Teatrzyk cieni o św. Mikołaju
Życie św. Mikołaja, czyli o człowieku, który wierzył, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.
Światło zgaszone
Mikołaj był synem Euzebiusza. Gdy był małym chłopcem był brzydki i nieśmiały. Ale nieśmiałość jego była tak wielka, że pętała każde jego słowo i czyn niby sieć. Lękał się ludzi. Chętnie by zamieszkał gdzieś daleko od nich na pustyni. Los zaś przeciwnie, uczynił go spadkobiercą wielkiego majątku.
Światło włączone
Chodził na miejski areopag, gdzie mędrcy dyskutowali i przysłuchiwał im się. Nieśmiałość jednak wiązała mu usta, tak, że nie mógł wydobyć z siebie słowa, który by zasięgnął porady.
Światło zgaszone
Bardzo chętnie porzuciłby swe bogactwa, gdyby nie nachalna myśl o chciwym krewniaku, który by przyszedł do pustego domu i zaczął prześladować licznych niewolników,
Światło włączone
Darował im wolność, lecz oni padli do nóg jego i prosili, by ich nie wypędzał z domu, bo chcą z nim pozostać dalej.
Światło zgaszone
Gdy patrzył przez okno domu serce mu się ściskało, gdyż widział biedę trzech dzieci mieszkających obok w biednej chałupinie nędznego kamieniarza. Ale jak im pomóc? Obawiał się, że ludzie zaczną pokazywać na niego palcami i nazywać go dobroczyńcą.
Światło włączone przyciemnione
Stukot sandałów obudził w nocy Praksydę, córkę Symforiona - kamieniarza. Ciemna postać w naciągniętym kapturze mignęła w oczach dziewczynki. Instynktem głodomora od razu wyczuła jadło w pobliżu. Sięgnęła ręką i znalazła. W paczce było mięsiwo pieczone w szafranie, węgorze w oliwie i placki miodowe. Dzieci obudziły ojca, człowieka ostrożnego, który spróbowawszy jedzenia spytał skąd się ono wzięło, ale dziewczynka nie umiała odpowiedzieć. Gdy ojciec zapalił kaganek zobaczył jeszcze lnianą szatkę, w sam raz na Praksydę, ciepłe opończe dla chłopców i woreczek dzwoniący, a w nim... aha! Już nie będą nigdy głodni. Ukląkł i dziękował Stwórcy Świata i innym bogom, bo nie wiedział, komu zawdzięcza dar, Kamieniarz nic nikomu nie powiedział. Bał się, że zabiorą mu pieniądze i będzie jak dawniej nędzarzem.
Światło zgaszone
Następnej nocy dzieci jeszcze uboższego Nazariusza taki sam skarb przy swoim posłaniu odkryły. W końcu tak wiele ludzi biednych było obdarowanych, że już nie mogła się ta wieść utrzymać w tajemnicy. Ludzie mówili, że dobroczynny demon nawiedza miasto. Bogaci z kolei, myśleli sobie, jakie to im duch dary szykuje, skoro biedotę, niewartą spojrzenia, tak hojnie obdziela. Ale pomiędzy bogatymi się nie zjawił. Dlatego byli gotowi obwołać go duchem piekieł. Tymczasem nie minęła noc, by któreś biedne dziecko w mieście nie było obdarowane. Tajemniczy przybysz zjawiał się tam, gdzie się go nie spodziewano, rzucał do wnętrza domu dary i znikał bez śladu. Mikołaj stawszy się człowiekiem dorosłym prowadził, w oczach innych ludzi, życie gorszące i haniebne. Rodzice jego dawno umarli, zostawiając mu wielki majątek. Niewolnicy opowiadali, że wieczorami wymykał się z domu, nikt nie wie gdzie i wracał dopiero o świcie.
Światło włączone przyciemnione
Niewolnik Jonas śledząc go zobaczył jak z kapturem nasuniętym na głowę wałęsał się po najgorszej dzielnicy miasta.
Światło zgaszone
Starszy niewolnik, Theobaldus, pamiętający jeszcze czasy ojca Mikołaja zajrzał kiedyś ukradkiem do skarbca domowego i zauważył znaczny ubytek.
Światło włączone
Znajomi Mikołaja poszli na skargę do biskupa Epiphanesa, by upomniał Mikołaja za prowadzenie grzesznego życia. Biskup zapytał, czy go kto na grzechu zdybał. Ale oni nie potrafili dać żadnego dowodu, dlatego biskup ich odprawił. Nie dawał bowiem wiary w pogłoski o grzesznym żywocie Mikołaja.
Światło zgaszone
Dawni przyjaciele ojca Mikołaja sami na własną rękę postanowili się rozprawić z grzesznym postępowaniem Mikołaja.
Światło włączone przyciemnione
Gdy wyszedł ukradkiem z domu śledzili go i gdy dalej odszedł zaczęli go ścigać pomiędzy domami nędznej dzielnicy. Krzycząc i grożąc biegli za nim, ale zbiegł im do kościoła.
Światło zgaszone
W nocy zaś biskup Epiphanes, który od dawna był już zniedołężniały i nie mogąc znaleźć godnego zastępcy modlił się przed Bogiem, by objawił mu kogo na swego następcę ma mianować. Gdy się tak modlił wpadł do świątyni człowiek ubrany w kaptur na głowę, a biskup usłyszał głos w sercu: tego naznacz, naznacz go.
Światło włączone przyciemnione
Gdy przybysz wpadł do świątyni padł prosto pod nogi biskupa. W tym czasie wtargnął do świątyni groźny tłum ścigający zbiega, światło włączone.
Światło włączone
Blask pochodni rozświetlił świątynię jasnym światłem. W tym świetle ujrzano starca biskupa, jak zdejmuje infułę z głowy i wciska ją na głowę przybysza. Z sękatego palca zdejmuje pierścień i szuka jego dłoni, aby mu założyć ametyst. Tłum bynajmniej nie zamierzał ustąpić. Omyłka starca była aż nazbyt oczywista i gorsząca. Ruszono naprzód stanowczo. A w tej chwili prawie nieprzytomny ze wstydu i przerażenia Mikołaj upuścił zawiniątko, kurczowo na piersi trzymane. Upadło z szelestem na ziemię. Okrągłe placuszki z miodem, radość dzieci potoczyły się po stopniach pod nogi tłumu. Podarunek tajemnego przybysza! Krzyknął kamieniarz Symforion.