zwiększać koniunkturę w gospodarce swoimi inwestycjami itp. Mamy dzisiaj mnóstwo danych pokazujących, że tak się nie dzieje ani w Polsce, ani gdzie indziej. W Stanach Zjednoczonych, stawianych przez polskich (neo)liberałów za wzór właściwie działającej gospodarki, także nie.  „..”Bo Polacy nie są tak głupi, jak wydaje się Komorowskiemu i przynajmniej części naszych elit?  „..”Ikoną tej indolencji jest dla mnie Adam Michnik, który spędza wieczór wyborczy z prywatną grupą lobbingową Lewiatan odpowiedzialną w dużej mierze za prekaryzację warunków pracy w Polsce, a krytyków III RP nazywa „nieodpowiedzialną gówniarzerią”. Taka postawa już się mści, a będzie moim zdaniem jeszcze gorzej, bo elity nadal są skrajnie głupie.  „...”Tak. Bo w Polsce jest dzisiaj gorzej niż w Grecji.  „...” Mimo lat kryzysu i zapaści gospodarczej pensje i emerytury w Grecji są wciąż wyższe niż we wspaniale rozwijającej się, ponoć, Polsce. Zarówno w liczbach absolutnych, jak i relatywnych – Grekom żyje się nawet dzisiaj przeciętnie lepiej niż Polakom. Mamy oczywiście inne problemy niż w Grecji, ale są one gigantyczne. Tylko jeszcze ich nie widać. Natomiast za 1-2 dekady czeka nas Armagedon. Weźmy piramidę finansową zwaną ZUS-em. Prognozowane emerytury mają być żałośnie małe – szacuje się, że dla mojego pokolenia, ludzi urodzonych w latach 70. XX wieku wskaźnik zastąpienia będzie się wahał w okolicach 20-30 proc., czyli po kilku dekadach ciężkiej pracy dostaniemy około 1 tys. złotych lub nawet mniej, jeśli ktoś był przez dłuższy czas prekariuszem. Co gorsza, w systemie nie ma w ogóle pieniędzy na świadczenia dla nas. Świadczenia dla dzisiejszych emerytów są obsługiwane z wpłat osób pracujących. Już teraz mamy deficyt, ale sytuacja będzie się tylko pogarszać, negatywna dynamika demograficzna i emigracja działają tu silnie na niekorzyść. „..” III RP wcale nie jest zaprzedaniem i zaprzeczeniem idei polskości, ale jest właśnie jej doskonałą realizacją( źródło )

Michał Gąsior „ Artur Zawisza z Ruchu Narodowego: W koalicji z Kukizem będziemy walczyć o renegocjację traktatu akcesyjnego UE”...”Sztandar sprzeciwu wobec zdegenerowanych elit łączy wrażliwość Kukiza i narodowców – mówi w "Bez autoryzacji" Artur Zawisza „...”istotą rzeczy byłoby porozumienie antysystemowych kandydatów do prezydentury. Pamiętajmy, że łącznie zdobyli jedną czwartą oddanych głosów, a w liczbach bezwzględnych ponad 3,5 miliona, co jest ogromną liczbą obywateli. Jako Ruch Narodowy rzeczywiście byliśmy za porozumieniem wszystkich z tej grupy. Teraz zdajemy sobie sprawę, że w niektórych przypadkach jest to więcej niż trudne. Widać gołym okiem, że porozumienie środowiska Korwin-Mikkego z Korwinem jest praktycznie niemożliwe, i to ze względu na nadmierną ekscentryczność pana Janusza.  „..”A wy się sprzymierzycie z Kukizem? Naszym hasłem jest: “chcemy rozmawiać z tym, kto chce rozmawiać”. Z tego punktu widzenia jest nam blisko do propozycji politycznej Pawła Kukiza. My chcemy zaznaczyć w niej swój narodowy głos. Przedstawiliśmy pełnozakresowy program zarówno w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jak i w wyborach prezydenckich, i nie chcemy rezygnować z naszych postulatów.  Kukiz programu nie ma… Rozumiemy, że jego koncepcja wyborcza opiera się na czymś innym. To z nami jednak nie koliduje, bo sztandar sprzeciwu wobec zdegenerowanych elit łączy wrażliwość Kukiza i narodowców. Stąd bliskość w działaniu, którego praktycznym przejawem jest zaangażowanie Ruchu Narodowego w kampanię referendalną.
Ale co z negocjacjami w sprawie wspólnej listy? Mamy na to czas do końca lipca. Z całą pewnością będziemy przedstawiać swoje kandydatury we wszystkich okręgach wyborczych. Natomiast zgodnie z zasadą negocjacyjną nic nie zostało ustalone, dopóki wszystko nie zostało ustalone. Paweł Kukiz reprezentuje swoją osobistą charyzmę, a nie zarejestrowany sądownie podmiot, z którym można byłoby zawrzeć pisemne porozumienie. My na tym etapie przyjmujemy to do wiadomości i jednocześnie jesteśmy gotowi jako Ruch do samodzielnego startu wyborczego.  Nie boicie się Kukiza? Jego nieprzewidywalności? Przede wszystkim nie boimy się samodzielności wyborczej, bo w ciągu ostatniego roku trzykrotnie wzięliśmy udział w wyborach. Co do nieprzewidywalności Kukiza, taka jego natura i uroda. Będąc takim otrzymał samodzielnie trzy miliony głosów. To każe każdemu z nas patrzeć z pokorą na swój sposób komunikowania się z opinią publiczną. Kukiz osiągnął więcej i więcej mu wolno.  Które z postulatów będziecie chcieli w pierwszej kolejności przeprowadzić, jeśli dojdzie do koalicji z ruchem muzyka? Opowiadamy się za suwerennością państwa w każdej dziedzinie i podtrzymujemy nasz pomysł rabatu dla Polski w unijnym pakiecie klimatyczo-energetycznym – zwolnienia naszego kraju ze znaczącej części zobowiązań międzynarodowych prowadzących do wygaszania górnictwa i podwyżki cen prądu.”...(źródło )

Prekariat – kategoria społeczna charakterystyczna dla okresu późnego kapitalizmu. Prekariusze to osoby zatrudnione na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Samo słowo jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (ang. niepewny) ze słowem proletariat. „...”Za twórcę tego pojęcia uznaje się Guya Standinga[potrzebne źródło] – profesora Uniwersytetu w Bath oraz założyciela, członka i prezesa Basic Income Earth Network[1]. Pozostałe definicje zamieszczane głównie w artykułach prasowych i w czasopismach internetowych są jedynie odbiciem definicji prekariatu w rozumieniu Guya Standinga. Sformułował ją w książce The Precariat: The New Dangerous Class (Prekariat: Nowa niebezpieczna klasa)[2], w której zwraca szczególną uwagę na socjoekonomiczny aspekt, charakteryzując prekariat jako ludzi pozbawionych siedmiu gwarancji zatrudnienia:

  1. Gwarancji rynku pracy, czyli odpowiednich możliwości pracy;

  2. Gwarancji zatrudnienia – odpowiednia ochrona pracownika przed zwolnieniem i stosowne dostosowanie w tym względzie przepisów prawnych;

  3. Gwarancji pracy – gwarancja związana z wykonywaniem danej pracy, z pewnością wykonywania takich, a nie innych obowiązków;

  4. Gwarancji bezpieczeństwa w pracy – szeroko pojęta ochrona zdrowia pracownika;

  5. Gwarancji reprodukcji umiejętności – zapewnienie nauki zawodu, szkoleń, jak i właściwego wykorzystania nabytych umiejętności w pracy;

  6. Gwarancji dochodu – dopasowana do wykonywanej pracy stała pensja;

  7. Gwarancji reprezentacji – gwarancja przedstawicielstwa interesów pracownika, na przykład bycie członkiem niezależnego związku zawodowego[3].

Życie prekarne to życie w ciągłej niepewności; życie, w którym trudno cokolwiek zaplanować. Odnosi się to zarówno do sfery zawodowej, gdzie częste zmiany organizacyjne sprawiają, że z dnia na dzień można pozbyć się stanowiska, gdzie prawie każdy zmienia pracę przynajmniej kilkakrotnie, szukając tej zapewniającej większe szeroko pojmowane bezpieczeństwo. To z kolei łączy się niejednokrotnie także ze zmianą miejsca zamieszkania, która wiąże się bezpośrednio ze sferą prywatną, dla przykładu - ze sprawami związanymi z planowaniem rodziny.”...”W jego skład wchodzą przede wszystkim:

Wszyscy oni – z różnych środowisk, mieszkający na wsiach, w miasteczkach lub w wielkich miastach, ze zróżnicowanym wykształceniem, z różnymi stażami pracy, wciąż na przedłużających się stażach lub szukający pracy, godzący się często na tak zwane okresy próbne, umowy na czas określony, które kończą się brakiem stałego zatrudnienia – według istniejących definicji wchodzą w skład tej nowej kategorii społecznej.”...(źródło )

JAN SOWA - CO TO JEST PREKARIAT?”..”Prekariat to właściwe tłumaczenia na język polski angielskiego terminu precarity lub francuskiego precarité. Słowo to pochodzi od łacińskiego rdzenia caritas – (miłosierdzie, miłość do bliźniego, troska) i opisuje kondycję czegoś (lub kogoś), o co „trzeba się zatroszczyć” (w angielskim precarity słyszymy czasownik to care, czyli dbać, troszczyć się, przejmować się czymś). Chociaż „prekariat”, jako termin wywodzi się z filozofii chrześcijańskiej i odnosi się w niej do czegoś (lub kogoś), co ze względu na swoją fatalną sytuację wymaga modlitwy, stało się powszechnie znane dzięki użyciu go przez lewicową krytykę i teorię społeczną. „...”Prekariat to stan braku pewności, stałości i stabilności, to chroniczna niemożliwość przewidzenia przyszłości i nieustanny lęk, że przyniesie ona tylko pogorszenie obecnej sytuacji. Jest to kondycja kruchej i niepewnej egzystencji, na jaką skazana jest spora część światowej populacji, również w krajach kapitalistycznego centrum. Dotyczy ona ludzi czasowo bezrobotnych, utrzymujących się z dorywczych prac, zatrudnianych na krótkoterminowe umowy, migrujących w poszukiwaniu zarobku, pracujących na częściowe etaty lub zmuszanych do podpisywania in blancoswojego wypowiedzenia wraz z umową o pracę (praktyka dość częsta w wielkich korporacjach). Oznacza życie pełne niepewności i trudne do zaplanowania, życie, w którym kilkakrotnie trzeba zmieniać nie tylko miejsce pracy, ale również zawód, a nawet najlepsze stanowisko stracić można z dnia na dzień. Życie takie staje się udziałem coraz większej liczby ludzi, bo czasy, gdy spędzało się w jednej firmie lub na tym samym stanowisku czterdzieści lat zawodowej kariery, coraz szybciej odchodzą w niepamięć. „...(źródło )
Mój komentarz W USA, Europie Zachodniej , w Polsce istnieje prekariat , elektorat Kukiza. Coraz gorsze place, coraz mniejszy ich udział w PKP coraz większy wyzysk , trzymanie się kurczowo stałej pracy jeśli taka jest aż do upodlenia.

A w takich Chinach prekariat nie istnieje .Place rosną po 10 procent rocznie. Ludzi są coraz bogatsi , , udział plac nie spada w stosunku do chińskiego PKB , bezrobocie to około 4 procent , zarabiają więcej niż Polacy. Prezydent XI obiecał że w ciągu 10 lat jego kadencji płace się podwoją. Jak to zrobić , aby w Polsce jak Chinach nie istnieli prekariusze , aby place rosły, bezrobocie malało . Zanim to wyjaśnię opiszę co robi chiński robotnik jak pracodawca nie chce mu podnieść płacy. Młody przedsiębiorczy Chińczyk natychmiast zakłada swoja firmę . No bo w Chinach do 200 tysięcy złotych obrotu Chińczyk nie płaci ani zusu , ani podatku dochodowego , ani vatu. A gdyby urzędnik chińskiej skarbówki przyszedł jak w Polsce zniszczyć firmę, to natychmiast znalazłby się w więzieniu jako szczególnie niebezpieczny dal państwa kryminalista . W Chinach jest tak ostra w tej chwili walka z korupcją ,że Sikorski, Bieńkowska, Belka zostaliby aresztowani przez specjalną antykorupcyjną służbę bezpieczeństwa za płacenie pieniędzmi podatników za biesiady , a Nowak siedziałby wiele miesięcy w kazamatach służby antykorupcyjnej , ażby wyjawił wszystkie łapówki i łapówkarzy . W Polsce w ciągu 25 lat wykończono około półtora miliona firm , czyli zlikwidowano około 40 procent W chinach ilość firm gwałtownie rośnie .A jeśli są miliony firm to muszą one konkurować o pracownika. I mu godnie zapłacić . Inaczej jest w systemie socjalizmu lichwiarskiego . Małe i średnie firmy celowy terror skarbówki niszczy. Pozostają nieliczne , liczone nie w milionach ale w setkach korporacje , należące do kilkudziesięciu głównych rodów lichwiarzy i oligarchów , które zatrudniaj łącznie miliony ludzi, a które w zmowach uzgadniają wspólną politykę niskich , głodowych płac. Pracownik korporacji nie może ani złożyć własnej firmy , bo zus , podatki, oraz kontrole natychmiast wykończą ani pójść do innej , małej lub średniej firmy , bo te firmy są celowa wykańczane przez socjalistyczny reżim przy użyciu fiskusa. I powiem jedno , nie dziwię się że tylu młodych Polaków woli głosować na Kukiza , niż na PiS . Bo kiedy słyszę jak Szydło mówi ,że PiS nie dokona żadnych większych zmian w podatkach ,że w będzie to tylko małą dobra zmiana to oznacza ,że PiS chce zakonserwować system ekonomiczny , podatkowy, gospodarczy .A to oznacza ,że PiS zakonserwuje nędzę Polaków. Młody człowiek , który robi za 1500 złotych , a który chce założyć swoją własną firmę i słyszy że podatki, zusy , vaty , będą takie same jak za Platformy to zaczyna mieć w dupie cały ten PiS , chwyta za kamień i idzie do Kukiza , aby razem z nim całe to gówno , cały ten socjalizm zatłuc na śmierć .

PiS jeśli chce wygrać musi otworzyć się na ludzi uciśnionych. Małych przedsiębiorców , prekariuszy, którzy nie mogą założyć swojej firmy, na tych, na tych Polaków których firmy są wyniszczane zusem , podatkami i kontrolami , na tych mało zarabiających, których niskie płace są okradani zusem , vatem i podatkiem dochodowym . Spotkałem się z opinią ze PiS tak naprawdę jest partią sytej budżetówki, emerytów i rencistów , a nie Polaków pracujących na swoim lub za darmo dla koncernów. Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego” Marek Mojsiewicz

Włosy stają dęba „Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba” - śpiewał w 1981 roku Andrzej Rosiewicz. Jak wiadomo, na skutek napięć wywołanych powstaniem „Solidarności”, pojawiła się obawa, że Polska przestanie spłacać długi zaciągnięte w latach 70-tych. Te długi Polska zaciągnęła u zachodnich bankierów, którzy w obawie przed najgorszym połączyli się w dwa kluby: tak zwany „klub paryski” skupiał bankierów, którzy pożyczyli Polsce pieniądze pod gwarancje rządów własnych krajów oraz tak zwany „klub londyński”, w którym skupiły się banki nie mające żadnych rządowych gwarancji. Więc tym właśnie zachodnim bankierom włosy stawały dęba, aż wreszcie generał Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Mniej wartościowy naród tubylczy został przez soldateskę wzięty za twarz, dzięki czemu zachodni bankierzy mogli wreszcie odetchnąć z ulgą, bo przywrócenie dyscypliny oznaczało, że Polacy będą wymiotować krwią, ale długi spłacą. Nawiasem mówiąc, te długi były zaciągane na lichwiarski procent, zwłaszcza w drugiej połowie lat 70-tych, kiedy stało się jasne, że Edward Gierek i jego pierwszy minister Piotr Jaroszewicz zwyczajnie przekombinowali. W rezultacie Polska, która pożyczyła 20 miliardów dolarów, w 1989 roku była zachodnim bankierom winna ponad 40 miliardów dolarów, chociaż przez całe lata 80-te nic, tylko długi spłacała i spłacała. Szkoda, że wtedy rządzili Polską ateiści, którzy pewnie nie słyszeli o wskazówce danej przez Pana Boga Żydom, a zapisanej w Księdze Powtórzonego Prawa: „Będziesz pożyczał wielu narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał; będziesz panował nad wielu narodami, a one nad tobą nie zapanują”. Kierując się tą wskazówką Izrael, który dostaje od Stanów Zjednoczonych 4 miliardy dolarów rocznie, z których, jako jedyne państwo, nie musi się rozliczać, natychmiast pożycza te pieniądze amerykańskiemu rządowi na wysoki procent. Podobnie kombinuje dzisiaj grecki rząd premiera Ciprasa. Zachodni bankierzy chcieliby mu pożyczyć pieniądze, żeby mógł im spłacić poprzednie pożyczki, a on już nie chce i najwyraźniej woli zbankrutować. Bankructwo Grecji przedstawiane jest, zwłaszcza przez pozostające na garnuszku zachodnich bankierów niezależne media głównego nurtu w Polsce, jako coś w rodzaju końca świata. Tymczasem warto przypomnieć, że nie takie państwa bankrutowały i to nawet wielokrotnie. Bankrutowała Hiszpania, bankrutowała Francja, bankrutowała nawet Anglia – i nic strasznego się nie stało – oczywiście poza bankructwami banków, którym zbankrutowane państwa nie oddały pieniędzy. Nawiasem mówiąc, kiedyś było to nawet bardziej dramatyczne, niż dzisiaj. Kiedyś bowiem banki obracały prawdziwym pieniądzem, to znaczy – pieniądzem kruszcowym, który najpierw musiały jakoś zdobyć. Tymczasem dzisiaj banki oferują kredytobiorcom pieniądz fiducjarny, którego mogą sobie wydrukować, ile tylko chcą – i w zamian za ten papierowy pieniądz próbują przechwytywać ludzką pracę i własność całych narodów. I niektóre narody zaczynają to rozumieć. Przed kilkoma laty Islandia przeprowadziła referendum i odmówiła spłacania lichwiarskich długów. Wynajęci przez bankierów i poprzebierani za ekonomistów agitatorzy zapowiadali „izolację” Islandii – ale nic takiego się nie stało, poza tym, że islandzki rząd nie bardzo mógł zadłużać państwa za granicą. Ale to chyba dobrze, bo przecież powiększanie długu publicznego przez rządy to nic innego, jak rabunek przyszłych pokoleń – bo na poczet długu publicznego rządy zastawiają u bankierów dochody z przyszłych podatków, a więc tak naprawdę – przyszłe dochody obywateli. Jeśli z takich czy innych powodów nie będą mogły już tego robić – to właśnie o to chodzi. Teraz takie referendum zapowiada Grecja, w związku z czym włosy stają dęba nie tylko zachodnim – głównie niemieckim bankierom, ale również politykom, którym właśnie wali się strategia budowy w Europie IV Rzeszy środkami pokojowymi. W panikę wpadają również dygnitarze brukselscy, bo jak tak dalej pójdzie, to rozpadnie się Eurokołchoz, a oni przestaną być dygnitarzami i będą musieli wrócić z Brukseli do domu, bo nie będą już mieli łatwych pieniędzy na hotel i restaurację. Najwyraźniej czeka nas gorące lato tym bardziej, że właśnie prof. Zbigniew Brzeziński radzi, by udzielić Rosji gwarancji, że Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO. Najwyraźniej postępy Kalifatu sprawiają, że zimny ruski czekista Putin staje się „sojusznikiem naszych sojuszników”, podobnie jak Józef Stalin w latach czterdziestych. Żeby tylko nie skończyło się podobnie, jak wtedy. Ale o tym przekonamy się po wakacjach, kiedy – mam nadzieję – znowu spotkamy się na antenie.

Stanisław Michalkiewicz

Michnikowszczyna na stalinowskiej warcie „Oto nasza myśl szopenowska, oto nasza warta stalinowska!” - pisał w „Poemacie dla zdrajcy” Konstanty Ildefons Gałczyński, kiedy mu kazali dać odpór Czesławowi Miłoszowi, który - jak to się wtedy mawiało - „wybrał wolność” na Zachodzie. Czmychnął tam z placówki dyplomatycznej w Paryżu, na którą trafił nie tylko dzięki wrodzonym talentom, ale i gimnastyki przez politrukami nadzorującymi polską literaturę z ramienia Józefa Stalina. Czy Gałczyński pozazdrościł Miłoszowi tej decyzji? To możliwe, bo wprawdzie w „Refleksjach z nieudanych rekolekcji paryskich” pisał, że „Posadę przecież mam w tej firmie kłamstwa, żelaza i papieru. Kiedy ja stracę – kto mnie przyjmie? Kto mi da jeść? Serafin? Cherub? A tu do wyższych pnę się grządek w mej firmie „Trwoga & Żołądek” ” - ale też nie miał wątpliwości, że „on się stanie, ten wielki wichr. Na noc szatańską odpowie nocą mediolańską święty Augustyn w Mediolanie. A kiedy minie twoja burza – czy przyjmiesz do swych rajów tchórza? O nocy słodka, nocy letnia – za oknem galilejska fletnia”. Nawiasem mówiąc, będąc w Australii dowiedziałem się od pani doktor Beaty Rumianek, że w Darwin mieszka rodzony syn Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – o takich samych imionach i nazwisku. O tym, że jest synem sławnego ojca dowiedział się późno i przypadkowo i dopiero lektura listów, jakie jego matka wymieniała z Gałczyńskim upewniła go o tym pokrewieństwie. Wróćmy jednak do „warty stalinowskiej”. Czegóż takiego ta warta pilnowała? Ano, pilnowała, żeby nikt się nie odchylał od aktualnie zatwierdzonej linii. Wśród tych stalinowskich wartowników była też żydowska familia Szechterów. To znaczy nie tyle może Szechterów, bo – jak to u komunistów – była to nie tyle familia, co komuna. Stary Szechter wartował w związkach zawodowych, pilnując, by były sprawną transmisją linii partii do pracujących mas. Szechterowa towarzyszka, która nazywała się Michnik - wartowała na odcinku naukowym, pichcąc zgodne z aktualną linią wersje historii mniej wartościowego narodu tubylczego. Starszy syn Michnikowej, Stefan, został sędzią i na tym wartowniczym posterunku ferował dla odchyleńców wyroki śmierci, zaś młodszy Adaś przez dłuższy czas „poszukiwał sprzeczności”, aż dopiero generał Kiszczak mu wyjaśnił, że żadnych „sprzeczności” nie ma, że cały czas – i wtedy i teraz – rozchodzi się o jedno i to samo. Że mianowicie partia ustala, jaka jest aktualnie obowiązująca linia, a reszta ma się od niej nie odchylać. W tej sytuacji najważniejszą sprawą jest uczestnictwo w partii, która – niezależnie od tego, czy akurat nazywa się „partią”, sanhedrynem, czy „salonem” - ustala linię i przy pomocy różnych najemników pilnuje, żeby nikt się od niej nie odchylał. Tych, co próbują się odchylać, nieubłaganym palcem piętnuje jako odchyleńców. Adasiowi taka rola bardzo się spodobała, a że akurat partia potrzebowała kogoś zaufanego na stanowisku redaktora gazety, którą trzeba było założyć dla opozycji, to się zgłosił i został przyjęty. I trwa na tej stalinowskiej warcie już ponad pół wieku, co pokazuje, że nie tylko ciągłość między pierwszą i drugą komuną jest większa, niż mogłoby się komuś wydawać, ale również – że dziedziczyć można również skłonności do totalniactwa. Taka hipoteza może wydać się dziwaczna, bo jakże wyjaśnić mechanizm dziedziczenia skłonności do totalniactwa? Mądrość ludowa wyjaśnia to tak, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. W przypadku pana redaktora Michnika sprawdza się to na sto procent; smrodem swego totalniactwa zatruwa społeczna atmosferę naszego nieszczęśliwego kraju tym bardziej, że próbuje ten smród zneutralizować przy pomocy gęstych oparów obłudy, prezentując się na zewnątrz w charakterze szermierza wolności. Ale to tylko pozory, bo kiedy tylko przychodzi co do czego, to zaraz spod kostiumu szermierza wolności, spod płaszcza Konrada, ukazują się ubeckie cholewy („trzech jest w cholewach i w mundurze, a Szmaciak, jako cywil – w skórze”). Więc wprawdzie mechanizm dziedziczenia totalniackich skłonności jest zagadkowy, niemniej jednak istnieje. Oto będąc na winobraniu we Francji pracowałem na winnicy pod kierownictwem dwóch marokańskich brygadzistów. Pewnego dnia przyjechała do pracy grupa Murzynów – senegalskich studentów z Paryża. Marokańczycy wyznaczyli każdemu, co ma robić. Ja byłem porterem, dzięki czemu mogłem obserwować, co się dzieje na winnicy. Ze zdumieniem zauważyłem, że ociężałe ruchy marokańskich brygadzistów nabrały kociej sprężystości i że chodzą oni wokół Murzynów tak, jakby ich oganiali. I chociaż nie padły żadne słowa, ani nikt nie wykonał żadnego obraźliwego, czy prowokującego gestu, Senegalczycy reagowali rosnącym zdenerwowaniem. Nie minęło pół godziny, a na polu wybuchła straszliwa awantura; Murzyni omal nie pobili Marokańczyków, po czym wśród wymyślań zeszli z pola i tyleśmy ich widzieli. Zrozumiałem, co zobaczyłem – że mianowicie zobaczyłem atawizm w postaci napięcia między arabskim łowcą niewolników, a tropionym Murzynem. Ale na jakiej zasadzie ten atawizm się pojawił? Przecież ci Marokańczycy nigdy w życiu nie polowali na żadnych murzyńskich niewolników, a Senegalczycy byli studentami z Paryża! A jednak się pojawił, toteż chętnie wierzę, że i skłonności do totalniactwa też można dziedziczyć, zwłaszcza gdy delikwent dopuścił sobie do głowy poczucie misji wobec mniej wartościowego narodu tubylczego – co, jak mi się wydaje, właśnie przytrafiło się redaktorowi Michnikowi. Zgodnie ze wskazaniami Lenina, ogranicza się on oczywiście do pełnienia funkcji organizatorskiej, podczas gdy czarną robotę wykonują rozmaite szabesgoje w rodzaju pani redaktor Katarzyny Wiśniewskiej, która „posadę przecież ma w tej firmie, kłamstwa, żelaza i papieru”. Toteż pisze donos za donosem – bo na nic ambitniejszego chyba jej nie stać. Ostatnio – na temat mego uczestnictwa we wrocławskich „Nocach kościołów” - że „antysemitismus” i w ogóle – kto to widział, żeby tak bez pozwolenia sanhedrynu, a ostatecznie - partii.

Stanisław Michalkiewicz

3 lipca 2015 Platforma forsuje niekonstytucyjne referendum, a przed prawdziwymi problemami ucieka

1. Czołowi politycy Platformy idą w zaparte w sprawie zasadności prezydenckiego referendum dotyczącego JOW-ów, finansowania partii politycznych z budżetu państwa i rozpatrywania przez urzędników skarbowych wątpliwości na rzecz podatnika, mimo tego, że coraz więcej konstytucjonalistów twierdzi, że wszystkie te pytania są sprzeczne z ustawą zasadniczą, a prezydent Komorowski decydując się na referendum w takim kształcie łamie Konstytucję RP.

Jednocześnie kpią z propozycji Prawa i Sprawiedliwości aby do tamtych trzech pytań dodać trzy kolejne (albo też zorganizować w tym samym dniu drugie referendum zawierające te pytania), dotyczące powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, obligatoryjnego pójścia do szkoły 6-latków i przyszłości przedsiębiorstwa Lasy Państwowe     , mimo tego, że dotyczą one spraw wręcz fundamentalnych dla większości Polaków. Ustępujący prezydent Bronisław Komorowski pozwolił sobie nawet na konferencji prasowej w ostatnią środę na następujące stwierdzenie dotyczące dodatkowych pytań referendalnych „dopisać to się można do wycieczki szkolnej albo pamiętnika”, pokazując tym samym jak traktuje blisko 6 milionów podpisów, które zostały zebrane pod propozycjami referendów we wszystkich tych trzech sprawach.

2. Przypomnijmy tylko, że tuż po przegraniu I tury wyborów, prezydent Komorowski podpisał i wysłał do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika. Od razu w mediach pojawiły się wypowiedzi znanych konstytucjonalistów, że postanowienie o zarządzeniu referendum na temat JOW-ów jest niezgodne z Konstytucją RP i może być podstawą do postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Chodzi o to, że prezydent nie może zarządzać referendum w sprawie jej zmiany lub w sprawach, które nie są z nią niezgodne (w Konstytucji RP zapisane są wybory proporcjonalne do Sejmu). A więc najpierw Sejm i Senat powinny przeprowadzić zmiany w Konstytucji usuwając z niej zapis o proporcjonalności wyborów do Sejmu (do tego potrzeba większości 2/3 w Sejmie i Senacie) a dopiero później prezydent za pośrednictwem Senatu może się zwrócić z postanowieniem o zarządzeniu referendum w sprawie JOW-ów. Widać więc było już wtedy czarno na białym, że prezydent Komorowski łamie Konstytucję RP zgłaszając do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum ale wtedy nikt się tym specjalnie nie przejmował.

3. Poważne wątpliwości co do zgodności z Konstytucją RP, budzą także dwa pozostałe pytania referendalne prezydenta Komorowskiego. Chodzi o to, że w odniesieniu do dwóch kolejnych pytań o finansowanie partii z budżetu państwa jak i rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika nie powinno się zarządzać referendum w sytuacji kiedy trwa proces legislacyjny dotyczący obydwu kwestii. Tak się bowiem składa, że te dwie kwestie mają być uregulowane w projektach ustaw skierowanych do Sejmu przez rząd Ewy Kopacz i wszystko wskazuje na to, że będą one głosowane jeszcze przed zakończeniem tej kadencji Parlamentu. Teraz te wątpliwości podnoszą kolejni konstytucjonaliści, którzy do tej pory byli wręcz etatowymi ekspertami polskiego Parlamentu. W ten sposób wypowiedział się ostatnio między innymi dr Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego, podkreślając, że jest wręcz zszokowany tym, że prezydent RP który powinien być strażnikiem Konstytucji, sam proponuje rozwiązania, które są sprzeczne z ustawą zasadniczą.

4. Co więcej dodał on, że trzy kolejne pytania proponowane przez poseł Beatę Szydło kandydatkę na premiera, należą do tych kategorii problemów, które wypełniają możliwość przeprowadzenia referendum w tych sprawach.

Ponadto ponieważ trudno się spodziewać, żeby referendum w sprawie JOW-ów, finansowania partii politycznych i rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika, wywoła w Polsce tyle emocji, że frekwencja przekroczy 50% uprawnionych do głosowania. Prawo i Sprawiedliwość proponując dodanie trzech kolejnych pytań w sprawie wieku emerytalnego, wysyłania obligatoryjnie 6-latków do szkół, wreszcie przyszłości przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, rzuca rządzącym swoiste koło ratunkowe. Przypomnijmy tylko, że we wszystkich tych sprawach były inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób. Wszystkie te podpisy pod decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne. Jeżeli więc Platforma naprawdę chce aby głosowanie na JOW-ami miało być zobowiązujące dla przyszłego Parlamentu, który będzie musiał zmienić Konstytucję RP i zapisać w niej większościowe wybory do Sejmu, to powinna poprzeć bez zbędnej zwłoki propozycję rozszerzenie referendum o kolejne pytania zaproponowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Kuźmiuk

Krzątanina na zapleczu *Dla brata – dwa lata *Mądrości Jarosława W. i chore nonsensy Stanisława M. *Kogo gdzie upchnąć póki czas? * Jak bezpieka zorganizuje lewicę?„Rok – nie wyrok, dwa lata – jak dla brata” powiadają przestępcy, a już dwa lata w zawieszeniu – to chyba jak dla matki albo ojca?... Ne! – dla człowieka honoru... Taki wyroczek dostał właśnie gen.Kiszczak za „udział w organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym”, tj. za udział we władzach PRL, które wprowadziły stan wojenny. Zważywszy nadto, że jest to bodaj jedyny wyrok jaki zapadł za wprowadzenie stanu wojennego (wielu go wprowadzało!..) – stanowi zarazem wymowną ilustrację nędzy „stransformowanej ustrojowo” III RP i potęgę kontynuacji w jej ramach PRL. I jak tu nauczać młodych wykształconych z dużych miast, że demokracja jest „cacy”, a dyktatura „be”? Gdy za zbrodniczą dyktaturę dostaje się dwa lata w zawiasach jak dla ojca albo matki, a za wypadek po pijanemu ze skutkiem śmiertelnym – nawet dziesięć lat, i to bez zawiasów?... Może to rodzić głęboki dysonans poznawczo-moralny u tych młodych; czy nie stąd tak wielu szuka karier w tajnych służbach? Lepiej być „Bolkami” niż Pyjasami? Właśnie gazeta żydowska opublikowała obszerny wywiad z Jarosławem Wałęsą, europosłem PO, a jakże, od niedawna nowym szefem Instytutu Obywatelskiego PO, w którym powiada on m.in.: „Mam wielu znajomych restauratorów w Gdańsku i oni mówią mi od wielu lat, że mają problemy z rekrutacją pracowników”. A ja przypomniałem sobie, jak kiedyś oczekiwałem w poczekalni na Rakowieckiej na jakieś papiery z Instytutu Pamięci Narodowej (tam się mieściły archiwa) i widziałem, jak raz po raz zjeżdża z góry windą i zabiera grupkami tłoczącą się w poczekalni młodzież w wieku wskazującym na studentów. Zaintrygowany spytałem portiera, co to za młodzi ludzie, na co odparł, że to „chętni do pracy w UOP”... W tajnych służbach problemów z rekrutacją nie ma. Gdy więc młody wykształcony z dużego miasta, Jarosław Wałęsa robi za autorytet polityczny w gazecie żydowskiej („Ja materiałów z afery taśmowej nawet nie słuchałem” – powiada) – czy można się dziwić, że dla Stanisława Michalkiewicza żydowski czerwoniak ma taką kwalifikację: „Jego wykład (we Wrocławiu, podczas Nocy Kościołów) był mieszaniną chorych pseudointelektualnych nonsensów, homofobii i antysemityzmu” - jak napisała Katarzyna Wiśniewska, też „młoda wykształcona z dużego miasta”, czy może raczej z dużego getta. Także u niej mamy taką ocenę wybitnego polskiego historyka i filozofa, Feliksa Konecznego: „Autor przesiąkniętych antysemityzmem historiozoficznych dywagacji”. Cóż innego może napisać taka Wiśniewska, gdy jej pryncypał uznał Kiszczaka za człowieka honoru?...Najbardziej boli Wiśniewską, że Michalkiewicz jest wszędzie niezwykle serdecznie przyjmowany. Nie to, co Bauman czy Michnik, prawda panienko?... Pisze więc zaporowo: „Nikt nie przyćmi upiornej aury Michalkiewicza”. Przewiduję, że i jesienna kampania parlamentarna będzie po stronie establiszmętów tak samo durna, jak bezczelna. Na razie rządząca koalicja obiecuje Polakom na ostatnie cztery miesiące swych rządów takie mecyje, przy których laska robiona przez Sikorskiego Amerykanom to małe piwo. Za obietnicami kryje się jednak panika: obsadzić przydupasami co jeszcze można i póki można, upchnąć do rad nadzorczych spółek skarbu państwa kogo się da, dokonać rzutem na taśmę nominacji we wrażliwych resortach i instytucjach (wojsko, trybunał konstytucyjny), no i, rzecz jasna, rozejrzeć się za miękkim lądowaniem po wyborach, bo przecież wszystkim laski nie da się zrobić. Nie sprzyja to jednak kampanii wyborczej: „kły i pazury” w te dni ostatnie wezmą górę nad „solidarnością partyjną”?... A na dodatek gdzieś w otchłaniach „transparentności demokratycznej” czają się jeszcze długie godziny nagrań „U Sowy” i w gabinecikach „Amber Room”, gdzie podobno rozmaite autorytety rżnęły się też z dziwkami nie zważając na żaden „ethos”. Zapewne dla dobra Polski. Najwięcej jednak kłopotów mają chyba bezpieczniacy ze „zorganizowaniem” nowej lewicy! Czy tylu tam poutykanych funkcjonariuszy z wielu służb, czy tworzywo „nazbyt plastyczne” – dość, że „pod egidą OPZZ” trwają prace nad wspólną listą lewicy: ma ona obejmować i SLD, i Partię Demokratyczną ( Unia Wolności w stanie utajonym?) i Unia Pracy i Zieloni. Czy listę tę poprowadzi Anna Grodzka, primo voto Bęgowski, czy jakiś inny autorytet moralny lub oralny – zależeć może nie tylko od suchych kalkulacji bezpieczniaków, ale i od ich poczucia humoru. Czyż można się bez niego obejść hic et nunc w tej robocie?... Objawili się też „prawdziwi lewicowcy” (czy jednak są zarazem prawdziwymi Polakami?) z ugrupowania „Razem”, na których niechętnym okiem patrzą lewicowcy nieprawdziwi jednoczeni przez OPZZ. Wygląda na to, ze organizujący scenę polityczna bezpieczniacy upatrują w Razem przeciwwagę dla ruchu Kukiza i chcą mu wygarnąć część zbuntowanych kontestujących spodstolną RP: tych, których da się jeszcze ułowić na wędkę klasowej zawiści. Zaś Hegel z Biłgoraja ze swym „Ruchu-ruchu” jakby oklapł politycznie: Hegel zrobił swoje (a właściwie nie zrobił!) – Hegel musi odejść? Przynajmniej, na razie, do rezerwy kadrowej?... Idzie więc samodzielnie do wyborów by jakoś przetrwać do lepszych czasów. A dla stronnictwa pruskiego i rosyjskiego idą trudne czasy. Gdy jednak Amerykanie i Rosjanie jakoś już ułożą się względem Ukrainy i nastąpi kolejny reset ich stosunków?... Gdy wreszcie kryzys unijny dotknie boleśnie i Polskę (już chyba niedługo)? Czy nie zacznie się znów dobry fart lewicy? Zwłaszcza, że stan państwa, w jakim opozycja obejmie władzę po ewentualnie wygranych wyborach październikowych został już trafnie zdiagnozowany przez Bartłomieja Sienkiewicza jako „ch...d...i kamieni kupa”. Nie jest łatwo zrobić porządne państwo z takiej kupy, zafundowanej nam przy „okrągłym stole” przez żydokomunę. Tymczasem Paweł Kukiz, przypierany do muru przez dziennikarzy, broni się jak może przed zaprezentowaniem programu swego ruchu. JOW – i koniec! Tylko jow-y! To wszystko! – odpowiada na wszelkie pytania, całkiem jak w dziecinnej grze w „pomidora”: Jak się nazywasz? Pomidor. Kto jest twoim ojcem? Pomidor. Która godzina? Pomidor... Owszem, jow-y i zniesienie finansowania partii z budżetu państwa są szansą na odblokowanie politycznych inicjatyw oddolnych, ale ledwo szansą, a o tym, by zmieniły obecne spróchniałe demokractwo („Jak się pieni całe bractwo na spróchniałe demokractwo”) mowy nie ma. Po pierwsze - trzeba by jeszcze ustanowić nakaz finansowania partii wyłącznie ze składek członkowskich. Już widzę te spory o wysokość pożądanych składek...Ale, co ważniejsze, nawet jow-y i koniec z budżetową forsą dla partii nie zmienią przecież obecnego systemu parlamentarno-gabinetowego, gdzie wyłoniony parlament wyłania rząd, a nowe koterie parlamentarne załatwiają przy pomocy rządu swoje interesy. W ślad za jow-ami zatem, sądzę, powinna iść zmiana systemu parlamentarno-gabinetowego na prezydencki, co wreszcie rozdzieliłoby władzę ustawodawczą od wykonawczej. No ale...pomidor! Są tylko jow-y. Mało. Mało, ale zarazem wystarczająco dużo, żeby dla przeciwwagi ( w ramach gier operacyjnych?) wymyślono Razem. Marian Miszalski

Frumentacje Frumentacje wprowadzili już starożytni Rzymianie, a konkretnie – Gajusz Grakchus, który jeszcze w roku 123 przed Chrystusem przeforsował tzw. „lex Sempronia frumentaria”, to znaczy prawo umożliwiające mieszkańcom Rzymu kupowanie sycylijskiej pszenicy po obniżonej, prawie darmowej cenie. Było to możliwe dzięki subwencjonowaniu zboża przez państwo. Za czasów Juliusza Cezara, na podstawie lex Clodia, wprowadzone zostało rozdawnictwo zboża, co pochłaniało około 20 procent wydatków państwowych, a ponadto skłaniało ludność wiejską do przeprowadzki do miast, gdzie mogłaby żyć na koszt państwa, a ściślej – na koszt prowincji, które musiały te wszystkie dobrodziejstwa sfinansować. Doprowadzało to do niewyobrażalnego zdzierstwa prowincji, bo dodatkowo magistraci rzymscy, którzy musieli sfinansować igrzyska i inne imprezy podczas swego urzędowania, ubiegali się potem o stanowiska namiestników prowincji, by odkuć się finansowo. Próby ograniczenia skali frumentacji nie przyniosły rezultatów, bo cesarze mieli wprawdzie władzę, ale byli też zakładnikami ludu rzymskiego, od którego nastrojów zależała nie tylko łatwość rządzenia, ale często i sama władza, toteż frumentacje stały się w Rzymie zjawiskiem trwałym, rodzajem naturalnych praw człowieka. Od tamtych czasów nic się nie zmieniło i prawo do życia na cudzy koszt, zostało uznane za jedno z podstawowych praw człowieka, pod nazwą „prawa do godnego życia”. Może tylko zyskało bardziej skomplikowane i patetyczne uzasadnienie, bo w czasach starożytnych wiadomo było, że frumentacje, to forma przekupstwa i na przykład Senat pokonał Gajusza Grakcha jego własną bronią, podstawiając mu jako rywala demagoga w osobie Marka Liwiusza Druzusa. Druzus po prosu Grakcha przelicytowywał i kiedy ten na przykład proponował przydziały ziemi obciążonej nieznacznymi podatkami, to Druzus oferował ją za darmo. W rezultacie lud się od Grakcha odwrócił, jego kandydatura na trybuna przepadła, a w dwa lata później zginął na skutek wszczętych przeciw niemu rozruchów. Coś podobnego widzimy i teraz, kiedy przed wyborami nadszedł czas rozdawnictwa i ugrupowania parlamentarne prześcigają się w hojności by zyskać poparcie obywateli, którzy potem, kiedy etap rozdawnictwa zostanie zastąpiony przez etap rabowania, zostaną pozbawieni wszystkich korzyści i to z nawiązką. Dopiero na tym tle możemy lepiej zrozumieć spostrzeżenie Franciszka ks. de La Rochefoucauld, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemie drugiego potopu, że przekonał się o bezskuteczności pierwszego. Oczywiście Umiłowani Przywódcy nie ustają w wysiłkach mających na celu przekonanie nas, że to wszystko dla naszego dobra, a zwłaszcza – że dla naszego dobra przedsięwezmą oni zbawienne reformy. I przedsiębiorą – ale tak się jakoś składa, że w następstwie tych reform jest gorzej, a nie lepiej. Niektórych skłania to do niechęci do jakichkolwiek reform, a koronnym argumentem przeciwko reformom jest porównanie tego świata ze światem tamtym. Tamtej świat w powszechnej opinii uchodzi za zdecydowanie lepszy od tego świata. A jaka jest tego przyczyna? O tamtym świecie wiemy bardzo niewiele, prawdę mówiąc – tyle, co nic, ale jedno wiemy na pewno – że tam nigdy nie było, nie ma i nie będzie żadnych reform. Być może właśnie ta okoliczność przesądza o wyższości tamtego świata nad tym, co i rusz wstrząsanym jakimiś reformami? Mówiąc o reformach musimy bowiem pamiętać, że – abstrahując w tej chwili od RAZWIEDUPR-a – Umiłowani Przywódcy są zakładnikami nie tyle może obywateli, co własnego zaplecza politycznego. Jeśli, dajmy na to, jakaś partia wygrywa wybory, to ścisłe kierownictwo musi przede wszystkim wynagrodzić swoje zaplecze polityczne. Oczywiście nie z własnej kieszeni, o tym nie ma mowy. Zaplecze polityczne musi być wynagrodzone na koszt Rzeczypospolitej, to znaczy – Bogu ducha winnych obywateli. Dlatego też wszelkie reformy, jakkolwiek nie byłyby uzasadnione, nie mogą naruszać interesów zaplecza politycznego partii zwycięskiej, bo w przeciwnym razie jej zwycięstwo okaże się jeszcze gorsze, niż pyrrusowe. A jakie są interesy zaplecza politycznego partii zwycięskiej? Takie, żeby jego uczestnicy mogli całą paszczą korzystać z prawa do „godnego życia” - oczywiście na koszt Rzeczypospolitej. W tym celu w zezwłok Rzeczypospolitej trzeba wprawić mnóstwo klamek, u których uczestnicy zaplecza politycznego mogliby się uwiesić i prowadzić „godne życie”. Bardzo pouczająca jest tu historia czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka. Charyzmatyczny premier Buzek nastał w wyniku wyborów wygranych przez AW”S”, która wraz z Unią Wolności objęła rządy po koalicji SLD-PSL, której słusznie zarzucano, że w latach 1993-1997 „zawłaszczyła państwo”, to znaczy – ulokowała swoje zaplecze polityczne w takich miejscach i z takim statusem prawnym, że nawet zmiana rządu nie mogła pociągnąć za sobą żadnych ruchów kadrowych. Charyzmatycznemu premieru Buzku nie pozostało tedy nic innego, jak wdrożyć cztery wiekopomne reformy, których efektem było skokowe zwiększenie synekur w sektorze publicznym i skokowe zwiększenie kosztów funkcjonowania państwa o około 100 miliardów złotych. Nauczony doświadczeniem poprzedniej koalicji premier Buzek również i te synekury obwarował prawnie tak, żeby nawet zmiana rządu nie mogła pociągnąć za sobą ruchów kadrowych. Dlatego też w roku 2001, kiedy do rządów wrócił SLD, premierowi Millerowi nie pozostało nic innego, jak rozwiązać Kasy Chorych i na ich miejsce utworzyć NFZ – oczywiście już z nową obsadą kadrową. Obecnie nakazem chwili jest odblokowanie narodowego potencjału gospodarczego. Bez tego nic się nie uda. W tym celu wystarczyłoby przywrócić moc obowiązującą ustawy o działalności gospodarczej z brzmieniu z 1 stycznia 1989 roku i uchylić wszystkie akty prawne, sprzeczne z tamtą regulacją. Konsekwencją uchylenia aktów prawnych sprzecznych z ustawą o działalności gospodarczej, byłaby konieczność zlikwidowania znacznej liczby urzędów i instytucji, których racją istnienia jest blokowanie narodowego potencjału gospodarczego i produkowanie uzasadnień tego procederu. Dlatego też obawiam się, że odblokowanie narodowego potencjału gospodarczego nie nastąpi, bo ścisłe kierownictwo zwycięskiej partii nie odważy się działać na szkodę własnego zaplecza politycznego, którego jest przecież zakładnikiem. Wydaje się tedy, że trzeba będzie porzucić nadzieję zmiany systemu na drodze demokratycznej – ale droga niedemokratyczna też wydaje się zamknięta, zwłaszcza po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Mosty”, na której tubylcza ubecja, korzystając z rekomendacji i poręki ubecji izraelskiej, zaoferowała Amerykanom swoje usługi, w zamian za pozwolenie na dalsze pasożytowanie na mniej wartościowym narodzie tubylczym. Stanisław Michalkiewicz

4 lipca 2015 Spółki Skarbu Państwa ratują wpływy z podatku CIT

1. Wczoraj w Katowicach rozpoczął się kongres programowy Zjednoczonej Prawicy, głównym merytorycznym panelem na temat Gospodarki i Rozwoju. Podczas tego panelu mówiłem o „Wyrwaniu Polski i Polaków z pułapki średniego rozwoju i średnich dochodów” czyli o źródłach finansowania Wielkiego Inwestycyjnego Programu Rozwoju opracowanego już w lutym 2014 roku i opublikowanym w programie Prawa i Sprawiedliwości, a więc na ponad rok przed słynnym unijnym programie Junckera. Dzisiaj odbędzie się równie ciekawy panel o przyszłym kształcie polskiego systemu podatkowego, który jak coraz częściej donoszą media, teraz nawet te głównego nurtu, ledwie „zipie” i trzymają go głównie wpłaty podmiotów krajowych, choć te zagraniczne są w wielu branżach w Polsce wręcz potentatami.

2. Tak się składa, że coraz częściej do opinii publicznej docierają niepokojące informacje, niezależnych instytucji międzynarodowych ale także krajowych, że polski system podatkowy jest dziurawy jak przysłowiowy szwajcarski ser. Ten stan rzeczy potwierdził również raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) o ściągalności podatków przez polską administrację podatkową, który został upubliczniony w maju tego roku. Ministerstwo Finansów się nim specjalnie nie chwaliło, choć został sporządzony w ostatnich miesiącach na jego zamówienie, bo raport nie zostawia suchej nitki na funkcjonowaniu administracji podatkowej w naszym kraju. Główną konkluzją raportu MFW jest stwierdzenie, że polska administracja podatkowa słabo sobie radzi sobie ze ściąganiem podatków, a te słabe wyniki są sprzeczne z tym co osiągają w tym samym czasie służby skarbowe w innych krajach UE.

3. MFW badał wydajność podatkową z 4 głównych podatków: VAT, akcyzy, PIT i CIT w latach 2007- 2014 i stwierdził, że od 2008 roku wydajność ta wyraźnie spada, choć nie ma ku temu wyraźnych powodów, z roku na rok rośnie PKB, mamy również do czynienia z corocznym wzrostem cen, wzrastały także stawki podatkowe (VAT i akcyzy) a także obciążenia podatkiem PIT (ze względu na likwidację ulg podatkowych i brak waloryzacji progów podatkowych). Relacja ta wyraźnie rosła w latach 2005-2007 z 15,9% do 17,5% PKB, a już od 2008 roku zaczęła gwałtownie spadać aż do 13,1% PKB w 2013 roku, a w roku 2014 miała wzrosnąć zaledwie do13,5% PKB. Ta różnica pomiędzy najlepszą wydajnością w 2007 roku i przewidywaną na rok 2014 wynosi aż 4% PKB, co w warunkach tego roku oznacza, że do budżetu państwa wpłynęło o blisko 70 mld zł mniej niż powinno wpłynąć przy utrzymaniu wydajności z roku o najlepszej wydajności (1% PKB w cenach bieżących w 2014 17,4 mld zł).

4. Z kolei raport NIK o polskim systemie podatkowym informuje że głównym sprawcą tej wynoszącej blisko 70 mld zł luki podatkowej są wprawdzie słabe wpływy z podatku VAT ale i wpływy z CIT, też nie „idą” najlepiej. Otóż w roku 2008 podatek CIT płaciło w naszym kraju 312,4 tysiąca firm i w każdym kolejnym roku ich ilość rosła od kilku do kilkunastu tysięcy, by w roku 2013 osiągnąć lekko ponad 400 tysięcy. Podobnie jest z przychodami jakie osiągają te firmy. W 2008 roku było to niewiele ponad 3 biliony złotych, a w roku 2013 przychody te przekroczyły znacznie kwotę 5 bilionów złotych czyli zostały prawie podwojone. Natomiast wpływy z podatku CIT osiągnęły w 2008 roku 31,2 mld zł z kolei w latach 2009-2010 uległy znacznemu zmniejszeniu do poziomu odpowiednio 25,5 mld zł i 28,9 mld zł z powodu wyraźnego spowolnienia wzrostu gospodarczego, by później znowu urosnąć do 31,5 mld zł, a w latach 2012 – 2013, znowu zmalały do poziomu 28 mld zł. Różnica pomiędzy największymi wpływami, a tymi z roku 2013 wynosi 3-4 mld zł i zapewne dużą jej część stanowią niskie wpływy tego podatku od firm zagranicznych.

5. Jeżeli przyjrzymy się wpływom z CIT bardziej szczegółowo to 10 największych podatników tego podatku wpłaciło w roku 2013 3,1 mld zł, a 10 największych firm zagranicznych zaledwie 1 mld zł czyli ponad 3-krotnie mniej. Główni polscy płatnicy tego podatku to: KGHM- 1,14 mld zł, PGNIG- 0,43 mld zł, PGE-0,35 mld zł, PGE Dystrybucja-0,24 mld zł, Tauron Dystrybucja-0,21 mld zł, Telefonika Kable- 0,17 mld zł, Energa Operator – 0,17 mld zł, Polska Spółka Gazownictwa – 0,15 mld zł, Polskie Sieci Elektroenergetyczne – 0,14 mld zł, Enea Operator – 0,10 mld zł. Z kolei najwięksi zagraniczni płatnicy tego podatku to: Jeronimo Martins Polska (właściciel sieci Biedronka) – 0,3 mld zł, T Mobil Polska – 0,25 mld zł Rossman Supermarkety Drogeryjne – 0,13 mld zł, Volkswagen Polska – 0,06 mld zł, CNH Industrial Polska – 0,05 mld zł, Michelin Polska – 0,05 mld zł, RWE – 0,05 mld zł, Lafarge Cement – 0,05 mld zł, Kronopol – 0,05 mld zł i Can Pack – 0,05 mld zł. Widać, z tego zestawienia, że firmy zagraniczne do perfekcji opanowały wyprowadzanie nieopodatkowanych dochodów z Polski, a największe spółki Skarbu Państwa „trzymają” wpływy z CIT do budżetu.

Kuźmiuk

Początek starcia Gowina z Brudzińskim. Z Kukizem w tle Gowin stwierdził, że Kukiz to dla niego „kryształowy patriota” i z chęcią zobaczyłby wokalistę i jego ugrupowanie jako jeden elementów koalicji zmieniającej konstytucję. ...(więcej ) 

Karolina Wiśniewska Kończy się taryfa ulgowa, jaką do tej pory Prawo i Sprawiedliwość stosowało wobec antysytemowego lidera i jego działań. Joachim Brudziński w programie „Kawa na Ławę” sugeruje, że Kukiz jest niepoważny wrzucając przedstawicieli tak różnych środowisk do jednego worka. – Idzie drogą Krzysztofa Kononowicza – mówi. „...”Zdaniem polityka Prawa i Sprawiedliwości, podobnie jak Kononowicz w 2006 roku zapowiadał, że „nie będzie niczego”, tak dziś Paweł Kukiz robi dokładnie to samo. W związku z tym, Brudziński sceptycznie odnosi się również do możliwości ewentualnej współpracy z antysystemowcem. – Z kim mieliśbyśmy współpracować? Z Braunem i z Ogórek? – pytał na antenie TVN24. „...”PiS jako partia antysystemowa. Brudziński po raz kolejny stoi na stanowisku, że jedyną partią w Polsce prawdziwie antysystemową jest Prawo i Sprawiedliwość, który konsekwentnie od ośmiu lat sprzeciwia się systemowym rządom PO. – Mam za złe Kukizowi, że tego nie dostrzega – mówi.”..”Koniec z polityką miłości Do tej pory Paweł Kukiz stanowił zagrożenie głównie dla Platformy Obywatelskiej i to jej odbierał elektorat. Do wyborów prezydenckich Prawo i Sprawiedliwość – zabiegając o głosy antysystemowca – wyraźnie schlebiało wszystkiemu, co mówi i robi. Po wyborach stosunek się zmienił, co szerzej opisywaliśmy już w naTemat.Paweł Kukiz to zagrożenie także dla PiS-u, zwłaszcza w perspektywie nadchodzącego referendum, gdzie obie strony mają kompletnie inne stanowiska. Słowa Joachima Brudzińskiego potwierdzają więc, że taryfa ulgowa wyraźnie się kończy. .(źródło ) marzec 2015 Jarosław Gowin: Szanse Andrzeja Dudy są coraz większe, a koalicjantem zjednoczonej prawicy w Sejmie będzie partia Kukiza. „Mam poczucie, że idzie przełom!”.....”Gdy spotykam się z ludźmi, to mam poczucie, że idzie przełom. Panuje przekonanie, że ta ekipa się wyczerpała, a zjednoczona prawica naprawdę może rządzić! „...”W tych sondażach nie jest uwzględniona partia naszego przyszłego koalicjanta - Pawła Kukiza. To może być czarny koń wyborów, on już dziś śmiało wkracza na podium. (…) Gdy przekroczy 5% w wyborach prezydenckich, to jego „pospolite ruszenie” i cała obywatelska armia weźmie szturmem parlament i stanie się dla nas partnerem „. ...(więcej )

grudzień Gowin mówi w wywiadzie........o koalicji Korwina Mikke , narodowców i Kukiza , którzy według niego razem mogą przekroczyć 5 procent głosów . Taka koalicja według niego spędza sen z oczy Platformy i lewactwa, ponieważ ta koalicja weszłaby w koalicję parlamentarną i rządowa z Kaczyńskim. ...(więcej ) 

Gowin zapowiada u Olejnik: „będziemy dążyć do repolonizacji mediów”. Jego słowa wywołały burzę. "To sianie nienawiści..."...”Sprawa wypłynęła, gdy Olejnik przywołała słowa Pawła Kukiza, który krytykował działalność mediów w Polsce. Olejnik wskazywała, że Kukiz zarzucił mediom z zagranicznym kapitałem, że pilnują interesów swoich mocodawców. Jarosław Gowin powiedział, że sposób podejścia Kukiza nie jest bezpodstawny.Gdybym był właścicielem mediów w jakimś kraju to w sytuacji, gdyby doszło do konfrontacji interesów między Polską, a tym krajem, w którym mam media, dążyłbym do tego, by moje media reprezentowały interesy Polski”...”Nie miałbym najmniejszej szansy, by kupić gazety w Niemczech, bo w Niemczech pilnuje się, by media były w niemieckich rękach. Zadałem prosty rebus słuchaczom „..”Krzysztof Gawkowski z SLD też atakował: To jest nieuprawnione mówienie. Zaraz zabrniemy w jakąś paranoje. To jest sianie nienawiści — mówił o słowach Gowina. Iwona Śledzińska-Katarasińska wskazała, że jest wdzięczna za słowa Gowina. Jarosław Gowin powiedział jak Zjednoczona Prawica wyobraża sobie relacje media-państwo, jest przekonany, że właściciel ręcznie steruje dziennikarzami. Tak było za PiSu”...”Cieszę się, że politycy PO i SLD pokazali, że nie widzą nic złego w tym, że media są zdominowane przez kapitał zagraniczny. Będę dążył do tego, by stopniowo, repolonizować media. Niech słuchacze ocenią, który punkt widzenia jest właściwy - tłumaczył Gowin. Stanisław Żelichowski zaznaczył, że słowa lidera Polski Razem są kuriozalne. Musielibyśmy przyjąć, że właściciele mediów kupują media dla celów ideologicznych, a z racji ekonomicznych. Gdyby właściciele chcieli walczyć z interesami narodowymi, to słuchacze by nie słuchali ich mediów”.. ...(więcej )

Paweł Kukiz „A tutaj macie co wg naszego programu naprawy Państwa powinniśmy zrobic z mediami:
3.3 Media 
- Zakazy koncentracji więcej niż 20% mediów lokalnych (dziś prawie 90% mediów regionalnych ma jedna grupa : Verlagsgruppe Pasau) 
- Zakaz koncentracji powyżej 20% rynku mediów centralnych. 
- Kary za rozpowszechniania nieprawdy zwiększone w przypadku nieprawdziwych informacji uderzających w polską rację stanu (kłamstwo oświęcimskie typu „Polskie Obozy”).
- Zakaz reklamy firm państwowych oraz organów władzy publicznej wydawanych w Polsce mediach o kapitale zagranicznym (za wyjątkiem mediów branżowych reklam w mediach wydawanych za granicą do tamtejszego klienta) 
- Zakaz zatrudniania w mediach publicznych dziennikarzy pracujących jednocześnie dla mediów zagranicznych (Vide Tomasz Lis – z jednej strony „dziennikarz” TVP z drugiej płacą mu Niemcy wydający Newsweeka) .
- Zakaz reklamy firm państwowych w mediach ukaranych sądowo za publikację nieprawdziwych materiałów sprzecznych z polską racją stanu.  „..(więcej ) 

Jarosław Gowin, lider PR, w rozmowie z portalem wp.pl opowiedział się za likwidacją podatku dochodowego. Powinniśmy zlikwidować podatek PIT, wtedy wszyscy Polacy będą zarabiali o 20% więcej. To nakręci koniunkturę - proponuje p. Gowin.Były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL twierdzi również, że należy podwyższyć kwotę wolną od podatku. P. Gowin chce sfinansować te reformy, dokonując cięć w administracji publicznej i egzekwując płacenie podatków od dużych zagranicznych koncernów. „...(więcej ) 
Ważne Eksperci z Centrum. im. Smitha na listach Kukiza? Sadowski: "Jeżeli zajdzie taka konieczność żebyśmy byli w środku, to możemy podjąć i takie wyzwanie"....”ndrzej Sadowski - w rozmowie z Jackiem Prusinowskim w programie „Tu jest Polska” otwarciem mówi o możliwości takiego scenariusza.Kwestie wyborcze są kwestiami wtórnymi, ale jeżeli zajdzie taka konieczność żebyśmy jako autorzy pewnych rozwiązań potrzebni byli nie na zewnątrz, tylko w środku, to możemy podjąć i takie wyzwanie”...”W jego ocenie Paweł Kukiz wie do kogo się zwrócić, by otrzymać pomysły na konkretne rozwiązania gospodarcze.Ma poczucie, że Polska wymaga zmiany takiej do jakiej doszło na początku lat 90-tych. Inaczej będziemy mieli do czynienia już nie tylko z migracją obywateli, firmy zaczynają migrować tam gdzie jest bezpieczeństwo, przewidywalność i spokój — stwierdził.Sadowski zapewnił, że jeśli zajdzie taka konieczność, to Centrum Smitha napsize wspólne założenie razem z związkami zawodowymi.”....(źródło )
Mój komentarz Na rozpoczynającym się dzisiaj kongresie programowym PiS przemówienie Gowina zostało przyjęte bez entuzjazmu, raczej chłodno. Ziobro nawet nie dotarł. Kukiz z kilkunastoma, może i 20 procentami poparcia zmieni układ sił . Ponieważ kandydat Kaczyńskiego Duda wygrał wybory prezydenckie , a PiS ,aby się przypodobać tłuszczy wyborczej wystawił Szydło na premiera zamiast Kaczyńskiego to jedynie zdobycie większości w Sejmie i samodzielne rządy mogą ustabilizować nieformalną władzę i kontrole Kaczyńskiego nad urzędem prezydenta , nad Dudą na d urzędem premiera czyli Szydło. Gdyby był konieczny koalicjant to tenże koalicjant stałby się kolejnym rozgrywającym w całym tym układzie .

http://naszeblogi.pl/55696-oni-chca-aby-kaczynski-mial-wladze-jak-pilsudski

Dlatego Brudziński zaczął zwalczać Kukiza. Za to w interesie Gowina nie są wcale samodzielne rządy PiS , bo wtedy stałby się bezwolną przystawką Kaczyńskiego. W sytuacji w której PiS musi mieć koalicjanta Gowin staje się jednym z rozgrywających. . On i Ziobro mogą nawet przejść do Kukiza i wejść w koalicję ze Schetyną. Pomysł na zjednoczenie nie do końca był chyba przemyślany. W każdym razie wybuchną walki koteryjne. Gowin cały czas sugeruje wyborcom, że nie muszą głosować na PiS, mogą śmiało na Kukiza , bo to przyszły koalicjant .Gowin robi we wszystkich programach za klakiera Kukiza. Program gospodarczy Gowin jest dużo lepszy od prymitywnego programu Szydło, który ty się różni od budowanego przez kolaboracyjną Platformę systemu społecznego ,że ma cały ten socjalistyczny kołchoz ma być zarządzany przez ludzi uczciwych. Tutaj należy rozróżnić dwie rzeczy. Badziewie jakim jest w większości program gospodarczy i społeczny PiS od geniuszu Kaczyńskiego, który stworzył nowoczesny naród polski . W tej chwili kluczową dla Polski rzeczą jest zdobycie prze Kaczyńskiego samodzielnych rządów. Bo tylko wtedy Kaczyński będzie miał szanse po raz pierwszy od czasów Piłsudskiego stworzyć silny suwerenny ośrodek władzy. A to jest warunkiem koniecznym do przeprowadzenia modernizacji Polski . Oby ten sukces nie skończył się na walce o utrzymanie ustroju socjalistycznego w Polsce. Ci , którzy mówią ,że Kukiz nie ma programu to naiwniacy .Po prostu Kukiz chce zyskać większe poparcie. Ale jeśli Kukiz chce w tej chwili oprzeć się na ludziach Centrum Smitha, na narodowcach , na Kolibrze, na KNP to ten program Kukiza nie tylko istnieje , ale jest do tego bardzo precyzyjny . I jest to program w kwestiach gospodarczych i społecznych o wiele bardziej nowoczesny , o niebo lepszy od socjalistycznego programu Szydły . Dlatego z jednej strony wolałbym aby Kukiz i Gowin z jednej strony mogli narzucić Szydłe wolnościowe postulaty , ale z drugiej strony osłabienie Kaczyńskiego i związane z tym bezhołowie w Obozie Prawicy zagrożą przeprowadzeniu reform politycznych i aksjologicznych Kaczyńskiego. Chodzi chociażby o invocatio dei ,czy związaniu porządku prawnego Rzeczpospolitej z chrześcijaństwem , co obiecał zrobić Kaczyński Marek Mojsiewicz

O premier, która jeździła koleją "Ona już nie walczy, ona tylko brzęczy" - miał powiedzieć znany sportowiec, obserwując zaplątaną w pajęczynie muchę. A może to tylko pomysł scenarzysty, bo cytuję ze starego filmu - nie jest w sumie ważne, czy Paavo Nurmi rzeczywiście tak kiedykolwiek powiedział. Ważne, że te słowa pasują idealnie do obecnej sytuacji władzy, i dlatego od nich właśnie dzisiejszy felieton zaczynam. I nie zamierzam bynajmniej robić sobie w nim tanich żartów z nazwiska nowej-starej rzecznik PO. Nie ma co tracić czasu na krytykowanie niższego personelu, kiedy sama szefowa robi z siebie pośmiewisko. Powie ktoś, że ja po prostu nie lubię PO, i cokolwiek by Ewa Kopacz zrobiła lub od czegokolwiek by się powstrzymała, to i tak ją skrytykuję. Cóż, niech będzie, że nie lubię, choć ja osobiście nie podchodzę do tego emocjonalnie. Uważam po prostu rządy PO za nieopisanie szkodliwe dla Polski. Obwiniam rządzącą bandę - nie tylko PO, ale i jej pazernego koalicjanta - o, jak nazwano w Rosji rządy Breżniewa, "czasy zastoju", o zmarnowanie niepowtarzalnej cywilizacyjnej szansy. Licząc unijne dotacje, zaciągnięte kredyty i inne obrywy, rządzący przez te osiem lat dostali do rozdysponowania dwa dodatkowe roczne PKB. Rozdysponowali je wyłącznie na konsumpcję, przejedzenie i stwarzanie pozorów wyższego standardu życia. Wylano w Polsce mnóstwo betonu, rozmnożono znacznie i tak już wcześniej ogromną liczbę urzędników i pracowników nieproduktywnego "sektora publicznego", przeprowadzono mnóstwo mniej lub bardziej idiotycznych "programów operacyjnych". Wszystko to znacznie podniosło zadowolenie obywateli, do których tą czy inną drogą pieniądze te dotarły i zwiększyły ich zdolność kredytową - tak że masowo powtórzyli oni manewr rządu, do tego, co dostali, drugie tyle biorąc z banków i przeznaczając wszystko na konsumpcję. Ale konkurencyjność polskiej gospodarki nie wzrosła, a nawet relatywnie spadła, bo kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Nie wzrosła, a relatywnie spadła innowacyjność. Mimo ucieczki trzech milionów obywateli z rynku pracy, nie zbliżyliśmy się ani odrobinę do rozwiązania problemu strukturalnego bezrobocia, szczególnie wśród młodych. A struktury państwa legły w ruinie - służba zdrowia, prokuratury, wymiar sprawiedliwości, wszelkie usługi publiczne zbliżyły się do standardów balansujących na krawędzi istnienia postkolonialnych państewek afrykańskich. Jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek w ostatnim ćwierćwieczu rezerwuarem taniej, zapasowej siły roboczej i montownią, i nawet jak trafi się nam technologiczny dar z nieba, jak na przykład grafen, zaraz go stracimy na rzecz zachodnich koncernów, a na marnych w stosunku do potencjału zyskach położą łapę kolesie z któregoś z rządzących "peezeli". Zostawiając szczegóły na kiedy indziej - ogromne pieniądze zostały zmarnowane, w wielkim stopniu rozkradzione (proszę zerknąć w raporty Global Finance Integrity, jak lawinowo rośnie z roku na rok liczba miliardów złotych wyprowadzanych z Polski do Luksemburga i innych rajów podatkowych) i, kiedy kurek z kasą zostanie zakręcony, okaże się, że lepiej już nie będzie, lepiej było, a teraz trzeba za to płacić. Ot, Gierek do n-tej potęgi - tyle że on pożyczył czterdzieści razy mniej. Jak ktoś chce świadomość tych dokonać obecnej władzy nazwać "nie lubieniem" jej - to trudno. W takim razie jednak zaznaczyć muszę, że nie lubiłem tego kartelu na długo, zanim się to stało modne. Więc teraz, kiedy jego szmaciakowy, cwaniacki charakter staje się oczywisty nawet dla użytkowników "Pudelka", nie muszę się ścigać z licznymi chętnymi w prawieniu "Brąkowi" i "Lady Babiuch" złośliwości. To, co piszę, dyktuje mi nie chęć zasłużonego szyderstwa z kolejnej po UD, SLD czy AWS ekipy, która uwierzyła, że jest uwielbiana i będzie rządzić wiecznie, a teraz nie może sobie poradzić z szokiem - ale po prostu ciekawość analityka. Niestety, w analizach politycznych istnieje zawsze wielkość, która wymyka się wszelkim narzędziom i miarom - głupota. I przyznam szczerze, że wobec głupoty jestem bezradny. Ale bez sięgania po nią - nijak nie umiem miotania się pani Kopacz po ekranach telewizorów wyjaśnić. Na rozum biorąc, skoro już kaprysem Wielkiego Cwaniaka odziedziczyła po nim tę masę upadłościową i chce zminimalizować straty w najbliższych wyborach, powinna działać mniej więcej tak. Po pierwsze - zanalizować dotychczasowe niepowodzenia, nie tylko wyborcze, ale przede wszystkim przyczyny wyżej wspomnianego "zastoju", po drugie - opracować program naprawy, począwszy od uzdrowienia "centrum zarządzania", czyli partii, rządu i administracji, której bezwład i niesterowność jest oczywistą praprzyczyną wszystkich klęsk, wreszcie po trzecie - dopiero po trzecie - starać się dotrzeć do wyborców z odwiecznym przesłaniem "partia ta sama, ale już nie taka sama". Oczywiście, należało to zacząć robić rok temu. Po przejęciu od Tuska zarządu powierniczego, po pierwszych odpalonych w mediach taśmach. Zamiast tego karmiła się pani Kopacz i jej dwór błogim przeświadczeniem, że Komorowski wygra w cuglach w pierwszej turze, a ta wygrana podciągnie wynik PO w wyborach parlamentarnych, po których PiS, choćby wygrał, i tak nie znajdzie koalicjanta. No trudno, zostały cztery miesiące. Co można zrobić w cztery miesiące? Można przynajmniej ograniczać straty. Nie wygłupiać się. Nie trzeba być Bearem Gryllsem, by zdawać sobie sprawę, że jak się już wlazło w bagno czy ruchome piaski (z którymi, przypomnę, często porównują politolodzy elektorat) to najgłupszą rzeczą jaką można zrobić jest się miotać. Żadnych gwałtownych ruchów. Opanować panikę, nie szarpać się, myśleć - wypatrzeć jakąś gałązkę, suchą łachę, cokolwiek, co da punkt oparcia i pomoże powoli się wydostać z kłopotów. Akurat w sytuacji PO wciąż takich punktów oparcia jest sporo. Partia się nie dzieli, jak było z AWS i SLD, więc działacze nie mają z niej dokąd uciekać. Wciąż stoją za nią ogromne grupy interesu. Wciąż ma rzesze "lemingów", którzy ponad wszystko kierować się będą murzyńską emocją niechęci do swojskości i tradycji, uosabianej przez PiS. Z tym można myśleć o dwudziestu procentach, a jak konkurencja się czymś podłoży, to może nawet więcej. Wygląda na to, że jest tak jak z Bronisławem Komorowskim między pierwszą a drugą turą - gdyby był w ogóle nie prowadził żadnej kampanii, wyszedłby na tym lepiej, niż robiąc jedno głupstwo po drugim. Pani premier też robi jedno głupstwo po drugim, i to coraz gorsze. Zamiast spokojnie zanalizować, czym kierowali się ci, którzy odpłynęli do Kukiza, i jak ich odzyskać (tylko o tę grupę może PO realnie powalczyć) oraz czym utrzymać tych, którzy jeszcze nie odpłynęli - PO nagle dostała ADHD i usiłuje podobać się wszystkim. I to w najgłupszy, najbardziej prymitywny sposób, sypiąc obietnicami, w których po ośmiu latach rządów jest wyjątkowo mało wiarygodna. Przebiegam w myślach: podwyżki dla urzędników, podwyżki dla pielęgniarek, subsydia budżetowe na 100 tysięcy miejsc pracy dla młodych rocznie, po tysiąc złotych miesięcznie przez rok na każde dziecko, po 400 złotych na głowę dla emeryta, 20 milionów dla Słupska, 9 miliardów dla Śląska... I - po aferalno-barejowskich doświadczeniach z informatyzacją i e-dowodami osobistymi - jeszcze "na cito" karty ubezpieczenia medycznego. Strach myśleć, co przyniesie jutro. Dobrze, może kto naiwny w to wszystko uwierzy, ale skoro już się idzie w tę stronę, jak można oskarżać PiS o populizm, nierealizowalne obietnice, na które nie ma pieniędzy, i "drugą Grecję"? To są te pieniądze czy ich nie ma? Albo: cały rządowy agit-prop przez miesiąc jedzie oskarżeniem, że Duda i Szydło to politycy "z drugiego szeregu", a więc nieważni, a potem PO wyciąga sama z drugiego szeregu jakieś "młode twarze". Przecież to się zwyczajnie nie trzyma kupy. Wszystko i tak pikuś w porównaniu z kolejowym cyrkiem i "wyjazdowym posiedzeniem rządu". Rząd nie jest od tego, żeby jeździł. Jeśli jeździ - to tylko pokazuje, że jest cyrkiem na kółkach, pokazówką, a nie poważną, realnie czymś rządzącą władzą. Do tego megawtopa z pustym samolotem, latającym w ślad za pendolino, "dumnym narodem śląskim", "kotlecik ładnie pachnie", zawiązywanie dziewczynce sznurowadełek, zapadanie się w szpilkach w piachu warszawskiej plaży, nie wiadomo właściwie po kiego diabła... Pytanie, kto jej te kompromitujące sposoby zalecania się do narodu podpowiada to jedno, ale prawdziwe pytanie, to jak można takich rad i doradców słuchać. I na to pytanie nie znajduję odpowiedzi innej, niż wspomniany już wyżej nieoznaczony, nie dający się wymierzyć analitycznymi instrumentami czynnik. A skoro raz już doszedł on na taką skalę do głosu - to nie bardzo sobie wyobrażam, co może panią premier przed jej własną, hm, nieoznaczonością, ocalić. Rafał Ziemkiewicz

Misja Romana Subotnik Ziemkiewicza Roman Giertych ogłosił, że wystartuje w wyborach do Senatu jako kandydat niezależny z okręgu podwarszawskiego. Pomysł samobójczy – Giertych dorobił się w życiu paru rzeczy, ale nie ma wśród nich czegoś takiego, jak elektorat. Dla wyborców kierujących się najogólniej pojmowaną wrażliwością tradycjonalistyczną i patriotyczną od dawna jest on już tylko facetem wartościom tym wrogim, regularnie atakującym ich i ich partię w TVN i „Gazecie Wyborczej”. Dla targetowego odbiorcy tych mediów z kolei nadal pozostaje „faszystą”, niechby nawet – by użyć tego Giedroyciowego określenia – „dobrym faszystą”, bo dającym się używać do kompromitowania prawicy i atakowania Kaczyńskiego, ale jednak faszystą. Z racji rodzinnych i sytuacyjnych u zarania swej kariery był Giertych narodowcem, ale od czasu gdy opowiedział się za obozem władzy budzi w ruchu narodowym skrajną niechęć, może poza środowiskiem tygodnika „Myśl Polska” (w środowisku Marszu Niepodległości zwanego złośliwie „myślą peerelowską”), raczej marginalnym. Karierę robił jednak nie jako endek, bo ta identyfikacja wciąż budzi w Polsce niewiele sympatii, nad czym ubolewam, i na co wpływ, oprócz kolaboracji „Pax”-u miała swój wpływ także działalność trzech pokoleń Giertychów. Karierę zrobił, bo był uważany za człowieka Radia Maryja, a dzięki sprawnym zakulisowym manewrom zdołał z oddanymi sobie Wszechpolakami całkowicie przejąć Ligę Polskich Rodzin, stworzoną pod auspicjami Ojca Dyrektora pierwotnie jako szeroka koalicja katolickich tradycjonalistów. Co dzisiaj ma o nim do powiedzenia „katolicki głos w twoim domu” i jego słuchacze, łatwo sprawdzić. Być może Giertych liczy na to, że w zamian za liczne oddane jej przysługi Platforma dyskretnie go poprze, nie wystawiając w okręgu podwarszawskim kontrkandydata. Przypuśćmy – bynajmniej nie oznacza to, że elektorat jaki jeszcze pozostał PO (osobna sprawa, czy wystarczający) przerzuci swoje głosy na „nadmecenasa władzy”. Szczerze mówiąc, sądzę, że gdyby nawet PO zaoferowała Giertychowi „jedynkę” na którejś ze swych list do Sejmu, to tylko powtórzyłaby się historia Mariana Krzaklewskiego i Michała Kamińskiego. Jest jeszcze, oczywiście, elektorat „niepolityczny”, któremu obiecuje Giertych, że nie będzie brał senackiej diety i że w każdym powiecie okręgu otworzy biuro bezpłatnej pomocy prawnej, choćby miał do nich dołożyć z własnej kieszeni. Wątpię, by to zagrało – dla tego „niepolitycznego” elektoratu Giertych jest przede wszystkim kimś w rodzaju „adwokata mafii”, oczywiście mafii rządzącej, pojawiającego się wszędzie tam, gdzie władza chce jakiemuś swojemu krytykowi zatkać gębę. No i może jeszcze facetem od szkolnych mundurków, które furory w swoim czasie nie zrobiły. Nawet zresztą gdyby Giertych jakimś cudem się do Senatu dostał, trudno mi doprawdy zrozumieć, co właściwie miałby z tego mieć. Mówi się, że pomimo zdobytej pozycji w zawodzie i pieniędzy wciąż marzy o powrocie do polityki. Możliwe, bo istotnie polityka wielu okazała się uzależniać z narkotyczną mocą, ale przecież przez izbę z nazwy wyższą do żadnej realnej polityki się nie wchodzi, mandat senatorski nie daje wszak żadnego wpływu na nic. Przeciwnie, Senat to raczej rodzaj politycznej emerytury, która akurat komu jako komu, ale właścicielowi prosperującej kancelarii adwokackiej nie jest potrzebna. Oczywiście, po zmianie władzy Giertych może z dnia na dzień utracić najbardziej lukratywne zlecenia, ale głodem przymierać na pewno nie zacznie. Widzę trzy możliwości. Albo Giertych ocenia swą popularność i szanse równie realistycznie, jak Bronisław Komorowski (co by znaczyło, że pora zrobić sobie bardzo długi urlop), albo z jakichś sobie tylko znanych masochistycznych powodów zapragnął doznać upokorzenia – albo desperacko potrzebuje immunitetu. Jest też czwarta możliwość, że start ma tylko stworzyć pretekst do stałej obecności w mediach i atakowania w nich PiS. Bogiem a prawdą, to słaba hipoteza, bo jak dotąd doskonale się bez takiego pretekstu obywał. Ale zastanówmy się nad nią. W ciągu dwóch dni Giertych był w TVN u Olejnik i w TVP Info u Kraśki (być może jeszcze gdzieś, gdzie go nie zauważyłem), wygenerowany tam news o kandydowaniu obiegł wszystkie portale, i w obu wypadkach wykorzystał był Giertych rozmowę do wygłoszenia teorii, iż „afera podsłuchowa” to „pełzający zamach stanu” za którym stoi PiS Teoria to duże słowo. Był to raczej łańcuch luźnych skojarzeń i insynuacji, w których próżno by szukać jakiegokolwiek „twardego” argumentu. Przesłanki tego rodzaju, że musiał za tym stać PiS, bo nikogo z PiS nie nagrano i PiS na całej sprawie skorzystał, może sobie mecenas Giertych włożyć w buty, jeśli chciałby być jeszcze wyższy. Niezawodna brzytwa Ockhama każe pamiętać, że nagrywano ludzi, którzy coś mogli i dysponowali pewną wiedzą polityczno-biznesową, a w PiS, od pięciu lat odciętym od wszelkiej władzy, nikt nic ciekawego dla nagrywających do powiedzenia nie miał. Zresztą to, że członkowie tej partii lepiej się prowadzą i bardzo uważają, by nie być posądzeni o jakieś konszachty, bo Prezes tego nie lubi i karze niełaską, może śmieszyć, ale jest faktem, w tym akurat wypadku działającym na rzecz PiS. Zasada „qui prodest” też nie może być używana jako żaden dowód – fakt, że na kryzysie w Grecji najwięcej zyskuje Putin, nie dowodzi, że to on tak Greków zadłużył. No, a opowieści, że chodzą po mieście słuchy, że prokuratura ma ale tajniaczy jakieś bilingi wiążące nagrywających z PiS, a Seremeta nominował przecież Lech Kaczyński, że Falenta miał kontakty z CBA, a CBA założył PiS, ergo, prokuratura i CBA nie zostały „oczyszczone” z ludzi Ziobry i Kamińskiego i teraz właśnie postanowiły nielegalnie obalić legalną władzę, i że nie może być przypadkiem, że do taśmy Bieńkowska – Wojtunik dotarł akurat Gmyz, który pisał o trotylu, więc zapewne jest powiązany z PiS (jakby pierwszych taśm nie dotarł przypadkiem Latkowski, o którego związkach z PiS najlepiej świadczy „dokument fabularyzowany” o Blidzie, idiotyczny zresztą)… To jest gadanie na poziomie przysłowiowych przekupek z bazaru i trudno pojąć, dlaczego człowiek o tak wysokiej pozycji zawodowej ośmiesza się snuciem podobnych ezoterycznych dywagacji. Nie trzeba wnikliwie obserwować publicznej aktywności Giertycha w ostatnich latach, by wiedzieć, że jego osobista nienawiść do Kaczyńskiego i poczucie krzywdy z jego strony jest wielka. Nie ukrywa, że prezesa PiS uważa za groźnego paranoika, chorobliwie podejrzliwego i ogarniętego manią, że wszyscy przeciwko niemu spiskują. Tyle, że swą „spowiedzią” w Gazecie Wyborczej we wrześniu 2012 sam udowodnił, że jeśli Kaczyński rzeczywiście jest tak podejrzliwy, to przynajmniej w odniesieniu do Giertycha miał rację. Przypomnę, były lider LPR chwalił się tam, że do rządu PiS-Samoobrona-LPR wszedł tylko po to, by sabotować jego prace od środka, że cały czas potajemnie działał na rzecz przejęcia władzy przez PO, ba, chwalił się nawet, że w najbliższym otoczeniu Kaczyńskiego umieścił swego „kreta”, który uprzedzał go o posunięciach prezesa PiS. Polecam uwadze ten wywiad, nie jest on, delikatnie mówiąc, dobrą rekomendacją, by byłego ministra edukacji znowu wpuszczać do czynnej polityki. Może nie poświęcałbym enuncjacjom Giertycha tak wiele uwagi, gdyby nie fakt, że swego czasu odegrał istotną rolę w – z perspektywy minionych lat można to stwierdzić z całą pewnością – ubeckiej prowokacji, jaką było zgnojenie Włodzimierza Cimoszewicza przy użyciu Anny Jaruckiej i „haka” (nie ogłoszonego ostatecznie, bo Cimoszewicz spękał i rzucił ręcznik na ring) na jego żonę. Ten „mord założycielski” tuskizmu-platformizmu został potem zapomniany, bo okazał się niepotrzebny, to nie Cimoszewicz, wbrew przekonaniu strategów PO, ale Lech Kaczyński blokował bowiem Tuskowi drogę do prezydentury. Ale warto o sprawie pamiętać w kontekście późniejszych wydarzeń. Potem Giertych promował plan – storpedowany w końcu przez Tuska – wielkiej koalicji, która miała w 2007, mówiąc językiem Radosława Sikorskiego, „zaj**ać PiS” komisjami śledczymi. Przypomnę – powszechnie nie wierzono wtedy, by z Kaczyńskimi można było wygrać w sposób uczciwy, w wyborach, i tymczasowy rząd „wszyscy przeciwko PiS” z premierem Kaczmarkiem miał umożliwić zmianę wbrew woli „niedojrzałego do demkoracji” społeczeństwa. Czy była to operacja tych samych środowisk, co „projekt Jarucka”, nie wiem, ale w obu wypadkach Giertych wystąpił jako narzędzie w rękach jakiejś grupy trzymającej pewną część władzy. Nie można więc wykluczyć, że i obecna jego demaskatorska aktywność, służąca karkołomnemu przypisaniu Kaczyńskiemu odpowiedzialności za podsłuchy i wytworzenia poczucia zagrożenia jakimś „zamachem stanu” – w obronie przed którym, jak wiadomo, wszystkie chwyty są dozwolone – wynika z jakiejś inspiracji. Nie stawiałbym na taka hipotezę pieniędzy, bo skuteczność wypuszczenia Giertycha z tego rodzaju sensacjami nie może być wielka… Ale ktoś to może oceniać inaczej, byli w końcu tacy, co po odpaleniu taśmy Morozowskiego-Sekielskiego-Beger autentycznie wierzyli, że na fali wzbudzonego nimi oburzenia uda się zorganizować w warszawie Majdan na wzór kijowskiego i obalić znienawidzonych Kaczyńskich siłą. Zresztą, kiedy strach zagląda do… do oczu, powiedzmy, używa się wszystkiego, co jest pod ręką. Rafał A. Ziemkiewicz

5 lipca 2015 Im bardziej sondaże Zjednoczonej Prawicy idą w górę, tym wścieklejsze ataki Platformy

1. Badania opinii publicznej coraz częściej pokazują już nie tylko wyraźne zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy w nadchodzących wyborach parlamentarnych ale nawet zwycięstwo dające jej bezwzględną większość w przyszłym Parlamencie, pozwalające na samodzielne rządzenie. Oczywiście nie czas na tryumfalizm do wyborów jeszcze 3,5 miesiąca, jeszcze tych wyborów nie wygraliśmy, trzeba ciężko pracować, rozmawiać z wyborcami i przygotowywać jak najlepszy program rządzenia. Wszystko to robimy bardzo intensywnie, kandydatka na premiera obozu Zjednoczonej Prawicy Beata Szydło kontynuuje swój objazd po Polsce tzw. Szydłobusem, podczas którego spotyka się z Polakami, podobne spotkania obywają posłowie i senatorowie w swoich okręgach wyborczych, trwa właśnie w Katowicach 3-dniowa konwencja programowa, podczas której odbędzie się 13 paneli głównych i 12 paneli specjalistycznych, podczas których wystąpi blisko 200 ekspertów.

2. Im sprawniej działa ta maszyna Zjednoczonej Prawicy tym mocniej media głównego nurtu angażują się w atakowanie przy wykorzystaniu wszystkich sił i środków. Atakują już nie tylko parlamentarzyści Platformy ale także zaangażowani na tę okoliczność tacy „sympatycy” prawej strony sceny politycznej jak były lider Ligi Polskich Rodzin, a obecnie tylko adwokat Roman Giertych (ostatnio zapowiedział powtórne wejście do polityki już jako senator wspierany w okręgu podwarszawskim przez Platformę i PSL), były premier rządu Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Marcinkiewicz, czy obecny minister w Kancelarii Premiera i główny strateg premier Kopacz, Michał Kamiński. Ci koncentrują się nad straszeniem Polaków Jarosławem Kaczyńskim, który ich zdaniem ma rządzić „z tylnego siedzenia” nie tylko przyszłą szefową rządu Beatą Szydło ale także niedawno wybranym prezydentem Andrzejem Dudą.

3. Szczególnie intensywnie trwa straszenie przyszłymi rządami Zjednoczonej Prawicy na tle pogarszającej się sytuacji w Grecji, której obywatele właśnie dzisiaj odpowiedzą na pytanie referendalne czy są gotowi dalej zaciskać pasa w zamian za kroplówkę finansową tzw. trojki. Zdaniem PR-owców Platformy i jej czołowych polityków straszenie jak to „zgrabnie” ujęto „pisowską Grecją” jest jak najbardziej uprawnione, ponieważ zarówno prezydent-elekt Andrzej Duda jak Prawo i Sprawiedliwość, w swoich programach wyborczych, mają jakoby zapisane ogromne dodatkowe wydatki budżetowe (posługują się nie bardzo wiadomo przez kogo policzoną kwotą ponad 300 mld zł związanych z realizacją obietnic wyborczych). Rzeczywiście zarówno prezydent-elekt Andrzej Duda jak i Prawo i Sprawiedliwość mają zapisane w swoich programach przedsięwzięcia, które będą wymagały dodatkowych wydatków budżetowych ale będą one realizowane równolegle do wzrostu dochodów budżetowych w związku z poprawą tzw. wydajności podatkowej.

4. Taki sposób działania jest konieczny ponieważ to właśnie 8-letnie rządy Platformy i PSL-u spowodowały sytuację, w której finanse publiczne naszego kraju znalazły się na skraju przepaści. Przypomnijmy tylko gigantyczny przyrost długu publicznego w latach 2007-2013, wyniósł on blisko 450 mld zł (dług wzrósł z 520 mld zł na koniec 2007 roku do 970 mld zł na koniec 2013 roku) tj. do blisko 58% PKB. Na koniec 2014 roku dług ten zmniejszył się wprawdzie o blisko 150 mld zł ale tylko dzięki tzw. skokowi na OFE, z którego przejęto obligacje skarbowe na 150 mld zł (o taką sumę powiększą się jednak zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów). Oprócz tego w latach 2007-2014, rząd Tuska spowodował powstanie około 100 mld zł długu ukrytego (w samym FUS jest 45 mld zł niespłaconych kredytów budżetowych, zobowiązania wobec funduszu pracy, funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych wynoszą kolejne kilkanaście miliardów złotych, zobowiązania w ochronie zdrowia – długi szpitali kolejne kilkanaście miliardów złotych). Rządy Platformy i PSL-u rozszczelniły także polski system podatkowy (na skutek bardzo częstych nowelizacji prawa podatkowego i w konsekwencji przyzwolenie na wyłudzenia szczególnie w podatku VAT), co skutkowało znacznym obniżeniem wydajności podatkowej z 4 głównych podatków (VAT, akcyza, PIT i CIT). Na koniec 2007 roku wydajność ta wynosiła 17,5% PKB, w roku 2014 miała wynieść tylko 14,3% PKB). Ta różnica 3,2% PKB, to około 55 mld zł (w warunkach roku 2014) i o tyle mniej podatków wpłynie do budżetu tylko w tym roku. Przez 7 lat obniżania wydajności podatkowej straty budżetu z tytułu niezebranych podatków sięgają przynajmniej 300 mld zł. „Grecję” zafundowały nam więc 8-letnie rządy Platformy i PSL-u i tylko przejęcie 150 mld zł z OFE, załagodziło tę sytuację na 2-3 najbliższe lata. Konieczne jest więc odsunięcie tej ekipy od władzy ponieważ kontynuacja tej polityki niechybnie do „wariantu greckiego” Polskę doprowadzi. Kuźmiuk

Kalifat wykańcza Europę upałami Kiedy jeszcze za pierwszej komuny, pieszczoch ówczesnych władz Jarosław Iwaszkiewicz kupił sobie na talon „Fiata 125 p”, przechwalał się, że samochód ma wszystkie części włoskie. Przechwałki te dotarły do Antoniego Słonimskiego, który Jarosława Iwaszkiewicza, swego „byłego przyjaciela” bardzo nie lubił, więc i tym razem nie mógł powstrzymać się od złośliwego zapytania: „ale pedał chyba polski?” Podobna sytuacja zapanowała w stacji telewizyjnej TVN, właśnie przejętej przez firmę amerykańską, która zobowiązała się do spłacenia wierzycieli tej stacji. Właściciele amerykańscy – ale konfidenci pozostają ci sami, co dawniej. Tak przynajmniej zrozumiałem deklaracje pani red. Justyny Pochanke, co utwierdza mnie w podejrzeniach, że oferta, jaką 18 czerwca, podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Mosty”, złożyli Amerykanom ubowcy starszej i nowszej generacji, została chyba przez stronę amerykańską przyjęta – bo czyż strona amerykańska odważyłaby się zlekceważyć rekomendację i gwarancje, jakie na rzecz tubylczych ubowców starszej i nowszej generacji złożyli ubowcy izraelscy? Taka zuchwałość zakrawałaby na niepodobieństwo, więc zmiana właściciela TVN też nie powinna zagrozić tamtejszym konfidentom i dajmy na to, resortowa „Stokrotka” będzie po staremu przesłuchiwała wezwanych delikwentów. Najwyraźniej strona amerykańska przyzwyczaiła się do politykowania w Polsce przy pomocy agentury i nie widzi powodu, by te przyzwyczajenia zmieniać – co może nie jest dla nas specjalnie zaszczytne, ale za to dostarcza nam poczucia ciągłości. Tymczasem nad Polskę nadciąga niebezpieczeństwo w postaci fali upałów. Jak wiadomo, w lecie powinno być chłodno – a w każdym razie tak uważają w telewizji - więc już pojawiły się dramatyczne ostrzeżenia, żeby uważać i w ogóle. Ale coś rzeczywiście może być na rzeczy, bo warto zwrócić uwagę, że fala upałów nadciąga, a właściwie już nadciągnęła nad Europę znad Sahary, gdzie jak wiadomo szaleje Państwo Islamskie, zwane też Kalifatem. Czy fala upałów nie jest przypadkiem następstwem popychania przez Państwo Islamskie gorących mas powietrza w stronę Europy, by w ten sposób dodatkowo zdestabilizować sytuację na tym kontynencie i tak już zdestabilizowaną bankructwem Grecji? Przestrzega przed tym pani Beata Szydło, kandydatka PiS na premierzycę, wzywając aktualną premierzycę, panią Ewę Kopacz, by nie przyjmowała euro. Pani premierzyca Kopacz chyba wcale nie miała takiego zamiaru, a zresztą decyzja w tej sprawie nie należy przecież do niej, tylko do naszych okupantów, którzy euro przyjmą, albo i nie przyjmą w zależności od tego, co każą im zrobić ich przełożeni z central wywiadowczych w państwach poważnych, którym nasi ubowniczkowie starszej i młodszej generacji się wysługują – ale niezależne merdia głównego nurtu relacjonują te groteskowe spory z całą powagą. Od razu zresztą widać, komu sprzyjają poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze niezależnych merdiów głównego nurtu; panią premierzycę Ewę Kopacz pokazują w otoczeniu tłumu, w którym podstawione osoby niezwykle czule ją komplementują, podczas gdy pani Beata Szydło pokazywana jest w trakcie marszu przez opustoszałe miejsca, tylko w towarzystwie pana Mastalerka. Od razu widać, że ręczne sterowanie telewizją przejęli pierwszorzędni fachowcy, co to relacjonowali wizytę w Polsce Jana Pawła II w roku 1979. Wtedy też każdy mógł się przekonać, że papież wygłasza kazania na puszczy, podczas gdy Edward Gierek, nawet gdy przemawiał do krów, to zawsze do całego stada. W tej sytuacji nie dziwią nikogo przestrogi, by nie jeździć ani do Egiptu, ani do Tunezji („Tunezji nikt nie zji”), bo tam jest niebezpiecznie. Jak zapewniła pani premierzyca Ewa Kopacz, bezpiecznie to jest w Polsce – zwłaszcza w Służbie Bezpieczeństwa. Wakacje w Służbie Bezpieczeństwa – to jest propozycja rządu na dzisiaj. Żeby jakoś uwiarygodnić te deklaracje, spuszczono na wodę korwetę „Gawron”, którą z tej okazji odmalowano i przemianowano na „patrolowiec” pod nazwą „Ślązak”. Czy pod nową nazwą okręt będzie zdolny do pływania – trudno powiedzieć z uwagi na nierozpoznany dokładnie stopień przeżarcia tej konstrukcji korupcją. Jednostka budowana była przez lat bodajże 14, a w tym czasie powstało nie tylko w wojsku, ale i w jego urzędniczym otoczeniu sporo starych rodzin. Pan minister Siemoniak, który przewodniczył ryzykownej ceremonii wodowania „Ślązaka” odgrażał się, że w planach są jeszcze inne okręty, co pokazuje, że proces tworzenia starych rodzin w środowisku wojskowym i jego urzędniczym otoczeniu nie tylko daleki jest od zakończenia, ale dopiero nabiera rozmachu. Przy okazji warto odnotować deklarację pani premierzycy Ewy Kopacz o prawdziwych przyczynach bankructwa Grecji. Pani premierzyca zwróciła uwagę pani Beacie Szydło, że Grecja zbankrutowała nie dlatego iż przyjęła euro, jako swoją walutę, tylko dlatego, że żyła ponad stan. Warto tedy zwrócić uwagę, że zadłużenie Grecji wynosi około 320 mld euro. Aktualny dług publiczny Polski szacowany jest – bo pan minister Rostowski podczas swego urzędowania trzykrotnie zmienił sposób liczenia długu publicznego, w związku z tym szacunki wahają się od biliona 100 mld złotych do 3 bilionów 700 miliardów, przy czym ta druga kwota wydaje się bliższa prawdy. Aktualny kurs euro w stosunku do złotego wynosi 4,1, a to oznacza, że zadłużenie Grecji odpowiada wysokości długu publicznego Polski i to w wersji najłagodniejszej – to znaczy 1312 miliardów złotych. Jeśli w dodatku przypomnimy, że przez ostatnie 8 lat nasi okupanci trzymali przy rządzie Platformę Obywatelską, to napuszone uwagi rozmaitych tamtejszych Zasrancen („mann kann singen, mann kann tanzen, aber nicht mit den Zasrancen”) budzą już tylko irytację. Jakby tego było za mało, pan minister Szczurek wpadł na pomysł urządzenia „loterii skarbowej”. Chodzi o to, by zwykłych obywateli nakłonić do wymuszania na sprzedawcach wystawiania paragonów. Jak taki jeden z drugim obywatel dostanie paragon, to może go wysłać na loterie skarbową i nawet wygrać samochód, a w najgorszym razie – makagigi. Pan minister Szczurek najwyraźniej ma nadzieję, że w ten sposób zlikwiduje „szarą strefę” - bo najwyraźniej nasi okupanci musieli wydać rozkaz, że Grecja zbankrutowała z powodu niepłacenia podatków – toteż poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu już zakadzili smrodem dydaktycznym. Smród dydaktyczny, a w dodatku fala upałów znad Sahary – ach, któż w ogóle to wytrzyma? Stanisław Michalkiewicz

2015-07-06 Prawo i Sprawiedliwość zmiażdżyło merytorycznie PO konwencją w Katowicach

1. Tytuł dzisiejszego tekstu zaczerpnąłem z jednego z portali społecznościowych, a użył go dla opisania 3 dniowej konwencji programowej Zjednoczonej Prawicy jeden ze znanych dziennikarzy dziennika „Rzeczpospolita” jak można się domyślać z jego wcześniejszych wpisów raczej zwolennik dotychczas rządzących PO i PSL. Bardzo wysoko ocenili tę konwencję także dziennikarze z innych mediów, którzy relacjonowali jej przebieg przez ostatnie 3 dni a także liczni przedstawiciele środowiska naukowego nie związani z prawą stroną sceny politycznej. Na jej tle konwencja programowa PO, która odbyła się ponad 2 tygodnie temu trwająca zaledwie 75 minut w wyniku, której ta partia po 8 latach rządzenia krajem powołała 10 zespołów programowych, które mają przygotować program na wrzesień tego roku, wygląda naprawdę żenująco.

2. Rzeczywiście konwencja w Katowicach robiła wrażenie na wszystkich obecnych przez 3 dni w Centrum Konferencyjnym, 13 paneli głównych, 27 paneli specjalistycznych, ponad 270 ekspertów, duża ich część to ludzie z tytułami naukowymi doktorów, doktorów habilitowanych i profesorów, z laureatem nagrody Nobla z ekonomii w 2007 roku, amerykańskim ekonomistą Ericem Maskinem. Omówiono w setkach referatów wszystkie dziedziny życia społeczno - gospodarczego w Polsce, eksperci zaproponowali cały szereg różnych rozwiązań, które znajdą się w ostatecznym programie Zjednoczonej Prawicy. Po tym co stało się w Katowicach można stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że program ten będzie realizowany przez nowy rząd wyłoniony przez Zjednoczoną Prawicę zwycięzcę nadchodzących wyborów parlamentarnych.

3. Z oczywistych powodów największe zainteresowanie mediów skupiło się na panelach poświęconych gospodarce, najważniejszych reformach zaproponowanych w tym programie, a także ich kosztach i w konsekwencji sposobie ich finansowania. Wreszcie tzw. media głównego nurtu odpuściły zainteresowanie zagrywkami PR- owskimi i skupiły się na kwestiach merytorycznych, choć sposób tego zainteresowania wskazywał, że dziennikarze stosowali głównie metodę „szukania dziury w całym”. Całą sobotę i niedzielę dziennikarze tych mediów analizowali podane przez poseł Beatę Szydło koszty takich decyzji jak przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego (60 lat kobiety i 65 lat mężczyźni), podwyższenie kwoty wolnej w podatku PIT do 8 tys. zł, wreszcie wypłaty 500 zł miesięcznie na drugie i każde kolejne dziecko (a w rodzinach niezamożnych także na pierwsze), sugerując, że tego rodzaju dodatkowe wydatki są niemożliwe do sfinansowania.

4. Koszty tych przedsięwzięć zostały oszacowane na 39 mld zł (około 10 mld zł reforma emerytalna, około 7 mld zł podniesienie kwoty wolnej i na około 22 mld zł wsparcie dla dzieci). Z kolei po stronie dochodowej zostały pokazane dodatkowe wpływy podatkowe: 5 mld zł podatek bankowy, 3 mld zł podatek od supermarketów, około 9 mld zł dodatkowych wpływów z VAT, ponieważ większość z tej kwoty 39 mld zł, które trafią do głównie niezamożnych Polaków natychmiast zamienią się w popyt konsumpcyjny, wreszcie ponad 50 mld zł z wyższej wydajności podatkowej.

Szczególnie wiarygodność tej ostatniej kwoty była podważana, choć z treści wypowiedzi można się było zorientować, że zabierający głos w tej sprawie mają o tym problemie mgliste pojęcie. Nawet polemizujący ze mną na Twitterze w tej sprawie minister Kapica zajmujący się podatkami w rządzie PO-PSL, sugerował, że wysoka wydajność podatkowa jaką udało się osiągnąć rządowi Prawa I Sprawiedliwości w latach 2005-2007, była spowodowana ponad 6% wzrostem PKB.

5. Nic bardziej błędnego, wydajność podatkowa z 4 najważniejszych podatków w relacji do PKB to wskaźnik względny i skoro rośnie to oznacza, że wpływy podatkowe rosną szybciej niż PKB. Przypomnijmy tylko, że relacja ta wyraźnie rosła w latach 2005-2007 z 15,9% do 17,5% PKB, a już od 2008 roku zaczęła gwałtownie spadać aż do 13,1% PKB w 2013 roku, a w roku 2014 miała wzrosnąć zaledwie do13,5% PKB. Tak więc różnica pomiędzy najlepszą wydajnością w 2007 roku i przewidywaną na rok 2014 wynosi aż 4% PKB, co w warunkach tego roku oznacza, że do budżetu państwa wpłynęło o blisko 70 mld zł mniej niż powinno wpłynąć przy utrzymaniu wydajności z roku o najlepszej wydajności (1% PKB w cenach bieżących w 2014 17,4 mld zł). Oczywiście powrót do tak wysokiej wydajności podatkowej będzie wymagał trochę czasu ale skoro potrafiliśmy to zrobić 10 lat temu, to potrafimy i teraz i wcale nie przez coraz liczniejsze kontrole „maluczkich” jak straszyła wczoraj przedsiębiorców Premier Kopacz ale kontrole tych wielkich, którzy przyzwyczaili się, że za rządów Platformy i PSL-u można nie płacić podatków. Kuźmiuk

2015-07-07 Profesor Rybiński - PO zadłużyła Polskę bardziej niż Gierek

1. Profesor Krzysztof Rybiński w wywiadzie udzielonym ostatnio portalowi wPolityce.pl stwierdził, że rządząca od 8 lat Polską Platforma zadłużyła nasz kraj w relacji do PKB, bardziej niż Edward Gierek w latach 70-tych poprzedniego stulecia. I dodał "gdyby nie skok rządu Platformy na Otwarte Fundusze Emerytalne, gdyby nie ukradli Polakom 150 mld zł, to już dzisiaj dług publiczny przekraczałby 60% PKB, a premier i minister finansów byliby postawieni przed Trybunałem Stanu, bo złamali Konstytucję RP".To bardzo mocna ocena 8 letnich rządów Platformy i PSL-u, zwracająca uwagę na elementarne fakty w sytuacji kiedy rządzący bez żadnych hamulców zaczynają obciążać opozycję dążeniem do doprowadzenia Polski do sytuacji podobnej jak w Grecji.

2. Przypomnijmy więc najważniejsze „osiągnięcia” rządu Platformy i PSL-u w tym zakresie.Po pierwsze gigantyczny przyrost długu publicznego w latach 2007-2013, wyniósł on blisko 450 mld zł (dług wzrósł z 520 mld zł na koniec 2007 roku do 970 mld zł na koniec 2013 roku) tj. do blisko 58% PKB.Na koniec 2014 roku dług ten zmniejszył wprawdzie o blisko 150 mld zł ale tylko dzięki tzw. skokowi na OFE (Rybiński nazywa to grabieżą), z którego przejęto obligacje skarbowe na 150 mld zł (o taką sumę powiększą się jednak zobowiązania ZUS wobec przyszłych emerytów).Oprócz tego w latach 2007-2014, rząd Tuska spowodował powstanie około 100 mld zł długu ukrytego (w samym FUS jest 45 mld zł niespłaconych kredytów budżetowych, zobowiązania wobec funduszu pracy, funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych wynoszą kolejne kilkanaście miliardów złotych, zobowiązania w ochronie zdrowia – długi szpitali kolejne kilkanaście miliardów złotych).Trzeba tu jeszcze dodać swoiste „pożyczanie” środków z Funduszu Pracy na finansowanie deficytu sektora finansów publicznych (chodzi o kwotę około 6-7 mld zł), przy dramatycznej sytuacji na rynku pracy, stopie bezrobocia sięgającej wtedy 14%, a wśród ludzi młodych do 34 roku życia stopie bezrobocia bliskiej 30%.

3. Kolejne "sukcesy" rządów Platformy i PSL-u jeżeli chodzi o obszar finansów publicznych to rozszczelnienie systemu podatkowego (na skutek bardzo częstych nowelizacji prawa podatkowego i w konsekwencji przyzwolenie na wyłudzenia szczególnie w podatku VAT), co skutkowało znacznym obniżeniem wydajności podatkowej z 4 głównych podatków (VAT, akcyza, PIT i CIT).Na koniec 2007 roku wydajność ta wynosiła 17,5% PKB, w roku 2014 miała wynieść tylko 14,3% PKB). Ta różnica 3,2% PKB, to około 55 mld zł (w warunkach roku 2014) i o tyle mniej podatków wpłynęło do budżetu tylko w tym właśnie roku.Przez 7 lat obniżania wydajności podatkowej straty budżetu z tytułu niezebranych podatków sięgają przynajmniej 300 mld zł.Należy przy tej okazji przypomnieć, że to rząd Jarosława Kaczyńskiego wyprowadził Polskę z procedury nadmiernego deficytu (KE podjęła decyzję w 2008 roku ale na postawie danych dotyczących sektora finansów publicznych na koniec 2007 roku oraz projekt budżetu na 2008 rok przygotowany przez ten rząd).Natomiast rząd Tuska już po roku swojego działania wprowadził Polskę na powrót do tej procedury, a ta znowu została zdjęta dopiero w 2015 roku, głównie w wyniku wspomnianego przejęcia przez rząd 150 mld zł z OFE, co skutkuje jednak wzrostem wielkości długu ukrytego wobec przyszłych emerytów.W tej sytuacji zarówno premier Kopacz jak i czołowi politycy Platformy wykazują się niesłychanym wręcz tupetem, oskarżając właśnie opozycję o próbę doprowadzenia Polskę do sytuacji Grecji. Kuźmiuk

W Unii Europejskiej brat brata harata Ach, któż nie pamięta słynnej piosenki Wojciecha Młynarskiego o tym, jak to w słynnej prowincji Guadalajara, istniała według pradawnych wzorów wielce szanowna i bardzo stara szkoła dla przyszłych torreadorów? Jak pamiętamy, w szkole tej uczono sztuki uników, ale jeden z adeptów się zbuntował, sztuką uników wzgardził – i co się stało? Ano, skoro torreador nie zrobił uniku, to unik zrobił byk! Czyż nie podobne wieści dobiegają z Grecji, która właśnie odrzuciła w referendum program pomocowy, opracowany przez wierzycieli tego państwa, czyli finansowych grandziarzy z MFW i komercyjnych banków niemieckich i francuskich? Bardzo podobne, bo nie tylko wszyscy się spodziewali, że w obliczu presji finansowych grandziarzy, wspomaganych przez poprzebieranych za ekonomistów agitatorów w rodzaju pana Ryszarda Petru, Grecja wykona unik, to znaczy – z podwiniętym ogonem przyjmie dyktat finansowych grandziarzy, w opakowaniu „pomocy” - a tymczasem stało się inaczej. Grecja uniku nie wykonała, więc teraz ze sfer grandziarskich dobiegają odgłosy przygotowań do uniku w postaci łagodniejszego ultimatum. Ciekawe, co będzie, jeśli Grecja wzgardzi również tymi łagodniejszymi warunkami? Finansowy grandziarze też nie mogą w nieskończoność ustępować, bo wprawdzie z Grecji, pod pretekstem „pomocy”, wydoili co tylko można było wydoić, ale nie można dawać złego przykładu narodom głupszym od potomków Odyseusza – bo co by to było, gdyby i one zaczęły się bisurmanić? Oczywiście nie zaczną, przynajmniej nieprędko, bo tubylczy mądrale, którym finansowi grandziarze sypną trochę złota w charakterze napiwku, będą grali na snobistycznej nucie, że to niby europejskiemu narodowi nie wypada kiwać finansowych grandziarzy i raczej powinien wymiotować krwią, a lichwiarskie odsetki spłacić co do grosza – ale kiedy chodzi o pieniądze, to nawet patentowane autorytety moralne mają ograniczone możliwości argumentowania. Rzecz w tym, że argumentacja na rzecz banksterów zachowuje pozory spoistości tylko w ramach konwencji, to znaczy – gdy wszyscy zachowują się sportowo. Kiedy jednak konwencja się zmienia, argumentacja autorytetów moralnych nie jest warta nawet funta kłaków. Zwrócił na to uwagę Lew Tołstoj w „Wojnie i pokoju”, kiedy przedstawia Napoleona oczekującego na delegację Rosjan, którzy wręcza mu klucze do Moskwy i w ogóle. Ale Kutuzow, chociaż też naciskany przez rosyjskich snobistycznych zwolenników sportowej konwencji, wiedział, że rzecz nie skończy się na wręczeniu szpady, tylko dopiero się zacznie. Kiedy szpada zostanie wręczona, nieprzyjaciel, nie czujący już nad sobą żadnego batoga, rozpocznie rabowanie podbitego narodu, porzucając wszelkie pozory. Toteż trzeba zmienić konwencję i zamiast wręczyć wrogowi szpadę, trzeba walić go w łeb dębowym kijem, aż zgłupieje. Spostrzeżenie Tołstoja pasuje idealnie również do Grecji; nawet największy bankier nie potrafi schwytać w rękę kuli wystrzelonej w jego głowę. Przypadek Grecji jest znakomitym testem na wszystkie blagierstwa Unii Europejskiej. W Kultowej piosence, która nie wiedzieć czemu uchodzi za hymn Unii Europejskiej, chociaż z traktatu lizbońskiego wzmianki o hymnie, godle i fladze zostały przecież starannie wykreślone, żeby nie prowokować niewygodnych pytań o status prawno-międzynarodowy państw członkowskich – czy mianowicie są jeszcze niepodległe, czy już nie – otóż w tej kultowej piosence śpiewają między innymi, ze „wszyscy ludzie będą braćmi”. Ano, może i będą, chyba, że nie zgodzą się na dymanie przez finansowych grandziarzy - którzy za pośrednictwem skorumpowanych rządów, nie mających innego sposobu podtrzymywania iluzji płynności finansowej państwa, jak zadłużanie przyszłych pokoleń pod zastaw przyszłych dochodów obywateli – biorą całe narody w ekonomiczną niewolę. Wtedy iluzje braterstwa pryskają, bo finansowi grandziarze, zwłaszcza starsi i mądrzejsi, żadnego braterstwa z normalnymi ludźmi nie uznają. Przeciwnie – uważają, że „trzeba golić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”. Stanisław Michalkiewicz

2015-7-8 Kontrolowany wyciek rozmowy Kwaśniewski - Kalisz, a zakup Caracali

1. W ostatnim wydaniu tygodnika "Do Rzeczy" ukazał się artykuł Cezarego Gmyza pod znamiennym tytułem "Korupcja na szczytach władzy?" oparty o podsłuchaną w restauracji "Sowa i Przyjaciele" rozmowę pomiędzy były prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i posłem Ryszardem Kaliszem. Ten ostatni informuje swoich rozmówców, że na Ukrainie w Jałcie najprawdopodobniej we wrześniu 2013 roku spotkał się z nim ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) generał Janusz Nosek i pokazał mu dowody na korupcję na szczytach władzy w ministerstwie Obrony Narodowej (minister Siemoniak) i podejrzenia o korupcję "dużo wyżej" w związku z licznymi przetargami na zakup uzbrojenia. Korupcja ta zdaniem Kalisza ma takie rozmiary, że to co przypisywano ówczesnemu wiceministrowi MON Waldemarowi Skrzypczakowi (odszedł z resortu w 2013 roku za kontakty z Mieczysławem Bullem lobbystą izraelskiego koncernu Rafael), przy tej nowej wiedzy to mały pikuś.

2. Kalisz wyjaśnia, że generał Nosek to jego dobry znajomy wręcz wychowanek i jak wynika z treści rozmowy spotkanie z nim nie było przypadkowe, wręcz przeciwnie nawet na Ukrainie odbywało się w miejscu zakamuflowanym.

Z kontekstu rozmowy wynika, że dla jej uczestników (oprócz Kwaśniewskiego i Kalisza uczestniczyły w niej jeszcze dwie inne osoby), ta wiedza uzyskana przez posła Kalisza miała taki ciężar gatunkowy, że sugerują mu aby od tej pory jeździł tylko z kierowcą, a jednocześnie Kwaśniewski sugeruje mu "by był rozsądny bo ma dla kogo żyć" (Kaliszowi urodziło się wtedy pierwsze dziecko). Sprawa wygląda wiec na bardzo poważną, bo trudno jednak przypuszczać, że generał Nosek pofatygował się na Ukrainę za posłem Kaliszem, żeby tam obydwaj panowie porozmawiali sobie o pogodzie.

3. W świetle tej rozmowy wskazującej na wszechogarniającą korupcję w ministerstwie obrony (a nawet wyżej), kolejne kontrakty na zakupy uzbrojenia w tym przede wszystkim te opiewające na miliardy złotych, powinny być naprawdę transparentne i nie budzące żadnych wątpliwości. A przecież jesteśmy świadkami olbrzymich kontrowersji w związku z zakupem dla naszej armii 50 śmigłowców od francusko-niemieckiego koncernu Airbus Helicopters (wnioski do prokuratury składane przez zarządy pokonanych firm, wniosek do sądu o unieważnienie przeprowadzonego przetargu, kolejne listy związku zawodowego Solidarność do premier Kopacz i wicepremiera Piechocińskiego).

4. Przypomnijmy tylko, że w wyniku tego przetargu odrzucone zostały oferty amerykańskiej firmy Sikorsky i należącej do niej PZL Mielec, oferującej śmigłowiec S-70i Black Hawk i jego morską wersję Seahhawk, a także oferta włosko - brytyjskiej grupy Augusta Westland i ich zakładów PZL Świdnik, oferujące helikopter AW149. Śmigłowce amerykańskie znajdują się na wyposażeniu 22 armii świata w tym przede wszystkim armii amerykańskiej i przetestowane zostały w wielu konfliktach wojennych w tym w ostatnich latach w Afganistanie. Z kolei te francuskie zaledwie w kilku krajach (poza Francją tylko w Brazylii, Meksyku, Malezji Indonezji i Tajlandii), natomiast śmigłowiec ze Świdnika wchodzi do produkcji i w związku z tym jak określił go prezes tego zakładu Krzysztof Krystowski jest najnowocześniejszym produktem w tym segmencie uzbrojenia.

5. Ponadto należy podkreślić, że zarówno konsorcjum amerykańskie jak i konsorcjum włosko-brytyjskie mają swoje zakłady w Polsce, ci pierwsi zatrudniają w samym PZL Mielec około 2 tysięcy pracowników (u kooperantów kolejne kilka tysięcy), ci drudzy w PZL Świdnik około 6 tysięcy pracowników. Zwycięzca przetargu nie ma natomiast żadnego zakładu w Polsce, ponoć zobowiązał się tylko, że na podstawie porozumienia z WZL w Łodzi, będzie montował w przyszłości śmigłowce Caracal. Według zarządu PZL Świdnik w jego zakładach (i u kooperantów) powstaje aż 60% śmigłowca AW129, podobnie zaangażowanie zakładu w Mielcu, deklarowali Amerykanie przy budowie Black Hawk-ów w naszym kraju.

6. Wybór przez MON francusko- niemieckiego śmigłowca Caracal okazuje się w świetle tych wszystkich faktów i podejrzeń o korupcję co najmniej zastanawiający, zwłaszcza że nagle z niejasnych powodów gwałtownie wzrosła jego cena. Do tej pory bowiem publicznie informowano, że zakup 70 śmigłowców dla polskiej armii będzie kosztował od 8 do 12 mld zł, teraz zakup zmniejszono do 50 śmigłowców, a mają one kosztować aż 13 mld zł, co oznacza, że podrożały przynajmniej o kilkadziesiąt milionów złotych za sztukę wręcz w ostatnich tygodniach. Ponadto jak ujawnili niedawno posłowie Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej komisji obrony narodowej 25 śmigłowców Caracal przyleci do Polski z Francji, natomiast pozostałe 25 według zapewnień koncernu Airbus ma być montowane w Polsce. Bardzo poważnie się obawiam czy państwo polskie i jego instytucje pod rządami Platformy i PSL-u będą w stanie, wyjaśnić cokolwiek w tej sprawie. Kuźmiuk

Żydowskie lobby politycznej. Wojna o 60 miliardów Główne cele żydowskiego lobbowania politycznego w Polsce lokują się w sferze ideologiczno-propagandowej oraz w sferze polityki bieżącej i długofalowej, ze szczególnym uwzględnieniem żydowskich roszczeń majątkowych. W sferze ideologicznej celem głównym jest walka z Kościołem katolickim – nawiasem mówiąc: odwieczny aspekt walki cywilizacji judaistycznej z cywilizacją chrześcijańską. Walka ta toczy się na dwóch płaszczyznach: na płaszczyźnie judaizacji chrześcijaństwa i propagandy neomarksizmu („politycznej poprawności”). Żydowskie lobby polityczne przywiązuje wielką wagę do judaizacji chrześcijaństwa. Prawo ma być słabe i płytkie, a wobec słabości prawa etyka żydowska, niechrześcijańska, ma rządzić tam, gdzie nie sięga prawo. Tylko tam, gdzie chroni interesy żydowskie, prawo ma być twarde i głębokie… Prawo oparte na skromnym „wspólnym mianowniku” religijnym jest słabe w praktyce, bo właśnie ograniczone swą ogólnikową kompromisowością; jest nadto słabe w swym społecznym oddziaływaniu, bo jest płytkie: unika wchodzenia w szczegóły wszędzie tam, gdzie mógłby objawić się jednak poważny konflikt norm etycznych różnych religii, objętych ogólnikowo owym wspólnym mianownikiem, gdy tymczasem każdy spór prawny jest szczególny – „diabeł tkwi w szczegółach”. Takie prawo nie jest też konsekwentne, gdyż tam, gdzie w swej płytkości unika jednoznacznych rozstrzygnięć, pozwala na kształtowanie się stosunków międzyludzkich w drodze walki politycznej, a nie poprzez odwołanie się do ładu prawnego. Takie prawo nie cementuje społeczności – dezintegruje ją. W państwach, których system prawny opiera się na takim słabym, skromnym wspólnym religijnym mianowniku etyczno-moralnym, dokonuje się powolna erozja samego rozumienia sprawiedliwości, a „państwo prawa” ustępuje z wolna miejsca państwu-sitwie, orwellowskiewmu państwu, w którym „jedne zwierzęta są równiejsze od innych”.

Preambuła Mazowieckiego Lobby żydowskie przeforsowało w obowiązującej polskiej konstytucji z 1997 roku tzw. preambułę Mazowieckiego, która sprawia, że polski system prawa zawiera nie tylko ów ograniczający cywilizacyjnie wspólny mianownik religijny, ale nawet wspólny mianownik mający pogodzić religię z programowym ateizmem, wszelkie religie zwalczającym. System prawny oparty na takim „kompromisie” pracuje na rzecz destrukcji samego pojęcia sprawiedliwości, bo jak pogodzić „wartości ateistyczne” z wartościami religijnymi? Stada nie da się pogodzić ze społeczeństwem, cech naturalnych człowieka – z cechami człowieka jako produktu inżynierii społecznej ani nagiej siły – ze sprawiedliwością. Ujawniające się często różnice zmuszają sądy do politycznego lawirowania w uzasadnieniach swych wyroków, a wyroki stają się mało sprawiedliwe, za to bardzo upolitycznione. Judaizacja chrześcijaństwa (które nie jest przecież kontynuacją, ale przeciwnie – przezwyciężeniem judaizmu) to stały element obecny w działaniu żydowskiego lobby politycznego, nie tylko zresztą w Polsce, ale w Polsce, ze względu na jej katolicką tradycję, dzia-łanie to jest szczególnie nasilone. Żydzi nie są „naszymi starszymi braćmi w wierze”. To wyrwane z kontekstu zdanie Jana Pawła II bywa mocno nadużywane… Judaizm i chrześcijaństwo mają wspólną tylko wiarę w jednego Boga – ale nie jest to ten sam Bóg. Judaizm i chrześcijaństwo mają ze sobą tylko tyle wspólnego, że obydwie te religie są monoteistyczne, głoszą wiarę w jednego Boga. Judaizm jest jednak formą monolatrii – wiarą w jednego wprawdzie tylko Boga, ale w Boga jednego tylko narodu, narodu żydowskiego, gdyż podstawą judaizmu jest obietnica polityczna udzielona Abrahamowi: „Potomstwu twojemu daję ten kraj, od rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”. Nie jest to obietnica uniwersalna bo dana jest jednemu tylko narodowi, ma charakter całkowicie polityczny: obiecuje jednemu narodowi, narodowi żydowskiemu, polityczne panowanie nad konkretnym obszarem i innymi narodami. Chrześcijaństwo niesie zupełnie inną obietnicę. Nie jest to obietnica polityczna (panowania jakiegoś narodu nad jakimkolwiek obszarem i jakimikolwiek innymi narodami), ale obietnica nieśmiertelności i zbawienia duszy każdego, kto przyjmie chrzest. Chrześcijaństwo jest uniwersalne i ponadnarodowe. Chrześcijaństwo pozbawiło naród żydowski charakteru narodu uprzywilejowanego w oczach Boga i mającego własnego Boga, a tym samym uprzywilejowanego wobec innych narodów – i dlatego zwalczane jest tak zgodnie przez wszystkie żydowskie lobbies polityczne, tak przez wierzących, jak i niewierzących Żydów.

Lobby polityczne Kościół katolicki w Polsce zwalczany jest zresztą wcale nie przez zarejestrowanych w ledwo ośmiu gminach żydowskich raptem 1200 wyznawców judaizmu… – ale przez niemal całkowicie zdominowane przez ateistyczną lewicę żydowskie lobby polityczne, które – obok zastępczej „świeckiej religii” holokaustu – wyznaje dzisiaj neomarksizm w postaci „politycznej poprawności”, czyli doktryny Antoniego Gramsciego, włoskiego komunisty, „naprawiacza” Marksa i Lenina. W Polsce po roku 1989 środowiska żydowskie poczuły się silne odnowieniem swych dobrych relacji z komunistami przy okrągłym stole i w Magdalence, zaczęły więc szybko zrywać wątłe więzi nawiązane wcześniej (w latach siedemdziesiątych) z Kościołem katolickim: obserwujemy więc przybierające na sile ataki żydowskiego lobby politycznego na Kościół katolicki, dokonujące się głównie za pośrednictwem „Gazety Wyborczej” – żydowskiej gazety dla Polaków, mającej kształtować ich poglądy zgodnie z interesami żydowskiego lobby politycznego. Przedstawiać żydowski punkt widzenia jako obiektywnie słuszny, a odmienne spojrzenia jako niesłuszne lub „antysemickie” – taka jest istota propagandy tej żydowskiej gazety. W walce z Kościołem katolickim w Polsce żydowskie lobby polityczne ma dzisiaj za sojusznika postkomunistyczną lewicę, która po gospodarczym bankructwie marksizmu-leninizmu przeszła na „polityczną poprawność”, na ten nowy marksizm, prowadzący jednak po staremu ludzkie społeczności w stronę tresowanego stada. A że nie ma stada bez przewodnika, a glina wymaga garncarza, by lepił z niej naczynie – współczesna żydokomuna spotyka się ponownie we wspólnym dążeniu do przewodzenia takiemu ludzkiemu stadu: Żydzi zachęcani są do uznawania swej wyjątkowości i „roli przewodniej” swą trybalistyczną religią, neomarksiści – kultem nagiej siły, jedyną ideologią wszystkich ateizujących totalniaków.

Propaganda historyczna W sferze ideowej mieści się także inny cel żydowskiego lobby politycznego w Polsce: jego polityka historyczna, a więc propaganda dotycząca obrazu przeszłości. W naszej epoce, naznaczonej religijnym wątpieniem (którego doświadcza także judaizm), rośnie potrzeba „religii zastępczych”, świeckich. Holokaust – rozumiany jako wyjątkowe, nie mające precedensu w dziejach ludobójstwo – wykorzystywany jest przez żydowskie lobbies polityczne jako instrument cementujący społeczność żydowską w epoce sekularyzacji. Świecka religia holokaustu nadaje się znakomicie i do politycznej eksploatacji, i do czerpania z niej finansowej renty tytułem bezprawnych przywilejów. Holokaust dokonany przez niemieckich socjalistów podczas II wojny światowej wywołał w świecie zrozumiałe wielkie współczucie dla Żydów, dość długo utrzymujące się po wojnie. Niektórzy z nich nie zadowolili się niemieckimi odszkodowaniami; zauważyli, że oskarżając inne narody o współudział w holokauście, można i od innych państw żądać „odszkodowań”. Stąd żydowska polityka historyczna, czyli propaganda żydowskiego lobby politycznego w Polsce fabrykuje i mnoży oskarżenia wobec Polski i Polaków o „współudział w holokauście”. Gdy pod rządami kanclerza Gerharda Schrödera Niemcy oświadczyły w latach dziewięćdziesiątych, że „czas niemieckiej pokuty skończył się” – oznaczało to, że Niemcy uznały, iż wystarczająco zapłaciły już Żydom za ludobójstwo wojenne. Przedsiębiorstwo holokaust skoncentrowało się zatem na Polsce, mnożąc oskarżenia Polaków o współpracę w niemieckim ludobójstwie. Ta żydowska polityka historyczna – propaganda – stanowi stały element wojny psychologicznej, jaką przedsiębiorstwo holokaust wypowiedziało Polsce w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to przewodniczący Światowego Kongresu Żydów Israel Singer zaszantażował polskie władze, mówiąc: „Jeśli Polska nie spełni żydowskich roszczeń majątkowych – będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Było to wypowiedzenie Polsce wojny, na razie psychologicznej, mającej uzasadniać planowany rabunek majątkowy. Ta żydowska polityka historyczna, ta żydowska propaganda oskarżająca Polaków o współudział w ludobójstwie niemieckim zbiega się z propagandą niemiecką, z niemiecką „polityką historyczną”, dążącą z kolei do wybielania Niemców z win za wojenne ludobójstwo. Fakt, że przedstawiciele politycznego lobby żydowskiego w Polsce milczą na temat ścisłego współdziałania niemiecko-żydowskiego w atakach na Polskę świadczy dobitnie, że i dzisiaj polityczne lobby żydowskie w Polsce żyje swym odrębnym, niepolskim życiem – jak to było przed wojną i jak to było, w jeszcze większej mierze, w czasach I Rzeczypospolitej. To nadal bardziej obce ciało w ciele narodu: „przybysze”, „goście” – jak określali Żydów Czartoryski, Staszic… – niż „sąsiedzi”.

60 miliardów dolarów Propaganda żydowskiego lobby politycznego w Polsce w zakresie „polityki historycznej” łączy zatem w sobie dwa cele: cel roszczeniowy, ekonomiczny – z elementem ściśle politycznym, jakim jest zwiększenie swego wpływu na władzę. Obydwa te cele wiążą się z nie miecką polityką wobec Polski, spętanej i ograniczonej w swej suwerenności traktatem lizbońskim i członkostwem w Unii Europejskiej. Wyłudzenie od władz polskich majątku szacowanego na ponad 60 miliardów dolarów jest najważniejszym ekonomicznym celem żydowskiego lobby politycznego w Polsce. Zważywszy na rażącą bezczelność i brak podstaw prawnych tych żądań majątkowych, są one w Polsce formułowane przez żydowskie lobby polityczne (na razie?) dość oględnie; rolę „głównych naganiaczy” wzięły na siebie trzy amerykańskie organizacje żydowskie: Światowy Kongres Żydów, Amerykański Kongres Żydów i Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego. Jednak w roku 2011 także Państwo Izrael udzieliło oficjalnego wsparcia tym żądaniom, powołując agendę rządową rządu Izraela – agencję HEART, afiliowaną przy Unii Europejskiej (za zgodą polskiego rządu Platformy Obywatelskiej i PSL!). Kiedy reprezentujący rząd Tuska Władysław Bartoszewski usiłował zbagatelizować ten fakt, stwierdzając tuż po afiliacji, że agenda rządu izraelskiego nie będzie żądać żadnego majątku od Polski – szefostwo agendy natychmiast zdementowało to oświadczenie Bartoszewskiego deklarując, że – przeciwnie – „tym też będzie się zajmować”!… Na to dementi ani rząd Tuska, ani Bartoszewski nie zareagowali. Zaspokojenie bezprawnych żydowskich żądań majątkowych oznaczałoby zubożenie Polaków a zarazem stworzenie dla Żydów w Polsce potężnej materialnej podstawy, stawiając ich w pozycji uprzywilejowanych właścicieli, uprzywilejowanej warstwy, dominującej ekonomicznie. Ustawa o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w jej obecnym kształcie przyczynia się także do budowania potężnej i nieuzasadnionej podstawy materialnej dla żydowskiego lobby politycznego w Polsce. Szwindle związane z realizacją tej ustawy opisane zostały we wspomnianym powyżej tekście opublikowanym w magazynie „Forbes” i w wywiadach prasowych Bolesława Szenicera. Wydaje się, że to wierzchołek góry lodowej – bo jakże wytłumaczyć fakt, że osiem żydowskich gmin wyznaniowych w Polsce, zrzeszających łącznie niespełna 1200 członków, żąda od państwa ponad 6 tysięcy nieruchomości „na cele religijne, społeczne i kulturalne”?! Mienie szacowane już nie w miliony złotych, a w miliardy?… Czy nie mamy tu do czynienia z zakamuflowaną formą realizacji części żydowskich żądań przedsiębiorstwa holokaust?…

Czerpanie z niesuwerenności Gdy spogląda się wstecz na historię stosunków polsko-żydowskich, nasuwa się spostrzeżenie, że żydowskie lobby polityczne słabsze było wobec władz polskich wtedy, gdy społeczność żydowska była w Polsce o wiele liczniejsza niż dzisiaj. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Czy umyka nam – z braku dokumentów historycznych – obraz prawdziwych ówczesnych wpływów lobby żydowskiego, które w praktyce były silniejsze? Czy może powodem tak silnych dzisiejszych wpływów lobby żydowskiego w III, spodstolnej Rzeczypospolitej są nowe przyczyny, które nie występowały w czasach I i II Rzeczypospolitej? I Rzeczpospolita – zanim upadła – była przez długie wieki państwem suwerennym; II Rzeczpospolita – przez cały okres swego krótkiego istnienia. PRL nie była państwem suwerennym, a III, spodstolna Rzeczpospolita (która nie wywalczyła swej suwerenności, a przyjęła ją „w darze” od umawiających się stron – amerykańskiej i sowieckiej – w 1989 roku, i w której nie dokonano dekomunizacji, a która przyjęła nadto traktat lizboński) – państwem suwerennym też nie jest. W państwach niesuwerennych rola lobbies politycznych zależy nie tyle od liczebności środowiska, jakie reprezentują, ile od obcych sił politycznych, jakie za nimi stoją. Wydaje się, że żydowskie lobby polityczne w Polsce było najsilniejsze w stalinowskim okresie PRL, czyli w latach 1945-1956. W Ameryce rola żydowskiego lobby politycznego była wielka już przed II wojną światową, jego wpływ na amerykańską politykę już wtedy był spory – ale suwerenna II Rzeczpospolita niełatwo poddawała się amerykańskiej polityce w takim zakresie, w jakim kształtowało ją w Ameryce lobby żydowskie (pisze o tym m.in. Roman Dmowski w swej „Polityce polskiej”). Dzisiejsza niesuwerenna III RP jest państwem szalenie słabym – a wpływy żydowskiego lobby politycznego w Ameryce niepomiernie w międzyczasie wzrosły. W porównaniu z II Rzecząpospolitą wzrosło też uzależnienie polityki polskiej od Niemiec. Dzisiejsze żydowskie lobby polityczne w Polsce czerpie więc swą siłę w głównej mierze z niesuwerenności III Rzeczypospolitej i z siły lobby żydowskiego w Ameryce. Powiedziałbym nawet, że w mierze przeważającej. Ale swoją rolę odgrywa też serwilistyczna mentalność spodstolnych elit politycznych III RP (jakież podobieństwo do czasów saskich, poprzedzających rozbiory I Rzeczypospolitej!), ta sama destrukcyjna siła, o której mówili – każdy swoim językiem – i Roman Dmowski, i Józef Piłsudski. Ten pierwszy – gdy wspominając konferencję wersalską, mówił o „mentalności niewolniczej”, skłonnej do buntu przeciwko aktualnym panom, ale nie do prowadzenia suwerennej polityki; ten drugi – gdy mówił, że dość miał siedzenia w „wychodku” w Priwislinskim kraju pod carskim zaborem. Tej tandety „elit” boleśnie oświadczyliśmy dwukrotnie: raz w czasach saskich, poprzedzających rozbiory, gdy obcy jurgielt zastępował nagminnie politykę polską, a następnie w czasach „transformacji ustrojowej” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku – aż do dzisiaj… Miszalski

Orzeł wypchany uderza z furią To, że III Rzeczpospolita, za sprawą bezpieczniackich watah, które przekształcają ją na własny obraz i podobieństwo, coraz bardziej upodabnia się do organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, jest sprawą powszechnie znaną, również wśród Umiłowanych Przywódców. W podsłuchanej w sławnej restauracji „Pod Pluskwami” rozmowie pana Bartłomieja Sienkiewicza, którego RAZWIEDUPR – gwoli zachowania pozorów oczywiście za pośrednictwem Sejmu, to znaczy - „parlamentu” - wystrugał z banana na ministra spraw wewnętrznych – z panem profesorem Markiem Belką, szczęśliwym posiadaczem aż dwóch pseudonimów operacyjnych nadanych mu jeszcze za pierwszej komuny przez SB, a obecnie postawionym – oczywiście też z zachowaniem wszystkich pozorów – na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego, pan minister wygadał się, że państwo polskie istnieje tylko formalnie.

I słuszna jego racja – bo III Rzeczpospolita przypomina normalne państwo tylko zewnętrznie, tak, jak orzeł wypchany orła żywego. Orzeł wypchany niby ma wszystko to, co i żywy: dziób, szpony, skrzydła i tak dalej – tyle, że nie lata. Z III Rzecząpospolitą jest podobnie – jako organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym, może już tylko prześladować i rabować osoby pozostające w jej zasięgu, zwane nie wiedzieć czemu „obywatelami” - bo gdyby tylko spróbowała prześladować osoby pozostające w zasięgu państw, zwłaszcza państw poważnych, to natychmiast przypomniałyby one RAZWIEDUPR-owi i tworzącym go ubowcom starej i młodej generacji – skąd wyrastają im nogi. Toteż ubowcy zarówno starej, co to jeszcze samego znała Stalina – generacji, jak i generacji młodej, znają mores i się słuchają. Najlepszą ilustracją tego posłuszeństwa była afera hazardowa, której – jak się potem okazało – wcale „nie było”. Otóż kiedy rozdrażnieni ujawnianiem prawdziwych tajemnic o szwajcarskich kontach, na których ubecja tradycyjnie chowa ukradziony szmalec, generałowie przystąpili do karcenia premiera Tuska, a on w panice wyrzucał z rządowej pirogi coraz to nowych murzyńskich chłopców – w pewnym momencie wzięła go pod swoją obronę Nasza Złota Pani. Przyznała mu mianowicie Nagrodę im. Karola Wielkiego, co dla tubylczych ubowniczków było sygnałem, że niech no teraz któryś ośmieli się tknąć premiera Tuska choćby palcem, to będzie miał z nią do czynienia. I co Państwo powiecie? Wszystkie prześladowania ustały w jednej chwili, jakby z mauzoleum powstał w straszliwej postaci sam Józef Stalin pod rękę z Feliksem Dzierżyńskim – a premier Tusk znowu stał się ukochaną duszeńką niezależnych mediów głównego nurtu – bo tak musieli nakręcić urzędujących tam poprzebieranych za dziennikarzy konfidentów ich oficerowie prowadzący. Degrengolada III Rzeczypospolitej, jak zresztą każda degrengolada, prezentuje się smutno, ale na tle tego ponurego obrazu tym wyraźniej prezentują się elementy komiczne, których przecież też nie brakuje, zwłaszcza w postaci komizmu mimowolnego. Można oczywiście się spierać, który z elementów tworzących organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, w jaką bezpieczniackie watahy przekształcają III Rzeczpospolitą, jest śmieszniejszy od innego. Ja na przykład uważam, że najśmieszniejszym elementem III Rzeczypospolitej jest niezależna prokuratura i niezawisłe sądy. Już choćby dlatego, że dla dodania sobie powagi przebierają się w – jak to nazwała kiedyś Oriana Fallaci - jakieś „śmieszne, średniowieczne łachy”, wieszają sobie na szyjach łańcuchy z metalu imitującego złoto, podobnie jak w swoim czasie alfonsi skrzyknięci na Krakowskie Przedmieście w Warszawie gwoli dania odporu smoleńskim liturgiom. Każdego można by rozpoznać na końcu świata właśnie po złotym łańcuchu z tombaku na byczym karczychu. A w dodatku jedni i drudzy niezwykle serio celebrują swoje urzędowanie, chociaż każde dziecko wie, że i jedni i drudzy w podskokach zrobią wszystko, co każą im zrobić ich mocodawcy z RAZWIEDUPR-a. Dowodów na to dostarcza niemal każdy dzień. Znakomitą ilustracją tej gotowości, która - mam nadzieję – będzie miała komiczny ciąg dalszy, jest przedstawienie zarzutów Januszowi Korwin-Mikke, który w swoim czasie spoliczkował Michała Boniego za to, że tamten nie tylko przez całe lata zaprzeczał, jakoby był konfidentem Służby Bezpieczeństwa, ale w dodatku tych, którzy mu to przypominali, oskarżał o łajdactwo i wariactwo. Korwin obiecał mu, że go za to spoliczkuje i obietnicy dotrzymał, a pan Boni, zamiast zażądać satysfakcji, w dyrdy pobiegł na skargę do niezależnej prokuratury. Najwyraźniej musiał skądś wiedzieć, że niezależna prokuratura konfidentów bezpieki, zwłaszcza tych, co to nimi „nie byli”, a właściwie nie tyle „nie byli”, co „byli”, ale „bez swojej wiedzy i zgody”, chroni niczym źrenicę oka, że traktuje ich jak sól ziemi czarnej i każdą, nawet najbłahszą zniewagę, bezlitośnie pomści, niczym Pan Bóg krzywdę donny Anny: „Bóg ci Anny przebaczyć nie może, za nią wstanie zemsty całe morze, za nią z piersi ordery ci zedrą! Za nią ujmą się z płaczem kamienie...” - pisała w furii Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. I tak jest w istocie, bo pomyślmy sami – co zwojowałaby organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym bez konfidentów – również ulokowanych na stanowiskach w niezależnej prokuraturze i niezawisłych sądach? Nic by nie zwojowała, ale właśnie z tego powodu konfidenci muszą głęboko odczuwać wspólnotę swoich losów i kierować się solidarnością, którą za pierwszej komuny mełamedzi nazwaliby solidarnością klasową – bo jużci – czyż nie stanowią oni klasy społecznej? W dodatku zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy, nie mówiąc już o policji, muszą konfidentów za ich usługi wynagradzać, a ponieważ naszym okupantom szkoda pieniędzy, to wynagradzają ich gwarancjami bezkarności. Policja, prokuratura i niezawisłe sądy przymykają oczy na przestępstwa popełnione przez konfidentów i w ten oto prosty sposób przynajmniej część kosztów funkcjonowania państwa, to znaczy – oczywiście organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, przerzucana jest na sektor prywatny. Zwłaszcza na tym tle solenność choreografii w niezawisłych sądach i tych wszystkich kostiumów nie może nie wywoływać mimowolnego efektu komicznego. Miejmy tedy nadzieję, że proces Janusza Korwin-Mikke będzie nie tylko jawny, ale również – transmitowany w całości przez jakąś telewizję, żeby obywatele mieszkający poza Warszawą też mogli w tych ciężkich czasach zażyć trochę wesołości. W końcu tyle naszego, co się pośmiejemy, no nie? Stanisław Michalkiewicz

2015-07-09 Grecka lekcja - za wszelką cenę oddalanie nieuchronnego

1. Wczoraj w Parlamencie Europejskim odbyła się debata dotycząca sytuacji w Grecji w związku z odrzuceniem przez społeczeństwo tego kraju w referendum (62% do 38%) pakietu pomocowego przygotowanego przez tzw. Trojkę (MFW, EBC i KE), który z jednej strony zapewniał przekazanie temu krajowi kolejnej transzy pomocy finansowej w wysokości 7,2 mld euro, z drugiej strony oczekiwano kolejnej redukcji wydatków budżetowych i podwyżek stawek podatkowych VAT w tym na turystykę z 6% na 23%.Uczestniczyli w niej nie tylko szefowie głównych europejskich instytucji: KE Jean Claude Juncker, szef Rady Donald Tusk ale także premier Grecji Aleksis Cipras, który przyjechał na zaproszenie PE aby przedstawić sytuację w swoim kraju po niedzielnym rozstrzygnięciu referendalnym.

2. Nie ulega wątpliwości, że jedynym zwycięzcą tej debaty był premier Grecji, który w odczuciu większości społeczeństwa swojego kraju, przyjechał wręcz "do paszczy lwa" aby bronić interesów jego interesów.Przysłuchiwałem się tej debacie przez kilka godzin i odniosłem wrażenie, że mimo ataków na Ciprasa ze strony europejskich chadeków, liberałów, a nawet socjalistów, wszyscy oni chcą aby Grecja pozostała przy stole rokowań, żeby przygotowała jakikolwiek pakiet tzw. reform, a wtedy wiodące unijne kraje zdecydują się na przygotowanie kolejnego pakietu pomocowego, a nawet rozważą możliwość redukcji greckiego zadłużenia.Wszyscy oni boją się bowiem swoistego precedensu, polegającego na tym, że wychodzący ze strefy euro kraj wraca do własnej waluty i prawie natychmiast jego gospodarka odzyskuje konkurencyjność i w związku z tym eksport staje się kołem zamachowym jej wzrostu.Gdyby się bowiem Grecji się udało, to jej śladem mogłyby pójść także Hiszpania, Portugalia, a nawet Włochy, kraje które z coraz większym trudem realizują z jednej strony głębokie cięcia wydatków budżetowych, z drugiej natomiast zobowiązania podwyżek obciążeń podatkowych.

3. Cipras pokazywał w jak trudnej sytuacji społeczno - gospodarczej przejął rządy, 5 lat tzw. reform do których zobowiązał poprzedni rząd prawicowy spowodowało z jednej strony ponad 25% spadek greckiego PKB i w konsekwencji ogromne wynoszące ponad 25% bezrobocie (wśród ludzi młodych ponad 50%), z drugiej strony finanse publiczne znalazły się wręcz w ruinie.Grecki kryzys na przełomie 2009 i 2010 roku rozpoczął się w sytuacji kiedy relacja długu publicznego do PKB wynosiła 110%, obecnie wynosi ona 180% i trudno wręcz sobie wyobrazić aby ten kraj był w stanie tak wielki dług obsługiwać.Co więcej jak mówił wczoraj w Parlamencie Cipras zamożni Grecy (10% Greków posiada aż 56% majątku narodowego), nie mają zamiaru ponosić dodatkowych obciążeń związanych z kryzysem, ponieważ już dawno wyprowadzili swoje aktywa poza granice swojego kraju.Obciążenia ponoszą więc ci niezamożni i to oni wręcz żądają od premiera swojego kraju aby nie pozwalał na upokarzanie społeczeństwa i jednocześnie bardziej niż do tej pory sprawiedliwiej rozkładał ciężary wychodzenia z kryzysu.

4. Cipras domagał się więc aby instytucje unijne pozwoliły jego rządowi wybrać zarówno obszary cięć wydatków budżetowych jak i wybór podatków które mają być podwyższone, a wtedy przedstawione przez Grecję propozycje mają szansę być w pełni zrealizowane.Domagał się również spojrzenia na problemy swojego kraju w ujęciu długofalowymi w tym kontekście stwierdził, że redukcja greckich długów przynajmniej o 50% stwarzałaby perspektywę ich obsługiwania i wyjścia z pętli zadłużenia (w tym kontekście przypomniał hojność wierzycieli Niemiec w 1953 roku, którzy zredukowali długi tego kraju aż o 60%).Jeżeli w porozumieniu które ma być zawarte z Grecją do niedzieli te oczekiwania Ciprasa nie zostaną uwzględnione, to wprawdzie zostanie ono pewnie zawarte ale będzie to tylko prób odsunięcia w czasie nieuchronnego czyli wypchnięcia Grecji ze strefy euro. Kuźmiuk

2015-07-10 W sprawie gazu łupkowego - Polacy, nic się nie stało

1. W tym tygodniu na posiedzeniu sejmowej komisji ochrony środowiska na pytania posłów dotyczące poszukiwań gazu łupkowego w Polsce, odpowiadał wiceminister środowiska i jednocześnie Główny Geolog Kraju Sławomir Brodziński. Główne przesłanie jego wypowiedzi można ująć w stwierdzeniu "Polacy nic się nie stało" co stało się charakterystycznym zawołaniem rządzącej od 8 lat koalicji Platformy i PSL-u i wyłonionych przez nią rządów Donalda Tuska, a obecnie Ewy Kopacz. Minister został zaproszony na obrady komisji w związku z rezygnacją z poszukiwań gazu łupkowego w Polsce przez drugi co do wielkości amerykański koncern ConocoPhillips, który stwierdził w czerwcu tego roku, że wycofuje się ze wszystkich 3 koncesji jakie miał w okolicach Słupska, Lęborka, Wejherowa i Pucka.

Koncern wydatkował w Polsce około 220 mln USD, wykonał 7 odwiertów, a także jak określił w komunikacie „największy w Europie zabieg stymulacji hydraulicznej przy wykorzystaniu najlepszych technologii dostępnych na rynku” ale nie natrafił na takie ilości gazu które umożliwiałyby jego komercyjne wydobycie. Przypomnijmy także, że do końca 2014 roku z poszukiwań w Polsce gazu łupkowego, wycofali się tacy potentaci zagraniczni jak amerykańskie Exxon Mobil i Marathon Oil, kanadyjski Talisman Energy, włoski koncern Eni czy francuski Total, a w styczniu tego roku amerykański koncern Chevron. Po wycofaniu się ConocoPhillips na swoistym „gruzowisku” na którym trwają ciągle poszukiwania gazu łupkowego, pozostają już tylko polskie firmy w tym dwie główne PGNIG S.A., Lotos Petrobaltic S.A. i Orlen S.A.

2. W tym miejscu należy także przypomnieć, że już w kampanii wyborczej w 2011 roku sztab wyborczy Platformy zorganizował premierowi Tuskowi konferencję prasową na tle odwiertu, nad którym płonęła flara z mocną sugestią, że właśnie tutaj na Pomorzu, dowiercono się do złoża gazowego o dużej wydajności (dopiero kilka lat później wydało się, że była to jedna wielka mistyfikacja, a gaz do tej flary doprowadzono z sąsiedniego miasteczka i nie miał on nic wspólnego z gazem łupkowym). Wtedy właśnie urzędujący już 4 lata premier Tusk mówił „do 2013 roku wprowadzimy rozwiązania gwarantujące Polsce wysokie przychody z wydobycia gazu łupkowego, które przeznaczymy na bezpieczeństwo przyszłych emerytur”.

Po wygraniu wyborów przez Platformę i stworzeniu koalicji z PSL-em na II kadencję, wygłaszając expose jeszcze raz powtórzył, że wydobycie gazu łupkowego w Polsce będzie jednym z priorytetów jego rządu.

3. Niestety dopiero 3 lata później, jesienią 2014 roku, uchwalono rządowe projekty ustaw w tej sprawie, ale jak się okazało niektóre z rozwiązań tam zawartych, dodatkowo obciążyły podatkami duże polskie firmy sektora paliwowego. Ustawa podatkowa dotycząca wydobycia węglowodorów, uderzyła z całą mocą w trzy polskie koncerny i ich dotychczasowe wydobycie gazu i ropy z konwencjonalnych zasobów. Nową ustawą wprowadzono bowiem dodatkowe opodatkowanie PGNiG, Orlenu i Lotosu od wydobycia gazu i ropy ze złóż konwencjonalnych przy czym w odniesieniu do tej pierwszej firmy chodziło aż o kwotę 1,2 mld zł rocznie (jest to niestety rozwiązanie podobne do wprowadzonego wcześniej tzw. podatku miedziowego, który obciążył koncern Polska Miedź S.A.).

4. Tych wszystkich blisko już 8 letnich zaniedbań administracji rządowej (a może nawet czegoś więcej), minister Brodziński jednak nie dostrzega, a wycofanie się wielkich firm zachodnich z poszukiwań gazu łupkowego w Polsce to dla niego nie problem. Ujął to zresztą "zgrabnie" tak: "nie rońmy łez, że kilka globalnych koncernów wyniosło się z Polski. Te firmy trafiają do krajów trzeciego świata, gdzie jest wyższa korupcja i niższy poziom organizacji administracji co one nazywają - przyjaznym środowiskiem dla inwestycji". Jak z tego wywodu ministra można wnioskować, skoro się te firmy z Polski wyprowadziły, to nie jesteśmy krajem trzeciego świata i to jest niewątpliwy sukces 80- letnich rządów Platformy i PSL-u. Zawołanie "Polacy, nic się nie stało", pasuje tutaj jak ulał. Kuźmiuk

Grexit, czyli niespodziewany koniec balu Człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy, mówił Woland w sławnej powieści Bułhakowa – najgorsze, że to, że człowiek jest śmiertelny, okazuje się nagle! W tym cała bieda! Śmiertelność, dodam od siebie, nie jest jedyną rzeczą, która się okazuje nagle. Podobnie jest z rzeczywistością. Niby wszyscy wiemy, że istnieje, ale to, że istnieje, okazuje się nagle. I zawsze zaskakuje. Jednym z przykładów służy bankructwo Grecji, o którym tak wiele się dziś mówi - acz przeważnie w sposób skrajnie prymitywny i demagogiczny, po to, by osiągnąć jakieś propagandowe cele, a nie by cokolwiek wyjaśnić. Dlaczego zrobiła się z tą Grecją taka kaszana? Bo nagle okazało się, że istnieje rzeczywistość. Dopóki rzeczywistość nie istniała, to znaczy, dopóki można było jej nie zauważać, wszystko się świetnie w rachunkach zgadzało - lewa strona z prawą, góra z dołem, konto ma z konto winien, a konto stracił z kontem zarobił. Niestety, wyliczenia Komisji Europejskiej, licznych banków na czele z Europejskim Bankiem Centralnym oraz greckiego rządu rozminęły się z rzeczywistością na tyle, że - jak to z właściwym sobie wdziękiem ujęła pani Elżbieta Bieńkowska - "pierdyknęło". Mądry człowiek powie - musiało "pierdyknąć". Tak, jak się to stało z "subprime'ami" zabezpieczanymi na niespłacalnych długach, z kredytami hipotecznymi na 150 proc. wartości hipotek, albo tak, jak musiały się zawalić gospodarki krajów "demokracji ludowej". Dokładnie z tej samej przyczyny. Do dziś w polskiej publicystyce funkcjonuje zwyczaj, przyjęty po 1989, określenia gospodarki "realnego socjalizmu" mianem "księżycowej". Ale jakoś żaden z używających tego szyderstwa komentatorów - no, prawie, powiedzmy: żaden z funkcjonujących w mediach "wypasionych" - nie zauważył, że główny projekt polityczny Unii Europejskiej jest równie "księżycowy" jak gierkowski cud gospodarczy. Dopiero dziś niepisana cenzura europejskich mediów zaczyna przepuszczać uprzejme sformułowania w rodzaju "wspólna waluta była projektem politycznym, a nie ekonomicznym". Cóż, ironia losu - wierzący mogą też uznać to za znak z niebios - sprawiła, że ten sztandarowy projekt europejskich federalistów wszedł w życie w tym samym roku, w którym profesor Robert Mundell dostał ekonomicznego Nobla za Teorię Optymalnego Obszaru Walutowego. Pamiętam, że udzielił wtedy amerykańskiej gazecie wywiadu, w którym spytano go, jak ocenia perspektywy eurowaluty - odpowiedział, że po dziesięciu, dwunastu latach doprowadzi ona Unię Europejską do kryzysu. Nawet od razu odniósł się do głównego argumentu jej politycznych promotorów, którzy powoływali się na przykład USA. Otóż USA, mówił profesor, są optymalnym obszarem walutowym, mimo iż formalnie stanowią Unię 51 suwerennych państw (te wrosłe w polszczyznę "stany" to błąd tłumacza - "state" to nic innego tylko państwo właśnie), ponieważ na ich terenie istnieje pełna mobilność siły roboczej. Amerykanin za lepszą pracą przeprowadza się spokojnie z państwa do państwa, bo czy to państwo Teksas, czy państwo Nowy Jork albo inna Minnesota, nie ma różnicy porównywalnej z różnicami pomiędzy Grecją czy Hiszpanią a Niemcami, nie mówiąc już o Słowacji czy Litwie. Kiedy Europa osiągnie ten stopień integracji, będzie czas na wspólną walutę, mówił Mundell, ale prędko to nie nastąpi. Eurokraci zrobili jak zrobili, wynik jest dokładnie taki, jak opisał w swej teorii noblista - jeśli wspólna waluta istnieje na obszarze nieoptymalnym, czyli łączy gospodarki o różnej wydajności i cyklach koniunkturalnych, to efektem jej istnienia jest wysysanie słabszych gospodarczo peryferiów przez silniejszą gospodarczo centralę. W tym wypadku - krajów europejskiego południa przez Niemcy. Może zresztą w Niemczech jednak przeczytali Mundella i wiedzieli, co z projektu wyniknie, ale uznali, że jeśli to, co się zbrojnie nie udało Wilhelmowi Kajzerowi i Hitlerowi, można teraz osiągnąć pokojowo dzięki wspólnej walucie, to czemu nie. W każdym razie, wszelkie rozmowy o greckiej winie, o rozrzutności i lenistwie mieszkańców tego kraju oraz populizmie jego rządów trzeba zaczynać od tego, że praprzyczyną problemu jest ideologiczny upór, aby siłami dyrektyw, dekretów i zarządzeń poskromić naturę, bo paru euromędrków wymyśliło argument, że jak się politycznie narzuci zróżnicowanym gospodarkom jedną wspólną walutę, to zmusi je ona do przyśpieszonej unifikacji. Klasyczne postawienie wozu przed koniem. Nie ma sensu wdawać się teraz w rozsądzanie wywołanych kryzysem kłótni. Może mi Państwo wierzyć lub nie, ale obie strony mają rację. Niemieckie banki powiadają - przecież pożyczyliśmy wam pieniądze, nasze, dobre pieniądze, musicie je oddać! Grecy na to - już wam, lichwiarze, spłaciliśmy odsetek trzy razy tyle, ile pożyczyliśmy, i ciągle jesteśmy w długach! Oczywiście, banki mogą na to powiedzieć, że odsetki były w umowie, i widziały gały co brały - ale ci, co brali, brali przecież wiedząc, że niebawem ich kadencja się skończy, a potem to się będą martwić inni. Ale "korupcja, nepotyzm i polityczny klientyzm", który jako przyczynę katastrofy greckiego państwa gromi dziś Zachód, rozwinąć się mógł właśnie dzięki temu, że grandziarze mieli nieograniczony, polityczny kredyt w Brukseli i Berlinie. Bankierzy też rozumują, jak politycy, w kategoriach swojej kadencji i własnego zysku z "opcji menadżerskiej", zależnego od tego, jak bardzo uda im się w tym czasie podbić kurs akcji. Nie wiedzieli, że Grecja padnie? Wiedzieli, że padnie kiedyś, a do tego czasu wyciągnie się z niej odsetek aż miło - więc naciskali jak mogli europolityków, żeby ci jak mogli popierali rządzących tą europrowincją grandziarzy, by przypadkiem ich jakiś patriotyczni i odpowiedzialni politycy nie odsunęli od władzy. Trudno nie dodać - dokładnie tak samo, jak to było z Polską i Tuskiem, Węgrami i Gyurcsanym i paroma innymi peryferyjnymi krajami Unii oraz ich "proeuropejskimi" przywódcami. Niemieccy podatnicy mówią: nie będziemy finansować greckiego socjalu! Mają rację? Mają. Grecy na to: nie finansujecie naszego socjalu, tylko swoje banki! Też mają rację, pod hasłem "pomoc dla Grecji" kryje się pomoc w spłacaniu odsetek, a nie stawianiu greckiej gospodarki na nogi. Prawdą jest, że greckie rządy oszukiwały kredytodawców, fałszując statystyki i prognozy rozwoju, i prawdą jest, że dokładnie to samo robiły rządy państw-liderów strefy euro i europejski bank centralny, i banki komercyjne. Wszyscy się nawzajem oszukiwali, wszyscy doskonale wiedzieli, że są oszukiwani, ale mimo, że wiedzieli, dawali się oszukiwać, bo chcieli wierzyć, no, może nie że wspólnie tworzona nierzeczywistość jest wieczna, ale że jeszcze jakiś przyzwoity czas wytrzyma. Niestety, jako się rzekło - okazało się nagle... Muszę niestety spointować ten tekst w sposób, którego sam nie znoszę - to znaczy starczym "dawno już pisałem"... Wiem, sam to zawsze uważałem za nieznośne, gryzę się w język, ale jak mam nie pisać, że pisałem, skoro naprawdę pisałem? Kto chce, niech sprawdzi, komu się niech chce sprawdzać, powiem - pisałem, i to już dobre dwadzieścia lat temu, że są dwa sposoby łączenia mniejszych krajów w większe państwo. Mówiąc hasłowo, szwajcarski i jugosłowiański. Pierwszy polega na znoszeniu barier dla handlu i przedsiębiorczości i czekaniu, aż kraje się same zrosną. Szwajcaria jest świetnym przykładem, trzy, a bodaj wciąż jeszcze cztery języki, mnogość rządzących się po swojemu kantonów, i działa... Tylko że to trwa wiele pokoleń. Więc jest metoda druga: stworzenie biurokratycznej centrali, która będzie integrację prowadzić w sposób planowy. Co jest równie skutecznym triumfem człowieka nad siłami natury, jak planowa gospodarka socjalistyczna. Skutkiem tej drugiej metody jest narastające poczucie krzywdy - wszystkich bez wyjątku. Każdy Serb wie, że w tej cholernej Jugosławii to oni utrzymywali leniów i pastuchów z innych republik, tak jak wszyscy inni wiedzą, że to oni utrzymywali Serbów. Każdy Polak wiedział za komuny, że nie ma mięsa i w ogóle nic, bo wszystko nam zabierają Ruscy, a każdy Ruski wiedział, że nie ma mięsa i w ogóle nic, bo Rosja musi utrzymywać te wszystkie niewdzięczne demoludy. Walonowie są pokrzywdzeni przez Flamandów, Flamandowie klną bezczelność Walonów, którzy żyją na ich koszt i jeszcze pyskują, Grecy nienawidzą niemieckich imperialistów, Niemcy greckich pasożytów... Niestety, tak zwane "elity europejskie" wariant szwajcarski uznały za nie dość błyskotliwy jak na ich ambicję. Wolały po raz kolejny w historii pokazać, że polityczna wola jest ważniejsza niż jakieś tam prawa natury. Wyszło

jak zwykle. Rafał Ziemkiewicz

2015-07-11 Repolonizować banki już teraz czy jeszcze poczekać?

1. Wczoraj na zaproszenie redaktora Igora Janke wziąłem udział w debacie zorganizowanej przez Instytut Wolności pt. ”Czy i jak należy udomowić banki i polonizować przemysł?„Do tego panelu dyskusyjnego zaproszeni zostali także Jan Krzysztof Bielecki do niedawna szef Rady Gospodarczej przy premierze, a wcześniej premier i prezes banku Pekao S.A. Andrzej Klesyk prezes PZU S.A, Wojciech Sobieraj prezes Alior Banku i Stefan Kawalec wiceminister finansów w rządzie SLD-PSL, a obecnie prezes Capital Strategy.Moderował dyskusję redaktor Janke i ostatecznie ze względu na ograniczony czas zdecydował on, że zostanie omówiony tylko problem repolonizacji banków z możliwością zadawania panelistom pytań z sali.

2. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy dyskutanci byli za realizacją takiego procesu, choć jak wiadomo dwóch z nich bardzo aktywnie uczestniczyło w bardzo intensywnej prywatyzacji polskiego sektora bankowego przeprowadzonej w latach 90-tych poprzedniego stulecia, zarówno przez rząd SLD -PSL jak i rząd AWS-UW (Kawalec, J.K. Bielecki).

Różnice występowały tylko w metodach realizacji tego procesu i zakresie udziału państwa w tej realizacji.W swoim wystąpieniu zwróciłem uwagę na to, że cieszę się iż nawet najbardziej liberalni z uczestniczących w dyskusji wreszcie dostrzegli realizację w gospodarce europejskiej zasady, „że kapitał ma narodowość” i przypomniałem, że w latach 90-tych takich polityków, którzy już wtedy to dostrzegali nazywano oszołomami (byłem do nich zaliczany).Przypomniałem także, że niektórzy paneliści bardzo aktywnie uczestniczyli w prywatyzacji polskich banków na rzecz kapitału zagranicznego i niestety jak to się wtedy mówiło na korytarzach sejmowych, proces ten odbywał się „za darmo i na raty” (np. skandal przy prywatyzacji Banku Śląskiego w wyniku czego został zdymisjonowany ówczesny wiceminister finansów Stefan Kawalec).

3. Podkreślając gospodarcze i społeczne znaczenie procesu repolonizacji banków w naszym kraju, zwracałem jednak uwagę na ryzyka jakie są związane z funkcjonowaniem tego sektora w Polsce.Przynajmniej kilka banków w Polsce (spółek - córek dużych banków zachodnich) już zgłoszonych do sprzedaży albo też czekających na taką decyzję z centrali ma w swoich portfelach duży udział tzw. kredytów frankowych, co przy spodziewanej ustawowej decyzji ich przewalutowania na zasadach określonych być może jeszcze przez obecny Parlament, a już na pewno przez ten wyłoniony w jesiennych wyborach, może poważnie osłabić ich kapitały.Po drugie zyskowność tego sektora najprawdopodobniej się jednak zmniejszy w związku z już podjętymi przez Parlament decyzjami o wyraźnym obniżeniu opłat interchange, a także wyraźnym obniżeniu stopy lombardowej banku centralnego, co z kolei pozwoliło obniżyć oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych z ponad 20% w stosunku rocznym do poziomu poniżej 10% rocznie.Na pogorszenie rentowności działalności bankowej wpłynie także wprowadzenie przez następny Parlament podatku bankowego (wszystko wskazuje na to na to, że Zjednoczona Prawica wygra te wybory i być może nawet będzie miała samodzielnie większość w Sejmie), z którego spodziewamy się osiągnąć około 5 mld zł dodatkowych wpływów.Wreszcie jest ryzyko pogorszenia się sytuacji w sektorze bankowym w Polsce w związku z trudną sytuacją finansową spółek - matek właścicieli banków w naszym kraju, a to w związku z ich ekspozycją na greckie długi.

4. Mimo tego sektor bankowy w Polsce jest ciągle atrakcyjnym kąskiem ale jak się wydaje lepiej jeszcze trochę poczekać na okazje wyprzedażowe jakie niewątpliwie nastąpią w związku z pogarszającą się sytuacją banków w krajach Europy Zachodniej zaangażowanych nie tylko w Grecji ale i w krajach Afryki Północnej.Ostrożność i nie kupowanie przysłowiowego „kota w worku„ za duże pieniądze to powinno przyświecać polskim podmiotom będących spółkami Skarbu Państwa, które zaangażowały się w ten proces czyli Bank PKO BP S.A. i grupa ubezpieczeniowa PZU S.A.

Ten pierwszy kupił już bank Nordea, ta druga dopina zakup Alior Banku i ma zamiar kupować następne.Wprawdzie ich prezesi publicznie zapewniają, że tzw. kredyty frankowe ciążą na spółkach- matkach tych banków, bo inaczej pod tymi transakcjami się nie podpisali ale dobrze byłoby zobaczyć dokumenty które to gwarantują. Kuźmiuk

Głos z szamba wołający Subotnik Ziemkiewicza Ani słowem nie wspomniała „Gazeta Wyborcza” o wizycie Bronisława Komorowskiego w Niemczech, gdzie dołożył się do chwalby pułkownika Stauffenberga w imieniu zażydzonej Polski i zamieszkujących ją untermenschów, roboczego bydła, które dobrze czuje się pod batem i pod światłym zarządem Niemców może się jeszcze do czegoś nadać. Że to właśnie pułkownik o streszczonych wyżej poglądach na temat Polaków i niemieckiego przywództwa, który zamachu na fuhrera podjął się nie z żadnych przyczyn moralnych, tylko w ramach wewnętrznych sporów w obozie nazistowskiej władzy, jest dziś przez Niemców lansowany na światowego bohatera walki z nazizmem, a nie, na przykład, studenciaki z „Białej Róży” – to zupełnie zrozumiałe, jak najbardziej pasuje on do zgodnej z duchem czasów interpretacji idei europejskiej solidarności. Że nasz prezydent, wciąż jeszcze niestety urzędujący, wynosi go ponad polskie Państwo Podziemne i ogłasza, że odwaga hitlerowskiego była „z niczym nieporównywalna” – to też można zrozumieć, na Polakach się pan Komorowski zawiódł, a w metropolii po śmierci Władysława Bartoszewskiego wakuje etat dyżurnego nadwiślańskiego poputczika. Ale że „Wyborcza” tak zupełnie zignorowała tak ważny występ swojego „człowieka roku”? Ani słówka zachwytu nad tak śmiałym zreinterpretowaniem polskiej i europejskiej „polityki historycznej”? Znowu odnieść można wrażenie, że „Wyborcza” się swojego „człowieka roku” wstydzi – podobnie zresztą, jak i on, skoro nie chciał odebrać nagrody przed wyborami, wstydzi się jej. A jednak mimo to widać, że Komorowskiego łączy z gazetą swoiste braterstwo dusz. Myśli tego pierwszego, gdy nie czyta z kartki, krążą wokół bigosu, kiełbasy, karpia, bójki przy stole, chama co przyszedł na imprezę z nieumytymi nogami… Są tacy, co cytują antycznych autorów, inni powołują się na bohaterów książek i sytuacje fabuł, jeszcze inni cytują popularne piosenki albo przywołują postacie z seriali. A krąg pojęciowy wciąż jeszcze niestety urzędującego prezydenta jest właśnie taki. W analogicznej sytuacji, gdy muszą na poczekaniu wymyślić jakiś przykład, redaktorom „Wyborczej” zawsze przychodzą do głowy skatologie, na czele z szambem. „Ubeckie szambo”, „grzebanie się w szambie”, „prawicowe nieczystości”, „fekalia płynące spod piór”, „szambo wybiło”… Przypadek? Nie sądzę. „Znowu szambo wybiło” – to reakcja redaktora Wrońskiego w odredakcyjnym wstępniaku na opublikowanie przez nas taśmy z rozmową Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza. Może nie warto o tym wspominać, bo kłamstwo i obłuda jest przecież dla „Wyborczej” tym, czym woda dla ogórka – poza nią ma tylko kształt i kolor. Wroński na użytek swych targetowych lemingów, które – jak wierzy – niczego poza „Wyborczą” nie czytają, więc nie zweryfikują – kłamie, że niczego ważnego na taśmie nie ma, że szło tylko o tanie sensacje, obyczajówkę… Oczywiście, akurat odwrotnie, w naszej publikacji wątki obyczajowe – nie tylko córki pewnego milionera, nazwanej przez rozmówców „Dominiką Strauss-Kahn”, ale i uwodzenia Aleksandra Kwaśniewskiego przez pewną panią, jak twierdził były prezydent, podstawioną przez służby – pominęliśmy, zajęły się nimi tabloidy. Skupiliśmy się na sprawach ważnych dla państwa, na wszechwładzy służb, ich intrygach i prowokacjach, o których byli politycy rozmawiają jako o stałym elemencie gry politycznej w III RP. W tym na sprawie zbierania i oferowania „haków” przez pułkownika Noska, będącej konkretnym przykładem patologii. A obłuda pryncypialnego w tonie kazania redaktora Wrońskiego aż poraża, bo przecież jak ma „Wyborcza” w ręku coś, czym można, mówiąc po czersku, unurzać w szambie jakiegoś pisowca albo prawicowca, to jakoś żadnych skrupułów nie ma, choćby na nielegalnie nagranej taśmie, jak na tej na lokalnego kandydata PiS z Elbląga, nie było literalnie nic poza niekulturalnym słownictwem. Tabloidy, które uczyniła „Wyborcza” głównym obok prawicy i Kościoła celem swych ataków, by zagospodarować półinteligenckie poczucie wyższości i pogardę swego „targetu” dla „wiochy”, nawet jak idą w tematy obrzydliwe, to przynajmniej niczego nie udają i nie stronią się w szatki moralistów. Pewnie dlatego realna sprzedaż „Wyborczej” spadła poniżej „Super Expressu” i gdyby nie prenumerata z dziesiątek tysięcy urzędów, biur i innych publicznych instytucji oraz ogłoszenia i komunikaty finansowane z publicznych pieniędzy już by padła. Można zrozumieć, że w tej sytuacji pisze to co pisze – „byt określa świadomość”. „Walczymy o życie”, jak to napisała na fejsie, niechcący demaskując tatusia, Pola Lis (innemu bym nie wypominał, ale w warsztacie dziennikarskim Lisa, jak wiemy, przypadkowe śledzenie kont córek odgrywa ważną rolę). Skoro o tym wspomniałem, cytacik z gatunku „make my day” – oczywiście ze stron internetowych „Wyborczej”. Redaktor Tomasz Wołek w TOK FM: „Narasta fala żądzy odwetu, rewanżu, obskurantyzmu, ciemnoty. Ta groźna fala może Polskę zalać. Nie chodzi o to, jaka partia wygra wybory, kto będzie premierem, ale jaka będzie Polska, czy dostanie się pod rządy ciemnoty, obskuranckiej, mściwej, nienawistnej ciemnoty. Ta fala może jeszcze nas nie zalewa, ale już liże brzeg. - Chciałbym powiedzieć, że redaktor Wołek histeryzuje. Ale tak nie jest - ocenił Tomasz Lis, redaktor naczelny Newsweeka”. Chciałbym powiedzieć, że redaktor Wroński z tym „wybijaniem szamba” histeryzuje. Ale muszę przyznać, że szambo w naszym życiu publicznym rzeczywiście jest i co i raz – na przykład po publikacji tej czy innej taśmy – usilnie bulgocze. Tylko że to właśnie cytowani tu redaktorzy są jego wybitnymi przedstawicielami. Rafał A. Ziemkiewicz

2015-07-12 Co zrobi Komorowski ze swoim referendum, skoro jedno ... Co zrobi Komorowski ze swoim referendum, skoro jedno pytanie jest już nieaktualne?

1. Referendum zarządzone w lipcu przez prezydenta Komorowskiego od początku nie tylko budziło poważne wątpliwości konstytucyjne ale także powątpiewano w jego sensowność skoro jednocześnie trwały w Sejmie prace nad rządowymi projektami ustaw, które miały rozstrzygnąć dwie kwestie, o które chciała pytać głowa państwa. Przypomnijmy tylko, że prezydenckie referendum dotyczące JOW-ów, finansowania partii politycznych z budżetu państwa i rozpatrywania przez urzędników skarbowych wątpliwości na rzecz podatnika, zostało ogłoszone po przegraniu przez Komorowskiego pierwszej tury wyborów. Senat je zatwierdził, a prezydent Komorowski podpisał odpowiednie zarządzenie już po przegraniu wyborów w II turze.

2. W ostatni piątek Sejm przegłosował nowelizację ustawy Ordynacja podatkowa, a w niej zapis o rozstrzyganiu przez urzędników skarbowych wątpliwości na rzecz podatnika i w ten sposób 3 pytanie referendalne jest już nieaktualne.

Przyznają to nawet politycy Platformy i w tej sytuacji prezydent Komorowski, który na propozycję dopisania dodatkowych pytań referendalnych stwierdził, że "dopisać to się można do wycieczki szkolnej albo pamiętnika", teraz będzie musiał wykreślić jedno pytanie referendalne. A więc ingerencja w zawartość zarządzenia dotyczącego referendum jednak będzie się musiała odbyć i w związku z tym sprawa jego uzupełnienia jak się wydaje, staje się zupełnie otwarta.

3. Przypomnijmy tylko, że propozycja Prawa i Sprawiedliwości polegała na tym, żeby do tamtych trzech pytań dodać trzy kolejne (albo też zorganizować w tym samym dniu drugie referendum zawierające te pytania), dotyczące powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, obligatoryjnego pójścia do szkoły 6-latków i przyszłości przedsiębiorstwa Lasy Państwowe. Przypomnijmy także, że we wszystkich tych sprawach były inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów, pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób.

Wszystkie te podpisy pod decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne.

4. Teraz zapewne usłyszymy, że ponieważ urzędującemu prezydentowi Komorowskiemu został do końca kadencji już niecały miesiąc, to niech te wszystkie problemy związane z referendum rozstrzygnie jego następca prezydent Andrzej Duda. Tyle tylko, że Komorowski jest w ostatnich tygodniach niezwykle aktywny, między innymi zatrudnia na etaty doradców i innych swoich bliskich współpracowników, którzy przez prawie przez całą 5-letnią kadencję pracowali w jego Kancelarii na podstawie umów zlecenia albo umów o dzieło. Dokonuje także kolejnych nominacji ( powołał naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych na czas wojny), najprawdopodobniej przyśpieszy także awanse generalskie do tej pory ogłaszane w Dzień Wojska Polskiego 15 sierpnia, a więc nie tylko administruje jak to jest przyjęte w dojrzałych demokracjach, w okresie kiedy jest już wybrany prezydent-elekt. Poza tym referendum zarządzone przez ustępującego prezydenta na dzień 6 września jest jego pomysłem od początku do końca i trudno wręcz sobie wyobrazić aby strażnik Konstytucji RP, przeszedł do porządku dziennego nad swoim przedsięwzięciem, które w obecnym kształcie staje się zupełnie kuriozalne, a przecież będzie wymagało dodatkowych wydatków budżetowych w kwocie przynajmniej 100 mln zł. Jest ono kuriozalne nie tylko z punktu widzenia obowiązującego w Polsce prawa (w tym przede wszystkim Konstytucji RP) ale także obraża wyborców, którzy będą w nim uczestniczyli i w obecnym jego kształcie, będą musieli odpowiedzieć na zupełnie już nieaktualne pytanie. Kuźmiuk

Ludzie Kukiza mają poglady Narodowo Katolicko Wolnorynkowe Paweł Kukiz „Wierzę, że Jarosław Kaczyński będzie chciał napisać nową konstytucję i to jest obecnie celem jego życia  „...Moim głównym celem jest zmiana ustroju państwa. I uprzedzając pytanie o program: czy można mieć większy program niż zmiana ustroju? To tak jakby zapytać chłopów pańszczyźnianych, którzy chcieli uwłaszczenia, jak chcą to zrobić bez programu.  „...”eżeli system napisany jest przeciw obywatelowi, to nie jestem w stanie nic zrobić, np. zreformować sądownictwa i prokuratury, zapobiec wyprowadzaniu z Polski kapitału. Bo to nadzorują partiokraci, którzy traktują państwo jak dojną krowę, a obecna ordynacja powoduje, że czynią to bezkarnie. „...”Program PiS zakłada zatrzymanie kapitału w Polsce.To akurat bardzo mi się podoba. Ja w tym podatku od banków, przewidzianym na 0,39 proc., przesunąłbym jeszcze przecinek w prawą stronę.”...”O potrzebie zmiany konstytucji mówi PiS. Partia ta proponowała kiedyś system prezydencki.W środowiskach zwolenników JOW panuje przekonanie, że powinno się wprowadzić 460 okręgów i system parlamentarno-gabinetowy. Ja do tego grona nie należę. Uważam, że powinno dojść do wzmocnienia władzy wykonawczej poprzez wzmocnienie prezydenta. W skrócie to mogłoby być tak, że posłowie byliby wybierani w JOW na wzór systemu brytyjskiego, a prezydent miałby takie uprawnienia jak w modelu francuskim.”...”A pan będzie kandydował do Sejmu, czy do Senatu?Ja muszę być w Sejmie.”...”a rozmawiam z każdym. Gdyby teraz Leszek Miller przedstawił projekt zmiany ordynacji na jednomandatową i projekty ustaw hamujące drenaż Polski, to bym ten projekt popierał. Ja popieram dany projekt, a nie osobę czy partię.Grzegorz Schetyna byłyby lepszym partnerem niż Ewa Kopacz?Jeżeliędzie konieczność gry dla dobra ojczyzny z PO, to z pewnością pierwszą osobą będzie Schetyna.Macie ze sobą kontakt? Widziałem się z nim kilka dni temu. Mijaliśmy się w jednej ze stacji telewizyjnych i przywitaliśmy się w obecności kamer. Tyle.  Z pewnością w Schetynie, który również niesie ze sobą cały bagaż tego zdeprawowania Platformy, zostało najwięcej państwowca. Na ile to jest przygniecione różnymi zobowiązaniami, które można traktować jako haki, tego nie wiem. Być może będę posiadał taką wiedzę, kiedy uda się partycypować we władzy i mieć dostęp do dokumentów.”...”Dla mnie pani Szydło jest również ogromną nadzieją, i ten nowy duch w PiS jest również dla mnie ogromną nadzieją, tylko że oni też są niepewni. A są niepewni dlatego, że są w PiS grupy takie, które wolałyby zamrożenia obecnego systemu, ponieważ dbają o swój partykularny interes. Szydło jest lepszą kandydatką na premiera od Kaczyńskiego? Podziwiam Jarosława Kaczyńskiego za to, że ponad osobiste ambicje stawia dobro Polski. Chcę wierzyć w szczerość tych intencji. I chciałbym uwierzyć w jeszcze jedną rzecz... Jaką? Wierzę, że Jarosław Kaczyński będzie chciał napisać nową konstytucję i to jest obecnie celem jego życia. Kaczyński mógłby stanąć na czele komisji konstytucyjnej?”...”Ma pan zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego, jako ewentualnego partnera politycznego? Jestem przekonany, że podobnie jak ja stawia Polskę ponad siebie.”...”Polska powinna wejść do strefy euro? A skąd. To bzdura. A jakie powinny być w Polsce podatki? Nie chcę podatków. Najlepiej gdyby wszyscy Polacy płacili KRUS.”...”Potrzebna jest repolonizacja mediów? Tak. A także repolonizacja banków. Potrzebna jest tylko dobra wola przy tworzeniu nowej konstytucji”...(źródło )

Paweł Kukiz ogłosił listę 18 swych reprezentantów – po jednym z każdego województwa, uzupełnionych przez przedstawicieli Polaków mieszkających na Kresach Wschodnich i w Unii Europejskiej. Kim są wybrańcy Kukiza?
Grzegorz Czarnecki – woj. zachodniopomorskie. Ma 51 lat. Jestem ekonomistą, wydawcą, i nauczycielem. Zawodowo zajmuje się głównie wydawaniem książek. Jest lokalnym liderem Ruchu Obrony Wyborów.
Oskar Kochman – woj. podkarpackie. 24 lata. Student prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Regionalny szef Ruchu Narodowego. Podczas ostatnich wyborów samorządowych był liderem listy Ruchu do sejmiku z Przemyśla i Jarosławia. Niegdyś asystent obecnego posła Solidarnej Polski Mieczysława Golby.
Piotr Morta – woj. łódzkie. Kiedyś powiatowy radny PiS. Obecnie zasiada w radzie powiatu wieruszowskiego. Jest również wiceprzewodniczącym Europejskiej Rady Zakładowej koncernu Pfleiderer AG. W zeszłym roku „Dziennik Łódzki” nagrodził go tytułem samorządowca roku.
Kamila Kępińska – woj. małopolskiego. 27 lat. Psycholog, która prowadzi w Krakowie szkołę łączącą naukę jazdy i języków obcych. Włada biegle językami hiszpańskim, portugalskim i angielskim.
Krystian Kamiński - woj. lubuskie. 32 lata. Kierownikiem logistyki w firmie transportowej w Zielonej Górze. Regionalny szef Ruchu Narodowego. Jak przypomina „Fakt”, przygodę z polityką zaczynał w Młodzieży Wszechpolskiej, w której poznał Krzysztofa Bosaka, późniejszego posła LPR.
Jacek Wilk – woj. świętokrzyskie. Kandydat Kongresu Nowej Prawicy w tegorocznych wyborach prezydenckich. Ekonomista, prawnik i informatyk.
Dominik Kolorz – woj. śląskie. Szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. Przez osiem lat był przewodniczącym górniczej „Solidarności”.
Agnieszka Białas – woj. wielkopolskie. Sekretarz poznańskiego oddziału stowarzyszenia KoLiber, które zrzesza młodych intelektualistów oraz przedsiębiorców o konserwatywno-liberalnych poglądach.
Romuald Bielewicz – woj. podlaskie. 40 lat. Zaczynał działalność polityczną w UPR. W ostatnich wyborach samorządowych chciał zostać miejskim radnym, ale mu się nie udało. Członek Opus Dei.
Adam Kondrakiewicz – woj. lubelskie. Przedsiębiorca i pracownik administracji samorządowej. Działacz Stowarzyszenia KoLiber. Lider listy Kongresu Nowej Prawicy do sejmiku lubelskiego w wyborach samorządowych.
Janusz Sanocki – woj. opolskie. Dawny burmistrz Nysy. W przeszłości był działaczemPZPR, „Solidarności”, a w latach 90. także KLD i UPR. Radny i dziennikarz.
Albert Łyjak – woj. dolnośląskie. Publicysta „Gazety Obywatelskiej”, pisma wydawanego przez „Solidarność Walczącą” Kornela Morawieckiego.
Mirosław Piesak - woj. kujawsko-pomorskie. 52 lata. Mistrz paraolimpijski z 2004 r. z Atlanty. Medalista z Sydney i Aten. Porusza się na wózku.
Grzegorz Paciulan – woj. warmińsko-mazurskie. Regionalny szef Forum Związków Zawodowych.
Artur Dziambor – woj. pomorskie. Kandydat w wyborach samorządowych na prezydenta Gdyni. Współzałożycielem Stowarzyszenia KoLiber. Właściciel szkoły językowej. Jak podaje „Fakt”, przez lata aktywnie wspierał Janusza Korwin-Mikkego, a potem został członkiem Rady Głównej Kongresu Nowej Prawicy.
Stanisław Tyszka – woj. mazowieckie. Współpracował z Przemysławem Wiplerem i Jarosławem Gowinem. Były dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Obecnie ekspert Centrum im. Adama Smitha. Prawnik, ekspertem od deregulacji.
Maria Pyż – reprezentantka mieszkańców Kresów Wschodnich. Polka ze Lwowa,  ma ukraińskie obywatelstwo. Rzeczniczka stowarzyszenia „Razem dla Kresów”i redaktor naczelna Polskiego Radia Lwów.
Grzegorz Zatorski - reprezentant Polaków z Unii Europejskiej. Mieszka w Dublinie. Współzałożyciel Klubu Republikańskiego w Dublinie oraz „Discover Poland”. Wśród najbliższych współpracowników Kukiza są więc samorządowcy, narodowcy, dawni zwolennicy Janusza Korwin-Mikkego, działacze Stowarzyszenia KoLiber, „Solidarności” i „Solidarności Walczącej”. Jesienią okaże się czy to pospolite ruszenie podbije Sejm.”..(źródło)

Tygodnik "Der Spiegel" pisze o nagłym spadku popularności Pawła Kukiza. Był "niebezpieczny dla obecnego establishmentu", teraz "jego czas minął". „...”"Dwa miesiące później jego czas minął", pisze hamburski tygodnik. Po sukcesie w majowych wyborach Kukiz uchodził za "wschodzącego politycznego nowicjusza", który mógł być "niebezpieczny dla obecnego establishmentu", analizuje "Der Spiegel", przypominając, że w ankietach Ruch Kukiza cieszył się 30-procentowym poparciem. Kukuz wystąpił "przeciwko rządowi, dwóm największym partiom i rzekomo zabetonowanym strukturom", ...” W obecnych prognozach jednak prowadzą politycy czołowych ugrupowań politycznych, zaznacza niemiecki magazyn: Beata Szydło z narodowo-konserwatywnej partii Kaczyńskiego i urzędująca premier Ewa Kopacz z obozu liberalnego. „...(źródło)

Gowin stwierdził, że Kukiz to dla niego „kryształowy patriota” i z chęcią zobaczyłby wokalistę i jego ugrupowanie jako jeden elementów koalicji zmieniającej konstytucję. ...(więcej ) 

Polityk Kongresu Nowej Prawicy Artur Dziambor został reprezentantem Ruchu Kukiza w województwie pomorskim. Znany jest z ultraprawicowych poglądów  „..(źródło )

Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" jako pierwszy napisał tekst o Beacie Szydło  „...”"FAZ" uważa, że Szydło, podobnie jak prezydent elekt Andrzej Duda, w sposób perfekcyjny ucieleśnia zmianę wizerunku PiS - przejście od narodowo-katolickiego oddziałubojowego do konserwatywnej europejskiej partii akcentującej mocno opiekuńczość. „...”Jak zaznacza, Kaczyński jest co prawda niekwestionowanym liderem polskiej prawicy, lecz jego "nieprzejednanie, jego bezkompromisowa retoryka skierowana przeciwko przeciwnikom - liberałom, Niemcom czy gejom", spowodowały, że jest "obiektem trudnej do przezwyciężenia antypatii". „..Duda, ale i ten polityk może poważyć się na "wyjście z cienia" przemożnego prezesa. Szydło była szefową sztabu Dudy i jest z nim związana. Jeżeli w październiku zostanie premierem, oboje mogą spróbować zjednoczyć się -pisze dziennikarz "FAZ" Konrad Schuller. ( więcej )
Mój komentarz Jak widzimy po konsekwencji ideowo programowej Kukiza z jaką dobrał sobie pełnomocników widać że ma wyraźnie skrystalizowane poglądy ,których licząc że przejmie część elektoratu lewicowe nie chce ujawniać publicznie, ostentacyjnie . Kukiz oparł się na katolikach mających poglądy narodowe i wolnorynkowe. Czyli narodowcach, ludziach KNP, UPR , Kolibra Budzi to niepokój prasy niemieckiej, która woli już społecznych socjalistów , czyli Szydło i Dudę, bo maja nadzieje że ta dwójka zakonserwuje wszystkie patologie socjalistycznego państwa opiekuńczego niż Kukiza i jego ludzi, który są dużo bardziej antyniemieccy i chcą obalić niemiecki ustrój społeczny jaki zaprowadziły w Polsce Niemcy w porozumieniu z Rosją po 1989 roku Przypomina że tylko dzięki Kaczyńskiemu , który wolał postawić raczej na mało znanego katolika Dudę niż na rozwodnika Czarneckiego mam takiego porządnego ideowego prezydenta. Kukiz z Kaczyńskim może być trzęsieniem ziemi ,które ostatecznie zepchnie IV Rzeszę znaną pod nazwa komercjalną nazwą Unii Europejskiej na śmietnik historii oraz zlikwiduje prymitywny XIX wieczny socjalizm w Polsce Marek Mojsiewicz

Ach, wy draby, my wam pokażemy analizę moczu My wam pokażemy analizę moczu!

*Ile pytań w referendum? Jak najwięcej! * Kto się boi demokracji oddolnej...

*Niech oddaje kto pożyczał * Nasza propozycja: dziesięć zamiast pięciu!

Zanosi się więc na to, że możemy mieć dwa ogólnokrajowe referenda jednego dnia: pierwsze, trzypytaniowe, wdroży jeszcze stary prezydent, drugie, dwupytaniowe, miałby wdrożyć już nowy prezydent, ale w tej samej dacie, co pozwoli uniknąć dodatkowych kosztów szacowanej na 100 milionów złotych arcydemokratycznej procedury decydowania. Przy okazji dostąpilibyśmy zaszczytu wpisania „polskiej demokracji” do Księgi Guinessa: dwa referenda w jednym dniu, tego jeszcze w historii polityki nie było! Gwoli ścisłości: nie wiadomo, czy nie było, starzy ludzie powiadają( bardzo starzy!), że w demokracji ateńskiej takie przypadki się zdarzały, ba – podobno obywatele Aten głosowali jednego dnia nawet nad kilkoma ważnymi decyzjami. Tymczasem prezydent Komorowski nie jest kontent z zamiaru rozszerzenia listy pytań przez nowego prezydenta. „Po co dopisywać pytania, dopisać to się można do szkolnej wycieczki albo do pamiętnika” – powiada zgryźliwie, i myli się podwójnie, a właściwie – potrójnie. Na wycieczkę szkolną można się wpisać lub zapisać (dopisanie jest zapisaniem się); do pamiętnika można się wpisać, nie dopisać. No a po co dopisywać pytania do referendum? Jak to – po co? Żeby się rozszerzała i pogłębiała demokracja, której referendum jest szczytowym wykwitem! Nasi posłowie i senatorowie są, owszem, naszymi reprezentantami, ale tylko w chwili wyboru. Już nazajutrz – na co mamy nieskończenie wiele dowodów – jakże wielu z nich przestaje reprezentować i wyborców, i programy, na które tych wyborców ułowili, a zaczynają reprezentować swe rodziny, krewnych, znajomych, sitwy i siuchty, w których tkwią po uszy lub w które popadają jak narkoman w uzależnienie. Co więcej – ci nasi „reprezentanci” wybierają potem rząd, który oderwany bywa najczęściej od wyborców jeszcze bardziej, niż sami „reprezentanci”. Nie przeszkadza to takiemu rządowi zaciągać na przykład pożyczki bez pytania o zgodę nie tylko „reprezentantów obywateli”, ale i samych obywateli, co to będą potem te pożyczki spłacać. Obywatele najczęściej nie mają też żadnego wpływu na sposób wykorzystania pożyczonej forsy. Rządy, które zadłużyły Grecję ani pytały obywateli w referendum, czy chcą tych pożyczek oraz na co chcieliby obywatele te pożyczki przeznaczyć. A przecież przy tak chwalebnej tradycji Aten w demokracji bezpośredniej można by bez trudu do tej tradycji nawiązać... Ale nie nawiązano. Za to „eksperckie” analizy greckiego długu przypominają dogłębne analizy moczu, ale po niewczasie, bo gdy pacjent już zszedł śmiertelnie na niewydolność nerek. Wypływałby stąd logiczny wniosek, że dług Grecji powinni spłacać ministrowie tych greckich rządów, które „pożyczkobrały”! W każdym bądź razie zanim obywatele greccy „zacisną pasa” – premierzy i ministrowie wielu kolejnych greckich rządów powinni za sprawą euro-komornika (jest taki komisarz-komornik, hę?) pójść z torbami, ich majątki na licytację i pod młotek. Byłby to bardzo budujący przykład, wspaniała pedagogika dla młodzieży, nie tylko greckiej, ma się rozumieć. Niestety, wszystko wskazuje, że żadnemu z członków ekip rządzących dotąd Grecją włos z głowy nie spadnie, ani majątek żadnego z nich nie umniejszy się nawet o centyma. Nie da się natomiast wykluczyć, że premier Cipras politycznie przeziębi się nagle mimo fali upałów przelewających się przez Europę. Nie ma bowiem żartów gdy chodzi o to, kto kontroluje emisję pieniądza. Już stary baron Rothschild powiadał, że kto kontroluje emisję pieniądza – ten kontroluje władzę i politykę. Emisję euro kontroluje Europejski Bank Centralny w siedzibą we Frankfurcie nad Menem, a fakt, że jego prezesem jest Włoch, pan Mario Draghi (wcześniej wiceprezes u Goldman-Sachsa), niech nas nie myli: pan Draghi mógłby co najwyżej kontrolować wydatki swej żony gdyby nie łaskawa Angela Merkel. Wyjście Grecji ze strefy euro i powrót do drachmy to żaden problem, to problem techniczny; ale kto wtedy pokusiłby się o kontrolę greckiej polityki? O, to już problem polityczny. Tym bardziej polityczny, że rząd Jej Królewskiej Mości w Londynie też grymasi na członkostwo w Unii Europejskiej, też zapowiada referendum. Czy to nie Grecję właśnie podzielili w Jałcie Stalin z Churchillem, wedle formuły: 90 procent wpływów brytyjskich, 10 procent wpływów rosyjskich?... W tym kontekście staje się zrozumiała bardzo nerwowa reakcja rządu francuskiego na możliwość wyjścia Grecji ze strefy euro: prezydent Hollande tuż po 1 lipca, więc po oficjalnym bankructwie Grecji ale jeszcze przed niedzielnym referendum (wyznaczonym na 5 lipca) domagał się od kanclerz Merkel dalszego prowadzenia negocjacji, podczas gdy ta zaordynowała: czekać na wyniki tego referendum. Czy doniesienia służb niemieckich i francuskich względem wyników tego referendum różnią się?... Czy może nie uzgodniono w tym wielkim zamieszaniu wspólnej taktyki służb wobec niesfornego rządu greckiego?... Czy może – ach, ach, bo i to jest możliwe, wszak life is brutal and full of zasadzkas... – może Angela sprzedała już kontrolę nad Grecją Anglikom i Rosjanom, w zamian za... No właśnie: w zamian za co? Oto jest pytanie! Cóż takiego dla Niemiec jest warte 300 miliardów euro?... Ale nie zapuszczajmy się w te spekulacja zbyt daleko. Powróćmy raczej do głównego wątku: o wyższości referendum nad stanowieniem prawa przez „reprezentantów”, delegowanych na listy wyborcze przez wąziutkie, wąziuteńkie „sztaby partyjne” (ledwo kilkadziesiąt osób w skali całego kraju!), dotowane z budżetu państwa i spenetrowane przez tajne służby. I jak taki Komorowski może kręcić nosem nad rozszerzeniem listy pytań w referendum? Czyż obecna Konstytucja (sama poddana referendum!) nie stanowi w artykule 125: „W sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa może być przeprowadzone referendum ogólnokrajowe”? Tak, tak - nie za dużo, ale stanowczo za mało mamy w Polsce referendów! Za dużo to mamy makulatury prawnej, tych unijnych dyrektyw rozpisywanych potem na nasze ustawy, produkowane w liczbie kilkuset rocznie przez naszych „reprezentantów”. Czemuż to dyrektywy wyrażone przez naród w referendach miałyby być gorsze od produktów euro-komisarzy, których nikt nie wybiera ani pośrednio, ani bezpośrednio, tylko mianuje wedle ich oportunistycznej giętkości? Toteż proponuję, aby listę pytań zaproponowanych przez Komorowskiego, a rozszerzoną przez Andrzeja Dudę uzupełnić jeszcze o kilka nowych. A zatem pytanie szóste: „Czy jesteś za przywróceniem kary śmierci za morderstwa”? Pytanie siódme: „Czy jesteś za zmniejszeniem liczby posłów i senatorów”? Pytanie ósme: „Czy jesteś za zmiana systemu parlamentarno-gabinetowego na system prezydencki”? Pytanie dziewiąte: „Czy jesteś za obniżeniem podatku VAT”? Pytanie dziesiąte: „Czy jesteś za zastąpieniem progresji podatkowej podatkiem liniowym”? Mamy niepowtarzalną okazję za te same 100 milionów złotych uzyskać jasne dyrektywy narodu w „sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa”, jak powiada Konstytucja. Nie w pięciu – ale w dziesięciu! Na co się jeszcze oglądać? No i to, że jeśli już zapiszą nas do Księgi Guinessa za dwa referenda w jednym dniu – niech nas też zapiszą za referendalny rozmach, za demokratyczną odwagę, za przodownictwo w krewieniu demokracji bezpośredniej. 10 pytań do rozstrzygnięcia bezpośrednio przez obywateli, ha! A tym ciasnym, ograniczonym, sekciarskim dogmatykom z Brukseli, co to chcieliby demokracji ale wyłącznie pod komisarskim zarządem, odpowiedzmy Szwejkiem: „Ach, wy draby, my wam pokażemy analizę moczu!”Marian Miszalski


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
K 1082
1082
1082
9ff58d446f594e9baffec117e467c56cEUWT 1082 2006PL2
05.129.1082
1082
1082 DUO Child Maureen Miłosny dług
1082 06 07 Podziemiem do podziemia
Joanna Neil The Father of Her Baby [MMED 1082] (v0 9) (docx) 2
132 Dz U 05 129 1082 Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 30 06 2005 r w sprawie szczegóło
1082 2
#1082 – Traveling to a Remote Island
1082 DUO Garbera Katherine Burza zmysłów
1082
1082 1

więcej podobnych podstron