Recenzowane opracowanie należy do nielicznych jeszcze monografi i odnoszących
się do zasadniczych założeń aktualnej Konstytucji Rzeczypospolitej. Pojawienie
się jej należy powitać z uznaniem, tym bardziej że ukazała się w dziesięciolecie
uchwalenia Konstytucji. Swym tytułem nawiązuje do wydanych w 2000 r. przez
Uniwersytet Śląski materiałów Zjazdu Katedr Prawa Konstytucyjnego pt.: Podstawowe
pojęcia pierwszego rozdziału Konstytucji RP, jednak jest od tego wydania szersza
swym zakresem problemowym, a przede wszystkim przez uwzględnienie — narosłego
przez kilka lat od 2000 r. — orzecznictwa TK i literatury przedmiotu. Mimo
tytułowego zastrzeżenia, recenzowane studium wykracza poza ramy rozdziału pierwszego
Konstytucji RP i swoją analizą obejmuje również treści tzw. „preambuły” konstytucyjnej,
a do tej analizy zostały wykorzystane — w miarę potrzeby — inne normy
konstytucyjne (zwłaszcza rozdziału II).
Kilkuletni, tak jak w tym przypadku, upływ czasu od dokonań poprzedników powinien
wyzwalać, zwłaszcza u bardziej już doświadczonych reprezentantów nauki
2 Dla ścisłości należy odnotować brak nazwiska Janusza Trzcińskiego w tomie IV. W tomie V pojawiło
się współautorstwo komentarzy. Według kolejności na pierwszym miejscu należy wymienić:
Leszka Garlickiego i Pawła Sarneckiego (komentarz do art. 14), następnie Janusza Trzcińskiego i Marcina
Wiącka (komentarz do art. 193), Kazimierza Działochę i Tomasza Zalasińskiego (komentarze do
art. 198–201).
277
prawa konstytucyjnego w Polsce, pragnienie wyrażenia nowych idei i przewartościowania
dotychczasowych, a zwłaszcza dokonania nowych syntez na gruncie bieżącego
rozwoju praktyki konstytucyjnej i wciąż wzbogacanej literatury. Dopiero w ten
sposób nauka prawa konstytucyjnego będzie nadążać za rozwojem praktyki, ale też
oddziaływać na nią i współkształtować. Zapisane w rozstrzygnięciu Zgromadzenia
Narodowego z 2 kwietnia 1997 r. idee, zasady, wartości czy też normy konstytucyjne
mogą bowiem ewoluować w ich rozumieniu i jest rzeczą ważną ustalać — a dziesięcioletnie
odstępy wydają się do tego celu optymalne — co a k t u a l n i e przez
swoje sformułowania chce Konstytucja powiedzieć podmiotom, powołanym do jej
stosowania i, w niemniejszej mierze, osobom powołanym do nauczania o niej.
W tym aspekcie recenzowana książka K. Complaka bardzo dobrze spełnia swoje zadanie.
W wielu tezach prezentuje nowe rozumienie zasad konstytucyjnych oraz dokonuje
interesujących ich klasyfi kacji. Autor jest też świadom, że jego praca „wyraża
nowe spojrzenie na państwo i urządzenia konstytucyjne Rzeczypospolitej XXI
wieku” („Wprowadzenie”, s. 11).
W lapidarnym (2,5 strony) „Wprowadzeniu” autor dokonuje ogólnych ustaleń
pojęciowych i metodologicznych. K. Complak jest przede wszystkim zdecydowanym
zwolennikiem traktowania aktu konstytucyjnego jako źródła prawa i chce, jak
napisał, „pokazać czynniki przyczyniające się do jej normatywności” (s.10). Przy
tym przyznaje normatywny charakter nie tylko takim przepisom, które mogą służyć
jako budulec skonkretyzowanych norm takiej rangi, lecz również tzw. normom programowym,
zasadom konstytucyjnym oraz wartościom konstytucyjnym: na tej samej
stronie np. napisał „drugą wartością — normą konstytucyjną, na której oparto
rozdział I [...].” Określone znaczenie normatywne przypisuje im też autor bez względu
na to, gdzie miałyby się znaleźć: w artykułowanej części konstytucji czy w jej
preambule (s. 25 i n.). Warto wskazać owe czynniki; są nimi: dominująca koncepcja
konstytucji, nasycanie jej treści aspektami materialnymi, preferowane sposoby jej
wykładni, formalne nakazy jej bezpośredniego stosowania. Wszystkie zostały rozwinięte
w części I monografi i. Wymienienie ich w formalnym „Wprowadzeniu”, skąd
pochodzą powyższe cytaty lub omówienia, sprawia, że czytelnik jest świadomy celu
występowania poszczególnych rozdziałów części I (jej tytuł: „Normatywność konstytucji”).
W ten sposób część I ma charakter swoistego „wyciągnięcia przed nawias”
czy też pewnego tła dla rozważań o charakterze materialnym, zgodnie z tytułem
monografi i. Zamysł konstrukcyjny jest tu oczywiście trafny: rozważania
materialne nabierają sensu dopiero w świetle ustalenia normatywnego charakteru
przepisów, w których te materialne treści się znalazły. Choć rozważania materialne
stanowią zasadniczy segment rozprawy (obejmują jej część II z dziesięcioma rozdziałami
i część III z ośmioma rozdziałami) omówienie ich „tła” pozostawia u czytelnika
wrażenie pewnego niedosytu. Zgoda, że wszystkie kategorie konstytucyjne
mają wartość normatywną, ale wartość ta jest z pewnością zróżnicowana. Tego zróżnicowania,
w moim przekonaniu, autor nie wyjaśnia, z wyjątkiem może omówienia
wartości normatywnej „norm programowych” (s. 21–22).
Krystian Complak, Normy pierwszego rozdziału Konstytucji RP
27 8 Przegląd Sejmowy 2(85)/2008 Recenzje
Z kolei dla wyjaśnienia znaczenia normatywnego „wartości konstytucyjnych”
przedstawia czytelnikowi, w jaki sposób wartości konstytucyjne stosuje hiszpański
Trybunał Konstytucyjny. Czy chce przez to postawić tezę, że analogicznie powinien
postępować polski TK? O ile rozdział II części I pozostawia u czytelnika pewien niedosyt,
to w rozdziale następnym ów niedosyt zostaje jeszcze spotęgowany. Miał on
mieć za swój przedmiot preferowane sposoby wykładni k o n s t y t u c j i i wykazać,
jak rozumiem, że występują takie metody wykładni konstytucji, które silnie służą
odgrywaniu przez nią roli s t o s o w a n e g o źródła prawa (i to o najwyższej
mocy), oraz inne, prowadzące w rezultacie ich stosowania do wykazania, że konstytucja
to tylko jakiś manifest ideologiczny lub deklaracja programowa. Tymczasem
w omawianym rozdziale znajdziemy przegląd rodzajów wykładni ustaw, stosowanych
przez sądy konstytucyjne. Pytanie, jakie są preferowane sposoby wykładni
konstytucji, pozostaje bez odpowiedzi. A jeśli autor napisał, że „można powiedzieć,
że wykładnia ustawy w zgodzie z konstytucją jest w pewnym sensie wykładnią konstytucji
w zgodzie z ustawą” (s. 28), to chyba to akurat n i e s ł u ż y zachowaniu
przez konstytucję jej normatywnej roli.
Rozdział następny jest przekonującym przeglądem racji, przemawiających za
bezpośrednim stosowaniem konstytucji oraz problemów, jakie się z tym wiążą.
Szkoda, że K. Complak nie odnosi się do kwestii form owego bezpośredniego stosowania.
W szczególności czytelnik odnosi wrażenie, że autor utożsamia stosowanie
bezpośrednie i wyłączne konstytucji. Można naturalnie takie stanowisko przyjąć, ale
należałoby dać wprost temu wyraz, choćby z uwagi na szerokie rozróżnianie tych
dwu pojęć w doktrynie.
Ostatni rozdział, tej części rozprawy, zajmuje się rolą pierwszego rozdziału konstytucyjnego
(jak napisał autor, jest to „swego rodzaju wstęp drugiego stopnia”,
s. 41) w strukturze i funkcjach konstytucji. Jednak i tutaj pozostaje, przynajmniej
u niżej podpisanego, niejasność co do stanowiska autora w kwestii charakteru znajdujących
się tam przepisów, czy w rozdziale tym ujęte zostały „zasady”, czy też
„normy programowe”, a jeśli zasady — to w jakim znaczeniu (czytelnik pamięta
o poinformowaniu go o możliwości rozmaitego rozumienia pojęcia „zasady konstytucyjnej”
ze s. 21). Przy okazji pozwolę sobie nadmienić, że — moim zdaniem —
tracą charakter normy programowej te przepisy rozdziału I, które znajdują następnie
swój odpowiednik w zestawie konstytucyjnych wolności i praw jednostki (zasadniczo
więc w rozdziale II Konstytucji): porównaj np. art. 6 in princ. oraz art. 73 in fi ne,
art.11 i 12 oraz art. 58 i 59, art. 14 oraz art. 54 i in. Powstaje również kwestia, w jakim
stopniu pozostają wówczas, ewentualnie, konstytucyjnymi „zadaniami państwa”?
Można powiedzieć, że część pierwsza pracy istotnie spełnia rolę naszkicowania
tła formalno-konstytucyjnego dla rozważań materialnych, stanowi swego rodzaju
przypomnienie ogólnych zagadnień konstytucji, nie może natomiast być uznana jako
nawet w miarę pełne opracowanie prezentowanych tam zagadnień. Pewnym jej mankamentem
jest również to, że czytelnik często nie jest pewny, czy wywody tam zawarte
dotyczą konstytucji polskiej, czy też jakiegoś idealnego (modelowego) aktu.
279
„Materie” rozdziału I Konstytucji lub znajdujące się tam „przejawy” konstytucyjne,
według autora, można przyporządkować dwom „wartościom–normom konstytucyjnym”:
po pierwsze, dobra wspólnego wszystkich obywateli i po drugie, pomocniczości
państwa. Na tych dwu „wartościach–normach”, zdaniem autora, „oparto
[jak rozumiem — oparł ustrojodawca, P.S.] rozdział I naszej ustawy zasadniczej”1;
są to więc dwie swego rodzaju „kolumny” wspierające dwa portyki, zawierające
z kolei rozmaite materie rozdziału pierwszego Konstytucji. Pierwsza z nich określona
jest dodatkowo jako „klamra spajająca naszą ustawę zasadniczą” (s. 9), wobec
drugiej analogicznego określenia zabrakło. Następnie, w dwu odrębnych częściach
monografi i (część II i część III) autor (oczywiście jest to już jego zabieg, a nie ustrojodawcy)
dokonuje wspomnianego „przyporządkowania”. Przyporządkowaniu podlegają
„materie rozdziału I”, których autor dolicza się 16 (9 wobec pierwszej wartości–
normy, wobec drugiej — 7). Jest to oryginalne i nowatorskie spojrzenie na treści
konstytucyjne. Jedno przyporządkowanie wydaje się2 dotyczyć, w sposób najogólniejszy,
„społeczeństwa” (jego struktury i funkcjonowania) jako najszerzej zespalająca
je idea, drugie zaś, w sposób równie ogólny — „państwa” (jego budowy i kompetencji
władzy publicznej), jako równie szeroka idea leżąca u podstaw tej budowy.
Pierwsze ujęte zostało (głównie) w art. 1, drugie — w preambule konstytucyjnej.
Otwierające zarówno II, jak i III część pracy rozdziały poświęcone są analizie treści
obu „norm–wartości”. Analizę tę odczytuję, choć sam autor nie podkreśla już szczególnie
tego aspektu (w sposób generalny było o tym w części I), jako niedwuznaczne
wskazywanie na wartości normatywne jednego i drugiego pojęcia, co oczywiście
rzutuje na całość obu przyporządkowań. Mamy więc tu również oryginalne podejście
do wewnętrznej hierarchii reguł konstytucyjnych, oczywiście jedynie w ich treściowym
aspekcie, bez zróżnicowania mocy prawnej. Dotychczas bowiem wobec
zasad pierwszego rozdziału konstytucyjnego nie podejmowano, o ile mi wiadomo,
prób wprowadzania takiej hierarchizacji ani prób ich grupowania. Zabieg zastosowany
w tym względzie w recenzowanej pracy wydaje mi się nader trafny, a w każdym
razie bardzo interesujący i wart szerszego upowszechnienia.
Czy ma się on jednak ograniczyć tylko do tego? W monografi i, tak manifestacyjnie
wręcz podkreślającej potrzebę w pełni normatywnego traktowania konstytucji,
czytelnik oczekuje jednak pewnej wskazówki, czy propozycja autora może podnieść
ten przymiot aktu konstytucyjnego. Szkoda, że nie znajduje on w tej sprawie wyraźnego
stanowiska autora. Można jednak sądzić, że skoro da się z jego rozważań odczytać
tezę o normatywności dwu „kolumn” rozdziału pierwszego Konstytucji, to
ich normatywna rola wyraża się co najmniej w wytyczaniu odpowiedniej interpretacji
pozostałych norm tego rozdziału.
1 Wszystkie zacytowane słowa są ze s. 10.
2 Ale też tylko „wydaje się”, bo autor swego wyboru, do którego oczywiście ma pełne prawo —
dlaczego tylko dwie i dlaczego te dwie — nie uzasadnia.
Krystian Complak, Normy pierwszego rozdziału Konstytucji RP
28 0 Przegląd Sejmowy 2(85)/2008 Recenzje
Przyporządkowaniu uległy, jak wspomniałem, „materie” lub „przejawy” konstytucyjne.
To ciekawe zwroty. Zgodnie też z takim podejściem tytuły 16 odpowiednich
rozdziałów konstytucyjnych ujęte zostały również opisowo, np. „Podział władzy”,
„Gospodarka”, „Rodzina”, „Partie polityczne” oraz, w konsekwencji, także ich treści,
przynajmniej w znaczącym zakresie. Czytelnik otrzymuje więc charakterystykę
pewnych zjawisk społecznych, wyjaśnienie roli pewnych instytucji i mechanizmów
społecznych czy społeczno-politycznych. Complak daje do zrozumienia, że skoro
analizuje „materie konstytucyjne”, to zapewne z takiego omówienia mają wynikać
normy prawne o randze konstytucyjnej. Ta — mniej czy bardziej pogłębiona — analiza,
dokonana w konkretnych rozdziałach II i III części, niejednokrotnie daje,
owszem, możliwość dokonania takiego zabiegu, np. z rozważań na s. 72 dość łatwo
można zrekonstruować normę, iż w państwie jednolitym winien istnieć Skarb
Państwa3. Taka rekonstrukcja nie jest jednak zawsze rzeczą równie łatwą, poszczególne
„rekonstrukcje” będą dyskusyjne, mogą cechować się różnym stopniem ogólności
itd. Wszystko to wynika z bardzo ogólnego ujęcia owych „materii rozdziału I
Konstytucji” w recenzowanej pracy. Dobrze byłoby (a może jest to nawet powinność
w monografi i o takim charakterze), aby autor ułatwiał jednak czytelnikowi to zadanie
i stwierdzał, że np. w materii „Rodzina ludzka” lub „Środki społecznego przekazu”,
jego zdaniem, mamy do czynienia z takimi to a takimi normami konstytucyjnymi
(lub: p r z y n a j m n i e j z takimi). Sprawa jest bowiem doniosła. Moim
zdaniem, rozdział I Konstytucji nie został jeszcze, do końca, „przepisany” czy „przetłumaczony”
na normy, a więc zwroty słowne wyrażające określone powinności lub
możliwości. Nie do końca wiadomo, ile i jakie normy, i o jakim charakterze wynikają
z jego kolejnych artykułów.
Warto podać w niniejszej recenzji jak „opisowo” brzmią nazwy analizowanych
w monografi i „materii (przejawów) konstytucyjnych”. Na dobru wspólnym „opierają
się” więc: „Państwo prawne”, „Państwo jednolite”, „Naród”, „Podział władzy”, „Gospodarka”,
„Praworządność”, „Rodzina ludzka” (dotyczy pozycji Polski we wspólnocie
międzynarodowej), „Wojsko” oraz „Symbolika Rzeczypospolitej”. Z kolei na
pomocniczości władzy publicznej — „Rodzina”, „Samorząd terytorialny”, „Samorząd
zawodowy i gospodarczy”, „Społeczeństwo obywatelskie”, „Partie polityczne”,
„Środki społecznego przekazu” oraz „Kościół i wyznania”. Łatwo jednak zauważyć,
że w świetle powyższego przyporządkowania nie do utrzymania jest pierwsze wrażenie
po zapoznaniu się z głównymi ideami recenzowanej monografi i, że pierwsza
„wartość–norma” miałaby się odnosić do „społeczeństwa”, druga zaś do „państwa”
(por. wczesniej). Dlaczego to bowiem do „społeczeństwa” (dobra wspólnego) miałby
odnosić się trójpodział władzy, a do „państwa” (pomocniczości władzy publicznej) —
partie polityczne czy kościoły? Pierwsze wrażenie okazuje się więc zawodne. Tymczasem
w pracy nie spotkamy się jednak z wyjaśnieniami motywów, które kierowały
3 Notabene pozwolę sobie sprostować, że wbrew przypisowi 170, umieszczonemu na tej samej stronie,
podręcznik S. Sagana nie jest jedynym podręcznikiem „wyodrębniającym zasadę jednolitości naszego
państwa”; jest to powtarzane we wszystkich (już 6) wydaniach podręcznika „krakowskiego”.
281
autorem przy dokonywaniu takiego przyporządkowania. Wydaje się, że kierowała
nim po prostu intuicja, której jednak nie uzasadnia. Z kolei niżej podpisanemu wydaje
się, że jeśli już szukać dwu tylko „kolumn”, na których można oprzeć materie
konstytucyjne, to właśnie jedną z nich będzie „społeczeństwo”, a drugą „państwo”.
Wówczas jednak „przyporządkowanie” wyglądałoby jednak inaczej. Więc może jednak
tych kolumn potrzeba więcej? Sprawę tę, moim zdaniem, trzeba rozpatrywać
także w kontekście normatywności konstytucji, albowiem wydaje się oczywiste, iż
normy adresowane do najszerzej pojmowanego „społeczeństwa” powinny posiadać
inny charakter normatywny niż normy adresowane do tak samo pojmowanego „państwa”.
Powstaje też problem, czy autor uwzględnił w swoim katalogu wszystkie materie
(przejawy) z rozdziału I Konstytucji. Osobiście zabrakło mi przyporządkowania
do jednej lub drugiej grupy takich zwłaszcza spraw, jak „Państwowość Rzeczypospolitej”
(art. 5 i 19), „Jednostka i jej status” (art. 5 in medio) „Kultura narodowa”
(art. 6) czy „Praca” (art. 24). Czym kierował się autor dokonując tu takiego a nie innego
wyboru?
Abstrahując jednak od, zdaniem niżej podpisanego, niekonsekwencji konstrukcyjnych
pracy, jej czytelnik znajdzie w niej dużo interesujących konstatacji, materiału
do inspirujących przemyśleń, ciekawych uwag i głosów polemicznych, a w „Kilku
refl eksjach końcowych” — syntetyczne podsumowania. Dotyczy to zarówno wszystkich
16 „opierających się” materii, jak może zwłaszcza dwu „kolumnowych” wartości–
norm, które w formalnej strukturze pracy zostały ujęte jako rozdziały początkujące
II i III część. Trudno byłoby wszystkie myśli autora referować tu szczegółowo,
tym bardziej że w tym aspekcie panuje na ogół jednolitość sądów między nim a recenzentem.
Dodatkowym plusem, który uzyska czytelnik, będzie dostęp do bardzo
szerokiej bazy źródłowej, z której korzystał autor. Ostatnią książkę K. Complaka na
pewno więc warto przestudiować. Szkoda tylko, że czasem — jak ów sąd, biegający
za ustawodawcą wzorem, jak powiada autor, zająca (s. 204) — czytelnik musi pobiec
za autorem, aby zidentyfi kować jego myśli. Tylko czy zając za kimkolwiek biega...
radzimy czytelnikowi przybrać więc raczej postać geparda niż naszego szaraka.
Paweł Sarnecki