Kryzys Kościoła Zachodniego
Demoralizacja kleru
Współczesny historyk Kościoła omawiając dzieje zakonu benedyktyńskiego wysunął tezę, że Xiv w. rozpoczyna najciemniejszą kartę w jego historii. Tę ocenę da się bez trudu rozszerzyć nie tylko na inne zakony, ale również na duchowieństwo świeckie z Papiestwem włącznie. Historycy Kościoła usiłowali taki stan rzeczy tłumaczyć katastrofą Bonifacego Viii i przeniesieniem siedziby papieskiej do Awi Zwracając jednak uwagę na przyczyny zewnętrzne, pomijali postępujący od dłuższego czasu proces wewnętrznego rozkładu instytucji kościelnych. Kryzys gospodarczy, zarysowujący się w Europie Zachodniej w początkach Xiv w. nie ominął przecież Kościoła. Odbił się w sposób specjalnie dotkliwy na losach wielu klasztorów, wprowadzając ich konwenty na śliskie tory żebractwa. Pozwalało ono niejednemu z mnichów wyłudzać od wiernych obfitą jałmużnę, umożliwiającą korzystającym z niej pędzenie życia w dostatku. Tak więc coraz częściej można było spotkać się z paradoksalnym twierdzeniem, że "ubóstwo pozostało cechą wspólnego życia konwentu, natomiast osobisty byt mnicha znamionowało bogactwo". W tych warunkach mnożyła się liczba mnichów-wagantów, wśród których, oprócz jednostek opuszczających klasztor dla żebraniny, spotykało się również zakonników skłóconych ze swymi władzami i nie mających najmniejszego zamiaru powrotu do macierzystego konwentu. Ten stan rzeczy sprzyjał masowemu przechodzeniu członków zakonów żebrzących do klasztorów benedyktyńskich i cysterskich. Zbiegów pociągała większa zasobność domów zakonnych tych reguł. Nie mogąc jednak przyzwyczaić się do odmiennego trybu życia owych klasztorów, stawali się oni zaczynem niezadowolenia i buntu w konwentach, których zostali członkami. Nie sposób wreszcie przemilczeć sporu o wpływy z duszpasterstwa i dziesięciny, które toczyły z duchowieństwem świeckim zakony uprzywilejowane i wyjęte spod zależności od kleru diecezjalnego. Jak najbardziej brutalna walka o dochody i majątki oraz postępujące w tych warunkach ześwieczenie mnichów oburzały nie tylko zwolenników ruchu antyfeudalnego, ale również niejednego z wiernych synów Kościoła. Nie lepiej przedstawiała się sprawa z duchowieństwem świeckim. Należy przy tym stwierdzić, że wśród członków wyższej hierarchii kościelnej objawy powyższe występowały w sposób ostrzejszy. Dwór papieski w Awinionie miał pod tym względem jak najgorszą opinię. Kwitło tam przekupstwo, a największą troską kurii było regularne ściąganie od wiernych należnych opłat.
Tzw. niewola babilońska papiestwa
Obranie przez Klemensa V Awinionu na swoją siedzibę (1309) było wywołane ówczesną sytuacją polityczną Włoch, która napawała niepokojem francuskiego papieża. Siedzibę tę traktował on jednak jako tymczasową, licząc się z powrotem do Rzymu w niedalekiej przyszłości. Wszelako wzrost wpływów francuskich w kolegium kardynalskim i otoczeniu papieża przesądził o tym, że pobyt w Awinionie począł się przedłużać. Tak więc chociaż we Włoszech kolportowano powszechnie wieści o "niewoli babilońskiej" papieża, w rzeczywistości trudno było przedłużający się jego pobyt nad Rodanem przypisywać naciskowi czynnika świeckiego.
Stosunek Papieży awiniońskich do Rzymu
Ten stan rzeczy zaczynał mimo to zagrażać istnieniu Państwa Kościelnego. Nie tylko bowiem wśród mieszkańców Rzymu, ale również pomiędzy feudałami tego państewka zarysowywały się coraz ostrzej tendencje do zupełnego wyemancypowania się spod władzy papieży awiniońskich. Sytuacja stała się wreszcie na tyle groźna, że Innocenty Vi (1352-1362) skierował nad Tybr kardynała Albornoza na czele armii, mającej tam przywrócić siłą panowanie papieskie. Po długich zmaganiach militarnych i różnych zabiegach dyplomatycznych kardynał Albornoz wypełnił swoje zadanie, ale utrwalenie tego sukcesu wymagało powrotu papieża do Rzymu. Zabiegali o to również ci, którzy myśleli o reformie stosunków kościelnych. Urban V (1362-1370), który zdecydował się w 1367 r. powrócić do Rzymu, uznał po dwuletnim pobycie nad Tybrem, że nie da sobie rady z panującym tam chaosem i wobec tego postanowił powrócić do Awinionu. Dopiero w dziesięć lat później (1377) pod naciskiem kół reformatorskich ponowił tę próbę Grzegorz Xi (1370-1378), który zdołał wytrwać w Rzymie do swego zgonu.
Początek wielkiej schizmy zachodniej
Pod presją mieszkańców Rzymu, kardynałowie biorący udział w conclave wypowiedzieli się za kandydaturą włoską arcybiskupa Bari, który przyjął imię Urbana Vi. Okazało się jednak rychło, że trudne usposobienie elekta nie sprzyjało pacyfikacji stosunków kościelnych. Urban Vi zraził sobie do tego stopnia większość kardynałów, że już w parę miesięcy po elekcji zebrali się oni w celu uznania ze względów formalnych dokonanego wyboru za nieważny i obwołali papieżem Francuza - Roberta z Genewy. Przyjął on imię Klemensa Vii. Ponieważ jednak Urban Vi nie myślał o abdykacji, schizma stała się faktem dokonanym, a między obu rywalami rozpoczęła się zaciekła walka. Mimo początkowej przewagi Klemens Vii utracił w ciągu dziewięciu miesięcy wszystkie punkty oporu we Włoszech i musiał wycofać się za Alpy do Awinionu. Spór z terenu włoskiego przeniósł się więc na forum międzynarodowe nabierając charakteru rozgrywki politycznej między ścierającymi się wówczas na Zachodzie siłami. Klemensa Vii popierała Francja, Szkocja i Sabaudia, po pewnym zaś wahaniu opowiedziały się za nim także Kastylia i Aragonia. Natomiast Anglia, Portugalia, Niemcy i Węgry uznały Urbana Vi. Inne kraje nie były zdecydowane i zachowały na ogół neutralność. Obaj papieże przez swych legatów uprawiali nie przebierającą w środkach propagandę, usiłując przeciągnąć wahających się na swoją stronę. Gorący udział w toczącym się sporze wzięli również przedstawiciele uniwersytetów, rozwijając bogatą twórczość polemiczną. Wśród teologów Paryża i Tuluzy dawały się słyszeć głosy o konieczności oddania zatargu pod decyzję soboru powszechnego, który jedynie byłby władny przywrucić pokój światu chrześcijańskiemu.
Akcja soborowa
Zbyt wiele jednak istniało sprzecznych interesów związanych z osobami walczących między sobą papieży, aby takie rozwiązanie mogło w tym czasie okazać się możliwe. Kolejna śmierć obu rywali w niczym nie poprawiła sytuacji, zastąpili ich bowiem nowi elekci - w Rzymie Bonifacy Ix (1389-1404), a w Awinionie Benedykt Xiii (1394-1423). Sprawę komplikowało to jeszcze, że w miarę przedłużającej się schizmy obaj papieże tracili na popularności. Tak więc we Francji nie uznawano żadnego z nich. Ten stan sprzyjał oczywiście szerzeniu się doktryn antypapieskich, które znajdowały coraz więcej zwolenników wśród wiernych przyglądających się gorszącym sporom następców św. Piotra. W tych warunkach coraz więcej głosów domagało się uzdrowienia stosunków panujących w Kościele, do czego wstępem powinno być zakończenie schizmy. Mówiono o konieczności zwołania soboru powszechnego, mającego się zająć likwidacją panującego chansu. Inicjatywa zwołania soboru znalazła się w rękach kardynałów, którzy wybrali na miejsce obrad Pizę, a termin zgromadzenia ustalili na koniec marca 1409 r. Uczestnicy soboru, wychodząc z założenia, że przywrócenie jedności w Kościele winno zapoczątkować reformy, uznali obu papieży - rzymskiego i awiniońskiego - za niegodnych tiary i obwołali ich następcą kardynała Piotra Filadi, który przyjął imię Aleksandra V. Okazało się jednak niebawem, że krok ten nie tylko nie zakończył schizmy, ale przyczynił się do jej pogłębienia. Żaden bowiem z pozbawionych tiary papieży nie zrezygnował ze swoich uprawnień, walczyło więc teraz o władzę naczelną w Kościele nie dwóch, ale trzech papieży. Przy takim rozbiciu organizacji kościelnej trudno było oczywiście mówić o jakichkolwiek reformach. Domagał się ich natomiast w sposób coraz bardziej stanowczy cały świat chrześcijański. Papież pizański, którym po śmierci Aleksandra V został Jan Xxiii, liczył na pomoc króla niemieckiego - Zygmunta Luksemburskiego. Ten jednak żądał ponownego zwołania soboru powszechnego i to na terytorium Rzeszy. Tak więc w końcu pod presją króla doszło do zebrania się 28 października 1414 r. soboru w Konstancji.
Sobór w Konstancji
Sobór uznał zaproszonych w charakterze rzeczoznawców przedstawicieli uniwersytetów - teologów i prawników - za pełnoprawnych uczestników obrad. Nadto dla zneutralizowania wpływu Włochów wprowadził zamiast głosowania indywidualnego głosowanie grupami narodowościowymi. Uznając, że to on właśnie odgrywa naczelną rolę w Kościele, zażądał ustąpienia wszystkich trzech dotychczasowych papieży, grożąc w razie oporu uznaniem ich za heretyków. Ze stanowiskiem takim usiłował walczyć papież Jan Xxiii. Opuszczony jednak przez swoich sprzymierzeńców świeckich musiał niebawem skapitulować. Zrezygnował również papież rzymski Grzegorz Xii. Natomiast zdecydowany opór stawiał papież awinioński Benedykt Xiii, mimo że porzucili go wszyscy stronnicy przechodząc na stronę soboru. Na przebiegu obrad zaciążyły poważnie konflikty polityczne, wstrząsające ówczesną Europą. Zaważył również spór między Burgundczykami i Armaniakami we Francji. Sobór musiał zajmować się różnymi sprawami ubocznymi, nie mającymi wiele wspólnego z reformą Kościoła, m.in. sprawą prawowierności Husa. Wpłynęło to, rzecz prosta, na przedłużenie jego obrad. Wreszcie jednak uzgodniono kwestię wyboru nowego papieża, wprowadzając do conclave oprócz kardynałów przedstawicieli narodowości biorących udział w soborze. Zgodzono się również na utrzymanie w Kościele zwierzchniej roli soboru i uznano za konieczne jego zwoływanie co lat dziesięć. Dnia 8 listopada 1417 r. zebrało się conclave i po czterech dniach obrad wybrało jednomyślnie na papieża Ottona Colonnę, który przyjął imię Marcina V. Nowy papież, zgodnie z zaleceniem soboru, miał przystąpić do reformy Kościoła in capite et in membris. Skończyło się jednak tylko na usunięciu krzyczących nadużyć i zawarciu konkordatów z przedstawicielami niektórych narodowości. Spraw najważniejszych nie dotknięto. Kończył więc sobór w Konstancji swoje obrady (1418) połowicznym sukcesem. Schizma została wprawdzie zażegnana, jednak sprawa reformy kościelnej niewiele posunęła się naprzód.
Sobór w Bazylei
Przed zakończeniem obrad sobór zobowiązał papieża do zwołania następnego już w pięć lat później. Marcin V podporządkował się temu zaleceniu, ale sobór, który na jego wezwanie zgromadził się w Pawii w 1423 r., musiał z powodu zarazy przenieść swe obrady do Sieny. Tam zaś mała frekwencja i brak zgody wśród przybyłych przesądziły o rychłym rozwiązaniu zgromadzenia. Dopiero więc w osiem lat później, ustępując naleganiom płynącym z różnych stron, zwołał papież na lipiec 1431 r. sobór w Bazylei. Zebrał się on jednak z paromiesięcznym opóźnieniem już za pontyfikatu następcy Marcina V - Eugeniusza Iv (1431-1447). Przedmiotem obrad były trzy sprawy: reforma Kościoła, wykorzenienie herezji husyckiej oraz unia z Kościołem greckim. Między żądnym władzy papieżem a uczestnikami soboru zarysował się od samego początku konflikt. Eugeniusz Iv, zajmując nieprzejednane stanowisko wobec husytów, dążył do przeniesienia obrad soborowych do Włoch w nadziei skupienia tam większej liczby swoich stronników. Sobór natomiast, który sprzeciwił się porzuceniu Bazylei, nawiązał rokowania z prawym odłamem husytów, tzw. kalikstynami i doprowadził do kompromisu z nimi (1433). Niezależnie od tego zapoczątkował dzieło reformy kościelnej. W dążeniu więc do ograniczenia władzy papieskiej powiększył uprawnienia biskupów. Skasował pobierane przez Rzym opłaty w wysokości rocznego dochodu, składane przez duchownych posiadaczy benefcjów w chwili nominacji (annaty). Dążył wreszcie do ograniczenia zdzierstw uprawianych przez duchowieństwo różnych stopni. Sprawa unii z Kościołem greckim, którego przedstawiciele dali się użyć papieżowi jako narzędzie w jego akcji, mającej na celu przeniesienie obrad soborowych do innej miejscowości, stała się powodem zerwania stosunków między Eugeniuszem Iv a częścią uczestników soboru, którzy nie chcieli opuścić Bazylei. Powzięli oni uchwałę, że soborowi przysługuje najwyższa władza w Kościele, że zwołany legalnie nie może być przez nikogo zmuszony do rozejścia się lub przeniesienia obrad do innej miejscowości, że wreszcie każdy, kto by usiłował pogwałcić którąś z tych zasad, staje się ipso facto heretykiem. Na tej podstawie sobór bazylejski uznał Eugeniusza Iv za pozbawionego tiary i obwołał antypapieżem hrabiego Sabaudii pod imieniem Feliksa V. Wywołany w ten sposób rozłam trwał blisko sześć lat i dopiero przejście świeckich stronników soboru bazylejskiego na stronę Eugeniusza Iv położyło mu kres (1445).
Unia florencka
Tymczasem sobór, zwołany przez Eugeniusza Iv w 1438 r. do Ferrary z głównym zadaniem doprowadzenia do unii z Kościołem greckim - przeniósł swoje obrady w 1439 r. do Florencji. Tam też 6 lipca 1439 r. ustalono wspólne wyznanie wiary i zakończono w ten sposób, przynajmniej formalnie, blisko czterowiekowy rozłam w Kościele. W praktyce unia florencka napotkała jednak trudności ze strony różnych kościołów narodowych, tak, że dopiero w 1445 r. sobór, przeniesiony z kolei do Rzymu, mógł zakończyć obrady. Wszystkie omówione wyżej sukcesy podniosły polityczny prestiż Papiestwa, nie zdołały jednak położyć kresu jego wewnętrznemu rozkładowi. Dwór rzymski cechowały w dalszym ciągu przepych i rozpusta, a przekupstwo było warunkiem załatwienia w kurii każdej sprawy.