278

Czy jesteś “antysemitą”? Test w 13 pkt. Modny jak zwykle temat antysemityzmu (dla nie zorientowanych podam, że jest to coś czego obecnie w Polsce ze świecą nie uświadczysz a czego jak kania dżdżu pożądają syjoniści). Afera na skalę światową z figurkami przedstawiającymi Żyda maszerującego ze złotówką w worku rozgrzała atmosferę nie tylko na Salonie24 i wielu innych forach dyskusyjnych ale obiła się już o Tel Aviv. I nie mam tu na myśli wielce elokwentnego (jak zawsze) tekstu Pana Barbura lecz Najwyższe Czynniki Państwa Tylko Dla Żydów (w skrócie – Izrael). „Antysemityzm” takim jak go widzą syjoniści nie jest przedmiotem moich zainteresowań. Postanowiłem jednak zrobić wyjątek przyjrzeć się problemowi z bliska. W tym celu sięgnąłem po dane u źródełka. Źródełko władzy syjonistycznej nie tryska bowiem, jak można by się spodziewać, na Bliskim Wschodzie, w Tel Aviv. To źródełko a właściwie potężny gejzer wszechwładzy bucha po drugiej stronie Atlantyku. I tam należy pogrzebać by znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Długo grzebać nie trzeba. Od razu wyskakuje „Global Anti-Semitism Review Act” – ustawa z 2004 roku przyjęta przez Kongres USA, stanowiąca rodzaj testu na „antysemickość”. Po zrobieniu tego testu każdy mieszkaniec Globu będzie mógł z całą pewnością stwierdzić czy jest „antysemitą” czy też nie. Sytuacja tak naprawdę śmieszna nie jest. Realizacją tej ustawy zajmuje się Departament Stanu USA, który zobligowany jest (sic!) do ciągłego monitorowania tego zjawiska na całym świecie. Wzmiankowana ustawa opiera się na 13 punktach, które stanowią trzon testu. Postaram się przybliżyć Wam ich zawartość. Całość skonstruowana jest jako atak ad hominem, gdzie zmusza się przede wszystkim do milczenia osobę a nie próbuje rozwiązać problemu. Antysemityzmem jest:

1. „Każde oświadczenie, że ‘Społeczność żydowska kontroluje rządy, media, handel zagraniczny i świat finansów”
Wg tego artykułu nie ma znaczenia czy takie stwierdzenie jest prawdziwe czy fałszywe. Prawda nie jest istotna. To co narusza prawo to wyrażenie takiej opinii. W rzeczywistości jest to samo w sobie ewidentna próba presji na rządy i poszczególnych obywateli. Dozwolone a nawet wskazane jest mówienie, że Żydzi to najbardziej ofiarny naród w historii ludzkości a w ogóle to Samarytanie mogliby dzidę za nimi nosić.

2. „Wyrażanie silnych uczuć anty-izraelskich” Wynika z tego, że każda krytyka Państwa Izrael jest postawą „antysemicką”. Nie wolno powiedzieć np., że pomysł ministra Liebermana, który oświadczył, że „Musimy zrobić dokładnie to co zrobiły Stany Zjednoczone z Japonią podczas II Wojny Światowej, w ten sposób nie będzie potrzeby okupowania Gazy” jest niemoralny i odrobinę naganny bo z pewnością okrzyknięci zostaniemy podłymi „antysemitami”. Wolno a nawet wskazanym jest powiedzieć, że – pomysł godny jest rozważenia ale może poczekajmy jeszcze z tym rozwiązaniem (byle nie za długo bo znowu możemy spotkać się z wiadomym zarzutem).

3. „Wyrażanie krytyki przywódców Izraela, dawnych i obecnych” Nie wolno np. głosić, że Menachem Begin był terrorystą mającym na sumieniu tysiące istnień ludzkich. Dozwolone i wskazane jest natomiast stwierdzenie, że pochodzący z Polski Begin był zasłużonym działaczem narodowo-wyzwoleńczym czego dowodem jest przyznanie mu Pokojowej Nagrody Nobla.

4 . „Jakiekolwiek krytykowanie religii żydowskiej lub żydowskich przywódców religijnych, ze szczególnym uwzględnieniem odniesień do Talmudu i Kabały” Nie wolno więc powiedzieć, że judaizm w swojej talmudycznej wersji jest religią niechętną chrześcijaństwu a niektórzy rabini w Izraelu usprawiedliwiają zabijanie dzieci palestyńskich. Wskazane i pożądane jest natomiast twierdzenie, że judaizm to religia pokoju kochająca goja -bliźniego jak siebie samego. A rabi Shapiro to mąż miłujący pokój i tylko przez złe antysemickie języki posądzany o zbrodnicze teorie.

5. „Jakakolwiek krytyka rządu i Kongresu USA, insynuująca, że są pod silnym wpływem społeczności żydowsko – syjonistycznej i organizacji żydowskich jak np. AIPAC”. Negowanie rzeczywistości jest już aktem „antysemickim”. Należy twierdzić, że ADL jest organizacją edukującą ludzkość w kierunku tolerancji rasowej, multietniczności i poszanowania wszelkich „inności”. A p.Abraham Foxmann i ambasador Peleg wielkimi przyjaciółmi Polski i Polaków są.

6. „Jakakolwiek krytyka społeczności żydowsko – syjonistycznej jako promotora globalizmu i tego co niektórzy nazywają „New World Order”. Należy zamiast tego twierdzić, że środowiska syjonistyczne promują miłość i braterstwo między narodami świata. Dążą do rozwiązywania wszystkich konfliktów a zwłaszcza izraelsko – palestyńskiego na drodze pokojowej przy całkowitym poszanowaniu rodziny jako podstawowej i najważniejszej komórki zdrowego społeczeństwa.

7. „Przeklinanie Żydów za podżeganie Rzymian do ukrzyżowania Chrystusa”. Takie twierdzenie jest niewybaczalna kalumnią nie mającą żadnych podstaw w świetle najnowszej wiedzy historycznej. Należy raczej dla pewności twierdzić, ze faryzeusze byli najlepszymi sprzymierzeńcami Chrystusa w zbawianiu ludzkości i własną piersią zasłaniali Go przed podłymi żołdakami Poncjusza Piłata.

8. „Cytowanie faktów mogących w jakikolwiek sposób obniżyć cyfrę 6 mln. odnoszącą się do liczby ofiar żydowskiego Holokaustu”. No comments.

9. „Insynuowanie, że Izrael jest państwem rasistowskim” Nie wolno rozpowszechniać takich podłych bredni. Wszyscy przecież wiemy, że w Państwie Tylko Dla Żydów (w skrócie – Izrael) wszyscy obywatele maja jednakowy dostęp do nauki, pracy, zakupu nieruchomości a w Knesecie jest nawet kilku Arabów.

10. „Insynuowanie, że istnieje spisek syjonistyczny” Patrz instrukcja do pkt.6.

11. „Dostarczanie dowodów, ze Żydzi i ich przywódcy stworzyli komunizm i rewolucję bolszewicką w Rosji”. Absurd. Każde dziecko przecież wie, że to uciemiężony lud pracujący miast i wsi zrzucił kajdany carskiej niewoli a fakt, że 90 % komisarzy ludowych było Żydami to czysty przypadek i zbieg okoliczności.

12. „Dostrzeganie pejoratywnych cech wyznawców wiary mojżeszowej”. Zamiast czynić takie bezecne i z gruntu fałszywe spostrzeżenia poużywajcie sobie na chrześcijanach. Za to nie grozi żadna przykrość a nawet znajdziecie uznanie jako ludzie światli i tolerancyjni. Z muzułmanami lepiej nie zadzierać, są zbyt nerwowi, dzikusy jedne…

13. „Insynuowanie, że Mossad jest zamieszany w zamachy 9/11”. Takie twierdzenie byłoby naprawdę podłością. Wszyscy bowiem wiedzą, że zamachów dokonali Talibowie kierowani przez brodatego Osamę, urzędującego w jakiejś dobrze zamaskowanej jaskini w Afganistanie. Czasami w Klewkach. Mossad natomiast zajmuje się głównie przeprowadzaniem palestyńskich staruszek przez ulicę w Gazie. I to już cały test moi mili. Twierdząca odpowiedź choćby na jedno z pytań dowodzi niezbicie, że jesteście „antysemitami” i jako tacy stanowicie zakałę rodu ludzkiego. Każdy porządny człowiek ( tzn. filosemita) ma prawo nie podać Wam ręki i odwrócić się z pogardą plecami. Gorąco namawiam do przeprowadzenia tego testu. Ja już nie muszę. Za mnie zrobił to red. Janke

SpiritoLibero

Inżynier Wróbel był gotów do polemiki z MAK – został jednak zamordowany Jeden z najlepszych w Polsce specjalistów z zakresu komputerowych systemów sterowania lotem samolotów ginie w nieprawdopodobnych okolicznościach Pół roku po katastrofie i na trzy dni przed publikacją przez MAK raportu na temat przyczyn katastrofy na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj w nieprawdopodobnych okolicznościach ginie dr inż. Eugeniusz Wróbel. Wykładowca na Politechnice Śląskiej spełniał wszelkie kryteria, aby być powołanym w skład biegłych polskiej prokuratury. Należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Doktor inż. Eugeniusz Wróbel wykładał na Wydziale Automatyki, Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Był wybitnym specjalistą od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. W swojej pracy naukowej zajmował się również tematyką z zakresu teleinformatyki w transporcie lotniczym. Był specjalistą od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa, specjalizował się też w kwestiach światowych i europejskich instytucji i organizacji transportu lotniczego oraz w przepisach lotniczych krajowych i unijnych. W latach 90. był wicewojewodą katowickim. Z jego inicjatywy powstało Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze, które pod jego nadzorem doprowadziło do uruchomienia i rozbudowy Międzynarodowego Portu Lotniczego “Katowice” w Pyrzowicach. W latach 1998-2001 jako ekspert sejmowej Komisji Transportu i Łączności oraz doradca kolejnych ministrów transportu i gospodarki morskiej uczestniczył m.in. w opracowaniu projektu prawa lotniczego. Od listopada 2005 do grudnia 2007 roku pełnił funkcję wiceministra w resorcie transportu. Ostatnio zaangażowany był m.in. w tworzenie Centrum Kształcenia Kadr Lotnictwa Cywilnego Europy Środkowo-Wschodniej przy Politechnice Śląskiej.Wróbel był specjalistą od programowania w asemblerze, współautorem publikacji o zastosowaniu odbiornika PolaRx3 firmy Sentrino w nawigacji samolotów. Jest to różnicowy odbiornik nawigacji satelitarnej GPS działający na dwóch częstotliwościach i sygnałach o bardzo wysokiej precyzji, odporny na zakłócenia zewnętrzne. Eugeniusz Wróbel niedawno był moderatorem na międzynarodowej konferencji poświęconej problemom nawigacji lotniczej. W prywatnych rozmowach podawał w wątpliwość, że wrak na Siewiernym to Tu-154 Lux o numerze bocznym 101. Jak podkreślił w rozmowie z nami poseł Jerzy Polaczek (PiS), minister transportu w rządzie PiS, który blisko współpracował z Eugeniuszem Wróblem, już wiadomość o zaginięciu wzbudziła jego niepokój, a informacje o okolicznościach śmierci sugerujących udział w zdarzeniu jego syna przyjmuje z niedowierzaniem. Jak zaznacza, Eugeniusz Wróbel miał wzorową rodzinę, dorosłe dzieci, usamodzielnione i zawodowo czynne. Był osobą bardzo zaangażowaną, także w kwestie związane z katastrofą smoleńską, służył swoim doświadczeniem i wiedzą na temat lotnictwa. Polaczek konsultował z nim treść części interpelacji poselskich kierowanych w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu z prezydentem RP na pokładzie. – Był w tym temacie wyjątkowo na bieżąco. Mogę śmiało powiedzieć, że Eugeniusz był jedną z niewielu osób w kraju, które w sensie intelektualnym i przedmiotowym byłyby w stanie formułować wnioski i uwagi, słowem – odnosić się do całokształtu raportu MAK – ocenił. Z ustaleń prokuratury wynika, że Eugeniusz Wróbel został zamordowany we własnym domu, a jego ciało wrzucono do Zalewu Rybnickiego. Do zabójstwa przyznał się jego syn Grzegorz, który złożył obszerne wyjaśnienia, jednakże wczoraj w prokuraturze odwołał swoje wcześniejsze zeznania. Śledczy nie chcą podać, czy posiadają informacje wskazujące na udział innych osób w zbrodni oraz jaki był jej motyw. Marcin Austyn

Totus 2010, czyli "Bajer Full" Wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że potępiony przez Radę Etyki Mediów „Nasz Dziennik” nie tylko nigdy nie napisał o rzekomym telefonie do żony rannego w katastrofie smoleńskiej funkcjonariusza BOR Jacka Surówki, ale i to, że na łamach gazety nigdy nie padło nawet jego nazwisko. Jedynym wyjątkiem była publikowana lista 96 ofiar tragedii. Na zadane przez zastępcę redaktora naczelnego Naszego Dziennika, Katarzynę Orłowską-Popławską pytanie: - czy czytała Pani w "Naszym Dzienniku" domniemany artykuł dotyczący rzekomego telefonu ppor. Jacka Surówki do żony? Magdalena Bajer, laureatka Totusa 2010 za osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej, odpowiedziała: - No nie, nie czytałam, ale koledzy mi mówili Skoro koledzy, to musimy automatycznie wykluczyć koleżankę Monikę Olejnik z „kropki nad i”, która Nasz Dziennik piętnowała. Pozostają nam, więc koledzy z Gazety Wyborczej, za którymi nasza laureatka poszła jak w dym, w myśl chrześcijańskiej zasady mówiącej, że „prawda was wyzwoli” Wszak to oni alarmowali:

Nie było telefonu „O tym, że po katastrofie samolotu Tu 154 w Smoleńsku, jeden z jego pasażerów miał wykonać telefon, napisała "Gazeta Polska". Podobne sensacyjne informacje podawał "Nasz Dziennik". "Dzwonił do żony po katastrofie" - "Gazeta Polska" i "Nasz Dziennik" naruszyły zasadę prawdy „Chodzi o publikacje "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika", które na początku tygodnia napisały, że 10 kwietnia już po rozbiciu się Tu-154M, lecący nim funkcjonariusz BOR Jacek Surówka miał powiedzieć żonie przez telefon, że jest ciężko ranny w nogi i że "dzieją się tu rzeczy straszne". Następnie połączenie miało zostać przerwane.” Nieodżałowany ksiądz i filozof profesor Mieczysław Albert Krąpiec mawiał, że istnieje tylko jedna jedyna etyka polegająca na czynieniu dobra i współczesny świat dzieląc ją na etyki lekarskie, adwokackie, sędziowskie czy dziennikarskie tak naprawdę od etyki odchodzi. Dziś przekonujemy się o tym naocznie widząc, że jakie media taka Rada Etyki Mediów, a wzorem „osiągnięć kultury chrześcijańskiej” jest jej przewodnicząca Magdalena Bajer. kokos26

DZIENNIKARSKIE HIPOTEZY BURZĄ SPOKÓJ SPOŁECZNY? rozmowa z Magdaleną Bajer "Dziennikarze nie powinni formułować własnych hipotez, dlatego że nie mają do tego wiedzy, nie są do tego powołani. Jak będą jakieś wyniki śledztwa, to można je oczywiście komentować" - twierdzi Magdalena Bajer, przewodnicząca Rady Etyki Mediów, w rozmowie z Grzegorzem Wierzchołowskim ("Gazeta Polska"). Chciałem zapytać, których dokładnie tekstów dotyczyło ostatnie oświadczenie Rady Etyki Mediów, potępiające "Gazetę Polską" i "Nasz Dziennik" za "rodzenie odruchów nienawiści". Tekstów z zeszłego tygodnia, mówiących o tych rewelacjach, że ktoś tam przeżył, ktoś dzwonił.

Pani czytała te teksty czy ktoś je Pani relacjonował? Owszem, czytałam, przeglądałam... Moi koledzy też czytali.

W którym miejscu "GP" napisała, że ktoś przeżył i dzwonił? Napisała, że "miał dzwonić" po katastrofie.

I tej wersji przeciwstawione zostało dementi brata owego funkcjonariusza. Tak, ale była to hipoteza, która zbulwersowała wdowę funkcjonariusza. My oceniamy stawianie takich hipotez bardzo źle. One wywołują rozmaite podejrzenia - na razie nieuzasadnione, dopóki nie ma końcowego raportu. Jak ktoś by napisał, tak jak Państwo przecież pisaliście: "To był zamach", to byłoby to nieuprawnione, to jest nieprawda. Jeśli ktoś by napisał: "To nie był zamach", to też by było nieuprawnione, bo w tej chwili nie wiadomo.

A w którym tekście "Gazeta Polska" napisała: "To był zamach"? Na Krakowskim Przedmieściu widziałam dość dawno, na własne oczy, taki tekst wybity grubymi czcionkami w Państwa gazecie.

Było tam napisane "To był zamach - mówią niemiecki i polski ekspert". Tylko widzi Pan, ktoś, kto szedł tamtędy, to widział tylko to... Nie ma co ukrywać, że to sugerowało taką hipotezę.  Myśmy wydali wcześniej takie oświadczenie, że dziennikarze nie powinni formułować własnych hipotez, dlatego że nie mają do tego wiedzy, nie są do tego powołani. Jak będą jakieś wyniki śledztwa, to można je oczywiście komentować. Ale nie do dziennikarzy należy wprowadzanie w świadomość społeczną rozmaitych hipotez, które nie są na razie uprawnione, np. czy był zamach, czy nie, czy piloci byli winni, czy kto inny był winien, czy Rosjanie, czy Polacy... Dziennikarze powinni tylko rzetelnie informować o dotychczasowych wynikach śledztwa. Prasę czytają ludzie o różnym stopniu wykształcenia, o różnym rodzaju wyobraźni, a takie hipotezy, że ktoś przeżył, że coś się potem działo, powodują, że potem rozchodzą się rozmaite pogłoski, co naprawdę nie służy spokojowi społecznemu.

Czy w związku z tym REM uzna za "szkodliwe społecznie" teksty, które mówią, że nie było zamachu, że współodpowiedzialność za katastrofę ponoszą piloci albo że gen. Błasik naciskał na pilotów lub sam siadł za sterami? Tak. Jeżeli takie teksty się pojawią, zanim otrzymamy ostateczne wyniki śledztwa, też uznamy to za szkodliwe.

Było już wiele takich tekstów... Nie pamiętam takich artykułów w opiniotwórczych pismach. Może ich nie zauważyłam.

Czego (między innymi) nie zauważyła Magdalena Bajer? "Do tej katastrofy nie mogło nie dojść" - Jarosław Kurski, "Gazeta Wyborcza"[...] Oto przyczyny: słabe wyszkolenie pilotów, niejasny status lotniska, spóźnienie, pośpiech, presja, stare karty lotniska, mgła, polityczne znaczenie wizyty, brak "lidera" na pokładzie, niejasny status lotu, wąwóz, determinacja, by lądować za wszelką cenę... [...] Nie było zmowy, spisku, zamachu, dobijania rannych, a mgła była prawdziwa. Nie było więc, bo nie mogło być - ani męczeństwa, ani aktu mistycznej ofiary. Nie było poległych. [...]

"Najważniejsze pytanie: dlaczego lądowali?" - Robert Zieliński, "Dziennik" [...] Nieprawdopodobna wydaje się hipoteza, że miał miejsce zamach. Piloci sami podjęli decyzję, że spróbują wylądować. [...]

"Smoleńskie domino" - Wacław Radziwinowicz, "Gazeta Wyborcza" [...] Wśród tych "kostek domina" na pewno nie znajdzie się, jak nam wmawiają, zamach, spisek Władimira Putina i Donalda Tuska. Tej irracjonalnej wersji nikt poważny nie bierze pod uwagę. [...]

"Smoleńsk 2010: 72 tomy" - Bogdan Wróblewski, "Gazeta Wyborcza" [...] Czy ktoś nakazał pilotowi tam lądować? Może gen. Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych, obecny w kabinie Tupolewa do końca feralnego lotu? A może Błasik usiadł tylko na miejscu II pilota? Taką wersję zdarzeń podpowiada portal TVN24.pl. [...]
Jak rzetelnie działa Rada Etyki Mediów? Poniżej fragment artykułu ze strony fakt.pl (29 września 2010 r.): Kompromitacja Rada Etyki Mediów Rada Etyki Mediów, która powinna stać na straży rzetelności dziennikarzy, potępiła wczoraj reportera Faktu, opierając się na... kłamliwych informacjach. - Nie weryfikowaliśmy tego, nigdy nie weryfikujemy - z rozbrajającą szczerością przyznała szefowa REM Magdalena Bajer (76 l.). Powołała się na maila, którego miała dostać od burmistrza Złocieńca, rzekomo zbulwersowanego działaniem naszego dziennikarza opisującego tragiczny wypadek polskiego autokaru. – Nic do Rady nie wysyłałem – zaprzeczył od razu burmistrz. W poniedziałek do szefowej REM zadzwonił mężczyzna, który podał się za burmistrza Złocieńca Waldemara Włodarczyka. Doniósł, że dziennikarz Faktu oszukał rodziny ofiar wypadku autobusowego pod Berlinem i podstępem, nocą wszedł do autokaru, którym ci ludzie jechali na miejsce tragedii. Miał bez pozwolenia robić im zdjęcia i namawiać do zwierzeń. Tymczasem burmistrz z całą stanowczością zaprzecza, jakoby w ogóle z Radą się kontaktował i skarżył się na dziennikarzy. – Nie miałem żadnych zastrzeżeń ani do pracy waszych dziennikarzy, ani żadnych innych – przyznaje Włodarczyk, który zresztą sam zorganizował dla reporterów dodatkowego busa. GaPol

ATAK NA SIEDZIBĘ PIS W wyniku ataku na łódzką siedzibę Prawa i Sprawiedliwości zginęła jedna osoba, druga walczy o życie. Sprawca krzyczał, że chce dokonać zamachu na Jarosława Kaczyńskiego. Uzbrojony napastnik wtargnął przed południem do siedziby Okręgu Łódzkiego Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Sienkiewicza 61 w Łodzi. Wiadomo już, że zastrzelony został Marek Rosiak, asystent europosła Janusza Wojciechowskiego. 39-letni Paweł Kowalski, asystent Jarosława Jagiełły, w ciężkim stanie trafił do szpitala. Do tej pory pojawiają się sprzeczne informacje na temat całego zajścia. Podinspektor Magdalena Zielińska powiedziała dziennikarzom, że napastnik był uzbrojony w broń palną typu walther i nóż. Zatrzymania sprawcy dokonała Straż Miejska, którą powiadomił jeden z pracowników biura PiS. Obie siedziby zlokalizowane są bardzo blisko siebie. Z informacji rzecznika Straży Miejskiej wynika, że na ciele Marka Rosiaka znaleziono rany po postrzale z pistoletu, a także rany kłute. Na miejscu są już łódzcy policjanci. Trwa zabezpieczanie miejsca zdarzenia o charakterze kryminalnym. Wiadomo już, że sprawcą jest 62-letni Ryszard C., mieszkaniec Częstochowy, który po wtargnięciu do siedziby Prawa i Sprawiedliwości krzyczał, że chce dokonać zamachu na Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ nienawidzi jego oraz całej partii. Ze względu na fakt, że Jarosława Kaczyńskiego nie było w biurze PiS, sprawca oświadczył, że ukarani zostaną inni pracownicy łódzkiej siedziby Prawa i Sprawiedliwości. Z relacji świadków wynika, iż padły również słowa o "wyrżnięciu wszystkich PiS-owców". - Morderca wpadł do łódzkiej siedziby z okrzykami odnoszącymi się do mojej osoby. Przebywające tam osoby straciły życie i walczą o życie za mnie, co stawia mnie w szczególnej sytuacji. To, co się stało, jest wynikiem tej wielkiej kampanii nienawiści, która jest prowadzona wobec PiS od długiego czasu. Na pewno „moherowe berety” Donalda Tuska były tego początkiem. Potem mieliśmy do czynienia z „dożynaniem watahy”, „bydłem”. Przypomnę tylko, że ten, który walczy teraz o życie, ma podcięte gardło... - mówił Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej. Prezes Prawa i Sprawiedliwości przyznał także, że po katastrofie smoleńskiej „kampania nienawiści” znacznie nabrała tempa, co można było zaobserwować na Krakowskim Przedmieściu, gdzie bito obrońców krzyża. - Każde słowo kampanii nienawiści będzie wzywaniem do morderstw. Niezależnie od tego, czy wypowie je polityk, czy dziennikarz - stwierdził prezes PiS, dodając jednocześnie, że za bezpieczeństwo każdego pracownika Prawa i Sprawiedliwości odpowiedzialny jest rząd.

Czy państwo może zabankrutować? Kłopoty finansowe wielu europejskich państw sprawiają, że coraz częściej podnoszona jest kwestia możliwości ich finansowego bankructwa. Zdecydowana większość opinii publicznej uważa, że umiarkowane zadłużanie państwa jest dobre, nieliczni zaś, że bardziej pożądana jest nadwyżka dochodów. Kto ma rację? Dominujący dziś pogląd na politykę fiskalną państwa, wedle którego ideałem jest ciągłe jego zadłużanie, stanowi odzwierciedlenie demokratycznego egalitaryzmu. Lewiatan jest w tej wizji grupą zwykłych ludzi: rodziną albo żyjącą ze sobą parą. Rodzina bierze kredyt na samochód, na mieszkanie, na studia dla dzieci, itd. i uważa te wydatki za naturalne, nie wyobrażając sobie nawet życia bez rzeczy wziętych „na kreskę”. Państwo demokratyczno-egallitarne uważa ciągłe życie na kredyt za stan jak najbardziej pożądany i uważa, że spłacenie długu rozwiąże się samo: albo trzeba będzie kiedyś zacisnąć pasa, albo zjawi się ktoś z pomocą.

Stan permanentny Naturalnym przeciwieństwem tej wizji polityki finansowej jest dążenie do nadwyżki dochodów, a przynajmniej niezaciągania długów. Tego rodzaju poglądy odzwierciedlają z kolei państwowy i społeczny arystokratyzm. Państwo przyjmuje tutaj kształt wielkiej firmy, która ma swojemu właścicielowi – królowi, arystokracji – przynosić dochód pieniężny. Na krótką metę Lewiatan może zaciągnąć dług, ale ostatecznie ma on być spłacony osiągniętymi zyskami. Dążenie do nadwyżki budżetowej jest silnie powiązane z modnym niegdyś w Europie merkantylizmem, który zalecał nadwyżkę we wszelkiego typu bilansach. Król i arystokracja przepuszczali pieniądze na rozmaite sprawy, ale państwo miało być przedsiębiorstwem, które miało przynosić stały i pewny zysk.

Pozornie mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z alternatywą: albo nadwyżka albo deficyt i rację musie mieć jedna ze stron. Tymczasem jednak takie przedstawienie problemu jest całkowicie mylne, gdyż obydwa stanowiska bazują na co najmniej kilku błędnych założeniach. Pierwszą pomyłką jest upatrywanie w bilansie gotówkowym miary zysku/korzyści. Zwolennicy państwa uważają, że ostatecznym wskaźnikiem tego, co należy robić oraz tego, czego trzeba zaniechać, jest zysk pieniężny, osiągany przez zbiorową organizację. Przypomnijmy więc, że zysk to kategoria psychiczna i może go osiągnąć jedynie jednostka. Niektórzy cenią sobie posiadanie sporej ilości gotówki, inni zaś zakładają fundacje, które zajmują się jej trwonieniem. Czy możemy jednak powiedzieć, że tylko ci pierwsi zyskują? Dlaczego przyznawać rację albo tym, którzy traktują państwo jako prywatny, arystokratyczny folwark, albo też tym, którzy widzą w nim egalitarystyczną fundację na rzecz równych szans. Kolejnym mylnym założeniem jest to, że korzystne jest samo posiadanie gotówki. Pieniądz jest towarem, który podlega indywidualnym wartościowaniom, a zatem skupianie się na bilansie posiadanych banknotów jako właściwym probierzem udanych i pożądanych działań jest całkowicie nieuzasadnione. Ekonomicznie rzecz biorąc, pieniądz jest jedynie narzędziem ułatwiającym zbycie rozmaitych towarów, a nie żadną miarą właściwych działań.

Gotówka Lewiatana Poza tym, co być może najważniejsze, to nie deficyt/nadwyżka jest najważniejszym problemem finansów państwa, ale jedynie skala dysponowanego przez niego budżetu. Innymi słowy, liczy się nie bilans finansów państwa, ale jego obroty. Wszyscy zwolennicy rządzącego się sprawiedliwie społeczeństwa powinni walczyć nie o dodatni / ujemny bilans gotówki Lewiatana, ale o jak najmniejszą skalę jego budżetu. Im mniej pieniędzy trafia w ręce urzędników, tym większa szansa na to, że zysk osiągnie szeregowy człowiek. Im mniej działań i transakcji dokonuje się poprzez medium państwa, tym więcej możliwości stoi przed jednostkami – jedynymi podmiotami zdolnymi do odnoszenia zysków. Wskazywanie, że bankructwo państwa następuje wtedy, gdy nie jest ono w stanie spłacić zaciągniętego przez siebie długu, jest niezwykle mylące. Sytuacja, w której znalazła się Grecja czy niegdyś Argentyna nie stanowi wcale realizacji najczarniejszego scenariusza, lecz jedynie jego ostatni akt. Fakt, że współczesność uważa inaczej, to skutek przydania Lewiatanowi cech jednostki. Wedle współczesnych przekonań, zhipostazowany byt o nazwie „państwo” może spotkać niewypłacalność – nieumiejętność wywiązania się ze swych zobowiązań. Błąd w takim myśleniu polega na posłużeniu się kategoriami prawnymi, które stworzyło same państwo otaczające przedsiębiorców, którzy źle przewidzieli sytuację na rynku, parasolem ochronnym, zapobiegającym egzekucję długu wierzycieli. O ile bowiem jednostka, która nie jest w stanie spłacić długu i odmawia odpracowania go lub oddania w zamian swego majątku, jest w świetle prawa naturalnego złodziejem, o tyle państwo swojego majątku zwyczajnie nie ma – cały pochodzi z podatku. „Bankrutujące” (niewypłacalne) państwo nie oddaje wszystkiego, co ma i nie kończy swojej działalności, lecz mobilizuje policję i… pałuje swoich obywateli – demonstrantów albo wypowiada obcemu państwu wojnę, pragnąc zdobyć na niej środki potrzebne do załatania swojej dziury budżetowej. Państwo – bankrut nie ręczy za nic swoim majątkiem, lecz jedynie sięga do kieszeni podatników. Lewiatan jest bankrutem w samej swojej istocie – tworzące go jednostki zamiast pokojowej współpracy wybierają politykę nieustannego podboju. Czyż złodziej, który zamiast oddać skradzione mienie brnie w dalszą kradzież, nie jest dłużnikiem wobec swoich ofiar (a w praktyce, ze względu na brak uczciwej pracy i własnego mienia, bankrutem)? Tragedia nie następuje wtedy, gdy minister finansów zwołuje konferencję prasową i oświadcza, że nie ma pieniędzy na emerytury i wypłaty dla budżetówki, w bankomatach nie ma pieniędzy, a na ulicach miast wybuchają zamieszki. Za równie wielką tragedię można by przecież uznać sytuację, w której Skarbnik Koronny oświadcza dumnie, że w królewskim skarbcu przybyło 2 miliony dukatów, a w tym samym czasie poddani króla zdychaliby z głodu, pilnowani przez żołnierzy, aby nie wszczęli przypadkiem buntu. Największym złem jest sam fakt, że minister finansów / Skarbnik Koronny może sprawować swoją funkcję i przeliczać pochodzące z podatków ogromne sumy pieniędzy, a także wszystko to, co dzieje się w tle jego pracy. Za jego działalnością stoi przecież nieustanna podatkowa grabież, sadystyczne niszczenie wszystkiego, co w społeczeństwie dobre i korzystne. Sytuację kryzysu finansowego można porównać do upadku starego drzewa: towarzyszy mu wielki huk, który odsłania fakt, iż całą roślinę od wielu lat toczyła śmiertelna choroba. Choć robi ono wiele hałasu, kończą się wieloletnie męki organizmu. Świat cały czas mówi o grożących rozmaitym krajom upadkach, ale nie potrafi zidentyfikować państwowego raka. Gdy któreś z drzew się przewraca, wówczas pozostałe podstawiają mu wsporniki w postaci nowych pożyczek, ale cały las ma coraz mniej zdrowe korzenie… Jakub Woziński

Śmiertelne “wypadki” polskich szpiegów w kontekście Rosji Od 2000 roku, na służbie zginęło w tajemniczych okolicznościach co najmniej pięciu agentów polskiego wywiadu pracujących na tzw. „kierunku rosyjskim”. Jeden rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 800 złotych grzywny – taką karę w grudniu 2004 roku sąd w Białej Podlaskiej wymierzył obywatelowi Białorusi Siergiejowi Z. Uznał go winnym zarzutu spowodowania wypadku drogowego. Do zdarzenia doszło trzy miesiące wcześniej na głównej drodze w Białej Podlaskiej. Siergiej Z. – prowadząc ciężarówkę – uderzył w tył samochodu, którym jechał Marek Karp – szef Ośrodka Studiów Wschodnich. Karpa przewieziono do szpitala i poddano hospitalizacji. Dyrektor umarł dwa tygodnie później, 14 września 2004 roku, w dość zaskakujących okolicznościach. Oficjalnie przyczyną śmierci były urazy powypadkowe. Istnieje jeszcze druga, bardziej zagadkowa wersja – mówi o niej jeden z lekarzy, który zajmował się Karpem. Według tej wersji, dyrektor OSW został wypisany ze szpitala jako człowiek prawie zdrowy, a pół godziny później został znaleziony na parkingu przy szpitalu w Warszawie, w którym wcześniej był leczony.

Wyrok nie do wykonania Jeszcze bardziej zastanawiające są okoliczności wypadku, do którego doszło 28 sierpnia. Jego przebieg odzwierciedla sporządzona ekspertyza biegłego. Wynika z niej, że ciężarówka była sprawna, zaś jej kierowca – Siergiej Z. – rozpoczął hamowanie dopiero w ostatnim momencie (świadczą o tym ślady opon i zapisy na tachografie). W samochód Karpa uderzył nie prosto, lecz z boku, więc siła i kąt uderzenia zepchnęły auto na przeciwny pas jezdni, gdzie staranowała je ciężarówka. Jeżeli przypatrzyć się całemu zderzeniu bliżej – widać, że wypadek przebiegał według metod uczonych na specjalnych kursach sowieckich służb specjalnych: NKWD i GRU. Samochód ofiary tracił przyczepność i wpadał wprost pod ciężarówkę, która go taranowała.

Jeszcze bardziej zaskakujące są okoliczności zamknięcia całej sprawy. Sprawca wypadku – Siergiej Z. został zatrzymany przez policję i osadzony w izbie zatrzymań. Tuż po północy, 29 sierpnia, wyszedł na wolność. W aktach sprawy nie zachował się protokół jego zwolnienia. Nie wiadomo również do dziś kto wypuścił go na wolność. Białoruski kierowca natychmiast opuścił Białą Podlaskę i wyjechał w stronę przejścia granicznego. Następnego ranka, gdy prowadzący śledztwo zorientowali się, że go nie ma, Siergiej Z. był już na Białorusi. Śledztwo odbyło się bez jego udziału. Polscy prokuratorzy zwrócili się oczywiście do władz białoruskich o pomoc prawną, jednakże trwało to długo. W końcu otrzymali od białoruskich władz adres Siergieja Z. i wysłali mu wezwanie na przesłuchanie, jednak okazało się, że istnieje przypadkowa zbieżność nazwiska adresata z nazwiskiem kierowcy. Oficjalnie strona białoruska stwierdziła, że nie jest jej znany inny człowiek o tym nazwisku. Jeśli dyplomaci celowo nie utrudniali śledztwa – oznacza to, że sprawca wypadku w Białej Podlaskiej używał fałszywej tożsamości. To dowodzi, że kraksa nie była przypadkiem lecz zorganizowaną i zaplanowaną egzekucją.

Tajna misja geologa 28 września 2008 roku, w pobliżu granicy afgańsko – pakistańskiej, kilkunastu Talibów z ekstremistycznego ugrupowania Tehrik – i – Taliban Pakistan zaatakowało samochód, którym jechał polski geolog Piotr Stańczak. Kierowca i towarzyszący mu ochroniarze zostali zamordowani, a sam Polak dostał się w ręce porywaczy. Za uwolnienie geologa Talibowie zażądali uwolnienia 110 ich towarzyszy z pakistańskich więzień. W styczniu 2009 roku, zwiększyli zakres swoich żądań. Domagali się uwolnienia już nie 110, ale wszystkich Talibów przebywających w pakistańskich więzieniach, a ponadto wycofania wojsk koalicji z terenów plemiennych. Od samego początku jasne było to, że żądania porywaczy są niemożliwe do spełnienia. 7 lutego Piotr Stańczak został zamordowany. 27 kwietnia jego zwłoki przekazano polskiej ambasadzie w Islamabadzie.

Tajne działania Obie tragedie mają jeden wspólny mianownik. Ich ofiarami padli ludzie wykonujący dla polskiego wywiadu tajne zadania związane z bezpieczeństwem energetycznym. Marek Karp kierował Ośrodkiem Studiów Wschodnich – rządową instytucją zajmującą się tzw. „białym wywiadem” czyli pozyskiwaniem informacji z jawnych i dostępnych źródeł (prasa, konferencje, wypowiedzi ekspertów). Analizy wykonywane przez OSW trafiały do ministerstw, do służb specjalnych, do Agencji Wywiadu i były tam przetwarzane. Pomagały polskim politykom podejmować właściwe decyzje z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Sam Marek Karp od wielu lat najbardziej zgłębiał problem bezpieczeństwa energetycznego. Sporządzał analizy na temat rynku paliw i gazu, na temat patologii na tym rynku i na temat możliwości pozyskiwania tych surowców z innych źródeł niż rosyjskie. Karp alarmował, że polski rynek energetyczny z każdym rokiem coraz bardziej uzależniony jest od wpływów rosyjskiego wywiadu. Latem 2004 roku, odbył kilka podróży do krajów kaukaskich, aby dokładnie przeanalizować możliwości pozyskiwania gazu i ropy z pominięciem Rosji. Dyrektor Karp popierał bowiem pomysł budowy rurociągu znad wybrzeża Morza Kaspijskiego przez Turcję i Kraje Bałkańskie do Polski. Precyzyjne analizy na ten temat chciał przekazać posłowi PiS Zbigniewowi Wassermannowi, jednak nie zdążył tego zrobić. Zanim doszło do spotkania i przekazania materiałów, Karp został ranny w wypadku w Białej Podlaskiej. Jego śmierć nastąpiła w ciekawym momencie: kilkanaście dni wcześniej sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen ujawniła, że Jan Kulczyk spotkał się we Wiedniu z Władimirem Ełganowem i negocjował z nim na temat sprzedaży akcji PKN Orlen. Ta transakcja umożliwiłaby rosyjskiemu wywiadowi przejęcie kontroli nad rynkiem paliw w całej Europie Wschodniej na wiele lat. Nie doszło do tego wskutek wybuchu „afery Orlenu”. Z kolei Piotr Stańczak – oficjalnie geolog pracujący dla spółki Geofizyka Kraków – w rzeczywistości na polecenie Agencji Wywiadu zajmował się poszukiwaniem w Pakistanie nowych złóż ropy i gazu. Było to również związane z planem budowy rurociągu kaspijskiego, który wdrożyć w życie chciał wcześniej Marek Karp. Według jednej z koncepcji politycznych, o której mówił Witold Michałowski – redaktor naczelny kwartalnika „Rurociągi”, amerykański firmy naftowe rozważały inwestycje w tym rejonie świata, gdyby rzeczywiście okazało się, że są tam dostępne pokłady ropy i gazu. Ta koncepcja zakładała współpracę z tymi firmami PGNiG, oraz PKN Orlen i możliwość transportowania surowców tankowcami do Polski. Taka koncepcja częściowo uniezależniłaby polski sektor energetyczny od rosyjskich spółek. W tym kontekście znaczenia nabiera fakt, że Piotr Stańczak został porwany przez ugrupowanie, które broń kupowało od mafii rosyjskiej (kontrolowanej przez GRU i FSB) i zostało wskazane przez amerykański Departament Stanu jako organizacja terrorystyczna powiązana z rosyjskimi służbami specjalnymi.

Wypadki „nielegałów” W 2008 roku na terenie Rosji Zachodniej doszło do wypadku samochodowego, w którym zginął Polak – Krzysztof T. T. był oficerem Agencji Wywiadu wysłanym do Rosji w charakterze „nielegała” – czyli szpiega nie mającego paszportu dyplomatycznego i zajmującego się przenikaniem w struktury rosyjskiego państwa, pozyskiwaniem agentury do współpracy i zdobywaniem tajnych informacji. Oficjalnie Krzysztof T. używał legendy biznesmena zainteresowanego importem towarów z Rosji. Jego zadanie polegało na rozpracowywaniu struktur energetycznych – zwłaszcza Gazpromu i Jukosu pod kątem działań zagrażających bezpieczeństwu Polski. Ze swoich działań pisał szczegółowe notatki, które trafiały najpierw do siedziby polskiej rezydentury w Moskwie, a później do centrali wywiadu przy ulicy Miłobędzkiej. Krzysztof T. przekazywał bardzo cenne informacje pozwalające polskim służbom uprzedzić niekorzystne dla naszego kraju posunięcia. Tą doskonałą pracę wywiadowczą przerwał wypadek samochodowy, który zakończył życie polskiego szpiega. Wiemy, że na terenie Rosji doszło jeszcze do zabójstw co najmniej dwóch agentów polskiego wywiadu. Udało nam się ustalić, że obaj odnieśli liczne sukcesy, zdobywając m.in. tajne dane wojskowe. Jeden z nich pozyskał do współpracy cenne źródło informacji uplasowane w aparacie władz państwowych w Moskwie. Nie znamy jednak ani personaliów obu wywiadowców ani okoliczności, w których zginęli. – Obaj byli bardzo doświadczonymi funkcjonariuszami – mówi oficer AW. – W trakcie wielu lat pracy na wschodzie uzyskali potężną wiedzę o zagrożeniach dla Polski. Ta wiedza ich zgubiła.

Na całym świecie Śmiertelne „wypadki” szpiegów, które zdarzają się w każdej służbie świata, to nie jedyny problem Agencji Wywiadu. Ta najtajniejsza i najbardziej elitarna spośród polskich służb specjalnych jest sparaliżowana przez chaos, polityczne wpływy i ciągłe reformy. O ostatniej wpadce polskiego wywiadu głośno było półtora roku temu. Agenci odebrali z Narodowego Banku Polskiego pieniądze przeznaczone na działalność operacyjną i… część środków zgubili. W dodatku jeden z konwojentów zostawił ślady pozwalające na zidentyfikowanie go. W każdym innym wywiadzie świata byłby to ostatni dzień pracy niefortunnego konwojenta. Czy funkcjonariusz rozstał się ze służbą? Tego nie wiadomo, gdyż jest to informacja tajna. Jak wszystko co dotyczy kadr wywiadu. Jeszcze pięć lat temu, Agencja Wywiadu zatrudniała 607 osób. Dziś stan etatowy wzrósł o jedną trzecią. Liczba kadrowych oficerów powoli dochodzi do tysiąca. Każdy z nich pracuje w jednym z dziewięciu biur, z których najważniejsze jest pięć biur operacyjnych (A,B,C,D,E), z których każde obejmuje swoim zasięgiem jeden kontynent (bez Antarktydy, Australia jest w zainteresowaniu biura zajmującego się Ameryką Południową). To filozofia działania AW jako tzw. „wywiadu globalnego” realizującego swoje zadania na terenie całego świata. Jest o tyle nierealna, że działania na terenie całego świata wymagają znacznie większych nakładów i kadr. Największe globalne wywiady świata: chiński Guoan BU, amerykańska CIA, rosyjskie SWR i izraelski Mossad angażują ogromne środki (roczny budżet CIA to 22 miliardy dolarów) i tysiące osób (stan kadrowy Mossadu w 2008 roku wynosił ponad 28 tysięcy ludzi). Nawet wywiady Iranu, Korei Północnej czy Japonii ograniczają swoje strategiczne sfery działania. Dla polskiego wywiadu kierunkiem strategicznym jest Rosja, Niemcy, kraje Europy Środkowo – Wschodniej i państwa kaukaskie. Podejmowanie działań wywiadowczych w Ameryce Południowej czy dalekiej Azji angażuje ludzi i pieniądze i nie wplata się w potrzeby polityczne Polski. W efekcie, spadają wyniki działań na strategicznych kierunkach. Dowodzi tego słynny raport ABW opublikowany po „incydencie w Gruzji” (strzelanina do kolumny prezydenta Kaczyńskiego), z którego wynika, że na tym ważnym odcinku służby prawie w ogóle nie posiadały źródeł informacji. Taka sytuacja świadczy o tym, że idea Agencji Wywiadu działającej globalnie nie sprawdziła się.

Rekrutacja szpiegów W polskim wywiadzie zawodzi również system doboru kadr. Na stronie internetowej polskiego wywiadu czytamy, że „Agencja sama zajmuje się pozyskiwaniem pracowników” i „z zasady nie rozpatruje podań osób zwracających się o pracę”. Ten system skutecznie eliminuje wiele wartościowych jednostek, chcących służyć bezpieczeństwu Polski z pobudek patriotycznych. W wielu służbach państw NATO, powszechną praktyką jest rozpatrywanie aplikacji i szczegółowe badanie wszystkich kandydatów. Kto mimo wszystko zostanie „zauważony” przez Agencję, może liczyć na wynagrodzenie w pierwszym roku około 3 tysięcy złotych „na rękę” (wyjątkiem są oficerowie zajmujący się nielegalnym wywiadem – mogą zarabiać nawet trzy razy więcej), co nie jest zbyt obiecujące dla poszukiwanych na rynku specjalistów. Zawodzi też system szkoleń, który zbyt mało czasu i uwagi poświęca specjalistycznym szkoleniom indywidualnym, nauce od podstaw pracy operacyjnej. Dowodem tego jest fakt, że w Agencji Wywiadu nie opracowano systemu działań tzw. „kontrwywiadu ofensywnego” – zajmującego się zwalczaniem szpiegostwa na terenie przeciwnika. W profesjonalnych służbach standardem jest to, że każdemu szpiegowi pomagają kontrwywiadowcy, którzy „oczyszczają pole”: ściągają na siebie uwagę lokalnych służb, aby odwrócić ją od agenta, weryfikują wiarygodność źródeł, starają się zapewnić bezpieczeństwo i powodzenie każdej misji szpiegowskiej. Mimo bałaganu organizacyjnego, chaosu, zmian i wątpliwej polityki kadrowej, niedoinwestowany polski wywiad ma jednak pewne sukcesy. W dużej mierze (jak choćby w zwalczaniu terroryzmu) są one wynikiem współpracy z Amerykanami. Ta współpraca jak na razie układa się znakomicie. Co się jednak stanie, gdy CIA zmieni front i przestanie pomagać “przyjaciołom” z Polski? Leszek Szymowski

Tomasz Lis wprost W ostatnim numerze tygodnika “Wprost” redaktor naczelny Tomasz Lis stawia odważne pytania. Pyta, czy zła umowa gazowa z Rosją to cena za dobre stosunki polskiego rządu z Moskwą i czy są one celem samym w sobie. Wiedzę na temat polsko-rosyjskiego kontraktu Lis czerpie z “International Herald Tribune”. To tam wyczytał również, że Komisja Europejska uznała kontrakt za niekorzystny zarówno dla Polski, jak i całej UE. Naczelny “Wprost” zna więc już fakty i wie, co o nich sądzić. Strach pomyśleć, co by było, gdyby KE nie zainteresowała się kontraktem, a “Herald” o tym nie napisał. Lis nie dowiedziałby się o niczym, ale miałby pewność, że to rząd ma rację, bo jeśli Kaczyński atakuje… Teraz oskarża lidera PiS, że w tej sprawie nie atakuje wystarczająco. A wydawałoby się, że wiedzę o stanie demokratycznego kraju powinno się czerpać z jego mediów. Ale od tych dominujących w Polsce opinia publiczna może się dowiedzieć głównie o zagrożeniu, jakie stanowi pozbawiona jakichkolwiek wpływów opozycja. Niektórzy dziennikarze podejmowali jednak kwestię gazowej umowy. Osobiście robiłem to w “Rzeczpospolitej” i TVP od roku. Opublikowałem nawet artykuł w formie listu otwartego do premiera Tuska zawierający fundamentalne pytania o kontrakt z Rosją. Dominujące media, zajęte skandalicznymi próbami wpływu prezydenta Kaczyńskiego na politykę zagraniczną, sprawy nie podjęły. Premier nie był więc zmuszony tłumaczyć się z gazowego kontraktu. W tym samym numerze “Wprost” prof. Marcin Król wzywa do postawienia Jarosława Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu za “atak na demokratycznie wybrane władze w trakcie wiecu ulicznego”. Niedorzeczność tego stanowiska, które podważa codzienną praktykę demokracji, została mu już wytknięta. Król jak rozkapryszony bachor, nie przejmując się niczym, powtarza to samo. Fakt, że przestał się dobrze zapowiadać, widać od wielu lat, dopóki jednak nonsensy swoje będzie głosił z “właściwej” pozycji, może liczyć na poklask i łamy. No, chyba że coś w tej sprawie napisze “Herald”. Wildstein

Nowy argument w walce o prawo do posiadania broni! Dostarczyła go - w zasadzie temu przeciwna - „Gazeta Wyborcza”. Opublikowała mianowicie wspomnienia śp. Przemysława Bystrzyckiego (ps.”Kreda”) - „cichociemnego”, który w 1945 roku musiał się, po rozwiązaniu AK, rozbroić. Czytamy w nich: » "Kreda" czuje ścisk w sercu, ogląda jeszcze rękojeść swojego colta, wącha lufę. W końcu mówi: „Czynię według rozkazu!” (…) „Pustka i upokorzenie” - stwierdzi po latach "Kreda" - „Człowiek z bronią i człowiek bez broni to dwaj różni ludzie”. « Właśnie! I dlatego ONI – Lewica – tak nalegają, by ludzie nie mieli broni. ONI chcą, byśmy byli nieustannie pokorni. Upokorzeni. Tak: „Człowiek z bronią i człowiek bez broni to dwaj różni ludzie”. Jeden jest odpowiedzialny – drugi: potraktowany jak małe dziecko, jak szaleniec lub jak nałogowy bandyta. Nie dziwmy się, że wyborca w Szwajcarii, gdzie każdy ma broń, zachowuje się odpowiedzialnie – a wyborca w krajach UE zachowuje się jak dziecko, szaleniec, lub bandyta pragnący przez głosowanie obrabować tych, co nie uzyskali większości. JKM

Raport zaufanej towarzyszki z KGB czyli "bratnia pomoc" Klich pojechał do Moskwy po raport MAK-u. Właściwie dlaczego dopiero teraz? "Specjaliści radzieccy" ustalili przyczyny katastrofy już kilka minut po fakcie ( znajdą się tacy co powiedzą że przed...) Najciekawsze że będzie raport szemranej komisji która jest nielegalna z punktu widzenia rosyjskiego prawa, co może mieć znaczenie w razie postępowań przed międzynarodowymi sądami. Żeby było jeszcze ciekawiej jej pracownicy mają immunitet sądowy (może im się przydać...). Dlaczego piszę o "specjalistach radzieckich"? Otóż Międzypaństwowy Komitet Lotniczy został utworzony dla wyjaśniania przyczyn katastrof lotniczych na obszarze postsowieckim (ta "międzypaństwowość" dotyczy państw WNP) a jego szefowa została rekomendowana przez wiceszefa KGB. Co napiszą rzeczeni "specjaliści radzieccy"? Co im każą to napiszą... Ściślej mówiąc co każe nadzorujący śledztwo uważajmy Władymir Władymirowicz. I żeby nie było, że opieram się na jakichś "prawicowych, rusofobicznych źródłach" kilka cytatów z Newsweeka:

Anodina z KGB, nie z Krakowa "Krytycznie zarówno o MAK, jak i Tatianie Anodinie pisała rosyjska gazeta "Stringer". W artykule z sierpnia 2001 r. czytamy: Stworzony pod pretekstem utrzymania jednolitości lotnictwa na terenie WNP MAK nie jest organizacją legalną, ponieważ – według konstytucji Federacji Rosyjskiej – międzypaństwowe umowy muszą być ratyfikowane w Dumie Państwowej. Jednak umowy zawarte między państwami i MAK nie były ratyfikowane. Tatiana Anodina w sposób samozwańczy nosi mundur ministra lotnictwa cywilnego Rosji. Jeśli rozpatrywać „kacykostwo” Tatiany Anodiny na płaszczyźnie prawa, to wszystkie certyfikaty wydane przez ową organizację nie mają mocy prawnej. Uchwała rządu Czernomyrdina (nr 367) z 23 kwietnia 1994 r., w którym MAK-owi dano pełnomocnictwa federalnego zarządu Federacji Rosyjskiej do wydawania certyfikatów dotyczących techniki lotniczej, została wydana wbrew konstytucji Rosji. Według umowy podpisanej między rządem Rosji i MAK (zatwierdzonej uchwałą premiera Wiktora Czernomyrdina) wszyscy funkcjonariusze tej dziwnej organizacji ze statusem dyplomatycznym nie podlegają odpowiedzialności sądowej podczas wykonywania obowiązków służbowych”." "W 2003 roku grupa deputowanychrosyjskiej Dumy wystosowała do ówczesnego prezydenta Putina list na temat działalności MAK, przekrętów z licencjami i wycinaniu konkurencji, który spotkał się z brakiem reakcji Władimira Putina. MAK oskarżany jest też o nieprawidłowości podczas przeprowadzania dochodzeń dotyczących katastrof lotniczych. Wskazuje się w nich, że ustalona przez MAK przyczyna katastrofy ma decydujący wpływ m.in. na ewentualne odszkodowania czy wręcz los linii lotniczej, której samolot się rozbił." "W 1991 r. dzięki poparciu Jewgienija Maksimowicza Primakowa, wiceszefa KGB (później szefa rosyjskiego wywiadu), Tatiana Anodina została szefem Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), którego współzałożycielem był Primakow. "

WESPAZJAN WIELOHORSKI

MATRIOSZKA BEZPIECZEŃSTWA Od kilku dni rosyjskie media ekscytują się spotkaniem prezydentów Miedwiediewa i Sarkozego oraz kanclerz Merkel w normandzkim miasteczku Doville. Oficjalny komunikat rosyjskiego MSZ głosi, że ma dojść do zgłębionej wymiany zdań na temat dróg rozwoju partnerstwa w kształtowaniu ogólnoeuropejskiej przestrzeni bezpieczeństwa i współpracy”. Poinformowano także, że prezydent Sarkozy zamierza przedstawić inicjatywę o wymownej nazwie „matrioszka bezpieczeństwa”. Pomysł Sarkozy’ego jest w istocie odpowiedzią na inicjatywę Miedwiediewa z roku 2008, w której prezydent Rosji przedstawił koncepcję  „uzupełnienia istniejących struktur bezpieczeństwa w Europie”. 8 października 2008 roku na konferencji w Evian Miedwiediew sprecyzował swoją ideę, przedstawiając pięć zasad, na których nowy system miałby się opierać. Dwa pierwsze punkty dotyczą: potwierdzenia podstawowych zasad bezpieczeństwa i stosunków międzypaństwowych (poszanowanie integralności terytorialnej, suwerenności i politycznej niezależności) oraz potwierdzenia niedopuszczania użycia siły oraz groźby jej użycia. Istotę rosyjskiej propozycji stanowi trzeci punkt, zawierający zasadę równego bezpieczeństwa. Miałaby ona bazować na trzech "nie": nie dla zapewniania swojego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych; nie dla działań (podejmowanych w ramach jakichkolwiek sojuszy wojskowych czy koalicji) osłabiających jedność wspólnej przestrzeni bezpieczeństwa; nie dla rozwoju sojuszy wojskowych, który działałby na niekorzyść bezpieczeństwa innych uczestników traktatu. Czwarty punkt planu obejmuje potwierdzenie, że żadne z państw czy organizacji międzynarodowych nie ma wyłącznych praw na podtrzymanie pokoju i stabilności w Europie. Ostatni, piąty punkt odnosi się do kwestii kontroli zbrojeń. Kluczowe w  tym planie pozostaje żądanie równego bezpieczeństwa dla wszystkich, co w rosyjskiej koncepcji sprowadzono praktycznie do postulatu ubezwłasnowolnienia państw europejskich. Takie kryterium oznaczałoby konieczność negocjowania z Rosją wszelkich, istotnych dla bezpieczeństwa działań, jak np. rozmieszczenie tarczy przeciwrakietowej czy rozszerzanie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Krótkoterminowe cele Rosji związane z propozycją zawarcia nowego traktatu  sprowadzają się do trwałego zablokowania procesu rozszerzenia NATO na obszar WNP. Długoterminowe - obejmują rozluźnienie więzi transatlantyckich i osłabienie politycznych wpływów USA w Europie. Ten ostatni cel wydaje się najważniejszy i o tyle prosty, że Putin doskonale rozgrywa amerykańsko – rosyjski „reset” wykorzystując słabość obecnej administracji amerykańskiej. Przeszkodą w planach Rosji mogą jednak okazać się listopadowe wybory do Senatu USA, w których zdecydowaną przewagę  (jak wskazują sondaże) uzyskają Republikanie. Rosja nie ukrywa irytacji na myśl o tym, że Senat może odrzucić nowy układ START, przewidujący zmniejszenie arsenałów jądrowych Stanów Zjednoczonych i Rosji o 30 proc. Szef komisji spraw międzynarodowych Dumy Państwowej Konstantin Kosaczow wyraził wprost niezadowolenie ze skutków amerykańskich wyborów:  "Wielu będzie w zasadzie przeciwnych porozumiewaniu się z Rosją w jakiejkolwiek sprawie. W takim przypadku będziemy musieli zaczynać od początku. To najgorszy scenariusz. Absolutnie straszny. Na razie nie chcę w niego wierzyć" - biadał rosyjski deputowany. Propozycja Miedwiediewa z 2008 roku została chłodno przyjęta przez wielu członków UE i NATO, obawiających się, że Rosja chce uzyskać prawo do współdecydowania o bezpieczeństwie państw zachodnich i dąży do osłabienia sojuszu. Zdecydowanym przeciwnikiem tej koncepcji był również Prezydent Lech Kaczyński, a sprzeciw Polski mógł skutecznie pokrzyżować plany moskiewskich strategów. Trudno zatem przypuszczać, by obserwowane obecnie przyspieszenie nie miało związku z tragedią z 10 kwietnia i istotnymi zmianami w polskiej polityce zagranicznej. W tekście „Koń trojański Rosji” przypomniałem, że cytowany powyżej Konstantin Kosaczow, 4 lipca br. stwierdził: Polacy dokonali wyboru między orientacją na unijne struktury integracyjne a kierunkiem na maksymalnie ścisły sojusz z USA". I dodał: „Poprzedni prezydent, zmarły Lech Kaczyński, był zwolennikiem drugiego modelu, gdy Komorowski jest zdecydowanym stronnikiem integracji europejskiej i poszukiwania kompromisów z partnerami, a nie konfrontacji Polski z tymi partnerami”. Najwyraźniej zatem w procesie zbliżenia Polski i UE Rosja nie dostrzega zagrożeń dla swoich interesów, a przeciwnie – reżim Putina jest zainteresowany jak najściślejszym współdziałaniem Warszawy i Brukseli, upatrując w nim możliwość realizacji swojej koncepcji bezpieczeństwa europejskiego. Stanowi to ważną wskazówką, w jakim kierunku Rosja pragnie wykorzystać swoje wpływy na „partię rosyjską” w Polsce.  Jeśli do tego obrazu dodamy doskonałe notowania partii Tuska w Niemczech i coraz ściślejsze relacje Moskwy i Berlina, można pokusić się o twierdzenie, że rola grupy rządzącej Polską ma polegać na reprezentowaniu interesów rosyjskich w strukturach unijnych, przy współdziałaniu z drugim rzecznikiem – Niemcami. W takiej perspektywie szczególnego znaczenia nabiera „euroentuzjazm” Bronisława K. i jego pragnienie, by w Unii Europejskiej „zakopać Polskę aż po sam czubek głowy, zakopać razem z tym czakiem ułańskim, razem z czapką krakuską”. Skoro „zakopanie” nie zagraża przyjaźni polsko-rosyjskiej, a nawet może okazać się czynnikiem cementującym tę przyjaźń, głoszenie poglądów prointegracyjnych należy do obowiązków członków „partii rosyjskiej”. Tuż po 4 lipca dziennik "Izwiestia" pisał, że "liberał Komorowski ma image elastycznego i pragmatycznego polityka", a prof. Irina Kobryńska z Rosyjskiej Akademii Nauk stwierdziła odważnie, że "Tusk i Komorowski to wyważeni i porządni politycy, którzy nie będą kierować się jakimiś osobistymi motywami w dialogu z Niemcami czy Rosją.” Niewątpliwie Moskwa zdaje sobie sprawę, że projekt nowych „struktur bezpieczeństwa” może napotkać na sprzeciw państw europejskich, a ustalenia z Doville trzeba będzie jeszcze narzucić pozostałym członkom Unii. Jestem jednak przekonany, że dzisiejsze spotkanie niesie już zapowiedź przyszłego porozumienia, a udział Niemiec i Francji gwarantuje jego skuteczność. Redaktor naczelny czasopisma „Rosja w globalnej polityce” Fiodor Łukjanow pisał przed dwoma dniami: Nie warto oczekiwać od tego spotkania jakichś konkretnych wyników. Nieformalne konsultacje powinny pozostawać nieformalnymi. Formalizacja może jedynie wywołać niepotrzebne zaniepokojenie w Europie. Ważne jest coś innego, a mianowicie, że triumwirat ponownie nabrał aktualności”. W cytowanym artykule znajdziemy wyraźną sugestię, że budowa „matrioszki bezpieczeństwa” ma wprowadzić Europę w nową, polityczną „jakość” opartą na dominacji triumwiratu Moskwa-Berlin- Paryż.  Łukjanow stwierdza: „Nawet niechętnie nastawieni do Rosji zdają sobie sprawę, że należy szukać nowych form współdziałania z Rosją. Przełom w świadomości jest reakcją na oczywisty kryzys koncepcyjny instytucji euroatlantyckich, kryzys NATO oraz Unii Europejskiej. I oto potężne, mające europejskie ambicję państwa zaczynają własnymi siłami budować system swoich priorytetów w polityce zagranicznej. Nie pomijając Unii, ale jednocześnie nie opierając się na niej”. Raymond "Ray" Kurzweil – amerykański naukowiec i pisarz ogłosił kiedyś fantastyczną teorię, że ludzkość w 2100 roku zbuduje  komputer - matrioszkę, osiągając tym samym II poziom  na skali zaawansowania cywilizacyjnego. Ów komputer matrioszka zbudowany z wykorzystaniem tzw. sfery Dysona miałby być mózgiem o gigantycznych możliwościach obliczeniowych, który do wykonywania obliczeń pochłaniałby całą energię emitowaną przez gwiazdy. Jego konstrukcja wymagałaby rozmontowania wszystkich planet w układzie i wykorzystania ich materiału jako budulca. W tej futurystycznej wizji jednym z zastosowań komputera - matrioszki miałby być „uploading” umysłów wszystkich ludzi i symulacja idealnego środowiska wirtualnego bądź stworzenie nowych, doskonałych cywilizacji. Nazwa, jaką nadano triumwiratowi Rosja-Niemcy- Francja ma kojarzyć się z rosyjską  zabawką zbudowaną z wydrążonych w środku lalek, włożonych jedna w drugą. Myślę jednak, że twór polityczny jaki ma powstać z tego porozumienia bardziej będzie przypominał komputer-matrioszkę, niż niegroźną zabawkę, a jego „moc obliczeniowa” – oparta na rosyjskiej koncepcji bezpieczeństwa, może już wkrótce diametralnie zmienić obraz Europy i świata.

http://kresy24.pl/showNews/news_id/13393/

http://polish.ruvr.ru/2010/10/16/26483198.html

http://polish.ruvr.ru/2010/10/17/26650192.html

http://bezdekretu.blogspot.com/2010/07/kon-trojanski-rosji.html Ścios

Farsa weryfikacji sędziów PRL jako rodzaj kłamstwa komunistycznego Nie jest możliwe, by zaledwie 50 żyjących sędziów PRL dopuszczało się zbrodni sądowych i innych czynów godzących w sędziowską niezawisłość. Efekty weryfikacji PRLowskiego wymiaru sprawiedliwości są zatrważające. Wbrew oczywistym faktom każe się nam wierzyć, że wszyscy sędziowie okresu komunistycznego działali etycznie, byli niezawiśli i niezależni. Nie pierwszy to i nie ostatni przypadek, w którym całe społeczeństwo wie doskonale o skandalicznym działaniu organów państwa, z wyjątkiem elit, które te działania miały rozpoznać i osądzić. Zaniedbania i zaniechania sądów dyscyplinarnych podczas prowadzenia takich spraw były karygodne. Na łamach "Naszego Dziennika" zabrałem już wraz z posłem Sławomirem Zawiślakiem głos na temat potrzeby penalizacji kłamstwa komunistycznego, wykazując, że jest dokładnie tak samo szkodzące jak kłamstwo oświęcimskie. Przed kilkoma tygodniami pisaliśmy wraz z parlamentarzystą PiS z Zamościa, że "pobłażliwość wobec zła, jego banalizacja, jest złem samym w sobie, wcale nie mniejszym od czynów, które taka postawa sankcjonuje". Wskazaliśmy, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż w Polsce komunizm traktuje się jako coś w rodzaju mniejszego zła, o czym świadczy chociażby fakt, że o ile dość łatwo wskazać na przypadki wyroków sądowych, a zwłaszcza postępowań prokuratorskich w sprawie tzw. kłamstwa oświęcimskiego, o tyle na próżno szukać tego rodzaju postępowań w sprawach tzw. kłamstwa komunistycznego. A wszystko to przez "grubą kreskę" Mazowieckiego i relatywizację rzeczywistości, uprawianą z powodzeniem przez salonowe elity III RP. Wywód ten wymaga jednak rozwinięcia, do czego skłonił mnie artykuł Jerzego Szczęsnego pt. "Koncesja na bezkarność", zamieszczony na łamach "Rzeczpospolitej" (30 września br.). Autor nawiązuje w nim do żenującej uchwały Sądu Najwyższego sankcjonującej stosowanie przez sądy ustawowego bezprawia, jakim były działające wstecz przepisy karne dekretu o stanie wojennym. "Sąd Najwyższy - pisze Szczęsny - sięgnął tu do wypróbowanego już przy ustawie lustracyjnej sposobu. Zastępując ustawodawcę, nadał ustawowemu pojęciu zbrodni komunistycznej taki sens, który w istocie zanegował istnienie zbrodni sądowej w całej PRL-owskiej przeszłości. Ze stalinizmem włącznie. Tę krytykowaną nawet w kuluarach SN uchwałę wydano wobec wniosku IPN o uchylenie immunitetu byłemu sędziemu SN Zdzisławowi Bartnikowi, który niechlubnie zapisał się w stanie wojennym. Sąd Najwyższy uznał wniosek IPN za oczywiście bezzasadny i wpisał uchwałę do tzw. księgi zasad prawnych, instytucji będącej resztówką PRL-owskiego prawa, dyscyplinując inne sądy i przez to naruszając zasadę ich niezawisłości". Wspomniana uchwała położyła ostateczny kres weryfikacji PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości, co jednak nie dziwi, jeśli przeanalizuje się wszystkie skandaliczne działania PRL-owskich sędziów działających w dzisiejszym wymiarze sprawiedliwości, jeśli odsłoni się "poświęcenie i determinację", z jaką środowisko sędziowskie i prokuratorskie - naturalnie mowa tu przede wszystkim o starszych kadrach - przystąpiło do weryfikacji swoich szeregów i oczyszczenia ich z sędziów skompromitowanych swą dyspozycyjnością wobec reżimu komunistycznego. Zobaczymy wówczas, że wszystkie te działania to jedna wielka farsa.

Pierwsze próby weryfikacji Mając żywo w pamięci orzeczenia sądów z lat 80., a zwłaszcza z okresu stanu wojennego, zaraz po 1990 r., podnoszono postulaty usunięcia z zawodu sędziego wszystkich tych, którzy swą haniebną postawą sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości sędziowskiej w tamtych latach. Obowiązujące po 1990 r. prawo w zakresie postępowania dyscyplinarnego nie mogło być jednak zastosowane wobec tzw. dyspozycyjnych sędziów, przewinienia dyscyplinarne przedawniają się bowiem zaledwie po upływie jednego roku. Stąd też konieczna była ingerencja ustawodawcy. Pierwszą próbę ustawowego uregulowania możliwości odwołania sędziego za zbrodnie sądowe lub służalstwo wobec władz komunistycznych podjęto w 1993 roku. 15 marca tego roku uchwalono nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych. Na jej podstawie prezydent, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), mógł odwołać sędziego, co do którego sąd dyscyplinarny stwierdził sprzeniewierzenie się zasadzie niezawisłości. Przyjęto, że sędziowie niebędący w stanie oprzeć się naciskom z zewnątrz, mają mankamenty psychiczne uniemożliwiające im wykonywanie zawodu. Takie rozwiązanie zostało jednak uznane przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodne z Konstytucją. Kolejną próbę podjęto dopiero po upływie czterech lat. 17 grudnia 1997 r. uchwalona została kolejna ustawa o zmianie ustawy - prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw. Ale i tym razem, w związku z brakami formalnymi w procedurze uchwalania nowelizacji, TK uznał przepis art. 6 ustawy za niekonstytucyjny. Pomimo tego Trybunał wskazywał na zasadność ostatecznego, zgodnego z procedurami, uregulowania problemu: "Ograniczając jednak rozważania tylko do okresu zamkniętego datą 1989 r. trzeba przypomnieć, że zachodziły wówczas tak drastyczne nadużycia niezawisłości, że obecnie nadal istnieje potrzeba ich ujawnienia i wyjaśnienia", zaś "ogólne zasady odpowiedzialności sędziego, dostosowane do warunków demokratycznego państwa prawnego, nie stanowią mechanizmu wystarczającego". Na konieczność ostatecznego uregulowania sprawy zwracał uwagę przede wszystkim sędzia Marian Zdyb, który w votum separatum do przywoływanego wyżej wyroku stwierdził, że "obowiązek prawnego potraktowania sprawców naruszenia niezawisłości i bezstronności sądów, w tym szczególnie nieuczciwych sędziów, dotyczy także sytuacji, w której naruszenia te dokonywane były pod ochroną państwa w systemie totalitarnym, a często wręcz w majestacie prawa. Jest to niezbędne nie tylko ze względu na zaspokojenie społecznego poczucia sprawiedliwości, ale przede wszystkim z uwagi na potrzebę zapewnienia wiarygodności samego państwa i jego organów. Autorytet państwa budowany jest także przez jego stosunek do zachowań niegodziwych". Ostatecznie problem doczekał się swego ustawowego rozwiązania 3 grudnia 1998 r., kiedy uchwalono ustawę o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którzy w latach 1944-1989 sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej. Mocą przepisów ustawy w stosunku do sędziego, który w latach 1944-1989, orzekając w procesach stanowiących formę represji za działalność niepodległościową, polityczną, obronę praw człowieka lub korzystanie z podstawowych praw człowieka, sprzeniewierzył się niezawisłości sędziowskiej, wyłączono stosowanie przepisów o przedawnieniu w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym sędziów. Wyłączenie to nie było jednak bezterminowe - jego koniec ustalono na 31 grudnia 2002 roku. Jako że ustawa weszła w życie 26 stycznia 1999 r., organy uprawnione miały niecałe cztery lata na wystąpienie z żądaniem wszczęcia postępowania do sądu dyscyplinarnego. Organem uprawnionym do występowania z takim żądaniem była KRS, która mogła to czynić z urzędu lub na wniosek osoby skrzywdzonej orzeczeniem. Osoba taka mogła skierować taki wniosek również do ministra sprawiedliwości. Nadto, na mocy art. 88 § 1 ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, z wnioskiem o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego mógł wystąpić rzecznik dyscyplinarny na żądanie ministra sprawiedliwości, prezesa sądu apelacyjnego lub okręgowego oraz kolegium sądu apelacyjnego lub okręgowego. Sąd Dyscyplinarny po przeprowadzeniu postępowania mógł orzec karę wydalenia ze służby sędziowskiej.

Oszustwo sądów dyscyplinarnych O ile na gruncie ustawowym warunki do weryfikacji wymiaru sprawiedliwości zostały stworzone, o tyle już praktyka w tym zakresie była skandalicznie żenująca. W okresie od wejścia w życie omawianej ustawy do października 2001 r. wpłynęło 30 spraw, z czego 28 zostało złożonych przez ministra sprawiedliwości, a tylko dwie były efektem wniosków rzecznika dyscyplinarnego. Krajowa Rada Sądownictwa nie złożyła żadnego wniosku. We wszystkich sprawach z wniosku ministra sprawiedliwości rzecznicy dyscyplinarni wyraźnie dystansowali się od nich, wskazując, że działają z polecenia ministra. Wszystkie sprawy dotyczyły zaledwie około 50 sędziów, w większości w stanie spoczynku, spośród których tylko jeden nie był sędzią karnym. W toku postępowania aż 41 sędziów już na samym początku zostało uwolnionych od stawianych im zarzutów. W stosunku do czterech sprawa została od razu zwrócona rzecznikowi dyscyplinarnemu, pozostałym zaś w wyniku przeprowadzonego postępowania nie udowodniono sprzeniewierzenia się niezawisłości sędziowskiej. Efekty weryfikacji PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości są więc zatrważające. Wynika z niej - wbrew oczywistym faktom - że wszyscy sędziowie okresu komunistycznego działali na wskroś etycznie, byli niezawiśli i niezależni. Nie pierwszy to i nie ostatni przypadek, w którym całe społeczeństwo wie doskonale o skandalicznym działaniu organów państwa, z wyjątkiem elit, które te działania miały rozpoznać i osądzić. Zaniedbania i zaniechania sądów dyscyplinarnych podczas rozpatrywania wskazanych wyżej spraw były przy tym karygodne.

Duża wyrozumiałość Ogólnie rzecz ujmując, aż nadto widoczna była "duża wyrozumiałość" sądów dyscyplinarnych dla osób obwinionych - zresztą i tak symptomatycznie niewielu: nie jest przecież możliwe, by zaledwie 50 żyjących sędziów PRL dopuszczało się zbrodni sądowych i innych czynów godzących w sędziowską niezawisłość. I choć prawdą jest również, że nie wszyscy sędziowie orzekający w sprawach dyscyplinarnych byli tak liberalni w stosunku do swoich kolegów, to jednak ich zdania odrębne mają wyłącznie charakter "świadectwa prawdy". Jak podkreśla prof. Adam Strzembosz, "oni sami wymagali od siebie więcej w trudnym okresie stanu wojennego, a wiedzieli dobrze, jakie pożytki przynosiło 'pryncypialne' orzecznictwo". Cały proces weryfikacji pokazał haniebną w tym wypadku solidarność korporacyjną, która stała się bez wątpienia główną przyczyną jego fiaska. Profesor Strzembosz w swych publikacjach przedstawia najbardziej jaskrawe przypadki farsy. W jednym z tych przykładów obwiniony sędzia w czasie orzekania był osławionym prezesem sądu wojewódzkiego. Sąd dyscyplinarny odmówił wszczęcia wobec niego postępowania dyscyplinarnego. Ale oto inny skład rozpatruje sprawę kolejnego obwinionego - sędziego wojewódzkiego z tego samego sądu. Warto dodać, że w tej sprawie oskarżonych (trzech) skazano na kary 3 lat pozbawienia wolności, w trybie doraźnym, za rozlepienie kilku ulotek na terenie głuchej wsi, które przed zdarciem - według zeznań sołtysa - przeczytał tylko jeden rolnik. W obronie tego sędziego składa pismo dziekan okręgowej rady adwokackiej (ORA), notabene w okresie stanu wojennego prezes sądu rejonowego w tym samym okręgu. W dalszej części pisma prezes ORA informował, że za fatalną atmosferę w sądzie wojewódzkim (a więc naciski polityczne, zastraszanie sędziów) odpowiada prezes sądu wojewódzkiego, wobec którego właśnie odmówiono wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w jego własnej sprawie! A oto inny przykład. W jednym z miast skazano trzy osoby za to, że w październiku 1985 r. poczyniły przygotowania do kolportażu ulotek wzywających do powstrzymania się od głosowania w wyborach do Sejmu. Przewodniczący składu ławniczego, młody sędzia sądu rejonowego, skazał aresztowanego recydywistę na karę 2 lat i 6 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności (!), a pozostałych dwóch oskarżonych - na 2 lata, przy czym wobec odpowiadających z wolnej stopy zastosował areszt tymczasowy. Sędzia ten prezesem sądu rejonowego został na samym początku stanu wojennego; w omawianej sprawie zarządził wydawanie kart wstępu (rzekomo ze względu na niewielką salę), nigdy nie sporządził uzasadnienia wydanego wyroku, aż do objęcia sprawy amnestią, ale początkowo nie umiał tego wytłumaczyć. Ten młody sędzia był delegatem na IX Zjazd PZPR, przewodniczącym Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego Komitetu Wojewódzkiego, a do 1983 r. albo 1984 r. był członkiem egzekutywy KW PZPR. Stąd całkiem zasadne było przypuszczenie, że wymierzanie tak surowych kar za czynności przygotowawcze, a więc niekaralne, i to wobec jednego z oskarżonych - ponad żądanie prokuratora - nastąpiło z powodów innych niż merytoryczne. Sąd dyscyplinarny po "merytorycznym" rozpoznaniu sprawy uniewinnił obwinionego! Podważył wszystkie zarzuty, powołując się stereotypowo na kolegialność przy surowym skazaniu. Największe wątpliwości co do bezstronności sędziego budziła jego działalność polityczna, ale uznano, że brak jest dostatecznych dowodów, aby surowy wyrok był związany z tą działalnością. Warto dodać w tym miejscu, że sędzia ten do dziś sądzi w jednym z sądów powszechnych, pełniąc w nim prominentną funkcję.

"To nie żadna wysoka sprawiedliwość, tylko sąd" Tak wyglądała farsa weryfikacji sędziów PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości. Farsa, którą ostatecznie podtrzymał Sąd Najwyższy we wspomnianej wcześniej uchwale. Farsa, do której doskonale pasuje komentarz Jerzego Szczęsnego z przywołanego na wstępie artykułu: "Grubym kreskom towarzyszy zawsze chrzęst tłuczonych luster. Gruba kreska z 1989 r. była tak gruba, że w jej wyniku nastąpiło przekroczenie granicy, poza którą takie kwestie, jak: skrupuły, sumienie i odpowiedzialność, stały się iluzoryczne, a pojęcia takie, jak: hańba, wina, skrucha i przebaczenie, zyskały status staroświeckich anachronizmów". W tym kontekście trudno dziwić się zwykłym obywatelom, gdy mówią, że nie wierzą w polski wymiar sprawiedliwości.Na jednej z rozpraw strona postępowania zwróciła się do sędziego słowami: "Proszę wysokiej sprawiedliwości", na co sędzia, z wyraźnym rozbawieniem i niby żartobliwie, odparł: "To nie żadna wysoka sprawiedliwość, tylko sąd". Patrząc na to, ilu sędziów służalczo wiernych totalitaryzmowi komunistycznemu pełni dziś prominentne funkcje w wymiarze sprawiedliwości i sprawuje je w imieniu Rzeczypospolitej, odpowiedź sędziego wcale nie jawi się jako żart. Dr Przemysław Czarnek

19 października 2010 "Narodowy Program Walki z Chorobami Dziąseł"... - rusza  od 20 października i będzie trwał do 30 dnia miesiąca. Chorobom dziąseł  sprzyja niewłaściwa higiena jamy ustnej, niektóre choroby jak cukrzyca czy osteoporoza, zaburzenia hormonalne i stres, nieleczone wady zgryzu, źle dopasowane protezy i korony, niektóre leki, dieta uboga w witaminy i minerały, a także palenie papierosów. Może być także istotny czynnik genetyczny. Szczególnie zainteresował mnie wpływ palenia papierosów na zgryz, który to zły zgryz przekłada się na choroby dziąseł. No i czynnik genetyczny. .Eugenicy  najpewniej poradzą sobie z genetyką. „Ambasadorem Akcji” jest pani Grażyna  Wolszczak, gwiazda jak się patrzy.. Szczególnie jak prezentuje się nago.. W aptekach będzie można otrzymać zgryz, pardon - „Poradnik zdrowych zębów i dziąseł” wraz z próbką specjalistycznego preparatu do higieny jamy ustnej i zębów, zawierającego mleczan glinu i chlorhaksadynę. Po Narodowym Programie Walki z Chorobami Dziąseł  z pewnością będzie Narodowy Program Walki z Płaskostopiem, tak jakby każdy sam, we własnym zakresie nie mógł pójść do dentysty lub do płaskologa.. Który najlepiej jak też  byłby płaskostopny.. Dla socjalistów , każda sprawa, staje się społeczna, a jak nie jest to się ją uspołecznia, mieszając wszystkich do wszystkiego. I wtedy jest społeczna.. Tak się rodzi totalitaryzm.. Żeby tylko zniszczyć indywidualizm.. Bo co mnie obchodzi, że ktoś ma chore dziąsła- ja mam chore nerki.. No właśnie, a co z Narodowym Programem Walki z Chorobami Nerek..- gdy się ma zły zgryz.. To wszystko oczywiście kosztuje, ale nie wiem ile.. Nie mam dostępu do informacji niejawnych.. Zgryzu nie ma pan marszałek  Mazowsza , pan Adam Struzik, kiedyś lekarz, a obecnie biurokrata jak się patrzy.. Trzęsie całym Mazowszem..  Właśnie zamierza zorganizować konferencję podsumowującą wdrażanie unijnego Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Ten program- tak jak inne programy- to wielki sukces państwa polskiego, a w szczególności pana marszałka Adama Struzika związanego z Polskim Stronnictwm ,  że tak powiem Ludowym, a raczej Stronnictwem Biurokratycznym marnującym pieniądze podatnika w stopniu wysokim. Nie chce mi się poszukiwać  sumy zmarnowanych pieniędzy, ale sama konferencja, na której będzie się opowiadało niestworzone rzeczy na temat wyimaginowanych sukcesów- będzie kosztowała 60 000 złotych.(!!!) Zbierze się 400 osób, będzie cztery rodzaje  przystawek, 3 porcje warzyw na gorąco, 4 dania główne, przekąski słone, ciasteczka koktajlowe i koreczki.. 3 rodzaje sałat. W końcu impreza ma być na pięć fajerek, bo zmarnowano z miliardzik na szkolenia, konferencje, spotkania.. W końcu odprowadzamy co miesiąc do kasy unijnej 1 miliard złotych, w ramach naszej składki członkowskiej- jest co marnować.. Nawet jak tylko część naszych pieniędzy  powróci.. Żeby je zmarnować! Bo rząd nie marnuje czasu.. Każda chwila jest droga- jeśli chodzi o państwo. Państwo jest drogie rządowi- tak jak jest droższe – prawie z dnia na dzień.. Dla nas- w nim mieszkających. Bo rozrzutność biurokracji- coraz większa.. Biurokracji brakuje pieniędzy na rozrzutność, więc postanowiła rozprawić się ostatecznie z problemem reprywatyzacji.. I to nie jest ta metoda, która proponowała Unia Polityki Realnej w Sejmie w roku 1992, który to pomysł- żeby zwrócić Polakom zagarnięte majątki przez Bieruta i podobnych- nie został zrealizowany wobec sprzeciwu demokratycznych posłów.. Teraz właściciele będą mogli odzyskać ukradzione im majątki, w ramach” reformy” rolnej- uwaga!- kupując je sobie po cenach rynkowych(???) Prawda, że niezłe? Państwo ukradło, a teraz w roli pasera też się sprawdzi.. Byleby kolejne pieniądze zachachmęcić i przeputać, na kolejne pomysły w rodzaju- Narodowego Programu Walki z Chorobami Dziąseł. W roli głównej z celebrytką- Grażyną Wolszczak.. Bo państwo urzędnicze, wszystko co potrafi najlepiej- to pieniądze zmarnować, a marnuje tego miliardy miesięcznie . I ciągle mało i mało. Bo im więcej zmarnuje- tym więcej potrzeba ich dodatkowo. Szczególnie, że pan prezydent Bronisław Komorowski otoczył się doradcami, wywodzącymi się głównie z dawnej Unii Wolności i swojego przyjaciela – Tadeusza Mazowieckiego.. Też z Unii, za przeproszeniem- Wolności. Pan Jacek Kuroń- ma już swój plac na Żoliborzu.. Musiał być wielkim człowiekiem, że zasłużył na samodzielny plac.. Może zabraknąć placów w Warszawie jak zaczną  nadawać je panom Kwaśniewskim, Lityńskim, Balcerowiczom, Mazowieckim, Onyszkiewiczom, Edelmanom, Komorowskim, Osiatyńskim, Wujcom, Kaczyńskim.. Przecież to oni wszyscy  i jeszcze inni doprowadzili państwo i nas na skraj bankructwa. .Ci wszyscy KORowcy i im podobni.. A teraz  będą doradzać panu Komorowskiemu jak jeszcze bardziej wpędzić nas w niewolę lichwiarskiej międzynarodówki, bo same odsetki od zaciągniętych długów – to blisko 40 miliardów złotych(!!!!))). A okradzeni z własności  będą sobie mogli kupić po cenach rynkowych kiedyś własność swoich rodzin, nawet jak odkupią, to nie mają pewności, że w demokratycznym państwie prawnym nie nastąpią jakieś zawirowania, i znowu ich kryptokomuniści – nowego sortu ideologicznego- nie okradną.. W końcu prywatne drogi niedawno ustawowo upublicznili..(!!!) Jeśli byli właściciele gruntów i ich spadkobiercy nie skorzystają z oferty rządowej odkupienia sobie po cenach rynkowych, tego co im kiedyś państwo zabrało- grunty zostaną sprzedane. No i co z tego, że zaleje nas powódź pozwów sądowych, ponieważ wcześniej zostały zgłoszone zastrzeżenia reprywatyzacyjne.?

Jeśli nawet spadkobiercy  sprawy wygrają to i tak odszkodowania zapłacimy my- podatnicy.. To już jest taka metoda , obowiązująca w demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.. Ci którym się nie powiedzie- upiją się nowym rodzajem wódki.. Bo właśnie Ministerstwo Rolnictwa z panem ministrem Markiem Sawickim na czele, pracuje nad zawężeniem definicji wódki . Jeśli panu Markowi się powiedzie, wódkę będzie można produkować tylko z żyta i ziemniaków.. Bo nawet socjalistyczna Unia dopuszcza produkcję alkoholu etylowego  z dowolnego surowca np. z marchwi, która akurat w Unii Europejskiej nie jest warzywem- lecz owocem. Tak jak ślimak- co jest oczywiste- jest rybą. A dwóch panów powiązanych ze sobą- małżeństwem.. Pana Marka Sawickiego z Polskiego Stronnictwa Ludowego wspiera  w pomyśle pan Andrzej Szumowski, tak się składa, że pan Andrzej jest prezesem Stowarzyszenia Polska Wódka. I on chciałby  pić wódkę jedynie z żyta i ziemniaków.. Inni go nie obchodzą, że chcą innej wódki. Produkowanej na przykład  z cebuli lub jabłek... Lobbyści działają, żeby prawo zawirowywać, nawet pani Katarzyna Piekarska z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, dawniej Unia Wolności, arcybiskupa Henryka Hosera nazwała „lobbystą”(???) Bo lobbuje na rzecz cywilizacji.?. A pani Katarzyna „ lobbuje” na rzecz antycywilizacji.. Propagując eugenikę.. Właśnie wczoraj minął Międzynarodowy Dzień Mediacji . IM więcej mediacji- tym smakowitsza demokracja. Gadulstwo, gadulstwo i jeszcze raz gadulstwo- zamiast państwa prawa, czyli sztywnych egzekwowalnych zasad.. Bo demokracja- to co innego niż państwo prawa.. To chyba już każdy widzi. WJR

Polska XXI wieku Jakie dziś mogą być najważniejsze zadania opozycji? Pod pojęciem opozycja nie rozumiem wyłącznie PiS-u, ale wszystkich, którzy włączeni są w ruch społecznego sprzeciwu wobec dyktatury ciemniaków – choć, co oczywiste, sam PiS ma najwięcej w tej materii do zdziałania. Otóż jestem przekonany, że przede wszystkim należy stopniowo i systematycznie kompletować materiały do śledztwa, jakie należy wszcząć przeciwko tym przedstawicielom instytucji państwowych w naszym kraju, którzy odpowiadają za zaniedbania i mataczenie w kwestii wyjaśnień przyczyn tragedii smoleńskiej. Takie dochodzenie, jak podejrzewam, będzie „śledztwem stulecia” z tej racji, że – tak jak to bywa we Włoszech, gdy się ściga i sądzi mafię – obejmie wysokich funkcjonariuszy państwowych i ludzi na co dzień osłanianych przez „transformacyjne prawo”, przeróżne „immunitety”, firmy ochroniarskie z esbeckim zapleczem oraz wojskówkę. W obecnej sytuacji, w której można mówić o całkowitym upodabnianiu się neopeerelu (z jego infrastrukturą i „elitami”) do peerelu, nie należy liczyć na to, że którakolwiek z instytucji będzie dążyła do działań wbrew interesom Kremla, którym to interesom okazali się najwierniejsi ludzie obecnej władzy. Opozycja, owszem, może wywierać naciski na rozmaite instytucje, lecz musi się liczyć z tym, że ich przedstawiciele po ponad 6 miesiącach od tragedii smoleńskiej mają poczucie całkowitej kontroli nad sytuacją. To poczucie nie bierze się oczywiście znikąd. Znakomitym wsparciem, dokładnie tak, jak za poprzedniego reżimu, okazały się neokomunistyczne media, które jak na jeden gwizd peronowego lub milicjanta, ustawiły się w zgodnym szeregu do raportu. Zjawisko to wiele osób dobrej woli i szczerego, polskiego serca, wprawia w jakieś osłupienie lub oburzenie. Mnie zaś ono fascynuje, ponieważ w jaskrawy sposób unaocznia, w jakim kraju żyjemy i z jakimi „ludźmi mediów” mamy do czynienia – i zarazem potwierdza „mroczne wizje oszołomów”. Wiele razy przecież zżymano się w dyskusjach „na prawicy”, że jednak porównywanie neopeerelu do peerelu to pewna przesada. Wskazywano przy tym najczęściej na różnice w infrastrukturze („patrzcie, przecież są lepsze drogi, lepsze auta i pełne sklepy; można też wyjeżdżać za granicę bez problemu”), nie zaś na przykład na różnice w mentalności „elit”, tudzież w sposobie funkcjonowania polskiego państwa. Tymczasem to one są podstawowymi „wyznacznikami” fundamentalnej zmiany. Jeśli bowiem „Oni” myślą, mówią, czują i zachowują się jak w peerelu, zaś „Ich” instytucje funkcjonują wedle starych, sprawdzonych, sowieckich zasad, to nie należy mówić o jakiejkolwiek poważnej zmianie w polskim państwie i zwyczajnie, tj. bez uprzedzeń i upiększeń, dostrzegać ciągłość między powojenną republiką sowiecką zwaną „Polską Ludową”, a tym państwem, które mamy teraz. Powiedziałem, że to zjawisko mnie fascynuje, ale nie emocjonalnie, lecz, że tak się wyrażę, badawczo. To trochę jak z kimś, kto z pasją obserwuje rzadkie zjawiska przyrody i z czasem odkrywa „prawo” nimi rządzące. Po jego odkryciu zaś, może dokonywać przewidywań dotyczących tego, jak pewne (analogiczne) zjawiska będą się kształtowały oraz – w sytuacji, w której te zjawiska faktycznie występują – znajdować empiryczne potwierdzenie dla swojej teorii. Oczywiście w żadne „prawa społeczne” czy „prawa historii” nie wierzę i sądzę, że K. Popper w swoich świetnych publikacjach dokonał tak miażdżącej krytyki „materializmu historycznego/dialektycznego” i historycyzmów wszelkiej maści, że nikt rozsądnie myślący nie będzie sięgał po te narzędzia myślenia, których dostarcza właśnie marksizm i jemu pokrewne pseudokoncepcje/pseudoteorie. Można jednak – w odniesieniu do rzeczywistości społeczno-politycznej – mówić po prostu o „prawach przyrody”. Nie siląc się na wyrafinowane naukowe konstrukcje można zatem głosić np., że gnijący organizm, jeśli się go trwale izoluje od środków nie tylko leczniczych, ale i ochronnych, nie ma najmniejszych szans na autoregenerację i ulega stopniowej agonii. Polskie państwo, po Apokalipsie '39 roku, jaką z zachodu i wschodu przyniosły mu niemieckie i sowieckie hordy, zostało poddane procesom gnilnym już w latach 40., gdy w ZSSR formowały się agenturalne „instytucje państwowe”, szykujące swój agenturalny „porządek” i agenturalną „praworządność” na długie dziesięciolecia satelickiego, okołomoskiewskiego funkcjonowania „Ludowej ojczyzny”. Od tamtej pory, zauważmy, istota systemu pozostała niezmieniona, tzn. organizm gnił, gnije i ma gnić dalej, zaś pasożytujące na tymże organizmie „drobnoustroje” w postaci prorosyjskich środowisk znakomicie funkcjonują w warunkach społecznego, moralnego i instytucjonalnego zepsucia. Nie ma żadnych szans na normalne funkcjonowanie (sponiewieranego wojną, a potem bolszewizmem) państwa, gdy nie jest ono poddawane terapii zmierzającej do jego uzdrowienia. Czerwoni doskonale z tego zdawali sobie sprawę, przystępując w latach 80. do konstruowania „nowego porządku” mającego symulować „obalenie komunizmu”. O ile jednak kwestie instytucjonalnej „zgnilizny” są dość powszechnie znane, o tyle kwestie degrengolady mentalnej ukazały się „w pełnej krasie” dopiero w kontekście zamachu z 10 kwietnia. Dziś, po tych 6 miesiącach, nikt zdrowo myślący nie może mieć wątpliwości co do tego, że nie tylko „stare pokolenie” potrafi w odpowiedniej chwili (na sygnał trąbki zwołującej sforę do leśnej pogoni) myśleć i działać po sowiecku, zaś z „dysydentów” wychodzą zwyczajni zamordyści, ale „młode pokolenie” też. Kto wie zresztą, czy to młode pokolenie nie jest równie gorliwe w służbie systemowi jak stalinięta „zauroczone ideą” na przełomie lat 40. i 50. No więc w tym właśnie zjawisku należy upatrywać istotę neokomunizmu - system sowiecki w swej prostocie wyrażającej się w utrwalaniu przemocy i kłamstwa (zwanych dla zabawy „władzą ludową”) jest w jakiejś mierze „genialny”, bo pozwala się samoreprodukować w dowolnych warunkach. Wystarczy tylko w trakcie ewentualnych „przemian” (mających najczęśćiej charakter „odwilży”, tj. luzowania gorsetu i przewietrzania baraków) zabezpieczyć dwie sfery – sferę przemocy i sferę kłamstwa. Czerwoni, którzy przecież (pod czujnym okiem „braci z Kremla”) przez kilka dekad po wojnie szykowali się do napaści na Zachód, nigdy by się na żadną transformację nie zgodzili, jeśli ta dokonywałaby radykalnej zmiany społeczno-politycznej, tj. przywracaniu praworządności, sprawiedliwości, prawdy i uczciwości w życiu obywateli oraz w funkcjonowaniu państwa. Musiał więc powstać taki system, który będzie imitował „coś nowego” (a więc niekoniecznie pszenno-buraczaną stylistykę „republiki rad”, bo ta była nieco „estetycznie” i kulturowo wypalona), jednakże zachowywał będzie podstawowe cechy komunistycznego chaosu: zinstytucjonalizowane bezprawie i zinstytucjonalizowane kłamstwo. Na takim bowiem gruncie można budować wszelkie potiomkinowskie wsie, z III RP włącznie. Oczywiście to nagłe odkrycie się „nowych” sowieckich ludzi i tego – znanego nam aż za dobrze – piekielnego, kolektywnego (kołchozowego) myślenia, w ramach którego chodzi wyłącznie o to, by „pewnych pytań nie zadawać”, „pewnych kwestii nie ruszać”, „w pewne obszary nie wchodzić”, jeno powtarzać ze śmiertelną powagą za nadludźmi Kremla to, co jest podawane tłumom do wierzenia – możliwe było dopiero w sytuacji ekstremalnej. Nastała ona w naszym kraju po zamachu z 10 kwietnia. Zauważmy zresztą, że miał on wieloraki wymiar – dokonano masakry na polskiej elicie, dokonano zamachu stanu w naszym kraju i dokonano błyskawicznego włączenia polskiego państwa w neosowiecką sferę wpływów. Tym trzem spektakularnym działaniom towarzyszyła nieprawdopodobna, imponująca w swej sile niemalże jak propaganda za Bieruta, osłona medialna. Długo zastanawiałem się nad znalezieniem właściwej analogii, ale w końcu się jej doszukałem. To pospolite ruszenie pożytecznych idiotów, agentury, TW i kogo się tylko udało z uśpienia wybudzić w „chwili próby” przed jaką po raz kolejny w naszych dziejach postawiła nas Moskwa, przypomina właśnie sytuację powojnia w Polsce, gdy do pracy „na odcinku budowy socjalizmu”, „na odcinku podnoszenia kraju z gruzów” i zarazem tłumaczenia ciemnemu ludowi, że komunizm to postęp, ruszyły „masy intelektualistów, artystów, dziennikarzy etc.” Dokładnie tak, jak wtedy, gdy gwałt uznawano za prawo, a kłamstwo za prawdę, tak działa się i dziś – gdy dokonał się niesamowity gwałt na blisko stu osobach z polskim Prezydentem na czele. Dokładnie tak jak wtedy, gdy przecież wiedziano, że Katynia dokonali Rosjanie, pracowano zgodnie od świtu do nocy nad tym, co znakomicie ujął J. Mackiewicz w sentencji „nie trzeba głośno mówić”. Bo najlepiej to o pewnych sprawach w ogóle nie mówić. Rzecz jasna, komunizm jako system kłamstwa, dba przede wszystkim o to, by nie mówić o tym, co związane jest z praworządnością i prawdą. Komunizm nie nakazuje żadnego „powszechnego milczenia”. Wprost przeciwnie, zasypuje obywateli poddawanych zniewoleniu tonami papieru, tudzież zagłusza myśli obywateli przekazami radiowymi i telewizyjnymi zawierającymi kłamstwa, tylko kłamstwa i całe kłamstwa. Neokomunizm czyni dokładnie to samo – z jeszcze większym natężeniem. Z uśmiechem „hipereleganckiej” spikerki czy luksusowego prezentera. Ludzi do wynajęcia. Dążenie do prawdy jest dla funkcjonariuszy takiego systemu (komunistycznego czy neokomunistycznego) kompletnym szaleństwem, chorobą psychiczną. W książce E. Matkowskiej „System. Obywatel NRD pod nadzorem służb” („Arcana”, Kraków 2003) w pewnym miejscu pojawia się kapitalna uwaga zawarta w sprawozdaniu jednego z oficerów STASI, który pisze o inwigilowanej osobie mniej więcej tak: obiekt wykazuje się zaburzeniami psychicznymi, ponieważ uważa, że jest śledzony. W (polecanym przeze mnie w najnowszej odsłonie POLIS MPC) czeskim filmie „Kawasakiho Ruze” (2009) jeden z dziennikarzy rzuca z kolei takie zdanie: z tego, że ktoś ma paranoję wcale nie musi wynikać, że nie jest śledzony. System bezprawia i kłamstwa ma więc to przede wszystkim do siebie, że „nicuje” rzeczywistość, tzn. wprowadza zgniliznę do najgłębszych obszarów świata społecznego. Można tu mówić o zatruwaniu ludzkiej duszy – tak zresztą przedstawiało istotę komunizmu wielu jego znakomitych krytyków ze wspomnianym już Mackiewiczem na czele. System bezprawia i kłamstwa jest jednak tak dalece wyrafinowany, że nie tylko uniemożliwia wolne działanie jednostek, uniemożliwia komukolwiek dążenie do praworządności i prawdy, ale też osoby dążące do tych wartości, ideałów celów, uznaje za jednostki zupełnie chore. Skoro zaś jest choroba to – z punktu widzenia ludzi tego systemu – należy chorego „chłodnym lekarskim okiem” obserwować lub też - w ostateczności - usuwać z sowieckiego organizmu. Wspomniałem o tej uwadze z doniesienia oficera STASI nie dlatego, że może ona ilustrować typowe dla sowieckich bezpieczniaków poczucie całkowitej bezkarności i chamskiego szyderstwa z osób represjonowanych. To owszem, był jeden z istotnych rysów zachowań bezpieczniackich. Zarazem jednak mogło być tak, że ludzie pracujący dla systemu – całkowicie oddani bezprawiu i kłamstwu, rzeczywiście zdumiewali się tym, że ktoś może dążyć do „jakiejś wolności” czy „jakiejś prawdy”. Pochylali się nad „osobnikami” domagającymi się wolności, praworządności, prawdy itd. jak nad kompletnymi mutantami, dziwolągami, przedstawicielami wymierającego gatunku. Dokładnie z taką właśnie mentalnością mamy dziś w Polsce XXI wieku do czynienia. Tak jak kiedyś ścigano i „leczono” schizofrenię bezobjawową – tak obecnie ściga się i „leczy” paranoję smoleńską. System bezprawia (instytucje działające wbrew interesom obywateli i wbrew autentycznym interesom państwa) i system kłamstwa (polskojęzyczne media oraz środowiska „opiniotwórcze”) nie dopuszcza nawet myśli, że można by od 10 kwietnia prowadzić normalne śledztwo ws. katastrofy i można by szukać winnych zamachu. Tak samo jak w przypadku poprzedniego Katynia – nie ma problemu i nie ma winnych. Nie tylko nie wolno głośno mówić, ale wprost chorobą psychiczną jest jakieś dopominanie się o praworządność czy prawdę. Ks. S. Małkowski powiedział niedawno, że to dobrze, iż tyle osób nagle się odkrywa w swej służbie przemocy i kłamstwu. Ja też uważam, że to dobrze. „Transformacja” bowiem dobiegła końca, system neokomunistyczny dokonał pewnego historycznego zamknięcia. Teraz pozostaje nam, ludziom opozycji, przygotować się do rzeczywistego obalenia systemu i do dokonania gruntownego osądzenia tych wszystkich osób i instytucji, które włączyły się w bezprawie i zakłamanie. FYM

Minister Rostowski "walczy" o miejsca pracy Projekt ustawy budżetowej jest już w Sejmie, odbyło się także pierwsze czytanie i coraz więcej informacji o jej zawartości trafia do opinii publicznej. I jak można się domyślać nie są to informacje pomyślne dla Polaków.

1. Projekt ustawy budżetowej jest już w Sejmie, odbyło się także pierwsze czytanie i coraz więcej informacji o jej zawartości trafia do opinii publicznej. I jak można się domyślać nie są to informacje pomyślne dla Polaków. Jedną z takich informacji jest wielkość środków Funduszu Pracy na rok 2011, którego wydatki mają wynieść zaledwie 8,7 mld zł w sytuacji kiedy w roku 2010 była to kwota 13,1 mld zł. Całość wydatków maleje więc aż o 4,4 mld zł czyli ponad 33% w stosunku do roku obecnego. Sytuacja jest tym dziwniejsza, że składki płacone na ten fundusz przez pracodawców od płacy każdego pracownika w przyszłym roku powinny przynieść przynajmniej 9,5 mld zł wpływów co oznacza ,że fundusz nie będzie miał nie tylko żadnej dotacji z budżetu państwa jak to było corocznie do tej pory ale jeszcze minister finansów zabierze blisko 1 mld zł i przeznaczy cześć tej składki na inne cele co jest posunięciem wręcz kuriozalnym.

2. W założeniach makroekonomicznych do projektu budżetu na 2011 rok minister finansów przyjął, że bezrobocie zmaleje z ponad 12,% na koniec roku 2010 do 9,9% na koniec roku 2011, a więc o ponad 2 punkty procentowe co wymagałoby ogromnego zaangażowania środków finansowych Funduszu Pracy większego niż w roku 2010. Dzieje się jednak inaczej. W sytuacji tak dużego zmniejszenia całości wydatków funduszu najbardziej ucierpią te przeznaczane na aktywne formy zwalczania bezrobocia. Środki na aktywne formy zwalczania bezrobocia zostaną zmniejszone o ponad 50% z 7 mld zł w roku obecnym do zaledwie 3,2 mld w roku 2011. Drastycznie maleją bo aż o 80% środki na szkolenia, o 80% środki dla bezrobotnych zakładających własne firmy, o 80% środki na wyposażenie własnych stanowisk pracy,o 60% środki na stypendia, o ponad 30% na przygotowanie zawodowe dzieci i młodzieży. Tak drastyczne zmniejszenie środków na aktywne formy zwalczania bezrobocia praktycznie oznacza załamanie polityki wsparcia przez państwo tworzenia nowych miejsc pracy przez samych bezrobotnych.

3. Minister Rostowski beztrosko tłumaczy te cięcia w tak delikatnej sferze polityki społecznej tym,że kryzys się już skończył w związku z tym należy wygaszać programy aktywnej walki z bezrobociem tyle tylko, że w realnej gospodarce zmniejszenia bezrobocia specjalnie nie widać. Po sezonowym zmniejszeniu poziomu bezrobocia w tym roku już od października nastąpi znowu jego wzrost do poziomu powyżej 12% co oznacza, że w wielu powiatach naszego kraju będzie ono wyższe niż 20% w tym szczególnie wśród absolwentów szkół. Wysokiemu bezrobociu towarzyszy także postępujące pogarszanie sytuacji zatrudnionych w gospodarce narodowej. Według raportu „Praca Polska 2010” aż 27% Polaków pracuje bez stałej umowy o pracę. Jest to najwyższy poziom zatrudnienia bez stałej umowy o pracę w Unii Europejskiej. Jest to poziom wyższy niż w liderującej w tym względzie przez lata Hiszpanii (obecnie tylko 26%) a w krajach o podobnym poziomie rozwoju jak nasz kraj czyli w Czechach i na Węgrzech takie zatrudnienie dotyczy tylko 9% zatrudnionych. Ludzie zatrudnieni w taki sposób (najczęściej przez tzw. agencje pracy) nie mają żadnych praw pracowniczych mogą być zwolnieni z dnia na dzień i w związku z tym przez instytucje finansowe, ubezpieczeniowe i handlowe są traktowane jako osoby niewiarygodne finansowo, a więc nie mogące otrzymać żadnego kredytu, pożyczki, a nawet nie mogą kupić artykułów gospodarstwa domowego na raty.

4. Wszystko to świadczy wręcz o patologii na polskim rynku pracy, a środki na rok następny dla Funduszu Pracy są tak drastycznie ograniczone, że zapewne pod koniec roku wystąpią problemy z opłacaniem składek na ubezpieczenia społeczne i ubezpieczenia zdrowotne za zarejestrowanych bezrobotnych. Już w tym roku są z tym problemy, a ponieważ to zadanie realizują starostowie to oni będą musieli zawiadamiać ZUS i NFZ o zawieszeniu odprowadzenia składek na te cele. Rząd przedkładając tego rodzaju propozycje udaje wręcz, że nie wie o co chodzi ale taka „walka” o wsparcie dla tworzenia nowych miejsc pracy może oznaczać tylko jedno, że poziom bezrobocia w Polsce jeszcze przez klika lat będzie wyraźnie wyższy niż 10% ze wszystkim tego negatywnymi konsekwencjami społecznymi. Zbigniew Kuźmiuk

Rosja – Francja – Niemcy bez nas o bezpieczeństwie Autorski przegląd prasy „Moskwa umizguje się do Unii Europejskiej” – tak „Gazeta Wyborcza” tytułuje swój tekst o spotkaniu na szczycie Miedwiediew – Merkel – Sarkozy. Znacznie groźniej brzmi tytuł w „Polsce”: „Trójka dzieli się Europą” – to na pierwszej stronie. A w środku gazety – „Trójka chce ograniczyć rolę Stanów Zjednoczonych w Europie”. „Dziennik Gazeta Prawna” pisze, że „Niemcy i Francja resetują relacje z Rosją”. We wszystkich tekstach pojawia się wątek obaw związanych z tymi rozmowami. „Spotkanie wywołuje konsternację nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też w wielu krajach europejskich, m.in. we Włoszech, które podejrzewają, że Berlin i Paryż chcą ponad głowami europejskich sojuszników z NATO i Unii Europejskiej napisać nowy europejski sojusz z Moskwą” – czytamy w „Polsce”. Paweł Zalewski cytowany przez tę gazetę mówi: „Powinniśmy zapytać naszych sojuszników z Paryża i Berlina, dlaczego koniecznie muszą rozmawiać z Kremlem o współpracy w zakresie bezpieczeństwa bez naszego udziału (..) Byłoby niebezpiecznie, gdyby Niemcy lub Francja zaciągnęły podczas spotkania zobowiązania względem Rosji sprzeczne ze zobowiązaniami względem sojuszników”. A Paweł Kowal z PiS dodaje: „Rosjanie zgłaszali zastrzeżenia wobec obecności USA w Europie. Dlatego spotkanie w Deauville może być wstępem do demontażu dotychczasowej roli NATO w Europie”. W „Rzeczpospolitej” można za przeczytać uspokajające słowa Jana Willema Honiga ze Swedish National Defence College, związanego ze szwedzkim resortem obrony: „Niemcy i Francja wiedzą, że rosyjska propozycja nowego traktatu nie ma szans na realizację. Chcą jednak pokazać, że tak jak Ameryka są gotowe zresetować stosunki z Rosją i szukać sposobów na zacieśnienie współpracy”. Mimo wszystko nie wygląda zbyt dobrze. Warto – jak mówi Zalewski – zapytać, dlaczego takie rozmowy odbywają bez nas. Janke

Komorowski już nie jest katolikiem . Tylko Kaczyński „Głos na temat regulacji prawnych dotyczących metody in vitro zabrali wspólnie ks. abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, ks. abp Henryk Hoser, przewodniczący Zespołu Ekspertów KEP ds. Bioetycznych, oraz ks. bp Kazimierz Górny, przewodniczący Rady ds. Rodziny KEP. W liście skierowanym do prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, marszałków Sejmu i Senatu, premiera oraz przewodniczących klubów parlamentarnych i sejmowych komisji: Zdrowia oraz Polityki Społecznej i Rodziny, księża biskupi w sześciu punktach przypomnieli stanowisko Kościoła potępiającego stosowanie zapłodnienia in vitro.”…(źródło ) „Posłom popierającym in vitro abp Hoser grozi ekskomuniką. Tak mocne ostrzeżenie dla polityków, którzy opowiedzą się za metodą sztucznego zapłodnienia, jeszcze ze strony Kościoła nie padło”…” Abp Henryk Hoser, szef Zespołu Ekspertów Episkopatu ds. Bioetycznych, na pytanie dziennikarza PAP, czy posłowie, którzy publicznie deklarują się jako katolicy, a popierają in vitro (z mrożeniem zarodków), "muszą się liczyć z ekskomuniką", odparł: - Jeżeli są świadomi tego, co robią, i chcą, by taka sytuacja zaistniała, jeżeli nie działają w kierunku ograniczenia szkodliwości takiej ustawy, to moim zdaniem automatycznie są poza wspólnotą Kościoła. Abp Hoser miał na myśli to, że politycy sami wykluczają się z Kościoła, popierając in vitro. Tak działa ekskomunika - potwierdzenie ze strony Kościoła nie jest potrzebne.”…(źródło ) Mój komentarz Pisowczyczy w Episkopacie chyba zwyciężyli. Powcy są w odwrocie. Episkopat mógł jak do tej pory pogrozić „ palcem w bucie „ Komorowskiemu, Tuskowi i Gowinowi Platformie. Teraz kościelni pisowczycy dokonali nalotu dywanowego na Platforme.  I to w chwile po tym jak Komorowski w Watykanie próbował zapewnić sobie neutralność Kościoła w tej sprawie. „Prezydent powiedział, że rozmawiał na ten temat podczas swej wizyty w Watykanie, z sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej kardynałem Tarcisio Bertone.- Powołałem się jako na przykład kompromisu, który mogą i który chyba powinni zawierać politycy, a nie kościół, bo kościół nie zawiera kompromisu w takich sprawach, ale może się różnie odnosić do kompromisu zbudowanego przez polityków - mówił prezydent.  „…(źródło) I zapewne Komorowski chciał uzyskać od Benedykta XVI  , aby polscy biskupi wyrażali taki „życzliwy „ sprzeciw Kościoła . Być może Ratzinger nie panuje nad Kościołem w Polsce i nie jest w stanie  zapewnić parasola ochronnego Komorowskiemu  . I dobrze. Popieram prawo kościołów  do ich miejsca w życiu publicznym i do prawa „lobbowania „ na rzecz wartości , którymi się kierują . Państwo musi być neutralne , czyli wszyscy, katolicy, prawosławni , Żydzi, lewacy , kościoły , związki wyznaniowe   maja prawo do bycia, funkcjonowania w przestrzeniu publicznej  państwa. Państwo , które wyklucza , które odbiera prawo do wpływania , lobbowania swoim obywatelom ze względu na ich światopogląd religijny stają się państwami totalitarnymi. Bo jakiś system etycznym jakiś system wartości jako osnowa prawa, kodeksu moralnego zawsze w przestrzeni publicznej funkcjonują. Z tym że w Polsce pod rządami Tuska i jego ferajny Koalicja platformersko lewicowo lewacka próbuje   zawłaszczyć przestrzeń publiczną. Wypchnąć  z niej wszystkie systemy wartości , światopoglądy  ,zwyjątkiem jednego lewackiego . Przyjęcie przez państwo jednego tylko światopoglądu jako mającego prawo do „przenikania” prawa i instytucji państwowych   , i aktywne wyrzucanie innych jest cechą państwa totalitarnego. Czy Kaczyńskiemu wyszedł manewr zbudowania trwałego sojuszu PiS i Kościoła. Ten  druzgocący  list stawiającym faktycznie Komorowskiego ,Tuska, i całą Platformę poza kościołem może być przypieczętowaniem takiego sojuszu. Są wybory samorządowe. Proboszczowie mogą teraz bez ogródek , za całkowitym pozwoleniem, ba błogosławieństwem episkopatu informować, że prezydent nie jest katolikiem , premier , a nawet sam Gowin.  Media chyba zaczną teraz wyciszać sprawę, bo zorientowały się  ,że działają na szkodę Platformy informując szczegółowo społeczeństwo , jakie  są kryteria bycia katolikiem . Czyżby Kaczyński zaczął budować polską twardą chadecje . Republikańska Chadecje .  Nie byłem zwolennikiem, miękkiej kampanii Kaczyńskiego. Ustawili go tam w roli chłopca do bicia , którego nie przestrzegający żadnych reguł Tusk kopał po ja… przy pomocy Palikota Niesiołowskiego .Nikt nie szanuje poniewieranego i bezczynnego przywódcy . Marek Mojsiewicz

Prawoskrętny Profesor Bogusław Wolniewicz należy do rzadkiej urody oryginałów. Nie bacząc na wiejące wiatry nowoczesności i nowinkarstwa, uparcie trzyma się tego, co sprawdzalne i oczywiste. Mawia o sobie – prawoskrętny. To sytuuje go na pozycjach co najmniej podejrzanych, a z punktu widzenia lewicy i lewactwa – wręcz skrajnych. W wydanym właśnie wywiadzie-rzece „Wolniewicz. Zdanie własne” mamy okazję zerknąć na poglądy pana profesora, których próżno szukać w mainstreamowych mediach. Nic dziwnego, bo kto to widział, żeby otwarcie twierdzić, że islam to wylęgarnia terroryzmu, a antysemityzm to obuch, którym Żydzi i „Gazeta Wyborcza” walą przez łeb swoich adwersarzy. Takich „kwiatków” w poglądach Wolniewicza można znaleźć więcej. Pozwala sobie na nie wybitny filozof i logik, który przybliżył polskiej filozofii postać Ludwiga Wittgensteina, filozof, który choć sam – jak o sobie mówi – jest niewierzący, przypomina katolikom, czym powinna być wierność tradycji katolickiej i jakie z tego wynikają implikacje. Wolniewicz bez zbędnego certolenia się i krygowania mówi o swojej obecności w PZPR, a także o przydatności poglądów Marksa do opisu zjawisk społecznych. Nie boi się wycieczek personalnych, chłoszcząc barwnym słowem wszystkich tych, którzy „zaleźli mu za skórę”. I właśnie cięty język, brak obłości w poglądach, a także własne zdanie, uczyniły go postacią nietuzinkową, na widok której widz i słuchacz poprawiają się w fotelu. Jego słowne tyrady, swoista zjawiskowość i magnetyzm, sprawiają, że ma swoich zagorzałych wyznawców i admiratorów. Za niepoprawnością jego poglądów, w odróżnieniu od innych, idzie jednak głęboka wiedza filozoficzna i reżim logiki, nie pozwalające na jałowe spekulacje i modne powierzchowne fajerwerki, którymi karmi się dzisiejsza pop-polityka. Dlatego Wolniewicz jest osobowością przez duże „o”. Tą osobowością przykrywa tandetę i wtórność intelektualną salonowych gwiazd, co sprawia, że na salonach Wolniewicz nie występuje. Wyglądałby tam zresztą jak szczupak wśród uklejek, więc to oczywiste, że uklejki takiej konfrontacji wolą unikać. Co najwyżej oplują, jak mają w zwyczaju, ale tym akurat Wolniewicz się nie przejmuje. Głosi swoje, krytykuje po nazwiskach, nie dba o poklask, trafia celnie i zmusza do myślenia. Nie jest głosem wołającym na puszczy, bo większość jego poglądów podziela większość Polaków, tyle że o tym jeszcze nie wie. Warto sięgnąć po wywiad-rzekę z Wolniewiczem, choć kamyczkiem do ogródka niech będą błędy edytorskie, które miejscami rażą, a także – tak to odczuwam – zbytni pośpiech redakcyjny. Niemniej książkę czyta się dobrze, a ona sama powinna stać się obowiązkową pozycją w biblioteczce każdego kontr-postępowca. Idealna na prezent. Ale najpierw trzeba się nachodzić, by ją znaleźć. Ot, los książek niepoprawnych politycznie. Maciej Eckardt

Który to już raz nas straszą naukowe dziwki? Naukowcy ostrzegają: zostało nam 10 lat Dziesiąte spotkanie Konferencji Stron Konwencji o różnorodności biologicznej, które odbywa się w Japonii, rozpoczęło się w poniedziałek od odczytania alarmującego raportu, z którego wynika, że środowisko naturalne na naszej planecie „stoi w obliczu największego zagrożenia zniszczeniem od czasów wyginięcia dinozaurów 65 mln lat temu” – podaje bbc.co.uk. Niektórzy naukowcy, uczestniczący w konferencji, ostrzegają, że ludzkości zostało nie więcej niż 10 lat, aby uratować środowisko przed nieodwracalnymi i szkodliwymi dla człowieka zmianami. Z raportu ONZ wynika, że środowisko naturalne jest coraz bardziej niszczone i degradowane, mimo sukcesów w kwestii jego ochrony w niektórych regionach. W dokumencie podkreśla się konieczność zastosowania nadzwyczajnych środków ochrony i przywracania naruszonych przez działalność człowieka ekosystemów takich jak lasy, rafy koralowe, rzeki, oceany. Ich degradacja ma wpływ na poziom życia w wielu częściach świata. – Wszelkie życie na Ziemi istnieje dzięki korzyściom płynącym z różnorodności biologicznej w postaci żyznych gleb, czystej wody czy świeżego powietrza – powiedział prowadzący obrady japoński minister środowiska, Ryo Matsumoto. Z kolei naukowiec Daisetsu Teitaro Suzuki podczas spotkania skonstatował: „Miejmy odwagę spojrzeć w oczy naszym dzieciom i przyznać, że polegliśmy, zbiorowo i indywidualnie” – Jesteśmy blisko „punktu krytycznego”, powyżej którego utrata różnorodności biologicznej będzie nieodwracalna. Możemy przekroczyć ten próg w ciągu 10 lat, jeżeli nie wzmocnimy działań na rzecz ochrony środowiska – ostrzegł. Achim Steiner, dyrektor wykonawczy Programu Środowiskowego ONZ, powiedział: „Sam fakt, że żyjemy na Ziemi powinien dać nam do myślenia i co najważniejsze skłonić do zaprzestania niszczenia fundamentów, które podtrzymują życie na naszej planecie”. Podczas spotkania Konferencji Stron Konwencji o różnorodności biologicznej ma zostać przeprowadzona dyskusja na temat obszernego projektu umowy, przewidującej, jakie środki podjąć, by zapobiec utracie różnorodności biologicznej. W Nagoi w Japonii zebrali się przedstawiciele ponad 190 sygnatariuszy paktu o różnorodności biologicznej ONZ. Będą obradować przez dwa tygodnie, aby wypracować nowe zasady ochrony środowiska naturalnego na Ziemi – podaje portal bbc.co.uk. Za http://wiadomosci.onet.pl Marucha

Górnicy na górze Dwa dni temu napisałem tekst "Ratujmy górników!" (chilijskich, przed psychologami i w ogóle nadopiekuńczością) – ale okazało się, że faceci nie dali sobie w kaszę dmuchać. Co mnie zdziwiło – to to, że jeden z Komentatorów napisał, iż nie rozumie, o co mi chodzi: że psychologowie sobie na wolnym rynku zarobią? Nie – napisałem przecież wyraźnie: obawiałem się, że ich pod przymusem zapakują do szpitali i wydadzą na pastwę psychologów oraz innych psycholi. Co najwyraźniej nie nastąpiło. Pomyślałem też, że na ich miejscu jeszcze na dole spisałbym porozumienie, że wszelkie honoraria za wspomnienia idą do wspólnej kasy – i okazało się, że ci prości ludzie sami na to wpadli (dzięki czemu unikną kompromitujących wpadek). Co jednak im zagraża – to inwazja szukających sensacji żurnalistów. Jeden zapytał, czy aby tam pod ziemią nie dochodziło do aktów homoseksualnych. Dostał po mordzie – i bardzo dobrze. Inna paniusia, bardzo ponoć podniecona, pytała, czy nie rozważali możliwości kanibalizmu. Nie rozważali. Dziennikarze uznali wie, że to jakieś zacofane prymitywy. Bo nowoczesny człowiek jest homosiem – i rozważa.

Po kilku godzinach męczenia biedaków udało im się zdobyć „sensację”: jeden górnik zażartował sobie i położył się na ziemi udając truposza, by zażartować sobie z kolegów. Ech – są jeszcze normalni ludzie na ziemi. A nawet pod ziemią JKM

Prorok zaczadziały W opowiadaniu Sławomira Mrożka o niegrzecznym chłopczyku występuje Anioł-Stróż, który, zniecierpliwiony nieposłuszeństwem swego podopiecznego, wymierzył mu potężną „blachę” w czoło. Niegrzeczny chłopczyk natychmiast się zreflektował i próbował dokazywać tylko chwilami, kiedy wydawało mu się, że Anioł –Stróż stracił na chwilę czujność, ale kolejna „blacha” natychmiast przywracała mu poczucie rzeczywistości. W końcu chłopczyk, w obawie przed kolejnymi „blachami”, w ogóle przestał dokazywać, przytył i zainteresował się chemią. Mniejsza o to, jak ta historia się skończyła, bo ważniejsza jest metoda pedagogiczna przyjęta przez Anioła-Stróża. Przekonany ostatecznie o bezskuteczności metod perswazyjnych, przyjął pedagogikę represyjną – oczywiście w interesie swojego podopiecznego i dla jego bezpieczeństwa. Wiadomo bowiem iluż to nieszczęść udałoby się uniknąć, gdyby ludzie przestali wychodzić z domów. Niestety ten ideał nie jest jeszcze osiągalny, bo wprawdzie dzięki komputerom wybrańcy losu mogą w domu nie tylko pracować, ale nawet oddawać się tam swoim ulubionym nałogom, jak na przykład były prezydent naszego państwa Lech Wałęsa, o którym Andrzej Wajda zamierza nakręcić swój kolejny, wazeliniarski film – jednak reszta nie jest w takiej luksusowej sytuacji i nadal musi chodzić do pracy i w pole – niczym w XIX wieku, kiedy to ohydni kapitaliści wyzyskiwali klasę robotniczą i pracujące chłopstwo. Dzisiaj to co innego; dzisiaj nikt nikogo nie wyzyskuje, a jeśli nawet ludzie tu i ówdzie jeszcze z nawyku gdzieś tam narzekają, to najwyżej na to, że państwo za mało dba o dobro wspólne, bo nie konfiskuje im 100 procent dochodów, a tylko – 83. Generalnie jednak nie ma co narzekać, bo rząd, gwoli zapewnienia nam bezpieczeństwa, robi co może – o czym mogliśmy przekonać się w dniach ostatnich podczas zamykania sklepów z „dopalaczami”. Oczywiście jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, więc i postępowanie rządu budzi wątpliwości również wśród duchowych przewodników naszego tubylczego społeczeństwa – na przykład pana red. Jacka Żakowskiego, będącego, jak wiadomo, prorokiem mniejszym. Jak przystało na proroka, pan red. Jacek Żakowski wie wszystko, ale jako prorok bądź co bądź jednak mniejszy – niezbyt dokładnie. Na przykład wie, że prof. Milton Friedman uważał, iż podtrzymywanie zakazu handlu narkotykami przynosi efekt odwrotny w postaci wzrostu konsumpcji narkotyków, zwiększenia zysków i wpływów mafii narkotykowych, zwiększania liczby policji antynarkotykowych oraz ich uprawnień i wreszcie – korupcji funkcjonariuszy państwowych, z którymi mafie dzielą się zyskami w zamian za utrzymywanie tego zakazu. Ale zaraz twierdzi, że polscy konserwatywni liberałowie, którzy zgadzają się z prof. Miltonem Friedmanem we wszystkim, a nawet uważają go ”za swojego Boga”, to jednak w konieczność legalizacji narkotyków „uwierzyć nie potrafią”. Oto do czego prowadzi zbyt długie przebywanie w tak zwanym Salonie. Nie tylko nie ma tam podłogi, ale również - żeby nie uronić niczego z osobliwej i niepowtarzalnej tamtejszej atmosfery – nigdy się tam nie wietrzy, więc z roku na rok wszyscy coraz bardziej są zaczadzeni. Doszło do tego, że podczas I Publicznej Debaty Otwartej Rzeczypospolitej w Teatrze Polskim w Warszawie pani Agnieszka Graff odkryła „najbardziej antysemickie” określenie. Otóż tym „najbardziej antysemickim” określeniem jest „prawdziwy Polak”. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak do codziennego użytku w Salonie wejdzie określenie fałszywy, ewentualnie – parszywy Polak. Najwyraźniej z powodu tego zaczadzenia również red. Żakowski nie wie, że konserwatywni liberałowie w Polsce nie mają nic przeciwko legalizacji obrotu narkotykami, wszelako pod warunkiem, że narkomanów nie wolno byłoby leczyć na koszt podatników, ani też obejmować ich innymi programami pomocowymi, finansowanymi ze środków publicznych. To nieporozumienie wynika zapewne stąd, iż red. Żakowski dostrzeganie konserwatywnych liberałów ma zakazane i stąd, dla niepoznaki udaje, że nie wie, iż rząd premiera Tuska tworzą tzw. liberałowie demokratyczni, czyli poczciwi, bezideowi karierowicze, co to w zamian za powierzenie im zewnętrznych znamion władzy zrobią dla swoich panów wszystko. Ale mniejsza już o nich, bo znacznie ciekawszy jest pogląd red. Żakowskiego na „młodzież” i związane z nią obowiązki „dorosłych”. Otóż „młodzież” chce „eksperymentować”, również „z własnym ciałem”, więc obowiązkiem „dorosłych” jest zapewnienie, że te eksperymenty będą „możliwie bezpieczne”. Co znaczy „możliwie bezpieczne”? Ano to, że nie będą pociągały za sobą naturalnych następstw. Ale co to za eksperymenty, które nie pociągają za sobą ryzykownych następstw? Każdy ambitny eksperymentator instynktownie będzie dążył do przekroczenia granicy bezpieczeństwa, a przynajmniej – do jej znalezienia, pokładając nadzieję w zasadzie przyczynowości. Tymczasem red. Żakowski – a nie sądzę, by był w tym pragnieniu odosobniony, zwłaszcza w Salonie – pragnąłby jakoś doprowadzić do wyeliminowania zasady przyczynowości, a przynajmniej – zawieszenia związku przyczynowo-skutkowego. Pewnie nie wie, że prof. Milton Friedman uważał takich ambicjonerów za ignoranckich pyszałków. Jak się okazało – całkiem słusznie. Oto tegoroczną nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii otrzymali profesorowie: Peter Diamond, Dale Mortensen i Christopher Pissarides m.in. za spostrzeżenie, że w miarę wzrostu zasiłków dla bezrobotnych, bezrobocie rośnie. Inna sprawa, że nietrudno było się tego domyślić, podobnie, jak rezultatu interesującej próby przebicia głową muru, o której w „Postępowcu” informował Sławomir Mrożek, dodając, że „wynik potwierdził słuszność uprzednich, teoretycznych założeń” – ale w czasach totalnego zidiocenia, w jakie pod wpływem postępactwa pogrąża się świat, nawet takie odkrycia mają siłę dynamitu. SM

"W komunizmie można było przeżyć na wiele sposobów" O Mrożku, Iredyńskim i Iwaszkiewiczu - a przede wszystkim o tym, jak różne strategie życia pod komunizmem przyjęli - pisze profesor Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. Lubię długie podróże pociągiem z dobrą książką. tym razem były to "Dzienniki" Mrożka, 1962-69. Pamiętam i tamten czas, i niektórych opisywanych przez Mrożka ludzi. Nie mogę więc powstrzymać się od porównania trzech pokoleń pisarzy. Bo to równocześnie trzy strategie życia pod komunizmem. I warto je przypomnieć tym, którzy komuny nie pamiętają. Owe trzy postaci to właśnie Mrożek, o 10 lat młodszy od niego Iredyński, wspominany z "Dzienniku" z zawiścią (zdolniejszy? kobiety?), i znacznie starszy od obu Iwaszkiewicz. Mrożek pisze prawie wyłącznie o sobie: czuje się w tych zapiskach wyjałowienie duchowe przez wieczny strach w młodości (okupacja, początki sowieckiego wdrażania komunizmu). Nastrój "Dzienników" jest trochę jak z więziennej zony: skupienie na własnym przetrwaniu. Decyduje się na emigrację, gdy spostrzega, że może stać się dramaturgiem dworskim. Papierowi bohaterowie jego dramatów nabierają życia dzięki doszukiwaniu się przez widzów aluzji do rzeczywistości. Komuniści wyczuli, że to może być dobry wentyl bezpieczeństwa jako namiastka wolności. Mrożek wszedł w tę grę z reżimem, ale w porę się wycofał. Nie było w tym rozpaczy, tylko mieszanina inercji, przypadku i obrzydzenia. Jak sam określił to - za Mannem - był to "ironiczny nihilizm". Wybrał dobry moment: jego obrotowe sztuki zachodni lewacy też traktowali jako aluzję. Ale tym razem do "totalitarnej demokracji" na Zachodzie.

Inaczej było z Iredyńskim, o którym Mrożek ze zgorszeniem pisał, że "chciał się wymigać całkowicie z życia". To trafna obserwacja - Irek nie wchodził w grę z reżimem. Jego strategią była autodestrukcja. Unikał mrożkowej jednoznaczności postaci: u niego wszystko było czymś innym, niż się wydawało. Tęsknota do wielkości rodziła zbrodnię. Miłość - zdradę (jak w "Żegnaj Judaszu"). Wreszcie Iwaszkiewicz. Jego "Dziennik" to ciągłe, obsesyjne uciekanie w świat kultury. Muzyka, obrazy, wspomnienia rozmów, kiedy jeszcze się rozmawiało. Swoją strategię w komunizmie (był i prezesem związku literatów, i posłem) usprawiedliwiał trojako: pisaniem - był najzdolniejszy z całej trójki; pogardą dla komunistów, co - jego zdaniem - znosiło stosunek podległości (któryś z aparatczyków miał mu powiedzieć: pan traktuje nas jak arystokrata, choć wiemy, że pan nim nie jest); tym, że chronił i promował młodych, dobrych pisarzy. Mrożek cytuje Rilkego: "Wytrwać, to wszystko. Kto mówi o zwycięstwie?". Jednak, jak widać, wytrwać (lub - jak Iredyński - zatracić się) można na wiele sposobów. I ta myśl jest aktualna do dziś.

Jadwiga Staniszkis

Atak w biurze PiS w Łodzi. Jedna osoba nie żyje. Dziś przesłuchanie? Jedna osoba zginęła, druga w szpitalu walczy o życie po ataku starszego mężczyzny w biurze PiS w Łodzi - wynika z najnowszych informacji policji. Atak w biurze PiS w Łodzi. Jedna osoba nie żyje. Dziś przesłuchanie? Jedna osoba zginęła, druga w szpitalu walczy o życie po ataku starszego mężczyzny w biurze PiS w Łodzi - wynika z najnowszych informacji policji. - Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj będzie możliwe dokonanie oceny ustaleń i podjęcie decyzji co do zarzutów, a następnie przesłuchanie mężczyzny - powiedział dziennikarzom we wtorek rzecznik łódzkiej Prokuratury Okręgowej Krzysztof Kopania. Nie chciał ujawnić, czy podczas pytania przez policję mężczyzna przyznał się do zarzucanych czynów. Dodał, że śledczy dokonali oględzin miejsca zdarzenia i przesłuchali świadków. Prawdopodobnie 62-latek usłyszy zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Grozi za to dożywocie. Według Kopani, na razie nie ma wskazań, by podczas przesłuchania Ryszarda C. musiał być obecny biegły psycholog lub psychiatra. Według rzecznika, w trakcie przesłuchania może się to zmienić. W ataku w łódzkim biurze PiS zginął Marek Rosiak, mąż b. wiceprezydent Łodzi, asystent europosła PiS Janusza Wojciechowskiego; ranny został 39-letni asystent posła Jarosława Jagiełły. Jak zaznaczają lekarze, jego stan jest ciężki ale stabilny. Marek Rosiak został trafiony czterema kulami - wynika z relacji wiecprzewodniczącego Rady Miejskiej w Łodzi Czesława Telatyckiego. Telatycki powiedział dziennikarzom, że według jego wiedzy do biura PiS wszedł mężczyzna, który od razu zaatakował Rosiaka, wyciągnął broń i zaczął strzelać. Wystrzelił wszystkie naboje. Rosiak miał zostać trafiony czterema kulami. Następnie napastnik rzucił się na drugiego mężczyznę, który przebywał w biurze i ugodził go nożem, bo w pistolecie nie miał już pocisków. Ofiarą okazał się Paweł Kowalski, asystent posła Jarosława Jagiełły. Według Telatyckiego, rannemu Kowalskiemu próbowała pomóc jedna z kobiet przebywająca w pomieszczeniu, która była lekarką. Jak dodał, gdy zatrzymano i obezwładniono napastnika, ten miał krzyczeć, iż żałuje, że nie ma już broni, bo "by powystrzelał wszystkich pisowców". Do tragedii doszło w biurze poselskim Jarosława Jagiełły. Posłowi nic się nie stało - jest w Sejmie. Biuro PiS znajduje się przy ulicy Sienkiewicza. Teren w pobliżu biura jest zabezpieczony, do biura nie można się dostać.

Mieszkaniec Częstochowy Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski powiedział, że zatrzymany przez policję mężczyzna to 62-letni mieszkaniec Częstochowy Ryszard C. - były taksówkarz. Obecnie podejmował dorywczo pracę - dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy. Z wstępnych ustaleń policji wynika, że 62-latek przebywał w Łodzi od czterech dni - powiedział Sokołowski. Jak dodał, jedną z rozważanych przez policjantów hipotez jest taka, że mógł w tym czasie przygotowywać się do ataku. - Policjanci ustalili też, że zatrzymany 62-latek nie był wcześniej notowany. W tej chwili wyjaśniamy jakie były motywy jego działania - powiedział. Sokołowski powiedział również, że strażników miejskich poinformował o zdarzeniu portier budynku, który usłyszał strzały, a gdy wszedł do biura zobaczył szamoczących się mężczyzn. 62-latka obezwładnił jeden z przybyłych na miejsce strażników.

Sześć do ośmiu strzałów Naoczny świadek ataku w łódzkim biurze PiS w rozmowie z PAP relacjonował, że sprawcą był starszy mężczyzna, który oddał "sześć do ośmiu strzałów". - Siedziałem w pokoju, nagle do sekretariatu ktoś wszedł. Oddał sześć do ośmiu strzałów. Zrobiło się od razu wielkie zamieszanie - powiedział obecny w biurze pracownik PiS. Jego zdaniem napastnik miał "około 70 lat". Świadek dodał, że wcześniej osoba ta - według relacji zgromadzonych przed biurem łodzian - nerwowo chodziła po pobliskim parku, a w biurze wznosiła antypisowskie okrzyki.

Za Kaczyńskiego "Nie ma Kaczyńskiego, to wy poniesiecie odpowiedzialność" - tak według informacji "Rzeczpospolitej" miał krzyczeć mężczyzna. Europoseł Janusz Wojciechowski (PiS) powiedział, że według jego informacji tłem ataku na współpracownika jego biura poselskiego w Łodzi była "polityczna nienawiść do PiS". - Ten człowiek wykrzykiwał, że nienawidzi PiS-u i chce zabić Kaczyńskiego - dodał. - Ta straszliwa wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. W dalszym ciągu nie znam szczegółów ani bliższych okoliczności. Wiem, że zginął jeden z moich najbliższych współpracowników, mojego biura poselskiego w Łodzi - powiedział Wojciechowski dziennikarzom. - Nienawiść została posiana i zbiera krwawe żniwo - dodał. - Jestem wstrząśnięty i zbulwersowany, i po ludzku to przeżywam, bo zginął człowiek, który był moim znakomitym współpracownikiem. Niech się opamiętają wszyscy, którzy sieją nienawiść w polskiej polityce i życiu publicznym. To straszne, co się stało.

Kampania nienawiści - To wydarzenie nie miało charakteru przypadkowego. To jest wynik wielkiej kampanii nienawiści. "Moherowe berety" Donalda Tuska, to był jej początek. Potem było "dożynanie watahy" i "bydło" - powiedział na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński. - Stało się coś strasznego - tak marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna odniósł się do ataku w łódzkim biurze PiS. Jak dodał, trzeba się zastanowić, dlaczego do tego doszło i jak przeciwdziałać takim zdarzeniom. Na wniosek przewodniczącego Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Michała Kamińskiego posłowie do PE potępili atak z bronią w ręku na łódzkich pracowników PiS. Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak zapowiedział, że PiS złoży wniosek o zwołanie jeszcze dzisiaj nadzwyczajnego posiedzenia sejmowych komisji: sprawiedliwości i praw człowieka oraz ds. służb specjalnych - w sprawie ataku na biuro partii w Łodzi.

O 18. minuta ciszy w biurach PiS Szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński poinformował, że o godz. 18 we wszystkich biurach PiS ich pracownicy i posłowie minutą ciszy i modlitwą uczczą pamięć ofiary ataku w Łodzi. - Poprosiłem, aby wszyscy nasi pracownicy i członkowie partii uczcili chwilą ciszy ofiary ataku (...), chcemy zamanifestować sprzeciw wobec nienawiści obecnej w życiu publicznym - powiedział Brudziński. Według niego, prezes PiS weźmie udział w pogrzebie ofiary ataku w łódzkim biurze PiS.

„Doktryna Mojsiewicza”  Odpowiedź 35STAN Trójprzymierze Dziękuje panu 35STAN za zainteresowanie „ Doktryną Mojsiewicza „ odpowiedź na Pana pytanie pozwoli mi wyjaśnić i doprecyzować kilka kwestii w sprawie mającej dla Polski strategiczne znaczenie czyli budowy z Unii Europejskiej zjednoczonego państwa europejskiego, Federacji Europejskiej .  

Przytaczam w całości pytanie pana 35STAN Jak się ma Pańska:
"„Doktryna Mojsiewicza” to doktryna opierająca się na trzech strategicznych kierunkach które powinny wyznaczać politykę Polski Odbudowa I Rzeczpospolitej w ramach Unii Europejskiej , budowę sojuszu ,którego celem byłoby okrążenie i osłabienie Rosji oraz budowę Zjednoczonego , Federalnego Państwa Europejskiego "
w świetle tego o czym pisze w ND Pan Prof. Tadeusz Marczak w artykule pt.
"Widmo Wielkiej Eurazji", a Pan redaktor Bogdan Zalewski na blogu we wpisie pt. "Paneuropa czy Pan Eurazja?"
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101019&typ=my&id=my11.txt
http://www.rmf.fm/blogi/bogdan-zalewski/paneuropa-czy-pan-eurazja,9105
Szczególnie wyraźnie nazywa to zjawisko Pan Profesor:"Mitteleuropa żyje".
Poważne państwa prowadzą poważną politykę i realizują strategiczne cele przez dziesięciolecia, pomimo przechodzących przez świat i Europę "burz i nawałnic". Polityka Polski po 89 roku to zwijanie Polski w myśl zamierzeń strategicznych partnerów, dążących do likwidacji "kordonu sanitarnego" w Europie Śr-Wsch. powstałego w wyniku Traktatu Wersalskiego i reaktywowanego po 89 roku. Poniżej istotniejsze myśli zawarte w bardzo dobrej analizie profesora Marczuka . Profesor Marczuk pisze „Współczesna batalia geopolityczna rozgrywa się na skalę globalną. Stratedzy zachodu Europy i Rosji zmierzają do radykalnego odwrócenia układu sił w świecie. Ich celem jest wyparcie Stanów Zjednoczonych z Eurazji, strategiczne partnerstwo ze światem islamu i zdegradowanie roli Europy Środkowo-Wschodniej z Polską na czele….”Najdalej jednak, zwłaszcza w dziedzinie konkretów, posunęli się na tej drodze Niemcy. W ich działaniach widoczna jest ponadto tendencja do zmonopolizowania w swoich rękach stosunków politycznych i gospodarczych z Rosją. Tendencji tej dał wyraz kanclerz Schroeder w artykule pod znamiennym tytułem "Niemiecka polityka rosyjska to polityka wschodnia UE (Deutsche Russlandpolitik - europeische Ostpolitik)".”…” W równie zawoalowany sposób przedstawiana jest wypływająca z imperialnych tęsknot propozycja podziału przestrzeni eurazjatyckiej na strefy wpływów. Francja odgrywałaby więc "szczególną rolę geograficzną" na zachodzie i południu Europy, Niemcy byłyby hegemonem w Mitteleuropie, Rosja posiadałaby podobny status na obszarze dawnego ZSRS.”… Neokonserwatysta Michael Ledeen oświadczył zaś bez ogródek: "Francja i Niemcy stały się strategicznymi przeciwnikami Stanów Zjednoczonych".”…”Aleksander Panarin pisał w 1997 roku…Nowy fenomen Mitteleuropy krystalizującej się wokół Niemiec oznacza nie tylko demontaż poprzedniego systemu Europy Wschodniej i bloku eurazjatyckiego, niegdyś kontrolowanego przez ZSRS, ale i demontaż systemu atlantyckiego”…. belgijskiego geopolityka Jeana Thiriarta, projektowana przez niego Wielka Europa nawiąże partnerstwo strategiczne ze światem islamu. W tej sytuacji Izraelowi przypadnie rola, jak stwierdzał, "małego pasterskiego kraju na Bliskim Wschodzie"…(źródło )

Moja odpowiedź. Niemcy w ciągu dwóch wojen utraciły ogromną część terytorium. Gdyby do tego doliczyć rozpad Austro Węgier to dla żywiołu niemieckiego była to katastrofa . Śląsk , oba Pomorza ,Wielkopolska, Prusy , Węgry, Czechy, Małopolska , część Ukrainy , Słowacja , część Bałkanów . To wszystko żywioł niemiecki utracił. Należy podziwiać zbudowanie przez Niemcy elit, które wytrwale przez pokolenia realizują swoje cele. Teraz narzędziem jest Traktat Lizboński , którego skutkiem jest   słaba , oligarchiczna, arystokratyczna jak ją nazwał Lech Kaczyński Unia Europejska . Słaba , niedemokratyczna , niezjednoczona unia oznacza silne w niej Niemcy. Trójprzymierze Niemcy Rosja Francja jest przymierzem taktycznym . Francja , której Niemcy obiecują zgodę na realizację projektu Unii Śródziemnomorskiej jest tylko listkiem figowym , statysta faktycznej osi , Osi Berlin Moskwa. Rysuje się wizja kondominium niemiecko rosyjskiego całej Europy Środkowej i Bałkanów. Specyficznego kondominium. Niemcy chcą zapewnić sobie ochronę przez Rosje swoich protektoratów takich jak Polska, a w zamian będą chronić wpływy Rosji na Kaukazie i w strefie buforowej Ukrainy i Białorusi. W interesie zarówno Niemiec jak i Rosji jest wypchnięcie Amerykanów, ale również Brytyjczyków z Europy. To drugie jest konieczne , gdyż Anglosasi są razem zbyt potężni, aby dało się nimi manipulować . Pozbycie się Brytyjczyków byłoby korzystne dla języka i kultury niemieckiej jako języka całej Europy . Zmiany Traktacie Lizbońskim, których wprowadzenie zapowiedziała Merkel i Sarkozy będą zapewne zawierały rozwiązania, które będzie można wykorzystać do usunięcia , czy do zmuszenia do opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię . Os Berlin Moskwa zapewni ład niemiecko rosyjski Wielkiej Europie . Rosja i Niemcy gwarantują sobie nawzajem bezpieczny przebieg procesu jak go nazywam ekspansji wewnętrznej , przeobrażania gospodarczego , kulturalnego i politycznego , a później wchłaniania gospodarek i społeczeństw sąsiednich. Niemcy stosując tą politykę od tysiąca lat zgermanizowały lechickie i serbołużyckie społeczeństwa od Łaby ,Prusy , Pomorze Zachodnie, Dolny Śląsk, obszar obecnej Austrii . Teraz proces ten ma dotyczyć całego obszaru Polski. Powolny niewidoczny proces już się zaczął. Polska , w której media są w osiemdziesięciu procentach niemieckie , która systematycznie spychana jest do roli gospodarki peryferyjnej, o słabej , prymitywnej , zacofanej gospodarce, upadającej nauce i szkolnictwu, eksportującej głownie niewykwalifikowana siłę roboczą do fabryk Europy jest w bardzo złej sytuacji. Trend dla Polski jest tak niekorzystny ,że Niemcom wystarczy , aby polski rząd nic nie robił. Co też aktualny rząd robi. Dodatkowo Polska posiada prymitywną , antyspołeczną klasę urzędnicza posiadającą ogromne uprawnienia kontrolne, które wykorzystywane są poszykanowania i ter ryzowania Polaków w ich własnym państwie. Niemcy przeprowadzają bardzo zasadnicze reformy , w tym mają zrównoważyć budżet do 2015 roku. Pędząca gospodarka Niemiec i budowa Berlina jako centralnego miasta Europy przyciągną miliony emigrantów , co w perspektywie czasowej zwiększy potencjał demograficzny Niemiec co dodatkowo przytłoczy Polskę i resztę Europy Środkowej . Już występujące negatywne dla nas sprzężenie zwrotne nabierze szybkości i siły . Warto przytoczyć prognozy mówiące ,że prawie milion Polków wyjedzie do Niemiec jako niewykwalifikowana siła robocza już w pierwszym momencie od otwarcia niemieckich rynków pracy . Koncepcja strategicznego kontrolowani produkcji i przesyłu energii elektrycznej oraz nośników energii takich jak gaz , dzięki swego rodzaju rencie monopolowej, podatkowi energetycznemu , który będzie płaciła cała Europa pozwoli uzyskać środki na budowę z Niemiec centrum technologicznego, naukowego i politycznego Europy . Kosztem reszty Europy. Niemcy uruchomiły projekt gigantycznych elektrowni słonecznych na Saharze, które według szacunków mają dostarczać 15 procent całego zapotrzebowania Unii na energie elektryczną. Plany pozyskania Helu 3 z Księżyca z pominięciem Europejskiej Agencji Kosmicznej. Germanizacja kulturowa i językowa Europy Środkowej , który to proces może zająć nawet kilkadziesiąt lat zapewni Niemcom ich kulturze, językowi ,a przede wszystkim ich elitom dominująca pozycję w Europie. Doktryn Mojsiewicza zakłada w swoim filarze zachodnim , unijnym ,że polską racją stanu jest zbudowanie zjednoczonej Europy, demokratycznej Federacji Europejskiej , wzorowanej na ustroju Stanów Zjednoczonych . O tym ,że założenie to jest słuszne świadczą wszystkie podane powyżej fakty i przypuszczenia z analizą profesora Marczuka włącznie . Polska , społeczeństwo polskie tylko poprzez budowę Federacji Europejskiej może zapobiec peryferyzacji swojej gospodarki, kultury i całego społeczeństwa . Rosja jest partnerem równorzędnym dla Niemiec ale nie dla zjednoczonej Unii . Rosja w jej sytuacji demograficznej , gospodarczej, technologicznej byłaby w stosunku do Federacji tylko petentem .Rokita również uważa ,że interesy Federacji Europejskiej byłyby tożsame z interesami Polski. To znaczy rozszerzeni Unii na Wschód, przyjęcie Ukrainy i Białorusi, Turcji do Unii, wejście Unii na Kaukaz ,  oraz wsparci modernizacji technologicznej , naukowej , gospodarczej Polski. Unia ,a w zadzie Niemcy ostatni sponiewierały Polskę poprzez faktyczna eliminację Polaków z nowo budowanej służby zagranicznej Unii. Tracimy suwerenność energetyczna . Trudno sobie wyobrazić aby władze Federacji pozwoliły Niemcom na zablokowanie budową rury jednego z polskich portów, czy organizowanie prze Niemcy jakiś politycznych szczytów z Rosją. Zjednoczeni Europy złamałoby szkodliwą dla Polski potęgę polityczną Niemiec. Rokita nazwał Traktat Lizboński majstersztykiem politycznym niemieckiego mocarstwa. Po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego , którego mechanizmy podejmowania decyzji są dla nas niekorzystne zaproponowałem natychmiastową ofensywę i zaproponowanie nowego traktatu , pozbawiającego Niemcy ich siły politycznej, traktatu budującego podwaliny demokratycznego Państwa Europejskiego. Wybór prezydenta Europy w wyborach powszechnym przez wszystkich Europejczyków i nadanie Parlamentowi Europejskiemu takich samych uprawnień jakie ma parlament USA .Komorowski, Tusk i Sikorski z entuzjazmem neofitów , bałwochwalczo , przy każdej okazji podkreślają swoja lojalność wobec Traktatu Lizbońskiego , a tymczasem Merkel i Sarkozy już uzgodnili ,że wprowadza do tego traktatu zmiany w ciągu dwóch lat .Niemcy , przy całkowitej bierności, defensywie Polski , miałkości polskiej myśli politycznej i braku polskiej dalekosiężnej wizji strategicznej , budują, organizują, reorganizują ład europejski . Jeśli nie pozbawimy ich samodzielności politycznej i nie podporządkujemy Niemiec interesom Europy być może już za dwa pokolenia, cała Polak ulegnie germanizacji, a język polski i kultura polska będą elementami folklorystycznymi ,  co się stało udziałem zachodnich ziem polskich w średniowieczu . Tak jak słowo slave , niewolnik pochodzi od słowa Słowianin, tak słowo polak, może być synonimem europejskiej fabrycznej klasy niższej. Polska bez Europy nie ma żadnej szans na bezpieczeństwo militarne , dostępu do zawansowanych cywilizacyjnych projektów np kolonizacja przestrzeni kosmicznej , rozwoju technologicznego, gospodarczego , naukowego . Tylko imperium europejskie jest władne egzekwować interesy Polski na zewnątrz . Albo poprzemy i będziemy we własnym narodowym interesie forsować zbudowanie Federacji Europejskiej w której będziemy podmiotem, w której będziemy , w której  nasze społeczeństwo , również nasza diaspora będzie współgospodarzem, albo będziemy przedmiotem , gasterbaiterami bez prawa decydowania ani o swoich ani Europy losach. W   Europie Traktatu Lizbońskiego  , Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego. Marek Mojsiewicz     

Polska – wojna domowa Od dłuższego już czasu nie ulega dla mnie wątpliwości, że w Polsce co najmniej od pięciu lat, trwa prawdziwa wojna domowa, w trakcie której podziały cywilizacyjne, kulturowe i społeczne doprowadziły do powstania dwóch narodów w ramach jednego państwa. Te dwa narody marksista nazwałby dwiema klasami lub wyzyskiwaczami i wyzyskiwanymi, liberał zaś – używając współczesnej nowo-mowy – wygranymi i przegranymi. Obie strony konfliktu dysponują różnymi środkami politycznymi i instytucjonalnymi i każde starcie o opanowanie jakiejś instytucji zmieniają się w prawdziwe batalie medialne.Trupów nie ma (już nieaktualne – pisane 18 października). Szubienic też. To nie te czasy. Wojna zmieniła swój charakter. Europe Zachodnia podbijają turyści japońscy i arabscy emigranci. Polskę, chińskie towary, rosyjski gaz i unijne prawa, które aplikowane przez rząd premiera Tuska zmieniają całe postacie kraju w gospodarcza i cywilizacyjna pustynie. Zakłady pracy znikają jeden po drugim, a życie gospodarcze koncentruje się coraz bardziej w kilku wielkich miastach. Proces „metropolizacji” widoczny gołym okiem jest podstawowym kryterium konfliktu dzielącym Polaków na dwa narody. Jesteś za jego kontynuacją to znaczy popierasz rząd premiera Tuska i postkomunistyczną oligarchie, a Polska jest dla ciebie archipelagiem wielkich miast pomiędzy którymi rozciągają się „dzikie pola”. Jesteś przeciwko, to znaczy, że jesteś przegranym nieudacznikiem, który aby zrekompensować swoje życiowe niepowodzenia, ośmiela się mówić o Ojczyźnie o grobach rozsianych na powierzchni całego kraju, o pamięci ludzi którzy oddali za nią życie, o patriotyzmie, który ratował ja przed unicestwieniem.

Dla wygranych Polska to wielkie miasta i przydrożne burdele zwane motelami. Dla wygranych historia Polski jest kulą u nogi utrudniająca jej przemianę w nowoczesny raj. I dlatego – jak pisze ich ideolog prof. M. Król – trzeba jak najszybciej o niej zapomnieć. Dla wyzyskiwanych ta przemiana równoznaczna jest z kafkowską metamorfoza człowieka w ogromnego karalucha. Jest złym snem z którego już się nie obudzimy. To starcie zmienni nieuchronnie oblicze ziemi, tej ziemi. Dla wygranych Polska to choroba z której zainfekowanych trzeba wyleczyć stosując przymusowe szczepienia. Patriotyzm jest wirusem a jego najgroźniejszymi objawami wiara i pamięć. Dla wygranych, ci którzy sprzeciwiają się przymusowemu leczeniu, przypominają specjalne oddziały Vietcongu, które zaszczepionym przez amerykanów wietnamskim dzieciom odrąbywały siekierami ręce. Jesteśmy barbarzyńcami, skomunizowanymi patriotami, tubylcami którzy przynoszą wstyd spadkobiercom wojsk kolonialnych. Wojsk pancernych synowie i córki sowieckich agentów nie potrzebują. Dzisiaj wystarcza obraz i słowo. Rządy sprawuje się przy pomocy nie tyle kłamstwa – jak sądzi R. Ziemkiewicz – lecz wyrafinowanej prowokacji medialnej, manipulacji i prawdy tak spreparowanej, że jest gorsza od kłamstwa. Wygrani zdobyli – najprawdopodobniej – kolejny bastion wolnego słowa. Rząd przejmuje dziennik „Rzeczpospolita”. Sięgniemy do tyłu; znów nastał rok 1993. Czy postkomunistyczna oligarchia wspierana dzielnie przez Tuska zdobyła absolutną władze na kolejne 10 lat? Wygrani są zwarci, zjednoczeni i świetnie zorganizowani. My przegrani (wyzyskiwani) jesteśmy zdezintegrowani i pokłóceni i – obawiam się – nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie zdajemy sobie bowiem sprawę, że w tej wojnie domowej stawka jest Polska, jej kultura i tradycja. Czym jest Polska? Czym jest polskość? Dlaczego wzbudza ona taki strach? Rzut oka wstecz na nasza historię uświadamia nam, ze pojęciem kluczowym niezbędnym do jej zrozumienia jest słowo: tolerancja. Ten naród ksenofobiczny i antysemicki jest w porównaniu z innymi narodami Europy wzorem tolerancji, która ponoć jest fundamentem Unii Europejskiej. Ci którzy oskarżają nas o antysemityzm jak np Francuzi ręka w ręka z hitlerowcami wywozili do Oświęcimia setki tysięcy francuskich żydów. Francuzi – „humaniści Europy” – są kolaborantami Holocaustu, zbrodni zorganizowanej przez naród niemiecki, zbrodni której zapomnienie byłoby zbrodnią. Żydzi i my nie zapomnimy Historia Polski jest niedościgłym pierwowzorem zasad ideowych według których budowana jest UE. Feliks Konieczny w „Dziejach Polski za Jagiellonów” podsumował w następujący sposób Unie Polski i Litwy zawarta pod koniec XIV wieku: „Nasz naród pierwszy doszedł do poczucia narodowego i pierwszy uznał i uszanował to w innych narodach. Jagiellonowie krocząc na czele społeczeństwa jako przodownicy i wykonawcy jego idei dziejowej, dokazali tego dziejowego cudu wobec Europy, że łączyli narody pod hasłem braterstwa, a nie podboju. Unia jest najwyższym objawem polskich dziejów i najpiękniejszym przykładem dla innych ludów europejskich”. Unia między Litwa i Polską jest korzeniem ideowym i instytucjonalnym Unii Europejskiej. W 1966 r. biskupi polscy wysyłają list pasterski do biskupów niemieckich w którym znajdują się słowa będące moralnym fundamentem UE: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Oba te fakty są kwintesencją naszej historii i kultury. Oba te fakty są kwintesencją chrześcijaństwa. Od samego początku swego istnienia państwo polskie stara się w praktyce politycznej stosować zasady chrześcijańskie. Praktyka polityczna Niemiec i Francji to mordy podboje, okrucieństwa na masową skalę. Chrobry zamiast podbijać Prusy wysyła w pokojową misje ewangelizacyjna przyszłego św. Wojciecha. Paradygmatem naszej kultury jest głębokie przeświadczenie, że dobro może zwyciężyć, że siła musi przed nim ustąpić. Święty Wojciech jest Ojcem Chrzestnym NSZZ „Solidarność”. Tego typu zasady polityczne oparte na tomizmie, wierze w dobro są naszym dziedzictwem, które musimy ofiarować Europie by ja przed nią samą uchronić. I tego – jak ognia – boja się ci dla których polityka jest li tylko i wyłącznie synonimem manipulacji, siły, przekupstwa i kłamstwa. Powyższy tekst pisałem 18 października, pewne zdania z tego tekstu są już nieaktualne, 19 października w siedzibie PiS w Łodzi starszy mężczyzna zabił jedna osobę a drugą ciężko ranił. Niezależnie od wyników śledztwa motywów tego zabójstwa, można stwierdzić z całą pewnością, że przemoc lingwistyczna („dorżnąć watahę”, „poleje się krew”, itd) zmienia się powoli w przemoc po prostu. Napastnik chciał zabić prezesa PiS J. Kaczyńskiego, zamiast niego zabił po prostu członka tej partii i ranił (lub zabił) drugiego. Autor tekstu wie jak twardy elektorat PO nienawidzi PiS–u, jest to nienawiść obsesyjna, chorobliwa, tylko osoby które się czegoś strasznie boją mogą tak nienawidzić, tylko osoby o zakłóconej perspektywie poznawczej mogą mówić i pisać o PiS, że należy ja „unicestwić” itd. Jedną z przyczyn tej chorobliwej nienawiści jest zapomnienie faktów z okresu 2005 – 2007. Z rządów PiS internauci pamiętają tylko kilka wypowiedzi J. Kaczyńskiego, Z. Ziobry, L. Dorna, dlatego postanowiłem jednak podsumowanie tych rządów opisać i spróbować wydać. Piotr Piętak

Puzzle z opinii genetycznych – ciała 9. ofiar katastrofy nie zostały jednak zidentyfikowane Polska prokuratura nie dysponuje materiałami dotyczącymi sposobu zabezpieczenia trumien z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej (ich zaplombowania). Nie mamy protokołów czynności zabezpieczenia trumien. Ciała dziewięciu ofiar katastrofy smoleńskiej nie zostały rozpoznane z imienia i z nazwiska przez biegłych rosyjskich – wynika z materiałów, jakie z prokuratury rosyjskiej wpłynęły do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Śledczy zapewniają, że nie ma żadnej możliwości, by nastąpiła jakakolwiek pomyłka, jeśli chodzi o identyfikację. Pewności tej nie podzielają jednak pełnomocnicy i najbliżsi rodzin. Jak czytamy w komunikacie Naczelnej Prokuratury Wojskowej, 15 października 2010 roku do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M nr boczny 101 wpłynęło 7 tomów akt zawierających materiały ze śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Federacji Rosyjskiej. Wśród nadesłanych materiałów znajdują się protokoły przesłuchań świadków, ekspertyzy powołanych biegłych, w tym także dotyczące badań sądowo-lekarskich zwłok ofiar katastrofy, oraz nośnik cyfrowy zawierający – jak wynika z opisu – zapis danych parametrycznych i głosowych z tzw. czarnych skrzynek samolotu Tu-154M. NPW informuje w swoim komunikacie, że nadesłane opinie sądowo-medyczne dotyczą 25 osób, których dane osobowe zostały określone, a także 9 osób niezidentyfikowanych oraz 107 fragmentów zwłok. Jak zaznaczył w rozmowie z “Naszym Dziennikiem” płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy NPW, nie ma możliwości, by nastąpiła jakakolwiek pomyłka, jeśli chodzi o identyfikację ofiar katastrofy. – Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dysponuje opinią genetyczną wydaną przez polskich biegłych. Rosjanie przysłali nam opinie sądowo-medyczne ofiar katastrofy, w których częściowo określili – według swoich opinii genetycznych – osoby z imienia i z nazwiska, a częściowo nie. Na podstawie opisu tych opinii możemy, w powiązaniu z uzyskaną uprzednio polską opinią genetyczną, przypisać określoną opinię sądowo-medyczną dotyczącą ciała bądź fragmentu ciała nieustalonej ofiary katastrofy do konkretnej ofiary katastrofy – mówi płk Rzepa. Prokuratura zaznacza, że będzie to proces czasochłonny. – Wszystkie te opinie sporządzone są w języku rosyjskim, więc należy je przetłumaczyć. Całość otrzymanych materiałów zostanie niezwłocznie przekazana biegłym tłumaczom przysięgłym, którzy przetłumaczą je na język polski – wyjaśnia płk Rzepa. Opinie sądowo-medyczne zostały wykonane w kwietniu, prokuratura oczekuje na nadesłanie z Rosji kolejnych tego typu dokumentów. Prokuratura nie wyjaśnia, jaki był sposób ich sporządzenia, i zastrzega, że będzie to możliwe dopiero po ich przetłumaczeniu. Śledczy zapewniają, że ciałom określonym w opinii rosyjskich biegłych jako niezidentyfikowane zostały przypisane przez Rosjan konkretne numery, którym, w powiązaniu z opinią genetyczną wykonaną przez polskich biegłych, można przypisać konkretne dane personalne. Argumenty te nie przekonują jednak pełnomocników i rodzin ofiar. – Przez wiele miesięcy przekonywano naszą opinię publiczną, że Rosjanie przeprowadzają bardzo szczegółowe badania genetyczne. Jeśli więc była to prawda, to skąd te fragmenty niezidentyfikowane? Gdyby rzeczywiście te badania były zrobione w sposób niepodlegający żadnej wątpliwości, to dlaczego nie otwierano trumien już po ich przylocie do kraju? Przecież dysponowaliśmy materiałem genetycznym pobranym od rodzin ofiar tu, na miejscu, więc dlaczego nie zweryfikowano go od razu z ciałami, które przybyły z Moskwy? Wystarczyło tylko pobrać materiał z trumny i dokonać stosownego porównania, przecież nie było to zbyt skomplikowane – zastanawiają się pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy. Prokuratura tłumaczy, że podjęcie takiej decyzji nie leżało w gestii śledczych, ponieważ “prokuratura nie miała nic wspólnego z pochówkiem”. Wiadomo natomiast, że prokuratura nie dysponuje materiałami dotyczącymi sposobu zabezpieczenia trumien (ich zaplombowania). – Jeżeli nie mamy protokołu z zabezpieczenia trumien, to skąd wiadomo, jakie konkretnie ciała przyleciały do Polski? Wraz z przylotem ciał naszych bliskich powinniśmy otrzymać dokumenty dotyczące sekcji zwłok i badania DNA. Byłaby wtedy pewność, że znajduje się w niej ciało, z którego pobrano próbki i które rozpoznała rodzina – mówi Andrzej Melak, brat zmarłego tragicznie Stefana Melaka.

Konwencje nie wystarczą Prokuratorzy prowadzący śledztwo powołują się na europejską konwencję o pomocy prawnej w sprawach karnych z 1959 roku. Rosja podpisała ją w 1999 roku i ratyfikowała rok później, tj. w 2000 roku. Zdaniem mecenasa Piotra Pszczółkowskiego, dokument ten jest jednak zbyt ogólny, dlatego śledztwo powinno być prowadzone w oparciu o umowę o pomocy prawnej z Rosją z września 1996 roku. Chodzi o to – podkreśla prawnik – że jej zapisy pozwalają na wymianę dowodów rzeczowych w sprawie. Zgodnie z art. 80 “Umawiające się Strony zobowiązują się, na wniosek, do wzajemnego wydawania przedmiotów, które służyły do popełnienia przestępstwa, przedmiotów uzyskanych z przestępstwa lub uzyskanych w drodze ich wymiany albo jako wynagrodzenie za nie, jak również innych przedmiotów stanowiących dowody rzeczowe w postępowaniu karnym toczącym się na terytorium wzywającej Umawiającej się Strony. Przez przedmioty rozumie się również pieniądze i papiery wartościowe”. I dalej: “Wezwana Umawiająca się Strona może czasowo odroczyć wydanie przedmiotów albo może je wydać na czas określony, jeżeli są one niezbędne w innym postępowaniu karnym”. Zdaniem prawnika, zastosowanie tego zapisu pozwoliłoby na wypożyczenie od Rosjan czarnych skrzynek. W jego ocenie, karygodnym zaniedbaniem ze strony rządu Donalda Tuska było niepodpisanie specjalnej umowy z Federacją Rosyjską, która określałaby zakres działań prokuratur w sprawie katastrofy z 10 kwietnia. – Zamiast ogarniać władzę w Polsce, trzeba było zadbać właśnie o to. Myślę, że premier Putin wówczas na to by przystał – zaznacza mecenas. – Teoretycznie taka umowa dotycząca konkretnego przypadku jest możliwa. Miałaby ona wówczas pierwszeństwo przed umową dwustronną. Tyle że potrzebna jest wola zawarcia takiej umowy przez dwie strony – zauważa dr Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. – Jednak sporządzenie takiej umowy wymaga czasu, nie można jej przygotować i podpisać w ciągu paru godzin. Wymaga to długiego procesu negocjacyjnego – podkreśla Kamiński. Wyklucza, by w przypadku relacji międzynarodowych mogła być wiążąca umowa ustna. – Umowy ustne mają charakter bardzo ograniczony, dotyczą spraw drobnych. Natomiast regułą podstawową jest zawieranie umów w formie pisemnej – podkreśla. Jego zdaniem, prawo międzynarodowe stwarza inną możliwość. Jest to jednostronne oświadczenie państwa. Może to być deklaracja złożona ustnie lub pisemnie. Akt ten wyraża zobowiązanie danego państwa w konkretnej sprawie. To akt, na którym może opierać się inne państwo, które zobowiązanie swego partnera zauważa i egzekwuje. Anna Ambroziak

Ktoś odebrał dosłownie wezwanie do “dorzynania watah” Z Januszem Wojciechowskim, posłem do Parlamentu Europejskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy), rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Kiedy dotarła do Pana informacja, że w Pańskim biurze poselskim w Łodzi zamachowiec zamordował Pana asystenta Marka Rosiaka i ciężko ranił asystenta posła Jarosława Jagiełły – Pawła Kowalskiego? - Ta tragiczna informacja zastała mnie w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Siedziałem przy komputerze, przygotowywałem się do głosowań, które miały się za chwilę zacząć, i pracowałem jeszcze nad tekstem mojego wpisu na blogu, bo zbulwersowały mnie wczoraj ataki na PiS, które przyrównano do Komunistycznej Partii Polski, dyskusje o delegalizacji PiS. Gdy pisałem tekst, jak grom z jasnego nieba spadła na mnie ta straszna wieść. Odebrałem ją przede wszystkim po ludzku, bo zginął wspaniały człowiek, który znakomicie prowadził moje biuro poselskie. To było biuro, gdzie się nie tyle politykę uprawiało, ile pomagało się ludziom, bo przyjeżdżali z całej Polski z różnymi interwencjami. Ponad pięćset spraw od początku kadencji przez to biuro przeszło. Ja sam nie zawsze miałem czas tam być, ale to biuro bardzo dobrze funkcjonowało przez cały ten czas. Pan Rosiak to zorganizował. Był człowiekiem bardzo doświadczonym, wrażliwym, życzliwym ludziom, współpracowało z nim trzech młodych ludzi, w tym radca prawny. Trudno uwierzyć w to, co się stało.

Uważa Pan – podobnie jak prezes PiS Jarosław Kaczyński – że to, co się wydarzyło, to efekt kampanii nienawiści, jaką od długiego czasu pod adresem PiS uprawiano? - Oczywiście, trzeba widzieć bowiem tło tej napaści. Nie wiem, jak jest z poczytalnością tego człowieka, który dopuścił się tej zbrodni, ale został tak czy inaczej nasączony nienawiścią, on wykrzykiwał tę nienawiść, chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego – tak mówił. Okazuje się więc, że posiane ziarno nienawiści wydało krwawy polon. Trzeba przypomnieć te wszystkie słowa, które pod adresem PiS padały, jak chociażby “dorzynanie watah”. Warto przywołać tu również wypowiedź pana Palikota – gdy był jeszcze w Platformie Obywatelskiej, mówił, że Jarosława Kaczyńskiego trzeba “odstrzelić i wypatroszyć”. Nikt się w Platformie od tego nie odciął. To, co się wydarzyło w Łodzi, to wynik tej kampanii nienawiści.

“Dorzynanie watah” wkracza w fazę realizacji? - Ktoś te słowa odebrał dosłownie i zrobił to, co zrobił. Stwierdzam jednak z przerażeniem, że od razu jest próba odwracania tej sprawy. Pojawiają się już komentarze, jakoby samo PiS było winne temu, co się stało. To jest już nie do przyjęcia. Staram się w Parlamencie Europejskim zorganizować pomoc dla rodziny pana Marka Rosiaka, który zginął na posterunku. Nie wiem do końca, jak liczną ma rodzinę, znam jego żonę, która była wiceprezydentem Łodzi, nawet ma startować w tych wyborach do sejmiku województwa łódzkiego jako kandydatka Prawa i Sprawiedliwości, wiem, że ma również syna.

Można powiedzieć, że słowa Donalda Tuska o “moherowych beretach” zapoczątkowały tę lawinę nienawiści? - Tak, to był początek. Później padały coraz gorsze słowa z ust różnych ludzi. Władysław Bartoszewski powiedział o nas “bydło”. To jest ten klimat, od którego do agresji jest tylko krok, jak się okazuje, bo emocje już są bardzo napięte. Gdy oglądam w mediach komercyjnych debaty, to one są cały czas o PiS. Jak się dyskutuje o pięciu tematach w ciągu godzinnego programu, to cztery z nich dotyczą Prawa i Sprawiedliwości. Co powiedział Kaczyński, dlaczego coś powiedział, dlaczego o czymś nie powiedział, a co by powiedział, gdyby… Przecież to jest cały czas bicie w jedną stronę. Przypominam sobie w Radiu Zet poranne dyskusje polityczne, podczas których wszyscy członkowie spotkania bili w jednego posła Mariusza Błaszczaka. To jest cały czas jednostronny atak i przypisywanie najgorszych cech PiS. Przypomnę również nagonkę na posła Zbigniewa Ziobrę, którego oskarżano, że przez niego umierają ludzie, bo zatrzymał skorumpowanego lekarza.

Pana biuro poselskie otrzymywało wcześniej jakieś pogróżki? - Nigdy, wręcz przeciwnie, przychodziło do niego wielu ludzi z podziękowaniami, życzeniami. Biuro jest otwarte, każdy może do niego wejść. Tak do tej pory było, dziś nie wiem, czy tak może być dalej, pewnie trzeba będzie coś zmienić w funkcjonowaniu tego biura, bo taki akt agresji nie musi być ostatni. Czasem działa prawo serii w tego typu zdarzeniach…

Boi się Pan dziś o własne bezpieczeństwo? - Wie pan, byłem człowiekiem, który się nigdy nie bał. Nie bałem się jako sędzia, mimo że sądziłem trudne sprawy poważnych przestępców. Nie bałem się jako prezes NIK, bo mało kto wie, ale nie miałem żadnej ochrony, mimo że zajmowałem się najpoważniejszymi aferami. Nie bałem się jako wicemarszałek Sejmu, wtedy też nie korzystałem z żadnej ochrony. I do tej pory również się nie bałem, ale w tej kampanii nienawiści chyba trzeba będzie się baczniej przyglądać ludziom, z którymi człowiek się styka. Sam przecież mogłem być w tym biurze w momencie ataku zamachowca.

Z ustaleń policji wynika, że Ryszard C. od czterech dni był w Łodzi i wszystko na to wskazuje, że jego atak nie był spontaniczny, lecz zaplanowany. Oprócz pistoletu z ostrą amunicją posiadał również nóż i paralizator. - Nie wiedziałem o tym, dowiaduję się tego od pana. Tym bardziej fakt ten budzi grozę. Proszę zwrócić uwagę, jaki był jazgot wtedy, kiedy była poruszana kwestia korzystania z ochrony przez Jarosława Kaczyńskiego i z jaką dziką satysfakcją mu tę ochronę odbierano. Dzisiaj widzimy, jak wielkie jest zagrożenie. Nie wyobrażam sobie, jak można po tym wszystkim, co stało się w biurze w Łodzi, zacząć tam znowu normalnie pracować, przyjmować i zapraszać ludzi. Muszę przemyśleć to, jak dalej ma wyglądać funkcjonowanie mojego biura. Myślę, że nie da się zrobić takiej ochrony, która w pełni zabezpieczyłaby pracowników. Ten dramatyczny dzień dużo zmienił w sensie patrzenia na polską politykę.

Nagonka na PiS ma na celu jedynie zdyskredytowanie ugrupowania w oczach społeczeństwa czy może chodzi o odwrócenie uwagi od ważnych spraw w kraju? - Na pewno chodzi także o odwrócenie uwagi od bieżących problemów. Wynikami rządzenia nie da się bowiem utrzymać władzy, bo te są coraz gorsze i ludzie to widzą. Jedynym sposobem na to, żeby Platforma Obywatelska mogła wygrać następne wybory, jest wzbudzenie irracjonalnego lęku przed PiS. Myślę, że PO z tej metody cynicznie korzysta. Polskie państwo zaczyna zmierzać ku jakiemuś totalitaryzmowi, może nie na miarę stalinizmu, ale na pewno na miarę Łukaszenki. Jest dążenie, by władzę miała partia kierownicza, czyli Platforma Obywatelska, i stronnictwa sojusznicze – PSL i SLD, a PiS została wyeliminowana albo tak osłabiona, by nie była w stanie wygrać następnych wyborów.

Sugeruje Pan, że demokracja w Polsce jest zagrożona? - Uważam, że granica została przekroczona. Walka polityczna w Polsce to już nie tylko walka demokratyczna, mieszcząca się w normalnym, cywilizowanym, demokratycznym świecie, gdzie władza “wadzi się za łby” z opozycją. Muszę odnieść się również tutaj do ukarania przez sąd “Naszego Dziennika” za napisanie, że TVN jest “paszkwilancką stacją”. Przecież to jest koniec wolności słowa w Polsce. Słowa, które napisał “Nasz Dziennik”, są oceną, z którą można się zgadzać lub nie, ale oceną uprawnioną, mieszczącą się w ramach wolności słowa. Ma do niej prawo każdy człowiek, a tym bardziej gazeta. Jeżeli w naszym kraju nie wolno dziś używać nawet takich słów, to jak możemy mówić o polskiej demokracji?

Dziękuję za rozmowę.

NATO & Pentagon – zbrojna pięść ideologów NWO. Albo też – żydowski kastet do pobicia świata gojów. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w NATO rolę dyrygenta i pierwszych skrzypiec pełni USA. NATO powołano rzekomo jako sojusz obronny przed imperialistycznymi zakusami ZSRR. Ale już znacznie mniej ludzi zna stopień zażydzenia elit USA. Pisali o tym Henryk Pająk, śp. Dariusz Ratajczak, czy James Petras. Można więc bez obawy popełnienia pomyłki stwierdzić co następuje: Ameryką rządzą Żydzi, a paktem NATO rządzi Ameryka. Czyli Żydzi rządzący Ameryką rządzą NATO. Dalej… Znany jest plan Rothschildów zdobycia panowania nad światem z 1773 roku. Jeszcze bardziej znane są Protokoły Mędrców Syjonu, które precyzyjnie opisują to, co dzieje się na naszych oczach i to, co nas jeszcze ze strony Żydów/Chazarów czeka. Czyż jest to możliwe, aby uważana za chorążego wolności i demokracji USA była narzędziem do podboju świata gojów? Rozpatrzmy to na przykładzie Pentagonu, wiodącej siły w NATO. Rząd USA i Departament Obrony (wcześniej – Departament Wojny USA) obecnie zwany popularnie Pentagonem chciały przyłączyć się do II wojny światowej. Jednak opinia publiczna w USA była temu stanowczo przeciwna. Jak więc władze USA doprowadziły do zmiany nastroju amerykańskiej opinii publicznej?
- USA stawia Japonii ultimatum nie do przyjęcia.
- Japonia szykuje atak na Pearl Harbour nie wiedząc, że najpóźniej tydzień przed planowanym atakiem wiedział o nim wywiad USA informując o tym prezydenta i Departament Wojny.
- Ani prezydent, ani Departament Wojny nie ostrzegł własnych żołnierzy stacjonujących w Pearl Harbour.
- 7 grudnia 1941 w ataku na Pearl Harbour ginie (absolutnie niepotrzebnie) ok 2,5 – 4 tys. żołnierzy.
- Opinia publiczna w USA wstrząśnięta atakiem domaga się przystąpienia Ameryki do wojny.

Podobnie było podczas I wojny światowej. Jedyną różnicą było to, że ówczesny prezydent nie chciał włączać Ameryki do działań wojennych.
- Luksusowy statek Lusitania nafaszerowano (wbrew przepisom) materiałami wybuchowymi.
- Ktoś poinformował niemiecki wywiad o trasie statku i materiałach wybuchowych przewożonych w ładowni Lusitanii.
- Lusitania została zatopiona. A to wywołało gniew Amerykanów. Ostatecznie niechętny wojnie ówczesny prezydent do wojny przystąpił. Oszukiwanie światowej opinii publicznej i własnego społeczeństwa weszło prezydentom USA i  Naczelnemu Dowództwu w krew. Dziesięciolecia Pentagon okłamywał cały świat w sprawie tzw. incydentu w Zatoce Tonkińskiej. To samo miało miejsce z rzekomo „przypadkowym” zaatakowaniem przez izraelskie wojsko U.S.S. Liberty. Prawdę o tym ataku Waszyngton i Pentagon (nie wspominając Telawiwu) zacierał i mataczył. Ostatecznie zepchnięto ją w niepamięć. Jedno z największych oszustw Pentagonu nie doszło do skutku tylko z powodu odrzucenia go przez prezydenta Kennedyego. Mówię o Operacji Northwoods. Przytoczę  tutaj plany opracowane przez Kolegium Połączonych Szefów Sztabu – czyli przez najwyższych amerykańskich dowódców wojskowych:

1. Użyć prowokacji jako podstawy do interwencji wojskowej USA na Kubie. Wskazane jest także zainscenizować takie działania, aby przekonać Kubańczyków o nieuchronności inwazji. Możliwe incydenty pozwolą na szybką interwencje, jako odpowiedz na kubańskie działania.

2. Szereg dobrze skoordynowanych incydentów w Guantanamo jak i w okolicy, przeprowadzonych przez wrogie siły kubańskie.
a) Działania mające na celu uwiarygodnienie ataku (nie jest to porządek chronologiczny):

Rozpowszechnienie plotek (wielu). Użycie radia.

Lądowanie zaprzyjaźnionych Kubańczyków w mundurach „przez płot”, w celu przygotowania ataku na bazę.

Pochwycenie kubańskich (przyjaznych) sabotażystów wewnątrz bazy.

Zamieszki w pobliżu głównej bramy bazy (przyjaźni demonstranci).

Wysadzenie amunicji wewnątrz bazy; rozniecenie pożarów.

Zniszczenie samolotu (sabotaż).

Przemyt amunicji do moździerzy z zewnątrz do bazy. Uszkodzenia niektórych instalacji.

Przechwycenie zespołów zamachowców przypływających od strony morza lub z okolic miasta Guantanamo.

Zatrzymanie oddziału szturmowego

Sabotaż statku w porcie.

Zatopienie jednostki w pobliżu wejścia do portu. Inscenizacja pogrzebów ofiar.

b) Odpowiedzią USA byłyby zabezpieczenia dostaw wody i energii elektrycznej, zniszczenie artylerii, która zagraża bazie.
c) Następnie rozpoczęcie operacji wojskowych dużą skalę.

3. Inscenizacja incydentu podobnego do tego z USS Maine:
a) Zniszczenie amerykańskiego statku w Zatoce Guantanamo, obwinienie Kuby.
b) Zniszczenie zdalnie sterowanego statku (bezzałogowego) na kubańskich wodach. Przyczyną takiego zdarzenia w pobliżu Hawany lub Santiago miałby być kubański atak z powietrza lub morza, albo obu naraz. Sama obecność kubańskich samolotów lub statków miałaby wystarczyć, aby dostarczyć dowodów na to, że statek został zniszczony przez stronę Kubańską. Bliskość do Hawany lub Santiago ma dodać wiarygodności incydentu.

4. Rozwinięcie kampanii terroru komunistycznego na obszarze Miami, Florydy,Waszyngtonie. Ofiarami zamachów mieliby być uchodźcy z Kuby. Zatopienie lodzi pełnej Kubańczyków w drodze/ z Florydy (rzeczywista lub symulowana). Kilka eksplozji bomb w starannie wybranych miejscach, aresztowanie kubańskich agentów oraz produkcja specjalnie spreparowanych dokumentów potwierdzających kubańskie zaangażowanie.

5. Zainscenizowanie „Kubańskich” desantów na plażach sąsiednich państw. Poparcie przez Kubę działań wywrotowych na Haiti, Dominikanie, Gwatemali, Nikaragui. Działania takie mogą zostać zwielokrotnione oraz upublicznione. Wykorzystanie wrażliwości Dominikany na wtargnięcie w przestrzeń powietrzną. Bombardowanie w nocy przez „Kubańskie” B-26 lub C-46. Operacja ta mogłaby być połączona z „Kubańską” wiadomością dla podziemia komunistycznego w Republice Dominikańskiej.

6. Wykorzystanie myśliwców MIG przez amerykańskich pilotów; miałoby to przynieść dodatkowe korzyści prowokacji. Atak na samoloty cywilne, zniszczenie amerykańskich samolotów wojskowych, jako działania uzupełniające. Odpowiednio pomalowane samoloty F-86, mające przekonać pasażerów linii lotniczych o ataku kubańskiego Migów oraz poinformowanie przez pilota o takim fakcie. Podstawową wadą tej propozycji miałyby być problemy z odpowiednią modyfikacją samolotu.

7. Próba porwania samolotu cywilnego przez agentów rządu Kuby.

8. Przygotowanie przekonujących dowodów na to, że kubański samolot zaatakował oraz zestrzelił cywilny samolot w drodze ze Stanów Zjednoczonych do Jamajki, Gwatemali, Panamy lub Wenezueli. Pasażerami mogłaby być grupa studentów udająca się na wakacje lub jakiejkolwiek inna grupa osób zainteresowania wspólnym wyczarterowaniem lotu.

a) Przygotowane zostałyby dwa identyczne samoloty, o takich samych numerach, z czego jeden byłby oficjalnie zarejestrowany na kontrolowaną przez CIA firmę, działającą na obszarze Miami. W wyznaczonym czasie duplikat miał być załadowany staranie wybranymi pasażerami, pod fałszywymi nazwiskami. Oficjalnie zarejestrowany samolot miał być przekształcony w bezzałogową, zdalnie sterowaną jednostkę.

b) Start obu samolotów miał być staranie zaplanowany, aby umożliwić spotkanie się obu jednostek na południe od Florydy. W wyznaczonym punkcie, samolot z pasażerami na pokładzie miał obniżyć lot i utrzymując niski pułap wylądować na terenie Bazy Lotniczej Eglin. Tam miała się odbyć uzgodniona ewakuacja pasażerów oraz powrót samolotu do pierwotnego stanu (tj. sprzed upodobnienia do oficjalnej jednostki). W międzyczasie zdalnie sterowany samolot nadal kontynuował plan lotu. Po znalezieniu się w pobliżu Kuby, miał rozpocząć nadawać sygnał „Mayday” na międzynarodowej częstotliwości, wraz z komunikatem stwierdzającym atak przez kubańskie myśliwce. Transmisja zostałaby przerwana przez zdalne zniszczenie samolotu. To pozwoliło by na poinformowanie USA o incydencie przez ICAO, mającą swoją stacje radiową na półkuli zachodniej. Dzięki temu Stany Zjednoczone nie musiałyby same przedstawiać informacje o zestrzeleniu; dodatkowo incydent zostałoby potwierdzony przez międzynarodową agendę ONZ.

9. Jeżeli byłoby to możliwe, stworzyć sytuacje w której kubańskie Migi zestrzeliłyby samolot USAF nad wodami międzynarodowymi, w niesprowokowanym ataku.
a) Cztery lub pięć samolotów F-101 miało być wysyłane z bazy Homestead na Florydzie, w pobliże Kuby. Ich misją byłaby symulacja walki powietrznej nad południową Florydą. Załogi zostałyby poinformowane aby pozostać co najmniej 12 mil od wybrzeży kubańskich, w przypadku wrogich działań podjętych przez kubańskie Migi, będą mogli użyć ostrej amunicji.
b) Podczas tych lotów, wcześniej poinformowany pilot, nadał by komunikat o zaatakowaniu przez Migi, wraz z informacją o zestrzeleniu. Na tym transmisja miała się zakończyć. Pilot miał obniżyć lot oraz kierować się bezpośrednio na zachód do bazy Eglin. Po wylądowaniu samolot otrzymał by nowy numer. Pilot całą misje wykonywałby pod fałszywym nazwiskiem, by uchronić swoją właściwą tożsamość.
c) W mniej więcej tym samym czasie, łódź podwodna, na domniemanym miejscu zestrzelenia, umieściła by szczątki F-101, spadochron itp., od 15 do 20 mil od wybrzeży kubańskich. Piloci powracający do bazy Homestead, przedstawili by prawdziwe dane o widzianych szczątkach. Statki ratownicze oraz samoloty, wysłane w rejon zestrzelania, poinformowałyby o znalezionych częściach samolotu.

Zwracam w tym miejscu jeszcze uwagę na podobieństwo losów  USS Maine i RMS Lusitanii. Zauważyli to nawet niezależni badacze niemieccy. Największą znaną operacją „pod obcą flagą” przy aktywnym współudziale Pentagonu były zamachy z 11/9. W tym miejscu zaznaczę jedynie tyle:
- Bez przyzwolenia Pentagonu samoloty które „porwano”, nie miałyby szans na dotarcie do NY i staranowanie WTC.
- Pentagon dziwnie zaatakowano nie tam, gdzie mieści się naczelne dowództwo, lecz tam, gdzie jest dział księgowy. A tam akurat trwało dochodzenie – gdzie wyparowało parę miliardów dolarów? Po zniszczeniu dokumentacji podczas „zamachu” dochodzenie umorzono. Przy czym kłamstwem jest, jakoby Pentagon staranowany został samolotem pasażerskim.

A po uderzeniach skrzydeł w budynek nie ma śladu... Jeszcze przed 11/9 Pentagon był głównym „współudziałowcem” w zbrodniczej agresji NATO na Serbię. O przyczynach tej międzynarodowej zbrodni tak pisał w 1997 Oleg Płatonow:

„Plany agresji militarnej w Europie Wschodniej zostały opracowane na posiedzeniach Rady Spraw Międzynarodowych i Komisji Trójstronnej. Instytucje te podjęły decyzję ukarania Serbów za nieposłuszeństwo wobec zasad światowej elity. Główną winą Serbów było prowadzenie interesów narodowych i próby zachowania integralności narodowej i wyznania prawosławnego. Serbowie byli jedynym europejskim narodem, który zdołał zachować rząd narodowy, przeciwny dyktaturze światowej elity.
Działania zbrojne w Jugosławii były ważnym ruchem w tworzeniu NWO. Ucierpiały miliony ludzi i dziesiątki tysięcy zginęły w czasie wielokrotnych bombardowań. Ważne jest, aby pamiętać, że broń użyta w Jugosławii, była zakazana przez międzynarodowe konwencje. Gospodarka kraju została zniszczona.
Inwazja wojsk NATO była działaniem zmierzającym do stopniowej dewastacji kraju i późniejszym przekazaniem jej terytorium sąsiednim państwom. G. Soros, jeden z liderów NWO powiedział miesiąc po bombardowaniu, że Bałkany powinny znaleźć się pod ochroną Rady Europy. W wyniku odbudowy region będzie podzielony na Albanię, Kosowo, Serbię, Chorwację i Czarnogórę. Operacja ta była czymś w rodzaju próby przed przebudową Rosji. Tajne poparcie antyrosyjskich gangów w Czeczenii, Dagestanie i innych południowych regionach Rosji, jak również sponsorowanego przez CIA celu Talibów – oderwanie bogatych w ropę rosyjskich terytoriów i przypisanie temu regionowi roli rosyjskiego Kosowa.”

Przeprowadzone przy pomocy Pentagonu ataki na WTC i na sam Pentagon dały Ameryce pretekst do napaści na Afganistan. Rzekomo, aby dopaść tam i ukarać Osamę Bin Ladena. O czym kontrolowane przez ideologów NWO media nie wspominają: Kilka miesięcy przed atakami na WTC i Pentagon ciężko chory Bin Laden, już wówczas rzekomo poszukiwany przez USA jak terrorysta nr 1, poddał się leczeniu w amerykańskim szpitalu w Dubaju, gdzie odwiedził go miejscowy szef CIA Larry Mitchell. Leczenie, w tym dializa, trwało kilka dni. Poszukiwanego przez USA terrorysty nie aresztowano.

Bin Laden zmarł ok. 16 grudnia 2001. Informowały o tym arabskie gazety, a nawet amerykańska stacja Foxnews. Wcześniej jeszcze Bin Laden wyraźnie zdementował jego współudział w zamachach z 11/9. Mimo to USA i służby całego Zachodu nadal go poszukują, jako domniemanego terrorysty odpowiedzialnego za 11/9. Bin Laden nie żyje już od prawie dziewięciu lat. A mimo to żydowskie media co trochę informują o jego nowej kryjówce. Sprawę domniemanego terrorysty, agenta CIA  Bin Ladena i rzekomego zagrożenia z jego strony kolejnymi aktami terroru, załgane żydowskie media wykorzystują do usprawiedliwiania kolejnych agresji NATO i USA, do ograniczania praw obywatelskich i do wyposażania policji i tajnych służb w coraz to szersze uprawnienia. Ostatecznym tego celem jest utworzenie światowego państwa policyjnego, gdzie bydło robocze poddane będzie totalnej kontroli i inwigilacji (m.in. przy pomocy chipów). Agresja na Afganistan miała na celu:
- osaczanie od południa Rosji,
- zwiększenie prezencji USA w strategicznym, roponośnym obszarze Bliskiego Wschodu,
- przyzwyczajanie opinii światowej do napadania przeróżnych koalicji pod dowództwem USA na dowolnie przez Amerykę wybrane państwo,
- przejęcie przez CIA kontroli nad dystrybucją heroiny i opium produkowanych w Afganistanie.

Potem przyszła kolej na Irak. Pretekstu do tej agresji dały fabrykowane przez CIA „dowody” na broń masowego rażenia w Iraku. Przypominano o wytruciu przez Irak w przeszłości całego kurdyjskiego miasteczka w północnym Iraku.  O tym, że środki bojowe użyte wówczas przez Irak były made in USA media nie wspominały. Przypomnę jeszcze, że bakterie anthraxu użyte w terrorze biologicznym tuż po 11/9 w USA (zmarło wówczas w USA kilka osób, a pierwszą z nich był reporter, który opublikował zdjęcia pijanej córki prezydenta Busha) pochodziły z laboratorium broni biologicznej z amerykańskiej wojskowej bazy w Fort Detrick. O brutalnym, haniebnym i poniżającym traktowaniu więźniów w Abu Ghraib nieomal zapomniano.

Tak wygląda wolny świat w wydaniu NWO O strzelaniu z helikoptera do Irakijczyków i reporterów jak do dzikich zwierząt też już prawie zapomniano. Zatopienie południowokoreańskiego okrętu Cheonan w marcu 2010 rzekomo przez Koreę Północną mało kto kojarzył z kolejną amerykańską inscenizacją „pod obcą flagą”.

A było to tak… Mieszkańcy Okinawy od dawna domagają się zlikwidowania amerykańskiej bazy wojskowej na tej wyspie. Zbyt wiele japońskich kobiet i dziewcząt  zostało brutalnie zgwałconych przez amerykańskich marines, aby Japończycy życzyli sobie ich dalszego pobytu u nich. Ale po „ataku” na południowokoreański okręt i zatopieniu go premier Japonii Hatoyama wycofał się z przedwyborczych obietnic zlikwidowania amerykańskiej bazy na Okinawie. Pretekstem był właśnie ów  incydent u wybrzeży Korei – bez wojsk USA wobec agresywnej i posiadającej broń atomową Korei Północnej bezpieczeństwo Japonii byłoby zagrożone. Mimo protestów ludności miejscowej US marines pozostali na Okinawie. Zadania i rolę Pentagonu i armii USA określa program wpływowej i nasyconej judeocentrykami i syjonistami PNAC. Plany PNAC zakładają zdobycie przez USA absolutnej, w tym także militarnej dominacji nad całym światem. Do zrealizowania tych celów nastąpiła przebudowa sił zbrojnych USA. Kosztuje to USA rocznie gigantyczne sumy. Wojska USA są typowo kolonialne i okupacyjne. Dopasowano do nich już wiele innych armii NATO. W tym także wojsko polskie, a raczej jego niedobitki. W czasach PRL tzw. „ludowe” wojsko nastawione było na masowe szkolenie poborowych. Co pół roku 1/4 z nich wracała do cywila.  Zastępowali ich nowi rekruci. Było to korzystne z punktu widzenia obronności kraju. W razie agresji  można było natychmiast zmobilizować wielomilionową armię do obrony kraju. Obecnie wojsko polskie, przebudowane na amerykańską modłę, jako wasal USA posłusznie bierze udział w okupacjach obcych, suwerennych państw. Szczytne hasło „za waszą i naszą wolność” karkołomnie i oszukańczo naciąga się do okupacji Afganistanu. Rządząca Polską agentura amerykańskich i izraelskich interesów udaje, że nie dostrzega hańby, jaką ściągnęła na polski mundur. Staliśmy się  wasalem i okupacyjnym pomagierem USA i NATO -  żydowskiego kastetu do podbijania świata gojów. Nawet w Niemczech głośno mówi się już o utworzeniu armii czysto zawodowej. Na przeszkodzie stoi jedynie problem finansowy… szpitali i domów starców. Wielu młodych Niemców odrabia wojsko w tzw. służbie zastępczej. Za grosze pracują w szpitalach, domach starców itp. Jeśli zlikwidowana zostanie służba zasadnicza, zniknie też i służba zastępcza (i prawie darmowa siła robocza w szpitalach i domach starców). Dlatego Bundeswehra wciąż jeszcze nie jest armią wyłącznie zawodową i okupacyjną – na amerykańską modłę. Ale  i to jeszcze przyjdzie. Wielu ludzi nie wie, nie domyśla się, że ideolodzy NWO, banksterzy i syjoniści, którzy rządzą w USA i w Unii, wykorzystują NATO, Pentagon i jego wasali jako zbrojną, żelazną pięść do podboju świata gojów. Nawet „nasza” armia ma w tym swój udział. Na koniec jeszcze mało znana wypowiedź Henry Kissingera, jednego z najważniejszych zakulisowych animatorów NWO: Wojsko to bezmyślne bydło, przy pomocy którego robimy politykę. Określenie „bezmyślne bydło” pięknie synchronizuje z talmudem, który podobnie definiuje gojów. Nie muszę chyba dodawać, że Kissinger jest Żydem.

http://poliszynel.wordpress.com

Jezus Chrystus „nienawistny przestępca” Drugie przyjście w Zjednoczonych Socjalistycznych Stanach Ameryki 2009 Gdyby Jezus chodził dzisiaj po ziemi w Kanadzie i większości krajów europejskich, mógłby być często skazywany za „zbrodnię nienawiści”. W niektórych krajach stosujących prawo nienawiści jest ono ścigane z oskarżenia publicznego za publiczną krytykę głównego celu Jezusa: grzeszników potrzebujących Bożej miłości i zbawienia. Pięć lat temu zadzwonił do mnie chrześcijanin z płn. Kanady i powiedział, że w swoim mieście rozdawał fragmenty Ewangelii, kiedy oficer policji poinformował go, że prawo prowincji zakazuje takiej „mowy nienawiści”. Jeśli będzie to robił dalej, zostanie aresztowany. Nasi krewni w Holandii błagają nas byśmy nie pozwolili na wprowadzenie prawa nienawiści w Ameryce. Każdy kto publicznie krytykuje tam „grzeszników” (takich jak cudzołożników czy homoseksualistów) jest aresztowany. W Islandii wirtualnie każda wypowiedź publiczna jest zbrodnią nienawiści. W Anglii nawet noszenie krzyżyka jest zbrodnią nienawiści. Rząd postrzega to jako wyrok przeciwko nie-chrześcijanom. Ponieważ Jezus wyraźnie i publicznie potępił wszystkich grzeszników bez względu na mogące Go spotkać konsekwencje, to gdyby teraz żył w większości krajów stosujących prawo nienawiści, byłby wielokrotnie aresztowany, więziony i płaciłby ogromne koszty procesowe.Ale jest jedno prawo nienawiści, za które by cierpiał najbardziej: bycie „antysemitą”. Prawo nienawiści wykreowała żydowska ADL. Zdominowane przez Żydów anty-chrześcijańskie grupy takie jak ADL, Południowe Centrum Prawne Ubóstwa, Naród za Ameryką oraz Unia Amerykańskich Swobód Obywatelskich, to duchowi i fizyczni potomkowie tych, których Jezus nazwał faryzeuszami.  ADL upewniła się, że wszystkie jej biurokratyczne prawa nienawiści na świecie, każda krytyka spraw żydowskich, uważana będzie za antysemitycką i ciężko ukarana.

Historia żydowskich „przestępców słowa” W starożytnym Izraelu pod rządami fałszywych kapłanów, proroków i złych królów, taką zbrodnią słowa było krytykowanie Żydów, jak dzisiaj w Kanadzie. Jeden z pierwszych publicznych ‘antysemickich” aktów Jezusa miał miejsce w lokalnej synagodze w Nazarecie. Stojąc przed kongregacją, skrytykował większość Żydów jako niegodnych historii Izraela. Jego słuchacze byli tak rozwścieczeni, że próbowali zrzucić Go z urwiska! (Łk 6:16-30) Trzy lata później ich przywódcom w końcu udało się Go ukrzyżować. Gdyby ci Żydzi mieszkali dzisiaj w Kanadzie, na pewno założyliby sprawę z powodu przestępstwa nienawiści przeciwko Jezusowi za podtrzymywanie wobec Żydów „nienawiści i pogardy”.  Faryzeusze oskarżaliby Go za każde z dziesiątków oskarżeń przeciwko nim. Każde oskarżenie za żydowskie zranione uczucia kończyłoby się grzywną w wysokości 5.000 USD. Oczywiście Jezus powtarzałby to przestępstwo i skazywany byłby za obrazę sądu i odbywałby kary więzienia, jak również płaciłby setki tysięcy USD grzywien i kosztów sądowych. Wszyscy najwspanialsi hebrajscy prorocy dołączyliby do Niego w więzieniu. Ahab oskarżył Eliasza o zbrodnię „antysemityzmu” za niepokojenie Izraela. Ahab uznał go za najbardziej poszukiwanego przestępcę nienawistnika w Izraelu za krytykę jego grzechu i spowodowanie 3-letniej suszy. Jeremiasza wielokrotnie oskarżali zarówno świeccy jak i przywódcy za wypowiedzi przeciwko narodowi żydowskiemu i jego świętemu miastu. Za to wrzucili go do studni by tam zmarł.  W prawie każdym okresie, cofając się do wyjścia Izraela z Egiptu, źli przywódcy żydowscy zabraniali krytyki wybranego przez Boga narodu. Podczas wyjścia z Egiptu buntownicy z Korach mówili: „cała ta kongregacja jest święta… i Pan jest z nimi.” (Ks. Pwt. Pr. 16:3) Mojżesza ogłosili wrogiem narodu za krytykę i osąd złych Hebrajczyków. Od tamtej chwili historia notowała rozkwit faryzeizmu i czczenie Talmudu i Zoharu jako najwyższego przewodnika religijnego Żydów wszechczasów. Dzisiaj talmudyczni Żydzi za bardzo złe, a nawet bluźniercze, uważają każdą krytykę Wybranej Rasy ze strony Gojów. W rzeczywistości Biuro Globalnego Antysemityzmu ADL w departamencie stanu USA mówi, że każda „ostra” krytyka Izraela, w tym jego przywódców czy armii, jest antysemicka. Czy Ameryka mogłaby stać się tak wrogim miejscem jak starożytny Izrael, skazującym na więzienie, czy w końcu nawet na śmierć tych, którzy krytykują Żydów? Szybko idziemy w tym kierunku. Ustawa ADL o zbrodniach nienawiści poparta przez organa ustawodawcze, jest zaprojektowana po to, by przekształcić Amerykę w tyranię zbrodni wypowiedzi , tak jak miało to miejsce w starożytnym Izraelu pod najbardziej opresyjnym przywództwem. Ale ponieważ zdominowane przez Żydów media nie zajmują się sprawą ustawy o nienawiści, a chcą by przeszła ona bez dyskusji, nawet większość konserwatystów uważa ją za drobne prawo. Rezultat: większość z dziesiątków tysięcy protestujących przeciwko podatkowi partii herbacianej i samorządom nie włączyła ustawy o nienawiści do krytyki demokratów na tę wiosnę i lato. W rzeczywistości, ustawa o nienawiści jest najbardziej niebezpieczną ustawą jaką kiedykolwiek uchwaliły organa ustawodawcze. Zaprojektowana jest by doprowadzić bezpośrednio do końca wolności słowa i kolejną utratę wszystkich swobód w Ameryce. W nadchodzących tygodniach zanim dojdzie do prezydenta do podpisu, Amerykanie muszą wyrazić swoją opinię podczas demonstracji. Musimy bombardować Obamę żądaniami by jej nie podpisywał – pod karą ogromnej straty demokratów w wyborach w przyszłym roku. […]

http://www.truthtellers.org/alerts/jesuschristhatecriminal.htm
Pastor Ted Pike – 25.08.2009, tłumaczenie Ola Gordon

http://poliszynel.wordpress.com/2010/10/18/jezus-chrystus-nienawistny-przestepca/

Śląskie: skandal antysemicki w Wodzisławiu Trzęsąc się z oburzenia donosimy o obrzydliwych ekscesach antysemickich mających miejsce na europejskiej ziemi. – admin

„Polska Dziennik Zachodni”: Skandal w Wodzisławiu Śląskim: w piątek rozpocznie się tam Tydzień Kultury Żydowskiej, tymczasem na jednym z lokalnych portali internetowym, na którym zareklamowano imprezę, zaroiło się od obrzydliwych, antysemickich wpisów. Na tym jednak incydenty się nie skończyły. - W nocy ktoś spalił prawie dwuipółmetrowy baner, na którym zapraszaliśmy mieszkańców na nasze uroczystości. Wisiał przy ulicy Rybnickiej, przy wjeździe do Radlina. Obie sprawy niestety łączymy. Ja jestem w szoku, bo organizujemy taką imprezę już trzeci rok z rzędu i nigdy nie mieliśmy tego typu zachowań – mówi nam Grzegorz Meisel, szef lokalnego stowarzyszenia „Jerusza-Dziedzictwo”. Włodzimierz Kac, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Katowicach (obejmuje także Wodzisław Śląski), przyznaje, że na Śląsku takie przypadki są incydentalne i już dawno nie miały miejsca. – Czytałem te wpisy, jeden z autorów ma wręcz faszyzujące poglądy. Wiem, że nie wszyscy nas lubią i zawsze znajdzie się grupa, która nas atakuje. Nie ma co z nimi dyskutować, trzeba tylko edukować, bo większość z tych, którzy udzielają się na forach, nie widziała nigdy na oczy Żyda – wyjaśnia Włodzimierz Kac. [Najlepszej edukacji udzielają Polakom wycieczki młodzieży z Izraela wraz z towarzyszącymi ochroniarzami - admin] Także rzecznik ambasady Izraela w Polsce, Michał Sobelman, nie pamięta w ostatnich latach incydentów antysemickich w naszym województwie. – To tym bardziej przykre. Ale też dowód na to, że takie uroczystości, jak ta w Wodzisławiu Śląskim, powinny być organizowane, by uczyć historii i tolerancji – mówi Sobelmann. Grzegorz Meisel z wodzisławskiego stowarzyszenia skopiował obraźliwe wpisy w internecie i powiadomił policję o podpaleniu baneru. Zgodnie z polskim prawem, kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, wyznaniowych podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. - Szukamy sprawców – wyjaśniają wodzisławscy policjanci.

Upamiętnią Podczas rozpoczynającego się w piątek Tygodnia Kultury Żydowskiej organizatorzy chcą przypomnieć o wybitnych mieszkańcach Wodzisławia Śląskiego pochodzenia żydowskiego. Wśród nich są: rabin Jacob Hamburger – twórca pierwszej na świecie encyklopedii żydowskiej, dr George Kantorowsky z żoną, był rabinem w Szanghaju i założycielem kongregacji postępowej w San Francisco. – Stąd wywodzi się też Ferdinand Lassalle, twórca pierwszej partii socjaldemokratycznej – tłumaczy Grzegorz Meisel, szef stowarzyszenia „Jerusza-Dziedzictwo”. – Chcemy zachęcać do podpisywania petycji do władz miasta o upamiętnienie tych postaci w nazwach naszych ulic i rond – dodaje. Autor: Jacek Bombor, Polska Dziennik Zachodni

O śmiertelnym potomku herolda Callisa Po kilku dniach przerwy (tak, wiem, że czekaliście;)) wracam do Fantastycznego plebiscytu. Specjalnie dla Andromedy skrobnę dzisiaj parę zdań o Kodeksie Deepgate Alana Campbella. Zacznę od kilku słów o autorze. Miałem przyjemność spotkać go na tegorocznym Euroconie w Cieszynie. Jest dowcipny, inteligentny i bardzo kontaktowy. Czasami aż wstyd było patrzeć na bufonadę niektórych polskich twórców, zwłaszcza zestawioną z naturalną skromnością Campbella. Interesujący jest także fakt, że pisarz pracował przy pierwszych trzech częściach Grand Theft Auto. Zrezygnował z pracy w branży gier komputerowych, bo, jak sam mówi, za mało tam od niego zależało. Pisarz odpowiada za całość swojego dzieła i jest ono zależne tylko od niego. W projektowaniu gier zaś, nad jednym tytułem pracuje kilkadziesiąt osób i każda zajmuje się jedynie wąskim fragmentem produkcji. Kodeks Deepgate to trylogia (Noc blizn, Żelazny anioł, Bóg zegarów), której pierwszy tom został wydany w roku 2006. Jest to niewątpliwie literatura fantasy, dosyć jednak oryginalna. Nie uświadczymy tu magii (w klasycznym rozumieniu tego słowa), smoków, elfów czy orków. Świat jest dosyć mroczny. Nie jest to jednak mroczność sztuczna - doskonale wkomponowuje się to w realia, w którym przyszło żyć mieszkańcom Deepgate i trudno byłoby sobie wyobrazić lepszy nastrój dla tej scenerii. Jednym z głównych bohaterów cyklu jest Dill - archont Kościoła Ulcisa, ostatni żyjący członek walecznego rodu, który przed wiekami prowadził armie wyznawców do boju z niewiernymi. Niestety, w niemal niczym nie przypomina swoich skrzydlatych przodków. Jest zaledwie niezdarnym dzieckiem. W dodatku, nie wolno mu latać. U boku rozgoryczonego anioła i jego przyjaciół zaczynamy poznawać Deepgate - miasto zawieszone nad przepaścią na wielkich łańcuchach. Gdy zmusimy wyobraźnię do wizualizacji barwnych opisów Campbella, ukaże się nam widok oszałamiający. Wiszące miasto, intrygi związane z Kościołem, Ulcisem, Labiryntem i Spine są przedstawione naprawdę fascynująco. Nie będę oczywiście zdradzał fabuły, powiem tylko, że kilkukrotnie byłem zaskoczony nie mniej niż bohaterowie. Tym zaś świat wprost wywraca się do góry nogami. Kolejne tomy cyklu są według mnie trochę słabsze - brakuje niepowtarzalnej atmosfery Deepgate. Na pewno jednak nie są mniej ambitne. Zwiedzimy w nich Otchłań, spotkamy bogów, przeniesiemy się wraz z bohaterami do innych linii czasowych i paralelnych rzeczywistości. Na pewno nie zabraknie emocji:) Zostanie też wreszcie udzielona odpowiedź na jedno z głównych pytań, pojawiających się po przeczytaniu Nocy blizn: Co znajduje się poza Miastem i przepaścią? Kodeks zachwyca kreacja bohaterów. Są skomplikowani, niebanalni, nawet postacie najczarniejszych charakterów nie są jednoznacznie czarne i możemy je zrozumieć. Atmosfera niepewności i zagrożenia udzieliła się mi podczas czytania dzieła Campbella i z niecierpliwością pochłaniałem kolejne strony. Oczywiście na koniec było mi przykro, że już skończyłem i nie mogę się dłużej cieszyć światem stworzonym przez szkockiego pisarza:p Podsumowując, mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim trylogię Campbella. Wspaniały świat, niebanalni bohaterowie, zaskakujące zwroty akcji sprawiają, że Kodeks Deepgate czyta się naprawdę świetnie. Jeśli nie jesteście jeszcze przekonani, sięgnijcie chociaż po Noc blizn - gwarantuję, że nigdy nie zapomnicie wiszącego miasta:) Zapraszam do komentowania. Propozycje tytułów, na temat których chcielibyście przeczytać moje zdanie, zgłaszajcie najlepiej w komentarzach do tego wpisu (lub przez PW). gower's blog

19 PAŻDZIERNIKA Przed 26 laty oprawcy z SB porwali i po kilku dniach tortur bestialsko zamordowali księdza Jerzego. Przed kilkoma godzinami bandyta zamordował  Marka Rosiaka – asystenta posła PiS i ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura poselskiego. 19 października powraca w polską historię datą naznaczoną tym samym piętnem. Te morderstwa zrodziła nienawiść. Nienawiść do ludzi i wyznawanych przez nich wartości, do wiary i siły przekraczającej miarę nędznych postaci. Ona kazała porwać, torturować i zabić księdza. Ona kierowała bandytą strzelającym do bezbronnych ludzi. Za jej przyczyną zginął polski Prezydent i dziesiątki towarzyszących mu osób. Ta sama – tchórzliwa, zdradziecka nienawiść. Jedyna broń kanalii. Jak wówczas, tak i dziś zbrodnię poprzedziła kampania, w której nie cofnięto się przed żadną podłością, nie zrezygnowano z żadnych środków - byle wykazać fałszywy obraz człowieka, partii, środowisk. Wiemy, kto i dlaczego odpowiada za tę kampanię – sprzed 26 i sprzed kilku lat. Ci którzy ją rozpętali i nadal prowadzą, chcieli tych śmierci. Cokolwiek nie powiedzą - chcieli śmierci księdza Jerzego, śmierci zabitych w Smoleńsku, śmierci dzisiejszej ofiary. Czy zwą się esbekami, politykami czy dziennikarzami – świadomie wybrali nienawiść, jako drogę prowadzącą do nikąd. Nie łudźmy się, że dzisiejsze wydarzenia zmienią cokolwiek w polskim krajobrazie. Przeciwnie -

spirala nienawiści będzie się nakręcała jeszcze szybciej, bo ludzie napędzający ten mechanizm są dziś coraz bliżsi osiągnięcia celów i nie muszą już ukrywać się za parawanem politycznych patronów. Bezpośrednim celem ich działań jest śmierć Jarosława Kaczyńskiego i delegalizacja partii opozycyjnej. To, co wydarzyło się 19 października stanowi zaledwie zapowiedź, nie kulminację wojny. Będą kolejne ofiary, akty nienawiści i zemsty. Pora zrozumieć, że wyrzeczenie się agresji przez środowisko Platformy lub rezygnacja z języka nienawiści nie jest i nigdy nie będzie możliwe. Musiałoby bowiem doprowadzić do unicestwienia tej grupy, do jej rzeczywistej samolikwidacji, poprzez pozbawienie jedynego, stałego fundamentu na jakim opierają się dzisiejsze rządy. Nie jest również możliwe, by ludzie ci dobrowolnie oddali władzę, wiedząc o czekającej ich odpowiedzialności. Muszą zatem się spieszyć.

Przed pięcioma miesiącami w tekście „ŚWIĘTY JERZY ZE SMOLEŃSKA” napisałem słowa, które dziś chciałbym przypomnieć:

„26 lat po tamtej zbrodni czuję coraz mocniej, jak dzisiejsze doświadczenie tragedii smoleńskiej stanowi kontynuację tamtego kłamstwa i tamtej wizji świata, skazującej na śmierć księdza Jerzego. Jak wówczas, tak i dziś nienawiść wyznaczyła drogę - do tamy we Włocławku i do smoleńskiej pułapki. Analogie sięgają jeszcze głębiej, gdy dostrzegamy metodę, jaką zakłamuje się rzeczywistość. Ta sama zbrodnicza dialektyka nakazywała widzieć w kapłanie „politykiera” współwinnego swojej śmierci, jak w ofiarach smoleńskiej tragedii nakazuje postrzegać szaleńców gotowych do aktu samobójstwa. W tej samej retoryce były kłamstwa o „motywach politycznych” stojących za męczeństwem księdza Jerzego, jak dzisiejsze oskarżenia o „rusofobię”, „upór” i „obsesyjną nieufność”, mające zdeterminować przebieg katastrofy. [...] Przed 26 laty głosem tchórzów i zdrajców obwieszczono Polakom „konieczność szukania porozumienia” z mordercami księdza, podmieniając katów na rzeczników ofiar. Tym samy głosem mówi się dziś o „pojednaniu” z putinowską Rosją i każe wyrażać wdzięczność odwiecznym ciemiężycielom. To decyzją samozwańczych „reprezentantów narodu” i szemranych „autorytetów” zarządzono „historyczny kompromis”, mordując przedtem ludzi nazbyt nieugiętych, których głos mógł zmącić plany garstki miernot. Dziś, gdy zginęli najlepsi reprezentanci narodu, te same postaci gardłują o „pojednaniu” głosząc, że „kość niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy zostanie pochowana razem z prezydentem Kaczyńskim”.

Identycznie, – jak przed 26 laty buduje się koncepcję kłamstwa o przyczynach tragicznych zdarzeń; zaciera ślady, nęka niepokornych, zamyka usta świadkom prawdy. Na tej samej zasadzie utrwala się fałszywe wyobrażenia, i mocą medialnego przekazu wznosi konstrukcję cynicznej obłudy. Jak wówczas, tak dziś, za cenę marnych przywilejów i doraźnych korzyści ci sami ludzie i ich środowiska stają się zakładnikami zbrodni. Powstały z niej układ i zmowa milczenia mają na zawsze zamknąć drogę do wyjaśnienia prawdy, stając się „kamieniem węgielnym”, na którym zostanie zbudowane nowe przymierze katów i ofiar. Zawsze uważałem, że III RP, która zaczęła się nad grobem księdza Jerzego skończy się wówczas, gdy tajemnica śmierci kapłana zostanie ujawniona. To ona stanowiła gwarancję bezkarności komunistycznych oprawców, z niej uczyniono depozyt wiedzy, łączący ludzi bezpieki, Kościoła i opozycji. W państwie przez nich stworzonym, śmierć kapłana miała stać się użytecznym, niewyjaśnionym „mitem”, dławiącym dążenia narodu pod fałszywym nakazem „pojednania”. Z tej perspektywy mogłoby się wydawać, że tragedia smoleńska przygniecie nas podwójnym ciężarem zbrodni, spod której już nigdy nie zdołamy powstać. Groza tego zdarzenia, jego wymiar moralny, polityczny i historyczny miały raz na zawsze zniszczyć marzenia o wolności, przeciąć ostatnią nić narodowych więzi. Dziś wiem, że zamysły sprawców nie mogą się ziścić. Te sprzed 26 laty i te sprzed kilku tygodni. Wiem, bo ksiądz Jerzy pozostawił nam przedziwne i trudne przesłanie. Tak trudne, że niezrozumiałe, aż do dnia wielkiej tragedii. Podczas mszy za Ojczyznę 27 maja 1984 roku wygłosił kazanie, którego treść doprowadziła do wściekłości władców PRL-u. Powiedział wówczas: „W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania. Jeżeli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować”. Trudno o mocniejszy akt oskarżenia. Za Polskę 2010, za zło, które na chwilę zatryumfowało w Smoleńsku. Jednak prawdziwa świętość nigdy nie przynosi świadomości winy, nie dając również daru nadziei. 10 kwietnia przypomniałem te słowa Kapłana z Żoliborza: „Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: "Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą”. Jestem przekonany, że fakt, iż Polacy nie ulegli grozie smoleńskiej pułapki, nie zerwali kruchej wspólnoty narodu zawdzięczamy księdzu Jerzemu. Wbrew zamysłom zła – wówczas, gdy w prezydenckim samolocie miał zginąć naród, Bóg sprawił, że naród się narodził. Mógł się narodzić, odnaleźć i uwierzyć, bo towarzyszyła nam ostatnia modlitwa księdza Jerzego. Ta, z 19 października 1984 r. wypowiedziana w ostatniej homilii w kościele p.w. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, zakończona słowami: - „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”. Nie wiem, jak wielu z nas potrafiłobym powtórzyć takie słowa. Wymagają świętości, która nie jest kategorią polityczną i siły wykraczającej poza doczesność. Wiem natomiast, że nie wolno dziś poprzestać na intelektualnej refleksji i werbalnym sprzeciwie wobec nienawiści.  Przesłanie księdza Jerzego nie wiedzie ku zgodzie kata z ofiarą, nie ma nic wspólnego z relatywizacją zła.  Wolność od lęku i zastraszenia wymaga konsekwentnych i realnych działań, a brak żądzy odwetu nie oznacza ślepoty i zapomnienia win. Prezydent Lech Kaczyński w swoim nie wygłoszonym przemówieniu katyńskim miał powiedzieć: „Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość. Dlatego potrzeba nam prawdy. Racje nie są rozłożone równo, rację mają Ci, którzy walczą o wolność. My, chrześcijanie wiemy o tym dobrze: prawda, nawet najboleśniejsza, wyzwala. Łączy. Przynosi sprawiedliwość. Pokazuje drogę do pojednania.” Nie wolno ludzi szerzących świadomie nienawiść, jak i tych, którzy ze strachu bądź wyrachowania nie odważyli się ich potępić nazywać politykami czy dziennikarzami. Zasługują na pogardę i są tak samo winni hańby 19 października, jak ci, którzy wprost nawoływali do „dożynania watah”. Każdy, kto nie zrozumiał logiki tragedii smoleńskiej, kto niczego nie pojął z retoryki ostatnich miesięcy i nadal bredzi o  „winie dwóch stron” lub z talentem hipokryty dzieli nieistniejącą odpowiedzialność – stoi po stronie łódzkiego bandyty, mordującego w imię nienawiści. Taka postawa nie ma nic wspólnego z „wyborem politycznym”. Jest hańbiącym niewolnictwem, przyjętym w imię nieludzkiej „poprawności” nakazującej nie odróżniać dobra od zła. Nawet dziś ludzie ci mają czelność pouczać nas o prawie do przeżywania tajemnicy śmierci i jak 10 kwietnia głoszą swoje pokrętne, sofistyczne poglądy. Trzeba tym ludziom twardo uzmysłowić, że każdy następny dzień, w którym milcząco akceptują zło rozplenione w Polsce czyni ich odpowiedzialnymi za przyszłe wydarzenia, czyni z nich wspólników w dziele nienawiści. Konieczny będzie sprzeciw i gniew, których nie potrafiliśmy okazać, gdy żył nasz Prezydent, gdy mieliśmy wokół ludzi na miarę wolnej Polski. Nie okazaliśmy go wcześniej, gdy Książę Poetów wykrzyczał nam, że „naród dostał w pysk, napluto na niego, na wszystkie jego marzenia.” Milczeliśmy tak długo, aż wina za smoleńską tragedię naznaczyła nas wszystkich, dających przyzwolenie na zatarcie granic dobra i zła. Czy będziemy milczeć dalej? Aleksander Ścios

Ludzie bez serc i bez honoru Miałem tego nie robić. Miałem nie być złośliwy. Ale kiedy zobaczyłem, że Wirtualna Polska postanowiła zapytać o opinię w sprawie morderstwa w Łodzi Janusza Palikota, a ten postanowił odpowiedzieć, puściły mi nerwy. Jeśli ten pan nie ma na tyle honoru, by zmilczeć, a przepytujące go „dziennikarki” tyle wyczucia, by nie zadawać mu pytań, to ja przypomnę, co napisała 14 sierpnia 2010 roku ta „nadzieja polskiej polityki”. Otóż tego dnia poseł Janusz Palikot we wpisie zatytułowanym „Nadzieja” wyrażał nadzieję, że „przyjdzie taki dzień, że Jarosław będzie już rozmawiał z siłami ostateczności. Być może jeszcze w tym roku. I wówczas uznamy, że to był naprawdę dobry rok. Tego się trzymam, w to wierzę”… I ktoś posłuchał posła, ktoś też chciał wyzwolić Polskę od Jarosława. Ciekawe, że dziennikarze i sam poseł tego nie pamiętają… Bardzo ciekawe. Ale poseł nie przypisuje sobie za to najmniejszej winy. On wie, że winny jest Jarosław Kaczyński. – To jest straszne. Jeszcze, że tak powiem, trupy nie wystygły, krew nie zaschła, a oni [Jarosław Kaczyński i Marek Migalski] już próbują zbijać kapitał polityczny na tej tragedii. To jest coś w największym ludzkim stopniu przerażającego – mówił w rozmowie z Wirtualną Polską Janusz Palikot i dodawał, że jeśli Jarosław Kaczyński dalej będzie się zachowywał jak w tej chwili, podkręcając spiralę emocji, to będą kolejne ofiary. Ta wypowiedź i cały ten materiał są już szczytem dna. Ale nie brakuje innych, nieco tylko mniej dennych wypowiedzi. I  nie ma co ukrywać, że nie doceniłem naszych „ekspertów”: politologów, dziennikarzy i polityków PO. Myślałem, że festiwal udawania, że winę za wszystko ponosi Jarosław Kaczyński rozpocznie się dopiero za kilka dni, a na razie główne „potwory” PO i SLD będą schowane. Ale, jako że trwa obecnie kampania, to zabrano się do pracy od razu. Żeby tylko „ukochany przywódca” i jego „ukochana partia rozsądku” nie przegrały. Rozum, moralność, dobry smak nie mają tu najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko sukces. Od razu, nie czekając nawet kilku godzin, sięgnięto więc po „ekspertów”. Prof. Kazimierz Kik – także dla WP – zauważał, że festiwal nienawiści obserwowaliśmy przede wszystkim przed Pałacem Prezydenckim, np. gdy prezes PiS przewodniczył wieczornym marszom z pochodniami. W opinii eksperta przypominały one ponure czasy nazizmu. – Tragedia, do której doszło w Łodzi, jest reakcją na politykę dzielenia społeczeństwa realizowaną przez PiS – mówił. Sprawdzony w boju Stefan Niesiołowski też wrócił do starego języka, który oczywiście jest językiem miłości. - Robienie z zamachu szaleńca sprawy politycznej jest haniebne dla Kaczyńskiego - uważa poseł. I dodaje, całkowicie w duchu „polityki miłości”: „Oszalał”. Na tragedii próbuje się też wypromować bliżej nieznany politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego dr Ryszard Kessler. – W ten sposób Kaczyński po raz kolejny nakręca tylko spiralę nienawiści. Atak na biuro PiS spowodowała najprawdopodobniej osoba niezrównoważona psychicznie. Taką ostrą nagonką pod adresem PO, Kaczyński nie tylko nie pomaga, ale wręcz pobudza inne osoby nie panujące nad swoimi emocjami. A to jest bardzo niebezpieczne - mówi Kessler, odczytując aktualne zapotrzebowanie rządu. Waldemar Kuczyński w „Gazecie Wyborczej” też nie pozostawia wątpliwości, że winę za zamordowanie polityka PiS ponosi Jarosław Kaczyński. Nie ci, którzy wzywali do „dorżnięcia watahy”, ale właśnie Jarosław Kaczyński. „To, co się stało w Łodzi, ma bez wątpienia związek z polityczną atmosferą, jaka istnieje u nas od kilku lat. Tyle że ta atmosfera - dzisiaj nakręcająca się już z obu stron - jest dziełem braci Kaczyńskich i partii pod ich kierownictwem. To PiS i jego liderzy pięć lat temu, nie przebierając w słowach i obelgach, zaatakowali istniejący kształt państwa oraz wielu ludzi i wiele środowisk, których uznali za ojców i zwolenników III RP, zarzucając im przestępstwa, a nawet zdradę ojczyzny” – przekonuje Kuczyński. I kontynuuje swój wywód. „To oni normalny spór demokratyczny przekształcili w wojnę z ustrojem państwa i jego konstytucją, a swoją partię ukształtowali jako partię ustrojowego przewrotu. To od tamtej pory i z tego powodu nastąpiło gwałtowne zaostrzenie tonu debaty politycznej, bo ostro atakujący napastnicy napotkali obrońców, a po roku 2007, po dwu latach swoich rządów, także ogromną, przerażoną ich rządami większość obywateli. (…) Donald Tusk ma tu coś do rzeczy, tylko nie jako sprawca, lecz ofiara, bo to "dziadek z Wehrmachtu" jest pierwszą, symboliczną salwą z pancernika na platformianą redutę. Tak, dziś słowa-pociski latają w obie strony i po obu stronach narasta nienawiść, i być może tego zabójcę z Łodzi, chorego psychicznie czy o słabych nerwach, pobudziła do szaleńczego kroku nie nienawistna retoryka wobec PiS, lecz nienawiść PiS-owska, którą ocieka ta partia i jej zwolennicy” – oznajmia Kuczyński. A tych, którym wydaje się, że nie może być już głupiej zapewniam, że może. Nasze „elity” nie odczuwają takich uczuć jak obciach czy żenada. Do tego trzeba mieć sumienie i honor. Teraz więc czekam na jakichś profesorów Sików czy Żyków, albo innych politologów czy publicystów Buczyńskich, którzy zaczną udowadniać, że zapewne to Jarosław Kaczyński zamordował tego człowieka, a teraz próbuje zrzucić winę na PO. Może też znajdzie się jakiś poseł, który oznajmi, że w ogóle nie było zamachu na biuro PiS, a w istocie napadnięto na biuro PO, tylko Fronda.pl, „Nasz Dziennik” do spółki z „Gazetą Polską” wprowadziły opinię publiczną w błąd. A szefowa REM – której o wszystkim powiedzą koledzy – wyda oświadczenie, w którym zdecydowanie potępi nieodpowiedzialne działania prawicowych dziennikarzy. A patrząc na ten dość obrzydliwy spektakl w wydaniu ekspertów, dziennikarzy i polityków mam coraz mniej wątpliwości, że się takiego momentu doczekam… Kiedy zaś znajdzie się kolejny wariat, który zabije kogoś z PiS, to winny okaże się zapewne Jarosław Kaczyński, albo modlący się pod krzyżem. A każdy, kto będzie myślał inaczej, będzie oskarżany o „ksenofobię”, szaleństwo, nienawiść itd. Tomasz P. Terlikowski

Są odpowiedzialni Wszystko wskazuje na to, że napaść na biuro poselskie w Łodzi dokonana została przez człowieka niezrównoważonego psychicznie. Nie zmienia to faktu, że był to akt motywowany politycznie, tak w każdym razie mówił jego sprawca powtarzający, że “chce zamordować Kaczyńskiego” i “zabijać pisowców”. Ludzie o słabej psychice łatwiej ulegają presji społecznej, a w Polsce od kilku lat mamy do czynienia z kampanią nienawiści i pogardy wymierzoną w PiS. Zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza, Eligiusz Niewiadomski również był człowiekiem niezrównoważonym psychicznie. Za jego zbrodnię odpowiedzialność ponoszą jednak także organizatorzy kampanii nienawiści przeciw Narutowiczowi. Nie jest to odpowiedzialność prawna, ale polityczna i moralna. W ostatnim tygodniu mieliśmy do czynienia z przeinaczeniem wypowiedzi prezesa PiS-u w TVN, co umożliwiało zestawanie jego formacji z hitlerowcami. Zdemaskowanie tej manipulacji nie zmieniło tonacji wypowiedzi zarówno dominujących mediów jak i wielu polityków. Wezwania do delegalizacji partii Kaczyńskiego stało się chlebem powszechnym. Za powód uznawane są najbardziej konwencjonalne zachowania opozycyjnej partii w demokratycznym systemie. Wspominam ostatnie dni, ale kampania ta trwa już od lat. Osobnicy typu Palikota czy Niesiołowskiego swoją karierę budowali na obrażaniu i poniżaniu liderów PiS, a działali pod batutą lidera rządzącej partii. Zarzut budowy policyjnego państwa przez PiS, pomimo braku jakichkolwiek podstaw, funkcjonuje w obiegu publicznym jako niekwestionowany fakt. Kampania nienawiści wobec partii Kaczyńskiego nie miała nic wspólnego z rzeczową krytyką. Był to “przemysł pogardy”, że posłużę się sformułowaniem Piotra Zaremby. Akty agresji wobec obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu miały również charakter fizycznej agresji, a działy się przy bierności sił porządkowych. Obecnie widzimy znowu próbę budowy fałszywej symetrii. Za brutalizację języka i obyczaju odpowiadać mają jednakowo wszyscy politycy. Ba, pojawiają się stwierdzenia, że najbardziej odpowiedzialnym jest Jarosław Kaczyński. Innymi słowy PiS zasłużył sobie na to, co się mu przytrafiło. W tej sprawie nie ma jednak żadnej symetrii. Prawda nie leży po środku, tak jak nie leży po środku między zabójcą, a zabitym. Słuchając wypowiedzi polityków PO i SLD, słuchając dziennikarzy już przeinaczających słowa Kaczyńskiego (powiedział, że od teraz język nienawiści będzie wezwaniem do mordu — słyszymy, że tak określił każdą krytykę wymierzoną w PiS) wiem, że kampania nienawiści toczyć się będzie dalej. Zwłaszcza, że PO w ogromnej mierze kontroluje debatę publiczną. A teraz nawołuję do eksperymentu myślowego. Jeden polityk PO zostaje zabity, inny raniony przez napastnika, który krzyczy, że chce zamordować Tuska i pozabijać wszystkich platformersów. Proszę wyobrazić sobie sposób pokazania takiego wydarzenia i komentarze tych samych, którzy dziś protestują przeciw politycznej instrumentalizacji tragedii ludzkiej. Pozostaje przypomnieć poetę: “spisane będą czyny i rozmowy”. Wildstein

INTELIGENTNE PODATKI Janusz Lewandowski – unijny komisarz ds. budżetu – ma dziś przedstawić w Parlamencie Europejskim przegląd budżetu Unii. „Potrzebujemy nowych źródeł dochodu*” – stwierdził już na konferencji prasowej poprzedzającej posiedzenie szef chadeków Joseph Daul. Ja też potrzebuję nowych źródeł dochodu! Ktoś jeszcze? Wpisywać się proszę! Może zacznę na blogu umieszczać reklamy? Albo wydawać płatny newsletter? Lider liberałów – Guy Verhofstadt – zagroził, że jeśli poszczególne rządy nie zgodzą się na debatę o nowych „źródłach dochodu”, to wówczas Parlament Europejski nie da zgody na budżet w 2011 roku.Zdaniem obu „przywódców” źródłem dochodu może być… no właśnie zgadli Państwo: kieszeń podatnika. Na przykład pobieranie części VAT-u do budżetu UE, albo opłata od transakcji finansowych, albo opłata lotnicza. „To może być też mieszanka” powiedział „liberał” Verhofstadt. Zadeklarował, że „nie da się znieść składek z dnia na dzień”, ale należy „przynajmniej zacząć wprowadzanie nowych źródeł dochodu”, aż „pewnego dnia budżet będzie w pełni opierał się na własnych dochodach”* „Wydaje mi się, że pomysł dochodów własnych jest bardzo inteligentny”* – stwierdził szef socjalistów Martin Schulz. I ma rację. To mój pomysł zwiększenia dochodów z reklamy, czy sprzedaży tego co piszę jest głupi. Jakbym był „inteligentny” – Martin Schulz – to bym się postarał zostać szefem frakcji socjalistów w Parlamencie Europejskim i nakładał podatki na takich głupków, którzy uważają, że jak będą więcej i lepiej pracować, to będą mieć większy dochód! Na szczęście Premier Cameron  twardo obstaje, że „zawetuje każdy projekt nowego podatku na poziomie Unii”. P.S. Zapowiadałem we wczorajszym poście, że „Premier będzie dziś wściekły”. No i proszę. Może nie od razu „wściekły”, ale za to „zły”: ("Niepotrzebna wpadka" ministra, Tusk zły Rzecznik rządu Paweł Graś zapowiedział, że ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który w Instytucie Ekspertyz Sądowych mógł odsłuchać nagrań z Tu-154M objętych śledztwem ws. katastrofy smoleńskiej, czeka trudna rozmowa z premierem. W rozmowie w Radiu ZET Graś powiedział, że Kwiatkowski nie ustrzegł się "błędu", "niepotrzebnej wpadki". Ocenił jednak - zastrzegając, że to jego osobista opinia - że cała sprawa "nie skończy się dymisją". - Minister Kwiatkowski na pewno będzie miał trudną rozmowę z premierem, premierowi ta cała sytuacja się nie podoba i nie podobała - podkreślił rzecznik rządu. Zdaniem Grasia do tej rozmowy może dojść jeszcze dzisiaj, przy okazji posiedzenia Rady Ministrów. Ocenił, że cała sprawa to "nauczka i przestroga" dla Kwiatkowskiego i innych polityków, iż "są pewne granice takiego medialnego funkcjonowania, bo można za błędy w tej medialnej komunikacji czasem zbyt drogo zapłacić". Graś dodał, że rozumie intencje ministra sprawiedliwości, który "chciał się pochwalić" pracą Instytutu Ekspertyz Sądowych. - Ale niestety nie ustrzegł się przy tym - on, bądź organizatorzy tego pokazu - błędu - mówił. W piątek w Instytucie Ekspertyz Sądowych minister i dziennikarze wysłuchali nagrania z samolotowego rejestratora: rozmowy wieży w Mińsku z - jak to określono - "nie naszym" samolotem oraz szumu w kabinie pilotów. Później sam Kwiatkowski wysłuchał w słuchawkach kilkusekundowego nagrania. Zarejestrowały go mikrofony telewizyjne, a w mediach pojawiły się informacje, że nagranie było zbieżne z fragmentami, które zawierały stenogramy z nagrań czarnych skrzynek polskiego Tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Sam minister wyjaśniał, że nagrania, które odsłuchał, nie stanowiły materiału dowodowego objętego śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej, a były tylko standardowymi próbkami z kabiny pilotów. Graś nawiązał też do stanowiska prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która zwróciła się do Instytutu Ekspertyz Sądowych o wyjaśnienia, bo - jak argumentowała - nie wyraziła zgody na odsłuchiwanie zapisów z czarnych skrzynek Tupolewa. Graś zaznaczył, że ten materiał i tak nie jest tajny, bo stenogram z rozmów zarejestrowanych przez czarne skrzynki został upubliczniony. - Wszyscy się z nim mieliśmy okazję zapoznać, wszyscy czytaliśmy - mówił. Sprawę określił jako "niezręczność, niepotrzebną wpadkę". - Mam nadzieję, że minister Kwiatkowskim wyciągnie z tego wnioski - dodał Graś. Rzecznik rządu powiedział, że ma nadzieję, iż prokuratura "z równą werwą i zapałem, z jakim zabrała się za sprawę Kwiatkowskiego, zabierze się za przecieki" materiałów ze śledztw do mediów. - Są tygodniki i dzienniki, które wyspecjalizowały się w tym, że publikują zeznania świadków, że publikują dokumenty, że powołują się na materiały tajne ze śledztwa. I co w tej sprawie robi prokuratura? - pytał. Dodał, że oczekuje "konferencji prokuratury, która nam powie, co w sprawie przecieków"). Niezadowolenie Pana Premiera jest stopniowalne. Tylko powód okazał się inny niż zakładałem. Premier jest bardziej zły na Ministra Sprawiedliwości, któremu się zapomniało, że nie jest Prokuratorem Generalnym i poleciał posłuchać nagrań z kokpitu TU 154, niż na Ministra Finansów, który konsultuje zwiększenie subwencji budżetowych dla partii politycznych. Ale o wyczynach Ministra Niesprawiedliwości przy innej okazji. A na pewno będzie, bo i Rzecznik Rządu i Minister w Kancelarii Prezydenta już stwierdzili, że złamanie prawa przez Ministra Sprawiedliwości to nie jest żaden powód do dymisji. Gwiazdowski

KAMPANIĘ NIENAWIŚCI ROZPOCZĘTO JUŻ ZNACZNIE WCZEŚNIEJ Swoją kampanię wyborczą do parlamentu PO rozpoczęła od umieszczenia w Polsce billbordów w czarnej tonacji, prezentujących zasady jakimi zdaniem PO rządził się PiS. Na każdym jest napis “Zasady PiS”, a poniżej duży napis odpowiednio: “agresja”, “pogarda”, “oszczerstwa”. Poniżej przykłady ataków PO na PiS. Wypowiedzi polityków PO nie mieściły się w ramach politycznego sporu czy dyskusji. Bardzo często wypowiedzi liderów PO traktowały o „eliminacji” Jarosława Kaczyńskiego lub „patroszeniu” i „dorzynaniu” polityków PiS. Poniżej przykłady ataków PO na PiS. Warto zwrócić uwagę, że najnowszy cytat obrażający Jarosława Kaczyńskiego pochodzi z wczoraj.
19 października 2010 r., Stefan Niesiołowski w TVN 24 (komentarz do wypowiedzi prezesa PiS na konferencji ws. zabójstwa w biurze PiS): „…Kaczyński jest kandydatem do psychiatrycznego leczenia…”
10 listopada 2005 r., Donald Tusk, wystąpienie sejmowe: „…Polska naprawdę nie jest skazana na, tak jak ją Polska od wczoraj nazywa, moherową koalicję…”
17 stycznia 2007 r., Stefan Niesiołowski, "GW": „…Podobieństwo Kaczyńskiego do Gomułki jest uderzające: niechęć do inteligencji, wiara w przemoc, szkodliwe pomysły na zawłaszczanie państwa i przeświadczenie o spisku, które zagraża ich władzy…”
22 października 2007 r., Władysław Bartoszewski, blog: „…Kolejne obietnice wyborcze Jarosława Kaczyńskiego rozwiewały się w pył. (…) Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i – jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków – przestać uważać bydło za niebydło…
30 sierpnia 2007 r., Donald Tusk, PAP: „…Jeśli uważacie państwo, że J.Kaczyński i PiS w czasie kampanii wyborczej mają zamiar aresztować kandydatów innych partii, używać podsłuchów, to weźcie pochodnie w ręce i idźcie na Pałac Prezydencki…”
21 października 2007 r., Radosław Sikorski, TVN 24 (konwencja wyborcza PO): „…Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię…! “
22 lipca 2008 r., Stefan Niesiołowski, PR I: „…Kaczyńscy są źródłem wszelkiego zła. Zwłaszcza Jarosław Kaczyński…”
28 lipca 2009 r., Stefan Niesiołowski, TVN 24: „…Pan Kaczyński powinien złożyć mandat, pójść na emeryturę i pisać wspomnienia. Proponuję tytuł: 'Jak niszczyłem demokrację w Polsce'…”
21 maja 2010 r., (wysłany przez Palikota obraźliwy SMS), "Polska Times": „Dlaczego do Smoleńska wyjechał kartofel, kurdupel, alkoholik, a wrócił mąż stanu? Bo Rosjanie podmienili ciało.”
25 czerwca 2010 r., Janusz Palikot, TVN, zapytany na wiecu wyborczym Bronisława Komorowskiego przez ekipę programu kabaretowego TVN o myśliwskie hobby kandydata PO i czy “zapoluje on na wilki zjadające owce”, odpowiedział, że: “Jarosława Kaczyńskiego trzeba zastrzelić i wypatroszyć (…) Bronisław Komorowski pójdzie na polowanie na wilki i zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie…”
15 lipca 2010 r.,  Janusz Palikot, Radio Zet: „…Kaczyński zachowuje się jak patologiczny zabójca…”
12 sierpnia 2010 r., Stefan Niesiołowski, "Polska Times": „… Część z tych, którzy stoją tam i rzekomo pilnują krzyża, to rzeczywiście kandydaci do kliniki psychiatrycznej. Ostatnia stacja tej ich procesji to Tworki…”
5 lipca 2010 r., Janusz Palikot, TVN 24: „… Odpowiedzialność moralną za śmierć 95 ludzi ponosi Lech Kaczyński, bo to on przygotowywał wyjazd. To on ma krew na ręku ludzi, którzy zginęli w katastrofie. (…) głupota, bezmyślność, pycha i ego Lecha Kaczyńskiego doprowadziło do tragedii. (…) Rodzina Kaczyńskiego powinna przeprosić rodziny poległych…”
2 lipca 2010 r., wpis na blogu Palikota - plakat z podobizną prezesa PiS i słuchaczy Radia Maryja z napisem: „Odeślijmy IV RP na śmietnik”
27 czerwca 2010 r., Donald Tusk, Onet.pl: „…Jego [prezesa PiS] największą wadą polityczną, tym, co wywołuje u ludzi lęk, jest mocne przekonanie, że jako prezydent rozpocznie kolejną polityczną wojnę. Ja wiem, że tę wojnę rozpocznie…”

ZAMACHOWIEC DZIAŁAŁ W SŁUŻBACH PRL? Mężczyzna, który zaatakował biuro PiS w Łodzi, mógł pracować w PRL-owskich służbach specjalnych - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Informacja ta sprawdzana jest w archiwach IPN. Według łódzkich policjantów, z którymi rozmawiał "Dziennik", Ryszard C. nie był wcześniej notowany, co oznacza w ich slangu, że nie wchodził w konflikt z prawem. Zamachowiec posłużył się bronią ostrą. W przeszłości prawdopodobnie działał w PRL-owskich służbach specjalnych - czytamy w gazecie. Policja nie ma jednak co do tego 100-procentowej pewności. Informacja ta sprawdzana jest w archiwach IPN. Wszystkie szczegóły pracy policji w Łodzi, a także prokuratury poznają dziś posłowie z połączonych komisji: służb specjalnych, spraw wewnętrznych oraz sprawiedliwości. Ryszard C., który zabił jedną osobę, a drugą ciężko ranił, przyznał się do wszystkiego. Twierdził, że nienawidził PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Grozi mu dożywocie. (wg, "Dziennik Gazeta Prawna", Niezależna.pl)

NIE MAM WĄTPLIWOŚCI, BĘDZIE JESZCZE GORZEJ

1. Po wczorajszej tragicznej śmierci jednego pracownika biura PiS i ciężkim ranieniu drugiego, po przekroczeniu tego swoistego rubikonu i dokonaniu mordu politycznego, wydawało się ,że cały ten funkcjonujący od miesięcy w Polsce przemysł nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości przynajmniej zawiesi swoją działalność. Niestety nic takiego się nie stało, a prawie natychmiast we wszystkich mediach elektronicznych pojawili się politycy i komentatorzy, którzy za to co się stało, zaczęli obciążać imiennie Jarosława Kaczyńskiego. Ataki te nasiliły po wczorajszej konferencji prasowej Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził tylko to co dla wielu obserwatorów sceny politycznej jest jasne od miesięcy. Trwa z narastającym natężeniem nagonka na PiS w której biorą udział politycy Platformy i potężne koncerny medialne. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że tym zamordowanym miał być Jarosław Kaczyński bo to jego zabicie było marzeniem mordercy, a skoro go nie zastał to śmierć musieli ponieść inni członkowie PiS bo sprawca nienawidził tej partii i ludzi do niej należących.

2. Wydawało się, że przełomem może być wczorajsze oświadczenie Premiera Tuska ale niestety tak się nie stało bo tonem kaznodziei stwierdził on, „że potrzeba nam głębokiej refleksji nad dzisiejszą Polską aby ten jednostkowy atak szaleńca nie stał się początkiem czegoś złego w Polsce”, a także „żeby przekonywać Polaków że nasz kraj nie jest miejscem, gdzie w politycznej walce używa się przemocy”. Żadnych przeprosin w imieniu rządzących za to co się stało, żadnej zapowiedzi wyeliminowania z pierwszych szeregów Platformy ludzi którzy są „wielce zasłużeni' w nakręcaniu spirali nienawiści do PiS, żadnego wyciągnięcia ręki do tego, który miał być w wyniku dzisiejszej akcji zamordowany. Podobnie Prezydent Bronisław Komorowski, wraził współczucie dla rodzin ofiar i żadnej głębszej refleksji nad tym co się stało choć przedstawiciel najwyższej władzy w Polsce powinien choć w części uznać także swoją odpowiedzialność.

3. Te dwa wystąpienia najważniejszych ludzi w Polsce Prezydenta i Premiera, a szczególnie ich zawartość po tak strasznym wydarzeniu, pierwszym od wielu dziesięcioleci mordzie politycznym nie dają nadziei, na poprawę sytuacji i uspokojenie nastrojów społecznych. Także relacje większości mediów, a szczególnie komentarze zaproszonych na tę okoliczność do studiów telewizyjnych gości przecież nieprzypadkowych, nie napawają optymizmem. Dla większości z nich odpowiedzialnym za tą tragedię jest Jarosław Kaczyński bo to on najczęściej nawoływał do agresji. Nie ma wprawdzie na to przykładów, a zdarzają się coraz częściej insynuacje, wkładające w usta Prezesa PiS słowa, których nigdy nie wypowiedział. Niestety konkluzje są przeważnie takie, rządząca Platforma i jej harcownicy nie mają z tym mordem nic wspólnego. Nawet przywołanie śmierci sprzed 90 lat Prezydenta Gabriela Narutowicza za którą bez żadnych wątpliwości została obciążona ówcześnie rządząca Narodowa Demokracja, w toczącej się wczoraj debacie nie była argumentem, aby przynajmniej część odpowiedzialności za to co się wczoraj stało w Łodzi, wzięła na siebie Platforma.

4. Wczorajsze wystąpienia Prezydenta i Premiera a także zachowania mediów nie dają nadziei, że nagonka na PiS ustanie i tej partii pozwoli się działać jak opozycji w normalnym demokratycznym kraju. Skoro PiS, który od 3 lat jest w opozycji może być obciążany za wszystko zło , które się w kraju dzieje, skoro jest celem ataków głównych mediów w kraju to sytuacja w Polsce coraz bardziej przypomina sytuację z jaką mamy do czynienia u naszego wschodniego sąsiada czyli Białorusi z tą różnicą, że tam mordy polityczne dokonywane są skrycie, a u nas jawnie w biały dzień. Nie mam wątpliwości po tym co zobaczyłem , usłyszałem i przeczytałem wczoraj po tym politycznym morderstwie wszystko wskazuje na to,że w Polsce pod tym względem może być tylko gorzej.
Zbigniew Kuźmiuk

20 października 2010 Likwidacja kataru przez likwidację nosa.. -chciałoby się powiedzieć w sprawie ewentualnego planu awaryjnego,  w przypadku, gdyby  aktualny plan- który szykuje nam socjalistyczny rząd- się nie powiódł. Jeżeli dług publiczny przekroczy tzw. próg oszczędnościowy 55% Produktu Krajowego Brutto, czekają nas kolejne podwyżki VAT, likwidacja ulg na dzieci, ulgi internetowej, likwidacja 50% kosztów uzyskania  dla twórców, naukowców  i dziennikarzy, 20% kosztów przy zleceniach, zawieszenie prawa do emerytury w przypadku kontynuacji zatrudnienia, czy zmniejszenie o 70% dotacji na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Wszystko to oczywiście trzeba zrobić,( oprócz podwyżki podatku VAT!) łącznie z likwidacją Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Ale później.. Najpierw trzeba zacząć od demontażu państwa biurokratycznego.. A  o tym ani słowa w „ planie awaryjnym”.(!!!) Biurokracja ma pozostać do końca socjalistycznego świata- i o jeden dzień dłużej.. I nie ma nic o prywatyzacji  państwowej oświaty i państwowej tzw. służby zdrowia.. A to są kolosalne pieniądze w budżecie państwa socjalistycznego..  Nie mówiąc już o 40 miliardach złotych odsetek, które płacimy lichwiarzom międzynarodówki finansowej… To nie oni są oczywiście winni- winne są kolejne rządy, które nas zadłużały.. Napełniając im kieszenie naszymi pieniędzmi.. Póki nie  jest realizowany plan awaryjny, demokracja biurokratyczna wygenerowała- przy pomocy demokratycznych mediów- tyle nienawiści pośród ludzi i zasiała tyle nieprawości poprzez lansowanie hasła „ Róbta co chceta”, że jeden z wygenerowanych nienawistników wziął ze sobą broń i nóż i poszedł zabić Kaczyńskiego, ale w biurze poselskim pana  eurodeputowanego Wojciechowskiego..(???) To ciekawe, bo oczywiście demokracja oparta jest w głównej mierze na emocjach, ale nie zapominajmy o rozumie tych, którzy demokrację organizują. Bo przecież nikt już nie ma chyba wątpliwości, że demokracja puszczona samopas nie będzie tą właściwą demokracją.. Nie będzie demokracją sterowaną. A demokracja jest wtedy, gdy rządzą nasi, a jej nie ma – gdy rządzą obcy.. Morderca był z Częstochowy a pojechał do Łodzi, a nie do Warszawy. I w Łodzi, a nie w Warszawie szukał Kaczyńskiego.. I akurat nienawiść skupił na Kaczyńskim, a nie na Tusku- który- moim oczywiście zdaniem- zrobił znacznie więcej złego niż pan Kaczyński . Tak mu się ułożyły emocje.. Albo ktoś te emocje ukierunkował.. Obaj panowie w równej mierze- zamiast zajmować się demontażem państwa socjal- biurokratycznego, zajmowali się rozniecaniem emocji, bo w tak idiotycznym ustroju jakim jest demokracja- emocje tłumu są najważniejsze. One decydują o głosowaniu.. Emocje decydują o wyborze władz państwa.. To jest dopiero horrendum.(!!!) Jak pisał Machiavelli:” Władza jest umiejętnością nakłaniania innych, aby robili co chcemy i powstrzymywania ich od tego, czego nie chcemy, żeby robili”. .Władza to potężna broń przeciw, bądź dla ludzi.. Władza może zniweczyć- tak jak zniwecza, a może doprowadzić do rozkwitu- jeśli chce. Tak jak chrześcijaństwo zniweczyło pojęcie narodu wybranego.. Wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi połączonymi ze sobą miłością bliźniego.. Ale ta miłość jest rozrywana nienawiścią podsycaną codziennie przez  niezależne media, tak jak są  w Polsce  niezależne sądy. Dla dopełnienia całości.. Ja - jak mnie państwo znacie, nie wierzę w przypadki, mogę jedynie uwierzyć w znaki.. No i  wierzę w Pana  Boga. Pamiętacie państwo pana o nazwisku Marceli Wieczorek.. Był to pułkownik wywiadu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i miał potężne archiwum z kopii tajnych dokumentów  a co gorsza chciał je przekazać do Instytutu Pamięci Narodowej.. Dokumenty wywiadu przekazać  do IPN.. Czy on upadł na głowę? Ale widocznie upadł, bo zaraz potem gdy chciał przekazać zmarł na zawał serca, co może się zdarzyć każdemu,   a  w szczególności posiadaczowi tajnych dokumentów  i to dotyczących agentów.. I może w tym nie byłoby nic dziwnego, ale sprawę dokumentów przejął syn pana pułkownika Wieczorka i chciało mu się domagać sekcji zwłok ojca.. Miał 31 lat! I też zmarł na zawał serca, tak jak pan  Michał Falzmann- odważny pracownik  ministerstwa finansów, który odkrył aferę FOZZ.. I też miał zawał! Bo na przykład pan Walerian Pańsko zginął w wypadku  samochodowym w przeddzień swojego wystąpienia w Sejmie w sprawie afery FOZZ. Oczywiście archiwum Marcelego Wieczorka spłonęło, ale czy spłonęło naprawdę?. Archiwa służb nigdy nie płoną- ktoś słusznie zauważył sentencjonalnie.. Bo na przykład eurodeputowany Filip Adwent, eurodeputowany Ligi Polskich Rodzin, człowiek porządny i uczciwy, wielki atut LPR, bo nie dość, że był człowiekiem ideowym, to jeszcze mieszkając we Francji przez wiele lat, nauczył się jeżyka francuskiego doskonale i  brał udział w publicznych dyskusjach  w tamtejszych telewizjach po francusku, spędzając sen z oczu wszelkiej maści lewakom i pokonując sowich przeciwników ideowych.. Miał tego pecha, że prowadził w Polsce rejestr wyprzedaży polskiej ziemi- takie miał hobby- i też zginął w wypadku samochodowym koło Grójca, jadąc z Grodziska Mazowieckiego, bo tam mieszkał.. I tu ciekawostka: samochód ciężarowy, który staranował  pana Filipa Adwenta miał kierownicę po prawej  stronie i …. wzmocnioną szoferkę(????) Żadna niezależna prokuratura i niezależny sąd nie prowadzi- o ile wiem- żadnego śledztwa w tej sprawie, ani  w  żadnej innej, tak jak w przypadkach śmierci ponad 100 osób, które zrejestrowała Komisja Rokity.. Nawet w przypadku pana Janusza Palikota, posła Platformy Obywatelskiej i prekursora” nowoczesnego państwa „ opartego na aborcji, eutanazji, parytetach, dopłatach do środków antykoncepcyjnych i walce z „ brzuchatymi biskupami’, który swoją kampanię wyborczą do Sejmu podpierał wpłatami  bogatych emerytów  i rencistów oraz studentów z lubelskiego- też nie jest ciągany po  niezależnych sądach i niezależnych prokuraturach.. Co prawda wszystko odbyło się zgodnie z prawem, bo emeryci, renciści i studenci wpłacali na komitet pana Palikota tylko po 20 000 złotych,  a to jest poniżej sum dopuszczonych przez demokratyczną ustawę.. W przypadku jednej osoby..

Nie wzbudziło to podejrzeń  prokuratury, ani lubelskiej, ani radomskiej- która tę sprawę umorzyła.. Dodajmy, że obie te prokuratury są niezależne.. Strach pomyśleć co było, gdyby były to prokuratury zależne.. Ja sobie przypominam z poprzedniej kampanii wyborczej i demokratycznej, jak jedna z pań  wpisała się na moją listę dwa razy , jej córka i jej mąż.. Też po  dwa razy.. Co oczywiście nie jest zgodne z prawem, bo każdy na daną listę wyborczą- listę jednego komitetu- może się wpisać jedynie raz… Może się wpisywać na różne listy- co jest zgodne z demokratycznym prawem, ale już niekoniecznie ze zdrowym rozsądkiem.. Bo jak można na przykład popierać jednocześnie antycywlizacyjne SLD, proeuropejskie PO, antychłopski PSL czy udawany narodowo PiS,  i jednocześnie wpisać się na listę konserwatywno – liberalną? Której uczestnicy nic nie mają wspólnego  z :” bandą czworga”.. A można!

Kilka razy byłem- jako pełnomocnik- wzywany do prokuratury w celu wyjaśnienia sprawy, która nie została skierowana do niezawisłego sądu, bo pani prokurator uznała, że nie ma podstaw prawnych i całą rzecz umorzyła. Ale sędzia przyjmujący podpisy skierował sprawę do prokuratury, choć mógł wykreślić z listy podwójne podpisy i nie robić zamieszania. Wolał robić zamieszanie- ale nie wykreślać. Odwrotnie niż przy sprawie pana Janusza Palikota, gdzie wpływały olbrzymie sumy na kampanię tegoż i to z kieszeni rzekomo najbiedniejszych żaków , rencistów i emerytów.. Ale jak duży dusi dużego, to  my duśmy małego każdy swego.. Bo co można zrobić stojąc na płonącym pomoście? Niech byśmy tylko urośli w siłę znaczącą- zobaczylibyście państwo co działoby się wokół nas.. Niejedna była by wzmocniona szoferka i kierownica po prawej stronie w ciężarówkach.. Chociaż ta kierownica po prawej stronie jakoś mi pasuje.. A serce- jak twierdził pan premier Leszek Miller-  jest po lewej.. No właśnie! Dlaczego Pan Bóg umieścił nasze serca po lewej stronie?. Może dlatego, że ludzie prawi . będą siedzieć po prawicy Ojca.. W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego- co nas jeszcze czeka.. WJR

Siebie samych nienawidzicie! W gniewu i innych prorządowych mediach mniej więcej tyle samo refleksji po wczorajszej zbrodni, co w endeckiej prasie po zamordowaniu Gabriela Narutowicza. Wystarczy sam dobór nazwisk: TVN 24 zaprosił do skomentowania sprawy Niesiołowskiego, gazeta m.in. Kuczyńskiego i niezawodnego specjalistę od mowy nienawiści (niestety, od dawna już nie jako jej badacza) Głowińskiego. Spór istnieje między stanowiskiem "wszystko to wina Kaczyńskiego", a nieco bardziej softowym "obie strony nie są bez winy, ale oczywiście Kaczyński bardziej". Porzućcie wszelkie nadzieje, którzy w to wdepnęliście, jak by to ujął Dante, gdyby żył w III RP. Cytat Obie strony nie są bez winy, ale to rządząca Platforma i jej medialne zaplecze świadomie i cynicznie czynią osią debaty publicznej wojnę, obliczoną na całkowitą eksterminację nie tyle nawet Kaczyńskiego, co znienawidzonego "polskiego ciemnogrodu", którego stał się on symbolem i ucieleśnieniem... Prawda jest inna. Obie strony nie są bez winy, ale to rządząca Platforma i jej medialne zaplecze świadomie i cynicznie czynią osią debaty publicznej wojnę, obliczoną na całkowitą eksterminację nie tyle nawet Kaczyńskiego, co znienawidzonego "polskiego ciemnogrodu", którego stał się on symbolem i  ucieleśnieniem - tak, jak w zamierzchłych początkach tej wojny byli nimi "cham z siekierą" Wałęsa i "endecki fanatyk" Niesiołowski.

Współwina lidera PiS polega tylko na tym, że ten podział przyjął, wchodząc w rolę Emanuela Goldsteina III RP ("młodym wykształconym z dużych miast" doradzam: guglać "1984, Orwell"). Zrobił to z zamiarem zebrania na sobie całej nienawiści establishmentu, w nadziei, że w pewnym momencie obróci się ona przeciwko niemu, skutkując czymś w rodzaju "drugiego Sierpnia", czyli przełomem na miarę węgierskiego zwycięstwa gnojonego we wszystkich mediach przez 8 lat Wiktora Orbana. Wyważenie, na ile ta współwina jest ciężka, zależy od odpowiedzi na pytanie, czy PiS miał inne wyjście; tutaj tej kwestii rozwijał nie będę. Sądzę, w każdym razie, że władza (rozumiana szeroko: i ta zarządzająca "bazą", i ta od "nadbudowy" - guglać "marksizm") uważa ten scenariusz za prawdopodobny i stąd między innymi jej narastająca frustracja. Użyto już wszystkich możliwych armat, a "Polska ciemna" nadal istnieje, nie idzie w rozsypkę, Kaczyński zaś wydaje się niezatapialny. PO trzyma już całą władzę, "dorzyna watahę" w państwowych mediach, opanowuje kolejne instytucje, rząd próbuje nawet "na rympał", w sposób godny Łukaszenki, zrenacjonalizować "Rzeczpospolitą", nie dbając o szkodę wizerunkową na Zachodzie i możliwe ogromne odszkodowania, jakie po takim kroku zasądziłyby sądy europejskie. Logika wskazywałaby, że to raczej zwolennicy PiS powinni z frustracji wariować, a ostatnie sympatyzujące z nim media dawać upust rosnącej furii - a jest odwrotnie. Realizuje się stalinowskie wskazanie, że "walka klas zaostrza się w miarę postępów socjalizmu". Im bardziej Platforma zwycięża, tym bardziej zaostrza się atak na coraz bardziej zepchniętą do okopów Świętej Trójcy opozycję (guglać "Krasiński"). Cytat Logika wskazywałaby, że to raczej zwolennicy PiS powinni z frustracji wariować, a ostatnie sympatyzujące z nim media dawać upust rosnącej furii - a jest odwrotnie. Realizuje się stalinowskie wskazanie, że "walka klas zaostrza się w miarę postępów socjalizmu". Im bardziej Platforma zwycięża, tym bardziej zaostrza się atak na coraz bardziej zepchniętą do okopów Świętej Trójcy opozycję... Proszę, spróbujmy wziąć sprawę na zdrowy, chłopski rozum. To jedyne, co nam zostaje. Na przykład: grupa ludzi nie chce odejść spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, modlą się tam, palą znicze, nie chcą zakończyć żałoby. Uważacie ich za wariatów? No dobrze, to niech tam sobie wariaci stoją. Drobna niewygoda, ale w sumie, cóż za problem ich omijać. W końcu zaczną się mrozy, to sobie pójdą. Tymczasem okazuje się, że ten krzyż to największy problem państwa! Pierwsza i najważniejsza kwestia, jaką ma się zająć nowy prezydent. Fakt, że on tam wciąż stoi, to dowód kryzysu państwa, słabości władzy, którą trzeba wreszcie przemóc. Dopóki stoi krzyż, nie ma mowy o żadnych reformach, nie ma mowy o skutecznym rządzeniu; wszystkie ośrodki władzy są wprawdzie w jednym ręku, ale grupka dewotek pod krzyżem przeszkadza.

Albo, proszę się zastanowić: "Kaczyński, radykalizując ton, sam skazuje się na marginalizację". Tak to diagnozują jednogłośnie wszyscy przywoływani w mediach politolodzy czy socjolodzy, z Markiem Migalskim włącznie. Kaczyński podważa demokratyczną legitymację władz państwa, podważa w ogóle demokrację? No to przecież - z punktu widzenia rządzących - świetnie! Polacy są zdecydowanie za demokracją, odrzucają radykałów, więc radykalny antypaństwowy Kaczyński to po prostu spełnienie marzeń władzy. Niech się marginalizuje, świetnie, można już przestać się nim zajmować, pomyśleć wreszcie o reformach, o poprawie swojego losu, zapytać władzę, gdzie te cuda. Prawda? Więc dlaczego - no proszę, niech mi ktoś z tamtej strony spróbuje odpowiedzieć - dlaczego im Kaczyński się bardziej marginalizuje, tym jest groźniejszy? Dlaczego, zamiast oddychać z ulgą, darzycie go z tego powodu jeszcze większą nienawiścią i tym bardziej uważacie, że zanim go władza nie zniszczy, nie wypali po nim ostatniego śladu, to nic się nie da dobrego z Polską i dla Polski zrobić? Nie wiecie? Oczywiście, że nie wiecie. A ja wiem. Nie jest mi wcale z tą wiedzą dobrze, bo nie umiem jej przekuć na jakiś konkretny czyn. Ale mogę się nią podzielić. Przynajmniej tyle zrobię, żeby w przyszłości mieć coś na usprawiedliwienie przed swoimi dziećmi. Raz jeszcze przywołam to badanie Eurostatu sprzed kilku lat, na które często się powołuję, bo stanowi ono klucz do zrozumienia polskiego nieszczęścia. We wszystkich krajach Europy proszono badanych o przyporządkowanie 10 cech, ich zdaniem, najbardziej typowych dla danego narodu. Polacy byli jedynymi, którzy sobie samym przypisali wyłącznie cechy negatywne. Nawet Niemcy i Austriacy zobaczyli w nas coś dobrego. My sami - nic. Typowy Polak, zdaniem Polaka, jest głupi, leniwy, brudny, fanatyczny, zawistny i tak dalej. Klinicznie zaniżona samoocena, właściwie - nienawiść do samego siebie. Cytat Polak otwarty na media walony jest stale w łeb "pedagogiką wstydu", stale jest pouczany, żeby się nie nadymał narodową godnością, bo nie należy mu się żadna godność, przeciwnie, jest dziwolągiem, kompromitacją, jego historia to stek wykwitów idiotyzmu, jego kraj to smród, wiocha i absurd, a wszystko, co robi, to kompromitacja przed światem. Dlaczego? Bo takim trawionym kompleksem frustratem łatwo manipulować. Każdy lekarz, mając pacjenta z takimi objawami, natychmiast wsadziłby go w kaftan, bo facet zaraz sobie zrobi krzywdę. A tymczasem u nas wpływowe media jeszcze pracują nad pogłębieniem tej choroby. Polak otwarty na media walony jest stale w łeb "pedagogiką wstydu", stale jest pouczany, żeby się nie nadymał narodową godnością, bo nie należy mu się żadna godność, przeciwnie, jest dziwolągiem, kompromitacją, jego historia to stek wykwitów idiotyzmu, jego kraj to smród, wiocha i absurd, a wszystko, co robi, to kompromitacja przed światem. Dlaczego? Bo takim trawionym kompleksem frustratem łatwo manipulować. Wystarczy mu podsunąć psychiatryczną tratwę. Ofertę, by obiekt tej nienawiści wyrzucił z siebie i uosobił w drugim Polaku. Tym "ciemnym", "moherowym", "Polaku-katoliku". To on cię kompromituje, on ci się przeszkadza ucywilizować i zintegrować z Europą. Nienawidząc jego, sam siebie oczyszczasz, odreagowujesz ten żrący cię wstyd, że w sumie wszak i ty sam jesteś po ojcu wsiórem (kto w Polsce po Katyniu i Palmirach nie jest?), a twoja babka, a może i matka jeszcze, zawodzi modły przed Matką Boską Częstochowską. Cytat Tak, jak Hitler sfrustrowanym przegraną wojną i kryzysem Niemcom podsunął, jako przyczynę wszystkiego zła, Żyda - tak Michnik z Tuskiem podsuwają trawionemu frustracją Polakowi "pisowca". Przyłącz się do pogardy, krzycz razem z innymi na "godzinie nienawiści" (...), a wtedy, niczym poczwarka w motyla, przeistoczysz się cudownie w "młodego, wykształconego" i wielkomiejskiego przedstawiciela "Polski jasnej". Z podkreśleniem, że różne zupełnie są metody, ale mechanizm ten sam: tak, jak Hitler sfrustrowanym przegraną wojną i kryzysem Niemcom podsunął, jako przyczynę wszystkiego zła, Żyda - tak Michnik z Tuskiem podsuwają trawionemu frustracją Polakowi "pisowca". Przyłącz się do pogardy, krzycz razem z innymi na "godzinie nienawiści" (wyguglaliście już tego Orwella?), a wtedy, niczym poczwarka w motyla, przeistoczysz się cudownie w "młodego, wykształconego" i wielkomiejskiego przedstawiciela "Polski jasnej". Tak jest, zrozumcie to - parafrazując sławne słowa Gogola (guglać: "rewizor") - siebie samych nienawidzicie! Dlatego ta nienawiść, oczywiście, troskliwie pielęgnowana przez "specjalistów od śpiewu i mas", irracjonalnie, wzmaga się tym bardziej, im mniej jest dla niej logicznego uzasadnienia. W 2007 roku Tusk wygrał miażdżąco dzięki wybuchowi nadziei. Ale tych nadziei spełnić nie mógł i coraz bardziej nie może. Optymizm tamtej kampanii wyparował bez śladu, nikt już nie wierzy w "drugą Irlandię" (chyba że Północną). Rząd, coraz bardziej widać, mamy do bani, sparaliżowany przez interesy grupowe, przez sitwy i koterie. Jego szerokie zaplecze intelektualne - wyjałowione z jakiegokolwiek pomysłu. Przez lata ćwiczyło się tylko w tresowaniu Polaków w poczuciu niższości i chęci imitowania Europy, a Europa się niepostrzeżenie skichała i już nie wielkie wyzwania cywilizacyjne, nawet nie zbilansowanie bieżącego budżetu, ale stu Cyganów pod Paryżem jest dla niej problemem nierozwiązywalnym. Proszę zerknąć w wywiad z Aleksandrem Smolarem w "Newsweeku". Najtęższy mózg michnikowszczyzny co ma do powiedzenia? Nic! Jest źle, no, ale może nie tak bardzo źle. Może się znajdzie rada. Ale gdzie jej szukać? Następne pytanie proszę. Czego się spodziewać po pomniejszych? Cytat Rząd, coraz bardziej widać, mamy do bani, sparaliżowany przez interesy grupowe, przez sitwy i koterie. Jego szerokie zaplecze intelektualne - wyjałowione z jakiegokolwiek pomysłu. Przez lata ćwiczyło się tylko w tresowaniu Polaków w poczuciu niższości i chęci imitowania Europy, a Europa się niepostrzeżenie skichała i już nie wielkie wyzwania cywilizacyjne, nawet nie zbilansowanie bieżącego budżetu, ale stu Cyganów pod Paryżem jest dla niej problemem nierozwiązywalnym. Nie widać perspektywy uniknięcia wciąż odsuwanej tylko na później budżetowej katastrofy. Perspektywy gospodarcze - złe. Już nawet główny etatysta światowej ekonomii Joseph Stiglitz ogłasza, że "Obama zagrał va bank i przegrał", więc "idzie druga fala kryzysu". A światowy kryzys - wiadomo, kiedy bogate kraje mają katar, biedne konają w konwulsjach. Koniunktura międzynarodowa dla Polski też tylko się pogarsza. W przyszłym roku Niemcy zniosą bariery zatrudnienia i wtedy opuszczą Polskę dziesiątki tysięcy inżynierów, lekarzy i specjalistów, już dziś kuszonych kontraktami za niedaleką granicą... Szkoda czasu na wyliczanie czekających nas plag. Widmo Orbana straszy w Kancelarii Premiera i na Czerskiej. Rada? Prewencyjnie zniszczyć opozycję, zanim dojdzie do załamania nastrojów. I wykreować własną, tak, jak Jelcyn wykreował Żyrinowskiego, a Miller "Samoobronę". W tym celu, prawdopodobnie, trzeba będzie złamać demokrację. Ażeby to zrobić, trzeba, jak przed stanem wojennym, przygotować taką operację propagandowo. Urobić społeczeństwo, by zaakceptowało nadzwyczajne środki, zastosowane dla ocalenia demokracji. A znowu żeby to zrobić, trzeba panować nad całością przekazu, zlikwidować szczeliny - oto źródło determinacji w przejmowaniu mediów. Cytat (...) Władza sobie z tym naruszeniem wizerunku poradzi. Już sobie radzi: wariat to wariat, nikt za wariata nie może odpowiadać, zamordowany był w gruncie rzeczy sam sobie winny, że uczestniczył w czymś takim jak PiS, a wszystko zło, jak zwykle, to skutek faktu, że polski, katolicki ciemnogród mimo wszelkich działań wychowawczych wciąż jeszcze istnieje. Zbrodnia, popełniona przez emerytowanego ubeka jest wypadkiem przy pracy. Na pewno nie była ukartowana. Gdyby była, ofiarą padłby ktoś z PO, najlepiej ktoś z jej niepotrzebnego dziś, konserwatywnego skrzydła; to by dostarczyło władzy idealnego pretekstu do rozpoczęcia specjalnej operacji "ratowania demokracji". Ale, nawet jeśli się nie mylę i taka operacja jest brana pod uwagę jako jeden z wariantów na przyszłość, to jeszcze nie teraz. Po prostu, jak to bywa, znalazł się nadgorliwy. Trochę narobił władzy i jej medialnym siłom pijarowskiego kłopotu. Ale władza sobie z tym naruszeniem wizerunku poradzi. Już sobie radzi: wariat to wariat, nikt za wariata nie może odpowiadać, zamordowany był w gruncie rzeczy sam sobie winny, że uczestniczył w czymś takim jak PiS, a wszystko zło, jak zwykle, to skutek faktu, że polski, katolicki ciemnogród mimo wszelkich działań wychowawczych wciąż jeszcze istnieje.Rafał Ziemkiewicz

Marek Rosiak nie od jednej ręki zginął

1. Kto potrafi sie modlić, tego proszę o cichą modlitwę za duszę Marka Rosiaka, a kto nie umie, niech go teraz w swoim sercu wspomni.

2. Marek Rosiak przyszedł wczoraj jak co dzień do pracy w moim biurze poselskim w Łodzi. Przyszedł do ludzkich spraw, które powierzyłem mu do prowadzenia. Zorganizował i prowadził łódzkie biuro znakomicie. Było ono zawsze otwarte, zawsze czynne, przychodzili tam ludzie, których nikt nie pytał o przynależność partyjną, o sympatie polityczne, tylko w czym można pomóc. Przychodzili bez umówienia, wprost z ulicy... A nad wejściem do biura znajduje sie napis, nawet pasujący do prowadzonych w nim spraw - Prawo i Sprawiedliwość....

3. Ten napis - Prawo i Sprawiedliwość - zwabił mordercę. Jego słowa, wypowiadane w czasie zbrodni i po niej, nie pozostawiają wątpliwości. On nie znał ani Marka Rosiaka, ani Pawła Kowalskiego, nigdy wcześniej nie był w łódzkim biurze PiS-u. On przyszedł wyrazić swoją nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości. On przyszedł zamordować Jarosława Kaczyńskiego. Nie było tam Kaczyńskiego, więc zaatakował przypadkowych ludzi.

4. Nie miałem wczoraj czasu ani sił, żeby śledzić komentarze. Sięgnąłem do nich dziś i odnoszę wrażenie, że za tę zbrodnię moralną winę ponosi PiS. Wchodzi na to, że to politycy PiS nasączyli tego człowieka nienawiścią do samych siebie, to Jarosław Kaczyński wyhodował w jego umyśle chęć zabicia Jarosława Kaczyńskiego. Niektórzy komentatorzy przyznają, że może trochę winy jest i po drugiej stronie politycznej barykady, ale oczywiście wina PiS-u jest zdecydowanie większa!

5. Z ofiary uczynić sprawcę - tą metodą bardzo często usprawiedliwiają sie przestępcy. Musiałem go zabić, bo mnie zdenerwował, bo mnie sprowokował, bo on zaczął, bo aż sie prosił.... Panie i Panowie - nie mam teraz głowy do debat i polemik. Ale na miły Bóg - opamiętajcie się! Ten człowiek przyszedł do mojego biura nasączony nienawiścią do nikogo innego, tylko Kaczyńskiego i do PiS-u!  Jednego z moich pracowników zastrzelił, drugiego usiłował zabić nożem. A kto mówił - dorżnąć watahy PiSu? - Ziobro, Kurski, Cymański? A kto mówił, że Kaczyńskiego trzeba zastrzelić i wypatroszyć? Ojciec |Rydzyk? Wojciechowski? A może sam Kaczyński wzywał do zastrzelenia i wypatroszenia samego siebie? 

6. Jeśli zostanie ustanowiony medal "Sprawiedliwy wśród polityków świata" - mam do niego pierwszego kandydata. Jest nim wielkopolski europoseł Platformy Obywatelskiej Filip Kaczmarek. To on jeden po ludzku i uczciwie zareagował w Platformie na straszne słowa Palikota i zgłosił wniosek o jego wykluczenie. Po sejmowych korytarzach chodził ze swoim wnioskiem sam, koledzy z PO omijali go szerokim łukiem. Na jego wniosek zareagowali chłodno, a nawet wrogo. Niejaki poseł Żmijan z Lublina zgłosił nawet wniosek o wykluczenie Kaczmarka, za to, że ośmielił sie tknąć Palikota. O lubelskim podżegaczu, po wszystkich jego koszmarnych wypowiedziach życzliwie i przyjaźnie wypowiadał sie Bronisław Komorowski. Nigdy się od niego nie odciął Donald Tusk.

7. Dziś dominującym uczuciem jest ból i żal po zamordowanym człowieku. Dziś najważniejsze jest współczucie i solidarność z jego rodziną. Dziś zajmuje nas troska o powrót do zdrowia Pawła Kowalskiego, który szczęśliwie przeżył ten straszny atak. Nie czas na roztrząsanie win i przyczyn. Ale juz dziś powiedzieć trzeba, że Marek Rosiak nie od jednej reki zginął, nie od jednej....

Janusz Wojciechowski

Mordy polityczne Niemal od początku działalności Polskie Stronnictwo Ludowe Stanisława Mikołajczyka narażone było na bezpardonowe ataki Polskiej Partii Robotniczej i opanowane przez nią media. PPR traktował PSL jako groźnego konkurenta i brutalnie je zwalczał. Już w październiku 1945 roku określano PSL jako partię „reakcyjną”, „wsteczną”, „antynarodową” „antypaństwową, którą należało zmarginalizować i zniszczyć. W efekcie tej sterowanej przez komunistyczne władze kampanii nienawiści dochodziło do napadów, pobić, a nawet mordów politycznych inspirowanych przez Komitet Centralny PPR i Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Najbardziej znanymi wydarzeniami było uprowadzenie i zamordowanie we wrześniu 1945 roku Władysława Kodera, członka NK PSL, wiceprezesa Zarządu Okręgowego PSL w Krakowie, oraz w grudniu 1945 roku Bolesława Ściborka, zastępcę sekretarza NKW PSL, posła do Krajowej Rady Narodowej. Przed zamordowaniem funkcjonariusze UB oraz członkowie PPR grozili Władysławowi Koderowi represjami, chcąc zmusić go do zaniechania pracy wśród chłopów. Zmasakrowane zwłoki członka PSL zostały odnalezione 21 września 1945 roku w lesie Świlczańskim w odległości 10 km od Rzeszowa. Zbrodnia ta mimo wielu apeli władz SL i prób powołania komisji do jej zbadania, nie została wyjaśniona. Wedle oficjalnej wersji komunistycznych władz, Kojder padł „ofiara operujących band”. W rzeczywistości został zamordowany przez funkcjonariuszy PUBP w Przeworsku na rozkaz ówczesnego komendanta WUBP w Rzeszowie Władysława Seroczyńskiego. Podobnie postąpiono z Bolesławem Ściborkiem, u którego w hotelu sejmowym zjawiło się „dwóch nieznanych sprawców”, którzy zagrozili mu śmiercią w razie kontynuowania działalności w PSL. Wkrótce potem Ścioborek – mimo iż był posłem KRN, został, aresztowany przez UBP w Łodzi. Wkrótce po zwolnieniu został 5 grudnia 1945 roku zamordowany. W komunikacie ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza określono tę zbrodnię jako dzieło „bandy NSZ-owskiej i agentów Andersa”, której celem było „sianie zamętu i wywoływanie konfliktów w obozie demokratycznym”. Wstrząśnięte kierownictwo PSL domagało się utworzenia specjalnej komisji Rady Ministrów do zbadania wypadków zabójstw członków PSL. 13 grudnia 1945 roku Rada Ministrów odrzuciła ten wniosek, gdyż komuniści nie chcieli się zgodzić, aby komisja badała zarzuty pod adresem Urzędu Bezpieczeństwa. „Sformowanie takiej komisji – jasno postawił sprawę Gomułka – byłoby wyrazem votum nieufności ministrowi Bezpieczeństwa” Morderstwo Ściborka oficjalnie potępił przywódca PPR Władysław Gomułka, piętnując „jak najostrzej te ohydne prowokacyjne metody” i stwierdzając, że „władze ścigać będą je z cała bezwzględnością i wypalą rozżarzonym żelazem ogniska zbrodni” Pogrzeb Bolesława Ściborka był wielką manifestacją polityczną. W imieniu władz PSL żegnał zamordowanego posła Czesław Wydech, który oddając mu cześć stwierdził, że żadna siła i przemoc czy gwałt naszego ruchu nie zlikwiduje, bo niepodobna zlikwidować wielomilionowy ruch polityczny, gospodarczy i kulturalny chłopów polskich”. Potępił przemoc polityczną, gdyż ta stosowana w Polsce „nie przyczyni się do ustabilizowania życia politycznego w kraju”, a przeciwnie „sieje zamęt i pogłębia chaos i anarchię”. Członkowie PSL zamordowanie swego kolegi wiązali z działalnością szefa łódzkiej bezpieki Mieczysława Moczara. Oprócz tych zbrodni, tylko do marca 1946 roku, funkcjonariusze UB zamordowali 50 działaczy PSL. Do tego typu akcji powoływano specjalne bojówki – działały one m.in. na terenie województwa warszawskiego

Mordy na czołowych działaczach PSL uświadomiły ludowcom skalę zagrożenia i metody, jakie komuniści byli gotowi stosować, aby tylko utrzymać się u władzy. Szef komunistów już w 1945 roku wyraził to jasno: „Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy!”.

 Tekst ten dedykuję Adamowi Michnikowi, który w ostatnim wywiadzie dla Newsweek’a powiedział: „Taką opozycją jak teraz PiS była przed wojną partia komunistyczna, to znaczy cokolwiek by zrobiły jakiekolwiek rządy, choćby to  było dobre i pożyteczne, to – zdaniem tej partii – zawsze zasługiwało na potępienie i odrzucenie dlatego, że to było w ramach reguł gry. A partia komunistyczna to konkretne państwo polskie chciała unicestwić i na jego miejscu zbudować państwo typu bolszewickiego. W tym sensie opozycja, która sięga po taki język jak PiS, nie jest normalną opozycją parlamentarną, jest opozycją antysystemową, antypaństwową”.

Godziemba's blog

W raporcie 72 wnioski o przyczynach katastrofy 72 wnioski dotyczące pośrednich i bezpośrednich przyczyn katastrofy smoleńskiej oraz siedem rekomendacji dla cywilnych służb lotniczych sformułował Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) w  projekcie raportu z badania katastrofy z 10 kwietnia. Projekt raportu przekazano płk. Edmundowi Klichowi - akredytowanemu przy Komitecie polskiemu przedstawicielowi - przekazano dzisiaj w Moskwie w siedzibie MAK. Polska ma 60 dni, by sporządzić swoje ewentualne uwagi czy zastrzeżenia do dokumentu. Później MAK z udziałem przedstawiciela RP sporządzi ostateczną wersję raportu, która ma być opublikowana. Nie wiadomo, jak długo mogą potrwać prace nad końcową wersją raportu. Wiceszef MAK Oleg Jermołow powiedział w środę, że potrwa to "tyle czasu, ile będzie potrzebne" do sformułowania ostatecznych wniosków. Dopiero wówczas - jak powiedział Jermołow - szczątki Tu-154M oraz rejestratory pokładowe zostaną przekazane do dyspozycji rosyjskiej prokuratury.

- Komisja techniczna ustaliła przyczyny techniczne, systemowe i przyczyny pośrednie sprzyjające katastrofie. Będzie to opublikowane po sformułowaniu przez stronę polską swoich uwag i opracowaniu na tej podstawie ostatecznej wersji raportu. Tak stanowi załącznik 13. do Konwencji Chicagowskiej - zapewnił Jermołow. Jak mówił, podczas prowadzenia postępowania przez MAK szczątki samolotu, które za ważny dowód w sprawie uznają także rosyjska i polska prokuratura, były w dyspozycji Komitetu. - Kiedy komisja techniczna otrzyma uwagi polskiej strony i będzie opublikowany raport, te dowody rzeczowe będą zwrócone Komitetowi Śledczemu Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej - powiedział Jermołow. Wiceszef MAK odnosząc się do kwestii, kiedy ewentualnie szczątki samolotu mogłyby wrócić do Polski, odpowiedział, że pytanie to należy kierować do rosyjskiej prokuratury. - Rozumiem, że to pytanie interesuje polskie społeczeństwo - dodał i zapewnił, że MAK nie będzie przeciwko przekazaniu szczątków. Jermołow sprzeciwił się twierdzeniom niektórych mediów, że wrak rozbitego pod Smoleńskiem polskiego samolotu jest źle zabezpieczony. - Teren lotniska jest chroniony. Oczywiście względy pogodowe mają znaczenie, ale nie było możliwości przeniesienia wraku do hangaru - powiedział. Jak podkreślił wiceszef MAK, nie ma danych, by mówić, że ktoś niszczył wrak. Przyznał, że w celu przeniesienia dużych fragmentów maszyny i ułożenia ich w tzw. obrysie rosyjscy funkcjonariusze musieli je przecinać na mniejsze części.

Według Jermołowa, nad dokumentem pracowała "wielka grupa" ekspertów cywilnych i wojskowych, w tym specjaliści z Rosji, Polski i USA. - Strona polska była zaznajomiona z materiałami - podkreślił. Ujawniono, że w raporcie MAK są m.in. sprawozdania z badań szczątków samolotu, rejestratorów w maszynie i na wieży kontrolnej, rezultaty eksperymentów na symulatorach automatycznych i komputerowych, a także ocena działań załogi Tu-154M oraz wieży kontroli lotów w Smoleńsku przeprowadzona przez ekspertów z dziedziny psychologii, lotnictwa i kontroli ruchu powietrznego. źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Tusk i Kaczyński powinni tonować nastroje Łódzki polityczny mord wyzwolił kolejną, niezwykle ostrą falę emocji. Widać ją w wypowiedziach polityków, komentatorów, widać w głosach Polaków na internetowych forach i blogach. Napięcie, już wcześniej niezwykle wysokie, wzrosło jeszcze bardziej. Niestety, nie ma dziś w Polsce ponadpartyjnych autorytetów, liczących się postaci mogących odegrać rolę mediatorów, których głos miałby realne znaczenie i byłby wysłuchany. Nie ma ich nawet wśród ludzi Kościoła. W tej sytuacji politycy muszą sami wziąć na swoje barki ciężar wyciszenia nastrojów. Choć wydaje się to niemożliwe – to rola dla Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Bo dziś właśnie lider rządzącej koalicji oraz lider opozycji mają największy wpływ na ton publicznej debaty. Kiedy szef PiS mówi o kampanii nienawiści pod adresem jego ugrupowania, to mówi prawdę. Tę kampanię toczono z użyciem najbardziej brutalnych i agresywnych słów, za pomocą ostrych i niesprawiedliwych oskarżeń. Czołowy – do niedawna – polityk Platformy publicznie życzył Jarosławowi Kaczyńskiemu śmierci, a liderów jego partii to nie oburzało. A to mogło służyć tylko rozhuśtywaniu nastrojów. Bardzo niebezpiecznemu – jak się okazało. Donald Tusk musi więc jak najprędzej położyć tamę takiemu sposobowi uprawiania polityki. Tym bardziej że agresywne głosy polityków PO wobec Jarosława Kaczyńskiego nie umilkły po morderstwie w Łodzi. A nawet się wzmogły. Pokusa wykorzystania tej tragedii do politycznego zniszczenia rywala okazała się zbyt duża. Zbyt łatwo ulega jej również PiS. Bo – w sytuacji gdy nie ma nawet poszlak, że mamy do czynienia z czymś więcej niż wybryk ogarniętego polityczną nienawiścią szaleńca – pomysł powołania komisji śledczej w sprawie łódzkiego zabójstwa służyć może tylko partyjnym rozgrywkom. Tymczasem wszystkim stronom konfliktu powinno zależeć na uspokojeniu sytuacji. Bo zarówno agresja polityków PO, jak i polityczne kombinacje PiS w tak napiętej atmosferze, jaką mamy dziś w Polsce, nie pozostają bez wpływu na zachowania takich ludzi jak łódzki morderca. Janke

Francuska masoneria kontra Kościół. Prezydent Sarkozy w tle Tydzień temu pisaliśmy o wizycie prezydenta Francji Mikołaja Sarkozy’ego u Ojca Świętego Benedykta XVI (więcej na ten temat tutaj). Media tłumaczyły tę podróż odbudowywaniem zaufania tego polityka wśród katolików. Wizyta nie spodobała się jednak tutejszym wolnomularzom. Nie zostawili na prezydencie suchej nitki, a Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu Francji, Gwidon Arcizet, oświadczył, że „wyróżnienie jednej z religii i manifestowanie religijnego partykularyzmu w polityce to obraza dla wielu obywateli francuskich”. Arcizetowi nie spodobało się szczególnie utożsamianie Prezydenta z katolicyzmem i katolikami, którzy są tylko częścią francuskiego społeczeństwa. Upomniał się o agnostyków, muzułmanów i żydów, których – jego zdaniem – w ten sposób Sarkozy z dyskursu publicznego wykluczył. Wielki Mistrz uważa też, że wizyta taka narusza laickość republiki i rozdział państwa od Kościoła. Według masońskich kryteriów, z pewnością pod zarzut łamania zasady lackości państwa podpada też ciągłe wtrącanie się francuskiego Kościoła katolickiego w sprawy dotyczące imigracji. Tutaj jednak głos wolnomularzy nie jest słyszalny, bo przecież idea jest „słuszna”. Ostatnio delegacja Episkopatu Francji wręczyła pismo ministrowi ds. imigracji Erykowi Bessonowi. Biskupi przypominają w liście o prawach imigrantów i obowiązkach państwa wobec nich. List jest formą nacisku na rząd przed parlamentarną debatą nad nową ustawą imigracyjną. Kościół postuluje, by brano pod uwagę przede wszystkim dobro rodziny, zachowano prawo do azylu politycznego i nie utrudniano pomocy humanitarnej. W dokumencie znalazł się dość ważny passus o rodzinie, która miałaby być naturalnym i podstawowym oparciem dla integracji. Trochę naiwne wydaje się tu jednak zrównanie pojęcia rodziny znanej w chrześcijaństwie z rodziną i jej rolą w islamie (np. częste przypadki wielożeństwa). Na uwagę zasługuje także w liście biskupów krytyka tzw. imigracji pozytywnej, czyli ułatwień w przyjmowaniu we Francji potrzebnych jej gospodarce fachowców i specjalistów. Biskupi słusznie zauważają, że jest to po prostu polityka „drenażu mózgów” z krajów biedniejszych, które bez swoich fachowców zubożeją jeszcze bardziej. A ponieważ będzie jeszcze biedniej, to doprowadzi to tylko do wzmożenia emigracji z tych krajów i koło nam się zamknie. Równocześnie nad Sekwaną narasta zjawisko profanacji kościołów katolickich. Tylko w ostatnich dniach w Strasburgu na drzwiach kościoła św. Florentego wymalowano hasła w rodzaju „Jerozolima dla muzułmanów”. W Żyrondzie sprofanowano katedrę św. Jana Chrzciciela w Bazas. Powybijano witraże, uszkodzono tabernakulum. W Besançon napisy w rodzaju „Kato to bękarci” na kościele św. Marii Magdaleny ozdobiono dodatkowo znakiem anarchistów. Wrogów, jak widać, nie brakuje, a że na pochyłe drzewo… Listę tę można uzupełnić m.in. o profanację dwóch katolickich cmentarzy w departamencie Deux-Sèvre. Tutaj mogło chodzić o satanistów. Sprawcy najczęściej pozostają bezkarni. Rekordzistą wśród ofiar jest jak na razie pewna katolicka księgarnia w Bordeaux. Kilka dni temu ponownie uszkodzono jej witrynę, tłukąc szybę. Był to już 23. akt wandalizmu wobec tej księgarni, a jej właściciel bezskutecznie apeluje do miasta o… pozwolenie na założenie metalowej rolety! Bogdan Dobosz

Zamiast II Irlandii, II Ruanda? 6 kwietnia 1994 roku z tanzańskiej Aruszy leciał do Ruandy samolot Falcon 50 z prezydentami Ruandy i Burundi na pokładzie. Wracali z rozmów pokojowych z tamtejszymi rebeliantami. O godzinie 8.30, kiedy znajdował się nad Kigali trafiły go dwie rakiety ziemia-powietrze. Choć wystrzelone zostały z leżącego bliska lotniska wzgórza, kontrolowanego przez gwardię prezydencką dowodzoną przez płk Theoneste Bagosora, nienawidzącego plemienia Tutsi, to właśnie w ich kierunku skierowane zostało oskarżenie o zamach, co stało się pretekstem to masowych rzezi, które stały się trzecim największym ludobójstwem XX wieku. Za pomocą prymitywnych narzędzi w ciągu 100 dni wymordowano blisko milion osób. Świat milczał, a owa masowa zbrodnia jest uważana za czarną kartę ONZ.W tropienie Tutsich zaangażowali się burmistrzowie, wójtowie i ludność z plemienia Hutu, a olbrzymią rolę w nagonce i podżeganiu do nienawiści odegrały media z „Radiem Tysiąca Wzgórz” na czele, które nawoływało do rozprawiania się z „żądnymi władzy” „zdrajcami”, „przybłędami” i „szkodnikami” odpowiedzialnymi za wszelkie zło. Po co przypominam makabryczna historię sprzed 16 lat? Ano po to, żeby uzmysłowić Polakom, że droga, po której prowadzi nas „partia miłości” Donalda Tuska nie wiedzie do II Irlandii, lecz skręca ostro w kierunku II Ruandy. Przykład jest drastyczny i może przesadzony, ale taki jest mój cel i robię to z premedytacją, poruszony wydarzeniami w biurze poselskim PiS w Łodzi. Im szybciej odejdzie w niebyt obecna ekipa żerująca na najniższych ludzkich instynktach. Ekipa, której politycznym planem na utrzymanie władzy jest tworzenie podziałów i szczuciu przeciwko sobie Polaków, tym krótszy będzie okres leczenia i gojenia się ran. Podziały w społeczeństwie przebiegają już wewnątrz polskich rodzin i przerwijmy to zanim rodzimi „Hutu” wyhodowani przez Tusków, Komorowskich, Palikotów, Niesiołowskich czy Sikorskich przy wsparciu „zaprzyjaźnionych” mediów, odpowiedników ruandyjskiego „Radia Tysiąca Wzgórz”, rzucą się do gardła znienawidzonym miejscowym „Tutsi”. Mirek Kokoszkiewicz

Pierwsza ateistyczna szkoła w Polsce Nowi właściciele krakowskiej Szkoły Salwator (Salwator również nazwa dzielnicy Krakowa – od łac. Salvator tj. Zbawiciel – przyp. red.), obejmującej podstawówkę i gimnazjum, zadecydowali o usunięciu krzyży ze ścian sal lekcyjnych. O sprawie pisze „Gazeta Wyborcza”, dziennik, który z wielką ochotą nagłaśnia każdy przypadek walki z religią i z krzyżem. – Nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Zdjęcie krzyży to brak tolerancji wobec katolików – mówi ks. Tadeusz Panuś. Dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Dzieci i Młodzieży uważa, że dyrekcja szkoły “wykonała wyrok na krzyżu”. Nowymi właścicielami szkoły są podobno znani krakowscy biznesmeni, którzy chcą pozostać anonimowi. Według „GW” to oni zadecydowali, że w szkole nie będą wisiały krzyże. Zdjęto je ze ścian w salach lekcyjnych podczas wakacyjnego remontu. W szkole uczy się 170 dzieci, w tym kilkanaścioro innej narodowości i religii. Gazeta zauważa także kilkuosobową grupę niewierzących. – Osoby innego wyznania niż katolickie mogą się czuć nieswojo w salach, gdzie na ścianach wiszą symbole religii, której nie wyznają. Sam jestem katolikiem, ale jako właściciel szkoły podjąłem się działalności, która jest służbą publiczną adresowaną również do osób innych wyznań – tłumaczy właściciel szkoły.

Na pytanie jednego z uczniów, czy gdyby cała klasa wyraziła na to zgodę, czy krzyż jednak mógłby  wisieć, dyrektorka szkoły Magdalena Siekańska odpowiedziała: – Nie, ponieważ jutro może przyjść do klasy uczeń niewierzący lub innej wiary, a krzyż nie jest przedmiotem, który wiesza się i zdejmuje w zależności od sytuacji. Katechezy mają się odbywać docelowo w salce z krzyżem, jednak obecnie w szkole trwa remont i takiego pomieszczenia na razie nie ma. Czy i kiedy będzie? Trudno dziś powiedzieć. Część rodziców chciała interweniować, ale nie dano im w żaden sposób się wypowiedzieć. Także uczniowie stawali w obronie krzyża. Na razie bezskutecznie. Obecnie trwają rozmowy w tej sprawie z Wydziałem Katechetycznym krakowskiej kurii. Według Ministerstwa Edukacji Narodowej kuria może zabrać szkole katechezę, bo rozporządzenie o nauczaniu religii dotyczy tylko placówek publicznych. Szkoły prywatne na własną rękę muszą porozumieć się w tej sprawie z Kościołem – informuje „GW” – Nikt przed podjęciem decyzji z nami nie rozmawiał. Nie przemawiają do mnie argumenty, że wyznawcy innych religii mogą czuć się nieswojo w salach z krzyżem. Jestem katoliczką i wiem, że po tym, co się stało, to katolicy czują się nieswojo w tej szkole. Pod hasłem tolerancji demonstruje się nietolerancję – zaznacza mama ucznia z V klasy (nazwisko do wiadomości redakcji „GW”). Proboszcz parafii, na terenie której znajduje się szkoła, przyznaje, że zdjęcie krzyży to niebezpieczny precedens. – Ta szkoła w nazwie ma Zbawiciela. Mieści się też na terenie dzielnicy, która była przyczółkiem chrześcijaństwa. Przed tysięcznym rokiem działali tu uczniowie św. Metodego. Budynek szkoły stoi na dawnej ziemi zakonnej. Modlę się, żeby pamiętały o tym wszystkim władze szkoły – mówi ks. Stefan Misiniec. Źródło: PiotrSkarga.pl. gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
278 i 279, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
278
278
kpk, ART 180 KPK, III KK 278/04 - postanowienie z dnia 15 grudnia 2004 r
278 814208 operator wtryskarki
piesni slajdy, (258-278), M
piesni slajdy, (258-278), M
278 279
278 id 31745 Nieznany (2)
278 Ustawa o postępowaniu w sprawach dotyczących pomocy publicznej
336 337 178 179 278 inf[1] serw 12 2004
245 278
278
278
278
Dziennik Ustaw z 26 marca 2010 Nr 47 poz 278 ustawa o swiadczeniu uslug na terytorium RP, Administra
7id 278

więcej podobnych podstron